Filbana

  • Dokumenty2 833
  • Odsłony779 117
  • Obserwuję569
  • Rozmiar dokumentów5.6 GB
  • Ilość pobrań525 486

Gracja i furia

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :2.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Gracja i furia.pdf

Filbana EBooki Książki -T- Tracy E. Banghart
Użytkownik Filbana wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 310 stron)

Przełożyła z angielskiego Donata Olejnik WROCŁAW 2019

Tytuł oryginału Graceand Fury Projekt okładki NATALIA TWARDY Fotografia na okładce: © Robin Macmillan/Trevillion Images Koordynacja projektu SYLWIA MAZURKIEWICZ-PETEK Redakcja URSZULA ŚMIETANA Korekta MAGDALENA SZAJUK Redakcja techniczna KRZYSZTOF CHODOROWSKI Niniejsza powieść stanowi wytwór wyobraźni autora, a wszelkie podobieństwo do osób żyjących lub zmarłych, wydarzeń i miejsc jest całkowicie przypadkowe. Produced by Alloy Entertainment, LLC. Copyright © 2018 by Alloy Entertainment and Tracy Banghart Polish edition © Publicat S. A. MMXIX (wydanie elektroniczne) Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione. All rights reserved. Wydanie elektroniczne 2019 ISBN 978-83-271-5905-2

jest znakiem towarowym Publicat S. A. Publicat S.A. 61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: office@publicat.pl, www.publicat.pl Oddział we Wrocławiu 50-010 Wrocław, ul. Podwale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wydawnictwodolnoslaskie@publicat.pl Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Spis treści Dedykacja 1. Serina 2. Nomi 3. Serina 4. Nomi 5. Serina 6. Nomi 7. Serina 8. Nomi 9. Serina 10. Nomi 11. Serina 12. Nomi 13. Serina 14. Nomi 15. Serina 16. Nomi 17. Serina 18. Nomi 19. Serina 20. Nomi 21. Serina 22. Nomi

23. Serina 24. Nomi 25. Serina 26. Nomi 27. Serina 28. Nomi 29. Serina 30. Nomi 31. Serina 32. Nomi 33. Serina 34. Nomi 35. Serina 36. Nomi 37. Serina 38. Nomi 39. Serina 40. Nomi 56 Podziękowania

Dedykuję wszystkim kobietom, którym kazano siedzieći milczeć… a które i tak się podniosły i stawiły opór

S 1 SERINA erina Tessaro stała na stopniach fontanny na głównym placu Lanosu w otoczeniu dziewięciu rówieśniczek ubranych w najlepsze sukienki. Z twarzy nie znikał jej szeroki uśmiech, chociaż gęste, zasnute dymem powietrze próbowało ją zadusić. Signor Pietro popatrzył przez zmrużone oczy na każdą z dziewcząt, obdarzając je swoją aprobatą. Znał je wszystkie od urodzenia, przez lata je obserwował i oceniał ich potencjał. Teraz zacisnął usta, a wtedy zadrgał jego przyprószony siwizną wąs. Nad poplamionym sadzą miastem górowały potężne masywy górskie, przepuszczając nieliczne z ostatnich promieni słońca. Rodzina Seriny stała w cieniu, na krańcach tłumu, tak więc światło padało tylko na zarumienione policzki Nomi. Renzo przytrzymywał jej rękę, jakby się bał, że siostra rzuci się do przodu. Serina nie potrafiła wyczytać niczego z jego miny, ale jednego była pewna: brat nie zdradzał żadnych symptomów podekscytowania, w przeciwieństwie do rodziców. Signor Pietro odwrócił się tyłem do stojących przy fontannie dziewcząt, by obwieścić swój wybór. Serce podskoczyło Serinie do gardła, ale ukryła swoje zdenerwowanie pod maską spokoju. Matka nauczyła ją, jak ważne są fasady. – W tym roku Dziedzic wybierze swoje pierwsze Gracje. Każda prowincja ma możliwość wysłania jednej kandydatki do tej zaszczytnej roli. Jako że pełnię funkcję głównego sędziego Lanosu, do mnie należy decyzja, która z naszych córek pojedzie do Bellaquy. – Sędzia zamilkł. Być może dla nabrania oddechu, a może specjalnie zrobił pauzę dla większego efektu. Ale czas nie zwolnił wcale tak, jak

Serina się tego spodziewała. Głos brzmiał dalej, artykułując słowa metodycznie, rytmicznie, beznamiętnie. Słowa, które brzmiały: – Wybieram Serinę Tessaro. Rozległy się wiwaty, oczy jej matki rozbłysły nadzieją. Nomi zwiesiła ramiona. Serina zrobiła krok do przodu i ukłoniła się głęboko. Tkwiła w oszołomieniu i nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Oto miała pojechać do Bellaquy. Uciec z tego duszącego, ponurego miasta. Tyle razy wcześniej to sobie wyobrażała. Pierwsza podróż pociągiem przez porośnięte bujną roślinnością tereny Viridii, a potem widok miasta Naczelnika, kanały i potężny marmurowy pałac. No i spotkanie z Dziedzicem. Z pewnością jest bardzo przystojny, jak książę z bajki. A gdyby ją wybrał, już do końca życia mieszkałaby w pięknym palazzo. Nie musiałaby pracować w fabryce włókienniczej jak jej matka, nie zostałaby służącą jak kuzynka. Ani nikt nie zmuszałby jej do małżeństwa z tym, kto zapłaci najwięcej za jej rękę. Chodziłaby na cudne bale, miałaby wszystko, czego dusza zapragnie. Jej rodzinie też niczego by już nie brakowało, nawet Nomi – wieczna buntowniczka – mogłaby wieść lepsze życie. Jako służka Seriny też wyjechałaby z Lanosu. Serina zeszła ze schodów. Signor Pietro uścisnął rękę jej ojca, tłum zaczął się rozchodzić. Pozostałe kandydatki w milczeniu dołączyły do swoich rodzin. Kiedy i ona dotarła do swoich bliskich, jej mama aż drżała z podniecenia. Niegdyś była tak samo wysoka jak jej córka, ale lata spędzone w fabryce, gdzie kurczyła się nad maszyną do szycia, zrobiły swoje i już nie była w stanie się wyprostować. – Kwiatuszku, jestem z ciebie taka dumna! – wykrzykiwała, ściskając ją mocno. – Przyniosłaś wielki zaszczyt naszej rodzinie. Nomi wydała z siebie gardłowy dźwięk. Serina rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie. Gdyby Signor Pietro

usłyszał, że w jakikolwiek sposób krytykuje Dziedzica albo Naczelnika, z pewnością skazałby ją na baty. Już raz jej groził taką karą – miesiąc wcześniej, podczas badań Seriny, kiedy to Nomi mruknęła pod nosem: „Przecież to idiotyzm”, widząc, jak Signor ogląda jej siostrę ubraną tylko w halkę. – Dziękuję, Signor. – Tata ukłonił się grzecznie. Sędzia odszedł do swojego powozu, w bladej poświacie latarni połyskiwała jego krótka szkarłatna peleryna. – Idziemy – zarządził jej ojciec. – Mamy dwa dni na przygotowanie cię do podróży. – To powiedziawszy, ruszył w przeciwną stronę niż wcześniej Signor Pietro. Mieszkali niedaleko, zaledwie kilka ulic od głównego placu. Serina wciągnęła do płuc brudne powietrze Lanosu i odwróciła się, by iść za ojcem. Nawet na nią nie spojrzał, więc próbowała wyczytać cokolwiek z jego sztywnych ramion. Czy też był z niej dumny, tak samo jak mama? Nie miała pojęcia. Z nim nigdy nic nie było wiadomo. Renzo trącił ją w ramię. – Ślicznie wyglądasz – powiedział. – Dziedzic byłby głupcem, gdyby nie wybrał właśnie ciebie. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Renzo doskonale rozumiał, co dla niej znaczył ten wybór – co znaczył dla nich wszystkich. Chłopak miał wysoką, masywną sylwetkę, łatwo można było więc zapomnieć, że jest niemal o dwa lata młodszy od Seriny. Był bliźniakiem Nomi, ale w ogóle jej nie przypominał, nie licząc bursztynowobrązowych oczu, kilka odcieni jaśniejszych od oczu starszej siostry. Nomi wlokła się za rodzeństwem, powłóczyła nogami niczym nadąsane dziecko. Serina zwolniła, żeby się z nią zrównać.

– Przecież to doskonała wiadomość – szepnęła na tyle cicho, by nie usłyszeli jej rodzice. Szli pustymi ulicami, mieszkańcy oddalili się już do domów po wysłuchaniu obwieszczenia. Światło latarni rzucało żółte plamy na chropowate ściany mijanych budynków. Pod stopami mieli krzywą, brudną kostkę, ale Serina ani razu się nie potknęła. Maszerowała równym krokiem, jej suknia w miedzianym kolorze szeleściła, ocierając się o bruk. – Nie mam ochoty o tym teraz rozmawiać – warknęła Nomi, nawet nie starając się ściszyć głosu. Serina miała ochotę ją udusić. – Jak możesz się nie cieszyć? Naprawdę nie rozumiem. Wyjedziemy z tego okropnego miasta, być może zamieszkamy w pałacu. Jako moja pokojówka będziesz miała znacznie łatwiej, niż zajmując się całą naszą rodziną, poza tym nie będziemy musiały się martwić o to, co włożyć do garnka. Mama rzuci pracę i… Nomi przyspieszyła, jak gdyby chciała uciec przed słowami siostry. – I tu się właśnie różnimy – rzuciła, zaciskając dłonie w pięści. Jej twarz oblała się rumieńcem. – Ja wcale nie uważam, że nasze miasto jest okropne. I nie wierzę w bajki. Nie chcę… – Ale nie możesz mieć tego, czego chcesz – przerwała jej ostro Serina, zirytowana gniewem siostry. – Nigdy nie będziesz mogła wybrać sobie pracy, męża ani… niczego. To tak nie działa. – Przecież to nie była jej wina, że Viridia nie dawała kobietom praktycznie żadnego wyboru. Serina już dawno się nauczyła, że walka i opór nic nie zmienią, więc starała się wykorzystać jak najlepiej to, co miała. A miała właśnie szansę na bycie jedną z najbardziej szanowanych kobiet w całym kraju. Gdyby Dziedzic ją wybrał, mogłaby zostać matką przyszłego Naczelnika. – Nie powinnyśmy mieć żadnych ograniczeń i tyle – powiedziała Nomi. Nadal się sprzeczały, kiedy stanęły przed skrzypiącymi drzwiami

prowadzącymi do ich małego mieszkanka. Renzo im otworzył, a jego kpiący uśmiech był dowodem na to, że słyszał każde słowo kłótni. – Nomi, tata chce, żebyś zaczęła szykować kolację. Nomi wparowała w milczeniu do niewielkiego salonu, a Serina podążyła za nią, przytrzymując suknię, żeby się nie zahaczyła o framugę. Zauważyła, że wzrok siostry zatrzymuje się na podręcznikach Renza, rozłożonych na topornym stole, więc trąciła ją ostrzegawczo łokciem, a kiedy ta nie zareagowała, głośno odchrząknęła. Nomi spojrzała na nią, ale dopiero po chwili się zreflektowała, potrząsnęła głową, jak gdyby chciała odzyskać trzeźwość myśli, i podeszła do zlewu. Serina zerknęła na rodziców, rozmawiających cicho przy piecu. Nie zauważyli niczego, ale oni w ogóle wielu rzeczy nie zauważali. Serina i Nomi przypominały wszystkie inne córki mieszkające w zimnym, przemysłowym Lanosie. Tyle że Serina miała swoją urodę. A Nomi – swój sekret. Serina modliła się, żeby jej wdzięk wystarczył, by zwrócić uwagę Dziedzica – pragnęła tego nie tylko dla siebie, ale i dla siostry. Renzo zamknął drzwi, a głuchy łoskot odbił się echem w kościach dziewczyny. Zadrżała, nagle bowiem owładnął nią strach, którego nie potrafiła opisać i nazwać.

2 NOMI ikszarz pedałował jak szalony, nie zważając zupełnie na wielkie wyrwy w bruku ani na przestraszonych pieszych. Całe to kołysanie i podskakiwanie na wybojach wywróciło zawartość jej żołądka. A może to nie jazda, tylko ciężkie, wilgotne powietrze, w którym unosił się zapach gnijących ryb. Nie. Nomi dobrze wiedziała, co spazmatycznie kurczyło jej mięśnie i wysysało każdy oddech z płuc. Im bardziej zbliżali się do palazzo, tym goręcej pragnęła zawrócić. Upłynęły niecałe dwa tygodnie, odkąd Signor Pietro wybrał Serinę, czas ten minął tak samo szybko i boleśnie jak ten ostatni, chybotliwy etap podróży. Nomi skrzywiła się, bo Serina zacisnęła palce na jej ramieniu, wbijając jej paznokcie w skórę. Powóz wjechał na niewielki most, a koła przesunęły się niebezpiecznie blisko krawędzi. Renzo zbladł. Zajmował całe siedzenie naprzeciwko, długie nogi musiał złożyć niczym pajęcze odnóża, żeby zmieścić je w ciasnym powozie. Wkrótce – o wiele za szybko – rikszarz zatrzymał się przy ogromnym placu. Nomi poczuła obezwładniający ucisk żołądka. Na przeciwległym krańcu zatłoczonej piazza widniał szeroki kanał, którego wody, upstrzone długimi czarnymi łodziami, połyskiwały w promieniach słońca. Za kanałem, na wyspie stał pałac Naczelnika, wznoszący się ku niebu niczym złoty wschód słońca. Nomi wzięła kilka głębokich wdechów. W innych okolicznościach z pewnością spodobałby się jej widok Bellaquy – ale nie w takiej sytuacji. Nie w takim dniu. Renzo zapłacił rikszarzowi, a potem pomógł siostrom wysiąść. R

Kolana Nomi zadrżały, gdy stanęła na twardej ziemi. – Czas się pożegnać – powiedział chłopak. Starał się być silny, ale głos mu się trząsł. Oczywiście, gdy chwycił Serinę przelotnie, krótko, w objęcia, ta – jak przystało na posłuszną siostrę – opuściła skromnie głowę. Jednak Nomi nie bawiła się w takie gierki. Wyściskała mocno brata, zanurzyła twarz w jego marynarce, wdychając znany, kojący zapach. Nogi i żołądek jej się nieco uspokoiły, choć nadal czuła się marnie. Wiedziała, że Renzo poczeka do ogłoszenia wyboru. Być może zobaczą się znów za kilka godzin, a może to ich ostatnie spotkanie. Nie znosiła takiej niepewności. – Czy mam planować wyrwanie was na wolność, gdyby Serina została wybrana? – szepnął żartobliwie, jednak w jego głosie słychać było napięcie. Ach, gdyby tylko było to możliwe. Nomi ścisnęła go mocniej, po czym się odsunęła. Rodzeństwo spojrzało na siebie z rozpaczą. – Chodź, Nomi – powiedziała Serina cicho. Mężczyzna w czarno- złotej liberii właśnie wyciągał do niej rękę. Skłoniła się i podała mu palce. Nomi aż się zapowietrzyła. Nie czuła się gotowa. Renzo chyba to zrozumiał, bo uśmiechnął się blado, pocałował ją w policzek i oddalił się szybko, żeby to nie ona musiała odchodzić. Rozstanie zapiekło ją do żywego. – Chodź – powtórzyła Serina. Nomi odwróciła się niechętnie i ruszyła za siostrą. Ubrany w złoto i czerń gondolier przeprowadził je przez piazza ku kanałowi, gdzie na wodzie, wśród wielu innych, unosiła się jego gondola. Pomógł wsiąść dziewczętom do łodzi, posadził je na miękkich, haftowanych złotem poduszkach. Wokół nich zasiadały w łodziach inne panny, w kolorowych sukniach, prawdopodobnie pozostałe kandydatki do tytułu Gracji.

Na brzegu zebrał się spory tłumek widzów. Ludzie śmiali się i klaskali. Gdy łódź Nomi i Seriny odbiła od brzegu, jakieś dziecko wyrzuciło w powietrze dwie garści kwiatów. Starsza z sióstr uśmiechnęła się w podziękowaniu do fruwających dookoła różowych płatków. Nomi nie mogła patrzeć na spokój Seriny, jakże kontrastujący z nerwami zwijającymi jej żołądek w ciasny supeł. Miała ochotę wyskoczyć z gondoli, pobiec do Renza, uciec z tego miasta. Cokolwiek, byle tylko nie musieć płynąć w stronę pałacu Naczelnika niczym niechętna ofiara składana bogom z przeszłości. Problem polegał na tym, że jej siostra była bardzo chętna. Nomi wytarła oczy, próbując powstrzymać cisnące się do nich łzy. Drugą rękę zacisnęła kurczowo na niewielkiej torbie, w której trzymały cały swój dobytek. – A co, jeśli już nigdy nie zobaczymy się z Renzem? – To wielkie szczęście – odparła jej siostra, ale i jej zadrżał głos. Nomi zauważyła bruzdę pomiędzy brwiami Seriny, gdy ta patrzyła na zbliżający się pałac, oraz jej wyraźnie napięte wargi. Może jednak nie była aż tak spokojna, jak się wydawała. – Przecież o tym wiesz – dodała Serina cicho. – Ale mogę żałować, że nie jest inaczej – wymamrotała Nomi. W tym samym momencie gondola dobiła brzegu. Niektóre dziewczęta już zdążyły wysiąść i stały u podnóża schodów prowadzących do palazzo. Rosnące wzdłuż kanału cyprysy zostały ozdobione maleńkimi dzwoneczkami, pobrzękującymi na wietrze. Nomi ruszyła po masywnych stopniach jako ostatnia z szeregu dziewcząt ubranych w eleganckie, kolorowe suknie. Po drodze przeklinała Dziedzica czekającego na ich szczycie. Oczywiście, że nie zwróci na nią uwagi – tak samo, jak na inne służki – ale kształt całego jej dalszego życia zależał od tego, czy zauważy jej siostrę. Tymczasem przed nią Serina płynęła po schodach. Długie do pasa, lśniące kasztanowe włosy miała rozpuszczone. Jej sukienka, uszyty

misternie przez mamę wymyślny patchwork różnych tkanin, falowała niczym woda. Nie było po niej widać ani śladu zmęczenia, nic nie wskazywało na to, że ma za sobą siedem długich dni podróży rozklekotanym pociągiem, noc w obskurnym hoteliku i kolejny dzień gorączkowych przygotowań do balu. Nomi zacisnęła palce na torbie. Starała się nie potknąć na marmurowych stopniach, więc szła ostrożnie, ale i tak zerknęła na nienaturalnie chudego, poważnego Naczelnika oraz jego dwóch synów. Dziedzic, Malachi, miał na sobie zdobiony złotem biały mundur, który uwypuklał jego muskularną sylwetkę. Szerokie kości policzkowe i krótko przycięte brązowe włosy nadawały mu surowy wygląd, łagodzony nieco wydatnością warg. Nawet Nomi musiała przyznać, że Malachi jest przystojny, choć raczej przerażający. Kiedy obok niego przechodziły jedna za drugą, jego ciemne oczy przewiercały je na wylot. Młodszy syn Naczelnika, Asa, wpatrywał się w wodę. Miał nieco dłuższe włosy niż brat, ciemne i potargane, jak gdyby często przeczesywał je dłońmi. Nomi powinna była skłonić się, gdy ich mijała, ale uznała, że to bezcelowe. Tak jak się spodziewała, żaden nie zwrócił na nią uwagi. Wszyscy trzej patrzyli na błyszczące włosy Seriny i jej kołyszące się biodra. Czasami drażniło Nomi, że jej siostra przyciągała wszystkie spojrzenia, tym razem jednak cieszyła się z własnej niewidzialności. Nie zazdrościła Serinie jej zadania ani spoczywającego na niej ciężkiego, lodowatego wzroku Naczelnika. Gdy dotarły do budynku, z dala od spojrzeń trzech mężczyzn, Nomi odrobinę się rozluźniła. Kandydatki i ich służące weszły razem na zdobione krużganki, na końcu których znajdowały się ciężkie rzeźbione w drewnie drzwi. Siostry zajęły miejsce pod ścianą. – Chodź, poprawię ci makijaż – zaproponowała Nomi. Może i pragnęła za wszelką cenę znaleźć się gdzie indziej, ale przecież

musiała wykonać swoje zadanie. Obie musiały. – Jak myślisz, jakie mamy szanse? – wyszeptała Serina rzucając spojrzenie z ukosa na stojącą najbliżej dziewczynę, której służka poprawiała krzykliwie pomarańczową suknię. Nomi czuła pokusę, by powiedzieć prawdę: że powinny natychmiast odejść bez słowa. Wrócić do Lanosu albo jeszcze lepiej – udać się w zupełnie inne miejsce, gdzieś, gdzie będą mogły same decydować o tym, co chcą robić przez cały dzień. Gdzie Nomi nie będzie musiała zajmować się niekończącymi się obowiązkami domowymi, a Serina spędzać długich godzin na nauce dworskiej etykiety i tańca. Jednak obie dobrze wiedziały, jak wygląda rzeczywistość: takie miejsce nie istniało. Gdziekolwiek by poszły, wszędzie miałyby taki sam wybór: praca w fabryce, służba, małżeństwo. Chyba że Serina zostanie Gracją. W Viridii Gracje uosabiały najwyższy standard piękna, elegancji i posłuszeństwa. Były obiektem marzeń wszystkich małych dziewczynek. Dla obu sióstr role Gracji i jej pokojówki stanowiły przepustkę do innego życia – co do tego się zgadzały. Tyle że zdaniem Seriny miało to być lepsze życie. Nomi nie podzielała tej opinii. – Uważam, że jakkolwiek sytuacja się rozwinie, coś na tym stracimy – odparła teraz, wsmarowując odrobinę kohlu w kąciki oczu siostry. – Nie mów tak! – powiedziała Serina ostrzegawczo. – Nie… – A co mam myśleć o tym,że będziesz paradować przed Dziedzicem jak przedmiot będący jego własnością? – przerwała jej szeptem Nomi. Wygładziła fryzurę siostry, chociaż ręce jej bardzo drżały. Obie miały brązowe włosy, oliwkową karnację i wyraziste kości policzkowe matki, ale jakimś cudem Serinie dawało to wyjątkową urodę, podczas gdy Nomi wydawała się przeciętna i zwyczajna. – Nie chodzi tu o bycie jego własnością, ale o wzbudzenie jego pragnienia i podziwu – odparła Serina, posyłając sztuczny uśmiech

dziewczętom, które zerkały w ich stronę. – To nasza szansa na lepsze życie. – W czym będzie ono lepsze? – Nomi pokręciła głową. Czuła narastającą w niej złość. – Serina, nie powinnyśmy być zmuszone… Serina podeszła bliżej. – Uśmiechaj się do mnie, jakbyś była szczęśliwa. Tak jak te wszystkie dziewczyny. Nomi spojrzała jej prosto w oczy. Jej siostra była taka piękna, gdy gniew rumienił jej policzki. Wydawała się znacznie bardziej interesująca, kiedy nie ściskała się gorsetem i powściągliwym, surowym uśmiechem. Nagle ucichły szepty kandydatek i ich służek, bowiem na niewielkim podeście krużganka pojawiła się jakaś kobieta. Suknia z kremowego jedwabiu podkreślała jej majestatyczność i elegancję. – Mam na imię Ines i jestem przełożoną Gracji. – Jej słowa brzmiały miękko, niczym piosenka. – Dziedzic czuje się zaszczycony, że przyjechałyście z tak odległych miejsc. Żałuje, że może wybrać jedynie trzy z was. Ale zapewniam was, że wszystkie macie jego aprobatę. Nomi dziwiła się od zawsze, że Naczelnicy i ich Dziedzice wybierają trzy Gracje raz na trzy lata, a nie jedną co roku. Trzeba jednak przyznać, że kwestia wyboru pochłaniała cały kraj, urzędnicy przez długie miesiące obserwowali kandydatki ze swojej prowincji, a Naczelnik wydawał bale i organizował inne uroczystości, by pochwalić się wybrankami. Obecny Naczelnik miał już prawie czterdzieści Gracji, ale po kraju krążyły plotki o jego kiepskim zdrowiu, a w tym roku oświadczył, że nie wybierze dziewcząt dla siebie. Zamiast niego swojego pierwszego wyboru miał dokonać jego następca. Wiele osób zakładało, że tym samym Naczelnik chce się wkrótce odsunąć na bok i przekazać władzę nad Viridią synowi.

– Bal się zaraz zacznie – powiedziała Ines, unosząc ręce, na których zabrzęczały grube złote bransolety. – Kandydatki, nadszedł czas. Serina uścisnęła mocno Nomi. – Uważaj na siebie – poleciła. – Nie o siebie się martwię – odparła jej siostra, odwzajemniając uścisk. Dziewczęta wywoływano pojedynczo, a drzwi sali balowej otwierały się i zamykały, by je wpuścić. Kiedy nadeszła kolej Seriny, dwaj służący otworzyli szeroko podwoje, z wewnątrz uderzyła ją w oczy wielka jasność. Głęboki głos obwieścił: „Serina Tessaro z Lanosu”. Nie oglądając się za siebie, dziewczyna wkroczyła w światłość. Nomi poczuła bolesny ścisk w sercu, gdy siostra zniknęła jej z pola widzenia. Położyła torbę pod ścianą – tam, gdzie leżały już bagaże innych pokojówek – i stanęła zakłopotana w narożniku. Niektóre dziewczęta stanęły na balkonie, żeby porozmawiać. Inne zajęły krzesła albo zaczęły spacerować, podziwiając bogaty wystrój pałacu. Nomi miała wrażenie, że mury na nią napierają, a złocenia uwierają niczym żelazo. Wszystko było tu takie inne. Zaledwie tydzień wcześniej opuściła dom rodzinny, a już brakowało jej pobudek przy akompaniamencie Renza szykującego się do długiej drogi do szkoły. Tęskniła za chwilą, kiedy wypełniwszy wszystkie swoje domowe obowiązki, mogła usiąść i odpocząć, bez ryzyka, że mama ją za to zbeszta. Brakowało jej ostrego, lodowatego wiatru o zmierzchu, niosącego zapowiedź zupełnie innej pogody o poranku – ba, nawet piszczących rur i małych, pokrytych sadzą okienek ich mieszkania przy Factory Row. Po części pragnęła całym sercem, by obie z siostrą zostały odesłane do domu. By mogły wrócić do biednego, ciasnego mieszkanka. Wiedziała jednak, że to by tylko odwlekło nieuchronną rozłąkę.

Przyszło jej do głowy, że od teraz jej egzystencja będzie tak właśnie wyglądała: uwięzienie w ślicznym miejscu i czekanie na powrót Seriny. Że jej życie już zawsze pozostanie tylko przypisem. Nic nieznaczące, niewidoczne, zapomniane. Pod powiekami zapiekły ją łzy. Rozejrzała się niespokojnie, na szczęście nikt nie zwracał na nią uwagi. Być może jeśli popryska twarz zimną wodą, odetchnie w samotności, poczuje się nieco lepiej. Ruszyła holem w poszukiwaniu toalety. Z każdym krokiem ścisk w klatce piersiowej nieco ustępował. Skręciła za róg, a wtedy jej wzrok przykuło wnętrze jednego z otwartych pomieszczeń. Głębokie, miękkie fotele, dywan o wyszukanym wzorze. A oprócz tego niezliczone mahoniowe regały, wypełnione aż po sufit oprawionymi w skórę tomami ze złoconymi literami. Książki. Więcej książek niż widziała w całym swoim życiu. Zanim zorientowała się, co robi, już szła w kierunku biblioteki. Zatrzymała się przed uchylonymi drzwiami i stała tak przez chwilę, nasłuchując. A potem wzięła wdech i wślizgnęła się do środka. Wtedy otworzył się przed nią zupełnie nowy świat. Wokół siebie miała nieprzebrane zasoby ksiąg, w powietrzu unosił się gęsty zapach dymu z fajki. Oddychała głęboko, pozwalając, by pochłonęła ją cisza tego pomieszczenia i obietnice, jakie ze sobą niosła. Podeszła do półek na drżących nogach i przesunęła palcem po skórzanych grzbietach. Złocone tytuły połyskiwały w panującym tu półmroku. Rozpoznawała słowa, choć wiele z nich było jej obcych. Nagle jej ręka zatrzymała się na cienkim tomie, niemal zduszonym przez sąsiednie grube, czarne tomiszcza. Aż jej dech zaparło w piersiach. Legendy Viridii. Od razu wróciło do niej wspomnienie z przeszłości. Była jesień, ona i Renzo skończyli właśnie dwanaście lat. Jej brat przyniósł ze szkoły księgę legend, a ona chciała koniecznie wiedzieć, co jest w niej napisane. Prawo zakazywało kobietom nauki czytania. Prawo zakazywało

kobietom niemal wszystkiego, oprócz rodzenia dzieci, pracy w fabrykach i sprzątania domów bogaczy. Ale Nomi nie dała za wygraną. A Renzo nie mógł się oprzeć pokusie pochwalenia się tym, co potrafił. Powoli, stopniowo nauczył ją czytać. To były najlepsze miesiące jej życia. Wieczory spędzali pochyleni nad spływającą woskiem świecą, a Nomi niezdarnie czytała opowieści o księżycu i jej ukochanym, o czających się w głębinach potworach oraz – to była jej ulubiona historia – o dwóch braciach rozdzielonych przez tajemniczą wytatuowaną kobietę o złotym oku. Tylko Serina znała ich sekret. Renzo zaproponował kiedyś, że i ją nauczy, ale Serina wolała, żeby czytano jej na okrągło te same historie, podczas gdy ona ćwiczyła haftowanie. Jednak nadeszła wiosna i Renzo musiał zwrócić legendy do szkoły. W zamian otrzymał podręcznik do matematyki, a siostrom pozostało wzajemne opowiadanie sobie zapamiętanych historii. Ale to już nie było to samo. Zdjęła książkę z półki i delikatnie musnęła wytłoczony tytuł. Tom oprawiono w taką samą miękką skórę, tyle że bez zgiętych rogów i popękań. Przytuliła go do siebie, przypominając sobie każdy wieczór spędzony z bratem nad kartami, na rozgryzaniu wymowy i znaczenia każdego słowa. Ta książka była dla niej jak dom, jak coś, czym piękne palazzo z eleganckim umeblowaniem nie miało szansy się stać. Po prostu nie mogła zostawić książki w biblioteczce. Uznawszy, że nikt nie zauważy utraty cienkiego tomiku, pozwoliła, by wpadł jej za suknię z taką prędkością i łatwością, jakby to była wola książki, a nie jej własna. Nomi wyszła na korytarz, delikatnie przytrzymując ukryty pod ubraniem skarb. Już dochodziła do krużganków, kiedy zza zakrętu wyłoniło się dwóch mężczyzn.

Dziedzic i jego brat. Nomi skłoniła głowę, czekając, aż przejdą. Ręce przycisnęła mocniej do piersi, gdzie ukryła książkę. – …to ja powinienem decydować, a nie lokalni urzędnicy – mówił Dziedzic z gniewem w głosie. Na jej widok zamilkł. Powinna była dygnąć. Powinna spuścić głowę i wbić wzrok wpodłogę,jak wszystkiesłużki. Jednak obecność obu mężczyzn tak ją zaskoczyła, że bezwiednie spojrzała Dziedzicowi w oczy. Intensywnie brązowe, wpatrywały się w nią tak, jakby chciały wyczytać z niej całą jej historię, ukryte marzenia, wszystko. Tym jednym spojrzeniem Malachi rozebrał ją do naga. Policzki oblały jej się żywym ogniem, w końcu odwróciła wzrok. – Kim jesteś? – zapytał. – Nomi Tessaro – szepnęła. – I co tutaj robisz, Nomi Tessaro? – W jego głosie czaiła się podejrzliwość. Pochyliła głowę. – Jestem… służką. Ja tylko… – Zawiesiła głos. Nie mogła sobie przypomnieć, co właściwie robiła. Książka paliła ją pod suknią. – Chodź, Malachi, bo się spóźnimy. – Asa przeczesał włosy niecierpliwym gestem. Jego ciemne ubranie dominowało nad białym strojem Malachiego, zwłaszcza złocone hafty, a jednak Asa wydawał się ubrany swobodniej, niemal niechlujnie. Malachi zignorował brata i podszedł do Nomi. Jego muskularna sylwetka zagrodziła jej przejście. – Co „tylko” robiłaś? – zapytał. Próba zastraszenia dziewczyny przyniosła efekt przeciwny do zamierzonego. Nomi najeżyła się i dobrze znajoma, instynktowna wściekłość przesłoniła jej panikę.

Wyprostowała się, uniosła brodę i śmiało spojrzała prosto w chmurne oczy Dziedzica. Biły z niej hardość i siła. – Korzystałam z toalety – odparła dobitnie. – Która znajduje się tam. – Skinęła głową w stronę odległego końca korytarza. – Gdybyście i wy potrzebowali. Asa prychnął, ale Dziedzic nie wydawał się rozbawiony. Na jego policzki wstąpił rumieniec złości. Przerażona Nomi opuściła głowę. Serina prosiła, żeby się nie wychylała, a ona nie była w stanie spełnić prośby nawet przez dziesięć minut. Zuchwalstwo tego, co powiedziała… To, co Dziedzic z pewnością wyczytał z jej oczu… – Możesz odejść – powiedział, ale zabrzmiało to bardziej jak wyrok niż jak przyzwolenie. Popędziła ku krużgankom z sercem próbującym wyskoczyć jej z klatki piersiowej. Ostre krawędzie ukradzionej książki wbijały jej się w skórę. Podbiegła do swojej torby i wsunęła tom pomiędzy rzeczy. Była raczej pewna, że Dziedzic go nie zauważył, ale jej impertynencja wystarczająco ją obciążała. Do końca dnia czekała ze wzrokiem wbitym w korytarz, zastanawiając się, kiedy jej świat się zawali.

P 3 SERINA ierwszy bal Seriny był niemal tak ekscytujący, jak się spodziewała. W podłużnej sali balowej kłębili się ludzie, kandydatki na Gracje połyskiwały tęczowo niczym ławica ryb. Lustra na ścianach i niezliczone elementy złotej biżuterii odbijały światło kilkunastu kryształowych żyrandoli. W rogu, przy ścianie, na której zwieńczone łukami przejścia prowadziły prosto na taras, siedzieli muzycy. Ich palce muskały instrumenty tak szybko, że Serina nie mogła nadążyć za nimi wzrokiem. Jak bardzo to wszystko różniło się od maleńkiego, zagraconego salonu, w którym nauczyciel tańca kazał jej ćwiczyć z Renzem. Nie mieli nawet muzyki, tańczyli w rytm klaszczącego w dłonie instruktora. Tu jednak rozbrzmiewały kolejne melodie, Serina wirowała, uśmiechając się w ramionach elegancko ubranych dygnitarzy, podekscytowana otaczającym ją splendorem – jedna z połyskujących tęczowo rybek. Ta baśniowa idylla miała jednak pewien minus: Dziedzic nie pojawił się ani razu. Gdy muzycy zrobili sobie krótką przerwę, Serina wymknęła się w ustronne miejsce, żeby złapać oddech. Zaczynała dusić się w gorsecie miażdżącym płuca. Postanowiła przyjrzeć się zgromadzonym. Nie miała trudności z wyłapaniem z tłumu Gracji Naczelnika. W przeciwieństwie do kandydatek, te poruszały się tak, jakby pałac należał do nich. Niektóre pozowały na wysokich okrągłych podestach owiniętych błyszczącą fioletową satyną. Wznosiły się nad tłumem niczym – dosłownie – uosobienie kobiecych ideałów. Serina nie mogła oderwać od nich wzroku, pełna

podziwu, że potrafią stać tak nieruchomo. Ona też była przygotowana do tej roli – jej nauka zaczęła się bardzo wcześnie, zanim Serina tak naprawdę zrozumiała, kim są Gracje. Od momentu, w którym po raz pierwszy zatańczyła z Renzem na zakurzonej podłodze salonu, czuła na barkach ciężar oczekiwań. Już wtedy zdawała sobie sprawę, że gdyby została wybrana, zmieniłoby to los jej rodziny. Rola Gracji była najbardziej zaszczytną funkcją w całej Viridii. Jej matka – niemal całkowicie ślepa po latach ślęczenia nad szyciem w fabryce – mogłaby wreszcie rzucić pracę. Jej brata stać byłoby w przyszłości na żonę. Ale przede wszystkim Nomi – uparta i niezależna, kwestionująca autorytety i zasady, bardzo inteligentna, nawet za bardzo – zostałaby u jej boku. Była marzycielką, podczas gdy jej starsza siostra uważała się za realistkę – co więcej, zamierzała zrobić wszystko, co w jej mocy, by tak zostało. Chciała uchronić rogatą duszę Nomi, a przy tym zapewnić jej bezpieczeństwo. Nic jej tak nie przerażało, jak myśl, że jej siostra któregoś dnia podejmie zbyt duże ryzyko i zostanie przyłapana. Nomi nie widziała korzyści płynących z szansy, która została im dana, na szczęście miała Serinę. A Serina pragnęła za wszelką cenę zostać Gracją i zatrzymać przy sobie siostrę w roli służki. Jakaś dziewczyna przystanęła tuż obok. Jej suknia w kwiaty zaszemrała cicho. – Niesamowite to wszystko, prawda? Serina otaksowała nieznajomą spojrzeniem: delikatne rysy, ładne niebieskie oczy, włosy w kolorze tak jasnym, że prawie srebrzystym, niemal jarzące się w świetle żyrandoli. – Nigdy nie widziałam czegoś podobnego – przyznała Serina i znów rozejrzała się dookoła. Chyba Dziedzic w końcu się pojawi? – A ja nigdy nie widziałam czegoś takiego jak twoja sukienka – odparła dziewczyna. – Mama ci ją uszyła?