Tłumaczenie: marika1311 Strona 2
C.C. HUNTER
„Turned at Dark”
Część 0.5 serii „Wodospady Cienia”
Tłumaczenie: marika1311 Strona 3
Della Tsang nigdy nie widziała ducha.. dopóki nie zobaczyła swojego nieżyjącego kuzyna,
pędzącego przez ulicę i dającego nura w boczną uliczkę. Gdyby nie światło lamp ulicznych,
przegapiłaby go.
I gdyby nie zauważyła blizny biegnącej wzdłuż jego podbródka, pomyślałaby po prostu, że to
ktoś podobny do Chana. Z drugiej strony, było już po północy. Ale zauważyła ją. Bliznę, którą
miał z jej powodu, bo w wieku sześciu lat, gdy bawili się na trampolinie, zderzył się z jej głową.
Po tym wydarzeniu rodzina nazywała ją twardogłową Dellą. Czasami zastanawiała się, czy
naprawdę była uparta, czy może też ta ksywka była kolejną rzeczą, której musiała sprostać.
Będąc dziewczyną z azjatyckim pochodzeniem, musiała zmierzyć się z wysokimi oczekiwaniami,
często zbyt wysokimi. Ale dlatego, że ona i jej siostra są w połowie białe, ich ojciec nalegał, by
pracowały dwa razy ciężej, aby udowodnić, że miłość ich rodziców nie skazi drzewa
genealogicznego.
Para zbliżających się reflektorów odciągnęło uwagę Delli od alejki, w której zniknął Chan. Nie,
żeby wierzyła, że to był on. A może..?
Samochód się zbliżył i myśląc, że przyjechał Lee, by ją odebrać, Della zeszła z ganku przed
domem Lisy, pozostawiając za sobą dźwięki wciąż trwającej imprezy.
Przynajmniej dwa razy miesiącu Della i Lee próbowali się wymykać, żeby być ze sobą przez całą
noc. Wiedziała, że jej rodzice wpadliby w szał, gdyby dowiedzieli się, że sypia z Lee. I nie miałoby
znaczenia to, że są praktycznie zaręczeni. Ale przynajmniej Lee zdobył aprobatę jej ojca. Na
szczęście, ona też się z nim zgodziła. Nie, żeby we wszystkim zgadzała się z ojcem. Jednak Lee
miał w sobie wszystko, czego Della chciała od chłopaka – był seksowny, popularny, mądry i – na
szczęście dla jej ojca – był Azjatą. Nie przeszkadzało jej nawet to, że Lee zbytnio nie przepadał za
imprezami.
Schodząc z ganku domu jej najlepszej przyjaciółki, po raz ostatni zerknęła w stronę alejki. To
nie mógł być Chan. Mniej niż rok temu była na jego pogrzebie – widziała jego trumnę,
opuszczaną w dół. Pamiętała, że nie płakała. Ojciec nalegał, by tego nie robiła. Zastanawiała się,
czy jej ojciec byłby rozczarowany, gdyby dowiedział się, że później tego dnia, kiedy leżała już
sama w łóżku, rozpłakała się.
Kiedy auto podjechało bliżej, Della zdała sobie sprawę, że myliła się. To nie był Lee.
Obserwowała, jak samochód jedzie ulicą, mijając tamtą alejkę. Stała tam, patrząc za nim i nagle
poczuła się samotna w tych ciemnościach. Wtedy usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości.
Lee: Rodzice wciąż nie śpią. Spóźnię się.
Marszcząc brwi, schowała telefon do kieszeni, a jej wzrok znowu powędrował w stronę tamtej
uliczki. Czy coś by się stało… gdyby poszła sprawdzić? Tylko sprawdzić. Żeby udowodnić, że
duchy nie istnieją.
Poruszając się powoli w zacienionych miejscach, zbliżyła się do alejki. Zimne powietrze
styczniowej nocy przedostawało się przez jej skórzaną kurtkę, a jej delikatne kroki na palcach
wydawały się zbyt głośne. Zanim dotarła do rogu, usłyszała wrzask. Od razu się zatrzymała.
Oddech uwiązł jej w gardle na widok walki – lub absolutnej wojny – która miała tam miejsce.
Odgłos uderzenia pięścią wypełnił zimną ciemność, a Della zobaczyła ciało wyrzucone w
powietrze, zupełnie jakby ważyło tyle, co szmaciana lalka.
Może i Della nie była dobrze zaznajomiona z tą mroczniejszą stroną życia, ale od razu wiedziała,
w co się wpakowała. Walki gangów. Serce podskoczyło jej do gardła. Musiała stąd uciekać. I to
szybko.
Cofnęła się, ale poślizgnęła się na obcasie i straciła równowagę. Jej noga wystrzeliła w górę, a
ona upadła na ziemię z głośnym hukiem.
Lecąc na tyłek, odchyliła ręce, żeby się czegoś podtrzymać. Poczuła ostry ból w dłoni, bez
wątpienia przez kawałek szkła z rozbitej butelki po piwie leżącej niedaleko. Krzywiąc się,
Tłumaczenie: marika1311 Strona 4
wymamrotała pod nosem przekleństwo. Słowo nie zdążyło jeszcze opuścić jej ust, kiedy martwa
cisza, która nagle zapadła, zwróciła jej uwagę. Walka została przerwana i co najmniej szóstka
młodych chłopaków, mniej więcej w jej wieku, zaczęła iść w jej kierunku. Poruszali się dziwnie,
jakby… ich postawa przypominała jej zwierzęta, które podchodziły, by sprawdzić swoje ofiary.
Della przeniosła uwagę z ich dziwnych ruchów na oczy. Poczuła szarpnięcie w sercu, kiedy
spostrzegła, że te mają ostry, pomarańczowy kolor. Następnie usłyszała niskie warczenie.
- Co, do…
Zanim mogła dokończyć zdanie, grupka chłopaków stała już obok niej.
- Człowiek. Mniam. – powiedział jeden z nich.
Napięcie wypełniło jej klatkę.
- Spadam stąd. – Zerwała się na równe nogi.
Nagle usłyszała za sobą kroki i wiedziała, że ją otoczyli. Warczenie nasiliło się i przysięgłaby, że
te dźwięki nie brzmiały ludzko. Odwróciła się, mając nadzieję na znalezienie jakieś drogi, którą
mogłaby uciec, ale wtedy nagle coś złapało ją w talii i poczuła uderzenie zimnego powietrza na
twarzy. Poczuła zawroty głowy i dezorientację, jakby nagle znalazła się w rollercoasterze
pędzącym z dużą prędkością. Próbowała krzyknąć, ale żaden dźwięk nie wydostał się z jej ust.
Otoczyła ją ciemność i chwilę zajęło jej zorientowanie się, że zamknęła oczy. Spróbowała je
otworzyć, ale pęd powietrza kuł ją w oczy, więc szybko zacisnęła powieki. Co się, do cholery,
działo? Teraz czuła się tak, jakby… leciała.
Lub spadała. Nie, nie spadała, coś – lub ktoś – ją trzymało.
Jej płuca wrzeszczały o trochę powietrza, ale coś, co chyba było ręką, uciskało jej brzuch tak
bardzo, że pozbawiało ją zdolności do oddychania. Próbowała się wyrwać, ale jej wysiłki były
daremne. Ktokolwiek ją trzymał, był jak zbudowany ze stali, jego ciało było twarde i zimne. Coś
mokrego ześlizgnęło się z jej ręki i zdała sobie sprawę, że to krew z rozciętej dłoni.
I właśnie wtedy rana zaczęła płonąć. I to płonąć tak bardzo, jakby ktoś ją polał alkoholem i
podpalił. Wydawało jej się, że piekący ból podąża w górę ramienia, aż do klatki piersiowej i na
chwilę jej serce przestało bić. Sapnęła, mając nadzieję choć trochę odetchnąć, ale wyglądało na
to, że powietrze nie może dotrzeć do jej płuc. Nie pozwalając na to, by strach ją powstrzymał,
zmusiła się do krzyku:
- Puść mnie, dupku!
Przez jej ciało przeszedł wstrząs, kiedy jej stopy dotknęły ziemi. Ramię ją puściło. Kolana się
pod nią ugięły, ale w ostatniej chwili złapała równowagę i otworzyła oczy. Mrugając, starała się
coś zobaczyć, ale wszystko było rozmyte.
- Oddychaj. – ktoś powiedział, a ona rozpoznała ten głęboki głos. Rozpoznała Chana.
Duchy istnieją?
Nie, to niemożliwe.
Kilka sekund później wróciła jej ostrość widzenia i o cholera, miała rację. Chan stał tuż przed
nią. Poczuła falę mdłości. Jej dłoń wciąż płonęła bólem. Chwyciła się za brzuch, schyliła i
zwymiotowała przed swoim nieżyjącym kuzynem.
- Och, cholera! – krzyknął i odsunął się z odrazą.
Wyprostowała się i gapiła przed siebie, myśląc, że lada chwila, a się obudzi. A może to nie był
sen. Czy ktoś wrzucił jej coś dziś do drinka? Przycisnęła dłonie do oczu, w tej chwili nie
przejmując się tym, że rozmazuje sobie po twarzy krew.
Kiedy opuściła dłonie, Chan się na nią gapił, tyle że tym razem jego ciemne oczy miały zielony,
jasny odcień.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 5
Odskoczył od niej.
- Krwawisz!
- A ty nie żyjesz. – Przycisnęła krwawiącą dłoń do brzucha, mając nadzieję, że nudności miną, a
dłoń przestanie płonąć.
Zmarszczył ciemne brwi i się w nią wpatrywał.
- O rzeż w mordę! Ty się zmieniasz.
- Nie, nieprawda! Stoję nieruchomo. W jednym miejscu. 1 – warknęła. – Chociaż z drugiej strony,
trochę kręci mi się w głowie. – Zamknęła oczy, ale potem znowu je otworzyła.
- Potrzebowałaś pomocy, więc… nie wiedziałem, że się skaleczyłaś…
- Nie potrzebowałam twojej pomocy, dałabym… dałabym sobie jakoś radę.
Potrząsnął głową.
- Wciąż twardogłowa, co?
Objęła się ramionami.
- Co się stało? Nie, inaczej. Co się dzieje? – Rozejrzała się dookoła i spostrzegła, że nie są już
dłużej obok domu Lisy ani w pobliżu ciemnej alejki, w której zobaczyła…
- Ty nie żyjesz, Chan. Jak to możliwe, że tutaj jesteś?
Potrząsnął głową i wbił spojrzenie w jej czoło.
- Gdybym wiedział, że krwawisz, nie byłbym… Powinienem był wiedzieć, że byłaś nosicielem.
Ale gdybym cię stamtąd nie zabrał, te psy pożarłyby cię żywcem.
Przestała go słuchać i starała się wydobyć jakiś sens z tego, co się dzisiaj stało. Przypomniała
sobie, że widziała bójkę gangów, potem upadła, potem ją otoczyli i…
- Och, cholera, umarłam?
- Nie. Ale niedługo będziesz sądzić, że umierasz. Dotknęłaś mnie otwartą raną. Twój wirus
budzi się teraz do życia. To dlatego się tak czujesz. – Przestał mówić i zaczął węszyć w
powietrzu. – Cholera, psy nas szukają. Musimy cię stąd zabrać. – Chciał ją zabrać, ale odskoczyła.
- Odsuń się. Masz na sobie rzygi.
- Twoje rzygi.
- Nie obchodzi mnie to. Nie chcę ich na sobie. Myślę… - Cokolwiek pomyślała, uciekło jej z
pamięci. Po raz kolejny poczuła, jak wiatr rozgania jej włosy po ramionach. Długie pasma latały
wokół niej tak mocno, że smagały ją po twarzy jak bicz.
***
Głowa Delli pulsowała z bólu. Czy to jej pierwszy, oficjalny kac? Ile piw wypiła na imprezie,
przecież tylko jedno, prawda? Nigdy nie piła więcej niż… otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą
sufit swojej sypialni. Wiedziała, że to jej pokój, bo czuła zapach waniliowych świec zapachowych
oraz cytrynowy aromat spreju, którym co piątek polerowała meble. A jej poduszka wciąż
1 Chodzi o to, że Chan mówi jej, że się zmienia w wampira - w oryginale używa czasownika turn, który
oznacza też odwrócić się, zwracać, skręcać, dlatego Della się oburza, że przecież stoi nieruchomo. :D
Tłumaczenie: marika1311 Strona 6
pachniała jak Lee, z tamtego dnia, kiedy podrzucił ją do domu po szkole, a nikogo innego jeszcze
nie było. Uwielbiała jego zapach.
Ale jak dotarła do domu z…
Fragmenty wspomnień zaczęły formować się w jej pamięci – Chan, walka gangów, lot.
Lot?
Poderwała się z łóżka, przez co jej głowa omal nie eksplodowała.
- Cholera. – wymamrotała i powiedziała sobie, że to musiał być sen.
- Cześć, kuzyneczko.
Usłyszała jego głos w tym samym momencie, w którym poczuła mdłości. Odwróciła się i po raz
drugi zwymiotowała na swojego martwego kuzyna.
- Blee, ohyda. – powiedział Chan, ale potem się zaśmiał. – Chyba na to zasłużyłem. Nie, żebym
chciał, by to się stało. Bo naprawdę nie chciałem. – Znowu wybuchnął śmiechem.
Delli nie było do śmiechu.
- Co się dzieje? – Poczuła łzy w kącikach oczu, częściowo z frustracji, częściowo z bólu.
Mrugając, powstrzymała je. Otwarła usta rękawkiem bluzki i zobaczyła swoją skórzaną kurtkę w
nogach łóżka.
Chan położył jej dłoń na ramieniu i lekko kiwnął głową.
- Połóż się, to ci wytłumaczę.
- Była walka między gangami. – wymamrotała, próbując sobie coś przypomnieć.
- Tak, między wampirami, a wilkołakami. Poszedłem ją obejrzeć. Fajnie popatrzeć, jak nasi
skopują kilka wilczych tyłków.
Jej telefon, leżący na nocnej szafce obok łóżka, zapiszczał, oznajmiając, że otrzymała
wiadomość. Próbowała pod niego sięgnąć, ale poruszanie się sprawiało, że czuła ból. Kolejna
gula zdławionych łez zalała jej gardło.
- To twój kochaś. – mówi Chan. – To chyba dziesiąta wiadomość, którą wysłał. Chyba ominęłaś
swoją seksowną randkę. – potrząsa głową. – Więc moja mała kuzyneczka spotyka się z facetem,
który ją obraca, co? Czuję się tak, jakbym powinien go pobić, czy coś.
Della opadła z powrotem na łóżko.
- Chcesz, żebym dał mu znać, że wszystko z tobą w porządku?
- Nie jest ze mną w porządku! – krzyknęła, ale mówienie sprawiło, że jej głowa zaczęła
pulsować jeszcze boleśniej. A świadomość, że rozmawia z duchem, tylko pogarszała ból. Czuła go
nawet w oczach, więc zamknęła je, marząc o uldze.
- Co jest ze mną nie tak? – wymamrotała do siebie, a nie do Chana, bo logika podpowiadała jej,
że tak naprawdę go tu nie ma.
Ktoś musiał coś jej dosypać do drinka na imprezie. Taak. To musi być to.
Usłyszała, jak krzesło przysunęło się do jej łóżka.
- Nie uwierzysz w to i to wcale nic dziwnego. Potrzeba chwili, żeby to do ciebie dotarło. Bo
widzisz… nie jestem martwy. Ja… cóż, nasza rodzina jest nosicielem wirusa. Jest uśpiony i
możesz przez całe życie nie wiedzieć o jego istnieniu, ale kiedy wejdzie się w bliski kontakt z
osobą chorą, a zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi krew, to… cóż, wirus się uaktywnia.
- Mam wirusa? – zapytała, przełykając nudności.
- Tak.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 7
- Ptasia grypa?
- Nie bardzo.
- West Nile2?
- Nie. Wampiryzm.
Otworzyła jedno oko – to wszystko, na co było ją stać – i na niego zerknęła. Roześmiałaby się,
gdyby nie czuła się tak, jakby umierała.
- Jestem wampirem?
- Jeszcze nie, przemiana zajmuje cztery dni. I to nie będzie proste. Ale ci pomogę.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. – Była córką swojego ojca, a to oznaczało, że zawsze wiedziała,
jak sobie radzić na własną rękę. Della przymknęła oko. Kolejna fala bólu przetoczyła się przez tył
jej głowy, a ona zdała sobie sprawę, że sposobem na to, by pomóc sobie samej, było przyjęcie
pomocy od kogoś innego. Ale nie od ducha. Używając resztek energii, jaka jej pozostała, stanęła
chwiejnie na nogi. Świat zaczął się kręcić.
- Gdzie idziesz? – Chan złapał ją zanim upadła na ziemię.
Zaczęła go ignorować, skoro nie jest prawdziwy, ale co tam, odpowie mu.
- Muszę iść do mamy. – Cokolwiek ktoś dosypał jej do drinka, to towar był mocny, skoro
siedziała tutaj i rozmawiała z duchem o wampirach.
- Nie mogę ci na to pozwolić. – Chan popchnął ją z powrotem na łóżko; nie, żeby to wymagało
wielkiego wysiłku, skoro była taka słaba. Miała mniej więcej tyle energii, co ślimak po zażyciu
Xanaxu3, zanurzony w filiżance rumiankowej herbaty.
- Mamo? – krzyknęła.
***
Della nie była pewna, czy była w szpitalu od trzech, czy dziesięciu godzin. Wcale nie czuła się
lepiej, ale przynajmniej nie miała już halucynacji. Chan zniknął. Nie pojawił się, od kiedy mama
znalazła ją leżącą w pozycji płodowej i wymiotującą po raz kolejny. Pielęgniarki wchodziły i
wychodziły z jej pokoju, próbując ją zmusić do wypicia czegoś. Nie miała ochoty na picie
czegokolwiek.
- Co ona, do jasnej cholery, wzięła? – Della usłyszała wkurzony głos swojego ojca.
- Nie wiemy, czy w ogóle coś wzięła. – odpowiedziała jej mama.
- Dlaczego miałaby nam to robić? Nie wie, jak to będzie wyglądać? – zapytał ojciec.
Della rozważała, czy jeszcze raz spróbować im powiedzieć, że jedyną rzeczą, którą zrobiła, było
wypicie jednego piwa. Wcześniej prawie wyznała im swoją teorię co do tego, że ktoś czegoś jej
dosypał, ale przestała, kiedy zdała sobie sprawę, że to wpędziłoby Lisę w kłopoty. Najlepiej było
trzymać język za zębami i przyjąć karę, jakakolwiek by nie była.
- Mam gdzieś, jak to wygląda! Chcę po prostu, żeby wydobrzała. – powiedziała jej mama.
2 Wirus, przenoszony przez komary.
3 Tabletki przeciwlękowe, uspokajające.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 8
Ta sama kłótnia, tylko w innej wersji. Mama nienawidziła dumy ojca. Della też jej nie cierpiała,
ale rozumiała. Ona też nie znosiła ponoszenia porażek. A na dodatek widziała jednopokojowe
mieszkanie ponad chińską restauracją, w której wychowywał się jej ojciec oraz jego sześcioro
rodzeństwa. On i jego rodzina zasługiwała na to, by być dumnymi z tego, co osiągnęli. A nie
udałoby im się to, gdyby popełniali błędy.
Della usłyszała, jak drzwi do jej pokoju ponownie się otwierają.
- Zróbcie sobie przerwę i idźcie na kawę, pobędę tu przez chwilę. – powiedział kobiecy głos.
Della pomyślała, że już go wcześniej słyszała. Prawdopodobnie należał do jednej z pielęgniarki.
Słyszała, jak jej rodzice wychodzą. Della poczuła przytłaczającą wdzięczność dla pielęgniarki, że
oszczędziła jej słuchania kolejnej kłótni, ale nie wiedziała, jak to wyrazić.
- Nie ma za co. – stwierdziła kobieta, zupełnie, jakby czytała jej w myślach.
Della otworzyła oczy. Pielęgniarka stała nad nią.
Della mrugała, próbując się skupić, a wtedy stało się coś dziwnego. Mogła zobaczyć… coś
dziwnego na czole tej kobiety. Głupoty, jak dziwne linie i takie rzeczy, jak pewnego rodzaju
pogmatwany komputerowy wzór. Jeszcze raz zamrugała, po czym powoli znów uniosła powieki.
Pomogło. Dziwny wzór zniknął.
Della uniosła się nieco na łóżku i zorientowała się, że coś jeszcze zniknęło. Cięta rana na jej
dłoni. Jak to mogło się tak szybko uleczyć?
Pielęgniarka się uśmiechnęła.
- Czy ktoś już z tobą rozmawiał?
Della zmusiła się, by sięgnąć po duży kubek stojący na szpitalnym stoliku przy łóżku.
- O moim piciu wody. Tak.
- Nie, chodziło mi o to, co się z tobą dzieje. – Pielęgniarka zabrała kubek z rąk Delli. – I niczego
nie pij. Będziesz się przez to czuła jeszcze gorzej.
- Gorzej? Już wiedzą, co mi jest?
Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł lekarz. Podszedł do jej łóżka i stanął z boku, patrząc na
nią z góry.
- Czy ona wie? – skierował swoje pytanie do pielęgniarki.
- Wiem co? – wypaliła Della.
- Nie sądzę. – odpowiedziała mu kobieta.
- Wiem co? – zapytała ponownie.
- Wirus u jej rodziców się nie aktywował?
- Nie.
- Moglibyście przestać rozmawiać o mnie tak, jakby mnie tu nie było?
Doktor na nią zerknął.
- Wybacz. Wiem, że to trudne. – Intensywność jego spojrzenia ją niepokoiła. Z jakiegoś powodu
wszystko w tym człowieku ją niepokoiło. Co jest dziwne. Normalnie nigdy z miejsca nie
znielubiłaby kogoś. Zwykle zajmowało jej to piętnaście minut plus dobry powód.
Znowu zaczęła zamykać oczy i bam, dziwny wzór pojawił się na czole lekarza.
Mężczyzna zawarczał i to tak naprawdę. Della przypomniała sobie, że członkowie gangu robili…
- Ktoś wie. – Doktor kiwnął głową w kierunku drzwi.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 9
Te po chwili otworzyły się szeroko i tak gwałtownie, że uderzyły w ścianę, od której odpadł
kawałek farby. Della uniosła wzrok, ale Doktor zasłaniał jej widok.
- Co ty, do cholery, jej robisz? – Chan stanął po drugiej stronie jej łóżka.
- Cholera. – wymamrotała Della. – To się znowu dzieje. – A kiedy zerknęła na pielęgniarkę,
zobaczyła, że jej dziwny wzór również powrócił na jej czoło. To było tak, jakby Della mogła
zajrzeć do jej głowy jak w jakimś kiepskim filmie klasy B4. Jakby widziała przód… jej mózgu. Tak,
to coś wyglądało jak jej mózg, tyle że nie było pomarszczone. To były dziwne, zygzakowate linie,
jakby skrzyżowanie kiepskiej, nowoczesnej sztuki i starożytnych hieroglifów.
- Co się dzieje? – zapytała pielęgniarka.
- Ja… widzę duchy. – Della musiała się powstrzymać od wpatrywania się w czoło kobiety.
Spojrzała na Chana i on też miał to dziwne coś na czole. Tyle że jego wzór był inny.
- Próbujemy jej pomóc. – odpowiedział lekarz.
Della aż sapnęła.
- Ty też go widzisz?
Chan syknął na mężczyznę, odsłaniając zęby, a Della przypomniała sobie wcześniejszą
niedorzeczną rozmowę o wampirach.
- Nie potrzebuje twojej pomocy, wilkołaku!
- Ty jej to zrobiłeś? – zapytał lekarz. – Ty ją zaraziłeś?
- Tak. – odpowiedział Chan, gotując się ze złości. – Nie wiedziałem, że krwawiła i musisz
wiedzieć, że nie miałem wyboru. Musiałem ją zabrać z tamtej alejki, inaczej twoje psy by ją
zabiły!
Doktor zmarszczył brwi.
- A wyjaśniłeś jej to chociaż?
- Próbowałem. Ale ona tego nie kupuje.
- Nie kupuję czego? – zapytała Della, z furią mrugając i mając nadzieję, że to gówno z ich głów
zaraz zniknie. – On nie żyje. – warknęła.
- Musimy zabrać ją ze szpitala, zanim zacznie się Druga Faza. – powiedziała pielęgniarka.
Że jaka faza? Teraz już nic nie miało sensu.
Lekarz spojrzał na Dellę.
- Posłuchaj, twój kuzyn nie umarł. Jest… wampirem i dzięki jego nieostrożności, czy ci się to
podoba, czy nie, ty również staniesz się jednym z nich.
Głowa Delli znowu zaczęła pulsować bólem.
- Muszę iść. – powiedział Chan. – Jej rodzice idą do windy.
- Zaczekaj. Jeśli ją wypuszczę, zadbasz o nią?
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy!
- Oczywiście, że tak. To moja kuzynka. – zapewnił Chan.
Pielęgniarka zerknęła na Dellę.
- Kiedy ukończysz przemianę, chcę, byś zadzwoniła do tej kobiety. – Wyciągnęła kartkę w jej
kierunku. Kiedy Della jej nie wzięła, ta wcisnęła ją do jej dłoni.
4 Filmy klasy B – tanie, amatorskie produkcje.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 10
- Zadzwonić do kogo? – zapytał Chan, wycofując się w stronę drzwi.
- Holiday Brandon. Jest dyrektorką obozu Wodospady Cienia.
- Nie pójdzie do tego głupiego obozu, żeby rząd namieszał jej w głowie.
Pielęgniarka się spięła.
- Oni nikomu nie mieszają w głowach. Pomogą jej zdecydować, co jest dla niej najlepsze.
- Wiem, co jest dla niej najlepsze. Zamieszka ze mną.
Zamieszkać z Chanem? Della próbowała nadążyć za tą szaloną rozmową, ale wtedy usłyszała
dźwięk otwierającej się windy, jakby ta znajdowała się tuż za jej drzwiami.
- I upozorować jej śmierć, tak jak ty to zrobiłeś? To dlatego ona myśli, że jesteś duchem, czyż
nie? – Pielęgniarka potrząsnęła głową. – Naprawdę tego dla niej chcesz? Żeby odeszła od swojej
rodziny, od życia, które znała?
Chan nie odpowiedział. Della widziała tylko jego rozmyty kształt w miejscu, w którym stał.
Drzwi ponownie się otworzyły, a kolejny kawałek tynku odpadł od ściany. Doktor i pielęgniarka
popatrzyli na Dellę ze współczuciem i litością. Ta się tylko wykrzywiła.
- Pielęgniarka ma rację. – powiedział lekarz. – Zadzwoń do Wodospadów Cienia. Zaufaj
swojemu kuzynowi i pomóż mu sobie pomóc przez kilka dni, ale potem nie wierz we wszystko,
co będzie mówił. Wyglądasz na mądrą dziewczynę. Użyj swojego własnego rozumu. Przy
odpowiednim rozplanowaniu, możemy wieść normalne życie.
- My? – zapytała Della.
- Istoty nadnaturalne. – powiedział i wskazał na siebie. – Wilkołak. – Potem skinął na
pielęgniarkę. – Elf. A ty jesteś wampirem. Są też inni, ale o nich dowiesz się w swoim czasie.
Della opadła na poduszkę.
- Więc to jest oficjalne? – mruknęła.
- Co? –zapytała pielęgniarka.
- To, że postradałam zmysły.
***
- Musisz coś jeść i pić. – powiedziała matka Delli, podając jej kubek z parą buchającą znad jego
krawędzi.
Della wczoraj wyszła ze szpitala. Głowa pulsowała jej jak cholera, a ciało bolało tak, jakby
przechodziła przez najgorszą odmianę grypy. A psychicznie było z nią równie źle. A jej myśli nie
krążyły wokół tego, że widziała Chana. Bardziej wokół tego, że była skłonna mu uwierzyć.
Zmieniała się w wampira. A według jej kuzyna pierwsze dwa dni przemiany były niczym
spacerek w japonkach w dół ulicy w porównaniu do dwóch kolejnych. Przyciągnęła kubek do
ust, udając, że pije, chcąc uspokoić mamę. Pielęgniarka, a potem Chan powiedzieli jej, że jedzenie
i picie pogorszą jej stan. Och, Della nie uwierzyła ich słowom. Nie. Musiała to udowodnić.
Nigdy nie słyszała o tym, żeby ktoś zwymiotował swoje organy wewnętrzne, ale dziwnie czuła
się tak, jakby brakowało jej jednego płuca. Dzięki Bogu, że miała takie dwa.
- Lee znowu dzwonił. – powiedziała jej mama, wygładzając kołdrę.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 11
- Przyjdzie do mnie? – Delli udało się wydobyć z siebie słowa. Była rozdarta pomiędzy chęcią
zobaczenia go, a niechęcią do tego, by zobaczył ją w takim stanie. Wyrzyganie swojego płuca nie
sprawiło, że wyglądała jakoś szczególnie atrakcyjnie.
- Powiedziałam, że mógłby, ale jego mama martwiła się, że możesz zarażać.
- Nigdy mnie nie lubiła. – wymamrotała Della, zamykając oczy.
- Dlaczego tak mówisz? – Jej mama wstała.
Bo jestem w połowie biała.
- Nie wiem. – skłamała i otworzyła oczy. – Bo mam za mocny charakter.
Mama ścisnęła jej dłoń.
- Bo masz charakterek. I jesteś zbyt niezależna. Zbyt uparta. Zupełnie jak twój ojciec. Ale go też
kocham. – Odgarnęła grzywkę Delli z oczu.
Kiedy jej mama wyszła, z szafy wyszedł Chan. Stanął naprzeciw łóżka.
- Zaraz wkroczysz w Trzecią Fazę.
- Skąd wiesz? – zapytała i och, cholera każdy nerw w jej ciele zawył z bólu. Jeśli tak wygląda
Faza Trzecia, to kompletnie jej się to nie podobało!
- Twoje serce przyśpiesza. – powiedział.
Della opadła na poduszki i wymamrotała pod nosem kilka brzydkich słów.
- Posłuchaj mnie. To bardzo ważne. Kiedy twoi rodzice tu przychodzą, musisz zachowywać się
normalnie. Cokolwiek się stanie, nie możemy pozwolić na to, żeby znowu zabrali cię do szpitala.
- Dlaczego? – zapytała i jęknęła.
- Tam jest za dużo krwi. Możesz stracić nad sobą panowanie. Nawet zapach krwi może sprawić,
że będziesz na krawędzi wytrzymałości. Pierwsze posiłki muszą być kontrolowane.
Kolejna fala bólu przetoczyła się przez jej ciało. Przygryzła wargę, żeby nie krzyknąć.
- Mogę przez to umrzeć? – Zacisnęła pięść na kołdrze. Nienawidziła uczucia przerażenia.
Nienawidziła, bo było ono oznaką słabości.
Jego czarne oczy odszukały jej wzrok.
- Tak.
Poczuła ostry, kłujący ból w głowie.
- Umrę? – W jej myślach natychmiast pojawił się Lee. Chciała, by tu był i ją przytulił. Jeśli miała
umrzeć, chciała go zobaczyć ostatni raz. A potem pomyślała o swojej młodszej siostrze. Della
przysięgła jej, że będzie tu dla niej, żeby upewnić się, że nikt nie będzie się nad nią znęcał, tak,
jak to było z nią. Z jakiegoś szalonego powodu jej siostra nie była tak silna, jak Della.
- Nie, nie umrzesz. – powiedział Chan, ale Della zauważyła zwątpienie w jego oczach. – Masz
zbyt twardą głowę. Twardogłowa Della nie może umrzeć. Słyszysz mnie? Nie umrzesz. Będziesz
silna.
***
Dwa dni później Della powoli wybudzała się ze snu. Spała niespokojnie przez większość
ostatnich czterdziestu ośmiu godzin. Przypomniała sobie, jak wstała i udawała, że jadła, kiedy
Tłumaczenie: marika1311 Strona 12
przyszli jej rodzice, więc nie zaciągnęli jej z powrotem do szpitala. I pamiętała, że kilka razy
rozmawiała z Chanem. Ale była tak rozgorączkowana, że jej pamięć wciąż była mglistym
miejscem. Otworzyła oczy, ale szybko zasłoniła je dłonią, żeby zasłonić promienie słoneczne
wpadające przez okno.
- Przestań. – wymamrotała wściekle.
- Do kogo mówisz? – zapytał Chan.
- Do słońca! – jęknęła i prawie odgryzła sobie język.
- Mnie też ono wkurza. Jesteśmy teraz nocnymi ludźmi. Ale słońce niedługo zajdzie. – Chan
musiał opuścić rolety, bo paląca jasność zbladła. Mówił dalej. – Jak tylko twoi rodzice pójdą spać,
wychodzimy. Muszę cię podszkolić.
- W czym?
- W twoim nowym życiu.
Uniosła dłoń z oczu i rozejrzała się. Pierwszą rzeczą, jaką zauważyła, były kwiaty. Czerwone
róże. Lee? Tak, to on. Przywołała wspomnienie, kiedy jej mama przyniosła je do jej pokoju i
przeczytała liścik. Lee pisał, że ją kocha.
Uśmiechnęła się i zdała sobie sprawę, że nie cierpi. Nic nie boli. Głowa. Wnętrzności. Nic. W
zasadzie czuła się… dobrze. Czuła się silna. Bardziej żywa niż kiedykolwiek.
- Dobrze się czuję! – Rozciągnęła ramiona i wykonała mały taniec w łóżku.
- Tak, udało ci się. Przez chwilę się bałem, ale…
- Gdzie moja komórka? – Chciała zadzwonić do Lee.
- W twojej szufladzie, żebym nie musiał słuchać wszystkich wiadomości. Twój kochaś się
zamartwia.
W tamtej chwili przypomniała sobie ich wszystkie rozmowy o wampiryzmie. Czy naprawdę mu
uwierzyła? A jeśli nie, jak wyjaśni pojawienie się Chana? Odepchnęła od siebie tę myśl i
postanowiła cieszyć się przez chwilę tym, że nie czuła się jak nieświeża psia kupa, zanim ruszy tą
drogą. Drogą, która – jak przeczuwała – spowoduje wiele bólu.
Siedząc na krawędzi łóżka, przypomniała sobie, jak Chan pomagał jej usiąść, opierając ją o
poduszki i mówił jej, by udawała, że wszystko jej w porządku, za każdym razem, kiedy jej
rodzice wchodzili po schodach. Nie pamiętała, jak jej to wychodziło, ale prawdopodobnie dość
dobrze, skoro nie zaciągnęli ją z powrotem do szpitala.
Wstała, rozciągnęła się i spojrzała na krzesło stojące obok łóżka. A wtedy uderzyło ją
wspomnienie Joy, jej młodszej siostry, wchodzącej do jej pokoju. Usiadła przy łóżku, trzymała
Dellę za rękę i płakała. Słowa Joy rozbrzmiały w głowie Delli jak jakaś smutna piosenka. Proszę,
Della, nie umieraj. Miałaś mi pomóc, miałaś mnie nauczyć, jak być tak silną jak ty.
Poczuła ból wypełniający jej klatkę piersiową. Cieszyła się, że nie umarła i nie zawiodła Joy.
Patrząc na okno, miała przebłysk wspomnienia… ze stania na dachu?
- Wychodziliśmy gdzieś?
- Taa, tak jakby czułaś potrzebę, żeby przetestować swoje skrzydła. To też ci się udało.
Nagle przywołała obraz poruszania się z niezwykłą prędkością i uczucia wiatru we włosach.
Czy to było prawdziwe?
Zaburczało jej w brzuchu.
- Umieram z głodu. – mruknęła.
Chan wskazał na duży, plastikowy kubek ze słomką.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 13
- Nie skończyłaś śniadania.
Sięgnęła po napój i pociągnęła łyk. Tysiąc różnych smaków eksplodowało na jej języku. Jagody,
ciemna czekolada, orzeźwiający melon. Smaki, których nawet nie rozpoznała, ale w jakiś sposób
wiedziała, że teraz, kiedy już ich spróbowała, nie będzie mogła bez nich żyć.
- Co to? – oblizała wargi i natychmiast zaczęła pić dalej.
Uniósł brew.
- To, czym będziesz się teraz żywić. Krew.
Prawie zwymiotowała, ale się powstrzymała. Przygryzła swój język.
- Krew tak nie smakuje. – Zerwała wieczko z kubka i spojrzała na coś, co… wyglądało jak krew.
– Jak…
- Nic już nie będzie smakować tak, jak kiedyś. Nie pamiętasz, jak krztusiłaś się zupą z kurczaka,
którą przyniosła ci mama?
Spojrzała na swojego kuzyna i jak przez mgłę zobaczyła próby jedzenia zupy.
- Powiedz, że sobie żartujesz.
- Przykro mi. Teraz wszystko jest inne. Nie przywykłem do owijania w bawełnę. Po prostu to
zaakceptuj.
Gapiła się na czerwoną substancję w swoim kubku.
- To nie może być prawda.
- A jednak.
- Och, Boże! – Odstawiła kubek na szafkę i się na niego spojrzała. – Co to za krew?
- AB minus. Zero jest lepsza, ale nie mogłem żadnej znaleźć.
- To… ludzka krew? – zapytała, czując, jak jej żołądek się zaciska.
Kiwnął głową.
- Zwierzęca nie jest nawet w połowie tak dobra. Ale dowiesz się o tym w swoim czasie. Jest
wiele rzeczy, których muszę cię nauczyć.
Przyłożyła dłoń do ust i wpatrywała się w kubek. Ale nawet jeśli myśl o piciu krwi sprawiała, że
chciała zwymiotować, nawet jeśli poprzysięgła sobie, że nie stanie się takim potworem.. to
jednak jej usta pragnęły kolejnego łyku.
Nigdy wcześniej nie poczuła prawdziwego głodu czy pragnienia, ale to… uczucie, które mówiło
jej, że jeśli nie wypije teraz reszty, to umrze, musiałoby być najbliższe temu doświadczeniu.
Chan wstał, żeby chwycić kubek. Zanim Della zdała sobie sprawę, co robi, rzuciła kuzynem
przez pokój i wyrwała mu napój. Ten roześmiał się.
- Tak właśnie myślałem.
Dokończyła pić i spojrzała na Chana.
- Potrzebuję więcej.
- Wiem. Tuż po przemianie jesteś głodna jak wilk. W ciągu moich kilku pierwszych dni wypiłem
chyba z pięćdziesiąt litrów. Ale będziesz musiała poczekać, aż twoi rodzice zasną.
- Chcę teraz. – syknęła, nawet nie rozpoznając swojego głosu.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 14
***
- Nie sprawdzili mnie? – zapytała kilka godzin później Della, wchodząc za Chanem do klubu.
Miejsce było ciemne, jedynym źródłem światła było tylko kilka zapalonych świec, ale nie miała
problemu z widzeniem, co było zadziwiające. Ani ze słyszeniem. Hałas, hałas dobiegający z
tłumu, rozmowy między osobami, odsuwanie krzeseł, dźwięki dochodzące do niej z każdej
strony, ale w jakiś sposób mogła uciszyć te rzeczy, których nie chciała słyszeć. Jednakże,
atmosfera nie wynikała z hałasu ani oświetlenia. W tym miejscu wibrowała energia. Della czuła
ją, czuła się tak, jakby ona ją karmiła, jak jakiś zakazany narkotyk.
- Jedyny dokument, jaki jest ci potrzebny, jest tutaj. – powiedział, dotykając swojego czoła.
Wtedy Della przypomniała sobie te dziwne wzory na czołach innych osób.
Złapała go za ramię.
- Co to jest? To coś na czole?
Uśmiechnął się szeroko.
- To twój dowód osobisty. Wszystkie nadnaturalne istoty posiadają umiejętność czytania
wzorów mózgu i w końcu nauczysz się odróżniać, kto jest kim. A jeśli skupisz się trochę bardziej
i zajrzysz pod ich osłony, przekonasz się, czy są przyjacielem, czy wrogiem.
Wskazał palcem przez całe pomieszczenie.
- Spójrz na tego faceta w zielonej koszulce. Zmruż oczy, spójrz na jego czoło i powiedz mi, co
widzisz.
Najpierw widziała tylko jego czoło, ale potem…
- Widzę… zakręcone linie.
- A teraz spójrz na mój wzór. Widzisz podobieństwa? – zapytał Chan.
- Tak. Ale nie są identyczne. – powiedziała.
- Nie identyczne, ale facet jest wampirem. Wzory mózgów są jak ślady na śniegu, prędzej czy
później będziesz w stanie rozróżnić jakiego rodzaju jest ta osoba.
Kiwnęła głową i rozejrzała się po klubie.
- Spójrz na wzór tego wielkiego faceta w czarnym płaszczu. – powiedział.
Tak zrobiła. Wzór był zupełnie inny. Miał poziome linie i…
- Teraz spójrz głębiej. I nie odrywaj wzroku. Otwórz swój umysł.
Skupiła się i zobaczyła ciemne i czarne cienie, które sprawiały wrażenie niebezpieczeństwa.
Zrobiła krok w tył.
Roześmiał się.
- Spokojnie. Nie zrani cię. W każdym razie, nie tutaj. Ale spotkaj go w ciemnej alejce, a kto wie.
- Nie przestraszyłam się. – powiedziała, ale wiedziała, że to kłamstwo i usłyszała, jak bicie jej
serca przyśpieszyło, jakby chciało to podkreślić.
- A powinnaś. Jest wilkołakiem i kimś, z kim nie chciałabyś mieć nic wspólnego.
Della coś sobie przypomniała.
- Lekarz. Był wilkołakiem i nie wydawał się być… zły.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 15
- Wszystkie są złe. – Rozejrzał się. – Tam jest elf, ładna brunetka w różowym stroju. A
właściwie pół elf, pół człowiek.
Della spojrzała na nią i zmarszczyła brwi, przywołując wspomnienie wzoru mózgu pielęgniarki
ze szpitala.
- Chyba rozumiem, tak jakby. Ale jeśli nie wszyscy się ze sobą dogadują, to jakim cudem
przebywają razem w jednym barze? I dlaczego razem pracują?
- Bo niektórzy uważają, że powinniśmy żyć jak jedna wielka, szczęśliwa rodzina. Podobnie jak
ludzie, którzy chcą żyć u boku lwów. I muszę przyznać, że miałem swój sprawiedliwy udział w
zabawieniu się z kilkoma rasami. – Poruszył brwiami. – Zwłaszcza z ludźmi. Bawienie się z
naszym jedzeniem jest zabawne.
Della się cofnęła.
- Jesteś człowiekiem. Jak możesz…
- Już ci wcześniej powiedziałem, że nie będę niczego owijał w bawełnę. Nie jestem już
człowiekiem. Ty także. Musisz zacząć patrzeć na ludzi jako ofiary.
Przyłożyła dłoń do ust.
- Ta krew z wcześniej… ty chyba nie… nie skrzywdziłeś nikogo?
- Wziąłem ją z banku krwi. – Odwrócił wzrok, trochę za szybko, zupełnie jakby kłamał. – Och,
spójrz na tego facecika w czarnej bluzce. Sprawdź jego wzór, ale.. jeśli tu spojrzy, to szybko
odwróć wzrok.
Della poczuła wzburzone emocje w swojej klatce. Spojrzała się na Chana.
- Spójrz na niego. To ważne. Musisz umieć rozpoznawać to gówno.
- Dlaczego?
- Bo jest zmiennokształtnym. Musisz być w stanie ich rozpoznawać, żebyś mogła się trzymać od
nich z daleka. Są wkurzający. To całe zmienianie kształtów namieszało im w psychice. Większość
z nich zabiłoby cię od razu, jak tylko byś się do nich odezwała.
Znów poczuła ucisk w klatce.
- Nie martw się. – powiedział Chan. – Tam, gdzie będziesz mieszkać, nie…
Della przypomniała sobie rozmowę o opuszczeniu swojej rodziny. Nie mogła tego zrobić.
- Chan, ja…
- Zabieram cię ze mną do Utah. Jest tam społeczność wampirów. Właściwie myślę o dołączeniu
do gangu, a jeśli chcesz, oboje możemy…
Potrząsnęła głową.
- Nawet gdybym chciała, rodzice nigdy by mnie nie puścili.
- Co jest kolejnym powodem, dla którego tutaj jesteśmy. Jest tu taki koleś, właściciel domu
pogrzebowego, pomoże nam upozorować twoją śmierć. Jak chcesz to zrobić? Wypadek
samochodowy? Może upadniesz i rozbijesz głowę po wyjściu spod prysznica. On jest w tym
naprawdę dobry.
Della stała tam i się na niego gapiła, a ciemne pomieszczenie, oświetlone płomieniami świec,
wydawało się być surrealistyczne. Wtedy przypomniała sobie, jak zdruzgotani byli rodzice
Chana na jego pogrzebie, jak bardzo płakała jego siostra i Joy. I to, jak ona sama chciała płakać,
ale ojciec wciąż na nią zerkał i przypominał o tym, by była silna.
- Nie. – powiedziała do Chana. – Nie zrobię tego.
- Nie masz wyboru.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 16
- Nie!
I tak po prostu, poczuła wstręt do Chana. Musiała od niego uciec. Z dala od wszystkich rzeczy,
które on jej mówił. Odepchnęła go mocno. Mocniej, niż zamierzała. Zobaczyła, jak przeleciał
przez całe pomieszczenie. Nie czekała, by zobaczyć, gdzie wylądował albo nawet żeby sprawdzić,
czy wszystko z nim w porządku. Ruszyła. Przemykała się między stolikami, dopóki nie zobaczyła
drzwi i do nich nie pobiegła. Ten pokój był nawet jeszcze ciemniejszy, na stoliku stały dwie lub
trzy świeczki. Odsunęła się od ich światła, mając nadzieję na ukrycie siebie w tłumie.
Nagle jakiś facet złapał ją za przedramiona.
- Zwolnij, cukiereczku. Wszystko w porządku?
Cukiereczku? Spojrzała na niego ze łzami w oczach, przez co jej widok był trochę zamazany, ale
nagle zobaczyła jego wzór. Nie wiedziała, czym był, ale wiedziała, że coś jest z nim nie tak, czuła
niepokój. Facet pochylił się, jego oddech pachniał jak cebula.
- Zamówiłem to dla siebie, ale ty chyba potrzebujesz tego bardziej. – Włożył jej w dłoń szklankę.
Miała zamiar ją wyrzucić, ale wtedy uderzył ją zapach tego, co było w środku. Egzotyczny
zapach. Uniosła szklankę do ust i połknęła wszystko za jednym razem. To było lepsze niż
jakikolwiek alkohol, którego próbowała. Nawet lepsze niż krew, którą piła wcześniej.
- Co to było? – zapytała, oblizując wargi.
- Świeża zero minus. Świeżo spuszczona. – Facet się uśmiechnął. – Jestem Marshal. Może
pójdziemy do mnie? Mam jej trochę w domu.
Jego wątpliwa reputacja nagle ją przytłoczyła.
- Słyszałeś kiedyś o uwiedzeniu osoby nieletniej, zboczeńcu? – zapytała, kipiąc ze złości i zdając
sobie nagle sprawę, że facet jest starszy od jej ojca.
- Potrzebujesz pomocy? – zapytała dziewczyna, która nagle pojawiła się obok nich. Była ubrana
jak Gotka, a jej oczy płonęły złotym kolorem. Della zmarszczyła brwi, patrząc na jej czoło i
zadecydowała, że najprawdopodobniej była wilkołakiem. Chwyciła mężczyznę.
Facet odepchnął dziewczynę i złapał Dellę. Della straciła nad sobą panowanie i rzuciła nim
przez pomieszczenie w ten sam sposób, jak zrobiła to z Chanem, a potem pobiegła w stronę
kolejnych drzwi. Wcześniej jednak zerknęła w stronę tamtej dziewczyny, żeby zobaczyć, że ta
unosi kciuki w górę. Della nie mogła poradzić na to, że zastanawiała się, czy Chan nie mylił się co
do tego, że wilkołaki są złe.
- Nie wierz we wszystko, co będzie mówił. Wyglądasz na mądrą dziewczynę. Użyj swojego
własnego rozumu. – Słowa lekarza rozbrzmiewały w jej głowie, ale nie miała czasu na myślenie.
Usłyszała, jak facet mówi do kogoś, żeby ją do niego sprowadził, żeby mógł dać jej nauczkę.
Della pomyślała, że dzisiaj nauczyła się już wystarczająco dużo. Pobiegła szybciej, obijając się o
stoły i krzesła, które nie zawsze stały puste.
- Przepraszam. Przepraszam. – mamrotała pod nosem, poruszając się przez tłum ludzi. Czuła
piwo i słyszała bąbelki w napojach. Klub był jak stary dom, miał wiele małych pokojów, w
których były tłumy ludzi. Wnętrze wyglądało tak, jakby ktoś stworzył je na zasadzie labiryntu.
Poruszała się bez celu, przez jedne drzwi, potem przez kolejne, a może to wcale nie było takie
bezcelowe…
Szła za czymś. Nie wiedziała, za czym, dopóki… dopóki nie zdała sobie z tego sprawy.
Krew.
Weszła do kolejnego pomieszczenia, w którym leżało trzech mężczyzn, z igłami wystającymi z
ich ramion, a krew była pobierana z ich ciał.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 17
Jej pierwszą myślą było to, że są zmuszani do oddawania tej substancji podtrzymującej ich
życie, a drugą było… mniam. Zaburczało jej w brzuchu i oblizała swoje usta. A potem poczuła
wstręt do samej siebie. Cofnęła się o krok, przerażona potrzebą, która pochłaniała jej ciało, ale
zapach zawładnął jej myślami. Poczuła ślinkę napływającą do ust.
- Jeśli chcesz ją kupić, musisz iść do baru. – powiedział jeden z mężczyzn. – Pracujemy dla
Tony’ego, który skopie nam tyłki, jeśli zaczniemy sprzedawać ją tutaj. Ale jeśli chcesz wziąć
jedną z naszych wizytówek, pogadamy potem.
Della obserwowała, jak jeden z nich wstał i wyciągnął igłę z ramienia, po czym zamknął worek z
krwią jakimś plastikowym zaciskiem. Ale dojrzały, egzotyczny zapach zdążył już wypełnić pokój.
Patrzyła, jak facet odkłada woreczek z krwią na metalową tacę.
- Głodna, co? – zapytał i się do niej uśmiechnął. Zmarszczyła brwi i zobaczyła, że jego wzór
mózgu jest podobny do tego, jaki miała pielęgniarka. Był elfem?
Wzięła głęboki oddech, a ten zapach znowu wypełnił jej płuca. To, że zaoferowali, iż później
mogą jej sprzedać krew, dowodziło, że nie zmuszano ich do tego. Co w jakiś sposób sprawiło, że
jej pragnienie nie wydawało jej się takie ohydne.
Jej serce pędziło. Żołądek znowu zaburczał, a ona rzuciła się przed faceta, jej jedynym celem,
pragnieniem było dorwanie torebki krwi w swoje ręce.
I tak też się stało. Pozostali mężczyźni wstali z łóżek, wyszarpując igły ze swoich rąk, kiedy
wstawali. Krew zaczęła kapać na podłogę. Syknęła na nich, myśląc, że ją zaatakują, ale tylko się
cofnęli, jakby ich przerażała. Wiedziała, że przeraziła siebie. Głęboki, wściekły odgłos wyrwał się
jej z ust, niepodobny do jakiegokolwiek, który z siebie wydała.
Cofając się, dłonią znalazła klamkę i popchnęła drzwi, wychodząc na zewnątrz. Ostry,
przeszywający dźwięk wypełnił jej głowę. Alarmy. Trzymała worek z krwią blisko swojej piersi i
dała nura między stoliki zapełnione ludźmi. Głowy odwracały się za nią i śledziły każdy jej ruch.
Zdała sobie sprawę, że inni tutaj mogli być tacy, jak ona i prawdopodobnie potrafili wyczuć
zapach krwi. Ale nie dbała o to. Potrzebowała jej. Musiała ją mieć.
Nagle poczuła, że ktoś łapie ją za ramię i szarpnięciami przeciąga przez pokój. Walczyła, ale siła
jej przeciwnika była porównywalna do jej poziomu. Alarm wciąż dzwonił, słyszała ludzi
uciekających przed nią, a niektórzy biegli w jej kierunku. Ktokolwiek ją trzymał, nadal ciągnął ją
za ramię. Uniosła wzrok i nie zobaczyła żadnych drzwi, żadnej drogi ucieczki. Umrze tutaj, bo
ukradła krew? Próbowała wyrwać się swojego oprawcy, ale nie mogła. A potem rozbili okno,
wychodząc przez nie, odłamki szkła latały wokół niej, w następnej sekundzie już lecieli.
- To było cholernie głupie. – powiedział Chan. – Mogli nas tam zabić.
Zacisnęła powieki, nie chcąc okazać słabości, ale wewnętrznie cierpiała i łzy płynęły. Co się z
nią stało? Jakim potworem się stała?
Po kilku minutach ona i Chan stanęli na zewnątrz jej domu. Zazwyczaj jej kuzyn lądował na
dachu i wchodzili przez okno w jej sypialni. Nie tym razem. Przycisnęła woreczek z krwią do
piersi.
- Jeśli tego chcesz, to lepiej wypij to teraz. – powiedział, a jego frustracja była widoczna w jego
postawie i tonie głosu. – Twoi rodzice się obudzili i są wkurzeni.
Worek z krwią wciąż był ciepły. W jakiś sposób zapach wyciekł z plastikowej torebki i dotarł do
jej nosa. Della spojrzała na swój dom.
- Skąd wiesz, że nie śpią?
- Skup się. Twój wrażliwy słuch powinien już działać.
Uniosła wzrok i spojrzała na okno od swojego pokoju.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 18
- Nie słyszę… - I nagle to usłyszała. Jej mama płakała, a ojciec mamrotał pod nosem, jak to
zamierza znaleźć dobry ośrodek odwykowy. Della wbiła wzrok w Chana. – Nie zażywam
narkotyków.
- Taa, ale zachowujesz się inaczej, niż wcześniej, więc tak zakładają. Moi rodzice robili to samo.
– westchnął. – Ale to, co oni myślą, nie jest ważne.
- Dla mnie jest. – odburknęła.
Potrząsnął głową.
- Nie widzisz, że życie tutaj będzie niemożliwe? Nie jest tak, że będziesz mogła trzymać swoją
krew w lodówce. Już nie pasujesz do ich stylu życia.
Teraz to ona potrząsnęła głową.
- Nie mogę… nie mogę odejść od… Lee. I nie mogę zostawić swojej siostry. Potrzebuje mnie. – I
nieważne, czy chciała to przyznać, czy nie, to kochała swoich rodziców.
- Twardogłowa Della. – wymamrotał Chan. – Powinienem był wiedzieć, że będziesz chciała to
robić po swojemu. Więc idź… wejdź tam ze swoją krwią i zobaczymy, jak to wytłumaczysz. –
Wyrzuca ręce w powietrze, zirytowany. – Ja idę. Wracam do Utah. Jak zdobędziesz dla siebie
krew jutro, albo potem? Nie możesz już mieszkać z ludźmi. Nie możesz.
- To moja rodzina. – odpowiedziała.
- Już nie. Ja jestem twoją rodziną. Inne wampiry są twoją rodziną. Przekonasz się. Już nie
należysz do ich świata.
Spojrzała na torebkę z krwią, którą trzymała w ręce. Dłonie jej się trzęsły. Serce ściskało z bólu.
- Ach, pieprzyć to. – powiedział Chan, a furia w jego oczach trochę wyblakła. – Daj mi tą krew.
Później ci ją przyniosę. Idź do swoich rodziców. Ale mówię ci, że nie będę wiecznie w pobliżu, by
dostarczać ci krew. Prędzej czy później, będziesz musiała od nich odejść. Przekonasz się. Nie
obchodzi mnie to, jak twardogłowa jesteś, prędzej czy później będziesz musiała zaakceptować
moją pomoc.
***
Della nie chciała płakać. Nieważne, jak ostre i gorzkie były słowa jej ojca. Siedziała na kanapie, z
wysoko uniesioną brodą i przyjmowała obelgi, którymi ją obrzucał. Każda kolejna bolała coraz
bardziej. Ale niech ją diabli, nie będzie płakać. Jej ojciec kontynuował; Była rozczarowaniem dla
niego i jego rodziny. Przyniosła wstyd ich nazwisku. Już nigdy nie będzie mógł publicznie czuć
dumy.
- Idź do swojego pokoju i pomyśl o tym, co zrobiłaś! – w końcu zażądał.
Więc poszła. Nie mogła odejść od niego lub matki wystarczająco szybko. Jej mama stała z
kamienną miną i pozwalała mu mówić te wszystkie okropne rzeczy. Wszystkie były kłamstwem.
Nie brała narkotyków ani nie sprzedawała swojego ciała, żeby nakarmić swoją obsesję.
Oddała swoje ciało jednemu – Lee – którego kochała i który kochał ją. Kiedy weszła do swojej
sypialni, zatrzasnęła za sobą drzwi i starała się przełknąć gulę wstydu, gniewu i furii, która
wypełniała jej gardło.
Wtedy do jej nosa dotarł zapach róży. Zerknęła na nią. Nagle wszystkim, o czym mogła myśleć,
był Lee. Pragnęła tego, by ją przytulił, by powiedział, że wszystko będzie dobrze. Pędząc do okna,
Tłumaczenie: marika1311 Strona 19
otworzyła je szybko i wgapiła się w trawnik dwa metry pod nią. Przez kilka chwil stała na
krawędzi, niepewna, jak to zrobić, ale desperacja popchnęła ją do skoku.
Wylądowała na stopach, nie czując impetu od skoku, po czym wzięła głęboki wdech i zaczęła
biec. Na początku biegła powoli, potem ruszała się coraz szybciej i szybciej. Wkrótce nie była
nawet pewna, czy jej stopy dotykają ziemi. Kiedy wiatr rozganiał jej włosy, Della formowała w
myślach nowy plan.
Nie musiała jechać z Chanem do Utah; ona i Lee mogliby zamieszkać razem. Już o tym
rozmawiali. Mogliby pracować na pół etatu i chodzić do szkoły. Mogliby to zrobić.
W ciągu mniej niż pięciu minut, stanęła przed domem Lee. Spojrzała w jego okno; w pokoju
było ciemno. Oczywiście, że było ciemno, bo była druga w nocy, ale nie obchodziło ją to.
Podskoczyła, łapiąc się krawędzi parapetu i popchnęła okno. Na szczęście, nie było zamknięte.
Kiedy wczołgała się do środka, Lee usiadł na łóżku. Zamrugał, przebiegł dłonią po włosach i
wpatrywał się w nią tymi ciemnymi oczami.
- Della?
Podeszła bliżej.
- Ja… musiałam cię zobaczyć. Tęskniłam.
- Wszystko w porządku?
- Taa, wszystko dobrze.
- Twoja mama mówiła, że lekarze nie wiedzieli, co się z tobą działo.
- Nie wiedzieli, ale teraz już jest mi lepiej i tak sobie myślałam… chcę z tobą być. Chcę z tobą
zamieszkać, w naszym miejscu, tak, jak o tym rozmawialiśmy.
Gapił się na nią. Jego włosy sterczały na wszystkie strony, nie miał koszulki i wyglądał dobrze.
Seksownie. Przesunęła się na krawędź łóżka.
- Jak ty… jak weszłaś do środka? – spojrzał na okno.
- Było otwarte.
- Ale to drugie piętro. – podrapał się w głowę.
Usiadła obok niego.
- Kocham cię, Lee. Chcę z tobą być, na zawsze. – Sięgnęła dłonią, by go dotknąć. Jego skóra była
taka gorąca.. taka miła w dotyku. Chciała się po prostu przy nim położyć i pozwolić mu się objąć.
Skrzywił się i wzdrygnął.
- Jesteś zimna. Naprawdę zimna.
Jego słowa sprawiły, że przypomniało jej się coś, co powiedział Chan o zmianie temperatury jej
ciała i że nie mogła już pozwolić na to, by rodzice jej ją mierzyli.
- Co z tobą? – spytał, odsuwając się. – Wciąż musisz być chora.
- Nie. – powiedziała Della. – Jestem zdrowa, tylko… to znaczy… - To znaczy co? Co zamierzała
mu powiedzieć? Chyba nie prawdę? – Nie zarażam. – dodała w końcu.
- A co miałaś? – jeszcze bardziej się od niej odsunął, podczas gdy ona marzyła tylko o tym, by się
do niego zbliżyć. Chciała, żeby ją objął, przytulił i sprawił, żeby zapomniała o wszystkim, co się
wydarzyło w ciągu kilku ostatnich dni. Lee przebiegł dłońmi po swoich czarnych włosach. –
Powinnaś już pójść. Wiesz, jak to będzie wyglądało, jeśli cię tu złapią.
- Będzie to wyglądać tak, jakbyśmy ze sobą sypiali. Co jest prawdą. Nie obchodzi mnie już, czy
ludzie o tym wiedzą.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 20
Położyła dłoń na jego ramieniu.
- Ale mnie obchodzi. – powiedział. – Nie dotykaj mnie. – Odepchnął jej dłoń. – Ja… przepraszam,
ale nie podoba mi się to, jaka teraz jesteś. Coś jest z tobą nie tak. Ciężko to wyjaśnić, ale wydajesz
się być teraz naprawdę dziwna. Myślę, że powinnaś wrócić do domu, porozmawiać z rodzicami i
przyjąć pomoc, której potrzebujesz.
I wtedy to do niej dotarło. Uderzyło ją to tak, jakby przejechała po niej ogromna ciężarówka bez
hamulców. Lee nigdy nie przyzwyczai się do tego, jaka jest. Jeśli obawiał się jakieś grypy, to jak
zachowałby się, gdyby dowiedział się o tym, że jest wampirem? O tym, że pije krew?
Poczuła łzy pod powiekami, ale wychowana przez swojego ojca, nie pozwoliła, by choć jedna z
nich spłynęła.
- Rozumiem. – wstała.
- Rozumiesz co? – zapytał.
Podeszła do okna i obiecała sobie, że się nie obejrzy, ale nie mogła się powstrzymać. Odwróciła
się i napotkała jego spojrzenie. Z jakiegoś powodu, nagle zobaczyła w Lee coś, czego nigdy
wcześniej nie widziała. Zobaczyła jej ojca. Ale jednak…
- Kocham cię. Zawsze będę. – Z tymi słowami wyskoczyła z okna. Słyszała, jak ją wołał i odsunął
zasłony.
Ale zanim jego stopy dotknęły podłogi, ona była już daleko.
***
Kiedy wróciła do pokoju, usiadła na krawędzi łóżka. Jej żołądek się skręcał, usta wysychały z
pragnienia i wiedziała, czego potrzebowała… krwi. Gdzie był Chan? Wziął tą krew dla siebie?
Opuścił ją? Zeskoczyła z łóżka, podeszła do okna i wbiła wzrok w swoje odbicie. Jej oczy nie
miały już ciemnobrązowego odcienia, ale złoty. Świeciły jasno, jakby coś w środku niej płonęło,
chociaż ona była zimna. Zbyt zimna dla Lee? Zauważyła, że jej siekacze były… zaostrzone.
Jej serce przyśpieszyło, a ona ponownie usłyszała słowa Chana. Nie możesz już mieszkać z
ludźmi. Nie możesz. Przekonasz się. Już nie należysz do ich świata.
Poczuła w piersi bolesny ścisk i tym razem rozpłakała się. Łzy strumieniami pociekły po jej
policzkach. Akceptując to, co musi zrobić, złapała swoją walizkę i zaczęła do niej wrzucać rzeczy.
Kiedy Chan przyjdzie, będzie gotowa. Ale potem zdała sobie sprawę, że nie mogła odejść bez…
bez chociażby zobaczenia swojej rodziny ostatni raz. Wyszła na palcach ze swojego pokoju i
skierowała się w dół po schodach. Drzwi do pokoju rodziców były zamknięte, ale uchyliła je
odrobinę. Tylko tyle, by na nich zerknąć. Jej matka spała oparta o pierś ojca. Może i nie podobała
jej się duma ojca, ale wciąż go kochała. Kochała go, bo w głębi duszy wiedziała, że porzucił swoją
dumę, by poślubić białą kobietę. W zasadzie, kochał mamę bardziej niż swoją dumę.
Czuła ścisk w gardle, kiedy po cichu zamykała drzwi. Wróciła na górę, ale zamiast pójścia do
swojego pokoju, wybrała drogę do sypialni Joy. Drzwi nie były zamknięte. Weszła do środka i
podeszła do krawędzi łóżka. Jej siostra obróciła się i otworzyła oczy.
- Lepiej się czujesz? – zapytała.
- Tak. – odpowiedziała Della, starając się, by jej głos nie drżał.
Joy posłała jej ten zaspany uśmiech, który sprawiał, że wyglądała na młodszą niż dziesięć lat.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 21
- Mówiłam mamie, że nie umrzesz, bo nie zostawiłabyś mnie. Nigdy mnie nie zostawisz. –
Opadła z powrotem na poduszki i odpłynęła w sen.
Della poczuła łzy napływające do oczu, a wiedza, że już nigdy nie zobaczy swojej siostry,
sprawiła, że pękło jej serce. Wstała i wyszła z jej pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na
swoją spakowaną torbę. Zostawiła otwarte okno, mając nadzieję, że Chan to zobaczy i wróci. Do
środka wpłynęła bryza. Czuć było… zimno. Nienaturalne zimno. Dreszcze wspięły się po jej
kręgosłupie.
Coś leżącego na ziemi przykuło uwagę Delli. Spojrzała w dół na wizytówkę. Podniosła ją i
zobaczyła nazwisko Holiday BrandonHoliday BrandonHoliday BrandonHoliday Brandon. Poniżej był numer telefonu oraz słowa Obóz wObóz wObóz wObóz w
Wodospadach CieniaWodospadach CieniaWodospadach CieniaWodospadach Cienia.
Jak przez mgłę przypomniała sobie lekarza i pielęgniarkę, którzy mówili jej, że powinna do
kogoś zadzwonić, do kogoś, kto pomoże jej zdecydować, co robić. Nie mogła zadzwonić do obcej
osoby z prośbą o pomoc. A może..?
Jej myśli zawędrowały do siostry. Della podniosła swój telefon i wybrała numer.
- Obóz w Wodospadach Cienia. – powiedział kobiecy głos. Della nie mogła niczego powiedzieć. –
Halo? Jest tam ktoś? – zapytała kobieta zaspanym głosem. – Kto mówi?
Kolejna fala łez wezbrała się pod jej powiekami, po czym powoli zaczęły sunąć po jej
policzkach.
- Nazywam się Della Tsang i potrzebuję pomocy.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 2 C.C. HUNTER „Turned at Dark” Część 0.5 serii „Wodospady Cienia”
Tłumaczenie: marika1311 Strona 3 Della Tsang nigdy nie widziała ducha.. dopóki nie zobaczyła swojego nieżyjącego kuzyna, pędzącego przez ulicę i dającego nura w boczną uliczkę. Gdyby nie światło lamp ulicznych, przegapiłaby go. I gdyby nie zauważyła blizny biegnącej wzdłuż jego podbródka, pomyślałaby po prostu, że to ktoś podobny do Chana. Z drugiej strony, było już po północy. Ale zauważyła ją. Bliznę, którą miał z jej powodu, bo w wieku sześciu lat, gdy bawili się na trampolinie, zderzył się z jej głową. Po tym wydarzeniu rodzina nazywała ją twardogłową Dellą. Czasami zastanawiała się, czy naprawdę była uparta, czy może też ta ksywka była kolejną rzeczą, której musiała sprostać. Będąc dziewczyną z azjatyckim pochodzeniem, musiała zmierzyć się z wysokimi oczekiwaniami, często zbyt wysokimi. Ale dlatego, że ona i jej siostra są w połowie białe, ich ojciec nalegał, by pracowały dwa razy ciężej, aby udowodnić, że miłość ich rodziców nie skazi drzewa genealogicznego. Para zbliżających się reflektorów odciągnęło uwagę Delli od alejki, w której zniknął Chan. Nie, żeby wierzyła, że to był on. A może..? Samochód się zbliżył i myśląc, że przyjechał Lee, by ją odebrać, Della zeszła z ganku przed domem Lisy, pozostawiając za sobą dźwięki wciąż trwającej imprezy. Przynajmniej dwa razy miesiącu Della i Lee próbowali się wymykać, żeby być ze sobą przez całą noc. Wiedziała, że jej rodzice wpadliby w szał, gdyby dowiedzieli się, że sypia z Lee. I nie miałoby znaczenia to, że są praktycznie zaręczeni. Ale przynajmniej Lee zdobył aprobatę jej ojca. Na szczęście, ona też się z nim zgodziła. Nie, żeby we wszystkim zgadzała się z ojcem. Jednak Lee miał w sobie wszystko, czego Della chciała od chłopaka – był seksowny, popularny, mądry i – na szczęście dla jej ojca – był Azjatą. Nie przeszkadzało jej nawet to, że Lee zbytnio nie przepadał za imprezami. Schodząc z ganku domu jej najlepszej przyjaciółki, po raz ostatni zerknęła w stronę alejki. To nie mógł być Chan. Mniej niż rok temu była na jego pogrzebie – widziała jego trumnę, opuszczaną w dół. Pamiętała, że nie płakała. Ojciec nalegał, by tego nie robiła. Zastanawiała się, czy jej ojciec byłby rozczarowany, gdyby dowiedział się, że później tego dnia, kiedy leżała już sama w łóżku, rozpłakała się. Kiedy auto podjechało bliżej, Della zdała sobie sprawę, że myliła się. To nie był Lee. Obserwowała, jak samochód jedzie ulicą, mijając tamtą alejkę. Stała tam, patrząc za nim i nagle poczuła się samotna w tych ciemnościach. Wtedy usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Lee: Rodzice wciąż nie śpią. Spóźnię się. Marszcząc brwi, schowała telefon do kieszeni, a jej wzrok znowu powędrował w stronę tamtej uliczki. Czy coś by się stało… gdyby poszła sprawdzić? Tylko sprawdzić. Żeby udowodnić, że duchy nie istnieją. Poruszając się powoli w zacienionych miejscach, zbliżyła się do alejki. Zimne powietrze styczniowej nocy przedostawało się przez jej skórzaną kurtkę, a jej delikatne kroki na palcach wydawały się zbyt głośne. Zanim dotarła do rogu, usłyszała wrzask. Od razu się zatrzymała. Oddech uwiązł jej w gardle na widok walki – lub absolutnej wojny – która miała tam miejsce. Odgłos uderzenia pięścią wypełnił zimną ciemność, a Della zobaczyła ciało wyrzucone w powietrze, zupełnie jakby ważyło tyle, co szmaciana lalka. Może i Della nie była dobrze zaznajomiona z tą mroczniejszą stroną życia, ale od razu wiedziała, w co się wpakowała. Walki gangów. Serce podskoczyło jej do gardła. Musiała stąd uciekać. I to szybko. Cofnęła się, ale poślizgnęła się na obcasie i straciła równowagę. Jej noga wystrzeliła w górę, a ona upadła na ziemię z głośnym hukiem. Lecąc na tyłek, odchyliła ręce, żeby się czegoś podtrzymać. Poczuła ostry ból w dłoni, bez wątpienia przez kawałek szkła z rozbitej butelki po piwie leżącej niedaleko. Krzywiąc się,
Tłumaczenie: marika1311 Strona 4 wymamrotała pod nosem przekleństwo. Słowo nie zdążyło jeszcze opuścić jej ust, kiedy martwa cisza, która nagle zapadła, zwróciła jej uwagę. Walka została przerwana i co najmniej szóstka młodych chłopaków, mniej więcej w jej wieku, zaczęła iść w jej kierunku. Poruszali się dziwnie, jakby… ich postawa przypominała jej zwierzęta, które podchodziły, by sprawdzić swoje ofiary. Della przeniosła uwagę z ich dziwnych ruchów na oczy. Poczuła szarpnięcie w sercu, kiedy spostrzegła, że te mają ostry, pomarańczowy kolor. Następnie usłyszała niskie warczenie. - Co, do… Zanim mogła dokończyć zdanie, grupka chłopaków stała już obok niej. - Człowiek. Mniam. – powiedział jeden z nich. Napięcie wypełniło jej klatkę. - Spadam stąd. – Zerwała się na równe nogi. Nagle usłyszała za sobą kroki i wiedziała, że ją otoczyli. Warczenie nasiliło się i przysięgłaby, że te dźwięki nie brzmiały ludzko. Odwróciła się, mając nadzieję na znalezienie jakieś drogi, którą mogłaby uciec, ale wtedy nagle coś złapało ją w talii i poczuła uderzenie zimnego powietrza na twarzy. Poczuła zawroty głowy i dezorientację, jakby nagle znalazła się w rollercoasterze pędzącym z dużą prędkością. Próbowała krzyknąć, ale żaden dźwięk nie wydostał się z jej ust. Otoczyła ją ciemność i chwilę zajęło jej zorientowanie się, że zamknęła oczy. Spróbowała je otworzyć, ale pęd powietrza kuł ją w oczy, więc szybko zacisnęła powieki. Co się, do cholery, działo? Teraz czuła się tak, jakby… leciała. Lub spadała. Nie, nie spadała, coś – lub ktoś – ją trzymało. Jej płuca wrzeszczały o trochę powietrza, ale coś, co chyba było ręką, uciskało jej brzuch tak bardzo, że pozbawiało ją zdolności do oddychania. Próbowała się wyrwać, ale jej wysiłki były daremne. Ktokolwiek ją trzymał, był jak zbudowany ze stali, jego ciało było twarde i zimne. Coś mokrego ześlizgnęło się z jej ręki i zdała sobie sprawę, że to krew z rozciętej dłoni. I właśnie wtedy rana zaczęła płonąć. I to płonąć tak bardzo, jakby ktoś ją polał alkoholem i podpalił. Wydawało jej się, że piekący ból podąża w górę ramienia, aż do klatki piersiowej i na chwilę jej serce przestało bić. Sapnęła, mając nadzieję choć trochę odetchnąć, ale wyglądało na to, że powietrze nie może dotrzeć do jej płuc. Nie pozwalając na to, by strach ją powstrzymał, zmusiła się do krzyku: - Puść mnie, dupku! Przez jej ciało przeszedł wstrząs, kiedy jej stopy dotknęły ziemi. Ramię ją puściło. Kolana się pod nią ugięły, ale w ostatniej chwili złapała równowagę i otworzyła oczy. Mrugając, starała się coś zobaczyć, ale wszystko było rozmyte. - Oddychaj. – ktoś powiedział, a ona rozpoznała ten głęboki głos. Rozpoznała Chana. Duchy istnieją? Nie, to niemożliwe. Kilka sekund później wróciła jej ostrość widzenia i o cholera, miała rację. Chan stał tuż przed nią. Poczuła falę mdłości. Jej dłoń wciąż płonęła bólem. Chwyciła się za brzuch, schyliła i zwymiotowała przed swoim nieżyjącym kuzynem. - Och, cholera! – krzyknął i odsunął się z odrazą. Wyprostowała się i gapiła przed siebie, myśląc, że lada chwila, a się obudzi. A może to nie był sen. Czy ktoś wrzucił jej coś dziś do drinka? Przycisnęła dłonie do oczu, w tej chwili nie przejmując się tym, że rozmazuje sobie po twarzy krew. Kiedy opuściła dłonie, Chan się na nią gapił, tyle że tym razem jego ciemne oczy miały zielony, jasny odcień.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 5 Odskoczył od niej. - Krwawisz! - A ty nie żyjesz. – Przycisnęła krwawiącą dłoń do brzucha, mając nadzieję, że nudności miną, a dłoń przestanie płonąć. Zmarszczył ciemne brwi i się w nią wpatrywał. - O rzeż w mordę! Ty się zmieniasz. - Nie, nieprawda! Stoję nieruchomo. W jednym miejscu. 1 – warknęła. – Chociaż z drugiej strony, trochę kręci mi się w głowie. – Zamknęła oczy, ale potem znowu je otworzyła. - Potrzebowałaś pomocy, więc… nie wiedziałem, że się skaleczyłaś… - Nie potrzebowałam twojej pomocy, dałabym… dałabym sobie jakoś radę. Potrząsnął głową. - Wciąż twardogłowa, co? Objęła się ramionami. - Co się stało? Nie, inaczej. Co się dzieje? – Rozejrzała się dookoła i spostrzegła, że nie są już dłużej obok domu Lisy ani w pobliżu ciemnej alejki, w której zobaczyła… - Ty nie żyjesz, Chan. Jak to możliwe, że tutaj jesteś? Potrząsnął głową i wbił spojrzenie w jej czoło. - Gdybym wiedział, że krwawisz, nie byłbym… Powinienem był wiedzieć, że byłaś nosicielem. Ale gdybym cię stamtąd nie zabrał, te psy pożarłyby cię żywcem. Przestała go słuchać i starała się wydobyć jakiś sens z tego, co się dzisiaj stało. Przypomniała sobie, że widziała bójkę gangów, potem upadła, potem ją otoczyli i… - Och, cholera, umarłam? - Nie. Ale niedługo będziesz sądzić, że umierasz. Dotknęłaś mnie otwartą raną. Twój wirus budzi się teraz do życia. To dlatego się tak czujesz. – Przestał mówić i zaczął węszyć w powietrzu. – Cholera, psy nas szukają. Musimy cię stąd zabrać. – Chciał ją zabrać, ale odskoczyła. - Odsuń się. Masz na sobie rzygi. - Twoje rzygi. - Nie obchodzi mnie to. Nie chcę ich na sobie. Myślę… - Cokolwiek pomyślała, uciekło jej z pamięci. Po raz kolejny poczuła, jak wiatr rozgania jej włosy po ramionach. Długie pasma latały wokół niej tak mocno, że smagały ją po twarzy jak bicz. *** Głowa Delli pulsowała z bólu. Czy to jej pierwszy, oficjalny kac? Ile piw wypiła na imprezie, przecież tylko jedno, prawda? Nigdy nie piła więcej niż… otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą sufit swojej sypialni. Wiedziała, że to jej pokój, bo czuła zapach waniliowych świec zapachowych oraz cytrynowy aromat spreju, którym co piątek polerowała meble. A jej poduszka wciąż 1 Chodzi o to, że Chan mówi jej, że się zmienia w wampira - w oryginale używa czasownika turn, który oznacza też odwrócić się, zwracać, skręcać, dlatego Della się oburza, że przecież stoi nieruchomo. :D
Tłumaczenie: marika1311 Strona 6 pachniała jak Lee, z tamtego dnia, kiedy podrzucił ją do domu po szkole, a nikogo innego jeszcze nie było. Uwielbiała jego zapach. Ale jak dotarła do domu z… Fragmenty wspomnień zaczęły formować się w jej pamięci – Chan, walka gangów, lot. Lot? Poderwała się z łóżka, przez co jej głowa omal nie eksplodowała. - Cholera. – wymamrotała i powiedziała sobie, że to musiał być sen. - Cześć, kuzyneczko. Usłyszała jego głos w tym samym momencie, w którym poczuła mdłości. Odwróciła się i po raz drugi zwymiotowała na swojego martwego kuzyna. - Blee, ohyda. – powiedział Chan, ale potem się zaśmiał. – Chyba na to zasłużyłem. Nie, żebym chciał, by to się stało. Bo naprawdę nie chciałem. – Znowu wybuchnął śmiechem. Delli nie było do śmiechu. - Co się dzieje? – Poczuła łzy w kącikach oczu, częściowo z frustracji, częściowo z bólu. Mrugając, powstrzymała je. Otwarła usta rękawkiem bluzki i zobaczyła swoją skórzaną kurtkę w nogach łóżka. Chan położył jej dłoń na ramieniu i lekko kiwnął głową. - Połóż się, to ci wytłumaczę. - Była walka między gangami. – wymamrotała, próbując sobie coś przypomnieć. - Tak, między wampirami, a wilkołakami. Poszedłem ją obejrzeć. Fajnie popatrzeć, jak nasi skopują kilka wilczych tyłków. Jej telefon, leżący na nocnej szafce obok łóżka, zapiszczał, oznajmiając, że otrzymała wiadomość. Próbowała pod niego sięgnąć, ale poruszanie się sprawiało, że czuła ból. Kolejna gula zdławionych łez zalała jej gardło. - To twój kochaś. – mówi Chan. – To chyba dziesiąta wiadomość, którą wysłał. Chyba ominęłaś swoją seksowną randkę. – potrząsa głową. – Więc moja mała kuzyneczka spotyka się z facetem, który ją obraca, co? Czuję się tak, jakbym powinien go pobić, czy coś. Della opadła z powrotem na łóżko. - Chcesz, żebym dał mu znać, że wszystko z tobą w porządku? - Nie jest ze mną w porządku! – krzyknęła, ale mówienie sprawiło, że jej głowa zaczęła pulsować jeszcze boleśniej. A świadomość, że rozmawia z duchem, tylko pogarszała ból. Czuła go nawet w oczach, więc zamknęła je, marząc o uldze. - Co jest ze mną nie tak? – wymamrotała do siebie, a nie do Chana, bo logika podpowiadała jej, że tak naprawdę go tu nie ma. Ktoś musiał coś jej dosypać do drinka na imprezie. Taak. To musi być to. Usłyszała, jak krzesło przysunęło się do jej łóżka. - Nie uwierzysz w to i to wcale nic dziwnego. Potrzeba chwili, żeby to do ciebie dotarło. Bo widzisz… nie jestem martwy. Ja… cóż, nasza rodzina jest nosicielem wirusa. Jest uśpiony i możesz przez całe życie nie wiedzieć o jego istnieniu, ale kiedy wejdzie się w bliski kontakt z osobą chorą, a zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi krew, to… cóż, wirus się uaktywnia. - Mam wirusa? – zapytała, przełykając nudności. - Tak.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 7 - Ptasia grypa? - Nie bardzo. - West Nile2? - Nie. Wampiryzm. Otworzyła jedno oko – to wszystko, na co było ją stać – i na niego zerknęła. Roześmiałaby się, gdyby nie czuła się tak, jakby umierała. - Jestem wampirem? - Jeszcze nie, przemiana zajmuje cztery dni. I to nie będzie proste. Ale ci pomogę. - Nie potrzebuję twojej pomocy. – Była córką swojego ojca, a to oznaczało, że zawsze wiedziała, jak sobie radzić na własną rękę. Della przymknęła oko. Kolejna fala bólu przetoczyła się przez tył jej głowy, a ona zdała sobie sprawę, że sposobem na to, by pomóc sobie samej, było przyjęcie pomocy od kogoś innego. Ale nie od ducha. Używając resztek energii, jaka jej pozostała, stanęła chwiejnie na nogi. Świat zaczął się kręcić. - Gdzie idziesz? – Chan złapał ją zanim upadła na ziemię. Zaczęła go ignorować, skoro nie jest prawdziwy, ale co tam, odpowie mu. - Muszę iść do mamy. – Cokolwiek ktoś dosypał jej do drinka, to towar był mocny, skoro siedziała tutaj i rozmawiała z duchem o wampirach. - Nie mogę ci na to pozwolić. – Chan popchnął ją z powrotem na łóżko; nie, żeby to wymagało wielkiego wysiłku, skoro była taka słaba. Miała mniej więcej tyle energii, co ślimak po zażyciu Xanaxu3, zanurzony w filiżance rumiankowej herbaty. - Mamo? – krzyknęła. *** Della nie była pewna, czy była w szpitalu od trzech, czy dziesięciu godzin. Wcale nie czuła się lepiej, ale przynajmniej nie miała już halucynacji. Chan zniknął. Nie pojawił się, od kiedy mama znalazła ją leżącą w pozycji płodowej i wymiotującą po raz kolejny. Pielęgniarki wchodziły i wychodziły z jej pokoju, próbując ją zmusić do wypicia czegoś. Nie miała ochoty na picie czegokolwiek. - Co ona, do jasnej cholery, wzięła? – Della usłyszała wkurzony głos swojego ojca. - Nie wiemy, czy w ogóle coś wzięła. – odpowiedziała jej mama. - Dlaczego miałaby nam to robić? Nie wie, jak to będzie wyglądać? – zapytał ojciec. Della rozważała, czy jeszcze raz spróbować im powiedzieć, że jedyną rzeczą, którą zrobiła, było wypicie jednego piwa. Wcześniej prawie wyznała im swoją teorię co do tego, że ktoś czegoś jej dosypał, ale przestała, kiedy zdała sobie sprawę, że to wpędziłoby Lisę w kłopoty. Najlepiej było trzymać język za zębami i przyjąć karę, jakakolwiek by nie była. - Mam gdzieś, jak to wygląda! Chcę po prostu, żeby wydobrzała. – powiedziała jej mama. 2 Wirus, przenoszony przez komary. 3 Tabletki przeciwlękowe, uspokajające.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 8 Ta sama kłótnia, tylko w innej wersji. Mama nienawidziła dumy ojca. Della też jej nie cierpiała, ale rozumiała. Ona też nie znosiła ponoszenia porażek. A na dodatek widziała jednopokojowe mieszkanie ponad chińską restauracją, w której wychowywał się jej ojciec oraz jego sześcioro rodzeństwa. On i jego rodzina zasługiwała na to, by być dumnymi z tego, co osiągnęli. A nie udałoby im się to, gdyby popełniali błędy. Della usłyszała, jak drzwi do jej pokoju ponownie się otwierają. - Zróbcie sobie przerwę i idźcie na kawę, pobędę tu przez chwilę. – powiedział kobiecy głos. Della pomyślała, że już go wcześniej słyszała. Prawdopodobnie należał do jednej z pielęgniarki. Słyszała, jak jej rodzice wychodzą. Della poczuła przytłaczającą wdzięczność dla pielęgniarki, że oszczędziła jej słuchania kolejnej kłótni, ale nie wiedziała, jak to wyrazić. - Nie ma za co. – stwierdziła kobieta, zupełnie, jakby czytała jej w myślach. Della otworzyła oczy. Pielęgniarka stała nad nią. Della mrugała, próbując się skupić, a wtedy stało się coś dziwnego. Mogła zobaczyć… coś dziwnego na czole tej kobiety. Głupoty, jak dziwne linie i takie rzeczy, jak pewnego rodzaju pogmatwany komputerowy wzór. Jeszcze raz zamrugała, po czym powoli znów uniosła powieki. Pomogło. Dziwny wzór zniknął. Della uniosła się nieco na łóżku i zorientowała się, że coś jeszcze zniknęło. Cięta rana na jej dłoni. Jak to mogło się tak szybko uleczyć? Pielęgniarka się uśmiechnęła. - Czy ktoś już z tobą rozmawiał? Della zmusiła się, by sięgnąć po duży kubek stojący na szpitalnym stoliku przy łóżku. - O moim piciu wody. Tak. - Nie, chodziło mi o to, co się z tobą dzieje. – Pielęgniarka zabrała kubek z rąk Delli. – I niczego nie pij. Będziesz się przez to czuła jeszcze gorzej. - Gorzej? Już wiedzą, co mi jest? Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł lekarz. Podszedł do jej łóżka i stanął z boku, patrząc na nią z góry. - Czy ona wie? – skierował swoje pytanie do pielęgniarki. - Wiem co? – wypaliła Della. - Nie sądzę. – odpowiedziała mu kobieta. - Wiem co? – zapytała ponownie. - Wirus u jej rodziców się nie aktywował? - Nie. - Moglibyście przestać rozmawiać o mnie tak, jakby mnie tu nie było? Doktor na nią zerknął. - Wybacz. Wiem, że to trudne. – Intensywność jego spojrzenia ją niepokoiła. Z jakiegoś powodu wszystko w tym człowieku ją niepokoiło. Co jest dziwne. Normalnie nigdy z miejsca nie znielubiłaby kogoś. Zwykle zajmowało jej to piętnaście minut plus dobry powód. Znowu zaczęła zamykać oczy i bam, dziwny wzór pojawił się na czole lekarza. Mężczyzna zawarczał i to tak naprawdę. Della przypomniała sobie, że członkowie gangu robili… - Ktoś wie. – Doktor kiwnął głową w kierunku drzwi.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 9 Te po chwili otworzyły się szeroko i tak gwałtownie, że uderzyły w ścianę, od której odpadł kawałek farby. Della uniosła wzrok, ale Doktor zasłaniał jej widok. - Co ty, do cholery, jej robisz? – Chan stanął po drugiej stronie jej łóżka. - Cholera. – wymamrotała Della. – To się znowu dzieje. – A kiedy zerknęła na pielęgniarkę, zobaczyła, że jej dziwny wzór również powrócił na jej czoło. To było tak, jakby Della mogła zajrzeć do jej głowy jak w jakimś kiepskim filmie klasy B4. Jakby widziała przód… jej mózgu. Tak, to coś wyglądało jak jej mózg, tyle że nie było pomarszczone. To były dziwne, zygzakowate linie, jakby skrzyżowanie kiepskiej, nowoczesnej sztuki i starożytnych hieroglifów. - Co się dzieje? – zapytała pielęgniarka. - Ja… widzę duchy. – Della musiała się powstrzymać od wpatrywania się w czoło kobiety. Spojrzała na Chana i on też miał to dziwne coś na czole. Tyle że jego wzór był inny. - Próbujemy jej pomóc. – odpowiedział lekarz. Della aż sapnęła. - Ty też go widzisz? Chan syknął na mężczyznę, odsłaniając zęby, a Della przypomniała sobie wcześniejszą niedorzeczną rozmowę o wampirach. - Nie potrzebuje twojej pomocy, wilkołaku! - Ty jej to zrobiłeś? – zapytał lekarz. – Ty ją zaraziłeś? - Tak. – odpowiedział Chan, gotując się ze złości. – Nie wiedziałem, że krwawiła i musisz wiedzieć, że nie miałem wyboru. Musiałem ją zabrać z tamtej alejki, inaczej twoje psy by ją zabiły! Doktor zmarszczył brwi. - A wyjaśniłeś jej to chociaż? - Próbowałem. Ale ona tego nie kupuje. - Nie kupuję czego? – zapytała Della, z furią mrugając i mając nadzieję, że to gówno z ich głów zaraz zniknie. – On nie żyje. – warknęła. - Musimy zabrać ją ze szpitala, zanim zacznie się Druga Faza. – powiedziała pielęgniarka. Że jaka faza? Teraz już nic nie miało sensu. Lekarz spojrzał na Dellę. - Posłuchaj, twój kuzyn nie umarł. Jest… wampirem i dzięki jego nieostrożności, czy ci się to podoba, czy nie, ty również staniesz się jednym z nich. Głowa Delli znowu zaczęła pulsować bólem. - Muszę iść. – powiedział Chan. – Jej rodzice idą do windy. - Zaczekaj. Jeśli ją wypuszczę, zadbasz o nią? - Nie potrzebuję niczyjej pomocy! - Oczywiście, że tak. To moja kuzynka. – zapewnił Chan. Pielęgniarka zerknęła na Dellę. - Kiedy ukończysz przemianę, chcę, byś zadzwoniła do tej kobiety. – Wyciągnęła kartkę w jej kierunku. Kiedy Della jej nie wzięła, ta wcisnęła ją do jej dłoni. 4 Filmy klasy B – tanie, amatorskie produkcje.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 10 - Zadzwonić do kogo? – zapytał Chan, wycofując się w stronę drzwi. - Holiday Brandon. Jest dyrektorką obozu Wodospady Cienia. - Nie pójdzie do tego głupiego obozu, żeby rząd namieszał jej w głowie. Pielęgniarka się spięła. - Oni nikomu nie mieszają w głowach. Pomogą jej zdecydować, co jest dla niej najlepsze. - Wiem, co jest dla niej najlepsze. Zamieszka ze mną. Zamieszkać z Chanem? Della próbowała nadążyć za tą szaloną rozmową, ale wtedy usłyszała dźwięk otwierającej się windy, jakby ta znajdowała się tuż za jej drzwiami. - I upozorować jej śmierć, tak jak ty to zrobiłeś? To dlatego ona myśli, że jesteś duchem, czyż nie? – Pielęgniarka potrząsnęła głową. – Naprawdę tego dla niej chcesz? Żeby odeszła od swojej rodziny, od życia, które znała? Chan nie odpowiedział. Della widziała tylko jego rozmyty kształt w miejscu, w którym stał. Drzwi ponownie się otworzyły, a kolejny kawałek tynku odpadł od ściany. Doktor i pielęgniarka popatrzyli na Dellę ze współczuciem i litością. Ta się tylko wykrzywiła. - Pielęgniarka ma rację. – powiedział lekarz. – Zadzwoń do Wodospadów Cienia. Zaufaj swojemu kuzynowi i pomóż mu sobie pomóc przez kilka dni, ale potem nie wierz we wszystko, co będzie mówił. Wyglądasz na mądrą dziewczynę. Użyj swojego własnego rozumu. Przy odpowiednim rozplanowaniu, możemy wieść normalne życie. - My? – zapytała Della. - Istoty nadnaturalne. – powiedział i wskazał na siebie. – Wilkołak. – Potem skinął na pielęgniarkę. – Elf. A ty jesteś wampirem. Są też inni, ale o nich dowiesz się w swoim czasie. Della opadła na poduszkę. - Więc to jest oficjalne? – mruknęła. - Co? –zapytała pielęgniarka. - To, że postradałam zmysły. *** - Musisz coś jeść i pić. – powiedziała matka Delli, podając jej kubek z parą buchającą znad jego krawędzi. Della wczoraj wyszła ze szpitala. Głowa pulsowała jej jak cholera, a ciało bolało tak, jakby przechodziła przez najgorszą odmianę grypy. A psychicznie było z nią równie źle. A jej myśli nie krążyły wokół tego, że widziała Chana. Bardziej wokół tego, że była skłonna mu uwierzyć. Zmieniała się w wampira. A według jej kuzyna pierwsze dwa dni przemiany były niczym spacerek w japonkach w dół ulicy w porównaniu do dwóch kolejnych. Przyciągnęła kubek do ust, udając, że pije, chcąc uspokoić mamę. Pielęgniarka, a potem Chan powiedzieli jej, że jedzenie i picie pogorszą jej stan. Och, Della nie uwierzyła ich słowom. Nie. Musiała to udowodnić. Nigdy nie słyszała o tym, żeby ktoś zwymiotował swoje organy wewnętrzne, ale dziwnie czuła się tak, jakby brakowało jej jednego płuca. Dzięki Bogu, że miała takie dwa. - Lee znowu dzwonił. – powiedziała jej mama, wygładzając kołdrę.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 11 - Przyjdzie do mnie? – Delli udało się wydobyć z siebie słowa. Była rozdarta pomiędzy chęcią zobaczenia go, a niechęcią do tego, by zobaczył ją w takim stanie. Wyrzyganie swojego płuca nie sprawiło, że wyglądała jakoś szczególnie atrakcyjnie. - Powiedziałam, że mógłby, ale jego mama martwiła się, że możesz zarażać. - Nigdy mnie nie lubiła. – wymamrotała Della, zamykając oczy. - Dlaczego tak mówisz? – Jej mama wstała. Bo jestem w połowie biała. - Nie wiem. – skłamała i otworzyła oczy. – Bo mam za mocny charakter. Mama ścisnęła jej dłoń. - Bo masz charakterek. I jesteś zbyt niezależna. Zbyt uparta. Zupełnie jak twój ojciec. Ale go też kocham. – Odgarnęła grzywkę Delli z oczu. Kiedy jej mama wyszła, z szafy wyszedł Chan. Stanął naprzeciw łóżka. - Zaraz wkroczysz w Trzecią Fazę. - Skąd wiesz? – zapytała i och, cholera każdy nerw w jej ciele zawył z bólu. Jeśli tak wygląda Faza Trzecia, to kompletnie jej się to nie podobało! - Twoje serce przyśpiesza. – powiedział. Della opadła na poduszki i wymamrotała pod nosem kilka brzydkich słów. - Posłuchaj mnie. To bardzo ważne. Kiedy twoi rodzice tu przychodzą, musisz zachowywać się normalnie. Cokolwiek się stanie, nie możemy pozwolić na to, żeby znowu zabrali cię do szpitala. - Dlaczego? – zapytała i jęknęła. - Tam jest za dużo krwi. Możesz stracić nad sobą panowanie. Nawet zapach krwi może sprawić, że będziesz na krawędzi wytrzymałości. Pierwsze posiłki muszą być kontrolowane. Kolejna fala bólu przetoczyła się przez jej ciało. Przygryzła wargę, żeby nie krzyknąć. - Mogę przez to umrzeć? – Zacisnęła pięść na kołdrze. Nienawidziła uczucia przerażenia. Nienawidziła, bo było ono oznaką słabości. Jego czarne oczy odszukały jej wzrok. - Tak. Poczuła ostry, kłujący ból w głowie. - Umrę? – W jej myślach natychmiast pojawił się Lee. Chciała, by tu był i ją przytulił. Jeśli miała umrzeć, chciała go zobaczyć ostatni raz. A potem pomyślała o swojej młodszej siostrze. Della przysięgła jej, że będzie tu dla niej, żeby upewnić się, że nikt nie będzie się nad nią znęcał, tak, jak to było z nią. Z jakiegoś szalonego powodu jej siostra nie była tak silna, jak Della. - Nie, nie umrzesz. – powiedział Chan, ale Della zauważyła zwątpienie w jego oczach. – Masz zbyt twardą głowę. Twardogłowa Della nie może umrzeć. Słyszysz mnie? Nie umrzesz. Będziesz silna. *** Dwa dni później Della powoli wybudzała się ze snu. Spała niespokojnie przez większość ostatnich czterdziestu ośmiu godzin. Przypomniała sobie, jak wstała i udawała, że jadła, kiedy
Tłumaczenie: marika1311 Strona 12 przyszli jej rodzice, więc nie zaciągnęli jej z powrotem do szpitala. I pamiętała, że kilka razy rozmawiała z Chanem. Ale była tak rozgorączkowana, że jej pamięć wciąż była mglistym miejscem. Otworzyła oczy, ale szybko zasłoniła je dłonią, żeby zasłonić promienie słoneczne wpadające przez okno. - Przestań. – wymamrotała wściekle. - Do kogo mówisz? – zapytał Chan. - Do słońca! – jęknęła i prawie odgryzła sobie język. - Mnie też ono wkurza. Jesteśmy teraz nocnymi ludźmi. Ale słońce niedługo zajdzie. – Chan musiał opuścić rolety, bo paląca jasność zbladła. Mówił dalej. – Jak tylko twoi rodzice pójdą spać, wychodzimy. Muszę cię podszkolić. - W czym? - W twoim nowym życiu. Uniosła dłoń z oczu i rozejrzała się. Pierwszą rzeczą, jaką zauważyła, były kwiaty. Czerwone róże. Lee? Tak, to on. Przywołała wspomnienie, kiedy jej mama przyniosła je do jej pokoju i przeczytała liścik. Lee pisał, że ją kocha. Uśmiechnęła się i zdała sobie sprawę, że nie cierpi. Nic nie boli. Głowa. Wnętrzności. Nic. W zasadzie czuła się… dobrze. Czuła się silna. Bardziej żywa niż kiedykolwiek. - Dobrze się czuję! – Rozciągnęła ramiona i wykonała mały taniec w łóżku. - Tak, udało ci się. Przez chwilę się bałem, ale… - Gdzie moja komórka? – Chciała zadzwonić do Lee. - W twojej szufladzie, żebym nie musiał słuchać wszystkich wiadomości. Twój kochaś się zamartwia. W tamtej chwili przypomniała sobie ich wszystkie rozmowy o wampiryzmie. Czy naprawdę mu uwierzyła? A jeśli nie, jak wyjaśni pojawienie się Chana? Odepchnęła od siebie tę myśl i postanowiła cieszyć się przez chwilę tym, że nie czuła się jak nieświeża psia kupa, zanim ruszy tą drogą. Drogą, która – jak przeczuwała – spowoduje wiele bólu. Siedząc na krawędzi łóżka, przypomniała sobie, jak Chan pomagał jej usiąść, opierając ją o poduszki i mówił jej, by udawała, że wszystko jej w porządku, za każdym razem, kiedy jej rodzice wchodzili po schodach. Nie pamiętała, jak jej to wychodziło, ale prawdopodobnie dość dobrze, skoro nie zaciągnęli ją z powrotem do szpitala. Wstała, rozciągnęła się i spojrzała na krzesło stojące obok łóżka. A wtedy uderzyło ją wspomnienie Joy, jej młodszej siostry, wchodzącej do jej pokoju. Usiadła przy łóżku, trzymała Dellę za rękę i płakała. Słowa Joy rozbrzmiały w głowie Delli jak jakaś smutna piosenka. Proszę, Della, nie umieraj. Miałaś mi pomóc, miałaś mnie nauczyć, jak być tak silną jak ty. Poczuła ból wypełniający jej klatkę piersiową. Cieszyła się, że nie umarła i nie zawiodła Joy. Patrząc na okno, miała przebłysk wspomnienia… ze stania na dachu? - Wychodziliśmy gdzieś? - Taa, tak jakby czułaś potrzebę, żeby przetestować swoje skrzydła. To też ci się udało. Nagle przywołała obraz poruszania się z niezwykłą prędkością i uczucia wiatru we włosach. Czy to było prawdziwe? Zaburczało jej w brzuchu. - Umieram z głodu. – mruknęła. Chan wskazał na duży, plastikowy kubek ze słomką.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 13 - Nie skończyłaś śniadania. Sięgnęła po napój i pociągnęła łyk. Tysiąc różnych smaków eksplodowało na jej języku. Jagody, ciemna czekolada, orzeźwiający melon. Smaki, których nawet nie rozpoznała, ale w jakiś sposób wiedziała, że teraz, kiedy już ich spróbowała, nie będzie mogła bez nich żyć. - Co to? – oblizała wargi i natychmiast zaczęła pić dalej. Uniósł brew. - To, czym będziesz się teraz żywić. Krew. Prawie zwymiotowała, ale się powstrzymała. Przygryzła swój język. - Krew tak nie smakuje. – Zerwała wieczko z kubka i spojrzała na coś, co… wyglądało jak krew. – Jak… - Nic już nie będzie smakować tak, jak kiedyś. Nie pamiętasz, jak krztusiłaś się zupą z kurczaka, którą przyniosła ci mama? Spojrzała na swojego kuzyna i jak przez mgłę zobaczyła próby jedzenia zupy. - Powiedz, że sobie żartujesz. - Przykro mi. Teraz wszystko jest inne. Nie przywykłem do owijania w bawełnę. Po prostu to zaakceptuj. Gapiła się na czerwoną substancję w swoim kubku. - To nie może być prawda. - A jednak. - Och, Boże! – Odstawiła kubek na szafkę i się na niego spojrzała. – Co to za krew? - AB minus. Zero jest lepsza, ale nie mogłem żadnej znaleźć. - To… ludzka krew? – zapytała, czując, jak jej żołądek się zaciska. Kiwnął głową. - Zwierzęca nie jest nawet w połowie tak dobra. Ale dowiesz się o tym w swoim czasie. Jest wiele rzeczy, których muszę cię nauczyć. Przyłożyła dłoń do ust i wpatrywała się w kubek. Ale nawet jeśli myśl o piciu krwi sprawiała, że chciała zwymiotować, nawet jeśli poprzysięgła sobie, że nie stanie się takim potworem.. to jednak jej usta pragnęły kolejnego łyku. Nigdy wcześniej nie poczuła prawdziwego głodu czy pragnienia, ale to… uczucie, które mówiło jej, że jeśli nie wypije teraz reszty, to umrze, musiałoby być najbliższe temu doświadczeniu. Chan wstał, żeby chwycić kubek. Zanim Della zdała sobie sprawę, co robi, rzuciła kuzynem przez pokój i wyrwała mu napój. Ten roześmiał się. - Tak właśnie myślałem. Dokończyła pić i spojrzała na Chana. - Potrzebuję więcej. - Wiem. Tuż po przemianie jesteś głodna jak wilk. W ciągu moich kilku pierwszych dni wypiłem chyba z pięćdziesiąt litrów. Ale będziesz musiała poczekać, aż twoi rodzice zasną. - Chcę teraz. – syknęła, nawet nie rozpoznając swojego głosu.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 14 *** - Nie sprawdzili mnie? – zapytała kilka godzin później Della, wchodząc za Chanem do klubu. Miejsce było ciemne, jedynym źródłem światła było tylko kilka zapalonych świec, ale nie miała problemu z widzeniem, co było zadziwiające. Ani ze słyszeniem. Hałas, hałas dobiegający z tłumu, rozmowy między osobami, odsuwanie krzeseł, dźwięki dochodzące do niej z każdej strony, ale w jakiś sposób mogła uciszyć te rzeczy, których nie chciała słyszeć. Jednakże, atmosfera nie wynikała z hałasu ani oświetlenia. W tym miejscu wibrowała energia. Della czuła ją, czuła się tak, jakby ona ją karmiła, jak jakiś zakazany narkotyk. - Jedyny dokument, jaki jest ci potrzebny, jest tutaj. – powiedział, dotykając swojego czoła. Wtedy Della przypomniała sobie te dziwne wzory na czołach innych osób. Złapała go za ramię. - Co to jest? To coś na czole? Uśmiechnął się szeroko. - To twój dowód osobisty. Wszystkie nadnaturalne istoty posiadają umiejętność czytania wzorów mózgu i w końcu nauczysz się odróżniać, kto jest kim. A jeśli skupisz się trochę bardziej i zajrzysz pod ich osłony, przekonasz się, czy są przyjacielem, czy wrogiem. Wskazał palcem przez całe pomieszczenie. - Spójrz na tego faceta w zielonej koszulce. Zmruż oczy, spójrz na jego czoło i powiedz mi, co widzisz. Najpierw widziała tylko jego czoło, ale potem… - Widzę… zakręcone linie. - A teraz spójrz na mój wzór. Widzisz podobieństwa? – zapytał Chan. - Tak. Ale nie są identyczne. – powiedziała. - Nie identyczne, ale facet jest wampirem. Wzory mózgów są jak ślady na śniegu, prędzej czy później będziesz w stanie rozróżnić jakiego rodzaju jest ta osoba. Kiwnęła głową i rozejrzała się po klubie. - Spójrz na wzór tego wielkiego faceta w czarnym płaszczu. – powiedział. Tak zrobiła. Wzór był zupełnie inny. Miał poziome linie i… - Teraz spójrz głębiej. I nie odrywaj wzroku. Otwórz swój umysł. Skupiła się i zobaczyła ciemne i czarne cienie, które sprawiały wrażenie niebezpieczeństwa. Zrobiła krok w tył. Roześmiał się. - Spokojnie. Nie zrani cię. W każdym razie, nie tutaj. Ale spotkaj go w ciemnej alejce, a kto wie. - Nie przestraszyłam się. – powiedziała, ale wiedziała, że to kłamstwo i usłyszała, jak bicie jej serca przyśpieszyło, jakby chciało to podkreślić. - A powinnaś. Jest wilkołakiem i kimś, z kim nie chciałabyś mieć nic wspólnego. Della coś sobie przypomniała. - Lekarz. Był wilkołakiem i nie wydawał się być… zły.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 15 - Wszystkie są złe. – Rozejrzał się. – Tam jest elf, ładna brunetka w różowym stroju. A właściwie pół elf, pół człowiek. Della spojrzała na nią i zmarszczyła brwi, przywołując wspomnienie wzoru mózgu pielęgniarki ze szpitala. - Chyba rozumiem, tak jakby. Ale jeśli nie wszyscy się ze sobą dogadują, to jakim cudem przebywają razem w jednym barze? I dlaczego razem pracują? - Bo niektórzy uważają, że powinniśmy żyć jak jedna wielka, szczęśliwa rodzina. Podobnie jak ludzie, którzy chcą żyć u boku lwów. I muszę przyznać, że miałem swój sprawiedliwy udział w zabawieniu się z kilkoma rasami. – Poruszył brwiami. – Zwłaszcza z ludźmi. Bawienie się z naszym jedzeniem jest zabawne. Della się cofnęła. - Jesteś człowiekiem. Jak możesz… - Już ci wcześniej powiedziałem, że nie będę niczego owijał w bawełnę. Nie jestem już człowiekiem. Ty także. Musisz zacząć patrzeć na ludzi jako ofiary. Przyłożyła dłoń do ust. - Ta krew z wcześniej… ty chyba nie… nie skrzywdziłeś nikogo? - Wziąłem ją z banku krwi. – Odwrócił wzrok, trochę za szybko, zupełnie jakby kłamał. – Och, spójrz na tego facecika w czarnej bluzce. Sprawdź jego wzór, ale.. jeśli tu spojrzy, to szybko odwróć wzrok. Della poczuła wzburzone emocje w swojej klatce. Spojrzała się na Chana. - Spójrz na niego. To ważne. Musisz umieć rozpoznawać to gówno. - Dlaczego? - Bo jest zmiennokształtnym. Musisz być w stanie ich rozpoznawać, żebyś mogła się trzymać od nich z daleka. Są wkurzający. To całe zmienianie kształtów namieszało im w psychice. Większość z nich zabiłoby cię od razu, jak tylko byś się do nich odezwała. Znów poczuła ucisk w klatce. - Nie martw się. – powiedział Chan. – Tam, gdzie będziesz mieszkać, nie… Della przypomniała sobie rozmowę o opuszczeniu swojej rodziny. Nie mogła tego zrobić. - Chan, ja… - Zabieram cię ze mną do Utah. Jest tam społeczność wampirów. Właściwie myślę o dołączeniu do gangu, a jeśli chcesz, oboje możemy… Potrząsnęła głową. - Nawet gdybym chciała, rodzice nigdy by mnie nie puścili. - Co jest kolejnym powodem, dla którego tutaj jesteśmy. Jest tu taki koleś, właściciel domu pogrzebowego, pomoże nam upozorować twoją śmierć. Jak chcesz to zrobić? Wypadek samochodowy? Może upadniesz i rozbijesz głowę po wyjściu spod prysznica. On jest w tym naprawdę dobry. Della stała tam i się na niego gapiła, a ciemne pomieszczenie, oświetlone płomieniami świec, wydawało się być surrealistyczne. Wtedy przypomniała sobie, jak zdruzgotani byli rodzice Chana na jego pogrzebie, jak bardzo płakała jego siostra i Joy. I to, jak ona sama chciała płakać, ale ojciec wciąż na nią zerkał i przypominał o tym, by była silna. - Nie. – powiedziała do Chana. – Nie zrobię tego. - Nie masz wyboru.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 16 - Nie! I tak po prostu, poczuła wstręt do Chana. Musiała od niego uciec. Z dala od wszystkich rzeczy, które on jej mówił. Odepchnęła go mocno. Mocniej, niż zamierzała. Zobaczyła, jak przeleciał przez całe pomieszczenie. Nie czekała, by zobaczyć, gdzie wylądował albo nawet żeby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Ruszyła. Przemykała się między stolikami, dopóki nie zobaczyła drzwi i do nich nie pobiegła. Ten pokój był nawet jeszcze ciemniejszy, na stoliku stały dwie lub trzy świeczki. Odsunęła się od ich światła, mając nadzieję na ukrycie siebie w tłumie. Nagle jakiś facet złapał ją za przedramiona. - Zwolnij, cukiereczku. Wszystko w porządku? Cukiereczku? Spojrzała na niego ze łzami w oczach, przez co jej widok był trochę zamazany, ale nagle zobaczyła jego wzór. Nie wiedziała, czym był, ale wiedziała, że coś jest z nim nie tak, czuła niepokój. Facet pochylił się, jego oddech pachniał jak cebula. - Zamówiłem to dla siebie, ale ty chyba potrzebujesz tego bardziej. – Włożył jej w dłoń szklankę. Miała zamiar ją wyrzucić, ale wtedy uderzył ją zapach tego, co było w środku. Egzotyczny zapach. Uniosła szklankę do ust i połknęła wszystko za jednym razem. To było lepsze niż jakikolwiek alkohol, którego próbowała. Nawet lepsze niż krew, którą piła wcześniej. - Co to było? – zapytała, oblizując wargi. - Świeża zero minus. Świeżo spuszczona. – Facet się uśmiechnął. – Jestem Marshal. Może pójdziemy do mnie? Mam jej trochę w domu. Jego wątpliwa reputacja nagle ją przytłoczyła. - Słyszałeś kiedyś o uwiedzeniu osoby nieletniej, zboczeńcu? – zapytała, kipiąc ze złości i zdając sobie nagle sprawę, że facet jest starszy od jej ojca. - Potrzebujesz pomocy? – zapytała dziewczyna, która nagle pojawiła się obok nich. Była ubrana jak Gotka, a jej oczy płonęły złotym kolorem. Della zmarszczyła brwi, patrząc na jej czoło i zadecydowała, że najprawdopodobniej była wilkołakiem. Chwyciła mężczyznę. Facet odepchnął dziewczynę i złapał Dellę. Della straciła nad sobą panowanie i rzuciła nim przez pomieszczenie w ten sam sposób, jak zrobiła to z Chanem, a potem pobiegła w stronę kolejnych drzwi. Wcześniej jednak zerknęła w stronę tamtej dziewczyny, żeby zobaczyć, że ta unosi kciuki w górę. Della nie mogła poradzić na to, że zastanawiała się, czy Chan nie mylił się co do tego, że wilkołaki są złe. - Nie wierz we wszystko, co będzie mówił. Wyglądasz na mądrą dziewczynę. Użyj swojego własnego rozumu. – Słowa lekarza rozbrzmiewały w jej głowie, ale nie miała czasu na myślenie. Usłyszała, jak facet mówi do kogoś, żeby ją do niego sprowadził, żeby mógł dać jej nauczkę. Della pomyślała, że dzisiaj nauczyła się już wystarczająco dużo. Pobiegła szybciej, obijając się o stoły i krzesła, które nie zawsze stały puste. - Przepraszam. Przepraszam. – mamrotała pod nosem, poruszając się przez tłum ludzi. Czuła piwo i słyszała bąbelki w napojach. Klub był jak stary dom, miał wiele małych pokojów, w których były tłumy ludzi. Wnętrze wyglądało tak, jakby ktoś stworzył je na zasadzie labiryntu. Poruszała się bez celu, przez jedne drzwi, potem przez kolejne, a może to wcale nie było takie bezcelowe… Szła za czymś. Nie wiedziała, za czym, dopóki… dopóki nie zdała sobie z tego sprawy. Krew. Weszła do kolejnego pomieszczenia, w którym leżało trzech mężczyzn, z igłami wystającymi z ich ramion, a krew była pobierana z ich ciał.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 17 Jej pierwszą myślą było to, że są zmuszani do oddawania tej substancji podtrzymującej ich życie, a drugą było… mniam. Zaburczało jej w brzuchu i oblizała swoje usta. A potem poczuła wstręt do samej siebie. Cofnęła się o krok, przerażona potrzebą, która pochłaniała jej ciało, ale zapach zawładnął jej myślami. Poczuła ślinkę napływającą do ust. - Jeśli chcesz ją kupić, musisz iść do baru. – powiedział jeden z mężczyzn. – Pracujemy dla Tony’ego, który skopie nam tyłki, jeśli zaczniemy sprzedawać ją tutaj. Ale jeśli chcesz wziąć jedną z naszych wizytówek, pogadamy potem. Della obserwowała, jak jeden z nich wstał i wyciągnął igłę z ramienia, po czym zamknął worek z krwią jakimś plastikowym zaciskiem. Ale dojrzały, egzotyczny zapach zdążył już wypełnić pokój. Patrzyła, jak facet odkłada woreczek z krwią na metalową tacę. - Głodna, co? – zapytał i się do niej uśmiechnął. Zmarszczyła brwi i zobaczyła, że jego wzór mózgu jest podobny do tego, jaki miała pielęgniarka. Był elfem? Wzięła głęboki oddech, a ten zapach znowu wypełnił jej płuca. To, że zaoferowali, iż później mogą jej sprzedać krew, dowodziło, że nie zmuszano ich do tego. Co w jakiś sposób sprawiło, że jej pragnienie nie wydawało jej się takie ohydne. Jej serce pędziło. Żołądek znowu zaburczał, a ona rzuciła się przed faceta, jej jedynym celem, pragnieniem było dorwanie torebki krwi w swoje ręce. I tak też się stało. Pozostali mężczyźni wstali z łóżek, wyszarpując igły ze swoich rąk, kiedy wstawali. Krew zaczęła kapać na podłogę. Syknęła na nich, myśląc, że ją zaatakują, ale tylko się cofnęli, jakby ich przerażała. Wiedziała, że przeraziła siebie. Głęboki, wściekły odgłos wyrwał się jej z ust, niepodobny do jakiegokolwiek, który z siebie wydała. Cofając się, dłonią znalazła klamkę i popchnęła drzwi, wychodząc na zewnątrz. Ostry, przeszywający dźwięk wypełnił jej głowę. Alarmy. Trzymała worek z krwią blisko swojej piersi i dała nura między stoliki zapełnione ludźmi. Głowy odwracały się za nią i śledziły każdy jej ruch. Zdała sobie sprawę, że inni tutaj mogli być tacy, jak ona i prawdopodobnie potrafili wyczuć zapach krwi. Ale nie dbała o to. Potrzebowała jej. Musiała ją mieć. Nagle poczuła, że ktoś łapie ją za ramię i szarpnięciami przeciąga przez pokój. Walczyła, ale siła jej przeciwnika była porównywalna do jej poziomu. Alarm wciąż dzwonił, słyszała ludzi uciekających przed nią, a niektórzy biegli w jej kierunku. Ktokolwiek ją trzymał, nadal ciągnął ją za ramię. Uniosła wzrok i nie zobaczyła żadnych drzwi, żadnej drogi ucieczki. Umrze tutaj, bo ukradła krew? Próbowała wyrwać się swojego oprawcy, ale nie mogła. A potem rozbili okno, wychodząc przez nie, odłamki szkła latały wokół niej, w następnej sekundzie już lecieli. - To było cholernie głupie. – powiedział Chan. – Mogli nas tam zabić. Zacisnęła powieki, nie chcąc okazać słabości, ale wewnętrznie cierpiała i łzy płynęły. Co się z nią stało? Jakim potworem się stała? Po kilku minutach ona i Chan stanęli na zewnątrz jej domu. Zazwyczaj jej kuzyn lądował na dachu i wchodzili przez okno w jej sypialni. Nie tym razem. Przycisnęła woreczek z krwią do piersi. - Jeśli tego chcesz, to lepiej wypij to teraz. – powiedział, a jego frustracja była widoczna w jego postawie i tonie głosu. – Twoi rodzice się obudzili i są wkurzeni. Worek z krwią wciąż był ciepły. W jakiś sposób zapach wyciekł z plastikowej torebki i dotarł do jej nosa. Della spojrzała na swój dom. - Skąd wiesz, że nie śpią? - Skup się. Twój wrażliwy słuch powinien już działać. Uniosła wzrok i spojrzała na okno od swojego pokoju.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 18 - Nie słyszę… - I nagle to usłyszała. Jej mama płakała, a ojciec mamrotał pod nosem, jak to zamierza znaleźć dobry ośrodek odwykowy. Della wbiła wzrok w Chana. – Nie zażywam narkotyków. - Taa, ale zachowujesz się inaczej, niż wcześniej, więc tak zakładają. Moi rodzice robili to samo. – westchnął. – Ale to, co oni myślą, nie jest ważne. - Dla mnie jest. – odburknęła. Potrząsnął głową. - Nie widzisz, że życie tutaj będzie niemożliwe? Nie jest tak, że będziesz mogła trzymać swoją krew w lodówce. Już nie pasujesz do ich stylu życia. Teraz to ona potrząsnęła głową. - Nie mogę… nie mogę odejść od… Lee. I nie mogę zostawić swojej siostry. Potrzebuje mnie. – I nieważne, czy chciała to przyznać, czy nie, to kochała swoich rodziców. - Twardogłowa Della. – wymamrotał Chan. – Powinienem był wiedzieć, że będziesz chciała to robić po swojemu. Więc idź… wejdź tam ze swoją krwią i zobaczymy, jak to wytłumaczysz. – Wyrzuca ręce w powietrze, zirytowany. – Ja idę. Wracam do Utah. Jak zdobędziesz dla siebie krew jutro, albo potem? Nie możesz już mieszkać z ludźmi. Nie możesz. - To moja rodzina. – odpowiedziała. - Już nie. Ja jestem twoją rodziną. Inne wampiry są twoją rodziną. Przekonasz się. Już nie należysz do ich świata. Spojrzała na torebkę z krwią, którą trzymała w ręce. Dłonie jej się trzęsły. Serce ściskało z bólu. - Ach, pieprzyć to. – powiedział Chan, a furia w jego oczach trochę wyblakła. – Daj mi tą krew. Później ci ją przyniosę. Idź do swoich rodziców. Ale mówię ci, że nie będę wiecznie w pobliżu, by dostarczać ci krew. Prędzej czy później, będziesz musiała od nich odejść. Przekonasz się. Nie obchodzi mnie to, jak twardogłowa jesteś, prędzej czy później będziesz musiała zaakceptować moją pomoc. *** Della nie chciała płakać. Nieważne, jak ostre i gorzkie były słowa jej ojca. Siedziała na kanapie, z wysoko uniesioną brodą i przyjmowała obelgi, którymi ją obrzucał. Każda kolejna bolała coraz bardziej. Ale niech ją diabli, nie będzie płakać. Jej ojciec kontynuował; Była rozczarowaniem dla niego i jego rodziny. Przyniosła wstyd ich nazwisku. Już nigdy nie będzie mógł publicznie czuć dumy. - Idź do swojego pokoju i pomyśl o tym, co zrobiłaś! – w końcu zażądał. Więc poszła. Nie mogła odejść od niego lub matki wystarczająco szybko. Jej mama stała z kamienną miną i pozwalała mu mówić te wszystkie okropne rzeczy. Wszystkie były kłamstwem. Nie brała narkotyków ani nie sprzedawała swojego ciała, żeby nakarmić swoją obsesję. Oddała swoje ciało jednemu – Lee – którego kochała i który kochał ją. Kiedy weszła do swojej sypialni, zatrzasnęła za sobą drzwi i starała się przełknąć gulę wstydu, gniewu i furii, która wypełniała jej gardło. Wtedy do jej nosa dotarł zapach róży. Zerknęła na nią. Nagle wszystkim, o czym mogła myśleć, był Lee. Pragnęła tego, by ją przytulił, by powiedział, że wszystko będzie dobrze. Pędząc do okna,
Tłumaczenie: marika1311 Strona 19 otworzyła je szybko i wgapiła się w trawnik dwa metry pod nią. Przez kilka chwil stała na krawędzi, niepewna, jak to zrobić, ale desperacja popchnęła ją do skoku. Wylądowała na stopach, nie czując impetu od skoku, po czym wzięła głęboki wdech i zaczęła biec. Na początku biegła powoli, potem ruszała się coraz szybciej i szybciej. Wkrótce nie była nawet pewna, czy jej stopy dotykają ziemi. Kiedy wiatr rozganiał jej włosy, Della formowała w myślach nowy plan. Nie musiała jechać z Chanem do Utah; ona i Lee mogliby zamieszkać razem. Już o tym rozmawiali. Mogliby pracować na pół etatu i chodzić do szkoły. Mogliby to zrobić. W ciągu mniej niż pięciu minut, stanęła przed domem Lee. Spojrzała w jego okno; w pokoju było ciemno. Oczywiście, że było ciemno, bo była druga w nocy, ale nie obchodziło ją to. Podskoczyła, łapiąc się krawędzi parapetu i popchnęła okno. Na szczęście, nie było zamknięte. Kiedy wczołgała się do środka, Lee usiadł na łóżku. Zamrugał, przebiegł dłonią po włosach i wpatrywał się w nią tymi ciemnymi oczami. - Della? Podeszła bliżej. - Ja… musiałam cię zobaczyć. Tęskniłam. - Wszystko w porządku? - Taa, wszystko dobrze. - Twoja mama mówiła, że lekarze nie wiedzieli, co się z tobą działo. - Nie wiedzieli, ale teraz już jest mi lepiej i tak sobie myślałam… chcę z tobą być. Chcę z tobą zamieszkać, w naszym miejscu, tak, jak o tym rozmawialiśmy. Gapił się na nią. Jego włosy sterczały na wszystkie strony, nie miał koszulki i wyglądał dobrze. Seksownie. Przesunęła się na krawędź łóżka. - Jak ty… jak weszłaś do środka? – spojrzał na okno. - Było otwarte. - Ale to drugie piętro. – podrapał się w głowę. Usiadła obok niego. - Kocham cię, Lee. Chcę z tobą być, na zawsze. – Sięgnęła dłonią, by go dotknąć. Jego skóra była taka gorąca.. taka miła w dotyku. Chciała się po prostu przy nim położyć i pozwolić mu się objąć. Skrzywił się i wzdrygnął. - Jesteś zimna. Naprawdę zimna. Jego słowa sprawiły, że przypomniało jej się coś, co powiedział Chan o zmianie temperatury jej ciała i że nie mogła już pozwolić na to, by rodzice jej ją mierzyli. - Co z tobą? – spytał, odsuwając się. – Wciąż musisz być chora. - Nie. – powiedziała Della. – Jestem zdrowa, tylko… to znaczy… - To znaczy co? Co zamierzała mu powiedzieć? Chyba nie prawdę? – Nie zarażam. – dodała w końcu. - A co miałaś? – jeszcze bardziej się od niej odsunął, podczas gdy ona marzyła tylko o tym, by się do niego zbliżyć. Chciała, żeby ją objął, przytulił i sprawił, żeby zapomniała o wszystkim, co się wydarzyło w ciągu kilku ostatnich dni. Lee przebiegł dłońmi po swoich czarnych włosach. – Powinnaś już pójść. Wiesz, jak to będzie wyglądało, jeśli cię tu złapią. - Będzie to wyglądać tak, jakbyśmy ze sobą sypiali. Co jest prawdą. Nie obchodzi mnie już, czy ludzie o tym wiedzą.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 20 Położyła dłoń na jego ramieniu. - Ale mnie obchodzi. – powiedział. – Nie dotykaj mnie. – Odepchnął jej dłoń. – Ja… przepraszam, ale nie podoba mi się to, jaka teraz jesteś. Coś jest z tobą nie tak. Ciężko to wyjaśnić, ale wydajesz się być teraz naprawdę dziwna. Myślę, że powinnaś wrócić do domu, porozmawiać z rodzicami i przyjąć pomoc, której potrzebujesz. I wtedy to do niej dotarło. Uderzyło ją to tak, jakby przejechała po niej ogromna ciężarówka bez hamulców. Lee nigdy nie przyzwyczai się do tego, jaka jest. Jeśli obawiał się jakieś grypy, to jak zachowałby się, gdyby dowiedział się o tym, że jest wampirem? O tym, że pije krew? Poczuła łzy pod powiekami, ale wychowana przez swojego ojca, nie pozwoliła, by choć jedna z nich spłynęła. - Rozumiem. – wstała. - Rozumiesz co? – zapytał. Podeszła do okna i obiecała sobie, że się nie obejrzy, ale nie mogła się powstrzymać. Odwróciła się i napotkała jego spojrzenie. Z jakiegoś powodu, nagle zobaczyła w Lee coś, czego nigdy wcześniej nie widziała. Zobaczyła jej ojca. Ale jednak… - Kocham cię. Zawsze będę. – Z tymi słowami wyskoczyła z okna. Słyszała, jak ją wołał i odsunął zasłony. Ale zanim jego stopy dotknęły podłogi, ona była już daleko. *** Kiedy wróciła do pokoju, usiadła na krawędzi łóżka. Jej żołądek się skręcał, usta wysychały z pragnienia i wiedziała, czego potrzebowała… krwi. Gdzie był Chan? Wziął tą krew dla siebie? Opuścił ją? Zeskoczyła z łóżka, podeszła do okna i wbiła wzrok w swoje odbicie. Jej oczy nie miały już ciemnobrązowego odcienia, ale złoty. Świeciły jasno, jakby coś w środku niej płonęło, chociaż ona była zimna. Zbyt zimna dla Lee? Zauważyła, że jej siekacze były… zaostrzone. Jej serce przyśpieszyło, a ona ponownie usłyszała słowa Chana. Nie możesz już mieszkać z ludźmi. Nie możesz. Przekonasz się. Już nie należysz do ich świata. Poczuła w piersi bolesny ścisk i tym razem rozpłakała się. Łzy strumieniami pociekły po jej policzkach. Akceptując to, co musi zrobić, złapała swoją walizkę i zaczęła do niej wrzucać rzeczy. Kiedy Chan przyjdzie, będzie gotowa. Ale potem zdała sobie sprawę, że nie mogła odejść bez… bez chociażby zobaczenia swojej rodziny ostatni raz. Wyszła na palcach ze swojego pokoju i skierowała się w dół po schodach. Drzwi do pokoju rodziców były zamknięte, ale uchyliła je odrobinę. Tylko tyle, by na nich zerknąć. Jej matka spała oparta o pierś ojca. Może i nie podobała jej się duma ojca, ale wciąż go kochała. Kochała go, bo w głębi duszy wiedziała, że porzucił swoją dumę, by poślubić białą kobietę. W zasadzie, kochał mamę bardziej niż swoją dumę. Czuła ścisk w gardle, kiedy po cichu zamykała drzwi. Wróciła na górę, ale zamiast pójścia do swojego pokoju, wybrała drogę do sypialni Joy. Drzwi nie były zamknięte. Weszła do środka i podeszła do krawędzi łóżka. Jej siostra obróciła się i otworzyła oczy. - Lepiej się czujesz? – zapytała. - Tak. – odpowiedziała Della, starając się, by jej głos nie drżał. Joy posłała jej ten zaspany uśmiech, który sprawiał, że wyglądała na młodszą niż dziesięć lat.
Tłumaczenie: marika1311 Strona 21 - Mówiłam mamie, że nie umrzesz, bo nie zostawiłabyś mnie. Nigdy mnie nie zostawisz. – Opadła z powrotem na poduszki i odpłynęła w sen. Della poczuła łzy napływające do oczu, a wiedza, że już nigdy nie zobaczy swojej siostry, sprawiła, że pękło jej serce. Wstała i wyszła z jej pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na swoją spakowaną torbę. Zostawiła otwarte okno, mając nadzieję, że Chan to zobaczy i wróci. Do środka wpłynęła bryza. Czuć było… zimno. Nienaturalne zimno. Dreszcze wspięły się po jej kręgosłupie. Coś leżącego na ziemi przykuło uwagę Delli. Spojrzała w dół na wizytówkę. Podniosła ją i zobaczyła nazwisko Holiday BrandonHoliday BrandonHoliday BrandonHoliday Brandon. Poniżej był numer telefonu oraz słowa Obóz wObóz wObóz wObóz w Wodospadach CieniaWodospadach CieniaWodospadach CieniaWodospadach Cienia. Jak przez mgłę przypomniała sobie lekarza i pielęgniarkę, którzy mówili jej, że powinna do kogoś zadzwonić, do kogoś, kto pomoże jej zdecydować, co robić. Nie mogła zadzwonić do obcej osoby z prośbą o pomoc. A może..? Jej myśli zawędrowały do siostry. Della podniosła swój telefon i wybrała numer. - Obóz w Wodospadach Cienia. – powiedział kobiecy głos. Della nie mogła niczego powiedzieć. – Halo? Jest tam ktoś? – zapytała kobieta zaspanym głosem. – Kto mówi? Kolejna fala łez wezbrała się pod jej powiekami, po czym powoli zaczęły sunąć po jej policzkach. - Nazywam się Della Tsang i potrzebuję pomocy.