IXENA

  • Dokumenty1 316
  • Odsłony258 592
  • Obserwuję204
  • Rozmiar dokumentów2.2 GB
  • Ilość pobrań149 183

Andrews Ilona - Kate Daniels 00 - Kłopotliwy klient (Questionable Client) - całość

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :288.8 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

IXENA
EBooki
FANTASTYKA

Andrews Ilona - Kate Daniels 00 - Kłopotliwy klient (Questionable Client) - całość.pdf

IXENA EBooki FANTASTYKA Andrews Ilona
Użytkownik IXENA wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 30 stron)

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka Ilona Andrews Lipiec 2010 antologia Dark and Stormy Knights Novella Kate Daniels Prequel Questionable Client Kłopotliwy klient The events of Questionable Client take place several years before Magic Bites (Book1) in Kate Daniels Series. Kate Daniels is tired. She has blood on her shoes and she wants to go home. Unfortunately, a merc’s job is never done and instead of a well deserved rest, she has to bodyguard a VIP client, a man named Saiman. Kate has seen many strange magic beings in her time with the Mercenary Guild, but she has never met one like this. Wydarzenia w Questionable Client mają miejsce na kilka lat przed tymi opisanymi w Magia kąsa. Kate Daniels jest zmęczona. Ma krew na butach i chce pójść do domu. Niestety, praca najemnika nigdy się nie kończy i zamiast udać się na całkowicie zasłuŜony odpoczynek, zostaje ochroniarzem klienta VIP-a, człowieka o nazwisku Saiman. Kate widziała wiele dziwnych magicznych istot podczas swojej pracy dla Gildii Najemników, ale jeszcze nigdy los nie zetknął jej z takim stworzeniem... dzieło w trzech częściach... - ukaŜe się w piątek, piątek i piątek autorzy tłumaczenia: tłumacz naczelny: madlen beta I (czyli co trzeba poprawić): AK beta II (zwana katem poprawek): Agnieszka- czyli ja

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka ILONA ANDREWS - KŁOPOTLIWY KLIENT Problem z krwią leucrocotty1 jest taki, Ŝe nieziemsko cuchnie. Poza tym, pozbycie się tego z butów jest praktycznie niemoŜliwe, zwłaszcza jeśli leucrocotta raczy opróŜnić swoje gruczoły przyodbytnicze wprost na ciebie, tuŜ zanim odetniesz jej głowę. Usiadłam na ławce w szatni Gildii Najemników i rozmyślałam nad moim zniszczonym obuwiem. Buty miały mniej niŜ rok. A nie miałam pieniędzy, by kupić sobie nowe. - Sok pomidorowy, Kate - zaoferował jeden z najemników. - Wyciągnie to z nich. Zaraz ci trochę dam. Natychmiast zabrał się za szukanie. Zebrałam się w sobie. Kobieta w rogu potrząsnęła głową. - To na skunksy. Spróbuj sody oczyszczonej. - Musisz do tego podejść naukowo. Dwie cząsteczki nadtlenku wodoru na cztery cząsteczki wody. - Litr wody i łyŜka amoniaku. - Musisz na to nasikać... KaŜdy w szatni wiedział, Ŝe moje buty zostały zasmrodzone. Niestety - metody usuwania plam były jednym z tych problematycznych tematów: gdzieś pomiędzy problemami ze związkami a tajemniczymi odgłosami w samochodzie. Wszyscy byli ekspertami, wszyscy znali najlepsze rozwiązanie i wszyscy prześcigali się, Ŝeby to z ich porady skorzystać. śarówka zamrugała i zgasła. Magia zalała świat w cichym pośpiechu, tłumiąc technologię. Powykręcane Ŝarówki latarni magicznych zapaliły się na bladoniebiesko, gdy magia weszła w reakcję z powietrzem. Przyprawiający o mdłości smród, przypominający kilka kilogramów krewetek pozostawionych na słońcu przez tydzień, wydobywał się z moich butów. Usłyszałam zbiorowe pomruki „Fuj” i „Och, BoŜe”, a następnie wszyscy zdecydowali się dać mi wiele osobistej przestrzeni. śyliśmy w świecie po Zmianie. W jednej chwili dominowała magia, podsycana zaklęciami i dająca moc potworom, by następnie zniknąć tak szybko, jak się pojawiła. Samochody zapalały, płynął prąd i magowie stawali się łatwym łupem dla punków z bronią. Nikt nie potrafił przewidzieć, kiedy nadejdzie fala magii i jak długo będzie trwała. To dlatego nosiłam ze sobą miecz. On zawsze działał. W drzwiach pojawił się Mark. Mark był w Gildii odpowiednikiem kadry kierowniczej średniego szczebla, a jego wygląd pasował do tej roli: jego garnitur był idealnie czysty i kosztował więcej niŜ zarabiałam w trzy miesiące, jego ciemne włosy były profesjonalnie przystrzyŜone, a na dłoniach nie miał Ŝadnych odcisków. W tłumie bandytów klasy pracującej pasował jak wół do karety i był z tego dumny, dorabiając się w ten sposób dozgonnej nienawiści pośród zwykłych ludzi. 1 Leucrocotta - według bestariusza jest to szybkie zwierzę mieszkające w Indiach. To krzyŜówka powstała w wyniku połączenia hieny i lwicy. Jest rozmiaru osła, ale ma końską głowę, lwią klatkę piersiową i przednie nogi, tylne nogi jak u jelenia i parzyste kopyta. Ma niezwykle szerokie usta, które rozciągają się od jednego do drugiego ucha. Nie ma pojedynczych zębów, a tylko jedną kość, gdzie te zęby być powinny. Podobnie jak hiena, leucrocotta wydaje dźwięki, które przypominają ludzką mowę.

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka Pozbawione wyrazu spojrzenie Marka skupiło się na mnie. - Daniels, recepcjonistka ma dla ciebie fuchę. Zazwyczaj na słowo “fucha” moje oczy zaczynały świecić. Potrzebowałam pieniędzy. Zawsze potrzebowałam pieniędzy. Gildia wyznaczała strefy na pracę, to znaczy, Ŝe kaŜdy najemnik miał swój własny obszar. Jeśli robota przypadała w twoim obszarze, to zgodnie z prawem była twoja. Mój obszar znajdował się w pobliŜu Savannah, głównie na słabo zaludnionym środku niczego, a dobre fuchy nie trafiały mi się zbyt często. Jedynym powodem, dla którego skończyłam w Atlancie tym razem, był mój niepełnoetatowy wspólnik w przestępstwie - Jim - który potrzebował pomocy przy oczyszczaniu Cmentarza Westview z kopiącego groby stada leucrocott. Jim dołączył mnie do swojej fuchy. W normalnych okolicznościach skorzystałabym z okazji, by zarobić trochę dodatkowej kasy, ale większość z dwudziestu czterech godzin spędziłam na nogach, ścigając stwory wielkości hieny, uzbrojone w szczęki jak u borsuka, pełne niezwykle ostrych zębów. I Jim porzucił mnie w samym środku roboty. Jakieś interesy Gromady. I oto, co mam z bycia partnerką jaguarołaka. Byłam zmęczona, brudna i głodna, a moje buty cuchnęły. - Właśnie skończyłam robotę. - To „niebieska” fucha. “Niebieska” fucha oznaczała podwójną stawkę. Mac, olbrzym jak na człowieka, potrząsnął głową, odsłaniając mi widok na swoje zniekształcone lewe ucho. - Do diabła, jeśli ona jej nie chce, ja ją wezmę. - Nie, nie weźmiesz. Ona jest licencjonowanym ochroniarzem, a ty nie. Cholernie nienawidziłam bycia ochroniarzem. W normalnej pracy musiałam polegać na samej sobie. Ale praca ochroniarza była rodzajem tańca w parach. Musiałeś pracować z ciałem, które ochraniałeś, a - z mojego doświadczenia - ciała często okazywały się niewspółpracujące. - Dlaczego ja? Mark wzruszył ramionami. - PoniewaŜ nie mam wyboru. Mam tutaj teraz Rodrigueza i Castor, ale właśnie mi odmówili. Jeśli ty nie weźmiesz tej fuchy, będę musiał znaleźć kogoś, kto ją weźmie. Twój zysk, moja strata. Odmowa nie była dobra. Rodriguez był przyzwoitym magiem, a Castor była nieustępliwa w walce. Nie zrezygnowaliby z dobrze płatnej roboty, chyba Ŝe sprawa śmierdziała. - Potrzebuję kogoś natychmiast. Idziesz tam, niańczysz klienta przez noc, a rano będę miał zastępstwo. Wchodzisz czy nie, Daniels? To wysokiej klasy klient i nie podoba mi się, Ŝe kaŜę mu czekać. Coś było zdecydowanie nie tak z tą robotą. - Ile? - Trzy patole.

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka Ktoś zagwizdał. Trzy tysiące za noc pracy. Byłabym szalona, gdybym to przepuściła. - Wchodzę. - Świetnie. Zaczęłam wrzucać moje cuchnące buty do szafki, ale się zatrzymałam. Sporo za nie zapłaciłam i powinny przetrwać jeszcze co najmniej rok, ale jeśli włoŜę je do swojej szafki, ta zaśmierdnie na wieki. Niestety, buty były zniszczone. Wrzuciłam je do kosza na śmieci, załoŜyłam starą parę zapasowych, chwyciłam miecz i skierowałam się ku wyjściu z szatni, by pójść do recepcjonistki po przepustkę na fuchę. *** Kiedy przyjechałam do Atlanty, magia była w odpływie, więc wzięłam Betsi, moje stare poobijane Subaru. Z falą magii w pełni, mój szybko pochłaniający benzynę samochód był tak samo mobilny, jak skała rozmiaru samochodu, ale - jako Ŝe technicznie rzecz biorąc robiłam Gildii przysługę - recepcjonistka dostarczyła mi kobyłę. Miała na imię Peggy i - oceniając po przetarciach na jej zębach - swój trzydziesty rok Ŝycia zaczęła kilka lat temu. Jej pysk posiwiał, jej ogon i grzywa skurczyły się do cienkich pasemek, i poruszała się z niezdarną ocięŜałością. Jechałam na niej przez pierwsze piętnaście minut, słuchając jej westchnień, a potem - poŜerana poczuciem winy - postanowiłam resztę drogi przejść pieszo. Nie musiałam iść daleko. Zgodnie ze wskazówkami, Champion Heights były tylko kilka mil stąd. Dodatkowe dziesięć minut nie robiło wielkiej róŜnicy. Wokół mnie zrujnowane miasto walczyło by zignorować zimę, zwalczając atak kolejnej zimnej lutowej nocy. Pozostałości niegdyś wspaniałych drapaczy chmur przebijały się przez zaspy topniejącego śniegu pokrytego ciemnym lodem. Magia uwielbiała karmić się wszystkim, co technicznie skomplikowane, ale wysokie biurowce okazały się szczególnie podatne na erozję wywołaną magią. W przeciągu kilku lat pierwszej fali magii, biurowce drŜały, kruszyły się, by w końcu, jeden za drugim, runąć, niczym giganci o nogach z piasku, usypując na ulicach góry z rozbitego szkła i poskręcanych wnętrzności metalowych konstrukcji. Miasto rosło wokół ruin nowoczesnej technologii. Kramy i małe sklepy zajęły miejsce eleganckich kawiarni i butików. Budynki z drewna i cegieł, zbudowane za pomocą rąk i nie wyŜsze niŜ cztery piętra, zastąpiły wieŜowce. Ruchliwe ulice, kiedyś pełne samochodów i autobusów, teraz były drogą dla koni, mułów i wielbłądów. W godzinach szczytu sam smród potrafił zwalić z nóg. Ale teraz, z ostatnimi promieniami zachodzącego słońca ginącymi powoli za horyzontem, miasto pozostawało puste. KaŜdy z odrobiną zdrowego rozsądku pospieszył do domu. Noc naleŜała do potworów, a potwory zawsze były głodne. Zerwał się wiatr, niosąc ciemne chmury po niebie i zmieniając moje kości w sople lodu. Wkrótce będzie burza. Miałam nadzieję, Ŝe w Champion Heights, skromnym domu mojego klienta, będzie miejsce, gdzie mogłabym ukryć Peggy przed śniegiem i deszczem. Wybrałyśmy drogę przez Buckhead, kopyta Peggy głośno stukotały na cichych, wyludnionych o zmierzchu, ulicach. Noc niespecjalnie mnie martwiła. Wyglądałam na zbyt biedną i zbyt przeciętną, by stanowić łatwy zarobek, a nikt przy zdrowych zmysłach nie próbowałby ukraść Peggy. O ile gang produkujących mydło bandytów nie czaił się w pobliŜu, byłyśmy dość bezpieczne. Jeszcze raz sprawdziłam adres. Kuter rybacki pośrodku Buckhead.

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka Recepcjonistka powiedziała, Ŝe nie mogę tego przegapić. Prawie pewne, Ŝe się zgubię. Skręciłam za róg i się zatrzymałam. WieŜowiec górował nad ruinami. Nie powinien istnieć, ale był tu; ceglano-betonowa wieŜa rysowała się na purpurowym niebie. Miała co najmniej piętnaście pięter, moŜe więcej. Blade kosmyki mgły przylegały do niej. Była tak wysoka, Ŝe na jej najwyŜszym piętrze nadal odbijało się słońce, podczas gdy reszta miasta pozostawała pogrąŜona w cieniu. - Uszczypnij mnie, Peggy. Peggy westchnęła, bolejąc nad faktem, Ŝe musi ze mną pracować. Pogłaskałam ją po siwym pysku. - Dziesięć do jednego, Ŝe to jest Champion Heights. Dlaczego jeszcze nie leŜy w gruzach? Peggy parsknęła. - Masz rację. Musimy się temu przyjrzeć z bliska. Przeszłyśmy przez labirynt ulic, zbliŜając się do wieŜy. Moje papiery mówiły, Ŝe klient nazywa się Saiman. śadnej wskazówki, czy to jest jego imię, czy nazwisko. Być moŜe był jak Batman, jedyny w swoim rodzaju. Oczywiście, Batman nie musiałby wynajmować ochroniarzy. - Musisz zadać sobie pytanie, Peggy, kto i dlaczego zapłaciłby trzy tysiące dolców za noc pracy. ZałoŜę się, Ŝe mieszkanie w takiej wieŜy nie jest tanie, a więc Saiman ma pieniądze. Wbrew powszechnej opinii, ludzie, którzy mają pieniądze, wzbraniają się przed tym, by się z nimi rozstać, chyba Ŝe absolutnie muszą to zrobić. Trzy patole oznaczają, Ŝe on ma duŜe kłopoty i Ŝe jest to coś paskudnego. W końcu wylądowałyśmy na wielkim parkingu, pustym - oprócz rzędu samochodów w pobliŜu frontu. Szare Volvo, czarny Cadillac, nawet wymuskane, brązowe Lamborghini. W większości samochodów zastosowano wybrzuszoną maskę - zbudowaną, aby pomieścić zasilany wodą silnik. Samochody z silnikami na wodę działały podczas fali magii wykorzystując napełnioną magią wodę zamiast benzyny. Niestety, potrzeba było piętnastu minut monotonnego śpiewu by je uruchomić, a kiedy zaczęły pracować, osiągały maksymalną prędkość czterdziestu pięciu mil na godzinę, w trakcie której pomrukiwały, warczały i grzmiały dostatecznie głośno, by zmusić głuchego człowieka do złoŜenia skargi na hałas. DuŜy biały znak stał za samochodami. Czarna strzałka wskazywała prawo. Nad strzałką, czarnymi literami było napisane „Prosimy zostawić wierzchowca”. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam duŜą stajnię, a przy niej małą budkę straŜnika. Zajęło mi to pełne pięć minut, by przekonać straŜników, Ŝe nie jestem seryjnym mordercą w przebraniu, ale w końcu Peggy spoczęła w wygodnej stajni, a ja wspięłam się po kamiennych schodach Champion Heights. Gdy spoglądałam, betonowo-ceglana ściana wieŜowca wypłynęła poza pole widzenia, zamigotała i zmieniła się w granitową skałę. Och. Zerknęłam na ścianę i zobaczyłam słabe zarysy cegieł pośród granitu. Interesujące. Schody zaprowadziły mnie do budynku ze szkła i stali. Ta sama mgła, która skrywała budynek przyćmiewała szkło, ale nie na tyle, by ukryć grubą metalową kratę zamykającą hol. Za kratą, za okrągłym biurkiem, pomiędzy Uzi a kuszą, siedział straŜnik. Uzi wyglądała na dobrze utrzymaną. Kusza miała logo HawkEye - okrągłe oko drapieŜnego ptaka

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka ze złotą tęczówką - co znaczyło, Ŝe była ona zrobiona ze stali, a nie z taniego aluminium. Prawdopodobnie powyŜej dwustu funtów wagi naciągu. Z tej odległości mogła ona zdjąć nosoroŜca, a co dopiero mnie. StraŜnik spojrzał na mnie złowróŜbnie. Oparłam się o wąską metalową kratkę i próbowałam odegrać „godną zaufania”. - Ja pod sto pięćdziesiąt osiem. - Wyciągnęłam swój identyfikator najemnika i przytrzymałam przy szybie. - Kod poproszę. Kod? Jaki kod? - Nikt mi nic nie powiedział o kodzie. StraŜnik wycelował we mnie kuszę. - Bardzo przeraŜające - powiedziałam do niego. - Jeden mały problem: zastrzelisz mnie, a lokator pod sto pięćdziesiąt osiem nie przeŜyje nocy. Nie groŜę ci. Jestem ochroniarzem na zlecenie Gildii Najemników. Jeśli zadzwonisz pod sto pięćdziesiąt osiem i sprawdzisz, powiedzą ci, Ŝe mnie oczekują. StraŜnik wstał i zniknął w korytarzu po prawej stronie. Minęła długa minuta. W końcu wyszedł spoglądając kwaśno i nacisnął przycisk. Metalowa krata rozsunęła się na bok. Weszłam do środka. Podłoga i ściany były z polerowanego czerwonego granitu. Powietrze pachniało drogimi perfumami. - Piętnaste piętro - powiedział straŜnik, kiwając głową w kierunku windy z tyłu pomieszczenia. - Magia jest w przypływie. - Winda prawdopodobnie nie działała. - Piętnaste piętro. Och. Podeszłam do winy i nacisnęłam przycisk „Do góry”. Metalowe drzwi otworzyły się. Weszłam do środka i wybrałam piętnaste piętro, drzwi windy zamknęły się i chwilę później słaby warkot oznajmił, Ŝe kabina ruszyła w górę. Dobrze jest być bogatym. Winda wypluła mnie na korytarz wyłoŜony luksusowym zielnym dywanem. Powlekłam się po nim przechodząc obok drzwi z numerem 158, na koniec korytarza, do drzwi oznaczonych znakiem WYJŚCIE i otworzyłam je. Schody. Niestety, w dobrym stanie. Drzwi otwierały się od strony korytarza, ale nie były zamykane na zamek. Nie było sposobu, by je zablokować. Korytarz był w kształcie litery T, z jednym tylko wyjściem, co znaczyło, Ŝe potencjalni napastnicy mogli dostać się albo przez szyb windy, albo schodami. Podeszłam do 158 i zapukałam. Drzwi otworzyły się. Ciemne oczy Giny Castor wpatrywały się we mnie. AK-47 zwisał jej z ramienia. W jednej ręce trzymała czarny worek marynarski, w drugiej - miecz. - Co tak długo? - Ja ciebie równieŜ witam. Przepchnęła się obok mnie; szczupły, lekko przygarbiony Rodriguez podąŜał za nią. - Jest cały twój. Złapałam drzwi zanim się zatrzasnęły.

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka - Gdzie jest klient? - Przykuty do łóŜka. - PodąŜyli ku windzie. - Dlaczego? Castor błysnęła na mnie zębami. - Sama się domyślisz. Drzwi windy otworzyły się, dali do niej nura i - chwilę później - byłam sama w korytarzu, jak idiotka trzymając otwarte drzwi. Super. *** Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Słaba iskra uderzyła w zamek metalowego czytnika kart. Dotknęłam go. Zamek był fikcją. Drzwi były chronione przez zaklęcie ochronne. Pchnęłam mocniej. Moja magia rozbiła się o niewidzialną ścianę zaklęcia i zatrzymała się. Czyli zaklęcie równieŜ było drogie. Świetnie. To sprawiło, Ŝe moja robota była o włos łatwiejsza. Zamknęłam zasuwę i odwróciłam się. Stałam w ogromnym salonie, wystarczająco duŜym, by zmieścić w sobie większość mojego domu. Marmurowy blat biegł wzdłuŜ ściany po mojej lewej stronie, skrywając barek ze szklanymi półkami, oferujący wszystko - od Bombay Sapphire do francuskich win. DuŜa stalowa lodówka stała tuŜ za barkiem. Biały, karygodnie pluszowy dywan, czarne ściany, stalowo-szklane meble, a za tym wszystkim ogromne, od podłogi do sufitu, okno przedstawiające widok na zrujnowane miasto; głęboki mrok rozświetlały gdzieniegdzie bladoniebieskie latarnie fluorescencyjne. Trzymając się z daleka od okna, sunęłam wzdłuŜ ściany podzielonej przez trzy pary drzwi. Pierwsze otwierały się do laboratorium: trójpalnikowy stół i lady stojące w rzędach, cała masa sprzętu. Rozpoznałam skaner magiczny, komputer i spektrograf, ale reszta była mi nieznana. Klienta nie było. Spróbowałam drugie drzwi i natrafiłam na duŜy pokój. Ciemność rozlewała się po kątach. Olbrzymie łóŜko zajmowało większość drewnianej podłogi. Coś leŜało na łóŜku, ukryte pod czarnymi prześcieradłami. - Saiman? śadnej odpowiedzi. Dlaczego ja? Ściana na lewo od łóŜka była cała ze szkła, a po drugiej stronie, znacznie niŜej, rozciągał się parking, skąpany w blasku fluorescencyjnych latarni. BoŜe, piętnaście pięter to było wysoko. Wyciągnęłam swój miecz z pochwy na plecach i stąpając cicho po podłodze, podeszłam do łóŜka. Ciało pod prześcieradłami nie poruszyło się. Krok. Kolejny krok. W mojej głowie, stworzenie ukrywające się pod prześcieradłami rzucało się na mnie,

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka wyrzucając mnie przez okno w eksplozji odłamków szkła, by spaść gwałtownie znacznie niŜej... Zmęczenie mieszało mi w głowie. Kolejny krok. Trąciłam prześcieradło swoim mieczem, delikatnie je ściągając. Na czarnej poduszce spoczywał męŜczyzna. Był łysy. Jego głowa była lekko opalona, jego twarz ani przystojna, ani brzydka - rysy twarzy ładnie ukształtowane i przyjemne. Idealnie przeciętne. Jego ramiona były nagie - prawdopodobnie był rozebrany do bielizny albo całkiem nagi pod prześcieradłem. - Saiman? - zapytałam miękko. Powieki męŜczyzny zadrŜały. Ciemne oczy spojrzały na mnie, świecąc z nieprzyjemnie drapieŜną inteligencją. Syrena ostrzegawcza rozbrzmiała mi w głowie. Zrobiłam mały krok do tyłu i zobaczyłam zarysy kilku łańcuchów pod prześcieradłem. To chyba jakiś Ŝart. Łańcuchy nie tylko przykuwały go do łóŜka, ale były owinięte wokół niego, jakby był gwiazdkowym prezentem. Nie mógł nawet drgnąć. - Dobry wieczór - powiedział męŜczyzna głosem cichym i kulturalnym. - Dobry wieczór. - Zakładam, Ŝe jesteś moim nowym ochroniarzem. Przytaknęłam. - Mów do mnie Kate. - Kate. Co za urocze imię. Proszę, wybacz mi. Normalnie wstałbym, by powitać piękną kobietę, ale obawiam się, Ŝe w tej chwili jestem niedysponowany. Odchyliłam prześcieradło trochę bardziej, odsłaniając przemysłowych rozmiarów stalowy łańcuch. - Widzę. - MoŜe mógłbym nakłonić cię do wyświadczenia mi ogromnej przysługi i uwolnienia mnie z tych łańcuchów? - Dlaczego Rodriguez i Castor cię skuli? - I gdzie do cholery oni znaleźli łańcuch tych rozmiarów? Lekki uśmiech pojawił się na jego ustach. - Wolałbym nie odpowiadać na to pytanie. - W takim razie mamy problem. Ograniczamy klientów wtedy, kiedy utrudniają nam zapewnienie im bezpieczeństwa. PoniewaŜ nie powiesz mi, dlaczego poprzedni zespół zadecydował by cię skuć, nie mogę cię uwolnić. Uśmiech zrobił się szerszy. - Rozumiem twój punkt widzenia. - Czy to oznacza, Ŝe mnie oświecisz? - Obawiam się, Ŝe nie. Skinęłam głową. - Rozumiem. No cóŜ, sprawdzę resztę mieszkania, a potem wrócę i porozmawiamy sobie więcej.

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka - Wolisz brunetów, czy blondynów? - Co? Prześcieradło zadrŜało. - Szybko, Kate. Brunetów, czy blondynów? Wybierz któregoś. Dziwne wybrzuszenia napręŜyły prześcieradło. Chwyciłam za okrycie i szarpnęłam je do tyłu. Saiman leŜał nagi, jego ciało było przypięte łańcuchem do łóŜka. Jego brzuch wydął się pomiędzy dwoma pętlami, ogromny i nabrzmiały. Tkanka wybrzuszała się i pełzała pod jego skórą, jak gdyby jego ciało było pełne wijących się robaków. - Ja bym powiedział, Ŝe blondynów - powiedział Saiman. Jęknął, jego plecy wgłębiły się w prześcieradło. Mięśnie pod jego skórą wrzały. Kości się rozciągały. Więzadła skręcały się, wykrzywiając jego kończyny. Kwas podszedł mi do gardła. Zakrztusiłam się, próbując nie zwymiotować. Jego ciało rozciągnęło się, wykręciło i zyskało nowy kształt: chudy, ujmując rzeczowo. Jego szczęka poszerzyła się, jego oczy stały się większe, jego nos zyskał ostry kształt. Blond włosy w odcieniu wąsów kukurydzy porosły jego głowę, sięgając do ramion. Indygo zalało jego tęczówki. Patrzył na mnie nowy męŜczyzna, młodszy o jakieś pięć lat, wyŜszy, szczuplejszy, z rozdzierającą serce, doskonałą twarzą. PowyŜej pasa był Adonisem. PoniŜej Ŝeber, jego ciało było wynaturzone przez wzdęty brzuch. Wyglądał jakby był w ciąŜy. - Nie chciałaś mi powiedzieć, co byś wolała - powiedział Ŝałośnie, ton jego głosu był niski i ochrypły. - Musiałem improwizować. * * * * * * * - Czym jesteś? - Trzymałam swój miecz pomiędzy nami. - Czy to naprawdę ma znaczenie? - Tak, ma. - Kiedy ludzie mówią “zmienny”, mają na myśli osobę dotkniętą Lyc-V, wirusem, który daje ofierze zdolność zmieniania się w zwierzę. Nigdy nie widziałam nikogo, kto potrafiłby dowolnie zmienić swoją ludzką formę. Saiman uczynił bohaterski wysiłek, by wzruszyć ramionami. CięŜko jest wzruszyć ramionami mając kilka funtów łańcuchów na swoich ramionach, ale udało mu się wyglądać przy tym nonszalancko. - Jestem mną. O rany. - Zostań tutaj. - A gdzie miałbym iść? Wyszłam z sypialni i sprawdziłam resztę mieszkania. Jedyny pozostały pokój zawierał duŜą kabinę prysznicową i gigantyczną wannę. Brak kuchni. Być moŜe dostarczali

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka mu jedzenie. Piętnaste piętro. Przynajmniej jeden straŜnik na dole, kuloodporne szyby, metalowe kraty. To miejsce było fortecą. I jeszcze wynajął ochroniarzy za wygórowaną cenę. Spodziewał się, Ŝe ktoś spróbuje uderzyć w jego twierdzę. Podeszłam do barku, wzięłam szklankę spod lady, napełniłam wodą i zabrałam do Saimana. Zmienianie kształtu wymagało energii. Jeśli był czymś takim, jak inni zmiennokształtni - teraz właśnie umierał z pragnienia i głodu. Saiman zawiesił swój wzrok na szklance. - Wspaniała. Pozwoliłam mu się napić. OpróŜnił szklankę długimi, spragnionymi łykami. - Ilu straŜników ma słuŜbę na dole? - Trzech. - Czy są bezpośrednio zatrudnieni przez właścicieli budynku? Saiman uśmiechnął się. - Tak. Są doświadczeni i dobrze opłacani, i nie zawahają się zabić. Jak na razie, dobrze. - Kiedy zmieniasz kształt, czy odtwarzasz takŜe narządy wewnętrzne? - Tylko jeśli planuję odbyć stosunek płciowy. Och boziu.2 - Jesteś w ciąŜy? Saiman roześmiał się miękko. - Muszę wiedzieć, jeśli zamierzasz rodzić. - PoniewaŜ to byłoby właśnie wisienką na torcie w tej robocie. - Jesteś bardzo dziwną kobietą. Nie, zdecydowanie nie jestem w ciąŜy. Jestem męŜczyzną i, choć mogę czasami stworzyć pochwę i macicę, nigdy nie miałem powodu do odtworzenia jajników. A gdybym to zrobił, podejrzewam, Ŝe i tak byłbym bezpłodny. W przeciwieństwie do rodzaju męskiego, kobiety wytwarzają wszystkie swoje gamety podczas rozwoju płodowego, co oznacza, Ŝe kiedy rodzi się niemowlę płci Ŝeńskiej, ma w jajnikach juŜ wszystkie, częściowo rozwinięte, jajeczka - na całe swoje późniejsze Ŝycie. Jajniki nie mogą wywołać produkcji nowych jajeczek, a tylko dojrzewanie juŜ istniejących. Magia nie jest dla mnie po prostu wystarczająco głęboka, by pokonać tę przeszkodę. Jeszcze nie. Dziękujmy Wszechświatowi za drobne przysługi. - Przed kim cię ochraniam i dlaczego? - Obawiam się, Ŝe te informacje takŜe muszę zachować dla siebie. Jeszcze raz, dlaczego wzięłam tę robotę? Ach tak - dla kupy pieniędzy. - Zatrzymywanie tych informacji zmniejsza moje moŜliwości chronienia cię. Przechylił głowę, patrząc na mnie. - Jestem gotów zaryzykować. 2 O… fuj… ???

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka - Ja nie. To takŜe naraŜa moje Ŝycie na niebezpieczeństwo. - Jesteś dobrze wynagradzana za to ryzyko. Stłumiłam pragnienie rozwalenia mu czaszki czymś cięŜkim. Szkoda, Ŝe nie było kuchni - Ŝeliwna patelnia wykonałaby zadanie. - Rozumiem, dlaczego pierwszy zespół zrezygnował. - Ach, to była ta kobieta - powiedział Saiman uczynnie. - Miała problemy z moimi metamorfozami. Sądzę, Ŝe zwracała się do mnie jako „ohydztwo”. Potarłam grzbiet mojego nosa. - Spróbujmy prostych pytań. Czy spodziewasz się, Ŝe dziś wieczorem zostaniemy zaatakowani? - Tak. Tyle, to i ja sama wykombinowałam. - UŜyją magii, czy zwykłej przemocy? - Obydwu. - Czy to będzie atak na zlecenie? Saiman pokręcił głową. - Nie. CóŜ, przynajmniej coś szło po mojej myśli: z amatorami łatwiej było sobie poradzić niŜ z płatnymi zabójcami. - To osobiste. Tyle mogę ci powiedzieć: napastnicy są częścią sekty religijnej. Zrobią wszystko, co w ich mocy, by mnie zabić, wliczając w to poświęcenie własnego Ŝycia. I właśnie zjechaliśmy z klifu w pędzącym wózku. - Czy oni są biegli w magii? - Bardzo. Odchyliłam się do tyłu. - Pozwól mi więc podsumować. Jesteś celem magicznych fanatyków kamikadze i nie powiesz mi, kim oni są, dlaczego cię ścigają, ani dlaczego zostałeś przywiązany? - Dokładnie. Czy mógłbym cię prosić o kanapkę? Jestem głodny jak wilk. Dobry BoŜe - moim klientem był świr. - Kanapkę? - Szynka i ser gouda na chlebie robionym na zakwasie. Pomidor i czerwona cebula byłyby takŜe mile widziane. - Brzmi wyśmienicie. - Nie krępuj się, teŜ moŜesz się poczęstować. - Powiem ci coś, skoro odmawiasz ujawnienia mi czegokolwiek, co mogłoby uczynić moją pracę choć odrobinę łatwiejszą - co ty na to, Ŝebym to ja zrobiła ci pyszną kanapkę z szynką i draŜniła cię nią dopóki nie powiesz mi tego, co chcę wiedzieć?

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka Saiman roześmiał się. Niesamowity dźwięk doszedł z salonu - delikatne stuknięcie, jakby ktoś z długimi, ostrymi pazurami czołgał się po metalu. *** PrzyłoŜyłam palec do moich ust, wyciągnęłam miecz i cicho stąpając poszłam do salonu. Pokój był pusty. śadnych intruzów. Stałam nieruchomo, starając zlać się z czarnymi ścianami. Czas płynął. Niewielki hałas dobiegł z lewej strony. Było to niezdecydowane, powolne stukanie, jakby jakaś istota skradała się w oddali, wolno stawiając stopę za stopą. Stuk. Zdecydowanie pazur. Stuk. Bacznie obserwowałam lewą stronę pokoju. Nic się nie poruszyło. Stuk, stuk, stuk. Tym razem bliŜej. Strach pełzł w dół po moim kręgosłupie. Strach był dobry. To pomoŜe mi zachować czujność. Nadal stałam nieruchomo. Gdzie jesteś, ty sukinsynu? Stuk z prawej i prawie natychmiast ciche parsknięcie z lewej. Teraz mieliśmy dwóch niewidzialnych napastników. PoniewaŜ jeden nie był wystarczającym utrudnieniem. Dziwny zapach uszczypnął mnie w nozdrza - silny, gorzki zapach ziół. Wąchałam go juŜ wcześniej, ale nie miałam pojęcia gdzie i kiedy. Pazury skrobnęły z prawej strony i na lewo ode mnie. Więcej niŜ dwóch. Ciche parsknięcie z prawej. Kolejne w rogu. Chodź się zabawić. No dalej, zwierzaku. Pazury przeczesały metal bezpośrednio przede mną. Nie było tam nic oprócz ogromnego okna i pochyłego sufitu nad nim. Spojrzałam w górę. Lśniące zielone oczy przyglądały mi się badawczo przez kratę kanału wentylacyjnego w suficie. Ciarki przebiegły mi po plecach. Gorejące szaleństwem oczy wpatrywały się we mnie. Śruby w kracie kanału wentylacyjnego przekręciły się w lewo. W prawo zakręcasz, w lewo otwierasz. Bystre stworzenie. Krata upadła na miękki dywan. Stworzenie pochyliło się do przodu, ukazując mi długą, stoŜkowatą głowę. Ziołowy zapach teraz był jeszcze mocniejszy, jak gdybym wzięła pełną garść piołunu i włoŜyła sobie w nos. Długie czarne pazury trzymały krawędź kanału wentylacyjnego. Bestia zakołysała się, pokazując swoje ramiona okryte kudłatym zielonym futrem.

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka Bingo. Endar. Sześć nóg, kaŜda uzbrojona w niebezpieczne czarne pazury; nadnaturalnie szybki; wyposaŜony w znakomity zmysł węchu i duŜe usta, które skrywały język pokryty setkami zębów o ostrych, postrzępionych krawędziach. Jedno liźnięcie i dosłownie obdarłby moje ciało do kości. Endary były pokojowymi stworzeniami. Zielone futro wcale nie było futrem, to był mech, który wyrastał z ich skóry. śyły w stanie spokojnej hibernacji pod starymi dębami, zakorzenione w tych duŜych drzewach, wchłaniając ich składniki odŜywcze i rzadko robiąc wycieczki na powierzchnię, by polizać korę i poŜywić się porostami. Wybudzały się ze stanu spoczynku tak rzadko, Ŝe pogańscy Słowianie myśleli, Ŝe Endary Ŝywią się powietrzem. Ktoś wylał krew pod dębem tego Endara. Stworzenie ją wchłonęło i krew doprowadziła je do szaleństwa. Dokopało się do powierzchni, gdzie tłoczyli się jego towarzysze. Następnie ten sam ktoś, uzbrojony w cholernie duŜo magii, zagonił tego Endara i jego kumpli do tego wieŜowca i wpuścił ich do systemu wentylacyjnego, Ŝeby mogli znaleźć Saimana i rozerwać go na strzępy. Nie moŜna było ich przestraszyć. Nie moŜna było ich zatrzymać. Zabiją wszystko, co posiada puls, by dotrzeć do swojego celu, a gdy cel będzie juŜ martwy, muszą zostanć wyeliminowani. Nie było juŜ odwrotu od szaleństwa Endara. Tylko garstka ludzi wiedziała jak kontrolować Endary. Saimanowi udało się wkurzyć Rosjan. Wkurzanie Rosjan nigdy nie jest dobrym pomysłem. To wynika z podstaw zdrowego rozsądku. Mój ojciec był Rosjaninem, ale miałam wątpliwości, czy choć trochę mi odpuszczą tylko dlatego, Ŝe potrafię zrozumieć ich przekleństwa. Endar gapił się na mnie swoimi świecącymi oczami. Tak, szalony jak kapelusznik. Będę musiała ich zabić, co do jednego. - No chodź. Rusz się. Endar rozdziawił usta. Wydał świdrujący pisk, jak piła tarczowa wbijająca się w drewno, i zaatakował. Zrobiłam zamach Zabójcą. Ostrze miecza przecięło ciało i bestia spadła gwałtownie na podłogę. Gęsta zielona krew zaplamiła biały dywan Saimana. Trzy inne kraty kanału wentylacyjnego spadły jedna za drugą. Strumień zielonych ciał zaszarŜował w moim kierunku. Machnęłam swoim mieczem, rozłupując pierwsze ciało na dwie części. Zapowiadała się długa noc. *** Ostatni z Endarów naleŜał do tych mniejszych. Był niewiele większy od kota. Chwyciłam go za kark i zaniosłam do sypialni. Saiman uśmiechnął się na mój widok. - Rozumiem, Ŝe wszystko poszło dobrze? - Zmieniłam wystrój mieszkania. Ponownie wygiął brwi w łuk. Zdecydowanie mnie naśladuje. - Och? - Twój nowy dywan ma uroczy szmaragdowy kolor.

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka - Zapewniam cię, Ŝe dywan jest najmniejszym z moich zmartwień. - Masz rację. - Przyprowadziłam Endara bliŜej. Stworzenie zobaczyło Saimana i szarpnęło się spazmatycznie. Sześć nóg uderzało w powietrze, pazury były wyciągnięte, gotowe szarpać i rozdzierać. Usta bestii rozchyliły się uwalniając szeroki język wysadzany niezliczonymi rzędami stoŜkowatych zębów. - RozdraŜniłeś Volkhvi. - To byli oni, albo rosyjskie czarownice. Stawiałam na Volkhvi. Czarownice do tej pory juŜ by nas przeklęły. - Rzeczywiście. - Volkhvi to złe wiadomości z wielu powodów. SłuŜą pogańskim bogom słowiańskim i mogą korzystać z tysięcy lat tradycji magicznej. Są co najmniej tak potęŜni jak druidzi, ale w przeciwieństwie do druidów, którzy boją się kichnąć w niewłaściwy sposób, bo inaczej ktoś moŜe ich oskarŜyć o powrót do składania ofiar z ludzi, Volkhvi mają to gdzieś. Nie zatrzymają się. Nie lubią uŜywać Endarów, poniewaŜ Endary odŜywiają las swoją magią. Cokolwiek zrobiłeś, naprawdę ich wkurzyłeś. Saiman dumał nade mną, jakbym była jakimś interesującym robakiem. - Nie byłem świadom, Ŝe Gildia zatrudniła kogoś z wykształceniem. - Posłucham. O wszystkim. - Nie. - Pokręcił głową. - Podziwiam twoją pracowitość i doświadczenie. Nie chcę byś myślała, Ŝe to przeszło niezauwaŜone. Upuściłam Endara na brzuch Saimana. Bestia wpiła się pazurami w prześcieradło. Saiman krzyknął. Chwyciłam stworzenie i szarpnęłam do góry. Bestia pociągnęła ze sobą prześcieradło, rozrywając je na strzępy. Małe czerwone zadrapania niewyraźnie rysowały się na brzuchu Saimana. - Zapytam jeszcze raz. Co zrobiłeś, Ŝe rozwścieczyłeś Rosjan? Zastanów się dokładnie nad odpowiedzią, poniewaŜ następnym razem, kiedy upuszczę tego kolesia, będę wolniej z powrotem podnosić go do góry. Twarz Saimana zadrŜała z wściekłości. - Jesteś moim ochroniarzem. - MoŜesz napisać skargę, jeśli przeŜyjesz. NaraŜasz nas oboje na niebezpieczeństwo ukrywając te informacje. Zrozum, jeśli odejdę, stracę po prostu trochę pieniędzy; ty stracisz Ŝycie. Nie mam problemu z pozostawieniem cię tu, a Gildia moŜe sobie wsadzić kciuk w dupę i nim pokręcić, tyle mnie to obchodzi. Jedyna rzecz, która tu mnie trzyma, to duma zawodowa. Nienawidzę słuŜby ochroniarskiej, ale jestem w tym dobra i nie lubię tracić klienta. W twoim najlepszym interesie jest pomóc mi wykonać moją pracę. A teraz, policzę do trzech. Na trzy, rzucam tutaj Puszka i pozwalam mu dobrać się do twoich bebechów. On naprawdę bardzo chce tego, co tam ukrywasz. Saiman spojrzał na mnie. - Raz. Dwa. Trz... - No dobrze. Sięgnęłam do swojego plecaka i wyciągnęłam kawałek drutu. Normalnie uŜywałam go do zastawiania pułapek, ale mógł teŜ słuŜyć jako przyzwoita smycz. Dwie minuty później,

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka Endar był przymocowany do kredensu, a ja usiadłam wygodnie w rogu łóŜka Saimana. - Czy znasz legendę o Booyan Island? Przytaknęłam. - To mityczna wyspa daleko na Oceanie, za Morzem Hvalyanskiim. Jest to miejsce głębokiej magii, gdzie znajdują się niezliczone legendarne stworzenia i rzeczy: Alatyr - ojciec wszystkich kamieni; Ognisty filar; Drevo-Doob - Światowy Dąb; jaskinia, gdzie ukryty jest legendarny miecz Kladenetów; prorok Raven3 ; i tak dalej. Jest to źródło rosyjskich legend. Za kaŜdym razem, kiedy folklorystyczny bohater potrzebuje magicznego przedmiotu, robią sobie do niego wycieczkę. - Skupmy się na drzewie - powiedział Saiman. Znałam mitologię słowiańską dosyć dobrze, ale dawno z niej nie korzystałam i moja wiedza trochę zaśniedziała. - Drzewo jest symbolem natury. Twór ziemi ze swoimi korzeniami, wąŜ, Ŝaba i tak dalej. W gałęziach jest kruk z darem prorokowania. Niektóre mity mówią, Ŝe pień drzewa owinięty jest Ŝelaznymi łańcuchami. Czarny kot chodzi po łańcuchu opowiadając historie i bajki... Saiman skinął głową. Cholera. - To ten cholerny kot, prawda? - Co siedem lat, dąb wytwarza Ŝołądź. Siedem miesięcy, siedem dni i siedem godzin po tym, jak Ŝołądź spadnie z drzewa, rozłupuje się i wyrasta na Światowy Dąb. W rezultacie, drzewo objawia się na miejscu Ŝołędzia przez okres siedmiu minut. Zmarszczyłam brwi. - Niech zgadnę. Ukradłeś Ŝołędzia Rosjanom i połknąłeś go. Saiman skinął głową. - Dlaczego? Chciałeś usłyszeć bajkę na dobranoc? - Kot posiada nieskończoną wiedzę. Siedem minut to wystarczający czas, by zadać i usłyszeć odpowiedź na jedno pytanie. Tylko posiadacz Ŝołędzia moŜe zadać pytanie. Potrząsnęłam głową. - Saiman, nic nie jest za darmo. Musisz zapłacić za wszystko, wliczając w to wiedzę. Ile cię będzie kosztowało zadanie pytania? - Cena jest nieistotna, jeśli uzyskam odpowiedź - uśmiechnął się Saiman. Westchnęłam. - Odpowiedz na moje pytanie: dlaczego inteligentni ludzie mają skłonności do bycia głupimi? - PoniewaŜ myślimy, Ŝe wiemy lepiej. UwaŜamy, Ŝe nasz intelekt daje nam specjalne przywileje i pozwala nam pokonać wszelkie przeciwności losu. To dlatego utalentowani matematycy próbują oszukać kasyna, a młodzi błyskotliwi magowie zawierają układy z siłami, nad którymi nie są w stanie zapanować. 3 Kruk

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka CóŜ, odpowiedział na pytanie. - Kiedy ten Ŝołądź zrobi to swoje wielkie bum? - Za cztery godziny i czterdzieści siedem minut. - Volkhvi rozerwą ten wieŜowiec kamień po kamieniu, Ŝeby go odzyskać i ja jestem twoją ostatnią linią obrony? - To jest trafna ocena. Poprosiłem o najlepszą dostępną osobę. Westchnęłam - Nadal chcesz tę kanapkę? - Bardzo. Zmierzałam ku drzwiom. - Kate? - Tak? - Endar? Odwróciłam się do niego. - Dlaczego jesteś przykuty? Saiman skrzywił się. - śołądź utrudnia kontrolowanie mojej magii. Zmusza mnie do ciągłej zmiany kształtu. Przez większość czasu jestem w stanie dokonywać moich zmian subtelnie, ale raz na jakiś czas Ŝołądź powoduje skurcze. Gina Castor weszła i zastała mnie w takim właśnie momencie. Obawiam się, Ŝe miałem konwulsje, więc moje wspomnienia mogą być nieco mętne, ale wydaje mi się, Ŝe miałem przynajmniej jedną częściowo ukształtowaną pierś i trzy ręce. Ona przesadnie na to zareagowała. Dziwne, biorąc pod uwagę jej profil. - Jej profil? - Przeanalizowałem moich ochroniarzy bardzo starannie - odpowiedział Saiman. - Starannie wyselekcjonowałem trzy zespoły. Pierwszy odmówił podjęcia się zadania, drugi został wyeliminowany z powodu urazów. Castor i Rodriguez byli moim trzecim wyborem. Wróciłam do łóŜka i schyliłam się pod nie. Łańcuch spięty był małą kłódką. Otwieranie zamków wytrychem nie było moją mocną stroną. Rozejrzałam się i dostrzegłam mały kluczyk na komodzie. Zajęło mi to dobre pięć minut, zanim go rozkułam. - Dziękuję. - Podniósł się, pocierając swoją klatkę piersiową, którą znaczyły czerwone odciśnięte kreski. - Czy mogę zapytać, dlaczego? - Nikt nie powinien umierać przykuty do łóŜka. Saiman przeciągnął się. Jego ciało powiększyło się, wykrzywiło, zrobiło się wyŜsze, szersze i umięśnione. Bohaterskim wysiłkiem powstrzymałam wymioty. Saiman otrząsnął się. Spoglądał na mnie potęŜny, doskonale wyrzeźbiony męŜczyzna. Miękkie brązowe włosy otaczały męską twarz. Byłby dumą kaŜdej siłowni dla kulturystów. Gdyby pominąć te rozdęte wnętrzności. - Czy ten jest lepszy od poprzedniej próby? - zapytał Saiman. - Teraz jest więcej ciebie do chronienia. Poza tym, to nie ma dla mnie znaczenia.

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka Udałam się do salonu. Saiman poszedł za mną, zgarniając z krzesła luksusowy szlafrok. Weszliśmy do salonu. Saiman zatrzymał się. Zwłoki Endarów zmieniły się w zielone kałuŜe. Cienkie łodygi szmaragdowozielonego mchu wyrastały z kałuŜy obok poskręcanych zielonych pędów paproci i młodziutkich ziół. - Endary odŜywiają las - powiedziałam do niego. Saiman wskazał ręką na całkowicie zielony dywan. - Ilu ich było? - Kilku. Straciłam rachubę. Bystre oczy Saimana przyjrzały się mojej twarzy. - Kłamiesz. Znasz dokładną liczbę. - Trzydziestu siedmiu. Ruszyłam w kierunku lodówki. Nie miałam pojęcia, kiedy nastąpi kolejny atak i umierałam z głodu. MoŜna się obyć bez spania lub jedzenia, ale nie bez obu tych rzeczy jednocześnie, a na sen nie mogłam sobie teraz pozwolić. Saiman podąŜył za mną, siadając po zewnętrznej stronie lady. - Wolisz kobiety? - Nie. Zmarszczył brwi, przewiązując szlafrok paskiem. - To przez ten brzuch, prawda? Przeprowadziłam nalot na lodówkę. Miał wystarczającą ilość wędlin, by nakarmić armię. RozłoŜyłam ją na blacie. - Czym się zajmujesz, Saiman? - Zbieram informacje i wykorzystuję do moich dalszych interesów. - Wygląda na to, Ŝe dobrze ci za to płacą. - Skinęłam głową wskazując mieszkanie. - I takie jest. Ponadto posiadam rozległą wiedzę na temat róŜnych zjawisk magicznych. Doradzam róŜnym grupom. Moja gaŜa waha się od trzech tysięcy sześciuset do trzech tysięcy dziewięciuset dolarów, w zaleŜności od pracy i klienta. - Trzy tysiące sześćset dolarów za jedno zlecenie. - Wgryzłam się w kanapkę. Mmm, salami. - Za jedną godzinę. Zakrztusiłam się jedzeniem. Spojrzał na mnie z wyraźnym rozbawieniem. - Przychodzi mi na myśl pojęcie „zdzierstwo” - wykrztusiłam w końcu. - Och, ale jestem wyjątkowo dobry w tym, co robię. Poza tym, ofiary zdzierstwa nie mają wyboru w tej kwestii. Zapewniam cię Kate, Ŝe nie muszę swoich klientów do niczego zmuszać.

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka - Jestem pewna. Jak udało nam się dojść do tej kwestii? Kosmiczne honorarium zaburzyło mój ciąg myślowy. - Oświadczyłaś, Ŝe wolisz męŜczyzn od kobiet. Przytaknęłam. - Przypuśćmy, Ŝe masz jakąś szczególnie poufną informację. Powiedzmy biznesową. Jeśli skorzystasz z tej informacji, będziesz mógł zarobić trochę pieniędzy. Jeśli ją sprzedasz, będziesz mógł zarobić więcej pieniędzy. Jeśli ty i twój kupiec skorzystacie z tej informacji, obydwoje zarobicie pieniądze, ale zysk dla kaŜdego z was będzie znacznie mniejszy. Twój ruch? - Albo sprzedam tę informację, albo z niej skorzystam. Nie obie te rzeczy równocześnie. - Dlaczego? Saiman wzruszył ramionami. - Wartość informacji wzrasta wraz z jej wyłącznością. Klient kupujący taką wiedzę oczekuje takiej wyłączności. Byłoby nieetyczne to podwaŜyć. - Byłoby nieetyczne z mojej strony odpowiadać na twoje seksualne aluzje. Na czas trwania tej pracy, jesteś zbiorem rąk i nóg, które muszę ochronić. Jestem najbardziej skuteczna, gdy nie wiąŜe mnie z tobą Ŝaden rodzaj zaangaŜowania emocjonalnego. Mówiąc szczerze, robię co w mojej mocy, by traktować cię jako egzemplarz drogocennej porcelany, który muszę uchronić przed uszkodzeniem. - Ale czy uwaŜasz ten kształt za seksualnie atrakcyjny? - Nie zamierzam odpowiadać na to pytanie. Jeśli nie dasz mi spokoju, przykuję cię z powrotem do łóŜka. Saiman podniósł ramię, napręŜając imponujący biceps. - Ten kształt ma sporo masy mięśniowej. Przytaknęłam. - W konkursie wyciskania cięŜarów prawdopodobnie byś wygrał. Ale nie wyciskamy tu cięŜarów. MoŜe jesteś silniejszy, ale ja jestem dobrze wyszkolona. Jeśli chcesz mnie wypróbować, proszę bardzo. Pod warunkiem, Ŝe kiedy twoje zmasakrowane ciało będzie juŜ bezpiecznie przykute do łóŜka, będę mogła powiedzieć: „A nie mówiłam”. Brwi Saimana wygięły się w łuk. - Chcesz spróbować? - I przestań. - Przestań co? - Przestań naśladować moje gesty. Roześmiał się. - Jesteś niezwykle osobliwą osobą, Kate. Stwierdzam, Ŝe jestem tobą dziwnie zafascynowany. Posiadasz oczywiste umiejętności. - Wskazał na rozkwitający las w swoim salonie. - I wsparcie w odpowiedniej wiedzy. Dlaczego nie jesteś wśród czołówki wykonawców Gildii? PoniewaŜ bycie w czołówce czegokolwiek wiązało się z większym ryzykiem

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka odkrycia. Ukrywałam się na widoku, i nieźle mi się to udawało. Ale on nie musiał o tym wiedzieć. - Nie spędzam duŜo czasu w Atlancie. Mój rewir jest w Lowcountry. Niewiele się tam dzieje, za wyjątkiem sporadycznych węŜy morskich wyjadających krewetki z sieci rybackich. Saiman zmruŜył swoje bystre oczy. - Więc dlaczego nie przeprowadzisz się do miasta? Lepsze miejsca pracy, lepsze pieniądze, więcej uznania? - Lubię mój dom tam, gdzie jest. Coś stuknęło za drzwiami. Ściągnęłam Zabójcę z lady. - Sypialnia. Natychmiast. - Mogę popatrzeć? Wskazałam mieczem sypialnię. Saiman przesadnie westchnął. - Niech ci będzie. Poszedł do sypialni. Podeszłam cicho do drzwi i oparłam się o nie, nasłuchując. Cisza. Czekałam z uniesionym mieczem. Coś tam czekało w korytarzu. Nie słyszałam tego, ale wyczuwałam. Było tam. Ciche łkanie przedostało się przez stalowe drzwi. Smutne, zagubione, kobiece kwilenie, niczym cichy płacz starej kobiety w Ŝałobie. Pozostawałam nieruchomo. Mieszkanie zdawało się być duszne i przytłaczające. Oddałabym w tej chwili wszystko za łyk świeŜego powietrza. Coś zaskrobało w drzwi. Rozszedł się niski pomruk, wyszeptane słowa były niezrozumiałe. BoŜe, co było z powietrzem w tym miejscu? To miejsce było stęchłe i nieświeŜe, jak grób. Ogarnęło mnie przeraŜenie. Coś złego było w tym mieszkaniu. Ukrywało się w cieniach pod meblami, w szafkach, w lodówce. Strach przeszedł mnie na wskroś. Przycisnęłam plecy do drzwi, trzymając przed sobą Zabójcę. Stworzenie za drzwiami znów zaskrobało - pazury przeciwko stali. Ściany na mnie napierały. Musiałam uciec od tego powietrza. Gdzieś na zewnątrz, na wolną przestrzeń. Gdzieś, gdzie pod gołym niebem wieje wiatr. Gdzieś, gdzie nic mnie nie będzie przytłaczało. Musiałam się wydostać. Jeśli wyjdę, ryzykuję Ŝycie Saimana. Na zewnątrz czekają Volkhvi. Wpadnę prosto w ich ręce. Cienie pod meblami wydłuŜyły się, wyciągając się ku mnie.

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka Wydostać się. Wydostać się natychmiast! Ugryzłam się w wargę. Kropla krwi zapłonęła na moim języku, jej magia uszczypnęła mnie. Na chwilę powróciła jasność umysłu i oświeciło mnie. Badzula. Oczywiście. Endarom nie udało się nas rozszarpać, więc Volkhvi sięgnęli po plan B. Jeśli Mahomet nie chce przyjść do góry, to góra musi przyjść do Mahometa. Saiman wyszedł z sypialni. Oczy mu się zaszkliły. - Saiman! - Muszę iść - powiedział. - Muszę się wydostać. - Nie, naprawdę nie musisz. - Rzuciłam się sprintem do niego. - Muszę. Szedł w kierunku olbrzymiego okna. Kopnęłam go w tył prawego kolana. Zgiął się. Złapałam go, zanim upadł i odwróciłam tak, Ŝe wylądował na brzuchu. Rozciągnął się pośród sięgających kostek paproci. Unieruchomiłam mu nadgarstek i oparłam się na nim, całą swoją masą dociskając jego lewe ramię. - Badzula - powiedziałam. - Białoruska istota. Wygląda jak kobieta w średnim wieku, ze zwisającymi piersiami, opatulona w brudny koc. - Muszę się wydostać. - Usiłował się przewrócić, ale go przyszpiliłam. - Skup się, Saiman. Badzula - jaką ma moc? - Skłania ludzi do włóczęgostwa. - Zgadza się. A my nie moŜemy być włóczęgami, poniewaŜ jeśli wyjdziemy z tego budynku, oboje zginiemy. Nie moŜemy ruszyć się z miejsca. - Nie sądzę, Ŝebym mógł tu zostać. - Owszem, moŜesz. Nie zamierzam się podnosić. - Myślę, Ŝe masz rację. - Odrobina racjonalnego myślenia wkradła się do jego głosu. - Przypuszczam, Ŝe tak naprawdę meble wcale nie próbują nas poŜreć. - Jeśli tak się stanie, posiekam je moim mieczem, gdy się zbliŜą. - MoŜesz juŜ pozwolić mi wstać - powiedział Saiman. - Nie sądzę. Siedzieliśmy bez ruchu. Powietrze stało się lepkie jak klej. Musiałam je gryźć, Ŝeby choć trochę dostało się do moich płuc. Mięśnie pełzały pode mną. Saiman nie mógł się uwolnić z mojego uścisku, więc postanowił się przesuwać. - Zbierasz zioła? - Tak - odpowiedział. - Czy masz lilię wodną? - Tak. - Gdzie?

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka - Laboratorium, trzecia szafka. - Dobrze. - Stoczyłam się z niego. Miałam tylko sekundy, by to zrobić i musiałam to zrobić dokładnie. Saiman podniósł się na kolana. Gdy wstawał, wyrzuciłam szybki prawy sierpowy. Nawet go nie zauwaŜył i nie zdąŜył się zasłonić. Moja pięść wylądowała na jego szczęce. Wywrócił oczami i upadł na ziemię. Szczęściara. Pobiegłam do laboratorium. Znokautowanie kogoś wymaga cholernie duŜo praktyki. Potrzeba zarówno szybkości jak i siły, by dostatecznie wstrząsnąć głową, aby zagrzechotać mózgiem w czaszce, ale nie spowodować trwałego uszkodzenia. W normalnych okolicznościach, nawet bym tego nie próbowała, ale to nie były normalne okoliczności. Ściany zakrzywiały się do środka, by mnie poŜreć. Jeśli spowodowałam zbyt wiele uszkodzeń, on to naprawi. Biorąc pod uwagę to, co dotąd zrobił ze swoim ciałem, takich zdolności regeneracyjnych pozazdrościłby mu kaŜdy normalny zmienny. Trzecia szafka. Otworzyłam ją i przejrzałam szklane słoiki. Strach owinął się wokół mnie, jak mokry koc. Ligularia dentata4 , Ligularia przewalskiego5 ... Nazwy łacińskie, dlaczego ja? Lilium pardalinum6 , Lobelia siphilitica7 . No dalej, dalej... Nymphaea odorata8 , lilia wodna. Znana Rosjanom jako odolen-trava9 , syreni kwiat, uniwersalny pestycyd przeciwko wszelkim siłom nieczystym. To będzie pasowało. Rzuciłam się do drzwi, odkręcając pokrywkę słoika. Wypełniał go szary proszek - zmielone płatki lilii, najbardziej skutecznej części kwiatu. Otworzyłam zamek. Opuściłam blokadę i szarpnęłam uchylone drzwi. Przywitał mnie pusty korytarz. Rzuciłam słoik z proszkiem w hol. Zaszlochała kobieta, w powietrze uniósł się dym i Badzula zmaterializowała się na środku dywanu. Wychudzona, zwiotczała, brudna, z piersiami zwisającymi jej do pasa jak dwa puste worki, pokryta sadzą, z rozczochranymi włosami zasyczała na mnie, odsłoniwszy kikuty zgniłych zębów. - To miłe. TeŜ się pieprz. Zamachnęłam się. To było podręcznikowe cięcie mieczem, po przekątnej, z lewej do prawej. Zanurzyłam całe ostrze w ranie. Ciało Badzuli przewróciło się na jedną stronę, jej głowa potoczyła w drugą. CięŜar spadł mi z ramion. Nagle mogłam oddychać, a budynek nie wydawał się juŜ dłuŜej grozić bezpośrednim zawaleniem i pogrzebaniem mnie Ŝywcem. 4 Ligularia dentate - języczka pomarańczowa - http://www.swiatkwiatow.pl/foto/jezyczka-pomaranczowa- ligularia-dentata_1671.jpg 5 Ligularia przewalski - języczka przewalskiego - http://www.about-garden.com/images_data/5582-ligularia- przewalski-popelivka.jpg 6 Lilium pardalinum - lilia lamparcia - http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/9/9a/Lilium_pardalinum_pitkinense_3.jpg 7 Lobelia siphilitica - lobelia wielka - http://www.finegardening.com/CMS/uploadedimages/Images/Gardening/Plants/LOBELIA_Siphilitica_B P_lg.jpg 8 Nymphaea odorata - lilia wodna - http://www.daveluzader.com/album/slides/Nymphaea%20odorata.jpg 9 MoŜna to przetłumaczyć jako czar-ziele

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka Chwyciłam głowę, wrzuciłam ją do windy, zaciągnęłam tam ciało, posłałam wszystko na parter, pobiegłam szybko z powrotem do środka i zamknęłam drzwi na zamek, uaktywniając blokadę. Cała rzecz zajęła mi pięć sekund. Saiman leŜał nieruchomo na podłodze. Sprawdziłam mu puls. Oddychał. Dobrze. Wróciłam na wysepkę10 . Po tym wszystkim zasługiwałam na trochę kawy i mogłam się załoŜyć, Ŝe u Saiman była najlepszego gatunku. * * * * * * * Siedziałam przy ladzie, sącząc najlepszą kawę, jaką kiedykolwiek w Ŝyciu piłam, kiedy wielkoekranowy telewizor na ścianie zajarzył się niewyraźnie. Co było bardziej niŜ odrobinę dziwne, biorąc pod uwagę, Ŝe magia wciąŜ była w przypływie i telewizor nie powinien działać. Wzięłam swoją kawę i miecz, i poszłam usiąść na kanapie, twarzą do telewizora. Saiman, wciąŜ nieprzytomny, leŜał rozwalony na podłodze. Blask zajarzył się jaśniej, zblakł, zajarzył jaśniej... w dawnych czasach ludzie uŜywali lusterek, ale tak naprawdę kaŜda dająca odbicie powierzchnia byłaby dobra. Ciemny ekran telewizora był wystarczająco błyszczący. Błysk zapłonął i zmaterializował się w niewyraźną postać męŜczyzny. Niewiele ponad dwadzieścia lat, ciemne włosy, ciemne oczy. MęŜczyzna spojrzał na mnie. - Jesteś ochroniarzem. - W jego głosie był ślad rosyjskiego akcentu. Przytaknęłam i przeszłam na rosyjski. - Tak. - Nie znam cię. To, co robisz, nie ma dla mnie znaczenia. Otoczyliśmy to miejsce. Wchodzimy za godzinę. - Zrobił swoją dłonią krótki ruch podrzynania gardła. - JuŜ nie Ŝyjesz. - Trzęsę się ze strachu. W rzeczywistości, będę potrzebowała chwili, aby opanować dreszcze. - Upiłam kawy. MęŜczyzna pokręcił głową. - Powiedz tej paskuda, Ŝe, jeśli pozwoli odejść Yulyi, dopilnuję, Ŝebyście oboje wyszli z tego Ŝywi. Słyszałaś? Nie wiem, czego chce od mojej Ŝony, ale powiedz mu to. Jeśli chce Ŝyć, musi ją wypuścić. Wracam za trzydzieści minut. Powiedz mu. Ekran zblakł. No i intryga się komplikuje. Westchnęłam i szturchnęłam Saimana swoim butem. Musiałam go szturchnąć kilka razy, ale w końcu jęknął i usiadł. - Co się stało? 10 zdaje się, Ŝe to coś w kuchni, podobnego do tego http://homeklondike.com/wp-content/uploads/2010/10/17- kitchen-island-credit-2.jpg

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka - Upadłeś. - Naprawdę? Na co upadłem? - Na moją pięść. - To tłumaczy ból głowy. - Saiman spojrzał na mnie. - To się juŜ nigdy nie powtórzy. Chcę, Ŝeby to było absolutnie jasne. Spróbujesz jeszcze raz i jesteś zwolniona. Zastanawiałam się, co by się stało, gdybym znokautowała go ponownie, ot tak, dla zabawy. - Czy to moja arabica? – zapytał. Przytaknęłam. - Pozwolę ci nawet napić się filiŜankę, jeśli odpowiesz na moje pytanie. Saiman wygiął brew w łuk. - Pozwolisz? To moja kawa. Zasalutowałam mu kubkiem. - Posiadanie to dziewięć-dziesiątych własności. Popatrzył na mnie z niedowierzaniem. - Pytaj. - Czy trzymasz kobietę o imieniu Yulya jako zakładniczkę? Saiman zamrugał. - Jej mąŜ jest bardzo zmartwiony i proponuje, Ŝe puści nas wolno, jeśli oddamy mu Yulyę. Niestety, on kłamie i najprawdopodobniej oboje zostaniemy zabici, kiedy tylko Yulya zostanie znaleziona. Ale jeśli przetrzymujesz zakładniczkę, musisz mi natychmiast o tym powiedzieć. - A co, jeśli tak jest? - Saiman potarł szczękę i usiadł na krześle naprzeciw mnie. - W takim razie musisz ją natychmiast wypuścić albo odejdę. Nie ochraniam porywaczy i nie aprobuję przemocy wobec cywili, niezaleŜnie czy są męŜczyznami, czy kobietami. - Jesteś zdumiewającą kobietą. - Saiman, skup się. Yulya? Saiman odchylił się do tyłu. - Nie mogę oddać Yulyi. Ja jestem Yulyą. Myślę, Ŝe mogłam się tego spodziewać. - Ten męŜczyzna miał wraŜenie, Ŝe są sobie poślubieni, Ŝe jest jej męŜem. Co się stało z prawdziwą Yulyą? - Nigdy nie było prawdziwej Yulyi. Opowiem ci całą historię, ale najpierw muszę dostać kawy. I zjeść coś poŜywnego. Nalałam mu filiŜankę kawy. Saiman sięgnął do lodówki i wrócił z galonem mleka, solidną tabliczką czekolady i kilkoma bananami. Czekolada była droga jak diabli. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz ją

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka jadłam. Jeśli przeŜyję tę robotę, kupię sobie kilka trufli. Patrzyłam, jak Saiman ładuje banany i mleko do ręcznego blendera i kręci korbą, mieszając całość w niesmaczne paskudztwo. Tylko nie czekoladę, tylko nie czekoladę... tak, ją takŜe tam wrzucił. Co za marnotrawstwo. Nalał miksturę do prawie dwulitrowego dzbanka i zaczął ją pić duszkiem. Zmiennokształtni spalali tony kalorii. Westchnęłam, opłakując stratę czekolady i pociągnęłam łyk kawy. - Nawijaj. - Człowiek, o którym jest mowa, jest synem Pavla Semyonova. On jest przywódcą Volkhv w tutejszej rosyjskiej społeczności. Chłopak ma na imię Grigorii i ma całkowitą rację, poślubiłem go - jako Yulya, oczywiście. śołądź był bardzo dobrze strzeŜony i potrzebowałem sposobu, Ŝeby dostać się do środka. - Niewiarygodne. Saiman uśmiechnął się. Najwyraźniej uwaŜał, Ŝe prawię mu komplement. - Czy znasz rytuał wypuszczania strzały? - To archaiczny folklorystyczny rytuał. Strzelec ma zawiązane oczy i obraca się dookoła, więc strzela na oślep. Lot strzały przepowiada właściwy kierunek obiektu, którego ta osoba szuka. Jeśli kobieta podniesie strzałę, ona i strzelec są sobie przeznaczeni. Saiman wytarł usta. - Podniosłem strzałę. Zajęło mi pięć miesięcy od strzały do Ŝołędzia. - A ile czasu zajęło ci wrobienie tego biednego chłopaka w małŜeństwo? - Trzy miesiące. Połączenie otwartego poŜądania z powstrzymywaniem się od rzeczywistego seksu naprawdę czyni cuda. Pokręciłam głową. - Grigorii jest w tobie zakochany. On uwaŜa, Ŝe jego Ŝona jest w niebezpieczeństwie. Próbuje ją ratować. Saiman wzruszył ramionami. - Musiałem zdobyć Ŝołądź. Mógłbym powiedzieć, Ŝe on jest młody i wytrzymały, ale tak naprawdę stan jego umysłu jest najmniejszym z moich zmartwień. - Jesteś strasznym człowiekiem. - Pozwolę sobie mieć inne zdanie. Wszyscy ludzie kierują się swoim pierwotnym egoizmem. Ja po prostu jestem bardziej uczciwy niŜ większość. Co więcej, on mógł uŜywać pięknej kobiety, stworzonej dokładnie według jego wymagań - przez dwa miesiące. Przeprowadziłem dogłębny wywiad na temat jego praktyk seksualnych, włącznie z dwukrotnym przespaniem się z nim jako prostytutka, Ŝeby mieć pewność, Ŝe znam jego upodobania. - Jeśli z tego wyjdziemy, muszę pamiętać, Ŝeby nigdy więcej z tobą nie pracować. Saiman uśmiechnął się. - Ale będziesz. Jeśli cena będzie odpowiednia.

Ilona Andrews - Kłopotliwy klient tłumaczenie: madlen I beta: AK II beta: Agnieszka - Nie. - KaŜdy będzie pracował dla kaŜdego i kaŜdy prześpi się z kaŜdym, jeśli cena jest odpowiednia i współpraca jest wystarczająco atrakcyjna. Przypuśćmy, Ŝe zaprosiłem cię, abyś spędziła tutaj ze mną tydzień. Luksusowe ubrania. Piękne buty. - Spojrzał na moje stare buty, którym groziło, Ŝe zaraz się rozlecą. - Wspaniałe posiłki. I tyle czekolady, ile byś zapragnęła. Czyli zauwaŜył. - Wszystko to za cenę seksu ze mną. Mógłbym nawet osłodzić ten układ przybierając kształt preferowany przez ciebie. Kogo tylko chcesz. Dowolny kształt, dowolny rozmiar, dowolny kolor, dowolna płeć. Wszystko w całkowitej tajemnicy. Nikt nie musi wiedzieć, Ŝe tu jesteś. Oferta na stół. - PołoŜył rękę na stole, dłonią do dołu. - Właśnie teraz. Obiecuję ci tydzień totalnej rozkoszy - zakładając, Ŝe przeŜyjemy. Nigdy nie dostaniesz kolejnej szansy na to, by być tak rozpieszczaną. Wszystko, co musisz zrobić, to powiedzieć jedno słowo. - Nie. Zamrugał. - Nie chciałabyś tego przemyśleć? - Nie. Zacisnął usta. Mięśnie poruszały się wzdłuŜ jego szczęki. - Dlaczego? Ekran telewizora włączył się. Grigorii pojawił się w blasku. Saiman podszedł do ekranu z grymasem niezadowolenia na twarzy. - Załatwię to szybko. - Jego ciało zawrzało, wykręciło się, rozciągnęło. Zamknęłam oczy. Mogłam zrobić to, albo stracić moją cenną kawę. Kiedy je otworzyłam, drobna, rudowłosa kobieta stała na miejscu Saimana. - Czy to wystarczająco wszystko wyjaśnia? - zapytał Saiman. - Czy muszę ci to przeliterować, Grigorii? - Jesteś nią? - Tak. - Nie wierzę w to. Saiman westchnął. - Chciałbyś, Ŝebym wymienił listę twoich ulubionych pozycji w kolejności, w jakiej zazwyczaj czerpałeś z nich przyjemność? Czy mamy rozmawiać o sprawach intymnych? Mogę zacytować większość z naszych rozmów słowo po słowie - mam bardzo precyzyjną pamięć. Wpatrywali się w siebie. - To wszystko było kłamstwem - powiedział w końcu Grigorii. - Ja nazywam to fortelem, ale tak, w istocie, to małŜeństwo było oszustwem. Zostałeś wrobiony od samego początku. Ja byłem Yulyą. Byłem takŜe Sireną i Alyssą, więc jeśli ponownie zdecydujesz się odwiedzić ten konkretny dom o wątpliwej reputacji, nie szukaj Ŝadnej z nich. O BoŜe.