IXENA

  • Dokumenty1 316
  • Odsłony246 775
  • Obserwuję196
  • Rozmiar dokumentów2.2 GB
  • Ilość pobrań143 153

Goodman Alison - EONA OSTATNI LORD SMOCCZE OKO

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :4.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

IXENA
EBooki
FANTASTYKA

Goodman Alison - EONA OSTATNI LORD SMOCCZE OKO.pdf

IXENA EBooki FANTASTYKA Goodman Alison
Użytkownik IXENA wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 141 osób, 98 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 356 stron)

2 ALISON GOODMAN EONAEONAEONAEONAOSTATNI LORD SMOCZE OKO Przekład: Dariusz Kopociński # wydawnictwo TELBIT

3 Tytuł oryginału: EONA: The Last Dragoneye Tytuł polskiego wydania: EONA: Ostatni lord Smocze Oko Copyright © Alison Goodman, 2011 All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone. Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Telbit 2011 UWAGA. Zarówno całość, jak też żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana w jakiejkolwiek formie ani rozpowszechniana w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody Wydawcy 0 Wydawnictwo TELBIT ul. Jaworzyńska 7/7 00-634 Warszawa tel.: (22) 331-03-05 e-mail: telbit@telbit.pl www.telbit.pl edu.info.pl Przekład: Dariusz Kopociński Redakcja: Arieta Niciewicz-Tarach Korekta: Halina Piątkowska Projekt okładki, skład i łamanie: Agnieszka Kielak-Dębowska Dział Handlowy: tel./fax: (22) 331-88-70 e-mail: handlowy@telbit.pl Marketing i PR: Wereszczyński Media tel. (89) 642-01-06, tel.fax: (89) 642-01-20 www.weremedia.pl Druk i oprawa: Zakład Poligraficzno-Wydawniczy POZKAL ul. Cegielna 10/12, 88-100 Inowrocław ISBN: 978-83-62252-33-6

4 WÄt eÉÇt

6 Woli smokWoli smokWoli smokWoli smok Kierunek: północny Kolor: purpurowy Lord Smocze Oko: lord Tyron (nie żyje) Strażnik determinacji Tygrysi smokTygrysi smokTygrysi smokTygrysi smok Kierunek: północno-północno- -wschodni Kolor: zielony Lord Smocze Oko: lord Elgon (nie żyje) Strażnik odwagi Króliczy smokKróliczy smokKróliczy smokKróliczy smok Kierunek: wschodnio-północno- -wschodni Kolor: różowy Lord Smocze Oko: lord Silvo (nie żyje) Strażnik pokoju Smoczy Smok (Lustrzany smok)Smoczy Smok (Lustrzany smok)Smoczy Smok (Lustrzany smok)Smoczy Smok (Lustrzany smok) Kierunek: wschodni Kolor: czerwony Lord Smocze Oko: Eona (Lustrzany Smok ukrywał się pięćset lat do czasów Eony) Strażnik prawdy Wężowy smokWężowy smokWężowy smokWężowy smok Kierunek: wschodnio-południowo- -wschodni Kolor: miedziany Lord Smocze Oko: lord Chion (nie żyje) Strażnik przenikliwości Koński smokKoński smokKoński smokKoński smok Kierunek: południowo-południowo- wschodni Kolor: pomarańczowy Lord Smocze Oko: lord Dram (nie żyje) Strażnik namiętności Kierunek: południowy Kolor: srebrny Koźli SmokKoźli SmokKoźli SmokKoźli Smok Lord Smocze Oko: lord Tiro (nie żyje) Strażnik życzliwości Małpi smokMałpi smokMałpi smokMałpi smok Kierunek: południowo-południowo- zachodni Kolor: hebanowy Lord Smocze Oko: lord Jessam (nie żyje) Strażnik zaradności Koguci SmokKoguci SmokKoguci SmokKoguci Smok Kierunek: zachodnio-południowo- -zachodni Kolor: brązowy Lord Smocze Oko: lord Bano (nie żyje) Strażnik pewności siebie Psi SmokPsi SmokPsi SmokPsi Smok Kierunek: zachodni Kolor: szarobiały Lord Smocze Oko: lord Garon (nie żyje) Strażnik uczciwości Świński SmokŚwiński SmokŚwiński SmokŚwiński Smok Kierunek: zachodnio-północno- -zachodni Kolor: szary Lord Smocze Oko: lord Meram (nie żyje) Strażnik hojności Szczurzy smokSzczurzy smokSzczurzy smokSzczurzy smok Kierunek: północno-północno- -zachodni Kolor: niebieski Lord Smocze Oko: lord Ido Strażnik ambicji

7 IMERIUM NIEBIAŃSKICH SMOKÓW Smoczy brzuch Wschodnie Równiny Stolica Imperium Zachodni Płaskowyż Wioska rybacka Górska baza ruchu oporu

8 Spisane ręką Prahna - cesarskiego bibliotekarza i nauczyciela jego wysokości Księcia Kygo, prawowitego spadkobiercy cesarskiego tronu Pewien mędrzec napisał, że pierwszą ofiarą wojny jest prawda. Dlatego właśnie daję rzetelny opis przejęcia cesarskiego pałacu i tronu przez wielkiego lorda Sethona, co nastąpiło nazajutrz po śmierci jego brata, czcigodnego Cesarza Pokoju i Harmonii. Byłem świadkiem brutalnego najazdu wojska na pałac i widziałem śmierć wielu moich braci eunuchów, którzy nie podnieśli broni na swoją obronę. Widziałem, jak wtargnięto do haremu, wycięto w pień cesarską gwardię i prześladowano dworzan. Serce rozdzierało się we mnie, kiedy ginęło dziecię będące drugim w kolejności następcą tronu i gdy sam wielki lord Sethon mordował jego matkę. Jak mówi oficjalny raport, książę Kygo, pierwszy w kolejności następca tronu, wyniesiony do godności perłowego cesarza tuż przed krwawym zamachem stanu, zginął w czasie bitwy. Wszelako jego ciało nie zostało znalezione, a do mnie dotarła pogłoska, że ocalał wraz z niedobitkami swej gwardii. Oby to była prawda, boskimi ustami głoszona! Zaświadczam natomiast, że lord Ido - szczurzy lord Smocze Oko - w batalii o władzę osobiście pozbawił życia prawie wszystkich pozostałych lordów Smocze Oko, przy czym nie oszczędził nawet ich uczniów. Widziałem ich zwłoki, ale też, jak wszyscy zresztą, czułem drżenie ziemi i słyszałem gromy na niebie, bezsprzecznie świadczące o smutku dziesięciu smoków. Z grona lordów Smocze Oko przy życiu pozostał jedynie zdrajca lord Ido oraz lord Eon, nowy lustrzany lord Smocze Oko, którego widziano, gdy uchodził z pałacu. Przypuszcza się, że uciekł również Dillon, uczeń lorda Ido. Nie wiadomo, czy i Dillona, podobnie jak jego pana, trawi gorączka władzy, ale jeśli rzeczywiście żyje, rychło zostanie szczurzym lordem Smocze Oko, bowiem lord Ido, który próbował pokrzyżować szyki wielkiemu lordowi Sethonowi, obecnie siedzi w pałacowych lochach. Niektórzy mówią, że nie może posługiwać się swoją mocą, więc jest zdany na łaskę i niełaskę rozwścieczonego wielkiego lorda. Nikt nie wie, gdzie przebywa lord Eon. Modlę się, żeby znalazł sobie kryjówkę daleko od stolicy. Wiem, że chronił go Ryko z elitarnej gwardii złożonej z ludzi cieni oraz lady Dela, ciałem mężczyzna i duchem kobieta, która na dworze słynęła z zaradności. Można tylko mieć nadzieję, że połączone siły tych dwojga obrońców wystarczą, żeby młody lord Smocze Oko wymknął się pogoni. Po pałacu, przesiąkniętym strachem i kłamstwami,

9 zaczęły chodzić nikczemne pogłoski, jakoby lord Eon, mój brat eunuch, był w istocie dziewczyną. Widziałem z bliska naszego nowego lorda i uważam, że swoją delikatną twarzą i posturą nie różni się od tych z nas, którzy już w dzieciństwie poszli za głosem powołania. Wspominam o tym tylko dlatego, by fałszywa wieść, że funkcję lorda Smocze Oko pełni kobieta, nie rozeszła się po naszym umęczonym kraju i nie wywołała paniki. Nie wiem, jaka przyszłość czeka Imperium, skoro już tylko dwaj lordowie Smocze Oko mogą poskramiać żywioły - szczególnie że jeden z nich to zdrajca zamknięty w lochu, a drugim jest chłopiec, który nie odbył szkolenia. Wprawdzie lord Eon jest bystry i prędko się uczy, lecz sam jeden nie okiełzna ziemskich energii. Albowiem od niepamiętnych czasów panowanie nad siłami natury wymagało wspólnego wysiłku jedenastu lordów Smocze Oko. Kiedy zaginiony dwunasty smok, Lustrzany Smok, powrócił z wygnania i wybrał Eona na pierwszego od pięciuset lat lustrzanego lorda Smocze Oko, uważano to za dobrą wróżbę - znak pomyślności i odnowionego przymierza. Modlę się, żeby powrót Lustrzanego Smoka do kręgu dwunastu duchowych bestii nie był zwiastunem zagłady. Ruch oporu szykował się od dawna, żeby wystąpić przeciwko nieokiełznanym wojennym zapędom wielkiego lorda Sethona, lecz teraz będzie musiał stawić czoło całej armii. Skutkiem tej konfrontacji może być rozpad kraju. Postaram się, żeby niniejszy rękopis opuścił mury pałacu. Jeśli czytasz to, proszę, bądź głosicielem prawdy. I módl się do bogini śmierci, aby ulitowała się nad moim duchem. Jeden z moich braci eunuchów doniósł wielkiemu lordowi Sethonowi, fałszywemu ce- sarzowi, że byłem w zażyłych stosunkach z jego bratankiem. Utknąłem w bibliotece i chociaż nic nie wiem, wkrótce umrę na mękach - jak wielu innych, którzy padli ofiarą wielkiego lorda, nieustającego w poszukiwaniach perłowego cesarza i lorda Eona. Prahn, syn Mikora, dwudziestego dnia w nowym roku Szczura

10 ROZDZIAŁROZDZIAŁROZDZIAŁROZDZIAŁ 1111 Smoki płakały. Patrzyłam na szare, lekko wzburzone morze, lecz moja uwaga była skupiona na cichych dźwiękach, które rozlegały się gdzieś we mnie. Po raz trzeci z rzędu, odkąd uciekliśmy ze zdobytego pałacu, stałam o świcie na tej samej skale, wsłuchana w lamenty dziesięciu osieroconych zwierząt. Zwykle było to nikłe zawodzenie, przygłuszone srebrzystą pieśnią Lustrzanego Smoka. Tego ranka wszakże zawodziły głośniej. Natarczywie. Może dziesięć duchowych bestii otrząsnęło się z żałoby i powróciło do kręgu dwunastu? Wzięłam głęboki oddech i z uczuciem niejakiego skrępowania pogrążyłam się w mentalnej wizji. Przede mną morze zamieniało się w płynne srebro, w miarę jak mój wzrok sięgał poza ziemską sferę i zatapiał się w pulsujących kolorach równoległego świata energii. W górze tylko dwa spośród dwunastu smoków przebywały w swoich niebiańskich strefach: prężący z bólu swoje potężne cielsko błękitny Szczurzy Smok lorda Ido na północno-północno-zachodniej stronie oraz mój własny czerwony smok na wschodzie. Lustrzany Smok. Królowa. Pozostałe smoki nie wróciły jeszcze z miejsca, gdzie szukały utulenia w bólu. Lustrzany Smok odwrócił do mnie swoją wielką głowę; na szyi pokrytej ciemnoczerwonymi łuskami błyszczała złota perła. Z wahaniem wypowiedziałam w myślach nasze wspólne imię: Eona - i przywołałam jej moc. Odpowiedź nadeszła natychmiast pod postacią strumieni złocistej energii, które zalały kaskadą moje ciało. Przepełniona uczuciem radości, napawałam się wrażeniem zjednoczenia. W moim podzielonym polu widzenia znajdowały się równocześnie ziemia i niebo. Wokół mnie były skały, morze, chmury, lecz oczami smoka oglądałam też wybrzeże w dole, tętniące odwiecznym rytmem wzrostu i umierania. Srebrzyste punkciki hua, energii życiowej, krążyły, pływały, nurkowały w skłębionym tęczowym krajobrazie. Wgłębi swego jestestwa odczułam rozkoszne powitanie: bezgłośną bliskość smoczego ducha, który stykał się z moim. Poczułam na języku cierpką słodycz cynamonu. Nieoczekiwanie ów przyjemny smak skwaśniał. W tym samym momencie obie dostrzegłyśmy napór wzburzonej energii: hałaśliwą siłę, która z wielkim impetem gnała w naszą stronę. Nigdy dotąd nie doświadczyłyśmy tak strasznego bólu. Miażdżący taran rozerwał łączącą nas złotą więź, osłabł również mój kontakt ze światem. Zatoczyłam się na nierównej skale, która zdawała się odpływać ode mnie. Lustrzany Smok wrzasnął i naprężył się, żeby odeprzeć kipiącą falę drapieżnych żądz. Nie czułam już gruntu pod nogami, wiatru, ziemskiej sfery Były tylko energie zwarte w dzikim, bezpardonowym boju. - Eona! Głos - odległy i pełen trwogi. Paraliżujący smutek kruszył ogniwa łączące mnie z ziemią i niebem. Gdy wirowałam w przestrzeni, umysł zdawał się odsuwać od ciała, wymykać. Wiedziałam, że jeśli nie uwolnię się od tego, zginę. - Eona! Nic ci nie jest!?

11 To lady Dela wołała. Była jak kotwica, która chciała mnie utrzymać w świecie materii. Chwyciłam się jej i wyrwałam z ryczącej kipieli. Świat na nowo oblekł się w piach, wodę i blask słońca. Zgięta wpół, dławiłam się octową goryczą: smakiem dziesięciu rozżalonych smoków. Zatem powróciły. Atakują nas! Zaledwie ta myśl zaświtała mi w głowie, mój głos wewnętrzny podpowiedział, że się mylę. Nie zaatakowałyby swojej królowej. A jednak czułam nacisk ich hua. Zawładnął mną strach innego rodzaju. Co będzie, jeśli to początek Sznura Pereł? Jeśli właśnie formuje się broń skupiająca w sobie moc dwunastu smoków - broń, którą powołuje do istnienia śmierć wszystkich lordów Smocze Oko z wyjątkiem jednego? Ale to były jedynie legendy, zresztą nie tylko ja pozostałam przy życiu. Szczurzy Smok nadal zajmował swoje miejsce w niebiańskim kręgu, a to oznaczało, że szczurzy lord Smocze Oko jeszcze żyje - obojętnie czy jest nim lord Ido, czy jego uczeń Dillon. Zadrża- łam. Podświadomie wiedziałam, że lord Ido nie umarł, choć nie umiałabym powiedzieć, skąd bierze się moja pewność. Wydawało mi się, że on mnie obserwuje, czekając na kolejną sposobność przejęcia mojej mocy. Lord Ido miał własną teorię na temat Sznura Pereł. Uważał, że stworzymy go razem, jeżeli połączymy nasze ciała i moce. Raz już nieomal dopiął swego. Chwilami wciąż czułam na nadgarstkach jego stalowy uścisk. - Nic ci nie jest!? - zawołała ponownie lady Dela. Znajdowała się na szczycie stromej ścieżki. Nie mogła dostrzec ani wyczuć smoków, widziała jednak, że dzieje się ze mną coś złego. Uniosłam drżącą dłoń z nadzieją, że nie zauważy resztek strachu. - Nie, nic! Jednakże opuściłam smoczycę, zmagającą się z gorzką falą drapieżnych żądz. Nie mogłam jej tak zostawić pomimo świadomości, że na niewiele się zda moja pomoc. Odetchnęłam głębiej. Przezwyciężając lęk, natężyłam trzecie oko i zanurzyłam się w świat energii. Po jazgotliwej kotłowaninie nie było już śladu. Niebiańska sfera znów łagodnie pulsowała barwami klejnotów. Lustrzany Smok przyglądał mi się spokojnie, pieszcząc spojrzeniem mego ducha. Marzyłam o tym, żeby poczuć jego ciepło, lecz zdecydowałam, że lepiej będzie teraz unikać kontaktu. Wolałam nie ryzykować, że swoim zjednoczeniem raz jeszcze zwabimy smoki, pogrążone w żałobie gdzieś w dalekich stronach. Ledwo panowałam nad własną smoczą mocą, a cóż dopiero mówić o poskromieniu dziesięciu duchowych zwierząt, opłakujących brutalnie zamordowanych lordów Smocze Oko. Jeżeli zrozpaczone istoty rzeczywiście czaiły się w oczekiwaniu na ponowny moment naszego zjednoczenia, musiałam znaleźć jakiś sposób uśmierzenia ich bólu. W przeciwnym razie nigdy nie zdobędę biegłości w smoczej sztuce, pozwalającej kontrolować żywioły i opiekować się krajem. Niebieski smok nadal zwijał się, strapiony, w swoim miejscu na północno-północno- zachodniej stronie niebiańskiej sfery. Wczoraj próbowałam przywołać jego moc, jak wcześniej w pałacu, lecz tym razem nie odpowiedział. Niewątpliwie zwierzę cierpiało z powodu lorda Ido. Jak my wszyscy zresztą. Z westchnieniem wycofałam się ze świata energii. Pulsujące barwy przeobraziły się w wyraźne, konkretne kształty łub zamieniły w nieruchome światło, oblewające plażę. W tym świetle dojrzałam zbliżającą się postać lady Deli. Nawet w przebraniu rybaka, z ręką na temblaku, poruszała się krokiem dystyngowanej damy, choć pełne wdzięku kołysanie

12 bioder stało w sprzeczności z lichą tuniką i portkami. Ponieważ była opacznicą, czyli mężczyzną, który przedzierzgnął się w kobietę, wydawać by się mogło, że powrót do mę- skich ubrań i zwyczajów nie sprawi jej żadnego kłopotu. A jednak nie. Lecz zaraz - kto to mówi? Po czterech latach udawania chłopca przeistoczenie się w dziewczynę też kosztowało mnie niemało trudu. Kiedy lady Dela szła po piasku, przyglądałam się jej pośpiesznym kroczkom i nienagannej sylwetce. Chyba nigdy nie będę kobietą w takim stopniu jak ona... Ruszyłam jej na spotkanie, klucząc między skałami. Poruszałam się tak lekko i sprężyście, że serce skakało we mnie z radości. Zjednoczenie z Lustrzanym Smokiem uzdrowiło moje chore biodro. Mogłam teraz chodzić i biegać bez utykania i uczucia bólu. Nie miałam jeszcze czasu nacieszyć się tym cudownym darem. Najpierw o świcie przebiegłam galopem po plaży, przy czym każde uderzenie stopy o ziemię przyprawiało mnie o krzyk rozkoszy. Później też doświadczałam ulotnych chwil króciutkiej przyjemności... które obciążały sumienie, bo znajdowałam na nie czas w ogromie smutku i strachu. Lady Dela prędko pokonywała dzielącą nas odległość; na końcu podbiegła do mnie krokiem niepewnym, pozbawionym poprzedniego wdzięku. Chwyciłam jej wyciągniętą rękę. - Gorzej z nim? - zapytałam. Odpowiedź jawiła się w jej mętnych, podkrążonych oczach. Nasz przyjaciel Ryko umierał. - Mistrz Tozay twierdzi, że jego trzewia rozlały się po ciele i zatruwają organizm. Wiedziałam, że Ryko odniósł potworne obrażenia, lecz ani przez chwilę nie wątpiłam w jego powrót do zdrowia. Zawsze był taki silny. Jako jeden z ludzi cieni, eunuchów należących do elitarnej gwardii, która strzegła rodziny cesarza, miał zwyczaj wspomagać swoją krzepę i męską energię codzienną porcją słonecznej używki. Być może w ciągu tych trzech dni, kiedy się nią nie wzmacniał, jego ciało osłabło i utraciło zdolność regeneracji. Jeszcze przed zamachem stanu ja sama kilkakrotnie sięgałam po słoneczną używkę - w błędnym przeświadczeniu, że dzięki temu zjednoczę się wreszcie ze smokiem. Skutek był wręcz przeciwny, ponieważ tłumiłam w sobie żeńską energię. Używka wstrzymywała również miesiączkę; gdy przed trzema dniami przestałam ją brać, od razu pojawiło się krwawienie. Tak silny lek byłby nieocenionym dobrodziejstwem dla wycieńczonego organizmu Ryka. Popatrzyłam na widnokrąg zaciągnięty wałem chmur, który z pewnością był dziełem miotających się smoków, i zadygotałam, kiedy ciepła poranna bryza zamieniła się w chłodny wiatr. Niebawem spadną ulewne deszcze, a po nich przyjdą powodzie i nisz- czycielskie trzęsienia ziemi. A ponieważ lord Ido zamordował pozostałych lordów Smocze Oko, rozszalałych żywiołów nie powstrzyma smocza moc. - Tozay nalega, żebyśmy zostawili Ryka i dalej uciekali bez niego - dodała lady Dela prawie szeptem. - Zanim nadejdą żołnierze Sethona. Jej gardło poruszało się i widać było, że dławi ją cicha boleść. Usunęła już swoją czarną perłę, która niegdyś wisiała na złotej szpilce, przytwierdzonej do skóry na wysokości tchawicy - perłę będącą oznaką statusu opacznicy. Ozdobiona w ten sposób szyja zdema- skowałaby ją w okamgnieniu, lecz wiedziałam, że cierpi z powodu utraty symbolu

13 swojego duchowego rozdwojenia. Aczkolwiek ów ból byłby niczym w porównaniu z udręką, jaką czułaby, gdyby opuścili Ryka. - Nie możemy go teraz porzucić - stwierdziłam. Mocarny wyspiarz niemało się natrudził, żeby lord Ido nie zawłaszczył sobie mojej smoczej mocy Mimo odniesionych ran wyprowadził nas ze zdobytego pałacu i przekazał w bezpieczne ręce ludzi z ruchu oporu. Nie, nie mogliśmy porzucić Ryka. Ale nie mogliśmy też ruszyć go z miejsca. Lady Dela wtuliła ramiona w swoje szczupłe ciało, jakby próbowała opanować rozpacz. Jej ostra twarz, pozbawiona formalnego dworskiego makijażu, ujawniała męskie rysy, lecz w ciemnych oczach czaił się ból kobiety zmuszonej do wyboru między miłością a obowiązkiem. Ja nigdy nie kochałam z takim oddaniem. Wiedziałam, że wynikają z tego jedynie cierpienia. - Czas ruszać w drogę - powiedziała po chwili. - Nie możesz tu zostać, to zbyt niebezpieczne. I musimy odnaleźć perłowego cesarza. Bez twojej mocy nie pokona Sethona. Moja moc... Przechodziła z matki na córkę, co stanowiło wyjątek w kręgu dwunastu, ponieważ żaden z lordów nie odziedziczył po przodkach zdolności Smoczego Oka. Spodziewano się po mnie tak wiele, a przecież nie przeszłam szkolenia. Nie umiałam panować nad mocą. Pogłaskałam mały czerwony foliał, przywiązany blisko łokcia żywym sznurem czarnych pereł. Klejnoty poruszyły się pod moimi palcami i z cichym grzechotem wzmocniły uchwyt. Przynajmniej posiadałam dziennik mojej przodkińi Kinry, znawczyni sztuki Smoczego Oka. Co noc lady Dela usiłowała odcyfrować chociażby fragment zapisków sporządzonych sekretnym językiem kobiet, stosowanym wyłącznie w formie pisanej. Na razie nie dało się zauważyć wyraźnych postępów. Nie dość, że treść miała archaiczne brzmienie, to jeszcze w znacznej mierze była zakodowana. Chciałam, żeby lady Dela znalazła klucz jak najszybciej i przeczytała mi o zjednoczeniu Kinry z Lustrzanym Smokiem. Swoje nadzieje wiązałam z doświadczeniem i wskazówkami lady Smocze Oko, nawet jeśli musiałam korzystać z nich za pośrednictwem starego dziennika. Potrzebowałam również rady - czy jeśli pomogę cesarzowi Kygo odzyskać tron dzięki swojej mocy, nie złamię przymierza służby? Pradawna umowa wykluczała posługiwanie się smoczą mocą w działaniach wojennych. Odkładając na bok obawy, zapytałam: - Widziałaś cesarski edykt? Sethon każe nazywać siebie smoczym cesarzem, mimo że zostało dziewięć dni na wniesienie prawomocnego roszczenia o tron. Lady Dela pokiwała głową. - Ogłosił, że nie żyją obaj synowie poprzedniego cesarza. - Usłyszałam w jej głosie cień zwątpienia. - A jeśli to prawda? - To kłamstwo - ucięłam jej przypuszczenia. Obie patrzyłyśmy, jak wielki lord Sethon morduje małoletniego bratanka i jego matkę. Jednakże drugi bratanek, osiemnastolatek mający pełne prawa do tronu, zdołał umknąć. Widziałam na własne oczy, jak ratuje się ucieczką, otoczony cesarskimi gwardzistami. Lady Dela gryzła wargę. - Skąd ta pewność, że perłowy cesarz żyje? Pewności oczywiście nie miałam, lecz nie dopuszczałam do siebie tej strasznej myśli, że Sethon odnalazł i zabił cesarza Kygo.

14 - Gdyby nie żył, już by o tym mówiono. A siatka informatorów Tozaya sięga wszędzie. - Tak czy owak, nie wiadomo, gdzie się podziewa. A Ryko... - Odwróciła głowę, jakby to wiatr wyciskał jej łzy z oczu. Jedynie Ryko wiedział, gdzie jego towarzysze z gwardii cesarskiej ukryli perłowego cesarza. Wcześniej ostrożność nakazywała mu milczenie, teraz zaś trawiła go gorączka. - Nie zaszkodzi go jeszcze zapytać - stwierdziłam. - Może nas pozna. Podobno człowiek na chwilę odzyskuje przytomność umysłu, zanim... - Zanim umrze? - wychrypiała. Podzielałam jej smutek. -Tak... Przeszyła mnie lodowatym wzrokiem, zirytowana tym, że odmawiam jej wszelkiej nadziei. Potem spuściła głowę. - Chodźmy więc do niego - powiedziała. - Tozay twierdzi, że to już długo nie potrwa. Po raz ostatni spojrzałam na ciężkie chmury, podciągnęłam przód spódnicy krępującej mi ruchy i w ślad za lady Delą weszłam na stromą ścieżkę. Ukradkiem cieszyłam się z tego, że potrafię stawiać energiczne, pewne kroki. Solidnie zbudowany domek rybacki ze spłowiałymi ścianami, który w ciągu ostatnich dni dawał nam schronienie, dzięki swojemu odosobnieniu i umiejscowieniu na wzgórku pozwalał dostrzec wszystko, co ruszało się na morzu i lądzie. Na wzniesieniu zatrzymałam się, żeby złapać oddech, i skierowałam wzrok na odległą wieś. Właśnie wypływały w morze małe łodzie rybackie, wszystkie bez wyjątku obsadzone ludźmi z ruchu oporu, rozglądającymi się za okrętami wojennymi Sethona. - Nie przestrasz się - odezwała się lady Dela, gdy doszłyśmy do domu. -Jego stan prędko się pogarsza. - Zeszłego wieczoru siedziałam przy nim do północy i wydawało mi się, że jakoś się trzyma. Wiadomo jednak było, że dla chorych najgroźniejsze są godziny duchów, poprzedzające nadejście świtu. O tej zimnej, szarej porze panoszyły się bowiem demony, spijające siły witalne z ludzi osamotnionych, których nikt nie strzeże. Lady Dela czuwała przy nim, lecz mimo swojej czułej troskliwości nie zdołała odgonić synów mroku. - Przystanęła za mną, kiedy odsunęłam ochronne czerwone flagi, pokryte życzeniami pomyślności, i weszłam do środka. Wioskowy prosiciel nadal klęczał w przeciwległym kącie, lecz nie wyśpiewywał już modłów za chorego. Zwracał się do Sholi, bogini śmierci; na swoje ubranie narzucił biały płaszcz dla uczczenia królowej świata zmarłych. Na czerwonym sznurku, który trzymał w splecionych dłoniach, kiwała się papierowa latarnia, co sprawiało, że światło przesuwało się ruchem piły po ściągniętych twarzach osób stojących przy łóżku: mistrza Tozaya, jego najstarszej córki Vidy i brzyd- kiego, acz oddanego sprawie Solly'ego. Zakasłałam, gdy moje gardło podrażniła intensywna goździkowa woń kadzidła, nakładająca się na smród wymiocin i treści jelit. - W tym niezwykłym, chwiejnym świetle przyjrzałam się postaci rozciągniętej na słomianym materacu. - Tylko nie teraz - modliłam się w duchu. Tylko nie teraz... Chciałam się chociaż pożegnać. - Usłyszałam sapanie, jeszcze zanim zobaczyłam jego pierś, która niebywale szybko podnosiła się i opadała. Miał na sobie jedynie przepaskę biodrową. Ogorzała skóra uzyskała woskową bladość, a niegdyś potężna postura jakby nadwątliła się i skruszała.

15 Po usunięciu obcisłych lnianych bandaży ukazały się zaognione rany. Leżąca na piersi dłoń była sinofioletowa i napuchnięta na skutek tortur lorda Ido. Większą grozę budziło jednak długie rozcięcie, biegnące od pachy do pasa. Nabrzmiałe fragmenty ciała, oderwane od prowizorycznych szwów, odsłoniły szarą kość i czerwoną tkankę. U wejścia do sąsiedniej izby przechadzał się zielarz. W rękach trzymał dużą miskę z parującym środkiem ściągającym i głębokim głosem mruczał modlitwy nad wylewającą się miksturą. Zeszłej nocy dotrzymywał mi towarzystwa w czasie moich godzin czuwania. Był to życzliwy, wiecznie zmęczony człowiek, który wiedział, że w tej sytuacji jego starania nie na wiele się zdadzą. Mimo to nie dawał za wygraną. Nawet teraz, gdy ponad wszelką wątpliwość Ryko podążał już złocistą ścieżką swoich przodków. Za plecami słyszałam, jak lady Dela bezskutecznie próbuje powstrzymać łkanie. Ten dźwięk sprawił, że mistrz Tozay uniósł wzrok. Skinął na nas, żebyśmy podeszły bliżej. - Lady Smocze Oko - zwrócił się do mnie cicho, wskazując mi miejsce koło siebie blisko materaca. Umawialiśmy się wcześniej, że ze względów bezpieczeństwa nie będzie mnie formalnie tytułował, lecz powstrzymałam się od komentarza. Zapewne w ten przekorny sposób składał hołd zawsze lojalnemu Rykowi. Vida za przykładem ojca natychmiast zrobiła miejsce dla lady Deli. Dziewczyna mogła mieć niewiele więcej niż moje szesnaście lat, lecz jej postawa była nacechowana spokojnym dostojeństwem, co prawdopodobnie odziedziczyła po Tozayu. Po matce miała skłonność do uśmiechania się i chęć działania, która nie gasła w zetknięciu z jątrzącymi się ranami i ubabraną pościelą. Lady Dela kucnęła i położyła swoją dłoń na zdrowej dłoni Ryka. Nawet nie drgnął. Nie poruszył się również wtedy, kiedy zielarz uniósł jego okaleczoną dłoń i zamoczył ją w misce z gorącą wodą. Para miała zapach czosnku i rozmarynu, roślin dobrych na oczysz- czenie krwi, choć cała ręka wydawała się stracona. Dałam znak prosicielowi, żeby przestał się modlić do Sholi. Nie było sensu zabiegać o uwagę bogini śmierci. Niebawem sama przyjdzie. - Budził się może albo coś mówił? - zapytałam. - Bełkotał niezrozumiale - odparł Tozay i spojrzał na lady Delę. - Przykro mi, ale musicie ruszać w drogę we dwie. Moi szpiedzy wypatrzyli żołnierzy Sethona, którzy ciągną w te strony. Będziemy troszczyć się o Ryka i szukać perłowego cesarza, ale wy musicie udać się na wschód i znaleźć kryjówkę u rodaków lady Deli. Spotkamy się znowu, kiedy odnajdziemy Jego Cesarską Mość. Tozay miał rację. Chociaż perspektywa opuszczenia Ryka kładła się na moim sercu ołowianym ciężarem, zwłoka mogła nas drogo kosztować. Ocalenie leżało na wschodzie. Tam też znajdowało się królestwo mojego smoka, twierdza jego potęgi. Może w jego energetycznej praojczyźnie nasza więź się zacieśni i poznam wszystkie magiczne kruczki? I może pomogę Lustrzanemu Smokowi odeprzeć dziesięć osieroconych zwierząt, jeżeli powrócą? Lady Dela obrzuciła twardym spojrzeniem przywódcę ruchu oporu. - Chyba możemy się wstrzymać z tą rozmową do czasu, aż... - Obawiam się, że nie możemy - przerwał jej głosem łagodnym, lecz nieznoszącym sprzeciwu. - Pożegnacie się teraz i zrobicie to prędko. Spuściła wzrok, zdruzgotana jego pragmatycznym myśleniem.

16 - Moje plemię znajdzie dla nas kryjówkę, do której Sethon nigdy nie trafi - oświadczyła po chwili. - Kłopot w tym, jak tam dotrzeć: Pokiwał głową. - Będą z wami podróżować Solly i Vida. Zauważyłam, że stojąca za lady Delą dziewczyna prostuje się hardo. Przynajmniej jedno z nas nie bało się wyzwania. - Oni wiedzą, jak się skontaktować z innymi grupami ruchu oporu - ciągnął Tozay. - I mogą uchodzić za waszych służących. W razie czego, jesteście kupcami, mężem i żoną, którzy pielgrzymują w góry jak wielu innych. Lady Dela znów utkwiła spojrzenie w rannym wyspiarzu. Gdy przytknęła do policzka jego nieruchome palce, blask kiwającej się lampki uwydatnił smutek obecny w jej oczach. - Będziemy udawać - powiedziałam, odwracając wzrok od tej przykrej sceny - tyle że nasz opis wisi na każdym pniu drzewa i podawany jest z ust do ust przez wędrownych nowinkarzy. - Chwilowo mówi się o tobie: lord Eon. - Tozay ogarnął spojrzeniem moje silne, wyprostowane ciało. -1 kuternoga. Opis lady Deli nakazuje zwracać uwagę na mężczyzn i kobiety, więc niewielki z niego pożytek. Naprawdę nazywano mnie jeszcze lordem Eonem? Byłam przekonana, iż lord Ido zdradził Sethonowi, że jestem dziewczyną - pod przymusem albo w trakcie negocjacji. Nie widziałam powodu, dla którego miałby mnie ochraniać. Chyba że wspólnie z Lustrzanym Smokiem trwale zmieniłam charakter lorda Ido, kiedy udrożniłyśmy zablokowany ośrodek w jego sercu i zaszczepiłyśmy w nie zdolność do współczucia. Bądź co bądź, przy okazji tamtego pierwszego zjednoczenia ze smokiem zostało wyleczone moje biodro i nadal dobrze mi służy. Przycisnęłam woreczek uwiązany u pasa, w którym trzymałam tabliczki pośmiertne Kinry i Charry, modląc się w duchu, żeby zmiana nie okazała się tymczasowa. Nie miałam na myśli tylko wewnętrznej przemiany lorda Ido, ale też moje cudowne uzdrowienie. Chyba załamałabym się, gdybym znów utraciła swobodę ruchów. - Sethon będzie tropił nie tylko ciebie, lady Smocze Oko - mruknął mistrz Tozay i lekko pociągnął mnie za rękaw, żebym odeszła z nim na stronę. - Postara się dopaść którąś z bliskich ci osób, żeby posłużyć się nią jako zakładnikiem. Podaj mi imiona tych, którym w twoim odczuciu grozi niebezpieczeństwo. Spróbujemy do nich dotrzeć. - Rilla, moja pokojówka, oraz jej syn Chart - powiedziałam bez namysłu. - Uciekli, nim pałac przeszedł w ręce wroga. - Przypomniałam sobie, że Chart wszędzie zwracał na siebie uwagę swoim powykręcanym ciałem. Ludzie woleli usuwać mu się z drogi, żeby nie spotkało ich jakieś nieszczęście. Zarazem pewna myśl podniosła mnie na duchu: mnie nikt już nie przepędzi jako kaleki ani nie splunie w moją stronę. - Rilla zaszyje się w jakimś ustroniu. Tozay pokiwał głową. - Rozejrzymy się najpierw w środkowych prowincjach. -Jest jeszcze Dillon, uczeń lorda Ido, ale jego już szukacie. Miejcie się na baczności, bo on ma nie po kolei w głowie. Sethon z pewnością go ściga, żeby zdobyć czarny foliał. Szkoda mi tego Dillona. Nie do końca rozumie, co zawiera książka, którą nosi przy sobie. Wie, że skrywa tajemnicę Sznura Pereł. Ale jest w niej klucz do jeszcze jednej zagadki, która przeraziła nawet lorda Ido: wyjaśnienie, jak potomek cesarskiego rodu może okiełznać wolę i moc każdego lorda Smocze Oko.

17 - Czy tylko oni są w niebezpieczeństwie, lady? - Być może... - Urwałam, zastanawiając się, czy podawać kolejne imiona. - Rodziców nie widziałam od wczesnego dzieciństwa. Prawie ich nie pamiętam. Może Sethon nie... Tozay pokręcił głową. - On się chwyta wszystkich sposobów. Zatem powiedz mi, czy jeśli zostaną schwytani i uwięzieni, Sethon będzie mógł skutecznie cię szantażować? Strach ścisnął mi serce. Przytaknęłam, próbując odgrzebać w pamięci coś więcej niż kilka niewyraźnych obrazków rodziny. - Przypominam sobie, że mama miała na imię Lillia, a brat Peri, ale to chyba było zdrobnienie. O ojcu zawsze myślałam tylko: tata. - Spojrzałam mu w oczy. - Wiem, że to mało, ale mieszkaliśmy na wybrzeżu, bo pamiętam sprzęt rybacki i plażę. A kiedy mój mistrz zobaczył mnie po raz pierwszy, pracowałam w żupie solnej w Enalo. Chrząknął. - To na zachodzie. Roześlę wieści. Zielarz tymczasem wyciągnął z miski bezwładną dłoń Ryka i ułożył ją z powrotem na materacu. Pochylił się, dotknął policzka wyspiarza i czubkami palców nacisnął miejsce poniżej jego szczęki. - Gorączka wyraźnie wzrosła - przerwał ciszę. - Śmierć blisko. Niezadługo dołączy do swoich przodków. Pora życzyć mu bezpiecznej podróży. - Cofnął się z pochyloną głową. Wzruszenie ściskało mi gardło. Po drugiej stronie materaca Sol- ly przyglądał się temu z twarzą zastygłą w wyrazie żalu. W żołnierskim geście pozdrowienia przyłożył do piersi zaciśniętą pięść. Tozay westchnął i zaczął się cicho modlić za umierającego. - Zróbże coś - powiedziała lady Dela. Było to po części błaganie, po części oskarżenie. Najpierw myślałam, że skierowała te słowa do zielarza, ale gdy podniosłam wzrok, spostrzegłam, że patrzy na mnie. - Zróbże coś - powtórzyła. - A co mogę zrobić? Nic tu nie wskóram. - Siebie uzdrowiłaś. Tak samo lorda Ido. Czemu nie uzdrowisz Ryka? Powiodłam wzrokiem po stężałych twarzach. Czułam na sobie brzemię ich nadziei. - Zawdzięczam to zjednoczeniu ze smokiem. Wątpię, czy teraz uda mi się ta sztuka. - Przynajmniej spróbuj. - Zaciskała pięści. - Tyle chyba możesz zrobić. Proszę cię. Inaczej umrze. - Patrzyła na mnie niewzruszenie, jakby jej wzrok miał nieodpartą siłę przekonywania. Czy mogłam uratować Ryka? Do tej pory zakładałam, że ja i lord Ido zostaliśmy uzdrowieni dzięki nadzwyczajnej mocy, płynącej z pierwszego zjednoczenia smoka i lorda Smocze Oko. Czyżbym się myliła? Czyżbym odtąd mogła wszystkich uzdrawiać przy pomocy smoczycy? Niestety, nie umiałam jeszcze panować nad smoczą mocą. Gdybyśmy zjednoczyły się i spróbowały uleczyć rannego, mogłybyśmy nie tylko ponieść porażkę, ale wręcz narazić się na agresję ze strony dziesięciu przybitych nieszczęściem smoków. - Eona! - Udręka lady Deli pozwoliła mi otrząsnąć się z mętliku myśli. - No zróbże coś, błagam! W każdym oddechu Ryka dało się słyszeć rzężenie. - Nie mogę - wyszeptałam.

18 Kim ja byłam, żeby rozporządzać życiem i śmiercią niby jakiś bóg? Brakowało mi wiedzy, brakowało doświadczenia. Ledwo zasługiwałam na miano lorda Smocze Oko. Mimo to tylko we mnie mógł jeszcze mieć nadzieję Ryko. On umiera przez ciebie - argumentowała lady Dela. - Jemu zawdzięczasz życie i swoją moc. Nie zawiedź go tym razem! Słowa twarde, lecz prawdziwe. Strzegł mnie, choć wiedział, że go okłamywałam i nadużyłam jego zaufania. Walczył i cierpiał, żebym zdobyła moc. Ale cóż mi przyjdzie z tej mocy, jeśli nie będę miała odwagi jej użyć? Zebrałam spódnicę i uklękłam nad posłaniem. Intuicyjnie szukałam kontaktu z ziemią i drzemiącą w niej energią. - Nie wiem, co się teraz wydarzy - ostrzegłam. - Musicie się wszyscy odsunąć. Zielarz pośpiesznie dołączył do prosiciela w kącie izby. Tozay odprowadził na bok córkę i Solly'ego, po czym odwrócił się do lady Deli. Ta jednak zignorowała jego wyciągniętą rękę. - Ja się stąd nie ruszam. - Dostrzegła ponaglenie w moich oczach, ale się nie ugięła. - Nie odejdę od Ryka. - W takim razie nie dotykaj go, kiedy będę wzywała smoczycę. Za pierwszym razem gdy wzywałam Lustrzanego Smoka, moc przepłynęła wezbranym strumieniem przez lorda Ido, który przygważdżał mnie swoim ciałem do muru haremu. Lady Dela puściła dłoń Ryka i usiadła prosto. Być może to cudowne uzdrowienie dojdzie do skutku, jeśli będę dotykała rannego - tak samo jak lord Ido dotykał mnie, kiedy razem ze smoczycą napełniałam współczuciem jego aroganckiego ducha. Ostrożnie położyłam rękę na zwiotczałym mięśniu wyspiarza powyżej serca. Jego ciało było gorące, a serce tłukło się w piersi jak u schwytanego ptaka. Wziąwszy głęboki oddech, sięgnęłam do swoich strumieni hua. Skupienie się na pulsującej sile życiowej wprowadziło mnie w świat energii. Pole widzenia uległo raptownej zmianie, jakbym wykonała daleki skok w przód. Wnętrze domu rozbłysło mozaiką krzyżujących się mocy, dostrzegalnych jedynie dla lorda Smocze Oko, tworzących ruchomy krajobraz tęczowych kolorów. Srebrzyste strumienie hua przenikały przeźroczyste ciała moich przyjaciół i rozchodziły się po całej izbie, nieodparcie przyciągane ku potężnemu źródłu mocy na wschodzie, jakim był czerwony Lustrzany Smok, i powracające od niego obfitą strugą. Zerkając przez lewe ramię, dostrzegałam na północo-północo-zachodzie zwiniętą postać Szczurzego Smoka. Energia płynęła od niego powolnym, niemrawym nurtem. Pozostałe smoki nie zajęły jeszcze swoich miejsc w niebiańskim kręgu. Czy czekały na kolejną okazję, żeby rzucić się na królową? Stanowczo odpędziłam od siebie te obawy Usunęłam swoje wewnętrzne tamy przed Lustrzanym Smokiem i wezwałam go naszym wspólnym imieniem. Smoczyca odpowiedziała rozbłyskiem energii. Słodki, korzenny aromat jej bliskiej obecności do tego stopnia wypełnił moje zmysły, że nie mogłam już dłużej powstrzymywać wybuchu radości. Parsknęłam niepohamowanym śmiechem. Po drugiej stronie posłania przeźroczysta postać lady Deli nagle znieruchomiała. Ośrodek mocy u podstawy jej kręgosłupa rozgorzał czerwienią gniewu i uczucie to udzieliło się pozostałym sześciu ośrodkom, rozrzuconym w jednej linii między kością

19 krzyżową a czubkiem głowy. Widziałam wszystko dokładnie, jakbym patrzyła na figurę ze szkła. Każda wirująca kolorowa kula energii podsycała następną - i to z powodu zwykłego nieporozumienia! Choć zapanowałam nad wybuchem radości, nie przestałam wspierać lady Deli, ponieważ lada moment mogły się pojawić osierocone smoki. Poddałam się mocy Lustrzanego Smoka i poczułam się porwana w głąb złocistej spirali. Przez chwilę wszystko było jasnym, rytmicznie pulsującym kolorem i jedną krystaliczną nutą, pieśnią smoczycy - a potem moje pole widzenia uległo rozdwojeniu: patrzyłam jednocześnie z góry i z dołu. Oczami smoczycy obserwowałam z -wysoka słabnące siły życiowe Ryka; światło we wszystkich ośrodkach mocy gasło niby dopalający się ogarek świecy. Spojrzeniem związanego z ziemią ciała przenikałam natomiast swoją przeźroczystą dłoń, oblaną złocistym strumieniem hua, dotykającą piersi Ryka nad bladozielonym punktem serca. Podobnie dotykałam niegdyś lorda Ido. Całym swoim jestestwem skoncentrowałam się na jednej myśli: uzdrowić! W tym momencie byłam już czymś więcej niż kanałem przewodzącym energię smoczycy. Przeobraziłyśmy się w strumień hua.hua.hua.hua. Będąc jedną istotą, ogarnęłyśmy rozległe fizyczne obrażenia - zbyt ciężkie dla osłabionych sił życiowych. Nie zostało dużo czasu: Ryko był już jedną nogą w krainie duchów. Nasza moc wnikała w delikatną strukturę żywego ciała, powtarzającą się w drobnych zagęszczeniach złożonej konstrukcji. Tworzyłyśmy bezgłośną harmoniczną melodię uzdrawiania, która wplatała złote włókna energii do każdego zawiłego splotu i tym sposobem przyśpieszała proces gojenia. Czerpałyśmy moc z ziemi i powietrza, kierowałyśmy ją do chorego ciała, zszywałyśmy uszkodzoną skórę i ścięgna, składałyśmy pęknięte kości i wzmacniałyśmy ducha. - Święci bogowie! - odezwał się z westchnięciem zielarz w kącie izby. - Patrzcie, rany się zamykają! Jego słowa naruszyły harmonię melodii i rozproszyły moją uwagę. Chwila przerwy osłabiła kontakt z Lustrzanym Smokiem. Mentalna wizja się rozmyła, wzrok znów podlegał ograniczeniom materialnego ciała. Zaburzył się przepływ strumieni bua. Ryko nie był jeszcze uzdrowiony, zostało sporo do zrobienia. Szukałam zakotwiczenia w świecie energii, ponieważ nić melodii wyślizgiwała się już z mojego nieporadnego uchwytu. Znałam tylko jedną komendę w odniesieniu do smoczycy: wezwanie do zjednoczenia. Wydarło się ze mnie nasze imię: Eona! W hałasie własnych gorączkowych starań usłyszałam, jak melodia smoczycy nabiera ostrzejszego wydźwięku, ogniskuje moją rozbieganą uwagę i z powrotem skłania mnie do zatracenia się w złotych, splecionych strumieniach hua. Zaledwie dałam wyraz swojej radości, poraziło nas uderzenie energii o gorzkim smaku. Dziesięć smoków! Stawiłyśmy czoło ich bezlitosnym atakom, odpierając ciosy z myślą o rozpaczliwej sytuacji Ryka. Jeśli melodia ponownie zostanie przerwana, Ryko umrze. Podtrzymywałyśmy zatem proces uzdrawiania, z ledwością odpierając napór rozszalałej energii, próbującej rozerwać ogniwa łączące mnie ze smoczycą. Wokół nas dziesięć osieroconych smoków ukazało swoje mętne, rozedrgane sylwetki. Zupełnie niespodziewanie ze swojego zakątka wystrzelił Szczurzy Smok; bolesna niemoc ustąpiła miejsca zwinnym ruchom. Bezpardonowo staranował Wolego Smoka, a

20 następnie jął zataczać koła nad nami i odpędzać agresywne duchowe bestie. Poczułyśmy wyczerpujące wysiłki kogoś jeszcze. Lord Ido! Cofnęłyśmy się przed kwaskowatym pomarańczowym smakiem jego mocy, lecz tym razem nie próbował nami zawładnąć. Bronił nas. Szczurzy Smok znowu spiął się do działania, przyjmując na siebie energię buchającą od dziesięciu smoków. Dach domku rybackiego uległ zniszczeniu, izbę zasypał kurz i grad drewnianych gontów. Gruba krokiew runęła na ziemię i przygniotła prosiciela. Srebrzysty strumień jego hua zamigotał i zgasł. - Uciekajcie! - ryknął Tozay, ciągnąc Vidę do wyjścia. Zielarz oderwał się od nieżyjącego świątobliwego męża i wybiegł za nimi. Lady Dela rzuciła się na Ryka, żeby zasłonić go przed spadającymi szczątkami dachu. Kawałki drewna sypały się na moje materialne ciało, lecz nie czułam bólu. Tozay pchnął Vidę w ramiona Solly'ego. - Oddalcie się od zabudowań! - krzyknął i odwrócił się w stronę lady Deli. Kiedy znikł dach, znalazłyśmy się w przyprawiających o zawrót głowy objęciach ciemnego firmamentu. Oczami smoczycy patrzyłam, jak jasne figurki Vidy, Solly'ego i zielarza wyskakują z domu i biegną w stronę drogi do wsi. Przewalałyśmy się przez czarne chmury burzowe, czując na sobie brutalne ataki wrogich mocy. Nasze pazury dosięgały celu, orały i odrzucały cielska smoków. Obok nas Szczurzy Smok przyblokował Wężowego Smoka; odprysk zderzających się strumieni hua ściął krawędź urwiska daleko w dole. - Skupsię!- Przez zamęt przedzierał się mentalny głos lorda Ido. - Blokada! Ale jak?! Nie wiedziałam jak! Zmieniająca się perspektywa widzenia przeniosła mnie raptownie do zdewastowanej izby, gdzie Tozay dźwigał Ryka w pozycji pionowej, a potem z powrotem ku niebiosom i toczącej się tam zażartej bitwie. Morze pod nami było wzburzoną energetyczną kipielą: ciskało na skały kruche łodzie i zmiatało z wybrzeża całe szeregi chałup. Z wiejskich zabudowań wysypała się garstka jasnych punkcików hua, które ściana wody zalała i pogasiła. Eona! - To lady Dela szarpała moje materialne ciało Na chwilę doszłam do siebie i spojrzałam w jej przerażone oczy. Waliły się ściany, trzeszczące pod naporem straszliwej wichury. -»Rusz się! - krzyczała, ciągnąc mnie w stronę drzwi, gdy Tozay wynosił Ryka na podwórze. -Eona!- Mentalny wrzask lorda Ido przyciągnął mnie ponownie do smoczycy. Zakręciłyśmy się w powietrzu, haratając pazurami gibkiego różowego Króliczego Smoka. Nad nami Szczurzy Smok wpadł na Tygrysiego; umysł lorda Ido przekazał nam echo tego zderzenia. Przez jedną oszałamiającą chwilę znajdowałyśmy się w zupełnie innym pomieszczeniu. Ściany z kamienia... Ręce i nogi w kajdanach... Ból promieniujący z ubiczowanej skóry i połamanych kości. Ciało lorda Ido. I kolejny wstrząs, kiedy niebieski smok ponownie grzmotnął w drugą bestię. Nagle byłyśmy małe, przyczajone pod krzakiem; przed nami otwarta czarna książka, mroczne słowa palą nasz umysł, Dillon krzyczy: Odszukaj Eonę!

21 Odszukaj Eonę! Odszukaj Eonę! Równie szybko zniknął i znowu byłyśmy na niebie, nad rozpadającym się domkiem rybackim, kalecząc pazurami, wyjąc wyzywająco. Dziesięć osieroconych smoków zajmowało swoje miejsca w kręgu wokół nas. - Nie mogą zająć swoich miejsc! - rozległ się mentalny głos lorda Ido, podszyty boleścią i niepokojem. - Przekaż miswojąmoc! -Nie! Połączona moc dziesięciu smoków zaczynała przeważać. Nie mogłyśmy się dłużej bronić, ale przekazanie mocy lordowi Ido nie wchodziło w rachubę. Nie po tym, jak w pałacu chciał ją brutalnie zawłaszczyć. Pomóż mi je powstrzymać! - Strach nadał ostrość słowom lorda Ido. Uderzały w nas martwe żałobne pieśni, domagające się kojącego zjednoczenia. Nie miałyśmy dokąd uciekać. Brakowało nam sił i doświadczenia. Wyciem dałyśmy wyraz naszym frustracjom i otworzyłyśmy się na lorda Ido. Jego moc przetoczyła się przez nas i spiła złocistą energię. Stałyśmy się puste i bezbronne. Akurat dziesięć smoków przystąpiło do jednoczesnego szturmu. Próbowały nas pochwycić w sidła swoich pragnień. Tymczasem lord Ido i Szczurzy Smok z niezachwianą znajomością rzeczy wzmocnili naszą energią huraganowy wicher i niszczycielski sztorm. - Przygotujsię! - rozległ się mentalny krzyk lorda Ido. Pchnął na wszystkie strony potężną falę mocy. Poprzez jego umysł poczułyśmy związany z tym wysiłek. Ogłuszająca eksplozja poraziła krąg smoków, które poszły w rozsypkę. Pod nami ruiny domku rybackiego poderwały się w ciemne niebo, a wielka część urwiska zsunęła się do morza. - Blokuj! - zawołał lord Ido. Ale nie wiedziałyśmy jak. Fala uderzeniowa huknęła nas z siłą młota i wepchnęła mnie z powrotem do materialnego ciała. Przez chwilę widziałam nad sobą twarz lady Deli; w swoich silnych rękach trzymała moją głowę. Wrzaskiem zareagowałam na ból prze- nikający każdą cząstkę mojego jestestwa. Wszelako odczuwałam nie tylko swoją mękę. -Pomóżmi!-stęknął lord Ido. - Nie mogę... Naraz czarna wirująca przestrzeń odcięła mnie od jego cierpiętniczego krzyku.

22 ROZDZIAŁROZDZIAŁROZDZIAŁROZDZIAŁ 2222 Całe ciało zatrzęsło się i zmusiło mnie do otwarcia powiek. Z białej mgiełki wynurzyły się zarysy okrągłej budy z bawełnianego płótna; pod nią, między sznurkami, przeciskały się promienie słońca. Zmrużyłam oczy, ponieważ dokuczało mi światło i tępy ból w skroni. Kolejny wstrząs rozhuśtał mnie i spotęgował zapach schnącej słomy. Leżałam na materacu w krytym podróżnym wozie. Ostrożnie uniosłam głowę i przez szparę między źle dopasowanymi deseczkami spojrzałam na poruszający się letni krajobraz. Pola ryżowe na terasach, żółknące rośliny rozpłaszczone pod wodą. -Lady? Ryko podniósł się gdzieś u moich stóp i zakołysał, kiedy wóz wpadł w koleinę. Przez chwilę przebywałam nadal w domku rybackim, gdzie trzymałam dłoń na jego drgającej piersi, lecz zaraz wspomnienia uciekły: znów jechałam wozem i Ryko siedział przede mną. Żył i nawet się uśmiechał. Zdumienie odebrało mi mowę. Zatem uratowałyśmy go, ja i Lustrzany Smok! Tylko czy wyzdrowiał całkowicie? Gdy już otwierałam usta, żeby zadać pytanie, opadł mnie rój wspomnień: złota melodia, dziesięć osieroconych smoków, bitwa. .. i lord Ido! - Znowu był w mojej głowie! - wychrypiałam niezrozumiale i dźwignęłam się na łokciach. - Ido był w mojej głowie! A także Dillon, choć krótko. Byłam tego pewna, mimo że to wspomnienie akurat mgliste już się zacierało. Ciągle czułam jego przerażenie. Ryko przybliżył się do mnie. Wolał wspierać się na prawej części ciała. - Co masz na myśli, lady? - Lord Ido przepędził pozostałe smoki. - Echo zjednoczenia naszych umysłów wywołało we mnie dreszcz i znacznie nasiliło ból głowy. Tak potężna moc... - Lorda Ido nie było w wiosce, lady. - Nie, był w mojej głowie. - Chwyciłam Ryka za rękę, aż zareagował grymasem bólu. - Był w mojej głowie, musiałam go wpuścić! Rozumiesz? Musiałam go wpuścić, bo zginęlibyśmy lub... - Jak to: był w twojej głowie? - Odsunął się ode mnie. Nagła podejrzliwość, wyczuwalna w jego głosie, kazała mi milczeć. - Przecież on nie żyje. - Nie. - Zamknęłam oczy, żeby raz jeszcze poczuć ciężar żelaznych kajdan i katusze ubiczowanych pleców. - Jest więźniem Sethona. Patrzyłam jego oczami. Chyba umiera. - Poczułam nieznaczny przypływ litości. Ryko chrząknął. - Sprawiedliwości stało się zadość... - Stałoby się, gdyby mógł umrzeć dwadzieścia razy! - powiedziałam prędko. Lord Ido nie zasługiwał na litość. Usiadłam i zaraz wyciągnęłam przed siebie rękę, bo zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o drewnianą burtę wozu. - Obudziła się, Ryko? - doleciał nas głos lady Deli spoza wozu. - Dobrze się czuje? Duży drewniany panel na przodzie odsunął się, co pozwoliło mi dostrzec kiwające się zady dwóch pociągowych wołów. Obok maszerowała znajoma postać, kierująca zaprzęgiem: Solly. Jego pokraczny wygląd dodatkowo szpeciły pokryte strupami rany i

23 otarcia. Uśmiechnął się i ukłonił, a potem lady Dela pochyliła się, zajrzała do środka i tym samym zasłoniła mi widok. Nie była już przebrana za rybaka, zamiast tego nosiła czarną czapkę i niebieską szatę z wysokim kołnierzem, jak przystało na zamożnego kupca. - Co u ciebie, Eona? - Przyglądała się mojej twarzy. - Myśleliśmy już, że się nigdy nie ockniesz. Jak się czujesz? Zwilżyłam językiem wargi. Miałam wrażenie, że moje ciało jest wysuszone na wiór. - Chora. I napiłabym się czegoś. Ależ łupie mnie głowa! Jak długo to trwało? Spojrzała na Ryka z niemą przestrogą. - Dwa dni - odpowiedziała. - Dwa dni? - Przyglądałam się badawczo ich minom. - Naprawdę? Pokiwali głowami, lecz nie śpieszyli się z wyjaśnieniem. Krępującą ciszę przerywało tylko skrzypienie wozu i komendy Solly'ego, który nakazywał wołom nieprzerwany marsz. Ryko z ponurą miną podał mi wodę w ceramicznej butelce. Usunęłam zatyczkę i pociągnęłam łyk. Woda przyjemnie ochłodziła gardło, lecz nawet ta odrobina płynu wzburzyła żołądek. Nie czułam się tak fatalnie od cesarskiego bankietu, który się odbył wieki temu. Oddałam butelkę, starając się nie zwymiotować. - Czy ktoś mi wreszcie powie, co się wydarzyło? - Niczego nie pamiętasz? - Lady Dela mierzyła mnie chmurnym spojrzeniem. - Próbowałaś uzdrowić Ryka... i wtedy wszystko wyleciało w powietrze. Straszliwe wiatry i ulewy rozerwały dom na strzępy. Zniszczyły nawet urwisko. - I wioskę - rzekł markotnie Ryko. I dodał, zgromiony wzrokiem przez lady Delę: - Trzeba jej powiedzieć prawdę. Momentalnie dopadły mnie złe przeczucia. - Prawdę? Gadajcie zaraz! Ryko wyprostował się, żeby spełnić moje polecenie. - Zginęło trzydziestu sześciu mieszkańców wioski. Rannych jest prawie osiemdziesięciu... - Spuścił głowę. - A wszystko po to, żeby mnie uratować. Znów poczułam suchość w gardle. - Trzydziestu sześciu? Tyle trupów tylko dlatego, że nie potrafiłam kontrolować swojej mocy. Tylko dlatego, że niefrasobliwie wezwałam smoczycę, choć przecież wiedziałam, że brak mi doświadczenia. - Niech mi bogowie wybaczą - wyszeptałam. Ale nawet gdyby udzielili mi przebaczenia, wyrzuty sumienia pozostaną... Ryko ukłonił się, ale że akurat rzuciło wozem, uczynił to dość niezgrabnie. - Nie ma co się zadręczać, lady. Rybacy zapłacili wielką cenę za moje uzdrowienie, to prawda, lecz siebie o to nie obwiniaj. Bogowie na pewno wiedzą, że nie chciałaś pozbawić życia tych ludzi. - Odwrócił się do lady Deli. - Wszystko przez lorda Ido. Wlazł jej do głowy, kiedy mnie leczyła! Aż westchnęła. -To on narobił tyle zniszczeń? Znowu usiłował odebrać ci moc? Zawahałam się. Jakże łatwo byłoby obarczyć go winą za śmierć tych wszystkich ludzi, uciszyć raz na zawsze wyrzuty sumienia. Ale nie chciałam już więcej oszukiwać

24 przyjaciół ani siebie. Ostatnie tygodnie nauczyły mnie jednego: tego rodzaju kłamstwa mogą mieć zgubne następstwa. - Nie - powiedziałam. - To jemu zawdzięczamy ocalenie. Kiedy próbowałam uzdrowić Ryka, osierocone smoki atakowały mnie jak wściekłe. Patrzyli na mnie wyczekująco. - Tak nazywam bestie zamordowanych lordów Smocze Oko. Prawdopodobnie próbują zjednoczyć się z królową, choć nie wiem czemu. Lord Ido odpędził je wspólnie ze swoim smokiem. Ryko zmrużył oczy. - To do niego niepodobne. Cokolwiek robi, zawsze ma w tym jakiś interes. Jeśli mówisz prawdę, to znaczy, że ma niecne plany i dlatego ci pomaga. Pominęłam milczeniem przytyk do mojej prawdomówności, ponieważ Ryko miał wszelkie powody, żeby mi nie ufać. To jego najbardziej dotknęły moje krętactwa. Trochę usprawiedliwiało mnie to, że największe oszustwo, czyli udawanie chłopaka, zostało mi narzucone przez mojego mistrza. Może pewnego dnia Ryko mi wybaczy. Na razie musiałam wziąć na siebie ciężar jego rozczarowania. - Wiem tylko tyle, że odegnał dziesięć smoków, a bez niego bylibyśmy już martwi. - Gdzie on teraz jest? - zapytała lady Dela. - Czegoś tu nie rozumiem. Jak mógł odegnać... ? - Najmocniej przepraszam... - wtrącił nagle Solly stanowczym tonem. Wóz zakołysał się, gdy kolejny człowiek wspiął się na niego - bo zaraz też obok lady Deli pojawił się bojownik ruchu oporu. - Ryko, z tyłu zbliża się do nas grupa żołnierzy - oznajmił pośpiesznie. - Coś mi się widzi, że to patrol górski. Na pewno nas zobaczyli. Nie macie już czasu wysiadać. - Ukłonił mi się krótko i zniknął z pola widzenia. Ryko spochmurniał. - Żołnierze tak wysoko w górach? Mam nadzieję, że Jego Cesarskiej Mości nic nie grozi. - Spojrzał na mnie. - Jedziemy spotkać się z perłowym cesarzem. Poczułam taką ulgę, że brakło mi oddechu. -A więc żyje!? - Najprawdopodobniej - powiedziała lady Dela. - Ryko mówi, że zaraz za następną wioską jest taki jeden ustronny zakątek. Jeśli nic mu nie przeszkodziło, tam właśnie się zaszył. - Odsunęła się gwałtownie od otwartego panelu. Niepokój na jej twarzy był naj- lepszym potwierdzeniem meldunku Solly'ego. - Zbliżają się bardzo szybko, Ryko. Musisz się schować do skrzyni. - Chwyciła moje ramię. - My zaś jesteśmy mężem i żoną. Zabieram cię do Wód Księżycowej Pani, żebyś wyzdrowiała. Rozumiesz? - Czy wojsko wie, że należy nas szukać w tych stronach? - zapytałam. - Nie. Przypuszczam, że to zwyczajny oddział zwiadowczy. Na razie mijaliśmy bez przygód wszystkie posterunki. Po prostu pamiętaj, że jesteś moją chorą żoną. - Zasunęła panel. Ryko zdążył tymczasem podnieść skraj mojego słomianego materaca i zaczął wyciągać deski spod spodu. - Co robisz?

25 Chowam się. - Wyciągnął jeszcze jedną deskę i pokazał mi schowek. - Sethon szuka małoletniego lorda, opacznicy i wyspiarza. Wy możecie podawać się za kogoś innego, ale ja nie skurczę się ani nie wejdę w cudzą skórę. - Naprawdę się tam zmieścisz? - Była to nader ciasna przestrzeń, wyścielona słomianą sieczką. Z boku wciśnięto długie zawiniątko. - Masz, trzymaj - rzekł, podając mi je. Gdy tylko dotknęłam szorstkiego materiału, wiedziałam, że w środku są miecze Kinry. Przeniknął mnie na wskroś znajomy płomień gniewu, potęgujący ból głowy. Czarne perły, owinięte wokół ręki, zagrzechotały, jakby witały się z bronią, która również przed laty należała do mojej przodkini, lady Smocze Oko. Wsunęłam dłoń pod płachtę, żeby wydobyć na światło dzienne rękojeści wysadzane kamieniami księżycowymi i nefrytami, a także wierzch skórzanej sakwy, zawierającej kompas potrzebny lordowi Smocze Oko. Obok mnie Ryko wcisnął się do schowka na dnie wozu, zwijając w kłębek swoje wielkie ciało, i ułożył się w płytkiej skrzyni. Potem wyciągnął ręce po miecze. Dokładnie owinęłam je płachtą, lecz gdy oddawałam mu zawiniątko, przyciągała mnie ich moc. Przynajmniej część skarbów lorda Smocze Oko była bezpieczna. Sięgnęłam do woreczka u pasa; na szczęście wymacałam długie, cienkie kształty tabliczek pośmiertnych. - Pomóż mi włożyć deski z powrotem - powiedział Ryko. -1 nasuń materac. - Dasz radę oddychać? - Mam tu dość powietrza. - Poklepał mnie po ramieniu z bladym uśmiechem. - Nic mi nie będzie. Choć nagły strach paraliżował mi ruchy, zdołałam zakryć deskami jego kamienną twarz. Potem już tylko wystarczyło lekko przesunąć materac, żeby leżał na dawnym miejscu. Dopiero kiedy się położyłam i schludnie poprawiłam białą tunikę, zorientowałam się, co mam na sobie: żałobne szaty niedoszłej matki. Mój dramat podkreślała pomarańczowa szarfa dla nienarodzonego syna. Przyłożyłam dłonie do głowy i poczułam pofałdowany materiał czepca, który przykrywał włosy i świadczył o moim niedawnym nieszczęściu. Ze strachu przed pechem mało kto odważyłby się do mnie zbliżyć, nie mówiąc już o przeszukiwaniu łoża chorej. Sprytny wybieg. A także znakomite usprawiedliwienie podróży w tych jakże niebezpiecznych czasach. Powiadano, że niewiasta może zmyć z siebie piętno przynoszącej pecha, jeżeli przed następną miesiączką obmyje się w Wodach Księżycowej Pani: górskim stawie poświęconym bogom. Pomimo to czułam się niezręcznie w tym ponurym przebraniu. Dotknęłam czerwonego foliału w rękawie - na szczęście. Łagodny ucisk czarnych pereł był mi niejaką pociechą. Płótno na tyłach budy zostało podniesione. Zamknęłam oczy i spróbowałam uspokoić przyśpieszony oddech. Chciałam udawać osobę pogrążoną w głębokim śnie. - To tylko ja - rozległ się znajomy głos. Uniosłam głowę i zobaczyłam Vidę, która wdrapała się do wolno toczącego się wozu. Nie nosiła już tuniki i luźnych portek, lecz suknię pokojówki. Pomimo ogólnie skromnego przyodziewku zarówno udrapowanie brązowego materiału, jak i kunsztowne owinięcie szarfy podkreślało jej powabne krągłości. Opuściła płócienną płachtę i przysunęła się do mnie. Po drodze zahaczyła spódnicą o jeden z trzech dużych koszów podróżnych, przywiązanych do burty wozu. Szarpnęła ubraniem z cichym przekleństwem. - Czekaj, pomogę ci. - Dźwignęłam się na łokciach. Nagle mgła zasnuła mi oczy i zawirowało wnętrze wozu. Opadłam na materac.