Filbana

  • Dokumenty2 833
  • Odsłony785 970
  • Obserwuję576
  • Rozmiar dokumentów5.6 GB
  • Ilość pobrań528 905

Ostatnia zona Tudora - Philippa Gregory

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :2.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Ostatnia zona Tudora - Philippa Gregory.pdf

Filbana EBooki Książki -P- Philippa Gregory
Użytkownik Filbana wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 443 stron)

WROCŁAW 2016

Tytuł oryginału The Taming of the Queen Projekt okładki MARIUSZ BANACHOWICZ Fotografia na okładce © RICHARD JENKINS Ilustracje wewnętrzne © LIANE PAYNE Redakcja JUSTYNA STAWARZ Korekta IWONA WYRWISZ Skład KRZYSZTOF CHODOROWSKI Copyright © 2015 by Levon Publishing Ltd. First published by Touchstone, a Division of Simon & Schuster, Inc . All rights reserved. Polish edition © Publicat S.A . MMXVI (wydanie elektroniczne) Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione. Niniejsza powieść stanowi wytwór wyobraźni. Jakiekolwiek odniesienia do wydarzeń, miejsc i postaci historycznych mają charakter fikcyjny. Wszelkie podobieństwo do pozostałych osób żyjących lub zmarłych, wydarzeń i miejsc jest całkowicie przypadkowe. Wydanie elektroniczne 2016 ISBN 978-83-245-8236-5

jest znakiem towarowym Publicat S.A . PUBLICAT S.A . 61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: office@publicat .pl, www.publicat .pl Oddział we Wrocławiu 50-010 Wrocław, ul. Podwale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: ksiaznica@publicat .pl Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

S P I S T R E Ś C I Dedykacja Mapy Pałac Hampton Court – Wiosna 1543 roku Pałac Hampton Court – Lato 1543 roku Pałac w Oatlands, Hrabstwo Surrey – Lato 1543 roku Pałac The More, Hrabstwo Hertfordshire – Lato 1543 roku Zamek w Ampthill, Hrabstwo Bedfordshire – Jesień 1543 roku Pałac Hampton Court – Boże Narodzenie 1543 roku Pałac Whitehall, Londyn – Wiosna 1544 roku Pałac Whitehall, Londyn – Lato 1544 roku Pałac Świętego Jakuba, Londyn – Lato 1544 roku Pałac Whitehall, Londyn – Lato 1544 roku Pałac Whitehall, Londyn – Lato 1544 roku Pałac Whitehall, Londyn – Lato 1544 roku Pałac Hampton Court – Lato 1544 roku Zamek w Leeds, Hrabstwo Kent – Jesień 1544 roku Pałac Whitehall, Londyn – Jesień 1544 roku Pałac Whitehall, Londyn – Wiosna 1545 roku Pałac Whitehall, Londyn – Wiosna 1545 roku Pałac Whitehall, Londyn – Wczesne lato 1545 roku Pałac Nonsuch, Hrabstwo Surrey – Lato 1545 roku Zamek w Southsea, Zatoka Portsmouth – Lato 1545 roku

Dworek Cowdray, Midhurst , Hrabstwo Sussex – Lato 1545 roku Pałac w Greenwich – Lato 1545 roku Pałac Whitehall, Londyn – Jesień 1545 roku Pałac Whitehall, Londyn – Zima 1545 roku Pałac Hampton Court – Boże Narodzenie 1545 roku Pałac Hampton Court – Zima 1546 roku Pałac w Greenwich – Wiosna 1546 roku Pałac Whitehall, Londyn – Wiosna 1546 roku Pałac w Greenwich – Lato 1546 roku Pałac Whitehall, Londyn – Lato 1546 roku Pałac Hampton Court – Lato 1546 roku Pałac Hampton Court – Lato 1546 roku Zamek w Windsorze – Jesień 1546 roku Pałac Whitehall, Londyn – Zima 1546 roku Pałac w Oatlands, Hrabstwo Surrey – Zima 1546 roku Pałac w Greenwich – Zima 1546 roku Pałac Hampton Court – Zima 1547 roku Od autorki Bibliografia Gardens for the Gambia (Ogrody dla Gambii) Przypisy

Dla Maurice’a Hutta, 1928–2013 Geoffreya Carnalla, 1927–2015

Darmowe eBooki: www.eBook4me.pl PAŁAC HAMPTON COURT WIOSNA 1543 ROKU Stoi przede mną zwalisty niczym prawieczny dąb, z twarzą jak księżyc w pełni prześwitujący przez najwyższe gałęzie i z wałeczkami ciała pomarszczonego od nadmiaru dobrej woli. Kiedy się nade mną pochyla, mam wrażenie, że zaraz przywali mnie drzewo. Trwam dzielnie na swoim miejscu, ale myślę: chyba dla mnie nie uklęknie, jak zaledwie wczoraj uklęknął inny mężczyzna, by obsypać moje dłonie pocałunkami? Bo gdyby ten waligóra kiedykolwiek padł na klęczki, trzeba by go podnosić na linach jak wołu, który utknął w rowie; zresztą ten człowiek nie klęka przed nikim. Myślę też: chyba mnie nie pocałuje prosto w usta, nie tutaj, nie w tej długiej komnacie z muzykantami na jednym krańcu i kręcącymi się wokół ludźmi? Coś takiego jest niemożliwe na tym zmanierowanym dworze, nie wierzę, że ta twarz w pełni zbliży się do mojej... Podnoszę spojrzenie na mężczyznę, którego moja matka i wszyscy jej przyjaciele swego czasu uważali za najprzystojniejszego w całej Anglii, na króla, do którego wzdychały wszystkie młode dziewczęta, i w skrytości ducha zmawiam modlitwę. Modlę się niemądrze o to, abym się przesłyszała, aby nie wypowiedział tych słów, które przed chwilą wypowiedział.

W ciszy nabrzmiałej pewnością siebie czeka na moje „tak”. Uświadamiam sobie, że odtąd już zawsze, dopóki śmierć nas nie rozłączy, tak będzie – Henryk poczeka na moją zgodę albo przeforsuje swoją wolę mimo jej braku. Muszę go poślubić . Góruje nad śmiertelnikami nie tylko wzrostem i masą, przewyższa ich pod każdym względem, znajdując się tylko o jeden stopień niżej od aniołów. Henryk VIII, król Anglii. – Ten zaszczyt spadł na mnie tak nagle... – jąkam się. Cienkie wargi zaciśnięte w dzióbek rozszerzają się w uśmiechu. Dostrzegam pożółkłe zęby i czuję nieświeży oddech jak z pyska starego psa. – Nie jestem godna... – Pokażę ci, jak stać się godną – obiecuje mi. Wstydliwy uśmieszek na jego wilgotnych ustach uprzytamnia mi w nieprzyjemny sposób, że Henryk jest chutliwym sybarytą uwięzionym w gnijącym ciele starca i że będę jego żoną w każdym znaczeniu słowa; połączy nas wspólne łoże, mimo że boleśnie pragnę innego mężczyzny. – Czy mogę oddać się modlitwie i rozważyć te niespodziewane oświadczyny? – pytam, rozpaczliwie szukając właściwych, dwornych słów. – Jestem zakłopotana, naprawdę. Owdowiałam tak niedawno... Ściąga krzaczaste, piaskowe brwi, okazując swoje niezadowolenie. – Potrzebujesz czasu na zastanowienie? Nie wyczekiwałaś tej chwili? – Ależ każda niewiasta jej wyczekuje! – zapewniam gładko. – W całym pałacu, w całej Anglii nie znajdzie się taka, co nie roi w głowie marzeń. Niczym się od nich nie różnię. Czuję się jednak niegodna... Tak lepiej, wyraźnie się uspokaja. – Nie mogę uwierzyć , że moje marzenie się spełniło – dodaję. – Potrzebuję czasu, aby uwierzyć we własne szczęście. Zupełnie jak w bajce! Kiwa głową. Przepada za bajkami, przebierankami i przedstawieniami, przepada za wymyślnym udawaniem. – Ocalę cię – obwieszcza. – Wyniosę cię z nizin na wyżyny. Głos, tubalny i pewny siebie, nasączony najlepszymi winami i karmiony najsmakowitszymi kąskami, ma pobłażliwy, jednakże świdruje mnie bystrymi oczkami. Zmuszam się, aby odwzajemnić jego spojrzenie, skryte pod opadającymi powiekami. Nie wynosi mnie z żadnych nizin, nie jestem nikim; jestem Katarzyna Parr z Kendal, wdowa po Neville’u – a Parrowie i Neville’owie to rody liczące się na Północy, gdzie nawet nigdy nie był. – Potrzeba mi trochę czasu – próbuję się targować – aby przywyknąć do myśli o tej radości... Gestem pulchnej dłoni daje mi do zrozumienia, że mogę się namyślać ile

dusza zapragnie. Dygam przed nim i nie odwracając się tyłem, wycofuję się od stolika karcianego, przy którym znienacka zażądał ode mnie najwyższej stawki, na jaką może sobie pozwolić każda niewiasta. Teraz już gra toczy się o moje życie. Pokazać plecy królowi jest wbrew prawu, choć niektórzy żartują, że Henryka lepiej nie spuszczać z oka. Zrobiwszy sześć kroków, czując na skromnie pochylonej głowie promienie wiosennego słońca wpadające przez wysokie okna, dygam powtórnie i spuszczam jeszcze niżej oczy. Kiedy się prostuję, widzę, że nadal uśmiecha się do mnie i że wszyscy na mnie patrzą. Zmuszam się do uśmiechu w odpowiedzi i cofam pod same drzwi, za którymi rozciąga się królewska komnata gościnna. Stojący za moimi plecami gwardziści otwierają oba skrzydła na oścież , z pomieszczenia bije gwar rozmów tych, którzy dziś nie dostąpili zaszczytu pławienia się w obecności najjaśniejszego pana, a ja czuję się wzięta w dwa ognie spojrzeń jednych i drugich. Za próg odprowadza mnie czujny wzrok Henryka. Wycofuję się wciąż tyłem, gwardziści w końcu zatrzaskują odrzwia, a mnie w uszach dźwięczy odgłos zderzanych halabard. Przez moment stoję bez ruchu, wpatrując się w rzeźbione drewniane skrzydła, niezdolna się odwrócić i stawić czoło spojrzeniom ciekawskich. Gdy znalazłam się bezpiecznie za grubymi drzwiami, nagle czuję, że cała drżę – nie tylko w kolanach i rękach, ale każdym włókienkiem mojego ciała, jakbym miała gorączkę albo jakbym była zajączkiem ukrytym pomiędzy łanami pszenicy, podczas gdy zbliża się doń ława kosiarzy żnących kłosy. Dwór zasypia grubo po północy, toteż dopiero wtedy narzucam na nocną szatę z czarnej satyny granatową pelerynę i ciemna niczym nocny cień wymykam się po cichu z niewieściego skrzydła pałacu, kierując się ku szerokiej klatce schodowej. Nikt nie zatrzymuje mnie po drodze; kaptur zasłania mi dobrze twarz, a poza tym znajduję się w pałacu, w którym miłość jest walutą od lat . Nikogo nie interesuje jakaś białogłowa zmierzająca do niewłaściwej komnaty w środku nocy. U drzwi mego kochanka nie ma straży, one same zaś stoją otworem, tak jak to obiecał. Naciskam klamkę i wślizguję się za próg. Oświetlona tylko paroma świecami komnata jest pusta, nie licząc jego czekającego na mnie przy kominku. Mój kochanek jest wysoki, szczupły, ciemnowłosy i ciemnooki. Na mój widok podnosi spojrzenie roziskrzone podnieceniem, zrywa się z krzesła i przyciąga mnie do siebie. Wtulam twarz w jego pierś, czując, jak równocześnie oplata mnie ciasno ramionami. Bez słowa pocieram czołem o dublet , zupełnie jakbym chciała przeniknąć pod jego odzienie, pod jego

skórę. Przez moment kołyszemy się zgodnym rytmem, spragnieni wzajemnie swego zapachu, swego dotyku. Potem dłońmi chwyta mnie pod pośladki i unosi z ziemi, a ja oplatam go w pasie nogami. Tak bardzo go pragnę... Stawia parę kroków i kopnięciem obutej nogi otwiera drzwi do sypialni, zatrzaskując je za sobą, zanim położy mnie na swoim łóżku. Ściąga pludry, rzuca koszulę na ziemię, podczas gdy ja rozwiązuję troczki peleryny i nocnej szaty, aby mógł mnie sobą nakryć i wejść we mnie bez jednego słowa, tylko z głuchym westchnieniem, jakby aż do tej chwili wstrzymywał oddech. Dopiero wtedy sapię prosto w jego nagie ramię: – Tomaszu, chędoż mnie przez całą noc, chcę o wszystkim zapomnieć . Unosi się nade mną, aby spojrzeć na me blade oblicze i kasztanowe włosy rozsypane na poduszce. – Chryste... tak bardzo cię pragnę! – wykrzykuje. Następnie jego poważna twarz przybiera wyraz niezwykłego skupienia, a ciemne oczy rozszerzają się zaślepione pożądaniem, kiedy zaczyna się we mnie poruszać . Rozkładam nogi szerzej i słysząc swój coraz bardziej urywany oddech, wiem, że oto jestem z mężczyzną, który pierwszy sprawił mi przyjemność , oto jestem w jedynym miejscu na świecie, w którym chcę być , w jedynym, w którym czuję się bezpiecznie – w rozgrzanym naszą miłością łożu Tomasza Seymoura. * Krótko przed świtem nalewa mi wina z dzbana stojącego na skrzyni i częstuje mnie suszonymi śliwkami i jakimiś łakociami. Przyjmuję kielich i zaczynam pogryzać słodkości, podstawiając otwartą dłoń na spadające okruszki. – Oświadczył mi się – mówię zwięźle. Tomasz zakrywa sobie ręką oczy, jakby nie mógł znieść mojego widoku, kiedy siedzę na jego łóżku rozczochrana, z włosami spływającymi mi na ramiona i prześcieradłem ledwie zakrywającym piersi, z szyją pokrytą malinkami od jego nienasyconych pocałunków i z wciąż lekko nabrzmiałymi wargami. – Boże, miej nas w swojej opiece. O Boże, oszczędź nas... – Nie wierzyłam własnym uszom. – Rozmówił się z twoim bratem? Z twoim stryjem? – Nie, zwrócił się wprost do mnie. Wczoraj.

– Powiedziałaś o tym komukolwiek innemu? Kręcę głową. – Jeszcze nie. Chciałam, abyś pierwszy się dowiedział. – Co zamierzasz zrobić? – A co mogę zrobić? – pytam ponurym tonem. – Będę musiała usłuchać . – Nie możesz! – odpowiada Tomasz z nagłym zniecierpliwieniem. Sięga do mnie i łapie mnie za ręce, wytrącając z palców smakołyk . Później klęka na łóżku i zaczyna całować kolejno opuszki wszystkich moich palców, jak wtedy, gdy mi po raz pierwszy wyznał, że mnie kocha, i zapewnił, że nikt nigdy nas nie rozdzieli, że jestem jedyną niewiastą, której pragnie i pożąda, choć miał w życiu bez liku ladacznic i służek, tyle dziewek, że ledwo je wszystkie spamiętał. – Katarzyno, zaklinam cię! Nie zniosę, jeśli za niego wyjdziesz . Nie zezwalam na to! – Jak niby miałabym odmówić królowi? – Co mu rzekłaś? – Że potrzebuję czasu. Na modlitwę i zastanowienie. Przykłada moje dłonie do swojego płaskiego brzucha. Czuję spoconą skórę, kręte ciemne włoski i prężące się pod nimi mięśnie. – To właśnie robiłaś tej nocy? Modliłaś się? – Ubóstwiałam... – odpowiadam szeptem. Schyla się, żeby mnie pocałować w czubek głowy. – Heretyczka z ciebie. A co by było, gdybyś mu powiedziała, że już masz narzeczonego? Że wzięłaś ślub w sekrecie? – Z tobą? – pytam otwarcie. Podnosi rzuconą rękawicę, gdyż wielki śmiałek z niego. Niebezpieczeństwo? Ryzyko? Tomasz Seymour jest do nich pierwszy. Traktuje je jak majową zabawę, zupełnie jakby czuł się żyw, wyłącznie będąc na odległość miecza od śmierci. – Tak, ze mną! – podchwytuje dziarsko. – Oczywiście, że ze mną. Oczywiście, że musimy wziąć ślub. Możemy nawet powiedzieć , że już wzięliśmy. Chciałam usłyszeć te słowa, lecz brak mi odwagi, aby zrobić z nich użytek . – Nie potrafię mu się przeciwstawić ... – Na myśl o zostawieniu Tomasza odbiera mi głos. Gorące łzy płyną mi po policzkach. Rąbkiem prześcieradła ocieram więc oczy. – Och, na Boga, nie będziemy mogli się nawet widywać ... Wygląda na wstrząśniętego. Przysiada w kucki, a łoże trzeszczy pod jego ciężarem. – To nie może być prawda. Ledwo co się uwolniłaś... Byliśmy ze sobą

najwyżej pół tuzina razy... Zamierzałem poprosić go o twoją rękę! Zwlekałem jedynie przez wzgląd na twoje wdowieństwo! – Powinnam była domyślić się wcześniej. Obdarował mnie wspaniałymi strojami, nalegał, abym skróciła żałobę i wróciła na jego dwór. Wiecznie mnie szuka w komnatach księżniczki Marii i ani na moment nie spuszcza ze mnie oka. – Sądziłem, że to zwykły flirt . Wyróżniał nie tylko ciebie. Była też Katarzyna Brandon, Maria Howard... Do głowy mi nie przyszło, że on tak na poważnie. – Obdarzył mojego brata łaskami niewspółmiernymi do jego zasług. Bóg świadkiem, że William nie został strażnikiem marchii dzięki swoim umiejętnościom. – Ale Henryk mógłby być twoim ojcem! Uśmiecham się gorzko. – Jakiemu mężczyźnie przeszkadza młoda żona? Wiesz, myślę, że król upatrzył mnie sobie jeszcze przed śmiercią mojego męża, niech odpoczywa w pokoju. – Domyślałem się tego! – Tomasz wali otwartą dłonią w rzeźbiony słupek baldachimu. – Domyślałem się! Widziałem przecież , jak wodzi za tobą oczyma. Widziałem, jak posyła ci kąski przy wieczerzy, a to tego, a to owego, i za każdym razem oblizuje łyżkę wielkim tłustym ozorem, kiedy czegoś skosztowałaś. Nie zniosę myśli, że miałabyś się znaleźć w jego łożu, że miałby cię targać tymi starymi łapami na wszystkie strony. Czując w gardle gulę strachu, przełykam ciężko, z trudem. – Wiem... Wiem. Małżeństwo będzie znacznie gorsze od zalecanek, a nawet one sprawiają wrażenie źle napisanej sztuki z niedobranymi aktorami, którzy zapomnieli swoich kwestii. Tak się boję, Tomaszu... Nie masz pojęcia jak bardzo. Poprzednia królowa... – Urywam. Nie potrafię się zdobyć , aby wypowiedzieć głośno jej imię. Katarzyna Howard zmarła skrócona o głowę za cudzołóstwo przed niespełna rokiem. – O to się nie martw – dodaje mi otuchy Tomasz . – Przebywałaś wtedy z dala od dworu królewskiego, zatem nie wiesz, jaka ona była. Katarzyna Howard sama sprowadziła ruinę na swą głowę. Nie tknąłby jej nawet małym palcem, gdyby nie zawiniła. Ale była z niej ladacznica na wskroś. – A twoim zdaniem jak by mnie nazwał, gdyby mnie tu teraz zobaczył? Zapada głuche milczenie. Tomasz spogląda na moje dłonie, zaciśnięte na kolanach. Zaczęłam się znowu trząść . Kładzie mi ręce na ramionach, czuje moje drżenie. Jest nie mniej wstrząśnięty niż ja – zupełnie jakbyśmy właśnie usłyszeli wydany na nas wyrok śmierci.

– Nie możemy dopuścić , żeby choćby zaczął cię podejrzewać – gestem obejmuje trzaskający wesoło kominek, komnatę sypialną spowitą blaskiem świec, skotłowaną pościel, intensywną zdradliwą woń miłości. – Jeśli cię zapyta, wszystkiemu zaprzecz . Ja też to zrobię, przysięgam. Henryk nie może nabrać choćby cienia podejrzenia. Przyrzekam, że ode mnie nigdy się o niczym nie dowie. Nabierzemy wody w usta. Nie zdradzimy się przed nikim. Nie damy mu najmniejszego powodu do podejrzeń. Złożymy sobie obietnicę milczenia. – Masz moje słowo. Nawet na torturach cię nie wydam. Uśmiecha się do mnie ciepło. – Wysoko urodzonych się nie torturuje... Obejmuje mnie i przyciąga do siebie gestem pełnym łagodności. Następnie układa mnie na wznak, otula futrzanym nakryciem i wyciąga się obok, podpierając głowę na ręku, aby móc na mnie dalej patrzeć . Wolną dłonią muska mnie po mokrym policzku, po gardle, po krągłości piersi, wodzi palcami po mym brzuchu i biodrze, jakby chciał zapamiętać moje kształty, jakby czytał z mojej skóry opuszkami, zapamiętując na zawsze całe akapity. Na koniec składa głowę w zagłębieniu mojej szyi i wdycha zapach moich włosów. – To pożegnanie, prawda? – pyta z ustami przytkniętymi do mojego ciała. – Ty już podjęłaś decyzję, moja mała twarda mieszkanko Północy. Postanowiłaś, co zrobisz, zupełnie sama i tylko przyszłaś się ze mną pożegnać . Oczywiście, że to pożegnanie. – Boję się, że umrę, jeśli mnie zostawisz – ostrzega. – Oboje umrzemy na pewno, jeśli tego nie zrobię – odpowiadam oschle. – Jak zwykle walisz prosto z mostu. – Nie chcę cię okłamywać dzisiejszej nocy. Całą resztę życia spędzę na mówieniu kłamstw. Tomasz przygląda mi się bacznie. – Cudna jesteś, kiedy płaczesz – zauważa. – Szczególnie kiedy płaczesz . Kładę obie dłonie na jego piersi. Wyczuwam rzeźbę jego mięśni i ciemne sztywne włoski. Na ramieniu ma starą bliznę po cięciu mieczem. Dotykam jej ostrożnie, myśląc, że muszę ją zapamiętać . Muszę zapamiętać to wszystko. – Nie pozwól, aby kiedykolwiek ujrzał cię zapłakaną – odzywa się nieoczekiwanie Tomasz . – To by sprawiło mu radość . Wodzę palcem wskazującym po linii jego obojczyka, po napiętych ścięgnach jego ramienia. Ciepła skóra Tomasza i woń naszej miłości odwracają moje myśli od smutnych spraw.

– Muszę się wymknąć przed świtem – oznajmiam, zerkając na zamkniętą okiennicę. – Nie zostało nam wiele czasu... Tomasz chwyta w lot , o co mi chodzi. – A więc to tak chcesz się ze mną pożegnać? – Delikatnie wpycha mi udo między nogi, aż stwardniałe ciało spotyka się z miękkimi fałdkami, a przyjemność wzbiera we mnie niczym fala. – Tak? – Po wsiowemu – szepczę, żeby go rozbawić . Przetacza się, tak że teraz to on leży na wznak, a ja spoczywam wyciągnięta jak długa na nim, dzięki czemu mam kontrolę nad tym ostatnim aktem naszej miłości. Napinam wszystkie mięśnie, czując, jak drży pode mną z pożądania, później siadam na nim okrakiem, przykładam mu na płask dłonie do piersi, aby spojrzeć mu prosto w oczy, unoszę się lekko i opuszczam powoli, aż znów poczuję zetknięcie twardości z miękkością, po czym przelotnie waham, aby mógł mnie ponaglić – „Katarzyno!”. Dopiero wtedy podejmuję przerwany w połowie ruch. Tomasz sapie i przymyka oczy, rozkładając szeroko ramiona, zupełnie jakby był ukrzyżowany rozkoszą. Zaczynam się poruszać miarowo, z początku bardzo wolno, mając na uwadze jego przyjemność , chcąc, aby trwała jak najdłużej, jednakże wkrótce ogarnia mnie gorączka i ta słodka znajoma niecierpliwość i już nie mogę ani się dłużej wahać , ani przestać , tylko muszę się kołysać , wyprana z wszelkich myśli, aż wreszcie wykrzykuję jego imię w uniesieniu, w radości – po czym płaczę. Z miłości, z pożądania, z poczucia straty, którą przyniesie nadchodzący dzień. W kaplicy, podczas prymy, klęczę obok mojej siostry Anny w otoczeniu dworek księżniczki Marii. Sama księżniczka Maria, która modli się w skupieniu przy własnym bogato zdobionym i wyściełanym klęczniku, znajduje się poza zasięgiem słuchu. – Anno, mam ci coś do powiedzenia – odzywam się szeptem. – Czyżby miłościwy pan zadał ci pytanie? – domyśla się natychmiast . – Tak . Na to Anna aż sapie z wrażenia, po czym zaraz nakrywa mą dłoń swoją i ściska mnie lekko. Klęczymy ramię w ramię, zupełnie jak wtedy, gdy byłyśmy małe i mieszkałyśmy wciąż w domu rodzinnym na zamku w Kendal w Westmorlandii, gdzie pani matka czytała na głos po łacinie modlitwę, a my niewyraźnie mówiłyśmy pod nosem nasze partie. Kiedy msza wreszcie dobiega końca, księżniczka Maria podnosi się na nogi, a my za nią i tak opuszczamy mroczną kaplicę.

Na zewnątrz panuje ładny wiosenny dzień. W taką pogodę w Westmorlandii rozpoczęto by orkę, a krzyki bekasów niosłyby się chórem z pogwizdywaniem oraczy. – Przespacerujmy się po ogrodach przed śniadaniem – proponuje księżniczka Maria. Posłusznie schodzimy za nią schodkami wiodącymi do wydzielonej części ogrodu, mijając po drodze gwardzistów, którzy na nasz widok prezentują broń, po czym usuwają się w cień. Moja siostra Anna, która wychowywała się na dworze królewskim, wypatruje okazji i w sposobnej chwili ujmuje mnie pod łokieć , by przepuścić przodem resztę dworek . Zostawszy w tyle, obieramy inną ścieżkę, gdzie – z dala od reszty towarzystwa naszej pani – zatrzymujemy się i obracamy do siebie twarzą. Jesteśmy niczym lustrzane odbicia: Anna, tak jak ja, kasztanowe włosy ma zaczesane do tyłu pod kornetem, jej szare oczy są roziskrzone, a blade lica zaróżowione od emocji. – Bóg nad tobą czuwa, siostro. Bóg czuwa nad nami wszystkimi. To wielki dzień dla rodu Parrów... Co odpowiedziałaś? – Poprosiłam o trochę czasu na oswojenie się ze szczęściem, które mnie spotkało. – Ton głosu mam suchy. – Jak sądzisz, ile ci zostało? – Kilka tygodni? – Miłościwy pan nie należy do najbardziej cierpliwych – przypomina mi, na co potakuję westchnieniem. – Powinnaś przyjąć oświadczyny bezzwłocznie. Wzruszam ramionami. – Tak uczynię. Wiem, że muszę go poślubić . Wiem, że nie mam wyboru. – Wyjdziesz za króla Anglii, zostaniesz królową! Pomyśl o bogactwie, którym będziesz zawiadywać! – Anna nie posiada się z radości. – Wszystkim nam co nieco skapnie... – Tak – wpadam jej w słowo. – Rodowa jałówka raz jeszcze wystawiona na targu. To będzie jej trzecia sprzedaż . – Daj spokój, Katarzyno! To nie jakieś tam układane małżeństwo ze starym prykiem, to twoja największa szansa w życiu! Złapałaś najlepszą partię w całej Anglii, a może nawet w świecie! – Przynajmniej na jakiś czas... Anna ogląda się za siebie, a następnie bierze mnie pod łokieć i prowadzi naprzód, pochylając ku mnie głowę. – To zrozumiałe, że jesteś pełna obaw – szepcze. – Ale pomyśl: Henryk słabuje, liczy wiele zim. Zanim się obejrzysz, pozostanie ci po mężu sam tytuł i spadek . Ostatni mąż , którego pochowałam, miał czterdzieści dziewięć lat . Henryk

liczy ich obecnie pięćdziesiąt jeden, jest więc faktycznie stary, ale i tak może dociągnąć do sześćdziesiątki. W końcu otacza się najlepszymi medykami i aptekarzami i unika chorób, jakby był drogocennym dziecięciem. Armię w bój posyła samą, a pojedynkować się przestał całe lata temu. Pochował już cztery żony – czemu nie miałby pożegnać na zawsze i piątej? – Mam szanse go przeżyć – przyznaję z ustami przy uchu siostry. – Wspomnij jednak Katarzynę Howard, ile jej dane było wytrwać na tronie? Na wspomnienie ostatniej królowej Anna tylko potrząsa głową. – Katarzyna Howard była ladacznicą! Dopuściła się zdrady i jeszcze dała się przyłapać! Ty nie popełnisz tego błędu. – To bez znaczenia – mówię nagle, znużona tym wyrachowaniem. – Tak czy owak nie mam wyboru. Decyzję podjął za mnie los. – Nie mów tak . To wola boża. – Anna nie przestaje tryskać entuzjazmem. – Wyobraź sobie, co możesz osiągnąć jako królowa. Wyobraź sobie, co wszyscy możemy osiągnąć!... Moja siostra z wielkim oddaniem popiera reformę Kościoła anglikańskiego. Chciałaby, aby z obecnego stanu – papizmu pozbawionego papieża – przeistoczył się w prawdziwą komunię wiernych opartą na Piśmie Świętym. Podobnie jak spora część Anglików – nikt nie wie, jaka dokładnie – Anna życzy sobie, ażeby reformy posuwały się nadal, aż nareszcie opuści Anglię wszelki przesąd. – Anno, przecież wiesz, że brak mi twego zacięcia... A zresztą któż by mnie tam słuchał! – Henryk zawsze z początku daje posłuch swoim żonom. Trzeba nam kogoś, kto przemówi w naszym imieniu. Dworzanie drżą przed biskupem Gardinerem, który ma wątpliwości nawet co do otoczenia księżniczki Marii. Sama muszę ukrywać swoje księgi. Potrzebna nam królowa, która będzie bronić reformy! – Na mnie nie licz – odpowiadam głucho. – Nie interesują mnie takie sprawy i nie mam zamiaru udawać , że jest inaczej. Wyleczyłam się z wiary, kiedy papiści zagrozili spaleniem mojego zamku. – Cali papiści! – podchwytuje niezrażona Anna. – Rzucali nawet rozgrzane węgle na wieko trumny Richarda Championa, aby pokazać , że ich zdaniem powinien był zostać spalony. Chcieliby trzymać ludzi w niewiedzy, rządzić nimi za pomocą strachu. Właśnie dlatego zależy nam, aby Biblia zamiast po łacinie ukazała się w języku ojczystym. Niech każdy sam ją czyta, zamiast dać się zwodzić klechom! – Och, jedni warci drugich – obruszam się. – Ja tam się nie znam na reformie, w hrabstwie Richmondshire, gdzie mieszkałam, nie było wielu

ksiąg. Baron Latimer, świętej pamięci John Neville, nie pozwalał ich trzymać w domu, a i ja sama nie miałam wiele czasu na czytanie. Zatem nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, a już na pewno nie mam żadnego wpływu na najjaśniejszego pana. – Ależ Katarzyno, w lochach Windsoru siedzą czterej mężczyźni, których jedyną przewiną jest to, że chcieli czytać Biblię w ojczystym języku! Koniecznie musisz ich stamtąd uratować! – Mam ratować heretyków? – oburzam się. – Heretycy winni spłonąć na stosie. Takie jest prawo. Kimże jestem, aby przeciwstawiać się prawu? – Jeszcze zmienisz zdanie – upiera się przy swoim Anna. – To zrozumiałe, że ominęły cię wszystkie nowinki, póki jako żona starego Latimera mieszkałaś na dalekiej Północy, ale jak teraz usłyszysz nauki londyńskich kaznodziejów i szkolarzy objaśniających Pismo Święte, pojmiesz, skąd u mnie tak silne przekonania. Nie ma w świecie nic ważniejszego od tego, żeby nieść Słowo Boże w lud i żeby ograniczać wpływy Kościoła rzymskiego. – Przyznaję, że każdy powinien być w stanie przeczytać Biblię – ustępuję niechętnie. – Widzisz? Na początek to wystarczy! Reszta przyjdzie z czasem, zobaczysz . A ja nigdy cię nie opuszczę – zapewnia. – Przenigdy. Gdzie ty pójdziesz , tam ja pójdę[1]. Bóg nade mną czuwa, zostanę siostrą królowej Anglii!... Zapominam o powadze mojej sytuacji i wybucham śmiechem. – Puszysz się niczym paw! Pani matka też byłaby zadowolona. Pomyśleć tylko!... Anna także się śmieje, aż zasłania ręką usta. – Boże ty mój!... Boże ty mój!... – powtarza. – Aż trudno uwierzyć , że do tego doszło po tym, jak ciebie wydała za mąż , a mnie zapędziła do pracy, a wszystko to w imię dobra Williama. Pamiętasz, ile się nasłuchałyśmy, że William jest najważniejszy, że naszym zadaniem jest przysłużyć się rodzinie i nigdy nawet nie myśleć o własnym szczęściu? Pamiętasz te perory, że tylko William się liczy, że tylko Anglia się liczy, że tylko dwór się liczy i że nie ma ważniejszego człowieka na świecie niż król Henryk? – A ta pamiątka po niej! – pieję, nie mogąc się powstrzymać . – Drogocenna pamiątka, którą mi po sobie zostawiła! Największym jej skarbem był portret miłościwego pana! – Tak, pani matka wielbiła Henryka. Jak dla niej, pozostał najurodziwszym księciem całego chrześcijańskiego świata.