Filbana

  • Dokumenty2 833
  • Odsłony751 239
  • Obserwuję554
  • Rozmiar dokumentów5.6 GB
  • Ilość pobrań512 954

Christine Feehan - Mroczna Seria 19 - Mroczna Klątwa

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.8 MB
Rozszerzenie:pdf

Christine Feehan - Mroczna Seria 19 - Mroczna Klątwa.pdf

Filbana EBooki Książki -C- Christine Feehan
Użytkownik Filbana wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 29 osób, 26 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 290 stron)

Tłumaczy: franekM Prolog Chłód powinien wywołać jej drżenie, ale to był strach, straszny mrożący krew w żyłach Lary, powodując takie drżenia którego nie można było kontrolować. Skuliła się na podłodze jaskini lodu, studiując ściany swojego więzienia. Lód był piękny, ściany gruby i niebieskie ze zdumiewającymi formacjami zwisających z sufitu i wzrastającymi z podłogi jak las różnokolorowych kryształów. Schyliła się w dół, przyglądając się, jak światła migotały przez lód — tworzący skrzące się, olśniewające pokazy na ścianach. Przez cały czas, uderzenie jej serca były zbyt szybkie i dusiła się od wzrastającego przerażenia. Cichy szept w jej umyśle pomóc jej się przytrzyma, zatrzymać ją zrównoważoną i spokojną gdy chciała zwinąć się w kłębek i krzyczeć. Miała teraz osiem lat — dziś. Spuściła wzrok na swoje ramiona i nadgarstki, przykrywając ślady po ugryzieniu, blizny zębów gryzących jej skórę, chcących dostać się do jej żył. Jej żołądek przewrócił się. Dziś jest ostatnim dniem, gdy ktoś rozerwie jej ciało i będzie pił jej krew. Dziś ucieknie. Tak się boję. Nawet w niej umysł, wykorzystując telepatyczną komunikacją, jej głos zadrżały. Od razu poczuła ciepło w swoim umyśle. Uczucie rozprzestrzeniło się przez jej ciało, rozwiewanie chłodu i dodając jej odwagi. Nie będziesz sama. Pomożemy ci uciec. Musisz być dzielna, bączku. Pójdziesz ze mną, ciociu Bronnie? Obie przyjdziecie? Wiedziała, że brzmi żałośnie i na wystraszoną, ale nie mogła tego powstrzymać. Nigdy nie była na powierzchni ziemi. Pomysł pójścia w pojedynkę do nieznanego świata paraliżował. Bez jej ciotek, nie miałaby żadnego sposobu by się chronić. Obydwie nauczyły ją, przekazując tyle samo umiejętności i zaklęć do jej mózgu i wspomnień ile to możliwie, ale wciąż była dzieckiem w ciele dziecka. Małym. Słabym. Bladym. Z miedzianą czupryną której nigdy nie mogła kontrolować i niewiele więcej. To może być niemożliwe, Lara, a jeśli my nie będziemy mogły, musisz iść samemu. Musisz dostawać daleko od tego miejsca i musisz ukrywać swoje talenty i możliwości, tak by nikt kiedykolwiek nie zamknie cię ponownie w więzieniu. Rozumiesz? Ty nie możesz w jakiś sposób wydawać się inna w świecie zewnętrznym. Opowiedziały jej o świecie. W długie, samotne noce szepnęły jej o miejscu na powierzchni ziemi, o słońcu i morzu, lasach drzew, i żyjących w nich zwierzętach i

Tłumaczy: franekM ptakach, które latały wolno. Napełniły jej umysł — i jej serce — obrazami taki pięknymi że kradły jej oddech. Dlaczego muszę ukrywać swoje dary w świecie zewnętrznym? Lara zadrżała ponownie, przebiegając dłońmi po swoim ciele by się rozgrzać. To nie była temperatura jaskini lodu — mogła regulować swoją temperaturę ciała, gdy pamiętała by o tym myśleć — ale pomysł odejścia był niemal tak przerażający jak pomysł zostawania. Tu przynajmniej miała ciotki. Na zewnątrz — nie wiedziała nawet, czego można się spodziewać. Zawsze jest Lepiej się dostosować, Laro. Xavier jest okrutnikiem — są inni jak on. Masz wielką moc w sobie a inni będą jej chcieli. Uczyć się w tajemnicy i używaj jej jedynie gdy musisz i dla dobra albo ratowania swoje życia. Nie możesz dawać poznać tego innym. Chodźcie ze mną. Jeśli to będzie możliwe, ale choćby nie wiem co, musisz wydostać się z tego miejsca. Widzisz co oni nam robią — co oni ci zrobią. Twoja moc wzywa do nich i oni zabiorą ci wszystko. Lara zamknęła jej oczy, drżenie zamieniające się w prawie agresywne drżenie. O tak, widziała. Tortury. Okropne tortury. Okropne straszne zaklęcia ściągające demony z czerwonymi jarzącymi się oczami i obrzydliwym smrodem zła uchwycić się ich. Będzie słyszała krzyki do dnia, swojej śmierci, krzyki innych błagających o litość, błagających o śmierć. Nie mogła dać znać swojemu ojcu albo pradziadkowi o rosnącej w niej mocy. Nigdy nie mogła się zdradzić, że ciotki rozmawiają z nią i ją uczą, napełniając jej umysł wszystkim, co znały, tak ze moc w niej rosła, miała wiedzę towarzyszyć jej. Dwóch mężczyzn próbowałoby wyrwać wszystko, czym była, zapanować nad nią, jeśli nie będą mogli a w końcu, byłaby jak inni, rozszarpana podczas, gdy wciąż żyli, przeprowadzali doświadczenia, zjadani kawałek po kawałku, aż szaleństwo i ból były wszystkim co zostawało. Dziś były jej urodziny i ona musi uciec. Musiała odejść z jedynego domu jaki kiedykolwiek znała i udać się świata, który znała tylko przez wspomnienia dwóch ciotki, które podlegały karze przez tyle lat pozbawione wolności, tak dawno temu że straciły rachubę. Zanim mogło się to stać, będą zmuszona do zniesienia jeszcze raz ostrych, nikczemnych zębów jej ojca i dziadka. Przykryła swoje oczy i powstrzymała się od szlochu. Lara. Jesteś Dragonseeker. Możesz to robić. Jesteśmy silni. Znosimy to. Nawet nie ulegamy złu. Rozumiesz? Musisz uciekać.

Tłumaczy: franekM Ciocia Bronnie zawsze prawiła jej wykład, ale w jej głosie była miłość. Niepokój. Determinacja. Ciocia Tatijana brzmiała smutno i słabo, ale była też tam miłość, mimo że obecnie, rzadko marnowała energię na rozmawianie. Lara wiedziała, że coś jest złe, szalenie złe i bała się utracenia ich dwóch. "Nie chcę być sama" szepnęła głośno do przenikliwego zimna niebieskawej sali. Nie powiedziała tego w swoim umyśle do swoich ciotek, ponieważ nie chciała by wiedziały, że jest niemal sparaliżowana przez strach przed odejściem. To straszne miejsce bólu i śmierci i chłodu było jej domem i tu przynajmniej miała ciotki, i wiedziała, czego można się spodziewać. Na zewnątrz — byłaby sama w obcym świecie. Ciało Lara nagle szarpnęło się i wyprostowało. Jednocześnie poczuła, jak najeźdźca przesuwa się przez jej mózg jak szlam. Krzyk uciekł. Jej instynkt chciał walczyć przeciw poleceniu, ale zmusiła swoją wolę do leżenia w cisze, udając że się podporządkowała. To było trudne kiedy wszystko w niej drżało i wycofało się z tej rozkładającej plamy. Nie walcz. Nie walcz, głos ciocia Bron szepnął. Oszczędzaj swoją siłę. Niech on myśli, że cię kontroluje. Chcemy wszystkiego zaatakować w tym samym czasie. To będzie ostatni raz, dziecko. Ostatni raz… Lara dusiła się od podchodzącego w górę szlochu. Mieć kogoś innego wewnątrz siebie, czuć, że zło zakłóca jej ciało, pchanie jej umysłu i narzuca jej, jego wolę, spowodowało że podnosiła się żółć, zalewając jej gardło i usta palącym kwasem. Zrobiła krok. Kolejny. Jak kukiełka kontrolowana przez sznurki. Nie, nie mogła dopuścić by jej instynkty walczyły. Sprzeciwiła się inwazyjnej obecności, próbując wyrzucić go z swojego umysłu, w małym buncie, który zasłużył na natychmiastowy odwet. Jej ciało drgnęło jeszcze raz i ból przekuł jej czaszkę, jak lód wwiercający się przez jej skórę i kostkę. Uczucie pająków pełzających po jej skórze, ich setki, wyrajania się, ogarniania ją gnieżdżące się w jej włosach, gryzące jej skórze głowy, uderzając ją oszalałe w ciało. Otworzyła swoje usta szeroko do krzyku, ale nic nie wyszło. Znała Razvan — jej ojca — nie miał cierpliwości do łez albo błagania. Doprowadzało go do szału gdy słuchał krzyku, albo do dziecięcego głosiku. Jej najwcześniejsza pamięć dotyczyła go gdy potrząsał nią, warcząc jak jeden ze schwytanych wilków, które od czasu do czasu skłaniał do swojego legowiska by im dokuczać. Jakiekolwiek były jej wspomnienia, to był jej sposób życia. Ciotki powiedziały jej, że dziecko powinno być kochane i cenione bardzo wysoko, nigdy nie używane do pożywiania się, ale to były tylko wspomnienia, które dzieliły z dzieciństwa swojej matki, od których wszystkie z nich naprawdę mogły zależeć. Tak naprawdę ciotki doświadczyły dużo więcej niż co to jakie było życie Lara. A wspomnienia — szczególnie te starożytne — mógł być wadliwe.

Tłumaczy: franekM On zmusza mnie do pójścia do sali. Próbowała zmusić do złagodzenia wzrastającą panikę, powstrzymać się przed walką, z odesłaniem jej zdolności, ale jej wyczucie instynktu było silne. Idziesz do nas, jej ciotka przypomniała jej. Myśl tylko z tym. Odchodzisz z tego strasznego miejsca, do nowego życia, gdzie oni nie mogą cię już nigdy dotknąć. Lara kiwnęła głową i zmniejszyła swoją odpowiedź walki. Nie mogła stracić tego tym razem albo Razvan zacznie coś podejrzewać. Była wystarczająco bystra, by wiedzieć, że stara się panować nad nią przez strach. Gdyby nie obawiała się dość, znalazłby sposób by podburzyć jej przerażenie, by mógł zatrzymać ją pod swoją ręką w posłuszeństwie. Policzyła każdy krok. Już znała dokładną liczbę — wykonywała tę podróż wiele razy wcześniej. Trzydzieści-siedem kroków przez korytarz a następnie jej ciało drgnęło na prawo, i przedostało się przez wejście do dużej Sali, gdzie Razvan i Xavier zawsze odprawiali ich ceremonie rytualne. Długa sala była naprawdę tunelem z niebieskawym sufitem i grubymi ścianami lodu. Pod jej stopami lód był śliski i stały, prawie kryształowy, zawsze świecący jaskrawo od kul światła w kinkietach. Światło zamigotało wzdłuż ścian, wyjawiając tęczę kolorów, świecąc tak jak klejnoty osadzonych w zamarzniętym świecie. Kochała piękno, rzeźbi pomarańczowo-czerwone i fioletowo-niebieskie wzrastające ostro z podłogi, wybuchające skrzącymi się fontannami zamrożone na miejscu czekające na światła by uderzyć w nie i je ożywić. Obeszła znajome kształty używające krótkich nerwowych kroków do czasu gdy nie znalazła się pośrodku olbrzymiej sali. Olbrzymie kolumny wzrosły do katedralnych sufitów, zaznaczając każdy niewiele stóp. Starożytna broń znajdowała się wzdłuż jednej ze ścian a na wprost, przykryte lodem znajdowały się dwa doskonałe smoki, jeden czerwony a drugi był niebieski. Lara rzuciły okiem w górę, jej oddech uwiązł w jej gardle jak zawsze na widok swoich ciotek, zamkniętych w więzieniu nie tylko przez lód, ale złapane w mocnym kształcie, który nie był ich prawdziwą formą. Nie mogła się jeszcze przemienić ale czuła, że jest blisko. Ciotki wstawiły wiedzę głęboko do jej umysłu, aby kiedykolwiek nie zapomniała procesu, ale nie rozwinęła odwagi aby faktycznie się zmienić. I ciotki zabroniły jej prób, ponieważ Razvan albo Xavier poczuliby nagły przypływ mocy. Rudy smok miał swoje wielkie oko przyparte o lód. Gdy Lara popatrzyła, wolno się zamknęło a następnie otworzyło jeszcze raz nad zaokrągloną kulą. Małe potwierdzenie dało jej siłę, aby spojrzeć wprost na człowieka, który stanął pośrodku pokoju, marszcząc brwi na swojej twarzy. Razvan — jej ojciec — spiorunował ją wzrokiem, przyzywając długim palcem. Linie na jego twarzy pogłębiły się odkąd ostatnim razem go widziała, a było to tylko kilka dni wcześniej. Jego włosy ściemniały z miedzianego czerwonego, do ciemnego

Tłumaczy: franekM brązu, teraz pokryte smugami szarości. Jego oczy były zapadnięte a pod nimi były znajdowały się ciemne zasinienia. Moment gdy jego spojrzenie spadło na nią, zaczął wdychać mocniej, powietrze wydostające się w potężnych podmuchach radosnego podniecenia. W jednej ręce utrzymywał, nóż do ceremonii rytualny a serce Lara zaczynało uderzać. On ma nóż. Zęby szarpiące jej ciało to był wystarczająco zły, ale ostre rozcinające ostrze , metal przeciwko skórze i tkance, najeżdżający jej ciało i noszący z tym krzyki minionych ofiar, krzyki których nie mogła zagłuszyć potem tygodniami. Apele o łaskę dręczyły jej sny i uparcie trwały jak lód w jej żył, że czuła, że dostaje szału, do czasu gdy w końcu czas odsunie je daleko. Lara nie mogła powstrzymać wytryśnięci adrenaliny i nagłego przypływu mocy, która przyszła z tym, instynktowne wycofała się, uciekając i potykających się na schodach. Razvan warknął, jego odsuwające się wargi ukazały jego poplamione zęby. "Chodź tu!" Jego twarz była maską nienawiści. "Jesteś niczym, tanią pożywką pożywiającą geniusz mojego istnienia. Niczym! Robakiem pełzającym po ziemi by służyć wielkim. " Wskazał na lód i przez moment myślała by walczyć z jego mocą. Nie! Musisz robić to co on mówi. On nie może wiedzieć o mocy w tobie. On zamknie cię w więzieniu jak Xavier zrobił z nam. To jest szansa dla ciebie, Lara. Głos ciotki Bronnia szepnął, namawiał, błagał a nawet rozkazywał. Wszystko z tego nigdy nie wystarczyłoby do opanowania wrodzonej zdolności Lary do przetrwania i jej odrazy do noża i Razvana, ale był surowy strach leżący u podłoża każdego słowa które mówiła jej ciotka. Lara pozwoliła jej ciału się zgiąć, opaść na kolana, pełzać w poprzek podłogi lodu, chłód przenikał przez jej kolana. Pozwoliła uczuciu, nie regulując jej temperatury ciała, tak że roztargnienie z zimna pomogło jej się uspokoić. Razvan stał przez moment, zgarbiony, szepcząc do sobie, jego oczy przeszły z niebieskiego do zieleni. Lara skrzywiła się. Jej oczy często zmieniały kolor zależnie od jej nastroju, i to było jedno, co wiązało ją z Razvanem, jedna cecha którą musiała przyznać że mieli wspólną — a to oznaczały, że krew potwora płynie w jej żyłach. Zgarbił się, z dziwnym wyrazem na jego twarzy, gdy rozejrzał się po sali. Jedna ręka spadła na czubek jej głowy, jego ręka gładził co mogło być pieszczotą na jej miedzianych lokach. Mówił szeptem, jego głos zardzewiały i był zachrypnięty. "Wynoś się. Wynoś się zanim cię skonsumuje. " Lara mrugnęła w górę u niego, zastanawiając się nad tym dziwnym rytuałem, który zawsze następował zanim złapał ją za jej wąskie ramiona i szarpnął ją na nogi. Jego

Tłumaczy: franekM oczy świeciły ciemnoczerwono, promieniejąc szaleństwem gdy obrócił jej nadgarstek i rozciął go ostrzem. Krzyknęła, próbując powstrzymać wstrząs paniki i bólu, gdy nóż przeciął jej ciało do kości, uwalniając krzyki wielokrotnych ofiar, cienie życia wciąż przyczepione do broni, które torturował i zabił. Razvan przycisnął jej nadgarstek do swoich ust i zaczął ssać łakomie, jego zęby gryzły i skrobały jakby do kości. Wydał okropny siorbiący hałas, mieszający się z dźwiękiem i krzykami zmarłych. Łzy paliły za jej powiekami, zamgliły jej wzrok i dusiły w jej gardle. Ciotki miały rację, musiała uciec. Nie miało znaczenia co czekało w świecie zewnętrznym, nie mogła przeżyć tej męczarni dzień w dzień. Pozostań silna. On jest niemal zaspokojony. Uchwyciła się tego, wiedząc, że ciotki zawsze były poinformowane gdy Razvan właśnie miał przestać się żywić. Poczuła się słaba i cierpiąca na zawroty głowy, jej kolana zapadały się. A następnie wszystko w niej pozostało niewzruszone. Włosy na jej szyi uniosły się. Gęsia skórka wzrosła na jej ramionach a drżenie lęku zjechało w dół swojego kręgosłupa. Przychodził. Jeśli Razvan był potworem, jej dziadek był żywym uosobieniem zła. Mogła wyczuć jego obecność dużo wcześniej zanim wszedł do sali. Razvan zadrżał wyraźnie, gdy podniósł swoją głowę i schował Larę za siebie. Lara polizała swoim językiem przez ranę, lecznicze składniki w jej ślinie zamknęły jej skórę. Zapach ciała w stanie rozkładu zapowiadał nadejście Xaviera. Wszedł, jego wyniszczone ciało pochyliło się, jedna ręka zawinęła się wokół laski gdy wszedł do sali. Laska była bronią o zdumiewającej mocy i mogła być i często była używana jako narzędzie zadające ból. Długie szaty przykrywające chudy ciało szeleściło co krok, szeleszcząc w poprzek podłogi lodu, podnosząc kryształy, tak ze rąbek zbierał czerepy i odłamki lśniącej bieli. Długa biała broda sięgała niemal do pasa starca. Jego obraz był niewyraźny, gdy się ruszał, jeśli jednak dość wytężyła wzrok, mogła zobaczyć gnijące ciało pod atrakcyjnością. Lara poczuły nagły przypływ mocy i wiedziały, że emanuje raczej z laski niż od jej pradziadka. Razvan skulił się od starca, gdy ten się zbliżył. Wiedziała, że Xavier jest najstarszym magiem, zarówno białej jak i czarnej magii. Jego nauki były nie tylko fundamentem dla rasy magów, ale też karpackich ludzi. Jej ciotki poinformowały ją o strasznej historii rodziny, porwaniu, gwałtu, morderstwa i wojny. Wszystko przez tego człowiek i jego poszukiwania nieśmiertelności. Xavier wyciągnął chude ramię w jej kierunku, jego palce jak kości, paznokcie były długo i zakręcone. Skinął.

Tłumaczy: franekM Razvan odepchnął Lara. "Nie dotkniesz jej. Masz swój własny zapas. " Podejdź bliżej, Lara, teraz, podczas gdy oni się kłócą o ciebie. Podejdź blisko ściany i pomóż nam się uwalnić. "Już nie mogę wykorzystywać ich jak wiadomo. Mają zbyt wiele mocy do kontrolowania. Potrzebuję książki. Musimy znaleźć książkę." Xavier potknął się zbliżając się do Lary, jego szponiaste palce sięgały jej." Jak tylko będę mieć książkę, oni nie będą mogli mi się przeciwstawić. " Razvan zamiótł Lara dalej za nim. "Ta jest moja i nie dotkniesz jej." "Ośmielać się wydawać mi polecenia." Głos wrzeszczał w olbrzymich salach. Xavier postawił w stan gotowości swoją pełną wysokość, Razvan skurczył się przed nim. "Postarzałem się ale wciąż mam swoje zdolność a ty nie." Lara pomalutku przeszła bliżej ściany, przez cały czas zbierając energię w pokoju. "Nawet nie możesz panować nad swoimi własnymi dziećmi. Tak chore jak są one wciąż przeciwstawiają ci się! Zmusiłeś mnie do przyniesienia ci mojego własnego potomstwa ale nie możesz mieć tego. Zabijasz je swoją chciwością." "Oddasz mi ją." Xavier machnął swoją laską w górę, wskazując na wnuka. Lara wykorzystała moment, ciągnąc każdy skrawek energii z laski jaki mogła i kierując go w kierunku ściany lodu. Jednocześnie, ciotki połączyły swoją moc z jej. Masywny mur musował na zewnątrz w kierunku sali. Wielkie czerepy spadły gdy lód popękał a następnie się rozpadł. "Zatrzymaj je!" Xavier skoczył z dala od roztrzaskującego się lodu, gdy wykrzyczał ostrzeżenie. Jaskrawoczerwony smok wybuch przez lód, pazury zagięły się w kierunku Razvan gdy niebieski smok zgiął swoje skrzydło do Lary. Gwiazdko! Teraz! Wspinaj się. Ciotka Tatijana wezwała do niej. Lara nie zawahała się. Skoczyła szybko na skrzydło, wspinając się na pochyłą błonę i zamachując swoją nogą przez grzbiet smoki. Natychmiast smok podniósł się z powrotem na nogi, ogromne skrzydła trzepotały silnie, wywołując huragan, wysyłając obu mężczyzn do tyłu. Xavier zgubił swoją laskę. Lara skoncentrowała się na tym, skupiając wiatr prosto na grubej drewnianej lasce. Potoczyła się dalekiego w bok sali lodu. Niebieski smok wzniósł się w powietrze. Jest niewiele czasu. Idź, Tatijana, Leć jeśli możesz, Bronnie błagała swoją siostrę podczas gdy cisnęła swoje ciało między Razvan, Xavierem a Larę.

Tłumaczy: franekM Lara mogły zobaczyć, że oba smoki są słabe. Już ich kolor skóry wyblakł. Wysiłek by zatrzymać dwóch magów już dawał się im we znaki. Siedząc na Tatijana zdała sobie sprawę, że są głodne, zostały zagłodzony przez wiele lat. Xavier dozował im tylko najpotrzebniejsze wartości odżywcze, aby powstrzymać ich przed wykorzystaniem ich moc. Z ich dwóch, Tatijana była słabsza. Bronnie próbowała swój czas by bliźniaczka mogła dojść do powierzchni i uciec. Lara popatrzały w dół by zobaczyć, jak Razvan skradał się w kierunku rudego smoka. Bronnie machnęło swoimi skrzydłami zatrzymując Xaviera na podłodze i z dala od wszechpotężnej laski. Uważaj. Lara próbowały ostrzec swoją ciotkę, ale ostrzeżenie przyszło bicie serca za późno. Razvan zagłębiał nóż ceremoniału w klatce piersiowej rudego smoka. Tatijana krzyknęła. Rudy smok osunął się na podłogę. Zejdź. Uciekaj. Powstrzymam ich tak długo jak to możliwe. Tatijana zwiększyła swoje skrzydło by pozwolić Lara odpełzać daleko na półkę nad salą. Iść z nią Tatijana, błagała Bronnie. Chodź ze mną, żebrała Lara. Tatijana potrząsnęła swoją głową. Nie zostawię swojej siostry. Idź, bączku. Biegnij i zapomnij o tym miejscu. Nie oglądaj się za siebie. Bądź wolna i znajdź szczęście. Lara trzymała się kurczowo ściany lodu. Wciąż musiała odkryć swoją drogę w labiryncie tuneli na powierzchnię. Popatrzała ostatni raz na jedyny dom który kiedykolwiek znała. Xavier odzyskał swoje stopy i uniósł rękę. Laska zawahała się a następnie poleciała w poprzek sali do niego. "Być spokojna albo umrzesz" rozkazał. "Głupcze" syknął na Razvan. Rudy smok kontynuował walkę, przelewając krew w poprzek podłogi lodu w jaskrawoczerwonych smugach. Xavier wycelował laskę w niebieskiego smoka. "Uspokój się albo zabiję twoją siostrę." Bronnie przerwała cały ruch i leżała dysząc na lodzie. Niebieski smok usadowił się obok swojej siostry, trącania nosem jej długą szyją i językiem w celu uratowania jej. Lara powstrzymała szloch, przez przyciśnięcie jej ręki mocno o jej ust.

Tłumaczy: franekM Iść zanim jej ofiara będzie daremna, rozkazała Tatijana. Lara pobiegła. Rozdział 1 "Lara, wychodź stamtąd" powiedział Terry Vale. "Ściemnia się i nic tu nie ma ." Zarzucił na ramiona swój sprzęt do alpinizmu jaskiniowego, nie zdziwiony tym że nie znaleźli wejścia do jaskini lodu. Jeśli nikt w Karpatach nie odkrył jaskini do tego czasu, wątpił czy to miejsce istniało. Lara Calladine zignorowała go, kontynuując przeszukiwanie stoku dla najmniejszego pęknięcia, które mogło wskazać na obecność jaskini. Nie myliła się — nie tym razem. Moc wezbrała i zaszeleściła momentalnie, gdy umieściła stopę na górnych stokach góry. Zrobiła głęboki wdech i przycisnęła rękę ponad jej bijącym sercem. To było to. To było to miejsce, na którego szukanie poświęciła życie. Rozpoznałaby ten przepływ energii wszędzie. Znała każdy splot, każde zaklęcie, jej ciało wchłaniało gromadzącą się energię, tak że żyły zaskwierczały i zakończenia nerwowe piekły od energii obecnie w niej wzrastającej. "Muszę iść tam z Terrym," zgodził się Gerald French, popierając drugiego członka ich badawczego zespołu odkrywania jaskiń. "To miejsce przyprawia mnie o gęsią skórkę. Byliśmy w wielu górach, ale te nas nie lubią." Zaśmiał się nerwowo." Robi się tu ryzykownie" "Nikt nie mówi' ryzykowny, '" mruczała Lara, przejeżdżając ręką po ścianie kamienia o cal od niego, szukając nici mocy. Obaj mężczyźnie nie tylko byli jej pnącymi wspinaczce, ale jej najdroższymi przyjaciółmi. W tym momencie chciała ich zostawić, ponieważ wiedziała, że ma rację. Jaskinia tu była, tylko musiała znaleźć wejście. "Obojętnie," warczał Gerald. "Ściemnia się i nic tu nie ma, prócz mgły. Ta mgła jest przyprawiająca, Lara. Musimy się stąd wydostać. " Lara oszczędziła dwóm mężczyzną niecierpliwego spojrzenia, a następnie przeprowadziła pomiary wsi wokół nich. Lód i śnieg błyszczały, pokrywając okoliczne góry tak że wydawało się jakby skrzącymi kamieniami szlachetnymi. Daleko poniżej, mimo zapadającego zmierzchu, mogła zobaczyć zamki, gospodarstwa, i kościoły w dolinie. Owce kropkowały łąki i w dali mogła zobaczyć płynącą rzekę, napełnioną po brzegi. Nad głowami ptaki krzyczały, wypełniając niebo i bombardując ją nurkując ku niej tylko po to, aby przerywać nagle i koło jeszcze raz. Wiatr zmieniał się ciągle, gryząc jej twarzy i każdy kawałek odsłoniętej skóry, szarpiąc za jej długi, gruby

Tłumaczy: franekM warkocz, cały czas jęcząc i zawodząc. Od czasu do czasu, kamień spadł ze stoku i odbił się o półkę na zboczu poniżej. Strużka śniegu i ziemi zsuwała się obok swoich stóp. Jej spojrzenie ogarnęło dziką wieś poniżej. Wąwozy i jary przecinające ośnieżone góry, rośliny czepiające się kamiennych zboczy i drżały odsłonięte wzdłuż płaskowyżów. Mogła zobaczyć wejścia do kilku jaskiń i poczuć silne pociągnięcie wobec nich, jakby kusili ją by zostawić jej bieżącą pozycję. Woda napełniła głębsze depresje poniżej, tworząc ciemne torfowiska i żywo zielone pokłady mchu, które były rażącym kontrastem dla brązu który ich oblegał. Ale musiała tu być — w tym czasie — w tym miejscu. Studiowała ostrożnie geografię i wiedziała, że głęboko w ziemi, ukształtował się ogromna grupa jaskiń lodu. Wspięła się wyżej, wszystko pod nią wydawało się mniejsze i oblegała ją gruba biała mgła. Z każdym krok, ziemia przesuwała się nieznacznie a ptaki w górze wrzeszczały trochę głośniej. Zwykłe rzeczy, tak, ale subtelne poczucie niepokoju, ciągłe szeptanie głosu by odeszła zanim będzie za późno, mówiły jej że to miejsce chroniącej się mocą. Pomimo że wiatr kontynuował zawodzenie i wianie, mgła pozostawiała gruby welon, okrywający górny stok. "Chodź Lara," próbował jeszcze raz Terry. "Zajęło nam całe wieki, by uzyskać zezwolenia, nie możemy marnować czasu na złym obszarze. Widać że tu nic nie ma. " To wymagało znacznego wysiłku tym razem, by uzyskać zezwolenia dla jej badań, ale posłużyła się zwykłym sposobem — wykorzystujący jej dary do przekonania tych, którzy nie zgadzali się z nią, że z powodu niepokojącego globalnego ocieplenia klimatu, jaskinie lodu potrzebowały najpilniejszego zbadania. Wyjątkowe mikroorganizmy dobrze rozwijające się w ekstremalnym środowisku jaskiń, daleko od światła słonecznego, albo tradycyjnych substancji odżywczych. Naukowcy mieli nadzieję, że te drobnoustroje mogą pomóc w walce z rakiem albo nawet produkować antybiotyk zdolne zmieść z powierzchni ziemi najnowsze pojawiające się superbakterie. Jej projekt badawczy w pełni został sfinansowany i, mimo że była uważana za młodą, w wieku dwadzieścia siedem lat, została zauważona jako prowadzący specjalista w dziedzinie lodowych jaskiń i ich ochrony. Spędziła więcej godzin badając, sporządzanie mapy i studiując jaskiń lodu na całym świecie, niż większość innych naukowców dwa razy od niej starsi. Również odkryła więcej superbakterii niż jakikolwiek inny grotołaz. "To nie wydaje ci się dziwne, że nikt nie chciał nas w tym szczególnym regionie? Byli bardzo skłonni dać nam pozwolenie by rozejrzeć się gdziekolwiek indziej," wskazała. Jedną z przyczyn dla których się upierała było to że żadna z jaskiń nie została odwzorowana na mapie na tym obszarze, kierownik działu był tak dziwny — dziwny i raczej ogólnikowy, gdy przyglądali się mapie mapę. Dedukcja naturalnej geografii po

Tłumaczy: franekM studiowaniu obszaru, była taka że rozległa sieć lodowych jaskiń leży pod górą, ale cały region wydawał się pomijany. Terry i Gerald wydawali się dokładnie takie samo zachowywać jakby nie zauważyli struktury góry, ale obaj mężczyźni byli znakomici w znajdowaniu lodowych jaskiń z geograficznej powierzchni. Perswazja była trudna, ale wszystkie prace do tego momentu — tej jaskini — zostanie odkryte. "To tu jest" powiedziała z absolutnym zaufaniem. Jej serce wciąż biło — nie z radosnego podniecenia z odnalezienia — ale ponieważ chodzenie stało się takim obowiązkiem, jej ciało nie chciało iść dalej do przodu. Przełamała przymus do odejść i przecisnęła się przez zabezpieczenia, idąc szlakiem mocy, oceniając jak blisko była wejście po tym jak silna była jej potrzeba ucieczki. Głosy wzrosły na wietrze, wirował w mgłach, każąc jej wrócić, odejść dopóki mogła. Dziwnie, słyszała głosy w kilku językach, ostrzeżenie znacznie silniejsza i bardziej uparte gdy szła drogę wzdłuż stoku badając cokolwiek co mogło zapowiadać wejście do jaskiń, o którym wiedziała że tam było. Przez cały czas trzymała wszystkie zmysłu w alarmie, że potwory mogą czaić się pod ziemią, ale musiała wejść — znaleźć miejsce jej koszmarów, miejsce jej dzieciństwa. Musiała spotkać dwa smoki o których śniła wieczorami. "Lara!" tym razem, głos Terry'ego był ostry z protestu. "Musimy stąd iść." Ledwie oszczędziła mu drugiego spojrzenia, Lara stanęła przez dłuższy moment studiując wychodnię skały, która wcinała się z gładszego kamienia. Gęsty śnieg pokrył większość z nich, ale była osobliwość o formacji, która ciągle przyciągała jej spojrzenia do kamienia. Zbliżyła się ostrożnie. Kilka skałek leżało u podnóża większych głazów, i dziwne, ani jeden płatek śniegu nie przykleił się do nich. Nie dotknęła ich, ale studiować je z każdej strony, zauważając ostrożnie sposób w jaki zostały ułożone we wzór u podnóża wychodni skały. "Coś tu nie jest na miejscu," mruczała głośno. Natychmiast wiatr zawodził, wzrastającym dźwiękiem do krzyku gdy rzucił się do niej, wzbijając w powietrze szczątki, tak że strzeliły do niej jak niewielkie pociski. "To są kamienie. Zobacz, one powinni być ułożone inaczej." Lara pochyliła się i zepchnęła niewielki stos kamieni do innego wzoru. Od razu ziemia przesunęła się pod nimi. Góra zaskrzypiała na znak protestu. Nietoperze wzniosły się w powietrze, wylewając się z jakiejś niewidocznej dziury, w niewielkiej odległości od nich, wypełniając niebo tak ze było niemal czarne. Ciemne

Tłumaczy: franekM pęknięcie wzdłuż wychodni skały podzielił szerszy. Góra zadrżała i zatrzęsła się i jęknęła jakby żywa, jakby się budziła. "Nie powinniśmy tu być" niemal zaszlochał Terry. Lara zrobiła głęboki wdech i trzymała dłoń w kierunku wąskiego rozcięcia w stoku, jedynego wejścia do tej szczególnej jaskini. Moc rozbrzmiała w niej, i wszędzie dookoła wokół mogła poczuć zabezpieczenia, mocne i złowieszcze, chroniące wejście. "Masz rację, Terry," zgodziła się. "nie powinniśmy." Cofnęła się z wychodni skały i wskazała gestem w kierunku szlaku. "Chodźmy. I pospieszmy się. " Po raz pierwszy była naprawdę świadoma czasu, sposobu w jaki rozprzestrzeniała się ciemność, jak plama po niebie. Wróci tu wczesnym rankiem — bez jej dwóch towarzyszy. Nie miała pojęcia co został w skomplikowanych jaskiniach lodu poniżej, ale nie miała zamiaru narazić dwóch przyjaciół na niebezpieczeństwo. Zabezpieczenia w tym miejscu zamącą im w głowie, więc nie zapamiętają lokalizacji jaskini, ale znała każdy splot, każde zaklęcie, i jak odwrócić to aby strażnicy nie wpłynęli na nią. Jaskinie lodu jako całość były niebezpieczne przez cały czas. Ciągłe ciśnienie nałożonych pokryw lodu, często wysyłały wielkie zamarznięte kawały lodu wybuchające ze ścian, wystrzeliwane jak z racy, zdolne zabić coś, w co uderzą. Ale ta szczególna jaskinia znacznie przewyższała niebezpieczeństwo przewyższające naturalne, i ona chciała jej towarzyszy nigdzie w pobliżu. Ziemia przesunęła się jeszcze raz, wytrącając z równowagi wszystkich z nich. Gerald złapał ją powstrzymując ją przed spadaniem a Terrym złapał się wychodni skały, palcami przekopując powiększające się pęknięcie. Pod ich stopami, coś, co pod ziemią się poruszyło, podnosząc powierzchni o kilka cali, gdy kreatura ścigała się w kierunku podnóża skały którą układała Lara. "Co to jest?" wykrzyknął Gerald, wycofując się. Przepchał Larę za siebie, próbując ją ochronić, gdy ziemia i śnieg wybuchły w gejzerze prawie u jego stóp. Terry krzyczał, jego głos był wysoki i przerażony gdy przewrócił się do tyłu i niewidoczna kreatura ścigała się wobec niego pod ziemią. "Wstawaj! Ruszaj się! " Zawołała Lara, próbując obejść dużą posturę Geralda, by rzucić utrzymujące zaklęcie. Ponieważ obrócił się gwałtownie, plecak Geralda strącił ją z nóg i wysłał ją turlającą się z bardziej stromego stoku. Jej znamię, smok o dziwnym kształcie umieszczony nieco ponad jej lewym jajnikiem nagle zapłonął do życia, paląc jej skórę i jarząc się gorącą czerwienią. Dwie czarnozielone macki przekłuwały pokrytą śniegiem ziemię, śliskie od krwi, kolor był tak ciemny że niemal był czarny, pojawiając się po obu stronach lewej kostki

Tłumaczy: franekM Terryego. Brzmienie bulgocącego błota wzrósł wraz ze szkodliwym, rozkładającym się smrodem zgniłych jajek i siarki, tak obezwładniający całą ich trójkę że nie mogli złapać tchu. Cebulkowe czubki macek schowały się do tyłu, ujawniając zwijające się główki węża, które uderzyły z brutalną prędkością. Dwa zakrzywione, jadowite kły zacisnęły się z obu stron przez skórę Terryego, niemal do szpiku kości. Terry krzyczał i machał w przerażeniu gdy jego krew kapała do nieskazitelne białym śniegu. Mala szczelina w ziemi zaczęła się powiększać do większej dziury, kilka stóp od Terryego. Od razu, macki wycofały się w kierunku dziury, ślizgając się przez powierzchnię, ciągnąc Terryego za kostkę. Jego krzyki strachu i bólu stały się bardziej ogłuszający, przenikliwe i przerażający. Gerald rzucił się do przodu, porywając Terryego za ramiona i rzucając jego ciało w przeciwną stronę. "Pośpiesz się, Lara!" Lara wspinała się na szczytu stoku. Mgła zakręciła się i zgęstniała wokół niej, utrudniając widzenie. Rozłożyła swoje ramiona jakby biegła, zbierając energię z ciemniejącego nieba, obojętna czy jej towarzysze mogą ja zobaczyć, wiedząc, że była jedyną szansą dla Terryego. Ani razu odkąd opuściła jaskinię lodu nie używała wiedzę swojego umysłu, obfitości informacji jej ciotek, którą z nią dzieliły, umieszczane wspomnienie po wspomnieniu w jej umyśle — w rzeczywistości nie była pewna, czy są rzeczywiste. Do tego momentu. Moc ją zalazła. Jej umysł się otworzył. Rozszerzył. Sięgnął do studni wiedzy i dokładnie znalazł słowa których potrzebowała. "To jest zbyt silne." Gerald wbił swoje pięty w ziemię i trzymał się Terryego z każdą uncją siły jaką posiadał. "Przestań marnotrawiąca twoją energię i pomóż mi, cholera. No, Terry, walcz. " Terry przerwał nagle krzyk i zaczął walczyć na serio, kopiąc wolną nogą w próbie obalenia dwóch głów węża. Winorośl wyrzuciła więcej macek, zielonkawo-czarne łodygi wiły się okropnie patrząc na cel . Zęby osiadły bardziej w głąb kostki Terryego, przepiłowując się przez ciało i kości w celu zatrzymania ich ofiary. Lara rzuciły się do przodu, podnosząc twarz do nieba, gdy wymamrotała słowa, które znalazła w swoim umyśle. Wzywam moc nieba. Sprowadź błyskawicę oczami mojej duszy. Nadając kształt, przesuwając, poddaj się mojej woli. Wykuj kosę z naostrzonej stali. Gorącym i jaskrawy ogień prowadzić moją rękę z dokładnością. Błyskawica szła zygzakiem po niebie, zapalając brzegi chmur. Powietrze wokół nich tak się naelektryzowało że włosy na ich ciałach i głowach wyraźnie się uniosły. Lara poczuła, jak elektryczność skwierczy w koniuszkach jej palców i skupia się na wąskiej przestrzeni między długimi, grubymi ciałami a głowami winorośli węża.

Tłumaczy: franekM Światło białe przemknęło przez krótki dystans i przekłuło szyje kreatur. Zapach gnijącego ciała wybuchu z winorośli. Obie odcięte macki opadły bezwładnie na ziemię pozostawiając zęby z głowami zamocowanymi wciąż zatopione w głębi kostki Terryego. Reszta macek wycofała się do tyłu we wstrząsie, a następnie zakopały się pod ziemię i śniegiem. Terry chwycił jedną z głów i wyciągną ją. "Nie!" zaprotestowała Lara. "Zostaw to. Musimy natychmiast się stąd wydostać. " "To pali jak kwas" poskarżył się Terry. Jego twarz była blada, niemal jak warstwa śniegu, ale krople potu zaznaczyły kropelkami jego czoło. Lara potrząsnęła głową. "Musimy opuścić tę góry natychmiast. I nie możesz ryzykować do czasu, gdy na to spojrzę. " Wzięła go pod rękę i dała znak Geraldowi by złapał go za drugą. Przytrzymali Terryego między nimi i zaczęli śpieszyć się od stoku, do dobrze znanej drogi, daleko po ich prawej stronie. "Co tam było?" wysyczał Gerald, jego oczy spotkały jej nad głową Terryego. "Czy kiedykolwiek widziałaś podobnego węża?" "Czy miał dwie głowy" zapytał Terry. Niepokój sprawił, że nadmiernie wciągał powietrze. "Nie widziałem aż tak dobrze, zanim uderzyło. Myślisz, że to jest trujące? " "To nie atakuje twojego ośrodkowego układu nerwowego, Terry," powiedziała Lara "Przynajmniej jak dotychczas. Odprowadzimy cię w dół do wsi i znajdziemy lekarza. Wiem kilka rzeczy o medycynie. Mogę opatrzyć cię gdy dojdziemy do samochodu. " Góra przetoczyła się z łoskotem, złowrogo, drżąc pod ich stopami. Lara rzuciła okiem w górę na wirujące białą mgłę. Nad nimi, na śniegu pojawiły się pęknięcia pajęczyny i zaczęły się rozszerzać. Gerald przeklął, ponownie zaciskając uchwyt na Terrym i zaczął biec wzdłuż wąskiego, krętego szlaku. "To zejdzie w dół." Terry zacisnął zęby, wbrew bólowi promieniującemu nad jego kostką. "Nie mogę uwierzyć że to się dzieje. Mam mdłości. " Lara trzymała swoje oczy na górę za nimi, gdy biegli, ciągnąć Terryego przy każdym kroku. "Szybciej. Nie zatrzymuj się. " Ziemia przesunęła się i przetoczyła się i małe wiry śniegu prześlizgiwały się w pomysłowych wzorach w kierunku stoku pod nimi. Wzrok był olśniewające, nawet hipnotyczne. Gerald potrząsnął swoją głową kilkakrotnie i patrzał z zaskoczeniem na

Tłumaczy: franekM Larę, zwalniając by spojrzeć dookoła na falujący śnieg. "Lara? Nie mogę przypomnieć sobie co się stało. Gdzie jesteśmy?" "Właśnie zostaliśmy złapani przez lawinę, Gerald," ostrzegła Lara. " Terry został ranny i musimy się cholernie spieszyć. Teraz się ruszaj! " Włożyła każdą uncję przymusu i polecenia do swojego głosu, jaką mogła zebrać w trakcie ucieczki. Na szczęście obaj mężczyźni słuchali, koncentrując się na schodzeniu z dużego nachylenia tak szybko jak tylko mogli i nie zadając już więcej pytań. Zabezpieczenia chroniące jaskinię były nie tylko śmiertelne, ale mieszały w głowie i dezorientowały każdego podróżnego który natknął się na nie. System ostrzegawczy zazwyczaj wystarczył by ludzie niespokojni opuścili obszar, ale kiedy został uruchomiony, zabezpieczenia wymazywały wspomnienie, albo nawet zabijały by chronić wejście do jaskini. To było z pewnością miejsce, którego szukała. Teraz musiała przeżyć aby wrócić i odkryć długo ukrywane sekrety przeszłości. Gerald potknął się, i Terry krzyknął gdy głowa węża uderzyła o szczególnie gęstą kupę śniegu i lodu, wtykając zęby w głąb jego ciała. Lara poczuła drżenie góry. Początkowo była cisza, a następnie dalekie dudnienie. Dźwięk zyskał na sile i wielkości, do czasu gdy stał się rykiem. Śnieg zsuwał się, początkowo wolno, ale nabierał prędkości, kłębiąc się i wrząc, pędząc wobec nich. Lara zmusiła się do opanowania panikę i dotarła do studni wiedzy, o której wiedziała że jest gdzieś w głębi niej. Jej ciotki nigdy nie wydawały się jej ludzkie, ale ich głosy były, i ogromna obfitość informacji zebranej przez wieki został przechowany we wspomnieniach Lary. Była Dragonseeker, wielkiego karpackiego dziedzictwa. Była człowiekiem z odwagą i siłą wieków. Była magiem, zdolnym zebrać energię i użyć jej dla dobra. Wszyscy z jej przodków byli potężnymi istotami. Krew trzech gatunków zmieszała się w jej żyłach, mimo to nie należała do żadnego z tych światów i szła jej wybraną drogą — sama, ale zawsze prowadzona przez mądrość ciotek. Poczuła, jak siła wlewa się do niej, czuła trzask energii gdy niebo zapłonęło od błyskawicy. Jeszcze raz zaglądając jej przez ramię, wysłała polecenie do środowisk naturalnych natury by przeciwdziałać ochronnemu zabezpieczeniu, które mroczny mag użył na górze. Wzywam cię lodzie, wpasuj się w moją rękę, zaopatrz mnie w schronienie ponieważ rozkazuję. Śnieg nagle się zatrzymał, rozsypując się w powietrzu, zamrożony na miejscu, zakręcony nad ich głowami, jak olbrzymia fala nieruchoma w powietrzu. "Biegnij!" wykrzyknęła Lara. "Idź, Gerald. Musimy wydostać się z góry. "

Tłumaczy: franekM Zapadała noc i lawina nie była najgorszą rzeczą z którą musieli się zmierzyć. Wiatr ucichł, ale głosy pozostały, wrzeszczące ostrzeżenia, których nie ośmieliła się lekceważyć. Chwycili Terryego i w połowie biegli, w połowie zjeżdżali w dół dużego nachylenia. Nad ich głowami, ciężki całun śniegu utworzył falę, wspinając się nad nimi, nieruchomy jak złowieszczy posąg. Terry pozostawił smugi krwi gdy wpadł w poślizg nad oblodzoną powierzchnią. Pocili się obficie, do czasu gdy dotarli do pośladków. Zlokalizowanie ich samochodu było łatwym zadaniem. W tym szczególnym obszarze Rumunii, większość z tutejszych ludzi użyła wozów z oponami, ciągniętych przez konie. Samochody nie był częstym widokiem i ich, tak mały jak był, wydawał się zbyt współczesny w miejscu tak wiekowo starym. Gerald ciągnął Terryego przez łąkę, gdzie stał zaparkowany samochód pod jakimiś nagimi gałęziami. Lara zawrócone w kierunku góry, wypuściła oddech i klasnęła w ręce trzy razy. Nastała dziwna, pełna wyczekiwania cisza. Fala przetoczyła się, śnieg spadł. Góra przesunęłą się, podnosząc chmurę białego pyłu w powietrze. "Lara," wysapał Terry. "Musisz wyjąć zęby z mojej kostki. Moja noga pali jak diabli i przysięgam, coś pełza wewnątrz mnie — wewnątrz mojej nogi. " Rozłożył się na tylnim siedzeniu, jego skóra była niemal szara. Pot zmoczył jego ubranie a jego oddech przeszedł do postrzępionych gwałtownych wdechów. Lara uklękła w błocie i zbadała ohydne głowy. Wiedziała czym były — hybrydami rocznego maga, wyhodowanymi by wykonywały jego polecenia. Zobaczyła ich początki w swoich koszmarach. Węże wtryskujące trujący wywar, w tym maleńkie mikroskopijne pasożyty, do ciała ich ofiary. Organizmy ostatecznie opanują jego ciało a następnie jego mózg, do czasu gdy będzie zwykłą kukiełką, wykorzystywana przez mrocznego maga. "Przepraszam, Terry," powiedziała łagodnie. "Zęby maja kolce i muszą zostać ostrożnie usunięte." "W takim widziałaś je wcześniej?" Terry chwycił jej nadgarstek i trzymał ją przy sobie, gdy przykucnęła obok otwartych drzwi samochodu. Leżał w poprzek tylniego siedzenia kołysząc w bólu. "Nie wiem dlaczego, ale fakt, że wiesz czym są te znaki, sprawia że czuję się lepiej." To nie sprawiło, że ona czuła się lepiej. Była dzieckiem, wciągniętym do laboratorium. Rzeczy i zapachy były tak okropne że próbowała je zapomnieć. Smród krwi. Krzyki. Groteskowe maleńkie robaki w rozkładających się kulach, poruszając się w żywej gorączce, spożywające krwi i ludzkie ciał.

Tłumaczy: franekM Lara zrobiły głęboki wdech i wypuściły go. Nie mieli dużo czasu. Musiała zaprowadzić Terryego do mistrza uzdrowiciela, który mógł pozbyć się tych rzeczy, ale mogła spowolnić pogarszanie się tego. Gerald rozejrzał się dookoła, a następnie z powrotem w górę na górę, teraz cichą i spokojną. Biała mgła wirowała, ale głosy odeszły. W górze chmury stały się cięższe i ciemniejsze, ale góra wyglądała na nieskazitelną — nienaruszoną — na pewno nie jakby ktoś się wspiął i został zaatakowany. "Lara?" brzmiał na tak zdziwionego gdy popatrzał. "Nie mogę przypomnieć sobie gdzie byliśmy. Nie mogę przypomnieć jak te węże zaatakowały Terryego. Czy węże nie potrzebują ciepła? Co się z mną dzieje? " "Teraz to nie ma znaczenia. To co ma znaczenie to, to by wyciągnąć zęby z nogi Terryego i zaprowadzeniem go do gospody, gdzie ktoś, kto wie co robić może mu pomóc. "Ktoś z naturalnymi leczniczymi umiejętnościami, więcej niż umiejętnościami lekarza. Jeśli był gdzieś w sąsiedztwie gdzie znajdowała się jako dziecko, następnie będą musieli znaleźć kogoś kto będzie potrafić zająć się raną maga. Zamknęła swoje oczy aby zasłonić widok szarej twarzy Terryego i Geralda pełnego niepokoju. W głębi serca, gdzie znajdowała się bogactwo wiedzy, znalazła swoje ciche centrum. Prawie mogła słyszeć szept głosu swoich ciotek, kierujących nią gdy nadeszły informacje. Zakrzywione kły miały haczyki na czubkach. Odcięta głowa, teraz nie gryzła, kły odsuwały się od wzrastającej temperatury i światła. Odciągnij truciznę, która pozostała, wyrządzając krzywdę, zatrzymaj ból. "Może być ktoś znacznie lepszy kto może to usunąć," powiedziała Lara. "Możemy szybko sprowadzić go do gospody i para która prowadzi gospodę może znaleźć kogoś kto zajmował się tym wcześniej." Terry potrząsnął swoją głową. "Nie mogę tego znieść, Lara. Jeśli nie wydostaniesz tego teraz, wyrwę je. Naprawdę nie mogę tego znieść. " Kiwnęła głową ze rozumieniem i sięgnęła pod kurtkę po nóż za paskiem. "Więc zróbmy to. Gerald, przejdź z drugiej strony i trzymaj Terryego." Bardziej niż czegokolwiek innego nie chciała by Geralda opryskała skażona krew. Maleńkie mikroorganizmy były niebezpieczne dla każdego. Gerald był jej posłuszny, bez pytania i Lara studiowała pierwszą z głów węża. Hybryda była częściowo rośliną, w części żywym zwierzęciem, wszystko razem było przerażające. To miało opanować osobę, choćby nie wiem jakiego gatunku, i przenieść ich pod kontrolę mrocznego maga. Nie tylko Karpatianie i ludzie byli torturował, ale także jego właśni ludzie. Nikt, nawet jego własna rodzina, nie był bezpieczni, o czym Lara mogła zaświadczyć.

Tłumaczy: franekM Zamknęła swoje oczy i przełknęła ślinę, zatrzaskując drzwiami na wspomnieniach, które były zbyt bolesne, zbyt przerażające, by pamiętać, kiedy miała tak skomplikowane zadanie przed sobą. Rzadko wykorzystywała swoje lecznicze umiejętności na kimkolwiek innym w ciągu kilku ostatnich lat. W dzieciństwie, zrobiła kilkakrotnie błąd, podróżując z Cyganami. Zrosła złamane kości. Wyleczyła rany od ostrza, które zabiłoby człowieka. Usunęła szkodliwe bakterie z płuc dzieci. Początkowo ludzie byliby wdzięczni, ale nieuchronnie zaczęli się jej bać. Nigdy nie pokazuj że jesteś inna. Musisz wpasować się tam gdzie jesteś. Naucz się języka i zwyczajów. Sposób ubierania się, w jaki się ubierają. Mów jak oni mówią. Ukryj to kim i czym jesteś i nigdy nie ufać nikomu. Bardzo lubiła Geralda i Terryego —. Współdziałali przez kilka lat, ale była bardzo ostrożna nigdy nie narzucając się któremukolwiek z nich, albo pokazała im, że różniła się w jakiś sposób. "Lara." Błagający głos Terryego zmusił jej myśli do powrotu do zadania. Odzyskała równowagę i udzieliła mu dodającego otuchy kiwnięcia głową. Byli przyzwyczajeni do pójścia w jej ślady i to było naturalne że patrzyli na nią teraz. Wzięła kolejny oddech i wypuściła go, obniżając wzbierająca odrazę. Słowa monotonnego leczniczego śpiewu wzrosły z tego takiego samego banku wiedzy i powtórzyła je pod nosem, gdy wsunęła nóż ostry jak brzytwa pod skórą Terryego i znalazła haczyk. Kunasz, nélkül sivdobbanás, nélkül fesztelen löyly. Ot élidamet andam szabadon élidadért. O jelä sielam jorem ot ainamet és tak? e ot élidadet. O jelä sielam pukta kinn minden szelemeket bels?. Pajńak o susu hanyet és o nyelv nyálamet sívadaba. Vii, o verim tak? o e verid andam. Starożytny karpacki język, którego nauczyła się jako dziecko, wchodził do głowy. Ona może być zardzewiała, nie używając go nigdy wcześniej inaczej niż szepcząc do siebie zanim zasnęła, ale słowa, wypowiadane w monotonnym śpiewie, zawsze ją uspokajały. Gdy wyszeptała lecznicze słowa, uśmierzyła ból Terryego. Kieł był paskudne — i brudne. Zakrzywiały się w skórę coraz bardziej, zakopując się głębiej, a na końcu, przy ukłuciu, był mały zadzior, zakrzywiając się w przeciwną stronę. Musiała ostrożnie rozciąć skórę, pozwolić punktom po obu stronach stać się wystarczająco luźnym, by wysunąć je bez dalszego uszkadzającego nogi Terryego. Początkowo użyła swojego ludzkiego wzroku, blokując całą inną umiejętność zobaczenia, do czasu gdy wydobyła haczyk na zewnątrz. Dopiero wtedy pozwoliła

Tłumaczy: franekM sobie spojrzeć oczami maga. Maleńkie białe robaki zwinęły się i zakopywały, zapełniając komórki w celu jak najszybciej reprodukcję. Jej żołądek przewrócił się. To wymagało olbrzymiego wysiłku by pozbyć się świadomości jej własnych myśli i swojej fizyczności i stać się leczniczym ogniem białego światła wlewającego się do rany Terryego i wypalić organizmy tak szybko jak tylko je znajdzie. Robakowr kreatury próbowały ukryć przed światłem, i szybko powielić. Starając się być dokładna, ale Terry zwijał się i jęczał, rozpraszając ją, nagle, ni z tego ni z owego sięgając do jego drugiej kostki, próbując wyszarpując głowę węża. Znalazła się nagle z powrotem w jej własnym ciele, na moment zdezorientowana i ogarnięty panicznym strachem. "Terry! Zostaw to. Wyjmę to." Było za późno. Krzyknął gdy szarpnął głowę obrzydliwego węża, wydzierając ją ze swojej kostki. Haczyk rozerwał jego skórę i mięsień. Krew wytrysnęła na tylnie siedzenie samochodu i wystrzeliła w poprzek siedzenia, obryzgując klatkę piersiową Geralda. "Nie dotykać krwi swoimi rękami!" krzyknęła Lara. "Użyj tkaniny. Ściągnij kurtkę, Gerald” Zacisnęła obie ręce nad raną, naciskanie mocno, ignorując piekący bólu, gdy krew pokryła jej skórę, paląc do szpiku kości. Walczyła ze swoim własnym strachem i paniką by sięgnąć chłodnego, zrównoważonego miejsce w swoim środku, wzywając leczenie światłem, rozżarzone do białości i oczyszczając kwasową krew węża. Powodem dla którego paliło jej znamię, musiała być krew wampira, wmieszaną w obrzydliwym wywarze. Gerald zerwał swoją marynarkę i wyrzucił ją, ponieważ materiał tlił się szarawym dymem. Terry stał się cichy, gdy Lara wysłała lecznicze światło przemykające przez jego ciało do otwartej rany w jego nodze. Krwawiąc spowolniło do strużki i maleńkie robaczkowe stworzenia wycofały się z rozprzestrzeniającego się gorąca, które wytworzyła Lara. Przyżegała ranę, niszcząc tyle pasożytów ile mogła, przed zamoczeniem swoich rąk i ramion w takiej samej gorącej energii. "Miałeś jakąkolwiek krew na sobie, Gerald?" Potrząsnął swoją głową. "Nie sądzę, Lara. Tak to czuję ale wytarłem ręce i twarz i nie ma jakichkolwiek plam. " "Gdy zaprowadzimy Terryego do uzdrowiciela, musisz wziąć prysznic tak szybko jak to tylko możliwe. I spal swoje ubranie. Nie wystarczy tylko je uprać, spal je. Wszystko. "

Tłumaczy: franekM Wycofała się z tylniego siedzenia, pomagając Terryemu umieścić nogami z boku drzwi, tak by mogła je zamknąć i popędziła wokół od strony kierowcy. Kolor Terryego był straszny, ale co ważniejsze, nie podobał jej się sposób w jaki oddychał. Częścią jego udręki mógł być wstrząs, płytkie, zbyt szybkie oddechy paniki, ale obawiała się, że nie powstrzymała pasożytów przed napadnięciem na jego ciało. Natychmiast potrzebował mistrza uzdrowiciela. Jechała tak szybko jak tylko mogła po wąskiej, podziurawionej górskiej drodze, prześlizgując się przez niektóre nagłe kolei i podskakując nad błotnistymi dołkami. Brudna woda wytryskiwała w powietrze, gdy samochód zarzucił przez błoto i śnieg. Wszędzie wokół nich, spokojna wieś wydawała się ostrym kontrastem do ich przerażenia i rozpaczy. Okrążyły ich stogi siana i krowy. Niewielkie domy kryte strzechą i konne wozy z olbrzymimi oponami przywracały wrażenie cofania się do epoki o znacznie wolniejszym tempie i bardziej szczęśliwszej. Zamki i masa kościołów nadały obszarowi średniowiecznego wyglądu, jakby rycerze na koniach mogli przejechać przez wzgórza w każdej chwili. Lara podróżowała po całym świecie szukając jej przeszłości. Zapamiętała mało ze swojej podróży z jaskini lodu i znalezienia jej przez Cyganów, podróżowała po całej Europie. Przekazywana z rodziny do rodziny, nigdy nie dowiedziała się gdzie ja znaleźli. Przyjazd do Karpat był jak powrót do domu. A kiedy przekroczyła granicę Rumunii, poczuła się jak w domu. To miejsce było wciąż dzikie, lasy nieoswojone a ziemia żywa pod jej stopami. Samochód wpadł w poślizg na kolejnym zakręcie i wydostali się z gęstego lasu na torfowisko. Szlak zwęził się nawet bardziej, nawijając się na nieprzerwaną ziemię podczas gdy zapach bagna przeniknął powietrze wokół nich. Drzewa zakołysały się i opadły pod ciężkim ciężarem śniegu. Światła w dali zwiastowały gospodarstwa i na moment pomyślała by zatrzyma się w jeden z najbliższych i poprosi o pomoc, ale Terry został pogryziony przez węża wyhodowanego z krew wampira przez maga. Leczenie rany zadanej przez maga było dość trudne, ale hybryda z krwią wampira — wymagała umiejętności sięgających daleko poza jej wiedzą albo tym bardziej ludzkiego lekarza. Ich jedna nadzieja spoczywała we właścicielach gospody. Para urodziła się i wychowała się na tym obszarze i żyli tu całe swoje życie. Lara nie mogła wyobrazić sobie, że nie będą mieć jakiejś wiedzy o niebezpieczeństwie czającym się pod górą. Z czasem, to stało się trudne do ingerowania tych samych wspomnień. I było coś w gospodzie — coś, co ciągnęło Lara do niej. Sugestia mocy, jakby może subtelny wpływ w pracy, zachęcający turystów i gości by zatrzymywali się w przytulnej, miłej gospodzie. Lara pozwoliła sobie być wrażliwą na przepływ mocy, ponieważ to był pierwszy raz od kiedy smok pchnął ją na górną półkę jaskini, której uległa, delikatny dotyk płynnej

Tłumaczy: franekM energii. Zapomniała jak to było kąpać się w trzeszczącej od energii mocy, czuć, jak to ja oblega, przepływa przez każdą komórkę, aż jej ciała zanuciło z nią. Gospoda i cała wieś wydzieliły zdumiewające uczucie, pomimo że to było tak subtelne ze niemal to pominęła. "Lara," zawołał z tylniego siedzenia Gerald. "Moja skóra zaczyna piec." "Jesteśmy prawie na miejscu. Wyjdź i weź prysznic jako pierwszą rzecz." Nie chciała myśleć o tym co cierpi Terry. Był bardzo cichy, z wyjątkiem wydawanie cichych jęków. "Gerald, gdy dostaniemy się do gospody, będziemy musieć porozmawiać z właścicielami i zapytamy kim jest miejscowy uzdrowiciel." "Właścicielka nazywa się Slavca i wyglądała na bardzo miłą." "Mam nadzieję że jest też bardzo dyskretna. Ona na pewno zna każdego. " "Czy nie lepiej poprosić o zawołanie najbliższego lekarza?" zapytał Gerald. Lara spróbowała brzmieć swobodnie. "Czasami miejscowi uzdrowiciele wiedzą dużo więcej o roślinach i zwierzętach na danym obszarze. Pomimo że nigdy nie napotkaliśmy tego szczególnego gatunku wcześniej, mogę się założyć że mieszkańcy wsi mają miejscowego uzdrowiciela, który prawdopodobnie dokładnie wie co robić, by wydobyć haczyki —" "przerwał i pośpiesznie przerobił swój opis." Jad. " Lara wciągnęły samochód na krętą drogę do gospody na krańcu miasta. Duża, dwupiętrowa gospoda wychodziła na las z jego długim gankiem i zapraszającymi balkonami. Zaparkowała tak blisko schody jak mogła się dostać i śpieszyła wokół by pomóc Geraldowi wyjąć Terryego. Cienie wydłużyły się i urosły, gdy chmury w górze zgęstniały z groźbą śniegu. Wiatr zawył i drzewa zakołysały się i zaszeleściły na znak protestu. Lara rozejrzała się dookoła z bystrymi, ostrożnymi oczami, gdy otworzyła drzwi z tyłu by dojść do środka do Terryego. "Wrócę po głowę węża by pokazać ja właściciela gospodarzowi. Nie dotykać ich, "ostrzegła. Terry wisiał między niemi, niemal niesiony. Gerald praktycznie go niósł gdy potknęli się na śniegu. Przejście było jasne, ale poszli skrótem, idąc ciężkimi krokiem przez frontowy ganek. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna otworzył dla nich drzwi i doszedł pomóc. Nawet mimo tragicznych okoliczności, Lara uważały go za przystojnego, nawet atrakcyjnego. "Nie dotknij krwi," ostrzegła. "Jest bardzo jadowita."

Tłumaczy: franekM Spojrzenie ciemnowłosego mężczyzny przesunęło się do jej twarzy i zamarło, zamykając się na niej. Przez jedne moment było wstrząśnięte rozpoznanie w jego oczach, a następnie już go nie było gdy wsunął swoje ramię pod Terryego uwolnić ją od jego ciężaru. Lara zakręciła z powrotem w kierunku samochodu. "Wnieś go do środka i poproście właścicielkę gospody by znalazła uzdrowiciela. Wezmę głowę węża. " Popędziła z powrotem w dół schodów, pokonując w biegu odległość do samochodu. Gdy szarpnięciem otworzyła drzwi, jej znamię, to w kształcie smoka, zaczął palić ogniem na jej skórze. Było tylko jedna rzecz, które wywoływała ostrzeżenie smoka: Wampir. I musiał być blisko. Pośpiesznie przywdziała swoją oblekającą spódnicę i płaszcz przykrywający jej broń. Zamknęła drzwi i rozejrzała się ostrożnie wokół siebie, jedna ręka ześliznęła się pod jej gruby czerwony płaszcz, znajdując nóż za jej paskiem. Rozdział 2 Noc była przejmująco chłodna. Nie powinien tego czuć — Karpatianie łatwo mogli regulować temperaturę ciała, ale chciał być chłodny. To było uczucie. Nie emocja — ale coś. Chłód był jak gorycz, może, a gorycz była uczuciem. Może to była najbliższa rzecz podobna do uczucia, które będzie miał przed śmiercią. Nicolas De La Cruz szedł przez długości wsi długimi, wolnymi krokami, jego twarz odwróciła się od ludzi, którzy dzielili z nim trasę, by uniemożliwić im zobaczenie jego oczu. Wiedział, że normalnie ciemne, granatowo-czarne kolory, świeciły ciemną czerwienią. Lodowaty chłód wirował w dole jego brzucha, i w głębi serca, gdzie powinna być jego dusza, która była tylko małym czarny kawałkiem, który z niej został — i on również, został podziurawiony. Wieki polowań i zabijania wampirów, dawno temu wzięły swoja zapłatę. Podniósł swoją twarz do kłębiących się chmur splecionych i ciężkich od śniegu. To była jego ostatnia noc. Zakończył swoją walkę. Służył swoim ludziom i jego rodzinie z honorem, odpierając przez stulecia ciosy i polował więcej na jego upadłych towarzyszy niż większość. Jutro wyjdzie na słońce i położy kres jego długiemu, jałowemu istnieniu. Był daleko od swojego domu i jego braci. Jego najstarszy brat, Zacarias, nie był w stanie go powstrzymać przed taką odległością, i tak naprawdę, nie wyczuje jego końca, do momentu gdy będzie już za późno by go powstrzymać. Zastanawiał się jak długo potrwa zanim słońce spali go do czysta. Kawał czasu z plamami na duszy, ale

Tłumaczy: franekM jednak, jego bracia nie musieliby dzielić intensywność cierpień jego ostatnich minut życia. Zadrżał, wdzięczny za chłód na swojej twarzy i skórze, wdzięczny, że mógł poczuć fizyczne uczucia. Uczucia — utracił je dawno temu, były odległym wspomnieniem, a może to wcale nie były jego wspomnienia. Trzech z jego braci znalazło życiowe partnerki i dzielili się ich nowo odkrytymi uczuciami z nim. Pod pewnymi względami ich szczęście stało się o wiele trudniejsze, by dzielić je będąc tak samotnym. Poszedł na ostatni spacer po wsi zanim uda się na spotkaniem z Mikhailem Dubrinskym — księciem karpackich ludzi. Podróżował daleko by dostarczać ostrzeżenie, ale teraz, nie był pewny, czy to jest bezpieczne, spotkać się twarzą w twarz — szczególnie w małych ograniczeniach pobliskiej gospody. Już bicia serca były głośne, zasypując go potrzebą bogatej, gorącej krwi. Ostre zęby napierały wewnątrz jego ust a ślina zebrała się oczekując na ucztę. To nie wymagało wiele zachodu by poczuć smak — tylko przez moment, jeden raz — gorący pośpiech adrenaliny - zapraszającej krwi, która udzieliłaby mu mignięcia utraconych uczuć. I kobietę… z rozkoszą poczułby miękką skórę kobiety, wdychając jej zapach, udając choć przez chwilę, że ma kogoś, kto należał do niego, patrzy na niego z miłością — prawdziwą miłością — nie zachłannym gorącem, które przychodziło w momencie, gdy kobieta dowiedziała się po jego bogactwie materialnym. Gdyby mógł poczuć żal, nie po niezliczonej ilość razy, gdy musiał zniszczyć dawnego przyjaciela, nie za wiele dusz które uwolnił i złożył do grobu, ale że nigdy nie poczuł prawdziwej potrzeby kobiety. Nigdy nie trzymał w ramionach kobiety, którą kochał i uwielbiał ją swoim ciałem. Szepty w jego umyśle rosły w siłę, kusząc go rzeczami, których nigdy nie znał w swoim długim życiu. Kobiety były przyciągane przez jego wygląd, jego władze i jego pieniądze. Używał ich do pożywienia się, ale nigdy nie był w stanie dowiedzieć się, co to znaczy poczuć przyjemności, które kobieta mogła przynieść jemu ciału, spokój który mogła przynieść jemu umysłowi. Jeden smak. Jeden raz. Mógł zatopić swoje zęby w miękkiej skórze i mógł poczuć przepływ życia, słyszeć, rytm przyśpieszenia jej serca, w zgodzie z jego. Bałaby się go, jego dominacji, jego pełnego panowania nad nią. Życie albo śmierć. Miał tę moc. Jego serce uderzyło mocno w jej klatce piersiowej. Jego ciało wzbudziło się do życia. Wyczuł ofiarę. Zapach skinął na niego. Wołał z piękna nocy. Musiał tylko wziąć ten jeden ostatni smak i mógł doświadczyć wszystkiego, zanim wzejdzie słońce i spali go całkowicie. Obrócił swoją głowę i zobaczył jej pozycję w ciemnościach. Oddech opuścił jego organizm w pośpiechu.

Tłumaczy: franekM Jej skóra była blada i nieskazitelna. Jej włosy zostały związane w długi, gruby warkocz. Jej oczy były szerokie, duże i iskrzące się, lekko błyszczące. Wydawała się czekać na kogoś. Mężczyznę? Cichy pomruk wyszedł z łoskotem z jego klatki piersiowej i poczuł, jak jego ciało zareagowało na tę myśl. Oderwany jak był od swoich czynów, uznał to wszystko za interesujące. Nigdy nie czuł się zagrożonym przez mężczyznę albo bestię albo potwora, ale patrząc na tę młodą kobietę, wiedział, że będzie walczyć na śmierć i życie, by poczuć smak jej krwi, czuć miękkość jej skóry, usłyszeć, jak jej serce dopasowuje się do jego rytmu. Po raz pierwszego w swoim długim życiu, faktycznie miał erotyczne obrazy nie wyciągnięte z czyjegoś umysłu. Wzrastały kpiąc z niego. Ta kobieta wijąca się i jęcząca, błagając go by dał jej wszystko. On nie czuł nic, gdy brał swoją ofiarę, ale może, gdyby wziął jej życie w tym samym czasie, miałby to przez jeden moment…. Jej głowa rzuciła się dookoła i jej wzrok spoczął na nim. Nie było natychmiastowego wyrazu jej oczu, jakiego oczekiwał — kobiety dostrzegającego atrakcyjnego mężczyznę. Wyglądała jak drapieżnik, z płonącym spojrzeniem, twardymi ustami. Jej ciało było całe było kobiece, ubrana warstwowo, w ciemny sweter z golfem z długim rękawami, które przykrywał jej nadgarstki. Para ciemnych legginsów, które zostały wsunięte w praktyczne buty, okrywające zgrabne nogi. Portfelowa spódnica została przypasana wokół jej wąskiego pasa z szerokim skórzanym paskiem i otulona dopasowanymi getrami, ale zapewniała jej swobodę ruchu i długi, ciepły płaszcz wisiał od ramion do kolan. Było w niej coś znajomego, jakby spotkali się wcześniej. Próbując jak mógł, nie był w stanie jej przejrzeć. Zawsze z kobietami miał przewagę, przyciągał je do niego jego wyglądem i przebłysk niebezpieczeństwa, mimo to, miał uczucie że ta kobieta wcale nie była pożerana przez pożądanie do niego. Co więcej odczuł instynktowną reakcję w głąb swoich wnętrzności. Potrzeba by go pragnęła. Przejdź na mnie teraz. Zaoferuj mi siebie. Czuł wstyd wykorzystując dar jego głosu do usidlenia i oczarowania jej, to pomogłoby fantazji, gdyby zmusić ją do przyjścia do niego z własnej woli. Potem będzie nawet mógł przekonać siebie, że go pragnęła, ale nie w ten sposób, z przymusem. Jej ciało drgnęło. Jej broda uniosła się w górę i jasne oczy zaczęły się tlić. Jakby wiedziała. Zaczęła podchodzić do niego. Ruszył do głębszych cieni, jego serce waliło. Już mógł poczuć jej smak w swoich ustach, poczuć, jak jej miękka skóra prześlizguje się przy nim. Jego krew wezbrała gorąco. Była średniego wzrostu i jego wielkość przyćmiła ją, ale miała kobiece krzywizny i wyglądała na silną. Poruszała się z płynną gracją, wcale nie potykając się i zatrzymując się jakby walcząc z przymusem. Na moment chmury rozdzieliły się i światło rozsypało się po jej twarz. Jego wnętrzności naprężył się.

Tłumaczy: franekM Zatrzymaj się! Zawróć. Wejdź do środka. Musiał ją ocalić. Jego ręce zadrżały— faktycznie się trzęsły — i niech go cholera, jego ciało wzbudziło się, gorące, twarde i bolące dla niej, gdy we wszystkie latach swojego istnienia, nigdy nie miał takiej odpowiedzi. Jej życie — jej dusza, jak również jego — była w niebezpieczeństwie. Właśnie wtedy gdy ją ostrzegł, zrobił krok ku niej. Pragnąc jej. Potrzebował jej. Gdyby jej dotknął, gdyby doszedł za blisko, oboje byliby zgubieni. Zmarszczenie brwi przemknęło przez jej twarz. Przycisnęła swoją dłoń do swojego ciała, nisko i zatrzymała się, wyglądając na zdezorientowaną. Lara wpatrywała się twardo w wysokiego, szerokiego w ramionach mężczyznę idącego ku niej. Był najbardziej, klasycznie pięknym mężczyzna jakiego kiedykolwiek widziała w swoim życiu. Jego twarz była surowym męskim pięknem, jego oczy tak ciemne niemal czarne, ale gdy odwrócił się w pewien sposób, płonęły rubinem, powodując chłód ścigajacy się w dół jej kręgosłupa. Ruszył się z niewiarygodną gracją, jego ciało było płynne, mięśnie prężyły się nieznacznie, jak u olbrzymiego kota dżungli. Nie miała reakcji na mężczyzn, jakkolwiek gorący byli. Jej ciało pozostało tak zimne i tak oziębłe jak sale lodu w których spędziła parę pierwszych lat swojego życia, ale patrząc na tego mężczyznę, wszystko się zmieniło. Jej oddech przyśpieszył. Jej tętno biło gwałtownie. Jej żołądek wykonał przewrót i nawet jej macica zareagowała, zaciskając się gorąco. Ale tak też zrobiło jej znamię. A jej znamię zapowiadało nadejście jednej rzeczy — wampir. Problemem było to, że znak wydawał się mieć krótki przebłysk. W jednej chwili palił skwierczą a następnie stał się chłodny i martwy. Miała ostrze swojego noża przy swoim nadgarstku, ukryte przez długi rękaw, uchwycone bezpiecznie w pięści. Nie ryzykowała, nie zależnie jak gorący był. A następnie był jego głos. Aksamitnie miękki. Czyste uwiedzenie. Melodia nocnych obietnic, przez jeden kuszący momentu, następnie odrzucanie. Gdy pierwszy raz wydał swoje polecenie była pewna, że jest wampirem ciągnącym ją do siebie, by pozwolić mu się pożywić. W następnej chwili wydawało się że próbuje ją ostrzec, mimo to posuwał się do przodu, jego czarne oczy dryfowały po jej twarzą jakby ją posiadał. Nicolas nie mógł przestać podchodzić do jej — jakby on, nie ona, byli pod przymusem. Zamierzał wezwać Michaiła na pomocy, by ją uratować. Ale był już zbyt daleko, było możliwe że wszcząłby o nią bitwę z Księciem. A Michaił nie mógł być narażony, nie jeśli ich gatunek miał przeżyć. Odejdź! Ostrzegł ją ponownie, jego głos był niski i twardy, ale nie udało mu się puścić w niepamięć przymus w jego tonie. Jak część jego chciała go uratować, inna część była obojętna i zachłanna dla jednego momentu prawdziwego życia, uczucia zanim położy kres swojemu istnieniu, nie mogąc być na tyle szlachetny, by pomóc jej uciec.