Książka pobrana ze strony
http://www.ksiazki4u.prv.pl
lub
http://www.ksiazki.cvx.pl
Janusz A. Zajdel - Czwarty rodzaj równowagi
Nad wypukla powierzchnia planety przesuwaly sie z wolna kleby gestych obloków. Mesy
oderwal oczy od ekranu i bez slowa odwrócil sie w strone stojacych z boku zwiadowców.
- Chyba... opada? - powiedzial niesmialo Greb.
- Byc moze - mruknal Mesy w zamysleniu.
- To naprawde nie nasza wina, dowódco! powiedzial Kalla. - My postepowalismy zgodnie z
programem do chwili, gdy...
- Dobrze, dobrze - powiedzial Mes. - Nikt was nie obwinia. Trudno przeciez przypuscic, ze dwie
glupie sondy oceanograficzne narobily takiego zamieszania.
Wszyscy odruchowo spojrzeli raz jeszcze na ekran. To, co ukazywal, bylo zupelnie niepodobne
do obrazu planety, jaki ogladali przed kilkoma dniami, gdy wchodzili w orbite stacjonarna.
Wtedy byl to lsniacy jak plynny metal, otoczony rzadka atmosfera glob, pozbawiony ladów i
najmniejszych nawet wysepek. Cala powierzchnie pokrywal spokojnie falujacy ocean, bez
przyplywów, bo planeta nie posiadala satelitów.
Teraz przedstawiala sie jak kipiacy kociol, otoczona klebami pary i oblokami mgiel.
- Opuscilismy sie na powierzchnie - mówil Georg - i pobralismy pierwsze próbki. Kalla
analizowal je, a ja przygotowalem dwie sondy. Wyrzucilem je równoczesnie: jedna na wschód,
druga na zachód. Mialy sie zanurzyc do samego dna, gdy osiagna przeciwlegle punkty globu.
Obserwowalem obie na przemian, gdy szly slizgiem po powierzchni. Kiedy skryly sie za
horyzontem, zabralem sie i ja do analiz. Czasu bylo duzo, badalismy spokojnie plankton,
zasolenie i inne drobiazgi. Potem sondy zasygnalizowaly zanurzenie i... zaraz sie to zaczelo.
Ledwie udalo sie nam wystartowac. Slupy wrzacej cieczy strzelily w niebo, ocean zafalowal
gwaltownie... Zreszta wiecie sami. Mieliscie pelny obraz z wysokosci orbity...
- Niemozliwe, zeby dwie sondy wywolaly taka reakcje! - wiedzial Greb z przekonaniem. -
Trudno takze przypuscic, by ktos chcial zniszczyc nasza kapsule.
- To drugie na pewno nie. Zjawisko rozciagalo sie na cala planete. Wygladalo, jakby ocean
zagotowal sie nagle - powiedzial Mesy. - Sondy musialy spelnic role bodzca, wyzwalajacego
jakas niezwykla reakcje egzotermiczna...
- Jesli owa reakcja nie byla spowodowana czynnikami naturalnymi! - podsunal Verge. - Nasze
sondy mogly nie miec z tym nic wspólnego. Jakis wybuch podmorskiego wulkanu...
- Sporo musialo byc tych wulkanów - mruknal Georg sceptycznie.
- No, wiec nie wulkanów, tylko...
- Dajcie spokój, to jalowa dyskusja - przerwal Mesy. - Jak sie tam na dole uspokoi, wyslemy
jeszcze raz kapsule i powtórzymy eksperyment z identycznymi sondami.
- Ja nie mam ochoty leciec po raz drugi... - powiedzial Georg.
- Nie szkodzi, wyslemy inna zaloge - zadecydowal Mesy. - Wy macie dwa dni odpoczynku.
- Jaka wiec konkluzja? - spytal Severius, gdy wychodzili z kabiny.
- Za wczesnie, profesorze - usmiechnal sie Mesy. - Na konkluzje bedzie czas, gdy dostaniemy
wyniki sondowan.
- Moze to "zywy ocean", jak u Lema? Czytaliscie "Solaris"? - zazartowal Greb.
- Owszem, zywy, ale w innym sensie. Ma na przyklad bardzo bogaty plankton, ale to chyba nie
wyjasnia dziwnego zachowania sie jego wód - powiedzial Severius. - Mysle, ze sondy naruszyly
jakas równowage na tej wodnistej planecie. Tylko jaka?
- Mamy, jak wiadomo, trzy rodzaje równowagi: stala, chwiejna i obojetna - powiedzial Greb,
udajac powage.
- Hm! W tym wypadku chodzi o cos innego... - Severius byl tak pochloniety myslami, ze nie
spostrzegl kpiny.
- Myslisz, ze to jakis c z w a r t y rodzaj równowagi? - podsunal Greb, zlosliwie wykorzystujac
nieuwage Severiusa.
- Czwarty rodzaj równowagi... - powtórzyl w roztargnieniu profesor.
Wszyscy parskneli smiechem i teraz dopiero Severius polapal sie, ze ktos z niego kpil w czasie,
gdy on byl myslami gdzie indziej.
- Oto masz swoja konkluzje! - powiedzial Mesy dobrodusznie. - Naruszylismy jakis nieznany,
nowy, c z w a r t y rodzaj równowagi...
.oOo.
Losquear popatrzyl na Ooboo z ta szczególnego rodzaju podejrzliwoscia, z jaka spogladac zwykli
wielcy politycy na wielkich uczonych.
- Wiec jak pan to okreslil?... - powiedzial wracajac do przerwanego watku. - Pana zdaniem...
- Nie mamy potrzeby obawiac sie ataku ze strony Liquenidów. Jesli oczywiscie znajda sie srodki
na realizacje mojego projektu.
- My, drogi profesorze, nie o b a w i a m y sie naszego potencjalnego przeciwnika! - przypomnial
general. - Odkad posiadamy Bron Termiczna, nie mamy podstaw do obaw...
- Liquenidzi posiadaja te sama bron - odparowal profesor. - Gdyby uzyli jej pierwsi...
- Mamy nad nimi przewage...
- Cóz to za przewaga? Jesli oni zaatakuja, a my odpowiemy atakiem na ich pozycje, dojdzie w n
a j 1 e p s z y m wypadku do totalnej zaglady. Jesli to nazywa pan przewaga, moge tylko
wspólczuc narodowi.
- Pan przesadza, profesorze! - zaperzyl sie general. - Panstwo Hydrydów nie bylo nigdy tak silne,
jak w chwili obecnej!
- Powtarzam panu, ze Bron Termiczna nie gwzajtuje bezpieczenstwa Hydrydom, lecz jedynie
zapewnia mozliwosc likwidacji przeciwnika. Czy nie dostrzega pan s u b t e l n e j róznicy
miedzy tymi sprawami?
- Prosze przestac mówic do mnie w ten wyzywajacy sposób! - obruszyl sie general. - Wy,
naukowcy...
- Dalismy wam Bron Termiczna? Dalismy! Uwierzyliscie w jej skutecznosc? Uwierzyliscie!
Dlaczego nie chcecie teraz wierzyc, gdy mówimy wam o niebezpieczenstwach wynikajacych z
jej stosowania?
- W porzadku, prosze mówic. Slucham pana! - napuszyl general.
- Poczatkowo sadzono - zaczal Ooboo - ze uzycie Broni Termicznej spowoduje tylko lokalny
nagrzew osrodka i tym samym zniszczenie zywej sily nieprzyjaciela w ograniczonym obszarze. Z
chwila jednak gdy produkcje Broni oddalismy wam, wszelka kontrola z naszej strony stala sie
niemozliwa...
- Oczywiscie. Wszak chodzi o najwyzsza tajemnice panstwowa, o racje stanu, o...
- Zgoda. Nie wydaje mi sie jednak, by bylo rzecza wlasciwa, ze naukowcy dopiero z prasowych
przechwalek Sztabu Armii dowiaduja sie o mocy produkowanych jednostek Broni Termicznej!
Wiem, ze w komunikatach tych podano zawyzone wartosci, jak to sie mówi, "dla zmylenia
wroga". Juz jednak polowa tej mocy moze byc podstawa glebokiego zaniepokojenia w kolach
naukowych. Szczególnie, jesli sie wezmie pod uwage najnowsza teorie cieczy, która sformulowal
Godeab...
- To ten mlody maniak? - przerwal general. - Wiec i pan bierze serio jego bajdurzenia? Dziwie
sie, doprawdy... Od dawna wiadomo, ze osrodek, w którym zyjemy, spelnia szereg praw
fizycznych... Nigdy dotad nie obserwowano czegos sprzecznego z tymi prawami. A tu nagle jakis
mlokos smie twierdzic, ze w podwyzszonej temperaturze osrodek stanie sie gazem...
- To nie jest takie smieszne ani nieprawdopodobne! Przeprowadzono juz pewne eksperymenty...
- Ech, byc moze, ze w jakichs fantastycznie wysokich temperaturach... - zgodzil sie niechetnie
Losquear.
- Wlasnie ze nie w takich wysokich! - zaoponowal profesor. - Wybuch Broni Termicznej...
- Mniejsza o to, mniejsza o to - niecierpliwil sie general. - Co ma do tego panski wynalazek?
- Jesli zrealizujemy mój projekt i jesli zdolamy zachowac go w tajemnicy przed naszymi
przeciwnikami...
General skrzywil sie ironicznie.
- W tajemnicy? To stokroc trudniejsze od realizacji!
- Ale konieczne! Bez tego projekt Antybroni traci od razu caly sens i skutecznosc. Otóz plan
polega na tym, by w rejonie dzialania Broni Termicznej, która nas ostrzela przeciwnik,
spowodowac tak znaczne obnizenie temperatury, by zneutralizowac wplyw wybuchu. Wysoka
temperature osrodka nalezy natychmiast obnizyc, by nie osiagnal on stanu lotnego...
- Panie profesorze - przerwal znów general. - Jestesmy przygotowani na to, ze w razie ataku ze
strony Liquenidów zginie czesc naszego narodu, a czesc obszaru ulegnie zniszczeniu. Nasze
skupiska mieszkalne i przemyslowe sa rozmieszczone w ten sposób, ze kazde z nich trzeba by
niszczyc osobnym pociskiem Broni Termicznej. Jak panu zapewne wiadomo - ciagnal tonem
zlosliwym - osrodek, w którym zyjemy, sklada sie w glównej mierze z tlenku wodoru. Substancja
ta dosc slabo przewodzi cieplo. Lokalny nagrzew nie moze miec zasiegu wiekszego niz...
- Pan mnie raczy argumentacja, która sluzy wam do tumanienia opinii publicznej! - oburzyl sie
profesor. - Ja wiem nieco wiecej na temat Broni Termicznej i fizyki hydrosfery. To, o czym
naucza sie w szkolach na temat Wszechswiata, jest przezytkiem i bzdura! Nieprawda jest, jakoby
Wszechswiat skladal sie glównie z tlenku wodoru, w którym tu i ówdzie plywaja kuliste globy!
Planety otoczone sa tylko Cienka stosunkowo warstwa tlenku wodoru! Dalej rozciaga sie
osrodek niepomiernie rzadszy, gazowy, a moze nawet próznia!
- Bzdury! - odparowal general. - Wiadomo przeciez, ze w miare posuwania sie w góre hydrosfery
cisnienie maleje równomiernie o jednostke na kazde dwadziescia trzy pletwy wzniesienia! Jak
pan sobie wyobraza nagle przejscie do tego "rzadszego osrodka"? Tak ni stad, ni zowad,
skokowo?
- A dlaczegóz by nie? To jedna z mozliwosci, jakie sie bierze pod uwage. Co zas stad wynika,
nietrudno przewidziec: jesli wybuchnie zbyt wiele pocisków Broni Termicznej równoczesnie,
moze sie zdarzyc, ze wyparuje znaczna czesc osrodka cieklego, jaki otacza nasza planete.
- Co to za nowy termin: "wyparuje"? - zdziwil sie general.
- Znaczy tyle, co: "przejdzie w stan lotny". Otóz jesli zmniejszy sie tak znacznie poziom cieczy,
spadnie równiez parcie na kazda pletwe kwadratowa dna. Rozumie pan? Poziom górnej
powierzchni cieczy musi sie wyrównac, ciecz splynie w miejsca, z których wyparowala wskutek
dzialania Broni Termicznej! Nie musze wyjasniac, jak podziala na nasze organizmy tak wielki i
gwaltowny ubytek cisnienia. Nie przezyje tego nikt! Ani my, ani nasi wrogowie! Jesli dodac do
tego lokalne gradienty temperatury...
- Profesorze! Wszystko, co pan mówi, oparte jest na teoretycznych hipotezach! My, wojskowi i
politycy, nie mozemy sobie pozwolic na luksus opierania naszych decyzji na nie sprawdzonych
przypuszczeniach. Kiedy wasze teorie nabiora realnych ksztaltów, przyjmiemy je do
wiadomosci...
- Wiec co z moim projektem?
- Zastanowimy sie... - general opedzal sie prawa pletwa od drobnych rybek, które wplywaly
przez otwarte okno gabinetu i krecily sie wokól jego skrzeli. - Postawie panska sprawe na
Kolegium Ministerstwa.
Profesor nie odrzekl na to nic. Zabulgotal tylko gwaltownie z nie tajonym niezadowoleniem i
oswiadczyl:
- Zegnam pana, generale. Odplywam wielce niespokojny o losy panstwa pod rzadami
nieodpowiedzialnych dygnitarzy! - po czym odplynal majestatycznie poruszajac pletwami.
General wypuscil rój baniek powietrza i pomyslal: "Bezczelny, stary, sniety dorsz!"
Siegnal do sygnalizatora i nacisnal kilka klawiszy. Do gabinetu wplynal najpierw Kelmali, a za
nim Estekma i Asas, szefowie sztabów.
- Byl tu ten duren Ooboo. Usilowal mi przedstawic jakas nowa Antybron swojego pomyslu...
- Co mu pan odpowiedzial, generale?
- Sluchalem cierpliwie, dopóki nie zaczal bredzic o tych nowych pogladach Godeaba, o dzialaniu
wybuchów termicznych na hydrosfere. Potem juz nie mialem cierpliwosci.
- Niedobrze... - mruknal Asas. - Jesli on to sprzeda Liquenidom...
Na biurku generala zadzwieczal ostry sygnal. Porwali sie z miejsc i patrzyli - trwoznie wachlujac
pletwami - na twarz generala.
- Alarm! - zawolal Losquear, ciskajac sluchawke. - Nieprzyjacielski pocisk wykryty w górnych
warstwach hydrosfery! Wydac rozkazy wedlug planu A, wariant drugi.
Nim dopadli schronu, ze wszystkich wyrzutni pobiegly w strone Liquenizji smiercionosne
pociski Broni Termicznej. W polowie drogi minely je takie same pociski, zmierzajace w
kierunku Hydryzji...
Pierwszy pocisk, który stal sie przyczyna alarmu, zaryl sie w mule dennym, nie czyniac nikomu
szkody. Rozkazy byly juz jednak wydane.
Nastepne pociski eksplodowaly skutecznie.
.oOo.
- No, i co? - Severius wyszedl z laboratorium i tryumfalnie popatrzyl na oczekujacych. - Wiecie,
co bylo w tym mule dennym, który przyniosly sondy po kataklizmie?
Patrzyli na niego pytajaco.
- Bialka! Rozumiecie: bialka...
- No, to w porzadku - powiedzial Georg. - Plankton...
- Jaki tam plankton! Ani jednej c a l e j komórki, pojedyncze drobiny wysoko zorganizowanego
bialka!
- Wirusy?
- Do diabla! Przeciez odrózniam wirusa od czasteczki wyosobnionej z organizmu o wysokim
stopniu zlozonosci. Analizowalem strukture kwasów dezoksyrybonukleinowych... Ten
organiczny mul pochodzi z zupelnie swiezych, wysoko zorganizowanych tkanek. Tkanek, które
sie rozpadly na pojedyncze czasteczki... Jakby ktos porozdzieral komórki na strzepy.
- Zgadza sie. To wewnetrzne cisnienie... W czasie tych... wybuchów podwodnych poziom oceanu
opadl w sposób wyrazny. Organizmy denne...
- Tak. To samo stwierdzilismy z Vergem. Poza tym wszystkie te bialka poddane byly dzialaniu
temperatury rzedu stu stopni Celsjusza - powiedzial Severius.
- Innymi slowy, ugotowaly sie - podjal Georg. Severius skinal glowa, a potem, jakby po
glebokim namysle powiedzial:
- O ile moja metoda badan strukturalnych jest sluszna, czesc sposród bialek, jakie udalo nam sie
wyodrebnic z próbek mulu, pochodzi z organizmów o b a r d z o w y s o k i m stopniu
komplikacji... Wszystkie czola schylily sie nieco ku podlodze.
- Miales racje, Severius - powiedzial Greb ponuro. - Zdaje sie, ze wiem, jaki to c z w a r t y
rodzaj równowagi naruszyly nasze sondy: to byla równowaga p o l i t y c z n a.
Nikt sie jakos nie rozesmial...
Książka pobrana ze strony
http://www.ksiazki4u.prv.pl
lub
http://www.ksiazki.cvx.pl
Książka pobrana ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl Janusz A. Zajdel - Czwarty rodzaj równowagi Nad wypukla powierzchnia planety przesuwaly sie z wolna kleby gestych obloków. Mesy oderwal oczy od ekranu i bez slowa odwrócil sie w strone stojacych z boku zwiadowców. - Chyba... opada? - powiedzial niesmialo Greb. - Byc moze - mruknal Mesy w zamysleniu. - To naprawde nie nasza wina, dowódco! powiedzial Kalla. - My postepowalismy zgodnie z programem do chwili, gdy... - Dobrze, dobrze - powiedzial Mes. - Nikt was nie obwinia. Trudno przeciez przypuscic, ze dwie glupie sondy oceanograficzne narobily takiego zamieszania. Wszyscy odruchowo spojrzeli raz jeszcze na ekran. To, co ukazywal, bylo zupelnie niepodobne do obrazu planety, jaki ogladali przed kilkoma dniami, gdy wchodzili w orbite stacjonarna. Wtedy byl to lsniacy jak plynny metal, otoczony rzadka atmosfera glob, pozbawiony ladów i najmniejszych nawet wysepek. Cala powierzchnie pokrywal spokojnie falujacy ocean, bez przyplywów, bo planeta nie posiadala satelitów. Teraz przedstawiala sie jak kipiacy kociol, otoczona klebami pary i oblokami mgiel. - Opuscilismy sie na powierzchnie - mówil Georg - i pobralismy pierwsze próbki. Kalla analizowal je, a ja przygotowalem dwie sondy. Wyrzucilem je równoczesnie: jedna na wschód, druga na zachód. Mialy sie zanurzyc do samego dna, gdy osiagna przeciwlegle punkty globu. Obserwowalem obie na przemian, gdy szly slizgiem po powierzchni. Kiedy skryly sie za horyzontem, zabralem sie i ja do analiz. Czasu bylo duzo, badalismy spokojnie plankton, zasolenie i inne drobiazgi. Potem sondy zasygnalizowaly zanurzenie i... zaraz sie to zaczelo. Ledwie udalo sie nam wystartowac. Slupy wrzacej cieczy strzelily w niebo, ocean zafalowal gwaltownie... Zreszta wiecie sami. Mieliscie pelny obraz z wysokosci orbity... - Niemozliwe, zeby dwie sondy wywolaly taka reakcje! - wiedzial Greb z przekonaniem. - Trudno takze przypuscic, by ktos chcial zniszczyc nasza kapsule. - To drugie na pewno nie. Zjawisko rozciagalo sie na cala planete. Wygladalo, jakby ocean zagotowal sie nagle - powiedzial Mesy. - Sondy musialy spelnic role bodzca, wyzwalajacego jakas niezwykla reakcje egzotermiczna...
- Jesli owa reakcja nie byla spowodowana czynnikami naturalnymi! - podsunal Verge. - Nasze sondy mogly nie miec z tym nic wspólnego. Jakis wybuch podmorskiego wulkanu... - Sporo musialo byc tych wulkanów - mruknal Georg sceptycznie. - No, wiec nie wulkanów, tylko... - Dajcie spokój, to jalowa dyskusja - przerwal Mesy. - Jak sie tam na dole uspokoi, wyslemy jeszcze raz kapsule i powtórzymy eksperyment z identycznymi sondami. - Ja nie mam ochoty leciec po raz drugi... - powiedzial Georg. - Nie szkodzi, wyslemy inna zaloge - zadecydowal Mesy. - Wy macie dwa dni odpoczynku. - Jaka wiec konkluzja? - spytal Severius, gdy wychodzili z kabiny. - Za wczesnie, profesorze - usmiechnal sie Mesy. - Na konkluzje bedzie czas, gdy dostaniemy wyniki sondowan. - Moze to "zywy ocean", jak u Lema? Czytaliscie "Solaris"? - zazartowal Greb. - Owszem, zywy, ale w innym sensie. Ma na przyklad bardzo bogaty plankton, ale to chyba nie wyjasnia dziwnego zachowania sie jego wód - powiedzial Severius. - Mysle, ze sondy naruszyly jakas równowage na tej wodnistej planecie. Tylko jaka? - Mamy, jak wiadomo, trzy rodzaje równowagi: stala, chwiejna i obojetna - powiedzial Greb, udajac powage. - Hm! W tym wypadku chodzi o cos innego... - Severius byl tak pochloniety myslami, ze nie spostrzegl kpiny. - Myslisz, ze to jakis c z w a r t y rodzaj równowagi? - podsunal Greb, zlosliwie wykorzystujac nieuwage Severiusa. - Czwarty rodzaj równowagi... - powtórzyl w roztargnieniu profesor. Wszyscy parskneli smiechem i teraz dopiero Severius polapal sie, ze ktos z niego kpil w czasie, gdy on byl myslami gdzie indziej. - Oto masz swoja konkluzje! - powiedzial Mesy dobrodusznie. - Naruszylismy jakis nieznany, nowy, c z w a r t y rodzaj równowagi... .oOo. Losquear popatrzyl na Ooboo z ta szczególnego rodzaju podejrzliwoscia, z jaka spogladac zwykli wielcy politycy na wielkich uczonych. - Wiec jak pan to okreslil?... - powiedzial wracajac do przerwanego watku. - Pana zdaniem... - Nie mamy potrzeby obawiac sie ataku ze strony Liquenidów. Jesli oczywiscie znajda sie srodki na realizacje mojego projektu. - My, drogi profesorze, nie o b a w i a m y sie naszego potencjalnego przeciwnika! - przypomnial general. - Odkad posiadamy Bron Termiczna, nie mamy podstaw do obaw... - Liquenidzi posiadaja te sama bron - odparowal profesor. - Gdyby uzyli jej pierwsi... - Mamy nad nimi przewage... - Cóz to za przewaga? Jesli oni zaatakuja, a my odpowiemy atakiem na ich pozycje, dojdzie w n a j 1 e p s z y m wypadku do totalnej zaglady. Jesli to nazywa pan przewaga, moge tylko wspólczuc narodowi. - Pan przesadza, profesorze! - zaperzyl sie general. - Panstwo Hydrydów nie bylo nigdy tak silne, jak w chwili obecnej! - Powtarzam panu, ze Bron Termiczna nie gwzajtuje bezpieczenstwa Hydrydom, lecz jedynie zapewnia mozliwosc likwidacji przeciwnika. Czy nie dostrzega pan s u b t e l n e j róznicy miedzy tymi sprawami? - Prosze przestac mówic do mnie w ten wyzywajacy sposób! - obruszyl sie general. - Wy, naukowcy...
- Dalismy wam Bron Termiczna? Dalismy! Uwierzyliscie w jej skutecznosc? Uwierzyliscie! Dlaczego nie chcecie teraz wierzyc, gdy mówimy wam o niebezpieczenstwach wynikajacych z jej stosowania? - W porzadku, prosze mówic. Slucham pana! - napuszyl general. - Poczatkowo sadzono - zaczal Ooboo - ze uzycie Broni Termicznej spowoduje tylko lokalny nagrzew osrodka i tym samym zniszczenie zywej sily nieprzyjaciela w ograniczonym obszarze. Z chwila jednak gdy produkcje Broni oddalismy wam, wszelka kontrola z naszej strony stala sie niemozliwa... - Oczywiscie. Wszak chodzi o najwyzsza tajemnice panstwowa, o racje stanu, o... - Zgoda. Nie wydaje mi sie jednak, by bylo rzecza wlasciwa, ze naukowcy dopiero z prasowych przechwalek Sztabu Armii dowiaduja sie o mocy produkowanych jednostek Broni Termicznej! Wiem, ze w komunikatach tych podano zawyzone wartosci, jak to sie mówi, "dla zmylenia wroga". Juz jednak polowa tej mocy moze byc podstawa glebokiego zaniepokojenia w kolach naukowych. Szczególnie, jesli sie wezmie pod uwage najnowsza teorie cieczy, która sformulowal Godeab... - To ten mlody maniak? - przerwal general. - Wiec i pan bierze serio jego bajdurzenia? Dziwie sie, doprawdy... Od dawna wiadomo, ze osrodek, w którym zyjemy, spelnia szereg praw fizycznych... Nigdy dotad nie obserwowano czegos sprzecznego z tymi prawami. A tu nagle jakis mlokos smie twierdzic, ze w podwyzszonej temperaturze osrodek stanie sie gazem... - To nie jest takie smieszne ani nieprawdopodobne! Przeprowadzono juz pewne eksperymenty... - Ech, byc moze, ze w jakichs fantastycznie wysokich temperaturach... - zgodzil sie niechetnie Losquear. - Wlasnie ze nie w takich wysokich! - zaoponowal profesor. - Wybuch Broni Termicznej... - Mniejsza o to, mniejsza o to - niecierpliwil sie general. - Co ma do tego panski wynalazek? - Jesli zrealizujemy mój projekt i jesli zdolamy zachowac go w tajemnicy przed naszymi przeciwnikami... General skrzywil sie ironicznie. - W tajemnicy? To stokroc trudniejsze od realizacji! - Ale konieczne! Bez tego projekt Antybroni traci od razu caly sens i skutecznosc. Otóz plan polega na tym, by w rejonie dzialania Broni Termicznej, która nas ostrzela przeciwnik, spowodowac tak znaczne obnizenie temperatury, by zneutralizowac wplyw wybuchu. Wysoka temperature osrodka nalezy natychmiast obnizyc, by nie osiagnal on stanu lotnego... - Panie profesorze - przerwal znów general. - Jestesmy przygotowani na to, ze w razie ataku ze strony Liquenidów zginie czesc naszego narodu, a czesc obszaru ulegnie zniszczeniu. Nasze skupiska mieszkalne i przemyslowe sa rozmieszczone w ten sposób, ze kazde z nich trzeba by niszczyc osobnym pociskiem Broni Termicznej. Jak panu zapewne wiadomo - ciagnal tonem zlosliwym - osrodek, w którym zyjemy, sklada sie w glównej mierze z tlenku wodoru. Substancja ta dosc slabo przewodzi cieplo. Lokalny nagrzew nie moze miec zasiegu wiekszego niz... - Pan mnie raczy argumentacja, która sluzy wam do tumanienia opinii publicznej! - oburzyl sie profesor. - Ja wiem nieco wiecej na temat Broni Termicznej i fizyki hydrosfery. To, o czym naucza sie w szkolach na temat Wszechswiata, jest przezytkiem i bzdura! Nieprawda jest, jakoby Wszechswiat skladal sie glównie z tlenku wodoru, w którym tu i ówdzie plywaja kuliste globy! Planety otoczone sa tylko Cienka stosunkowo warstwa tlenku wodoru! Dalej rozciaga sie osrodek niepomiernie rzadszy, gazowy, a moze nawet próznia! - Bzdury! - odparowal general. - Wiadomo przeciez, ze w miare posuwania sie w góre hydrosfery cisnienie maleje równomiernie o jednostke na kazde dwadziescia trzy pletwy wzniesienia! Jak
pan sobie wyobraza nagle przejscie do tego "rzadszego osrodka"? Tak ni stad, ni zowad, skokowo? - A dlaczegóz by nie? To jedna z mozliwosci, jakie sie bierze pod uwage. Co zas stad wynika, nietrudno przewidziec: jesli wybuchnie zbyt wiele pocisków Broni Termicznej równoczesnie, moze sie zdarzyc, ze wyparuje znaczna czesc osrodka cieklego, jaki otacza nasza planete. - Co to za nowy termin: "wyparuje"? - zdziwil sie general. - Znaczy tyle, co: "przejdzie w stan lotny". Otóz jesli zmniejszy sie tak znacznie poziom cieczy, spadnie równiez parcie na kazda pletwe kwadratowa dna. Rozumie pan? Poziom górnej powierzchni cieczy musi sie wyrównac, ciecz splynie w miejsca, z których wyparowala wskutek dzialania Broni Termicznej! Nie musze wyjasniac, jak podziala na nasze organizmy tak wielki i gwaltowny ubytek cisnienia. Nie przezyje tego nikt! Ani my, ani nasi wrogowie! Jesli dodac do tego lokalne gradienty temperatury... - Profesorze! Wszystko, co pan mówi, oparte jest na teoretycznych hipotezach! My, wojskowi i politycy, nie mozemy sobie pozwolic na luksus opierania naszych decyzji na nie sprawdzonych przypuszczeniach. Kiedy wasze teorie nabiora realnych ksztaltów, przyjmiemy je do wiadomosci... - Wiec co z moim projektem? - Zastanowimy sie... - general opedzal sie prawa pletwa od drobnych rybek, które wplywaly przez otwarte okno gabinetu i krecily sie wokól jego skrzeli. - Postawie panska sprawe na Kolegium Ministerstwa. Profesor nie odrzekl na to nic. Zabulgotal tylko gwaltownie z nie tajonym niezadowoleniem i oswiadczyl: - Zegnam pana, generale. Odplywam wielce niespokojny o losy panstwa pod rzadami nieodpowiedzialnych dygnitarzy! - po czym odplynal majestatycznie poruszajac pletwami. General wypuscil rój baniek powietrza i pomyslal: "Bezczelny, stary, sniety dorsz!" Siegnal do sygnalizatora i nacisnal kilka klawiszy. Do gabinetu wplynal najpierw Kelmali, a za nim Estekma i Asas, szefowie sztabów. - Byl tu ten duren Ooboo. Usilowal mi przedstawic jakas nowa Antybron swojego pomyslu... - Co mu pan odpowiedzial, generale? - Sluchalem cierpliwie, dopóki nie zaczal bredzic o tych nowych pogladach Godeaba, o dzialaniu wybuchów termicznych na hydrosfere. Potem juz nie mialem cierpliwosci. - Niedobrze... - mruknal Asas. - Jesli on to sprzeda Liquenidom... Na biurku generala zadzwieczal ostry sygnal. Porwali sie z miejsc i patrzyli - trwoznie wachlujac pletwami - na twarz generala. - Alarm! - zawolal Losquear, ciskajac sluchawke. - Nieprzyjacielski pocisk wykryty w górnych warstwach hydrosfery! Wydac rozkazy wedlug planu A, wariant drugi. Nim dopadli schronu, ze wszystkich wyrzutni pobiegly w strone Liquenizji smiercionosne pociski Broni Termicznej. W polowie drogi minely je takie same pociski, zmierzajace w kierunku Hydryzji... Pierwszy pocisk, który stal sie przyczyna alarmu, zaryl sie w mule dennym, nie czyniac nikomu szkody. Rozkazy byly juz jednak wydane. Nastepne pociski eksplodowaly skutecznie. .oOo. - No, i co? - Severius wyszedl z laboratorium i tryumfalnie popatrzyl na oczekujacych. - Wiecie, co bylo w tym mule dennym, który przyniosly sondy po kataklizmie? Patrzyli na niego pytajaco.
- Bialka! Rozumiecie: bialka... - No, to w porzadku - powiedzial Georg. - Plankton... - Jaki tam plankton! Ani jednej c a l e j komórki, pojedyncze drobiny wysoko zorganizowanego bialka! - Wirusy? - Do diabla! Przeciez odrózniam wirusa od czasteczki wyosobnionej z organizmu o wysokim stopniu zlozonosci. Analizowalem strukture kwasów dezoksyrybonukleinowych... Ten organiczny mul pochodzi z zupelnie swiezych, wysoko zorganizowanych tkanek. Tkanek, które sie rozpadly na pojedyncze czasteczki... Jakby ktos porozdzieral komórki na strzepy. - Zgadza sie. To wewnetrzne cisnienie... W czasie tych... wybuchów podwodnych poziom oceanu opadl w sposób wyrazny. Organizmy denne... - Tak. To samo stwierdzilismy z Vergem. Poza tym wszystkie te bialka poddane byly dzialaniu temperatury rzedu stu stopni Celsjusza - powiedzial Severius. - Innymi slowy, ugotowaly sie - podjal Georg. Severius skinal glowa, a potem, jakby po glebokim namysle powiedzial: - O ile moja metoda badan strukturalnych jest sluszna, czesc sposród bialek, jakie udalo nam sie wyodrebnic z próbek mulu, pochodzi z organizmów o b a r d z o w y s o k i m stopniu komplikacji... Wszystkie czola schylily sie nieco ku podlodze. - Miales racje, Severius - powiedzial Greb ponuro. - Zdaje sie, ze wiem, jaki to c z w a r t y rodzaj równowagi naruszyly nasze sondy: to byla równowaga p o l i t y c z n a. Nikt sie jakos nie rozesmial... Książka pobrana ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl