Mary Brendan
Zrządzenie losu
Tłumaczenie:
Alina Patkowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Na Boga, człowieku, odłóż to wreszcie! Nie rozumiesz, jakie to prostackie?
Dżentelmen, do którego skierowana była ta wygłoszona znużonym tonem uwaga,
w odpowiedzi tylko ściągnął brwi. Oparł podbródek na splecionych dłoniach i pochylił się nad
stołem, bez reszty zaabsorbowany tym, co czytał.
Wicehrabia Blackthorne zerknął w swoje odbicie w szybie i zręcznymi palcami poprawił
żabot, ale gdy w tej samej szybie dostrzegł, że jego przyjaciel wciąż marszczy czoło nad gazetą,
odwrócił się niecierpliwie, wyciągnął mu ją spod łokci, zwinął i rzucił na krzesło.
Hugh Kendrick podniósł głowę, sapiąc z oburzenia.
– No cóż, Alex, należy coś przedsięwziąć – stwierdził ponuro. – Jeśli wkrótce nie spłacę
Whittikera, ten odrażający liczykrupa pójdzie do sądu, a w ślad za nim inni wierzyciele. Ruszy
lawina i moje biurko załamie się pod ciężarem sądowych nakazów zapłaty. Gdybym trafił do
więzienia i splamił rodowe nazwisko, moja matka dostałaby ataku szału, a Toby… – Na
wzmiankę o starszym bracie skrzywił się ponuro. – Toby bez wątpienia zechciałby się spotkać ze
mną o świcie na błoniach w Clapham.
– Nie bądź taki melodramatyczny. – Ton Aleksa Blackthorne’a wyrażał rozbawienie
i zupełny brak współczucia. Wicehrabia znów wpatrzył się w swoje odbicie, długimi palcami
strzepując niewidoczne pyłki kurzu z ramion obleczonych grafitowym płaszczem z najlepszej
wełny. – Nie jesteś pierwszym mężczyzną, którego kobieta doprowadziła do ruiny.
– Ty byś na to nigdy nie pozwolił – rzekł Hugh z niechętnym podziwem.
– Nie, raczej nie. – Alex uśmiechnął się krzywo do swojego odbicia, ale wolał nie drążyć
tematu, by nie rozdrapywać ran przyjaciela. Niejeden już raz mówił mu, co sądzi o idiotach,
którzy pozwalają, by kurtyzany wyczyściły ich do ostatniej koszuli.
Hugh zerwał się na nogi i znów sięgnął po gazetę.
– Moim zdaniem to dobry pomysł. Znalazłem coś, co wydaje się odpowiednie. Zaraz,
przeczytam ci.
Alex wzniósł ciemnobrązowe oczy do nieba i wymamrotał coś pod nosem. Ignorując
przekleństwa przyjaciela, Hugh zaczął czytać:
– Samotna Dama, desperacko pragnąca uwolnić się od okrutnego strażnika, szuka
wielkodusznego dżentelmena, który zechciałby zapewnić jej ochronę przed…
Przerwał mu wybuch śmiechu Aleksa.
– Odnoszę wrażenie, że tej Samotnej Damie bardziej zależy na grubym portfelu niż na
wielkodusznym dżentelmenie. W pewien sposób pasujecie do siebie. Ona szuka tego samego co
ty.
– Ach! – wykrzyknął Hugh z triumfem. – I tu się właśnie mylisz! Gdybyś pozwolił mi
skończyć… – Z emfazą potrząsnął gazetą i wrócił do czytania. – …szuka wielkodusznego
dżentelmena, który zechciałby zapewnić jej ochronę – nastąpiła dramatyczna pauza – przed
łowcami posagów. Dochód w wysokości dwóch tysięcy funtów rocznie przypadnie chętnemu,
który zdoła ją przekonać, że ma szczere intencje, pragnienie i umiejętności, by stać się
troskliwym mężem i ojcem. – Hugh podniósł wzrok z wyczekującym uśmiechem. – Wydaje się,
że to miła kobieta i…
– I wydaje się, że jest w ciąży.
Podniecenie Hugh wygasło.
– Tak sądzisz? Dlatego że chce, by kandydat miał zadatki na dobrego ojca?
Alex wzruszył ramionami.
– Nie byłby to pierwszy przypadek w historii, gdy zdesperowani rodzice próbują ratować
utraconą cześć córki, zmuszając ją do założenia obrączki na palec. – Zaśmiał się na widok
zdumienia na twarzy przyjaciela. – Dajże spokój, Hugh, ty sam powinieneś to wiedzieć najlepiej.
– Policzki tamtego poczerwieniały, ale Alex nie miał wyrzutów sumienia. Hugh był dobrym
przyjacielem, ale nadszedł czas, by nieco stwardniał. Alex wiedział, że nie będzie mógł przez
całe życie chronić go przed konsekwencjami miękkiego serca i naiwności.
Przed rokiem na barki Hugh spadła odpowiedzialność, a także koszty ocalenia reputacji
siostry, która pozwoliła, by czarujący, lecz nikczemnego charakteru uwodziciel zrujnował jej
dobre imię. Toby, jej brat i opiekun prawny, nie chciał dołożyć ani grosza, by chronić owdowiałą
matkę przed wstydem, który spadłby na całą rodzinę, gdyby skandal przedostał się do
wiadomości publicznej.
– Mniejsza o to. Pieniądze tej Samotnej Damy bardzo się przydadzą. – Alex kpiąco
poklepał przyjaciela po ramieniu, ale jego samego również zaczęło to wszystko intrygować.
Wyjął gazetę z rąk Hugh i przeczytał wymagania dotyczące kandydata.
– Na litość boską, dlaczego musi szukać męża przez ogłoszenie, skoro ma całkiem ładny
spadek? – Popatrzył na przyjaciela z błyskiem humoru w ciemnych oczach. – Jeśli nie jest
kobietą upadłą, to może ma już za sobą najlepsze lata, jest gruba i siwa?
– Nie dbam o to zanadto – odrzekł Hugh ponuro. – Może być gruba i siwa, interesuje
mnie tylko kolor jej pieniędzy.
– Podobnie jak setkę innych dżentelmenów z pustymi kieszeniami. – Alex oddał mu
gazetę i dodał poważniej: – Mówiłem przecież, że mogę ci pożyczyć te pieniądze. Nie jesteś
jeszcze w tak rozpaczliwej sytuacji, byś musiał wychowywać bękarta innego mężczyzny lub
przykuwać się łańcuchem do jakiejś starej wrony tylko dlatego, że ma parę funtów w banku.
– A ja powiedziałem, że tym razem już nie przyjmę od ciebie pieniędzy. – Hugh odwrócił
głowę, by ukryć rumieniec. Alex raz już spłacił jego długi, gdy ten padł ofiarą głupoty swojej
siostry. Sarah znalazła sobie męża, osiadła w Cheshire i Hugh uważał, że jego pieniądze,
a właściwie pieniądze Aleksa, zostały bardzo dobrze spożytkowane. Przysiągł jednak, że nigdy
więcej nie będzie korzystał z majątku i wielkoduszności przyjaciela, i nie zamierzał złamać tej
obietnicy. Poza tym miał dwadzieścia dziewięć lat i od jakiegoś już czasu zastanawiał się nad
ożenkiem. Miał nadzieję, że żona i dzieci mogłyby wypełnić pustkę w jego życiu.
– Może jest szczera i miła? – zastanawiał się z optymizmem, znów spoglądając na
ogłoszenie. Nie traktował żony tylko jako ładnego dodatku do mężczyzny; zaczynał już cenić
zalety dobrego małżeństwa i towarzystwa na całe życie.
– Może. A ja może jestem księciem regentem – mruknął wicehrabia Blackthorne.
Twarz Elise Dewey upodobniła się kolorem do papieru, na którym dziewczyna pisała list
do swojej przyjaciółki Verity. Przywykła już do idiotycznych pomysłów swojej starszej siostry,
która wciąż wymyślała niestworzone intrygi, by się wzbogacić albo wyjść za mąż, ale do tej pory
Beatrice żadnego z tych pomysłów nie próbowała wprowadzić w życie. Zajęta pisaniem Elise
słuchała gadaniny siostry jednym uchem, ale gdy Bea pomachała jej przed nosem gazetą, dotarło
do niej, że tym razem nie są to próżne przechwałki.
– Mam nadzieję, że żartujesz – szepnęła, patrząc na gazetę z przerażeniem.
– Wcale nie żartuję. – Bea rzuciła gazetę na stół. – To jedyny sposób, żeby się stąd
wydostać. To nie moja wina, że rodzice wpakowali nas w tę rozpaczliwą sytuację. Niedługo
skończę dwadzieścia trzy lata i chcę wyjść za mąż, zanim się całkiem zestarzeję. Bez posagu
i bez żadnych perspektyw na życie towarzyskie na tej okropnej prowincji to jest jedyny sposób.
Jak mamy poznać dżentelmenów, skoro nie stać nas na to, by gdziekolwiek bywać?
Elise zerwała się z miejsca i podeszła do siostry.
– A jak wyjaśnisz tym dżentelmenom fakt, że nie możesz im zaoferować nawet dwustu
funtów, a cóż dopiero dwóch tysięcy? Ty chyba zupełnie oszalałaś! Czy nie przyszło ci do głowy,
że takie ogłoszenie może przyciągnąć do domu złoczyńców albo zboczeńców?
– Nie jestem na tyle głupia, by podawać dokładne wskazówki. Każdemu, kto odpowie na
numer skrytki pocztowej, napiszę, że musimy się gdzieś spotkać. – Bea unikała rozzłoszczonego
spojrzenia siostry, z wymuszoną swobodą obracając na palcu pierścionek z perełką. Elise
widziała jednak, że jej siostra nie jest tak spokojna, jak chciałaby się wydawać.
– A jak sądzisz, Samotna Damo, co zrobią ci zaprawieni w bojach łowcy fortun, gdy się
przekonają, że kłamiesz i nie masz im nic do zaoferowania?
Bea zerwała się z krzesła i w lustrze nad kominkiem napotkała wzrok siostry.
– Nie powiedziałabym, że nie mam nic do zaoferowania. Gdy mnie zobaczą, to może
zapomną o pieniądzach. – Uśmiechnęła się, dumnie unosząc głowę.
Elise musiała przyznać, że ta próżność nie jest bezpodstawna. Według standardów
towarzystwa jej siostra najlepsze lata miała już za sobą, ale wciąż była urocza. Długie, czarne jak
inkaust rzęsy ocieniały oczy niebieskie jak bławatki, jasnozłote loki nad twarzą w kształcie serca
zawsze były nienagannie uczesane. Włosy Elise miały ciemniejszy odcień i opierały się wszelkim
wysiłkom pokojówek, by je ułożyć. Oczywiście teraz już nie miały pokojówek, zostali tylko
państwo Francis, starzy dzierżawcy, którzy pod opieką rodziny Dewey doczekali wieku
emerytalnego i teraz jak mogli, starali się wypełniać obowiązki całej służby.
– Gdyby mama zabrała mnie ze sobą do Londynu, to byłabym już mężatką – westchnęła
Beatrice. – Ktoś na pewno by mi się oświadczył. Wszystko jedno kto, mógłby być nawet stary
i brzydki, byle tylko miał odpowiednią pozycję i pozwolił mi użyć nieco życia, zanim umrę.
– Ale nie zabrała cię ze sobą – odrzekła Elise krótko. – Mama nas nie chciała. Wolała
swojego kochanka, a teraz już nie żyje. Papa ma swoje wady, ale on nas przynajmniej nie opuścił
– dodała drżącym głosem.
– Czasem żałuję, że tego nie zrobił – westchnęła Beatrice, odwracając się od lustra. – Nie
chciałam, żeby ciągnął nas na to odludzie i żebyśmy tu spleśniały jako stare panny. Wolałabym
się zdać na łaskę i niełaskę jakiegoś bogatego dżentelmena.
– Chyba nie mówisz poważnie! – obruszyła się Elise, zirytowana sugestią siostry, że
wolałaby być metresą niż cierpieć nudę.
Beatrice zarumieniła się, ale buntowniczo zacisnęła usta.
– Módl się lepiej, żeby papa się nie dowiedział, co robisz i co mówisz – ostrzegła ją
siostra. – Jeśli się dowie, że w ogłoszeniu nazwałaś go okrutnym strażnikiem i że wystawiasz się
na sprzedaż, to zamknie cię w klasztorze. – To była ulubiona groźba pana Deweya, używana
w chwilach, gdy zachowanie córek doprowadzało go do desperacji.
– Nawet klasztor byłby lepszy niż życie tutaj! – wykrzyknęła Bea teatralnie.
– Nie mów głupstw. – Elise sięgnęła po gazetę i wrzuciła ją do kominka, w którym żarzył
się ogień. Papier natychmiast skurczył się i poczerniał. Bea rzuciła się w tę stronę z głośnym
westchnieniem, ale zdążyła tylko oparzyć palec, zanim Elise odciągnęła ją od kominka.
– Nie bądź głupia! Przynajmniej będzie z tego jakaś korzyść. Ta gazeta, płonąc, da nam
odrobinę ciepła.
– Zwrócę ci cały dług co do pensa.
– Naturalnie, że zwrócisz. – James Whittiker krążył dokoła karcianego stolika, spod
wpółprzymkniętych powiek wpatrując się w leżące na środku pieniądze. – Bo jak nie, to
osobiście wyciągnę ci te pieniądze z gardła, Kendrick.
Ta groźba nie brzmiała przekonująco. James Whittiker, choć zaledwie
dwudziestopięcioletni, miał nadwagę i był w kiepskiej kondycji. Tymczasem Hugh Kendrick był
pięknie zbudowany i regularnie ćwiczył w klubie. Whittiker nie miałby z nim szans w żadnym
pojedynku, chyba że wysłałby kogoś w swoim zastępstwie. Wszyscy o tym wiedzieli, dlatego
przy stoliku rozległy się wybuchy śmiechu. Policzki Whittikera poczerwieniały.
– Chcę tylko wiedzieć, kiedy mi je oddasz. – James wskazał palcem na pulę. – Czy jest
jakaś szansa, że wygrasz choć część z tego? Bo jeśli tak, to zaczekam i od razu uwolnię cię od
tego ciężaru.
Jego sarkazm wzbudził kolejną falę rozbawienia. Ci, którzy obserwowali grę, wiedzieli,
że Hugh przegrywa.
– Wydajesz się zdesperowany, James. – Alex Blackthorne rzucił kartę na zielone sukno
i wyciągnął przed siebie nogi w długich butach. – Widzę, że sprzedaż Grantham Place nie idzie ci
najlepiej. – Leniwie podniósł brązowe oczy na okrągłą różową twarz. – Moja oferta wciąż jest
aktualna.
– Możesz ją wycofać. Taka nędzna suma na nic mi się nie przyda – parsknął James.
– To najlepsza oferta ze wszystkich sześciu, które dostałeś – odrzekł Alex spokojnie. – To
ci powinno coś powiedzieć na temat twoich oczekiwań.
– To mi mówi, że jesteś oszustem i naciągaczem, tak jak wcześniej twój ojciec. –
Whittiker rozejrzał się i natychmiast pożałował, że z frustracji zapomniał o ostrożności.
Wszystkie oczy utkwione były w jego twarzy, w niektórych błyszczało złośliwe rozbawienie.
Klientela klubu White’a niejeden już raz była świadkiem sprzeczek między dżentelmenami.
Czasami, gdy wymiana obelg eskalowała i atmosfera stawała się zbyt gorąca, kłótnie kończyły
się spotkaniem o świcie na pobliskich błoniach. Kilku dżentelmenów przestało się pojawiać
w tym klubie, a także w innych, bo musieli uciekać za granicę, by uniknąć aresztowania. Ci, dla
których walki o honor zakończyły się mniej szczęśliwie, porastali już trawą.
James wiedział, że jeśli Alex Blackthorne wstanie teraz zza stolika i każe mu podać
nazwiska sekundantów, będzie musiał pokornie przeprosić. Wicehrabia doskonale strzelał
i władał białą bronią jak fechtmistrz. James nie zamierzał podejmować takiego ryzyka z powodu
jednej chwili słabości. Wbił wściekłe spojrzenie w Kendricka. Wicehrabia wtrącił uwagę na
temat Grantham tylko po to, by wesprzeć w sporze ubogiego przyjaciela.
Alex czuł, że atmosfera dokoła nich gęstnieje i pojawia się niezdrowe podniecenie.
Dżentelmeni reagowali na każdą wzmiankę o pojedynku jak stado hien na zapach padliny. Kilku
już podniosło się zza stołów i niespostrzeżenie stanęło za jego krzesłem. Stareńki lord Brentley,
który wcześniej drzemał za gazetą, teraz zerwał się żwawo z zapadniętej sofy i również zmierzał
w jego stronę.
Odłożył karty na stół, podniósł się leniwie i oparł dużą dłoń na pulchnym ramieniu
Whittikera.
– Myślę, że nie chciałeś tego powiedzieć. James?
Whittiker oblizał spierzchnięte usta. Gdyby skorzystał z furtki, którą oferował mu
wicehrabia, okazałby się jeszcze większym tchórzem, gotowym zniesławić rodowe nazwisko
tylko po to, by ocalić własną skórę.
Alex pochylił ciemną głowę, czekając na odpowiedź. Przeciągające się milczenie
przerwał naraz brzęk tłuczonego szkła. Kelner, który wniósł do sali tacę zastawioną karafkami,
tak mocno wykręcał głowę, by dostrzec, dlaczego wszyscy dżentelmeni zgromadzili się wokół
kominka, że wpadł na stół.
– Przepraszam, Blackthorne. Powiedziałem, zanim pomyślałem – wymamrotał Whittiker,
korzystając z zamieszania.
Alex zdawał sobie sprawę, że te przeprosiny nie są szczere. Whittiker nawet nie patrzył
mu w oczy. Mimo to poklepał go po ramieniu i odwrócił się.
James przepchnął się w stronę wyjścia, czując na plecach pogardliwe spojrzenia
zgromadzonych.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Nie będę błagać Chapmanów o zaproszenie, więc proszę, nie nalegaj.
– Ale dlaczego? – zapytała Bea z desperacją. – Verity ciągle zaprasza cię do Londynu, ale
ty rzadko tam jeździsz. Za to Verity przyjeżdża tutaj i papa musi ją utrzymywać, choć nie może
sobie na to pozwolić. Wystarczyłoby jedno twoje słowo, a za parę dni mogłybyśmy zamawiać
miejsca w dyliżansie pocztowym.
Prywatnie Elise zgadzała się z wywodami siostry. Verity, jej bliska przyjaciółka ze
szkoły, natychmiast wystosowałaby zaproszenie, gdyby Elise dała jej do zrozumienia, że tego
właśnie oczekuje. Verity nie odwróciła się od niej po skandalu wywołanym przez matkę.
Również jej rodzice, państwo Chapmanowie, nie zerwali z nimi stosunków.
– Nie chcę tego zrobić i powinnaś to zrozumieć – westchnęła. – Podczas ostatniej wizyty
przyniosłaś nam obu wstyd, upierając się, by zostać dłużej, niż planowałyśmy, choć dobrze
wiesz, że państwo Chapmanowie nie są bogaci. Musiałam cię zaciągnąć do domu niemal siłą.
– Pan Vaughan zaczął mnie adorować. Byłabym głupia, wyjeżdżając w takiej chwili! –
oburzyła się Beatrice, wystarczyło jej jednak przyzwoitości, żeby się zarumienić.
– Pan Vaughan doskonale wiedział, że mieszkasz w Hertfordshire. Przypominam sobie,
że wspominałaś o tym kilkakrotnie – odrzekła Elise sucho. – Gdyby jego zamiary były tak
poważne, jak sobie wyobrażałaś, z pewnością by cię tu odnalazł.
– Podobałam mu się! – Upór w tonie Bei nie był w stanie zamaskować urazy.
– Wiem o tym – zgodziła się Elise łagodnie. – Niestety, narzeczona trzymała go krótko.
Teraz są już po ślubie.
– Powiedział mi, że oświadczyłby mi się w mgnieniu oka, gdyby papa miał choć trochę
pieniędzy. Zaręczył się z nią tylko dlatego, że jej ojciec machał mu gotówką przed nosem.
– I na tym właśnie polega różnica – stwierdziła Elise z westchnieniem. – Dlatego bardzo
się dziwię, że sądzisz, że cokolwiek może wyniknąć z twojego idiotycznego pomysłu. Pan
Vaughan bardzo cię lubił, ale nie mógł ożenić się z kobietą bez koneksji i posagu. – Zmarszczyła
brwi widząc, że Bea wpatruje się rozmarzonym wzrokiem w przestrzeń.
– Czy napiszesz do Verity i zapytasz, czy mogłybyśmy się zatrzymać u niej na tydzień? –
zapytała Beatrice, jakby nie dotarło do niej ani jedno słowo z tego, co jej siostra dotychczas
mówiła.
– Powiedz mi szczerze – zażądała Elise – czy otrzymałaś jakąś odpowiedź na swoje
ogłoszenie? Czy po to chcesz pojechać do miasta, by móc się spotkać z łowcami fortun na
neutralnym terenie?
Beatrice zaprzeczyła, ale wahała się odrobinę zbyt długo.
– Wiedziałam – westchnęła Elise. – Chcesz się spotkać z jakimś dżentelmenem i błagać
go, żeby się z tobą ożenił.
– Nie będę musiała błagać – odrzekła Bea lekko. – Otrzymałam jakiś tuzin odpowiedzi,
ale tylko dwie wydały mi się godne uwagi. Niektórzy przysięgali, że pieniądze nie mają dla nich
znaczenia i po prostu padli urokiem mojej osoby po przeczytaniu tak ujmującego ogłoszenia…
Co za bzdury! Potrafię wyczuć kłamcę na milę.
Elise zaśmiała się bez humoru.
– Nie sądzisz, że ci dwaj dżentelmeni, z którymi wiążesz nadzieje, niczym się nie różnią
od pozostałych? Z pewnością nie są tak naiwni ani tak bogaci, jak ci się wydaje.
– Nie jestem naiwna – zapewniła ją Beatrice. – Chcę dżentelmena, który potrafi przyznać
wprost, że moje pieniądze stanowią dla niego pokusę. Oczywiście musi mieć również
wystarczający własny dochód i muszę mu się spodobać na tyle, żeby mimo wszystko oświadczył
mi się, gdy już się dowie, że nic nie mam. A potem obydwoje będziemy musieli jakoś sobie
radzić. Ale potrafię się obejść bez luksusów. Przywykłam do tego – zakończyła kwaśno.
– Mimo wszystko sądzę, że oczekujesz zbyt wiele – odrzekła siostra. – Ci dwaj wybrańcy
być może uznali, że jesteś kobietą lekkich obyczajów, która szuka nowych klientów. Wpadniesz
w poważne kłopoty, bo żaden z nich ani się w tobie nie zakocha, ani nie będzie dążył do
małżeństwa.
Beatrice zwiesiła głowę i kaskada jasnych loków opadła jej na twarz.
– Nie muszą się we mnie zakochiwać. Chcę mieć tylko dobrego męża i własną rodzinę.
Czy żądam zbyt wiele?
Elise poczuła ściskanie w gardle i do jej oczu napłynęły łzy. Naturalnie, to nie były
wygórowane marzenia – ona również pragnęła tego samego – ale bolesne wspomnienia
nieszczęśliwego małżeństwa rodziców zniszczyły dla niej ideał romantycznej miłości. Wiedziała,
że pożądanie ma drugą, egoistyczną stronę.
– Dlaczego zachowujesz się tak głupio? – zapytała z frustracją. – Jeśli nie przestaniesz, to
ściągniesz katastrofę na nas wszystkich. – Podeszła do siostry, błagalnie składając ręce. –
Porozmawiam z papą i poproszę go, żeby załatwił nam gościnę u ciotki Dolly w Hammersmith.
Ciotka zna dobre rodziny. Może zorganizuje kilka spotkań towarzyskich. Poznasz kogoś
w zwykły sposób i nie będziesz się musiała uciekać do takich…
– Już pytałam papę – przerwała jej Bea ponuro. – Twierdzi, że nie może sobie pozwolić
na takie fanaberie jak odwiedziny u cioci Dolly. Mówi, że jego siostra jest skąpa i liczy każdy
grosz i że będzie nas karmiła baraniną i kapustą. – Podniosła na Elise pochmurne spojrzenie. –
I ma rację. Ostatnim razem, kiedy tam byłyśmy, dawała nam do jedzenia jakieś resztki. Papa
powiedział, że powinnaś zapytać swoją przyjaciółkę Verity, czy możemy do niej przyjechać.
Mówi, że to byłoby znacznie przyjemniejsze i tańsze.
Elise zmarszczyła brwi, widząc, że nie uda jej się odwieść siostry od poszukiwania męża.
Beatrice potrzebowała się oderwać od nudnego życia na wsi, które czasem bardzo ją
przygnębiało. Od prawie siedmiu lat dzieliły sypialnię w domku, który wynajmował ich ojciec
i Elise często budziła się w nocy, słysząc, jak jej siostra szlocha w poduszkę. A teraz melancholia
zaczęła ją ogarniać również w ciągu dnia i Elise obawiała się, by nie odbiło się to na jej zdrowiu.
W chwilach, gdy odrywał się od papierów i ksiąg rachunkowych, by sprawdzić, co się
dzieje w domu, Walter Dewey już kilkakrotnie pytał Elise, co dolega jego starszej córce. Zwykle
okazja po temu pojawiała się przy kolacji. Słysząc wyjaśnienia, wpadał w zniecierpliwienie
i postukując sztućcami dla większego efektu, zaczynał tłumaczyć córkom, że wielu ludzi
znajduje się w jeszcze gorszej sytuacji, on zaś czuje się dumny, że jako mężczyzna opuszczony
przez żonę jest w stanie utrzymać swoje córki na jako takim poziomie. Tym bardziej że z trudem
wiąże koniec z końcem.
Elise popatrzyła na nieszczęśliwą twarz siostry. Może w domu Verity Beatrice udałoby
się poznać jakiegoś przyzwoitego kawalera, któremu wpadłaby w oko i który zechciałby się jej
oświadczyć. Wówczas ojciec miałby starszą córkę z głowy, a jego obciążenia finansowe również
by się zmniejszyły.
– Napiszę do Verity, ale pod jednym warunkiem – oświadczyła. – Obiecaj mi, że nie
będziesz się kontaktować z żadnym z tych nieudaczników, którzy odpowiedzieli na twoje
ogłoszenie.
Bea wstrzymała oddech i szybko skinęła głową.
– Nie będę nalegać na zaproszenie, jeśli nie otrzymam jednoznacznej odpowiedzi –
ciągnęła Elise. – Dobrze wiesz, że wiedzie im się niewiele lepiej niż nam. A teraz, gdy Fiona ma
adoratora, pana Chapmana mogą wkrótce czekać wydatki na ślub.
Verity pisała niedawno, że jej starsza siostra znalazła wielbiciela. Fiona była dość ładną
młodą kobietą i nie sprawiała wrażenia romantyczki. Nawet gdy debiutowała w towarzystwie,
wolała siedzieć w domu i szkicować pejzaże niż szukać męża. Z zabawnego listu przyjaciółki
Elise wywnioskowała, że ów wielbiciel nie jest szczególnie atrakcyjny ani z wyglądu, ani
z charakteru i zdaniem Verity jej siostra powinna pozostać przy swoich akwarelkach.
Zdała sobie sprawę, że Beatrice wciąż czeka na jej odpowiedź.
– Postaram się spełnić twoje życzenie…
Nie udało jej się skończyć zdania, bo siostra rzuciła się w jej stronę i zdusiła ją w uścisku.
– O, jest już pan Chapman! – zawołała Elise z ulgą i pociągnęła za rękę Beę, która
szarpała się z dużą walizką. Przyjechały do Londynu dyliżansem pocztowym i już od dłuższej
chwili wypatrywały ojca Verity, który miał je zabrać do swojego domu w Marylebone.
– Niezmiernie przepraszam za spóźnienie – sumitował się Anthony Chapman, schodząc
z ławki powozu. – Wóz sprzedawcy owoców przewrócił się i zablokował ulicę. Trudno się było
przepchnąć między powozami. Dwóch woźniców omal się nie pobiło. Mam nadzieję, że droga
jest już oczyszczona i uda nam się dotrzeć do domu bez opóźnień.
– Absolutnie nic się nie stało. Czekałyśmy zaledwie kilka minut – odrzekła Elise
uspokajająco. – To bardzo miło z pana strony, że zechciał pan po nas wyjechać. Mogłyśmy
przecież wziąć dorożkę i zaoszczędzić panu podróży.
Pan Chapman uniósł mocną dłoń.
– Nie, nie. Nie chcę nawet o tym słyszeć, moja droga. Niezmiernie mi miło was widzieć.
Obydwie doskonale wyglądacie. – Odetchnął głęboko i zwrócił w ich stronę rozpromienioną
twarz. – Mam nadzieję, że wasz papa jest w dobrym zdrowiu.
– Jak najbardziej, sir. Przesyła serdeczne pozdrowienia panu i pani Chapman.
Anthony dotknął dłoni Elise.
– Verity bardzo się ucieszy na wasz widok. Fiona też, choć głowę ma zaprzątniętą panem
Whittikerem – znów westchnął. – Oczywiście, jej mama jest zadowolona, że znalazła adoratora.
Na widok jego zmarszczonych brwi Elise odniosła wrażenie, że panu Chapmanowi myśl
o wejściu pana Whittikera do rodziny podoba się jeszcze mniej niż jego córce.
ROZDZIAŁ TRZECI
– Jak na dziewczęta ze wsi, macie całkiem dobre maniery.
– Och, doprawdy? Dziękuję panu. – Elise odpowiedziała na ten wątpliwy komplement
chłodnym uśmiechem. Odsunęła się od Whittikera, który stał zbyt blisko niej, i dodała
z dygnięciem: – Byłyśmy wychowywane w domu.
Z jego twarzy nie zniknął drwiący uśmieszek. Elise uświadomiła sobie, że nie wychwycił
cienkiej ironii w jej odpowiedzi.
– Wychowałyśmy się w Londynie, sir – wyjaśniła pogodnie Beatrice, która najwyraźniej
nie poczuła się urażona tą uwagą. – Ale niestety przed kilku laty przeprowadziłyśmy się do
Hertfordshire. – Poruszyła się niespokojnie pod ostrzegawczym wzrokiem Elise.
– Może jeszcze herbaty, sir? – Verity podbiegła do Whittikera z imbrykiem w ręku
i z zamiarem odciągnięcia go od siostry, za którą chodził po salonie krok w krok. – Próbowałam
napisać ci w liście, co o nim myślę – wymamrotała, dolewając herbaty przyjaciółce.
– Obawiam się, że żadne subtelne aluzje nie są w stanie właściwie opisać pana Whittikera
– odrzekła Elise cicho. Whittiker rozmawiał teraz z Fioną. Elise zawsze uważała, że starsza
siostra Verity jest nieco zbyt miła dla wszystkich, ale z pewnością nie głupia. Teraz jednak
zaczęła podejrzewać, że może jest wystarczająco głupia, by zachęcać tego osła do zalotów.
– Ja też nie rozumiem, co w nim może podobać się Fionie. – Verity odpowiednio
zrozumiała troskę przyjaciółki. – Ale wiem, co przyciągnęło jego – dodała, zerkając na Jamesa
ponuro i zasłaniając usta filiżanką, choć siedziały dość daleko od pozostałych gości. – Nasza
babcia niedawno zmarła i zostawiła Fionie całkiem ładny spadek. Ja odziedziczyłam taką samą
sumę, ale dostanę te pieniądze dopiero, kiedy skończę dwadzieścia jeden lat. Właściwie bardzo
się z tego cieszę, bo w innym wypadku pan Whittiker mógłby skierować uwagę na mnie.
Verity była o sześć miesięcy młodsza od Elise i musiała poczekać jeszcze półtora roku, by
móc dysponować tymi pieniędzmi.
– Sądzisz, że pan Whittiker dowiedział się o tym spadku i że jest łowcą posagów?
– Jestem tego prawie pewna. Trzy tysiące funtów to nie jest ogromna suma, ale słyszałam,
jak papa mówił mamie, że to wystarczy, by zwabić takiego człowieka jak James Whittiker. Papa
bardzo podejrzliwie odnosi się do jego motywów, ale mama chyba czuje tylko ulgę, że któraś
z nas wkrótce założy obrączkę – westchnęła. – Upominała już Fionę, żeby postarała się o jakąś
dobrą partię. Whittiker ma spore koneksje i przez cały czas chwali się swoim wujem baronetem.
Elise zerknęła na parę pogrążoną w przyjaznej rozmowie.
– Może naprawdę przypadli sobie do gustu?
– Ha! – parsknęła Verity. – On przez cały czas rozbiera mnie wzrokiem i dlatego nie
wierzę, że jest tak oczarowany moją siostrą, jak chciałby nas przekonać.
Elise zauważyła już, że Whittiker ma irytujący zwyczaj stawania zbyt blisko kobiety
i wpatrywania się w jej piersi. Ledwie przybyły do domu państwa Chapmanów, Verity uprzedziła
ją szeptem, że będą musiały znosić obecność pana Whittikera. Wyjaśniła, że odwiedził Fionę
poprzedniego dnia i gdy się dowiedział, że oczekują wizyty dwóch młodych dam, wymusił na
pani Chapman zaproszenie na herbatę.
– Pan Whittiker zaproponował, że będzie nam towarzyszył w piątek w Vauxhall.
Zapowiada się doskonała zabawa, prawda? – zawołała do nich Maude Chapman. Matka Verity
zawsze z radością gościła przyjaciółki córek. Jej mąż nie był skąpy, ale musiał ostrożnie
obchodzić się z pieniędzmi. Maude zauważyła jednak, że gdy gościli u siebie siostry Dewey,
Anthony był bardziej szczodry niż zwykle. Nie miała nic przeciwko temu, że jej korpulentny
małżonek próbuje w ten sposób wywrzeć wrażenie na ładnych dziewczętach, bo wszyscy
odnosili z tego korzyść.
– Ale Elise i ja mamy inne plany na piątek – powiedziała szybko Verity.
Elise również nie miała ochoty spędzać całego wieczoru w towarzystwie Jamesa
Whittikera, ale wyprawa do popularnych ogrodów mogła zaowocować poznaniem odpowiednich
dżentelmenów. Pomyślała o Beatrice i energicznie pokiwała głową.
– Bardzo miło byłoby się tam wybrać. Słyszałam, że Vauxhall to urocze miejsce –
zawołała, dyskretnie mrugając do przyjaciółki. Miało to oznaczać, że w odpowiedniej chwili
wszystko jej wyjaśni.
– Proszę, Alex, rozejrzyj się w moim imieniu, a ja tymczasem zaopiekuję się Celią. Nie
zajmie ci to więcej niż kilka minut. – Hugh przeniósł wzrok z ciemnego profilu przyjaciela na
drobną brunetkę uczepioną jego ramienia. Wiedział, że wszyscy mężczyźni w okolicy wpatrują
się w jej zgrabne ciało i chętnie zajęliby jego miejsce, ale nie miał żadnych złudzeń co do natury
zadania, którego się podejmował. Zabawianie takiej ognistej kusicielki nie było prostą sprawą.
Był przekonany, że będzie musiał odpędzać jej wielbicieli, dopóki Alex nie wróci.
Celia Chase ściągnęła pełne czerwone usta, niezadowolona, że kochanek dzieli czas
między nią a Hugh. Rozejrzała się z ciężkim westchnieniem, obracając na smukłym palcu
pierścionek z kości słoniowej. Wicehrabia Blackthorne odwrócił od niej wzrok i spojrzał na
przyjaciela, który już od jakichś pięciu minut czepiał się jego rękawa i szeptał mu coś do ucha.
– Nie ma czasu do stracenia – powtórzył, gdy wreszcie zwrócił na niego uwagę.
Alex odciągnął go od grupy, żeby spokojnie porozmawiać.
– Mam się spotkać z Samotną Damą o dziewiątej. Już jest prawie dziewiąta. – Hugh
sięgnął do kieszonki po zegarek.
– Na litość boską, przecież masz oczy – mruknął Alex z irytacją. – Skoro chcesz ciągnąć
to wariactwo, to możesz sam się przekonać, czy jest się czego bać.
– No tak, mogę – przyznał Hugh natychmiast. – Ale sam dobrze wiesz, że gdy chodzi
o kobiety, nie jestem dobrym sędzią charakterów. – Kąciki jego ust skrzywiły się ironicznie. – Ta
Samotna Dama może być czarująco piękna i nic niewarta. Jest ryzyko, że zawróci mi w głowie
tak jak Sophia i wpadnę w jeszcze większe kłopoty. Pewnie przygotowała sobie jakąś łzawą
historyjkę, a wiesz, że ja mam miękkie serce.
– Raczej miękki umysł – mruknął Alex, wznosząc oczy do nieba. Nie mógł jednak
zaprzeczyć, że jego przyjaciel słusznie ocenia swoją niekompetencję w sprawach związanych
z płcią piękną. Kilku dżentelmenów, którzy już wcześniej mieli do czynienia z Sophią Sweetman,
ostrzegało go, że to bezwzględna materialistka, gotowa ogołocić mężczyznę do ostatniego pensa,
on jednak nie słuchał ostrzeżeń i zaspokajał wszystkie jej zachcianki. Zerwał z nią dopiero
wtedy, gdy był spłukany niemal do ostatniego szylinga.
– Ale ty masz duże doświadczenie i na milę wyczujesz oszustkę – dodał Hugh z kwaśnym
uśmiechem.
Alex obrócił się na pięcie i popatrzył na swoją kochankę, próbując ocenić jej nastrój.
Patrzyła w ich stronę, rozmawiając jednocześnie z Sidneyem Roperem. Młody huzar we
wspaniałym mundurze odważył się do niej podejść, jeszcze zanim Alex zostawił ją samą. Teraz,
widząc, że jest obserwowany, wyraźnie zdenerwowany młody oficer skinął mu głową. Alex
leniwie odpowiedział na pozdrowienie i rzucił mu lekki uśmiech, który miał złagodzić obawy
chłopca, a potem z szerszym uśmiechem przeniósł wzrok na Celię. Chciał jej pokazać, że nie ma
nic przeciwko jej flirtom, bo tak w istocie było, i życzył sobie tylko, by ona pozwoliła mu na to
samo. Ich związek trwał zaledwie sześć miesięcy, ale zdaniem Aleksa zaczynał się już wypalać.
Celia kilka razy zirytowała go swoją zaborczością i ciągłym wypytywaniem o to, co robi.
– Zaopiekuję się Celią pod twoją nieobecność – obiecał Hugh raz jeszcze, gdy dostrzegł,
w którym kierunku powędrowało spojrzenie przyjaciela. Sądził, że Alex jest zauroczony
pochmurną pięknością. Była bardzo wybredna, gdy chodziło o dżentelmenów, którym pozwalała
się do siebie zbliżyć. Lubiła bogatych i wpływowych kochanków, a Aleksa Blackthorne’a trudno
było przewyższyć pod obydwoma względami. Tak przynajmniej sądził Hugh. Do tego jego
przyjaciel był wysoki, postawny i przystojny. Na widok jego ciemnej, mrocznej urody kobietom
drżały kolana i serca zaczynały bić mocniej.
– Rozejrzę się i porozmawiam przez chwilę z twoją damą, jeśli się pokaże, ale to
wszystko, co mogę dla ciebie zrobić. – Obrócił się na pięcie i dodał jeszcze: – Jeśli Celia zacznie
cię wypytywać, to powiedz, że zauważyłem moją matkę i poszedłem z nią porozmawiać. – Była
to całkiem niezła wymówka. Jakieś dwadzieścia minut wcześniej dostrzegł Susannah
Blackthorne w towarzystwie lorda Morningtona i chciał zamienić z nią kilka słów na temat panny
Winters. Długie i szczęśliwe małżeństwo jego owdowiałej matki wzbudziło w niej przekonanie,
że jedyny syn również powinien zawrzeć podobnie szczęśliwy związek. Alex jednak nie
zamierzał tańczyć do muzyki nadopiekuńczej matki i pragnął, by wreszcie przestała go swatać ze
wszystkimi córkami jej przyjaciółek.
– Gdzie masz się z nią spotkać? – zapytał, wbijając pięści w kieszenie. Gdyby Hugh nie
był jego starym przyjacielem, w tej chwili gotów byłby udusić go za to, że czuł się zobowiązany
włączyć w tę farsę.
Hugh podał mu wskazówki i pochwycił go za łokieć.
– Wymyśliłem sobie nazwisko, żeby zwrócić jej uwagę. Pomyślałem, że na pewno
dostanie wiele odpowiedzi na swoje ogłoszenie i chciałem się jakoś wyróżnić. – Uśmiechnął się
z dumą. – Przedstawiłem jej się jako pan Best – szepnął, wskazując kciukiem na środek własnej
piersi.
– Genialne – mruknął Alex drwiąco i odszedł.
– Obiecałaś, że nie będziesz się kontaktować z tymi dżentelmenami! – Zdumiona
i rozgniewana Elise z wrażenia zatrzymała się na ścieżce. Kobieta idąca z tyłu zderzyła się z nią
i obrzuciła ją rozzłoszczonym spojrzeniem, czekając na przeprosiny.
Beatrice pociągnęła siostrę za rękę i ruszyły dalej. W świetle lampionów mrugających
między gałęziami drzew czuła na sobie jej kamienne spojrzenie i zaczerwieniła się. Właśnie
wyznała, że umówiła się na spotkanie w ogrodach Vauxhall z jednym z mężczyzn, którzy
odpowiedzieli na ogłoszenie.
– Wiem, że obiecałam, i przykro mi, że cię zwiodłam, ale muszę dobrze wykorzystać
wizytę w mieście. Za kilka dni mamy wrócić do domu, a żaden dżentelmen nie zwrócił na mnie
jeszcze uwagi, chociaż codziennie wychodziłyśmy gdzieś z Chapmanami.
Nie była to do końca prawda. Poprzedniego wieczoru u sąsiadów Chapmanów Beatrice
zdobyła sobie kilku adoratorów. Elise również przyciągnęła uwagę młodzieńca o świeżej twarzy,
który wciąż krążył dokoła jej krzesła i uprzejmie przynosił jej napoje z bufetu. Ale gdy zaczęły
się zbierać do wyjścia, żaden z panów nie zgłosił chęci, by przedłużyć znajomość.
Już ponad siedem lat minęło od dnia, gdy ich rodzice rozstali się i ojciec wyjechał
z miasta w niesławie, zabierając ze sobą dwie nastoletnie córki. Elise jednak wciąż dostrzegała
ostre spojrzenia niektórych ludzi na dźwięk nazwiska Dewey. Ostatniego wieczoru pani Porter
i jej przyjaciółka szybko odsunęły się od nich, gdy się dowiedziały, kim są, a potem szeptały coś
do siebie, osłaniając usta dłońmi w rękawiczkach i zerkając na siostry ukradkiem.
– Gdzie masz się z nim spotkać?
– Przy pawilonie nad jeziorem.
– A gdzież to jest?
– O ile sobie przypominam, gdzieś tam. – Beatrice zatoczyła ręką szeroki, nieprecyzyjny
łuk.
– Nawet nie wiesz dokładnie gdzie? – W głosie Elise zabrzmiała desperacja. Przytrzymała
gestykulujące ramię siostry, by nie przyciągać do nich uwagi.
– Nie pamiętam dokładnie. Nie byłam tu od lat – broniła się Bea. – A wcześniej, zanim
papa wywiózł nas na wieś, byłam tu tylko raz.
– To nie ma znaczenia. W żadnym razie nie pójdziesz tam i nie spotkasz się z nim. – Elise
mocniej ścisnęła palce Beatrice. – Gdyby ktoś zauważył, że kręcisz się tu sama albo jeszcze
gorzej, w towarzystwie obcego mężczyzny, to nie tylko pani Porter i jej przyjaciółka rozniosłyby
naszą reputację na strzępy. – Ruchem głowy wskazała dwie damy w średnim wieku, które szły
o kilka metrów od nich. Pani Porter uniosła do góry dłoń w rękawiczce, dając w ten sposób do
zrozumienia, że ma je na oku.
W ogrodach zgromadziły się tłumy ludzi, którzy przyszli posłuchać muzyki, i teraz
wszyscy zmierzali w stronę sceny, szukając najlepszego miejsca. Orkiestra już stroiła
instrumenty.
– Przecież nie jestem taka głupia – zaprotestowała Beatrice. – Mamy się spotkać, gdy
wszyscy będą zajęci słuchaniem koncertu. – Uśmiechnęła się z zadowoleniem i na jej policzku
pojawił się dołeczek.
– Nigdzie nie pójdziesz – wycedziła Elise przez zaciśnięte zęby. – To moje ostatnie
słowo.
– Chcę móc powiedzieć papie po powrocie do domu, że może się wkrótce spodziewać
wizyty jakiegoś dżentelmena – obruszyła się Bea. – Wiem, że twoim zdaniem jestem
bezwstydna, uciekając się do takich sposobów. Ale kto wie, może okaże się, że pasujemy do
siebie i że coś z tego będzie? – Przycisnęła plecy do żywopłotu, przepuszczając ludzi idących
ścieżką, i nie ruszyła się o krok, choć Elise rozpaczliwie ciągnęła ją za rękę. – Aranżowanie
małżeństwa przez rodziców ze względu na majątek i pochodzenie jest równie niesmaczne.
– Nie jest takie w oczach dobrego towarzystwa – syknęła Elise z frustracją. – Przecież
możesz jeszcze kogoś poznać, nie uciekając się do takich podstępów. Pan Whittiker mówił, że
dzisiaj będzie tu wielu jego przyjaciół.
Na twarzy Bei pojawił się wyraz przerażenia, które Elise doskonale rozumiała. Jeśli
przyjaciele pana Whittikera byli chociaż odrobinę do niego podobni, to zupełnie obcy człowiek
rzeczywiście mógł się okazać lepszy.
Bea w końcu ruszyła dalej.
– Mam nadzieję, że uda mi się poznać kogoś w zwykły sposób. Ale…
– Wiesz chociaż, jak się nazywa ten twój dżentelmen? – przerwała jej siostra.
– Podał mi nazwisko Best – zaśmiała się Bea – ale sądzę, że nie jest prawdziwe.
– Jestem pewna, że nie – zgodziła się Elise lodowato. – A on równie dobrze wie, że ty nie
jesteś Samotną Damą.
– To wszystko jest bardzo dramatyczne, prawda? – W oczach Bei znów zabłysły iskierki
podniecenia. Elise wbrew sobie rozumiała entuzjazm siostry i jej twarz nieco złagodniała.
– Możliwe, ale jeśli pójdziesz na to spotkanie, ściągniesz katastrofę na nas obydwie. –
Popatrzyła na siostrę trzeźwo. – Obiecaj, że tego nie zrobisz. – Bea jednak milczała, toteż Elise
powtórzyła bardziej stanowczo: – Obiecaj, Bea, bo inaczej nigdy ci tego nie wybaczę.
– Obiecuję – westchnęła Bea. – Spróbuję umówić się z panem Bestem jakoś inaczej,
w ciągu dnia. Ty też możesz pójść ze mną.
– Papa znalazł nam doskonałe miejsce blisko sceny. – Verity, która dotychczas szła
przodem w towarzystwie rodziców, zawróciła w stronę przyjaciółek, by podzielić się dobrą
wiadomością. Wzięła je pod ręce i pociągnęła za sobą.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Elise musiała się przesuwać raz w prawo, raz w lewo, by przepychając się pod prąd,
uniknąć kontaktu z ostrymi łokciami. Ze wszystkich stron dobiegały ją podejrzliwe spojrzenia
i dobrze wiedziała dlaczego.
Kobiety, które przybywały do ogrodów Vauxhall bez towarzystwa, zwykle szukały
klientów. Elise drętwiała na myśl, że ktoś mógłby ją wziąć za damę lekkich obyczajów, ale
odnalezienie Beatrice, zanim tamta zrobi coś głupiego, było ważniejsze niż wyobrażenia obcych
ludzi.
W końcu tłum się przerzedził. Odetchnęła z ulgą i szybko ruszyła ocienioną ścieżką.
Brakowało jej tchu, ale jeszcze przyspieszyła kroku. Była to jej pierwsza w życiu wizyta
w ogrodach Vauxhall i miała nadzieję, że dobrze zapamiętała wskazany kierunek i zdąży znaleźć
siostrę, zanim ten okropny pan Best pojawi się na schadzce. Nie mogła przecież biegać z miejsca
na miejsce jak spłoszony chart, ryzykując, że przyciągnie do siebie jeszcze większą uwagę. Całą
sprawę należało załatwić jak najdyskretniej.
Wyrzucała sobie w duchu, że pozwoliła, by Bea wymknęła się spod jej opieki. Zniknęła
nie wiadomo kiedy, gdy Elise wymieniała z panią Chapman opinie na temat talentu muzyków.
W pierwszej chwili poczuła wściekłość, że siostra nie dotrzymała słowa, ale musiała ukryć
panikę przed resztą towarzystwa. Na szczęście pan i pani Chapman chyba nie zauważyli żadnej
zmiany w jej twarzy. Fiona, jak zwykle spokojna, czekała na pana Whittikera, który poszedł po
napoje. Tylko Verity zauważyła jej gorączkowe spojrzenia rzucane na boki.
Zaraz po przyjeździe do Londynu Elise wyznała przyjaciółce, że poprosiła o zaproszenie,
bo jej siostra pragnęła wyrwać się z nudnej prowincji i poszukać męża. Przyznała również, że
Bea zrobiła głupstwo i zamieściła ogłoszenie w gazecie. Verity okazała się godną zaufania
przyjaciółką. Kiedy Elise szeptem wyznała jej swoje obawy związane z nagłym zniknięciem Bei,
wydawała się oburzona, ale obiecała, że spróbuje wymyślić jakąś historyjkę, by usprawiedliwić
ich nieobecność, gdyby ktoś o to zapytał.
Kątem oka Elise dostrzegła jakiegoś mężczyznę, który również oddzielił się od tłumu
i ruszył ścieżką równoległą do tej, na której znajdowała się ona sama. Zerknęła na niego
ukradkiem spod skraju kapelusza. Był wysoki, ciemny, o władczej postawie. Zdawało się, że jest
w podobnym nastroju jak ona. Choć bardzo jej się spieszyło, poczuła ochotę, by zwolnić kroku
i przyjrzeć mu się uważniej.
Obrócił głowę i prześliznął się po niej wzrokiem, a po chwili spojrzał jeszcze raz, jakby
coś mu nagle przyszło do głowy. W tym samym momencie Elise również coś przyszło do głowy.
Ten pomysł wydawał się tak niedorzeczny, że mimowolnie zatrzymała wzrok na jego
przystojnej, surowej twarzy i zwolniła. Mężczyzna również zwolnił. Teraz znajdował się za nią
i mógł ją obserwować, ona zaś musiałaby obrócić głowę do tyłu, by na niego spojrzeć. Ale zanim
zniknął z jej pola widzenia, dostrzegła subtelną, niemiłą zmianę w wyrazie jego twarzy.
Teraz szła wolniej, statecznym krokiem, choć serce biło jej coraz szybciej. Wpatrywała
się w żywopłot rosnący wzdłuż ścieżki, ale nie było w nim żadnej szczeliny, żadnej drogi
ucieczki przed tym szyderczym spojrzeniem. Wciąż nie mogła uwierzyć, że tak właśnie wygląda
pan Best. Na pierwszy rzut oka z pewnością nie sprawiał wrażenia człowieka, który potrzebuje
skromnego posagu starej panny. Zapewne popatrzył na nią taksująco, tak jak wcześniej inni
przechodnie, i doszedł do wniosku, że ma przed sobą damę, która szuka klientów. Żołądek
ścisnął jej się na supeł, gdy zdała sobie sprawę, że on teraz zapewne przygląda się jej od tyłu,
oceniając, czy warto nawiązać z nią bliższą znajomość. Na tę myśl poczuła tak wielkie oburzenie,
że zatrzymała się raptownie i obróciła na pięcie z dumnie uniesioną głową i płomieniem gniewu
w oczach.
Mężczyzna również się zatrzymał. Elise poczuła lodowaty dreszcz. Nie miała już żadnych
wątpliwości, że wzbudziła jego zainteresowanie i że jej wrogie spojrzenie nie wywarło na nim
żadnego wrażenia. Miała nadzieję, że zawstydzi się i pójdzie dalej w swoją stronę, on jednak
ruszył w jej kierunku, trzymając jedną rękę w kieszeni. Uniósł drugą dłoń i przywołał ją ruchem
wskazującego palca.
W pierwszej chwili Elise poczuła się zbyt zdumiona, by zareagować. Jak ten arogant
śmiał przypuszczać, że ona do niego podejdzie? Ale podeszła, żeby mu powiedzieć, co o nim
myśli. Potykając się z pośpiechu, przeszła na ukos przez trawnik i stanęła tuż przed nim.
Spojrzała na pociągłą, kanciastą twarz i oddech uwiązł jej w gardle. W jego oczach błyszczało
rozbawienie.
– Dlaczego idzie pan za mną? – zapytała drżącym głosem.
– Ależ skąd! Zapewne idę po prostu w to samo miejsce co pani.
– To znaczy dokąd? – zapytała zduszonym głosem.
– Do pawilonu nad jeziorem. – Upewniwszy się w ten sposób, że rozmawia z Samotną
Damą, Alex uśmiechnął się cynicznie. – Ale zdaje się, moja droga, że nie musimy już iść tak
daleko. Możemy porozmawiać tutaj.
Jego ton brzmiał protekcjonalnie. Elise zdawała sobie sprawę, że było to zamierzone, ale
wstrząs, jaki poczuła, gdy się dowiedziała, że ma przed sobą pana Besta, na chwilę odebrał jej
głos. Wszystko w jego postaci, od modnie przyciętych ciemnych włosów aż po czubki drogich
butów, świadczyło o starannym wychowaniu i zamożności. Przeciągły, znudzony ton głosu nie
mógł zamaskować arystokratycznego akcentu, podobnie jak długie czarne rzęsy nie mogły ukryć
przenikliwego spojrzenia. Ale rysy jego twarzy pozostawały nieporuszone. Elise nie potrafiła
określić, czy podoba mu się to, co zobaczył.
– Nie musimy przeciągać tej szarady dłużej niż to konieczne – rzekł krótko. – Jest tu
niedaleko odosobnione miejsce, gdzie będziemy się mogli poznać odrobinę lepiej. Chciałbym się
przekonać, czy Samotna Dama przypadnie mi do gustu.
Poczuła mocny uścisk na swoim ramieniu. Pociągnął ją w stronę kolejnego żywopłotu
i zanim zdążyła zebrać myśli, przeszła pod ogrodowym trejażem i zobaczyła przed sobą ławkę
stojącą przy skrzyżowaniu ścieżek. Nad ławką kołysał się pojedynczy lampion, rzucając dziwne
cienie na twarz jej towarzysza. Pomyślała, że wolałaby zobaczyć obok siebie samego diabła.
– Proszę mnie natychmiast puścić! To jakaś okropna pomyłka. – Odepchnęła go, próbując
prześliznąć się obok i uciec tam, skąd przyszła, ale on z łatwością zastąpił jej drogę.
– Obawiam się, że nic z tego, moja droga. To ty zaproponowałaś tę schadzkę, a skoro już
mnie tu zwabiłaś, to możesz przynajmniej poświęcić mi kilka minut, o ile nie masz do
zaproponowania czegoś więcej.
W jego głosie dźwięczały zmysłowe tony. Elise rozejrzała się, wypatrując kogoś, kto
mógłby przyjść jej na pomoc, gdyby ten brutal rzucił się na nią, ale ze wszystkich stron otaczała
ją ściana zieleni. Nie było tu słychać nic oprócz szumu liści i dobiegającej z dala muzyki. Powoli
przeciągnęła językiem po wyschniętych wargach.
Alex patrzył ze wzrastającym podnieceniem na tę wyrafinowaną uwodzicielkę, która tak
przekonująco potrafiła udawać niewinność. Zresztą wyglądała jak wcielenie niewinności. Miała
gęste ciemnoblond włosy i ponętną figurę okrytą spokojną, lecz stylową suknią. Z bliska
dostrzegał jej niezwykłą świeżość i urodę. Wolałby jednak, żeby przestała udawać i przeszła do
rzeczy. Zdradziła się od razu: gdy wspomniał o sekretnej schadzce, w jej oczach błysnęło
poczucie winy. Jeśli była ladacznicą – a żadna dobrze urodzona panna przy zdrowych zmysłach
nie znalazłaby się sama po zmroku w odludnej alejce – to musiała być nowa w tym fachu, skoro
popełniła taki podstawowy błąd.
– Jeśli w tej chwili nie wypuści mnie pan stąd, to zacznę krzyczeć i oskarżę pana
o zachowanie niegodne dżentelmena! – Elise miała nadzieję, że pod maską oburzenia uda jej się
ukryć narastającą panikę.
– Doprawdy? – zapytał znudzonym tonem. – A ja mógłbym panią oskarżyć o zachowanie
niegodne damy. Chociaż obydwoje dobrze wiemy, że nie jest pani damą.
Cofnęła się, rzucając na boki przelęknione spojrzenia. Alex odrzucił płaszcz do tyłu
i oparł pięści na biodrach, rozdarty między niecierpliwością a ciekawością. Może była to
początkująca ladacznica, ale udało jej się opanować rolę niewinnej dziewicy do perfekcji, a nie
przywykł do takiego zachowania w sytuacjach sam na sam z kobietą po zmroku.
– Chce pani powiedzieć, że nie jest pani Samotną Damą?
– Czyżby pan sądził, że pasuje do mnie ten idiotyczny przydomek? – odowiedziała
pytaniem na pytanie, próbując odzyskać panowanie nad sobą. Nie chciała, by ten człowiek zaczął
myśleć, że może ją onieśmielić, choć w głębi duszy bardzo się obawiała, że bez trudu jest
w stanie to zrobić. Rozumiała jednak, dlaczego rozmawia z nią tak niegrzecznie i familiarnie. Nie
patrzył na nią tak wrogo jak niektórzy mężczyźni, których mijała wcześniej, szukając Bei, ale
mimo wszystko uważał za podrzędną zdobycz, przywykłą do niegrzecznego traktowania.
Uniosła wyżej głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Do pewnego stopnia odniosła sukces:
zawahał się i na jego twarzy odbiły się wątpliwości, jakby zaczął się zastanawiać, czy popełnił
błąd i zbliżył się do niewłaściwej kobiety. Tak było. Ale choć Elise obawiała się o własne
bezpieczeństwo, cieszyła się, że pan Best trafił na nią, a nie na Beę. Od samego początku miała
rację: to ogłoszenie było idiotycznym pomysłem i nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć.
Ostrzegała przecież Beatrice, że może przyciągnąć pijawki, które uznają ją za kobietę lekkich
obyczajów. Nie spodziewała się jednak, że mężczyzna, który się pojawi, okaże się tak
niebezpiecznie atrakcyjny. Gdyby spotkał się z Beatrice, jej siostra zapewne z miejsca znalazłaby
się pod urokiem jego urody i charakteru. Elise nie mogła zaprzeczyć, że ona również poczuła
iskrę podniecenia już w pierwszej chwili, gdy napotkała jego wzrok. Chociaż nie była jeszcze
pewna, czy to dziwne uczucie jest przyjemne, czy nie.
– No cóż. Jeśli nie jest pani Samotną Damą, to najmocniej przepraszam. – Alex zauważył
lekki niepokój na jej delikatnej twarzy. Przypuszczał, że rzeczywiście jest to kobieta, z którą
umówił się Hugh, tyle że z jakiegoś powodu zmieniła zdanie i teraz ma ochotę się wycofać.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, by jakaś kobieta zareagowała na niego przerażeniem. – Proszę
mi wybaczyć. W takim razie pójdę dalej w swoją stronę, nad jezioro. – Skłonił się z przesadną
uprzejmością. – Czy pozwoli pani, że odprowadzę ją do głównej ścieżki?
Elise zamrugała i dopiero teraz zdała sobie sprawę z grożącego jej niebezpieczeństwa.
Gdyby ktoś zobaczył, jak wychodzi spomiędzy krzaków w towarzystwie tego mężczyzny, jej
reputacja ległaby w gruzach. A jeśli pan Best pójdzie nad jezioro i znajdzie Beatrice?
Konsekwencje tego spotkania mogłyby być niewyobrażalne. Jej siostra zapewne na sam widok
tego mężczyzny rzuciłaby się mu do stóp.
– Nie! Proszę, niech pan nie odchodzi – westchnęła szybko, chwytając go za rękaw. –
Przyznaję, to ja jestem Samotną Damą, tylko że… – Poczuła pod rękawem twarde mięśnie
i cofnęła palce, gorączkowo szukając jakiejś wymówki, która mogłaby usprawiedliwić jej
zachowanie. – Wystraszył mnie pan, sir, zachowując się tak… obcesowo. Istotnie zamierzałam
spotkać się z panem nad jeziorem, ale tylko po to, by przeprosić. Widzi pan, znalazłam już
narzeczonego w zwykły sposób.
Alex cofnął się o krok i spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Dzielnie próbowała
wytrzymać jego spojrzenie, ale każdy jej gest świadczył o narastającym zdenerwowaniu.
Podszedł bliżej, zmuszając ją, by się cofnęła. Natrafiła na ławkę i usiadła ciężko, ale zaraz znów
się podniosła, przelotnie ocierając się o jego ciało. Alex poczuł przy swoim udzie jej łagodnie
zaokrąglone biodro i piersi ocierające się o jego pierś. Naraz ogarnęła ją słabość tak wielka, że
nie była w stanie się poruszyć. Powieki stały się ciężkie jak z ołowiu i całe jej ciało pokryło się
gęsią skórką.
– Uważam, że to trochę nieuczciwe, moja droga – wymruczał Alex. – Skąd możesz
wiedzieć, że nie spodobałbym ci się bardziej niż tamten drugi? Myślę, że powinniśmy najpierw
lepiej się poznać. – Wiedział, że zachowuje się idiotycznie. Powinien wrócić prosto do Hugh
i powiedzieć mu, że jego tajemnicza dama bardzo przyjemnie go zaskoczyła. Najbardziej jednak
zadziwiła go własna reakcja: wyruszył na tę misję z desperacji, a teraz czuł pożądanie
zabarwione niewyjaśnioną czułością. Ta smukła dziewczyna z dużymi oczami łani fascynowała
go. Nic o niej nie wiedział, ale zaczął podejrzewać, że wplątała się w jakąś intrygę, która
następnie wymknęła jej się spod kontroli. Chciał się dowiedzieć czegoś więcej o niej samej
i o tym, dlaczego kłamie. Gotów był się założyć o każde pieniądze, że nie zaręczyła się z nikim
innym.
Widział, że jest rozdarta między chęcią ucieczki a pragnieniem, by jej dotknął. Nie
uważał się za świętego i miał ochotę wykorzystać jej niepewność, ale wiedział, że nie może
posunąć się zbyt daleko. Większość mężczyzn zmusiłaby ją, by zapłaciła za swoją
lekkomyślność, on jednak trzymał dłonie mocno przyciśnięte do boków.
Nie rozumiejąc, dlaczego to robi, Elise przysunęła się bliżej, przechyliła twarz w jego
stronę i czekała. Jej oddech zwolnił, a rzęsy opadły na policzki. Tego było już zbyt wiele. Alex
stłumił przekleństwo, pochylił głowę i oparł dłoń na jej karku, wplatając palce w jedwabiste
włosy. Drgnęła niepewnie, gdy dotknął językiem jej dolnej wargi, ale zręcznie objął jej twarz tak,
że rozchyliła usta. Zakręciło jej się w głowie i musiała się przytrzymać rękawów jego płaszcza.
To był tylko drobny gest, ale Alex nie potrzebował większej zachęty, by pogłębić pocałunek.
Czuł, że traci nad sobą kontrolę. Wsunął dłonie pod jej płaszcz i objął piersi. Jej język nieśmiało
dotknął jego języka, po czym cofnął się raptownie.
Może to rzeczywiście nowicjuszka, pomyślał, rozpinając haftki jej gorsetu, ale nawet jeśli
tak było, to doskonale wiedziała, co robi. W rekordowo szybkim czasie doprowadziła go do
stanu, do jakiego naga kochanka potrafiła go doprowadzić dopiero po dziesięciu minutach
intensywnych zabiegów. Usiadł z rozmachem na ławce i pociągnął ją na kolana. Jego dłoń
powędrowała po jej udzie, podciągając spódnicę. To wystarczyło, by Elise odzyskała zdrowe
zmysły.
– Proszę, nie! – szepnęła, choć wciąż wtulała się w niego, nie mogąc się nasycić jego
dotykiem.
Usta Aleksa znieruchomiały na jej ustach, ale dłoń wciąż wędrowała w górę po jej udzie.
– Proszę mnie puścić – powtórzyła, opierając policzek o jego skroń.
Podniósł się gwałtownie, postawił ją na ziemi i odsunął się o kilka kroków. Patrzyła za
nim, płonąc ze wstydu. Sądziła, że odejdzie i zostawi ją bez słowa, on jednak odwrócił się
i zmierzył ją wzrokiem, który znów wywołał rumieniec na jej policzkach. Uznał ją za ladacznicę
– jeszcze gorzej, za nieuczciwą ladacznicę, taką, która stara się podniecić mężczyznę, a potem się
wycofuje.
– Przepraszam – szepnęła. – Wiem, za kogo mnie pan uważa i ma pan do tego pełne
prawo, ale nie jestem taka – dodała z desperacją, pociągając nosem. Drżącymi palcami poprawiła
ubranie i przypomniała sobie o siostrze. – Muszę iść. – Podeszła do niego z nadzieją, że on
odsunie się na bok i pozwoli jej przejść, a także, że nie zauważy łez w jej oczach. – Proszę mnie
nie zatrzymywać. Przysięgam, że nie pozwolę panu znów mnie pocałować – dodała wojowniczo.
– Nie mam najmniejszego zamiaru znów pani całować. Nie jestem masochistą.
Zarumieniła się, słysząc wrogość w jego głosie, choć nie do końca rozumiała, co ją
spowodowało. Szybko opuściła głowę i przemknęła obok niego.
– Muszę pani coś wyznać – usłyszała za plecami.
Obróciła się na pięcie i spojrzała w jego przymrużone oczy.
– Tak naprawdę nie jestem panem Bestem. – Zatrzymał wzrok na jej twarzy, częściowo
ocienionej rondem kapelusza, a potem rozwiązał tasiemki i odsunął kapelusz na tył głowy,
pewien, że ona nie zaprotestuje. Chciał, by przyjrzeli się sobie dokładnie, zanim się rozstaną.
Nie odrywała spojrzenia od jego oczu. Drobne, białe zęby przygryzły dolną wargę.
– Mój przyjaciel, który odpowiedział na pani ogłoszenie, nalegał, bym przyszedł tutaj
w jego zastępstwie na wypadek, gdyby uknuła pani jakąś intrygę. – Wzruszył ramionami. –
Powiem mu, że jeśli chce, może się z panią spotkać.
– Dlaczego chce pan to zrobić? – zapytała Elise, oburzona, że on ma ochotę przekazać ją
komuś innemu. – Czy ma pan w zwyczaju powodować kłopoty przyjaciołom? Skąd pan wie, że
nie knuję żadnej intrygi?
– Powiedziała pani przed chwilą, że nie należy do tego rodzaju kobiet – przypomniał jej
sucho. – Czyżby pani kłamała?
– Oczywiście, że nie. Ale może pan powiedzieć przyjacielowi, że nie interesuje mnie
mężczyzna, któremu brakuje odwagi, by pokazać się osobiście i podjąć własną decyzję.
– On podjąłby decyzję natychmiast – odrzekł Alex kwaśno. – Nie brakuje mu odwagi,
tylko rozsądku. Jestem pewien, że byłby panią tak zauroczony, że zupełnie by zapomniał zapytać
o dwa tysiące funtów posagu.
Elise odwróciła twarz.
– Nie pasowalibyśmy do siebie. Musi pan przekonać o tym swojego przyjaciela.
– Woli pani, żebym mu powiedział, że wygląda pani jak wiedźma?
– Wolę, żeby mu pan powiedział, że… – Zawahała się, próbując zebrać myśli. –
Wyjaśniłam już panu wystarczająco wiele, sir. Proszę mu powiedzieć, że znalazłam konkurenta
w tradycyjny sposób i bardzo obydwu panów przepraszam za kłopot. – Zawiązała tasiemki
kapelusza i szybkim krokiem ruszyła w stronę głównej ścieżki, Alex jednak znów zastąpił jej
drogę.
– Sądzę, że nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia – rzekła chłodno, próbując go
wyminąć. – Przeprosiłam już pana i nic więcej pan nie uzyska.
– A ja sądzę, że jest mi pani winna coś więcej niż tylko przeprosiny – odparł stanowczo. –
Ja byłem z panią uczciwy, moja droga, i byłbym wdzięczny, gdyby zechciała mi pani
odpowiedzieć tym samym.
Rumieniec znów oblał jej twarz. Wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że nie uwierzył
w jej historyjkę.
– Usłyszał pan już wyjaśnienie.
– Owszem, ale teraz chciałbym usłyszeć prawdę.
ROZDZIAŁ PIĄTY
– Czy oskarża mnie pan, że kłamię? – Elise jednak nie miała tyle tupetu, by brnąć dalej,
i unikała jego wzroku. On sam przed chwilą wyjaśnił jej, jak wplątał się w tę sytuację,
i uwierzyła w jego wyjaśnienia, bo powody, dla których to zrobił, były uderzająco podobne do jej
powodów. Obydwoje chcieli chronić kogoś innego i teraz musieli ponieść konsekwencje własnej
ofiarności.
– Nie jestem Samotną Damą – przyznała w końcu. – Bardzo lubię osobę, której chciałam
pomóc, dlatego zamierzałam ją znaleźć i odprowadzić z powrotem do znajomych, zanim okryje
się wstydem. Gdyby ktoś zauważył, że kręci się tu sama albo, co gorsza, w towarzystwie
dżentelmena, zrujnowałaby przyszłość swoją i całej rodziny.
– Ta dama należy do pani rodziny? – zapytał Alex ze współczuciem.
Elise skinęła głową.
– Muszę teraz niespostrzeżenie wrócić do przyjaciół, bo inaczej mnie samą spotka los,
przed którym chciałam ochronić siostrę.
– Czy jest możliwe, że pani siostra wciąż czeka nad jeziorem na pana Besta?
– Mam wielką nadzieję, że nie – zakrztusiła się Elise. – Ponieważ pan tam nie dotarł, to
może wróciła do przyjaciół i może nie spotkało jej nic gorszego niż myśl, że została
wystrychnięta na dudka.
– Jeśli pani siostra jest równie urocza jak pani, to ma prawo czuć z tego powodu złość.
– Beatrice to prawdziwa piękność… – Elise urwała, nie chcąc, by pomyślał, że doprasza
się o komplementy. Wydawał się czarujący, ale gdyby ktoś dowiedział się o ich spotkaniu, jego
reputacja nie ucierpiałaby zanadto, a dla niej byłaby to katastrofa. Musiała jak najszybciej wrócić
do towarzystwa. Wiedziała, że Verity nie uda się zbyt długo ukrywać jej nieobecności.
– Czy mogę prosić, by został pan tu jeszcze przez chwilę, gdy ja pójdę? Lepiej, żeby nie
widziano nas razem.
– Dlaczego pani piękna siostra musi szukać męża przez ogłoszenie?
Elise ze zniechęceniem machnęła ręką.
– To prywatna sprawa, sir. Proszę, żeby nie pytał pan o nic więcej. Jestem pewna, że po
dzisiejszej bezowocnej eskapadzie zrozumie, jak głupi był to pomysł. – Zerknęła na jego skrytą
w cieniu twarz. Jeszcze przed chwilą ta twarz dotykała jej twarzy, dłonie błądziły po jej ciele
w miejscach, których nie dotknęły wcześniej ręce żadnego mężczyzny, a teraz znów byli sobie
zupełnie obcy. – Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby udało się panu powstrzymać pańskiego
przyjaciela przed dalszymi kontaktami z moją siostrą.
– Jak się pani nazywa?
Elise nie odpowiedziała. Rozejrzała się na boki, sprawdzając, czy nikogo nie ma
w pobliżu, i z dudniącym sercem ruszyła ścieżką w stronę, z której dobiegała muzyka. Tylko raz
zerknęła przez ramię, by sprawdzić, czy wystarczająco się już oddaliła. Kątem oka dostrzegła
kobietę w kapeluszu z piórami, ale w zasięgu jej wzroku nie było żadnego mężczyzny. Z ulgą
owinęła się mocniej płaszczem i przyspieszyła kroku.
Ukryta w cieniu Lily Watson była w kiepskim nastroju. Już od ponad godziny krążyła po
parku, szukając klienta, ale dotychczas szczęście jej nie dopisało. Wiedziała, że jeśli wróci do
domu z niczym, zarobi siniaka od Johnny’ego, który uzna, że zawiniło jej lenistwo. A przecież
nie leniuchowała – robiła, co mogła.
Gdyby znalazła się w odpowiednim miejscu o kilka minut wcześniej, zapewne udałoby jej
się złowić tego przystojnego dżentelmena, którego inna dziewczyna poprowadziła w krzaki, albo
raczej on złowiłby ją. A ponieważ wyglądał na gorącego mężczyznę, z pewnością zapłaciłby za
przyjemność bardzo przyzwoicie. Pozostała tu dłużej, wciśnięta w żywopłot, z nadzieją, że
w pobliżu pojawi się jeszcze jakiś samotny pan szukający odrobiny rozrywki, ale zdawało się, że
koncert przyciągnął wszystkich, toteż Lily czekała na tego jednego, który oddzielił się od tłumu
i lada chwila miał się znów pojawić na mrocznej ścieżce.
Dostrzegła odchodzącą pospiesznie rywalkę i zaczęła się zastanawiać, czy ta szczęściara
spieszy do jakiegoś innego umówionego klienta. Popatrzyła w drugą stronę: upatrzony obiekt
zbliżał się do niej. Po raz ostatni przygładziła loki i wyszła na ścieżkę. Wiedziała, że są
niewielkie szanse, by miał ochotę na kolejną sesję zaraz po poprzedniej, ale na przykład Johnny
potrafił to robić wiele razy z rzędu, zbyt wiele jak dla niej, toteż uznała, że warto spróbować. Ten
dżentelmen był silnej postury i wydawał się jurny.
– Och sir, zgubiłam się. Szukam przyjaciółki. – Wysunęła się zza pleców Aleksa
i pochwyciła go za ramię, zanim zdążył odejść. – Wolałabym nie szukać jej sama. Czy
zechciałby mi pan towarzyszyć? – Pociągnęła go za rękaw w stronę, z której właśnie nadszedł.
Rzuciła mu cyniczne spojrzenie spod kapelusza ozdobionego pękiem strusich piór i natychmiast
zrozumiała, że traci tylko czas. Jaka szkoda, pomyślała. Z bliska widziała, że jest to dżentelmen,
jakiego kobieta może spotkać tylko raz w życiu, o ile ma szczęście. Z radością położyłaby się
z nim na trawie.
Bez słowa odczepił jej palce od swojego rękawa i poszedł dalej. Patrząc na jego szerokie
plecy, Lily musiała uznać swoją porażkę.
– Gdzieś ty, u licha, była?
– Gdzie ja byłam? – syknęła Elise ze złością. – Dobrze wiesz, gdzie byłam! Szukałam
ciebie.
– Tak właśnie powiedziała mi Verity – odszepnęła Bea, marszcząc czoło. – Ale ja przez
cały czas byłam tutaj. Odeszłam tylko trochę na bok, żeby uciec przed nim. – Zatrzymała
spojrzenie na Jamesie Whittikerze, który stał obok w towarzystwie Fiony. – Przyczepił się do
mnie, gdy ty rozprawiałaś o skrzypcach z panem Chapmanem. Mówił, że chce mnie poznać ze
swoimi znajomymi. Naturalnie starałam się go unikać, bo bałam się, że spełni tę groźbę. – Bea
skrzywiła się z udawanym przerażeniem i wskazała na jakieś miejsce w oddali. – Tam stałam,
z ciocią Dolly.
– Z ciocią Dolly? – powtórzyła Elise słabym głosem. Myśl, że źle odczytała sytuację, była
okropna.
Beatrice wykręciła szyję i dłonią w rękawiczce wskazała na stojącą obok sceny kobietę.
– Ciocia Dolly przyszła tu z jedną ze swoich sąsiadek i bardzo się zdziwiła na mój widok.
Obiecałam, że znajdę cię i przyprowadzę, żebyś mogła się z nią przywitać. Więc gdzie ty byłaś?
– Naraz szeroko otworzyła oczy. – Czy naprawdę sądziłaś, że poszłam na to spotkanie z panem
Bestem?
– Naturalnie, że tak… – Elise poczuła się głupio. Do jej oczu napłynęły łzy.
– Przecież obiecałam, że tego nie zrobię! – odrzekła Bea z urazą.
– A kiedy twoje obietnice miały jakieś znaczenie? – mruknęła Elise, ale zarumieniła się
ze skruchą i przycisnęła drżące palce do czoła. – Nie widziałam cię nigdzie i wpadłam w panikę.
– Ale gdyby ktoś zauważył, że odeszłaś… Mogłaś sobie ściągnąć na głowę okropne
kłopoty. – We wzroku Bei błyszczało rozbawienie. – Teraz żałuję, że nie poszłam z tobą.
Myślałam o tym panu Beście. Ciekawa jestem, czy warto było dla niego zaryzykować. Widziałaś
go? Rozmawiałaś z nim? Jaki jest?
– Nie, nie doszłam do jeziora. Szybko pożałowałam decyzji i wróciłam tu najprędzej, jak
mogłam. – Właściwie powiedziała prawdę, choć może w nadmiernym skrócie.
Przed kilkoma minutami wróciła do grupy i stanęła obok Verity. Przyjaciółka
wypatrywała jej powrotu i natychmiast spojrzała na nią z ulgą, dyskretnie wskazując na stojącą
w pobliżu Beę. Elise wiedziała, że Verity czeka na wyjaśnienia, ale nie miała na to czasu. Rzuciła
jej przepraszający uśmiech i odciągnęła siostrę na bok, by jej powiedzieć, co myśli. Teraz jednak
okazało się, że z nich dwóch to ona zasłużyła na połajankę.
Wzięła głęboki oddech i wsunęła rękę pod ramię Bei.
– Zapomnijmy o tym wszystkim i skupmy się na muzyce. Bardzo chętnie porozmawiam
z ciocią Dolly. Chodźmy jej poszukać.
– Masz urocze siostrzenice, Dolly.
Dolly Pearson rozpromieniła się, patrząc na Elise i Beę.
– Ładne dziewczęta, czyż nie?
– Bardzo ładne. Czy któraś z was jest już zaręczona?
Śmiałe pytanie Edith Vickers wywołało na trzech twarzach wyraz zaskoczenia. Prawdę
mówiąc, już wcześniej przyjrzała się dyskretnie ich dłoniom i pod żadną rękawiczką nie
zauważyła wymownego wzgórka utworzonego przez pierścionek. Gdy starsza z sióstr podeszła
do nich wcześniej, by porozmawiać z ciotką, Edith uznała ją za czarującą piękność. A teraz
starsza przyprowadziła również młodszą. Zdaniem pani Vickers młodsza nie była równie ładna.
Była nieco za wysoka i za szczupła, by mogła podobać się dżentelmenom.
– Obydwie jesteśmy wolne – szybko powiedziała Elise i zaraz zmieniła temat. – Czy jest
pani sąsiadką cioci?
– Pani Vickers mieszka w tej dużej willi na końcu ulicy – wyjaśniła Dolly. – Kiedy się
sprowadziłaś do Hammersmith, Edith? Chyba jakieś półtora roku temu?
– To już dwadzieścia miesięcy – westchnęła Edith. – Bardzo się cieszę, że znalazłam
w tobie, Dolly, przyjaciółkę, choć do tego miejsca przywiodły mnie nieszczęśliwe okoliczności.
– Znacząco dotknęła żałobnej perłowej szpilki wpiętej w jedwabny szary płaszcz. – Przed dwoma
laty zmarł mój mąż i okoliczności ułożyły się tak, że musiałam się wyprowadzić z Chelsea, choć
byłam tam bardzo szczęśliwa. Moje dziewczęta wyfrunęły z gniazda i wyszły za mąż już kilka lat
wcześniej, więc nie była to aż tak wielka niedogodność. Najgorsze ze wszystkiego byłoby, gdyby
moim skarbom odebrano dom… – Urwała i otarła kącik oka płócienną chusteczką.
– Tak mi przykro z powodu pani straty – wymruczała Elise, a Bea zawtórowała.
– No cóż, posłuchajmy, co tam słychać u was – wtrąciła Dolly szybko. – Już dawno
z wami nie rozmawiałam.
Mąż Dolly, Percy, nie żył już od piętnastu lat i czas zdążył zaleczyć rany, tym bardziej że
śmierć męża nie nałożyła na nią żadnych dodatkowych obciążeń i jej status materialny nie
pogorszył się tak jak w wypadku przyjaciółki. Dolly zawsze mieszkała wygodnie, ale nie
luksusowo, tymczasem Edith Vickers przywykła do wystawnego stylu życia, a po śmierci męża
została z wekslami na łasce kredytodawców.
– Jak długo zamierzacie pozostać w gościnie u Chapmanów? To bardzo mili ludzie –
powiedziała Dolly i dodała ciszej: – Muszę powiedzieć, że plotki o zaręczynach ich starszej córki
z panem Whittikerem bardzo mnie zdziwiły. – Dyplomatycznie nie dodała nic więcej, ale wyraz
jej twarzy wyraźnie świadczył, co myśli o konkurencie.
– Pan Whittiker przyszedł tu z nami. Wydaje się, że Fiona go lubi – stwierdziła Bea.
Pani Vickers znacząco pokiwała głową.
– Słyszałam, że ten dżentelmen ma wiecznie puste kieszenie.
– Nie sądzi pani, że koncert jest bardzo udany? – Elise również nie podobał się adorator
Fiony, ale nie miała ochoty obgadywać Chapmanów za ich plecami. – Państwo Chapmanowie
z pewnością chcieliby się przywitać. Czy zechce pani później do nich podejść?
– Oczywiście. To bardzo miło, że to proponujesz, prawda, Dolly? – rozpromieniła się
Edith i w pełnej gotowości wygładziła płaszcz.
Ciotka Dolly zignorowała ją jednak.
– Zastanawiam się, dlaczego ten dżentelmen na nas patrzy.
– Och, to przecież Hugh! Hugh Kendrick, mój siostrzeniec. Bardzo miły młody człowiek.
– Edith z zachwytem zaklaskała w dłonie i pomachała ręką, przywołując go bliżej. – Nie
widziałam go już od wieków. Pewnie nie podchodził do nas, bo nie był pewien, czy mnie
rozpoznał. Chyba nieco przytył, ale jest równie przystojny jak zawsze. To najmłodszy syn mojej
siostry, bardzo popularny w towarzystwie. Jeden z jego bliskich przyjaciół ma posiadłość na wsi
i Hugh spędza dużo czasu w Berkshire. – Pochwyciła Dolly za ramię, chcąc podkreślić wagę
przekazywanych informacji. – Wicehrabia Blackthorne ma ogromną posiadłość, a Hugh jest
najmłodszym synem, dlatego z wdzięcznością przyjmuje takie zaproszenia. – Pociągnęła nosem.
– Szkoda, bo jest o wiele milszy niż jego starszy brat, który wszystko odziedziczy. Toby
Kendrick to sztywna kukła i do tego ma paskudny charakter – prychnęła i odwróciła się, by
powitać siostrzeńca. – Jak się miewasz, Hugh? A co tam u mamy? Chyba powinna usłyszeć ode
mnie parę słów. Od pół roku czekam na list od niej! Właśnie mówiłam przyjaciółkom, że zbyt
długo już się nie widzieliśmy.
– Ciociu Edith, gdybym wiedział, że znasz takie ładne młode damy, to o wiele częściej
bywałbym w Hammersmith.
Elise zaśmiała się cicho.
– Nam również jest bardzo miło pana poznać, sir – odpowiedziała Bea z uśmiechem, od
którego na jej policzku pojawił się dołek. Zerknęła szybko na siostrę i opuściła rzęsy. Elise
doskonale zrozumiała to spojrzenie. Podobne wyczekiwanie pomieszane z podnieceniem
błyszczało we wzroku Beatrice przy poprzedniej wizycie u Chapmanów, gdy pan Vaughan po raz
pierwszy zwrócił na nią uwagę. Hugh Kendrick rzeczywiście wpatrywał się w Beatrice jak
w obraz. Choć prowadził uprzejmą rozmowę z ciocią Dolly, jego ciepłe spojrzenie raz po raz
wracało do jej siostry. Elise rozumiała, dlaczego tak szybko udało mu się wywrzeć na niej
wrażenie: zachowywał się przyjaźnie, prowadził ożywioną rozmowę i do tego jeszcze był
przystojny. Ale nie miał żadnych perspektyw. Jego ciotka wspomniała wcześniej, że jest
młodszym synem zmuszonym przyjmować przysługi od bogatego i hojnego przyjaciela. Elise
westchnęła w duchu. Wyglądało na to, że jej siostra znów nie najlepiej ulokowała swoje nadzieje.
– Musimy wrócić do państwa Chapmanów. Czy podejdzie pan, żeby się z nimi
przywitać? – Ciotka Edith nie zamierzała zbyt szybko rezygnować z towarzystwa Hugh.
Wiedziała, że potrafi się on dopasować do każdej grupy i w każdej ożywić atmosferę.
Hugh obrzucił wzrokiem grupkę, w której stronę zmierzali, i jego uśmiech przybladł.
– Obawiam się, że pan Whittiker może nie być zadowolony z mojej obecności. Nie
jesteśmy w najlepszych stosunkach.
– Tym bardziej musi pan z nami pójść – mruknęła Elise znacząco. – W nas również
wzbudza on podobne uczucia.
Hugh zaśmiał się lekko i po kolei popatrzył na obydwie siostry.
– Od razu wiedziałem, że są panie nie tylko ładne, ale również rozsądne.
– James ubiega się o Fionę Chapman – dodała Bea z grymasem, który nie pozostawiał
wątpliwości co do jej opinii na temat tego dżentelmena.
Hugh uprzejmie podał jej ramię. Przyjęła je z nieśmiałym uśmiechem. Zamierzał podać
drugie jej siostrze, ta jednak wysunęła się naprzód i szła obok statecznych ciotek, które
przepychały się przez tłum.
Mary Brendan Zrządzenie losu Tłumaczenie: Alina Patkowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY – Na Boga, człowieku, odłóż to wreszcie! Nie rozumiesz, jakie to prostackie? Dżentelmen, do którego skierowana była ta wygłoszona znużonym tonem uwaga, w odpowiedzi tylko ściągnął brwi. Oparł podbródek na splecionych dłoniach i pochylił się nad stołem, bez reszty zaabsorbowany tym, co czytał. Wicehrabia Blackthorne zerknął w swoje odbicie w szybie i zręcznymi palcami poprawił żabot, ale gdy w tej samej szybie dostrzegł, że jego przyjaciel wciąż marszczy czoło nad gazetą, odwrócił się niecierpliwie, wyciągnął mu ją spod łokci, zwinął i rzucił na krzesło. Hugh Kendrick podniósł głowę, sapiąc z oburzenia. – No cóż, Alex, należy coś przedsięwziąć – stwierdził ponuro. – Jeśli wkrótce nie spłacę Whittikera, ten odrażający liczykrupa pójdzie do sądu, a w ślad za nim inni wierzyciele. Ruszy lawina i moje biurko załamie się pod ciężarem sądowych nakazów zapłaty. Gdybym trafił do więzienia i splamił rodowe nazwisko, moja matka dostałaby ataku szału, a Toby… – Na wzmiankę o starszym bracie skrzywił się ponuro. – Toby bez wątpienia zechciałby się spotkać ze mną o świcie na błoniach w Clapham. – Nie bądź taki melodramatyczny. – Ton Aleksa Blackthorne’a wyrażał rozbawienie i zupełny brak współczucia. Wicehrabia znów wpatrzył się w swoje odbicie, długimi palcami strzepując niewidoczne pyłki kurzu z ramion obleczonych grafitowym płaszczem z najlepszej wełny. – Nie jesteś pierwszym mężczyzną, którego kobieta doprowadziła do ruiny. – Ty byś na to nigdy nie pozwolił – rzekł Hugh z niechętnym podziwem. – Nie, raczej nie. – Alex uśmiechnął się krzywo do swojego odbicia, ale wolał nie drążyć tematu, by nie rozdrapywać ran przyjaciela. Niejeden już raz mówił mu, co sądzi o idiotach, którzy pozwalają, by kurtyzany wyczyściły ich do ostatniej koszuli. Hugh zerwał się na nogi i znów sięgnął po gazetę. – Moim zdaniem to dobry pomysł. Znalazłem coś, co wydaje się odpowiednie. Zaraz, przeczytam ci. Alex wzniósł ciemnobrązowe oczy do nieba i wymamrotał coś pod nosem. Ignorując przekleństwa przyjaciela, Hugh zaczął czytać: – Samotna Dama, desperacko pragnąca uwolnić się od okrutnego strażnika, szuka wielkodusznego dżentelmena, który zechciałby zapewnić jej ochronę przed… Przerwał mu wybuch śmiechu Aleksa. – Odnoszę wrażenie, że tej Samotnej Damie bardziej zależy na grubym portfelu niż na wielkodusznym dżentelmenie. W pewien sposób pasujecie do siebie. Ona szuka tego samego co ty. – Ach! – wykrzyknął Hugh z triumfem. – I tu się właśnie mylisz! Gdybyś pozwolił mi skończyć… – Z emfazą potrząsnął gazetą i wrócił do czytania. – …szuka wielkodusznego dżentelmena, który zechciałby zapewnić jej ochronę – nastąpiła dramatyczna pauza – przed łowcami posagów. Dochód w wysokości dwóch tysięcy funtów rocznie przypadnie chętnemu, który zdoła ją przekonać, że ma szczere intencje, pragnienie i umiejętności, by stać się troskliwym mężem i ojcem. – Hugh podniósł wzrok z wyczekującym uśmiechem. – Wydaje się, że to miła kobieta i… – I wydaje się, że jest w ciąży. Podniecenie Hugh wygasło. – Tak sądzisz? Dlatego że chce, by kandydat miał zadatki na dobrego ojca?
Alex wzruszył ramionami. – Nie byłby to pierwszy przypadek w historii, gdy zdesperowani rodzice próbują ratować utraconą cześć córki, zmuszając ją do założenia obrączki na palec. – Zaśmiał się na widok zdumienia na twarzy przyjaciela. – Dajże spokój, Hugh, ty sam powinieneś to wiedzieć najlepiej. – Policzki tamtego poczerwieniały, ale Alex nie miał wyrzutów sumienia. Hugh był dobrym przyjacielem, ale nadszedł czas, by nieco stwardniał. Alex wiedział, że nie będzie mógł przez całe życie chronić go przed konsekwencjami miękkiego serca i naiwności. Przed rokiem na barki Hugh spadła odpowiedzialność, a także koszty ocalenia reputacji siostry, która pozwoliła, by czarujący, lecz nikczemnego charakteru uwodziciel zrujnował jej dobre imię. Toby, jej brat i opiekun prawny, nie chciał dołożyć ani grosza, by chronić owdowiałą matkę przed wstydem, który spadłby na całą rodzinę, gdyby skandal przedostał się do wiadomości publicznej. – Mniejsza o to. Pieniądze tej Samotnej Damy bardzo się przydadzą. – Alex kpiąco poklepał przyjaciela po ramieniu, ale jego samego również zaczęło to wszystko intrygować. Wyjął gazetę z rąk Hugh i przeczytał wymagania dotyczące kandydata. – Na litość boską, dlaczego musi szukać męża przez ogłoszenie, skoro ma całkiem ładny spadek? – Popatrzył na przyjaciela z błyskiem humoru w ciemnych oczach. – Jeśli nie jest kobietą upadłą, to może ma już za sobą najlepsze lata, jest gruba i siwa? – Nie dbam o to zanadto – odrzekł Hugh ponuro. – Może być gruba i siwa, interesuje mnie tylko kolor jej pieniędzy. – Podobnie jak setkę innych dżentelmenów z pustymi kieszeniami. – Alex oddał mu gazetę i dodał poważniej: – Mówiłem przecież, że mogę ci pożyczyć te pieniądze. Nie jesteś jeszcze w tak rozpaczliwej sytuacji, byś musiał wychowywać bękarta innego mężczyzny lub przykuwać się łańcuchem do jakiejś starej wrony tylko dlatego, że ma parę funtów w banku. – A ja powiedziałem, że tym razem już nie przyjmę od ciebie pieniędzy. – Hugh odwrócił głowę, by ukryć rumieniec. Alex raz już spłacił jego długi, gdy ten padł ofiarą głupoty swojej siostry. Sarah znalazła sobie męża, osiadła w Cheshire i Hugh uważał, że jego pieniądze, a właściwie pieniądze Aleksa, zostały bardzo dobrze spożytkowane. Przysiągł jednak, że nigdy więcej nie będzie korzystał z majątku i wielkoduszności przyjaciela, i nie zamierzał złamać tej obietnicy. Poza tym miał dwadzieścia dziewięć lat i od jakiegoś już czasu zastanawiał się nad ożenkiem. Miał nadzieję, że żona i dzieci mogłyby wypełnić pustkę w jego życiu. – Może jest szczera i miła? – zastanawiał się z optymizmem, znów spoglądając na ogłoszenie. Nie traktował żony tylko jako ładnego dodatku do mężczyzny; zaczynał już cenić zalety dobrego małżeństwa i towarzystwa na całe życie. – Może. A ja może jestem księciem regentem – mruknął wicehrabia Blackthorne. Twarz Elise Dewey upodobniła się kolorem do papieru, na którym dziewczyna pisała list do swojej przyjaciółki Verity. Przywykła już do idiotycznych pomysłów swojej starszej siostry, która wciąż wymyślała niestworzone intrygi, by się wzbogacić albo wyjść za mąż, ale do tej pory Beatrice żadnego z tych pomysłów nie próbowała wprowadzić w życie. Zajęta pisaniem Elise słuchała gadaniny siostry jednym uchem, ale gdy Bea pomachała jej przed nosem gazetą, dotarło do niej, że tym razem nie są to próżne przechwałki. – Mam nadzieję, że żartujesz – szepnęła, patrząc na gazetę z przerażeniem. – Wcale nie żartuję. – Bea rzuciła gazetę na stół. – To jedyny sposób, żeby się stąd wydostać. To nie moja wina, że rodzice wpakowali nas w tę rozpaczliwą sytuację. Niedługo skończę dwadzieścia trzy lata i chcę wyjść za mąż, zanim się całkiem zestarzeję. Bez posagu i bez żadnych perspektyw na życie towarzyskie na tej okropnej prowincji to jest jedyny sposób. Jak mamy poznać dżentelmenów, skoro nie stać nas na to, by gdziekolwiek bywać?
Elise zerwała się z miejsca i podeszła do siostry. – A jak wyjaśnisz tym dżentelmenom fakt, że nie możesz im zaoferować nawet dwustu funtów, a cóż dopiero dwóch tysięcy? Ty chyba zupełnie oszalałaś! Czy nie przyszło ci do głowy, że takie ogłoszenie może przyciągnąć do domu złoczyńców albo zboczeńców? – Nie jestem na tyle głupia, by podawać dokładne wskazówki. Każdemu, kto odpowie na numer skrytki pocztowej, napiszę, że musimy się gdzieś spotkać. – Bea unikała rozzłoszczonego spojrzenia siostry, z wymuszoną swobodą obracając na palcu pierścionek z perełką. Elise widziała jednak, że jej siostra nie jest tak spokojna, jak chciałaby się wydawać. – A jak sądzisz, Samotna Damo, co zrobią ci zaprawieni w bojach łowcy fortun, gdy się przekonają, że kłamiesz i nie masz im nic do zaoferowania? Bea zerwała się z krzesła i w lustrze nad kominkiem napotkała wzrok siostry. – Nie powiedziałabym, że nie mam nic do zaoferowania. Gdy mnie zobaczą, to może zapomną o pieniądzach. – Uśmiechnęła się, dumnie unosząc głowę. Elise musiała przyznać, że ta próżność nie jest bezpodstawna. Według standardów towarzystwa jej siostra najlepsze lata miała już za sobą, ale wciąż była urocza. Długie, czarne jak inkaust rzęsy ocieniały oczy niebieskie jak bławatki, jasnozłote loki nad twarzą w kształcie serca zawsze były nienagannie uczesane. Włosy Elise miały ciemniejszy odcień i opierały się wszelkim wysiłkom pokojówek, by je ułożyć. Oczywiście teraz już nie miały pokojówek, zostali tylko państwo Francis, starzy dzierżawcy, którzy pod opieką rodziny Dewey doczekali wieku emerytalnego i teraz jak mogli, starali się wypełniać obowiązki całej służby. – Gdyby mama zabrała mnie ze sobą do Londynu, to byłabym już mężatką – westchnęła Beatrice. – Ktoś na pewno by mi się oświadczył. Wszystko jedno kto, mógłby być nawet stary i brzydki, byle tylko miał odpowiednią pozycję i pozwolił mi użyć nieco życia, zanim umrę. – Ale nie zabrała cię ze sobą – odrzekła Elise krótko. – Mama nas nie chciała. Wolała swojego kochanka, a teraz już nie żyje. Papa ma swoje wady, ale on nas przynajmniej nie opuścił – dodała drżącym głosem. – Czasem żałuję, że tego nie zrobił – westchnęła Beatrice, odwracając się od lustra. – Nie chciałam, żeby ciągnął nas na to odludzie i żebyśmy tu spleśniały jako stare panny. Wolałabym się zdać na łaskę i niełaskę jakiegoś bogatego dżentelmena. – Chyba nie mówisz poważnie! – obruszyła się Elise, zirytowana sugestią siostry, że wolałaby być metresą niż cierpieć nudę. Beatrice zarumieniła się, ale buntowniczo zacisnęła usta. – Módl się lepiej, żeby papa się nie dowiedział, co robisz i co mówisz – ostrzegła ją siostra. – Jeśli się dowie, że w ogłoszeniu nazwałaś go okrutnym strażnikiem i że wystawiasz się na sprzedaż, to zamknie cię w klasztorze. – To była ulubiona groźba pana Deweya, używana w chwilach, gdy zachowanie córek doprowadzało go do desperacji. – Nawet klasztor byłby lepszy niż życie tutaj! – wykrzyknęła Bea teatralnie. – Nie mów głupstw. – Elise sięgnęła po gazetę i wrzuciła ją do kominka, w którym żarzył się ogień. Papier natychmiast skurczył się i poczerniał. Bea rzuciła się w tę stronę z głośnym westchnieniem, ale zdążyła tylko oparzyć palec, zanim Elise odciągnęła ją od kominka. – Nie bądź głupia! Przynajmniej będzie z tego jakaś korzyść. Ta gazeta, płonąc, da nam odrobinę ciepła. – Zwrócę ci cały dług co do pensa. – Naturalnie, że zwrócisz. – James Whittiker krążył dokoła karcianego stolika, spod wpółprzymkniętych powiek wpatrując się w leżące na środku pieniądze. – Bo jak nie, to osobiście wyciągnę ci te pieniądze z gardła, Kendrick. Ta groźba nie brzmiała przekonująco. James Whittiker, choć zaledwie
dwudziestopięcioletni, miał nadwagę i był w kiepskiej kondycji. Tymczasem Hugh Kendrick był pięknie zbudowany i regularnie ćwiczył w klubie. Whittiker nie miałby z nim szans w żadnym pojedynku, chyba że wysłałby kogoś w swoim zastępstwie. Wszyscy o tym wiedzieli, dlatego przy stoliku rozległy się wybuchy śmiechu. Policzki Whittikera poczerwieniały. – Chcę tylko wiedzieć, kiedy mi je oddasz. – James wskazał palcem na pulę. – Czy jest jakaś szansa, że wygrasz choć część z tego? Bo jeśli tak, to zaczekam i od razu uwolnię cię od tego ciężaru. Jego sarkazm wzbudził kolejną falę rozbawienia. Ci, którzy obserwowali grę, wiedzieli, że Hugh przegrywa. – Wydajesz się zdesperowany, James. – Alex Blackthorne rzucił kartę na zielone sukno i wyciągnął przed siebie nogi w długich butach. – Widzę, że sprzedaż Grantham Place nie idzie ci najlepiej. – Leniwie podniósł brązowe oczy na okrągłą różową twarz. – Moja oferta wciąż jest aktualna. – Możesz ją wycofać. Taka nędzna suma na nic mi się nie przyda – parsknął James. – To najlepsza oferta ze wszystkich sześciu, które dostałeś – odrzekł Alex spokojnie. – To ci powinno coś powiedzieć na temat twoich oczekiwań. – To mi mówi, że jesteś oszustem i naciągaczem, tak jak wcześniej twój ojciec. – Whittiker rozejrzał się i natychmiast pożałował, że z frustracji zapomniał o ostrożności. Wszystkie oczy utkwione były w jego twarzy, w niektórych błyszczało złośliwe rozbawienie. Klientela klubu White’a niejeden już raz była świadkiem sprzeczek między dżentelmenami. Czasami, gdy wymiana obelg eskalowała i atmosfera stawała się zbyt gorąca, kłótnie kończyły się spotkaniem o świcie na pobliskich błoniach. Kilku dżentelmenów przestało się pojawiać w tym klubie, a także w innych, bo musieli uciekać za granicę, by uniknąć aresztowania. Ci, dla których walki o honor zakończyły się mniej szczęśliwie, porastali już trawą. James wiedział, że jeśli Alex Blackthorne wstanie teraz zza stolika i każe mu podać nazwiska sekundantów, będzie musiał pokornie przeprosić. Wicehrabia doskonale strzelał i władał białą bronią jak fechtmistrz. James nie zamierzał podejmować takiego ryzyka z powodu jednej chwili słabości. Wbił wściekłe spojrzenie w Kendricka. Wicehrabia wtrącił uwagę na temat Grantham tylko po to, by wesprzeć w sporze ubogiego przyjaciela. Alex czuł, że atmosfera dokoła nich gęstnieje i pojawia się niezdrowe podniecenie. Dżentelmeni reagowali na każdą wzmiankę o pojedynku jak stado hien na zapach padliny. Kilku już podniosło się zza stołów i niespostrzeżenie stanęło za jego krzesłem. Stareńki lord Brentley, który wcześniej drzemał za gazetą, teraz zerwał się żwawo z zapadniętej sofy i również zmierzał w jego stronę. Odłożył karty na stół, podniósł się leniwie i oparł dużą dłoń na pulchnym ramieniu Whittikera. – Myślę, że nie chciałeś tego powiedzieć. James? Whittiker oblizał spierzchnięte usta. Gdyby skorzystał z furtki, którą oferował mu wicehrabia, okazałby się jeszcze większym tchórzem, gotowym zniesławić rodowe nazwisko tylko po to, by ocalić własną skórę. Alex pochylił ciemną głowę, czekając na odpowiedź. Przeciągające się milczenie przerwał naraz brzęk tłuczonego szkła. Kelner, który wniósł do sali tacę zastawioną karafkami, tak mocno wykręcał głowę, by dostrzec, dlaczego wszyscy dżentelmeni zgromadzili się wokół kominka, że wpadł na stół. – Przepraszam, Blackthorne. Powiedziałem, zanim pomyślałem – wymamrotał Whittiker, korzystając z zamieszania. Alex zdawał sobie sprawę, że te przeprosiny nie są szczere. Whittiker nawet nie patrzył
mu w oczy. Mimo to poklepał go po ramieniu i odwrócił się. James przepchnął się w stronę wyjścia, czując na plecach pogardliwe spojrzenia zgromadzonych.
ROZDZIAŁ DRUGI – Nie będę błagać Chapmanów o zaproszenie, więc proszę, nie nalegaj. – Ale dlaczego? – zapytała Bea z desperacją. – Verity ciągle zaprasza cię do Londynu, ale ty rzadko tam jeździsz. Za to Verity przyjeżdża tutaj i papa musi ją utrzymywać, choć nie może sobie na to pozwolić. Wystarczyłoby jedno twoje słowo, a za parę dni mogłybyśmy zamawiać miejsca w dyliżansie pocztowym. Prywatnie Elise zgadzała się z wywodami siostry. Verity, jej bliska przyjaciółka ze szkoły, natychmiast wystosowałaby zaproszenie, gdyby Elise dała jej do zrozumienia, że tego właśnie oczekuje. Verity nie odwróciła się od niej po skandalu wywołanym przez matkę. Również jej rodzice, państwo Chapmanowie, nie zerwali z nimi stosunków. – Nie chcę tego zrobić i powinnaś to zrozumieć – westchnęła. – Podczas ostatniej wizyty przyniosłaś nam obu wstyd, upierając się, by zostać dłużej, niż planowałyśmy, choć dobrze wiesz, że państwo Chapmanowie nie są bogaci. Musiałam cię zaciągnąć do domu niemal siłą. – Pan Vaughan zaczął mnie adorować. Byłabym głupia, wyjeżdżając w takiej chwili! – oburzyła się Beatrice, wystarczyło jej jednak przyzwoitości, żeby się zarumienić. – Pan Vaughan doskonale wiedział, że mieszkasz w Hertfordshire. Przypominam sobie, że wspominałaś o tym kilkakrotnie – odrzekła Elise sucho. – Gdyby jego zamiary były tak poważne, jak sobie wyobrażałaś, z pewnością by cię tu odnalazł. – Podobałam mu się! – Upór w tonie Bei nie był w stanie zamaskować urazy. – Wiem o tym – zgodziła się Elise łagodnie. – Niestety, narzeczona trzymała go krótko. Teraz są już po ślubie. – Powiedział mi, że oświadczyłby mi się w mgnieniu oka, gdyby papa miał choć trochę pieniędzy. Zaręczył się z nią tylko dlatego, że jej ojciec machał mu gotówką przed nosem. – I na tym właśnie polega różnica – stwierdziła Elise z westchnieniem. – Dlatego bardzo się dziwię, że sądzisz, że cokolwiek może wyniknąć z twojego idiotycznego pomysłu. Pan Vaughan bardzo cię lubił, ale nie mógł ożenić się z kobietą bez koneksji i posagu. – Zmarszczyła brwi widząc, że Bea wpatruje się rozmarzonym wzrokiem w przestrzeń. – Czy napiszesz do Verity i zapytasz, czy mogłybyśmy się zatrzymać u niej na tydzień? – zapytała Beatrice, jakby nie dotarło do niej ani jedno słowo z tego, co jej siostra dotychczas mówiła. – Powiedz mi szczerze – zażądała Elise – czy otrzymałaś jakąś odpowiedź na swoje ogłoszenie? Czy po to chcesz pojechać do miasta, by móc się spotkać z łowcami fortun na neutralnym terenie? Beatrice zaprzeczyła, ale wahała się odrobinę zbyt długo. – Wiedziałam – westchnęła Elise. – Chcesz się spotkać z jakimś dżentelmenem i błagać go, żeby się z tobą ożenił. – Nie będę musiała błagać – odrzekła Bea lekko. – Otrzymałam jakiś tuzin odpowiedzi, ale tylko dwie wydały mi się godne uwagi. Niektórzy przysięgali, że pieniądze nie mają dla nich znaczenia i po prostu padli urokiem mojej osoby po przeczytaniu tak ujmującego ogłoszenia… Co za bzdury! Potrafię wyczuć kłamcę na milę. Elise zaśmiała się bez humoru. – Nie sądzisz, że ci dwaj dżentelmeni, z którymi wiążesz nadzieje, niczym się nie różnią od pozostałych? Z pewnością nie są tak naiwni ani tak bogaci, jak ci się wydaje. – Nie jestem naiwna – zapewniła ją Beatrice. – Chcę dżentelmena, który potrafi przyznać
wprost, że moje pieniądze stanowią dla niego pokusę. Oczywiście musi mieć również wystarczający własny dochód i muszę mu się spodobać na tyle, żeby mimo wszystko oświadczył mi się, gdy już się dowie, że nic nie mam. A potem obydwoje będziemy musieli jakoś sobie radzić. Ale potrafię się obejść bez luksusów. Przywykłam do tego – zakończyła kwaśno. – Mimo wszystko sądzę, że oczekujesz zbyt wiele – odrzekła siostra. – Ci dwaj wybrańcy być może uznali, że jesteś kobietą lekkich obyczajów, która szuka nowych klientów. Wpadniesz w poważne kłopoty, bo żaden z nich ani się w tobie nie zakocha, ani nie będzie dążył do małżeństwa. Beatrice zwiesiła głowę i kaskada jasnych loków opadła jej na twarz. – Nie muszą się we mnie zakochiwać. Chcę mieć tylko dobrego męża i własną rodzinę. Czy żądam zbyt wiele? Elise poczuła ściskanie w gardle i do jej oczu napłynęły łzy. Naturalnie, to nie były wygórowane marzenia – ona również pragnęła tego samego – ale bolesne wspomnienia nieszczęśliwego małżeństwa rodziców zniszczyły dla niej ideał romantycznej miłości. Wiedziała, że pożądanie ma drugą, egoistyczną stronę. – Dlaczego zachowujesz się tak głupio? – zapytała z frustracją. – Jeśli nie przestaniesz, to ściągniesz katastrofę na nas wszystkich. – Podeszła do siostry, błagalnie składając ręce. – Porozmawiam z papą i poproszę go, żeby załatwił nam gościnę u ciotki Dolly w Hammersmith. Ciotka zna dobre rodziny. Może zorganizuje kilka spotkań towarzyskich. Poznasz kogoś w zwykły sposób i nie będziesz się musiała uciekać do takich… – Już pytałam papę – przerwała jej Bea ponuro. – Twierdzi, że nie może sobie pozwolić na takie fanaberie jak odwiedziny u cioci Dolly. Mówi, że jego siostra jest skąpa i liczy każdy grosz i że będzie nas karmiła baraniną i kapustą. – Podniosła na Elise pochmurne spojrzenie. – I ma rację. Ostatnim razem, kiedy tam byłyśmy, dawała nam do jedzenia jakieś resztki. Papa powiedział, że powinnaś zapytać swoją przyjaciółkę Verity, czy możemy do niej przyjechać. Mówi, że to byłoby znacznie przyjemniejsze i tańsze. Elise zmarszczyła brwi, widząc, że nie uda jej się odwieść siostry od poszukiwania męża. Beatrice potrzebowała się oderwać od nudnego życia na wsi, które czasem bardzo ją przygnębiało. Od prawie siedmiu lat dzieliły sypialnię w domku, który wynajmował ich ojciec i Elise często budziła się w nocy, słysząc, jak jej siostra szlocha w poduszkę. A teraz melancholia zaczęła ją ogarniać również w ciągu dnia i Elise obawiała się, by nie odbiło się to na jej zdrowiu. W chwilach, gdy odrywał się od papierów i ksiąg rachunkowych, by sprawdzić, co się dzieje w domu, Walter Dewey już kilkakrotnie pytał Elise, co dolega jego starszej córce. Zwykle okazja po temu pojawiała się przy kolacji. Słysząc wyjaśnienia, wpadał w zniecierpliwienie i postukując sztućcami dla większego efektu, zaczynał tłumaczyć córkom, że wielu ludzi znajduje się w jeszcze gorszej sytuacji, on zaś czuje się dumny, że jako mężczyzna opuszczony przez żonę jest w stanie utrzymać swoje córki na jako takim poziomie. Tym bardziej że z trudem wiąże koniec z końcem. Elise popatrzyła na nieszczęśliwą twarz siostry. Może w domu Verity Beatrice udałoby się poznać jakiegoś przyzwoitego kawalera, któremu wpadłaby w oko i który zechciałby się jej oświadczyć. Wówczas ojciec miałby starszą córkę z głowy, a jego obciążenia finansowe również by się zmniejszyły. – Napiszę do Verity, ale pod jednym warunkiem – oświadczyła. – Obiecaj mi, że nie będziesz się kontaktować z żadnym z tych nieudaczników, którzy odpowiedzieli na twoje ogłoszenie. Bea wstrzymała oddech i szybko skinęła głową. – Nie będę nalegać na zaproszenie, jeśli nie otrzymam jednoznacznej odpowiedzi –
ciągnęła Elise. – Dobrze wiesz, że wiedzie im się niewiele lepiej niż nam. A teraz, gdy Fiona ma adoratora, pana Chapmana mogą wkrótce czekać wydatki na ślub. Verity pisała niedawno, że jej starsza siostra znalazła wielbiciela. Fiona była dość ładną młodą kobietą i nie sprawiała wrażenia romantyczki. Nawet gdy debiutowała w towarzystwie, wolała siedzieć w domu i szkicować pejzaże niż szukać męża. Z zabawnego listu przyjaciółki Elise wywnioskowała, że ów wielbiciel nie jest szczególnie atrakcyjny ani z wyglądu, ani z charakteru i zdaniem Verity jej siostra powinna pozostać przy swoich akwarelkach. Zdała sobie sprawę, że Beatrice wciąż czeka na jej odpowiedź. – Postaram się spełnić twoje życzenie… Nie udało jej się skończyć zdania, bo siostra rzuciła się w jej stronę i zdusiła ją w uścisku. – O, jest już pan Chapman! – zawołała Elise z ulgą i pociągnęła za rękę Beę, która szarpała się z dużą walizką. Przyjechały do Londynu dyliżansem pocztowym i już od dłuższej chwili wypatrywały ojca Verity, który miał je zabrać do swojego domu w Marylebone. – Niezmiernie przepraszam za spóźnienie – sumitował się Anthony Chapman, schodząc z ławki powozu. – Wóz sprzedawcy owoców przewrócił się i zablokował ulicę. Trudno się było przepchnąć między powozami. Dwóch woźniców omal się nie pobiło. Mam nadzieję, że droga jest już oczyszczona i uda nam się dotrzeć do domu bez opóźnień. – Absolutnie nic się nie stało. Czekałyśmy zaledwie kilka minut – odrzekła Elise uspokajająco. – To bardzo miło z pana strony, że zechciał pan po nas wyjechać. Mogłyśmy przecież wziąć dorożkę i zaoszczędzić panu podróży. Pan Chapman uniósł mocną dłoń. – Nie, nie. Nie chcę nawet o tym słyszeć, moja droga. Niezmiernie mi miło was widzieć. Obydwie doskonale wyglądacie. – Odetchnął głęboko i zwrócił w ich stronę rozpromienioną twarz. – Mam nadzieję, że wasz papa jest w dobrym zdrowiu. – Jak najbardziej, sir. Przesyła serdeczne pozdrowienia panu i pani Chapman. Anthony dotknął dłoni Elise. – Verity bardzo się ucieszy na wasz widok. Fiona też, choć głowę ma zaprzątniętą panem Whittikerem – znów westchnął. – Oczywiście, jej mama jest zadowolona, że znalazła adoratora. Na widok jego zmarszczonych brwi Elise odniosła wrażenie, że panu Chapmanowi myśl o wejściu pana Whittikera do rodziny podoba się jeszcze mniej niż jego córce.
ROZDZIAŁ TRZECI – Jak na dziewczęta ze wsi, macie całkiem dobre maniery. – Och, doprawdy? Dziękuję panu. – Elise odpowiedziała na ten wątpliwy komplement chłodnym uśmiechem. Odsunęła się od Whittikera, który stał zbyt blisko niej, i dodała z dygnięciem: – Byłyśmy wychowywane w domu. Z jego twarzy nie zniknął drwiący uśmieszek. Elise uświadomiła sobie, że nie wychwycił cienkiej ironii w jej odpowiedzi. – Wychowałyśmy się w Londynie, sir – wyjaśniła pogodnie Beatrice, która najwyraźniej nie poczuła się urażona tą uwagą. – Ale niestety przed kilku laty przeprowadziłyśmy się do Hertfordshire. – Poruszyła się niespokojnie pod ostrzegawczym wzrokiem Elise. – Może jeszcze herbaty, sir? – Verity podbiegła do Whittikera z imbrykiem w ręku i z zamiarem odciągnięcia go od siostry, za którą chodził po salonie krok w krok. – Próbowałam napisać ci w liście, co o nim myślę – wymamrotała, dolewając herbaty przyjaciółce. – Obawiam się, że żadne subtelne aluzje nie są w stanie właściwie opisać pana Whittikera – odrzekła Elise cicho. Whittiker rozmawiał teraz z Fioną. Elise zawsze uważała, że starsza siostra Verity jest nieco zbyt miła dla wszystkich, ale z pewnością nie głupia. Teraz jednak zaczęła podejrzewać, że może jest wystarczająco głupia, by zachęcać tego osła do zalotów. – Ja też nie rozumiem, co w nim może podobać się Fionie. – Verity odpowiednio zrozumiała troskę przyjaciółki. – Ale wiem, co przyciągnęło jego – dodała, zerkając na Jamesa ponuro i zasłaniając usta filiżanką, choć siedziały dość daleko od pozostałych gości. – Nasza babcia niedawno zmarła i zostawiła Fionie całkiem ładny spadek. Ja odziedziczyłam taką samą sumę, ale dostanę te pieniądze dopiero, kiedy skończę dwadzieścia jeden lat. Właściwie bardzo się z tego cieszę, bo w innym wypadku pan Whittiker mógłby skierować uwagę na mnie. Verity była o sześć miesięcy młodsza od Elise i musiała poczekać jeszcze półtora roku, by móc dysponować tymi pieniędzmi. – Sądzisz, że pan Whittiker dowiedział się o tym spadku i że jest łowcą posagów? – Jestem tego prawie pewna. Trzy tysiące funtów to nie jest ogromna suma, ale słyszałam, jak papa mówił mamie, że to wystarczy, by zwabić takiego człowieka jak James Whittiker. Papa bardzo podejrzliwie odnosi się do jego motywów, ale mama chyba czuje tylko ulgę, że któraś z nas wkrótce założy obrączkę – westchnęła. – Upominała już Fionę, żeby postarała się o jakąś dobrą partię. Whittiker ma spore koneksje i przez cały czas chwali się swoim wujem baronetem. Elise zerknęła na parę pogrążoną w przyjaznej rozmowie. – Może naprawdę przypadli sobie do gustu? – Ha! – parsknęła Verity. – On przez cały czas rozbiera mnie wzrokiem i dlatego nie wierzę, że jest tak oczarowany moją siostrą, jak chciałby nas przekonać. Elise zauważyła już, że Whittiker ma irytujący zwyczaj stawania zbyt blisko kobiety i wpatrywania się w jej piersi. Ledwie przybyły do domu państwa Chapmanów, Verity uprzedziła ją szeptem, że będą musiały znosić obecność pana Whittikera. Wyjaśniła, że odwiedził Fionę poprzedniego dnia i gdy się dowiedział, że oczekują wizyty dwóch młodych dam, wymusił na pani Chapman zaproszenie na herbatę. – Pan Whittiker zaproponował, że będzie nam towarzyszył w piątek w Vauxhall. Zapowiada się doskonała zabawa, prawda? – zawołała do nich Maude Chapman. Matka Verity zawsze z radością gościła przyjaciółki córek. Jej mąż nie był skąpy, ale musiał ostrożnie obchodzić się z pieniędzmi. Maude zauważyła jednak, że gdy gościli u siebie siostry Dewey,
Anthony był bardziej szczodry niż zwykle. Nie miała nic przeciwko temu, że jej korpulentny małżonek próbuje w ten sposób wywrzeć wrażenie na ładnych dziewczętach, bo wszyscy odnosili z tego korzyść. – Ale Elise i ja mamy inne plany na piątek – powiedziała szybko Verity. Elise również nie miała ochoty spędzać całego wieczoru w towarzystwie Jamesa Whittikera, ale wyprawa do popularnych ogrodów mogła zaowocować poznaniem odpowiednich dżentelmenów. Pomyślała o Beatrice i energicznie pokiwała głową. – Bardzo miło byłoby się tam wybrać. Słyszałam, że Vauxhall to urocze miejsce – zawołała, dyskretnie mrugając do przyjaciółki. Miało to oznaczać, że w odpowiedniej chwili wszystko jej wyjaśni. – Proszę, Alex, rozejrzyj się w moim imieniu, a ja tymczasem zaopiekuję się Celią. Nie zajmie ci to więcej niż kilka minut. – Hugh przeniósł wzrok z ciemnego profilu przyjaciela na drobną brunetkę uczepioną jego ramienia. Wiedział, że wszyscy mężczyźni w okolicy wpatrują się w jej zgrabne ciało i chętnie zajęliby jego miejsce, ale nie miał żadnych złudzeń co do natury zadania, którego się podejmował. Zabawianie takiej ognistej kusicielki nie było prostą sprawą. Był przekonany, że będzie musiał odpędzać jej wielbicieli, dopóki Alex nie wróci. Celia Chase ściągnęła pełne czerwone usta, niezadowolona, że kochanek dzieli czas między nią a Hugh. Rozejrzała się z ciężkim westchnieniem, obracając na smukłym palcu pierścionek z kości słoniowej. Wicehrabia Blackthorne odwrócił od niej wzrok i spojrzał na przyjaciela, który już od jakichś pięciu minut czepiał się jego rękawa i szeptał mu coś do ucha. – Nie ma czasu do stracenia – powtórzył, gdy wreszcie zwrócił na niego uwagę. Alex odciągnął go od grupy, żeby spokojnie porozmawiać. – Mam się spotkać z Samotną Damą o dziewiątej. Już jest prawie dziewiąta. – Hugh sięgnął do kieszonki po zegarek. – Na litość boską, przecież masz oczy – mruknął Alex z irytacją. – Skoro chcesz ciągnąć to wariactwo, to możesz sam się przekonać, czy jest się czego bać. – No tak, mogę – przyznał Hugh natychmiast. – Ale sam dobrze wiesz, że gdy chodzi o kobiety, nie jestem dobrym sędzią charakterów. – Kąciki jego ust skrzywiły się ironicznie. – Ta Samotna Dama może być czarująco piękna i nic niewarta. Jest ryzyko, że zawróci mi w głowie tak jak Sophia i wpadnę w jeszcze większe kłopoty. Pewnie przygotowała sobie jakąś łzawą historyjkę, a wiesz, że ja mam miękkie serce. – Raczej miękki umysł – mruknął Alex, wznosząc oczy do nieba. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że jego przyjaciel słusznie ocenia swoją niekompetencję w sprawach związanych z płcią piękną. Kilku dżentelmenów, którzy już wcześniej mieli do czynienia z Sophią Sweetman, ostrzegało go, że to bezwzględna materialistka, gotowa ogołocić mężczyznę do ostatniego pensa, on jednak nie słuchał ostrzeżeń i zaspokajał wszystkie jej zachcianki. Zerwał z nią dopiero wtedy, gdy był spłukany niemal do ostatniego szylinga. – Ale ty masz duże doświadczenie i na milę wyczujesz oszustkę – dodał Hugh z kwaśnym uśmiechem. Alex obrócił się na pięcie i popatrzył na swoją kochankę, próbując ocenić jej nastrój. Patrzyła w ich stronę, rozmawiając jednocześnie z Sidneyem Roperem. Młody huzar we wspaniałym mundurze odważył się do niej podejść, jeszcze zanim Alex zostawił ją samą. Teraz, widząc, że jest obserwowany, wyraźnie zdenerwowany młody oficer skinął mu głową. Alex leniwie odpowiedział na pozdrowienie i rzucił mu lekki uśmiech, który miał złagodzić obawy chłopca, a potem z szerszym uśmiechem przeniósł wzrok na Celię. Chciał jej pokazać, że nie ma nic przeciwko jej flirtom, bo tak w istocie było, i życzył sobie tylko, by ona pozwoliła mu na to samo. Ich związek trwał zaledwie sześć miesięcy, ale zdaniem Aleksa zaczynał się już wypalać.
Celia kilka razy zirytowała go swoją zaborczością i ciągłym wypytywaniem o to, co robi. – Zaopiekuję się Celią pod twoją nieobecność – obiecał Hugh raz jeszcze, gdy dostrzegł, w którym kierunku powędrowało spojrzenie przyjaciela. Sądził, że Alex jest zauroczony pochmurną pięknością. Była bardzo wybredna, gdy chodziło o dżentelmenów, którym pozwalała się do siebie zbliżyć. Lubiła bogatych i wpływowych kochanków, a Aleksa Blackthorne’a trudno było przewyższyć pod obydwoma względami. Tak przynajmniej sądził Hugh. Do tego jego przyjaciel był wysoki, postawny i przystojny. Na widok jego ciemnej, mrocznej urody kobietom drżały kolana i serca zaczynały bić mocniej. – Rozejrzę się i porozmawiam przez chwilę z twoją damą, jeśli się pokaże, ale to wszystko, co mogę dla ciebie zrobić. – Obrócił się na pięcie i dodał jeszcze: – Jeśli Celia zacznie cię wypytywać, to powiedz, że zauważyłem moją matkę i poszedłem z nią porozmawiać. – Była to całkiem niezła wymówka. Jakieś dwadzieścia minut wcześniej dostrzegł Susannah Blackthorne w towarzystwie lorda Morningtona i chciał zamienić z nią kilka słów na temat panny Winters. Długie i szczęśliwe małżeństwo jego owdowiałej matki wzbudziło w niej przekonanie, że jedyny syn również powinien zawrzeć podobnie szczęśliwy związek. Alex jednak nie zamierzał tańczyć do muzyki nadopiekuńczej matki i pragnął, by wreszcie przestała go swatać ze wszystkimi córkami jej przyjaciółek. – Gdzie masz się z nią spotkać? – zapytał, wbijając pięści w kieszenie. Gdyby Hugh nie był jego starym przyjacielem, w tej chwili gotów byłby udusić go za to, że czuł się zobowiązany włączyć w tę farsę. Hugh podał mu wskazówki i pochwycił go za łokieć. – Wymyśliłem sobie nazwisko, żeby zwrócić jej uwagę. Pomyślałem, że na pewno dostanie wiele odpowiedzi na swoje ogłoszenie i chciałem się jakoś wyróżnić. – Uśmiechnął się z dumą. – Przedstawiłem jej się jako pan Best – szepnął, wskazując kciukiem na środek własnej piersi. – Genialne – mruknął Alex drwiąco i odszedł. – Obiecałaś, że nie będziesz się kontaktować z tymi dżentelmenami! – Zdumiona i rozgniewana Elise z wrażenia zatrzymała się na ścieżce. Kobieta idąca z tyłu zderzyła się z nią i obrzuciła ją rozzłoszczonym spojrzeniem, czekając na przeprosiny. Beatrice pociągnęła siostrę za rękę i ruszyły dalej. W świetle lampionów mrugających między gałęziami drzew czuła na sobie jej kamienne spojrzenie i zaczerwieniła się. Właśnie wyznała, że umówiła się na spotkanie w ogrodach Vauxhall z jednym z mężczyzn, którzy odpowiedzieli na ogłoszenie. – Wiem, że obiecałam, i przykro mi, że cię zwiodłam, ale muszę dobrze wykorzystać wizytę w mieście. Za kilka dni mamy wrócić do domu, a żaden dżentelmen nie zwrócił na mnie jeszcze uwagi, chociaż codziennie wychodziłyśmy gdzieś z Chapmanami. Nie była to do końca prawda. Poprzedniego wieczoru u sąsiadów Chapmanów Beatrice zdobyła sobie kilku adoratorów. Elise również przyciągnęła uwagę młodzieńca o świeżej twarzy, który wciąż krążył dokoła jej krzesła i uprzejmie przynosił jej napoje z bufetu. Ale gdy zaczęły się zbierać do wyjścia, żaden z panów nie zgłosił chęci, by przedłużyć znajomość. Już ponad siedem lat minęło od dnia, gdy ich rodzice rozstali się i ojciec wyjechał z miasta w niesławie, zabierając ze sobą dwie nastoletnie córki. Elise jednak wciąż dostrzegała ostre spojrzenia niektórych ludzi na dźwięk nazwiska Dewey. Ostatniego wieczoru pani Porter i jej przyjaciółka szybko odsunęły się od nich, gdy się dowiedziały, kim są, a potem szeptały coś do siebie, osłaniając usta dłońmi w rękawiczkach i zerkając na siostry ukradkiem. – Gdzie masz się z nim spotkać? – Przy pawilonie nad jeziorem.
– A gdzież to jest? – O ile sobie przypominam, gdzieś tam. – Beatrice zatoczyła ręką szeroki, nieprecyzyjny łuk. – Nawet nie wiesz dokładnie gdzie? – W głosie Elise zabrzmiała desperacja. Przytrzymała gestykulujące ramię siostry, by nie przyciągać do nich uwagi. – Nie pamiętam dokładnie. Nie byłam tu od lat – broniła się Bea. – A wcześniej, zanim papa wywiózł nas na wieś, byłam tu tylko raz. – To nie ma znaczenia. W żadnym razie nie pójdziesz tam i nie spotkasz się z nim. – Elise mocniej ścisnęła palce Beatrice. – Gdyby ktoś zauważył, że kręcisz się tu sama albo jeszcze gorzej, w towarzystwie obcego mężczyzny, to nie tylko pani Porter i jej przyjaciółka rozniosłyby naszą reputację na strzępy. – Ruchem głowy wskazała dwie damy w średnim wieku, które szły o kilka metrów od nich. Pani Porter uniosła do góry dłoń w rękawiczce, dając w ten sposób do zrozumienia, że ma je na oku. W ogrodach zgromadziły się tłumy ludzi, którzy przyszli posłuchać muzyki, i teraz wszyscy zmierzali w stronę sceny, szukając najlepszego miejsca. Orkiestra już stroiła instrumenty. – Przecież nie jestem taka głupia – zaprotestowała Beatrice. – Mamy się spotkać, gdy wszyscy będą zajęci słuchaniem koncertu. – Uśmiechnęła się z zadowoleniem i na jej policzku pojawił się dołeczek. – Nigdzie nie pójdziesz – wycedziła Elise przez zaciśnięte zęby. – To moje ostatnie słowo. – Chcę móc powiedzieć papie po powrocie do domu, że może się wkrótce spodziewać wizyty jakiegoś dżentelmena – obruszyła się Bea. – Wiem, że twoim zdaniem jestem bezwstydna, uciekając się do takich sposobów. Ale kto wie, może okaże się, że pasujemy do siebie i że coś z tego będzie? – Przycisnęła plecy do żywopłotu, przepuszczając ludzi idących ścieżką, i nie ruszyła się o krok, choć Elise rozpaczliwie ciągnęła ją za rękę. – Aranżowanie małżeństwa przez rodziców ze względu na majątek i pochodzenie jest równie niesmaczne. – Nie jest takie w oczach dobrego towarzystwa – syknęła Elise z frustracją. – Przecież możesz jeszcze kogoś poznać, nie uciekając się do takich podstępów. Pan Whittiker mówił, że dzisiaj będzie tu wielu jego przyjaciół. Na twarzy Bei pojawił się wyraz przerażenia, które Elise doskonale rozumiała. Jeśli przyjaciele pana Whittikera byli chociaż odrobinę do niego podobni, to zupełnie obcy człowiek rzeczywiście mógł się okazać lepszy. Bea w końcu ruszyła dalej. – Mam nadzieję, że uda mi się poznać kogoś w zwykły sposób. Ale… – Wiesz chociaż, jak się nazywa ten twój dżentelmen? – przerwała jej siostra. – Podał mi nazwisko Best – zaśmiała się Bea – ale sądzę, że nie jest prawdziwe. – Jestem pewna, że nie – zgodziła się Elise lodowato. – A on równie dobrze wie, że ty nie jesteś Samotną Damą. – To wszystko jest bardzo dramatyczne, prawda? – W oczach Bei znów zabłysły iskierki podniecenia. Elise wbrew sobie rozumiała entuzjazm siostry i jej twarz nieco złagodniała. – Możliwe, ale jeśli pójdziesz na to spotkanie, ściągniesz katastrofę na nas obydwie. – Popatrzyła na siostrę trzeźwo. – Obiecaj, że tego nie zrobisz. – Bea jednak milczała, toteż Elise powtórzyła bardziej stanowczo: – Obiecaj, Bea, bo inaczej nigdy ci tego nie wybaczę. – Obiecuję – westchnęła Bea. – Spróbuję umówić się z panem Bestem jakoś inaczej, w ciągu dnia. Ty też możesz pójść ze mną. – Papa znalazł nam doskonałe miejsce blisko sceny. – Verity, która dotychczas szła
przodem w towarzystwie rodziców, zawróciła w stronę przyjaciółek, by podzielić się dobrą wiadomością. Wzięła je pod ręce i pociągnęła za sobą.
ROZDZIAŁ CZWARTY Elise musiała się przesuwać raz w prawo, raz w lewo, by przepychając się pod prąd, uniknąć kontaktu z ostrymi łokciami. Ze wszystkich stron dobiegały ją podejrzliwe spojrzenia i dobrze wiedziała dlaczego. Kobiety, które przybywały do ogrodów Vauxhall bez towarzystwa, zwykle szukały klientów. Elise drętwiała na myśl, że ktoś mógłby ją wziąć za damę lekkich obyczajów, ale odnalezienie Beatrice, zanim tamta zrobi coś głupiego, było ważniejsze niż wyobrażenia obcych ludzi. W końcu tłum się przerzedził. Odetchnęła z ulgą i szybko ruszyła ocienioną ścieżką. Brakowało jej tchu, ale jeszcze przyspieszyła kroku. Była to jej pierwsza w życiu wizyta w ogrodach Vauxhall i miała nadzieję, że dobrze zapamiętała wskazany kierunek i zdąży znaleźć siostrę, zanim ten okropny pan Best pojawi się na schadzce. Nie mogła przecież biegać z miejsca na miejsce jak spłoszony chart, ryzykując, że przyciągnie do siebie jeszcze większą uwagę. Całą sprawę należało załatwić jak najdyskretniej. Wyrzucała sobie w duchu, że pozwoliła, by Bea wymknęła się spod jej opieki. Zniknęła nie wiadomo kiedy, gdy Elise wymieniała z panią Chapman opinie na temat talentu muzyków. W pierwszej chwili poczuła wściekłość, że siostra nie dotrzymała słowa, ale musiała ukryć panikę przed resztą towarzystwa. Na szczęście pan i pani Chapman chyba nie zauważyli żadnej zmiany w jej twarzy. Fiona, jak zwykle spokojna, czekała na pana Whittikera, który poszedł po napoje. Tylko Verity zauważyła jej gorączkowe spojrzenia rzucane na boki. Zaraz po przyjeździe do Londynu Elise wyznała przyjaciółce, że poprosiła o zaproszenie, bo jej siostra pragnęła wyrwać się z nudnej prowincji i poszukać męża. Przyznała również, że Bea zrobiła głupstwo i zamieściła ogłoszenie w gazecie. Verity okazała się godną zaufania przyjaciółką. Kiedy Elise szeptem wyznała jej swoje obawy związane z nagłym zniknięciem Bei, wydawała się oburzona, ale obiecała, że spróbuje wymyślić jakąś historyjkę, by usprawiedliwić ich nieobecność, gdyby ktoś o to zapytał. Kątem oka Elise dostrzegła jakiegoś mężczyznę, który również oddzielił się od tłumu i ruszył ścieżką równoległą do tej, na której znajdowała się ona sama. Zerknęła na niego ukradkiem spod skraju kapelusza. Był wysoki, ciemny, o władczej postawie. Zdawało się, że jest w podobnym nastroju jak ona. Choć bardzo jej się spieszyło, poczuła ochotę, by zwolnić kroku i przyjrzeć mu się uważniej. Obrócił głowę i prześliznął się po niej wzrokiem, a po chwili spojrzał jeszcze raz, jakby coś mu nagle przyszło do głowy. W tym samym momencie Elise również coś przyszło do głowy. Ten pomysł wydawał się tak niedorzeczny, że mimowolnie zatrzymała wzrok na jego przystojnej, surowej twarzy i zwolniła. Mężczyzna również zwolnił. Teraz znajdował się za nią i mógł ją obserwować, ona zaś musiałaby obrócić głowę do tyłu, by na niego spojrzeć. Ale zanim zniknął z jej pola widzenia, dostrzegła subtelną, niemiłą zmianę w wyrazie jego twarzy. Teraz szła wolniej, statecznym krokiem, choć serce biło jej coraz szybciej. Wpatrywała się w żywopłot rosnący wzdłuż ścieżki, ale nie było w nim żadnej szczeliny, żadnej drogi ucieczki przed tym szyderczym spojrzeniem. Wciąż nie mogła uwierzyć, że tak właśnie wygląda pan Best. Na pierwszy rzut oka z pewnością nie sprawiał wrażenia człowieka, który potrzebuje skromnego posagu starej panny. Zapewne popatrzył na nią taksująco, tak jak wcześniej inni przechodnie, i doszedł do wniosku, że ma przed sobą damę, która szuka klientów. Żołądek ścisnął jej się na supeł, gdy zdała sobie sprawę, że on teraz zapewne przygląda się jej od tyłu,
oceniając, czy warto nawiązać z nią bliższą znajomość. Na tę myśl poczuła tak wielkie oburzenie, że zatrzymała się raptownie i obróciła na pięcie z dumnie uniesioną głową i płomieniem gniewu w oczach. Mężczyzna również się zatrzymał. Elise poczuła lodowaty dreszcz. Nie miała już żadnych wątpliwości, że wzbudziła jego zainteresowanie i że jej wrogie spojrzenie nie wywarło na nim żadnego wrażenia. Miała nadzieję, że zawstydzi się i pójdzie dalej w swoją stronę, on jednak ruszył w jej kierunku, trzymając jedną rękę w kieszeni. Uniósł drugą dłoń i przywołał ją ruchem wskazującego palca. W pierwszej chwili Elise poczuła się zbyt zdumiona, by zareagować. Jak ten arogant śmiał przypuszczać, że ona do niego podejdzie? Ale podeszła, żeby mu powiedzieć, co o nim myśli. Potykając się z pośpiechu, przeszła na ukos przez trawnik i stanęła tuż przed nim. Spojrzała na pociągłą, kanciastą twarz i oddech uwiązł jej w gardle. W jego oczach błyszczało rozbawienie. – Dlaczego idzie pan za mną? – zapytała drżącym głosem. – Ależ skąd! Zapewne idę po prostu w to samo miejsce co pani. – To znaczy dokąd? – zapytała zduszonym głosem. – Do pawilonu nad jeziorem. – Upewniwszy się w ten sposób, że rozmawia z Samotną Damą, Alex uśmiechnął się cynicznie. – Ale zdaje się, moja droga, że nie musimy już iść tak daleko. Możemy porozmawiać tutaj. Jego ton brzmiał protekcjonalnie. Elise zdawała sobie sprawę, że było to zamierzone, ale wstrząs, jaki poczuła, gdy się dowiedziała, że ma przed sobą pana Besta, na chwilę odebrał jej głos. Wszystko w jego postaci, od modnie przyciętych ciemnych włosów aż po czubki drogich butów, świadczyło o starannym wychowaniu i zamożności. Przeciągły, znudzony ton głosu nie mógł zamaskować arystokratycznego akcentu, podobnie jak długie czarne rzęsy nie mogły ukryć przenikliwego spojrzenia. Ale rysy jego twarzy pozostawały nieporuszone. Elise nie potrafiła określić, czy podoba mu się to, co zobaczył. – Nie musimy przeciągać tej szarady dłużej niż to konieczne – rzekł krótko. – Jest tu niedaleko odosobnione miejsce, gdzie będziemy się mogli poznać odrobinę lepiej. Chciałbym się przekonać, czy Samotna Dama przypadnie mi do gustu. Poczuła mocny uścisk na swoim ramieniu. Pociągnął ją w stronę kolejnego żywopłotu i zanim zdążyła zebrać myśli, przeszła pod ogrodowym trejażem i zobaczyła przed sobą ławkę stojącą przy skrzyżowaniu ścieżek. Nad ławką kołysał się pojedynczy lampion, rzucając dziwne cienie na twarz jej towarzysza. Pomyślała, że wolałaby zobaczyć obok siebie samego diabła. – Proszę mnie natychmiast puścić! To jakaś okropna pomyłka. – Odepchnęła go, próbując prześliznąć się obok i uciec tam, skąd przyszła, ale on z łatwością zastąpił jej drogę. – Obawiam się, że nic z tego, moja droga. To ty zaproponowałaś tę schadzkę, a skoro już mnie tu zwabiłaś, to możesz przynajmniej poświęcić mi kilka minut, o ile nie masz do zaproponowania czegoś więcej. W jego głosie dźwięczały zmysłowe tony. Elise rozejrzała się, wypatrując kogoś, kto mógłby przyjść jej na pomoc, gdyby ten brutal rzucił się na nią, ale ze wszystkich stron otaczała ją ściana zieleni. Nie było tu słychać nic oprócz szumu liści i dobiegającej z dala muzyki. Powoli przeciągnęła językiem po wyschniętych wargach. Alex patrzył ze wzrastającym podnieceniem na tę wyrafinowaną uwodzicielkę, która tak przekonująco potrafiła udawać niewinność. Zresztą wyglądała jak wcielenie niewinności. Miała gęste ciemnoblond włosy i ponętną figurę okrytą spokojną, lecz stylową suknią. Z bliska dostrzegał jej niezwykłą świeżość i urodę. Wolałby jednak, żeby przestała udawać i przeszła do rzeczy. Zdradziła się od razu: gdy wspomniał o sekretnej schadzce, w jej oczach błysnęło
poczucie winy. Jeśli była ladacznicą – a żadna dobrze urodzona panna przy zdrowych zmysłach nie znalazłaby się sama po zmroku w odludnej alejce – to musiała być nowa w tym fachu, skoro popełniła taki podstawowy błąd. – Jeśli w tej chwili nie wypuści mnie pan stąd, to zacznę krzyczeć i oskarżę pana o zachowanie niegodne dżentelmena! – Elise miała nadzieję, że pod maską oburzenia uda jej się ukryć narastającą panikę. – Doprawdy? – zapytał znudzonym tonem. – A ja mógłbym panią oskarżyć o zachowanie niegodne damy. Chociaż obydwoje dobrze wiemy, że nie jest pani damą. Cofnęła się, rzucając na boki przelęknione spojrzenia. Alex odrzucił płaszcz do tyłu i oparł pięści na biodrach, rozdarty między niecierpliwością a ciekawością. Może była to początkująca ladacznica, ale udało jej się opanować rolę niewinnej dziewicy do perfekcji, a nie przywykł do takiego zachowania w sytuacjach sam na sam z kobietą po zmroku. – Chce pani powiedzieć, że nie jest pani Samotną Damą? – Czyżby pan sądził, że pasuje do mnie ten idiotyczny przydomek? – odowiedziała pytaniem na pytanie, próbując odzyskać panowanie nad sobą. Nie chciała, by ten człowiek zaczął myśleć, że może ją onieśmielić, choć w głębi duszy bardzo się obawiała, że bez trudu jest w stanie to zrobić. Rozumiała jednak, dlaczego rozmawia z nią tak niegrzecznie i familiarnie. Nie patrzył na nią tak wrogo jak niektórzy mężczyźni, których mijała wcześniej, szukając Bei, ale mimo wszystko uważał za podrzędną zdobycz, przywykłą do niegrzecznego traktowania. Uniosła wyżej głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Do pewnego stopnia odniosła sukces: zawahał się i na jego twarzy odbiły się wątpliwości, jakby zaczął się zastanawiać, czy popełnił błąd i zbliżył się do niewłaściwej kobiety. Tak było. Ale choć Elise obawiała się o własne bezpieczeństwo, cieszyła się, że pan Best trafił na nią, a nie na Beę. Od samego początku miała rację: to ogłoszenie było idiotycznym pomysłem i nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć. Ostrzegała przecież Beatrice, że może przyciągnąć pijawki, które uznają ją za kobietę lekkich obyczajów. Nie spodziewała się jednak, że mężczyzna, który się pojawi, okaże się tak niebezpiecznie atrakcyjny. Gdyby spotkał się z Beatrice, jej siostra zapewne z miejsca znalazłaby się pod urokiem jego urody i charakteru. Elise nie mogła zaprzeczyć, że ona również poczuła iskrę podniecenia już w pierwszej chwili, gdy napotkała jego wzrok. Chociaż nie była jeszcze pewna, czy to dziwne uczucie jest przyjemne, czy nie. – No cóż. Jeśli nie jest pani Samotną Damą, to najmocniej przepraszam. – Alex zauważył lekki niepokój na jej delikatnej twarzy. Przypuszczał, że rzeczywiście jest to kobieta, z którą umówił się Hugh, tyle że z jakiegoś powodu zmieniła zdanie i teraz ma ochotę się wycofać. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, by jakaś kobieta zareagowała na niego przerażeniem. – Proszę mi wybaczyć. W takim razie pójdę dalej w swoją stronę, nad jezioro. – Skłonił się z przesadną uprzejmością. – Czy pozwoli pani, że odprowadzę ją do głównej ścieżki? Elise zamrugała i dopiero teraz zdała sobie sprawę z grożącego jej niebezpieczeństwa. Gdyby ktoś zobaczył, jak wychodzi spomiędzy krzaków w towarzystwie tego mężczyzny, jej reputacja ległaby w gruzach. A jeśli pan Best pójdzie nad jezioro i znajdzie Beatrice? Konsekwencje tego spotkania mogłyby być niewyobrażalne. Jej siostra zapewne na sam widok tego mężczyzny rzuciłaby się mu do stóp. – Nie! Proszę, niech pan nie odchodzi – westchnęła szybko, chwytając go za rękaw. – Przyznaję, to ja jestem Samotną Damą, tylko że… – Poczuła pod rękawem twarde mięśnie i cofnęła palce, gorączkowo szukając jakiejś wymówki, która mogłaby usprawiedliwić jej zachowanie. – Wystraszył mnie pan, sir, zachowując się tak… obcesowo. Istotnie zamierzałam spotkać się z panem nad jeziorem, ale tylko po to, by przeprosić. Widzi pan, znalazłam już narzeczonego w zwykły sposób.
Alex cofnął się o krok i spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Dzielnie próbowała wytrzymać jego spojrzenie, ale każdy jej gest świadczył o narastającym zdenerwowaniu. Podszedł bliżej, zmuszając ją, by się cofnęła. Natrafiła na ławkę i usiadła ciężko, ale zaraz znów się podniosła, przelotnie ocierając się o jego ciało. Alex poczuł przy swoim udzie jej łagodnie zaokrąglone biodro i piersi ocierające się o jego pierś. Naraz ogarnęła ją słabość tak wielka, że nie była w stanie się poruszyć. Powieki stały się ciężkie jak z ołowiu i całe jej ciało pokryło się gęsią skórką. – Uważam, że to trochę nieuczciwe, moja droga – wymruczał Alex. – Skąd możesz wiedzieć, że nie spodobałbym ci się bardziej niż tamten drugi? Myślę, że powinniśmy najpierw lepiej się poznać. – Wiedział, że zachowuje się idiotycznie. Powinien wrócić prosto do Hugh i powiedzieć mu, że jego tajemnicza dama bardzo przyjemnie go zaskoczyła. Najbardziej jednak zadziwiła go własna reakcja: wyruszył na tę misję z desperacji, a teraz czuł pożądanie zabarwione niewyjaśnioną czułością. Ta smukła dziewczyna z dużymi oczami łani fascynowała go. Nic o niej nie wiedział, ale zaczął podejrzewać, że wplątała się w jakąś intrygę, która następnie wymknęła jej się spod kontroli. Chciał się dowiedzieć czegoś więcej o niej samej i o tym, dlaczego kłamie. Gotów był się założyć o każde pieniądze, że nie zaręczyła się z nikim innym. Widział, że jest rozdarta między chęcią ucieczki a pragnieniem, by jej dotknął. Nie uważał się za świętego i miał ochotę wykorzystać jej niepewność, ale wiedział, że nie może posunąć się zbyt daleko. Większość mężczyzn zmusiłaby ją, by zapłaciła za swoją lekkomyślność, on jednak trzymał dłonie mocno przyciśnięte do boków. Nie rozumiejąc, dlaczego to robi, Elise przysunęła się bliżej, przechyliła twarz w jego stronę i czekała. Jej oddech zwolnił, a rzęsy opadły na policzki. Tego było już zbyt wiele. Alex stłumił przekleństwo, pochylił głowę i oparł dłoń na jej karku, wplatając palce w jedwabiste włosy. Drgnęła niepewnie, gdy dotknął językiem jej dolnej wargi, ale zręcznie objął jej twarz tak, że rozchyliła usta. Zakręciło jej się w głowie i musiała się przytrzymać rękawów jego płaszcza. To był tylko drobny gest, ale Alex nie potrzebował większej zachęty, by pogłębić pocałunek. Czuł, że traci nad sobą kontrolę. Wsunął dłonie pod jej płaszcz i objął piersi. Jej język nieśmiało dotknął jego języka, po czym cofnął się raptownie. Może to rzeczywiście nowicjuszka, pomyślał, rozpinając haftki jej gorsetu, ale nawet jeśli tak było, to doskonale wiedziała, co robi. W rekordowo szybkim czasie doprowadziła go do stanu, do jakiego naga kochanka potrafiła go doprowadzić dopiero po dziesięciu minutach intensywnych zabiegów. Usiadł z rozmachem na ławce i pociągnął ją na kolana. Jego dłoń powędrowała po jej udzie, podciągając spódnicę. To wystarczyło, by Elise odzyskała zdrowe zmysły. – Proszę, nie! – szepnęła, choć wciąż wtulała się w niego, nie mogąc się nasycić jego dotykiem. Usta Aleksa znieruchomiały na jej ustach, ale dłoń wciąż wędrowała w górę po jej udzie. – Proszę mnie puścić – powtórzyła, opierając policzek o jego skroń. Podniósł się gwałtownie, postawił ją na ziemi i odsunął się o kilka kroków. Patrzyła za nim, płonąc ze wstydu. Sądziła, że odejdzie i zostawi ją bez słowa, on jednak odwrócił się i zmierzył ją wzrokiem, który znów wywołał rumieniec na jej policzkach. Uznał ją za ladacznicę – jeszcze gorzej, za nieuczciwą ladacznicę, taką, która stara się podniecić mężczyznę, a potem się wycofuje. – Przepraszam – szepnęła. – Wiem, za kogo mnie pan uważa i ma pan do tego pełne prawo, ale nie jestem taka – dodała z desperacją, pociągając nosem. Drżącymi palcami poprawiła ubranie i przypomniała sobie o siostrze. – Muszę iść. – Podeszła do niego z nadzieją, że on
odsunie się na bok i pozwoli jej przejść, a także, że nie zauważy łez w jej oczach. – Proszę mnie nie zatrzymywać. Przysięgam, że nie pozwolę panu znów mnie pocałować – dodała wojowniczo. – Nie mam najmniejszego zamiaru znów pani całować. Nie jestem masochistą. Zarumieniła się, słysząc wrogość w jego głosie, choć nie do końca rozumiała, co ją spowodowało. Szybko opuściła głowę i przemknęła obok niego. – Muszę pani coś wyznać – usłyszała za plecami. Obróciła się na pięcie i spojrzała w jego przymrużone oczy. – Tak naprawdę nie jestem panem Bestem. – Zatrzymał wzrok na jej twarzy, częściowo ocienionej rondem kapelusza, a potem rozwiązał tasiemki i odsunął kapelusz na tył głowy, pewien, że ona nie zaprotestuje. Chciał, by przyjrzeli się sobie dokładnie, zanim się rozstaną. Nie odrywała spojrzenia od jego oczu. Drobne, białe zęby przygryzły dolną wargę. – Mój przyjaciel, który odpowiedział na pani ogłoszenie, nalegał, bym przyszedł tutaj w jego zastępstwie na wypadek, gdyby uknuła pani jakąś intrygę. – Wzruszył ramionami. – Powiem mu, że jeśli chce, może się z panią spotkać. – Dlaczego chce pan to zrobić? – zapytała Elise, oburzona, że on ma ochotę przekazać ją komuś innemu. – Czy ma pan w zwyczaju powodować kłopoty przyjaciołom? Skąd pan wie, że nie knuję żadnej intrygi? – Powiedziała pani przed chwilą, że nie należy do tego rodzaju kobiet – przypomniał jej sucho. – Czyżby pani kłamała? – Oczywiście, że nie. Ale może pan powiedzieć przyjacielowi, że nie interesuje mnie mężczyzna, któremu brakuje odwagi, by pokazać się osobiście i podjąć własną decyzję. – On podjąłby decyzję natychmiast – odrzekł Alex kwaśno. – Nie brakuje mu odwagi, tylko rozsądku. Jestem pewien, że byłby panią tak zauroczony, że zupełnie by zapomniał zapytać o dwa tysiące funtów posagu. Elise odwróciła twarz. – Nie pasowalibyśmy do siebie. Musi pan przekonać o tym swojego przyjaciela. – Woli pani, żebym mu powiedział, że wygląda pani jak wiedźma? – Wolę, żeby mu pan powiedział, że… – Zawahała się, próbując zebrać myśli. – Wyjaśniłam już panu wystarczająco wiele, sir. Proszę mu powiedzieć, że znalazłam konkurenta w tradycyjny sposób i bardzo obydwu panów przepraszam za kłopot. – Zawiązała tasiemki kapelusza i szybkim krokiem ruszyła w stronę głównej ścieżki, Alex jednak znów zastąpił jej drogę. – Sądzę, że nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia – rzekła chłodno, próbując go wyminąć. – Przeprosiłam już pana i nic więcej pan nie uzyska. – A ja sądzę, że jest mi pani winna coś więcej niż tylko przeprosiny – odparł stanowczo. – Ja byłem z panią uczciwy, moja droga, i byłbym wdzięczny, gdyby zechciała mi pani odpowiedzieć tym samym. Rumieniec znów oblał jej twarz. Wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że nie uwierzył w jej historyjkę. – Usłyszał pan już wyjaśnienie. – Owszem, ale teraz chciałbym usłyszeć prawdę.
ROZDZIAŁ PIĄTY – Czy oskarża mnie pan, że kłamię? – Elise jednak nie miała tyle tupetu, by brnąć dalej, i unikała jego wzroku. On sam przed chwilą wyjaśnił jej, jak wplątał się w tę sytuację, i uwierzyła w jego wyjaśnienia, bo powody, dla których to zrobił, były uderzająco podobne do jej powodów. Obydwoje chcieli chronić kogoś innego i teraz musieli ponieść konsekwencje własnej ofiarności. – Nie jestem Samotną Damą – przyznała w końcu. – Bardzo lubię osobę, której chciałam pomóc, dlatego zamierzałam ją znaleźć i odprowadzić z powrotem do znajomych, zanim okryje się wstydem. Gdyby ktoś zauważył, że kręci się tu sama albo, co gorsza, w towarzystwie dżentelmena, zrujnowałaby przyszłość swoją i całej rodziny. – Ta dama należy do pani rodziny? – zapytał Alex ze współczuciem. Elise skinęła głową. – Muszę teraz niespostrzeżenie wrócić do przyjaciół, bo inaczej mnie samą spotka los, przed którym chciałam ochronić siostrę. – Czy jest możliwe, że pani siostra wciąż czeka nad jeziorem na pana Besta? – Mam wielką nadzieję, że nie – zakrztusiła się Elise. – Ponieważ pan tam nie dotarł, to może wróciła do przyjaciół i może nie spotkało jej nic gorszego niż myśl, że została wystrychnięta na dudka. – Jeśli pani siostra jest równie urocza jak pani, to ma prawo czuć z tego powodu złość. – Beatrice to prawdziwa piękność… – Elise urwała, nie chcąc, by pomyślał, że doprasza się o komplementy. Wydawał się czarujący, ale gdyby ktoś dowiedział się o ich spotkaniu, jego reputacja nie ucierpiałaby zanadto, a dla niej byłaby to katastrofa. Musiała jak najszybciej wrócić do towarzystwa. Wiedziała, że Verity nie uda się zbyt długo ukrywać jej nieobecności. – Czy mogę prosić, by został pan tu jeszcze przez chwilę, gdy ja pójdę? Lepiej, żeby nie widziano nas razem. – Dlaczego pani piękna siostra musi szukać męża przez ogłoszenie? Elise ze zniechęceniem machnęła ręką. – To prywatna sprawa, sir. Proszę, żeby nie pytał pan o nic więcej. Jestem pewna, że po dzisiejszej bezowocnej eskapadzie zrozumie, jak głupi był to pomysł. – Zerknęła na jego skrytą w cieniu twarz. Jeszcze przed chwilą ta twarz dotykała jej twarzy, dłonie błądziły po jej ciele w miejscach, których nie dotknęły wcześniej ręce żadnego mężczyzny, a teraz znów byli sobie zupełnie obcy. – Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby udało się panu powstrzymać pańskiego przyjaciela przed dalszymi kontaktami z moją siostrą. – Jak się pani nazywa? Elise nie odpowiedziała. Rozejrzała się na boki, sprawdzając, czy nikogo nie ma w pobliżu, i z dudniącym sercem ruszyła ścieżką w stronę, z której dobiegała muzyka. Tylko raz zerknęła przez ramię, by sprawdzić, czy wystarczająco się już oddaliła. Kątem oka dostrzegła kobietę w kapeluszu z piórami, ale w zasięgu jej wzroku nie było żadnego mężczyzny. Z ulgą owinęła się mocniej płaszczem i przyspieszyła kroku. Ukryta w cieniu Lily Watson była w kiepskim nastroju. Już od ponad godziny krążyła po parku, szukając klienta, ale dotychczas szczęście jej nie dopisało. Wiedziała, że jeśli wróci do domu z niczym, zarobi siniaka od Johnny’ego, który uzna, że zawiniło jej lenistwo. A przecież nie leniuchowała – robiła, co mogła. Gdyby znalazła się w odpowiednim miejscu o kilka minut wcześniej, zapewne udałoby jej
się złowić tego przystojnego dżentelmena, którego inna dziewczyna poprowadziła w krzaki, albo raczej on złowiłby ją. A ponieważ wyglądał na gorącego mężczyznę, z pewnością zapłaciłby za przyjemność bardzo przyzwoicie. Pozostała tu dłużej, wciśnięta w żywopłot, z nadzieją, że w pobliżu pojawi się jeszcze jakiś samotny pan szukający odrobiny rozrywki, ale zdawało się, że koncert przyciągnął wszystkich, toteż Lily czekała na tego jednego, który oddzielił się od tłumu i lada chwila miał się znów pojawić na mrocznej ścieżce. Dostrzegła odchodzącą pospiesznie rywalkę i zaczęła się zastanawiać, czy ta szczęściara spieszy do jakiegoś innego umówionego klienta. Popatrzyła w drugą stronę: upatrzony obiekt zbliżał się do niej. Po raz ostatni przygładziła loki i wyszła na ścieżkę. Wiedziała, że są niewielkie szanse, by miał ochotę na kolejną sesję zaraz po poprzedniej, ale na przykład Johnny potrafił to robić wiele razy z rzędu, zbyt wiele jak dla niej, toteż uznała, że warto spróbować. Ten dżentelmen był silnej postury i wydawał się jurny. – Och sir, zgubiłam się. Szukam przyjaciółki. – Wysunęła się zza pleców Aleksa i pochwyciła go za ramię, zanim zdążył odejść. – Wolałabym nie szukać jej sama. Czy zechciałby mi pan towarzyszyć? – Pociągnęła go za rękaw w stronę, z której właśnie nadszedł. Rzuciła mu cyniczne spojrzenie spod kapelusza ozdobionego pękiem strusich piór i natychmiast zrozumiała, że traci tylko czas. Jaka szkoda, pomyślała. Z bliska widziała, że jest to dżentelmen, jakiego kobieta może spotkać tylko raz w życiu, o ile ma szczęście. Z radością położyłaby się z nim na trawie. Bez słowa odczepił jej palce od swojego rękawa i poszedł dalej. Patrząc na jego szerokie plecy, Lily musiała uznać swoją porażkę. – Gdzieś ty, u licha, była? – Gdzie ja byłam? – syknęła Elise ze złością. – Dobrze wiesz, gdzie byłam! Szukałam ciebie. – Tak właśnie powiedziała mi Verity – odszepnęła Bea, marszcząc czoło. – Ale ja przez cały czas byłam tutaj. Odeszłam tylko trochę na bok, żeby uciec przed nim. – Zatrzymała spojrzenie na Jamesie Whittikerze, który stał obok w towarzystwie Fiony. – Przyczepił się do mnie, gdy ty rozprawiałaś o skrzypcach z panem Chapmanem. Mówił, że chce mnie poznać ze swoimi znajomymi. Naturalnie starałam się go unikać, bo bałam się, że spełni tę groźbę. – Bea skrzywiła się z udawanym przerażeniem i wskazała na jakieś miejsce w oddali. – Tam stałam, z ciocią Dolly. – Z ciocią Dolly? – powtórzyła Elise słabym głosem. Myśl, że źle odczytała sytuację, była okropna. Beatrice wykręciła szyję i dłonią w rękawiczce wskazała na stojącą obok sceny kobietę. – Ciocia Dolly przyszła tu z jedną ze swoich sąsiadek i bardzo się zdziwiła na mój widok. Obiecałam, że znajdę cię i przyprowadzę, żebyś mogła się z nią przywitać. Więc gdzie ty byłaś? – Naraz szeroko otworzyła oczy. – Czy naprawdę sądziłaś, że poszłam na to spotkanie z panem Bestem? – Naturalnie, że tak… – Elise poczuła się głupio. Do jej oczu napłynęły łzy. – Przecież obiecałam, że tego nie zrobię! – odrzekła Bea z urazą. – A kiedy twoje obietnice miały jakieś znaczenie? – mruknęła Elise, ale zarumieniła się ze skruchą i przycisnęła drżące palce do czoła. – Nie widziałam cię nigdzie i wpadłam w panikę. – Ale gdyby ktoś zauważył, że odeszłaś… Mogłaś sobie ściągnąć na głowę okropne kłopoty. – We wzroku Bei błyszczało rozbawienie. – Teraz żałuję, że nie poszłam z tobą. Myślałam o tym panu Beście. Ciekawa jestem, czy warto było dla niego zaryzykować. Widziałaś go? Rozmawiałaś z nim? Jaki jest? – Nie, nie doszłam do jeziora. Szybko pożałowałam decyzji i wróciłam tu najprędzej, jak
mogłam. – Właściwie powiedziała prawdę, choć może w nadmiernym skrócie. Przed kilkoma minutami wróciła do grupy i stanęła obok Verity. Przyjaciółka wypatrywała jej powrotu i natychmiast spojrzała na nią z ulgą, dyskretnie wskazując na stojącą w pobliżu Beę. Elise wiedziała, że Verity czeka na wyjaśnienia, ale nie miała na to czasu. Rzuciła jej przepraszający uśmiech i odciągnęła siostrę na bok, by jej powiedzieć, co myśli. Teraz jednak okazało się, że z nich dwóch to ona zasłużyła na połajankę. Wzięła głęboki oddech i wsunęła rękę pod ramię Bei. – Zapomnijmy o tym wszystkim i skupmy się na muzyce. Bardzo chętnie porozmawiam z ciocią Dolly. Chodźmy jej poszukać. – Masz urocze siostrzenice, Dolly. Dolly Pearson rozpromieniła się, patrząc na Elise i Beę. – Ładne dziewczęta, czyż nie? – Bardzo ładne. Czy któraś z was jest już zaręczona? Śmiałe pytanie Edith Vickers wywołało na trzech twarzach wyraz zaskoczenia. Prawdę mówiąc, już wcześniej przyjrzała się dyskretnie ich dłoniom i pod żadną rękawiczką nie zauważyła wymownego wzgórka utworzonego przez pierścionek. Gdy starsza z sióstr podeszła do nich wcześniej, by porozmawiać z ciotką, Edith uznała ją za czarującą piękność. A teraz starsza przyprowadziła również młodszą. Zdaniem pani Vickers młodsza nie była równie ładna. Była nieco za wysoka i za szczupła, by mogła podobać się dżentelmenom. – Obydwie jesteśmy wolne – szybko powiedziała Elise i zaraz zmieniła temat. – Czy jest pani sąsiadką cioci? – Pani Vickers mieszka w tej dużej willi na końcu ulicy – wyjaśniła Dolly. – Kiedy się sprowadziłaś do Hammersmith, Edith? Chyba jakieś półtora roku temu? – To już dwadzieścia miesięcy – westchnęła Edith. – Bardzo się cieszę, że znalazłam w tobie, Dolly, przyjaciółkę, choć do tego miejsca przywiodły mnie nieszczęśliwe okoliczności. – Znacząco dotknęła żałobnej perłowej szpilki wpiętej w jedwabny szary płaszcz. – Przed dwoma laty zmarł mój mąż i okoliczności ułożyły się tak, że musiałam się wyprowadzić z Chelsea, choć byłam tam bardzo szczęśliwa. Moje dziewczęta wyfrunęły z gniazda i wyszły za mąż już kilka lat wcześniej, więc nie była to aż tak wielka niedogodność. Najgorsze ze wszystkiego byłoby, gdyby moim skarbom odebrano dom… – Urwała i otarła kącik oka płócienną chusteczką. – Tak mi przykro z powodu pani straty – wymruczała Elise, a Bea zawtórowała. – No cóż, posłuchajmy, co tam słychać u was – wtrąciła Dolly szybko. – Już dawno z wami nie rozmawiałam. Mąż Dolly, Percy, nie żył już od piętnastu lat i czas zdążył zaleczyć rany, tym bardziej że śmierć męża nie nałożyła na nią żadnych dodatkowych obciążeń i jej status materialny nie pogorszył się tak jak w wypadku przyjaciółki. Dolly zawsze mieszkała wygodnie, ale nie luksusowo, tymczasem Edith Vickers przywykła do wystawnego stylu życia, a po śmierci męża została z wekslami na łasce kredytodawców. – Jak długo zamierzacie pozostać w gościnie u Chapmanów? To bardzo mili ludzie – powiedziała Dolly i dodała ciszej: – Muszę powiedzieć, że plotki o zaręczynach ich starszej córki z panem Whittikerem bardzo mnie zdziwiły. – Dyplomatycznie nie dodała nic więcej, ale wyraz jej twarzy wyraźnie świadczył, co myśli o konkurencie. – Pan Whittiker przyszedł tu z nami. Wydaje się, że Fiona go lubi – stwierdziła Bea. Pani Vickers znacząco pokiwała głową. – Słyszałam, że ten dżentelmen ma wiecznie puste kieszenie. – Nie sądzi pani, że koncert jest bardzo udany? – Elise również nie podobał się adorator Fiony, ale nie miała ochoty obgadywać Chapmanów za ich plecami. – Państwo Chapmanowie
z pewnością chcieliby się przywitać. Czy zechce pani później do nich podejść? – Oczywiście. To bardzo miło, że to proponujesz, prawda, Dolly? – rozpromieniła się Edith i w pełnej gotowości wygładziła płaszcz. Ciotka Dolly zignorowała ją jednak. – Zastanawiam się, dlaczego ten dżentelmen na nas patrzy. – Och, to przecież Hugh! Hugh Kendrick, mój siostrzeniec. Bardzo miły młody człowiek. – Edith z zachwytem zaklaskała w dłonie i pomachała ręką, przywołując go bliżej. – Nie widziałam go już od wieków. Pewnie nie podchodził do nas, bo nie był pewien, czy mnie rozpoznał. Chyba nieco przytył, ale jest równie przystojny jak zawsze. To najmłodszy syn mojej siostry, bardzo popularny w towarzystwie. Jeden z jego bliskich przyjaciół ma posiadłość na wsi i Hugh spędza dużo czasu w Berkshire. – Pochwyciła Dolly za ramię, chcąc podkreślić wagę przekazywanych informacji. – Wicehrabia Blackthorne ma ogromną posiadłość, a Hugh jest najmłodszym synem, dlatego z wdzięcznością przyjmuje takie zaproszenia. – Pociągnęła nosem. – Szkoda, bo jest o wiele milszy niż jego starszy brat, który wszystko odziedziczy. Toby Kendrick to sztywna kukła i do tego ma paskudny charakter – prychnęła i odwróciła się, by powitać siostrzeńca. – Jak się miewasz, Hugh? A co tam u mamy? Chyba powinna usłyszeć ode mnie parę słów. Od pół roku czekam na list od niej! Właśnie mówiłam przyjaciółkom, że zbyt długo już się nie widzieliśmy. – Ciociu Edith, gdybym wiedział, że znasz takie ładne młode damy, to o wiele częściej bywałbym w Hammersmith. Elise zaśmiała się cicho. – Nam również jest bardzo miło pana poznać, sir – odpowiedziała Bea z uśmiechem, od którego na jej policzku pojawił się dołek. Zerknęła szybko na siostrę i opuściła rzęsy. Elise doskonale zrozumiała to spojrzenie. Podobne wyczekiwanie pomieszane z podnieceniem błyszczało we wzroku Beatrice przy poprzedniej wizycie u Chapmanów, gdy pan Vaughan po raz pierwszy zwrócił na nią uwagę. Hugh Kendrick rzeczywiście wpatrywał się w Beatrice jak w obraz. Choć prowadził uprzejmą rozmowę z ciocią Dolly, jego ciepłe spojrzenie raz po raz wracało do jej siostry. Elise rozumiała, dlaczego tak szybko udało mu się wywrzeć na niej wrażenie: zachowywał się przyjaźnie, prowadził ożywioną rozmowę i do tego jeszcze był przystojny. Ale nie miał żadnych perspektyw. Jego ciotka wspomniała wcześniej, że jest młodszym synem zmuszonym przyjmować przysługi od bogatego i hojnego przyjaciela. Elise westchnęła w duchu. Wyglądało na to, że jej siostra znów nie najlepiej ulokowała swoje nadzieje. – Musimy wrócić do państwa Chapmanów. Czy podejdzie pan, żeby się z nimi przywitać? – Ciotka Edith nie zamierzała zbyt szybko rezygnować z towarzystwa Hugh. Wiedziała, że potrafi się on dopasować do każdej grupy i w każdej ożywić atmosferę. Hugh obrzucił wzrokiem grupkę, w której stronę zmierzali, i jego uśmiech przybladł. – Obawiam się, że pan Whittiker może nie być zadowolony z mojej obecności. Nie jesteśmy w najlepszych stosunkach. – Tym bardziej musi pan z nami pójść – mruknęła Elise znacząco. – W nas również wzbudza on podobne uczucia. Hugh zaśmiał się lekko i po kolei popatrzył na obydwie siostry. – Od razu wiedziałem, że są panie nie tylko ładne, ale również rozsądne. – James ubiega się o Fionę Chapman – dodała Bea z grymasem, który nie pozostawiał wątpliwości co do jej opinii na temat tego dżentelmena. Hugh uprzejmie podał jej ramię. Przyjęła je z nieśmiałym uśmiechem. Zamierzał podać drugie jej siostrze, ta jednak wysunęła się naprzód i szła obok statecznych ciotek, które przepychały się przez tłum.