IXENA

  • Dokumenty1 316
  • Odsłony258 628
  • Obserwuję204
  • Rozmiar dokumentów2.2 GB
  • Ilość pobrań149 195

G.A.Aiken - Dragon Kin 1.5 - Łańcuchy i płomienie - całość

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :951.3 KB
Rozszerzenie:pdf

G.A.Aiken - Dragon Kin 1.5 - Łańcuchy i płomienie - całość.pdf

IXENA EBooki ZMIENNOKSZTAŁTNE I WAMPIRY Shelly Laurenston Dragon Kin seria (jako) aka G.A.Aiken
Użytkownik IXENA wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 102 stron)

Shelly Laurenston jako G.A. Aiken Łańcuchy i płomienie. Historia miłosna smoków. - opowiadanie z serii Dragon Kin - Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka Współpraca redaktorsko-duchowa: AK

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 2 Rozdział 1 - Żądałaś mojej obecności, Królowo Addieno? - Czy to takie trudne dla ciebie nazywać mnie Matką? - Królowa nawet nie spojrzała w górę znad swojej książki. W zasadzie... tak, było. - Żądałaś mojej obecności, Matko? Z westchnieniem, królowa odłożyła książkę i spojrzała na swoją najstarszą córkę. - Jakże ja uwielbiam to pogardliwe spojrzenie. Rhiannon, Pierworodna Królowej Smoków, Pierworodna Córka, Biała Smocza Czarownica i dziedziczka królewskiego tronu przysiadła na zadnich łapach. Odgarnęła swoje długie białe włosy z oczu i popatrzyła na swoją rudowłosą i pokrytą czerwonymi łuskami matkę. - Czy możemy po prostu mieć to już za sobą? Mam rzeczy do zrobienia. - Naprawdę? Jakie? Cholera. Tak naprawdę nie miała nic do zrobienia, po prostu nie chciała tu być. Rhiannon i jej matka nigdy nie były ze sobą w dobrych stosunkach. Nigdy się nie nauczyły tolerować siebie nawzajem. Na dworze krążyła nawet opowieść o tym, że świeżo po wykluciu, Rhiannon ugryzła swoją matkę, gdy ta usiłowała przytulić swoją nowonarodzoną córeczkę. Ale Rhiannon nie wierzyła w to ani przez jedną sekundę. Co prawda wierzyła, że ugryzła swoją matkę, ale nie wierzyła, że jej matka starała się ją przytulić. - To, co muszę zrobić to moja sprawa. Czy możemy się pospieszyć?1 - Dobrze. Jej matka poruszyła się lekko do przodu, i całe ciało Rhiannon spięło się na to zbliżenie, zwłaszcza gdy ujrzała straż królewską postępującą za królową. - Podjęłam decyzję. Rhiannon zmrużyła oczy. - Odnośnie? - Ciebie. Już czas, abyś została połączona w parę. Oznaczona. I wybrałam dla ciebie towarzysza. Jednego z moich najlepszych wojowników. Bercelaka Wspaniałego. Prychając ze śmiechu, Rhiannon spojrzała na swoją matkę. 1 Normalnie aż chciałoby się napisać: Czy możemy się streszczać?

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 3 - Bercelaka Wspaniałego? Nie masz chyba na myśli Bercelaka Mściwego? I ta nisko urodzona jaszczurka2 to twój wybór na mojego partnera? - Roześmiała się głośniej, mocniej. - Oszalałaś! Niebieskie oczy jej matki błyszczały niebezpiecznie w słabo oświetlonej komnacie. - On jest tym, którego wybrałam. On jest tym, który cię Oznaczy. Śmiech Rhiannon zamarł na widok zimnego spojrzenia jej matki. - Co? Dlaczego? Gdy czerwona smoczyca tylko się na nią patrzyła, Rhiannon wybuchła. - Ty bezduszna, kłamliwa suko! Jej umysł krzyczał na samą myśl o Bercelaku Mściwym, Władcy Bitwy na dworze jej matki. Każdy wiedział, że Bercelak jest niebezpieczny, złośliwy i ogólnie nieprzyjemny. Przez te wszystkie lata jak go znała, nigdy nie widziała, żeby do kogokolwiek się uśmiechnął... z wyjątkiem niej. Wciąż ją obserwował, lekceważąc zasady hierarchii społecznej, dopóki w końcu mu nie powiedziała z całą szczerością, żeby przestał się na nią gapić jak na konia pieczonego na rożnie, albo ona wyrwie mu rogi z głowy. On tylko się do niej uśmiechnął. Po raz pierwszy i ostatni się uśmiechnął. Wtedy, kiedy mu groziła. Nie wzięła tego za dobrą monetę. W tym momencie obawiała się, że będzie musiała się bronić przed przymusowym Oznaczaniem. Były one rzadkie, ale się zdarzały. Ale potem zaczęły się Wojny Smoków. Walki smoków przeciwko smokom w dążeniu do władzy. Jako obrońca matki, Bercelak prowadził wojnę i od tego czasu go nie widziała. Ale wojny się skończyły, a panowanie jej matki było zabezpieczone. I widocznie, jako nagrodę za wierną służbę, jej matka planowała wręczyć Bercelakowi ją. - Podjęłam decyzję. Ceremonia odbędzie się w następnym miesiącu, aby świętować wasz związek. Będziesz w niej uczestniczyć. Będziesz wyglądać pięknie. I pozwolisz mu się posiąść. - Wiem, dlaczego to robisz. Wiem, co zamierzasz. - Nienawidziła desperacji w swoim głosie. Nienawidziła swojej matki. Gdy królowa wciąż tylko na nią patrzyła, Rhiannon ciągnęła dalej. - Obawiasz się, że wezmę twój tron, zanim będziesz gotowa mi go przekazać. Obawiasz się, że jeśli połączę się z kimś, kto nie jest lojalny w stosunku do ciebie, ja będę miała to wszystko... a ty nie będziesz miała nic. Więc dajesz mnie temu kawałkowi śmiecia! - Dlaczego, Rhiannon. To okropne z twojej strony tak myśleć o swojej kochającej matce. 2 Urocze :D tak go wyzywa i nim pogardza, a potem da sobie założyć łańcuch na szyję :P

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 4 Powiedziała to tak lekceważąco, że Rhiannon wiedziała, że ma rację. Jej matka bała się jej. Bała się lojalności, którą córka zyskała pośród innych smoków oraz na dworze. Bała się jej umiejętności Magii, nadal słabych, ale rosnących nadmiernie - i zaskakująco - mocno. Jej matka bała się jej. I dlatego ta suka była chętna przekazać Rhiannon jak ludzkiego niewolnika. Gniew ją oślepił, Rhiannon smagnęła matkę jedną ze swoich łap, ale przeklęte straże, które chroniły życie królowej, jakby było ich własnym, były tam przed nią, zanim jej przedramię zdołało opuścić jej bok. Popchnęli ją w plecy. Ją! Księżniczkę! - Nie zrobisz mi tego, ty stara dziwko! - krzyczała, niezdolna się dłużej kontrolować. Krzywda i ból żerowały na niej jak pasożyt. - Wezmę twój tron... wezmę twoją moc i twój skarb! I zostawię cię, żebyś zgniła! Zimne, krystalicznie niebieskie oczy patrzyły na nią i wiedziała, że nigdy nie znajdzie w nich litości. Nigdy. - Pożałujesz tego, ty mała suko. - Idź do diabła. Rhiannon zrobiła kilka kroków w tył, aż stanęła w dużej odległości od matki i jej obłąkanych strażników. A potem się odwróciła i wybiegła gwałtownie. Niczego nie żałowała. Ale dopilnuje tego, aby jej matka pożałowała wszystkiego. *** Bercelak Wspaniały, Smoczy Wojownik Królowej Smoków, Dziewiąty Syn Ailena Dziwkarza, Dowódca Smoczej Armii Królowej i tak dalej, i tak dalej, maszerował przez dom, w którym dorastał. W odróżnieniu od większości smoków, jego pierwszym domem nie była jaskinia... ale zamek. Kroczył przez sale, kiwając głową na powitanie swojemu licznemu rodzeństwu gdy przechodził obok. Włączając w to jego samego, była ich piętnastka. Niektórzy byli sparzeni. Niektórzy nie. Niektórzy już z własnym potomstwem. Zanim wszedł do domu ojca, zmienił formę na ludzką i włożył strój człowieka. Jego ojciec, Ailean, nalegał na to. Z przyczyn nieznanych dla żadnego z nich, ich ojciec uwielbiał być człowiekiem. Nie na jakiś czas, jak niektórzy z jego rodziny i czasami nawet jak on sam. Ale przez cały czas. Przemieniał się z powrotem w smoka tylko po to, by walczyć, albo polecieć gdzieś szybko. Do dnia dzisiejszego, Bercelak nie miał pojęcia dlaczego jego matka, piękna smoczyca królewskiej krwi, tolerowała tego starego bękarta. Był głośny, nieprzyzwoity i ordynarny. Dorastanie z nim było horrorem dla każdego z jego męskich potomków. Kobietom powodziło się znacznie lepiej, ale kiedy osiągnęły wiek dojrzały odkryły, że posiadanie

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 5 dziwkarza za ojca było dla nich niekorzystne, gdy nadchodził czas łączenia w pary. Wszędzie gdzie szły, wyprzedzała je reputacja ich ojca. Teraz Bercelak musiał stawić czoła temu staremu bękartowi i nie wiedział dlaczego. Ailean zażądał jego obecności, wysyłając czterech braci Bercelaka, by go sprowadzili z powrotem. Nie chcąc zabić swoich krewnych, Bercelak zgodził się w końcu wrócić do zamku. Chciał to mieć już za sobą i móc wrócić do domu. Teraz, gdy wojny się już skończyły miał plany do zrealizowania, a jego ojciec go opóźniał. Wpadł do gabinetu ojca, potem skrzywił się i odwrócił. - Czy sądzisz, że uda ci się zejść z mojej matki na tyle długo, by mi powiedzieć czemu żądałeś mojej obecności? - Kiedy to stałeś się taki nieśmiały, chłopcze? Bercelak usłyszał, jak jego matka daje klapsa jego ojcu, co zdawała się robić często, a potem usłyszał jak schodzi z biurka, na które rzucił ją Ailean, i z powrotem wkłada ubrania. To dla Ailena jego matka pozostawała człowiekiem. Bercelak zwyczajnie nie rozumiał dlaczego. - Załóż ubranie! - Usłyszał jak matka syczy i pokręcił głową. Bękart żył po to, by go zawstydzać. I odwalał dobrą robotę. Ręka jego matki spoczęła na jego barku. - Mój synu. Odwrócił się, i spojrzał w dół na jej piękną twarz. - Matko. - Pocałował ją w policzek. - Cieszę się, że cię widzę. Kącik ust jego matki wygiął się ku górze. - Naprawdę? Muszę przyznać, że ze wszystkich moich młodych, z tobą jest najtrudniej porozmawiać. - Chłopcze. - Jego ojciec, założywszy w końcu spodnie, oparł się o biurko. Dlaczego stary bękart upierał się, by go tak nazywać, Bercelak nigdy nie zrozumie. Nie był człowiekiem i nie był „chłopcem”. Ale jego ojciec nadal zwracał się do niego - częściej niż do pozostałych jego braci - per „chłopcze”. Prawdopodobnie dlatego, że wiedział, że to go cholernie irytuje. - Ojcze. Posłałeś po mnie. - Aye. Dziś otrzymałem wiadomość od Królowej. Jego matka zesztywniała przy nim. Robiła to zawsze, na samą wzmiankę o królowej. - O czym? - Księżniczce Rhiannon. Serce stanęło mu w piersi.

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 6 - Co z nią? – zapytał, mimo że bał się to zrobić. Zjadliwe stosunki pomiędzy nią a jej matką były niemal legendarne. A Rhiannon miała zaledwie sto dwadzieścia pięć zim. Bogowie, czy królowa nie mogła w końcu czegoś z nią zrobić? - Masz ją posiąść. Bercelak zmarszczył brwi, co wydawało się zadziwiające nawet jak na niego, gdyż marszczył się przez większość czasu. Ale to sprawiło, że zmarszczył się bardziej. - Co to oznacza? - jego matka spytała, zanim on miał szansę. - Że ma ją posiąść? - To oznacza, że królowa chce, żebyś połączył się z jej córką. - Po moim tru... - Shalin... - Ailean jej przerwał. - Decyzja nie należy do ciebie. Tylko do chłopaka. - Tak, ale... - Wiem co czujesz do Addieny, ale, jak już mówiłem, to Bercelak podejmie decyzję. Nie ty. Nie ja. Ani królowa. - Srebrne oczy skoncentrowały się na nim. - Jeśli jej nie chcesz, powiedz mi to teraz, a ja będę walczył z królową w tej sprawie. Nie widziałem jej od wieków, ale jestem pewien, że wciąż potrafię być całkiem... - jego ojciec szeroko się uśmiechnął - ...przekonujący. Shalin prychnęła i odwróciła się, ale jego ojciec kontynuował. - Ale chciałem dać ci wybór. Jaka jest twoja decyzja? Nie miał żadnej decyzji do podjęcia. Podjął ją już dawno temu, kiedy zobaczył białą smoczycę. Miał zaledwie pięćdziesiąt zim, a ona prawie pięćdziesiąt dwie. Była starsza. Nigdy wcześniej nie był na dworze, a tym razem towarzyszył swojej matce. Popełnił swoją pierwszą pomyłkę jak tylko wszedł do Sali Królewskiej. Nastąpił na śnieżnobiały ogon księżniczki. Jej wściekłość była natychmiastowa i - nie czekając na przeprosiny - posłała końcówkę swego ogona prosto w jego oko. Co dotąd wiedzieli nieliczni, a pozostali w końcu poznali, to to, że wszystkie dzieci Ailena były wychowywane... cóż... inaczej niż inne młode. Bercelak nie potrafił przypomnieć sobie dnia, kiedy jego ojciec nie wyskakiwał z ciemności, chwytał jego ogon i rzucał nim przez pokój. Nie żeby znieważyć - choć tak to wyglądało - ale dlatego, że chciał, by jego potomstwo miało refleks lepszy niż ktokolwiek inny. I - ku irytacji Bercelaka - to działało. Podczas gdy inni smoczy wojownicy byli brani z zaskoczenia, albo uciekali ze strachu podczas bitew, Bercelak nigdy się nie cofnął, nigdy się nie bał i zdecydowanie nigdy nie uciekał. Przenigdy. Zamiast tego niszczył wszystkich bez wyjątku, dopóki ostatecznie nie nadali mu tytułu Królewskiego Władcy Bitwy. Była to najwyższa ranga, jaką nisko urodzony smoczy wojownik - jakim on sam był - mógł mieć nadzieję otrzymać. Więc tego dnia, kiedy zobaczył jak ten ostry jak brzytwa ogon zbliża się do jego twarzy, zareagował tak, jakby to zrobił w stosunku do każdego ze swoich krewnych; chwycił za ogon i zamachnął nim, rzucając księżniczką i dziedziczką królewskiego tronu przez Salę Królewską tuż obok jej matki.

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 7 Gdy straż królowej mocno go trzymała był całkowicie pewien, że tego dnia umrze. Ale Królowa... miała inne plany. I, żeby być uczciwym, nie wydawała się martwić tym, jak potraktował jej córkę. Ale on się martwił. Po tym, próbował wszystkiego, by Rhiannon mu wybaczyła. By się do niej zbliżyć. Ale kiedy go widziała, przewracała oczami i przechodziła na drugą stronę. Gdy próbował z nią porozmawiać, ziewała mu prosto w twarz i zostawiała w miejscu, w którym stał. W końcu zostawił ją w spokoju. Ale nigdy nie przestał jej pragnąć. I to się nie zmieniło. To się nigdy nie zmieni. - Posiądę ją. Jego matka chwyciła go za ramię. - Bercelak... - W porządku Matko. Wiem, co robię. - Spojrzał na swojego ojca. - Posiądę ją. Ailean uśmiechnął się. Był to jeden z tych dużych uśmiechów, które ogromnie irytowały Bercelaka. - Tak myślałem, że to właśnie powiesz. Ona będzie na ciebie czekać w twoim legowisku. Bercelak i Shalin wymienili spojrzenia. Był przekonany, że będzie musiał iść po nią sam. W końcu, była to Księżniczka Rhiannon. A ona nigdy nie pozwalała nikomu o tym zapomnieć. Bercelak przechylił głowę na bok. - Będzie? *** Rhiannon wzbiła się w powietrze tak szybko, jak tylko wyszła z Devenallt Mountain.3 Leciała i leciała, zdeterminowana, by wrócić do swojego legowiska przed zapadnięciem zmroku. Miała tak wiele do zaplanowania, ponieważ wiedziała, ze jej matka najprawdopodobniej zaplanuje natychmiast jakiś kontratak. Ale jej legowisko było fortecą. Z pomocą lojalnych jej czarowników wzniosła tyle magicznych i fizycznych osłon wokół swojej jaskini, że nie było sposobu, aby jej matka się przez nie przedarła. Leciała przez lasy i miasta. Zamki i farmy. Niewielu ją widziało, a ci którzy widzieli krzyczeli ze strachu i uciekali. Bogowie, jakże musiała być wściekła. Nie zniżyła się nawet i 3 Siedziba dworu Królowej Smoków

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 8 nie porwała szybkiej przekąski z jednej z wiosek, ani nie cieszyła się zwyczajnie ich krzykami. Skierowała się ku otwartemu morzu, poruszając się szybciej z wiatrem. Zbliżała się do wielkiej góry, gdy to poczuła. Małe łaskotanie w brzuchu. Wiedziała, że to jej matka i natychmiast wyrecytowała zaklęcie, by wznieść mocniejsze bariery wokół swojego ciała. Ale zanim udało jej się to zrobić, moc bogów przeszła przez nią jak błyskawica... a potem zaczęła spadać. Desperacko próbowała trzepotać swoimi skrzydłami, ale bezskutecznie. Spojrzała w dół na siebie i krzyknęła ze strachu. Człowiek. Jej matka przemieniła ją w człowieka. A ona nie była w stanie przemienić się z powrotem! Na sekundy, zanim uderzyła o ziemię, jej ostatnią myślą było... O cholera. *** Bercelak patrzył na wygiętą nagą kobietę przed swoim legowiskiem. Białe włosy, splątane przez krew i brud, okrywały ją całą, z wyjątkiem małego dziwnego znamienia na jej nagim ramieniu. Pochylając się, powąchał ją. Nie... nie urodziła się człowiekiem. W rzeczywistości była smokiem w ludzkiej formie. Cóż... przybył obiad. Popchnął ją swoim pyskiem, przekręcając ją na plecy. Kiedy zobaczył jej twarz, serce stanęło mu w piersi po raz drugi tego samego dnia. Rhiannon. Księżniczka Rhiannon. Jego Rhiannon. Spojrzał na nią. Była pokrwawiona i połamana. Spojrzał w górę na niebo i dostrzegł miejsce, z którego upadła. Nic dziwnego, że królowa powiedziała, że Rhiannon będzie czekała na niego w jego legowisku. Tutaj zrzuciła swoją córkę. To nie może być dobre. Ale nie miało to znaczenia. Ostatecznie ją miał. Miał swoją Rhiannon. I planował zatrzymać ją... na zawsze.

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 9 *** Krzyki. Skąd te wszystkie krzyki? Rhiannon poruszyła się i krzyki stały się zdecydowanie gorsze, ale uświadomiła sobie także, że te krzyki były w jej głowie. Przyłożyła łapy do czoła, chcąc odepchnąć ból... tylko, że coś było nie tak. Miała wrażenie, że jej głowa jest inna. I jej łapy również. Siłą woli otworzyła oczy i popatrzyła na swoje pazury. Tylko, że nie było jej potężnych białych pazurów, które dumnie nosiła naostrzone. To były - zmarszczyła się z zakłopotaniem - to były paznokcie. Ludzkie. Tak samo jak łapa, do której te bezużyteczne paznokcie były przyczepione. Nie jej potężna łapa, ale łapa człowieka. R... ręka. Spojrzała w dół na siebie, i zdała sobie sprawę, że nie śni. Człowiek. Jej matka przemieniła ją w człowieka. Zmieniała formę na ludzką wiele razy, ale tylko po to, by oszukać ludzi wokół siebie... no dobrze, i żeby sprawdzić czy jej ludzka forma była choć trochę atrakcyjna. Poza tym, żyła jako smok i nigdy nie rozumiała tych, którzy robili inaczej. Dlaczego ktokolwiek chciałby być człowiekiem, to było poza jej zdolnością rozumienia... I niech to wszystko cholera, ona sama była genialna! Wiedząc, że powinna się uspokoić, Rhiannon wzięła głęboki oddech i powoli go wypuściła. Gdy już oczyściła swój umysł, i krzyki w jej głowie osłabły, wypowiedziała zaklęcie, które miało ją zmienić z powrotem w smoka. Jasne kolory Magii roziskrzyły jej ludzkie ciało... i nic. Absolutnie nic. - Zabrała wszystkie twoje moce. Rhiannon odwróciła głowę i spojrzała na czarnego smoka, obserwującego ją. - Bercelak - powiedziała z pogardą. Oczywiście, gdzieżby indziej, jak nie u stóp smoka, którego Rhiannon nigdy nie chciała widzieć, jej matka by ją zrzuciła? Nienawidzę tej suki. - Rhiannon. Warcząc, zmusiła swoje ludzkie ciało, by usiąść. - Zwracaj się do mnie... Nisko Urodzony... moim tytułem. Dla ciebie jestem Księżniczką Rhiannon. Wpatrywał się w nią przez chwilę ze swoją typową zmarszczką - czy nie miał innego wyrazu twarzy? - a potem prychnął. - Możesz sobie być księżniczką. Ale w tej chwili jesteś taką bez swoich mocy i łap. - Wstał i zrobił kilka kroków w jej stronę. - Jesteś człowiekiem. Bez skrzydeł. Nie masz szansy mi uciec. To dobrze, że cię rozpoznałem, bo inaczej mógłbym zrobić z ciebie urocze danie z odrobiną pietruszki. I ziemniakami.

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 10 Kolejne dwa kroki zbliżyły go do niej, i Rhiannon, ignorując ból w głowie, cofnęła się. - Cała ta miękka skóra i łamliwe kości - nieomal zanucił. - Nie możemy pozwolić odejść w ten okrutny świat tak bezbronnej księżniczce, prawda? Potrzebujesz mnie, bym się tobą zaopiekował. Bym cię chronił. Tak jak musiałem to zrobić dzisiaj. Gdybym nie miał umiejętności, które otrzymałem od matki i tych, które zyskałem na polu bitewnym, nie mógłbym cię uleczyć. - Niczego od ciebie nie potrzebuję, Bercelaku, synu dziwkarza. Przestał się poruszać, jego zimne czarne oczy znieruchomiały na jej twarzy. - Odkąd wiem, że twoja matka zajęła się fiutem mojego ojca, wybacz mi, że nie czuję się prawdziwie obrażony. - Podniósł jedną brew. - Nie jesteśmy spokrewnieni, prawda? - Ty... - Oszołomiona, że ktoś śmie mówić do niej w ten sposób, Rhiannon zmusiła się, by wstać. Krzyki w jej głowie stały się zdecydowanie gorsze, ale nie obchodziło jej to. Nie mogła pozwolić temu aroganckiemu bękartowi traktować się w ten sposób. Nikt... absolutnie nikt nie potraktował jej w ten sposób. - Posłuchaj mnie dobrze, Nisko Urodzony, nie myśl ani przez chwilę, że nie wytnę ci serca z twojego bezwartościowego ciała, i nie będę go nosić na swojej głowie... jak kapelusza. Bercelak wypluł zaklęcie. Płomienie wybuchły wokół smoka i zblakły, pozostawiając jedynie jego ludzką formę. I, och... na mrocznych bogów ognia... co to było za ludzkie ciało. Czarne jak węgiel włosy sięgały w dół na plecy, omiatając jego wąskie biodra. Ponieważ był smokiem bitewnym, jego włosy były krótsze niż u rodziny królewskiej, której bronił. Miał także blizny. Wiele blizn, niektóre z nich w interesujących miejscach. Jedną okropną bliznę miał tuż przy oku. Och, i jego oczy... tak czarne, jak jego włosy. Ciemne i niezgłębione, patrzące na nią spod czarnych brwi. A jego ciało... nigdy nie myślała, że ludzkie ciała mogą być tak miłe dla oka. Zwłaszcza męskie. Aż do teraz. Te wszystkie mięśnie, i te wielkie silne ramiona. Wszystko w nim było idealne. Jego twarz, jego ciało. Jego blizny. Patrzyła na niego, gdy do niej podchodził, zmuszając ją do cofnięcia się pod ścianę jaskini. Skrzywiła się; skały kłuły jej miękką ludzką skórę, której zaczynała nienawidzić. Czuła się słaba, bezbronna. Jak ludzie mogą żyć w ten sposób? - Powiedz mi, Księżniczko, czy naprawdę uważasz, że ktoś tu przybędzie, by cię przede mną uratować? Jestem wszystkim, co masz. Nawet twoja matka cię opuściła. - Opuściła mnie już dawno temu. Wydawało się jakby jego naturalny wyraz twarzy nieco zmiękł na to stwierdzenie. - Wiem, że to zrobiła. To cię rani. Zaśmiała się krótko, bezlitośnie. - Nic mnie nie rani, Nisko Urodzony. Absolutnie nic.

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 11 - Jak to możliwe? - I z jakiegoś powodu brzmiał tak, jakby mu naprawdę zależało na jej odpowiedzi. - Kiedy przestajesz czuć cokolwiek, jest to całkowicie możliwe. Jedną wielką dłonią dotknął jej policzka. - Nie mam ochoty cię skrzywdzić, Księżniczko. Ale pragnę, byś czuła. Pragnę, byś czuła wszystko, kiedy jesteś ze mną. Przewróciła oczami. - Och, proszę, Nisko Urodzony. Nie próbuj mnie uwodzić. - Opierając swoje dłonie na jego klatce piersiowej popchnęła go do tyłu i odsunęła od ściany. - Nie jestem dzieckiem. Byłam uwodzona przez najlepszych. - Popatrzyła na niego w górę, i w dół. - Tych królewskiej krwi. I boli mnie, że muszę ci to powiedzieć, ale sporo ci brakuje. Oparł się plecami o miejsce, które właśnie opuściła i założył ręce na swojej wspaniałej klatce piersiowej. - Czy mój brak królewskiej krwi naprawdę ci przeszkadza? - Nie. To mnie obraża - odpowiedziała szczerze. - Czy jesteś tym najlepszym, kogo mogła zaproponować matka? Nie jestem jakimś ochłapem ze stołu, rzuconym pomiędzy jej ulubione bitewne psy. Jestem królewskiej krwi. Jestem córką króla. I, by być całkiem szczerą, zasługuję na kogoś lepszego niż ty. A teraz, Nisko Urodzony, odprowadzisz mnie do najbliższego wyjścia. Poruszył się tak szybko, że nie miała szansy nawet podskoczyć, a co dopiero uciec. Jego dłonie opadły na jej szyję, przytrzymując ją w miejscu. Pomyślała, że on będzie usiłował wydusić z niej życie - niestety, nie byłby to pierwszy raz, gdy coś takiego jej się przydarzyło. Zamiast tego, górował nad nią, patrząc w dół na jej twarz. Jego czarne oczy wpatrywały się w jej oczy. - Kiedy skończę... - powiedział to miękko niskim głosem, podczas gdy jego twarz wciąż wyglądała tak intensywnie... nerwowo - ...nie będziesz w stanie wyobrazić sobie życia beze mnie. Będziesz za mną tęsknić, pragnąc mnie jak nigdy przedtem nie pragnęłaś nikogo w swoim życiu. Będziesz za mną tęsknić, gdy wyjadę i pragnąć mnie, gdy będę tuż obok ciebie. Żaden inny mężczyzna nigdy nie będzie wystarczająco dobry. Żaden inny mężczyzna nie będzie godnym wziąć tego ciała, dostarczając mu przyjemności o jakiej tylko marzyłaś. A kiedy będziesz dochodzić i krzyczeć moje imię, błagając mnie, bym cię zatrzymał jako swoją, Oznaczę cię. I twoje serce oraz dusza będą należeć tylko do mnie. Ale do tego czasu, księżniczko, nigdzie się nie wybierasz. Wtedy ją puścił i odszedł. Odczekała, dopóki nie odszedł dostatecznie daleko, tak by nie mógł jej uderzyć, i powiedziała: - Ach tak? Ty i jakie wojsko?

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 12 Zatrzymał się, spoglądając na nią przez swoje ramię. Nie była w stanie patrzeć mu prosto w oczy; potarła je swoją ręką i westchnęła. - No cóż, to zabrzmiało okropnie źle.

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 13 Rozdział 2 Bercelak upuścił krowie cielsko na podłogę, i popatrzył na nie z namysłem. Gdyby Rhiannon była smokiem, lekko by je podsmażył, i by je zjedli. Ale jako, że w tej chwili ona była człowiekiem, musiał się dostosować. Przynajmniej, dopóki ona nie odzyska swoich mocy. Zatem używając ostrożnie swoich pazurów, zdjął skórę zwierzęcia, odrzucając ją na bok. Następnie położył zwierzę na rożnie nad ogniskiem. Wybrał kilka ze swoich najlepszych i najcenniejszych ziół - pozyskanych z Wymarłych Ziem Alsandair - i przyprawił opiekające się mięso. Z westchnieniem usiadł, by popatrzeć na płomienie, i pomyśleć. Księżniczka Rhiannon była tak złośliwa, jaką ją zapamiętał, a to sprawiło tylko, że pragnął jej bardziej.4 Nic dziwnego. Samce smoków lubiły jak ich kobiety były niebezpieczne. To sprawiało, że parzenie było znacznie bardziej interesujące i intensywne. Oczywiście, nazywanie go przez nią „Nisko Urodzonym” zaczynało go drażnić. Nikt nie musiał mu przypominać o jego ojcu. Inni smoczy wojownicy z którymi walczył, nigdy nie rozumieli, dlaczego Bercelak nie cofał się podczas bitwy. Nigdy nie okazywał żadnych znaków strachu czy paniki. Gdyby żyli w taki sposób jak on, też by tego nie robili. Ale dopóki nie zostaniesz obudzony w środku nocy ze słowami: „Zostaliśmy zaatakowani!”, i wyrzucony z łóżka przez swojego mającego dobre chęci, ale najwyraźniej obłąkanego ojca, nie wiesz, czym jest strach. Jego matka była królewskiej krwi. Jego ojciec... nie za bardzo. Co oznaczało, że nikt nie dał Bercelakowi ani jednej cholernej rzeczy. Na wszystko co miał, musiał zapracować i robił to z myślą o jednej rzeczy. Przejrzyście niebieskich oczach, długich białych włosach i warczeniu, które mogło przestraszyć armię demonów. W dniu, w którym ją spotkał - gdy te cudowne niebieskie oczy spojrzały na niego z nienawiścią - wiedział, że musi ją mieć. - Chcę jego głowy! - wrzasnęła. I przez chwilę myślał, że ona ją dostanie. A potem usłyszał: - Och, zostawcie go. Moja córka, jak zwykle, przesadza. Czerwony smok, wielki i piękny, podszedł do niego. - Nie chciał tego, Rhiannon. Jego matka ukłoniła się, ale on wciąż patrzył na królową. I wiedział, że to była Królowa. Sposób, w jaki się poruszała i stała powiedział mu o tym. Był pod wrażeniem. Zwróciła się ku strażom, by go uwolnili i uśmiechnęła się, ukazując kły. - Syn Shalin. 4 I teraz wiadomo już po kim Fearghus odziedziczył skłonności do trudnych kobiet ;)

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 14 Uwolniony, natychmiast się ukłonił. - Tak moja Królowo. Bercelak Czarny, Syn Aileana. - Tak. Bardzo go przypominasz. Jesteś taki przystojny. - Czerwona łapa z pazurami czarnymi jak smoła sięgnęła, i pogłaskała jego szczękę. Poczuł jak jego matka usztywniła się u jego boku i wiedział, że dotyk królowej był przeznaczony bardziej dla jej korzyści niż jego. Od lat Bercelak słyszał, że królowa raz przespała się z jego ojcem i nigdy o nim nie zapomniała. Ani mu nie wybaczyła. Bo następnego ranka on opuścił - przyszłą wtedy – królową, by spotkać się z matką Bercelaka i ówczesną przyjaciółką królowej, Shalin. Która - jeśli opowieściom można wierzyć - gdy jego ojciec Ailen ją znalazł, rzuciła toporem w jego głowę. Aż do tego dnia, Bercelak nigdy nie wierzył w żadną z tych opowieści. Jego nisko urodzony ojciec ze smoczą księżniczką? To cholernie nieprawdopodobne, tak zwykł uważać. A jednak... jedno spojrzenie na kobietę, i zaczął się zastanawiać, czy być może wszystkie opowieści nie są czasem prawdziwe. Bo patrzyła na niego w sposób, jakiego nie potrafił nazwać. Być może w sposób, jakiego nie chciał nazwać. W wieku pięćdziesięciu zim był zbyt młody na tak głębokie myśli... - Powiedz mi, Synu Ailena, jakie jest twoje życiowe marzenie? Być czarnoksiężnikiem? Wojownikiem? Wytwórcą mieczy? O czym myślisz, gdy nie śpisz w nocy? Odpowiedział uczciwie, niezdolny by kłamać tym ciemnoniebieskim oczom. - O chwale i bogactwie. O potędze. - Rozumiem. Więc możesz wyglądać jak swój ojciec, ale jego aspiracje nigdy nie były tak wzniosłe. - Spojrzała na jego matkę, ale nawet lata później nie rozumiał, co to spojrzenie miało oznaczać. A potem odwróciła się i odeszła. - Zostaniesz tu, Synu Aileana - królowa od niechcenia rzuciła przez ramię. - Będziesz trenować, by być jednym z moich smoków bitewnych. Będziesz ochraniał ten tron i mnie, i każdego, kogo uznam za wartego. A potem odeszła. Po schodach w górę, do swoich prywatnych komnat. Jej córka tupnęła nogą i spojrzała na niego, zanim wyszła rozwścieczona. Gdy dwór ponownie się ożywił, usłyszał jak jego matka mamrocze pod nosem: - Nienawidzę tej suki każdą cząstką mego ciała. A jednak... jego matka zostawiła go tam i wróciła do domu. Nie miała wyboru. Po tym zdarzeniu, córka królowej traktowała go jakby był śmieciem trzymanym pomiędzy jej pazurami. I im bardziej go tak traktowała, tym bardziej wiedział, że zrobi wszystko, by ją zdobyć. Im była złośliwsza, tym bardziej zabójczy był on. Wkrótce, z przydomkiem Bercelak Mściwy, stanowczo do niego pasującym, poprowadził wojska na wojnę przeciwko smokom- błyskawicom... barbarzyńcom. Może i byli barbarzyńcami, ale godnymi przeciwnikami. Wojna trwała dekady, a kiedy dym się rozwiał, tron Królowej Addieny był bezpieczny a ona zaszczyciła go nowym tytułem: Bercelak Wspaniały. Niech i tak będzie. Zasłużył na niego i miał blizny, by to udowodnić. Obecnie nosił misterną zbroję Władcy Bitwy, Dowódcy Smoczych Wojowników i Obrońcy Królowej. Miał uwagę każdej kobiety, począwszy od tych najniżej urodzonych, do

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 15 niektórych z najważniejszych z rodziny królewskiej. I chociaż znajdował przyjemność wśród tych kobiet wiedział, że jest tylko jedna, której pragnął do końca życia. - Muszę coś zjeść. Umieram z głodu. Wyrwany z zadumy, spojrzał na księżniczkę i zmarszczył brwi. - Ubrałaś się. - Miała na sobie jasnoniebieską suknię, która musiała wyjąć z jego skarbca. Okrywała ją od stóp do głów. Chociaż kolor sukni uwydatniał kolor jej oczu, wolał widzieć ją nagą. I znów... ukrycie tych smakowicie pełnych piersi i cudownego tyłka przed jego spojrzeniem było prawdopodobnie najlepszym, co można było zrobić. Przynajmniej na tę chwilę. - Ta skóra jest tak delikatna... - Potrząsnęła głową. - Nie wiem jak oni to znoszą. Bycie tak bezbronnym. Leśne zwierzęta mają przynajmniej kły i pazury, albo w ostateczności, dobry instynkt. Ludzie nie mają żadnej z tych rzeczy. Wzruszył ramionami. - Niektórzy mają. Różnią się między sobą. - Lubisz ich? - Nie brzmiała wyniośle, raczej zaciekawiona. - Niespecjalnie. Uważam, że są zdradliwi i bardzo irytujący. Chociaż, z odpowiednio dobranymi przyprawami, są bardzo smaczni. Przytaknęła. - To prawda. Oczywiście, on tylko żartował.5 Szybko potrząsając głową powiedział: - Doprawdy, Księżniczko, czy ty właśnie się ze mną zgodziłaś? Zaskoczona, mrugnęła. - Uhm... nie. Nie, oczywiście, że nie. - Odwróciła się od niego, podchodząc do głazu. Usiadła na nim i spojrzała na niego, wysoko trzymając głowę. - Jestem głodna. Czekam na jedzenie. Musiał jej to przyznać. Z pewnością nie pozwoliła, by zmiana jej obecnych warunków peszyła ją przez długi czas. - W takim razie najlepiej będzie jak ruszysz swój zadek. Ziemniaki i warzywa są tam. Tu jest garnek do ich ugotowania, oraz świeża woda. Powodzenia. Mimowolnie otwarła usta. - Ty... ty oczekujesz, że ugotuję jedzenie? - Zrobiłem najcięższą robotę. Poszedłem na farmę, przestraszyłem farmera i wziąłem jego krowę. Następnie zdjąłem skórę, krowie nie farmerowi, położyłem nad ogniskiem, a teraz pilnuję, gdy się piecze. Najmniej co możesz zrobić, to ugotować trochę warzyw. Zjemy jak ludzie. Na talerzach i sztućcami... i przy stole. 5 Hmm, a ona nie :D

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 16 - Ale ja nie wiem jak się gotuje. - Więc lepiej się naucz, Księżniczko. Nie zniósłbym myśli, że umierasz z głodu. *** Gardziła nim. Grubiański, arogancki, nisko urodzony smok! Czy od teraz takie będzie jej życie? Uwięziona w ludzkim ciele, zmuszona do gotowania jedzenia dla, wyglądającego na złego, wieśniaka? Czy jej matka nie mogła jej zabić zamiast tego? Czy to nie byłoby łaskawsze? - Nie widzę, żeby ten piękny tyłek się poruszył, Księżniczko. Spojrzała na niego, by mu powiedzieć, żeby poszedł do diabła, gdy zaburczało jej w brzuchu. Na bogów! Czym był ten dźwięk? Czy ona umierała? Popatrzyła w dół na swój brzuch, splotła na nim ręce, i po raz pierwszy w życiu usłyszała jak Bercelak się śmieje. Co było bardziej szokujące... nawet podobał jej się ten dźwięk. - Jesteś po prostu głodna, Rhiannon - powiedział uprzejmie. – Zrób, o co cię proszę i już wkrótce będziemy jeść. Obiecuję. Jęcząc w irytacji, ześlizgnęła się z głazu i podeszła do ogniska. Tam, jak powiedział, ziemniaki i jakieś inne warzywa leżały tuż przy dużym garnku wypełnionym wodą. Inna miska z wodą stała obok. Ukucnąwszy, przyglądała się jedzeniu przed nią. W rzeczywistości przyglądała się jedzeniu przez jakieś pięć minut, dopóki nie usłyszała jak nisko urodzony pochyla nad nią swoje długie ciało, jego pysk był tuż za nią, i pyta: - Co, dokładnie, robisz? Zignorowała dreszcz, który wywoływał w jej ciele jego niski głos. Niech to szlag, musiała go zignorować. - Wybieram kolejny plan działania. - Żeby ugotować ziemniaki potrzebujesz planu działania? - Wszystko w życiu potrzebuje planu działania, Nisko Urodzony. Ja po prostu nie robię przypadkowo rzeczy, mając nadzieję, że wszystko okaże się w porządku. - Ale gdzie w tym są emocje? Zabawa? - Zabawa? - Spojrzała na niego przez swoje ramię. - A odkąd to ty kiedykolwiek miałeś zabawę? - Mam zabawę - uciął. - W rzeczywistości jestem bardzo zabawną osobą. - Naprawdę? - Odwróciła się i spojrzała mu w twarz. - A co robisz, by mieć zabawę? - Wiele rzeczy. - Czy większość z tych rzeczy dotyczy zabicia czegoś? - Od czasu do czasu - mruknął.

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 17 - No właśnie. - No, a co ty robisz dla zabawy? Wzruszyła ramionami. - Lubię jak mieszkańcy wiosek w pobliżu mojego legowiska uciekają w popłochu. - Uśmiechnęła się szeroko. - Te wszystkie krzyki. Pokręcił głową, czubek jego pyska otarł się o jej ludzkie ciało. - Myślę, że to już coś. Nisko urodzony odsunął się, wracając do swojej tuszy, która - musiała to przyznać, przynajmniej przed sama sobą, - pachniała smakowicie. I, psiakrew, on też. - Muszę powiedzieć, Księżniczko, że jestem zaskoczony, że nadal nie możesz się zmienić. Wzruszyła ramionami. - Moje umiejętności zawsze były słabsze niż mojej matki. - To wydaje się dziwne. Białe smoki są znane ze swoich mocy. - No cóż, najwidoczniej jestem wyjątkiem od reguły. - Popatrzyła na ziemniaka. Dziwnie wyglądające warzywo. - Moja Magia zawsze była słabsza i jestem znacznie mniejsza niż większość smoków. Jeden z czarnoksiężników, który mnie trenował, nazwał mnie karłem miotu. - To okrutne, co powiedział. Mogę go zabić dla ciebie, jeśli chcesz. Rhiannon z ledwością powstrzymała uśmiech zaskoczenia. Nikt nigdy nie zaoferował jej zabicia kogoś dla niej - przynajmniej nikt, komu by uwierzyła. Ale uwierzyła Bercelakowi. - Nie. Nie. To niepotrzebne. On mówił tylko prawdę. - Cóż, jest prawda i jest po prostu bycie zwyczajnym bękartem. - Wiesz, nie jesteś.. - Zatrzymała się nagle, a czarne oczy smoka zwróciły się na nią w sekundzie. - Nie jestem czym? - Cóż... nie jesteś całkiem taki, jak oczekiwałam. - A czego oczekiwałaś? - Używając twoich słów... zwyczajnego bękarta, tak sądzę. - Zdecydowanie nie kogoś, kto ugotowałby dla niej posiłek. I ani razu na nią nie krzyknął. Naprawdę oczekiwała, że on będzie bardziej... brutalny. Brutalny i zabójczy, i nie będzie szczęśliwy dopóki ona nie zacznie płakać... czego ona nigdy nie zrobi. - Taki mogę być... podczas bitwy. Nie czuję potrzeby, by być takim gdy jestem w domu. Ściskając ziemniaka, by zobaczyć czy jest soczysty jak owoc, wymamrotała: - Niektórzy mówią, że jesteś okrutny. I nie tylko dla swoich wrogów.

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 18 - A kto mówi takie rzeczy? - Chcesz, bym ci powiedziała, żebyś mógł pójść i na nich zapolować? Nie zapomniałam, że zanim stałeś się Bercelakiem Wspaniałym byłeś Bercelakiem Mściwym. - Czy wiesz jak zyskałem to imię? - Nie. - I nie powinno jej to obchodzić, ale była trochę zaciekawiona. - Z powodu Soaica. Ahh, Soaic. Raz się z nim przespała. Było w porządku, ale nic takiego, co by zapisała w swoim pamiętniku. Na dodatek, on się jej bał. Oni wszyscy się jej bali. Szczerze mówiąc, jej reputacja nie była dużo lepsza od Bercelaka, i jeszcze nie obudziła się u boku smoka, z którym poszła spać. Wymykali się, jakby się bali, że ona się obudzi i zabije ich po prostu dla swojej rozrywki. - Aye. Soaic. - Wzruszyła ramionami. - Miał sporo do powiedzenia o tobie. Bercelak polał cieczą piekącą się tuszę. - Tak myślałem. Znasz tę bliznę, którą Soaic ma na swoim prawym zadzie? Tę, której nie mogą ukryć nawet jego łuski? - Aye. Otrzymał ją w czasie bitwy o... - Otrzymał ją, kiedy rozciąłem go od uda aż po łapę. - Dlaczego to zrobiłeś? - Nie wiedząc co jeszcze mogłaby zrobić z tym głupim ziemniakiem w swojej ręce, Rhiannon wrzuciła go do wody. - Czy najpierw go obrałaś? Warcząc, wstała i odwróciła się do niego. - Czy powiedziałeś mi, żebym go najpierw obrała? - Ty naprawdę nigdy wcześniej dla siebie nie gotowałaś? - Jestem nie tylko księżniczką - więc nie muszę - jestem też smokiem. Cały świat bydła jest do mojej dyspozycji. Dlaczego miałabym tracić czas gotując cokolwiek? Kiedykolwiek? - Nigdy nie spędziłaś ani chwili wśród ludzi. W ogóle? - Tylko kiedy rozmawiam z nimi przed zjedzeniem. Ale nie robię tego często. Twierdzę, że gdy zaczynają szlochać, trudniej jest mieć spokojny posiłek. Zachichotał na jej słowa. Bercelak nigdy się z niczego nie śmiał. Przynajmniej takie krążyły plotki na dworze. Ale jej udało się go rozśmieszyć dwukrotnie. Ona to zrobiła. Rhiannon przygryzła wewnętrzną część ust, by nie uśmiechnąć się z dumą. Bercelak się przemienił, chwycił parę czarnych spodni i założył je. Zmarszczyła brwi, zmieszana faktem, że on zakładał ubranie. Zobaczył wyraz jej twarzy i wzruszył ramionami. - Zaufaj mi Księżniczko. Będzie znacznie łatwiej, kiedy będę ubrany.

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 19 Kręcąc nosem na krytykę, odwróciła się od niego. Zamknąwszy oczy, Rhiannon ciężko pracowała, by zignorować piękno smoka. A te wszystkie blizny bitewne tylko je potęgowały. Nigdy nie reagowała w ten sposób na żadnego mężczyznę, czy to smoka czy to człowieka. Być może to przez to nieposłuszne ludzkie ciało, które musiała tolerować. Tego nie wiedziała, ale wiedziała, że to jej się nie podobało. - Nigdy mi nie powiedziałeś, dlaczego zaatakowałeś Soaica. - Mówił źle o moim ojcu. - Sięgnął naokoło niej i wyciągnął ziemniaka z wrzącej wody, rzucając go od niechcenia z powrotem na stos. - Nikomu nie pozwalam mówić o moim ojcu w ten sposób. - Mnie pozwoliłeś. - Rhiannon się skrzywiła. - No cóż, to zabrzmiało bardzo źle. A co, jeśli ten wielki bękart tego nie zauważył? Delikatnie szarpnął pasmo jej włosów. - To prawda, ale nie miałem zamiaru parzyć się z Soaiciem. Powoli odwróciła ku niemu twarz. Chociaż jej nie dotykał, to nadal stał bardzo blisko niej. Mogła poczuć jego zapach, a pachniał całkiem przyjemnie. Nie perfumami, jak niektórzy członkowie rodziny królewskiej. Ani zapachem krwi, jak ci, którzy nie dbali o mycie się. - My, Nisko Urodzony, nie jesteśmy parą. - Ależ jesteśmy. - Nie. Nie jesteśmy. - Dlaczego? - I wydawał się być szczerze zakłopotany. - Czy nigdy nie byłaś... - Zanim dokończysz swoje zdanie... nie. Nie jestem dziewicą. Nie jestem nią już od jakiegoś czasu. Pozostawiam bycie królewską dziewicą ludziom. - A więc w takim razie nie rozumiem dlaczego jesteś nastawiona przeciwko naszemu byciu razem. Oboje jesteśmy atrakcyjni i w wieku rozrodczym. Oboje niezwykle inteligentni. I całkiem warci własnego towarzystwa. Więc nie jestem pewien, co jest problemem. Och, skoro tak to ujmuje... - Czy sądziłeś, że rozkazy mojej matki wyślą mnie chętną do ciebie? Zmarszczył brwi z zakłopotaniem. - A co twoja matka ma z tym cokolwiek wspólnego? - Jestem tutaj z jej powodu. - To prawda. Ale zostaniesz, Księżniczko, z mojego. Roześmiała się. Smoki były urodzonymi arogantami, ale na mrocznych bogów ognia, ten jeden sprawiał, że pozostali wyglądali na niepewnych siebie. - Zostanę zatem? A dlaczegóżbym miała to zrobić? - Rozejrzała się po jego skąpej jaskini, pasującej do smoka bitewnego rzadko bywającego w domu, a nie do księżniczki. - Dla twojego ogromnego bogactwa? Dla twojej pozycji wśród rodziny królewskiej? Naprawdę... jaki inny powód miałabym, żeby tu zostać, jak nie ten, że to ludzkie ciało nie potrafi latać?

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 20 Naciskała na niego. Wiedziała, że to robi, a jednak jej to nie powstrzymało. A kiedy nie odpowiedział jej od razu, poczuła niejasne rozczarowanie. Naprawdę sądziła, że on podejmie wyzwanie. W odróżnieniu od innych na dworze jej matki. Co za wstyd, że się myliła. - Tak właśnie myślałam. - Pociągnęła nosem ponownie, odwróciła się i odeszła. Sam może sobie przygotować swoje cholerne ziemniaki. Ale nigdy nie powinna odwracać się do niego plecami. Jego ręka chwyciła jej włosy i przyciągnęła ją z powrotem do jego boku. Oparła swoje ręce na jego klatce piersiowej, ale on podciągał ją za włosy, dopóki nie spojrzała na niego. To nie było wściekłe pociągnięcie. Ani nawet brutalne. To było... kontrolowane. I niech bogowie będą przeklęci... to było takie dobre. - Nie odchodź ode mnie, kiedy rozmawiamy. - Powiedział to spokojnie. Żadnego śladu gniewu, czy wściekłości. W rzeczywistości, widziała rozbawienie i pożądanie w tych czarnych oczach. Nawet jego zmarszczka nieco znikła. - Jeśli masz zamiar zadać mi pytanie, musisz dać mi czas na odpowiedź. - Puść mnie - powiedziała ostro. - Nie. Nie, dopóki nie skończymy. - Jego oczy wędrowały po jej twarzy gdy mówił, jakby spijał z niej każdy szczegół. - A teraz, zadałaś mi pytanie. Spytałaś, co mógłbym ci dać, aby cię zachęcić do pozostania ze mną? Pociągnął za pasma jej włosów, które trzymał w uścisku, a ona desperacko walczyła by nie jęknąć na głos. - To, co ci dam, to ktoś godny ciebie. Ktoś, kto poradzi sobie z taką smoczycą jak ty. Nie boję się twoich napadów wściekłości. Nie boję się twojego ziejącego kwasem języka. W rzeczywistości, lubię jak jesteś złośliwa. Im bardziej złośliwa, tym lepiej. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale kolejne szarpnięcie sprawiło, że zamiast tego warknęła. - Z wyjątkiem - kontynuował - kiedy się parzymy. Wtedy oddasz mi siebie samą... całkowicie. Pozwolisz mi robić cokolwiek zechcę z twoim ciałem. Czy to ludzkim, czy smoczym... ponieważ będziemy się zabawiać oboma, Księżniczko. Sporo się będziemy zabawiać. - W tym momencie uśmiechnął się szeroko. Pełen uśmiech ukazał piękne białe zęby i kły. A także najprzystojniejszą ludzką twarz, jaką kiedykolwiek widziała. Jej sutki natychmiast stwardniały pod suknią i nagle gorąca wilgoć spłynęła w dół pomiędzy jej nogami. - To nie znaczy, że raz na jakiś czas nie możesz podjąć walki. Nie mam nic przeciwko kilku bitewnym bliznom pochodzącym od ciebie. Ale na końcu, że tak to ujmę, poddasz się mnie. Ochoczo. Radośnie. I z uśmiechem na tej cudownej twarzy. A kiedy będziesz rządzić jako królowa, ja będę u twojego boku. Jako twój małżonek. Jako twój smok bitewny. Będę ochraniał twój tron i ciebie z zaciekłością, jakiej nikt nigdy nie znał. Będziesz nosić mój znak odważnie i z absolutną dumą. Razem spłodzimy synów i córki, z których będziemy dumni, i którzy będą kontynuować naszą linię krwi. Będziemy parą, której będą się bali. O której będą mówili szeptem. A kiedy odejdziemy, by spotkać się z naszymi przodkami

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 21 w następnym świecie, razem spędzimy wieczność. Przerażając tych, którzy byli tam przed nami.6 Podniósł do góry swoją drugą dłoń, pieszcząc nią delikatnie jej policzek, następnie zsuwając ją w dół po jej szczęce, jej szyi, dopóki nie wsunął jej pod jej suknię i nie chwycił stanowczo, ale delikatnie, jej piersi. - To jest to, co zrobimy Księżniczko. I to dlatego zostaniesz. Sapnęła, gdy jego dłoń ścisnęła jej pierś, jego palce bawiły się z jej wrażliwym sutkiem. - Ponieważ pod koniec dnia, będziesz mnie kochać. Obiecuję ci to. Jego usta unosiły się nad jej ustami, i podniosła nieco swoją brodę, czekając aż on ją pocałuje. Jego usta otarły się o jej, a potem on powiedział: - A teraz. Pokażę ci jak ugotować ziemniaki, żebyśmy mogli zjeść. Puścił ją. Tak po prostu. Patrzyła na niego zszokowana, gdy on ukucnął przy garnku z gotującą się wodą. - Widzisz... - powiedział spokojnie, - ...najpierw musisz obrać ziemniaka, zanim go przetniesz. I po raz pierwszy w swoim życiu, Księżniczka Rhiannon nie wiedziała czy ma zabić czy płakać. W tej chwili była pewna, że może zrobić obie te rzeczy. 6 O tak, podoba mi się taka wizja  ja chcę własnego smoka :D

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 22 Rozdział 3 Z zadowolonym westchnieniem, Rhiannon odsunęła pusty talerz i oparła się o głaz. - No dobrze... – powiedziała, zlizując tłuszcz z każdego palca – ...to było niesamowite. Bercelak ponownie się uśmiechnął, a ona była zdumiona, że mu twarz nie pękła. W przeciągu więcej niż siedemdziesięciu lat, nie widziała, żeby ten smok uśmiechał się do kogokolwiek lub czegokolwiek. Nieważne jakimi nagrodami i skarbami jej matka go obdarowywała, albo gdy inni mówili coś śmiesznego. - Cieszę się, że ci smakowało, Księżniczko. - To czego nie całkiem rozumiem to.. cóż… - Tak? - Skąd wiesz tyle o ludziach? Potrafisz gotować jak oni. Wiesz, co oni jedzą. Jak jedzą. Jakich sztućców używają. – Obyli się bez stołu, jako że Berecelak nie mógł sobie przypomnieć, gdzie położył go ostatnim razem. Dolewając jej więcej wina do kielicha, Bercelak wyznał: - Mój ojciec. Sapnęła. - Dobrzy bogowie, twój ojciec nie jest chyba człowiekiem? Pokręcił głową. - To byłby niezły trik… jako, że ludzie i smoki nie mogą się rozmnażać.7 Nie Księżniczko, nie jest człowiekiem. On po prostu woli towarzystwo ludzi. - Naprawdę? Dlaczego? - Nie wiem – wzruszył ramionami. - Po prostu woli. Myśli, że są interesujący. I uwielbia kobiety. Rhiannon potrząsnęła głową i uśmiechnęła się. - Twój ojciec ma niezłą reputację. - Aye. Taką ma. I jest z niej cholernie dumny. To będzie interesujące, kiedy wy dwoje się spotkacie. Podniosła głowę znad swojego kielicha z winem. - Spotkamy? Dlaczego mielibyśmy się spotkać? - Muszę mu ciebie przedstawić, zanim cię Oznaczę. On jest raczej uparty, jeśli chodzi o niektóre Stare Zwyczaje. - Nie chcę być Oznaczona przez ciebie, Nisko Urodzony. 7 Uuuuuuuuuuuuuuuu, w takim razie co z potomstwem Annwyl i Fearghusa??? – ale oni są INNI ;P

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 23 Zawarczał. Niski i głęboki dźwięk wydobył się z jego piersi. Zignorowała dziwne, małe uderzenia pod swoją ludzką skórą, modląc się, żeby to nie była jakaś nieznana ludzka choroba.8 - Przestań mnie tak nazywać. Mam imię. – Przez krótką chwilę brzmiał bardziej jak nieznośne pisklę niż przerażający Wódz Bitwy. - Dobrze. Nie chcę być Oznaczona przez ciebie, Bercelaku. Ale to nic osobistego. Nie chcę być Oznaczona przez nikogo. Nikt nie ma prawa do mnie, i nikt nigdy nie będzie miał. - Ale czy ty nie chcesz Oznaczyć kogoś? Nie chcesz się z kimś rozmnożyć i nazywać swoim? - Nie. - Wcale? - Nie. - Nie rozumiem. Tak wiele pasji płonie w tobie. Tak wiele pragnień. Widzę to w twoich oczach. Musisz je uwolnić, inaczej staniesz się… - Przestał nagle mówić i spojrzał w dół na swój pusty talerz. - Jak moja matka? – Jego oczy wolno się podniosły, by na nią spojrzeć. – Obawiasz się, że stanę się taka jak ona? Zaufaj mi, Nisko Urodzony, zapewniam cię, że nigdy nie stanę się taka jak ona. - Ale już taka jesteś. Jest to tak pewne jak to, że siedzisz tu przede mną jako człowiek. Im bardziej twardnieje twoje serce, tym bardziej odcinasz się od wszystkich i wszystkiego… - Smoki zostały stworzone, by być same. - Nie. Smoki są towarzyskie. My po prostu nie potrzebujemy spędzać nieograniczonej ilości czasu ze sobą jak ludzie. Ale ty… Mówią, że udajesz się do swojego legowiska i nie widują cię przez lata, ani na dworze, ani gdziekolwiek indziej. Nie widujesz się ze swoją rodziną. Nie spotkałaś się z nikim od śmierci twojego ojca. Skrzywiła się na to. Jedyną istotą, za którą tęskniła całym swoim sercem, był jej ojciec. On ją kochał. Troszczył się o nią. I ochraniał przed jej matką. A wraz z jego odejściem… nie miała nikogo. Jej rodzeństwo było małostkowe i pragnęło wyłącznie tronu albo tego, co mogli porwać ze skarbca królowej. Innym członkom rodziny królewskiej nie można było ufać. A nieoznaczone samce smoków naprawdę się jej bały. - Jesteś młoda, Rhiannon. O wiele za młoda, by odcinać się od wszystkich, i wszystkiego. To, co zrobiła tobie twoja matka było okrutne… ale być może powinniśmy zobaczyć w tym dobre strony. Zmusiło cię to do opuszczenia twojego legowiska i powrotu do świata. Świata, którego pewnego dnia będziesz królową. W końcu, spojrzała Bercelakowi w oczy i powiedziała szczerze: - Czy ty naprawdę wierzysz w to, że pożyję na tyle długo, by być królową? 8 Ja bym raczej stawiała, że to jest jak najbardziej znana ludzka „choroba” ;P

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 24 Bercelak oparł się o głaz, obok którego siedział, i położył rękę na kolanie swojej podniesionej nogi. - Dlaczego tak mówisz? - Ona chce mojej śmierci. Zawsze chciała mojej śmierci. Jak myślisz, dlaczego przysłała mnie do ciebie? Bercelak nie wiedział czy miał się czuć obrażony tym ostatnim stwierdzeniem, czy po prostu przerażonym. - Co do cholery miało to oznaczać? - Nie bądź głupcem, Nisko Urodzony! Ona sprawdza twoją lojalność. Kiedy już mnie Oznaczysz, ona będzie oczekiwać, że zaciągniesz mnie z powrotem na jej dwór w łańcuchach, albo mnie zabijesz. - To nieprawda. – Potrząsnął głową. Nie chciał wierzyć, że to mogłaby być prawda. - A co? Myślisz, że przysłała mnie tutaj ponieważ sądziła, że się w sobie zakochamy? Że spojrzymy sobie w oczy i będziemy mieć piękne i znaczące Oznaczanie. Spróbuj jeszcze raz. Wchodzę jej w drogę. Od urodzenia wchodzę jej w drogę. Kiedy byłam młodsza, byłam zwyczajnie irytująca. Teraz ona mnie nienawidzi i chce mnie zabić. A ty… - Spojrzała na niego prawie z litością. – Ona myśli o tobie jak o swoim zwierzątku. Dobrze wyszkolonym koniu bojowym. Albo jakimś przerośniętym psie bitewnym. I ona zrzuciła mnie tuż przed tego psa, całkowicie bezbronną, i zostawiła mnie. Mając nadzieję, że umrę. - I ty rzeczywiście wierzysz, że bym cię zabił na rozkaz królowej? - Nie. – Wyglądała na znużoną. Wyczerpną. – Ale nie zdziwiłabym się, gdybyś próbował mnie złamać. - Nie jesteś koniem Rhiannon. - Wiem to. - W takim razie, dlaczego chcesz akurat o tym myśleć? Wydała przeciągłe westchnienie. - Twoja reputacja cię wyprzedza, Bercelaku. Jego zmarszczka się pogłębiła. - A teraz co do cholery ma to znaczyć? - Plotki o tym, co robisz kobietom, gdy już je masz, krążą na dworze od lat. Słyszałam o wszystkim. Podniósł brew, jeszcze bardziej zaintrygowany. - Ach? A co to są za plotki? - Zapomnij o tym. Ta rozmowa staje się nieprzyjemna. - O niczym nie zapomnę, Księżniczko. Powiedz mi, co słyszałaś. A ja ci powiem, czy to prawda. - Świetnie. – Spojrzała mu prosto w oczy, a on uwielbiał to, że nie wycofała się z walki. – Banallan Złota powiedziała, że trzymałeś ją tutaj w łańcuchach przez wiele dni.

Łańcuchy i płomienie - Shelly Laurenston Tłumaczenie: madlen Beta: agnieszka 25 Bercelak uśmiechnął się. Nie mógł się powstrzymać. - Tak było. Każda cząstka ciała Rhiannon wzdrygnęła się, a jej brwi surowo się zmarszczyły. - Ale jej nie zmuszałem, jeśli to cię niepokoi. Jeśli dobrze sobie przypominam, ona cieszyła się każdą sekundą… ogromnie. Przewracając oczami, prychnęła zdegustowana. - Co jeszcze, Księżniczko? Co jeszcze tak bardzo ciebie martwi? - Derowen Srebrna. Naprawdę musiał przeszukać swój mózg za tą jedną. Derowen Srebrna? Bogowie, minęły wieki, odkąd przespał się ze srebrną. - Och. Masz na myśli córkę starego Gobriena? - Tak. Tę srebrną. A cóż to był za ton w jej głosie? - Tak, pamiętam ją. Co z nią? - Jeden ze strażników mojej matki powiedział, że słyszał jej krzyki z odległości prawie ćwierć mili. - Aye. Ta była hałaśliwa. Zabawna… ale hałaśliwa. - On powiedział, że brzmiała, jakby ją bolało. - No cóż, jest ból… a potem jest ból. – Uśmiechnął się, widząc wyraz jej twarzy. – Coś jeszcze? - Słyszałam co zrobiłeś bliźniaczkom Argraff. - Tak. Ale miałem tylko jedną. Mój brat miał drugą. Nie pytaj mnie, którą. Obie wyglądają dokładnie tak samo. Wyobraź sobie, że pochodzą z jednego jaja. Spojrzała na niego przerażona. - Mroczni bogowie! Jesteś tak samo zły, jak twój ojciec. Bercelak na to stwierdzenie natychmiast się roześmiał. Nigdy w całym swoim życiu nie śmiał się tak bardzo. Zawsze był poważny i zasadniczy, mając tak wiele na głowie, i to był pierwszy raz kiedy czuł, że może się odprężyć. - Nie, nawet za milion lat. Nie ma wystarczającej ilości smoków we wszechświecie, by z nim konkurować. Nie, musiałbym włączyć w to ludzi, elfy i, jak głosi plotka, centaury. - Skończyłam tę rozmowę. – Rhiannon wstała, ale on wyciągnął rękę i złapał ją za nadgarstek. - Powiedz mi, Księżniczko, co tak naprawdę cię niepokoi? - Nic. Ale jeśli myślisz, że przykujesz mnie tu łańcuchami, i zmienisz w jakiegoś złamanego smoka dostępnego na twoje każde zawołanie, to jesteś tak samo szalony jak moja matka. Nie ugnę się przed żadnym mężczyzną, Nisko Urodzony.