Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 040 853
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań642 619

Willingham Michelle - Wojownik

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Willingham Michelle - Wojownik.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse W
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 126 osób, 77 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 251 stron)

Michelle Willingham Wojownik Słownik terminów irlandzkich użytych w książce a chroi - kochanie a dalta - dosłownie: wychowanek, termin używany przy zwracaniu się do przybranego syna a ghra - ukochana a inton - córeczka a stór- moja droga aenach - lokalny jarmark aite - przybrany ojciec bean-sidhe - boginka brat - wełniany szal noszony wokół ramion zarówno przez kobiety, jak i przez mężczyzn brehons - sędziowie rozpatrujący sprawy sporne cailin - dziewczyna corp-dire - zwyczajowa grzywna za zadane rany craibechan - aromatyczny posiłek przyrządzany z siekanego mięsa i warzyw dia dhuit - powitanie, dosłownie: niech Bóg będzie z tobą ech - koń używany podczas walk eraic - odszkodowanie, dosłownie: cena krwi flaiths - przedstawiciele wielkich rodów leine - długa suknia spodnia noszona przez kobiety lub krótka koszula noszona przez mężczyzn mśirge - kolorowa chorągiew

nfl - nie rath - forteca sibh - boginki sibh dubh - duchy ciemności ta - tak tuatha - miasteczko lub wieś należące do jednego klanu, dosłownie: ludzie Rozdział pierwszy Irlandia, A.D. 1102 - On umrze, prawda? Iseult MacFergus patrzyła na okaleczone ciało niewolnika. Na plecach krwawiły głębokie ślady chłosty. Przez bladą skórę przebijały kości, jakby od miesięcy głodował. Buntowała się na myśl, jakie katusze musiał cierpieć. Davin Ó Falvey podał jej miskę z wodą. -Nie wiem. Możliwe, że zmarnowałem sporo srebra. Iseult, spuściwszy oczy, zmywała krew. - Niepotrzebny nam niewolnik, Davinie. Nie powinieneś był go kupować. - Wśród wspólnot coraz mniej popularne było posiadanie niewolników. Jej rodziny nigdy nie było na nich stać. Poczuła się nieswojo, pomna na swoje niskie pochodzenie. - Gdybym ja tego nie zrobił, zrobiłby to ktoś inny. - Ujął ją za ramiona. - On cierpiał, luba. Na targu niewolników bili go, aż padł na ziemię. Położyła dłonie na dłoniach Davina. Jej narzeczony nie mógł znieść, gdy ktoś cierpiał, i w miarę możności starał się

8 Michelle Willingham Wojownik temu zapobiec. Dlatego między innymi stał się jej drogim przyjacielem i mężczyzną, którego zgodziła się poślubić. Poczuła ucisk w żołądku. Davin zasługiwał na lepszą niewiastę niż ona. Robiła, co mogła, aby naprawić swą nadszarpniętą reputację, lecz i tak plotki nie cichły. Nie wiedziała, dlaczego poprosił ją o rękę, lecz jej rodzice skorzystali z okazji, bo nieczęsto córce kowala dane jest poślubić syna głowy klanu. - Niech zajmie się nim znachorka. - W głosie Davina wyczuła skrywany zamiar i zachętę. - Pospaceruj ze mną, Iseult. Nie widziałem cię od tygodnia. Stęskniłem się. Zesztywniała, ale zmusiła się do uśmiechu. Idź z nim, podpowiadał rozum. Choć Davin nigdy nie obwiniał jej o popełniony grzech, i tak nie czuła się godna jego miłości. Trzymając ją za rękę, poprowadził na dwór. Księżyc oświetlił jego twarz. Jasne włosy i przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu sprawiały, że Davin był jej zdaniem najprzystojniejszym mężczyzną na świecie. Podniósł jej dłoń do swego policzka, a ją ogarnął lęk, bo wiedziała, że to wstęp do pocałunku. Przyjmowała pieszczoty narzeczonego, żałując, że nie odwzajemnia jego namiętności. Daj sobie czas, przekonywała samą siebie, lecz nawet kiedy się poddała jego pocałunkowi, czuła się nieswojo, bardziej jak obserwatorka niż uczestniczka. Trzymał ją mocno w ramionach, szepcząc jej do ucha: - Wiem, że nie chcesz, byśmy zostali kochankami przed Świętem Majowym, ale byłbym głupcem, gdyby nie próbował cię przekonać. Cofnęła się i wbijając wzrok w ziemię, rzekła: - Nie mogę. - Spłonęła rumieńcem wstydu. Myśl o tym, by miała mu się oddać, przywoływała jedynie bolesne wspo- mnienia w żaden sposób niezwiązane z Davinem. 9 Przez jego twarz przemknęło rozdrażnienie, ale więcej nie nalegał, stwierdził tylko zrezygnowany: - Nigdy bym cię nie prosił o zrobienie czegoś, na co nie masz ochoty.

Z tego też powodu czuła się jeszcze bardziej winna. Nie chciała z nim współżyć, ale czy przez to stała się lepsza? Parę lat temu uległa namiętności i drogo za to zapłaciła. Do dziś, choć Davin szczerze ją miłował, pragnął pojąć za małżonkę i odmienić jej życie, wywyższyć spośród innych, nie potrafiła pozbyć się złych wspomnień. Pocałował ją w skroń. - Zaczekam, może zmienisz zdanie. Odprowadził ją do chaty, w której mieszkała. Przy drewnianych odrzwiach Iseult zatrzymała się, jakby były tarczą. - Co zrobisz z niewolnikiem? - Jeszcze nie wiem. Może pomóc przy uprawach albo przy koniach. Porozmawiam z nim, kiedy się obudzi. Do zobaczenia rano. - Był wyraźnie zawiedziony. Lekko pocałował ją w usta. -Postaraj się utrzymać przy życiu naszego niewolnika. Skinęła głową. Przez chwilę zatrzymała się w wejściu, zbierając myśli. Dlaczego Davin nie rozpalał w niej płomienia namiętności, nie czuła w sobie nic z tego, o czym opowiadały sobie szczęśliwe w miłości kobiety? Jego pocałunki, jego szczere uczucie nie wywoływały w niej niczego poza dojmująca pustką. Co się z nią działo? Przecież Davin, jak mało który mężczyzna, zasługiwał, by być kochanym. Traktował ją jak umi- łowany skarb, ofiarowując wszystko, czego tylko pragnęła. Gdyby był kimś zwyczajnym, pospolitym... A tak czuła się go niegodna.

10 Michelle Willingham Z ciężkim sercem weszła do domu. Murine wraz z rodziną zajęta była przygotowaniem wieczerzy. Choć Iseult nie była z klanu Ó Falveyów, chętnie przyjęli ją do siebie, oferując gościnę w chacie Murine. Dzięki temu miała gdzie mieszkać i przyzwyczajać się do nowego rodu. I chwała im za to, bo dzięki temu nie musiała zamieszkać z matką Davina. Żona głowy klanu nie lubiła jej i wcale się z tym nie kryła. - Co to za człowiek, którego przywiózł Davin? - zapytała Murine. Tęga niewiasta o kruczoczarnych włosach, która urodziła siedmioro dzieci, troszczyła się o Iseult, jakby była jednym z nich. Nie czekając na odpowiedź, dodała: - Nic nie jadłaś od rana. Chodź, usiądź z nami. - Wskazała niski stół, przy którym siedziały jej przybrane dzieci i przekomarzając się, pochłaniały jedzenie. - To niewolnik - odpowiedziała Iseult. - Okropnie go traktowano, był na wpół żywy. - Niezbyt cenny nabytek. - Murine wzniosła oczy i podała Iseult talerz z soloną makrelą i pieczoną marchwią. - Ot, cały Davin. - Uśmiechnęła się, jakby mówiła o świętym. - Matko, czy mogę dostać jeszcze jedną rybę? - zapytał jeden z chłopców. -1 ja też! - przyłączył się drugi. Glendon i Bartley urzekli Iseult, choć ich widok napawał ją bólem. Jej synek Aidan, jeśli żyje, ma teraz dwa lata. Straciła nagle apetyt i tylko dziobała jedzenie. - Czemu jeszcze nie poślubiłaś Davina? - zapytała Murine, kładąc kromkę chleba na jej talerzu. - Nie rozumiem, dlaczego chcesz czekać do Święta Majowego. - Davin mnie o to prosił. Zależy mu, by nasze zaślubiny otrzymały specjalne błogosławieństwo. Wojownik 11 Kiedy Murine chciała jej dołożyć jedzenia, pokręciła głową. - Dziękuję, już wystarczy. - Ja to zjem - skorzystał z okazji Glendon. Gdy z ulgą zsunęła rybę na jego talerz, chłopiec ją pochłonął, Murine natomiast skomentowała pod nosem, że Iseult jest zbyt chuda. Puściła krytyczną uwagę mimo uszu i powiedziała:

- Wezmę te resztki i zobaczę, czy niewolnik nie jest głodny. - Nie powinnaś zbliżać się do takich jak on - ostrzegła Murine. - To obcy i ludzie będą gadać. Iseult zawahała się. Tak, będą. Mądrzej zostać w domu i nie myśleć o niewolniku. Pewnie i tak umrze, a nikt niczego o nim się nie dowie. Ot, niewolnik, i tyle. - Masz rację. - Kiedy Murine nie patrzyła, schowała kawałek chleba w fałdy okrycia. - Pójdę się trochę przejść. Nie- długo wrócę. Zerknęła na nią znacząco. - Nie rób niczego, czego byś potem miała żałować, Iseult. Chciała uśmiechnąć się obojętnie, ale nie udało się. - Zaraz wracam. Księżyc oświedał krąg dwunastu kamiennych chat krytych strzechą. Przed każdą z nich żarzyły się ogniki, wygasające ogniska, na których gotowano posiłki. W powietrzu unosił się znajomy zapach torfowego dymu, a wiosenny wiatr przenikał wierzchnią suknię i giezło. Iseult podciągnęła chustę na ramiona, chroniąc się od chłodu. Chociaż żyła z tym klanem zaledwie od zimy, zaczynała traktować gród jak swój dom. Wreszcie stanęła przed chatą chorych. Czemu tu przyszła? Znachorka Deena z pewnością już opatrzyła i nakarmiła niewolnika. Będzie tylko przeszkadzać. Już miała odejść, kiedy drzwi się otworzyły.

12 Michelle Willingham Wojownik 13 - Och - szepnęła Deena, kładąc rękę na sercu. Opiekowała się całym niemal pokoleniem klanu, ale jej włosy ciągle były lśniąco czarne. Delikatne zmarszczki okalały uśmiechnięte usta. - Zaskoczyłaś mnie, Iseult. Właśnie wyszłam po wodę. - Jak się ma niewolnik? Deena potrząsnęła głową. - Niestety źle. Nie chce ani jeść, ani pić. To uparciuch. Jeśli pragnie umrzeć, to jego sprawa, ale wolałabym, żeby to się nie stało w mojej chacie chorych. - Mam z nim pomówić? - Jeśli masz ochotę, choć to się na nic nie zda. - Deena westchnęła z rezygnacją. - Wejdź więc. Iseult przekroczyła próg ciemnej izby. W palenisku żarzyły się węgle, czuć było intensywny zapach ostrokrzewu i rumianku. Niewolnik z zamkniętymi oczami leżał na pryczy. Zmierzwione czarne włosy spadały mu na kark, policzki były nieogolone. Wyglądał niczym jakiś demon czy ciemny bóg Crom Dubh, który wypełzł z podziemi. Jako niewolnik mógł przewędrować całą Irlandię. Mógł widzieć Aidana albo mieć o nim jakieś wieści. Próbowała powstrzymać falę nadziei, która w niej wzbierała. Nie bądź niemądra, ostrzegał rozsądek. To rozległa kraina, szansa, że coś wie o chłopczyku, jest niewielka. - Zgłodniałaś? - spytała, klękając koło pryczy. Nie otworzył oczu, nie poruszył się. Gdy dotknęła jego ramienia, w miażdżącym uścisku chwycił jej dłoń. Iseult krzyknęła z bólu. Ciemnobrązowe oczy błysnęły ostrzegawczo. - Idź stąd - syknął. Jego głos ugodził w nią jak ostrze. Ten człowiek nie miał w sobie pokory niewolnika. Mario, matko Boga, kogóż to kupił Davin!

13 Podniosła się z kolan i wyszarpnęła rękę z uścisku. - Jak cię zwą? - Kieran Ó Brannon. I chcę, żeby mnie zostawiono w spokoju. Gdy przewrócił się na bok, Iseult zadrżała na widok poranionych pleców. Rozsądek nakazywał jej natychmiast wyjść, zanim znów smagnie ją słowem. - Jestem Iseult MacFergus - powiedziała spokojnie. - Przyniosłam ci jedzenie. - Nie chcę jeść. Opanowując głos, dodała: - Umrzesz, jak nie będziesz jadł. - Wolę umrzeć, niż tak żyć. Wyczuła w nim nie żałość, tylko szaloną wściekłość. Przeraziło ją to, bo nie wiedziała, do czego tak naprawdę jest zdolny. Przypominał dzikie zwierzę, które może rzucić się na każdego, kto okaże mu współczucie. Położyła obok niego chleb. - Jeśli masz umrzeć, zrób to szybko, jeśli jednak wybierzesz życie, to wiedz, że tutaj nikt cię nie skrzywdzi. Wybiegła, zanim zdążył odpowiedzieć. Od takiego człowieka nie dowie się niczego o synku. Jeśli o nią chodziło, im Davin szybciej się go pozbędzie, tym lepiej. Kieranowi chciało się śmiać. Czyż nie zakrawało na ironię, że po długim pobycie w piekle pojawił się u niego jeden z bożych aniołów? Włosy miała koloru zachodzącego słońca, cudna mieszanina złota i czerwieni. Pod niebieskim giezłem i wierzchnią suknią można było się domyślać szczupłej sylwetki i długich nóg. Kiedyś może by próbował oczarować taką damę jak Iseult MacFergus, lecz wiedział już, że kobietom, zwłaszcza urodzi-

14 Michelle Willingham wym, nie można ufać. Im były piękniejsze, tym zdradliwsze miały serca. Wpatrywał się w chleb leżący na ziemi. Chociaż żołądek błagał o jedzenie, rozum się sprzeciwiał. Kieran już nie dbał 0 to, co się z nim stanie. Jeśli mógłby zachęcić śmierć, żeby przyszła wcześniej, niech tak będzie. Po chwili wróciła znachorka Deena. Usiadła naprzeciw niego, trzymając naczynie z paskudnie pachnącym naparem. - Dlaczego chcesz umrzeć, synu? - zapytała. Przypominała mu babkę, niewiastę, która nie znosiła głupoty i zawsze mówiła wprost, co myśli. Kiedy nie odpowie- dział, drążyła dalej: - Wiem, że potrafisz mówić, bo wystraszyłeś Iseult, nie licz jednak na to, że i ze mną ci się to uda. Potrafię sprawić, by się ze mną liczono. Pamiętaj też o tym, że przez parę tygodni będę ci przygotowywać jedzenie i picie. Od jej gadania bolała go głowa. Nie milkła, przygotowując w naczyniu Bóg jeden wie co. Wreszcie odpowiedział, choćby po to, żeby zamilkła: - Czemu miałbym chcieć żyć? Wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła. Wygrała 1 wiedziała o tym. - Jesteś bystry, prawda, chłopcze? Masz gdzieś rodzinę. Będziesz żył, bo twój ród chciałby tego. Czyżby przejrzała go tak łatwo? Czyżby była wróżbitką, nie tylko znachorką? Powróciła niechciana pamięć o młodszym bracie, Eganie, gdy błagał go o ratunek, i znów wróciło to straszne poczucie winy. Jego ród wolałby widzieć go martwym. Lecz kiedy znachorka znowu zaczęła mówić, opanował emocje i podniósł z ziemi chleb. Wojownik 15 Nie zasługujesz nań, krzyczało coś w nim. Zasługujesz na śmierć głodową, podobnie jak reszta twojego klanu. Uciszył ten głos i zaczął jeść. Chleb był wyschnięty na kość, ale podstępny głód błagał o jeszcze. Deena podała mu gliniany kubek, a on wziął go w drżące dłonie. Był spragniony, nawet nie pamiętał, kiedy po raz ostatni jadł i pił. Gdy poczuł gorzki smak wina, omal się nie udławił. Deena znowu zachichotała.

- To lekarstwo na sen, chłopcze. Nieprędko będziesz musiał znowu wstawać. - Jeśli dzięki temu miało na niego spły- nąć zapomnienie, z ochotą wypije wszystko. I tak też zrobił. Znachorka posmarował mu plecy ziołową miksturą. Zgodnie z obietnicą chłodzące działanie lekarstwa złagodziło ból. Ślady chłosty nie były tak głębokie jak inne rany, które zadano Kieranowi. Witał ból jako część aktu skruchy. - Dobrze by było, gdybyś się lepiej zachowywał wobec Iseult MacFergus - ostrzegła go Deena. - Jest przyrzeczona mężczyźnie, do którego należysz. Davin Ó Falvey nie spojrzy łaskawie na nikogo, kto źle potraktuje jego narzeczoną. - Więc wcale się do niej nie odezwę. - Kieran zacisnął zęby, kiedy przyłożyła mu płótno na rany. Wiedział, dlaczego znachorka go pielęgnuje. Nie z dobrego serca. Słaby niewolnik nie miał żadnej wartości. Myśl o tym, że jest niewolnikiem, raniła jego dumę. Nigdy nie był od nikogo zależny. W tym poniżeniu jego instynkt walki stał się jeszcze silniejszy. Myśl o ucieczce kusiła Kierana, domagało się tego poczucie godności. Wyleczony czy nie, na pewno znajdzie jakiś sposób, by wydostać się z tego grodu. A co potem? W desperacji przymknął oczy. Wrócić nie miał do czego,

16 Michelle Willingham pójść nie miał dokąd. Jego życie straciło sens. A może jednak nie? Czyżby klęski i niepowodzenia uzasadniały to, że jego życie wypełniło cierpienie. Znachorka podała mu jeszcze jedną kromkę chleba, a on, pogrążony w myślach, zjadł ją machinalnie. Żołądek domagał się więcej, choć na jedzenie zareagował kurczami. - Na razie dość - ostrzegła Deena. - Jesteś tak wychudzony, że jak zjesz zbyt dużo, tylko to zwrócisz. Podała mu kubek zimnej wody zamiast wina. Smakowała słodko jak stopiony śnieg. Nie jak błotnista ciecz, którą łykał przez ostatnich parę miesięcy. Znachorka pomogła mu położyć się na brzuchu. Zioła już zaczynały łagodzić ból, nadchodził sen. Kieran zamknął oczy, a jego dusza czuła się równie poraniona jak obite i okaleczone ciało. Marzył o śmierci, bo tylko ona mogła uciszyć duchy, które go prześladowały. Sam wybrał tę drogę, sprzedając się w niewolę. Chciał uratować brata i przyprowadzić go do domu, lecz zamiast tego ułatwił wrogom zadanie. I przegrał. Ojciec nigdy mu tego nie wybaczy i oby tylko Bóg zezwolił, by już nigdy nie musiał widzieć rodziny.

Rozdział drugi Iseult narzuciła derkę na karą klacz i wskoczyła na nią. Wzięła z sobą worek z prowiantem na ranek i wczesne popo- łudnie. Po cichu modliła się: - Boże, pozwól mi go znaleźć. Niech ten dzień będzie inny. Już prawie rok szukała Aidana i choć go jeszcze nie znalazła, z uporem przepatrywała świat, nie potrafiła przestać, pozbyć się nadziei. - Iseult! - Davin podszedł do niej i chwycił za wodze. -Dokąd jedziesz? Skrzywiła się na jego ostry ton. - Przecież znasz odpowiedź. Umknął wzrokiem, by ukryć zatroskanie pomieszane ze zniechęceniem. Choć uważał, że poszukiwania są daremne, nie odezwał się słowem. Po roku szanse znalezienia dziecka były niewielkie, a tak naprawdę żadne, jednak Iseult nie potrafiła przerwać poszukiwań. Jeszcze nie. - Wiem, że nie chcesz jechać ze mną i nie proszę cię o to. - To niebezpieczne dla niewiasty podróżować samotnie. - Potarł nerwowo brodę. Widać było, że szczerze niepokoił się o Iseult.

18 Michelle Willingham Dotknęła noża u pasa. - Jestem uzbrojona, Davinie. Poza tym nie wybieram się daleko, odwiedzę tylko pobliskie klany. Chwyciłjązarękę. - Pojadę z tobą. - Doprawdy, nie musisz... - Wiem, jakie to dla ciebie ważne. - Ni tonem głosu, ni wyrazem twarzy nie zdradził, co myśli o tych skazanych na niepowodzenie poszukiwaniach. Tym bardziej nie zdradził, co tak naprawdę kołatało mu w duszy, gdy myślał o Aidanie, synu narzeczonej i... - Mam nadzieję, że wreszcie znajdziesz odpowiedź, której szukasz. Lecz Iseult i tak coś wychwyciła, czego nie wypowiedział słowem: „Mam nadzieję, że pewnego dnia poddasz się". Być może Davin ma rację, ale ona nie chciała uwierzyć, że Aidan nie żyje. W jej sercu wciąż tliła się iskierka nadziei. Nigdy nie będzie mogła zapomnieć niemowlęcia, które chwytało rączkami jej długie włosy. Ani też tej przerażającej chwili, kiedy spostrzegła, że zniknął. Davin milcząco przyłączył się do niej, a Iseult skierowała klacz przez piaski, w stronę góry Benoskee. Chmury płynęły wysoko nad skalistym szczytem, rzucając cień na zbocza. Głęboki lazur jeziora oznaczał miejsce, gdzie zamieszkiwał klan Sullivanów. Często odwiedzała ich ziemie, pytając, czy przejezdni zatrzymywali się z wieściami. Przez ostatni rok gościła u wszystkich sąsiednich klanów. Zacisnęła dłonie na grzywie klaczki, jakby w ten sposób chciała podtrzymać nadzieję. Może dziś znajdzie to, czego szuka. Przygotowywała się na współczujące spojrzenia. Ludzie pewnie myśleli, że jest niemądra, ale chodziło o jej dziecko. Nigdy się nie podda. Wojownik

19 Kiedy Davin zatrzymał się, by napoić konie, zauważyła, jak bardzo się niecierpliwił. Powinna była wyjechać przed świtem. Narzeczony, choć niby rozumiał jej ból, jednak nie był w stanie odczuwać wespół z nią, zważyć ciężaru krzyża, który dźwigała. Cóż, Aidan nie był jego synem. I oto w tym momencie wtrącił się los, bowiem przygalopo-wał do nich jakiś jeździec. Nie zeskoczył z konia, tylko oznajmił Davinowi: - Potrzebują cię w Lismanagh. Twój niewolnik sprawia kłopoty. - Jakie kłopoty? - spytał zirytowany Davin. Był zły, że mu przeszkodzono. - Bije się z innymi. Związaliśmy go, ale należy do ciebie, więc... - Posłaniec zamilkł. - Wracam. Gdy Davin spojrzał na Iseult, potrząsnęła głową. - Jedź, poradzę sobie. - Powinnaś wrócić ze mną. Nie zostawię cię tutaj samej - powiedział ojcowskim, karcącym tonem. Spojrzała na niego ostro. Nie chciała, żeby jej towarzyszył, a do tego traktował jak niezaradną kobiecinę. - Sama decyduję o sobie. Wolę szukać synka, niż kłopotać się o zuchwałego niewolnika. Oczy Davina dziwnie błysnęły. - Zuchwały? Jak mam to rozumieć? Po co się z tym wyrwała? - Poszłam pomóc Deenie. Ten niewolnik niezbyt mi się spodobał. - Groził ci? - rzucił twardo. Widać było, jak narasta w nim złość. - Kazał mi wyjść. To wszystko. - Z lekceważeniem mach-

20 Michelle Willingham nęła ręką. - Ruszaj w drogę. Zobaczymy się po południu. -Kiedy wciąż się wahał, zbliżyła się do narzeczonego i pocałowała delikatnie. - Jedź. Odniosło to zamierzony skutek, bo Davin wyraźnie złagodniał. - Uważaj na siebie. Jeśli nie wrócisz do obiadu, wyślę za tobą ludzi. - Pocałował ją, tym razem goręcej. Jednak Iseult nie podzielała jego emocji, skupiona w myślach na Sullivanach. Niedługo się dowie, czy jej poszukiwania były daremne. - Później się zobaczymy - obiecała. Kieran naprężał sznury, nie dbając o to, że boleśnie wżyna-ją się w ciało. Związali mu ręce i nogi niczym ptakowi przed pieczeniem. Sam sobie był winien. Myślał, że uda mu się wymknąć niepostrzeżenie, nie wziął jednak pod uwagę, że zagłodzony stracił siły. Gdy ludzie go znaleźli, walczył z nimi jak szalony. Zranił kilku, ale jakie to miało znaczenie. Wyzbyty z mocy, poległ jak niedorostek. Pomazany krwią, z pękniętą wargą, wił się pod piekielną chłostą, a potem zległ, bardziej przypominając trupa niż żywego człowiek. Czy teraz go zabiją? Liczył się z tym. Spuściwszy wzrok, patrzył na wilgotną ziemię. Dym i słoma pachniały podobnie jak w jego domu na południu Irlandii. Był całe światy oddalony od wszystkich, którzy obciążali go winą. Brał ją całą na siebie. To przez niego Egan zginął. Gdyby mógł zastąpić młodszego brata, chętnie umarłby po tysiąckroć. Egan miał tylko trzynaście lat i nie dano mu szansy, aby dojrzał. Kieran zobaczył błysk ostrza, lecz się nie poruszył. Wysoki brodaty mężczyzna stał obok niego. Ubrany był w zieloną Wojownik

21 tunikę ozdobioną złotą nicią, a w ręce trzymał nóż. Głosem nawykłym do rozkazywania odesłał ludzi. Sądząc po kosztownym stroju, pewnie był ich naczelnikiem. - Jestem Davin 0 Falvey - rzekł. Jego pan. Władczy ton głosu sprawił, że Kieran wzdrygnął się ze złości. Nigdy nie był niczyim niewolnikiem. Czuł gorzki żal do losu. - Ach, to ty mnie kupiłeś... panie. - Owo „panie" nie miało w sobie niewolniczej uniżoności. Przeciwnie, Kieran jakby wypluł je z siebie. - Kupiłem. I z tego, co mi mówiono, wnoszę, że chciałbyś, abym ci poderżnął gardło. Kieran uniósł brodę. - Więc zrób to, panie. Davin machnął nożem. - Mógłbym, ale wtedy dostałbyś to, czego chcesz, a ja straciłbym srebro, które wydałem na ciebie. - Davin schylił się, aby pomóc mu wstać. Rozciął mu pęta na nogach, lecz pozostawił na rękach. - Jak cię zwą? - Kieran z klanu Ó Brannonów. - Słyszałem o nich. Żyją daleko stąd, prawda? Nie odpowiedział. Nie musiał, bo Ó Falvey już to wiedział. Kupił swojego wroga, był panem jego życia i śmierci. Od Da-vina biła spokojna pewność siebie, którą daje tylko poczucie siły i władzy. Przyglądał się Kieranowi, wyraźnie coś rozważając, szykując się do podjęcia decyzji. - Pragniesz wolności. Rozumiem to. Być może dam ci ją w zamian za pewną usługę. Kieran nie odpowiedział, bo nic nie zmusiłoby go do pracy niewolniczej. Wolałby śmierć niż los roboczego dwunożnego wołu, którego z woli pana zaprzęga się w kierat.

22 Michelle Willingham Davin sięgnął w fałdy okrycia i wyjął drewnianą figurkę. Była to podobizna Egana, zmarłego brata Kierana. - A może chciałbyś zasłużyć sobie na to? Rzeźba. Zaklął, próbując uderzyć związanymi rękami, lecz Davin uskoczył i podstawił mu nogę. Kieran upadł, poczuł smak krwi i ziemi, lecz w zapiekłej wściekłości znów próbowała zaatakować. Bogowie, ta figurka to jedyne, co mu zostało po Eganie. Był to tylko kawałek drewna cisowego, ale dał go bratu wie- le lat temu. Kiedy zobaczył to w rękach swego pana, zapłonął takim samym gniewem, jaki w nim wzbudzali handlarze niewolników. Gdy Davin uderzył go pięścią, Kieran aż przykląkł, łapiąc oddech. Krew pociekła mu z ran, z bólu zagryzł wargi. - Ty to wyrzeźbiłeś? - zapytał łagodnie. Kieran tylko na niego spojrzał. Gotowała się w nim wściekłość. Popełnił błąd, zdradzając, że ta figurka jest dla niego ważna. Wstając z kolan, przybrał obojętny wyraz twarzy. - Masz talent - stwierdził Davin. - Wiem, w jaki sposób mógłbyś zarobić na wolność. I to. - Schował figurkę w fałdy okrycia. - Chodź. - Chwycił sznur krępujący dłonie Kierana i pociągnął za sobą. Ani przez chwilę nie wierzył, że Davin puści go wolno. Wszystkie członki go bolały, w ustach czuł słony smak krwi. Był tak słaby, że drżały mu kolana i kilka razy się potknął. Davin zaprowadził go do ciemnawej chaty, która pachniała stęchlizną i starą słomą. Przy drzwiach stała wielka dębowa skrzynia, sięgająca aż do ud i trochę dłuższa niż rozciągnięte ramiona. Skomplikowane rzeźbienia były stare, drewno twarde i zakonserwowane. Wprawne oko Kierana dostrzegło jednak kil- Wojownik

23 ka jakby umyślnie uczynionych błędów, nacięć niezgodnych ze słojami. Mimo to skrzynia, choć niedokończona, była arcydziełem. - Zamówił ją ojciec mojej narzeczonej jako część posagu. Miała być gotowa zeszłej zimy. - Kto ją rzeźbił? - Seamus - cicho powiedział Davin, wskazując pustą pryczę. - Lecz zachorował i zmarł tydzień temu. - Przeżegnał się. Kieran pogłaskał drewno jak przyjaciela. Kusiło go, by wrócić do czasów, kiedy tracił poczucie mijających godzin, zapominając o wszystkim poza rzeźbieniem. Tęsknił za snycerską sztuką. - To proste zadanie i warte twego czasu... - Davin przerwał na moment - .. .chyba że wolisz służyć przy stole mojego ojca lub pracować w polu. Kieran nie miał zamiaru robić ani jednego, ani drugiego, lecz zachował to dla siebie i powiedział prowokacyjnie: - Nie boicie się, co mógłbym zrobić, kiedy dostanę do ręki toporek, dłuto czy nóż? Davin popatrzył niego przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy groźba jest prawdziwa. - Nie wiem, kim jesteś ani co cię spotkało. Być może kiedyś byłeś człowiekiem honoru, a jeśli tak, to nikomu nie zro- bisz krzywdy. Człowiek honoru. Jego ojciec chciał, by stał się nim. Przyszłą głową klanu, kimś, kto dźwiga odpowiedzialność za swój ród. Sam też tak myślał o sobie, lecz te marzenia legły w gruzach i nigdy się nie odrodzą. Zdecydowała o tym ta straszna chwila, gdy patrzył, jak Egan umiera. Choć miał związane ręce, przeciągnął kciukiem po krawędzi skrzyni.

24 Michelle Willingham - Jeśli twoje snycerstwo okaże się doskonałe, obdarzę cię wolnością - powiedział Davin. - Daję ci na to moje słowo -Jego oczy błysnęły ostrzegawczo. - Jeśli będziesz mnie słuchał i wykonywał moje rozkazy. Puste obietnice nie znaczyły nic, ale drewno kusiło. Kieran już widział skończoną skrzynię: ziarno jako symbol płodności; woda i ogień jako symbole starożytnych bogów; i twarz Marii Dziewicy jako ukojenie dla panny młodej. Potrzebny mu będzie tłuszcz, by zapobiec pękaniu. I ostre narzędzia do rzeźbienia. Od miesięcy nie trzymał w rękach noża ni dłuta. Potrzebne mu było zapomnienie, a to zajęcie pozwoli mu na nie. Przez chwilę puścił wodze wyobraźni. Więzy na rękach jątrzyły świeże rany. Przymknął oczy, nawiedzony wspomnieniem Egana. Pogrążył się w posępnym nastroju. Po tym, co się zdarzyło, nie mógł sobie pozwolić na radość tworzenia. - Co mi odpowiesz? - zapytał Davin. Kieran spojrzał na swego pana. - Nie - padła twarda odpowiedź. Davinowi pozostało tylko jedno, a mianowicie musiał złamać butę tego niewolnika. Kazał go związać i zostawić na dworze. Zaczął padać wiosenny deszcz. Być może niewygoda zmusi hardego snycerza do zmiany zdania. Jeszcze nigdy nie spotkał się z czymś takim. Każdy inny z radością podjąłby się takiej pracy, bo była o wiele lżejsza od morderczej harówki, do której zmuszano niewolników. Nie miał wątpliwości, że podobiznę chłopca wyrzeźbił Kieran. Po jego minie, kiedy dotknął skrzyni, można było poznać, że świetnie znał się na rzeczy. Może był kimś znacznym. Wojownik

25 Znosił ból, jak zwykli czynić to woje. I choć wystawienie na złą pogodę było okrutne, Davin musiał to uczynić, bowiem członkowie klanu oczekiwali, że niewolnik zostanie ukarany za próbę ucieczki. Z zamyślenia wyrwał go stukot kopyt. Odwrócił się i ujrzał Iseult, która wróciła bezpiecznie z poszukiwań. Kaptur miała nasunięty na twarz, by ochronić się przed deszczem. Na jej widok zrobiło mu się lżej na sercu. Po Święcie Majowym będzie należała do niego jako małżonka. Świadomość, że będzie żył z taką kobietą, sycił się jej urodą w każdej chwili, każdego dnia i każdej nocy, napełniła go pełnym satysfakcji zadowoleniem. Zatrzymała konia w pobliżu zagrody zakładników i zdjęła kaptur, by przyjrzeć się Kieranowi. Davin zacisnął nerwo- wo dłoń na skórze zasłaniającej drzwi i polecił Iseult, by się odwróciła. Nie odezwała się do niewolnika. Deszcz zmoczył jego czarne włosy i rozmył krew na twarzy. Siedział wsparty o pal z rękami niedbale opartymi o kolana. - Napatrzyliście się? - rzucił z furią. Jego niski głos wzbudził niepokój w Iseult. Chciała zapytać, czym sobie na to zasłużył, ale przecież i tak nie wyznał- by prawdy. Taki mężczyzna jak on, dumny i niezależny mimo niewoli, nigdy nie powinien być więziony. Miała ochotę odejść obojętnie, lecz wtedy okazałaby się tchórzem. - Dlaczego cię ukarał? - zapytała. Zacisnął zęby. Deszcz spływał bruzdami po jego twarzy. - Bo próbowałem uciec. - Dlaczego? Przecież byłeś dobrze traktowany. - Davin ocalił mu życie, więc powinien okazać wdzięczność. - Niewiasta taka jak ty nigdy tego nie zrozumie.

26 Iseult ubodło to oskarżenie. Czyżby Kieran myślał, że nic nie wiedziała cierpieniu? - Wcale mnie nie znasz. Obserwując ją, wolno wstał. Zobaczyła ból na jego twarzy, ale zacisnął zęby, nie skarżył się. - Nie powinnaś tu przychodzić, pani, i rozmawiać ze mną. Twój narzeczony patrzy na nas. - Nie uczyniłam nic złego. Podszedł parę kroków, naciągając powrozy. Wściekłość wykrzywiła mu usta. - Lecz ja tak. Czyżby kogoś zamordował lub popełnił inną zbrodnię? -zachodziła w głowę. Choć Kieran był wychudzony i skatowany, wzbudzał respekt, strach nawet. Wiedziała, dlaczego. Gotów był zrobić wszystko, by przeżyć. Wszystko. - Czy nigdy was nie ostrzegano przed takimi jak ja? Jego surowe spojrzenie przewiercało ją na wylot. Czuła się coraz bardziej niepewnie. Spływał po niej chłodny deszcz, niczym pieszczota docierając pod stanik. Zadrżała i otuliła się szczelniej opończą. Kieran nagle zobojętniał, jakby skrył się za maską. - Nic tu po tobie, pani. Wracaj do swego pana. Rozdział trzeci Druga próba ucieczki też się nie powiodła. Tym razem Kieran zdołał niepostrzeżenie przekroczyć bramę, zemdlał jednak, nim dotarł do puszczy. Nie wiedział, jak długo leżał tuż przed linią zbawczych drzew, godziny to były czy minuty? Co za różnica... Owiał go ożywczy zapach deszczu i trawy, a on witał się ze śmiercią wybawicielką. Obudził się, kiedy jakieś zwierzę zaczęło mu lizać twarz. Pies wielkości źrebaka wył i skomlał, wzywając ludzi. W środku nocy dowlekli go do chatki, w której znachorka leczyła chorych. Skórę miał pomarszczoną od deszczu, a ciało zdrętwiałe z zimna. Tak jak przedtem, Deena opatrzyła mu rany na plecach, a otarcia od sznura na rękach posmarowała oleistym balsamem, który zamiast koić, drażnił poranioną skórę. -Szkoda twego zachodu - powiedział. - Nie boję się śmierci. Znachorka, wciąż opatrując rany, poparzyła na niego w zamyśleniu. - Kiedyś miałam syna - powiedziała łagodnie, podając

28 Michelle Willingham Wojownik Kieranowi kubek gorzkiego naparu. Przyjął naczynie, nie pił jednak. Nie potrzebował kojących ziółek, chyba że miały sprowadzić ostatni sen. Deena uśmiechnęła się do wspomnień, jej oczy otoczyła siateczka zmarszczek. - Wyrósł na silnego, młodego mężczyznę. - Kieran wbił wzrok w drewniany kubek, jakby błądził myślami gdzieś daleko, jednak uważnie słuchał Deeny. - Pewnej wiosennej nocy nawiedziły go złe duchy, które sprowadzają chorobę. - Podniosła kubek do ust Kiera-na, delikatnie musnęła jego policzek, wciąż jednak nie wypił choćby łyczka. - Robiłam wszystko, co w mej mocy, żeby go uratować. Użyłam wszelkich ziół, modliłam się do Boga w niebie i do tych bóstw, które opiekowały się moimi przodkami, ale to nie wystarczyło. - Pomarszczoną dłonią przekazywała ciepło jego skórze, było to jak matczyny dotyk. - Długo winiłam siebie. Chciałam umrzeć jak teraz ty. - Drugą ręką dotknęła jego ramienia. - Ból nie mija. Musisz go wytrzymać dzień po dniu, rok po roku. - Nie chcę pozbyć się bólu - niemal krzyknął. - Chcę pamiętać. I chcę, żeby każdy z nich zginął za to, co zrobił. -Nie wiem, co wycierpiałeś, chłopcze, i nie będę pytać, jednak bez względu na to, jak wielkie zło cię dotknęło, więk- szej odwagi trzeba, by żyć, niż umrzeć. - Przechyliła kubek i wreszcie udało się jej napoić Kierana. Zakrztusił się, wypił jednak sporo. - Może to jest twoja pokuta. Dalej żyć. - Znowu przytknęła kubek do jego ust, a potem zabrała opróżnione naczynie i podeszła do małej skrzyni, z której wyjęła nóż i położyła obok Kierana. - Zostawię go tutaj i pójdę do siebie, by się przespać, co wszyscy powinni robić w środku nocy. - Jej głos stwardniał. - Jeśli naprawdę chcesz umrzeć, dałam ci narzędzie. - Zatrzymała się przed drzwiami. - Jeśli o wschodzie słońca będziesz żył, zaniechaj wszelkich myśli o ucieczce. To 29 jest teraz twój dom. To jest droga ci przeznaczona. Bóg po coś cię tu sprowadził, być może po to, by nauczyć cię pokory. A ty musisz pogodzić się ze swym losem. Spał twardo jak nigdy przedtem. Było tak, jakby ciało nie mogło zacząć zdrowieć, póki nie nadrobi każdej utraconej godziny snu. Słońce go oślepiło, kiedy drzwi się otworzyły. Kieran przetarł oczy i zobaczył obok siebie nóż. Pokuta... Tak powiedziała znachorka. I choć niewidzialne sznury zacisnęły mu się na gardle na myśl o niewoli, wiedział, że miała rację. Zawiódł brata. Niegodny był pierworództwa i rodziny. Zasłużył sobie, by zostać niewolnikiem, by przyjąć karę.

Drzwi się otworzyły i wszedł jego pan, Davin Ó Falvey. Minę miał ponurą. - Sprawiłeś poważne kłopoty moim ludziom. Nie wiem, jak ci się udało wyswobodzić z więzów, ale nie pozwolę, by się to miało powtórzyć. Odsprzedam cię handlarzom, a oni już zrobią z tobą, co zechcą. Chyba że zmieniłeś zdanie co do skrzyni. Nie było wątpliwości, że mówił poważnie. Wikingowie kupowali niewolników i wysyłali ich do Bizancjum i innych dalekich krajów. I choć jego życie już nigdy nie będzie takie samo, ale przynajmniej zostanie na rodzinnej ziemi. Wystarczyło tylko zgodzić się na dokończenie skrzyni posagowej. Miał wybór między tułaczą niewolą a tym. A tak naprawdę nie miał wyboru. Musiał znosić swój los i wypełniać każde polecenie pana. Usiadł powoli, opanowując ból. - Jeszcze dziś zabiorę się do skrzyni. Davin odprężył się nieco.

30 Michelle Willingham Wojownik - Nie. Zanim pozwolę ci rozpocząć tę pracę, musisz dowieść swoich umiejętności. Dowieść umiejętności? Rzeźbił w drewnie, odkąd potrafił utrzymać nóż. Nie było niczego, czego by nie potrafił przywołać do życia z kawałka drewna. To jest twoja pokuta, przypomniał sobie, tłumiąc pychę i urazę. - Chcę, żebyś wyrzeźbił podobiznę mojej narzeczonej, Iseult. Jeśli okaże się godna jej piękności, pozwolę ci dokończyć skrzynię. Powinien był wiedzieć. Ta kobieta nie cierpiała jego widoku, a on za nic nie chciał spędzać z nią czasu, jednak nie było innego wyjścia, skoro miał oddać w drewnie jej ducha. - Jeśli mam wyrzeźbić jej podobiznę, posagowa skrzynia nie będzie gotowa na czas jako weselny dar. - Była to ostatnia daremna próba skłonienia pana do zmiany zdania. - Mimo to chciałbym ją mieć. - Davin otworzył szerzej drzwi i wskazał jedną z chat. Poranne słońce oświedało wnę- trze grodu, rażąc oczy. - Najmniejsza chata należała do naszego snycerza, Seamusa. Znajdziesz w niej wszelkie potrzebne narzędzia. - I drewno? - Tak. - Davin wziął nóż, który zostawiła Deena. - Zaczniesz pracę, jak ci się skończy areszt. Areszt? Zacisnął pięści, gdy uświadomił sobie całe brzemię niewoli. Czekała go kara za ponowną ucieczkę. Naturalnie. - Przez trzy dni będziesz izolowany i pilnowany. Jeśli okażesz posłuszeństwo, ostatniego dnia straże odejdą i wolno ci będzie zacząć rzeźbić. - Davin podrzucił nóż i złapał go za rękojeść. - Zawdzięczasz to Iseult, jej litościwemu sercu. Ja trzymałbym cię przez trzy dni pod strażą na dworze. 31 - Niepotrzebna mi kobieca litość - zareagował gniewnie. - Nie ma takiej kary, której bym nie potrafił znieść. Davin pochylił się, nóż błysnął.

- Nie będę tolerował braku szacunku dla mojej narzeczonej. Poprosiła mnie o łaskę dla ciebie, więc zrobiłem to dla niej. - Skierował ostrze noża w stronę Kierana w niemej groźbie. - Zaraz przyślę straże. Zaprowadzą cię do chaty Seamusa. - Wyszedł na słońce. Kieran przewrócił się na plecy i patrzył w sufit ze słomy i drewna. Nie chciał marnować czasu, rzeźbiąc portret niewiasty. Nie miało znaczenia, że była najpiękniejszą kobietą, jaką spotkał. Wcale nie potrzebował obecności Iseult, by stworzyć jej wizerunek. Już teraz widział miękkość policzków i smutny wyraz twarzy. Zamknął oczy, próbując odpędzić obraz ostatniej podobizny kobiety, którą stworzył. Miał poślubić Brannę, lecz w końcu serce oddała innemu mężowi. Doprawdy, ryzykowna praca. - Pójdę tam z tobą - powiedział Davin. Jego propozycja nie poprawiła nastroju Iseult. Sama myśl, że niewolnik będzie rzeźbił jej wizerunek, wpatrywał się w nią ze snycerską przenikliwością, budziła jej niepokój. - Wolałabym tego nie robić. - Podeszła do koszyka z rzeczami do cerowania, które przygotowała Murine, i wzięła kościaną igłę. Dzięki temu będzie miała podczas pozowania zajęte ręce, co zawsze uspokaja w nerwowych chwilach. - To sprawia, że czuję się próżna. Czemu ma służyć ta moja podobizna? - Chcę ją mieć. - Oparł ręce na jej ramionach. - W ten sposób zawsze będziesz przy mnie, nawet gdy rozdzielą nas nasze zajęcia.