Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 036 389
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań640 184

Shepard Sara - 6 Słodka zemsta

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Shepard Sara - 6 Słodka zemsta.pdf

Beatrycze99 EBooki S
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 65 osób, 45 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 271 stron)

„Grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne tam, gdzie chcą”. Helen Gurley Brown PROLOG Posiadanie garderoby to marzenie każdej dziewczyny. Drewnianą podłogę pokrywał puszysty różowy dywan, idealny dla bosych stóp z samego rana. Wzdłuż ścian stały półki i regały pełne markowych torebek i biżuterii oraz dziesiątek par butów. Luksusowe ubrania w kolorach tęczy wisiały w schludnych rzędach: bluzki i spódnice z jedwabiu, kaszmiru, bawełny. Większość dziewczyn byłaby w niebie. Dla mnie stanowiło to jedynie przypomnienie, że w niebie z całą pewnością nie jestem. Niedaleko w wąskim przejściu moja siostra bliźniaczka Emma Paxton dotykała kosztownych tkanin moich ubrań, a serce ściskało się jej z bólu. Ma takie same jak ja kasztanowe włosy i długie nogi, identyczne morskie oczy w oprawie ciemnych rzęs. W końcu jest moją bliźniaczką. Ale mimo że stałam tuż koło niej, tylko jej odbicie widniało w potrójnym lustrze na końcu garderoby. Od kiedy umarłam, stałam się niewidzialna. Ale z jakiegoś powodu pozostałam wśród żywych, przywiązana niezrozumiałą dla mnie siłą do zaginionej siostry, której nie dane mi było poznać. Siostry zmuszonej przez mojego zabójcę do zajęcia mojego miejsca. Gdy umarłam, Emma wmówiła moim przyjaciołom i rodzinie, że jest mną, Sutton Mercer. Zaciekle starała się odkryć, co zaszło w noc mojej śmierci i udało jej się skreślić rodzinę i najlepsze przyjaciółki z listy podejrzanych. Tropów jednak szybko

ubywało, a wskazówki się wyczerpywały. Zabójca zaś, skryty w cieniu, nie spuszczał jej z oczu, pilnując, by nie wypadła z roli. Teraz Emma stała w skarpetkach i bieliźnie i wpatrywała się z otępiałą miną w moje ubrania. Absurdalne, że po wszystkim, co się wydarzyło – stratach, jakie ją dotknęły, lęku, w jakim żyła – prosta czynność mogła być tak przytłaczająca. A może to właśnie z powodu strat, z powodu lęku najprostsze decyzje skomplikowały się w jej wzburzonym umyśle. Dotychczas Emma nigdy nie miała takiej garderoby. Umieszczana w rodzinach zastępczych w Las Vegas po tym, jak nasza matka Becky ją porzuciła, tułała się od domu do domu z workiem marynarskim pełnym T-shirtów z second-handów. Ja miałam tak wiele ubrań, tak dużo sukienek: krótkich i obcisłych albo długich i powiewnych, w jaskrawe dzikie wzory albo gładkich i jednobarwnych, z cekinami, marszczeniami i koronkami. Oczywiście ponad pół tuzina do wyboru w samej czerni. Nagle Emma zadrżała. Osunęła się na dywan, objęła ramionami kolana, a po jej policzkach popłynęły łzy. – Co ci się stało, Nisho? – wyszeptała. – Co próbowałaś mi powiedzieć? Minęły niemal dwa tygodnie, od kiedy Nishę Banerjee, moją dawną rywalkę, znaleziono twarzą w dół w jej basenie. Wiadomość o tym wstrząsnęła szkołą. Nisha angażowała się w dziesiątki działań i choć nie była królową jak ja, wszyscy ją znali. Fala plotek uderzyła prawie natychmiast. Nisha była wysportowana i świetnie pływała – pół szkoły choć raz brało udział w jej basenowych imprezach. Jak mogła utonąć? Czy to był dziwaczny wypadek? Czy coś mroczniejszego? Przedawkowanie leków? Samobójstwo? Ale Emma i ja nie dałyśmy się zwieść. W dniu śmierci Nisha rozpaczliwie usiłowała skontaktować się z Emmą, wielokrotnie do niej dzwoniła. Emma z początku nie oddzwaniała, bo była zajęta moim potajemnym chłopakiem Thayerem Vegą, który twierdził, że coś z nią jest nie tak i ma zamiar dowiedzieć się co. Kiedy w końcu moja siostra oddzwoniła, Nisha była już martwa. Emma

miała przeczucie, że to nie zbieg okoliczności. Jeśli miała rację, jeśli Nisha natknęła się na jakąś informację na temat mojej śmierci, to była najnowszą ofiarą w zabójczej grze mojego mordercy. Ktokolwiek mnie zabił, wciąż pozostawał na wolności – i nie wahał się przed kolejnym zabójstwem, by jego lub jej sekret nie ujrzał światła dziennego. W końcu Emma podniosła się, ocierając łzy ze zniecierpliwieniem. Żałoba po Nishy to luksus, na który nie mogła sobie pozwolić. Musiała się dowiedzieć, co zaszło w noc mojej śmierci, zanim następna z bliskich jej osób zapłaci życiem – i zanim morderca pozbędzie się także jej.

1 W SIECI KŁAMSTW – Niespełna dwa tygodnie temu miejscową dziewczynę znaleziono martwą w jej własnym basenie – recytowała monotonnie w późnolistopadową sobotę prezenterka, a zdjęcie Nishy wypełniło ekran. Emma stała przed biurkiem Sutton, oglądając online lokalne wiadomości o Nishy i jednocześnie ubierając się na jej pogrzeb. Nie była pewna, czemu je ogląda – znała już szczegóły. Może, jeśli wysłucha ich wystarczająco wiele razy, w końcu uwierzy, że to prawda – Nisha rzeczywiście nie żyła. Prezenterka, szczupła Latynoska w fioletoworóżowej marynarce, stała przed nowoczesnym, doskonale Emmie znanym budynkiem w stylu ranczerskim. To w domu Nishy po raz pierwszy Emma wystąpiła w roli Sutton, w wieczór, gdy Madeline Vega i Twitterowe Bliźniaczki Lilianna i Gabriella Fiorello „porwały” ją z parkowej ławki, gdzie czekała na pierwsze spotkanie ze swoją siostrą. Pamiętała, jak bardzo poirytowana zdawała się Nisha, kiedy pojawiła się na imprezie – Nisha i Sutton od dawna ze sobą rywalizowały. Ale w ciągu ostatnich miesięcy Emma zaczęła zawiązywać cienką nić przyjaźni ze współkapitanką drużyny tenisowej. – Dziewczynę znalazł ojciec tuż po ósmej wieczorem w zeszły poniedziałek. Według oficjalnego oświadczenia policja Tucson ustaliła, że nie znaleziono dowodów przestępstwa i tę śmierć traktuje się jako wypadek. Wciąż pozostaje jednak wiele pytań. W następnym ujęciu kamera pokazała Clarę, dziewczynę znaną Emmie ze szkolnej drużyny tenisowej. Jej oczy były szeroko

otwarte i wyrażały szok, a twarz pobladła. KOLEŻANKA NISHY pojawiło się na dole ekranu. – Wiele osób mówi, że to mogło być… mogło być celowe. Bo Nisha była taka ambitna. Ile człowiek może wytrzymać, zanim… pęknie? – Do oczu Clary napłynęły łzy. Ujęcie ponownie się zmieniło i na miejscu Clary pojawił się nastoletni chłopak. Emma nie mogła uwierzyć własnym oczom. To był jej chłopak, Ethan Landry. SĄSIAD NISHY głosił napis poniżej jego twarzy. Miał na sobie czarną koszulę i czarny krawat, było widać, że idzie na pogrzeb. Na jego widok pod Emmą ugięły się kolana. – Nie znałem jej zbyt dobrze – powiedział. Jego ciemnoniebieskie oczy spoglądały z powagą. – Zawsze sprawiała na mnie wrażenie pozbieranej. Ale jak widać, nigdy nie wiadomo, kto co ukrywa. Kamera znów pokazywała prezenterkę. – Pogrzeb odbędzie się dziś po południu w All Faiths Memorial Park. Rodzina poprosiła, by zamiast kwiatów składać darowizny dla Szpitala Uniwersytetu Arizona. Żegna się z państwem Tricia Melendez. Emma zatrzasnęła laptop i wróciła do garderoby. Trajkoczącą prezenterkę zastąpiła głęboka, grobowa cisza. Emma nigdy nie była na pogrzebie. W odróżnieniu od większości dzieciaków w jej wieku, które straciły dziadków czy przyjaciół rodziny, nie miała nikogo, kogo mogłaby stracić. Wzięła głęboki oddech i zaczęła przeglądać czarne sukienki Sutton, usiłując zdecydować, która będzie stosowna. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek miałam powód, by nosić żałobną czerń. Moja pośmiertna pamięć była przygnębiająco wybiórcza. Pamiętałam mgliście ogólne związki – z domem, z rodzicami – ale bardzo niewiele konkretnych wydarzeń. Od czasu do czasu jakieś wspomnienie wracało do mnie w przebłysku nagłych szczegółów, ale nie udało mi się odkryć, jak je przewidzieć, nie mówiąc już o przywołaniu. Usiłowałam przypomnieć sobie pogrzeb mojego dziadka, kiedy miałyśmy z

Laurel sześć czy siedem lat. Czy trzymałyśmy się za ręce, kiedy podchodziłyśmy do trumny? Emma zdecydowała się w końcu na swetrową sukienkę z kaszmiru, zdjęła ją delikatnie z wieszaka i wciągnęła przez głowę. Była nieco obcisła, ale prosta w kroju. Kiedy wygładzała dzianinę na biodrach, brzmiały jej w uszach słowa Clary: „To mogło być… celowe”. W czwartek obchodzili Święto Dziękczynienia i choć było ponuro, Emma czuła się przynajmniej wdzięczna za kilka dni z dala od szkoły i dzikich spekulacji na temat Nishy. Nie znosiła plotek. Poprzedni weekend spędziła z Nishą i dziewczyna w najmniejszym stopniu nie sprawiała wrażenia przygnębionej. Wszelkie nieporozumienia między nią a Sutton w końcu chyba zniknęły, z niewielką pomocą życzliwości Emmy. Nisha pomogła nawet Emmie włamać się do szpitalnych akt oddziału psychiatrycznego, by odkryć prawdę o przeszłości Becky. Przez dwa koszmarne tygodnie Emma wierzyła, że to Becky zamordowała Sutton – chciała sprawdzić akta matki, by dowiedzieć się, czy kiedykolwiek przejawiała skłonności do agresji. Emma wzięła do ręki telefon Sutton i przewinęła wiadomości. Rankiem w dniu swojej śmierci Nisha dzwoniła do Emmy kilkanaście razy, w końcu wysłała jej krótką wiadomość: ZADZWOŃ JAK NAJSZYBCIEJ. MUSZĘ CI COŚ POWIEDZIEĆ. Nie nagrała się na pocztę głosową i niczego więcej nie wyjaśniła. Parę godzin później utonęła. „To może być zbieg okoliczności – pomyślała Emma, wsuwając telefon razem z portfelem do czarno-białej kopertówki. – Nie wiadomo na pewno, że ktoś zabił Nishę albo że jej śmierć ma coś wspólnego ze mną”. Jednak w chwili, kiedy przyszło jej to do głowy, ponura pewność przysłoniła wątpliwości i ból wypełniające jej serce. Nie mogła sobie więcej pozwolić na wiarę w zbiegi okoliczności. W końcu jak wiele nieprawdopodobnych zdarzeń ją tu przywiodło? Travis, naćpany brat z rodziny zastępczej, przez przypadek

natknął się na nagranie udawanego morderstwa Sutton, którą wziął za Emmę. Niby przypadkiem przyjechała do Tucson dzień po śmierci siostry, spędziwszy osiemnaście lat w zupełnej niewiedzy, że w ogóle ma rodzeństwo. A teraz Nisha umarła chwilę po tym, jak natychmiast musiała porozmawiać z Emmą? Nie, to wszystko nie mogło być przypadkowe. Emma czuła się jak pionek w niewidzialnej dłoni, przestawiany bezwolnie na szachownicy w grze, z której mało co rozumiała. I nie mogła wyzbyć się uczucia, że Nisha padła ofiarą tej samej gry. Patrzyłam, jak siostra szarpie się z kilkoma wsuwkami, usiłując ułożyć włosy we francuski kok. Emma była beznadziejna w upinaniu włosów do góry – właściwie szczytem jej możliwości był kucyk. Żałowałam, że nie mogę stanąć za jej plecami i pomóc. Że nie możemy wspólnie się szykować i że nie mogę trzymać jej za rękę podczas pogrzebu. Bardzo chciałam powiedzieć siostrze, że jestem przy niej, kiedy czuje się tak strasznie samotna. Rozległo się łagodne pukanie do drzwi. Emma wypluła wsuwkę i podniosła wzrok. – Proszę. Drzwi otwarł pan Mercer ubrany w skrojony na miarę czarny garnitur i niebiesko-bordowy krawat. Siwe pasma włosów były wyraźniejsze niż zazwyczaj. Ostatnio wiele musiał utrzymywać w tajemnicy. Emma dopiero co dowiedziała się od niego, że Becky była córką Mercerów – co oznaczało, że Emma jest ich biologiczną wnuczką. Wiedząc to, zaczęła dostrzegać podobieństwa. Miała prosty nos i wyraziste usta pana Mercera. Pan Mercer nie zdradził jednak informacji o ponownym pojawieniu się Becky ani swojej żonie, ani siostrze Sutton Laurel. – Cześć, mała! – Posłał jej nieśmiały uśmiech. – Jak się trzymasz? Emma otwarła usta, by powiedzieć „dobrze”, ale po chwili zamknęła je i wzruszyła ramionami. Nie wiedziała, co odpowiedzieć na to pytanie, jednak z pewnością nie czuła się dobrze.

Pan Mercer skinął głową, po czym ciężko westchnął. – Tyle przeszłaś. Mówił nie tylko o Nishy. Jakby śmierć przyjaciółki nie była wystarczająca, Emma spotkała niedawno po raz pierwszy od trzynastu lat swoją matkę. Udało jej się udowodnić, że Becky nie jest winna śmierci Sutton, ale obraz rodzicielki przywiązanej do szpitalnego łóżka, toczącej pianę z ust, wciąż prześladował ją w snach. Przez tyle lat rozmyślała, co się z nią stało, ale nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo chora była Becky. Jak bardzo niezrównoważona. Wzięła niewielką czarno-białą kopertówkę pełną chusteczek. – Jestem gotowa. Dziadek skinął głową. – Zejdź najpierw do salonu, dobrze? Chyba pora na rodzinne zebranie. – Rodzinne zebranie? Pan Mercer przytaknął. – Laurel i mama już czekają. Emma przygryzła wargi. Nigdy dotąd nie brała udziału w czymś takim jak rodzinne zebranie, więc nie wiedziała, czego się spodziewać. Podniosła się chwiejnie na czarnych koturnach Sutton i poszła za panem Mercerem w dół schodami i przez jasny hol. Jaskrawe wczesnopopołudniowe światło wlewało się przez wysoko umieszczone okno. Salon Mercerów urządzono w luksusowym, południowo- zachodnim kolorycie – mnóstwo brudnej czerwieni i jasnych brązów z dobranymi wzorami Nawaho. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające pustynne kwiaty, a pod jednym z okien lśnił fortepian Steinway. Pani Mercer i Laurel już tam siedziały, tuż obok siebie, na szerokiej skórzanej kanapie. Teraz, kiedy Emma wiedziała, że to możliwe, dostrzegała swoje podobieństwo do babci, podobnie jak do pana Mercera. Miały takie same morskie oczy, taką samą szczupłą sylwetkę. Pani Mercer sprawiała wrażenie zdenerwowanej. Szminka wytarła jej się w miejscach, gdzie przygryzała wargę. Obok niej siedziała

Laurel z nogą założoną na nogę i kiwała ze zniecierpliwieniem stopą. Miodowe włosy upięła dokładnie w taki kok, w jaki Emma próbowała się uczesać. Na dzisiejszą okazję wybrała czarną ołówkową spódnicę i koszulową bluzkę, miała też na ręce malutką złotą bransoletkę z breloczkiem w kształcie rakiety tenisowej. Pod jasnymi piegami na nosie jej skóra była blada. Emma usiadła ostrożnie na szwedzkim fotelu typu uszak naprzeciw Laurel i babci. W holu rozległo się pojedyncze donośne uderzenie zegara. – Pogrzeb zaczyna się za godzinę – odezwała się Laurel. – Nie powinniśmy się zbierać? – Owszem, za moment – odparł pan Mercer. – Wasza matka i ja chcemy z wami najpierw porozmawiać. – Odchrząknął. – Śmierć Nishy przypomina nam, co w życiu tak naprawdę się liczy. Wy, dziewczynki, jesteście dla nas najważniejsze. – Głos mu się załamał, przerwał więc na chwilę, by odzyskać panowanie nad sobą. Laurel podniosła wzrok na pana Mercera i zmarszczyła brwi. – Wiemy, tato. Nie musisz nam tego mówić. Potrząsnął głową. – Ja i mama nie zawsze byliśmy z wami szczerzy, Laurel, i skrzywdziliśmy tym naszą rodzinę. Chcemy powiedzieć wam prawdę. Tajemnice tylko nas od siebie oddalają. Emma nagle zdała sobie sprawę, o czym on mówi. Ani pani Mercer, ani Laurel nie miały pojęcia, że razem z panem Mercerem utrzymywali kontakt z Becky. Laurel nie wiedziała nawet o istnieniu Becky. Wiedziała tylko, że Sutton została adoptowana od anonimowej, nieznanej im kobiety. Pani Mercer wyrzuciła matkę Emmy z domu lata temu. Emma zerknęła spłoszona na pana Mercera. Kurczowo chwycił oparcie krzesła, jakby zbierał się w sobie. Pani Mercer zdawała się zauważać niepokój Emmy i uśmiechnęła się do niej słabo. – W porządku, kochanie. Rozmawialiśmy z ojcem. Wiem o wszystkim. Nie będziesz miała kłopotów.

Laurel rzuciła matce ostre spojrzenie. – O czym wy mówicie? – Jej wzrok przeniósł się na pana Mercera. – Czy tylko ja nie wiem, co się tu dzieje? W pokoju zapadła niezręczna cisza. Pani Mercer spuściła wzrok na kolana, a pan Mercer poprawił z zażenowaniem krawat. Emma głośno przełknęła ślinę, spoglądając Laurel prosto w oczy. – Poznałam w końcu swoją biologiczną matkę. Laurel opadła szczęka, a szyja ze zdumienia wyciągnęła się do przodu. – Co? Fantastycznie! – Ale to nie wszystko – wtrącił pan Mercer. Kąciki jego ust opadły ze smutkiem. – Laurel, kochanie, prawda jest taka, że Sutton to nasza biologiczna wnuczka. Laurel na moment zamarła. Potem powoli pokręciła głową, patrząc na ojca. – Nie rozumiem. To niemożliwe. Jak może być waszą…? – Jej mama, Becky, jest naszą córką – ciągnął pan Mercer. – Urodziła się, kiedy byliśmy bardzo młodzi. Opuściła dom, zanim przyszłaś na świat, Laurel. – Ale… jak mogliście zataić przede mną coś takiego? – Ze złości na policzkach Laurel wykwitły różowe plamy. – To jest chore. – Tak mi przykro, kochanie, że nie powiedzieliśmy ci o tym wcześniej. – W głosie pana Mercera pobrzmiewały żałosne nuty. – Wydawało nam się, że podejmujemy właściwą decyzję. Chcieliśmy chronić was, dziewczynki, przed naszymi błędami. – Ona jest moją siostrą! – przerwała mu ostro Laurel. Przez chwilę Emma myślała, że Laurel mówi o Sutton, ale potem zdała sobie sprawę, że ma na myśli Becky. – Ukrywaliście przede mną moją siostrę! Palce Emmy zacisnęły się na sukience, a knykcie pobielały. Po wszystkim, co przeszła, zdumiało ją, że wciąż obawia się temperamentu Laurel. Nie mogła jednak winić jej za taką reakcję. Emma przez tak długi czas myślała o Becky jako o swojej

zaginionej matce, że niemal zapomniała, iż Becky i Laurel są siostrami. Laurel miała rację – to nie było w porządku, że nigdy nie miała szansy jej poznać. – Gdzie mieszka? Jaka jest? – domagała się wyjaśnień Laurel. Emma otwarła usta, żeby odpowiedzieć, ale uprzedziła ją pani Mercer. – Chora. To jedno łagodne słowo zdawało się wypełniać pokój. Wszyscy spojrzeli na panią Mercer, która z ręką na ustach cicho płakała. Widok cierpienia matki wyciszył złość Laurel. Przygryzła wargę, a wzrok jej złagodniał. Pani Mercer mówiła dalej, przyciskając dłoń do serca. Głos miała cichy i drżący, niewiele głośniejszy od szeptu. – Becky bardzo zraniła waszego ojca i mnie, Laurel. Trudno się nią opiekować. Uznaliśmy, że będzie dla nas wszystkich lepiej, jeśli zerwiemy z nią kontakt. Narobiła w tej rodzinie przez lata mnóstwo szkód. – Wina nie leży wyłącznie po stronie Becky – wtrącił pan Mercer, pochylając się. – Jest chora psychicznie, Laurel, a wasza mama i ja tak naprawdę nie wiedzieliśmy, jak sobie z tym radzić, kiedy dorastała. Laurel znów spojrzała na Emmę. Wydawała się bardziej zraniona niż zła. – Od jak dawna ty o tym wiedziałaś? Emma odetchnęła głęboko. Wzięła frędzlastą poduszkę z krzesła obok i przytuliła ją do piersi niczym pluszaka, zastanawiając się, jak brzmiałaby odpowiedź Sutton na to pytanie. – Spotkałam ją tamtej nocy w kanionie Sabino. Podczas piżamowej imprezy u Nishy. Emma robiła, co mogła, by poskładać wydarzenia tej nocy, której umarłam. Ja też odzyskałam fragmenty wspomnień. Widziałam się tego wieczoru z Laurel: zadzwoniłam do niej, żeby przyjechała po Thayera Vegę, mojego sekretnego chłopaka i obiekt jej odwiecznych westchnień, i zabrała go do szpitala po tym, jak

ktoś – zapewne mój morderca – usiłował potrącić go moim samochodem. Dostrzegłam po minie Laurel, że też sobie przypomina. Oczy zrobiły jej się wielkie, w miarę jak kojarzyła ze sobą fakty. – Przepraszam, że ukrywałam to przed tobą. – Emma skrzywiła się na myśl o wszystkich pozostałych wielkich tajemnicach, które skrywała przed Mercerami. – To było naprawdę bolesne i nie czułam się jeszcze gotowa o tym rozmawiać. Laurel powoli pokiwała głową. Bawiła się breloczkiem na bransoletce, a przez twarz przemykały jej sprzeczne emocje. Emma wiedziała, co czuje Laurel – odkrycia, jakie poczyniła na temat Becky i Mercerów, również dla niej wciąż były świeże. W pokoju panowała taka cisza, że docierał do nich oddech Drake’a, ich doga niemieckiego, który chrapał na olbrzymim posłaniu obok kominka. Pan Mercer spoglądał przez szybę na parkę strzyży kaktusowych pracowicie budujących gniazdo w rosnącej za oknem pustynnej wierzbie. Po długiej chwili Laurel roześmiała się cicho. – Co? – spytała Emma, unosząc głowę. – Właśnie coś do mnie dotarło – odparła z krzywym półuśmieszkiem. – To oznacza, że jesteś moją siostrzenicą, prawda? Emma też się łagodnie zaśmiała. – Na to wygląda. – Technicznie rzecz biorąc, tak – dodał pan Mercer. Rozpinał i zapinał marynarkę od garnituru, z widoczną ulgą przyjmując ich śmiech. – Ale ponieważ oficjalnie adoptowaliśmy Sutton, z prawnego punktu widzenia jest twoją siostrą. Laurel znów przeniosła wzrok na Emmę i choć uśmiech był nieco wymuszony, z jej oczu biło ciepło. – To wszystko jest kompletnie zwariowane… ale całkiem fajnie, że jesteśmy spokrewnione. Biologicznie, znaczy się. Wiesz, że zawsze byłaś moją siostrą. Ale cieszę się, że łączą nas też więzy krwi. Moją głowę wypełniły krótkie przebłyski wspomnień z

czasów naszego dzieciństwa. Laurel miała rację. Byłyśmy siostrami. Kłóciłyśmy się jak siostry, ale też opiekowałyśmy się sobą nawzajem jak na siostry przystało. Pan Mercer odchrząknął, pocierając ręką brodę. – Jest coś jeszcze – powiedział. Emma utkwiła w niego oczy. Jeszcze? – Zanim Becky odeszła, powiedziała mi dziwną rzecz. Trudno wyczuć, w co wierzyć, a w co nie. Becky nie zawsze jest… wiarygodna. Ale z jakiegoś powodu intuicja podpowiada mi, że tym razem mogła mówić prawdę. Twierdzi, że ma jeszcze jedną córkę. Że Sutton miała siostrę bliźniaczkę. Emmie serce boleśnie zamarło w piersi. Na długą chwilę jej wzrok stracił ostrość, przeobrażając salon Mercerów w rozmazany krajobraz à la Dalí. Nadal nie znali całej prawdy. W szpitalnych papierach, jak Emma przeczytała dwa tygodnie wcześniej, napisano, że Becky miała jeszcze jedną córkę, dwunastolatkę, która według słów pacjentki mieszkała z ojcem w Kalifornii. – Bliźniaczkę? – pisnęła Laurel. – Nie wiem, czy to prawda. – Pan Mercer spojrzał w dół na Emmę z nieodgadnioną miną. – Nie wyglądało na to, żeby Becky wiedziała, gdzie jest teraz twoja siostra, twoja bliźniaczka, Sutton. Ale ma na imię Emma. – Emma? – Laurel spojrzała na Emmę z niedowierzaniem. – Czy nie tak przedstawiłaś się przy śniadaniu pierwszego dnia szkoły? Emma skubała nitkę zadartą na sukience Sutton, grając na zwłokę. Pan Mercer odezwał się ponownie, oszczędzając jej konieczności odpowiedzi. – Becky powiedziała ci o niej, prawda? – spytał łagodnie. – Tej nocy w Sabino? Skołowana Emma zdołała przytaknąć, wdzięczna, że pan Mercer dostarczył wyjaśnienia. To było bardzo prawdopodobne. Kiedy rozmawiała z Becky w zeszłym tygodniu, ta mówiła o Emmie tak, jakby już kiedyś mówiła o niej Sutton. Tak czy inaczej, Emma wiedziała, że musi postępować bardzo ostrożnie.

– Zdradziła mi tylko jej imię – przyznała cicho. – Powinnam wam powiedzieć. Ale byłam taka wściekła. Próbowałam wybadać, czy też o niej wiedzieliście, jak zareagujecie na jej imię. Pomyślałam, że jeśli wywołam kłótnię, będziecie musieli mi powiedzieć. Po raz kolejny pokój zatonął w pełnym napięcia milczeniu. Emma kątem oka widziała, jak Drake podnosi łeb i się rozgląda, machając nieśmiało ogonem. Słychać było sekundnik w zegarku od Cartiera pana Mercera. Czas zdawał się wlec jak ślimak w porównaniu do tłukącego się serca Emmy. W końcu ciszę przerwała pani Mercer. – Przepraszam, że cię okłamaliśmy, Sutton. Że obie was okłamaliśmy. Macie pełne prawo do złości. Pozostaje mi nadzieja, że pewnego dnia zrozumiecie, a może nawet nam wybaczycie. Serce bolało mnie na widok cierpienia malującego się na twarzy mojej matki. Oczywiście, że jej wybaczyłam, choć nie będę mogła nigdy jej tego powiedzieć. Miałam jedynie nadzieję, że zdoła wybaczyć sama sobie, kiedy cała prawda wyjdzie na jaw, kiedy zorientuje się, ile kosztowały naszą rodzinę te wszystkie tajemnice. Że ktoś wykorzystał je przeciw nam – przeciw mnie – zmuszając Emmę, by po mojej śmierci zajęła moje miejsce. – I co teraz? – spytała Laurel, wpatrując się w Emmę. Zacisnęła stanowczo zęby. – Musimy znaleźć tę Emmę, prawda? W końcu to nasza siostra. Nasza siostrzenica. Nasza… a, nieważne. Pani Mercer skinęła zdecydowanie głową. – Spróbujemy ją odszukać. Chcielibyśmy ją przynajmniej poznać, upewnić się, że jest bezpieczna i szczęśliwa tam, gdzie jest. A może przyjąć ją do naszej rodziny, jeśli będzie chciała. – Przechyliła pytająco głowę w stronę Emmy. – Czy Becky powiedziała ci coś jeszcze, Sutton? Gdzie Emma może być albo jakie nosi nazwisko? Emma mocno zagryzła wnętrze policzka, żeby powstrzymać łzy. To było takie niesprawiedliwe – chcieli jej szukać, zapewnić jej bezpieczeństwo, a ona była pod ich nosem w takim

niebezpieczeństwie, jakiego nigdy nie doświadczyła. – Nie – wyszeptała. – Niczego więcej mi nie powiedziała. Pan Mercer westchnął, po czym pochylił się, żeby pocałować Emmę w czubek głowy. – Nie martw się – odparł. – Tak czy inaczej, znajdziemy ją. A tymczasem obiecuję, że od tej pory będziemy ze sobą szczerzy. Przez krótką rozpaczliwą chwilę Emma rozważała, czy się nie ujawnić. Sama myśl o tym ją przerażała – byliby zdruzgotani. Musiałaby im powiedzieć, że dziewczyna, którą wychowali jak własną córkę, nie żyje – i że ona sama pomogła to zatuszować. Ale poczułaby też ulgę. Pomogliby jej w śledztwie, może nawet by ją ochronili. Spadłby z niej ciężar, który przygniatał ją od pierwszego poranka, kiedy obudziła się w Tucson. Wtedy jednak pomyślała o mordercy, który stale ją obserwował – zostawiał liściki w samochodzie, dusił ją w domu Charlotte, zrzucał reflektory z pomostu w szkolnym teatrze. Pomyślała o Nishy, która wielokrotnie do niej wydzwaniała, po czym ot tak… umarła. Nie mogła narażać swojej rodziny na takie niebezpieczeństwo. Nie mogła podjąć takiego ryzyka. Pani Mercer odchrząknęła. – Wiem, dziewczynki, że będziecie chciały powiedzieć o tym przyjaciółkom, ale na razie byłabym wdzięczna, gdybyśmy mogli zachować tę wiadomość dla siebie. Wciąż rozważamy z waszym ojcem, jak najlepiej zabrać się do poszukiwania Emmy i… nadal mamy wiele do omówienia. Szczęka Laurel zacisnęła się na moment wojowniczo i Emma była pewna, że dziewczyna zaoponuje. Ta jednak ścisnęła dłoń pani Mercer. – Jasne, mamo – powiedziała łagodnie. – Umiemy dotrzymać tajemnicy. Zegar w holu wybił kwadrans po pierwszej. – Pora jechać – zauważył cicho pan Mercer. – Spóźnimy się. – Muszę skoczyć do łazienki – rzuciła Emma. Potrzebowała chwili, żeby się pozbierać. Złapała kopertówkę i pobiegła przez hol. Gdy tylko została

sama, oparła się o umywalkę. W lustrze jej skóra wyglądała na mlecznobladą, niebieskie oczy były jaśniejsze niż zwykle. „Postępuję właściwie”, powiedziała sobie. Bez względu na wszystko musiała chronić bliskich. Cieszyłam się, że Emma dba o moją rodzinę. Ale wpatrując się w jej twarz, boleśnie przypominającą moją własną, mogłam się jedynie zastanawiać: Kto ochroni Emmę?

2 ŚMIERTELNIE POWAŻNA SYTUACJA – Z ogromnym smutkiem żegnamy dziś Nishę. Była pełną życia i talentów dziewczyną. Wszyscy będziemy za nią tęsknić. Pożegnanie odbywało się nad grobem, pośród figowców i tamaryszków. Jesienne słońce prażyło nisko na niebie, przecinając melancholijnymi promieniami szaro-białe nagrobki. Emma siedziała na rozkładanym krześle między Madeline Vegą a Charlotte Chamberlain, dwiema najlepszymi przyjaciółkami Sutton. Tuż za nimi usadowiły się Twitterowe Bliźniaczki, raz w życiu trzymające telefony w torebkach. Laurel siedziała obok nich, dławiąc szloch. Przyszła cała szkoła, w tym większość nauczycieli i dyrektorka Ambrose. Emma dostrzegła Ethana, stojącego w cieniu drzewa w czarnej koszuli i czarnym krawacie, w których występował w materiale dla wiadomości. Prowadząca pogrzeb kobieta o szerokich biodrach w białym sari ciągnęła dalej: – Szczególnie okrutna jest strata kogoś tak młodego. Nisha miała wielki potencjał. Pokusa, by rozpamiętywać wszystko, co mogłaby zrobić, gdyby przeżyła, jest ogromna. Chcemy opłakiwać to, jak mogła zmienić świat, ile mogła osiągnąć. Za plecami kobiety w sari stała trumna, a wypolerowana dębina lśniła w promieniach słońca. Trumna była zamknięta, nie przewidywano jej wystawienia. Wyglądało na to, że uroczystość będzie krótka. Zanim urzędniczka podniosła się, by wygłosić końcową mowę pogrzebową, kilku przyjaciół Nishy odczytało parę słów, a chór szkolny Hollier High zaśpiewał Wind Beneath My Wings. Emma wyobrażała sobie, jak Nisha rechocze z tego wyboru – nie należała do sentymentalnych. Ale nie było osoby, która nie

uroniłaby łzy. Charlotte wybuchnęła przerywanym łkaniem, tusz spływał jej po policzkach, a Madeline, blada i drżąca, zwijała w pięściach spódnicę. Przyglądałam się tłumowi z tęsknotą. Czy będę miała kiedyś pogrzeb? Co wtedy ludzie powiedzą o mnie? Czy będą płakać? Na widok trumny i głębokiego dołu tuż obok przeszył mnie dreszcz – gdzieś leżały ukryte moje szczątki, oderwane brutalnie od duszy i pozostawione, by zgniły. Ponownie się rozejrzałam z iskrą nadziei, że dostrzegę eteryczną wersję Nishy. Ale, o ile dobrze widziałam, byłam tu jedynym duchem. Urzędniczka miała donośny, śpiewny głos, z lekka zabarwiony takim samym anglo-induskim akcentem, jaki cechował doktora Banerjee. – Uważam jednak, że krzywdzimy Nishę, koncentrując się na tym, co mogło być. Proszę was, byście, żegnając się, myśleli nie o tym, co stracone, ale o wszystkim, co zyskaliśmy dzięki temu, że Nisha była częścią naszego życia. Niewielki zespół smyczkowy zagrał instrumentalną aranżację Let It Be Beatlesów, a wszyscy podnieśli się z krzeseł i zaczęli ze sobą rozmawiać. Charlotte osuszała kąciki oczu chusteczką, którą wyciągnęła z czeluści swojej torebki. Długie rude loki upięła z tyłu głowy, ale zbłąkane sprężynki opadały po obu stronach jej okrągłej piegowatej twarzy. – Nie mogę w to uwierzyć. Nie mogę uwierzyć, że ona nie żyje. – Ja wciąż nie pojmuję, jak ludzie mogą sądzić, że zrobiła to celowo – powiedziała Madeline z niedowierzaniem w orzechowych oczach. Potrząsnęła głową. – W niedzielę miała się dobrze, prawda? W niedzielny wieczór zorganizowały sfingowany seans spirytystyczny, żeby wkręcić Celeste Echols. Był to pierwszy numer klubu Gry w Kłamstwa, w którym Nisha uczestniczyła – choć swego czasu padła ofiarą niejednego. Zdecydowanie bawił ją współudział w realizacji.

– Wiem. To nie ma sensu. Ona świetnie pływa – wyszeptała ze łzami w oczach Laurel. – To znaczy pływała. – Co myślisz, Sutton? – spytała Gabby. Emma gwałtownie podniosła głowę. Jak zwykle garderoba Twitterowych Bliźniaczek ostro ze sobą kontrastowała. Gabby miała na sobie prostą sukienkę etui i perłowe wkrętki w uszach, a usta precyzyjnie pomalowane na czerwono. Lili zaś była ubrana w coś, co przypominało czarną second-handową tutu, i w sięgające kolan glany, a do włosów przypięła maleńką woalkę. – No właśnie, wyglądało na to, że ostatnio zbliżyłyście się do siebie. Sprawiała wrażenie smutnej? – spytała Lili. – Czy to naprawdę ma znaczenie? – odparła Emma łamiącym się głosem. – Nie żyje. Pytanie „czemu” tego nie zmieni. Dziewczyny zamilkły. Emma obserwowała, jak po przeciwległej stronie trawnika prowadząca pogrzeb nachyliła się, by porozmawiać z doktorem Banerjee, który z nieobecnym wyrazem twarzy siedział nieruchomo na krześle. Emma widziała doktora kilka tygodni wcześniej, kiedy leczył jej matkę. Był cierpliwy i życzliwy, nawet gdy Becky zachowywała się agresywnie. Teraz ziszczał się jego najgorszy koszmar – i to w tak krótkim czasie od śmierci żony. – Wybaczcie – odezwała się do przyjaciółek i ruszyła wokół pustych teraz krzeseł w kierunku miejsca, gdzie siedział. Ludzie witali ją skinieniem głowy, kiedy ich mijała. Zszokowana i zrozpaczona trenerka Maggie stała z grupą tenisistek. Była wśród nich Clara, po której policzkach spływały łzy. Urzędniczka po raz ostatni uściskała doktora Banerjee, po czym zostawiła go samego i wtopiła się w tłum. Emma się zawahała. Chciała mu powiedzieć, jak bardzo jej przykro z powodu jego straty i że bardzo się z Nishą zaprzyjaźniły. Jednak jeszcze bardziej chciała się dowiedzieć, co on myśli o śmierci córki – i gdzie była, zanim umarła. Nim zdołała zdecydować, co powie, ktoś inny usiadł obok doktora Banerjee. Zesztywniała, gdy rozpoznała detektywa

Quinlana w oficjalnym mundurze z czapką w dłoniach. Nie można go było nazwać fanem Sutton Mercer – miał grubaśną teczkę ze spisanymi wybrykami jej Gry w Kłamstwa, a dwa miesiące temu aresztował Emmę za kradzież w sklepie. Instynktownie zanurkowała za nagrobek kilka metrów dalej. Niski głos Quinlana był cichy i pełen współczucia. Emma oparła się plecami o zimny marmur i nadstawiła uszu, by dosłyszeć, co mówi. Wyłapała „tak mi przykro” i „tragiczne” i właśnie miała się oddalić od mężczyzn, kiedy dotarło do niej wyrażenie „sekcja zwłok”. Doktor Banerjee gwałtownie potrząsnął głową w odpowiedzi na coś, co właśnie powiedział Quinlan. – Słuchaj, Sanjay – policjant przybrał cierpliwy, choć stanowczy ton – nie znaleziono śladów walki. Żadnych ran wynikających z samoobrony, siniaków, żadnych odcisków palców. To był zwykły wypadek. – Nie! – Dłonie doktora Banerjee pozostały złożone równo na kolanach, ale mięśnie twarzy się napięły. – Nisha pływała od drugiego roku życia. Żeby to był wypadek, musiałaby się potknąć i uderzyć o coś głową. Ale żadnych siniaków? Ani wstrząśnienia mózgu? – Przerwał. Jego usta na chwilę się wykrzywiły, po czym zdołał podjąć dalej: – Moja córka została zamordowana. Quinlan zawahał się, kąciki jego ust opadły pod wąsami. – Jest coś jeszcze – zaczął łagodnie. – Przykro mi, że muszę ci to powiedzieć. Ale patolog odkrył bardzo wysokie stężenie diazepamu we krwi. To… – Valium. Tak, jestem lekarzem – przerwał ostro ojciec Nishy. Kłykcie zbielały mu od coraz mocniejszego zaciskania palców. – Nikt nie zapisywał jej valium. Quinlan westchnął i potarł kilkudniowy zarost na brodzie. – Wiem. Sprawdziliśmy jej akta. – Więc co…? – Wiem, że trudno ci tego słuchać. Ale Nisha miała bardzo ciężki rok. – Quinlan wyglądał na skrępowanego. Bez ustanku obracał w rękach czapkę. – Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak jakieś

oskarżenie. Ale, Sanjay, nastolatki próbują nowych rzeczy i nie zawsze znają umiar. – Jej pokój został przewrócony do góry nogami, Shane. – Ton doktora Banerjee był surowy. – Ktoś przetrząsnął go i zdemolował. Ktoś czegoś szukał. Quinlan wzruszył ramionami. – Nie znaleźliśmy śladów włamania ani niczyich odcisków palców. Tylko twoje i jej. Nisha musiała sama to zrobić. Ludzie robią czasem dziwne rzeczy pod wpływem środków odurzających. Doktor Banerjee przez dłuższą chwilę siedział nieruchomo wpatrzony w swoje ręce. Okulary przekrzywiły mu się na nosie, co nadawało mu nieco maniakalny wygląd. Quinlan rozglądał się niezręcznie. Przez moment Emmie prawie zrobiło się go żal. – Posłuchaj – odezwał się w końcu przyciszonym tonem, ledwo słyszalnym dla Emmy. – Jeśli masz złe przeczucia na temat kogokolwiek, obcych kręcących się wokół domu, chłopców, którzy zachowywali się w stosunku do niej zbyt agresywnie, jeśli miała jakichkolwiek wrogów, podaj mi ich nazwiska. Sprawdzę to. Ale na razie nie mam żadnych dowodów, żadnych śladów ani wskazówek. Daj mi jakiś punkt zaczepienia. Doktor Banerjee potrząsnął głową. – Nie miała żadnych wrogów, o ile mi wiadomo. – Jego dłonie rozplotły się i gwałtownie zakryły twarz. – Nie wiem, kto mógłby chcieć zrobić coś takiego mojej małej dziewczynce – jęknął, a jego ciałem wstrząsnął szloch. W Emmie wezbrała fala wyrzutów sumienia. Czy powinna powiedzieć im o telefonach i gorączkowym SMS-ie od Nishy? Żołądek ścisnął się jej z nerwów. Podejrzliwość Quinlana szybko wzrastała, kiedy w sprawę wplątana była Sutton Mercer. W najlepszym razie prawdopodobnie odrzuci to jako jej kolejny wybryk w celu zwrócenia na siebie uwagi. W najgorszym – Emma wyląduje na liście podejrzanych, a jej własna historia przy bliższym oglądzie bez trudu się rozsypie. – Muszę się napić wody – odezwał się w końcu doktor Banerjee. W jego głosie było słychać napięcie, jakby z trudem

zachowywał spokój. Twarz nabrała opanowanego wyrazu, oprócz oczu. Były przekrwione i szalone. Quinlan skinął głową. – Chodź, Sanjay. – Z zaskakującą delikatnością pomógł doktorowi się podnieść i obaj mężczyźni odeszli w stronę szwedzkiego stołu ustawionego w cieniu cedru. Emma osunęła się za nagrobkiem, a serce waliło jej jak młotem. A więc ktoś przetrząsnął pokój Nishy. Ale czego morderca szukał? I czy to znalazł, czy wciąż znajdowało się w sypialni? Emma dłuższą chwilę wpatrywała się w trumnę, której ciemnobrązowe drewno lśniło w słońcu. – Tak mi przykro – wyszeptała. Jej wzrok padł na grób, za którym się chowała. JESMINDER BANERJEE, głosił napis. UKOCHANA ŻONA I MATKA. Mama Nishy. Nawet o tym nie pomyślała – oczywiście pochowają Nishę obok jej matki. Emma podniosła się z ziemi i przeszła przez trawnik. Tłum zaczynał rzednąć. Z odległego parkingu dobiegały ją odgłosy zapuszczanych silników i zatrzaskiwanych drzwi. Minęła zbitą gromadkę uczniów Hollier w pobliżu kruszejącego mauzoleum ze stojącą przed nim urną więdnących lilii. Garrett Austin stał między swoją młodszą siostrą Louisą a Celeste, obecną dziewczyną. Był „oficjalnym” chłopakiem Sutton w momencie jej śmierci, choć w tym samym czasie w tajemnicy widywała się z Thayerem. Kiedy Emma zajęła jej miejsce, w urodzinowym prezencie zaproponował jej swoje dziewictwo, a po tym, jak w popłochu uciekła, zerwali ze sobą. Garrett wyglądał na zdruzgotanego. Miał czerwone oczy, a jego blond włosy były matowe i nieumyte. Spotykał się z Nishą przez kilka tygodni i choć ze sobą zerwali, było widać, że nie radzi sobie zbyt dobrze z jej śmiercią. Podniósł wzrok i zauważył Emmę. Wpatrywał się w nią obojętnie, jakby niezupełnie ją poznawał. Przyłapana zrobiła nieśmiały krok w jego stronę. – Jak się trzymasz? – spytała ze skrępowaniem, dotykając

jego ramienia. Garrett zamrugał i naraz jego twarz wykrzywił gniewny grymas. Wyszarpnął się spod jej ręki, a ramiona naprężyły mu się ze złości. Emma instynktownie zrobiła krok w tył. Garrett przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał jej przyłożyć. – A co cię to obchodzi? Przecież prawie jej nie znałaś – wysyczał. Emma widziała Celeste za jego plecami – sprawiała wrażenie zszokowanej jego wybuchem. Zdezorientowana Louisa patrzyła to na Emmę, to na Garretta. Emmę zmroziło. Prawie jej nie znała? Jasne, Emma znała Nishę zaledwie od paru miesięcy. Ale Sutton dorastała z Nishą. – Garrett, wiem, że jest ci smutno… – zaczęła Celeste, kładąc rękę na jego ramieniu. Odwrócił się tak gwałtownie, że jego nos znalazł się zaledwie kilka centymetrów od niej. Całe ciało Emmy stężało na widok dzikiego wyrazu jego twarzy. Usta wykrzywił mu paskudny uśmieszek. – Nie masz o niczym pojęcia – warknął. – Możesz się zamknąć na pięć minut? Zaczynam myśleć, że Nisha miała co do ciebie rację. Emmie opadła szczęka. Celeste spochmurniała. – Czyżby? – rzuciła ostro. Gdzieś zniknęła eteryczna tonacja jej głosu. – A kiedy to ucięliście sobie przyjacielską pogawędkę na mój temat? – Nic ci do tego! – wrzasnął. Większość uczniów, z którymi stali, zdążyła się już z zażenowaniem chyłkiem ulotnić. Louisa przyglądała się bratu zaniepokojonym, rozbieganym wzrokiem. Laurel zmaterializowała się u boku Emmy, złapała ją za ramię i skierowała w stronę parkingu. – Chodź – wyszeptała, mimo że za nimi głos Celeste przybierał na sile. – Kłótnia na pogrzebie? To w złym guście. – Nie wierzę, że wydarł się tak na swoją dziewczynę – powiedziała Emma, czując lekkie oszołomienie. Pozwoliła Laurel