Spis treści
Jak to się zaczęło
Rozdział pierwszy – Bliska płaczu
Rozdział drugi – Pan Miś Śpioch
Rozdział trzeci – Zdjęcia
Rozdział czwarty – Coś niewłaściwego
Rozdział piąty – Marianne
Rozdział szósty – Coraz bardziej niespokojna
Rozdział siódmy – Wyrzuty sumienia
Rozdział ósmy – Mądra sowa
Rozdział dziewiąty – Odbieranie niewinności
Rozdział dziesiąty – Cisza przed burzą
Rozdział jedenasty – Niewiedza
Rozdział dwunasty – Wielka rozpacz
Rozdział trzynasty – Pełna rodzina
Rozdział czternasty – Spotkanie
Rozdział piętnasty – Lojalność wobec krzywdziciela
Rozdział szesnasty – Dobrze ci tutaj?
Rozdział siedemnasty – Wyjątkowy prezent
Rozdział osiemnasty – Sprawy przybierają nieoczekiwany obrót
Rozdział dziewiętnasty – Doktor Jones
Rozdział dwudziesty – On jest mój!
Rozdział dwudziesty pierwszy – Rozmowa przez telefon
Rozdział dwudziesty drugi – Wisienka na torcie
Rozdział dwudziesty trzeci – Pewnie mnie nienawidzi
Rozdział dwudziesty czwarty – Nowa przyjaciółka
Rozdział dwudziesty piąty – Decyzja
Rozdział dwudziesty szósty – Wizyta
Rozdział dwudziesty siódmy – Pocztówka
Rozdział dwudziesty ósmy – Para na dziedzińcu szkolnym
Epilog
Podziękowania
Jak to się zaczęło
Podczas pisania tej książki – historii o Beth – musiałam cofnąć się do
czasów, gdy Adrian miał sześć lat, a Paula dwa. Prowadziłam wtedy rodzinę
zastępczą dopiero od kilku lat. W tamtych czasach szkoleń dla opiekunów
było niewiele, nie otrzymywali oni także wyczerpujących informacji
o rodzinach, z których pochodzą dzieci. Rzucano ich na „głęboką wodę”
i zostawiano, by radzili sobie sami, a opiekunowie albo „płynęli do brzegu”,
albo „tonęli”, nie wytrzymując zbyt dużych obciążeń. Gdy teraz o tym myślę,
aż dreszcz mnie przechodzi na wspomnienie różnych niebezpiecznych
sytuacji, na które ja i moja rodzina byliśmy narażeni. Zastanawiam się też,
patrząc z perspektywy czasu – wielu lat prowadzenia rodziny zastępczej
i szeregu odbytych szkoleń – czy w pewnych sytuacjach zachowałabym się
inaczej. Może niekiedy podjęłabym inne decyzje, lecz nie w przypadku Beth.
Jestem przekonana, że jeśli o nią chodzi, postąpiłabym tak samo, gdyż pewne
zachowania są niedopuszczalne i trzeba położyć im kres, by ocalić dziecko.
Rozdział pierwszy
Bliska płaczu
Uznałam, że chyba jednak nie przyjdą. Pracownica socjalna, która
opiekowała się Beth, zadzwoniła do mnie po południu, zawiadamiając, że
przyprowadzi dziewczynkę „w porze podwieczorku”. Dochodziła siódma –
zapowiedziana pora dawno minęła. Adrian, Paula i ja zjedliśmy już kolację.
Jeśli Beth się zjawi, będę musiała coś dla niej przygotować. Był chłodny
wieczór, a dziewczynka przyjedzie nie tylko zmęczona i głodna, lecz także
przygnębiona z powodu rozstania z ojcem. Co prawda pracownicy socjalni
muszą czasem nagle zmieniać plany, jednak opiekunka powinna do mnie
zadzwonić i powiedzieć, co się dzieje. Odczekałam jeszcze kilka chwil
i oznajmiłam Pauli, że za chwilę będzie się kładła spać. Siedziałam z dziećmi
w ciepłym przytulnym salonie na tyłach domu, a zaciągnięte zasłony
odgradzały nas od zimnej ciemnej nocy. Paula i Adrian bawili się na
podłodze. Córka budowała zamek z klocków, a syn ślęczał nad wielką,
pięknie ilustrowaną książką o starych samochodach i motocyklach, którą
przed trzema tygodniami dostał na Gwiazdkę. Toscha, nasza urocza leniwa
kotka, leżała zwinięta w kłębek na swoim ulubionym fotelu.
– Myślałem, że przyjdzie do nas dziewczynka. – Adrian spojrzał na mnie
sponad książki.
– Ja też – odparłam. – Ale może jej ojciec nie jest tak bardzo chory, jak się
wydawało, i została w domu. Taką mam nadzieję.
Adrian miał sześć lat i rozumiał już trochę, na czym polega opieka
zastępcza, gdyż wcześniej mieszkały z nami inne dzieci. Dwuletnia Paula
była za mała, by to pojąć, chociaż próbowałam jej wyjaśnić, że może
wprowadzi się do nas na pewien czas siedmioletnia dziewczynka, która ma
na imię Beth. Poza tym wiedziałam o niej tylko tyle, że mieszka z ojcem,
który zachorował i miał zostać przyjęty do szpitala psychiatrycznego. Takie
informacje przekazała mi przez telefon pracownica socjalna. Miałam
nadzieję, że dowiem się więcej, kiedy przyprowadzi tu małą.
Wstałam z kanapy i podeszłam do Pauli, by pomóc jej poskładać klocki.
– Czas do łóżka, kochanie – powtórzyłam.
– Myślałam, że przyjdzie do nas dziewczynka – powtórzyła słowa brata.
Była w wieku, w którym dzieci często naśladują starsze rodzeństwo.
Usłyszałam, jak syn cicho westchnął.
– Chyba już dzisiaj nie przyjdzie – wyjaśniłam. – Jest już późno.
Zaczęłam zbierać plastikowe klocki. W tym momencie rozległ się
dzwonek do drzwi. Wszyscy podskoczyliśmy. Dzieci spojrzały na mnie
wyczekująco.
– To pewnie one – stwierdziłam. – Zaczekajcie tutaj, a ja pójdę
i sprawdzę.
Odkąd mój mąż John zaczął pracować w innym mieście, zachowywałam
ostrożność, otwierając drzwi po zmroku. Zostawiłam dzieci w salonie,
poszłam korytarzem i wyjrzałam przez wizjer. W świetle lampy palącej się na
ganku zobaczyłam kobietę i dziecko. Uspokojona otworzyłam drzwi.
– Przepraszam za spóźnienie – odezwała się przybyła. – Jestem Jessie,
opiekunka Beth. Rozmawiałyśmy przez telefon. Pani to pewnie Cathy. A to
Beth.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na dziewczynkę, która stała przytulona do
opiekunki. Była ubrana w szary zimowy płaszczyk zapinany na guziki. Miała
rumieńce na bladej buzi, a oczy zapuchnięte od płaczu. W ręce trzymała
chusteczkę, którą przyciskała do nosa.
– Kochanie – powiedziałam. – Jesteś pewnie bardzo zmęczona
i zmartwiona. Wejdźcie do środka.
– Chcę do tatusia – odparła Beth, a jej oczy wypełniły się łzami.
– Rozumiem. – Dotknęłam uspokajająco ramienia dziewczynki. Jessie
pomogła jej wejść po schodkach, a potem wniosła ogromną walizkę.
– Wstąpiłyśmy do niej do domu, żeby zabrać rzeczy. – Wyjaśniła, gdy
zamykałam drzwi. – Trwało to dłużej, niż się spodziewałam. Beth chciała
wziąć szkolny mundurek, a potem musiałyśmy wszystko spakować. Martwiła
się, gdzie upierze ubrania i że jedzenie w lodówce się zepsuje. Uspokajałam,
że to nie problem. Pani zrobi pranie, a w domu nic złego się nie wydarzy.
– To prawda. Nie masz się czym martwić. Zajmę się tobą. – Znów
uśmiechnęłam się do małej, chociaż zdziwiło mnie, że siedmiolatka myśli
o praniu lub psującym się jedzeniu. – Może zdejmiesz płaszczyk? Powiesimy
go tu, na wieszaku.
Beth zaczęła rozpinać guziki i pozwoliła, by Jessie pomogła jej się
rozebrać. Odwiesiłam płaszcz Beth, a Jessie zrobiła to samo ze swoim
okryciem.
– Chcę do tatusia – powtórzyła dziewczynka.
– Pomieszkasz tutaj tylko trochę, dopóki tatuś nie poczuje się lepiej –
uspokajała ją pracownica socjalna.
– Chodź, zaprowadzę cię do moich dzieci, Adriana i Pauli –
zaproponowałam. – Czekają, żeby cię poznać.
Jessie wzięła małą za rękę i poszły za mną korytarzem do salonu. Na
pierwszy rzut oka Beth robiła wrażenie dziecka otoczonego w domu
troskliwą opieką. Widać było, że rozpaczliwie tęskni za ojcem. Jessie miała
trzydzieści parę lat, była ubrana w eleganckie czarne spodnie i bladoniebieski
sweter. Wydawała się zdenerwowana, pewnie z powodu spóźnienia
i wszystkich przygotowań, jakich wymagało przekazanie dziecka rodzinie
zastępczej.
– Napijecie się czegoś? – zapytałam.
Beth pokręciła głową, a Jessie odparła:
– Z przyjemnością. Poproszę o kawę. Z mlekiem i łyżeczką cukru.
– To jest Beth i jej opiekunka Jessie – przedstawiłam dzieciom gości. –
Poznajcie się, a ja tymczasem pójdę zaparzyć kawę.
Paula nie chciała zostać z nieznajomymi. Podbiegła i chwyciła moją rękę.
Gdy wychodziłyśmy z pokoju, Jessie i Beth sadowiły się na kanapie,
Adrian zaś odłożył książkę i walcząc z zakłopotaniem, szykował się do
rozmowy z gośćmi. Pierwsze chwile po przybyciu nowego dziecka zawsze są
trudne. Musi upłynąć trochę czasu, zanim wszyscy się zapoznają i poczują
swobodnie. Z kuchni słyszałam, jak Jessie pyta Adriana, ile ma lat i co lubi
robić w wolnym czasie. Robiąc kawę, jeszcze raz wyjaśniłam Pauli, kim jest
Beth.
– Zostanie z nami przez kilka dni, dopóki lekarze nie wyleczą jej tatusia –
powiedziałam.
– Dlaczego? – zapytała Paula. Niedawno odkryła to słowo i często go
używała.
– Bo nie ma nikogo, kto by się nią zajął. A nie może mieszkać sama.
– Dlaczego?
– Bo jest za mała. Ma tylko siedem lat.
– Ja mam dwa – oznajmiła z dumą Paula.
– Zgadza się. A za kilka miesięcy skończysz trzy.
Nalałam kawę, położyłam na talerzyku kilka herbatników i ustawiłam
wszystko na tacy. Wróciłam z Paulą do salonu i postawiłam poczęstunek na
stoliku przy kanapie.
– Dziękuję – powiedziała Jessie, sięgając po kubek z kawą i herbatniki. –
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś jadłam lub piłam. Nawet nie
zauważyłam, jak przeleciał cały dzień.
Jessie nie była pierwszą pracownicą socjalną, która nie miała chwili na
odpoczynek.
– Może zrobić pani coś do jedzenia? – zaproponowałam.
– Nie trzeba. Zostawię Beth i muszę wracać do domu. Sama mam dwójkę
dzieci, chociaż trudno się tego domyślić, tak rzadko je widuję.
– Na pewno nie chcesz nic do picia? – zapytałam dziewczynkę.
Pokręciła głową.
– Może herbatnika? – podsunęłam jej talerzyk.
Znów odmówiła.
– Musi coś zjeść przed pójściem spać – powiedziała Jessie. – Zjadła obiad
w szkole, ale od tamtej pory tylko wypiła sok.
– Potem powiesz mi, co lubisz. – Uśmiechnęłam się do Beth.
A ona przycisnęła chusteczkę do oczu i zrobiła minę, jakby zaraz miała się
rozpłakać. Wcale mnie to nie zdziwiło. Można sobie wyobrazić, jaka przykra
i niepokojąca dla dziecka jest sytuacja, w której musi nagle opuścić dom,
znajome środowisko i zamieszkać z obcymi ludźmi.
Beth pociągnęła nosem.
– To moja wina, że tatuś zachorował – wyrzuciła nagle z siebie. –
Zapomniałam mu dać tabletkę. – Po jej policzku spłynęła łza. Adrian i Paula
wpatrywali się w dziewczynkę z niepokojem.
– Nie, to nie dlatego – wyjaśniła ciepłym głosem Jessie, otaczając małą
ramieniem. – Przecież tłumaczyłam ci po drodze, że czasem tabletki nie
wystarczają i żeby wyzdrowieć, trzeba iść do szpitala. Tatuś zażywał tabletki.
To nie twoja wina, Beth.
Przez dłuższą chwilę tuliła dziewczynkę, a Paula i Adrian ze
zmartwionymi minami siedzieli blisko siebie na podłodze obok zamku
z klocków. Uśmiechnęłam się do nich uspokajająco.
– Czy mogłybyśmy porozmawiać na osobności? – zapytała Jessie, gdy
Beth przestała płakać i otarła oczy.
– Oczywiście. Przejdźmy do pokoju dziennego.
– Beth, zostaniesz tutaj z Adrianem i Paulą, a ja porozmawiam z Cathy –
oznajmiła Jessie. – Może Adrian pokaże ci swoją książkę? Wygląda bardzo
ciekawie.
Wstała, a jej miejsce zajął Adrian. Paula podeszła także i usadowiła się
z drugiej strony brata.
– Dziękuję – powiedziałam do dzieci i wyszłam.
Zaprowadziłam Jessie do pokoju dziennego i zamknęłam drzwi, żeby nikt
nas nie podsłuchał.
– Nie chcę mówić przy Beth o jej ojcu. – Jessie przysunęła sobie krzesło
i usiadła. Zajęłam miejsce naprzeciwko niej. – To wszystko i tak jest dla niej
wystarczająco trudne.
Skinęłam głową.
– Od wczesnego dzieciństwa wychowywał ją ojciec, Derek – zaczęła
opiekunka socjalna. – Miała zaledwie dwa lub trzy lata, gdy jej matka odeszła
od męża. Beth nigdy potem się z nią nie spotkała. Derek bardzo dobrze
opiekował się córką, ale przed kilkoma tygodniami zainteresowała się nimi
opieka społeczna. Derek zgłosił się do lekarza, powiedział, że nie daje sobie
rady i jest w depresji. Przepisano mu lekarstwo, które na pewien czas
pomogło, ale dziś miał kryzys. Nie wiem dlaczego. Zaprowadził Beth do
szkoły, a potem od razu zgłosił się do szpitala. Powiedział lekarzom, że już
dłużej nie wytrzyma i myśli o samobójstwie.
– Ojej, biedaczysko.
– Właśnie. Przyjęli go na oddział psychiatryczny szpitala St Mary’s, ale
mam nadzieję, że nie zostanie tam długo. Kiedy jego stan się ustabilizuje,
będzie mógł wrócić do domu i sam zażywać lekarstwa. Jeśli zostanie
w szpitalu dłużej niż tydzień, Beth musi go odwiedzić. Jest bardzo związana
z ojcem.
– Tak, oczywiście – przytaknęłam. – Na pewno za nim tęskni. Czy nie ma
krewnych, którzy by się nią zaopiekowali? – Zazwyczaj, jeśli rodzice nie
mogą sami zająć się dzieckiem, takie wyjście uważa się za najlepsze.
– Nikogo nie znamy. Żona Dereka odeszła przed czterema laty i od tamtej
pory nie miał kontaktu z jej rodziną. Jego matka zmarła w zeszłym roku,
a ojciec jest stary, niedołężny i przebywa w domu opieki. Derek ma prawie
pięćdziesiąt lat. Późno został ojcem.
– Rozumiem.
– To wszystko, co powinnam przekazać – posumowała Jessie. – Ma pani
mój numer, więc proszę dzwonić, jeśli pojawi się problem. Teraz muszę już
iść. Pożegnam się z Beth i wychodzę. Na pewno jutro, jak się dobrze wyśpi,
będzie miała lepszy humor.
Jessie nie powiedziała mi zbyt wiele na temat dziewczynki, uznałam
jednak, że wiem wszystko, czego potrzeba, by się nią opiekować, a reszta
informacji ma charakter poufny.
Wróciłyśmy do salonu, gdzie dzieci siedziały rządkiem na kanapie
i oglądały obrazki w książce Adriana, który przewracał kartki.
– Muszę już iść – powiedziała Jessie do Beth. – Jeśli będziesz czegoś
potrzebowała, poproś Cathy. Zadzwonię, jak tylko dowiem się czegoś
o twoim tacie. I nie martw się, proszę. Jest pod opieką lekarzy i na pewno
niedługo wyzdrowieje.
– Kiedy zobaczę tatusia? – zapytała niespokojnie Beth.
– Gdy tylko poczuje się trochę lepiej – odparła Jessie. – Zadzwonię jutro
do szpitala i dam wam znać.
Widziałam po minie dziewczynki, że wcale jej to nie uspokoiło. Znów
wyglądała, jakby miała zamiar się rozpłakać.
– Do widzenia – powiedziała Jessie. – Postaraj się nie martwić.
– Odprowadzę panią do drzwi, a potem przygotuję ci coś do zjedzenia. –
Uśmiechnęłam się do małej.
Patrzyła na mnie zagubiona i przestraszona.
Wyszłam z pracownicą socjalną na korytarz i dopiero gdy zaczęła
nakładać płaszcz, dotarło do mnie, że nie wiem, do której szkoły chodzi Beth.
– A szkoła? – zapytałam. – Rozumiem, że ma chodzić na lekcje, gdy jej
ojciec jest w szpitalu.
– Tak, przepraszam, powinnam była o tym powiedzieć. To szkoła
podstawowa Orchard. Pięć minut jazdy stąd.
– Och! – Byłam zaskoczona. – Mój syn tam chodzi. To dlatego buzia Beth
wydała mi się znajoma. Pewnie widziałam dziewczynkę koło szkoły. Jest
o klasę wyżej od Adriana.
– Cóż, to ułatwi pani życie – stwierdziła Jessie. – Jedna droga do szkoły.
– Rzeczywiście.
– Kiedy dzisiaj po lekcjach odbierałam Beth, powiedziałam sekretarce, że
przez jakiś czas będzie mieszkać u pani.
– Dziękuję. To znaczy, że Beth i Derek mieszkają niedaleko?
– Kilometr stąd – potwierdziła. – A więc dobranoc. Będziemy
w kontakcie. I dziękuję.
– Nie ma za co.
Pożegnałam Jessie i zamknęłam za nią drzwi. Gdy wróciłam do salonu,
Adrian i Paula siedzieli po obu stronach Beth. Adrian nie tylko przewracał
kartki książki, lecz także wygłaszał krótkie komentarze na temat obrazków,
a Paula, która odważyła się wreszcie odsunąć od brata, tuliła się do Beth
i trzymała ją za rękę. Ucieszyłam się, że dzieci tak dobrze zajęły się gościem.
– Jessie właśnie mi powiedziała, że chodzisz do tej samej szkoły co
Adrian. – Uśmiechnęłam się do dziewczynki.
Lekko skinęła głową.
– Jak tylko weszłaś, zaraz cię poznałem – oznajmił Adrian i patrząc na
mnie, dodał: – Chociaż właściwie się nie znamy. Beth jest w innej klasie.
– Dobrze się składa, że oboje jesteście w jednej szkole – stwierdziłam.
– Moją wychowawczynią jest panna Willow – powiedziała cicho Beth do
Adriana.
– A nas uczy pan Andrews – odparł chłopiec. – Całkiem w porządku,
tylko czasem krzyczy.
Kiedy Adrian i Beth zaczęli rozmawiać o nauczycielach, pomyślałam, że
mam szczęście. Odprowadzanie dzieci do jednej szkoły na pewno ułatwi mi
życie. Bardziej doświadczona matka zastępcza zdawałaby sobie sprawę
z tego, że mieszkająca w pobliżu rodzina dziecka to nie dodatkowa zaleta,
lecz zapowiedź problemów.
Rozdział drugi
Pan Miś Śpioch
Zwykle kładę dzieci spać po kolei, zaczynając od najmłodszego – gdyż
młodsze dzieci potrzebują więcej snu. Dziś jednak, ponieważ dla całej trójki
pora udania się na spoczynek dawno minęła, kazałam wszystkim naraz iść na
górę. Już wcześniej zaniosłam do pokoju Beth walizkę i wyjęłam z niej
piżamę, ręcznik i przybory do mycia. Resztę zamierzałam rozpakować jutro,
gdy będę miała więcej czasu. Poprosiłam Beth i Adriana, by przebrali się
w piżamy, a sama zajęłam się Paulą, która była bardzo zmęczona. Zapaliłam
Beth światło, sprawdziłam, czy wszystko ma, i wyszłam, żeby mogła się
przebrać. Adrian był już u siebie i wiedział, co ma robić.
W łazience umyłam Pauli buzię i ręce i pomogłam jej wyłożyć piżamę.
Potem zaprowadziłam ją do toalety. Była taka zmęczona, że prosiła, abym
zaniosła ją do łóżka. Otuliłam córkę kołderką i ucałowałam na dobranoc.
– Dobranoc, mamusiu – ziewnęła, obejmując mnie rączkami za szyję. –
Kocham cię.
Przytuliłam ją mocno do siebie.
– Ja też cię kocham, złotko. I to bardzo. Śpij dobrze.
Nim zdążyłam wyjść z pokoju, prawie spała.
Sprawdziłam, co robi Adrian. Przebrany w piżamę poszedł do łazienki
umyć się i wyszorować zęby.
– Jak skończysz, kładź się do łóżka – nakazałam. – Za parę minut przyjdę
powiedzieć ci dobranoc.
Adrian bowiem czasem „gubił drogę” z łazienki do sypialni i schodził na
dół, żeby jeszcze się pobawić. Jednak dziś chyba nawet on był na to zbyt
zmęczony. Posłusznie pokiwał głową.
Przeszłam do sypialni Beth. Drzwi były przymknięte. Przed wejściem
zapukałam. Beth miała tylko siedem lat, uważam jednak, że dzieciom należy
zapewnić prywatność. Obecnie wyprowadzono „Kodeks Bezpiecznej Opieki
w Rodzicielstwie Zastępczym”, który uwzględnia kwestie prywatności i ma
zapewnić wszystkim członkom rodziny poczucie bezpieczeństwa, jednak
w tamtych czasach takie sprawy pozostawiano zdrowemu rozsądkowi
opiekunów. A moim zdaniem nawet małe dzieci potrzebują pewnej
prywatności.
Beth przebrała się już w piżamę i wyjęła z walizki czysty szkolny
mundurek. Leżał w nogach łóżka, starannie rozłożony, gotowy na jutro do
szkoły.
– Bardzo ładnie – pochwaliłam. – Przygotowałaś mundurek.
– W domu zawsze tak robię – odparła cicho, a potem zmarszczyła brwi
i dodała: – Tylko nie wiem, gdzie to położyć. – Trzymała w rękach bieliznę,
skarpetki i mundurek, który pewnie nosiła dzisiaj w szkole, a potem
zapakowała do walizki. – W domu brudne rzeczy wkładam do pralki, ale nie
wiem, gdzie ona tutaj jest.
– Nie martw się – powiedziałam, odbierając od niej ubrania. – Ja się tym
zajmę. Włożę wszystko do kosza na brudną bieliznę i jutro upiorę. Chodź,
zaprowadzę cię do łazienki, a potem pójdziesz spać. Rano na pewno będziesz
miała lepszy humor.
Beth była smutna i zmartwiona. Westchnęła z troską, a potem sięgnęła po
ręcznik i kosmetyczkę.
– Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałam – powiedziała
z niepokojem. – Było mało czasu na pakowanie. Jessie się śpieszyła.
– Kochanie, nie przejmuj się tym tak bardzo. – Uspokajająco dotknęłam
jej ramienia. – Jeśli czegoś zapomniałaś, na pewno uda nam się to zastąpić.
A jeśli nie, poproszę twoją pracownicę socjalną, żeby przywiozła z domu
wszystko, czego potrzebujesz. Zgoda?
Skinęła głową, chociaż specjalnie nie poweselała. Pomyślałam, że na swój
wiek miała w domu dużo obowiązków. Wciąż się czymś martwiła, choć
oczywiście trudno się dziwić, skoro jej tato był w szpitalu.
W łazience na widok zawieszonych na drążku ręczników od razu
powiesiła obok także swój, tylko dużo staranniej. Pokazałam, z którego kranu
leci do umywalki zimna, a z którego ciepła woda. Skinęła głową. Nie
wiedziałam, czy potrafi się sama umyć, zostałam więc w łazience, na
wypadek gdyby potrzebowała pomocy. Jak się szybko okazało,
niepotrzebnie. Dziewczynka odkręciła tubkę, wycisnęła starannie odmierzoną
ilość pasty na szczoteczkę, zakręciła tubkę, odłożyła ją do kosmetyczki, po
czym metodycznie wyszorowała zęby i dokładnie wypłukała usta. Potem
włożyła szczoteczkę do naszego kubka i odkręciła oba krany, mieszając wodę
w umywalce i sprawdzając palcami, czy ma właściwą temperaturę, przed
umyciem twarzy i rąk.
– Grzeczna dziewczynka – pochwaliłam ją pełna podziwu.
– Za późno na kąpiel, prawda? – zapytała, patrząc na mnie w lustrze.
– Tak. Umyłaś buzię i ręce i to na dziś wystarczy. Jutro się wykąpiesz, bo
wszystko będzie już według planu. Brak jednej kąpieli jeszcze nikomu nie
zaszkodził.
– Tatuś też tak mówi. – Beth uśmiechnęła się blado. – Mam nadzieję, że
w szpitalu dobrze się nim opiekują.
– Na pewno, kochanie – uspokoiłam ją.
Poczekałam, aż wytrze do sucha buzię i ręce, a potem odwiesi starannie
złożony ręcznik na wieszak.
– Grzeczna dziewczynka – powtórzyłam.
Wyszłyśmy na korytarz. Beth chciała przed spaniem skorzystać z toalety,
a ja tymczasem zajrzałam do Adriana, żeby powiedzieć mu dobranoc
i przypomnieć o zgaszeniu światła.
– Dobranoc, kochanie. – Otuliłam go kołdrą i ucałowałam w czoło. –
Kocham cię. Śpij dobrze. I dziękuję, że pomogłeś mi zająć się Beth.
– Jak na dziewczynkę jest w porządku – powiedział Adrian, co w ustach
sześciolatka brzmiało jak komplement. – Też cię kocham. Czy tato przyjedzie
na weekend?
– Mam nadzieję, że tak.
– To dobrze. Stęskniłem się za nim.
– Wiem.
Jeszcze raz ucałowałam Adriana i wyszłam z pokoju. Razem z Beth
przeszłam do jej sypialni. Wcześniej zaciągnęłam zasłony i teraz, rozglądając
się po pomieszczeniu, pomyślałam, że pokój, gdzie na łóżku leży pościel
ozdobiona bohaterami z Kopciuszka, a na ścianach wiszą plakaty z filmów
Disneya, wygląda przytulnie i zachęcająco. Chociaż oczywiście nie mógł
równać się z domem.
Przygasiłam światło i odchyliłam kołdrę, żeby Beth mogła się położyć, ale
ona stała w miejscu, nie robiąc nawet kroku w stronę łóżka.
– Czy czegoś jeszcze potrzebujesz? – zapytałam łagodnie.
Dziewczynka pokręciła głową.
– No to wskakuj pod kołderkę, kochanie. Już bardzo późno i na pewno
jesteś zmęczona.
Ani drgnęła.
– Wiem, że pierwszej nocy w nowym miejscu każdy czuje się trochę
nieswojo – powiedziałam. – Jeśli chcesz, mogę nie zamykać drzwi do pokoju
i zostawić zapalone światło.
– Nie o to chodzi. – Zachmurzyła się.
– A o co? Możesz mi powiedzieć, kochanie?
– Nie jestem przyzwyczajona spać sama.
– Ach, rozumiem. Masz w walizce jakąś przytulankę, z którą zwykle
sypiasz? – Wiele dzieci sypia z przytulankami, by w nocy nie czuć się
samotnie. Co prawda, wyjmując piżamę, niczego takiego nie zauważyłam,
ale przecież nie sprawdzałam dokładnie.
– Nie mam przytulanki – odparła Beth. – W domu jej nie potrzebuję.
Przytulam się do tatusia.
– Rozumiem. Tatuś przytula cię, dopóki nie zaśniesz? – Przypomniałam
sobie, że razem z Johnem usypialiśmy tak Adriana, gdy był młodszy, a sama
do tej pory uspokajam tak czasem Paulę. Oczywiście mogłam tulić Beth,
dopóki nie zaśnie, ale wcześniej musiała położyć się do łóżka.
Dziewczynka popatrzyła na mnie z powagą, zwijając w palcach rękaw
piżamy.
– Nie – odparła po chwili. – Śpię z tatusiem w łóżku.
– Ach tak – powtórzyłam. – Chyba nie każdej nocy?
Wydawało się to raczej dziwne w przypadku dziewczynki w jej wieku.
Beth przytaknęła z pewnym zakłopotaniem.
– Nie masz własnego łóżka i pokoju? – zapytałam, myśląc, że może
w domu brak drugiej sypialni.
– Mam pokój – odparła. – Ale w nim nie śpię. Nie lubię spać sama, tylko
z tatusiem. On też to lubi. Czy mogę spać z tobą? Nie chcę być sama.
„Kodeks Bezpiecznej Opieki w Rodzicielstwie Zastępczym” zaleca, by
opiekunowie nigdy nie spali w jednym łóżku z podopiecznymi, a dzieci
poniżej dwóch lat, które mogą dzielić z nimi sypialnię, muszą mieć własne
łóżeczko. Wtedy jednak tego kodeksu nie było, więc jak zwykle musiałam
polegać na własnym zdrowym rozsądku. Nie czułabym się dobrze, śpiąc
z cudzym dzieckiem, nie mówiąc o tym, że byłoby to niesprawiedliwe wobec
Adriana i Pauli, którzy musieli spać we własnych łóżkach. W dodatku ojciec
Beth mógłby być niezadowolony i uznać, że próbuję zająć jego miejsce.
Oczywiście nie chciałam martwić Beth, musiałam więc znaleźć inne
rozwiązanie.
– Beth, kochanie – powiedziałam łagodnie, przysiadając na brzegu łóżka.
– Nie możesz ze mną spać. Ale zostanę tu i będę cię tulić, dopóki nie
zaśniesz. Zostawię drzwi sypialni otwarte, a na korytarzu zawsze pali się
światło. Jeśli obudzisz się w nocy, wystarczy, że mnie zawołasz i od razu
przyjdę.
Beth patrzyła na mnie nieprzekonana. Powinna jednak iść już spać, więc
uznałam, że muszę być stanowcza.
– No, kładź się. – Poklepałam zachęcająco materac. – Zostanę z tobą,
dopóki nie zaśniesz.
Niechętnie położyła się do łóżka, a ja podciągnęłam jej kołdrę pod brodę.
Potem położyłam się obok i objęłam dziewczynkę ramieniem.
– I jak? – zapytałam.
– Tatuś głaskał mnie po czole. O, tak. – Pogładziła się lekko palcami.
Wiele dzieci lubi takie głaskanie, gdy nie mogą zasnąć. To je uspokaja.
– No dobrze. Tylko zamknij oczy – zgodziłam się. – Pewnie nie zrobię
tego tak samo jak tatuś, ale się postaram.
Beth w końcu przymknęła powieki, a ja zaczęłam delikatnie gładzić jej
czoło. Minęło dziesięć minut, lecz ona wciąż nie spała.
– Lampa za jasno świeci – powiedziała, otwierając oczy. – W pokoju
tatusia jest ciemno.
Choć już wcześniej przygasiłam lampę, wstałam z łóżka i wyłączyłam ją
zupełnie, zostawiając tylko lekko uchylone drzwi, by widzieć światło
padające z korytarza. Potem znów położyłam się obok Beth i zaczęłam
głaskać ją po czole, po kolejnych dziesięciu minutach dziewczynka znowu
otworzyła oczy.
– To nie to samo – powiedziała niespokojnie. – Tatuś leży ze mną pod
kołdrą. I czuję jego ciepło, gdy mnie przytula.
Nie miałam na to ochoty, poza tym wiedziałam, że jeśli raz wyrażę zgodę,
trudno będzie mi się później wycofać. Nie wiedziałam, jak długo Beth u mnie
zostanie, musiałam jednak ustalić zwyczaje, które będą obowiązywać
w domu. Nie mogłam spędzać każdego wieczoru w łóżku z Beth, miałam
własne zajęcia. I wtedy w przypływie natchnienia przypomniałam sobie
misia. Pluszaka, którego nazwałam Panem Misiem Śpiochem, ubranego
w niebieską piżamę w paski, Adrian dostał go od mojej matki, gdy był bardzo
mały. Pewnego razu, kiedy nie mógł zasnąć, położyłam mu misia na łóżku
i powiedziałam, że teraz, gdy ma przy sobie Pana Misia Śpiocha – który
także jest bardzo zmęczony – od razu zaśnie. I tak się stało. Potem zawsze
gdy Adrian nie mógł zasnąć, Pan Miś przybywał na ratunek. Syn przed kilku
laty wyrósł ze spania z pluszakami, a Paula nigdy misia nie potrzebowała, bo
miała różne własne przytulanki, które brała ze sobą do łóżka.
– Już wiem – oznajmiłam, wstając z łóżka. – Znam kogoś, kto pomoże ci
zasnąć. – Beth popatrzyła na mnie z niepokojem. – Nic się nie martw.
Przyniosę Pana Misia Śpiocha. To wyjątkowy miś, który cię uśpi. Zaczekaj,
pójdę po niego. Jest w mojej sypialni.
Zostawiłam Beth w łóżku, przeszłam szybko korytarzem i wyjęłam
pluszaka z pufy, w której trzymałam stare zabawki Adriana. Minęła dziesiąta,
byłam już bardzo zmęczona, a musiałam jeszcze posprzątać. Proszę, rzuć
zaklęcie na Beth, prosiłam w myślach, niosąc misia do sypialni dziewczynki.
Siedziała na łóżku całkowicie rozbudzona, patrząc na mnie pytająco.
– To jest Pan Miś Śpioch – oznajmiłam, sadzając go na łóżku. – Jest
miękki, dobry do tulenia i pomaga dzieciom zasypiać. Zobaczysz! Zaśniesz
z nim bardzo szybko. Może tu zostać przez całą noc. Jeśli się obudzisz, po
prostu przytul się do misia i od razu zaśniesz na nowo – podkreśliłam. Jeśli
magia ma zadziałać, trzeba w nią uwierzyć. – Teraz się połóż. O tak,
grzeczna dziewczynka, zaraz będziesz spać.
Beth położyła się na plecach, a ja otuliłam ją kołdrą i umieściłam obok
zabawkę.
– Czy poleżysz ze mną, dopóki Pan Miś mnie nie uśpi? – zapytała.
– Oczywiście, kochanie.
Położyłam się obok dziewczynki, a ona przekręciła się na bok, przodem
do misia. Przytuliła go mocno do siebie.
– Zamknij oczy – zachęciłam. – Zaraz poczujesz senność.
Ja ją czułam na pewno!
Zaczęłam głaskać Beth po czole, a ona tuliła się do misia. Już po kilku
minutach zaczęła miarowo oddychać, a jej buzia się wygładziła. Przestałam
ją głaskać i odczekałam chwilę, by sprawdzić, czy rzeczywiście zasnęła.
Potem ostrożnie wstałam z łóżka i na palcach wyszłam z sypialni,
zostawiając uchylone drzwi, tak żeby usłyszeć, gdyby dziewczynka mnie
wołała.
Zeszłam na dół bardzo z siebie zadowolona. Beth zasnęła, a jutrzejszy
dzień nie zapowiadał się męcząco, skoro odwoziłam dzieci do jednej szkoły.
W kuchni wypuściłam Toschę na wieczorny spacer i zabrałam się do
zmywania. Moje dobre samopoczucie nie mijało. Beth wydawała się miłym,
dobrze wychowanym dzieckiem i przypuszczałam, że dogada się z Adrianem
i Paulą. Polubiłam ją i jedynym widocznym na horyzoncie problemem była
jej tęsknota za ojcem. Nie zauważyłam żadnych znaków ostrzegawczych.
Jeszcze nie wtedy.
Rozdział trzeci
Zdjęcia
Beth przespała całą noc. Obudziłam Adriana i weszłam do jej sypialni.
– Znakomicie, skarbie – powiedziałam. – Naprawdę dobrze się wyspałaś.
– To Pan Miś Śpioch. – Dziewczynka ziewnęła i się przeciągnęła. – Uśpił
mnie.
Uśmiechnęłam się. Teraz, gdy wypoczęła, była w dużo lepszym nastroju,
lecz oczywiście zaraz po przebudzeniu przypomniała sobie ojca.
– Jak myślisz, czy tatuś wróci dzisiaj do domu? – zapytała, siadając na
łóżku.
– Chyba nie – powiedziałam, odsuwając zasłony. – Jessie zadzwoni, gdy
się czegoś dowie, ale myślę, że przynajmniej przez kilka dni twój tata
zostanie w szpitalu.
– Mam nadzieję, że niedługo go zobaczę. Bardzo za nim tęsknię. – Beth
wygramoliła się z łóżka.
– Wiem, kochanie. Jessie mówiła, że spotkasz się z nim, jak tylko pozwolą
mu przyjmować gości.
– Jakich gości? – zapytała dziewczynka.
– Ludzi, którzy chcą się z nim zobaczyć. Goście mogą nas odwiedzać
w szpitalu albo w domu.
– Do nas nie przychodzą goście – oznajmiła stanowczo Beth. – Jesteśmy
tylko ja i tatuś.
Pomyślałam, że prowadzą bardzo samotne życie, skoro nie odwiedzają ich
krewni ani przyjaciele, ale nie powiedziałam tego głośno.
Zostawiłam dziewczynkę, żeby się ubrała, i poszłam sprawdzić, czy
Adrian już wstał. Spytałam go też, czy Beth może pożyczyć na trochę Pana
Misia, który jest jego własnością, a syn się zgodził. Pomogłam Pauli umyć
się i ubrać, a potem zeszłyśmy na dół, gdzie nakarmiłam Toschę,
przygotowałam śniadanie dla córki, a sobie nalałam kubek kawy. Adrian
i Beth wiedzieli, że gdy tylko się ubiorą, mają przyjść na śniadanie. Beth
zjawiła się pierwsza i poprosiła o płatki i tosta, „takiego jak u tatusia”. Paula
jadła już owsiankę, siedząc w wysokim krzesełku, Beth zajęła miejsce obok
niej. Po kilku minutach dołączył do nas Adrian. Dobrze, że zapytałam go, czy
Beth może spać z Panem Misiem, bo na dziewczynce magiczne zdolności
pluszaka zrobiły wielkie wrażenie i przy śniadaniu ciągle o nim mówiła. Aż
tyle, że Paula także zapragnęła spać z Panem Misiem. Ojej, pomyślałam. Jest
tylko jeden.
– Przecież masz Pana Przytulaka, Flopsy i Mopsy, które pomagają ci
zasnąć – przypomniałam niektóre z jej ulubionych zabawek.
– I Balo – dodała z uśmiechem.
– Właśnie. – Kryzys został zażegnany.
To naturalne, że Beth chciała rozmawiać o ojcu. Byli ze sobą bardzo
związani, martwiła się o niego i tęskniła za nim. Szybko więc porzuciła temat
Pana Misia i powróciła do opowieści o tacie.
– Czy tatusiowi dadzą śniadanie w szpitalu? – zapytała.
– Oczywiście. A także obiad i kolację, i herbatę pomiędzy posiłkami.
– Czy się ubierze, czy przez cały dzień będzie w piżamie? – Było to
rozsądne pytanie kogoś, kto nigdy nie był w szpitalu.
– Może najpierw będzie w piżamie – powiedziałam. – A potem, kiedy
poczuje się trochę lepiej, pewnie się ubierze.
Oczywiście nie byłam tego pewna, jednak przypuszczałam, że tak będzie.
– Tatuś chyba nie wziął ze sobą piżamy. – Beth znów spojrzała na mnie
z niepokojem.
– Nie martw się. Na pewno Jessie o tym pomyślała. Zresztą nawet jeśli
czegoś zapomniał, w szpitalu dostanie wszystkie potrzebne rzeczy, dopóki
ktoś nie przywiezie mu jego własnych. – Choć może nie ma kto tego zrobić,
jeśli Derek, jak sugerowała Beth, jest sam na świecie. Zapisałam sobie
w pamięci, by spytać o to Jessie, gdy do mnie zadzwoni.
Beth mówiła o swoim tacie podczas śniadania, w łazience, do której dzieci
poszły umyć zęby, w holu, gdy nakładaliśmy płaszcze i buty,
i w samochodzie w drodze do szkoły. Pytania i komentarze na temat stanu
zdrowia przerywały krótkie wspomnienia z ich wspólnych czasów: „Tatuś
i ja gotujemy razem posiłki… Lubię pomagać tatusiowi… Robię mu
herbatę… Siadamy razem z tatusiem na kanapie i oglądamy telewizję…
Tatuś odprowadza mnie do szkoły… Tatuś pomaga mi przy czytaniu…
Bardzo kocham tatusia…”. I tak dalej, i tak dalej.
Zauważyłam, że Adrian umilkł i dobrze wiedziałam dlaczego. Ciągnące
się opowieści o tatusiu Beth uświadamiały mu, że sam nie widuje swojego
ojca tak często, jak by pragnął. Chociaż robiłam, co mogłam, by zapewnić
syna, że tato musi pracować w innym mieście i że bardzo go kocha,
niewątpliwie tęsknił za nim bardziej, niż był gotów przyznać. Paula, dużo
młodsza, nie znała innej sytuacji i przyzwyczaiła się, że taty nie ma z nami
w ciągu tygodnia. Jednak Adrian pamiętał czasy, kiedy John co wieczór
wracał z pracy do domu i bawił się z nim tak jak tatuś z opowieści Beth. Gdy
zaparkowałam przed szkołą i wysiedliśmy z samochodu, próbowałam
zmienić temat, ale bez skutku. Beth wciąż snuła wspomnienia.
– Tatuś nazywa mnie swoją małą księżniczką – oznajmiła z dumą.
– Bardzo ładnie, kochanie – powiedziałam, uśmiechając się uspokajająco
do Adriana, ale odwrócił wzrok.
Weszliśmy na szkolne podwórze i Adrian jak zwykle pobiegł do kolegów.
Zostało jeszcze dziesięć minut do dzwonka, więc stałam na dziedzińcu
szkolnym wraz z Beth i siedzącą w spacerówce Paulą. Przywitałam się
z kilkoma znajomymi matkami, a potem podeszła do mnie kobieta z córką.
Widywałam ją już wcześniej przed szkołą, chociaż nie znałyśmy się
osobiście.
– Dzień dobry – powiedziała uprzejmie. – Moja córka Jenni przyjaźni się
z Beth. Chodzą do jednej klasy. – Z uśmiechem skinęłam głową, a obie
dziewczynki także uśmiechnęły się do siebie nieśmiało. – Podobno jej tatuś
zachorował. Jenni mówiła, że Beth będzie teraz mieszkać u pani.
– Tak, przez krótki czas, zanim jej tato nie wyzdrowieje – potwierdziłam.
– Jenni chciałaby zaprosić Beth do siebie. Mieszkamy niedaleko. Mogłaby
zostać u nas na podwieczorku. Zapraszałyśmy ją już wcześniej, ale tato nie
pozwolił jej przyjść. Chyba jest nadopiekuńczy.
Nie znałam tej kobiety ani powodów, dla jakich Derek nie życzył sobie
kontaktów, nie zamierzałam się więc zgadzać – ani z opinią
o nadopiekuńczości Dereka, ani na wizytę Beth. Derek najwyraźniej miał
swoje powody, by nie pozwalać Beth na odwiedziny u Jenni, i nie do mnie
należało zmienianie jego decyzji.
– To bardzo miło z pani strony – powiedziałam. – Zapytam ojca Beth
i jeśli się zgodzi, to się umówimy.
Uznałam, że to rozsądna odpowiedź.
– Tak, jasne. – Lekko wzruszyła ramionami i odeszła porozmawiać z inną
matką. Córka podążyła za nią. Miałam nadzieję, że się nie obraziły.
– Czy chcesz pójść się pobawić do Jenni, jeśli tata się zgodzi? –
zwróciłam się do Beth.
– Bawię się z nią w szkole – odparła.
– Wiem, to miło, ale matka Jenni pytała, czy chciałabyś przyjść do nich do
domu. Muszę najpierw zapytać o zgodę twojego tatę.
– Nie zgodzi się – powiedziała spokojnie Beth. – Nie chce, żebym tam
chodziła.
Rodzice małych dzieci mają obowiązek podejmować decyzje, z kim ich
pociechy spotykają się i bawią poza szkołą. Derek – z jakiegoś powodu –
postanowił, że Beth nie będzie widywać się z Jenni, a córka się z tym
pogodziła. Jako matka zastępcza nie mogłam podważać jego decyzji. Jednak
po chwili Beth dodała:
– Z dziećmi mogę się bawić tylko w szkole. W domu bawię się z tatusiem.
Przyjrzałam się jej uważnie.
– Żadne dzieci nie przychodzą się z tobą pobawić?
– Nie – odparła.
– A ty odwiedzasz kogoś?
– Nie – powtórzyła.
Pomyślałam, że może matka Jenni ma rację i ojciec Beth rzeczywiście jest
nadopiekuńczy, jednak krytykowanie go nie należało do mnie. Pracownica
socjalna stwierdziła, że Derek dobrze wychowywał córkę i nic nie
wskazywało na to, iż czuje się w domu nieszczęśliwa – przeciwnie,
Tytuł oryginału: Daddy’s Little Princess Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN Redaktor prowadzący: Ewa Orzeszek-Szmytko Redakcja techniczna: Anna Sawicka-Banaszkiewicz Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski Korekta: Katarzyna Szajowska Zdjęcie na okładce: © Augustino/Fotolia.com © Cathy Glass 2014 © for the Polish translation by Anna Rajca © for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2016 Cathy Glass asserts the moral right to be identified as the author of this work. ISBN 978-83-287-0367-4 Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Wydanie I Warszawa 2016
Spis treści Jak to się zaczęło Rozdział pierwszy – Bliska płaczu Rozdział drugi – Pan Miś Śpioch Rozdział trzeci – Zdjęcia Rozdział czwarty – Coś niewłaściwego Rozdział piąty – Marianne Rozdział szósty – Coraz bardziej niespokojna Rozdział siódmy – Wyrzuty sumienia Rozdział ósmy – Mądra sowa Rozdział dziewiąty – Odbieranie niewinności Rozdział dziesiąty – Cisza przed burzą Rozdział jedenasty – Niewiedza Rozdział dwunasty – Wielka rozpacz Rozdział trzynasty – Pełna rodzina Rozdział czternasty – Spotkanie Rozdział piętnasty – Lojalność wobec krzywdziciela Rozdział szesnasty – Dobrze ci tutaj? Rozdział siedemnasty – Wyjątkowy prezent Rozdział osiemnasty – Sprawy przybierają nieoczekiwany obrót Rozdział dziewiętnasty – Doktor Jones Rozdział dwudziesty – On jest mój! Rozdział dwudziesty pierwszy – Rozmowa przez telefon Rozdział dwudziesty drugi – Wisienka na torcie Rozdział dwudziesty trzeci – Pewnie mnie nienawidzi
Rozdział dwudziesty czwarty – Nowa przyjaciółka Rozdział dwudziesty piąty – Decyzja Rozdział dwudziesty szósty – Wizyta Rozdział dwudziesty siódmy – Pocztówka Rozdział dwudziesty ósmy – Para na dziedzińcu szkolnym Epilog Podziękowania
Jak to się zaczęło Podczas pisania tej książki – historii o Beth – musiałam cofnąć się do czasów, gdy Adrian miał sześć lat, a Paula dwa. Prowadziłam wtedy rodzinę zastępczą dopiero od kilku lat. W tamtych czasach szkoleń dla opiekunów było niewiele, nie otrzymywali oni także wyczerpujących informacji o rodzinach, z których pochodzą dzieci. Rzucano ich na „głęboką wodę” i zostawiano, by radzili sobie sami, a opiekunowie albo „płynęli do brzegu”, albo „tonęli”, nie wytrzymując zbyt dużych obciążeń. Gdy teraz o tym myślę, aż dreszcz mnie przechodzi na wspomnienie różnych niebezpiecznych sytuacji, na które ja i moja rodzina byliśmy narażeni. Zastanawiam się też, patrząc z perspektywy czasu – wielu lat prowadzenia rodziny zastępczej i szeregu odbytych szkoleń – czy w pewnych sytuacjach zachowałabym się inaczej. Może niekiedy podjęłabym inne decyzje, lecz nie w przypadku Beth. Jestem przekonana, że jeśli o nią chodzi, postąpiłabym tak samo, gdyż pewne zachowania są niedopuszczalne i trzeba położyć im kres, by ocalić dziecko.
Rozdział pierwszy Bliska płaczu Uznałam, że chyba jednak nie przyjdą. Pracownica socjalna, która opiekowała się Beth, zadzwoniła do mnie po południu, zawiadamiając, że przyprowadzi dziewczynkę „w porze podwieczorku”. Dochodziła siódma – zapowiedziana pora dawno minęła. Adrian, Paula i ja zjedliśmy już kolację. Jeśli Beth się zjawi, będę musiała coś dla niej przygotować. Był chłodny wieczór, a dziewczynka przyjedzie nie tylko zmęczona i głodna, lecz także przygnębiona z powodu rozstania z ojcem. Co prawda pracownicy socjalni muszą czasem nagle zmieniać plany, jednak opiekunka powinna do mnie zadzwonić i powiedzieć, co się dzieje. Odczekałam jeszcze kilka chwil i oznajmiłam Pauli, że za chwilę będzie się kładła spać. Siedziałam z dziećmi w ciepłym przytulnym salonie na tyłach domu, a zaciągnięte zasłony odgradzały nas od zimnej ciemnej nocy. Paula i Adrian bawili się na podłodze. Córka budowała zamek z klocków, a syn ślęczał nad wielką, pięknie ilustrowaną książką o starych samochodach i motocyklach, którą przed trzema tygodniami dostał na Gwiazdkę. Toscha, nasza urocza leniwa kotka, leżała zwinięta w kłębek na swoim ulubionym fotelu. – Myślałem, że przyjdzie do nas dziewczynka. – Adrian spojrzał na mnie sponad książki. – Ja też – odparłam. – Ale może jej ojciec nie jest tak bardzo chory, jak się wydawało, i została w domu. Taką mam nadzieję. Adrian miał sześć lat i rozumiał już trochę, na czym polega opieka zastępcza, gdyż wcześniej mieszkały z nami inne dzieci. Dwuletnia Paula była za mała, by to pojąć, chociaż próbowałam jej wyjaśnić, że może wprowadzi się do nas na pewien czas siedmioletnia dziewczynka, która ma na imię Beth. Poza tym wiedziałam o niej tylko tyle, że mieszka z ojcem, który zachorował i miał zostać przyjęty do szpitala psychiatrycznego. Takie
informacje przekazała mi przez telefon pracownica socjalna. Miałam nadzieję, że dowiem się więcej, kiedy przyprowadzi tu małą. Wstałam z kanapy i podeszłam do Pauli, by pomóc jej poskładać klocki. – Czas do łóżka, kochanie – powtórzyłam. – Myślałam, że przyjdzie do nas dziewczynka – powtórzyła słowa brata. Była w wieku, w którym dzieci często naśladują starsze rodzeństwo. Usłyszałam, jak syn cicho westchnął. – Chyba już dzisiaj nie przyjdzie – wyjaśniłam. – Jest już późno. Zaczęłam zbierać plastikowe klocki. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Wszyscy podskoczyliśmy. Dzieci spojrzały na mnie wyczekująco. – To pewnie one – stwierdziłam. – Zaczekajcie tutaj, a ja pójdę i sprawdzę. Odkąd mój mąż John zaczął pracować w innym mieście, zachowywałam ostrożność, otwierając drzwi po zmroku. Zostawiłam dzieci w salonie, poszłam korytarzem i wyjrzałam przez wizjer. W świetle lampy palącej się na ganku zobaczyłam kobietę i dziecko. Uspokojona otworzyłam drzwi. – Przepraszam za spóźnienie – odezwała się przybyła. – Jestem Jessie, opiekunka Beth. Rozmawiałyśmy przez telefon. Pani to pewnie Cathy. A to Beth. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na dziewczynkę, która stała przytulona do opiekunki. Była ubrana w szary zimowy płaszczyk zapinany na guziki. Miała rumieńce na bladej buzi, a oczy zapuchnięte od płaczu. W ręce trzymała chusteczkę, którą przyciskała do nosa. – Kochanie – powiedziałam. – Jesteś pewnie bardzo zmęczona i zmartwiona. Wejdźcie do środka. – Chcę do tatusia – odparła Beth, a jej oczy wypełniły się łzami. – Rozumiem. – Dotknęłam uspokajająco ramienia dziewczynki. Jessie pomogła jej wejść po schodkach, a potem wniosła ogromną walizkę. – Wstąpiłyśmy do niej do domu, żeby zabrać rzeczy. – Wyjaśniła, gdy zamykałam drzwi. – Trwało to dłużej, niż się spodziewałam. Beth chciała wziąć szkolny mundurek, a potem musiałyśmy wszystko spakować. Martwiła
się, gdzie upierze ubrania i że jedzenie w lodówce się zepsuje. Uspokajałam, że to nie problem. Pani zrobi pranie, a w domu nic złego się nie wydarzy. – To prawda. Nie masz się czym martwić. Zajmę się tobą. – Znów uśmiechnęłam się do małej, chociaż zdziwiło mnie, że siedmiolatka myśli o praniu lub psującym się jedzeniu. – Może zdejmiesz płaszczyk? Powiesimy go tu, na wieszaku. Beth zaczęła rozpinać guziki i pozwoliła, by Jessie pomogła jej się rozebrać. Odwiesiłam płaszcz Beth, a Jessie zrobiła to samo ze swoim okryciem. – Chcę do tatusia – powtórzyła dziewczynka. – Pomieszkasz tutaj tylko trochę, dopóki tatuś nie poczuje się lepiej – uspokajała ją pracownica socjalna. – Chodź, zaprowadzę cię do moich dzieci, Adriana i Pauli – zaproponowałam. – Czekają, żeby cię poznać. Jessie wzięła małą za rękę i poszły za mną korytarzem do salonu. Na pierwszy rzut oka Beth robiła wrażenie dziecka otoczonego w domu troskliwą opieką. Widać było, że rozpaczliwie tęskni za ojcem. Jessie miała trzydzieści parę lat, była ubrana w eleganckie czarne spodnie i bladoniebieski sweter. Wydawała się zdenerwowana, pewnie z powodu spóźnienia i wszystkich przygotowań, jakich wymagało przekazanie dziecka rodzinie zastępczej. – Napijecie się czegoś? – zapytałam. Beth pokręciła głową, a Jessie odparła: – Z przyjemnością. Poproszę o kawę. Z mlekiem i łyżeczką cukru. – To jest Beth i jej opiekunka Jessie – przedstawiłam dzieciom gości. – Poznajcie się, a ja tymczasem pójdę zaparzyć kawę. Paula nie chciała zostać z nieznajomymi. Podbiegła i chwyciła moją rękę. Gdy wychodziłyśmy z pokoju, Jessie i Beth sadowiły się na kanapie, Adrian zaś odłożył książkę i walcząc z zakłopotaniem, szykował się do rozmowy z gośćmi. Pierwsze chwile po przybyciu nowego dziecka zawsze są trudne. Musi upłynąć trochę czasu, zanim wszyscy się zapoznają i poczują swobodnie. Z kuchni słyszałam, jak Jessie pyta Adriana, ile ma lat i co lubi robić w wolnym czasie. Robiąc kawę, jeszcze raz wyjaśniłam Pauli, kim jest
Beth. – Zostanie z nami przez kilka dni, dopóki lekarze nie wyleczą jej tatusia – powiedziałam. – Dlaczego? – zapytała Paula. Niedawno odkryła to słowo i często go używała. – Bo nie ma nikogo, kto by się nią zajął. A nie może mieszkać sama. – Dlaczego? – Bo jest za mała. Ma tylko siedem lat. – Ja mam dwa – oznajmiła z dumą Paula. – Zgadza się. A za kilka miesięcy skończysz trzy. Nalałam kawę, położyłam na talerzyku kilka herbatników i ustawiłam wszystko na tacy. Wróciłam z Paulą do salonu i postawiłam poczęstunek na stoliku przy kanapie. – Dziękuję – powiedziała Jessie, sięgając po kubek z kawą i herbatniki. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś jadłam lub piłam. Nawet nie zauważyłam, jak przeleciał cały dzień. Jessie nie była pierwszą pracownicą socjalną, która nie miała chwili na odpoczynek. – Może zrobić pani coś do jedzenia? – zaproponowałam. – Nie trzeba. Zostawię Beth i muszę wracać do domu. Sama mam dwójkę dzieci, chociaż trudno się tego domyślić, tak rzadko je widuję. – Na pewno nie chcesz nic do picia? – zapytałam dziewczynkę. Pokręciła głową. – Może herbatnika? – podsunęłam jej talerzyk. Znów odmówiła. – Musi coś zjeść przed pójściem spać – powiedziała Jessie. – Zjadła obiad w szkole, ale od tamtej pory tylko wypiła sok. – Potem powiesz mi, co lubisz. – Uśmiechnęłam się do Beth. A ona przycisnęła chusteczkę do oczu i zrobiła minę, jakby zaraz miała się rozpłakać. Wcale mnie to nie zdziwiło. Można sobie wyobrazić, jaka przykra i niepokojąca dla dziecka jest sytuacja, w której musi nagle opuścić dom,
znajome środowisko i zamieszkać z obcymi ludźmi. Beth pociągnęła nosem. – To moja wina, że tatuś zachorował – wyrzuciła nagle z siebie. – Zapomniałam mu dać tabletkę. – Po jej policzku spłynęła łza. Adrian i Paula wpatrywali się w dziewczynkę z niepokojem. – Nie, to nie dlatego – wyjaśniła ciepłym głosem Jessie, otaczając małą ramieniem. – Przecież tłumaczyłam ci po drodze, że czasem tabletki nie wystarczają i żeby wyzdrowieć, trzeba iść do szpitala. Tatuś zażywał tabletki. To nie twoja wina, Beth. Przez dłuższą chwilę tuliła dziewczynkę, a Paula i Adrian ze zmartwionymi minami siedzieli blisko siebie na podłodze obok zamku z klocków. Uśmiechnęłam się do nich uspokajająco. – Czy mogłybyśmy porozmawiać na osobności? – zapytała Jessie, gdy Beth przestała płakać i otarła oczy. – Oczywiście. Przejdźmy do pokoju dziennego. – Beth, zostaniesz tutaj z Adrianem i Paulą, a ja porozmawiam z Cathy – oznajmiła Jessie. – Może Adrian pokaże ci swoją książkę? Wygląda bardzo ciekawie. Wstała, a jej miejsce zajął Adrian. Paula podeszła także i usadowiła się z drugiej strony brata. – Dziękuję – powiedziałam do dzieci i wyszłam. Zaprowadziłam Jessie do pokoju dziennego i zamknęłam drzwi, żeby nikt nas nie podsłuchał. – Nie chcę mówić przy Beth o jej ojcu. – Jessie przysunęła sobie krzesło i usiadła. Zajęłam miejsce naprzeciwko niej. – To wszystko i tak jest dla niej wystarczająco trudne. Skinęłam głową. – Od wczesnego dzieciństwa wychowywał ją ojciec, Derek – zaczęła opiekunka socjalna. – Miała zaledwie dwa lub trzy lata, gdy jej matka odeszła od męża. Beth nigdy potem się z nią nie spotkała. Derek bardzo dobrze opiekował się córką, ale przed kilkoma tygodniami zainteresowała się nimi opieka społeczna. Derek zgłosił się do lekarza, powiedział, że nie daje sobie
rady i jest w depresji. Przepisano mu lekarstwo, które na pewien czas pomogło, ale dziś miał kryzys. Nie wiem dlaczego. Zaprowadził Beth do szkoły, a potem od razu zgłosił się do szpitala. Powiedział lekarzom, że już dłużej nie wytrzyma i myśli o samobójstwie. – Ojej, biedaczysko. – Właśnie. Przyjęli go na oddział psychiatryczny szpitala St Mary’s, ale mam nadzieję, że nie zostanie tam długo. Kiedy jego stan się ustabilizuje, będzie mógł wrócić do domu i sam zażywać lekarstwa. Jeśli zostanie w szpitalu dłużej niż tydzień, Beth musi go odwiedzić. Jest bardzo związana z ojcem. – Tak, oczywiście – przytaknęłam. – Na pewno za nim tęskni. Czy nie ma krewnych, którzy by się nią zaopiekowali? – Zazwyczaj, jeśli rodzice nie mogą sami zająć się dzieckiem, takie wyjście uważa się za najlepsze. – Nikogo nie znamy. Żona Dereka odeszła przed czterema laty i od tamtej pory nie miał kontaktu z jej rodziną. Jego matka zmarła w zeszłym roku, a ojciec jest stary, niedołężny i przebywa w domu opieki. Derek ma prawie pięćdziesiąt lat. Późno został ojcem. – Rozumiem. – To wszystko, co powinnam przekazać – posumowała Jessie. – Ma pani mój numer, więc proszę dzwonić, jeśli pojawi się problem. Teraz muszę już iść. Pożegnam się z Beth i wychodzę. Na pewno jutro, jak się dobrze wyśpi, będzie miała lepszy humor. Jessie nie powiedziała mi zbyt wiele na temat dziewczynki, uznałam jednak, że wiem wszystko, czego potrzeba, by się nią opiekować, a reszta informacji ma charakter poufny. Wróciłyśmy do salonu, gdzie dzieci siedziały rządkiem na kanapie i oglądały obrazki w książce Adriana, który przewracał kartki. – Muszę już iść – powiedziała Jessie do Beth. – Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, poproś Cathy. Zadzwonię, jak tylko dowiem się czegoś o twoim tacie. I nie martw się, proszę. Jest pod opieką lekarzy i na pewno niedługo wyzdrowieje. – Kiedy zobaczę tatusia? – zapytała niespokojnie Beth. – Gdy tylko poczuje się trochę lepiej – odparła Jessie. – Zadzwonię jutro
do szpitala i dam wam znać. Widziałam po minie dziewczynki, że wcale jej to nie uspokoiło. Znów wyglądała, jakby miała zamiar się rozpłakać. – Do widzenia – powiedziała Jessie. – Postaraj się nie martwić. – Odprowadzę panią do drzwi, a potem przygotuję ci coś do zjedzenia. – Uśmiechnęłam się do małej. Patrzyła na mnie zagubiona i przestraszona. Wyszłam z pracownicą socjalną na korytarz i dopiero gdy zaczęła nakładać płaszcz, dotarło do mnie, że nie wiem, do której szkoły chodzi Beth. – A szkoła? – zapytałam. – Rozumiem, że ma chodzić na lekcje, gdy jej ojciec jest w szpitalu. – Tak, przepraszam, powinnam była o tym powiedzieć. To szkoła podstawowa Orchard. Pięć minut jazdy stąd. – Och! – Byłam zaskoczona. – Mój syn tam chodzi. To dlatego buzia Beth wydała mi się znajoma. Pewnie widziałam dziewczynkę koło szkoły. Jest o klasę wyżej od Adriana. – Cóż, to ułatwi pani życie – stwierdziła Jessie. – Jedna droga do szkoły. – Rzeczywiście. – Kiedy dzisiaj po lekcjach odbierałam Beth, powiedziałam sekretarce, że przez jakiś czas będzie mieszkać u pani. – Dziękuję. To znaczy, że Beth i Derek mieszkają niedaleko? – Kilometr stąd – potwierdziła. – A więc dobranoc. Będziemy w kontakcie. I dziękuję. – Nie ma za co. Pożegnałam Jessie i zamknęłam za nią drzwi. Gdy wróciłam do salonu, Adrian i Paula siedzieli po obu stronach Beth. Adrian nie tylko przewracał kartki książki, lecz także wygłaszał krótkie komentarze na temat obrazków, a Paula, która odważyła się wreszcie odsunąć od brata, tuliła się do Beth i trzymała ją za rękę. Ucieszyłam się, że dzieci tak dobrze zajęły się gościem. – Jessie właśnie mi powiedziała, że chodzisz do tej samej szkoły co Adrian. – Uśmiechnęłam się do dziewczynki.
Lekko skinęła głową. – Jak tylko weszłaś, zaraz cię poznałem – oznajmił Adrian i patrząc na mnie, dodał: – Chociaż właściwie się nie znamy. Beth jest w innej klasie. – Dobrze się składa, że oboje jesteście w jednej szkole – stwierdziłam. – Moją wychowawczynią jest panna Willow – powiedziała cicho Beth do Adriana. – A nas uczy pan Andrews – odparł chłopiec. – Całkiem w porządku, tylko czasem krzyczy. Kiedy Adrian i Beth zaczęli rozmawiać o nauczycielach, pomyślałam, że mam szczęście. Odprowadzanie dzieci do jednej szkoły na pewno ułatwi mi życie. Bardziej doświadczona matka zastępcza zdawałaby sobie sprawę z tego, że mieszkająca w pobliżu rodzina dziecka to nie dodatkowa zaleta, lecz zapowiedź problemów.
Rozdział drugi Pan Miś Śpioch Zwykle kładę dzieci spać po kolei, zaczynając od najmłodszego – gdyż młodsze dzieci potrzebują więcej snu. Dziś jednak, ponieważ dla całej trójki pora udania się na spoczynek dawno minęła, kazałam wszystkim naraz iść na górę. Już wcześniej zaniosłam do pokoju Beth walizkę i wyjęłam z niej piżamę, ręcznik i przybory do mycia. Resztę zamierzałam rozpakować jutro, gdy będę miała więcej czasu. Poprosiłam Beth i Adriana, by przebrali się w piżamy, a sama zajęłam się Paulą, która była bardzo zmęczona. Zapaliłam Beth światło, sprawdziłam, czy wszystko ma, i wyszłam, żeby mogła się przebrać. Adrian był już u siebie i wiedział, co ma robić. W łazience umyłam Pauli buzię i ręce i pomogłam jej wyłożyć piżamę. Potem zaprowadziłam ją do toalety. Była taka zmęczona, że prosiła, abym zaniosła ją do łóżka. Otuliłam córkę kołderką i ucałowałam na dobranoc. – Dobranoc, mamusiu – ziewnęła, obejmując mnie rączkami za szyję. – Kocham cię. Przytuliłam ją mocno do siebie. – Ja też cię kocham, złotko. I to bardzo. Śpij dobrze. Nim zdążyłam wyjść z pokoju, prawie spała. Sprawdziłam, co robi Adrian. Przebrany w piżamę poszedł do łazienki umyć się i wyszorować zęby. – Jak skończysz, kładź się do łóżka – nakazałam. – Za parę minut przyjdę powiedzieć ci dobranoc. Adrian bowiem czasem „gubił drogę” z łazienki do sypialni i schodził na dół, żeby jeszcze się pobawić. Jednak dziś chyba nawet on był na to zbyt zmęczony. Posłusznie pokiwał głową. Przeszłam do sypialni Beth. Drzwi były przymknięte. Przed wejściem
zapukałam. Beth miała tylko siedem lat, uważam jednak, że dzieciom należy zapewnić prywatność. Obecnie wyprowadzono „Kodeks Bezpiecznej Opieki w Rodzicielstwie Zastępczym”, który uwzględnia kwestie prywatności i ma zapewnić wszystkim członkom rodziny poczucie bezpieczeństwa, jednak w tamtych czasach takie sprawy pozostawiano zdrowemu rozsądkowi opiekunów. A moim zdaniem nawet małe dzieci potrzebują pewnej prywatności. Beth przebrała się już w piżamę i wyjęła z walizki czysty szkolny mundurek. Leżał w nogach łóżka, starannie rozłożony, gotowy na jutro do szkoły. – Bardzo ładnie – pochwaliłam. – Przygotowałaś mundurek. – W domu zawsze tak robię – odparła cicho, a potem zmarszczyła brwi i dodała: – Tylko nie wiem, gdzie to położyć. – Trzymała w rękach bieliznę, skarpetki i mundurek, który pewnie nosiła dzisiaj w szkole, a potem zapakowała do walizki. – W domu brudne rzeczy wkładam do pralki, ale nie wiem, gdzie ona tutaj jest. – Nie martw się – powiedziałam, odbierając od niej ubrania. – Ja się tym zajmę. Włożę wszystko do kosza na brudną bieliznę i jutro upiorę. Chodź, zaprowadzę cię do łazienki, a potem pójdziesz spać. Rano na pewno będziesz miała lepszy humor. Beth była smutna i zmartwiona. Westchnęła z troską, a potem sięgnęła po ręcznik i kosmetyczkę. – Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałam – powiedziała z niepokojem. – Było mało czasu na pakowanie. Jessie się śpieszyła. – Kochanie, nie przejmuj się tym tak bardzo. – Uspokajająco dotknęłam jej ramienia. – Jeśli czegoś zapomniałaś, na pewno uda nam się to zastąpić. A jeśli nie, poproszę twoją pracownicę socjalną, żeby przywiozła z domu wszystko, czego potrzebujesz. Zgoda? Skinęła głową, chociaż specjalnie nie poweselała. Pomyślałam, że na swój wiek miała w domu dużo obowiązków. Wciąż się czymś martwiła, choć oczywiście trudno się dziwić, skoro jej tato był w szpitalu. W łazience na widok zawieszonych na drążku ręczników od razu powiesiła obok także swój, tylko dużo staranniej. Pokazałam, z którego kranu
leci do umywalki zimna, a z którego ciepła woda. Skinęła głową. Nie wiedziałam, czy potrafi się sama umyć, zostałam więc w łazience, na wypadek gdyby potrzebowała pomocy. Jak się szybko okazało, niepotrzebnie. Dziewczynka odkręciła tubkę, wycisnęła starannie odmierzoną ilość pasty na szczoteczkę, zakręciła tubkę, odłożyła ją do kosmetyczki, po czym metodycznie wyszorowała zęby i dokładnie wypłukała usta. Potem włożyła szczoteczkę do naszego kubka i odkręciła oba krany, mieszając wodę w umywalce i sprawdzając palcami, czy ma właściwą temperaturę, przed umyciem twarzy i rąk. – Grzeczna dziewczynka – pochwaliłam ją pełna podziwu. – Za późno na kąpiel, prawda? – zapytała, patrząc na mnie w lustrze. – Tak. Umyłaś buzię i ręce i to na dziś wystarczy. Jutro się wykąpiesz, bo wszystko będzie już według planu. Brak jednej kąpieli jeszcze nikomu nie zaszkodził. – Tatuś też tak mówi. – Beth uśmiechnęła się blado. – Mam nadzieję, że w szpitalu dobrze się nim opiekują. – Na pewno, kochanie – uspokoiłam ją. Poczekałam, aż wytrze do sucha buzię i ręce, a potem odwiesi starannie złożony ręcznik na wieszak. – Grzeczna dziewczynka – powtórzyłam. Wyszłyśmy na korytarz. Beth chciała przed spaniem skorzystać z toalety, a ja tymczasem zajrzałam do Adriana, żeby powiedzieć mu dobranoc i przypomnieć o zgaszeniu światła. – Dobranoc, kochanie. – Otuliłam go kołdrą i ucałowałam w czoło. – Kocham cię. Śpij dobrze. I dziękuję, że pomogłeś mi zająć się Beth. – Jak na dziewczynkę jest w porządku – powiedział Adrian, co w ustach sześciolatka brzmiało jak komplement. – Też cię kocham. Czy tato przyjedzie na weekend? – Mam nadzieję, że tak. – To dobrze. Stęskniłem się za nim. – Wiem. Jeszcze raz ucałowałam Adriana i wyszłam z pokoju. Razem z Beth
przeszłam do jej sypialni. Wcześniej zaciągnęłam zasłony i teraz, rozglądając się po pomieszczeniu, pomyślałam, że pokój, gdzie na łóżku leży pościel ozdobiona bohaterami z Kopciuszka, a na ścianach wiszą plakaty z filmów Disneya, wygląda przytulnie i zachęcająco. Chociaż oczywiście nie mógł równać się z domem. Przygasiłam światło i odchyliłam kołdrę, żeby Beth mogła się położyć, ale ona stała w miejscu, nie robiąc nawet kroku w stronę łóżka. – Czy czegoś jeszcze potrzebujesz? – zapytałam łagodnie. Dziewczynka pokręciła głową. – No to wskakuj pod kołderkę, kochanie. Już bardzo późno i na pewno jesteś zmęczona. Ani drgnęła. – Wiem, że pierwszej nocy w nowym miejscu każdy czuje się trochę nieswojo – powiedziałam. – Jeśli chcesz, mogę nie zamykać drzwi do pokoju i zostawić zapalone światło. – Nie o to chodzi. – Zachmurzyła się. – A o co? Możesz mi powiedzieć, kochanie? – Nie jestem przyzwyczajona spać sama. – Ach, rozumiem. Masz w walizce jakąś przytulankę, z którą zwykle sypiasz? – Wiele dzieci sypia z przytulankami, by w nocy nie czuć się samotnie. Co prawda, wyjmując piżamę, niczego takiego nie zauważyłam, ale przecież nie sprawdzałam dokładnie. – Nie mam przytulanki – odparła Beth. – W domu jej nie potrzebuję. Przytulam się do tatusia. – Rozumiem. Tatuś przytula cię, dopóki nie zaśniesz? – Przypomniałam sobie, że razem z Johnem usypialiśmy tak Adriana, gdy był młodszy, a sama do tej pory uspokajam tak czasem Paulę. Oczywiście mogłam tulić Beth, dopóki nie zaśnie, ale wcześniej musiała położyć się do łóżka. Dziewczynka popatrzyła na mnie z powagą, zwijając w palcach rękaw piżamy. – Nie – odparła po chwili. – Śpię z tatusiem w łóżku. – Ach tak – powtórzyłam. – Chyba nie każdej nocy?
Wydawało się to raczej dziwne w przypadku dziewczynki w jej wieku. Beth przytaknęła z pewnym zakłopotaniem. – Nie masz własnego łóżka i pokoju? – zapytałam, myśląc, że może w domu brak drugiej sypialni. – Mam pokój – odparła. – Ale w nim nie śpię. Nie lubię spać sama, tylko z tatusiem. On też to lubi. Czy mogę spać z tobą? Nie chcę być sama. „Kodeks Bezpiecznej Opieki w Rodzicielstwie Zastępczym” zaleca, by opiekunowie nigdy nie spali w jednym łóżku z podopiecznymi, a dzieci poniżej dwóch lat, które mogą dzielić z nimi sypialnię, muszą mieć własne łóżeczko. Wtedy jednak tego kodeksu nie było, więc jak zwykle musiałam polegać na własnym zdrowym rozsądku. Nie czułabym się dobrze, śpiąc z cudzym dzieckiem, nie mówiąc o tym, że byłoby to niesprawiedliwe wobec Adriana i Pauli, którzy musieli spać we własnych łóżkach. W dodatku ojciec Beth mógłby być niezadowolony i uznać, że próbuję zająć jego miejsce. Oczywiście nie chciałam martwić Beth, musiałam więc znaleźć inne rozwiązanie. – Beth, kochanie – powiedziałam łagodnie, przysiadając na brzegu łóżka. – Nie możesz ze mną spać. Ale zostanę tu i będę cię tulić, dopóki nie zaśniesz. Zostawię drzwi sypialni otwarte, a na korytarzu zawsze pali się światło. Jeśli obudzisz się w nocy, wystarczy, że mnie zawołasz i od razu przyjdę. Beth patrzyła na mnie nieprzekonana. Powinna jednak iść już spać, więc uznałam, że muszę być stanowcza. – No, kładź się. – Poklepałam zachęcająco materac. – Zostanę z tobą, dopóki nie zaśniesz. Niechętnie położyła się do łóżka, a ja podciągnęłam jej kołdrę pod brodę. Potem położyłam się obok i objęłam dziewczynkę ramieniem. – I jak? – zapytałam. – Tatuś głaskał mnie po czole. O, tak. – Pogładziła się lekko palcami. Wiele dzieci lubi takie głaskanie, gdy nie mogą zasnąć. To je uspokaja. – No dobrze. Tylko zamknij oczy – zgodziłam się. – Pewnie nie zrobię tego tak samo jak tatuś, ale się postaram.
Beth w końcu przymknęła powieki, a ja zaczęłam delikatnie gładzić jej czoło. Minęło dziesięć minut, lecz ona wciąż nie spała. – Lampa za jasno świeci – powiedziała, otwierając oczy. – W pokoju tatusia jest ciemno. Choć już wcześniej przygasiłam lampę, wstałam z łóżka i wyłączyłam ją zupełnie, zostawiając tylko lekko uchylone drzwi, by widzieć światło padające z korytarza. Potem znów położyłam się obok Beth i zaczęłam głaskać ją po czole, po kolejnych dziesięciu minutach dziewczynka znowu otworzyła oczy. – To nie to samo – powiedziała niespokojnie. – Tatuś leży ze mną pod kołdrą. I czuję jego ciepło, gdy mnie przytula. Nie miałam na to ochoty, poza tym wiedziałam, że jeśli raz wyrażę zgodę, trudno będzie mi się później wycofać. Nie wiedziałam, jak długo Beth u mnie zostanie, musiałam jednak ustalić zwyczaje, które będą obowiązywać w domu. Nie mogłam spędzać każdego wieczoru w łóżku z Beth, miałam własne zajęcia. I wtedy w przypływie natchnienia przypomniałam sobie misia. Pluszaka, którego nazwałam Panem Misiem Śpiochem, ubranego w niebieską piżamę w paski, Adrian dostał go od mojej matki, gdy był bardzo mały. Pewnego razu, kiedy nie mógł zasnąć, położyłam mu misia na łóżku i powiedziałam, że teraz, gdy ma przy sobie Pana Misia Śpiocha – który także jest bardzo zmęczony – od razu zaśnie. I tak się stało. Potem zawsze gdy Adrian nie mógł zasnąć, Pan Miś przybywał na ratunek. Syn przed kilku laty wyrósł ze spania z pluszakami, a Paula nigdy misia nie potrzebowała, bo miała różne własne przytulanki, które brała ze sobą do łóżka. – Już wiem – oznajmiłam, wstając z łóżka. – Znam kogoś, kto pomoże ci zasnąć. – Beth popatrzyła na mnie z niepokojem. – Nic się nie martw. Przyniosę Pana Misia Śpiocha. To wyjątkowy miś, który cię uśpi. Zaczekaj, pójdę po niego. Jest w mojej sypialni. Zostawiłam Beth w łóżku, przeszłam szybko korytarzem i wyjęłam pluszaka z pufy, w której trzymałam stare zabawki Adriana. Minęła dziesiąta, byłam już bardzo zmęczona, a musiałam jeszcze posprzątać. Proszę, rzuć zaklęcie na Beth, prosiłam w myślach, niosąc misia do sypialni dziewczynki. Siedziała na łóżku całkowicie rozbudzona, patrząc na mnie pytająco. – To jest Pan Miś Śpioch – oznajmiłam, sadzając go na łóżku. – Jest
miękki, dobry do tulenia i pomaga dzieciom zasypiać. Zobaczysz! Zaśniesz z nim bardzo szybko. Może tu zostać przez całą noc. Jeśli się obudzisz, po prostu przytul się do misia i od razu zaśniesz na nowo – podkreśliłam. Jeśli magia ma zadziałać, trzeba w nią uwierzyć. – Teraz się połóż. O tak, grzeczna dziewczynka, zaraz będziesz spać. Beth położyła się na plecach, a ja otuliłam ją kołdrą i umieściłam obok zabawkę. – Czy poleżysz ze mną, dopóki Pan Miś mnie nie uśpi? – zapytała. – Oczywiście, kochanie. Położyłam się obok dziewczynki, a ona przekręciła się na bok, przodem do misia. Przytuliła go mocno do siebie. – Zamknij oczy – zachęciłam. – Zaraz poczujesz senność. Ja ją czułam na pewno! Zaczęłam głaskać Beth po czole, a ona tuliła się do misia. Już po kilku minutach zaczęła miarowo oddychać, a jej buzia się wygładziła. Przestałam ją głaskać i odczekałam chwilę, by sprawdzić, czy rzeczywiście zasnęła. Potem ostrożnie wstałam z łóżka i na palcach wyszłam z sypialni, zostawiając uchylone drzwi, tak żeby usłyszeć, gdyby dziewczynka mnie wołała. Zeszłam na dół bardzo z siebie zadowolona. Beth zasnęła, a jutrzejszy dzień nie zapowiadał się męcząco, skoro odwoziłam dzieci do jednej szkoły. W kuchni wypuściłam Toschę na wieczorny spacer i zabrałam się do zmywania. Moje dobre samopoczucie nie mijało. Beth wydawała się miłym, dobrze wychowanym dzieckiem i przypuszczałam, że dogada się z Adrianem i Paulą. Polubiłam ją i jedynym widocznym na horyzoncie problemem była jej tęsknota za ojcem. Nie zauważyłam żadnych znaków ostrzegawczych. Jeszcze nie wtedy.
Rozdział trzeci Zdjęcia Beth przespała całą noc. Obudziłam Adriana i weszłam do jej sypialni. – Znakomicie, skarbie – powiedziałam. – Naprawdę dobrze się wyspałaś. – To Pan Miś Śpioch. – Dziewczynka ziewnęła i się przeciągnęła. – Uśpił mnie. Uśmiechnęłam się. Teraz, gdy wypoczęła, była w dużo lepszym nastroju, lecz oczywiście zaraz po przebudzeniu przypomniała sobie ojca. – Jak myślisz, czy tatuś wróci dzisiaj do domu? – zapytała, siadając na łóżku. – Chyba nie – powiedziałam, odsuwając zasłony. – Jessie zadzwoni, gdy się czegoś dowie, ale myślę, że przynajmniej przez kilka dni twój tata zostanie w szpitalu. – Mam nadzieję, że niedługo go zobaczę. Bardzo za nim tęsknię. – Beth wygramoliła się z łóżka. – Wiem, kochanie. Jessie mówiła, że spotkasz się z nim, jak tylko pozwolą mu przyjmować gości. – Jakich gości? – zapytała dziewczynka. – Ludzi, którzy chcą się z nim zobaczyć. Goście mogą nas odwiedzać w szpitalu albo w domu. – Do nas nie przychodzą goście – oznajmiła stanowczo Beth. – Jesteśmy tylko ja i tatuś. Pomyślałam, że prowadzą bardzo samotne życie, skoro nie odwiedzają ich krewni ani przyjaciele, ale nie powiedziałam tego głośno. Zostawiłam dziewczynkę, żeby się ubrała, i poszłam sprawdzić, czy Adrian już wstał. Spytałam go też, czy Beth może pożyczyć na trochę Pana
Misia, który jest jego własnością, a syn się zgodził. Pomogłam Pauli umyć się i ubrać, a potem zeszłyśmy na dół, gdzie nakarmiłam Toschę, przygotowałam śniadanie dla córki, a sobie nalałam kubek kawy. Adrian i Beth wiedzieli, że gdy tylko się ubiorą, mają przyjść na śniadanie. Beth zjawiła się pierwsza i poprosiła o płatki i tosta, „takiego jak u tatusia”. Paula jadła już owsiankę, siedząc w wysokim krzesełku, Beth zajęła miejsce obok niej. Po kilku minutach dołączył do nas Adrian. Dobrze, że zapytałam go, czy Beth może spać z Panem Misiem, bo na dziewczynce magiczne zdolności pluszaka zrobiły wielkie wrażenie i przy śniadaniu ciągle o nim mówiła. Aż tyle, że Paula także zapragnęła spać z Panem Misiem. Ojej, pomyślałam. Jest tylko jeden. – Przecież masz Pana Przytulaka, Flopsy i Mopsy, które pomagają ci zasnąć – przypomniałam niektóre z jej ulubionych zabawek. – I Balo – dodała z uśmiechem. – Właśnie. – Kryzys został zażegnany. To naturalne, że Beth chciała rozmawiać o ojcu. Byli ze sobą bardzo związani, martwiła się o niego i tęskniła za nim. Szybko więc porzuciła temat Pana Misia i powróciła do opowieści o tacie. – Czy tatusiowi dadzą śniadanie w szpitalu? – zapytała. – Oczywiście. A także obiad i kolację, i herbatę pomiędzy posiłkami. – Czy się ubierze, czy przez cały dzień będzie w piżamie? – Było to rozsądne pytanie kogoś, kto nigdy nie był w szpitalu. – Może najpierw będzie w piżamie – powiedziałam. – A potem, kiedy poczuje się trochę lepiej, pewnie się ubierze. Oczywiście nie byłam tego pewna, jednak przypuszczałam, że tak będzie. – Tatuś chyba nie wziął ze sobą piżamy. – Beth znów spojrzała na mnie z niepokojem. – Nie martw się. Na pewno Jessie o tym pomyślała. Zresztą nawet jeśli czegoś zapomniał, w szpitalu dostanie wszystkie potrzebne rzeczy, dopóki ktoś nie przywiezie mu jego własnych. – Choć może nie ma kto tego zrobić, jeśli Derek, jak sugerowała Beth, jest sam na świecie. Zapisałam sobie w pamięci, by spytać o to Jessie, gdy do mnie zadzwoni. Beth mówiła o swoim tacie podczas śniadania, w łazience, do której dzieci
poszły umyć zęby, w holu, gdy nakładaliśmy płaszcze i buty, i w samochodzie w drodze do szkoły. Pytania i komentarze na temat stanu zdrowia przerywały krótkie wspomnienia z ich wspólnych czasów: „Tatuś i ja gotujemy razem posiłki… Lubię pomagać tatusiowi… Robię mu herbatę… Siadamy razem z tatusiem na kanapie i oglądamy telewizję… Tatuś odprowadza mnie do szkoły… Tatuś pomaga mi przy czytaniu… Bardzo kocham tatusia…”. I tak dalej, i tak dalej. Zauważyłam, że Adrian umilkł i dobrze wiedziałam dlaczego. Ciągnące się opowieści o tatusiu Beth uświadamiały mu, że sam nie widuje swojego ojca tak często, jak by pragnął. Chociaż robiłam, co mogłam, by zapewnić syna, że tato musi pracować w innym mieście i że bardzo go kocha, niewątpliwie tęsknił za nim bardziej, niż był gotów przyznać. Paula, dużo młodsza, nie znała innej sytuacji i przyzwyczaiła się, że taty nie ma z nami w ciągu tygodnia. Jednak Adrian pamiętał czasy, kiedy John co wieczór wracał z pracy do domu i bawił się z nim tak jak tatuś z opowieści Beth. Gdy zaparkowałam przed szkołą i wysiedliśmy z samochodu, próbowałam zmienić temat, ale bez skutku. Beth wciąż snuła wspomnienia. – Tatuś nazywa mnie swoją małą księżniczką – oznajmiła z dumą. – Bardzo ładnie, kochanie – powiedziałam, uśmiechając się uspokajająco do Adriana, ale odwrócił wzrok. Weszliśmy na szkolne podwórze i Adrian jak zwykle pobiegł do kolegów. Zostało jeszcze dziesięć minut do dzwonka, więc stałam na dziedzińcu szkolnym wraz z Beth i siedzącą w spacerówce Paulą. Przywitałam się z kilkoma znajomymi matkami, a potem podeszła do mnie kobieta z córką. Widywałam ją już wcześniej przed szkołą, chociaż nie znałyśmy się osobiście. – Dzień dobry – powiedziała uprzejmie. – Moja córka Jenni przyjaźni się z Beth. Chodzą do jednej klasy. – Z uśmiechem skinęłam głową, a obie dziewczynki także uśmiechnęły się do siebie nieśmiało. – Podobno jej tatuś zachorował. Jenni mówiła, że Beth będzie teraz mieszkać u pani. – Tak, przez krótki czas, zanim jej tato nie wyzdrowieje – potwierdziłam. – Jenni chciałaby zaprosić Beth do siebie. Mieszkamy niedaleko. Mogłaby zostać u nas na podwieczorku. Zapraszałyśmy ją już wcześniej, ale tato nie pozwolił jej przyjść. Chyba jest nadopiekuńczy.
Nie znałam tej kobiety ani powodów, dla jakich Derek nie życzył sobie kontaktów, nie zamierzałam się więc zgadzać – ani z opinią o nadopiekuńczości Dereka, ani na wizytę Beth. Derek najwyraźniej miał swoje powody, by nie pozwalać Beth na odwiedziny u Jenni, i nie do mnie należało zmienianie jego decyzji. – To bardzo miło z pani strony – powiedziałam. – Zapytam ojca Beth i jeśli się zgodzi, to się umówimy. Uznałam, że to rozsądna odpowiedź. – Tak, jasne. – Lekko wzruszyła ramionami i odeszła porozmawiać z inną matką. Córka podążyła za nią. Miałam nadzieję, że się nie obraziły. – Czy chcesz pójść się pobawić do Jenni, jeśli tata się zgodzi? – zwróciłam się do Beth. – Bawię się z nią w szkole – odparła. – Wiem, to miło, ale matka Jenni pytała, czy chciałabyś przyjść do nich do domu. Muszę najpierw zapytać o zgodę twojego tatę. – Nie zgodzi się – powiedziała spokojnie Beth. – Nie chce, żebym tam chodziła. Rodzice małych dzieci mają obowiązek podejmować decyzje, z kim ich pociechy spotykają się i bawią poza szkołą. Derek – z jakiegoś powodu – postanowił, że Beth nie będzie widywać się z Jenni, a córka się z tym pogodziła. Jako matka zastępcza nie mogłam podważać jego decyzji. Jednak po chwili Beth dodała: – Z dziećmi mogę się bawić tylko w szkole. W domu bawię się z tatusiem. Przyjrzałam się jej uważnie. – Żadne dzieci nie przychodzą się z tobą pobawić? – Nie – odparła. – A ty odwiedzasz kogoś? – Nie – powtórzyła. Pomyślałam, że może matka Jenni ma rację i ojciec Beth rzeczywiście jest nadopiekuńczy, jednak krytykowanie go nie należało do mnie. Pracownica socjalna stwierdziła, że Derek dobrze wychowywał córkę i nic nie wskazywało na to, iż czuje się w domu nieszczęśliwa – przeciwnie,