Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 114 850
  • Obserwuję510
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań681 984

Wolf Sara - Fear Me Not

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Wolf Sara - Fear Me Not.pdf

Beatrycze99 EBooki W
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 251 stron)

Księga 1. Kronik EVE Dla S, która towarzyszyła mi od początku. Przeszłaś przez to wszystko. To jest twój łabędzi śpiew. Tłumaczenie: Candyaga Korekta: Martinaza

1.Głupiec Wszystkie pięćdziesiąt siedem osób przebywających w stołówce zostanie zjedzone. Łącznie ze mną. Przynajmniej nie straciłam poczucia ironii - zostaniemy zjedzeni, a siedzimy w stołówce. To tak jakby jeść hamburgera w stodole, lub pieczone udko z kurczaka, stojąc w kurniku. Spoglądam na nauczycieli z podkładkami. Wyglądają zwyczajnie: swetry, luźne spodnie w kant i niemrawe uśmiechy, które na kilometr śmierdzą uprzejmością. Dokładnie to, czego można by się spodziewać po państwowej szkole. Krzesła są powoli zajmowane przez mamroczących uczniów. Minęło dwadzieścia minut, odkąd Tata - zmęczony, w ubrudzonym farbą kombinezonie - podrzucił mnie tutaj. Dwadzieścia minut, odkąd machałam na pożegnanie mojej siostrze Alisie, jej złote włosy kołysały się, gdy obserwowała mnie z tylnego siedzenia. Dwadzieścia minut, odkąd zapaliłam mojego ostatniego papierosa, chowając się za wymyślnie przystrzyżonym żywopłotem. Dwadzieścia minut, odkąd porzuciłam swoje dawne życie, by przyjść tu i zostać zjedzoną przez kosmitów. Tuż poniżej żeber, pod ciemną blizną, czuję lekkie szarpnięcie. To tam lekarz wszczepił mi chip EVE. Przechowuje onwszystkie odczuwane przez mnie emocje - zbiera je jak butelka czystej wody każdą kroplę z górskiego potoku. Taki chip? To zdecydowanie obca technologia. Przez następny rok chip będzie wypełniał się emocjami i przekształcał je w odżywczą ciecz, którą obcy mogą pić. Następnie zostanie opróżniony. Przerażające? Bez wątpienia. Warte stu tysięcy dolarów? Jak cholera. Życie mojej siostry jest warte o wiele więcej niż to. Moje życie?

Niekoniecznie. Jestem trochę popieprzona. Zgłoszenie się do zostanie EVE jest tak naprawdę jedyną dobrą rzeczą, jaką w życiu zrobiłam. Jedyną rzeczą, którą zrobiłam i sprawiła, że tata zaczął się uśmiechać zamiast wściekać. To jedyna rzecz, którą kiedykolwiek zrobiłam, by pomóc mojej rozbitej rodzinie. Dyrektor, łysiejący starszy facet w swetrze, wchodzi na podium i klaszcze. - Uczniowie, witajcie w waszej nowej szkole. Green Hills High School jest pierwszą na świecie szkołą nie przeprowadzającą segregacji rasowej . Jej założenie przez rząd przy współpracy z obcymi ma na celu promowanie porozumienia między rasami. Ale wy już to wiecie. Musieliście przeczytać kontrakt zanim go podpisaliście. Przez tłum przetacza się nerwowy śmiech. Dyrektor uśmiecha się. Przewracam oczami tak mocno, że muszę upewnić się, czy wciąż są na swoim miejscu. - Nie wątpię, że bardzo chcecie udać się teraz do waszych pokoi i rozejrzeć po okolicy. Ale zanim to zrobicie, proszę byście pamiętali: Green Hill to nie tylko szkoła. To symbol. Macha ręką w kierunku drzwi od stołówki. W ciemnym korytarzu widać zarysy nowo przybyłego tłumu. Zaciskam dłonie, starając się zignorować kolejne szarpnięcie w brzuchu. Setki uczniów milkną w ciągu sekundy. Nowo przybyli zdają się być w moim wieku. Wyglądają jak ludzie, ale wszyscy wiemy, że to tylko sztuczka. Te ciała to skorupy, które sklonowali i do których się wszczepili, by nie odbiło nam na ich widok. Są eleganccy i wyrafinowani, nawet ich kroki się takie wydają. Do tego są wysocy i mają idealne proporcje, żaden z nich nie ma nadwagi, ani nie jest niski. Wszyscy mają takie same ciemnobrązowe włosy, że gdy siadają przy stołach znajdujących się naprzeciwko nas, wyglądają jak jedno wielkie morze ciemnych włosów i długich rzęs. Wszyscy mają te same szare oczy, jak zamarznięta woda. Prowadzą ich dorośli obcy. Ktoś za moimi placami szepcze " dziwadła ". Dyrektor uśmiecha się, albo jest nieświadomy napięcia, albo postanowił je zignorować.

- Jesteśmy już wszyscy - mówi. - Wspaniale. Niech powtórzę: Ta szkoła to symbol. Świat, w którym dorastacie, jest nowym światem. Wszyscy pamiętacie dzień, kiedy nasi Gutterscy przyjaciele wylądowali na Ziemi, prawda? Osoby siedzące po stronie ludzi kiwają głowami. Dyrektor odwraca się do tłumu szarookich obcych. - I wy wszyscy pamiętacie dzień, w którym wylądowaliście na Ziemi? Gutterzy potakują. -Wszyscy w pewien sposób dzielicie tę historyczną chwilę. To was ze sobą wiąże. Mamy nadzieje, że w tym miejscu uda nam się stworzyć wiele takich momentów. Doradzamy wam byście integrowali się międzyrasowo. To może spowodować u was uczucie dyskomfortu. Może sprawić, że będziecie się bać. Ale wiedźcie jedno- strach jest dobry. Dla Gutterów, emocje oznaczają energię, jedzenie, są siłą napędową w ich ciałach. Dla ludzi emocje taki jak strach są wyzwaniem, zmieniają nas, sprawiają, że stajemy się lepsi. Więc nie bójcie się strachu. Przyjmijcie go z otwartymi ramionami. Ani przez sekundę nie wierzę w to gówno. Strach nigdy nie jest dobry. Aktualnie ciąży nad stołówką jak niepokojąca mgła. Gutterzy wchłaniają go. Nazywamy ich Gutterami1 ponieważ jedzą emocje, ale jedynym sposobem, by zebrać ludzkie emocje jest wszczepienie tego popieprzonego chipu Eve do naszych wnętrzności. Na pierwszy rzut oka wszyscy wyglądają tak samo, lecz potem dostrzegam, że ich twarze subtelnie różnią się od siebie; tu szerokie brwi, tam duże uszy, wysokie czoło albo kanciasta szczęka. Szare oczy, małe szare oczy, skośne szare oczy, brązowe oczy... Spoglądam jeszcze raz. Nie do końca są brązowe, bardziej rdzawe. W tęczówkach widoczne są smugi czerwieni, koloru krwi. Należą do Guttera płci męskiej. Jego oczy znajdują się w cieniu rzucanym przez długie rzęsy i nastroszoną grzywkę. Ogólnie włosy ma rozczochrane i nieułożone. Jest zgarbiony, łokcie opiera na stojącym za nim blacie 1 Ang. Guts – wnętrzności, bebechy

stołu. Jego ciało jest wychudzone, jakby nie odżywiał się właściwie. Skórę ma oliwkową, kości policzkowe są ostre jak brzytwa, ramiona szerokie, a wyraz twarzy całkowicie znudzony. Nasze spojrzenia spotykają się na ułamek sekundy, a on spogląda na mnie spode łba. Natychmiast odwracam wzrok, mrowi mnie skóra, a w uszach dzwonią ostrzegawcze dzwonki. Spoglądam na innych obcych. Gutterska dziewczyna ubrana w tiulową spódniczkę i bluzkę ma dokładnie takie same smugi na tęczówkach, tylko że jej są jasnoniebieskie. Wygląda wspaniale ze smukłymi nogami i sarnimi oczyma. Siedzący obok facet, tak przystojny, że wygląda jakby pracował w Abercombe2 24/7, ma w swoich wąskich oczach złote smugi. Troje z setki nastoletnich Gutterów jest inne. Dlaczego są odmienni? Nie chwila, skreślić to, dlaczego to mnie obchodzi? Wszyscy są świrami, którzy żywią się naszymi emocjami. Nie mają dla mnie znaczenia. Wszystko co się liczy, to zdobycie pieniędzy za karmienie tych dziwadeł. Wszystko co się liczy, to pieniądze dla Alisy. Dyrektor klaszcze w dłonie. - Wszyscy zostaniecie dobrani w pary z członkiem przeciwnej rasy, aby ułatwić wam współpracę. Będzie to wasz kulturowy partner na ten rok. Razem ze swoimi partnerami będziecie wykonywać wiele ćwiczeń i uczestniczyć w zajęciach pozalekcyjnych. Wszystko to, by zrealizować cel szkoły, którym jest interakcja międzyrasowa. Gdy was wywołam proszę żebyście wstali i poczekali aż wyczytam waszego partnera. Pani Hayfield poda wam numery pokoi. Jako że Gutterzy są w kampusie od dłuższego czasu, proszę ich, by odprowadzili swoich ludzkich partnerów do ich pokoi. Dzisiejszy dzień możecie w całości przeznaczyć na zapoznanie się z terenem. Przestrzegajcie zasad i szanujcie się nawzajem. Lekcje zaczynają się jutro o siódmej rano. Mam nadzieje że będzie to dla nas wszystkich udany rok. 2 Amerykańska marka odzieży bardzo popularna, raczej dla bogatej młodzieży – w sklepach ekspedientami byli młodzi, przystojni mężczyźni rozebrani do pasa…

Uśmiech dyrektora ani przez chwilę nie wydawał się nieszczery, ani wymuszony. On naprawdę jest szczęśliwy, że tu jest. Chciałabym móc powiedzieć to samo o sobie. Nigdy nie lubiłam obcych - zarówno ja i mama ich nie lubiłyśmy. Ona protestowała przeciwko nim podczas konferencji i spotkań z politykami. To przez to została zabita. Popłoch, panika i została stratowana po tym, gdy ktoś strzelił z pistoletu podczas przemówienia jednego z polityków dotyczącego programu EVE. Policja nigdy nie pozwoliła nam zobaczyć jej ciała. Nie zostało zbyt wiele do oglądania. Ale to przeszłość. Moja przeszłość. Jest tragiczna i przerażająca, i to ona roztrzaskała moją rodzinę na miliony kawałków, więc wszystko co jesteśmy w stanie teraz zrobić, to ruszyć na przód. To dla pieniędzy. To dla taty. Trzy prace mające na celu opłacenie rachunków medycznych Alisy powoli go zabijają - pod oczami ciągle ma sine wory, a na twarzy zmęczony uśmiech. Ledwie śpi, a kiedy tego nie robi, zapija się na śmierć, by odciąć się od wspomnień o mamie. Nie mogłam dłużej tego znieść. Zapisałam się do kliniki, aby przetestowano mnie, czy mogę zostać EVE i teraz jestem tutaj, w miejscu, w którym nie chcę być. Ale sto tysięcy dolarów to o wiele więcej niż mogłabym zarobić pracując w McDonaldsie. Dyrektor wyczytuje imiona. EVE i Gutterzy wstają i rozchodzą się parami w różnych kierunkach. Ta wymuszona kumpelska relacja szybko się wszystkim przeje, ale jakoś to przełknę i sobie z tym poradzę. Moja rodzina nie może sobie pozwolić na nic innego. - Victoria Hale? Wstaję i wkładam ręce do kieszeni. Czyje jak włosy stają mi dęba na karku, a mój oddech staje się płytki. Gdzieś poniżej żeber czuję szarpnięcie pochodzące z chipu EVE, jakby reagował na moje zdenerwowanie. Czekam na kolejne imię, żeby zobaczyć na którego z obcych jestem skazana. - Shadus.

Gutterzy zatrzymali imiona pochodzące ich własnego języka. Najwyraźniej nie mają odpowiedników naszych nazwisk. Z miejsca podnosi się Gutter z czerwonymi oczami, robi to z takim ociąganiem, jakby miało go to zabić. Mam wrażenie, że mój żołądek zmienił swoje położenie i aktualnie znajduje się w okolicy stóp. Podchodzimy do Pani Hayfield, utrzymując między naszymi ramionami ostrożny dystans. Jest ode mnie wyższy o co najmniej o trzydzieści centymetrów, co jest całkiem niezłym osiągnięciem przy mojej dziwacznej płaskiej jak deska sylwetce i wzroście 177 cm. Pani Hayfield szczerzy zęby w uśmiechu. - Pokój numer 104, kochaniutka. Twoje rzeczy powinny już tam być. Proszę, uważajcie na siebie nawzajem. - Oczywiście. Co tylko chcecie - wzdycham. Podążam za Shadusem, gdy wychodzi ze stołówki. Trzy kroki za nim, tak jak nauczył mnie tata, jak nauczyło mnie życie w centrum miasta. Trzy kroki odległości i jesteś w stanie dostrzec, że ktoś zamierza cię zaatakować i masz wystarczająco dużo czasu by uciec. Białe ściany ustępują miejsca otwartym oknom, które wychodzą na atrium. W powietrzu da się wyczuć jesień. Liście powoli czerwienieją, a światło słoneczne nadaje im pomarańczowej barwy. Motywujące plakaty, szafki, drzwi od sali lekcyjnych i fontanny. To miejsce jest schludniejsze niż moja poprzednia szkoła, ale czystość zwiększa poziom przerażenia. Nie ma żadnych gum, odcisków butów, ani bazgrołów w stylu: "Jenny kocha Cola", nic, kompletnie nic. Jest czysta, nowa i zbudowana specjalnie dla nas - pierwsza EVE-Gutterska szkoła. Idziemy w ciszy. Szumy dochodzące ze stołówki powoli cichną. Kroki Shadusa są długie i leniwe. Wpatruję się w jego plecy - czarna koszulka, dżinsy i martensy. Nic niezwykłego. Gdybym zmrużyła oczy, mogłabym udawać, że nie jest kosmitą. Że ja nie jestem jego jedzeniem. - Dlaczego się na mnie gapisz? - prawie dostaję zawału, gdy słyszę jego ochrypły, głęboki głos. - Nie gapiłam się - mamroczę.

- Postaraj się nie kłamać. Marnujesz tylko mój czas - mówi monotonnym głosem. - Jeśli chcę, będę kłamać, dziwaku. Zatrzymuje się. Biorę głęboki oddech. Obraca głowę i spogląda się na mnie przez ramię, także widzę jego profil. Jedyne o czym mogę teraz myśleć to plotki, że zanim przejęli ludzkie ciała, Gutterzy byli dwoma metrami jaszczurzej skóry z zębami ostrymi jak brzytwa - silniejsi niż goryle i szybsi niż gepardy. Teraz to mięso i kości tak jak ja. Teraz wszyscy tacy są. Napięcie trzeszczy w powietrzu. Krawędzie jego tęczówek lśnią w słońcu, przez co są jeszcze bardziej szkarłatne niż zazwyczaj. Boje się. Jego nozdrza drgają, jakby mógł wyczuć mój strach. Potem wykrzywia usta w szyderczym uśmiechu i nie zważając na mnie zaczyna iść. Muszę to zrobić. Nie mogę pozwolić, by Alisa z tatą dłużej cierpieli. Przepraszam Mamo. Wiem, że ich nienawidziłaś. Też ich nie lubię. Ale muszę to zrobić. Moje pięści drżą, gdy zaciskam je i podążam za Shadusem. Całe moje ciało płonie przepełnione strachem. Jedenaście lat temu kosmici wylądowali na Ziemi. Każdy pamięta ten dzień. Tata pamięta jedenasty września, zawalenie się bliźniaczych wież. Zanim Babcia zmarła, opowiadała mi o zabójstwie JFK. A dla nas to zawsze będzie "dzień w którym wylądowali kosmici". Miałam pięć lat. Alisa dwa. Oglądałyśmy kreskówki, rozrzucając dookoła Cheeriosy, kiedy NASA oznajmiło, że wykryło nieznany obiekt zbliżający się do ziemskiej atmosfery. Czarny statek obcych, wyglądający jak skalisty meteor, awaryjnie lądował na pustyni w Nowym Meksyku. Wojska otoczyły go w ciągu dwóch minut. Kosmici wysiedli, wyglądając jak ludzie. Ciemne włosy, szare oczy, pozostałe po operacjach plastycznych wpół wyleczone blizny i uprzejme uśmiechy. Odcienie ich skóry były przeróżne, prawdopodobnie by dostosować się do wielorasowej planety, takiej jak nasza. Ich przywódca perfekcyjnie władał językiem angielskim - powiedzieli reporterom, że ich statek się zepsuł, że nie przebywali długo w

przestrzeni kosmicznej i, że ludzie byli pierwszymi kosmitami, na których się natknęli. To porządnie rozbawiło wszystkich. My? Kosmici? Taaaa, jasne. To oni byli kosmitami. Dorastanie oznaczało ciągłe oglądanie kosmicznych wiadomości, wywiadów z przywódcami Gutterów w talk show, polityków składających obietnice i zapewnienia, że obcy są nieszkodliwi. Wybuchły zamieszki, a ich przywódcy głosili, iż należy zabić Gutterów. Religijni przywódcy głosili, że byli aniołami, demonami, zwiastunami końca świata. Posiedzenia ONZ były transmitowane, a podczas wielu z nich głos zabierali Gutterzy. Naprawa statku zajmie im kilka lat, a gdy ją w końcu zakończą, opuszczą nasza planetę. Tak twierdzili. To wszystko. Nie przybyli po to, by podbić świat ani by wyssać z nas wszystko. Po prostu mieli wypadek na drodze, że tak powiem. Minęło jedenaście lat, a oni nie dopuścili się żadnych przekrętów. Więc musimy im wierzyć. Przybycie kosmitów, jak czytałam w starych komiksach i książkach, zawsze wiązało się z przemocą, sporą ilością laserów i prędkością światła statków kosmicznych. Powinnam była wiedzieć lepiej. Kosmici są wystarczająco zaawansowani technologicznie, by podróżując przez kosmos dowiedzieć się jak przystosować się do naszego środowiska - przez telewizję, gazety i reklamy. Kilkoro z nich gra nawet główne role w filmach i robi świetlana karierę w modelingu. Niektórymi z najlepszych na świecie naukowców i inżynierów są Gutterzy. Shadus skręca w lewo. Mijam róg. Zwalnia tępo, jakby chciał żebym go dogoniła. Nie ma żadnych szans - zostanę za nim choćby miałaby to być ostatnia rzecz, jakby zrobię. - Intryguję cię, prawda? - zapytał. - Po prostu nie lubię towarzystwa nieznajomych. - Nie mogę cię skrzywdzić. Wiesz o tym. Jesteśmy tacy jak wy.

- Nie – mówię, biorąc pod uwagę nie tylko jego kości policzkowe i upiornie czerwone oczy. - Nie jesteście. Wpatruje się we mnie, karmazynowy żar w jego oczach gaśnie, obraca się i kontynuuje marsz. Wysokie ogrodzenie otaczające szkołę jest łatwe do zauważenia i, jak głosi tabliczka, jest zelektryfikowane. Tego rodzaju ładunek jest jednym z wynalazków kosmicznej technologii, stopniowo paraliżuje każdego, kto go dotknie, jak ugryzienie węża. Sprawia, że intruzi stają się łatwiejszym łupem dla patroli. Tego typu ogrodzenia nie są jedyną rzeczą, którą Gutterzy dla nas ulepszyli. Odkrycia z dziedziny medycyny zdarzają się prawie codzienne. Komputery są szybsze. Rząd przymyka oko na wszystko, co robią, w zamian za odrobinę kulturowej wolności, Gutterzy pracują dla nas, by opracować nowe technologie. Ale to nie zmienia faktu, że sprawili, że mama nie żyje. Nie zmienia faktu, że żerują na nas jak na bydle. - Więc, jak to? Nie możecie się uczyć w szkole w waszym rezerwacie? Zrobiło się wam trochę za zimno w Colorado? - zapytałam Shadusa, gdy otworzył główne drzwi wejściowe i wyszliśmy na chodnik. Wiem, że było to dość agresywne z mojej strony, ale nie byłam w stanie zdobyć się na nic innego. - Temperatura w rezerwacie nie ma teraz znaczenia. - Był śmiertelnie poważny. - Zastrzel mnie, więc za zadawanie uprzejmych pytań. - Spojrzałam na niego spode łba. Zapada milczenie. Shadus zrywa liść, gdy przechodzimy koło drzewa. - Niska temperatura na Ziemi nigdy mi nie przeszkadzała. Na naszej planecie jest o wiele chłodniej. To bułka z szynką w porównaniu do naszych warunków. -Masłem. Marszczy brwi. Chrząkam. - Bułka z masłem. Nie z szynką. Tak się poprawnie mówi.

- Wasz język jest całkowicie werbalny. Nawet po jedenastu latach, ciężko się do niego przyzwyczaić - stwierdza krótko. - Nie chciałam cię obrazić, czy coś w tym stylu. Chciałam się tylko upewnić, że wiesz jak się poprawnie mówi. Prycha, dźwięk brzmi jak szczekanie wilka. - A teraz doświadczysz męczarni, jaką jest nauka mojego języka. - Ta? Zjeżyłam się. - Skąd możesz być tego taki pewien? Jestem mądra. W pewnym sensie. Chodzi mi o to, że o mojej mądrości na pewno nie świadczy to, że zdecydowałam się przyjechać tutaj i utknąć z tobą, ale jestem mądra w naukowy sposób. - To, jak dużo się uczysz, nie ma znaczenia, człowiek nigdy nie będzie w stanie nauczyć się naszego języka. Porozumiewacie się słowami. My zapachem. Ale wy nawet to nam odebraliście. - Odebraliśmy to wam? Shadus kiwa głową, przez co jego czarne włosy opadają mu lekko na czoło. - To są ludzkie skorupy, które zostały skonstruowane w pośpiechu tuż przed tym jak wysiedliśmy ze statku, byśmy nie zostali zastrzeleni. Nie możemy się porozumiewać za pomocą zapachu. Nie mamy już odpowiednich gruczołów. Musimy używać strun głosowych. To tak, jakbyś straciła wzrok i głos za jednym zamachem, teraz jesteśmy zmuszeni komunikować się gestami. Wzdrygnęłam się. Shadus potrząsnął głową. - Ale to jest bezcelowe. To, że ci to mówię jest bezcelowe. Nigdy nie zrozumiecie na jakie poświęcenia musieliśmy się zdobyć, by przetrwać na tej planecie. I nigdy nie będzie was to obchodzić. Bo jesteście ludźmi. A wszystko co oni robią, to udają, że ich coś obchodzi. Rusza do przodu, a ja szybko podążam za nim. Ma rację. Nie obchodzi mnie to. Jestem tu tylko z powodu pieniędzy. Ale w jakiś sposób to, co powiedział,

sprawiło, że poczułam ukłucie winy i smutku. Shadus zaprowadził mnie do damskiego akademika, masywnego, ceglanego budynku z kolumnami pokrytymi bluszczem i francuskimi oknami. Jest wyszukany i piękny, jak każdy inny budynek w tym kampusie. W środku ściany pomalowane są jasnożółtą farbą i przyozdobione kwiatami. Białe koronkowe zasłony dodają wdzięku oknom. Inni Gutterzy i ich partnerzy kulturowi EVE mijają się wzdłuż korytarzy. Są sztywni i starają się rozpocząć jakąś niezręczną rozmowę. Wspólny pokój jest zalany światłem, a w środku ustawiono zielone aksamitne fotele i mosiężne dębowe stoły. - Łał. - Opada mi szczęka. Shadus staje i unosi brwi patrząc na mnie. - Coś nie tak? - To jak domek dla lalek. - Przesuwam palcem po wypolerowanych balustradach. - O wiele, wiele ładniejsze od wszystkich miejsc, w których wcześniej mieszkałam. - Nic specjalnego. - Shadus prycha. - Ludzka architektura jest nudna. - Cukierki w misce! - Pochylam się i wyjmuję karmelowego. - Chyba sobie ze mnie jaja robicie! To miejsce naprawdę jest wyszukane. - Czy w tej rzeczy jest coś specjalnego? - Uch, hallloo? To cukierki. Och. Racja. Wy nie możecie jeść ludzkiego jedzenia. - Rozwijam jeden. - Wasza strata. Są słodkie i przepyszne. - Różne emocje mają różny smak. - Spogląda na mnie spod swojej czarnej grzywki. - Wiem co to jest słodki smak. Radość jest słodka. Tak samo podekscytowanie i oczekiwanie. Wrzucam do kieszeni tyle karmelków, ile tylko daję radę. - Drobna porada: nie rozmawiaj z ludźmi na temat swoich dziwacznych nawyków żywieniowych. Zaczyna wchodzić po schodach na drugie piętro. - Jesteś niesamowicie oziębła jak na człowieka.

- A ty używasz zbyt wiele wyszukanych słów - odcinam się. Na drugim piętrze znajdują się ogromne okna i piękne drewniane drzwi. Chciałabym, by Alisa mogła to zobaczyć. Pokochałaby ten budynek. - 104. - Shadus wskazuje na drzwi, drzwi od mojego nowego pokoju. - Gdzie jest zamek? - Unoszę brwi. Koło framugi przymocowany jest jakiś panel, który co jakiś czas błyska impulsem elektrycznym. - Skaner linii papilarnych. Jednocześnie sprawdza też twoje DNA w komputerowej bazie danych - mamrocze Shadus. Przyciskam dłoń do panelu. Drzwi otwierają się z kliknięciem. - Nie wiem co jest bardziej dziwaczne i przerażające - technologia, która prawdopodobnie może mnie zatrzasnąć w moim własnym pokoju, czy kosmici, którzy zrobili sobie ludzkie ciała. Shadus krzywi się. - Mówisz stanowczo za dużo. - Czy to obelga? - To moja prywatna obserwacja. - Co jest nie tak z twoimi oczami? Są czerwone - odcinam się. - Widzę doskonale. Twoja troska jest wzruszająca, ale niepotrzebna. Nie udawajmy, że troszczymy się o siebie, kiedy żaden przedstawiciel personelu nie jest obecny w pobliżu. - Spojrzał na koniec korytarza. - Pralnia jest po lewej. Łazienki po prawej. Kolacja o szóstej. Nastaje długa, niezręczna cisza. Shadus wpatruje się we mnie z tym znudzonym, rozdrażnionym wyrazem twarzy, jakby chciał bym zniknęła. Załapałam przesłanie i weszłam do pokoju. Jego kroki odbiły się echem wzdłuż korytarza. Teraz, gdy te szkarłatne oczy przestały się we mnie wpatrywać, poczułam, że mogę lżej oddychać. Żałuję tego, co powiedziałam - to było chamskie, ale trudno jest być grzecznym, gdy stoi się metr od przyczyny śmierci swojej matki.

Ale on jej nie zabił, odezwał się głosik w mojej głowie. Żaden Gutter jej nie dotknął. Ludzie to zrobili. Natychmiast odsuwam tę myśl od siebie i rozglądam się dookoła. Pokój jest prosty. W środku stoją dwa bliźniacze łóżka, szafka, komoda i biurko. Jeden Gutter tej samej płci ma mieszkać z jednym człowiekiem. Moja walizka leży koło łóżka. Padam na kwiatową narzutę i marszczę nos. Róże bardziej pasują do Alisy, ale myślę, że się nadadzą. Wpatruję się w wentylator wiszący pod sufitem. Oficjalnie jestem już EVE. Ten pokój przypieczętował mój los. Przejechałam palcem po mojej bliźnie, po wszczepieniu chipu, znajdującej się tuż nad moim brzuchem. W mojej głowie zadźwięczał głos lekarzy z kliniki EVE: Gutterzy nie mogą jeść swoich emocji. To musi być inna uczuciowa istota; my. Gutterzy mogą zjadać emocje tylko wtedy, kiedy są one w specjalnej chemicznej formie - chip EVE właśnie to robi, konwertuje nasze emocje na związki chemiczne. I, co najważniejsze, tylko niektórzy ludzie mogą być EVE. Każdy to wie. Genetyczne predyspozycje, grupa krwi, zdrowie, to wszystko, to wpływające czynniki. Klinika testuje ludzi, sprawdzając czy mają w DNA specjalne genetyczne markery, które ułatwiają przyswojenie chipu. Pierwszymi EVE byli ludzie wybrani przez rząd - bezdomni i biedni, którzy mieli pozytywne wyniki na testach i potrzebowali pieniędzy. Ale emocje przez nich produkowane nie były wystarczająco silne. Obcy potrzebowali silniejszych i zdrowych ludzi. Potrzebowali przeciętnego Amerykana. Plakaty pojawiły się w warzywniakach w ciagu jednej nocy, pracownicy rządowi stali na chodnikach, rozdając ulotki, na których wypisane były wszystkie korzyści i wysokie wynagrodzenia, które można było otrzymać za zostanie EVE. Amerykanie kuszeni byli obietnicą dobrych zarobków, mimo kryzysu gospodarczego. A to był tylko początek. Teraz istnieje cała szkoła pozbawiona podziału rasowego na ludzi i Gutterów. Coś takiego dzieje się pierwszy raz. Green Hills jest

jedyne w swoim rodzaju. EVE zazwyczaj mieszkają w rezerwacie Gutterów w Colorado, ale wpakowanie nastoletnich EVE i nastoletnich Gutterów do jednej szkoły z internatem? To szaleństwo. Albo w jakiś sposób to wszystko będzie funkcjonować albo natychmiast się rozpadnie. Musimy tu mieszkać, ponieważ EVE muszą ciągle być monitorowane, na wypadek gdyby coś poszło nie tak. Zbieram się w sobie i wstaje, żeby otworzyć okno nad łóżkiem. Na zewnątrz trawa jest tak sucha, że aż złota. Leżące na ziemi czerwone liście wyglądają jak świeżo otwarte rany. Szkoła jest położona na wzgórzach miasta Napa w wine country3 . Biorę głęboki oddech. Powietrze jest rześkie, o wiele lepsze niż duszny smog w Los Angeles, mieście w którym spędziłam całe życie. Alisa nadal wdycha do płuc ten smog, a z jej przewlekłą astmą, ma to na nią o wiele gorszy wpływ. Zaciskam powieki. Musi wytrzymać jeszcze tylko trochę. Jestem tu, by poszerzyć jej możliwości - umożliwić jej pobyt w lepszym szpitalu i mieszkanie w lepszym domu, znajdującym się w okolicy pozbawionej zanieczyszczonego powietrza. Zasługuje na to. Jestem tutaj, by umożliwić tacie przerwę, na którą też zasługuje. Przetrząsam kieszenie mojego płaszcza i wyciągam papierosa z paczki. Spoglądam na sufit - czujniki dymne? W kontrakcie EVE było napisane - żadnego picia, przebywania poza pokojami po ciszy nocnej oraz, że należy powstrzymywać się od " pobytu " w akademiku przeciwnej płci, ale nie wspominali nic o paleniu. Mimo to nie dam im pretekstu do wywalenia mnie. Wciągam na siebie bluzę. Zanim w ogóle dosięgam klamki, drzwi otwierają się zamaszyście, jebiąc mnie z całej siły w nos ia moja głowa odskakuje do tyłu. Cała czaszka wypełniona jest palącym bólem. Przez załzawione oczy jestem w stanie dostrzec długie, czarne pasma włosów, równiutko obciętą grzywkę okalającą twarz o ostrych rysach. Jej tęczówki mają kolor błękitnego nieba. To ta Gutterska dziewczyna, którą widziałam wcześniej. Pachnie jak róże. - Och, kiheresh! - pisnęła. - Nic ci nie jest, człowieku? Masz jakieś imię? - O... Oł. Mam na imię Oł. 3 Teren w północnej Kalifornii, znany z dużej liczby winnic i produkowanych tam od połowy XIX wieku win.

Śmieje się nerwowo. - Naprawdę? Wpatruję się w nią, starając się przezwyciężyć ból. - Nie. Victoria. - Miło mi cię poznać! Jestem Raine. Twoja współlokatorka. Przepraszam za te drzwi. - Wyciąga do mnie ręka. Nie łapię jej, ale mimo to uśmiecha się i udaje, że nią potrząsa. Opada na łóżko i wygładza narzutę. Ta pozycja sprawia, że nagle coś sobie uświadamiam. - Znam cię - zwracam się do niej oszołomiona. - Moja siostra nieustannie czyta magazyny i ty w nich jesteś. Jesteś tą... tą Gutterską modelką, o której wszyscy opowiadają. Uśmiecha się. - Jestem zaskoczona, że mnie rozpoznałaś. Większość ludzi sądzi, że wszyscy Gutterzy wyglądają tak samo. - Jesteś chudsza niż reszta z nich. Jak kościotrup. - Staram się zachować przyzwoitą figurę. - Najwyraźniej głodzenie się ze względu na próżność, jest też popularne u kosmitów - prycham i ruszam w stronę drzwi. - Nie jesteś zbyt uprzejma? - ćwierka. - Nic dziwnego, że dostałaś Shadusa jako swojego partnera kulturowego. Zastygam, z ręką na klamce. - Czy on jest nieuprzejmy? Nie zauważyłam. - Twoja umiejętność posługiwania się sarkazmem, jest o wiele lepsza od mojej - mówi pogodnie Raine. - Twoje oczy nie są takie jak jego.

Śmieje się. - Ty naprawdę niewiele o nas wiesz? Może jesteś jedną z tych przeciwniczek Gutterów? Jednym z tych ludzi, którzy odmawiają poznania naszej kultury, mimo tego że my dowiedzieliśmy się tyle o waszej? Obracam się do niej. Raine uśmiecha się, jej głos wyraża cierpliwość. - My Gutterzy jesteśmy podzieleni na trzy grupy. Oświeceni - którzy zapewniają wiedzę i technologię. Naukowcy po waszemu. Są reprezentowani przez kolor niebieski. Sprawiedliwi - pilnują przestrzegania prawa i jednocześnie wyznaczają kary, trochę jak wasi policjanci i sędziowie. Używają koloru złotego. I na koniec: Egzekutorzy. Ci którzy wykonują rozkazy. Ci którzy zabijają, by bronić i karać. Nasze wojsko. Ich symbolem jest czerwień. Nie odzywam się, a Raine delektuje się moim milczeniem i kontynuuje, ciesząc się każdym słowem. - Nie mamy prezydenta ani króla. Mamy Sotho - szlachetne rodziny. Każda rodzina, począwszy od starożytnych czasów, sprawuje władze nad jedna z frakcji. Sotho mają inną barwę oczu. To nas odróżnia od siebie i jednocześnie symbolizuje naszą rangę wśród zwykłych Gutterów. - Czerwone oczy Shadusa. Niebieskie są twoje. Żółte należą do tego ostatniego gościa. A szare do całej reszty - mówię. - Wasza trója to taka jakby monarchia. - Tak, bardzo dobrze. - Raine uśmiech się. - Może jest jeszcze dla ciebie nadzieja. - Dziękuję za protekcjonalną lekcję waszej kultury, Wasza Wysokość. Otwieram drzwi. Korytarz zatłoczony jest spacerującymi dziewczynami, w większości ludzkimi. Omijam jedną grupkę, podsłuchując ich paplaninę. - Jesteś z Nebraski? Ja z Connecticut. W Kalifornii jest dla mnie stanowczo za ciepło. - Ja nie znoszę takich miejsc na pokaz jak to. - Widziałaś ich oczy? O mój Boże, są takie blade i popieprzone!

W głównym holu, Gutterzy stoją osobno w ciasnych kółkach, przyglądając się sobie nawzajem z daleka. Język ciała Gutterów jest sztywny i mechaniczny - ręce założone na piersiach i metrowe odległości pomiędzy sobą nawzajem. Grupka ludzkich dziewcząt chichocze za każdym razem, kiedy mija je Gutterski chłopak. Najwyraźniej według nich są przystojni, ale to nie zmienia faktu, że tak naprawdę są jaszczurzymi kosmitami w ludzkich ciałach. Najwyraźniej niektórzy z nas są zbyt głupi, by o tym pamiętać. Wychodzę na zewnątrz, gdzie natykam się na dwóch rozmawiających ze sobą chłopaków EVE. - Wątpię, bym zniósł cały rok siedzenia w jednym pokoju z tymi pojebami, ale moja mama zabiłaby mnie, gdybym przegapił taką szansę. Użyje tych pieniędzy, żeby spłacić długi hazardowe ojca... - Taaa? Stary, moja mama zmusiła mnie bym tu przyjechał, żebym potem mógł opłaci swój własny koledż... Teren jest otwarty i przyjazny. Nie ma żadnego zacienionego miejsca, bym mogła się tam schować i zapalić, tak by mnie nikt nie nakrył. W końcu znajduję miejsce za salą gimnastyczną - murowaną szczelinę z zasłaniającymi widok śmietnikami. Dym unosi się w powietrzu uspakajającymi spiralami, łaskocząc gardło. Moje zdenerwowanie wyparowuje. Gutterzy czy nie, zostanę i zdobędę te pieniądze. Shadus jest naprawdę trudnym przypadkiem, a Raine jest zbyt dziecinna. Nawet zwykli szaroocy Gutterzy wydają się spięci i oziębli. Spoglądam na protestujących przed główną bramą. Wszędzie widać bannery z pełnymi nienawiści hasłami, które są powtykane między pręty ogrodzenia. Skandowane okrzyki są nudne. Co chwilę zjeżdżają się tutaj samochody transmisyjne z kamerami i oświetleniem. Reporterzy z zaczesanymi włosami, z zapałem gestykulują, wpatrując się w obiektywy. Chowam się jeszcze bardziej za śmietnik. Ochroniarze przy bramie powstrzymuje protestujących i reporterów. Przy na ich biodrach wiszą kabury z paralizatorami i pałkami. Nie wszyscy są szczęśliwi, że ludzie i Gutterzy chodzą razem do szkoły. "Zbyt niebezpieczne" krzyczą protestanci. Ale niebezpieczne dla kogo? Dla Gutterów czy nas? Dostrzegam antygutterskie loga na koszulkach. LWZ - Ludzie dla wolnej Ziemi. Widok logo,

pomarańczowego koła otoczonego skrzydłami ptaka, kuje mój brzuch jak szpilka. Grupa Mamy. Niewyraźny głos dyrektora oznajmia rozpoczęcie obiadu. Nie chcę iść do środka. Nie chcę widzieć tych bladych twarzy, tego jak jedzą przy stołach. I do diabła, nie chcę widzieć Shadusa. Moim współlokatorem jest Gutter, moim partnerem kulturowym jest Gutter. Jestem osaczona. Powietrze ucieka mi z płuc, wiec staram się przypomnieć sobie szczęśliwą twarz Alisy, zmęczony uśmiech taty. Śmierć mamy spowodowana przez Gutterów zniszczyła nas. Ale dzięki Gutterom jestem w stanie nas naprawić.

2.Diabeł Raine chrapie jak przeżarty słoń, co jest ostatnią rzeczą, jakiej spodziewałam się po pozornie idealnej i pięknej Gutterce. Przez to ani na chwilę nie jestem w stanie zmrużyć oka. Naciągam kołdrę na głowę i esemesuję z Alisą. Pisze, żebym zadzwoniła. Wystarczy jeden sygnał, a ona już odbiera. - Vic! Okej, opowiedz mi o tym wszystko. Jak oni wyglądają? Staro? Są ładni? Czy faceci są przystojni, czy to po prostu blade dziwadła? Masz swój własny pokój? Raine odkasłuje i przewraca się na drugi bok. Alisa, słysząc to zaczyna chichotać. - Moim współlokatorem jest kosmita - szepczę. - Kojarzysz Raine? Tę modelkę, którą zawsze się interesujesz, gdy pojawia się w magazynach? - To ona? - Alisa piszczy. - O mój Boże, musisz zdobyć dla mnie jej autograf. - Daj mi spokój. - Proszę, Vic? Proszę? - używa swojego błagalnego tonu głosu, który zawsze sprawia, że w miejscu serca czuję wielką pustkę. Zagryzam wargę. - Uch, dobra. Zdobędę ci ten autograf. - Tak - piszczy triumfalnie. - Co u taty? Jej chichot cichnie. - Och wiesz. Zmęczony. Tak jak zawsze. Dzisiaj miał cztery zmiany. Robię mu babeczki, żeby go podnieść na duchu. - Tęsknię za twoimi babeczkami. Tęsknię za nim. Tęsknię za tobą.

Nienawidzę siebie za to, że załamuje mi się głos, gdy to mówię. - Vic... - przerywa Alisa. - Też za tobą tęsknimy. Jest ciężko. Jest ciężko być samym. Chodzić samemu do szkoły. - Czy te dziewczyny znowu cię męczą? - Wszystko w porządku, naprawdę. Chodzę dłuższą drogą, żeby nie mogły... - Alisa, musisz się bronić! - Nic mi nie jest! Wszystko w porządku. Dam sobie radę, dopóki nie wrócisz. Krzywię się, marszcząc brwi. Astma Alisy uczyniła z niej obiekt drwin dziewczyn z całej szkoły. Codzienne chodziłam z nią do i ze szkoły, stanowiąc tarczę na te wszystkie szyderstwa. Teraz, gdy mnie nie ma, nie mogę już jej bronić. Jak mogę ją chronić będąc tak daleko? - Obiecaj, że będziesz często dzwonić, Vic? - mamrocze Alisa. - Będę. Obiecuję Jej poważny głos rozpogadza się, gdy zaczyna opowiadać historię o tym, jak była ostatnio na wyprzedażach w galerii. Ciężar całego dnia zaczyna mnie powoli przygniatać i moje powieki samoistnie się zamykają. Jej pogodny głos kołysze mnie do snu. Gdy budzę się, czeka na mnie SMS pełen uśmiechniętych buziek: "Następnym razem postaraj się nie zasnąć, głupku" Te głupie emotikonki dodają mi siły. Ubieranie się na pierwszy dzień szkoły jest jak szykowanie się do bitwy. Stanowi on pierwsze wrażenie - mówi ludziom, jak spędziłeś lato, lub jak bardzo nadziany jesteś. Jest to najbardziej zewnętrzna warstwa śmierdzącej cebuli, którą jest każdy człowiek na tym świecie. Niektóre warstwy są bardziej błyszczące niż inne. Moja zrobiona jest z postrzępionych dżinsów i skarpetek nie do pary. Gutterzy zdają się rozumieć, jak bardzo ważne są dla ludzi ubrania - Raine ma całą szafę napchaną szykownym ubraniami, które wybiera z wielkim skupieniem.

Wczoraj Gutterzy również byli ubrani w przyzwoite, czyste ubrania. Nawet martensy Shadusa były lśniące i nowe. - Uczycie się naszej mody, czy coś w tym stylu? - wciągam przez głowę moją wyblakłą koszulkę. Raine obraca się słysząc pytanie. - Dorastaliśmy ucząc się ludzkiej kultury, by lepiej dopasować się do tego świata, włączając w to ubrania. - Ta? A co z tym, gdy byliście jaszczurkami? Czy nosiliście ciuchy na swoich pierwotnych ciałach? - Nie. Nasza twarda skóra nie potrzebowała ochrony jak wasza. Nasze wrażliwe okolice były naturalnie chronione przez płytki keratynowe. Układaliśmy grzywki na różne sposoby, nosiliśmy biżuterię z kości i xelanu, i farbowaliśmy łuski, by odpowiadały naszemu nastrojowi. Koncepcja jest ta sama. Łuski. Grzywy. Potrząsam głową, żeby wyrzucić z niej obrazek Godzilli z ciałem pofarbowanym w różowo-fioletowe paski, noszącego naszyjnik. Usta Raine układają się w uśmiech, gdy ostatecznie decyduje się na zwiewną białą sukienkę, potem łapie swoje książki i wsuwa stopy w skórzane sandały. - Jestem taka podekscytowana tym rokiem - mówi. Kiedy się nie odzywam, kontynuuje niezrażona. - Nastoletni EVE powinni wydzielać najpyszniejsze emocje, szczególnie z waszymi buzującymi hormonami powodującymi wahania nastrojów. - Brzmi jak dobre żarcie. - Przewracam oczami. Uśmiecha się, świadoma jak bardzo to wszystko jest dla mnie obrzydliwe. - Takie jest. Smak waszych emocji jest o wiele silniejszy od tych wydzielanych przez dorosłych. Drżę. Rainie po prostu uśmiecha się szerzej. - Miłego dnia, Victoriu. Drzwi zatrzaskują się za nią. To oczywiste, że nigdy wcześniej nie była w ludzkiej szkole. Tu nie ma miłych dni.

Zapinam bluzę i zamykam za sobą pokój. Korytarz zalany jest zapachem perfum, radosnym śmiechem i blaskiem słońca padającym na makijaż à la pierwszy dzień w szkole. Każda dziewczyna ma swoją historię. Widoczna jest w kolorze lakieru do paznokci i sposobie, w jaki ułożyła włosy. Raine jest osobą bez skazy; modny kucyk z boku głowy, jasnoniebieskie paznokcie. Ja jestem nijaka; moje mysie blond włosy rozdzielone są dokładnie półprzedziałkiem na środku głowy; paznokcie są krótkie i obgryzione, z widocznymi jeszcze gdzieniegdzie resztkami czarnego, łuszczącego się lakieru, którego nie zmyłam w tym tygodniu. Ubrana jestem głównie w czerń. Jestem wysoka, lecz jest to jedyna pozytywna cecha mojego wyglądu. Nie mam kobiecych kształtów jak Raine. Dziewczyny EVE noszą ubrania we wszystkich możliwych odcieniach - dziewczyny preppy4 z przedmieść moją nałożone metaliczne lakiery do paznokci i zaplecione w warkocze włosy, Gotki fioletowe ustami i prążkowane skarpetki, no i oczywiście nerdy-anime z nadrukowanymi obrazkami Naruto i workowatymi spodniami. Gutterskie dziewczyny ubrane są praktycznie tak samo - ich styl jest ostrożny i neutralny, ale jednocześnie nowoczesny i stylowy; obcisłe dżinsy, bluzki, blezery, skromny makijaż i biżuteria. Wyglądają w porządku, ale żadne z nich nie wyróżnia się, ani nie wygląda unikatowo. Niektóre dziewczyny rozpoznają Raine i zatrzymują ją w korytarzu, piszcząc i rozmawiając o jej ostatniej sesji w takim lub siakim magazynie. Raine przyjmuje to wszystko z łaskawym uśmiechem. Rozmowa z ludźmi nie sprawia jej trudności i nie wkurza żadnego z nich. Mogłaby nauczyć czegoś Shadusa, to cholerna prawda. 4 Preppy styl w modzie. "Preppy" może znaczyć tyle, co "amerykański snobizm". Polega na łączeniu ze sobą prostych, minimalistycznych, markowych ubrań, pod względem formy kojarzonych przede wszystkim z prostotą i elegancją. Może kojarzyć się również z modą obowiązująca w kampusach amerykańskich college’ów. Do podstawowych elementów stylu preppy z pewnością należą cienkie, bawełniane swetry w charakterystyczne, wielokolorowe romby, grube, szare bluzy dresowe łączone z obcisłymi, dżinsowymi rurkami, kardigany i miękkie buty na płaskim obcasie.

Protestujący są w pełni rozbudzeni i rozochoceni, i z zapałem maszerują pod bramą. Flesze błyskają, gdy reporterzy robią zdjęcia szkoły. Strażnicy patrolują teren, poganiając nas byśmy szybciej szli do klas. Jedna z protestujących krzyczy histerycznie, wystarczająco głośno, bym mogła ją usłyszeć. - Uciekajcie dopóki możecie, dzieciaki! Uciekajcie! Uciekajcie póki możecie! Uczniowie zatrzymują się i gapia na nią. Strażnik naciąga czapkę niżej na oczy i zaczyna machać ręką, mrucząc pod nosem: - Proszę iść dalej. Proszę iść dalej. Im szybciej wejdziecie do środka tym lepiej. - Dlaczego chcą byśmy weszli do środka? – szepcze jakaś dziewczyna do swojej przyjaciółki. - Protestujący mogą zacząć rzucać różnymi rzeczami - odpowiadam odruchowo. - Są tam też LWZ. - LWZ? Kim on są? Jej przyjaciółka przewraca oczami. - To ci ludzie, którzy wywołali zbiorową panikę. Miałyśmy, nie wiem, siedem lat? - To byli oni? - głos dziewczyny podniósł się o oktawę. One skręcają w lewo, natomiast ja idę w prawo, starając się uspokoić mój buntujący się na samą wzmiankę o tamtym wydarzeniu żołądek. Hall wypchany jest przesadnie zadbanymi ludźmi. Chłopcy mają włosy ułożone na żel, a silny zapach nieludzkiej ilości Axe5 kłuje mnie w nos. Gutterscy faceci są natomiast tacy sami jak dziewczyny – stylowi i jednocześnie monotonni. Gutterzy uśmiechają się i kiwają głowami, wyglądając na zagubionych wśród tej spontanicznej ludzkiej energii. Głosy są skrzekliwe i piskliwe, co spowodowane jest nerwowością, uczniowie rozmawiają ze sobą tak, jakby już byli najlepszymi przyjaciółmi. 5 Axe – marka specjalizująca się w tworzeniu męskich kosmetyków.