Dziewczynka087

  • Dokumenty562
  • Odsłony70 949
  • Obserwuję106
  • Rozmiar dokumentów1.0 GB
  • Ilość pobrań42 022

Jamie Canosa - Angel (tł. nieof.)

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Jamie Canosa - Angel (tł. nieof.).pdf

Dziewczynka087 Ksiazki
Użytkownik Dziewczynka087 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 128 stron)

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 2 (Nie wyrażam zgody na rozpowszechnianie tego tłumaczenia)

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 3 Gdybym musiał wybierać jak umrzeć, a zaśnięcie w łóżku na starość nie byłoby opcją do wyboru, myślę, że zdecydowałbym się na utonięcie. Brzmi to okropnie, ale nie sądzę, by było to takim. Pod wodą panuje cisza. Bezruch, którego nie można znaleźć nigdzie indziej. Idealny spokój, kiedy świat właśnie gaśnie. To nie wydaje się być takim złym rozwiązaniem. Przełamując powierzchnię, zassałem tlen, karmiąc moje pozbawione nim płuca. Basen na kampusie zazwyczaj rano był opustoszały, co sprawiało, że była to dla mnie idealna pora na pływanie. Nie ma porównania między spokojną wodą podgrzewanego, krytego basenu, a oceanem. Między rytmiczny szumem fal załamujących się nad głową, prądami skręcającymi i zawracającymi, pływami pchającymi i ciągnącymi. Ocean jest żywy. Jest wyzwaniem dla tych, którzy są gotowi przyjąć zagrożenie, jakie wraz z nim idzie. Przygodą. Taką, którą kiedyś wiodłem. Ale to było wtedy. Teraz nauczyłem się wartości spokoju. Szczęścia z tego nieuchwytnego bezruchu. Ironicznie, będąc pod wodą, czułem się tak, jakby to było jedyne miejsce, w którym mogłem złapać oddech. Klapnięcie moich dłoni na zimnych płytkach odbiło się echem po ogromnej przestrzeni, kiedy podniosłem się z wody. Granatowy ręcznik siedział złożony na trybunach obok mojej koszuli oraz sandałów i użyłem go, by wyszorować chlor z moich włosów. Prysznic byłby miły, ale gdybym nie zatrzymał się w bibliotece, by zebrać materiały badawcze do pracy z Nauk Społecznych, nigdy nie zacząłbym pisać tej rzeczy. Moja wyprawa do uczelnianej biblioteki tydzień wcześniej okazała się niewypałem. Została wyczyszczona. Co nie dawało mi innego wyboru, jak podskoczyć do lokalnej filii w drodze do domu. W mokrych kąpielówkach i w ogóle. *** Dyżurującą bibliotekarką była starsza kobieta. Gdybym musiał zgadywać, powiedziałbym...że była po sześćdziesiątce? Ale ze swoimi srebrzystymi włosami związanymi z tyłu w kok na tyle ciasno, by rozciągnąć zwiotczałą skórę wokół oczu

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 4 i z poważny kijem w tyłku, mogła być najbardziej groźną osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Sople utworzone w jej lodowcowych, niebieskich oczach, skierowały się bezpośrednio na mnie nad górą jej okularów korekcyjnych, podczas gdy ja ciągnąłem za sobą krople wody po wytartym, zielonym dywanie. Nie zamierzałem zostać tam tak długo, by zrobić kałużę, ale dział bibliograficzny był jakimś żartem. Nawet z w pełni zaopatrzonymi wszystkimi trzema alejkami, nie było zbyt wiele do wyboru. Nie żebym wiedział, co wybierać. Skutki uboczne "ludzkiej kondycji". Taki był temat pracy. I dosłownie wszystko, na czym musiałem się opierać. Torturowanie studentów niewiarygodnie niejasnymi tematami prac dla własnej rozrywki, czy to było skutkiem ubocznym? Nie, pewnie nie. Ale szaleństwo musiało być. Przejrzałem książkę po książce, szukając...inspiracji? Kończył mi się czas. Musiałem podjąć cholerną decyzję i zacząć działać. Po przeglądnięciu półtorej półki, dotarło do mnie, że nie był ładu ani składu w uporządkowaniu tych rzeczy. Jeśli miałem jakąkolwiek nadzieję na opuszczenie tego miejsca z jakimkolwiek pomysłem na uwadze, to musiałem przewertować katalog. Słabe stukanie doprowadziło mnie do zakurzonego rzędu komputerów w ciemnym kącie za literaturą faktu. Nie wiele ludzi używało jeszcze publicznych komputerów, ale blada, chuda dziewczyna z mysiobrązowymi włosami siedziała pochylona nad klawiaturą, ciężko pracując nad klawiszami. Niepochlebny rysopis, ale było w niej coś...niezwykłego. Myślę, że to jej oczy. Miała najbardziej intensywne, niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. Biegając tam i z powrotem po ekranie, dostrzegłem w nich więcej niż tylko koncentrację. Był tam strach, ból i smutek. Ale pod tym wszystkim, znajdowało się to światło. Ten mały, migoczący płomień, walczący o to, by pozostać zapalonym. Zostałem przyciągnięty do tego płomienia niczym ćma, niezdolny do odwrócenia wzroku. Sprawiał on, że chciało się wyciągnąć do niego rękę i go ochronić. Namówić go na coś jaśniejszego, tylko po to, by zobaczyć, jakim pięknym może się stać. Nawet ryzykując, że zostanie się spalonym. Miała na sobie długą, białą sukienkę. Kolor ten prawie zmieszał się z jej porcelanową skórą. W świetle monitora, wydawał się on błyszczeć. Ona wydawała się błyszczeć. Jak anioł. Patrzyłem na pieprzonego anioła. Nigdy nie podniosła swojego wzroku znad ekranu. Nigdy się nie rozejrzała. Nigdy nie nawiązała kontaktu wzrokowego. Obserwowałem przy półkach, jak starszy mężczyzna zajmuje maszynę obok niej. Zamiast zwrócić na niego swoją uwagę, skuliła się bardziej,

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 5 jakby próbowała zniknąć. Ale niewidzialność była jedynie tym, co można osiągnąć, jeśli inni nam na to pozwolą, a ja jeszcze nie byłem gotowy na to, by przestać na nią patrzeć. Pisała w szaleńczym tempie, latając palcami po klawiszach, ale byłem zbyt rozproszony przez jej oczy, by naprawdę to zauważyć. Oczy, które rozszerzyły się nieznośnie, kiedy jakieś zamieszanie wybuchło przy wejściu. Podniesione głosy przebiły wyciszoną atmosferę jak pocisk szkło, roztrzaskując ciszę. Obserwowałem jej wielokrotne naciśnięcie przycisku "drukuj" z nerwami powodującymi, że jej ruchy stały się nieskoordynowane i gwałtowne. Kiedy stara, laserowa drukarka zabrzęczała, odsunęła się od biurka i pospieszyła do miejsca, w którym zebrał się stos papierów. Jej strach stał się moim strachem. Poczułem to głęboko w moim wnętrzu i musiałem się dowiedzieć... Co tak wystraszyło tego anioła? Więc poszedłem za nią.  Gdzie ona jest, do cholery? - Jakaś kobieta pochylała się ciężko nad biurkiem, denerwując bibliotekarkę. - Nalegała, bym zabrała jej leniwą dupę, a teraz...  Mamo. Jestem tutaj. Przepraszam, ja... - Niebieskooka dziewczyna zatrzymała się dobre trzy metry od swojej matki i wydawała się zdać sobie sprawę z tego, że słowa nie przysporzą jej niczego dobrego. Kobieta wyglądała na gotową, by zionąć ogniem. I mogłaby to zrobić, gdyby w ogólnym otoczeniu doszło do otwartego ognia. Przez mały hol dałem radę wyczuć alkohol w jej oddechu.  Cóż, cholernie w samą porę.  Przepraszam. Nie zamierzałam przegapić autobusu. Byłam...  Przestań zachowywać się jak skopane szczenię. Jesteś tak cholernie dobrą aktorką. Zawsze dostajesz dokładnie to, czego chcesz, nieprawdaż? Co się stało, wasza wysokość, spadłaś z tego twojego wysokiego konia?  Mamo, proszę, czy możemy nie robić tego tutaj? - Zaniepokojone spojrzenie przeszło po pomieszczeniu, a mocno czerwony rumieniec zakradł się na jej policzki. - Możemy porozmawiać o tym w domu, jeśli...  W domu? Czy to tam chcesz, żebym cię zabrała? Och, tak, Wasza Królewska Mość. Proszę, pozwól mi odwieźć cię do domu. Dziewczyna skuliła się pod wagą tego sarkazmu, dręcząc złośliwie dolną wargę uwięzioną między jej bezlitosnymi zębami. Najwyraźniej taki rodzaj traktowania nie był jej obcy, gdyż wydawała się bardziej niepokoić jęczącą widownią, która zaczynała zwracać na nią uwagę,

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 6 niż zniewagą rzucaną w jej stronę. Wyglądała na zawstydzoną. Jakby miała czegokolwiek się wstydzić. Poczułem jak moje mięśnie się napinają, a dłonie zaciskają w ciasną pięść przy moim boku.  Czy to to było takie ważne, że musiałaś marnować mój czas, abym tu przyjechała? Głupie referaty na jakieś głupie lekcje, na które i tak jesteś zbyt głupia, żeby je zdać? - Kobieta sięgnęła po stos papierów, ale jej cel był nietrafny. Wszystko, co udało jej się zrobić, to zrzucić je na podłogę. Ze sfrustrowanym kopniakiem, który prawie powalił ją na tyłek, posłała je fruwające po dywanie. Dziewczyna z przerażeniem przejrzała porozrzucane kartki, zanim odważnie spojrzała w twarz poirytowanej kobiety za biurkiem.  Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Bibliotekarka z piekła rodem przez dwie sekundy wyglądała jakby chciała zadzwonić po gliny. Nie mogłem pozwolić na to, by tak się stało. Ta biedna dziewczyna miała już wystarczająco dużo rzeczy, z którymi musiała sobie radzić.  Przepraszam? Para złych oczu przeniosła się na mnie, wzmagając się przez te małe okulary usadowione na czubku nosa.  Cześć. Eeee... Zastanawiałem się, czy mogłabyś mi powiedzieć, gdzie znaleźć dokumentację o skutkach... - Nagle poczułem się zainspirowany. - Uzależnienia. W moralności.  Mamo, proszę. - Dziewczyna pociągnęła swoją matkę za ramię, tylko po to by zostać odepchniętą. - Czy możemy po prostu iść?  Rusz dupę do samochodu. Możesz usiąść z tyłu. Nie mogę znieść twojego widoku. Niedobrze mi od ciebie. - Porzucając całą jej ciężką pracę, włosy dziewczyny opadły jak kurtyna, zakrywając te oszałamiające oczy, kiedy ona schyliła swoją głowę i pobiegła w stronę drzwi z matką zataczającą się za nią. - Powinnam cię tu po prostu zostawić. Nie jesteś warta pieniędzy za paliwo, które zmarnowałam, by przyjechać po twój żałosny tyłek. Drzwi zamknęły się za nimi ze świstem, który sprawił, że kilka zbłąkany stron podryfowało po podłodze, zatrzymując się u moich stóp. Dźwięk głosu tej strasznej kobiety wyrył się w moim mózgu, kiedy kucnąłem, by je wszystkie pozbierać. Kto mówił takie rzeczy? Publicznie? Do swojej własnej córki? Kwas wzburzył się w moim żołądku, kiedy

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 7 położyłem papiery na biurku na wypadek, gdyby miała szansę wrócić po nie i uświadomiłem sobie, że od całej tej sceny zrobiło mi się fizycznie niedobrze.  Przepraszam. Macie łazienkę? Bibliotekarka skinęła chłodno głową w kierunku drzwi po drugiej stronie obszaru do siedzenia.  Tamtędy. Kilka par oczu, które porzuciły swoje laptopy, tablety i telefony na wystarczająco długo, by przyjrzeć się jakiemuś prawdziwemu, światowemu dramatowi, śledziły moje kroki. Najwidoczniej, moje włączenie się w sytuację czyniło ze mnie kogoś wartego uwagi. Taki był problem ze światem - jeden z problemów. Wszyscy spędzali tak wiele cholernego czasu gapiąc się w ekrany - łącznie ze mną - że kiedy prawdziwe życie działo się tuż przed nimi, zachowywali się, jakby go nie było. Jakby inni ludzie nie byli ludźmi, tylko jakimiś artystami w pokazie dla ich rozrywki. Socjalizacja, współczucie, empatia... One stawały się niczym więcej jak słowami. Chłód wody był dobrym uczuciem na mojej rozgrzanej skórze. Byłem tak wściekły, że krew mi się gotowała. ...I usmażyła mi komórki mózgowe. Cholera! Moje odbicie patrzyło na mnie z niedowierzaniem. Po prostu obserwowałem, jak ta dziewczyna idzie ze swoją matką - tą wyraźnie nietrzeźwą kobietą - by wsiąść do samochodu. Stłumiony huk drzwi od łazienki na blado niebieskiej ścianie zabrzmiał okropnie głośno we wznowionej ciszy biblioteki. Wszyscy powrócili do swoich ustrojstw i gadżetów, kontynuując swoje życia bez troski o Anioła. Do cholery z nimi - i ze mną - jeśli coś jej się stanie. Kiedy przechodziłem obok bibliotekarki, próbowała ona dać mi znak, wskazując na stertę książek ułożoną na jej biurku. Nie miałem na to czasu. Mój samochód był zaparkowany w drugim rzędzie, dokładnie tam gdzie go zostawiłem, otoczony przez prawie tuzin pojazdów. Wszystko od SUV-ów po motocykle. Ale nie było nigdzie Anioła. Zniknęła. Znalazłem Anioła. I pozwoliłem jej odejść.

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 8  Co on zrobił? - Pokręciłem głową przy telefonie w mojej ręce, jakby to w jakiś sposób mogło wymazać słowa, które właśnie usłyszałem, jak jakiś rodzaj mentalnej gumki do mazania. Nie podziałało. Poirytowany głos kobiety nadal paplał na drugim końcu linii, potwierdzając, że dobrze usłyszałem ją za pierwszym razem. - Tak. Dziękuję za telefon. Zaraz tam będę. Ciskając telefon domowy z powrotem na jego widełki, wyłączyłem garnek z wodą, która właśnie zaczęła się gotować i skrzywiłem się na nieugotowany makaron na ladzie. Kiedy chodziło o szkołę, od początku byłem po stronie Kiernana. Wszystkie dzieciaki narzekały na to, że muszą się uczyć rzeczy, których nigdy nie wykorzystają w życiu. Dla większości, było to pewnie prawdą. Dla Kiernana było to bezdyskusyjnym faktem. Jeśli w pracowni chemicznej w liceum nie odkrywają lekarstwa na raka, to nie było ku temu sensu. Nie dla niego. Ale mama nalegała. Powiedziała, że on musi wychodzić z domu. Być bardziej towarzyski. "Zachowuj się normalnie, czuj się normalnie" praktycznie stało się mantrą tej kobiety. A kiedy ona wbiła sobie coś do głowy, nie można było jej powstrzymać. Ale jej rozumowanie posiadało ogromną wadę. My nie byliśmy normalni. Kiernan nie był normalny. A normalne sytuacje nie oddziaływały na niego w normalny sposób. Normalnie to rodzic szedłby do gabinetu dyrektora, by odebrać go z powodu jego zawieszenia. Normalnie, zostałby zabrany do domu, ochrzaniony i wysłany do swojego pokoju, czy coś. Ale, jak powiedziałem, nie byliśmy normalni. To nie złość ani rozczarowanie sprawiły, że musiałem ścisnąć moje kluczyki tak mocno, iż maleńkie, metalowe ząbki wbiły mi się w dłoń na korytarzu przed drzwiami do gabinetu dyrektora. To przyprawiający o mdłości strach. Kiedy pierwszy raz zdiagnozowali Kiernana, wszyscy rozmawiali z nami wykorzystując wiele słów, takich jak glejaki, gwiaździak, unaczynienie, co absolutnie nic dla mnie nie znaczyło. Użyli również innych słów. Słów takich jak guz, nieoperacyjny...i nieuleczalny. Słów, których znaczenia rozumiałem, ale które wciąż były kompletnie obce w korelacji z moją rodziną. Moim młodszym bratem. Na początku dawali Kiernanowi dwa do trzech miesięcy życia. Trzy miesiące. To 2 191 godzin, 131 487 minut, 7 889 238 sekund.

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 9 To wszystko. Kropka. Koniec. Potem, zaczęli zabierać go na masę zabiegów i podawać leki, które musiały zrobić swoje, ponieważ trzy miesiące zmieniły się w cztery, a następnie sześć i dziesięć. Mógł świętować z nami swoje kolejne urodziny, kolejne Święto Dziękczynienia, kolejne Boże Narodzenie. I następną rzeczą, o której wiedzieliśmy, to to że rok przeleciał. Rok siedzenia na szpilkach i igłach, po prostu czekając na dzień, w którym otrzymam ten telefon. Ten, który na zawsze zmieniłby moje życie. Wdzięczny i przerażony każdą jedną z tych 31 356 000 sekund. Dzisiaj nie miało być tym dniem. To właśnie to powiedziałem sobie, kiedy przekroczyłem próg. Pulchna kobieta z plakatem przypominającym jej o "tańcu w deszczu" siedziała za biurkiem, przeglądając stos papierów.  Cześć. Eee... Szukam Kiernana Parksa? Jej głowa poderwała się w górę, a ona zmarszczyła na mnie brwi. Nakładając na siebie wyraz twarzy, który nie był prawie tak zastraszający, jakby pewnie chciała. Może to przez ten plakat. Albo figurki kotów. Albo ołówek, którego używała, z jasno żółtymi słońcami na nim. Ale ta kobieta nie mogłaby być groźna, nawet gdyby jej życie zależało od tego. Zastanawiałem się, jak inni uczniowie brali ją na poważnie.  Twój brat wywołał dziś sporą scenę w stołówce.  Tak słyszałem. - I wciąż nie mogłem w to uwierzyć. Wdawanie się w bójkę z jakimś kretynem, było dla mojego brata więcej niż tylko rytuałem inicjacyjnym nastolatka. To było niebezpieczne. A on o tym wiedział. Kiernan nie był głupi. - Gdzie on jest? Wskazała głową na moją lewą, a ja obróciłem się, stając jak wryty, kiedy dostrzegłem Kiernana osuniętego na krześle przy ścianie. Powinienem się wkurzyć. Albo, do diabła, gdyby nasze życia były chociaż trochę bliskie normalności, powinno mnie to rozbawić. Myśl o mamie denerwującej się przez coś, co zrobił mój idealny, młodszy brat, zamiast mnie, powinna wywołać u mnie zawroty głowy. Zamiast tego poczułem się tak, jakbym miał się pochorować. Ciemne, fioletowe siniaki rzucały cień na jego szczękę, jego dolna warga była rozcięta i pokryta zaschniętą krwią, a on trzymał plastikowy worek napakowany lodem przy jego lewym oku. Natychmiast cofnąłem moją wcześniejszą myśl. On był krwawiącym kretynem. ***

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 10  Co ty sobie do diabła myślałeś? Kiernan pędził przez opustoszałe korytarze i przebrnął przez drzwi frontowe z wystarczającą siłą, by zatrząść szkłem w ich metalowej ramie.  Mówię do ciebie! - Moje usta się poruszały. Mogłem to poczuć. I mogłem usłyszeć słowa wychodzące z nich. Ale uszy Kiernana były stanowczo wyłączone. Jak burza przeszedł przez parking dla gości i szarpnięciem otworzył moje drzwi od strony pasażera, zatrzaskując je za sobą na tyle mocno, bym się wzdrygnął. Może nie była tak błyszcząca i nowa jak jego samochód, ale Impala z rocznika '67 była klasyką i zasługiwała na trochę więcej szacunku niż to.  Jaki masz problem? - Wślizgnąłem się za kierownicę, ale powstrzymałem się od włożenia kluczyka do stacyjki. Nie zamierzałem ruszyć, dopóki nie uzyskałbym jakichś odpowiedzi. - Kiernan?  Jaki mam problem? Moim problemem jest to, że mnie zawiesili. Wysłali mnie do domu. - Jego zęby zazgrzytały tak mocno, że to był cud, iż w ogóle wydobył te słowa.  Za bicie się. - To było jak fakt oczywisty, ale mózg Kiernana nie wydawał się dziś pracować na pełnych obrotach. - Czego się spodziewałeś?  Nie w tym rzecz. - Osunął się głębiej na swoim siedzeniu z ramionami złożonymi na piersi i telefonem mocno ściśniętym w pobielałej pięści.  Wyluzuj, okej? - Właściwie, stres również nie był dla niego dobry. - Weź sobie dzień wolnego. Wiesz, że to zawieszenie nie będzie trwało długo, gdy tylko mama z nimi porozmawia.  Nie obchodzi mnie, jak długo to będzie trwać. Muszę być tam teraz.  Dlaczego? Co jest takiego ważnego w byciu dzisiaj w szkole?  Nic. - Odwrócił się, by gapić się przez boczną szybę, skutecznie mnie uciszając. - Zapomnij.  Dobra. - Chciał dusić się w chwalebnym, młodzieńczym niepokoju, kim ja byłem, by go powstrzymywać? Samochód zawarczał, wzbudzając pode mną ciepłe wibracje. - Ale lepiej wymyśl jakieś lepsze odpowiedzi, zanim mama się o tym dowie.  Nie wie? - Coś śmiesznie bliskiego nadziei zajaśniało w oczach mojego brata. Tak jakby po spojrzeniu na jego twarz, nie zostałaby naprowadzona.

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 11  Jeszcze nie. - Opony obróciły się gładko po mokrej powierzchni. - Trzymaj ten lód na twarzy. Może znowu będziesz ładnie wyglądać, do czasu, gdy pozwolą ci wrócić. Kiernan jęknął, kiedy zaparkowaliśmy przed czteropiętrowym budynkiem z cegły, który wyglądał jak coś, co każdy dwulatek mógł zbudować z klocków Lego. Gabinet jego lekarza specjalisty - nasz pierwszy przystanek w upewnieniu się, że testosteron napędzony głupotą był największym problemem dnia. Nie mogłem go winić. Gdybym przeszedł przez połowę rzeczy, których on doświadczył w minionym roku, też znienawidziłbym lekarzy, pielęgniarki, aparatury, leki i wizyty kontrolne. Ale sam się o to prosił. I to także nie było dla mnie atrakcją dnia. Znalazłem miejsce w kącie na korytarzu i przerzucałem kartki jednego czasopisma po drugim. Zdjęcia starych ludzi wyprowadzających swoje psy i pełne strony fotek z fioletowymi pigułkami naprawdę nie były zrobione dla mnie. Gdzie było Sports Illustrated, kiedy się go potrzebowało? Albo jakiś Playboy? Sfrustrowany, rzuciłem mój ostatni egzemplarz trzymającej w napięciu literatury na rosnący stos obok mnie. Dlaczego to musiało trwać tak cholernie długo? To nie tak, że nie miałem lepszych rzeczy do roboty niż przesiadywać w nijakim pokoju z ohydnymi, pomarańczowymi krzesłami. Banda chorych, smutnych, nieszczęśliwych ludzi czekała wokół z innymi chorymi, smutnymi, nieszczęśliwymi ludźmi na chore, smutne, nieszczęśliwe wieści. Czy istniało bardziej depresyjne miejsce na Ziemi? Gdybym przynajmniej zabrał ze sobą mojego laptopa, mógłbym coś porobić. Albo nie zaszkodziłaby mi jakaś drzemka. Moje oczy piekły z wyczerpania, które było konsekwencją pozostania na nogach do trzeciej nad ranem, żeby dokończyć referat na dzień, na który był zadany. Coś mi się wydawało, że dziś w nocy znowu będę musiał to robić. Wyciągając moje nogi przede mną, próbowałem oprzeć moją ciężką głowę, ale oparcie krzesła nie sięgało nawet moich ramion. Jeśli kiedykolwiek dorwałbym w swoje ręce tego idiotę, który zaprojektował ten bezużyteczny mebel... Pochylając się do przodu, oparłem łokcie na moich kolanach i opuściłem głowę do moich rąk. Nie do końca najwygodniejsza pozycja na świecie, ale nadawała się.  Hej, jesteś gotowy? - Kiernan klepnął mnie w ramię, a imponujący ciąg wulgarnych przekleństw przebiegł mi przez głowę. Czemu nie zamknąłem oczu dwadzieścia minut temu? Może wyszlibyśmy stąd trochę wcześniej.  Tak. - Przeszukując moje kieszenie za telefonem i kluczami, rozciągnąłem moje obolałe plecy i wstałem. - Lekarz zadzwoni z wynikami? Da nam znać, jeśli głupi sektor twojego mózgu zapali się dziś jak choinka na święta?

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 12 Kiernan czekał, aż byłem w połowie drogi do wyjścia, zanim odpowiedział.  Powiedział, że zajmie to pewnie godzinę lub dwie. Super. Więcej czekania.  Może pójdziemy zabrać twój samochód i wpadniemy do knajpy na jakiś lunch?  Już zjadłem lunch. - Kiernan zapiął pasy i siedział tam, w kółko obracając telefonem w swojej dłoni.  Cóż, ja nie. - Siedzieliśmy w tym samym samochodzie, ale Kiernan był nieobecny duchem. - Hej, co się z tobą dzieje?  Nic.  Dobrze się czujesz? Gdyby spojrzenie mogło zabijać, te jedno, które posłał mi Kiernan, skończyłoby się na krwawej miazdze. Jeśli chodziło o niego, to było zakazane pytanie numer jeden. Wiedziałem o tym. I rozumiałem to. Ale były momenty, kiedy musiało ono zostać zadane. Chociaż dla mojego własnego spokoju duszy. Oczywiście, spokój duszy szedł w parze z odpowiedzią. Czymś, czego nie otrzymałem. Posłał mi tylko mordercze spojrzenie, a następnie wrócił do bawienia się swoim pieprzonym telefonem.  Chcesz zadzwonić?  Tak, faktycznie, chcę.  Cóż, nie przeszkadzam. Pomimo tego, że praktycznie byłem dwujęzyczny w sarkazmie, Kiernan nie był tak szybki w jego odbieraniu.  Nie mam do niej numeru.  Kiernan!  Co? Czasami potrafił być ogromnie wkurwiający.  Czy możesz po prostu ze mną porozmawiać?  O czym?  Jezu, nie wiem. Może o gościu, który pokiereszował ci twarz?  Powinieneś zobaczyć jego twarz. - W głosie Kiernana dało się słyszeć cień dumy, a ja musiałem się napracować, aby powstrzymać uśmiech.  Kier...

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 13  On źle ją traktował, okej? Ten wypierdek szkoły używał sobie na swojej dziewczynie - byłej dziewczynie. Powiedział straszne rzeczy. Skrzywdził ją, Cal. Przyszła mi na myśl para niebieskich, przestraszonych oczu. Moje nozdrza się rozszerzyły i poczułem jak mój kręgosłup sztywnieje. Bicie się o dziewczynę to jedno, ale bicie się w jej obronie? Jak miałbym go za to winić? To było więcej, niż ja zrobiłem.  Ona jest słodką dziewczyną. Nigdy nikogo nie skrzywdziła. A wszystko co on robił, to wyśmiewał się z niej. To najgorszy rodzaj tyrana i kiedy w końcu się mu postawiła... - Twarz Kiernana się wykrzywiła, oczy zwęziły w szczeliny i wyskoczyła żyła, która wybrzuszała jego czoło tylko wtedy, gdy był prawdziwie wkurzony. - To moja wina. Przekonałem ją, by z nim zerwała. Powiedziałem jej, że...  Kier, przestań. Brzmi to tak, jakbyś wyświadczył tej dziewczynie przysługę. - Taką, jaką chciałbym zrobić dla Anioła.  Ona nie odbierze tego w taki sposób. - Głowa Kiernana opadła z powrotem na oparcie. - Dałem jej słowo. Obiecałem, że tam będę. Że nie będzie musiała zmierzyć się z tym sama. A teraz...  A teraz jesteś tutaj... Ze mną. - Jego nagła, epicka miłość do edukacji zaczynała mieć sens.  Pozwoliłem mu na wkurzenie mnie i teraz jestem zawieszony. Na Bóg wie jak długo. A ona jest całkiem sama. Dokładnie tak, jak obiecałem jej, że nie będzie.  Pogadam wieczorem z mamą. Zadzwonimy do szkoły. Coś wykombinujemy, okej? Jestem pewny, że da sobie radę sama przez jeden dzień. Kiernan nie wydawał się być aż tak przekonany, ale poniechał całej sprawy. Żadne z nas nie mogło zrobić już nic więcej.  Co powiesz na lunch? Albo drugi lunch?  Jasne. - Zmarszczył brwi na swoje odbicie w czarnym ekranie swojego telefonu, a następnie wsadził go do kieszeni. *** Godzinę później, czułem lekkie mdłości, obserwując jak Kiernan wpycha sobie jedzenie do ust. Jak na kogoś, kto już jadł, z pewnością cieszył się swoim burgerem i frytkami. Tego

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 14 samego nie można było powiedzieć o mojej tortilli z indykiem. Normalnie, wcinałbym ją w najlepsze, ale nie mogłem znaleźć apetytu. Może były to te robaki wykopujące dziury w moim żołądku. Kiernan posiadał umiejętność wyłączenia się od tych spraw, której mu zazdrościłem. Mógł po prostu nie myśleć o tych rzeczach. Albo przynajmniej nie martwić się nimi. Myślę, że kiedy wszystko sprowadza się do odcięcia się od swojego największego strachu lub poddania się mu, to trzeba znaleźć sposób. I kiedy można już to wyprzeć, małe rzeczy stają się łatwe do zignorowania. Mój telefon w kieszeni wydawał się być ciężki jak ołów. Zacząłem jeść posiłek, ale kiedy przyłapałem się na gapieniu się w niego po raz setny, odsunąłem go na bok. Teraz wyobrażałem sobie tylko pusty ekran patrzący się na mnie. Gdzie był ten lekarz z tymi cholernymi wynikami?  Będziesz to jadł? - Kiernan sięgnął po mój talerz, a ja przesunąłem go do niego przez zawijasy tworzące wzór stołu. Pomarszczona, starsza pani z przyjaznymi oczami i ciepłym uśmiechem, nosząca blado niebieski fartuch, popędziła do naszego stolika z dzbankiem kawy w ręce. To byłby mój trzeci kubek, który nie zrobiłby nic dla moich trzęsących się nerwów, ale przynajmniej utrzymałby moje oczy otwartymi.  Czy coś jeszcze wam przynieść, chłopcy? - Napełniła kubek i odwróciła swój uśmiech do Kiernana, który mógł jedynie pokręcić głową, gdy wytarł majonez ze swojego podbródka.  Nie, dzięki. Poprosimy o rachunek. - Zabiliśmy tyle czasu, ile to możliwe. I jeśli ten doktor nie zadzwoniłby niedługo, zabiłbym jego następnego.  Jasna sprawa, kochanie. Siedziałem w napięciu przez dwie godziny, dotkliwie świadomy mojego telefonu. Wszystkie moje myśli skupiły się na nim. Może dlatego, kiedy zaczął brzęczeć przy moim udzie, niemal wyskoczyłem ze swojej skóry. Tak bardzo się spieszyłem, by wyciągnąć tą głupią rzecz, że prawie skończyła na ziemi.  Halo?  Caulder Parks? Dzwonię z gabinetu doktora Faulera z wynikami badań Kiernana... - Pochyliłem się do przodu z oczami przyklejonymi do mojego brata, gdy ona wyrecytowała całe mnóstwo liczb. Kiedy mój mózg przetwarzał tą informację, zobaczyłem pierwszy przebłysk strachu u Kiernana. On naprawdę nie był głupi.

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 15 Gdy ona skończyła swoją gadkę, a następnie długie, zawiłe wyjaśnienie o tym, dlaczego bicie się było złym pomysłem dla mojego brata - jakbym już o tym nie wiedział - podziękowałem jej i się rozłączyłem.  Więc? Co powiedziała? Kusiło mnie, żeby zataić tą informację. Wyzwać go do poczucia tego strachu, z którym ja walczyłem, odkąd pierwszy telefon zadzwonił ze szkoły. I gdyby to o czym rozmawialiśmy tyczyło się krótkiego czasu jego życia, może bym to zrobił.  Wszystko z tobą w porządku. To znaczy, masz totalnie przesrane. Ale nie bardziej niż wcześniej. Ulga w powietrzu otaczająca nasz stolik była wyczuwalna. Było tak, jakby ogromny balon nadmuchał się wokół nas, robiąc się coraz większy i większy, aż w końcu...pęknął. Napięcie opadło, znowu mogliśmy odetchnąć. Osunąłem się w moim krześle i spojrzałem na pełny kubek kawy na stole przede mną. Pieprzyć kofeinę. Potrzebowałem snu. Przez miesiąc.

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 16  Caulder? Hej, Parks, wciąż jesteś z nami? Zamrugałem na mój notatnik i opaloną blondynkę przede mną.  Hej. Tak. Przepraszam, Beth. Co powiedziałaś?  Wszystko w porządku? - Idealnie wypielęgnowane paznokcie owinęły się wokół oparcia mojego krzesła, a ja wyłapałem zapach kokosu, kiedy włosy opadły jej na ramię i dotknęły moich. - Tak jakby odpłynąłeś na minutę lub dwie. Bardziej jak na cały wieczór. Cholera. Która to godzina? Reszta klasy była zajęta pakowaniem się, a ja wciąż patrzyłem na pustą stronę.  Tak. Chyba mam inne rzeczy na głowie.  Oczywiście. Posłuchaj, zamierzałam iść z Marjorie i Tomem na jakieś ciasto. Masz ochotę pójść? Mogłabym ci pomóc uzupełnić trochę tych... - Beth zerknęła na mój zeszyt i się skrzywiła. - Pustych miejsc.  Ciasto? Wzruszyła ramionami.  Tom ma słabość do ciast.  Beth! No chodź! - Z tyłu sali wykładowej, Marjorie, najlepsza przyjaciółka Beth, machała dramatycznie w kierunku drzwi. Była niską dziewczyną, ale nie wydawała się taka. Jej osobowość była tak ognista, jak dzikie loki na jej głowie. Wszystko związane z nią było głośne. Jej głos, włosy, ubrania. W przeciwieństwie do swojego dopełnienia, Tom był wysoki i patykowaty, a jego kolorem z wyboru wydawał się być czarny. Od jego fryzury na jeża do butów...czarnych. Od kilku tygodni chodziliśmy razem na te same zajęcia, a on brał udział w grupie badawczej, której kiedyś byłem częścią, ale nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek słyszałem, by mówił.  Więc? Idziesz? - Beth pomachała do swoich przyjaciół i odwróciła się z powrotem do mnie. Tak naprawdę nie szukałem przyjaciół. A gdyby nawet, to na pewno nie wybrałbym tą parę przy drzwiach. Ale Beth wydawała się być miłą dziewczyną. Rozmawialiśmy raz czy dwa przy zadaniach i po zajęciach. Na dodatek, wyłączyłem się na dobre półtorej godziny.

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 17 Może oderwanie moich myśli od tych rzeczy nie było takim złym pomysłem. I naprawdę potrzebowałem tych notatek.  Jasne. Czemu nie?  Świetnie. Podążyłem za Beth po szerokich schodach, między miejscami siedzącymi i po drodze zarobiłem od Marjorie dziwne spojrzenie. Było prawie...roztrzepane. Wszyscy wcisnęli się do pickupa Toma, ale ja zdecydowałem się jechać sam. Nie miałem pojęcia, gdzie znajduje się miejsce, do którego się wybieraliśmy, ale wątpiłem, czy po wszystkim chciałoby mi się wracać po mój samochód. Prawie się zakrztusiłem, kiedy zatrzymaliśmy się przy wejściu do Golden Gates Country Club. Kto do cholery, na północ od Mason Dixon, podjeżdża do parkingowego w pickupie? Nawet moje maleństwo ledwie dostosowywało się do standardów ustalonych przez wyjeżdżające Maserati i Porsche, kiedy wysiadłem zza kierownicy. Miałem na sobie dżinsy i bluzę z kapturem, na miłość boską.  Czy nie obowiązują tu jakieś zasady ubioru, czy coś? - Wręczyłem moje kluczyki mężczyźnie w fioletowej kamizelce i dołączyłem do Beth obok podestu.  Nie przejmuj się tym. - Beth pokręciła swoją głową. - Rodzice Toma są właścicielami tego miejsca.  Toma? - Tego chłopaka w podartych, czarnych dżinsach, czarnym podkoszulku i czarnych, motocyklowych butach? Jego starzy byli właścicielami klubu country?  Nigdy byś nie zgadł, prawda?  Wy dwa gołąbeczki, idziecie? - Kiedy Marjorie i Tom nas minęli, trudno było nie zauważyć sposobu, w jaki on otwarcie obmacywał jej tyłek. Nasze adidasy zapiszczały na ciemnej, wypolerowanej, drewnianej podłodze, przyciągając paskudne spojrzenia od mężczyzn i kobiet ubranych w sportowe kurtki i obcasy, zebranych w grupki w głębokich, kremowych fotelach w szeregach ustronnych miejsc do siedzenia. Jak na ósmą godzinę powszedniego wieczoru, było tu niespodziewanie tłoczno. Miejsca stojące znajdowały się jedynie wokół misternie wyżłobionego baru, ukazując każdy rodzaj alkoholu z najwyższej półki znany ludzkości. Grube, burgundzkie dywaniki i egzotyczna flora dodana do tego dobrobytu nie wydawały się być krzykliwe. Nawet ja musiałem to przyznać...  Fajne miejsce. Tom rozejrzał się, wyglądając zupełnie na nieporuszonego.

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 18  Nienawidzę tego cholernego miejsca. Marjorie przewróciła swoimi oczami i uderzyła go w ramię.  Więc czemu nas tu przyprowadziłeś, głupku?  Mają dobre ciasto. W eleganckiej poczekalni siedziało kilka osób. Marjorie przeszła spacerem obok nich wszystkich. Hostessa była zajęta przyjmowaniem rezerwacji przez telefon, podczas gdy Marjorie wisiała nad nią, niecierpliwie stukając paznokciami o ladę.  Czy mogę ci pomóc? - Odłożyła telefon i natychmiast skierowała swoją skołowaną uwagę na nas.  Tak. Proszę czwórkę. - Marjorie przerwała, a kiedy kobieta zaczęła stukać na tablecie, westchnęła głośno. - Jesteśmy z Thomasem Arnoldem.  Och. - Wzrok recepcjonistki ponownie obrócił się ku nam, szybko skanując mnie i Toma. - Bardzo przepraszam. Mamy tu dziś szaleństwo. Niech sprawdzę, co jest dostępne. - Postukała jeszcze przez kilka sekund i odetchnęła z ulgą. - Proszę bardzo. Jest wolny stolik, jeśli pójdziecie za mną. Podążyliśmy jej śladem przez ruchliwą restaurację do formalnego stolika nakrytego białym obrusem i chińską porcelaną. Wszystko dla ciasta. Całe to doświadczenie, jak na razie, było surrealistyczne. A od tego miejsca, zrobiło się tylko jeszcze dziwniej. Otoczeni przez mężczyzn w eleganckich garniturach i kobiety w wymyślnych sukniach, Tom w swoich czarnych ubraniach i Marjorie w swojej gorącej, różowej spódnicy i limonkowo zielonej bluzce, zaczęli się obściskiwać. Właśnie tam przy stoliku. I nie był to niewinny pocałunek. Nie, zdecydowanie odbywało się tam jakieś lizanie migdałków.  Więc... - Beth odchrząknęła i odwróciła moją uwagę od początku pornosa toczącego się przed nami. - Zdecydowałeś się już na temat pracy na zajęcia u Graffa? Przedmedyczny program był nieco ograniczony. A z dużymi rozmiarami klas, nie było zaskakujące, że Beth i ja mieliśmy więcej niż kilka zajęć razem.  Skutki uzależnienia. - Nie wspominałem nad jakim szczególnym punktem będę się skupiał, ponieważ naprawdę nie chciałem o tym rozmawiać. Miałem tonę informacji do pracy. Książki z biblioteki okazały się być zaskakująco pomocne i przychodziło mi to dosyć łatwo. Minus te dwadzieścia, czy jakoś tak, ołówków, które złamałem na pół, starając się robić notatki. Alkohol i narkotyki wpływały na mózg, czyniąc nałogowca zapominalskim i humorzastym. Często takie osoby mają problem z wyrażaniem gniewu i skłaniają się ku

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 19 kierowaniu go w stronę tych wokół nich. Posiadają duży brak empatii. Wszystko to prowadzi do zwiększenia ryzyka wystąpienia nadużycia - zarówno słownego jak i fizycznego. A to był tylko pierwszy rozdział.  Proszę bardzo. - Kelnerka z długim, brązowym warkoczem zatrzymała się przy naszym stoliku i postawiła na nim cztery talerze wiśniowego ciasta, którego nawet nie zamówiliśmy. Najwyraźniej tego typu rzeczy nie były dla Toma niczym niezwykłym. On i Marjorie nie zadali sobie nawet trudu, by oderwać swoje usta na wystarczająco długo, by zwrócić uwagę na kobietę, więc podziękowałem jej i rozdałem talerze, pozostawiając mój nietknięty na środku.  Nie chcesz żadnego? - Beth przechyliła głowę, by spojrzeć na mnie, podczas gdy rozpakowała swoje sztućce i rozłożyła serwetkę na swoich kolanach.  Nie bardzo jestem głodny. Co z tobą? O czym piszesz? Subtelny rumieniec wkradł się na jej szyję.  To zabrzmi całkowicie dziewczęco, ale piszę swoją pracę o miłości. Nie miłości miłości. To nie jest tylko ludzka rzecz. To znaczy wiem, że pingwiny i wilki łączą się razem na całe życie i to może być uznawane za miłość. Piszę o kultywowaniu miłości. O godach. - Jej oczy biegały po stole. - O obściskiwaniu się w klubach country. Tego typu rzeczach. Patrzyłem na nią na tyle długo, by dostrzec, że jej rumieniec robi się ciemniejszy, zanim dałem jej spokój.  Niezły pomysł. Pingwiny, co? Wkładając kęs ciasta do swoich ust, Beth uśmiechnęła się wokół swojego widelca.  I wilki.  Fascynujące.  Nie tak fascynujące jak... - Ogarnęła swoje spojrzenie na miejsce, w którym Tom przez dwie sekundy wyglądał na zawstydzonego przyparciem Marjorie do kabiny. - My. Prawda. Zwierzęta były dosyć przewidywalne. Działały według instynktów przetrwania. To co robiły, miało sens. Ludzie? Byliśmy całkiem dużym przeciwieństwem. Beth sprawdziła czas na swojej komórce i westchnęła,  Nie mogę zostać długo. Muszę wstąpić do biblioteki przed jej zamknięciem. Przysięgam, wydaje się jakbym tam mieszkała. Poważnie, powinnam po prostu postawić namiot na korytarzu. Łóżko turystyczne, lampka do czytania...i dałabym radę. Nie była jedyną osobą, która ostatnio spędzała nadmierną ilość godzin w bibliotece. W ciągu dwóch tygodni, siedem razy wróciłem do publicznej filii. Dla "celów badawczych".

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 20 Nie było jej tam. A ja nie pozostałem z niczym więcej jak głębokim poczuciem rozczarowania.  Pewnie chcesz dodać trochę ciasta do tej listy. - Rzuciłem okiem na resztki sosu wiśniowego i okruszki na jej talerzu.  Jest pyszne. - Zaśmiała się, przesuwając palcem po jakiejś pozostałości po czerwonej mazi i podnosząc go do ust. - Jesteś pewien, że nie chcesz spróbować?  Nie. Dzięki. - Spanie stało się prawie niemożliwe, nawet bez dodatku wieczornego cukru. Anioł nawiedzał moje sny. Koszmary wypełnione wściekłymi głosami i okrutnymi słowami. Smutnymi, niebieskimi oczami, rozpaczliwie szukającymi wybawienia. Ale ja nigdy nie mogłem jej dosięgnąć. Nieważne jak bardzo się starałem, za każdym razem, gdy podchodziłem bliżej, zostawała odciągana przez bezlitosne ręce. Powinienem był coś zrobić. Coś powiedzieć. Nigdy nie powinienem był dać jej odejść tamtego dnia.  Na jakie zajęcia jest ta praca? - Alleluja. Tom oderwał się od Marjorie na wystarczająco długo, by zauważyć, że przy stole są inne osoby.  Nauki Społeczne. - Beth wykonała odgłos wymiotny, a ja nie mogłem się z nią nie zgodzić. To były jedne z najgorszych zajęć jakie wziąłem.  Racja. - Tom pokiwał głową, jakby mentalnie zapisywał tą informację. - Przypomnij mi, żebym nigdy nie brał tych zajęć. Pisanie prac zostawiam mądrym ludziom.  Ty jesteś mądry, Tom. - Zbeształa go Marjorie. - Masz z nami Wprowadzenie do Ludzkiego Ciała.  Tylko dlatego, bo ty jesteś na tym.  Ooo. - Marjorie rozpłynęła się. Faktycznie się rozpłynęła. Zawsze sądziłem, że było to bardziej słowem, a nie zjawiskiem fizycznym, ale oto i było. Tuż przed moimi oczami. Ci dwojga z powrotem dobrali się do siebie, zanim mieliby nawet czas, by złapać oddech. Obok mnie, Beth zachichotała i pokręciła głową.  Czasami potrafią trochę...przesadzać.  Tak myślisz? Jestem zadowolony, że odpuściłem sobie te ciasto. Żartowałem tylko w połowie, ale Beth i tak się roześmiała. Próbowaliśmy utrzymać jakąś normalną konwersację, podczas gdy coraz więcej oczu odwracało się do naszego stolika. Większość z nich wyglądała na zniesmaczonych. Bardziej

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 21 niż gotowy, by zakończyć ten wieczór, rozważałem moją wielką ucieczkę, ale nie mogłem zostawić tam Beth samej z nimi.  Chcesz podwózki do biblioteki? Nie wygląda na to, by Tom był wkrótce gotowy do wyjścia.  Tak. - Pokiwała głową i sięgnęła po swoją kurtkę na oparciu jej krzesła. - Proszę. Nie przejmowaliśmy się tym, by się żegnać. Nie zauważyliby nawet, gdybyśmy to zrobili. Na zewnątrz temperatura zaczęła opadać, a ja jęknąłem. Nie było jeszcze nawet października, a ja już zamarzałem. Zima zapowiadała się do dupy.  Cienka skóra, co? - Beth uśmiechała się do mnie.  Jak woda. Żałosne, wiem.  Zaoferowałabym ci moją kurtkę, ale nie sądzę, by pasowała. - Wyglądała na bardzo rozbawioną.  Ha-ha. Uroczo. Wyśmiewać się z faceta odmrażającego sobie tyłek. Który okazuje się być facetem, dającym ci podwózkę. Jej jedyną odpowiedzią był poszerzający się uśmiech.  Pański samochód, sir. - Mężczyzna w fioletowej kamizelce przekazał mi kluczyki, a ja podziękowałem mu hojnym napiwkiem za wydostanie nas stamtąd przed nastaniem odmrożenia. Kiedy Beth siedziała zapięta w moim fotelu pasażera, wycofałem i ruszyłem z powrotem w kierunku kampusu. Tyle z mojej szybkiej ucieczki. Przez jakiś czas jechaliśmy w ciszy - głównie dlatego, bo koncentrowałem się na tym, jak dojechać do uczelni bez konieczności użycia GPS-a: to męska rzecz - zanim Beth nie poruszyła się tak, że jej plecy znalazły się przy drzwiach, a ona siedziała twarzą do mnie.  Dzięki za podwózkę. Mogłoby mi zająć trochę czasu, by odciągnąć tamtych dwoje od siebie.  I potrzebowałabyś kleszczy do rozcinania wraku samochodu. - Nie mogłem jej zaoferować tego samego rodzaju niepodzielnej uwagi, jaki mi dawała, jedynie zerkając w jej stronę. - Bez obrazy, Beth, ale dlaczego spędzasz z nimi czas? Oni nawet z tobą nie rozmawiają. Wzruszyła ramionami.  Nie zawsze są tacy źli. Tom po prostu lubi działać swoim rodzicom na nerwy. Nie za bardzo podoba im się Marjorie. Nie potrafiłem sobie wyobrazić dlaczego.

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 22  Aha. Skręciliśmy do uczelni, a ja zatrzymałem się przed biblioteką.  Proszę. - Wyciągnęła fioletowy zeszyt i opuściła go na moją deskę rozdzielczą. - Wszystkie notatki są zapisane. Skseruj co ci potrzeba i możesz mi go po prostu przynieść na grupę badawczą.  Dzięki, Beth. Ratujesz mi życie.  To ja dziękuję. Za przyjście dzisiaj. Nie wiedziałam, że nas tam zabierze, przysięgam, w przeciwnym razie nie zaprosiłabym cię.  W porządku.  Cóż, uratowałeś mnie, więc... - Beth pochyliła się przez siedzenie i zanim mój mózg mógłby przetworzyć to, co się dzieje, złożyła pocałunek na moim policzku i sięgała po klamkę od drzwi. - Dzięki.

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 23 Skończyłem zadanie z nocnego kursu online, na który się zapisałem, aby uzupełnić moje wieczorne zajęcia i rozciągnąłem moją obolałą szyję. Badanie choroby i stopy śmiertelności było prawdziwą masakrą, kiedy wasz własny brat stanowił żyjący, oddychający przykład. Czasami studia przedmedyczne odnosiły się tylko trochę za bardzo do domu, a ja musiałem się zastanowić, czy głęboko w środku nie byłem masochistą. Było więcej zadań, które powinny zostać zrobione. Zawsze było więcej. Ale człowiek musiał jeść, a te przepyszne zapachy unoszące się z dołu przez ostatnią godzinę, dały mi znać, że kolacja jest już pewnie na stole. Przez większość wieczorów jadaliśmy przy małym stole w kuchni. Z naszą trójką, korzystanie z tego większego w jadali wydawało się być marnotrawstwem. Na dodatek, był to jakiś kosztowny rodzaj drewna, które mama wybrała i polerowanie go było prawdziwym wrzodem na dupie. Jednak, nie dzisiaj. Dzisiejszego wieczoru, kiedy dotarłem do podnóża schodów, usłyszałem głosy dochodzące z jadalni. W głównej mierze mamy.  Caulder jest dosyć buntowniczy. Myśli, że coś udowadnia przez spóźnianie się na każdy posiłek. Wszystko co tak naprawdę dostaje to zimne jedzenie. Przewracając oczami, przeszedłem przez kuchnię, kierując mój nos za potrzebami mojego brzucha.  Nie buntuję się, mamo. Po prostu... - Rzuciłem okiem na stół i zamarłem. Nie mogłem uwierzyć moim własnym oczom. To była ona. Dziewczyna, która od tygodni pochłaniała moją każdą myśl. Siedziała przy moim stole w jadalni. Obok mojego brata. - Po prostu jestem zajęty.  Zajęty, akurat. Mamy gościa.  Tak, widzę. - Zajmując miejsce obok mamy, uszczypnąłem się w rękę pod stołem, przekonany, że zasnąłem odrabiając moją pracę domową, a to był rodzaj jakiegoś złożonego snu. Nie był. - A kto to jest?  Och, przepraszam. - Ręka Kiernana musnęła jej ramię, gdy dokonał prezentacji. - To jest Jade. Jade, to mój brat Caulder. Jade. Ten anioł miał imię.  Miło cię poznać. - Głos Jade był tak mały, jak jej reszta.

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 24 Chciałem jej odpowiedzieć, porozmawiać z nią, zauważyć ją, ale mój mózg był zbyt zajęty pracowaniem na pełnych obrotach, przetwarzając to, co widziałem. Ze sposobu w jaki subtelnie pochyliła się do niego, z tego jak szukała u niego wskazówki, było jasne, że... To nie była jakaś koleżanka, którą podwiózł ze szkoły. Nie była partnerką w laboratorium, z którą pracował nad klasowym projektem. Kiernan znaczył coś dla tej dziewczyny. Znaczył dla niej wiele. I nie miała ona absolutnie żadnego pojęcia, w co się pakuje.  Zaprosiłeś ją na rodzinną kolację? - W jaką grę on grał?  Tak, zaprosiłem. - Kiernan posłał mi spojrzenie, które wyzwało mnie do zadania pytania, jakie miałem na końcu języka. I tak zrobiłem.  Więc, co? Czy wy...chodzicie ze sobą?  Cal! - Mama była wkurzona, ale to było czymś, z czym poradziłbym sobie później. W tej chwili miałem większe zmartwienia na głowie. Jak dobrze Kiernan ją znał? Czy miał jakiekolwiek pojęcie o tym, jakie cholerstwo działo się już w jej życiu? Że sprawi, iż będzie tylko jeszcze gorzej? To nie było coś, o czym kiedykolwiek rozmawialiśmy, ale zawsze zakładałem, że kiedy bomba Kiernana nieuchronnie eksploduje, tylko ja i mama zostaniemy rozerwani na strzępy przez ten wybuch. Dodatkowe szkody nigdy nie stanowiły części tego planu.  To naprawdę nie twój cholerny interes. - Kiernan zmiął serwetkę w swojej pięści i zerknął na Jade. Miałem wrażenie, że żadne z nich nie znało odpowiedzi na to pytanie. Grał szybko i niedbale z nie tylko jego emocjami, ale i z jej. I to miało się skończyć tylko w jeden sposób. Źle.  Nie. Masz rację, to nie mój interes. Ale nie sądzisz, że jej? Krew odpłynęła z twarzy Kiernana, a ja otrzymałem odpowiedź przynajmniej na jedno z moich pytań. On wiedział, co jej robi. Wiedział, że to nie w porządku. A jednak, była tu, siedząc tuż obok niego, wyglądając na zagubioną i zdezorientowaną.  Może powinnam po prostu... - Zaczęła odsuwać się od stołu, ale Kiernan szybko ją powstrzymał.  Nie. Nie wychodzisz. Oczywiście, że nie. Ponieważ pozwolenie jej odejść byłoby przyzwoitą rzeczą do zrobienia.

Tłumaczenie: chomik Black-Hood Korekta: magdunia55 25  Zostań, jak najbardziej. I tak nie jestem głodny. Posyłając spojrzenie mojemu młodszemu bratu, które obiecywało, że pogadamy o tym później, wyprosiłem się z pomieszczenia. Nie mogłem już na nią patrzeć. Nie mogłem już obserwować tych przesłoniętych oczu, trwale zakorzenionych w mojej pamięci, patrzących na mojego brata z zaufaniem, na które nie zasługiwał. Nie mogłem być świadkiem tej komedii, którą on odgrywał. I byłem pewien jak diabli, że nie chciałem być tego częścią. Byłem prawie na szczycie schodów, zanim przypomniałem sobie, jak oddychać. Cholera, nie radziłem sobie dobrze ze zmianami. A ostatnio w naszym życiu było ich o wiele za dużo. Żadna z nich nie była dobra. A teraz... Dziewczyna dosłownie z moich snów pokazuje się w moim domu. Z moim bratem. Złość wydawała się we mnie gotować na stałym, wolnym ogniu, ale w takich chwilach jak ta - kiedy byłem zestresowany i nieprzygotowany - kipiała. To nie tak, że Kiernan na to nie zasługiwał, ale on nie był jedynym szczególnie narażonym na to. Oficjalnie znałem Anioła - Jade - od całych pięciu minut, a ona pewnie już mnie szczerze znienawidziła. Kiernan i ja jeszcze nie skończyliśmy. Nie bynajmniej. Będziemy musieli odbyć bardzo poważną rozmowę na ten temat. Niedługo. Ale na razie, odłożyłem to na bok i ruszyłem z powrotem na dół, by przeprosić naszego gościa. Tylko, że ona nie znajdowała się już w jadalni. Stała osłupiała na korytarzu, z oczami przykutymi do zamkniętych drzwi domowego biura mamy.  Nie może traktować Jade w taki sposób. Ona nie jest świadoma. - Głos Kiernana z łatwością przedostał się na korytarz.  Rozumiem, Kiernan. Chociaż uważam, że to połowa problemu.  Nie, nie rozumiesz, mamo. Ona wysłuchuje tych bzdur od wszystkich innych w jej życiu. Od dzieciaków w szkole, od tego jej byłego chłopaka dupka, nawet od swojej własnej matki, na miłość boską. - Małe sapnięcie opuściło Jade na wspomnienie Kiernana o jej matce, a jej całe ciało napięło się jeszcze bardziej niż wcześniej. - Powinnaś posłuchać tych bredni jakie ona kieruje w jej stronę. Zawsze mówi jej, że nie jest wystarczająco dobra. Sprawia, że czuje się nic niewarta. Niekochana. Jakby była jakimś ciężarem. I ona w to wierzy. W każde cholerne słowo. Nie może dostrzec niczego dobrego w sobie, ponieważ nikt jej tego nie pokazuje. Ja próbuję. Próbuję sprawić, by zobaczyła, ale potem wchodzi Cal i mówi takie rzeczy. Nie ma szans, by uwierzyła, że to nie chodziło o nią. Nie ma znaczenia, co teraz mówię. Ona jest przekonana, że nie jest wystarczająco dobra dla nikogo. A teraz Caulder zniknął i...