JulitaS

  • Dokumenty308
  • Odsłony97 554
  • Obserwuję110
  • Rozmiar dokumentów603.9 MB
  • Ilość pobrań62 920

Jennifer Ashley - Shifters Unbound 01 - Pride Mates

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Jennifer Ashley - Shifters Unbound 01 - Pride Mates.pdf

JulitaS Przekłady
Użytkownik JulitaS wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 761 osób, 402 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 234 stron)

1 JENNIFER ASHLEY - SHIFTER UNBOUND 01 - „PRIDE MATES” W Obrożach i kontrolowani, Zmienni są wyrzutkami ludzkości, zmuszonymi żyć w Shiftertownach. Ale czekający wewnątrz są namiętnościami, których żadna Obroża nie może powstrzymać ... Podobnie jak większość Zmiennych, Liam Morrissey dowiedział się, że zaufanie ludziom nie prowadzi do niczego dobrego. Ale kiedy piękna adwokat Kim Fraser wchodzi samotnie do Shiftertown w celu udowodnienia niewinności swojego klienta, alfia natura Liama nie pozostawia mu wyboru, poza zaoferowaniem ochrony. Tłumaczenie: alicjasylwia Korekta: Nat_us, alicjasylwia

2 ROZDZIAŁ 1 Dziewczyna wchodzi do baru ... Nie, ludzka dziewczyna wchodzi do baru Zmiennego ... Bar był pusty, jeszcze nie otwarty dla klientów. Wyglądał normalnie - ściany pomalowane na czarno, bez okien, rzędy szklanych butelek, zapach piwa i zatęchłe powietrze. Ale to nie było normalne, stanie na skraju Shiftertown, jak to miało miejsce. "Ty jesteś prawnikiem?" zapytał mężczyzna myjący szklanki. Był człowiekiem, nie Zmiennym. Żadnych dziwnych, przeciętych źrenic, żadnej kontrolującej jego agresję Obroży, żadnej atmosfery zagrożenia. Cóż, względnie żadnej atmosfery zagrożenia. To była gówniana część miasta, a zagrożenie było jej specjalnością. Kim powiedziała sobie, że nie miała się czego bać. Są oswojeni. W Obrożach. Nie mogą cię zranić. Gdy przytaknęła, mężczyzna wskazał swą szmatką drzwi na końcu baru. "Powal go, kochanie." "Postaram się utrzymać go przy życiu." Kim obróciła się i odeszła na swych dziesięciocentymetrowych obcasach, przez całą drogę czując na plecach jego wzrok. Zapukała do drzwi z napisem "Prywatne", a mężczyzna po drugiej stronie warknął "Wejdź." Po prostu muszę z nim porozmawiać. Potem jestem gotowa, w drodze do domu. Strużka wilgoci potoczyła się między łopatkami Kim, gdy skłoniła się do otworzenia drzwi i wejścia do środka. Mężczyzna odchylił się w fotelu za zabałaganionym biurkiem, z plikiem papierów w dłoniach. Jego obute stopy były podparte na biurku, a jego długie nogi częstowały niebieskimi dżinsami na mięśniach. Był na pewno Zmiennym - cienka, czarno-srebrna Obroża na gardle; twarde, doprowadzone do perfekcji ciało; czarne włosy; definitywna atmosfera zagrożenia. Kiedy Kim weszła, wstał, odkładając papiery na bok. Cholera. Podniósł się do wysokości dobrze ponad metr osiemdziesiąt i spojrzał na Kim oczyma niebieskimi jak poranne niebo. Jego ciało nie było tylko udoskonalone do perfekcji; było gorące - duża klatka piersiowa, szerokie ramiona, kaloryfer na brzuchu, twarde bicepsy pod dopasowaną czarną koszulką. "Kim Fraser?" "To ja."

3 Ze staromodną uprzejmością ustawił krzesło przed biurkiem i wskazał je jej. Kim odczuła ciepło jego dłoni w pobliżu swych pleców, gdy się sadowiła, poczuła zapach mydła i męskiego piżma. "Pan Morrissey?" Zmienny usiadł z powrotem, powracając motocyklowymi butami na blat biurka i splótł ręce za głową. "Mów mi Liam." Melodyjność w jego głosie była charakterystyczna.. Kim zestawiła to z jego czarnymi włosami, niesamowicie niebieskimi oczami i egzotycznym imieniem. "Jesteś Irlandczykiem." Uśmiechnął się uśmiechem, który mógłby stopić kobietę z dziesięciu kroków. "A któż inny prowadziłby pub?" "Ale nie jesteś jego właścicielem." Kim mogła ugryźć się w język tak szybko, jak to powiedziała. Oczywiście, że nie był jego właścicielem. Był Zmiennym. Jego głos przeszedł w mroźny, te zmarszczki w kącikach oczu wygładziły się. "Obawiam się, że nie mogę ci za bardzo pomóc w przypadku Briana Smitha. Nie znam dobrze Briana i nie wiem nic o tym, co się stało w tę noc, gdy jego dziewczyna została zamordowana. Upłynęło dużo czasu." Ugryzło ją rozczarowanie, ale Kim nauczyła się nie pozwalać zniechęceniu jej zatrzymywać gdy musiała wykonać swoją pracę. "Brian nazwał cię gościem "do którego się idzie". Jak w sytuacji, gdy Zmienni są w tarapatach, Liam Morrissey pomaga im wyjść." Liam wzruszył ramionami, mięśnie poruszyły logo baru na jego koszulce. "Prawda. Ale Brian nigdy do mnie nie przyszedł. Wpakował się w swoje kłopoty całkowicie samodzielnie." "Wiem o tym. Staram się wyciągnąć go z kłopotów. " Liam zwęził oczy, źrenice przełączyły się w szczeliny, gdy wycofał się do drapieżnika wewnątrz niego. Zmienni lubili to robić przy ocenie sytuacji, Brian jej powiedział. Zgadnij, kto był ofiarą? Brian na początku zrobił z Kim tę rzecz drapieżnik-ofiara. Przestał, gdy zaczął jej ufać, ale Kim nie sądziła, że kiedykolwiek się do tego przyzwyczaiła. Brian był jej pierwszym Zmiennym klientem, pierwszym Zmiennym jakiego, tak naprawdę, kiedykolwiek widziała poza historiami z telewizyjnych wiadomości. Istnienie Zmiennych było potwierdzone od dwudziestu lat, ale Kim nigdy żadnego nie spotkała. Wiadomo było, że żyli w ich enklawie we wschodniej części miasta Austin, w pobliżu starego lotniska, ale nigdy nie podeszła, by ich sprawdzić.

4 Niektóre ludzkie kobiety tak, spacerując po ulicach na obrzeżach Shiftertown, licząc na rzut oka - i więcej - ze Zmiennych mężczyzn, którzy rzekomo byli silni, wspaniali i dobrze wyposażeni. Kim słyszała kiedyś dwie kobiety w restauracji mruczące o swoim spotkaniu ze Zmiennym mężczyzną noc wcześniej. Wyrażenie "O mój Boże", zostało użyte wielokrotnie. Kim była ich równie ciekawa, jak każdy inny, ale nigdy nie zebrała odwagi, by osobiście zbliżyć się do Shiftertown. Potem nagle została przypisana do sprawy Zmiennego oskarżonego o zamordowanie swej ludzkiej dziewczyny dziesięć miesięcy temu. To był pierwszy raz od dwudziestu lat, gdy Zmienni spowodowali kłopoty, po raz pierwszy jeden z nich został postawiony przed sądem. Społeczeństwo, oburzone zabójstwem, chciało ukarania Zmiennego, obwiniali tych, którzy twierdzili, że Zmienni zostali oswojeni. Jednak po tym, jak Kim spotkała Briana, ustaliła, że nie broniłaby go symbolicznie. Uwierzyła w jego niewinność i chciała wygrać. Nie było zbyt wiele precedensowych przepisów co do Zmiennych, bo nigdy nie było żadnych rozpraw, przynajmniej żadnych zarejestrowanych. To miała być szeroko nagłaśniana rozprawa, okazja dla Kim by się wyróżnić, by ustanowić precedens. Oczy Liama pozostały na niej, źrenice wciąż były przecięte. "Jesteś tą odważną, prawda? By bronić Zmiennego?" "Odważna, to ja." Kim skrzyżowała nogi, udając zrelaksowanie. Oni wykorzystują twoją nerwowość, mówili ludzie. Wiedzą, kiedy jesteś przerażona i wykorzystują twój strach. "Nie mam nic przeciw powiedzeniu ci, że ta sprawa od początku była wrzodem na dupie." "Ludzie myślą, że cokolwiek z udziałem Zmiennych jest wrzodem na dupie." Kim pokręciła głową. "Mam na myśli, że to był wrzód na dupie, ze względu na sposób, w jaki zostało potraktowane. Gliniarze prawie zmusili Briana do podpisania zeznań, zanim mogłam dostać się na przesłuchanie. Przynajmniej temu położyłam kres, ale nie mogłam dostać za niego kaucji, i byłam blokowana przez prokuratorów z prawa i lewa za każdym razem, kiedy chciałam przeanalizować środki dowodowe. Rozmowa z tobą jest ryzykiem, ale jestem zdesperowana. Więc jeśli nie chcesz zobaczyć Zmiennego idącego do więzienia za to przestępstwo, panie Morrissey, trochę współpracy byłoby mile widziane." Sposób, w jaki przyszpilał ją wzrokiem, bez mrugania, sprawił, że chciała zapaść się w sobie. Lub zwiać. To właśnie robiła ofiara - uciekała. A potem drapieżniki ją goniły, osaczały. Co robił ten mężczyzna, gdy osaczy zdobycz? Miał na sobie Obrożę; nie mógł niczego zrobić. Racja? Kim wyobraziła sobie siebie przy ścianie, z jego rękoma po obu jej stronach, z otaczającym ją jego twardym ciałem w ... Ciepło spowiło dół jej kręgosłupa.

5 Liam zdjął nogi i pochylił się do przodu, z rękoma na biurku. "Nie powiedziałem, że ci nie pomogę, dziewczyno." Jego wzrok śmignął na jej bluzkę, której guziki wyśliznęły się ze swoich najwyższych dziurek podczas jej podróży przez ruch uliczny Austin i lipcowy upał. "Brian jest szczęśliwy, że go bronisz? Aż tak bardzo lubisz Zmiennych?" Kim oparła się sięgnięciu do guzików. Niemal czuła na nich jego palce, odpinające każdy z nich i jej serce zabiło szybciej. "To nie ma nic wspólnego z tym, kogo lubię. Przydzielono mnie do niego, ale zdarzyło mi się pomyśleć, że Brian jest niewinny. Nie powinien siedzieć za coś, czego nie zrobił." Kim podobał się jej gniew, ponieważ pokrywał to, jak drażliwą czynił ją ten mężczyzna. "Poza tym, Brian jest jedynym Zmiennym, jakiego kiedykolwiek spotkałam, więc nie wiem, czy ich lubię, prawda?" Liam uśmiechnął się ponownie. Jego oczy wróciły do normy i wyglądał teraz jak każdy inny wspaniały, mocno zbudowany, niebieskooki Irlandczyk. "Ty, kochanie, jesteś..." "Zadziorna. Taa, słyszałam to. Również choleryczka, mało przebojowa i wiele innych protekcjonalnych określeń. Ale powiem panu, panie Morrissey, jestem cholernie dobrą prawniczką. Brian jest niewinny, a ja zamierzam ocalić mu tyłek." "Chciałem powiedzieć niezwykła. Jak na człowieka." "Bo jestem skłonna uwierzyć, że jest niewinny?" "Bo przyszłaś tutaj, na obrzeża Shiftertown, żeby się ze mną zobaczyć. Sama." Drapieżnik powrócił. Dlaczego gdy Brian patrzył na nią w ten sposób, to jej nie martwiło? Brian był w więzieniu, zły, oskarżony o odrażające zbrodnie. Morderca, wedle policji. Ale spojrzenie Briana nie wysyłało dreszczy po jej kręgosłupie jak robiło Liama Morrissey'a. "Jakikolwiek powód, dla którego nie powinnam przyjść sama?" zapytała, utrzymując lekki ton głosu. "Staram się udowodnić, że Zmienni generalnie, a mój klient w szczególności, nie mogą zaszkodzić ludziom. Byłabym kiepska w tej robocie, gdybym bała się przyjść i porozmawiać z jego przyjaciółmi." Liamowi chciało się śmiać z małej - złośnicy - ale utrzymał swe chłodne spojrzenie. Nie miała pojęcia, w co się wpakowała; Fergus, lider klanu, oczekiwał, że Liam upewni się, że tak pozostanie. By to wszystko szlag, Liam nie powinien jej polubić. Spodziewał się zwykłej ludzkiej kobiety, ruszcie-swoje-tyłki, wszystkiego z tego, ale w Kim Fraser było coś innego. Nie tylko to, że była

6 mała i ubita, podczas gdy Zmienne kobiety były wysokie i smukłe. Podobał mu się sposób, w jaki jej ciemnoniebieskie oczy patrzyły na niego bez strachu, podobał mu się nieład jej czarnych loków, które kusiły jego palce. Miała na tyle zdrowego rozsądku by zostawić swe włosy w spokoju, nie wymuszać na nich jakiegoś nienaturalnego kształtu. Z drugiej strony, starała się ukryć słodko zaokrąglone ciało pod sztywnym szarym garniturem, chociaż jej ciało miało inne pomysły. Jej piersi chciały wybuchnąć spoza zapiętej na guziki bluzki, a szpilki tylko uwydatniały niegodziwie seksowne nogi. Żadna Zmienna kobieta nie ubrałaby się tak, jak ona. Zmienne kobiety nosiły luźne ubrania, które mogły szybko zrzucić gdyby potrzebowały zmiany formy. Popularne były spodenki i koszulki. Więc w lecie były cygańskie spódnice i sarongi. Liam wyobraził sobie tę panią w sarongu. Jej melonowo-jędrny biust wypełniłby top, a spódnica odsłoniłaby jej gładkie uda. Musiała być jeszcze ładniejsza w bikini, rozparta na basenie jakiegoś bogacza, sącząc zawiłego drinka. Była prawnikiem - w jej firmie był pewnie szef, który już uczynił ją swoją. A może używała wspomnianego szefa, by wspinać się po drabinie sukcesu. Ludzie robili to cały czas. Albo drań złamałby jej serce, albo odeszłaby zadowolona, że się z tego wymigała. Dlatego trzymamy się cholernie z dala od ludzi. Brian Smith wziął się za ludzką kobietę i spójrzcie gdzie teraz był. Więc dlaczego ta samica pobudzała instynkty obronne Liama? Dlaczego sprawiała, że chciał się przysunąć, w głąb promieniowania ciepła jej ciała? Nie spodobałoby jej się to; ludzie próbowali trzymać się kilka stóp od siebie, chyba że nie mogli temu zaradzić. Nawet kochankowie mogli nie robić nic więcej, poza trzymaniem się za ręce w miejscach publicznych. Liam nie miał żadnego interesu, by myśleć o namiętności i tej kobiecie w tym samym uderzeniu serca. Instrukcjami Fergusa było wysłuchać Kim, wpłynąć na nią, a następnie odesłać ją do domu. Nie, że Liam miał w zwyczaju być ślepo posłusznym Fergusowi. "Więc dlaczego chcesz mu pomóc, kochanie?" zapytał. "Bronisz go tylko dlatego, że wyciągnęłaś krótką słomkę, mam rację?" "Jestem młodsza w firmie, więc to zostało mi przekazane, tak. Ale prokuratura i policja zrobiły gównianą robotę z tą sprawą. Łamali prawa wszędzie, ale sądy tego nie odrzuciły, bez względu na to jak bardzo się kłóciłam. Każdy chce posłać Zmiennego do więzienia, niewinnego lub winnego." "A dlaczego uważasz, że Brian tego nie zrobił?" "Jak myślisz, dlaczego?" Kim postukała swoje gardło. "Ze względu na nie."

7 Liam oparł się dotknięciu pasma czerni i srebrnego stopionego metalu na jego własnej szyi, małego celtyckiego węzła przy podstawie jego gardła. Obroże zawierały malutkie zaprogramowane chipy wzmocnione przez potężną magię Fae, by trzymać Zmiennych w szachu, choć ludzie nie chcieli uznać tej magicznej części. Obroża strzelała w Zmiennego ładunkiem elektrycznym, gdy na powierzchnię wypłynęły jego gwałtowne tendencje. Jeśli Zmienny obstawał przy swoim, kolejna dawka była jedną z tego osłabiającego bólu. Zmienny nie mógł nikogo atakować, jeśli toczył się po ziemi, wijąc się w agonii. Liam nie był do końca pewien, jak działały Obroże; wiedział tylko, że u każdego została związana z jego skórą i dostosowana do jego zwierzęcej formy, kiedy się przemieniał. Wszyscy Zmienni żyjący w społecznościach ludzkich byli zobowiązani do noszenia Obroży, które raz nałożone były nieusuwalne. Odmowa Obroży oznaczała egzekucję. Jeśli Zmienny próbował uciec, on lub ona byli ścigani i zabijani. "Wiesz, że Brian nie mógł popełnić przestępstwa z użyciem przemocy" przemówiła Kim. "Jego Obroża by go powstrzymała." "Niech zgadnę. Twoja policja twierdzi, że Obroża nie działa poprawnie?" "Taa. Kiedy zasugerowałam konieczność przetestowania, zostałam powitana wszelkiego rodzaju powodami, z jakich nie mogło tak być. Obroża nie może być usunięta, a poza tym, posiadanie Briana bez Obroży, jeśliby mógł, byłoby zbyt niebezpieczne. Również zbyt niebezpiecznym byłoby sprowokowanie go do przemocy i sprawdzenie, czy Obroża go powstrzymuje. Brian był spokojny odkąd został zabrany. Jakby się poddał." Spojrzała ponuro. "Nienawidzę widzieć jak ktoś w taki sposób rezygnuje." "Lubisz przegrane pozycje?" Uśmiechnęła się do niego szeroko czerwonymi wargami. "Można tak powiedzieć, Panie Morrissey. Ja i przegrane pozycje przyjaźnimy się od wielu lat." Liamowi spodobały się jej usta. Spodobało mu się wyobrażenie ich sobie na jego ciele, w szczególności na pewnych częściach jego anatomii. Nie miał żadnego interesu, by tak myśleć, ale te myśli wywołały reakcję fizyczną poniżej pasa. Dziwne. Nigdy wcześniej nawet nie rozważał seksu z człowiekiem. Nie uznawał ludzkich kobiet za atrakcyjne; Liam wolał podczas seksu być w swej postaci wielkiego kota. Seks w ten sposób uznawał za o wiele bardziej satysfakcjonujący. Z Kim, musiałby pozostać człowiekiem. Jego wzrok błądził po jej rozpiętym kołnierzyku. Oczywiście, to nie mogło być takie złe, być z nią człowiekiem ... O czym ja do cholery myślę? Instrukcje Fergusa były jasne, a zgodzenie się na nie Liama było jedynym sposobem, by Fergus w ogóle pozwolił Kim przyjść do Shiftertown. Fergusowi nie

8 zależało na ludzkiej kobiecie będącej odpowiedzialną za sprawy Briana, nie żeby mieli jakiś wybór. Fergus od początku był wkurzony o aresztowanie Briana i myślał, że Zmienni powinni się wycofać i trzymać od tego z daleka. Prawie tak, jakby uważał, że Brian był winny. Ale Fergus mieszkał na południu po drugiej stronie miasta San Antonio, a to czego nie znał, go nie raniło. Liam załatwiłby to po swojemu. "Więc czego ode mnie oczekujesz, kochanie?" zapytał Kim. "Chcesz przetestować moją Obrożę?" "Nie, chcę dowiedzieć się więcej o Brianie, o Zmiennych i Zmiennej społeczności. Kim są bliscy Briana, jak dorastał, jak to jest żyć w Zmiennej enklawie." Uśmiechnęła się ponownie. "Znalezienie sześciu niezależnych świadków, którzy przysięgną, że nie było go nigdzie w pobliżu ofiary w czasie, o którym mowa, nie zaszkodzi." "Och, czy to wszystko? Chcesz cholernych cudów, skarbie." Owinęła ciemny lok wokół palca. "Brian powiedział, że ty jesteś Zmiennym, z którym ludzie najczęściej rozmawiają. Zmienni i ludzie są podobni." To prawda, że Zmienni przychodzili do Liama ze swoimi kłopotami. Jego ojciec, Dylan Morrissey był panem tego Shiftertown, drugim u władzy w całym klanie. Ludzie niewiele wiedzieli o starannej hierarchii klanów i dum Zmiennych - sfor dla Psowatych - i jeszcze mniej o tym, jak nieformalnie, ale sprawnie wszystko załatwiano. Dylan był przywódcą dumy Morrissey i przywódcą tego Shiftertown, a Fergus był przywódcą klanu Kotowatych w południowym Teksasie, ale Zmienni z problemem szukali Liama lub jego brata Seana na pogawędkę. Spotykali się w barze lub w kawiarni za rogiem. Więc Liamie, możesz zwrócić się do ojca, żeby się tym dla mnie zajął? Nikt nie wniósłby petycji bezpośrednio do Dylana albo Fergusa. To nie było tak załatwiane. Ale rozmowy o sprawach kierowane do Liama przy kawie, to było w porządku i nie zwracało uwagi na fakt, że dana osoba miała kłopoty. Każdy i tak będzie wiedział, oczywiście. Życie w Shiftertown bardzo przypominało Liamowi życie na irlandzkiej wsi, w pobliżu której mieszkał, dopóki dwadzieścia lat temu nie przybyli do Teksasu. Każdy wiedział wszystko o wszystkich, a wieści roznosiły się błyskawicznie, z jednej strony wsi do drugiej. "Brian nigdy do mnie nie przyszedł" powiedział. "Nie wiedziałem nic o tej ludzkiej dziewczynie, aż nagle wkroczyła tu do akcji policja i go aresztowali. Jego matka wyrwała się z łóżka, by oglądać jak wywlekają jej syna. Przez długi czas nie wiedziała nawet, dlaczego." Kim patrzyła jak niebieskie oczy Liama twardnieją. Zmienni byli źli o aresztowanie Briana, to było pewne. Obywatele Austin czekali w napięciu, aż Zmienni narobią kłopotów po aresztowaniu, by uwolnić i próbować odwetu z przemocą, ale Shiftertown milczało. Kim

9 zastanawiała się dlaczego, ale nie miała zamiaru teraz pytać i ryzykować rozgniewania jedynej osoby, która mogła jej pomóc. "Dokładnie mój punkt widzenia" powiedziała. "Ta sprawa od początku do końca została źle potraktowana. Jeśli mi pomożesz, mogę wydostać Briana z więzienia i jednocześnie uznać rzecz zasadniczą. Nie mieszasz w ludzkich prawach, nawet Zmiennymi." Spojrzenie Liama jeszcze bardziej stwardniało, jeśli to było możliwe. To było jak patrzenie w żywe szafiry. "Ni cholery nie obchodzi mnie uznawanie rzeczy. Obchodzi mnie rodzina Briana." W porządku, więc błędnie oceniła co by go zmotywowało. "W tym przypadku, rodzina Briana będzie szczęśliwsza z nim poza więzieniem, a nie w środku." "On nie pójdzie do więzienia, kochanie. Zostanie stracony i dobrze o tym wiesz. Żadnego czekania dwadzieścia lat w celi śmierci również. Zabiją go i zabiją go szybko." To była prawda. Prokurator, szeryf hrabstwa, prokurator generalny, a nawet gubernator chcieli uczynić z Briana przykład. Nie było ataku Zmiennego w ciągu dwudziestu lat, a rząd Teksasu chciał zapewnić świat, że nie zamierzali pozwolić jednemu teraz. "Więc pomożesz mi go uratować?" zapytała Kim. Jeśli chciał bycia bezpośrednim i przejścia do sedna, w porządku. Ona też mogła. "Czy pozwolisz mu umrzeć?" Gniew znowu zamigotał poprzez oczy Liama, a potem smutek i frustracja. Zmienni byli uczuciowymi osobami, z tego, co widziała w Brianie, nie zadawali sobie trudu, by ukryć to, co czuli. Brian wcześniej wiele razy naskoczył na Kim, zanim niechętnie przyznał, że była po jego stronie. Jeśli Liam postanowił unikać odpowiedzi na jej pytanie, Brian powiedział, że Kim nie miała nadziei uzyskać współpracy ze strony innych Zmiennych. Nawet własna matka Briana postąpiłaby według wskazówek Liama. Liam miał minę człowieka, który nie przyjmie gówna od nikogo. Człowieka wykorzystywanego do wydawania zleceń samemu sobie, ale do tej pory nie wydawał się brutalny. Mógł uczynić swój głos łagodnym i śpiewnym, dodającym otuchy, przyjaznym. Był obrońcą, odgadła. Opiekunem swoich ludzi. Czy zdecyduje się chronić Briana czy odwróci się od niego? Wzrok Liama śmignął poza nią, do drzwi, każda linia jego ciała była w stanie pogotowia. Nerwy Kim sprawiły, że podskoczyła. "Co to jest?" Liam wstał z fotela i zaczął okrążać biurko a jednocześnie zaszurały otwierane drzwi i inny mężczyzna - inny Zmienny - wszedł do środka.

10 Wyraz twarzy Liama uległ zmianie. "Sean." Objął ramiona drugiego Zmiennego i pociągnął go w uścisk. Więcej niż uścisk. Kim patrzyła, z otwartymi ustami, jak Liam objął drugiego mężczyznę, przygarnął go blisko i trącił nosem jego policzek.

11 ROZDZIAŁ 2 Kim zmusiła się do zamknięcia jej otwartych ust i odwrócenia. Nie jej sprawa, jeśli Liam Morrissey był gejem. Poważnie rozczarowujące, ale nie jej sprawa. Drugi mężczyzna przytrzymał Liama w ciasnym uścisku, potem uwolnili się z grzmotnięciem pięściami w plecy. Liam się uśmiechnął - o kurczę, jak wspaniały był, kiedy się uśmiechał? Otaczał ramieniem drugiego mężczyznę. "Sean, to jest Kim" powiedział Liam. "Chce, żebym pomógł jej z Brianem." Sean miał ciemne włosy i niebieskie oczy, jak Liam i tak perfekcyjne ciało, ale jego twarz była twardsza, wygląd bardziej surowy. Miał w sobie spokój, którego nie było w Liamie, jakby przydarzyło mu się coś, po czym nigdy nie doszedł całkiem do siebie. "Teraz?" przemówił Sean. "I co jej powiedziałeś?" "Miałem zamiar wyjaśnić, kiedy wpakowałeś się bez ostrzeżenia mnie. Co gdybym pomyślał, że jesteś Psowatym? Odjąłbym ci głowę." "Twój zmysł węchu jest tak zły, Liamie, że pomyliłbyś własnego brata z człowiekiem- wilkiem?" "To twój brat?" zapytała Kim drżącym głosem. "Mój brat, Sean Morrissey." Twarz Kim zapłonęła. "Och." Liam wciąż miał rękę mocno wokół drugiego mężczyzny. "Czemu? Pomyślałaś, że kim był?" Kim próbowała kontrolować swe zakłopotanie. "Myślałam, że byliście parą." Liam wybuchnął śmiechem, ciepłym dźwiękiem. Sean uśmiechnął się nieznacznie. "Czy wszyscy ludzie są tacy szaleni?" zapytał Liama. "Wszyscy są takimi ignorantami" odpowiedział Liam. "Zdecydowałem się pozwolić jej porozmawiać z mamą Briana." Uśmiech Seana opadł, a on i Liam wymienili spojrzenia, które zawierały ostrożność, ostrzeżenie. Dlatego, że nie ufali ludziom? Czy coś więcej? Obaj mężczyźni ponownie skoncentrowali się na Kim. Nikt nie mógł patrzeć na kogoś tak jak Zmienny. Widzieli wszystko, niczego nie pominęli. Odkryła, że posiadanie dwóch równie dobrze wyglądających mężczyzn zerkających na nią nie było złe, nawet jeśli byli Zmiennymi, potencjalnie niebezpiecznymi i potencjalnie śmiercionośnymi.

12 "Brzmi dobrze" zmusiła się do powiedzenia. "Oto moja wizytówka. Zadzwoń do mnie po ustaleniu z nią czegoś." "Chodziło mi, że zabrałbym cię teraz" powiedział Liam. "Nie ma czasu jak obecny." "Teraz? Bez ostrzeżenia? To nie zawsze dobry pomysł." "Ona wie, że przyjdziemy." Kim wzruszyła ramionami, udając, że podziela ich nonszalancję. Jej lata jako prawnika kazały jej wszystko kontrolować - umawianie spotkań, prowadzenie szczegółowych zapisów, krycie swego tyłka we wszystkim. Ich luzactwo ją denerwowało. A jednak wyczuła, że ci mężczyźni nie są wcale zrelaksowani. Liam i Sean podzielili inne spojrzenie, milczące ostrzeżenie, jakby komunikowali coś, czego nie mogła słyszeć. Ale nieważne. Kim miała zadanie do wykonania, a Brian powiedział, że uzyskanie pomocy Liama było kluczem. Podeszła do drzwi, które Liam przytrzymywał otwarte, z głową do góry, starając się nie stopnieć, kiedy przechodziła między nadzwyczajnym ciepłem obu mężczyzn. Poszli do domu Briana. Kim były przygotowana do dzielenia zamkniętej przestrzeni swojego samochodu z dwoma Zmiennymi, ale znalazła się spacerując nieco za Liamem, z Seanem za sobą. Dom nie był daleko. Kilka bloków, to było wszystko, o czym zapewnił ją Liam. Nie on był tym na 10-cio centymetrowych obcasach, chciała warknąć. Błyszczące czarne pantofle Kim były świetne na spotkania biurowe, złe dla turystyki pieszej. Choć podążanie za Liamem nie było trudnością. Mężczyzna miał wyśmienity tyłek otulony przez dopasowane dżinsy i z łatwością kroczył w upale. Nic dziwnego, że ludzie przychodzili do Liama ze swoimi problemami - wyglądał jak człowiek, który zaprosiłby cię do złożenia twej głowy na jego ramieniu, gdy on sprawiałby, że wszystko co złe odejdzie. Jego brat miał taki sam wzrost i budowę, tę samą moc, te same niebieskie oczy, ale Kim skłaniałaby się ku Liamowi, gdyby miała wybierać. Sean zachowywał rezerwę, odpychając, czego nie wyczuwała w Liamie. Pierwszy blok miał sklep spożywczy z zaśmieconym parkingiem w rogu; inny bar, zamknięty, na przeciwległym końcu; i zabity deskami sklep, a dwa domki pozostałe z lepszych czasów tłoczyły się po środku. Nikt, poza ich trójką nie szedł tutaj, a każdy ruch uliczny pędził na wskroś do nowszych i bardziej zamożnych części miasta.

13 Liam poprowadził Kim wokół rogu za opuszczonymi budynkami. Przeszli przez szeroko otwartą bramę z płotem z drucianej siatki i przecięli boisko. Kim skrzywiła się i patrzyła, gdzie stąpa, wiedząc, że jej nogi i stopy byłyby terenem łowieckim dla Teksańskich pcheł. Kiedy dotarli na drugi koniec boiska, Kim zatrzymała się tak szybko, że Sean niemal na nią wpadł. "To jest Shiftertown?" Liam się uśmiechnął. "Nie to, czego oczekiwałaś, no nie, kochanie?" Kim myślała, że Shiftertown byłoby slumsami, gettem ludzi nie chcianych w innych częściach miasta. Domy były małe i stare, tak. Sama ulica była popękana i wyboista ponieważ miasto uważało tutejsze naprawy za niski priorytet. Ale Kim spojrzała w dół ulicy na to, co wydawało się być pięknym i wygodnym przedmieściem. Każde podwórko było zielone, z ogrodem lub skrzynkami kwiatowymi szalejącymi z letnimi kwiatami. Budynki zostały pomalowane i były w dobrym stanie, a większość domów miała głęboko osadzone ganki wypełnione roślinami i meblami. Nigdzie nie było żadnych ogrodzeń. Dzieciaki bawiły się na podwórkach i biegały między domami bez strachu. Jedno z przednich podwórek wystawiało na pokaz plastikowy brodzik pełen dzieci i kilka psów, podczas gdy dwie mamusie doglądały ich z ganku. Były to młode kobiety, nieformalnie w szortach i luźnych t-shirtach, z nogami wyciągniętymi do słońca, podczas gdy dzieci się bawiły. Wszyscy na podwórku i na ganku, w tym psy, nosili obroże. Jedna z kobiet uniosła wzrok i pomachała. "Dzień dobry, Liam" zawołała. "Cześć, Sean." Druga kobieta podniosła rękę na powitanie, ale nie mówiła. Kim czuła spojrzenia obu Zmiennych kobiet na swym ciemnoszarym garniturze i głupio wysokich obcasach. Liam i Sean zwyczajnie im odmachali. Dzieci skakały w górę i w dół, a jedno posłało duży rozprysk wody nad krawędzią basenu. "Spójrz, Liam, mam swój własny basen." "Jest wspaniały, Michael. Opiekuj się teraz swoim bratem." Michael zwrócił się do najmłodszych dzieci w basenie, które szczęśliwie się pluskały. "Będę" powiedział poważnie starszy chłopiec. Ruszyli dalej. Zmienni nie chowali się w swoich domach, w sposób w jaki robili to mieszkańcy w dzielnicy Kim. Włóczyli się na zewnątrz w czasie upałów, pracowali na podwórkach, zajmowali się dzieciakami, rozmawiali z sąsiadami.

14 Wszyscy, którzy ich mijali machali lub uśmiechali się do Liama i Seana, niektórzy ich witali: "A więc, Liam. Jak się ma twój tata?" Do czasu, gdy dotarli do końca bloku, Kim zrozumiała, skąd matka Briana wiedziałaby, że byli w drodze bez uprzedniego telefonu od Liama. Każdy mijany Zmienny zauważał Liama i Seana, każdy Zmienny rozpoznawał Kim jako obcego człowieka, którym była. Ktoś zadzwoniłby lub przemierzył podwórka, by ostrzec matkę Briana. Brian mieszka z matką, Sandrą Smith, przy Marble Lane 445B, Kim wiedziała to ze swych akt. Założyła, że adres oznaczał mieszkanie lub bliźniak, ale okazało się, że to dom ustawiony za innym domem. Podjazd przebiegał obok 445A i zatrzymywał się w garażu 445B. Oba domy miały wygląd z lat 20 lub 30 ubiegłego stulecia, parterowe domy z niskim dachem, ceglanymi filarami ganków, oknami mansardowymi i oddzielnymi garażami. Drzwi frontowe z siatką przeciw owadom otworzyły się, gdy się zbliżyli, a smukła kobieta oparła się o framugę. "Zatem przyprowadziliście ją" powiedziała. Kim nigdy nie spotkała Sandry Smith. Kiedy Kim zaczynała składać sprawę, poprosiła, by Sandra przyszła do biura i porozmawiała z nią. Sandra odmówiła, a po pewnym czasie przestała odbierać telefon gdy Kim dzwoniła. To był jeden z powodów, z jakich Kim chciała porozmawiać z Liamem, by znaleźć kogoś, kto mógłby pomóc jej zbudować solidną obronę dla Briana. "Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to najście Pani Smith" zaczęła Kim, gdy zbliżyli się do ganku. Sandra gwałtownie odwróciła się i weszła do środka, drzwi walnęły za nią. Kim skrzywiła się. To przesłuchanie nie zamierzało być łatwe. Liam i Sean przepchnęli się obok Kim, by wejść do domu, żadnego ludzkiego zwyczaju cofania się, by pozwolić pani przejść przez drzwi jako pierwszej. Brian wyjaśnił jej tę pozorną niegrzeczność. Dla Zmiennego, pozwolenie kobiecie wejść do pomieszczenia lub budynku przed mężczyzną było niedorzeczne. Nie mogłeś być pewien, jakie niebezpieczeństwo czai się po drugiej stronie. Mężczyzna sprawdzał to i dawał kobiecie zielone światło na wejście. W jaki inny sposób można chronić swoją partnerkę? Kim podążyła za nimi do środka i zatrzymała się w zdumieniu. Sean wziął Sandrę w ramiona, pozwalając jej oprzeć się o niego, podczas gdy pocierał policzkiem o jej włosy. Liam stanął za Sandrą. Bardzo blisko za Sandrą. Oparł pierś o jej plecy i zarówno on jak i Sean szeptali do niej. To było szalone. Sposób, w jaki Liam przywitał swego brat kazał Kim myśleć, że między nimi dwojgiem coś się dzieje. Teraz przysięgła, że bracia i Sandra byli w trójkącie.

15 Liam i Sean odsunęli się od Sandry, a Sandra wytarła oczy. Kim została powalona przez to, jak młodo kobieta wyglądała, zbyt młodo, by mieć dwudziesto-pięcio-letniego syna. Sandra mogła mieć trzydziestkę, choć jej oczy mówiły o kobiecie, która widziała znacznie więcej świata niż Kim. "Mogę podać ci kawę, pani Fraser?" zapytała Sandra drżącym głosem. "Nie, nie" odparła Kim. "Nie rób sobie żadnych problemów." Sean uśmiechnął się do Sandry. "Myślę, że wielki dzbanek będzie znakomity, Sandro. Pomogę ci, dobrze?" Sandra zmiękła pod jego spojrzeniem i poszła z Seanem na tył domu, do kuchni. Sean wszedł pierwszy, a następnie wprowadził Sandrę z dłonią w dole jej pleców. "O co tu chodziło?" zapytała Liama Kim. "Siadaj, Kim. Wyglądasz na całkowicie nieobecną." Tak naprawdę nie spodziewała się odpowiedzi. Kim opadła na kanapę z grymasem i położyła teczkę na stoliku. Stopy strasznie ją bolały. Przebiegła palcem wewnątrz swoich butów ale to niczego nie polepszyło. "Boli cię?" Liam usiadł obok niej, tuż obok niej, w jej przestrzeni osobistej. "Pokaż mi swoje nogi." Kim zamrugała. "Przepraszam?" "Widziałem, jak kulałaś. Ściągnij te absurdalne buty i odpręż się tutaj." Jego oczy były tak cholernie niebieskie. Dlaczego nagle zatęskniła, by poczuć jego ciepłe ręce na stopach, na jej kostkach, w górze swych nóg, pod jej spódnicą, do miejsca, gdzie jej pończochy kończyły się nagim udzie ...? Był Zmiennym. To nie było w porządku. "Nie mogę tego zrobić." "Masz na myśli, że nie." "Jak myślisz, że by to wyglądało? Dla matki mężczyzny, którego bronię, wrócić i odkryć że robisz mi masaż stóp?" "Pomyślałaby, że to była pierwsza rozsądna rzecz, jaką zrobiłaś. Ukrywasz się za tym ubraniem, jakby było kompletem zbroi. Ona się przed tobą nie otworzy jeśli to robisz." "Ale zrobi to, jeśli pobawię się z tobą w zalotne dotykanie się stopami?"

16 Liam uśmiechnął się przyprawiającym o dudnienie serca uśmiechem. "Zdejmij te cholerne buty, kobieto." Och, do diabła z tym. Kiedy wejdziesz między wrony ... lub do Shiftertown. Kim nie mogła powstrzymać jęku ulgi, gdy zsunęła szpilki ze swych stóp. Liam poklepał swe kolana. Kim odchyliła się w rogu kanapy i zarzuciła swe kostki na udo Liama. "Czy wszystko w Shiftertown jest uwstecznione?" spytała. "Uwstecznione?" "Mężczyźni wchodzą do pokoju pierwsi, lepszym jest skopanie swych butów ze stóp na kanapie nieznajomego niż być poważną, a witacie się poprzez ocieranie się o siebie." Kim opadła z rozkoszy, kiedy przeniósł silne ręce na nogi. "Och, to jest dobre." Kciuk Liama powędrował ponad łukiem do jej pięty, jego dotyk był ciepły. Czy ten mężczyzna wie, jak rozluźnić napięcie, czy co? Uciekł jej kolejny jęk. "To jest lepsze niż w jakimkolwiek dziennym spa, w jakim byłam. Możesz zarabiać w ten sposób." "Zmienni nie mają zezwolenia na pracę w żadnym zawodzie, gdzie dotkają ludzi." Jego głos złagodniał. "Możemy ugryźć." Kim nie sądziła, że przeszkadzałoby jej bycie przez niego ukąszoną. Jej niepokój o Zmiennych nie całkiem się oddalił, ale Liam po trochu rozpuszczał jej obawy, przynajmniej co do niego. "Myślę, że dla ciebie mogę zrobić wyjątek." "Feromony." Jej oczy otworzyły się. "Przepraszam?" "Sean i ja poczuliśmy niepokój Sandry i uspokoiliśmy ją. Potrzebowała naszego dotyku. Jak ty, potrzebowałaś mnie pocierającego ci stopy." Kim pomyślała o ich pieszczotach, grupowym uścisku. "Musiała być w bardzo trudnej sytuacji." "Jest. Dlaczego nie miałaby być?" "Czy Sean był nieszczęśliwy, kiedy przyszedł do twego biura? Jego też przytuliłeś." "Oczywiście, że go przytuliłem. Jest moim bratem. Nie możesz przytulić swojego brata lub siostry?" "Nie mam rodziny" powiedziała Kim. Nie mogła utrzymać smutku z dala od swego głosu. "Nikogo więcej."

17 Liam spojrzał na nią z otwartą litością. "Nic dziwnego, że jesteś taka spięta. Co im się stało?" "Nie lubię o tym mówić." "Opowiedz o tym, tak czy inaczej." Kim zawsze uważała, że najlepiej się nie otwierać, ale niebieskie oczy Liama i łagodny głos podważały coś wyzwalającego. "To żadna wielka tajemnica. Mój brat Mark zmarł, kiedy miałam dziesięć lat. Miał dwanaście lat. Został potrącony przez samochód, gdy szedł do sklepu na rogu z kolegami - sprawca zbiegł z miejsca wypadku. Moi rodzice zmarli kilka lat temu, w ciągu kilku miesięcy od siebie. Starość, to wszystko. Swoje dzieci mieli w późnym wieku. Więc teraz, to tylko ja." Historia była prosta, łatwa do powiązania. Jej smutek dawno temu przepalił się do pustki. Mieszkała w dużym domu, który odziedziczyła po rodzicach, a to było - tak ciche. Próbowała ożywiać go przyjęciami weekendowymi albo biurowymi spotkaniami towarzyskimi ale ciepło nigdy nie trwało. Sąsiedztwo jej rodziców było jednym z tych ze zdystansowaną elegancją; żadnych dzieci odważających się chlapać w basenach z tworzywa sztucznego na każdym podwórku na jej ulicy. Liam delikatnie ścisnął jej stopy."Przykro mi z twego powodu, Kim Fraser. To najtrudniejsza rzecz, stracić brata. To tak, jakby stracić część siebie." Miał zbyt dużo racji. Kolejne słowa Kim wyszły niechętnie. "Kiedy Mark został zabity, obwiniałam siebie. Wiem, że to głupie. Byłam w domu znajomego mile od hotelu, a miałam dziesięć lat, co mogłam zrobić? Ale myślałam, że gdyby mnie tam nie było, mogłabym go ostrzec, odciągnąć go z drogi, w ogóle zatrzymać go w domu. Cokolwiek." Ciepłe, relaksujące palce Liama zsunęły się pod każdy z jej palców. "Sean i ja, mieliśmy brata. Kenny’ego. Straciliśmy go jakieś dziesięć lat temu. Zawsze zastanawiasz się, gdybyś go przekonała, żeby tamtego dnia zrobił coś innego, to czy nadal by żył?" "Dokładnie." Po siedemnastu latach, Kim nigdy nie znalazł nikogo, kto naprawdę rozumiał, żadnych przyjaciół lub kolegów, czy psychologa szkolnego do których ją ciągano od jednego do drugiego. A teraz Zmienny, którego poznała godzinę temu wycisnął prawdę z jej serca. "Przykro mi, Liamie. Odnośnie twojego brata." Uznał współczucie kiwnięciem głową. "Czy kiedykolwiek ujęli drania, który potrącił Marka?" Kim pokręciła głową. "Policja złapała faceta, ale okazało się, że tego nie zrobił. Każdy chciał, by uznać go za winnego, chcieli kogoś do obwinienia, ale kiedy go zobaczyłam wiedziałam, że tego nie zrobił. Był tak przerażony, a jego żona płakała i powiedziałam, że to nie on - ale oczywiście, skąd mogłam wiedzieć? Byłam dzieckiem i nawet mnie tam nie było. W końcu na jaw wyszły dowody, które go oczyściły. Ale każdy był wkurzony, że jest niewinny. Nie mogli złapać konkretnego faceta, więc chcieli namiastkę."

18 Jego ręce zwolniły. "Czy to właśnie wtedy postanowiłaś zostać adwokatem?" "Nie, chciałam być lekarzem." Uśmiechnęła się. "Albo tancerką, nie mogłam się zdecydować. Miałam dziesięć lat. Ale chciałam, żeby właściwy facet zapłacił. Wiedziałam, że jeśli niewłaściwa osoba poszłaby do więzienia, to ktokolwiek tak naprawdę uderzył w mojego brat mógłby skrzywdzić o wiele więcej ludzi, wiesz?" "Dobre uzasadnienie jak na dziesięciolatkę." "Myślałam o tym. Dużo. Przez pewien czas nie mogłam myśleć o niczym innym." Stąd szkolny psycholog. "Wiem." Znów wyglądał ponuro. Kim chciała zapytać, jak zginął jego brat, ale w tej chwili Sandra i Sean wrócili z kawą. Kim próbowała wyszarpnąć nogi z kolana Liama, ale zacisnął ręce wokół jej kostek i szybko je przytrzymał. Spiorunowała go wzrokiem, a on się uśmiechnął, pokazując jej ładne białe zęby. Sean ustawił tacę na stole. Zawierała cały skład: kubki, dzbanek, śmietankę i cukier. Żadnego sztucznego słodzika. Kim zastanawiała się, czy to dlatego, że Sandra nie lubiła sztucznego słodzika, czy też Zmienni nigdy nie musieli martwić się o swoją wagę. Sandra nie wyglądała na zaskoczoną i zszokowaną tym, że Kim miała swoje przyobleczone w pończochy nogi na kolanach Liama. Nalała kawę i podała Kim bez komentarza. "Więc, powiedz nam, Kim" powiedział Sean, jak usiadł i wziął swoją filiżankę "jest jakaś szansa dla Briana?" Kim nie mogła im skłamać. "DNA Briana było na ofierze, Michelle, w jej sypialni, a teraz, gdy każdy ogląda CSI, wyobrażają sobie, że DNA jest magiczną prawdą. Ale Brian mówi, że umawiał się z Michelle i poszedł do jej domu, więc oczywiście, że jego DNA by tam było i na niej też." "Więc co możemy zrobić?" zapytała Sandra, zła. "Jeśli to DNA już go skazało?" "Możemy udowodnić, że tej nocy nie było go nigdzie w pobliżu miejsca zbrodni" powiedziała Kim. "Właśnie dlatego tu jestem. Ani prywatny detektyw, którego wynajęłam ani mój znajomy dziennikarz, który śledził sprawę nie mogli znaleźć żadnych informacji na temat jego miejsca pobytu tej nocy. To znaczy, żadnych informacji w ogóle. Jakby zniknął na dwadzieścia cztery godziny. Ale ja nie mogę uwierzyć, że nikt nie widział ani nie wiedział, dokąd poszedł Brian." Cholera, wszyscy na tej ulicy w ciągu kilku minut wiedzieli, że Liam i Sean zabrali ludzką prawniczkę do domu Briana. Prawdopodobnie do chwili obecnej poznali imię i nazwisko Kim

19 i jej ulubiony kolor. "Mam spojrzenie oficera śledczego na Michelle stronę rzeczy - sprawdza czy miała zazdrosnego byłego albo grubiańskiego ojca, albo nawet normalnie miłego przyjaciela, który zmartwił się, że Michelle spotykała się ze Zmiennym. Próbuję znaleźć jakiekolwiek dowody, które policja przeoczyła w ich gorliwości aresztowania Zmiennego." "Twój śledczy przyszedł i zadawał mi pytania." Sandra brzmiała na wkurzoną co do tego. "Ale Brian sam mi nie powiedział, że chodził z tą dziewczyną, więc skąd mogłam wiedzieć?" "Ale może wiesz coś, co może pomóc" powiedziała Kim. "Przepraszam, wiem, że to dla ciebie bolesne, ale Brian jest milczkiem jeśli chodzi o Michelle, więc muszę grzebać i węszyć. Myślę, że uwolnienie go jest ważniejsze niż utrzymywanie osobistych tajemnic, prawda?" "Jest?" Sandra miała trochę tej samej irlandzkiej melodyjności, co Sean i Liam, ale Brian nie miał. Powiedział Kim, że jego ojciec pochodził z innego klanu, przypuszczała, że jakiegoś nie irlandzkiego. Albo to, albo jego klan stracił akcent po mieszkaniu przez jakiś czas w Teksasie. Kim tak naprawdę nie rozumiała, jak działały klany Zmiennych, choć Brian próbował trochę wyjaśnić. Wiedziała, że każda najbliższa rodzina należała do większej grupy rodzinnej nazywanej dumą, a ci należeli do jeszcze bardziej rozbudowanej grupy zwanej klanem. Zmienni nigdy nie żenili się w dumie i starali się pobierać poza klanem. Gdy kobieta wychodziła za mąż, wstępowała do klanu męża i dumy, pozostawiając swój własny. Kim myślała, że klany działały w oparciu o to w jakie zwierzę przemieniał się Zmienny, ale Brian powiedział, że to bardziej skomplikowane. To Shiftertown było domem dla wielu klanów, a także kilku gatunków Zmiennych i istniały inne Shiftertown z większą ilością klanów na północno-wschodnim skraju Austin. Ojciec Liama, Dylan Morrissey, był mniej więcej oficjalną głową Austin, odgałęzienia jego całego klanu, lecz także nieoficjalną głową tego Shiftertown, nawet w stosunku do innych klanów. Ale nie, Kim nie mogła rozmawiać bezpośrednio z Dylanem, powiedział jej Brian. Był niedostępny dla nie-Zmiennych. Mogła wnieść do niego petycję poprzez Liama i tylko Liama. Dlaczego nie Seana? Zastanawiała się Kim, zerkając na brata Liama. Jakie stanowisko dzierżył w hierarchii klanu? Oficjalnie i nieoficjalnie? Sean nalał sobie kawy i wymienił spojrzenia z Liamem. "Więc trzeba znaleźć kogoś, kto był z Brianem w czasie, o którym mowa?" zapytał Sean. Kim mogłaby przysiąc, że Liam przytaknął jedynie tak lekko, jak pozwalając, by Sean wiedział, że powiedzenie tego było całkowicie w porządku. Niewerbalne sygnały płynęły nieprzerwanym ciągiem. "Niezależny świadek byłby wspaniały" powiedziała Kim. "Ktoś nie żywiący urazy do Zmiennych. A najlepiej nie Zmienny lub Zmienna." "Wygórowane żądanie" powiedział Sean.

20 "Dziewczyna jest człowiekiem" pękła Sandra. "Który człowiek przyjdzie z pomocą i powie, że mój syn tego nie zrobił?" Miała rację. Kim wiedziała, że odnalezienie świadka było mało prawdopodobne, ale znalezienie czegoś konkretnego byłoby miłą odmianą. Niewinny do czasu udowodnienia winy nie działało w przypadku Briana. Fakt, że był Zmiennym już skazał go w oczach większości ludzi. Kim musiała go oczyścić, albo nie miał szans. Liam zaczął masować górne powierzchnie stóp Kim, co sprawiło, że jej napięte kończyny zaczynały opadać. "Mogę być w stanie się dowiedzieć, gdzie Brian był naprawdę" powiedział Liam. "Powinnaś była od razu przyjść z tym do mnie, kochanie." "Nie wiedziałam tego, czyż nie? Tak jak mówiłam, Brian jest pierwszym Zmiennym, jakiego kiedykolwiek spotkałam i zmuszenie go, by powiedział mi, że ty, Liamie w ogóle istniejesz było niesamowitym wyczynem." Brian nie kłopotał się wspomnieć o Seanie. "Nie lubimy rozmawiać o sobie" powiedział Sean. "Nie widzę dlaczego. Zmienni ujawnili się lata temu i każdy wie o was wszystko. Nie ma nic więcej do ukrycia." Czuła jak troje z nich wymienia kolejną bezsłowną komunikację, a to ją irytowało. To przypominało ją w wieku ośmiu lat, obserwującą dwójkę jej najlepszych przyjaciół szepczących i posyłających jej triumfalne spojrzenia, nie dopuszczając jej do sekretu. Komórka zawibrowała na pasie Liama. Spojrzał na odczyt i bez słowa delikatnie obniżył stopy Kim na podłogę. Wstał i poszedł do kuchni, zamykając za sobą drzwi, nie dopuszczając ich. Kim poczuła chłód bez jego ciepła obok niej, nawet w upale lipca. "Cokolwiek, co możecie powiedzieć może mi pomóc" powiedziała do Seana i Sandry. "Teraz mogę wygrać tę sprawę tylko poprzez wyrwanie dziur w oskarżeniu, a nie ma tam wielu dziur. Potrzebuję czegoś, co wbije widelec w tę sprawę i poszatkuje to." Sandra piła swą kawę, jej wzrok powędrował od Kim do okien. Kim dostrzegła jej smutek, gdy odwracała wzrok, jej bliską rozpacz. Godzi się z możliwością utraty syna, uświadomiła sobie Kim. Sandra myślała, że nie było nadziei. Już zaczęła po nim rozpaczać. Sean obserwował Kim oceniającym spojrzeniem. Wciąż nie była co do niego pewna, lub od czego pochodziło to straszne uczucie, jakie od niego odbierała. "Nie lubię przegrywać, Sandro" powiedziała energicznie Kim. "Chcę zobaczyć Briana na wolności i prawdziwą osobę płacącą za swoją zbrodnię. Nie zawiodę cię."

21 Sandra nie odpowiedziała. Sean skinął na Kim. "Jestem pewien, że nie." Liam przeszedł z powrotem do pokoju. Kim zdała sobie sprawę, że pozostała dwójka niewiele mówiła gdy zniknął. Czy zasygnalizował im by tego nie robili? I dlaczego? Liam uniósł kubek bez siadania i pociągnął długi łyk. Spojrzał znad jego krawędzi na Seana, który przeszedł w stan pogotowia. "Wszystko w porządku?" zapytała Kim. "Otrzymałeś złe wieści?" Liam stuknął swym kubkiem o tacę. "Nie, polecenie, Sean i ja musimy biec. Doceniam to, że dotarłaś do Shiftertown, Kim Fraser, ale teraz nadszedł czas, byś poszła."

22 ROZDZIAŁ 3 "Co się dzieje?" zapytała Kim, kiedy ruszyła podjazdem z Liamem. "Po prostu rozmawiamy i nagle mnie wyrzucasz." Liam spojrzał na wściekłą kobietę obok niego. Promienie słońca tańczyły na jej czarnych włosach, popołudniowe ciepło sprawiało, że dobrze pachniała. Uważał ją za kuszącą, nawet gdy była wściekła jak diabli. Gdy ogłosił, że rozmowa się skończyła, wcisnęła buty na nogi, powiedziała słodkie do widzenia Sandrze i wyszła. Teraz, gdy szli z powrotem w dół podjazdu, piorunowała go wzrokiem. "Sandra była skrępowana" zaoferował. "Nie czuje się swobodnie przy ludziach." "A ty? Czujesz się przy nas swobodnie?" "Nie całkiem. Ale bardziej niż ona i Sean." "Dlatego pracujesz w barze?" Liam wzruszył ramionami. "Ludzie lubią widzieć Zmiennych w barach. To napędza biznes." Nie musiała znać powodu, dla którego tam pracował. Dotarli na chodnik przed 445a. Kim odwróciła się twarzą do niego z rękami na biodrach. "Staram się pomóc. Dlaczego Sandra wierzy, że Brian nie ma szans? Ja siedzę w tej sprawie." Liam ukrył uśmiech. Była jak foksterier zdeterminowany, by powalić lwa. Podziwiał jej jaja, po pierwsze w wierzeniu w niewinność Briana, a po drugie, za przybycie na spotkanie wielkich, niebezpiecznych Zmiennych takich jak on i Sean. Nie zdawała sobie sprawy, jak niebezpieczna była jej pielgrzymka, a Liam nie zamierzał jej powiedzieć. "A ty w tej sprawie powinnaś być wystarczająco dobra?" "Jestem dobra, panie Morrissey. Michelle i jej rodzina zyska zakończenie tylko jeżeli właściwy facet pójdzie siedzieć." Liam uniósł ręce. "Zgadzam się z tobą, kochanie. To nie mnie musisz przekonać." "To dlaczego nie powiesz mi czegoś?" Spojrzała na niego podejrzliwie. "Coś się dzieje. Ty i Sean wiecie. Sandra wie. Do diabła, Brian wie. Jestem jedyną osobą w niewiedzy. Pomóż mi." Liam położył ręce na jej ramionach, a jej niebieskie oczy zamrugały ze skrępowaniem. Dlaczego ludzie tak bardzo przejmują się dotykaniem? "Jesteśmy ci wdzięczni. Jesteś pierwszym człowiekiem, jakiego poznaliśmy, który dba o Zmiennych. Ale musisz pozwolić mi sobie tu poradzić."

23 Jeśliby tego nie zrobiła, Kim może umrzeć. Liam już złamał zasady Fergusa poprzez jej nie udobruchanie i nie odesłanie jej od razu, ale Fergus może się wypchać. Nie mógł powiedzieć Kim, że też nie wiedział wszystkiego, co się działo. Sandra coś ukrywała, nawet przed Liamem, a to, że nie wiedział co, denerwowało Liama. "Nie rozumiesz, prawda?" zapytała Kim. "Nie powinnam nawet z tobą rozmawiać, ale jestem zdesperowana. Muszę być bardzo ostrożna w każdym punkcie jaki mam, więc cokolwiek wymyślisz będzie musiało być sprawdzone i to sprawdzone dwukrotnie. To nie jest tak, że ci nie ufam, chodzi o to, że nie mogę." Liam krążył kciukami po jej ramionach. "Cóż, będziesz musiała mi zaufać, kochanie." Dreszcz przeszedł przez jej ciało. Chciała być dotykana; mógł to poczuć. Potrzebowała tego. Ale walczyła z tym. Ludzie. Zerknęła na jego dłonie. "Czy kiedykolwiek ktoś ci powiedział, że nie jesteś politycznie poprawny?" "Dlaczego, bo znajduję przyjemność w dotykaniu twojej miękkiej skóry i nazywaniu cię kochaniem? Czy dlatego, że nie pozwoliłem ci tego mieć na twój własny sposób?" "Czego dotyczyła rozmowa telefoniczna, którą odebrałeś?" "O, teraz wtrącasz się w moje sprawy, tak? To było osobiste. Masz chłopaka?" Zamrugała. "Dyskusja na temat osobisty." "Masz?" powtórzył Liam. "Kogoś specjalnego w swoim życiu?" Kim zacisnęła wargi, jakby musiała o tym myśleć. "Tak, chłopaka. Jakby." "Nie jesteś pewna, co?" "Nie wychodziliśmy za dużo. Byliśmy zajęci." "To tragedia." Zjeżyła się. "Czemu?" Liam pochylił się w jej stronę. Pachniała ładnie, ta ludzka. Podobały mu się jej włosy, całe jedwabiste i kręcone i chciał zakopać w nich nos. "Gdybym miał kogoś takiego jak ty, kochanie, byłbym z nią cały czas. Nie spuściłbym jej z oka. I na pewno nie pozwoliłbym jej samej biegać po Shiftertown. O czym ten mężczyzna myśli?" Kim spojrzała zirytowana. "On nie wie, że tu jestem."

24 "Musi się tobą lepiej opiekować." Teraz była oburzona. "Nie musi w ogóle się mną opiekować. Jestem samodzielna." "Może." Liam przysunął się bliżej, czując jak jego oczy zmieniają się w następstwie wdychania jej zapachu. "Ale kiedy jesteś w Shiftertown, ja opiekuję się tobą. Nikt nie będzie cię tutaj niepokoił, obiecuję ci to. Odpowiedzieliby przede mną." "Wątpię czy przyjdę znowu do Shiftertown." "Mimo wszystko." Liam zsunął ramiona wokół niej i przyciągnął ją bliżej. Sprzeciwiła się. Prześledził wzory na jej dolnej części pleców i oparł jego policzek o jej włosy do czasu gdy trochę nie zmiękła. Miał rację; jej włosy były jedwabiste i ciepłe. Kim zaczęła się przy nim rozluźniać, jej ciało reagowało na niego. Musiał ją chronić. Podjął tą decyzję w chwili, gdy weszła do jego gabinetu, by chronić ją przed wszystkimi innymi Zmiennymi, przede wszystkim liderem ich własnego klanu. "Wszystko będzie teraz w porządku." "Dlaczego muszę ci wierzyć?" Jej głos brzmiał sceptycznie. Miała piękny głos, niski i kontraltowy. Wyobraził ją sobie szepczącą do niego, gdy leżała obok niego w łóżku. Jej włosy plątałyby się na poduszce, i czyż nie byłaby piękna? Mógł zrozumieć zachowanie swojej ludzkiej formy do kochania się, jeśli człowiekiem była Kim Fraser. Wyprostował się i otarł się o lok z jej twarzy. "Daj mi swój telefon komórkowy." "Po co?" "Żebym mógł podziwiać znakomitą technologię, na jakiej zakup może sobie pozwolić ludzka kobieta." Wyciągnął rękę. "Chcę dać ci mój numer telefonu. A co myślałaś?" Kim wyciągnęła komórkę z kieszeni swej teczki i podała mu ją. Telefon był fantazyjny, tak, jak podejrzewał, ze wszystkimi rodzajami przycisków i dodatków. Zmienni mogli mieć tylko stare modele, ekologiczne, większość funkcji była wyłączona. Nie, że niektórzy Zmienni nie świrowali z nimi po kryjomu. Liam zaczął wbijać przyciski. "Zapisałem mój prywatny numer. Tylko dla ciebie. Jeśli czegoś potrzebujesz, zadzwoń do mnie. O każdej porze dnia i nocy." Kim patrzyła, jak schował komórkę z powrotem do jej teczki. "W każdej chwili?"

25 "W każdej chwili." "Co jeśli zadzwonię za godzinę, żeby sprawdzić twoje postępy?" "W takim razie to zrobisz." Uniosła brwi. "Bardzo mi ufasz." "Bo proszę, żebyś ty mi zaufała." Kim przygryzła wargę, czyniąc ją czerwoną i słodką. "Przypuszczam, że mogę." Wyciągnęła rękę. "Dziękuję za pomoc, panie Morrissey. Będę w kontakcie." Liam objął ją w talii i obrócił dookoła. "Ja nie odchodzę, kochanie. Odprowadzę cię do samochodu. " "Czemu? To tylko kilka przecznic dalej." "Mówiłem ci, kiedy tu jesteś, jesteś pod moją opieką. Uważasz, że to oznacza, że porzuciłbym cię tu, na chodniku?" "Nie mam najmniejszego pojęcia, co masz na myśli." "Mam na myśli odprowadzenie cię do twego samochodu." Wydała poirytowany dźwięk. "Nieważne." Liamowi chciało się śmiać. Była urocza, jego foksterier. I zdeterminowana. I cholernie uciążliwa. Telefon był od ojca, przekazującego Liamowi wieści, na których usłyszenie czekał. Pani Prawnik miała wynieść się z Shiftertown. Liam i Sean nagle byli potrzebni, by zająć się innymi sprawami. Liamowi podobały się krzywizny Kim przy jego ciele, gdy szli, jej wąska talia pod jego ręką. Nie próbowała wyrwać się od niego, zrezygnowała, wydawała się pozwolić mu iść z ramieniem wokół niej. Jakby byli parą, w ludzkim znaczeniu. Coś się w nim podgrzało, wypełniając przestrzeń. Liam nagle odciął uczucie. Nie mógł sobie pozwolić na związanie się z nią. Chronić ją, tak; cieszyć się nią, nie. Nie ważne jak była kusząca. Kim szybko oddychała przy ich tempie, a jej absurdalnie wysokie obcasy spowalniały ją. Życzył sobie, by zrzuciła swe buty, zdarła pończochy i szła boso po trawie. Wyobraził ją sobie spacerującą obok niego, z butami w ręku, uśmiechem na jej twarzy. Zbyt szybko dotarli do jej samochodu, czarnego dwudrzwiowego Mustanga. Auto zaćwierkało, gdy nacisnęła przycisk, by je odblokować.