Filbana

  • Dokumenty2 833
  • Odsłony785 970
  • Obserwuję576
  • Rozmiar dokumentów5.6 GB
  • Ilość pobrań528 905

Moran Michelle - Córka Kleopatry

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.8 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Filbana
EBooki
Książki
-M-

Moran Michelle - Córka Kleopatry.pdf

Filbana EBooki Książki -M- Michelle Moran
Użytkownik Filbana wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 343 stron)

MICHELLE MORAN Córka Kleopatry

Małżeństwo Kleopatry i Marka Antoniusza to jedna z najpiękniejszych historii miłosnych, jakie zna świat, historia zakazanego uczucia podszytego trudnym do okiełznania pożądaniem i zwiastującego polityczną katastrofę. Kiedy do Egiptu wkracza pałająca żądzą zemsty armia Oktawiana, kochankowie wybierają wspólną śmierć. Osierocają tym samym trojkę dzieci, które zostają zabrane do Rzymu. Podczas podróży jedno z nich ginie, pozostała dwójka - dziesięcioletnie bliźniaki: Selena ¡ Aleksander - trafia pod opiekę siostry Oktawiana. Tłamszone przez niezdrowe ambicje rodziny Oktawiana rodzeństwo marzy w skrytości serca, że pewnego dnia powróci do ojczyzny, by zająć należne im miejsce na tronie... Oparta na skrupulatnych badaniach tego niezwykłego okresu w historii, Córka Kleopatry to powieść będąca fascynującym portretem starożytnego Rzymu. To również chwytająca za serce opowieść o obdarzonej nieodpartym urokiem i ponadprzeciętną inteligencją młodej kobiecie, która miała odwagę, by walczyć o spełnienie swoich marzeń.

Kalendarium 323 r. p.n.e. Po śmierci Aleksandra Wielkiego w Babilonie imperium, które zbudował, zaczęło się rozpadać. Jeden z macedońskich generałów Aleksandra, Ptolemeusz, zajął Egipt. Taki był początek dynastii, która zakończyła się na Kleopatrze Selene. 47 r. p.n.e. Armia Juliusza Cezara pokonała Ptolemeusza XIII w bitwie nad Nilem, a na egipskim tronie zasiadła Kleopatra VII. Później tego samego roku urodziła Cezarowi syna Cezariona (Cezarion, „mały cesarz”). Jej związek z Juliuszem Cezarem trwał do jego śmierci w wyniku zamachu. 46 r. p.n.e. Juba I, król Numidii, sprzymierzył się z republikanami przegrywającymi wojnę z Cezarem. Po strasznej bitwie pod Thapsus jego królestwo stało się rzymską prowincją. Jeden ze służących dostał rozkaz zamordowania króla. Małego syna władcy zabrano do Rzymu i poprowadzono ulicami podczas triumfu Cezara. Jubę II wychował Cezar i jego siostra - połączyły go bliskie więzy z młodym adoptowanym następcą Cezara, Oktawianem. 44 r. p.n.e. Zamach na Juliusza Cezara. Po śmierci Cezara jego stronnicy, Oktawian, Marek Antoniusz i Lepidus, założyli niepewny sojusz znany jako drugi triumwirat. Zjednoczyli siły, by pokonać armie zabójców Cezara, dowodzone przez Brutusa i Kasjusza. 42 r. p.n.e. Po zwycięstwie nad siłami Brutusa i Kasjusza w bitwie pod Filippi członkowie drugiego triumwiratu się rozdzielili. Marek Antoniusz rozpoczął objazd wschodnich prowincji od spotkania z królową Egiptu. 41 r. p.n.e. Spotkanie Marka Antoniusza i Kleopatry VII. Antoniusz był tak oczarowany, że wrócił, by spędzić z nią zimę w Aleksandrii. Wówczas też poczęte zostały bliźnięta. 40 r. p.n.e. Narodziny Kleopatry Selene i Aleksandra Heliosa. Przez następne osiem lat pomiędzy Oktawianem a Markiem Antoniuszem narasta nieufność, która w końcu przerodziła się we wrogość. 36 r. p.n.e. Triumwirat rozpada się, kiedy Oktawian usuwa z niego Lepidusa. Teraz Rzymem rządzą Oktawian i Marek Antoniusz. Narodziny Ptolemeusza, trzeciego i ostatniego dziecka królowej Kleopatry i Marka Antoniusza. 31 r. p.n.e. Młody Oktawian i jego niezawodny generał Agrypa pokonują armię Marka Antoniusza i Kleopatry w bitwie morskiej pod Akcjum.

Spis postaci Agrypa: zaufany generał Oktawiana, ojciec Wipsanii. Aleksander: syn królowej Kleopatry i Marka Antoniusza, brat bliźniak Selene. Antonia: córka Oktawii i jej drugiego męża Marka Antoniusza. Antyllus: syn Marka Antoniusza i jego trzeciej żony Fulvii. Druzus: drugi syn Liwii i jej pierwszego męża Tyberiusza Klaudiusza Nerona. Gallia: córka Wercyngetoryksa, króla pokonanych Galów. Juba II: książę Numidii, syn pokonanego króla Numidii, Juby I. Julia: córka Oktawiana i jego pierwszej żony Skrybonii. Klaudia: córka Oktawii i jej pierwszego męża Gajusza Klaudiusza Marcellusa. Kleopatra VII: królowa Egiptu, matka Cezariona, syna Juliusza Cezara, oraz Aleksandra, Selene i Ptolemeusza, dzieci Marka Antoniusza. Liwia: żona Oktawiana, cesarzowa Rzymu. Marcella: druga córka Oktawii i jej pierwszego męża Gajusza Klaudiusza Marcellusa. Marcellus: syn Oktawii i jej pierwszego męża Gajusza Klaudiusza Marcellusa. Marek Antoniusz: rzymski konsul i generał. Mecenas: poeta, przyjaciel Oktawiana. Oktawia: siostra Oktawiana, była żona Marka Antoniusza. Oktawian: Cesarz Rzymu, od stycznia roku p.n.e. znany jako August. Owidiusz: poeta. Ptolemeusz: młodszy syn królowej Kleopatry i Marka Antoniusza. Selene: córka królowej Kleopatry i Marka Antoniusza. Seneka Starszy: orator i pisarz. Skrybonia: pierwsza żona Oktawiana, matka Julii. Tonią: druga córka Oktawii i Marka Antoniusza. Tyberiusz: syn Liwii i jej pierwszego męża Tyberiusza Klaudiusza Nerona. Weriusz: wyzwoleniec i cieszący się wielkim szacunkiem nauczyciel. Wipsania: córka Agrypy i jego pierwszej żony Cecylii Attyki. Witruwiusz: inżynier i architekt, autor De architectura. Brytania Colonia Agrippina Wenetowie

GALIA Lugdunum Helweci Aquileia GALIA ZAALPEJSKA GALIA PRZEDALPEJSKA Kantabryjczycy Rubikon Mass ala BLISKA HISZPANIA Korsyka DALEKA HISZPANIA Tarragona Kordoba Sardynia Munda Nowa Kartagina Utica SYCYLIA, Numidia Mauretania Kadyks MORZE CZARNE CYLICJA Samos ‘Antiochia Cesarstwo Rzymskie w czasach Augusta MACEDONIA słonia Saloniki MEZJA TRACJA Filippi Kapadocja Tae&anun

Rodos KRETA Armenia Jerozolima Paraetonium Aleksandria Memfis Partia w czasach Augusta DOM AUGUSTA PALATYN CIRCUS MAXIMUS ÍYLIKA VÍILIA [FORUM ROMANUM] ŚWIĄTYNIA SATURNA ŚWIĄTYNIA JOWISZA TEATR [marcellusa] TYBR PORTYK OKTAWII WYSPA NA TYBRZE ŚWIĄTYNIA WENUS RODZICIELKI OĄTYNIA | ÜHDLLA

Rozdział pierwszy Aleksandria 12 sierpnia 10 r. p.n.e. Graliśmy w kości, oczekując przybycia posłańca. Dwa małe sześciany z kości słoniowej kleiły mi się do dłoni, gdy mieszałam je przed rzutem. - Oczy węża - rzekłam, wachlując się ręką. Nawet morska bryza wiejąca przez marmurowe komnaty naszego pałacu nie złagodziła palącego żaru, który panował w mieście. - Twoja kolej - powiedział Aleksander. - Matko, twoja kolej - powtórzył, gdy nie zareagowała. Ale ona nie słuchała. Twarz miała zwróconą w kierunku morza, gdzie na wschodzie, na wyspie Faros wznosiła się latarnia morska zbudowana przez naszych przodków. Byliśmy najwspanialszą rodziną na świecie, wywodzącą się w prostej linii od Aleksandra Macedońskiego. Jeśli ojciec pokona Oktawiana, Ptolemeusze będą rządzić przez następne trzysta lat. Jeśli jednak nadal będzie ponosił klęski... - Selene - zwrócił się do mnie brat, jakbym mogła zmusić matkę do gry- - Ptolemeuszu, weź kości - poleciłam ostro. Ptolemeusz, który miał dopiero sześć lat, uśmiechnął się szeroko. - To moja kolej? - Tak - skłamałam. Jego śmiech odbił się echem w cichych komnatach. Spojrzałam na Aleksandra i pewnie dlatego, że byliśmy bliźniętami, wiedziałam, o czym myśli. - Jestem pewna, że o nas nie zapomnieli - szepnęłam. - Co byś zrobiła, gdybyś była służącą i wiedziała, że nadchodzi armia Oktawiana? - Nie wiemy, że tak jest - odparłam ostro. Kiedy w holu rozległ się odgłos sandałów, matka wreszcie na nas spojrzała. - Selene, Aleksandrze, Ptolemeuszu, chodźcie tutaj! Porzuciliśmy grę i stłoczyliśmy się na łóżku, ale to były tylko jej służące Iras i Charmion. - Co się stało? - zapytała matka. - Oddział żołnierzy!

- Czyich? - Twego męża! - zawołała Charmion. Służyła naszej rodzinie od dwudziestu lat, nigdy nie widziałam, by płakała, teraz jednak policzki miała wilgotne. - Przynoszą wieści, królowo, i boję się... - Nie kończ! - Matka na moment zamknęła oczy. - Po prostu mi powiedz. Czy mauzoleum zostało przygotowane? Iras zamrugała, próbując ukryć łzy, i kiwnęła głową. - Przenoszą ostatnie pałacowe skarby. I... i zbudowano stos, jak sobie życzyłaś, królowo. Sięgnęłam po dłoń Aleksandra. - Dlaczego ojciec miałby im ulec? Ma o co walczyć. Aleksander studiował kości, które trzymał w dłoni. - Tak samo jak Oktawian. Oboje spojrzeliśmy na matkę, królową Egiptu Kleopatrę VII. Poddani oddawali jej cześć jako bogini Izydzie, czasami, gdy miała taki kaprys, ubierała się jak Afrodyta. W przeciwieństwie jednak do prawdziwych bogiń była śmiertelniczką i z napiętych mięśni jej ciała odczytywałam strach. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, stężała. Chociaż właśnie na to czekaliśmy, matka zawahała się, wodząc spojrzeniem po swoich dzieciach. Naszym ojcem był Marek Antoniusz, ale tylko Ptolemeusz odziedziczył po nim złote włosy. Aleksander i ja mieliśmy karnację matki, ciemnoorzechowe włosy i bursztynowe oczy. - Zachowajcie spokój, niezależnie od tego, jakie będą wiadomości - ostrzegła nas, a potem spokojnym głosem zawołała: - Wejść! Wstrzymałam oddech. W progu stanął jeden z żołnierzy mego ojca. Z ociąganiem spojrzał królowej w oczy. - Co się stało? - zapytała. - Chodzi o Antoniusza? Powiedz, że nie został ranny. - Nie, wasza wysokość. - Matka z ulgą zacisnęła dłoń na sznurze pereł, który miała na szyi. - Lecz twoja flota odmówiła udziału w bitwie. Ludzie Oktawiana będą tu przed zachodem słońca. Aleksander ze świstem nabrał powietrza, ja zakryłam usta dłonią. - Cała nasza flota? - Matka podniosła glos. - Moi żołnierze odmówili walki za swoją królową? Młodzieniec przestąpił z nogi na nogę. - Wciąż są cztery legiony piechoty... - cztery legiony zdołają zatrzymać całą armię Oktawiana? - krzyknęła matka.

- Nie, wasza wysokość, dlatego musisz uciekać... - A dokąd według ciebie mamy się udać? Do Indii? Do Chin? - Żołnierz otworzył szeroko oczy, siedzący obok mnie Ptolemeusz zaczął popłakiwać. - Rozkaż swoim ludziom, by nadal przenosili do mauzoleum wszystkie cenne przedmioty. - A generał, wasza wysokość? Aleksander i ja spojrzeliśmy na matkę. Wezwie naszego ojca z powrotem? Razem stawimy czoło armii Oktawiana? Jej dolna warga drżała. - Poślij Antoniuszowi wiadomość, że jesteśmy martwi. Wstrzymałam oddech, Aleksander krzyknął rozpaczliwie: - Matko, nie! Co pomyśli ojciec? Matka posłała mu gniewne spojrzenie. - Pomyśli, że nie ma do czego wracać - odparła twardo. - Ucieknie z Egiptu i uratuje się. - Co wasza wysokość zamierza uczynić? - zapytał żołnierz z wahaniem. Czułam, jak pod powiekami wzbierają mi łzy, ale duma nie pozwoliła mi płakać. Tylko dzieci się mażą, a ja miałam już dziesięć lat. - Pójdziemy do mauzoleum. Oktawian myśli, że może wejść do Egiptu i zabrać skarby Ptolemeuszów z mojego pałacu, jakby to były winogrona? Spalę wszystko na popiół, nie pozwolę, by je tknął! Przygotujcie dwa rydwany! Żołnierz pośpieszył wykonać polecenia, ale służba już uciekała z pałacu. - Tchórze! Tchórze! - krzyknął za nimi przez otwarte drzwi Aleksander. Nie zwrócili na to uwagi. Kobiety umykały w tym, co miały na grzbiecie, wiedziały bowiem, że armia Oktawiana nie okaże im cienia litości. Żołnierze wynosili cenne przedmioty z komnat, ale nie było pewności, że trafią one do mauzoleum. - Nie musisz zostawać - rzekła matka do Charmion. - Nikt z nas nie wie, co wydarzy się dzisiaj wieczorem. Charmion odważnie pokręciła głową. - W takim razie wspólnie stawimy czoło tej niepewności. Matka przeniosła spojrzenie na Iras. Dziewczyna miała dopiero trzynaście lat, ale w jej oczach malowało się zdecydowanie. - Ja też zostanę - szepnęła. - W takim razie musimy się spakować. Aleksandrze, Selene, weźcie tylko jedną torbę!

Pobiegliśmy korytarzem. Przed drzwiami naszej komnaty Aleksander się zatrzymał. - Boisz się? - Tak, a ty? - Nie sądzę, by Oktawian pozostawił kogokolwiek przy życiu. Stawialiśmy mu opór przez rok, a pamiętasz, co się stało z miastem Metulus? - Spłonęło wszystko, nawet bydło i ziarno. Ale w Segestice nie podłożył ognia. Kiedy ją zdobył, darował mieszkańcom życie. - A co z władcami? - sprzeciwił się Aleksander. - Wszystkich zabił. - Dlaczego jednak rzymska armia chciałaby krzywdzić dzieci? - Ponieważ naszym ojcem jest Marek Antoniusz. Ogarnęła mnie panika. - W takim razie co z Cezarionem? - Jest synem Juliusza Cezara. Grozi mu największe niebezpieczeństwo. Jak myślisz, dlaczego matka go odesłała? Wyobraziłam sobie brata uciekającego do Indii. Czy kiedykolwiek zdoła nas odnaleźć? - A Antyllus? - zapytałam cicho. Chociaż nasz ojciec miał dzieci z pierwszymi czterema żonami i przypuszczalnie tuzinem kochanek, Antyllus był jedynym przyrodnim bratem, którego znaliśmy. - Jeśli prawdę mówią o bezwzględności Oktawiana, to będzie próbował zabić także jego. Tobie może daruje życie. Jesteś dziewczyną. A kiedy się przekona, jaka jesteś mądra... - Jaka korzyść z mądrości, skoro to ich nie powstrzyma? - Z oczu trysnęły mi łzy i przestałam się przejmować, że płacz jest oznaką dziecinności. Aleksander mnie objął. Kiedy Iras zobaczyła, że stoimy na korytarzu, krzyknęła: - Nie mamy czasu! Pakujcie się! Weszłam do komnaty i poszukałam szkicownika, potem wrzuciłam do torby butelki tuszu i luźne karty. Obejrzałam się na drzwi - Aleksander stał w progu z matką. Zmieniła grecki chiton na tradycyjny strój egipskiej królowej: fałdy sukni z przezroczystego błękitnego jedwabiu spadały do podłogi, na szyi połyskiwał sznur różowych pereł, na czole lśniła złota korona Izydy w kształcie sępa. Całość tworzyła piękny, połyskliwy obraz z błękitu i złota. Chociaż matka powinna demonstrować królewską pewność siebie, jej oczy biegały nerwowo do każdego służącego przemykającego korytarzem. - Już czas - powiedziała pośpiesznie.

Za nami poszło kilkunastu żołnierzy. Zadawałam sobie pytanie, jaki czeka ich los po naszym odejściu. Jeśli będą mądrzy, złożą broń, chociaż nawet wtedy nie ma gwarancji, że uratują życie. Ojciec powiedział kiedyś, że Oktawian zabije każdego, kto mu się sprzeciwia - że zabiłby własną matkę, gdyby zbrukała jego nazwisko. Na dziedzińcu czekały dwa rydwany. - Jedź ze mną - powiedział Aleksander; razem z nami wsiadła też Iras. Gdy konie ruszyły, brat wziął mnie za rękę. Za bramą usłyszeliśmy wołania mew, które w Królewskim Porcie krążyły i nurkowały wzdłuż falochronu. Wciągnęłam w płuca słone powietrze, a potem wypuściłam je gwałtownie, wpatrując się w oślepiające słońce. Tysiące aleksandryjczyków wyległo na ulice. Brat wzmocnił uścisk. Nikt nie mógł przewidzieć, co uczyni lud, poddani wszakże stali nieruchomo jak trzciny przy drodze z pałacu do mauzoleum. Kiedy ich mijaliśmy, potem jeden po drugim padali na kolana. - Powinni uciekać! Powinni jak najdalej stąd uciec! - zawołał Aleksander. - Może nie wierzą, że armia Oktawiana nadchodzi. - Muszą wiedzieć. Wszyscy w pałacu przecież wiedzą. - W takim razie zostali ze względu na nas. Są przekonani, że bogowie wysłuchają naszych modłów. - To oznacza, że są głupcami - rzekł Aleksander z goryczą. Na horyzoncie wznosiła się kopuła naszego rodzinnego mauzoleum, usadowionego na cyplu Lochias. W szczęśliwszych czasach przychodziliśmy oglądać pracujących budowniczych i teraz próbowałam sobie wyobrazić, jak tam będzie bez hałasu młotów i gwaru ludzi. Samotnie, pomyślałam, przerażająco. Arkadowy korytarz prowadził do komnaty, J gdzie czekały sarkofagi naszych rodziców. Wiodły z niej schody do sal na piętrze, do których przez otwarte okna wpadało słońce, ale na dół światło nigdy nie dochodziło, i zadrżałam na myśl, że tam wejdę. Konie stanęły przed drewnianymi drzwiami, żołnierze się rozstąpili, by zrobić nam przejście. Wasza wysokość. - Uklękli przed swoją królową. - Co mamy czynić? Matka spojrzała na najstarszego z nich. - Czy istnieje jakaś szansa na pokonanie ich? - zapytała rozpaczliwie. Żołnierz spuścił wzrok. - Przykro mi, wasza wysokość. - W takim razie odejdźcie! Wstrząśnięci mężczyźni wstali. - A... a wojna?

- Jaka wojna? - zapytała matka z goryczą. - Oktawian zwyciężył. Mój lud padnie mu do stóp, a ja będę czekała tutaj na negocjacje dotyczące warunków mego poddania się. Na dziedzińcu kapłanki lamentowały, przerażone bliskością żołdaków Oktawiana. Matka poleciła: - Do środka! Wszyscy do środka! Rzuciłam ostatnie spojrzenie na zszokowane twarze żołnierzy i weszłam do chłodnej krypty mauzoleum. Moje oczy z wolna przywykały do mroku. Światło z otwartych drzwi padało na skarby przeniesione tu z pałacu. Złote i srebrne monety lśniły w skrzyniach z kości słoniowej, rzadkie perły leżały na ciężkim cedrowym łożu, które umieszczono pomiędzy sarkofagami. Iras drżała w długiej lnianej sukni, Charmion popatrywała na stosy drewna ułożone w krąg wokół komnaty i jej oczy z wolna zasnuwały się łzami. - Zamknijcie drzwi! - rozkazała matka. - Zamknijcie tak solidnie, jak się da. - A co z Antyllusem? - zapytał z troską Aleksander. - Walczył... - Uciekł z waszym ojcem! Kiedy drzwi z hukiem zamknięto, Iras je zaryglowała. Nagle zapadła cisza, którą przerywało tylko trzaskanie pochodni. Ptolemeusz wybuchnął płaczem. - Bądź cicho! - poleciła ostro matka. Zbliżyłam się do łoża i wzięłam Ptolemeusza na ręce. - Nie bój się - powiedziałam łagodnie. - Popatrz, jesteśmy tu wszyscy. - Gdzie jest ojciec? - krzyknął Ptolemeusz. Pogładziłam go po ręce. - Niedługo przyjdzie. On jednak wiedział, że kłamię, jego płacz przeszedł w piskliwe, przerażone wołanie: - Ojcze! Ojcze! Matka uderzyła go w twarz. Ptolemeusz ze strachu ucichł. Na jego miękkim policzku pozostał odcisk dłoni, a dolna warga zaczęła mu drżeć. Zanim zdążył na nowo się rozszlochać, Charmion mi go odebrała. - Przepraszam - powiedziałam. - Próbowałam go uspokoić. Matka ruszyła po marmurowych schodach na piętro, a ja usiadłam obok Aleksandra na pierwszym stopniu. Pokręcił głową. - Widzisz, jakie są skutki bycia dobrą? - zapytał. - Ty powinnaś go była spoliczkować. - Ale to jeszcze dziecko. - A matka walczy o swoją koronę. Jak myślisz, co czuje, kiedy Ptolemeusz woła ojca? Objęłam kolana, patrząc na stosy drewna.

- Nie podpali mauzoleum, chce tylko przestraszyć Oktawiana. Powiadają, że jego ludzie od roku nie dostali żołdu. Potrzebuje jej. Potrzebuje tego wszystkiego. Brat milczał, raz po raz potrząsając kośćmi. - Przestań - powiedziałam z irytacją. - Powinnaś do niej pójść. Spojrzałam na piętro, gdzie matka siedziała na rzeźbionej drewnianej ławie i patrzyła na morze. Jej jedwabna suknia trzepotała na wietrze. - Będzie zła. - Nigdy się na ciebie nie gniewa. Jesteś jej „małym księżycem”. Aleksander Helios otrzymał swe imię na cześć słońca, a ja swoje na cześć księżyca. Chociaż matka zawsze powtarzała, że jej „mały księżyc” nie jest w stanie zrobić nic złego, zawahałam się. - Nie możesz pozwolić jej siedzieć tam samotnie, Selene. Ona się boi. Weszłam na górę, ale matka się nie odwróciła. W jej warkoczach połyskiwały perły, sępia korona kierowała swój dziób do morza, jakby chciała poderwać się do lotu. Usiadłam obok matki i zobaczyłam setki wydętych żagli znaczących rozległą błękitną przestrzeń, które kierowały się do Portu Szczęśliwych Powrotów. Nie było bitwy, nie było oporu. Rok temu nasza flota doznała straszliwej klęski pod Akcjum i teraz się poddała. - To chłopiec - powiedziała matka, nie patrząc na mnie. - Jeśli sądzi, że będzie mógł zatrzymać należącą do Antoniusza połowę Rzymu, to jest głupcem. Nie było większego męża od Juliusza, a Rzymianie zostawili go martwego na podłodze Senatu. - Myślałam, że ojciec jest największym Rzymianinem. Matka się odwróciła. Jej jasnobrązowe oczy wydawały się niemal złote. - Juliusz nade wszystko kochał władzę. Twój ojciec kocha tylko wyścigi rydwanów i wino. Kąciki jej ust wygięły się w dół. - Tak. - Znowu spojrzała na wodę. Po śmierci Aleksandra Wielkiego losy Ptolemeuszów ukształtowało morze. Imperium się rozpadło, jego kuzyn Ptolemeusz popłynął do Egiptu i koronował się na króla. Teraz to samo morze znowu decydowało o naszym życiu. - Posłałam Oktawianowi wiadomość, że jestem gotowa do negocjacji. Posłałam mu nawet swe berło, ale on nic nie dał mi w zamian. Nie będzie odbudowy Teb. - Szesnaście lat przed narodzinami matki w Tebach wybuchła rebelia i Ptolemeusz IX zrównał je z ziemią. Marzeniem matki była odbudowa miasta. - To przypuszczalnie mój ostatni dzień na egipskim tronie. Ostateczność brzmiąca w jej głosie była przerażająca.

- Jaka więc pozostała nam nadzieja? - zapytałam. - Mówią, że Oktawiana wychowała siostra Juliusza. Może zechce zobaczyć na tronie syna Juliusza. - Ale gdzie teraz jest Cezarion? Wiedziałam, że oczyma wyobraźni widzi barczystego Cezariona o zniewalającym uśmiechu. - W Berenice, gdzie ze swym nauczycielem czeka na statek do Indii - odparła z nadzieją. Po bitwie pod Akcjum mój najstarszy brat uciekł, a księżniczka Iotapa, której rękę przyrzeczono Aleksandrowi, wróciła do Medii. Byliśmy jak liście rzucane przez wiatr. Matka dostrzegła wyraz mej twarzy i zdjęła naszyjnik z różowych pereł. - Zawsze dawał mi ochronę, Selene. Teraz chcę, by chronił ciebie. - Włożyła mi naszyjnik przez głowę, na piersi poczułam chłodny dotyk złotego wisiora zdobionego małymi onyksami. Matka się wyprostowała. - Co to jest? Wstrzymałam oddech; w szumie fal słyszałam ludzi walących do drzwi. - Czy to on? - krzyknęła matka. Ruszyłam za nią na dół. Aleksander z popielatą twarzą stał przy drzwiach. - Nie, to ojciec - powiedział. Wyciągnął ręce, zanim zdążyła do niego podejść. - Próbował się zabić, matko. Umiera. - Antoniuszu! - krzyknęła matka, przyciskając twarz do metalowej kraty na drzwiach. - Antoniuszu, coś ty uczynił? - Oboje z Aleksandrem nie usłyszeliśmy odpowiedzi ojca. Matka kręciła głową. - Nie. Nie mogę... Jeśli otworzę te drzwi, któryś z twoich żołnierzy może nas porwać, żądając okupu. - Błagam! - zawołał Aleksander. - On umiera! - Ale jeśli królowa otworzy drzwi... - zaczęła Charmion. - W takim razie skorzystajcie z okna! - wtrąciłam. Matka już o tym pomyślała. Biegła po schodach, cała nasza piątka następowała jej na pięty. Mauzoleum nie było ukończone, nikt nie mógł przewidzieć, że tak szybko okaże się potrzebne. Robotnicy zostawili narzędzia. - Aleksandrze, lina! - krzyknęła matka. Otworzyła okiennice na oknie, z którego rozciągał się widok na świątynię Izydy. Pod nami fale rozbijały się o wschodnie skrzydło. Nie potrafię powiedzieć, ile czasu zabrało matce wykonanie tej niewiarygodnej rzeczy, choć naturalnie miała Aleksandra i Iras do pomocy.

Pokrwawioną lektykę przywiązano do liny, matka wciągnęła ją na wysokość dwóch pięter i położyła ojca na podłodze. Stałam, plecami przyciskając się do marmurowej ściany. Wesołe pokrzykiwania mew ucichły, nie słychać było fal, żołnierzy, służących. Nie istniało nic poza mym ojcem i miejscem między żebrami, w które wbił własny miecz. Słyszałam urywany oddech Aleksandra, ale nie widziałam brata. Do mej świadomości docierał jedynie widok matczynych dłoni pokrytych krwią ojca. - Antoniuszu! - wołała przez łzy. - Antoniuszu! - Przytuliła policzek do jego piersi. - Wiesz, co przyrzekł Oktawian po bitwie pod Akcjum? Że jeśli zginiesz, pozwoli mi zatrzymać tron. Lecz ja bym tego nie uczyniła. Nie uczyniłabym! - Zaczynała wpadać w histerię. - A terąz... coś ty zrobił? Powieki ojca zatrzepotały. Nigdy nie widziałam cierpiącego ojca. Był Dionizosem większym niż samo życie, potężniejszym niż jakikolwiek stojący obok człowiek, szybszym, silniejszym, z donośniejszym śmiechem. Ale teraz jego przystojna, opalona twarz była blada, a włosy miał mokre od potu. Wyglądał obco bez swoich greckich szat i korony z bluszczu, wyglądał jak śmiertelny rzymski żołnierz, który z trudem wypowiada słowa. - Powiedzieli, że nie żyjesz. - Bo tak im kazałam. Żebyś mógł uciec, a nie się zabić. Antoniuszu, jeszcze nie wszystko stracone. Lecz światło w jego oczach gasło. - Gdzie są moje księżyc i słońce? - szepnął. Aleksander wziął mnie za rękę. Nie wydaje mi się, bym bez jego pomocy zdołała przejść na drugą stronę komnaty. Wzrok ojca padł na mnie. - Selene... - Zrobił kilka głębokich wdechów. - Selene, czy przyniesiesz swemu ojcu kieliszek wina? - Ojcze, w mauzoleum nie ma wina. - On jednak zdawał się nie rozumieć tego, co mówię. - Dobrego wina z wyspy Chios - ciągnął ojciec i matka głośniej zapłakała. - Nie płacz. - Czule dotknął jej warkoczy. - W końcu staję się Dionizosem. - Teraz matka szlochała na cały głos, lecz ojcu starczyło sił, by mocno ścisnąć jej dłoń. - Potrzebuję cię żywego - powiedziała błagalnie, ale ojciec zamknął oczy. - Antoniuszu! Antoniuszu!

Słyszałam, jak do drzwi naszego grobowca zbliżają się rzymscy żołnierze. Ich śpiewne głosy poniosły się nad wodą, matka przywarła do ojca, błagając Izydę, by przywróciła go do życia. - Co to jest? - zapytał ze strachem Aleksander. - Ewokacja - szepnęła Charmion. - Żołnierze Oktawiana wołają do naszych bogów, żeby przeszli na ich stronę i zaakceptowali w nich prawowitych władców. - Bogowie nigdy nas nie opuszczą! - krzyknęła matka, swą zapalczywością strasząc Ptolemeusza. Chłopiec wtulił buzię w kolana Charmion. Matka wstała; krew ojca wsiąkła w jedwab jej sukni, piersi, ręce, nawet warkocze. - Na dół - rozkazała. - Jeśli będą próbowali wyłamać drzwi, podpalimy każdy kawałek drewna w komorze. Obejrzałam się, by mieć pewność, że leżący w lektyce ojciec się nie porusza. - Odszedł, Selene - płakał Aleksander. - A jeśli... - Odszedł. Tylko bogowie wiedzą, co się dzieje z Antyllusem. Poczułam, jak gardło mi się ściska, i nagle nie miałam czym oddychać. Na szczycie schodów matka wręczyła sztylety Charmion i Iras. - Zostańcie tutaj i pilnujcie okien - rozkazała. - Jeśli wedrą się siłą, wiecie, co robić. Razem z bratem podążyliśmy za krwawymi krokami matki na parter. Na zewnątrz żołnierze walili w drzwi i jeden po drugim przyciskali twarze do kraty. - Stańcie za mną - poleciła matka. Zrobiliśmy, jak nam kazała; wbiłam paznokcie w ramię Aleksandra, gdy matka zbliżyła się do drzwi. Powitały ją stłumione głosy, potem człowiek z drugiej strony wezwał, by się poddała. Podniosła wysoko głowę, tak że sęp na jej koronie swe ślepia z krwawnika utkwił prosto w rzymskim żołnierzu. - Poddam się, kiedy Oktawian prześle mi wiadomość, że Cezarion władać będzie królestwem Egiptu - rzekła. Podeszliśmy bliżej, by usłyszeć odpowiedź żołnierza. - Nie mogę dać takiego zapewnienia, wasza wysokość. Możesz jednak ufać, iż Oktawian potraktuje cię z szacunkiem i łagodnie. - Nie dbam o łagodność! - krzyknęła. - Cezarion jest synem Juliusza Cezara i prawowitym dziedzicem korony. Ptolemeusze władali Egiptem przez prawie trzysta lat. Co proponujesz? Rządy rzymskie? Spalenie Biblioteki Aleksandryjskiej i mordy dokonywane na ulicach najwspanialszego miasta świata? Sądzisz, że lud się na to zgodzi?

- Twój lud już teraz się przepycha, by złożyć wyrazy szacunku cezarowi Oktawianowi. Matka cofnęła się, jakby tamten ją spoliczkował. - Przybrał jego imię? - Jest adoptowanym synem i następcą Gajusza Juliusza Cezara. - A Cezarion jest jego synem poprzez więzy krwi! Co czyni ich braćmi. Nigdy w taki sposób o tym nie myślałam; zrobiłam krok do przodu, by zerknąć na żołnierza, ale w tej samej chwili męskie ramię złapało mnie w talii, a na szyi poczułam zimny, ostry metal. - Matko! - krzyknęłam. Zanim Aleksander zdążył skoczyć mi na pomoc, po schodach gęsiego zeszli żołnierze. Dostali się do środka przez otwarte okno. Dwaj trzymali Iras i Charmion, trzeci Ptolemeusza. Matka wyjęła sztylet z pochwy przy pasie, lecz barczysty Rzymianin złapał ją za rękę, a jego towarzysz otworzył drzwi. - Puszczaj! - krzyknęła ostro, a chociaż nie miała władzy rozkazywania rzymskim żołnierzom, uwolnił jej dłoń, gdy odebrał jej broń. Był zbudowany jak mój ojciec, miał muskularne nogi i potężną klatkę piersiową. Mógłby złamać jej rękę, gdyby chciał. Zadawałam sobie pytanie, czy to Oktawian. - Zabierzcie ich do pałacu - rozkazał ostro. - Cezar życzy sobie widzieć się z nią, zanim przemówi do ludu Aleksandrii. Matka znowu uniosła głowę. - Kim jesteś? - zapytała. - Marek Agrypa, były konsul rzymski i dowódca floty cezara. Aleksander spojrzał na mnie z drugiego końca sali. Agrypa był generałem, któiy wygrał bitwę pod Akcjum. To on stał za każdym militarnym sukcesem Oktawiana, jego nasz ojciec najbardziej się obawiał. Twarz miał okrągłą, a chociaż od ojca wiedziałam, że skończył już trzydzieści jeden albo dwa lata, wyglądał na o wiele młodszego. - Agrypa. - Matka wypowiedziała jego imię tonem gładkim jak jedwab. Rozmawiała z nim po łacinie; chociaż płynnie władała ośmioma językami, mówiła z akcentem. - Widzisz te skarby? - Gestem wskazała lamparcie skóry na podłodze i skrzynie ciężkie od srebra i złota, które niemal przesłoniły dywany. - Mogą być twoje. Wszystko to może być twoje, jeśli zechcesz. Dlaczego miałbyś oddawać zdobycz Oktawianowi, skoro ty pokonałeś Antoniusza? Agrypa zmrużył oczy. - Sugerujesz, żebym z tobą zdradził cezara?

- Mówię, że przy moim boku lud uznałby cię za faraona. Nie byłoby wojny, rozlewu krwi. Moglibyśmy władać jako Herkules i Izyda. Żołnierz trzymający mnie za rękę cicho się zaśmiał i matka spojrzała na niego. - Prosisz Agrypę, żeby zdradził Oktawiana - odezwał się. - Równie dobrze mogłabyś prosić morze, żeby przestało spotykać się z brzegiem. Agrypa zacisnął dłoń na rękojeści miecza. - Jest w rozpaczy, nie wie, co mówi. Zostań tu ze skarbem, Jubo... - Juba - powtórzyła matka z całą pogardą, na jaką mogła się zdobyć. - Znam cię. - Zrobiła krok do przodu i Juba mnie puścił, ale nie miałam dokąd pobiec, mauzoleum otaczali żołnierze Oktawiana. Stałam obok Aleksandra i oboje patrzyliśmy na tego mężczyznę, który swoje czarne włosy nosił o wiele dłuższe niż Rzymianie. - Twoja matka była Greczynką, a ojcu królestwo odebrał Juliusz Cezar. A teraz popatrz. - Powiodła wzrokiem po jego skórzanym kirysie i obusiecznym mieczu. - Stałeś się Rzymianinem. Jakże byliby z ciebie dumni. Juba zacisnął zęby. - Na twoim miejscu oszczędziłbym przemowy dla Oktawiana. - Więc dlaczego go tu nie ma? - zapytała surowo. - Gdzież się podziewa ten potężny zwycięzca królowych? - Może ogląda swój nowy pałac - odparł Juba i jego słowa odebrały mojej matce całą pewność. - Nie prowadź mnie do niego - rzekła do Agrypy. - Nie mam wyboru. - A co z moim mężem? Spojrzał na piętro, gdzie w promieniach popołudniowego słońca leżał mój ojciec, i zmarszczył czoło, pewnie dlatego, że Rzymianie nie uznali małżeństwa mych rodziców. - Zostanie pogrzebany z honorami należnymi konsulowi. - Tutaj? W moim mauzoleum? - Jeśli takie jest twoje życzenie - odrzekł Agrypa. - A moje dzieci? - Pójdą z nami. - Ale co... co z Cezarionem? Dostrzegłam spojrzenie, które Agrypa posłał Jubie, i poczułam, jak pierś mi się ściska. - Możesz sama zapytać cezara, co się z nim stanie. wzrokiem po jego skórzanym kirysie i obusiecznym mieczu. - Stałeś się Rzymianinem. Jakże byliby z ciebie dumni.

Juba zacisnął zęby. - Na twoim miejscu oszczędziłbym przemowy dla Oktawiana. - Więc dlaczego go tu nie ma? - zapytała surowo. - Gdzież się podziewa ten potężny zwycięzca królowych? - Może ogląda swój nowy pałac - odparł Juba i jego słowa odebrały mojej matce całą pewność. - Nie prowadź mnie do niego - rzekła do Agrypy. - Nie mam wyboru. - A co z moim mężem? Spojrzał na piętro, gdzie w promieniach popołudniowego słońca leżał mój ojciec, i zmarszczył czoło, pewnie dlatego, że Rzymianie nie uznali małżeństwa mych rodziców. - Zostanie pogrzebany z honorami należnymi konsulowi. - Tutaj? W moim mauzoleum? - Jeśli takie jest twoje życzenie - odrzekł Agrypa. - A moje dzieci? - Pójdą z nami. - Ale co... co z Cezarionem? Dostrzegłam spojrzenie, które Agrypa posłał Jubie, i poczułam, jak pierś mi się ściska. - Możesz sama zapytać cezara, co się z nim stanie.

Rozdział drugi Matka krążyła po pokoju. Zmieniła poplamioną krwią suknię na szatę fioletowozłotą - barwy te miały przypomnieć Oktawianowi, że wciąż jest królową Egiptu. Lecz nawet perłowy naszyjnik nie mógł ukryć faktu, że jest więźniem. Czerwone pióra na hełmach rzymskich żołnierzy powiewały na wietrze pod każdym oknem. Kiedy matka otworzyła drzwi swojej komnaty, zobaczyła, że przed progiem wystawiono straże. Byliśmy zakładnikami w naszym pałacu. W korytarzach, w których niegdyś dźwięczały pieśni mego ojca, teraz odbijało się echo szorstkich rozkazów, a dziedzińce, gdy zaczynała zapadać noc, nie były już wypełnione gwarem służby. Nie będzie więcej kolacji na oświetlonych świecami barkach, nigdy nie usiądę ojcu na kolanach, by słuchać jego opowieści o triumfalnym marszu przez Egipt. Przysunęłam się do Aleksandra i Ptolemeusza na matczynym łóżku. - Dlaczego zwleka? - Matka krążyła niestrudzenie, w końcu od patrzenia na nią zrobiło mi się niedobrze. - Chcę wiedzieć, co się tam dzieje! Charmion i Iras skłoniły ją, by usiadła. Gdy tak w prostych białych tunikach garbiły się na długiej niebieskiej kanapie, przypominały gęsi. Gęsi, które nie mają pojęcia, że wybrano je na rzeź. Dlaczego Oktawian trzyma nas pod strażą? - Zabije nas - szepnęłam. - Nie puści nas wolno. Rozległo się pukanie i matka zastygła, ale zaraz podeszła do drzwi i otworzyła je. - Co się stało? - Spojrzała na twarze trzech mężczyzn. - Gdzie on jest? Aleksander niezgrabnie zeskoczył z łóżka. - To on! - Wskazał człeka stojącego pomiędzy Jubą a Agrypą. Matka się cofnęła. Jasnowłosy mężczyzna z siwymi oczyma miał na sobie tylko prostą togę virilis i sandały na obcasach, które miały dodać mu wzrostu. W niczym nie przypominał mojego ojca. Był chudy, słaby, nie zapadał w pamięć jak jedna z tysięcy białych muszli, które codziennie morze wyrzuca na brzeg. Któż inny jednak nosiłby sygnet Juliusza Cezara? - Więc ty jesteś Oktawianem? - Matka przemówiła po grecku. To był język, którym władała od urodzenia, język oficjalnych korespondencji w Egipcie. - Znasz łacinę? - zapytał Juba.

- Naturalnie - uśmiechnęła się matka. - Jeśli on tak woli. Wiedziałam, o czym myśli. W Aleksandrii była największa biblioteka świata, większa nawet niż w Pergamonie, a teraz miała przejść na własność człowieka nieznającego greki. - Ty więc jesteś Oktawianem? - powtórzyła po łacinie. Drobny mężczyzna zrobił krok do przodu. - Tak. A ty, jak przypuszczam, jesteś królową Kleopatrą. - To zależy. - Matka usiadła. - Czy nadal jestem królową? Juba się uśmiechnął, za to Oktawian tylko zacisnął usta. - Na razie tak. Mogę usiąść? Matka wskazała błękitną sofę, na której siedziały Charmion i Iras. Obie natychmiast wstały i dołączyły do mnie i moich braci na łóżku. Oktawian ani razu na nas nie spojrzał, wzrok utkwił w mojej matce, jakby się spodziewał, że wyrosną jej skrzydła jak na koronie i zerwie się do lotu. Zajął miejsce na sofie, jego towarzysze stali. - Słyszę, że próbowałaś uwieść mojego generała - odezwał się. Matka rzuciła zjadliwe spojrzenie Agrypie, który nie zaprzeczył. - Wcale mnie to nie dziwi - dodał Oktawian. - Taka taktyka okazała się skuteczna w przypadku mego wuja, a potem Marka Antoniusza. Ale Agrypa to inny rodzaj człowieka. Wszyscy w komnacie spojrzeli na generała; chociaż na jego ramionach spoczywała władza królów, on odwrócił wzrok. - Nie ma człowieka skromniejszego i bardziej lojalnego niż Agrypa. Nigdy by mnie nie zdradził - ciągnął Oktawian. - Książę Juba także nie. Jak przypuszczam, wiesz, że jego ojciec był królem Numidii. Kiedy przegrał bitwę z Juliuszem Cezarem, oddał swego najmłodszego syna Rzymowi, a sam odebrał sobie życie. Matka się wyprostowała. - Czy w ten sposób chcesz mi powiedzieć, że stracę tron? Oktawian milczał. - A co z Cezarionem? - Obawiam się, że twój syn także nie będzie mógł zasiąść na tronie - odparł krótko. Z twarzy matki odpłynęła krew. - Dlaczego? - Ponieważ Cezarion nie żyje. Tak samo jak Antyllus. Matka kurczowo chwyciła oparcie fotela, ja zakryłam usta dłonią. Oktawian mówił dalej:

- Zezwolę wszakże, by pogrzebano ich z Markiem Antoniuszem w mauzoleum, które przygotowałaś. - Cezarion! - krzyknęła matka. Oktawian odwrócił spojrzenie. - Nie Cezarion! Był jej ulubieńcem, najukochańszym synem. W głosie matki brzmiała rozpacz, poczucie zdrady, gniew. Wówczas to pojęłam, że ewokacja odniosła skutek. Bogowie naprawdę porzucili Egipt, przeszli na stronę Rzymu. Szlochałam z twarzą ukrytą w dłoniach, matka dziko szarpała suknię. - Powstrzymaj ją! - Oktawian z gniewem wstał. Agrypa złapał matkę za ręce, ale ona gwałtownie kręciła głową. - Był twoim bratem! - krzyknęła. - Synem Juliusza Cezara. Rozumiesz, coś uczynił? Zamordowałeś własnego brata! - A ty zamordowałaś własną siostrę - odrzekł Oktawian zimno. Matka chciała go kopnąć, ale się usunął. - Za trzy dni odpłynę do Rzymu z tobą i twymi dziećmi. Weźmiecie udział w moim triumfie. - Nigdy nie pójdę w paradzie ulicami Rzymu! Oktawian z ukosa spojrzał na Jubę i ruszył do wyjścia. Kiedy był przy drzwiach, matka zawołała: - Dokąd się wybierasz? - Do grobu Aleksandra, największego zdobywcy świata. Stamtąd udam się do Gimnazjonu, by przemówić do swego ludu. - Odwrócił się, skierował swe siwe oczy na mnie. - Czy twoje dzieci przyjdą? Zeskoczyłam z łóżka, padłam na kolana przed matką, objęłam ją za nogi. - Nie posyłaj nas z nim. Błagam, matko, błagam! Wstrząsały nią niekontrolowane dreszcze, ale nie spojrzała na mnie. Patrzyła na Oktawiana; porozumieli się wzrokiem i kiwnęła głową. - Dobrze. Zabierz ze sobą moje dzieci. - Nie! - krzyknęłam. - Nie pójdę! - Chodź - powiedział Juba, ale wyrwałam się z jego uchwytu. - Nie każ nam iść! Błagam! Ptolemeusz płakał, Aleksander próbował przekonać matkę. W końcu podniosła ręce i zawołała: - Idźcie! Iras, Charmion, wyprowadźcie ich stąd!

Nie rozumiałam, co się dzieje. Charmion popychała nas w stronę drzwi, gdzie matka obejmowała Aleksandra. Potem zwróciła się ku mnie, dotknęła mojego naszyjnika, pogładziła mnie po włosach, ramionach, policzkach. - Matko - szlochałam. - Cii. - Położyła mi palec na ustach, później posadziła sobie Ptolemeusza na kolanach i ukryła twarz w jego miękkich lokach. Dziwiłam się, że Oktawian czeka cierpliwie. - Będziesz słuchał we wszystkim cezara - powiedziała matka do Ptolemeusza. - Ty także, Selene. Aleksandrze, bądź ostrożny. Opiekuj się nimi. Matka wstała i zanim wyraz jej twarzy zdążył ją zdradzić, Charmion zamknęła drzwi. Zostaliśmy z naszymi wrogami. - Pójdziecie obok mnie i będziecie cicho - powiedział Agrypa. - Najpierw udamy się do grobu Aleksandra, potem do Gimnazjonu. Ja i Aleksander trzymaliśmy Ptolemeusza za ręce. Wydawało nam się, jakbyśmy wędrowali po obcym pałacu. Rzymianie zajmowali każdą salę, szukając naszych bogactw, którymi chcieli wypełnić skarbiec Oktawiana. Rzeźbione cedrowe krzesła zdobiące największe komnaty zniknęły, ale wszystko, co pozostało, zabierali. Jedwabne sofy, poduchy, wazy z kości słoniowej na srebrnych trójnogach. - Skąd on wie, że ci ludzie nie kradną tych rzeczy dla siebie? - szepnęłam po grecku do Aleksandra. - Ponieważ nikt nie byłby taki głupi - odrzekł Juba. Władał greką doskonale. Aleksander spojrzał na mnie ostrzegawczo. Oktawian po raz pierwszy nam się przyjrzał. - Bliźnięta są ładne, prawda? Bardziej podobne do matki niż do ojca. Więc ty jesteś Aleksander Helios? - Tak. Ale nazywają mnie Aleksander, wasza wysokość. - On nie jest królem - zauważył Juba. - Mówimy do niego „cezarze”. Policzki Aleksandra poczerwieniały, a mnie zrobiło się niedobrze na myśl, że rozmawia z człowiekiem, który zabił naszych braci. - Tak, cezarze. - A twoja siostra? - Nazywa się Kleopatra Selene. Woli drugie imię. - Słońce i księżyc - zauważył sucho Juba. - Bardzo sprytne. - Jak nazywa się chłopiec? - zapytał Agrypa. - Ptolemeusz - odparł Aleksander.

Oktawian zacisnął zęby. - Ten jest bardziej podobny do ojca. Opiekuńczym gestem mocniej chwyciłam dłoń braciszka. Kiedy doszliśmy do drzwi, Agrypa zwrócił się do nas. - Macie się nie odzywać bez pytania, zrozumiano? - Wszyscy troje kiwnęliśmy głowami. - Przygotujcie się więc - ostrzegł, gdy drzwi pałacu otworzyły się na oścież. Nad miastem zapadał wieczór, w oddali płonęło tysiące pochodni. Zdawało się, że wszyscy mieszkańcy Aleksandrii wyruszyli do Gimnazjonu. Żołnierze salutowali Oktawianowi, wyciągając przed siebie dłonie. - Możemy zapomnieć o koniu i rydwanie - powiedział Juba, przyglądając się tłumowi. Oktawian spojrzał na Drogę Kanopską. - W takim razie pójdziemy pieszo. Wyczuwałam, że Juba stężał; poprawił miecz przy boku i sztylet na udzie. Był młodszy, niż wcześniej mi się wydawało, nie skończył nawet dwudziestu lat, ale to jemu Oktawian powierzył swe bezpieczeństwo. Może popełni błąd. Może jeden z lojalnych ludzi mego ojca zabije Oktawiana, zanim wypłyniemy w rejs do Rzymu. Czekaliśmy, aż utworzy się niewielki orszak złożony po części z Egipcjan i Greków, ale głównie z żołnierzy mówiących po łacinie z dziwnymi akcentami, przez co trudno było ich zrozumieć. W końcu ruszyliśmy w kierunku grobowca. Każdy dygnitarz odwiedzający Aleksandrię życzył go sobie zobaczyć, Oktawian także pragnął złożyć hołd naszemu przodkowi. Żałowałam, że nie mogę porozmawiać z Aleksandrem, ale zgodnie z poleceniem milczałam i zamiast płakać po ojcu, Antyllusie i Cezarionie, rozglądałam się dokoła uważnie. Może to ostatni wieczór, który spędzam na ulicach Aleksandrii, pomyślałam, przełykając ślinę, by zwalczyć ból w gardle. Po lewej wznosił się Wielki Teatr. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ojciec ostatnio zabrał nas do królewskiej loży zbudowanej tak wysoko, że widać z niej było wyspę Antirhodos. Za teatrem znajdował się Muzejon, dokąd matka wysłała ojca, by się kształcił i nauczył greki. Aleksander i ja rozpoczęliśmy naukę w wieku siedmiu lat, chodziliśmy po marmurowych korytarzach z ludźmi, których brody spadały na powłóbiblioteki, gdzie na cedrowych pólkach spoczywało pół miliona zwojów i gdzie uczeni ze wszystkich królestw świata przybywali, by poznawać zgromadzoną tam wiedzę. Dzisiaj wieczorem jednak kolumnowe sale były mroczne, portyków nie rozświetlały wesołe płomienie lamp. Uczeni zdążali do Gimnazjonu, by poznać przyszłość Egiptu.