Wstęp
Dziedzictwo
Friarsgate
Kumbria, lata 1492-1495
Wstęp
Rosamunda Bolton po raz pierwszy owdo-
wiała w wieku sześciu lat. Za drugim razem
miała lat trzynaście i wciąż jeszcze była dziewicą.
Co prawda zaczynała już myśleć o utracie dziewic
twa, ale perspektywa rocznej żałoby w wolnym sta
nie również wydawała jej się pociągająca - nie by
ła mężatką zaledwie przez trzy lata swojego krót
kiego życia.
Może sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby żyli
jej rodzice. A już na pewno, gdyby Edward, jej
brat, nie zmarł w czasie tej samej epidemii dżumy,
która zabrała rodziców. Wszyscy jej najbliżsi ode
szli tego samego deszczowego lata tysiąc czterysta
dziewięćdziesiątego drugiego roku, a gdy ich za
brakło, Rosamunda Bolton stała się dziedziczką
Friarsgate, rozległych ziem i ogromnych stad
owiec i krów. Miała wtedy zaledwie trzy lata.
Jej stryj, Henryk Bolton, przybył ze swoją żoną
Agnes i z synem. Gdyby Rosamunda umarła tak jak
reszta rodziny, Friarsgate przypadłoby właśnie Hen
rykowi, który był prawowitym spadkobiercą jej ojca.
Ale Rosamunda nie umarła. Mało tego, wyglądała
niezwykle zdrowo. Henryk był człowiekiem prak-
9
tycznym. Wcale nie musiał być panem na Friarsgate,
żeby kontrolować majątek. Nie czekając na dyspen
sę kościelną, ożenił z Rosamundą swojego pięciolet
niego syna Johna. Wiedział, że dyspensa w końcu się
znajdzie, i to za rozsądną cenę.
Dwa lata później, gdy papier wreszcie spoczął
bezpiecznie w sejfie, Henryk Bolton ponownie sta
nął w obliczu groźby utraty Friarsgate. Dzieci za
padły na tyfus. Rosamunda przeżyła, a siedmiolet
ni John nie. A żona nie dała mu więcej zdrowych
dzieci i teraz Henryk wymyślał jej za to. Mieli utra
cić Friarsgate tylko dlatego, że nie była w stanie
urodzić następnego syna? Henryk Bolton rozpacz
liwie szukał sposobu, jak zabezpieczyć swoje inte
resy wobec Friarsgate. Ku swej wielkiej uldze zna
lazł doskonałe rozwiązanie problemu w osobie
Hugh Cabota, znacznie starszego kuzyna żony.
Przez większą część dorosłego życia Hugh Cabot
zarządzał domem brata Agnes Bolton, Roberta
Lindsaya. Ale Lindsay musiał znaleźć zajęcie dla
swojego drugiego syna, więc Cabotowi groziła utra
ta pozycji. Agnes dowiedziała się o tym od swojej
plotkarskiej bratowej. Starając się uśmierzyć gniew
męża, przekazała mu zdobytą informację. W ten
sposób jeszcze raz odzyskała względy Henryka Bol
tona, który natychmiast dostrzegł zalety rozwiąza
nia, podsuniętego mu przez żonę.
Bolton posłał po Hugh Cabota. Po rozmowie za
padła decyzja. Hugh miał poślubić sześcioletnią
Rosamundę i w jej imieniu zarządzać Friarsgate.
W zamian miał dostać dom, gdzie mógłby żyć wy
godnie do końca swoich dni. Hugh wiedział, o co
chodzi Henrykowi Boltonowi, ale przystał na te
warunki, nie miał wyboru. Nie lubił swojego do
broczyńcy, ale nie był przecież zdziecinniałym
10
głupcem, za jakiego najwyraźniej uważał go Hen
ryk. Doszedł do wniosku, że jeśli pożyje dostatecz
nie długo, uda mu się odpowiednio pokierować
młodziutką żoną i nauczyć ją, jak powinna bronić
swoich interesów przed zaborczym stryjem.
Agnes Bolton znów była brzemienna. I wszyst
ko wskazywało na to, że tym razem donosi dziec
ko. Henryk natychmiast rozpoczął przygotowania
do wyjazdu do domu, do Otterly Court, stanowią
cego część posagu małżonki. Podniecony Henryk
był przekonany, że teraz żona nosi pod sercem tak
potrzebnego syna. Planował już jego ślub z Rosa-
mundą po śmierci Hugh Cabota. Majątek Friars-
gate ponownie znajdzie się we właściwych rękach.
Henryk i jego żona spakowali się w końcu i przy
gotowali do wyjazdu. Nadszedł dzień ślubu. Pan
miody był wysoki i bardzo szczupły. Jego patyko
wata sylwetka i szopa białych niczym śnieg włosów
sprawiały wrażenie, że jest kruchym mężczyzną.
Ale Hugh wcale nie był delikatny, co zauważyłby
każdy, kto uważnie spojrzałby w jego jasnoniebie
skie oczy, czujnie obserwujące wszystko spod si
wych, krzaczastych brwi. Podpisał papiery małżeń
skie, dla większego efektu wprawiając dłoń w dy
got, opuszczając ramiona i unikając wzroku Hen
ryka Boltona. Nikt nic nie zauważył. Dla Henryka
ważne było jedynie to, żeby nikt obcy nie ożenił się
z Rosamundą i mu jej nie zabrał. Był przekonany,
że Friarsgate nadal znajduje się pod jego kontrolą.
Panna młoda była ubrana w prostą, mocno do
pasowaną trawiastozieloną sukienkę o przedłużo
nej talii. Długie, rozpuszczone kasztanowe włosy
opadały na drobne ramiona dziewczynki. Burszty
nowe oczy w szczupłej buzi patrzyły z ciekawością,
ale ostrożnie. Była delikatna niczym jakiś baśnio-
11
wy duszek, pomyślał Hugh, ujmując malutką rącz
kę, żeby powtórzyć przysięgę małżeńską przed ka
płanem. Dziewczynka wyrecytowała swoją przysię
gę cienkim, śpiewnym głosikiem, najwyraźniej na
uczona jej tekstu na pamięć.
Henryk Bolton uśmiechał się z zadowoleniem,
gdy wraz z Agnes stał jako świadek drugiego za
mążpójścia Rosamundy. Po uroczystości zwrócił
się do Cabota:
- Nie wolno ci się zabawiać z dziewczyną, nawet
jeśli teraz jest twoją żoną. Chcę, żeby była dziewi
cą, gdy kolejny raz będzie wychodziła za mąż.
Przez chwilę Hugh czuł, jak ślepy gniew wypełnia
mu duszę, jednak ukrył swój wstręt wobec tego bez
ceremonialnego i chciwego człowieka, odzywając
się pospiesznie:
- To jeszcze dziecko, Henryku Boltonie. A po
za tym takie emocje jak namiętność to już dla mnie
przeszłość.
- Miło mi to słyszeć - rzekł jowialnie Henryk.
- Dziewczyna zwykle jest posłuszna, ale jeśli bę
dzie niegrzeczna, możesz jej spuścić lanie. To two
je prawo i nie odmawiam ci go.
Po tych słowach Henryk Bolton opuścił Friars-
gate i oddalił się w stronę wzgórz dzielących Otter-
ly Court od bogatych włości bratanicy.
Część pierwsza
Pani
na Friarsgate
Anglia, lata 1495-1503
Rozdział 1
Po ceremonii mała Rosamunda Bolton
w milczeniu obserwowała odjeżdżających
stryja i jego żonę. Gdy już znikli jej z oczu, odwró
ciła się do Hugh Cabota, swojego nowo poślubio
nego małżonka, i zapytała:
- Czy pojechali na dobre, panie? Mój stryj za
wsze zachowuje się tak, jakby to był jego dom, ale
on należy do mnie!
- Więc to rozumiesz, tak? - odpowiedział rozba
wiony Hugh. Co jeszcze wiedziała? Ciekaw był
bardzo. Biedna kruszynka. Do tej pory życie jej nie
rozpieszczało.
- Jestem dziedziczką Friarsgate - odpowie
działa zwyczajnie, ale z dumą. - Edmund mawia,
że jestem cenną zdobyczą. Dlatego stryj Henryk
szuka sposobu, żeby sprawować nade mną kon
trolę. Czy mój stryj tu wróci?
- Na jakiś czas sobie pojechał - odparł Hugh.
- Ale jestem pewny, że przyjedzie sprawdzić, jak ci
się wiedzie.
- Przyjedzie, żeby rzucić okiem na moje ziemie
i zobaczyć, jak wszystko kwitnie - bystro zauważy
ła Rosamunda.
15
Wziął ją za rękę.
- Wejdźmy do środka, Rosamundo. Wieje zim
ny wiatr, niosący zapowiedź nadciągającej zimy.
Weszli do domu i zasiedli w niewielkiej komna
cie przy rozpalonym kominku.
Siedząc naprzeciwko Hugh, dziewczynka stwier
dziła z powagą na dziecinnej buzi:
- A więc teraz jesteś moim mężem.
Jej obute stopy nie sięgały ziemi.
- Owszem - przytaknął z błyskiem w oczach, sta
rając się odgadnąć, dokąd może prowadzić ta roz
mowa.
- Ile żon miałeś przede mną, panie? - zapytała
zaciekawiona.
- Żadnej - odparł z lekkim uśmiechem, który
pojawił się na jego kanciastej twarzy.
- Dlaczego? - zażądała wyjaśnień. Wyciągnęła
rękę, żeby pogłaskać wielkiego szarego psa, który
podszedł i usiadł przy niej.
- Nie miałem środków, żeby utrzymać żonę - za
czął wyjaśniać. - Byłem najmłodszym synem moje
go ojca. Umarł tuż przed moimi narodzinami. On
także był najmłodszym synem, we wszystkim zależ
nym od swojej rodziny. Dawno temu wyświadczy
łem ogromną przysługę mojej kuzynce, tak przy
najmniej mi się wtedy wydawało. Przekonałem jej
brata, żeby dał jej niewielki dom w Otterly, dzięki
czemu stała się atrakcyjną partią dla twojego stryja
Henryka. Agnes nie była zbyt ładna, ale nie miała
powołania, żeby iść do klasztoru. Musiała więc
mieć coś, co wyróżniłoby ją spośród innych niezbyt
zamożnych panien na wydaniu. Przekonałem Ro
berta Lindsaya, że kobieta z własnym domem ma
większe szanse na zamążpójście i w ten sposób
uczyniłem z Agnes atrakcyjną kandydatkę na żonę.
16
- Była więc taka jak ja - zauważyła Rosamunda.
- Owszem, taka jak ty - przytaknął Hugh ze
śmiechem. - Jak na tak młodą osobę rozumiesz
bardzo dużo.
- Ksiądz powiada, że kobiety są słabszym ogni
wem, ale wydaje mi się, że nie ma racji. Kobiety
potrafią być silne i inteligentne - oświadczyła
otwarcie Rosamunda.
- Czy to twoje własne przemyślenia, Rosamun-
do? - zapytał. To dziecko, za które stał się dziś od
powiedzialny, zaintrygowało go.
Dziewczynka spojrzała zmieszana jego pytaniem
i wyprostowała się na krześle.
- Zbijesz mnie za moje słowa, panie? - spytała
nerwowo.
To pytanie bardzo go zaniepokoiło.
- Czemu tak sądzisz, dziecko? - zapytał spokoj
nie.
- Byłam zbyt pewna siebie - wyjaśniła. - Moja
ciotka mówi, że kobieta nie powinna być zbyt pew
na siebie ani zbyt zuchwała. To nie podoba się
mężczyznom, więc musi dostać baty.
- Czy twój stryj cię bił? - zażądał odpowiedzi.
Bez słowa skinęła głową.
- Cóż, dziecko, ja nie będę cię bił - powiedział
Hugh, łagodnym spojrzeniem szukając jej spłoszo
nych bursztynowych oczu. - Oczekuję, że zawsze
będziesz otwarta i szczera w swoich opiniach, Ro-
samundo. Kiedy ludzie nie są ze sobą szczerzy,
może pojawić się wiele niepotrzebnych nieporozu
mień. Jeśli masz naprawdę zostać panią na Friars-
gate, mogę cię wiele nauczyć. Nie wiem, jak długo
będę u twojego boku, bo jestem starym człowie
kiem. Jeśli jednak chcesz wziąć swój los we własne
ręce, pozostać wolna i nie ulegać wpływom, na-
17
uczysz się wszystkiego, co mogę ci przekazać,
i Henryk Bolton nie będzie mógł tobą kierować.
Cabot dostrzegł na buzi dziewczynki ślad zainte
resowania tymi słowami, ale szybko je pokryła,
mówiąc z namysłem:
- Gdyby mój stryj wiedział, że zamierzasz nasta
wiać mnie przeciwko niemu, nie wydaje mi się, że
dziś zostałbyś moim mężem, Hugh Cabocie.
Roześmiał się.
- Źle mnie zrozumiałaś, Rosamundo - odpo
wiedział gładko. - Nie chcę cię nastawiać wrogo
wobec twojej rodziny, ale gdybym był twoim oj
cem, chciałbym, żebyś była niezależna. Friarsgate
należy do ciebie, dziecko, nie do nich. Czy znasz
zawołanie swojej rodziny?
Przecząco potrząsnęła głową.
- Tracez Votre Chemin. To znaczy: Idź własną
drogą - wytłumaczył dziewczynce.
Rosamunda kiwnęła głową. - Proszę cię, Hugh,
żebyś żył długo i żebym mogła sama sobie wybrać
następnego męża - odpowiedziała z rozbawieniem
w oczach.
Roześmiał się głośno. Rosamunda pomyślała, że
zabrzmiało to miło. To był bogaty, głęboki śmiech
bez śladu złośliwości.
- Spróbuję, Rosamundo - obiecał.
- Ile masz lat? - zapytała.
- Dzisiaj mamy dwudziesty dzień października
- odpowiedział. - Dziewiątego listopada będę miał
sześćdziesiąt lat - mrugnął do niej. - Jestem bar
dzo stary, Rosamundo.
- To prawda - zgodziła się spokojnie, kiwając
kasztanową głową.
Nie mógł się powstrzymać, żeby się ponownie
nie roześmiać.
18
- Zostaniemy przyjaciółmi, Rosamundo - stwier
dził. Potem ukląkł przed nią, ujął jej dłoń i powie
dział:
- Dzisiaj, w dniu naszego ślubu, przysięgam ci,
Rosamundo Bolton, że póki żyję ty i interesy
Friarsgate zawsze będą dla mnie ważniejsze niż co
kolwiek innego. - Potem pocałował małą rączkę.
- Chyba ci zaufam - głośno zdecydowała Rosa-
munda. - Masz dobre oczy. - Zabrała rękę. Potem
uśmiechnęła się przekornie. - Cieszę się, że wybra
no cię dla mnie, Hugh Cabocie, chociaż wydaje mi
się, że gdyby mój stryj Henryk znał twoją prawdzi
wą wartość, nie wybrałby ciebie, bez względu
na dług wdzięczności, jaki ma wobec ciebie moja
ciotka.
- Moja mała żono - zwrócił się do niej - coś mi
się widzi, że masz pociąg do intryg, co jest dość in
teresujące u kogoś tak młodego. - Wstał, po czym
zaraz usiadł na powrót.
- Nie wiem, co to znaczy intryga. Czy to coś do
brego? - zadała pytanie.
- Może być takie. Nauczę cię, Rosamun
do - zapewnił ją. - Do czasu kiedy mnie zabrak
nie i nie będę cię mógł dłużej ochraniać, musisz
nauczyć się jak najwięcej. Twój stryj nie będzie je
dynym, który poprzez ciebie zechce zdobyć
Friarsgate. Pewnego dnia może się pojawić czło
wiek jeszcze silniejszy i niebezpieczniejszy niż
Henryk Bolton. Masz wyczucie, dziecko. Potrzeb
ne ci są tylko moje wskazówki, żeby przetrwać
i zdobyć więcej sił.
I tak rozpoczęło się ich małżeństwo. Hugh szyb
ko przywiązał się do swojej młodziutkiej żony i po
kochał ją jak córkę, której nigdy nie miał. Rosa-
munda z kolei obdarzyła swojego starszego mał-
19
żonka miłością, jaką okazywałaby ojcu albo dziad
kowi. Dobrze im było razem. Następnego dnia
po ślubie wyruszyli w podróż. Hugh jechał na moc
nym, ciemnobrązowym wałachu, a Rosamunda
na swoim białym kucyku z czarną grzywą i ogo
nem. Hugh znów był zadziwiony, gdy okazało się,
jak dużo dziewczynka wie o swoich włościach.
O wiele więcej, niż mógłby się spodziewać po ta
kim dziecku. Z dumą pokazywała mu skąpane
w jesiennym słońcu bujne łąki, na których w licz
nych stadach pasły się jej owce, i zielone pastwiska,
gdzie skubały trawę jej krowy.
- Czy twój stryj dzielił się z tobą wiedzą o gospo
darstwie? - zapytał Hugh.
Rosamunda potrząsnęła przecząco głową. - Nie.
Dla Henryka Boltona jestem jedynie własnością,
którą należy kontrolować, żeby mieć władzę
nad Friarsgate.
- Skąd więc tyle wiesz? - zdziwił się.
- Mój dziadek miał czterech synów - zaczęła.
- Mój tata był trzeci z kolei, ale dwaj starsi pocho
dzili z nieprawego loża, z czasów, zanim dziadek
się ożenił. Dlatego ziemie odziedziczył mój tata.
Stryj Henryk jest najmłodszym synem dziadka.
Najstarszy to stryj Edmund. Tata kochał wszyst
kich swoich braci, ale najbardziej Edmunda. Stryj
Henryk urodził się, kiedy mój tata miał pięć lat.
Dwaj pozostali byli bardziej zbliżeni wiekiem i, jak
mi mówiono, dziadek nie robił różnicy pomiędzy
swoimi chłopcami, tyle tylko, że tata miał być jego
dziedzicem. Stryjowie Edmund i Ryszard otrzyma
li zgodę na używanie nazwiska rodowego. Stryj
Henryk nienawidzi ich, zwłaszcza Edmunda, bo
mój tata jego lubił najbardziej. Dziadek oddał Ry
szarda Kościołowi, żeby odpokutować za grzechy.
20
Przebywa w pobliskim opactwie Świętego Cuth-
berta. Potem dziadek uczynił swoim zarządcą Ed
munda. Stryj Henryk nie śmie wypędzić swojego
starszego brata, bo Edmund wie o wiele więcej
o Friarsgate niż on. Oczywiście Edmund trzyma
się od Henryka z daleka, ale razem z Maybel
wszystko mi wyjaśnili.
- Maybel? - To było nowe imię.
- Moja piastunka - odpowiedziała Rosamunda.
- Jest żoną stryja Edmunda i matkuje mi bardziej
niż prawdziwa mama. Mówili mi, że po urodzeniu
mnie mamie nigdy nie wróciły siły, ale pamiętam,
że była słodka.
- Chciałbym poznać Maybel i Edmunda - rzekł
Hugh.
- Jedźmy więc do nich - odparła Rosamunda.
- Polubisz ich!
Hugh Cabot zrozumiał kolejny powód, dla któ
rego Henryk Bolton wybrał go na męża Rosamun-
dy. Z pewnością Edmund Bolton, niewątpliwie
znakomity zarządca, mógł się zirytować, gdy został
tak zręcznie odsunięty. Hugh powinien jak naj
szybciej coś na to zaradzić, żeby nie wywołać kło
potów. Nic nie może osłabić bezpieczeństwa Rosa-
mundy i Friarsgate. Jeśli Edmund Bolton rzeczy
wiście ma prawy charakter, tak jak mówiła jego
bratanica, dogadają się.
Dotarli do celu, kamiennego domu zbudowanego
na samotnym wzgórzu, nad niewielkim stawem oto
czonym wzgórzami. Pokryty strzechą, otynkowany
na biało dom był dobrze utrzymany. Pod oknem
stała pojedyncza ławka. Z komina unosiła się smu
ga jasnoszarego dymu. Przy drzwiach kwitło kilka
jesiennych róż. Hugh zsiadł z konia i zsadził Rosa-
mundę z jej kucyka.
21
Dziewczynka pognała do domu, wołając:
- Edmundzie! Maybel! Przywiozłam mojego
męża, żeby was poznał!
Hugh pochylił się, żeby przejść przez drzwi.
Znalazł się w przytulnej izbie z ogniem buzują
cym w kamiennym kominku. Wyszedł ku niemu
z ukłonem mężczyzna średniego wzrostu, o twa
rzy ogorzałej od przebywania na dworze, patrzą
cy z ciekawością bursztynowymi oczami.
- Witam, milordzie - odezwał się. - Maybel,
chodź tutaj, poznasz nowego pana! - Wypchnął
do przodu pulchną żonę.
Była to malutka niewiasta w nieokreślonym wie
ku, o przenikliwych szarych oczach. Uważnie zlu
strowała Hugh Cabota. Wreszcie, wyraźnie usatys
fakcjonowana tym, co zobaczyła, dygnęła
przed nim.
- Panie - powiedziała.
- Czy możemy poczęstować pana szklaneczką
jabłecznika? - uprzejmie zaproponował Edmund.
- Z przyjemnością - przystał Hugh. - Przez cały
dzień objeżdżamy ziemie mojej żony.
- I moje dziecko nic nie jadło od rana? - zawo
łała Maybel - Wstyd!
Rosamunda zachichotała.
- Nie byłam głodna - zapewniła swoją piastun
kę. - Dzisiaj jestem po raz pierwszy poza domem
od wielu tygodni, Maybel. Wiesz, że to prawda,
stryj spuszczał mnie z oczu tylko wtedy, kiedy
szłam siku i spać. Wspaniale było przejechać się
wśród wzgórz!
- Ale Maybel ma rację, żono - rzekł Hugh swo
im spokojnym głosem. - Mnie też było przyjemnie,
ale jesteś dziewczynką, która rośnie, i musisz jeść
regularnie.
22
Zwrócił się do swoich gospodarzy:
- Jestem zwyczajnym Hugh Cabotem i byłoby
mi miło, gdybyście zwracali się do mnie po imie
niu, Edmundzie i Maybel Bolton.
- Kiedy będziemy we własnym gronie, owszem
- zgodził się Edmund - ale przy służbie musisz za
chowywać się jak pan, Hugh Cabocie. Twoja żo
na jest przecież panią na Friarsgate. - Edmund był
mile zaskoczony słowami Hugh i jego uprzejmym
zachowaniem.
- Siadajcie! - poleciła Maybel. - Zaraz was na
karmię.
Zaczęła się krzątać po pomieszczeniu. Z koszy
ka przy kominku wyjęła bochenek chleba, przekro
iła na części i wydrążyła je. Umieściła je na stole
i napełniła cudownie pachnącą potrawką z królika
z cebulą i marchwią. Chlebowa miska stojąca
przed Rosamundą i Hugh była większa niż pozo
stałe. Oczekiwano, że będą się dzielić strawą. May
bel podała im do jedzenia łyżki z polerowanego
drewna. Potem usiadła razem z nimi przy stole.
Edmund przyniósł cynowe kielichy z jabłeczni
kiem, wytłoczonym wcześniej tego dnia.
Rosamunda odkryła z zaskoczeniem, że na
prawdę jest bardzo głodna. Jadła z zapałem, szyb
ko, raz za razem zanurzając łyżkę i wydobywając
z wydrążonego chleba smaczne kąski.
Maybel, która obserwowała ich ukradkiem, za
uważyła, że Hugh Cabot ustępował dziewczynce,
pozwalając jej jeść do woli, a sam jedynie udawał,
że się posila. Dopiero kiedy Rosamunda się nasy
ciła, zaczął jeść naprawdę. No, no, bardzo intere
sujące, pomyślała Maybel. Nie była jeszcze gotowa
uwierzyć, że Henryk Bolton wyświadczył swojej
bratanicy przysługę, wybierając jej tego wiekowe-
23
go mężczyznę na męża. Ale wydawało się, że Ro-
samunda polubiła tego mężczyznę. Zwykle była
bardzo nieufna wobec obcych, zwłaszcza mających
powiązania z chciwym stryjem.
- Maybel, to była najlepsza potrawka z królika,
jaką jadłem w życiu! - oświadczył Hugh Cabot,
kiedy skończył. Z pełnym zadowolenia westchnie
niem odsunął się od stołu.
Edmund Bolton uśmiechnął się.
- Moja Maybel to dobra kucharka - powiedział.
- Jeszcze trochę jabłecznika, Hugh?
- Chyba już podziękuję, Edmundzie. Jeśli mamy
wrócić do domu przed zapadnięciem zmroku, mu
simy niedługo was opuścić.
- Tak, a niebawem nadciągnie zima i dni będą
jeszcze krótsze - odpowiedział Edmund.
- Jednak zanim odjedziemy - podjął Hugh
- powiem prosto: Henryk Bolton starał się nas
poróżnić, a ja tego nie chcę. Przez wiele lat byłem
zarządcą w majątku brata Agnes Bolton. Popro
szono mnie, żebym przyuczył do tego zadania je
go syna, który miał zająć moje miejsce. Uczyni
łem to. Kiedy Agnes dowiedziała się, że straciłem
zajęcie, zasugerowała, żebym został mężem Ro-
samundy i dbał o interesy Henryka Boltona we
Friarsgate.
- Henryk Bolton nie ma żadnego interesu we
Friarsgate! - rzucił gniewnie Edmund.
- Zgadzam się - szybko odparł Hugh. - Friars
gate należy do Rosamundy, a później jej potom
stwa. Henryk Bolton sprytnie usiłował odsunąć
cię, wydając Rosamundę za mnie. Friarsgate nie
potrzebuje dwóch zarządców. Jeśli chodzi o mnie,
poproszono mnie tylko, żebym ożenił się z dziew
czynką. Nic więcej, chociaż Henryk zakładał, że
24
przejmę wszelkie obowiązki i pozbawię cię zajęcia,
które przeznaczył dla ciebie twój własny ojciec.
Nie zrobię tego.
- Co więc zamierzasz uczynić? - zapytał ostroż
nie Edmund starszego mężczyznę.
- Zamierzam nauczyć Rosamundę pisać i czytać
oraz prowadzić rachunki, żeby pewnego dnia, gdy
nas zabraknie, wiedziała, co ma robić. Przypusz
czam, że ksiądz nie próbował jej uczyć niczego.
Mam wrażenie, że to nieuk i tępak.
- Henryk Bolton nie wierzy, żeby kobiecie po
trzebne były inne umiejętności poza pracami do
mowymi. Myśli, że naszej bratanicy wystarczy zna
jomość takich zajęć jak robienie mydła, przetwo
rów czy solonych ryb - powiedział Edmund.
- A co ty o tym sądzisz? - zainteresował się
Hugh.
- Uważam, że powinna się nauczyć i jednego,
i drugiego - odparł Edmund - ale stary ojciec Ber
nard nie może jej niczego przekazać. Klepie na pa
mięć swoje msze i nie można go uważać za wy
kształconego człowieka. Do diabła, przecież on
jest na pewno starszy niż ty, Hugh Cabocie,
a ostatnio coraz bardziej dziwaczeje.
Hugh roześmiał się serdecznie.
- A więc ustalone, Edmundzie. Ty będziesz na
dal zarządzał posiadłością, a ja zajmę się edukacją
mojej żony.
- Będziemy się regularnie spotykać - dorzucił
Edmund. - Musisz wiedzieć wszystko, żeby Hen
ryk Bolton był przekonany, że to ty zarządzasz
Friarsgate. I najlepiej będzie, jeśli to ty będziesz
zasiadał podczas rozsądzania sporów na dworze
raz na trzy miesiące. Wszyscy muszą mieć wraże
nie, że jesteś panem na Friarsgate.
25
- Mam nadzieję, że dobrze odegram swoją rolę
- stwierdził Hugh.
- Wy tu sobie spiskujecie, a tymczasem dziecko
prawie zasypia - ostro wtrąciła się Maybel. - Ru
szaj z żoną do domu, Hugh Cabocie, zanim zapad
nie noc i nie będziecie mogli znaleźć drogi. W oko
licy grasują rozbójnicy, bo jak wiesz, znajdujemy
się blisko granicy ze Szkotami.
- Mieszkałem bardziej na południe - odpowie
dział. - Często was najeżdżają?
- Zwykle we Friarsgate jesteśmy bezpieczni,
chyba że królowie albo możni panowie zechcą ze
sobą walczyć - cierpkim tonem odpowiedziała
Maybel. - Wiadomo, wtedy najbardziej cierpią
biedni i słabi. Szkoci czasami wyprawiają się tu
po owce albo bydło, ale zwykle zostawiają nas
w spokoju.
- Ciekawe dlaczego? - zainteresował się Hugh.
- Wzgórza - wyjaśnił Edmund. - W pobliżu
Friarsgate są bardzo strome. A żeby szybko wypro
wadzić stado czy nawet tylko kilka sztuk, teren mu
si być bardziej płaski. Musiałaby wyniknąć jakaś
poważna sprzeczka ze Szkotami, żebyśmy byli na
rażeni na ich atak.
- Kto po drugiej stronie granicy mieszka najbli
żej Friarsgate? - zapytał Hugh.
- Hepburn z Claven's Carn - odpowiedział Ed
mund. - Spotkałem go raz, gdy przyjechał z syna
mi na targ bydła. Teraz pewnie już nie żyje, a sche
dę po nim przejął któryś z synów. Szkoci są kłótli
wymi ludźmi i synowie niewątpliwie walczyli o zie
mię po ojcu.
- Pewnie tak - przytaknął Hugh. - Szkoci tacy
są. Są bardziej dzicy niż cywilizowani. - Wstał ze
swojego miejsca przy stole i spojrzał na Rosamun-
26
dę, która drzemała na krześle. - Weź ją na ręce,
Edmundzie. Pojadę z nią na moim koniu, a kucy
ka będę prowadził.
- Nie, ja na nim pojadę - rzekła Maybel. - Po
winnam wrócić z wami, żeby się zająć dziewczynką,
Hugh Cabocie.
- Jedźmy więc - odpowiedział Hugh, ruszył
do drzwi, otworzył je i wyszedł na dwór. Odwiązał
konia i dosiadł rumaka, po czym wyciągnął ręce,
żeby wziąć od Edmunda Boltona śpiące dziecko.
Ułożył małą ostrożnie w zgięciu swojego ramienia,
a drugą ręką mocno ujął cugle.
Maybel pospiesznie wypadła na podwórze, otu
lając się szczelnie peleryną z kapturem. Z pomocą
męża dosiadła kuca i powiedziała:
- Jestem gotowa. Koniecznie posprzątaj w do
mu, Edmundzie, zanim jutro przyjedziesz do nas.
- Tak jest, moja droga - odpowiedział z lekkim
uśmiechem, po czym klepnął kucyka po zadzie.
Konik ruszył za wierzchowcem nowego pa
na na Friarsgate. Obserwujący ich odjazd Edmund
pomyślał, że jego bratanica wreszcie ma sprzymie
rzeńca w walce z Henrykiem Boltonem. Oczywi
ście jeśli Hugh Cabot istotnie jest taki, jaki się wy
daje. Ale Edmund miał dobre przeczucia co
do nowego pana Friarsgate. Zaśmiał się pod no
sem. Jego chciwy i podły brat przyrodni był prze
konany, że na męża dla ich wspólnej bratanicy wy
brał słabego, starego człowieka. Edmund znów za
chichotał.
Henryk zawsze był cwany. Edmund wiedział, co
knuje brat, bo jego zamiary były jasne jak słońce.
Henryk zaaranżował to małżeństwo Rosamundy,
bo dziewczynka była jeszcze za mała, żeby sypiać
z mężczyzną i mieć dzieci. Zresztą Hugh Cabot
27
z pewnością nie był już tym zainteresowany. Mimo
to dziedziczka Friarsgate pozostawała mężatką,
bezpieczną od zakusów drapieżników, którzy
chcieliby ją poślubić, nie dbając o zdanie Henryka.
Henryk pragnął Friarsgate dla własnych potom
ków. Edmund nie miał wątpliwości, że jeśli dziec
ko, którego spodziewała się Agnes, będzie chłop
cem, Henryk wyswata je z Rosamundą najszybciej,
jak tylko się da. Nawet jeśli chłopiec będzie jeszcze
przy piersi matki. Nieważne, że narzeczona będzie
starsza od narzeczonego. Takie małżeństwa zda
rzały się często, kiedy w grę wchodziła ziemia. Ale
jeśli Hugh Cabot był uczciwym człowiekiem, a Ed
mund wierzył, że tak jest, to Rosamunda będzie
bezpieczna od zakusów swojego stryja Henryka,
który tym razem chyba przechytrzył.
Edmund obserwował dwoje jeźdźców, znikają
cych za wzgórzem. Odwrócił się i podążył do do
mu, żeby posprzątać. Rano znów podejmie obo
wiązki zarządcy Friarsgate. Wspólnie z Cabotem
nauczą Rosamundę wszystkiego, czego potrzeba,
żeby mogła sama w przyszłości zarządzać swoimi
włościami.
Pod rządami Henryka Boltona źle się działo.
Teraz, gdy majątek miał nowego pana, ponownie
stał się szczęśliwym miejscem, jakim był w czasach
rodziców i dziadków Rosamundy. W wieczór
Wszystkich Świętych, który był również dniem
Świętego Wolfganga, po zachodzie słońca rozpa
lono ogniska na wzgórzach. Na samym środku
głównej sali Friarsgate ustawiono ogromny, wyso
ki lichtarz. Pod sufitem rozwieszono zielone gir-
28
landy, ozdobione jabłkami. Koronnym daniem
wieczornego posiłku był crowdie, słodki krem jabł
kowy, który otrzymali biesiadnicy przy głównym
stole. W deserze zostały ukryte dwa pierścienie,
dwie monety i dwie kulki.
- Mam monetę! - zawołała podniecona Rosa-
munda, widząc na łyżce pieniążek.
- Ja też! - zaśmiał się Hugh. - Jeśli więc legen
da jest prawdziwa, moja żono, będziemy bogaci.
Ale ja jestem już bogaty, bo mam ciebie.
- A co ty dostałeś, Edmundzie? - zapytało
dziecko stryja.
- Nic - odrzekł ze śmiechem.
- Ale to oznacza, że twoje życie będzie pełne nie
pewności - powiedziała Rosamunda. Zaczęła grze
bać łyżką w deserze. - Znajdę dla ciebie pierścień!
- On już jest ożeniony ze mną - przypomniała
Maybel swojej podopiecznej. - Zostaw pierścionki
dla dziewcząt w kuchni, które będą cieszyć się tym,
co zostanie po naszym posiłku, panienko.
- A ty znalazłaś coś? - zapytała Rosamunda
swoją piastunkę.
- Kulkę - przyznała Maybel.
- Nie! Nie! - krzyknęła dziewczynka. - To ozna
cza, że twoje życie będzie samotne, Maybel!
- No cóż, dotąd jeszcze nie byłam samot
na - odpowiedziała ze śmiechem Maybel. - Opie
kuję się tobą i mam mojego Edmunda. Zresztą to
wszystko to tylko przesądy.
Rosamunda w towarzystwie męża wyszła
na dwór, żeby poczęstować suszonymi jabłkami
swoich dzierżawców, zgromadzonych na zboczu
wzgórza przy ognisku rozpalonym w wigilię
Wszystkich Świętych. Uważano, że jabłka o tej po
rze roku przynoszą szczęście. Mieszkańcy Friars-
29
gate przyjęli owoce przyniesione przez Rosamun-
dę z ukłonami i podziękowaniami.
Następnego dnia czczono świętych, tych zna
nych i tych nieznanych. Drugiego listopada obcho
dzono Dzień Zaduszny. Dzieci z Friarsgate cho
dziły ze śpiewem od domu do domu, w nagrodę
dostając owsiane ciasteczka z kawałkami jabłek.
Dziewiątego dnia miesiąca Rosamunda zaskoczyła
swojego męża niewielką ucztą dla uczczenia jego
urodzin. Podarowała mu też srebrną broszę z czar
nym agatem, która należała do jej ojca i dziadka.
Hugh spoglądał na broszę, spoczywającą na mięk
kim suknie z niebieskiej wełny. W całym swoim
sześćdziesięcioletnim życiu nigdy jeszcze niczego
nie dostał. Spojrzał na dziewczynkę, która teraz by
ła jego żoną, i w jego oczach pojawiły się łzy.
- Rosamundo - odezwał się ze ściśniętym gar
dłem - nigdy jeszcze nie dostałem niczego tak
wspaniałego. - Pochylił się i pocałował ją w poli
czek. - Dziękuję, żono.
- Och, tak bardzo się cieszę, że ci się podoba
- odparła. - Maybel powiedziała, że na pewno bę
dziesz zadowolony. To do twojej peleryny, Hugh.
Będzie pięknie wyglądała!
Dwa dni później, na świętego Marcina, jedli pie
czoną gęś. Dwudziestego piątego listopada przypa
dało świętej Katarzyny, kolację uświetniono cia
steczkami w kształcie kół i „owczą wełną", musują
cym napojem, podawanym w owalnych naczyniach.
Potem były tańce w kole. Zbiory dawno już sprząt
nięto z pól, a wiele owiec i krów zaokrągliło się, że
by za parę miesięcy wydać na świat młode.
Rozpoczął się okres oczekiwania na święta Bo
żego Narodzenia, kończący się wieczorną mszą wi
gilijną. Był to najszczęśliwszy czas w całym życiu
30
Rosamundy. Nie było wieści od stryja Henryka.
W głównej sali nieustannie żarzył się tradycyjny,
bożonarodzeniowy kloc drewna. Wszędzie rozwie
szono jemiołę i gałęzie ostrokrzewu. W dwunastu
kandelabrach cały czas płonęły świece. Każdy po
siłek składał się z dwunastu dań. W czasie tych bie
siad największą popularnością cieszyły się słody
cze. Serwowano kaszę pszenną na mleku, placek
z siekanym mięsem i pudding, ale ulubionym da
niem Rosamundy były tradycyjne, świąteczne la
leczki z piernika.
W prezencie świątecznym Rosamunda obdarzy
ła każdego swoich dzierżawców prawem do polo
wań na zające w każdą sobotę podczas miesięcy zi
mowych. W tym urodzajnym roku kamienne spi
chlerze były tak pełne, że w czasie chłodów mogła
wykarmić wieśniaków z Friarsgate. Raz w miesiącu
rozdawano ziarno, żeby je zawieźć do młyna i zmie
lić na mąkę. Piwnice pełne były koszów cebuli, ja
błek i gruszek, a kopce marchwi i buraków.
Piąty dzień stycznia, zwany Dwunastą Nocą, był
ostatnim dniem świąt Bożego Narodzenia. Tego
wieczoru w głównej sali sześciu tancerzy ze wsi,
przebranych za woły, z rogami i dzwoneczkami, za
bawiało Rosamundę i Hugh Cabota. Po skończo
nym spektaklu Rosamunda wybrała jednego z tan
cerzy jako „najlepsze zwierzę". Chichocząc zawie
siła na jego rogach twarde ciasteczko owsiane
w kształcie obwarzanka. „Najlepsze zwierzę" pró
bowało strząsnąć z rogów nagrodę, a Rosamunda
i Hugh rozprawiali gorączkowo, czy ciastko upad
nie przed czy za tancerzem. W końcu ciastko ode
rwało się od rogów i upadło na stół przed młodą
panią Friarsgate. Rosamunda roześmiała się i za
częła klaskać.
31
- Brawo! - zawołała, gdy woły tanecznym kro
kiem opuszczały komnatę.
Po skończonym posiłku pan i pani na Friarsgate
wyszli przed dom z kielichami w dłoniach. Nad ni
mi, na czarnym niebie, migotały srebrzyście gwiaz
dy. Na podwórzu rósł ogromny dąb, z gałęziami
wyginającymi się na wszystkie strony. Podobno
rósł w tym miejscu już przed stu laty, zanim jeszcze
zbudowano tu dom. W kielichach Rosamundy
i Hugh był jabłecznik, mieli też ze sobą trzy małe
kawałki kminkowego ciasta. Oboje wznieśli toast
na cześć dębu i wspólnie zjedli jeden kawałek cia
sta, pozostałe dwa ofiarowując drzewu. Potem
okrążyli je, śpiewając starą pieśń i wylali resztkę ja
błecznika na poskręcane korzenie, sterczące
nad ziemią.
- To najlepsza Dwunasta Noc w moim życiu!
- oświadczyła szczęśliwa Rosamunda.
- Tak - przytaknął Hugh, idąc ze swoją mło
dziutką żoną z powrotem do domu - w moim też,
dziecino.
Przyszła zima. Rosamunda rozpoczęła naukę
czytania i pisania. Hugh uczył ją osobiście, z wiel
ką cierpliwością kreśląc litery kawałkiem węgla
na skrawku pergaminu. Ku jego zaskoczeniu oka
zało się, że Rosamunda jest leworęczna, co zdarza
ło się bardzo rzadko. Podążając za jego wskazów
kami, dziewczynka starannie kopiowała litery, wie
lokrotnie powtarzając tę czynność, i głośno je wy
mawiała. Podchodziła bardzo poważnie do swoich
ćwiczeń i okazała się pojętną uczennicą. W ciągu
miesiąca nauczyła się na pamięć całego alfabetu
i umiała wyraźnie napisać każdą literę. Potem
Hugh nauczył ją pisać jej imię. Gdy po raz pierw
szy je zobaczyła, wypisane literami na pogniecio-
32
P I E K N A R O S A M U N D A,
Wstęp Dziedzictwo Friarsgate Kumbria, lata 1492-1495
Wstęp Rosamunda Bolton po raz pierwszy owdo- wiała w wieku sześciu lat. Za drugim razem miała lat trzynaście i wciąż jeszcze była dziewicą. Co prawda zaczynała już myśleć o utracie dziewic twa, ale perspektywa rocznej żałoby w wolnym sta nie również wydawała jej się pociągająca - nie by ła mężatką zaledwie przez trzy lata swojego krót kiego życia. Może sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby żyli jej rodzice. A już na pewno, gdyby Edward, jej brat, nie zmarł w czasie tej samej epidemii dżumy, która zabrała rodziców. Wszyscy jej najbliżsi ode szli tego samego deszczowego lata tysiąc czterysta dziewięćdziesiątego drugiego roku, a gdy ich za brakło, Rosamunda Bolton stała się dziedziczką Friarsgate, rozległych ziem i ogromnych stad owiec i krów. Miała wtedy zaledwie trzy lata. Jej stryj, Henryk Bolton, przybył ze swoją żoną Agnes i z synem. Gdyby Rosamunda umarła tak jak reszta rodziny, Friarsgate przypadłoby właśnie Hen rykowi, który był prawowitym spadkobiercą jej ojca. Ale Rosamunda nie umarła. Mało tego, wyglądała niezwykle zdrowo. Henryk był człowiekiem prak- 9
tycznym. Wcale nie musiał być panem na Friarsgate, żeby kontrolować majątek. Nie czekając na dyspen sę kościelną, ożenił z Rosamundą swojego pięciolet niego syna Johna. Wiedział, że dyspensa w końcu się znajdzie, i to za rozsądną cenę. Dwa lata później, gdy papier wreszcie spoczął bezpiecznie w sejfie, Henryk Bolton ponownie sta nął w obliczu groźby utraty Friarsgate. Dzieci za padły na tyfus. Rosamunda przeżyła, a siedmiolet ni John nie. A żona nie dała mu więcej zdrowych dzieci i teraz Henryk wymyślał jej za to. Mieli utra cić Friarsgate tylko dlatego, że nie była w stanie urodzić następnego syna? Henryk Bolton rozpacz liwie szukał sposobu, jak zabezpieczyć swoje inte resy wobec Friarsgate. Ku swej wielkiej uldze zna lazł doskonałe rozwiązanie problemu w osobie Hugh Cabota, znacznie starszego kuzyna żony. Przez większą część dorosłego życia Hugh Cabot zarządzał domem brata Agnes Bolton, Roberta Lindsaya. Ale Lindsay musiał znaleźć zajęcie dla swojego drugiego syna, więc Cabotowi groziła utra ta pozycji. Agnes dowiedziała się o tym od swojej plotkarskiej bratowej. Starając się uśmierzyć gniew męża, przekazała mu zdobytą informację. W ten sposób jeszcze raz odzyskała względy Henryka Bol tona, który natychmiast dostrzegł zalety rozwiąza nia, podsuniętego mu przez żonę. Bolton posłał po Hugh Cabota. Po rozmowie za padła decyzja. Hugh miał poślubić sześcioletnią Rosamundę i w jej imieniu zarządzać Friarsgate. W zamian miał dostać dom, gdzie mógłby żyć wy godnie do końca swoich dni. Hugh wiedział, o co chodzi Henrykowi Boltonowi, ale przystał na te warunki, nie miał wyboru. Nie lubił swojego do broczyńcy, ale nie był przecież zdziecinniałym 10
głupcem, za jakiego najwyraźniej uważał go Hen ryk. Doszedł do wniosku, że jeśli pożyje dostatecz nie długo, uda mu się odpowiednio pokierować młodziutką żoną i nauczyć ją, jak powinna bronić swoich interesów przed zaborczym stryjem. Agnes Bolton znów była brzemienna. I wszyst ko wskazywało na to, że tym razem donosi dziec ko. Henryk natychmiast rozpoczął przygotowania do wyjazdu do domu, do Otterly Court, stanowią cego część posagu małżonki. Podniecony Henryk był przekonany, że teraz żona nosi pod sercem tak potrzebnego syna. Planował już jego ślub z Rosa- mundą po śmierci Hugh Cabota. Majątek Friars- gate ponownie znajdzie się we właściwych rękach. Henryk i jego żona spakowali się w końcu i przy gotowali do wyjazdu. Nadszedł dzień ślubu. Pan miody był wysoki i bardzo szczupły. Jego patyko wata sylwetka i szopa białych niczym śnieg włosów sprawiały wrażenie, że jest kruchym mężczyzną. Ale Hugh wcale nie był delikatny, co zauważyłby każdy, kto uważnie spojrzałby w jego jasnoniebie skie oczy, czujnie obserwujące wszystko spod si wych, krzaczastych brwi. Podpisał papiery małżeń skie, dla większego efektu wprawiając dłoń w dy got, opuszczając ramiona i unikając wzroku Hen ryka Boltona. Nikt nic nie zauważył. Dla Henryka ważne było jedynie to, żeby nikt obcy nie ożenił się z Rosamundą i mu jej nie zabrał. Był przekonany, że Friarsgate nadal znajduje się pod jego kontrolą. Panna młoda była ubrana w prostą, mocno do pasowaną trawiastozieloną sukienkę o przedłużo nej talii. Długie, rozpuszczone kasztanowe włosy opadały na drobne ramiona dziewczynki. Burszty nowe oczy w szczupłej buzi patrzyły z ciekawością, ale ostrożnie. Była delikatna niczym jakiś baśnio- 11
wy duszek, pomyślał Hugh, ujmując malutką rącz kę, żeby powtórzyć przysięgę małżeńską przed ka płanem. Dziewczynka wyrecytowała swoją przysię gę cienkim, śpiewnym głosikiem, najwyraźniej na uczona jej tekstu na pamięć. Henryk Bolton uśmiechał się z zadowoleniem, gdy wraz z Agnes stał jako świadek drugiego za mążpójścia Rosamundy. Po uroczystości zwrócił się do Cabota: - Nie wolno ci się zabawiać z dziewczyną, nawet jeśli teraz jest twoją żoną. Chcę, żeby była dziewi cą, gdy kolejny raz będzie wychodziła za mąż. Przez chwilę Hugh czuł, jak ślepy gniew wypełnia mu duszę, jednak ukrył swój wstręt wobec tego bez ceremonialnego i chciwego człowieka, odzywając się pospiesznie: - To jeszcze dziecko, Henryku Boltonie. A po za tym takie emocje jak namiętność to już dla mnie przeszłość. - Miło mi to słyszeć - rzekł jowialnie Henryk. - Dziewczyna zwykle jest posłuszna, ale jeśli bę dzie niegrzeczna, możesz jej spuścić lanie. To two je prawo i nie odmawiam ci go. Po tych słowach Henryk Bolton opuścił Friars- gate i oddalił się w stronę wzgórz dzielących Otter- ly Court od bogatych włości bratanicy.
Część pierwsza Pani na Friarsgate Anglia, lata 1495-1503
Rozdział 1 Po ceremonii mała Rosamunda Bolton w milczeniu obserwowała odjeżdżających stryja i jego żonę. Gdy już znikli jej z oczu, odwró ciła się do Hugh Cabota, swojego nowo poślubio nego małżonka, i zapytała: - Czy pojechali na dobre, panie? Mój stryj za wsze zachowuje się tak, jakby to był jego dom, ale on należy do mnie! - Więc to rozumiesz, tak? - odpowiedział rozba wiony Hugh. Co jeszcze wiedziała? Ciekaw był bardzo. Biedna kruszynka. Do tej pory życie jej nie rozpieszczało. - Jestem dziedziczką Friarsgate - odpowie działa zwyczajnie, ale z dumą. - Edmund mawia, że jestem cenną zdobyczą. Dlatego stryj Henryk szuka sposobu, żeby sprawować nade mną kon trolę. Czy mój stryj tu wróci? - Na jakiś czas sobie pojechał - odparł Hugh. - Ale jestem pewny, że przyjedzie sprawdzić, jak ci się wiedzie. - Przyjedzie, żeby rzucić okiem na moje ziemie i zobaczyć, jak wszystko kwitnie - bystro zauważy ła Rosamunda. 15
Wziął ją za rękę. - Wejdźmy do środka, Rosamundo. Wieje zim ny wiatr, niosący zapowiedź nadciągającej zimy. Weszli do domu i zasiedli w niewielkiej komna cie przy rozpalonym kominku. Siedząc naprzeciwko Hugh, dziewczynka stwier dziła z powagą na dziecinnej buzi: - A więc teraz jesteś moim mężem. Jej obute stopy nie sięgały ziemi. - Owszem - przytaknął z błyskiem w oczach, sta rając się odgadnąć, dokąd może prowadzić ta roz mowa. - Ile żon miałeś przede mną, panie? - zapytała zaciekawiona. - Żadnej - odparł z lekkim uśmiechem, który pojawił się na jego kanciastej twarzy. - Dlaczego? - zażądała wyjaśnień. Wyciągnęła rękę, żeby pogłaskać wielkiego szarego psa, który podszedł i usiadł przy niej. - Nie miałem środków, żeby utrzymać żonę - za czął wyjaśniać. - Byłem najmłodszym synem moje go ojca. Umarł tuż przed moimi narodzinami. On także był najmłodszym synem, we wszystkim zależ nym od swojej rodziny. Dawno temu wyświadczy łem ogromną przysługę mojej kuzynce, tak przy najmniej mi się wtedy wydawało. Przekonałem jej brata, żeby dał jej niewielki dom w Otterly, dzięki czemu stała się atrakcyjną partią dla twojego stryja Henryka. Agnes nie była zbyt ładna, ale nie miała powołania, żeby iść do klasztoru. Musiała więc mieć coś, co wyróżniłoby ją spośród innych niezbyt zamożnych panien na wydaniu. Przekonałem Ro berta Lindsaya, że kobieta z własnym domem ma większe szanse na zamążpójście i w ten sposób uczyniłem z Agnes atrakcyjną kandydatkę na żonę. 16
- Była więc taka jak ja - zauważyła Rosamunda. - Owszem, taka jak ty - przytaknął Hugh ze śmiechem. - Jak na tak młodą osobę rozumiesz bardzo dużo. - Ksiądz powiada, że kobiety są słabszym ogni wem, ale wydaje mi się, że nie ma racji. Kobiety potrafią być silne i inteligentne - oświadczyła otwarcie Rosamunda. - Czy to twoje własne przemyślenia, Rosamun- do? - zapytał. To dziecko, za które stał się dziś od powiedzialny, zaintrygowało go. Dziewczynka spojrzała zmieszana jego pytaniem i wyprostowała się na krześle. - Zbijesz mnie za moje słowa, panie? - spytała nerwowo. To pytanie bardzo go zaniepokoiło. - Czemu tak sądzisz, dziecko? - zapytał spokoj nie. - Byłam zbyt pewna siebie - wyjaśniła. - Moja ciotka mówi, że kobieta nie powinna być zbyt pew na siebie ani zbyt zuchwała. To nie podoba się mężczyznom, więc musi dostać baty. - Czy twój stryj cię bił? - zażądał odpowiedzi. Bez słowa skinęła głową. - Cóż, dziecko, ja nie będę cię bił - powiedział Hugh, łagodnym spojrzeniem szukając jej spłoszo nych bursztynowych oczu. - Oczekuję, że zawsze będziesz otwarta i szczera w swoich opiniach, Ro- samundo. Kiedy ludzie nie są ze sobą szczerzy, może pojawić się wiele niepotrzebnych nieporozu mień. Jeśli masz naprawdę zostać panią na Friars- gate, mogę cię wiele nauczyć. Nie wiem, jak długo będę u twojego boku, bo jestem starym człowie kiem. Jeśli jednak chcesz wziąć swój los we własne ręce, pozostać wolna i nie ulegać wpływom, na- 17
uczysz się wszystkiego, co mogę ci przekazać, i Henryk Bolton nie będzie mógł tobą kierować. Cabot dostrzegł na buzi dziewczynki ślad zainte resowania tymi słowami, ale szybko je pokryła, mówiąc z namysłem: - Gdyby mój stryj wiedział, że zamierzasz nasta wiać mnie przeciwko niemu, nie wydaje mi się, że dziś zostałbyś moim mężem, Hugh Cabocie. Roześmiał się. - Źle mnie zrozumiałaś, Rosamundo - odpo wiedział gładko. - Nie chcę cię nastawiać wrogo wobec twojej rodziny, ale gdybym był twoim oj cem, chciałbym, żebyś była niezależna. Friarsgate należy do ciebie, dziecko, nie do nich. Czy znasz zawołanie swojej rodziny? Przecząco potrząsnęła głową. - Tracez Votre Chemin. To znaczy: Idź własną drogą - wytłumaczył dziewczynce. Rosamunda kiwnęła głową. - Proszę cię, Hugh, żebyś żył długo i żebym mogła sama sobie wybrać następnego męża - odpowiedziała z rozbawieniem w oczach. Roześmiał się głośno. Rosamunda pomyślała, że zabrzmiało to miło. To był bogaty, głęboki śmiech bez śladu złośliwości. - Spróbuję, Rosamundo - obiecał. - Ile masz lat? - zapytała. - Dzisiaj mamy dwudziesty dzień października - odpowiedział. - Dziewiątego listopada będę miał sześćdziesiąt lat - mrugnął do niej. - Jestem bar dzo stary, Rosamundo. - To prawda - zgodziła się spokojnie, kiwając kasztanową głową. Nie mógł się powstrzymać, żeby się ponownie nie roześmiać. 18
- Zostaniemy przyjaciółmi, Rosamundo - stwier dził. Potem ukląkł przed nią, ujął jej dłoń i powie dział: - Dzisiaj, w dniu naszego ślubu, przysięgam ci, Rosamundo Bolton, że póki żyję ty i interesy Friarsgate zawsze będą dla mnie ważniejsze niż co kolwiek innego. - Potem pocałował małą rączkę. - Chyba ci zaufam - głośno zdecydowała Rosa- munda. - Masz dobre oczy. - Zabrała rękę. Potem uśmiechnęła się przekornie. - Cieszę się, że wybra no cię dla mnie, Hugh Cabocie, chociaż wydaje mi się, że gdyby mój stryj Henryk znał twoją prawdzi wą wartość, nie wybrałby ciebie, bez względu na dług wdzięczności, jaki ma wobec ciebie moja ciotka. - Moja mała żono - zwrócił się do niej - coś mi się widzi, że masz pociąg do intryg, co jest dość in teresujące u kogoś tak młodego. - Wstał, po czym zaraz usiadł na powrót. - Nie wiem, co to znaczy intryga. Czy to coś do brego? - zadała pytanie. - Może być takie. Nauczę cię, Rosamun do - zapewnił ją. - Do czasu kiedy mnie zabrak nie i nie będę cię mógł dłużej ochraniać, musisz nauczyć się jak najwięcej. Twój stryj nie będzie je dynym, który poprzez ciebie zechce zdobyć Friarsgate. Pewnego dnia może się pojawić czło wiek jeszcze silniejszy i niebezpieczniejszy niż Henryk Bolton. Masz wyczucie, dziecko. Potrzeb ne ci są tylko moje wskazówki, żeby przetrwać i zdobyć więcej sił. I tak rozpoczęło się ich małżeństwo. Hugh szyb ko przywiązał się do swojej młodziutkiej żony i po kochał ją jak córkę, której nigdy nie miał. Rosa- munda z kolei obdarzyła swojego starszego mał- 19
żonka miłością, jaką okazywałaby ojcu albo dziad kowi. Dobrze im było razem. Następnego dnia po ślubie wyruszyli w podróż. Hugh jechał na moc nym, ciemnobrązowym wałachu, a Rosamunda na swoim białym kucyku z czarną grzywą i ogo nem. Hugh znów był zadziwiony, gdy okazało się, jak dużo dziewczynka wie o swoich włościach. O wiele więcej, niż mógłby się spodziewać po ta kim dziecku. Z dumą pokazywała mu skąpane w jesiennym słońcu bujne łąki, na których w licz nych stadach pasły się jej owce, i zielone pastwiska, gdzie skubały trawę jej krowy. - Czy twój stryj dzielił się z tobą wiedzą o gospo darstwie? - zapytał Hugh. Rosamunda potrząsnęła przecząco głową. - Nie. Dla Henryka Boltona jestem jedynie własnością, którą należy kontrolować, żeby mieć władzę nad Friarsgate. - Skąd więc tyle wiesz? - zdziwił się. - Mój dziadek miał czterech synów - zaczęła. - Mój tata był trzeci z kolei, ale dwaj starsi pocho dzili z nieprawego loża, z czasów, zanim dziadek się ożenił. Dlatego ziemie odziedziczył mój tata. Stryj Henryk jest najmłodszym synem dziadka. Najstarszy to stryj Edmund. Tata kochał wszyst kich swoich braci, ale najbardziej Edmunda. Stryj Henryk urodził się, kiedy mój tata miał pięć lat. Dwaj pozostali byli bardziej zbliżeni wiekiem i, jak mi mówiono, dziadek nie robił różnicy pomiędzy swoimi chłopcami, tyle tylko, że tata miał być jego dziedzicem. Stryjowie Edmund i Ryszard otrzyma li zgodę na używanie nazwiska rodowego. Stryj Henryk nienawidzi ich, zwłaszcza Edmunda, bo mój tata jego lubił najbardziej. Dziadek oddał Ry szarda Kościołowi, żeby odpokutować za grzechy. 20
Przebywa w pobliskim opactwie Świętego Cuth- berta. Potem dziadek uczynił swoim zarządcą Ed munda. Stryj Henryk nie śmie wypędzić swojego starszego brata, bo Edmund wie o wiele więcej o Friarsgate niż on. Oczywiście Edmund trzyma się od Henryka z daleka, ale razem z Maybel wszystko mi wyjaśnili. - Maybel? - To było nowe imię. - Moja piastunka - odpowiedziała Rosamunda. - Jest żoną stryja Edmunda i matkuje mi bardziej niż prawdziwa mama. Mówili mi, że po urodzeniu mnie mamie nigdy nie wróciły siły, ale pamiętam, że była słodka. - Chciałbym poznać Maybel i Edmunda - rzekł Hugh. - Jedźmy więc do nich - odparła Rosamunda. - Polubisz ich! Hugh Cabot zrozumiał kolejny powód, dla któ rego Henryk Bolton wybrał go na męża Rosamun- dy. Z pewnością Edmund Bolton, niewątpliwie znakomity zarządca, mógł się zirytować, gdy został tak zręcznie odsunięty. Hugh powinien jak naj szybciej coś na to zaradzić, żeby nie wywołać kło potów. Nic nie może osłabić bezpieczeństwa Rosa- mundy i Friarsgate. Jeśli Edmund Bolton rzeczy wiście ma prawy charakter, tak jak mówiła jego bratanica, dogadają się. Dotarli do celu, kamiennego domu zbudowanego na samotnym wzgórzu, nad niewielkim stawem oto czonym wzgórzami. Pokryty strzechą, otynkowany na biało dom był dobrze utrzymany. Pod oknem stała pojedyncza ławka. Z komina unosiła się smu ga jasnoszarego dymu. Przy drzwiach kwitło kilka jesiennych róż. Hugh zsiadł z konia i zsadził Rosa- mundę z jej kucyka. 21
Dziewczynka pognała do domu, wołając: - Edmundzie! Maybel! Przywiozłam mojego męża, żeby was poznał! Hugh pochylił się, żeby przejść przez drzwi. Znalazł się w przytulnej izbie z ogniem buzują cym w kamiennym kominku. Wyszedł ku niemu z ukłonem mężczyzna średniego wzrostu, o twa rzy ogorzałej od przebywania na dworze, patrzą cy z ciekawością bursztynowymi oczami. - Witam, milordzie - odezwał się. - Maybel, chodź tutaj, poznasz nowego pana! - Wypchnął do przodu pulchną żonę. Była to malutka niewiasta w nieokreślonym wie ku, o przenikliwych szarych oczach. Uważnie zlu strowała Hugh Cabota. Wreszcie, wyraźnie usatys fakcjonowana tym, co zobaczyła, dygnęła przed nim. - Panie - powiedziała. - Czy możemy poczęstować pana szklaneczką jabłecznika? - uprzejmie zaproponował Edmund. - Z przyjemnością - przystał Hugh. - Przez cały dzień objeżdżamy ziemie mojej żony. - I moje dziecko nic nie jadło od rana? - zawo łała Maybel - Wstyd! Rosamunda zachichotała. - Nie byłam głodna - zapewniła swoją piastun kę. - Dzisiaj jestem po raz pierwszy poza domem od wielu tygodni, Maybel. Wiesz, że to prawda, stryj spuszczał mnie z oczu tylko wtedy, kiedy szłam siku i spać. Wspaniale było przejechać się wśród wzgórz! - Ale Maybel ma rację, żono - rzekł Hugh swo im spokojnym głosem. - Mnie też było przyjemnie, ale jesteś dziewczynką, która rośnie, i musisz jeść regularnie. 22
Zwrócił się do swoich gospodarzy: - Jestem zwyczajnym Hugh Cabotem i byłoby mi miło, gdybyście zwracali się do mnie po imie niu, Edmundzie i Maybel Bolton. - Kiedy będziemy we własnym gronie, owszem - zgodził się Edmund - ale przy służbie musisz za chowywać się jak pan, Hugh Cabocie. Twoja żo na jest przecież panią na Friarsgate. - Edmund był mile zaskoczony słowami Hugh i jego uprzejmym zachowaniem. - Siadajcie! - poleciła Maybel. - Zaraz was na karmię. Zaczęła się krzątać po pomieszczeniu. Z koszy ka przy kominku wyjęła bochenek chleba, przekro iła na części i wydrążyła je. Umieściła je na stole i napełniła cudownie pachnącą potrawką z królika z cebulą i marchwią. Chlebowa miska stojąca przed Rosamundą i Hugh była większa niż pozo stałe. Oczekiwano, że będą się dzielić strawą. May bel podała im do jedzenia łyżki z polerowanego drewna. Potem usiadła razem z nimi przy stole. Edmund przyniósł cynowe kielichy z jabłeczni kiem, wytłoczonym wcześniej tego dnia. Rosamunda odkryła z zaskoczeniem, że na prawdę jest bardzo głodna. Jadła z zapałem, szyb ko, raz za razem zanurzając łyżkę i wydobywając z wydrążonego chleba smaczne kąski. Maybel, która obserwowała ich ukradkiem, za uważyła, że Hugh Cabot ustępował dziewczynce, pozwalając jej jeść do woli, a sam jedynie udawał, że się posila. Dopiero kiedy Rosamunda się nasy ciła, zaczął jeść naprawdę. No, no, bardzo intere sujące, pomyślała Maybel. Nie była jeszcze gotowa uwierzyć, że Henryk Bolton wyświadczył swojej bratanicy przysługę, wybierając jej tego wiekowe- 23
go mężczyznę na męża. Ale wydawało się, że Ro- samunda polubiła tego mężczyznę. Zwykle była bardzo nieufna wobec obcych, zwłaszcza mających powiązania z chciwym stryjem. - Maybel, to była najlepsza potrawka z królika, jaką jadłem w życiu! - oświadczył Hugh Cabot, kiedy skończył. Z pełnym zadowolenia westchnie niem odsunął się od stołu. Edmund Bolton uśmiechnął się. - Moja Maybel to dobra kucharka - powiedział. - Jeszcze trochę jabłecznika, Hugh? - Chyba już podziękuję, Edmundzie. Jeśli mamy wrócić do domu przed zapadnięciem zmroku, mu simy niedługo was opuścić. - Tak, a niebawem nadciągnie zima i dni będą jeszcze krótsze - odpowiedział Edmund. - Jednak zanim odjedziemy - podjął Hugh - powiem prosto: Henryk Bolton starał się nas poróżnić, a ja tego nie chcę. Przez wiele lat byłem zarządcą w majątku brata Agnes Bolton. Popro szono mnie, żebym przyuczył do tego zadania je go syna, który miał zająć moje miejsce. Uczyni łem to. Kiedy Agnes dowiedziała się, że straciłem zajęcie, zasugerowała, żebym został mężem Ro- samundy i dbał o interesy Henryka Boltona we Friarsgate. - Henryk Bolton nie ma żadnego interesu we Friarsgate! - rzucił gniewnie Edmund. - Zgadzam się - szybko odparł Hugh. - Friars gate należy do Rosamundy, a później jej potom stwa. Henryk Bolton sprytnie usiłował odsunąć cię, wydając Rosamundę za mnie. Friarsgate nie potrzebuje dwóch zarządców. Jeśli chodzi o mnie, poproszono mnie tylko, żebym ożenił się z dziew czynką. Nic więcej, chociaż Henryk zakładał, że 24
przejmę wszelkie obowiązki i pozbawię cię zajęcia, które przeznaczył dla ciebie twój własny ojciec. Nie zrobię tego. - Co więc zamierzasz uczynić? - zapytał ostroż nie Edmund starszego mężczyznę. - Zamierzam nauczyć Rosamundę pisać i czytać oraz prowadzić rachunki, żeby pewnego dnia, gdy nas zabraknie, wiedziała, co ma robić. Przypusz czam, że ksiądz nie próbował jej uczyć niczego. Mam wrażenie, że to nieuk i tępak. - Henryk Bolton nie wierzy, żeby kobiecie po trzebne były inne umiejętności poza pracami do mowymi. Myśli, że naszej bratanicy wystarczy zna jomość takich zajęć jak robienie mydła, przetwo rów czy solonych ryb - powiedział Edmund. - A co ty o tym sądzisz? - zainteresował się Hugh. - Uważam, że powinna się nauczyć i jednego, i drugiego - odparł Edmund - ale stary ojciec Ber nard nie może jej niczego przekazać. Klepie na pa mięć swoje msze i nie można go uważać za wy kształconego człowieka. Do diabła, przecież on jest na pewno starszy niż ty, Hugh Cabocie, a ostatnio coraz bardziej dziwaczeje. Hugh roześmiał się serdecznie. - A więc ustalone, Edmundzie. Ty będziesz na dal zarządzał posiadłością, a ja zajmę się edukacją mojej żony. - Będziemy się regularnie spotykać - dorzucił Edmund. - Musisz wiedzieć wszystko, żeby Hen ryk Bolton był przekonany, że to ty zarządzasz Friarsgate. I najlepiej będzie, jeśli to ty będziesz zasiadał podczas rozsądzania sporów na dworze raz na trzy miesiące. Wszyscy muszą mieć wraże nie, że jesteś panem na Friarsgate. 25
- Mam nadzieję, że dobrze odegram swoją rolę - stwierdził Hugh. - Wy tu sobie spiskujecie, a tymczasem dziecko prawie zasypia - ostro wtrąciła się Maybel. - Ru szaj z żoną do domu, Hugh Cabocie, zanim zapad nie noc i nie będziecie mogli znaleźć drogi. W oko licy grasują rozbójnicy, bo jak wiesz, znajdujemy się blisko granicy ze Szkotami. - Mieszkałem bardziej na południe - odpowie dział. - Często was najeżdżają? - Zwykle we Friarsgate jesteśmy bezpieczni, chyba że królowie albo możni panowie zechcą ze sobą walczyć - cierpkim tonem odpowiedziała Maybel. - Wiadomo, wtedy najbardziej cierpią biedni i słabi. Szkoci czasami wyprawiają się tu po owce albo bydło, ale zwykle zostawiają nas w spokoju. - Ciekawe dlaczego? - zainteresował się Hugh. - Wzgórza - wyjaśnił Edmund. - W pobliżu Friarsgate są bardzo strome. A żeby szybko wypro wadzić stado czy nawet tylko kilka sztuk, teren mu si być bardziej płaski. Musiałaby wyniknąć jakaś poważna sprzeczka ze Szkotami, żebyśmy byli na rażeni na ich atak. - Kto po drugiej stronie granicy mieszka najbli żej Friarsgate? - zapytał Hugh. - Hepburn z Claven's Carn - odpowiedział Ed mund. - Spotkałem go raz, gdy przyjechał z syna mi na targ bydła. Teraz pewnie już nie żyje, a sche dę po nim przejął któryś z synów. Szkoci są kłótli wymi ludźmi i synowie niewątpliwie walczyli o zie mię po ojcu. - Pewnie tak - przytaknął Hugh. - Szkoci tacy są. Są bardziej dzicy niż cywilizowani. - Wstał ze swojego miejsca przy stole i spojrzał na Rosamun- 26
dę, która drzemała na krześle. - Weź ją na ręce, Edmundzie. Pojadę z nią na moim koniu, a kucy ka będę prowadził. - Nie, ja na nim pojadę - rzekła Maybel. - Po winnam wrócić z wami, żeby się zająć dziewczynką, Hugh Cabocie. - Jedźmy więc - odpowiedział Hugh, ruszył do drzwi, otworzył je i wyszedł na dwór. Odwiązał konia i dosiadł rumaka, po czym wyciągnął ręce, żeby wziąć od Edmunda Boltona śpiące dziecko. Ułożył małą ostrożnie w zgięciu swojego ramienia, a drugą ręką mocno ujął cugle. Maybel pospiesznie wypadła na podwórze, otu lając się szczelnie peleryną z kapturem. Z pomocą męża dosiadła kuca i powiedziała: - Jestem gotowa. Koniecznie posprzątaj w do mu, Edmundzie, zanim jutro przyjedziesz do nas. - Tak jest, moja droga - odpowiedział z lekkim uśmiechem, po czym klepnął kucyka po zadzie. Konik ruszył za wierzchowcem nowego pa na na Friarsgate. Obserwujący ich odjazd Edmund pomyślał, że jego bratanica wreszcie ma sprzymie rzeńca w walce z Henrykiem Boltonem. Oczywi ście jeśli Hugh Cabot istotnie jest taki, jaki się wy daje. Ale Edmund miał dobre przeczucia co do nowego pana Friarsgate. Zaśmiał się pod no sem. Jego chciwy i podły brat przyrodni był prze konany, że na męża dla ich wspólnej bratanicy wy brał słabego, starego człowieka. Edmund znów za chichotał. Henryk zawsze był cwany. Edmund wiedział, co knuje brat, bo jego zamiary były jasne jak słońce. Henryk zaaranżował to małżeństwo Rosamundy, bo dziewczynka była jeszcze za mała, żeby sypiać z mężczyzną i mieć dzieci. Zresztą Hugh Cabot 27
z pewnością nie był już tym zainteresowany. Mimo to dziedziczka Friarsgate pozostawała mężatką, bezpieczną od zakusów drapieżników, którzy chcieliby ją poślubić, nie dbając o zdanie Henryka. Henryk pragnął Friarsgate dla własnych potom ków. Edmund nie miał wątpliwości, że jeśli dziec ko, którego spodziewała się Agnes, będzie chłop cem, Henryk wyswata je z Rosamundą najszybciej, jak tylko się da. Nawet jeśli chłopiec będzie jeszcze przy piersi matki. Nieważne, że narzeczona będzie starsza od narzeczonego. Takie małżeństwa zda rzały się często, kiedy w grę wchodziła ziemia. Ale jeśli Hugh Cabot był uczciwym człowiekiem, a Ed mund wierzył, że tak jest, to Rosamunda będzie bezpieczna od zakusów swojego stryja Henryka, który tym razem chyba przechytrzył. Edmund obserwował dwoje jeźdźców, znikają cych za wzgórzem. Odwrócił się i podążył do do mu, żeby posprzątać. Rano znów podejmie obo wiązki zarządcy Friarsgate. Wspólnie z Cabotem nauczą Rosamundę wszystkiego, czego potrzeba, żeby mogła sama w przyszłości zarządzać swoimi włościami. Pod rządami Henryka Boltona źle się działo. Teraz, gdy majątek miał nowego pana, ponownie stał się szczęśliwym miejscem, jakim był w czasach rodziców i dziadków Rosamundy. W wieczór Wszystkich Świętych, który był również dniem Świętego Wolfganga, po zachodzie słońca rozpa lono ogniska na wzgórzach. Na samym środku głównej sali Friarsgate ustawiono ogromny, wyso ki lichtarz. Pod sufitem rozwieszono zielone gir- 28
landy, ozdobione jabłkami. Koronnym daniem wieczornego posiłku był crowdie, słodki krem jabł kowy, który otrzymali biesiadnicy przy głównym stole. W deserze zostały ukryte dwa pierścienie, dwie monety i dwie kulki. - Mam monetę! - zawołała podniecona Rosa- munda, widząc na łyżce pieniążek. - Ja też! - zaśmiał się Hugh. - Jeśli więc legen da jest prawdziwa, moja żono, będziemy bogaci. Ale ja jestem już bogaty, bo mam ciebie. - A co ty dostałeś, Edmundzie? - zapytało dziecko stryja. - Nic - odrzekł ze śmiechem. - Ale to oznacza, że twoje życie będzie pełne nie pewności - powiedziała Rosamunda. Zaczęła grze bać łyżką w deserze. - Znajdę dla ciebie pierścień! - On już jest ożeniony ze mną - przypomniała Maybel swojej podopiecznej. - Zostaw pierścionki dla dziewcząt w kuchni, które będą cieszyć się tym, co zostanie po naszym posiłku, panienko. - A ty znalazłaś coś? - zapytała Rosamunda swoją piastunkę. - Kulkę - przyznała Maybel. - Nie! Nie! - krzyknęła dziewczynka. - To ozna cza, że twoje życie będzie samotne, Maybel! - No cóż, dotąd jeszcze nie byłam samot na - odpowiedziała ze śmiechem Maybel. - Opie kuję się tobą i mam mojego Edmunda. Zresztą to wszystko to tylko przesądy. Rosamunda w towarzystwie męża wyszła na dwór, żeby poczęstować suszonymi jabłkami swoich dzierżawców, zgromadzonych na zboczu wzgórza przy ognisku rozpalonym w wigilię Wszystkich Świętych. Uważano, że jabłka o tej po rze roku przynoszą szczęście. Mieszkańcy Friars- 29
gate przyjęli owoce przyniesione przez Rosamun- dę z ukłonami i podziękowaniami. Następnego dnia czczono świętych, tych zna nych i tych nieznanych. Drugiego listopada obcho dzono Dzień Zaduszny. Dzieci z Friarsgate cho dziły ze śpiewem od domu do domu, w nagrodę dostając owsiane ciasteczka z kawałkami jabłek. Dziewiątego dnia miesiąca Rosamunda zaskoczyła swojego męża niewielką ucztą dla uczczenia jego urodzin. Podarowała mu też srebrną broszę z czar nym agatem, która należała do jej ojca i dziadka. Hugh spoglądał na broszę, spoczywającą na mięk kim suknie z niebieskiej wełny. W całym swoim sześćdziesięcioletnim życiu nigdy jeszcze niczego nie dostał. Spojrzał na dziewczynkę, która teraz by ła jego żoną, i w jego oczach pojawiły się łzy. - Rosamundo - odezwał się ze ściśniętym gar dłem - nigdy jeszcze nie dostałem niczego tak wspaniałego. - Pochylił się i pocałował ją w poli czek. - Dziękuję, żono. - Och, tak bardzo się cieszę, że ci się podoba - odparła. - Maybel powiedziała, że na pewno bę dziesz zadowolony. To do twojej peleryny, Hugh. Będzie pięknie wyglądała! Dwa dni później, na świętego Marcina, jedli pie czoną gęś. Dwudziestego piątego listopada przypa dało świętej Katarzyny, kolację uświetniono cia steczkami w kształcie kół i „owczą wełną", musują cym napojem, podawanym w owalnych naczyniach. Potem były tańce w kole. Zbiory dawno już sprząt nięto z pól, a wiele owiec i krów zaokrągliło się, że by za parę miesięcy wydać na świat młode. Rozpoczął się okres oczekiwania na święta Bo żego Narodzenia, kończący się wieczorną mszą wi gilijną. Był to najszczęśliwszy czas w całym życiu 30
Rosamundy. Nie było wieści od stryja Henryka. W głównej sali nieustannie żarzył się tradycyjny, bożonarodzeniowy kloc drewna. Wszędzie rozwie szono jemiołę i gałęzie ostrokrzewu. W dwunastu kandelabrach cały czas płonęły świece. Każdy po siłek składał się z dwunastu dań. W czasie tych bie siad największą popularnością cieszyły się słody cze. Serwowano kaszę pszenną na mleku, placek z siekanym mięsem i pudding, ale ulubionym da niem Rosamundy były tradycyjne, świąteczne la leczki z piernika. W prezencie świątecznym Rosamunda obdarzy ła każdego swoich dzierżawców prawem do polo wań na zające w każdą sobotę podczas miesięcy zi mowych. W tym urodzajnym roku kamienne spi chlerze były tak pełne, że w czasie chłodów mogła wykarmić wieśniaków z Friarsgate. Raz w miesiącu rozdawano ziarno, żeby je zawieźć do młyna i zmie lić na mąkę. Piwnice pełne były koszów cebuli, ja błek i gruszek, a kopce marchwi i buraków. Piąty dzień stycznia, zwany Dwunastą Nocą, był ostatnim dniem świąt Bożego Narodzenia. Tego wieczoru w głównej sali sześciu tancerzy ze wsi, przebranych za woły, z rogami i dzwoneczkami, za bawiało Rosamundę i Hugh Cabota. Po skończo nym spektaklu Rosamunda wybrała jednego z tan cerzy jako „najlepsze zwierzę". Chichocząc zawie siła na jego rogach twarde ciasteczko owsiane w kształcie obwarzanka. „Najlepsze zwierzę" pró bowało strząsnąć z rogów nagrodę, a Rosamunda i Hugh rozprawiali gorączkowo, czy ciastko upad nie przed czy za tancerzem. W końcu ciastko ode rwało się od rogów i upadło na stół przed młodą panią Friarsgate. Rosamunda roześmiała się i za częła klaskać. 31
- Brawo! - zawołała, gdy woły tanecznym kro kiem opuszczały komnatę. Po skończonym posiłku pan i pani na Friarsgate wyszli przed dom z kielichami w dłoniach. Nad ni mi, na czarnym niebie, migotały srebrzyście gwiaz dy. Na podwórzu rósł ogromny dąb, z gałęziami wyginającymi się na wszystkie strony. Podobno rósł w tym miejscu już przed stu laty, zanim jeszcze zbudowano tu dom. W kielichach Rosamundy i Hugh był jabłecznik, mieli też ze sobą trzy małe kawałki kminkowego ciasta. Oboje wznieśli toast na cześć dębu i wspólnie zjedli jeden kawałek cia sta, pozostałe dwa ofiarowując drzewu. Potem okrążyli je, śpiewając starą pieśń i wylali resztkę ja błecznika na poskręcane korzenie, sterczące nad ziemią. - To najlepsza Dwunasta Noc w moim życiu! - oświadczyła szczęśliwa Rosamunda. - Tak - przytaknął Hugh, idąc ze swoją mło dziutką żoną z powrotem do domu - w moim też, dziecino. Przyszła zima. Rosamunda rozpoczęła naukę czytania i pisania. Hugh uczył ją osobiście, z wiel ką cierpliwością kreśląc litery kawałkiem węgla na skrawku pergaminu. Ku jego zaskoczeniu oka zało się, że Rosamunda jest leworęczna, co zdarza ło się bardzo rzadko. Podążając za jego wskazów kami, dziewczynka starannie kopiowała litery, wie lokrotnie powtarzając tę czynność, i głośno je wy mawiała. Podchodziła bardzo poważnie do swoich ćwiczeń i okazała się pojętną uczennicą. W ciągu miesiąca nauczyła się na pamięć całego alfabetu i umiała wyraźnie napisać każdą literę. Potem Hugh nauczył ją pisać jej imię. Gdy po raz pierw szy je zobaczyła, wypisane literami na pogniecio- 32