DagMarta

  • Dokumenty336
  • Odsłony188 582
  • Obserwuję128
  • Rozmiar dokumentów626.0 MB
  • Ilość pobrań108 725

Bezcenna milosc 03 - Lisa Kleypas

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Bezcenna milosc 03 - Lisa Kleypas.pdf

DagMarta CYKLE I SERIE cykl Bow Street 01-03
Użytkownik DagMarta wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 296 stron)

Mojej teściowej, Irecie Ellis. Za Twoją miłość, hojność i zrozumienie oraz za to, że czuję się przy Tobie szczęśliwa. Z wyrazami miłości od pełnej wdzięczności synowej L.K.

Prolog Londyn, 1839 Miał dwadzieścia cztery lata i po raz pierwszy w życiu odwiedzał burdel. Nick Gentry przeklął się w duchu za lodowaty pot, który wystąpił mu na twarz. Płonął z pożądania, zimna i przerażenia. Przez lata tego unikał, aż w końcu przywiodło go tutaj rozpaczliwe cielesne pragnienie. Żądza spółkowania ostatecznie przezwyciężyła strach. Zmuszając się do ruchu, wszedł na schody należącego do pani Bradshaw przybytku z czerwonej cegły, ekskluzywnego interesu świadczącego usługi zamożnej klienteli. Powszechnie wiadomo było, że noc z jedną z dziewcząt pani Bradshaw kosztuje fortunę, ponieważ wszystkie były najlepiej wyszkolonymi prostytutkami w Londynie. Nicka stać było na to, by zapłacić każdą cenę. Zarobił mnóstwo pieniędzy jako prywatny łapacz złodziei, a drugie tyle czerpał ze swych kontaktów z półświatkiem. W rezultacie zyskał bardzo złą sławę. Cieszył się względami opinii publicznej, lecz świat przestępczy się go bał, a detektywi z Bow Street gardzili nim, postrzegając go jako rywala bez zasad. Pod tym względem mieli rację – faktycznie gardził regułami. Skrupuły przeszkadzały w interesach, Nick więc nie mógł mieć z nich pożytku. Muzyka płynęła z okien, przez które Nick dostrzegał elegancko ubranych mężczyzn i kobiety przechadzające się między nimi jak na wieczorku wyższych sfer. W rzeczywistości były to prostytutki, które przeprowadzały transakcje ze stałymi klientami. Był to zupełnie inny świat niż jego melina niedaleko Fleet Ditch, gdzie tanie dziwki obsługiwały mężczyzn w zaułkach za szylingi. Wyprostował ramiona i mosiężną kołatką w kształcie lwiej głowy zapukał mocno do drzwi. Gdy się uchyliły, stanął w nich

kamerdyner o kamiennej twarzy i zapytał, w jakiej sprawie Nick przychodzi. Czy to nie oczywiste? – pomyślał Nick z irytacją. – Chcę się spotkać z jedną z kobiet. – Obawiam się, że pani Bradshaw nie przyjmuje obecnie nowych gości, proszę pana… – Powiedz jej, że przyszedł Nick Gentry. Wepchnął dłonie do kieszeni surduta i zmierzył kamerdynera ponurym spojrzeniem. Mężczyzna otworzył szeroko oczy, zdradzając tym samym, że rozpoznał niesławne nazwisko. Otworzył drzwi i uprzejmie skinął głową. – Tak, proszę pana. Jeśli zgodzi się pan zaczekać w holu, poinformuję panią Bradshaw o pana wizycie. W powietrzu unosiła się słaba nuta perfum i tytoniu. Oddychając głęboko, Nick rozglądał się po marmurowym holu z wysokimi białymi pilastrami. Jedyną dekoracją był obraz nagiej kobiety przeglądającej się w owalnym lustrze. Na udzie położyła delikatną dłoń. Zafascynowany Nick utkwił wzrok w oprawionym w złotą ramę malowidle. Odbicie kobiety w lustrze było nieco zamazane, trójkącik pomiędzy jej nogami namalowano mglistymi pociągnięciami pędzla. Poczuł się tak, jakby w jego żołądku zaległ zimny ołów. Gdy służący w czarnych bryczesach przeciął hol z tacą kieliszków, Nick szybko odwrócił wzrok od obrazu. Był boleśnie świadom, że tuż za nim znajdują się drzwi, które może otworzyć, by wyjść choćby zaraz. Zbyt długo jednak zachowywał się tchórzliwie. Cokolwiek wydarzy się tej nocy, przetrzyma to. Zacisnął dłonie w kieszeniach w pięści i spojrzał na lśniącą podłogę; zawijasy białego i szarego marmuru odbijały blask żyrandola. Nagle ciszę przerwał senny głos kobiety: – To prawdziwy zaszczyt móc gościć sławnego pana Gentry’ego. Witam. Jego wzrok powędrował od brzegu niebieskiej aksamitnej sukni do pary roześmianych oczu w kolorze sherry. Pani Bradshaw była wysoką, cudownie proporcjonalną kobietą. Jej jasna skóra była usiana bursztynowymi piegami, kasztanowe włosy upięła w kaskadę swobodnych loków. Nie była piękna w konwencjonalnym

sensie – miała zbyt kanciastą twarz i za duży nos – lecz jej styl, nieskazitelny wygląd i specyficzny urok sprawiały, że piękno stawało się zbyteczne. Uśmiechnęła się w taki sposób, że Nick odprężył się wbrew sobie. Później miał się dowiedzieć, że nie jest to wyjątkowa reakcja. Wszyscy mężczyźni odprężali się w miłej obecności Gemmy Bradshaw. Wystarczył jeden rzut oka na nią, by zrozumieć, że nie ma nic przeciwko przekleństwom ani obutym nogom na stole, że uwielbia soczysty dowcip, nie udaje nieśmiałości i nikim nie gardzi. Mężczyźni uwielbiali Gemmę, ponieważ ona tak wyraźnie uwielbiała ich. Pochyliła się na tyle nisko, by odsłonić wspaniały dekolt. – Proszę powiedzieć, że nie przyszedł pan tu w interesach, lecz dla przyjemności. Gdy skinął krótko głową, znów się uśmiechnęła. – Cudownie. Proszę więc przejść się ze mną po salonie, abyśmy mogli omówić, jak najlepiej możemy panu usłużyć. – Podeszła do niego i ujęła go pod ramię. Nick wzdrygnął się nieznacznie, walcząc z impulsem, by odepchnąć jej dłoń. Madam nie mogła nie zauważyć, że nagle stężał. Jej ręka opadła, lecz cały czas mówiła do niego przyjaźnie, jakby nie wydarzyło się nic nieoczekiwanego. – Tędy, jeśli pan pozwoli. Moi goście lubią grać w karty i w bilard, a także relaksować się w palarni. Może pan pogawędzić z każdą z dziewcząt, zanim zdecyduje się pan na którąś z nich. Wybranka zaprowadzi pana do jednego z pokojów na górze. Za jej towarzystwo pobierzemy od pana godzinową stawkę. Osobiście wyszkoliłam dziewczęta, a każda z nich ma własny wyjątkowy talent. Oczywiście porozmawiamy o pana preferencjach, jako że niektóre z nich chętniej angażują się w ostrą grę niż inne. Gdy weszli do salonu, kilka kobiet posłało Nickowi kokieteryjne spojrzenie. Wszystkie wyglądały na zdrowe i zadbane, diametralnie różniły się od dziwek, które widywał w okolicach Fleet Ditch i Newgate. Flirtowały, gawędziły i negocjowały z takim samym spokojem, jaki cechował panią

Bradshaw. – Z radością przedstawię pana niektórym z nich – szepnęła pani Bradshaw do jego ucha. – Czy któraś szczególnie się panu spodobała? Nick pokręcił głową. Znany był z zawadiackiej arogancji i swobody wypowiedzi doświadczonego oszusta. Nie potrafił jednak znaleźć słów w tej obcej dla siebie sytuacji. – Czy mogę coś zasugerować? Ta ciemnowłosa dziewczyna w zielonej sukni jest wyjątkowo popularna. Ma na imię Lorraine. Jest czarująca i energiczna, posiada też cięty dowcip. Ta obok niej, blondynka… to Mercia. Cichsza i delikatniejsza, co przemawia do wielu naszych gości. Nettie natomiast… ta mała przy lustrze… ma doświadczenie w egzotyczniejszych sztukach… – Pani Bradshaw urwała, gdy dostrzegła, że Nick zaciska zęby. – A może woli pan iluzję niewinności? – zasugerowała miękko. – Mogę dostarczyć panu wiejską dziewczynę, która bardzo przekonująco udaje dziewicę. Nick nie miał pojęcia o swoich preferencjach. Patrzył na nie wszystkie – ciemnowłose, blondynki, szczupłe, o bujnych kształtach – w każdej postaci, każdym rozmiarze i kolorze, jaki można sobie wyobrazić, i różnorodność go obezwładniała. Próbował sobie wyobrazić, że idzie z jedną z nich do łóżka, i oblał się zimnym potem. Znów spojrzał na panią Bradshaw. Miała przejrzyste ciepłe brązowe oczy i rudawe brwi o kilka odcieni ciemniejsze od włosów. Jej wysokie ciało było jak zaproszenie, a jej usta wyglądały na aksamitne i miękkie. To piegi ostatecznie przeważyły szalę. Bursztynowe kropki zdobiły jej bladą skórę niczym odświętna mgiełka, pobudzając go do uśmiechu. – Pani jest tu jedyną kobietą, którą warto mieć – usłyszał swój głos. Madame opuściła ogniste rzęsy, ukrywając swoje myśli, lecz wyczuł, że ją zaskoczył. Jej wargi wykrzywił uśmiech. – Drogi panie Gentry, cóż za uroczy komplement. Niestety, nie sypiam z gośćmi mojego domu. Te dni należą do przeszłości. Musi mi pan pozwolić, bym przedstawiła pana jednej z dziewcząt

i… – Ja pragnę pani – powtórzył. Gdy dostrzegła nieskrywaną szczerość w jego oczach, jej policzki powlekły się bladym rumieńcem. – Dobry Boże – powiedziała, po czym się roześmiała. – To prawdziwa sztuka sprawić, by trzydziestoośmiolatka się zaczerwieniła. Myślałam, że już nie jestem do tego zdolna. Nick nie odpowiedział uśmiechem. – Zapłacę każdą cenę. Pani Bradshaw ze zdumieniem pokręciła głową, nadal się uśmiechając, po czym utkwiła wzrok w gorsie jego koszuli, jakby rozważała jakąś istotną kwestię. – Nigdy nie robię nic pod wpływem impulsu. To moja osobista zasada. Nick powoli sięgnął po jej dłoń i dotknął jej z wielką delikatnością, przesuwając czubkami palców po jej wnętrzu ostrożnym i intymnym gestem. Miała szczupłe dłonie, typowe dla kobiety jej wzrostu, lecz jego były o wiele większe, a palce dwa razy grubsze niż jej. Musnął wilgotne małe fałdki wnętrz jej palców. – Każdą zasadę należy raz na jakiś czas złamać – mruknął. Madame uniosła wzrok wyraźnie zafascynowana czymś, co dostrzegła w jego zmęczonej życiem twarzy. Nagle podjęła decyzję. – Proszę pójść za mną. Nick wyszedł za nią z salonu obojętny na spojrzenia, które ich śledziły. Poprowadziła go przez hol do krętych schodów wiodących do jej prywatnych apartamentów. Jej pokoje były urządzone wymyślnie, lecz wygodnie, meble miały głębokie siedziska, ściany pokrywały francuskie tapety, a w kominku płonął mocny ogień. W kredensie w saloniku spoczywała kolekcja lśniących kryształowych karafek i kieliszków. Pani Bradshaw podniosła kieliszek ze srebrnej tacy i spojrzała na Nicka pytająco. – Brandy? Skinął głową.

Nalała do kieliszka złotoczerwonego płynu. Z wprawą zapaliła zapałkę i przyłożyła ją do knota świecy na kredensie. Zacisnęła palce na nóżce kieliszka i przechyliła czaszę nad płomieniem. Gdy brandy osiągnęła satysfakcjonującą dla niej temperaturę, podała mu ją. Nigdy wcześniej nie zrobiła tego dla niego żadna kobieta. Brandy miała bogaty orzechowy smak, jej delikatny zapach wypełnił mu nozdrza, gdy pił. Rozglądając się po salonie, dostrzegł, że jedna ze ścian jest pokryta półkami, na których stoi masa książek w skórzanych i foliowych oprawach. Podszedł do nich, by się im przyjrzeć. Nie czytał najlepiej, lecz wywnioskował, że tematem większości z nich są seks i anatomia ludzka. – Moje hobby – powiedziała pani Bradshaw, a jej oczy zalśniły przyjacielskim wyzwaniem. – Kolekcjonuję książki o technikach seksualnych i obyczajach różnych kultur. Niektóre z nich są bardzo rzadkie. Przez ostatnią dekadę zgromadziłam obszerną wiedzę na mój ulubiony temat. – Myślę, że to ciekawsze niż zbieranie tabakier. Roześmiała się. – Proszę tu zostać. Zaraz wrócę. Podczas mojej nieobecności może pan zapoznać się z moją biblioteką. Wyszła z salonu do pokoju obok, w którym widać było kawałek łóżka z baldachimem. Żołądek znów zaczął ciążyć Nickowi. Dopił alkohol jednym haustem, odstawił kieliszek i podszedł do półek z książkami. Jego uwagę przykuł duży tom oprawiony w czerwoną skórę. Stara obwoluta zatrzeszczała lekko, gdy otworzył książkę pełną ręcznie malowanych ilustracji. Jego wnętrzności zawiązały się w wielki supeł, gdy zobaczył rysunki ciał powykręcanych w pozycjach seksualnych osobliwszych, niż mógłby to sobie wyobrazić. Serce tłukło mu się w piersi, a jego członek pulsował gwałtownym pożądaniem. W pośpiechu zamknął książkę i odłożył ją na półkę. Wrócił do kredensu, nalał sobie jeszcze jedną brandy i wypił ją, nawet jej nie smakując. Pani Bradshaw wróciła szybko, tak jak obiecała. Stanęła w progu. Włożyła cienki szlafrok obrębiony

koronką, z długimi rękawami zakończonymi na modłę średniowieczną. Biały jedwab odsłaniał jej sterczące pełne piersi, a nawet kępkę włosów pomiędzy udami. Madame miała wspaniałe ciało, o czym dobrze wiedziała. Stanęła, wysuwając do przodu kolano tak, by w rozcięciu widać było całą długą kształtną linię jej nogi. Jej płonące włosy spływały na ramiona i plecy, sprawiając, że wyglądała młodziej, łagodniej. Nick poczuł na kręgosłupie dreszcz pożądania. Jego pierś uniosła się i opadła w cięższym rytmie. – Musisz wiedzieć, że jestem wybredna w doborze kochanków. – Gestem nakazała mu podejść bliżej. – Talentu takiego jak mój nie należy trwonić. – Dlaczego ja? – zapytał Nick ochrypłym głosem. Podszedł na tyle blisko, by wyczuć, że nie używała perfum. Pachniała mydłem i czystą skórą, a jej woń podniecała o wiele bardziej niż jaśmin czy róże. – Przez sposób, w jaki mnie dotknąłeś. Instynktownie odnalazłeś najwrażliwsze miejsca na mojej dłoni… Jej wnętrze i wewnętrzna strona kłykci... Niewielu mężczyzn posiada taką wrażliwość. Zamiast ucieszyć się z pochlebstwa, Nick doświadczył ataku paniki. Madame miała wobec niego oczekiwania – oczekiwania, których bez wątpienia nie spełni. Jego twarz pozostała bez wyrazu, lecz serce prawie stanęło, gdy wciągnęła go do ciepłej, oświetlonej blaskiem ognia sypialni. – Pani Bradshaw – mruknął niezręcznie, gdy podeszli do łóżka. – Powinienem powiedzieć pani… – Mów mi Gemma – szepnęła. – Gemma – powtórzył. Wszystkie spójne myśli pierzchły z jego głowy, gdy zsunęła surdut z jego ramion i pomogła mu go zdjąć. Rozwiązała wilgotny od potu fular i uśmiechnęła się do jego zaczerwienionej twarzy. – Trzęsiesz się jak trzynastolatek. Czyżby cieszącego się złą sławą pana Gentry’ego aż tak onieśmielała myśl o pójściu do łóżka ze słynną panią Bradshaw? Nie spodziewałam się tego po tak

światowym człowieku. Przecież nie możesz być prawiczkiem, nie w twoim wieku. Masz… dwadzieścia trzy lata? – Dwadzieścia cztery. – W głębi duszy umierał, wiedząc, że nie zdoła wmówić jej, iż jest mężczyzną doświadczonym. Z trudem przełknął ślinę, po czym dodał ochryple: – Nigdy tego nie robiłem. Uniosła łuki rudawych brwi. – Nigdy nie byłeś w burdelu? Zmusił się, by wydobyć słowa z obolałego gardła. – Nigdy nie kochałem się z kobietą. Wyraz twarzy Gemmy się nie zmienił, lecz wyczuł jej zdumienie. Po długiej dyplomatycznej pauzie zapytała taktownie: – Obcowałeś intymnie z innymi mężczyznami, tak? Pokręcił głową, wbijając wzrok we wzorzystą tapetę. Głęboką ciszę zakłócało tylko dudnienie w jego uszach. Ciekawość madame była niemal namacalna. Stanęła na przenośnym drewnianym stopniu ustawionym obok wysokiego łóżka i wspięła się na materac. Powoli ułożyła się na boku, zrelaksowana niczym kot. Doskonale rozumiejąc mężczyzn, zachowała milczenie i cierpliwie czekała. Nick próbował mówić rzeczowo, lecz jego głos drżał: – Gdy miałem czternaście lat, zostałem skazany na dziesięć miesięcy na więziennej barce. Wyraz twarzy Gemmy powiedział mu, że od razu zrozumiała. Tragiczne warunki tam panujące i fakt, że mężczyzn skuwano razem z chłopcami w jednej dużej celi, dla nikogo nie były tajemnicą. – Mężczyźni na statku próbowali ci się narzucać, rzecz jasna – szepnęła neutralnym tonem, po czym zapytała: – Czy któremuś z nich się udało? – Nie, lecz od tamtej pory… – Urwał na długą chwilę. Nigdy nikomu nie powiedział o przeszłości, która go prześladowała. Niełatwo było oblec swoje lęki w słowa. – Nie potrafię znieść cudzego dotyku – wyjaśnił powoli. – Niczyjego i w żaden sposób. Chciałem… – Urwał znowu. – Bywają chwile, że pragnę kobiety

tak rozpaczliwie, iż niemal dostaję szału. Nie mogę się jednak zmusić… – Znów zamilkł bezradnie. Nie potrafił tego wyjaśnić. Seks, ból i wyrzuty sumienia mieszały się ze sobą z taką siłą, że prosty akt miłości wydawał mu się równie niemożliwy do wyegzekwowania od siebie samego jak skok w przepaść. Dotyk innej osoby, nawet najbardziej niewinny, wyzwalał w nim przeraźliwe pragnienie, by się bronić. Gdyby Gemma zareagowała przesadnym przerażeniem lub współczuciem, zapewne by uciekł. Ona jednak tylko przyglądała mu się z namysłem. Pełnym gracji ruchem przesunęła nogi na krawędź łóżka i zsunęła się na podłogę. Stanęła przed nim i zaczęła rozpinać jego kamizelkę. Nick zesztywniał, lecz się nie cofnął. – Na pewno miewasz fantazje – zaczęła – obrazy i myśli, które cię podniecają... Jego oddech stał się szybki i płytki, gdy zsunął kamizelkę z ramion, a myśli wypełniły się scenami z gwałtownych snów… lubieżnymi obrazami, które pozostawiały jego ciało napięte i obolałe w pustce ciemności. Owszem, miewał fantazje, wizje kobiet skrępowanych i jęczących pod nim z szeroko rozłożonymi nogami, pomiędzy którymi się układał. Nie mógł się jednak przecież przyznać do tak wstydliwych rzeczy. Oczy Gemmy Bradshaw rozbłysły nieodpartym zaproszeniem. – Ja powiem pierwsza – zaproponowała. – Chciałbyś? Skinął głową z wahaniem, a jego krocze zapłonęło. – Fantazjuję o tym, że stoję naga przed męską publicznością... – jej głos stał się niski i gorący niczym lawa – wybieram jednego, który przykuwa moją uwagę. Dołącza do mnie na scenie i angażuje się w każdy akt seksualny, jakiego sobie zażyczę. Potem wybieram kolejnych, aż ogarnia mnie całkowita satysfakcja. Wyciągnęła koszulę z jego spodni. Nick uniósł ją nad głową i rzucił wilgotny materiał na podłogę. Jego członek pulsował boleśnie, gdy Gemma wpatrywała się w jego obnażony tors. Dotknęła gęstwiny włosów na jego piersi, o wiele ciemniejszej niż

brązowe włosy na głowie. Z jej gardła wyrwał się rozkoszny jęk. – Jesteś umięśniony. To mi się podoba. Wplotła palce w zbite włoski i pogłaskała rozgrzaną skórę pod nimi. Nick instynktownie się cofnął. Gemma leniwym gestem przywołała go z powrotem. – Jeśli chcesz się kochać, mój drogi, obawiam się, że nie unikniesz cudzego dotyku. Nie ruszaj się. – Sięgnęła do górnego guzika jego spodni. – Teraz ty opowiedz mi swoją fantazję. Nick patrzył na sufit, ściany, aksamitne zasłony w oknach, na wszystko, byle tylko nie widzieć jej dłoni na swoim kroczu. – Ja… pragnę mieć kontrolę – wyznał ochrypłym tonem. – Wyobrażam sobie, że przywiązuję kobietę do łóżka. Nie może się ruszać ani mnie dotykać… Nie może mnie powstrzymać przed zrobieniem wszystkiego, czego pragnę. – Wielu mężczyzn ma tę fantazję. Kostkami palców Gemma potarła sztywną długość jego członka, gdy rozpinała ostatnie guziki. Nagle Nick zapomniał, jak się oddycha. Madam pochyliła się niżej, powietrze z jej płuc musnęło włosy na jego torsie. – A co robisz kobiecie, gdy już ją zwiążesz? – szepnęła. Jego twarz pociemniała od rumieńca wywołanego podnieceniem i zawstydzeniem. – Dotykam jej wszędzie. Używam ust i palców… Sprawiam, że błaga, bym ją wziął. Sprawiam, że krzyczy. – Zacisnął zęby i jęknął głośno, gdy jej długie chłodne palce otoczyły jego męskość i uwolniły ją ze spodni. – Boże… – Cóż – zamruczała, z wprawą pieszcząc go od nasady aż do opuchniętej żołędzi. – Jesteś bardzo hojnie wyposażonym młodym człowiekiem... Nick zamknął oczy, zataczając się pod wpływem naporu doznań. – Czy to zadowala kobiety? – zapytał niepewnie. Gemma nie przerywała pieszczoty. – Nie wszystkie. Niektóre nie zdołają dopasować się do twojego rozmiaru. Ten kłopot jednak da się rozwiązać.

Oswobodziła go delikatnie i podeszła do dużego mahoniowego pudełka ustawionego na nocnym stoliku, uniosła wieko i zaczęła przeszukiwać jego zawartość. – Rozbierz się do końca – poleciła, nie patrząc na niego. Lęk i żądza ścierały się w nim gwałtownie. Ostatecznie żądza zwyciężyła. Zrzucił ubranie, czując skrępowanie i bolesny żar. Gemma znalazła to, czego szukała, odwróciła się i rzuciła mu coś. Nick złapał przedmiot w dłoń. Była to lina wykonana z bordowego aksamitu. Ze zdumieniem obserwował, jak Gemma rozwiązuje szlafrok i pozwala mu opaść na podłogę. Obnażyła każdy centymetr swego silnego zmysłowego ciała, w tym także bogactwo sprężystych włosów na łonie. Z prowokacyjnym uśmiechem wspięła się na łóżko, ukazując mu swoje hojnie zaokrąglone pośladki. Oparła się na łokciach i skinęła głową na aksamitny sznur, na którym zaciskał palce. – Chyba wiesz, co robić. Był zdumiony i przerażony tym, że zgodziła się powierzyć swój los zupełnie obcemu człowiekowi. – Ufasz mi na tyle, by mi na to pozwolić? – To będzie wymagało zaufania od nas obojga, nieprawdaż? – zapytała bardzo łagodnym tonem. Usiadł obok niej na łóżku. Jego dłonie drżały, gdy skrępował jej nadgarstki i przywiązał je do zagłówka. Jej zwinne ciało było zdane całkowicie na jego łaskę. Wspiął się na nią, pochylił głowę i pocałował ją w usta. – Jak mogę cię zadowolić? – szepnął. – Tym razem spraw zadowolenie sobie. – Musnęła lekko jego dolną wargę jedwabistym językiem. – Moimi potrzebami zajmiesz się później. Nick eksplorował ją powoli, a jego obawy topniały w zalewie żaru. Pożądanie przetaczało się przez niego, gdy znajdował miejsca, których dotyk sprawiał, że wiła się w więzach… podstawa szyi, wnętrza łokci, czuła skóra pod piersiami... Głaskał, smakował, skubał jej skórę, upajając się jej gładkością i kobiecym

zapachem. W końcu gdy namiętność stała się nie do zniesienia, ułożył się pomiędzy jej udami i wsunął się w jej wilgotne ciepłe głębiny, których tak pragnął. Ku jego ogromnemu upokorzeniu skończył po jednym zaledwie pchnięciu, zanim zdołał ją zaspokoić. Jego ciało trzęsło się od niewyobrażalnej rozkoszy, gdy ukrył twarz w masie jej ognistych włosów, jęcząc ochryple. Dysząc ciężko, uwolnił skrępowane nadgarstki Gemmy, po czym przetoczył się na bok, jak najdalej od niej, i utkwił niewidzący wzrok w cieniach na ścianie. W głowie kręciło mu się z ulgi. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu poczuł pieczenie w kącikach oczu, zacisnął więc powieki, walcząc z ohydną groźbą łez. Gemma przysunęła się do niego i położyła lekką dłoń na jego nagim biodrze. Nick wzdrygnął się, lecz nie odsunął. Gdy przycisnęła usta do jego kręgosłupa, doznania przeszyły jego krocze. – Masz w sobie potencjał – szepnęła. – Szkoda byłoby nie rozwijać takich umiejętności. Oferuję ci niepowtarzalne zaproszenie, Nick. Przyjdź do mnie od czasu do czasu, a ja podzielę się z tobą swoją wiedzą. Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Zapłata nie będzie potrzebna… lecz przynieś mi czasem jakiś upominek. – Gdy się nie poruszył, delikatnie ugryzła go w kark. – Kiedy z tobą skończę, żadna kobieta na świecie nie zdoła ci się oprzeć. Co ty na to? Przetoczył się na drugi bok i przycisnął ją do materaca, po czym spojrzał na jej uśmiechniętą twarz. – Jestem gotowy na pierwszą lekcję – powiedział i nakrył jej usta swoimi.

Rozdział 1 Trzy lata później Nick wszedł do prywatnego apartamentu Gemmy bez pukania, jak to miał w zwyczaju. Było niedzielne popołudnie, pora, o której spotykali się niemal co tydzień. Teraz wystarczał sam zapach tego miejsca – skóra, alkohol, świeże kwiaty – by obudził się szum podniecenia w jego ciele. Tego dnia pożądanie było wyjątkowo silne, ponieważ praca uniemożliwiała mu wizyty u Gemmy przez ostatnie dwa tygodnie. Od pierwszej nocy, kiedy się poznali, działał według zasad Gemmy, nie kwestionując ich. Nie miał wyboru, jeśli chciał nadal się z nią widywać. Byli swego rodzaju przyjaciółmi, lecz łączyły ich czysto fizyczne relacje. Gemma nie wykazywała żadnego zainteresowania tym, co dzieje się w jego sercu, ani nawet tym, czy takowe posiadał. Była miłą kobietą, ale gdy czasami próbował poruszać z nią tematy inne niż najbardziej powierzchowne, delikatnie go zbywała. I bardzo dobrze, uświadomił sobie w końcu. Nie zamierzał ujawniać jej okropieństwa swojej przeszłości ani plątaniny emocji, które w sobie krył. Raz w tygodniu spotykali się więc w łóżku, a ich tajemnice pozostawały nienaruszone… nauczycielka i jej gorliwy uczeń. W luksusowym kokonie złotej sypialni Nick dowiedział się o miłości więcej, niż choćby podejrzewał, że jest możliwe. Nauczył się doceniać kobiecą seksualność w sposób dostępny niewielu mężczyznom… Poznał zawiłości kobiecej rozkoszy, drogi do podniecenia zarówno ciała, jak i umysłu. Nauczył się posługiwać palcami, językiem, zębami, wargami i członkiem z delikatnością, a zarazem siłą. Przede wszystkim jednak nauczył się dyscypliny i cierpliwości oraz kreatywności, które sprawiały, że nawet

doświadczona pani Bradshaw krzyczała tak głośno, że aż traciła głos. Znał sposoby, by godzinami utrzymywać kobietę na krawędzi ekstazy. Wiedział też, jak wywołać u niej orgazm niczym więcej, tylko wargami na jej sutku i najlżejszymi muśnięciami palców. Kiedy ostatnio się widzieli, Gemma rzuciła mu wyzwanie – miał doprowadzić ją do orgazmu, w ogóle jej nie dotykając. Szeptał jej do ucha przez dziesięć minut, odmalowując zmysłowe obrazy tak wyraziste, że w końcu zapłonęła i zadrżała obok niego. Na myśl o jej zmysłowym ciele Nick poczuł żar zniecierpliwienia i wszedł do salonu. Zamarł w pół kroku, gdy na wyściełanym aksamitem szezlongu dostrzegł młodego blondyna w jedwabnym szlafroku w kolorze wina. Ten sam szlafrok narzucał na ramiona, stwierdził z oszołomieniem, ilekroć sam składał wizytę Gemmie. Nie obiecywała mu wierności, a on nie łudził się, że był jej jedynym kochankiem przez te trzy lata. Mimo to zdumiał go widok innego mężczyzny w jej salonie i charakterystyczny zapach seksu w powietrzu. Nieznajomy zaczerwienił się i usiadł prosto. Był to przysadzisty młodzieniec o jasnej cerze, na tyle niewinny, by zawstydzić się sytuacją. Gemma wyszła z sypialni w przejrzystym zielonym negliżu, który nie sięgał nawet jej różowobrązowych sutków. Uśmiechnęła się do Nicka, całkowicie nieporuszona jego niespodziewanym przybyciem. – Och, witaj, skarbie – zamruczała odprężona i przyjacielska jak zwykle. Może nie planowała przedstawienia mu swojego nowego cher ami w taki właśnie sposób, lecz nie zamierzała się tym przejmować. Odwróciła się do blondyna i powiedziała do niego cicho: – Zaczekaj na mnie w sypialni. Młodzieniec zmierzył ją pełnym żaru spojrzeniem, po czym wyszedł. Gdy Nick odprowadzał go wzrokiem do przyległego pokoju, przypomniał sobie, że sam taki był trzy lata temu – niedoświadczony, rozpalony i oszołomiony zmysłowymi umiejętnościami Gemmy. Ona zaś uniosła wdzięczną dłoń i pogłaskała go po ciemnych włosach.

– Nie spodziewałam się, że tak szybko zakończysz dochodzenie – powiedziała bez śladu rozgoryczenia. – Jak widzisz, dotrzymuję towarzystwa nowemu protegowanemu. – Mojemu następcy – mruknął Nick raczej, niż zapytał, gdy ogarnęło go lodowate doznanie porzucenia. – Tak – przyznała Gemma cicho. – Nie potrzebujesz już moich wskazówek. Teraz, gdy poznałeś już wszystko, czego mogłam cię nauczyć, nasza przyjaźń w końcu się wypali. To tylko kwestia czasu. Wolałam więc ją zakończyć, dopóki nam obojgu sprawia radość. – Nadal cię pragnę – z trudem wydobył z siebie słowa, co go zaskoczyło. – Tylko dlatego że jestem bezpieczna, znajoma. – Uśmiechnęła się z uczuciem i pochyliła, by pocałować go w policzek. – Nie bądź tchórzem, mój drogi. Nadszedł czas, byś znalazł sobie kogoś innego. – Nikt ci nie dorówna – mruknął szorstko. Zasłużył tym sobie na wybuch czułego śmiechu i kolejny pocałunek. – To pokazuje, jak wiele jeszcze przed tobą. – W jej jasnych brązowych oczach błysnął psotny uśmieszek. – Znajdź sobie kobietę godną twych talentów. Weź ją do łóżka. Spraw, by się w tobie zakochała. Każdy powinien choć raz doświadczyć prawdziwego romansu. Nick zmierzył ją ponurym spojrzeniem. – To ostatnia przeklęta rzecz, jakiej potrzebuję – poinformował ją. Znów się roześmiała, po czym cofnęła się, swobodnie rozpuściła włosy i potrząsnęła nimi. – Żadnych pożegnań – oświadczyła, kładąc spinki na stoliku przy szezlongu. – O wiele bardziej wolę au revoir. A teraz wybacz, mój uczeń czeka. Napij się czegoś przed wyjściem, jeśli chcesz. Oszołomiony Nick stał nieruchomo, gdy weszła do sypialni i stanowczo zamknęła za sobą drzwi. – Jezu – mruknął.

Z jego gardła wyrwał się pełen niedowierzania śmiech. Odprawiła go z taką łatwością po wszystkim, co razem przeżyli... Nie potrafił jednak zdobyć się na gniew. Gemma była dla niego zbyt hojna, zbyt miła, by czuł dla niej coś poza wdzięcznością. „Znajdź sobie inną kobietę”, pomyślał tępo. Zadanie nie do wykonania. Och, kobiety były wszędzie, wykształcone i proste, pulchne i szczupłe, ciemnowłose i jasnowłose, wysokie i niskie. Doceniał każdą z nich. Lecz Gemma była jedyną, przy której ośmielił się uwolnić swoją seksualność. Nie wyobrażał sobie, by mógł to zrobić z kimś innym. Sprawić, by ktoś go pokochał? Nick uśmiechnął się gorzko i po raz pierwszy pomyślał, że Gemma nie ma pojęcia, o czym, do diabła, mówi. Żadna kobieta nie mogłaby go pokochać… A gdyby któraś to zrobiła, okazałaby się największym głupcem na ziemi.

Rozdział 2 Znajdowała się tutaj. Był tego pewien. Nick uważnym wzrokiem mierzył gości przyjęcia, które odbywało się w ogrodach za Stony Cross Park. Wsunął dłoń do kieszeni surduta i dotknął miniaturowej kasetki z portretem Charlotte Howard. Przesunął leniwie kciukiem po gładkim, pokrytym emalią boku pudełeczka, wzrokiem przeczesując tłum. Dwumiesięczne poszukiwania Charlotte przywiodły go do Hampshire, pełnego porośniętych kobiercami wrzosowisk wzgórz, starych lasów obfitujących w zwierzynę łowną i zdradzieckich mokradeł w dolinach. Zachodnie hrabstwo było zamożne, jego dwadzieścia miasteczek targowych obfitowało w wełnę, drewno, produkty mleczne, miód i boczek. Pośród znanych posiadłości Hampshire to Stony Cross Park uważano powszechnie za najlepszą. Rezydencja i prywatne jezioro leżały w żyznej dolinie rzeki Itchen. Niezłe miejsce na kryjówkę, pomyślał drwiąco Nick. Wiedział, że jeśli jego podejrzenia się potwierdzą, okaże się, że Charlotte znalazła zatrudnienie w domu hrabiego Westcliffa jako dama do towarzystwa jego matki. Ścigając Charlotte, dowiedział się o niej wszystkiego, co było możliwe, próbując zrozumieć, co myśli i czuje oraz jak postrzegają ją inni. Co ciekawe, charakterystyki Charlotte były tak sprzeczne, że Nick często się zastanawiał, czy jej przyjaciele i rodzina opisują tę samą dziewczynę. Według rodziców Charlotte była posłuszną córką, łatwą do zadowolenia i obawiającą się rodzicielskiej dezaprobaty. Jej zniknięcie przyjęli jako zdumiewającą niespodziankę, ponieważ wierzyli, że pogodziła się z losem małżonki lorda Radnora. Charlotte od wczesnego dzieciństwa wiedziała, że to od niej zależy pomyślność rodziny. Howardowie zawarli pakt z diabłem, sprzedając jej przyszłość za korzyści finansowe, które mógł zapewnić Radnor. Dzięki temu

cieszyli się jego opieką już od ponad dekady. Gdy jednak nadszedł czas, by wypełnić obietnicę, Charlotte uciekła. Howardowie jasno dali Nickowi do zrozumienia, że chcą, by ją odnalazł i bez zwłoki oddał Radnorowi. Nie rozumieli, co pchnęło ją do ucieczki, ponieważ wierzyli, że będzie się jej dobrze żyło jako lady Radnor. Charlotte najwyraźniej nie podzielała ich poglądów. Jej przyjaciółki z Maidstone, elitarnej szkoły z internatem, do której uczęszczała, w większości już zamężne, z ociąganiem opisywały ją jako dziewczynę z każdym dniem żywiącą coraz większą pogardę dla sposobu, w jaki Radnor nadzorował każdy aspekt jej egzystencji. Personel szkolny, żądny hojnego wsparcia finansowego, z radością wprowadzał w życie jego życzenia. Program nauki Charlotte różnił się więc od innych – Radnor osobiście wybrał dla niej przedmioty do studiowania. Nakazał, by kładła się spać godzinę wcześniej niż inne uczennice, określił nawet, ile jedzenia należy jej wydzielać, gdy po jednej z jej wizyt w domu doszedł do wniosku, że przytyła i musi zeszczupleć. Choć Nick rozumiał bunt Charlotte, nie znajdował dla niej współczucia. Nie darzył współczuciem nikogo. Dawno temu pogodził się z niesprawiedliwością życia, okrutnymi kaprysami losu, których nikt nie mógł wiecznie unikać. Zgryzoty szkolnej uczennicy były niczym w porównaniu z potwornościami, jakie sam widział i jakich doświadczył. Nie odczuwał więc żadnych wyrzutów w związku z doprowadzeniem Charlotte do Radnora, odebraniem za to wynagrodzenia i całkowitym wymazaniem nieszczęsnej panny młodej ze swoich myśli. Wzrokiem niezmordowanie przeczesywał otoczenie, lecz ciągle nie natknął się nawet na ślad Charlotte. Wielki dom wypełniały co najmniej trzy tuziny rodzin biorących udział w trwającym miesiąc przyjęciu. Gospodarzem tego corocznego wydarzenia był lord Westcliff. Za dnia zajmowano się polowaniami, strzelaniem i sportami na świeżym powietrzu. A wieczorami goście słuchali muzyki i tańczyli. Choć zdobycie pożądanego przez elity zaproszenia do Stony Cross Park graniczyło z cudem, Nick zdołał je uzyskać dzięki pomocy swego

szwagra, sir Rossa Cannona. Postanowił podać się za znudzonego arystokratę, który potrzebuje odświeżenia w postaci kilku tygodni spędzonych na wsi. Na prośbę Rossa hrabia Westcliff przedłożył zaproszenie, nie mając pojęcia, że Nick jest detektywem z Bow Street, poszukującym uciekającej panny młodej. Miriady światełek zwisały z dębowych gałęzi, krzesząc morze iskier z biżuterii dam. Usta Nicka wygięły się w drwiącym uśmieszku, gdy zauważył, jak łatwo byłoby obedrzeć te gołąbeczki z ich piórek. Nie tak dawno temu tak właśnie by postąpił. Był bowiem jeszcze lepszym złodziejem niż łapaczem złodziei. Teraz jednak pracował jako detektyw i miał obowiązek zachowywać się uczciwie. – Lordzie Sydney – męski głos przerwał jego rozważania. Nick odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Marcusem, lordem Westcliff. Hrabia onieśmielał wyglądem. Mimo iż tylko przeciętnego wzrostu, miał szerokie, bardzo umięśnione barki, niemal agresywne w swojej z trudem wypracowanej sile, śmiałe i zdecydowane rysy oraz przenikliwe czarne oczy osadzone głęboko w smagłej twarzy. Niczym nie przypominał szczupłych jasnowłosych parów, w których obfitowały najwyższe kręgi społeczne. Gdyby nie eleganckie wieczorowe ubranie, można by go wziąć za pracownika doków lub czeladnika. Westcliff jednak miał krew najbłękitniejszą z możliwych. Odziedziczył jeden z najstarszych tytułów Anglii, który jego przodkowie zdobyli pod koniec czternastego wieku. Jak na ironię plotka głosiła, że hrabia nie był zagorzałym zwolennikiem monarchii ani nawet dziedziczonego parostwa, ponieważ wierzył, że żaden człowiek nie powinien być izolowany od znojów i trosk zwyczajnego życia. – Witamy w Stony Cross, Sydney – kontynuował Westcliff charakterystycznym szorstkim głosem. Nick ukłonił się nieznacznie. – Dziękuję, milordzie. Hrabia zmierzył go otwarcie sceptycznym spojrzeniem. – Pański protektor, sir Ross, wspomniał w ostatnim liście, że cierpi pan z powodu znużenia. – Jego ton jasno dawał do

zrozumienia, że nie toleruje zamożnych dżentelmenów narzekających na przesadną nudę. Nick podzielał jego opinię. Wzdrygnął się w duchu na myśl o swojej rzekomej przypadłości, lecz była to część jego przebrania. – Tak – odparł, uśmiechając się ponuro. – Osłabiająca dolegliwość. Zdecydowanie popadłem w melancholię. Dlatego doradzono mi zmianę scenerii. Hrabia mruknął coś opryskliwie. – Mogę zarekomendować doskonałe lekarstwo na nudę: proszę po prostu zrobić coś pożytecznego. – Sugeruje pan, że mam pracować? – Nick wykrzywił wargi z niesmakiem. – Może w wypadku kogoś innego odniosłoby to skutek. Moje znużenie jednak wymaga utrzymywania równowagi pomiędzy odpoczynkiem a rozrywką. W czarnych oczach Westcliffa błysnęła pogarda. – Postaramy się zapewnić panu tę równowagę. – Nie mogę się już doczekać – mruknął Nick, zważając na swój akcent. Choć przyszedł na świat jako syn wicehrabiego, wiele lat spędził w londyńskim półświatku, przez co mówił z intonacją klas niższych i miał żałośnie miękkie spółgłoski. – Milordzie, obecnie najbardziej zadowoliłyby mnie drink i towarzystwo uroczej kusicielki. – Mam doskonały armaniak Longueville – wymamrotał hrabia. Ewidentnie chciał uciec od towarzystwa Nicka. – Z chęcią się napiję. – Doskonale. Przyślę służącego z kieliszkiem. – Westcliff odwrócił się, by odejść. – A kusicielka?! – zawołał Nick, tłumiąc śmiech, gdy plecy hrabiego zesztywniały. – O to, Sydney, będziesz musiał zatroszczyć się sam. Gdy hrabia opuścił taras, Nick pozwolił sobie na przelotny uśmiech. Odgrywał rolę zepsutego młodego arystokraty z wielkim powodzeniem. Zdołał zirytować hrabiego do granic wytrzymałości. W zasadzie nawet go polubił za jego żelazną wolę i

cynizm, które cechowały również jego. Pogrążony w myślach Nick zszedł z tarasu do ogrodów, które zaprojektowano z myślą zarówno o otwartych, jak i zamkniętych przestrzeniach, przez co oferowały niezliczone intymne nisze. W powietrzu mieszały się aromaty wrzosów i woskownicy. Ozdobne ptactwo zamknięte w ptaszarni głośnym świergotem powitało jego nadejście. Większość bez wątpienia uważała to za radosny szczebiot, lecz zdaniem Nicka ptasie trele brzmiały rozpaczliwie. Ogarnęła go pokusa, by otworzyć drzwi i uwolnić te przeklęte stworzenia, lecz nie odniosłoby to żadnego skutku, ponieważ miały podcięte skrzydła. Zatrzymał się nad brzegiem rzeki i spojrzał na jej mieniący się w mroku nurt. Światło księżyca obmywało kołyszące się wierzbowe witki oraz skupiska buków i dębów. Było już późno. Może Charlotte została w domu. Swobodnie badając otoczenie, Nick zawędrował na tyły rezydencji zbudowanej z kamienia w kolorze miodu, z czterema wieżami wysokimi na sześć pięter. Przylegało do niej duże podwórze ze stajniami, pralnią i niskimi służbówkami. Front stajni został zaprojektowany tak, by stanowił lustrzane odbicie kaplicy po drugiej stronie podwórza. Nicka zafascynowała wspaniałość stajni. Nigdy wcześniej niczego takiego nie widział. Przeszedł pod arkadami parteru i znalazł się na zadaszonym podwórku, obwieszonym błyszczącymi uprzężami. W powietrzu unosiła się przyjemna mieszanina zapachów: koni, siana, skóry i wosku. Z tyłu podwórka stała marmurowa fontanna do pojenia zwierząt, a obok niej osobne wejścia do boksów. Przeszedł po kamiennej podłodze niemal bezgłośnie, co było nawykiem wszystkich detektywów z Bow Street. Mimo to konie zaczęły się wiercić i prychać nieufnie, gdy wyczuły jego obecność. W boksach stało ich prawie pięć tuzinów. Uznał, że w stajniach nikogo nie ma, i opuścił je zachodnim wyjściem. Od razu stanął przed starym murem z syderytu, wysokim na prawie dwa metry. Bez wątpienia wzniesiono go po to, by uchronić nieświadomych gości przed spadnięciem ze stromego urwiska wznoszącego się nad płynącą poniżej rzeką.

Nick zamarł w pół kroku, gdy niespodziewanie na szczycie muru dostrzegł drobną, szczupłą postać. Była to kobieta. Stała tak nieruchomo, że w pierwszej chwili wziął ją za rzeźbę. Bryza jednak uniosła brzeg jej spódnicy i wyszarpnęła pasmo jasnych włosów z luźnego upięcia. Zafascynowany podszedł bliżej, nie odrywając od niej wzroku. Tylko bezmyślny głupiec balansowałby na nierównym murze, świadom pewnej śmierci w wypadku utraty równowagi. Kobieta jednak nie zdawała sobie chyba sprawy z tragicznego końca, jaki ją czeka. Sposób, w jaki przechylała głowę, wskazywał, że wpatruje się w coś w oddali, na mrocznym horyzoncie. Co ona wyprawia, na miłość boską? Dwa lata temu Nick widział mężczyznę, który stał w takiej samej osobliwej pozycji, zanim skoczył z mostu do Tamizy. Gdy mierzył ją wzrokiem, dostrzegł, że stanęła obcasem bucika na krawędzi sukni. Ten widok popchnął go do działania. Podszedł do muru zdecydowanym krokiem i z łatwością, w idealnej ciszy podciągnął się na niego. Zauważyła go dopiero, gdy stanął tuż obok niej. Odwróciła się. Zdołał jeszcze dostrzec błysk jej ciemnych oczu, zanim straciła równowagę. Złapał ją i mocno przycisnął do piersi. Objął dla bezpieczeństwa ramieniem tuż pod biustem. Zwyczajny ruch przyciągnięcia jej do siebie okazał się osobliwie satysfakcjonujący, jakby nagle na miejsce wsunęły się fragmenty układanki. Kobieta krzyknęła cicho i mimowolnie przywarła do jego ramienia. Luźne pasmo jasnych włosów musnęło mu twarz, a jego nozdrza wypełniły się świeżym słonawym zapachem kobiecej skóry. Ślinka napłynęła mu do ust. Nick był zdumiony – nigdy nie doświadczył tak instynktownej reakcji na kobietę. Zapragnął zeskoczyć z muru i unieść ją w dal jak jeden z wilków, które dawniej błąkały się po lasach, by znaleźć jakieś miejsce, gdzie mógłby ją pożreć. Zesztywniała w jego objęciach, oddychając płytko. – Proszę mnie puścić – powiedziała, wyrywając się. – Dlaczego pan to zrobił, do diabła?