Dla Lanie
„Ceń ludzi, którzy szukają prawdy,
a strzeż się tych, którzy ją znajdują”.
Voltaire
PROLOG
Zawsze myślałam, że życie pozagrobowe będzie jak wieczny pobyt w kurorcie na
jakiejś egzotycznej wyspie przypominającej Saint Barthélemy. Przystojni francuscy
kelnerzy będą aż po wieczność przynosić mi napoje owocowe, na lazurowym
karaibskim niebie po wsze czasy trwać będzie zachód słońca, a delikatna bryza znad
oceanu będzie łaskotać moją już na zawsze opaloną skórę. Byłaby to dla mnie
nagroda za długie i pełne życie.
Nie mogłam się bardziej mylić.
Zamiast tego umarłam przed ukończeniem osiemnastu lat i rozpoczęciem
ostatniego roku szkolnego w liceum. I zamiast popijać mohito na plażach pokrytych
białym piaskiem, obudziłam się w Las Vegas, uwiązana do siostry bliźniaczki,
o której istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia. Patrzyłam, jak Emmę Paxton
zmuszono, by żyła moim życiem i mnie udawała. Patrzyłam, jak zajmuje moje
miejsce przy stole w moim domu i śmieje się z moimi przyjaciółkami, udając, że
zna je od zawsze. Patrzyłam, jak czyta moje pamiętniki, śpi w moim łóżku i próbuje
dowiedzieć się, kto mnie zabił. Najwyraźniej muszę tu tkwić aż do odwołania.
Gdziekolwiek szła Emma, szłam tam i ja. Wszystko, czego się dowiedziała, i dla
mnie stawało się jasne – problem polegał na tym, że sama wiedziałam niewiele
więcej. Moje życie przed śmiercią było dla mnie jedną wielką zagadką. Niektóre
wspomnienia powróciły: przypomniałam sobie na przykład, że nie byłam najmilszą
dziewczyną w liceum Hollier, że brałam za pewnik wszystko to, co dał mi los,
i narobiłam sobie mnóstwo wrogów, wykręcając okropne numery ludziom, którzy na
to nie zasłużyli. Ale wszystko inne było pustką, łącznie z tym, jak zginęłam i kto
mnie zabił.
Wiedziałam jedynie, że mój morderca tak samo jak ja obserwuje teraz każdy
ruch Emmy, upewniając się, że gra według jego zasad. Byłam tuż obok niej, kiedy
dostała liścik z informacją o mojej śmierci i ostrzeżeniem, że jeśli nie będzie mnie
udawać, także zginie. Miałam mroczki przed oczami, kiedy ktoś niemal udusił
Emmę podczas piżama party u mojej przyjaciółki Charlotte. Z miejsca w pierwszym
rzędzie patrzyłam na to, jak przechyla się na nią rusztowanie z reflektorami
w szkolnej auli. Mój morderca był bardzo blisko. A mimo to żadna z nas nigdy go
nie zauważyła.
To moja siostra bliźniaczka miała go złapać, a ja nie byłam w stanie jej pomóc.
Nie umiałam się z nią w żaden sposób porozumieć. Emma wyeliminowała z grona
podejrzanych moje najlepsze przyjaciółki: Charlotte i Madeline oraz Gabby i Lili
Fiorello – wszystkie miały alibi na tamten wieczór. Jednak alibi mojej siostry Laurel
nagle przestało być wiarygodne.
Teraz obserwowałam, jak moja rodzina wyciąga się na leżakach w miejscowym
country clubie, osłaniając oczy przed niemiłosiernym słońcem Tucson. Emma
siedziała obok Laurel, czytając kolorowy magazyn, wiedziałam jednak, że przygląda
się mojej siostrze tak uważnie jak ja.
Znad grubych czarnych oprawek okularów przeciwsłonecznych od Gucciego
Laurel studiowała oprawione w skórę menu z napojami, po czym jak gdyby nigdy
nic wmasowała w ramiona kropelkę olejku do opalania. Zalała mnie fala
wściekłości. Już nigdy nie poczuję promieni słońca na swojej skórze, być może
przez nią. W końcu miała motyw, by mnie zabić. Obie podkochiwałyśmy się
w Thayerze, ale ostatecznie to ja go zdobyłam.
Mama wyciągnęła swój BlackBerry ze słomkowej torby plażowej od Kate Spade.
– Nie uwierzysz, Ted, ile osób potwierdziło przyjście w sobotę – wymamrotała,
patrząc na ekran. – Wygląda na to, że będziesz hucznie obchodził swoje
pięćdziesiąte piąte urodziny.
– Aha – zareagował zamyślony ojciec. Nie można było mieć pewności, czy
naprawdę ją słyszał. Wydawał się zbyt zaabsorbowany przyglądaniem się
wysokiemu, umięśnionemu chłopcu, który przeczesywał dłonią włosy.
O wilku mowa. Thayer Vega we własnej osobie.
Moje serce podskoczyło, kiedy Emma spojrzała w jego stronę. Laurel też na
niego popatrzyła. Bez względu na to, jaką opanowaną i spokojną chciała udawać, nie
była w stanie ukryć przebłysku nadziei malującego się na jej twarzy. Możesz sobie
pomarzyć, pomyślałam ze złością. Może i jestem martwa, ale Thayer należy do mnie
i tylko do mnie. Łączył nas sekretny związek – przypomniałam sobie o tym dopiero
kilka dni temu. Przez jakiś czas wydawało się, że to Thayer może być moim
zabójcą – spotkaliśmy się w tajemnicy w wieczór mojej śmierci. Na szczęście Emma
wykluczyła go z grona podejrzanych – ktoś go potrącił moim volvo, być może
starając się mnie skrzywdzić. Laurel migiem zabrała Thayera do szpitala, gdzie
chłopak pozostał przez całą noc. Poczułam ulgę, że to nie on mnie zabił… aż do
chwili, kiedy zdałam sobie sprawę, że osoba winna mojej śmierci być może siedzi
właśnie obok Emmy. To, że Laurel zabrała Thayera do szpitala, nie oznacza, że
z nim została. Mogła przecież wrócić do kanionu, by wszystko mi wygarnąć… albo
żeby raz na zawsze ze mną skończyć.
Wszystkie patrzyłyśmy, jak Thayer wchodzi po metalowych schodach na
trampolinę nad basenem. Podszedł do końca deski, lekko utykając, i sprawdził jej
elastyczność kilkoma podskokami. Mięśnie na jego brzuchu napięły się, kiedy
nabierał impetu. Uniósł opalone ręce nad głowę i skoczył do wody, przecinając
gładką taflę swoją idealną sylwetką. Przepłynął pod wodą całą długość basenu,
pozostawiając za sobą małe bąbelki, które wypływały na powierzchnię. Mogłabym
przysiąc, że w żołądku, którego już przecież nie miałam, poczułam motyle.
W Thayerze Vedze było coś, co nadal sprawiało, że czułam, że żyję. Minęła chwila,
zanim dotarło do mnie, że to nieprawda.
Usta Laurel rozciągnęły się w ponurą linię, kiedy Thayer wynurzył się z wody
i szeroko uśmiechnął do Emmy. Wtedy zdałam sobie sprawę z czegoś jeszcze: jeśli
Emma nie będzie ostrożna, to skończy tak jak ja.
1
NIEZIEMSKA KOLACJA
Emma Paxton nachyliła się do lustra w kształcie Saturna w planetarium
w Tucson i wydęła wargi, malując je błyszczykiem o wiśniowym smaku. W całej
słabo oświetlonej łazience przeważały astronomiczne motywy. Kabiny ozdobione
były świecącymi w ciemności gwiazdkami, a kosze na śmieci miały kształt rakiet.
Nad umywalką widniał napis WITAJCIE, ZIEMSKIE ISTOTY. Na literze Z stało
dwóch kosmitów machających na powitanie grubymi paluchami.
Wziąwszy głęboki oddech, Emma przyjrzała się sobie w lustrze.
– To twoja pierwsza oficjalna randka z Ethanem – powiedziała do swojego
odbicia. Przeciągnęła ostatnie słowo, jakby się nim delektując. Nie pamiętała, kiedy
ostatnio tak bardzo ekscytowała się spotkaniem z chłopakiem – umawiała się na
randki już wcześniej, ale zbyt często przenoszono ją z jednej rodziny zastępczej do
drugiej, żeby mogła naprawdę się w kimś zakochać. Ostatnio jednak wszystko w jej
życiu uległo zmianie. Znalazła nowy dom, nową rodzinę i nowe ciacho – Ethana
Landry’ego.
I nową tożsamość, chciałam dodać, unosząc się za Emmą w powietrzu
i obserwując ją w lustrze. Jak zwykle nigdzie nie widziałam swojego odbicia. Było
tak, odkąd pojawiłam się w życiu Emmy, kiedy jeszcze mieszkała w Las Vegas.
Tylko teraz Emma nie była już Emmą. Była Sutton Mercer. Poza moim zabójcą
Ethan był jedyną osobą, która znała jej prawdziwą tożsamość. Pomagał nawet
Emmie dowiedzieć się, co się ze mną stało.
Emma dostała SMS-a od Ethana: „Jestem. Kupiłem bilety”.
„Zaraz przyjdę!” – odpisała. Wytarła ręce i wyszła przez wahadłowe drzwi,
bawiąc się wisiorkiem Sutton. Poczuła, jak jej serce zaczyna szybciej bić, kiedy
zobaczyła Ethana opartego o łukowatą, wyłożoną dywanem ścianę po drugiej stronie
pomieszczenia.
Podobało jej się to, jak szerokie wydawały się jego ramiona w tej szarej koszulce
polo i jak włosy wpadały mu do ciemnoniebieskich oczu. Jego granatowe conversy
były rozwiązane, wyrzeźbione ramiona otaczała zielona bluza, a dżinsy były idealnie
powycierane. Emma prześlizgnęła się między kolejką ludzi czekających na wejście
do planetarium i klepnęła go w ramię.
– O, cześć – powiedział, odwracając się.
– Hej – odparła Emma, czując nagłą nieśmiałość. Ostatnim razem, kiedy widzieli
się z Ethanem, sytuacja stała się nieco niezręczna. Do jej domu przyszedł Thayer
Vega, a Emma nie przedstawiła Ethana jako swojego chłopaka. Z jakiegoś powodu
wydawało jej się okrutne powiedzieć chłopcu, który tak rozpaczliwie kochał Sutton,
że ma już kogoś nowego. Później zadzwoniła do Ethana, żeby to wyjaśnić, i zdawał
się rozumieć. Ale gdyby nie zrozumiał?
Zanim Emma miała szansę cokolwiek powiedzieć, Ethan przyciągnął ją do siebie
i ich usta złączyły się w pocałunku. Dziewczyna westchnęła.
Szczęściara, pomyślałam. Czego bym nie dała, by znów kogoś pocałować.
U mnie jednak na szczycie listy znalazłby się Thayer. Cieszyłam się razem z Emmą,
ale miałam nadzieję, że cały ten miłosny amok nie przysłoni jej prawdziwego
zadania: odkrycia, co się ze mną stało.
– Zapowiada się fajnie – powiedziała Emma do Ethana, splatając swoje palce
z jego, kiedy w końcu przestali się całować. – Dzięki, że mnie tu przyprowadziłeś.
– Dzięki, że przyszłaś. – Wyciągnął dwa bilety z tylnej kieszeni spodni. – To
miejsce wydawało mi się odpowiednie na naszą pierwszą randkę. Przywodzi mi na
myśl to, jak się poznaliśmy – dodał zawstydzonym tonem.
Emma zarumieniła się. Ta chwila zdecydowanie należała do pierwszej trójki na
liście „Dziesięciu najbardziej uroczych momentów Ethana”. Tego wieczoru, kiedy
przyjechała do Tucson, zanim Ethan zdołał się zorientować, kim jest, oboje patrzyli
na niebo i Emma powiedziała mu, jak nadaje gwiazdom swoje nazwy. Zamiast się
z niej naśmiewać, uznał, że to ciekawe.
Chłopak ruszył w stronę wejścia do planetarium.
– Gotowa? – zapytał, kiedy po wykładzinie w kasztanowym kolorze przechodzili
przez ciężkie czarne zasłony.
Emma uśmiechnęła się do niego, gdy wkraczali w ciemność. Powietrze było
chłodne, a pomieszczenie ciche. Przez szklany sufit nad głowami widzieli maleńkie
migoczące gwiazdy rozsiane po nocnym niebie. Przez chwilę Emma po prostu stała
tak, dając się pochłonąć złożonym wzorom konstelacji. Niebo było ogromne
i niezmierzone i dziewczyna na moment zapomniała, jak skomplikowana jest jej
sytuacja. To, że udawała kogoś innego i musiała na razie zapomnieć o własnym
życiu, nie miało znaczenia. Tak jak to, że jej siostra została zamordowana,
a najnowszą podejrzaną stała się Laurel, młodsza siostra Sutton, która w noc
zabójstwa miała być na piżama party u Nishy Banerjee, ale wymknęła się, by zabrać
Thayera do szpitala, po tym jak ktoś potrącił go samochodem Sutton. W porównaniu
z ogromem kosmosu, nic, co działo się na Ziemi, nie miało znaczenia.
– Nadal mamy trochę czasu, zanim pojawi się kometa – powiedział Ethan,
podświetlając tarczę masywnego zegarka. – Chcesz zobaczyć eksponaty w drugiej
sali?
Przy dźwiękach elektronicznej muzyki Ethan i Emma zatrzymali się przed
wystawą zatytułowaną KOMETY UKŁADU SŁONECZNEGO. Przedstawiała proces,
w jakim powstają komety. Ethan odchrząknął, podszedł zdecydowanym krokiem do
zdjęcia wirującej komety i odezwał się wysokim głosem:
– Jak widzisz, kometa jest na początku zbieraniną kawałków skał i lodu
pozostałych po formacji gwiazd i planet. Wtedy skały zbliżają się do Słońca, które
topi lód. I co ty na to, panieneczko?
Podciągnął sobie spodnie i potarł nos, i Emma nagle zdała sobie sprawę, że
Ethan naśladuje ich nauczyciela fizyki z liceum Hollier, pana Beardsleya. Wybuchła
śmiechem. Pan Beardsley miał milion lat, od zawsze mówił przemądrzałym tonem
i nazywał wszystkie dziewczyny panieneczkami, a chłopaków synkami.
– Nieźle – powiedziała. – Ale żeby to było prawdziwe mistrzostwo, musiałbyś
częściej oblizywać usta. I dłubać w nosie.
Ethan skrzywił się.
– Myśl, że najpierw dłubie w nosie, a potem sprawdza moją klasówkę, jest…
– … przerażająca. – Emma wzdrygnęła się.
– Chciałbym, żeby nauczyciele umieli ciekawiej opowiadać o kosmosie –
powiedział Ethan, kierując się ku kolejnemu eksponatowi. Zmarszczył brwi
w skupieniu, przyglądając się zdjęciu. Jego głęboko osadzone niebieskie oczy
śledziły tekst umieszczony pod spodem, a usta poruszały się delikatnie, kiedy
czytał. – Tak oschle i nudno o tym opowiadają, że nic dziwnego, że to nikogo nie
obchodzi.
– Racja – przytaknęła. – Dlatego lubię Star Trek: Następne pokolenie. Kosmos
w ich wydaniu jest tak fascynujący, że nawet nie zdajesz sobie sprawy, kiedy czegoś
się uczysz.
Ethan zrobił wielkie oczy.
– Nie mów, że jesteś fanką tego serialu?
– Przyznaję się bez bicia. – Emma spuściła głowę, momentalnie żałując, że
wyjawiła mu coś tak głupiego.
Szybko rozejrzałam się dookoła. Dzięki Bogu żaden mój znajomy nie słyszał
tego zawstydzającego wyznania. Tylko tego brakowało, by po szkole poszła plotka,
że Sutton Mercer jest fanką serialu dla kujonów.
Ethan tylko się uśmiechnął.
– Rany, naprawdę jesteś moim ideałem. W siódmej klasie założyłem fanklub
Następnego pokolenia. Chciałem, żebyśmy urządzali sobie serialowe maratony,
przebierali się za ulubione postaci i jeździli na zloty. Ale nikt się nie zapisał. Szok,
co?
Emma przewróciła oczami.
– Ja bym się zapisała. Zawsze sama oglądałam ten serial. Nawet nie wiesz, ile
przybranych sióstr i braci nabijało się ze mnie z tego powodu.
– Zróbmy tak – powiedział Ethan. – Może kiedyś urządzimy sobie maraton ze
Star Trekiem? Mam wszystkie sezony na DVD.
– Super – odpowiedziała Emma, wtulając głowę w jego ramię.
Ethan spojrzał na nią. Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
– Jest jakaś szansa, że dasz się zaprosić fanowi Star Treka na jesienny bal?
– Nawet spora – Emma odpowiedziała skromnie. Przez myśl przebiegł jej
migający jaskrawo nagłówek: „Cud! Sierota zaproszona na szkolny bal”. Emma od
zawsze tworzyła swój pamiętnik w formie takich właśnie nagłówków, a ten nadawał
się na pierwszą stronę.
W szkole już od jakiegoś czasu wisiały plakaty promujące jesienną imprezę,
zachwalające zespół wynajęty na tę okazję, wielki mecz przed balem, paradę
z platformami tematycznymi i oczywiście wybory króla i królowej jesiennego balu.
Nadciągająca impreza była dla Emmy czymś, co widywała tylko w filmach.
Myślała, że nigdy nie weźmie udziału w takim balu. Wyobraziła sobie ubranego
w ciemny garnitur Ethana, który obejmuje ją w talii, kiedy tańczą wolny taniec.
W myślach zobaczyła siebie w sukience, którą widziała w szafie Sutton – krótkiej,
w cyrankowym kolorze, świetnie pasującej do cery i kasztanowych włosów Emmy.
Czułaby się jak księżniczka.
Chciałam nią potrząsnąć. Nie wiedziała, że Sutton Mercer kupowała nową
sukienkę na każdy bal?
Koło Emmy przebiegło dziecko i przycisnęło dłonie do szyby przed ekspozycją
komety, wyrywając dziewczynę z zamyślenia. Skupiła się na stojącym przed nimi
eksponacie – zdjęciu czarnej dziury otoczonej granatowym niebem, na którym
rozrzucone były jaśniejące gwiazdy. CZARNA DZIURA TO OBSZAR
PRZESTRZENI, Z KTÓREJ NIC, NAWET ŚWIATŁO, NIE JEST W STANIE
UCIEC, głosił napis na tabliczce obok zdjęcia. Emma zadrżała nagle, myśląc
o Sutton. Czy tam teraz właśnie była? Czy tak wyglądało życie pozagrobowe?
No, niezupełnie, pomyślałam.
– Wszystko w porządku? – zapytał Ethan. Jego brwi zbiegły się w wyrazie
zmartwienia. – Nagle zrobiłaś się bardzo blada.
– Muszę zaczerpnąć powietrza – wymamrotała Emma, czując, że kręci jej się
w głowie.
Ethan przytaknął i otworzył przed nią drzwi wyjściowe, które prowadziły na
okrągły dziedziniec. Sześć kamiennych ścieżek wiodących do środka placyku
wyglądało jak szprychy koła. Pośrodku znajdował się potężny, zabytkowy teleskop.
W pewnym miejscu okalający całość żywopłot otwierał się na wąską uliczkę,
prowadzącą do restauracji U PEDRA. W oknach stały kolorowe garnki, a z sufitu
zwisały światełka w kształcie papryczek chili.
Emma zaczerpnęła kilka głębokich wdechów, czując ogarniającą ją falę
wyrzutów sumienia.
– Myślisz o Sutton, prawda? – zapytał Ethan, jak gdyby czytał jej w myślach.
Spojrzała na niego.
– Może nie powinnam się całować i cieszyć ze szkolnych balów, skoro moja
siostra nie żyje.
Ethan zacisnął palce wokół jej dłoni.
– Nie uważasz, że chciałaby, żebyś była szczęśliwa?
Emma zamknęła oczy, w nadziei, że tego właśnie chciała Sutton. Jednak
myślenie o Sutton przypomniało jej, że znajdowała się we własnej wersji czarnej
dziury: życiu zmarłej siostry. Jeśli będzie próbować uciec od jej życia, może zginąć.
Nawet jeśli morderca zostanie schwytany, wszyscy dowiedzą się, że Emma jest
oszustką, i co wtedy? Marzyła o tym, by przyjęła ją rodzina Mercerów, a przyjaciele
siostry powitali ją z otwartymi ramionami, jednak równie dobrze mogliby się wściec
o to, że ich oszukała.
– Chcę z tobą być – powiedziała do Ethana po chwili milczenia. – Nie jako
Sutton. Jako ja. Boję się, że to może nigdy nie nastąpić.
– Oczywiście, że nastąpi. – Ethan ujął jej podbródek w dłonie. – Kiedyś to
wszystko się skończy. Cokolwiek się stanie, będę przy tobie.
Emma poczuła tak ogromną wdzięczność, że oczy zaszły jej łzami. Przysunęła
się do chłopaka, dociskając swoje biodra do jego. Znów zrobiło jej się słabo, tym
razem jednak dlatego, że wpatrywała się w jego błękitne jak jeziora oczy i czuła
leśny zapach jego płynu po goleniu. Ethan pochylił się nad nią, aż jego usta prawie
stykały się z jej wargami. Już miała go pocałować, kiedy usłyszała znajomy śmiech.
Emma wyprostowała się.
– Czy to…?
Na patio przed restauracją stały dwie osoby. Jedna miała blond włosy i ubrana
była w znajomą zieloną sukienkę. Druga, nosząca luźne spodnie, lekko kulała.
– Laurel i Thayer – ponuro szepnął Ethan i skrzywił się. – Żegnaj pomyśle na
późniejszy obiad.
Laurel potrząsnęła swoją złotą czupryną i ujęła Thayera pod ramię. Zrobiła to
bardzo naturalnie i przez chwilę Emma zastanawiała się, czy siostra Sutton jej nie
zauważyła. Ale wtedy Laurel posłała jej spojrzenie. Na jej twarzy pojawił się lekki
uśmiech. Laurel nie tylko ją widziała – to dla niej odegrała tę scenę ze ściśnięciem
ramienia Thayera.
Zdzira, pomyślałam. Laurel od dawna nie mogła ścierpieć mojego sekretnego
związku z Thayerem. Jestem przekonana, że od dawna czekała na ten moment.
Thayer również się odwrócił i uniósł dłoń, by lekko im pomachać. Emma
uśmiechnęła się do niego, jednocześnie czując, jak Ethan mocniej ściska jej rękę,
jakby znaczył swoje terytorium.
Emma odwróciła się do niego.
– Słuchaj, wiem, że go nie lubisz – powiedziała cicho. – Ale on nie jest
niebezpieczny. To na pewno nie on zamordował Sutton. Całą noc był w szpitalu,
pamiętasz?
Ethan zrobił minę, jakby miał w tym temacie więcej do powiedzenia, ale zamiast
się odezwać, tylko westchnął.
– Taa – rzucił z niechęcią. – Pewnie masz rację. Na czym więc teraz stoimy?
Podejrzewamy kogoś?
Emma znów spojrzała na Laurel, która zerkała na nią znad menu.
– Pamiętasz, jak uważałam, że w noc zaginięcia Sutton Laurel spędzała noc
u Nishy?
– Tak, piżama party drużyny tenisowej – powiedział Ethan, kiwając głową.
– No to nie było jej tam. A przynajmniej nie przez cały czas.
Ethan uniósł brwi.
– Jesteś tego pewna?
Emma uderzała palcami o żelazne oparcie ławeczki, na której usiedli.
– To Laurel przyjechała po Thayera, kiedy potrącił go samochód. To ona
zawiozła go do szpitala. Nie mogła być w dwóch miejscach naraz. A skoro
skłamała…
Ethan nachylił się w jej stronę. Coś błysło mu w oczach.
– Uważasz, że odwiozła Thayera do szpitala i wróciła do kanionu, żeby zabić
Sutton?
– Mam nadzieję, że nie, ale nie mogę założyć, że tego nie zrobiła, skoro nie
wiem, gdzie właściwie była. Muszę się dowiedzieć, czy wróciła do Nishy, czy może
cały wieczór spędziła poza domem. – Bawiła się rąbkiem czarnej minispódniczki
Sutton. – To z Laurel spędziłam najwięcej czasu, odkąd przyjechałam do Tucson, ale
nie mogę jej całkiem rozgryźć. Raz jest kochana, a za chwilę zachowuje się, jakby
chciała mnie zabić.
– Sama mi mówiłaś, że relacje między Sutton i Laurel wydają się… napięte.
Emma pokiwała głową.
– Wiem. Pani Mercer rozmawiała ze mną na ten temat w zeszłym tygodniu.
Powiedziała, że Laurel zawsze była o mnie zazdrosna. To znaczy o Sutton. – Emma
delikatnie pokręciła głową. Im dłużej udawała siostrę, tym bardziej niewyraźna
stawała się granica, gdzie kończyła się Sutton, a zaczynała ona.
Ethan zerknął w stronę restauracji, gdzie Laurel i Thayer dzielili się porcją
nachosów.
– Może, ale przynajmniej z zewnątrz wyglądało na to, że Sutton też była lekko
zazdrosna o Laurel. W końcu Laurel jest biologicznym dzieckiem Mercerów. Sutton
zawsze była przez to nieco… zagubiona. Kiedyś w bibliotece widziałem, jak czyta
książkę o genealogii. Miała taką minę… – Ethan zawahał się. – Cóż, nigdy
wcześniej nie widziałem Sutton Mercer smutnej.
Nagle poczułam, jak zalewa mnie fala bezbronności. Nie pamiętałam tamtej
sytuacji, ale odkąd obudziłam się w domu Emmy w Las Vegas, czułam głęboki,
znajomy ból, który nie miał nic wspólnego z byciem martwą. Zawsze wiedziałam
o tym, że jestem adoptowana, a rodzice bez końca powtarzali mi, że jestem
wyjątkowa, bo wybrali mnie na swoje dziecko. Jednak myśl, że moja prawdziwa
mama mnie nie chciała, sprawiała, że czułam się pusta i niczyja, jakby jakiejś
cząstki mnie nieustannie brakowało.
Ale jak to możliwe, że Ethan, którego ledwie znałam, to zauważył? Czy nie
kryłam się z tym tak dobrze, jak mi się zdawało?
– Chyba Laurel miała coś, czego Sutton nigdy nie mogła mieć: biologiczną
rodzinę – powiedziała cicho Emma, dokładnie wiedząc, jak czuła się jej bliźniaczka.
Kiedy miała pięć lat, ich matka Becky zostawiła ją u koleżanki… i nigdy nie
wróciła.
Westchnęła głęboko.
– Laurel wygląda na pełną złości. Była w stanie się kamuflować aż do czasu,
kiedy w pokoju Sutton pojawił się Thayer i pan Mercer wezwał policję. Jednak teraz,
kiedy chłopak wrócił, wydaje się gotowa zrobić wszystko, żeby utrzymać go
z daleka od Sutton. Laurel wie, że Thayer kocha jej siostrę.
– Jak to było? Ludzie zabijają dla pieniędzy, z miłości albo dla zemsty? –
zapytał Ethan, pocierając dłonie, kiedy przez dziedziniec powiał chłodny wiatr. –
Może chciała się pozbyć konkurencji.
– No to jej się udało. Wyglądają, jakby byli na randce. – Emma zerknęła na
drugą stronę ulicy. Thayer trzymał dłoń na ramieniu Laurel, a ta karmiła go
nachosem pełnym guacamole, po czym rzuciła kolejny pełen samozadowolenia
uśmiech w kierunku Emmy. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, co stało się
z Calebem, który jeszcze niedawno był chłopakiem Laurel. Młodsza siostra Sutton
pewnie nie pamiętała już jego imienia.
Podążyłam za wzrokiem Emmy i utkwiłam oczy w Laurel. Thayer składał
zamówienie u kelnerki. Zachowywał się swobodnie i naturalnie. Laurel obdarzyła go
pełnym czułości spojrzeniem, otulając się bladoróżowym swetrem. Zwęziłam oczy.
Znałam ten sweter. On, tak samo jak Thayer, należał do mnie.
Może moja mama i Ethan mieli rację – może Laurel chciała wszystkiego, co
moje. I może – tylko może – zabiła mnie, by to wszystko mieć.
2
WIZYTA BABCI
Następnego wieczoru Emma jechała pod dom Mercerów, jęcząc po drodze za
każdym razem, gdy dociskała pedał gazu.
– Ale boli – skarżyła się. Właśnie doświadczyła najgorszego treningu w swoim
życiu. Zaczął się od ośmiokilometrowego biegu, po którym nastąpiły wyczerpujące
ćwiczenia w parach i sekwencjach. Ledwie była w stanie ruszać nogami. Czemu
Sutton nie mogła po szkole lenić się przed telewizorem?
Laurel siedziała na siedzeniu pasażera, przeglądając coś w swoim iPhonie
i ignorując komentarze Emmy, choć sama pewnie skręcała się z bólu.
– Jak ci się udała wczorajsza randka z Thayerem? – Emma nie potrafiła
powstrzymać się od tego pytania.
Laurel podniosła wzrok i rzuciła jej przesłodzony uśmiech.
– Miło, że pytasz. Było wspaniale, naprawdę romantycznie, może nawet
pójdziemy razem na jesienny bal.
– A co z Calebem?
Laurel zamrugała kilka razy, zaskoczona pytaniem.
– Caleb i ja nigdy nie byliśmy ze sobą na wyłączność – odparła po chwili.
Emma pociągnęła nosem. Na usta cisnęło się jej, że na balu z okazji zjazdu
absolwentów wyglądało to inaczej.
– Co cię to w ogóle obchodzi? – fuknęła Laurel, znów spoglądając na swój
telefon. – Masz teraz Ethana.
Emma wzdrygnęła się, słysząc, jakim pełnym odrazy tonem Laurel wymówiła
imię jej nowego chłopaka. Przyjaciółki Sutton zdawały się go akceptować,
zwłaszcza Laurel. To ona zachęcała ją, by przestała ukrywać przed wszystkimi, że
się spotykają. Może tylko udawała. Lub – jeśli naprawdę zabiła Sutton – puszczała
oko do Emmy, jakby chciała powiedzieć: „Wiem, że nie jesteś moją siostrą. Wiem,
że nigdy nie obchodził cię Thayer”.
– Nic – odpowiedziała Emma chłodno. – Chciałam tylko porozmawiać.
Ale mni e to obchodziło. Co jeśli Thayer napr awdę lubił moją siostrę? Czy
mógłby mi to zrobić? Pewnie pomyślał, że rzuciłam go dla Ethana. Gdyby tylko znał
prawdę…
Emma wjechała na podjazd Mercerów. Za ich dwupiętrowym domem z suszonej
cegły zachodziło słońce. Kiedy zobaczyła ten budynek po raz pierwszy, aż otwarła
usta z wrażenia i nadal nie do końca mogła uwierzyć, że tu mieszka. Od range rovera
pana Mercera odbijały się pomarańczowe promienie. Obok stał błyszczący czarny
cadillac, którego Emma nie widziała nigdy wcześniej. Na jego kalifornijskiej
rejestracji widniał napis LISICA 70+.
– Czyj to samochód? – zapytała, wyłączając silnik.
Laurel spojrzała na nią dziwnie.
– Babci, hello? – odparła tonem, jakby Emma zadała jej najgłupsze pytanie na
świecie.
Emma od razu się zaróżowiła.
– No tak. Zapomniało mi się, bo babci dawno u nas nie było. – Przyzwyczaiła się
już do tego, że musiała jakoś tłumaczyć gafy, które zdradzały, że nie jest Sutton,
choć nie czuła, by z czasem szło jej to lepiej. Babcia Mercer będzie oczywiście
kolejną osobą, którą Emma spróbuje nabrać, że jest Sutton.
Laurel już wysiadała z samochodu.
– Super – powiedziała, odrzucając za ramię pukiel miodowozłotych włosów. –
Tata grilluje – dodała, zatrzaskując drzwi.
Emma zaciągnęła ręczny hamulec. Zapomniała o tym, że mama pana Mercera
miała przyjechać na jego pięćdziesiąte piąte urodziny, które pani Mercer planowała
gorączkowo od kilku tygodniu. Jak do tej pory załatwiła firmę cateringową, zespół,
ustaliła listę gości, rozmieściła ich przy stolikach i stawiła czoło wielu innym
drobnym sprawom. Babcia przyjechała jej z odsieczą.
Wziąwszy głęboki wdech dla dodania sobie otuchy, Emma wysiadła
z samochodu i wyciągnęła z bagażnika torbę ze sprzętem tenisowym. Poszła za
Laurel kamienną ścieżką, która prowadziła do ogrodu Mercerów na tyłach domu.
Powietrze przeciął szorstki, gardłowy śmiech i kiedy tylko Emma skręciła za róg,
zobaczyła pana Mercera przy grillu z tacą nadzianych na szpikulce warzyw. Obok
niego stała świetnie prezentująca się starsza kobieta z martini w dłoni. Emma
właśnie tak wyobrażała sobie babcię Mercer: wyrafinowaną, pełną klasy, elegancką.
Widząc dziewczyny, kobieta posłała im pełen spokoju uśmiech.
– Moje skarby!
– Cześć, babciu! – krzyknęła Laurel.
Starsza pani ruszyła w ich stronę i, co zaskakujące, nie rozlała przy tym ani
kropli alkoholu na kamienne patio. Zmierzyła Laurel wzrokiem.
– Śliczna jak zawsze.
Następnie zwróciła się do Emmy i mocno ją uściskała. Jej perłowy naszyjnik
wbił się dziewczynie w obojczyk. Jak na tak drobną osobę babcia miała niezłą
krzepę.
Emma odwzajemniła uścisk, wciągając w płuca perfumy o zapachu gardenii.
Kiedy babcia Sutton w końcu się od niej oderwała, przytrzymała Emmę na odległość
ramion i przyjrzała się jej bliżej.
– Mój Boże – powiedziała, kręcąc głową. – Najwyraźniej bardzo dawno mnie
u was nie było. Wyglądasz zupełnie… i nac z e j.
Emma chciała się wyrwać z uścisku kobiety, ale się powstrzymała. Nie na taki
komplement liczyła.
Babcia Sutton przymknęła oczy.
– Czy to przez nową fryzurę? – Przyłożyła do ust chudy, idealnie
wymanikiurowany palec. – Chyba urosła ci grzywka. Widzisz coś zza niej?
– Wszyscy tak teraz noszą – powiedziała Emma, odgarniając grzywkę z oczu.
Dała włosom trochę podrosnąć, bo grzywka Sutton była właśnie tej długości, ale
w głębi duszy zgadzała się z babcią dziewczyny.
Starsza pani zmarszczyła nos na znak niezadowolenia.
– Musimy porozmawiać – rzuciła ostro. – Podobno przysparzasz rodzicom
kłopotów.
– Kłopotów? – piskliwie odparła Emma.
Usta babci rozciągnęły się w prostą linię.
– Mówi ci coś kradzież w butiku nie tak dawno temu?
Emma poczuła, jak robi jej się sucho w gardle. To prawda – ukradła torebkę
z butiku, żeby mieć dostęp do policyjnej teczki Sutton. Quinlan, detektyw zajmujący
się sprawą, miał ogromny folder dotyczący Gry w Kłamstwa i wszystkich
przerażających kawałów, jakie Sutton wycięła przez te wszystkie lata.
Podczas gdy babcia nieprzerwanie wpatrywała się w Emmę, coś mi się
przypomniało: siedziałam w swoim pokoju, chcąc wrzucić na Facebooka zdjęcia
drużyny tenisowej, kiedy w salonie usłyszałam głosy. Z aparatem w dłoni zakradłam
się na palcach na schody i zaczęłam podsłuchiwać. Odniosłam wrażenie, że babcia
i tata o coś się kłócą, tylko o co? I wtedy właśnie mój nowy cyfrowy aparat
wyślizgnął mi się z rąk i gruchnął o najwyższy stopień schodów.
– Sutton? – odezwał się tata. Wraz z babcią pojawili się pod schodami, zanim
zdążyłam uciec. Patrzyli na mnie w taki sam sposób, co babcia na Emmę.
– Poradziliśmy sobie z tym – powiedział pan Mercer, obracając steki na grillu.
Ubrany był w czarny fartuch ze zwiniętym grzechotnikiem na przodzie, a swe
siwiejące włosy zaczesane miał do tyłu. – Ostatnio idzie jej całkiem nieźle. Test
z niemieckiego napisała najlepiej w klasie. Z angielskiego i historii również zbiera
dobre stopnie.
– Jesteś dla niej zbyt pobłażliwy – fuknęła babcia. – Ukarałeś ją chociaż za to, co
zrobiła?
Pan Mercer wydawał się słabnąć pod naciskiem matki.
– No… tak. Miała szlaban.
Babcia parsknęła śmiechem.
– Na ile? Jeden dzień?
Rzeczywiście, pan Mercer dość wcześnie zrezygnował z kary. Wszyscy zamilkli,
zażenowani, i przez kilka długich chwil jedynymi rozlegającymi się odgłosami były
skwierczenie mięsa na grillu i śpiew ptaków. Emma patrzyła na babcię, która
utkwiła wzrok w synu. Dziwnie się czuła, obserwując, jak ktoś rozstawia po kątach
pana Mercera. Po chwili mężczyzna odchrząknął.
– Co wolicie, dziewczyny: kurczak czy stek?
– Poproszę kurczaka – powiedziała Emma, bardzo chcąc zmienić temat. Usiadła
koło Laurel na jednym z zielonych ogrodowych krzeseł, otaczających stół ze
szklanym blatem. Drzwi na patio zaskrzypiały i wybiegł zza nich Drake, ich
ogromny dog niemiecki. Jak zwykle poszedł prosto do Emmy – jakby wyczuł, że
lekko obawia się psów, i za wszelką cenę chciał się z nią zaprzyjaźnić. Emma
niepewnie wyciągnęła do niego rękę i dała mu ją polizać. Bała się psów, odkąd
ugryzł ją pewien chow-chow, ale powoli zaczynała się przyzwyczajać do masywnego
pupila Mercerów.
Pani Mercer wyszła za nim z obrusem w biało-niebieską kratę w jednej dłoni
i niemilknącym BlackBerry w drugiej. Miała smutną minę, ale kiedy zobaczyła
siedzące przy stole córki, od razu się uśmiechnęła. Nawet kiedy była zestresowana,
na widok Emmy i Laurel jej nastrój zdawał się momentalnie poprawiać. Dla Emmy
było to nowe doświadczenie. Zwykle rodzice zastępczy patrzyli na nią z pełną
napięcia miną typu „gdzie moja wypłata?”.
– Jak tam trening? – Pani Mercer rozpostarła obrus w powietrzu i pozwoliła mu
opaść na szklany stół.
– Morderczy. – Laurel wzięła podłużny kawałek marchewki z półmiska
z warzywami i zaczęła głośno chrupać.
Emma zadrżała, słysząc ten dobór słownictwa, ale zmusiła się do sztucznego
uśmiechu.
– Musiałyśmy przebiec osiem kilometrów – wyjaśniła.
– Oprócz ćwiczeń? – Pani Mercer ścisnęła Emmę za ramię. – Pewnie jesteście
wyczerpane.
Emma skinęła głową.
– Dziś wieczorem przyda mi się gorący prysznic.
– Mnie też – powiedziała Laurel rozdrażnionym tonem. – Więc proszę, nie stercz
pod natryskiem przez trzydzieści minut.
Emma otworzyła usta, chcąc powiedzieć Laurel, że nigdy czegoś takiego nie
robiła, ale szybko przyszło jej do głowy, że być może Sutton miała taki zwyczaj.
Emma rozpoczęła w głowie kolejną listę: „Co mnie różni od Sutton”. Pomoże jej
zapamiętać, że pośród tego wszystkiego istniała ona, Emma. Kiedy przyjechała do
Tucson, miała ze sobą jedynie małą torbę, którą skradziono jej zaraz po przyjeździe.
Jej pozostałe dobra – gitara, oszczędności i Skarpetoośmiorniczka, ulubiona
przytulanka – znajdowały się w schowku na dworcu autobusowym w Vegas.
Ostatnimi czasy czuła się tak, jakby zamknęła tam także swoją tożsamość. Jedyną
osobą z dawnego życia, z którą utrzymywała kontakt, była Alex Stokes, ale od
przyjazdu do Tucson rzadko rozmawiały. Alex była przekonana, że Emma
szczęśliwie mieszka z Sutton i Mercerami. Dziewczyna nie mogła powiedzieć jej
prawdy, a wszystkie kłamstwa sprawiały, że odległość między nimi stawała się zbyt
wielka, by ją przekroczyć.
Przy stole pojawił się pan Mercer i postawił przed wszystkimi pięć talerzy
pełnych grillowanego jedzenia.
– Kurczak dla moich dziewczyn i steki średnio wysmażone dla mnie i babci, zaś
dla mojej pięknej żony bardzo mocno wysmażony. – Odgarnął kosmyk włosów znad
oczu pani Mercer i pocałował ją w policzek.
Emma uśmiechnęła się. Miło było popatrzeć na to, jak po tylu latach dwoje ludzi
nadal łączy uczucie. Rzadko kiedy mieszkała u rodziny zastępczej, gdzie rodzice
byli razem, nie wspominając już o tym, by się kochali.
Ja też zauważyłam to dopiero teraz, kiedy byłam już martwa – moi rodzice
naprawdę się kochali. Kończyli za siebie zdania. Nadal okazywali sobie czułość.
Gdy żyłam, nigdy tego nie doceniałam.
Babcia zwróciła swoje przeszywające spojrzenie na pana Mercera.
– Schudłeś, synku. Jesz ile trzeba?
Pan Mercer zachichotał.
– Poważnie? Przecież już nie widać mojego kaloryfera.
– Ma wi l c z y apetyt. Możesz mi wierzyć – powiedziała pani Mercer. –
Powinnaś zobaczyć, ile wydajemy na jedzenie. – Wtedy odezwał się jej BlackBerry
i zerknęła na ekran, chmurząc twarz. – Nie wierzę. Przyjęcie jest w sobotę, a florysta
teraz mi mówi, że nie będzie w stanie dostać sphaeralcei do bukietów na stoły.
Bardzo mi zależało na tym, żeby wszystkie kwiaty i rośliny były charakterystyczne
dla Arizony, ale jeśli florysta nie weźmie się do roboty, będę musiała chyba
postawić kilka wazonów kalii.
– Rzeczywiście tragedia, mamo! – zażartowała Emma.
Przejrzyście błękitne oczy babci Sutton zwęziły się, a jej twarz stężała.
– Uważaj, co mówisz – ostrzegła ją. Jej głos był tak ostry, że można by nim ciąć
szkło.
Emma zrobiła się czerwona.
– Tylko żartowałam – powiedziała cicho.
– Śmiem wątpić – odpowiedziała babcia, wbijając widelec w stek.
Znów nastąpiła długa, niezręczna cisza. Pan Mercer wytarł kąciki ust serwetką,
a pani Mercer bawiła się okrągłą bransoletką od Chanel na swoim nadgarstku. Emma
zastanawiała się, o co tu chodzi.
Szukałam pośród moich niewyraźnych wspomnień jakiejś odpowiedzi, ale nic
nie przychodziło mi do głowy. Było jednak jasne, że miałam z babcią na pieńku.
Pani Mercer rozejrzała się po stole, po czym zamknęła oczy.
– Zapomniałam o dzbanku z wodą i szklankach. Dziewczynki, czy któraś z was
mogłaby je przynieść? – Miała zmęczony głos, jakby babcia wyssała z niej wszelkie
siły.
– Jasne – powiedziała Laurel pogodnie. Emma również wstała, marząc o tym, by
na chwilę zejść babci z oczu. Poszły do wyłożonej hiszpańskimi kafelkami kuchni.
Ciemne steatytowe blaty błyszczały, a z uchwytu przy piekarniku zwisały równo
ułożone ścierki do naczyń z wzorem w ananasy. Emma właśnie brała dzbanek, kiedy
na ramieniu poczuła czyjąś dłoń.
– Sutton – szepnął pan Mercer. – Laurel.
Laurel stanęła jak wryta z tacą pełną szklanek z lodem.
– Podobno jutro Thayer wraca do szkoły – powiedział pan Mercer, zamykając
drzwi na patio. Głos babci, krytykującej salsę, którą pani Mercer wybrała na
imprezę, nagle zanikł. – To, że wyszedł na wolność, niczego nie zmienia. Macie się
obie trzymać od niego z daleka.
Laurel zrobiła skwaszoną minę.
– Ale tato, to mój najlepszy przyjaciel. Wcześniej nie miałeś z nim problemu.
Pan Mercer uniósł brwi.
– To było, zanim włamał się do naszego domu, Laurel. Ludzie się zmieniają.
Laurel spuściła głowę i wzruszyła ramionami. Emma zauważyła, że nie
wspomniała słowem o swojej wczorajszej randce.
– Sutton? – Pan Mercer przerzucił wzrok na Emmę.
– Zachowam dystans – wymamrotała.
– Mówię poważnie, dziewczyny – powiedział surowym tonem. Patrzył prosto na
Emmę i dziewczyna raz jeszcze zastanawiała się, o co tak naprawdę chodzi. – Jeśli
się dowiem, że przebywacie w jego towarzystwie, wyciągnę konsekwencje.
Odwrócił się na pięcie i odmaszerował na patio.
Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, Laurel stanęła z Emmą twarzą w twarz.
Uśmiechała się nieznacznie.
– Masz szczęście, że nie wygadałaś się, że nas wczoraj widziałaś – rzuciła
lodowatym tonem.
Emma skrzywiła się.
– Jeśli Thayer tyle dla ciebie znaczy, to chyba ty powinnaś była coś powiedzieć.
Przekonać tatę, żeby się nie martwił.
Laurel odgarnęła z ramion swoje blond włosy i podeszła bliżej. Jej oddech
pachniał pikantnym sosem barbecue.
– Obie wiemy, że tata potrafi być nadopiekuńczy. Jeśli nie chcesz mieć
kłopotów, będziesz trzymała język za zębami. Rozumiesz?
Emma nieznacznie pokiwała głową. Kiedy Laurel wyszła na patio, Emma skuliła
się nad kuchenną wyspą, nagle czując ogromne zmęczenie. „Jeśli nie chcesz mieć
kłopotów”. Czy to była… groź ba?
Też tego nie wiedziałam. I wcale nie miałam ochoty się przekonać.
3
MECZ Z WROGIEM
Kiedy Mercerowie skończyli obiad, słońce już zaszło, żaby zaczęły rechotać,
a powietrze się wychłodziło. Emma miała mnóstwo pracy domowej z niemieckiego,
ale przez to, że była z Laurel pod jednym dachem, a nie mogła zrobić żadnego
postępu w śledztwie, stawała się niespokojna. Choć nadal odczuwała ból po
dzisiejszym treningu, włożyła szare legginsy i poszła na korty tenisowe na osiedlu.
Nie miała zamiaru mocno zagrywać.
Korty były puste. Po alejkach przechadzało się kilka osób z psami, na pobliskim
parkingu stała też para rozmawiająca przy mini cooperze. Emma upatrzyła sobie
najodleglejszy kort, na którym znajdowała się twarda ściana do gry solo. Wrzuciła
do maszyny trzy dwudziestopięciocentówki, przez co nad kortem zapaliło się
światło. Po chwili, wraz z otwarciem nowego opakowania pokrytych meszkiem
żółtych piłek, rozległo się głośne „pop”. Emma zaczęła odbijać piłkę o rakietę, aż
w końcu delikatnie posłała ją w stronę ściany. Bóle, jakie czuła po ostatnim
wykańczającym treningu, nagle zniknęły.
Uderzanie w piłkę raz za razem i pogrążenie się we własnych myślach sprawiło
Emmie przyjemność. Czy to możliwe, by Laurel zabiła Sutton? Emma nie miała na
to dowodów, ale nie mogła też z całą pewnością powiedzieć, że siostra tego nie
zrobiła. Gdyby tylko mogła przejrzeć jakąś jej osobistą rzecz, jak pamiętnik… albo
jej komórkę. Choć Laurel strzegła jej jak lwica, może dałoby się ją jakoś zgarnąć?
Oczywiście istniał jeszcze jeden sposób na to, by się dowiedzieć, czy Laurel
miała alibi na tamtą noc: zapytać Thayera, czy została z nim w szpitalu. Już sama
myśl o rozmowie z nim była dla Emmy stresująca. Dziewczyna nabrała wszystkich
prócz Thayera na to, że jest Sutton. Tylko że tę dwójkę łączyła wspólna przeszłość –
byli w sobie zakochani. Możliwość spotkania z nim ją przerażała, była jednak
również pociągająca – Emma była bardzo ciekawa swojej siostry bliźniaczki,
a Thayer znał ją najlepiej ze wszystkich.
Dałabym wszystko za to, by móc spotykać się z Thayerem, nawet gdybym nie
mogła go dotknąć. Z drugiej strony, jeśli on nie zorientuje się, że Emma to nie ja…
cóż, nie wiem, czy byłabym w stanie sobie z tym poradzić.
Nagle górne światła zgasły i Emma znalazła się w całkowitej ciemności. Ugięła
nogi, oddychając ciężko i pozwalając, by piłka odbiła się od ściany i poturlała na
drugą stronę kortu. Na dźwięk szeleszczącej w pobliżu trawy Emma wyprostowała
się, zdenerwowana.
– Kto tu jest!? – zawołała. – Ethan? – Korty były miejscem ich spotkań, odkąd
dziewczyna pojawiła się w Tucson. Tego wieczoru jednak nie planowali się
zobaczyć.
Nikt się nie odezwał, ale Emma usłyszała szelest w zaroślach otaczających korty.
Jej wzrok nie zdołał się jeszcze przyzwyczaić do ciemności. Emma cofnęła się ku
ścianie kortu i zaczęła iść powoli wzdłuż gładkiego drewna. Czubek jej trampka
dotknął ogrodzenia z siatki, wydając brzęczący odgłos. Zamarła, zdając sobie
sprawę, że właśnie zdradziła napastnikowi swoje położenie. Chwilę później nad
kortem znów zapaliło się światło, ukazując postać stojącą na jego granicy.
Emma zaczęła krzyczeć.
Postać odwróciła się, wydając z siebie pisk. Wtedy Emma rozpoznała kto to:
Nisha Banerjee, rywalka Sutton i współkapitan drużyny tenisowej. Emma oparła się
o ogrodzenie, zasłaniając dłońmi oczy.
– Nisha! Ale mnie wystraszyłaś!
– To ty czaiłaś się na korcie w ciemności! – krzyknęła Nisha. Przez chwilę
wyglądała na wściekłą, ale naraz zaczęła się śmiać. – Boże, obie krzyczałyśmy jak
dwie sześciolatki oglądające horror.
– Wiem – wydyszała Emma, starając się uspokoić kołaczące serce. – Jesteśmy
żałosne, co?
Nisha zrobiła kilka kroków w jej stronę. Miała na sobie czerwoną sukienkę
Dla Lanie „Ceń ludzi, którzy szukają prawdy, a strzeż się tych, którzy ją znajdują”. Voltaire
PROLOG Zawsze myślałam, że życie pozagrobowe będzie jak wieczny pobyt w kurorcie na jakiejś egzotycznej wyspie przypominającej Saint Barthélemy. Przystojni francuscy kelnerzy będą aż po wieczność przynosić mi napoje owocowe, na lazurowym karaibskim niebie po wsze czasy trwać będzie zachód słońca, a delikatna bryza znad oceanu będzie łaskotać moją już na zawsze opaloną skórę. Byłaby to dla mnie nagroda za długie i pełne życie. Nie mogłam się bardziej mylić. Zamiast tego umarłam przed ukończeniem osiemnastu lat i rozpoczęciem ostatniego roku szkolnego w liceum. I zamiast popijać mohito na plażach pokrytych białym piaskiem, obudziłam się w Las Vegas, uwiązana do siostry bliźniaczki, o której istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia. Patrzyłam, jak Emmę Paxton zmuszono, by żyła moim życiem i mnie udawała. Patrzyłam, jak zajmuje moje miejsce przy stole w moim domu i śmieje się z moimi przyjaciółkami, udając, że zna je od zawsze. Patrzyłam, jak czyta moje pamiętniki, śpi w moim łóżku i próbuje dowiedzieć się, kto mnie zabił. Najwyraźniej muszę tu tkwić aż do odwołania. Gdziekolwiek szła Emma, szłam tam i ja. Wszystko, czego się dowiedziała, i dla mnie stawało się jasne – problem polegał na tym, że sama wiedziałam niewiele więcej. Moje życie przed śmiercią było dla mnie jedną wielką zagadką. Niektóre wspomnienia powróciły: przypomniałam sobie na przykład, że nie byłam najmilszą dziewczyną w liceum Hollier, że brałam za pewnik wszystko to, co dał mi los, i narobiłam sobie mnóstwo wrogów, wykręcając okropne numery ludziom, którzy na to nie zasłużyli. Ale wszystko inne było pustką, łącznie z tym, jak zginęłam i kto mnie zabił. Wiedziałam jedynie, że mój morderca tak samo jak ja obserwuje teraz każdy ruch Emmy, upewniając się, że gra według jego zasad. Byłam tuż obok niej, kiedy
dostała liścik z informacją o mojej śmierci i ostrzeżeniem, że jeśli nie będzie mnie udawać, także zginie. Miałam mroczki przed oczami, kiedy ktoś niemal udusił Emmę podczas piżama party u mojej przyjaciółki Charlotte. Z miejsca w pierwszym rzędzie patrzyłam na to, jak przechyla się na nią rusztowanie z reflektorami w szkolnej auli. Mój morderca był bardzo blisko. A mimo to żadna z nas nigdy go nie zauważyła. To moja siostra bliźniaczka miała go złapać, a ja nie byłam w stanie jej pomóc. Nie umiałam się z nią w żaden sposób porozumieć. Emma wyeliminowała z grona podejrzanych moje najlepsze przyjaciółki: Charlotte i Madeline oraz Gabby i Lili Fiorello – wszystkie miały alibi na tamten wieczór. Jednak alibi mojej siostry Laurel nagle przestało być wiarygodne. Teraz obserwowałam, jak moja rodzina wyciąga się na leżakach w miejscowym country clubie, osłaniając oczy przed niemiłosiernym słońcem Tucson. Emma siedziała obok Laurel, czytając kolorowy magazyn, wiedziałam jednak, że przygląda się mojej siostrze tak uważnie jak ja. Znad grubych czarnych oprawek okularów przeciwsłonecznych od Gucciego Laurel studiowała oprawione w skórę menu z napojami, po czym jak gdyby nigdy nic wmasowała w ramiona kropelkę olejku do opalania. Zalała mnie fala wściekłości. Już nigdy nie poczuję promieni słońca na swojej skórze, być może przez nią. W końcu miała motyw, by mnie zabić. Obie podkochiwałyśmy się w Thayerze, ale ostatecznie to ja go zdobyłam. Mama wyciągnęła swój BlackBerry ze słomkowej torby plażowej od Kate Spade. – Nie uwierzysz, Ted, ile osób potwierdziło przyjście w sobotę – wymamrotała, patrząc na ekran. – Wygląda na to, że będziesz hucznie obchodził swoje pięćdziesiąte piąte urodziny. – Aha – zareagował zamyślony ojciec. Nie można było mieć pewności, czy naprawdę ją słyszał. Wydawał się zbyt zaabsorbowany przyglądaniem się wysokiemu, umięśnionemu chłopcu, który przeczesywał dłonią włosy. O wilku mowa. Thayer Vega we własnej osobie. Moje serce podskoczyło, kiedy Emma spojrzała w jego stronę. Laurel też na
niego popatrzyła. Bez względu na to, jaką opanowaną i spokojną chciała udawać, nie była w stanie ukryć przebłysku nadziei malującego się na jej twarzy. Możesz sobie pomarzyć, pomyślałam ze złością. Może i jestem martwa, ale Thayer należy do mnie i tylko do mnie. Łączył nas sekretny związek – przypomniałam sobie o tym dopiero kilka dni temu. Przez jakiś czas wydawało się, że to Thayer może być moim zabójcą – spotkaliśmy się w tajemnicy w wieczór mojej śmierci. Na szczęście Emma wykluczyła go z grona podejrzanych – ktoś go potrącił moim volvo, być może starając się mnie skrzywdzić. Laurel migiem zabrała Thayera do szpitala, gdzie chłopak pozostał przez całą noc. Poczułam ulgę, że to nie on mnie zabił… aż do chwili, kiedy zdałam sobie sprawę, że osoba winna mojej śmierci być może siedzi właśnie obok Emmy. To, że Laurel zabrała Thayera do szpitala, nie oznacza, że z nim została. Mogła przecież wrócić do kanionu, by wszystko mi wygarnąć… albo żeby raz na zawsze ze mną skończyć. Wszystkie patrzyłyśmy, jak Thayer wchodzi po metalowych schodach na trampolinę nad basenem. Podszedł do końca deski, lekko utykając, i sprawdził jej elastyczność kilkoma podskokami. Mięśnie na jego brzuchu napięły się, kiedy nabierał impetu. Uniósł opalone ręce nad głowę i skoczył do wody, przecinając gładką taflę swoją idealną sylwetką. Przepłynął pod wodą całą długość basenu, pozostawiając za sobą małe bąbelki, które wypływały na powierzchnię. Mogłabym przysiąc, że w żołądku, którego już przecież nie miałam, poczułam motyle. W Thayerze Vedze było coś, co nadal sprawiało, że czułam, że żyję. Minęła chwila, zanim dotarło do mnie, że to nieprawda. Usta Laurel rozciągnęły się w ponurą linię, kiedy Thayer wynurzył się z wody i szeroko uśmiechnął do Emmy. Wtedy zdałam sobie sprawę z czegoś jeszcze: jeśli Emma nie będzie ostrożna, to skończy tak jak ja.
1 NIEZIEMSKA KOLACJA Emma Paxton nachyliła się do lustra w kształcie Saturna w planetarium w Tucson i wydęła wargi, malując je błyszczykiem o wiśniowym smaku. W całej słabo oświetlonej łazience przeważały astronomiczne motywy. Kabiny ozdobione były świecącymi w ciemności gwiazdkami, a kosze na śmieci miały kształt rakiet. Nad umywalką widniał napis WITAJCIE, ZIEMSKIE ISTOTY. Na literze Z stało dwóch kosmitów machających na powitanie grubymi paluchami. Wziąwszy głęboki oddech, Emma przyjrzała się sobie w lustrze. – To twoja pierwsza oficjalna randka z Ethanem – powiedziała do swojego odbicia. Przeciągnęła ostatnie słowo, jakby się nim delektując. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak bardzo ekscytowała się spotkaniem z chłopakiem – umawiała się na randki już wcześniej, ale zbyt często przenoszono ją z jednej rodziny zastępczej do drugiej, żeby mogła naprawdę się w kimś zakochać. Ostatnio jednak wszystko w jej życiu uległo zmianie. Znalazła nowy dom, nową rodzinę i nowe ciacho – Ethana Landry’ego. I nową tożsamość, chciałam dodać, unosząc się za Emmą w powietrzu i obserwując ją w lustrze. Jak zwykle nigdzie nie widziałam swojego odbicia. Było tak, odkąd pojawiłam się w życiu Emmy, kiedy jeszcze mieszkała w Las Vegas. Tylko teraz Emma nie była już Emmą. Była Sutton Mercer. Poza moim zabójcą Ethan był jedyną osobą, która znała jej prawdziwą tożsamość. Pomagał nawet Emmie dowiedzieć się, co się ze mną stało. Emma dostała SMS-a od Ethana: „Jestem. Kupiłem bilety”. „Zaraz przyjdę!” – odpisała. Wytarła ręce i wyszła przez wahadłowe drzwi, bawiąc się wisiorkiem Sutton. Poczuła, jak jej serce zaczyna szybciej bić, kiedy
zobaczyła Ethana opartego o łukowatą, wyłożoną dywanem ścianę po drugiej stronie pomieszczenia. Podobało jej się to, jak szerokie wydawały się jego ramiona w tej szarej koszulce polo i jak włosy wpadały mu do ciemnoniebieskich oczu. Jego granatowe conversy były rozwiązane, wyrzeźbione ramiona otaczała zielona bluza, a dżinsy były idealnie powycierane. Emma prześlizgnęła się między kolejką ludzi czekających na wejście do planetarium i klepnęła go w ramię. – O, cześć – powiedział, odwracając się. – Hej – odparła Emma, czując nagłą nieśmiałość. Ostatnim razem, kiedy widzieli się z Ethanem, sytuacja stała się nieco niezręczna. Do jej domu przyszedł Thayer Vega, a Emma nie przedstawiła Ethana jako swojego chłopaka. Z jakiegoś powodu wydawało jej się okrutne powiedzieć chłopcu, który tak rozpaczliwie kochał Sutton, że ma już kogoś nowego. Później zadzwoniła do Ethana, żeby to wyjaśnić, i zdawał się rozumieć. Ale gdyby nie zrozumiał? Zanim Emma miała szansę cokolwiek powiedzieć, Ethan przyciągnął ją do siebie i ich usta złączyły się w pocałunku. Dziewczyna westchnęła. Szczęściara, pomyślałam. Czego bym nie dała, by znów kogoś pocałować. U mnie jednak na szczycie listy znalazłby się Thayer. Cieszyłam się razem z Emmą, ale miałam nadzieję, że cały ten miłosny amok nie przysłoni jej prawdziwego zadania: odkrycia, co się ze mną stało. – Zapowiada się fajnie – powiedziała Emma do Ethana, splatając swoje palce z jego, kiedy w końcu przestali się całować. – Dzięki, że mnie tu przyprowadziłeś. – Dzięki, że przyszłaś. – Wyciągnął dwa bilety z tylnej kieszeni spodni. – To miejsce wydawało mi się odpowiednie na naszą pierwszą randkę. Przywodzi mi na myśl to, jak się poznaliśmy – dodał zawstydzonym tonem. Emma zarumieniła się. Ta chwila zdecydowanie należała do pierwszej trójki na liście „Dziesięciu najbardziej uroczych momentów Ethana”. Tego wieczoru, kiedy przyjechała do Tucson, zanim Ethan zdołał się zorientować, kim jest, oboje patrzyli na niebo i Emma powiedziała mu, jak nadaje gwiazdom swoje nazwy. Zamiast się z niej naśmiewać, uznał, że to ciekawe.
Chłopak ruszył w stronę wejścia do planetarium. – Gotowa? – zapytał, kiedy po wykładzinie w kasztanowym kolorze przechodzili przez ciężkie czarne zasłony. Emma uśmiechnęła się do niego, gdy wkraczali w ciemność. Powietrze było chłodne, a pomieszczenie ciche. Przez szklany sufit nad głowami widzieli maleńkie migoczące gwiazdy rozsiane po nocnym niebie. Przez chwilę Emma po prostu stała tak, dając się pochłonąć złożonym wzorom konstelacji. Niebo było ogromne i niezmierzone i dziewczyna na moment zapomniała, jak skomplikowana jest jej sytuacja. To, że udawała kogoś innego i musiała na razie zapomnieć o własnym życiu, nie miało znaczenia. Tak jak to, że jej siostra została zamordowana, a najnowszą podejrzaną stała się Laurel, młodsza siostra Sutton, która w noc zabójstwa miała być na piżama party u Nishy Banerjee, ale wymknęła się, by zabrać Thayera do szpitala, po tym jak ktoś potrącił go samochodem Sutton. W porównaniu z ogromem kosmosu, nic, co działo się na Ziemi, nie miało znaczenia. – Nadal mamy trochę czasu, zanim pojawi się kometa – powiedział Ethan, podświetlając tarczę masywnego zegarka. – Chcesz zobaczyć eksponaty w drugiej sali? Przy dźwiękach elektronicznej muzyki Ethan i Emma zatrzymali się przed wystawą zatytułowaną KOMETY UKŁADU SŁONECZNEGO. Przedstawiała proces, w jakim powstają komety. Ethan odchrząknął, podszedł zdecydowanym krokiem do zdjęcia wirującej komety i odezwał się wysokim głosem: – Jak widzisz, kometa jest na początku zbieraniną kawałków skał i lodu pozostałych po formacji gwiazd i planet. Wtedy skały zbliżają się do Słońca, które topi lód. I co ty na to, panieneczko? Podciągnął sobie spodnie i potarł nos, i Emma nagle zdała sobie sprawę, że Ethan naśladuje ich nauczyciela fizyki z liceum Hollier, pana Beardsleya. Wybuchła śmiechem. Pan Beardsley miał milion lat, od zawsze mówił przemądrzałym tonem i nazywał wszystkie dziewczyny panieneczkami, a chłopaków synkami. – Nieźle – powiedziała. – Ale żeby to było prawdziwe mistrzostwo, musiałbyś częściej oblizywać usta. I dłubać w nosie.
Ethan skrzywił się. – Myśl, że najpierw dłubie w nosie, a potem sprawdza moją klasówkę, jest… – … przerażająca. – Emma wzdrygnęła się. – Chciałbym, żeby nauczyciele umieli ciekawiej opowiadać o kosmosie – powiedział Ethan, kierując się ku kolejnemu eksponatowi. Zmarszczył brwi w skupieniu, przyglądając się zdjęciu. Jego głęboko osadzone niebieskie oczy śledziły tekst umieszczony pod spodem, a usta poruszały się delikatnie, kiedy czytał. – Tak oschle i nudno o tym opowiadają, że nic dziwnego, że to nikogo nie obchodzi. – Racja – przytaknęła. – Dlatego lubię Star Trek: Następne pokolenie. Kosmos w ich wydaniu jest tak fascynujący, że nawet nie zdajesz sobie sprawy, kiedy czegoś się uczysz. Ethan zrobił wielkie oczy. – Nie mów, że jesteś fanką tego serialu? – Przyznaję się bez bicia. – Emma spuściła głowę, momentalnie żałując, że wyjawiła mu coś tak głupiego. Szybko rozejrzałam się dookoła. Dzięki Bogu żaden mój znajomy nie słyszał tego zawstydzającego wyznania. Tylko tego brakowało, by po szkole poszła plotka, że Sutton Mercer jest fanką serialu dla kujonów. Ethan tylko się uśmiechnął. – Rany, naprawdę jesteś moim ideałem. W siódmej klasie założyłem fanklub Następnego pokolenia. Chciałem, żebyśmy urządzali sobie serialowe maratony, przebierali się za ulubione postaci i jeździli na zloty. Ale nikt się nie zapisał. Szok, co? Emma przewróciła oczami. – Ja bym się zapisała. Zawsze sama oglądałam ten serial. Nawet nie wiesz, ile przybranych sióstr i braci nabijało się ze mnie z tego powodu. – Zróbmy tak – powiedział Ethan. – Może kiedyś urządzimy sobie maraton ze Star Trekiem? Mam wszystkie sezony na DVD. – Super – odpowiedziała Emma, wtulając głowę w jego ramię.
Ethan spojrzał na nią. Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. – Jest jakaś szansa, że dasz się zaprosić fanowi Star Treka na jesienny bal? – Nawet spora – Emma odpowiedziała skromnie. Przez myśl przebiegł jej migający jaskrawo nagłówek: „Cud! Sierota zaproszona na szkolny bal”. Emma od zawsze tworzyła swój pamiętnik w formie takich właśnie nagłówków, a ten nadawał się na pierwszą stronę. W szkole już od jakiegoś czasu wisiały plakaty promujące jesienną imprezę, zachwalające zespół wynajęty na tę okazję, wielki mecz przed balem, paradę z platformami tematycznymi i oczywiście wybory króla i królowej jesiennego balu. Nadciągająca impreza była dla Emmy czymś, co widywała tylko w filmach. Myślała, że nigdy nie weźmie udziału w takim balu. Wyobraziła sobie ubranego w ciemny garnitur Ethana, który obejmuje ją w talii, kiedy tańczą wolny taniec. W myślach zobaczyła siebie w sukience, którą widziała w szafie Sutton – krótkiej, w cyrankowym kolorze, świetnie pasującej do cery i kasztanowych włosów Emmy. Czułaby się jak księżniczka. Chciałam nią potrząsnąć. Nie wiedziała, że Sutton Mercer kupowała nową sukienkę na każdy bal? Koło Emmy przebiegło dziecko i przycisnęło dłonie do szyby przed ekspozycją komety, wyrywając dziewczynę z zamyślenia. Skupiła się na stojącym przed nimi eksponacie – zdjęciu czarnej dziury otoczonej granatowym niebem, na którym rozrzucone były jaśniejące gwiazdy. CZARNA DZIURA TO OBSZAR PRZESTRZENI, Z KTÓREJ NIC, NAWET ŚWIATŁO, NIE JEST W STANIE UCIEC, głosił napis na tabliczce obok zdjęcia. Emma zadrżała nagle, myśląc o Sutton. Czy tam teraz właśnie była? Czy tak wyglądało życie pozagrobowe? No, niezupełnie, pomyślałam. – Wszystko w porządku? – zapytał Ethan. Jego brwi zbiegły się w wyrazie zmartwienia. – Nagle zrobiłaś się bardzo blada. – Muszę zaczerpnąć powietrza – wymamrotała Emma, czując, że kręci jej się w głowie. Ethan przytaknął i otworzył przed nią drzwi wyjściowe, które prowadziły na
okrągły dziedziniec. Sześć kamiennych ścieżek wiodących do środka placyku wyglądało jak szprychy koła. Pośrodku znajdował się potężny, zabytkowy teleskop. W pewnym miejscu okalający całość żywopłot otwierał się na wąską uliczkę, prowadzącą do restauracji U PEDRA. W oknach stały kolorowe garnki, a z sufitu zwisały światełka w kształcie papryczek chili. Emma zaczerpnęła kilka głębokich wdechów, czując ogarniającą ją falę wyrzutów sumienia. – Myślisz o Sutton, prawda? – zapytał Ethan, jak gdyby czytał jej w myślach. Spojrzała na niego. – Może nie powinnam się całować i cieszyć ze szkolnych balów, skoro moja siostra nie żyje. Ethan zacisnął palce wokół jej dłoni. – Nie uważasz, że chciałaby, żebyś była szczęśliwa? Emma zamknęła oczy, w nadziei, że tego właśnie chciała Sutton. Jednak myślenie o Sutton przypomniało jej, że znajdowała się we własnej wersji czarnej dziury: życiu zmarłej siostry. Jeśli będzie próbować uciec od jej życia, może zginąć. Nawet jeśli morderca zostanie schwytany, wszyscy dowiedzą się, że Emma jest oszustką, i co wtedy? Marzyła o tym, by przyjęła ją rodzina Mercerów, a przyjaciele siostry powitali ją z otwartymi ramionami, jednak równie dobrze mogliby się wściec o to, że ich oszukała. – Chcę z tobą być – powiedziała do Ethana po chwili milczenia. – Nie jako Sutton. Jako ja. Boję się, że to może nigdy nie nastąpić. – Oczywiście, że nastąpi. – Ethan ujął jej podbródek w dłonie. – Kiedyś to wszystko się skończy. Cokolwiek się stanie, będę przy tobie. Emma poczuła tak ogromną wdzięczność, że oczy zaszły jej łzami. Przysunęła się do chłopaka, dociskając swoje biodra do jego. Znów zrobiło jej się słabo, tym razem jednak dlatego, że wpatrywała się w jego błękitne jak jeziora oczy i czuła leśny zapach jego płynu po goleniu. Ethan pochylił się nad nią, aż jego usta prawie stykały się z jej wargami. Już miała go pocałować, kiedy usłyszała znajomy śmiech. Emma wyprostowała się.
– Czy to…? Na patio przed restauracją stały dwie osoby. Jedna miała blond włosy i ubrana była w znajomą zieloną sukienkę. Druga, nosząca luźne spodnie, lekko kulała. – Laurel i Thayer – ponuro szepnął Ethan i skrzywił się. – Żegnaj pomyśle na późniejszy obiad. Laurel potrząsnęła swoją złotą czupryną i ujęła Thayera pod ramię. Zrobiła to bardzo naturalnie i przez chwilę Emma zastanawiała się, czy siostra Sutton jej nie zauważyła. Ale wtedy Laurel posłała jej spojrzenie. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Laurel nie tylko ją widziała – to dla niej odegrała tę scenę ze ściśnięciem ramienia Thayera. Zdzira, pomyślałam. Laurel od dawna nie mogła ścierpieć mojego sekretnego związku z Thayerem. Jestem przekonana, że od dawna czekała na ten moment. Thayer również się odwrócił i uniósł dłoń, by lekko im pomachać. Emma uśmiechnęła się do niego, jednocześnie czując, jak Ethan mocniej ściska jej rękę, jakby znaczył swoje terytorium. Emma odwróciła się do niego. – Słuchaj, wiem, że go nie lubisz – powiedziała cicho. – Ale on nie jest niebezpieczny. To na pewno nie on zamordował Sutton. Całą noc był w szpitalu, pamiętasz? Ethan zrobił minę, jakby miał w tym temacie więcej do powiedzenia, ale zamiast się odezwać, tylko westchnął. – Taa – rzucił z niechęcią. – Pewnie masz rację. Na czym więc teraz stoimy? Podejrzewamy kogoś? Emma znów spojrzała na Laurel, która zerkała na nią znad menu. – Pamiętasz, jak uważałam, że w noc zaginięcia Sutton Laurel spędzała noc u Nishy? – Tak, piżama party drużyny tenisowej – powiedział Ethan, kiwając głową. – No to nie było jej tam. A przynajmniej nie przez cały czas. Ethan uniósł brwi. – Jesteś tego pewna?
Emma uderzała palcami o żelazne oparcie ławeczki, na której usiedli. – To Laurel przyjechała po Thayera, kiedy potrącił go samochód. To ona zawiozła go do szpitala. Nie mogła być w dwóch miejscach naraz. A skoro skłamała… Ethan nachylił się w jej stronę. Coś błysło mu w oczach. – Uważasz, że odwiozła Thayera do szpitala i wróciła do kanionu, żeby zabić Sutton? – Mam nadzieję, że nie, ale nie mogę założyć, że tego nie zrobiła, skoro nie wiem, gdzie właściwie była. Muszę się dowiedzieć, czy wróciła do Nishy, czy może cały wieczór spędziła poza domem. – Bawiła się rąbkiem czarnej minispódniczki Sutton. – To z Laurel spędziłam najwięcej czasu, odkąd przyjechałam do Tucson, ale nie mogę jej całkiem rozgryźć. Raz jest kochana, a za chwilę zachowuje się, jakby chciała mnie zabić. – Sama mi mówiłaś, że relacje między Sutton i Laurel wydają się… napięte. Emma pokiwała głową. – Wiem. Pani Mercer rozmawiała ze mną na ten temat w zeszłym tygodniu. Powiedziała, że Laurel zawsze była o mnie zazdrosna. To znaczy o Sutton. – Emma delikatnie pokręciła głową. Im dłużej udawała siostrę, tym bardziej niewyraźna stawała się granica, gdzie kończyła się Sutton, a zaczynała ona. Ethan zerknął w stronę restauracji, gdzie Laurel i Thayer dzielili się porcją nachosów. – Może, ale przynajmniej z zewnątrz wyglądało na to, że Sutton też była lekko zazdrosna o Laurel. W końcu Laurel jest biologicznym dzieckiem Mercerów. Sutton zawsze była przez to nieco… zagubiona. Kiedyś w bibliotece widziałem, jak czyta książkę o genealogii. Miała taką minę… – Ethan zawahał się. – Cóż, nigdy wcześniej nie widziałem Sutton Mercer smutnej. Nagle poczułam, jak zalewa mnie fala bezbronności. Nie pamiętałam tamtej sytuacji, ale odkąd obudziłam się w domu Emmy w Las Vegas, czułam głęboki, znajomy ból, który nie miał nic wspólnego z byciem martwą. Zawsze wiedziałam o tym, że jestem adoptowana, a rodzice bez końca powtarzali mi, że jestem
wyjątkowa, bo wybrali mnie na swoje dziecko. Jednak myśl, że moja prawdziwa mama mnie nie chciała, sprawiała, że czułam się pusta i niczyja, jakby jakiejś cząstki mnie nieustannie brakowało. Ale jak to możliwe, że Ethan, którego ledwie znałam, to zauważył? Czy nie kryłam się z tym tak dobrze, jak mi się zdawało? – Chyba Laurel miała coś, czego Sutton nigdy nie mogła mieć: biologiczną rodzinę – powiedziała cicho Emma, dokładnie wiedząc, jak czuła się jej bliźniaczka. Kiedy miała pięć lat, ich matka Becky zostawiła ją u koleżanki… i nigdy nie wróciła. Westchnęła głęboko. – Laurel wygląda na pełną złości. Była w stanie się kamuflować aż do czasu, kiedy w pokoju Sutton pojawił się Thayer i pan Mercer wezwał policję. Jednak teraz, kiedy chłopak wrócił, wydaje się gotowa zrobić wszystko, żeby utrzymać go z daleka od Sutton. Laurel wie, że Thayer kocha jej siostrę. – Jak to było? Ludzie zabijają dla pieniędzy, z miłości albo dla zemsty? – zapytał Ethan, pocierając dłonie, kiedy przez dziedziniec powiał chłodny wiatr. – Może chciała się pozbyć konkurencji. – No to jej się udało. Wyglądają, jakby byli na randce. – Emma zerknęła na drugą stronę ulicy. Thayer trzymał dłoń na ramieniu Laurel, a ta karmiła go nachosem pełnym guacamole, po czym rzuciła kolejny pełen samozadowolenia uśmiech w kierunku Emmy. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, co stało się z Calebem, który jeszcze niedawno był chłopakiem Laurel. Młodsza siostra Sutton pewnie nie pamiętała już jego imienia. Podążyłam za wzrokiem Emmy i utkwiłam oczy w Laurel. Thayer składał zamówienie u kelnerki. Zachowywał się swobodnie i naturalnie. Laurel obdarzyła go pełnym czułości spojrzeniem, otulając się bladoróżowym swetrem. Zwęziłam oczy. Znałam ten sweter. On, tak samo jak Thayer, należał do mnie. Może moja mama i Ethan mieli rację – może Laurel chciała wszystkiego, co moje. I może – tylko może – zabiła mnie, by to wszystko mieć.
2 WIZYTA BABCI Następnego wieczoru Emma jechała pod dom Mercerów, jęcząc po drodze za każdym razem, gdy dociskała pedał gazu. – Ale boli – skarżyła się. Właśnie doświadczyła najgorszego treningu w swoim życiu. Zaczął się od ośmiokilometrowego biegu, po którym nastąpiły wyczerpujące ćwiczenia w parach i sekwencjach. Ledwie była w stanie ruszać nogami. Czemu Sutton nie mogła po szkole lenić się przed telewizorem? Laurel siedziała na siedzeniu pasażera, przeglądając coś w swoim iPhonie i ignorując komentarze Emmy, choć sama pewnie skręcała się z bólu. – Jak ci się udała wczorajsza randka z Thayerem? – Emma nie potrafiła powstrzymać się od tego pytania. Laurel podniosła wzrok i rzuciła jej przesłodzony uśmiech. – Miło, że pytasz. Było wspaniale, naprawdę romantycznie, może nawet pójdziemy razem na jesienny bal. – A co z Calebem? Laurel zamrugała kilka razy, zaskoczona pytaniem. – Caleb i ja nigdy nie byliśmy ze sobą na wyłączność – odparła po chwili. Emma pociągnęła nosem. Na usta cisnęło się jej, że na balu z okazji zjazdu absolwentów wyglądało to inaczej. – Co cię to w ogóle obchodzi? – fuknęła Laurel, znów spoglądając na swój telefon. – Masz teraz Ethana. Emma wzdrygnęła się, słysząc, jakim pełnym odrazy tonem Laurel wymówiła imię jej nowego chłopaka. Przyjaciółki Sutton zdawały się go akceptować, zwłaszcza Laurel. To ona zachęcała ją, by przestała ukrywać przed wszystkimi, że
się spotykają. Może tylko udawała. Lub – jeśli naprawdę zabiła Sutton – puszczała oko do Emmy, jakby chciała powiedzieć: „Wiem, że nie jesteś moją siostrą. Wiem, że nigdy nie obchodził cię Thayer”. – Nic – odpowiedziała Emma chłodno. – Chciałam tylko porozmawiać. Ale mni e to obchodziło. Co jeśli Thayer napr awdę lubił moją siostrę? Czy mógłby mi to zrobić? Pewnie pomyślał, że rzuciłam go dla Ethana. Gdyby tylko znał prawdę… Emma wjechała na podjazd Mercerów. Za ich dwupiętrowym domem z suszonej cegły zachodziło słońce. Kiedy zobaczyła ten budynek po raz pierwszy, aż otwarła usta z wrażenia i nadal nie do końca mogła uwierzyć, że tu mieszka. Od range rovera pana Mercera odbijały się pomarańczowe promienie. Obok stał błyszczący czarny cadillac, którego Emma nie widziała nigdy wcześniej. Na jego kalifornijskiej rejestracji widniał napis LISICA 70+. – Czyj to samochód? – zapytała, wyłączając silnik. Laurel spojrzała na nią dziwnie. – Babci, hello? – odparła tonem, jakby Emma zadała jej najgłupsze pytanie na świecie. Emma od razu się zaróżowiła. – No tak. Zapomniało mi się, bo babci dawno u nas nie było. – Przyzwyczaiła się już do tego, że musiała jakoś tłumaczyć gafy, które zdradzały, że nie jest Sutton, choć nie czuła, by z czasem szło jej to lepiej. Babcia Mercer będzie oczywiście kolejną osobą, którą Emma spróbuje nabrać, że jest Sutton. Laurel już wysiadała z samochodu. – Super – powiedziała, odrzucając za ramię pukiel miodowozłotych włosów. – Tata grilluje – dodała, zatrzaskując drzwi. Emma zaciągnęła ręczny hamulec. Zapomniała o tym, że mama pana Mercera miała przyjechać na jego pięćdziesiąte piąte urodziny, które pani Mercer planowała gorączkowo od kilku tygodniu. Jak do tej pory załatwiła firmę cateringową, zespół, ustaliła listę gości, rozmieściła ich przy stolikach i stawiła czoło wielu innym drobnym sprawom. Babcia przyjechała jej z odsieczą.
Wziąwszy głęboki wdech dla dodania sobie otuchy, Emma wysiadła z samochodu i wyciągnęła z bagażnika torbę ze sprzętem tenisowym. Poszła za Laurel kamienną ścieżką, która prowadziła do ogrodu Mercerów na tyłach domu. Powietrze przeciął szorstki, gardłowy śmiech i kiedy tylko Emma skręciła za róg, zobaczyła pana Mercera przy grillu z tacą nadzianych na szpikulce warzyw. Obok niego stała świetnie prezentująca się starsza kobieta z martini w dłoni. Emma właśnie tak wyobrażała sobie babcię Mercer: wyrafinowaną, pełną klasy, elegancką. Widząc dziewczyny, kobieta posłała im pełen spokoju uśmiech. – Moje skarby! – Cześć, babciu! – krzyknęła Laurel. Starsza pani ruszyła w ich stronę i, co zaskakujące, nie rozlała przy tym ani kropli alkoholu na kamienne patio. Zmierzyła Laurel wzrokiem. – Śliczna jak zawsze. Następnie zwróciła się do Emmy i mocno ją uściskała. Jej perłowy naszyjnik wbił się dziewczynie w obojczyk. Jak na tak drobną osobę babcia miała niezłą krzepę. Emma odwzajemniła uścisk, wciągając w płuca perfumy o zapachu gardenii. Kiedy babcia Sutton w końcu się od niej oderwała, przytrzymała Emmę na odległość ramion i przyjrzała się jej bliżej. – Mój Boże – powiedziała, kręcąc głową. – Najwyraźniej bardzo dawno mnie u was nie było. Wyglądasz zupełnie… i nac z e j. Emma chciała się wyrwać z uścisku kobiety, ale się powstrzymała. Nie na taki komplement liczyła. Babcia Sutton przymknęła oczy. – Czy to przez nową fryzurę? – Przyłożyła do ust chudy, idealnie wymanikiurowany palec. – Chyba urosła ci grzywka. Widzisz coś zza niej? – Wszyscy tak teraz noszą – powiedziała Emma, odgarniając grzywkę z oczu. Dała włosom trochę podrosnąć, bo grzywka Sutton była właśnie tej długości, ale w głębi duszy zgadzała się z babcią dziewczyny. Starsza pani zmarszczyła nos na znak niezadowolenia.
– Musimy porozmawiać – rzuciła ostro. – Podobno przysparzasz rodzicom kłopotów. – Kłopotów? – piskliwie odparła Emma. Usta babci rozciągnęły się w prostą linię. – Mówi ci coś kradzież w butiku nie tak dawno temu? Emma poczuła, jak robi jej się sucho w gardle. To prawda – ukradła torebkę z butiku, żeby mieć dostęp do policyjnej teczki Sutton. Quinlan, detektyw zajmujący się sprawą, miał ogromny folder dotyczący Gry w Kłamstwa i wszystkich przerażających kawałów, jakie Sutton wycięła przez te wszystkie lata. Podczas gdy babcia nieprzerwanie wpatrywała się w Emmę, coś mi się przypomniało: siedziałam w swoim pokoju, chcąc wrzucić na Facebooka zdjęcia drużyny tenisowej, kiedy w salonie usłyszałam głosy. Z aparatem w dłoni zakradłam się na palcach na schody i zaczęłam podsłuchiwać. Odniosłam wrażenie, że babcia i tata o coś się kłócą, tylko o co? I wtedy właśnie mój nowy cyfrowy aparat wyślizgnął mi się z rąk i gruchnął o najwyższy stopień schodów. – Sutton? – odezwał się tata. Wraz z babcią pojawili się pod schodami, zanim zdążyłam uciec. Patrzyli na mnie w taki sam sposób, co babcia na Emmę. – Poradziliśmy sobie z tym – powiedział pan Mercer, obracając steki na grillu. Ubrany był w czarny fartuch ze zwiniętym grzechotnikiem na przodzie, a swe siwiejące włosy zaczesane miał do tyłu. – Ostatnio idzie jej całkiem nieźle. Test z niemieckiego napisała najlepiej w klasie. Z angielskiego i historii również zbiera dobre stopnie. – Jesteś dla niej zbyt pobłażliwy – fuknęła babcia. – Ukarałeś ją chociaż za to, co zrobiła? Pan Mercer wydawał się słabnąć pod naciskiem matki. – No… tak. Miała szlaban. Babcia parsknęła śmiechem. – Na ile? Jeden dzień? Rzeczywiście, pan Mercer dość wcześnie zrezygnował z kary. Wszyscy zamilkli, zażenowani, i przez kilka długich chwil jedynymi rozlegającymi się odgłosami były
skwierczenie mięsa na grillu i śpiew ptaków. Emma patrzyła na babcię, która utkwiła wzrok w synu. Dziwnie się czuła, obserwując, jak ktoś rozstawia po kątach pana Mercera. Po chwili mężczyzna odchrząknął. – Co wolicie, dziewczyny: kurczak czy stek? – Poproszę kurczaka – powiedziała Emma, bardzo chcąc zmienić temat. Usiadła koło Laurel na jednym z zielonych ogrodowych krzeseł, otaczających stół ze szklanym blatem. Drzwi na patio zaskrzypiały i wybiegł zza nich Drake, ich ogromny dog niemiecki. Jak zwykle poszedł prosto do Emmy – jakby wyczuł, że lekko obawia się psów, i za wszelką cenę chciał się z nią zaprzyjaźnić. Emma niepewnie wyciągnęła do niego rękę i dała mu ją polizać. Bała się psów, odkąd ugryzł ją pewien chow-chow, ale powoli zaczynała się przyzwyczajać do masywnego pupila Mercerów. Pani Mercer wyszła za nim z obrusem w biało-niebieską kratę w jednej dłoni i niemilknącym BlackBerry w drugiej. Miała smutną minę, ale kiedy zobaczyła siedzące przy stole córki, od razu się uśmiechnęła. Nawet kiedy była zestresowana, na widok Emmy i Laurel jej nastrój zdawał się momentalnie poprawiać. Dla Emmy było to nowe doświadczenie. Zwykle rodzice zastępczy patrzyli na nią z pełną napięcia miną typu „gdzie moja wypłata?”. – Jak tam trening? – Pani Mercer rozpostarła obrus w powietrzu i pozwoliła mu opaść na szklany stół. – Morderczy. – Laurel wzięła podłużny kawałek marchewki z półmiska z warzywami i zaczęła głośno chrupać. Emma zadrżała, słysząc ten dobór słownictwa, ale zmusiła się do sztucznego uśmiechu. – Musiałyśmy przebiec osiem kilometrów – wyjaśniła. – Oprócz ćwiczeń? – Pani Mercer ścisnęła Emmę za ramię. – Pewnie jesteście wyczerpane. Emma skinęła głową. – Dziś wieczorem przyda mi się gorący prysznic. – Mnie też – powiedziała Laurel rozdrażnionym tonem. – Więc proszę, nie stercz
pod natryskiem przez trzydzieści minut. Emma otworzyła usta, chcąc powiedzieć Laurel, że nigdy czegoś takiego nie robiła, ale szybko przyszło jej do głowy, że być może Sutton miała taki zwyczaj. Emma rozpoczęła w głowie kolejną listę: „Co mnie różni od Sutton”. Pomoże jej zapamiętać, że pośród tego wszystkiego istniała ona, Emma. Kiedy przyjechała do Tucson, miała ze sobą jedynie małą torbę, którą skradziono jej zaraz po przyjeździe. Jej pozostałe dobra – gitara, oszczędności i Skarpetoośmiorniczka, ulubiona przytulanka – znajdowały się w schowku na dworcu autobusowym w Vegas. Ostatnimi czasy czuła się tak, jakby zamknęła tam także swoją tożsamość. Jedyną osobą z dawnego życia, z którą utrzymywała kontakt, była Alex Stokes, ale od przyjazdu do Tucson rzadko rozmawiały. Alex była przekonana, że Emma szczęśliwie mieszka z Sutton i Mercerami. Dziewczyna nie mogła powiedzieć jej prawdy, a wszystkie kłamstwa sprawiały, że odległość między nimi stawała się zbyt wielka, by ją przekroczyć. Przy stole pojawił się pan Mercer i postawił przed wszystkimi pięć talerzy pełnych grillowanego jedzenia. – Kurczak dla moich dziewczyn i steki średnio wysmażone dla mnie i babci, zaś dla mojej pięknej żony bardzo mocno wysmażony. – Odgarnął kosmyk włosów znad oczu pani Mercer i pocałował ją w policzek. Emma uśmiechnęła się. Miło było popatrzeć na to, jak po tylu latach dwoje ludzi nadal łączy uczucie. Rzadko kiedy mieszkała u rodziny zastępczej, gdzie rodzice byli razem, nie wspominając już o tym, by się kochali. Ja też zauważyłam to dopiero teraz, kiedy byłam już martwa – moi rodzice naprawdę się kochali. Kończyli za siebie zdania. Nadal okazywali sobie czułość. Gdy żyłam, nigdy tego nie doceniałam. Babcia zwróciła swoje przeszywające spojrzenie na pana Mercera. – Schudłeś, synku. Jesz ile trzeba? Pan Mercer zachichotał. – Poważnie? Przecież już nie widać mojego kaloryfera. – Ma wi l c z y apetyt. Możesz mi wierzyć – powiedziała pani Mercer. –
Powinnaś zobaczyć, ile wydajemy na jedzenie. – Wtedy odezwał się jej BlackBerry i zerknęła na ekran, chmurząc twarz. – Nie wierzę. Przyjęcie jest w sobotę, a florysta teraz mi mówi, że nie będzie w stanie dostać sphaeralcei do bukietów na stoły. Bardzo mi zależało na tym, żeby wszystkie kwiaty i rośliny były charakterystyczne dla Arizony, ale jeśli florysta nie weźmie się do roboty, będę musiała chyba postawić kilka wazonów kalii. – Rzeczywiście tragedia, mamo! – zażartowała Emma. Przejrzyście błękitne oczy babci Sutton zwęziły się, a jej twarz stężała. – Uważaj, co mówisz – ostrzegła ją. Jej głos był tak ostry, że można by nim ciąć szkło. Emma zrobiła się czerwona. – Tylko żartowałam – powiedziała cicho. – Śmiem wątpić – odpowiedziała babcia, wbijając widelec w stek. Znów nastąpiła długa, niezręczna cisza. Pan Mercer wytarł kąciki ust serwetką, a pani Mercer bawiła się okrągłą bransoletką od Chanel na swoim nadgarstku. Emma zastanawiała się, o co tu chodzi. Szukałam pośród moich niewyraźnych wspomnień jakiejś odpowiedzi, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Było jednak jasne, że miałam z babcią na pieńku. Pani Mercer rozejrzała się po stole, po czym zamknęła oczy. – Zapomniałam o dzbanku z wodą i szklankach. Dziewczynki, czy któraś z was mogłaby je przynieść? – Miała zmęczony głos, jakby babcia wyssała z niej wszelkie siły. – Jasne – powiedziała Laurel pogodnie. Emma również wstała, marząc o tym, by na chwilę zejść babci z oczu. Poszły do wyłożonej hiszpańskimi kafelkami kuchni. Ciemne steatytowe blaty błyszczały, a z uchwytu przy piekarniku zwisały równo ułożone ścierki do naczyń z wzorem w ananasy. Emma właśnie brała dzbanek, kiedy na ramieniu poczuła czyjąś dłoń. – Sutton – szepnął pan Mercer. – Laurel. Laurel stanęła jak wryta z tacą pełną szklanek z lodem. – Podobno jutro Thayer wraca do szkoły – powiedział pan Mercer, zamykając
drzwi na patio. Głos babci, krytykującej salsę, którą pani Mercer wybrała na imprezę, nagle zanikł. – To, że wyszedł na wolność, niczego nie zmienia. Macie się obie trzymać od niego z daleka. Laurel zrobiła skwaszoną minę. – Ale tato, to mój najlepszy przyjaciel. Wcześniej nie miałeś z nim problemu. Pan Mercer uniósł brwi. – To było, zanim włamał się do naszego domu, Laurel. Ludzie się zmieniają. Laurel spuściła głowę i wzruszyła ramionami. Emma zauważyła, że nie wspomniała słowem o swojej wczorajszej randce. – Sutton? – Pan Mercer przerzucił wzrok na Emmę. – Zachowam dystans – wymamrotała. – Mówię poważnie, dziewczyny – powiedział surowym tonem. Patrzył prosto na Emmę i dziewczyna raz jeszcze zastanawiała się, o co tak naprawdę chodzi. – Jeśli się dowiem, że przebywacie w jego towarzystwie, wyciągnę konsekwencje. Odwrócił się na pięcie i odmaszerował na patio. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, Laurel stanęła z Emmą twarzą w twarz. Uśmiechała się nieznacznie. – Masz szczęście, że nie wygadałaś się, że nas wczoraj widziałaś – rzuciła lodowatym tonem. Emma skrzywiła się. – Jeśli Thayer tyle dla ciebie znaczy, to chyba ty powinnaś była coś powiedzieć. Przekonać tatę, żeby się nie martwił. Laurel odgarnęła z ramion swoje blond włosy i podeszła bliżej. Jej oddech pachniał pikantnym sosem barbecue. – Obie wiemy, że tata potrafi być nadopiekuńczy. Jeśli nie chcesz mieć kłopotów, będziesz trzymała język za zębami. Rozumiesz? Emma nieznacznie pokiwała głową. Kiedy Laurel wyszła na patio, Emma skuliła się nad kuchenną wyspą, nagle czując ogromne zmęczenie. „Jeśli nie chcesz mieć kłopotów”. Czy to była… groź ba? Też tego nie wiedziałam. I wcale nie miałam ochoty się przekonać.
3 MECZ Z WROGIEM Kiedy Mercerowie skończyli obiad, słońce już zaszło, żaby zaczęły rechotać, a powietrze się wychłodziło. Emma miała mnóstwo pracy domowej z niemieckiego, ale przez to, że była z Laurel pod jednym dachem, a nie mogła zrobić żadnego postępu w śledztwie, stawała się niespokojna. Choć nadal odczuwała ból po dzisiejszym treningu, włożyła szare legginsy i poszła na korty tenisowe na osiedlu. Nie miała zamiaru mocno zagrywać. Korty były puste. Po alejkach przechadzało się kilka osób z psami, na pobliskim parkingu stała też para rozmawiająca przy mini cooperze. Emma upatrzyła sobie najodleglejszy kort, na którym znajdowała się twarda ściana do gry solo. Wrzuciła do maszyny trzy dwudziestopięciocentówki, przez co nad kortem zapaliło się światło. Po chwili, wraz z otwarciem nowego opakowania pokrytych meszkiem żółtych piłek, rozległo się głośne „pop”. Emma zaczęła odbijać piłkę o rakietę, aż w końcu delikatnie posłała ją w stronę ściany. Bóle, jakie czuła po ostatnim wykańczającym treningu, nagle zniknęły. Uderzanie w piłkę raz za razem i pogrążenie się we własnych myślach sprawiło Emmie przyjemność. Czy to możliwe, by Laurel zabiła Sutton? Emma nie miała na to dowodów, ale nie mogła też z całą pewnością powiedzieć, że siostra tego nie zrobiła. Gdyby tylko mogła przejrzeć jakąś jej osobistą rzecz, jak pamiętnik… albo jej komórkę. Choć Laurel strzegła jej jak lwica, może dałoby się ją jakoś zgarnąć? Oczywiście istniał jeszcze jeden sposób na to, by się dowiedzieć, czy Laurel miała alibi na tamtą noc: zapytać Thayera, czy została z nim w szpitalu. Już sama myśl o rozmowie z nim była dla Emmy stresująca. Dziewczyna nabrała wszystkich prócz Thayera na to, że jest Sutton. Tylko że tę dwójkę łączyła wspólna przeszłość –
byli w sobie zakochani. Możliwość spotkania z nim ją przerażała, była jednak również pociągająca – Emma była bardzo ciekawa swojej siostry bliźniaczki, a Thayer znał ją najlepiej ze wszystkich. Dałabym wszystko za to, by móc spotykać się z Thayerem, nawet gdybym nie mogła go dotknąć. Z drugiej strony, jeśli on nie zorientuje się, że Emma to nie ja… cóż, nie wiem, czy byłabym w stanie sobie z tym poradzić. Nagle górne światła zgasły i Emma znalazła się w całkowitej ciemności. Ugięła nogi, oddychając ciężko i pozwalając, by piłka odbiła się od ściany i poturlała na drugą stronę kortu. Na dźwięk szeleszczącej w pobliżu trawy Emma wyprostowała się, zdenerwowana. – Kto tu jest!? – zawołała. – Ethan? – Korty były miejscem ich spotkań, odkąd dziewczyna pojawiła się w Tucson. Tego wieczoru jednak nie planowali się zobaczyć. Nikt się nie odezwał, ale Emma usłyszała szelest w zaroślach otaczających korty. Jej wzrok nie zdołał się jeszcze przyzwyczaić do ciemności. Emma cofnęła się ku ścianie kortu i zaczęła iść powoli wzdłuż gładkiego drewna. Czubek jej trampka dotknął ogrodzenia z siatki, wydając brzęczący odgłos. Zamarła, zdając sobie sprawę, że właśnie zdradziła napastnikowi swoje położenie. Chwilę później nad kortem znów zapaliło się światło, ukazując postać stojącą na jego granicy. Emma zaczęła krzyczeć. Postać odwróciła się, wydając z siebie pisk. Wtedy Emma rozpoznała kto to: Nisha Banerjee, rywalka Sutton i współkapitan drużyny tenisowej. Emma oparła się o ogrodzenie, zasłaniając dłońmi oczy. – Nisha! Ale mnie wystraszyłaś! – To ty czaiłaś się na korcie w ciemności! – krzyknęła Nisha. Przez chwilę wyglądała na wściekłą, ale naraz zaczęła się śmiać. – Boże, obie krzyczałyśmy jak dwie sześciolatki oglądające horror. – Wiem – wydyszała Emma, starając się uspokoić kołaczące serce. – Jesteśmy żałosne, co? Nisha zrobiła kilka kroków w jej stronę. Miała na sobie czerwoną sukienkę