Kaśka siedziała przy stole i patrzyła w okno za którym świeciło jasne, poranne słońce.
Trudno było uwierzyć, że minęło już dwadzieścia trzy miesiące, dwa tygodnie, pięć dni i
siedemnaście godzin od dnia, kiedy została wepchnięta do wagonika na szalonym rollercoasterze,
który jej życie wywrócił do góry nogami. Teraz, z perspektywy czasu zaczęła się zastanawiać,
czy faktycznie miała jakikolwiek wpływ na własne życie, czy przeznaczenie już wcześniej
ułożyło scenariusz zabawy z jej udziałem. Ale jak dotąd nie znalazła na to odpowiedzi.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Jasne, wyjdź! Tylko na tyle cię stać! Dupek! – Zdążyła z siebie wyrzucić, zanim
zamknął drzwi. Kaśka skuliła się na fotelu słysząc głośne trzaśnięcie. Podciągnęła nogi pod brodę
i oparła czoło na kolanach. Była rozczarowana, zła, zrezygnowana… i miała tego wszystkiego
serdecznie dość. Znowu próba rozmowy z mężem skończyła się tak samo – wyszedł, trzaskając
drzwiami.
Ślub wzięli z miłości, przynajmniej tak sądziła. Oboje pochodzili z niewielkiej
uzdrowiskowej miejscowości w Górach Świętokrzyskich, mieszkali w tym samym bloku, klatce,
tylko na różnych piętrach. Grzesiek był starszy od niej o dwa lata, może nie grzeszył zbytnio
urodą, ale był dowcipny i bardzo wrażliwy. To ją ujęło. Widywali się codziennie do czasu
wyjazdu Grześka na studia do Krakowa. Kilka miesięcy później przyjechał na weekend ze swoją
dziewczyną, Aśką. Był zakochany po uszy, a ona patrzyła na to i cierpiała. Nie znosiła
dziewczyny, która zabrała jej chłopaka. To był dla niej wyjątkowo trudny okres. W tym czasie
skończyła liceum i dostała się na studia prawnicze w Lublinie. Starała się zapomnieć, ale nie było
to proste. Sytuacja zmieniła się, kiedy była na drugim roku studiów. Wtedy Grzesiek zerwał z
narzeczoną. Był załamany i wtedy ponownie stanęła na jego drodze. Pocieszała, tłumaczyła,
bardzo się do siebie zbliżyli. Czas dzieliła pomiędzy studia i spotkania z Grześkiem. Kilka
miesięcy później powiedział, że ją kocha, wtedy zrozumiała, że spełniło się jej marzenie. Tego
dnia miała ważny egzamin, który jak na złość wypadał czternastego lutego. Przez całe
zamieszanie z egzaminami zupełnie zapomniała, jaki to dzień, ale on pamiętał. Przyjechał do
Lublina, przyszedł z kwiatami, dużą bombonierką i zaprosił ją do kawiarni. Przy romantycznej
muzyce, która cicho rozbrzmiewała z głośników ukrytych w rogu sali, powiedział, co czuje.
Sześć miesięcy później wzięli ślub, była wtedy na trzecim roku studiów, on kończył ukochaną
informatykę. Po ślubie zamieszkali w wynajętym mieszkaniu w Lublinie. Grzesiek po obronie
dostał pracę w dużej firmie, ona spokojnie kończyła studia. Po obronie i zdaniu aplikacji dostała
szansę pracy w znanej kancelarii prawniczej w Warszawie. To wtedy stwierdzili, że na dziecko
mają jeszcze czas. Przez kilka miesięcy widywali się tylko w weekendy, ale w tym czasie udało
się Grześkowi załatwić przeniesienie do Warszawy. Kupili mieszkanie i dopiero wtedy zaczęli
myśleć o tym, że dobrze by było gdyby w ich życiu pojawił się ktoś trzeci. Od tego czasu minęło
pięć długich lat, a stosunki między nimi stały się krótko mówiąc, nie do zniesienia.
Lekarz, po dwóch latach nieudanych prób normalnego zajścia w ciążę, zasugerował, że
Grzesiek również powinien zrobić szczegółowe badania. Kiedy mu o tym powiedziała, wściekł
się po raz pierwszy. Krzyczał, że nigdzie nie zamierza iść, że to jej wina. Tłumaczyła, że nikt nie
jest winny, że czasem tak bywa, ale nie chciał słuchać i oczywiście za brak dziecka obwiniał ją.
Miała dość ciągłych pytań rodziny i znajomych, a Grzesiek nie chciał wykazać się jakąkolwiek
dobrą wolą. Dzisiaj też zaczęła z nim rozmawiać o wizycie u lekarza, ale wybiegł z mieszkania
trzaskając drzwiami.
Kaśka miała trzydzieści lat, mieszkanie, samochód, męża, pracowała w kancelarii
prawniczej, a do szczęścia tak naprawdę brakowało w jej poukładanym życiu tylko dziecka.
Przez ostatnich kilka lat brała leki hormonalne, dzięki którym przytyła z dziesięć kilo, co przy jej
wzroście metr sześćdziesiąt pięć było dosyć widoczne, a o ciąży wciąż mogła pomarzyć. Nosiła
okulary, ponieważ wada wzroku, jaką miała była nieoperacyjna, ale szanującej się pani prawnik –
za jaką uchodziła – nawet pasowały. Ciemnobrązowe włosy, gładko zaczesane do tyłu i związane
gumką, nie dodawały zbytniego uroku, powodowały jedynie, że rysy twarzy wydawały się
bardziej ostre niż były w rzeczywistości. Miała zwyczaj pochylać głowę do przodu, kiedy z kimś
rozmawiała i patrzyła na rozmówcę znad oprawek. Dla większości ludzi było to denerwujące, ale
jej to nie przeszkadzało, tak się przyzwyczaiła i nie zamierzała nic z tym robić. Nosiła czarne lub
ciemno brązowe żakiety, dłuższe spódnice lub spodnie i obowiązkowo buty na wysokim obcasie.
Malowała się bardzo delikatnie, głównie tuszem do rzęs i jakimś bezbarwnym błyszczkiem do
ust. Gdyby spojrzeć z bliska nie było w niej nic, co by ją wyróżniało na tle innych kobiet… no,
może jednak było coś takiego, – smutne, pozbawione radości oczy.
Dzisiaj miała jeden z nielicznych dni, który mogła spędzić w domu. Sprawa którą się
zajmowała, została przeniesiona na następny dzień. Dokumenty wzięła do domu, żeby jeszcze raz
wszystko przejrzeć i upewnić się, że linia obrony, jaką zamierzała wykorzystać jest właściwa.
Grzesiek też wrócił wcześniej z pracy, ale chyba nie spodziewał się, że zastanie ją w domu.
Kaśka postanowiła po raz kolejny namówić go na wizytę u lekarza, ale znowu zareagował
nerwowo. Nie miała pojęcia jak z nim rozmawiać, co byłoby w stanie go przekonać. Kiedy
wyszedł, rozpłakała się, ale dosyć szybko wzięła się w garść i sięgnęła po telefon. Zadzwoniła do
Agnieszki. Młodsza siostra była matematycznym geniuszem w rodzinie i uparła się, że po
maturze chce się dalej uczyć na SGH, a ponieważ Kaśka mieszkała teraz w stolicy, więc rodzice
nie mieli większych oporów. Po przeprowadzce Agnieszka wynajęła z koleżanką mieszkanie na
Bemowie, żeby nie siedzieć jej na głowie.
– Cześć, co robisz? – Kaśka odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała znajomy głos po drugiej
stronie.
– Co się dzieje? – Agnieszka od razu wyczuła, że coś ją gnębi.
– Masz czas, żeby się spotkać? Muszę z kimś pogadać…
– Za pół godziny kończę zajęcia i możemy się umówić tam gdzie ostatnio.
– Za godzinę będzie dobrze? – Kaśka poprawiła włosy.
– Tak i coś mi się wydaje, że nie będziemy się śmiać. Mam rację?
– Chyba nie będziemy.
– Nie martw się, przyjeżdżaj, nie ma problemów, których nie dałoby się rozwiązać.
– Obawiam się, że nie tym razem.
– Pogadamy, zobaczymy. Wspólnie coś wymyślimy.
– Eh, pewnie masz rację. – Westchnęła. – Dzięki.
– Żartujesz? Za co dziękujesz? – Agnieszka pokręciła głową. – Zbieraj się, trochę czasu
minie, zanim dojedziesz do centrum. Jakby co, zaczekaj.
– Jasne, do zobaczenia. – Kaśka odłożyła słuchawkę. Wstała z fotela i poszła do łazienki,
musiała poprawić swoją zawsze nienaganną fryzurę i obmyć twarz. Oczy były delikatnie
zapuchnięte od niedawnego płaczu, ale pięciominutowy kompres z żelowej maseczki schowanej
w lodówce, zdziałał cuda.
Kaśka postanowiła wreszcie z kimś pogadać. Nie wiedziała, co zrobić, a Aga była osobą
stojącą z boku, więc może spojrzy na wszystko z odpowiedniej perspektywy. Na miejsce dotarła
po czterdziestu minutach, zamówiła bezkofeinową cafe latte i usiadła przy stoliku stojącym z
boku. Zamyśliła się nad tym, co powie i nie zauważyła, kiedy podeszła Agnieszka.
– Kasia, co się dzieje? – Siostra kucnęła obok fotela, na którym siedziała. Wiedziała, że
coś się stało, bo w takim stanie jeszcze jej nie widziała.
– Jesteś już? – Kaśka otrząsnęła się. – Zamówić coś?
– Sama zamówię, – na fotelu obok położyła torbę i płaszcz. Odwróciła się i poszła do
kasy, musiała napić się mocnej, czarnej kawy. Czuła, że siostra ma spory kłopot i musi jakoś
pomóc, a po całym dniu na uczelni czuła się kompletnie wyprana. Wróciła do stolika dwie
minuty później i znowu zastała Kaśkę patrzącą martwo w nieokreślony punkt za oknem, po
którym spływały krople deszczu.
– Opowiadaj! – Usiadła wygodnie i napiła się gorącej kawy. Od razu poczuła się lepiej.
– Nie wiem, od czego zacząć. – Kaśka spojrzała na siostrę oczami pełnymi łez. – Mam
wszystkiego dość, nie mam siły walczyć…
– Możesz mówić jaśniej? – Agnieszka jak zawsze była opanowana.
– Chodzi o Grześka.
– Domyślam się. Pokłóciliście się? Przecież w małżeństwie to się podobno zdarza. –
Siostra pokiwała głową.
– Tak, właściwie to od dłuższego czasu stale się kłócimy.
– Powiesz o co, czy prawniczym zwyczajem każesz się domyślać, co masz na myśli?
– Chodzi o dziecko! – Kaśka spojrzała siostrze poważnie w oczy. – Albo o to, że go nie
mamy.
– Słuchaj, opowiedz wszystko od początku, dobrze? Jak na razie nic nie rozumiem.
Jestem padnięta i nie mam ochoty na niedopowiedzenia.
Wciągnęła powietrze, jakby nagle zaczęło go brakować. Musiała opowiedzieć wszystko,
co się działo w domu i nagle zaczęła się bać, że Agnieszka nie zrozumie, nazwie histeryczką,
popuka się w głowę z politowaniem. Ale decyzję podjęła i nie było już odwrotu.
– Grzesiek nie chce iść na badania… – zaczęła mówić.
– Jakie badania? Czy to ma coś wspólnego z tym, że nie możesz zajść w ciążę? –
Domyśliła się Agnieszka.
– Tak. Staramy się o dziecko od pięciu lat. Dwa lata temu lekarz wysłał mnie na liczne
badania. Jestem zdrowa, ale zasugerował, że Grzesiek też powinien się przebadać, jest tylko
jeden i to wcale nie mały problem – on nie chce.
– No to z nim porozmawiaj! – Siostra uśmiechnęła się – Jesteś prawnikiem, potrafisz to
robić.
– Rozmawiam! Tylko każda rozmowa kończy się awanturą. Twierdzi, że nigdzie nie
pójdzie, bo to moja wina. Już nie mam siły z nim walczyć…
– Nie przesadzaj, – Aga ujęła ją za rękę, – widocznie czegoś się boi. Może źle z nim
rozmawiasz?
– Grzesiek nie chce nawet wysłuchać lekarza. Twierdzi, że jak w domu nie ma dziecka, to
jest wina wyłącznie kobiety.
– Kretyn… no cóż, to do niego podobne. Przecież mężczyźni też mogą mieć z tym
problemy. Ale pewnie najłatwiej zrzucić winę na kobietę! Już ja sobie z nim porozmawiam.
– Nie, nie… Słuchaj, potrzebuję rady. Nie wiem co mam zrobić, jak na niego wpłynąć.
Nasze stosunki bardzo się zmieniły, kochamy się tylko wtedy, kiedy mam płodne dni inaczej
nawet się zbliża. Śpi w salonie, ja w sypialni. Nie wytrzymuję tego. – Zaczęła w pośpiechu
szukać w torebce chusteczek, ale łzy płynące z oczu skutecznie utrudniały dojrzenie
czegokolwiek. Aga tylko pokręciła głową, sięgnęła do torebki i podała siostrze chusteczki.
– Najpierw musisz się uspokoić. Mam pewien pomysł, ale będzie wymagał podstępu,
jakoś to rozwiążemy, a szwagier nawet się nie zorientuje jak do tego doszło.
– O czym myślisz? – Spojrzała z nadzieją. – Jak go przekonasz, żeby poszedł do lekarza?
– Nie ja, tylko jego matka. Wiesz, jest takie tybetańskie przysłowie, które idealnie pasuje
do twojej sytuacji. Jeżeli problem ma rozwiązanie, to nie ma się co martwić, jeżeli nie ma, to
martwienie się niczego nie zmieni.
– Przysłowie super, tylko obawiam się, że to się nie uda, – pokręciła głową – w ogóle jak
to sobie wyobrażasz?
– Pomyśl… sama nie możesz na niego wpłynąć, ale jeśli porozmawiasz z jego matką i
powiesz, że to na pewno nie on jest winny, że wciąż nie macie dziecka, to może ona go jakoś
przekona.
– Ale wiesz jaka jest Krystyna. Ma stuprocentowo wredny charakter, zresztą znasz ją, co
ci będę tłumaczyć… – Kaśka skrzywiła się na wspomnienie teściowej. Wydzwaniała
przynajmniej raz w tygodniu z pytaniem, kiedy wreszcie zostanie babcią. Zawsze musiała się
tłumaczyć, że mają jeszcze czas, na co słyszała całą tyradę, że jak była w jej wieku to Grześ
chodził już do szkoły.
– Właśnie dlatego o tym pomyślałam. Jest zaślepiona, jeśli chodzi o swojego jedynaka.
Jak będziesz z nią rozmawiać, wybadaj, na co Grzesiek chorował, czy nie miał problemów ze
zdrowiem. Spytaj lekarza, jakie choroby w dzieciństwie mogłyby skutecznie uniemożliwić
posiadanie dzieci, jakie objawy mogą o tym świadczyć, oczywiście poza faktem, że wciąż nie
jesteś w ciąży.
– Myślisz, że się uda? – Nie była do końca przekonana w powodzenie tego planu.
– Jeśli dobrze to rozegrasz, nawet się nie zorientuje. Powinna raczej odebrać to, jako
twoją troskę o męża, bo jemu się to przecież należy. Pamiętaj, co mówi a potem porozmawiaj z
lekarzem.
– Czy ja wiem? Jak ona ma wpłynąć na niego, żeby poszedł na badania?
– Powiesz, że prawdopodobnie to ty nie możesz mieć dzieci, ale żeby mieć pewność
powinniście oboje zrobić badania. Jeśli podejrzenia się potwierdzą, poddasz się leczeniu, bo
przecież to niemożliwe, żeby Grzesiek… Rozumiesz?
– Takie proste… aż za bardzo, ale może faktycznie to jedyne wyjście. – Kaśka po raz
pierwszy od dłuższego czasu spojrzała na swój problem z zupełnie innej perspektywy.
– Przyznaj, do tej pory mówiłaś, że na pewno to z nim jest coś nie tak… odwróć rolę.
Żaden facet nie chce słyszeć, że jest bezpłodny, oni twierdzą, że skoro mogą się kochać,
towszystko z nimi w porządku.
– Rany, musisz mieć rację, dlatego tak się wkurza. Muszę coś wykombinować, może
pojedziemy do Buska na weekend i wtedy porozmawiam z jego matką.
– No widzisz, po się zadręczasz? – Agnieszka dopiła kawę.
– Jak siedzisz w tym od tylu lat to pewnych rzeczy nie dostrzegasz. – Uśmiechnęła się
smutno.
– Dlatego masz siostrę. Jak coś się dzieje, możesz dzwonić. Teraz najważniejsze, żeby się
dowiedzieć, co jest powodem, że wciąż nie jestem ciotką, a potem pomyślimy, co robić dalej. Nie
martw się, szanującej się pani prawnik to nie pasuje. Tym bardziej, że podobno twarda sztuka
jesteś w tym prawniczym światku, tak przynajmniej słyszałam. – Agnieszka zmieniła temat.
– Nie żartuj. Robię tylko to, co do mnie należy. – Kasia rozluźniła się. Zobaczyła
światełko w tunelu i to dodało jej chęci do życia.
– Powiedz lepiej o ostatniej sprawie, czytałam, że dostałaś trudną obronę…
– Właśnie, – pokiwała głową, – kobieta jest oskarżona o usiłowania zabójstwa męża
łajdaka, muszę udowodnić, że była to obrona własna. Nie będzie łatwo, nikt tak naprawdę nie
wiedział, co się tam działo.
– Czytałam, że Rafał jest oskarżycielem… – Aga przypomniała to, o czym starała się nie
myśleć.
– Nic mi nie mów, też się dowiedziałam, wcale mnie ta perspektywa nie cieszy. Potrafi
być bezwzględny, nie dostrzega oczywistych faktów, zwłaszcza jak siedzę po drugiej stronie. –
Skrzywiła się ma wspomnienie osoby znienawidzonego prokuratora.
– Masz jakiś plan obrony? – Agnieszka spojrzała poważnie na siostrę, zdawała sobie
sprawę, że ten proces będzie kolejną walką na noże między jej siostrą a Rafałem.
– Jedyny możliwy w tej sytuacji. Muszę powołać dzieci na świadków, a tego wolałabym
uniknąć, ale tylko one wiedzą, co się działo w domu i to będzie najlepszy punkt obrony. Słów
dzieci nie podważy, przynajmniej mam taką nadzieję.
– Obyś miała rację, z Rafałem sobie poradzisz… znowu. – Podniosła się z fotela i poszła
zamówić jeszcze dwie kawy.
ROZDZIAŁ DRUGI
Kaśka wróciła do domu po dwudziestej. Grzesiek oglądał w salonie mecz popijając piwo.
Nawet nie spojrzał, kiedy weszła do pokoju. Wzięła się w garść i podeszła z uśmiechem. Musiała
wprowadzić w życie pomysł Agnieszki, a do tego potrzebowała jakoś go przekonać.
– Co oglądasz? – Usiadła obok, uśmiechając się czule.
– Przecież widzisz… – Spojrzał niechętnie.
– Kochanie, przepraszam. Zapomnijmy o całej sprawie – powiedziała cicho i przytuliła
się. – Nie kłóćmy się, dobrze?
– Mówisz o tym absurdalnym pomyśle? Już zapomniałem, nie zamierzam nigdzie iść, –
burknął pod nosem – nie chcę więcej słyszeć tych bzdur.
Słowa bardzo ją zabolały, ale nie dała nic po sobie poznać. Chciała wdrożyć w życie plan,
dlatego nie mogła pozwolić, żeby wyprowadził ją z równowagi.
– Dobrze. – Pokiwała głową. Zdziwiony spojrzał, jakby nie wierzył w to, co słyszy. –
Przy okazji, pomyślałam, że może w piątek po pracy pojechalibyśmy do rodziców. Dawno nie
byliśmy.
– Kiedy? W tym tygodniu? – Prawą brew uniósł do góry. Nie znosiła, kiedy tak patrzył i
wypowiadał krótkie pytania.
– Chyba, że nie możesz, ale rodzice na pewno byliby zadowoleni, gdybyśmy ich
odwiedzili.
– Zobaczę, może to faktycznie niezły pomysł. – Po raz pierwszy tego dnia spojrzał z
grymasem, który w ostateczności można było uznać za uśmiech.
– Przyda się trochę odpoczynku i nabierzemy dystansu do kłopotów. – Wyciągnęła rękę.
– Ale na tamten temat nie chcę już rozmawiać. To nie moja wina. – Grzesiek objął ją
ramieniem. Kaśka wewnętrznie aż się skuliła, taki był pewny tego co mówi, tylko ona chciała
mieć pewność.
– Jestem przewrażliwiona i zdenerwowana. Nie powinnam cię oskarżać.
– Dobrze, że wreszcie to zrozumiałaś. – Był wyraźnie z siebie zadowolony.
– Tak, tylko to wszystko wina znajomych i rodziców, którzy ciągle dopytują, kiedy
będziemy mieć dziecko. Czuję presję.
– Po co się przejmujesz? W końcu to nie ich sprawa, kiedy będzie to będzie.
– Wiem, ale źle się z tym czuję, zwłaszcza, kiedy rozmawiam z twoją matką. Stale słyszę,
że cię unieszczęśliwiam, że marzysz o dużej rodzinie…
– Przestań się przejmować. – Znowu stał się czuły i kochający. – To nie jest sprawa mojej
matki. Nasze życie i nasza sprawa.
– Ale przecież nie chcesz… – Usiłowała przypomnieć o badaniach, ale nie dał jej
dokończyć.
– Nie chodzi o mnie, musisz zmienić lekarza, leczysz się już pięć lat i bez żadnego
rezultatu.
– No tak… – Zrozumiała tok jego myślenia.
– Rozejrzyj się za innym specjalistą. Na pewno nie będzie gadał bzdur.
– Jak chcesz. – Westchnęła, ale nie zamierzała niczego zmieniać. Agnieszka dobrze to
ujęła, ona jest prawnikiem i musi to potraktować jak kolejną sprawę. Musi się wykazać zimnym
opanowaniem i rozsądkiem. Nie może patrzeć emocjonalnie na swój problem.
– Mądra dziewczynka. – Grzesiek odwrócił się z uśmiechem i zaczął ją całować. W takich
chwilach jak ta dziękowała Bogu, że mieszkają sami.
Oboje usiłowali uspokoić przyspieszony oddech. Musiała przyznać, że Grzesiek wiedział,
co robi. Niejednokrotnie jej wszechświat rozpadał się na miliony kawałków usłanych
strumieniem spadających błyszczących gwiazd kiedy wracała do rzeczywistości po dobrym
seksie. Ostatnio brakowało w ich związku tej bliskości, zwłaszcza, od kiedy zaczęła toczyć bój o
badania i przeniósł się do salonu, zostawiając ją samą w sypialni. Wiedziała, że musi się
odstresować, ale ciągle myślała o jednym, dlatego takie dziecioróbne zbliżenia nie dawały jej
żadnej satysfakcji. Ot, zwykły seks bez polotu, ale dzisiaj było inaczej.
– Wrócisz do sypialni? – Oparła brodę na jego piersi.
– Chcesz? – Uśmiechnął się. Przesuwał dłonią po jej odsłoniętym ramieniu, czuł, jak drży
pod dotykiem.
– Inaczej bym nie pytała.
– Chciałbym wrócić do sypialni… ta kanapa wcale nie jest tak wygodna. – Wyciągnął
rękę i na potwierdzenie poklepał kanapę, jakby ta co najmniej rozumiała o czym mówi.
– To chyba dobrze, ale teraz nie było tak źle.
– Na takie zabawy może być…
– Znowu będziemy małżeństwem nie tylko na papierku? – Wyciągnęła rękę i zanurzyła w
jego gęstych, ciemnych włosach.
– Pewnie tak, a teraz może… – Przewrócił ją na plecy, nachylił się całując twarz i wolno
schodząc na dół. Tego dnia nie wrócili do sypialni, całą noc spędzili na podobno niewygodnej do
spania kanapie.
Grzesiek jak zawsze wstał o szóstej, Kaśka spała, więc okrył ją, żeby nie zmarzła.
Rozprawę miała dopiero o jedenastej piętnaście, do sądu jechała niecałe dwadzieścia minut.
Nastawił budzik na ósmą trzydzieści, delikatnie pocałował ją w czoło i wyszedł do pracy. Musiał
wszystko pozałatwiać w firmie, żeby wziąć wolny piątek. Pomysł z wyjazdem do Buska przypadł
mu do gustu… miał nadzieję, że uda im się odpocząć, a Kaśka w końcu przestanie się
przejmować. Co prawda chciał już zostać ojcem, ale nie bardzo mógł uwierzyć, że jest
odpowiedzialny za to, że jego żona nie może zajść w ciążę. Najprawdopodobniej lekarz wyciąga
tylko pieniądze za kolejne wizyty, a nie robi nic, żeby znaleźć przyczynę. Cieszył się, że w końcu
Kaśka zrozumiała swój błąd.
Wstała kilka minut po ósmej, jeszcze zanim zadzwonił budzik. Sięgnęła ręką na stolik i
wcisnęła przycisk, bolała ją głowa, a przejmujący dźwięk, w niczym by nie pomógł. Ostrożnie
podniosła głowę z poduszki. Postanowiła wziąć prysznic, miała nadzieję, że dzięki temu stanie na
nogi. Musiała wziąć się w garść, miała trudną sprawę, i nie mogła popełnić najdrobniejszego
błędu. W kuchni nastawiła wodę, z górnej półki wyjęła kawę. Do kubka wsypała dwie czubate
łyżeczki i odstawiła puszkę na miejsce. Woda zagotowała się, co też oznajmiła głośnym
gwizdem, Kasia skrzywiła się, poczuła jakby w głowie rozdzwoniły się dzwony kościelne.
Wyłączyła gaz i zalała kawę. Postawiła kubek na stole i poszła do łazienki, a potem będzie
musiała lecieć do sądu. Umówiła się wcześniej z klientką. Musiała jeszcze omówić wszelkie
nieprzewidziane pytania mogące pojawić się podczas przesłuchania. Miała nadzieję, że dzieci w
odpowiedni sposób przedstawią to, co się działo w domu za zamkniętymi drzwiami. To była w
obecnej sytuacji najlepsza z możliwych linia obrony.
Kilka minut po dziesiątej była na miejscu. Na korytarzu czekała pani Basia, z czwórką
dzieci. Wszyscy wyglądali na przestraszonych i niepewnych, co ich czeka. Musiała z nimi
porozmawiać, i wyjaśnić, czego mogą się spodziewać. Dwójka najmłodszych prawdopodobnie
będzie przesłuchiwana w osobnym pokoju w obecności psychologa, ale starsze mogły zostać
wezwane na salę rozpraw. Zresztą decyzja w tej sprawie będzie należała do sędziego. Teraz
musiała wszystkich uspokoić i uzmysłowić, jak ważne są zeznania. Podeszła i przywitała się,
spoglądając jednocześnie na grafik wiszący na drzwiach, żeby zobaczyć, który sędzia został
przydzielony do sprawy.
– Dzień dobry, cieszę się, że udało się wam dotrzeć. Jak się pani czuje? – Zwróciła się do
kobiety, która na jej widok podniosła się z ławki.
– Boję się… – odparła cicho pani Basia. Była to drobna kobieta, z kręconymi ciemno
brązowymi włosami, obciętymi do ramion. Miała trzydzieści osiem lat, chociaż wyglądała na
dziesięć lat więcej, brązowe, smutne oczy i usta z kącikami opadającymi do dołu. Była matką
czwórki dzieci, dwóch chłopców, siedemnastoletniego Tomka i ośmioletniego Michała oraz
dwóch dziewczynek, piętnastoletniej Olgi i sześcioletniej Ani. Kaśka, jako prawnik z kilkuletnim
doświadczeniem, widziała objawy świadczące o syndromie osoby maltretowanej, jednak dla
postronnego obserwatora nie byłoby to takie oczywiste – ot, normalna, zmęczona matka czwórki
rozbrykanych dzieciaków, nic więcej.
– Proszę się uspokoić. Poradzimy sobie, tylko proszę powiedzieć, czy już rozmawiała
pani z dziećmi na temat tego, że będą musiały zeznawać?
– Coś mówiłam, ale nie wiem, jak to będzie wyglądać… – rozpłakała się, a najmłodsza
Ania, mocno się do niej przytuliła.
Kasia mimowolnie wyciągnęła rękę i pogłaskała dziewczynkę po głowie. Nie mogła
zrozumieć, jak ojciec mógł zgotować własnym dzieciom koszmar przemocy domowej. Teraz
musi wybronić ich matkę, i uchronić dzieci przed domem dziecka lub nie daj Bóg opieką
„kochającego” tatusia. Wiedziała, że zrobi wszystko, żeby pomóc tej rodzinie. To będzie jedna z
trudniejszych i emocjonalnych spraw, zdawała sobie sprawę, że prokurator zrobi wszystko, żeby
doprowadzić do skazania, a ona musiała temu zapobiec. Zdawała sobie sprawę, że będzie to
ciężka przeprawa, tym bardziej, że ona i Rafał Mackiewicz, prokurator wyznaczony do tej
sprawy, nie darzyli się sympatią już od czasu studiów. Kaśka pokonała go podczas procesu
pokazowego na zajęciach, a Rafał nie potrafił tego zaakceptować. Do zakończenia studiów stale
był narażony na docinki ze strony kolegów. Nie potrafił o tym zapomnieć i swoją frustrację
przenosił teraz na salę rozpraw.
– Pani Basiu, przejdźmy do wolnej sali, muszę porozmawiać z dziećmi zanim zacznie się
rozprawa. Wyjaśnię wszystko. Zrobię wszystko, żeby wróciła pani dzisiaj z dziećmi do domu. –
Wskazała kobiecie prawą ręką salę w głębi korytarza, lewą ręką ujęła dłoń Ani, która natychmiast
zacisnęła mocno swoje palce na jej dłoni.
– Nie wiem, jak pani dziękować… – Basia powiedziała cicho idąc za Anią i prowadząc
obok pozostałą trojkę dzieci.
– Jeszcze nic nie zrobiłam, – Kasia uśmiechnęła się uspokajająco, – ale dam z siebie
wszystko, to mogę obiecać.
– Tylko nie mogę pani zapłacić… – chciała jeszcze coś dodać, ale Kaśka przecząco
pokręciła głową.
– Proszę zapomnieć o jakichkolwiek pieniądzach, zasłużyła pani na najlepszą obronę.
Proszę skupić się na dzieciach, teraz to jest najważniejsze.
– Najgorszy jest powrót do domu, tam wszystko wraca… tamten dzień, tamta sytuacja i
jeszcze Bogdan dzisiaj wyszedł ze szpitala. – Kobieta nagle zamyśliła się, nie zdawała sobie
sprawy, że mówi na głos, co myśli.
Kasia spojrzała na nią uważnie, zupełnie o tym nie pomyślała, przecież dla nich ten
koszmar wciąż trwał, kiedy wracali do swoich czterech ścian. Podjęła decyzję, że najpierw
oczyści ją z zarzutów, a później pomoże w znalezieniu innego mieszkania, gdzie będą mogli
wrócić do normalności, z daleka od męża, który za wszelką cenę chciał posłać ją za kratki. Może
uda się też znaleźć dla niej pracę, musi się tylko dowiedzieć, jakie ma wykształcenie, co potrafi
robić. Do tej pory zajmowała się tylko dziećmi i nigdzie nie pracowała, ale może wyjście do
pracy podniesie jej samoocenę. Na samej pomocy społecznej nie da się długo ciągnąć, tym
bardziej przy czwórce dzieci.
Prawie pół godziny rozmawiała z dziećmi, usiłując wszystko wyjaśnić. W sumie
najbardziej obawiała się tego, co powie Tomek. Był w trudnym wieku, impulsywny i uważał, że
wszystko wie najlepiej, ale zdawała sobie sprawę, że jedno nieopatrznie rzucone przez niego
słowo, Rafał wykorzysta w bezwzględny sposób, byle wygrać sprawę. Dla niego tak naprawdę
liczyło się teraz uzyskanie wyroku skazującego, udowodnienie, że jest od niej lepszy. Był tak
zacietrzewiony w swojej złości, że mógłby skazać tę kobietę, chociaż to nie jej klientkę powinien
oskarżać, ale jej męża. Zanim wyszli z pokoju, wzięła jeszcze Tomka na bok, żeby powiedzieć
mu klika słów na osobności. Ostrzegła, że prokurator będzie uważnie analizował każde słowo i
jeśli nie chce żeby matka spędziła kilka lat w więzieniu, a on z rodzeństwem w domu dziecka lub
z ojcem, ma pilnować tego, co mówi. Pokiwał głową, co by znaczyło, że rozumie, co
powiedziała. Miała nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni.
Kwadrans po jedenastej poproszono wszystkich na salę rozpraw. Sprawie przewodniczyła
sędzina Patrycja Trzebiatowska. Miała około pięćdziesięciu lat, za sobą niejedną sprawę, z
przemocą domową w tle. Stała po stronie maltretowanych kobiet i w prawniczym gronie była z
tego znana, ale musiała też być obiektywna. Dlatego tak ważne były zeznania dzieci, wiedziała,
że Rafał też starannie się do sprawy przygotowywał, wezwał świadków. Obecny był też mąż
klientki jako poszkodowany. Liczyła się z tym, nie będzie łatwo wygrać. Dzieci i dwie sąsiadki,
które w końcu udało się namówić do złożenia zeznań, to byli świadkowie obrony. Niewiele, ale
zawsze coś. Rodzina pani Basi odsunęła się od niej, kiedy wyszła za mąż za Bogdana. Byli
przeciwni temu małżeństwu, ale ona się uparła, wyprowadziła z domu i została żoną mężczyzny,
którego kochała, a który naprawdę na to nie zasługiwał. Dopiero po jakimś czasie zrozumiała, że
rodzice mieli rację. Usiłowała szukać u nich pomocy, kiedy zdała sobie sprawę, w co się
wpakowała, ale usłyszała, że skoro była taka mądra, kiedy za niego wychodziła, to musi radzić
sobie sama. I tak już zostało, aż do teraz.
ROZDZIAŁ TRZECI
Wyszła z sądu po trzeciej. Czuła, jakby została przeciśnięta przez praskę do ziemniaków.
Rafał nawet na chwilę nie odpuszczał, atakował świadków, musiała czuwać, żeby żadne słowo,
które padało nie zostało źle zinterpretowane. Prokurator powołał na świadków znajomych z pracy
i rodzinę męża klientki. Bogdan z miną niewiniątka i bez mrugnięcia okiem oskarżał żonę.
Twierdził, że on całymi dniami ciężko pracował na utrzymanie rodziny, a jego żona nawet obiadu
nie ugotowała. Mówił, że nie dbała o dom ani o dzieci. Właściwie to nie wie, co się wtedy stało,
że go zaatakowała, przecież kocha ją i dzieci, nigdy w życiu nie podniósł na nich ręki.
Oczywiście wszyscy świadkowie, których wezwał prokurator, potwierdzili to, co Bogdan mówił.
Opowiadali, jaki z niego jest dobry mąż, ojciec i oczywiście przyjaciel. Wszyscy zgodnie
twierdzili, że jego żona siedziała w domu, bo ponieważ nie chciała pracować i od tego
nicnierobienia poprzestawiało się jej w głowie. Padło też stwierdzenie, że celowo zraniła męża,
który zastanawiał się nad rozwodem, ale wstrzymywał się ze względu na dzieci. Po zeznaniach
dorosłych świadków, sędzina zdecydowała, że dzieci będą zeznawały w osobnym pokoju pod
okiem psychologa. Chciała uniknąć konfrontacji dzieci z ojcem i jego rodziną. Kaśka dziękowała
Bogu, że tak się stało. Dzieci opowiadały, co się działo w domu, nawet Tomek odpowiadał
bardzo rzeczowo na zadane pytania, nie powiedział nic, co mogłoby zaważyć na wyniku sprawy.
Psycholog jednoznacznie stwierdziła, że dzieci mówią prawdę. Po przeszło czterech godzinach
zapadł wyrok. Jej klientka została uniewinniona, wszystkich poddano pomocy psychologicznej w
ośrodku interwencji kryzysowej, dodatkowo Bogdan dostał zakaz zbliżania się do rodziny. Rafał
wyglądał, jakby po raz kolejny dostał w twarz, przegrał, mimo, że tak bardzo się starał. Nie dość,
że nie doprowadził do skazania jej klientki, to ona osiągnęła w trakcie rozprawy wszystko, co
zamierzała. Po ogłoszeniu wyroku wyszedł z sali trzaskając drzwiami.
Coś ostatnio często zdarza mi się słyszeć, takie odgłosy, – Kaśka uśmiechnęła się
ironicznie, – najpierw Grzesiek, teraz Rafał. Wkurza ich to, że i tak zawsze stawiam na swoim.
Jeden się o tym przekonał po raz kolejny, drugi dopiero się o tym przekona – pomyślała z mściwą
satysfakcją. Wygrana sprawa dodała jej sił, aby walczyć o to, co uważała za najważniejsze.
– Pani mecenas – głos klientki wyrwał ją z zamyślenia, odwróciła się w stronę kobiety,
która szła w jej stronę – nie wiem, jak mam dziękować za wszystko.
– Dobrze, że sprawa tak się skończyła. – Uśmiechnęła się. – Przy okazji, czy spotkałaby
się pani ze mną, powiedzmy w przyszły poniedziałek? Mam pewien pomysł, ale potrzebuję kilku
dni, żeby się we wszystkim rozeznać.
– Mamy jeszcze jakieś problemy? – W oczach kobiety pojawiła się panika.
– Nie. Ta sprawa już jest skończona. Chodzi o zupełnie coś innego. Chciałabym pani
pomóc, ale najpierw muszę się wszystkiego dowiedzieć. Proszę mi zaufać.
– Dobrze. Spotkajmy się w poniedziałek.
– Przyjadę do pani o trzynastej trzydzieści. Możemy się tak umówić?
– Tylko wie pani u mnie jest…
– Proszę się niczym nie martwić, jeśli wszystko uda się załatwić już niedługo zaczniecie
nowe życie. – Kaśka mocno uścisnęła jej zimne dłonie, usiłując dodać otuchy.
Pożegnały się przed wejściem do sądu. Basia obiecała dzieciom, że pójdą na lody, jeśli
sprawa dobrze się skończy. Dzieci z nieśmiałymi uśmiechami pomachały Kasi na pożegnanie,
kiedy wyjeżdżała z parkingu. Chciała wrócić do domu i odpocząć. Poza tym musiała zadzwonić
do znajomej z urzędu i dowiedzieć się o możliwość przydziału lokalu socjalnego. Była środa, ale
do piątku powinna coś wiedzieć. Liczyła, że w poniedziałek będzie mogła przekazać klientce
dobre wieści. Zanim wróciła do domu zatrzymała się jeszcze przy delikatesach. Zrobiła trochę
zakupów. Kupiła krakersy, dojrzałe awokado i cytrynę, czosnek był w lodówce, miała wszystko,
żeby zrobić ulubioną pastę z awokado. Była już przy wyjściu, ale cofnęła się jeszcze do
zamrażarki, wyjęła duże opakowanie lodów czekoladowych. Zapłaciła przy kasie i wróciła do
samochodu. Pięć minut później otwierała drzwi do mieszkania.
– Już jestem! – Zawołała. Zajrzała do salonu, ale widocznie Grzesiek jeszcze nie wrócił z
pracy. Poszła do sypialni, zdjęła żakiet i spodnie, przewiesiła przez oparcie krzesła, mimowolnie
spojrzała odbicie w lustrze, widziała młodą kobietę, zgrabną, w samej bieliźnie, nawet te kilka
kilogramów więcej nie stanowiło problemu. Ręka mimowolnie znalazła się na brzuchu, jakby
chciała coś chronić. Po chwili otrząsnęła się z tego stanu i pokręciła głową. Wiedziała, że jeszcze
nie ma kogo chronić, ale może już niedługo, jeśli uda się przeprowadzić plan.
Wlała do wanny różany olejek i odkręciła wodę, wróciła do kuchni. Machinalnie
przygotowała pastę z awokado i lampkę dobrego wina. Dwadzieścia minut później leżała
rozkoszując się ciepłą kąpielą. Zapach róż działał uspokajająco, leżała wygodnie oparta o
dmuchany zagłówek. Krakersy z awokado, wino i muzyka, która cicho sączyła się z głośników
pomagały się zrelaksować. Słyszała jak ktoś dzwoni, ale nie miała ochoty na rozmowę. Starała
się ułożyć dokładny plan rozmowy z Krystyną. Zastanawiała się, co powiedzieć, w jaki sposób
pokierować rozmową, chciała mieć plan na każdą, nawet nieprzewidzianą ewentualność. Dwa
razy dolewała wody, w końcu jednak musiała wyjść, a Grześka wciąż nie było w domu. Położyła
się w salonie i zaczęła przeglądać kolejne programy, szukając czegoś interesującego. Ostatecznie
zostawiła na jakimś amerykańskim filmie, nie zauważyła kiedy zasnęła.
– Skarbie? – Nachylił się. Spała tak spokojnie, zastanawiał się czy jest sens ją budzić, ale
postanowił, że chociaż się przywita.
– Jesteś? Która godzina? – Spojrzała zaspana.
– Późno, dzwoniłem, ale nie odebrałaś. Nagrałem się na sekretarkę… – Pocałował ją w
czubek nosa. Kasia zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła bliżej.
– Tęskniłam, czemu dopiero teraz wróciłeś?
– Musiałem zostać w pracy, ale możemy wyjechać już w piątek rano. – Uśmiechnął się.
– Naprawdę? – Podniosła głowę opierając ją na łokciu.
– Zadowolona? – Wyciągnął dłoń i zaczął palcem delikatnie zsuwać ramiączka z jej
ramion.
– Domyśl się… – Mruknęła zmysłowo i zaczęła go całować, odnajdując pulsujące
miejsce na szyi. Delikatny zarost drapał twarz, ale zupełnie się tym nie przejmowała.
Grzesiek uwielbiał jej spontaniczność, zsunął koszulkę i patrzył zachwycony. Kaśka była
zgrabną dziewczyną i swoim wyglądem doprowadzała go do szaleństwa. Sprawnym ruchem
wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, chociaż nie miała nic przeciwko niewygodnej kanapie.
Zanim tam dotarł, koszulę miał zsuniętą z ramion, wystarczyło opuścić ręce a koszula sama
znalazła się na podłodze. Kasia dokończyła swoje dzieło i chwilę później na podłodze znalazła
się reszta jego ubrania.
– Jesteś wyjątkowa, wiesz? – Wsunął się pod kołdrę i zaczął gładzić jej ramiona.
Otworzyła oczy i zobaczył w nich pożądanie, nie potrafił już dłużej nad sobą panować, zatopił się
w jej ustach i wszystko wokół przestało istnieć.
– O której chcesz wjechać? – Patrzył spod półprzymkniętych powiek, obserwując z
przyjemnością, jak powoli uspokaja oddech.
– O dziewiątej, może trochę później… – Pogłaskała go po szorstkim policzku.
– Mówiłaś rodzicom, że przyjedziemy?
– Będą mieli miłą niespodziankę. – W oczach dostrzegł łobuzerski błysk, który pamiętał
jeszcze ze szkolnych czasów.
– Już to widzę. – Zaczął się śmiać, przypominając sobie scenę, sprzed kilku miesięcy,
kiedy przyjechali bez zapowiedzi.
– Dlaczego? Powiemy, że to była spontaniczna decyzja…
– Myślisz, że w to uwierzą? Doskonale wiedzą, że praca to nasze drugie życie.
– Będzie super. – Machnęła ręką.
Grzesiek uśmiechnął się.
– A co mi tam… i tak zawsze wychodzi na twoje. – Objął ją ramieniem, żeby mogła
wygodnie się ułożyć, kilka minut później usłyszał jej spokojny oddech. Poprawił rękę i też starał
się zasnąć. Niedługo potem on też odpłynął w senne wojaże.
Kaśka wyjątkowo wstała kilka minut po czwartej. Grzesiek jeszcze spał, zebrała ubrania
porozrzucane po podłodze i ułożyła na fotelu, potem poszła do kuchni zrobić kawę i zapalić
papierosa. Zajrzała do paczki, ale były tam dwie ostatnie sztuki. Nie paliła dużo, ale czasem
miała na to ochotę. Kilka minut później stała z kubkiem parującej kawy, zapatrzona w drzewa za
oknem. Było pochmurno, ale gdzieniegdzie zza chmur zaczynały przebijać pojedyncze promienie
majowego słońca. Liczyła, że dzień będzie pogodny, miała sporo zaplanowanych spraw, a nie
lubiła, kiedy padało. Nie zauważyła, kiedy Grzesiek wstał i cicho podszedł. Objął ją w pasie i z
przyjemnością wdychał zapach skóry o delikatnej różanej woni.
– Co się stało, że już wstałaś?
– Nic… – odwróciła się – myślałam co będziemy robić w Busku.
– Może spotkamy się ze znajomymi? Rozmawiałem wczoraj z Tomkiem i powiedziałem,
że w piątek przyjedziemy do rodziców. Zaproponował, żebyśmy się spotkali, jak za dawnych
czasów.
– Chyba wolę odpocząć, ale jak chcesz to możesz się z nim spotkać.
Przygotowała śniadanie i siedząc przy stole zastanawiali się, jak spędzić wspólny, wolny
weekend oczywiście o swoich dodatkowych planach nie wspomniała nawet słowem. Stanęło na
tym, że on spotka się ze znajomymi, a ona umówi się z Gośką i oczywiście pogada z Krystyną. O
dziewiątej wyszła do pracy, musiała załatwić bieżące sprawy przed wyjazdem. Przed południem
umówiła się w urzędzie. Chciała wszystkiego dopilnować, jakby się obawiała, że bez niej
wszystko się zawali.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Z urzędu wyszła prosto na nagrzany parking. Zegar z termometrem zamontowany na
urzędzie wskazywał trzydzieści trzy stopnie Celsjusza. Było gorąco, chociaż ranek nie
zapowiadał takiego upału. Miała wrażenie, że zaraz się rozpłynie. Rozejrzała się za samochodem,
westchnęła, kiedy zobaczyła, że teraz był wystawiony na ostre słońce. Cień, który do południa
dawał uczucie przyjemnego chłodu gdzieś zniknął. Nie poszła do samochodu, niedaleko była
fontanna, skierowała się w tamtą stronę. Usiadła na brzegu, lekko nachyliła się w stronę tafli
wody i zanurzyła rękę. Zaczęła nią poruszać rytmicznie w przód i w tył, w przód i w tył…
zapatrzyła się przed siebie, nagle świat wokół przestał istnieć, patrzyła, ale nic nie widziała…
miała wrażenie, jakby została na świecie sama… pozostał tylko rytmiczny ruch ręki. W tej
właśnie chwili miałaby ochotę zniknąć, miała wrażenie, że wszystko ją przerasta, robi się coraz
mniejsza i mniejsza, a pozostaje tylko ten rytmiczny ruch ręki, która żyła własnym, niezależnym
życiem. Chciała się podnieść, ale ciało odmówiło posłuszeństwa, cały czas siedziała i palcami
przeczesywała taflę zimnej wody. Czuła się jak postać z baśni tysiąca i jednej nocy tylko w
jakimś dziwnym wydaniu, w bajce bez sensu i jakiegokolwiek morału. Robiła krok w przód, tym
samym momencie cofała się o dwa do tyłu. Chciała się jakoś otrząsnąć, ale miała wrażenie, że
pozostaje to poza jej możliwościami. Z tego stanu wyrwał ją dopiero dźwięk telefonu, odruchowo
wyciągnęła go z torebki i spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił Grzesiek. Wyciągnęła dłoń z wody,
która dawała jej uczucie przyjemnego chłodu i mokrą dłonią przesunęła po nagrzanym karku. Od
razu poczuła się lepiej. Jeszcze raz spojrzała na wyświetlacz i odebrała.
– Cześć! – Uśmiechnęła się. Grzesiek jakby to wyczuł.
– Dasz się zaprosić na kolację?
– Nie wiem, czy mam ochotę gdzieś wychodzić… – Chciała wytłumaczyć, że nie czuje
się najlepiej, ale nie dał jej dokończyć.
– Przyleciała Anka z Michaelem, zapraszają nas na kolacje i drinka. – Ich spotkania były
już tradycją. Grzesiek wiedział, że jego żona nie odpuści okazji do spotkania z przyjaciółmi.
– Może wpadną do nas? – Poczuła jak wstępuje w nią nowe życie.
– Umówiliśmy się w hotelu Westin. Mają dla nas jakąś niespodziankę.
– Nie wiesz o co chodzi?
– Nic nie chcieli powiedzieć.
– O której nas umówiłeś?
– Dziewiętnastej trzydzieści.
– Zdążę jeszcze wziąć prysznic przed wyjściem? – To pytanie skierowała bardziej do
siebie niż do Grześka, ale to on odpowiedział.
– Może zaczekasz na mnie i razem weźmiemy prysznic? – Ton głosu stał się zmysłowy,
wyczuwała to nawet przez telefon.
– Jak się pospieszysz, to może zdążysz zanim skończę. – Uśmiechnęła się pobłażliwie do
słuchawki.
– Dobra, zbieram się i jadę do domu. Po drodze kupię jakieś wino, jak znam Ankę to tak
prędko nie skończymy tej imprezy. – Jeszcze tyle zdążyła usłyszeć w słuchawce, zanim się
rozłączyła.
Niechętnie oderwała się od przyjemnego chłodu, jaki panował przy fontannie i poszła do
samochodu. Kiedy wyszła na słońce, przez moment zrobiło się jej ciemno przed oczami,
przystanęła na chwilę i wciągnęła głębiej powietrze. To pozwoliło odzyskać ostrość widzenia.
Ten upał ją wykańczał, dodatkowo stresy, których nie brakowało. Musiała o siebie zadbać, w
nawale pracy, nie miała nawet czasu, żeby pójść i zrobić kontrolne badania. Podeszła do
samochodu, był strasznie nagrzany, wsiadła i włączyła klimatyzację, kiedy zaczęło lecieć zimne
powietrze wyjechała z parkingu.
Godzinę później parkowała pod domem. Weszła na drugie piętro, ale zanim zdążyła
wyjąć klucze z torebki, drzwi się otworzyły i zobaczyła w nich Grześka ubranego tylko w
przepaskę z ręcznika na biodrach. Nie sądziła, że mówił poważnie.
– Przygotowałem kąpiel, – uśmiechnął się i pchnął ją w stronę sypialni – pomogę ci
uwolnić się z tego lnianego balastu. – Dorzucił rozpinając bluzkę.
Pozwoliła na to, było tak gorąco, że chętnie zrzuciła z siebie wszystko, co miała.
Kaśka ułożyła włosy i zrobiła staranny makijaż. Grzesiek wybrał jeden z jasnych
garniturów. Opalony, ciemne włosy, brązowe oczy, jasny garnitur jeszcze bardziej te cechy
podkreślał. Kaśka wyjęła krótką szafirową sukienkę i szpilki w tym samym kolorze. W szkatułce
zaczęła przeglądać biżuterię. Znalazła delikatny złoty łańcuszek, ale zanim zdążyła go założyć,
Grzesiek wręczył jej zapakowane podłużne pudełko. Spojrzała zaskoczona.
– Co masz na sumieniu? – Spojrzała podejrzliwie, ale w jej oczach dostrzegał psotne
błyski.
– Rano miałaś fatalny humor… Pomyślałem, że kupię coś żeby ci go poprawić.
Kaśka otworzyła pudełko i wewnątrz zobaczyła naszyjnik z turkusów i pereł.
– Jest piękny! Pomóż mi go założyć.
– Nie ma problemu… – Nachylił się, ustami musnął płatek ucha. Kaśka zadrżała pod
wpływem jego dotyku, ale tylko się uśmiechnął i zapiął na szyi naszyjnik. Pasował idealnie.
Wstała i obracała się, zupełnie jak mała dziewczynka.
– I jak? Mogę tak iść?
– Jeszcze pytasz? – Objął ją w pasie, drugą ręką zgarnął jej torebkę leżącą na fotelu. W
takich chwilach jak ta, zupełnie zapominała, że nie mają dziecka, a Grzesiek w tej kwestii
zachowuje się jak palant. Teraz jednak postanowiła zapomnieć na chwilę o problemach,
perspektywa spotkania z przyjaciółką była bardzo ekscytująca.
Do hotelu dotarli punktualnie. Kiedy wysiedli z windy zobaczyli Ankę i Michaela
pogrążonych w rozmowie. Kelner podprowadził ich do stolika i podał kartę.
Ania zerwała się z miejsca żeby się przywitać.
– Wyglądasz olśniewająco, – spojrzała na Kaśkę z podziwem – zresztą przy takim mężu
to nic trudnego. – Uśmiechnęła się do Grześka.
– Też wyglądasz wspaniale, – Kasia wciąż trzymała przyjaciółkę w ramionach –
promieniejesz, jesteś inna, taka… powiesz o co chodzi?
– Zobaczysz… –Spojrzała tajemniczo.
– Opowiadaj, strasznie mnie zaciekawiło, co to za tajemnica. – Kasia usiadła i spojrzała
wyczekująco.
– Dobrze, ale najpierw coś zamówmy. – Starała się przeciągnąć tą chwilę jak najdłużej.
– Anka! – Kaśka nie dała się zbyć. – Powiedz wreszcie, o co chodzi.
– Nie bardzo rozumiem…
– Zaczekajcie chwilę. – Wyjęła telefon i gdzieś zadzwoniła, przez chwilę cicho
rozmawiała, w końcu odłożyła go do torebki.
– Zaraz go poznacie…
– Przestaniesz mówić zagadkami? – Grzesiek zaczął się śmiać, widząc jak jego żona ma
ochotę udusić przyjaciółkę.
– Raczej nie… – Michael ze śmiechem puścił oczko do tajemniczej żony.
– Czyli musimy cierpliwie zaczekać, – Grzesiek wiedział, że na nic zdadzą się naciski – w
takim razie zamówmy coś.
– Na początek weźmiemy szampana, bo okazja jest wyjątkowa. – Anka zawołała kelnera,
podała zamówienie na najlepszego szampana i jakieś przystawki.
– Nie rozumiem. Kogo mamy poznać? – Kaśka chciała się dowiedzieć, ale przerwała jej
przyjaciółka, wskazując ręką na młodą dziewczynę niosącą na rękach śpiące dziecko.
– To James, ma dwa miesiące i chcielibyśmy, żebyście zostali jego rodzicami
chrzestnymi! – Twarz Anki rozpromienił uśmiech, kiedy wzięła na ręce dziecko.
– Megi dziękuję. Później zabierzesz małego do pokoju, teraz masz pół godziny dla siebie,
zostaw Jamesa tutaj. – Zwróciła się do opiekunki.
– Dziękuję, obiecałam rodzicom, że zadzwonię. – Megi uśmiechnęła się i poszła do
windy zostawiając ich samych.
Kasia patrzyła zauroczona na maleństwo śpiące na rękach przyjaciółki.
– Dlaczego nic nie powiedziałaś? Całą ciążę nie pisnęłaś nawet słowa!
– Nie chcieliśmy zapeszyć, ciąża była zagrożona, ale udało się. Dwa miesiące temu na
świecie pojawił się ten mały rozdarciuch, – spojrzała na Kaśkę – mówię ci, to najpiękniejszy
moment w naszym życiu. Michael był ze mną i nawet dał sobie ze wszystkim radę. – Zaczęła się
śmiać na widok miny męża.
– Gratulacje! – Grzesiek wyciągnął dłoń i uścisnął ją świeżo upieczonemu tacie. – Jestem
zaszczycony i oczywiście przyjmuję propozycję.
– Ja też się zgadzam… – Kasia pokiwała głową – to dla nas zaszczyt, że akurat o nas
pomyśleliście.
– Nie żartuj, nie wyobrażamy sobie lepszych rodziców niż wy, poza tym mamy nadzieję,
że dla Jamesa zafundujecie koleżankę lub kolegę.
– Wiesz jak jest, my też się staramy, ale… – Kaśka chciała wytłumaczyć dlaczego wciąż
nie mają dziecka, ale gdzieś wewnątrz poczuła dotkliwy ból, dlatego postanowiła zmienić temat.
– Powiedzcie lepiej kiedy będą chrzciny?
– W przyszłym tygodniu. Na szczęście rodzice wszystkim się zajęli. Wiedzieliśmy, że na
wyjazd was nie namówimy, ale po wszystkim musicie do nas znowu przylecieć. Tym razem się
nie wywiniecie. Chrześniakowi nie odmówicie. – Ania uśmiechnęła się łobuzersko a Michael
tylko pokiwał głową.
– Czyli mamy kilka dni na załatwienie wszystkich dokumentów… damy radę. – Kaśka
uśmiechnęła się, – Teraz daj małego, bo chrzestna nie może się doczekać, żeby porwać ci ten
mały skarb.
Ania delikatnie wyciągnęła ręce żeby podać jej dziecko, ale James jakby wyczuł, że jej
nie zna, bo spojrzał na twarz pochylającą się nad nim, jego maleńką buzię rozjaśnił uśmiech, ale
zaraz usta ułożyły się w podkówkę i zaczął pochlipywać. Kasia usiłowała go ukołysać, ale chyba
mu to nie pasowało, bo zaczął płakać coraz głośniej.
– Chyba mnie nie lubi? – Spojrzała zmartwiona na przyjaciółkę.
– Raczej nie lubi być głodny. Spał dwie godziny i teraz domaga się swojej porcji mleka. –
Ania wyciągnęła telefon, żeby zadzwonić po opiekunkę, ale ona właśnie wyszła z windy i z
uśmiechem skierowała się do ich stolika.
– Widzę, że przyszła pora na karmienie. – zaczęła się śmiać – Zje, to się uspokoi.
– Masz rację… – Ania oddała jej syna, który nagle przestał płakać. Do buzi usiłował
włożyć całą zaciśniętą piąstkę.
– Mały jest cudowny! – Kasia siadła wygodnie patrząc za odchodzącą opiekunką z jej
przyszłym chrześniakiem – Nigdy nie widziałam tak wielkich i cudownie granatowych oczu.
– Wszystkie maluchy mają taki kolor, – przyjaciółka sięgnęła po szklankę z wodą –
zresztą zobaczysz, jak będziecie mieli własne dzieci.
– Miejmy nadzieję, że już niedługo. – Grzesiek spojrzał na żonę, widział jak nagle
posmutniała.
– Lepiej powiedzcie, co poza usiłowaniem utrzymania wszystkiego w tajemnicy
robiliście. Nie pracujesz? – Kasia spojrzała na przyjaciółkę.
– Przez ten czas cała kancelaria była na głowie Michaela. – Anka uścisnęła go za rękę
–Większość czasu spędzałam w szpitalu, albo leżałam w domu. Nic mi nie było wolno robić,
więc nic nie robiłam, nawet obiady były na jego głowie.
– Robiłem za gosposię – Michael potwierdził skinieniem głowy i napił się szampana.
– Przez te kilka miesięcy nauczył się nieźle gotować, na tyle dobrze, że ja już tego nie
robię. – Przyjaciółka dokończyła ze śmiechem.
– Musimy go w takim razie zatrudnić u siebie. Często nie mamy czasu na gotowanie, –
Grzesiek spojrzał na kumpla – jeszcze powiedz, że mnie też to kiedyś czeka.
– No a co? Kobiety mają nosić dziecko, przecisnąć potem kilku kilogramowego waszego
potomka przed mały otwór i jeszcze o was dbać? Niedoczekanie. – Ania puściła oczko do Kasi,
która zaczęła się cicho śmiać.
– Podoba mi się takie rozwiązanie. Będę leżeć, a Grzesiek zostanie nadworną gosposią…
– Przyhamuj kochanie, nie sądzę, żeby dało się to zrobić. Ktoś musi pracować. –
Uśmiechnął się pobłażliwie.
– No zobacz, nawet pomarzyć nie wolno. – Kaśka zrobiła zawiedzioną minę.
– Pomarzyć zawsze możesz, tylko, kto by cię od roboty odciągnął, skoro nawet w nocy
myślisz, jak rozwiązać kolejną sprawę.
– Miałam to samo, – Ania przerwała im, – ale kiedy ktoś staje się ważniejszy, praca
schodzi na drugi plan. Uwierz mi.
– Miejmy nadzieję, że za rok, spotkamy się w powiększonym gronie. – Grzesiek nachylił
się i delikatnie musnął Kasię w policzek – Jak znam moją żonę, teraz już nie odpuści.
– Żebyś wiedział! Od dzisiaj zabierzesz się do roboty. – Powiedziała niby szeptem, ale
tak, żeby Anka i Michael słyszeli. Po tym stwierdzeniu wszyscy zaczęli się śmiać, a Grzesiek
bezradnie rozłożył ręce.
– No i widzicie, co narobiliście? Praca, praca a w domu żona, która będzie mnie ciągnęła
do sypialni…
– Nie przesadzaj…
– Teraz jak zobaczyła waszego synka, żyć mi nie da.
– I dobrze, nie będziesz się obijał. – Anka usiłowała zachować powagę, widząc minę
Grześka.
– A czy ja się obijam? Kto ci takich głupot nagadał? – Zaczął się śmiać.
– Tak sobie myślę… – Anka zaczęła drążyć temat, ale nie dane było jej dokończyć
swojego wywodu.
– Dziewczyny, zejdźcie ze mnie, co? – Grzesiek zrobił nadąsaną minę, widząc, że z nimi
nie wygra. – Może pogadamy o czymś innym?
– Michael, jak udaje ci się pogodzić wszystkie obowiązki, bo teraz ich przybyło jak
widzę. – Zwrócił się do kumpla, odwracając tym samym uwagę od swojej osoby.
– Nie jest źle. Czasem mały nie daje spać, ale jakoś sobie radzimy. Będzie starszy, będzie
lepiej, teraz trzeba się przyzwyczaić, poza tym, czasem w kancelarii prześpię się ze dwie
godziny, jak już kawa nie pomaga.
Długo rozmawiali, w końcu rok, to dużo czasu, a jak widać sporo się przez ten czas
zmieniło. Kiedy się pożegnali było już dobrze po północy. Zajrzeli jeszcze do pokoju pożegnać
się z Jamesem, spał, więc nie chcieli go obudzić.
– Zadzwonię w poniedziałek jak wrócimy z Buska, – Kasia uściskała przyjaciółkę – i
jeszcze raz dziękuję, że pomyślałaś o nas. To wiele dla mnie znaczy, naprawdę.
– Mały musi mieć super chrzestnych. – Ania spojrzała poważnie, – poza tym, odnoszę
wrażenie, że masz jakiś problem i chciałabym pogadać, ale bez chłopaków.
– Umówimy się, jak wrócimy. – Kaśka szepnęła cicho i jeszcze raz przytuliła Anię.
Grzesiek nacisnął przycisk windy i oparł się o ścianę. Patrzył na nią pożądliwie.
Wiedziała, na co ma ochotę, wyciągnął rękę i przyciągnął ją bliżej.
– Chyba bardziej musimy postarać się o takiego małego rozdarciucha. – Spojrzał
wymownie.
– Przecież o niczym innym nie mówię od dłuższego czasu, – popchnęła go do windy,
której drzwi właśnie się otwarły. Oparł się o szybę, za którą było widać rozświetloną światłami
Warszawę. Kasia patrzyła zauroczona na widok za szybą.
– Spójrz, jak pięknie. Większość ludzi śpi, a wydaje się, jakby miasto cały czas żyło.
– Wolę patrzeć na ciebie, – zanurzył dłoń w jej włosach i delikatnie usiłował przyciągnąć
ją bliżej.
– Poczekaj wariacie, – zaczęła się śmiać, ale musnęła ustami jego usta – musimy dotrzeć
do domu.
– Jesteś okrutna – opuścił ręce, bo drzwi od winy właśnie się otworzyły.
– Jakoś to przeżyjesz… – Przeszła obok, ale ręka mimochodem znalazła się na jego
pośladku.
– Chodź szybko do tego piekielnego samochodu… – Grzesiek złapał ją nerwowo za rękę i
szybko skierował się na parking przed hotelem – nie ręczę za siebie.
– Ale cię wzięło kochany… – szepnęła, ale wcale się nie opierała. Myślała, jak Grzesiek
zareagował na małego Jamesa, widziała jak przyglądał się dziecku, kiedy trzymała go na rękach.
Miała nadzieję, że teraz łatwiej będzie przeprowadzić plan, jaki ułożyły razem z Agnieszką.
– Wiesz, tak się zastanawiam, – powiedział cicho, – kto kogo będzie teraz ciągnął do
łóżka…
Spojrzała spod półprzymkniętych powiek i wygodniej usiadła w fotelu, sukienka
podwinęła się ukazując więcej, ale niczego nie poprawiała. Widziała rosnące pożądanie w jego
oczach i to się jej podobało.
– Pospiesz się… – powiedziała zmysłowo i przesunęła mu dłonią po udzie. Czuła jak
zadrżał pod dotykiem ręki.
– Przestań… nie mogę się skupić. – Głos miał zachrypnięty.
– Sam zacząłeś… – kontynuowała wędrówkę ręką po udzie – a teraz każesz przestać...
– Skarbie, proszę… – chwycił jej dłoń i przyciągnął do ust. W tym czasie dojechali do
domu, Grzesiek wysiadł i otworzył drzwi pomagając jej wysiąść.
– Teraz pokażę ci mała zołzo, jak to jest, kiedy ktoś się nad tobą znęca! – Pociągnął ją za
sobą.
– Obiecanki, cacanki… – uśmiechnęła się wchodząc do mieszkania. Nie zapaliła światła
tylko pociągnęła go za krawat do sypialni.
– Zaraz zobaczymy… – przewrócił ją na łóżko i zaczął zsuwać ramiączka od sukienki.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Obudził się i spojrzał na zegarek stojący obok łóżka. Było prawie dwadzieścia po
siódmej. Kaśka spała, a delikatny uśmiech błądził po twarzy. Ostrożnie wysunął się, żeby jej nie
obudzić. Zarzucił na siebie koszulę i poszedł do kuchni zrobić kawę i przygotować śniadanie.
Chciał ją zaskoczyć. Z lodówki wyjął mozarelle, pomidory, oliwki, zrobił włoski sos, tosty i
kawę. Wrócił do sypialni. Śniadanie położył na stoliku i wsunął się z powrotem pod kołdrę.
Nachylił się, muskając ustami jej zamknięte oczy. Wyczuła pieszczotę, wyciągnęła rękę, żeby go
przytulić, ale wciąż pozostawała na pograniczu snu. Miała wrażenie, że Grzesiek coś mówi, że
kocha ich oboje… uśmiechnęła się i położyła dłoń na brzuchu jakby szukając tego „kogoś”, ale
napotkała na pustkę. Rozczarowana otworzyła oczy i spojrzała na pochylającą się, uśmiechniętą
twarz własnego męża.
– Myślałem, że nie wstaniesz – szepnął – chyba coś fajnego ci się śniło, bo tak słodko się
uśmiechałaś…
– Wiesz, co mi się śniło? – Obróciła się na bok, żeby się wygodniej ułożyć. –
Dowiedziałam się, że jestem w ciąży, i nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu wezmę na ręce
nasze dziecko…
– Kto wie co będzie po dzisiejszej nocy… – uśmiechnął się łobuzersko i poprawił
poduszkę, żeby było jej wygodniej – zobacz, co zrobiłem – wskazał ręką na tacę.
– Śniadanie? – Patrzyła z niedowierzaniem. – Co się stało?
– Nic… pomyślałem, że się ucieszysz.
– Bardzo… – pocałowała go w nagie ramię – tylko musimy się pospieszyć. Mieliśmy
rano jechać, a trochę pospaliśmy...
– Po ostatnich przeżyciach, chyba nie za długo – przewrócił ją na plecy i nachylił się
całując odsłonięty brzuch – poza tym jest wcześnie, zdążymy, cztery godziny i będziemy na
miejscu.
– Wariacie, pozwól zjeść, inaczej nie będę miała siły! – Usiłowała się opędzić.
– Grunt, żebym ja miał… – Uśmiechał się, ale posłusznie sięgnął po tacę i postawił obok.
– Jak to ładnie wygląda. – Wyciągnęła rękę i skubnęła kawałek pomidora z brzegu talerza
–Zrobiłeś sos… wygląda pysznie.
– No myślę… – wziął widelec i położył na grzance kawałek pomidora z serem. Kropla
sosu spadła na jej dłoń, nachylił się i scałował słony smak sosu.
– Przestań… nie ręczę za siebie, – pogroziła palcem, – zjedzmy i zbierajmy się. Na
czułości będziemy mieli jeszcze dużo czasu…
– Groźba czy obietnica? – Spojrzał ze śmiechem – Być może będę zmuszony zaopatrzyć
się w niebieskie cudeńka.
– Żartujesz? – Zaczęła się śmiać. – Podobno działa też mleko z gipsem, kto wie, może
efekt będzie dłuższy i bardziej spektakularny.
– Zołza…
– Lekoman…
Przekomarzali się do dziewiątej. W końcu musiała się podnieść, zdawała sobie sprawę, że
jak ona tego nie zrobi, to cały dzień spędzą w łóżku. Odkąd Grzesiek wrócił do sypialni, mogli z
niej nie wychodzić. Z domu wyjechali kilka minut po dziesiątej, planowali, że na miejsce dotrą
koło trzynastej.
Zanim wyszli z domu, Kaśka zadzwoniła do Agnieszki informując ją o wyjeździe. Siostra
życzyła jej powodzenia i stwierdziła, że właśnie dostała nowego klienta – samą siebie i musi się
przygotować do rozprawy. Kaśka była spokojniejsza, odkąd wiedziała, że ma siostrę po swojej
stronie, i że może się komuś zwierzyć z dręczących problemów. Od kilku dni przygotowywała
się na spotkanie z teściową, chciała się jak najwięcej dowiedzieć o chorobach Grześka. Miała
nadzieję, że przygotowała się na wszelkie „nieprzewidziane” pytania. Bała się, żeby teściowa się
nie domyśliła, o co tak naprawdę chodzi, ale miała nadzieję, że zapatrzona i zakochana we
własnym synu nie dostrzeże podstępu.
Grzesiek zaparkował wreszcie na parkingu pod blokiem i spojrzał na zegarek.
– Przez te cholerne korki coraz dłużej się jeździ. – Uśmiechnął się zmęczony.
– Spodziewałeś się czegoś innego w piątek? – Spojrzała zdziwiona. – I tak szybko
dojechaliśmy, po południu pewnie jechalibyśmy jeszcze ze dwie godziny, więc nie jest wcale tak
źle.
– Pewnie masz rację. – Wyjął z bagażnika torbę z rzeczami. – Teraz mnie tylko ciekawi,
co staruszkowie powiedzą jak nas zobaczą.
Kasia mimowolnie spojrzała w okna na pierwszym piętrze. Były otwarte, firanka jak
zawsze lekko przesunięta, żeby przeciąg przypadkiem jej nie przyciął w oknie. Na balkonie
zwisały ze skrzynek kolorowe kaskady surfini.
– Idziemy najpierw do rodziców, – zadecydowała szybko i poszła przodem, – potem
wpadniemy na górę do twojej mamy.
– No to zróbmy im niespodziankę! – Grzesiek zaczął się śmiać. Wiedział, że matka o tej
porze pewnie jest na zbiegach.
– I dobrze! – Puściła porozumiewawcze oczko i zadzwoniła do drzwi. Usłyszeli szybkie
kroki zbliżające się po drugiej stronie i zgrzyt przekręcanego zamka.
– Zgadnij, kto was odwiedził? – Kaśka nie dopuściła mamy do głosu, kiedy ta zaskoczona
otworzyła drzwi.
– Dzieci, co tutaj robicie, dlaczego nie zadzwoniliście?
– Chcieliśmy zrobić niespodziankę… – Grzesiek uśmiechnął się i pocałował ją w
policzek.
– Przecież coś bym przygotowała gdybyście powiedzieli, że przyjedziecie.
– Właśnie dlatego nie dzwoniliśmy, żebyś nie spędziła pół dnia w kuchni. – Kasia
zakończyła dyskusję.
– Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że jesteście. – Lila otworzyła drzwi do małego
pokoju. – Możecie się rozpakować. Pokój zawsze na was czeka.
– To ja zrobię kawę. – Kasia poszła z mamą do kuchni zostawiając Grześka w pokoju.
Nastawiły wodę i usiadły przy stole.
– Kasiu, coś się stało, że przyjechaliście tak bez uprzedzenia? – Lila spytała cicho, żeby
Grzesiek nie usłyszał.
– Po prostu dawno tu nie byliśmy. Poza tym miałam w pracy kilka ciężkich tygodni i
chciałam odpocząć. – Uśmiechnęła się uspokajająco.
– Wystraszyłam się, że macie jakieś problemy. – Lila odetchnęła z ulgą.
– Mam dzisiaj wolne, Grzesiek pracował dłużej w tygodniu, dzięki temu zrobiliśmy nieco
dłuższy weekend, dlatego postanowiliśmy wpaść na stare śmieci. Chyba nie popsuliśmy wam
planów?
– Nie żartuj. Tata niedługo wróci z pracy, poza tym nic specjalnego nie planowaliśmy.
– To dobrze. Wiesz… – Kasia uścisnęła mamę za rękę – wieczorem Grzesiek chce się
spotkać ze znajomymi. Pomyślałam, że może w tym czasie zadzwonię do Małgosi i się z nią
spotkam. Brakuje mi jej.
– Ostatnio pytała, czy nie planujesz przyjazdu, ale powiedziałam, że nic o tym nie wiem.
– Czyli trafiłam w dziesiątkę.
– Chyba tak. Na pewno się ucieszy. Kochanie, widziałaś się może z Agnieszką? – Mama
zmieniła temat – Rozmawiałam z nią dwa dni temu i wydaje mi się, że jest przemęczona.
Odniosłam wrażenie, że nie ma czasu na odpoczynek.
– Widziałyśmy się kilka dni temu. Dobrze wygląda, tylko ma teraz sesje a wiesz, że ona
nie znosi fuszerki. Zawsze musi być najlepsza, zresztą wybrała uczelnię, gdzie lewusy nie mają
czego szukać. Sesja minie, Aga odpocznie. Nie martw się.
– Jest moją córką tak samo jak ty. Martwię się o was obie. – Lila wstała żeby zalać kawę.
Postawiała na stole trzy szklanki i wyjęła z szafki cukier.
– Masz kardamon? Lubię, jak dodajesz go do kawy.
– Zaczekaj. – Lila zajrzała do szuflady i wyjęła torebkę.
– Wiesz, że nigdzie kawa nie smakuje tak jak u ciebie? – Kasia ujęła mamę za rękę, w
tym czasie do kuchni wszedł Grzesiek.
– Już plotkujecie? – Usiadł obok i przysunął kawę.
– Dawno się nie widziałyśmy… – Lila uśmiechnęła się do zięcia.
– To pomysł Kasi, z tym wyjazdem. Cieszę się, że udało nam się wyrwać z Warszawy,
ostatnio całe dni spędzaliśmy w pracy i widywaliśmy się tylko wieczorami. Dzięki temu
pobędziemy trochę razem.
– Dobrze, że jesteście, – Lila powiedziała cicho, – tęskniłam, a tata też nie mógł się
doczekać, kiedy przyjedziecie nas odwiedzić.
– Czyli dobrze się stało. – Grzesiek podniósł się z krzesła – Muszę zajrzeć do matki. Nie
wiesz czy jest w domu?
– Wraca koło drugiej, chyba, że zahaczy jeszcze o którąś ze znajomych.
– Pójdę zobaczyć czy już wróciła. – Grzesiek spojrzał na zegar wiszący na ścianie.
– Jak będzie, daj mi znać, też pójdę się przywitać. – Kasia uśmiechnęła się, kiedy
wychodził z kuchni.
– Jasne.
Kiedy wyszedł z mieszkania, usiadła wygodniej i spojrzała poważnie na matkę.
Zastanawiała się czy powiedzieć jej, o co tak naprawdę chodzi z tym przyjazdem, ale bała się, że
w dobrej wierze może za dużo powiedzieć matce Grześka, a ona chciała tego uniknąć, poza tym
chyba nie chciała jej martwić. Miały ze sobą doskonały kontakt, dlatego trudno jej było mieć
przed mamą tajemnice, zwłaszcza takie.
– Kasiu, naprawdę wszystko w porządku? – Lila zauważyła, że się nad czymś zamyśliła.
– Tak, po prostu jestem trochę zmęczona. Nie martw się.
– Nie zapominaj, że znam cię bardzo dobrze, widzę, że coś cię gnębi…
– Mamo…
– Nic nie mów, skoro nie chcesz. – Lila nachyliła się i pocałowała ją w czubek głowy,
zupełnie jak dawniej, kiedy była dzieckiem.
– Niedługo ci powiem, ale jeszcze nie dzisiaj, dobrze?
– Mam tylko nadzieję, że wiesz, co robisz. Powiedz, czy wasz przyjazd ma z tym czymś
jakiś związek?
– Tak…– Kaśka pokiwała głową – muszę coś zrobić. Jak będzie po wszystkim powiem o
co chodzi.
– Agnieszka wie? – Lila, zupełnie jakby czytała w jej głowie.
– Tak. – Nie zamierzała zaprzeczać.
– Rozumiem, że skoro nie chcesz nic mówić przy Grzegorzu, ta sprawa ma z nim jakiś
związek. Pamiętaj tylko, – ściszyła głos, bo usłyszały jak Grzesiek wrócił do domu – zawsze
możesz na mnie liczyć. We wszystkim.
– Wiem i dziękuję za to, że rozumiesz…
– Nikogo nie ma w domu, ale… stęskniłyście się? – Wszedł do kuchni i uśmiechnął się na
widok Kasi wtulonej w matkę. Wyglądała teraz jak mała dziewczynka.
– Wyprowadziliście się tak daleko, – Lila wstała i podeszła do kuchenki, – że teraz
musimy jakoś to nadrobić.
– To nie przeszkadzam. Matka pewnie niedługo wróci, czyli mam chwilę, żeby zadzwonić
do chłopaków i się umówić na wieczór. – Podszedł do Kaśki i nachylił się. – Zmieniłaś zdanie?
Pójdziesz ze mną?
– Raczej nie, nie zmieniałam zdania.
– Jesteś pewna? – Spojrzał na nią zrezygnowany.
– Tak. Zadzwonię i umówię się z Gosią, już o mnie pytała.
– Trudno. Z chłopakami pewnie pójdziemy do Darka, zrobimy ognisko… jak będziesz
chciała dołączyć, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
– Raczej nie skorzystam, ale dzięki. – Trochę się odprężyła. Liczyła na chwilę spokoju jak
Grzesiek pójdzie. Wtedy zamierzała zrealizować swój plan. Starannie się do niego przygotowała,
a teraz dopadły ją jakieś wątpliwości. Obawiała się, żeby czegoś nie zauważył.
– Położę się na pół godziny, trochę odpocznę . – Musnął Kaśkę przelotnie w czoło. –
Głowa mnie trochę boli, a zapowiada się, że wieczór spędzę bez żony.
–Faktycznie… ale jesteś biedny, bo nie będę ci truła, że za dużo wypiłeś. – Pokręciła
głową i zaczęła się śmiać.
– Lubię jak to robisz – spojrzał, a w oczach dostrzegła pragnienie – Przynajmniej wiem,
że się martwisz..
– Podobno głowa cię boli… – wyciągnęła rękę.
– Zobaczymy, czy nie mogę… – pociągnął ją za sobą do pokoju.
– Zaczekaj wariacie, – szepnęła – powiem mamie, że chcemy chwilę odpocząć. – Nigdy
nie wchodzi bez pukania. – Delikatnie przesunął dłonią po plechach.
– Ostrożności nigdy za wiele. – Kaśka cofnęła się do dużego pokoju. Lila siedziała w
fotelu i oglądała ulubiony serial.
– Coś się stało kochanie? – Oderwała wzrok od telewizora.
– Nic. Chcieliśmy tylko trochę odpocząć po podróży. Dobrze? – Kasia nachyliła się i
ucałowała mamę w policzek.
– Jak obiad będzie gotowy to was zawołam. – Lila zdążyła jeszcze powiedzieć, zanim
Kaśka wyszła z pokoju.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Grzesiek stał przy oknie i czekał aż przyjdzie. Koszula leżała na oparciu krzesła stojącego
obok biurka. Niewiele się tutaj zmieniło odkąd wyjechała z domu.
– I co? – Przyciągnął ją jak najbliżej, czuł każdą wypukłość ciała.
– Zawoła nas jak ugotuje obiad, teraz ogląda film… – Ton głosu był niezwykle zmysłowy.
– Czy to znaczy, że mamy czas tylko dla siebie?
– Pewnie tak. Bez pukania nie wejdzie.
– W przeciwieństwie do mojej matki. – Grzesiek pokręcił głową. Krystyna nigdy nie
potrafiła zrozumieć, czemu ma pukać wchodząc do nich do pokoju, w końcu twierdziła, że jest u
siebie. Była niereformowalna, jeśli chodzi o pewne przyzwyczajenia.
– Dlatego śpimy tu, gdzie jest bezpiecznie. – Uśmiechnęła się.
– No nie wiem, czy jesteś bezpieczna… – Grzesiek zaczął całować wgłębienie w szyi –
przynajmniej w moich ramionach.
– Nie wiem, czy tego chcę… – Zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu.
– Pragnę cię… – Wyszeptał schrypniętym głosem i pociągnął ją na łóżko.
– Ciekawe czemu? – Odwróciła się na brzuch zanim zdążył zareagować i spojrzała ze
śmiechem.
– Bo jesteś jedyna w swoim rodzaju…
– Coś jeszcze? – Zaczęła zmysłowo przesuwać palcem po gładko ogolonej twarzy. Lubił
takie pieszczoty, długo nie musiała czekać na jego reakcję.
Lila zapukała do pokoju i przez zamknięte drzwi powiedziała, że obiad czeka na stole.
– Już idziemy! – Kaśka rzuciła Grześkowi spodnie, które wyjęła z torby. Miał swoje stare
ulubione jeansy, których nie pozwolił wyrzucić. Zakładał je na wszelkie luźne wypady.
– Kocham cię! – Nachylił się i patrzył jak uśmiech rozjaśnia jej twarz. Czekał, aż uczesze
włosy, które trochę się potargały.
– Ja ciebie też…
Wzięła z biurka frotkę i związała włosy. Lubił, kiedy miała rozpuszczone, ale twierdziła,
że woli kiedy są związane. Odłożyła szczotkę i podeszła do drzwi, które przed nią otworzył.
Kiedy weszli do kuchni, na stole czekał gotowy obiad. Lila była pogrążona w rozmowie z
mężem.
– Cześć tato! Jak ci się podoba niespodzianka?
– Cześć córciu. – Michał zamknął ją w mocnym ojcowskim uścisku. – Wiem, że
przyjechaliście. Mama dzwoniła, że wpadliście w odwiedziny, kazała obrabować bank i zrobić
zakupy.
– Przestań się wygłupiać. – Lila zaczęła się śmiać widząc jego minę.
Kasia i Agnieszka były jego oczkiem w głowie, typowymi córeczkami tatusia, dlatego
trudno mu było pogodzić się z faktem, że wyjechały i nie chciały po studiach wrócić do Buska,
ale rozumiał ich decyzję.
– Postanowiliśmy trochę odpocząć, a tylko tu jest to możliwe… – Uśmiechnęła się jak za
dawnych czasów i usiadła ojcu na kolanach obejmując go za szyję – poza tym mama tak nas
rozpieszcza.
– Jeśli chodzi o nas, to możecie przyjeżdżać co tydzień – pocałował ją w policzek.
– Wiem, wiem. Najlepiej by było, gdybyśmy się tutaj przeprowadzili… – Grzesiek usiadł
wygodniej i oparł się łokciem o parapet.
Anna Górska Siła przeznaczenia
Kaśka siedziała przy stole i patrzyła w okno za którym świeciło jasne, poranne słońce. Trudno było uwierzyć, że minęło już dwadzieścia trzy miesiące, dwa tygodnie, pięć dni i siedemnaście godzin od dnia, kiedy została wepchnięta do wagonika na szalonym rollercoasterze, który jej życie wywrócił do góry nogami. Teraz, z perspektywy czasu zaczęła się zastanawiać, czy faktycznie miała jakikolwiek wpływ na własne życie, czy przeznaczenie już wcześniej ułożyło scenariusz zabawy z jej udziałem. Ale jak dotąd nie znalazła na to odpowiedzi.
ROZDZIAŁ PIERWSZY – Jasne, wyjdź! Tylko na tyle cię stać! Dupek! – Zdążyła z siebie wyrzucić, zanim zamknął drzwi. Kaśka skuliła się na fotelu słysząc głośne trzaśnięcie. Podciągnęła nogi pod brodę i oparła czoło na kolanach. Była rozczarowana, zła, zrezygnowana… i miała tego wszystkiego serdecznie dość. Znowu próba rozmowy z mężem skończyła się tak samo – wyszedł, trzaskając drzwiami. Ślub wzięli z miłości, przynajmniej tak sądziła. Oboje pochodzili z niewielkiej uzdrowiskowej miejscowości w Górach Świętokrzyskich, mieszkali w tym samym bloku, klatce, tylko na różnych piętrach. Grzesiek był starszy od niej o dwa lata, może nie grzeszył zbytnio urodą, ale był dowcipny i bardzo wrażliwy. To ją ujęło. Widywali się codziennie do czasu wyjazdu Grześka na studia do Krakowa. Kilka miesięcy później przyjechał na weekend ze swoją dziewczyną, Aśką. Był zakochany po uszy, a ona patrzyła na to i cierpiała. Nie znosiła dziewczyny, która zabrała jej chłopaka. To był dla niej wyjątkowo trudny okres. W tym czasie skończyła liceum i dostała się na studia prawnicze w Lublinie. Starała się zapomnieć, ale nie było to proste. Sytuacja zmieniła się, kiedy była na drugim roku studiów. Wtedy Grzesiek zerwał z narzeczoną. Był załamany i wtedy ponownie stanęła na jego drodze. Pocieszała, tłumaczyła, bardzo się do siebie zbliżyli. Czas dzieliła pomiędzy studia i spotkania z Grześkiem. Kilka miesięcy później powiedział, że ją kocha, wtedy zrozumiała, że spełniło się jej marzenie. Tego dnia miała ważny egzamin, który jak na złość wypadał czternastego lutego. Przez całe zamieszanie z egzaminami zupełnie zapomniała, jaki to dzień, ale on pamiętał. Przyjechał do Lublina, przyszedł z kwiatami, dużą bombonierką i zaprosił ją do kawiarni. Przy romantycznej muzyce, która cicho rozbrzmiewała z głośników ukrytych w rogu sali, powiedział, co czuje. Sześć miesięcy później wzięli ślub, była wtedy na trzecim roku studiów, on kończył ukochaną informatykę. Po ślubie zamieszkali w wynajętym mieszkaniu w Lublinie. Grzesiek po obronie dostał pracę w dużej firmie, ona spokojnie kończyła studia. Po obronie i zdaniu aplikacji dostała szansę pracy w znanej kancelarii prawniczej w Warszawie. To wtedy stwierdzili, że na dziecko mają jeszcze czas. Przez kilka miesięcy widywali się tylko w weekendy, ale w tym czasie udało się Grześkowi załatwić przeniesienie do Warszawy. Kupili mieszkanie i dopiero wtedy zaczęli myśleć o tym, że dobrze by było gdyby w ich życiu pojawił się ktoś trzeci. Od tego czasu minęło pięć długich lat, a stosunki między nimi stały się krótko mówiąc, nie do zniesienia. Lekarz, po dwóch latach nieudanych prób normalnego zajścia w ciążę, zasugerował, że Grzesiek również powinien zrobić szczegółowe badania. Kiedy mu o tym powiedziała, wściekł się po raz pierwszy. Krzyczał, że nigdzie nie zamierza iść, że to jej wina. Tłumaczyła, że nikt nie jest winny, że czasem tak bywa, ale nie chciał słuchać i oczywiście za brak dziecka obwiniał ją. Miała dość ciągłych pytań rodziny i znajomych, a Grzesiek nie chciał wykazać się jakąkolwiek dobrą wolą. Dzisiaj też zaczęła z nim rozmawiać o wizycie u lekarza, ale wybiegł z mieszkania trzaskając drzwiami. Kaśka miała trzydzieści lat, mieszkanie, samochód, męża, pracowała w kancelarii prawniczej, a do szczęścia tak naprawdę brakowało w jej poukładanym życiu tylko dziecka. Przez ostatnich kilka lat brała leki hormonalne, dzięki którym przytyła z dziesięć kilo, co przy jej wzroście metr sześćdziesiąt pięć było dosyć widoczne, a o ciąży wciąż mogła pomarzyć. Nosiła
okulary, ponieważ wada wzroku, jaką miała była nieoperacyjna, ale szanującej się pani prawnik – za jaką uchodziła – nawet pasowały. Ciemnobrązowe włosy, gładko zaczesane do tyłu i związane gumką, nie dodawały zbytniego uroku, powodowały jedynie, że rysy twarzy wydawały się bardziej ostre niż były w rzeczywistości. Miała zwyczaj pochylać głowę do przodu, kiedy z kimś rozmawiała i patrzyła na rozmówcę znad oprawek. Dla większości ludzi było to denerwujące, ale jej to nie przeszkadzało, tak się przyzwyczaiła i nie zamierzała nic z tym robić. Nosiła czarne lub ciemno brązowe żakiety, dłuższe spódnice lub spodnie i obowiązkowo buty na wysokim obcasie. Malowała się bardzo delikatnie, głównie tuszem do rzęs i jakimś bezbarwnym błyszczkiem do ust. Gdyby spojrzeć z bliska nie było w niej nic, co by ją wyróżniało na tle innych kobiet… no, może jednak było coś takiego, – smutne, pozbawione radości oczy. Dzisiaj miała jeden z nielicznych dni, który mogła spędzić w domu. Sprawa którą się zajmowała, została przeniesiona na następny dzień. Dokumenty wzięła do domu, żeby jeszcze raz wszystko przejrzeć i upewnić się, że linia obrony, jaką zamierzała wykorzystać jest właściwa. Grzesiek też wrócił wcześniej z pracy, ale chyba nie spodziewał się, że zastanie ją w domu. Kaśka postanowiła po raz kolejny namówić go na wizytę u lekarza, ale znowu zareagował nerwowo. Nie miała pojęcia jak z nim rozmawiać, co byłoby w stanie go przekonać. Kiedy wyszedł, rozpłakała się, ale dosyć szybko wzięła się w garść i sięgnęła po telefon. Zadzwoniła do Agnieszki. Młodsza siostra była matematycznym geniuszem w rodzinie i uparła się, że po maturze chce się dalej uczyć na SGH, a ponieważ Kaśka mieszkała teraz w stolicy, więc rodzice nie mieli większych oporów. Po przeprowadzce Agnieszka wynajęła z koleżanką mieszkanie na Bemowie, żeby nie siedzieć jej na głowie. – Cześć, co robisz? – Kaśka odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała znajomy głos po drugiej stronie. – Co się dzieje? – Agnieszka od razu wyczuła, że coś ją gnębi. – Masz czas, żeby się spotkać? Muszę z kimś pogadać… – Za pół godziny kończę zajęcia i możemy się umówić tam gdzie ostatnio. – Za godzinę będzie dobrze? – Kaśka poprawiła włosy. – Tak i coś mi się wydaje, że nie będziemy się śmiać. Mam rację? – Chyba nie będziemy. – Nie martw się, przyjeżdżaj, nie ma problemów, których nie dałoby się rozwiązać. – Obawiam się, że nie tym razem. – Pogadamy, zobaczymy. Wspólnie coś wymyślimy. – Eh, pewnie masz rację. – Westchnęła. – Dzięki. – Żartujesz? Za co dziękujesz? – Agnieszka pokręciła głową. – Zbieraj się, trochę czasu minie, zanim dojedziesz do centrum. Jakby co, zaczekaj. – Jasne, do zobaczenia. – Kaśka odłożyła słuchawkę. Wstała z fotela i poszła do łazienki, musiała poprawić swoją zawsze nienaganną fryzurę i obmyć twarz. Oczy były delikatnie zapuchnięte od niedawnego płaczu, ale pięciominutowy kompres z żelowej maseczki schowanej w lodówce, zdziałał cuda. Kaśka postanowiła wreszcie z kimś pogadać. Nie wiedziała, co zrobić, a Aga była osobą stojącą z boku, więc może spojrzy na wszystko z odpowiedniej perspektywy. Na miejsce dotarła po czterdziestu minutach, zamówiła bezkofeinową cafe latte i usiadła przy stoliku stojącym z boku. Zamyśliła się nad tym, co powie i nie zauważyła, kiedy podeszła Agnieszka. – Kasia, co się dzieje? – Siostra kucnęła obok fotela, na którym siedziała. Wiedziała, że coś się stało, bo w takim stanie jeszcze jej nie widziała. – Jesteś już? – Kaśka otrząsnęła się. – Zamówić coś? – Sama zamówię, – na fotelu obok położyła torbę i płaszcz. Odwróciła się i poszła do
kasy, musiała napić się mocnej, czarnej kawy. Czuła, że siostra ma spory kłopot i musi jakoś pomóc, a po całym dniu na uczelni czuła się kompletnie wyprana. Wróciła do stolika dwie minuty później i znowu zastała Kaśkę patrzącą martwo w nieokreślony punkt za oknem, po którym spływały krople deszczu. – Opowiadaj! – Usiadła wygodnie i napiła się gorącej kawy. Od razu poczuła się lepiej. – Nie wiem, od czego zacząć. – Kaśka spojrzała na siostrę oczami pełnymi łez. – Mam wszystkiego dość, nie mam siły walczyć… – Możesz mówić jaśniej? – Agnieszka jak zawsze była opanowana. – Chodzi o Grześka. – Domyślam się. Pokłóciliście się? Przecież w małżeństwie to się podobno zdarza. – Siostra pokiwała głową. – Tak, właściwie to od dłuższego czasu stale się kłócimy. – Powiesz o co, czy prawniczym zwyczajem każesz się domyślać, co masz na myśli? – Chodzi o dziecko! – Kaśka spojrzała siostrze poważnie w oczy. – Albo o to, że go nie mamy. – Słuchaj, opowiedz wszystko od początku, dobrze? Jak na razie nic nie rozumiem. Jestem padnięta i nie mam ochoty na niedopowiedzenia. Wciągnęła powietrze, jakby nagle zaczęło go brakować. Musiała opowiedzieć wszystko, co się działo w domu i nagle zaczęła się bać, że Agnieszka nie zrozumie, nazwie histeryczką, popuka się w głowę z politowaniem. Ale decyzję podjęła i nie było już odwrotu. – Grzesiek nie chce iść na badania… – zaczęła mówić. – Jakie badania? Czy to ma coś wspólnego z tym, że nie możesz zajść w ciążę? – Domyśliła się Agnieszka. – Tak. Staramy się o dziecko od pięciu lat. Dwa lata temu lekarz wysłał mnie na liczne badania. Jestem zdrowa, ale zasugerował, że Grzesiek też powinien się przebadać, jest tylko jeden i to wcale nie mały problem – on nie chce. – No to z nim porozmawiaj! – Siostra uśmiechnęła się – Jesteś prawnikiem, potrafisz to robić. – Rozmawiam! Tylko każda rozmowa kończy się awanturą. Twierdzi, że nigdzie nie pójdzie, bo to moja wina. Już nie mam siły z nim walczyć… – Nie przesadzaj, – Aga ujęła ją za rękę, – widocznie czegoś się boi. Może źle z nim rozmawiasz? – Grzesiek nie chce nawet wysłuchać lekarza. Twierdzi, że jak w domu nie ma dziecka, to jest wina wyłącznie kobiety. – Kretyn… no cóż, to do niego podobne. Przecież mężczyźni też mogą mieć z tym problemy. Ale pewnie najłatwiej zrzucić winę na kobietę! Już ja sobie z nim porozmawiam. – Nie, nie… Słuchaj, potrzebuję rady. Nie wiem co mam zrobić, jak na niego wpłynąć. Nasze stosunki bardzo się zmieniły, kochamy się tylko wtedy, kiedy mam płodne dni inaczej nawet się zbliża. Śpi w salonie, ja w sypialni. Nie wytrzymuję tego. – Zaczęła w pośpiechu szukać w torebce chusteczek, ale łzy płynące z oczu skutecznie utrudniały dojrzenie czegokolwiek. Aga tylko pokręciła głową, sięgnęła do torebki i podała siostrze chusteczki. – Najpierw musisz się uspokoić. Mam pewien pomysł, ale będzie wymagał podstępu, jakoś to rozwiążemy, a szwagier nawet się nie zorientuje jak do tego doszło. – O czym myślisz? – Spojrzała z nadzieją. – Jak go przekonasz, żeby poszedł do lekarza? – Nie ja, tylko jego matka. Wiesz, jest takie tybetańskie przysłowie, które idealnie pasuje do twojej sytuacji. Jeżeli problem ma rozwiązanie, to nie ma się co martwić, jeżeli nie ma, to martwienie się niczego nie zmieni.
– Przysłowie super, tylko obawiam się, że to się nie uda, – pokręciła głową – w ogóle jak to sobie wyobrażasz? – Pomyśl… sama nie możesz na niego wpłynąć, ale jeśli porozmawiasz z jego matką i powiesz, że to na pewno nie on jest winny, że wciąż nie macie dziecka, to może ona go jakoś przekona. – Ale wiesz jaka jest Krystyna. Ma stuprocentowo wredny charakter, zresztą znasz ją, co ci będę tłumaczyć… – Kaśka skrzywiła się na wspomnienie teściowej. Wydzwaniała przynajmniej raz w tygodniu z pytaniem, kiedy wreszcie zostanie babcią. Zawsze musiała się tłumaczyć, że mają jeszcze czas, na co słyszała całą tyradę, że jak była w jej wieku to Grześ chodził już do szkoły. – Właśnie dlatego o tym pomyślałam. Jest zaślepiona, jeśli chodzi o swojego jedynaka. Jak będziesz z nią rozmawiać, wybadaj, na co Grzesiek chorował, czy nie miał problemów ze zdrowiem. Spytaj lekarza, jakie choroby w dzieciństwie mogłyby skutecznie uniemożliwić posiadanie dzieci, jakie objawy mogą o tym świadczyć, oczywiście poza faktem, że wciąż nie jesteś w ciąży. – Myślisz, że się uda? – Nie była do końca przekonana w powodzenie tego planu. – Jeśli dobrze to rozegrasz, nawet się nie zorientuje. Powinna raczej odebrać to, jako twoją troskę o męża, bo jemu się to przecież należy. Pamiętaj, co mówi a potem porozmawiaj z lekarzem. – Czy ja wiem? Jak ona ma wpłynąć na niego, żeby poszedł na badania? – Powiesz, że prawdopodobnie to ty nie możesz mieć dzieci, ale żeby mieć pewność powinniście oboje zrobić badania. Jeśli podejrzenia się potwierdzą, poddasz się leczeniu, bo przecież to niemożliwe, żeby Grzesiek… Rozumiesz? – Takie proste… aż za bardzo, ale może faktycznie to jedyne wyjście. – Kaśka po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzała na swój problem z zupełnie innej perspektywy. – Przyznaj, do tej pory mówiłaś, że na pewno to z nim jest coś nie tak… odwróć rolę. Żaden facet nie chce słyszeć, że jest bezpłodny, oni twierdzą, że skoro mogą się kochać, towszystko z nimi w porządku. – Rany, musisz mieć rację, dlatego tak się wkurza. Muszę coś wykombinować, może pojedziemy do Buska na weekend i wtedy porozmawiam z jego matką. – No widzisz, po się zadręczasz? – Agnieszka dopiła kawę. – Jak siedzisz w tym od tylu lat to pewnych rzeczy nie dostrzegasz. – Uśmiechnęła się smutno. – Dlatego masz siostrę. Jak coś się dzieje, możesz dzwonić. Teraz najważniejsze, żeby się dowiedzieć, co jest powodem, że wciąż nie jestem ciotką, a potem pomyślimy, co robić dalej. Nie martw się, szanującej się pani prawnik to nie pasuje. Tym bardziej, że podobno twarda sztuka jesteś w tym prawniczym światku, tak przynajmniej słyszałam. – Agnieszka zmieniła temat. – Nie żartuj. Robię tylko to, co do mnie należy. – Kasia rozluźniła się. Zobaczyła światełko w tunelu i to dodało jej chęci do życia. – Powiedz lepiej o ostatniej sprawie, czytałam, że dostałaś trudną obronę… – Właśnie, – pokiwała głową, – kobieta jest oskarżona o usiłowania zabójstwa męża łajdaka, muszę udowodnić, że była to obrona własna. Nie będzie łatwo, nikt tak naprawdę nie wiedział, co się tam działo. – Czytałam, że Rafał jest oskarżycielem… – Aga przypomniała to, o czym starała się nie myśleć. – Nic mi nie mów, też się dowiedziałam, wcale mnie ta perspektywa nie cieszy. Potrafi być bezwzględny, nie dostrzega oczywistych faktów, zwłaszcza jak siedzę po drugiej stronie. –
Skrzywiła się ma wspomnienie osoby znienawidzonego prokuratora. – Masz jakiś plan obrony? – Agnieszka spojrzała poważnie na siostrę, zdawała sobie sprawę, że ten proces będzie kolejną walką na noże między jej siostrą a Rafałem. – Jedyny możliwy w tej sytuacji. Muszę powołać dzieci na świadków, a tego wolałabym uniknąć, ale tylko one wiedzą, co się działo w domu i to będzie najlepszy punkt obrony. Słów dzieci nie podważy, przynajmniej mam taką nadzieję. – Obyś miała rację, z Rafałem sobie poradzisz… znowu. – Podniosła się z fotela i poszła zamówić jeszcze dwie kawy.
ROZDZIAŁ DRUGI Kaśka wróciła do domu po dwudziestej. Grzesiek oglądał w salonie mecz popijając piwo. Nawet nie spojrzał, kiedy weszła do pokoju. Wzięła się w garść i podeszła z uśmiechem. Musiała wprowadzić w życie pomysł Agnieszki, a do tego potrzebowała jakoś go przekonać. – Co oglądasz? – Usiadła obok, uśmiechając się czule. – Przecież widzisz… – Spojrzał niechętnie. – Kochanie, przepraszam. Zapomnijmy o całej sprawie – powiedziała cicho i przytuliła się. – Nie kłóćmy się, dobrze? – Mówisz o tym absurdalnym pomyśle? Już zapomniałem, nie zamierzam nigdzie iść, – burknął pod nosem – nie chcę więcej słyszeć tych bzdur. Słowa bardzo ją zabolały, ale nie dała nic po sobie poznać. Chciała wdrożyć w życie plan, dlatego nie mogła pozwolić, żeby wyprowadził ją z równowagi. – Dobrze. – Pokiwała głową. Zdziwiony spojrzał, jakby nie wierzył w to, co słyszy. – Przy okazji, pomyślałam, że może w piątek po pracy pojechalibyśmy do rodziców. Dawno nie byliśmy. – Kiedy? W tym tygodniu? – Prawą brew uniósł do góry. Nie znosiła, kiedy tak patrzył i wypowiadał krótkie pytania. – Chyba, że nie możesz, ale rodzice na pewno byliby zadowoleni, gdybyśmy ich odwiedzili. – Zobaczę, może to faktycznie niezły pomysł. – Po raz pierwszy tego dnia spojrzał z grymasem, który w ostateczności można było uznać za uśmiech. – Przyda się trochę odpoczynku i nabierzemy dystansu do kłopotów. – Wyciągnęła rękę. – Ale na tamten temat nie chcę już rozmawiać. To nie moja wina. – Grzesiek objął ją ramieniem. Kaśka wewnętrznie aż się skuliła, taki był pewny tego co mówi, tylko ona chciała mieć pewność. – Jestem przewrażliwiona i zdenerwowana. Nie powinnam cię oskarżać. – Dobrze, że wreszcie to zrozumiałaś. – Był wyraźnie z siebie zadowolony. – Tak, tylko to wszystko wina znajomych i rodziców, którzy ciągle dopytują, kiedy będziemy mieć dziecko. Czuję presję. – Po co się przejmujesz? W końcu to nie ich sprawa, kiedy będzie to będzie. – Wiem, ale źle się z tym czuję, zwłaszcza, kiedy rozmawiam z twoją matką. Stale słyszę, że cię unieszczęśliwiam, że marzysz o dużej rodzinie… – Przestań się przejmować. – Znowu stał się czuły i kochający. – To nie jest sprawa mojej matki. Nasze życie i nasza sprawa. – Ale przecież nie chcesz… – Usiłowała przypomnieć o badaniach, ale nie dał jej dokończyć. – Nie chodzi o mnie, musisz zmienić lekarza, leczysz się już pięć lat i bez żadnego rezultatu. – No tak… – Zrozumiała tok jego myślenia. – Rozejrzyj się za innym specjalistą. Na pewno nie będzie gadał bzdur. – Jak chcesz. – Westchnęła, ale nie zamierzała niczego zmieniać. Agnieszka dobrze to ujęła, ona jest prawnikiem i musi to potraktować jak kolejną sprawę. Musi się wykazać zimnym opanowaniem i rozsądkiem. Nie może patrzeć emocjonalnie na swój problem. – Mądra dziewczynka. – Grzesiek odwrócił się z uśmiechem i zaczął ją całować. W takich
chwilach jak ta dziękowała Bogu, że mieszkają sami. Oboje usiłowali uspokoić przyspieszony oddech. Musiała przyznać, że Grzesiek wiedział, co robi. Niejednokrotnie jej wszechświat rozpadał się na miliony kawałków usłanych strumieniem spadających błyszczących gwiazd kiedy wracała do rzeczywistości po dobrym seksie. Ostatnio brakowało w ich związku tej bliskości, zwłaszcza, od kiedy zaczęła toczyć bój o badania i przeniósł się do salonu, zostawiając ją samą w sypialni. Wiedziała, że musi się odstresować, ale ciągle myślała o jednym, dlatego takie dziecioróbne zbliżenia nie dawały jej żadnej satysfakcji. Ot, zwykły seks bez polotu, ale dzisiaj było inaczej. – Wrócisz do sypialni? – Oparła brodę na jego piersi. – Chcesz? – Uśmiechnął się. Przesuwał dłonią po jej odsłoniętym ramieniu, czuł, jak drży pod dotykiem. – Inaczej bym nie pytała. – Chciałbym wrócić do sypialni… ta kanapa wcale nie jest tak wygodna. – Wyciągnął rękę i na potwierdzenie poklepał kanapę, jakby ta co najmniej rozumiała o czym mówi. – To chyba dobrze, ale teraz nie było tak źle. – Na takie zabawy może być… – Znowu będziemy małżeństwem nie tylko na papierku? – Wyciągnęła rękę i zanurzyła w jego gęstych, ciemnych włosach. – Pewnie tak, a teraz może… – Przewrócił ją na plecy, nachylił się całując twarz i wolno schodząc na dół. Tego dnia nie wrócili do sypialni, całą noc spędzili na podobno niewygodnej do spania kanapie. Grzesiek jak zawsze wstał o szóstej, Kaśka spała, więc okrył ją, żeby nie zmarzła. Rozprawę miała dopiero o jedenastej piętnaście, do sądu jechała niecałe dwadzieścia minut. Nastawił budzik na ósmą trzydzieści, delikatnie pocałował ją w czoło i wyszedł do pracy. Musiał wszystko pozałatwiać w firmie, żeby wziąć wolny piątek. Pomysł z wyjazdem do Buska przypadł mu do gustu… miał nadzieję, że uda im się odpocząć, a Kaśka w końcu przestanie się przejmować. Co prawda chciał już zostać ojcem, ale nie bardzo mógł uwierzyć, że jest odpowiedzialny za to, że jego żona nie może zajść w ciążę. Najprawdopodobniej lekarz wyciąga tylko pieniądze za kolejne wizyty, a nie robi nic, żeby znaleźć przyczynę. Cieszył się, że w końcu Kaśka zrozumiała swój błąd. Wstała kilka minut po ósmej, jeszcze zanim zadzwonił budzik. Sięgnęła ręką na stolik i wcisnęła przycisk, bolała ją głowa, a przejmujący dźwięk, w niczym by nie pomógł. Ostrożnie podniosła głowę z poduszki. Postanowiła wziąć prysznic, miała nadzieję, że dzięki temu stanie na nogi. Musiała wziąć się w garść, miała trudną sprawę, i nie mogła popełnić najdrobniejszego błędu. W kuchni nastawiła wodę, z górnej półki wyjęła kawę. Do kubka wsypała dwie czubate łyżeczki i odstawiła puszkę na miejsce. Woda zagotowała się, co też oznajmiła głośnym gwizdem, Kasia skrzywiła się, poczuła jakby w głowie rozdzwoniły się dzwony kościelne. Wyłączyła gaz i zalała kawę. Postawiła kubek na stole i poszła do łazienki, a potem będzie musiała lecieć do sądu. Umówiła się wcześniej z klientką. Musiała jeszcze omówić wszelkie nieprzewidziane pytania mogące pojawić się podczas przesłuchania. Miała nadzieję, że dzieci w odpowiedni sposób przedstawią to, co się działo w domu za zamkniętymi drzwiami. To była w obecnej sytuacji najlepsza z możliwych linia obrony. Kilka minut po dziesiątej była na miejscu. Na korytarzu czekała pani Basia, z czwórką dzieci. Wszyscy wyglądali na przestraszonych i niepewnych, co ich czeka. Musiała z nimi porozmawiać, i wyjaśnić, czego mogą się spodziewać. Dwójka najmłodszych prawdopodobnie będzie przesłuchiwana w osobnym pokoju w obecności psychologa, ale starsze mogły zostać wezwane na salę rozpraw. Zresztą decyzja w tej sprawie będzie należała do sędziego. Teraz
musiała wszystkich uspokoić i uzmysłowić, jak ważne są zeznania. Podeszła i przywitała się, spoglądając jednocześnie na grafik wiszący na drzwiach, żeby zobaczyć, który sędzia został przydzielony do sprawy. – Dzień dobry, cieszę się, że udało się wam dotrzeć. Jak się pani czuje? – Zwróciła się do kobiety, która na jej widok podniosła się z ławki. – Boję się… – odparła cicho pani Basia. Była to drobna kobieta, z kręconymi ciemno brązowymi włosami, obciętymi do ramion. Miała trzydzieści osiem lat, chociaż wyglądała na dziesięć lat więcej, brązowe, smutne oczy i usta z kącikami opadającymi do dołu. Była matką czwórki dzieci, dwóch chłopców, siedemnastoletniego Tomka i ośmioletniego Michała oraz dwóch dziewczynek, piętnastoletniej Olgi i sześcioletniej Ani. Kaśka, jako prawnik z kilkuletnim doświadczeniem, widziała objawy świadczące o syndromie osoby maltretowanej, jednak dla postronnego obserwatora nie byłoby to takie oczywiste – ot, normalna, zmęczona matka czwórki rozbrykanych dzieciaków, nic więcej. – Proszę się uspokoić. Poradzimy sobie, tylko proszę powiedzieć, czy już rozmawiała pani z dziećmi na temat tego, że będą musiały zeznawać? – Coś mówiłam, ale nie wiem, jak to będzie wyglądać… – rozpłakała się, a najmłodsza Ania, mocno się do niej przytuliła. Kasia mimowolnie wyciągnęła rękę i pogłaskała dziewczynkę po głowie. Nie mogła zrozumieć, jak ojciec mógł zgotować własnym dzieciom koszmar przemocy domowej. Teraz musi wybronić ich matkę, i uchronić dzieci przed domem dziecka lub nie daj Bóg opieką „kochającego” tatusia. Wiedziała, że zrobi wszystko, żeby pomóc tej rodzinie. To będzie jedna z trudniejszych i emocjonalnych spraw, zdawała sobie sprawę, że prokurator zrobi wszystko, żeby doprowadzić do skazania, a ona musiała temu zapobiec. Zdawała sobie sprawę, że będzie to ciężka przeprawa, tym bardziej, że ona i Rafał Mackiewicz, prokurator wyznaczony do tej sprawy, nie darzyli się sympatią już od czasu studiów. Kaśka pokonała go podczas procesu pokazowego na zajęciach, a Rafał nie potrafił tego zaakceptować. Do zakończenia studiów stale był narażony na docinki ze strony kolegów. Nie potrafił o tym zapomnieć i swoją frustrację przenosił teraz na salę rozpraw. – Pani Basiu, przejdźmy do wolnej sali, muszę porozmawiać z dziećmi zanim zacznie się rozprawa. Wyjaśnię wszystko. Zrobię wszystko, żeby wróciła pani dzisiaj z dziećmi do domu. – Wskazała kobiecie prawą ręką salę w głębi korytarza, lewą ręką ujęła dłoń Ani, która natychmiast zacisnęła mocno swoje palce na jej dłoni. – Nie wiem, jak pani dziękować… – Basia powiedziała cicho idąc za Anią i prowadząc obok pozostałą trojkę dzieci. – Jeszcze nic nie zrobiłam, – Kasia uśmiechnęła się uspokajająco, – ale dam z siebie wszystko, to mogę obiecać. – Tylko nie mogę pani zapłacić… – chciała jeszcze coś dodać, ale Kaśka przecząco pokręciła głową. – Proszę zapomnieć o jakichkolwiek pieniądzach, zasłużyła pani na najlepszą obronę. Proszę skupić się na dzieciach, teraz to jest najważniejsze. – Najgorszy jest powrót do domu, tam wszystko wraca… tamten dzień, tamta sytuacja i jeszcze Bogdan dzisiaj wyszedł ze szpitala. – Kobieta nagle zamyśliła się, nie zdawała sobie sprawy, że mówi na głos, co myśli. Kasia spojrzała na nią uważnie, zupełnie o tym nie pomyślała, przecież dla nich ten koszmar wciąż trwał, kiedy wracali do swoich czterech ścian. Podjęła decyzję, że najpierw oczyści ją z zarzutów, a później pomoże w znalezieniu innego mieszkania, gdzie będą mogli wrócić do normalności, z daleka od męża, który za wszelką cenę chciał posłać ją za kratki. Może
uda się też znaleźć dla niej pracę, musi się tylko dowiedzieć, jakie ma wykształcenie, co potrafi robić. Do tej pory zajmowała się tylko dziećmi i nigdzie nie pracowała, ale może wyjście do pracy podniesie jej samoocenę. Na samej pomocy społecznej nie da się długo ciągnąć, tym bardziej przy czwórce dzieci. Prawie pół godziny rozmawiała z dziećmi, usiłując wszystko wyjaśnić. W sumie najbardziej obawiała się tego, co powie Tomek. Był w trudnym wieku, impulsywny i uważał, że wszystko wie najlepiej, ale zdawała sobie sprawę, że jedno nieopatrznie rzucone przez niego słowo, Rafał wykorzysta w bezwzględny sposób, byle wygrać sprawę. Dla niego tak naprawdę liczyło się teraz uzyskanie wyroku skazującego, udowodnienie, że jest od niej lepszy. Był tak zacietrzewiony w swojej złości, że mógłby skazać tę kobietę, chociaż to nie jej klientkę powinien oskarżać, ale jej męża. Zanim wyszli z pokoju, wzięła jeszcze Tomka na bok, żeby powiedzieć mu klika słów na osobności. Ostrzegła, że prokurator będzie uważnie analizował każde słowo i jeśli nie chce żeby matka spędziła kilka lat w więzieniu, a on z rodzeństwem w domu dziecka lub z ojcem, ma pilnować tego, co mówi. Pokiwał głową, co by znaczyło, że rozumie, co powiedziała. Miała nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni. Kwadrans po jedenastej poproszono wszystkich na salę rozpraw. Sprawie przewodniczyła sędzina Patrycja Trzebiatowska. Miała około pięćdziesięciu lat, za sobą niejedną sprawę, z przemocą domową w tle. Stała po stronie maltretowanych kobiet i w prawniczym gronie była z tego znana, ale musiała też być obiektywna. Dlatego tak ważne były zeznania dzieci, wiedziała, że Rafał też starannie się do sprawy przygotowywał, wezwał świadków. Obecny był też mąż klientki jako poszkodowany. Liczyła się z tym, nie będzie łatwo wygrać. Dzieci i dwie sąsiadki, które w końcu udało się namówić do złożenia zeznań, to byli świadkowie obrony. Niewiele, ale zawsze coś. Rodzina pani Basi odsunęła się od niej, kiedy wyszła za mąż za Bogdana. Byli przeciwni temu małżeństwu, ale ona się uparła, wyprowadziła z domu i została żoną mężczyzny, którego kochała, a który naprawdę na to nie zasługiwał. Dopiero po jakimś czasie zrozumiała, że rodzice mieli rację. Usiłowała szukać u nich pomocy, kiedy zdała sobie sprawę, w co się wpakowała, ale usłyszała, że skoro była taka mądra, kiedy za niego wychodziła, to musi radzić sobie sama. I tak już zostało, aż do teraz.
ROZDZIAŁ TRZECI Wyszła z sądu po trzeciej. Czuła, jakby została przeciśnięta przez praskę do ziemniaków. Rafał nawet na chwilę nie odpuszczał, atakował świadków, musiała czuwać, żeby żadne słowo, które padało nie zostało źle zinterpretowane. Prokurator powołał na świadków znajomych z pracy i rodzinę męża klientki. Bogdan z miną niewiniątka i bez mrugnięcia okiem oskarżał żonę. Twierdził, że on całymi dniami ciężko pracował na utrzymanie rodziny, a jego żona nawet obiadu nie ugotowała. Mówił, że nie dbała o dom ani o dzieci. Właściwie to nie wie, co się wtedy stało, że go zaatakowała, przecież kocha ją i dzieci, nigdy w życiu nie podniósł na nich ręki. Oczywiście wszyscy świadkowie, których wezwał prokurator, potwierdzili to, co Bogdan mówił. Opowiadali, jaki z niego jest dobry mąż, ojciec i oczywiście przyjaciel. Wszyscy zgodnie twierdzili, że jego żona siedziała w domu, bo ponieważ nie chciała pracować i od tego nicnierobienia poprzestawiało się jej w głowie. Padło też stwierdzenie, że celowo zraniła męża, który zastanawiał się nad rozwodem, ale wstrzymywał się ze względu na dzieci. Po zeznaniach dorosłych świadków, sędzina zdecydowała, że dzieci będą zeznawały w osobnym pokoju pod okiem psychologa. Chciała uniknąć konfrontacji dzieci z ojcem i jego rodziną. Kaśka dziękowała Bogu, że tak się stało. Dzieci opowiadały, co się działo w domu, nawet Tomek odpowiadał bardzo rzeczowo na zadane pytania, nie powiedział nic, co mogłoby zaważyć na wyniku sprawy. Psycholog jednoznacznie stwierdziła, że dzieci mówią prawdę. Po przeszło czterech godzinach zapadł wyrok. Jej klientka została uniewinniona, wszystkich poddano pomocy psychologicznej w ośrodku interwencji kryzysowej, dodatkowo Bogdan dostał zakaz zbliżania się do rodziny. Rafał wyglądał, jakby po raz kolejny dostał w twarz, przegrał, mimo, że tak bardzo się starał. Nie dość, że nie doprowadził do skazania jej klientki, to ona osiągnęła w trakcie rozprawy wszystko, co zamierzała. Po ogłoszeniu wyroku wyszedł z sali trzaskając drzwiami. Coś ostatnio często zdarza mi się słyszeć, takie odgłosy, – Kaśka uśmiechnęła się ironicznie, – najpierw Grzesiek, teraz Rafał. Wkurza ich to, że i tak zawsze stawiam na swoim. Jeden się o tym przekonał po raz kolejny, drugi dopiero się o tym przekona – pomyślała z mściwą satysfakcją. Wygrana sprawa dodała jej sił, aby walczyć o to, co uważała za najważniejsze. – Pani mecenas – głos klientki wyrwał ją z zamyślenia, odwróciła się w stronę kobiety, która szła w jej stronę – nie wiem, jak mam dziękować za wszystko. – Dobrze, że sprawa tak się skończyła. – Uśmiechnęła się. – Przy okazji, czy spotkałaby się pani ze mną, powiedzmy w przyszły poniedziałek? Mam pewien pomysł, ale potrzebuję kilku dni, żeby się we wszystkim rozeznać. – Mamy jeszcze jakieś problemy? – W oczach kobiety pojawiła się panika. – Nie. Ta sprawa już jest skończona. Chodzi o zupełnie coś innego. Chciałabym pani pomóc, ale najpierw muszę się wszystkiego dowiedzieć. Proszę mi zaufać. – Dobrze. Spotkajmy się w poniedziałek. – Przyjadę do pani o trzynastej trzydzieści. Możemy się tak umówić? – Tylko wie pani u mnie jest… – Proszę się niczym nie martwić, jeśli wszystko uda się załatwić już niedługo zaczniecie nowe życie. – Kaśka mocno uścisnęła jej zimne dłonie, usiłując dodać otuchy. Pożegnały się przed wejściem do sądu. Basia obiecała dzieciom, że pójdą na lody, jeśli sprawa dobrze się skończy. Dzieci z nieśmiałymi uśmiechami pomachały Kasi na pożegnanie, kiedy wyjeżdżała z parkingu. Chciała wrócić do domu i odpocząć. Poza tym musiała zadzwonić do znajomej z urzędu i dowiedzieć się o możliwość przydziału lokalu socjalnego. Była środa, ale
do piątku powinna coś wiedzieć. Liczyła, że w poniedziałek będzie mogła przekazać klientce dobre wieści. Zanim wróciła do domu zatrzymała się jeszcze przy delikatesach. Zrobiła trochę zakupów. Kupiła krakersy, dojrzałe awokado i cytrynę, czosnek był w lodówce, miała wszystko, żeby zrobić ulubioną pastę z awokado. Była już przy wyjściu, ale cofnęła się jeszcze do zamrażarki, wyjęła duże opakowanie lodów czekoladowych. Zapłaciła przy kasie i wróciła do samochodu. Pięć minut później otwierała drzwi do mieszkania. – Już jestem! – Zawołała. Zajrzała do salonu, ale widocznie Grzesiek jeszcze nie wrócił z pracy. Poszła do sypialni, zdjęła żakiet i spodnie, przewiesiła przez oparcie krzesła, mimowolnie spojrzała odbicie w lustrze, widziała młodą kobietę, zgrabną, w samej bieliźnie, nawet te kilka kilogramów więcej nie stanowiło problemu. Ręka mimowolnie znalazła się na brzuchu, jakby chciała coś chronić. Po chwili otrząsnęła się z tego stanu i pokręciła głową. Wiedziała, że jeszcze nie ma kogo chronić, ale może już niedługo, jeśli uda się przeprowadzić plan. Wlała do wanny różany olejek i odkręciła wodę, wróciła do kuchni. Machinalnie przygotowała pastę z awokado i lampkę dobrego wina. Dwadzieścia minut później leżała rozkoszując się ciepłą kąpielą. Zapach róż działał uspokajająco, leżała wygodnie oparta o dmuchany zagłówek. Krakersy z awokado, wino i muzyka, która cicho sączyła się z głośników pomagały się zrelaksować. Słyszała jak ktoś dzwoni, ale nie miała ochoty na rozmowę. Starała się ułożyć dokładny plan rozmowy z Krystyną. Zastanawiała się, co powiedzieć, w jaki sposób pokierować rozmową, chciała mieć plan na każdą, nawet nieprzewidzianą ewentualność. Dwa razy dolewała wody, w końcu jednak musiała wyjść, a Grześka wciąż nie było w domu. Położyła się w salonie i zaczęła przeglądać kolejne programy, szukając czegoś interesującego. Ostatecznie zostawiła na jakimś amerykańskim filmie, nie zauważyła kiedy zasnęła. – Skarbie? – Nachylił się. Spała tak spokojnie, zastanawiał się czy jest sens ją budzić, ale postanowił, że chociaż się przywita. – Jesteś? Która godzina? – Spojrzała zaspana. – Późno, dzwoniłem, ale nie odebrałaś. Nagrałem się na sekretarkę… – Pocałował ją w czubek nosa. Kasia zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła bliżej. – Tęskniłam, czemu dopiero teraz wróciłeś? – Musiałem zostać w pracy, ale możemy wyjechać już w piątek rano. – Uśmiechnął się. – Naprawdę? – Podniosła głowę opierając ją na łokciu. – Zadowolona? – Wyciągnął dłoń i zaczął palcem delikatnie zsuwać ramiączka z jej ramion. – Domyśl się… – Mruknęła zmysłowo i zaczęła go całować, odnajdując pulsujące miejsce na szyi. Delikatny zarost drapał twarz, ale zupełnie się tym nie przejmowała. Grzesiek uwielbiał jej spontaniczność, zsunął koszulkę i patrzył zachwycony. Kaśka była zgrabną dziewczyną i swoim wyglądem doprowadzała go do szaleństwa. Sprawnym ruchem wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, chociaż nie miała nic przeciwko niewygodnej kanapie. Zanim tam dotarł, koszulę miał zsuniętą z ramion, wystarczyło opuścić ręce a koszula sama znalazła się na podłodze. Kasia dokończyła swoje dzieło i chwilę później na podłodze znalazła się reszta jego ubrania. – Jesteś wyjątkowa, wiesz? – Wsunął się pod kołdrę i zaczął gładzić jej ramiona. Otworzyła oczy i zobaczył w nich pożądanie, nie potrafił już dłużej nad sobą panować, zatopił się w jej ustach i wszystko wokół przestało istnieć. – O której chcesz wjechać? – Patrzył spod półprzymkniętych powiek, obserwując z przyjemnością, jak powoli uspokaja oddech. – O dziewiątej, może trochę później… – Pogłaskała go po szorstkim policzku. – Mówiłaś rodzicom, że przyjedziemy?
– Będą mieli miłą niespodziankę. – W oczach dostrzegł łobuzerski błysk, który pamiętał jeszcze ze szkolnych czasów. – Już to widzę. – Zaczął się śmiać, przypominając sobie scenę, sprzed kilku miesięcy, kiedy przyjechali bez zapowiedzi. – Dlaczego? Powiemy, że to była spontaniczna decyzja… – Myślisz, że w to uwierzą? Doskonale wiedzą, że praca to nasze drugie życie. – Będzie super. – Machnęła ręką. Grzesiek uśmiechnął się. – A co mi tam… i tak zawsze wychodzi na twoje. – Objął ją ramieniem, żeby mogła wygodnie się ułożyć, kilka minut później usłyszał jej spokojny oddech. Poprawił rękę i też starał się zasnąć. Niedługo potem on też odpłynął w senne wojaże. Kaśka wyjątkowo wstała kilka minut po czwartej. Grzesiek jeszcze spał, zebrała ubrania porozrzucane po podłodze i ułożyła na fotelu, potem poszła do kuchni zrobić kawę i zapalić papierosa. Zajrzała do paczki, ale były tam dwie ostatnie sztuki. Nie paliła dużo, ale czasem miała na to ochotę. Kilka minut później stała z kubkiem parującej kawy, zapatrzona w drzewa za oknem. Było pochmurno, ale gdzieniegdzie zza chmur zaczynały przebijać pojedyncze promienie majowego słońca. Liczyła, że dzień będzie pogodny, miała sporo zaplanowanych spraw, a nie lubiła, kiedy padało. Nie zauważyła, kiedy Grzesiek wstał i cicho podszedł. Objął ją w pasie i z przyjemnością wdychał zapach skóry o delikatnej różanej woni. – Co się stało, że już wstałaś? – Nic… – odwróciła się – myślałam co będziemy robić w Busku. – Może spotkamy się ze znajomymi? Rozmawiałem wczoraj z Tomkiem i powiedziałem, że w piątek przyjedziemy do rodziców. Zaproponował, żebyśmy się spotkali, jak za dawnych czasów. – Chyba wolę odpocząć, ale jak chcesz to możesz się z nim spotkać. Przygotowała śniadanie i siedząc przy stole zastanawiali się, jak spędzić wspólny, wolny weekend oczywiście o swoich dodatkowych planach nie wspomniała nawet słowem. Stanęło na tym, że on spotka się ze znajomymi, a ona umówi się z Gośką i oczywiście pogada z Krystyną. O dziewiątej wyszła do pracy, musiała załatwić bieżące sprawy przed wyjazdem. Przed południem umówiła się w urzędzie. Chciała wszystkiego dopilnować, jakby się obawiała, że bez niej wszystko się zawali.
ROZDZIAŁ CZWARTY Z urzędu wyszła prosto na nagrzany parking. Zegar z termometrem zamontowany na urzędzie wskazywał trzydzieści trzy stopnie Celsjusza. Było gorąco, chociaż ranek nie zapowiadał takiego upału. Miała wrażenie, że zaraz się rozpłynie. Rozejrzała się za samochodem, westchnęła, kiedy zobaczyła, że teraz był wystawiony na ostre słońce. Cień, który do południa dawał uczucie przyjemnego chłodu gdzieś zniknął. Nie poszła do samochodu, niedaleko była fontanna, skierowała się w tamtą stronę. Usiadła na brzegu, lekko nachyliła się w stronę tafli wody i zanurzyła rękę. Zaczęła nią poruszać rytmicznie w przód i w tył, w przód i w tył… zapatrzyła się przed siebie, nagle świat wokół przestał istnieć, patrzyła, ale nic nie widziała… miała wrażenie, jakby została na świecie sama… pozostał tylko rytmiczny ruch ręki. W tej właśnie chwili miałaby ochotę zniknąć, miała wrażenie, że wszystko ją przerasta, robi się coraz mniejsza i mniejsza, a pozostaje tylko ten rytmiczny ruch ręki, która żyła własnym, niezależnym życiem. Chciała się podnieść, ale ciało odmówiło posłuszeństwa, cały czas siedziała i palcami przeczesywała taflę zimnej wody. Czuła się jak postać z baśni tysiąca i jednej nocy tylko w jakimś dziwnym wydaniu, w bajce bez sensu i jakiegokolwiek morału. Robiła krok w przód, tym samym momencie cofała się o dwa do tyłu. Chciała się jakoś otrząsnąć, ale miała wrażenie, że pozostaje to poza jej możliwościami. Z tego stanu wyrwał ją dopiero dźwięk telefonu, odruchowo wyciągnęła go z torebki i spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił Grzesiek. Wyciągnęła dłoń z wody, która dawała jej uczucie przyjemnego chłodu i mokrą dłonią przesunęła po nagrzanym karku. Od razu poczuła się lepiej. Jeszcze raz spojrzała na wyświetlacz i odebrała. – Cześć! – Uśmiechnęła się. Grzesiek jakby to wyczuł. – Dasz się zaprosić na kolację? – Nie wiem, czy mam ochotę gdzieś wychodzić… – Chciała wytłumaczyć, że nie czuje się najlepiej, ale nie dał jej dokończyć. – Przyleciała Anka z Michaelem, zapraszają nas na kolacje i drinka. – Ich spotkania były już tradycją. Grzesiek wiedział, że jego żona nie odpuści okazji do spotkania z przyjaciółmi. – Może wpadną do nas? – Poczuła jak wstępuje w nią nowe życie. – Umówiliśmy się w hotelu Westin. Mają dla nas jakąś niespodziankę. – Nie wiesz o co chodzi? – Nic nie chcieli powiedzieć. – O której nas umówiłeś? – Dziewiętnastej trzydzieści. – Zdążę jeszcze wziąć prysznic przed wyjściem? – To pytanie skierowała bardziej do siebie niż do Grześka, ale to on odpowiedział. – Może zaczekasz na mnie i razem weźmiemy prysznic? – Ton głosu stał się zmysłowy, wyczuwała to nawet przez telefon. – Jak się pospieszysz, to może zdążysz zanim skończę. – Uśmiechnęła się pobłażliwie do słuchawki. – Dobra, zbieram się i jadę do domu. Po drodze kupię jakieś wino, jak znam Ankę to tak prędko nie skończymy tej imprezy. – Jeszcze tyle zdążyła usłyszeć w słuchawce, zanim się rozłączyła. Niechętnie oderwała się od przyjemnego chłodu, jaki panował przy fontannie i poszła do samochodu. Kiedy wyszła na słońce, przez moment zrobiło się jej ciemno przed oczami, przystanęła na chwilę i wciągnęła głębiej powietrze. To pozwoliło odzyskać ostrość widzenia.
Ten upał ją wykańczał, dodatkowo stresy, których nie brakowało. Musiała o siebie zadbać, w nawale pracy, nie miała nawet czasu, żeby pójść i zrobić kontrolne badania. Podeszła do samochodu, był strasznie nagrzany, wsiadła i włączyła klimatyzację, kiedy zaczęło lecieć zimne powietrze wyjechała z parkingu. Godzinę później parkowała pod domem. Weszła na drugie piętro, ale zanim zdążyła wyjąć klucze z torebki, drzwi się otworzyły i zobaczyła w nich Grześka ubranego tylko w przepaskę z ręcznika na biodrach. Nie sądziła, że mówił poważnie. – Przygotowałem kąpiel, – uśmiechnął się i pchnął ją w stronę sypialni – pomogę ci uwolnić się z tego lnianego balastu. – Dorzucił rozpinając bluzkę. Pozwoliła na to, było tak gorąco, że chętnie zrzuciła z siebie wszystko, co miała. Kaśka ułożyła włosy i zrobiła staranny makijaż. Grzesiek wybrał jeden z jasnych garniturów. Opalony, ciemne włosy, brązowe oczy, jasny garnitur jeszcze bardziej te cechy podkreślał. Kaśka wyjęła krótką szafirową sukienkę i szpilki w tym samym kolorze. W szkatułce zaczęła przeglądać biżuterię. Znalazła delikatny złoty łańcuszek, ale zanim zdążyła go założyć, Grzesiek wręczył jej zapakowane podłużne pudełko. Spojrzała zaskoczona. – Co masz na sumieniu? – Spojrzała podejrzliwie, ale w jej oczach dostrzegał psotne błyski. – Rano miałaś fatalny humor… Pomyślałem, że kupię coś żeby ci go poprawić. Kaśka otworzyła pudełko i wewnątrz zobaczyła naszyjnik z turkusów i pereł. – Jest piękny! Pomóż mi go założyć. – Nie ma problemu… – Nachylił się, ustami musnął płatek ucha. Kaśka zadrżała pod wpływem jego dotyku, ale tylko się uśmiechnął i zapiął na szyi naszyjnik. Pasował idealnie. Wstała i obracała się, zupełnie jak mała dziewczynka. – I jak? Mogę tak iść? – Jeszcze pytasz? – Objął ją w pasie, drugą ręką zgarnął jej torebkę leżącą na fotelu. W takich chwilach jak ta, zupełnie zapominała, że nie mają dziecka, a Grzesiek w tej kwestii zachowuje się jak palant. Teraz jednak postanowiła zapomnieć na chwilę o problemach, perspektywa spotkania z przyjaciółką była bardzo ekscytująca. Do hotelu dotarli punktualnie. Kiedy wysiedli z windy zobaczyli Ankę i Michaela pogrążonych w rozmowie. Kelner podprowadził ich do stolika i podał kartę. Ania zerwała się z miejsca żeby się przywitać. – Wyglądasz olśniewająco, – spojrzała na Kaśkę z podziwem – zresztą przy takim mężu to nic trudnego. – Uśmiechnęła się do Grześka. – Też wyglądasz wspaniale, – Kasia wciąż trzymała przyjaciółkę w ramionach – promieniejesz, jesteś inna, taka… powiesz o co chodzi? – Zobaczysz… –Spojrzała tajemniczo. – Opowiadaj, strasznie mnie zaciekawiło, co to za tajemnica. – Kasia usiadła i spojrzała wyczekująco. – Dobrze, ale najpierw coś zamówmy. – Starała się przeciągnąć tą chwilę jak najdłużej. – Anka! – Kaśka nie dała się zbyć. – Powiedz wreszcie, o co chodzi. – Nie bardzo rozumiem… – Zaczekajcie chwilę. – Wyjęła telefon i gdzieś zadzwoniła, przez chwilę cicho rozmawiała, w końcu odłożyła go do torebki. – Zaraz go poznacie… – Przestaniesz mówić zagadkami? – Grzesiek zaczął się śmiać, widząc jak jego żona ma ochotę udusić przyjaciółkę. – Raczej nie… – Michael ze śmiechem puścił oczko do tajemniczej żony.
– Czyli musimy cierpliwie zaczekać, – Grzesiek wiedział, że na nic zdadzą się naciski – w takim razie zamówmy coś. – Na początek weźmiemy szampana, bo okazja jest wyjątkowa. – Anka zawołała kelnera, podała zamówienie na najlepszego szampana i jakieś przystawki. – Nie rozumiem. Kogo mamy poznać? – Kaśka chciała się dowiedzieć, ale przerwała jej przyjaciółka, wskazując ręką na młodą dziewczynę niosącą na rękach śpiące dziecko. – To James, ma dwa miesiące i chcielibyśmy, żebyście zostali jego rodzicami chrzestnymi! – Twarz Anki rozpromienił uśmiech, kiedy wzięła na ręce dziecko. – Megi dziękuję. Później zabierzesz małego do pokoju, teraz masz pół godziny dla siebie, zostaw Jamesa tutaj. – Zwróciła się do opiekunki. – Dziękuję, obiecałam rodzicom, że zadzwonię. – Megi uśmiechnęła się i poszła do windy zostawiając ich samych. Kasia patrzyła zauroczona na maleństwo śpiące na rękach przyjaciółki. – Dlaczego nic nie powiedziałaś? Całą ciążę nie pisnęłaś nawet słowa! – Nie chcieliśmy zapeszyć, ciąża była zagrożona, ale udało się. Dwa miesiące temu na świecie pojawił się ten mały rozdarciuch, – spojrzała na Kaśkę – mówię ci, to najpiękniejszy moment w naszym życiu. Michael był ze mną i nawet dał sobie ze wszystkim radę. – Zaczęła się śmiać na widok miny męża. – Gratulacje! – Grzesiek wyciągnął dłoń i uścisnął ją świeżo upieczonemu tacie. – Jestem zaszczycony i oczywiście przyjmuję propozycję. – Ja też się zgadzam… – Kasia pokiwała głową – to dla nas zaszczyt, że akurat o nas pomyśleliście. – Nie żartuj, nie wyobrażamy sobie lepszych rodziców niż wy, poza tym mamy nadzieję, że dla Jamesa zafundujecie koleżankę lub kolegę. – Wiesz jak jest, my też się staramy, ale… – Kaśka chciała wytłumaczyć dlaczego wciąż nie mają dziecka, ale gdzieś wewnątrz poczuła dotkliwy ból, dlatego postanowiła zmienić temat. – Powiedzcie lepiej kiedy będą chrzciny? – W przyszłym tygodniu. Na szczęście rodzice wszystkim się zajęli. Wiedzieliśmy, że na wyjazd was nie namówimy, ale po wszystkim musicie do nas znowu przylecieć. Tym razem się nie wywiniecie. Chrześniakowi nie odmówicie. – Ania uśmiechnęła się łobuzersko a Michael tylko pokiwał głową. – Czyli mamy kilka dni na załatwienie wszystkich dokumentów… damy radę. – Kaśka uśmiechnęła się, – Teraz daj małego, bo chrzestna nie może się doczekać, żeby porwać ci ten mały skarb. Ania delikatnie wyciągnęła ręce żeby podać jej dziecko, ale James jakby wyczuł, że jej nie zna, bo spojrzał na twarz pochylającą się nad nim, jego maleńką buzię rozjaśnił uśmiech, ale zaraz usta ułożyły się w podkówkę i zaczął pochlipywać. Kasia usiłowała go ukołysać, ale chyba mu to nie pasowało, bo zaczął płakać coraz głośniej. – Chyba mnie nie lubi? – Spojrzała zmartwiona na przyjaciółkę. – Raczej nie lubi być głodny. Spał dwie godziny i teraz domaga się swojej porcji mleka. – Ania wyciągnęła telefon, żeby zadzwonić po opiekunkę, ale ona właśnie wyszła z windy i z uśmiechem skierowała się do ich stolika. – Widzę, że przyszła pora na karmienie. – zaczęła się śmiać – Zje, to się uspokoi. – Masz rację… – Ania oddała jej syna, który nagle przestał płakać. Do buzi usiłował włożyć całą zaciśniętą piąstkę. – Mały jest cudowny! – Kasia siadła wygodnie patrząc za odchodzącą opiekunką z jej przyszłym chrześniakiem – Nigdy nie widziałam tak wielkich i cudownie granatowych oczu.
– Wszystkie maluchy mają taki kolor, – przyjaciółka sięgnęła po szklankę z wodą – zresztą zobaczysz, jak będziecie mieli własne dzieci. – Miejmy nadzieję, że już niedługo. – Grzesiek spojrzał na żonę, widział jak nagle posmutniała. – Lepiej powiedzcie, co poza usiłowaniem utrzymania wszystkiego w tajemnicy robiliście. Nie pracujesz? – Kasia spojrzała na przyjaciółkę. – Przez ten czas cała kancelaria była na głowie Michaela. – Anka uścisnęła go za rękę –Większość czasu spędzałam w szpitalu, albo leżałam w domu. Nic mi nie było wolno robić, więc nic nie robiłam, nawet obiady były na jego głowie. – Robiłem za gosposię – Michael potwierdził skinieniem głowy i napił się szampana. – Przez te kilka miesięcy nauczył się nieźle gotować, na tyle dobrze, że ja już tego nie robię. – Przyjaciółka dokończyła ze śmiechem. – Musimy go w takim razie zatrudnić u siebie. Często nie mamy czasu na gotowanie, – Grzesiek spojrzał na kumpla – jeszcze powiedz, że mnie też to kiedyś czeka. – No a co? Kobiety mają nosić dziecko, przecisnąć potem kilku kilogramowego waszego potomka przed mały otwór i jeszcze o was dbać? Niedoczekanie. – Ania puściła oczko do Kasi, która zaczęła się cicho śmiać. – Podoba mi się takie rozwiązanie. Będę leżeć, a Grzesiek zostanie nadworną gosposią… – Przyhamuj kochanie, nie sądzę, żeby dało się to zrobić. Ktoś musi pracować. – Uśmiechnął się pobłażliwie. – No zobacz, nawet pomarzyć nie wolno. – Kaśka zrobiła zawiedzioną minę. – Pomarzyć zawsze możesz, tylko, kto by cię od roboty odciągnął, skoro nawet w nocy myślisz, jak rozwiązać kolejną sprawę. – Miałam to samo, – Ania przerwała im, – ale kiedy ktoś staje się ważniejszy, praca schodzi na drugi plan. Uwierz mi. – Miejmy nadzieję, że za rok, spotkamy się w powiększonym gronie. – Grzesiek nachylił się i delikatnie musnął Kasię w policzek – Jak znam moją żonę, teraz już nie odpuści. – Żebyś wiedział! Od dzisiaj zabierzesz się do roboty. – Powiedziała niby szeptem, ale tak, żeby Anka i Michael słyszeli. Po tym stwierdzeniu wszyscy zaczęli się śmiać, a Grzesiek bezradnie rozłożył ręce. – No i widzicie, co narobiliście? Praca, praca a w domu żona, która będzie mnie ciągnęła do sypialni… – Nie przesadzaj… – Teraz jak zobaczyła waszego synka, żyć mi nie da. – I dobrze, nie będziesz się obijał. – Anka usiłowała zachować powagę, widząc minę Grześka. – A czy ja się obijam? Kto ci takich głupot nagadał? – Zaczął się śmiać. – Tak sobie myślę… – Anka zaczęła drążyć temat, ale nie dane było jej dokończyć swojego wywodu. – Dziewczyny, zejdźcie ze mnie, co? – Grzesiek zrobił nadąsaną minę, widząc, że z nimi nie wygra. – Może pogadamy o czymś innym? – Michael, jak udaje ci się pogodzić wszystkie obowiązki, bo teraz ich przybyło jak widzę. – Zwrócił się do kumpla, odwracając tym samym uwagę od swojej osoby. – Nie jest źle. Czasem mały nie daje spać, ale jakoś sobie radzimy. Będzie starszy, będzie lepiej, teraz trzeba się przyzwyczaić, poza tym, czasem w kancelarii prześpię się ze dwie godziny, jak już kawa nie pomaga. Długo rozmawiali, w końcu rok, to dużo czasu, a jak widać sporo się przez ten czas
zmieniło. Kiedy się pożegnali było już dobrze po północy. Zajrzeli jeszcze do pokoju pożegnać się z Jamesem, spał, więc nie chcieli go obudzić. – Zadzwonię w poniedziałek jak wrócimy z Buska, – Kasia uściskała przyjaciółkę – i jeszcze raz dziękuję, że pomyślałaś o nas. To wiele dla mnie znaczy, naprawdę. – Mały musi mieć super chrzestnych. – Ania spojrzała poważnie, – poza tym, odnoszę wrażenie, że masz jakiś problem i chciałabym pogadać, ale bez chłopaków. – Umówimy się, jak wrócimy. – Kaśka szepnęła cicho i jeszcze raz przytuliła Anię. Grzesiek nacisnął przycisk windy i oparł się o ścianę. Patrzył na nią pożądliwie. Wiedziała, na co ma ochotę, wyciągnął rękę i przyciągnął ją bliżej. – Chyba bardziej musimy postarać się o takiego małego rozdarciucha. – Spojrzał wymownie. – Przecież o niczym innym nie mówię od dłuższego czasu, – popchnęła go do windy, której drzwi właśnie się otwarły. Oparł się o szybę, za którą było widać rozświetloną światłami Warszawę. Kasia patrzyła zauroczona na widok za szybą. – Spójrz, jak pięknie. Większość ludzi śpi, a wydaje się, jakby miasto cały czas żyło. – Wolę patrzeć na ciebie, – zanurzył dłoń w jej włosach i delikatnie usiłował przyciągnąć ją bliżej. – Poczekaj wariacie, – zaczęła się śmiać, ale musnęła ustami jego usta – musimy dotrzeć do domu. – Jesteś okrutna – opuścił ręce, bo drzwi od winy właśnie się otworzyły. – Jakoś to przeżyjesz… – Przeszła obok, ale ręka mimochodem znalazła się na jego pośladku. – Chodź szybko do tego piekielnego samochodu… – Grzesiek złapał ją nerwowo za rękę i szybko skierował się na parking przed hotelem – nie ręczę za siebie. – Ale cię wzięło kochany… – szepnęła, ale wcale się nie opierała. Myślała, jak Grzesiek zareagował na małego Jamesa, widziała jak przyglądał się dziecku, kiedy trzymała go na rękach. Miała nadzieję, że teraz łatwiej będzie przeprowadzić plan, jaki ułożyły razem z Agnieszką. – Wiesz, tak się zastanawiam, – powiedział cicho, – kto kogo będzie teraz ciągnął do łóżka… Spojrzała spod półprzymkniętych powiek i wygodniej usiadła w fotelu, sukienka podwinęła się ukazując więcej, ale niczego nie poprawiała. Widziała rosnące pożądanie w jego oczach i to się jej podobało. – Pospiesz się… – powiedziała zmysłowo i przesunęła mu dłonią po udzie. Czuła jak zadrżał pod dotykiem ręki. – Przestań… nie mogę się skupić. – Głos miał zachrypnięty. – Sam zacząłeś… – kontynuowała wędrówkę ręką po udzie – a teraz każesz przestać... – Skarbie, proszę… – chwycił jej dłoń i przyciągnął do ust. W tym czasie dojechali do domu, Grzesiek wysiadł i otworzył drzwi pomagając jej wysiąść. – Teraz pokażę ci mała zołzo, jak to jest, kiedy ktoś się nad tobą znęca! – Pociągnął ją za sobą. – Obiecanki, cacanki… – uśmiechnęła się wchodząc do mieszkania. Nie zapaliła światła tylko pociągnęła go za krawat do sypialni. – Zaraz zobaczymy… – przewrócił ją na łóżko i zaczął zsuwać ramiączka od sukienki.
ROZDZIAŁ PIĄTY Obudził się i spojrzał na zegarek stojący obok łóżka. Było prawie dwadzieścia po siódmej. Kaśka spała, a delikatny uśmiech błądził po twarzy. Ostrożnie wysunął się, żeby jej nie obudzić. Zarzucił na siebie koszulę i poszedł do kuchni zrobić kawę i przygotować śniadanie. Chciał ją zaskoczyć. Z lodówki wyjął mozarelle, pomidory, oliwki, zrobił włoski sos, tosty i kawę. Wrócił do sypialni. Śniadanie położył na stoliku i wsunął się z powrotem pod kołdrę. Nachylił się, muskając ustami jej zamknięte oczy. Wyczuła pieszczotę, wyciągnęła rękę, żeby go przytulić, ale wciąż pozostawała na pograniczu snu. Miała wrażenie, że Grzesiek coś mówi, że kocha ich oboje… uśmiechnęła się i położyła dłoń na brzuchu jakby szukając tego „kogoś”, ale napotkała na pustkę. Rozczarowana otworzyła oczy i spojrzała na pochylającą się, uśmiechniętą twarz własnego męża. – Myślałem, że nie wstaniesz – szepnął – chyba coś fajnego ci się śniło, bo tak słodko się uśmiechałaś… – Wiesz, co mi się śniło? – Obróciła się na bok, żeby się wygodniej ułożyć. – Dowiedziałam się, że jestem w ciąży, i nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu wezmę na ręce nasze dziecko… – Kto wie co będzie po dzisiejszej nocy… – uśmiechnął się łobuzersko i poprawił poduszkę, żeby było jej wygodniej – zobacz, co zrobiłem – wskazał ręką na tacę. – Śniadanie? – Patrzyła z niedowierzaniem. – Co się stało? – Nic… pomyślałem, że się ucieszysz. – Bardzo… – pocałowała go w nagie ramię – tylko musimy się pospieszyć. Mieliśmy rano jechać, a trochę pospaliśmy... – Po ostatnich przeżyciach, chyba nie za długo – przewrócił ją na plecy i nachylił się całując odsłonięty brzuch – poza tym jest wcześnie, zdążymy, cztery godziny i będziemy na miejscu. – Wariacie, pozwól zjeść, inaczej nie będę miała siły! – Usiłowała się opędzić. – Grunt, żebym ja miał… – Uśmiechał się, ale posłusznie sięgnął po tacę i postawił obok. – Jak to ładnie wygląda. – Wyciągnęła rękę i skubnęła kawałek pomidora z brzegu talerza –Zrobiłeś sos… wygląda pysznie. – No myślę… – wziął widelec i położył na grzance kawałek pomidora z serem. Kropla sosu spadła na jej dłoń, nachylił się i scałował słony smak sosu. – Przestań… nie ręczę za siebie, – pogroziła palcem, – zjedzmy i zbierajmy się. Na czułości będziemy mieli jeszcze dużo czasu… – Groźba czy obietnica? – Spojrzał ze śmiechem – Być może będę zmuszony zaopatrzyć się w niebieskie cudeńka. – Żartujesz? – Zaczęła się śmiać. – Podobno działa też mleko z gipsem, kto wie, może efekt będzie dłuższy i bardziej spektakularny. – Zołza… – Lekoman… Przekomarzali się do dziewiątej. W końcu musiała się podnieść, zdawała sobie sprawę, że jak ona tego nie zrobi, to cały dzień spędzą w łóżku. Odkąd Grzesiek wrócił do sypialni, mogli z niej nie wychodzić. Z domu wyjechali kilka minut po dziesiątej, planowali, że na miejsce dotrą koło trzynastej.
Zanim wyszli z domu, Kaśka zadzwoniła do Agnieszki informując ją o wyjeździe. Siostra życzyła jej powodzenia i stwierdziła, że właśnie dostała nowego klienta – samą siebie i musi się przygotować do rozprawy. Kaśka była spokojniejsza, odkąd wiedziała, że ma siostrę po swojej stronie, i że może się komuś zwierzyć z dręczących problemów. Od kilku dni przygotowywała się na spotkanie z teściową, chciała się jak najwięcej dowiedzieć o chorobach Grześka. Miała nadzieję, że przygotowała się na wszelkie „nieprzewidziane” pytania. Bała się, żeby teściowa się nie domyśliła, o co tak naprawdę chodzi, ale miała nadzieję, że zapatrzona i zakochana we własnym synu nie dostrzeże podstępu. Grzesiek zaparkował wreszcie na parkingu pod blokiem i spojrzał na zegarek. – Przez te cholerne korki coraz dłużej się jeździ. – Uśmiechnął się zmęczony. – Spodziewałeś się czegoś innego w piątek? – Spojrzała zdziwiona. – I tak szybko dojechaliśmy, po południu pewnie jechalibyśmy jeszcze ze dwie godziny, więc nie jest wcale tak źle. – Pewnie masz rację. – Wyjął z bagażnika torbę z rzeczami. – Teraz mnie tylko ciekawi, co staruszkowie powiedzą jak nas zobaczą. Kasia mimowolnie spojrzała w okna na pierwszym piętrze. Były otwarte, firanka jak zawsze lekko przesunięta, żeby przeciąg przypadkiem jej nie przyciął w oknie. Na balkonie zwisały ze skrzynek kolorowe kaskady surfini. – Idziemy najpierw do rodziców, – zadecydowała szybko i poszła przodem, – potem wpadniemy na górę do twojej mamy. – No to zróbmy im niespodziankę! – Grzesiek zaczął się śmiać. Wiedział, że matka o tej porze pewnie jest na zbiegach. – I dobrze! – Puściła porozumiewawcze oczko i zadzwoniła do drzwi. Usłyszeli szybkie kroki zbliżające się po drugiej stronie i zgrzyt przekręcanego zamka. – Zgadnij, kto was odwiedził? – Kaśka nie dopuściła mamy do głosu, kiedy ta zaskoczona otworzyła drzwi. – Dzieci, co tutaj robicie, dlaczego nie zadzwoniliście? – Chcieliśmy zrobić niespodziankę… – Grzesiek uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. – Przecież coś bym przygotowała gdybyście powiedzieli, że przyjedziecie. – Właśnie dlatego nie dzwoniliśmy, żebyś nie spędziła pół dnia w kuchni. – Kasia zakończyła dyskusję. – Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że jesteście. – Lila otworzyła drzwi do małego pokoju. – Możecie się rozpakować. Pokój zawsze na was czeka. – To ja zrobię kawę. – Kasia poszła z mamą do kuchni zostawiając Grześka w pokoju. Nastawiły wodę i usiadły przy stole. – Kasiu, coś się stało, że przyjechaliście tak bez uprzedzenia? – Lila spytała cicho, żeby Grzesiek nie usłyszał. – Po prostu dawno tu nie byliśmy. Poza tym miałam w pracy kilka ciężkich tygodni i chciałam odpocząć. – Uśmiechnęła się uspokajająco. – Wystraszyłam się, że macie jakieś problemy. – Lila odetchnęła z ulgą. – Mam dzisiaj wolne, Grzesiek pracował dłużej w tygodniu, dzięki temu zrobiliśmy nieco dłuższy weekend, dlatego postanowiliśmy wpaść na stare śmieci. Chyba nie popsuliśmy wam planów? – Nie żartuj. Tata niedługo wróci z pracy, poza tym nic specjalnego nie planowaliśmy. – To dobrze. Wiesz… – Kasia uścisnęła mamę za rękę – wieczorem Grzesiek chce się spotkać ze znajomymi. Pomyślałam, że może w tym czasie zadzwonię do Małgosi i się z nią
spotkam. Brakuje mi jej. – Ostatnio pytała, czy nie planujesz przyjazdu, ale powiedziałam, że nic o tym nie wiem. – Czyli trafiłam w dziesiątkę. – Chyba tak. Na pewno się ucieszy. Kochanie, widziałaś się może z Agnieszką? – Mama zmieniła temat – Rozmawiałam z nią dwa dni temu i wydaje mi się, że jest przemęczona. Odniosłam wrażenie, że nie ma czasu na odpoczynek. – Widziałyśmy się kilka dni temu. Dobrze wygląda, tylko ma teraz sesje a wiesz, że ona nie znosi fuszerki. Zawsze musi być najlepsza, zresztą wybrała uczelnię, gdzie lewusy nie mają czego szukać. Sesja minie, Aga odpocznie. Nie martw się. – Jest moją córką tak samo jak ty. Martwię się o was obie. – Lila wstała żeby zalać kawę. Postawiała na stole trzy szklanki i wyjęła z szafki cukier. – Masz kardamon? Lubię, jak dodajesz go do kawy. – Zaczekaj. – Lila zajrzała do szuflady i wyjęła torebkę. – Wiesz, że nigdzie kawa nie smakuje tak jak u ciebie? – Kasia ujęła mamę za rękę, w tym czasie do kuchni wszedł Grzesiek. – Już plotkujecie? – Usiadł obok i przysunął kawę. – Dawno się nie widziałyśmy… – Lila uśmiechnęła się do zięcia. – To pomysł Kasi, z tym wyjazdem. Cieszę się, że udało nam się wyrwać z Warszawy, ostatnio całe dni spędzaliśmy w pracy i widywaliśmy się tylko wieczorami. Dzięki temu pobędziemy trochę razem. – Dobrze, że jesteście, – Lila powiedziała cicho, – tęskniłam, a tata też nie mógł się doczekać, kiedy przyjedziecie nas odwiedzić. – Czyli dobrze się stało. – Grzesiek podniósł się z krzesła – Muszę zajrzeć do matki. Nie wiesz czy jest w domu? – Wraca koło drugiej, chyba, że zahaczy jeszcze o którąś ze znajomych. – Pójdę zobaczyć czy już wróciła. – Grzesiek spojrzał na zegar wiszący na ścianie. – Jak będzie, daj mi znać, też pójdę się przywitać. – Kasia uśmiechnęła się, kiedy wychodził z kuchni. – Jasne. Kiedy wyszedł z mieszkania, usiadła wygodniej i spojrzała poważnie na matkę. Zastanawiała się czy powiedzieć jej, o co tak naprawdę chodzi z tym przyjazdem, ale bała się, że w dobrej wierze może za dużo powiedzieć matce Grześka, a ona chciała tego uniknąć, poza tym chyba nie chciała jej martwić. Miały ze sobą doskonały kontakt, dlatego trudno jej było mieć przed mamą tajemnice, zwłaszcza takie. – Kasiu, naprawdę wszystko w porządku? – Lila zauważyła, że się nad czymś zamyśliła. – Tak, po prostu jestem trochę zmęczona. Nie martw się. – Nie zapominaj, że znam cię bardzo dobrze, widzę, że coś cię gnębi… – Mamo… – Nic nie mów, skoro nie chcesz. – Lila nachyliła się i pocałowała ją w czubek głowy, zupełnie jak dawniej, kiedy była dzieckiem. – Niedługo ci powiem, ale jeszcze nie dzisiaj, dobrze? – Mam tylko nadzieję, że wiesz, co robisz. Powiedz, czy wasz przyjazd ma z tym czymś jakiś związek? – Tak…– Kaśka pokiwała głową – muszę coś zrobić. Jak będzie po wszystkim powiem o co chodzi. – Agnieszka wie? – Lila, zupełnie jakby czytała w jej głowie. – Tak. – Nie zamierzała zaprzeczać.
– Rozumiem, że skoro nie chcesz nic mówić przy Grzegorzu, ta sprawa ma z nim jakiś związek. Pamiętaj tylko, – ściszyła głos, bo usłyszały jak Grzesiek wrócił do domu – zawsze możesz na mnie liczyć. We wszystkim. – Wiem i dziękuję za to, że rozumiesz… – Nikogo nie ma w domu, ale… stęskniłyście się? – Wszedł do kuchni i uśmiechnął się na widok Kasi wtulonej w matkę. Wyglądała teraz jak mała dziewczynka. – Wyprowadziliście się tak daleko, – Lila wstała i podeszła do kuchenki, – że teraz musimy jakoś to nadrobić. – To nie przeszkadzam. Matka pewnie niedługo wróci, czyli mam chwilę, żeby zadzwonić do chłopaków i się umówić na wieczór. – Podszedł do Kaśki i nachylił się. – Zmieniłaś zdanie? Pójdziesz ze mną? – Raczej nie, nie zmieniałam zdania. – Jesteś pewna? – Spojrzał na nią zrezygnowany. – Tak. Zadzwonię i umówię się z Gosią, już o mnie pytała. – Trudno. Z chłopakami pewnie pójdziemy do Darka, zrobimy ognisko… jak będziesz chciała dołączyć, wiesz, gdzie mnie znaleźć. – Raczej nie skorzystam, ale dzięki. – Trochę się odprężyła. Liczyła na chwilę spokoju jak Grzesiek pójdzie. Wtedy zamierzała zrealizować swój plan. Starannie się do niego przygotowała, a teraz dopadły ją jakieś wątpliwości. Obawiała się, żeby czegoś nie zauważył. – Położę się na pół godziny, trochę odpocznę . – Musnął Kaśkę przelotnie w czoło. – Głowa mnie trochę boli, a zapowiada się, że wieczór spędzę bez żony. –Faktycznie… ale jesteś biedny, bo nie będę ci truła, że za dużo wypiłeś. – Pokręciła głową i zaczęła się śmiać. – Lubię jak to robisz – spojrzał, a w oczach dostrzegła pragnienie – Przynajmniej wiem, że się martwisz.. – Podobno głowa cię boli… – wyciągnęła rękę. – Zobaczymy, czy nie mogę… – pociągnął ją za sobą do pokoju. – Zaczekaj wariacie, – szepnęła – powiem mamie, że chcemy chwilę odpocząć. – Nigdy nie wchodzi bez pukania. – Delikatnie przesunął dłonią po plechach. – Ostrożności nigdy za wiele. – Kaśka cofnęła się do dużego pokoju. Lila siedziała w fotelu i oglądała ulubiony serial. – Coś się stało kochanie? – Oderwała wzrok od telewizora. – Nic. Chcieliśmy tylko trochę odpocząć po podróży. Dobrze? – Kasia nachyliła się i ucałowała mamę w policzek. – Jak obiad będzie gotowy to was zawołam. – Lila zdążyła jeszcze powiedzieć, zanim Kaśka wyszła z pokoju.
ROZDZIAŁ SZÓSTY Grzesiek stał przy oknie i czekał aż przyjdzie. Koszula leżała na oparciu krzesła stojącego obok biurka. Niewiele się tutaj zmieniło odkąd wyjechała z domu. – I co? – Przyciągnął ją jak najbliżej, czuł każdą wypukłość ciała. – Zawoła nas jak ugotuje obiad, teraz ogląda film… – Ton głosu był niezwykle zmysłowy. – Czy to znaczy, że mamy czas tylko dla siebie? – Pewnie tak. Bez pukania nie wejdzie. – W przeciwieństwie do mojej matki. – Grzesiek pokręcił głową. Krystyna nigdy nie potrafiła zrozumieć, czemu ma pukać wchodząc do nich do pokoju, w końcu twierdziła, że jest u siebie. Była niereformowalna, jeśli chodzi o pewne przyzwyczajenia. – Dlatego śpimy tu, gdzie jest bezpiecznie. – Uśmiechnęła się. – No nie wiem, czy jesteś bezpieczna… – Grzesiek zaczął całować wgłębienie w szyi – przynajmniej w moich ramionach. – Nie wiem, czy tego chcę… – Zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu. – Pragnę cię… – Wyszeptał schrypniętym głosem i pociągnął ją na łóżko. – Ciekawe czemu? – Odwróciła się na brzuch zanim zdążył zareagować i spojrzała ze śmiechem. – Bo jesteś jedyna w swoim rodzaju… – Coś jeszcze? – Zaczęła zmysłowo przesuwać palcem po gładko ogolonej twarzy. Lubił takie pieszczoty, długo nie musiała czekać na jego reakcję. Lila zapukała do pokoju i przez zamknięte drzwi powiedziała, że obiad czeka na stole. – Już idziemy! – Kaśka rzuciła Grześkowi spodnie, które wyjęła z torby. Miał swoje stare ulubione jeansy, których nie pozwolił wyrzucić. Zakładał je na wszelkie luźne wypady. – Kocham cię! – Nachylił się i patrzył jak uśmiech rozjaśnia jej twarz. Czekał, aż uczesze włosy, które trochę się potargały. – Ja ciebie też… Wzięła z biurka frotkę i związała włosy. Lubił, kiedy miała rozpuszczone, ale twierdziła, że woli kiedy są związane. Odłożyła szczotkę i podeszła do drzwi, które przed nią otworzył. Kiedy weszli do kuchni, na stole czekał gotowy obiad. Lila była pogrążona w rozmowie z mężem. – Cześć tato! Jak ci się podoba niespodzianka? – Cześć córciu. – Michał zamknął ją w mocnym ojcowskim uścisku. – Wiem, że przyjechaliście. Mama dzwoniła, że wpadliście w odwiedziny, kazała obrabować bank i zrobić zakupy. – Przestań się wygłupiać. – Lila zaczęła się śmiać widząc jego minę. Kasia i Agnieszka były jego oczkiem w głowie, typowymi córeczkami tatusia, dlatego trudno mu było pogodzić się z faktem, że wyjechały i nie chciały po studiach wrócić do Buska, ale rozumiał ich decyzję. – Postanowiliśmy trochę odpocząć, a tylko tu jest to możliwe… – Uśmiechnęła się jak za dawnych czasów i usiadła ojcu na kolanach obejmując go za szyję – poza tym mama tak nas rozpieszcza. – Jeśli chodzi o nas, to możecie przyjeżdżać co tydzień – pocałował ją w policzek. – Wiem, wiem. Najlepiej by było, gdybyśmy się tutaj przeprowadzili… – Grzesiek usiadł wygodniej i oparł się łokciem o parapet.