Dziewczynka087

  • Dokumenty562
  • Odsłony70 214
  • Obserwuję106
  • Rozmiar dokumentów1.0 GB
  • Ilość pobrań41 723

Lewis R.J. - Ignite PL

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :2.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Lewis R.J. - Ignite PL.pdf

Dziewczynka087 Ksiazki
Użytkownik Dziewczynka087 wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (1)

Afrodytta• 2 lata temu

Czy wiesz gdzie można znaleźć przetłumaczoną drugą część ?

Transkrypt ( 25 z dostępnych 369 stron)

2 R. J. LEWIS IGNITE Tłumaczenie : szamancia Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.

3 Część Pierwsza – Przeszłość i Moje błędy. Znałam Jaxona Balowa od czasu kiedy miałam sześć lat. Dorastaliśmy razem w Gosnells, dużym mieście, trzy godziny jazdy od jeszcze większego miasta Winthrop. Chodziliśmy do tej samej państwowej szkoły, żyliśmy w tych samych zwykłych realiach i bawiliśmy się z takimi samymi dziećmi jak my. Niemniej, prawdziwa przyjaźń nigdy by nas nie połączyła, gdyby nie zrobił, tego co zrobił. To było jedyne wydarzenie, które przewyższało wszystko, co pamiętam i trzymam się tego bezustannie. Zaistnienie naszej przyjaźni, było spowodowane przez osobę zwaną Jade Smith. Jade była rudowłosą potężnie wyglądającą dziewczyną, dwa lata starszą ode mnie, miałam wtedy osiem lat, a ona uwielbiała sprawiać, aby moje życie było totalnym piekłem. Tak jakby moje życie już wystarczająco nie było ciężkie, mieszkając z bezrobotnymi rodzicami, którzy topili swoje smutki w alkoholu. Musiałam się z tym pogodzić, że ten dziesięcioletni troll wchodził mi w drogę, jak tylko nadarzyła się ku temu okazja. I tak było każdego dnia. Jade była duża jak na swój wiek, a moja mała wychudzona postać nie pasowała do jej poziomu chodzącej Godzilli. Przysięgam, że słyszałam jak ciężko stąpa po korytarzu i kiedy była najdalej dziewięć, do dziesięciu kroków ode mnie, zamykałam oczy i czekałam, aż moje małe wychudzone ciało znajdzie się w jej zasięgu i zostanę popchnięta przez jej tłuste łapska. - Sara, Sara, brzydka Sara… Te słowa sprawiały, że się trzęsłam.

4 Sara, Sara, brzydka Sara… czułam łzy płynące z oczu i szybko starałam się je strząsnąć z obawy, że je zauważy. Raz je zauważyła i przez dwie następne godziny postarała się o to, żeby uzbierać pięciu podobnych do niej dziesięciolatków, którzy stali przede mną i razem śpiewali ściskającą duszę melodię: Sara, Sara, brzydka Sara. Dzieci potrafią być okrutne. Byłam znana jako „Brzydka Sara” niedługo po tym, te straszne słowa wychodziły również od jej przyjaciół. - Chcesz się bawić z nami, brzydka Saro? - Witaj, brzydka Saro. - Czemu jesteś taka obrzydliwa, brzydka Saro? To była okrutna tortura. Każdego ranka, budziłam się wiedząc, że mój dzień podwójnie mnie ugodzi. Jeśli zostałabym w domu, musiałabym stawić czoła moim rozgoryczonym pijanym rodzicom. Jeśli poszłabym do szkoły, musiałam słuchać wyzwisk i udawać, że to normalne. To nie było normalne, nie dla bardzo ładnej małej dziewczynki: byłam łatwym celem, sama skóra i kości, moje włosy były krótkie, jak u chłopca, moje jasno brązowe oczy, były pociemniałe i miałam worki pod oczami, a to dzięki moim rodzicom, których kłótnie nie pozwalały mi spać nocami. Przez większość czasu moje usta były spierzchnięte, a moje dłonie szorstkie i do tego codziennie byłam ubrana w to samo. Miałam tylko trzy zmiany ubrań do szkoły na każdy tydzień, a moje wciąż rosnące ciało musiało się schować pod skarpetami, które były maksymalnie podciągnięte, żeby zakryć gołą skórę pomiędzy przykrótkimi spodniami, a kostkami, co sprawiało, że wyglądałam jeszcze bardziej komicznie. Dziewczyny nie akceptowały mnie w szkole. Byłam wyśmiewana, wytykana palcami, a nawet popychana w przypadku, kiedy zbyt blisko do nich podeszłam. Jedyne miejsce jakie mogłam dla siebie znaleźć to przy

5 chłopcach, z którymi łatwiej mi się było dogadać. Chłopcy co jakiś czas też się mnie czepiali: pytając kim jestem, chłopcem czy dziewczynką, lub dlaczego moje włosy są tak samo krótkie jak ich, albo dlaczego moje ubrania są za małe i dlaczego nie pachnę „zbyt ładnie” itd. Po pierwszych kilku próbach uchylania się od odpowiedzi na ich brutalne pytania, zazwyczaj szybko przestawali i odchodzili, dłużej nie przejmując się tą bezowocną pogawędką. Nawet jeśli bawiłam się z nimi na każdej przerwie, to nie powstrzymało tej krowy Jade Smith od kręcenia się wokół i popychania mnie, żebym upadła na ziemię – to był praktycznie rytuał. Co przypomina mi znów o Jaxonie, ponieważ był świadkiem jej okrutnej napaści na mnie i mojego lądowania w błotnistej kałuży która tam była ze względu na jesienną deszczową pogodę tamtego ranka. Miał również dziesięć lat, tak jak ona i zamiast śmiać się jak inni chłopcy, jasnowłosy Jaxon Barlow nie zrobił tego. Stała nade mną i wyśmiewała się ze mnie, kiedy ukryłam swoją ubłoconą twarz pomiędzy kolanami, czekając, aż przestanie i odejdzie. Tego dnia była wyjątkowo zawzięta i moja męka trwała bardzo długo. - Sara, Sara, brzydka Sara – Jade wielokrotnie wyśmiewała się ze mnie, jej kręcone rude włosy podskakiwały na głowie, do tego jeszcze miała wystawiony język w moją stronę – Sara, Sara, brzydka… – wtedy usłyszałam jej krzyk, spojrzałam w górę i zobaczyłam Jaxona, który trzyma ją za włosy. Krzyczała jakby ją ktoś zażynał, kiedy wpychał ją do pobliskiej kałuży z błotem. Jak tylko zanurzył w niej jej twarz, zaczęła się rzucać jak wieloryb w oceanie. - Spójrzcie teraz na Jade – śmiał się na głos. Dziewczyny, które były świadkami zajścia, zaczęły tłoczyć się w pobliżu nas, dysząc i wytykając palcami Jade Smith.

6 - Jade, Jade, brzydka Jade – Jaxon nagle zaczął ją przedrzeźniać, dając znak chłopcom, żeby zrobili to samo. - Jade, Jade, brzydka Jade – zaczęli wszyscy krzyczeć. Z szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia, spojrzałam na nich wszystkich i serce zaczęło mi rosnąć, w momencie kiedy zrozumiałam, że moje imię dłużej już nie jest powodem cierpienia, tak jak to było każdego dnia. I kiedy dołączyły do chłopców dziewczyny, otoczenie zagrzmiało od śmiechu. Jade Smith nie ruszała się przez dłuższy moment, kiedy wszystkie dzieci wytykały ją palcami, wpatrzona w rozgrywający się przed nią horror. Jej oczy wypełniły się łzami, wstała i jak burza pobiegła, jedynie co można było usłyszeć jak uciekała, to plusk wody w jej butach. Jaxon był z siebie dumny. Byłam zbyt mocno przerażona, żeby mu podziękować, bałam się, że zwróci na mnie uwagę. A nie do końca wiedziałam, co mu chodzi po głowie. Ale następnego dnia w szkole kiedy czekałam na swój pełen bólu moment bycia poniżaną, poprzez pchnięcie na szafkę, zamiast mnie, to Jade Smith została popchnięta na swoją szafkę przez Jaxona. - Jade, Jade, brzydka Jade – powtarzał, a jego przyjaciele krzyczeli razem z nim. Pierwszy raz przez te wszystkie dni w szkole, zostawili mnie w spokoju. W istocie resztę tygodnia cały czas wznawiał dręczenie Jade, a ja wciąż miałam spokój. Kiedy w końcu zrozumiałam, że on nie zamierza się do mnie przyczepić, podeszłam do niego na przerwie, kiedy stał oparty o ścianę (to była forma kary nałożona przez dyżurnego na przerwie) i przytuliłam go. - Czekaj – powiedział, machając rękami w powietrzu – opanuj się!

7 - Dziękuję – powiedziałam patrząc na niego i uśmiechając się szeroko – Dziękuję, że obroniłeś mnie przed Jade. Wzruszył ramionami, na tyle obojętnie jak tylko potrafił – zrobił tak, ponieważ przede wszystkim był najbardziej wyluzowanym dziesięciolatkiem w okolicy – i wtedy powiedział – nie musisz się już martwić chłopczyku, od tej pory zawsze cię będę bronił. - Jestem dziewczynką i mam na imię Sara – powiedziałam serdecznie. - Dobrze Sara, będę cię już zawsze bronił. I tak zrobił. Już nigdy nie pozwolił Jade Smith mnie dręczyć, ani nikomu innemu. Jak miecz z dwoma ostrzami na końcach… cóż, jedynie miecz. Budziłam się każdego dnia z uczuciem błogości, że już nigdy powtórnie, nie będę musiała stawiać jej czoła i to wszystko dzięki Jaxonowi Barlow. Przykleiłam się do niego na stałe. Na początku był z tego powodu niezadowolony i uciekał jak tylko widział mnie w pobliżu siebie, ale po wielu dniach w szkole, kiedy nieustająco śledziłam go ukradkiem, pogodził się już z tym, że mu nie odpuszczam. Po pewnym czasie, był nawet zadowolony z tego faktu – ale tylko dlatego, że dostrzegł w tym korzyści dla siebie. Byłam jego posłańcem, robiłam to co chciał, czekałam na jego rozkazy, a on nigdy nie przestawał je wydawać! - Chcę się napić wody z kubka – zażądał. - Gdzie ja teraz znajdę kubek? – zapytałam. - Sara – odpowiedział z irytacją – nie zadawaj mi pytań, tylko go zdobądź! Udawałam, że idę do toalety i ukradłam kubek z biurka nauczycielki, opróżniłam go i napełniłam wodą. Był bardzo zadowolony,

8 chociaż jak spróbował już nie tak bardzo, ponieważ poczuł posmak kawy w wodzie. - Idź do Maxa i powiedz mu, że go nienawidzę – następnie powiedział. Max, z którym Jaxon nie był ostatnio w dobrych stosunkach jako, że wprowadził na plac zabaw własne reguły, ukrywał się gdzieś daleko, tak że musiałam go znaleźć. Po wypytaniu o niego wszystkich wokół i bieganiu w tą i z powrotem z jednego końca boiska szkolnego do drugiego, znalazłam go siedzącego na murku odgradzającym boisko od parkingu, był sam i grzebał patykiem w błocie. - Jaxon powiedział, że cię nienawidzi – wykrzyczałam bez tchu po dość długim trwającym około pięciu minut biegu. - Mam to gdzieś! – krzyknął Max i rzucił we mnie patykiem. Biegłam, żeby przekazać wiadomość Jaxonowi, który wydawał się nieusatysfakcjonowany z przekazanych mu nowości. - Wygląda na to, że będę musiał mu wtłuc – wymamrotał. – Idź powiedz Stacey, że ma wielką dupę. Zaraz potem jak przekazałam informacje Stacy – i zostałam popchnięta, upadając na ziemię, wróciłam do Jaxona, żeby spełnić kolejną partię jego rozkazów. I tak mijał czas, po jakimś czasie znudził się dawaniem mi zadań do wykonania i wydawał mi coraz mniej i mniej rozkazów. Słońce dla mnie wyjrzało i byłam szczęśliwa, że przestał. Miałam już serdecznie dość, rzucania we mnie rzeczami i mówienia dziewczynom okropności o ich tyłkach. Wciąż za nim wszędzie chodziłam, praktycznie byłam jego cieniem i myślę, że dość szybko przywykł do tego, ponieważ jednego dnia, kiedy

9 złapałam grypę i zostałam w domu przyszedł do mnie i zapukał do moich drzwi. Moi rodzice leżeli w swojej sypialni i byli nieprzytomni, bałam się, że usłyszą pukanie, więc szybko ruszyłam na palcach w stronę drzwi. - Nie było cię dzisiaj w szkole! – syknął do mnie, jak tylko otworzyłam drzwi. - Jestem chora – powiedziałam, bez wstydu wycierając gile z twarzy. To wyglądało zbyt ładnie. Przepchnął mnie i wszedł do środka. Zmarszczył mocno brwi zdecydowanie niezadowolony z mojej odpowiedzi i rozejrzał się po salonie ze skrzywioną miną. - Dlaczego twój dom jest taki brzydki? Podążyłam za jego wzrokiem, który przesuwał się z miejsca na miejsce po małym salonie: stara zielona kanapa stojąca pod ścianą, pęknięta szklana ława, podziurawiona petami, butelki po piwie walające się po całej podłodze – z kilku z nich pozostałość po piwie nadal sączyła się na podłogę i mały telewizor w kącie, który stał na niestabilnym kartonie, ponieważ nie mieliśmy stojaka na TV. - Nie wiem – wzruszyłam ramionami, czując nagle wstyd. Nigdy wcześniej nie miałam przyjaciół. Rozejrzał się jeszcze trochę. - Moja mama powiesiła obrazy na ścianie i sprząta codziennie – powiedział. – To musi być fajne, że twoich rodziców nie obchodzi coś takiego w domu. Nie, nie obchodzi. Rozejrzałam się po pustych i brudnych ścianach. Nie było na nich żadnej fotografii i nie pamiętam kiedy ostatnio moja matka sprzątała.

10 - Jak wygląda twój pokój? Mogę zobaczyć? - Nie – szybko odpowiedziałam. Jeśli uważał, że salon był brzydki, nie chciałam, żeby zobaczył mój pokój. Wszystko co w nim miałam to mały kredens i materac na podłodze oraz dwie stare lalki, które dostałam na gwiazdkę z urządzanej na święta zbiórki charytatywnej w szkole parę lat temu. Zauważył mój opór i nie naciskał dalej. Wysunął podbródek, zaczesał swoje blond włosy za ucho i powiedział. - To było dziwne, jak nie było cię w szkole, czułem się tak jakbym nie miał własnego cienia. - Jutro już będę w szkole. - Dobrze, ponieważ zamierzam dokopać Maxowi i będę cię tam potrzebował. - Po co? - Dla wsparcia! – powiedział podirytowany moim pytaniem, jakby to było oczywiste. Nie chciałam go zawieść, więc powiedziałam. - Ok, będę tam. - I powiedz swoim rodzicom, żeby przestali ci obcinać włosy – ściął mnie wzrokiem, zanim odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. – Wyglądasz jak chłopak. Przytaknęłam. - Dobrze, Jaxon. Wciąż obcinali mi włosy. Mówili, że dzięki temu wszy trzymają się od nich z daleka, ale wcale tak nie było. Jedyne co, to łatwiej mi było je samej umyć.

11 Jaxon mieszkał na końcu ulicy w takim samym starym domu jak ja. Miał uroczą mamę, ale kiedy tam byłam w pobliżu, nigdy nie widziałam jego ojca. Pamiętam, jak myślałam, że to było bardzo dziwne. Pewnego sobotniego popołudnia, jak czekałam na Jaxona przed jego domem, aż wyjdzie, żeby się ze mną pobawić, jego mama mnie zauważyła i otworzyła szeroko oczy z przerażenia. - Chodź tutaj, dziecko – kiwnęła do mnie palcem, żebym weszła do domu. Miała długie blond włosy, tak jak Jaxon i nawet jego błękitne oczy, ale na tym ich podobieństwo się kończyło. Nie miała takiego samego nosa jak on, ani kształtu twarzy i sądząc po jej drobnej sylwetce, jego postura z całą pewnością również nie była po niej genetycznie odziedziczona. Pamiętam, że uważałam, że jest bardzo ładna i wyjątkowo młodo wygląda. Jak tylko weszłam do domu, rozglądałam się po nim z prawdziwym zachwytem. Na każdej ścianie wisiały zdjęcia Jaxona, w różnym wieku, a kiedy poczułam dywan pod stopami, pośpieszyłam zdjąć moje brudne buty. - Nie przejmuj się tym, skarbie – powiedziała do mnie – mogę to po prostu później odkurzyć. Dom, równie mały co mój, wyglądał przytulnie. Miała bardzo ładne meble. I wszędzie były zabawki. I pachniało pieczonym kurczakiem z kuchni, powodując, że mój żołądek zaczął się odzywać. - Chciałabyś coś zjeść, skarbie? – zapytała, zaraz po tym jak usłyszała, że burczy mi w brzuchu z głodu. Uśmiechnęłam się nieśmiało i przytaknęłam. - Jesteś odrobinę nieśmiała, prawda?

12 Zaprowadziła mnie do kuchni i kazała usiąść na krześle przy stole, podczas, gdy sama otwierała piekarnik i wyciągała ogromną patelnię ze skwierczącym jeszcze pieczonym kurczakiem. Obserwowałam każdy jej ruch – pełen gracji i spokoju, a nie, tak jak u mojej matki, potykającej się o własne stopy zgarbionej postaci. Była jeszcze bardziej idealna, niż nauczyciele w szkole. - Jax! – zawołała. Jaxon przyszedł zaraz po tym jak brał prysznic, byłam tego pewna, ponieważ jego włosy wciąż jeszcze ociekały wodą gdy wchodził do kuchni, był ubrany w dżinsy i czarny sweter. - Co ci mówiłam o suszeniu włosów – jego mama krzyknęła na niego – Pochyl głowę, żebym mogła je wysuszyć! - Mamo! – warknął na nią gniewnie. - Nie mów „Mamo” – ostrzegła go. Patrzyłam z jeszcze większym zachwytem na nią, kiedy suszyła mu włosy. Potajemnie marząc, żeby moja mama robiła dla mnie to samo… - Nie na oczach moich przyjaciół – argumentował. - Twoja przyjaciółka zostanie z nami na obiad, chyba, że musi gdzieś być – znieruchomiała i spojrzała na mnie z oczekiwaniem. Potrząsnęłam głową. - Nie, proszę pani. - Proszę pani? – zaśmiała się głośno. – Nie jestem jeszcze babcią. Mów mi Lucinda. A ciebie jak nazywają? - Sara Nolan – powiedziałam, czując jak moje policzki zaczynają płonąć, kiedy patrzyła na mnie swoimi dorosłymi oczami. - Sara? Cóż to za piękne imię?

13 Uśmiechnęłam się i zakryłam usta ręką, wpatrując się z zakłopotania w stopy. Nie przywykłam do komplementów i nie wiedziałam jak się zachować, kiedy je dostawałam. - Czy twoi rodzice są w domu, Sara? - Tak…. Lucindo. Zmarszczyła brwi i wtedy puściła Jaxona ze swojego uścisku. Znów zaburczało mi w brzuchu i wszystko o czym mogłam teraz myśleć to o jedzeniu. Lucinda kazała Jaxonowi usiąść koło mnie i podała obiad. Ledwo mogłam zauważyć jego obecność koło siebie, albo w ogóle jasno myśleć – mój umysł był obezwładniony przepysznym zapachem, który z bólem z głodu docierał do mojego żołądka. Tego dnia jeszcze nic nie jadłam, a to było dużo lepsze od dwuminutowego makaronu jako posiłek. Lucinda cały czas się we mnie wpatrywała. Postawiła jedzenie i obserwowała jak pochłaniam, każdy mały kawałeczek na moim talerzu. Chwilę później zaoferowała mi dokładkę, którą z przyjemnością przyjęłam. Nawet nie pamiętam wyrazów na ich twarzach, kiedy mi się przyglądali – byłam zbyt zachwycona moim królewskim posiłkiem, żeby zwracać na to uwagę. Nie zadała mi ani jednego pytania i chwilowe zakłopotanie, które poczułam na początku, szybko zniknęło dzięki jej ciepłemu spojrzeniu. Szeroko uśmiechała się do mnie, pokazując swój lekko przekrzywiony przedni ząb i napełniając mi szklankę wodą, za każdym razem kiedy z niej wypiłam. - Możesz przychodzić kiedy chcesz, Sara – powiedziała do mnie zanim wychodziłam tego dnia. – W zasadzie, może jutro też do nas przyjdziesz? Będę robić lazanię. Jadłaś kiedyś już lazanię? - Nie – powiedziałam i pokręciłam głową.

14 Uśmiechnęła się do mnie smutno. - Cóż, jestem pewna, że będzie ci smakować. I tak było. Przyszłam tamtego dnia na obiad i znów zostałam zaproszona. I ponownie. Pod koniec tygodnia jedzenia przepysznych posiłków Lucindy mój żołądek był w pełni zaspokojony. Również dzięki paczce chipsów i batonów czekoladowych, które dawała mi codziennie przez cały tydzień. Musiałam ukryć je pod materacem, kiedy przychodziłam do domu ze strachu przed rodzicami, że je znajdą i zabiorą. Moi rodzice byli nieobecni w moim życiu, nie obchodziło ich kiedy tam byłam, lub kiedy mnie nie było i opuszczali dom jedynie raz na tydzień, żeby iść do sklepu alkoholowego, a później do punktu z darmowym jedzeniem dla biednych po puszki i makaron. Dobrze było odsapnąć od tej lepkiej mazi, którą zostawiali mi do jedzenia przez cały tydzień. Powinni o mnie dbać, nawet ja to wiedziałam, jak na swoje osiem lat, ale zawsze byłam zbyt niezależna, żeby się o to martwić. W szkole, ludzie w mundurach przychodzili do nas i ostrzegali nas przed nieodpowiedzialnymi rodzicami albo opiekunami. Kazano wystąpić tym osobom, które miały takie problemy w domu, ale… ja nigdy tego nie zrobiłam. Bałam się, co to mogło spowodować. Czy zostałabym zabrana? A jeśli zostałabym zabrana, czy byłabym szczęśliwa, tam gdzie bym poszła? I jeśli poszłabym gdziekolwiek indziej, czy kiedykolwiek zobaczyłabym znów Jaxona i Lucindę? I, co przerażało mnie najbardziej, jeśli nie zrobiliby nic, to jak zareagowaliby moi rodzice, kiedy dowiedzieliby się, że komuś coś powiedziałam? Z każdej strony było jakieś ryzyko. Pozostanie tu znaczyło bycie ciągle poddawanym pijackim torturom, które wciąż słyszałam wypowiadane bełkotem, gdy byłam w pokoju razem z nimi.

15 - Spójrz na nią, na tego gówniarza. Zmarnowała nam życie, Joanno? Straciłem tytuł Szakala. Spójrz na tego gnoja, gapi się na nas jakbyśmy byli pieprzonymi psami. Na co się tak gapisz, gnojku? - Zostaw ją w spokoju Norman – moja matka wybełkotała – onajest jeszcze mała. - Ten mały gnojek nas zrujnował – mój ojciec odpowiedział, wrogo wpatrując się we mnie – Odebrała nam wszystko… Nie bardzo wiedziałam co im odebrałam, ale pobiegłam szybko do mojego pokoju ukryć się przed ich okrutnym spojrzeniem, zanim zostałoby powiedziane coś jeszcze. Nie rozumiałam dlaczego moja obecność wywoływała w nim taki szał i za każdym razem czułam się taka niechciana i zagubiona. Noce w których mój ojciec próbował mnie wychowywać kończyły się wielką awanturą z matką. Broniła mnie (chociaż nie robiła nic, aby zapobiec jego słownym obelgom), wtedy złościł się na nią, że nie zgadza się z jego opinią i zanim się spostrzegłam, zaczynał tłuc butelki i dało się słyszeć głuche uderzenie pięści o jej ciało, a potem łkanie i płacz mojej matki, który się z tym wiązał. Musiałam wtedy wyłączyć światło w pokoju i zaciskając oczy, kuliłam się na swoim materacu na podłodze, ponieważ próżno było szukać ciepła pod tym cienkim kocykiem, którym byłam przykryta po uszy. To były noce kiedy trzęsłam się ze strachu, zagubiona i przerażona, nie wiedząc, czy jego uwaga zaraz nie skupi się na mnie. Czasami słyszałam jak wychodził z pokoju i zatrzymywał się w połowie drogi do mojego. Widziałam jego cień przez małą szparę pod drzwiami, słyszałam jego oddech, powolny i głęboki, zupełne przeciwieństwo mojego walącego szybko serca i czułam wtedy mój własny puls. Kiedy już wracał do swojego pokoju, czasem zabierało mi godziny

16 uspokojenie się, a innym razem, czułam, że zsikałam się w majtki, przerażona do tego stopnia, że nie byłam w stanie się poruszyć. Jaxon i Lucinda stali się moim pocieszeniem i jak Jaxon był zajęty zabawą ze swoimi własnymi kolegami, ja byłam z Lucindą w jej gościnnym domu, kręcąc się za nią jak smród po gaciach. Pracowała jako domowa fryzjerka i kosmetyczka. Czasami jeździła do swoich klientów, a czasem klienci przychodzili do niej. Często pozwalała mi siedzieć obok siebie, kiedy robiła klientkom paznokcie, rzęsy lub makijaż, niekiedy nawet farbowała im włosy. Nigdy tam się nie nudziłam, a to przede wszystkim za sprawą intrygujących mnie plotek, pomiędzy Lucindą, a jej stałymi klientkami. Słyszałam tam najbardziej dziwaczne rzeczy – rzeczy, których nawet nie rozumiałam jak na swój młody wiek, ale uwielbiałam wiedzieć co dzieje się w Gosnells, zwłaszcza, że nigdy nie byłam dalej niż moje małe miasteczko. Zanim przyjechały klientki, Lucinda powiedziała mi raz: - Sara, wszystko co usłyszysz, musi pozostać między nami dziewczynami, rozumiesz? Nigdy nie wspominaj o tym, żadnej żywej duszy, skarbie – natychmiast przytaknęłam, na co ona się uśmiechnęła i z miłością uszczypnęła mnie w policzek. Jej opiekuńczy dotyk zawsze budził we mnie uczucie ciepła. - Prawdopodobnie Doug został przyłapany z Cynthią Jones – powiedziała raz częsta bywalczyni o imieniu Fiona. Nigdy w życiu nie widziałam nikogo tak pomarańczowego jak ona. – Betty podziurawiła mu opony, zanim doszła do wniosku, że w zasadzie to ona nim częściej jeździ niż on – śmiała się histerycznie, podczas gdy ja zastanawiałam się dlaczego właściwie, ta kobieta miałaby dziurawić opony komuś w samochodzie.

17 - Betty przesadziła – Lucinda mruknęła pod nosem, w momencie kiedy nakładała zdobienia na świeżo nałożony lakier na paznokciach Fiony. - Tak jakby ona nigdy nie wepchnęła swojego języka w gardło innego faceta! Dzień w którym pozostanie wierna jednemu mężczyźnie, to będzie dzień, w którym wstąpi do klasztoru. Sporo rzeczy zostało tam jeszcze powiedziane takie jak to, że prawdopodobnie pan Hatchet pożyczył pieniądze od pana Gregory’ego i nigdy ich nie oddał, więc pan Gregory wpadł w szał i kopnął jego skrzynkę pocztową z Peru wartą dwa tysiące dolarów. - Tak jakby skrzynka pocztowa mogła kosztować tyle pieniędzy! – Fiona ryknęła śmiechem. A potem, że Gina Harding była znowu w ciąży z czwartym dzieckiem, z ojcem dziecka o numerze trzy, ale wciąż sypiała z ojcem dziecka o numerze dwa. - Co za puszczalska! – powiedziała Fiona. Bezowocnie zastanawiałam się, co to w ogóle znaczyło. Później mówiła o Jimmy Dunlopie, który poszedł do więzienia za kradzież w przydrożnym sklepie w Alabamie, gdzie niechcący zamknął się w środku. - Ten idiota, wystawiony do wiatru przez swój gang motocyklowy Czarnych Szakali, został wychwycony przez kamerę monitoringu. Głupek przelazł przez okno ochrony, które ktoś przypadkowo zostawił otwarte i jak tylko wlazł zatrzasnął je! Siedział na podłodze przy kasie do samego rana. Hahahaha… Nie były świadome mojej obecności i przez to wiele historii było poruszane. Nauczyłam się o ptaszkach i pszczółkach dużo za wcześnie

18 podczas gdy Lucinda pracowała w swoim salonie piękności, pracując nad pomarańczową kobietą. Tego wieczora poszłam spać z dziwnymi obrazami w swojej głowie, zastanawiając się jak to coś jest w stanie pomieścić się w tamtym miejscu… Lucinda dawała mi sens codzienności, Jaxon dał mi swoją przyjaźń, a moje życie stało się jeszcze bardziej niezwykłe, kiedy po wielkiej awanturze pewnej nocy wyszedł z domu mój ojciec i więcej nie wrócił. Miałam dwanaście lat, a jego odejście było najlepszą rzeczą jaka mogłaby mi się przytrafić w życiu. Jednak moja matka była innego zdania. Była zrozpaczona, wrzucona na głęboką wodę tonęła, leżała w swoim łóżku mocząc poduszki od śliny i łez. Jak wstawała brała alkohol i upijała się do nieprzytomności. Kiedy miałam dwanaście lat sprawy między mną a Jaxonem uległy zmianom. On zaczął szkołę średnią, a ja wciąż byłam w siódmej klasie, chociaż spędzaliśmy dużo czasu razem z jego przyjaciółmi, on był zainteresowany bardziej już innymi dziewczynami oraz… pociągało go łamanie prawa. Chciałam myśleć, że to nuda pchnęła go na drogę przestępstwa, ale usprawiedliwianie jego poziomu głupoty, było głupie same w sobie. Lubił adrenalinę i ryzyko przez to uczestniczył w wielu nielegalnych działaniach w mieście, od kradzieży torebek w autobusie jednego dnia, do włamań do mieszkania przy tej samej ulicy, której mieszkał, innego dnia. Zawsze miał kieszenie pełne gotówki. Kazał dochować mi tajemnicy i zgodziłam się dać mu moje słowo, chociaż wiedziałam, że to co robił było złe i na samą myśl o tym ściskało mnie w piersi. - Ale to jest złe – powtarzałam mu wielokrotnie. To była moja ciągła ta sama śpiewka. – jeśli cię złapią, będziesz w poważnych tarapatach!

19 - Nie zamierzam dać się złapać – odcinał się – do tej pory przecież mnie nie złapali! Poza tym nie okradam tych naprawdę złych, takich jak motocykliści. - Zobaczysz, jak cię w końcu złapią, będę się z ciebie śmiała i z całą pewnością powiem ci, a nie mówiłam! - Dobra, mam nadzieję, że to zrobisz – nienawidziłam tego, że tak łatwo to bagatelizował, tak jakby nie interesowało go to, że może zostać złapany. - Jesteś głupi! – i to zazwyczaj była ostatnia rzecz jaką mówiłam, zanim rozmowa na ten temat była skończona. Nie został złapany i po kilku latach był coraz lepszy w tym co robił, przestałam całkowicie poruszać z nim ten temat. Był tak dobry w kradzieży, że nawet zainwestował w wysokiej jakości wytrych i nosił go wszędzie, kupił go od jakiegoś szemranego gościa, który jak podejrzewałam pracował dla motocyklistów. To było interesujące patrzeć jak dorasta. Zawsze byłam jedynie obserwatorką wszystkiego co mnie otaczało. Cicha i wylękniona, taka byłam, ale dostrzegałam rzeczy, których inni nie widzieli i to stało się moją osobistą korzyścią, rejestrowanie nieważnych informacji, a później rozważanie ich. Jaxon był pewnym siebie dzieckiem z niesamowitym poczuciem humoru. Był przystojny i dużo większy, niż chłopcy w jego wieku i doprowadzał dziewczyny do szaleństwa. Był jak jego matka jeśli chodziło o relacje międzyludzkie. Wewnątrz i na zewnątrz na początku znajomości rozpalał się prawdziwym ogniem, który szybko wygasał, jak tylko docierał do sedna.

20 Lucinda miała wielu mężczyzn w swoim życiu i Jaxon nienawidził każdego z nich. Dla dziecka, które jak się dowiedziałam, nigdy nie poznało swojego ojca, nosił w sobie bliznę, która wzmagała jego gniew, na każdego starszego od siebie mężczyznę, który pojawiał się w jego pobliżu. - Nigdy nie zamierzam pracować w jakiejś durnej pracy przez dziesięć godzin dziennie i zarabiać grosze, kiedy mogę znaleźć w jeden dzień na tej ulicy więcej niż zarobiłbym przez cały tydzień, Sara. – wskazał ręką w stronę ulicy, kiedy kręciliśmy się pomiędzy ludźmi robiącymi zakupy. - Wiesz o tym, że kiedyś będziesz także stary – powiedziałam kiedyś do niego, łapiąc jego wzrok, kiedy obserwował mężczyznę w garniturze, który przechodził obok. - No i co z tego? – odparł. - Więc nie możesz zabijać wzrokiem każdego starszego mężczyznę. Będziesz ich widział wszędzie i pewnego dnia będziesz także dla jednego z nich pracował. Zaśmiał się głośno, słysząc to. - Ja dla nikogo nie zamierzam pracować. Pracuje jedynie dla siebie. - Masz na myśli, że kradniesz dla siebie. Nigdy nie bałam się mówić Jaxonowi to co myślę. Był jedyną osobą, z którą mogłam być całkowicie szczera, a było to spowodowane tym co nas łączyło. Byłam jego najbliższą przyjaciółką, a on był moim najbliższym przyjacielem. Znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam, że nie ma sensu dalej z nim dyskutować, tak więc wzruszyłam ramionami i odpuściłam. Chociaż spędzaliśmy ze sobą prawie każdy dzień, to około trzech nocy w tygodniu jedynie spędzaliśmy razem, w inne noce nie było go, co

21 doprowadzało Lucindę na skraj wytrzymałości nerwowej. Spędzałam z nią czas prawie każdego dnia po szkole. Czasami też spałam na kanapie, żeby dotrzymać jej towarzystwa, zanim Jaxon przejdzie przez drzwi. Powtarzałam jej za każdym razem, że to miasteczko jest małe i nigdzie gdzie mógł pójść tak naprawdę nie groziło mu prawdziwe niebezpieczeństwo. Wiedziałam, że to kłamstwo, ale to ją uspakajało. A mnie martwiło. Czasami w nocy zastanawiałam się, czy policjant nie stanie przypadkiem w drzwiach i nie oznajmi nam, że Jaxon został aresztowany za wtargnięcie z włamaniem. Jeśli doszłoby do tego i musiałabym to znosić, wiedziałam, że przez to mój świat rozsypałby się na kawałki. Nigdy nie zapomnę pewnej wyjątkowej nocy. Było już za piętnaście jedenasta, a Lucinda od dłuższego czasu spała na kanapie. Moja czternastoletnia osoba czekała w ciemności na jakikolwiek znak Jaxona. Na osiedlu było wyjątkowo cicho w tą środową noc. Przeszłam w dół chodnikiem i dotarłam na mały placyk zabaw dla dzieci na końcu ulicy. Było tam kilka zjeżdżalni, które straciły już swój blask i farbę, były tam drabinki i małpi gaj z powyrywanymi i zardzewiałymi częściami. Usiadłam na jednej z huśtawek, zdjęłam sandałki i zagrzebałam stopy w piasku. Czułam zimny i wilgotny powiew wiatru, który sprawiał, że byłam cała mokra, ale nie przejmowałam się tym, cierpliwie czekałam, aż Jaxon wyjdzie z mroku. Kiedy zawsze wracał do domu z przyzwyczajenia przechodził przez placyk zabaw. Rozmyślałam o tym jak bardzo byliśmy od siebie różni. Nie lubił takiego samego jedzenia jak ja, nie miał podobnego gustu jeśli chodzi o muzykę i nienawidziłam tych jego niedobrych przyjaciół, a on nie lubił

22 kilku, których ja miałam. I myślę, że to dobrze. To oznaczało, że spędzanie wspólnie czasu, było dla nas czymś wyjątkowym i pragnęłam każdą wolną chwilę dzielić z moim najlepszym przyjacielem. Powiedział mi, że któregoś dnia wyjedzie z Gosnells i nigdy nie wróci. Tam będzie mógł być bogaty i mieć szybkie samochody i modelki jako dziewczyny. Kiedy spytałam go, co będzie robił, żeby tak żyć, wzruszył ramionami i powiedział. - Czy to ważne, zamierzam zdobyć pieniądze jakkolwiek będę potrafił. Jego ambicje, odzwierciedlały jego poczucie zagrożenia. Pragnął kobiet, ponieważ nie wiedział, co znaczy normalny związek. Chciał pieniędzy, ponieważ zaczynał nie mając nic. Chciał się wydostać z miasta, ponieważ nic tu nie znaczył. Nigdy mu o tym nie powiedziałam, ponieważ nie chciałam urazić jego ego, poza tym nie sądziłam, że to wszystko jest możliwe. Gdzieś głęboko w sercu, pomijając głupie łamanie prawa, które wywoływało w nim dreszcz emocji i pomijając dziewczyny, które przychodziły i odchodziły, był niezwykle bystry. Był w stanie zapamiętać wszystko co kiedykolwiek przeczytał i recytować słowo w słowo. Był dobry z matematyki i zawsze odrabiał za mnie pracę domową z matmy (oczywiście, po tym jak błagałam go przez trzy albo i więcej godzin z kasą w ręku). Uwielbiał czytać kiedy nikogo nie było w pobliżu, jego książki w pokoju na półce miały zniszczone okładki od ciągłego czytania. Ale jeśli chodziło o szkołę, nie starał się. Opuszczał zajęcia, nie odrabiał lekcji i ledwo przechodził z klasy do klasy. O tym także z nim rozmawiałam. I nie tylko. Mogłam powiedzieć Jaxonowi o tym co działo się w moim domu. Mogłam mu powiedzieć co mój ojciec zazwyczaj robił mojej matce. Nie wstydziłam się mu

23 powiedzieć, że nadal śpię na materacu, który leżał na podłodze, a moja matka wciąż wyciągała od opieki społecznej zapomogi i że nadal przepłakiwała prawie każdą noc, ponieważ czuła się samotnie i brakowało jej mojego ojca, oraz to, że rzadko ze mną rozmawiała. Zupełnie się mną nie przejmowała. W zasadzie, czasami patrzyła na mnie tak, jakbym to ja była winna temu, że mój ojciec odszedł. To jej spojrzenie, powodowało, że trzymałam się z dala od domu. - Ty również stąd uciekniesz – obiecywał mi – Nawet jeśli będę musiał cię wykraść z Gosnells, nie będziesz tak jak twoja głupia matka mieszkała w tym beznadziejnym miasteczku. Pojedziemy do Winthrop i będziesz tam miała dobrą pracę i będziesz szczęśliwa. Obiecuję ci to. Uśmiechnęłam się i cieszyłam się na samą myśl o tym. - Wszystko w porządku, dziecinko? – podskoczyłam na dźwięk męskiego głosu zaraz za mną. Zesztywniałam, a serce zaczęło mi mocniej bić, kiedy odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego mężczyznę podążającego w moim kierunku. Jak mogłam go wcześniej nie słyszeć? Skarciłam sama siebie za tak głębokie rozmyślanie. Nienawidziłam obcych, a zwłaszcza takich, którzy wyłaniali się z ciemności, a jeszcze bardziej kiedy byłam sama na placu zabaw. - Nie chciałem cię wystraszyć? – odezwał się swoim grubym męskim głosem, siadając obok mnie na huśtawce. Jego ogromna sylwetka, sprawiła, że huśtawka wydawała się pod nim śmiesznie mała. Zastanawiałam się, czy nie urwie się pod jego ciężarem. Był dorosły, coś ponad dwudziestkę. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę i emblemat rozwścieczonego szakala, który warczał na tle księżyca w pełni. Motocyklista. Nigdy nie rozmawiałam z żadnym. Zawsze mówiono mi, że jak zobaczę jakiegoś, to mam się odwrócić w przeciwnym

24 kierunku i uciekać. To ostrzeżenie szarpało się we mnie, żeby je posłuchać, ale mimo to w dalszym ciągu siedziałam koło niego, bo w zasadzie to on rozpoczął ze mną rozmowę. Spojrzałam na jego twarz. Patrzył w dół na swoje buty, którymi kopał piach. Zauważyłam prosty długi nos i czarny zarost na brodzie. Roztargniona pomyślałam, że wygląda zabawnie mając więcej włosów na twarzy niż na głowie, które były wystrzyżone do zera. - W porządku – wymamrotałam, walcząc ze sobą, żeby nie zadrżał mi głos. Jego ciemne oczy obserwowały moją twarz przez kilka minut, zanim pojawił się na jego ustach szeroki uśmiech. - Nic ci nie zrobię, dziecinko. Nie musisz się mnie obawiać. Słyszysz? - Przytaknęłam powoli, widząc jego przyjazny uśmiech i uspokoiłam się dzięki temu. – Jak masz na imię? - Sara - Mieszkasz gdzieś tu w pobliżu, Sara? - Tak. Wyciągnął papierosa, którego miał za uchem i zapalniczkę z kieszeni spodni. Uważnie obserwowałam jak zapalał papierosa, zasłaniając zapalniczkę drugą ręką od wiatru. Papieros zapalił się, a duży płomień rozświetlił pół jego twarzy, bardziej niż do tej pory, ukazując jego szpiczasty podbródek. - Co ty tutaj robisz tak późno w nocy na zewnątrz, w tak nieciekawym miejscu, ptaszyno? Ptaszyno?

25 - Czekam na kogoś – odpowiedziałam, oczarowana dziwną aurą, która promieniowała od tego motocyklisty. Dla mojej czternastoletniej osoby, był bardzo męski, kuszący i tak bardzo zakazany. Wszystkie te rzeczy sprawiły, że musiałam nabrać w usta wilgotnego powietrza, żeby się nie zaślinić. Nie byłam świadoma tego, że coraz bardziej pochylam się do niego, ustawiając ukośnie nogi i huśtawkę, żeby się do niego zbliżyć. Zapach dymu sprawił, że ostrzeżenie które nakazywało mi ucieczkę i znalezienie szybko jakiejś wymówki, żeby wrócić do domu, nie było już tak wyraźne. Jeśli wiedział o moim oczarowaniu nim – którego wcale nie skrywałam – nie okazywał tego po sobie. Palił wciąż swojego papierosa i patrzył na mnie w zadumie. - Ile masz teraz lat? – zapytał – szesnaście? Zarumieniłam się, ciesząc się, że jest tak ciemno, że nie był w stanie tego zauważyć. - Czternaście. Uniósł brwi. - Cholera, wciąż jesteś jeszcze dzieckiem. Co miał na myśli mówiąc „wciąż”? Ściągnęłam brwi. - Nie jestem już dzieckiem. Roześmiał się w odpowiedzi. Poczułam dłoń na swoich włosach, zanim przeciągnął mi je na plecy. - To te włosy – nagle się zorientował – sprawiają, że wyglądasz na dużo starszą, niż jesteś. Niejednemu zamącisz w głowie, ptaszyno. Zdajesz sobie z tego sprawę? - Delikatnie potrząsnęłam głową, patrząc na