Filbana

  • Dokumenty2 833
  • Odsłony785 970
  • Obserwuję576
  • Rozmiar dokumentów5.6 GB
  • Ilość pobrań528 905

Kochanki i królowe. Władza kobiet - Craveri Benedetta

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Kochanki i królowe. Władza kobiet - Craveri Benedetta.pdf

Filbana EBooki Książki -B- Benedetta Craveri
Użytkownik Filbana wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 272 stron)

Benedetta Craveri Kochanki i królowe Władza kobiet

dla Margherity i Isabelli

Władza kobiet W 1586 roku słynny prawnik francuski Jean Bodin nie miał wątpliwości co do tego, iż miejsce kobiet jest na marginesie życia społecznego, i uważał, że”należy je trzymać z dala od wszelkich urzędów, miejsc, gdzie podejmuje się decyzje, sądów, zebrań publicznych oraz rad, po to, aby zajmowały się wyłącznie sprawami kobiecymi i domowymi”1. Nawiązując do dwóch tradycji kulturowych - greckorzymskiej oraz żydowskochrześcijańskiej - wielki teoretyk nowoczesnego państwa absolutnego dawał w ten sposób wyraz przekonaniu tak dawnemu jak społeczeństwa Zachodu. W całej Europie kobiety miały być wykluczone ze sprawowania władzy - ze względu na swoją niedoskonałość intelektualną, moralną i psychiczną; tylko mężczyźni byli pełnoprawnymi obywatelami, tylko mężczyznom wolno było rządzić. Obyczaje i prawa nie zawsze były tak niekorzystne dla płci pięknej. Nie tak odległa była epoka, kiedy w ramach feudalnego systemu francuskiego kobiety traktowano w sposób mniej represyjny. Aż do XIV wieku bowiem w przypadku nieobecności głowy rodziny kobiety przejmowały tę rolę; posiadały prawo do dziedziczenia tytułów oraz dóbr feudalnych, jak również zarządzały osobiście własnymi ziemiami. Za przykład może posłużyć przypadek Anny Bretońskiej, która, I wydana za mąż najpierw za Karola VIII, a później za Ludwika XII, będąc zatem dwa razy królową Francji, nigdy nie przestała osobiście czuwać nad administracją księstwa, które wniosła w wianie koronie francuskiej. Nie inaczej niż szlachcianki, także kobiety należące do warstw mieszczańskich czy ludowych cieszyły się w przeszłości większą swobodą działania, poczynając od prawa legalnego wykonywania wielu zawodów, po podejmowanie inicjatyw charytatywnych i sprawowanie opieki nad biednymi w szpitalach, przytułkach i na ulicach, organizowanie się w stowarzyszenia i beginaże, inicjowanie ruchów spirytualnych, zakładanie zgromadzeń zakonnych i klasztorów. Te sfery niezależności kobiet, związane ze społeczeństwem feudalnym, zanikły w okresie odrodzenia. W XIV wieku (wraz z głębokimi przemianami, które sięgały swymi korzeniami stulecia poprzedniego, a dotyczyły sposobu pojmowania polityki oraz instytucji społecznych, kiedy to pojęcie”res publica” wyparło stopniowo średniowieczną koncepcję rodu, autorytet króla zastąpił zaś dawny autorytet seniora) zaczęła sobie torować drogę również nowa koncepcja rodziny. Rodzina jawiła się teraz jako podstawa, na której opierał się gmach nowożytnego państwa; co więcej, była czymś w rodzaju republiki w pomniejszonej skali - na jej czele stała głowa rodziny, ona sama zaś była lustrzanym odbiciem republiki

prawdziwej. Z tych względów jej stabilność, jej równowaga, jej niezależność miały podstawowe znaczenie zarówno dla sfery prywatnej, jak i publicznej, a prawodawcy wynajdywali różnorodne sposoby, by uchronić ją przed potencjalnymi zagrożeniami - nieracjonalnością, nieodpowiedzialnością, niestałością - wynikającymi z natury kobiet. Podobna do hermy o dwóch twarzach, kobieta XVI wieku ukazywała bowiem jedno oblicze anielskie, drugie zaś diaboliczne, mogła skłaniać do duchowych wzlotów lub do moralnej zguby - tak czy inaczej, pozostawała zagadką. Pomiędzy tymi, którzy skłaniali się do demonicznej koncepcji natury kobiecej, był na przykład Jean Bodin, który w Demonomanie des sorciers, opublikowanej w 1580 roku, oskarżał córy Ewy o trwanie w wywrotowych zamiarach i pozostawanie w pakcie z szatanem. W prewencyjnej wojnie przeciwko zakusom płci pięknej uważano za konieczne całkowicie poddać kobiety władzy mężczyzn i ograniczyć zakres ich działania wyłącznie do sfery domowej. Z tej przyczyny, w celu zagwarantowania porządku rodzinnego, poświęcano nie tylko ich wolność, lecz również osobowość prawną, ponieważ odtąd ich tożsamość określano jedynie poprzez bycie córką, żoną lub wdową (a tylko status wdowy umożliwiał im pewną niezależność). W dosłownej interpretacji ”niezdolność kobiet” oznaczała, że bez upoważnienia krewnego płci męskiej lub króla nie posiadały one właściwie niezależnej osobowości prawnej. Kobieta zamężna, na przykład, nie mogła swobodnie dysponować własnymi dobrami, podejmować zobowiązań, składać zeznań. Jednakże tam, gdzie równowaga instytucji małżeństwa czyniła to koniecznym, wolno było żonie, matce, a przede wszystkim wdowie wystawiać dokumenty - testamenty, donacje, legaty - które w każdym przypadku poddawane były kontroli prawa. Obrona instytucji rodziny nie mogła jednak nie obejmować w jakiś sposób godności żony, z chwilą kiedy więzy małżeństwa stawiały ją w centrum życia domowego. Kobietę należało zatem traktować z szacunkiem, a na płaszczyźnie ekonomicznej chroniła ją wspólnota majątkowa i dovaire, rodzaj dochodu lub dożywotniej renty, która gwarantowała jej niezależność materialną w przypadku śmierci męża. W zamian za to prawnicy, moraliści, ludzie Kościoła zgodnie żądali od kobiet posłuszeństwa, skromności, czystości, powściągliwości, przezorności oraz dystansu i stale zastanawiali się nad metodami edukacyjnymi najbardziej odpowiednimi, aby rozwijać te cnoty. Jaki miał być zatem pożądany rodzaj edukacji? Czy kobieca inteligencja - słaba i ograniczona - zdołałaby się poddać racjonalnemu uporządkowaniu? Czy nie było ryzyka, że wiedza umocni przyrodzone wady cór Ewy, takie jak ciekawość lub pycha? Pierwszą kobietą,

która głośno zaprotestowała przeciwko takiemu sposobowi myślenia, była na początku XV wieku Christine de Pisań. Francuska poetka utrzymywała, że wystarczyłoby posyłać dziewczynki do szkół, aby rozwinąć u nich inteligencję taką samą jak u chłopców, ich rówieśników. Sto lat później Montaigne - chociaż dawał dowody postawy dużo bardziej liberalnej w stosunku do płci pięknej niż większość jego współczesnych - nadal był w głębi duszy przekonany o wyższości męskiego intelektu i zauważał jedynie, że studiowanie historii oraz filozofii mogłoby pomóc kobietom znosić niesprawiedliwości i nadużycia, których ofiarami padają za sprawą mężczyzn. Jednakże w apostrofie, jaka znalazła się w 1626 roku w Grief des dames, utworze napisanym przez jego filie d’alliance,”przybraną córkę”, Marie de Gournay, nie wyczuwa się rezygnacji, a jedynie gorycz:”Masz szczęście, Czytelniku, jeśli nie należysz do tej płci, która pozbawiona jest wolności i której odmawia się wszelkich dóbr i prawie wszystkich cnót. Nie mogłoby zresztą być inaczej, skoro broni jej się dostępu do stanowisk, urzędów i funkcji publicznych, czyli do władzy, ponieważ cnoty kształtują się w ogromnej mierze właśnie w umiarkowanym sprawowaniu władzy. Do tej płci, której jako jedyne szczęście, jako jedyne i najwyższe cnoty pozostawia się ciemnotę, zależność i prawo do uchodzenia za głupią, jeżeli taka gra jej odpowiada”2. W ramach wielkiej odnowy duchowej, jaką przyniosła kontrreformacja, w opozycji do protestantów, którzy zachęcali wiernych, bez rozróżniania płci, do bezpośredniej lektury Pisma Świętego, Kościół katolicki zdecydował się podjąć kwestię wychowania kobiet i wypracował zasady pedagogiczne oparte na kulcie maryjnym, którym w kolejnych traktatach przypisywano tylko jeden cel: zneutralizowanie przyczajonej demonicznej i ciemnej strony żeńskiej natury oraz - biorąc za wzór cnoty, jakie ucieleśniała Matka Boska: czystość, delikatność, miłość bliźniego - przygotowanie dziewcząt mających prowadzić życie świeckie do szczęśliwej realizacji ich powołania jako chrześcijańskich żon i matek. Jednakże w szesnastowiecznej Francji pogorszenie się statusu kobiet na płaszczyźnie prawnej i religijnej zbiegło się z pierwszym niezaprzeczalnym uznaniem ich prestiżu intelektualnego. Biorąc początek od przełożonego na francuski z polecenia Anny Bretońskiej, żony Karola VIII, traktatu De claribus mulieribus Boccaccia, narodziła się także i tutaj tradycja literacka, która cieszyć się miała długotrwałym powodzeniem, a której centralnym motywem była pochwała femme forte i femme savante. Te panegiryczne utwory, wyrażające przede wszystkim hołd dla księżniczek i wielkich dam, wychodziły prawie wyłącznie spod piór autorów płci męskiej, jednakże ich sukces dowodzi istnienia publiczności kobiecej. Publiczności złożonej z czytelniczek należących do elit arystokratycznych i mieszczańskich,

które od literatury, a w szczególności od rozważań moralnych, od poezji i od romansu oczekiwały wyidealizowanego wizerunku kobiety, z którym mogłyby się w końcu utożsamić. Prawdziwą nowością tego”renesansu” w świecie pań było jednak wstąpienie płci pięknej w szranki literackie. W czasach średniowiecza pojawiła się niejedna słynna pisarka, ale”w ich tekstach nic nie pozwalało dostrzegać świadomości jakiejś”specyfiki”„3. Teraz, przeciwnie, wychodząc od dzieła Christine de Pisari Le Tresor de la cite des dames, opublikowanego pośmiertnie w 1497 roku, mała grupka szesnastowiecznych autorek - przypomnijmy przynajmniej Pernette du Guillet, Louise Labę, Catherine i Madeleine Des Roches oraz, pod koniec tego stulecia, Marie le Jars de Gournay - wcielała w życie wspólny projekt, którego cele współcześni wyraźnie dostrzegali: było nim przeciwstawienie się prawie zupełnemu monopolowi mężczyzn w działalności literackiej i bezpośrednie zabranie głosu po to, aby opowiadać w sposób mniej lub bardziej otwarty o sobie, o swoich upodobaniach, o swoich uczuciach, o swoich najgłębszych aspiracjach. Jednakże od samego początku pisarki (poza kilkoma głośnymi wyjątkami) zdecydowały się unikać frontalnego starcia, z którego wyszłyby z pewnością pokonane, i działać drogami okrężnymi, wykorzystując kolejne nadarzające się i sprzyjające okazje. Wiedziały one zresztą, że na swoją obronę mogą powoływać się na precedensy niepodlegające krytyce: czyż to nie dwie wielkie księżniczki dały przykład, biorąc pióro do ręki? Orszak otwierała Anna Francuska, córka Ludwika XI i starsza siostra Karola VIII, księżna de Bourbon (1461-1522), która dzierżyła ster rządów w czasie, gdy jej brat był niepełnoletni, a potem otoczyła się błyskotliwym dworem, otwartym dla pisarzy i artystów, w roku 152i zaś zdecydowała się na wydanie drukiem swoich Enseignements napisanych dla córki Suzanne4. Zaraz za nią następowała najsłynniejsza ze wszystkich, wielka Małgorzata, siostra Franciszka I i żona króla Nawarry,”w najwyższym stopniu doskonała w poezji, uczona w filozofii, świetnie znająca Pismo Święte”5. Pierwsza francuska poetka, której dzieła opublikowano, Małgorzata d’Angouleme, podejmowała z jednakowym zaangażowaniem intelektualnym i talentem zasadnicze problemy miłości boskiej oraz miłości ziemskiej. Dwa pokolenia później inna Małgorzata, córka Henryka II i Katarzyny Medycejskiej, również królowa Nawarry, da początek kobiecemu pamiętnikarstwu, opowiadając tragiczne dzieje swojego życia. Nikt, oczywiście, nie podawał w wątpliwość potrzeby humanistycznego wykształcenia i intelektualnego przygotowania księżniczek z rodu królewskiego oraz dam wywodzących się z arystokracji - dotyczyło to jednak niezwykle ograniczonej liczby przedstawicielek płci

pięknej, od urodzenia przeznaczonych do pełnienia oficjalnych ról związanych z wielką odpowiedzialnością. Chociaż chodziło tu o przypadki wyjątkowe, to przecież były one wyraźnym zaprzeczeniem mizoginicznych stereotypów podkreślających wrodzone przywary natury kobiecej i stanowiły same przez się zachętę oraz ważną moralną rękojmię dla intelektualnych ambicji ich sióstr stojących niżej w hierarchii społecznej. Nawet urodzenie królewskie nie mogło jednak dać kobietom tych samych praw, jakie posiadali mężczyźni, a najbardziej widocznym tego potwierdzeniem było prawo salickie. Na mocy pradawnego zakazu pochodzącego jeszcze z czasów Faramonda, mitycznego władcy Franków - w odróżnieniu zaś od tego, co działo się w innych krajach europejskich - kobiety we Francji były wykluczone z dziedziczenia praw do tronu, a zapewnienie ciągłości dynastycznej było zadaniem zarezerwowanym wyłącznie dla potomków płci męskiej. Tylko król posiadał władzę, podczas gdy królowa miała jedynie status żony. Nie zawsze jednak tak było. Prawo salickie było instytucją prawną stosunkowo niedawną, wymyśloną przez historyków i prawników w XIV i XV wieku przede wszystkim po to, żeby zagwarantować niezależność oraz jedność terytorialną kraju. W średniowiecznej Francji bowiem korona przekazywana była na zasadzie prawa primogenitury, bez ograniczeń związanych z płcią, aż do roku 1316. Wtedy to, po śmierci najstarszego syna Filipa Pięknego, Ludwika X, brat dotychczasowego władcy, Filip de Poitiers, późniejszy Filip V, wykorzystał młodociany wiek swojej bratanicy Joanny, której prawnie należała się korona, i doprowadził do tego, że to jego ogłoszono królem. Sześć lat później córki Filipa V padły ofiarą takiego samego nadużycia i musiały pogodzić się z faktem, że ich prawa przywłaszczył sobie brat ojca. A kiedy z kolei Karol IV Piękny umarł, pozostawiając jedynie córkę, została ona automatycznie wykluczona z sukcesji na tej prostej zasadzie, że odwołano się do przykładu dwóch poprzednich panowań. Ponieważ jednak Karol IV nie miał braci, komu miałaby przypaść w udziale korona? Gdyby brać pod uwagę zasadę najbliższego pokrewieństwa ze zmarłym królem, należałaby się ona Edwardowi III, królowi Anglii, wnukowi Filipa Pięknego ze strony matki. Przyjęcie takiego rozwiązania oznaczałoby jednak przejście pod panowanie obcego władcy i baronowie francuscy woleli dokonać innego wyboru. Padł on na Filipa de Valois - Filipa VI - kuzyna w linii męskiej rodu Kapetyngów. Zakaz wstępowania na tron kobiet - wprowadzony podstępnie, aby zaspokoić ambicje Filipa V i Karola IV - został w ten sposób rozszerzony, obejmując także ich męskie potomstwo. (Już w czasie wojny stuletniej zaczęto zresztą zdawać sobie sprawę z tego, że ze względu na politykę matrymonialną, która coraz częściej prowadziła do małżeństw księżniczek krwi królewskiej z władcami innych

krajów, sukcesja w linii żeńskiej niosła ze sobą ryzyko, iż korona może się znaleźć w obcych rękach). Począwszy od tej chwili, przez cały okres odrodzenia kolejne pokolenia uczonych i prawników wysilały swoje umysły i wykorzystywały swoją wiedzę, aby zasadom tym nadać nieodwracalny charakter. Mit początków, znaczenie lokalnej tradycji prawnej, którą można było z dumą przeciwstawić prawu rzymskiemu, teoretyczne uzasadnienie świętego charakteru monarchii francuskiej (z czym wiązała się kapłańska rola monarchy, której nie można było rozciągnąć na kobiety), autorytet męski jako zasada jedności nowej koncepcji państwa we wszystkich jego przejawach oto argumenty, jakie wysuwano, aby wykluczyć kobiety ze sprawowania władzy. Chociaż chodziło tu o uzasadnienia, którym trudno było się przeciwstawić w czasach, kiedy Francja podejmowała wysiłki, aby umocnić własną tożsamość kulturową i narzucić swój prestiż całej Europie, to jednak tym, co decydowało o niekwestionowanej konieczności stosowania prawa salickiego, był repertuar mizoginicznych stereotypów - w pierwszym rzędzie przekonania o”słabości osądu” płci pięknej. Czy mimo to, w obliczu faktów, szesnaste stulecie nie okazało się wyraźnym zaprzeczeniem zakazów, jakie ciążyły na kobietach? W żadnym innym okresie tak wielka liczba dam, jak w Europie XVI wieku - córek, sióstr, żon, matek, kochanek - nie miała dostępu do tak wysokich stanowisk, nie wpływała na politykę, nie sprawowała osobiście rządów. Pomimo klątw kaznodziejów, najpierw Maria Tudor, a potem jej siostra Elżbieta zasiadły w pełni praw na tronie Anglii, podczas gdy Maria Stuart założyła koronę Szkocji. Małgorzata Austriacka, ciotka cesarza Karola V, niegdyś narzeczona Karola VIII de Valois, rządziła z kolei zręcznie i roztropnie Niderlandami, nie wspominając już o Renacie Francuskiej, która odegrała ogromną rolę w religijnym i kulturalnym życiu Ferrary. Chociaż we Francji prawo salickie nie zezwalało kobietom na dziedziczenie praw do tronu, to niejedna spośród dziesięciu królowych, które kolejno następowały po sobie u boku władców z dynastii Walezjuszy, wywarła wraz z teściowymi i szwagierkami ogromny wpływ na losy kraju. Luiza Sabaudzka, matka Franciszka I, sprawowała rządy w imieniu syna w czasie jego dramatycznej niewoli w Hiszpanii i prowadziła w jego sprawie subtelne negocjacje dyplomatyczne, dając dowody prawdziwego geniuszu politycznego, podczas gdy siostra króla, Małgorzata, wydana za mąż za władcę Nawarry, nie ukrywała swoich sympatii dla reformacji, uczyniła swój dwór ważnym ośrodkiem kultury humanistycznej, a literaturze francuskiej dodała blasku swoją poezją o inspiracjach mistycznych, jak również słynnym, wzorowanym na Dekameronie Boccaccia, zbiorem nowel pod tytułem Heptameron.

Córka Małgorzaty, Jeanne d’Albret, królowa Nawarry, służyła swoją niepospolitą inteligencją sprawie protestanckiej i interesom swego młodego syna, Henryka de Bourbon, którego przeznaczeniem miało być kiedyś objęcie rządów nad Francją. Nie można również zapominać, że po śmierci Henryka II w 1559 roku, przez okres blisko trzydziestu lat, kiedy wokół szalały wojny religijne, to właśnie królowa Katarzyna Medycejska sięgała po wszelkie możliwe środki, także najbardziej radykalne, aby chronić interesy korony i zachować jedność królestwa. W szesnastowiecznej Francji królowe i księżniczki nie były jednak jedynymi kobietami, jakie ukazywały się na scenie wielkiego świata. Pod ich nieobecność, obok nich, a często w otwartym konflikcie z nimi pojawiały się władczynie serc, potężne faworyty królewskie: księżna d’Etampes i Diana de Poitiers, kochanki Franciszka I i Henryka II, Gabrielle d’Estrees i Henriette d’Entragues, ku którym w pierwszym rzędzie kierowały się miłosne zapędy nazbyt kochliwego Henryka IV Również pośród arystokracji nie brak postaci kobiecych, wokół których skupiało się życie całych klanów: trzy kolejne księżne de Guise, owdowiawszy, wywierały decydujący wpływ na strategie polityczne rodziny, która była wówczas najpotężniejszym rodem Francji. Nie powinniśmy jednak skłaniać się do przekonania, że ten olśniewający orszak dam posiadających władzę był oznaką jakiejś ewolucji - choćby nawet ukrytej - w mentalności lub obyczajach albo że oznaczał poprawę prawnego statusu kobiet. Jeśli w społeczeństwie szesnastowiecznym były kobiety, które się liczyły, to tylko dlatego, że dzięki swoim ambicjom, inteligencji, urodzie potrafiły one wbrew uprzedzeniom mężczyzn wykorzystać sprzyjające okoliczności i odnieść sukces. Nigdy nie zdobyły przy tym władzy we własnym imieniu, była ona zazwyczaj nietrwała i narażona na protesty, a ich pozycja zakładała zawsze jakiś brak lub jakąś słabość ze strony mężczyzn: rozłąkę z małżonkiem lub jego śmierć, młodociany wiek synów, zmysłowe namiętności. Losy tych kobiet, choć spektakularne, stanowią sumę jednostkowych przypadków, nie układają się w jedną historię. Ponieważ Historia - żadna z nich nie miała co do tego wątpliwości - pozostawała oficjalnym apanażem mężczyzn; żeby się w niej odnaleźć, a przy tym nie zostać zmiażdżoną w jej trybach, trzeba było się maskować, wykorzystywać spryt, zdobywać potężnych sprzymierzeńców, rozdzielać łaski, uwodzić, korumpować, karać - i wiedzieć, kiedy we właściwym momencie usunąć się w cień. Moim zamiarem jest opowiedzenie historii tej sui generis władzy, która potrafiła przekształcać słabość w siłę, a niższą pozycję w hierarchii społecznej wykorzystywać jako

atut. Będzie to świadectwo odwagi, inteligencji, fantazji, którymi stale odznaczały się francuskie kobiety ancien regime’u. Włoszka na francuskim dworze W 1553 roku, w wieku zaledwie czternastu lat, Caterina de’ Medici przybyła do Francji, aby zawrzeć związek małżeński z drugim synem Franciszka I, Henrykiem, księciem Orleanu. Chociaż posag młodej florentynki był ogromny, małżeństwo to było mezaliansem: syn króla poślubiał jedynie spadkobierczynię rodziny bankierskiej. Związek ów miał jednak solidne podstawy polityczne. Według Klemensa VII, stryja młodej małżonki, służył on zacieśnieniu więzi pomiędzy Medyceuszami a koroną francuską, dzięki czemu papiestwo nie byłoby zależne wyłącznie od dobrej woli Karola V, który zaledwie sześć lat wcześniej pozwolił wojskom cesarskim na złupienie Rzymu oraz na niszczenie Wiecznego Miasta ogniem i mieczem. Dla Franciszka I skoligacenie się z papieżem i dynastią Medyceuszy miało na celu wsparcie jego projektów panowania w Italii oraz zrównoważenie wpływów Habsburgów. Klemens VII osobiście towarzyszył bratanicy aż do Francji, pokazując w ten sposób, jak wielką wagę przykłada do jej małżeństwa. Uroczysty wjazd Katarzyny do Marsylii miał miejsce 12 października 1533 roku. Florencka narzeczona przybyła wraz z orszakiem stryja, a towarzyszył temu wyjątkowy spektakl, całkowicie dotąd nieznany Francuzom. Klemensa VII, przed którym kroczył tylko biały koń wiozący Najświętszy Sakrament, niesiono na papieskim tronie, za nim podążali kardynałowie w purpurze, jadąc wierzchem na białych mulicach. Następnie pojawiła się Katarzyna, otoczona rojem dam i szlachty na koniach. Szesnaście dni później wyprawiono z wielką pompą wesele, wieczorem zaś, po wystawnym bankiecie wydanym przez papieża dla obu połączonych dworów, państwo młodzi zostali odprowadzeni do komnaty małżeńskiej przez królową Eleonorę i jej damy. Henryk i Katarzyna byli w tym samym wieku i nawzajem nic o sobie nie wiedzieli - wiedzieli natomiast dobrze, czego od nich oczekiwano, i mieli publicznie dać tego dowody. Obserwując ich współżycie przez uchylone firanki łożnicy, Franciszek I mógł stwierdzić, że”obydwoje małżonkowie okazali się z temperamentem i krzepcy”1, a bardzo wcześnie rano następnego dnia złożył im wizytę papież Klemens VII, który dokładnie obejrzał posłanie. To jasne, że poczucie wstydu było wówczas zupełnie inne niż dzisiaj, a pojęcie intymności nie pojawiło się jeszcze w powszechnym odczuciu. Jeśli jednak zarówno król, jak i papież tak bardzo chcieli zyskać pewność co do pozytywnych skutków pierwszej nocy jeszcze niedorosłej młodej pary, to wynikało to z faktu, że skonsumowanie małżeństwa było konieczne dla

ostatecznego przypieczętowania wzajemnych zobowiązań, do których obie strony doszły po długich i żmudnych negocjacjach. Dawało to Klemensowi VII gwarancję, iż niezależnie od tego, jakim zmianom uległaby sytuacja polityczna, Katarzyna została pełnoprawną żoną Henryka i nie będzie narażona na ryzyko odesłania do Włoch. Franciszek I natomiast uzyskiwał legitymizację dla swoich ambicji sięgających na południe od Alp i mógł głośno domagać się uznania praw, jakie jego młodszy syn nabył do księstwa Urbino jako mąż Medyceuszki. Jednakże przed upływem jednego roku nagła śmierć Klemensa VII miała obrócić wniwecz obietnice, których papież był gwarantem, królowi Francji zaś pozostawało wyłącznie stwierdzenie faktu, że małżeństwo Henryka z”małą księżniczką” było kiepskim interesem. Życie, jakie czekało Katarzynę na dworze francuskim, zapowiadało się zatem na wcale niełatwe, lecz młodą florentynkę zahartowało już wcześniej dramatyczne dzieciństwo. Osierocona od urodzenia przez oboje rodziców, jedyna prawowita dziedziczka ogromnej fortuny, przetrzymywana jako zakładniczka i zagrożona śmiercią w czasie ludowej rebelii we Florencji, która przeciągnęła się aż do sierpnia 153o roku, dziewczynka wzrastała w rodzinnym klanie rozdzieranym intrygami, sprzecznymi interesami i ambicjami, w oczekiwaniu, że stanie się matrymonialnym pionkiem na skomplikowanej szachownicy, jaką stanowiła polityka włoska. W swoim nowym kraju Katarzyna musiała przede wszystkim pożegnać się z jedynym niewzruszonym przekonaniem, jakie dotychczas jej towarzyszyło - takim mianowicie, że należy do dynastii, która może dumnie stawić czoło każdemu. Tu była”tylko” Medyceuszką, a kiedy w trzy lata po ślubie nieoczekiwana śmierć delfina uczyniła Henryka następcą tronu Francji, nierówność statusu obydwojga małżonków wydawała się jeszcze bardziej oburzająca. Inteligentna, obdarzona silną wolą i przyzwyczajona liczyć tylko na własne siły, Katarzyna nie szczędziła wysiłków, aby poprawić swoją pozycję i zyskać przychylność nowej rodziny, szybko przystosowując się do dworskich obyczajów, opanowując nienaganną francuszczyznę, dając się poznać jako osoba wesoła, uprzejma, serdeczna, skromna i posłuszna. Udało jej się od razu nawiązać doskonałe porozumienie z pozostałymi kobietami należącymi do królewskiego klanu: z pobożną, miłą, niezbyt lubianą królową Eleonorą, z Małgorzatą Nawarską, siostrą Franciszka, ze szwagierką Małgorzatą Francuską, która miała poślubić księcia Sabaudii. W podobny sposób - a było to zadanie o wiele trudniejsze i wymagające więcej śmiałości - umiała wkraść się w łaski teścia.W chwili przybycia Katarzyny do Francji Franciszek I - wówczas zaledwie czterdziestoletni - pomimo dramatycznych zmian losu, jakie stały się jego udziałem, uważany był za najbardziej

dumnego i wyniosłego monarchę Europy, jego panowanie zaś miało trwać jeszcze lat trzynaście. Ujęty przywiązaniem, jakie okazywała mu synowa, władca spełnił jej prośby, zaliczając ją do niewielkiego grona ulubieńców, petite bandę, która wszędzie mu towarzyszyła. Zęby pozostawać u boku teścia również w trakcie polowań - a był to sport par excellence królewski - Katarzyna wymyśliła nawet nowy sposób dosiadania konia, z lewą stopą w strzemieniu, a prawą nogą opartą o łęk siodła, co dało początek stylowi zwanemu „w damskim siodle”. Z drugiej strony Franciszek I, entuzjastyczny wielbiciel sztuki włoskiej i niestrudzony budowniczy wspaniałych rezydencji, nie mógł nie doceniać kultury i artystycznego zmysłu synowej, której gust ukształtował się we Florencji i na dworze papieskim w bezpośrednim kontakcie z wielkimi zbiorami Medyceuszy i arcydziełami przechowywanymi w Watykanie. „Mała księżniczka” nie mogła jednak dać swemu mężowi syna. Matteo Dandolo, ambasador wenecki, tak pisał w tym czasie:”Najjaśniejsza żona delfina jest doskonale zbudowana, lecz nie można jej nazwać, jeśli chodzi o zalety cielesne, kobietą dobrą do rodzenia dzieci; nie tylko dotychczas ich nie ma, lecz obawiam się, że nie będzie ich miała, chociaż zażywa pilnie wszystkie te lekarstwa, które mogą jej pomóc w zajściu w ciążę, co grozi jej z pewnością dużym niebezpieczeństwem, że poważniej zachoruje. Delfin, jej mąż, kocha ją i dba o nią najbardziej jak można, kocha ją także jej królewska mość, a równie kochana jest przez cały dwór i przez lud cały, tak że sądzę, iż nie znalazłby się nikt, kto nie dałby sobie upuścić własnej krwi, aby tylko mogła mieć syna”2. Nie wszystkie stwierdzenia tego weneckiego dyplomaty należy traktować dosłownie: niepłodność nie była jedynym zmartwieniem Katarzyny. Młoda księżna cierpiała w milczeniu, jako że nie udało jej się wzbudzić miłości u męża, którego ona sama namiętnie kochała. Ów nieśmiały i posępny młodzieniec żywił dla swej małżonki wiele szacunku, ale dużo wcześniej oddał serce pewnej nieprzystępnej kobiecie, której publicznie składał hołdy. By to zrozumieć, musimy cofnąć się do czasów, kiedy Katarzyna pozostawała jeszcze w Italii. Dianę de Poitiers: piękność jako mit Siódmego lipca 1530 roku, w tydzień po powrocie do Francji dwóch starszych synów króla - którzy przez cztery lata pozostawali jako zakładnicy w Madrycie, żeby ich ojciec mógł odzyskać wolność - Franciszek I, owdowiały po śmierci Claude de France, ratyfikował kruchy pokój z Hiszpanią, zawierając związek małżeński z Eleonorą Austriacką, siostrą cesarza Karola V W czasie turnieju, który wieńczył uroczystości ku czci nowej królowej, po raz pierwszy stanęli w szranki obaj młodzi książęta. Zgodnie z obyczajem mieli oni możliwość wskazania damy, której zamierzali złożyć hołd.

Delfin, pragnąc sprawić przyjemność ojcu, zdecydował, że będzie walczyć dla księżnej d’Etampes, oficjalnej kochanki Franciszka, podczas gdy książę Orleanu pochylił swoją kopię u stóp Diany de Poitiers, żony Louisa de Breze, wielkiego seneszala Normandii, która niezrównaną urodę łączyła z cnotą bez skazy. Młodszy syn króla miał zaledwie jedenaście lat, piękna seneszalowa - trzydzieści, lecz pod tym rycerskim rytuałem skrywało się autentyczne wyznanie miłosne: odtąd przez całe życie Henryk będzie nosił barwy damy wybranej podczas turnieju. Uwielbienie, jakie książę Orleanu żywił dla żony wielkiego seneszala, zrodziło się w istocie w dniu, w którym wyruszał wraz z bratem jako zakładnik do Hiszpanii, w wieku zaledwie siedmiu lat. Podczas gdy uwaga dworu skupiała się na delfinie, Dianę uderzył smutek, jaki malował się na twarzy małego Henryka - przytuliła go, lekko całując w czoło. Był to pocałunek, który stał się przeznaczeniem i którego wspomnienie miało towarzyszyć dziecku w czasie czterech bolesnych lat niewoli, na zawsze krystalizując jego marzenia erotyczne. W odróżnieniu od swojego introwertycznego i romantycznego rycerza, Diana kochała przede wszystkim samą siebie. Była ambitna, zachłanna, dalekowzroczna; odznaczała się tą samą oziębłością, wyniosłością i skłonnością do czystości, co starożytna bogini, której imię nosiła. Jej uroda, pisała Marguerite Vourcenar,”była tak doskonała, tak trwała, że skrywała osobowość tej, która ją posiadała”1. Wywodząca się ze słynnego rodu Diana, wydana za mąż w bardzo młodym wieku za mężczyznę o czterdzieści lat starszego, pełniącego niezwykle ważną funkcję przedstawiciela królewskiego w Normandii, była przykładną żoną i matką, w pełni usatysfakcjonowaną faktem, iż należy do najważniejszych osobistości na dworze oraz do jednej z najbardziej arystokratycznych i wpływowych rodzin w kraju. Chociaż nie można zupełnie wykluczyć i tego, że surowa powściągliwość seneszalowej brała się ze świadomości losu, jaki niegdyś przypadł w udziale jej teściowej, którą zabił zazdrosny mąż. W 1531 roku, w wieku trzydziestu jeden lat, stosunkowo jeszcze młoda, jak na kryteria tamtych czasów, odznaczająca się ciągle tą samą wspaniałą urodą Diana owdowiała, a zdecydowawszy się nie zawierać nowego związku małżeńskiego, w bardzo przemyślany sposób zaczęła budować swój wizerunek. Biorąc za wzór Artemizję, słynną żonę Mauzolosa, władcy Halikarnasu, która pojawiała się we wszystkich pocztach słynnych kobiet, przywdziała żałobne kolory - biel i czerń, do swojego herbu kazała dodać odwróconą pochodnię, symbol wdów, i czciła pamięć męża, wystawiwszy mu w kaplicy na zamku Anet

wspaniałe mauzoleum. Chroniona przed insynuacjami tarczą swej godności, odnalazła w tej nowej sytuacji wolność działania, jakiej zazwyczaj odmawiano kobietom. Prawdopodobnie na prośbę samego Franciszka I - który liczył na to, iż dzięki jej wskazówkom syn nabierze ogłady i pozna obyczaje wielkiego świata - Diana zgodziła się, by Henryk publicznie ją wielbił, zgodnie z wzorami dwornego platonizmu, jaki był wówczas w modzie, uzyskując przy tym na niego nieograniczony wpływ. Pomimo mocnej pozycji, jaką zawsze cieszyła się na dworze, wdowa po wielkim seneszalu nie lekceważyła korzyści, jakie mogło jej przynieść bezwarunkowe poparcie udzielane przez księcia krwi królewskiej. Później była pierwszą osobą, która popierała związek młodego królewicza z potomkinią Medyceuszy, również dlatego, że dodawało to blasku jej własnej rodzinie, jako że dziadek Katarzyny ze strony matki - Jean de la Tour d’Auvergne - był bratem babki Diany ze strony ojca. Kiedy jednak w roku 1536, trzy lata po zawarciu tego małżeństwa, niespodziewana śmierć delfina uczyniła Henryka następcą tronu, nieprzystępna wdowa zeszła z piedestału i oddała się swojemu wielbicielowi, w dalszym ciągu ukrywając ich cielesny związek pod pozorami miłości dwornej. Decyzja, aby w wieku trzydziestu sześciu lat wziąć sobie siedemnastoletniego kochanka, nie była wolna od ryzyka: oznaczała narażenie nieskazitelnej reputacji, wystawienie się na śmieszność, szyderstwo, kalumnie i, prędzej czy później, gorycz upokarzającego porzucenia. Czy Diana miała jednak inny wybór? Czy dłuższe odrzucanie zalotów młodego i obdarzonego ognistym temperamentem mężczyzny nie oznaczałoby oddania gry walkowerem? A czyż stawka w tej grze nie była zbyt wysoka, żeby nie kusić losu? Ich pierwsze spotkanie miłosne miało miejsce w zamku Ecouen, a uczestnikiem zmowy był konetabl Annę de Montmorency, przyjaciel obydwojga. Rozedrgane, pełne wdzięku, zmysłowości i wstydu wiersze napisane przez Dianę przy tej okazji oddają - pomimo konwencjonalności języka i obrazów - zaskoczenie zakochanej kobiety, opanowanej wbrew swojej woli namiętnością. Było tak naprawdę, że pewnego pięknego poranka Amor Przyszedł do mnie, aby podarować mi uroczy kwiatuszek... I - patrzcie oto - kwiatuszkiem tym okazał się chłopiec młody, świeży i dziarski. Tak zatem, drżąc nieco i odwracając oczy, „O, nie” - powiedziałam.”Ach! Nie będziesz rozczarowana!” Odparł znów Amor i nagle przed mymi oczami Ukazał wspaniały wawrzyn.

„Lepiej być rozsądną niż królową” - powiedziałam doń. Wtedy poczułam, że drżę i dygocę, Dianie zabrakło sił i zrozumiecie bez trudu, O jakim to poranku pragnę znowu mówić...2 Taki właśnie obraz - prawdziwy lub fałszywy - Diana będzie podtrzymywać w sercu kochanka, rozpalając w nim na nowo, dzień po dniu, emocje wywołane podbojem, który uważał on wcześniej za niemożliwy. W wierszach przypisywanych Henrykowi wspomnienie tego pamiętnego poranka pojawia się natomiast jako”prawdziwa inicjacja, rytuał przejścia niedorosłego młodzieńca do męskości”3, a zarazem jako pasowanie na rycerza bogini Diany: Niestety, Boże, tak bardzo żałuję Czasu, który straciłem w młodości: Ileż to razy wyrażałem życzenie, by Diana Była jedyną panią, jaką mam. ^ Bałem się jednak, że ona, będąc boginią, Nie zechce zniżyć się aż tak bardzo, Aby mnie zauważyć, ja zaś bez tego Nie czułem przyjemności, radości ni zadowolenia Aż do chwili, gdy postanowiono, że mam być posłuszny jej rozkazom.4Jeżeli Henryk przysięgał Dianie wieczne posłuszeństwo, to Diana ze swej strony rozpoczynała spektakularny wyścig z czasem, aby utrzymać swój wpływ na księcia. Lodowate kąpiele, ćwiczenia fizyczne na otwartym powietrzu, spartańska dieta, rezygnacja z używania szminek i kosmetyków szkodliwych dla skóry - były to absolutnie awangardowe strategie, które wdowa po wielkim seneszalu stosowała po to, aby pomimo upływu lat zachować swą posągową piękność. Brantóme, który poznał ją, kiedy przekroczyła już sześćdziesiątkę, wspominał”jej urodę, jej wdzięk, jej dostojność”, a będąc przekonany, iż pozostanie taka sama nawet w wieku lat stu, skarżył się,”że ziemia pochłania tak piękne ciała”5. Uroda nie była jednak jedyną bronią królewskiej kochanki, ponieważ towarzyszyła jej subtelna sztuka uwodzenia i wymyślny erotyzm. Wiedziała o tym doskonale Katarzyna Medycejska, która wierząc w magię i chcąc odkryć, jakim rodzajem czarów posłużyła się Diana, aby usidlić jej męża, postarała się o to, aby podejrzeć przez szparę w ścianie ich miłosne spotkania. I tak, opowiada dalej Brantóme, ujrzała ona”przepiękną kobietę o białej skórze, delikatnej i niezwykłej świeżości, pół ubraną, pół nagą, która obsypywała swego kochanka tysiącem pieszczot, czułości i rozkosznych gestów”, a następnie zobaczyła,”jak on również oddaje jej pieszczoty, a także i całą resztę, tak że oboje wychodzili z pościeli, z powrotem do niej wracali, po czym obłapiali się na miękkim dywanie leżącym u stóp łoża”6. Patrząc na widok tak odmienny od jej małżeńskich doświadczeń, Katarzyna wybuchnęła płaczem i pogodziła się z

oczywistością: na czary, których była świadkiem, nie było lekarstwa, a wpływ Diany miał być trwały. Piękna metresa troszczyła się o to, aby charakter jej związku z Henrykiem pozostawał otoczony tajemnicą, a ich relacji starała się nadać charakter mitologiczny i sakralny, przeistaczając przykładną wdowę w pogańską boginię. Artyści i pisarze czcili ją pod postacią polującej Diany, a ona sama miała dać się sportretować w Anet w swojej wspaniałej nagości, leżąca na boku i czule obejmująca majestatycznego królewskiego jelenia. Był to fakt niezwykle istotny, który wykraczał poza osobistą politykę królewskiej kochanki, a dając początek nowemu rodzajowi ekspresji artystycznej, wpłynął na kierunki, jakimi podążyła kultura tamtych czasów. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby realnie istniejąca postać przywłaszczyła sobie starożytne bóstwo do tego stopnia, że można by mówić o całkowitej metamorfozie:”przygoda wytrwałej, zachłannej i ambitnej faworyty przybrała formę bajki mitologicznej, która umożliwiła po raz pierwszy we Francji rozkwit sztuki alegorycznej”7. Wstąpiwszy na tron w 1547 roku, Henryk II oficjalnie uznał mit Diany, łącząc swoje inicjały z inicjałami ukochanej kobiety we wszystkich herbach królewskich oraz zamawiając u rzeźbiarzy i malarzy jej portrety pod postacią bogini łowów, której imię nosiła. Powody, które pchnęły wdowę po wielkim seneszalu do utożsamienia się z pogańską boginią (a w ten sam sposób postąpiło wiele kobiet związanych ze sprawowaniem władzy), to zarówno potrzeba autolegitymizacji, jaką odczuwały przedstawicielki płci pięknej, jak i stopniowe umacnianie się kultury kobiecej, której dążeniem było nawiązanie do tradycji niewiast stanowiących wzór do naśladowania - ta zaś pełnymi rękami czerpała z mitologii. To symboliczne przedstawianie władzy kobiet było jednak popierane przede wszystkim przez samych monarchów, a ich celem było wprowadzenie pewnych korekt do prawa salickiego, które bez wątpienia zawężało ich swobodę działania za pomocą całego szeregu nowych ograniczeń. Pozostając stale w konflikcie z przedstawicielami arystokracji, francuscy królowie okresu odrodzenia woleli przekazywać swoje uprawnienia, kiedy to było konieczne, nie swoim prawowitym zastępcom, czyli książętom krwi lub osobom sprawującym wysokie urzędy w królestwie, lecz osobom najbardziej zaufanym i najbardziej od siebie zależnym, jak matki, żony, siostry, kochanki i z tej właśnie przyczyny byli skłonni umacniać ich prestiż. Władza, jaką wdowa po wielkim seneszalu cieszyła się po wstąpieniu na tron Henryka, nie była jednak wynikiem tymczasowej inwestytury, lecz była trwała i nieograniczona, ponieważ pochodziła bezpośrednio od monarchy i ujawniała się za pośrednictwem precyzyjnego systemu znaków, którego ośrodkiem były rozmaite symboliczne znaczenia postaci Diany.”W tradycji mitograficznej, która odwołuje się do neoplatońskiej teorii emanacji, świetlistość Księżyca symbolizuje sposób, w jaki boskie światło promieniuje

w świecie”8 - władca i jego faworyta uczynili z tego jeden z kluczowych obrazów swego alegorycznego sztafażu. Takie rozwiązanie wtapiało się harmonijnie w proces, który z postaci króla czynił mitologiczne bóstwo i który rozpoczął się w czasach Franciszka I: istoty władzy nie można już było uchwycić w sposób bezpośredni, lecz jedynie za pośrednictwem światła odbijającego się w znakach i kodach zastępczych, jakimi się otaczał. W ten sposób, porównując Dianę de Poitiers do Księżyca, który promieniuje odbitym światłem nieobecnego Słońca, Ronsard wskazywał wyraźnie na fundamentalną funkcję, polegającą na mediacji i orędownictwie, jaką pełnić miała królewska kochanka.9 W bardziej prozaicznym języku polityki oznaczało to, że wdowa po wielkim seneszalu pełniła faktycznie funkcję podobną do funkcji królewskiego doradcy i premiera. W 1547 roku wysłannik księcia Ferrary donosił swemu władcy, że Henryk spędza przynajmniej trzecią część dnia w towarzystwie faworyty i radzi się jej we wszystkich ważnych sprawach. Otoczona legendą, którą tak mądrze umiała stworzyć, podniesiona do rangi księżnej Valentinois - ten sam tytuł Ludwik XII nadał niegdyś Cesarowi Borgii! - posiadała bezprecedensową władzę nad monarchą, nad rodziną królewską, nad dworem, nad francuską polityką. W końcu poleciła kochankowi wypełnianie jego obowiązków małżeńskich, a kiedy po dziewięciu latach bezpłodności i całym szeregu następujących po sobie w krótkim czasie ciąż Katarzyna wydała na świat dziesięcioro dzieci (przeżyło31 tylko siedmioro), osobiście zajęła się ich wychowaniem i wykształceniem. Nosiła klejnoty korony, brała udział we wszystkich oficjalnych ceremoniach, wpływała na obsadzanie wszystkich urzędów; promowała politykę wyraźnie prokatolicką i nieprzyjazną protestantom. Nieustająca energia, którą wykazała w sprawowaniu władzy, nie przeszkodziła jej w zebraniu ogromnego majątku osobistego, którym zarządzała z maniakalnym skąpstwem. Aż do śmierci Franciszka I, przez okres co najmniej dziesięciu lat, żądza władzy, jaką kierowała się Diana, zderzała się z nie mniej gwałtowną żądzą władzy, jaką wykazywała Anna d’Heilly, pani de Pisseleu, księżna d’Etampes, ostatnia miłość monarchy i pierwsza oficjalna kochanka króla Francji. Wspaniały dwór Walezjuszy był bytem stosunkowo niedawnym, powstałym pod koniec poprzedniego stulecia jako szkoła dworności i grzeczności pod egidą wielkiej królowej Anny Bretońskiej, która niepodzielnie na nim panowała. Żaden z jej mężów, Karol VIII czy Ludwik XII, nigdy nie ośmieliłby się ujawnić swoich związków pozamałżenskich, ale Franciszek I, który okazywał zawsze stosunkowo dużo szacunku wobec pierwszej żony, Claude de France, nie miał tych samych względów dla drugiej, łagodnej i raczej nieładnej Eleonory Austriackiej, niewinnego świadka jego poniżającej niewoli hiszpańskiej. Dzięki

temu, wykorzystując swoją młodość, swoją urodę, swoją atrakcyjność seksualną, którą oddziaływała na monarchę, popychana szaleńczą ambicją księżna d’Etampes, przekraczając wszystkie normy dobrych obyczajów i moralności, wystąpiła otwarcie i uzyskała oficjalne uznanie swojej roli jako konkubiny: pojawiała się wszędzie u boku swego królewskiego kochanka, wymagała dla siebie względów i sama je rozdawała, wpływała na decyzje polityczne. Jednakże ta roztaczająca nieodparty urok kobieta powinna była wiedzieć, że taka odwaga nie była wolna od ryzyka i że jej ogromna władza zależała wyłącznie od dobrej woli króla. Jeżeli nawet była pewna, że na zawsze zawładnęła zmysłami Franciszka, to jak mogła nie niepokoić się o to, co może wydarzyć się po śmierci monarchy? Czyżby zapomniała o tym, że aby nadać jej tytuł księżnej - to znaczy podnieść ją w ten sposób do najwyższej rangi w społecznej hierarchii po książętach krwi - władca musiał dać jej męża, który, chociaż kazano mu zrezygnować z praw małżeńskich, pozostawał jednak nadal jej mężem? Czyżby nie pamiętała o tym, co przydarzyło się - jak opowiadano sobie szeptem tej, która poprzedziła ją w sposób o wiele bardziej dyskretny i bezinteresowny w sercu Franciszka, a która, porzucona przez królewskiego kochanka, znalazła się, ponownie, zgodnie z prawem w całkowitej zależności od męża? Hrabia de Chateaubriant, sprowadziwszy żonę do Bretanii, której był zarządcą, postanowił bowiem pomścić swój honor małżeński i zamknął wiarołomną w komnacie pozbawionej światła oraz wy tapetowanej na czarno jak trumna. W jakiś czas później, po wielu miesiącach tej tortury, wdarł się do więzienia nieszczęsnej kobiety na czele grupy uzbrojonych mężczyzn, którzy w jego obecności podcięli jej żyły nóg i rąk, powodując jej śmierć przez wykrwawienie. W porównaniu z hrabią de Chateaubriant książę d’Etampes dał dowód wielkoduszności: po śmierci Franciszka I ograniczył się do wypędzenia swej żony na osiemnaście lat do rodzinnego zamku, nie omieszkając przy tym korzystać z bogactw, jakie Anna zgromadziła w okresie swojego powodzenia. Będąc wdową i mogąc swobodnie dysponować swoją osobą, Diana nie miała takich zmartwień, a jednak, chroniąc swą reputację, przyjęła strategię przeciwną do tej, jaką stosowała księżna d’Etampes i od samego początku swojego związku z Henrykiem realizowała swe ambicje, ukrywając się za parawanem symbolicznego systemu znaków. Nieskalana i czysta, na wzór bóstwa, którego - jak twierdziła - była wcieleniem, wdowa po wielkim seneszalu potrafiła połączyć starożytną mitologię z tradycją dworską, pozując na muzę przynoszącą natchnienie, doskonałą przyjaciółkę, duchową doradczynię delfina, nie występując zaś jako najpospolitsza konkubina.

Różnice charakterów i brak zrozumienia, jakimi charakteryzowały się od zawsze stosunki Franciszka I z synem, wpłynęły na to, że antagonizm obu królewskich kochanek nabrał znaczenia politycznego. Znajdując się w centrum dwóch rywalizujących ze sobą grup władzy, wykorzystując własną szeroką sieć klienteli, Anna i Diana walczyły ze sobą za pośrednictwem osób trzecich, popychając króla i delfina do odmiennych strategii i sojuszów, w czasie kiedy Francja zmuszona była stawić czoło zarówno wewnętrznym podziałom między katolikami i protestantami, jak i zagrożeniom płynącym ze strony ekspansywnej polityki hiszpańskiej oraz nie mniej agresywnej polityki Henryka VIII, króla Anglii. Chociaż konflikt ten pozostawał ukryty, szkodził bardzo interesom kraju: o ile z jednej strony Franciszek I mógł liczyć na swój niekwestionowany autorytet monarchy, to z drugiej Henryk cieszył się poparciem wielu osób niezadowolonych z aktualnego stanu rzeczy, jakich nigdy nie brakuje, oraz wszystkich tych, którzy opowiadali się za nim po to, żeby zapewnić sobie jego wdzięczność i życzliwość w przyszłości. Nie musieli czekać zbyt długo: 31 marca 1547 roku Franciszek zmarł w zamku Rambouillet, nie mając nawet pięćdziesięciu trzech lat. Według tradycji ten wielki król, pogodziwszy się z Henrykiem na łożu śmierci, wyraził żal z powodu zbytniej skłonności do wojny i dawania posłuchu radom swojej faworyty, zachęcając syna, aby nie szedł za jego przykładem. Uprzejma i nieprzenikniona Katarzyna odbyła swoją pierwszą praktykę polityczną, obserwując z najwyższą uwagą starcie pomiędzy dwiema oficjalnymi kochankami teścia i męża oraz starając się za wszelką cenę pozostać na uboczu. Cieszyła się szacunkiem i sympatią Franciszka I, miała ten przywilej, że należała do jego najbliższego otoczenia, utrzymywała serdeczne stosunki z księżną d’Etampes, i w żaden sposób nie zamierzała tracić przychylności monarchy. Przychylności, która była jej niezwykle potrzebna, jako że z upływem czasu brak potomstwa wystawiał ją na wzrastające z każdym dniem ryzyko, że zostanie oddalona. Nie zawsze jednak mogła zachować neutralność. Żonie delfina zależało w pierwszym rzędzie na mężu, którego głęboko kochała, i aby go nie stracić, była gotowa ustępować mu we wszystkim, poczynając od nieograniczonego podporządkowania się wdowie po wielkim seneszalu. Katarzyna poddawała się woli Diany tak dalece, w sposób tak wykraczający poza granice posłuszeństwa małżeńskiego, że dziwiło to nawet współczesnych. Ona sama, wiele lat później, miała wyjaśnić swoje postępowanie w liście z 1584 roku do nadintendenta Pomponne’a de Bellievre, którego zadaniem było przywołanie do porządku jej córki Małgorzaty:”Okazywałam przyjaźń Pani de Valentinois, taka była bowiem wola króla, chociaż nie ukrywałam przed nim, że zgadzam się na to niechętnie: żadna kobieta, która kochała swojego męża, nigdy nie kochała jego dziwki”10.

Jednakże kiedy żona delfina zgadzała się pełnić rolę donosicielki i informować Dianę o rozmowach, jakie toczyły się w otoczeniu króla, lub okazywać nieuprzejmość wobec księżnej d’Etampes, to nie dlatego tylko, że była zmuszona do posłuszeństwa, ale dlatego, że paradoksalnie jej interesy były zbieżne z interesami faworyty Henryka. Katarzyna dobrze wiedziała, że kochanka jej męża - tak samo jak ona - obawia się odrzucenia i że czyni wszystko, by do tego nie doszło. Diana lękała się bowiem, że jakaś młoda i piękna księżniczka, zdolna do poruszenia serca Henryka, nie będzie znosić cierpliwie jej jarzma tak, jak zgadzał się to czynić mały florencki kopciuszek. Narodziny pierwszego syna Katarzyny w 1544 roku, po ponad dziesięciu latach małżeństwa, były zatem również dla wdowy po wielkim seneszalu końcem długotrwałego koszmaru. Jeżeli Diana musiała walczyć z czasem, to dla Katarzyny okazał się on najlepszym sprzymierzeńcem. Młodsza o dziewiętnaście lat od kochanki męża, potomkini Medyceuszy nie była ani piękna, ani pociągająca, lecz odznaczała się nadzwyczajną wytrwałością i przenikliwą inteligencją, z którymi łączyła wielki realizm i doprowadzoną do perfekcji sztukę nieokazywania uczuć. Opanowanie umiejętności ukrywania straszliwej zazdrości o małżonka oraz życia w cieniu wdowy po wielkim seneszalu, w warunkach ciężkiego do zniesienia uzależnienia, zaskarbiło”małej księżniczce” wdzięczność Henryka, liczne ciąże poprawiły jej pozycję, a ponieważ nie było na świecie takich czarów, które mogłyby uczynić Dianę nieśmiertelną, Katarzyna mogła ufać w lepszą przyszłość. Los chciał jednak inaczej. Dziesiątego lipca 1559 roku Henryk II padł ofiarą swojej namiętności dla rycerskich rytuałów, które były już wtedy anachronizmem. Postanowił bowiem uświetnić za pomocą rycerskiego turnieju małżeństwo swej córki Elżbiety z Filipem II (związek ten miał przypieczętować nowy traktat pokojowy francuskohiszpański podpisany w CateauCambresis). Henryk, który był dzielnym rycerzem i wielokrotnie stawał w szranki, jak zawsze nosząc barwy Diany, nalegał, aby ostatni raz potykać się z kapitanem swojej gwardii, Szkotem Montgomerym. Katarzyna miała proroczy sen i błagała męża na próżno, żeby zrezygnował. Siedem lat wcześniej włoski biskup i astrolog Luca Gaurico radził Henrykowi, aby unikał on w wieku mniej więcej czterdziestu lat wszelkiego rodzaju walk indywidualnych, w 1555 roku zaś słynny Nostradamus, prorok, astrolog i doradca królewski, opublikował w Lyonie swoje Centurie, w których pojawiał się czterowiersz, mogący dotyczyć również monarchy: Młody lew pokona starego, na polu walki w dziwnym pojedynku w złotej klatce wydrapie mu oczy: dwie klasy jedną, potem śmierć, okrutna śmierć.”

Tego dnia proroctwo, które od lat napełniało Katarzynę niepokojem, spełniło się: odłamek kopii Montgomery’ego wbił się poprzez”złotą klatkę” zbroi w oko”starego lwa”, który umarł dziesięć dni później, w strasznych męczarniach, w ramionach żony. Dianie nie pozwolono go zobaczyć. Po śmierci Henryka Katarzyna zażądała jedynie od dawnej rywalki zwrotu klejnotów korony i odebrała jej zamek Chenonceaux, najpiękniejszy z darów, jakie wdowa po wielkim seneszalu otrzymała od monarchy, dając jej jednak w zamian zamek Chaumont: dla potomkini Medyceuszy zemsta oznaczała jedynie niepotrzebne marnowanie energii, tym bardziej że księżna de Valentinois miała powiązania rodzinne i przyjaciół zbyt potężnych, aby mogły ją dotknąć poważne represje. Ze swojej strony Diana nie dała się zastraszyć i ze zwykłą dla siebie wyniosłością zadeklarowała, że nie boi się wrogów i że”ponieważ widziała ich wiele razy, jak drżeli i upokarzali się przed nią, nie chciała zachowywać się w ten sam sposób wobec nich, lecz stawiła im czoło z wielką wyniosłością i dumą, aby nie ośmielili się uczynić jej krzywdy”12. Po raz kolejny strategia pięknej wdowy odniosła sukces. Na przekór temu, co się na ogół sądzi, śmierć Henryka II nie pociągnęła za sobą niełaski faworyty i jej wygnania do zamku w Anet. Oczywiście, księżna de Valentinois nigdy więcej nie postawiła nogi na dworze, lecz jej księgi rachunkowe pokazują, że w dalszym ciągu często przebywała w Paryżu i utrzymywała ścisłe kontakty z największymi rodami królestwa - Burbonami, rodziną Montmorency, Gwizjuszami - oraz gościła ich członków w swoich dobrach. Doszedłszy do szczytu hierarchii francuskiej na długo przedtem, zanim została kochanką monarchy, Diana miała zachować aż do końca życia miejsce, które jej się prawnie należało w społeczności arystokratycznej, jej legenda przeżyła zaś nią samą, na trwałe wpisując się w historię tego kraju wyłącznie dzięki kultowi, jakim otaczał ją Henryk. Katarzyna Medycejska: racje polityki Katarzyna nie traciła czasu na opłakiwanie Henryka ani też nie uszanowała tradycji, która nakazywała królowym francuskim pozostawać po śmierci małżonka przez czterdzieści dni w zamknięciu, w przybranej na czarno komnacie, w tym samym miejscu, gdzie nastąpił zgon. Po dwudziestu siedmiu latach posłusznego poddawania się Medyceuszka zrozumiała, że nadeszła chwila, aby wyjść z cienia i pochwycić szybko w ręce ster władzy. Oszołomienie, w jakie popadła w pierwszych godzinach, mogło istotnie okazać się fatalne: w czasie kiedy Katarzyna oddawała się rozpaczy w pałacu des Tournelles - wznosił się on niedaleko miejsca, w którym odbywał się turniej - a książę de Montmorency, wielki konetabl Francji i serdeczny przyjaciel Henryka, czuwał nad ciałem zmarłego monarchy,

książę de Guise i jego brat kardynał de Lorraine udali się wraz z młodym królem do Luwru i przeprowadzając prawdziwy zamach stanu, przejęli władzę. Pomimo swoich piętnastu lat - było to o rok więcej niż minimalny wiek, jaki musiał osiągnąć król Francji, aby sprawować rządy - Franciszek II był kompletnie nieprzygotowany do zadania, które go czekało. Gwizjusze w pierwszym rzędzie usunęli z kluczowych stanowisk - nie konsultując tego z Katarzyną - zaufanych współpracowników zmarłego króla, poczynając od samego Montmorency’ego, i zastąpili ich własnymi ludźmi.”Gwizjusze zachowują się jak król” - zauważył w tamtych dniach ambasador angielski. Franciszek II był w ich rękach jak plastelina. Nowy monarcha, wątłego zdrowia, chorobliwie nieśmiały, o jeszcze nieukształtowanej osobowości, wydawał się sparaliżowany strachem z powodu ogromnej odpowiedzialności, jaka niespodziewanie spadła na jego barki. Był rozdarty pomiędzy pełnym uwielbienia uczuciem dla matki oraz namiętną miłością do pięknej i młodej żony Marii Stuart, którą poślubił piętnaście miesięcy wcześniej. Gra toczyła się teraz o to, która z dwóch królowych odniesie zwycięstwo w tym ścieraniu się wpływów. Maria Stuart - córka Jakuba V, króla Szkocji, i Marii de Guise - dorastała na dworze francuskim i była głęboko przywiązana do rodziny swej matki, którą darzyła zaufaniem i której udzielała bezwarunkowego poparcia. Młoda królowa była zatem dla ambitnych Gwizjuszy wyjątkowym asem w rękawie, dając im możność utrzymywania uprzywilejowanych kontaktów z młodym królem, zdobycia jego zaufania i wyciągnięcia go spod władzy królowej matki. Katarzyna zawsze żywiła nieufność wobec Gwizjuszy i nigdy nie lubiła swojej synowej. Na płaszczyźnie politycznej ci pierwsi wydawali jej się nazbyt potężni, aby nie stanowić zagrożenia dla korony francuskiej, i zbyt nietolerancyjni, aby umożliwić prowadzenie polityki ugody z protestantami, do której ona sama dążyła. Zapewniwszy sobie od początku stulecia względy króla Francji, Gwizjusze - wywodzący się z młodszej gałęzi dynastii lotaryńskiej i spokrewnieni z rodziną monarszą, posiadający rozległe dobra i dysponujący niezwykle rozbudowaną siecią sojuszy - kontrolowali bowiem ponad połowę terytorium królestwa i tworzyli coś w rodzaju państwa w państwie. Byli ponadto nieprzejednanymi katolikami i dążyli do przymierza z Hiszpanią, tradycyjnym wrogiem Francji, w celu wykorzenienia z francuskiej ziemi protestanckiej herezji. Na płaszczyźnie osobistej Katarzyna miała również powody, by czuć do nich urazę: Gwizjusze utrzymywali zawsze ścisłe kontakty z Dianą de Poitiers, a w roku 1547 jej młodsza córka poślubiła członka ich klanu, Francois de Lorraine, księcia d’Aumale. Teraz, po śmierci Henryka II, uznali po raz

kolejny, że mogą się obejść bez Medyceuszki, wykorzystując związki pokrewieństwa z nową królową, aby wzmocnić swoją pozycję. Jeśli chodzi o synową, to jak Katarzyna mogłaby nie czuć w stosunku do niej zawiści? W odróżnieniu od niej Maria wywodziła się z królewskiego rodu i w posagu wnosiła koronę Szkocji; w odróżnieniu od niej była wysoka, szczupła, obdarzona olśniewającą urodą i oślepiająco białą karnacją; w odróżnieniu od niej na dworze francuskim, na który przybyła jako dziecko, została przyjęta w sposób, w jaki przyjmuje się tylko królowe. W dodatku była inteligentna, pełna energii, wykształcona i nadzwyczaj pociągająca. We fragmencie, który Brantóme poświęcił Marii Stuart, mowa jest o jej doskonałej znajomości języków starożytnych i współczesnych, o jej upodobaniu do poezji, jak również o tym, że w wieku niespełna czternastu lat wygłaszała”publicznie w sali Luwru, przed królem Henrykiem, królową i całym dworem, ułożoną przez siebie mowę po łacinie, w której twierdziła - i przytaczała argumenty, przeciwstawiając się powszechnemu przekonaniu - że kobietom przystoi zainteresowanie literaturą i sztukami wyzwolonymi”1. Katarzyna wprawdzie wiedziała, że synowa wniosła promień szczęścia w życie nieszczęśliwego delfina, który być może za sprawą podejrzanych mikstur zażywanych przez matkę, aby zwalczyć niepłodność, a może z powodu dziedzicznej gruźlicy, był rachityczny, oddychał z trudem, miał ciało pokryte ranami i wypryskami, a w dodatku ciągłe cierpienia fizyczne uczyniły go nieprzystępnym i zamkniętym w sobie. Było więc zrozumiałe, że szukał wsparcia i pocieszenia w miłości swojej cudownej małżonki. To jednak, że Maria korzystała ze swojego wpływu, aby oddalić Franciszka od matki, było w oczach tej ostatniej czymś nie do wybaczenia. Dzieci były bowiem dla Katarzyny wszystkim: pragnęła ich przez całe lata, stanowiły one jej legitymizację jako żony i jako królowej. Nie mogła więc dopuścić do tego, aby między nią i jej pierworodnym stanęła synowa. Marszałek de Tavannes mówi bardzo jasno o uczuciach, jakie pod maską najdoskonalszej dworności królowa matka żywiła wobec Marii:”Nienawidziła ona królowej, swojej córki, która stała jej na drodze, jeżeli chodzi o uczestnictwo w sprawach publicznych, i kierowała przyjaźń króla, jej syna, ku panom de Guise - ci zaś pozwalali Katarzynie uczestniczyć w rządach tylko tam, gdzie byli pewni, że nie będzie mogła im zaszkodzić”2. Królowa matka była bowiem jedyną osobą mogącą pośredniczyć w kontaktach z protestantami, którzy pod przewodnictwem admirała de Coligny głośno domagali się wolności wyznania. Jednakże 5 grudnia 1560 roku śmierć Franciszka II - po zaledwie siedemnastu miesiącach panowania - położyła nagle kres ogromnej potędze Gwizjuszy. W połowie listopada, po powrocie z polowania, młody król dostał gwałtownej gorączki, jego twarz

pokryła się sinymi plamami, woń oddechu stała się jeszcze bardziej nie do wytrzymania niż zwykle, a ropień, który na początku pojawił się za prawym uchem, szybko rozszerzył się na całą głowę. Jeżeli wierzyć współczesnym - od Simona Goularta po Etienne’a Pasąuiera - to prawdopodobnie przy tej okazji Katarzyna z pomocą Nostradamusa zasięgnęła porady magicznego lustra: na jego powierzchni pojawił się obraz wielkiej komnaty, w której królowa zobaczyła pojawiające się kolejno - najpierw rysujące się niewyraźnie, a potem doskonale rozpoznawalne - postacie synów. Jako pierwszy zjawił się Franciszek i obszedł komnatę jeden raz, potem Karol, który obszedł ją czternaście razy, a na koniec Henryk, któremu w udziale przypadło piętnaście okrążeń. Zabrakło księcia d’Alencon, najmłodszego z braci - zamiast niego pojawił się obraz Henryka, króla Nawarry, który uzyskał prawo do aż dwudziestu dwóch okrążeń. Każde okrążenie oznaczało jeden rok panowania. Przerażona tym proroctwem, zapowiadającym koniec dynastii Walezjuszy, Katarzyna poprosiła o informacje na temat własnej śmierci, lecz lustro stało się znowu matowe, a jasnowidz ograniczył się do porady, żeby trzymała się z dala od SaintGermain. Wiara w magię nie była dla królowej matki ucieczką od rzeczywistości, lecz jeszcze jednym powodem do działania, i po raz kolejny, przyjąwszy do wiadomości bliską śmierć syna, Medyceuszka nie pozwoliła sobie na luksus wylewania łez. Kiedy tylko stan zdrowia Franciszka okazał się beznadziejny, pozostawiła synowej zadanie czuwania nad chorym, sama zaś poświęciła się całkowicie przygotowaniom na przyszłość. Korona miała przejść w ręce jej drugiego syna, Karola, dziesięcioletniego dziecka, i tym razem Katarzyna była zdecydowana, aby działać z wyprzedzeniem. W odróżnieniu od Franciszka II, Karol IX nie osiągnął jeszcze wieku pozwalającego mu rządzić, i aby sprawować władzę w jego imieniu oraz chronić jego interesy, matka musiała uzyskać funkcję regentki. Było to zadanie niezwykle trudne - podejmując je, Katarzyna dała dowód swej politycznej inteligencji. Chociaż mogłoby to się wydawać paradoksalne, to samo prawo salickie, które nie przyznawało kobietom prawa do dziedziczenia korony, w przypadku nieobecności lub małoletności monarchy czyniło z nich najlepsze gwarantki praworządności dynastycznej - fakt, że nie mogły wstąpić na tron, stanowił bowiem dodatkowe zabezpieczenie przed ryzykiem uzurpacji. Tak więc, o ile w pierwszym okresie panowania dynastii Kapetyngów sprawowanie rządów „w zastępstwie” powierzano zazwyczaj mężczyznom, to poczynając od XV wieku w imieniu swoich synów, którzy jeszcze nie osiągnęli pełnoletności, rządziły królowe, i ten sam paradoks miał się powtórzyć również w następnym stuleciu, w nowych ramach instytucjonalnych monarchii dążącej do wzmocnienia władzy królewskiej. W istocie

bowiem o ile skupienie całej władzy w osobie króla oddalało królową od sceny politycznej, to jej postać, całkowicie utożsamiona z postacią męża, w końcu zlewała się z postacią władcy i zdobywała w ten sposób nowy rodzaj legitymizacji na płaszczyźnie instytucjonalnej. Nie było jednak w tym względzie wyraźnie określonych reguł prawnych i nic też nie zapewniało żonom, matkom, siostrom monarchy władzy, która należała się jedynie następcy tronu; zatem w sytuacji, kiedy brakowało norm, wstępowali w szranki ci wszyscy najbliżsi krewni króla, najwyższe osobistości królestwa - którzy myśleli, że mają prawo do ubiegania się o regencję. Zważywszy na te wszystkie uwarunkowania, pozycja Katarzyny zapowiadała się jako wyjątkowo trudna do utrzymania: wprawdzie istniały precedensy powierzania królowym matkom regencji, lecz pochodziły one z okresu dużo wcześniejszego, a roszczenia Włoszki wywodzącej się z prostej rodziny bankierskiej były czymś nieliczącym się w porównaniu z prawami książąt krwi królewskiej - szczególnie w chwili, kiedy Francja, zagrożona od wewnątrz wojną domową pomiędzy katolikami a protestantami, a od zewnątrz ekspansjonistycznymi zamiarami dwóch gałęzi Habsburgów, potrzebowała pewnego przewodnika. Wyprzedzając swoich przeciwników i wykorzystując fakt, że sprawy państwa nie mogą czekać, wdowa po Henryku II okazała się nie do pokonania w sztuce prowadzenia negocjacji politycznych. Katarzyna zastosowała bez najmniejszych skrupułów wszystkie dostępne jej środki - perswazję, obietnice, handel wymienny, groźby, szantaż - i potrafiła zmusić do ugody kuzynów małego króla, Antoine’a de Bourbon oraz jego brata, księcia de Conde (w zamian za uwolnienie tego ostatniego, nad głową którego wisiała groźba kary śmierci), doprowadzając w końcu do tego, że uznali ją za regentkę oni sami, książęta krwi, oraz Tajna Rada Korony. Obawiając się ryzyka weta ze strony Stanów Generalnych (w zasadzie tylko one miały moc podejmowania decyzji w sprawie prawomocności tej inwestytury), Medyceuszka wygrała z nimi na czas, zwracając się do nich później z żądaniem, aby ratyfikowały jej zuchwałe poczynania. Sam fakt, że Stany Generalne nadały jej tytuł nie regentki, ale zwykłej zarządzającej Francją, dowodzi, jak bardzo pozycja królowej matki była niepewna, a jej władza kontestowana. Chociaż będzie dzierżyć ster rządów w państwie, Katarzyna nigdy nie otrzyma pełni władzy królewskiej opartej na prawie dynastycznym i na inwestyturze kapłańskiej, które czyniły z króla”pomazańca Bożego”. Regencja zawsze była ograniczona w czasie i kończyła się z chwilą osiągnięcia przez króla pełnoletności. Mimo to wszyscy wiedzieli, że czternastoletni monarcha nie będzie w stanie rządzić samodzielnie, było więc prawdopodobne, że poprosi oficjalnie matkę, aby nadal go wspierała, potwierdzając w praktyce jej inwestyturę jako regentki oraz umacniając