Olivia Cunning - Sinners on tour 04 – Wicked Beat
Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Książka dedykowana pamięci
Jimmiego "The Rev'a" Sullivana,
który wciąż rządzi rytmem mego serca
forREVer.
Rozdział 1
Rebekah poprawiła poduszkę pod głową swego starszego brata.
Wygładziła koc na jego kolanach. Ściągnęła pojedynczy włos z jego szpitalnej
koszuli i rzuciła na niebieski dywan. Przesunęła jego rękę do bardziej
naturalnej pozycji u jego boku. Oblizała swój kciuk i starła plamkę musztardy
z kącika jego ust.
Krzywiąc się, Dave odwrócił głowę, próbując uciec przed jej ślinową
kąpielą.
- Przestaniesz wreszcie, Reb?
- Przepraszam - powiedziała.- Denerwuję się. Naprawdę przyjdą?
- Oczywiście, że przyjdą. W przyszłym tygodniu wracają w trasę i
jeszcze mnie nie zwolnili - Dave skrzywił się i złapał koc jedną dłonią. Niemal
mógł go mocno chwycić. Rebekah wahała się między dumą i rozpaczą, gdy
widziała, jak Dave daleko zaszedł od swego wypadku i ile jeszcze zostało mu
do wyzdrowienia.- I nigdy się nie zgodzą na ten plan, Reb. Nigdy.
- Tylko cię tymczasowo zastąpię, Dave. Do czasu, aż wrócisz z nimi w
trasę. Bez wątpienia jesteś najlepszym technikiem na świecie i znaleźliśmy
najlepsze rozwiązanie dla ich dylematu. Nie zwolnią cię.
- Tak naprawdę, to nie mają innego wyboru, Reb. Nie mogę być ich
operatorem dźwięku i oświetlenia, gdy nawet nie mogę dosięgnąć do konsoli.
A nawet jeśli mógłbym dosięgnąć, to nie ma mowy, abym przesuwał suwaki
wystarczająco szybko, aby nadążyć za zespołem podczas koncertu.
- Ale nadążysz, Dave. Potrzebujesz więcej czasu na wyzdrowienie. Mogę
pracować na twojej konsoli, aż będziesz gotowy, by wrócić do pracy. Jestem
szczęśliwa, że mogłabym ci pomóc - w rzeczywistości, to on pomagał jej tak
samo jak ona jemu. Żaden metalowy zespół nie chciał zatrudnić kobiety na
operatora dźwięku. Dave już ją ostrzegł, zanim zaczęła szkołę. Powiedział jej,
że skończy miksując muzykę na popowych koncertach w centrach
handlowych. Była zdeterminowana, aby pokazać mu co innego, ale jak do tej
pory jej determinacja doprowadziła ją do nikąd. Gdyby ktoś dał jej szanse, to
mogłaby pokazać, że kobieta jest tak samo metalowa jak faceci.
- Wiem jak bardzo chcesz pomóc, siostrzyczko, ale nie sądzę, by się na
to zgodzili. Musisz zacząć od samego dołu i zapracować sobie na swoją drogę
na szczyt, a nie oczekiwać, że załapiesz się na pracę z jednym z największych
zespołów w branży zaraz po tym, jak skończyłaś szkołę.
Westchnęła, gdy zatonęło jej serce. Starała się zbytnio nie dąsać.
Wiedziała, że miał rację, ale cierpliwość nigdy nie była największą cnotą
Rebekhi. Właściwie to cierpliwość nawet nie wiedziała, gdzie mieszkała.
- Ale zrobię co w mojej mocy, aby dostrzegli, że to opłacalne
rozwiązanie - powiedział.- Że jesteś na tyle dobra, by zająć moje miejsce.
Uśmiechnęła się uśmiechem, typu niech-mój-brat-poczuje-się-jak-super-
bohater.
- Naprawdę?
- Tylko nie bądź zbyt rozczarowana, jeżeli powiedzą nie.
Zmiażdżyłoby to ją. Czciła Sinnersów i każdą nutą, jaka kiedykolwiek
została stworzona przez ich utalentowane dłonie, palce, usta, stopy i inne
części ciała, których używali do tworzenia muzyki. Na studiach, Rebekah
zakończyła swój projekt o Sinnersach. Został uznany za genialny i dzięki
niemu ukończyła rok. Dave uśmiechnął się, jego wzrok przesunął się do jej
niedawno pofarbowanych włosów. Skrzywił się.
- Mama widziała twoje włosy?- zapytał.
Rebekah uśmiechnęła się i wygładziła jedną dłonią swoje włosy koloru
platynowego blondu, które sięgały jej do ramion. Niedawno pofarbowała
tylną warstwę na kobaltowy niebieski. Odkąd urosły jej włosy, to lubiła robić z
nimi rzeczy, które przyciągały do nich uwagę. Dziwne, co bycie całkowicie
łysą zrobiło z dwudziestoczteroletnią dziewczyną. Poza tym, Rebekah zawsze
lubiła przyprawiać swoją matkę o napady apopleksji, nawet jeśli oznaczało to
poddanie się pod regularne egzorcyzmy.
- Sądzisz, że spodobają się jej?
- Um, nie.
- To dobrze - zachichotała.- Więc wszyscy członkowie zespołu przyjdą cię
odwiedzić?- jej serce waliło z podniecenia.
Dave uśmiechnął się do niej.
- Masz na myśli, czy Trey będzie z nimi, tak?
Przyłapana. Tak jakby, to szalała na punkcie gitarzysty rytmicznego
Sinnersów, Treya Millsa, i Dave o tym wiedział. Pewnie dlatego, że za każdym
razem gdy rozmawiała z Dave'em, pisała do nie smsy albo maile, to zawsze
pytała jak się miewa Trey. W zamian, Dave zawsze jej mówił kogo w chwili
obecnej Trey posuwał. W ten sposób ani trochę nie udało mu się zmniejszyć
jej zainteresowania. Wręcz przeciwnie, długa lista podbojów Treya sprawiała,
że w jej oczach był jeszcze bardziej intrygujący. Rebekah była pewna, że
mógłby ją nauczyć tego i owego w sypialni, a przecież bardzo potrzebowała
doszkolenia w tym temacie.
- Nie jestem pewien, czy Brian już wrócił do miasta - powiedział Dave.-
Chyba jest jeszcze w Kansas City ze swoją żoną, ale jestem pewien, że reszta
z nich wpadnie. Włącznie z Treyem-Nie-Mogę-Utrzymać-Go-W-Swoich-
Spodniach Millsen. Trzymaj się od niego z daleka, Reb.
Uch, nie, to nie była najlepsza wizja jej wyobraźni. Ten mężczyzna
został stworzony, aby pożreć go w całości. Kto przejmował się późniejszymi
niestrawnościami? Nie ona.
Czyjeś knykcie zastukały do drzwi.
Czy to oni? Serce Rebekhi podskoczyło.
- Proszę - zawołał Dave.
Drzwi otworzyły się i mężczyzna z mokrych snów Rebekhi wsunął głowę
do pokoju. Czarne włosy zasłaniały jego jedne zielone oko, seksapil sączył się
z jego wszystkich porów, gdy Trey zmierzył Rebekhę od stóp po głowę. Jej
całe ciało obmyła fala ciepła. Trey posłał Dave'owi znaczący uśmiech. Jej
temperatura wzrosła o kilka kolejnych stopni.
- Sory, że przeszkadzamy ci w twoich zalotach, stary - Trey uniósł
czarne brwi, jedno z nich miało srebrny kolczyk w kształcie obręczy.-
Wpadniemy później.
Zamknął drzwi.
O mój Boże, uciekł!
Rebekah przebiegła przez pokój i otworzyła drzwi.
- Czekaj, nie idź. Nie ma żadnych zalotów. Jestem młodszą siostrą
Dave'a, Rebekah.
***
Eric opuścił rękę z czoła Jace'a i się zagapił.
Na nią.
Na jakieś pięć minut.
Zapomniał, dlaczego złapał Jace'a w uścisk. Chodziło o jakiś pierścionek
zaręczynowy i dominę Jace'a, Aggie. Zapomniał, że nie mógł się doczekać,
aby odebrać nowy sprzęt - talerze dla jego zestawu perkusyjnego, po tym
jak odwiedzą tego jak-mu-na-imię - Dave'a! - który właśnie co wrócił do
domu ze szpitala. Zapomniał, że chodzenie wymaga sekwencji lewej stopy i
prawej - nie lewej, lewej, lewej, potknięcie i prawej stopy. Zapomniał, jak się
oddycha, aż zabolała go pierś.
Eric zakrztusił się własnym językiem.
To była ona. Stała tam. Sięgała mu do ramienia. Drobna. Kobieca. O
włosach koloru blond i niebieskiego. Była zarówno piękna jak i urocza w tych
swoich niedopasowanych, długich skarpetkach, fioletowym topie i zielonej
miniówie. To naprawdę była ona. Kobieta z mokrych snów Erica.
I obskakiwała Treya.
Sukinsyn.
Chwila, pomyślał Eric. Może wyciągał pochopne wnioski. Może znaki się
myliły. Nigdy wcześniej jej nie widział, więc musiał się upewnić. Eric uniósł
długi kosmyk włosów, które farbował na inne żywe kolory co każde
czterdzieści dziewięć dni i spojrzał na niego. Jego pamięć działała w pełnym
zakresie. W chwili obecnej był koloru niebieskiego kobaltu - był to taki sam
odcień, jak jej spodnia warstwa włosów. Jakie były szanse? Musiało to być
kismet. Przeznaczenie. Fatum. Dowód. Dar z niebios...
Powiedziała, że ma na imię Rebekah. Było to ulubione imię Erica.
Przynajmniej teraz.
Rebekah oderwała wzrok do Treya na tyle długo, aby zauważyć, jak Eric
przygląda się swoim włosom jak idiota.
- Ładny kolor - powiedziała z diabelskim uśmiechem.
Eric wgapił się.
W nią.
Na jakieś pięć minut.
Rozmowa potoczyła się wokół niego, ale nie mógł przestać się gapić.
Jego oczy zrobiły się suche i swędzące, ponieważ nie chciał mrugać.
Coś uderzyło go w bok głowy. Eric odwrócił głowę, aby spostrzec, że
Sed, wokalista Sinnersów, patrzy się na niego, jakby na coś czekał.
- Więc?
- Więc co?
- Myślisz, że powinniśmy jej dać szansę?- zapytał Sed.
Najwidoczniej Eric przegapił coś, gdy się tak gapił, potykał, dusił i gapił
nieco więcej, oraz nie mrugał - w tej kolejności.
Jace walnął Erica w plecy.
- Wszystko u ciebie w porządku, Sticks?- zapytał.- Zjadłeś jakiś stary
ser?
Ser? Co to kurwa jest ser?
Mózg Erica zwykle pracował całkiem dobrze, ale widocznie nie przy tym
seksownym stworzeniu w pokoju.
- Obiecuję, że dam z siebie wszystko - powiedziała Rebekah, jej miękki
głos mieszał dziwne emocje w piersi Erica. Puściła ramię Treya i stanęła
naprzeciwko Erica. Truskawkowy zapach jej szamponu sprawił, że zmiękły mu
kolana. A może to przez parę dziecinnych, niebieskich oczu, które wpatrywały
się na niego spod grubych, czarnych rzęs.- Pozwolisz mi ze sobą pracować?-
dotknęła środka jego piersi i jego serce podskoczyło pod jej palcami.- Nie
pożałujesz tego.
Eric z trudem przełknął ślinę. Nie miał pojęcia o czym mówiła, ale jej
pracowanie z nim w jakimkolwiek charakterze brzmiało obiecująco.
- Tak.
Zapiszczała uradowana, objęła go i uścisnęła. Niemal go przewróciła,
gdy podskoczyła w górę i w dół w podnieceniu. Zanim zdążył złapać ją w
ramiona i zanieść do najbliższego sędziego, aby wyrecytować wieczną
przysięgę, puściła go i przytuliła Jace'a, a następnie Seda. Eric skulił się, gdy
przykleiła się do Treya. Było jasne w stu procentach, kogo chciała. Odkąd on i
Trey Mills byli jedynymi singlami w zespole, Eric myślał, że wreszcie będzie
miał okazję wybrać dla siebie miłą dziewczynę.
Nie miał takiego szczęścia.
Trey szepnął jej coś do ucha. Zachichotała i odszepnęła:
– Nie tutaj.
Eric odwrócił się, znalazł najbliższą ścianę i zaczął w nią wielokrotnie
uderzać głową.
Rozdział 2
Rebekah wniosła swoją walizkę po schodach busu, przy czym się
zadyszała. To nie był ten autobus, którego przepołowiło na pół i który spłonął
w Kanadzie, prawda? Pewnie nie, ale kto mógł to stwierdzić po stosie gruzu,
który zaśmiecał nawy i każdą dostępną powierzchnię?
Czarnowłosy, wytatuowany mężczyzna, który miał na sobie workowate,
dżinsowe spodenki na czerwone bokserki, wyszedł za stosu. Do jego sutka
były przyłączone różne łańcuchy, które ciągnęły się do Bóg-jeden-wiedział-co-
miał-w-spodniach. Rebekah nie zauważyła go siedzącego na czymś, co mogło
być kanapą albo kartonem, albo wypchanym niedźwiedziem grizzly.
- Więc to ty jesteś nową operatorką konsoli dźwiękowej.
Dreszcz dumy sprawił, że spuchła jej pierś. Jasne, że głównie z powodu
nieszczęścia swego brata, Rebekah Esther Blake została tymczasową
operatorką konsoli dźwiękowej Sinnersów, ale była tutaj gotowa, aby
udowodnić swoją wartość.
- To ja - powiedziała rozpromieniona. Szybko zmusiła się od
uśmiechania od ucha do ucha. Może powinna spróbować zachowywać się
nieco bardziej męsko, albo ci twardziele technicy zjedzą ją na śniadanie.
- Jestem Travis. To Jake. Marcus powinien niebawem się tu zjawić.
Rebekah przyglądała się stosowi gruzu, aż zobaczyła w pobliżu ruch
blond irokeza blisko czegoś, co wydawało się być stołem jadalnym pod górą
prania i puszek piwa.
Jake wstał, wytarł rękę w swoją czarną koszulkę, a następnie wyciągnął
ją w jej kierunku.
- Siostra Dave'a, tak?
- Um, tak - chwyciła jego dłoń i potrząsnęła nią.- Jestem Rebekah, ale
większość ludzi nazywa mnie Reb.
- Jesteś pewna, że to nie skrót od buntownika1
?- Jake zapytał,
spoglądając na jej wymyślne ubranie i niebieskie włosy.
Travis roześmiał się.
- To miałoby o wiele więcej sensu, jeżeli ty i ułożony Dave pochodzicie z
tej samej rodziny.
- Moja matka wyparła się mnie ponad sto razy - Rebekah uśmiechnęła
się na wspomnienie wszystkich małych zwycięstw.- Dave'a wyrzekła się tylko
około tuzin.
Travis parsknął śmiechem, jego ciemne oczy zabłyszczały z wesołości,
gdy uścisnął jej dłoń.
- Tak więc, gdzie będę spała?- zapytała, czy w tym bałaganie były w
ogóle jakieś łóżka. I wtedy zauważyła, że tym bałaganem były łóżka. Prycza
po pryczy wypełniona pojedynczymi poduszkami, kocami, potencjalnymi
czystymi ciuchami i oczywiście brudnymi. Było to oczywiste, gdyż wyczuła ich
zapach z miejsca, w którym stała.
Ktoś stanął za nią.
- Przyszedłem cię uratować - powiedział za nią głęboki głos.
Odwróciła się i ujrzała perkusistę Sinnersów, Erica, który za nią stał.
Uśmiechnęła się do niego i sam odwzajemnił ten uśmiech, wyglądając jakby
właśnie odkrył szczeniaka, którego zawsze chciał dostać pod choinkę.
- Uratować mnie? Przed czym?
- Naprawdę sądzisz, że karzemy ci zostać w tym brudnym busie?
- Nie mam nic przeciwko - powiedziała.
- To miejsce jest bardzo toksyczne dla wrażliwych kobiet.
Zaśmiała się i walnęła go w ramię.
- W takim razie nic mi nie będzie.
Eric zamilkł i przesunął dłonią po swoich szalonych włosach.
Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu także odczuła pragnienie, by je
przeczesać palcami. Niczym dzieło sztuki, włosy Erica Sticksa przyciągały
uwagę. Były długie z jednej strony - aby się ich trzymać. Druga połowa była
krótko ścięta. Wyobraziła sobie, jakie by były miękkie i jedwabiste pod jej
palcami. Rząd długich na cal kolców ciągnął się od czoła do karku, oddzielając
długie kosmyki od krótkiego puchu. Lśniły i hebanowe z wyjątkiem długiego
kosmyka, który zwinął się wokół jego szyi i zwisał na jego lewym obojczyku.
Przez jakiś dziwny zbieg okoliczności był pofarbowany na ten sam niebieski
kolor, jaki ona wybrała - wyłącznie w celu wkurzenia swojej matki - niecały
tydzień temu.
1 Rebel – buntownik. Skrót tego słowa i imienia Rebeki jest taki sam :)
Zastanawiała się, czy były to jego prawdziwe włosy, czy tylko sztuczna
dopinka. Uniosła rękę i przesunęła palcem po długim, niebieskim paśmie.
Były jak prawdziwe. Jedwabne. Gładkie. Ogrzane ciepłem jego ciała. Znowu
pogładziła lok między dwoma palcami a jego gardłem. Jego jabłko Adama
uniosło się i przełknął ciężko. Przechyliła głowę na niego, widząc go tak
naprawdę po raz pierwszy. Dlaczego nigdy wcześniej go nie zauważyła? Był
nieprzyzwoicie wysoki (z jej niskiego punktu widoku) i chudy. Miał solidne
rysy. Silną szczękę. Prosty nos. Wąskie usta, które były gotowe do uśmiechu i
seksowny dołek na środku podbródka, który aż się prosił o pogładzenie go
palcem. Nie był Treyem Millsem, ale...
Rebekah uniosła oczy do Erica, które były koloru jasnego, zimowego
nieba.
- Trey będzie w drugim busie?- zapytała.
Wąskie, czarne brwi Erica ściągnęły się w grymasie.
- Tak - powiedział.- Oczywiście.
- W takim razie tam będę.
Odwróciła się, minęła Erica i zbiegła ze schodów.
- Na razie, Reb - usłyszała jak Travis woła z zasyfionego busu.
Eric zeskoczył ze schodków i zatrzymał się obok niej. Rozejrzała się po
parkingu, szukając drugiego busu. Widziała tylko jeden, gdy wyszła z
taksówki. Przecież nie mogła przegapić czegoś takiego, jak duży bus. Za
zabałaganionym busem dostrzegła duży, czarny nadjeżdżający van z
czerwonym logiem Sinnersów na tyle, ale nie, na widoku nie było drugiego
busu.
- Gdzie jest drugi autobus?
- Sed nim przyjedzie. Dzwonił i powiedział, że jest w drodze. I zanim
zapytasz, to tak, Trey jest z nim - przewrócił oczami do nieba i pokręcił
głową.
Postawiła przy sobie swoją walizkę. Rebekah po raz kolejny rozejrzała
się po parkingu i zauważyła zabytkową Corvette Singray, która była
zaparkowana pod palmą. Ją powinna zauważyć. Samochód był prawdziwą
pięknością, która została wyprodukowana w 1965. Może '66. Błyszczący,
szmaragdowy lakier. Jego dach był spuszczony. To dobrze, że południowej
Kalifornii nie padało.
- Słodko!- powiedziała, praktycznie śliniąc się na widok pięknego
samochodu i dzikiej mocy, o której wiedziała, że kryła się pod maską.
- Co?- zapytał Eric.
Wskazała entuzjastycznie przez parking.
- Ten wspaniały kawałek metalu.
Spojrzenie Erica podążyło za jej palcem. Podrapał się za uchem, gdy
spojrzał na jej obiekt obsesji.
- Masz na myśli mój samochód?
Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.
- Jest twój?
Uśmiechnął się i skinął głową.
- Tak. Jestem z niej dumny. Padła dzisiaj tylko na dwóch światłach -
uniósł dwa palce.
- Padła?
Znowu podrapał się za uchem i spojrzał na niebo.
- Nie ustawiłem dobrze jej rozrządu. A może nie założyłem dobrze jej
nowych świec. Nie jestem pewien.
- Mogę spojrzeć?- Rebekah zostawiła swoją walizkę przy busie i ruszyła
przez parking, zanim zdążył odpowiedzieć. Dogonił ją w dwóch długich
krokach.
Zanim Rebece nie powiodło się na platformie wiertniczej i na połowie
krabów, to poległa także jako mechanik samochodowy. Nie dlatego, że była w
tym kiepska, ale dlatego, że nikt nie brał jej na poważnie. Była kiepska na
platformie i przy połowie - pięć stóp i dwa cala i sto sześć funtów mokrości
nie czyniły z niej odpowiedniego materiału dla wielu miejsc pracy, gdzie
chciała być.
Kiedy dotarła do samochodu, zamarło jej serce. Beżowa, skórzana
tapicerka była totalnie zniszczona.
- Co z nią zrobiłeś?- ryknęła i odwróciła się do Erica, który cofnął się o
krok z niknącym uśmiechem.
- Była taka, gdy ją dostałem.
- I tak ją zostawiłeś? Ile ją masz?
Eric zakołysał się biodrami do tyłu, uniósł palce z siebie i spojrzał na
czubki swoich czarnych Conversów.
- Uch, około dziesięciu...
- Dziesięciu dni?
- Uch... - pokręcił głową.
- Dziesięciu tygodni?
Eric odchrząknął.
- Um... dziesięciu... lat - wyszeptał swoje ostatnie słowo.
Uderzyła go w pierś.
- Jak mogłeś? Ona jest bezcennym dziełem sztuki, a ty traktujesz ją jak
śmieć.
- Jak śmieć? Nie, nie jak śmieć. Jest moją dziecinką - poklepał czule
drzwi.
- Twoja dziecinka? Wkurza mnie to jeszcze bardziej - Rebekah okrążyła
przód samochodu i podniosła maskę.- Jeżeli silnik wygląda tak źle, jak
wnętrzem to wydrapię ci oczy.
Eric zakrył oczy obu rękami.
Gdyż miał powód.
- Och, Boże - Rebekah jęknęła, gdy spróbowała zrozumieć co ktoś zrobił
kiedyś wspaniałemu silnikowi V-8.- Czy to? Czy to... wieszak trzyma gaźnik?
- Próbowałem ją naprawić - powiedział Eric, wciąż chroniąc swe oczy
dłońmi o długich palcach.
Wyglądał śmiesznie. I w jakiś sposób ujmująco. Uśmiechnęła się do i
podparła maskę metalowym prętem - kolejny wieszak.
- Jesteś pewien, że to właśnie ty powinieneś próbować ją naprawić?
- Mam instrukcję naprawy dla tego modelu - powiedział.- Bardzo dobrą.
- Będziemy musieli dojść do tego, jak wyprostować tą katastrofę.
Odsunął dłonie od oczu.
- Będziemy musieli?
- Jestem tak jakby mechanikiem. Albo byłam. Jeżeli chcesz, to pomogę
ci ją przywrócić do życia. Chociaż nie zajmuję się wnętrzami.
Wahał się.
- Masz lepszy pomysł?- zapytała, przesuwając palcem wzdłuż boku
silnika i znalazła sączący się olej. Rozwalona uszczelka pod głowicą.
Cudownie. Westchnęła ciężko. Co za biedny samochód. Jak mógł twierdzić, że
była to jego dziecinka?
Eric stanął obok niej, spoglądając na całkowicie spieprzony silnik z
miną, która graniczyła z pychą.
- Kiedy odholowałem ją do mojego domu z rupieciarni, to obiecałem
sobie, że wszystko sam w niej zrobię. Teraz działa - spojrzał na Rebekhę.-
Czasami.
- Jestem zaskoczona, że w ogóle odpala.
Zarumienił się i spojrzał przez parking. Rebekah spojrzała na niego
zdumiona. Nie był taki słodki dziesięć minut temu, prawda? Może mogła mu
się przyjrzeć lepiej, dlatego że był tak blisko. I dobrze pachniał. Nutka skóry i
wody po goleni i coś całkowicie męskiego. Nagle zachciała, by ją zauważył.
Jako kobietę.
Rebekah odsunęła się na bok i otarła się o niego ramieniem, udając, że
to przez przypadek. Nie odsunął się, ale też nie zwiększył między nimi
kontaktu.
- Możesz dotrzymać tej obietnicy. Jeżeli ci pomogę - powiedziała.- To ty
odwalisz całą robotę. Będę cię tylko nadzorować.
Jego jasny, szczery uśmiech zrobił coś dziwnego z jej sercem.
Poszybowało do góry i
zatrzepotało w jej gardle lub jego okolicy.
- Brzmi to jak plan, Reb.
Jego ręka zsunęła się na dolną część jej pleców. Dreszczyk podniecenia
przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa.
- Nie spodziewałem się, że zgłosisz się na ochotnika, by mi pomóc -
powiedział.- Jaką zapłatę byś chciała w zamian za pomoc?
Jego kciuk potarł okrężnymi ruchami podstawę jej kręgosłupa. Zaparło
jej dech w piersiach. Dlaczego jej sutki nagle stwardniały?Wypięła biust do
przodu, chcąc aby na nie patrzył i nie wiedziała, dlaczego świadomość, że
zobaczyłby jej podniecenie, ekscytowała ją. Zerknęła na niego i dostrzegła, że
miał zamknięte oczy. Jej serce zatonęło nieco. Nie zwracał na nią uwagi.
Odsunęła się od niego nieco. Nie, aby umknąć jego objęciu, ale by być...
mniej pochłoniętą przez tego mężczyznę. Był od niej wyższy o stopę, co
sprawiało, że czuła się kobieca i mała. Nie była pewna, czy podobało się jej
to uczucie.
- Uch, co masz na myśli?- zapytała bez tchu.
- Całkiem dobrze masuję - powiedział, a przez jego niski głos dostała
gęsiej skórki wzdłuż boku szyi. Otworzył oczy i natychmiast zauważył małe
nierówności pod jej cienką koszulką na ramiączkach. Zaparło mu dech.
Pociągnęła koszulkę w dół za rąbek, dając mu lepszy widok na jej sprzęt.
Udawała, że to także było przypadkowe. Tym razem zdecydowanie zwracał
uwagę.
Co było teraz dobrą okazją, aby chwycić za ten długi kosmyk włosów i
przyciągnąć jego roześmiane wargi do swej szyi.
Chwila. O czym ona myślała? Trey - zajebisty, słodki i seksowny - był
członkiem zespołu, którego chciała spróbować, a nie ten głupi facet z... z...
hipnotycznymi dłońmi. Och. Tylko za sprawą jego muskającego kciuka jej
mięśnie się rozpłynęły. Jej brzuch drżał. Jej sutki napinały się.
Eric stanął za nią, a jego długie palce wpiły się w jej ramiona z taką
siłą, aby zakołysała się ku tym wspaniałym rękom. Jego kciuki masowały po
obu stronach kręgosłupa, gdy zsuwał je niżej. Niżej. Niżej. Mmmmm, niżej.
- Dobra!- krzyknęła, gdy jej całym ciałem wstrząsnął głęboki dreszcz.
Drogi Boże, dłonie tego mężczyzny.
Eric zachichotał i te jego silne dłonie o długich palcach przesunęły się
wokół jej talii i spoczęły na jej brzuchu. Przyciągnął ją do swojego chudego,
umięśnionego ciała. Odchyliła głowę do tyłu i dostrzegła, że patrzył na jej
szyję. Pochylił głowę bliżej jej ucha.
- Jestem też dobry w innych rzeczach - mruknął.
Założę się, że jesteś.
- Tylko nie w naprawianiu samochodów - droczyła się.
Jego dłonie potarły jej brzuch i zapragnęła, aby przesunął je nieco
wyżej, aby pomasował jej obolałe piersi. Jeżeli jego dłonie były takie
cudowne na jej plecach i brzuchu, to jakby było gdyby były tam do góry?
Och, i tam na dole.
- To nie było miłe, mała Reb.
- A kto powiedział, ze jestem miła?
- Według mnie wyglądasz na bardzo miłą - mruknął.
Pociągnęła swoją koszulkę nieco bardziej w dół. Jej sutki były teraz
ledwie zakryte.
Eric wciągnął drżący oddech przez zęby. Pragnął jej? Chciała, aby jej
pragnął. Tak jakby też go potrzebowała.
Głośny, niski pomruk zwrócił uwagę Rebeki. Błyskawica? W słoneczny,
kalifornijski dzień? Czerwony Harley wjechał na parking i skierował się w ich
stronę. Zatrzymał się przed nimi, a jego motocyklista ubrany w skórę, oparł
maszynę na nóżce.
- Trójnóg!- przywitał go Eric.
- Trójnóg?- Rebekah powtórzyła echem.
Motocyklista ściągnął kask, odsłaniając najsłodszego członka Sinnersów,
basistę Jace'a Seymoura. Jace miał idealną dziesiątkę w skali przystojniaków.
Ciemny zarost i tlenione, ułożone w kolce włosy zdecydowanie do niego
pasowały. Rebekah doszła do wniosku, że każdy członek Sinnersów był
atrakcyjny na swój własny sposób. Gitarzysta prowadząc, Brian, ze swoim
wyglądem modela z okładki także dostał idealną dyszkę. Sed, wokalista, był
napakowany i przystojny, czym także sobie zaskarbił dziesiątkę. Gitarzysta
rytmiczny, Trey, był zmysłowy, seksowny i miał coś sobie z bad boya, co
dawało mu jedenastkę. I był Eric. Ich perkusista. Tak naprawdę, to nigdy
zbytnio nie zwracała na niego uwagi. Była zbyt zajęta ślinieniem się do Treya.
Treya - uch uch uch - Millsa. Zastanawiała się, kiedy przybędzie.
Jace odczepił elastyczny przewód na tyle swojego motocyklu. Szarpnął
swój pakunek na tylnym siedzeniu i rzucił do Ericowi.
- Stary, jeżeli starasz się jej zaimponować swoim samochodem -
powiedział Jace.- To sądzę, że powinieneś przemyśleć swoją strategię -
parsknął, gdy próbował powstrzymać śmiech.
- Uwielbia go - powiedział Eric.
- Powiedziała tak tylko po to, byś się nie rozpłakał.
Rebekah pokręciła głową.
- Nie, on ma rację. Uwielbiam go. Nie mogę się doczekać, aż pomogę
mu naprawić silnik.
Jace uniósł na nią jedną brew.
- Ty zamierzasz mu pomóc go naprawić?
Zanim zdążyła zgasić Jace'a w jego niewiarę w kobiety i takie tam, to
odezwał się Eric:
- Najwidoczniej posiada szalony talent mechanika. Prawda, Reb?
- Uch, tak. Tak sądzę - zarumieniła się.- Cóż, byłam mechanikiem
samochodowym, ale czasami nie byłam wystarczająco silna by... Ale mam
małe dłonie, więc łatwo mogę nimi dotrzeć do małych miejsc - uniosła swoje
dłonie, szeroko rozstawiła palce i dotknęła się czubkami.- Wolę pracować z
dużymi kawałkami metalu...
- Dużymi kawałkami metalu? Będziesz pracować z odpowiednim
zespołem - powiedział Eric.
Jace parsknął śmiechem i poklepał Erica w ramię.
Przewróciła oczami na Erica, starając się nie roześmiać.
- Jak już mówiłam, nie jestem fanką elektrycznych składników. Właśnie
dlatego tak bardzo uwielbiam stare roczniki - kiedy posłała Ericowi
rozpromieniony uśmiech, to posłał jej to rozpuszczone spojrzenie takie jak
gdy Dave patrzył na swoją uroczą siostrę z soczystą miłością. Ugh!
Nienawidziła, gdy faceci tak na nią patrzyli. Rebekah nie była uroczą siostrą
Erica. Była upartą, bystrą, twardą, niezależną, zmysłową istotą i lepiej, by
sobie to zapamiętał.
Rebekah chwyciła Erica za przód jego białej koszulki i pociągnęła go w
dół, tak że był na poziomie jej oczu i przygotowała się, by dać mu
odpowiednie kazanie.
- T-to, że jestem mała, to nie znaczy, nie potrafię o siebie z-zadbać albo
że nie jestem s-seksowna - nienawidziła siebie za to, że jąkała się, gdy była
wkurzona. Umniejszało to znaczenie jej słów.
Eric uśmiechnął się do niej jeszcze bardziej w ten dziwny sposób, jakby
topniało mu serce.
- Jesteś pewna, kochanie?
Może lepiej by go przekonała, gdyby zrobiła coś innego, niż tylko kłapać
językiem. Nie była żadnym kochaniem. Nie była. Była zuchwała. Odważna. I
bardziej impulsywna, niż uparta, bystra, twarda, niezależna i zmysłowa. Jej
wolna dłoń odnalazła długi kosmyk na jego karku. Chwyciła go z
wystarczającą siłą, aby przyciągnąć jego wargi do swoich. Nie opierał się na
jej niespodziewany pocałunek, ale nie odpowiedział dokładnie w taki sposób
na jaki miała nadzieję, jeżeli miało to jakieś znaczenie.
Rebekah pocałowała go zachłannie z otwartymi ustami i poszukującymi
językiem, jakby byli napalonymi kochankami, a nie osobami, które dopiero co
się poznały.
Eric wydał w dole gardła dziwny dźwięk, upuścił torbę Jace'a między
nogi i przyciągnął ją do siebie obiema rękami. Gdy była przyklejona do
solidnej długości jego ciała, jej stopy oderwały się od ziemi, gdy się
wyprostował. Jedną silną dłoń przycisnął na środku jej pleców, drugą zaś
przesunął na jej tyłeczek, by przyciągnąć ją do siebie jeszcze bardziej i
pocałował ją niesamowicie.
Whoa! Nie miała na myśli, żeby to się stało. Chciała, by było to
ćwiczenie typu „nie nie doceniaj mojej siły” niż „spraw, by podwinęły mi się
palce u stóp, a moje serce pędziło.” Dłonie Rebeki rozluźniły się na jego
koszulce i włosach, by przesunął się na jego mocne ramiona. Tak, mocne.
Wszystko w tym facecie było mocne. Cóż, przynajmniej cielesne.
- Um - odezwał się głęboki, spokojny głos gdzieś z łydek Rebeki.-
Gdybyście tylko dali mi... podnieś moją torbę - nastąpiło głośne umph, gdy
Jace wyciągnął swoją torbę spod jej stóp.- To zejdę wam z drogi.
Odzyskując swój rozum, Rebekah odsunęła wargi od Erica i otworzyła
oczy.
- Niech to będzie twoja nauczka - szepnęła bez tchu.
Zatrzepotały mu rzęsy, kiedy otworzył oczy i na nią spojrzał.
- Moja nauczka?
- Nie jestem najukochańszą, najbardziej uroczą i najmniejszą rzeczą,
jaką kiedykolwiek ujrzałeś w swym życiu.
- Och, tak... jesteś - mruknął i pokonał wąską lukę między ich wargami,
by znowu ją pocałować.
Um... whoa! Co do cholery? Jej całe ciało pulsowało od nieoczekiwanej
energii seksualnej. Odsunęła się, całują Erica z przerwami, aby rozkoszować
się powoli jego ssącymi wargami. Nawet położyła dłoń na jego twarzy i
pchnęła ją, aby ograniczyć dostęp do jego ust. Tak naprawdę, to nie
poskutkowało to zbytnio. Nawet gdy odchylił się na jej polecenie, to podążyła
za nim. Cholera, ten facet miał silne usta. I dłonie. Dobry Boże, były takie
przyjemne na jej tyłeczku i dolnej części pleców.
Rebekah siłą oderwała wargi od Erica. Przesunęła dłoń, by otulić jego
policzek, podczas gdy patrzyła w jego nieodparcie niebieskie oczu.
- Nie jestem urocza - zapewniła go, znowu zamykając oczy, gdy
pochyliła się, by skraść kolejny pocałunek. Potrzebowała jeszcze jednego i
starczy. Tylko jeszcze jeden.- Jestem... jestem seksowna i... Mmmm... - albo
dwa. Znowu go pocałowała. I znowu. Zadrżała, gdy jego język musnął jej
górną wargę i odsunęła się, a następnie przygryzła swoją dolną wargę, aby
się zachować i powstrzymać się od tak ogromnego pragnienia jego ust.
Rebekah otworzyła oczy i natychmiast zatraciła się w jego spojrzeniu,
zapominając co chciała udowodnić.- Jestem seksowna i... zmysłowa i... -
wciąż kobietą.
- Nie mam co do tego wątpliwości, mała Reb. Nie wiedziałem tylko, czy
byłaś tego pewna.
Rozległ się głośny klakson, gdy na parking wjechał czarny bus z
wiśniowo czerwonym logiem Sinnersów wymalowanym na boku i zatrzymał
się obok zasyfionego busu.
Eric postawił Rebekę na nogi i puścił ją. Przytrzymał ją za ramię, aż
odzyskała równowagę, a następnie odwrócił się, aby zamknąć maskę
Corvetty, zanim okrążył samochód, by otworzyć bagażnik.
Była nieco zdezorientowana przez jego nagłą obcesowość. Pewnie
stracił do niej cały szacunek, po tym jak się na niego tak rzuciła. Przecież nie
codziennie atakowała przystojniaków. Albo w ogóle, tak prawdę mówiąc. Po
prostu nie spodziewała się, że aż tak spodoba jej się całowanie Erica. Czym
zamierzała postawić na swoim. Co było... um... co właściwie miała na myśli?
Dotknęła chłodnymi palcami swych rozpalonych policzków.
Eric wyciągnął dużą torbę podróżną i zamknął bagażnik.
Kiedy zauważył, że stała tam niepewnie, to powiedział:
- No, chodź. Nie chcesz zobaczyć jaki nowy bus jest w środku?
Uśmiechnęła się i skinęła głową z entuzjazmem.
Przygryzł wargę i pokręcił na nią głową.
- Wciąż bym powiedział, że jesteś najukochańszą, najbardziej uroczą
małą rzeczą, jaką kiedykolwiek ujrzałem.
Westchnęła z oburzeniem. O tak. O to jej chodziło.
- Ericu Sticksie, chyba nie chcesz, abym dała ci kolejną nauczkę,
prawda?
Uśmiechnął się i serce Rebeki ruszyło pędem.
- Tak, w sumie to chcę - powiedział.
Rozdział 3
Ku uciesze Erica, nowy bus miał sześć łóżek z zasłonami, zamiast
czterech i materace były przynajmniej o stopę szersze. Błogosławieństwo dla
kogoś nieprzyzwoicie wysokiego i zmuszonego do spania w łóżku
zaprojektowanym dla przeciętnego malucha. Jako że byli idealnymi
dżentelmenami - ta, jasne - panowie pozwolili Rebece jako pierwszej wybrać
pryczę. Wybrała dolną pryczę najbliżej łazienki, gdzie Sed sypiał w starym
busie. Trey natychmiast zajął pryczę nad nią, która kiedyś należała do Erica.
- W ten sposób każdej nocy będę na Rebece - powiedział Trey. Przygryzł
wargę i pochylił się ku niej, ale jej nie dotknął. Zatrzepotały jej powieki,
rozchyliła wargi i pochyliła się ku niemu. Już była pod czarem Treya.
Sukinsyn. Ten facet posiadał niesamowitą zdolność uwodzenia kogokolwiek. Z
wyjątkiem Briana. Od lat próbował się wpakować do spodni ich gitarzysty
prowadzącego. Z tego co wiedział Eric, to nigdy mu się to nie udało.
Rebekah zaczerwieniła się i zachichotała, co robiło większość kobiet,
gdy Trey poświęcał im choć skrawek swej uwagi. Gdyby Eric powiedział
dokładnie to samo, to pewnie walnęłaby go w zęby za bycie świnią.
Eric wybrał łóżko naprzeciwko Rebeki. Dlatego, że miał już dość spania
na górze, a nie dlatego, że ciągle odtwarzał w głowie jej małą nauczkę. I nie
dlatego, że na samą myśl jego penis zadrżał z podniecenia. I zdecydowanie
nie dlatego, że mógłby na nią patrzeć, gdy będzie spała. Ta, jasne.
Jace rzucił swoją torbę na prycz nad Erica.
- Wreszcie mam swoje własne łóżko - powiedział. W przeszłości
zajmował pryczę, która była wolna, co zależało który członek zespołu
zajmował łóżko królewskich rozmiarów w sypialni.
Sed zajął dolną pryczę naprzeciwko łazienki, pozostawiając łóżko na
piętrzy Brianowi, który niewiadomo kiedy miał się pokazać.
- Ten bus ma sypialnię?- zapytał Trey. Jednym palcem zsunął z ramienia
ramiączko bluzki Rebeki. Ta znowu czerwieniła się i chichotała. Ale jej sutki
nie były twarde. Nie tak bardzo, gdy Eric masował jej plecy. I nie dała
Treyowi nauczki. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Oczywiście, że ma sypialnię - powiedział Sed. Otworzył drzwi na końcu
korytarza.- Ale teraz, odkąd każdy z nas ma swoją pryczę, to nie musimy o
nią walczyć.
Eric spojrzał na Jace'a, który przybrał tą kompletnie irytującą,
współczującą minę na swojej pokrytej zarostem twarzy. Jace zerknął na
Treya, Rebekę i przewrócił oczami na Erica. Więc Jace zorientował się, że Eric
wzdychał do Rebeki. Yay. Eric doszedł do wniosku, że nie było trudno tego
zauważyć, ale łatwo można było to naprawić. Jeżeli chciała Treya, to co mu
do tego? Trey mógł ją mieć. Um, jasne.
Grupa obejrzała sypialnię, która była nieco mniejsza niż ta w ich
ostatnim busie. Ta też miała łóżko królewskich rozmiarów, ale nie było
miejsca na komodę. Eric pchnął Jace'a w ramię i uśmiechnął się. Wskazał na
sufit.
- Nie ma haka na twoje zabawy z krępowaniem, Trójnogu. I jak się
teraz zadowolisz?
- Zachowam to na chwilę, gdy wrócę do domu. Loch Aggie powinien
zostać ukończony do czasu, gdy skończymy tą część trasy - Jace zaczerwienił
się, gdy nie zamierzał kontynuować tematu w seksualną lub romantyczną
stronę. Biorąc pod uwagę zboczone, ostre zabawy jakie lubił, jego
zawstydzenie było nieco dziwne.
Eric był zadowolony, gdyż okazało się, że sypialnia była mniejsza, ale za
to łazienka była większa. Można było się wreszcie swobodnie odwrócić, bez
walnięcia łokciem w ścianę. Reszta była podobna do ich starego busu, z
wyjątkiem kolorów. Ławki w jadalni, kanapa i fotele kapitańskie miały czarną
skórę zamiast kremowej. Dywany były czerwone, a nie beżowe. Czarne blaty
z granitu. Błyszczące, czarne panele. Czarne urządzenia. Zasłony ich łóżek
były czerwone. Pościel? Czerwona. Obramowanie pryczy? Czarne.
Gdziekolwiek Eric spojrzał: czerwień i czerń.
- Um, Sed?- Eric podrapał się za uchem.- Bus został wykonany na
zamówienie? W kolorach Sinnersów?
- Tak. To był pomysł Jerry'ego. Fajnie, co nie?
Koszmar tej palety kolorów był pomysłem ich menadżera? Znając
Jerry'ego, pewnie wykorzystał ten fakt do zareklamowania kampanii.
- Chyba tak... - Eric pokręcił głową.
- Podoba mi się - powiedziała Rebekah.- Wygląda z klasą, ale i
metalowo.
- Dokładnie!- Sed uśmiechnął się szeroko, ukazując oba dołeczki. Jego
głupkowaty uśmiech rozpłynął się w grymas, gdy napotkał spojrzenie Erica.-
Metal - powiedział w cichym pomruku.
Rozbawienie Erica wyparowało, gdy Trey znowu pochylił się w osobistą
przestrzeń Rebeki. Jej policzki zaróżowiły się i zaczęła obracać bransoletki na
nadgarstku. Może gdyby Eric powiedział jej, że jest absolutnie urocza, to
dałaby mu kolejną nauczkę. Mógłby się do niej przyzwyczaić. Albo do miliona
lub dwóch.
- Co do cholery?- Brian powiedział od wejścia busu. Potarł twarz dłonią,
gdy zauważył nowy wystrój busu.
- Brian!- zanim Eric zdążył mrugnąć, Trey już tulił się do Briana, klepiąc
go po plecach.
Eric dostrzegł oszołomioną minę Rebeki, zanim zdążyła ją ukryć pod
przyjaznym uśmiechem. Podążyła za Treyem, by zostać przedstawioną
Brianowi. Trey zasypywał swego przyjaciela milionem pytań na minutę,
pozostawią Rebękę w niezręcznej sytuacji, gdy czekała.
Skoro Brian już tu był, to może Eric znowu będzie miał szansę, by
przykuć do siebie jej zainteresowanie. Trey nie miał czasu na jakieś laski,
kiedy jego najlepszy kumpel, Brian, był w zasięgu ręki.
- Dobrze się bawiłeś w Arubie?- zapytał Trey. Brian wreszcie miał czas,
aby po pięciu miesiącach zabrać swoją żonę w miesiąc miodowy.
- Oczywiście. Byłem z Mryną - powiedział, jakby to wszystko
wyjaśniało.- Dlaczego nasze logo jest wymalowane na zewnątrz tego
pieprzonego busu?
- Bo nasze logo jest niesamowite - powiedział Trey, wyciągając pięść do
Briana.
Brian stuknął się kostkami z Treyem, ale wciąż wyglądał na nie za
bardzo zachwyconego robotą lakiernika ich busu.
- Cóż, konwój groupies ruszy za nami gdziekolwiek pojedziemy.
- Aby technicy mogli im sprzedać koszulki, gdy zatrzymamy się na
parkingach - Sed wzruszył ramionami.
- I moglibyśmy wystawić na aukcję usta Treya, aby uzbierać kasę na
piwo - dodał Eric.
Oczy Treya rozszerzyły się.
- Uch, nie. Co, jeżeli wygra jakaś świruska?
- Wtedy przytrzymam cię, aż uzna, że byłeś wart jej pieniędzy -
powiedział Eric.
- Na parkingach bardziej bym się martwiła wygraną jakiegoś samotnego
kierowcy ciężarówki - powiedziała Rebekah.
Eric roześmiał się.
- Albo sfrustrowanego seksualnie polityka.
Rebekah parsknęła śmiechem.
- Albo obłąkanego klauna cyrkowego.
- Albo zbiegłego skazańca.
- Skończyliście już?- powiedział Trey, krzyżując ręce na piersi.
- Kto to?- zapytał Brian, skinąwszy głową w stronę Rebeki.
- Nasza tymczasowa operatorka konsoli dźwiękowej - wyjaśnił Sed.
Brianowi opadła szczeka.
- Naszym nowym operatorem konsoli dźwiękowej jest laska?
- Dzięki, że zauważyłeś - Rebekah uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń w
jego stronę.
Brian potrząsnął nią powoli, przeszywając ją tymi intensywnymi,
brązowymi oczyma. Kiedy zaczerwieniła się i opuściła wzrok, pokręcił głową.
Puścił jej dłoń i odwrócił się do Seda.
- Jak to się stało, że jest naszą operatorką? Myślałem, że Marcus zajmie
miejsce Dave'a - spojrzał na każdego członka zespołu, wyglądając na
całkowicie zakłopotanego.
- Mam dyplom z inżynierii dźwięku - zapewniła go Rebekah.-
Ukończyłam szkołę w czerwcu.
- W czerwcu tego roku?- głos Briana załamał się na końcu.
Trey chwycił Briana za ramię, aby zwrócić na siebie jego uwagę.
- To młodsza siostra Dave'a - szepnął kącikiem ust.- Powierzył jej swoje
tajemnice. Nikomu innemu. Tylko jej.
Rebekah opuściła oczy.
- No tak, dał mi instrukcje jak ustawić i uruchomić cały koncert - Eric
nie miał pojęcia, dlaczego wyglądała na tak przygnębioną. Dave był
czarodziejem w miksowaniu koncertów. Technicy dźwiękowi innych zespołów
zapłaciliby duże pieniądze aby nauczyć się jego metod, szczególnie jego
wspaniałego miksu gitary rytmicznej i prowadzącej w pojedynku solówek.
- Ale nasza lista zmieniła się, aby pomieścić nowy singiel - Brian
przypomniał im.- To dla nas totalnie niezbadane terytorium. Pianowe intro.
Basowa solówka. Wokalny duet - co sprawiało, że Eric był nieco
przewrażliwiony. Miał śpiewać na żywo w tym samym czasie, w którym musiał
utrzymać szalone tempo ich najnowszego singla, „Sever.”
Rebekah rozpromieniała na wspomnienie nowej piosenki, jej niebieskie
oczy zabłysły z podniecenia.
- Sprawię, że będziecie świetnie brzmieć!- wyrzuciła w powietrze pięść.-
Tylko czekajcie.
Eric uśmiechnął się na jej entuzjazm. Była absolutnie urocza. Ale nie
metalowa. W ogóle.
- To Dave musi opracować nowy miks, a nie jakaś uczennica, która
ledwie co ukończyła szkołę. Ummmm - powiedział Brian.- Jak masz na imię,
panienko?
- Reb - podpowiedziała.
- Reb, muszę porozmawiać z moim zespołem - zatoczył ręką na nich.-
Mogłabyś dać nam chwilę?- spojrzał przez swoje ramię na wyjście.
Dolna warga Rebeki zadrżała. Przez chwilę Eric myślał, że wybuchnie
płaczem, ale tylko się wyprostowała. Skinęła głową.
- Oczywiście.
Ruszyła do wyjścia. Pierwszym instynktem Erica było pójście za nią i
upewnienie się, czy miała się dobrze. Brian był dla niej zbyt ostry. Eric
doszedł do wniosku, że to głównie przez szok, gdy dowiedział się, że
skomplikowany dźwięk będzie na łasce jakiegoś amatora. Mistrz Sinclair
oczekiwał perfekcji od ich dźwięku na żywo, tak samo jak ich fani. Ale nie
powinien był powiedzieć takich rzeczy przed Rebeką. Spojrzała przez ramię z
tęsknotą i chwyciła się poręczy, aby zejść ze schodów. Eric nie mógł znieść
tego, że ktoś tak pełen życia był tak przygnębiony.
- Hej, Reb - zawołał Eric.
Spojrzała przez ramię, unosząc swoje blade brwi w zdziwieniu.
- Zrobiłabyś dla mnie ogromną przysługę?
Uśmiechnęła się podstępnie i jego serce zatrzymało się na moment.
- To zależy.
- Um, mogłabyś zaparkować mój samochód w magazynie? Travis
pokaże ci drogę.
Uśmiechnęła się i skinęła głową z zapałem. Eric rzucił jej klucze i
złapała je. Przycisnęła je do piersi i zeskoczyła ze schodów z pędem w
nogach. Eric uśmiechnął się. Modlił się, aby jego uparty samochód odpalił dla
niej.
- Uch oh - Sed powiedział w swoim typowym, niskim pomruku.
- Houston, odpalamy - powiedział Trey. Złożył ręce wokół swych ust,
wydając radiowe zgrzyty.- Głowa w chmurach potwierdzona. Odbiór.
Eric odwrócił się do członków swego zespołu, którzy patrzyli na niego z
szerokimi uśmiechami.
- Co?- zapytał Eric.
- Ktoś się zakochał - powiedział Sed.
- Co ty.
- Stary, pozwoliłeś prowadzić jej swój samochód - powiedział Trey.-
Nikomu nie pozwalasz prowadzić swego samochodu.
- Prowadzenie jest pojęciem względnym w przypadku tego kawałka
gówna - Sed zachichotał.
- Pieprz się, Sed - Eric burknął.
Sed roześmiał się jeszcze mocniej.
Eric pokręcił głową.
- Nie dlatego pozwoliłem jej jechać. Nie lubię jej, w sensie, że się nie
zakochałem.
Jace zakrztusił się śmiechem. Eric posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
Nikt nie musiał wiedzieć, że już pocałował się z Rebeką. I tak, podobało mu
się to.
- Wyglądała... - Eric zaczął szukać odpowiedniego słowa, aby wyjaśnić
dlaczego złamał swoją zasadę nikt-nie-jeździ-moim-samochodem.- ... smutno.
- Jeżeli ci się podoba, a tak nie twierdzę, ale jeżeli tak, to nie pozwól,
aby dała ci wycisk jak reszta - poradził Trey.
- Nie podoba mi się ona - upierał się.- Poza tym leci na ciebie, Trey.
- Naprawdę?- Trey uśmiechnął.- Chyba będę musiał to wykorzystać.
- Co masz na myśli?
Trey uśmiechnął się szerzej.
- Zobaczysz.
- Nie zwołałem spotkania zespołu, aby dyskutować o nieistniejącym
życiu miłosnym Erica - wtrącił się Brian.- Jak mogliście ją zatrudnić, nie
konsultując się ze mną?
- Byłeś nieosiągalny - powiedział Sed.
- Gówno prawda, Sed. Mogłeś do mnie zadzwonić. To nie jakaś banalna
decyzja, którą podejmuje się od razu. Widziałeś ją w ogóle w pracy?
Sed skrzyżował ręce na swojej szerokiej piersi.
- Cóż, może nie do końca, ale Dave za nią poręczył. Według mnie, to się
nadaje.
- Oczywiście, że Dave za nią poręczył. To jego siostra.
- Więc co proponujesz, byśmy zrobili?- zapytał Sed.
- Znajdźmy kogoś, który kurwa zna się na rzeczy. Co wy na to?
- Myślę, że powinniśmy dać jej szansę, zanim ją zwolnimy - powiedział
Jace.
Wszyscy się zawahali, jako że nie byli przyzwyczajeni, że Jace wyrażał
swoją opinię. Nie chodziło o to, że jej nie szanowali. Po prostu nie oczekiwali,
że tak łatwo zabierze głos. Kobiecie Jace'a jakoś udało się przebić przez
nieprzeniknioną ścianę, za którą się krył, odkąd został członkiem zespołu.
Aggie powinna rozważyć pracę w sekretnym rozwoju broni wojskowej czy
coś. Jeżeli przełamała się przez obronę Jace'a, to mogłaby się przebić przez
cokolwiek.
- Zgadzam się - powiedział Eric.- Sądzę, że Reb sobie dobrze poradzi.
Dave nie zrzuciłby jej z klifu bez pasów bezpieczeństwa.
- Marcus wie o tym?- zapytał Brian.
Cholera. Wow, spójrzcie na dywan. Bardzo ładny. Eric po raz pierwszy
zauważył czarne plamki na czerwonym dywanie, gdy się na niego gapił, aby
uniknąć oskarżycielskiego spojrzenia Briana.
- Biorę to za nie - westchnął Brian.- Wiecie, że Marcus chciał pozycję
operatora konsoli dźwiękowej. Jako inżynier monitorujący miał staż pracy.
- Zgodziłbym się, ale musimy pamiętać o powrocie Dave'a - powiedział
Sed.- Nie damy Marcusowi pracy Dave'a. Jesteśmy mu to winni. To
tymczasowe rozwiązanie, aż wróci.
Brian potarł twarz dłonią.
- Wiesz, że mam nadzieję, iż masz rację, stary, ale spójrzmy prawdzie w
oczy. Dave jest sparaliżowany. Jakie jest prawdopodobieństwo, że
kiedykolwiek wróci?
- Może się teraz ruszać - powiedział Jace.- Widzieliśmy go kilka dni
temu. Porusza się. Co nie, chłopaki?
Trey skinął lekko głową.
- Tak. Nieco - Trey spojrzał na swoje dłonie i zacisnął je w pięści, zanim
uniósł głowę by spojrzeć na Briana.- Musimy mu dać więcej czasu na
wyzdrowienie, zanim się z czymś pospieszymy.
- W takim razie damy Rebece szansę?- zapytał Eric.
- Mam złe przeczucie co do tego - powiedział Brian.
- Ja mam złe przeczucie co do twojej twarzy, a mimo to wciąż
pozwalamy ci z nami być - powiedział Eric.
Brian skrzyżował ręce na swej piersi i po długiej, napiętej chwili, skinął
głową.
- Dobra. Damy jej szansę. Mam tylko nadzieję, że za trzy dni nie
powiem wam „a nie mówiłem”.
Eric uśmiechnął się.
- Świetnie, pójdę jej powiedzieć.
- Nie, ja jej powiem - powiedział Trey i zbiegł ze schodów.
Eric rzucił się za nim.
Rozdział 4
Rebekah zgasiła silnik Corvetty Erica i spojrzała do góry, aby dostrzec
Treya, Millsa, który uśmiechał się, stojąc koło samochodu. Jego namiętne,
zielone oczy zabłyszczały psotnie. Jej serce pominęło uderzenie. Zawsze
wyglądał, jakby dopiero co wyszedł z łóżka po nocy fantastycznego
pieprzenia. Rebekah nie miałaby nic przeciwko, aby jako ochotnika pomóc mu
utrzymać ten wygląd. Ten mężczyzna był zbyt zajebisty dla własnego dobra.
Albo dla jej dobra, czego nie była pewna.
- Hej - głęboki, drażniący ton Treya posłał wzdłuż jej kręgosłupa dreszcz
rozkoszy.
Zaczerwieniła się, zastawiając się, dlaczego przez spojrzenie tego
mężczyzny zrobiła się taka rozgrzana i podniecona. Nieco później zauważyła,
że Trey trzymał głowę Erica po pachą i zasłaniał mu usta dłonią. Eric walnął
Treya w zebra, na co Trey się skręcił, ale go nie puścił.
- Co ty robisz Ericowi?- zapytała Rebekah.
- Nie możesz zbliżać się do tego okropnego faceta - powiedział Trey.-
Brian zdecydował, że wykonasz świetną robotę jako operatorka naszej
konsoli.
Uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Kłamca.
Kiedy otworzyła drzwi samochodu, Trey cofnął się, zmuszając Erica, by
Olivia Cunning - Sinners on tour 04 – Wicked Beat Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Książka dedykowana pamięci Jimmiego "The Rev'a" Sullivana, który wciąż rządzi rytmem mego serca forREVer.
Rozdział 1 Rebekah poprawiła poduszkę pod głową swego starszego brata. Wygładziła koc na jego kolanach. Ściągnęła pojedynczy włos z jego szpitalnej koszuli i rzuciła na niebieski dywan. Przesunęła jego rękę do bardziej naturalnej pozycji u jego boku. Oblizała swój kciuk i starła plamkę musztardy z kącika jego ust. Krzywiąc się, Dave odwrócił głowę, próbując uciec przed jej ślinową kąpielą. - Przestaniesz wreszcie, Reb? - Przepraszam - powiedziała.- Denerwuję się. Naprawdę przyjdą? - Oczywiście, że przyjdą. W przyszłym tygodniu wracają w trasę i jeszcze mnie nie zwolnili - Dave skrzywił się i złapał koc jedną dłonią. Niemal mógł go mocno chwycić. Rebekah wahała się między dumą i rozpaczą, gdy widziała, jak Dave daleko zaszedł od swego wypadku i ile jeszcze zostało mu do wyzdrowienia.- I nigdy się nie zgodzą na ten plan, Reb. Nigdy. - Tylko cię tymczasowo zastąpię, Dave. Do czasu, aż wrócisz z nimi w trasę. Bez wątpienia jesteś najlepszym technikiem na świecie i znaleźliśmy najlepsze rozwiązanie dla ich dylematu. Nie zwolnią cię. - Tak naprawdę, to nie mają innego wyboru, Reb. Nie mogę być ich operatorem dźwięku i oświetlenia, gdy nawet nie mogę dosięgnąć do konsoli. A nawet jeśli mógłbym dosięgnąć, to nie ma mowy, abym przesuwał suwaki wystarczająco szybko, aby nadążyć za zespołem podczas koncertu. - Ale nadążysz, Dave. Potrzebujesz więcej czasu na wyzdrowienie. Mogę pracować na twojej konsoli, aż będziesz gotowy, by wrócić do pracy. Jestem
szczęśliwa, że mogłabym ci pomóc - w rzeczywistości, to on pomagał jej tak samo jak ona jemu. Żaden metalowy zespół nie chciał zatrudnić kobiety na operatora dźwięku. Dave już ją ostrzegł, zanim zaczęła szkołę. Powiedział jej, że skończy miksując muzykę na popowych koncertach w centrach handlowych. Była zdeterminowana, aby pokazać mu co innego, ale jak do tej pory jej determinacja doprowadziła ją do nikąd. Gdyby ktoś dał jej szanse, to mogłaby pokazać, że kobieta jest tak samo metalowa jak faceci. - Wiem jak bardzo chcesz pomóc, siostrzyczko, ale nie sądzę, by się na to zgodzili. Musisz zacząć od samego dołu i zapracować sobie na swoją drogę na szczyt, a nie oczekiwać, że załapiesz się na pracę z jednym z największych zespołów w branży zaraz po tym, jak skończyłaś szkołę. Westchnęła, gdy zatonęło jej serce. Starała się zbytnio nie dąsać. Wiedziała, że miał rację, ale cierpliwość nigdy nie była największą cnotą Rebekhi. Właściwie to cierpliwość nawet nie wiedziała, gdzie mieszkała. - Ale zrobię co w mojej mocy, aby dostrzegli, że to opłacalne rozwiązanie - powiedział.- Że jesteś na tyle dobra, by zająć moje miejsce. Uśmiechnęła się uśmiechem, typu niech-mój-brat-poczuje-się-jak-super- bohater. - Naprawdę? - Tylko nie bądź zbyt rozczarowana, jeżeli powiedzą nie. Zmiażdżyłoby to ją. Czciła Sinnersów i każdą nutą, jaka kiedykolwiek została stworzona przez ich utalentowane dłonie, palce, usta, stopy i inne części ciała, których używali do tworzenia muzyki. Na studiach, Rebekah zakończyła swój projekt o Sinnersach. Został uznany za genialny i dzięki niemu ukończyła rok. Dave uśmiechnął się, jego wzrok przesunął się do jej niedawno pofarbowanych włosów. Skrzywił się. - Mama widziała twoje włosy?- zapytał. Rebekah uśmiechnęła się i wygładziła jedną dłonią swoje włosy koloru platynowego blondu, które sięgały jej do ramion. Niedawno pofarbowała tylną warstwę na kobaltowy niebieski. Odkąd urosły jej włosy, to lubiła robić z nimi rzeczy, które przyciągały do nich uwagę. Dziwne, co bycie całkowicie łysą zrobiło z dwudziestoczteroletnią dziewczyną. Poza tym, Rebekah zawsze lubiła przyprawiać swoją matkę o napady apopleksji, nawet jeśli oznaczało to poddanie się pod regularne egzorcyzmy. - Sądzisz, że spodobają się jej? - Um, nie. - To dobrze - zachichotała.- Więc wszyscy członkowie zespołu przyjdą cię odwiedzić?- jej serce waliło z podniecenia. Dave uśmiechnął się do niej. - Masz na myśli, czy Trey będzie z nimi, tak? Przyłapana. Tak jakby, to szalała na punkcie gitarzysty rytmicznego Sinnersów, Treya Millsa, i Dave o tym wiedział. Pewnie dlatego, że za każdym razem gdy rozmawiała z Dave'em, pisała do nie smsy albo maile, to zawsze
pytała jak się miewa Trey. W zamian, Dave zawsze jej mówił kogo w chwili obecnej Trey posuwał. W ten sposób ani trochę nie udało mu się zmniejszyć jej zainteresowania. Wręcz przeciwnie, długa lista podbojów Treya sprawiała, że w jej oczach był jeszcze bardziej intrygujący. Rebekah była pewna, że mógłby ją nauczyć tego i owego w sypialni, a przecież bardzo potrzebowała doszkolenia w tym temacie. - Nie jestem pewien, czy Brian już wrócił do miasta - powiedział Dave.- Chyba jest jeszcze w Kansas City ze swoją żoną, ale jestem pewien, że reszta z nich wpadnie. Włącznie z Treyem-Nie-Mogę-Utrzymać-Go-W-Swoich- Spodniach Millsen. Trzymaj się od niego z daleka, Reb. Uch, nie, to nie była najlepsza wizja jej wyobraźni. Ten mężczyzna został stworzony, aby pożreć go w całości. Kto przejmował się późniejszymi niestrawnościami? Nie ona. Czyjeś knykcie zastukały do drzwi. Czy to oni? Serce Rebekhi podskoczyło. - Proszę - zawołał Dave. Drzwi otworzyły się i mężczyzna z mokrych snów Rebekhi wsunął głowę do pokoju. Czarne włosy zasłaniały jego jedne zielone oko, seksapil sączył się z jego wszystkich porów, gdy Trey zmierzył Rebekhę od stóp po głowę. Jej całe ciało obmyła fala ciepła. Trey posłał Dave'owi znaczący uśmiech. Jej temperatura wzrosła o kilka kolejnych stopni. - Sory, że przeszkadzamy ci w twoich zalotach, stary - Trey uniósł czarne brwi, jedno z nich miało srebrny kolczyk w kształcie obręczy.- Wpadniemy później. Zamknął drzwi. O mój Boże, uciekł! Rebekah przebiegła przez pokój i otworzyła drzwi. - Czekaj, nie idź. Nie ma żadnych zalotów. Jestem młodszą siostrą Dave'a, Rebekah. *** Eric opuścił rękę z czoła Jace'a i się zagapił. Na nią. Na jakieś pięć minut.
Zapomniał, dlaczego złapał Jace'a w uścisk. Chodziło o jakiś pierścionek zaręczynowy i dominę Jace'a, Aggie. Zapomniał, że nie mógł się doczekać, aby odebrać nowy sprzęt - talerze dla jego zestawu perkusyjnego, po tym jak odwiedzą tego jak-mu-na-imię - Dave'a! - który właśnie co wrócił do domu ze szpitala. Zapomniał, że chodzenie wymaga sekwencji lewej stopy i prawej - nie lewej, lewej, lewej, potknięcie i prawej stopy. Zapomniał, jak się oddycha, aż zabolała go pierś. Eric zakrztusił się własnym językiem. To była ona. Stała tam. Sięgała mu do ramienia. Drobna. Kobieca. O włosach koloru blond i niebieskiego. Była zarówno piękna jak i urocza w tych swoich niedopasowanych, długich skarpetkach, fioletowym topie i zielonej miniówie. To naprawdę była ona. Kobieta z mokrych snów Erica. I obskakiwała Treya. Sukinsyn. Chwila, pomyślał Eric. Może wyciągał pochopne wnioski. Może znaki się myliły. Nigdy wcześniej jej nie widział, więc musiał się upewnić. Eric uniósł długi kosmyk włosów, które farbował na inne żywe kolory co każde czterdzieści dziewięć dni i spojrzał na niego. Jego pamięć działała w pełnym zakresie. W chwili obecnej był koloru niebieskiego kobaltu - był to taki sam odcień, jak jej spodnia warstwa włosów. Jakie były szanse? Musiało to być kismet. Przeznaczenie. Fatum. Dowód. Dar z niebios... Powiedziała, że ma na imię Rebekah. Było to ulubione imię Erica. Przynajmniej teraz. Rebekah oderwała wzrok do Treya na tyle długo, aby zauważyć, jak Eric przygląda się swoim włosom jak idiota. - Ładny kolor - powiedziała z diabelskim uśmiechem. Eric wgapił się. W nią. Na jakieś pięć minut. Rozmowa potoczyła się wokół niego, ale nie mógł przestać się gapić. Jego oczy zrobiły się suche i swędzące, ponieważ nie chciał mrugać. Coś uderzyło go w bok głowy. Eric odwrócił głowę, aby spostrzec, że Sed, wokalista Sinnersów, patrzy się na niego, jakby na coś czekał. - Więc? - Więc co? - Myślisz, że powinniśmy jej dać szansę?- zapytał Sed. Najwidoczniej Eric przegapił coś, gdy się tak gapił, potykał, dusił i gapił nieco więcej, oraz nie mrugał - w tej kolejności. Jace walnął Erica w plecy. - Wszystko u ciebie w porządku, Sticks?- zapytał.- Zjadłeś jakiś stary ser? Ser? Co to kurwa jest ser? Mózg Erica zwykle pracował całkiem dobrze, ale widocznie nie przy tym
seksownym stworzeniu w pokoju. - Obiecuję, że dam z siebie wszystko - powiedziała Rebekah, jej miękki głos mieszał dziwne emocje w piersi Erica. Puściła ramię Treya i stanęła naprzeciwko Erica. Truskawkowy zapach jej szamponu sprawił, że zmiękły mu kolana. A może to przez parę dziecinnych, niebieskich oczu, które wpatrywały się na niego spod grubych, czarnych rzęs.- Pozwolisz mi ze sobą pracować?- dotknęła środka jego piersi i jego serce podskoczyło pod jej palcami.- Nie pożałujesz tego. Eric z trudem przełknął ślinę. Nie miał pojęcia o czym mówiła, ale jej pracowanie z nim w jakimkolwiek charakterze brzmiało obiecująco. - Tak. Zapiszczała uradowana, objęła go i uścisnęła. Niemal go przewróciła, gdy podskoczyła w górę i w dół w podnieceniu. Zanim zdążył złapać ją w ramiona i zanieść do najbliższego sędziego, aby wyrecytować wieczną przysięgę, puściła go i przytuliła Jace'a, a następnie Seda. Eric skulił się, gdy przykleiła się do Treya. Było jasne w stu procentach, kogo chciała. Odkąd on i Trey Mills byli jedynymi singlami w zespole, Eric myślał, że wreszcie będzie miał okazję wybrać dla siebie miłą dziewczynę. Nie miał takiego szczęścia. Trey szepnął jej coś do ucha. Zachichotała i odszepnęła: – Nie tutaj. Eric odwrócił się, znalazł najbliższą ścianę i zaczął w nią wielokrotnie uderzać głową.
Rozdział 2 Rebekah wniosła swoją walizkę po schodach busu, przy czym się zadyszała. To nie był ten autobus, którego przepołowiło na pół i który spłonął w Kanadzie, prawda? Pewnie nie, ale kto mógł to stwierdzić po stosie gruzu, który zaśmiecał nawy i każdą dostępną powierzchnię? Czarnowłosy, wytatuowany mężczyzna, który miał na sobie workowate, dżinsowe spodenki na czerwone bokserki, wyszedł za stosu. Do jego sutka były przyłączone różne łańcuchy, które ciągnęły się do Bóg-jeden-wiedział-co- miał-w-spodniach. Rebekah nie zauważyła go siedzącego na czymś, co mogło być kanapą albo kartonem, albo wypchanym niedźwiedziem grizzly. - Więc to ty jesteś nową operatorką konsoli dźwiękowej. Dreszcz dumy sprawił, że spuchła jej pierś. Jasne, że głównie z powodu nieszczęścia swego brata, Rebekah Esther Blake została tymczasową operatorką konsoli dźwiękowej Sinnersów, ale była tutaj gotowa, aby udowodnić swoją wartość. - To ja - powiedziała rozpromieniona. Szybko zmusiła się od uśmiechania od ucha do ucha. Może powinna spróbować zachowywać się nieco bardziej męsko, albo ci twardziele technicy zjedzą ją na śniadanie. - Jestem Travis. To Jake. Marcus powinien niebawem się tu zjawić. Rebekah przyglądała się stosowi gruzu, aż zobaczyła w pobliżu ruch blond irokeza blisko czegoś, co wydawało się być stołem jadalnym pod górą prania i puszek piwa.
Jake wstał, wytarł rękę w swoją czarną koszulkę, a następnie wyciągnął ją w jej kierunku. - Siostra Dave'a, tak? - Um, tak - chwyciła jego dłoń i potrząsnęła nią.- Jestem Rebekah, ale większość ludzi nazywa mnie Reb. - Jesteś pewna, że to nie skrót od buntownika1 ?- Jake zapytał, spoglądając na jej wymyślne ubranie i niebieskie włosy. Travis roześmiał się. - To miałoby o wiele więcej sensu, jeżeli ty i ułożony Dave pochodzicie z tej samej rodziny. - Moja matka wyparła się mnie ponad sto razy - Rebekah uśmiechnęła się na wspomnienie wszystkich małych zwycięstw.- Dave'a wyrzekła się tylko około tuzin. Travis parsknął śmiechem, jego ciemne oczy zabłyszczały z wesołości, gdy uścisnął jej dłoń. - Tak więc, gdzie będę spała?- zapytała, czy w tym bałaganie były w ogóle jakieś łóżka. I wtedy zauważyła, że tym bałaganem były łóżka. Prycza po pryczy wypełniona pojedynczymi poduszkami, kocami, potencjalnymi czystymi ciuchami i oczywiście brudnymi. Było to oczywiste, gdyż wyczuła ich zapach z miejsca, w którym stała. Ktoś stanął za nią. - Przyszedłem cię uratować - powiedział za nią głęboki głos. Odwróciła się i ujrzała perkusistę Sinnersów, Erica, który za nią stał. Uśmiechnęła się do niego i sam odwzajemnił ten uśmiech, wyglądając jakby właśnie odkrył szczeniaka, którego zawsze chciał dostać pod choinkę. - Uratować mnie? Przed czym? - Naprawdę sądzisz, że karzemy ci zostać w tym brudnym busie? - Nie mam nic przeciwko - powiedziała. - To miejsce jest bardzo toksyczne dla wrażliwych kobiet. Zaśmiała się i walnęła go w ramię. - W takim razie nic mi nie będzie. Eric zamilkł i przesunął dłonią po swoich szalonych włosach. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu także odczuła pragnienie, by je przeczesać palcami. Niczym dzieło sztuki, włosy Erica Sticksa przyciągały uwagę. Były długie z jednej strony - aby się ich trzymać. Druga połowa była krótko ścięta. Wyobraziła sobie, jakie by były miękkie i jedwabiste pod jej palcami. Rząd długich na cal kolców ciągnął się od czoła do karku, oddzielając długie kosmyki od krótkiego puchu. Lśniły i hebanowe z wyjątkiem długiego kosmyka, który zwinął się wokół jego szyi i zwisał na jego lewym obojczyku. Przez jakiś dziwny zbieg okoliczności był pofarbowany na ten sam niebieski kolor, jaki ona wybrała - wyłącznie w celu wkurzenia swojej matki - niecały tydzień temu. 1 Rebel – buntownik. Skrót tego słowa i imienia Rebeki jest taki sam :)
Zastanawiała się, czy były to jego prawdziwe włosy, czy tylko sztuczna dopinka. Uniosła rękę i przesunęła palcem po długim, niebieskim paśmie. Były jak prawdziwe. Jedwabne. Gładkie. Ogrzane ciepłem jego ciała. Znowu pogładziła lok między dwoma palcami a jego gardłem. Jego jabłko Adama uniosło się i przełknął ciężko. Przechyliła głowę na niego, widząc go tak naprawdę po raz pierwszy. Dlaczego nigdy wcześniej go nie zauważyła? Był nieprzyzwoicie wysoki (z jej niskiego punktu widoku) i chudy. Miał solidne rysy. Silną szczękę. Prosty nos. Wąskie usta, które były gotowe do uśmiechu i seksowny dołek na środku podbródka, który aż się prosił o pogładzenie go palcem. Nie był Treyem Millsem, ale... Rebekah uniosła oczy do Erica, które były koloru jasnego, zimowego nieba. - Trey będzie w drugim busie?- zapytała. Wąskie, czarne brwi Erica ściągnęły się w grymasie. - Tak - powiedział.- Oczywiście. - W takim razie tam będę. Odwróciła się, minęła Erica i zbiegła ze schodów. - Na razie, Reb - usłyszała jak Travis woła z zasyfionego busu. Eric zeskoczył ze schodków i zatrzymał się obok niej. Rozejrzała się po parkingu, szukając drugiego busu. Widziała tylko jeden, gdy wyszła z taksówki. Przecież nie mogła przegapić czegoś takiego, jak duży bus. Za zabałaganionym busem dostrzegła duży, czarny nadjeżdżający van z czerwonym logiem Sinnersów na tyle, ale nie, na widoku nie było drugiego busu. - Gdzie jest drugi autobus? - Sed nim przyjedzie. Dzwonił i powiedział, że jest w drodze. I zanim zapytasz, to tak, Trey jest z nim - przewrócił oczami do nieba i pokręcił głową. Postawiła przy sobie swoją walizkę. Rebekah po raz kolejny rozejrzała się po parkingu i zauważyła zabytkową Corvette Singray, która była zaparkowana pod palmą. Ją powinna zauważyć. Samochód był prawdziwą pięknością, która została wyprodukowana w 1965. Może '66. Błyszczący, szmaragdowy lakier. Jego dach był spuszczony. To dobrze, że południowej Kalifornii nie padało. - Słodko!- powiedziała, praktycznie śliniąc się na widok pięknego samochodu i dzikiej mocy, o której wiedziała, że kryła się pod maską. - Co?- zapytał Eric. Wskazała entuzjastycznie przez parking. - Ten wspaniały kawałek metalu. Spojrzenie Erica podążyło za jej palcem. Podrapał się za uchem, gdy spojrzał na jej obiekt obsesji. - Masz na myśli mój samochód? Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.
- Jest twój? Uśmiechnął się i skinął głową. - Tak. Jestem z niej dumny. Padła dzisiaj tylko na dwóch światłach - uniósł dwa palce. - Padła? Znowu podrapał się za uchem i spojrzał na niebo. - Nie ustawiłem dobrze jej rozrządu. A może nie założyłem dobrze jej nowych świec. Nie jestem pewien. - Mogę spojrzeć?- Rebekah zostawiła swoją walizkę przy busie i ruszyła przez parking, zanim zdążył odpowiedzieć. Dogonił ją w dwóch długich krokach. Zanim Rebece nie powiodło się na platformie wiertniczej i na połowie krabów, to poległa także jako mechanik samochodowy. Nie dlatego, że była w tym kiepska, ale dlatego, że nikt nie brał jej na poważnie. Była kiepska na platformie i przy połowie - pięć stóp i dwa cala i sto sześć funtów mokrości nie czyniły z niej odpowiedniego materiału dla wielu miejsc pracy, gdzie chciała być. Kiedy dotarła do samochodu, zamarło jej serce. Beżowa, skórzana tapicerka była totalnie zniszczona. - Co z nią zrobiłeś?- ryknęła i odwróciła się do Erica, który cofnął się o krok z niknącym uśmiechem. - Była taka, gdy ją dostałem. - I tak ją zostawiłeś? Ile ją masz? Eric zakołysał się biodrami do tyłu, uniósł palce z siebie i spojrzał na czubki swoich czarnych Conversów. - Uch, około dziesięciu... - Dziesięciu dni? - Uch... - pokręcił głową. - Dziesięciu tygodni? Eric odchrząknął. - Um... dziesięciu... lat - wyszeptał swoje ostatnie słowo. Uderzyła go w pierś. - Jak mogłeś? Ona jest bezcennym dziełem sztuki, a ty traktujesz ją jak śmieć. - Jak śmieć? Nie, nie jak śmieć. Jest moją dziecinką - poklepał czule drzwi. - Twoja dziecinka? Wkurza mnie to jeszcze bardziej - Rebekah okrążyła przód samochodu i podniosła maskę.- Jeżeli silnik wygląda tak źle, jak wnętrzem to wydrapię ci oczy. Eric zakrył oczy obu rękami. Gdyż miał powód. - Och, Boże - Rebekah jęknęła, gdy spróbowała zrozumieć co ktoś zrobił kiedyś wspaniałemu silnikowi V-8.- Czy to? Czy to... wieszak trzyma gaźnik?
- Próbowałem ją naprawić - powiedział Eric, wciąż chroniąc swe oczy dłońmi o długich palcach. Wyglądał śmiesznie. I w jakiś sposób ujmująco. Uśmiechnęła się do i podparła maskę metalowym prętem - kolejny wieszak. - Jesteś pewien, że to właśnie ty powinieneś próbować ją naprawić? - Mam instrukcję naprawy dla tego modelu - powiedział.- Bardzo dobrą. - Będziemy musieli dojść do tego, jak wyprostować tą katastrofę. Odsunął dłonie od oczu. - Będziemy musieli? - Jestem tak jakby mechanikiem. Albo byłam. Jeżeli chcesz, to pomogę ci ją przywrócić do życia. Chociaż nie zajmuję się wnętrzami. Wahał się. - Masz lepszy pomysł?- zapytała, przesuwając palcem wzdłuż boku silnika i znalazła sączący się olej. Rozwalona uszczelka pod głowicą. Cudownie. Westchnęła ciężko. Co za biedny samochód. Jak mógł twierdzić, że była to jego dziecinka? Eric stanął obok niej, spoglądając na całkowicie spieprzony silnik z miną, która graniczyła z pychą. - Kiedy odholowałem ją do mojego domu z rupieciarni, to obiecałem sobie, że wszystko sam w niej zrobię. Teraz działa - spojrzał na Rebekhę.- Czasami. - Jestem zaskoczona, że w ogóle odpala. Zarumienił się i spojrzał przez parking. Rebekah spojrzała na niego zdumiona. Nie był taki słodki dziesięć minut temu, prawda? Może mogła mu się przyjrzeć lepiej, dlatego że był tak blisko. I dobrze pachniał. Nutka skóry i wody po goleni i coś całkowicie męskiego. Nagle zachciała, by ją zauważył. Jako kobietę. Rebekah odsunęła się na bok i otarła się o niego ramieniem, udając, że to przez przypadek. Nie odsunął się, ale też nie zwiększył między nimi kontaktu. - Możesz dotrzymać tej obietnicy. Jeżeli ci pomogę - powiedziała.- To ty odwalisz całą robotę. Będę cię tylko nadzorować. Jego jasny, szczery uśmiech zrobił coś dziwnego z jej sercem. Poszybowało do góry i zatrzepotało w jej gardle lub jego okolicy. - Brzmi to jak plan, Reb. Jego ręka zsunęła się na dolną część jej pleców. Dreszczyk podniecenia przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. - Nie spodziewałem się, że zgłosisz się na ochotnika, by mi pomóc - powiedział.- Jaką zapłatę byś chciała w zamian za pomoc? Jego kciuk potarł okrężnymi ruchami podstawę jej kręgosłupa. Zaparło jej dech w piersiach. Dlaczego jej sutki nagle stwardniały?Wypięła biust do przodu, chcąc aby na nie patrzył i nie wiedziała, dlaczego świadomość, że
zobaczyłby jej podniecenie, ekscytowała ją. Zerknęła na niego i dostrzegła, że miał zamknięte oczy. Jej serce zatonęło nieco. Nie zwracał na nią uwagi. Odsunęła się od niego nieco. Nie, aby umknąć jego objęciu, ale by być... mniej pochłoniętą przez tego mężczyznę. Był od niej wyższy o stopę, co sprawiało, że czuła się kobieca i mała. Nie była pewna, czy podobało się jej to uczucie. - Uch, co masz na myśli?- zapytała bez tchu. - Całkiem dobrze masuję - powiedział, a przez jego niski głos dostała gęsiej skórki wzdłuż boku szyi. Otworzył oczy i natychmiast zauważył małe nierówności pod jej cienką koszulką na ramiączkach. Zaparło mu dech. Pociągnęła koszulkę w dół za rąbek, dając mu lepszy widok na jej sprzęt. Udawała, że to także było przypadkowe. Tym razem zdecydowanie zwracał uwagę. Co było teraz dobrą okazją, aby chwycić za ten długi kosmyk włosów i przyciągnąć jego roześmiane wargi do swej szyi. Chwila. O czym ona myślała? Trey - zajebisty, słodki i seksowny - był członkiem zespołu, którego chciała spróbować, a nie ten głupi facet z... z... hipnotycznymi dłońmi. Och. Tylko za sprawą jego muskającego kciuka jej mięśnie się rozpłynęły. Jej brzuch drżał. Jej sutki napinały się. Eric stanął za nią, a jego długie palce wpiły się w jej ramiona z taką siłą, aby zakołysała się ku tym wspaniałym rękom. Jego kciuki masowały po obu stronach kręgosłupa, gdy zsuwał je niżej. Niżej. Niżej. Mmmmm, niżej. - Dobra!- krzyknęła, gdy jej całym ciałem wstrząsnął głęboki dreszcz. Drogi Boże, dłonie tego mężczyzny. Eric zachichotał i te jego silne dłonie o długich palcach przesunęły się wokół jej talii i spoczęły na jej brzuchu. Przyciągnął ją do swojego chudego, umięśnionego ciała. Odchyliła głowę do tyłu i dostrzegła, że patrzył na jej szyję. Pochylił głowę bliżej jej ucha. - Jestem też dobry w innych rzeczach - mruknął. Założę się, że jesteś. - Tylko nie w naprawianiu samochodów - droczyła się. Jego dłonie potarły jej brzuch i zapragnęła, aby przesunął je nieco wyżej, aby pomasował jej obolałe piersi. Jeżeli jego dłonie były takie cudowne na jej plecach i brzuchu, to jakby było gdyby były tam do góry? Och, i tam na dole. - To nie było miłe, mała Reb. - A kto powiedział, ze jestem miła? - Według mnie wyglądasz na bardzo miłą - mruknął. Pociągnęła swoją koszulkę nieco bardziej w dół. Jej sutki były teraz ledwie zakryte. Eric wciągnął drżący oddech przez zęby. Pragnął jej? Chciała, aby jej pragnął. Tak jakby też go potrzebowała. Głośny, niski pomruk zwrócił uwagę Rebeki. Błyskawica? W słoneczny,
kalifornijski dzień? Czerwony Harley wjechał na parking i skierował się w ich stronę. Zatrzymał się przed nimi, a jego motocyklista ubrany w skórę, oparł maszynę na nóżce. - Trójnóg!- przywitał go Eric. - Trójnóg?- Rebekah powtórzyła echem. Motocyklista ściągnął kask, odsłaniając najsłodszego członka Sinnersów, basistę Jace'a Seymoura. Jace miał idealną dziesiątkę w skali przystojniaków. Ciemny zarost i tlenione, ułożone w kolce włosy zdecydowanie do niego pasowały. Rebekah doszła do wniosku, że każdy członek Sinnersów był atrakcyjny na swój własny sposób. Gitarzysta prowadząc, Brian, ze swoim wyglądem modela z okładki także dostał idealną dyszkę. Sed, wokalista, był napakowany i przystojny, czym także sobie zaskarbił dziesiątkę. Gitarzysta rytmiczny, Trey, był zmysłowy, seksowny i miał coś sobie z bad boya, co dawało mu jedenastkę. I był Eric. Ich perkusista. Tak naprawdę, to nigdy zbytnio nie zwracała na niego uwagi. Była zbyt zajęta ślinieniem się do Treya. Treya - uch uch uch - Millsa. Zastanawiała się, kiedy przybędzie. Jace odczepił elastyczny przewód na tyle swojego motocyklu. Szarpnął swój pakunek na tylnym siedzeniu i rzucił do Ericowi. - Stary, jeżeli starasz się jej zaimponować swoim samochodem - powiedział Jace.- To sądzę, że powinieneś przemyśleć swoją strategię - parsknął, gdy próbował powstrzymać śmiech. - Uwielbia go - powiedział Eric. - Powiedziała tak tylko po to, byś się nie rozpłakał. Rebekah pokręciła głową. - Nie, on ma rację. Uwielbiam go. Nie mogę się doczekać, aż pomogę mu naprawić silnik. Jace uniósł na nią jedną brew. - Ty zamierzasz mu pomóc go naprawić? Zanim zdążyła zgasić Jace'a w jego niewiarę w kobiety i takie tam, to odezwał się Eric: - Najwidoczniej posiada szalony talent mechanika. Prawda, Reb? - Uch, tak. Tak sądzę - zarumieniła się.- Cóż, byłam mechanikiem samochodowym, ale czasami nie byłam wystarczająco silna by... Ale mam małe dłonie, więc łatwo mogę nimi dotrzeć do małych miejsc - uniosła swoje dłonie, szeroko rozstawiła palce i dotknęła się czubkami.- Wolę pracować z dużymi kawałkami metalu... - Dużymi kawałkami metalu? Będziesz pracować z odpowiednim zespołem - powiedział Eric. Jace parsknął śmiechem i poklepał Erica w ramię. Przewróciła oczami na Erica, starając się nie roześmiać. - Jak już mówiłam, nie jestem fanką elektrycznych składników. Właśnie dlatego tak bardzo uwielbiam stare roczniki - kiedy posłała Ericowi rozpromieniony uśmiech, to posłał jej to rozpuszczone spojrzenie takie jak
gdy Dave patrzył na swoją uroczą siostrę z soczystą miłością. Ugh! Nienawidziła, gdy faceci tak na nią patrzyli. Rebekah nie była uroczą siostrą Erica. Była upartą, bystrą, twardą, niezależną, zmysłową istotą i lepiej, by sobie to zapamiętał. Rebekah chwyciła Erica za przód jego białej koszulki i pociągnęła go w dół, tak że był na poziomie jej oczu i przygotowała się, by dać mu odpowiednie kazanie. - T-to, że jestem mała, to nie znaczy, nie potrafię o siebie z-zadbać albo że nie jestem s-seksowna - nienawidziła siebie za to, że jąkała się, gdy była wkurzona. Umniejszało to znaczenie jej słów. Eric uśmiechnął się do niej jeszcze bardziej w ten dziwny sposób, jakby topniało mu serce. - Jesteś pewna, kochanie? Może lepiej by go przekonała, gdyby zrobiła coś innego, niż tylko kłapać językiem. Nie była żadnym kochaniem. Nie była. Była zuchwała. Odważna. I bardziej impulsywna, niż uparta, bystra, twarda, niezależna i zmysłowa. Jej wolna dłoń odnalazła długi kosmyk na jego karku. Chwyciła go z wystarczającą siłą, aby przyciągnąć jego wargi do swoich. Nie opierał się na jej niespodziewany pocałunek, ale nie odpowiedział dokładnie w taki sposób na jaki miała nadzieję, jeżeli miało to jakieś znaczenie. Rebekah pocałowała go zachłannie z otwartymi ustami i poszukującymi językiem, jakby byli napalonymi kochankami, a nie osobami, które dopiero co się poznały. Eric wydał w dole gardła dziwny dźwięk, upuścił torbę Jace'a między nogi i przyciągnął ją do siebie obiema rękami. Gdy była przyklejona do solidnej długości jego ciała, jej stopy oderwały się od ziemi, gdy się wyprostował. Jedną silną dłoń przycisnął na środku jej pleców, drugą zaś przesunął na jej tyłeczek, by przyciągnąć ją do siebie jeszcze bardziej i pocałował ją niesamowicie. Whoa! Nie miała na myśli, żeby to się stało. Chciała, by było to ćwiczenie typu „nie nie doceniaj mojej siły” niż „spraw, by podwinęły mi się palce u stóp, a moje serce pędziło.” Dłonie Rebeki rozluźniły się na jego koszulce i włosach, by przesunął się na jego mocne ramiona. Tak, mocne. Wszystko w tym facecie było mocne. Cóż, przynajmniej cielesne. - Um - odezwał się głęboki, spokojny głos gdzieś z łydek Rebeki.- Gdybyście tylko dali mi... podnieś moją torbę - nastąpiło głośne umph, gdy Jace wyciągnął swoją torbę spod jej stóp.- To zejdę wam z drogi. Odzyskując swój rozum, Rebekah odsunęła wargi od Erica i otworzyła oczy. - Niech to będzie twoja nauczka - szepnęła bez tchu. Zatrzepotały mu rzęsy, kiedy otworzył oczy i na nią spojrzał. - Moja nauczka? - Nie jestem najukochańszą, najbardziej uroczą i najmniejszą rzeczą,
jaką kiedykolwiek ujrzałeś w swym życiu. - Och, tak... jesteś - mruknął i pokonał wąską lukę między ich wargami, by znowu ją pocałować. Um... whoa! Co do cholery? Jej całe ciało pulsowało od nieoczekiwanej energii seksualnej. Odsunęła się, całują Erica z przerwami, aby rozkoszować się powoli jego ssącymi wargami. Nawet położyła dłoń na jego twarzy i pchnęła ją, aby ograniczyć dostęp do jego ust. Tak naprawdę, to nie poskutkowało to zbytnio. Nawet gdy odchylił się na jej polecenie, to podążyła za nim. Cholera, ten facet miał silne usta. I dłonie. Dobry Boże, były takie przyjemne na jej tyłeczku i dolnej części pleców. Rebekah siłą oderwała wargi od Erica. Przesunęła dłoń, by otulić jego policzek, podczas gdy patrzyła w jego nieodparcie niebieskie oczu. - Nie jestem urocza - zapewniła go, znowu zamykając oczy, gdy pochyliła się, by skraść kolejny pocałunek. Potrzebowała jeszcze jednego i starczy. Tylko jeszcze jeden.- Jestem... jestem seksowna i... Mmmm... - albo dwa. Znowu go pocałowała. I znowu. Zadrżała, gdy jego język musnął jej górną wargę i odsunęła się, a następnie przygryzła swoją dolną wargę, aby się zachować i powstrzymać się od tak ogromnego pragnienia jego ust. Rebekah otworzyła oczy i natychmiast zatraciła się w jego spojrzeniu, zapominając co chciała udowodnić.- Jestem seksowna i... zmysłowa i... - wciąż kobietą. - Nie mam co do tego wątpliwości, mała Reb. Nie wiedziałem tylko, czy byłaś tego pewna. Rozległ się głośny klakson, gdy na parking wjechał czarny bus z wiśniowo czerwonym logiem Sinnersów wymalowanym na boku i zatrzymał się obok zasyfionego busu. Eric postawił Rebekę na nogi i puścił ją. Przytrzymał ją za ramię, aż odzyskała równowagę, a następnie odwrócił się, aby zamknąć maskę Corvetty, zanim okrążył samochód, by otworzyć bagażnik. Była nieco zdezorientowana przez jego nagłą obcesowość. Pewnie stracił do niej cały szacunek, po tym jak się na niego tak rzuciła. Przecież nie codziennie atakowała przystojniaków. Albo w ogóle, tak prawdę mówiąc. Po prostu nie spodziewała się, że aż tak spodoba jej się całowanie Erica. Czym zamierzała postawić na swoim. Co było... um... co właściwie miała na myśli? Dotknęła chłodnymi palcami swych rozpalonych policzków. Eric wyciągnął dużą torbę podróżną i zamknął bagażnik. Kiedy zauważył, że stała tam niepewnie, to powiedział: - No, chodź. Nie chcesz zobaczyć jaki nowy bus jest w środku? Uśmiechnęła się i skinęła głową z entuzjazmem. Przygryzł wargę i pokręcił na nią głową. - Wciąż bym powiedział, że jesteś najukochańszą, najbardziej uroczą małą rzeczą, jaką kiedykolwiek ujrzałem. Westchnęła z oburzeniem. O tak. O to jej chodziło.
- Ericu Sticksie, chyba nie chcesz, abym dała ci kolejną nauczkę, prawda? Uśmiechnął się i serce Rebeki ruszyło pędem. - Tak, w sumie to chcę - powiedział.
Rozdział 3 Ku uciesze Erica, nowy bus miał sześć łóżek z zasłonami, zamiast czterech i materace były przynajmniej o stopę szersze. Błogosławieństwo dla kogoś nieprzyzwoicie wysokiego i zmuszonego do spania w łóżku zaprojektowanym dla przeciętnego malucha. Jako że byli idealnymi dżentelmenami - ta, jasne - panowie pozwolili Rebece jako pierwszej wybrać pryczę. Wybrała dolną pryczę najbliżej łazienki, gdzie Sed sypiał w starym busie. Trey natychmiast zajął pryczę nad nią, która kiedyś należała do Erica. - W ten sposób każdej nocy będę na Rebece - powiedział Trey. Przygryzł wargę i pochylił się ku niej, ale jej nie dotknął. Zatrzepotały jej powieki, rozchyliła wargi i pochyliła się ku niemu. Już była pod czarem Treya. Sukinsyn. Ten facet posiadał niesamowitą zdolność uwodzenia kogokolwiek. Z wyjątkiem Briana. Od lat próbował się wpakować do spodni ich gitarzysty prowadzącego. Z tego co wiedział Eric, to nigdy mu się to nie udało. Rebekah zaczerwieniła się i zachichotała, co robiło większość kobiet, gdy Trey poświęcał im choć skrawek swej uwagi. Gdyby Eric powiedział dokładnie to samo, to pewnie walnęłaby go w zęby za bycie świnią. Eric wybrał łóżko naprzeciwko Rebeki. Dlatego, że miał już dość spania na górze, a nie dlatego, że ciągle odtwarzał w głowie jej małą nauczkę. I nie
dlatego, że na samą myśl jego penis zadrżał z podniecenia. I zdecydowanie nie dlatego, że mógłby na nią patrzeć, gdy będzie spała. Ta, jasne. Jace rzucił swoją torbę na prycz nad Erica. - Wreszcie mam swoje własne łóżko - powiedział. W przeszłości zajmował pryczę, która była wolna, co zależało który członek zespołu zajmował łóżko królewskich rozmiarów w sypialni. Sed zajął dolną pryczę naprzeciwko łazienki, pozostawiając łóżko na piętrzy Brianowi, który niewiadomo kiedy miał się pokazać. - Ten bus ma sypialnię?- zapytał Trey. Jednym palcem zsunął z ramienia ramiączko bluzki Rebeki. Ta znowu czerwieniła się i chichotała. Ale jej sutki nie były twarde. Nie tak bardzo, gdy Eric masował jej plecy. I nie dała Treyowi nauczki. Przynajmniej jeszcze nie teraz. - Oczywiście, że ma sypialnię - powiedział Sed. Otworzył drzwi na końcu korytarza.- Ale teraz, odkąd każdy z nas ma swoją pryczę, to nie musimy o nią walczyć. Eric spojrzał na Jace'a, który przybrał tą kompletnie irytującą, współczującą minę na swojej pokrytej zarostem twarzy. Jace zerknął na Treya, Rebekę i przewrócił oczami na Erica. Więc Jace zorientował się, że Eric wzdychał do Rebeki. Yay. Eric doszedł do wniosku, że nie było trudno tego zauważyć, ale łatwo można było to naprawić. Jeżeli chciała Treya, to co mu do tego? Trey mógł ją mieć. Um, jasne. Grupa obejrzała sypialnię, która była nieco mniejsza niż ta w ich ostatnim busie. Ta też miała łóżko królewskich rozmiarów, ale nie było miejsca na komodę. Eric pchnął Jace'a w ramię i uśmiechnął się. Wskazał na sufit. - Nie ma haka na twoje zabawy z krępowaniem, Trójnogu. I jak się teraz zadowolisz? - Zachowam to na chwilę, gdy wrócę do domu. Loch Aggie powinien zostać ukończony do czasu, gdy skończymy tą część trasy - Jace zaczerwienił się, gdy nie zamierzał kontynuować tematu w seksualną lub romantyczną stronę. Biorąc pod uwagę zboczone, ostre zabawy jakie lubił, jego zawstydzenie było nieco dziwne. Eric był zadowolony, gdyż okazało się, że sypialnia była mniejsza, ale za to łazienka była większa. Można było się wreszcie swobodnie odwrócić, bez walnięcia łokciem w ścianę. Reszta była podobna do ich starego busu, z wyjątkiem kolorów. Ławki w jadalni, kanapa i fotele kapitańskie miały czarną skórę zamiast kremowej. Dywany były czerwone, a nie beżowe. Czarne blaty z granitu. Błyszczące, czarne panele. Czarne urządzenia. Zasłony ich łóżek były czerwone. Pościel? Czerwona. Obramowanie pryczy? Czarne. Gdziekolwiek Eric spojrzał: czerwień i czerń. - Um, Sed?- Eric podrapał się za uchem.- Bus został wykonany na zamówienie? W kolorach Sinnersów? - Tak. To był pomysł Jerry'ego. Fajnie, co nie?
Koszmar tej palety kolorów był pomysłem ich menadżera? Znając Jerry'ego, pewnie wykorzystał ten fakt do zareklamowania kampanii. - Chyba tak... - Eric pokręcił głową. - Podoba mi się - powiedziała Rebekah.- Wygląda z klasą, ale i metalowo. - Dokładnie!- Sed uśmiechnął się szeroko, ukazując oba dołeczki. Jego głupkowaty uśmiech rozpłynął się w grymas, gdy napotkał spojrzenie Erica.- Metal - powiedział w cichym pomruku. Rozbawienie Erica wyparowało, gdy Trey znowu pochylił się w osobistą przestrzeń Rebeki. Jej policzki zaróżowiły się i zaczęła obracać bransoletki na nadgarstku. Może gdyby Eric powiedział jej, że jest absolutnie urocza, to dałaby mu kolejną nauczkę. Mógłby się do niej przyzwyczaić. Albo do miliona lub dwóch. - Co do cholery?- Brian powiedział od wejścia busu. Potarł twarz dłonią, gdy zauważył nowy wystrój busu. - Brian!- zanim Eric zdążył mrugnąć, Trey już tulił się do Briana, klepiąc go po plecach. Eric dostrzegł oszołomioną minę Rebeki, zanim zdążyła ją ukryć pod przyjaznym uśmiechem. Podążyła za Treyem, by zostać przedstawioną Brianowi. Trey zasypywał swego przyjaciela milionem pytań na minutę, pozostawią Rebękę w niezręcznej sytuacji, gdy czekała. Skoro Brian już tu był, to może Eric znowu będzie miał szansę, by przykuć do siebie jej zainteresowanie. Trey nie miał czasu na jakieś laski, kiedy jego najlepszy kumpel, Brian, był w zasięgu ręki. - Dobrze się bawiłeś w Arubie?- zapytał Trey. Brian wreszcie miał czas, aby po pięciu miesiącach zabrać swoją żonę w miesiąc miodowy. - Oczywiście. Byłem z Mryną - powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało.- Dlaczego nasze logo jest wymalowane na zewnątrz tego pieprzonego busu? - Bo nasze logo jest niesamowite - powiedział Trey, wyciągając pięść do Briana. Brian stuknął się kostkami z Treyem, ale wciąż wyglądał na nie za bardzo zachwyconego robotą lakiernika ich busu. - Cóż, konwój groupies ruszy za nami gdziekolwiek pojedziemy. - Aby technicy mogli im sprzedać koszulki, gdy zatrzymamy się na parkingach - Sed wzruszył ramionami. - I moglibyśmy wystawić na aukcję usta Treya, aby uzbierać kasę na piwo - dodał Eric. Oczy Treya rozszerzyły się. - Uch, nie. Co, jeżeli wygra jakaś świruska? - Wtedy przytrzymam cię, aż uzna, że byłeś wart jej pieniędzy - powiedział Eric. - Na parkingach bardziej bym się martwiła wygraną jakiegoś samotnego
kierowcy ciężarówki - powiedziała Rebekah. Eric roześmiał się. - Albo sfrustrowanego seksualnie polityka. Rebekah parsknęła śmiechem. - Albo obłąkanego klauna cyrkowego. - Albo zbiegłego skazańca. - Skończyliście już?- powiedział Trey, krzyżując ręce na piersi. - Kto to?- zapytał Brian, skinąwszy głową w stronę Rebeki. - Nasza tymczasowa operatorka konsoli dźwiękowej - wyjaśnił Sed. Brianowi opadła szczeka. - Naszym nowym operatorem konsoli dźwiękowej jest laska? - Dzięki, że zauważyłeś - Rebekah uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń w jego stronę. Brian potrząsnął nią powoli, przeszywając ją tymi intensywnymi, brązowymi oczyma. Kiedy zaczerwieniła się i opuściła wzrok, pokręcił głową. Puścił jej dłoń i odwrócił się do Seda. - Jak to się stało, że jest naszą operatorką? Myślałem, że Marcus zajmie miejsce Dave'a - spojrzał na każdego członka zespołu, wyglądając na całkowicie zakłopotanego. - Mam dyplom z inżynierii dźwięku - zapewniła go Rebekah.- Ukończyłam szkołę w czerwcu. - W czerwcu tego roku?- głos Briana załamał się na końcu. Trey chwycił Briana za ramię, aby zwrócić na siebie jego uwagę. - To młodsza siostra Dave'a - szepnął kącikiem ust.- Powierzył jej swoje tajemnice. Nikomu innemu. Tylko jej. Rebekah opuściła oczy. - No tak, dał mi instrukcje jak ustawić i uruchomić cały koncert - Eric nie miał pojęcia, dlaczego wyglądała na tak przygnębioną. Dave był czarodziejem w miksowaniu koncertów. Technicy dźwiękowi innych zespołów zapłaciliby duże pieniądze aby nauczyć się jego metod, szczególnie jego wspaniałego miksu gitary rytmicznej i prowadzącej w pojedynku solówek. - Ale nasza lista zmieniła się, aby pomieścić nowy singiel - Brian przypomniał im.- To dla nas totalnie niezbadane terytorium. Pianowe intro. Basowa solówka. Wokalny duet - co sprawiało, że Eric był nieco przewrażliwiony. Miał śpiewać na żywo w tym samym czasie, w którym musiał utrzymać szalone tempo ich najnowszego singla, „Sever.” Rebekah rozpromieniała na wspomnienie nowej piosenki, jej niebieskie oczy zabłysły z podniecenia. - Sprawię, że będziecie świetnie brzmieć!- wyrzuciła w powietrze pięść.- Tylko czekajcie. Eric uśmiechnął się na jej entuzjazm. Była absolutnie urocza. Ale nie metalowa. W ogóle. - To Dave musi opracować nowy miks, a nie jakaś uczennica, która
ledwie co ukończyła szkołę. Ummmm - powiedział Brian.- Jak masz na imię, panienko? - Reb - podpowiedziała. - Reb, muszę porozmawiać z moim zespołem - zatoczył ręką na nich.- Mogłabyś dać nam chwilę?- spojrzał przez swoje ramię na wyjście. Dolna warga Rebeki zadrżała. Przez chwilę Eric myślał, że wybuchnie płaczem, ale tylko się wyprostowała. Skinęła głową. - Oczywiście. Ruszyła do wyjścia. Pierwszym instynktem Erica było pójście za nią i upewnienie się, czy miała się dobrze. Brian był dla niej zbyt ostry. Eric doszedł do wniosku, że to głównie przez szok, gdy dowiedział się, że skomplikowany dźwięk będzie na łasce jakiegoś amatora. Mistrz Sinclair oczekiwał perfekcji od ich dźwięku na żywo, tak samo jak ich fani. Ale nie powinien był powiedzieć takich rzeczy przed Rebeką. Spojrzała przez ramię z tęsknotą i chwyciła się poręczy, aby zejść ze schodów. Eric nie mógł znieść tego, że ktoś tak pełen życia był tak przygnębiony. - Hej, Reb - zawołał Eric. Spojrzała przez ramię, unosząc swoje blade brwi w zdziwieniu. - Zrobiłabyś dla mnie ogromną przysługę? Uśmiechnęła się podstępnie i jego serce zatrzymało się na moment. - To zależy. - Um, mogłabyś zaparkować mój samochód w magazynie? Travis pokaże ci drogę. Uśmiechnęła się i skinęła głową z zapałem. Eric rzucił jej klucze i złapała je. Przycisnęła je do piersi i zeskoczyła ze schodów z pędem w nogach. Eric uśmiechnął się. Modlił się, aby jego uparty samochód odpalił dla niej. - Uch oh - Sed powiedział w swoim typowym, niskim pomruku. - Houston, odpalamy - powiedział Trey. Złożył ręce wokół swych ust, wydając radiowe zgrzyty.- Głowa w chmurach potwierdzona. Odbiór. Eric odwrócił się do członków swego zespołu, którzy patrzyli na niego z szerokimi uśmiechami. - Co?- zapytał Eric. - Ktoś się zakochał - powiedział Sed. - Co ty. - Stary, pozwoliłeś prowadzić jej swój samochód - powiedział Trey.- Nikomu nie pozwalasz prowadzić swego samochodu. - Prowadzenie jest pojęciem względnym w przypadku tego kawałka gówna - Sed zachichotał. - Pieprz się, Sed - Eric burknął. Sed roześmiał się jeszcze mocniej. Eric pokręcił głową. - Nie dlatego pozwoliłem jej jechać. Nie lubię jej, w sensie, że się nie
zakochałem. Jace zakrztusił się śmiechem. Eric posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Nikt nie musiał wiedzieć, że już pocałował się z Rebeką. I tak, podobało mu się to. - Wyglądała... - Eric zaczął szukać odpowiedniego słowa, aby wyjaśnić dlaczego złamał swoją zasadę nikt-nie-jeździ-moim-samochodem.- ... smutno. - Jeżeli ci się podoba, a tak nie twierdzę, ale jeżeli tak, to nie pozwól, aby dała ci wycisk jak reszta - poradził Trey. - Nie podoba mi się ona - upierał się.- Poza tym leci na ciebie, Trey. - Naprawdę?- Trey uśmiechnął.- Chyba będę musiał to wykorzystać. - Co masz na myśli? Trey uśmiechnął się szerzej. - Zobaczysz. - Nie zwołałem spotkania zespołu, aby dyskutować o nieistniejącym życiu miłosnym Erica - wtrącił się Brian.- Jak mogliście ją zatrudnić, nie konsultując się ze mną? - Byłeś nieosiągalny - powiedział Sed. - Gówno prawda, Sed. Mogłeś do mnie zadzwonić. To nie jakaś banalna decyzja, którą podejmuje się od razu. Widziałeś ją w ogóle w pracy? Sed skrzyżował ręce na swojej szerokiej piersi. - Cóż, może nie do końca, ale Dave za nią poręczył. Według mnie, to się nadaje. - Oczywiście, że Dave za nią poręczył. To jego siostra. - Więc co proponujesz, byśmy zrobili?- zapytał Sed. - Znajdźmy kogoś, który kurwa zna się na rzeczy. Co wy na to? - Myślę, że powinniśmy dać jej szansę, zanim ją zwolnimy - powiedział Jace. Wszyscy się zawahali, jako że nie byli przyzwyczajeni, że Jace wyrażał swoją opinię. Nie chodziło o to, że jej nie szanowali. Po prostu nie oczekiwali, że tak łatwo zabierze głos. Kobiecie Jace'a jakoś udało się przebić przez nieprzeniknioną ścianę, za którą się krył, odkąd został członkiem zespołu. Aggie powinna rozważyć pracę w sekretnym rozwoju broni wojskowej czy coś. Jeżeli przełamała się przez obronę Jace'a, to mogłaby się przebić przez cokolwiek. - Zgadzam się - powiedział Eric.- Sądzę, że Reb sobie dobrze poradzi. Dave nie zrzuciłby jej z klifu bez pasów bezpieczeństwa. - Marcus wie o tym?- zapytał Brian. Cholera. Wow, spójrzcie na dywan. Bardzo ładny. Eric po raz pierwszy zauważył czarne plamki na czerwonym dywanie, gdy się na niego gapił, aby uniknąć oskarżycielskiego spojrzenia Briana. - Biorę to za nie - westchnął Brian.- Wiecie, że Marcus chciał pozycję operatora konsoli dźwiękowej. Jako inżynier monitorujący miał staż pracy. - Zgodziłbym się, ale musimy pamiętać o powrocie Dave'a - powiedział
Sed.- Nie damy Marcusowi pracy Dave'a. Jesteśmy mu to winni. To tymczasowe rozwiązanie, aż wróci. Brian potarł twarz dłonią. - Wiesz, że mam nadzieję, iż masz rację, stary, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Dave jest sparaliżowany. Jakie jest prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek wróci? - Może się teraz ruszać - powiedział Jace.- Widzieliśmy go kilka dni temu. Porusza się. Co nie, chłopaki? Trey skinął lekko głową. - Tak. Nieco - Trey spojrzał na swoje dłonie i zacisnął je w pięści, zanim uniósł głowę by spojrzeć na Briana.- Musimy mu dać więcej czasu na wyzdrowienie, zanim się z czymś pospieszymy. - W takim razie damy Rebece szansę?- zapytał Eric. - Mam złe przeczucie co do tego - powiedział Brian. - Ja mam złe przeczucie co do twojej twarzy, a mimo to wciąż pozwalamy ci z nami być - powiedział Eric. Brian skrzyżował ręce na swej piersi i po długiej, napiętej chwili, skinął głową. - Dobra. Damy jej szansę. Mam tylko nadzieję, że za trzy dni nie powiem wam „a nie mówiłem”. Eric uśmiechnął się. - Świetnie, pójdę jej powiedzieć. - Nie, ja jej powiem - powiedział Trey i zbiegł ze schodów. Eric rzucił się za nim.
Rozdział 4 Rebekah zgasiła silnik Corvetty Erica i spojrzała do góry, aby dostrzec Treya, Millsa, który uśmiechał się, stojąc koło samochodu. Jego namiętne, zielone oczy zabłyszczały psotnie. Jej serce pominęło uderzenie. Zawsze wyglądał, jakby dopiero co wyszedł z łóżka po nocy fantastycznego pieprzenia. Rebekah nie miałaby nic przeciwko, aby jako ochotnika pomóc mu utrzymać ten wygląd. Ten mężczyzna był zbyt zajebisty dla własnego dobra. Albo dla jej dobra, czego nie była pewna. - Hej - głęboki, drażniący ton Treya posłał wzdłuż jej kręgosłupa dreszcz rozkoszy. Zaczerwieniła się, zastawiając się, dlaczego przez spojrzenie tego mężczyzny zrobiła się taka rozgrzana i podniecona. Nieco później zauważyła, że Trey trzymał głowę Erica po pachą i zasłaniał mu usta dłonią. Eric walnął Treya w zebra, na co Trey się skręcił, ale go nie puścił. - Co ty robisz Ericowi?- zapytała Rebekah. - Nie możesz zbliżać się do tego okropnego faceta - powiedział Trey.- Brian zdecydował, że wykonasz świetną robotę jako operatorka naszej konsoli. Uśmiechnęła się i pokręciła głową. - Kłamca. Kiedy otworzyła drzwi samochodu, Trey cofnął się, zmuszając Erica, by