Filbana

  • Dokumenty2 833
  • Odsłony752 317
  • Obserwuję555
  • Rozmiar dokumentów5.6 GB
  • Ilość pobrań513 367

Nora Roberts - Obsesja

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.8 MB
Rozszerzenie:pdf

Nora Roberts - Obsesja.pdf

Filbana EBooki Książki -N- Nora Roberts
Użytkownik Filbana wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 192 osób, 162 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 314 stron)

Dla: Elaine, Jeanette, JoAnne, Kat, Laury, Mary, Mary Kay, Nicole, Pat, Sarah.

UJAWNIENIE Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno. (1 Kor 12,13)

N Rozdział pierwszy 29 sierpnia 1998 roku ie wiedziała, co ją obudziło, i niezależnie od tego, ile razy przeżywała na nowo tę noc, niezależnie od tego, gdzie gonił ją ten koszmar, nigdy się nie dowiedziała. Latem powietrze stało się wilgotne i lepkie, śmierdzące potem i pachnące mokrą zielenią. Wprawdzie szumiący na komodzie wiatrak je mieszał, ale i tak miała wrażenie, że śpi w kłębach pary, unoszących się znad garnka. Była jednak przyzwyczajona do leżenia na wilgotnej od lata pościeli, z oknami otwartymi szeroko na nieustający śpiew cykad – i nikłej nadziei na to, że choćby niewielki wiatr poruszy tę duchotę. To nie upał ją obudził ani delikatny grzmot burzy, zbierającej się w oddali. Ocknęła się natychmiast, jakby ktoś porządnie nią potrząsnął albo krzyknął jej imię prosto do ucha. Usiadła na łóżku i patrzyła w ciemność, jednak nie słyszała nic oprócz szumu wentylatora, wysokiego tonu cykad i leniwego, powtarzającego się pohukiwania sowy. Dochodziły do niej wszystkie tak dobrze znane dźwięki lata na wsi oraz własny głos – nic, co mogłoby spowodować ten dziwny ścisk w gardle. Teraz, przebudzona, poczuła ten upał, otaczający ją niczym namoczona w gorącej wodzie gaza, otulająca każdy centymetr jej ciała. Zapragnęła, żeby był już ranek, tak by mogła wymknąć się, gdy wszyscy jeszcze śpią, i schłodzić się w strumieniu. Najpierw praca, potem przyjemności, takie zasady panowały w jej domu. Było jednak tak gorąco, że miała wrażenie, iż będzie musiała rozsunąć powietrze niczym zasłonę tylko po to, żeby zrobić krok. Poza tym była sobota (albo będzie rano), a w soboty mama czasami nagina zasady – jeśli tatuś jest w dobrym humorze. Wtedy usłyszała ten grzmot. Zachwycona wygramoliła się z łóżka i podbiegła do okna. Uwielbiała burze, sposób, w jaki kołysały i bujały drzewami, złowieszcze niebo, przecinające i rozświetlające je błyskawice. A może ta burza przyniesie ze sobą deszcz, wiatr i chłodniejsze powietrze. Być może. Uklękła na podłodze, oparła się rękami o parapet i utkwiła wzrok w skrawku księżyca, zasnutego mgłą i chmurami. Być może. Takie miała marzenie – za dwa dni kończyła dwanaście lat i wciąż wierzyła w to, że marzenia się spełniają. Pragnę wielkiej burzy, pomyślała, z błyskawicami jak widły i grzmotami jak strzały z armaty. I dużo, dużo deszczu. Zamknęła oczy, przechyliła głowę i spróbowała powąchać powietrze. A potem, ubrana w koszulkę z Sabriną, nastoletnią czarownicą, położyła głowę na rękach i zaczęła przyglądać się chmurom.

Znowu zapragnęła, żeby już było rano, a ponieważ mogła sobie życzyć, czego tylko chciała, zapragnęła, żeby był to już poranek w dzień jej urodzin. Bardzo chciała mieć nowy rower, podała też sporo wskazówek. Wysoka i niezgrabna dziewczynka, której – chociaż sprawdzała co rano – nie urosły jeszcze piersi, klęczała i pragnęła poranka. Od tego gorąca zaczęły jej się lepić włosy na karku. Poirytowana zagarnęła je i przełożyła przez ramię. Chciała je obciąć naprawdę krótko, tak jak skrzat z książki z bajkami, którą otrzymała od dziadków, zanim jeszcze zabroniono im się spotykać. Ale tatuś powiedział, że dziewczynki mają mieć długie włosy, a chłopcy krótkie. Tak więc jej braciszek jeździł do miasta do fryzjera Vick’s Barbershop, a ona mogła tylko wiązać swoje jasne włosy w kucyk. Ale Mason był jej zdaniem rozpuszczonym głuptasem, i to tylko dlatego, że urodził się chłopcem. Dostał na urodziny kosz do gry w koszykówkę i oryginalną piłkę Wilson. Mógł również grać w baseballa w Małej Lidze – zdaniem tatusia występować w niej mogli tylko chłopcy (Mason nigdy nie dał jej o tym zapomnieć) – a ponieważ był młodszy o dwadzieścia trzy miesiące (o czym z kolei ona nie dawała mu zapomnieć), miał mniej obowiązków. To nie w porządku, ale skarżenie się na to sprawiało tylko, że dostawała jeszcze więcej obowiązków do spełnienia i nie mogła oglądać telewizji. Poza tym i tak nie będzie to mieć żadnego znaczenia, jeśli dostanie rower. Dojrzała błysk – nisko na niebie zamigotała błyskawica. Przyjdzie, pomyślała. Burza na pewno przyjdzie i przyniesie ze sobą chłód i deszcz. A jeśli będzie padać, i padać, i padać, to nie będzie musiała pielić ogródka. Myśl ta tak bardzo ją ucieszyła, że prawie przegapiła kolejny błysk. Jednak tym razem nie była to błyskawica, lecz snop światła z latarki. Od razu pomyślała, że ktoś tutaj węszy, może nawet chce się włamać. Już chciała zerwać się na równe nogi, pobiec po ojca. Ale potem zobaczyła, że to właśnie on. Szybkim i pewnym krokiem szedł w kierunku drzew, przyświecając sobie latarką. Może chciał ochłodzić się w strumieniu? Jeśli ona też pójdzie, to czy on się rozzłości? Jeśli będzie w dobrym humorze, to zacznie się śmiać. Bez namysłu złapała japonki, wsadziła do kieszeni małą ​latarkę i cicho jak myszka wykradła się z pokoju. Wiedziała, które stopnie skrzypią – wszyscy wiedzieli – i z przyzwyczajenia ich unikała. Tatuś nie lubił, gdy ona albo Mason wymykali się w nocy z pokojów, żeby się napić. Japonki założyła dopiero po dotarciu do tylnego wyjścia, po chwili otworzyła drzwi tylko na tyle, by móc przecisnąć się przez szparę – gdyby otworzyła je szerzej, na pewno by zaskrzypiały. Przez chwilę myślała, że straciła z oczu snop światła, jednak po chwili znowu się pojawił, więc puściła się za nim biegiem. Będzie trzymać się na uboczu, dopóki nie wyczuje nastroju ojca. On jednak skręcił w drugą stronę, nie w kierunku płytkiego strumienia, i wszedł głębiej w las, graniczący z ich kawałkiem ziemi. Dokąd on szedł? Napędzały ją ciekawość i niemal lekkomyślna ekscytacja na myśl o tym, że będzie mogła zakraść się do lasu w nocy. Grzmoty i błyski na niebie dodawały magii całej tej

sytuacji. Nie odczuwała strachu, chociaż jeszcze nigdy nie weszła tak głęboko w las – było to zakazane. Gdyby mama ją na tym przyłapała, wygarbowałaby jej skórę – nie mogła więc dać się przyłapać. Ojciec szedł szybko i pewnym krokiem, musiał mieć jakiś cel. Słyszała, jak na wąskiej dróżce pod jego butami chrzęszczą i trzaskają stare suche liście, cały czas trzymała się z daleka. Nie mógł jej usłyszeć. Gdy coś nagle zapiszczało, podskoczyła przestraszona. ​Musiała zakryć sobie usta dłonią, żeby nie zacząć chichotać. To tylko stara sowa, która urządziła sobie teraz polowanie. Chmury zakryły księżyc. Kopnęła gołym palcem w kamień i prawie się potknęła, teraz zakryła sobie usta, żeby nie syknąć z bólu. Ojciec zatrzymał się, a jej serce zaczęło walić jak szalone. Znieruchomiała niczym posąg, ledwie oddychając. Po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, co zrobi, jeśli on się odwróci i ruszy w jej stronę. Nie będzie mogła biec, bo wtedy z pewnością ją usłyszy. Może zejdzie ze ścieżki i ukryje się w krzakach. Z nadzieją, że nie śpią tam żadne węże. Gdy ruszył z miejsca, ona cały czas stała i powtarzała sobie, że ma zawrócić, zanim wpakuje się w prawdziwe tarapaty. Ale światło latarki było jak magnes, który ją przyciągał. Nagle podskoczył i się zatrząsł. Usłyszała stuknięcie i skrzypnięcie, jakby ktoś otworzył drzwi. A potem światło zniknęło. Stała na środku gęstego ciemnego lasu, oddychając płytko. Mimo gorącego ciężkiego powietrza czuła, że ma dreszcze. Zrobiła krok do tyłu, potem drugi, po chwili ogarnęła ją chęć ucieczki. Ponownie ścisnęło jej się gardło, tak mocno, że z trudem przełykała ślinę. Ciemność zdawała się ją oplatać – poczuła duszności. Biegnij do domu, biegnij. Wróć do łóżka, zamknij oczy. Głos w jej głowie stał się wysoki i piskliwy tak jak u cykad. – Tchórz – szepnęła, dla otuchy obejmując się w talii rękami. – Nie bądź tchórzem. Zaczęła się skradać, teraz już kierując się tylko instynktem. Chmury ponownie się przesunęły, w słabym świetle księżyca zobaczyła zarys rozpadającego się budynku. Wygląda jak stara chatka, pomyślała, która niemal doszczętnie spłonęła, tak że zostały tylko same fundamenty i stary kominek. Strach zamienił się w fascynację kształtami, odcieniami szarości, sposobem, w jaki światło księżyca igrało ze spalonymi cegłami i sczerniałym drewnem. Znowu zapragnęła, żeby było już rano – wtedy mogłaby tutaj pomyszkować. Jeśli uda jej się wykraść z domu za dnia, to będzie jej miejsce. Mogłaby przynieść tutaj swoje książki i czytać, nie musiałaby znosić złośliwego brata. I mogłaby siedzieć i rysować albo po prostu siedzieć i marzyć. Ktoś tutaj kiedyś mieszkał, więc może były tam duchy. ​Poczuła dreszcz emocji. Bardzo chciałaby spotkać ducha. Ale gdzie zniknął tata? Przypomniała sobie to stuknięcie i skrzypnięcie. Może to było coś w rodzaju przejścia do innego wymiaru, otworzył drzwi i przez nie przeszedł. Miał swoje tajemnice – wiedziała już, że mają je wszyscy dorośli. Tajemnice, które skrywali

przed innymi i które sprawiały, że ich wzrok stawał się twardy, gdy zadałaś niewłaściwe pytanie. A może był odkrywcą, który przeszedł przez magiczne drzwi do innego świata? Nie spodobałyby mu się jej myśli, ponieważ w Biblii nie było nic o innych światach, duchach i nastoletnich czarownicach. Ale może nie chciał, żeby tak myślała, bo to była prawda? Zaryzykowała i zrobiła kilka kolejnych kroków, nasłuchując wszelkich dźwięków. Usłyszała tylko zbliżającą się burzę. Tym razem, gdy kopnęła w kamień, z jej ust wydobył się urywany okrzyk bólu. Zaczęła skakać na jednej nodze i robiła tak, dopóki ból nie minął. Głupi kamień, pomyślała, i spojrzała w dół. W bladym świetle księżyca zobaczyła, że to nie kamień ale drzwi. Drzwi w ziemi! Takie, które mogły skrzypieć przy otwieraniu. Może nawet były magiczne. Opadła na kolana, przejechała dłonią po drewnianych drzwiach – i wbiła jej się drzazga. Magiczne drzwi nie mają drzazg. To pewnie stara ziemianka albo schron przeciwburzowy. Mimo wszystko – pomyślała, ssąc bolący palec – były to drzwi w ziemi, w ciemnym lesie, przy starym spalonym domku. A na dół zszedł jej ojciec. Rower! Może ukrył tam jej rower i właśnie go składa! Ryzykując wbicie się kolejnej drzazgi, przyłożyła ucho do starego drewna i zmrużyła oczy, żeby jak najlepiej słyszeć. Wydawało jej się, że słyszy jego ruchy. I coś jakby postękiwanie. Wyobraziła sobie, jak składa jej rower – taki nowiutki, błyszczący i czerwony – jego wielkie dłonie wybierają odpowiednie narzędzie, pogwizduje sobie przez zęby tak jak zawsze, gdy coś robi. Był tam na dole i przygotowywał coś specjalnie dla niej. Obiecała sobie, że przez calutki miesiąc nie będzie narzekać na nadmiar obowiązków (oczywiście zawsze narzekała w głowie). Jak długo składa się rower? Musi szybko wracać do domu, żeby się nie zorientował, że za nim poszła. Ale naprawdę, naprawdę, naprawdę chciała zobaczyć to coś. Tylko zerknąć. Oderwała się od drzwi, podpełzła do spalonego domku i przykucnęła za starym kominem. Na pewno nie zajmie mu to zbyt dużo czasu – był dobry w majsterkowaniu. Gdyby chciał, mógłby mieć własny zakład i naprawiać różne rzeczy, ale żeby zabezpieczyć byt rodzinie, pracował w Morgantown, w firmie dostarczającej do domów telewizję kablową. Cały czas powtarzał, że musi utrzymywać rodzinę. Dostrzegła błyskawicę – pierwsze jej rozgałęzienie – a grzmot, który po niej nastąpił, był już bardzo potężny. Powinna iść do domu, taka była prawda, ale przecież nie mogła tam teraz wrócić. Mógł wyjść ze swej kryjówki w każdej chwili, a wtedy z pewnością by ją złapał. Gdyby tak się stało, to nici z nowiutkiego czerwonego ​roweru na urodziny. Jeśli nadejdzie burza, to Naomi po prostu zmoknie, nic więcej. Przynajmniej trochę ochłonie. Powiedziała sobie, że to będzie trwać jeszcze tylko pięć minut, a gdy minęło dziesięć – że będzie jeszcze tylko kolejnych pięć. A potem zachciało jej się siku. Próbowała wytrzymać, zignorować to, wstrzymać, ale wreszcie się poddała i zaczęła pełznąć z powrotem, w kierunku drzew. Wywróciła oczami, ściągnęła spodenki i kucnęła, rozstawiając szeroko stopy, żeby się nie posikać. A potem kilka razy potrząsnęła pupą, żeby strząsnąć ostatnie krople moczu. Gdy

zaczęła zakładać spodenki, rozległo się znajome skrzypnięcie. Zamarła z szortami wokół kostek i gołym tyłkiem kilkanaście centymetrów nad ziemią. Zacisnęła usta, żeby wstrzymać oddech. Ujrzała go w blasku latarki, wydawał jej się dziki – w świetle błyskawic jego krótko ostrzyżone włosy były niemal białe, oczy bardzo ciemne, a usta skrzywione w agresywnym, szerokim uśmiechu szaleńca. Miała wrażenie, że ojciec zaraz odwróci głowę i zawyje jak wilk. Jej serce zaczęło walić jak szalone i po raz pierwszy w życiu poczuła strach, jakiego jeszcze nie znała. Gdy zaczął się pocierać tam, na dole, poczuła, jak płoną jej policzki. Potem zatrzasnął drzwi i rozległo się krótkie urywane echo. Zasunął rygiel – słysząc ostry skrzypiący dźwięk, dziewczynka zadrżała. Cały czas znajdowała się w niewygodnej pozycji, aż wreszcie jej nogi zaczęły się trząść. W tym czasie ojciec przysypał drzwi liśćmi. Postał tam jeszcze przez chwilę – teraz słychać było już nawet płonące na niebie błyskawice – i świecił latarką na drzwi. Światło odbijało się na jego łagodnej już twarzy – ale dziewczynka dostrzegała tylko ostre krawędzie. Krótko ścięte jasne włosy wyglądały jak naga czaszka, a oczy przypominały puste jamy. Rozejrzał się i przez jedną przerażającą chwilę miała wrażenie, że patrzył wprost na nią. Doskonale wiedziała, że ten człowiek by ją teraz skrzywdził, wykorzystałby przeciwko niej swoje dłonie i pięści, te same, którymi starał się zapewniać rodzinie dobrobyt, niezaznany przez niego w dzieciństwie. Jęknęła bezradnie i pomyślała: tatusiu, proszę. Proszę. Ale on się odwrócił i odszedł w stronę domu, stawiając długie, pewne kroki. Nie śmiała się poruszyć, dopóki nie ucichły wszystkie odgłosy poza śpiewem nocy i pierwszymi podmuchami wiatru. Burza nadchodziła, a ojca nie było. Podciągnęła spodenki i wyprostowała się, strzepując igły z nóg. Księżyc już nie świecił, a radość z przeżywanej przygody zamieniła się w ogromny lęk. Jednakże oczy dziewczynki przyzwyczaiły się do ciemności na tyle, by mogła wrócić do zasypanych liśćmi drzwi. Dojrzała je tylko dlatego, że wiedziała o ich istnieniu. Słyszała teraz własny oddech, mieszający się z szumiącym wiatrem. Powietrze wreszcie stało się chłodne, ale ona potrzebowała ciepła. Zimno przenikało ją aż do kości, tak jak zimą, a jej dłoń drżała, gdy pochyliła się, by odgarnąć grubą warstwę liści. Popatrzyła na zasuwę, grubą i zardzewiałą, tkwiącą w starych drewnianych drzwiach. Dotknęła jej palcami, ale teraz już nie chciała jej odsunąć. Pragnęła znaleźć się w swoim łóżku, tam, gdzie było bezpiecznie. Byleby zapomnieć o widoku dzikiego ojca. Jednak jej palce szarpnęły za zasuwę, a gdy nie udało jej się przesunąć jej jedną ręką, zaczęła pracować oburącz. Gdy wreszcie przesunęła rygiel, zacisnęła zęby. Tam był jej rower, wciąż sobie powtarzała, chociaż czuła na piersi ogromny ciężar. Błyszczący czerwony rower, jej prezent urodzinowy. To właśnie znajdzie w środku. Powoli uniosła drzwi i spojrzała w ciemność. Z trudem przełknęła ślinę, wyjęła z kieszeni małą latarkę i, przyświecając sobie wąskim promieniem światła, zaczęła schodzić po drabinie. Nagle poczuła paniczny strach przed tym, że w otworze pojawi się twarz ojca. I popatrzy na nią tym dzikim, strasznym wzrokiem. I zatrzasną się drzwi, zamykając ją w środku. Już miała

zacząć wchodzić na górę, gdy usłyszała pisk. Zamarła na drabinie. Na dole było jakieś zwierzę. Dlaczego tatuś miałby trzymać na dole jakieś... Szczeniaczek? Czy to był jej urodzinowy prezent? Piesek, którego zawsze chciała mieć, ale na którego rodzice się nie godzili. Nawet Masonowi nie udało się ich ubłagać. Gdy zeszła na brudną podłogę, w jej oczach stały łzy. Będzie musiała modlić się o wybaczenie za straszliwe myśli – które były takimi samymi grzechami jak czyny – na temat ojca. Zaczęła rozglądać się po wnętrzu piwnicy, jej serce było pełne zdumienia i radości – ostatniej, jaką miała odczuwać przez długi, długi czas. Tam, gdzie spodziewała się zobaczyć szczeniaczka w klatce, zobaczyła młodą kobietę. Jej oczy były szeroko otwarte i błyszczące od łez, które spływały po policzkach. Wydawała z siebie straszliwe dźwięki. Miała usta zaklejone taśmą, podrapaną i posiniaczoną twarz oraz szyję. Była naga, jednak mimo to próbowała się zakryć. Ale nie mogła. Jej ręce były związane liną – rozjątrzone rany na nadgarstkach krwawiły – i przywiązane do metalowego drążka za starym materacem, na którym leżała. Jej nogi również były związane w kostkach i szeroko rozłożone. Cały czas wydawała z siebie te przerażające dźwięki, które waliły w uszy, drażniły brzuch. Jak we śnie Naomi ruszyła do przodu. W jej uszach rozlegał się teraz ryk, jakby zbyt długo była pod wodą i nie mogła wypłynąć na powierzchnię. Miała tak sucho w ustach, że wypowiadane słowa drapały ją w gardle. – Nie krzycz. Nie wolno ci krzyczeć, dobrze? On może cię usłyszeć i wrócić. Dobrze? Kobieta pokiwała głową, patrzyła błagalnie na Naomi. Dziewczynka podważyła paznokciami krawędź taśmy. – Musisz być cicho – powiedziała szeptem. Jej palce drżały. – Proszę, bądź cicho. I oderwała taśmę. Rozległ się obrzydliwy odgłos, po taśmie został czerwony głęboki ślad, ale kobieta nie krzyknęła. – Proszę. – Jej głos przypominał skrzypienie zardzewiałych zawiasów. – Proszę, pomóż mi. Proszę, nie zostawiaj mnie tu. – Musisz się stąd wydostać. Musisz uciekać. – Naomi spojrzała w kierunku drzwi do piwnicy. A jeśli on wróci? O Boże, co, jeśli ten szalony, wyglądający jak jej ojciec człowiek wróci? Próbowała odwiązać linę, ale ta była zbyt mocno związana. Potarła palce ze zdenerwowaniem, a potem odwróciła się i oświetliła wnętrze piwnicy. Dojrzała butelkę alkoholu – ojciec zabronił trzymać go w domu – i jeszcze więcej zwiniętej liny, czekającej na swoją kolej. Stary koc, lampion. Czasopisma z nagimi kobietami na okładkach, aparat fotograficzny i nie, och, nie, nie, nie, przyczepione do ścian zdjęcia kobiet. Takich jak ta, nagich, związanych, zakrwawionych i przerażonych. I kobiet, patrzących martwym wzrokiem. Stare krzesło, puszki i słoiki z jedzeniem na półce przybitej do ściany. Stertę szmat – nie, ubrań, podartych ubrań – poplamionych zaschniętą już krwią.

Czuła zapach krwi. Były tam też noże. Wiele noży. Na chwilę przestała myśleć, starała się nie dopuszczać do siebie tego wszystkiego, złapała jeden z nich i zaczęła przecinać sznur. – Musisz być cicho, cicho. Przecięła skórę, ale kobieta nie krzyknęła. – Pośpiesz się, proszę, pośpiesz się. Proszę, proszę. – Jęknęła tylko, kiedy Naomi uwolniła jej ręce, które zaczęły się bardzo trząść, gdy spróbowała je opuścić. – Boli. Boże, Boże, jaki ból. – Nie myśl o tym, po prostu o tym nie myśl. Jak myślisz, boli jeszcze bardziej. – Tak, tak, myślenie boli. Nie będzie myśleć o krwi, zdjęciach, stercie podartych i strasznych ubrań. Zaczęła odcinać linę na jednej z kostek. – Jak się nazywasz? – Ja... Ashley. Jestem Ashley. Kim on jest? I gdzie on jest? Nie mogła tego powiedzieć. Nie chciała tego powiedzieć. Nie będzie o tym myśleć. – Jest w domu. Przyszła burza. Słyszysz? Ona też jest teraz w domu, powtarzała sobie, przecinając sznur. W domu, w łóżku, a to wszystko to zły sen. Nie było żadnej starej piwniczki, śmierdzącej piżmem, moczem i czymś gorszym, nie było kobiety ani dzikiego mężczyzny. Obudzi się w swoim łóżku, a po burzy powietrze stanie się chłodniejsze. Gdy się obudzi, wszystko będzie czyste i zimne. – Musisz wstać i stąd wyjść. Musisz uciekać. Uciekać, uciekać, w ciemność, jak najdalej stąd. Wtedy ​będzie mogła udawać, że to się nigdy nie wydarzyło. Po pobitej twarzy Ashley spływał pot, spróbowała wstać, ale nie mogła ustać na nogach. Upadła na ziemię i zaczęła dyszeć. – Nie mogę chodzić, moje... moje nogi... Przepraszam, przepraszam... Musisz mi pomóc. Proszę, pomóż mi się stąd wydostać. – Twoje nogi usnęły, to wszystko. – Naomi wzięła koc i zarzuciła go na ramiona kobiety. – Musisz spróbować wstać. Razem udało im się postawić Ashley na nogi. – Oprzyj się na mnie. Wepchnę cię po drabinie, ale musisz próbować się wspiąć. Musisz spróbować. – Dam radę. Dam radę. – Podczas mozolnej, wymagającej ogromnego wysiłku wspinaczki na Ashley padał deszcz. Dwa razy niemal ześlizgnęła się na dół. Próbując utrzymać ciężar swego ciała i wepchnąć go na górę, Ashley odczuwała ogromny ból mięśni. Wreszcie jednak wydała z siebie ostatni szloch i sapnięcie i wydostała się na zewnątrz. Padła na ziemię, ciężko dysząc. – Musisz uciekać. – Nie wiem, gdzie jestem. Przepraszam. Nie wiem, jak długo tam byłam. Dzień, może dwa... Nie jadłam i nie piłam, odkąd on... Jestem ranna. Po jej twarzy płynęły łzy, ale nie szlochała, po prostu patrzyła na dziewczynkę. – On... on mnie gwałcił, dusił, ciął i bił. Moja kostka. Coś z nią jest nie tak. Nie mogę na niej stanąć. Możesz mnie stąd wyprowadzić? Na policję? Deszcz walił o liście, błyskawica rozświetliła niebo tak, jakby to już był ranek.

Ale Naomi się nie obudziła. – Poczekaj chwileczkę. – Nie wracaj tam! – Po prostu poczekaj. Zeszła na dół, w to straszne miejsce, i wzięła nóż. Niektóre plamy z krwi na nim nie były świeże, nie pochodziły od nacięć. Nie, były już stare i suche, na pewno pochodziły od czegoś więcej. Napawało ją to obrzydzeniem, ale zaczęła przeszukiwać ubrania, aż znalazła podartą koszulkę i podarte spodnie. Zabrała je ze sobą na górę. Na ich widok Ashley pokiwała głową. – W porządku. Mądra z ciebie dziewczyna. – Nie widziałam butów, ale łatwiej ci będzie chodzić w spodniach i koszulce. Są podarte, ale... – Nieważne. – Ashley zacisnęła zęby, gdy Naomi pomagała jej wciągnąć spodnie, gdy ostrożnie podniosła jej ręce, żeby ​założyć jej bluzkę. Dziewczynka przerwała na chwilę, gdy zobaczyła, że pod wpływem ruchu otworzyły się cienkie nacięcia na klatce piersiowej kobiety, zaczęła się sączyć z nich krew. – Musisz się o mnie oprzeć. – Ponieważ Ashley drżała, Naomi ponownie owinęła jej ramiona kocem. Po prostu rób. Nie myśl, tylko rób. – Musisz iść, nawet jeśli będzie cię to boleć. Poszukamy grubego patyka, ale musimy iść. Nie wiem, która jest godzina, ale rano zaczną mnie szukać. Musimy dojść do drogi. Od tego miejsca będzie już tylko jakieś półtora kilometra. Musisz iść. – Jeśli będzie trzeba, będę się czołgać. Stanęła na czworakach, a potem podniosła się z pomocą dziewczynki. Jej ruchy były powolne, a po ciężkim oddechu kobiety Naomi wnioskowała, że i bardzo bolesne. Znalazła grubą gałąź i to pomogło, ale tylko trochę, ponieważ podczas burzy ścieżka stała się błotnista. Minęły strumień – który po deszczu zamienił się w rwący potok – i cały czas szły. – Przepraszam. Przepraszam, nie spytałam cię o imię. – Naomi. – Ładnie. Naomi, muszę się na chwilę zatrzymać. – Dobrze, ale tylko na chwilę. Ashley oparła się o drzewo i ciężko oddychała, podpierając się złamaną gałęzią. Po jej twarzy spływały deszcz i pot. – Czy to pies? Słyszę szczekanie psa. – To pewnie King. Gospodarstwo Hardych jest w tamtą stronę. – Możemy tam pójść? Zadzwonimy stamtąd na policję, wezwiemy pomoc. – To za blisko. – Pan Hardy i jej ojciec byli diakonami w kościele. Przed wykonaniem telefonu na policję, zadzwoniłby do jej ojca. – Za blisko? Mam wrażenie, że przeszłyśmy wiele kilo​metrów. – Nie przeszłyśmy nawet jednego. – Dobrze. – Ashley zamknęła na chwilę oczy i przygryzła wargę. – W porządku. Znasz tego mężczyznę? Tego, który mnie porwał i skrzywdził?

– Tak. – Znasz jego nazwisko i wiesz, gdzie go znaleźć? – Tak. Teraz musimy już iść. Musimy cały czas iść. – Powiedz mi, jak się nazywa. – Drżąc z bólu, Ashley odepchnęła się od drzewa i zaczęła utykać. – Jeśli mi powiesz, będzie mi łatwiej iść. – Nazywa się Thomas Bowes. Thomas David Bowes. – Thomas David Bowes. Ile masz lat? – Jedenaście. W poniedziałek skończę dwanaście. – Wszystkiego najlepszego. Jesteś bardzo mądra, silna i odważna. Naomi, ocaliłaś mi życie. Ocaliłaś komuś życie jeszcze przed dwunastym rokiem życia. Nigdy o tym nie zapominaj. – Nie zapomnę. Nie. Burza mija. Cały czas szły lasem. Przez to wszystko trwało dłużej, niż gdyby wyszły na drogę. Ale Naomi znała już uczucie strachu, więc szły lasem, aż doszły do małego miasteczka Pine Meadows. Chodziła tu do szkoły i do kościoła, a matka robiła zakupy w tutejszym markecie. Naomi nigdy nie była w biurze szeryfa, ale wiedziała, gdzie się ono znajduje. Gdy na wschodzie niebo zaczęło jaśnieć i pierwsze promienie oświetliły kałuże, minęły kościół i przeszły przez wąski most nad wąskim strumieniem. Japonki zostawiały na ulicy mokre ślady, Ashley kuśtykała, waląc gałęzią w ziemię i dysząc z każdym krokiem. – Co to za miasteczko? – Pine Meadows. – Gdzie? Byłam w Morgantown. Chodziłam na WVU[1]. – To jakieś dwadzieścia kilometrów stąd. – Uprawiałam sport. Biegałam. I to na długie dystanse, wierz lub nie. I trenowałam jak co rano. Zaparkował przy drodze i podniósł maskę samochodu, żeby to wyglądało na awarię. Trochę zwolniłam i mnie złapał. Uderzył mnie czymś. I obudziłam się w tym miejscu. Znowu będę musiała się zatrzymać. Nie, nie, nie, nie zatrzymywać się. Nie myśleć. Robić. – Już jesteśmy prawie na miejscu. Widzisz, tam na końcu ulicy, ten biały dom – widzisz znak z przodu? – Departament Szeryfa w Pine Meadows. Och, dzięki Bogu. Dzięki Bogu. – I wtedy Ashley zaczęła szlochać, spazmy wstrząsały nimi obiema, ponieważ Naomi mocno trzymała ją w pasie, utrudniały dalszą drogę, bo dziewczynka musiała dźwigać jeszcze większy ciężar. – Jesteśmy bezpieczne. Bezpieczne. Gdy Ashley przewróciła się na wąskim ganku, Naomi jeszcze mocniej owinęła ją kocem, a potem zaczęła walić do drzwi. – Czy ktoś tam będzie? Chyba nie. Jest za wcześnie. – Nie mam pojęcia. – Ale zapukała raz jeszcze. Gdy drzwi się otworzyły, Naomi miała wrażenie, że zna tę młodą twarz i potargane włosy. – Co się stało? – zaczął, a potem przeniósł wzrok z niej na Ashley. – Dobry Boże. Otworzył drzwi na oścież, wyskoczył na zewnątrz i uklęknął przy kobiecie. – Wniosę cię do środka.

– Pomóc. Proszę nam pomóc. – Nic ci nie będzie. Wszystko będzie dobrze. Zdaniem Naomi był chudy, ale mimo to podniósł Ashley, jakby nic nie ważyła – tylko trochę się zaczerwienił, gdy koc spadł, odsłaniając wystającą przez dziurę w koszulce lewą pierś kobiety. – Skarbie – powiedział do Naomi – przytrzymaj mi drzwi. Miałyście wypadek? – Nie – odrzekła dziewczynka. Przytrzymała drzwi i przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy powinna uciec, po prostu uciec, czy wejść do środka. Uczyniła to drugie. – Posadzę cię tam. Dobrze? – Jego wzrok padł na siniaki na szyi Ashley i w jego oczach pojawiło się zrozumienie. – Skarbie, widzisz tamten automat z wodą? Może przynieś... jak ci na imię? – Ashley. Ashley McLean. – Może przynieś Ashley wody, dobrze? Odwrócił się i dojrzał nóż, który Naomi przyczepiła sobie do boku. Tym samym swobodnym tonem powiedział: – Oddaj mi to, dobrze? O właśnie. Wziął nóż ze słabej dłoni dziewczynki i położył go poza jej zasięgiem, wysoko na półce. – Muszę podzwonić, między innymi do lekarza, który cię przebada. Będziemy jednak musieli zrobić kilka zdjęć. Rozumiesz, co do ciebie mówię? – Tak. – Zadzwonię do szeryfa i będą zadawać ci pytania. Zgadzasz się na to? – Tak. – W porządku. Napij się wody. Grzeczna dziewczynka – powiedział do Naomi i delikatnie pogłaskał jej mokre włosy, gdy przyniosła Ashley tekturowy kubeczek. Podniósł słuchawkę z biurka i wybrał numer telefonu. – Szeryfie, z tej strony Wayne. Tak, wiem, która godzina. Mam tutaj ranną kobietę. Nie, sir, to nie wypadek. Została napadnięta, będzie potrzebować kompletu badań. – Odwrócił się i zaczął mówić ciszej, ale Naomi usłyszała słowa: „trzeba zrobić badanie pod kątem gwałtu”. – Przyprowadził ją dzieciak. To chyba córka Toma i Sue Bowesów. Ashley opuściła kubek i utkwiła wzrok w Naomi. – Bowes. – Tak. Nazywam się Naomi Bowes. A teraz pij. – Ty też, skarbie. – Nagle Ashley odstawiła kubek i przyciąg​nęła do siebie Naomi. – Ty też. Wreszcie coś w Naomi pękło, położyła głowę na ramieniu kobiety i zaczęła szlochać. Ashley spojrzała na Wayne’a ponad jej głową. – To jej ojciec mi to zrobił. Thomas David Bowes. I to Naomi mnie ocaliła. Wayne wypuścił powietrze z płuc. – Szeryfie, lepiej niech pan tu szybko przyjedzie.

G Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym Książka dla andrzej broniszewski Rozdział drugi dy szeryf przybył na miejsce, Wayne zabrał Naomi do innego pomieszczenia, a potem kupił jej batonik i colę. Nigdy nie pozwalano jej tak sobie dogadzać, teraz jednak nie miała nic przeciwko. Przyniósł apteczkę pierwszej pomocy i zaczął opatrywać rany i zadrapania, o których istnieniu nie miała pojęcia. Pachniał gumą Juicy Fruit – widziała żółtą paczuszkę wystającą z kieszonki na jego piersi. I od tego poranka od zawsze miała już kojarzyć gumę do żucia ze zwyczajną dobrocią. – Skarbie, masz ulubionego nauczyciela? – Eee... Nie wiem. Może pani Blachard. – Jeśli chcesz, to do niej zadzwonię i poproszę, żeby tutaj przyjechała i z tobą pobyła. – Nie, nie, w porządku. I tak się dowie. Wszyscy się dowiedzą. – Poczuła ukłucie w piersi, więc spojrzała w inną stronę. – Ale nie chcę przy tym być. – Dobrze. Jedzie do nas miła pielęgniarka, która będzie razem z Ashley, gdy ta pójdzie do szpitala. Może pragniesz towarzystwa kogoś takiego? Kogoś, kto cię nie zna? – Nie chcę nikogo. Co się teraz stanie? – No cóż, teraz przez jakiś czas szeryf będzie rozmawiać z Ashley, a potem zawiozą ją do szpitala w Morgantown i wyleczą. – Zraniła się w kostkę. – Naprawią ją, bez obaw. Masz ochotę na innego batonika? Spojrzała na Snickersa, którego nawet nie otworzyła. – Nie, sir. Po prostu jeszcze nigdy nie jadłam słodyczy z samego rana. – A w Wielkanoc? – Uśmiechnął się i przykleił plaster na niewielkie, ale głębokie zadrapanie. – To dzień świąteczny. Wtedy należy się modlić, a nie obżerać czekoladowymi zajączkami. Powtórzyła słowa ojca, ale zastępca szeryfa tylko spojrzał na nią ze współczuciem. I poklepał ją po nodze. – No cóż. Przywiozę ci ciepłe śniadanie, gdy tylko będzie to możliwe. Poczekasz tutaj przez chwilkę? – Czy jestem aresztowana? Teraz nie patrzył już ze współczuciem, tylko pogładził ją po policzku tak delikatnie jak matka. I wciąż pachniał Juicy Fruit. – Za co, kochanie? – Nie wiem. Ale przecież aresztuje pan mojego tatę. – Nie martw się tym teraz. – Widziałam go. Widziałam go, kiedy wyszedł z tej piwnicy w lesie. Wyglądał dziwnie.

Bałam się. – Nie musisz się już bać. – A co z mamą i bratem? – Nic im nie będzie. – Spojrzał w kierunku drzwi, które właśnie się otworzyły. Znała panią Lettie – chodziła do ich kościoła. Naomi zapomniała jednak, że pracowała w biurze szeryfa. Lettie Harbough miała czerwoną torbę przerzuconą przez ramię. Na jej okrągłej twarzy pojawił się smutny uśmiech. – Cześć, Naomi. Przyniosłam ci trochę suchych ubrań. To mojej córki, nie jest tak wysoka jak ty i nie taka szczupła, ale przynajmniej są czyste i suche. – Dziękuję, pani Lettie. – Żaden problem. Wayne, szeryf chce z tobą rozmawiać. Naomi i ja damy sobie radę. Przebierzesz się od razu w naszej umywalni, dobrze? – Tak, proszę pani. Ubrania były zbyt szerokie, ale pani Lettie dołączyła pasek, którym mogła je ściągnąć. Gdy wyszła z umywalni, Lettie siedziała przy niewielkim stoliku i sączyła kawę z wielkiego niebieskiego kubka. – Mam ze sobą szczotkę. Jeśli chcesz, mogę rozczesać ci włosy, są strasznie potargane. – Dziękuję. Naomi usiadła, chociaż nie była pewna, czy chce, by jej teraz dotykano. Mimo wszystko po pierwszych kilku pociągnięciach szczotką udało jej się odprężyć. – Jakie masz piękne włosy. – Za rzadkie. – Nie, naprawdę. Są jak sierść jelenia, zmieszane wszystkie odcienie blondu, a teraz dodatkowo rozjaśniło je słońce. Piękne i gęste. Kochanie, będę musiała ci zadać kilka pytań, być może trudnych. Ale są niezmiernie ważne. – Gdzie Ashley? – Przesłuchują ją w szpitalu. Pytała o ciebie, prosiła, żebyśmy cię do niej zawieźli. Chcesz? – Tak, pszepani. Proszę, chcę. – Dobrze. Teraz jednak muszę spytać, czy ojciec kiedykolwiek cię krzywdził. Wiem, że odpowiedź na to pytanie może być trudna. – Nigdy nie podniósł ręki ani na mnie, ani na Masona. Gdy zasłużymy, to mama spuszcza nam lanie, ale to niewiele znaczy. Nie ma serca, żeby mocniej nas uderzyć, więc całą trójką udajemy. Bo tatuś powtarza, że „dzieci trzeba trzymać krótko”. – Nigdy nie lubiłam tego powiedzenia. Ale teraz muszę cię spytać, czy kiedykolwiek dotykał cię w zły sposób. Naomi patrzyła na wprost, podczas gdy Lettie czesała jej włosy. – Chodzi pani o to, co zrobił Ashley. Zgwałcił ją. Pszepani, wiem, co to gwałt. W Biblii gwałcono kobiety z plemienia Sabinów. Nigdy mi tego nie zrobił. Nigdy mnie tak nie dotknął. – W porządku. A czy kiedykolwiek skrzywdził twoją mamę? – Nie wydaje mi się. Czasami... – Możesz mówić dalej. – Wprawnym ruchem związała włosy dziewczynki w kucyk. – Jedyne, o co cię proszę, to żebyś powiedziała mi prawdę. – Czasami patrzył, jakby chciał wyrządzić jej krzywdę, ale tego nie robił. Gdy się porządnie

wściekał, znikał na dzień lub dwa. Mama mawiała wtedy, że się uspokajał. Że mężczyzna uspokaja się we własnym tempie. Pani Lettie, ona nic nie wiedziała. Mama nie wiedziała, że on krzywdzi kobiety, albo się bała. Bardzo. – Kobiety? Gdy Lettie ponownie usiadła, Naomi patrzyła prosto przed siebie. – Ashley powiedziała, że była tam na dole przez dzień lub dwa. Było tam więcej liny, no i zdjęcia. Na ścianie wisiały zdjęcia kobiet związanych tak jak ona. W o wiele gorszym stanie. Wydaje mi się, że niektóre z nich nie żyły. Wydaje mi się, że nie żyły. Chyba zwymiotuję. Lettie zajęła się nią, przytrzymała dziewczynce włosy, gdy ta wisiała nad toaletą, a potem, po wszystkim, wytarła jej twarz chłodnym mokrym ręcznikiem. Następnie dała Naomi miętowego cukierka i delikatnie pocałowała ją w czoło. – Masz za sobą straszne przeżycia. Może chcesz odpocząć? – Nie mogę teraz wrócić do domu, prawda? – Nie, skarbie, przykro mi, ale teraz nie. Jednak mogę zabrać cię do mojego domu, położysz się w łóżku dla gości, spróbujesz zasnąć. – A mogę poczekać tutaj na mamę i Masona? – Jeśli chcesz. A może przyniosę ci tosta, zobaczymy, czy będzie ci smakował. A Snickersa zostawisz sobie na później. – Dziękuję. Lettie wstała. – Naomi, to, co zrobiłaś, było słuszne. Nawet więcej, było bardzo odważne. Jestem z ciebie niesamowicie dumna. Wychodzę dosłownie na kilka minut. Chcesz do tego tosta herbatę z miodem? – Byłoby miło, dziękuję. Gdy została sama w pokoju, położyła głowę na stole, ale nie mogła odpocząć. Napiła się coli, ale ta była zbyt słodka. Chciała wody – tylko zimnej i czystej. Przypomniała sobie o automacie z wodą i wstała. Wyszła z małego pokoiku i krzyknęła, czy może pójść po wodę. Nagle zobaczyła, jak zastępca szeryfa prowadzi ojca przez całą salę w stronę wielkich metalowych drzwi. Ręce taty były skute na plecach, na prawym policzku miał świeżego siniaka. Nie wyglądał na dzikiego, złego ani zawstydzonego. Uśmiechał się pogardliwie – robił tak zawsze, gdy ktoś mu mówił, że się myli. Zobaczył ją – przygotowała się na atak wściekłości, nienawiści i gniewu. A jedyne, co otrzymała, to natychmiastowa obojętność, która pojawiła się na jego twarzy, gdy doszedł do metalowych drzwi i potem, gdy przez nie przechodził. I już go nie było. W sali znajdowało się mnóstwo osób, panował hałas, atmosfera była mroczna. Poczuła, że się unosi, jakby nogi poszły w innym kierunku, a ciało zostało zawieszone. FBI, seryjny morderca, technicy policyjni, ofiary. Nic nie miało sensu. Nikt nie zauważył tyczkowatej dziewczynki ze zbyt szeroko otwartymi oczami, trupiobladej, tonącej w za obszernych ubraniach i pogrążonej w szoku. Nikt nie spojrzał w jej stronę, zaczęła się zastanawiać, czy gdyby ktoś spojrzał, też prześlizgnąłby się wzrokiem po jej sylwetce – tak jak jej ojciec.

A może to wszystko było nieprawdziwe. Może ona w ogóle nie istniała. Ale ciężar na piersi... on na pewno był prawdziwy. Tak jakby spadła na plecy z wysokiej gałęzi starego dębu i nie mogła złapać tchu. Była już tak daleko, że nie mogła się cofnąć. Pokój zaczął się powoli kręcić, światło zgasło. Chmura zasłoniła księżyc. Po zamknięciu Bowesa Wayne wyszedł na zewnątrz w samą porę, by zobaczyć, jak oczy Naomi wywracają się białkami do przodu. Krzyknął i rzucił się w jej kierunku. Był szybki, ale nie na tyle, by złapać ją, zanim upadła na podłogę. – Przynieście wody! Gdzie jest ten cholerny lekarz? Co ona u diabła tutaj robi? – Podniósł ją i zaczął tulić. Delikatnie klepał ją po policzkach, tak bladych, że nie odcinały się od ściany. – Przepraszam. Dobry Boże. Chciała jeść. Wyszłam, żeby jej coś przynieść. – Lettie opadła obok, trzymając kubek z wodą. – Widziała go? Widziała, jak wprowadzam tego bydlaka do celi? Lettie tylko pokręciła głową. – Wyszłam maksymalnie na trzy minuty. Dochodzi do siebie. Proszę, maleńka. Naomi, skarbie, tylko oddychaj spokojnie. Zemdlałaś. Chcę, żebyś napiła się wody. – Czy jestem chora? – Teraz już wszystko w porządku. Napij się. A potem wszystko do niej wróciło. Jej oczy koloru, który matka nazywała butelkową zielenią – zamknęły się. – Dlaczego on nie jest na mnie wściekły? Dlaczego się mną nie przejmuje? Kazali jej się napić. Wayne ponownie zaniósł ją do pokoiku. Przynieśli jej jedzenie – herbatę i tosta. Zjadła, ile zdołała, i wrażenie unoszenia się stało się jeszcze silniejsze. Resztę pamiętała jak przez mgłę. Przyszedł doktor Hollin i ją zbadał. Ktoś był z nią przez cały czas – Wayne przemycił jej trochę coli w wodzie. Wreszcie wszedł szeryf. Znała go – szeryf Joe Franks – bo chodziła do szkoły z Joem juniorem. Mężczyzna miał szerokie ramiona i silną budowę ciała, jego głowa z nieustępliwą twarzą była osadzona na grubym karku. Zawsze przywodził jej na myśl buldoga. Usiadł naprzeciwko niej. – Jak się czujesz, Naomi? Mówił głosem ostrym jak żwir. – Nie wiem. Eee... Dobrze, sir. – Wiem, że masz za sobą ciężką noc, a teraz jeszcze ciężki dzień. Wiesz, co się dzieje? – Tak, sir. Mój tata skrzywdził Ashley. Związał ją i trzymał w tej starej piwnicy w lesie, przy spalonym domku. Wyrządził jej straszną krzywdę, taką samą, jaką wyrządzał innym. Na ścianie wisiały ich zdjęcia. Nie wiem, dlaczego to robił. Nie wiem, dlaczego ktokolwiek miałby to zrobić. – Czy byłaś tam wcześniej? – Nie wiedziałam, że ta piwnica tam jest. Nie wolno nam wchodzić tak głęboko w las. Możemy iść tylko nad strumień, i to tylko, jeśli dostaniemy specjalne pozwolenie. – To dlaczego poszłaś tam zeszłej nocy? – Ja... obudziłam się, bo było strasznie duszno. Siedziałam przy oknie i nagle zobaczyłam, jak tatuś wychodzi. Pomyślałam sobie, że może idzie ochłodzić się w strumyku – i chciałam

pójść razem z nim. Wzięłam latarkę, japonki i wymknęłam się z domu. Nie wolno mi tego robić. – W porządku. Czyli poszłaś za nim. – Pomyślałam, że może go to rozbawi. Gdyby poszedł do strumienia, dałabym mu znać, że tam jestem. Ale on nie skręcił nad wodę, a ja byłam ciekawa, dokąd idzie. A kiedy zobaczyłam to stare miejsce i tę piwnicę, pomyślałam sobie, że może skręca mi rower na urodziny. – Dzisiaj masz urodziny, kochanie? – W poniedziałek, i marzyłam o rowerze. Więc poczekałam – chciałam tylko zerknąć, co tam jest. Ukryłam się i poczekałam, aż on wyjdzie, ale... – Co? Przez chwilę pomyślała sobie, że może lepiej byłoby znowu odpłynąć, najlepiej odpływać cały czas. Szeryf patrzył z dobrocią i cierpliwością. Patrzyłby tak, nawet gdyby odpłynęła. Poza tym przecież musiała komuś o tym opowiedzieć. – On nie wyglądał dobrze, panie szeryfie. Sir. Gdy stamtąd wyszedł, nie wyglądał dobrze, i to mnie przeraziło. Ale poczekałam, aż sobie pójdzie, chciałam tylko zerknąć, co tam jest. – Jak długo czekałaś? – Nie wiem. Wydawało mi się, że długo. – Odrobinę się zarumieniła. Nie powie mu, że sikała w lesie. To zbyt intymna sprawa. – W drzwiach była zasuwa, musiałam się natrudzić, żeby je otworzyć, a gdy otworzyłam, usłyszałam skomlenie. Pomyślałam, że może to szczeniaczek. Nie wolno nam mieć pieska, ale miałam nadzieję, że rodzice zmienili zdanie. I wtedy zobaczyłam Ashley. – Co zobaczyłaś, skarbie? To na pewno trudne, ale jeśli o wszystkim mi opowiesz, to na pewno nam pomożesz. Więc mu o wszystkim powiedziała i sączyła colę, chociaż bała się, że jej żołądek znowu zastrajkuje. Szeryf zadawał więcej pytań. Gdy skończył, poklepał ją po dłoni. – Świetnie się spisałaś. Przyprowadzę twoją mamę. – Jest tutaj? – Tak. – A Mason? – Jest u Huffmanów. Pani Huffman go pilnuje, bawi się z Jerrym. – To dobrze. Oni lubią się razem bawić. Szeryfie Franks, czy moja mama dobrze się czuje? W jego oczach pojawił się dziwny błysk. – Ona też miała bardzo ciężki dzień. – Przez chwilę nic nie mówił. – Naomi, jesteś bardzo opanowaną dziewczynką. – Wcale się tak nie czuję. Zwymiotowałam i zemdlałam. – Uwierz mi, kochanie, jestem przedstawicielem władz. – Uśmiechnął się lekko. – Jesteś bardzo opanowana. Powiem ci więc, że usłyszysz jeszcze wiele pytań. FBI – wiesz, co to jest? – Tak, sir. W pewnym sensie. – Oni też będą mieć pytania. Dziennikarze też będą chcieli z tobą rozmawiać. Będziesz musiała odpowiedzieć na pytania tych z FBI, ale nie musisz o niczym opowiadać żadnym dziennikarzom. Wypchnął jedno biodro i wyciągnął wizytówkę z kieszeni. – To jest mój numer telefonu –

ten tutaj, a na odwrocie napisałem numer do domu. Możesz zadzwonić do mnie o każdej porze dnia i nocy. Jeśli tylko będziesz chciała ze mną porozmawiać – dzwoń. Dobrze? – Tak, sir. – Schowaj to w bezpiecznym miejscu. Idę po twoją mamę. – Szeryfie Franks? Zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił się w jej kierunku. – Tak, skarbie? – Czy mój tatuś pójdzie do więzienia? – Tak. – Czy on o tym wie? – Tak podejrzewam. Popatrzyła na colę i pokiwała głową. – Dobrze. Jej tatuś pójdzie siedzieć. Jak miała teraz pójść do szkoły, kościoła czy do sklepu z mamą? Przecież to było o wiele gorsze niż wtedy, gdy ojciec Carrie Potter poszedł na dwa miesiące do więzienia za wdanie się w bójkę w klubie bilardowym. A nawet gorsze niż to, kiedy zamknęli wujka Bustera Kravitta za sprzedawanie narkotyków. Za tydzień szła do siódmej klasy, wszyscy będą wiedzieć, co się wydarzyło. Co zrobił jej tatuś. Co ona zrobiła. Nie wiedziała, jak miałaby... Drzwi się otworzyły i stanęła w nich jej matka. Wyglądała na bardzo chorą, tak jak wtedy, gdy długo chorowała, tak chora, że aż się to w nią wżarło. Była dużo chudsza niż wieczorem, kiedy Naomi szła do łóżka. Miała czerwone i opuchnięte oczy, cały czas stały w nich łzy. Jej włosy sterczały na wszystkie strony, nie uczesała ich, założyła obszerną, wypłowiałą, różową sukienkę, w której przeważnie pracowała w ogrodzie. Naomi wstała niepewnie, jedyne, czego pragnęła w tej chwili, to wtulić głowę w pierś mamy, znaleźć pocieszenie, obietnice, w które będzie w stanie uwierzyć. Jednak po policzkach matki popłynęły łzy. Zaczęła gardłowo łkać. Opadła na ziemię i zasłoniła twarz dłońmi. Tak więc to córka podeszła do matki, objęła ją, zaczęła głas​kać i uspokajać. – Mamo, będzie dobrze. Nic nam nie będzie. – Naomi, Naomi. Mówią o twoim tatusiu straszliwe rzeczy. I ponoć to ty je mówisz. – Damy sobie radę. – To nie może być prawda. To nie może być prawda. – Susan wyprostowała się, objęła dłońmi twarz Naomi i zaczęła do niej gwałtownie przemawiać. – Wyobraziłaś to sobie. Miałaś zły sen. – Mamo. Ja to wszystko widziałam. – Nie, nie widziałaś. Musisz im powiedzieć, że się pomyliłaś. – Nie pomyliłam się. Ashley – dziewczyna, którą on... jest w szpitalu. – Kłamie. Musi kłamać. Naomi, to twój tata, twoja krew. Mój mąż. Policja przeszukuje nasz dom. Założyli twojemu tacie kajdanki i go zabrali. – Sama przecinałam liny. – Nie, nie przecinałaś. W tej chwili przestaniesz kłamać i powiesz wszystkim, że to zmyśliłaś. W głowie dziewczynki rozległo się tępe dudnienie, jej głos brzmiał płasko i pusto.

– Oderwałam taśmę od jej ust. Pomogłam jej wyjść z piwnicy. Ledwo szła. Była naga. – Nie. – Zgwałcił ją. – Nie mów takich rzeczy! – Głos Susan przeszedł w pisk, zaczęła potrząsać dziewczynką. – Ani mi się waż! – Na ścianie były zdjęcia. Dużo zdjęć innych dziewczyn, mamo. Były noże z zaschniętą krwią, i sznur, i... – Nie chcę tego słuchać! – Susan zatkała uszy dłońmi. – Jak takie rzeczy mogą ci przejść przez gardło? Jak możesz w to wierzyć? To mój mąż. Żyłam z nim przez czternaście lat. Urodziłam mu dwoje dzieci. Każdej nocy spałam w tym samym łóżku. Nagle wszystko w niej pękło niczym szklanka. Oparła głowę na ramieniu Naomi. – Boże, co my teraz zrobimy? Co się z nami stanie? – Nic nam nie będzie – powtórzyła bezradnie Naomi. – Mamo, będzie dobrze. Nie mogli iść do domu, dopóki FBI i policja nie skończą przeszukiwań. Ale Lettie przyniosła im ubrania, szczoteczki do zębów i tak dalej i zabrała je do swojego pokoju gościnnego, a Mason miał spać z jej synem. Lekarz dał mamie coś na sen. Naomi wzięła prysznic, założyła własne ubrania, związała włosy i zaczęła czuć się bardziej sobą. Gdy przeszła korytarzem z łazienki i otworzyła drzwi, by sprawdzić, jak się czuje mama, zobaczyła, że na łóżku siedzi jej brat. – Tylko jej nie budź! – syknęła, ale kiedy odwrócił głowę w jej stronę, poczuła wyrzuty sumienia. On też płakał, miał brudną twarz, jego oczy były zaczerwienione i patrzyły pusto. – Tylko jej pilnuję. – Chodź, Mason. Jeśli się obudzi, znowu zacznie płakać. Bez oporów zrobił, co mu kazała – rzadko się to zdarzało – podszedł prosto do niej i mocno się przytulił. Nie robili tego zbyt często, ale dobrze było mieć kogoś, w kogo można było się wtulić, więc odwzajemniła uścisk. – Weszli do domu, kiedy spaliśmy. Usłyszałem krzyki taty i innych osób i wybiegłem z pokoju. Widziałem, jak tata bije się z zastępcą, przycisnęli go do ściany. Mama krzyczała i płakała, założyli tacie kajdanki, zupełnie tak jak w telewizji. Czy on obrabował bank? Nikt nie chce mi powiedzieć, co się stało. – Nie, nie obrabował banku. Gdyby zeszli na dół, spotkaliby panią Lettie, więc zamiast tego usiedli na podłodze. – On krzywdził innych. Kobiety. – Dlaczego? – Nie wiem, ale to robił. – Może to ich wina? – Nie. Zabierał je do lasu, zamykał i robił im krzywdę. – Gdzie do lasu? – W straszne miejsce. Będą musieli zamknąć go za to w więzieniu.

– Nie chcę, żeby tatuś poszedł do więzienia. – Znowu zaczął płakać. Jedyne, co mogła zrobić, to otoczyć go ramieniem. – Masonie, on robił ludziom straszne rzeczy. Musi iść do więzienia. – A czy mama też tam pójdzie? – Nie, ona nikomu nic nie zrobiła. Nie wiedziała, że on taki jest. Tylko nie zadręczaj jej pytaniami. I się nie bij. Ludzie będą mówić różne rzeczy o naszym tacie i będziesz chciał się za niego bić, ale nie możesz. Bo to, co będą mówić, to prawda. Zrobił zagniewaną minę. – A skąd wiesz, co będzie prawdą? – Bo widziałam, bo wiem. Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Już się dzisiaj naopowiadałam. Chcę, żeby to się skończyło. Prag​nę być gdzie indziej. – A ja chcę do domu. Ona nie chciała. Teraz, gdy wiedziała, co działo się w głębi lasu, nigdy już nie chciała wracać do tego budynku. Żyć tam ze świadomością, z kim mieszkała pod jednym dachem, jadła przy tym samym stole. – Pani Lettie mówi, że na dole w salonie mają Nintendo. Złość zamieniła się w nadzieję zmieszaną z wątpliwościami. – Możemy pograć? – Powiedziała, że tak. – Mają Donkey Konga? – Sprawdźmy. Oni nie mieli w domu gier wideo – ani komputera – ale oboje mieli mnóstwo przyjaciół, więc znali podstawy. Wiedziała, że Mason uwielbiał gry wideo. Z pomocą pani Lettie w prosty sposób udało się zatrzymać go w salonie, gdzie zaczął grać w gry z nastoletnim synem gospodarzy. – Zrobię lemoniady. Naomi, może pójdziesz ze mną do kuchni i trochę mi pomożesz? W domu panowała miła atmosfera. Był czysty i ładny, miał kolorowe ściany i meble. Wiedziała, że pan Harbough uczy w szkole średniej angielskiego i literatury, a pani Lettie pracuje u szeryfa. Jednak dom zdawał jej się bogaty. A w kuchni była zmywarka – w domu to Naomi musiała zmywać – i śnieżnobiały blat z drugim zlewem. – Pani Lettie, pani dom jest taki ładny. – Dziękuję. Jestem tu szczęśliwa. Chcę, żebyś się tutaj dobrze czuła. – Jak pani myśli, jak długo tu zostaniemy? – Dzień, może dwa. – Lettie wlała wodę do garnka, dosypała cukru i postawiła na gazie. – Robiłaś kiedyś wyciskaną lemoniadę? – Nie, pszepani. – Jest pyszna. Jej zrobienie trochę trwa, ale jest tego warta. Lettie zaczęła krzątać się po kuchni. Naomi zauważyła, że kobieta nie założyła fartucha, po prostu zawiązała sobie w pasie ścierkę, którą zakryła spodnie. Tata nie lubił, jak mama nosiła spodnie. Kobiety powinny nosić spódnice i sukienki. Na myśl o tym, o ojcu, kiedy usłyszała jego głos w swej głowie, jej żołądek znowu się skurczył. Zmusiła się więc do myślenia o czymś innym.

– Pani Lettie, czym się pani zajmuje w biurze szeryfa? – No cóż, skarbie, jestem pierwszą kobietą pracującą na stanowisku zastępcy, po sześciu latach nadal jedyną. – Tak jak zastępca szeryfa Wayne. – Tak. – Czyli wie pani, co będzie dalej? Może mi pani o tym opowiedzieć? – Nie wiem niczego na pewno, ponieważ sprawę przejęło FBI. My im tylko pomagamy. Zbiorą dowody, spiszą zeznania, a twój ojciec dostanie prawnika. Dużo zależy od tego, jakie dowody i zeznania zbierze FBI, i od tego, co powie lub zrobi twój ojciec. Wiem, że to trudne, ale najlepiej będzie, jeśli w tej chwili spróbujesz o tym nie myśleć. – Nie mogę martwić się o tatę. – Już wcześniej na to wpadła. Ale... – Ale muszę zaopiekować się mamą i Masonem. – Och, drogie dziecko... – Lettie westchnęła, zamieszała w garnku i obeszła blat. – Ktoś musi się zająć tobą. – Mama nie będzie wiedzieć, co robić, do tej pory to tatuś zawsze wydawał polecenia. A Mason nie rozumie, co tata zrobił. On nie wie, co to gwałt. Lettie ponownie westchnęła, a potem przytuliła Naomi. – Nie musisz wspierać wszystkich wokół. Gdzie jest teraz brat twojej mamy? Gdzie jest wujek Seth? – W Waszyngtonie. Ale nie wolno nam utrzymywać z nim kontaktów, bo jest homoseksualistą. Tatuś mówi, że to obrzyd​listwo. – Znałam twojego wuja. Chodziliśmy razem do szkoły, był kilka klas niżej. Wcale nie wydawał mi się obrzydliwy. – W Biblii napisano... – Nagle rozbolało ją serce i głowa – czy to były prawdziwe cytaty z Biblii, czy po prostu tata twierdził, że to cytaty z Biblii? Nie, nie mogła się teraz tym przejmować. – Zawsze był dla nas taki miły. Pamiętam, że miło się uśmiechał. Ale tata powiedział, że on nie może już do nas przyjeżdżać, a mamie nie wolno było rozmawiać z nim przez telefon. – Chcesz, żebym go wezwała? Na dźwięk tych słów krtań Naomi się zacisnęła do tego stopnia, że dziewczynka mogła tylko pokiwać głową. – W porządku. Gdy zestawię syrop z kuchenki, sprawdzę, czy mam do niego jakiś kontakt. A potem pokażę ci, jak się wyciska cytryny. To najfajniejsza część zabawy. Nauczyła się, jak robić wyciskaną lemoniadę, i zjadła grillowaną kanapkę z serem – taki zestaw już zawsze miał poprawiać jej nastrój. Gdy matka spała cały dzień, Naomi po raz pierwszy w życiu prosiła, żeby ktoś wyznaczył jej jakieś obowiązki. Lettie pozwoliła jej powyrywać chwasty w ogrodzie z tyłu domu i na grządce z warzywami i nasypać świeżego ziarna do karmników dla ptaków. Kiedy skończyła, poczuła się strasznie zmęczona, położyła się na trawie w cieniu i zasnęła. Obudziła się gwałtownie, tak samo jak w nocy. Coś nie dawało jej spokoju, coś było nie tak. Usiadła szybko, jej serce zaczęło walić jak szalone, niemal spodziewała się, że ujrzy nad sobą ojca, trzymającego w jednej dłoni sznur, a w drugiej nóż.

Ale mężczyzna, który siedział obok niej w cieniu na leżaku, nie był jej ojcem. Miał na sobie spodnie koloru khaki, mokasyny bez skarpetek, jasnoniebieską koszulę z wyhaftowanym małym jeźdźcem na koniu w miejscu, w którym powinna być kieszonka. Miał oczy tego samego koloru butelkowej zieleni, twarz gładką i przystojną niczym u gwiazdora filmowego, falujące brązowe włosy i kapelusz panama. – Usnęłam. – Nie ma nic lepszego niż drzemka w cieniu w letnie popołudnie. Naomi, czy ty mnie pamiętasz? – Jesteś wuj Seth. – Bolało ją serce, ale nie był to zły ból. Bała się, że może znowu zemdleć, chociaż czuła się inaczej niż poprzednio, ale wszystko zdawało się jasne i rozświetlone. – Przyjechałeś. Przyjechałeś – powtórzyła, a potem wdrapała się na jego kolana i zaczęła płakać i szlochać. – Nie zostawiaj nas. Proszę, wuju, nie zostawiaj nas. Proszę, proszę. – Nie zostawię cię, moja dziewczynko. Przysięgam. A teraz masz przestać się martwić, bo jestem tutaj i się tobą zajmę. – To ty podarowałeś mi różową suknię na przyjęcia. Zaśmiał się, a odgłos jego śmiechu złagodził ból w jej sercu, Po chwili Seth wyciągnął z kieszeni śnieżnobiałą chusteczkę i zaczął wycierać jej łzy. – Pamiętasz to? Miałaś wtedy może sześć lat. – Była taka piękna, ozdobna i delikatna. Mama śpi. Cały czas tylko śpi. – Tego właśnie teraz potrzebuje. Ale patrzcie państwo, jak ty wyrosłaś! Jakie masz długie nogi! Chociaż trochę podrapane. – W lesie było ciemno. Jego uścisk się zwiększył. Wujek tak ładnie pachniał jak sorbet limonkowy. – Teraz już nie jest ciemno, a ja jestem tutaj. Gdy tylko będziecie mogli, pojedziecie ze mną do domu. Ty, Mason, mama. – Pojedziemy do ciebie do Waszyngtonu? – Tak. Ze mną i z moim przyjacielem Harrym. Polubisz go. Właśnie gra z Masonem w Donkey Konga, zapoznają się. – Czy on jest homoseksualistą? W piersi Setha coś zadudniło. – No cóż, tak. – Ale miłym homoseksualistą, tak jak ty. – Tak mi się wydaje, ale najlepiej, żebyś sama to oceniła. – Niedługo powinnam wrócić do szkoły. Mason też. – Pójdziesz do szkoły w D.C. Możemy się tak umówić? – Poczuła taką ulgę, że prawie ponownie zemdlała. Pokiwała tyko głową. – Nie chcę już tutaj być. Pani Lettie jest naprawdę miła. I zastępca szeryfa też. I sam szeryf. Dał mi swój numer telefonu, żebym w razie czego do niego zadzwoniła. Ale nie chcę już tutaj być. – Zabierzemy was stąd, gdy tylko będziemy mogli. – I nie chcę spotkać się z tatą. Nie chcę go widzieć. Wiem, że to złe, ale... Odsunął się od niej.

– To nie jest złe i nawet tak nie myśl. Nie musisz się z nim spotykać, jeśli nie chcesz. – Powiesz o tym mamie? Na pewno będzie chciała, żebym się z nim spotkała, ja i Mason. A ja nie chcę. On mnie nie widział. Czy możemy jechać do Waszyngtonu teraz, dzisiaj? Znowu ją przytulił. – Próbuję to załatwić. Potrwało to jeszcze tydzień, ale u pani Lettie nie spędzili ani jednej nocy. Przyjechali dziennikarze – szeryf się co do tego nie mylił. Przybyli całymi hordami i grupami, wielkimi samochodami i z kamerami. Wykrzykiwali pytania i zbierali się pod domem za każdym razem, gdy ktoś wyszedł na zewnątrz. Nikt nie pamiętał o jej urodzinach, ale w ogóle jej to nie obeszło. Sama chciała o nich zapomnieć. Trafili do domu – wcale nie tak miłego jak dom pani Lettie – poza Morgantown. Zostali z nimi ludzie z FBI, którzy powstrzymywali dziennikarzy. Poza tym pojawiły się pogróżki. Słyszała, jak opowiada o tym jeden z funkcjonariuszy i trzeba było przenieść w inne miejsce również jej ojca. Słyszała dużo, bo słuchała. Na przykład, jak mama kłóci się z wujem Sethem o wyjazd do Waszyngtonu i o to, że dzieci mają się spotkać z ojcem. Ale wuj dotrzymał słowa. W końcu mama pojechała na spotkanie z ojcem razem z agentką FBI. Za drugim razem, gdy tam pojechała, wróciła, wzięła tabletki i przespała dwanaście godzin. Naomi słyszała, jak wujek rozmawiał z Harrym na temat tego, jak przemeblować pokoje w ich domu w Georgetown, żeby pomieścić dodatkowe trzy osoby. Lubiła Harry’ego – nazywał się Harrison (jak Indiana Jones) Dobbs. Chociaż była trochę zaskoczona i zmieszana faktem, że nie był biały. Ani czarny. Miał cerę koloru karmelu na lodach, gdy sobie na nie zasłużyła. Był naprawdę wysoki i miał niebieskie oczy, które na tym karmelu wyglądały wyjątkowo pięknie. Był kucharzem, jak to powiedział, puszczając do niej oko, gotował fantazyjne potrawy. Wcześniej nigdy nie znała mężczyzny, który umiałby odnaleźć się w kuchni, a tymczasem Harry co wieczór gotował im kolację. Jeszcze nigdy nie słyszała o takich daniach, nie mówiąc już o ich próbowaniu. Tak więc teraz jadła pyszne piękne dania jak z filmu. Kupili Masonowi Nintendo, a mamie nowe ubrania. Naomi pomyślała, że w sumie mogłaby zamieszkać w tym nie-tak-miłym domu, gdyby zostali z nimi Harry i Seth. Ale jednego wieczoru w dzień, gdy mama pojechała w odwiedziny do taty, dziewczynka usłyszała kłótnię. Nienawidziła awantur między mamą i wujem. Zawsze się wtedy bała, że on przez to znowu wyjedzie. – Nie mogę tak po prostu zebrać się i wyjechać i zabrać ze sobą dzieci. To przecież dzieci Toma. – Susie, on już nigdy nie wyjdzie z więzienia. Masz zamiar ciągać ze sobą dzieci na widzenia w więzieniu? Chcesz je na to narazić? – To ich ojciec. – To pierdolony potwór. – Nie mów do mnie tym językiem.