SARA WOOD
Związani
przez los
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Istambuł • Madryt • Mediolan • Paryż • Praga
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Droga Czytelniczko!
Niniejsza książka jest częścią trylogii. Każda z powieści
opisuje inną historię i może być czytana niezależnie od
pozostałych. Dobrze jednak byłoby zachować kolejność
zaproponowaną przez autorkę, gdyż poszczególne tomy
zostały napisane w porządku chronologicznym i będą po
jawiać się w druku w następujących miesiącach:
W październiku - ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Gdy Tanya wybiera się na ślub młodszego brata, nie ma
pojęcia, że jedzie na spotkanie z własnym przeznacze
niem...
W listopadzie - WBREW WYROKOM LOSU
Mariann przybywa do Budapesztu, by spełnić ważną
misię, ale los chce inaczej...
W grudniu - WIĘZY PRZEZNACZENIA
Suzanne próbuje odgadnąć, kim jest zagadkowy męż
czyzna, który nie spuszcza z niej oczu. Nie wie, że jej los
jest już przesądzony...
LOS... PRZEZNACZENIE... Nikt nie jest w stanie
walczyć z losem. Jego wyroki zdeterminowały również
życie trzech sióstr Evans - Tanyi, Mariann i Suzanne.
Opuściły one rodzinną Anglię, gdyż ich przeznaczeniem
okazały się niezwykłe, pełne tajemnic Węgry...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Masz istną obsesję na punkcie Istva'na - stwierdziła
beztrosko Mariann. - A ja dam głowę, że się nie pojawi.
On miałby przyjść na jakiś ślub? Nigdy w życiu!
Tanya przesunęła się nieco do przodu wraz z innymi
ludźmi, którzy stali w długiej, wijącej się kolejce.
- Akurat na ten mógłby. - Lekko potrząsnęła głową.
Na miedzianych włosach pojawiły się złocistorude refle
ksy. - Wyjątkowo lubił Lisę... - Zacisnęła wargi, by nie
zdradzić prawdy o szalonym romansie, którego konse
kwencje okazały się daleko idące i wywołały potężny kon
flikt w rodzinie.
- Wyjątkowo lubi wyłącznie samego siebie! - prych-
nęła pogardliwie jej siostra.
- Fakt, nawet kamień miałby więcej ludzkich uczuć.
A właściwie, to czemu ja się przejmuję? Jeśli Istvan będzie
na tyle bezczelny, by się tu pojawić, to po prostu zajmę się
tą jego śliczną buźką.
- Ty? - roześmiała się Mariann. - Nie umiałabyś
skrzywdzić muchy!
W zazwyczaj łagodnych, zielonych oczach Tanyi nie
oczekiwanie pojawiły się gniewne błyski. Och, gdyby tylko
mogła zrobić z tym draniem to, na co zasługiwał...
- Dość. Nie chcę o tym myśleć - ucięła zdecydowanie.
- Nie w przeddzień ślubu brata i mojej najlepszej przyja-
6 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
ciółki - uśmiechnęła się radośnie. - W życiu bym nie przy
puszczała, że wyprawią przyjęcie w starym węgierskim
zamku. Czy może być coś bardziej romantycznego?
- I kosztownego? - dodała kąśliwie Mariann. - Chyba
że mu zwrócą część kosztów, skoro u nich pracuje. Moim
zdaniem, skoro John ma tyle forsy, że szasta nią na prawo
i lewo, to raczej powinien zwrócić dług, jaki u ciebie za
ciągnął. - Spojrzała surowo na siostrę. - Czy ty nam za
często nie pomagasz, kochana?
- Przecież od tego właśnie ma się rodzinę.
- Istvan też do niej należy. Czy to znaczy, że przeba
czyłabyś mu, gdyby wrócił?
- Po tym, jak potraktował mamę? Nigdy! - odparła
z przekonaniem.
Mariann spojrzała na nią z namysłem.
- No, nie wiem, nie wiem... Uwielbiałaś go kiedyś
bezgranicznie.
- Byłam tylko dzieckiem, które łatwo oszukać. Skąd
mogłam wiedzieć, jaki jest naprawdę?
- Nikt nie wiedział. Zwłaszcza te zapłakane panienki,
które wypatrywały za nim oczy.
- Och, czy naprawdę musimy rozmawiać o tej kreatu
rze? -jęknęła Tanya.
- Masz rację. O, kolejka się przesuwa. Dobra, pozdrów
ode mnie te zakochane gołąbki, a ja lecę po Sue. - Prze
chyliła się przez barierkę i z uczuciem pocałowała siostrę
w policzek. - Ciekawe, czy ci Węgrzy przeczuwają, co ich
czeka? Trzy panny Evans! Czy ktoś może im się oprzeć?
Każda piękna, każda ruda, a przy tym każda inna! - Wo
jowniczo potrząsnęła lwią grzywą płomiennych włosów,
ściągając na siebie zainteresowane męskie spojrzenia.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 7
- Coś ty, przy tobie i Sue nie mam żadnych szans - za
śmiała się Tanya.
Mariann spiorunowała ją wzrokiem.
- Chyba upadłaś na głowę! - skwitowała z niesma
kiem. - Właśnie ty jesteś najlepsza z nas trzech. Założę się,
że zanim zdążymy spotkać się na zamku, to już jakiś na
miętny huzar porwie cię i uwięzie w dal na białym koniu.
Pa! Niech ci się dobrze jedzie!
Pogodny nastrój młodszej siostry nieco rozwiał obawy
Tanyi. Naprawdę się bała, że Istvan pojawi się na wese
lu i ponownie wszystkich unieszczęsłiwi. Myślała o tym
przez cały lot do Budapesztu. Przecież cztery lata temu,
gdy musiał opuścić Lisę, udał się właśnie tu, na Węgry.
Mógł się dowiedzieć o dzisiejszej ceremonii choćby przy
padkiem...
Odebrała bagaż, przeszła przez kontrolę celną i roze
jrzała się dookoła. Dziesiątki osób czekały na bliskich,
ludzie krzyczeli, machali rękami... Ale Istvana nie było.
- Całe szczęście - mruknęła, po czym nagle poczuła
ogromne rozczarowanie. Lubiła, gdy ciemne, czasem cy
niczne oczy wpatrywały się w nią z braterską kpiną.
- Tanya! - rozległ się męski głos.
- John! - zawołała z ulgą i już po chwili wpadła w ob
jęcia jasnowłosego dryblasa.
- Tak się cieszę! Jak się czujesz? Co z tatą? Opowiadaj!
- zasypał siostrę pytaniami, jednocześnie wyrywając jej
z ręki walizkę. - Myślisz, że da sobie radę sam w domu?
. - Och, na pewno - powiedziała uspokajająco.
Rozumiała jego niepokój. Przed czterema laty, po śmier
ci ich matki, ojciec załamał się kompletnie. Tanya przeko
nała siostry, by nadal mieszkały i pracowały w Londynie,
8 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
gdyż to ona zajmie się tatą. Wcale nie uważała tego za
poświęcenie, gdyż dzięki temu jej życie nabrało jakiegoś
sensu. W ciągu zaledwie trzech miesięcy straciła Istvana
oraz mamę. Nic dziwnego, że ogarnęło ją dojmujące uczu
cie pustki. Dlatego z oddaniem pomagała reszcie rodziny.
Opiekowała się ojcem, pożyczyła Johnowi pieniądze i wy
słała go do Budapesztu, gdyż tam przebywała ukochana
przez niego Lisa. I nie tylko Lisa...
- Hej, coś nie tak? - zaniepokoił się na widok wyrazu
jej twarzy.
Zawahała się.
- Wiesz, mam idiotyczne wrażenie, że lada moment,
niczym diabeł z pudełka, z jakiegoś kąta wyskoczy Istvan.
- Niech tylko spróbuje - warknął. - Chyba bym zabił
drania.
- Nie mów tak. To przecież twój brat - upomniała go
łagodnie.
John od początku nienawidził Istvana. Gdyby wiedział,
co zrobił z Lisą, niechybnie spełniłby swoją groźbę... Ciar
ki przeszły jej po plecach.
- Gdyby nie to, że ojciec jest pastorem, a mama była
chodzącą świętością, to wcale nie byłbym taki pewien, czy
to naprawdę mój brat. W szkole przezywali go Cyganem,
pamiętasz?
Przytaknęła zamyślona. Tak, smagły, czarnowłosy, szalo
ny, a przy tym nieprzenikniony Istvan nie przypominał niko
go z rodziny, ani z wyglądu, ani z charakteru. Angielskie
dziewczęta o bladej cerze prawie mdlały na jego widok...
Ale gdy tylko to usłyszał od jednego chłopaka, to
omal nie udusił go gołymi rękoma - przypomniała sobie.
Temperament to on miał...
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 9
- Tak się zachowują zwierzęta zarażone wścieklizną.
Powinno się go odizolować od normalnych ludzi. - Skrzy
wił się. - O rany, czy wiecznie musimy rozmawiać o tej
kanalii? Powiedz lepiej, jak twoje sprawy.
- Kiepsko - przyznała szczerze. - Ale może uda mi się
ubić ten interes z twoją węgierską szefową.
- Gdyby ta swołocz, nasz brat, nie wpędził mamy do
grobu, to ani ja nie musiałbym pożyczać pieniędzy, ani ty
nie musiałabyś się teraz tak szarpać... - Z furią wrzucił
walizkę do bagażnika. - Nie chcę go więcej widzieć na
oczy. Jeśli tylko spróbuje się pojawić w pobliżu Lisy, to
przysięgam, że gnaty mu poprzetrącam! - Otworzył sio
strze drzwiczki samochodu, po czym sam usiadł za kierow
nicą. - Boję się - wyznał nieoczekiwanie.
Przebiegł ją dreszcz. Czuli z bratem dokładnie to samo.
- No, co ty! Małżeństwo wcale nie jest takie straszne
- zażartowała bez przekonania.
John nerwowo zabębnił palcami o kierownicę.
- Wiesz, że oni byli... hm, blisko z Lisą. I ja... tego...
- odchrząknął parę razy. - Obawiam się, jak wypadnę
w porównaniu...
- Puknij się w głowę! - zareagowała impulsywnie Ta-
nya. - Szkoda, że nie mogę pokazać ci listów od Lisy, pisze
jak zadurzona nastolatka. Te wieczorne spacery po Buda
peszcie, te pocałunki przy świetle księżyca... Tylko pra
wdziwie zakochana kobieta może wypisywać takie rzeczy.
Uwierz mi, ona świata poza tobą nie widzi! - przekony
wała go żarliwie, aż John wreszcie rozchmurzył się i już
z uśmiechem na ustach prowadził samochód najpierw po
ulicach stolicy, a potem krętą szosą pośród złocisto-czer-
wonych lasów.
10 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Tanyi udało się uśpić obawy brata, sama jednak wcale
nie przestała się lękać o przyszłość. Czy gdyby Lisa mia
ła wybór między zabójczo przystojnym, diabolicznym
Istvanem, a lojalnym, oddanym Johnem, to czy nie wybra
łaby raczej tego pierwszego? Przecież swego czasu do tego
stopnia za nim szalała, że...
- Kastely Huszar - oznajmił dumnym tonem, wskazu
jąc widoczną w oddali sylwetkę hotelu, którym zarządzał.
- Fantastyczny! - zawołała z zachwytem na widok li
cznych wieżyczek, rysujących się malowniczo na tle błę
kitnego nieba. Z żartobliwym uśmiechem pochyliła się ku
bratu. - Naprawdę myślą, że nadajesz się na kierownika
takiego miejsca?
- Ja też im się dziwię. O, jest Lisa... - Nieoczekiwanie
z całej siły nacisnął pedał hamulca.
Tanya poczuła nagły ból w klatce piersiowej, gdy pas
bezpieczeństwa wpił się w ciało i szarpnął ją do tyłu, lecz nie
zwracała na to uwagi. Na kamiennych schodach, obok drob
nej blondynki, stał wysoki brunet w tak dumnej pozie, jakby
był właścicielem zamku... Rozpoznała go w mgnieniu oka.
- Jedź - wycedziła przez zaciśnięte zęby, choć najchęt
niej uciekłaby stąd jak najdalej. - Jedź!
- Co on tu robi? - John drżącą dłonią przekręcił kluczyk
w stacyjce. - Słuchaj, zrób mi przysługę i zajmij się nim.
Muszę porozmawiać z Lisą i dowiedzieć się, co się dzieje.
Tanya ściągnęła brwi. Przysięgła sobie, że już nigdy nie
odezwie się do Istvana nawet słowem. Jednak nie potrafiła
odmówić, widząc boleśnie ściągnięte rysy twarzy brata.
- Załatwione.
- Spójrz tylko na nią! W życiu nie widziałem, by była
równie podekscytowana! - syknął z furią John.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS U
- Nic dziwnego, przecież jutro wychodzi za ciebie za
mąż - powiedziała pośpiesznie, lecz nie wypadło to zbyt
przekonująco.
Gdy zatrzymali się na dziedzińcu, Istvan szybko otwo
rzył drzwi od strony pasażera, wyciągnął Tanyę na zew
nątrz i bez żadnego wysiłku uniósł wysoko do góry. Naj
wyraźniej przeoczył fakt, że przestałam być jego małą
siostrzyczką, pomyślała ze złością. Miała już przecież dwa
dzieścia cztery lata.
- Witaj - mruknął przeciągle. - Ależ z ciebie atrakcyj
na kobieta - dodał z podziwem.
Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
- Czy mógłbyś mnie postawić z powrotem na ziemi?
- spytała, rzucając ukradkowe spojrzenie na Johna i Lisę.
No, nie wyglądało to najlepiej. A kto wszystko popsuł?
- Puść mnie! - zażądała z wściekłością, która wzrosła je
szcze bardziej, gdy z jednej stopy zsunął jej się pantofel.
.- Ho, ho! Co za temperament! - zauważył cynicznym
tonem Istvan.
- A ty co myślałeś? Że ucieszę się na twój widok? Po
tym, jak skrzywdziłeś całą naszą rodzinę? Puszczaj! Nie
jestem jedną z twoich licznych panienek!
Powoli, bardzo powoli postawił ją na ziemi, ani na mo
ment nie spuszczając z niej oczu, płonących i czarnych
niczym węgle. Wyglądał tak, jakby szykował siostrze jakąś
niemiłą niespodziankę.
- Pozwól... - powiedział niskim głosem, przykląkł
przed nią i sięgnął po leżący na trawie pantofel. - Mmm,
niezłe buty. Musiały sporo kosztować. - Ujął jej stopę.
Akurat! Przemknęło jej przez głowę. Wszystko, co mia
ła na sobie, pochodziło ze sklepu z używaną odzieżą...
12 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- To dziwne, przecież ledwo wiążesz koniec z końcem
- mruknął w zamyśleniu.
-, A kto ci to powiedział? - żachnęła się.
- Lisa - uśmiechnął się. - Wiem, że pożyczyłaś Johno
wi wszystkie pieniądze, żeby mógł się tu urządzić. Chyba
się nie zadłużyłaś, żeby sobie to wszystko kupić?
- Nie. Pewien mężczyzna był dla mnie bardzo hojny -
wyjaśniła nonszalanckim tonem.
Chciała, by myślał, że mężczyźni szaleją za nią w tym
samym stopniu, co kobiety za nim. Gdyby wiedział, że tak
naprawdę chodziło o mocno już starszego właściciela skle
pu, który z dobrego serca zgodził się obniżyć cenę kostiu
mu dla swojej stałej klientki...
- To jakiś poważny związek? - Ściągnął brwi.
- Aha - przytaknęła, choć w rzeczywistości nie ist
niał nikt, z kim pragnęłaby się wiązać. Co więcej, po
woli zaczynała wątpić w to, czy kiedykolwiek znajdzie ta
kiego kogoś. Nikt nie wydawał się dostatecznie interesu
jący...
- Zdumiewające. Wreszcie komuś udało się zdobyć nie
dostępną twierdzę?
Zerknęła w dół na jego lśniące, kruczoczarne włosy.
W pierwszej chwili miała ochotę chwycić je w garść i mo
cno pociągnąć, zupełnie, jakby była dzieckiem. Jednak
niemal natychmiast zmieniła zdanie. Wolałaby pieszczo
tliwie zanurzyć w nich palce... Och, nie, lepiej w ogóle go
nie dotykać ani nawet o tym nie myśleć. Przez te cztery lata
jej starszy brat stał się niesamowicie męski. Było w tym
coś niepokojącego.
- W każdej twierdzy znajduje się most zwodzony. Cza
sami się go opuszcza - zareplikowała.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 13
Spojrzał na nią uważnie, po czym przesunął dłonią po
cieniutkiej pończosze opinającej kształtną łydkę Tanyi.
- Czy i bieliznę kupił ci równie dobrej jakości?
Zarumieniła się z oburzenia.
- Jak możesz! Brat nie powinien pytać o takie rzeczy!
- zganiła go.
- To prawda - zgodził się podejrzanie szybko. - Tylko
sprzedawcy i kochankowie mają prawo mówić o jedwab
nych koszulkach lub o czarnych, koronkowych podwiąz
kach... - Na jego smagłej twarzy pojawił się zagadkowy
uśmiech. - Twój brat z pewnością nie mógłby być zain
teresowany tym, co się kryje pod tą spódniczką. A może ja
wcale nie jestem twoim bratem?
- Niestety, aż zanadto dobrze rozpoznaję typowy dla
ciebie cynizm i arogancję. Nie marn wątpliwości, z kim
mam do czynienia. Wstyd mi za ciebie.
- Miałem nadzieję, że jednak zauważysz, jak bardzo się
zmieniłem - odparł zagadkowo.
- Nie powiem, czyją matką jest nadzieja, może sam się
domyślisz. Czy możesz wreszcie puścić moją stopę? - spy
tała zimno. - Długo mam tak stać na jednej nodze? Nie
jestem bocianem.
Istvan ostatni raz przesunął palcami po jej kostce. Prze
szył ją nagły dreszcz, choć wcale nie było chłodno.
- Bociany nie mają tak seksownych nóg - zauważył
niskim głosem.
- Istvan! - zaprotestowała.
Wyprostował się powoli i tym razem spojrzał na nią z góry.
- Nie przypominają ci się dawne, dobre czasy, kiedy
kładłem cię do łóżka, zdejmowałem kapcie, otulałem koł
drą, śpiewałem kołysanki...
14 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Wystarczy! - przerwała mu pośpiesznie.
Wcale nie chciała pamiętać o czasach, gdy uwielbia
ła najstarszego brata, który tak pięknie śpiewał w niezro
zumiałym języku. Dopiero później dowiedziała się, że to
węgierski. Czemu mama tylko jedno dziecko nauczyła
swojego rodzimego języka? Bez wątpienia dlatego, że je
faworyzowała. Tanya wstydziła się, że tak myśli, lecz nic
nie mogła na to poradzić.
Istvan przysunął się bliżej, po czym oparł się dłońmi
o dach samochodu w ten sposób, że znalazła się między
jego ramionami, niczym schwytana w pułapkę.
- Chciałem tylko odświeżyć dobre wspomnienia.
- Te złe skutecznie wymazały mi je z pamięci - stwier
dziła i odchyliła się nieco do tyłu. Bliskość Istvana stała
się deprymująca. - Po co więc do tego wracasz?
- Żeby cię przygotować.
Znów ta tajemniczość!
- Na co? - spytała podejrzliwie.
- Na zmiany - odparł ze słodyczą. - Zainteresowana?
- Tobą? - parsknęła urągliwie.
- A nie jesteś? Przecież zawsze byłaś. Odkąd pamię
tam, starałaś się przeniknąć sekrety, które mieliśmy z Ester.
- On jeden z rodzeństwa nazywał mamę po imieniu. Dla
pozostałej czwórki było to nie do pomyślenia.
- Dziwisz się? Codziennie zamykaliście się w pokoju
na kilka godzin. Gdy któreś z nas potrzebowało mamy,
musiało wołać pod drzwiami przez całe wieki, zanim wy
szła - odparła z urazą. Nigdy nie potrafiła się pogodzić
z tym, że otrzymała mniej miłości niż Istvan. To wciąż
bolało. - Co wy właściwie robiliście?
- Rozmawialiśmy, słuchaliśmy muzyki...
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 15
- Zawsze miałeś talent do wywoływania konfliktów
w rodzinie. Ale nie masz prawa psuć tak radosnej uroczy
stości jak ślub. Nie życzymy tu sobie żadnych nieproszo
nych gości.
- Nie należę do nich. - Odsunął się i zwrócił w stronę
kłócących się coraz głośniej narzeczonych. - Prawda, Liso,
że mnie zaprosiłaś?
Lisa podbiegła do nich i czule uściskała przyjaciółkę.
- Matko jedyna, co ci przyszło do głowy? - jęknęła
z rozpaczą Tanya.
- Poczekaj cierpliwie, a zobaczysz. Proszę, zajmij go
jeszcze przez chwilę - szepnęła jej do ucha. - John rwie
się do bójki, muszę go przekonać, by się powstrzymał!
- Uśmiechnęła się zachęcająco do Istva'na i szybko wróciła
do kipiącego z gniewu narzeczonego.
Tanya zmartwiała z przerażenia. Tych dwoje znów łą
czył jakiś wspólny sekret! Biedny John...
- Nie powinieneś był korzystać z tego zaproszenia.
Przecież nigdy tego nie robiłeś. Zawsze miałeś w nosie
wszelkie rodzinne uroczystości.
- Jakoś nagle zaczęły mnie interesować - wycedził.
- Kłamiesz! - odparła z oburzeniem. - Tata miał rację,
gdy twierdził, że uwielbiasz wywoływać kłótnie i nieporo
zumienia, że jesteś mąciwoda...
- Gdy chodziło o mnie, przestawał być obiektywny,
doskonale o tym wiesz - powiedział twardo.
- On? A czy to przypadkiem mama nie traciła obie
ktywizmu, gdy faworyzowała cię kosztem reszty rodzi
ny? Myślisz, że jak się czuliśmy, gdy ty chodziłeś ubrany
jak książę, a my z ojcem nabywaliśmy używane ciuchy?
Wszystko pchała w ciebie!
16 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
W czarnych oczach zamigotał gniew, lecz po chwili
Istvan opuścił powieki, jakby pragnąc ukryć swoje uczucia.
- Cóż, wiem, że było wam trudno... doceniam ten wy
siłek...
- Trudno? Doceniasz? Ty nic nie rozumiesz! Mieliśmy
straszliwy żal, że mama świata poza tobą nie widzi i oddaje
ci wszystko.
- Moje wykształcenie musiało chyba trochę kosztować,
prawda? - Wpatrywał się teraz w Tanyę nieodgadnionym
wzrokiem.
- Bajońskie sumy! Nic dziwnego, że byliśmy biedni.
- Jak myślisz, skąd Ester miała na to pieniądze? - za
gadnął od niechcenia.
- Przywiozła je ze sobą, gdy uciekła z komunistycz
nych Węgier.
- Aha. Taka była bogata i zgłosiła się do pracy jako
gospodyni u pastora?
Hm... Nigdy przedtem nie przyszło jej to do głowy...
Rzeczywiście, dziwne.
- Mama zawsze lubiła coś robić - odparła bez przeko
nania.
- Zdaje się, że poczucie krzywdy coś kiepsko wpływa
na twoje szare komórki. Tak się zapamiętałaś w swoim
żalu, że stałaś się głucha i ślepa na wszystko inne. Czy te
pieniądze były dla ciebie najważniejsze?
- Nie! Chodziło o niesprawiedliwość! Dla mamy liczy
łeś się tylko ty!
Sceptycznie uniósł brew.
- Taak? A czy przypominasz sobie, żeby kiedykolwiek
przytuliła mnie do siebie i ucałowała, jak wielokrotnie ro
biła to z wami wszystkimi?
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 17
- No, oczywiś... - zaczęła bardzo pewnym głosem
i szybko zamilkła. Zmarszczyła czoło, na próżno szukając
w pamięci takiego momentu. - W zasadzie... - zaczęła
z namysłem. - No, właściwie nie przypominam sobie, że
by cię kiedykolwiek uścisnęła.
Jej zdumienie najwyraźniej sprawiło mu przyjemność.
Wyglądało na to, że Istvan do czegoś zmierza i że wszystko
przebiega zgodnie z planem.
- Ot, i zagadka - mruknął.
- Wcale nie - odparła pośpiesznie, choć rzeczywiście
wyglądało to nad wyraz tajemniczo.
Mama, zazwyczaj ciepła i otwarta, Istvana traktowała
zupełnie inaczej niż wszystkich. Z jakąś taką uległością
i poddaniem... A zarazem nie okazywała mu tej czułości,
co pozostałym dzieciom. Nagle zrobiło jej się żal Istvana.
Nic dziwnego, że jest, jaki jest.
- Czemu nie?
- No... Może po prostu nie lubiłeś obsypywania piesz
czotami i mama szanowała twoją wolę? - wymyśliła na
poczekaniu.
- Niektórzy mieli inne zdanie na temat moich potrzeb.
- Na ułamek sekundy skierował wzrok w drugą stronę.
Tam, gdzie stała Lisa...
Tanya zamarła. Aluzja była aż nadto wyraźna.
- Chyba nie przyjechałeś tu po to, by znów narobić
kłopotów? - Z przerażeniem dostrzegła na jego twarzy
dziwny uśmieszek.
- Wszystko się wyjaśni podczas jutrzejszej ceremonii
- odparł z doskonale niewinnym wyrazem twarzy.
- Z tobą zawsze są same problemy! - zawołała ze zło
ścią. - Zawsze! Przypomnij sobie, jak dziesiątki razy nie
18 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
wracałeś na noc do domu. Mama odchodziła od zmysłów
z przerażenia, czekałyśmy całymi godzinami...
- Ach! Więc i ty się o mnie martwiłaś! - szepnął lekko
zmienionym głosem.
Do diabła, czemu nie ugryzła się w język? Tylko tego
brakowało, by odkrył, jak go kiedyś uwielbiała. Śledziła
go, gdy wymykał się na wrzosowiska, łowiła ryby w tym
samym strumieniu, co on, jeździła konno, gdyż on też to
robił. Ach, w jaką wpadła histerię, gdy rodzice uznali, że
trzynastoletnia dziewczyna nie powinna się tak zachowy
wać i zabronili jej dosiadać konia!
Niedługo potem miała nowy powód do rozpaczy. Uko
chany brat nagle zmienił się nie do poznania, nie chciał
więcej z nią rozmawiać ani nigdzie jej zabierać, stał się
dziwnie nieprzyjemny i odtrącał ją na każdym kroku. Ura
żona duma nie pozwalała przyznać, że dotknęło ją to bo
leśnie. Dlatego też od tamtej pory Tanya starannie udawała
całkowitą obojętność w stosunku do Istvana.
- Martwiłam się? O ciebie? Wolne żarty! - odparła non
szalancko. - Wiem, że złego diabli nie wezmą. Dotrzymy
wałam mamie towarzystwa, to wszystko. Umierała z niepo
koju. Do dziś nie potrafię zrozumieć, czemu nigdy nie pró
bowała przywołać cię do porządku. Czekała niemal do bia
łego rana, żeby tylko dać ci coś ciepłego do jedzenia, gdy
wrócisz. To niepojęte.
- Po prostu rozumiała mnie lepiej, niż którekolwiek
z was. Wiedziała, że muszę galopować po wrzosowiskach,
żeby nie oszaleć. Dusiłem się w tej klatce, potrzebowałem
wolności...
- Wolności! - parsknęła urągliwie. - Robiłeś, co chcia
łeś. - Rzuciła okiem w stronę kłócących się narzeczonych.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 19
Uznała, że nie mogą jej słyszeć. - Uwiodłeś Lisę - syknęła.
- Omal nie umarła przez ciebie...
- O, to ciekawe - wtrącił prowokacyjnie. - Słucham,
słucham.
Zacisnęła zęby. Jeśli powie głośno, co myśli o zrobieniu
dziecka nastoletniej dziewczynie i porzuceniu jej, to nie
wiadomo, czym to się skończy. Niewykluczone, że dojdzie
do rękoczynów. Musi się powstrzymać.
- Nie ma w tobie ani krzty ludzkich uczuć. Nienawi
dzisz Johna, nie przyjechałeś tu po to, by uczcić jego ślub.
Co tutaj robisz?
- Zamierzam dostać to, czego chcę - odparł dziwnie
miękkim tonem.
Serce Tanyi zabiło mocniej.
- Tego się obawiałam - jęknęła. - Istvan, proszę
cię...
- Daruj sobie. I tak postawię na swoim - wycedził i od
wrócił się tyłem.
- Znowu uciekasz? - rzuciła za nim pogardliwie.
Znieruchomiał i w tym momencie odgadła, że udało jej
się odnaleźć słaby punkt w tej skorupie, jaką się otoczył.
Jednak nie sprawiło jej to przyjemności.
Podszedł do niej z powrotem.
- Nie uciekłem - odparł z wymuszonym spokojem.
Wyczuwała, że pod powierzchnią opanowania tli się gniew.
- Odszedłem, gdy uznałem to za stosowne. Powiedz, co
masz przeciw mnie. Wyrzuć to wreszcie z siebie.
Wspomnienie tego, jak ich pogodne życie legło w gru
zach, powróciło ze zdwojoną siłą.
- Proszę bardzo! - wybuchnęła z goryczą. - Zniknąłeś
bez słowa, nie żegnając się, nie zostawiając adresu, co
20 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
wpędziło biedną mamę do grobu. Wszystko inne tak, ale
tego nigdy, przenigdy ci nie wybaczę!
Nawet nie drgnął, gdy rzuciła mu w twarz to oskarżenie
i całą nienawiść, która narosła w niej przez te wszystkie lata.
- Jakim cudem mogłem przyczynić się do jej śmierci?
Byłem w Budapeszcie i...
- Ale nikt nie miał pojęcia, gdzie się podziewasz! -jęk
nęła z wyrzutem. Coś ją ścisnęło boleśnie w gardle i ostat
nie słowa przeszły w krótki szloch.
- Tanya - odezwał się zmienionym głosem.
Podniosła wzrok i nieoczekiwanie w czarnych oczach
dostrzegła żal.
- Za późno! Nie chcę twojego współczucia! - zawołała.
- Nic cię nie obchodziło, że mama kompletnie się załamie
po zniknięciu ukochanego syna.
- Nie obchodziło mnie? - Z furią chwycił ją za ramiona
i mocno potrząsnął. Niespodziewanie zaczął na nią krzy
czeć: - Skąd ta pewność? Co ty w ogóle o mnie wiesz?
Nic, zupełnie nic, przemknęło jej przez głowę, gdy szarp
nął nią jeszcze kilkakrotnie.
- O Boże, Istvan!
Zbolały głos Tanyi podziałał na niego niczym kubeł
zimnej wody. Oprzytomniał.
- Wytrzymałem całe dwadzieścia siedem lat - powie
dział niewyraźnie, wciąż jeszcze nieco oszołomiony. - I
swoją frustrację musiałem wyładować właśnie na tobie...
Tego już nie była w stanie znieść. Jej niegdyś tak bardzo
ukochany brat przyznawał otwarcie, że celowo chciał ją
zranić! Wysiłki, by zachować kamienną twarz, spełzły na
niczym. Po policzkach Tanyi zaczęły spływać gorące łzy.
Na ten widok Istvan rzucił coś szorstko po węgiersku i
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 21
z całej siły przytulił ją do siebie. W jego objęciach rozpła
kała się bezradnie jak dziecko.
- Wiem, jak bardzo kochałaś Ester. Kochałaś nas wszy
stkich - uspokajająco głaskał drżące ramiona. - Taka jesteś
do niej podobna. Oddana rodzinie, lojalna. Ślepa na wszy
stko, gdy trzeba komuś pomóc.
Mówił do niej takim samym tonem jak niegdyś, gdy
była małą dziewczynką i potrzebowała pociechy. Gdy je
szcze lubił swoją młodszą siostrę, gdy jeszcze jej nie od
trącał. Miała wrażenie, jakby powróciły dawne dni. Moc
niej wtuliła twarz w jego szeroką pierś.
Zarazem poczuła wstyd. Zawsze była taka opanowana.
Po śmierci mamy nie uroniła ani jednej łzy. Mariann i Sue
rozpaczały otwarcie, ona zaś pozostawała niewzruszona
i zimna jak głaz. Wydawało jej się, że po utracie matki
i brata wszystko się w niej wypaliło.
- Już dobrze, Tan. Jestem z tobą.
Nie, to wszystko nie tak! Przecież go nienawidzi, to
przez niego tyle bólu! Czemu więc czuje się tak, jakby po
latach tułaczki dotarła do bezpiecznego, przyjaznego miej
sca, jakby wreszcie znalazła się w domu?
Silna dłoń ujęła ją pod brodę. Istvan delikatnie osuszył
jej twarz chusteczką.
- Cieszę się, że się wypłakałaś. Wiem, że nigdy dotąd
tego nie zrobiłaś - odezwał się lekko schrypniętym głosem.
Dłoń z chusteczką opadła. - Jesteś taka subtelna, aż prawie
nierealna... Nigdy nie widziałem cię równie pięknej - sze
pnął z uczuciem.
Bez trudu odgadła, co to za uczucie i zmartwiała. Jak
on śmiał wykorzystywać swój niezwykły, męski magne
tyzm, by uwodzić własną siostrę?
22 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Czuła, jak krew pulsuje jej w skroniach. Niczym urze
czona wpatrywała się w jego płonące oczy, w zmysłowe
usta. Wielkie nieba, pomyślała z przerażeniem, co się z na
mi dzieje?
Wydawało się, że Istvan odgadł to nie zadane pytanie.
- Ja też to czuję - mruknął miękko.
- Co takiego?
Odetchnął głęboko kilka razy.
- Pożądanie - odparł wreszcie.
- Nie! - szepnęła, wstrząśnięta do głębi, gdy przysunął
swoją twarz do jej twarzy.
Uśmiechnął się z triumfem.
- Biedactwo - powiedział cicho, a jego ciepły oddech
owiał policzki Tanyi. - Dołożę wszelkich starań, żebyś
wkrótce poczuła się lepiej...
- Jesteś zupełnie zdeprawowany! - powiedziała łamią
cym się głosem. - Jak możesz! To straszne, ale... Och, nie
wiem, co bym dała, żebyś się nigdy nie urodził i żebyś nie
był moim bratem!
- To drugie życzenie da się spełnić z łatwością - nie
oczekiwanie pocałował ją w usta. - Nie jestem nim.
- Coś ty powiedział?
- To, co słyszałaś. Nie jesteśmy rodzeństwem. -
W czarnych oczach pojawiły się niebezpieczne błyski. -
To stwarza wiele nowych możliwości, prawda?
ROZDZIAŁ DRUGI
Oniemiała z wrażenia Tanya śledziła wzrokiem znika
jącą we wnętrzu zamku szczupłą postać w śnieżnobiałej
koszuli i obcisłych czarnych dżinsach. Powinna była po
biec za Istvanem, ale nie mogła się ruszyć. Powinna była
krzyknąć, żeby poszedł do diabła i zostawił ich wreszcie
w spokoju, lecz ze ściśniętego gardła nie wydobyło się ani
jedno słowo.
Z odrętwienia wyrwał ją dopiero gniewny głos Johna
i płaczliwe lamenty Lisy. No tak, jeszcze tego brakowało,
by nie doszło do jutrzejszego, wymarzonego ślubu. Trzeba
wziąć się w garść i skupić na szczęściu brata. Reszta musi
zejść na dalszy plan. Istvanem zajmie się później, nie uciek
nie jej, nie ma obaw. Przeklęty łajdak! I kłamca!
Przecież to, co powiedział, to ewidentne łgarstwo. Nie
jesteśmy rodzeństwem, też coś. Gdyby było inaczej, gdyby
rodzice go adoptowali, wiedziałaby o tym. Mama miała
świadomość, że odchodzi, na łożu śmierci wyznałaby pra
wdę. A nawet gdyby zabrała tę tajemnicę ze sobą, tata
wygadałby się z całą pewnością. Nagromadziło się w nim
tyle żalu i urazy, że mówił wszystko, co myślał.
Nie, dość tego. Teraz trzeba się skupić na tym, by pomóc
tym dwojgu. Jutrzejsze wesele musi się odbyć i to w miarę
możliwości bez żadnych przykrych niespodzianek. Wes-
24 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
tchnęła bezwiednie. Wiecznie się kimś zajmowała, pocie
szała, wspomagała, zupełnie przy tym zapominając o sa
mej sobie. Zaczynała czuć się po prostu zmęczona.
Wzięła się jednak w garść, przywołała na twarz nieco
sztuczny uśmiech i podeszła do narzeczonych.
- Zaprowadzicie mnie wreszcie do hotelu, czy mam
biwakować pod gołym niebem? - spytała pozornie lekkim
tonem.
- Och, strasznie cię przepraszam - zaczął John.
- Coś mi się zdaje, że się pokłóciliście z Istvanem - za
uważyła melancholijnie Lisa.
- To nie ma żadnego znaczenia, najlepiej zapomnijmy
o nim - odparła pośpiesznie. - Wolałabym porozmawiać
o jutrzejszej ceremonii. Umieram z ciekawości. Jak to ma
wyglądać? Opowiedzcie mi po drodze. Braciszku, możesz
wziąć mój bagaż? - Ujęła przyjaciółkę pod ramię i pociąg
nęła ją w stronę schodów.
John szedł obok nich z absolutnie kamienną twarzą. Na
pięcie panujące między nim a Lisą aż rzucało się w oczy.
Jest gorzej niż źle, pomyślała w popłochu Tanya.
- Och, zapomniałam ci podziękować za twoje listy,
były niesamowite. Te kolacje przy świecach, te spacery nad
Dunajem... Jesteś niepoprawną romantyczką. I najwyraź
niej zakochaną po uszy. Czy to nie cudowne, że akurat
w moim wspaniałym bracie?
- Cudowne - przytaknęła potulnie Lisa, lecz bez wię
kszego przekonania.
Tanya stłumiła jęk rozpaczy i zerknęła na Johna. Jego
spięta, blada niczym papier twarz stanowiła widok nie do
zniesienia. Musi coś zrobić. Musi! Nie pozwoli Istvanowi
wszystkiego zniszczyć.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 25
- Mamy jakieś plany na dzisiaj? - ciągnęła dalej z wy
muszoną wesołością. - Ja zamierzam się najpierw rozpa
kować, a potem... Och, wiecie co? Zrobię wszystkim przy
sługę i pozbędę się pewnej osoby, najlepiej raz na zawsze.
John, czy w tym zamku są jakieś zakamarki, gdzie można
by ukryć dowód zbrodni?
- O, i to liczne. Służę daleko idącą pomocą - wymam
rotał przez zaciśnięte zęby.
Spróbowała skwitować te żarty śmiechem, lecz bez re
zultatu. Atmosfera jak przed pogrzebem, a nie jak przed
weselem, pomyślała ponuro. Próbowała jednak dalej.
- Skoro nie muszę koczować pod murami, to rozu
miem, że dostanę jakąś przytulną celę?
- Uhm. Tuż obok celi panny młodej - odparł.
Lisa milczała, a jej wzrok nieustannie błądził po zamko
wych krużgankach. Ewidentnie szukała kogoś. Nietrudno
było zgadnąć, kogo...
Biedny John! Szalał za tą uroczą, drobną blondynką od
pierwszej chwili, a ona wyraźnie lubiła przebywać w to
warzystwie Istvana. Starał się wydobyć z cienia starszego
brata, walczył z nim, lecz bezskutecznie. Nic dziwnego.
Czy można wygrać z cieniem? Nie. Tak samo, jak nie
można go zranić.
- A tak wygląda nasz hotel. Wszystko jest dokładnie
tak, jak przed wiekami - oznajmił z dumą John, gdy weszli
do wnętrza.
- To niesamowite! - zawołała z niekłamanym zachwy
tem, podziwiając ogromne kryształowe lustra, zwielokrot
niające ich odbicia. - Genialnie, że udało ci się dostać pracę
w takim miejscu. Absolutne cudo! Czy to naprawdę auten
tyczne?
26 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Każdy drobiazg - zapewnił. - Księżna, czyli moja
szefowa, odziedziczyła to po przodkach.
- Cud, że nie rozgrabiono tego za czasów komunizmu
- zdziwiła się.
- Komunistyczni dygnitarze też lubili sobie pomiesz
kać w luksusie, po co mieli to niszczyć? - Zmarszczył brwi
na widok rozglądającej się wokół narzeczonej. - Pójdę po
klucz do twojego pokoju - burknął i podszedł do ogromne
go biurka.
Tanya postanowiła wziąć byka za rogi i odwróciła się
do przyjaciółki.
- Co ty wyprawiasz? Czy nie widzisz, jak bardzo go
ranisz? - szepnęła z rozpaczą. - Czy nie mogłabyś choć na
chwilę zapomnieć o Istvanie?
- A ty to potrafisz?
- Nie. To znaczy tak - westchnęła z irytacją. - Od jak
dawna on tu jest?
- Widzę, że się mną interesujesz - zza jej pleców do
biegł znajomy głos..
- Bo ktoś musi zanieść na górę moje walizki - odcięła
się natychmiast.
Jej puls przyspieszył gwałtownie. Nie rozumiała, cze
mu. Tak samo, jak nie pojmowała, dlaczego Lisa od razu
pobiegła do Johna. Przecież szukała Istvana? Dziwne.
- Co za opanowanie - przyznał z podziwem. - Napra
wdę nie masz ochoty mnie o nic spytać?
Owszem, mam, ale przecież nie przy ludziach, pomy
ślała ze złością. Postanowiła więc go zignorować i zaczęła
udawać, że z ogromnym zajęciem przygląda się porozwie
szanym na ścianach weselnym girlandom.
- Podobają ci się orchidee?-spytał.
SARA WOOD Związani przez los Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Istambuł • Madryt • Mediolan • Paryż • Praga Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Droga Czytelniczko! Niniejsza książka jest częścią trylogii. Każda z powieści opisuje inną historię i może być czytana niezależnie od pozostałych. Dobrze jednak byłoby zachować kolejność zaproponowaną przez autorkę, gdyż poszczególne tomy zostały napisane w porządku chronologicznym i będą po jawiać się w druku w następujących miesiącach: W październiku - ZWIĄZANI PRZEZ LOS Gdy Tanya wybiera się na ślub młodszego brata, nie ma pojęcia, że jedzie na spotkanie z własnym przeznacze niem... W listopadzie - WBREW WYROKOM LOSU Mariann przybywa do Budapesztu, by spełnić ważną misię, ale los chce inaczej... W grudniu - WIĘZY PRZEZNACZENIA Suzanne próbuje odgadnąć, kim jest zagadkowy męż czyzna, który nie spuszcza z niej oczu. Nie wie, że jej los jest już przesądzony... LOS... PRZEZNACZENIE... Nikt nie jest w stanie walczyć z losem. Jego wyroki zdeterminowały również życie trzech sióstr Evans - Tanyi, Mariann i Suzanne. Opuściły one rodzinną Anglię, gdyż ich przeznaczeniem okazały się niezwykłe, pełne tajemnic Węgry...
Tytuł oryginału: Tangled Destinies Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited 1994 Przekład: Kinga Taukert Redaktor serii: Krystyna Barchańska Korekta: Janina Szrajer Ewa Popławska © 1994 by Sara Wood © for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1996 Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises li B.V. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych - jest całkowicie przypadkowe. Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Romance są zastrzeżone. Skład i łamanie: Studio Q Printed in Germany by ELSNERDRUCK ISBN 83-7070-913-3 lndeks 360325
ROZDZIAŁ PIERWSZY - Masz istną obsesję na punkcie Istva'na - stwierdziła beztrosko Mariann. - A ja dam głowę, że się nie pojawi. On miałby przyjść na jakiś ślub? Nigdy w życiu! Tanya przesunęła się nieco do przodu wraz z innymi ludźmi, którzy stali w długiej, wijącej się kolejce. - Akurat na ten mógłby. - Lekko potrząsnęła głową. Na miedzianych włosach pojawiły się złocistorude refle ksy. - Wyjątkowo lubił Lisę... - Zacisnęła wargi, by nie zdradzić prawdy o szalonym romansie, którego konse kwencje okazały się daleko idące i wywołały potężny kon flikt w rodzinie. - Wyjątkowo lubi wyłącznie samego siebie! - prych- nęła pogardliwie jej siostra. - Fakt, nawet kamień miałby więcej ludzkich uczuć. A właściwie, to czemu ja się przejmuję? Jeśli Istvan będzie na tyle bezczelny, by się tu pojawić, to po prostu zajmę się tą jego śliczną buźką. - Ty? - roześmiała się Mariann. - Nie umiałabyś skrzywdzić muchy! W zazwyczaj łagodnych, zielonych oczach Tanyi nie oczekiwanie pojawiły się gniewne błyski. Och, gdyby tylko mogła zrobić z tym draniem to, na co zasługiwał... - Dość. Nie chcę o tym myśleć - ucięła zdecydowanie. - Nie w przeddzień ślubu brata i mojej najlepszej przyja-
6 ZWIĄZANI PRZEZ LOS ciółki - uśmiechnęła się radośnie. - W życiu bym nie przy puszczała, że wyprawią przyjęcie w starym węgierskim zamku. Czy może być coś bardziej romantycznego? - I kosztownego? - dodała kąśliwie Mariann. - Chyba że mu zwrócą część kosztów, skoro u nich pracuje. Moim zdaniem, skoro John ma tyle forsy, że szasta nią na prawo i lewo, to raczej powinien zwrócić dług, jaki u ciebie za ciągnął. - Spojrzała surowo na siostrę. - Czy ty nam za często nie pomagasz, kochana? - Przecież od tego właśnie ma się rodzinę. - Istvan też do niej należy. Czy to znaczy, że przeba czyłabyś mu, gdyby wrócił? - Po tym, jak potraktował mamę? Nigdy! - odparła z przekonaniem. Mariann spojrzała na nią z namysłem. - No, nie wiem, nie wiem... Uwielbiałaś go kiedyś bezgranicznie. - Byłam tylko dzieckiem, które łatwo oszukać. Skąd mogłam wiedzieć, jaki jest naprawdę? - Nikt nie wiedział. Zwłaszcza te zapłakane panienki, które wypatrywały za nim oczy. - Och, czy naprawdę musimy rozmawiać o tej kreatu rze? -jęknęła Tanya. - Masz rację. O, kolejka się przesuwa. Dobra, pozdrów ode mnie te zakochane gołąbki, a ja lecę po Sue. - Prze chyliła się przez barierkę i z uczuciem pocałowała siostrę w policzek. - Ciekawe, czy ci Węgrzy przeczuwają, co ich czeka? Trzy panny Evans! Czy ktoś może im się oprzeć? Każda piękna, każda ruda, a przy tym każda inna! - Wo jowniczo potrząsnęła lwią grzywą płomiennych włosów, ściągając na siebie zainteresowane męskie spojrzenia.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 7 - Coś ty, przy tobie i Sue nie mam żadnych szans - za śmiała się Tanya. Mariann spiorunowała ją wzrokiem. - Chyba upadłaś na głowę! - skwitowała z niesma kiem. - Właśnie ty jesteś najlepsza z nas trzech. Założę się, że zanim zdążymy spotkać się na zamku, to już jakiś na miętny huzar porwie cię i uwięzie w dal na białym koniu. Pa! Niech ci się dobrze jedzie! Pogodny nastrój młodszej siostry nieco rozwiał obawy Tanyi. Naprawdę się bała, że Istvan pojawi się na wese lu i ponownie wszystkich unieszczęsłiwi. Myślała o tym przez cały lot do Budapesztu. Przecież cztery lata temu, gdy musiał opuścić Lisę, udał się właśnie tu, na Węgry. Mógł się dowiedzieć o dzisiejszej ceremonii choćby przy padkiem... Odebrała bagaż, przeszła przez kontrolę celną i roze jrzała się dookoła. Dziesiątki osób czekały na bliskich, ludzie krzyczeli, machali rękami... Ale Istvana nie było. - Całe szczęście - mruknęła, po czym nagle poczuła ogromne rozczarowanie. Lubiła, gdy ciemne, czasem cy niczne oczy wpatrywały się w nią z braterską kpiną. - Tanya! - rozległ się męski głos. - John! - zawołała z ulgą i już po chwili wpadła w ob jęcia jasnowłosego dryblasa. - Tak się cieszę! Jak się czujesz? Co z tatą? Opowiadaj! - zasypał siostrę pytaniami, jednocześnie wyrywając jej z ręki walizkę. - Myślisz, że da sobie radę sam w domu? . - Och, na pewno - powiedziała uspokajająco. Rozumiała jego niepokój. Przed czterema laty, po śmier ci ich matki, ojciec załamał się kompletnie. Tanya przeko nała siostry, by nadal mieszkały i pracowały w Londynie,
8 ZWIĄZANI PRZEZ LOS gdyż to ona zajmie się tatą. Wcale nie uważała tego za poświęcenie, gdyż dzięki temu jej życie nabrało jakiegoś sensu. W ciągu zaledwie trzech miesięcy straciła Istvana oraz mamę. Nic dziwnego, że ogarnęło ją dojmujące uczu cie pustki. Dlatego z oddaniem pomagała reszcie rodziny. Opiekowała się ojcem, pożyczyła Johnowi pieniądze i wy słała go do Budapesztu, gdyż tam przebywała ukochana przez niego Lisa. I nie tylko Lisa... - Hej, coś nie tak? - zaniepokoił się na widok wyrazu jej twarzy. Zawahała się. - Wiesz, mam idiotyczne wrażenie, że lada moment, niczym diabeł z pudełka, z jakiegoś kąta wyskoczy Istvan. - Niech tylko spróbuje - warknął. - Chyba bym zabił drania. - Nie mów tak. To przecież twój brat - upomniała go łagodnie. John od początku nienawidził Istvana. Gdyby wiedział, co zrobił z Lisą, niechybnie spełniłby swoją groźbę... Ciar ki przeszły jej po plecach. - Gdyby nie to, że ojciec jest pastorem, a mama była chodzącą świętością, to wcale nie byłbym taki pewien, czy to naprawdę mój brat. W szkole przezywali go Cyganem, pamiętasz? Przytaknęła zamyślona. Tak, smagły, czarnowłosy, szalo ny, a przy tym nieprzenikniony Istvan nie przypominał niko go z rodziny, ani z wyglądu, ani z charakteru. Angielskie dziewczęta o bladej cerze prawie mdlały na jego widok... Ale gdy tylko to usłyszał od jednego chłopaka, to omal nie udusił go gołymi rękoma - przypomniała sobie. Temperament to on miał...
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 9 - Tak się zachowują zwierzęta zarażone wścieklizną. Powinno się go odizolować od normalnych ludzi. - Skrzy wił się. - O rany, czy wiecznie musimy rozmawiać o tej kanalii? Powiedz lepiej, jak twoje sprawy. - Kiepsko - przyznała szczerze. - Ale może uda mi się ubić ten interes z twoją węgierską szefową. - Gdyby ta swołocz, nasz brat, nie wpędził mamy do grobu, to ani ja nie musiałbym pożyczać pieniędzy, ani ty nie musiałabyś się teraz tak szarpać... - Z furią wrzucił walizkę do bagażnika. - Nie chcę go więcej widzieć na oczy. Jeśli tylko spróbuje się pojawić w pobliżu Lisy, to przysięgam, że gnaty mu poprzetrącam! - Otworzył sio strze drzwiczki samochodu, po czym sam usiadł za kierow nicą. - Boję się - wyznał nieoczekiwanie. Przebiegł ją dreszcz. Czuli z bratem dokładnie to samo. - No, co ty! Małżeństwo wcale nie jest takie straszne - zażartowała bez przekonania. John nerwowo zabębnił palcami o kierownicę. - Wiesz, że oni byli... hm, blisko z Lisą. I ja... tego... - odchrząknął parę razy. - Obawiam się, jak wypadnę w porównaniu... - Puknij się w głowę! - zareagowała impulsywnie Ta- nya. - Szkoda, że nie mogę pokazać ci listów od Lisy, pisze jak zadurzona nastolatka. Te wieczorne spacery po Buda peszcie, te pocałunki przy świetle księżyca... Tylko pra wdziwie zakochana kobieta może wypisywać takie rzeczy. Uwierz mi, ona świata poza tobą nie widzi! - przekony wała go żarliwie, aż John wreszcie rozchmurzył się i już z uśmiechem na ustach prowadził samochód najpierw po ulicach stolicy, a potem krętą szosą pośród złocisto-czer- wonych lasów.
10 ZWIĄZANI PRZEZ LOS Tanyi udało się uśpić obawy brata, sama jednak wcale nie przestała się lękać o przyszłość. Czy gdyby Lisa mia ła wybór między zabójczo przystojnym, diabolicznym Istvanem, a lojalnym, oddanym Johnem, to czy nie wybra łaby raczej tego pierwszego? Przecież swego czasu do tego stopnia za nim szalała, że... - Kastely Huszar - oznajmił dumnym tonem, wskazu jąc widoczną w oddali sylwetkę hotelu, którym zarządzał. - Fantastyczny! - zawołała z zachwytem na widok li cznych wieżyczek, rysujących się malowniczo na tle błę kitnego nieba. Z żartobliwym uśmiechem pochyliła się ku bratu. - Naprawdę myślą, że nadajesz się na kierownika takiego miejsca? - Ja też im się dziwię. O, jest Lisa... - Nieoczekiwanie z całej siły nacisnął pedał hamulca. Tanya poczuła nagły ból w klatce piersiowej, gdy pas bezpieczeństwa wpił się w ciało i szarpnął ją do tyłu, lecz nie zwracała na to uwagi. Na kamiennych schodach, obok drob nej blondynki, stał wysoki brunet w tak dumnej pozie, jakby był właścicielem zamku... Rozpoznała go w mgnieniu oka. - Jedź - wycedziła przez zaciśnięte zęby, choć najchęt niej uciekłaby stąd jak najdalej. - Jedź! - Co on tu robi? - John drżącą dłonią przekręcił kluczyk w stacyjce. - Słuchaj, zrób mi przysługę i zajmij się nim. Muszę porozmawiać z Lisą i dowiedzieć się, co się dzieje. Tanya ściągnęła brwi. Przysięgła sobie, że już nigdy nie odezwie się do Istvana nawet słowem. Jednak nie potrafiła odmówić, widząc boleśnie ściągnięte rysy twarzy brata. - Załatwione. - Spójrz tylko na nią! W życiu nie widziałem, by była równie podekscytowana! - syknął z furią John.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS U - Nic dziwnego, przecież jutro wychodzi za ciebie za mąż - powiedziała pośpiesznie, lecz nie wypadło to zbyt przekonująco. Gdy zatrzymali się na dziedzińcu, Istvan szybko otwo rzył drzwi od strony pasażera, wyciągnął Tanyę na zew nątrz i bez żadnego wysiłku uniósł wysoko do góry. Naj wyraźniej przeoczył fakt, że przestałam być jego małą siostrzyczką, pomyślała ze złością. Miała już przecież dwa dzieścia cztery lata. - Witaj - mruknął przeciągle. - Ależ z ciebie atrakcyj na kobieta - dodał z podziwem. Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem. - Czy mógłbyś mnie postawić z powrotem na ziemi? - spytała, rzucając ukradkowe spojrzenie na Johna i Lisę. No, nie wyglądało to najlepiej. A kto wszystko popsuł? - Puść mnie! - zażądała z wściekłością, która wzrosła je szcze bardziej, gdy z jednej stopy zsunął jej się pantofel. .- Ho, ho! Co za temperament! - zauważył cynicznym tonem Istvan. - A ty co myślałeś? Że ucieszę się na twój widok? Po tym, jak skrzywdziłeś całą naszą rodzinę? Puszczaj! Nie jestem jedną z twoich licznych panienek! Powoli, bardzo powoli postawił ją na ziemi, ani na mo ment nie spuszczając z niej oczu, płonących i czarnych niczym węgle. Wyglądał tak, jakby szykował siostrze jakąś niemiłą niespodziankę. - Pozwól... - powiedział niskim głosem, przykląkł przed nią i sięgnął po leżący na trawie pantofel. - Mmm, niezłe buty. Musiały sporo kosztować. - Ujął jej stopę. Akurat! Przemknęło jej przez głowę. Wszystko, co mia ła na sobie, pochodziło ze sklepu z używaną odzieżą...
12 ZWIĄZANI PRZEZ LOS - To dziwne, przecież ledwo wiążesz koniec z końcem - mruknął w zamyśleniu. -, A kto ci to powiedział? - żachnęła się. - Lisa - uśmiechnął się. - Wiem, że pożyczyłaś Johno wi wszystkie pieniądze, żeby mógł się tu urządzić. Chyba się nie zadłużyłaś, żeby sobie to wszystko kupić? - Nie. Pewien mężczyzna był dla mnie bardzo hojny - wyjaśniła nonszalanckim tonem. Chciała, by myślał, że mężczyźni szaleją za nią w tym samym stopniu, co kobiety za nim. Gdyby wiedział, że tak naprawdę chodziło o mocno już starszego właściciela skle pu, który z dobrego serca zgodził się obniżyć cenę kostiu mu dla swojej stałej klientki... - To jakiś poważny związek? - Ściągnął brwi. - Aha - przytaknęła, choć w rzeczywistości nie ist niał nikt, z kim pragnęłaby się wiązać. Co więcej, po woli zaczynała wątpić w to, czy kiedykolwiek znajdzie ta kiego kogoś. Nikt nie wydawał się dostatecznie interesu jący... - Zdumiewające. Wreszcie komuś udało się zdobyć nie dostępną twierdzę? Zerknęła w dół na jego lśniące, kruczoczarne włosy. W pierwszej chwili miała ochotę chwycić je w garść i mo cno pociągnąć, zupełnie, jakby była dzieckiem. Jednak niemal natychmiast zmieniła zdanie. Wolałaby pieszczo tliwie zanurzyć w nich palce... Och, nie, lepiej w ogóle go nie dotykać ani nawet o tym nie myśleć. Przez te cztery lata jej starszy brat stał się niesamowicie męski. Było w tym coś niepokojącego. - W każdej twierdzy znajduje się most zwodzony. Cza sami się go opuszcza - zareplikowała.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 13 Spojrzał na nią uważnie, po czym przesunął dłonią po cieniutkiej pończosze opinającej kształtną łydkę Tanyi. - Czy i bieliznę kupił ci równie dobrej jakości? Zarumieniła się z oburzenia. - Jak możesz! Brat nie powinien pytać o takie rzeczy! - zganiła go. - To prawda - zgodził się podejrzanie szybko. - Tylko sprzedawcy i kochankowie mają prawo mówić o jedwab nych koszulkach lub o czarnych, koronkowych podwiąz kach... - Na jego smagłej twarzy pojawił się zagadkowy uśmiech. - Twój brat z pewnością nie mógłby być zain teresowany tym, co się kryje pod tą spódniczką. A może ja wcale nie jestem twoim bratem? - Niestety, aż zanadto dobrze rozpoznaję typowy dla ciebie cynizm i arogancję. Nie marn wątpliwości, z kim mam do czynienia. Wstyd mi za ciebie. - Miałem nadzieję, że jednak zauważysz, jak bardzo się zmieniłem - odparł zagadkowo. - Nie powiem, czyją matką jest nadzieja, może sam się domyślisz. Czy możesz wreszcie puścić moją stopę? - spy tała zimno. - Długo mam tak stać na jednej nodze? Nie jestem bocianem. Istvan ostatni raz przesunął palcami po jej kostce. Prze szył ją nagły dreszcz, choć wcale nie było chłodno. - Bociany nie mają tak seksownych nóg - zauważył niskim głosem. - Istvan! - zaprotestowała. Wyprostował się powoli i tym razem spojrzał na nią z góry. - Nie przypominają ci się dawne, dobre czasy, kiedy kładłem cię do łóżka, zdejmowałem kapcie, otulałem koł drą, śpiewałem kołysanki...
14 ZWIĄZANI PRZEZ LOS - Wystarczy! - przerwała mu pośpiesznie. Wcale nie chciała pamiętać o czasach, gdy uwielbia ła najstarszego brata, który tak pięknie śpiewał w niezro zumiałym języku. Dopiero później dowiedziała się, że to węgierski. Czemu mama tylko jedno dziecko nauczyła swojego rodzimego języka? Bez wątpienia dlatego, że je faworyzowała. Tanya wstydziła się, że tak myśli, lecz nic nie mogła na to poradzić. Istvan przysunął się bliżej, po czym oparł się dłońmi o dach samochodu w ten sposób, że znalazła się między jego ramionami, niczym schwytana w pułapkę. - Chciałem tylko odświeżyć dobre wspomnienia. - Te złe skutecznie wymazały mi je z pamięci - stwier dziła i odchyliła się nieco do tyłu. Bliskość Istvana stała się deprymująca. - Po co więc do tego wracasz? - Żeby cię przygotować. Znów ta tajemniczość! - Na co? - spytała podejrzliwie. - Na zmiany - odparł ze słodyczą. - Zainteresowana? - Tobą? - parsknęła urągliwie. - A nie jesteś? Przecież zawsze byłaś. Odkąd pamię tam, starałaś się przeniknąć sekrety, które mieliśmy z Ester. - On jeden z rodzeństwa nazywał mamę po imieniu. Dla pozostałej czwórki było to nie do pomyślenia. - Dziwisz się? Codziennie zamykaliście się w pokoju na kilka godzin. Gdy któreś z nas potrzebowało mamy, musiało wołać pod drzwiami przez całe wieki, zanim wy szła - odparła z urazą. Nigdy nie potrafiła się pogodzić z tym, że otrzymała mniej miłości niż Istvan. To wciąż bolało. - Co wy właściwie robiliście? - Rozmawialiśmy, słuchaliśmy muzyki...
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 15 - Zawsze miałeś talent do wywoływania konfliktów w rodzinie. Ale nie masz prawa psuć tak radosnej uroczy stości jak ślub. Nie życzymy tu sobie żadnych nieproszo nych gości. - Nie należę do nich. - Odsunął się i zwrócił w stronę kłócących się coraz głośniej narzeczonych. - Prawda, Liso, że mnie zaprosiłaś? Lisa podbiegła do nich i czule uściskała przyjaciółkę. - Matko jedyna, co ci przyszło do głowy? - jęknęła z rozpaczą Tanya. - Poczekaj cierpliwie, a zobaczysz. Proszę, zajmij go jeszcze przez chwilę - szepnęła jej do ucha. - John rwie się do bójki, muszę go przekonać, by się powstrzymał! - Uśmiechnęła się zachęcająco do Istva'na i szybko wróciła do kipiącego z gniewu narzeczonego. Tanya zmartwiała z przerażenia. Tych dwoje znów łą czył jakiś wspólny sekret! Biedny John... - Nie powinieneś był korzystać z tego zaproszenia. Przecież nigdy tego nie robiłeś. Zawsze miałeś w nosie wszelkie rodzinne uroczystości. - Jakoś nagle zaczęły mnie interesować - wycedził. - Kłamiesz! - odparła z oburzeniem. - Tata miał rację, gdy twierdził, że uwielbiasz wywoływać kłótnie i nieporo zumienia, że jesteś mąciwoda... - Gdy chodziło o mnie, przestawał być obiektywny, doskonale o tym wiesz - powiedział twardo. - On? A czy to przypadkiem mama nie traciła obie ktywizmu, gdy faworyzowała cię kosztem reszty rodzi ny? Myślisz, że jak się czuliśmy, gdy ty chodziłeś ubrany jak książę, a my z ojcem nabywaliśmy używane ciuchy? Wszystko pchała w ciebie!
16 ZWIĄZANI PRZEZ LOS W czarnych oczach zamigotał gniew, lecz po chwili Istvan opuścił powieki, jakby pragnąc ukryć swoje uczucia. - Cóż, wiem, że było wam trudno... doceniam ten wy siłek... - Trudno? Doceniasz? Ty nic nie rozumiesz! Mieliśmy straszliwy żal, że mama świata poza tobą nie widzi i oddaje ci wszystko. - Moje wykształcenie musiało chyba trochę kosztować, prawda? - Wpatrywał się teraz w Tanyę nieodgadnionym wzrokiem. - Bajońskie sumy! Nic dziwnego, że byliśmy biedni. - Jak myślisz, skąd Ester miała na to pieniądze? - za gadnął od niechcenia. - Przywiozła je ze sobą, gdy uciekła z komunistycz nych Węgier. - Aha. Taka była bogata i zgłosiła się do pracy jako gospodyni u pastora? Hm... Nigdy przedtem nie przyszło jej to do głowy... Rzeczywiście, dziwne. - Mama zawsze lubiła coś robić - odparła bez przeko nania. - Zdaje się, że poczucie krzywdy coś kiepsko wpływa na twoje szare komórki. Tak się zapamiętałaś w swoim żalu, że stałaś się głucha i ślepa na wszystko inne. Czy te pieniądze były dla ciebie najważniejsze? - Nie! Chodziło o niesprawiedliwość! Dla mamy liczy łeś się tylko ty! Sceptycznie uniósł brew. - Taak? A czy przypominasz sobie, żeby kiedykolwiek przytuliła mnie do siebie i ucałowała, jak wielokrotnie ro biła to z wami wszystkimi?
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 17 - No, oczywiś... - zaczęła bardzo pewnym głosem i szybko zamilkła. Zmarszczyła czoło, na próżno szukając w pamięci takiego momentu. - W zasadzie... - zaczęła z namysłem. - No, właściwie nie przypominam sobie, że by cię kiedykolwiek uścisnęła. Jej zdumienie najwyraźniej sprawiło mu przyjemność. Wyglądało na to, że Istvan do czegoś zmierza i że wszystko przebiega zgodnie z planem. - Ot, i zagadka - mruknął. - Wcale nie - odparła pośpiesznie, choć rzeczywiście wyglądało to nad wyraz tajemniczo. Mama, zazwyczaj ciepła i otwarta, Istvana traktowała zupełnie inaczej niż wszystkich. Z jakąś taką uległością i poddaniem... A zarazem nie okazywała mu tej czułości, co pozostałym dzieciom. Nagle zrobiło jej się żal Istvana. Nic dziwnego, że jest, jaki jest. - Czemu nie? - No... Może po prostu nie lubiłeś obsypywania piesz czotami i mama szanowała twoją wolę? - wymyśliła na poczekaniu. - Niektórzy mieli inne zdanie na temat moich potrzeb. - Na ułamek sekundy skierował wzrok w drugą stronę. Tam, gdzie stała Lisa... Tanya zamarła. Aluzja była aż nadto wyraźna. - Chyba nie przyjechałeś tu po to, by znów narobić kłopotów? - Z przerażeniem dostrzegła na jego twarzy dziwny uśmieszek. - Wszystko się wyjaśni podczas jutrzejszej ceremonii - odparł z doskonale niewinnym wyrazem twarzy. - Z tobą zawsze są same problemy! - zawołała ze zło ścią. - Zawsze! Przypomnij sobie, jak dziesiątki razy nie
18 ZWIĄZANI PRZEZ LOS wracałeś na noc do domu. Mama odchodziła od zmysłów z przerażenia, czekałyśmy całymi godzinami... - Ach! Więc i ty się o mnie martwiłaś! - szepnął lekko zmienionym głosem. Do diabła, czemu nie ugryzła się w język? Tylko tego brakowało, by odkrył, jak go kiedyś uwielbiała. Śledziła go, gdy wymykał się na wrzosowiska, łowiła ryby w tym samym strumieniu, co on, jeździła konno, gdyż on też to robił. Ach, w jaką wpadła histerię, gdy rodzice uznali, że trzynastoletnia dziewczyna nie powinna się tak zachowy wać i zabronili jej dosiadać konia! Niedługo potem miała nowy powód do rozpaczy. Uko chany brat nagle zmienił się nie do poznania, nie chciał więcej z nią rozmawiać ani nigdzie jej zabierać, stał się dziwnie nieprzyjemny i odtrącał ją na każdym kroku. Ura żona duma nie pozwalała przyznać, że dotknęło ją to bo leśnie. Dlatego też od tamtej pory Tanya starannie udawała całkowitą obojętność w stosunku do Istvana. - Martwiłam się? O ciebie? Wolne żarty! - odparła non szalancko. - Wiem, że złego diabli nie wezmą. Dotrzymy wałam mamie towarzystwa, to wszystko. Umierała z niepo koju. Do dziś nie potrafię zrozumieć, czemu nigdy nie pró bowała przywołać cię do porządku. Czekała niemal do bia łego rana, żeby tylko dać ci coś ciepłego do jedzenia, gdy wrócisz. To niepojęte. - Po prostu rozumiała mnie lepiej, niż którekolwiek z was. Wiedziała, że muszę galopować po wrzosowiskach, żeby nie oszaleć. Dusiłem się w tej klatce, potrzebowałem wolności... - Wolności! - parsknęła urągliwie. - Robiłeś, co chcia łeś. - Rzuciła okiem w stronę kłócących się narzeczonych.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 19 Uznała, że nie mogą jej słyszeć. - Uwiodłeś Lisę - syknęła. - Omal nie umarła przez ciebie... - O, to ciekawe - wtrącił prowokacyjnie. - Słucham, słucham. Zacisnęła zęby. Jeśli powie głośno, co myśli o zrobieniu dziecka nastoletniej dziewczynie i porzuceniu jej, to nie wiadomo, czym to się skończy. Niewykluczone, że dojdzie do rękoczynów. Musi się powstrzymać. - Nie ma w tobie ani krzty ludzkich uczuć. Nienawi dzisz Johna, nie przyjechałeś tu po to, by uczcić jego ślub. Co tutaj robisz? - Zamierzam dostać to, czego chcę - odparł dziwnie miękkim tonem. Serce Tanyi zabiło mocniej. - Tego się obawiałam - jęknęła. - Istvan, proszę cię... - Daruj sobie. I tak postawię na swoim - wycedził i od wrócił się tyłem. - Znowu uciekasz? - rzuciła za nim pogardliwie. Znieruchomiał i w tym momencie odgadła, że udało jej się odnaleźć słaby punkt w tej skorupie, jaką się otoczył. Jednak nie sprawiło jej to przyjemności. Podszedł do niej z powrotem. - Nie uciekłem - odparł z wymuszonym spokojem. Wyczuwała, że pod powierzchnią opanowania tli się gniew. - Odszedłem, gdy uznałem to za stosowne. Powiedz, co masz przeciw mnie. Wyrzuć to wreszcie z siebie. Wspomnienie tego, jak ich pogodne życie legło w gru zach, powróciło ze zdwojoną siłą. - Proszę bardzo! - wybuchnęła z goryczą. - Zniknąłeś bez słowa, nie żegnając się, nie zostawiając adresu, co
20 ZWIĄZANI PRZEZ LOS wpędziło biedną mamę do grobu. Wszystko inne tak, ale tego nigdy, przenigdy ci nie wybaczę! Nawet nie drgnął, gdy rzuciła mu w twarz to oskarżenie i całą nienawiść, która narosła w niej przez te wszystkie lata. - Jakim cudem mogłem przyczynić się do jej śmierci? Byłem w Budapeszcie i... - Ale nikt nie miał pojęcia, gdzie się podziewasz! -jęk nęła z wyrzutem. Coś ją ścisnęło boleśnie w gardle i ostat nie słowa przeszły w krótki szloch. - Tanya - odezwał się zmienionym głosem. Podniosła wzrok i nieoczekiwanie w czarnych oczach dostrzegła żal. - Za późno! Nie chcę twojego współczucia! - zawołała. - Nic cię nie obchodziło, że mama kompletnie się załamie po zniknięciu ukochanego syna. - Nie obchodziło mnie? - Z furią chwycił ją za ramiona i mocno potrząsnął. Niespodziewanie zaczął na nią krzy czeć: - Skąd ta pewność? Co ty w ogóle o mnie wiesz? Nic, zupełnie nic, przemknęło jej przez głowę, gdy szarp nął nią jeszcze kilkakrotnie. - O Boże, Istvan! Zbolały głos Tanyi podziałał na niego niczym kubeł zimnej wody. Oprzytomniał. - Wytrzymałem całe dwadzieścia siedem lat - powie dział niewyraźnie, wciąż jeszcze nieco oszołomiony. - I swoją frustrację musiałem wyładować właśnie na tobie... Tego już nie była w stanie znieść. Jej niegdyś tak bardzo ukochany brat przyznawał otwarcie, że celowo chciał ją zranić! Wysiłki, by zachować kamienną twarz, spełzły na niczym. Po policzkach Tanyi zaczęły spływać gorące łzy. Na ten widok Istvan rzucił coś szorstko po węgiersku i
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 21 z całej siły przytulił ją do siebie. W jego objęciach rozpła kała się bezradnie jak dziecko. - Wiem, jak bardzo kochałaś Ester. Kochałaś nas wszy stkich - uspokajająco głaskał drżące ramiona. - Taka jesteś do niej podobna. Oddana rodzinie, lojalna. Ślepa na wszy stko, gdy trzeba komuś pomóc. Mówił do niej takim samym tonem jak niegdyś, gdy była małą dziewczynką i potrzebowała pociechy. Gdy je szcze lubił swoją młodszą siostrę, gdy jeszcze jej nie od trącał. Miała wrażenie, jakby powróciły dawne dni. Moc niej wtuliła twarz w jego szeroką pierś. Zarazem poczuła wstyd. Zawsze była taka opanowana. Po śmierci mamy nie uroniła ani jednej łzy. Mariann i Sue rozpaczały otwarcie, ona zaś pozostawała niewzruszona i zimna jak głaz. Wydawało jej się, że po utracie matki i brata wszystko się w niej wypaliło. - Już dobrze, Tan. Jestem z tobą. Nie, to wszystko nie tak! Przecież go nienawidzi, to przez niego tyle bólu! Czemu więc czuje się tak, jakby po latach tułaczki dotarła do bezpiecznego, przyjaznego miej sca, jakby wreszcie znalazła się w domu? Silna dłoń ujęła ją pod brodę. Istvan delikatnie osuszył jej twarz chusteczką. - Cieszę się, że się wypłakałaś. Wiem, że nigdy dotąd tego nie zrobiłaś - odezwał się lekko schrypniętym głosem. Dłoń z chusteczką opadła. - Jesteś taka subtelna, aż prawie nierealna... Nigdy nie widziałem cię równie pięknej - sze pnął z uczuciem. Bez trudu odgadła, co to za uczucie i zmartwiała. Jak on śmiał wykorzystywać swój niezwykły, męski magne tyzm, by uwodzić własną siostrę?
22 ZWIĄZANI PRZEZ LOS Czuła, jak krew pulsuje jej w skroniach. Niczym urze czona wpatrywała się w jego płonące oczy, w zmysłowe usta. Wielkie nieba, pomyślała z przerażeniem, co się z na mi dzieje? Wydawało się, że Istvan odgadł to nie zadane pytanie. - Ja też to czuję - mruknął miękko. - Co takiego? Odetchnął głęboko kilka razy. - Pożądanie - odparł wreszcie. - Nie! - szepnęła, wstrząśnięta do głębi, gdy przysunął swoją twarz do jej twarzy. Uśmiechnął się z triumfem. - Biedactwo - powiedział cicho, a jego ciepły oddech owiał policzki Tanyi. - Dołożę wszelkich starań, żebyś wkrótce poczuła się lepiej... - Jesteś zupełnie zdeprawowany! - powiedziała łamią cym się głosem. - Jak możesz! To straszne, ale... Och, nie wiem, co bym dała, żebyś się nigdy nie urodził i żebyś nie był moim bratem! - To drugie życzenie da się spełnić z łatwością - nie oczekiwanie pocałował ją w usta. - Nie jestem nim. - Coś ty powiedział? - To, co słyszałaś. Nie jesteśmy rodzeństwem. - W czarnych oczach pojawiły się niebezpieczne błyski. - To stwarza wiele nowych możliwości, prawda?
ROZDZIAŁ DRUGI Oniemiała z wrażenia Tanya śledziła wzrokiem znika jącą we wnętrzu zamku szczupłą postać w śnieżnobiałej koszuli i obcisłych czarnych dżinsach. Powinna była po biec za Istvanem, ale nie mogła się ruszyć. Powinna była krzyknąć, żeby poszedł do diabła i zostawił ich wreszcie w spokoju, lecz ze ściśniętego gardła nie wydobyło się ani jedno słowo. Z odrętwienia wyrwał ją dopiero gniewny głos Johna i płaczliwe lamenty Lisy. No tak, jeszcze tego brakowało, by nie doszło do jutrzejszego, wymarzonego ślubu. Trzeba wziąć się w garść i skupić na szczęściu brata. Reszta musi zejść na dalszy plan. Istvanem zajmie się później, nie uciek nie jej, nie ma obaw. Przeklęty łajdak! I kłamca! Przecież to, co powiedział, to ewidentne łgarstwo. Nie jesteśmy rodzeństwem, też coś. Gdyby było inaczej, gdyby rodzice go adoptowali, wiedziałaby o tym. Mama miała świadomość, że odchodzi, na łożu śmierci wyznałaby pra wdę. A nawet gdyby zabrała tę tajemnicę ze sobą, tata wygadałby się z całą pewnością. Nagromadziło się w nim tyle żalu i urazy, że mówił wszystko, co myślał. Nie, dość tego. Teraz trzeba się skupić na tym, by pomóc tym dwojgu. Jutrzejsze wesele musi się odbyć i to w miarę możliwości bez żadnych przykrych niespodzianek. Wes-
24 ZWIĄZANI PRZEZ LOS tchnęła bezwiednie. Wiecznie się kimś zajmowała, pocie szała, wspomagała, zupełnie przy tym zapominając o sa mej sobie. Zaczynała czuć się po prostu zmęczona. Wzięła się jednak w garść, przywołała na twarz nieco sztuczny uśmiech i podeszła do narzeczonych. - Zaprowadzicie mnie wreszcie do hotelu, czy mam biwakować pod gołym niebem? - spytała pozornie lekkim tonem. - Och, strasznie cię przepraszam - zaczął John. - Coś mi się zdaje, że się pokłóciliście z Istvanem - za uważyła melancholijnie Lisa. - To nie ma żadnego znaczenia, najlepiej zapomnijmy o nim - odparła pośpiesznie. - Wolałabym porozmawiać o jutrzejszej ceremonii. Umieram z ciekawości. Jak to ma wyglądać? Opowiedzcie mi po drodze. Braciszku, możesz wziąć mój bagaż? - Ujęła przyjaciółkę pod ramię i pociąg nęła ją w stronę schodów. John szedł obok nich z absolutnie kamienną twarzą. Na pięcie panujące między nim a Lisą aż rzucało się w oczy. Jest gorzej niż źle, pomyślała w popłochu Tanya. - Och, zapomniałam ci podziękować za twoje listy, były niesamowite. Te kolacje przy świecach, te spacery nad Dunajem... Jesteś niepoprawną romantyczką. I najwyraź niej zakochaną po uszy. Czy to nie cudowne, że akurat w moim wspaniałym bracie? - Cudowne - przytaknęła potulnie Lisa, lecz bez wię kszego przekonania. Tanya stłumiła jęk rozpaczy i zerknęła na Johna. Jego spięta, blada niczym papier twarz stanowiła widok nie do zniesienia. Musi coś zrobić. Musi! Nie pozwoli Istvanowi wszystkiego zniszczyć.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 25 - Mamy jakieś plany na dzisiaj? - ciągnęła dalej z wy muszoną wesołością. - Ja zamierzam się najpierw rozpa kować, a potem... Och, wiecie co? Zrobię wszystkim przy sługę i pozbędę się pewnej osoby, najlepiej raz na zawsze. John, czy w tym zamku są jakieś zakamarki, gdzie można by ukryć dowód zbrodni? - O, i to liczne. Służę daleko idącą pomocą - wymam rotał przez zaciśnięte zęby. Spróbowała skwitować te żarty śmiechem, lecz bez re zultatu. Atmosfera jak przed pogrzebem, a nie jak przed weselem, pomyślała ponuro. Próbowała jednak dalej. - Skoro nie muszę koczować pod murami, to rozu miem, że dostanę jakąś przytulną celę? - Uhm. Tuż obok celi panny młodej - odparł. Lisa milczała, a jej wzrok nieustannie błądził po zamko wych krużgankach. Ewidentnie szukała kogoś. Nietrudno było zgadnąć, kogo... Biedny John! Szalał za tą uroczą, drobną blondynką od pierwszej chwili, a ona wyraźnie lubiła przebywać w to warzystwie Istvana. Starał się wydobyć z cienia starszego brata, walczył z nim, lecz bezskutecznie. Nic dziwnego. Czy można wygrać z cieniem? Nie. Tak samo, jak nie można go zranić. - A tak wygląda nasz hotel. Wszystko jest dokładnie tak, jak przed wiekami - oznajmił z dumą John, gdy weszli do wnętrza. - To niesamowite! - zawołała z niekłamanym zachwy tem, podziwiając ogromne kryształowe lustra, zwielokrot niające ich odbicia. - Genialnie, że udało ci się dostać pracę w takim miejscu. Absolutne cudo! Czy to naprawdę auten tyczne?
26 ZWIĄZANI PRZEZ LOS - Każdy drobiazg - zapewnił. - Księżna, czyli moja szefowa, odziedziczyła to po przodkach. - Cud, że nie rozgrabiono tego za czasów komunizmu - zdziwiła się. - Komunistyczni dygnitarze też lubili sobie pomiesz kać w luksusie, po co mieli to niszczyć? - Zmarszczył brwi na widok rozglądającej się wokół narzeczonej. - Pójdę po klucz do twojego pokoju - burknął i podszedł do ogromne go biurka. Tanya postanowiła wziąć byka za rogi i odwróciła się do przyjaciółki. - Co ty wyprawiasz? Czy nie widzisz, jak bardzo go ranisz? - szepnęła z rozpaczą. - Czy nie mogłabyś choć na chwilę zapomnieć o Istvanie? - A ty to potrafisz? - Nie. To znaczy tak - westchnęła z irytacją. - Od jak dawna on tu jest? - Widzę, że się mną interesujesz - zza jej pleców do biegł znajomy głos.. - Bo ktoś musi zanieść na górę moje walizki - odcięła się natychmiast. Jej puls przyspieszył gwałtownie. Nie rozumiała, cze mu. Tak samo, jak nie pojmowała, dlaczego Lisa od razu pobiegła do Johna. Przecież szukała Istvana? Dziwne. - Co za opanowanie - przyznał z podziwem. - Napra wdę nie masz ochoty mnie o nic spytać? Owszem, mam, ale przecież nie przy ludziach, pomy ślała ze złością. Postanowiła więc go zignorować i zaczęła udawać, że z ogromnym zajęciem przygląda się porozwie szanym na ścianach weselnym girlandom. - Podobają ci się orchidee?-spytał.