Autorzy:
Anna Brzeziñska
Pawe³ Sajkiewicz
Jolanta Kitowska
Autorka
o pseudonimie Herbata
Julia Dmytruk
Katarzyna Musiolik
ilustracje:
bartek drejewicz
Autorzy wyró¿nieni w konkursie:
Jêdrek Burszta
Marek Cielik
Justyna Æwik
Julia Dmytruk
Herbata
Katarzyna Kosma³a
Micha³ M³ynarski
Rafa³ Mroczek
Pawe³ Pacyna
Dorota Panecka
Agnieszka Szady
Ola Paw³owicz
Bogus³aw Sobala
Justyna Szymañska
Wyró¿nienia specjalne
Justyna Æwik
Julia Dmytruk
Robert Filipkowski
Ivinnon
Piotr Jaroszyñski
Jolanta Kitowska
Oterlin
£ukasz Pietrzok
Piotr Rosó³
Zabarella
Podziêkowania: Magazyn Esensja www.esensja.pl
Magazyn Fantastycznie! sf.magazyn.pl
Fantazin & Farenheit fantazin.korba.pl
Galeria S www.jewelry.pl
Wydawnictwo Gier Fabularnych Portal www.rpg-portal.pl
Radiostacja www.radiostacja.pl
Magazyn Literacki Srebrny Glob www.srebrnyglob.pl
l¹ski Klub Fantastyki www.skf.from.hell.pl
Valkiria www.valkiria.net
Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl2
www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e
D
opiero na skraju puszczy przypomnia-
³a sobie o wilkach. Obejrza³a siê. Pnie
brzóz ledwie majaczy³y w mroku, a
pasma mg³y snu³y siê gêsto w krzewi-
nie. Wiedzia³a, ¿e nied³ugo nie spo-
strze¿e pomiêdzy nimi wilka. Ani wilka, ani niczego inne-
go, skoro ju¿ o to sz³o. Nawet cie¿ki.
Podmuch wichru zaszeleci³ nagimi ga³êziami i wyda³o jej
siê, ¿e widzi co w g³êbi zagajnika. S³aby odblask ognia na
rozstajach dróg, gdzie kiedy sta³a ober¿a jej ojca. Tyle ¿e
gospoda sp³onê³a dawno temu, na samym pocz¹tku wojny, i
Chiara nie s¹dzi³a, aby kto obozowa³ wewn¹trz wypalonych
cian. Nawet za dnia wieniacy omijali je szerokim ³ukiem
i tylko dzieci bez strachu wypasa³y kozy w bujnie rozple-
nionych na zgliszczach krzakach g³ogu, berberysu i dzikiej
ró¿y. Ale nie tej wiosny. I nie po tym, jak wilki w bia³y
dzieñ rozszarpa³y konia tu¿ za wioskowym ostroko³em.
Chiara owinê³a siê cianiej we³nian¹ chust¹, bo ch³ód pod-
nosi³ siê znad ziemi coraz dotkliwszy i b³oto na cie¿ce za-
czyna³o ju¿ tê¿eæ. Nie mog³a wracaæ. Nie wczeniej, nim
matka choæ trochê otrz¹nie siê ze z³oci.
Nie by³a to pierwsza z ich k³ótni, ani nawet najbardziej
gwa³towna. Ale tym razem Chiara pochwyci³a wiklinowy
kosz i z policzkami rozognionymi od wciek³oci wypad³a
na podwórze. Matka rozemia³a siê za jej plecami ostrym,
szyderczym miechem, który zaraz przeszed³ w kaszel. I by³
to jeszcze jeden powód, aby nie wracaæ do wyziêb³ej, ogo³o-
conej ze sprzêtów izby. Bo zesz³ej zimy owo suche, mozol-
ne kas³anie rozlega³o siê w ich chacie ca³ymi nocami i zd¹-
¿y³a je znienawidziæ na d³ugo przed tym, nim odebra³o jej
babkê. A wraz z ni¹ resztkê nadziei, ¿e doczekaj¹ lata.
To babka opowiedzia³a Chiarze o tamtej nocy, kiedy przed
gospod¹ jej ojca stanê³o dwunastu jedców w sinej barwie
króla. A w ka¿dym razie którego z nich, doda³a cierpko
staruszka, poniewa¿ ostatnio królowie zu¿ywali siê szybciej,
ni¿ przyodziewek. Czasy by³y niespokojne i kupieckie wo-
zy z rzadka tylko zatrzymywa³y siê w gospodzie na skraju
puszczy, wiêc ober¿ysta nie móg³ pogardziæ ¿o³nierskim
srebrem. Nawet gdyby mia³ w tej sprawie jakikolwiek wy-
bór. W istocie bowiem karczmarz nie móg³ odmówiæ goci-
ny królewskim jedcom. Zw³aszcza jeli cztery noce
wczeniej ich pan zgin¹³ na rodku gociñca od strza³y, któ-
ra wydawa³a siê spaæ z jasnego nieba. Jej brzechwa by³a
przyozdobiona nie¿nobia³¹ lotk¹, a w jesionowym drewnie
wyrzezano kwiat ró¿y. Nikt jednak nie zdo³a³ odnaleæ
strzelca.
Oczywicie wiejski ober¿ysta nie móg³ wiele wiedzieæ ani
o waniach wielkich panów, ani o strzale ozdobionej zna-
kiem ró¿y. Wojna jednak trwa³a wystarczaj¹co d³ugo, aby
pozna³ obyczaje królewskich zaciê¿ników. Spiesznie owin¹³
¿onê p³aszczem z grubego sukna, wcisn¹³ w rêce matki za-
wini¹tko z kilkoma srebrnymi monetami, mo¿e jeszcze
zmierzwi³ w³osy maleñkiej Chiarze. Potem wypchn¹³ ko-
biety tylnymi drzwiami do sadu, pomiêdzy liwy, których
ga³êzie pochyla³y siê a¿ do ziemi pod ciê¿arem owoców.
Sam za wytar³ d³onie o skórzany fartuch, przeliczy³ glinia-
ne kubki do piwa i ukry³ za beczk¹ solonych ledzi nó¿ do
patroszenia ryb, poniewa¿ nie móg³ stawiæ czo³a dwunastu
królewskim jedcom. I wyszed³ na podwórze przed gospo-
d¹, sk¹d coraz g³oniej dobiega³y gniewne pokrzykiwania.
Chiara nie zachowa³a z tamtej nocy nawet pojedynczego
wspomnienia. Co nie by³o bez znaczenia, poniewa¿ we
3
4
snach wci¹¿ powraca³a do wykrotu w korzeniach zwalonej
sosny, gdzie wszystkie trzy kuli³y siê pod brunatnym suk-
nem ojcowskiego p³aszcza. Gospoda by³a jasno owietlona,
widaæ zaciê¿ni kazali rozpaliæ wszystkie wiece i smo³owe
pochodnie na cianach. Czasami wydawa³o jej siê, ¿e po-
przez ró¿ane krzewy, które matka posadzi³a przy ganku
ober¿y, dostrzega w oknach ciemn¹ sylwetkê ojca. Kr¹¿y³
po gospodzie, podaj¹c jedcom kolejne dzbany piwa. A
Chiara dygota³a we nie i skomla³a jak bity pies, poniewa¿
bardzo dobrze wiedzia³a, co nast¹pi przed witem.
Znaleli w kominie ober¿ysty z³oto wie-
le lat póniej powiedzia³ z przejêciem Bordone, syn bedna-
rza i przypiekali go pogrzebaczem, aby wyjawi³ inne kry-
jówki.
Próbowali zniewoliæ twoj¹ matkê, choæ po prawdzie wiê-
cej mieliby pociechy z ob³apiania spróchnia³ego pniaka
mia³a siê przy studni stara Senchia.
W piwnicy, w beczkach z kiszon¹ kapust¹ i jag³ami zna-
leli g³owê rycerza wykrzycza³a za Chiar¹ córka kulawe-
go Donata, kiedy pok³óci³y siê przy darciu pierza. Które-
gocie w nocy zar¿nêli dla karego konia i sakiewki srebra!
Tak naprawdê nikt jednak nie widzia³. Nie znali powodu,
dla którego karczmarz, który da³ siê poznaæ w okolicy jako
cz³owiek uczynny, stateczny i rozwa¿ny, odszpuntowa³ tam-
tej nocy bary³kê najprzedniejszego miodu i raczy³ nim go-
ci a¿ bia³ego rana, póki królewscy jedcy nie spili siê bez
pamiêci z ¿alu za zamordowanym panem. Tak mocno, ¿e
¿aden z nich nie zatrzyma³ ober¿ysty, kiedy o brzasku wy-
szed³ na podwórze, by zamykaæ na skoble ciê¿kie drewnia-
ne okiennice. Ani potem, kiedy usiad³ przy palenisku ze
swymi nisko strojonymi skrzypkami. I przygrywa³ im, póki
wiece i pochodnie nie wybuch³y wie¿ym p³omieniem.
To w³anie jej siê ni³o. Skoczna muzyczka skrzypiec.
Ogieñ, który podrywa siê wraz z melodi¹, by rozpocz¹æ ta-
niec pomiêdzy pijanymi wojownikami. Bia³e, szczepione
ró¿e matki, których kwiaty w jednej chwili zwijaj¹ siê i
czerniej¹ od ¿aru.
Tamtej nocy to babka pierwsza podnios³a siê z wyrwy po
zwalonej sonie i poprowadzi³a je pustym gociñcem ku
wiosce. Krucha siwow³osa Gentile uprosi³a wójta, aby poz-
woli³ im zamieszkaæ w sza³asie na skraju letnich pastwisk. I
jeszcze tej samej jesieni wybra³a siê na targ z wiklinowym
koszem pe³nym koronek delikatnych jak pajêcze nici. Po
kolei rozk³ada³a je na kupieckim kramie z tym samym nie-
mia³ym, ulotnym umiechem, z którym opowiada³a Chiarze
o wielkich miastach w dole gociñca. Zdawa³a siê nie do-
strzegaæ ani zdumienia kupca, ani pospiesznych ruchów je-
go r¹k, kiedy zgarnia³ do sakwy bogactwo, które niespo-
dzianie spad³o nañ na wiejskim targu, porodku g³uszy.
Nie wyjawi³a mu, sk¹d zna rzemios³o pó³nocnych koron-
karek. Albo mo¿e nie spyta³, poniewa¿ by³a to sztuka rzad-
ka, przynale¿na córkom wielkich panów w ich kamiennych
zamkach, i pilnie strze¿ona przed pospólstwem. Mo¿e wiêc
kupiec nie szuka³ nazbyt gorliwie wyjanieñ. Pó³ roku pó-
niej pojawi³ siê przed ich sza³asem z sakiewk¹ srebra.
Wprawdzie by³ to skromny u³amek ceny, któr¹ zap³acono
mu za zwój koronki na wiosennym targu, ale wystarczy³, by
przenios³y siê do drewnianej chaty i na jaki czas zapomnia-
³y smak polewki z lici lebiody i pokrzyw.
Nie przysporzy³o im to w wiosce przyjació³, ale za ¿ycia
Gentile nikt nie omieli³ siê wyrzekaæ przeciwko nim g³o-
no. Dopiero ostatniej zimy, kiedy sta³o siê bolenie jasnym,
¿e ¿adne zio³a nie ulecz¹ starej, wieniacy nagle przypom-
nieli sobie dawne pog³oski. O rycerzu zamordowanym w
gospodzie na skraju puszczy, o tajemniczych jedcach,
którzy zimow¹ noc¹ stukali w okienko wdowy po karczma-
rzu, nawet o urokach na dnie sp³owia³ych od staroci oczu
Gentile. Chiara stara³a siê taiæ przed babk¹ owe opowieci.
Kry³a przed ni¹ szramê na policzku, kiedy dzieciaki obrzu-
ci³y j¹ kamieniami u studni, i spódnicê poszarpan¹ przez
wiejskie psy. Nic wiêcej nie umia³a zrobiæ.
Tej zimy ich zapasy wyczerpa³y siê zatrwa¿aj¹co prêdko.
Gentile by³a s³aba. Coraz czêciej usypia³a nad robot¹, a ni-
ci rwa³y siê w jej palcach. Jesieni¹ kupiec pokiwa³ posêpnie
g³ow¹ nad spl¹tanym k³êbem koronki i zostawi³ im garæ
miedziaków, bardziej z litoci ni¿ w nadziei zysku. Matka
przyjê³a zap³atê z surow¹, zawziêt¹ min¹: doskonale rozu-
mia³a, ¿e nie zobacz¹ wiêcej kupieckiej dwukó³ki. Wkrótce
potem pacho³kowie m³ynarza przyszli po dêbow¹ szafê, pa-
mi¹tkê po roku, w którym koronki osi¹gnê³y wyj¹tkowo
wysok¹ cenê na pó³nocnych targach. Wymieniono j¹ na dwa
worki m¹ki, choæ nie by³o to nazbyt wiele i nie wystarczy-
³o, by bezpiecznie przeczeka³y zimê.
C
hiara rozp³aka³a siê, kiedy m³ynarczyko-
wie nieli szafê rodkiem wioski, a potem
d³ugo w nocy krzycza³y na siebie z matk¹
przed wygas³ym paleniskiem. Jedna z nie-
skoñczonego szeregu k³ótni, równie wy-
czerpuj¹ca i ja³owa jak poprzednie, gdy¿ wszystko zosta³o
ju¿ wypowiedziane po wielokroæ i na wiele sposobów. Ka¿-
dy ¿al, trwoga i zadawniona uraza.
Dlaczego nie pozwolisz nam st¹d odejæ? Ostry m³o-
dzieñczy g³os Chiary za³amuje siê ze z³oci. Przecie¿ to
nie jest nawet nasze miejsce, ta wioska nêdzarzy na skraju
puszczy. Przecie¿ s¹ targowe grody w dole gociñca, groty
krasnoludów wykute pod górami i kamienne zamki wysoko
na skalnych prze³êczach. Tyle miejsc, a ka¿de z nich lepsze
od tej wioski. Jak d³ugo wiêc mamy gniæ, wczepione pazu-
rami w twoje wspomnienie i sp³achetek spalonej ziemi? Pó-
ki nie wyzdychamy od nêdzy, g³odu i zimowej gor¹czki? A¿
twój strach zabije nas wszystkie?
Mój strach? To matka, czerwone plamy wystêpuj¹ jej
na policzki, a ka¿de s³owo jest ciniête w twarz Chiary z
okrutn¹ precyzj¹. Jak miesz mówiæ ze mn¹ o strachu,
dziewczyno, pomimo wszystkiego, przez co musielimy
przejæ? Jak miesz siedzieæ tutaj, u¿alaæ siê nad sob¹ i wyg-
³aszaæ oskar¿enia po tym, jak z ca³ego mojego ¿ycia pozo-
sta³y zgliszcza? Ty, która nie uczyni³a wysi³ku, aby mi ul-
¿yæ choæby w najmniejszej rzeczy. Nigdy. Nawet nie próbo-
wa³a. Zreszt¹ dlaczego mia³aby próbowaæ, skoro zawsze
by³a jedna z nas, aby podsun¹æ ci miskê strawy? Po co mia-
³aby prz¹æ we³nê, wyplataæ kosze, ¿¹æ zbo¿e na cudzym
polu? Albo uczyæ siê rzemios³a, choæ garbarz by³ sk³onny
Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl
www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e
przyj¹æ ciê pod swój dach jeszcze na pocz¹tku tej zimy, nim
zaczê³ymy wydrapywaæ z dna misy zaschniête resztki m¹-
ki? Nie, ty wola³a w³óczyæ siê po puszczy i splataæ w³osy
nad brzegiem lenego ród³a. Zupe³nie jakby mia³a wypa-
trzyæ efliego pana po drugiej stronie wodnej tafli! Jakby na-
prawdê móg³ przyjæ po ciebie przez wodê z bia³ym jedno-
ro¿cem, którego przyprowadzisz do wioski na jedwabnej ni-
ci! Ale tutaj nie ma jednoro¿ców, Chiaro, i jeste doæ do-
ros³a, by rozumieæ, ¿e ¿aden z elfich panów nie pok³oni siê
przed córk¹ ober¿ysty. Nawet jeli bóg nie posk¹pi³ jej
odrobiny urody. Ale i tej nie masz, dziewczyno, wystarcza-
j¹co wiele, by przechadzaæ siê pomiêdzy wieniakami ni-
czym królowa. Jeste jedynie g³upim, pró¿nym, samolub-
nym dzieckiem, Chiaro. Które nie ma nawet doæ rozumu,
by nazbieraæ w lesie orzechów, czy jagód, skoro i tak zamie-
rzasz spêdziæ kolejny dzieñ na niczym!
Zazwyczaj babka ucisza³a je, zanim k³ótnia rozgorza³a na
dobre. Niemniej matka nie by³a kobiet¹ nazbyt skor¹ do
przebaczenia i uraza tli³a siê w niej d³ugie dnie. A Chiara,
równie zapiek³a w uporze i z³oci, tym czêciej ucieka³a z
domostwa, gdzie jedynym dwiêkiem by³ przera¿aj¹cy su-
chy kaszel babki i nerwowe trzaskanie garnków przy paleni-
sku, jeli matka warzy³a akurat polewkê z odrobiny jagie³,
czy m¹ki. Ale nawet jag³y skoñczy³y siê wiele dni temu,
wkrótce potem, jak pochowa³y babkê na skraju cmentarza.
Ziemia by³a zamarzniêta, a one nie mia³y czym zap³aciæ,
wiêc same wykopa³y p³ytki dó³. W³o¿y³y j¹ do rodka owi-
niêt¹ w poszarza³y koc, co i tak by³o ofiar¹, gdy¿ teraz za-
ciela³y pos³anie tylko star¹, wytart¹ baranic¹. Chiara dygo-
ta³a pod ni¹ noc po nocy, usi³uj¹c nie s³uchaæ ciê¿kiego od-
dechu matki. W mylach powtarza³a opowieci starej koron-
karki o elfich grodach porodku puszczy, boginkach, wy-
nurzaj¹cych siê z lenych róde³ w zimowe noce, i wilkach,
które odmieniaj¹ postaæ pod ksiê¿ycem w nowiu. Czasami
udawa³o siê jej oszukaæ zimno i g³ód. Usypia³a. Najczêciej
jednak po prostu le¿a³a bezsennie, ze wszystkich si³ niena-
widz¹c wioski na skraju puszczy.
Ale nie dzisiejszego wieczora, pomyla³a. Zawêdrowa³a ju¿
g³êboko w puszczê i drzewa zgêstnia³y tak dalece, ¿e pomiê-
dzy ga³êziami jode³ i buków widzia³a jedynie strzêpy nieba
usianego zimowymi gwiazdami. Na dnie lasu by³o zupe³nie
ciemno. Tylko w wykrotach i nieckach z rzadka majaczy³y
p³aty starego niegu. Wyczuwa³a jeszcze pod stopami w¹t³¹
bruzdê dró¿ki, ale tê zna³a po prostu zbyt dobrze, by siê zgu-
biæ. W ka¿dym razie nie przed trzeci¹ polan¹, gdzie sta³ sa-
motny wi¹z. Podobno pomiêdzy jego korzeniami pochowa-
no króla, jednego z wielu królów, którzy wyruszyli uk³adaæ
siê z lenym ludem. Dawno temu, gdy wojna nie rozgorza³a
jeszcze na dobre i królowie nie mordowali siê miêdzy sob¹,
kto z jego wity przebi³ go sztyletem, gdy pomiêdzy drze-
wami pojawili siê pierwsi z wilczych wojowników.
Zanim wieniacy wyt³umaczyli dzieciom, ¿e nie nale¿y siê
bawiæ z bladoskórym odmieñcem ze spalonej gospody,
Chiara wspina³a siê na konary wi¹zu z Bordonem, synem
bednarza. I zdawa³o im siê, ¿e pod chropaw¹ kor¹ s³ysz¹
odleg³e bicie serca. Chiara wyobra¿a³a sobie wówczas, ¿e
król wcale nie umar³, tylko pi w ko³ysce korzeni, czekaj¹c
a¿ kto przywo³a go na nowo. I ¿e pewnego dnia odnajdzie
sposób, aby go obudziæ murawa otworzy siê niczym wro-
ta i w³adca wyjdzie prosto na polanê wyg³adzon¹ miesiêcz-
nym wiat³em. Król z legendy, wysoki i szarooki, z nagim
mieczem w rêku i w p³aszczu z purpury narzuconym na sta-
lowy puklerz.
T
o by³a niepokoj¹ca myl, kiedy sz³a po-
przez polanê i zmarzniête wiechcie trawy
chrzêci³y pod jej stopami, a zimowe nie-
bo by³o pe³ne gwiazd. Nigdy wczeniej nie
zapuci³a siê noc¹ równie g³êboko i pusz-
cza jawi³a siê jej dziwnie odmieniona. Nazbyt cicha: stuk
chodaków Chiary rozlega³ siê rozg³onie jak bicie siekier na
porêbie. Karczowisko zosta³o jednak daleko w tyle, wylud-
nione i spokojne. W podobnej godzinie mog³a nañ spotkaæ
tylko duchy drwali przygniecionych padaj¹cym drzewem, ci
za nie przera¿ali jej nadmiernie. Martwi drwale, pomyla³a
z nag³ym zdziwieniem, wilczy wojownicy, którzy porywaj¹
z wiosek miertelne dzieci, czy elfi w³adcy ukryci pod tafl¹
jeziora. Ani nikt inny spomiêdzy lenego ludku. W tej
rzeczy tak¿e ró¿ni³a siê od wiejskich dziewcz¹t. Nie
ucieka³a z piskiem, kiedy przypo³udnica krêci³a w tanecz-
nym wirze bicze na piasku drogi, i bez lêku rozgarnia³a pê-
dy dzikich ró¿, by zaczerpn¹æ wody ze ród³a lenych bogi-
nek. I w przeciwieñstwie do wieniaczek nie umia³a znaleæ
doæ grzybów, miodu dzikich pszczó³ i wiewiórczych zapa-
sów.
Na dnie koszyka przetacza³o siê zaledwie kilka zeschniê-
tych jagód jarzêbiny i dzikiej ró¿y. Wiedzia³a, ¿e matka
wymieje j¹ bez mi³osierdzia na widok równie nêdznego
znaleziska, ale ptaki obra³y krzewy ze starych owoców, a
mrozy nie ust¹pi³y jeszcze na dobre i pomiêdzy p³atami
niegu widzia³a tylko pierwsze s³abe pêdy przebiniegów.
Mog³a najwy¿ej nazbieraæ drew na opa³ oczywicie, je-
¿eli wróci przed witem, gdy¿ wójt nie powinien siê dowie-
dzieæ, ¿e znów krad³a chrust w królewskim lesie. Dawniej
przymyka³ oko, bo przeladowanie trzech samotnych kobiet
nie by³o godnym zajêciem, ale tej zimy rzeczy bardzo le
toczy³y siê we wiosce. Wiêksz¹ czêæ zbiorów poborcy wy-
wieli do zamku na wy¿ywienie armii. Wnet jednak wysz³o
na jaw, ¿e i tego nie jest doæ, wiêc odebrano im wiêcej wor-
5
6
ków ziarna, grochu i soczewicy, a potem jeszcze trochê, a¿
musieli odmawiaæ sobie ka¿dego kêsa chleba.
Wraz z pierwszym mrozem na osadê spad³ oddzia³ wojska.
Poniewa¿ nie pozosta³o wiele dobytku do zrabowania, po-
wiesili kilku wieniaków na ostrokole, podpalili parê do-
mostw i odjechali, uwo¿¹c dwie dziewczyny zbyt g³upie, by
przytaiæ siê w ukryciu. Chiara, która przesiedzia³a ca³¹ na-
paæ w beczce pod przegni³¹ naci¹ i liæmi rzepy, za-
stanawia³a siê, czy przypadkiem zbrojni nie s¹ l¿ejszym lo-
sem od g³odowej mierci. I czy nie powinna by³a b³agaæ
królewskich jedców, aby zabrali j¹ ze sob¹ precz, daleko
od wypalonej gospody.
M
atka przeklê³aby j¹ za podobn¹ myl.
Chiarze wydawa³o siê, ¿e matka
w³anie odleg³ego w³adcê obarczy³a
win¹ za mieræ ojca ostatecznie
sp³on¹³ z powodu zaciê¿ników, któ-
rzy nosili królewsk¹ barwê i herb gryfa. Nie, ¿eby rozmawia-
³a o tym kiedykolwiek z Chiar¹. Ale dziewczyna widzia³a,
jak jej twarz odmienia siê, kiedy przez wioskê ci¹gn¹ wojow-
nicy z gryfem wymalowanym na tarczach. Zamyka³a okien-
nice i wynajdowa³a Chiarze najdziwniejsze zajêcia, aby i ona
pozosta³a w ciemnej izbie, póki ostatni z jedców nie minie
ostroko³u. Co jeszcze bardziej utwierdza³o wieniaków w
przekonaniu, ¿e obie kryj¹ siê przed królewskim prawem z
powodu wymordowanych w gospodzie wêdrowców.
Chiara wzruszy³a ramionami. Nie wierzy³a, aby pan z
odleg³ego zamku wiedzia³ cokolwiek o losie ober¿ysty, któ-
ry pewnej nocy podpali³ swoj¹ gospodê z powodów, których
nikt nie potrafi³ odgadn¹æ. Podobne rzeczy dzia³y siê podczas
wojny i ¿adna z nich nie mog³a sk³oniæ w³adców, aby przesta-
li siê nawzajem zabijaæ. Choæ kiedy ich powstrzymano. A
uczyniono to w podobnym miejscu na skraju puszczy i na
sposób dziwniejszy od wszelkich sekretów spalonej gospody.
Antonia, najm³odsza córka króla, pewnego zimowego
zmierzchu wysz³a z zamku z koszykiem pe³nym chleba,
który zwyk³a rozdzielaæ pomiêdzy ubogich. Uczyni³a to
wbrew zakazowi ojca, który by³ cz³owiekiem surowym i
nieskorym do mi³osierdzia. Wiêc kiedy stra¿nicy zatrzyma-
li j¹ przy bramie, pytaj¹c, co skrywa w koszu, odpar³a, ¿e
nic prócz bia³ych ró¿, które zamierza rzuciæ w lene ród³o
dla przeb³agania boginek i aby minê³a zima. Sk³ama³a, lecz
skoro stra¿nicy zajrzeli do kosza, w rodku znaleli jedynie
narêcze ró¿ bia³ych jak nieg. W zamkowym ogrodzie nie
by³o podobnych krzewów, zreszt¹ ¿aden z nich nie kwit³
pod niegiem. Wiêc sam król, podejrzewaj¹c podstêp i ¿e
córka wystawia go na pomiewisko, za¿¹da³, aby jeszcze tej
nocy zanios³a kwiaty do lenego ród³a. A królewna uczy-
ni³a, jak rozkaza³.
wiêta Antonia Od Ró¿, która powstrzyma³a wojnê.
Nikt nie wiedzia³, co wydarzy³o siê w lesie. I nikt nie zo-
baczy³ wiêcej królewny.
Ludzie mówili póniej, ¿e wodne boginki poprowadzi³y j¹
w g³¹b ród³a, gdzie w kryszta³owych dworach mieszkaj¹
elfi panowie. A poniewa¿ królewna mia³a kosz pe³en bia-
³ych ró¿ i poniewa¿ elfi pan pragn¹³ j¹ zatrzymaæ, obiecano
wype³niæ jej ¿yczenie. Jedno, jedyne ¿yczenie, które zapro-
wadzi³o j¹ tak daleko.
Nastêpnej wiosny armie spotka³y siê pomiêdzy czterema
pagórkami. Król da³ znak. Sta³ jednak blisko lasu, a cieñ
drzew siêga³ jego stóp i moc puszczy by³a wystarczaj¹co sil-
na, by elfi pan móg³ wype³niæ obietnicê. Dlatego zanim
jeszcze armie star³y siê na wiosennej trawie i zanim zadano
pierwsz¹ ranê, miecze zakwit³y bia³ymi ró¿ami. Co do jed-
nego. Miecze, bitewne topory o podwójnym ostrzu, sztyle-
ty, mizerykordie i pa³asze. Wszystkie zmieni³y siê w pêdy
ró¿ pokryte bia³ymi kwiatami.
Tak zakoñczy³a siê wojna. Pierwszy i najwiêkszy z cudów
wiêtej Antonii Od Ró¿. Babka powiedzia³a Chiarze, ¿e na
miejscu tamtej bitwy wci¹¿ mo¿na ogl¹daæ spl¹tan¹, kol-
czast¹ gêstwê krzaków, które z czasem wyros³y z ró¿anych
pêdów. A w wiosenne wiêto dziewczêta nadal rzuca³y do
lenych strumieni bia³e ró¿e, ca³e narêcza wie¿o rozkwit-
³ych ró¿. I nawet w najnêdzniejszej osadzie ka¿da z nich
chcia³a byæ Antoni¹, ci¹æ pierwszy kwiat i poprowadziæ ta-
neczny korowód na wioskowym placu.
Chiarze nigdy nie przypad³ ten zaszczyt, choæ zna³a
wszystkie cie¿ki prowadz¹ce do ród³a boginek i nie raz
porani³a sobie rêce w gêstwie ró¿anych krzaków na jego
brzegu. No, ale nie urodzi³a siê w ¿adnej z wioskowych cha-
³up, a wspomnienie spalonej gospody sprawia³o, ¿e jej czar-
ne oczy i w³osy ciemne jak smo³a traci³y wszelki powab w
oczach wieniaków.
Nie rycz, g³upia! powiedzia³a szorstko matka, kiedy
przed rokiem Chiara wyp³akiwa³a swoj¹ ¿a³oæ w k¹cie cha-
ty. Oby nie ci¹gnê³a na siebie czego gorszego, ni¿ roz-
czarowanie w rzeczy p³ochej i bez znaczenia. Bo nigdy nie
by³o elfiego pana, ani kryszta³owego pa³acu po drugiej stro-
nie lenego ród³a. Sam król poprowadzi³ córkê g³êboko w
puszczê, a¿ do siedzib lenego ludu i najg³êbszych róde³
mocy, choæ opiera³a siê i b³aga³a go o zmi³owanie. Ale woj-
na trwa³a bardzo d³ugo i na wiecie pozosta³o niewiele mi-
³osierdzia, wiêc król zabi³ j¹ na brzegu ród³a, pomiêdzy
krzakami bia³ych ró¿. Krew dziewczyny sp³ynê³a w wodê i
sprawi³a, ¿e leny lud wys³ucha³ w³adcy. W samym sercu bi-
twy miecze jego nieprzyjació³ zmieni³y siê w ró¿ane pêdy i
a¿ po zmierzch mordowano bezbronnych pomiêdzy cztere-
ma pagórkami na brzegu puszczy. Tym w³anie by³ cud
wiêtej Antonii.
Chiara zatka³a wtedy uszy i wybieg³a z chaty. Byæ mo¿e
matka by³a kiedy inna, ale mieræ ojca odmieni³a j¹ bezpo-
wrotnie i nie umia³a cierpieæ radoci, choæby najmniejszej
i dawno minionej. Nie uwierzy³a jej. Ani w jedno s³owo. I
pomimo przestróg coraz g³êbiej zapuszcza³a siê w puszczê.
Jednak teraz, na brzegu lenego ród³a, które nie zamarza-
³o nawet porodku zimy, nie by³a ju¿ taka pewna. W³aciwie
nie by³a ju¿ pewna niczego.
Krzaki ró¿ by³y pokryte bia³ymi kwiatami.
Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl
www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e 7
C
hiara zatrzyma³a siê, nie mog¹c uwie-
rzyæ, ¿e dotar³a a¿ tutaj. Szeroko otwar-
tymi oczyma wpatrywa³a siê w nie¿no-
bia³e kwiecie. Drobne przyprószone
niegiem kwiatki po³yskiwa³y poród
spl¹tanych ga³¹zek. Jak gwiazdki na zimowym, czarnym nie-
bie i nagle lene ród³o wyda³o siê Chiarze ca³kiem obce.
Nierealne i ró¿ne od wiata poza krawêdzi¹ puszczy. Sier-
miê¿nego wiata pe³nego potyrpywañ, kuksañców, k³ótni
i z³orzeczeñ. Twarzy nabrzmia³ych z³oci¹, krzyków i ur¹-
gañ. Tutaj by³ jedynie odwieczny las. Mrok. Cisza. Ukojenie.
I ró¿e. Kwiaty wiêtej Antoni Od Ró¿.
Marzy³a o tym miejscu od zawsze, odk¹d pewnego listo-
padowego wieczora babka pierwszy raz opowiedzia³a jej
tê historiê. Chiara mog³a jej s³uchaæ bez koñca. Pragnê³a
odnaleæ ród³o i ¿eby wszystko co do joty by³o jak
w zas³yszanej od babki opowieci. Wprawdzie teraz nie
umia³a zgadn¹æ, co stanie siê z ni¹ dalej, ale nie ba³a siê.
Kiedy przymknê³a oczy, zobaczy³a przed sob¹ twarz bab-
ki z jej dobrymi, bladoniebieskimi oczyma. róde³ko ci-
chutko zaszemra³o i zabulgota³o, a krêgi na wodzie z wol-
na stawa³y siê szersze i szersze i przez moment Chiara
mia³a z³udzenie, ¿e pragnie wyjawiæ jej jaki sekret. Po-
chyli³a siê nad powierzchni¹ wody jakby chc¹c zajrzeæ do
rodka tajemnicy. Ale zamiast tego ujrza³a tylko swe odbi-
cie twarz podlotka, ale i po trosze m³odej kobiety.
Znów przypomnia³a snute pónymi wieczorami opowieci
babki o wodnikach, utopcach, rusa³kach, elfich panach
i wojsku pi¹cym kêdy na dnie jeziora. ¯adnej z nich nie
znali okoliczni ch³opi i Chiara pamiêta³a wieczory, kiedy
ich ma³¹ izbê wype³ni³a ci¿ba ludzi, którzy ciekawi opowie-
ci przyszli s³uchaæ bajañ starej Gentile. Rozsiadali siê
gdzie mogli, na przyzbie, zydelkach, ³awie u sto³u, podpie-
rali g³owy na ³okciach, a babka siedzia³a w k¹cie i dzierga-
j¹c misterne koronki snu³a opowieci, jakby przyniesione
¿ywcem z innych krain. Sk¹d one by³y, nikt nigdy jej nie za-
pyta³. Bo i po co to by³o wiedzieæ. Zabra³a tê tajemnicê ze
sob¹ do grobu.
Dziewczynie zrobi³o siê nieswojo. Z zapachem ró¿ miesza³
siê coraz mocniejszy zapach wodorostów.
Antonio... Antonio od Ró¿... wyszepta³a, nachylaj¹c
siê nad kwiatami. Powiedz jak to by³o. To przecie¿ musia-
³o byæ tak jak opowiada³a babcia. Powiedz... powiedz...
Nagle wyda³o siê jej, ¿e wszystko wokó³ zaczyna wirowaæ.
Coraz szybciej i szybciej. Kwiaty ulatywa³y do nieba mie-
szaj¹c siê tam wysoko z gwiazdami, a gwiazdy lecia³y na
ziemiê, wpadaj¹c z coraz dononiejszym pluskiem do czar-
nej toni róde³ka. Szybciej i szybciej woda w róde³ku,
gwiazdy, drzewa, kwiaty...
Chiaro... Chiarooo gdzie wysoko wirowa³ dwiêk jej
imienia.
A potem, w jednej chwili wszystko ucich³o i zespokojnia-
³o. Z trudem otwar³a oczy. Powoli, bardzo powoli. Nie pa-
miêta³a niczego. Jak przez mg³ê spostrzeg³a dwoje wpatrzo-
nych w ni¹ z uwag¹ bladoniebieskich renic. Stara kobieta
o twarzy przeoranej bruzdami pochyla³a siê troskliwie nad
dziewczyn¹.
Babciu! krzyknê³a odruchowo Chiara, bo przez chwilê
zda³o jej siê, ¿e to Gentile siedzi przy jej ³ó¿ku.
Stara kobieta umiechnê³a siê delikatnie i pog³adzi³a j¹ po
twarzy. D³oñ mia³a miêkk¹ i aksamitn¹.
Nie bój siê powiedzia³a.
Bezszelestnie, niemal unosz¹c siê w powietrzu podesz³a
do komina, gdzie sta³y garnki z gotuj¹c¹ siê straw¹. Zamie-
sza³a w nich drewnian¹ kopyci¹; smakowita woñ polewki
miesza³a siê z zapachem zió³, powi¹zanych w pêczki i su-
sz¹cych siê wszêdzie na cianach i pod powa³¹.
Tak, teraz Chiara dostrzeg³a, ¿e staruszka nie by³a a¿ tak po-
dobna do babki. Mo¿e tylko trochê jej twarz. Nie, pomyla³a
Chiara. Chyba nie. Tak do ostatka nie by³a jednak pewna.
P
rzygarbiona kobieta wci¹¿ uwija³a siê przy
kuchni, a jej postaæ wyda³a siê Chiarze po-
bru¿d¿ona i poskrêcana niczym pnie drzew
w lesie ko³o róde³ka. Nawet w ciemnej izbie
od staruszki bi³ nieznaczny zielonkawy cieñ.
Jak mech na starych drzewach, pomyla³a Chiara, przypo-
minaj¹c sobie opowieci o lenych ludziach, którzy porasta-
li mchem niczym g³azy i pnie. Jedno co do niej nie pasowa-
³o, to sposób w jaki siê porusza³a. Chiarze wydawa³o siê, i¿
raczej p³ynie, czy frunie ni¿ idzie.
Staruszka siêgnê³a po gliniany garniec.
Och westchnê³a cichutko Chiara, która od mierci ojca
nie zazna³a w domu dostatku.
Jedz, Chiaro zdawa³y siê mówiæ dobre oczy staruszki,
kiedy znów przysiad³a na skraju pos³ania z mis¹ na kola-
nach.
Pod jej spojrzeniem Chiara odwzajemni³a umiech i je-
dz¹c, poczê³a rozgl¹daæ siê po izbie. Wszystko spowija³ pó³-
mrok; jedynie przez maleñkie okienko w rogu izby s¹czy³a
siê stru¿ka bladego wiat³a. Sprzêtów w chacie prawie nie
by³o. Jeden z rogów zajmowa³ okaza³y piec. Na ³awie obok
siedzia³ czarny kocur i wpatrywa³ siê w Chiarê swymi ta-
jemniczymi lepiami, mrucz¹c co po swojemu. Za piecem,
Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl8
w zaciszu i cieple, paj¹ki gêsto rozsnu³y delikatne nici. Dru-
gi róg izby zajmowa³a kuchnia, zastawiona przeró¿nymi
garnkami, dzie¿ami i misami.
C
hiara poczu³a wyranie, ¿e prócz woni
strawy w powietrzu unosi siê jeszcze co
nieznaczny, przemieszany z innymi wo-
niami zapach, który pamiêta³a znad ró-
de³ka. By³a pewna, ¿e to aromat ró¿,
i ogarnia³a j¹ coraz wiêksza ciekawoæ. Ju¿, ju¿ mia³a otwo-
rzyæ usta i zapytaæ staruszkê, gdy ta, jakby wyczuwaj¹c jej
intencje, uprzedzi³a pytanie.
Chod, moja droga, przygotujemy strawê dla tych,
którzy jej potrzebuj¹ rzek³a i na nowo zakrz¹tnê³a siê
po izbie. Siêgnê³a do k¹ta po wiklinowe kosze i zaczê³a
w nich uk³adaæ dopiero co wyjête z pieca, wielkie, pachn¹-
ce chleby.
Omieæ, moja droga, izbê rzuci³a w stronê Chiary.
Dziewczyna ¿wawo ruszy³a do pracy. A kiedy skoñczy³a,
odstawiwszy miot³ê, obejrza³a siê w stronê koszy i...... onie-
mia³a. W ka¿dym z nich na wielkich bochnach, le¿a³y ga-
³¹zki bia³ych jak nieg, odurzaj¹cych woni¹, ró¿. Zanim jed-
nak zd¹¿y³a cokolwiek pomyleæ i zapytaæ staruszkê, kto
gwa³townie za³omota³ do drzwi.
9
S
taruszka unios³a g³owê i spojrza³a w stronê
drzwi, a gdy stukanie sta³o siê bardziej natar-
czywe, Chiarze zda³o siê, ¿e bladoniebieskie
oczy pociemnia³y nieco, a cieñ u jej stóp po-
g³êbi³.
Otwórz¿e kobieto da³ siê s³yszeæ stanowczy mêski
g³os, pobrzmiewa³y w nim jednak b³agalne nuty. Najwyra-
niej gospodyni wyczu³a je, bo podesz³a do drzwi i uchyli³a
je nieco.
Czego tu? zapyta³a, a jej g³os nie by³ ani odrobinê tak
ciep³y i mi³y, jak wówczas, gdy odzywa³a siê do Chiary.
Przypomina³ raczej starczy skrzek zniedo³ê¿nia³ej wiedmy.
Pani moja niedomaga mocno. Pomó¿ dobra kobieto!
by³a w tym zdaniu proba, ale Chiara dos³ysza³a te¿ nie-
wypowiedziany rozkaz. Wyci¹gnê³a szyjê, aby dostrzec,
kto stoi za drzwiami, ale staruszka zas³ania³a skutecznie
widok.
Teraz to ja dla Ciebie dobra kobieta, hê? A jak z gospo-
d¹ sprawa by³a, to mnie wilkami swymi straszy³. Nie taka
ja znowu stara, pamiêtam dobrze gderaj¹c ju¿ bardziej do
siebie ni¿ do niego, staruszka wycofa³a siê w g³¹b izby,
wreszcie ods³aniaj¹c Chiarze przybysza.
Wysoki, nawet bardzo, nie by³ ubrany jak ludzie, których
zna³a. Nie by³ te¿ do koñca cz³owiekiem. Jednak nie przy-
odziewek, ani elfia postaæ, sprawi³y, ¿e Chiara sta³a jakby j¹
kto w kamieñ zmieni³, boj¹c siê ruszyæ choæby palcem. El-
fi pan patrzy³ na ni¹ z³ocistymi renicami, takimi samymi,
jak u wilka, który siedzia³ u jego stóp. Obaj nie okazywali
¿adnych oznak zdziwienia jej obecnoci¹. Obserwowali j¹
z obojêtnoci¹, która mrozi³a dziewczynie krew w ¿y³ach.
Pewnie z równ¹ obojêtnoci¹ zabiliby j¹, gdyby zasz³a po-
trzeba. Chiara wyczu³a to od razu.
Staruszka zebra³a z izby zio³a do starej, p³óciennej tor-
by, kosz z bochnami chleba i spojrza³a ciemnymi oczami
na dziewczynê. Gdzie na granicy jej wzroku tli³ siê
gniew.
Chod Chiaro, nie mamy wiele czasu. Wskaza³a na po-
zosta³e kosze i wysz³a przed dom.
Ze wzrokiem utkwionym w zwierzêciu Chiara podnios³a
ostro¿nie pozosta³e kosze, ale brak³o jej odwagi, by przejæ
ko³o wilka. W tym momencie zwierzê i elf, ruszyli za ko-
biet¹ zostawiaj¹c przera¿onej dziewczynie woln¹ drogê. Ru-
szy³a niepewnie za nimi.
Sprawa z gospod¹, z nasz¹ gospod¹? Co tam siê sta³o?
myla³a gor¹czkowo spozieraj¹c to na dziwn¹ trójkê, to na
ró¿e le¿¹ce poród chleba. Takie same kwit³y na naszym
ganku podpowiedzia³o niespodziewane wspomnienie.
Z
anim jednak zdo³a³a ogarn¹æ to wszystko,
znaleli siê na polanie. Rozejrza³a siê nie-
przytomnie i zamruga³a oczami. Polana
z wi¹zem! Pod wi¹zem rysowa³ siê jaki
kszta³t. Król! pomyla³a sko³owana
zupe³nie tym co siê wokó³ niej dzia³o, babcinymi legenda-
mi i w³asnym ¿yciem sponiewieranym przez dziwne zdarze-
nia. Ale pod drzewem le¿a³ kto inny. Wilk. Zawiedziona
Chiara z westchnieniem po³o¿y³a kosze na zmarzniêtej zie-
mi. Tymczasem elfi pan ukl¹k³ przy le¿¹cym wilku i sta-
ruszka zrobi³a to samo. Chiara przyjrza³a siê lepiej. Wil-
czyca wyszepta³a z niechêci¹, przypominaj¹c sobie szko-
dy wyrz¹dzone tego roku we wsi. Nie ba³a siê wilków bar-
dziej ni¿ ludzi, ale nie podoba³o jej siê to, co zrobi³y z wio-
skowym koniem. Nawet, jeli ona by³a tam tylko bladoskó-
rym odmieñcem.
Twoja Pani bêdzie ¿y³a powiedzia³a surowo zielarka
i wyjê³a przygotowane zio³a.
www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e
Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl10
Dlaczego ona siê tak gniewa? pomyla³a Chiara i jed-
noczenie dotar³o do niej co innego: Pani! Wilczyca to
jego Pani!
Chiaro, ustaw kosze na rodku polany i schowaj siê po-
miêdzy drzewami. A Ty we sw¹ Pani¹ do twego królestwa.
Nie trzeba jej teraz wiêcej zmartwieñ ni¿ jej zdrowie. Elf
skin¹³ pos³usznie g³ow¹ i bez s³owa oddali³ siê z jednym
wilkiem na rêkach, drugim u boku.
Chiarze wyda³o siê dziwne, ¿e to wilk prowadzi, a mê¿-
czyzna idzie pos³usznie za nim.
¯ywo dziewczyno, czy nie s³ysza³a, co mówi³am?
gderliwie zawo³a³a na ni¹ staruszka i nagle, jakby przypo-
mnia³a sobie, z kim rozmawia, jej oczy pojania³y Nie bój
siê, nie stanie Ci siê krzywda, chod.
Ruszy³y obie w stronê drzew, a g³os staruszki znów by³
ciep³y i dwiêczny. Mimo to Chiara poczu³a ciarki strachu
przebiegaj¹ce jej po plecach. Posz³a jednak za kobiet¹, nie
wierz¹c ju¿ tak bardzo w ciep³o jej g³osu i na otuchê przy-
wo³a³a w pamiêci obraz babci. Zaraz jednak spotka³a bystre
spojrzenie koloru b³êkitu badawczo zagl¹daj¹ce w jej czar-
ne oczy.
Zna³am twoj¹ babkê powiedzia³a cicho staruszka, gdy
schowa³y siê za drzewem. Znam te¿ Ciebie, lepiej ni¿
przypuszczasz... przerwa³a, nagle nas³uchuj¹c w ciszy
i przyk³adaj¹c pomarszczony palec do ust.
Chcia³a wiedzieæ, jak by³o wyszepta³a cichutko zie-
larka, ale Chiarze zda³o siê, ¿e jej g³os pobrzmiewa g³êbo-
kim tonem przepowiedni i wystraszona ba³a siê poruszyæ.
Patrz teraz i s³uchaj, a dowiesz siê o tym, o czym chcia-
³a wiedzieæ. Ale pamiêtaj, jeli Oni ciê zobacz¹, lub us³y-
sz¹, moja moc Ciê nie ochroni. S³owa pada³y ciê¿ko
i dziewczyna chcia³a krzyczeæ, ¿e nie, ¿e nie chce ju¿ nic
wiedzieæ, zrozumia³a jednak, ¿e jest ju¿ za póno, nie od-
wróci czasu.
Dr¿¹cymi rêkoma objê³a wiêc drzewo i wychyliwszy siê
tyle tylko, by widzieæ polanê, stara³a siê zapomnieæ o dziw-
nej kobiecie za jej plecami. Powoli dr¿enie strachu zast¹pi-
³a ciekawoæ. Polana z wi¹zem o¿y³a.
B
ia³e ró¿e wypuci³y pêdy, oplot³y wiklino-
we kosze drobnymi giêtkimi ga³¹zkami.
Chiarze wyda³o siê, jakby czas przyspie-
szy³. Wszêdzie wokó³ siebie widzia³a wie-
¿¹ zieleñ. W jednej chwili drzewa i krzewy
poczê³y siê rozrastaæ, tworz¹c nieprzebyty g¹szcz, a ga³êzie
drzew wygiê³y siê i splot³y nad polan¹ w jeden zamkniêty
kr¹g.
Pojedynczy ró¿any pêd podpe³z³ do pnia samotnego wi¹-
zu i zacz¹³ go oplataæ. Zaledwie jednak dotkn¹³ pomar-
szczonej kory, korzenie potê¿nego drzewa wypiêtrzy³y siê
i przebi³y zamarzniêt¹ ziemiê. Przera¿ona dziewczyna do-
strzeg³a ogromn¹, poroniêt¹ brunatnym mchem p³ytê, któ-
ra poruszy³a siê, ods³aniaj¹c podziemny korytarz.
W jego g³êbi b³yska³y wiat³a.
Pochodnie pomyla³a Chiara albo wilcze oczy.
Zanim jednak zdo³a³a rozstrzygn¹æ, z podziemia wyszed³
elf. Strzepa³ piach z mocno ju¿ zu¿ytego ubrania, poprawi³
³uk i ko³czan na plecach. Za nim powoli wysypywali siê ko-
lejni ³ucznicy, wychudli i w tak nêdznym odzieniu, ¿e jedy-
nie pob³yskuj¹ce w mniej przetartych miejscach z³ote nitki
i bogato zdobione ko³czany zdradzi³y Chiarze, kto napraw-
dê przyby³ na wezwanie ró¿ i chleba. Nie mia³a jednak cza-
su zastanawiaæ siê nad darami staruszki, poniewa¿ jej wzrok
przyci¹gn¹³ jeden z przyby³ych wysoki, w purpurowym
p³aszczu i z mieczem u boku.
To musi byæ w³adca pomyla³a. Król upiony w ko-
rzeniach wi¹zu wreszcie siê przebudzi³!
Ze wstrzymanym oddechem patrzy³a, jak podchodzi do
wiklinowych koszy. Delikatnie, jakby z obaw¹ dotkn¹³ jed-
nego ze nie¿nobia³ych kwiatów. ¯aden z jego towarzyszy
nie wypowiedzia³ ni s³owa, ale zdumiona Chiara spostrzeg-
³a, ¿e na ziemiê spadaj¹ martwe, zesch³e i po¿ó³k³e p³atki.
W d³oniach elfiego pana zielone pêdy zwinê³y siê i poczer-
nia³y jak popió³. Dziewczyna wychyli³a siê odrobinê, by zo-
baczyæ, jak spomiêdzy drzew powoli wychodzi ku elfom
potê¿ny wilk. Zwierzê tr¹ci³o pyskiem ramiê klêcz¹cego
mê¿czyzny, delikatnie poliza³o jego puste palce i Chiarze
wyda³o siê, ¿e jest to szara wilczyca, któr¹ wczeniej ogl¹-
da³a w chacie staruszki.
Nie tak ³atwo zas³u¿yæ na przebaczenie wiêtej Antonii
od Ró¿ dziewczyna us³ysza³a za sob¹ szept starej kobiety.
E
lf w milczeniu skin¹³ na ³uczników, którzy
podnieli kosze i zniknêli z nimi pod korze-
niami wi¹zu. W chwilê póniej polana wy-
gl¹da³a tak jak wtedy, gdy Chiara k³ad³a na
niej kosze z chlebem, znów ciemna, cicha
i bardzo zwyczajna. Dziewczyna powoli przyklêk³a na rod-
ku polany: korzenie wi¹zu tkwi³y g³êboko pod ziemi¹,
a wród zamarzniêtej darni nie widzia³a nawet najdrobniej-
szego ladu elfów. Gdyby nie zeschniêty pêd bia³ych ró¿ le-
¿¹cy u stóp drzewa, uz-
na³aby to wszystko za
przywidzenie. Mimo-
wolnie ujê³a w palce
martw¹ zeschniêt¹ ga-
³¹zkê ró¿y i wsunê³a j¹
za pazuchê.
Dzisiejszej nocy jest
nów ksiê¿yca powie-
dzia³a cicho starusz-
ka. Ale oni jeszcze nie
wróc¹ do swej pierwot-
nej, zwierzêcej postaci.
Jak to zwierzêcej po-
staci? wykrzyknê³a
Chiara, wstrz¹niêta, ¿e jej
wymarzony w³adca mia³-
by okazaæ siê kim zgo³a
odmiennym od dobrego
króla zasztyletowanego
przez zdradzieckie s³ugi.
Widaæ wci¹¿ tli siê
w nich odrobina ¿¹dzy za-
bijania i nienawiæ do lu-
dzi wyjani³a staruszka
A dopóki jej nie przez-
wyci꿹, nie odzyskaj¹
swej drugiej natury i nie
powróc¹ pomiêdzy swo-
ich. Ani on, ani ¿aden z je-
go wity. ¯aden z tych,
który niegdy wyruszyli
pod ten wi¹z na spotkanie
ludzkiego króla.
To on nie jest kró-
lem? wykrztusi³a Chiara.
Oczywicie, ¿e jest królem. Jest królem elfów odpar³a
spokojnie staruszka. Pierwszym, który z³ama³ obietnicê
dan¹ wiêtej Antonii. Dlatego nie mo¿e odzyskaæ wilczej
postaci, a póki nie zwalczy nienawici w swym sercu, jego
pani pozostanie wilczyc¹.
A kosze? spyta³a niepewnie Chiara. Dlaczego mieli-
by je zabraæ? Przecie¿ ani elfy ani wilki nie ¿ywi¹ siê chle-
bem.
Nie wolno im wiêcej przelewaæ krwi odpar³a starusz-
ka. Ani jednej kropli, ludzkiej, czy zwierzêcej, a mój
chleb... urwa³a i jej zapadniête oczy zapatrzy³y siê gdzie
w ciemnoæ pomiêdzy drzewami. Tylko tej jednej nocy
otwiera siê cie¿ka pomiêdzy korzeniami drzewa, a oni po-
trzebuj¹ mojego chleba po co wiêcej, znacznie wiêcej, ni¿
dla zaspokojenia g³odu. Teraz jednak musimy iæ. Pani cze-
ka, a nie pozosta³o nam wiele czasu doda³a. Opowiem
ci po drodze ¿wawym krokiem ruszy³a cie¿k¹.
-S³ysza³a o pierwszym cudzie wiêtej Antonii od Ró¿,
prawda? spyta³a po chwili.
Dziewczyna skinê³a g³ow¹.
Kiedy elfy mia³y w³asny wiat ukryty w g³êbi puszczy,
a ludzie swój ci¹gnê³a zielarka Ale z czasem ludzkie
wanie coraz bardziej przeszkadza³y elfom. Zw³aszcza za
gdy przenios³y siê na
sam skraj lasu. Ku
miejscom, gdzie scho-
dzi siê kilka dróg. Tych
na ziemi i tych po-
dziemnych. Ku miej-
scu, gdzie sta³a gospo-
da Twojego ojca, Chia-
ro przerwa³a na chwi-
lê Elfiemu panu spo-
doba³o siê ¿yczenie
Antonii. I to ¿e wojna
skoñczy³a siê, a ludzie
przestali m¹ciæ spokój
puszczy. Spodoba³a
mu siê te¿ sama Anto-
nia. W lubnym darze
przyrzek³ jej, ¿e odt¹d
nikt z jego ludu nie wy-
korzysta wilczej natu-
ry, aby wprowadzaæ
nienawiæ poród ludzi.
Odt¹d na brzechwach
rzezano ró¿e, a strza³y
wilczych wojowników
nie mia³y przelewaæ
ludzkiej krwi.
Ale babka opowia-
da³a, ¿e tak¹ strza³¹ zo-
sta³ zabity na gociñcu
w³adca z gryfem
w herbie przypom-
nia³a sobie Chiara.
Orze³ jest szybszy
ni¿ wilk rzek³a sta-
ruszka ale wilk potrafi byæ bardziej przebieg³y. Niektórzy
sporód elfów postanowili udowodniæ to panu, na którego
sztandarach powiewa³ gryf drapie¿nie wysuwaj¹c orle pazu-
ry. Zw³aszcza wtedy, gdy zbli¿a³ siê do rozstajnych dróg.
Z³amali przysiêgê króla dan¹ Antonii. Nowy w³adca przy-
bra³ postaæ wilczego wojownika i wraz ze swoj¹ stra¿¹ zabi³
ludzkiego króla spod znaku orlego pazura. ci¹gnêli na za-
mieszka³ych tu ludzi rabunek, gwa³t i mordy. A na siebie
gniew wiêtej Antonii, która nie przebacza z³amanych przy-
si¹g.
A na mojego ojca mieræ w p³omieniach. dopowiedzia-
³a Chiara.
Staruszka zatrzyma³a siê i popatrzy³a smutno.
Nie Chiaro, to z innego powodu wilki trzymaj¹ z daleka
wieniaków od miejsca po spalonej gospodzie. A ober¿ê
Twojego ojca podpali³am ja. Ale wtedy ju¿ nie ¿y³.
www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e 11
Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl12
Z
dumiona Chiara przystanê³a. Wiêc to nie
mój ojciec podpali³ gospodê? Ale dlaczego
zgin¹³? By³ takim dobrym cz³owiekiem...
Twój ojciec nie by³ wcale cz³owiekiem,
Chiaro. Zielarka sz³a dalej len¹ cie¿k¹.
Po kilku krokach obejrza³a siê na skamienia³¹ z wra¿enia
dziewczynê. Idziesz?
Jak to? wykrzyknê³a Chiara. Wiêc kim by³?! Kim
w takim razie ja jestem?! I czym by³a nasza gospoda, ¿e na-
wet teraz wilki nie pozwalaj¹ siê do niej zbli¿yæ?
Staruszka zawróci³a. Jej bladoniebieskie oczy spokojnie
wpatrywa³y siê w czarne renice Chiary.
Mówi³am ci, ¿e w karczmie twojego ojca zbiega³o siê
wiele dróg, zarówno ludzkich, jak i tych lenych, nale¿¹cych
do elfów. W³anie w tym niewielkim drewnianym budynku
spotykali siê mieszkañcy dwóch s¹siednich wiatów, a zna-
kiem pokoju panuj¹cego miêdzy dwiema rasami mia³y byæ
bia³e ró¿e zasadzone przez elfi¹ królow¹, Eilan, pani¹ wil-
ków. Pokój trwa³ d³ugo, lecz nie by³ wieczny. Elfi w³adca
z³ama³ obietnicê dan¹ wiêtej Antonii i wypowiedzia³ woj-
nê królowi spod znaku gryfa. Zabili go strza³¹ o lotkach bia-
³ych jak ró¿e, a pozbawieni pana wojownicy rozpierzchli siê
po ca³ej okolicy w poszukiwaniu mordercy. To oni zabili
twojego ojca, odkrywszy na strychu skrzyniê pe³n¹ strza³
o bia³ych lotkach i rzebionych brzechwach. Aby zapobiec
dalszym mordom, spali³am gospodê. I ju¿ nigdy wiêcej elf
z cz³owiekiem nie spotka siê pod jednym dachem.
Staruszka zamilk³a. Sz³y dalej przez cichy las, a¿ w koñcu
w oddali, pomiêdzy nagimi drzewami zamajaczy³y poczer-
nia³e ruiny. Tylko kamienny murek, ogradzaj¹cy cie¿kê od
lasu, sta³ nadal, prawie nienaruszony. Chiara dojrza³a w¹t³y
ró¿any krzew, jedyny, który ocala³ z ró¿anego ogrodu jej
matki. Pi¹³ siê w górê po stercie osmalonych cegie³, pomi-
mo mrozu okryty bia³ymi p¹kami. A mo¿e to nie matka go
zasadzi³a, pomyla³a z niepokojem, tylko tajemnicza wilcza
w³adczyni o imieniu Eilan?
W ciemnoci lasu zap³onê³y dwa wiate³ka. Wilcze oczy.
Dlaczego wilki nadal tu przychodz¹? Chiara patrzy³a,
jak z mroku wy³ania siê szara postaæ wilczycy.
Z³otookie zwierzê podesz³o do krzewu i lekko tr¹ci³o py-
skiem ma³y p¹czek ró¿y. Nagle rozb³ys³y bia³e, aksamitne
p³atki i p¹k rozkwit³ w piêkny kwiat, który po chwili zwin¹³
siê, poczernia³ i rozsypa³ w drobny py³. Pozosta³a po nim je-
dynie uschniêta ga³¹zka.
Wilczyca podesz³a do staruszki i spojrza³a na ni¹ prosz¹-
co. Jednak kobieta odsunê³a siê i niemal z ¿alem powie-
dzia³a:
Nie, Eilan. Przecie¿ wiesz, ¿e nie mogê nic dla ciebie
zrobiæ, dopóki wiêta Antonia mu nie przebaczy.
Wilczyca ze smutkiem odwróci³a siê i powoli znik³a
w g³êbi puszczy.
Czy to ona zasadzi³a tutaj ró¿e? spyta³a cicho Chiara.
Tak. Biedna, nieszczêliwa Eilan. By³ to jej ostatni do-
bry uczynek., bo póniej to w³anie Eilan doprowadzi³a
do mierci tego króla, cz³owieka, choæ nie wiem z nie-
nawici, czy z mi³oci. Doæ, ¿e Antonia ukara³a j¹ tak¿e,
skazuj¹c na rozstanie z elfim w³adc¹. Eilan pozostanie
uwiêziona w wilczej postaci, dopóki w sercu jednego bo-
daj¿e elfa p³on¹æ bêdzie nienawiæ do ludzi. Czasami wy-
daje mi siê... dziewczynie wyda³o siê, ¿e cos drgnê³o na
dnie bladoniebieskich i bardzo starych oczu zielarki ¿e
wycierpieli ju¿ dosyæ. Gdybym tylko mog³a, zdjê³abym
z nich kl¹twê. Niestety, nie potrafiê. Staruszka potrz¹s-
nê³a lekko g³ow¹, otrz¹saj¹c siê ze smutku i spojrza³a na
Chiarê. Bo tego, moje dziecko, dokonaæ mo¿esz jedynie
ty.
Ja?! Chiara ze zdumienia przysiad³a na murku. Prze-
cie¿ ja... Jestem zwyk³¹ dziewczyn¹, nie znam siê na magii!
Nawet nie wiem jak tego dokonaæ!
Ja tego te¿ nie wiem, choæ siê domylam. Zielarka
wyg³adzi³a fa³dy spódnicy, jej rêce by³y br¹zowe i pomar-
szczone niczym korzenie wi¹zu. Jednak nie mogê ci po-
wiedzieæ. Sama musisz odgadn¹æ sposób i obudziæ w sobie
dziedzictwo krwi. Krwi twojego ojca, który pochodzi³
z wilczego plemienia, i krwi twojej babki, prawnuczki jedy-
nej córki Antonii.
T
o nie mo¿e byæ prawda, pomyla³a Chiara,
nagle zbyt przera¿ona, by wypowiedzieæ
choæby s³owo. To tylko sen, wiosenna go-
r¹czka. Jednak jej palce, poznaczone szra-
mami od ró¿anych kolców, by³y jasne
i bardzo prawdziwe na tle osmalonych cegie³. Mimowolnie
ujê³a zeschniêty pêd bia³ej ró¿y i poczê³a obracaæ go w pal-
cach.
Gdzie w g³êbi lasu przeci¹gle krzykn¹³ ptak, budz¹c j¹
z odrêtwienia. Dziewczyna podnios³a g³owê. Nad polami,
daleko poza krawêdzi¹ lasu niebo zaczyna³o z wolna ja-
nieæ w pierwszej zapowiedzi witu. Noc dobiega³a koñca,
a ona nie wiedzia³a, co uczyniæ z t¹ dziwn¹ wiedz¹, któr¹
przywo³a³a w³asnym ¿yczeniem, wypowiedzianym na olep
i bez namys³u. I wtedy spomiêdzy fa³d jej sukni wypad³a
martwa ga³¹zka, któr¹ wziê³a z polany. Ujrzawszy oba pê-
dy, poczu³a, ¿e jaka si³a potê¿na niczym zew wilczego sta-
da karze jej st¹d iæ. Natychmiast, zanim mrok rozwieje siê
na dobre.
Zerwa³a siê i, zawin¹wszy obie ga³¹zki w chustê, ju¿
w biegu krzyknê³a.
Muszê spróbowaæ!
Nie us³ysza³a odpowiedzi, nie obejrza³a siê nawet za sie-
bie. Po prostu bieg³a najszybciej jak mog³a, pierwszy raz
w ¿yciu nie rozpoznaj¹c ¿adnej z lenych cie¿ek. Jednak
to, co j¹ prowadzi³o nakazywa³o popiech, wiêc bieg³a a¿
do utraty tchu, mimo ga³êzi bij¹cych j¹ po twarzy i cierni,
próbuj¹cych rozerwaæ sukniê. W pewnej chwili zda³a sobie
sprawê, i¿ obok i z ty³u b³yszcz¹ w mroku lepia wilków.
Bieg³y z ni¹ przez leny g¹szcz niczym królewska wita,
milcz¹ce i nieodgadnione.
N
agle zahaczy³a nog¹ o wystaj¹cy korzeñ
drzewa i upad³a w g³êboki nieg. Gdy
powoli unios³a g³owê, ujrza³a przed so-
b¹ lene róde³ko, szemrz¹ce cicho.
Zamar³a.
Ponad ciemn¹, granatow¹ wod¹ unosi³y swe g³ówki bia³e
kwiaty ró¿, ich s³odki, upojny zapach przenika³ mrone
nocne powietrze. Noc zatoczy³a kr¹g, a ona znów by³a nad
ród³em boginek. Ale tym razem wiedzia³a, co ma zrobiæ.
www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e 13
Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl14
Z
na³a przecie¿ te wszystkie opowieci, od-
k¹d by³a ma³ym dzieckiem s³ucha³a podob-
nych bani, opowiadanych przez Gentile
z tajemniczym, ulotnym umiechem. Zna³a
t¹ star¹ i prawie ju¿ zapomnian¹ tradycjê.
I nie zdziwi³a siê wcale, gdy tu¿ nad ramieniem poczu³a ciep-
³y oddech szarej wilczycy. Bo nagle uk³adanka u³o¿y³a siê
w jedno, tysi¹ce od³amków st³uczonego zwierciad³a powró-
ci³o na swoje miejsca, ³¹cz¹c siê bez ladu zniszczenia. By³a
pewna, absolutnie pewna, ¿e zdo³a dokonaæ tego, czego nie
mog³y zrobiæ ani elfy, ani zielarka. Bo by³a z krwi Antonii,
wiêtej Antonii Od Ró¿. Z³amana przysiêga i kl¹twa Antonii
by³y jej dziedzictwem. I by³o nim te¿ przebaczenie.
Mam racjê, prawda Eilan? odwróci³a siê w stronê wil-
czycy, której z³ote oczy b³yszcza³y wród mroku puszczy.
To by³o takie proste ka¿dej wiosny dziewczêta rzuca³y ca-
³e narêcza bia³ych, wie¿ych ró¿ do róde³. Tyle ¿e ¿adna
z nich nie zna³a ukrytego sensu tej tradycji, nie domyla³a siê
nawet znaczenia owego dziwnego, zwyczaju, który podobno
pochodzi³ od lenego ludu. Który nie przypadkiem i nie bez
celu przekazano ludziom. Poniewa¿ wilczy wojownicy mieli
nadziejê, ¿e kiedy znajdzie siê kto z rodu Antonii, kto rzu-
caj¹c do ród³a pierwsze ledwo rozkwit³e ró¿e, wypowie od-
powiednie s³owa. Lecz gdy to siê nadal nie wydarzy³o, pomy-
la³a Chiara, postanowiono zwabiæ mnie w to miejsce i dopil-
nowaæ, bym wrzuci³a do wód jedynego w³aciwego róde³ka
pierwsze narêcze jeszcze nie rozkwit³ych ró¿, które wypusz-
czaj¹ swoje p¹ki na przednówku. I abym wypowiedzia³a od-
powiednie ¿yczenie. Probê, która paæ mo¿e tylko z moich
ust, z ust dziewczyny z jej krwi. A ja jestem ostatnia.
Eilan... Zrobiê to. Zrobiê to dla was, jeli tylko zdo³am
powiedzia³a nachylaj¹c siê nad wilczyc¹. Jeli tego
w³anie oczekujecie. Ale tylko pod jednym warunkiem. ¯e
potem bêdê wolna. Mocniej zacisnê³a d³onie na zeschniê-
tych pêdach ró¿, po czym z wahaniem u³o¿y³a je na ziemi.
Wilki wokó³ milcza³y wyczekuj¹co. Chiara zauwa¿y³a, ¿e
Eilan z niepokojem spogl¹da na horyzont ponad lasem, któ-
ry stopniowo jania³ i rozwietla³ siê zapowiedzi¹ brzasku
s³oñce mia³o wzejæ lada chwila.
Tylko tej jednej nocy otwiera siê cie¿ka pomiêdzy korze-
niami drzewa..., Chiara przypomnia³a sobie s³owa staruszki.
Nie pozosta³o wiele czasu, a kolce rozgarnianych przez ni¹
w popiechu ró¿ rani³y jej zdrêtwia³e z zimna i trwogi palce.
Ba³a siê, czy kwiaty nie s¹ zbyt mizerne, lecz gdy przejecha-
³a krwawi¹cym palcem po zawiniêtym p¹ku, p³atki rozchyli-
³a siê i w jednej chwili trzyma³a w d³oniach pachn¹c¹, roz-
kwit³¹ ró¿ê. T³umi¹c okrzyk zdziwienia post¹pi³a podobnie
z ca³¹ reszt¹. Po chwili z narêczem nie¿nych kwiatów przy-
klêk³a tu¿ nad krawêdzi¹ ród³a i pytaj¹co spojrza³a na wil-
czycê. Ta tylko rzuci³a jej ponaglaj¹ce, z³ote spojrzenie i ra-
zem z innymi uciek³a ku pobliskim drzewom. Chiara ostatni
raz zanurzy³a twarz wród delikatnych bia³ych p³atków.
ród³o by³o tak lodowata, ¿e gdy Chiara zanurzy³a w niej
palce, dreszcz przebieg³ po jej plecach. Ale nie tylko dlatego.
Po³yskuj¹ca srebrzycie woda unios³a kwiaty, wci¹gnê³a je
g³êboko w toñ. Dziewczyna poczu³a jak przesycone ich zapa-
chem powietrze miesza siê z coraz wyraniejsz¹ woni¹ wodo-
rostów, jak zaczyna tê¿eæ i gêstnieæ niczym zaczarowane. Jak
za pierwszym razem, gdy wypowiedzia³ swe ¿yczenie.
Woda szumia³a, Chiarze wydawa³o siê, ¿e wszystko zaczy-
na wokó³ niej wirowaæ, jednak nie chcia³a znów zapadaæ siê
coraz g³êbiej w ten dziwny pó³sen. Gdzie z oddali s³ysza³a
wycie wilków. Jeszcze chwilê, pomyla³a b³agalnie. Tylko
jedn¹ krótk¹ chwilê. ¯ebym wiedzia³a.
K¹tem oka spostrzeg³a wród mchu i przegni³ej darni jasno-
w³os¹ kobietê, zauwa¿y³a jak z³oty blask rozwietli³ jej du¿e
oczy w kszta³cie migda³ów. Nie zd¹¿y³a jednak zobaczyæ ni-
czego wiêcej, gdy¿ mg³a ogarnê³a j¹ ze wszystkich stron.
Zbudzi³o j¹ s³oñce wiec¹ce prosto w oczy. Ranek wsta³
ju¿ dawno, a p¹ki ró¿ b³yszcza³y w jasnym wietle. Jakby
nic siê nie sta³o. Nic nie wiadczy³o o wydarzeniach po-
przedniej nocy. Nic prócz dwóch pêdów bia³ych ró¿, które
po³o¿y³a u ród³a zesz³ej nocy. Które wczoraj by³y zesc-
hniête i martwe.
A
ona by³a wolna. Mog³a odejæ i zrobiæ, co
zechce. Matka, pomyla³a, pojmuj¹c, ¿e
byæ mo¿e nawet w wietle dnia zdo³a odna-
leæ drogê do chatki zielarki, gdzie na dê-
bowym stole pozosta³o kilka okruchów cu-
downego, uzdrawiaj¹cego chleba. A ona? Teraz elfy zapew-
ne zniszczy³y resztê dróg do swego królestwa, pomyla³a,
a z gospody pozosta³y jedynie zgliszcza. Niech i tak bêdzie.
Puszcza jest nieprzebyta. A zreszt¹ s¹ jeszcze targowe gro-
dy w dole gociñca, groty krasnoludów wykute popod góra-
mi i kamienne zamki wysoko na skalnych prze³êczach. Nie-
ogarniêty wiat. wiat stoj¹cy przed ni¹, Chiar¹, otworem.
Sz³a szybko lenymi cie¿kami, zrywaj¹c ga³¹zki z krza-
ków ró¿, które rozkwita³y w jej d³oniach. Zatrzyma³a siê tyl-
ko jeden jedyny raz, gdy spomiêdzy drzew dosz³o jej pozdra-
wiaj¹ce wycie wilków. Zobaczy³a to co chcia³a zobaczyæ.
Z³ote oczy w kszta³cie migda³ów b³yszcz¹ce w pó³mroku
puszczy na wysokoci cz³owieka.
K O N I E C
Anna brzeziñska i gazeta.pL prezentuj¹: chiara i ró¿e Interaktywne opowiadanie fantasy ©AgoraSA www.gazeta.pl
Autorzy: Anna Brzeziñska Pawe³ Sajkiewicz Jolanta Kitowska Autorka o pseudonimie Herbata Julia Dmytruk Katarzyna Musiolik ilustracje: bartek drejewicz Autorzy wyró¿nieni w konkursie: Jêdrek Burszta Marek Cielik Justyna Æwik Julia Dmytruk Herbata Katarzyna Kosma³a Micha³ M³ynarski Rafa³ Mroczek Pawe³ Pacyna Dorota Panecka Agnieszka Szady Ola Paw³owicz Bogus³aw Sobala Justyna Szymañska Wyró¿nienia specjalne Justyna Æwik Julia Dmytruk Robert Filipkowski Ivinnon Piotr Jaroszyñski Jolanta Kitowska Oterlin £ukasz Pietrzok Piotr Rosó³ Zabarella Podziêkowania: Magazyn Esensja www.esensja.pl Magazyn Fantastycznie! sf.magazyn.pl Fantazin & Farenheit fantazin.korba.pl Galeria S www.jewelry.pl Wydawnictwo Gier Fabularnych Portal www.rpg-portal.pl Radiostacja www.radiostacja.pl Magazyn Literacki Srebrny Glob www.srebrnyglob.pl l¹ski Klub Fantastyki www.skf.from.hell.pl Valkiria www.valkiria.net Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl2
www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e D opiero na skraju puszczy przypomnia- ³a sobie o wilkach. Obejrza³a siê. Pnie brzóz ledwie majaczy³y w mroku, a pasma mg³y snu³y siê gêsto w krzewi- nie. Wiedzia³a, ¿e nied³ugo nie spo- strze¿e pomiêdzy nimi wilka. Ani wilka, ani niczego inne- go, skoro ju¿ o to sz³o. Nawet cie¿ki. Podmuch wichru zaszeleci³ nagimi ga³êziami i wyda³o jej siê, ¿e widzi co w g³êbi zagajnika. S³aby odblask ognia na rozstajach dróg, gdzie kiedy sta³a ober¿a jej ojca. Tyle ¿e gospoda sp³onê³a dawno temu, na samym pocz¹tku wojny, i Chiara nie s¹dzi³a, aby kto obozowa³ wewn¹trz wypalonych cian. Nawet za dnia wieniacy omijali je szerokim ³ukiem i tylko dzieci bez strachu wypasa³y kozy w bujnie rozple- nionych na zgliszczach krzakach g³ogu, berberysu i dzikiej ró¿y. Ale nie tej wiosny. I nie po tym, jak wilki w bia³y dzieñ rozszarpa³y konia tu¿ za wioskowym ostroko³em. Chiara owinê³a siê cianiej we³nian¹ chust¹, bo ch³ód pod- nosi³ siê znad ziemi coraz dotkliwszy i b³oto na cie¿ce za- czyna³o ju¿ tê¿eæ. Nie mog³a wracaæ. Nie wczeniej, nim matka choæ trochê otrz¹nie siê ze z³oci. Nie by³a to pierwsza z ich k³ótni, ani nawet najbardziej gwa³towna. Ale tym razem Chiara pochwyci³a wiklinowy kosz i z policzkami rozognionymi od wciek³oci wypad³a na podwórze. Matka rozemia³a siê za jej plecami ostrym, szyderczym miechem, który zaraz przeszed³ w kaszel. I by³ to jeszcze jeden powód, aby nie wracaæ do wyziêb³ej, ogo³o- conej ze sprzêtów izby. Bo zesz³ej zimy owo suche, mozol- ne kas³anie rozlega³o siê w ich chacie ca³ymi nocami i zd¹- ¿y³a je znienawidziæ na d³ugo przed tym, nim odebra³o jej babkê. A wraz z ni¹ resztkê nadziei, ¿e doczekaj¹ lata. To babka opowiedzia³a Chiarze o tamtej nocy, kiedy przed gospod¹ jej ojca stanê³o dwunastu jedców w sinej barwie króla. A w ka¿dym razie którego z nich, doda³a cierpko staruszka, poniewa¿ ostatnio królowie zu¿ywali siê szybciej, ni¿ przyodziewek. Czasy by³y niespokojne i kupieckie wo- zy z rzadka tylko zatrzymywa³y siê w gospodzie na skraju puszczy, wiêc ober¿ysta nie móg³ pogardziæ ¿o³nierskim srebrem. Nawet gdyby mia³ w tej sprawie jakikolwiek wy- bór. W istocie bowiem karczmarz nie móg³ odmówiæ goci- ny królewskim jedcom. Zw³aszcza jeli cztery noce wczeniej ich pan zgin¹³ na rodku gociñca od strza³y, któ- ra wydawa³a siê spaæ z jasnego nieba. Jej brzechwa by³a przyozdobiona nie¿nobia³¹ lotk¹, a w jesionowym drewnie wyrzezano kwiat ró¿y. Nikt jednak nie zdo³a³ odnaleæ strzelca. Oczywicie wiejski ober¿ysta nie móg³ wiele wiedzieæ ani o waniach wielkich panów, ani o strzale ozdobionej zna- kiem ró¿y. Wojna jednak trwa³a wystarczaj¹co d³ugo, aby pozna³ obyczaje królewskich zaciê¿ników. Spiesznie owin¹³ ¿onê p³aszczem z grubego sukna, wcisn¹³ w rêce matki za- wini¹tko z kilkoma srebrnymi monetami, mo¿e jeszcze zmierzwi³ w³osy maleñkiej Chiarze. Potem wypchn¹³ ko- biety tylnymi drzwiami do sadu, pomiêdzy liwy, których ga³êzie pochyla³y siê a¿ do ziemi pod ciê¿arem owoców. Sam za wytar³ d³onie o skórzany fartuch, przeliczy³ glinia- ne kubki do piwa i ukry³ za beczk¹ solonych ledzi nó¿ do patroszenia ryb, poniewa¿ nie móg³ stawiæ czo³a dwunastu królewskim jedcom. I wyszed³ na podwórze przed gospo- d¹, sk¹d coraz g³oniej dobiega³y gniewne pokrzykiwania. Chiara nie zachowa³a z tamtej nocy nawet pojedynczego wspomnienia. Co nie by³o bez znaczenia, poniewa¿ we 3
4 snach wci¹¿ powraca³a do wykrotu w korzeniach zwalonej sosny, gdzie wszystkie trzy kuli³y siê pod brunatnym suk- nem ojcowskiego p³aszcza. Gospoda by³a jasno owietlona, widaæ zaciê¿ni kazali rozpaliæ wszystkie wiece i smo³owe pochodnie na cianach. Czasami wydawa³o jej siê, ¿e po- przez ró¿ane krzewy, które matka posadzi³a przy ganku ober¿y, dostrzega w oknach ciemn¹ sylwetkê ojca. Kr¹¿y³ po gospodzie, podaj¹c jedcom kolejne dzbany piwa. A Chiara dygota³a we nie i skomla³a jak bity pies, poniewa¿ bardzo dobrze wiedzia³a, co nast¹pi przed witem. Znaleli w kominie ober¿ysty z³oto wie- le lat póniej powiedzia³ z przejêciem Bordone, syn bedna- rza i przypiekali go pogrzebaczem, aby wyjawi³ inne kry- jówki. Próbowali zniewoliæ twoj¹ matkê, choæ po prawdzie wiê- cej mieliby pociechy z ob³apiania spróchnia³ego pniaka mia³a siê przy studni stara Senchia. W piwnicy, w beczkach z kiszon¹ kapust¹ i jag³ami zna- leli g³owê rycerza wykrzycza³a za Chiar¹ córka kulawe- go Donata, kiedy pok³óci³y siê przy darciu pierza. Które- gocie w nocy zar¿nêli dla karego konia i sakiewki srebra! Tak naprawdê nikt jednak nie widzia³. Nie znali powodu, dla którego karczmarz, który da³ siê poznaæ w okolicy jako cz³owiek uczynny, stateczny i rozwa¿ny, odszpuntowa³ tam- tej nocy bary³kê najprzedniejszego miodu i raczy³ nim go- ci a¿ bia³ego rana, póki królewscy jedcy nie spili siê bez pamiêci z ¿alu za zamordowanym panem. Tak mocno, ¿e ¿aden z nich nie zatrzyma³ ober¿ysty, kiedy o brzasku wy- szed³ na podwórze, by zamykaæ na skoble ciê¿kie drewnia- ne okiennice. Ani potem, kiedy usiad³ przy palenisku ze swymi nisko strojonymi skrzypkami. I przygrywa³ im, póki wiece i pochodnie nie wybuch³y wie¿ym p³omieniem. To w³anie jej siê ni³o. Skoczna muzyczka skrzypiec. Ogieñ, który podrywa siê wraz z melodi¹, by rozpocz¹æ ta- niec pomiêdzy pijanymi wojownikami. Bia³e, szczepione ró¿e matki, których kwiaty w jednej chwili zwijaj¹ siê i czerniej¹ od ¿aru. Tamtej nocy to babka pierwsza podnios³a siê z wyrwy po zwalonej sonie i poprowadzi³a je pustym gociñcem ku wiosce. Krucha siwow³osa Gentile uprosi³a wójta, aby poz- woli³ im zamieszkaæ w sza³asie na skraju letnich pastwisk. I jeszcze tej samej jesieni wybra³a siê na targ z wiklinowym koszem pe³nym koronek delikatnych jak pajêcze nici. Po kolei rozk³ada³a je na kupieckim kramie z tym samym nie- mia³ym, ulotnym umiechem, z którym opowiada³a Chiarze o wielkich miastach w dole gociñca. Zdawa³a siê nie do- strzegaæ ani zdumienia kupca, ani pospiesznych ruchów je- go r¹k, kiedy zgarnia³ do sakwy bogactwo, które niespo- dzianie spad³o nañ na wiejskim targu, porodku g³uszy. Nie wyjawi³a mu, sk¹d zna rzemios³o pó³nocnych koron- karek. Albo mo¿e nie spyta³, poniewa¿ by³a to sztuka rzad- ka, przynale¿na córkom wielkich panów w ich kamiennych zamkach, i pilnie strze¿ona przed pospólstwem. Mo¿e wiêc kupiec nie szuka³ nazbyt gorliwie wyjanieñ. Pó³ roku pó- niej pojawi³ siê przed ich sza³asem z sakiewk¹ srebra. Wprawdzie by³ to skromny u³amek ceny, któr¹ zap³acono mu za zwój koronki na wiosennym targu, ale wystarczy³, by przenios³y siê do drewnianej chaty i na jaki czas zapomnia- ³y smak polewki z lici lebiody i pokrzyw. Nie przysporzy³o im to w wiosce przyjació³, ale za ¿ycia Gentile nikt nie omieli³ siê wyrzekaæ przeciwko nim g³o- no. Dopiero ostatniej zimy, kiedy sta³o siê bolenie jasnym, ¿e ¿adne zio³a nie ulecz¹ starej, wieniacy nagle przypom- nieli sobie dawne pog³oski. O rycerzu zamordowanym w gospodzie na skraju puszczy, o tajemniczych jedcach, którzy zimow¹ noc¹ stukali w okienko wdowy po karczma- rzu, nawet o urokach na dnie sp³owia³ych od staroci oczu Gentile. Chiara stara³a siê taiæ przed babk¹ owe opowieci. Kry³a przed ni¹ szramê na policzku, kiedy dzieciaki obrzu- ci³y j¹ kamieniami u studni, i spódnicê poszarpan¹ przez wiejskie psy. Nic wiêcej nie umia³a zrobiæ. Tej zimy ich zapasy wyczerpa³y siê zatrwa¿aj¹co prêdko. Gentile by³a s³aba. Coraz czêciej usypia³a nad robot¹, a ni- ci rwa³y siê w jej palcach. Jesieni¹ kupiec pokiwa³ posêpnie g³ow¹ nad spl¹tanym k³êbem koronki i zostawi³ im garæ miedziaków, bardziej z litoci ni¿ w nadziei zysku. Matka przyjê³a zap³atê z surow¹, zawziêt¹ min¹: doskonale rozu- mia³a, ¿e nie zobacz¹ wiêcej kupieckiej dwukó³ki. Wkrótce potem pacho³kowie m³ynarza przyszli po dêbow¹ szafê, pa- mi¹tkê po roku, w którym koronki osi¹gnê³y wyj¹tkowo wysok¹ cenê na pó³nocnych targach. Wymieniono j¹ na dwa worki m¹ki, choæ nie by³o to nazbyt wiele i nie wystarczy- ³o, by bezpiecznie przeczeka³y zimê. C hiara rozp³aka³a siê, kiedy m³ynarczyko- wie nieli szafê rodkiem wioski, a potem d³ugo w nocy krzycza³y na siebie z matk¹ przed wygas³ym paleniskiem. Jedna z nie- skoñczonego szeregu k³ótni, równie wy- czerpuj¹ca i ja³owa jak poprzednie, gdy¿ wszystko zosta³o ju¿ wypowiedziane po wielokroæ i na wiele sposobów. Ka¿- dy ¿al, trwoga i zadawniona uraza. Dlaczego nie pozwolisz nam st¹d odejæ? Ostry m³o- dzieñczy g³os Chiary za³amuje siê ze z³oci. Przecie¿ to nie jest nawet nasze miejsce, ta wioska nêdzarzy na skraju puszczy. Przecie¿ s¹ targowe grody w dole gociñca, groty krasnoludów wykute pod górami i kamienne zamki wysoko na skalnych prze³êczach. Tyle miejsc, a ka¿de z nich lepsze od tej wioski. Jak d³ugo wiêc mamy gniæ, wczepione pazu- rami w twoje wspomnienie i sp³achetek spalonej ziemi? Pó- ki nie wyzdychamy od nêdzy, g³odu i zimowej gor¹czki? A¿ twój strach zabije nas wszystkie? Mój strach? To matka, czerwone plamy wystêpuj¹ jej na policzki, a ka¿de s³owo jest ciniête w twarz Chiary z okrutn¹ precyzj¹. Jak miesz mówiæ ze mn¹ o strachu, dziewczyno, pomimo wszystkiego, przez co musielimy przejæ? Jak miesz siedzieæ tutaj, u¿alaæ siê nad sob¹ i wyg- ³aszaæ oskar¿enia po tym, jak z ca³ego mojego ¿ycia pozo- sta³y zgliszcza? Ty, która nie uczyni³a wysi³ku, aby mi ul- ¿yæ choæby w najmniejszej rzeczy. Nigdy. Nawet nie próbo- wa³a. Zreszt¹ dlaczego mia³aby próbowaæ, skoro zawsze by³a jedna z nas, aby podsun¹æ ci miskê strawy? Po co mia- ³aby prz¹æ we³nê, wyplataæ kosze, ¿¹æ zbo¿e na cudzym polu? Albo uczyæ siê rzemios³a, choæ garbarz by³ sk³onny Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl
www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e przyj¹æ ciê pod swój dach jeszcze na pocz¹tku tej zimy, nim zaczê³ymy wydrapywaæ z dna misy zaschniête resztki m¹- ki? Nie, ty wola³a w³óczyæ siê po puszczy i splataæ w³osy nad brzegiem lenego ród³a. Zupe³nie jakby mia³a wypa- trzyæ efliego pana po drugiej stronie wodnej tafli! Jakby na- prawdê móg³ przyjæ po ciebie przez wodê z bia³ym jedno- ro¿cem, którego przyprowadzisz do wioski na jedwabnej ni- ci! Ale tutaj nie ma jednoro¿ców, Chiaro, i jeste doæ do- ros³a, by rozumieæ, ¿e ¿aden z elfich panów nie pok³oni siê przed córk¹ ober¿ysty. Nawet jeli bóg nie posk¹pi³ jej odrobiny urody. Ale i tej nie masz, dziewczyno, wystarcza- j¹co wiele, by przechadzaæ siê pomiêdzy wieniakami ni- czym królowa. Jeste jedynie g³upim, pró¿nym, samolub- nym dzieckiem, Chiaro. Które nie ma nawet doæ rozumu, by nazbieraæ w lesie orzechów, czy jagód, skoro i tak zamie- rzasz spêdziæ kolejny dzieñ na niczym! Zazwyczaj babka ucisza³a je, zanim k³ótnia rozgorza³a na dobre. Niemniej matka nie by³a kobiet¹ nazbyt skor¹ do przebaczenia i uraza tli³a siê w niej d³ugie dnie. A Chiara, równie zapiek³a w uporze i z³oci, tym czêciej ucieka³a z domostwa, gdzie jedynym dwiêkiem by³ przera¿aj¹cy su- chy kaszel babki i nerwowe trzaskanie garnków przy paleni- sku, jeli matka warzy³a akurat polewkê z odrobiny jagie³, czy m¹ki. Ale nawet jag³y skoñczy³y siê wiele dni temu, wkrótce potem, jak pochowa³y babkê na skraju cmentarza. Ziemia by³a zamarzniêta, a one nie mia³y czym zap³aciæ, wiêc same wykopa³y p³ytki dó³. W³o¿y³y j¹ do rodka owi- niêt¹ w poszarza³y koc, co i tak by³o ofiar¹, gdy¿ teraz za- ciela³y pos³anie tylko star¹, wytart¹ baranic¹. Chiara dygo- ta³a pod ni¹ noc po nocy, usi³uj¹c nie s³uchaæ ciê¿kiego od- dechu matki. W mylach powtarza³a opowieci starej koron- karki o elfich grodach porodku puszczy, boginkach, wy- nurzaj¹cych siê z lenych róde³ w zimowe noce, i wilkach, które odmieniaj¹ postaæ pod ksiê¿ycem w nowiu. Czasami udawa³o siê jej oszukaæ zimno i g³ód. Usypia³a. Najczêciej jednak po prostu le¿a³a bezsennie, ze wszystkich si³ niena- widz¹c wioski na skraju puszczy. Ale nie dzisiejszego wieczora, pomyla³a. Zawêdrowa³a ju¿ g³êboko w puszczê i drzewa zgêstnia³y tak dalece, ¿e pomiê- dzy ga³êziami jode³ i buków widzia³a jedynie strzêpy nieba usianego zimowymi gwiazdami. Na dnie lasu by³o zupe³nie ciemno. Tylko w wykrotach i nieckach z rzadka majaczy³y p³aty starego niegu. Wyczuwa³a jeszcze pod stopami w¹t³¹ bruzdê dró¿ki, ale tê zna³a po prostu zbyt dobrze, by siê zgu- biæ. W ka¿dym razie nie przed trzeci¹ polan¹, gdzie sta³ sa- motny wi¹z. Podobno pomiêdzy jego korzeniami pochowa- no króla, jednego z wielu królów, którzy wyruszyli uk³adaæ siê z lenym ludem. Dawno temu, gdy wojna nie rozgorza³a jeszcze na dobre i królowie nie mordowali siê miêdzy sob¹, kto z jego wity przebi³ go sztyletem, gdy pomiêdzy drze- wami pojawili siê pierwsi z wilczych wojowników. Zanim wieniacy wyt³umaczyli dzieciom, ¿e nie nale¿y siê bawiæ z bladoskórym odmieñcem ze spalonej gospody, Chiara wspina³a siê na konary wi¹zu z Bordonem, synem bednarza. I zdawa³o im siê, ¿e pod chropaw¹ kor¹ s³ysz¹ odleg³e bicie serca. Chiara wyobra¿a³a sobie wówczas, ¿e król wcale nie umar³, tylko pi w ko³ysce korzeni, czekaj¹c a¿ kto przywo³a go na nowo. I ¿e pewnego dnia odnajdzie sposób, aby go obudziæ murawa otworzy siê niczym wro- ta i w³adca wyjdzie prosto na polanê wyg³adzon¹ miesiêcz- nym wiat³em. Król z legendy, wysoki i szarooki, z nagim mieczem w rêku i w p³aszczu z purpury narzuconym na sta- lowy puklerz. T o by³a niepokoj¹ca myl, kiedy sz³a po- przez polanê i zmarzniête wiechcie trawy chrzêci³y pod jej stopami, a zimowe nie- bo by³o pe³ne gwiazd. Nigdy wczeniej nie zapuci³a siê noc¹ równie g³êboko i pusz- cza jawi³a siê jej dziwnie odmieniona. Nazbyt cicha: stuk chodaków Chiary rozlega³ siê rozg³onie jak bicie siekier na porêbie. Karczowisko zosta³o jednak daleko w tyle, wylud- nione i spokojne. W podobnej godzinie mog³a nañ spotkaæ tylko duchy drwali przygniecionych padaj¹cym drzewem, ci za nie przera¿ali jej nadmiernie. Martwi drwale, pomyla³a z nag³ym zdziwieniem, wilczy wojownicy, którzy porywaj¹ z wiosek miertelne dzieci, czy elfi w³adcy ukryci pod tafl¹ jeziora. Ani nikt inny spomiêdzy lenego ludku. W tej rzeczy tak¿e ró¿ni³a siê od wiejskich dziewcz¹t. Nie ucieka³a z piskiem, kiedy przypo³udnica krêci³a w tanecz- nym wirze bicze na piasku drogi, i bez lêku rozgarnia³a pê- dy dzikich ró¿, by zaczerpn¹æ wody ze ród³a lenych bogi- nek. I w przeciwieñstwie do wieniaczek nie umia³a znaleæ doæ grzybów, miodu dzikich pszczó³ i wiewiórczych zapa- sów. Na dnie koszyka przetacza³o siê zaledwie kilka zeschniê- tych jagód jarzêbiny i dzikiej ró¿y. Wiedzia³a, ¿e matka wymieje j¹ bez mi³osierdzia na widok równie nêdznego znaleziska, ale ptaki obra³y krzewy ze starych owoców, a mrozy nie ust¹pi³y jeszcze na dobre i pomiêdzy p³atami niegu widzia³a tylko pierwsze s³abe pêdy przebiniegów. Mog³a najwy¿ej nazbieraæ drew na opa³ oczywicie, je- ¿eli wróci przed witem, gdy¿ wójt nie powinien siê dowie- dzieæ, ¿e znów krad³a chrust w królewskim lesie. Dawniej przymyka³ oko, bo przeladowanie trzech samotnych kobiet nie by³o godnym zajêciem, ale tej zimy rzeczy bardzo le toczy³y siê we wiosce. Wiêksz¹ czêæ zbiorów poborcy wy- wieli do zamku na wy¿ywienie armii. Wnet jednak wysz³o na jaw, ¿e i tego nie jest doæ, wiêc odebrano im wiêcej wor- 5
6 ków ziarna, grochu i soczewicy, a potem jeszcze trochê, a¿ musieli odmawiaæ sobie ka¿dego kêsa chleba. Wraz z pierwszym mrozem na osadê spad³ oddzia³ wojska. Poniewa¿ nie pozosta³o wiele dobytku do zrabowania, po- wiesili kilku wieniaków na ostrokole, podpalili parê do- mostw i odjechali, uwo¿¹c dwie dziewczyny zbyt g³upie, by przytaiæ siê w ukryciu. Chiara, która przesiedzia³a ca³¹ na- paæ w beczce pod przegni³¹ naci¹ i liæmi rzepy, za- stanawia³a siê, czy przypadkiem zbrojni nie s¹ l¿ejszym lo- sem od g³odowej mierci. I czy nie powinna by³a b³agaæ królewskich jedców, aby zabrali j¹ ze sob¹ precz, daleko od wypalonej gospody. M atka przeklê³aby j¹ za podobn¹ myl. Chiarze wydawa³o siê, ¿e matka w³anie odleg³ego w³adcê obarczy³a win¹ za mieræ ojca ostatecznie sp³on¹³ z powodu zaciê¿ników, któ- rzy nosili królewsk¹ barwê i herb gryfa. Nie, ¿eby rozmawia- ³a o tym kiedykolwiek z Chiar¹. Ale dziewczyna widzia³a, jak jej twarz odmienia siê, kiedy przez wioskê ci¹gn¹ wojow- nicy z gryfem wymalowanym na tarczach. Zamyka³a okien- nice i wynajdowa³a Chiarze najdziwniejsze zajêcia, aby i ona pozosta³a w ciemnej izbie, póki ostatni z jedców nie minie ostroko³u. Co jeszcze bardziej utwierdza³o wieniaków w przekonaniu, ¿e obie kryj¹ siê przed królewskim prawem z powodu wymordowanych w gospodzie wêdrowców. Chiara wzruszy³a ramionami. Nie wierzy³a, aby pan z odleg³ego zamku wiedzia³ cokolwiek o losie ober¿ysty, któ- ry pewnej nocy podpali³ swoj¹ gospodê z powodów, których nikt nie potrafi³ odgadn¹æ. Podobne rzeczy dzia³y siê podczas wojny i ¿adna z nich nie mog³a sk³oniæ w³adców, aby przesta- li siê nawzajem zabijaæ. Choæ kiedy ich powstrzymano. A uczyniono to w podobnym miejscu na skraju puszczy i na sposób dziwniejszy od wszelkich sekretów spalonej gospody. Antonia, najm³odsza córka króla, pewnego zimowego zmierzchu wysz³a z zamku z koszykiem pe³nym chleba, który zwyk³a rozdzielaæ pomiêdzy ubogich. Uczyni³a to wbrew zakazowi ojca, który by³ cz³owiekiem surowym i nieskorym do mi³osierdzia. Wiêc kiedy stra¿nicy zatrzyma- li j¹ przy bramie, pytaj¹c, co skrywa w koszu, odpar³a, ¿e nic prócz bia³ych ró¿, które zamierza rzuciæ w lene ród³o dla przeb³agania boginek i aby minê³a zima. Sk³ama³a, lecz skoro stra¿nicy zajrzeli do kosza, w rodku znaleli jedynie narêcze ró¿ bia³ych jak nieg. W zamkowym ogrodzie nie by³o podobnych krzewów, zreszt¹ ¿aden z nich nie kwit³ pod niegiem. Wiêc sam król, podejrzewaj¹c podstêp i ¿e córka wystawia go na pomiewisko, za¿¹da³, aby jeszcze tej nocy zanios³a kwiaty do lenego ród³a. A królewna uczy- ni³a, jak rozkaza³. wiêta Antonia Od Ró¿, która powstrzyma³a wojnê. Nikt nie wiedzia³, co wydarzy³o siê w lesie. I nikt nie zo- baczy³ wiêcej królewny. Ludzie mówili póniej, ¿e wodne boginki poprowadzi³y j¹ w g³¹b ród³a, gdzie w kryszta³owych dworach mieszkaj¹ elfi panowie. A poniewa¿ królewna mia³a kosz pe³en bia- ³ych ró¿ i poniewa¿ elfi pan pragn¹³ j¹ zatrzymaæ, obiecano wype³niæ jej ¿yczenie. Jedno, jedyne ¿yczenie, które zapro- wadzi³o j¹ tak daleko. Nastêpnej wiosny armie spotka³y siê pomiêdzy czterema pagórkami. Król da³ znak. Sta³ jednak blisko lasu, a cieñ drzew siêga³ jego stóp i moc puszczy by³a wystarczaj¹co sil- na, by elfi pan móg³ wype³niæ obietnicê. Dlatego zanim jeszcze armie star³y siê na wiosennej trawie i zanim zadano pierwsz¹ ranê, miecze zakwit³y bia³ymi ró¿ami. Co do jed- nego. Miecze, bitewne topory o podwójnym ostrzu, sztyle- ty, mizerykordie i pa³asze. Wszystkie zmieni³y siê w pêdy ró¿ pokryte bia³ymi kwiatami. Tak zakoñczy³a siê wojna. Pierwszy i najwiêkszy z cudów wiêtej Antonii Od Ró¿. Babka powiedzia³a Chiarze, ¿e na miejscu tamtej bitwy wci¹¿ mo¿na ogl¹daæ spl¹tan¹, kol- czast¹ gêstwê krzaków, które z czasem wyros³y z ró¿anych pêdów. A w wiosenne wiêto dziewczêta nadal rzuca³y do lenych strumieni bia³e ró¿e, ca³e narêcza wie¿o rozkwit- ³ych ró¿. I nawet w najnêdzniejszej osadzie ka¿da z nich chcia³a byæ Antoni¹, ci¹æ pierwszy kwiat i poprowadziæ ta- neczny korowód na wioskowym placu. Chiarze nigdy nie przypad³ ten zaszczyt, choæ zna³a wszystkie cie¿ki prowadz¹ce do ród³a boginek i nie raz porani³a sobie rêce w gêstwie ró¿anych krzaków na jego brzegu. No, ale nie urodzi³a siê w ¿adnej z wioskowych cha- ³up, a wspomnienie spalonej gospody sprawia³o, ¿e jej czar- ne oczy i w³osy ciemne jak smo³a traci³y wszelki powab w oczach wieniaków. Nie rycz, g³upia! powiedzia³a szorstko matka, kiedy przed rokiem Chiara wyp³akiwa³a swoj¹ ¿a³oæ w k¹cie cha- ty. Oby nie ci¹gnê³a na siebie czego gorszego, ni¿ roz- czarowanie w rzeczy p³ochej i bez znaczenia. Bo nigdy nie by³o elfiego pana, ani kryszta³owego pa³acu po drugiej stro- nie lenego ród³a. Sam król poprowadzi³ córkê g³êboko w puszczê, a¿ do siedzib lenego ludu i najg³êbszych róde³ mocy, choæ opiera³a siê i b³aga³a go o zmi³owanie. Ale woj- na trwa³a bardzo d³ugo i na wiecie pozosta³o niewiele mi- ³osierdzia, wiêc król zabi³ j¹ na brzegu ród³a, pomiêdzy krzakami bia³ych ró¿. Krew dziewczyny sp³ynê³a w wodê i sprawi³a, ¿e leny lud wys³ucha³ w³adcy. W samym sercu bi- twy miecze jego nieprzyjació³ zmieni³y siê w ró¿ane pêdy i a¿ po zmierzch mordowano bezbronnych pomiêdzy cztere- ma pagórkami na brzegu puszczy. Tym w³anie by³ cud wiêtej Antonii. Chiara zatka³a wtedy uszy i wybieg³a z chaty. Byæ mo¿e matka by³a kiedy inna, ale mieræ ojca odmieni³a j¹ bezpo- wrotnie i nie umia³a cierpieæ radoci, choæby najmniejszej i dawno minionej. Nie uwierzy³a jej. Ani w jedno s³owo. I pomimo przestróg coraz g³êbiej zapuszcza³a siê w puszczê. Jednak teraz, na brzegu lenego ród³a, które nie zamarza- ³o nawet porodku zimy, nie by³a ju¿ taka pewna. W³aciwie nie by³a ju¿ pewna niczego. Krzaki ró¿ by³y pokryte bia³ymi kwiatami. Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl
www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e 7 C hiara zatrzyma³a siê, nie mog¹c uwie- rzyæ, ¿e dotar³a a¿ tutaj. Szeroko otwar- tymi oczyma wpatrywa³a siê w nie¿no- bia³e kwiecie. Drobne przyprószone niegiem kwiatki po³yskiwa³y poród spl¹tanych ga³¹zek. Jak gwiazdki na zimowym, czarnym nie- bie i nagle lene ród³o wyda³o siê Chiarze ca³kiem obce. Nierealne i ró¿ne od wiata poza krawêdzi¹ puszczy. Sier- miê¿nego wiata pe³nego potyrpywañ, kuksañców, k³ótni i z³orzeczeñ. Twarzy nabrzmia³ych z³oci¹, krzyków i ur¹- gañ. Tutaj by³ jedynie odwieczny las. Mrok. Cisza. Ukojenie. I ró¿e. Kwiaty wiêtej Antoni Od Ró¿. Marzy³a o tym miejscu od zawsze, odk¹d pewnego listo- padowego wieczora babka pierwszy raz opowiedzia³a jej tê historiê. Chiara mog³a jej s³uchaæ bez koñca. Pragnê³a odnaleæ ród³o i ¿eby wszystko co do joty by³o jak w zas³yszanej od babki opowieci. Wprawdzie teraz nie umia³a zgadn¹æ, co stanie siê z ni¹ dalej, ale nie ba³a siê. Kiedy przymknê³a oczy, zobaczy³a przed sob¹ twarz bab- ki z jej dobrymi, bladoniebieskimi oczyma. róde³ko ci- chutko zaszemra³o i zabulgota³o, a krêgi na wodzie z wol- na stawa³y siê szersze i szersze i przez moment Chiara mia³a z³udzenie, ¿e pragnie wyjawiæ jej jaki sekret. Po- chyli³a siê nad powierzchni¹ wody jakby chc¹c zajrzeæ do rodka tajemnicy. Ale zamiast tego ujrza³a tylko swe odbi- cie twarz podlotka, ale i po trosze m³odej kobiety. Znów przypomnia³a snute pónymi wieczorami opowieci babki o wodnikach, utopcach, rusa³kach, elfich panach i wojsku pi¹cym kêdy na dnie jeziora. ¯adnej z nich nie znali okoliczni ch³opi i Chiara pamiêta³a wieczory, kiedy ich ma³¹ izbê wype³ni³a ci¿ba ludzi, którzy ciekawi opowie- ci przyszli s³uchaæ bajañ starej Gentile. Rozsiadali siê gdzie mogli, na przyzbie, zydelkach, ³awie u sto³u, podpie- rali g³owy na ³okciach, a babka siedzia³a w k¹cie i dzierga- j¹c misterne koronki snu³a opowieci, jakby przyniesione ¿ywcem z innych krain. Sk¹d one by³y, nikt nigdy jej nie za- pyta³. Bo i po co to by³o wiedzieæ. Zabra³a tê tajemnicê ze sob¹ do grobu. Dziewczynie zrobi³o siê nieswojo. Z zapachem ró¿ miesza³ siê coraz mocniejszy zapach wodorostów. Antonio... Antonio od Ró¿... wyszepta³a, nachylaj¹c siê nad kwiatami. Powiedz jak to by³o. To przecie¿ musia- ³o byæ tak jak opowiada³a babcia. Powiedz... powiedz... Nagle wyda³o siê jej, ¿e wszystko wokó³ zaczyna wirowaæ. Coraz szybciej i szybciej. Kwiaty ulatywa³y do nieba mie- szaj¹c siê tam wysoko z gwiazdami, a gwiazdy lecia³y na ziemiê, wpadaj¹c z coraz dononiejszym pluskiem do czar- nej toni róde³ka. Szybciej i szybciej woda w róde³ku, gwiazdy, drzewa, kwiaty... Chiaro... Chiarooo gdzie wysoko wirowa³ dwiêk jej imienia. A potem, w jednej chwili wszystko ucich³o i zespokojnia- ³o. Z trudem otwar³a oczy. Powoli, bardzo powoli. Nie pa- miêta³a niczego. Jak przez mg³ê spostrzeg³a dwoje wpatrzo- nych w ni¹ z uwag¹ bladoniebieskich renic. Stara kobieta o twarzy przeoranej bruzdami pochyla³a siê troskliwie nad dziewczyn¹. Babciu! krzyknê³a odruchowo Chiara, bo przez chwilê zda³o jej siê, ¿e to Gentile siedzi przy jej ³ó¿ku. Stara kobieta umiechnê³a siê delikatnie i pog³adzi³a j¹ po twarzy. D³oñ mia³a miêkk¹ i aksamitn¹. Nie bój siê powiedzia³a. Bezszelestnie, niemal unosz¹c siê w powietrzu podesz³a do komina, gdzie sta³y garnki z gotuj¹c¹ siê straw¹. Zamie- sza³a w nich drewnian¹ kopyci¹; smakowita woñ polewki miesza³a siê z zapachem zió³, powi¹zanych w pêczki i su- sz¹cych siê wszêdzie na cianach i pod powa³¹. Tak, teraz Chiara dostrzeg³a, ¿e staruszka nie by³a a¿ tak po- dobna do babki. Mo¿e tylko trochê jej twarz. Nie, pomyla³a Chiara. Chyba nie. Tak do ostatka nie by³a jednak pewna. P rzygarbiona kobieta wci¹¿ uwija³a siê przy kuchni, a jej postaæ wyda³a siê Chiarze po- bru¿d¿ona i poskrêcana niczym pnie drzew w lesie ko³o róde³ka. Nawet w ciemnej izbie od staruszki bi³ nieznaczny zielonkawy cieñ. Jak mech na starych drzewach, pomyla³a Chiara, przypo- minaj¹c sobie opowieci o lenych ludziach, którzy porasta- li mchem niczym g³azy i pnie. Jedno co do niej nie pasowa- ³o, to sposób w jaki siê porusza³a. Chiarze wydawa³o siê, i¿ raczej p³ynie, czy frunie ni¿ idzie. Staruszka siêgnê³a po gliniany garniec. Och westchnê³a cichutko Chiara, która od mierci ojca nie zazna³a w domu dostatku. Jedz, Chiaro zdawa³y siê mówiæ dobre oczy staruszki, kiedy znów przysiad³a na skraju pos³ania z mis¹ na kola- nach. Pod jej spojrzeniem Chiara odwzajemni³a umiech i je- dz¹c, poczê³a rozgl¹daæ siê po izbie. Wszystko spowija³ pó³- mrok; jedynie przez maleñkie okienko w rogu izby s¹czy³a siê stru¿ka bladego wiat³a. Sprzêtów w chacie prawie nie by³o. Jeden z rogów zajmowa³ okaza³y piec. Na ³awie obok siedzia³ czarny kocur i wpatrywa³ siê w Chiarê swymi ta- jemniczymi lepiami, mrucz¹c co po swojemu. Za piecem,
Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl8 w zaciszu i cieple, paj¹ki gêsto rozsnu³y delikatne nici. Dru- gi róg izby zajmowa³a kuchnia, zastawiona przeró¿nymi garnkami, dzie¿ami i misami. C hiara poczu³a wyranie, ¿e prócz woni strawy w powietrzu unosi siê jeszcze co nieznaczny, przemieszany z innymi wo- niami zapach, który pamiêta³a znad ró- de³ka. By³a pewna, ¿e to aromat ró¿, i ogarnia³a j¹ coraz wiêksza ciekawoæ. Ju¿, ju¿ mia³a otwo- rzyæ usta i zapytaæ staruszkê, gdy ta, jakby wyczuwaj¹c jej intencje, uprzedzi³a pytanie. Chod, moja droga, przygotujemy strawê dla tych, którzy jej potrzebuj¹ rzek³a i na nowo zakrz¹tnê³a siê po izbie. Siêgnê³a do k¹ta po wiklinowe kosze i zaczê³a w nich uk³adaæ dopiero co wyjête z pieca, wielkie, pachn¹- ce chleby. Omieæ, moja droga, izbê rzuci³a w stronê Chiary. Dziewczyna ¿wawo ruszy³a do pracy. A kiedy skoñczy³a, odstawiwszy miot³ê, obejrza³a siê w stronê koszy i...... onie- mia³a. W ka¿dym z nich na wielkich bochnach, le¿a³y ga- ³¹zki bia³ych jak nieg, odurzaj¹cych woni¹, ró¿. Zanim jed- nak zd¹¿y³a cokolwiek pomyleæ i zapytaæ staruszkê, kto gwa³townie za³omota³ do drzwi.
9 S taruszka unios³a g³owê i spojrza³a w stronê drzwi, a gdy stukanie sta³o siê bardziej natar- czywe, Chiarze zda³o siê, ¿e bladoniebieskie oczy pociemnia³y nieco, a cieñ u jej stóp po- g³êbi³. Otwórz¿e kobieto da³ siê s³yszeæ stanowczy mêski g³os, pobrzmiewa³y w nim jednak b³agalne nuty. Najwyra- niej gospodyni wyczu³a je, bo podesz³a do drzwi i uchyli³a je nieco. Czego tu? zapyta³a, a jej g³os nie by³ ani odrobinê tak ciep³y i mi³y, jak wówczas, gdy odzywa³a siê do Chiary. Przypomina³ raczej starczy skrzek zniedo³ê¿nia³ej wiedmy. Pani moja niedomaga mocno. Pomó¿ dobra kobieto! by³a w tym zdaniu proba, ale Chiara dos³ysza³a te¿ nie- wypowiedziany rozkaz. Wyci¹gnê³a szyjê, aby dostrzec, kto stoi za drzwiami, ale staruszka zas³ania³a skutecznie widok. Teraz to ja dla Ciebie dobra kobieta, hê? A jak z gospo- d¹ sprawa by³a, to mnie wilkami swymi straszy³. Nie taka ja znowu stara, pamiêtam dobrze gderaj¹c ju¿ bardziej do siebie ni¿ do niego, staruszka wycofa³a siê w g³¹b izby, wreszcie ods³aniaj¹c Chiarze przybysza. Wysoki, nawet bardzo, nie by³ ubrany jak ludzie, których zna³a. Nie by³ te¿ do koñca cz³owiekiem. Jednak nie przy- odziewek, ani elfia postaæ, sprawi³y, ¿e Chiara sta³a jakby j¹ kto w kamieñ zmieni³, boj¹c siê ruszyæ choæby palcem. El- fi pan patrzy³ na ni¹ z³ocistymi renicami, takimi samymi, jak u wilka, który siedzia³ u jego stóp. Obaj nie okazywali ¿adnych oznak zdziwienia jej obecnoci¹. Obserwowali j¹ z obojêtnoci¹, która mrozi³a dziewczynie krew w ¿y³ach. Pewnie z równ¹ obojêtnoci¹ zabiliby j¹, gdyby zasz³a po- trzeba. Chiara wyczu³a to od razu. Staruszka zebra³a z izby zio³a do starej, p³óciennej tor- by, kosz z bochnami chleba i spojrza³a ciemnymi oczami na dziewczynê. Gdzie na granicy jej wzroku tli³ siê gniew. Chod Chiaro, nie mamy wiele czasu. Wskaza³a na po- zosta³e kosze i wysz³a przed dom. Ze wzrokiem utkwionym w zwierzêciu Chiara podnios³a ostro¿nie pozosta³e kosze, ale brak³o jej odwagi, by przejæ ko³o wilka. W tym momencie zwierzê i elf, ruszyli za ko- biet¹ zostawiaj¹c przera¿onej dziewczynie woln¹ drogê. Ru- szy³a niepewnie za nimi. Sprawa z gospod¹, z nasz¹ gospod¹? Co tam siê sta³o? myla³a gor¹czkowo spozieraj¹c to na dziwn¹ trójkê, to na ró¿e le¿¹ce poród chleba. Takie same kwit³y na naszym ganku podpowiedzia³o niespodziewane wspomnienie. Z anim jednak zdo³a³a ogarn¹æ to wszystko, znaleli siê na polanie. Rozejrza³a siê nie- przytomnie i zamruga³a oczami. Polana z wi¹zem! Pod wi¹zem rysowa³ siê jaki kszta³t. Król! pomyla³a sko³owana zupe³nie tym co siê wokó³ niej dzia³o, babcinymi legenda- mi i w³asnym ¿yciem sponiewieranym przez dziwne zdarze- nia. Ale pod drzewem le¿a³ kto inny. Wilk. Zawiedziona Chiara z westchnieniem po³o¿y³a kosze na zmarzniêtej zie- mi. Tymczasem elfi pan ukl¹k³ przy le¿¹cym wilku i sta- ruszka zrobi³a to samo. Chiara przyjrza³a siê lepiej. Wil- czyca wyszepta³a z niechêci¹, przypominaj¹c sobie szko- dy wyrz¹dzone tego roku we wsi. Nie ba³a siê wilków bar- dziej ni¿ ludzi, ale nie podoba³o jej siê to, co zrobi³y z wio- skowym koniem. Nawet, jeli ona by³a tam tylko bladoskó- rym odmieñcem. Twoja Pani bêdzie ¿y³a powiedzia³a surowo zielarka i wyjê³a przygotowane zio³a. www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e
Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl10 Dlaczego ona siê tak gniewa? pomyla³a Chiara i jed- noczenie dotar³o do niej co innego: Pani! Wilczyca to jego Pani! Chiaro, ustaw kosze na rodku polany i schowaj siê po- miêdzy drzewami. A Ty we sw¹ Pani¹ do twego królestwa. Nie trzeba jej teraz wiêcej zmartwieñ ni¿ jej zdrowie. Elf skin¹³ pos³usznie g³ow¹ i bez s³owa oddali³ siê z jednym wilkiem na rêkach, drugim u boku. Chiarze wyda³o siê dziwne, ¿e to wilk prowadzi, a mê¿- czyzna idzie pos³usznie za nim. ¯ywo dziewczyno, czy nie s³ysza³a, co mówi³am? gderliwie zawo³a³a na ni¹ staruszka i nagle, jakby przypo- mnia³a sobie, z kim rozmawia, jej oczy pojania³y Nie bój siê, nie stanie Ci siê krzywda, chod. Ruszy³y obie w stronê drzew, a g³os staruszki znów by³ ciep³y i dwiêczny. Mimo to Chiara poczu³a ciarki strachu przebiegaj¹ce jej po plecach. Posz³a jednak za kobiet¹, nie wierz¹c ju¿ tak bardzo w ciep³o jej g³osu i na otuchê przy- wo³a³a w pamiêci obraz babci. Zaraz jednak spotka³a bystre spojrzenie koloru b³êkitu badawczo zagl¹daj¹ce w jej czar- ne oczy. Zna³am twoj¹ babkê powiedzia³a cicho staruszka, gdy schowa³y siê za drzewem. Znam te¿ Ciebie, lepiej ni¿ przypuszczasz... przerwa³a, nagle nas³uchuj¹c w ciszy i przyk³adaj¹c pomarszczony palec do ust. Chcia³a wiedzieæ, jak by³o wyszepta³a cichutko zie- larka, ale Chiarze zda³o siê, ¿e jej g³os pobrzmiewa g³êbo- kim tonem przepowiedni i wystraszona ba³a siê poruszyæ. Patrz teraz i s³uchaj, a dowiesz siê o tym, o czym chcia- ³a wiedzieæ. Ale pamiêtaj, jeli Oni ciê zobacz¹, lub us³y- sz¹, moja moc Ciê nie ochroni. S³owa pada³y ciê¿ko i dziewczyna chcia³a krzyczeæ, ¿e nie, ¿e nie chce ju¿ nic wiedzieæ, zrozumia³a jednak, ¿e jest ju¿ za póno, nie od- wróci czasu. Dr¿¹cymi rêkoma objê³a wiêc drzewo i wychyliwszy siê tyle tylko, by widzieæ polanê, stara³a siê zapomnieæ o dziw- nej kobiecie za jej plecami. Powoli dr¿enie strachu zast¹pi- ³a ciekawoæ. Polana z wi¹zem o¿y³a. B ia³e ró¿e wypuci³y pêdy, oplot³y wiklino- we kosze drobnymi giêtkimi ga³¹zkami. Chiarze wyda³o siê, jakby czas przyspie- szy³. Wszêdzie wokó³ siebie widzia³a wie- ¿¹ zieleñ. W jednej chwili drzewa i krzewy poczê³y siê rozrastaæ, tworz¹c nieprzebyty g¹szcz, a ga³êzie drzew wygiê³y siê i splot³y nad polan¹ w jeden zamkniêty kr¹g. Pojedynczy ró¿any pêd podpe³z³ do pnia samotnego wi¹- zu i zacz¹³ go oplataæ. Zaledwie jednak dotkn¹³ pomar- szczonej kory, korzenie potê¿nego drzewa wypiêtrzy³y siê i przebi³y zamarzniêt¹ ziemiê. Przera¿ona dziewczyna do- strzeg³a ogromn¹, poroniêt¹ brunatnym mchem p³ytê, któ- ra poruszy³a siê, ods³aniaj¹c podziemny korytarz. W jego g³êbi b³yska³y wiat³a. Pochodnie pomyla³a Chiara albo wilcze oczy. Zanim jednak zdo³a³a rozstrzygn¹æ, z podziemia wyszed³ elf. Strzepa³ piach z mocno ju¿ zu¿ytego ubrania, poprawi³ ³uk i ko³czan na plecach. Za nim powoli wysypywali siê ko- lejni ³ucznicy, wychudli i w tak nêdznym odzieniu, ¿e jedy- nie pob³yskuj¹ce w mniej przetartych miejscach z³ote nitki i bogato zdobione ko³czany zdradzi³y Chiarze, kto napraw- dê przyby³ na wezwanie ró¿ i chleba. Nie mia³a jednak cza- su zastanawiaæ siê nad darami staruszki, poniewa¿ jej wzrok przyci¹gn¹³ jeden z przyby³ych wysoki, w purpurowym p³aszczu i z mieczem u boku. To musi byæ w³adca pomyla³a. Król upiony w ko- rzeniach wi¹zu wreszcie siê przebudzi³! Ze wstrzymanym oddechem patrzy³a, jak podchodzi do wiklinowych koszy. Delikatnie, jakby z obaw¹ dotkn¹³ jed- nego ze nie¿nobia³ych kwiatów. ¯aden z jego towarzyszy nie wypowiedzia³ ni s³owa, ale zdumiona Chiara spostrzeg- ³a, ¿e na ziemiê spadaj¹ martwe, zesch³e i po¿ó³k³e p³atki. W d³oniach elfiego pana zielone pêdy zwinê³y siê i poczer- nia³y jak popió³. Dziewczyna wychyli³a siê odrobinê, by zo- baczyæ, jak spomiêdzy drzew powoli wychodzi ku elfom potê¿ny wilk. Zwierzê tr¹ci³o pyskiem ramiê klêcz¹cego mê¿czyzny, delikatnie poliza³o jego puste palce i Chiarze wyda³o siê, ¿e jest to szara wilczyca, któr¹ wczeniej ogl¹- da³a w chacie staruszki. Nie tak ³atwo zas³u¿yæ na przebaczenie wiêtej Antonii od Ró¿ dziewczyna us³ysza³a za sob¹ szept starej kobiety. E lf w milczeniu skin¹³ na ³uczników, którzy podnieli kosze i zniknêli z nimi pod korze- niami wi¹zu. W chwilê póniej polana wy- gl¹da³a tak jak wtedy, gdy Chiara k³ad³a na niej kosze z chlebem, znów ciemna, cicha i bardzo zwyczajna. Dziewczyna powoli przyklêk³a na rod- ku polany: korzenie wi¹zu tkwi³y g³êboko pod ziemi¹, a wród zamarzniêtej darni nie widzia³a nawet najdrobniej- szego ladu elfów. Gdyby nie zeschniêty pêd bia³ych ró¿ le-
¿¹cy u stóp drzewa, uz- na³aby to wszystko za przywidzenie. Mimo- wolnie ujê³a w palce martw¹ zeschniêt¹ ga- ³¹zkê ró¿y i wsunê³a j¹ za pazuchê. Dzisiejszej nocy jest nów ksiê¿yca powie- dzia³a cicho starusz- ka. Ale oni jeszcze nie wróc¹ do swej pierwot- nej, zwierzêcej postaci. Jak to zwierzêcej po- staci? wykrzyknê³a Chiara, wstrz¹niêta, ¿e jej wymarzony w³adca mia³- by okazaæ siê kim zgo³a odmiennym od dobrego króla zasztyletowanego przez zdradzieckie s³ugi. Widaæ wci¹¿ tli siê w nich odrobina ¿¹dzy za- bijania i nienawiæ do lu- dzi wyjani³a staruszka A dopóki jej nie przez- wyci꿹, nie odzyskaj¹ swej drugiej natury i nie powróc¹ pomiêdzy swo- ich. Ani on, ani ¿aden z je- go wity. ¯aden z tych, który niegdy wyruszyli pod ten wi¹z na spotkanie ludzkiego króla. To on nie jest kró- lem? wykrztusi³a Chiara. Oczywicie, ¿e jest królem. Jest królem elfów odpar³a spokojnie staruszka. Pierwszym, który z³ama³ obietnicê dan¹ wiêtej Antonii. Dlatego nie mo¿e odzyskaæ wilczej postaci, a póki nie zwalczy nienawici w swym sercu, jego pani pozostanie wilczyc¹. A kosze? spyta³a niepewnie Chiara. Dlaczego mieli- by je zabraæ? Przecie¿ ani elfy ani wilki nie ¿ywi¹ siê chle- bem. Nie wolno im wiêcej przelewaæ krwi odpar³a starusz- ka. Ani jednej kropli, ludzkiej, czy zwierzêcej, a mój chleb... urwa³a i jej zapadniête oczy zapatrzy³y siê gdzie w ciemnoæ pomiêdzy drzewami. Tylko tej jednej nocy otwiera siê cie¿ka pomiêdzy korzeniami drzewa, a oni po- trzebuj¹ mojego chleba po co wiêcej, znacznie wiêcej, ni¿ dla zaspokojenia g³odu. Teraz jednak musimy iæ. Pani cze- ka, a nie pozosta³o nam wiele czasu doda³a. Opowiem ci po drodze ¿wawym krokiem ruszy³a cie¿k¹. -S³ysza³a o pierwszym cudzie wiêtej Antonii od Ró¿, prawda? spyta³a po chwili. Dziewczyna skinê³a g³ow¹. Kiedy elfy mia³y w³asny wiat ukryty w g³êbi puszczy, a ludzie swój ci¹gnê³a zielarka Ale z czasem ludzkie wanie coraz bardziej przeszkadza³y elfom. Zw³aszcza za gdy przenios³y siê na sam skraj lasu. Ku miejscom, gdzie scho- dzi siê kilka dróg. Tych na ziemi i tych po- dziemnych. Ku miej- scu, gdzie sta³a gospo- da Twojego ojca, Chia- ro przerwa³a na chwi- lê Elfiemu panu spo- doba³o siê ¿yczenie Antonii. I to ¿e wojna skoñczy³a siê, a ludzie przestali m¹ciæ spokój puszczy. Spodoba³a mu siê te¿ sama Anto- nia. W lubnym darze przyrzek³ jej, ¿e odt¹d nikt z jego ludu nie wy- korzysta wilczej natu- ry, aby wprowadzaæ nienawiæ poród ludzi. Odt¹d na brzechwach rzezano ró¿e, a strza³y wilczych wojowników nie mia³y przelewaæ ludzkiej krwi. Ale babka opowia- da³a, ¿e tak¹ strza³¹ zo- sta³ zabity na gociñcu w³adca z gryfem w herbie przypom- nia³a sobie Chiara. Orze³ jest szybszy ni¿ wilk rzek³a sta- ruszka ale wilk potrafi byæ bardziej przebieg³y. Niektórzy sporód elfów postanowili udowodniæ to panu, na którego sztandarach powiewa³ gryf drapie¿nie wysuwaj¹c orle pazu- ry. Zw³aszcza wtedy, gdy zbli¿a³ siê do rozstajnych dróg. Z³amali przysiêgê króla dan¹ Antonii. Nowy w³adca przy- bra³ postaæ wilczego wojownika i wraz ze swoj¹ stra¿¹ zabi³ ludzkiego króla spod znaku orlego pazura. ci¹gnêli na za- mieszka³ych tu ludzi rabunek, gwa³t i mordy. A na siebie gniew wiêtej Antonii, która nie przebacza z³amanych przy- si¹g. A na mojego ojca mieræ w p³omieniach. dopowiedzia- ³a Chiara. Staruszka zatrzyma³a siê i popatrzy³a smutno. Nie Chiaro, to z innego powodu wilki trzymaj¹ z daleka wieniaków od miejsca po spalonej gospodzie. A ober¿ê Twojego ojca podpali³am ja. Ale wtedy ju¿ nie ¿y³. www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e 11
Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl12 Z dumiona Chiara przystanê³a. Wiêc to nie mój ojciec podpali³ gospodê? Ale dlaczego zgin¹³? By³ takim dobrym cz³owiekiem... Twój ojciec nie by³ wcale cz³owiekiem, Chiaro. Zielarka sz³a dalej len¹ cie¿k¹. Po kilku krokach obejrza³a siê na skamienia³¹ z wra¿enia dziewczynê. Idziesz? Jak to? wykrzyknê³a Chiara. Wiêc kim by³?! Kim w takim razie ja jestem?! I czym by³a nasza gospoda, ¿e na- wet teraz wilki nie pozwalaj¹ siê do niej zbli¿yæ? Staruszka zawróci³a. Jej bladoniebieskie oczy spokojnie wpatrywa³y siê w czarne renice Chiary. Mówi³am ci, ¿e w karczmie twojego ojca zbiega³o siê wiele dróg, zarówno ludzkich, jak i tych lenych, nale¿¹cych do elfów. W³anie w tym niewielkim drewnianym budynku spotykali siê mieszkañcy dwóch s¹siednich wiatów, a zna- kiem pokoju panuj¹cego miêdzy dwiema rasami mia³y byæ bia³e ró¿e zasadzone przez elfi¹ królow¹, Eilan, pani¹ wil- ków. Pokój trwa³ d³ugo, lecz nie by³ wieczny. Elfi w³adca z³ama³ obietnicê dan¹ wiêtej Antonii i wypowiedzia³ woj- nê królowi spod znaku gryfa. Zabili go strza³¹ o lotkach bia- ³ych jak ró¿e, a pozbawieni pana wojownicy rozpierzchli siê po ca³ej okolicy w poszukiwaniu mordercy. To oni zabili twojego ojca, odkrywszy na strychu skrzyniê pe³n¹ strza³ o bia³ych lotkach i rzebionych brzechwach. Aby zapobiec dalszym mordom, spali³am gospodê. I ju¿ nigdy wiêcej elf z cz³owiekiem nie spotka siê pod jednym dachem. Staruszka zamilk³a. Sz³y dalej przez cichy las, a¿ w koñcu w oddali, pomiêdzy nagimi drzewami zamajaczy³y poczer- nia³e ruiny. Tylko kamienny murek, ogradzaj¹cy cie¿kê od lasu, sta³ nadal, prawie nienaruszony. Chiara dojrza³a w¹t³y ró¿any krzew, jedyny, który ocala³ z ró¿anego ogrodu jej matki. Pi¹³ siê w górê po stercie osmalonych cegie³, pomi- mo mrozu okryty bia³ymi p¹kami. A mo¿e to nie matka go zasadzi³a, pomyla³a z niepokojem, tylko tajemnicza wilcza w³adczyni o imieniu Eilan? W ciemnoci lasu zap³onê³y dwa wiate³ka. Wilcze oczy. Dlaczego wilki nadal tu przychodz¹? Chiara patrzy³a, jak z mroku wy³ania siê szara postaæ wilczycy. Z³otookie zwierzê podesz³o do krzewu i lekko tr¹ci³o py- skiem ma³y p¹czek ró¿y. Nagle rozb³ys³y bia³e, aksamitne p³atki i p¹k rozkwit³ w piêkny kwiat, który po chwili zwin¹³ siê, poczernia³ i rozsypa³ w drobny py³. Pozosta³a po nim je- dynie uschniêta ga³¹zka. Wilczyca podesz³a do staruszki i spojrza³a na ni¹ prosz¹- co. Jednak kobieta odsunê³a siê i niemal z ¿alem powie- dzia³a: Nie, Eilan. Przecie¿ wiesz, ¿e nie mogê nic dla ciebie zrobiæ, dopóki wiêta Antonia mu nie przebaczy. Wilczyca ze smutkiem odwróci³a siê i powoli znik³a w g³êbi puszczy. Czy to ona zasadzi³a tutaj ró¿e? spyta³a cicho Chiara. Tak. Biedna, nieszczêliwa Eilan. By³ to jej ostatni do- bry uczynek., bo póniej to w³anie Eilan doprowadzi³a do mierci tego króla, cz³owieka, choæ nie wiem z nie- nawici, czy z mi³oci. Doæ, ¿e Antonia ukara³a j¹ tak¿e, skazuj¹c na rozstanie z elfim w³adc¹. Eilan pozostanie uwiêziona w wilczej postaci, dopóki w sercu jednego bo- daj¿e elfa p³on¹æ bêdzie nienawiæ do ludzi. Czasami wy- daje mi siê... dziewczynie wyda³o siê, ¿e cos drgnê³o na dnie bladoniebieskich i bardzo starych oczu zielarki ¿e wycierpieli ju¿ dosyæ. Gdybym tylko mog³a, zdjê³abym z nich kl¹twê. Niestety, nie potrafiê. Staruszka potrz¹s- nê³a lekko g³ow¹, otrz¹saj¹c siê ze smutku i spojrza³a na Chiarê. Bo tego, moje dziecko, dokonaæ mo¿esz jedynie ty. Ja?! Chiara ze zdumienia przysiad³a na murku. Prze- cie¿ ja... Jestem zwyk³¹ dziewczyn¹, nie znam siê na magii! Nawet nie wiem jak tego dokonaæ! Ja tego te¿ nie wiem, choæ siê domylam. Zielarka wyg³adzi³a fa³dy spódnicy, jej rêce by³y br¹zowe i pomar- szczone niczym korzenie wi¹zu. Jednak nie mogê ci po- wiedzieæ. Sama musisz odgadn¹æ sposób i obudziæ w sobie dziedzictwo krwi. Krwi twojego ojca, który pochodzi³ z wilczego plemienia, i krwi twojej babki, prawnuczki jedy- nej córki Antonii. T o nie mo¿e byæ prawda, pomyla³a Chiara, nagle zbyt przera¿ona, by wypowiedzieæ choæby s³owo. To tylko sen, wiosenna go- r¹czka. Jednak jej palce, poznaczone szra- mami od ró¿anych kolców, by³y jasne i bardzo prawdziwe na tle osmalonych cegie³. Mimowolnie ujê³a zeschniêty pêd bia³ej ró¿y i poczê³a obracaæ go w pal- cach. Gdzie w g³êbi lasu przeci¹gle krzykn¹³ ptak, budz¹c j¹ z odrêtwienia. Dziewczyna podnios³a g³owê. Nad polami, daleko poza krawêdzi¹ lasu niebo zaczyna³o z wolna ja- nieæ w pierwszej zapowiedzi witu. Noc dobiega³a koñca, a ona nie wiedzia³a, co uczyniæ z t¹ dziwn¹ wiedz¹, któr¹ przywo³a³a w³asnym ¿yczeniem, wypowiedzianym na olep i bez namys³u. I wtedy spomiêdzy fa³d jej sukni wypad³a martwa ga³¹zka, któr¹ wziê³a z polany. Ujrzawszy oba pê- dy, poczu³a, ¿e jaka si³a potê¿na niczym zew wilczego sta-
da karze jej st¹d iæ. Natychmiast, zanim mrok rozwieje siê na dobre. Zerwa³a siê i, zawin¹wszy obie ga³¹zki w chustê, ju¿ w biegu krzyknê³a. Muszê spróbowaæ! Nie us³ysza³a odpowiedzi, nie obejrza³a siê nawet za sie- bie. Po prostu bieg³a najszybciej jak mog³a, pierwszy raz w ¿yciu nie rozpoznaj¹c ¿adnej z lenych cie¿ek. Jednak to, co j¹ prowadzi³o nakazywa³o popiech, wiêc bieg³a a¿ do utraty tchu, mimo ga³êzi bij¹cych j¹ po twarzy i cierni, próbuj¹cych rozerwaæ sukniê. W pewnej chwili zda³a sobie sprawê, i¿ obok i z ty³u b³yszcz¹ w mroku lepia wilków. Bieg³y z ni¹ przez leny g¹szcz niczym królewska wita, milcz¹ce i nieodgadnione. N agle zahaczy³a nog¹ o wystaj¹cy korzeñ drzewa i upad³a w g³êboki nieg. Gdy powoli unios³a g³owê, ujrza³a przed so- b¹ lene róde³ko, szemrz¹ce cicho. Zamar³a. Ponad ciemn¹, granatow¹ wod¹ unosi³y swe g³ówki bia³e kwiaty ró¿, ich s³odki, upojny zapach przenika³ mrone nocne powietrze. Noc zatoczy³a kr¹g, a ona znów by³a nad ród³em boginek. Ale tym razem wiedzia³a, co ma zrobiæ. www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e 13
Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl14 Z na³a przecie¿ te wszystkie opowieci, od- k¹d by³a ma³ym dzieckiem s³ucha³a podob- nych bani, opowiadanych przez Gentile z tajemniczym, ulotnym umiechem. Zna³a t¹ star¹ i prawie ju¿ zapomnian¹ tradycjê. I nie zdziwi³a siê wcale, gdy tu¿ nad ramieniem poczu³a ciep- ³y oddech szarej wilczycy. Bo nagle uk³adanka u³o¿y³a siê w jedno, tysi¹ce od³amków st³uczonego zwierciad³a powró- ci³o na swoje miejsca, ³¹cz¹c siê bez ladu zniszczenia. By³a pewna, absolutnie pewna, ¿e zdo³a dokonaæ tego, czego nie mog³y zrobiæ ani elfy, ani zielarka. Bo by³a z krwi Antonii, wiêtej Antonii Od Ró¿. Z³amana przysiêga i kl¹twa Antonii by³y jej dziedzictwem. I by³o nim te¿ przebaczenie. Mam racjê, prawda Eilan? odwróci³a siê w stronê wil- czycy, której z³ote oczy b³yszcza³y wród mroku puszczy. To by³o takie proste ka¿dej wiosny dziewczêta rzuca³y ca- ³e narêcza bia³ych, wie¿ych ró¿ do róde³. Tyle ¿e ¿adna z nich nie zna³a ukrytego sensu tej tradycji, nie domyla³a siê nawet znaczenia owego dziwnego, zwyczaju, który podobno pochodzi³ od lenego ludu. Który nie przypadkiem i nie bez celu przekazano ludziom. Poniewa¿ wilczy wojownicy mieli nadziejê, ¿e kiedy znajdzie siê kto z rodu Antonii, kto rzu- caj¹c do ród³a pierwsze ledwo rozkwit³e ró¿e, wypowie od- powiednie s³owa. Lecz gdy to siê nadal nie wydarzy³o, pomy- la³a Chiara, postanowiono zwabiæ mnie w to miejsce i dopil- nowaæ, bym wrzuci³a do wód jedynego w³aciwego róde³ka pierwsze narêcze jeszcze nie rozkwit³ych ró¿, które wypusz- czaj¹ swoje p¹ki na przednówku. I abym wypowiedzia³a od- powiednie ¿yczenie. Probê, która paæ mo¿e tylko z moich ust, z ust dziewczyny z jej krwi. A ja jestem ostatnia. Eilan... Zrobiê to. Zrobiê to dla was, jeli tylko zdo³am powiedzia³a nachylaj¹c siê nad wilczyc¹. Jeli tego w³anie oczekujecie. Ale tylko pod jednym warunkiem. ¯e potem bêdê wolna. Mocniej zacisnê³a d³onie na zeschniê- tych pêdach ró¿, po czym z wahaniem u³o¿y³a je na ziemi. Wilki wokó³ milcza³y wyczekuj¹co. Chiara zauwa¿y³a, ¿e Eilan z niepokojem spogl¹da na horyzont ponad lasem, któ- ry stopniowo jania³ i rozwietla³ siê zapowiedzi¹ brzasku s³oñce mia³o wzejæ lada chwila. Tylko tej jednej nocy otwiera siê cie¿ka pomiêdzy korze- niami drzewa..., Chiara przypomnia³a sobie s³owa staruszki. Nie pozosta³o wiele czasu, a kolce rozgarnianych przez ni¹ w popiechu ró¿ rani³y jej zdrêtwia³e z zimna i trwogi palce. Ba³a siê, czy kwiaty nie s¹ zbyt mizerne, lecz gdy przejecha- ³a krwawi¹cym palcem po zawiniêtym p¹ku, p³atki rozchyli- ³a siê i w jednej chwili trzyma³a w d³oniach pachn¹c¹, roz- kwit³¹ ró¿ê. T³umi¹c okrzyk zdziwienia post¹pi³a podobnie z ca³¹ reszt¹. Po chwili z narêczem nie¿nych kwiatów przy- klêk³a tu¿ nad krawêdzi¹ ród³a i pytaj¹co spojrza³a na wil- czycê. Ta tylko rzuci³a jej ponaglaj¹ce, z³ote spojrzenie i ra- zem z innymi uciek³a ku pobliskim drzewom. Chiara ostatni raz zanurzy³a twarz wród delikatnych bia³ych p³atków. ród³o by³o tak lodowata, ¿e gdy Chiara zanurzy³a w niej palce, dreszcz przebieg³ po jej plecach. Ale nie tylko dlatego. Po³yskuj¹ca srebrzycie woda unios³a kwiaty, wci¹gnê³a je g³êboko w toñ. Dziewczyna poczu³a jak przesycone ich zapa- chem powietrze miesza siê z coraz wyraniejsz¹ woni¹ wodo- rostów, jak zaczyna tê¿eæ i gêstnieæ niczym zaczarowane. Jak za pierwszym razem, gdy wypowiedzia³ swe ¿yczenie. Woda szumia³a, Chiarze wydawa³o siê, ¿e wszystko zaczy- na wokó³ niej wirowaæ, jednak nie chcia³a znów zapadaæ siê coraz g³êbiej w ten dziwny pó³sen. Gdzie z oddali s³ysza³a wycie wilków. Jeszcze chwilê, pomyla³a b³agalnie. Tylko jedn¹ krótk¹ chwilê. ¯ebym wiedzia³a. K¹tem oka spostrzeg³a wród mchu i przegni³ej darni jasno- w³os¹ kobietê, zauwa¿y³a jak z³oty blask rozwietli³ jej du¿e oczy w kszta³cie migda³ów. Nie zd¹¿y³a jednak zobaczyæ ni- czego wiêcej, gdy¿ mg³a ogarnê³a j¹ ze wszystkich stron. Zbudzi³o j¹ s³oñce wiec¹ce prosto w oczy. Ranek wsta³ ju¿ dawno, a p¹ki ró¿ b³yszcza³y w jasnym wietle. Jakby nic siê nie sta³o. Nic nie wiadczy³o o wydarzeniach po- przedniej nocy. Nic prócz dwóch pêdów bia³ych ró¿, które po³o¿y³a u ród³a zesz³ej nocy. Które wczoraj by³y zesc- hniête i martwe. A ona by³a wolna. Mog³a odejæ i zrobiæ, co zechce. Matka, pomyla³a, pojmuj¹c, ¿e byæ mo¿e nawet w wietle dnia zdo³a odna- leæ drogê do chatki zielarki, gdzie na dê- bowym stole pozosta³o kilka okruchów cu- downego, uzdrawiaj¹cego chleba. A ona? Teraz elfy zapew- ne zniszczy³y resztê dróg do swego królestwa, pomyla³a, a z gospody pozosta³y jedynie zgliszcza. Niech i tak bêdzie. Puszcza jest nieprzebyta. A zreszt¹ s¹ jeszcze targowe gro- dy w dole gociñca, groty krasnoludów wykute popod góra- mi i kamienne zamki wysoko na skalnych prze³êczach. Nie- ogarniêty wiat. wiat stoj¹cy przed ni¹, Chiar¹, otworem. Sz³a szybko lenymi cie¿kami, zrywaj¹c ga³¹zki z krza- ków ró¿, które rozkwita³y w jej d³oniach. Zatrzyma³a siê tyl- ko jeden jedyny raz, gdy spomiêdzy drzew dosz³o jej pozdra- wiaj¹ce wycie wilków. Zobaczy³a to co chcia³a zobaczyæ. Z³ote oczy w kszta³cie migda³ów b³yszcz¹ce w pó³mroku puszczy na wysokoci cz³owieka. K O N I E C