Dziewczynka087

  • Dokumenty562
  • Odsłony71 173
  • Obserwuję107
  • Rozmiar dokumentów1.0 GB
  • Ilość pobrań42 199

Lola Stark - Forbidden Love 03

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :3.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Lola Stark - Forbidden Love 03.pdf

Dziewczynka087 Ksiazki
Użytkownik Dziewczynka087 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 191 stron)

2 Forbidden Love (Needle's Kiss #3) Lola Stark Tłumaczenie nieoficjalne dla: TequilaTeam Przekład: bdomelek, G_r_e_e_n, Kaasiaax3, Patrycjaitymek, Veryme Korekta: kaferek, kk741, malwina1916

3 Prolog – Nie możemy tego zrobić tutaj, kochanie – Jude szepnął tuż przy moich, już opuchniętych wargach. Stojąc przy drzwiach do pokoju mojego bratanka, zostałam nagle mocno przyciśnięta przez ciało Jude'a. Kilka chwil temu wszedł przez drzwi frontowe i pomknął schodami w górę, gdzie miałam nadzieję wykraść w ten sposób krótką chwilę intymności niezakłóconą przez nikogo. Moje serce zamarło, gdy zobaczyłam ogrom emocji w jego oczach, podczas gdy jego ręce mocno schwyciły moje biodra. Skradzione chwile to to, co nam najlepiej w tym momencie wychodziło. Absolutnie nikt nie zdawał sobie sprawy, że zaczęliśmy się potajemnie widywać. – Łazienka. Potrzebuję cię. Tak bardzo cię pragnę, Jude – powiedziałam mu. Moja twarz i wędrujące ręce dobitnie świadczyły, że nie zamierzam dłużej czekać. – Twoi bracia są na dole i... kurwa, nie rób tego. – Jęk Jude'a rozbił się echem po korytarzu, podczas gdy przebiegłam ręką wzdłuż wypukłości w jego dżinsach. Kochałam to, jak szybko mogłam go nakręcić. – Zabijesz mnie, kochanie. – Usta Jude'a zetknęły się z moimi w miażdżącym pocałunku, który zmienił mnie z niecierpliwej na napaloną w stopniu rany-Julek-weź-mnie-właśnie-tutaj-właśnie- teraz.

4 – Co tu się, do diabła, dzieje? – Głos Tripa przerwał nasz pocałunek i uczynił moją krew lodowatą. Jude wystąpił do przodu i stanął tak, by mnie zasłonić; gest chwalebny i opiekuńczy, ale naprawdę zbyteczny. Moi bracia w życiu by mnie nie skrzywdzili. Jego zresztą też nie powinni; przynajmniej taką miałam nadzieję. Ta myśl przemknęła mi przez głowę, gdy tak patrzyłam na Mace'a i Tripa, podczas gdy obojgu już praktycznie dymiło z nozdrzy. – Kurwa! – Westchnęłam, wiedząc że zaraz rozpęta się piekło, jeśli nie zdołam powstrzymać tych dwóch egomaniaków, którzy właśnie złapali nas na gorącym uczynku. – Chcesz mi wyjaśnić, co to za gówno, którego właśnie byliśmy świadkami? – Trip się skrzywił. Nie przejmowałam się moim wyszczekanym bratem. Zazwyczaj był tylko mocny w gębie. Martwiłam się jedynie zbolałym wyrazem twarzy Mace'a. Jego wzrok skierowany był wprost na Jude'a i był tak intensywny, że zagłuszał wszystkie inne emocje kumulujące się teraz w tym małym przedpokoju, w którym byliśmy stłoczeni. Nagle poczułam, że nie ma odwrotu. Muszę uwolnić co nieco tego, co tak długo w sobie dusiłam. I potrzebowałam też powietrza. Było mi cholernie duszno w potrzasku spojrzeń moich dwóch starszych braci. Miałam tylko nadzieję, że zrozumieją. – Mace, pozwól mi wyjaśnić – powiedział Jude, zupełnie ignorując Tripa . Mace spojrzał najpierw na Jude'a, potem na mnie i znów na Jude'a. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Trudno było obserwować go zamykającego się w sobie. Zdecydowanie łatwiej by mi było, gdyby zaczął się denerwować, pokazał jak bardzo go to boli; generalnie gdyby wyraził jakikolwiek rodzaj emocji. A on tylko bez słowa odwrócił się i zszedł po schodach. Kilka chwil później, zamknęły się za nim drzwi. Ściskanie w klatce piersiowej przerodziło się w zimną gorączkę. Zapadła grobowa cisza. Położyłam dłoń na ramieniu Jude'a, tylko po to, żeby on mógł na nią spojrzeć, następnie popatrzeć na Tripa i powoli odsunąć swoją. Odwrócił się i posłał mi spojrzenie, które schłodziło mnie całą. Znałam to spojrzenie. Walczył z decyzją, której się obawiałam. Nie wiedział, co powinien zrobić... i wtedy, tak po prostu,

5 opuścił głowę. – Nie rób tego – wyszeptałam drżącym głosem. Gula formująca się w moim gardle stawała się coraz trudniejsza do przełknięcia. Moje serce opadło i przysięgam, rozbiło się u moich stóp na tysiąc części na drewnianych deskach, gdy Jude odwrócił się do mnie plecami i prześliznął cicho obok wciąż wściekłego i wewnętrznie rozdartego Tripa. – Ten gnojek nie jest dla ciebie. Co ty sobie, do cholery, myślałaś? – Trip krzyknął, po czym przyszpilił mnie na górze schodów. Gapiłam się na niego tępo. Moje stopy, teraz jak z ołowiu, trzymały mnie w miejscu. Samotna łza stoczyła mi się po policzku, ciepła w porównaniu z resztą twarzy. Nie mogłam uciec. Powoli, podczas gdy Trip kontynuował pouczanie mnie, ja robiłam się obojętna na wszystko. Przyjmowałam jego słowa, ale tak naprawdę ich nie słyszałam. Potulnie odbierałam ochrzan za to, na czym on i Mace mnie złapali... Aż w końcu coś we mnie pękło. – Nie – dźwięki wreszcie zaczęły opuszczać moje usta. – Ja... muszę iść z nim. – I co jeszcze, kurwa, wymyślisz? On jest dla nas martwy. Słyszysz mnie, Haven? MARTWY! – Mój brat wziął głęboki oddech, żyły na skroniach wybrzuszyły się i zaczęły pulsować z wściekłości. – Zawożę twój tyłek do domu i byłoby cholernie dobrze, gdybyś tam, kurwa, została. – Nie mów tak! – Ocknęłam się z mojego okresowego paraliżu i warknęłam na niego. – To Jude, Trip. To nasz Jude. – Niech lepiej spieprza na drzewo – Trip wrzał. – Przestał należeć do naszego grona w chwili, gdy zaczął cię wykorzystywać. Sposób, w który Trip oceniał sytuację i nasz związek tylko na podstawie tego, co sobie wydumał, krzywdził mnie bardziej niż mogłam przewidzieć. Serce prawie wyrywało się z mojej piersi, a gniew szybko zastąpił wszystkie inne emocje. Nie mogli przecież winić Jude'a za wszystko co się stało. Do tanga trzeba dwojga, jak to mówią...

6 Zanim zorientowałam się co robię, moja ręka wystrzeliła i spotkała się z policzkiem starszego brata. Dźwięk dłoni uderzającej w jego twarz rozbrzmiał nad wyraz głośno w tej małej przestrzeni. – To nie Jude to rozpoczął, Trip. Nie waż się o nim nigdy mówić w taki sposób! – Z tymi końcowymi słowami i pękniętym sercem, pobiegłam w dół schodów i otworzyłam frontowe drzwi, by zaczerpnąć tak niezbędnego teraz tlenu.

7 Rozdział pierwszy Haven Skręcałam dłonie na kolanach i gapiłam się w białą ścianę po przeciwległej stronie pokoju. Nigdy nie pomyślałam, że mogłabym się tutaj znaleźć. Nigdy w życiu nie myślałam, że będę jedną z „tych”. Siedząc w sterylnym pomieszczeniu, stopniowo opanowywała mnie fala nudności, a łzy leciały mi po policzkach. – Haven, możesz mi powiedzieć od jak dawna to już trwa? – spytała się pulchna kobieta siedząca przede mną, poprawiwszy swoje zdecydowanie za duże oprawki okularów na nosie, gdy po raz kolejny zdążyły już opaść za nisko. – Hmm, no cóż, myślę że od około sześciu tygodni… – odpowiedziałam głucho, walcząc z potrzebą pochylenia głowy i spuszczenia ramion w geście wszechogarniającego smutku. – Czyli od niedawna. Tym bardziej pochwalam twoją decyzję. Potrzeba wiele odwagi, aby zrobić to, co zrobiłaś. Nie każdy potrafi wyjść z zaprzeczenia i okłamywania samego siebie i przyznać, że nie może sobie sam z tym poradzić. – Jej miękki, prawdopodobnie mający mnie uspokoić głos, brzmiał mimo wszystko jak osąd, bez względu na to, ile razy powtarzałam sobie, że to nie tak. Skrzywiłam się, mając dość mojej paranoi i poprawiłam się na fotelu. Poprosił mnie, żebym to zrobiła. Muszę to zrobić. Nie mogę go zawieść. Nie mogę odnieść porażki i tu...

8 Przypomniałam sobie, zapewne już po raz po setny, odkąd zwlekłam się z łóżka dzisiaj rano; Robiłam to dla Jude'a. Dla siebie... to było to, co dla mnie najlepsze. Kiwnęłam głową, sygnalizując że zgadzam się sama z sobą w tej samomotywującej przemowie i skoncentrowałam się na paplającej kobiecie i jej gestykulujących dłoniach. – Tak, no więc myślę, że zobaczymy się tutaj z powrotem przy okazji następnego spotkania i wtedy już ustalimy strategię działania – tym stwierdzeniem skończyła moją wizytę. Mechanicznie wstałam, uścisnęłam jej rękę i wyszłam z budynku do swojego samochodu. Odpaliłam go, jednak nadal po prostu siedziałam bez ruchu. Skupiłam się na uspokojeniu moich rozedrganych rąk i opanowaniu zimnego potu, który pojawił się na mojej skórze. Minęły dwa miesiące odkąd ostatni raz widziałam Jude. Dwa miesiące i nadal byłam złamana. W rzeczywistości, byłam jak rozbita szyba, po której jeszcze ktoś przejechał. Byłam cholernie pewna, że nikt nigdy nie poskleca mnie już z powrotem. Kiedy wreszcie odzyskałam kontrolę nad sobą, pojechałam na drugą stronę miasta, celowo wybierając dłuższą drogę, tak bym nie musiała przejeżdżać obok jego garażu. Jude dał mi jasno do zrozumienia jak on to widzi, kiedy już przestaliśmy się wygłupiać. Mimo, iż chciałam nadal uczestniczyć w jego życiu, w każdym jego aspekcie, miało boleć mniej, jeśli zerwiemy wszelkie więzi. Przynajmniej myślałam, że tak będzie... aż zaczęłam wymiękać. Czułam, jak to nadchodzi, fala niespełnionych próśb, marzeń i myśli o nas, rozbijająca się o mnie jak o ścianę. Zimny prąd pojawił się w moim krwiobiegu i wszechogarniająca ochota, by krzyczeć z bezsilności, gdy dotarło do mnie, że to już koniec. Bez względu na to, ile czasu minęło odkąd odszedł, ja nadal go chciałam – nie, ja go potrzebowałam. Powietrze było dziś bardziej duszne niż zazwyczaj, kolejne gorzkie przypomnienie tego, co straciłam. Sama myśl o zobaczeniu go powodowała, że tłumione emocje wypływały na powierzchnię i uderzały we mnie jak przypływ oceanicznego prądu.

9 Ślina zalała moje usta i pikantny smak, który pojawiał się zawsze kiedy nie dostawałam tego, czego chciałam zalał moje kubki smakowe. Serce przyspieszyło i przymknęłam oczy jak tylko zjechałam samochodem na pobocze. To było uczucie, które zrozumiałby tylko ktoś, kto przeżył historię podobną do mojej. Wzięłam kilka długich, głębokich oddechów, trzymając się kierownicy tak mocno, aż zbielały mi kłykcie. Minęła dobra chwila zanim ochłonęłam. Głośne pukanie do okna sprawiło, że niemal wyskoczyłam ze skóry. Zakryłam usta ręką i powstrzymałam krzyk uciekający z mojego gardła, zanim zdałam sobie sprawę, kto to był. – Co, do cholery, jest z tobą nie tak? – warknęłam na Tripa kiedy obniżyłam szybę w oknie. – Nie można tak się pałętać i straszyć ludzi. Oberwiesz za to kiedyś kosą w bok, albo coś. Trip nie powiedział ani słowa, po prostu stał, patrząc podejrzliwie na moją twarz. Oczy piętnowały mnie, podczas gdy jego usta układały się w coraz cieńszą, prostą linię, bardziej poważną dzięki piercingowi przypominającemu bliźniacze ślady ukąszenia węża. Wreszcie przemówił, choć surowiej niż się spodziewałam. – Do kurwy nędzy, Haven. Nie gadaj, że się mnie tu nie spodziewałaś? – Jego ostry ton był tak zaskakujący, że tym razem to ja spojrzałam na niego z otwartymi ustami. I szybko zarejestrowałam, że siedzę w swoim samochodzie na poboczu, tylko kilkanaście metrów od salonu tatuażu mojej szwagierki Scarlett, gdzie Trip, mój drugi starszy brat, od dawna pracował. I nawet nie zorientowałam się, że zajechałam już tak blisko. W rzeczywistości, trochę mi ulżyło, że nie skończyłam przy samej szybie salonu, zanim nie obezwładnił mnie mój kolejny epizod. Doprowadziłoby to do serii pytań, na które nie chciałam odpowiedzieć. – Przykro mi, ja... yyy.... Dlaczego jesteś pod moim oknem? – Uruchomił się wreszcie mój mechanizm obronny. Postanowiłam, że zagram kartą luzaczki i spróbuję odwrócić kota ogonem tak, żeby zrobił się mniej podejrzliwy. – Często próbujesz straszyć bezbronne kobiety? – Zdobyłam się na fałszywy uśmiech. Trenowałam ten uśmiech dość często ostatnimi laty. Urósł już prawie do rangi dzieła

10 sztuki. – A czemu ty siedzisz jak kołek w samochodzie? I czemu właśnie tutaj? – zapytał, krzyżując wytatuowane ramiona na piersi. Nie dawał się zwieść. Mój najmłodszy z braci potrafił wyglądać naprawdę groźnie, kiedy tylko chciał i w tym momencie przyjął postawę dużego-strasznego-brata perfekcyjnie. – Co jest nie tak, Haven? – Jego brwi zmarszczyły się, gdy skanował moją twarz szukając oznak emocji. Szybko zaciągnęłam swoje obronne mury i przełączyłam się na tryb obojętności. Skończ to jak najszybciej, Haven. Znajdź jakieś wygodne kłamstewko. – Och, chciałam przyjechać do ciebie pokręcić się i takie tam i coś się nagle stało z moją... hmm... skrzynią biegów. – Szybko wypuściłam to losowe kłamstwo ze swoich ust, płynnie niczym psalm. Jego twarz przybrała łagodniejszy wyraz i uspokoił się. Dzięki ci Boże, kupił to. Uwolniłam oddech, który przytrzymywałam w buzi i spojrzałam na niego. – Dobra, zaprowadź go do garażu Jude'a. Za dwadzieścia minut zgłoszę się po ciebie. – Nie dając mi najmniejszej możliwości na dyskusję, odwrócił się na pięcie i szybko odszedł z powrotem w kierunku Needle's Kiss. Otarłam wilgotną dłonią strużkę potu z czoła. – Kurwa! – krzyknęłam w pustą przestrzeń dookoła mnie. Oczywiście, że kłamstwo obróciło się przeciwko mnie. Jak mogłam być taka głupia? Że też musiałam akurat wymyślić bajeczkę, która traktuje o samochodach... samochodach! Jedynym mechanikiem, do którego jeździła i któremu ufała nasza rodzina był Jude. Jude, najlepszy przyjaciel mojego brata. Jude, mężczyzna, w którym byłam beznadziejnie zakochana. Beznadziejnie zakochana w zakazanym owocu. Nie tylko moi bracia zabronili mi się z nim widywać, ale też Jude nacisnął hamulce i położył kres tej "dziecinadzie", w której uczestniczyliśmy. Przed tym jak Mace i Trip odkryli, że coś było między Jude'em i mną, udało nam się wiele zrobić w ukryciu, kradnąc chwile gdziekolwiek się dało. Pocałunek tutaj, palcówka tam. Gdy opiekowałam się jego bliźniakami, Jaxsonem i Jordanem, Jude zwykł wracać do

11 domu wcześniej i kończyliśmy jako plątanina rąk i nóg. Zacisnęłam uda razem na myśl o Jude między nimi. Tak bardzo mi go brakowało. Jego całego, nie tylko niesamowitego seksu, ale także słodkiej, troskliwej maniery, z którą wszystko robił. Wyglądał jak twardy gość, z którym nie należy zadzierać, ale prawda była od tego daleka. Kiedy przekopałaś się pod tą twardą powłokę, mogłaś szybko zrozumieć, jaki był naprawdę. Tęskniłam też za chłopcami. Potrzebowałam tych chłopaków, wszystkich trzech. Dawali mi poczucie stabilności i bezpiecznej przystani. Mimo, że to złe założenie tak polegać na mężczyźnie i dzieciach, aby zachować stabilizację i trzeźwość umysłu, to była to święta prawda. Oni byli powodem, dla którego budziłam się każdego dnia. Powodem, dla którego codziennie udawało mi się wstać po tej pamiętnej, odmieniającej całe życie nocy. Rozpraszając czarne myśli, wciągnęłam swoje "majtki dużej dziewczyny" i wjechałam z powrotem na ulicę, przejeżdżając kilka kilometrów w dół drogi do Garażu J.D.. Dlaczego musiałam wymyślić taki głupi pretekst? Nie tylko miałam jak w banku to, że zobaczę Jude'a, ale gdy spojrzy na mój samochód i zrozumie, że nic złego się z nim nie dzieje, to pewnie pomyśli, że straciłam już ostatnią klepkę. To zalatuje prześladowaniem na kilometr... – To takie cholernie głupie. Zobaczymy, czy jakoś mi się uda z tego wywinąć... – Moje mamrotanie do siebie powstrzymywało umysł od zarejestrowania i przeanalizowania tego, co zamierzałam za chwilę zrobić. Chciałam zobaczyć Jude'a. Po całym tym czasie. A niech to wszystko piekło pochłonie. *** Wybiegłam na przód garażu i odetchnęłam z ulgą. Jude'a nie było. Weszłam i stanęłam za to twarzą w twarz z jego nowym mechanikiem, Rhetem. Rhet był cichy, ale z widocznym zadziorem, mojego wieku, z blond włosami i prawie tak dużą ilością tatuaży co Trip. Rzuciłam w niego kluczami i poprosiłam o pełen przegląd

12 samochodu przed wybiegnięciem stamtąd tak szybko, jak tylko moje Jimmy Choo'sy na to pozwalały. Zaledwie kilka kroków i byłabym na zewnątrz, wolna niczym ptak. Nagle jednak duże dłonie okrążyły mnie w talii po tym, jak wpadłam prosto w dosłownie, ścianę człowieka. – Cholera. – zaklęłam, podczas gdy moje ręce wystrzeliły przed siebie szukając podpory. To właśnie moje zakichane szczęście, że wbiegam z hukiem na jedyną osobę, której nie chciałam widzieć. Nieświadomie odetchnęłam głęboko, rejestrując znajomy zapach wody po goleniu i smaru. Moje powieki bezwiednie się zamknęły, a nogi zaczęły się trząść. Nie mogę teraz znów ześwirować. Byłam tak blisko ucieczki bez szwanku. – Przepraszam – wyszeptał, jego ręce chwyciły mnie mocno, tak żebym nie wylądowała płasko na tyłku. Przepraszam. To jedno słowo wywołało lawinę emocji i wspomnień, które starałam się zablokować. – Nie rób tego, Jude – wychrypiałam. – Nie odchodź . – Ja...my nie możemy tego dłużej ciągnąć, Haven. Nie mogę zdradzić ich w ten sposób – odpowiedział przepraszającym tonem. – Oni tego nie zrozumieją. Nie są w stanie. Błagam, nie pozwól im nas rozdzielić. Potrzebuję cię. – Chwyciłam jego ramię, by powstrzymać go przed odwróceniem się. Spojrzał na mnie, a jego łagodne zielone oczy przepełnione były determinacją i pasją. – Przepraszam. – Zamknął się w sobie, wyswobodził z uchwytu i odwrócił się do mnie plecami, odchodząc, jakby to było najłatwiejszą rzeczą na świecie. A ja pozostałam w miejscu i patrzyłam na tą scenę. Nie chciałam wierzyć, że mógłby się na to zdobyć. Wróci. Przekonywałam siebie. Odzyskam go. Był dla mnie jedyną osobą, której potrzebowałam. – Haven – głos Jude'a podniósł się tylko o pół tonu. – Zabierz od niej swoje pieprzone ręce. – Donośny głos Tripa sprawił, że wyprostowałam się tak szybko, jakby ktoś mnie smagnął biczem po plecach. Obracając się energicznie wokół swojej osi, przyszpiliłam Tripa lodowatym

13 spojrzeniem i warknęłam: – Daj sobie spokój, Trip. Sam mnie tu wysłałeś! – Nie wysyłałem cię tutaj, żeby Jude mógł kłaść swoje pieprzone ręce na tobie – warknął Trip, nie zwracając na mnie uwagi, tylko patrząc wilkiem na Jude'a nad moją głową. – Zostawiłam swój samochód i wpadłam na niego w drodze powrotnej. Dosłownie. Powstrzymał mnie od wyrżnięcia na cztery litery, ty niedorozwoju! – Po tych słowach obeszłam Tripa i zaczęłam ciężko stąpać w stronę zakładu Scarlett, klnąc jak szewc i pomrukując pod nosem przez cały czas. Kilka minut później weszłam przez frontowe drzwi Needle's Kiss i opadłam na kanapę, rzucając torebkę w róg. – Hej, hej, spokojnie, Gwiazdeczko – Scarlett przywitała mnie ze swojego stanowiska przy recepcji. Zapach antyseptyków i odgłosy brzęczących pistoletów do tatuażu miały dziwnie uspokajające działanie. – Kto ci dziś nasikał do owsianki? – Odsunęła się od lady i podeszła do kanapy, wślizgując się obok mnie. – Głupi chłopcy i ich niekontrolowane wybuchy testosteronu – mruknęłam. – Musisz to szerzej wyjaśnić. – roześmiała się. – Nie jestem dzieckiem. Dlaczego ci chłopcy wciąż zachowują się, jakbym nie mogła podejmować decyzji na własną rękę? – Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam swoją tyradę. – To jest tak, jakbym znów miała pięć lat i nie pozwolono mi samej chodzić do szkoły. Nie mogę nic zrobić sama. Nie jestem cholernym dzieciakiem! Śmiech Scarlett zagłuszył moje słowa i uciął przemówienie. Patrzyłam zmieszania. – Co do cholery? – rzuciłam się na nią. – No ty! – roześmiała się. – Zobacz jak to wyglądało moimi oczami. Weszłaś tutaj, tupiąc nogami jak rozdrażnione dziecko. Teraz masz ręce skrzyżowane na klatce piersiowej i wpadasz w furię niczym rozpieszczony bachor, ale mimo to chcesz być traktowana poważnie? Moja twarz zaczerwieniła się, kiedy zdałam sobie sprawę, że miała rację. Zachowywałam się jak dzieciak, ale byłam zajebiście wkurzona. Kim oni byli, żeby

14 mówić mi co mogę robić i z kim mogę to robić? Jude nie stanowił wyjątku. Co za cipka. Nie postawił się moim braciom i nie walczył o nas. Najwidoczniej bardzo mało dla niego znaczyłam, jeśli postawił ich uczucia na pierwszym miejscu. No i dobrze. Mogli robić co chcieli. Więc ja też! Chciałam już wstać i zakończyć swój napad szału efektownym finałem, wybiegając bez słowa z zakładu, kiedy Scarlett położyła rękę na moim ramieniu i zatrzymała mnie. Jej twarz była pełna powagi, gdy dobitnie wypowiadała każde słowo: – Chcesz, aby przestali traktować cię jak bachora? To skończ bycie nim. Dorośnij i zrób coś z tym. Mój mechanizm obronny się włączył. Prychnęłam na nią. – Ależ proszę cię bardzo, możesz mnie oświecić, co, kurwa, mam niby zrobić, żeby potraktowali mnie poważnie? – Rozejrzyj się dookoła siebie. Spójrz w lustro, Haven, i zadaj sobie pytanie, czego chcesz. I wtedy dopiero po to sięgnij! – I sugerujesz, żebym po prostu wzięła to co oni robią na klatę? – odwarknęłam. – To tylko chłopcy, słonko – przekonywała. – Chłopcy są zasadniczo idiotami. Musiałam naprawdę wyraźnie okazywać swoje zmieszanie, bo zachichotała i tłumaczyła dalej swoje mądrości. – Chłopcy kierują się swoim ego i myślą swoimi penisami przez dziewięćdziesiąt procent czasu. Zawsze można na to liczyć, oraz na fakt, że zrobią wszystko, by chronić swoją siostrę lub kobietę, która im się podoba. Idiotyczne zagrania, najgłupsze i najbardziej irytujące rzeczy, jakie kiedykolwiek widziałaś. Zrobią to. Masz to jak w banku. – Nie widzę tu puenty, w jaki w takim razie sposób powinnam dokonywać swoich życiowych wyborów – tym razem ja przerwałam jej mowę. – Rób wszystko, czegokolwiek. do cholery. zapragniesz i nie szukaj na siłę przeszkód. Chcesz Jude'a? Spraw, żeby cię zapragnął. Chcesz, żeby chłopcy traktowali cię jak dorosłą? Bądź nią. Bez wymówek. Znajdź pracę. Bądź dużą

15 dziewczynką. Pokaż im, że jesteś w stanie robić rzeczy na własną rękę i nie wycofuj się. – Uderzyła ręką w stół przed nami, aby podkreślić swój punkt widzenia. – Szukałam pracy przez kilka miesięcy i nie miałam żadnych odpowiedzi zwrotnych. Nikt teraz nikogo nie szuka. – Ja szukam. Teeny i Trip pracują teraz na pół etatu, żeby móc spędzać więcej czasu z Javierem. Ja też planuję za niedługo jakiś urlop i będę potrzebować recepcjonistki. Wystarczy śledzić czy chłopaki wyrabiają się w czasie. Poza tym rezerwacje, spotkania, zapytania, wszystkie tego rodzaju bzdury. – Znalazła się nagle po drugiej stronie lady i wyciągnęła kilka dokumentów z szuflady, po czym rzuciła mi nimi i piórem tak, żeby trafiły na moje uda. – Wypełnij to gówno. Zaczynasz od jutra. Bez służbowego mundurka. Jeśli tylko nie będziesz ubierać się jak jakaś brudna zdzira to będziemy żyć w zgodzie. Spojrzałam na dokumenty, potem na odchodzącą sylwetkę Scar, a następnie z powrotem na papiery i na moje trzęsące się dłonie. Łzy napłynęły mi do oczu i poczułam gulę w gardle. Scarlett może i była rodziną jedynie poprzez małżeństwo, ale nie zadawała pytań, nie robiła z tego żadnej afery i po prostu dała mi pracę. Kochałam tę kobietę, jakby była z tej samej krwi i codziennie udowadniała mi dlaczego. Była doskonałą równoważnią dla mojego głupio upartego brata i jego durnych wybryków. Była tak sympatyczna, że nie sposób było jej nie lubić. Nie było takiego momentu, żeby będąc blisko niej, nie uśmiechnąć się, kiedy ona to zrobiła czy też nie czuć przemożnej potrzeby przyjęcia za nią kulki w pierś. Była naprawdę aniołem. Może z nieco przybrudzonymi skrzydłami, ale jednak aniołem. Zrobiłam parę wdechów i wydechów, zanim w końcu zabrałam się do wypełniania dokumentów, które trzymałam w rękach. Zanim się zorientowałam, Trip już stał w drzwiach do salonu. Szybko i tak dyskretnie na ile to było możliwe, przeskanowałam go pod kątem oznak czy brał udział w walce z Jude'em i zdecydowanie mi ulżyło, kiedy nie odnotowałam żadnych siniaków, zaczerwienień czy rozcięć. Zapewne skończyło się tylko na potyczce słownej, po czym każde poszło w swoją stronę. Taką miałam nadzieję...

16 – Samochód będzie gotowy w ciągu godziny – burknął do mnie. Moje mury obronne natychmiast poszły w górę. Nienawidziłam, kiedy przemawiał do mnie w ten sposób. Nie zamierzałam tego puścić płazem... nie tym razem. – Powiedz tak do mnie jeszcze raz i będziemy mieć duży problem, Javerio. – Spojrzałam na niego i rzuciłam ostentacyjnie długopisem na stół. Wiedziałam, że jeśli użyję jego prawdziwego imienia, zyskam jego zainteresowanie i zwrócę na siebie uwagę. Wystarczyła zaledwie sekunda i jego wzrok skupił się na mnie. Nie miałam zamiaru się wycofać. Byłam dorosła i był już najwyższy, kurde, czas, żeby zaczął mnie tak traktować. – O co ci chodzi, do kurwy nędzy? – Stał nieruchomo, budzący grozę Trip w pełnej okazałości. Prawie jak podirytowany paw czy coś. Wyglądało to praktycznie komicznie. – Przestań nadymać pierś i zacznij mówić do mnie jak do istoty ludzkiej, a nie jak do dziecka. Byłeś chamski i bezczelny. – Skrzyżowałam ręce na piersi i stałam pewnie. Trip rozejrzał się dookoła, nie rozumiejąc co właśnie się wydarzyło, po czym przez chwilę wyglądał jakby chciał tupnąć nogą, ale w końcu zdecydował się tylko wyruszyć na zaplecze zrobić sobie przerwę. Scarlett siedziała na recepcji zanosząc się śmiechem, gdy przechodził obok. Jego wymamrotane pod nosem słowa tylko jeszcze bardziej ją nakręcały. Później jednak spojrzała na mnie z czymś w rodzaju dumy świecącej w oczach. To było coś, z czym nigdy wcześniej się nie spotkałam, no może z moją Ma. To było obce i dziwnie satysfakcjonujące uczucie, ale zaakceptowałam je i uśmiechnęłam się do niej, a następnie odłożyłam wypełnioną papierologię na ladę. – Widzę cię o dziewiątej! – zawołała. Kiwnęłam głową i pomachałam wychodząc przez frontowe drzwi. Skierowałam się do kawiarni po drugiej stronie ulicy, czując się całkiem dobrze z samą sobą. Może wreszcie zacznie mi się udawać i rzeczy zaczną iść po mojej myśli? W dużej mierze dzięki słowom zachęty Scarlett, miałam tym razem odrobinę więcej nadziei.

17 Rozdział drugi Jude Wróciłem do garażu i uderzyłem w jedną z wielkich metalowych szaf z narzędziami mijając ją po drodze. Wciągnąłem ból do środka jak narkotyk, bez którego nie mogłem się obejść. Dlaczego zjawiła się tutaj? Było w niej coś tak pociągającego. Nie mogłem się z nią widzieć bez natychmiastowej, przemożnej ochoty, by upaść na kolana i czcić ją jakby była królową. Ale z ciebie cipka! Kiedy to nabawiłeś się uczuć? Rozsuwając ościeżnicę na tyłach sklepu, wystrzeliłem na zewnątrz w moich ciężkich butach, okazyjnie kopiąc kamienie podczas szybkiego marszu. Odciąłem się od swoich emocji, jak tylko mogłem. Zawsze miałem ciężką przeprawę z tym rodzajem uczuć; mieszały mi w głowie i skłaniały do podejmowania złych decyzji. Decyzji, które niszczyły przyjaźnie, rodziny i przyszłość wielu osób. Nie mogłem mieć z nią przyszłości; nikomu by to nie wyszło na dobre. Siedząc na stołku, przyciągnąłem Haven pomiędzy swoje nogi i zsunąłem ręce w dół tak, by wodziły po jej jedwabistych udach, zatrzymując się dopiero przy dolnej krawędzi jej obcisłej czarnej miniówki. Uniosła ramiona i otoczyła nimi moją szyję, a jej głowa zbliżyła się do mojej twarzy. Palcami drażniłem skórę na skraju jej

18 spódnicy, aż przygryzła moją dolną wargę i zassała ją w ustach, wywołując u mnie niski jęk. Moje palce zatrzymały się w swojej wędrówce i zacisnęły na skórze jej nóg, przyciągając ją jeszcze mocniej i pogłębiając namiętność pocałunku. W odpowiedzi, jej ręce opadły na moje barki. Jej paznokcie były niebezpiecznie blisko rozerwania skóry pod moją podkoszulką, gdy palcami napotkałem tę słodką krzywiznę, gdzie kończyły się nogi, a rozpoczynał się jej soczysty tyłek. Moja, już dość nadwyrężona, powściągliwość pękła jak tama i szybko wstałem, podnosząc ją ze sobą do góry. Nogami natychmiast owinęła się wokół mojej talii i zdobyłem się na kilka długich kroków do krawędzi warsztatowego stołu, gdzie mogłem ją usadowić, a następnie mocno przycisnąć się do jej rdzenia i przyszpilić biodrami. Ręce Haven pociągnęły za moją koszulkę, zdejmując ją przez głowę, podczas gdy przesuwałem szorstkimi dłońmi coraz wyżej i wyżej szlakiem wnętrza jej miękkich ud, aż dotarłem do celu wędrówki... Haven zaczynała jęczeć, gdy tylko moje usta schodziły niżej, pożerając ją jak wygłodniałe zwierzę. Była moim nałogiem z wyboru. Jej smak, dotyk i zapach – nigdy nie miałem dosyć. Nie mogłem się nią nacieszyć i nigdy nie czułem przesytu, czy też ochoty na kogoś innego. Haven zawsze była dokładnie tym, czego pragnąłem. – Koleś, ocknij się. – czyjś głos wyciągnął mnie z zadumy i przywrócił z powrotem do chwili obecnej. Cholera, znów to zrobiłem. Popadałem we wspomnienia o Haven od tygodni. Po prostu nie mogłem wydostać jej ze swojej głowy. A po dzisiejszym spotkaniu? Mój rozkład dnia był oficjalnie rozjebany, no i byłem zamotany, i w dupowatym nastroju zapewne już przez resztę dnia. Dlaczego musiałem zabujać się w dziewczynie, której nie mogę mieć? Chociaż, tak to zawsze działało, nieprawdaż? Facet zakochiwał się w dziewczynie, która była zabroniona lub nieosiągalna. Biedny skurczybyk wzdychał do niej przez całą wieczność i nie był w stanie pokochać żadnej tak jak ją. Kończył w niedoli i samotności, tylko dlatego, że związek byłby samolubnym rozwiązaniem i zrobiłby więcej szkody niż pożytku dla ludzi, których oboje kochali... Szorując rękoma po swojej twarzy, starając się by starły część moich myśli, zdecydowałem, że musiałem

19 odpuścić. Nie wiedziałem, ile więcej mogę jeszcze znieść. – Koleś, spierdalaj. Nie masz jakiś poluzowanych śrubek do podokręcania? – Nadąłem się, gdy wymijałem Dereka, mojego tymczasowego mechanika i wyszedłem przez frontowe drzwi warsztatu. Mocno tupałem butami po chodniku, aż dotarłem do samochodu Haven. Mogłem niemal zagwarantować, że nie było w nim absolutnie nic złego, odkąd spędziłem dwie godziny serwisując go niedługo przed tym, jak odkryto, że się potajemnie spotykamy. Widocznie jednak coś się musiało stać, że go tu zostawiła. Normalnie to Derek, nasz młody mechanik, zająłby się tym za mnie, ale to był samochód Haven i nikomu nie ufałem na tyle, by pozwolić mu go dotknąć. Założyłem kaptur i pieprzyłem się przy tym samochodzie dobre czterdzieści pięć minut, zanim się uspokoiłem i ustaliłem dokładnie to, czego się spodziewałem - że nic mu nie było. Teraz próbowałem domyślić się, dlaczego, do cholery, go tu przywiozła, a następnie przyciągnęła za sobą Tripa, dającego popis swojego temperamentu. Wiedziałem, dlaczego tak walczył w tej bitwie o przewagę nad drugim. Po dowiedzeniu się o mnie i Haven, naprawdę nie był zadowolony z tej sytuacji, i nie bez powodu. Była jego młodszą siostrzyczką. Ja byłem najlepszym przyjacielem jego starszego brata. Była to granica, której faceci nie przekraczali, rodzaj niepisanego kodeksu. Normalnie pokazałbym mu gdzie jego miejsce, kiedy tak zaczął spacerować po moim warsztacie niemal z miarką do penisa w ręku, ale ponieważ już byłem z chłopakami w nie najlepszych stosunkach, to nie miałem zamiaru jeszcze bardziej mieszać w tym przysłowiowym garncu. To było wystarczająco trudne starać się trzymać z dala od Haven, nie słyszeć jej głosu, czy nie czuć jej ciepłej skóry przyciśniętej do mojej. Nie tęskniłem tylko za wybuchowym seksem... Brakowało mi też spędzania czasu ze sobą. Ja cię pieprzę! Moje jądra kurczyły się z minuty na minutę i zaczynała mi chyba wyrastać jakaś cholerna pochwa. Hałas z przodu sklepu zwrócił moją uwagę na faceta kręcącego pękiem kluczy wokół palca, opartego o wielkiego, brudnego Forda Silverado. Biła z niego zarozumiałość i ochota na zaczepkę. Obie cechy należały do takich, których nie

20 byłem dziś w nastroju tolerować. – Co mogę dla ciebie zrobić? – Zatrzymałem się przed nim i skrzyżowałem ręce na piersi. – Pełny zestaw opon i przegląd. – Rozprostował swoje nogi i odepchnął się nimi od ciężarówki, kiedy wyciągnąłem rękę po kluczyki. – Nie będzie gotowy wcześniej niż dziś późnym popołudniem. – Powiadomiłem go, po czym wziąłem klucze i minąłem go, by zorientować się w rozmiarze opon. – Nie ma problemu, stary. Oto moja wizytówka. Tylko zadzwoń do mnie, kiedy będzie już gotowy. – Wyciągnął wizytówkę ze swojej kieszeni i podał mi ją przed tym, jak udał się spacerem w kierunku kawiarni na końcu ulicy. Facet zdecydowanie nie był stąd. Wieśniak jak się patrzy; Ciężarówka praktycznie to krzyczała, tak samo jak jego ubranie i zachowanie, a jeśli to nie wystarczyło, chłopina miał taki akcent, że słoma z butów sama wychodziła. Poza tym, byłem w złym nastroju i coś w tym facecie mnie irytowało, i choć wiedziałem, że może i było to niesprawiedliwe i powierzchowne, ale było mi wszystko jedno. Byłem dziś w "szczytowej" formie. Nienawidziłem świata i prawie wszystkich, którzy chodzili po tej ziemi. Z wyjątkiem Haven. Kurwa. *** Pod koniec dnia, mój nastrój zmienił się ze złego na jeszcze gorszy na skutek rozmowy telefonicznej. Dzwonili do mnie ze szkoły, informując, że Jaxson uczestniczył w walce na pięści z innym dzieckiem podczas lunchu. Obaj chłopcy wyszli z tego bez poważnych obrażeń. Tylko kilka zadrapań i siniaków, ale byłem bardziej niż trochę zdenerwowany, że mój syn zaczął się już bić. Żaden z chłopców nie powiedział o co chodziło, więc kiedy wrócę do domu, zamierzam zaciągnąć go na bok i upewnić się, że puści wreszcie parę.

21 Przymknąłem przesuwne drzwi do biura i zająłem się księgowaniem ostatnich kilku faktur z tego dnia. Ciche pukanie do drzwi, około dwadzieścia minut później, przysporzyło mnie o kołatanie serca. Wiedziałem kto to był, zanim jeszcze ją zobaczyłem. Zapach tych perfum nawiedzał moje sny więcej niż raz w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Poznałbym go wszędzie. Moja głowa powoli się uniosła, a oczy tęsknie ogarnęły jej sylwetkę. Znałem każdy centymetr jej doskonałego ciała. Moja klatka piersiowa spięła się z bólu, na który nic nie można było poradzić. Dobry Boże, ale mi jej cholernie brakowało. – Jude – Jej prawie niesłyszalny szept uderzył mnie prosto w bebechy i musiałem szybko wstać, by zablokować falę wspomnień, która we mnie uderzyła. – Jude, potrzebuję cię. Potrzebuję cię teraz. – Jej delikatne skomlenie zadziałało na mnie silniej, niż cokolwiek co wcześniej czułem. Pragnienie w jej głosie, gdy odsunąłem na chwilę głowę, powstrzymując się od przygryzania wewnętrznej strony jej uda, przesunęło mnie jeszcze bliżej w stronę krawędzi. Umieściłem swoje biodra w przestrzeni pomiędzy jej i powoli wsunąłem się wewnątrz mojego własnego skrawka nieba. – Kluczyki. – wymamrotałem, wyciągając je przed siebie i starając się nie myśleć o chwyceniu jej i wyznaniu jak bardzo ją chciałem i jak cholernie jej potrzebowałem. To było bezcelowe. – Z samochodem wszystko w porządku. Uważaj w drodze powrotnej. Ponoć wkrótce ma być burza. – Mój zdawkowy ton nie pozostawiał miejsca na jakąkolwiek możliwość rozmowy. Ponieważ, Bóg mi świadkiem, nie mogłem znajdować się w tym samym pomieszczeniu co ona dłużej niż pięć minut, nie tracąc całkowicie mojej starannie wypracowanej brawury. Facet może udawać tylko skończoną ilość czasu... Czekaj, co? Im dłużej tam stała, tym bardziej osuwała się moja maska. – Och, no cóż, dzięki. – Grzebała się ze słowami. W międzyczasie miałem okazję przyjrzeć się, jak jej mury, w których ustawianiu była taka dobra, powstają na nowo. To cholernie uczucie kłucia w piersi, znowu wróciło na ten widok. Nienawidziłem ją ranić. Nienawidziłem tego z dziką pasją, ale tak było lepiej. Nie

22 mogłem zdradzić mojej drugiej rodziny ponownie. Nie chciałbym ryzykować ich wszystkich będących złymi na nią. – Ile jestem ci winna? – spytała lodowatym tonem. – Nic. Wszystko już załatwione. – Skłamałem. Nigdy nie brałem pieniędzy od niej czy od jej braci, a jej wrodzony upór sprawiłby, że gdyby o tym wiedziała, to w życiu by tego nie zaakceptowała. Nawet po tym wszystkim. Z moją siłą woli chwiejącą się w posadach, musiałem wyjść z pokoju lub sprawić, by ona wyszła. Nie mogłem wytrzymać nawet minuty dłużej. – No dobrze. Uważaj na siebie, Haven. – Zbyłem ją z taką dozą obojętności, jaką tylko mogłem uzyskać i odwróciłem się plecami do niej, wciąż stojącej po drugiej stronie lady. Podniosła klucze z miejsca, gdzie położyłem je na blacie. Ciche westchnienie uciekło z jej ust, podczas gdy zaciskała kluczyki mocno w swojej dłoni. Podeszła do drzwi biura, zatrzymując się jeszcze na chwilę, by spojrzeć na mnie. – Cześć, Jude – Jej głos był cichy gdy wymaszerowywała z kolejnym odłamkiem mojego serca. Odwróciłem się z powrotem, gdy usłyszałem jak zatrzaskuje drzwi, udając, że wcale nie przyglądam się jak idzie do samochodu. Poobracałem w rękach kupkę papierów starając nie ruszyć się z miejsca. Kiedy zobaczyłem blask tylnych świateł i usłyszałem odgłosy obrotów silnika (który sam zbudowałem) i pojazdu odjeżdżającego w dal, wypuściłem oddech, który już długo wstrzymywałem i opadłem na krzesło, z łokciami na kolanach i głową zwieszoną nisko. Dlaczego, do cholery, to nadal musi być tak cholernie trudne? Pod wpływem impulsu, wstałem, odsuwając krzesło z całej siły do tyłu, po to, by uderzyć nim w szafkę za mną i strącić kilka wolno leżących faktur, długopisów i innych bzdur, które zaśmiecały przestrzeń na górze kabinetu. – Do chuja! – krzyknąłem z frustracji w tym samym momencie, gdy do salonu zawitał na powrót zarozumiały wieśniak. Cicho zakląłem pod nosem mając sobie za złe utratę zimnej krwi i przeciągnąłem rękę w dół po twarzy. Starając się poskładać całe to gówno do kupy, załatwiłem go szybko i wysłałem go z powrotem do jego kurewskiej ciężarówki, po czym zamknąłem mój przybytek na noc.

23 Do czasu, kiedy zajechałem do domu i przygotowałem kolację dla chłopców, byłem już tak zmęczony, że telefon ze szkoły zdążył wylecieć mi z głowy. Tak było aż do momentu, gdy chłopcy wkroczyli przez drzwi i ujrzałem ich twarze - czarne, podbite oko, rozkwaszoną wargę i otarty policzek. – Chodź tutaj, koleżko – zawołałem Jaxsona, gdy przemykał w kierunku schodów, które prowadziły do sypialni. Jego głowa tak jak ramiona zwisały ciężko. Przyczłapał do miejsca, gdzie opierałem się o kuchenny blat i opadł na jeden z czarnych hokerów, rzucając plecak pod nogi. – Spójrz na mnie, Jax – powiedziałem do niego łagodnie. Gdy jego smutne oczy zderzyły się z moimi, moje biedne serce złamało się nieco bardziej. – Chcesz mi powiedzieć, co się stało? – Jego podbródek zaczął drżeć, a oczy zaszkliły się od łez. Wyciągnąłem rękę i uścisnąłem jego ramię w milczeniu, dając mu znać, że zaczekam na niego, kiedy będzie gotowy. – Dlaczego Haven odeszła od nas? – Jego głos był tak cichy, że ledwo słyszalny. – No cóż, ja nie mogłem... Haven miała rzeczy do zrobienia... – Krążyłem wokół tematu, szukając dobrej wymówki, którą mógłbym mu dać. Jaxson jednak zdawał się tego nie kupować ani trochę. Zanim zdążyłem wymyślić wiarygodną historię, uciął mój wywód w połowie zdania. – Nie kłam, tato. Zawsze mówiłeś nam, żeby nie kłamać. – Pociągnął nosem i spojrzał mi prosto w twarz, coraz bardziej podnosząc głos. – To ty sprawiłeś, że odeszła. Ty sprawiłeś, że nas wszystkich zostawiła. Nie tak spodziewałem się, że przebiegnie nasza rozmowa. Jak to się, do cholery, stało, że tak szybko zdołał odwrócić rozmowę przeciwko mnie?I trafić w sedno? – Ja... Ja wiem, że tego nie zrozumiesz i nie spodziewam się tego od ciebie. To dość skomplikowane, robaczku – wyjaśniłem ogólnikami, których sam nie ogarniałem. W dodatku Jaxson normalnie nienawidził, gdy używałem określenia "robaczek" w stosunku do niego, pseudonimu, którego używałem, gdy był dzieckiem;

24 Twierdził, że jest na niego zbyt stary, ale gdy tym razem to powiedziałem, tylko patrzył na mnie z wyrazem smutku na twarzy. – To twoja wina, że wszyscy jesteśmy smutni, tato. Skrzywdziłeś ją – mruknął, zanim wstał i podreptał do swojego pokoju. A ja zostałem tam, stojąc jak wryty i mając wrażenie, jakby uderzył mnie w twarz. Nigdy nie chciałem wpływać na chłopców, mając nadzieję, że pewnego dnia zrozumieją, że tak było najlepiej. W jakiś sposób Jaxonowi udało się oszukać mnie rozmową o Haven i odwieść od zaplanowanej z nim rozmowy o walce w szkole. Kompletnie o tym zapomniałem. Pomyślałem, że chciałbym spróbować zacząć ten temat ponownie później, kiedy trochę się uspokoi. Dlaczego, do cholery, moje życie zmieniło się w taki pierdolony bałagan? – Ale z ciebie głupi sukinkot – zakląłem i pokręciłem głową w dezaprobacie, po czym podszedłem do zlewu, żeby odcedzić makaron, który wrzał już na kuchence. – Nawet nie pomyślałeś o nikim innym, tylko poszedłeś zamoczyć swojego kutasa, prawda? – Gorąca woda rozbryzła dookoła i oparzyła mi przedramię. Upuściłem garnek i makaron rozsypał się wszędzie wokół, wliczając w to podłogę. Jęknąłem i spojrzałem przez ramię na zamknięty słoik z sosem do makaronu, wiedząc, że nie miałem już w sobie ani krztyny cierpliwości. Potrzebowałem gorącego prysznica i jedną lub dwie butelki bourbona. Sięgając ponad blatem, podniosłem telefon i wykręciłem numer. – Pizza Plaza Frankiego, jak mogę pomóc? – zaczął chrapliwy głos po drugiej stronie słuchawki. – Hej, Frankie. To Jude. Czy mogę prosić o to co zwykle? – Wyczerpanie wprost kapało z mojego głosu, gdy składałem zamówienie. – Nie martw się, stary. Brzmisz, jakbyś wrócił z pracy na kolei. Nowy kierowca będzie u ciebie do dwudziestu minut. – w tle usłyszałem dźwięki uderzających o siebie patelni. – Zdrowia życzę – Wstałem z krzesła i okrążyłem blat kuchenny, by wyciągnąć szklankę i butelkę burbona z szafki nad kuchenką. Moje mięśnie

25 zaprotestowały, gdy przeciągnąłem się mocno, podtykając szklankę pod dozownik lodu z przodu lodówki, po czym polałem zamrożone kostki złotym, bursztynowym płynem. – Czas na kąpiel, chłopcy! – zawołałem do dzieci przed pociągnięciem solidnego łyku płynnego odstresowywacza. Opierając się plecami o ladę, westchnąłem, gdy przypływ ciepła opanowywał gardło i osiadł głęboko w moim żołądku. Głowa mi nawalała, moje całe ciało bolało, a oczy już prawie zwisały z oczodołów. Przynajmniej tak mi się zdawało. Ten dzień musiał się już skończyć i nie mogło się to wydarzyć wystarczająco szybko. Chłopcy biegali od jednej strony domu na drugą. Jedynie to dawało mi wytchnienie po znojach dnia - świadomość, że byli szczęśliwi. Oczywiście, kąpiel celowo zeszła na drugi plan. Oderwałem się od lady, chcąc zagonić ich do łazienki. Dzwonek rozdzwonił się, gdy powłóczyłem stopami w kierunku schodów. Niech będzie. Zmieniłem kierunek wędrówki, aby otworzyć drzwi. Gdy przechodziłem obok, chwyciłem swój portfel ze stolika w przedpokoju. – Należy się trzydzieści trzy sześćdziesiąt. Dziękuję! – Roznosicielka uśmiechnęła się do mnie, kiedy otworzyłem jej drzwi. Młoda dziewczyna, nie więcej niż siedemnaście lat, strasznie podekscytowana tym, co robi. Niektórzy ludzie kochali swoją pracę stanowczo za bardzo. – Dzięki. – Przekazałem jej trochę gotówki i stwierdziłem – Reszty nie trzeba. – W tym momencie Jordan przemknął obok mnie, zabrał pizzę i skrzydełka z jej rąk, zanim nawet zdążyłem po nie sięgnąć. Zaśmiał się pod nosem. To na tyle, jeśli chodzi o kąpiel. – Dzięki za napiwek. Czy miałby mi pan strasznie za złe, gdybym dała mu też to? – Rudowłosa i podrygująca jak kijek do pogo dziewczyna wyciągnęła rękę z małą białą karteczką. Przyjąłem ją w dwa palce. Z podniesionymi brwiami i dużą dozą sceptycyzmu, zastanawiałem się, co też ona mi, do cholery, dawała. – Staram się zarabiać pieniądze gdzie się da, aby wspomóc rodziców w zbieraniu na moje czesne. – Ciągle podskakiwała na piętach, gdy to mówiła, z ogromnym uśmiechem wciąż na