Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Ward J.R. - Bractwo Czarnego Sztyletu 10 - Księżycowa Przysięga

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Ward J.R. - Bractwo Czarnego Sztyletu 10 - Księżycowa Przysięga.pdf

Beatrycze99 EBooki W
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 239 stron)

- 1 -

- 2 - JJ .. RR .. WW aa rr dd KKssiięężżyyccoowwaa PPrrzzyyssiięęggaa Seria Bractwo Czarnego Sztyletu 10

- 3 - SSPPIISS TTRREEŚŚCCII Streszczenie..........................................................................................- 5 - Od tłumaczki........................................................................................- 6 - Podziękowania .....................................................................................- 8 - Glosariusz ............................................................................................- 9 - Rozdział 1 ..........................................................................................- 14 - Rozdział 2 ..........................................................................................- 19 - Rozdział 3 ..........................................................................................- 26 - Rozdział 4 ..........................................................................................- 33 - Rozdział 5 ..........................................................................................- 41 - Rozdział 6 ..........................................................................................- 44 - Rozdział 7 ..........................................................................................- 47 - Rozdział 8 ..........................................................................................- 57 - Rozdział 9 ..........................................................................................- 63 - Rozdział 10 ........................................................................................- 67 - Rozdział 11 ........................................................................................- 74 - Rozdział 12 ........................................................................................- 81 - Rozdział 13 ........................................................................................- 87 - Rozdział 14 ........................................................................................- 94 - Rozdział 15 ......................................................................................- 102 - Rozdział 16 ......................................................................................- 110 - Rozdział 17 ......................................................................................- 117 - Rozdział 18 ......................................................................................- 120 - Rozdział 19 ......................................................................................- 124 - Rozdział 20 ......................................................................................- 130 - Rozdział 21 ......................................................................................- 135 - Rozdział 22 ......................................................................................- 141 -

- 4 - Rozdział 23 ......................................................................................- 146 - Rozdział 24 ......................................................................................- 153 - Rozdział 25 ......................................................................................- 157 - Rozdział 26 ......................................................................................- 165 - Rozdział 27 ......................................................................................- 177 - Rozdział 28 ......................................................................................- 183 - Rozdział 29 ......................................................................................- 188 - Rozdział 30 ......................................................................................- 192 - Rozdział 31 ......................................................................................- 201 - Rozdział 32 ......................................................................................- 205 - Rozdział 33 ......................................................................................- 212 - Rozdział 34 ......................................................................................- 216 - Rozdział 35 ......................................................................................- 220 - Rozdział 36 ......................................................................................- 224 - Rozdział 37 ......................................................................................- 232 -

- 5 - SSTTRREESSZZCCZZEENNIIEE Dziesiąty tom kultowego cyklu o tajnym bractwie wampirów. Xhex udaje się uwolnić z niewoli u Lahsera i ciężko ranna trafia do siedziby Bractwa. John opiekuje się nią troskliwie i oboje bardzo się do siebie zbliżają. Zgwałconą przez porywacza dziewczynę prześladują koszmary, ale znajduje wsparcie ukochanego. Czuje jednak, że Johna coś dręczy i postanawia dowiedzieć się czegoś o jego przeszłości. Przy tej okazji przekonuje się, że są sobie przeznaczeni. Oboje postanawiają ostatecznie zniszczyć Lahsera i zmusić go, by zapłacił za swoje czyny.

- 6 - OODD TTŁŁUUMMAACCZZKKII W oryginale imiona wampirów tworzących Bractwo oddają cechy charakteru noszących je postaci. Zgodnie z wampirzą tradycją zawierają też literę „h”. By czytelnik polski, nieznający języka angielskiego, zrozumiał znaczenie tych imion, znaleźliśmy dla nich polskie ekwiwalenty (dodając oczywiście do każdego z nich literę „h”. I tak: Wrath (ang. wrath - gniew) to Ghrom (pol. ) Thorment (torment - tortura) Tohrtur (pol. ) Vishous (vicious - wredny) Vrhedny (pol. ) Rhage (rage - gniew) - Rankohr (rankor staropolskie: gniew) Phury (fury - furia) Furiath (pol. ) Zsadist (sadist - sadysta) Zbihr (pol. )

- 7 - Dedykuję: Tobie Nie do wiary, jak daleko udało nam się razem zajść. Mimo to Twoja książka nie jest pożegnaniem, Tylko kolejną wyprawą. Jak zwykle…

- 8 - PPOODDZZIIĘĘKKOOWWAANNIIAA Wyrazy głębokiej wdzięczności dla czytelników serii Bractwa Czarnego Sztyletu. Serdeczności dla Cellies, internetowej grupy dyskusyjnej fanów. Podziękowania dla Stevena Axelroda, Kary Welsh, Clarie Zion Lesliego Gelbmana za wsparcie i przewodnictwo. Dziękuję również pracownikom wydawnictwa New American Library - powiedzmy sobie szczerze: Bractwo Czarnego Sztyletu jest dziełem zbiorowym. Dziękuję Lu, Opal i wszystkim naszym moderatorom za serce, które wkładają w swoją robotę ! Nieustające wyrazy wdzięczności dla mojego Komitetu Wykonawczego: Sue Grafton, dr Jessiki Anderson, Betsey Vaughan. Wyrazy szacunku dla niezrównanej Suzanne Brockmann i fantastycznej Christine Feehan (z rodziną) oraz wszystkich koleżanek po piórze, które mnie zagrzewają do dzieła, nie szczędząc cennych rad (Christine, Linda i Lisa!). Pragnę też podziękować najdroższej Karze Cesare. DBL - Jestem twoją wielką fanką. Proszę nie przestawaj pisać! Całusy. Mama. NTM - dzięki za to, że zawsze byłeś ze mną, na dobre i na złe. Podziękowania: Dla Jac (i, rzecz jasna, Gabe!) - za Plastic Fantastic i odkrywczą definicję pojęcia romansu; Dla LeElli Scott, którą uwielbiam nie tylko za to, że się cudownie opiekuje młodym krewnym mojego psa; Dla Katie, malutkiej Kylie i ich mamy, do której stale wydzwaniam; Dla Lee za przetarcie szlaku; Dla Margaret i Walkera za to, że hojnie rozdają radość. Ta ksiązka nigdy by nie powstała bez mojego kochającego męża, który jest moim doradca, aniołem stróżem i wizjonerem, mojej cudownej matki, za której miłość nigdy się w pełni nie odwdzięczę; moich krewnych (rodzonych i przyszywanych) i moich najdroższych przyjaciół. I, oczywiście, bez piękniejszej połowy WriterDoga.

- 9 - GGLLOOSSAARRIIUUSSZZ Ahstrux nohtrum - osobisty ochroniarz z uprawnieniami zabójcy. Funkcja z królewskiego nadania Bractwo czarnego sztyletu - tajna organizacja mistrzów sztuk walki, której zadaniem jest obrona wampirów przed Korporacją Reduktorów. Dzięki właściwemu doborowi genetycznemu członkowie Bractwa obdarzeni są potężnym ciałem i umysłem, oraz niecodzienną zdolnością regeneracji. Bractwo wyławia kandydatów na swoich członków, którzy nie są rodzonymi braćmi. Agresywni, pewni siebie a przy tym tajemniczy, trzymają się z dala od cywilów i nie utrzymują kontaktów z członkami pozostałych kast, o ile nie potrzebują się dokrwić. W świecie wampirów bracia cieszą się wielkim poważaniem. O ich wyczynach krążą legendy. Giną tylko od bardzo poważnych urazów; takich jak rany postrzałowe, cios w serce itp. Broniec - samiec wampirów, który ma partnerkę. Samce mogą mieć więcej, niż jedną partnerkę. Cerbher - kurator przydzielony z urzędu. Funkcja podlega gradacji; najwięcej uprawnień mają cerbherzy eremithek. Chcączka - okres płodności u samicy wampirów, zwykle trwa dwa dni i towarzyszy jej potężny apetyt seksualny. Pierwsza chcączka występuje około pięciu lat po przemianie, później pojawia się raz na dziesięć lat. Chcączka samicy wyczuwana jest przez wszystkie samce, które mają z nią kontakt. To niebezpieczny okres, w którym dochodzi do waśni i starć między rywalizującymi samcami, zwłaszcza jeśli samica nie ma partnera. Dhunhd - piekło. Ehros - wybranka kształcona w dziedzinie sztuki erotycznej i miłosnej. Eremithka - status przyznawany przez króla arystokratycznej samicy w odpowiedzi na suplikę jej rodziny. Eremithka podlega wyłącznie władzy cerbhera, zwykle najstarszego samca w domostwie. Cerbher ma prawo

- 10 - decydowania o jej postępowaniu, zwłaszcza ograniczania bądź całkowitego zakazu kontaktów ze światem zewnętrznym. Frathyr - zwrot używany pomiędzy mężczyznami na znak wzajemnej miłości i szacunku. W swobodnym tłumaczeniu: drogi przyjaciel. Glymeria - opiniodawcze kręgi arystokracji. Socjeta. Gwardh - osoba odpowiedzialna za wychowanie, ojciec chrzestny. Juchacz - wampir płci męskiej lub żeńskiej, który ma obowiązek karmić swoją krwią właściciela. Choć posiadanie juchaczy należy do ginących obyczajów, jest nadal praktyką legalną. Korporacja Reduktorów - organizacja zabójców powołana przez Omegę w celu eksterminacji rasy wampirów. Krwiczka - wampirzyca, która ma partnera seksualnego. Samice zwykle poprzestają na jednym partnerze, ponieważ samce mają silny instynkt terytorialny. Krypta - rytualne miejsce spotkań Bractwa Czarnego Sztyletu, wykorzystywane do ceremonii oraz przechowywania słoi z sercami reduktorów. W Krypcie odbywają się ceremonie przyjęcia do Bractwa i pogrzeby; tu również dyscyplinuje się nieposłusznych członków Bractwa. Wstęp przysługuje jedynie członkom Bractwa, Pani Kronik i inicjowanym adeptom. Lilan - pieszczotliwie: ukochany, ukochana. Łyż - narzędzie tortur służące do wyłupywania oczu. Mahtrona - babcia. Mamanh - spieszczenie słowa: matka. Nalla - najdroższa, ukochana. Rodzaj męski: nallum. Normalsi - symphackie określenie wampirów niebędących symphatami. Nówka - dziewica.

- 11 - Omega - złowroga, tajemnicza postać dążąca do zagłady wampirów z powodu niechęci do Pani Kronik. Istota nadprzyrodzona, posiada zdolności magiczne, z wyjątkiem mocy tworzenia. Pani Kronik - duchowy autorytet, doradczyni królów, strażniczka świętych ksiąg wampirów, dawczyni przywilejów. Istota nadprzyrodzona, posiada wiele nadprzyrodzonych mocy. W jednorazowym akcie kreacji powołała do istnienia rasę wampirów. Pierwsza Rodzina - królewska para wampirów z ewentualnym potomstwem. Pre - trans - młody wampir w okresie bezpośrednio poprzedzającym przemianę. Princeps - bardzo wysoki stopień w hierarchii wampirzej arystokracji; ustępuje rangą jedynie członkom Pierwszej Rodziny i Wybrankom Pani Kronik. Provodhyr - wpływowy osobnik piastujący wysokie stanowisko. Przedświtek - trzeci posiłek wampirów, odpowiednik kolacji w świecie ludzkim. Przemiana - przełomowy okres w życiu wampirów obojga płci, w którym osiągają dojrzałość. Odtąd muszą regularnie pić krew osobnika płci przeciwnej i nie mogą przebywać w świetle słonecznym. Przemiana zwykle występuje w wieku około dwudziestu pięciu lat. Niektóre wampiry, zwłaszcza samce, giną w trakcie przemiany. Wampiry przed przemianą są słabowite, nierozbudzone płciowo i niezdolne do dematerializacji. Psaniec - wampir należący do kasty sług. Psańce są posłuszne wielowiekowej tradycji, która dyktuje ich strój i maniery Mogą przebywać w świetle dziennym, za to starzeją się dość szybko. Średnia długość życia psańca wynosi około pięciuset lat. Samica psańca: psanka. Pyknąć - unicestwić Nieumarłego przez przebicie mu piersi; anihilacji towarzyszy charakterystyczne pyknięcie połączone z rozbłyskiem. Pyrokant - pięta achillesowa, słaby punkt lub niszcząca słabość danego osobnika. Natury wewnętrznej (np. nałóg) lub zewnętrznej (np. kochanek).

- 12 - Pomstha - odwet. Akt wymierzenia sprawiedliwości, zwykle przez samca związanego z poszkodowanym. Qhrih (St. Jęz. ) - runa honorowej śmierci. Reduktor - członek Korporacji Reduktorów. Bezduszny humanoid, pogromca wampirów. Reduktorów można pozbawić życia wyłącznie przez przebicie piersi; w pozostałych wypadkach żyją wiecznie. Nie jedzą, nie piją, nie rozmnażają się. Z czasem tracą pigment we włosach, skórze i tęczówkach - są bezkrwiści, białowłosi, oczy mają bezbarwne. Pachną zasypką dla niemowląt. Do Korporacji wprowadzani przez Omegę, po rytualnej inicjacji wypatroszone serce przechowują w kamiennym słoju. Rundha - rytualna rywalizacja samców o samicę, z którą chcą się parzyć. Ryth - rytuał zwracania honoru proponowany przez stronę znieważającą. Znieważony wybiera dowolną broń i atakuje nieuzbrojonego adwersarza (samca lub samicę). Sadhomin - tytuł grzecznościowy używany w relacjach sado maso przez osobnika podległego wobec osobnika dominującego. Sroghi - określenie odnoszące się do sprawności męskiego członka. W tłumaczeniu dosłownym: podziwu godny, zasługujący na szlachetną samicę. Symphaci - odmiana rasy wampirów charakteryzująca się, między innymi, skłonnością i talentem do manipulowania uczuciami bliźnich; w ten sposób doładowują się energetycznie. Symphaci od stuleci są gatunkiem pogardzanym, w niektórych epokach przeznaczonym na odstrzał. Odmiana bliska wymarcia. Tolly - czuły zwrot. W wolnym przekładzie: moja miła; mój miły. Wampir - przedstawiciel gatunku odmiennego od Homo sapiens. Aby żyć, wampir musi pić krew osobnika płci przeciwnej. Ludzka krew utrzymuje wampiry przy życiu, jednak jej działanie jest krótkotrwałe. Po przemianie, która występuje około dwudziestego piątego roku życia, wampiry nie mogą przebywać na słońcu i regularnie muszą się dokrwić. Istota ludzka nie może zostać wampirem przez ukąszenie ani transfuzję krwi, spotyka się jednak rzadkie przypadki krzyżówki ras. Wampiry potrafią się dematerializować, ale wymaga to spokoju i koncentracji oraz braku większych obciążeń. Potrafią też

- 13 - wymazywać wspomnienia z pamięci krótkoterminowej człowieka. Niektóre wampiry umieją czytać w myślach. Średnia życia wampira wynosi ponad tysiąc lat; znaczna część osobników żyje o wiele dłużej. Wieczerza - pierwszy posiłek wampirów, odpowiednik śniadania w świecie ludzkim. Wybranki - samice wampirów chowane na służebnice Pani Kronik. Uchodzą za arystokrację, choć bardziej w hierarchii duchowej niż świeckiej. Z samcami nie mają prawie styczności, czasem jednak parzą się z wybranymi dla nich przez Panią Kronik braćmi, aby zapewnić liczebność kasty. Posiadają dar jasnowidzenia. W dawnych czasach karmiły swoją krwią członków Bractwa, którzy nie mieli własnych krwiczek, praktyka ta została jednak zarzucona. Zanikh - duchowa kraina, w której zmarłe wampiry pędzą życie wieczne w otoczeniu swoich bliskich. Zghubny brah - młodszy bliźniak, nosiciel klątwy. Zvidh - pole buforujące, maskujące realistyczną iluzją wybrany fragment terenu; fatamorgana. Zwyrth - martwy osobnik powracający z Zanikhu do świata żywych. Zwyrthy darzone są głębokim szacunkiem i podziwiane za bolesne doświadczenia.

- 14 - RROOZZDDZZIIAAŁŁ 11 John scalił się obok latarni ulicznej, jednej z tych, co to niespecjalnie przykładają się do swoich obowiązków. Mdły krąg światła wokół pochyłego jak szyja żyrafy słupa oświetlał front kamienicy, której bardziej byłoby do twarzy w mroku: cegła i zaprawa muru były jednako szarobure, pęknięte szyby w oknach opatrzone plastrem albo szmatławym kocem. Wytarte stopnie wyglądały, jakby ktoś nieźle poużywał sobie na nich młotkiem. Nic się tu nie zmieniło od czasu, gdy John opuszczał to miejsce, tylko na bramie rudery zawisła żółta kartka: „Do rozbiórki”. Cóż, taka kolej rzeczy. Gdy Xhex zmaterializowała się obok, John spiął się, by roztoczyć wokół siebie aurę dystansu i obojętności. Z marnym skutkiem. Tura po żałosnym pejzażu jego wczesnej młodości kosztowała go więcej niż sądził. Trochę jak rollercoaster w Disneylandzie; gdy wagoniki raz ruszą, nie ma przebacz. Jego życie powinno być opatrzone znakami ostrzegawczymi: Uwaga na niechcianą ciążę! Grozi atak epilepsji! Tak, tego się już nie da powstrzymać: Xhex nie pozwoli mu się wycofać. Znała go na wylot, więc odgadywała, jak bardzo czułby się przegrany, gdyby wycofał się teraz. - Tutaj wylądowałeś ostatecznie? - spytała szeptem. Kiwnął głową, prowadząc ją na tyły budynku. Ciekawe, czy drzwi nadal będzie się dało otworzyć. Zasuwa stawiała lekki opór, ale w końcu puściła. Weszli do środka. Chodnik na dole klatki, zadeptany i pokryty zaschniętymi na kamień plamami, przypominał klepisko w kurnej chacie. Korytarz zaścielały puste butelki po trunkach, zmięte papierki po słodyczach, zdeptane niedopałki papierosów. Japiło jak spod pachy kloszarda. Nie było chyba na świecie dezodorantów zdolnych zagłuszyć to El Odorado stęchlizn we wszystkich odcieniach. W wyjściu ewakuacyjnym pojawił się Khill. John skręcił w lewo, ku schodom, i zaczął piąć się w górę. Chciało mu się wyć. Szczury z piskiem

- 15 - czmychały im spod nóg, stęchły odór zintensyfikował się i zagęścił, jakby wysokość sprzyjała procesom fermentacji. Gdy dotarli do pierwszego piętra, poprowadził ich korytarzem, zatrzymując się przy gwieździstym pęknięciu na ścianie. Rany boskie, tamta plama po winie nadal była widoczna - choć czego mógł się, u diabła, spodziewać? Tego, że ktoś tu wpadnie z wiadrem mydlin? Kawałek dalej pchnął drzwi do swojej dawnej kawalerki. Wszedł do środka. Niesamowite. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak wtedy, gdy opuszczał to miejsce. Nikt się tu nie wprowadził po nim, co nie zdziwiło go ani trochę. Jeszcze kiedy tutaj koczował, lokatorzy, których stać było na wyższy czynsz, wyprowadzali się. Zostawały tylko ćpuny, a do wolnych lokali wprowadzali się bezdomni, którzy wpełzali jak karaluchy przez wybite szyby i rozwalone drzwi na dole. Requiem dla tej wędrówki ludów stanowiła kartka: „Do rozbiórki”, przypieczętowująca urzędowo śmierć budynku, w którym rak nędzy stoczył już wszystko, z wyjątkiem murów. Na widok porzuconego numeru „Kulturystyki i Fitnessu”, który zostawił na materacu pod oknem, przeszłość skoczyła mu do gardła, choć mocno tkwił w teraźniejszości. Uchylił drzwi nieczynnej lodówki: Półki wypełnione puszkami waniliowej odżywki dla kulturystów. Najbardziej wyposzczone gołodupce nie wzięłyby tego do ust. Xhex podeszła do okna, przez które noc w noc patrzył na miasto. - Chciałeś być kimś innym. Potaknął. - Ile miałeś lat, kiedy cię odnaleziono? - Mignął dwukrotnie dwoma palcami. - Dwadzieścia dwa? I nie miałeś pojęcia, że jesteś… Kiwnął głową. Podniósł pismo i zaczął przerzucać strony. Dotarło do niego, że jego marzenia spełniły się: został wielkim, groźnym drabem. Kto by pomyślał, że kurduplowaty pre-trans, z którym każdy może zrobić, co zechce... Cisnął „Kulturystykę” z powrotem na materac, aby jak najprędzej zagłuszyć te myśli. Miał zamiar pokazać Xhex prawie wszystko, aale nie to. Za żadne skarby. Wykreślił z listy wyprawę do pierwszej kamienicy, w której zamieszkał samodzielnie, żeby Xhex nie zaczęła dociekać, co go skłoniło do przeprowadzki. - Kto cię ściągnął do naszego świata?

- 16 - - Tohrtur. - Ile miałeś lat, kiedy wyszedłeś z sierocińca? - Pokazał jeden i sześć. - Szesnaście? I od razu się tu wprowadziłeś? Kiwnął głową i podszedł do szafki nad zlewem. Otwarł drzwiczki i zobaczył jedyną rzecz, którą spodziewał się tu zastać; swój podpis opatrzony datą wyprowadzki. Odsunął się, żeby Xhex też mogła go zobaczyć. Pamiętał jeszcze, jak bazgrał w pośpiechu. Tohr czekał na dole w samochodzie, a on zawrócił po rower. Nagryzmolił to na pamiątkę… trudno powiedzieć czego. - Byłeś sam jak palec - mruknęła, zaglądając do szafki. - Ja też. Moja matka zmarła w połogu, a ja zostałam wychowana przez bardzo miłą rodzinę, z którą nie miałam nic wspólnego. Porzuciłam ich szybko i nigdy tam nie wróciłam, bo to nie było miejsce dla mnie i coś mi mówiło, że dla nich też jest lepiej, że odeszłam... Nie miałam pojęcia, że jestem półkrwi symphatką, i nigdzie nie ma dla mnie miejsca, ale czułam, że muszę odejść. Na szczęście spotkałam Mordha, który mnie uświadomił, kim jestem. - Odwróciła się do Johna. - Te różne niesamowite zbiegi okoliczności. Strach pomyśleć, co by było, gdyby Tohr cię nie znalazł... umarłbyś podczas przemiany, nie mając się od kogo dokrwić. Tak, ale teraz nie miał ochoty o tym myśleć. Ani o tym, ile wspólnego mieli z Xhex. - Chodź, pora na następną stację tej drogi - wyszeptał bezgłośnie. Lahser jechał drogą wśród pól kukurydzy w kierunku farmy. Otoczył się polem ochronnym, żeby Omega i jego nowy chłoptaś nie mogli go namierzyć. Dodatkowy kamuflaż stanowiła czapka bejsbolowa, sztormiak z postawionym kołnierzem i rękawiczki. Czuł się jak Niewidzialny Człowiek. Wolałby być niewidzialny. Rzygać mu się chciało, kiedy patrzył na siebie, a po iluś godzinach czekania na to, co mu jeszcze odpadnie w trakcie przedzierzgania się w zombie, z ulgą stwierdził, że osiągnął stan stabilny. Proces utknął w pół drogi: mięśnie wciąż trzymały się kości. Kilkaset metrów od celu swej podróży zaparkował mercedesa przy kępie świerków i wysiadł. Całą swoją energię zainwestował w pole maskujące i nie miał siły na teleportację. Dyrdał więc pieszo do zasyfionej rudery, klnąc, bo marsz też go wykańczał.

- 17 - Kiedy jednak dotarł do drewnianego domu, poczuł zastrzyk adrenaliny. Na podjeździe stały trzy zdezelowane samochody, które znał aż za dobrze. Godne domokrążców gruchoty były własnością Korporacji Reduktorów To ci dopiero. W domku przewalał się podochocony tłumek. W środku wypatrzył stalowe beczki piwa i butelki trunków, na zewnątrz gówniarze przypalali skręty. Gdzie był jednak ten mały chujek? Ach tak, miał niezłe wyczucie czasu. Pod farmę zajechał czwarty samochód, który jednak różnił się zdecydowanie od swoich poprzedników. Tęczowy tuning karoserii krążownika szos musiał kosztować pewnie drugie tyle, co podrasowany silnik pod pokrywą maski, a podświetlone podwozie aż prosiło się o lądowisko. Szczeniak wylazł zza kierownicy. Też był odpitolony równo: nowiutkie dżinsy, zajebista skóra od Affliction... Kiedy przypalał papierocha, błysnęło złoto. Cóż, zaraz się okaże, ile koleś jest wart. Jeśli wejdzie do środka i dołączy do balangi, okaże się, że nie był aż takim bystrzakiem, jeśli natomiast Lahser dobrze go ocenił, balanga może się potoczyć interesująco. Z trudem hamując zazdrość, Lahser zebrał ciaśniej klapy wokół ochłapu mięsa, który był teraz jego szyją. Jeszcze niedawno sam był na miejscu nowego kochasia Omegi. Nurzał się w przywilejach, wierząc, że to będzie trwać wiecznie. Młody niech lepiej się ma na baczności, bo skoro Omega potrafił pogonić krew swojej krwi, to ten wypierdek rasy ludzkiej raczej długo nie zagrzeje miejsca. Kiedy jeden z balangowiczów wyjrzał przez okno w kierunku Lahsera, przemknęło mu przez myśl, że ryzykuje, podchodząc tak blisko, ale miał to gdzieś. Nie miał nic do stracenia. Nie planował dożyć późnej starości w charakterze tatara. Broczący, ohydny, słaby... To nie było życie. Powiał zimny wiatr. Szczękając zębami, myślał o Xhex, ogrzewając się wspomnieniami. Wierzyć mu się nie chciało, że był z nią raptem parę dni wcześniej. Czuł się, jakby minęły wieki, odkąd ją miał pod sobą. Kurwa mać, ten pierwszy wysięk na nadgarstku to był początek końca, o czym jeszcze wtedy nie wiedział. Myślał, że się skaleczył. Taa, skaleczył. Podniósł rękę, żeby odgarnąć włosy i uderzył w daszek czapki. Racja, zapomniał, że ma jeden problem z głowy, czy raczej z nagiej czaszki.

- 18 - Gdyby miał więcej siły wygrażałby niebiosom i biadał nad upiornym rozkładem, który go dotknął tak niesprawiedliwie. To nie jest życie. Nie umiał snuć się pod oknami, zaglądając do środka. Zawsze był w centrum wydarzeń, wszystko kręciło się wokół niego. Nagle, nie wiedzieć czemu, pomyślał o Johnie Matthew. Kiedy ten gnojek dołączył do treningu rekrutów, był wyjątkowo ruskim, chuderlawym pre- transem, o którego przynależności do Bractwa świadczyło tylko imię i znamię na piersi w kształcie gwiazdy. Był idealnym obiektem szykan i Lahser nieźle dawał mu popalić. Cóż, nie miał wtedy pojęcia, jak to jest być poza nawiasem, czuć się nikim. Jak to jest, gdy patrzysz na bliźnich, którym się wiedzie, i dałbyś wszystko za to, by się znaleźć na ich miejscu. Na szczęście nie miał o tym pojęcia, bo by się dobrze zastanowił, nimby zadarł z tym gnojkiem. Teraz jednak, oparty o szorstki, zimny pień dębu, patrząc przez okna farmy na innych złotych chłopców, którzy się zabawiali tak jak on jeszcze niedawno, zmienił swoje plany. Choćby miał przy tym ducha wyzionąć, doprowadzi małego gnoja do upadku. To było wręcz ważniejsze od Xhex. Nie chodziło nawet o to, że koleś się dołożył do jego zguby. Lahser po prostu chciał zagrać na nosie ojcu. Cokolwiek by mówić, był zgniłym jabłkiem, które padło nie tak daleko od jabłoni. Ktoś za to zapłaci.

- 19 - RROOZZDDZZIIAAŁŁ 22 - To dawny dom Belli? - spytała Xhex, scalając się na łące obok Johna Matthew. Gdy kiwnął głową, rozejrzała się wokół po sielskiej scenerii. W świetle księżyca okolony werandą biały drewniany dom z czerwonymi kominami wyglądał jak z bajki. Szkoda, że to miejsce stało puste, oświetlone jedynie wokół kamer monitorujących. Fakt, że w stróżówce na żwirowym podjeździe stał ford, a okna się świeciły, pogłębiał tylko wrażenie opuszczenia. - To Bella cię wypatrzyła? John zamachał niepewnie ręką i wskazał na mały domek przy tej samej drodze. Zaczął gestykulować, a potem urwał, ewidentnie sfrustrowany barierą komunikacyjną między nimi. - Ktoś... kogo znałeś... z tamtego domu poznał cię z Bellą? Sięgnął do kieszeni kurtki i podał jej pasek skóry wyglądający na domowej roboty bransoletkę. Jej powierzchnia miała nacięcia przypominające kształtem runy Starego Języka. - Tehrror - odczytała. John dotknął swojej piersi. - Twoje imię? Skąd je znałeś? Postukał się w głowę, wzruszając ramionami. - Samo przyszło do ciebie. - Przyjrzała się mniejszemu domowi. Na tyłach znajdował się basen, z którym musiały się wiązać jakieś ważne wspomnienia, bo ilekroć wzrok Johna padał na taras, siatka jego emocji rozjarzała się i między poszczególnymi elementami zaczynał płynąć prąd. Przybył w to miejsce, żeby kogoś chronić. Tym kimś nie była Bella. Mary, olśniło ją. Krwiczka Rankohra, Mary. Jak jednak doszło do ich spotkania? Dziwne... W tym miejscu natrafiała na ślepy mur. John odcinał dostęp do tego fragmentu przeszłości. - Bella skontaktowała się z Bractwem, a Tohr przyjechał po ciebie. Znów kiwnął głową. Wziął od niej bransoletkę i zaczął się nią bawić. Xhex zadumała się nad względnością czasu. Minęła raptem godzina, odkąd opuścili rezydencję, a ona miała wrażenie, jakby spędzili z sobą co najmniej rok.

- 20 - Pokazał jej o wiele więcej niż oczekiwała. Teraz rozumiała już doskonale, skąd wiedział, jak się z nią obchodzić, kiedy dostała ataku w klinice rezydencji. Przeszedł wiele, a we wczesnej młodości nie tyle żył, ile walczył o życie. Pytanie, jak doszło do tego, że wylądował wśród ludzi? Gdzie byli jego rodzice? Kiedy John był pre-transem, król był jego gwardhem, tak było napisane w jego dokumentach, kiedy go legitymowała w Zero Sum. Prawdopodobnie jego matka nie żyła; wizyta na dworcu autobusowym tylko potwierdziła to przypuszczenie... ale czuła, że w historii Johna są jakieś luki. John cześć przed nią zatajał, a reszty sam nie wiedział. Zastanawiało ją, że bardzo wyraźnie czuła w nim obecność jego ojca, a przecież w życiu go na oczy nie widział. - Zabierasz mnie jeszcze dokądś? - odgadła. Po raz ostatni spojrzał na taras, a potem zdematerializował się. Ruszyła w ślad za nim, namierzając go dzięki jego krwi, która teraz płynęła także w niej. Gdy scalił się przed luksusowym nowoczesnym domem, opadł go żal tak głęboki, że cała jego struktura emocjonalna zaczęła się walić w gruzy. Siłą woli w ostatniej chwili powstrzymał proces dezintegracji, zanim było za późno. Kiedy twoja siatka się posypie, jesteś ugotowany. Zostajesz zdany na łaskę demonów twojej jaźni. Przypomniała sobie Mordha i wygląd jego siatki emocjonalnej w dniu, kiedy poznał prawdę o niej: stalowe pręty jego psychicznego zdrowia wygięły się i splątały chaotycznie. Xhex, jako jedyna, nie zdziwiła się, kiedy popadł w szaleństwo i wycofał się z życia. John podszedł do eleganckich drzwi wejściowych, włożył klucz i przekręcił. Powitał ich przeciąg, który niósł z sobą kurz i wilgoć. Kolejny opuszczony dom, jednak nie czuło się tu woni rozkładu, jak w tamtej kamienicy. John zapalił światło w holu. Wstrzymała oddech. Na ścianie, obok drzwi, wisiał pergamin informujący runami Starego Języka, że jest to dom wojownika Tohrtura i zaślubionej mu krwiczki Wellisandry. To wyjaśniało głęboką żałobę Johna. Nie tylko broniec Wellisandry uchronił pre-transa od ponurego losu. Samica też odegrała ważną rolę w życiu Johna. Niezwykle ważną. John ruszył korytarzem, zapalając kolejne światła, a jego emocje były kombinacją słodko - gorzkiej melancholii i wściekłego bólu. Gdy dotarli do luksusowej kuchni, Xhex podeszła do stołu we wnęce. Tutaj siedział, wyczuła, kładąc ręce na oparciu jednego z krzeseł... pierwszej nocy w tym domu siedział tutaj.

- 21 - - Kuchnia meksykańska - mruknęła. - Strasznie się bałeś ich urazić, ale na szczęście... Wellisandra... - Xhex szła tropem jego wspomnień jak chart myśliwski. -... Wellisandra podała ci ryż z imbirem. I jeszcze... pudding. Po raz pierwszy byłeś najedzony, nie bolał cię brzuch i rozpierała cię taka wdzięczność, że nie wiedziałeś, co robić. Spojrzała na Johna. Był blady, oczy błyszczały mu podejrzanie. Znów czuł się małym chłopcem, który siedzi skulony przy stole, porażony dobrocią, której nie zaznał chyba nigdy. Kroki na korytarzu uświadomiły Xhex, że Khill towarzyszy im nadal. Kręcił się wokół nich, a mroczna otoczka wokół niego świadczyła o tym, że jest w złym humorze. No cóż, to już długo nie potrwa. To była ostatnia stacja w ich podróży, ostatni rozdział przeszłości Johna, który zazębiał się wyraźnie z teraźniejszością. A to znaczyło, niestety, że wkrótce zwiną się do rezydencji... gdzie John będzie wpychać w nią żarcie i namawiać, żeby się dokrwiła. Nie chciała tam wracać. Jeszcze nie. Umówiła się z sobą, że odpuści jeszcze tę jedną noc i miała jeszcze parę godzin, nim wkroczy na ścieżkę zemsty... tym samym przerywając tę delikatną nić, która się zadzierzgnęła między nią a Johnem, owo głębokie porozumienie, które wytworzyło się między nimi. Nie było się co oszukiwać: ich więź była głęboka, ale, niestety, również krucha i mogła nie wytrzymać powrotu do teraźniejszości. - Khill, wybacz. Czy mógłbyś nas zostawić samych? Khill spojrzał na Johna groźnie. Przez chwilę samce zawzięcie gestykulowały między sobą. - Wal się - warknął Khill. Zawinął się na pięcie i wyszedł na zewnątrz. - Gdzie spałeś? - spytała, gdy wybrzmiało echo trzaśnięcia drzwiami. Machnął ręką w stronę korytarza. Minęli szereg nowoczesnych pomieszczeń wypełnionych antykami, co stwarzało klimat galerii sztuki ośmielający Xhex do zaglądania przez uchylone drzwi do sypialń i saloników. Pokój Johna był na samym końcu domu. Mogła się tylko domyślać szoku kulturowego, jaki musiał swego czasu przeżyć. Przepaść między nędzą a luksusem odliczona cyferkami kodu pocztowego. Z obskurnej kawalerki John wylądował w granatowym raju gładkich mebli, marmurowej łazienki, dywanu z włosia gęstego i sprężystego jak wojskowa fryzura Tohra. Kropką nad i były szklane, rozsuwane drzwi prowadzące na prywatny taras. John otwarł drzwi szafy, odsłaniając drewniane wieszaki pełne chłopięcych ubrań. Patrzył na koszule, swetry, spodnie. W jego barkach czuło

- 22 - się napięcie, jedną rękę miał zaciśniętą w pięść. Żałował czegoś, co zrobił lub powiedział, co nie miało jednak nic wspólnego z Xhex... ... tylko z Tohrem. Tak, chodziło o Tohra. John ubolewał nad ich relacjami w ostatnim czasie. - Porozmawiaj z nim - powiedziała łagodnie. - Pogadajcie o wszystkim. Obaj się lepiej poczujecie. John kiwnął głową. Czuła, jak zapada w nim słuszna decyzja. Chyba działały jakieś proste mechanizmy, ale po raz kolejny złapała się na tym, że podchodzi do niego i obejmuje, oplatając rękami od tyłu. Przyłożyła policzek do jego pleców, a on skwapliwie przykrył jej dłonie swoimi dłońmi. Potrafił przesyłać komunikaty na wiele różnych sposobów; zresztą w kwestii uczuć dotyk mówił więcej od słów Bez słowa pociągnęła go w stronę łóżka. Usiedli oboje. - Co? - poruszył wargami. - Czy mogę być z tobą szczera? - Kiedy skinął głową, spojrzała mu prosto w oczy. - Wiem, że coś przemilczałeś. Czuję to wyraźnie. Coś, co się wydarzyło między sierocińcem a tamtą kamienicą. Mięsień nie drgnął na jego twarzy, oczy też miał nieruchome. Ale przed Xhex i tak nic nie mogło się ukryć. - Nie denerwuj się. Nie pytam cię o nic i nie zamierzam pytać. Zarumienił się lekko. Boże, nie będzie jej łatwo wyprzeć z pamięci Johna po rozstaniu... na myśl o tym, że wkrótce będzie musiała go opuścić, musnęła koniuszkami paków jego usta. Drgnął zaskoczony. - Zdradzę ci mój sekret - powiedziała cichym, zmysłowym głosem. - Ale nie po to, żeby wyrównać nasze rachunki, tylko dlatego, że tak chcę. Oczywiście byłoby cudownie, gdyby mogła go oprowadzić po własnym życiu, ale gdyby poznał jej przeszłość, zadręczałby się, gdy Xhex wkroczy na ścieżkę samozagłady, miłość do Johna nie powstrzyma jej od pościgu za oprawca. Choć nie miała złudzeń, że z konfrontacji z Lahserem wyjdzie z życiem. Lahser znał różne sztuczki. Nieczyste sztuczki, które stosował w nieczystym stylu. Powróciły do niej wspomnienia tego łotra, przerażające wspomnienia, od których uda jej drżały, ohydne, a zarazem popychające ją do walki, do której nie była gotowa. Ale nie chciała zejść do grobu, mając za ostatniego kochanka Lahsera. - Chcę być z tobą - powiedziała ochryple.

- 23 - Niebieskie oczy Johna patrzyły na nią czujnie, jakby sprawdzał, czy ją dobrze zrozumiał. A potem owładnęło nim płomienne pożądanie, spychając na bok wszystko z wyjątkiem pragnienia jurnego samca, by się parzyć. Trzeba policzyć mu na plus, że robił co mógł, by powściągnąć pierwotny instynkt i zachować resztki logiki. Ale Xhex położyła kres zmaganiom umysłu ze zmysłami, przytykając usta do jego ust. Jego usta były niesamowicie delikatne. Choć czuła wulkan w jego wnętrzu, udawało mu się zachować opanowanie. Nawet kiedy wsunęła mu język do ust. I właśnie ta jego powściągliwość pomagała jej, kiedy jej umysł przerzucał się w kółko z tego, co robił w tej chwili... ... do tego, co z nią robił Lahser raptem parę dni wcześniej. Żeby się zakotwiczyć w teraźniejszości, pogładziła jego umięśnioną pierś na wysokości serca. Pchnęła go na materac, wdychając jego samczy aromat, który wydzielał na jej cześć. Ów unikalny, korzenny aromat, najdalszy od mdlącego odoru nieumarłych. To pomogło jej się wreszcie odkleić od przeszłości. Nieśmiały pocałunek szybko się rozkręcił. John przysunął się, zarzucając nogę na jej nogi i przyciągając do siebie. Nie spieszył się, ona zresztą też. Wszystko szło jak po maśle, póki nie złapał jej za pierś. Dotyk wyrwał ją z chwili obecnej i z powrotem wrzucił w piekło, gdzie nie było Johna. Walcząc ze zdradzieckim umysłem, próbowała kurczowo przylgnąć do teraźniejszości, Johna. Kiedy jednak musnął kciukiem jej sutek, zaczęła walczyć z chęcią ucieczki. Lahser, nim doszło do nieuniknionego, lubił ją poobmacywać, bo chociaż skurwiel uwielbiał szczytować, jeszcze bardziej kręciła go gra wstępna. Szczwana gierka z jego strony, bo wiedział, że ona wolałaby to mieć już za sobą... John przylgnął erekcją do jej uda. Prrrask. Opanowanie Xhex pękło jak guma naciągnięta do ostatnich granic. Jej ciało bez jej udziału odskoczyło od Johna, zrywając ich komunię, depcząc tę chwilę. Wyskakując z łóżka, czuła przerażenie Johna, ale była zbyt zaabsorbowana walką z własnym lękiem, by wdawać się w wyjaśnienia. Krążyła po pokoju, kurczowo czepiając się teraźniejszości. Dyszała ciężko, ale nie z pożądania, tylko z paniki.

- 24 - Kurwa mać. Pierdolony Lahser... zabije go. Nie za to, co jej zrobił, tylko za to, co musi teraz znosić John. - Wybacz - wyjęczała. - Nie powinnam cię była prowokować. Wybacz. Uspokoiwszy się trochę, przystanęła przed wiszącym nad komodą lustrem. John w międzyczasie wstał i z rękami złożonymi na piersi stanął przy drzwiach na taras. Z zaciśniętymi szczękami patrzył w ciemność. - John, przysięgam, to nie twoja wina. Kiwnął głową, nie odwracając się do niej. Przejechała ręką po twarzy. Nieznośna cisza i napięcie w pokoju pchały ją do ucieczki. Po prostu nie radziła sobie z własnymi uczuciami, z tym, jak zachowała się wobec Johna, no i z tym wszystkim, co przeszła z Lahserem. Spojrzała w stronę drzwi i jej mięśnie napięły się, jakby jej ciało, w zgodzie z jej ulubionym scenariuszem, sprężało się do ucieczki. Przez całe życie wspomagała się umiejętnością znikania po angielsku: bez pożegnania, bez wyjaśnień, bez śladu. Cenna broń w arsenale płatnego zabójcy. - John... Odwrócił głowę; ich spojrzenia spotkały się w lustrze. Z oczu Johna biło rozgoryczenie. Czekał, aż Xhex coś powie. Chciała powiedzieć mu, że najlepiej będzie, jeśli ona sobie już pójdzie, wybąkać jakieś nieskładne przeprosiny i zniknąć z tego pokoju... i z życia Johna. Ale udało jej się tylko wyszeptać jego imię. Zwrócił się twarzą do niej. - Wybacz, ale wolałbym, żebyś poszła sobie. Nic się nie stało. Możesz iść - powiedział samymi wargami. Ona jednak stała, jakby wrosła w ziemię. A potem jej usta drgnęły i kiedy się zorientowała, co jej się ciśnie na język, była w szoku. To nie było wyznanie w jej stylu. Czy naprawdę zdobędzie się na to? - John... Ja... ja byłam... Przeniosła wzrok na własne odbicie w lustrze. Zapadnięte policzki i woskowa bladość jej twarzy tylko w części były skutkiem braku snu i krwi. - Lahser nie jest impotentem, wiesz, o czym mówię - wyrzuciła z siebie gniewnie. Temperatura w pokoju opadła tak gwałtownie, że z jej ust zaczęły się wydobywać kłęby pary. Spojrzała w lustro na Johna i cofnęła się nerwowo. Niebieskie oczy Johna jarzyły się złowrogo, górna warga podjechała do góry, odsłaniając kły długie i ostre jak sztylety.

- 25 - W pokoju wszystko zaczęło drżeć: lampy na stolikach nocnych, ubrania na wieszakach, lustro na ścianie. Chóralny dygot przeszedł w głuchy ryk i musiała się chwycić komody, żeby nie odlecieć. Naładowane elektrycznością powietrze zawirowało. Powiało zgrozą. W sercu rozszalałej energii stał John, zaciskając pięści, aż drżały mu ręce. Gdy przybierał pozycję bojową, mięśnie jego ud napięły się jak stal. Wysunąwszy głowę do przodu, wydał z siebie wojenny okrzyk... Dźwięk eksplodował wokół Xhex z taką mocą, że musiała zakryć uszy, a jej twarz omiotła fala powietrza. Przez chwilę łudziła się, że John odzyska głos, ale ten ryk nie wydobył się ze strun głosowych. Szklane drzwi wybuchły za Johnem, rozpryskując się na deszcz odłamków, które rykoszetem odbijały się od tarasu; kawałki szkła, które nadal tkwiły w ramach, lśniły jak krople deszczu. Albo łzy.