David Louis Edelman
INFOSZOKInfoquake
Tom I trylogii Skok 225
Tłumaczył
Michał Kubiak
Spis treści
Spis treści................................................................................................................2
O autorze ................................................................................................................4
CZĘŚĆ 1 PIERWSZE MIEJSCE LISTY PRIMO .......................................................6
1..............................................................................................................................7
2............................................................................................................................12
3............................................................................................................................18
4............................................................................................................................25
5............................................................................................................................34
6............................................................................................................................44
7............................................................................................................................51
CZĘŚĆ 2 NAJKRÓTSZA INICJACJA.....................................................................55
8............................................................................................................................56
9............................................................................................................................63
10..........................................................................................................................71
11..........................................................................................................................82
12..........................................................................................................................94
13........................................................................................................................110
14........................................................................................................................121
15........................................................................................................................131
CZĘŚĆ 3 PROJEKT FENIKS.................................................................................137
16........................................................................................................................138
17........................................................................................................................145
18........................................................................................................................157
19........................................................................................................................167
20........................................................................................................................175
21........................................................................................................................182
22........................................................................................................................189
CZĘŚĆ 4 FEUDOKORP MULTIRZECZYWISTOŚCI SURINY I NATCHA......198
23........................................................................................................................199
24........................................................................................................................202
25........................................................................................................................213
26........................................................................................................................224
27........................................................................................................................234
28........................................................................................................................249
29........................................................................................................................258
30........................................................................................................................260
31........................................................................................................................265
32........................................................................................................................277
CZĘŚĆ 5 DEMONY ETERU .................................................................................289
33........................................................................................................................290
34........................................................................................................................299
35........................................................................................................................302
Dodatek A Słowniczek.......................................................................................306
Dodatek B Kalendarium.....................................................................................316
Dodatek C Bio/logika.........................................................................................321
Dodatek D Rodzina Surinów..............................................................................324
Dodatek E Sieć multi .........................................................................................328
Dodatek F System feudokorporacji.....................................................................331
Podziękowania....................................................................................................334
O autorze
DAVID LOUIS EDELMAN jest architektem sieciowym, programistą i dziennikarzem.
Wraz z żoną Victorią mieszka nieopodal Waszyngtonu.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat zajmował się programowaniem stron
internetowych dla Armii usa oraz FBI, nauczał programowania w Kongresie USA oraz
w Banku Światowym, pisał artykuły dla „Washington Post” oraz „Baltimore Sun", a
także kierował działami marketingu firm z branży biometrycznej oraz biznesu
internetowego.
David Louis Edelman urodził się w Birmingham w Alabamie w roku 1971 i
dorastał w Orange County w Kalifornii. Ukończył studia licencjackie na wydziale pisa-
nia kreatywnego Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w roku 1993.
INFOSZOK jest jego pierwszą powieścią.
Produkt myśli inżynieryjnej z technicznego punktu widzenia jest bardziej doskonały
niż produkt naturalny.
Karel Ćapek, R.U.R.
CZĘŚĆ 1
PIERWSZE MIEJSCE LISTY PRIMO
1
Natch się niecierpliwił.
Z rękoma założonymi za plecami i pochyloną głową przechadzał się po pokoju jak
oszalały robot zapętlony w nieskończoności. Tam i z powrotem, ciągle i wciąż, od kanapy do
drzwi i okna, i znowu.
Okno nastrojone było na krajobraz rozgorączkowanego miasta. Jara nie wiedziała
jakiego. Budynki w krzywych skupiskach, niczym zęby starca z tunelami metra zamiast
próchniczych dziur. Singapur? Sao Paulo? Jara była pewna, że to ziemskie miasto. Co kilka
minut Natch spoglądał w stronę okna i brał głęboki oddech, jakby chciał zaczerpnąć energii
wytwarzanej przez tysiące przechodniów, krążących obłędnie w ograniczonym przez ramy
okna krajobrazie.
Natch zatrzymał się nagle i odwrócił do czeladniczki.
- Jak możesz tak sobie siedzieć? - krzyknął i pstryknął palcami, podkreślając pytanie.
Jara wskazała na pustą przestrzeń na kanapie.
- Czekam na Horvila, żebyśmy mogli mieć to z głowy.
- Gdzie on się podziewa? Kazałem mu się zjawić godzinę temu. Nie, półtorej godziny
temu. Czy ten leniwy drań nie może sprawić sobie kalendarza? - Podjął wędrówkę tam i z
powrotem, ciągle i wciąż.
Jara przyglądała się pracodawcy w milczeniu. Przypuszczała, że Natch musi się
wydawać diabelnie przystojny. W każdym razie każdemu, kto nie wie, że jest kompletnie
szalony. Atletyczna sylwetka, którą utrzymywał bez wysiłku, chłopięca twarz, na której
próżno by szukać oznak starości, i oczy, oczywiście niebieskie, w kolorze szafirów. Ludzie
tacy jak Natch po prostu nie istnieli po tej stronie kamer. Nie wymawiali też takich, jak
„rozgromić konkurencję” lub też „stworzyć nowy paradygmat”, bez śladu ironii czy
skrępowania.
Natch potrząsnął głową.
- Mam tylko nadzieję, że pamięta, iż jutro wprowadzamy produkt.
- Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki spięty - powiedziała Jara. - Każdego roku
wprowadzamy dwadzieścia czy trzydzieści produktów.
- Nie takich jak ten - szepnął Natch.
Jara postanowiła dać spokój. Jak zwykle nie miała pojęcia, o czym mówił Natch.
NocnyWzrok 48 był standardowym uaktualnieniem, rozwiązującym serię drobnych błędów
kodowania, ale niezawierającym nowych opcji. Program miał ugruntowaną pozycję na rynku,
zbudowaną dzięki doświadczeniu w dziedzinie optyki, z czego słynął Feudokorp
Oprogramowania Osobistego Natcha. Jeżeli Natch nie planował zmienić w ciągu jednej nocy
zasad programowania bio/logicznego - a wiedziała, że stać go na to - wprowadzenie na rynek
NocnegoWzroku powinno być sprawą rutynową.
- Słuchaj - powiedziała Jara. - Może pozwolisz Horvilowi pospać jeszcze godzinę?
Całą noc siedział nad tym programem. Prawdopodobnie dopiero co się położył. Nie
zapominaj, że tutaj jest siódma rano. - Tutaj, czyli w Londynie: normalnym mieście pełnym
kątów prostych. Tutaj mieszkała Jara, mieszkał tu też Horvil, o całe sześć tysięcy kilometrów
od apartamentu Natcha w Shenandoah.
- Mam to w dupie - parsknął Natch. - Ja dziś nie spałem w ogóle, wczoraj też nie.
- Mogłabym ci przypomnieć, że ja też całą noc pracowałam nad NocnymWzrokiem.
- To też mnie nie obchodzi. Idź go obudzić.
Po raz trzeci w ciągu tego tygodnia Jara zaczęła rozważać odejście z pracy. Natch
zawsze był protekcjonalny i przejawiał manię, nie - żądzę perfekcji. Jak trudno byłoby jej
znaleźć pracę w innym feudokorpie? Spędziła w tej branży piętnaście lat, co dawało jej
trzykrotną niemal przewagę doświadczenia nad Natchem. PulKorp, Billy Sterno czy nawet
Lucas Sentinel na pewno chętnie by ją przyjęli. Może nawet Bracia Patel, pomyślała
nieśmiało. Ale potem przypomniała sobie trzy koszmarne lata, które spędziła jako
czeladniczka Natcha, i niespełna jedenaście miesięcy, które pozostały jej do końca kontraktu.
Tylko jedenaście miesięcy, potem mogę odejść! Tyle powinnam wytrzymać.
Nie odeszła więc. Zamiast tego rzuciła mistrzowi feudokorpu ostatnie, gorzkie
spojrzenie i przerwała multisesję. Jak to miał w zwyczaju, Natch odwrócił się do niej plecami,
prawdopodobnie idąc do gabinetu, by dalej szlifować szczegóły produktu. Musisz uważać,
powiedziała sobie Jara. Szaleństwo Natcha może być zaraźliwe.
Zapadła w nicość.
*
Wrażenie pustki umysłu pozbawionego bodźców. Błogosławione dwie i pół sekundy wolnego
czasu po zakończeniu multisesji, zanim jeszcze rozpocznie się kolejna. Pustka, nicość.
Multipróżnia.
Potem świadomość.
Z powrotem była w Londynie, ale nie, jak przypuszczała, w mieszkaniu Horvila.
Horvil musiał odrzucić jej połączenie, więc system automatycznie przerwał strumień
informacji zalewający jej korę mózgową. Stała teraz na czerwonej kwadratowej płytce, która
z jej mieszkania prowadziła wprost do multisieci, i patrzyła na puste ściany, których nie miała
nigdy czasu ozdobić.
Rozprostowała mięśnie łydek, nieco obolałe po pięciu godzinach wywołanego przez
multi paraliżu, potem korytarzem przeszła do salonu.
Pustka w mieszkaniu Jary raziła jej zmysły, czuła się jak w przestrzeni bez wymiarów,
w magazynie dla istot ludzkich. Powstrzymała impuls, by spławić Natcha razem z jego
małym spotkaniem na szczycie i zamiast tego iść na zakupy w Morzu Danych. Kupiłaby coś
do powieszenia na ścianie. Jedenaście miesięcy, jedenaście miesięcy, jedenaście miesięcy,
mówiła sobie Jara. Potem będę mogła wziąć pieniądze i założyć własny interes, i to wszystko
nie będzie miało znaczenia. A na razie trzeba obudzić Horvila.
Horvil odrzucał multisesje, więc albo spał, albo po prostu ją ignorował. Inżyniera nie
można było nazwać rannym ptaszkiem. W jego języku słowo „wcześnie” oznaczało „przed
południem”, a dla mobilnego profesjonalisty mającego w zasięgu myśli całą planetę
„południe” było bardzo nieprecyzyjnym pojęciem. Jara zacisnęła zęby i wywołała program
PoufnySzept 66, powszechnie używany do rozmów na odległość. Skoro Horvil nie chciał jej
widzieć, może zechce chociaż porozmawiać.
Inżynier tym razem przyjął połączenie.
Jara niecierpliwie oczekiwała powitania, mruknięcia, czegokolwiek.
- No więc? - odezwała się. - Zamierzasz zjawić się u Natcha czy nie?
Ze strony Horvila usłyszała udawane odgłosy przeciągania się i jęki. PoufnySzept był
programem umożliwiającym wyłącznie komunikację umysłową, nie werbalną.
- Mógłbym udawać, że nadal śpię - powiedział inżynier.
- Skoro ja muszę być na tym idiotycznym spotkaniu, Horv, to ty na pewno się nie
wykręcisz.
- Przypomnij mi, czemu zwołał spotkanie tak wcześnie rano.
- Daj spokój, sam wiesz, jak to działa. Czeladnik w feudokorpie pracuje wtedy, kiedy
pracuje jego mistrz.
- Ale o co chodzi?
Jara westchnęła.
- Pojęcia nie mam. Pewnie o kolejny z jego genialnych planów przejęcia kontroli nad
światem. W każdym razie o nic dobrego.
- Oczywiście, że o nic dobrego - powiedział Horvil. - Rozmawiamy przecież o
Natchu. Opowiadałem ci już, jak próbował założyć korporację w szkole? Wyobraź go sobie,
jak tłumaczy zasady liberalnego kapitalizmu bandzie dziewięciolatków z ula...
- Horvil, ja czekam.
Inżynier nie sprawiał wrażenia poruszonego.
- Jestem zmęczony. Zadzwoń do Merri. Do Vigala.
- Nie są zaproszeni.
- Dlaczego? W końcu też są częścią firmy, nie?
Jara sama zadawała sobie to pytanie.
- Być może Natch bardziej ufa nam niż im.
Horvil parsknął, jakby wypluwał puch z poduszki.
- Tak, jasne. Może po prostu wie, że jesteśmy zbyt tchórzliwi, żeby mu się sprzeciwić.
I zanim Jara zdążyła odpowiedzieć, inżynier przerwał połączenie, zostawiając ją samą
wśród pustych ścian.
Jak on śmie zarzucać mi tchórzostwo! - wściekała się w duchu. Nie boję się Natcha.
Po prostu myślę praktycznie. Wiem, że będę musiała go znosić już tylko przez jedenaście
miesięcy.
Po raz tysięczny wywołała swój kontrakt czeladniczy i przeczytała paragraf o
wynagrodzeniu, jak zwykle mając nadzieję, że wcześniej coś przeoczyła. Ale litery płynące
przed jej oczyma nie zmieniły się: miała otrzymywać wyłącznie wyżywienie i dach nad głową
aż do końca czteroletniego kontraktu, kiedy to jej pakiet udziałów miał osiągnąć wartość
rynkową. Zamrugała mocno i widmowy tekst na powierzchni siatkówek zniknął.
Jara rzuciła ostatnie, tęskne spojrzenie na swoje mieszkanie i cofnęła się w głąb
korytarza, by wywołać nowe połączenie. Multipróżnia połknęła jej puste ściany i wypluła
śródmiejski widok z okna Natcha. Mistrza feudokorpu nigdzie nie było widać, ale Jara nie
była w nastroju, by go tropić. Musiał gdzieś tu być, inaczej nie dostałaby się do budynku.
Wyciągnęła się na kanapie i czekała.
Pięć minut później w pokoju pojawił się Horvil z nieodłącznym wyrazem
dobroduszności i zakłopotania na twarzy.
- Ku Perfekcji - powitał przyjaźnie Jarę, rozsiadając się w ulubionym fotelu Natcha.
Było to właściwie półtora fotela, ale i tak sporych gabarytów Horvil ledwie się w nim mieścił.
- Kto ma chęć potarzać się w błotku? Ja chętnie bym się teraz potarzał.
Jara zmarszczyła czoło, zastanawiając się, czy Horvilowi udało się stworzyć algorytm
nadający nawet jego wirtualnym ubraniom niechlujny wygląd.
- Nie skorzystam - powiedziała.
Inżynier ziewnął i z uśmiechem rozparł się w fotelu.
- Nie bądź taka napuszona, księżniczko. Jeżeli nie chcesz tu być, wracaj do domu. Co
niby zrobi ci Natch? Zerwie kontrakt? Zwolni cię?
Jara odruchowo uniosła palec wskazujący w oskarżycielskim geście. Następnie
opuściła go, uświadamiając sobie, że nie ma nic do powiedzenia.
A potem wrócił Natch.
Żadne z praktykantów nie widziało, kiedy wszedł, ale oto stał tam z założonymi
rękoma i patrzył na nich złym wzrokiem. Nie przechadzał się i to sprawiło, że Jara stała się
nagle nerwowa. Kiedy Natch całą energię skupiał na konkretnym celu, zamiast przerabiać ją
na kilometry, umiał przenosić góry. Jara poczuła ucisk w żołądku i nagle pojęła: jednak bała
się Natcha.
- Zmierzamy na szczyt rynku bio/logicznego - oznajmił. - Prosto na szczyt rankingu
Primo.
Horvil położył nogi na stoliku do kawy.
- Oczywiście - powiedział beztrosko. - Ile razy o tym gadaliśmy? Siły rynkowe,
ekonomia feudokorporacyjna, ple, ple, ple. To nieuniknione, prawda?
Natch zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Kiedy je otworzył, jego spojrzenie
zawisło w próżni pomiędzy dwojgiem czeladników. Jara nagle poczuła się przezroczysta,
jakby świat nabrał ostrości jej kosztem.
- Nie rozumiesz, Horvil - powiedział Natch. - Wchodzimy na pierwsze miejsce na
Primo, i to już jutro.
2
Czeladnicy siedzieli sztywno, bojąc się poruszyć. Jara zastanawiała się, czy przypadkiem nie
zabłądziła na plan staromodnego serialu, w którym Natch grałby Szalonego Kapitalistę, Który
Posunął Się za Daleko. Pierwsze miejsce na liście przewodnika inwestycyjnego Primo - jutro?
- To niemożliwe - powiedziała Jara. - Nie można nacisnąć guzika i siłą woli znaleźć
się na pierwszym miejscu Primo. Istnieją zasady, bezstronne zasady. Mają ściśle określone
wzory, nieznane nikomu poza najwyżej postawionymi interpretatorami.
Natch spojrzał na nią jak na przedstawicielkę podgatunku mniej zaawansowanego
ewolucyjnie.
- No i?
- Nie bądź śmieszny, Natch. Dziennie analizują dziesięć tysięcy programów
bio/logicznych i każda decyzja, jaką podejmują, wpływa na ranking. Nie da się przewidzieć
rankingów Primo. I nie patrz tak na mnie, ustawić ich też się nie da. Były próby. - Odwróciła
się do Horvila, celując palcem w jego bulwiasty nos. - Powiedz coś, Horvil. Wiesz o tych z
Primo tyle samo co ja. Są niezależni.
Inżynier wyciągnął ręce ponad głową, trzymał je tam przez chwilę, po czym z
trzaskiem uderzył nimi w swoje spore kolana.
- Ranking Primo jest bezstronny, bo musi taki być - zacytował slogan reklamowy
firmy. - Twoje systemy bio/logiczne polegają na nas, od serca i płuc po akcje i fundusze
inwestycyjne.
Natch być mógłby równie dobrze filmem wideo zatrzymanym na stopklatce. W żaden
sposób nie dawał znać, że zwrócił uwagę na rozmowę praktykantów.
- W porządku - wyrzuciła z siebie Jara, chcąc rozładować napięcie panujące w pokoju.
- Masz zapewne jakiś genialny plan, żeby zrealizować swój zamiar.
Mistrz feudokorpu znowu zaczął się przechadzać.
- Naturalnie, że mam - odrzekł z kamienną twarzą. - Jak wiecie, dzisiaj wprowadzamy
na rynek NocnyWzrok 48, nasz najważniejszy i najlepszy w tym roku produkt.
Jara miała chęć polemizować z twierdzeniem o jakości programu, ale zmieniła zdanie
i rozparła się na kanapie. Horvil był jednym z najlepszych inżynierów w branży, ale Jara
wiedziała z doświadczenia, że pod wpływem przepracowania popełniał błędy. NocnyWzrok
48 będzie miał swoje usterki i niedoskonałości, jak każdy program stworzony przez ludzki
umysł.
- Zgadnijcie, kto jeszcze planuje wprowadzić coś na rynek w tym tygodniu? - ciągnął
Natch.
Serce Jary zatrzymało się na moment.
- Nie mów mi tylko, że Bracia Patel wypuszczają w końcu NocnegoJastrzębia 73 -
powiedziała.
Mistrz feudokorpu skinął głową.
- Właśnie.
Jara zmarszczyła brew i skrzyżowała ręce na piersi. Jak Natch zamierzał zająć
pierwszą pozycję na rynku właśnie w tym tygodniu, i to mając taką konkurencję? Bracia Patel
od dwóch i pół roku okupowali pierwsze miejsce rankingu Primo. Powszechnie uważano ich
za niepokonanych. To naturalnie nie powstrzymało Natcha przed konfrontacją z braćmi przy
okazji wprowadzania różnych programów w ciągu ostatnich kilku miesięcy, wręcz przeciwnie
- wyzwanie wzmagało w nim chęć szaleńczego wyścigu o prymat. Śledził rozkład premier
produktów braci na wykresach w trzech, czterech i pięciu wymiarach. Polował na
najmarniejsze nawet plotki dotyczące Frederica i Petrucia Patelów.
A teraz wydawało się, że poczuwszy ukłucia konkurencji ze strony Natcha na
rankingowym polu walki, to tracąc punkt, to spóźniając się z wypuszczeniem produktu,
Bracia Patel przyjęli wreszcie wyzwanie młodszego rywala. Wprowadzenie
NocnegoJastrzębia w tym samym tygodniu co NocnyWzrok było bezpośrednim atakiem.
Horvil nie przejął się takim obrotem sprawy.
- Czym się tak martwicie? - powiedział, bezskutecznie usiłując stłumić ziewnięcie. -
Włożyliśmy wiele pracy w NocnyWzrok. Kod jest dobry. Nie boję się starcia z Patelami.
- Co więc powinniśmy zrobić? - zapytał Natch. Ton jego głosu wskazywał, że pytanie
było retoryczne.
Jara skrzywiła się. Wiedziała, w jaką stronę zmierzała rozmowa.
- Gdyby to pytanie zadał mi ktoś poza tobą, powiedziałabym, że jednocześnie
wypuścimy nowe programy w Morze Danych i niech zwycięży lepsza firma.
Mistrz feudokorpu obdarzył ją jednym ze swych wilczych uśmiechów, mających
niewiele wspólnego z humorem. W jakimś odległym wymiarze egzystencji niewidoczna
publiczność obserwująca Natcha zawyła w oczekiwaniu.
- Myślisz, że boję się starcia z Patelami.
- Po prostu nie lubię tych twoich brudnych sztuczek. Mamy szóstą pozycję w rankingu
Primo, szóstą spośród tysięcy. Dlaczego to ci nie wystarcza?
Natch zatrzymał się w pół kroku i przeszył praktykantkę wzrokiem.
- Miałbym zadowolić się porażką? - zapytał z niedowierzaniem, jakby zaproponowała
mu przyjęcie któregoś z wyznań i ślubów ubóstwa. - Zadowolić się tym? - Powiódł gestem po
mieszkaniu, które Jara uważała za całkiem ładne. Było w nim dość miejsca do życia i do
pracy, i zostawała jeszcze przestrzeń dla rozrywki. Mieszkanie było nie tylko przestronne, ale
miało zarówno prawdziwe okna, jak i programowane ekrany oraz położony w samym środku
bujny ogród ze stokrotkami. Może apartament Natcha nie mógł się równać z księżycowymi
posiadłościami wielkich potentatów, ale przynajmniej ściany nie były puste.
Jara uspokoiła się.
- Natch, szósta pozycja na liście Primo to nie porażka - powiedziała. - Większość
programistów przez całe życie próbuje dostać się do pierwszej dziesiątki. Nam się to udało w
trzydzieści sześć miesięcy. Trzydzieści sześć miesięcy, Natch! Ranking Primo istnieje od
prawie siedemdziesięciu lat i nikt przed nami nie dokonał tego tak szybko. Horvil, jaka była
nasza pozycja rok temu?
Inżynier na ułamek sekundy skupił uwagę, w widomy sposób łowiąc informacje w
Morzu Danych.
- Sześćdziesiąta druga - odpowiedział prawie natychmiast. - Rok wcześniej czterysta
dziewiętnasta. - Jara uniosła ręce, jakby mówiła: „No widzisz?”. - A rok przedtem...
Natch przerwał czeladnikowi w pół zdania:
- Czy te bzdury do czegoś prowadzą?
Jara nie poddała się.
- Natch, ja nie mówię, żebyśmy przestali próbować. Mówię tylko, że w końcu
dostaniemy się na szczyt dzięki jakości naszych produktów, bez brudnych sztuczek. Bracia
Patel się starzeją, a my coraz bardziej ich doganiamy. Za kilka lat, kiedy skończą im się ulgi
podatkowe, spieniężą wszystko i rozwiążą feudokorp. Tak bywa w tej branży.
Natch skrzywił się, zakołysał na piętach i westchnął niespokojnie. Wyglądał jak mały
chłopiec, który dostał burę od opiekunów za zbyt późny powrót do domu. Mimo nerwowych
ruchów żaden z jego kasztanowych włosów nie zepsuł perfekcji fryzury. Jara patrzyła mu
prosto w oczy i z rozczarowaniem zauważyła, że Horvil z trudem stara się nie zasnąć. Dzięki
za wsparcie, Horv!
- No dobrze - powiedział mistrz feudokorpu z wyrazem twarzy, który jasno mówił, że
skłonny był rozważyć jej bezwartościowe pomysły tylko dla zachowania pozorów. -
Przyjrzyjmy się NocnemuWzrokowi 48 w MyśloPrzestrzeni. Zobaczmy, jak mocne są
naprawdę nasze produkty.
Jara i Horvil w ślad za Natchem weszli do jego biura. Pokój był mały, skąpo i
funkcjonalnie ozdobiony, ale i tak znacznie ładniejszy niż przestrzeń, w której pracowała Jara.
Sztuczne światło dzienne wraz z widokiem pełnego ludzi rynku gdzieś w Pekinie wypełniało
dwa kwadratowe ekrany. Jeżeli chcesz pracować całą noc, udawaj, że jest dzień, pomyślała
Jara cierpko.
Natch podszedł do przysadzistego warsztatu pośrodku pokoju i machnął dłonią, by
wywołać wirtualną sferę programisty znaną jako MyśloPrzestrzeń. Natychmiast otoczyła go
przezroczysta kula hologramu o średnicy około dwóch metrów, wraz z poruszającymi się w
niej geometrycznymi bryłami i łączącymi je włóknami.
Program załadowany w MyśloPrzestrzeni wyglądał jak zwarta piramida pokryta
kolcami. Jara nie umiała rozpoznać kodu.
- Co to jest? - spytała.
- Nic - odburknął mistrz feudokorpu, zamykając podgląd ruchem nadgarstka. Jego
miejsce zajęła spójniejsza struktura o kształcie torusa w kolorach łagodnej szarości i błękitu.
Nitki bieli i fioletu tworzyły wewnątrz bryły skomplikowaną siatkę. Jara mogłaby odtworzyć
te jędrne kształty z zamkniętymi oczyma. NocnyWzrok 48.
Natch spojrzał na unoszącą się przed nim figurę z bio/logicznego kodu i parsknął z
obrzydzeniem. Jego niezadowolenie rosło, w miarę jak powoli obracał torus wokół pionowej
osi. „Niedoskonały!” - Jara niemal słyszała jego myśli jak przeznaczony dla niewidocznej
publiczności monolog. „Niezadowalający! Drwina, niedająca zapomnieć o wszystkich
niedokończonych projektach i nieosiągniętych celach drwina!”
- Na co jeszcze czekamy? - spytał Horvil. - Włączmy maleństwo.
Jara rozkazała swemu wewnętrznemu systemowi, by włączył NocnyWzrok, a
następnie odczekała kilka sekund, jakie zajęło programowi przekazanie instrukcji
mikroskopijnym robotom krążącym w jej krwiobiegu. Starała się wykryć owe miliony
obliczeń dokonujących się w jej mózgu, prześledzić ciąg logicznych połączeń między
strukturą komórkową stojącą na czerwonej płytce w Londynie i jej wirtualnym ciałem.
Wiedziała jednak, że nawet gdyby była tu we własnej osobie, reakcje chemiczne wewnątrz
siatkówki oraz impulsy elektryczne w mięśniach tarczkowych powiek pozostałyby całkowicie
niewykrywalne. Programy bio/logiczne nie były tak prymitywne od czasów Sheldona Suriny,
który jakieś trzysta sześćdziesiąt lat temu wymyślił tę dziedzinę nauki.
- Zdaje się, że działa - powiedziała Jara z nadzieją.
Horvil wypiął pierś i objął wirtualnym ramieniem barki Natcha.
- Oczywiście, że działa. Nie mówiłem?
Mistrz feudokorpu nie powiedział nic. Wyłączył widok na pekiński rynek w oknie po
lewej, ukazując czerń prawdziwej nocy. Natch zmrużył oczy, potrząsnął głową i przeszedł
przez drugi pokój w stronę balkonu. Horvil i Jara wyszli wraz z nim w czarną jak węgiel noc
Shenandoah, około wpół do czwartej nad ranem. Pod ich stopami natychmiast pojawiła się
wysunięta ze ściany budynku platforma.
Cała trójka stała przy poręczy i patrzyła w dal, szukając odpowiedniego obiektu, by
sprawdzić ulepszony wzrok. W porównaniu z ludniejszymi dzielnicami miasta, gdzie nadal
widać było światła, w miejskiej sypialni panował spokój.
- Tam - powiedział Horvil, wskazując na wygaszony z powodu braku przechodniów
ekran reklamowy stojący kilka przecznic dalej. Jara zorientowała się, że odczytanie sloganu
przyszło jej bez trudu.
PIJ CZAJKOKĘ
Bo Rada Obrony i Bezpieczeństwa
jeszcze tego nie zabroniła
Pod napisem bohater reklamy o wyglądzie cwaniaczka przysysał się do butelki w
kolorze neonowego fioletu, nic sobie nie robiąc z wyrazu dezaprobaty na twarzy
przyglądającego mu się funkcjonariusza Rady.
Horvil zapląsał w niezdarnym tańcu zwycięstwa.
- Wygląda na to, że Feudokorp Oprogramowania Osobistego Natcha jutro będzie na
rynku - zakrakał triumfalnie. - O tak!
Jara odetchnęła z ulgą. Skąd wzięły się jej nerwy? NocnyWzrok 48 i wczoraj działał
sprawnie, podobnie jak każdego poprzedniego dnia. Program nie zawierał błędów
poważniejszych niż w wersji 43 lub 44.
- Jak myślisz? - zapytała Natcha. - Gotowy do premiery?
- A wygląda na gotowy? - odparł mistrz obcesowo. - Rozpoznawanie kolorów jest
niedopracowane. Już w schematach widać, że program pracuje w zbyt wielu cyklach.
Myślisz, że możemy ot tak wypuścić produkt, który zużywa całą moc obliczeniową Morza
Danych i zawiesza systemy użytkowników? Nie, kurwa, wcale nie jest gotowy.
Jara zareagowała, jakby ją uderzył. W pląsie Horvila pojawiło się wahanie, które
próbował zamienić w naturalny krok. Czy spędzali całe noce, ślęcząc nad programem, po to,
by zasłużyć na takie traktowanie?
- Naprawdę żadne z was nie widzi, co próbuję osiągnąć? - zapytał Natch głosem nagle
spokojnym i pełnym namysłu. - Wskazuję tylko te same niedociągnięcia, które zauważą jutro
recenzenci Primo. Ich nie obchodzi, czy kodowanie zabrało nam całe noce. Obchodzą ich
tylko dwie rzeczy: sukces i porażka. Sukces oznacza więcej sprzedanych jednostek, więcej
szacunku, przejście na wyższy poziom gry. Każdy inny rezultat... to porażka. - Natch potarł
czoło i spojrzał tęsknie w stronę horyzontu.
Jara wbrew sobie przewróciła oczami, zmęczona fochami Natcha. Czy kiedykolwiek
zdał sobie sprawę, że sam siebie traktuje zbyt poważnie? Miała chęć obrzucić inwektywami
niewidzialną publiczność, zmazać z jego ust ten przemądrzały uśmieszek. Miała chęć zabrać
go w jakieś spokojne miejsce, zdjąć z niego spodnie i cichym, syczącym głosem nauczyć, co
jest naprawdę ważne.
Mistrz odwrócił się. Zmierzył Jarę długim, przenikliwym spojrzeniem, pełnym
rozbawienia i wzgardy. Za nim Horvil niezdarnie przestępował z nogi na nogę.
- A teraz wejdźcie do środka - powiedział Natch. - Przedstawię wam mój plan.
Jara spuściła wzrok.
- Miało nie być więcej brudnych sztuczek - jęknęła.
- Niczego takiego nie powiedziałem. Powiedziałem, że przyjrzę się
NocnemuWzrokowi 48, co właśnie zrobiłem. Jest do niczego. Poza tym dlaczego ciągle
mówisz, że to brudne sztuczki? To nie żadne brudne sztuczki. To jest interes!
3
Słońce wspinało się na poranne niebo niczym pantera i Jara przypomniała sobie, że nie tylko
przetrwała kolejne dwadzieścia cztery godziny, ale również nie zwariowała, nie rzuciła pracy
i nikogo nie zabiła. Miała poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Wystarczy, że przejdzie
kolejne jedenaście miesięcy z nisko pochyloną głową, niczym Natch pogrążony w jednym ze
swych humorów, a przeżyje. Tak zabija się czas, kiedy jest go zbyt wiele: biorąc na
przeczekanie.
Powiedziała im, że potrzebuje kilku minut samotności i chłodnego nocnego powietrza.
Natch i Horvil zniknęli w środku.
Jara stała na balkonie i patrzyła, jak Shenandoah otrząsa się ze snu. Budynki, które na
noc automatycznie się kurczyły, by oszczędzać przestrzeń, nadymały się teraz jak ryby
najeżki, w miarę jak budzili się ich mieszkańcy. Balkon na zewnątrz mieszkania Natcha
niemal niezauważalnie popłynął w górę, kiedy lokatorzy z dolnych pięter zaczęli wypełniać
swą poranną przestrzeń życiową. Rzeka ruchu ulicznego zdążała z biedniejszych dzielnic do
publicznych stacji multi, skąd półmilionowy tłum pracowników miał udać się do biur na całej
planecie, a także na Księżycu, Marsie czy w koloniach orbitalnych. Inni przechodnie zalewali
stacje metra, skąd szybkie pociągi z zawrotną prędkością rozwoziły ich po całym
kontynencie. Uprzywilejowana mniejszość korzystała ze stacji teleportacyjnych, nadal
lśniących czystością i niemal pustych.
Jara wielokrotnie widziała taką samą poranną przemianę w Londynie, ale po raz
pierwszy miała okazję oglądać ją w Shenandoah. Poczuła chwilowy przypływ zazdrości
wobec ludzi, którzy żyli i pracowali wśród miękkich, niskich łuków nowoczesnego miasta.
Nie musieli błądzić w drodze do pracy po ulicach wybrukowanych starożytnymi cegłami lub
zachwaszczonymi brukowcami, nie musieli też jeździć trasami metra, omijając kolejne
rozpadające się opactwa, w imię historii mające wiecznie pozostać na swoim miejscu.
Przestań się nad sobą użalać, pomyślała Jara. Mogłabyś mieszkać w Shenandoah,
gdybyś naprawdę tego chciała. Chociaż stać by cię tu było tylko na pokój w starym drapaczu
chmur.
Spojrzała na wschód, gdzie sponad mgły wyglądały połamane wieże Starego
Waszyngtonu. Wieże były wszystkim, co pozostało z barwnych amerykańskich imperiów
kwitnących tu w latach przed Rewolucją Autonomiczną. Samotna trasa metra wiła się w tym
kierunku z Shenandoah, znikając we mgle niczym skamieniała wić dawno wymarłej bestii.
Przestań odwlekać sprawę, pomyślała Jara. Wejdź do środka i skończ z tym. Potem
będziesz mogła pójść do domu i spać. Żaden idiotyczny plan Natcha nie może być wiele
gorszy niż to, co robiliście dotąd.
*
Myliła się.
- Co mam zrobić? - wrzasnęła Jara, zdając sobie sprawę, że brzmi jak parodia harpii z
dramatu. Oto wchodzi Niewierna, Która Wątpi w Możliwości Naszego Bohatera.
Natch napawał się reakcją czeladniczki.
- Macie rozpuścić pogłoski - ciągnął spokojnie, przechadzając się - że Morze Danych
zostanie wkrótce zbombardowane poważnym atakiem czarnego kodu.
- Poważnym atakiem czarnego kodu.
- Przez Faryzeuszy.
- Przez Faryzeuszy. I co nam to da?
- Zmusi Braci Pateł do opóźnienia premiery produktu.
Polecenie Natcha tak dalece obrażało zdrowy rozsądek, że Jara musiała się roześmiać.
Ośmielony Horvil również zarżał rubasznie.
- Świetny plan - ucieszył się sarkastycznie inżynier. - Może od razu zmusimy Braci
Patel do przelania nam na konta w Skarbcu po milionie kredytów? I może jeszcze niech
zrobią nam masażyk plecków?
Jara przez chwilę zastanawiała się, czy Natch aby naprawdę nie oszalał. Co łączyło
cieszącą się szacunkiem firmę bio/logiczną z grupą zabobonnych fanatyków gnieżdżących się
na końcu świata? Potem zobaczyła pełen wyższości uśmieszek Natcha i zrozumiała, że mówił
poważnie.
Szaleństwo.
Analityczka zajęła miejsce na sofie obok inżyniera.
- W porządku, zacznij wyjaśniać - powiedziała.
Natch skinął głową i swoim zwyczajem spojrzał w dal.
- Jaki jutro dzień? - zapytał w końcu.
Horvil skierował wzrok w górę, zastanowił się.
- Pierwszy listopada.
- Pierwszy listopada. Dzień jak co dzień, nieprawdaż? Dla nas tak. Premiery
produktów, sprzedaż, interes się kręci. Ale dla Faryzeuszy jutro jest Dzień Zmarłych. -
Machnął ręką w stronę najbliższego ekranu, wyświetlającego akurat wczesny pejzaż pędzla
Topea. Jaskrawe odcienie błękitu i zieleni obrazu zlały się w stary film dokumentalny
Nadkomitetu o Dniu Zmarłych.
- Technologia poszła naprzód - wygłosił narrator - ale w wierzeniach Faryzeuszy
nocami nadal grasują ghule i gobliny.
Cała trójka patrzyła, jak grupa brązowoskórych Faryzeuszy w zakurzonych szatach
kłania się nisko i wznosi pieśń w archaicznym, gardłowo brzmiącym języku.
- Faryzeusze nienawidzą cywilizowanego świata - kontynuował narrator. - Twierdzą,
że manipulowanie ludzkim organizmem przy użyciu programów bio/logicznych jest
„bezbożne”. A wszczepianie maleńkich maszyn do krwi, zezwalanie, by kod programu
wyświetlał obrazy w mózgu, to... wynaturzenie! Grzech!
Natch zatrzymał obraz i pstryknął palcami dla podkreślenia efektu. Na ekranie
widniała zamrożona w grymasie twarz młodzieńca wznoszącego spaloną słońcem pięść,
grożącego niewidocznemu wrogowi.
- Pamiętacie program, który podniósł ciśnienie krwi w koloniach orbitalnych? -
zapytał Natch. - Zaledwie dwa lata temu. Dwa tysiące trzysta ofiar śmiertelnych i surowa
odpowiedź wojskowa Rady Obrony i Bezpieczeństwa. Myślicie, że mają dość rozlewu krwi?
Przeciwnie! Faryzeusze nie siedzą z założonymi rękami. Knują, planują, studiują techniki
programistyczne i czekają na okazję do ataku. Kiedy najczęściej atakują Faryzeusze? W dni o
znaczeniu religijnym, oczywiście. Jak Wigilia, Wszystkich Świętych czy urodziny Jesusa
Joshuy Smitha. Albo jak Dzień Zmarłych. Zastanówcie się! Czy Faryzeusze nie mogliby
przez ten czas wymyślić sposobu na zburzenie rynków finansowych, Dr. Łaty albo multisieci?
Czy nie mogliby wybrać jutrzejszego dnia jako daty pierwszej salwy w kolejnej świętej
wojnie przeciw nam, łączliwym? Czy nie jest możliwe, że Rada Obrony i Bezpieczeństwa
zwiera właśnie szyki i przygotowuje się na poważny atak nowej przerażającej odmiany
czarnego kodu?
Horvila całkowicie pochłonęła opowieść Natcha. Pochylił się do przodu i siedząc na
brzegu sofy, nerwowo spoglądał raz na gestykulującego Natcha, raz na ekran, nadal
wyświetlający złowrogą, odzianą w brudną szatę postać z rozwianymi włosami.
- To naprawdę możliwe, prawda? - wyszeptał bez tchu.
- A skoro to wszystko prawda... czy pierwszy listopada nie byłby bardzo nieszczęśliwą
datą dla Braci Patel i premiery ich uaktualnienia?
Jara poczuła, jak plan Natcha staje się realny, i przez jedną przyprawiającą o mdłości
chwilę widziała świat tak wypaczony, jak musiał widzieć go sam mistrz feudokorporacji.
Kolory wyblakły, czerń i biel stały się nijaką szarością.
- Chcesz więc, żebyśmy rozgłosili, że nasi „przyjaciele” z Rady Obrony i
Bezpieczeństwa mówią, że stanie się coś wielkiego, i poczekali, aż sieci plotkarskie zaczną
się dławić od domysłów?
- Nie chcę niczego dławić. Chcę, kurwa, chaosu!
- I myślisz, że Bracia Patel usłyszą co w trawie piszczy i przeniosą premierę produktu
na dzień bez dramatycznych wiadomości?
Horvil otrząsnął się przeszyty dreszczem i rozparł się wygodnie, zamyślony.
- To dlatego tak nas zamęczałeś pracą nad NocnymWzrokiem 48 - powiedział. -
Program bliski doskonałości... premiera w dzień bez żadnej konkurencji w mediach... To
faktycznie mogłoby sprawić, że ranking Primo przyzna nam punkt czy dwa...
Jara zmarszczyła brwi. Teraz rozumiała, dlaczego Serr Vigal i Merri zostali
wykluczeni z tego porannego spotkania. Żadne z nich nie wzięłoby udziału w takim planie.
Przypomniała sobie, że Natch nie włączał ostatnio tej dwójki w podobne etycznie
dwuznaczne przedsięwzięcia. W głębi umysłu Jary pojawiła się nieprzyjemna myśl: jak to
świadczyło o opinii Natcha o niej samej? Postanowiła się nad tym nie zastanawiać.
Natch uruchomił ponownie film. Oglądali teraz drużynę funkcjonariuszy Rady
Obrony i Bezpieczeństwa prowadzących skoordynowany atak na zajmujący szczyt wzgórza
niespokojny tłum Faryzeuszy. Strzelali bezładnie z karabinów laserowych do pojawiających
się wokół nich, ubranych na biało postaci. Trafiali jednak tylko zjawy, multiprojekcje,
prawdziwy atak miał bowiem nadejść od tyłu. Salwa pocisków wielkości igieł przeszyła
powietrze, strzałki uwięzły w ciałach protestujących, uwolniły śmiertelny ładunek toksyn i
maszyn wojennych wielkości molekuły. W ciągu kilku sekund walka się zakończyła, a ziemię
zaległy nieruchome ciała Faryzeuszy.
- Ładna teoria, Natch - powiedziała Jara - ale wątpię, by jeden program wystarczył,
żebyśmy przeskoczyli pięć miejsc rankingu Primo w jeden dzień.
- Nie - zgodził się Natch, a na jego twarzy wykwitł nagle diaboliczny uśmiech - ale
cztery programy powinny wystarczyć.
Czeladnicy zagapili się na niego, nie mogąc wykrztusić słowa w odpowiedzi.
- Myślicie, że czym się zajmowałem przez ostatnie kilka tygodni, kiedy wy
harowaliście nad NocnymWzrokiem 48? Pracowałem. Przygotowywałem DeMiraż 52 i
OkoMorf 66 do premiery.
Horvil ostentacyjnie odliczył na palcach.
- To trzy programy. Gdzie czwarty?
- MentoKalkulator 93.9. Jest gotów od kilku tygodni.
- Co? Powiedziałeś mi, że tego programu nie da się sprzedać.
- Kłamałem.
*
Poranek mijał, a Natch uparcie odrzucał wszystkie zastrzeżenia wobec swego planu.
- Strasznie to wszystko niejasne - protestowała Jara. - Kto uwierzy, że akurat my
dysponujemy informacjami o ataku terrorystycznym? Nie zajmujemy się szpiegostwem, tylko
biznesem.
- Mamy dobre kontakty, ludzie uwierzą. Poza tym nie musimy rozpuszczać żadnych
konkretnych pogłosek, wystarczy cień podejrzenia.
- A jeśli się nie uda?
Natch wzruszył ramionami.
- Jeśli się nie uda, kto na tym straci?
- Rada zaprzeczy plotce - wtrącił się Horvil.
- Znając Radę, zaprzeczy w tak ostrym tonie, że ludzie zaczną być podejrzliwi.
Przewodniczącego Bordy nikt nie oskarży o subtelność.
To samo mogłabym powiedzieć o tobie, Natch, pomyślała Jara.
- Nic z tego nie rozumiem - powiedziała, wyrzucając z rozdrażnieniem ręce w górę. -
Skoro mamy cztery programy gotowe do wypuszczenia w Morze Danych, czemu po prostu
tego nie zrobimy? Po co nam Faryzeusze?
Natch pokręcił głową.
- Po pierwsze, programy nie są jeszcze wystarczająco dobre - odparł. - Potrzebujemy
jeszcze co najmniej dnia na dopieszczenie ich. Po drugie, Bracia Patel obserwują każdy nasz
ruch od tygodni. Wiedzą, że czyhamy na ich pozycję w rankingu Primo. Jeżeli nie uda nam
się na jakiś czas odwrócić ich uwagi, natychmiast zbombardują sieć usprawnieniami
własnych programów, byle tylko pozostać na szczycie listy. Ale mając margines manewru,
możemy na kilka godzin zdobyć pierwsze miejsce.
- A co, jeżeli ktoś przyłapie nas na rozpuszczaniu pogłosek?
- Niby kto?
On ma rację, zauważyła gorzko analityczka. Prawda w Morzu Danych była niczym
światło ze starożytnego kalejdoskopu: zabarwiona, rozproszona i odbita we wszystkie strony.
Szczególnie na rynku bio/logicznym, gdzie każdy reprezentował własne interesy. Feudokorpy
i memekorpy nieustannie rozpuszczały plotki na temat konkurencji. Podobnie działali również
inwestorzy kapitałowi zapewniający im fundusze oraz menedżerowie sprzedaży reklamujący
ich produkty. Jara przypomniała sobie niedawną sprawę kobiety, która rozpuściła plotki o
własnym synu, by doprowadzić go do bankructwa. Albo przypadek mistrza feudokorpu, który
opanował rynek programów gastrycznych i jelitowych, sabotując prezentację produktów
konkurencji. W żadnym z tych przypadków nikomu nie postawiono zarzutów.
Kto stał na drodze Natcha? Niezdarni biurokraci Koalicji Meme?
Jara cofnęła się pamięcią do dzieciństwa w ulu, do niekończących się wykładów.
- Skoro Koalicja Meme jest niekompetentna - zapytała pewnego razu - to kto dba o
interesy maluczkich? Kto pilnuje, żeby wszystko odbywało się uczciwie?
- Nikt - odpowiedział nauczyciel smutno.
- Nikt? - zakrzyknęła Jara w dziecinnym oburzeniu.
- Och, mógłbym powiedzieć ci to wszystko, czego oczekuje ode mnie dyrektor szkoły
- odparł nauczyciel. - Sprzedać wam bzdury z oficjalnego podręcznika. O tym, jak to
płynność przepływu informacji w Morzu Danych pozwala wyłonić najsłabsze instytucje
gospodarki. Jak niezależni reporterzy, eksperci i obserwatorzy zwani publikami są bardzo
skuteczni w ujawnianiu przypadków korupcji. Że polegamy na Lokalnych Politycznych
Reprezentantach Obywatelskich Grup, czyli na L-PROG-ach, naszym rządzie. I na jego
kontroli nad wolnym rynkiem. Ale czytasz przecież wiadomości, Jara. Czy dla ciebie któreś z
tych haseł brzmi jak prawda?
Nie brzmiały. Ale te rozmowy odbywały się pół życia temu, kiedy kariera biurokraty
w Koalicji Meme lub polityka w L-PROG-u wydawały jej się atrakcyjnymi pomysłami na
życie. Feudokorporacje były miejscami, w których gromadziło się oszczędności, gdzie
pracowało się dopóty, dopóki nie pojawiła się szansa na prawdziwe zajęcie. Jakże szybko
wszystko w jej życiu zmieniło się po opuszczeniu ula! Z goryczą pomyślała, że sprzedała swe
ideały za pochlebstwa przystojnych, inteligentnych mężczyzn. Takich jak Natch.
Jara potarła powieki i powróciła do teraźniejszości, nie mogła jednak pozbyć się
wypaczonego spojrzenia Natcha. Jego plan mógł się udać właśnie dlatego, że jest tak
idiotycznie śmieszny, myślała. Kto mógłby przypuszczać, że przemysł bio/logiczny upadł tak
nisko, iż jeden z jego najzdolniejszych umysłów planuje wywołać panikę na ulicach,
rozsiewając plotki o ataku terrorystycznym Faryzeuszy? Kto mógłby przypuszczać, że Natch
ma z tym cokolwiek wspólnego?
A jeżeli nawet ktoś by się domyślił, gdyby Rada, Koalicja, publicy lub Bracia Patel
zwietrzyli, kto był prawdziwym źródłem tych plotek, prawdopodobnie nadal dostaliby się na
pierwsze miejsce rankingu Primo. Niezależny system oceniania nie mógł sobie pozwolić na
zmianę opinii z powodów prawnych lub politycznych.
Natch zatrzymał się, a Jara natychmiast zrobiła się niespokojna.
- Widzę tylko dwa potencjalne problemy - powiedział. - Po pierwsze, plotki mogą nie
wywołać wystarczającego zamieszania na rynku, żeby zrobić wrażenie na Patelach. Mogą
wówczas wypuścić NocnegoJastrzębia planowo. Po drugie, analitycy Primo mogą znaleźć
usterki w którymś z naszych programów i odebrać nam punkty.
- A inne feudokorpy? - zapytała Jara.
- Kto? Lucas Sentinel? PulKorp? Prosteev Serly? - Natch machnął lekceważąco ręką. -
Sprawdziłem już ich harmonogram, nie mają na jutro niczego w planach.
Horvil zmarszczył czoło. Od jakiegoś czasu milczał, słuchając szaleńczych wywodów
Natcha i dokonując po cichu własnych obliczeń. Jara zastanawiała się, czy starczy mu o tak
wczesnej porze szarych komórek, by w pełni objąć rozmach planu Natcha.
- Jest jeszcze jeden problem - powiedział inżynier.
- Jaki?
- A co, jeżeli te pogłoski wystraszą kogoś poza Braćmi Patel? Faryzeusze zabijali już
ludzi w atakach terrorystycznych. Co, jeżeli wywołamy zbyt wielką panikę? Wszyscy
jesteśmy połączeni. - Inżynier machnął ręką, jakby chciał zebrać nią multiboty wielkości
molekuły i transmisje subeteryczne. - Wszyscy więc jesteśmy zagrożeni. Każdego dnia może
dojść do następnego zamachu z użyciem czarnego kodu. Wszyscy o tym wiedzą. Rada
naprawdę może przygotowywać kolejny atak. Co będzie, jeżeli wywołamy zbyt wielką
panikę? Może dojść do szturmu na Skarbiec. Handel może się zatrzymać. Cały system
finansowy gotów się załamać.
Natch uśmiechnął się, jakby cieszyła go ta możliwość.
- Niewielka szansa - powiedział. Czyżby w jego głosie było rozczarowanie? - Daj
spokój, Horvil! System finansowy miałby upaść z powodu kilku plotek? Ludzie nie są aż tak
naiwni. Poza tym Rada zdementuje plotki, zanim do tego dojdzie.
- A co... co, jeżeli Faryzeusze naprawdę zaatakują tego dnia?
- Horv - mistrz feudokorpu zaśmiał się - nie ja odpowiadam za tych fanatyków.
Odpowiadam tylko za siebie. Niech atakują, jeżeli muszą. Cokolwiek by się wydarzyło,
drugiego listopada rynek nadal będzie istniał. Zaufaj mi.
4
Jara ponuro wpatrywała się w trójwymiarowy diagram, który skonstruowała na stoliku do
kawy. Wykres górował nad nią niczym złożony z warstw danych ziggurat. Rozparła się w
fotelu i przyjrzała swemu dziełu. Nazwiska ludzi, których znała całe życie, zebrane były w
rzędzie oznaczonym naiwni. Inne nazwiska - nazwiska przyjaciół, krewnych, dawnych
kochanków lub znajomych - tkwiły nabite na holograficzne strzałki oznaczone nacisk oraz
perswazja. Nazwisko matki znajdowało się na uboczu, na parapecie oznaczonym niegodni
zaufania.
Zawsze chciałaś się tym zajmować, prawda? - myślała Jara. Analiza strategiczna dla
feudokorpu bio/logicznego. Zarządzanie rozkładem czasu, ustalanie terminów premier
produktów, podział zasobów... prawda?
Poniedziałek niemal już się zakończył, a Jara nadal nie zmrużyła oka. Zdała sobie
nagle sprawę, że od co najmniej godziny siedzi nieruchomo i wpatruje się w wykres.
Oczekiwała, że ziggurat w każdej chwili może zwalić się na nią jak wirtualna lawina danych.
I zabić ją, zgnieść pod ciężarem kłamstw Natcha.
„Jeżeli nie chcesz tu być, idź do domu” - przypomniała sobie słowa Horvila.
Pomyślała o inżynierze pocącym się teraz na drugim końcu Londynu w sferze
MyśloPrzestrzeni. Fakt, że Horvil również odmawiał sobie snu, stanowił marne pocieszenie.
Krótko po zachodzie słońca Jara poczuła mentalny sygnał nadchodzącego
multipołączenia. Natch.
Mistrz feudokorporacji wynurzył się z nicości, pomachał do niej wesoło na powitanie
i zaczął przyglądać się wykresowi. Jara nie widziała go od porannego spotkania w
Shenandoah i od tego czasu zmienił się nie do poznania. Zniknął nadąsany uczniak, którego
można było wyłączyć za naciśnięciem przycisku. Jego miejsce zajął Natch - sprytny
przedsiębiorca, sprzedawca, symbol myślenia pozytywnego.
- Uważasz więc, że osiągniemy największą penetrację, jeżeli zaczniemy rozsiewać
plotki dziś w nocy - powiedział, jedną ręką gładząc w zamyśleniu podbródek, który być może
nie zaznał nigdy śladu zarostu.
Jara skinęła głową zmęczona.
- Umieściłam wszystkich naszych znajomych na osiach według trzech kryteriów:
David Louis Edelman INFOSZOKInfoquake Tom I trylogii Skok 225 Tłumaczył Michał Kubiak
Spis treści Spis treści................................................................................................................2 O autorze ................................................................................................................4 CZĘŚĆ 1 PIERWSZE MIEJSCE LISTY PRIMO .......................................................6 1..............................................................................................................................7 2............................................................................................................................12 3............................................................................................................................18 4............................................................................................................................25 5............................................................................................................................34 6............................................................................................................................44 7............................................................................................................................51 CZĘŚĆ 2 NAJKRÓTSZA INICJACJA.....................................................................55 8............................................................................................................................56 9............................................................................................................................63 10..........................................................................................................................71 11..........................................................................................................................82 12..........................................................................................................................94 13........................................................................................................................110 14........................................................................................................................121 15........................................................................................................................131 CZĘŚĆ 3 PROJEKT FENIKS.................................................................................137 16........................................................................................................................138 17........................................................................................................................145 18........................................................................................................................157 19........................................................................................................................167 20........................................................................................................................175 21........................................................................................................................182 22........................................................................................................................189 CZĘŚĆ 4 FEUDOKORP MULTIRZECZYWISTOŚCI SURINY I NATCHA......198 23........................................................................................................................199
24........................................................................................................................202 25........................................................................................................................213 26........................................................................................................................224 27........................................................................................................................234 28........................................................................................................................249 29........................................................................................................................258 30........................................................................................................................260 31........................................................................................................................265 32........................................................................................................................277 CZĘŚĆ 5 DEMONY ETERU .................................................................................289 33........................................................................................................................290 34........................................................................................................................299 35........................................................................................................................302 Dodatek A Słowniczek.......................................................................................306 Dodatek B Kalendarium.....................................................................................316 Dodatek C Bio/logika.........................................................................................321 Dodatek D Rodzina Surinów..............................................................................324 Dodatek E Sieć multi .........................................................................................328 Dodatek F System feudokorporacji.....................................................................331 Podziękowania....................................................................................................334
O autorze DAVID LOUIS EDELMAN jest architektem sieciowym, programistą i dziennikarzem. Wraz z żoną Victorią mieszka nieopodal Waszyngtonu. W ciągu ostatnich dziesięciu lat zajmował się programowaniem stron internetowych dla Armii usa oraz FBI, nauczał programowania w Kongresie USA oraz w Banku Światowym, pisał artykuły dla „Washington Post” oraz „Baltimore Sun", a także kierował działami marketingu firm z branży biometrycznej oraz biznesu internetowego. David Louis Edelman urodził się w Birmingham w Alabamie w roku 1971 i dorastał w Orange County w Kalifornii. Ukończył studia licencjackie na wydziale pisa- nia kreatywnego Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w roku 1993. INFOSZOK jest jego pierwszą powieścią.
Produkt myśli inżynieryjnej z technicznego punktu widzenia jest bardziej doskonały niż produkt naturalny. Karel Ćapek, R.U.R.
CZĘŚĆ 1 PIERWSZE MIEJSCE LISTY PRIMO
1 Natch się niecierpliwił. Z rękoma założonymi za plecami i pochyloną głową przechadzał się po pokoju jak oszalały robot zapętlony w nieskończoności. Tam i z powrotem, ciągle i wciąż, od kanapy do drzwi i okna, i znowu. Okno nastrojone było na krajobraz rozgorączkowanego miasta. Jara nie wiedziała jakiego. Budynki w krzywych skupiskach, niczym zęby starca z tunelami metra zamiast próchniczych dziur. Singapur? Sao Paulo? Jara była pewna, że to ziemskie miasto. Co kilka minut Natch spoglądał w stronę okna i brał głęboki oddech, jakby chciał zaczerpnąć energii wytwarzanej przez tysiące przechodniów, krążących obłędnie w ograniczonym przez ramy okna krajobrazie. Natch zatrzymał się nagle i odwrócił do czeladniczki. - Jak możesz tak sobie siedzieć? - krzyknął i pstryknął palcami, podkreślając pytanie. Jara wskazała na pustą przestrzeń na kanapie. - Czekam na Horvila, żebyśmy mogli mieć to z głowy. - Gdzie on się podziewa? Kazałem mu się zjawić godzinę temu. Nie, półtorej godziny temu. Czy ten leniwy drań nie może sprawić sobie kalendarza? - Podjął wędrówkę tam i z powrotem, ciągle i wciąż. Jara przyglądała się pracodawcy w milczeniu. Przypuszczała, że Natch musi się wydawać diabelnie przystojny. W każdym razie każdemu, kto nie wie, że jest kompletnie szalony. Atletyczna sylwetka, którą utrzymywał bez wysiłku, chłopięca twarz, na której próżno by szukać oznak starości, i oczy, oczywiście niebieskie, w kolorze szafirów. Ludzie tacy jak Natch po prostu nie istnieli po tej stronie kamer. Nie wymawiali też takich, jak „rozgromić konkurencję” lub też „stworzyć nowy paradygmat”, bez śladu ironii czy skrępowania. Natch potrząsnął głową. - Mam tylko nadzieję, że pamięta, iż jutro wprowadzamy produkt. - Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki spięty - powiedziała Jara. - Każdego roku wprowadzamy dwadzieścia czy trzydzieści produktów. - Nie takich jak ten - szepnął Natch.
Jara postanowiła dać spokój. Jak zwykle nie miała pojęcia, o czym mówił Natch. NocnyWzrok 48 był standardowym uaktualnieniem, rozwiązującym serię drobnych błędów kodowania, ale niezawierającym nowych opcji. Program miał ugruntowaną pozycję na rynku, zbudowaną dzięki doświadczeniu w dziedzinie optyki, z czego słynął Feudokorp Oprogramowania Osobistego Natcha. Jeżeli Natch nie planował zmienić w ciągu jednej nocy zasad programowania bio/logicznego - a wiedziała, że stać go na to - wprowadzenie na rynek NocnegoWzroku powinno być sprawą rutynową. - Słuchaj - powiedziała Jara. - Może pozwolisz Horvilowi pospać jeszcze godzinę? Całą noc siedział nad tym programem. Prawdopodobnie dopiero co się położył. Nie zapominaj, że tutaj jest siódma rano. - Tutaj, czyli w Londynie: normalnym mieście pełnym kątów prostych. Tutaj mieszkała Jara, mieszkał tu też Horvil, o całe sześć tysięcy kilometrów od apartamentu Natcha w Shenandoah. - Mam to w dupie - parsknął Natch. - Ja dziś nie spałem w ogóle, wczoraj też nie. - Mogłabym ci przypomnieć, że ja też całą noc pracowałam nad NocnymWzrokiem. - To też mnie nie obchodzi. Idź go obudzić. Po raz trzeci w ciągu tego tygodnia Jara zaczęła rozważać odejście z pracy. Natch zawsze był protekcjonalny i przejawiał manię, nie - żądzę perfekcji. Jak trudno byłoby jej znaleźć pracę w innym feudokorpie? Spędziła w tej branży piętnaście lat, co dawało jej trzykrotną niemal przewagę doświadczenia nad Natchem. PulKorp, Billy Sterno czy nawet Lucas Sentinel na pewno chętnie by ją przyjęli. Może nawet Bracia Patel, pomyślała nieśmiało. Ale potem przypomniała sobie trzy koszmarne lata, które spędziła jako czeladniczka Natcha, i niespełna jedenaście miesięcy, które pozostały jej do końca kontraktu. Tylko jedenaście miesięcy, potem mogę odejść! Tyle powinnam wytrzymać. Nie odeszła więc. Zamiast tego rzuciła mistrzowi feudokorpu ostatnie, gorzkie spojrzenie i przerwała multisesję. Jak to miał w zwyczaju, Natch odwrócił się do niej plecami, prawdopodobnie idąc do gabinetu, by dalej szlifować szczegóły produktu. Musisz uważać, powiedziała sobie Jara. Szaleństwo Natcha może być zaraźliwe. Zapadła w nicość. * Wrażenie pustki umysłu pozbawionego bodźców. Błogosławione dwie i pół sekundy wolnego czasu po zakończeniu multisesji, zanim jeszcze rozpocznie się kolejna. Pustka, nicość. Multipróżnia. Potem świadomość. Z powrotem była w Londynie, ale nie, jak przypuszczała, w mieszkaniu Horvila.
Horvil musiał odrzucić jej połączenie, więc system automatycznie przerwał strumień informacji zalewający jej korę mózgową. Stała teraz na czerwonej kwadratowej płytce, która z jej mieszkania prowadziła wprost do multisieci, i patrzyła na puste ściany, których nie miała nigdy czasu ozdobić. Rozprostowała mięśnie łydek, nieco obolałe po pięciu godzinach wywołanego przez multi paraliżu, potem korytarzem przeszła do salonu. Pustka w mieszkaniu Jary raziła jej zmysły, czuła się jak w przestrzeni bez wymiarów, w magazynie dla istot ludzkich. Powstrzymała impuls, by spławić Natcha razem z jego małym spotkaniem na szczycie i zamiast tego iść na zakupy w Morzu Danych. Kupiłaby coś do powieszenia na ścianie. Jedenaście miesięcy, jedenaście miesięcy, jedenaście miesięcy, mówiła sobie Jara. Potem będę mogła wziąć pieniądze i założyć własny interes, i to wszystko nie będzie miało znaczenia. A na razie trzeba obudzić Horvila. Horvil odrzucał multisesje, więc albo spał, albo po prostu ją ignorował. Inżyniera nie można było nazwać rannym ptaszkiem. W jego języku słowo „wcześnie” oznaczało „przed południem”, a dla mobilnego profesjonalisty mającego w zasięgu myśli całą planetę „południe” było bardzo nieprecyzyjnym pojęciem. Jara zacisnęła zęby i wywołała program PoufnySzept 66, powszechnie używany do rozmów na odległość. Skoro Horvil nie chciał jej widzieć, może zechce chociaż porozmawiać. Inżynier tym razem przyjął połączenie. Jara niecierpliwie oczekiwała powitania, mruknięcia, czegokolwiek. - No więc? - odezwała się. - Zamierzasz zjawić się u Natcha czy nie? Ze strony Horvila usłyszała udawane odgłosy przeciągania się i jęki. PoufnySzept był programem umożliwiającym wyłącznie komunikację umysłową, nie werbalną. - Mógłbym udawać, że nadal śpię - powiedział inżynier. - Skoro ja muszę być na tym idiotycznym spotkaniu, Horv, to ty na pewno się nie wykręcisz. - Przypomnij mi, czemu zwołał spotkanie tak wcześnie rano. - Daj spokój, sam wiesz, jak to działa. Czeladnik w feudokorpie pracuje wtedy, kiedy pracuje jego mistrz. - Ale o co chodzi? Jara westchnęła. - Pojęcia nie mam. Pewnie o kolejny z jego genialnych planów przejęcia kontroli nad światem. W każdym razie o nic dobrego. - Oczywiście, że o nic dobrego - powiedział Horvil. - Rozmawiamy przecież o
Natchu. Opowiadałem ci już, jak próbował założyć korporację w szkole? Wyobraź go sobie, jak tłumaczy zasady liberalnego kapitalizmu bandzie dziewięciolatków z ula... - Horvil, ja czekam. Inżynier nie sprawiał wrażenia poruszonego. - Jestem zmęczony. Zadzwoń do Merri. Do Vigala. - Nie są zaproszeni. - Dlaczego? W końcu też są częścią firmy, nie? Jara sama zadawała sobie to pytanie. - Być może Natch bardziej ufa nam niż im. Horvil parsknął, jakby wypluwał puch z poduszki. - Tak, jasne. Może po prostu wie, że jesteśmy zbyt tchórzliwi, żeby mu się sprzeciwić. I zanim Jara zdążyła odpowiedzieć, inżynier przerwał połączenie, zostawiając ją samą wśród pustych ścian. Jak on śmie zarzucać mi tchórzostwo! - wściekała się w duchu. Nie boję się Natcha. Po prostu myślę praktycznie. Wiem, że będę musiała go znosić już tylko przez jedenaście miesięcy. Po raz tysięczny wywołała swój kontrakt czeladniczy i przeczytała paragraf o wynagrodzeniu, jak zwykle mając nadzieję, że wcześniej coś przeoczyła. Ale litery płynące przed jej oczyma nie zmieniły się: miała otrzymywać wyłącznie wyżywienie i dach nad głową aż do końca czteroletniego kontraktu, kiedy to jej pakiet udziałów miał osiągnąć wartość rynkową. Zamrugała mocno i widmowy tekst na powierzchni siatkówek zniknął. Jara rzuciła ostatnie, tęskne spojrzenie na swoje mieszkanie i cofnęła się w głąb korytarza, by wywołać nowe połączenie. Multipróżnia połknęła jej puste ściany i wypluła śródmiejski widok z okna Natcha. Mistrza feudokorpu nigdzie nie było widać, ale Jara nie była w nastroju, by go tropić. Musiał gdzieś tu być, inaczej nie dostałaby się do budynku. Wyciągnęła się na kanapie i czekała. Pięć minut później w pokoju pojawił się Horvil z nieodłącznym wyrazem dobroduszności i zakłopotania na twarzy. - Ku Perfekcji - powitał przyjaźnie Jarę, rozsiadając się w ulubionym fotelu Natcha. Było to właściwie półtora fotela, ale i tak sporych gabarytów Horvil ledwie się w nim mieścił. - Kto ma chęć potarzać się w błotku? Ja chętnie bym się teraz potarzał. Jara zmarszczyła czoło, zastanawiając się, czy Horvilowi udało się stworzyć algorytm nadający nawet jego wirtualnym ubraniom niechlujny wygląd. - Nie skorzystam - powiedziała.
Inżynier ziewnął i z uśmiechem rozparł się w fotelu. - Nie bądź taka napuszona, księżniczko. Jeżeli nie chcesz tu być, wracaj do domu. Co niby zrobi ci Natch? Zerwie kontrakt? Zwolni cię? Jara odruchowo uniosła palec wskazujący w oskarżycielskim geście. Następnie opuściła go, uświadamiając sobie, że nie ma nic do powiedzenia. A potem wrócił Natch. Żadne z praktykantów nie widziało, kiedy wszedł, ale oto stał tam z założonymi rękoma i patrzył na nich złym wzrokiem. Nie przechadzał się i to sprawiło, że Jara stała się nagle nerwowa. Kiedy Natch całą energię skupiał na konkretnym celu, zamiast przerabiać ją na kilometry, umiał przenosić góry. Jara poczuła ucisk w żołądku i nagle pojęła: jednak bała się Natcha. - Zmierzamy na szczyt rynku bio/logicznego - oznajmił. - Prosto na szczyt rankingu Primo. Horvil położył nogi na stoliku do kawy. - Oczywiście - powiedział beztrosko. - Ile razy o tym gadaliśmy? Siły rynkowe, ekonomia feudokorporacyjna, ple, ple, ple. To nieuniknione, prawda? Natch zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Kiedy je otworzył, jego spojrzenie zawisło w próżni pomiędzy dwojgiem czeladników. Jara nagle poczuła się przezroczysta, jakby świat nabrał ostrości jej kosztem. - Nie rozumiesz, Horvil - powiedział Natch. - Wchodzimy na pierwsze miejsce na Primo, i to już jutro.
2 Czeladnicy siedzieli sztywno, bojąc się poruszyć. Jara zastanawiała się, czy przypadkiem nie zabłądziła na plan staromodnego serialu, w którym Natch grałby Szalonego Kapitalistę, Który Posunął Się za Daleko. Pierwsze miejsce na liście przewodnika inwestycyjnego Primo - jutro? - To niemożliwe - powiedziała Jara. - Nie można nacisnąć guzika i siłą woli znaleźć się na pierwszym miejscu Primo. Istnieją zasady, bezstronne zasady. Mają ściśle określone wzory, nieznane nikomu poza najwyżej postawionymi interpretatorami. Natch spojrzał na nią jak na przedstawicielkę podgatunku mniej zaawansowanego ewolucyjnie. - No i? - Nie bądź śmieszny, Natch. Dziennie analizują dziesięć tysięcy programów bio/logicznych i każda decyzja, jaką podejmują, wpływa na ranking. Nie da się przewidzieć rankingów Primo. I nie patrz tak na mnie, ustawić ich też się nie da. Były próby. - Odwróciła się do Horvila, celując palcem w jego bulwiasty nos. - Powiedz coś, Horvil. Wiesz o tych z Primo tyle samo co ja. Są niezależni. Inżynier wyciągnął ręce ponad głową, trzymał je tam przez chwilę, po czym z trzaskiem uderzył nimi w swoje spore kolana. - Ranking Primo jest bezstronny, bo musi taki być - zacytował slogan reklamowy firmy. - Twoje systemy bio/logiczne polegają na nas, od serca i płuc po akcje i fundusze inwestycyjne. Natch być mógłby równie dobrze filmem wideo zatrzymanym na stopklatce. W żaden sposób nie dawał znać, że zwrócił uwagę na rozmowę praktykantów. - W porządku - wyrzuciła z siebie Jara, chcąc rozładować napięcie panujące w pokoju. - Masz zapewne jakiś genialny plan, żeby zrealizować swój zamiar. Mistrz feudokorpu znowu zaczął się przechadzać. - Naturalnie, że mam - odrzekł z kamienną twarzą. - Jak wiecie, dzisiaj wprowadzamy na rynek NocnyWzrok 48, nasz najważniejszy i najlepszy w tym roku produkt. Jara miała chęć polemizować z twierdzeniem o jakości programu, ale zmieniła zdanie i rozparła się na kanapie. Horvil był jednym z najlepszych inżynierów w branży, ale Jara wiedziała z doświadczenia, że pod wpływem przepracowania popełniał błędy. NocnyWzrok
48 będzie miał swoje usterki i niedoskonałości, jak każdy program stworzony przez ludzki umysł. - Zgadnijcie, kto jeszcze planuje wprowadzić coś na rynek w tym tygodniu? - ciągnął Natch. Serce Jary zatrzymało się na moment. - Nie mów mi tylko, że Bracia Patel wypuszczają w końcu NocnegoJastrzębia 73 - powiedziała. Mistrz feudokorpu skinął głową. - Właśnie. Jara zmarszczyła brew i skrzyżowała ręce na piersi. Jak Natch zamierzał zająć pierwszą pozycję na rynku właśnie w tym tygodniu, i to mając taką konkurencję? Bracia Patel od dwóch i pół roku okupowali pierwsze miejsce rankingu Primo. Powszechnie uważano ich za niepokonanych. To naturalnie nie powstrzymało Natcha przed konfrontacją z braćmi przy okazji wprowadzania różnych programów w ciągu ostatnich kilku miesięcy, wręcz przeciwnie - wyzwanie wzmagało w nim chęć szaleńczego wyścigu o prymat. Śledził rozkład premier produktów braci na wykresach w trzech, czterech i pięciu wymiarach. Polował na najmarniejsze nawet plotki dotyczące Frederica i Petrucia Patelów. A teraz wydawało się, że poczuwszy ukłucia konkurencji ze strony Natcha na rankingowym polu walki, to tracąc punkt, to spóźniając się z wypuszczeniem produktu, Bracia Patel przyjęli wreszcie wyzwanie młodszego rywala. Wprowadzenie NocnegoJastrzębia w tym samym tygodniu co NocnyWzrok było bezpośrednim atakiem. Horvil nie przejął się takim obrotem sprawy. - Czym się tak martwicie? - powiedział, bezskutecznie usiłując stłumić ziewnięcie. - Włożyliśmy wiele pracy w NocnyWzrok. Kod jest dobry. Nie boję się starcia z Patelami. - Co więc powinniśmy zrobić? - zapytał Natch. Ton jego głosu wskazywał, że pytanie było retoryczne. Jara skrzywiła się. Wiedziała, w jaką stronę zmierzała rozmowa. - Gdyby to pytanie zadał mi ktoś poza tobą, powiedziałabym, że jednocześnie wypuścimy nowe programy w Morze Danych i niech zwycięży lepsza firma. Mistrz feudokorpu obdarzył ją jednym ze swych wilczych uśmiechów, mających niewiele wspólnego z humorem. W jakimś odległym wymiarze egzystencji niewidoczna publiczność obserwująca Natcha zawyła w oczekiwaniu. - Myślisz, że boję się starcia z Patelami. - Po prostu nie lubię tych twoich brudnych sztuczek. Mamy szóstą pozycję w rankingu
Primo, szóstą spośród tysięcy. Dlaczego to ci nie wystarcza? Natch zatrzymał się w pół kroku i przeszył praktykantkę wzrokiem. - Miałbym zadowolić się porażką? - zapytał z niedowierzaniem, jakby zaproponowała mu przyjęcie któregoś z wyznań i ślubów ubóstwa. - Zadowolić się tym? - Powiódł gestem po mieszkaniu, które Jara uważała za całkiem ładne. Było w nim dość miejsca do życia i do pracy, i zostawała jeszcze przestrzeń dla rozrywki. Mieszkanie było nie tylko przestronne, ale miało zarówno prawdziwe okna, jak i programowane ekrany oraz położony w samym środku bujny ogród ze stokrotkami. Może apartament Natcha nie mógł się równać z księżycowymi posiadłościami wielkich potentatów, ale przynajmniej ściany nie były puste. Jara uspokoiła się. - Natch, szósta pozycja na liście Primo to nie porażka - powiedziała. - Większość programistów przez całe życie próbuje dostać się do pierwszej dziesiątki. Nam się to udało w trzydzieści sześć miesięcy. Trzydzieści sześć miesięcy, Natch! Ranking Primo istnieje od prawie siedemdziesięciu lat i nikt przed nami nie dokonał tego tak szybko. Horvil, jaka była nasza pozycja rok temu? Inżynier na ułamek sekundy skupił uwagę, w widomy sposób łowiąc informacje w Morzu Danych. - Sześćdziesiąta druga - odpowiedział prawie natychmiast. - Rok wcześniej czterysta dziewiętnasta. - Jara uniosła ręce, jakby mówiła: „No widzisz?”. - A rok przedtem... Natch przerwał czeladnikowi w pół zdania: - Czy te bzdury do czegoś prowadzą? Jara nie poddała się. - Natch, ja nie mówię, żebyśmy przestali próbować. Mówię tylko, że w końcu dostaniemy się na szczyt dzięki jakości naszych produktów, bez brudnych sztuczek. Bracia Patel się starzeją, a my coraz bardziej ich doganiamy. Za kilka lat, kiedy skończą im się ulgi podatkowe, spieniężą wszystko i rozwiążą feudokorp. Tak bywa w tej branży. Natch skrzywił się, zakołysał na piętach i westchnął niespokojnie. Wyglądał jak mały chłopiec, który dostał burę od opiekunów za zbyt późny powrót do domu. Mimo nerwowych ruchów żaden z jego kasztanowych włosów nie zepsuł perfekcji fryzury. Jara patrzyła mu prosto w oczy i z rozczarowaniem zauważyła, że Horvil z trudem stara się nie zasnąć. Dzięki za wsparcie, Horv! - No dobrze - powiedział mistrz feudokorpu z wyrazem twarzy, który jasno mówił, że skłonny był rozważyć jej bezwartościowe pomysły tylko dla zachowania pozorów. - Przyjrzyjmy się NocnemuWzrokowi 48 w MyśloPrzestrzeni. Zobaczmy, jak mocne są
naprawdę nasze produkty. Jara i Horvil w ślad za Natchem weszli do jego biura. Pokój był mały, skąpo i funkcjonalnie ozdobiony, ale i tak znacznie ładniejszy niż przestrzeń, w której pracowała Jara. Sztuczne światło dzienne wraz z widokiem pełnego ludzi rynku gdzieś w Pekinie wypełniało dwa kwadratowe ekrany. Jeżeli chcesz pracować całą noc, udawaj, że jest dzień, pomyślała Jara cierpko. Natch podszedł do przysadzistego warsztatu pośrodku pokoju i machnął dłonią, by wywołać wirtualną sferę programisty znaną jako MyśloPrzestrzeń. Natychmiast otoczyła go przezroczysta kula hologramu o średnicy około dwóch metrów, wraz z poruszającymi się w niej geometrycznymi bryłami i łączącymi je włóknami. Program załadowany w MyśloPrzestrzeni wyglądał jak zwarta piramida pokryta kolcami. Jara nie umiała rozpoznać kodu. - Co to jest? - spytała. - Nic - odburknął mistrz feudokorpu, zamykając podgląd ruchem nadgarstka. Jego miejsce zajęła spójniejsza struktura o kształcie torusa w kolorach łagodnej szarości i błękitu. Nitki bieli i fioletu tworzyły wewnątrz bryły skomplikowaną siatkę. Jara mogłaby odtworzyć te jędrne kształty z zamkniętymi oczyma. NocnyWzrok 48. Natch spojrzał na unoszącą się przed nim figurę z bio/logicznego kodu i parsknął z obrzydzeniem. Jego niezadowolenie rosło, w miarę jak powoli obracał torus wokół pionowej osi. „Niedoskonały!” - Jara niemal słyszała jego myśli jak przeznaczony dla niewidocznej publiczności monolog. „Niezadowalający! Drwina, niedająca zapomnieć o wszystkich niedokończonych projektach i nieosiągniętych celach drwina!” - Na co jeszcze czekamy? - spytał Horvil. - Włączmy maleństwo. Jara rozkazała swemu wewnętrznemu systemowi, by włączył NocnyWzrok, a następnie odczekała kilka sekund, jakie zajęło programowi przekazanie instrukcji mikroskopijnym robotom krążącym w jej krwiobiegu. Starała się wykryć owe miliony obliczeń dokonujących się w jej mózgu, prześledzić ciąg logicznych połączeń między strukturą komórkową stojącą na czerwonej płytce w Londynie i jej wirtualnym ciałem. Wiedziała jednak, że nawet gdyby była tu we własnej osobie, reakcje chemiczne wewnątrz siatkówki oraz impulsy elektryczne w mięśniach tarczkowych powiek pozostałyby całkowicie niewykrywalne. Programy bio/logiczne nie były tak prymitywne od czasów Sheldona Suriny, który jakieś trzysta sześćdziesiąt lat temu wymyślił tę dziedzinę nauki. - Zdaje się, że działa - powiedziała Jara z nadzieją. Horvil wypiął pierś i objął wirtualnym ramieniem barki Natcha.
- Oczywiście, że działa. Nie mówiłem? Mistrz feudokorpu nie powiedział nic. Wyłączył widok na pekiński rynek w oknie po lewej, ukazując czerń prawdziwej nocy. Natch zmrużył oczy, potrząsnął głową i przeszedł przez drugi pokój w stronę balkonu. Horvil i Jara wyszli wraz z nim w czarną jak węgiel noc Shenandoah, około wpół do czwartej nad ranem. Pod ich stopami natychmiast pojawiła się wysunięta ze ściany budynku platforma. Cała trójka stała przy poręczy i patrzyła w dal, szukając odpowiedniego obiektu, by sprawdzić ulepszony wzrok. W porównaniu z ludniejszymi dzielnicami miasta, gdzie nadal widać było światła, w miejskiej sypialni panował spokój. - Tam - powiedział Horvil, wskazując na wygaszony z powodu braku przechodniów ekran reklamowy stojący kilka przecznic dalej. Jara zorientowała się, że odczytanie sloganu przyszło jej bez trudu. PIJ CZAJKOKĘ Bo Rada Obrony i Bezpieczeństwa jeszcze tego nie zabroniła Pod napisem bohater reklamy o wyglądzie cwaniaczka przysysał się do butelki w kolorze neonowego fioletu, nic sobie nie robiąc z wyrazu dezaprobaty na twarzy przyglądającego mu się funkcjonariusza Rady. Horvil zapląsał w niezdarnym tańcu zwycięstwa. - Wygląda na to, że Feudokorp Oprogramowania Osobistego Natcha jutro będzie na rynku - zakrakał triumfalnie. - O tak! Jara odetchnęła z ulgą. Skąd wzięły się jej nerwy? NocnyWzrok 48 i wczoraj działał sprawnie, podobnie jak każdego poprzedniego dnia. Program nie zawierał błędów poważniejszych niż w wersji 43 lub 44. - Jak myślisz? - zapytała Natcha. - Gotowy do premiery? - A wygląda na gotowy? - odparł mistrz obcesowo. - Rozpoznawanie kolorów jest niedopracowane. Już w schematach widać, że program pracuje w zbyt wielu cyklach. Myślisz, że możemy ot tak wypuścić produkt, który zużywa całą moc obliczeniową Morza Danych i zawiesza systemy użytkowników? Nie, kurwa, wcale nie jest gotowy. Jara zareagowała, jakby ją uderzył. W pląsie Horvila pojawiło się wahanie, które próbował zamienić w naturalny krok. Czy spędzali całe noce, ślęcząc nad programem, po to, by zasłużyć na takie traktowanie?
- Naprawdę żadne z was nie widzi, co próbuję osiągnąć? - zapytał Natch głosem nagle spokojnym i pełnym namysłu. - Wskazuję tylko te same niedociągnięcia, które zauważą jutro recenzenci Primo. Ich nie obchodzi, czy kodowanie zabrało nam całe noce. Obchodzą ich tylko dwie rzeczy: sukces i porażka. Sukces oznacza więcej sprzedanych jednostek, więcej szacunku, przejście na wyższy poziom gry. Każdy inny rezultat... to porażka. - Natch potarł czoło i spojrzał tęsknie w stronę horyzontu. Jara wbrew sobie przewróciła oczami, zmęczona fochami Natcha. Czy kiedykolwiek zdał sobie sprawę, że sam siebie traktuje zbyt poważnie? Miała chęć obrzucić inwektywami niewidzialną publiczność, zmazać z jego ust ten przemądrzały uśmieszek. Miała chęć zabrać go w jakieś spokojne miejsce, zdjąć z niego spodnie i cichym, syczącym głosem nauczyć, co jest naprawdę ważne. Mistrz odwrócił się. Zmierzył Jarę długim, przenikliwym spojrzeniem, pełnym rozbawienia i wzgardy. Za nim Horvil niezdarnie przestępował z nogi na nogę. - A teraz wejdźcie do środka - powiedział Natch. - Przedstawię wam mój plan. Jara spuściła wzrok. - Miało nie być więcej brudnych sztuczek - jęknęła. - Niczego takiego nie powiedziałem. Powiedziałem, że przyjrzę się NocnemuWzrokowi 48, co właśnie zrobiłem. Jest do niczego. Poza tym dlaczego ciągle mówisz, że to brudne sztuczki? To nie żadne brudne sztuczki. To jest interes!
3 Słońce wspinało się na poranne niebo niczym pantera i Jara przypomniała sobie, że nie tylko przetrwała kolejne dwadzieścia cztery godziny, ale również nie zwariowała, nie rzuciła pracy i nikogo nie zabiła. Miała poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Wystarczy, że przejdzie kolejne jedenaście miesięcy z nisko pochyloną głową, niczym Natch pogrążony w jednym ze swych humorów, a przeżyje. Tak zabija się czas, kiedy jest go zbyt wiele: biorąc na przeczekanie. Powiedziała im, że potrzebuje kilku minut samotności i chłodnego nocnego powietrza. Natch i Horvil zniknęli w środku. Jara stała na balkonie i patrzyła, jak Shenandoah otrząsa się ze snu. Budynki, które na noc automatycznie się kurczyły, by oszczędzać przestrzeń, nadymały się teraz jak ryby najeżki, w miarę jak budzili się ich mieszkańcy. Balkon na zewnątrz mieszkania Natcha niemal niezauważalnie popłynął w górę, kiedy lokatorzy z dolnych pięter zaczęli wypełniać swą poranną przestrzeń życiową. Rzeka ruchu ulicznego zdążała z biedniejszych dzielnic do publicznych stacji multi, skąd półmilionowy tłum pracowników miał udać się do biur na całej planecie, a także na Księżycu, Marsie czy w koloniach orbitalnych. Inni przechodnie zalewali stacje metra, skąd szybkie pociągi z zawrotną prędkością rozwoziły ich po całym kontynencie. Uprzywilejowana mniejszość korzystała ze stacji teleportacyjnych, nadal lśniących czystością i niemal pustych. Jara wielokrotnie widziała taką samą poranną przemianę w Londynie, ale po raz pierwszy miała okazję oglądać ją w Shenandoah. Poczuła chwilowy przypływ zazdrości wobec ludzi, którzy żyli i pracowali wśród miękkich, niskich łuków nowoczesnego miasta. Nie musieli błądzić w drodze do pracy po ulicach wybrukowanych starożytnymi cegłami lub zachwaszczonymi brukowcami, nie musieli też jeździć trasami metra, omijając kolejne rozpadające się opactwa, w imię historii mające wiecznie pozostać na swoim miejscu. Przestań się nad sobą użalać, pomyślała Jara. Mogłabyś mieszkać w Shenandoah, gdybyś naprawdę tego chciała. Chociaż stać by cię tu było tylko na pokój w starym drapaczu chmur. Spojrzała na wschód, gdzie sponad mgły wyglądały połamane wieże Starego Waszyngtonu. Wieże były wszystkim, co pozostało z barwnych amerykańskich imperiów
kwitnących tu w latach przed Rewolucją Autonomiczną. Samotna trasa metra wiła się w tym kierunku z Shenandoah, znikając we mgle niczym skamieniała wić dawno wymarłej bestii. Przestań odwlekać sprawę, pomyślała Jara. Wejdź do środka i skończ z tym. Potem będziesz mogła pójść do domu i spać. Żaden idiotyczny plan Natcha nie może być wiele gorszy niż to, co robiliście dotąd. * Myliła się. - Co mam zrobić? - wrzasnęła Jara, zdając sobie sprawę, że brzmi jak parodia harpii z dramatu. Oto wchodzi Niewierna, Która Wątpi w Możliwości Naszego Bohatera. Natch napawał się reakcją czeladniczki. - Macie rozpuścić pogłoski - ciągnął spokojnie, przechadzając się - że Morze Danych zostanie wkrótce zbombardowane poważnym atakiem czarnego kodu. - Poważnym atakiem czarnego kodu. - Przez Faryzeuszy. - Przez Faryzeuszy. I co nam to da? - Zmusi Braci Pateł do opóźnienia premiery produktu. Polecenie Natcha tak dalece obrażało zdrowy rozsądek, że Jara musiała się roześmiać. Ośmielony Horvil również zarżał rubasznie. - Świetny plan - ucieszył się sarkastycznie inżynier. - Może od razu zmusimy Braci Patel do przelania nam na konta w Skarbcu po milionie kredytów? I może jeszcze niech zrobią nam masażyk plecków? Jara przez chwilę zastanawiała się, czy Natch aby naprawdę nie oszalał. Co łączyło cieszącą się szacunkiem firmę bio/logiczną z grupą zabobonnych fanatyków gnieżdżących się na końcu świata? Potem zobaczyła pełen wyższości uśmieszek Natcha i zrozumiała, że mówił poważnie. Szaleństwo. Analityczka zajęła miejsce na sofie obok inżyniera. - W porządku, zacznij wyjaśniać - powiedziała. Natch skinął głową i swoim zwyczajem spojrzał w dal. - Jaki jutro dzień? - zapytał w końcu. Horvil skierował wzrok w górę, zastanowił się. - Pierwszy listopada. - Pierwszy listopada. Dzień jak co dzień, nieprawdaż? Dla nas tak. Premiery produktów, sprzedaż, interes się kręci. Ale dla Faryzeuszy jutro jest Dzień Zmarłych. -
Machnął ręką w stronę najbliższego ekranu, wyświetlającego akurat wczesny pejzaż pędzla Topea. Jaskrawe odcienie błękitu i zieleni obrazu zlały się w stary film dokumentalny Nadkomitetu o Dniu Zmarłych. - Technologia poszła naprzód - wygłosił narrator - ale w wierzeniach Faryzeuszy nocami nadal grasują ghule i gobliny. Cała trójka patrzyła, jak grupa brązowoskórych Faryzeuszy w zakurzonych szatach kłania się nisko i wznosi pieśń w archaicznym, gardłowo brzmiącym języku. - Faryzeusze nienawidzą cywilizowanego świata - kontynuował narrator. - Twierdzą, że manipulowanie ludzkim organizmem przy użyciu programów bio/logicznych jest „bezbożne”. A wszczepianie maleńkich maszyn do krwi, zezwalanie, by kod programu wyświetlał obrazy w mózgu, to... wynaturzenie! Grzech! Natch zatrzymał obraz i pstryknął palcami dla podkreślenia efektu. Na ekranie widniała zamrożona w grymasie twarz młodzieńca wznoszącego spaloną słońcem pięść, grożącego niewidocznemu wrogowi. - Pamiętacie program, który podniósł ciśnienie krwi w koloniach orbitalnych? - zapytał Natch. - Zaledwie dwa lata temu. Dwa tysiące trzysta ofiar śmiertelnych i surowa odpowiedź wojskowa Rady Obrony i Bezpieczeństwa. Myślicie, że mają dość rozlewu krwi? Przeciwnie! Faryzeusze nie siedzą z założonymi rękami. Knują, planują, studiują techniki programistyczne i czekają na okazję do ataku. Kiedy najczęściej atakują Faryzeusze? W dni o znaczeniu religijnym, oczywiście. Jak Wigilia, Wszystkich Świętych czy urodziny Jesusa Joshuy Smitha. Albo jak Dzień Zmarłych. Zastanówcie się! Czy Faryzeusze nie mogliby przez ten czas wymyślić sposobu na zburzenie rynków finansowych, Dr. Łaty albo multisieci? Czy nie mogliby wybrać jutrzejszego dnia jako daty pierwszej salwy w kolejnej świętej wojnie przeciw nam, łączliwym? Czy nie jest możliwe, że Rada Obrony i Bezpieczeństwa zwiera właśnie szyki i przygotowuje się na poważny atak nowej przerażającej odmiany czarnego kodu? Horvila całkowicie pochłonęła opowieść Natcha. Pochylił się do przodu i siedząc na brzegu sofy, nerwowo spoglądał raz na gestykulującego Natcha, raz na ekran, nadal wyświetlający złowrogą, odzianą w brudną szatę postać z rozwianymi włosami. - To naprawdę możliwe, prawda? - wyszeptał bez tchu. - A skoro to wszystko prawda... czy pierwszy listopada nie byłby bardzo nieszczęśliwą datą dla Braci Patel i premiery ich uaktualnienia? Jara poczuła, jak plan Natcha staje się realny, i przez jedną przyprawiającą o mdłości chwilę widziała świat tak wypaczony, jak musiał widzieć go sam mistrz feudokorporacji.
Kolory wyblakły, czerń i biel stały się nijaką szarością. - Chcesz więc, żebyśmy rozgłosili, że nasi „przyjaciele” z Rady Obrony i Bezpieczeństwa mówią, że stanie się coś wielkiego, i poczekali, aż sieci plotkarskie zaczną się dławić od domysłów? - Nie chcę niczego dławić. Chcę, kurwa, chaosu! - I myślisz, że Bracia Patel usłyszą co w trawie piszczy i przeniosą premierę produktu na dzień bez dramatycznych wiadomości? Horvil otrząsnął się przeszyty dreszczem i rozparł się wygodnie, zamyślony. - To dlatego tak nas zamęczałeś pracą nad NocnymWzrokiem 48 - powiedział. - Program bliski doskonałości... premiera w dzień bez żadnej konkurencji w mediach... To faktycznie mogłoby sprawić, że ranking Primo przyzna nam punkt czy dwa... Jara zmarszczyła brwi. Teraz rozumiała, dlaczego Serr Vigal i Merri zostali wykluczeni z tego porannego spotkania. Żadne z nich nie wzięłoby udziału w takim planie. Przypomniała sobie, że Natch nie włączał ostatnio tej dwójki w podobne etycznie dwuznaczne przedsięwzięcia. W głębi umysłu Jary pojawiła się nieprzyjemna myśl: jak to świadczyło o opinii Natcha o niej samej? Postanowiła się nad tym nie zastanawiać. Natch uruchomił ponownie film. Oglądali teraz drużynę funkcjonariuszy Rady Obrony i Bezpieczeństwa prowadzących skoordynowany atak na zajmujący szczyt wzgórza niespokojny tłum Faryzeuszy. Strzelali bezładnie z karabinów laserowych do pojawiających się wokół nich, ubranych na biało postaci. Trafiali jednak tylko zjawy, multiprojekcje, prawdziwy atak miał bowiem nadejść od tyłu. Salwa pocisków wielkości igieł przeszyła powietrze, strzałki uwięzły w ciałach protestujących, uwolniły śmiertelny ładunek toksyn i maszyn wojennych wielkości molekuły. W ciągu kilku sekund walka się zakończyła, a ziemię zaległy nieruchome ciała Faryzeuszy. - Ładna teoria, Natch - powiedziała Jara - ale wątpię, by jeden program wystarczył, żebyśmy przeskoczyli pięć miejsc rankingu Primo w jeden dzień. - Nie - zgodził się Natch, a na jego twarzy wykwitł nagle diaboliczny uśmiech - ale cztery programy powinny wystarczyć. Czeladnicy zagapili się na niego, nie mogąc wykrztusić słowa w odpowiedzi. - Myślicie, że czym się zajmowałem przez ostatnie kilka tygodni, kiedy wy harowaliście nad NocnymWzrokiem 48? Pracowałem. Przygotowywałem DeMiraż 52 i OkoMorf 66 do premiery. Horvil ostentacyjnie odliczył na palcach. - To trzy programy. Gdzie czwarty?
- MentoKalkulator 93.9. Jest gotów od kilku tygodni. - Co? Powiedziałeś mi, że tego programu nie da się sprzedać. - Kłamałem. * Poranek mijał, a Natch uparcie odrzucał wszystkie zastrzeżenia wobec swego planu. - Strasznie to wszystko niejasne - protestowała Jara. - Kto uwierzy, że akurat my dysponujemy informacjami o ataku terrorystycznym? Nie zajmujemy się szpiegostwem, tylko biznesem. - Mamy dobre kontakty, ludzie uwierzą. Poza tym nie musimy rozpuszczać żadnych konkretnych pogłosek, wystarczy cień podejrzenia. - A jeśli się nie uda? Natch wzruszył ramionami. - Jeśli się nie uda, kto na tym straci? - Rada zaprzeczy plotce - wtrącił się Horvil. - Znając Radę, zaprzeczy w tak ostrym tonie, że ludzie zaczną być podejrzliwi. Przewodniczącego Bordy nikt nie oskarży o subtelność. To samo mogłabym powiedzieć o tobie, Natch, pomyślała Jara. - Nic z tego nie rozumiem - powiedziała, wyrzucając z rozdrażnieniem ręce w górę. - Skoro mamy cztery programy gotowe do wypuszczenia w Morze Danych, czemu po prostu tego nie zrobimy? Po co nam Faryzeusze? Natch pokręcił głową. - Po pierwsze, programy nie są jeszcze wystarczająco dobre - odparł. - Potrzebujemy jeszcze co najmniej dnia na dopieszczenie ich. Po drugie, Bracia Patel obserwują każdy nasz ruch od tygodni. Wiedzą, że czyhamy na ich pozycję w rankingu Primo. Jeżeli nie uda nam się na jakiś czas odwrócić ich uwagi, natychmiast zbombardują sieć usprawnieniami własnych programów, byle tylko pozostać na szczycie listy. Ale mając margines manewru, możemy na kilka godzin zdobyć pierwsze miejsce. - A co, jeżeli ktoś przyłapie nas na rozpuszczaniu pogłosek? - Niby kto? On ma rację, zauważyła gorzko analityczka. Prawda w Morzu Danych była niczym światło ze starożytnego kalejdoskopu: zabarwiona, rozproszona i odbita we wszystkie strony. Szczególnie na rynku bio/logicznym, gdzie każdy reprezentował własne interesy. Feudokorpy i memekorpy nieustannie rozpuszczały plotki na temat konkurencji. Podobnie działali również inwestorzy kapitałowi zapewniający im fundusze oraz menedżerowie sprzedaży reklamujący
ich produkty. Jara przypomniała sobie niedawną sprawę kobiety, która rozpuściła plotki o własnym synu, by doprowadzić go do bankructwa. Albo przypadek mistrza feudokorpu, który opanował rynek programów gastrycznych i jelitowych, sabotując prezentację produktów konkurencji. W żadnym z tych przypadków nikomu nie postawiono zarzutów. Kto stał na drodze Natcha? Niezdarni biurokraci Koalicji Meme? Jara cofnęła się pamięcią do dzieciństwa w ulu, do niekończących się wykładów. - Skoro Koalicja Meme jest niekompetentna - zapytała pewnego razu - to kto dba o interesy maluczkich? Kto pilnuje, żeby wszystko odbywało się uczciwie? - Nikt - odpowiedział nauczyciel smutno. - Nikt? - zakrzyknęła Jara w dziecinnym oburzeniu. - Och, mógłbym powiedzieć ci to wszystko, czego oczekuje ode mnie dyrektor szkoły - odparł nauczyciel. - Sprzedać wam bzdury z oficjalnego podręcznika. O tym, jak to płynność przepływu informacji w Morzu Danych pozwala wyłonić najsłabsze instytucje gospodarki. Jak niezależni reporterzy, eksperci i obserwatorzy zwani publikami są bardzo skuteczni w ujawnianiu przypadków korupcji. Że polegamy na Lokalnych Politycznych Reprezentantach Obywatelskich Grup, czyli na L-PROG-ach, naszym rządzie. I na jego kontroli nad wolnym rynkiem. Ale czytasz przecież wiadomości, Jara. Czy dla ciebie któreś z tych haseł brzmi jak prawda? Nie brzmiały. Ale te rozmowy odbywały się pół życia temu, kiedy kariera biurokraty w Koalicji Meme lub polityka w L-PROG-u wydawały jej się atrakcyjnymi pomysłami na życie. Feudokorporacje były miejscami, w których gromadziło się oszczędności, gdzie pracowało się dopóty, dopóki nie pojawiła się szansa na prawdziwe zajęcie. Jakże szybko wszystko w jej życiu zmieniło się po opuszczeniu ula! Z goryczą pomyślała, że sprzedała swe ideały za pochlebstwa przystojnych, inteligentnych mężczyzn. Takich jak Natch. Jara potarła powieki i powróciła do teraźniejszości, nie mogła jednak pozbyć się wypaczonego spojrzenia Natcha. Jego plan mógł się udać właśnie dlatego, że jest tak idiotycznie śmieszny, myślała. Kto mógłby przypuszczać, że przemysł bio/logiczny upadł tak nisko, iż jeden z jego najzdolniejszych umysłów planuje wywołać panikę na ulicach, rozsiewając plotki o ataku terrorystycznym Faryzeuszy? Kto mógłby przypuszczać, że Natch ma z tym cokolwiek wspólnego? A jeżeli nawet ktoś by się domyślił, gdyby Rada, Koalicja, publicy lub Bracia Patel zwietrzyli, kto był prawdziwym źródłem tych plotek, prawdopodobnie nadal dostaliby się na pierwsze miejsce rankingu Primo. Niezależny system oceniania nie mógł sobie pozwolić na zmianę opinii z powodów prawnych lub politycznych.
Natch zatrzymał się, a Jara natychmiast zrobiła się niespokojna. - Widzę tylko dwa potencjalne problemy - powiedział. - Po pierwsze, plotki mogą nie wywołać wystarczającego zamieszania na rynku, żeby zrobić wrażenie na Patelach. Mogą wówczas wypuścić NocnegoJastrzębia planowo. Po drugie, analitycy Primo mogą znaleźć usterki w którymś z naszych programów i odebrać nam punkty. - A inne feudokorpy? - zapytała Jara. - Kto? Lucas Sentinel? PulKorp? Prosteev Serly? - Natch machnął lekceważąco ręką. - Sprawdziłem już ich harmonogram, nie mają na jutro niczego w planach. Horvil zmarszczył czoło. Od jakiegoś czasu milczał, słuchając szaleńczych wywodów Natcha i dokonując po cichu własnych obliczeń. Jara zastanawiała się, czy starczy mu o tak wczesnej porze szarych komórek, by w pełni objąć rozmach planu Natcha. - Jest jeszcze jeden problem - powiedział inżynier. - Jaki? - A co, jeżeli te pogłoski wystraszą kogoś poza Braćmi Patel? Faryzeusze zabijali już ludzi w atakach terrorystycznych. Co, jeżeli wywołamy zbyt wielką panikę? Wszyscy jesteśmy połączeni. - Inżynier machnął ręką, jakby chciał zebrać nią multiboty wielkości molekuły i transmisje subeteryczne. - Wszyscy więc jesteśmy zagrożeni. Każdego dnia może dojść do następnego zamachu z użyciem czarnego kodu. Wszyscy o tym wiedzą. Rada naprawdę może przygotowywać kolejny atak. Co będzie, jeżeli wywołamy zbyt wielką panikę? Może dojść do szturmu na Skarbiec. Handel może się zatrzymać. Cały system finansowy gotów się załamać. Natch uśmiechnął się, jakby cieszyła go ta możliwość. - Niewielka szansa - powiedział. Czyżby w jego głosie było rozczarowanie? - Daj spokój, Horvil! System finansowy miałby upaść z powodu kilku plotek? Ludzie nie są aż tak naiwni. Poza tym Rada zdementuje plotki, zanim do tego dojdzie. - A co... co, jeżeli Faryzeusze naprawdę zaatakują tego dnia? - Horv - mistrz feudokorpu zaśmiał się - nie ja odpowiadam za tych fanatyków. Odpowiadam tylko za siebie. Niech atakują, jeżeli muszą. Cokolwiek by się wydarzyło, drugiego listopada rynek nadal będzie istniał. Zaufaj mi.
4 Jara ponuro wpatrywała się w trójwymiarowy diagram, który skonstruowała na stoliku do kawy. Wykres górował nad nią niczym złożony z warstw danych ziggurat. Rozparła się w fotelu i przyjrzała swemu dziełu. Nazwiska ludzi, których znała całe życie, zebrane były w rzędzie oznaczonym naiwni. Inne nazwiska - nazwiska przyjaciół, krewnych, dawnych kochanków lub znajomych - tkwiły nabite na holograficzne strzałki oznaczone nacisk oraz perswazja. Nazwisko matki znajdowało się na uboczu, na parapecie oznaczonym niegodni zaufania. Zawsze chciałaś się tym zajmować, prawda? - myślała Jara. Analiza strategiczna dla feudokorpu bio/logicznego. Zarządzanie rozkładem czasu, ustalanie terminów premier produktów, podział zasobów... prawda? Poniedziałek niemal już się zakończył, a Jara nadal nie zmrużyła oka. Zdała sobie nagle sprawę, że od co najmniej godziny siedzi nieruchomo i wpatruje się w wykres. Oczekiwała, że ziggurat w każdej chwili może zwalić się na nią jak wirtualna lawina danych. I zabić ją, zgnieść pod ciężarem kłamstw Natcha. „Jeżeli nie chcesz tu być, idź do domu” - przypomniała sobie słowa Horvila. Pomyślała o inżynierze pocącym się teraz na drugim końcu Londynu w sferze MyśloPrzestrzeni. Fakt, że Horvil również odmawiał sobie snu, stanowił marne pocieszenie. Krótko po zachodzie słońca Jara poczuła mentalny sygnał nadchodzącego multipołączenia. Natch. Mistrz feudokorporacji wynurzył się z nicości, pomachał do niej wesoło na powitanie i zaczął przyglądać się wykresowi. Jara nie widziała go od porannego spotkania w Shenandoah i od tego czasu zmienił się nie do poznania. Zniknął nadąsany uczniak, którego można było wyłączyć za naciśnięciem przycisku. Jego miejsce zajął Natch - sprytny przedsiębiorca, sprzedawca, symbol myślenia pozytywnego. - Uważasz więc, że osiągniemy największą penetrację, jeżeli zaczniemy rozsiewać plotki dziś w nocy - powiedział, jedną ręką gładząc w zamyśleniu podbródek, który być może nie zaznał nigdy śladu zarostu. Jara skinęła głową zmęczona. - Umieściłam wszystkich naszych znajomych na osiach według trzech kryteriów: