Cathy Williams
Zauroczeni sobą
(A Powerful Attraction)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wydostawszy się nareszcie z lotniska, Gracie z zaskoczeniem stwierdziła, Ŝe
jest cieplej, niŜ się spodziewała. Przed wyjazdem z Anglii przejrzała wprawdzie
gazetę, ale zaprzątało ją zbyt wiele spraw i nie zapamiętała prognozy pogody.
Wylatując z Londynu w typowy angielski letni dzień, chłodny i dŜdŜysty, nie
spodziewała się, Ŝe w Nowym Jorku czekają słońce i upał sięgający 30° C.
Zdjęła Ŝakiet, podwinęła rękawy bluzki i wskoczyła do pierwszej z brzegu
taksówki. Podała kierowcy adres hotelu i oparła się wygodnie o miękkie oparcie
fotela. Zamknęła oczy. Chciała w pełni wykorzystać ostatnie zapewne chwile
spokoju i samotności.
Przeczucie mówiło jej, Ŝe poŜegnała się z wszelką nadzieją na spokój i ciszę w
momencie, gdy cztery dni temu dostała list od Jenny. List niewiele się róŜnił od
innych listów siostry. Krótki, chaotyczny, sprawiał wraŜenie, jakby pisała go w
pośpiechu, pod koniec męczącego, pełnego wraŜeń dnia.
Jenny miała kłopoty. Gracie czytała list pisany dziecinnym charakterem pisma i
czuła, Ŝe ziemia usuwa się jej spod nóg. Zaledwie siedem miesięcy w Nowym
Jorku, a Jenny juŜ wpakowała się w tarapaty.
Co więcej, oczekiwała, Ŝe Gracie wyda całe swoje oszczędności i przyleci na
drugi koniec świata, Ŝeby ją ratować.
Zresztą tak było zawsze. Jenny ładowała się w tarapaty, których kaŜdy rozsądny
człowiek umiałby z łatwością uniknąć i oczekiwała, Ŝe kochająca siostra
skwapliwie pośpieszy jej na ratunek.
Gracie obrzuciła ponurym wzrokiem pięciopiętrowy hotel, przed którym
zatrzymała się taksówka. Zapłaciła kierowcy i weszła do holu.
Podeszła do recepcji, gdzie krępy recepcjonista w średnim wieku dał jej klucz
do pokoju, poinformował, Ŝe nie ma portiera i poradził, Ŝeby nie korzystać z windy.
Gracie nie spodziewała się luksusów. Ten hotel był jednym z najtańszych na
Manhattanie. Pokój był nieduŜy, z przenośnym telewizorem, dwoma kiczowatymi
obrazkami i szafą tak małą, Ŝe ledwie zmieściły się w niej ubrania, które ze sobą
przywiozła.
W pokoju był telefon. Gracie postanowiła, Ŝe wykąpie się, zanim zadzwoni do
siostry. Potrzebowała czasu, Ŝeby pozbierać myśli. Takie jest Ŝycie, pomyślała z
goryczą. Kiedy tylko wydaje ci się, Ŝe pokonałaś jedną przeszkodę, pojawia się
dziesięć nowych.
Siedem miesięcy temu z ulgą poŜegnała Jenny na londyńskim lotnisku. Bardzo
kochała siostrę, ale Ŝycie było zdecydowanie prostsze, kiedy nie było jej w pobliŜu.
Jenny znalazła sobie lukratywną posadę jako jedna z czterech osobistych
sekretarek samego Morgana Drake'a. Gracie poŜegnała zwariowaną siostrę z
nadzieją, Ŝe pobyt za granicą pomoŜe jej trochę wydorośleć.
– Koniec szaleństw – obiecała Jenny zachwycona, Ŝe tak się jej poszczęściło. –
Będę miała powaŜne obowiązki i zamierzam być grzeczna. Następnym razem,
kiedy się spotkamy, w ogóle mnie nie poznasz!
– Mam nadzieję – odparła szczerze Gracie. – Przez ciebie przedwcześnie
posiwiałam.
Ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Gracie miała wtedy
osiemnaście lat, a Jenny była niesfornym, trzynastoletnim dzieciakiem. Z czasem
Jenny wyrosła z niezgrabnej, chudej nastolatki na piękną, pełną wdzięku blondynkę.
Gracie natomiast poŜegnała się ze swoją młodością, znalazła pracę jako sekretarka
jednego z miejscowych prawników i zajęła się pilnowaniem niesfornej siostry.
Dlaczego, pomyślała teraz z rozpaczą i rezygnacją, dlaczego Jenny znów
wszystko musiała zepsuć i władować się w nowe tarapaty? Zdawałoby się, Ŝe praca
u kogoś takiego jak Morgan Drakę powinna nauczyć ją trochę rozsądku. Gracie nie
znała Morgana, ale czytała gazety i znała świat biznesu na tyle dobrze, by zdawać
sobie sprawę, Ŝe nie jest to ktoś, kogo moŜna lekcewaŜyć. Dlaczego ta jego
legendarna bezwzględność nie wystarczyła, by nauczyć siostrę odrobiny trzeźwego
myślenia?
W brzuchu burczało jej z głodu, ale nie zwracała na to uwagi. ZałoŜyła jedyną
letnią sukienkę, jaką ze sobą przywiozła. Nie była szczególnie twarzowa, ale
Gracie była do niej bardzo przywiązana.
Chciała zadzwonić do Jenny, ale zmieniła zdanie i postanowiła pójść prosto do
szpitala. Znała dobrze talent aktorski swojej siostry i nie miała zamiaru dać jej
czasu na przygotowanie wzbudzającego współczucie występu.
Kiedy Gracie weszła do pokoju, Jenny leŜała w łóŜku z nogą obandaŜowaną i
podwieszoną na wyciągu. Jej lewy nadgarstek był owinięty elastycznym bandaŜem,
opatrunki było teŜ widać pod róŜowym materiałem nocnej koszuli. Jasne włosy
rozsypały się wokół jej twarzy, i chociaŜ wyglądała mizernie, z pewnością jednak
nie cierpiała aŜ tak strasznie, jak to sugerował list.
Kiedy ujrzała Gracie, otwarła usta ze zdumienia.
– Gracie! – wykrzyknęła radośnie. – Jesteś tu!
Spodziewałam się ciebie dopiero wieczorem! Wyszłabym po ciebie na lotnisko,
ale... – Pokazała na swoją nogę i uśmiechnęła się smutno.
– Udało mi się dostać bilet na wcześniejszy samolot.
– Gracie podeszła do łóŜka i pocałowała siostrę w policzek. – Wyglądasz lepiej,
niŜ się spodziewałam – dodała sucho. – Pisałaś, Ŝe jesteś cała połamana i Ŝe nie
wiesz, czy uda ci się znów stanąć na nogi. Byłam o ciebie niespokojna!
– Trzy połamane Ŝebra, złamana noga i skręcony nadgarstek. – Jenny wyliczyła
swe obraŜenia z leciutkim tonem dumy w głosie.
– Jak to się stało?
– Wypadek samochodowy – odpowiedziała krótko.
– To juŜ wiem – odrzekła cierpliwie Gracie. – Ale twój list nie był, jak by to
ująć, bardzo szczegółowy. Napisałaś tylko, Ŝe jesteś w szpitalu i Ŝe mam tu
koniecznie przyjechać. – Westchnęła i spojrzała na zarumienioną twarz Jenny w
aureoli złotych loków. Jak aniołek! Szkoda, Ŝe tylko wyglądem jej siostra
przypominała anioła. Gracie czuła ulgę, Ŝe stan siostry nie jest bardzo cięŜki, ale
zaczynała sobie uświadamiać, Ŝe ściągnięto ją tu z Londynu całkiem niepotrzebnie.
– Czy ktoś oprócz ciebie był poszkodowany?
– Ach, nie. – Jenny uniosła smukłe ramiona i spuściła Wzrok.
Gracie zaczęła się niecierpliwić. Jenny coś ukrywała. Zbyt dobrze znała siostrę,
by nie poznać, Ŝe prawda została tu co najmniej zniekształcona.
– MoŜe powiesz mi coś więcej? – zaŜądała.
– No więc tak... w samochodzie był jeszcze ktoś, ale wyszedł z tego z kilkoma
siniakami.
– Kto to był? – Gracie przygotowała się na najgorsze. Jak daleko sięgała
pamięcią, Jenny chodziła na randki z najbardziej nieodpowiednimi męŜczyznami i
zawsze, z beztroską nonszalancją, wyśmiewała się z obaw siostry.
– Bratanek Morgana Drake'a.
– Bratanek twojego szefa?
– Czy musisz mówić takim tonem? – Jenny spojrzała na siostrę posępnie.
Gracie popatrzyła na jej dziecięcą, wygiętą w podkówkę buzię i nagle
uświadomiła sobie, o ile milej byłoby być teraz w Anglii, we własnym mieszkaniu,
we własnym łóŜku, i nie musieć więcej męczyć się z uciąŜliwą siostrzyczką.
ChociaŜ przez jakiś czas.
– Co robiłaś z bratankiem Morgana Drake'a? – spytała. – Mam wraŜenie, Ŝe
moja obecność tutaj w jakiś sposób wiąŜe się z jego osobą. Nigdy o nim nie pisałaś.
– Widujemy się od pewnego czasu.
– Cieszę się, Ŝe nic mu się nie stało – powiedziała Gracie po chwili milczenia. –
Zresztą zwykle tak bywa. Kierowca wychodzi z wypadku nietknięty, za to pasaŜer
bierze na siebie całe uderzenie. Ale mogłaś mi to wszystko opisać w liście.
Dlaczego uparłaś się, Ŝebym tu przyjechała, skoro moŜesz wyzdrowieć bez niczyjej
pomocy? Masz nawet oddzielny pokój. – Dopiero teraz Gracie rozejrzała się:
telewizor, wideo, ładna i bardzo nieszpitalna pościel, elegancki stoliczek.
– Rickie uparł się, Ŝeby Morgan płacił za szpital. Inaczej musiałabym leŜeć we
wspólnej sali.
I znów na twarzy Jenny pojawił się niewyraźny, tajemniczy wyraz. Gracie
miała wraŜenie, Ŝe to jeszcze nie koniec opowieści.
– Twój szef jest bardzo hojny – powiedziała, próbując dociec, o czym myśli
teraz siostra. Cokolwiek by to było, w końcu z pewnością wyjdzie na jaw. Jenny
zawsze opierała się wszelkim naciskom. DuŜo lepiej było poczekać, aŜ prawda
sama wypłynie na wierzch.
– Morgan nie jest mną szczególnie zachwycony – powiedziała w końcu
niechętnie Jenny, jak ktoś zmuszony do wyznania prawdy wbrew swojej woli.
– Dlaczego? Przez pewien czas nie będziesz mogła pracować, ale to nie twoja
wina.
Jenny spuściła wzrok i nerwowo skubała przykrywający ją koc.
– Na miłość boską, Jenny, mów, o co chodzi – powiedziała niecierpliwie Gracie,
mając juŜ dość gry w kotka i myszkę. – Jestem zmęczona i nie mam nastroju, Ŝeby
siedzieć tu bez końca i bawić się z tobą w chowanego.
– Gracie, mam kłopoty.
O mój BoŜe, pomyślała Gracie, zapominając w jednej chwili o swoim gniewie.
Wiedziała, Ŝe to musi być coś więcej niŜ tylko trzy połamane Ŝebra, złamana noga i
skręcony nadgarstek. Gdyby tak było, Jenny nie kazałaby jej lecieć do Nowego
Jorku. Narzekałaby bez końca, skarŜąc się w listach na straszne cierpienia, ale w
końcu byłaby bardziej zadowolona z samotności, wolna od kazań starszej siostry.
– Jakie kłopoty? – spytała ostroŜnie.
– PowaŜne. Morgan jest wściekły. MoŜe mnie nawet pozwać do sądu. Gracie,
to ja prowadziłam ten samochód, a ja nie mam prawa jazdy.
– Rozumiem.
Patrzyły na siebie przez chwilę. W oku Jenny pojawiła się duŜa łza i smutno
spłynęła po policzku.
– Nie chcę wyjeŜdŜać z Nowego Jorku. On mnie moŜe wyrzucić, pozwać do
sądu, uniemoŜliwić mi znalezienie innej pracy. Nie mogę wyjechać, Gracie! Po
prostu nie mogę. Kocham Rickie'ego – w głosie Jenny brzmiała nuta desperacji.
– Czy powiedział, Ŝe tak zrobi? – spytała po chwili Gracie.
– Niezupełnie.
– CóŜ to ma znów oznaczać, Jenny?
– Nie powiedział, Ŝe pozwie mnie do sądu, ale wiem, Ŝe to zrobi! Nie lubi mnie.
Nie podoba mu się, Ŝe widuję się z jego bratankiem.
Gracie miała wraŜenie, jakby wciągał ją wir. Zmęczonym gestem przetarła oczy.
Czuła się fizycznie i psychicznie wyczerpana, a płaczliwe zwierzenia Jenny tylko
pogarszały sprawę.
– Dlaczego?
– Ma staroświeckie poglądy. UwaŜa, Ŝe Rickie powinien przysiąść fałdów i
najpierw nauczyć się prowadzić firmę. Sytuacja jest trochę niezręczna, bo Morgan
ma w garści całe finanse.
– Dziwię się, Ŝe nie zrezygnowałaś z tej zdobyczy i nie przeniosłaś się na inne
łowiska – powiedziała sarkastycznie Gracie. Nie przypominała sobie, Ŝeby jej
siostra kiedykolwiek uparcie polowała na któregokolwiek męŜczyznę. To oni
zawsze za nią biegali. W końcu to właśnie był największy problem.
– MoŜe Morgan ma trochę racji – zauwaŜyła spokojnie.
– Jesteś po jego stronie!
– Nie jestem po niczyjej stronie. Nie bądź śmieszna.
– Chodzi o to, Ŝe... zaleŜy mi na Rickiem. – Jenny wpatrywała się w błękitną
pościel, starając się uniknąć wzroku siostry. – Boję się, Gracie. Nie wiem, co ze
mną będzie, jeśli Morgan zdecyduje się zaŜądać odszkodowania. Boję się stracić
Rickie'ego.
Gracie popatrzyła na siostrę w zadumie. Zdawała się być naprawdę bezbronna
jak nigdy przedtem.
– Jaka jest moja rola w tej sprawie?
– Chcę, Ŝebyś porozmawiała z Morganem. – Nim Gracie zdąŜyła zaprotestować,
Jenny dodała pośpieszni?: – Spróbuj to wszystko jakoś załatwić... – głos jej się
załamał.
– Nie mogę wtrącać się w twoje Ŝycie osobiste. Nie mogę uczynić cudu i
sprawić, Ŝe Morgan Drakę nagle zmieni zdanie co do swojego bratanka i ciebie. To
musicie załatwić między sobą.
– Wiem o tym. Ale... ale mogłabyś go przekonać, Ŝeby nie szedł do sądu w
sprawie tego wypadku. Ciebie moŜe wysłucha. Sama wiesz, jak łatwo wpadam w
panikę, a ty, no wiesz, jesteś taka spokojna i opanowana...
Gracie skrzywiła się lekko. Zastanawiała się, czemu o tym, co powinno być
zaletą, Jenny mówi tak, jakby to była wada jej charakteru. Ale siostra miała rację.
Gracie zawsze była spokojna i systematyczna, podczas gdy Jenny z reguły działała
Ŝywiołowo i spontanicznie.
Oczywiście, pójdzie i porozmawia z Morganem, chociaŜ bardzo niechętnie. CóŜ
innego jej pozostało? Inaczej za dwa lub trzy miesiące Jenny zjawi się w głębokiej
depresji na progu jej domu. A to byłoby jeszcze gorsze.
Posiedziała jeszcze chwilę, słuchając Jenny i zastanawiając się, co mogłoby
przekonać Morgana Drake'a, Ŝe całe to niefortunne wydarzenie naleŜy złoŜyć na
karb zwykłych szaleństw młodości. Jej samej byłoby trudno zgodzić się z taką
argumentacją i nie miała wątpliwości co do tego, Ŝe Morgan Drakę będzie jeszcze
bardziej sceptyczny.
Gdy przygnębiona wyszła ze szpitala, czuła się tak, jakby przybyło jej dziesięć
lat.
śar wciąŜ lał się z nieba. Oślepiająco jasne słońce oświetlało olbrzymie, lśniące
wieŜowce. Wszyscy przechodnie zdawali się bardzo śpieszyć, a ciągły jęk syren
policyjnych i straŜy poŜarnej sprawiał wraŜenie, Ŝe cała ulica była fragmentem
dekoracji do sensacyjnego filmu.
W innej sytuacji byłoby przyjemnie po prostu pospacerować i wstąpić na kawę
do jednego z setek barów mieszczących się wzdłuŜ Broadwayu. Gracie była
przedtem za granicą tylko dwa razy, nigdy w Ameryce. Początkowo miała zamiar
zwiedzić jak najwięcej ciekawych miejsc w Nowym Jorku, ale w tej chwili nie
mogła nawet o tym myśleć.
Wyjęła z torebki adres biura Morgana Drake'a.
Dość juŜ tego. Z pewnością po raz ostatni wyciąga siostrę z kłopotów. Jenny
zawsze była duŜym dzieckiem, ale teraz juŜ czas, by nareszcie dorosła.
Spojrzała na stojący przed nią olbrzymi budynek ze szkła i stali, potem rzuciła
okiem na pośpiesznie zapisany na kartce adres Drakę Industries.
Złoto-czarny napis nad wejściem głosił: Drakę PlaŜa. Gracie odetchnęła
głęboko, przyglądając się strumieniowi ludzi wchodzących i wychodzących z
budynku. Wiedziała, Ŝe Morgan Drakę jest bogaty. Jenny pisała o tym. Ale nie
przypuszczała, Ŝe jest właścicielem całego olbrzymiego budynku.
Zacisnęła zęby i zdecydowanym krokiem ruszyła ku wejściu. Skoro juŜ tu jest,
głupio byłoby, wycofać się i wrócić potulnie do domu.
Podeszła do recepcjonisty i zdecydowanym głosem oświadczyła, Ŝe chce
widzieć się z panem Drake'em.
– Z którym z panów Drakę, proszę pani?
– Z panem Morganem Drake'em. – Czy w jej głosie słychać zdenerwowanie?
Miała nadzieję, Ŝe nie. Atak paniki zdecydowanie nie pomógłby jej w spełnieniu
zadania.
– Czy jest pani umówiona?
– Niestety nie, ale...
– Musi pani porozmawiać z jedną z sekretarek. Pan Drakę jest bardzo zajęty.
Wszystkim zajmują się jego asystentki.
– Na którym piętrze jest jego biuro? Pójdę i spróbuję się umówić. To bardzo
waŜna sprawa – powiedziała zdecydowanym głosem, a widząc wahanie
recepcjonisty dodała: – i bardzo osobista. Mogłabym panu wszystko wyjaśnić, ale
mógłby nas ktoś usłyszeć, a nie sądzę, by się to spodobało panu Drake'owi.
Bardzo zadowolona z siebie, weszła do windy i czekała, aŜ drzwi otworzą się
na najwyŜszym piętrze.
Kto by pomyślał, Ŝe aŜ tak trudno jest dostać się do zwykłego biura? CzyŜby
myśleli, Ŝe pod sukienką ma schowaną bombę? Uśmiechnęła się i weszła do
przestronnego holu, w którym siedziały bardzo pewne siebie sekretarki.
Ciemnowłosa kobieta w ciąŜy, z niechętnym wyrazem twarzy, siedziała przy
pierwszym z brzegu biurku. Przepisywała coś na maszynie, marszcząc w skupieniu
brwi. Podniosła głowę, gdy Gracie weszła do biura.
– Słucham? – spytała.
– Przyszłam zobaczyć się z panem Drake'em.
– Nie sądzę, by się kogoś spodziewał. Kim pani jest? Jak się pani tu dostała?
StraŜnicy nie powinni wpuszczać na to piętro nie upowaŜnionych osób. A teraz,
bardzo proszę. – Podniosła się, by odprowadzić Gracie do drzwi.
– Wydaje mi się, Ŝe nie zrozumiała pani, co powiedziałam – powiedziała
chłodno Gracie, postanawiając nie cofnąć się ani o krok. – Przyszłam porozmawiać
z panem Drake'em i nie zamierzam stąd wyjść, nim się z nim nie zobaczę.
– Nazwisko? – rzuciła sekretarka po chwili wahania i połączyła się z biurem
szefa.
– Przyjmie panią – powiedziała z niechęcią, odłoŜywszy słuchawkę. – Ale ma
pani tylko pięć minut. Jeśli rozmowa zabierze więcej czasu, musi pani umówić się
na inny dzień. A pan Drakę – dodała z uśmieszkiem – będzie bardzo zajęty przez
następne trzy tygodnie.
Gracie wzruszyła ramionami, podeszła do czarnych drzwi pokoju i zapukała.
Głos ze środka kazał jej wejść.
MęŜczyzna za biurkiem czekał na nią. Siedział na skórzanym obrotowym fotelu,
z rękoma załoŜonymi za głową i z wyrazem chłodnej ciekawości na twarzy.
Spodziewała się kogoś całkiem innego. Czy nie powinien być starszy? Jego
wygląd i swobodna pewność siebie sprawiły, Ŝe krew napłynęła jej do policzków.
Miał gęste, czarne włosy i jasnoszare oczy. Te właśnie szare oczy przyglądały
się jej bystro, gdy Morgan czekał, aŜ coś powie. Gracie poczuła, jak ogarnia ją
panika.
Weź się w garść, pomyślała, kurcząc się na myśl o tym, jaki obraz sobą
przedstawia: wytrzeszczone oczy, otwarte usta, czerwone policzki. To całkiem nie
w jej stylu. W kontaktach z męŜczyznami zawsze była opanowana i chłodna, raczej
konkretna niŜ uwodzicielska.
– Nazywam się Gracie Tempie – powiedziała. Natychmiast zrozumiała, Ŝe
mówi rzeczy oczywiste. PrzecieŜ sekretarka podała jej nazwisko przez telefon. –
Chciałabym z panem porozmawiać na temat mojej siostry, Jennifer Tempie.
– Czy ma pani zwyczaj wdzierać się siłą do biur, gdy tylko ma pani komuś coś
do powiedzenia? – spytał rozbawionym, leniwym głosem, ale przyglądał się jej
bardzo uwaŜnie.
Gracie nagle zdała sobie sprawę, Ŝe jej strój jest bardzo nie na miejscu w tym
eleganckim otoczeniu. Nic dziwnego, Ŝe sekretarka patrzyła na nią z taką pogardą.
Być moŜe nie był to najlepszy pomysł, Ŝeby przyjść tu od razu. MoŜe powinna była
– się przebrać. Jak moŜe liczyć na pozyskanie sobie czyjejkolwiek przychylności
ubrana w bawełnianą sukienkę w kwiatki?
Kiedy wskazał jej fotel po drugiej stronie biurka, usiadła z uczuciem ulgi.
Przynajmniej na fotelu nie czuła się jak mikrob pod bacznym okiem naukowca. W
innych warunkach zapewne spojrzałby na nią przez ułamek sekundy, a potem
natychmiast zapomniał o jej istnieniu. Poczuła przelotne uczucie Ŝalu, które starała
się pokryć chłodnym, uprzejmym wyrazem twarzy.
– A więc jest pani siostrą Jennifer Tempie – powiedział powoli Morgan. W jego
głosie brzmiała nuta rozbawienia, co nie bardzo spodobało się Gracie.
– Tak jest – przyznała. – Właśnie byłam w szpitalu. Jenny jest bardzo
niespokojna. Z powodu wypadku.
– Powinna się niepokoić. Czy wprowadziła panią we wszystkie szczegóły?
– Oczywiście! – odparła ostro Gracie zapominając, Ŝe powinna bardzo uwaŜać
na swoje maniery, skoro przyszła prosić go o przysługę. Morgan ją rozstrajał.
Wszystko w nim sprawiało, Ŝe czuła się jak niezręczna nastolatka.
– A więc wie pani, Ŝe nie miała prawa jazdy? – Spojrzał na nią uwaŜnie, ale
jego wyraz twarzy się nie zmienił.
– Tak.
– I Ŝe ferrari nadaje się tylko na złom? Ferrari? Jenny nie wspomniała o marce
samochodu.
– Tak – wymamrotała Gracie zastanawiając się, co teŜ jeszcze przemilczała
siostra.
– Kosztowna zabawa, nie sądzi pani? – zauwaŜył, prawidłowo odczytując jej
wyraz twarzy.
– Tak. – Gracie rzuciła mu twarde spojrzenie. Rozmowa najwyraźniej go
bawiła.
Czy tak wygląda typowy amerykański bogacz? Czy stają się oni w końcu tak
samo bezosobowi jak ich miasta szklanych wieŜ? Jej szef w Londynie był tego
całkowitym przeciwieństwem – siwowłosy, uprzejmy starszy pan, Ŝonaty, z trójką
dzieci.
Gracie wiedziała, Ŝe tylko chłodne rozumowanie daje jakieś szanse w
rozgrywce z Morganem Drake'em. Starała się myśleć logicznie, ale przeszkadzały
jej w tym zmysły, zbyt mocno skoncentrowane na osobie Morgana. Był smukły,
dobrze zbudowany, miał zmysłową, a zarazem inteligentną twarz o twardych
rysach.
– A co powie pan o roli pana bratanka w tym wypadku? – spytała zgryźliwie,
patrząc w okno za jego plecami.
– Och, proszę mi wierzyć, dostał stosowną naganę. Nie wdawał się w szczegóły,
nie było to zresztą potrzebne. Pierwsze spojrzenie na tę bezwzględną twarz
wystarczyło, by Gracie zrozumiała, Ŝe Morgan Drakę nie patrzy przychylnym
okiem na nieodpowiedzialne zachowanie.
– A więc siostra sprowadziła panią z Anglii, Ŝeby walczyła pani tutaj o jej
interesy?
Opis sytuacji był tak trafny, Ŝe Gracie na chwilę zaniemówiła. Spojrzała na
Morgana. Jego oczy były twarde i zimne. Czuła, Ŝe moŜe ją przejrzeć na wylot i Ŝe
drwi sobie z jej zmieszania.
Nagle przypomniała sobie, Ŝe rozmowa miała trwać tylko pięć minut. Morgan
nawet o tym nie wspomniał, ale wiedziała, Ŝe musi powiedzieć to, co ma do
powiedzenia jak najszybciej.
– Nie jestem towarem, panie Drakę – poinformowała go. – Jenny mnie nie
sprowadziła. Potrzebowała mojej pomocy, więc przyjechałam, Ŝeby się nią
zaopiekować. Jestem przecieŜ jej starszą siostrą.
– Jest pani raczej murzynem do brudnej roboty.
– To wstrętne! – Gracie zerwała się wściekła z fotela. Jej oczy ciskały
błyskawice. Co on sobie wyobraŜa?!
– Aha! – wykrzyknął z satysfakcją. – Byłem pewien, Ŝe te angielskie maniery
skrywają pani prawdziwy temperament.
– Ty...! – wyjąkała Gracie. Jej twarz płonęła.
– AleŜ proszę usiąść – powiedział, patrząc na jej rozpaloną twarz. – Do niczego
nie dojdziemy, jeśli nadal będzie pani histeryzować.
Na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech, choć głos był całkiem powaŜny.
Sam jesteś histerykiem! – chciała zawołać Gracie, ale posłusznie usiadła i
starała się zapanować nad swoimi myślami.
– Jenny myśli, Ŝe pozwie ją pan do sądu – powiedziała krótko. – Przyszłam tu,
by prosić pana o ponowne przemyślenie tej sprawy.
– A więc odzyskała pani owo godne podziwu, brytyjskie opanowanie...
powinna pani być prawnikiem. Nie dziwię się, Ŝe siostra sprowadziła właśnie panią.
Och, przepraszam, poprosiła, by pani tu przyjechała. Nie wyobraŜam sobie, Ŝeby
Jennifer umiała bronić swoich interesów tak zajadle i tak umiejętnie.
Czemu Jenny nie powiedziała dokładniej, z jakim typem człowieka przyjdzie
mi się zmierzyć? – pomyślała Gracie. Listy były zawsze ogólnikowe i nie
wykraczały poza stwierdzenia typu: miły, ale nie w moim typie. Niewiele to
mówiło o męŜczyźnie siedzącym teraz naprzeciwko niej.
– Zmienia pan temat, panie Drakę – powiedziała surowo.
– To prawda – przyznał.
Podniósł się, podszedł do okna, spojrzał na ulicę w dole, a potem na Gracie.
Zmieszała się. Zastanawiała się, czy celowo spojrzał na nią z góry, Ŝeby ją speszyć.
– Prawdę mówiąc, nigdy nie zamierzałem pozwać pani siostry do sądu. Kiedy
odwiedziłem ją w szpitalu, powiedziałem tylko, Ŝe powinna być szczęśliwa, Ŝe nie
zamierzam prowadzić tej sprawy aŜ do samego końca. Niemądra dziewczyna,
pewnie źle mnie zrozumiała. Zapewne poczucie winy sprawiło, Ŝe usłyszała to, co
spodziewała się usłyszeć. Ale ja tego nie powiedziałem. Nawiasem mówiąc, dobrze
się stało, Ŝe wypadek zdarzył się na terenach mojej posiadłości. Gdyby nie to, nie
wiadomo, jak postąpiliby nasi sumienni policjanci.
Zawiesił głos, dając jej czas na uświadomienie sobie ewentualnych
konsekwencji.
– Jestem panu bardzo wdzięczna – powiedziała bezbarwnym głosem.
Jeśli pragnął wdzięczności, mogła spełnić jego Ŝyczenie i wyjść. Natychmiast.
Jej twarz wciąŜ płonęła, a serce waliło jak młotem. Była zmieszana równieŜ
dlatego, Ŝe w obecności takiego męŜczyzny jak ten zanadto zdawała sobie sprawę
ze swych fizycznych niedostatków.
– O tym właśnie chciałam z panem rozmawiać, a więc nie będę panu zabierać
więcej... – Podniosła się z fotela.
– Nie tak szybko, panno Tempie – rzucił ostro, zwracając się w jej stronę. Oparł
ręce o blat biurka i popatrzył na nią przenikliwym wzrokiem.
Gracie spoglądała na jego mocno zbudowane ciało z pewnym zmieszaniem.
Podwinięte rękawy koszuli odsłaniały opalone, silne ramiona. Przyglądała się im
zastanawiając się, całkiem bez sensu, gdzie się tak opalił. MoŜe w Kalifornii?
– Chcę z panią porozmawiać o pani siostrze i moim bratanku. Co Jenny o nim
mówiła?
– Chyba bardzo go lubi – powiedziała ostroŜnie. Splotła szczupłe palce i
zaczęła wpatrywać się w nie z namysłem. Nagle poczuła pragnienie, by wydostać
się z tego biura, znaleźć się gdzieś daleko i nie doświadczać więcej niepokojącej
obecności Morgana Drake'a. Przy nim czuła się jak niezręczna nastolatka, którą, na
miły Bóg, od dawna juŜ nie była!
– Wy, Anglicy, jesteście mistrzami niedomówień. To bardzo interesujące. –
Jego oczy spoczęły na Gracie o ułamek sekundy dłuŜej, niŜ było to konieczne.
Nagle zrobiło jej się gorąco. – Richard uwaŜa, Ŝe jest zakochany w Jennifer. To
dla mnie bardzo niewygodna sytuacja. Mogłaby pani mi pomóc wybić im to z
głowy.
– Co? – Gracie aŜ podskoczyła.
– Richard ma dwadzieścia dwa lata i jest dość inteligentny. Ale zanim będzie
mógł pokierować firmą, potrzebuje lat intensywnej nauki. Ostatnią rzeczą, której
mu w tej chwili potrzeba, jest zadurzyć się w Angielce, która przyjechała do
Ameryki na roczny staŜ. A szczególnie w osobie tak niestałej, jak pani siostra.
– A jak, pana zdaniem, mogłabym w tym pomóc? – rzuciła sarkastycznie
Gracie. – Czy powinnam codziennie trzymać wartę przy drzwiach szpitala, póki nie
wrócę do Anglii? Nie wydaje mi się, bym miała jakikolwiek wpływ na Ŝycie
osobiste Jenny. Jeśli pan jeszcze tego nie zauwaŜył, proszę mi pozwolić powiedzieć,
Ŝe Jenny jest nieco uparta.
To jest dopiero eufemizm, pomyślała. Jenny nigdy nie zwracała najmniejszej
uwagi na jakiekolwiek napomnienia ze strony Gracie. Przybiegała do siostry po
pomoc, gdy pojawiały się kłopoty, ale jeśli chodzi o męŜczyzn, zawsze traktowała
jej uwagi z pobłaŜliwym lekcewaŜeniem.
– Powinnaś uŜywać Ŝycia, nim przecieknie ci przez palce! – powiedziała kiedyś
i Gracie zrozumiała, Ŝe rzeczywiście czas pomyśleć o sobie, o własnych
przyjemnościach, o męŜczyznach. Później moŜe być po prostu za późno.
– MoŜemy się nad tym wspólnie zastanowić.
– Zastanowić? – Gracie spojrzała na niego z zaskoczeniem. – Będę w Nowym
Jorku tylko trzynaście dni. Nie sądzę, by to wystarczyło na zwiedzenie miasta, a
tym bardziej na przekonanie mojej siostrzyczki, Ŝeby rzuciła pana bratanka. To
syzyfowa praca i moŜe zająć całe Ŝycie. A nawet wtedy nie dałabym głowy, Ŝe się
uda. – Wstała i sięgnęła po torebkę. WciąŜ czuła na sobie jego wzrok.
– Na oko nie jest pani ani trochę podobna do Jennifer, prawda? Nigdy bym nie
zgadł, Ŝe jesteście siostrami.
Gracie wyprostowała się i spojrzała mu w oczy. Czuła, jak krew napływa jej do
policzków. Przechyliła głowę i przyjrzała mu się z niesmakiem. Nie musiała pytać,
o co mu dokładnie chodzi. Wiedziała doskonale, do czego zmierza. Od wczesnego
dzieciństwa Jenny zawsze była w centrum zainteresowania. Śliczna jasnowłosa
dziewczynka z duŜymi, błękitnymi oczami podobała się wszystkim bardziej niŜ jej
starsza siostra. Z czasem jej nogi wydłuŜyły się i wyszczuplały, piersi zaokrągliły
się, a sylwetka nabrała wdzięku. Gracie przywykła do Ŝycia w cieniu tej piękności.
Rozumiała doskonale, co znaczy, Ŝe nie jest podobna do siostry. Zastanawiała się
tylko, dlaczego Morgan Drakę tak późno o tym wspomniał.
Stwierdzał tylko fakt, ale to zabolało. Zacisnęła usta.
– Proszę nie robić takiej smutnej miny. – Na ustach Morgana błąkał się cień
uśmiechu i Gracie poczuła się jeszcze bardziej wściekła i bezradna.
– Czy taka bezpośredniość jest cechą kaŜdego Amerykanina, czy teŜ to pana
sposób bycia? – spytała krótko.
– I jedno, i drugie, jak sądzę.
WciąŜ jeszcze stała i czuła, jak jego oczy przesuwają się wzdłuŜ jej ciała,
obejmując szczupłą sylwetkę, małe, wysoko osadzone piersi i kasztanowe,
opadające prosto na ramiona włosy. Gracie miała duŜe, zielone oczy. To one
właśnie były jej najmocniejszym punktem. Tak naprawdę była całkiem ładna.
Miała jednak nieszczęście urodzić się siostrą kobiety, przy której większość
piękności wypadała blado.
Odwróciła się i podeszła szybko do drzwi. Gdy naciskała klamkę, usłyszała za
plecami głos Morgana.
– To jeszcze nie wszystko.
Obejrzała się. O co moŜe mu chodzić? Czy nie omówili juŜ wszystkiego? Nie
zamierza przecieŜ pozwać Jenny do sądu. Z jego słów wynikało, Ŝe będzie mogła
pozostać w Nowym Jorku, nawet jeśli Morgan nie pochwala jej związku z
bratankiem.
Gracie była głęboko przekonana, Ŝe pomimo całej swojej bezwzględności
Morgan gra fair. Będzie zapewne próbował wyperswadować Rickie'emu, aby
przestał widywać się z Jenny, ale na pewno nie posunie się dalej.
A więc co jeszcze mógłby mieć do powiedzenia?
Spojrzała na niego pytająco i czekała na wyjaśnienie.
– Pozostaje jeszcze problem, kto zastąpi pani siostrę.
Gracie spojrzała na niego zaskoczona. Co to mogło mieć z nią wspólnego?
– Specjalnie szukałem sekretarki z Anglii. Po przeszkoleniu mógłbym przenieść
ją do jednego z oddziałów firmy w Europie, który otwieramy jesienią.
– Jenny wyjdzie ze szpitala za jakieś sześć tygodni.
– Ktoś musi ją zastąpić, a poza tym miałem zamiar powiększyć personel. Jedna
z moich asystentek wkrótce odchodzi na urlop macierzyński.
– śyczę więc panu powodzenia w poszukiwaniach – powiedziała Gracie,
naciskając klamkę.
Nim zdąŜyła otworzyć drzwi, Morgan złapał ją za nadgarstek. Spojrzała w jego
szare oczy i nagle poczuła, Ŝe kręci jej się w głowie. Odsunęła się instynktownie,
przytłoczona jego bliskością.
Stał tak blisko, Ŝe czuła ciepło emanujące z jego muskularnego ciała.
– Czy zechciałaby pani zająć miejsce Jenny? – spytał patrząc na nią szarymi
oczami. – Jest pani doświadczoną sekretarką. Wiem to od Jennifer. Nie będzie
Ŝadnych problemów z pozwoleniem na pracę. No i będzie pani z siostrą, póki
całkowicie nie wyzdrowieje. Ta propozycja tak zaskoczyła Gracie, Ŝe wpatrywała
się w niego przez dłuŜszą chwilę, niezdolna wykrztusić ani słowa.
– Mam pracę w Anglii, panie Drakę – powiedziała drŜącym głosem.
– MoŜe ją pani rzucić.
– Nie mogę tak po prostu zostawić pracy, domu i przyjaciół!
– Dlaczego?
– Dlatego, Ŝe... – próbowała znaleźć jakiś sensowny powód, ale bezskutecznie.
– Bo nie mogę – dokończyła niezręcznie.
– Boi się pani?
– Nie! – Spojrzała na niego oburzona. Była zła, Ŝe przygląda się jej z
rozbawieniem. Znów miała dziwne uczucie, Ŝe Morgan czyta w jej myślach, Ŝe
wszystko o niej wie.
– No, więc dlaczego? – spytał cicho. – To wielka szansa. Nie. ma pani rodziny
w Anglii. To prawda, ma pani tam mieszkanie, ale dopilnuję, Ŝeby podczas pani
nieobecności wynajął je ktoś odpowiedni. A jeśli nie, firma pokryje koszty jego
utrzymania. Jeśli chodzi o przyjaciół, pozna pani nowych ludzi tu, na miejscu. My,
Amerykanie, jesteśmy naprawdę bardzo sympatyczni. Trzeba tylko nam na to
pozwolić. W czym więc problem?
– Problem w tym, panie Drakę, Ŝe nie lubię, kiedy ktoś próbuje kierować moim
Ŝyciem.
– Pozwoliła pani, by kierowała nim siostra. Na jej wezwanie zostawiła pani
wszystko i przeleciała przez Atlantyk, Ŝeby pomóc jej wydostać się z tarapatów.
– Jego głos był rozbrajająco łagodny, ale zarazem pewny i zdecydowany. –
Proszę się nad tym zastanowić – powiedział puszczając jej rękę i cofając się o krok.
– Poza wszystkim, nie mam zamiaru ścigać pani siostry, ale pozostaje wciąŜ
otwarta kwestia tego ferrari...
– Mam nadzieję, Ŝe nie zamierza mnie pan szantaŜować?!
– Ja? Oczywiście, Ŝe nie! Nazwałbym to raczej łagodną perswazją.
– Dobrze, zastanowię się nad tym, panie Drakę.
– Gracie uchyliła drzwi i była gotowa wyjść.
– Dobrze. Spotkam się z panią jutro na lunchu. Wpół do pierwszej. Restauracja
Zantini w Greenwich Village. Porozmawiamy o pani decyzji. – Uśmiechnął się.
Gracie przez moment poczuła się jak ktoś tonący w głębokiej wodzie. Daremnie
próbowała znaleźć oparcie w rozsądku, który po raz pierwszy w Ŝyciu zdawał się ją
opuszczać.
Przez resztę dnia i większość nocy starała się znaleźć powody, by odrzucić
ofertę Morgana. Zastanowił ją upór, z jakim nastawał, by dla niego pracowała.
Jedynym wytłumaczeniem było to, Ŝe wciąŜ liczył na pomoc w zerwaniu związku
łączącego Jenny z Rickiem. Czy to rzeczywiście miało dla niego aŜ takie
znaczenie?
NiezaleŜnie jednak od jego motywacji, sama perspektywa była kusząca. Przez
ostatnie szesnaście miesięcy Ŝycie Gracie było bardzo monotonne. W firmie, gdzie
pracowała, doceniano jej talent, ale wiadomo było, Ŝe przez najbliŜszy rok nie ma
Ŝadnych szans na awans.
Zjadła wcześnie kolację i połoŜyła się do łóŜka. Próbowała czytać, ale szybko
odłoŜyła ksiąŜkę. W głowie kłębiły jej się dziwne myśli. Nim ogarnął ją sen,
wiedziała juŜ, jaka będzie jej decyzja.
Gracie podejrzewała, Ŝe siostra nie będzie zachwycona jej decyzją podjęcia
pracy dla Morgana. Zastanawiała się nad tym, starannie wybierając ubranie spośród
nielicznych rzeczy, które ze sobą przywiozła.
Postanowiła pójść do szpitala jeszcze przed spotkaniem z Morganem. Postara
się być w umówionym miejscu punkt pierwsza. Zawsze była bardzo punktualna, a
teraz tym bardziej nie miała zamiaru się spóźnić. Szczególnie Ŝe jej strój, tak jak
ostatnio, pozostawiał wiele do Ŝyczenia. Nietrudno przewidzieć, jak zareaguje
Morgan na widok jej prostej spódniczki i skromnego kremowego sweterka. Na
samą myśl o tym przechodziły ją ciarki.
Jenny miała smutny, znudzony wyraz twarzy. Nigdy nie lubiła siedzieć przez
dłuŜszy czas w jednym miejscu. Perspektywa dwóch miesięcy w szpitalu musi ją
męczyć, pomyślała Gracie.
Siostra rozpogodziła się trochę, gdy Gracie podała jej plik kolorowych
czasopism. Wtedy zdecydowała się powiedzieć jej o propozycji Morgana.
– PoniewaŜ przez jakiś czas nie będziesz jeszcze mogła wrócić do pracy, pan
Drakę zaproponował mi posadę swojej asystentki.
– Co?
– Zaproponował mi pracę.
– Masz zamiar się zgodzić? – Zgodnie z przewidywaniami, Jenny nie przyjęła
tej wiadomości z entuzjazmem.
– Chyba tak. Dzięki temu będę mogła tu zostać, póki nie wyzdrowiejesz, a poza
tym, to moŜe być całkiem interesujące. Praca u pana Collinsa zaczyna mnie nuŜyć.
Potrzeba mi czegoś nowego.
Przyglądała się siostrze uwaŜnie, gdy ta zastanawiała się, jakie mogą być dalsze
konsekwencje tego faktu.
– Chciałam tylko, Ŝebyś z nim pomówiła, poprosiła, Ŝeby nie pozwał mnie do
sądu i Ŝeby pozwolił mi zostać w Nowym Jorku, a ty wygryzłaś mnie z pracy –
wyjąkała Jenny.
– Wcale cię nie wygryzłam – powiedziała wesoło Gracie. – Twoje miejsce
czeka na ciebie. A Morgan nie ma zamiaru pozwać cię do sądu. – ChociaŜ pewnie
powinien, dokończyła w duchu.
– To juŜ coś. – Jenny przyglądała jej się podejrzliwie.
– Chodzi tylko o to, Ŝe tutaj nareszcie poczułam się wolna i samodzielna. Nie
potrzebuję twoich codziennych kazań.
– Myślę, Ŝe pobyt w szpitalu i tak skutecznie ogranicza ci moŜliwość robienia
głupstw – zauwaŜyła Gracie.
Gdyby nie to, nigdy nie zgodziłaby się tu zostać! A tak będzie w pobliŜu Jenny,
na wypadek gdyby była jej potrzebna pomoc, ale nie będzie musiała bez przerwy
zachodzić w głowę, co teŜ znowu wyprawia jej siostrzyczka.
– Czy Morgan mówił o Rickiem?
– Poruszyliśmy równieŜ ten temat.
– Pewnie chce, Ŝebyś mnie przekonała, Ŝebym sobie z nim dała spokój. Chyba
nie rozumie, Ŝe Rickie potrafi sam za siebie decydować.
Gracie nie miała ochoty wdawać się w dyskusję z siostrą. Wiedziała aŜ nazbyt
dobrze, Ŝe jeśli zdradzi swoją dezaprobatę dla ich związku, Jenny będzie próbowała
ją przekonać, a to moŜe trwać bez końca.
– Jakim szefem jest pan Drakę? – spytała, Ŝeby zmienić temat.
– Pracowałam pod nadzorem jego sekretarki. Ale kiedy się spotykaliśmy,
Morgan zachowywał się bardzo poprawnie. Póki nie zaczęłam widywać się z
Rickie'em.
– Jestem z nim umówiona o pierwszej, w restauracji Zantini. Mamy omówić
warunki mojego kontraktu.
– Zantini? Musi mu naprawdę na tobie zaleŜeć! – Jenny uśmiechnęła się i
obrzuciła siostrę uwaŜnym spojrzeniem. – W gruncie rzeczy to miło, Ŝe tu
zostaniesz. Będziesz mi przynosić czasopisma i czekoladki.
Teraz, gdy zawiadomiła juŜ o wszystkim siostrę, Gracie nie mogła myśleć o
niczym innym, jak tylko o spotkaniu z Morganem. Kiedy pochyliła się, Ŝeby
pocałować siostrę na do widzenia, Jenny objęła ją mocno za szyję.
– Gracie, tym razem to powaŜna sprawa – wyszeptała lekko drŜącym głosem. –
Musisz mi uwierzyć.
Gracie przytuliła siostrę, ale nie zapytała, o co chodzi. Dopiero później, po
drodze do Greenwich Village, zastanawiała się nad jej słowami.
W głosie Jenny brzmiała nuta rozpaczy i błagania, jakiej Gracie nigdy przedtem
nie słyszała. Do tej pory Jenny zawsze w pełni panowała nad swoim Ŝyciem
uczuciowym. Teraz jednak zdawało się, Ŝe uczucie przerosło jej siły i Gracie
zastanawiała się, czy nie jest to jednak coś więcej niŜ tylko przelotne zadurzenie.
Dotarła do restauracji za kwadrans pierwsza. Morgan juŜ na nią czekał, a kiedy
podeszła do stolika, podniósł się i wyciągnął do niej rękę*. Miał silne dłonie,
pewne i męskie. Był ubrany w ciemnoszary garnitur i wyglądał niezwykle
elegancko.
JeŜeli Gracie miała nadzieję, Ŝe urok Morgana zniknie przez noc, teraz zdała
sobie sprawę, jak bardzo się myliła: pan Drakę był równie pociągający jak wczoraj.
Gdy uścisnął jej dłoń, poczuła dreszcz podniecenia. Głupia jesteś, powiedziała
sama do siebie. Ten męŜczyzna został stworzony, by podbijać serca pięknych
kobiet, we wspaniałych sukniach i eleganckich fryzurach.
Kącikiem oka zauwaŜyła, Ŝe przy sąsiednim stoliku siedzą dwie takie właśnie
kobiety i przyglądają się Morganowi z zaciekawieniem.
Pomyślała, Ŝe równie dobrze moŜe rozkoszować się jego towarzystwem,
pozostając nieczuła na jego męski urok. PrzecieŜ zawsze w stosunkach z
męŜczyznami udawało się jej kierować rozsądkiem, a nie emocjami.
– Czego się pani napije? – spytał, gdy kelner podał im kartę.
– Poproszę o wodę mineralną.
– Niepijąca?
– Tylko wtedy, gdy powinnam zachować przytomność umysłu – odrzekła
szczerze Gracie i pomyślała, Ŝe w towarzystwie tego męŜczyzny to właśnie liczy
się najbardziej.
Roześmiał się, jak gdyby czytał w jej myślach, i zamówił dla siebie burbona.
Gracie oczekiwała, Ŝe spyta od razu o jej decyzję, ale podczas posiłku Morgan
wypytywał ją o Ŝycie w Anglii. Czy lubi swoją pracę? Londyn? Czy często chodzi
do teatru? Sprawiał wraŜenie, Ŝe odpowiedzi Gracie naprawdę go interesują.
To pewnie tylko na pokaz, pomyślała ze smutkiem. Zresztą czy to waŜne? Nie
zaleŜało jej szczególnie na tej posadzie. JeŜeli Morgan zmieni zdanie, nie będzie to
wielka strata.
Kiedy jedli wspaniałe przystawki, skrycie przyjrzała się ostrym rysom jego
twarzy. Łagodził je nieco przyjazny uśmiech, ale w oczach zawsze czaiła się
czujność. Nic dziwnego, Ŝe z taką łatwością utorował sobie drogę na sam szczyt
świata biznesu.
– Czy podjęła pani decyzję w związku z moją propozycją? – spytał wreszcie,
gdy pili kawę.
Odchylił się do tyłu, załoŜył ręce na piersiach i przyglądał jej się spod gęstych,
czarnych rzęs.
– Czy mógłby mi pan powiedzieć coś więcej o moich ewentualnych
obowiązkach?
Słuchała uwaŜnie, gdy precyzyjnie odpowiadał na wszystkie jej pytania. Jego
słowa rozwiały ostatnie wątpliwości. Praca zapowiadała się fascynująco. W grę
wchodziła znacznie większa odpowiedzialność, niŜ sądziła i wyglądało na to, Ŝe
będzie musiała znacznie poszerzyć zakres swojej wiedzy o funkcjonowaniu
przedsiębiorstw.
– Jestem gotów podwoić pani obecną pensję – powiedział, zaspokoiwszy jej
ciekawość.
– Dlaczego? – Gracie spojrzała na niego z zaciekawieniem.
– Dlatego, Ŝe chcę, Ŝeby pani dla mnie pracowała ! jestem gotów za to zapłacić.
A więc? Tak, czy nie?
– Zgadzam się.
Morgan nie wyglądał na zaskoczonego. Być moŜe przywykł do tego, Ŝe
wszystko układa się po jego myśli.
– Ale muszę przedtem pojechać do Londynu, pozałatwiać swoje sprawy i
wynająć komuś mieszkanie.
– Wybieram się do Londynu w przyszłym tygodniu. Spotkamy się tam i
moŜemy razem wrócić. Po drodze zacznę panią wtajemniczać w szczegóły pracy.
Gracie poczuła się niepewnie. Co innego pracować dla Morgana Drake'a, a co
innego znaleźć się w jego towarzystwie poza biurowym otoczeniem! Zresztą,
pomyślała, właściwie to Ŝadna róŜnica. Jest niesłychanie atrakcyjny, ale z całą
pewnością nie jest nią zainteresowany. śeby zwrócić na siebie jego uwagę,
musiałaby być bardzo piękną kobietą.
– Kiedy zamierza pani lecieć do Londynu? Zarezerwuję dla pani miejsce.
– Mam juŜ bilet powrotny. MoŜe uda mi się zmienić rezerwację. ChociaŜ... –
zmarszczyła brwi – to był tani czarterowy bilet. MoŜe...
– Proszę się o to nie martwić. Kupię pani nowy.
– Przywołał kelnera. Gracie zrozumiała, Ŝe ten temat uwaŜa za zamknięty.
– Gdzie pani mieszka? – spytał, kładąc kartę kredytową na srebrnej tacce.
– Dlaczego pan pyta?
– Chcę wiedzieć, dokąd wysłać bilet. Czy zawsze zadaje pani tak wiele pytań?
– To chyba nawyk po tylu latach pilnowania Jenny. Przyglądał się jej w dziwny
sposób i znów odniosła wraŜenie, Ŝe porównuje ją z siostrą. Poczuła, Ŝe się
czerwieni. Po raz pierwszy w tym dniu patrzył na nią jak na kobietę, a nie jak na
potencjalnego pracownika. UwaŜnym wzrokiem mierzył jej szczupłe ciało,
delikatne rysy twarzy, proste, opadające na ramiona kasztanowe włosy.
– Nie jest pani do twarzy w tym stroju – powiedział nagle. – Jest pani szczupła,
ale nie chuda. Powinna pani unikać bluzek i sukienek, które zasłaniają pani
kształty.
Przyglądał się jej chłodno, stukając kartą kredytową o brzeg portfela.
Gracie chciała mu złośliwie odpowiedzieć, Ŝe zapewne zna się na damskich
fatałaszkach lepiej niŜ ona sama, ale ta osobista uwaga wytrąciła ją z równowagi i
odebrała całą odwagę.
– Nie rozumiem, dlaczego pana obchodzi mój gust – powiedziała w końcu
sarkastycznie, wyraźnie okazując, Ŝe nie podoba jej się ta uwaga.
– Obchodzi mnie, i to bardzo, skoro ma pani dla mnie pracować. KaŜdy
najdrobniejszy nawet szczegół pani wyglądu będzie od tej pory równieŜ moją
sprawą.
– Spojrzał na nią rozbawiony. – Będzie pani oglądana.
Nie przypuszcza pani nawet, jak waŜne staną się ubrania. Pójdziemy na zakupy
w Londynie, przed powrotem do Nowego Jorku.
– Nie, dziękuję – odpowiedziała uprzejmie.
Być moŜe Morgan dyktuje swoim sekretarkom, a pewnie i kochankom, w co
mają się ubierać, ale ona nie zamierza do tego dopuścić. Poza tym, nie będzie
niepotrzebnie wydawać resztek swoich oszczędności na jakieś głupie sukienki.
– Zobaczymy – odpowiedział z namysłem i Gracie odniosła nagle wraŜenie, Ŝe
jest to człowiek, którego wszystkie Ŝyczenia zawsze się spełniają. Kiedy
zaproponował, Ŝe odwiezie ją do domu wspaniałą limuzyną, która czekała na niego
przed wejściem, odmówiła. Powiedziała, Ŝe woli się przejść.
Odetchnęła z ulgą kiedy klimatyzowany samochód Morgana zniknął w potoku
innych pojazdów.
W jego obecności nie mogła normalnie myśleć. Teraz zastanawiała się nad
zaletami i wadami pracy z takim człowiekiem. Były w jego zachowaniu rzeczy,
które się jej nie podobały. Był zbyt pewny siebie. Jego sposób myślenia ujawniał
arogancję, nieznacznie tylko zamaskowaną urokiem osobistym.
Nie podobały jej się równieŜ uwagi na temat jej wyglądu, choć przyznawała, Ŝe
być moŜe nie są całkiem bezpodstawne. Spojrzała na swoje odbicie w szybie:
nieduŜa, niezbyt zwracająca na siebie uwagę, ale w gruncie rzeczy miła osóbka.
Do wyjazdu z Nowego Jorku nie widziała się juŜ więcej z Morganem.
Następnego dnia rano dostała bilet pierwszej klasy do Londynu wraz z informacją,
z kim w firmie powinna się spotkać, Ŝeby podpisać umowę o pracę. Teraz
wiedziała, Ŝe od tej chwili jej Ŝycie całkowicie się zmieniła.
– Mam nadzieję, Ŝe wiesz, co robisz – powiedziała Jenny w przeddzień wyjazdu
siostry. Była w wyśmienitym humorze, bo właśnie odwiedził ją Rickie i przyniósł
jej pęk polnych kwiatów.
– Nie wybieram się na KsięŜyc – odpowiedziała Gracie. – Poza tym, nie mam
nic do stracenia. Mam dwadzieścia pięć lat i zamierzam wyrwać się z rutyny, w
której tkwię od kilku lat.
– Nie mam nic przeciwko temu, o ile nie wrócisz do roli troskliwej starszej
siostry po moim wyjściu ze szpitala.
– Jestem twoją starszą siostrą, czy tego chcesz, czy nie. Nie dziw się, Ŝe się o
ciebie niepokoję. Posłuchaj, a moŜe pochwalisz mi się tą swoją najnowszą
zdobyczą! – Wiedziała, Ŝe to odwróci uwagę Jenny. Rzeczywiście, przez następne
pół godziny opowiadała jej o Rickiem.
W Londynie wszystko poszło jak po maśle. Pan Collins zmartwił się, Ŝe Gracie
od nich odchodzi, ale, biorąc pod uwagę szczególne warunki nowej pracy, nie robił
jej Ŝadnych trudności.
W sprawie mieszkania dała ogłoszenie do gazety i juŜ następnego dnia
wynajęła je dwóm studentom ekonomii.
Pod koniec pobytu w Londynie Gracie czuła narastające podniecenie. Była juŜ
spakowana i siedziała właśnie na walizce zastanawiając się, czy juŜ wszystko
pozałatwiała, kiedy zadzwonił dzwonek.
Otworzyła drzwi, spodziewając się sąsiadki, która obiecała wpaść na
poŜegnalną kawę. Przed nią stał Morgan. Zaskoczona Gracie patrzyła na
muskularne ciało i rozbawione, szare oczy.
– Dzień dobry – powiedziała, uświadamiając sobie, Ŝe jest ubrana w wytarte
dŜinsy i starą, bawełnianą koszulkę. – Co pan tu robi?
– Czy tak wygląda pani entuzjastyczna reakcja na widok przyszłego szefa?
Mogę wejść? – Oparł się o framugę drzwi i przyglądał jej się z rozbawieniem.
Gracie wpuściła go do środka. Morgan ze swoją potęŜną postacią wyglądał jak
olbrzym w jej mieszkaniu. Teraz zdawało się jeszcze mniejsze niŜ zwykle.
– Co pan tu robi? – spytała ponownie, zamykając drzwi i wchodząc za nim do
pokoju.
– Skoro mamy razem pracować, myślę, Ŝe byłoby lepiej, gdybyśmy mówili
sobie po imieniu, Gracie – zaproponował, ignorując jej pytanie.
Gracie zarumieniła się, ale na znak zgody skinęła głową.
– MoŜe nie pamiętasz, ale byliśmy przecieŜ umówieni – dodał z uśmiechem.
Przyglądała mu się z zaskoczonym wyrazem twarzy. Nareszcie przypomniała
sobie, Ŝe przecieŜ mówił coś o wspólnych zakupach.
– Przykro mi – powiedziała, chociaŜ naprawdę nie było jej wcale przykro. –
Całkiem o tym zapomniałam, a teraz jest juŜ naprawdę za późno. Mam jeszcze do
załatwienia kilka spraw, więc...
Zrobiło jej się nieswojo. Morgan wciąŜ przyglądał się jej uwaŜnie, a ona nie
czuła się najlepiej w tym swobodnym, domowym stroju. Jeśli kiedyś wyraŜał się
sceptycznie o jej ubraniu, to teraz musiał czuć po prostu niesmak.
– Jakie to sprawy? – spytał, wciąŜ rozglądając się po pokoju.
– RóŜne – odpowiedziała zirytowana. Muszę tu jeszcze trochę posprzątać, umyć
lodówkę. Nie chcę, Ŝeby mieszkanie wyglądało jak pobojowisko.
– Będziesz miała na to dosyć czasu wieczorem. Teraz idziemy do Harrodsa.
– Nie stać mnie, Ŝeby kupić tam choćby chusteczkę do nosa! – wykrzyknęła
oburzona Gracie.
– Ja płacę. Traktuj to jako fundusz reprezentacyjny.
– Nie zamierzam przyjmować od ciebie pieniędzy na ubrania! – zawołała,
odsuwając się o krok dalej.
– Tracisz tylko czas, kłócąc się ze mną – powiedział leniwie. – A poza tym,
skoro dla mnie pracujesz, byłoby mi miło, gdybyś była uprzejma pohamować nieco
swój temperament. Czy wiesz, co powiedzieliby ludzie, gdyby nas teraz usłyszeli?
– Pomyśleliby, Ŝe nie chcę, Ŝebyś mi kupował ubrania!
– Pomyśleliby, Ŝe jesteś moją kochanką. Sekretarki nigdy nie podnoszą głosu,
kiedy rozmawiają ze swoim pracodawcą.
Oczy Gracie zrobiły się okrągłe. Poczuła, Ŝe się czerwieni. Dopiero po chwili
zrozumiała, o czym mówi Morgan. Jak wytłumaczyć mu, Ŝe nigdy nie podnosi
głosu, ale Ŝe w nim jest coś, co wyzwala w niej najgorsze reakcje?
– Zobaczę, czy mam się w co przebrać – powiedziała ugodowym tonem. – Nie
miałam zamiaru nigdzie wychodzić i, oprócz rzeczy na jutro, wszystko jest juŜ
spakowane.
– Nie musisz się przebierać. Wyglądasz... czarująco. Przyjrzał się jej od stóp do
głów, szybko, ale ze znawstwem. Gracie miała ochotę go uderzyć. Zachowywał się
protekcjonalnie. Opanowała się jednak i chwyciła leŜącą na sofie torebkę.
Sądziła, Ŝe pojadą metrem, ale przed domem czekała taksówka. Morgan musiał
być przekonany, Ŝe zgodzi się pójść z nim na zakupy.
– Powiedz mi coś więcej o sobie – poprosił, kiedy taksówka ruszyła. – Od jak
dawna mieszkasz w Londynie?
– Od śmierci moich rodziców – odpowiedziała Gracie. – Mój BoŜe, aleŜ tłumy!
To pewnie przez tę ładną pogodę. Londyn zawsze wydawał mi się za mały, by
pomieścić jednocześnie i swoich mieszkańców, i turystów.
Wyglądała przez okno taksówki, ale cały czas czuła na sobie jego spojrzenie. Z
pewnością zauwaŜył, Ŝe zmieniła temat rozmowy, ale, jak gdyby nigdy nic, włączył
się do swobodnej konwersacji na temat atrakcji turystycznych Londynu.
Gracie przez cały czas czuła u swego boku jego silne ciało. Przeszkadzało jej to
w zachowywaniu się swobodnie. Nigdy przedtem łatwo się nie zakochiwała, a juŜ z
całą pewnością nigdy dotąd nie reagowała tak intensywnie na obecność męŜczyzny.
Czuła, jak na jej ciało występuje gęsia skórka. Kosztowało ją wiele wysiłku, by nie
przyglądać się bez przerwy silnemu, ostremu profilowi jego twarzy. Stracić głowę
dla przyszłego szefa było ostania rzeczą, której mogłaby sobie Ŝyczyć. Zwłaszcza
Ŝe jego sex appeal był tak silny, Ŝe on sam z pewnością zdawał sobie świetnie
sprawę, jakie wraŜenie robi na kobietach. Było to widoczne jak na dłoni, kiedy
weszli do sklepu. Gracie zauwaŜyła, jak wszystkie kobiety ukradkiem spoglądają w
jego kierunku. Pewnie zastanawiały się, co teŜ moŜe robić w towarzystwie bardzo
pospolitej dziewczyny w trykotowej koszulce i dŜinsach.
Morgan spoglądał na wieszaki z ubraniami z pozoru nieuwaŜnie. Widać było
jednak, Ŝe wie, w czym będzie jej do twarzy. Wybierał kolory, na które nigdy nie
zwróciłaby uwagi, ale przymierzając kolejne sukienki i garsonki Gracie sama
stwierdzała z zaskoczeniem, Ŝe bardzo ładnie w nich wygląda.
– Niewątpliwie masz w tym doświadczenie – przyznała niechętnie.
– Czy ma to być komplement ze strony mojej łagodnej sekretareczki? – spytał z
Ŝartobliwym niedowierzaniem.
– Jeśli sobie tego Ŝyczysz, to bardzo proszę! – odcięła się Gracie.
Morgan poprosił ekspedientkę, aby dopisała do rachunku obcisłą sukienkę w
kolorze starego wina, którą Gracie właśnie miała na sobie. Ubrania, które dla niej
wybrał, piętrzyły się na ladzie. Miała nadzieję, Ŝe ta sukienka będzie ostatnim
punktem na liście zakupów. Nie chciała nawet myśleć, ile to wszystko będzie
kosztować.
– Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć – wyszeptał pochylając się ku niej – mam
sporo doświadczenia w dziedzinie haute couture. To efekt wątpliwej przyjemności,
jaką jest spędzanie czasu z bardzo szykownymi damami.
– A więc – Gracie spojrzała na niego spokojnie – to musi być wielka
przyjemność robić dla odmiany zakupy dla kobiety niezbyt szykownej.
Natychmiast poŜałowała swoich słów. Morgan spojrzał na nią z ironicznym
uśmieszkiem. Pozostawało tylko odwrócić twarz, Ŝeby ukryć zmieszanie.
– A teraz powiedz mi, czy masz jakąś wieczorową sukienkę?
– Nie potrzebuję takich ubrań.
– Zadałem ci pytanie. Masz czy nie masz? – spojrzał na nią z zainteresowaniem.
Widać było, Ŝe nie da jej spokoju, póki nie dowie się tego, o co pyta.
– Nie – odpowiedziała niechętnie. – Chyba nie.
– Jej ubrania były zawsze funkcjonalne. śadna z sukienek nie zasługiwała na
miano wieczorowej.
Nim zdąŜyła zaprotestować, zaprowadził ją do stojaka z sukniami sławnych
projektantów. Wyciągnął spośród nich ciemnoczerwoną sukienkę, która, jak Gracie
stwierdziła z przeraŜeniem, była tak mała, jakby kilka razy skurczyła się w praniu.
– Nie załoŜę tego – powiedziała z determinacją w głosie.
– Przymierz.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, ale juŜ podeszła do nich ekspedientka.
Robienie publicznych scen nie leŜało w naturze Gracie. Zacisnęła zęby, weszła do
przymierzalni, załoŜyła sukienkę i spojrzała w lustro.
Kreacja wcale nie była tak okropna, jak się tego spodziewała. Układała się
miękko, podkreślając kształty jej ciała i eksponując krągłości, których istnienia
sama nawet nie podejrzewała.
Gracie oczekiwała, Ŝe na jej widok Morgan uśmiechnie się z satysfakcją, ale
zamiast tego zrobił tylko krok w tył, przyglądając jej się w kompletnym milczeniu.
– Dobrze – powiedział krótko. – Weźmiemy jeszcze to. – Odwrócił się i
poszedł bez słowa w stronę kasy.
Gracie złoŜyła tę zaskakującą reakcję na karb zmęczenia. Sama przecieŜ była
kompletnie wyczerpana. KrąŜyli po sklepie juŜ od ponad dwu godzin. Ramiona
bolały ją od przymierzania nieskończonej ilości strojów.
Przyglądała się, jak Morgan płaci rachunek, a kiedy wychodzili ze sklepu
obładowani zakupami, nieśmiało poruszyła temat zwrotu pieniędzy.
– Powiedziałem ci juŜ – odpowiedział krótko, wsiadając do taksówki. – Ubrania
kupiłem na koszt firmy. Jeśli to moŜe uspokoić twoje sumienie, moja poprzednia
sekretarka teŜ miała specjalny dodatek na ubrania. I z całą pewnością nie chciała z
niego zrezygnować.
Gracie wolała nie zastanawiać się, czy to prawda, ale te słowa uspokoiły ją.
Zamknęła oczy i oparła się wygodniej. Pomyślała, Ŝe będzie tęsknić za Londynem.
To miasto miało swój urok.
Kiedy taksówka zatrzymała się przed domem, Gracie otworzyła oczy i
wyprostowała się na siedzeniu.
– Zaprosiłabym cię na kawę – zaczęła – ale resztki kawy podzieliły los jedzenia.
Są w śmietniku.
– Nic nie szkodzi. I tak muszę juŜ wracać. Zobaczymy się jutro na lotnisku. –
Wyciągnął rękę, Ŝeby pomóc jej otworzyć drzwi. Przez krótki moment Gracie
poczuła dreszcz, jakby poraził ją prąd, który zdawał się emanować z jego ciała.
Zebrała swoje pakunki i pobiegła do domu co sił w nogach.
Znalazłszy się nareszcie w pokoju, rzuciła sprawunki na podłogę i padła na sofę.
Nie rozumiała, co takiego jest w tym męŜczyźnie. Wiedziała tylko, Ŝe nie podoba
jej się wpływ, jaki wywiera na nią Morgan Drakę.
Starała się wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało jej Ŝycie z dala od Londynu.
Przytłaczała ją myśl, Ŝe jutrzejszy ośmiogodzinny lot samolotem zakończy jej stare,
a rozpocznie nowe Ŝycie.
Poczuła, Ŝe zaraz się rozpłacze, więc szybko zajęła się oglądaniem nowych
nabytków i upychaniem ich w jednej z i tak juŜ bardzo wypakowanych walizek.
Będzie miała czas rozczulać się nad sobą, kiedy juŜ znajdzie się po drugiej
stronie oceanu. Wiedziała, Ŝe w Nowym Jorku będzie mieszkać w tym samym
budynku, co Jenny. Wprawdzie siostra wynajęła swoje mieszkanie przyjaciółce,
poniewaŜ, jak twierdziła, i tak niemal cały czas spędzała z Rickiem, ale zawsze
moŜna było liczyć na to, Ŝe będą się często widywać.
Sprzątanie rzeczywiście zajęło zaledwie niecałą godzinę. Kiedy skończyła,
usiadła przy oknie. Czytała i od czasu do czasu wyglądała na ulicę, gdzie powoli
robiło się coraz ciemniej.
Czuła, Ŝe wszystko wokół niej dzieje się szybko, zbyt szybko. Jej Ŝycie,
dotychczas tak dokładnie uporządkowane, nagle zostało zburzone. A jej uczucia?
Uczucia teŜ zmieniały się zbyt szybko. ChociaŜ, pomyślała Gracie, nie aŜ tak
szybko, Ŝebym nie mogła sobie z tym dać rady.
Cathy Williams Zauroczeni sobą (A Powerful Attraction)
ROZDZIAŁ PIERWSZY Wydostawszy się nareszcie z lotniska, Gracie z zaskoczeniem stwierdziła, Ŝe jest cieplej, niŜ się spodziewała. Przed wyjazdem z Anglii przejrzała wprawdzie gazetę, ale zaprzątało ją zbyt wiele spraw i nie zapamiętała prognozy pogody. Wylatując z Londynu w typowy angielski letni dzień, chłodny i dŜdŜysty, nie spodziewała się, Ŝe w Nowym Jorku czekają słońce i upał sięgający 30° C. Zdjęła Ŝakiet, podwinęła rękawy bluzki i wskoczyła do pierwszej z brzegu taksówki. Podała kierowcy adres hotelu i oparła się wygodnie o miękkie oparcie fotela. Zamknęła oczy. Chciała w pełni wykorzystać ostatnie zapewne chwile spokoju i samotności. Przeczucie mówiło jej, Ŝe poŜegnała się z wszelką nadzieją na spokój i ciszę w momencie, gdy cztery dni temu dostała list od Jenny. List niewiele się róŜnił od innych listów siostry. Krótki, chaotyczny, sprawiał wraŜenie, jakby pisała go w pośpiechu, pod koniec męczącego, pełnego wraŜeń dnia. Jenny miała kłopoty. Gracie czytała list pisany dziecinnym charakterem pisma i czuła, Ŝe ziemia usuwa się jej spod nóg. Zaledwie siedem miesięcy w Nowym Jorku, a Jenny juŜ wpakowała się w tarapaty. Co więcej, oczekiwała, Ŝe Gracie wyda całe swoje oszczędności i przyleci na drugi koniec świata, Ŝeby ją ratować. Zresztą tak było zawsze. Jenny ładowała się w tarapaty, których kaŜdy rozsądny człowiek umiałby z łatwością uniknąć i oczekiwała, Ŝe kochająca siostra skwapliwie pośpieszy jej na ratunek. Gracie obrzuciła ponurym wzrokiem pięciopiętrowy hotel, przed którym zatrzymała się taksówka. Zapłaciła kierowcy i weszła do holu. Podeszła do recepcji, gdzie krępy recepcjonista w średnim wieku dał jej klucz do pokoju, poinformował, Ŝe nie ma portiera i poradził, Ŝeby nie korzystać z windy. Gracie nie spodziewała się luksusów. Ten hotel był jednym z najtańszych na Manhattanie. Pokój był nieduŜy, z przenośnym telewizorem, dwoma kiczowatymi obrazkami i szafą tak małą, Ŝe ledwie zmieściły się w niej ubrania, które ze sobą przywiozła. W pokoju był telefon. Gracie postanowiła, Ŝe wykąpie się, zanim zadzwoni do siostry. Potrzebowała czasu, Ŝeby pozbierać myśli. Takie jest Ŝycie, pomyślała z goryczą. Kiedy tylko wydaje ci się, Ŝe pokonałaś jedną przeszkodę, pojawia się dziesięć nowych.
Siedem miesięcy temu z ulgą poŜegnała Jenny na londyńskim lotnisku. Bardzo kochała siostrę, ale Ŝycie było zdecydowanie prostsze, kiedy nie było jej w pobliŜu. Jenny znalazła sobie lukratywną posadę jako jedna z czterech osobistych sekretarek samego Morgana Drake'a. Gracie poŜegnała zwariowaną siostrę z nadzieją, Ŝe pobyt za granicą pomoŜe jej trochę wydorośleć. – Koniec szaleństw – obiecała Jenny zachwycona, Ŝe tak się jej poszczęściło. – Będę miała powaŜne obowiązki i zamierzam być grzeczna. Następnym razem, kiedy się spotkamy, w ogóle mnie nie poznasz! – Mam nadzieję – odparła szczerze Gracie. – Przez ciebie przedwcześnie posiwiałam. Ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Gracie miała wtedy osiemnaście lat, a Jenny była niesfornym, trzynastoletnim dzieciakiem. Z czasem Jenny wyrosła z niezgrabnej, chudej nastolatki na piękną, pełną wdzięku blondynkę. Gracie natomiast poŜegnała się ze swoją młodością, znalazła pracę jako sekretarka jednego z miejscowych prawników i zajęła się pilnowaniem niesfornej siostry. Dlaczego, pomyślała teraz z rozpaczą i rezygnacją, dlaczego Jenny znów wszystko musiała zepsuć i władować się w nowe tarapaty? Zdawałoby się, Ŝe praca u kogoś takiego jak Morgan Drakę powinna nauczyć ją trochę rozsądku. Gracie nie znała Morgana, ale czytała gazety i znała świat biznesu na tyle dobrze, by zdawać sobie sprawę, Ŝe nie jest to ktoś, kogo moŜna lekcewaŜyć. Dlaczego ta jego legendarna bezwzględność nie wystarczyła, by nauczyć siostrę odrobiny trzeźwego myślenia? W brzuchu burczało jej z głodu, ale nie zwracała na to uwagi. ZałoŜyła jedyną letnią sukienkę, jaką ze sobą przywiozła. Nie była szczególnie twarzowa, ale Gracie była do niej bardzo przywiązana. Chciała zadzwonić do Jenny, ale zmieniła zdanie i postanowiła pójść prosto do szpitala. Znała dobrze talent aktorski swojej siostry i nie miała zamiaru dać jej czasu na przygotowanie wzbudzającego współczucie występu. Kiedy Gracie weszła do pokoju, Jenny leŜała w łóŜku z nogą obandaŜowaną i podwieszoną na wyciągu. Jej lewy nadgarstek był owinięty elastycznym bandaŜem, opatrunki było teŜ widać pod róŜowym materiałem nocnej koszuli. Jasne włosy rozsypały się wokół jej twarzy, i chociaŜ wyglądała mizernie, z pewnością jednak nie cierpiała aŜ tak strasznie, jak to sugerował list. Kiedy ujrzała Gracie, otwarła usta ze zdumienia. – Gracie! – wykrzyknęła radośnie. – Jesteś tu! Spodziewałam się ciebie dopiero wieczorem! Wyszłabym po ciebie na lotnisko,
ale... – Pokazała na swoją nogę i uśmiechnęła się smutno. – Udało mi się dostać bilet na wcześniejszy samolot. – Gracie podeszła do łóŜka i pocałowała siostrę w policzek. – Wyglądasz lepiej, niŜ się spodziewałam – dodała sucho. – Pisałaś, Ŝe jesteś cała połamana i Ŝe nie wiesz, czy uda ci się znów stanąć na nogi. Byłam o ciebie niespokojna! – Trzy połamane Ŝebra, złamana noga i skręcony nadgarstek. – Jenny wyliczyła swe obraŜenia z leciutkim tonem dumy w głosie. – Jak to się stało? – Wypadek samochodowy – odpowiedziała krótko. – To juŜ wiem – odrzekła cierpliwie Gracie. – Ale twój list nie był, jak by to ująć, bardzo szczegółowy. Napisałaś tylko, Ŝe jesteś w szpitalu i Ŝe mam tu koniecznie przyjechać. – Westchnęła i spojrzała na zarumienioną twarz Jenny w aureoli złotych loków. Jak aniołek! Szkoda, Ŝe tylko wyglądem jej siostra przypominała anioła. Gracie czuła ulgę, Ŝe stan siostry nie jest bardzo cięŜki, ale zaczynała sobie uświadamiać, Ŝe ściągnięto ją tu z Londynu całkiem niepotrzebnie. – Czy ktoś oprócz ciebie był poszkodowany? – Ach, nie. – Jenny uniosła smukłe ramiona i spuściła Wzrok. Gracie zaczęła się niecierpliwić. Jenny coś ukrywała. Zbyt dobrze znała siostrę, by nie poznać, Ŝe prawda została tu co najmniej zniekształcona. – MoŜe powiesz mi coś więcej? – zaŜądała. – No więc tak... w samochodzie był jeszcze ktoś, ale wyszedł z tego z kilkoma siniakami. – Kto to był? – Gracie przygotowała się na najgorsze. Jak daleko sięgała pamięcią, Jenny chodziła na randki z najbardziej nieodpowiednimi męŜczyznami i zawsze, z beztroską nonszalancją, wyśmiewała się z obaw siostry. – Bratanek Morgana Drake'a. – Bratanek twojego szefa? – Czy musisz mówić takim tonem? – Jenny spojrzała na siostrę posępnie. Gracie popatrzyła na jej dziecięcą, wygiętą w podkówkę buzię i nagle uświadomiła sobie, o ile milej byłoby być teraz w Anglii, we własnym mieszkaniu, we własnym łóŜku, i nie musieć więcej męczyć się z uciąŜliwą siostrzyczką. ChociaŜ przez jakiś czas. – Co robiłaś z bratankiem Morgana Drake'a? – spytała. – Mam wraŜenie, Ŝe moja obecność tutaj w jakiś sposób wiąŜe się z jego osobą. Nigdy o nim nie pisałaś. – Widujemy się od pewnego czasu. – Cieszę się, Ŝe nic mu się nie stało – powiedziała Gracie po chwili milczenia. –
Zresztą zwykle tak bywa. Kierowca wychodzi z wypadku nietknięty, za to pasaŜer bierze na siebie całe uderzenie. Ale mogłaś mi to wszystko opisać w liście. Dlaczego uparłaś się, Ŝebym tu przyjechała, skoro moŜesz wyzdrowieć bez niczyjej pomocy? Masz nawet oddzielny pokój. – Dopiero teraz Gracie rozejrzała się: telewizor, wideo, ładna i bardzo nieszpitalna pościel, elegancki stoliczek. – Rickie uparł się, Ŝeby Morgan płacił za szpital. Inaczej musiałabym leŜeć we wspólnej sali. I znów na twarzy Jenny pojawił się niewyraźny, tajemniczy wyraz. Gracie miała wraŜenie, Ŝe to jeszcze nie koniec opowieści. – Twój szef jest bardzo hojny – powiedziała, próbując dociec, o czym myśli teraz siostra. Cokolwiek by to było, w końcu z pewnością wyjdzie na jaw. Jenny zawsze opierała się wszelkim naciskom. DuŜo lepiej było poczekać, aŜ prawda sama wypłynie na wierzch. – Morgan nie jest mną szczególnie zachwycony – powiedziała w końcu niechętnie Jenny, jak ktoś zmuszony do wyznania prawdy wbrew swojej woli. – Dlaczego? Przez pewien czas nie będziesz mogła pracować, ale to nie twoja wina. Jenny spuściła wzrok i nerwowo skubała przykrywający ją koc. – Na miłość boską, Jenny, mów, o co chodzi – powiedziała niecierpliwie Gracie, mając juŜ dość gry w kotka i myszkę. – Jestem zmęczona i nie mam nastroju, Ŝeby siedzieć tu bez końca i bawić się z tobą w chowanego. – Gracie, mam kłopoty. O mój BoŜe, pomyślała Gracie, zapominając w jednej chwili o swoim gniewie. Wiedziała, Ŝe to musi być coś więcej niŜ tylko trzy połamane Ŝebra, złamana noga i skręcony nadgarstek. Gdyby tak było, Jenny nie kazałaby jej lecieć do Nowego Jorku. Narzekałaby bez końca, skarŜąc się w listach na straszne cierpienia, ale w końcu byłaby bardziej zadowolona z samotności, wolna od kazań starszej siostry. – Jakie kłopoty? – spytała ostroŜnie. – PowaŜne. Morgan jest wściekły. MoŜe mnie nawet pozwać do sądu. Gracie, to ja prowadziłam ten samochód, a ja nie mam prawa jazdy. – Rozumiem. Patrzyły na siebie przez chwilę. W oku Jenny pojawiła się duŜa łza i smutno spłynęła po policzku. – Nie chcę wyjeŜdŜać z Nowego Jorku. On mnie moŜe wyrzucić, pozwać do sądu, uniemoŜliwić mi znalezienie innej pracy. Nie mogę wyjechać, Gracie! Po prostu nie mogę. Kocham Rickie'ego – w głosie Jenny brzmiała nuta desperacji.
– Czy powiedział, Ŝe tak zrobi? – spytała po chwili Gracie. – Niezupełnie. – CóŜ to ma znów oznaczać, Jenny? – Nie powiedział, Ŝe pozwie mnie do sądu, ale wiem, Ŝe to zrobi! Nie lubi mnie. Nie podoba mu się, Ŝe widuję się z jego bratankiem. Gracie miała wraŜenie, jakby wciągał ją wir. Zmęczonym gestem przetarła oczy. Czuła się fizycznie i psychicznie wyczerpana, a płaczliwe zwierzenia Jenny tylko pogarszały sprawę. – Dlaczego? – Ma staroświeckie poglądy. UwaŜa, Ŝe Rickie powinien przysiąść fałdów i najpierw nauczyć się prowadzić firmę. Sytuacja jest trochę niezręczna, bo Morgan ma w garści całe finanse. – Dziwię się, Ŝe nie zrezygnowałaś z tej zdobyczy i nie przeniosłaś się na inne łowiska – powiedziała sarkastycznie Gracie. Nie przypominała sobie, Ŝeby jej siostra kiedykolwiek uparcie polowała na któregokolwiek męŜczyznę. To oni zawsze za nią biegali. W końcu to właśnie był największy problem. – MoŜe Morgan ma trochę racji – zauwaŜyła spokojnie. – Jesteś po jego stronie! – Nie jestem po niczyjej stronie. Nie bądź śmieszna. – Chodzi o to, Ŝe... zaleŜy mi na Rickiem. – Jenny wpatrywała się w błękitną pościel, starając się uniknąć wzroku siostry. – Boję się, Gracie. Nie wiem, co ze mną będzie, jeśli Morgan zdecyduje się zaŜądać odszkodowania. Boję się stracić Rickie'ego. Gracie popatrzyła na siostrę w zadumie. Zdawała się być naprawdę bezbronna jak nigdy przedtem. – Jaka jest moja rola w tej sprawie? – Chcę, Ŝebyś porozmawiała z Morganem. – Nim Gracie zdąŜyła zaprotestować, Jenny dodała pośpieszni?: – Spróbuj to wszystko jakoś załatwić... – głos jej się załamał. – Nie mogę wtrącać się w twoje Ŝycie osobiste. Nie mogę uczynić cudu i sprawić, Ŝe Morgan Drakę nagle zmieni zdanie co do swojego bratanka i ciebie. To musicie załatwić między sobą. – Wiem o tym. Ale... ale mogłabyś go przekonać, Ŝeby nie szedł do sądu w sprawie tego wypadku. Ciebie moŜe wysłucha. Sama wiesz, jak łatwo wpadam w panikę, a ty, no wiesz, jesteś taka spokojna i opanowana... Gracie skrzywiła się lekko. Zastanawiała się, czemu o tym, co powinno być
zaletą, Jenny mówi tak, jakby to była wada jej charakteru. Ale siostra miała rację. Gracie zawsze była spokojna i systematyczna, podczas gdy Jenny z reguły działała Ŝywiołowo i spontanicznie. Oczywiście, pójdzie i porozmawia z Morganem, chociaŜ bardzo niechętnie. CóŜ innego jej pozostało? Inaczej za dwa lub trzy miesiące Jenny zjawi się w głębokiej depresji na progu jej domu. A to byłoby jeszcze gorsze. Posiedziała jeszcze chwilę, słuchając Jenny i zastanawiając się, co mogłoby przekonać Morgana Drake'a, Ŝe całe to niefortunne wydarzenie naleŜy złoŜyć na karb zwykłych szaleństw młodości. Jej samej byłoby trudno zgodzić się z taką argumentacją i nie miała wątpliwości co do tego, Ŝe Morgan Drakę będzie jeszcze bardziej sceptyczny. Gdy przygnębiona wyszła ze szpitala, czuła się tak, jakby przybyło jej dziesięć lat. śar wciąŜ lał się z nieba. Oślepiająco jasne słońce oświetlało olbrzymie, lśniące wieŜowce. Wszyscy przechodnie zdawali się bardzo śpieszyć, a ciągły jęk syren policyjnych i straŜy poŜarnej sprawiał wraŜenie, Ŝe cała ulica była fragmentem dekoracji do sensacyjnego filmu. W innej sytuacji byłoby przyjemnie po prostu pospacerować i wstąpić na kawę do jednego z setek barów mieszczących się wzdłuŜ Broadwayu. Gracie była przedtem za granicą tylko dwa razy, nigdy w Ameryce. Początkowo miała zamiar zwiedzić jak najwięcej ciekawych miejsc w Nowym Jorku, ale w tej chwili nie mogła nawet o tym myśleć. Wyjęła z torebki adres biura Morgana Drake'a. Dość juŜ tego. Z pewnością po raz ostatni wyciąga siostrę z kłopotów. Jenny zawsze była duŜym dzieckiem, ale teraz juŜ czas, by nareszcie dorosła. Spojrzała na stojący przed nią olbrzymi budynek ze szkła i stali, potem rzuciła okiem na pośpiesznie zapisany na kartce adres Drakę Industries. Złoto-czarny napis nad wejściem głosił: Drakę PlaŜa. Gracie odetchnęła głęboko, przyglądając się strumieniowi ludzi wchodzących i wychodzących z budynku. Wiedziała, Ŝe Morgan Drakę jest bogaty. Jenny pisała o tym. Ale nie przypuszczała, Ŝe jest właścicielem całego olbrzymiego budynku. Zacisnęła zęby i zdecydowanym krokiem ruszyła ku wejściu. Skoro juŜ tu jest, głupio byłoby, wycofać się i wrócić potulnie do domu. Podeszła do recepcjonisty i zdecydowanym głosem oświadczyła, Ŝe chce widzieć się z panem Drake'em. – Z którym z panów Drakę, proszę pani?
– Z panem Morganem Drake'em. – Czy w jej głosie słychać zdenerwowanie? Miała nadzieję, Ŝe nie. Atak paniki zdecydowanie nie pomógłby jej w spełnieniu zadania. – Czy jest pani umówiona? – Niestety nie, ale... – Musi pani porozmawiać z jedną z sekretarek. Pan Drakę jest bardzo zajęty. Wszystkim zajmują się jego asystentki. – Na którym piętrze jest jego biuro? Pójdę i spróbuję się umówić. To bardzo waŜna sprawa – powiedziała zdecydowanym głosem, a widząc wahanie recepcjonisty dodała: – i bardzo osobista. Mogłabym panu wszystko wyjaśnić, ale mógłby nas ktoś usłyszeć, a nie sądzę, by się to spodobało panu Drake'owi. Bardzo zadowolona z siebie, weszła do windy i czekała, aŜ drzwi otworzą się na najwyŜszym piętrze. Kto by pomyślał, Ŝe aŜ tak trudno jest dostać się do zwykłego biura? CzyŜby myśleli, Ŝe pod sukienką ma schowaną bombę? Uśmiechnęła się i weszła do przestronnego holu, w którym siedziały bardzo pewne siebie sekretarki. Ciemnowłosa kobieta w ciąŜy, z niechętnym wyrazem twarzy, siedziała przy pierwszym z brzegu biurku. Przepisywała coś na maszynie, marszcząc w skupieniu brwi. Podniosła głowę, gdy Gracie weszła do biura. – Słucham? – spytała. – Przyszłam zobaczyć się z panem Drake'em. – Nie sądzę, by się kogoś spodziewał. Kim pani jest? Jak się pani tu dostała? StraŜnicy nie powinni wpuszczać na to piętro nie upowaŜnionych osób. A teraz, bardzo proszę. – Podniosła się, by odprowadzić Gracie do drzwi. – Wydaje mi się, Ŝe nie zrozumiała pani, co powiedziałam – powiedziała chłodno Gracie, postanawiając nie cofnąć się ani o krok. – Przyszłam porozmawiać z panem Drake'em i nie zamierzam stąd wyjść, nim się z nim nie zobaczę. – Nazwisko? – rzuciła sekretarka po chwili wahania i połączyła się z biurem szefa. – Przyjmie panią – powiedziała z niechęcią, odłoŜywszy słuchawkę. – Ale ma pani tylko pięć minut. Jeśli rozmowa zabierze więcej czasu, musi pani umówić się na inny dzień. A pan Drakę – dodała z uśmieszkiem – będzie bardzo zajęty przez następne trzy tygodnie. Gracie wzruszyła ramionami, podeszła do czarnych drzwi pokoju i zapukała. Głos ze środka kazał jej wejść. MęŜczyzna za biurkiem czekał na nią. Siedział na skórzanym obrotowym fotelu,
z rękoma załoŜonymi za głową i z wyrazem chłodnej ciekawości na twarzy. Spodziewała się kogoś całkiem innego. Czy nie powinien być starszy? Jego wygląd i swobodna pewność siebie sprawiły, Ŝe krew napłynęła jej do policzków. Miał gęste, czarne włosy i jasnoszare oczy. Te właśnie szare oczy przyglądały się jej bystro, gdy Morgan czekał, aŜ coś powie. Gracie poczuła, jak ogarnia ją panika. Weź się w garść, pomyślała, kurcząc się na myśl o tym, jaki obraz sobą przedstawia: wytrzeszczone oczy, otwarte usta, czerwone policzki. To całkiem nie w jej stylu. W kontaktach z męŜczyznami zawsze była opanowana i chłodna, raczej konkretna niŜ uwodzicielska. – Nazywam się Gracie Tempie – powiedziała. Natychmiast zrozumiała, Ŝe mówi rzeczy oczywiste. PrzecieŜ sekretarka podała jej nazwisko przez telefon. – Chciałabym z panem porozmawiać na temat mojej siostry, Jennifer Tempie. – Czy ma pani zwyczaj wdzierać się siłą do biur, gdy tylko ma pani komuś coś do powiedzenia? – spytał rozbawionym, leniwym głosem, ale przyglądał się jej bardzo uwaŜnie. Gracie nagle zdała sobie sprawę, Ŝe jej strój jest bardzo nie na miejscu w tym eleganckim otoczeniu. Nic dziwnego, Ŝe sekretarka patrzyła na nią z taką pogardą. Być moŜe nie był to najlepszy pomysł, Ŝeby przyjść tu od razu. MoŜe powinna była – się przebrać. Jak moŜe liczyć na pozyskanie sobie czyjejkolwiek przychylności ubrana w bawełnianą sukienkę w kwiatki? Kiedy wskazał jej fotel po drugiej stronie biurka, usiadła z uczuciem ulgi. Przynajmniej na fotelu nie czuła się jak mikrob pod bacznym okiem naukowca. W innych warunkach zapewne spojrzałby na nią przez ułamek sekundy, a potem natychmiast zapomniał o jej istnieniu. Poczuła przelotne uczucie Ŝalu, które starała się pokryć chłodnym, uprzejmym wyrazem twarzy. – A więc jest pani siostrą Jennifer Tempie – powiedział powoli Morgan. W jego głosie brzmiała nuta rozbawienia, co nie bardzo spodobało się Gracie. – Tak jest – przyznała. – Właśnie byłam w szpitalu. Jenny jest bardzo niespokojna. Z powodu wypadku. – Powinna się niepokoić. Czy wprowadziła panią we wszystkie szczegóły? – Oczywiście! – odparła ostro Gracie zapominając, Ŝe powinna bardzo uwaŜać na swoje maniery, skoro przyszła prosić go o przysługę. Morgan ją rozstrajał. Wszystko w nim sprawiało, Ŝe czuła się jak niezręczna nastolatka. – A więc wie pani, Ŝe nie miała prawa jazdy? – Spojrzał na nią uwaŜnie, ale jego wyraz twarzy się nie zmienił.
– Tak. – I Ŝe ferrari nadaje się tylko na złom? Ferrari? Jenny nie wspomniała o marce samochodu. – Tak – wymamrotała Gracie zastanawiając się, co teŜ jeszcze przemilczała siostra. – Kosztowna zabawa, nie sądzi pani? – zauwaŜył, prawidłowo odczytując jej wyraz twarzy. – Tak. – Gracie rzuciła mu twarde spojrzenie. Rozmowa najwyraźniej go bawiła. Czy tak wygląda typowy amerykański bogacz? Czy stają się oni w końcu tak samo bezosobowi jak ich miasta szklanych wieŜ? Jej szef w Londynie był tego całkowitym przeciwieństwem – siwowłosy, uprzejmy starszy pan, Ŝonaty, z trójką dzieci. Gracie wiedziała, Ŝe tylko chłodne rozumowanie daje jakieś szanse w rozgrywce z Morganem Drake'em. Starała się myśleć logicznie, ale przeszkadzały jej w tym zmysły, zbyt mocno skoncentrowane na osobie Morgana. Był smukły, dobrze zbudowany, miał zmysłową, a zarazem inteligentną twarz o twardych rysach. – A co powie pan o roli pana bratanka w tym wypadku? – spytała zgryźliwie, patrząc w okno za jego plecami. – Och, proszę mi wierzyć, dostał stosowną naganę. Nie wdawał się w szczegóły, nie było to zresztą potrzebne. Pierwsze spojrzenie na tę bezwzględną twarz wystarczyło, by Gracie zrozumiała, Ŝe Morgan Drakę nie patrzy przychylnym okiem na nieodpowiedzialne zachowanie. – A więc siostra sprowadziła panią z Anglii, Ŝeby walczyła pani tutaj o jej interesy? Opis sytuacji był tak trafny, Ŝe Gracie na chwilę zaniemówiła. Spojrzała na Morgana. Jego oczy były twarde i zimne. Czuła, Ŝe moŜe ją przejrzeć na wylot i Ŝe drwi sobie z jej zmieszania. Nagle przypomniała sobie, Ŝe rozmowa miała trwać tylko pięć minut. Morgan nawet o tym nie wspomniał, ale wiedziała, Ŝe musi powiedzieć to, co ma do powiedzenia jak najszybciej. – Nie jestem towarem, panie Drakę – poinformowała go. – Jenny mnie nie sprowadziła. Potrzebowała mojej pomocy, więc przyjechałam, Ŝeby się nią zaopiekować. Jestem przecieŜ jej starszą siostrą. – Jest pani raczej murzynem do brudnej roboty.
– To wstrętne! – Gracie zerwała się wściekła z fotela. Jej oczy ciskały błyskawice. Co on sobie wyobraŜa?! – Aha! – wykrzyknął z satysfakcją. – Byłem pewien, Ŝe te angielskie maniery skrywają pani prawdziwy temperament. – Ty...! – wyjąkała Gracie. Jej twarz płonęła. – AleŜ proszę usiąść – powiedział, patrząc na jej rozpaloną twarz. – Do niczego nie dojdziemy, jeśli nadal będzie pani histeryzować. Na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech, choć głos był całkiem powaŜny. Sam jesteś histerykiem! – chciała zawołać Gracie, ale posłusznie usiadła i starała się zapanować nad swoimi myślami. – Jenny myśli, Ŝe pozwie ją pan do sądu – powiedziała krótko. – Przyszłam tu, by prosić pana o ponowne przemyślenie tej sprawy. – A więc odzyskała pani owo godne podziwu, brytyjskie opanowanie... powinna pani być prawnikiem. Nie dziwię się, Ŝe siostra sprowadziła właśnie panią. Och, przepraszam, poprosiła, by pani tu przyjechała. Nie wyobraŜam sobie, Ŝeby Jennifer umiała bronić swoich interesów tak zajadle i tak umiejętnie. Czemu Jenny nie powiedziała dokładniej, z jakim typem człowieka przyjdzie mi się zmierzyć? – pomyślała Gracie. Listy były zawsze ogólnikowe i nie wykraczały poza stwierdzenia typu: miły, ale nie w moim typie. Niewiele to mówiło o męŜczyźnie siedzącym teraz naprzeciwko niej. – Zmienia pan temat, panie Drakę – powiedziała surowo. – To prawda – przyznał. Podniósł się, podszedł do okna, spojrzał na ulicę w dole, a potem na Gracie. Zmieszała się. Zastanawiała się, czy celowo spojrzał na nią z góry, Ŝeby ją speszyć. – Prawdę mówiąc, nigdy nie zamierzałem pozwać pani siostry do sądu. Kiedy odwiedziłem ją w szpitalu, powiedziałem tylko, Ŝe powinna być szczęśliwa, Ŝe nie zamierzam prowadzić tej sprawy aŜ do samego końca. Niemądra dziewczyna, pewnie źle mnie zrozumiała. Zapewne poczucie winy sprawiło, Ŝe usłyszała to, co spodziewała się usłyszeć. Ale ja tego nie powiedziałem. Nawiasem mówiąc, dobrze się stało, Ŝe wypadek zdarzył się na terenach mojej posiadłości. Gdyby nie to, nie wiadomo, jak postąpiliby nasi sumienni policjanci. Zawiesił głos, dając jej czas na uświadomienie sobie ewentualnych konsekwencji. – Jestem panu bardzo wdzięczna – powiedziała bezbarwnym głosem. Jeśli pragnął wdzięczności, mogła spełnić jego Ŝyczenie i wyjść. Natychmiast. Jej twarz wciąŜ płonęła, a serce waliło jak młotem. Była zmieszana równieŜ
dlatego, Ŝe w obecności takiego męŜczyzny jak ten zanadto zdawała sobie sprawę ze swych fizycznych niedostatków. – O tym właśnie chciałam z panem rozmawiać, a więc nie będę panu zabierać więcej... – Podniosła się z fotela. – Nie tak szybko, panno Tempie – rzucił ostro, zwracając się w jej stronę. Oparł ręce o blat biurka i popatrzył na nią przenikliwym wzrokiem. Gracie spoglądała na jego mocno zbudowane ciało z pewnym zmieszaniem. Podwinięte rękawy koszuli odsłaniały opalone, silne ramiona. Przyglądała się im zastanawiając się, całkiem bez sensu, gdzie się tak opalił. MoŜe w Kalifornii? – Chcę z panią porozmawiać o pani siostrze i moim bratanku. Co Jenny o nim mówiła? – Chyba bardzo go lubi – powiedziała ostroŜnie. Splotła szczupłe palce i zaczęła wpatrywać się w nie z namysłem. Nagle poczuła pragnienie, by wydostać się z tego biura, znaleźć się gdzieś daleko i nie doświadczać więcej niepokojącej obecności Morgana Drake'a. Przy nim czuła się jak niezręczna nastolatka, którą, na miły Bóg, od dawna juŜ nie była! – Wy, Anglicy, jesteście mistrzami niedomówień. To bardzo interesujące. – Jego oczy spoczęły na Gracie o ułamek sekundy dłuŜej, niŜ było to konieczne. Nagle zrobiło jej się gorąco. – Richard uwaŜa, Ŝe jest zakochany w Jennifer. To dla mnie bardzo niewygodna sytuacja. Mogłaby pani mi pomóc wybić im to z głowy. – Co? – Gracie aŜ podskoczyła. – Richard ma dwadzieścia dwa lata i jest dość inteligentny. Ale zanim będzie mógł pokierować firmą, potrzebuje lat intensywnej nauki. Ostatnią rzeczą, której mu w tej chwili potrzeba, jest zadurzyć się w Angielce, która przyjechała do Ameryki na roczny staŜ. A szczególnie w osobie tak niestałej, jak pani siostra. – A jak, pana zdaniem, mogłabym w tym pomóc? – rzuciła sarkastycznie Gracie. – Czy powinnam codziennie trzymać wartę przy drzwiach szpitala, póki nie wrócę do Anglii? Nie wydaje mi się, bym miała jakikolwiek wpływ na Ŝycie osobiste Jenny. Jeśli pan jeszcze tego nie zauwaŜył, proszę mi pozwolić powiedzieć, Ŝe Jenny jest nieco uparta. To jest dopiero eufemizm, pomyślała. Jenny nigdy nie zwracała najmniejszej uwagi na jakiekolwiek napomnienia ze strony Gracie. Przybiegała do siostry po pomoc, gdy pojawiały się kłopoty, ale jeśli chodzi o męŜczyzn, zawsze traktowała jej uwagi z pobłaŜliwym lekcewaŜeniem. – Powinnaś uŜywać Ŝycia, nim przecieknie ci przez palce! – powiedziała kiedyś
i Gracie zrozumiała, Ŝe rzeczywiście czas pomyśleć o sobie, o własnych przyjemnościach, o męŜczyznach. Później moŜe być po prostu za późno. – MoŜemy się nad tym wspólnie zastanowić. – Zastanowić? – Gracie spojrzała na niego z zaskoczeniem. – Będę w Nowym Jorku tylko trzynaście dni. Nie sądzę, by to wystarczyło na zwiedzenie miasta, a tym bardziej na przekonanie mojej siostrzyczki, Ŝeby rzuciła pana bratanka. To syzyfowa praca i moŜe zająć całe Ŝycie. A nawet wtedy nie dałabym głowy, Ŝe się uda. – Wstała i sięgnęła po torebkę. WciąŜ czuła na sobie jego wzrok. – Na oko nie jest pani ani trochę podobna do Jennifer, prawda? Nigdy bym nie zgadł, Ŝe jesteście siostrami. Gracie wyprostowała się i spojrzała mu w oczy. Czuła, jak krew napływa jej do policzków. Przechyliła głowę i przyjrzała mu się z niesmakiem. Nie musiała pytać, o co mu dokładnie chodzi. Wiedziała doskonale, do czego zmierza. Od wczesnego dzieciństwa Jenny zawsze była w centrum zainteresowania. Śliczna jasnowłosa dziewczynka z duŜymi, błękitnymi oczami podobała się wszystkim bardziej niŜ jej starsza siostra. Z czasem jej nogi wydłuŜyły się i wyszczuplały, piersi zaokrągliły się, a sylwetka nabrała wdzięku. Gracie przywykła do Ŝycia w cieniu tej piękności. Rozumiała doskonale, co znaczy, Ŝe nie jest podobna do siostry. Zastanawiała się tylko, dlaczego Morgan Drakę tak późno o tym wspomniał. Stwierdzał tylko fakt, ale to zabolało. Zacisnęła usta. – Proszę nie robić takiej smutnej miny. – Na ustach Morgana błąkał się cień uśmiechu i Gracie poczuła się jeszcze bardziej wściekła i bezradna. – Czy taka bezpośredniość jest cechą kaŜdego Amerykanina, czy teŜ to pana sposób bycia? – spytała krótko. – I jedno, i drugie, jak sądzę. WciąŜ jeszcze stała i czuła, jak jego oczy przesuwają się wzdłuŜ jej ciała, obejmując szczupłą sylwetkę, małe, wysoko osadzone piersi i kasztanowe, opadające prosto na ramiona włosy. Gracie miała duŜe, zielone oczy. To one właśnie były jej najmocniejszym punktem. Tak naprawdę była całkiem ładna. Miała jednak nieszczęście urodzić się siostrą kobiety, przy której większość piękności wypadała blado. Odwróciła się i podeszła szybko do drzwi. Gdy naciskała klamkę, usłyszała za plecami głos Morgana. – To jeszcze nie wszystko. Obejrzała się. O co moŜe mu chodzić? Czy nie omówili juŜ wszystkiego? Nie zamierza przecieŜ pozwać Jenny do sądu. Z jego słów wynikało, Ŝe będzie mogła
pozostać w Nowym Jorku, nawet jeśli Morgan nie pochwala jej związku z bratankiem. Gracie była głęboko przekonana, Ŝe pomimo całej swojej bezwzględności Morgan gra fair. Będzie zapewne próbował wyperswadować Rickie'emu, aby przestał widywać się z Jenny, ale na pewno nie posunie się dalej. A więc co jeszcze mógłby mieć do powiedzenia? Spojrzała na niego pytająco i czekała na wyjaśnienie. – Pozostaje jeszcze problem, kto zastąpi pani siostrę. Gracie spojrzała na niego zaskoczona. Co to mogło mieć z nią wspólnego? – Specjalnie szukałem sekretarki z Anglii. Po przeszkoleniu mógłbym przenieść ją do jednego z oddziałów firmy w Europie, który otwieramy jesienią. – Jenny wyjdzie ze szpitala za jakieś sześć tygodni. – Ktoś musi ją zastąpić, a poza tym miałem zamiar powiększyć personel. Jedna z moich asystentek wkrótce odchodzi na urlop macierzyński. – śyczę więc panu powodzenia w poszukiwaniach – powiedziała Gracie, naciskając klamkę. Nim zdąŜyła otworzyć drzwi, Morgan złapał ją za nadgarstek. Spojrzała w jego szare oczy i nagle poczuła, Ŝe kręci jej się w głowie. Odsunęła się instynktownie, przytłoczona jego bliskością. Stał tak blisko, Ŝe czuła ciepło emanujące z jego muskularnego ciała. – Czy zechciałaby pani zająć miejsce Jenny? – spytał patrząc na nią szarymi oczami. – Jest pani doświadczoną sekretarką. Wiem to od Jennifer. Nie będzie Ŝadnych problemów z pozwoleniem na pracę. No i będzie pani z siostrą, póki całkowicie nie wyzdrowieje. Ta propozycja tak zaskoczyła Gracie, Ŝe wpatrywała się w niego przez dłuŜszą chwilę, niezdolna wykrztusić ani słowa. – Mam pracę w Anglii, panie Drakę – powiedziała drŜącym głosem. – MoŜe ją pani rzucić. – Nie mogę tak po prostu zostawić pracy, domu i przyjaciół! – Dlaczego? – Dlatego, Ŝe... – próbowała znaleźć jakiś sensowny powód, ale bezskutecznie. – Bo nie mogę – dokończyła niezręcznie. – Boi się pani? – Nie! – Spojrzała na niego oburzona. Była zła, Ŝe przygląda się jej z rozbawieniem. Znów miała dziwne uczucie, Ŝe Morgan czyta w jej myślach, Ŝe wszystko o niej wie. – No, więc dlaczego? – spytał cicho. – To wielka szansa. Nie. ma pani rodziny
w Anglii. To prawda, ma pani tam mieszkanie, ale dopilnuję, Ŝeby podczas pani nieobecności wynajął je ktoś odpowiedni. A jeśli nie, firma pokryje koszty jego utrzymania. Jeśli chodzi o przyjaciół, pozna pani nowych ludzi tu, na miejscu. My, Amerykanie, jesteśmy naprawdę bardzo sympatyczni. Trzeba tylko nam na to pozwolić. W czym więc problem? – Problem w tym, panie Drakę, Ŝe nie lubię, kiedy ktoś próbuje kierować moim Ŝyciem. – Pozwoliła pani, by kierowała nim siostra. Na jej wezwanie zostawiła pani wszystko i przeleciała przez Atlantyk, Ŝeby pomóc jej wydostać się z tarapatów. – Jego głos był rozbrajająco łagodny, ale zarazem pewny i zdecydowany. – Proszę się nad tym zastanowić – powiedział puszczając jej rękę i cofając się o krok. – Poza wszystkim, nie mam zamiaru ścigać pani siostry, ale pozostaje wciąŜ otwarta kwestia tego ferrari... – Mam nadzieję, Ŝe nie zamierza mnie pan szantaŜować?! – Ja? Oczywiście, Ŝe nie! Nazwałbym to raczej łagodną perswazją. – Dobrze, zastanowię się nad tym, panie Drakę. – Gracie uchyliła drzwi i była gotowa wyjść. – Dobrze. Spotkam się z panią jutro na lunchu. Wpół do pierwszej. Restauracja Zantini w Greenwich Village. Porozmawiamy o pani decyzji. – Uśmiechnął się. Gracie przez moment poczuła się jak ktoś tonący w głębokiej wodzie. Daremnie próbowała znaleźć oparcie w rozsądku, który po raz pierwszy w Ŝyciu zdawał się ją opuszczać. Przez resztę dnia i większość nocy starała się znaleźć powody, by odrzucić ofertę Morgana. Zastanowił ją upór, z jakim nastawał, by dla niego pracowała. Jedynym wytłumaczeniem było to, Ŝe wciąŜ liczył na pomoc w zerwaniu związku łączącego Jenny z Rickiem. Czy to rzeczywiście miało dla niego aŜ takie znaczenie? NiezaleŜnie jednak od jego motywacji, sama perspektywa była kusząca. Przez ostatnie szesnaście miesięcy Ŝycie Gracie było bardzo monotonne. W firmie, gdzie pracowała, doceniano jej talent, ale wiadomo było, Ŝe przez najbliŜszy rok nie ma Ŝadnych szans na awans. Zjadła wcześnie kolację i połoŜyła się do łóŜka. Próbowała czytać, ale szybko odłoŜyła ksiąŜkę. W głowie kłębiły jej się dziwne myśli. Nim ogarnął ją sen, wiedziała juŜ, jaka będzie jej decyzja. Gracie podejrzewała, Ŝe siostra nie będzie zachwycona jej decyzją podjęcia pracy dla Morgana. Zastanawiała się nad tym, starannie wybierając ubranie spośród
nielicznych rzeczy, które ze sobą przywiozła. Postanowiła pójść do szpitala jeszcze przed spotkaniem z Morganem. Postara się być w umówionym miejscu punkt pierwsza. Zawsze była bardzo punktualna, a teraz tym bardziej nie miała zamiaru się spóźnić. Szczególnie Ŝe jej strój, tak jak ostatnio, pozostawiał wiele do Ŝyczenia. Nietrudno przewidzieć, jak zareaguje Morgan na widok jej prostej spódniczki i skromnego kremowego sweterka. Na samą myśl o tym przechodziły ją ciarki. Jenny miała smutny, znudzony wyraz twarzy. Nigdy nie lubiła siedzieć przez dłuŜszy czas w jednym miejscu. Perspektywa dwóch miesięcy w szpitalu musi ją męczyć, pomyślała Gracie. Siostra rozpogodziła się trochę, gdy Gracie podała jej plik kolorowych czasopism. Wtedy zdecydowała się powiedzieć jej o propozycji Morgana. – PoniewaŜ przez jakiś czas nie będziesz jeszcze mogła wrócić do pracy, pan Drakę zaproponował mi posadę swojej asystentki. – Co? – Zaproponował mi pracę. – Masz zamiar się zgodzić? – Zgodnie z przewidywaniami, Jenny nie przyjęła tej wiadomości z entuzjazmem. – Chyba tak. Dzięki temu będę mogła tu zostać, póki nie wyzdrowiejesz, a poza tym, to moŜe być całkiem interesujące. Praca u pana Collinsa zaczyna mnie nuŜyć. Potrzeba mi czegoś nowego. Przyglądała się siostrze uwaŜnie, gdy ta zastanawiała się, jakie mogą być dalsze konsekwencje tego faktu. – Chciałam tylko, Ŝebyś z nim pomówiła, poprosiła, Ŝeby nie pozwał mnie do sądu i Ŝeby pozwolił mi zostać w Nowym Jorku, a ty wygryzłaś mnie z pracy – wyjąkała Jenny. – Wcale cię nie wygryzłam – powiedziała wesoło Gracie. – Twoje miejsce czeka na ciebie. A Morgan nie ma zamiaru pozwać cię do sądu. – ChociaŜ pewnie powinien, dokończyła w duchu. – To juŜ coś. – Jenny przyglądała jej się podejrzliwie. – Chodzi tylko o to, Ŝe tutaj nareszcie poczułam się wolna i samodzielna. Nie potrzebuję twoich codziennych kazań. – Myślę, Ŝe pobyt w szpitalu i tak skutecznie ogranicza ci moŜliwość robienia głupstw – zauwaŜyła Gracie. Gdyby nie to, nigdy nie zgodziłaby się tu zostać! A tak będzie w pobliŜu Jenny, na wypadek gdyby była jej potrzebna pomoc, ale nie będzie musiała bez przerwy
zachodzić w głowę, co teŜ znowu wyprawia jej siostrzyczka. – Czy Morgan mówił o Rickiem? – Poruszyliśmy równieŜ ten temat. – Pewnie chce, Ŝebyś mnie przekonała, Ŝebym sobie z nim dała spokój. Chyba nie rozumie, Ŝe Rickie potrafi sam za siebie decydować. Gracie nie miała ochoty wdawać się w dyskusję z siostrą. Wiedziała aŜ nazbyt dobrze, Ŝe jeśli zdradzi swoją dezaprobatę dla ich związku, Jenny będzie próbowała ją przekonać, a to moŜe trwać bez końca. – Jakim szefem jest pan Drakę? – spytała, Ŝeby zmienić temat. – Pracowałam pod nadzorem jego sekretarki. Ale kiedy się spotykaliśmy, Morgan zachowywał się bardzo poprawnie. Póki nie zaczęłam widywać się z Rickie'em. – Jestem z nim umówiona o pierwszej, w restauracji Zantini. Mamy omówić warunki mojego kontraktu. – Zantini? Musi mu naprawdę na tobie zaleŜeć! – Jenny uśmiechnęła się i obrzuciła siostrę uwaŜnym spojrzeniem. – W gruncie rzeczy to miło, Ŝe tu zostaniesz. Będziesz mi przynosić czasopisma i czekoladki. Teraz, gdy zawiadomiła juŜ o wszystkim siostrę, Gracie nie mogła myśleć o niczym innym, jak tylko o spotkaniu z Morganem. Kiedy pochyliła się, Ŝeby pocałować siostrę na do widzenia, Jenny objęła ją mocno za szyję. – Gracie, tym razem to powaŜna sprawa – wyszeptała lekko drŜącym głosem. – Musisz mi uwierzyć. Gracie przytuliła siostrę, ale nie zapytała, o co chodzi. Dopiero później, po drodze do Greenwich Village, zastanawiała się nad jej słowami. W głosie Jenny brzmiała nuta rozpaczy i błagania, jakiej Gracie nigdy przedtem nie słyszała. Do tej pory Jenny zawsze w pełni panowała nad swoim Ŝyciem uczuciowym. Teraz jednak zdawało się, Ŝe uczucie przerosło jej siły i Gracie zastanawiała się, czy nie jest to jednak coś więcej niŜ tylko przelotne zadurzenie. Dotarła do restauracji za kwadrans pierwsza. Morgan juŜ na nią czekał, a kiedy podeszła do stolika, podniósł się i wyciągnął do niej rękę*. Miał silne dłonie, pewne i męskie. Był ubrany w ciemnoszary garnitur i wyglądał niezwykle elegancko. JeŜeli Gracie miała nadzieję, Ŝe urok Morgana zniknie przez noc, teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo się myliła: pan Drakę był równie pociągający jak wczoraj. Gdy uścisnął jej dłoń, poczuła dreszcz podniecenia. Głupia jesteś, powiedziała sama do siebie. Ten męŜczyzna został stworzony, by podbijać serca pięknych
kobiet, we wspaniałych sukniach i eleganckich fryzurach. Kącikiem oka zauwaŜyła, Ŝe przy sąsiednim stoliku siedzą dwie takie właśnie kobiety i przyglądają się Morganowi z zaciekawieniem. Pomyślała, Ŝe równie dobrze moŜe rozkoszować się jego towarzystwem, pozostając nieczuła na jego męski urok. PrzecieŜ zawsze w stosunkach z męŜczyznami udawało się jej kierować rozsądkiem, a nie emocjami. – Czego się pani napije? – spytał, gdy kelner podał im kartę. – Poproszę o wodę mineralną. – Niepijąca? – Tylko wtedy, gdy powinnam zachować przytomność umysłu – odrzekła szczerze Gracie i pomyślała, Ŝe w towarzystwie tego męŜczyzny to właśnie liczy się najbardziej. Roześmiał się, jak gdyby czytał w jej myślach, i zamówił dla siebie burbona. Gracie oczekiwała, Ŝe spyta od razu o jej decyzję, ale podczas posiłku Morgan wypytywał ją o Ŝycie w Anglii. Czy lubi swoją pracę? Londyn? Czy często chodzi do teatru? Sprawiał wraŜenie, Ŝe odpowiedzi Gracie naprawdę go interesują. To pewnie tylko na pokaz, pomyślała ze smutkiem. Zresztą czy to waŜne? Nie zaleŜało jej szczególnie na tej posadzie. JeŜeli Morgan zmieni zdanie, nie będzie to wielka strata. Kiedy jedli wspaniałe przystawki, skrycie przyjrzała się ostrym rysom jego twarzy. Łagodził je nieco przyjazny uśmiech, ale w oczach zawsze czaiła się czujność. Nic dziwnego, Ŝe z taką łatwością utorował sobie drogę na sam szczyt świata biznesu. – Czy podjęła pani decyzję w związku z moją propozycją? – spytał wreszcie, gdy pili kawę. Odchylił się do tyłu, załoŜył ręce na piersiach i przyglądał jej się spod gęstych, czarnych rzęs. – Czy mógłby mi pan powiedzieć coś więcej o moich ewentualnych obowiązkach? Słuchała uwaŜnie, gdy precyzyjnie odpowiadał na wszystkie jej pytania. Jego słowa rozwiały ostatnie wątpliwości. Praca zapowiadała się fascynująco. W grę wchodziła znacznie większa odpowiedzialność, niŜ sądziła i wyglądało na to, Ŝe będzie musiała znacznie poszerzyć zakres swojej wiedzy o funkcjonowaniu przedsiębiorstw. – Jestem gotów podwoić pani obecną pensję – powiedział, zaspokoiwszy jej ciekawość.
– Dlaczego? – Gracie spojrzała na niego z zaciekawieniem. – Dlatego, Ŝe chcę, Ŝeby pani dla mnie pracowała ! jestem gotów za to zapłacić. A więc? Tak, czy nie? – Zgadzam się. Morgan nie wyglądał na zaskoczonego. Być moŜe przywykł do tego, Ŝe wszystko układa się po jego myśli. – Ale muszę przedtem pojechać do Londynu, pozałatwiać swoje sprawy i wynająć komuś mieszkanie. – Wybieram się do Londynu w przyszłym tygodniu. Spotkamy się tam i moŜemy razem wrócić. Po drodze zacznę panią wtajemniczać w szczegóły pracy. Gracie poczuła się niepewnie. Co innego pracować dla Morgana Drake'a, a co innego znaleźć się w jego towarzystwie poza biurowym otoczeniem! Zresztą, pomyślała, właściwie to Ŝadna róŜnica. Jest niesłychanie atrakcyjny, ale z całą pewnością nie jest nią zainteresowany. śeby zwrócić na siebie jego uwagę, musiałaby być bardzo piękną kobietą. – Kiedy zamierza pani lecieć do Londynu? Zarezerwuję dla pani miejsce. – Mam juŜ bilet powrotny. MoŜe uda mi się zmienić rezerwację. ChociaŜ... – zmarszczyła brwi – to był tani czarterowy bilet. MoŜe... – Proszę się o to nie martwić. Kupię pani nowy. – Przywołał kelnera. Gracie zrozumiała, Ŝe ten temat uwaŜa za zamknięty. – Gdzie pani mieszka? – spytał, kładąc kartę kredytową na srebrnej tacce. – Dlaczego pan pyta? – Chcę wiedzieć, dokąd wysłać bilet. Czy zawsze zadaje pani tak wiele pytań? – To chyba nawyk po tylu latach pilnowania Jenny. Przyglądał się jej w dziwny sposób i znów odniosła wraŜenie, Ŝe porównuje ją z siostrą. Poczuła, Ŝe się czerwieni. Po raz pierwszy w tym dniu patrzył na nią jak na kobietę, a nie jak na potencjalnego pracownika. UwaŜnym wzrokiem mierzył jej szczupłe ciało, delikatne rysy twarzy, proste, opadające na ramiona kasztanowe włosy. – Nie jest pani do twarzy w tym stroju – powiedział nagle. – Jest pani szczupła, ale nie chuda. Powinna pani unikać bluzek i sukienek, które zasłaniają pani kształty. Przyglądał się jej chłodno, stukając kartą kredytową o brzeg portfela. Gracie chciała mu złośliwie odpowiedzieć, Ŝe zapewne zna się na damskich fatałaszkach lepiej niŜ ona sama, ale ta osobista uwaga wytrąciła ją z równowagi i odebrała całą odwagę. – Nie rozumiem, dlaczego pana obchodzi mój gust – powiedziała w końcu
sarkastycznie, wyraźnie okazując, Ŝe nie podoba jej się ta uwaga. – Obchodzi mnie, i to bardzo, skoro ma pani dla mnie pracować. KaŜdy najdrobniejszy nawet szczegół pani wyglądu będzie od tej pory równieŜ moją sprawą. – Spojrzał na nią rozbawiony. – Będzie pani oglądana. Nie przypuszcza pani nawet, jak waŜne staną się ubrania. Pójdziemy na zakupy w Londynie, przed powrotem do Nowego Jorku. – Nie, dziękuję – odpowiedziała uprzejmie. Być moŜe Morgan dyktuje swoim sekretarkom, a pewnie i kochankom, w co mają się ubierać, ale ona nie zamierza do tego dopuścić. Poza tym, nie będzie niepotrzebnie wydawać resztek swoich oszczędności na jakieś głupie sukienki. – Zobaczymy – odpowiedział z namysłem i Gracie odniosła nagle wraŜenie, Ŝe jest to człowiek, którego wszystkie Ŝyczenia zawsze się spełniają. Kiedy zaproponował, Ŝe odwiezie ją do domu wspaniałą limuzyną, która czekała na niego przed wejściem, odmówiła. Powiedziała, Ŝe woli się przejść. Odetchnęła z ulgą kiedy klimatyzowany samochód Morgana zniknął w potoku innych pojazdów. W jego obecności nie mogła normalnie myśleć. Teraz zastanawiała się nad zaletami i wadami pracy z takim człowiekiem. Były w jego zachowaniu rzeczy, które się jej nie podobały. Był zbyt pewny siebie. Jego sposób myślenia ujawniał arogancję, nieznacznie tylko zamaskowaną urokiem osobistym. Nie podobały jej się równieŜ uwagi na temat jej wyglądu, choć przyznawała, Ŝe być moŜe nie są całkiem bezpodstawne. Spojrzała na swoje odbicie w szybie: nieduŜa, niezbyt zwracająca na siebie uwagę, ale w gruncie rzeczy miła osóbka. Do wyjazdu z Nowego Jorku nie widziała się juŜ więcej z Morganem. Następnego dnia rano dostała bilet pierwszej klasy do Londynu wraz z informacją, z kim w firmie powinna się spotkać, Ŝeby podpisać umowę o pracę. Teraz wiedziała, Ŝe od tej chwili jej Ŝycie całkowicie się zmieniła. – Mam nadzieję, Ŝe wiesz, co robisz – powiedziała Jenny w przeddzień wyjazdu siostry. Była w wyśmienitym humorze, bo właśnie odwiedził ją Rickie i przyniósł jej pęk polnych kwiatów. – Nie wybieram się na KsięŜyc – odpowiedziała Gracie. – Poza tym, nie mam nic do stracenia. Mam dwadzieścia pięć lat i zamierzam wyrwać się z rutyny, w której tkwię od kilku lat. – Nie mam nic przeciwko temu, o ile nie wrócisz do roli troskliwej starszej siostry po moim wyjściu ze szpitala.
– Jestem twoją starszą siostrą, czy tego chcesz, czy nie. Nie dziw się, Ŝe się o ciebie niepokoję. Posłuchaj, a moŜe pochwalisz mi się tą swoją najnowszą zdobyczą! – Wiedziała, Ŝe to odwróci uwagę Jenny. Rzeczywiście, przez następne pół godziny opowiadała jej o Rickiem. W Londynie wszystko poszło jak po maśle. Pan Collins zmartwił się, Ŝe Gracie od nich odchodzi, ale, biorąc pod uwagę szczególne warunki nowej pracy, nie robił jej Ŝadnych trudności. W sprawie mieszkania dała ogłoszenie do gazety i juŜ następnego dnia wynajęła je dwóm studentom ekonomii. Pod koniec pobytu w Londynie Gracie czuła narastające podniecenie. Była juŜ spakowana i siedziała właśnie na walizce zastanawiając się, czy juŜ wszystko pozałatwiała, kiedy zadzwonił dzwonek. Otworzyła drzwi, spodziewając się sąsiadki, która obiecała wpaść na poŜegnalną kawę. Przed nią stał Morgan. Zaskoczona Gracie patrzyła na muskularne ciało i rozbawione, szare oczy. – Dzień dobry – powiedziała, uświadamiając sobie, Ŝe jest ubrana w wytarte dŜinsy i starą, bawełnianą koszulkę. – Co pan tu robi? – Czy tak wygląda pani entuzjastyczna reakcja na widok przyszłego szefa? Mogę wejść? – Oparł się o framugę drzwi i przyglądał jej się z rozbawieniem. Gracie wpuściła go do środka. Morgan ze swoją potęŜną postacią wyglądał jak olbrzym w jej mieszkaniu. Teraz zdawało się jeszcze mniejsze niŜ zwykle. – Co pan tu robi? – spytała ponownie, zamykając drzwi i wchodząc za nim do pokoju. – Skoro mamy razem pracować, myślę, Ŝe byłoby lepiej, gdybyśmy mówili sobie po imieniu, Gracie – zaproponował, ignorując jej pytanie. Gracie zarumieniła się, ale na znak zgody skinęła głową. – MoŜe nie pamiętasz, ale byliśmy przecieŜ umówieni – dodał z uśmiechem. Przyglądała mu się z zaskoczonym wyrazem twarzy. Nareszcie przypomniała sobie, Ŝe przecieŜ mówił coś o wspólnych zakupach. – Przykro mi – powiedziała, chociaŜ naprawdę nie było jej wcale przykro. – Całkiem o tym zapomniałam, a teraz jest juŜ naprawdę za późno. Mam jeszcze do załatwienia kilka spraw, więc... Zrobiło jej się nieswojo. Morgan wciąŜ przyglądał się jej uwaŜnie, a ona nie czuła się najlepiej w tym swobodnym, domowym stroju. Jeśli kiedyś wyraŜał się sceptycznie o jej ubraniu, to teraz musiał czuć po prostu niesmak. – Jakie to sprawy? – spytał, wciąŜ rozglądając się po pokoju.
– RóŜne – odpowiedziała zirytowana. Muszę tu jeszcze trochę posprzątać, umyć lodówkę. Nie chcę, Ŝeby mieszkanie wyglądało jak pobojowisko. – Będziesz miała na to dosyć czasu wieczorem. Teraz idziemy do Harrodsa. – Nie stać mnie, Ŝeby kupić tam choćby chusteczkę do nosa! – wykrzyknęła oburzona Gracie. – Ja płacę. Traktuj to jako fundusz reprezentacyjny. – Nie zamierzam przyjmować od ciebie pieniędzy na ubrania! – zawołała, odsuwając się o krok dalej. – Tracisz tylko czas, kłócąc się ze mną – powiedział leniwie. – A poza tym, skoro dla mnie pracujesz, byłoby mi miło, gdybyś była uprzejma pohamować nieco swój temperament. Czy wiesz, co powiedzieliby ludzie, gdyby nas teraz usłyszeli? – Pomyśleliby, Ŝe nie chcę, Ŝebyś mi kupował ubrania! – Pomyśleliby, Ŝe jesteś moją kochanką. Sekretarki nigdy nie podnoszą głosu, kiedy rozmawiają ze swoim pracodawcą. Oczy Gracie zrobiły się okrągłe. Poczuła, Ŝe się czerwieni. Dopiero po chwili zrozumiała, o czym mówi Morgan. Jak wytłumaczyć mu, Ŝe nigdy nie podnosi głosu, ale Ŝe w nim jest coś, co wyzwala w niej najgorsze reakcje? – Zobaczę, czy mam się w co przebrać – powiedziała ugodowym tonem. – Nie miałam zamiaru nigdzie wychodzić i, oprócz rzeczy na jutro, wszystko jest juŜ spakowane. – Nie musisz się przebierać. Wyglądasz... czarująco. Przyjrzał się jej od stóp do głów, szybko, ale ze znawstwem. Gracie miała ochotę go uderzyć. Zachowywał się protekcjonalnie. Opanowała się jednak i chwyciła leŜącą na sofie torebkę. Sądziła, Ŝe pojadą metrem, ale przed domem czekała taksówka. Morgan musiał być przekonany, Ŝe zgodzi się pójść z nim na zakupy. – Powiedz mi coś więcej o sobie – poprosił, kiedy taksówka ruszyła. – Od jak dawna mieszkasz w Londynie? – Od śmierci moich rodziców – odpowiedziała Gracie. – Mój BoŜe, aleŜ tłumy! To pewnie przez tę ładną pogodę. Londyn zawsze wydawał mi się za mały, by pomieścić jednocześnie i swoich mieszkańców, i turystów. Wyglądała przez okno taksówki, ale cały czas czuła na sobie jego spojrzenie. Z pewnością zauwaŜył, Ŝe zmieniła temat rozmowy, ale, jak gdyby nigdy nic, włączył się do swobodnej konwersacji na temat atrakcji turystycznych Londynu. Gracie przez cały czas czuła u swego boku jego silne ciało. Przeszkadzało jej to w zachowywaniu się swobodnie. Nigdy przedtem łatwo się nie zakochiwała, a juŜ z całą pewnością nigdy dotąd nie reagowała tak intensywnie na obecność męŜczyzny.
Czuła, jak na jej ciało występuje gęsia skórka. Kosztowało ją wiele wysiłku, by nie przyglądać się bez przerwy silnemu, ostremu profilowi jego twarzy. Stracić głowę dla przyszłego szefa było ostania rzeczą, której mogłaby sobie Ŝyczyć. Zwłaszcza Ŝe jego sex appeal był tak silny, Ŝe on sam z pewnością zdawał sobie świetnie sprawę, jakie wraŜenie robi na kobietach. Było to widoczne jak na dłoni, kiedy weszli do sklepu. Gracie zauwaŜyła, jak wszystkie kobiety ukradkiem spoglądają w jego kierunku. Pewnie zastanawiały się, co teŜ moŜe robić w towarzystwie bardzo pospolitej dziewczyny w trykotowej koszulce i dŜinsach. Morgan spoglądał na wieszaki z ubraniami z pozoru nieuwaŜnie. Widać było jednak, Ŝe wie, w czym będzie jej do twarzy. Wybierał kolory, na które nigdy nie zwróciłaby uwagi, ale przymierzając kolejne sukienki i garsonki Gracie sama stwierdzała z zaskoczeniem, Ŝe bardzo ładnie w nich wygląda. – Niewątpliwie masz w tym doświadczenie – przyznała niechętnie. – Czy ma to być komplement ze strony mojej łagodnej sekretareczki? – spytał z Ŝartobliwym niedowierzaniem. – Jeśli sobie tego Ŝyczysz, to bardzo proszę! – odcięła się Gracie. Morgan poprosił ekspedientkę, aby dopisała do rachunku obcisłą sukienkę w kolorze starego wina, którą Gracie właśnie miała na sobie. Ubrania, które dla niej wybrał, piętrzyły się na ladzie. Miała nadzieję, Ŝe ta sukienka będzie ostatnim punktem na liście zakupów. Nie chciała nawet myśleć, ile to wszystko będzie kosztować. – Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć – wyszeptał pochylając się ku niej – mam sporo doświadczenia w dziedzinie haute couture. To efekt wątpliwej przyjemności, jaką jest spędzanie czasu z bardzo szykownymi damami. – A więc – Gracie spojrzała na niego spokojnie – to musi być wielka przyjemność robić dla odmiany zakupy dla kobiety niezbyt szykownej. Natychmiast poŜałowała swoich słów. Morgan spojrzał na nią z ironicznym uśmieszkiem. Pozostawało tylko odwrócić twarz, Ŝeby ukryć zmieszanie. – A teraz powiedz mi, czy masz jakąś wieczorową sukienkę? – Nie potrzebuję takich ubrań. – Zadałem ci pytanie. Masz czy nie masz? – spojrzał na nią z zainteresowaniem. Widać było, Ŝe nie da jej spokoju, póki nie dowie się tego, o co pyta. – Nie – odpowiedziała niechętnie. – Chyba nie. – Jej ubrania były zawsze funkcjonalne. śadna z sukienek nie zasługiwała na miano wieczorowej. Nim zdąŜyła zaprotestować, zaprowadził ją do stojaka z sukniami sławnych
projektantów. Wyciągnął spośród nich ciemnoczerwoną sukienkę, która, jak Gracie stwierdziła z przeraŜeniem, była tak mała, jakby kilka razy skurczyła się w praniu. – Nie załoŜę tego – powiedziała z determinacją w głosie. – Przymierz. Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, ale juŜ podeszła do nich ekspedientka. Robienie publicznych scen nie leŜało w naturze Gracie. Zacisnęła zęby, weszła do przymierzalni, załoŜyła sukienkę i spojrzała w lustro. Kreacja wcale nie była tak okropna, jak się tego spodziewała. Układała się miękko, podkreślając kształty jej ciała i eksponując krągłości, których istnienia sama nawet nie podejrzewała. Gracie oczekiwała, Ŝe na jej widok Morgan uśmiechnie się z satysfakcją, ale zamiast tego zrobił tylko krok w tył, przyglądając jej się w kompletnym milczeniu. – Dobrze – powiedział krótko. – Weźmiemy jeszcze to. – Odwrócił się i poszedł bez słowa w stronę kasy. Gracie złoŜyła tę zaskakującą reakcję na karb zmęczenia. Sama przecieŜ była kompletnie wyczerpana. KrąŜyli po sklepie juŜ od ponad dwu godzin. Ramiona bolały ją od przymierzania nieskończonej ilości strojów. Przyglądała się, jak Morgan płaci rachunek, a kiedy wychodzili ze sklepu obładowani zakupami, nieśmiało poruszyła temat zwrotu pieniędzy. – Powiedziałem ci juŜ – odpowiedział krótko, wsiadając do taksówki. – Ubrania kupiłem na koszt firmy. Jeśli to moŜe uspokoić twoje sumienie, moja poprzednia sekretarka teŜ miała specjalny dodatek na ubrania. I z całą pewnością nie chciała z niego zrezygnować. Gracie wolała nie zastanawiać się, czy to prawda, ale te słowa uspokoiły ją. Zamknęła oczy i oparła się wygodniej. Pomyślała, Ŝe będzie tęsknić za Londynem. To miasto miało swój urok. Kiedy taksówka zatrzymała się przed domem, Gracie otworzyła oczy i wyprostowała się na siedzeniu. – Zaprosiłabym cię na kawę – zaczęła – ale resztki kawy podzieliły los jedzenia. Są w śmietniku. – Nic nie szkodzi. I tak muszę juŜ wracać. Zobaczymy się jutro na lotnisku. – Wyciągnął rękę, Ŝeby pomóc jej otworzyć drzwi. Przez krótki moment Gracie poczuła dreszcz, jakby poraził ją prąd, który zdawał się emanować z jego ciała. Zebrała swoje pakunki i pobiegła do domu co sił w nogach. Znalazłszy się nareszcie w pokoju, rzuciła sprawunki na podłogę i padła na sofę. Nie rozumiała, co takiego jest w tym męŜczyźnie. Wiedziała tylko, Ŝe nie podoba
jej się wpływ, jaki wywiera na nią Morgan Drakę. Starała się wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało jej Ŝycie z dala od Londynu. Przytłaczała ją myśl, Ŝe jutrzejszy ośmiogodzinny lot samolotem zakończy jej stare, a rozpocznie nowe Ŝycie. Poczuła, Ŝe zaraz się rozpłacze, więc szybko zajęła się oglądaniem nowych nabytków i upychaniem ich w jednej z i tak juŜ bardzo wypakowanych walizek. Będzie miała czas rozczulać się nad sobą, kiedy juŜ znajdzie się po drugiej stronie oceanu. Wiedziała, Ŝe w Nowym Jorku będzie mieszkać w tym samym budynku, co Jenny. Wprawdzie siostra wynajęła swoje mieszkanie przyjaciółce, poniewaŜ, jak twierdziła, i tak niemal cały czas spędzała z Rickiem, ale zawsze moŜna było liczyć na to, Ŝe będą się często widywać. Sprzątanie rzeczywiście zajęło zaledwie niecałą godzinę. Kiedy skończyła, usiadła przy oknie. Czytała i od czasu do czasu wyglądała na ulicę, gdzie powoli robiło się coraz ciemniej. Czuła, Ŝe wszystko wokół niej dzieje się szybko, zbyt szybko. Jej Ŝycie, dotychczas tak dokładnie uporządkowane, nagle zostało zburzone. A jej uczucia? Uczucia teŜ zmieniały się zbyt szybko. ChociaŜ, pomyślała Gracie, nie aŜ tak szybko, Ŝebym nie mogła sobie z tym dać rady.