Egerius

  • Dokumenty69
  • Odsłony11 226
  • Obserwuję1
  • Rozmiar dokumentów27.8 MB
  • Ilość pobrań5 250

Janusz A. Zajdel - Stan spoczynku

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :112.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Janusz A. Zajdel - Stan spoczynku.pdf

Egerius EBooki Zajdel, Janusz A Opowiadania
Użytkownik Egerius wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 9 z dostępnych 9 stron)

Książka pobrana ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl Janusz A. Zajdel - Stan spoczynku Jeden z silników wymagal niezwlocznego przegladu. Niestety w kosmoporcie planety Otia, gdzie posadzilem swój ladownik, nie sposób bylo cokolwiek zalatwic. Na plycie krecilo sie mnóstwo robotów, wsród których na prózno wypatrywalem chocby jednej rozumnej istoty. Nie wiedzialem wprawdzie jak wyglada rozumny Otianin, spodziewalem sie jednak, ze bez trudu rozpoznam tutejszych gospodarzy. Roboty nie zwracaly uwagi na moje pytania, formulowane w róznych wersjach unilangu. Najwidoczniej byly wasko wyspecjalizowane i nie obchodzilo ich. nic, poza zakresem wlasnych czynnosci. Do budynku kosmoportu nie udalo mi sie wejsc, wszystkie drzwi byly pozamykane i nikt nie interesowal sie przylotem miedzygwiezdnego podróznika. Wydalo mi sie to dziwne, bo Otia lezy na uboczu, z dala od glównych autostrad i gosc taki, jak ja, byl na pewno rzadkim zjawiskiem. Obszedlem budynek i nie znalazlszy otwartego wejscia, ruszylem w strone plotu. Furtka w parkanie takze nie dala sie otworzyc, poszedlem wiec wzdluz ogrodzenia i dopiero, korzystajac z przejazdu jakiegos ciezarowego wehikulu wydostalem sie przez brame wjazdowa. Na parkingu stal rzad pojazdów, w kazdym z nich nieruchomo tkwii robot-kierowca. Podszedlem kolejno do kilku, szarpiac drzwiczkami - bez skutku jednakze, bo byly pozamykane, a senne roboty nie raczyly zwrócic na mnie uwagi. Byl jasny dzien, znakomita pogoda i dosc duzo tlenu w atmosferze, postanowilem wiec udac sie pieszo do najblizszego miasta, którego sylwetka rysowala sie na horyzoncie. Droga o gladkiej, znakomicie utrzymanej nawierzchni wiodla wsród oliwkowej zieleni uprawnych pól, po których krazyly samoczynne maszyny uprawowe. Do miasta dotarlem zmeczony troche wskutek dosc znacznej grawitacji, od której odwyklem w czasie mojej podrózy. Ruch na ulicach byl umiarkowany, jezdniami posuwaly sie w idealnym porzadku lsniace, barwne pojazdy. Chodnikami przemykaly róznorodne roboty, wsród których próbowalem wyróznic istoty bedace twórcami tej bez watpienia rozwinietej technicznej cywilizacji. Intuicyjnie spodziewalem sie, ze Otianie stanowic beda wiekszosc w ulicznym tlumie, ze bez trudu odróznie ich od robotów. Tymczasem roboty posiadaly wprawdzie pewne wspólne cechy morfologiczne, wynikajace zapewne z podobienstwa do Otian, byly jednakze tak zróznicowane, ze nie moglem sobie wyobrazic wygladu ich zywych twórców i pierwowzorów. Przez chwile niepokoila mnie nawet mysl, ze znalazlem sie wsród maszyn, które zniszczyly swych konstruktorów. Byl to jednak pomysl z gatunku science-fiction i niezwlocznie odrzucilem te hipoteze.

Idac wsród szeregu wysokich, jednakowych domów, przygladalem sie uwaznie temu, co dzieje sie wokól mnie. Wbrew pierwotnemu wrazeniu, wszystkie twory krzatajace sie po ulicy zajete byly jakas celowa dzialalnoscia. Zaden z robotów nie obijal sie bez celu, nie spacerowal ani nie stal bezczynnie. Jedne nosily pakunki, inne zamiataly jeszcze inne - czyscily szyby wystawowe, za którymi, w glebi przestronnych magazynów mozna bylo dostrzec wielorekie roboty - ekspedientów, ukladajace towar na regalach lub tkwiace nieruchomo za lada. Klientów w sklepach nie zauwazylem. Widocznie byla wlasnie przerwa w handlu, bo drzwi kilku kolejnych sklepów, które usilowalem otworzyc, byly zamkniete. Na skrzyzowaniu ulic dyzurowal robot- policjant, regulujac ruch zmotoryzowanych i pieszych robotów. W naroznym budynku, na parterze, dostrzeglem jasno oswietlony lokal - cos w rodzaju baru czy restauracji. Przy niskich, dlugich stolach - pulpitach siedzieli tu i ówdzie mali, pokraczni osobnicy. Uwage moja zwrócilo ich ogromne wzajemne podobienstwo, jakby byli egzemplarzami z tej samej serii robotów. Jednak, po blizszym przyjrzeniu sie przez witryne, stwierdzilem, ze musza to byc wlasciwi gospodarze Otii. Wsród siedzacych przemykaly sie bowiem sprawne automaty-kelnerzy, roznoszac naczynia z pokarmami i napojami. Roboty traktowaly tych blizniaczo podobnych maluchów z calym szacunkiem i unizonoscia, naleznymi istotom rozumnym. To oni na pewno! - pomyslalem ucieszony, ze wreszcie zdolam z kims rozumnym zamienic kilka zdan i zasiegnac informacji. Bez namyslu pchnalem obrotowe drzwi, które jednak ani drgnely. Naparlem na nie cala sila - znów bez skutku! Pomyslalem, ze to niemozliwe, by te male istotki, z których zadna zapewne nie siegala mi do pasa uzywaly wiekszej sily dla obrócenia drzwi. Nauczony jednak wieloletnim doswiadczeniem nabytym w trakcie odwiedzin na przeróznych planetach, zastosowalem jedyny skuteczny sposób: stanalem z boku, w oczekiwaniu, az ktos, wchodzac lub wychodzac, uruchomi drzwi i tym samym zdradzi mi ich tajemnice. Czekalem dosc dlugo, nim wreszcie zjawil sie Otianin, który jednakze nawet nie tknal drzwi, a mimo to obrócily sie one, wpuszczajac go do wnetrza baru. Usilowalem wcisnac sie za nim, lecz drzwi zagarnely mnie niespodziewanie i... wyrzucily z powrotem na ulice! Tego bylo juz za wiele, cierpliwosc opuscila mnie nagle. Natarlem na drzwi z impetem, tlukac w nie piesciami. Poczulem nagle, ze ktos chwyta mnie od tylu za pas kombinezonu i odciaga od drzwi. Odwrócilem glowe. Stal za mna robotpolicjant, taki sam, jak ten, którego widzialem na skrzyzowaniu ulic. Trzymajac mnie jednym z czterech chwytaków wysunal z kor pusu witke teleskopowej anteny radiowej i przez chwile trwal w bezruchu, nadajac widocznie meldunek i oczekujac instrukcji. Gdy skonczyl, szarpnal mnie bezceremonialnie i ustawil pod sciana. Nie stawialem oporu, bo dobrze wiem, ze na wszystkich znanych mi planetach pogarsza to tylko sytuacje. Zreszta, pomyslalem, byc moze wreszcie doprowadza mnie do jakiegos rozumnego przedstawiciela miejscowej wladzy. Po krótkiej chwili do krawedzi chodnika podjechal niewielki pojazd z robotem-kierowca. Otworzyly sie drzwi blaszanej skrzyni bez okien: Policjant wepchnal mnie do jej wnetrza i zatrzasnal drzwi. Wewnatrz bylo pusto, zadnego fotela ani poreczy. Dopóki pojazd mknal po gladkiej nawierzchni, mozna bylo jeszcze jakos wytrzymac. Gdy jednak skonczyla sie dobra droga, kazdy podskok zle resorowanego wehikulu obijal mnie o blaszane sciany. Zalowalem teraz, ze respektujac do przesady wymogi konwencji miedzyplanetarnej, pozostawilem w statku na orbicie mój podreczny emitron. Wystarczyloby kilka sekund, by sie stad wydostac... Miedzy kolejnymi uderzeniami o sciane rozmyslalem intensywnie o przyczynach, dla których potraktowano mnie w tak bezwzgledny sposób. Przeciez nikt nie zabronil mi ladowania; nie zatrzymal, nawet nie wylegitymowal w kosmoporcie, po ulicy chodzilem swobodnie i nagle, ni stad ni zowad... Dlaczego? Czy naruszylem którys z tutejszych przepisów prawnych? Dlaczego

nie chcialy otworzyc sie przede mna zadne z drzwi, które otwieraly sie przeciez dla Otian? Potraktowano mnie... alez tak! Tu musi byc rozwiazanie! Nie jestem Otianinem, nie przypominam go nawet w przyblizeniu... Za to robotów jest tu tak wielka rozmaitosc, ze zadna zapewne nowa forma nie budzi zdziwienia tubylców ani, tym bardziej automatów porzadkowych... A zatem, wzieto mnie za robota, wykonujacego jakies wlasne zadania. Przeciez jeden robot nie musi analizowac postepowania drugiego... Chyba ze ten naruszy kodeks obowiazujacy roboty... Musialem go zatem naruszyc... Nagle hamowanie rzucilo mna o sciane i tylko szybki refleks pilota, przywyklego do naglych przeciazen, uchronil mnie od rozbicia glowy. Zza scian mojej blaszanki dobiegl odglos uderzen, syk palnika czy plazmotronu, brzek metalu. Drzwi rozwarly sie, oslepiajac mnie jasnym swiatlem otwartej przestrzeni. Pojazd stal na skraju kiepsko brukowanej lesnej drogi. Po obu jej stronach krzewily sie geste, zielonozólte zarosla. Wyskoczylem z wnetrza pojazdu na miekki, porosniety gesto grunt pobocza. Otoczyla mnie gromadka Otian. Przygladali sie nieufnie, lecz bez zbytniego leku czy ostroznosci. Kilku z nich trzymalo przed soba wydluzone przedmioty - zapewne bron. Podnioslem dlonie do góry, by pokazac, ze jestem nieuzbrojony. Wówczas z grupy wysunal sie jeden Otianin identyczny zreszta z wszystkimi innymi, i obejrzal mnie dokladnie z bliska. - Przybylem z innej planety, z innego ukladu gwiezdnego. Prosze traktowac mnie zgodnie z Konwencja Miedzyplanetarna - powiedzialem w unilangu, popierajac te slowa odpowiednimi gestami wedlug specjalnego kodu dla istot nie slyszacych fal akustycznych. Nie zrozumieli mnie chyba. Jedno tylko - ten, który mnie z bliska ogladal, z trudem, piskliwie wycedzil lamanym unilangiem: - Stac - czekac. Przybyc - translator. Potem wymienil kilka szybkich slów z towarzyszami, z których jeden pomknal w glab zarosli i po chwili powrócil z kanciastym robotem na czterech cienkich nózkach. Pozostali zepchneli w tym czasie pojazd z drogi i ukryli go w krzakach. Zauwazylem, ze kabina kierowcy byla czesciowo rozbita, a siedzacy, wewnatrz robot mial przetopiony pancerz. - Kim jestes? - zapytal robot-translator, zatrzymujac sie na wprost mnie. Jego unilang byl nienagannie poprawny. - Czy przybywasz z innej planety? Wyjasnilem pokrótce, skad i dokad podrózuje oraz co sprowadzilo mnie na Otie, której nie znalem zupelnie, nawet z opisu. Opowiedzialem takze, w jaki sposób znalazlem sie we wnetrzu blaszanej skrzyni, która mnie tu przywiozla. Mimo braku znajomosci ich reakcji psychicznych, nie mialem watpliwosci, ze moja relacja mocno ich ubawila. - Jesli jestes zywa, rozumna istota - powiedzial jeden z nich, gdy zwisajacy fald skóry na jego torsie przestal trzasc sie z rozbawienia - nie musisz sie niczego lekac, dopóki jestes wsród nas. Nic, co zywe, nie jest nam obce. Wszystko co sztuczne, jest nam wstretne. Chodz z nami, nie mozemy stac tu zbyt dlugo. Móglby przyplatac sie jakis robot i mialbys nowe klopoty. Po chwili, przedarlszy sie poprzez pas zarosli, znalazlem sie z tubylcami na niewielkiej polanie. Wokól niej stalo kilka szalasów z galezi i listowia, a na srodku plonelo male ognisko. Nad ogniem, w kociolku wrzala niebieskawa ciecz, która jeden z Otian mieszal co chwila patykiem. Zaproszono mnie do jednego z szalasów. Wraz ze mna wcisnelo sie tam jeszcze kilku Otian oraz robot - tlumacz. Pozostali rozsiedli sie u wejscia. - Jako obcemu, naleza ci sie pewne wyjasnienia - powiedzial którys z obecnych. (Wciaz ich nie odróznialem, nawet po glosie czy zachowaniu). - Nie mysl, ze jestes aresztowany. To nieporozumienie. Po prostu, wieziono cie do naprawy, lub zgola na zlomowisko. - Przeciez nie jestem robotem!

- Tak, ale nie jestes takze Otianinem, ani zadnych z naszych wrogich sasiadów z okolicznych planet. W tym ostatnim przypadku nie wyladowalbys w ogóle na tej planecie. Wobec braku danych, po traktowano cie jak robota. - Dlaczego? Kto mnie tak zaklasyfikowal? - Totsyskom. - Cóz to takiego? - Powszechny System Komputerowy, który wyrecza nas we wszelkich czynnosciach administracyjno-ekonomicznych, zarzadzaniu, kontroli, planowaniu - slowem, idealny system logicznego zarzadzania wszystkim na tej planecie. - Czyzby System ów nie podlegal waszej kontroli? - Oczywiscie, ze nie podlega. To by podwazalo jego zasade pelnego obiektywizmu i logiki. - I wy zgadzacie sie na to? Chcecie byc rzadzeni przez martwy, w gruncie rzeczy, zespól komputerów? - My? Zalezy kogo masz na mysli. To zreszta dosc zlozona sprawa i trudno bedzie ja w krótkich slowach wyjasnic, bo nie znasz historii naszej cywilizacji. - Chetnie poslucham, jesli zechcecie mi ja strescic - powiedzialem z zaciekawieniem. - Spróbuje - powiedzial tubylec siedzacy na wprost mnie. - Przedtem jednak dowiedz sie, ze stoimy nieco poza nawiasem spoleczenstwa Otian. Jestesmy po trosze odszczepiencami, zbójnikami, w pewnym sensie. Po prostu, niezupelnie uleglismy Powszechnej Unifikacji, przynajmniej pod wzgledem umyslowym. Dzialamy, jak zauwazyles, troche nielegalnym metodami, ale w naszej sytuacji bywa to nieraz jednym mozliwym sposobem istnienia. Nikt nas specjalnie nie sciga ani nie tropi. Nie jestesmy w konflikcie z reszta spoleczenstwa. Oni sa wobec nas raczej obojetni, wielu nie wie nawet o naszym istnieniu. Jestesmy przede wszystkim przeciwnikami Totsyskomu, a raczej - skutków jego dzialalnosci. Wrogami naszymi sa podporzadkowane Systemowi roboty i automaty. Albo raczej - to my jestesmy ich wrogami, bo one na szczescie nie sa w stanie wyrzadzac nam krzywdy. Zabrania im tego zespól podstawowych algorytmów Systemu. - Wybacz - przerwalem - ale wciaz nie pojmuje... Czy System dziala przeciwko Otianom, którzy, jak mniemam, powolali go do zycia zgodnie z wlasna wola i wedlug wlasnego zamyslu? - Skadze znowu! System dziala tak, jak zalozono od poczatku,. logicznie i bezblednie. Mozna by powiedziec, ze System uszczesliwia Otian w stopniu nieosiagalnym przy innych metodach kierowania. Dzieki niemu Otianie nie musza robic, literalnie nic. Nie musza pracowac. Ani fizycznie, ani umyslowo! A przeciez do tego celu, do uwolnienia od koniecznosci ciezkiej pracy i wysilku umyslowego zmierza kazda cywilizacja techniczna, budujaca automaty i maszyny matematyczne. Jako podróznik miedzyplanetarny, wiesz o tym doskonale... Aby jednak zrozumiec nasz stosunek do panujacego u nas systemu zarzadzania, musisz dowiedziec sie, w jaki sposób osiagnelismy stan biezacy. Nim jednak opowiemy ci o tym, pozwól, drogi gosciu, ze poczestujemy cie nasza znakomita potrawa, która jest juz gotowa. Jako bialkowiec, przyswoisz ja zapewne bez trudu. Mysle, ze masz przy sobie podreczny gastranalizator? Podana mi polewka miala kolor blekitny, byla wsciekle pikantna, lecz nie trujaca, co w dalekiej podrózy stanowi dostateczny argument za jej zjedzeniem. Aby zrewanzowac sie za poczestunek, puscilem w obieg wydobyta z zanadrza plaska butelke, której zawartosc spotkala sie z jawnie wyrazonym uznaniem tubylców. Po posilku Otianin kontynuowal swa opowiesc: - Zanim osiagnelismy stan, w jakim dzis widzisz nasze spoleczenstwo, mily przybyszu, przodkowie nasi poniesli niemalo trudu. Nasza planeta dawala im wprawdzie zupelnie niezle

warunki naturalne, jednakze, nekani nieustannymi najazdami sasiadów z innych planet, zmuszeni byli do rozwijania srodków obrony. Pierwszym automatem, który stworzyli, byl robot-zolnierz. Automat taki nie musi byc wyposazony we wszystkie cechy zywej istoty. Przeciwnie, wiele z nich przeszkadzaloby mu w wykonywaniu jego obowiazków. Byl to wiec robot wysoce wyspecjalizowany. Jego skutecznosc i szybkosc reakcji sprawily, ze wkrótce najezdzcy, majac do czynienia z armia takich robotów, coraz mniej chetnie próbowali, nas podbic. Jednakze kierowanie nasza automatyczna armia wymagalo stworzenia systemu dowodzenia, pozwalajacego w pelni wykorzystac mozliwosci zolnierzy. W ten sposób powstal komputerowy system strategiczny zarzadzajacy armia robotów. Musial on posiadac bardzo szeroki margines swobody dzialania, aby w zmieniajacych sie sytuacjach bojowych mógl elastycznie kierowac obrona przed inwazja obcych istot. Jedynym praktycznie ograniczeniem jego samodzielnosci byla zasada gloszaca, ze System ów nie moze dzialac na szkode naszego spoleczenstwa ani zadnego z jego czlonków. Wówczas to, na tym wlasnie etapie naszej historii narodzil sie problem, którego rozwiazanie uformowalo trwajaca do dzis sytuacje: powstala potrzeba zdefiniowania - na uzytek Systemu - kogo nalezy uwazac za Otianina. Gdyby istniala definicja, w sposób bezsprzeczny ujmujaca wszystkie cechy pojedynczego obywatela, reszta bylaby prosta: System otrzymalby instrukcje obrony naszej planety przed napascia ze strony kazdego obiektu - rozumnego lub nie - który nie jest Otianinem. Wbrew pozorom, definicja taka okazala sie niezmiernie trudna do sformulowania. Istota rozumna charakteryzuje sie pewnym ogólnym planem budowy zewnetrznej i wewnetrznej lecz wystepuja wyrazne odchylenia od przecietnej normy, chocby takie jak tusza, wzrost, zabarwienie oraz wiele innych. Podobnie w dziedzinie zachowan, charakteru, mentalnosci, stopnia inteligencji... Jakze wiec precyzyjnie okreslic, kogo System ma uwazac za Otianina? Wiadomo ci, przybyszu, w jak wielkim stopniu rozwój techniki wojennej wplywa na postep w innych dziedzinach wiedzy. Po okresie wzmozonych wysilków militarnych nastapil burzliwy rozwój automatyzacji. Jesli bowiem mozna stworzyc robota idealnie spelniajacego trudna funkcje zolnierza, mozna takze zastapic specjalizowanymi robotami istoty rozumne na innych stanowiskach, obsadzonych dotychczas przez Otian. Mozna takze stworzyc system komputerowy, kierujacy wszystkimi robotami. Mozna wreszcie powierzyc temu systemowi zadania w zakresie projektowania i produkcji nowych robotów dostosowanych do wykonywania róznych czynnosci, wedle biezacych potrzeb. Pokusa byla zbyt wielka dla naszych przodków... Gdyby tak uwolnic istoty rozumne od pracy fizycznej i umyslowej, zwiazanej z funkcjonowaniem spoleczenstwa? Wylonilo sie, oczywiscie pytanie o role samych Otian w tym zautomatyzowanym ukladzie, o ich przyszle zajecia i cele. Jednak, na etapie podejmowania decyzji w sprawie automatyzacji, problemy te wydaly sie odleglymi i przedwczesnymi. W ten sposób, w stosunkowo krótkim czasie uruchomiono System, który wymodelowal, a nastepnie zrealizowal sprawnie dzialajaca machine wykonawcza. Powstaly tysiace odmian automatów i robotów, których wiele zapewne widziales drogi gosciu, podczas krótkiego pobytu w naszym miescie. Równoczesnie jednak System, któremu powierzono nadzór nad dzialalnoscia i udoskonaleniem cywilizacji postawil pewne warunki: zazadal po prostu, aby Otianie podporzadkowali sie jego decyzjom, które oczywiscie z natury rzeczy, sa optymalne. Chodzilo o wykluczenie ingerencji subiektywnego czynnika w jakimkolwiek punkcie precyzyjnego, kompleksowego programu dzialania Systemu. To bylo dla wszystkich oczywiste i nie budzilo zasadniczych sprzeciwów. Jesli zbudowalo sie blyskawicznie dzialajaca maszyne matematyczna, nikt przeciez nie bedzie sprawdzal wyników jej obliczen przy pomocy liczydla. Trzeba bylo konsekwentnie spelniac warunki, nakladane przez optymalizujacy wszystko System. Wszyscy Otianie doskonale zdawali sobie sprawe, ze

jakiekolwiek decyzje podejmowane przez System, nie sa bynajmniej przejawem jego autonomicznej psychiki, lecz po prostu wynikiem skrupulatnego rozpatrzenia caloksztaltu sytuacji. System posiadal bowiem w kazdej chwili pelna informacje o tym, co dzieje sie na planecie i nie mialo sensu kwestionowanie slusznosci jego decyzji. W mocy pozostal oczywiscie podstawowy warunek nalozony ongis na system strategiczny, a dotyczacy szczególnej ochrony spoleczenstwa Otian i kazdego Otianina z osobna. Spelnienie tego warunku gwarantowalo pelne bezpieczenstwo, w wiekszym nawet stopniu niz gdyby o kluczowych posunieciach decydowali sami Otianie. Przerzucenie ciezaru decyzji na elementy Systemu mialo jeszcze dodatkowo jeden cenny walor: unikalo sie w ten sposób formowania jakichkolwiek oligarchii, elit czy klik, które moglyby naruszac powszechna równosc obywateli, która przeciez stanowi podstawe wszelkich modeli idealnych spoleczenstw. System wywiazywal sie ze swych zadan znakomicie. Zaspokajal potrzeby, wyreczal w trudach codziennej pracy, dostarczal planowanych starajnie i wyselekcjonowanych rozrywek i przezyc estetycznych. W miare mozliwosci, korzystajac z niezwykle bogatych zasobów naturalnych naszej planety, stwarzal coraz to nowe udoskonalenia dla powszechnego dobra, doskonalac i rozbudowujac równoczesnie wlasne elementy. Gwarantowal takze pelne bezpieczenstwo przed agresja z zewnatrz, przeznaczajac na ten cel odpowiednia czesc potencjalu gospodarczego. Jednym slowem, dzialajac nieomylnie i skutecznie, spelnial wszelkie pokladane w nim nadzieje, bez ingerencji Otian. Ingerencja taka jest niemozliwa z samego zalozenia. Systemu nie mozna korygowac. Nie mozna go takze uszkodzic ani zniszczyc: jego elementy oraz siec polaczen miedzy nimi, sa tak geste, ze stanowia zespól wzajemnie asekurujacych sie i naprawiajacych jednostek. System mozna by wprawdzie calkowicie wylaczyc, ale tego nie zrobilby nikt przy zdrowych zmyslach, bo oznaczaloby to na obecnym etapie samobójcza smierc cywilizacji... Na planecie w miare rozwoju Systemu, pojawialo sie i pojawia nadal coraz wiecej rozmaitych robotów, przystosowanych do wykonywania przeróznych prac. Projektowane przez System roboty sa coraz doskonalsze. Niektóre z nich, zastepujac Otian, musialy byc do nich bardzo podobne. Natura wszak nie bez kozery wyposazyla nas w taka a nie inna forme zewnetrzna, bedaca wynikiem ewolucyjnej optymalizacji. Totez wkrótce pojawily sie wsród spoleczenstwa pewne obawy kwestii bezpieczenstwa wewnetrznego. Istoty rozumne, nie protestujace na widok maszyny w ogóle, z dziwnym, przesadnym lekiem odnosza sie do maszyny posiadajacej ksztalt istoty rozumnej, przypisujac jej, przez analogie, równiez pewne cechy umyslowosci i charakteru, nie zawsze u istot rozumnych idealne. Wobec rodzacych sie na tym tle obaw i frustracji, przemadry System obiecal stworzenie takiego ukladu warunków, który zapewni pelne zabezpieczenie Otian przed robotami, nawet, gdyby wszystkie one poszalaly. Aby móc zrealizowac System zazadal scislego sprecyzowania definicji Otianina. Nie bylo innego wyjscia. W drodze dlugich i burzliwych debat, Otianie, odwykli od zarzadzania i podejmowania decyzji, zmuszeni byli definicje taka podac do wiadomosci Systemu. Ten jednakze uznal ja za niejednoznaczna i stwierdzil, ze wymaga ona uscislenia. Doradzil przy tym, aby wprowadzic pewien system standaryzacji i unifikacji istot rozumnych, w drodze doboru genetycznego. Aby jednak nie czekac na wyhodowanie zunifikowanej populacji Otian, System zaproponowal definicje, w dosc waskim zakresie zamykajaca cechy fizyczne i psychiczne Otianina. Dla swietego spokoju, przodkowie nasi przyjeli te definicje. Wywolalo to pewne zamieszanie, lecz wnet sie okazalo, jak przemyslny jest nasz System. Wkrótce po zaakceptowaniu definicji Otianina standardowego, System wydal odpowiednie zarzadzenia, majace na celu ulatwienie bezpiecznego kierowania robotami i dalsza obrone Otian. Miedzy innymi, uniemozliwil wstep do obiektów przeznaczonych dla Otian, a wiec do sklepów,

restauracji, domów mieszkalnych - wszystkim robotom oraz innym stworom nie mieszczacych sie w ramach definicji Otianina i nie zatrudnionym w danym miejscu jako obsluga. W wyniku tego i szeregu innych zarzadzen, roboty przestaly wchodzic w droge istotom rozumnym, zmniejszajac ryzyko przypadkowych kolizji. Równoczesnie zas, po uplywie dosc krótkiego czasu, populacja Otian w sposób naturalny ujednolicila sie znacznie, choc... kosztem pewnego zmniejszenia sie liczby obywateli. Byl to efekt nieco zaskakujacy, aczkolwiek niewatpliwie pozyteczny spolecznie, bo sprzyjajacy poprawie dzialania Systemu i bezpieczenstwu publicznemu. Nie naruszalo to podstawowych warunków, nalozonych na System bo nadal byly respektowane w pelni prawa tych, których obejmowala definicja Otianina, przez samych Otian przyjeta! Od tej pory System dziala bezblednie na nasza korzysc, dysponujac dokladna definicja Otianina, zas my, Otianie, jestesmy wszyscy niemal identyczni, bo po prostu kazde odchylenie od normy jest przez System eliminowane... Jak dziala nasz System, miales okazje sie przekonac osobiscie, nasz drogi gosciu. Przepraszamy cie, ale to nie my, lecz nasz System tak cie urzadzil. Jesli chcesz wiedziec, co sie wlasciwie stalo, powiem ci: Nie jestes przeciez Otianinem, wiec robot-policjant wzial cie za uszkodzonego robota. Próbowales dostac sie do lokalu, przeznaczonego dla Otian. Drzwi otwieraja sie tylko przed Otianami, a ty szarpnales je kilkakrotnie. Sprawny robot juz po pierwszej próbie ich otwarcia zrezygnowalby z dalszych. Pojazd, którym cie wieziono, byl wozem technicznym. Prawdopodobnie przeznaczono cie do naprawy lub na zlom. Tak sie postepuje z zepsutymi robotami, które moglyby byc niebezpieczne dla Otian. A zdarzaja sie czasem takie przypadki, i dlatego wlasnie konieczna jest daleko idaca ostroznosc i izolacja robotów od Otian, którzy, dzieki Systemowi, moga plawic sie w calkowitym nieróbstwie i dobrobycie. Wiekszosc wlasnie to robi... - A wy? - spytalem. - Czy nie uznajecie dobrodziejstw Systemu? Nie korzystacie z nich? - Od wielu lat - wyjasnil mój rozmówca - istnieje w naszym spoleczenstwie ruch, który dazy do tego, by zmienic cos w odwiecznym ukladzie. Napadamy na transporty, porywamy rózne automaty (bo bez nich i my takze nie potrafimy sie obyc), przeprogramowujemy je tak, aby byly posluszne nam, nie Systemowi. Ale dopóki jestesmy Otianami Standardowymi, nic nam nie grozi. Mamy wszedzie wolny wstep, mozemy korzystac ze wszystkiego, co stwarza dla nas armia automatów. Jest to wiec walka jednostronna i... beznadziejna. Wlasciwie, nie wiemy nawet, co powinnismy zmienic i jak postepowac w tej sytuacji. Wiemy tylko, ze jest ona... no, jakas nie taka... Moze ty, jako przybysz z innego ukladu, obiektywnie spojrzysz na nasze spoleczenstwo i doradzisz nam cos, pomozesz? Nasze umysly obciazone sa od pokolen trwajaca tradycja bezczynnosci, która zaczyna niejednemu Otianinowi niezmiernie ciazyc, choc wiekszosc jeszcze tego nie odczuwa. My jednakze... no, po prostu nie akceptujemy tego, co jest. Nie chcemy miec wszystkiego za cene nieróbstwa i bezmyslnosci - choc w zalozeniach to bylo celem naszych przodków i, o paradoksie!, cel ten zostal wszak osiagniety... Jestesmy bezpieczni pod kazdym wzgledem, kazdy z nas pasuje do tego spoleczenstwa, jak dobrze dobrany klucz do zamka, otwierajacego wszelki dobrobyt. Nikt inny, kto nie jest Otianinem, o czym zdolales sie przekonac, nie zdola nawet zjesc sniadania w naszej restauracji, nie mówiac juz o opanowaniu naszej planety... Cóz z tego, skoro wielu z nas zaczyna to wszystko nudzic! Jednakze, nie mozemy przeciez zniszczyc Systemu, bo wszyscy zostaniemy bezradni. Nie mozemy takze modyfikowac jego planów, dzialan, bo nie jestesmy do tego przygotowani i narobilibysmy szkody. Zreszta, System móglby odmówic dalszego kierowania wszystkim, gdybysmy próbowali cokolwiek mu nakazywac - i co wówczas? Wyobrazasz sobie ten tlum robotów, pozbawiony wszelkiej kontroli? Przeciez nawet nie znamy

przeznaczenia niektórych modeli. Powstawaly one poza naszym wplywem, w drodze doskonalenia ich przez System! - Nie rozumiem tylko, dlaczego udalo mi sie wyladowac na waszej planecie - powiedzialem. - Jesli System broni was przed inwazja... - System ocenia sytuacje i stosuje srodki zaradcze odpowied nie do stopnia zagrozenia. Ty, sam jeden, nie zdolalbys mu zagrozic. W ogóle, pojedynczy osobnik, nawet Otianin, nie jest w stanie walczyc z Systemem. Gdyby spróbowal zachowac sie agresywnie, wypadlby poza granice definicji... a wówczas... - Wlasnie! - przerwalem. - Jak System reaguje na taka dzialalnosc, jak wasza? Przeciez, dzialajac przeciw niemu, posrednio szkodzicie uzaleznionemu od niego spoleczenstwu! - Rozumiesz chyba, przybyszu, ze System jest w gruncie rzeczy bezmyslny: nie ocenia postepowania Otianina. Nie moze on ukarac go za zniszczenie robota, bo to moze byc przypadek! System nie jest w stanie zglebic intencji naszego dzialania. Dopóki podpadamy pod definicje, jestesmy bezpieczni. Jednakze nie tylko cechy fizyczne sa kluczem do Systemu, pozwalajacym odróznic nas od wszystkich innych tworów na tej planecie. System nekany przez maniaków, Otian z odchyleniami psychicznymi, czy wreszcie przez takich, jak my, odstepców, stara sie, w ramach swego algorytmu, i w, zgodzie z podana mu definicja Otianina dzialac we wlasnej obronie. W ten sposób powstala pewna metoda, bedaca juz w pelni oryginalnym wytworem Systemu: ci, których dzialanie szkodzi Systemowi, sa - z cala delikatnoscia i troskliwoscia, nalezna istocie rozumnej - ograniczani w mozliwosciach swych szkodliwych dzialan. System stworzyl dla nich specjalne miasteczka, których opuszczenie jest dla umieszczonych tam Otian prawie niemozliwe, chocby ze wzgledów komunikacyjno-geograficznych. System korzysta tu z udzielonego mu prawa ograniczenia swobody jednostek dla ich dobra. Ta sama zasada obowiazuje wszak od dawna, gdy chodzi o przymusowa hospitalizacje chorych. A czyz nie musza byc uznani za chorych ci, którzy dzialajac przeciw Systemowi, podcinaja galaz, na której siedzi cale spoleczenstwo? - A zatem - podsumowalem - Otianin o normalnym, zunifikowanym wygladzie, moze byc potraktowany jako nie mieszczacy sie w ramach definicji, jesli odbiega od normy psychicznej? - Tak, lecz na pewno System nie moze go skrzywdzic ani zlikwidowac. Podobnie dzieje sie, gdy Otianin, psychicznie standardowy, odbiega od normy fizycznej. W obu jednakze przypadkach, w normalnym miescie osobnicy tacy nie znajda warunków do zycia. Wszystkie drzwi beda przed nimi zamkniete. Osobników, znajdujacych sie na pograniczu normy, od czasu do czasu takze spotykaja tego rodzaju szykany, choc kiedy indziej traktowani sa normalnie. Jest to kwestia doskonalosci urzadzen identyfikujacych. - Teraz, gdy wiesz juz o nas tyle, przybyszu - dodal inny Otianin - moze potrafisz spojrzec na nasza cywilizacje chlodnym okiem obcego, moze wskazesz nam droge wyjscia z tego impasu. Bo jesli bedzie to trwac dluzej, Otianie przestana byc istotami rozumnymi i stana sie hodowla zwierzat w idealnej, zautomatyzowanej oborze! - Czy inni, ci zyjacy w miastach, nie zdaja sobie z tego sprawy? Czy nie mozna zaagitowac ich, by po prostu zaczeli zyc inaczej, odzwyczajajac sie stopniowo od dobrodziejstw Systemu - spytalem dosc naiwnie. - Oni sie boja stracic to, co maja. Niektórzy moze nawet podzielaja nasze poglady, ale sa juz tak rozleniwieni, ze nie potrafia sie niczemu przeciwstawic... Maja pelne zaufanie do Systemu, bo wszak nie zawiódl ich w gruncie rzeczy nigdy. Zlikwidowal wszystkie plagi i niedostatki, stworzyl idealne warunki bytowania! Oni po prostu nie chca niczego zmieniac! - A gdyby tak... podwazyc to zaufanie? - rzucilem nagle, tkniety genialna mysla.

- Jak? Jak to zrobic? - pytali jeden przez drugiego. - System musi ich zawiesc. Przynajmniej pozornie. Mozecie to zazajzowac w bardzo prosty sposób. Czy wszyscy na plancie znaja, na przyklad, wyglad waszych najbardziej zacietych wrogów sprzed lat, przybyszów, którzy chcieli was podbic? - Oczywiscie. Kazdy tu od dziecka straszony jest obrazkami z przeszlosci. Najstraszniejsi byli dzicy Hinnowie z planety Mo. - Potraficie przebrac sie za nich? - Przebrac? - No, wlozyc na siebie maski i stroje, jakie nosili? - Co to znaczy "stroje"? - To, co mam na sobie, na przyklad... - Wiec to nie jest tworem twojego organizmu? - Nie, to kombinezon! Byli zaszokowani. Okazalo sie bowiem, ze to, co bralem za ich ubiór, stanowilo zewnetrzna powloke ich cial. Otianie nigdy nie znali odziezy! - Musicie zatem - tlumaczylem im skwapliwie - przebrac sie za Hinnów i duza gromada wtargnac do paru miast, aby zobaczylo was jak najwiecej obywateli. Reszta dokona sie sama: plotka wyolbrzymi wasza liczebnosc i wszyscy Otianie uwierza, ze System ich zdradzil, wpuszczajac na planete hordy dzikich Hinnów. Raz podwazona wiara w niezawodnosc Systemu nie da sie odbudowac. Tlumy Otian w poplochu opuszcza miasta, zaatakowane przez rzekomego wroga, przed którym nikt nie bedzie ich bronil! Bo przeciez kazdy element Systemu zidentyfikuje w was, mimo przebrania, najprawdzi wszych Otian, i zaden robot nie smie podniesc na was lapy, a caly System zglupieje, bo na pewno nie jest w stanie zadecydowac po czyjej stronie stanac w wewnetrznej rozgrywce miedzy Otianami! - Przybyszu! Glosisz nam rzecz ogromnie wazka i cenna! Ratujesz nas! Wyploszywszy naszych otepialych wspólbraci z ich wygod nych legowisk, zmusimy ich do prawdziwego zycia! A potem, gdy opuszcza miasta, wylaczymy System....Oglupiale, niekontrolowane roboty wytluka sie wzajemnie! - entuzjazmowali sie Otianie, jeden przez drugiego. - Jestes geniuszem. - Sami byscie na to wpadli - powiedzialem skromnie. - Cala trudnosc polegala na tym, ze nie znacie pojecia ubioru, a tym samym pojecia maskarady... - Ale... - zafrasowal sie nagle jeden z moich rozmówców. - W jaki sposób mamy straszyc naszych wspólbraci, gdy za atakujemy miasta? Czy mamy strzelac do nich z miotaczy? Chyba nie! Wiec jak...? - Jak? - powiedzialem, zrywajac sie z miejsca. - Nie wiecie? Ulamalem spora, sekata galaz z pobliskiego drzewa. - A tak, a tak! - krzyczalem, wymachujac przed soba grubym kijem. - To jedyne, co zdolne jest obudzic spiaca inteligencje w rozumnej istocie! A walic, lac, tluc! Po lbach, po lbach! Książka pobrana ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl