IXENA

  • Dokumenty1 316
  • Odsłony258 476
  • Obserwuję204
  • Rozmiar dokumentów2.2 GB
  • Ilość pobrań149 133

Brzezińska Anna - Chiara i róże

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :712.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

IXENA
EBooki
FANTASTYKA

Brzezińska Anna - Chiara i róże.pdf

IXENA EBooki FANTASTYKA Brzezińska Anna
Użytkownik IXENA wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 15 z dostępnych 15 stron)

Anna brzeziñska i gazeta.pL prezentuj¹: chiara i ró¿e Interaktywne opowiadanie fantasy ©AgoraSA www.gazeta.pl

Autorzy: Anna Brzeziñska Pawe³ Sajkiewicz Jolanta Kitowska Autorka o pseudonimie ”Herbata” Julia Dmytruk Katarzyna Musiolik ilustracje: bartek drejewicz Autorzy wyró¿nieni w konkursie: Jêdrek Burszta Marek Cieœlik Justyna Æwik Julia Dmytruk ”Herbata” Katarzyna Kosma³a Micha³ M³ynarski Rafa³ Mroczek Pawe³ Pacyna Dorota Panecka Agnieszka Szady Ola Paw³owicz Bogus³aw Sobala Justyna Szymañska Wyró¿nienia specjalne Justyna Æwik Julia Dmytruk Robert Filipkowski ”Ivinnon” Piotr Jaroszyñski Jolanta Kitowska ”Oterlin” £ukasz Pietrzok Piotr Rosó³ ”Zabarella” Podziêkowania: Magazyn Esensja – www.esensja.pl Magazyn ”Fantastycznie!” – sf.magazyn.pl Fantazin & Farenheit – fantazin.korba.pl Galeria S – www.jewelry.pl Wydawnictwo Gier Fabularnych ”Portal” – www.rpg-portal.pl Radiostacja – www.radiostacja.pl Magazyn Literacki ”Srebrny Glob” – www.srebrnyglob.pl Œl¹ski Klub Fantastyki – www.skf.from.hell.pl Valkiria – www.valkiria.net Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl2

www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e D opiero na skraju puszczy przypomnia- ³a sobie o wilkach. Obejrza³a siê. Pnie brzóz ledwie majaczy³y w mroku, a pasma mg³y snu³y siê gêsto w krzewi- nie. Wiedzia³a, ¿e nied³ugo nie spo- strze¿e pomiêdzy nimi wilka. Ani wilka, ani niczego inne- go, skoro ju¿ o to sz³o. Nawet œcie¿ki. Podmuch wichru zaszeleœci³ nagimi ga³êziami i wyda³o jej siê, ¿e widzi coœ w g³êbi zagajnika. S³aby odblask ognia na rozstajach dróg, gdzie kiedyœ sta³a ober¿a jej ojca. Tyle ¿e gospoda sp³onê³a dawno temu, na samym pocz¹tku wojny, i Chiara nie s¹dzi³a, aby ktoœ obozowa³ wewn¹trz wypalonych œcian. Nawet za dnia wieœniacy omijali je szerokim ³ukiem i tylko dzieci bez strachu wypasa³y kozy w bujnie rozple- nionych na zgliszczach krzakach g³ogu, berberysu i dzikiej ró¿y. Ale nie tej wiosny. I nie po tym, jak wilki w bia³y dzieñ rozszarpa³y konia tu¿ za wioskowym ostroko³em. Chiara owinê³a siê ciaœniej we³nian¹ chust¹, bo ch³ód pod- nosi³ siê znad ziemi coraz dotkliwszy i b³oto na œcie¿ce za- czyna³o ju¿ tê¿eæ. Nie mog³a wracaæ. Nie wczeœniej, nim matka choæ trochê otrz¹œnie siê ze z³oœci. Nie by³a to pierwsza z ich k³ótni, ani nawet najbardziej gwa³towna. Ale tym razem Chiara pochwyci³a wiklinowy kosz i z policzkami rozognionymi od wœciek³oœci wypad³a na podwórze. Matka rozeœmia³a siê za jej plecami ostrym, szyderczym œmiechem, który zaraz przeszed³ w kaszel. I by³ to jeszcze jeden powód, aby nie wracaæ do wyziêb³ej, ogo³o- conej ze sprzêtów izby. Bo zesz³ej zimy owo suche, mozol- ne kas³anie rozlega³o siê w ich chacie ca³ymi nocami i zd¹- ¿y³a je znienawidziæ na d³ugo przed tym, nim odebra³o jej babkê. A wraz z ni¹ resztkê nadziei, ¿e doczekaj¹ lata. To babka opowiedzia³a Chiarze o tamtej nocy, kiedy przed gospod¹ jej ojca stanê³o dwunastu jeŸdŸców w sinej barwie króla. A w ka¿dym razie któregoœ z nich, doda³a cierpko staruszka, poniewa¿ ostatnio królowie zu¿ywali siê szybciej, ni¿ przyodziewek. Czasy by³y niespokojne i kupieckie wo- zy z rzadka tylko zatrzymywa³y siê w gospodzie na skraju puszczy, wiêc ober¿ysta nie móg³ pogardziæ ¿o³nierskim srebrem. Nawet gdyby mia³ w tej sprawie jakikolwiek wy- bór. W istocie bowiem karczmarz nie móg³ odmówiæ goœci- ny królewskim jeŸdŸcom. Zw³aszcza jeœli cztery noce wczeœniej ich pan zgin¹³ na œrodku goœciñca od strza³y, któ- ra wydawa³a siê spaœæ z jasnego nieba. Jej brzechwa by³a przyozdobiona œnie¿nobia³¹ lotk¹, a w jesionowym drewnie wyrzezano kwiat ró¿y. Nikt jednak nie zdo³a³ odnaleŸæ strzelca. Oczywiœcie wiejski ober¿ysta nie móg³ wiele wiedzieæ ani o waœniach wielkich panów, ani o strzale ozdobionej zna- kiem ró¿y. Wojna jednak trwa³a wystarczaj¹co d³ugo, aby pozna³ obyczaje królewskich zaciê¿ników. Spiesznie owin¹³ ¿onê p³aszczem z grubego sukna, wcisn¹³ w rêce matki za- wini¹tko z kilkoma srebrnymi monetami, mo¿e jeszcze zmierzwi³ w³osy maleñkiej Chiarze. Potem wypchn¹³ ko- biety tylnymi drzwiami do sadu, pomiêdzy œliwy, których ga³êzie pochyla³y siê a¿ do ziemi pod ciê¿arem owoców. Sam zaœ wytar³ d³onie o skórzany fartuch, przeliczy³ glinia- ne kubki do piwa i ukry³ za beczk¹ solonych œledzi nó¿ do patroszenia ryb, poniewa¿ nie móg³ stawiæ czo³a dwunastu królewskim jeŸdŸcom. I wyszed³ na podwórze przed gospo- d¹, sk¹d coraz g³oœniej dobiega³y gniewne pokrzykiwania. Chiara nie zachowa³a z tamtej nocy nawet pojedynczego wspomnienia. Co nie by³o bez znaczenia, poniewa¿ we 3

4 snach wci¹¿ powraca³a do wykrotu w korzeniach zwalonej sosny, gdzie wszystkie trzy kuli³y siê pod brunatnym suk- nem ojcowskiego p³aszcza. Gospoda by³a jasno oœwietlona, widaæ zaciê¿ni kazali rozpaliæ wszystkie œwiece i smo³owe pochodnie na œcianach. Czasami wydawa³o jej siê, ¿e po- przez ró¿ane krzewy, które matka posadzi³a przy ganku ober¿y, dostrzega w oknach ciemn¹ sylwetkê ojca. Kr¹¿y³ po gospodzie, podaj¹c jeŸdŸcom kolejne dzbany piwa. A Chiara dygota³a we œnie i skomla³a jak bity pies, poniewa¿ bardzo dobrze wiedzia³a, co nast¹pi przed œwitem. – ZnaleŸli w kominie ober¿ysty z³oto – wie- le lat póŸniej powiedzia³ z przejêciem Bordone, syn bedna- rza – i przypiekali go pogrzebaczem, aby wyjawi³ inne kry- jówki. – Próbowali zniewoliæ twoj¹ matkê, choæ po prawdzie wiê- cej mieliby pociechy z ob³apiania spróchnia³ego pniaka – œmia³a siê przy studni stara Senchia. – W piwnicy, w beczkach z kiszon¹ kapust¹ i jag³ami zna- leŸli g³owê rycerza – wykrzycza³a za Chiar¹ córka kulawe- go Donata, kiedy pok³óci³y siê przy darciu pierza. – Które- goœcie w nocy zar¿nêli dla karego konia i sakiewki srebra! Tak naprawdê nikt jednak nie widzia³. Nie znali powodu, dla którego karczmarz, który da³ siê poznaæ w okolicy jako cz³owiek uczynny, stateczny i rozwa¿ny, odszpuntowa³ tam- tej nocy bary³kê najprzedniejszego miodu i raczy³ nim go- œci a¿ bia³ego rana, póki królewscy jeŸdŸcy nie spili siê bez pamiêci z ¿alu za zamordowanym panem. Tak mocno, ¿e ¿aden z nich nie zatrzyma³ ober¿ysty, kiedy o brzasku wy- szed³ na podwórze, by zamykaæ na skoble ciê¿kie drewnia- ne okiennice. Ani potem, kiedy usiad³ przy palenisku ze swymi nisko strojonymi skrzypkami. I przygrywa³ im, póki œwiece i pochodnie nie wybuch³y œwie¿ym p³omieniem. To w³aœnie jej siê œni³o. Skoczna muzyczka skrzypiec. Ogieñ, który podrywa siê wraz z melodi¹, by rozpocz¹æ ta- niec pomiêdzy pijanymi wojownikami. Bia³e, szczepione ró¿e matki, których kwiaty w jednej chwili zwijaj¹ siê i czerniej¹ od ¿aru. Tamtej nocy to babka pierwsza podnios³a siê z wyrwy po zwalonej soœnie i poprowadzi³a je pustym goœciñcem ku wiosce. Krucha siwow³osa Gentile uprosi³a wójta, aby poz- woli³ im zamieszkaæ w sza³asie na skraju letnich pastwisk. I jeszcze tej samej jesieni wybra³a siê na targ z wiklinowym koszem pe³nym koronek delikatnych jak pajêcze nici. Po kolei rozk³ada³a je na kupieckim kramie z tym samym nieœ- mia³ym, ulotnym uœmiechem, z którym opowiada³a Chiarze o wielkich miastach w dole goœciñca. Zdawa³a siê nie do- strzegaæ ani zdumienia kupca, ani pospiesznych ruchów je- go r¹k, kiedy zgarnia³ do sakwy bogactwo, które niespo- dzianie spad³o nañ na wiejskim targu, poœrodku g³uszy. Nie wyjawi³a mu, sk¹d zna rzemios³o pó³nocnych koron- karek. Albo mo¿e nie spyta³, poniewa¿ by³a to sztuka rzad- ka, przynale¿na córkom wielkich panów w ich kamiennych zamkach, i pilnie strze¿ona przed pospólstwem. Mo¿e wiêc kupiec nie szuka³ nazbyt gorliwie wyjaœnieñ. Pó³ roku póŸ- niej pojawi³ siê przed ich sza³asem z sakiewk¹ srebra. Wprawdzie by³ to skromny u³amek ceny, któr¹ zap³acono mu za zwój koronki na wiosennym targu, ale wystarczy³, by przenios³y siê do drewnianej chaty i na jaki czas zapomnia- ³y smak polewki z liœci lebiody i pokrzyw. Nie przysporzy³o im to w wiosce przyjació³, ale za ¿ycia Gentile nikt nie oœmieli³ siê wyrzekaæ przeciwko nim g³oœ- no. Dopiero ostatniej zimy, kiedy sta³o siê boleœnie jasnym, ¿e ¿adne zio³a nie ulecz¹ starej, wieœniacy nagle przypom- nieli sobie dawne pog³oski. O rycerzu zamordowanym w gospodzie na skraju puszczy, o tajemniczych jeŸdŸcach, którzy zimow¹ noc¹ stukali w okienko wdowy po karczma- rzu, nawet o urokach na dnie sp³owia³ych od staroœci oczu Gentile. Chiara stara³a siê taiæ przed babk¹ owe opowieœci. Kry³a przed ni¹ szramê na policzku, kiedy dzieciaki obrzu- ci³y j¹ kamieniami u studni, i spódnicê poszarpan¹ przez wiejskie psy. Nic wiêcej nie umia³a zrobiæ. Tej zimy ich zapasy wyczerpa³y siê zatrwa¿aj¹co prêdko. Gentile by³a s³aba. Coraz czêœciej usypia³a nad robot¹, a ni- ci rwa³y siê w jej palcach. Jesieni¹ kupiec pokiwa³ posêpnie g³ow¹ nad spl¹tanym k³êbem koronki i zostawi³ im garœæ miedziaków, bardziej z litoœci ni¿ w nadziei zysku. Matka przyjê³a zap³atê z surow¹, zawziêt¹ min¹: doskonale rozu- mia³a, ¿e nie zobacz¹ wiêcej kupieckiej dwukó³ki. Wkrótce potem pacho³kowie m³ynarza przyszli po dêbow¹ szafê, pa- mi¹tkê po roku, w którym koronki osi¹gnê³y wyj¹tkowo wysok¹ cenê na pó³nocnych targach. Wymieniono j¹ na dwa worki m¹ki, choæ nie by³o to nazbyt wiele i nie wystarczy- ³o, by bezpiecznie przeczeka³y zimê. C hiara rozp³aka³a siê, kiedy m³ynarczyko- wie nieœli szafê œrodkiem wioski, a potem d³ugo w nocy krzycza³y na siebie z matk¹ przed wygas³ym paleniskiem. Jedna z nie- skoñczonego szeregu k³ótni, równie wy- czerpuj¹ca i ja³owa jak poprzednie, gdy¿ wszystko zosta³o ju¿ wypowiedziane po wielokroæ i na wiele sposobów. Ka¿- dy ¿al, trwoga i zadawniona uraza. – Dlaczego nie pozwolisz nam st¹d odejœæ? – Ostry m³o- dzieñczy g³os Chiary za³amuje siê ze z³oœci. – Przecie¿ to nie jest nawet nasze miejsce, ta wioska nêdzarzy na skraju puszczy. Przecie¿ s¹ targowe grody w dole goœciñca, groty krasnoludów wykute pod górami i kamienne zamki wysoko na skalnych prze³êczach. Tyle miejsc, a ka¿de z nich lepsze od tej wioski. Jak d³ugo wiêc mamy gniæ, wczepione pazu- rami w twoje wspomnienie i sp³achetek spalonej ziemi? Pó- ki nie wyzdychamy od nêdzy, g³odu i zimowej gor¹czki? A¿ twój strach zabije nas wszystkie? – Mój strach? – To matka, czerwone plamy wystêpuj¹ jej na policzki, a ka¿de s³owo jest ciœniête w twarz Chiary z okrutn¹ precyzj¹. – Jak œmiesz mówiæ ze mn¹ o strachu, dziewczyno, pomimo wszystkiego, przez co musieliœmy przejœæ? Jak œmiesz siedzieæ tutaj, u¿alaæ siê nad sob¹ i wyg- ³aszaæ oskar¿enia po tym, jak z ca³ego mojego ¿ycia pozo- sta³y zgliszcza? Ty, która nie uczyni³aœ wysi³ku, aby mi ul- ¿yæ choæby w najmniejszej rzeczy. Nigdy. Nawet nie próbo- wa³aœ. Zreszt¹ dlaczego mia³abyœ próbowaæ, skoro zawsze by³a jedna z nas, aby podsun¹æ ci miskê strawy? Po co mia- ³abyœ prz¹œæ we³nê, wyplataæ kosze, ¿¹æ zbo¿e na cudzym polu? Albo uczyæ siê rzemios³a, choæ garbarz by³ sk³onny Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl

www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e przyj¹æ ciê pod swój dach jeszcze na pocz¹tku tej zimy, nim zaczê³yœmy wydrapywaæ z dna misy zaschniête resztki m¹- ki? Nie, ty wola³aœ w³óczyæ siê po puszczy i splataæ w³osy nad brzegiem leœnego Ÿród³a. Zupe³nie jakbyœ mia³a wypa- trzyæ efliego pana po drugiej stronie wodnej tafli! Jakby na- prawdê móg³ przyjœæ po ciebie przez wodê z bia³ym jedno- ro¿cem, którego przyprowadzisz do wioski na jedwabnej ni- ci! Ale tutaj nie ma jednoro¿ców, Chiaro, i jesteœ doœæ do- ros³a, by rozumieæ, ¿e ¿aden z elfich panów nie pok³oni siê przed córk¹ ober¿ysty. Nawet jeœli bóg nie posk¹pi³ jej odrobiny urody. Ale i tej nie masz, dziewczyno, wystarcza- j¹co wiele, by przechadzaæ siê pomiêdzy wieœniakami ni- czym królowa. Jesteœ jedynie g³upim, pró¿nym, samolub- nym dzieckiem, Chiaro. Które nie ma nawet doœæ rozumu, by nazbieraæ w lesie orzechów, czy jagód, skoro i tak zamie- rzasz spêdziæ kolejny dzieñ na niczym! Zazwyczaj babka ucisza³a je, zanim k³ótnia rozgorza³a na dobre. Niemniej matka nie by³a kobiet¹ nazbyt skor¹ do przebaczenia i uraza tli³a siê w niej d³ugie dnie. A Chiara, równie zapiek³a w uporze i z³oœci, tym czêœciej ucieka³a z domostwa, gdzie jedynym dŸwiêkiem by³ przera¿aj¹cy su- chy kaszel babki i nerwowe trzaskanie garnków przy paleni- sku, jeœli matka warzy³a akurat polewkê z odrobiny jagie³, czy m¹ki. Ale nawet jag³y skoñczy³y siê wiele dni temu, wkrótce potem, jak pochowa³y babkê na skraju cmentarza. Ziemia by³a zamarzniêta, a one nie mia³y czym zap³aciæ, wiêc same wykopa³y p³ytki dó³. W³o¿y³y j¹ do œrodka owi- niêt¹ w poszarza³y koc, co i tak by³o ofiar¹, gdy¿ teraz za- œciela³y pos³anie tylko star¹, wytart¹ baranic¹. Chiara dygo- ta³a pod ni¹ noc po nocy, usi³uj¹c nie s³uchaæ ciê¿kiego od- dechu matki. W myœlach powtarza³a opowieœci starej koron- karki — o elfich grodach poœrodku puszczy, boginkach, wy- nurzaj¹cych siê z leœnych Ÿróde³ w zimowe noce, i wilkach, które odmieniaj¹ postaæ pod ksiê¿ycem w nowiu. Czasami udawa³o siê jej oszukaæ zimno i g³ód. Usypia³a. Najczêœciej jednak po prostu le¿a³a bezsennie, ze wszystkich si³ niena- widz¹c wioski na skraju puszczy. Ale nie dzisiejszego wieczora, pomyœla³a. Zawêdrowa³a ju¿ g³êboko w puszczê i drzewa zgêstnia³y tak dalece, ¿e pomiê- dzy ga³êziami jode³ i buków widzia³a jedynie strzêpy nieba usianego zimowymi gwiazdami. Na dnie lasu by³o zupe³nie ciemno. Tylko w wykrotach i nieckach z rzadka majaczy³y p³aty starego œniegu. Wyczuwa³a jeszcze pod stopami w¹t³¹ bruzdê dró¿ki, ale tê zna³a po prostu zbyt dobrze, by siê zgu- biæ. W ka¿dym razie nie przed trzeci¹ polan¹, gdzie sta³ sa- motny wi¹z. Podobno pomiêdzy jego korzeniami pochowa- no króla, jednego z wielu królów, którzy wyruszyli uk³adaæ siê z leœnym ludem. Dawno temu, gdy wojna nie rozgorza³a jeszcze na dobre i królowie nie mordowali siê miêdzy sob¹, ktoœ z jego œwity przebi³ go sztyletem, gdy pomiêdzy drze- wami pojawili siê pierwsi z wilczych wojowników. Zanim wieœniacy wyt³umaczyli dzieciom, ¿e nie nale¿y siê bawiæ z bladoskórym odmieñcem ze spalonej gospody, Chiara wspina³a siê na konary wi¹zu z Bordonem, synem bednarza. I zdawa³o im siê, ¿e pod chropaw¹ kor¹ s³ysz¹ odleg³e bicie serca. Chiara wyobra¿a³a sobie wówczas, ¿e król wcale nie umar³, tylko œpi w ko³ysce korzeni, czekaj¹c a¿ ktoœ przywo³a go na nowo. I ¿e pewnego dnia odnajdzie sposób, aby go obudziæ — murawa otworzy siê niczym wro- ta i w³adca wyjdzie prosto na polanê wyg³adzon¹ miesiêcz- nym œwiat³em. Król z legendy, wysoki i szarooki, z nagim mieczem w rêku i w p³aszczu z purpury narzuconym na sta- lowy puklerz. T o by³a niepokoj¹ca myœl, kiedy sz³a po- przez polanê i zmarzniête wiechcie trawy chrzêœci³y pod jej stopami, a zimowe nie- bo by³o pe³ne gwiazd. Nigdy wczeœniej nie zapuœci³a siê noc¹ równie g³êboko i pusz- cza jawi³a siê jej dziwnie odmieniona. Nazbyt cicha: stuk chodaków Chiary rozlega³ siê rozg³oœnie jak bicie siekier na porêbie. Karczowisko zosta³o jednak daleko w tyle, wylud- nione i spokojne. W podobnej godzinie mog³a nañ spotkaæ tylko duchy drwali przygniecionych padaj¹cym drzewem, ci zaœ nie przera¿ali jej nadmiernie. Martwi drwale, pomyœla³a z nag³ym zdziwieniem, wilczy wojownicy, którzy porywaj¹ z wiosek œmiertelne dzieci, czy elfi w³adcy ukryci pod tafl¹ jeziora. Ani nikt inny spomiêdzy leœnego ludku. W tej rzeczy tak¿e ró¿ni³a siê od wiejskich dziewcz¹t. Nie ucieka³a z piskiem, kiedy przypo³udnica krêci³a w tanecz- nym wirze bicze na piasku drogi, i bez lêku rozgarnia³a pê- dy dzikich ró¿, by zaczerpn¹æ wody ze Ÿród³a leœnych bogi- nek. I w przeciwieñstwie do wieœniaczek nie umia³a znaleŸæ doœæ grzybów, miodu dzikich pszczó³ i wiewiórczych zapa- sów. Na dnie koszyka przetacza³o siê zaledwie kilka zeschniê- tych jagód jarzêbiny i dzikiej ró¿y. Wiedzia³a, ¿e matka wyœmieje j¹ bez mi³osierdzia na widok równie nêdznego znaleziska, ale ptaki obra³y krzewy ze starych owoców, a mrozy nie ust¹pi³y jeszcze na dobre i pomiêdzy p³atami œniegu widzia³a tylko pierwsze s³abe pêdy przebiœniegów. Mog³a najwy¿ej nazbieraæ drew na opa³ — oczywiœcie, je- ¿eli wróci przed œwitem, gdy¿ wójt nie powinien siê dowie- dzieæ, ¿e znów krad³a chrust w królewskim lesie. Dawniej przymyka³ oko, bo przeœladowanie trzech samotnych kobiet nie by³o godnym zajêciem, ale tej zimy rzeczy bardzo Ÿle toczy³y siê we wiosce. Wiêksz¹ czêœæ zbiorów poborcy wy- wieŸli do zamku na wy¿ywienie armii. Wnet jednak wysz³o na jaw, ¿e i tego nie jest doœæ, wiêc odebrano im wiêcej wor- 5

6 ków ziarna, grochu i soczewicy, a potem jeszcze trochê, a¿ musieli odmawiaæ sobie ka¿dego kêsa chleba. Wraz z pierwszym mrozem na osadê spad³ oddzia³ wojska. Poniewa¿ nie pozosta³o wiele dobytku do zrabowania, po- wiesili kilku wieœniaków na ostrokole, podpalili parê do- mostw i odjechali, uwo¿¹c dwie dziewczyny zbyt g³upie, by przytaiæ siê w ukryciu. Chiara, która przesiedzia³a ca³¹ na- paœæ w beczce pod przegni³¹ naci¹ i liœæmi rzepy, za- stanawia³a siê, czy przypadkiem zbrojni nie s¹ l¿ejszym lo- sem od g³odowej œmierci. I czy nie powinna by³a b³agaæ królewskich jeŸdŸców, aby zabrali j¹ ze sob¹ precz, daleko od wypalonej gospody. M atka przeklê³aby j¹ za podobn¹ myœl. Chiarze wydawa³o siê, ¿e matka w³aœnie odleg³ego w³adcê obarczy³a win¹ za œmieræ ojca – ostatecznie sp³on¹³ z powodu zaciê¿ników, któ- rzy nosili królewsk¹ barwê i herb gryfa. Nie, ¿eby rozmawia- ³a o tym kiedykolwiek z Chiar¹. Ale dziewczyna widzia³a, jak jej twarz odmienia siê, kiedy przez wioskê ci¹gn¹ wojow- nicy z gryfem wymalowanym na tarczach. Zamyka³a okien- nice i wynajdowa³a Chiarze najdziwniejsze zajêcia, aby i ona pozosta³a w ciemnej izbie, póki ostatni z jeŸdŸców nie minie ostroko³u. Co jeszcze bardziej utwierdza³o wieœniaków w przekonaniu, ¿e obie kryj¹ siê przed królewskim prawem z powodu wymordowanych w gospodzie wêdrowców. Chiara wzruszy³a ramionami. Nie wierzy³a, aby pan z odleg³ego zamku wiedzia³ cokolwiek o losie ober¿ysty, któ- ry pewnej nocy podpali³ swoj¹ gospodê z powodów, których nikt nie potrafi³ odgadn¹æ. Podobne rzeczy dzia³y siê podczas wojny i ¿adna z nich nie mog³a sk³oniæ w³adców, aby przesta- li siê nawzajem zabijaæ. Choæ kiedyœ ich powstrzymano. A uczyniono to w podobnym miejscu na skraju puszczy i na sposób dziwniejszy od wszelkich sekretów spalonej gospody. Antonia, najm³odsza córka króla, pewnego zimowego zmierzchu wysz³a z zamku z koszykiem pe³nym chleba, który zwyk³a rozdzielaæ pomiêdzy ubogich. Uczyni³a to wbrew zakazowi ojca, który by³ cz³owiekiem surowym i nieskorym do mi³osierdzia. Wiêc kiedy stra¿nicy zatrzyma- li j¹ przy bramie, pytaj¹c, co skrywa w koszu, odpar³a, ¿e nic prócz bia³ych ró¿, które zamierza rzuciæ w leœne Ÿród³o dla przeb³agania boginek i aby minê³a zima. Sk³ama³a, lecz skoro stra¿nicy zajrzeli do kosza, w œrodku znaleŸli jedynie narêcze ró¿ bia³ych jak œnieg. W zamkowym ogrodzie nie by³o podobnych krzewów, zreszt¹ ¿aden z nich nie kwit³ pod œniegiem. Wiêc sam król, podejrzewaj¹c podstêp i ¿e córka wystawia go na poœmiewisko, za¿¹da³, aby jeszcze tej nocy zanios³a kwiaty do leœnego Ÿród³a. A królewna uczy- ni³a, jak rozkaza³. Œwiêta Antonia Od Ró¿, która powstrzyma³a wojnê. Nikt nie wiedzia³, co wydarzy³o siê w lesie. I nikt nie zo- baczy³ wiêcej królewny. Ludzie mówili póŸniej, ¿e wodne boginki poprowadzi³y j¹ w g³¹b Ÿród³a, gdzie w kryszta³owych dworach mieszkaj¹ elfi panowie. A poniewa¿ królewna mia³a kosz pe³en bia- ³ych ró¿ i poniewa¿ elfi pan pragn¹³ j¹ zatrzymaæ, obiecano wype³niæ jej ¿yczenie. Jedno, jedyne ¿yczenie, które zapro- wadzi³o j¹ tak daleko. Nastêpnej wiosny armie spotka³y siê pomiêdzy czterema pagórkami. Król da³ znak. Sta³ jednak blisko lasu, a cieñ drzew siêga³ jego stóp i moc puszczy by³a wystarczaj¹co sil- na, by elfi pan móg³ wype³niæ obietnicê. Dlatego zanim jeszcze armie star³y siê na wiosennej trawie i zanim zadano pierwsz¹ ranê, miecze zakwit³y bia³ymi ró¿ami. Co do jed- nego. Miecze, bitewne topory o podwójnym ostrzu, sztyle- ty, mizerykordie i pa³asze. Wszystkie zmieni³y siê w pêdy ró¿ pokryte bia³ymi kwiatami. Tak zakoñczy³a siê wojna. Pierwszy i najwiêkszy z cudów œwiêtej Antonii Od Ró¿. Babka powiedzia³a Chiarze, ¿e na miejscu tamtej bitwy wci¹¿ mo¿na ogl¹daæ spl¹tan¹, kol- czast¹ gêstwê krzaków, które z czasem wyros³y z ró¿anych pêdów. A w wiosenne œwiêto dziewczêta nadal rzuca³y do leœnych strumieni bia³e ró¿e, ca³e narêcza œwie¿o rozkwit- ³ych ró¿. I nawet w najnêdzniejszej osadzie ka¿da z nich chcia³a byæ Antoni¹, œci¹æ pierwszy kwiat i poprowadziæ ta- neczny korowód na wioskowym placu. Chiarze nigdy nie przypad³ ten zaszczyt, choæ zna³a wszystkie œcie¿ki prowadz¹ce do Ÿród³a boginek i nie raz porani³a sobie rêce w gêstwie ró¿anych krzaków na jego brzegu. No, ale nie urodzi³a siê w ¿adnej z wioskowych cha- ³up, a wspomnienie spalonej gospody sprawia³o, ¿e jej czar- ne oczy i w³osy ciemne jak smo³a traci³y wszelki powab w oczach wieœniaków. – Nie rycz, g³upia! – powiedzia³a szorstko matka, kiedy przed rokiem Chiara wyp³akiwa³a swoj¹ ¿a³oœæ w k¹cie cha- ty. – Obyœ nie œci¹gnê³a na siebie czegoœ gorszego, ni¿ roz- czarowanie w rzeczy p³ochej i bez znaczenia. Bo nigdy nie by³o elfiego pana, ani kryszta³owego pa³acu po drugiej stro- nie leœnego Ÿród³a. Sam król poprowadzi³ córkê g³êboko w puszczê, a¿ do siedzib leœnego ludu i najg³êbszych Ÿróde³ mocy, choæ opiera³a siê i b³aga³a go o zmi³owanie. Ale woj- na trwa³a bardzo d³ugo i na œwiecie pozosta³o niewiele mi- ³osierdzia, wiêc król zabi³ j¹ na brzegu Ÿród³a, pomiêdzy krzakami bia³ych ró¿. Krew dziewczyny sp³ynê³a w wodê i sprawi³a, ¿e leœny lud wys³ucha³ w³adcy. W samym sercu bi- twy miecze jego nieprzyjació³ zmieni³y siê w ró¿ane pêdy i a¿ po zmierzch mordowano bezbronnych pomiêdzy cztere- ma pagórkami na brzegu puszczy. Tym w³aœnie by³ cud œwiêtej Antonii. Chiara zatka³a wtedy uszy i wybieg³a z chaty. Byæ mo¿e matka by³a kiedyœ inna, ale œmieræ ojca odmieni³a j¹ bezpo- wrotnie i nie umia³a œcierpieæ radoœci, choæby najmniejszej i dawno minionej. Nie uwierzy³a jej. Ani w jedno s³owo. I pomimo przestróg coraz g³êbiej zapuszcza³a siê w puszczê. Jednak teraz, na brzegu leœnego Ÿród³a, które nie zamarza- ³o nawet poœrodku zimy, nie by³a ju¿ taka pewna. W³aœciwie nie by³a ju¿ pewna niczego. Krzaki ró¿ by³y pokryte bia³ymi kwiatami. Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl

www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e 7 C hiara zatrzyma³a siê, nie mog¹c uwie- rzyæ, ¿e dotar³a a¿ tutaj. Szeroko otwar- tymi oczyma wpatrywa³a siê w œnie¿no- bia³e kwiecie. Drobne przyprószone œniegiem kwiatki po³yskiwa³y poœród spl¹tanych ga³¹zek. Jak gwiazdki na zimowym, czarnym nie- bie i nagle leœne Ÿród³o wyda³o siê Chiarze ca³kiem obce. Nierealne i ró¿ne od œwiata poza krawêdzi¹ puszczy. Sier- miê¿nego œwiata pe³nego potyrpywañ, kuksañców, k³ótni i z³orzeczeñ. Twarzy nabrzmia³ych z³oœci¹, krzyków i ur¹- gañ. Tutaj by³ jedynie odwieczny las. Mrok. Cisza. Ukojenie. I ró¿e. Kwiaty œwiêtej Antoni Od Ró¿. Marzy³a o tym miejscu od zawsze, odk¹d pewnego listo- padowego wieczora babka pierwszy raz opowiedzia³a jej tê historiê. Chiara mog³a jej s³uchaæ bez koñca. Pragnê³a odnaleŸæ Ÿród³o – i ¿eby wszystko co do joty by³o jak w zas³yszanej od babki opowieœci. Wprawdzie teraz nie umia³a zgadn¹æ, co stanie siê z ni¹ dalej, ale nie ba³a siê. Kiedy przymknê³a oczy, zobaczy³a przed sob¹ twarz bab- ki z jej dobrymi, bladoniebieskimi oczyma. róde³ko ci- chutko zaszemra³o i zabulgota³o, a krêgi na wodzie z wol- na stawa³y siê szersze i szersze – i przez moment Chiara mia³a z³udzenie, ¿e pragnie wyjawiæ jej jakiœ sekret. Po- chyli³a siê nad powierzchni¹ wody jakby chc¹c zajrzeæ do œrodka tajemnicy. Ale zamiast tego ujrza³a tylko swe odbi- cie – twarz podlotka, ale i po trosze m³odej kobiety. Znów przypomnia³a snute póŸnymi wieczorami opowieœci babki – o wodnikach, utopcach, rusa³kach, elfich panach i wojsku œpi¹cym kêdyœ na dnie jeziora. ¯adnej z nich nie znali okoliczni ch³opi i Chiara pamiêta³a wieczory, kiedy ich ma³¹ izbê wype³ni³a ci¿ba ludzi, którzy ciekawi opowie- œci przyszli s³uchaæ bajañ starej Gentile. Rozsiadali siê gdzie mogli, na przyzbie, zydelkach, ³awie u sto³u, podpie- rali g³owy na ³okciach, a babka siedzia³a w k¹cie i dzierga- j¹c misterne koronki snu³a opowieœci, jakby przyniesione ¿ywcem z innych krain. Sk¹d one by³y, nikt nigdy jej nie za- pyta³. Bo i po co to by³o wiedzieæ. Zabra³a tê tajemnicê ze sob¹ do grobu. Dziewczynie zrobi³o siê nieswojo. Z zapachem ró¿ miesza³ siê coraz mocniejszy zapach wodorostów. – Antonio... Antonio od Ró¿... – wyszepta³a, nachylaj¹c siê nad kwiatami. – Powiedz jak to by³o. To przecie¿ musia- ³o byæ tak jak opowiada³a babcia. Powiedz... powiedz... Nagle wyda³o siê jej, ¿e wszystko wokó³ zaczyna wirowaæ. Coraz szybciej i szybciej. Kwiaty ulatywa³y do nieba mie- szaj¹c siê tam wysoko z gwiazdami, a gwiazdy lecia³y na ziemiê, wpadaj¹c z coraz donoœniejszym pluskiem do czar- nej toni Ÿróde³ka. Szybciej i szybciej – woda w Ÿróde³ku, gwiazdy, drzewa, kwiaty... – Chiaro... Chiarooo – gdzieœ wysoko wirowa³ dŸwiêk jej imienia. A potem, w jednej chwili wszystko ucich³o i zespokojnia- ³o. Z trudem otwar³a oczy. Powoli, bardzo powoli. Nie pa- miêta³a niczego. Jak przez mg³ê spostrzeg³a dwoje wpatrzo- nych w ni¹ z uwag¹ bladoniebieskich Ÿrenic. Stara kobieta o twarzy przeoranej bruzdami pochyla³a siê troskliwie nad dziewczyn¹. – Babciu! – krzyknê³a odruchowo Chiara, bo przez chwilê zda³o jej siê, ¿e to Gentile siedzi przy jej ³ó¿ku. Stara kobieta uœmiechnê³a siê delikatnie i pog³adzi³a j¹ po twarzy. D³oñ mia³a miêkk¹ i aksamitn¹. – Nie bój siê – powiedzia³a. Bezszelestnie, niemal unosz¹c siê w powietrzu podesz³a do komina, gdzie sta³y garnki z gotuj¹c¹ siê straw¹. Zamie- sza³a w nich drewnian¹ kopyœci¹; smakowita woñ polewki miesza³a siê z zapachem zió³, powi¹zanych w pêczki i su- sz¹cych siê wszêdzie na œcianach i pod powa³¹. Tak, teraz Chiara dostrzeg³a, ¿e staruszka nie by³a a¿ tak po- dobna do babki. Mo¿e tylko trochê jej twarz. Nie, pomyœla³a Chiara. Chyba nie. Tak do ostatka nie by³a jednak pewna. P rzygarbiona kobieta wci¹¿ uwija³a siê przy kuchni, a jej postaæ wyda³a siê Chiarze po- bru¿d¿ona i poskrêcana niczym pnie drzew w lesie ko³o Ÿróde³ka. Nawet w ciemnej izbie od staruszki bi³ nieznaczny zielonkawy cieñ. Jak mech na starych drzewach, pomyœla³a Chiara, przypo- minaj¹c sobie opowieœci o leœnych ludziach, którzy porasta- li mchem niczym g³azy i pnie. Jedno co do niej nie pasowa- ³o, to sposób w jaki siê porusza³a. Chiarze wydawa³o siê, i¿ raczej p³ynie, czy frunie ni¿ idzie. Staruszka siêgnê³a po gliniany garniec. – Och – westchnê³a cichutko Chiara, która od œmierci ojca nie zazna³a w domu dostatku. – Jedz, Chiaro – zdawa³y siê mówiæ dobre oczy staruszki, kiedy znów przysiad³a na skraju pos³ania z mis¹ na kola- nach. Pod jej spojrzeniem Chiara odwzajemni³a uœmiech i je- dz¹c, poczê³a rozgl¹daæ siê po izbie. Wszystko spowija³ pó³- mrok; jedynie przez maleñkie okienko w rogu izby s¹czy³a siê stru¿ka bladego œwiat³a. Sprzêtów w chacie prawie nie by³o. Jeden z rogów zajmowa³ okaza³y piec. Na ³awie obok siedzia³ czarny kocur i wpatrywa³ siê w Chiarê swymi ta- jemniczymi œlepiami, mrucz¹c coœ po swojemu. Za piecem,

Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl8 w zaciszu i cieple, paj¹ki gêsto rozsnu³y delikatne nici. Dru- gi róg izby zajmowa³a kuchnia, zastawiona przeró¿nymi garnkami, dzie¿ami i misami. C hiara poczu³a wyraŸnie, ¿e prócz woni strawy w powietrzu unosi siê jeszcze coœ – nieznaczny, przemieszany z innymi wo- niami zapach, który pamiêta³a znad Ÿró- de³ka. By³a pewna, ¿e to aromat ró¿, i ogarnia³a j¹ coraz wiêksza ciekawoœæ. Ju¿, ju¿ mia³a otwo- rzyæ usta i zapytaæ staruszkê, gdy ta, jakby wyczuwaj¹c jej intencje, uprzedzi³a pytanie. – ChodŸ, moja droga, przygotujemy strawê dla tych, którzy jej potrzebuj¹ – rzek³a i na nowo zakrz¹tnê³a siê po izbie. Siêgnê³a do k¹ta po wiklinowe kosze i zaczê³a w nich uk³adaæ dopiero co wyjête z pieca, wielkie, pachn¹- ce chleby. – Omieæ, moja droga, izbê – rzuci³a w stronê Chiary. Dziewczyna ¿wawo ruszy³a do pracy. A kiedy skoñczy³a, odstawiwszy miot³ê, obejrza³a siê w stronê koszy i...... onie- mia³a. W ka¿dym z nich na wielkich bochnach, le¿a³y ga- ³¹zki bia³ych jak œnieg, odurzaj¹cych woni¹, ró¿. Zanim jed- nak zd¹¿y³a cokolwiek pomyœleæ i zapytaæ staruszkê, ktoœ gwa³townie za³omota³ do drzwi.

9 S taruszka unios³a g³owê i spojrza³a w stronê drzwi, a gdy stukanie sta³o siê bardziej natar- czywe, Chiarze zda³o siê, ¿e bladoniebieskie oczy pociemnia³y nieco, a cieñ u jej stóp po- g³êbi³. – Otwórz¿e kobieto – da³ siê s³yszeæ stanowczy mêski g³os, pobrzmiewa³y w nim jednak b³agalne nuty. NajwyraŸ- niej gospodyni wyczu³a je, bo podesz³a do drzwi i uchyli³a je nieco. – Czego tu? – zapyta³a, a jej g³os nie by³ ani odrobinê tak ciep³y i mi³y, jak wówczas, gdy odzywa³a siê do Chiary. Przypomina³ raczej starczy skrzek zniedo³ê¿nia³ej wiedŸmy. – Pani moja niedomaga mocno. Pomó¿ dobra kobieto! – by³a w tym zdaniu proœba, ale Chiara dos³ysza³a te¿ nie- wypowiedziany rozkaz. Wyci¹gnê³a szyjê, aby dostrzec, kto stoi za drzwiami, ale staruszka zas³ania³a skutecznie widok. – Teraz to ja dla Ciebie dobra kobieta, hê? A jak z gospo- d¹ sprawa by³a, toœ mnie wilkami swymi straszy³. Nie taka ja znowu stara, pamiêtam dobrze – gderaj¹c ju¿ bardziej do siebie ni¿ do niego, staruszka wycofa³a siê w g³¹b izby, wreszcie ods³aniaj¹c Chiarze przybysza. Wysoki, nawet bardzo, nie by³ ubrany jak ludzie, których zna³a. Nie by³ te¿ do koñca cz³owiekiem. Jednak nie przy- odziewek, ani elfia postaæ, sprawi³y, ¿e Chiara sta³a jakby j¹ kto w kamieñ zmieni³, boj¹c siê ruszyæ choæby palcem. El- fi pan patrzy³ na ni¹ z³ocistymi Ÿrenicami, takimi samymi, jak u wilka, który siedzia³ u jego stóp. Obaj nie okazywali ¿adnych oznak zdziwienia jej obecnoœci¹. Obserwowali j¹ z obojêtnoœci¹, która mrozi³a dziewczynie krew w ¿y³ach. Pewnie z równ¹ obojêtnoœci¹ zabiliby j¹, gdyby zasz³a po- trzeba. Chiara wyczu³a to od razu. Staruszka zebra³a z izby zio³a do starej, p³óciennej tor- by, kosz z bochnami chleba i spojrza³a ciemnymi oczami na dziewczynê. Gdzieœ na granicy jej wzroku tli³ siê gniew. – ChodŸ Chiaro, nie mamy wiele czasu. – Wskaza³a na po- zosta³e kosze i wysz³a przed dom. Ze wzrokiem utkwionym w zwierzêciu Chiara podnios³a ostro¿nie pozosta³e kosze, ale brak³o jej odwagi, by przejœæ ko³o wilka. W tym momencie zwierzê i elf, ruszyli za ko- biet¹ zostawiaj¹c przera¿onej dziewczynie woln¹ drogê. Ru- szy³a niepewnie za nimi. – Sprawa z gospod¹, z nasz¹ gospod¹? Co tam siê sta³o? – myœla³a gor¹czkowo spozieraj¹c to na dziwn¹ trójkê, to na ró¿e le¿¹ce poœród chleba. – Takie same kwit³y na naszym ganku – podpowiedzia³o niespodziewane wspomnienie. Z anim jednak zdo³a³a ogarn¹æ to wszystko, znaleŸli siê na polanie. Rozejrza³a siê nie- przytomnie i zamruga³a oczami. Polana z wi¹zem! Pod wi¹zem rysowa³ siê jakiœ kszta³t. ”Król!” – pomyœla³a sko³owana zupe³nie tym co siê wokó³ niej dzia³o, babcinymi legenda- mi i w³asnym ¿yciem sponiewieranym przez dziwne zdarze- nia. Ale pod drzewem le¿a³ ktoœ inny. Wilk. Zawiedziona Chiara z westchnieniem po³o¿y³a kosze na zmarzniêtej zie- mi. Tymczasem elfi pan ukl¹k³ przy le¿¹cym wilku i sta- ruszka zrobi³a to samo. Chiara przyjrza³a siê lepiej. – Wil- czyca – wyszepta³a z niechêci¹, przypominaj¹c sobie szko- dy wyrz¹dzone tego roku we wsi. Nie ba³a siê wilków bar- dziej ni¿ ludzi, ale nie podoba³o jej siê to, co zrobi³y z wio- skowym koniem. Nawet, jeœli ona by³a tam tylko bladoskó- rym odmieñcem. – Twoja Pani bêdzie ¿y³a – powiedzia³a surowo zielarka i wyjê³a przygotowane zio³a. www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e

Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl10 – Dlaczego ona siê tak gniewa?– pomyœla³a Chiara i jed- noczeœnie dotar³o do niej coœ innego: – Pani! Wilczyca to jego Pani! – Chiaro, ustaw kosze na œrodku polany i schowaj siê po- miêdzy drzewami. A Ty weŸ sw¹ Pani¹ do twego królestwa. Nie trzeba jej teraz wiêcej zmartwieñ ni¿ jej zdrowie. – Elf skin¹³ pos³usznie g³ow¹ i bez s³owa oddali³ siê z jednym wilkiem na rêkach, drugim u boku. Chiarze wyda³o siê dziwne, ¿e to wilk prowadzi, a mê¿- czyzna idzie pos³usznie za nim. – ¯ywo dziewczyno, czy nie s³ysza³aœ, co mówi³am? – gderliwie zawo³a³a na ni¹ staruszka i nagle, jakby przypo- mnia³a sobie, z kim rozmawia, jej oczy pojaœnia³y – Nie bój siê, nie stanie Ci siê krzywda, chodŸ. Ruszy³y obie w stronê drzew, a g³os staruszki znów by³ ciep³y i dŸwiêczny. Mimo to Chiara poczu³a ciarki strachu przebiegaj¹ce jej po plecach. Posz³a jednak za kobiet¹, nie wierz¹c ju¿ tak bardzo w ciep³o jej g³osu i na otuchê przy- wo³a³a w pamiêci obraz babci. Zaraz jednak spotka³a bystre spojrzenie koloru b³êkitu badawczo zagl¹daj¹ce w jej czar- ne oczy. – Zna³am twoj¹ babkê – powiedzia³a cicho staruszka, gdy schowa³y siê za drzewem. – Znam te¿ Ciebie, lepiej ni¿ przypuszczasz... – przerwa³a, nagle nas³uchuj¹c w ciszy i przyk³adaj¹c pomarszczony palec do ust. – Chcia³aœ wiedzieæ, jak by³o – wyszepta³a cichutko zie- larka, ale Chiarze zda³o siê, ¿e jej g³os pobrzmiewa g³êbo- kim tonem przepowiedni i wystraszona ba³a siê poruszyæ. – Patrz teraz i s³uchaj, a dowiesz siê o tym, o czym chcia- ³aœ wiedzieæ. Ale pamiêtaj, jeœli Oni ciê zobacz¹, lub us³y- sz¹, moja moc Ciê nie ochroni. – S³owa pada³y ciê¿ko i dziewczyna chcia³a krzyczeæ, ¿e nie, ¿e nie chce ju¿ nic wiedzieæ, zrozumia³a jednak, ¿e jest ju¿ za póŸno, nie od- wróci czasu. Dr¿¹cymi rêkoma objê³a wiêc drzewo i wychyliwszy siê tyle tylko, by widzieæ polanê, stara³a siê zapomnieæ o dziw- nej kobiecie za jej plecami. Powoli dr¿enie strachu zast¹pi- ³a ciekawoœæ. Polana z wi¹zem o¿y³a. B ia³e ró¿e wypuœci³y pêdy, oplot³y wiklino- we kosze drobnymi giêtkimi ga³¹zkami. Chiarze wyda³o siê, jakby czas przyspie- szy³. Wszêdzie wokó³ siebie widzia³a œwie- ¿¹ zieleñ. W jednej chwili drzewa i krzewy poczê³y siê rozrastaæ, tworz¹c nieprzebyty g¹szcz, a ga³êzie drzew wygiê³y siê i splot³y nad polan¹ w jeden zamkniêty kr¹g. Pojedynczy ró¿any pêd podpe³z³ do pnia samotnego wi¹- zu i zacz¹³ go oplataæ. Zaledwie jednak dotkn¹³ pomar- szczonej kory, korzenie potê¿nego drzewa wypiêtrzy³y siê i przebi³y zamarzniêt¹ ziemiê. Przera¿ona dziewczyna do- strzeg³a ogromn¹, poroœniêt¹ brunatnym mchem p³ytê, któ- ra poruszy³a siê, ods³aniaj¹c podziemny korytarz. W jego g³êbi b³yska³y œwiat³a. – Pochodnie – pomyœla³a Chiara – albo wilcze oczy. Zanim jednak zdo³a³a rozstrzygn¹æ, z podziemia wyszed³ elf. Strzepa³ piach z mocno ju¿ zu¿ytego ubrania, poprawi³ ³uk i ko³czan na plecach. Za nim powoli wysypywali siê ko- lejni ³ucznicy, wychudli i w tak nêdznym odzieniu, ¿e jedy- nie pob³yskuj¹ce w mniej przetartych miejscach z³ote nitki i bogato zdobione ko³czany zdradzi³y Chiarze, kto napraw- dê przyby³ na wezwanie ró¿ i chleba. Nie mia³a jednak cza- su zastanawiaæ siê nad darami staruszki, poniewa¿ jej wzrok przyci¹gn¹³ jeden z przyby³ych – wysoki, w purpurowym p³aszczu i z mieczem u boku. – To musi byæ w³adca – pomyœla³a. – Król uœpiony w ko- rzeniach wi¹zu wreszcie siê przebudzi³! Ze wstrzymanym oddechem patrzy³a, jak podchodzi do wiklinowych koszy. Delikatnie, jakby z obaw¹ dotkn¹³ jed- nego ze œnie¿nobia³ych kwiatów. ¯aden z jego towarzyszy nie wypowiedzia³ ni s³owa, ale zdumiona Chiara spostrzeg- ³a, ¿e na ziemiê spadaj¹ martwe, zesch³e i po¿ó³k³e p³atki. W d³oniach elfiego pana zielone pêdy zwinê³y siê i poczer- nia³y jak popió³. Dziewczyna wychyli³a siê odrobinê, by zo- baczyæ, jak spomiêdzy drzew powoli wychodzi ku elfom potê¿ny wilk. Zwierzê tr¹ci³o pyskiem ramiê klêcz¹cego mê¿czyzny, delikatnie poliza³o jego puste palce i Chiarze wyda³o siê, ¿e jest to szara wilczyca, któr¹ wczeœniej ogl¹- da³a w chacie staruszki. – Nie tak ³atwo zas³u¿yæ na przebaczenie Œwiêtej Antonii od Ró¿ – dziewczyna us³ysza³a za sob¹ szept starej kobiety. E lf w milczeniu skin¹³ na ³uczników, którzy podnieœli kosze i zniknêli z nimi pod korze- niami wi¹zu. W chwilê póŸniej polana wy- gl¹da³a tak jak wtedy, gdy Chiara k³ad³a na niej kosze z chlebem, znów ciemna, cicha i bardzo zwyczajna. Dziewczyna powoli przyklêk³a na œrod- ku polany: korzenie wi¹zu tkwi³y g³êboko pod ziemi¹, a wœród zamarzniêtej darni nie widzia³a nawet najdrobniej- szego œladu elfów. Gdyby nie zeschniêty pêd bia³ych ró¿ le-

¿¹cy u stóp drzewa, uz- na³aby to wszystko za przywidzenie. Mimo- wolnie ujê³a w palce martw¹ zeschniêt¹ ga- ³¹zkê ró¿y i wsunê³a j¹ za pazuchê. – Dzisiejszej nocy jest nów ksiê¿yca – powie- dzia³a cicho starusz- ka.– Ale oni jeszcze nie wróc¹ do swej pierwot- nej, zwierzêcej postaci. – Jak to zwierzêcej po- staci? – wykrzyknê³a Chiara, wstrz¹œniêta, ¿e jej wymarzony w³adca mia³- by okazaæ siê kimœ zgo³a odmiennym od dobrego króla zasztyletowanego przez zdradzieckie s³ugi. – Widaæ wci¹¿ tli siê w nich odrobina ¿¹dzy za- bijania i nienawiœæ do lu- dzi – wyjaœni³a staruszka – A dopóki jej nie przez- wyci꿹, nie odzyskaj¹ swej drugiej natury i nie powróc¹ pomiêdzy swo- ich. Ani on, ani ¿aden z je- go œwity. ¯aden z tych, który niegdyœ wyruszyli pod ten wi¹z na spotkanie ludzkiego króla. – To on nie jest kró- lem? – wykrztusi³a Chiara. – Oczywiœcie, ¿e jest królem. Jest królem elfów – odpar³a spokojnie staruszka. – Pierwszym, który z³ama³ obietnicê dan¹ Œwiêtej Antonii. Dlatego nie mo¿e odzyskaæ wilczej postaci, a póki nie zwalczy nienawiœci w swym sercu, jego pani pozostanie wilczyc¹. – A kosze? – spyta³a niepewnie Chiara. – Dlaczego mieli- by je zabraæ? Przecie¿ ani elfy ani wilki nie ¿ywi¹ siê chle- bem. – Nie wolno im wiêcej przelewaæ krwi – odpar³a starusz- ka. – Ani jednej kropli, ludzkiej, czy zwierzêcej, a mój chleb... – urwa³a i jej zapadniête oczy zapatrzy³y siê gdzieœ w ciemnoœæ pomiêdzy drzewami. – Tylko tej jednej nocy otwiera siê œcie¿ka pomiêdzy korzeniami drzewa, a oni po- trzebuj¹ mojego chleba po coœ wiêcej, znacznie wiêcej, ni¿ dla zaspokojenia g³odu. Teraz jednak musimy iœæ. Pani cze- ka, a nie pozosta³o nam wiele czasu – doda³a. – Opowiem ci po drodze – ¿wawym krokiem ruszy³a œcie¿k¹. -S³ysza³aœ o pierwszym cudzie Œwiêtej Antonii od Ró¿, prawda? – spyta³a po chwili. Dziewczyna skinê³a g³ow¹. – Kiedyœ elfy mia³y w³asny œwiat ukryty w g³êbi puszczy, a ludzie swój – ci¹gnê³a zielarka – Ale z czasem ludzkie waœnie coraz bardziej przeszkadza³y elfom. Zw³aszcza zaœ gdy przenios³y siê na sam skraj lasu. Ku miejscom, gdzie scho- dzi siê kilka dróg. Tych na ziemi i tych po- dziemnych. Ku miej- scu, gdzie sta³a gospo- da Twojego ojca, Chia- ro – przerwa³a na chwi- lê – Elfiemu panu spo- doba³o siê ¿yczenie Antonii. I to ¿e wojna skoñczy³a siê, a ludzie przestali m¹ciæ spokój puszczy. Spodoba³a mu siê te¿ sama Anto- nia. W œlubnym darze przyrzek³ jej, ¿e odt¹d nikt z jego ludu nie wy- korzysta wilczej natu- ry, aby wprowadzaæ nienawiœæ poœród ludzi. Odt¹d na brzechwach rzezano ró¿e, a strza³y wilczych wojowników nie mia³y przelewaæ ludzkiej krwi. – Ale babka opowia- da³a, ¿e tak¹ strza³¹ zo- sta³ zabity na goœciñcu w³adca z gryfem w herbie – przypom- nia³a sobie Chiara. – Orze³ jest szybszy ni¿ wilk – rzek³a sta- ruszka – ale wilk potrafi byæ bardziej przebieg³y. Niektórzy spoœród elfów postanowili udowodniæ to panu, na którego sztandarach powiewa³ gryf drapie¿nie wysuwaj¹c orle pazu- ry. Zw³aszcza wtedy, gdy zbli¿a³ siê do rozstajnych dróg. Z³amali przysiêgê króla dan¹ Antonii. Nowy w³adca przy- bra³ postaæ wilczego wojownika i wraz ze swoj¹ stra¿¹ zabi³ ludzkiego króla spod znaku orlego pazura. Œci¹gnêli na za- mieszka³ych tu ludzi rabunek, gwa³t i mordy. A na siebie gniew Œwiêtej Antonii, która nie przebacza z³amanych przy- si¹g. – A na mojego ojca œmieræ w p³omieniach. – dopowiedzia- ³a Chiara. Staruszka zatrzyma³a siê i popatrzy³a smutno. – Nie Chiaro, to z innego powodu wilki trzymaj¹ z daleka wieœniaków od miejsca po spalonej gospodzie. A ober¿ê Twojego ojca podpali³am ja. Ale wtedy ju¿ nie ¿y³. www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e 11

Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl12 Z dumiona Chiara przystanê³a. – Wiêc to nie mój ojciec podpali³ gospodê? Ale dlaczego zgin¹³? By³ takim dobrym cz³owiekiem... – Twój ojciec nie by³ wcale cz³owiekiem, Chiaro. – Zielarka sz³a dalej leœn¹ œcie¿k¹. Po kilku krokach obejrza³a siê na skamienia³¹ z wra¿enia dziewczynê. – Idziesz? – Jak to? – wykrzyknê³a Chiara. – Wiêc kim by³?! Kim w takim razie ja jestem?! I czym by³a nasza gospoda, ¿e na- wet teraz wilki nie pozwalaj¹ siê do niej zbli¿yæ? Staruszka zawróci³a. Jej bladoniebieskie oczy spokojnie wpatrywa³y siê w czarne Ÿrenice Chiary. – Mówi³am ci, ¿e w karczmie twojego ojca zbiega³o siê wiele dróg, zarówno ludzkich, jak i tych leœnych, nale¿¹cych do elfów. W³aœnie w tym niewielkim drewnianym budynku spotykali siê mieszkañcy dwóch s¹siednich œwiatów, a zna- kiem pokoju panuj¹cego miêdzy dwiema rasami mia³y byæ bia³e ró¿e zasadzone przez elfi¹ królow¹, Eilan, pani¹ wil- ków. Pokój trwa³ d³ugo, lecz nie by³ wieczny. Elfi w³adca z³ama³ obietnicê dan¹ œwiêtej Antonii i wypowiedzia³ woj- nê królowi spod znaku gryfa. Zabili go strza³¹ o lotkach bia- ³ych jak ró¿e, a pozbawieni pana wojownicy rozpierzchli siê po ca³ej okolicy w poszukiwaniu mordercy. To oni zabili twojego ojca, odkrywszy na strychu skrzyniê pe³n¹ strza³ o bia³ych lotkach i rzeŸbionych brzechwach. Aby zapobiec dalszym mordom, spali³am gospodê. I ju¿ nigdy wiêcej elf z cz³owiekiem nie spotka siê pod jednym dachem. Staruszka zamilk³a. Sz³y dalej przez cichy las, a¿ w koñcu w oddali, pomiêdzy nagimi drzewami zamajaczy³y poczer- nia³e ruiny. Tylko kamienny murek, ogradzaj¹cy œcie¿kê od lasu, sta³ nadal, prawie nienaruszony. Chiara dojrza³a w¹t³y ró¿any krzew, jedyny, który ocala³ z ró¿anego ogrodu jej matki. Pi¹³ siê w górê po stercie osmalonych cegie³, pomi- mo mrozu okryty bia³ymi p¹kami. A mo¿e to nie matka go zasadzi³a, pomyœla³a z niepokojem, tylko tajemnicza wilcza w³adczyni o imieniu Eilan? W ciemnoœci lasu zap³onê³y dwa œwiate³ka. Wilcze oczy. – Dlaczego wilki nadal tu przychodz¹?– Chiara patrzy³a, jak z mroku wy³ania siê szara postaæ wilczycy. Z³otookie zwierzê podesz³o do krzewu i lekko tr¹ci³o py- skiem ma³y p¹czek ró¿y. Nagle rozb³ys³y bia³e, aksamitne p³atki i p¹k rozkwit³ w piêkny kwiat, który po chwili zwin¹³ siê, poczernia³ i rozsypa³ w drobny py³. Pozosta³a po nim je- dynie uschniêta ga³¹zka. Wilczyca podesz³a do staruszki i spojrza³a na ni¹ prosz¹- co. Jednak kobieta odsunê³a siê i niemal z ¿alem powie- dzia³a: – Nie, Eilan. Przecie¿ wiesz, ¿e nie mogê nic dla ciebie zrobiæ, dopóki œwiêta Antonia mu nie przebaczy. Wilczyca ze smutkiem odwróci³a siê i powoli znik³a w g³êbi puszczy. – Czy to ona zasadzi³a tutaj ró¿e? – spyta³a cicho Chiara. – Tak. Biedna, nieszczêœliwa Eilan. By³ to jej ostatni do- bry uczynek., bo póŸniej to w³aœnie Eilan doprowadzi³a do œmierci tego króla, cz³owieka, choæ nie wiem – z nie- nawiœci, czy z mi³oœci. Doœæ, ¿e Antonia ukara³a j¹ tak¿e, skazuj¹c na rozstanie z elfim w³adc¹. Eilan pozostanie uwiêziona w wilczej postaci, dopóki w sercu jednego bo- daj¿e elfa p³on¹æ bêdzie nienawiœæ do ludzi. Czasami wy- daje mi siê... – dziewczynie wyda³o siê, ¿e cos drgnê³o na dnie bladoniebieskich i bardzo starych oczu zielarki – ¿e wycierpieli ju¿ dosyæ. Gdybym tylko mog³a, zdjê³abym z nich kl¹twê. Niestety, nie potrafiê. – Staruszka potrz¹s- nê³a lekko g³ow¹, otrz¹saj¹c siê ze smutku i spojrza³a na Chiarê. – Bo tego, moje dziecko, dokonaæ mo¿esz jedynie ty. – Ja?! – Chiara ze zdumienia przysiad³a na murku. – Prze- cie¿ ja... Jestem zwyk³¹ dziewczyn¹, nie znam siê na magii! Nawet nie wiem jak tego dokonaæ! – Ja tego te¿ nie wiem, choæ siê domyœlam. – Zielarka wyg³adzi³a fa³dy spódnicy, jej rêce by³y br¹zowe i pomar- szczone niczym korzenie wi¹zu. – Jednak nie mogê ci po- wiedzieæ. Sama musisz odgadn¹æ sposób i obudziæ w sobie dziedzictwo krwi. Krwi twojego ojca, który pochodzi³ z wilczego plemienia, i krwi twojej babki, prawnuczki jedy- nej córki Antonii. T o nie mo¿e byæ prawda, pomyœla³a Chiara, nagle zbyt przera¿ona, by wypowiedzieæ choæby s³owo. To tylko sen, wiosenna go- r¹czka. Jednak jej palce, poznaczone szra- mami od ró¿anych kolców, by³y jasne i bardzo prawdziwe na tle osmalonych cegie³. Mimowolnie ujê³a zeschniêty pêd bia³ej ró¿y i poczê³a obracaæ go w pal- cach. Gdzieœ w g³êbi lasu przeci¹gle krzykn¹³ ptak, budz¹c j¹ z odrêtwienia. Dziewczyna podnios³a g³owê. Nad polami, daleko poza krawêdzi¹ lasu niebo zaczyna³o z wolna jaœ- nieæ w pierwszej zapowiedzi œwitu. Noc dobiega³a koñca, a ona nie wiedzia³a, co uczyniæ z t¹ dziwn¹ wiedz¹, któr¹ przywo³a³a w³asnym ¿yczeniem, wypowiedzianym na oœlep i bez namys³u. I wtedy spomiêdzy fa³d jej sukni wypad³a martwa ga³¹zka, któr¹ wziê³a z polany. Ujrzawszy oba pê- dy, poczu³a, ¿e jakaœ si³a potê¿na niczym zew wilczego sta-

da karze jej st¹d iœæ. Natychmiast, zanim mrok rozwieje siê na dobre. Zerwa³a siê i, zawin¹wszy obie ga³¹zki w chustê, ju¿ w biegu krzyknê³a. – Muszê spróbowaæ! Nie us³ysza³a odpowiedzi, nie obejrza³a siê nawet za sie- bie. Po prostu bieg³a najszybciej jak mog³a, pierwszy raz w ¿yciu nie rozpoznaj¹c ¿adnej z leœnych œcie¿ek. Jednak to, co j¹ prowadzi³o nakazywa³o poœpiech, wiêc bieg³a a¿ do utraty tchu, mimo ga³êzi bij¹cych j¹ po twarzy i cierni, próbuj¹cych rozerwaæ sukniê. W pewnej chwili zda³a sobie sprawê, i¿ obok i z ty³u b³yszcz¹ w mroku œlepia wilków. Bieg³y z ni¹ przez leœny g¹szcz niczym królewska œwita, milcz¹ce i nieodgadnione. N agle zahaczy³a nog¹ o wystaj¹cy korzeñ drzewa i upad³a w g³êboki œnieg. Gdy powoli unios³a g³owê, ujrza³a przed so- b¹ leœne Ÿróde³ko, szemrz¹ce cicho. Zamar³a. Ponad ciemn¹, granatow¹ wod¹ unosi³y swe g³ówki bia³e kwiaty ró¿, ich s³odki, upojny zapach przenika³ mroŸne nocne powietrze. Noc zatoczy³a kr¹g, a ona znów by³a nad Ÿród³em boginek. Ale tym razem wiedzia³a, co ma zrobiæ. www.gazeta.pl/Chiara i ró¿e 13

Chiara i ró¿e/www.gazeta.pl14 Z na³a przecie¿ te wszystkie opowieœci, od- k¹d by³a ma³ym dzieckiem s³ucha³a podob- nych baœni, opowiadanych przez Gentile z tajemniczym, ulotnym uœmiechem. Zna³a t¹ star¹ i prawie ju¿ zapomnian¹ tradycjê. I nie zdziwi³a siê wcale, gdy tu¿ nad ramieniem poczu³a ciep- ³y oddech szarej wilczycy. Bo nagle uk³adanka u³o¿y³a siê w jedno, tysi¹ce od³amków st³uczonego zwierciad³a powró- ci³o na swoje miejsca, ³¹cz¹c siê bez œladu zniszczenia. By³a pewna, absolutnie pewna, ¿e zdo³a dokonaæ tego, czego nie mog³y zrobiæ ani elfy, ani zielarka. Bo by³a z krwi Antonii, œwiêtej Antonii Od Ró¿. Z³amana przysiêga i kl¹twa Antonii by³y jej dziedzictwem. I by³o nim te¿ przebaczenie. – Mam racjê, prawda Eilan? – odwróci³a siê w stronê wil- czycy, której z³ote oczy b³yszcza³y wœród mroku puszczy. To by³o takie proste – ka¿dej wiosny dziewczêta rzuca³y ca- ³e narêcza bia³ych, œwie¿ych ró¿ do Ÿróde³. Tyle ¿e ¿adna z nich nie zna³a ukrytego sensu tej tradycji, nie domyœla³a siê nawet znaczenia owego dziwnego, zwyczaju, który podobno pochodzi³ od leœnego ludu. Który nie przypadkiem i nie bez celu przekazano ludziom. Poniewa¿ wilczy wojownicy mieli nadziejê, ¿e kiedyœ znajdzie siê ktoœ z rodu Antonii, kto rzu- caj¹c do Ÿród³a pierwsze ledwo rozkwit³e ró¿e, wypowie od- powiednie s³owa. Lecz gdy to siê nadal nie wydarzy³o, pomy- œla³a Chiara, postanowiono zwabiæ mnie w to miejsce i dopil- nowaæ, bym wrzuci³a do wód jedynego w³aœciwego Ÿróde³ka pierwsze narêcze jeszcze nie rozkwit³ych ró¿, które wypusz- czaj¹ swoje p¹ki na przednówku. I abym wypowiedzia³a od- powiednie ¿yczenie. Proœbê, która paœæ mo¿e tylko z moich ust, z ust dziewczyny z jej krwi. A ja jestem ostatnia. – Eilan... Zrobiê to. Zrobiê to dla was, jeœli tylko zdo³am – powiedzia³a nachylaj¹c siê nad wilczyc¹. – Jeœli tego w³aœnie oczekujecie. Ale tylko pod jednym warunkiem. ¯e potem bêdê wolna. – Mocniej zacisnê³a d³onie na zeschniê- tych pêdach ró¿, po czym z wahaniem u³o¿y³a je na ziemi. Wilki wokó³ milcza³y wyczekuj¹co. Chiara zauwa¿y³a, ¿e Eilan z niepokojem spogl¹da na horyzont ponad lasem, któ- ry stopniowo jaœnia³ i rozœwietla³ siê zapowiedzi¹ brzasku – s³oñce mia³o wzejœæ lada chwila. ”Tylko tej jednej nocy otwiera siê œcie¿ka pomiêdzy korze- niami drzewa...”, Chiara przypomnia³a sobie s³owa staruszki. Nie pozosta³o wiele czasu, a kolce rozgarnianych przez ni¹ w poœpiechu ró¿ rani³y jej zdrêtwia³e z zimna i trwogi palce. Ba³a siê, czy kwiaty nie s¹ zbyt mizerne, lecz gdy przejecha- ³a krwawi¹cym palcem po zawiniêtym p¹ku, p³atki rozchyli- ³a siê i w jednej chwili trzyma³a w d³oniach pachn¹c¹, roz- kwit³¹ ró¿ê. T³umi¹c okrzyk zdziwienia post¹pi³a podobnie z ca³¹ reszt¹. Po chwili z narêczem œnie¿nych kwiatów przy- klêk³a tu¿ nad krawêdzi¹ Ÿród³a i pytaj¹co spojrza³a na wil- czycê. Ta tylko rzuci³a jej ponaglaj¹ce, z³ote spojrzenie i ra- zem z innymi uciek³a ku pobliskim drzewom. Chiara ostatni raz zanurzy³a twarz wœród delikatnych bia³ych p³atków. ród³o by³o tak lodowata, ¿e gdy Chiara zanurzy³a w niej palce, dreszcz przebieg³ po jej plecach. Ale nie tylko dlatego. Po³yskuj¹ca srebrzyœcie woda unios³a kwiaty, wci¹gnê³a je g³êboko w toñ. Dziewczyna poczu³a jak przesycone ich zapa- chem powietrze miesza siê z coraz wyraŸniejsz¹ woni¹ wodo- rostów, jak zaczyna tê¿eæ i gêstnieæ niczym zaczarowane. Jak za pierwszym razem, gdy wypowiedzia³ swe ¿yczenie. Woda szumia³a, Chiarze wydawa³o siê, ¿e wszystko zaczy- na wokó³ niej wirowaæ, jednak nie chcia³a znów zapadaæ siê coraz g³êbiej w ten dziwny pó³sen. Gdzieœ z oddali s³ysza³a wycie wilków. Jeszcze chwilê, pomyœla³a b³agalnie. Tylko jedn¹ krótk¹ chwilê. ¯ebym wiedzia³a. K¹tem oka spostrzeg³a wœród mchu i przegni³ej darni jasno- w³os¹ kobietê, zauwa¿y³a jak z³oty blask rozœwietli³ jej du¿e oczy w kszta³cie migda³ów. Nie zd¹¿y³a jednak zobaczyæ ni- czego wiêcej, gdy¿ mg³a ogarnê³a j¹ ze wszystkich stron. Zbudzi³o j¹ s³oñce œwiec¹ce prosto w oczy. Ranek wsta³ ju¿ dawno, a p¹ki ró¿ b³yszcza³y w jasnym œwietle. Jakby nic siê nie sta³o. Nic nie œwiadczy³o o wydarzeniach po- przedniej nocy. Nic prócz dwóch pêdów bia³ych ró¿, które po³o¿y³a u Ÿród³a zesz³ej nocy. Które wczoraj by³y zesc- hniête i martwe. A ona by³a wolna. Mog³a odejœæ i zrobiæ, co zechce. Matka, pomyœla³a, pojmuj¹c, ¿e byæ mo¿e nawet w œwietle dnia zdo³a odna- leŸæ drogê do chatki zielarki, gdzie na dê- bowym stole pozosta³o kilka okruchów cu- downego, uzdrawiaj¹cego chleba. A ona? Teraz elfy zapew- ne zniszczy³y resztê dróg do swego królestwa, pomyœla³a, a z gospody pozosta³y jedynie zgliszcza. Niech i tak bêdzie. Puszcza jest nieprzebyta. A zreszt¹ s¹ jeszcze targowe gro- dy w dole goœciñca, groty krasnoludów wykute popod góra- mi i kamienne zamki wysoko na skalnych prze³êczach. Nie- ogarniêty œwiat. Œwiat stoj¹cy przed ni¹, Chiar¹, otworem. Sz³a szybko leœnymi œcie¿kami, zrywaj¹c ga³¹zki z krza- ków ró¿, które rozkwita³y w jej d³oniach. Zatrzyma³a siê tyl- ko jeden jedyny raz, gdy spomiêdzy drzew dosz³o jej pozdra- wiaj¹ce wycie wilków. Zobaczy³a to co chcia³a zobaczyæ. Z³ote oczy w kszta³cie migda³ów b³yszcz¹ce w pó³mroku puszczy na wysokoœci cz³owieka. K O N I E C