Kaaasia241992

  • Dokumenty470
  • Odsłony993 805
  • Obserwuję691
  • Rozmiar dokumentów740.9 MB
  • Ilość pobrań609 117

IVa C.C. Hunter - Saved at Sunrise

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Kaaasia241992
Dokumenty

IVa C.C. Hunter - Saved at Sunrise.pdf

Kaaasia241992 Dokumenty Hunter C.C. - Wodospady cienia (1-5)
Użytkownik Kaaasia241992 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 40 stron)

Tłumaczenie: marika1311 Strona 2 C.C. Hunter „Saved at Sunrise” Część 4.5 serii „Wodospady Cienia”

Tłumaczenie: marika1311 Strona 3 Rozdział pierwszy - Nie narażajcie się na żadne niebezpieczeństwo. Waszym zadaniem jest infiltracja gangu przez pokazanie zainteresowania przystąpieniem do niego, następnie dowiedzenie, czy używają morderstwa jako rytuału inicjacji, a potem macie się stamtąd wynosić. Żywi. - To też mój plan. – odpowiedziała kąśliwie Della Tsang, patrząc na Burnetta Jamesa, jednego z właścicieli szkoły w Wodospadach Cienia, który całkiem przypadkowo był też agentem JBF, Jednostki Badawczej Fallen, która właściwie była jak FBI dla nadnaturalnego świata. - Nie chcemy, byś kogoś przyprowadzała. Nie chcemy, żebyś zajmowała się złymi facetami. – Burnett nadal się w nią wpatrywał. Popołudniowe słońce wlewało się do biura przez okno za nim. Kryształki osiadłe na półkach złapały jego promienie i odlewały tęczowe miraże na ścianach. Tańczyły i przesuwały się tak, jakby były magiczne. A może i takie były. Gówna w tym stylu wciąż się tutaj działy. - Właściwie – dodał Burnett, przyciągając uwagę Delli z powrotem do siebie – nie sądzimy, że to ta grupa, ale jeśli to ona, to z waszym świadectwem będziemy mieli wystarczająco dużo dowodów, by uzyskać nakaz przeszukania i jestem dość pewny, że znaleźlibyśmy wszystko, co jest potrzebne, by ich skazać. Burnett miał ponad metr osiemdziesiąt, ciemne włosy i oczy. Był twardzielem, który za bardzo się przejmował, ale był również wampirem tak jak ona i Della szanowała go i jego surowość. Chciałaby tylko, żeby szacunek był dwustronny. Poważnie, nie ufał jej? Nie wiedział, że sama, do cholery, potrafiła o siebie zadbać? Czy naprawdę znowu musiał o tym wszystkim mówić? - Rozumiem, proszę pana. – kiedy ona się nie odezwała, zrobił to Steve, chłopak z brązowymi włosami, oczami oraz świetnym ciałem, siedzący obok niej. Po raz pierwszy Della zauważyła w jego głosie ślad południowego akcentu, który nie był tylko teksański. Zerknęła na niego. Poświęcał Burnettowi całą swoją uwagę. Co za lizus. Steve był dowodem na to, że Burnett jej nie ufał. Bo niby z jakiego innego powodu nalegałby, żeby Steve pojechał razem z nią? Nie potrzebowała zmiennokształtnego. Będzie ją tylko spowalniał. - Czekajcie – powiedział Burnett, znowu krążąc po biurze. – pozwólcie mi to ująć inaczej. Nie tylko macie wyjść z tego żywi. Chcę, żebyście wrócili tacy, jacy wyjedziecie. Żadnych ran, siniaków i na miłość boską, nie zostawiajcie za sobą żadnych trupów. Rozumiecie? - Ujmujesz temu całą zabawę. – wymądrzała się Della. Burnett jęknął. - Ja nie żartuję, a jeśli nie potrafisz wziąć tego na poważnie, to zabieraj stąd swój wampirzy tyłek, bo nie będę marnował czasu. Della zapadła się na swoim miejscu, wiedząc, kiedy powinna się przymknąć. Naprawdę chciała wypełnić to zadanie dla JBF. Chciała zdobyć szacunek Burnetta. Każdy potrzebuje kogoś, komu mógłby zaimponować. A skoro imponowanie jej rodzicom nie wchodziło już w rachubę, przeniosła to na Burnetta. Nie żeby imponowanie komuś było jedynym powodem, dla którego chciała to zrobić. Nawet jeszcze zanim stała się wampirem, rozważała karierę w wymiarze sprawiedliwości – coś, co pozwalałoby jej skopywać innym tyłki. Oczywiście, jej rodzicom się to nie podobało. Chcieli, by została lekarzem. Chcieli wielu rzeczy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 4 Ale nie bycia wampirem. Nie żeby wiedzieli, czym była. Della się tego domyśliła, bo skoro zrobili taką aferę tylko dlatego, że przestała jeść ryż – który po przemianie smakował jak brud spomiędzy palców – to jak, do cholery, mogliby zaakceptować to, że była wampirem żywiącym się krwią? Odpowiedź była prosta. Nie mogliby, nie zrobiliby tego. Na szczęście, została przyjęta do szkoły w Wodospadach Cienia – szkoły z internatem dla nadnaturalnych nastolatków – i nie musiała się martwić tym, co jej rodzice myślą o wyborze kariery lub o tym, czy je ryż, czy nie. Ale jednak… Della nie mogła nie zastanawiać się, czy oni w ogóle o niej myślą i się o nią martwią. Czy siadali do obiadu i zauważali, że jej krzesło jest puste? Czy jej mama kiedyś zapomniała się i nakryła dla niej do stołu? Wątpiła w to. Tak, przychodzili w odwiedziny w dniach dla rodziców, ale zawsze wychodzili jako pierwsi i robili to z chęcią. A zwłaszcza jej ojciec, człowiek, któremu Della starała się przez całe życie zaimponować. Mama zwykła ją nazywać „córeczką tatusia”. Już nią nie była. Bez wątpienia jej młodsza siostra przejęła tę rolę. Przemiana w wampira nie była wyborem Delli. To jedna z tych rzeczy w życiu, które po prostu kopią cię w dupę i musisz to po prostu zaakceptować. Co oznacza, że ona musiała zaakceptować, że jej rodzina nigdy nie byłaby w stanie jej zaakceptować. Nie żeby się tym przejmowała. Już nie. Już jej przeszło. - Czy wyrażam się jasno? – spytał Burnett, ściągając ją z powrotem do rzeczywistości. - Na sto procent. – odpowiedziała Della, starając się, by powściągnąć swój charakter i nie palnąć czegoś głupiego. - Tak, proszę pana. – Steve kiwnął głową. Taa, ty lizusie. - Okej, wszystko wiecie? – zapytał Burnett. – Wiecie, gdzie iść i jaka jest wasza przykrywka? Oczekują, że spotkacie się z nimi o czwartej rano. Nie spóźnijcie się, ale nie idźcie też za wcześnie. Nie pozwólcie, by was zwabili do ich gangu. Zasady, jeśli ich przestrzegają, są takie, że trójka członków spotka się z wami, by porozmawiać. Kiedy otrzymacie informacje na temat przystąpienia, wynosicie się stamtąd. - Mam to. – Della uniosła brązową kopertę. A ty mówisz o tym po raz dziesiąty. - Więc idź po swoje rzeczy. – Burnett na nią spojrzał. – I proszę, nie każ mi żałować, że cię tam wysyłam. - Nie pożałujesz. Della i Steve wstali, by wyjść. - Steve – odezwał się Burnett – zostań na chwilę. Wampirzyca przeniosła wzrok ze Steve’a na Burnetta. O czym, do cholery, musiał porozmawiać ze Stevem, czego nie mógł powiedzieć przed nią? Burnett spojrzał na Dellę, a potem na drzwi. Marszcząc brwi, odepchnęła się od krzesła i wyszła z biura. Zatrzymała się w odległości około piętnastu metrów od ganku, wstrzymując oddech i w ogóle się nie poruszając. Mając nadzieję, że Burnett już nie słucha, uruchomiła swój własny wampirzy słuch i czekała, by dowiedzieć się, co

Tłumaczenie: marika1311 Strona 5 on, do cholery, kombinuje. Promienie popołudniowego słońca świeciły nad drzewami, rzucając cienie na ziemię, na której Della stała w bezruchu. - Ufam, że zapewnisz Delli bezpieczeństwo. – powiedział Burnett. Della wewnętrznie warknęła na jego szowinistyczne podejście i zwalczyła potrzebę, żeby pędem tam wrócić i coś mu odpyskować. To ja będę musiała chronić jego tyłek! - Nie wierzę, że jest to gang, którego szukamy. Inaczej nie wysyłałbym tam waszej dwójki. To po prostu dla sprawdzenia. Ale nie oznacza to, że ta grupa nie jest niebezpieczna. - Nie martw się. – odpowiedział Steve swoim głębokim głosem. – Przez cały czas będę ją miał w zasięgu mojego wzroku. Jak cholera będziesz mnie miał. Już miała plan na małą, poza programową wycieczkę i nie potrzebowała Steve’a włóczącego się za nią. *** O szóstej wieczorem dotarli do chaty, którą JBF wynajęło dla nich, tuż obok grupy wampirów. Nazwać to miejsce norą byłoby jak nazwanie barów na kółkach wyśmienitą jadalnią. Oczywiście, ona i Steve mieli wyglądać na parę nastoletnich, nadnaturalnych uciekinierów. Przypuszczała, że podejrzane byłoby, gdyby wynajęli cokolwiek z chociażby jedną gwiazdką dołączoną do reputacji miejsca. Ale cholera, ta podróż miała być zabawna. Nie była primadonną, ale spanie na materacu, który miał w sobie więcej kurzy niż wypełnienia, a pościel wyglądała tak, jakby nie była zmieniana od ponad roku, nie było jej definicją zabawy. Prześcieradło w połowie leżało na łóżku, w połowie na ziemi, a poduszka miała na środku okrągłą, tłustą plamę, jakby ktoś z nie-za-czystymi włosami tutaj spał. Albo tu umarł. I choć ta myśl była obrzydliwa, to przyszła jej do głowy inna, jeszcze gorsza. Ktoś prawdopodobnie dymał się na tym łóżku. Fuj. Prawdopodobnie mogłaby się czymś zarazić, gdyby tu spała. Wróciła do maleńkiego salonu i zobaczyła Steve’a, który patrzył się na kanapę prawie z taką samą ilością niesmaku, jaką ona przed chwilą obdarzyła łóżko. - Po przemyśleniu, biorę sofę. – powiedziała. – I nie chcę słyszeć żadnych bzdur. Nic mnie nie minie. Przylecieli tutaj. Nie samolotem. On jako orzeł wędrowny – co oznaczało, że był szybki – i ona jako, cóż, wampir – co oznaczało, że była szybsza. Wampiry i zmiennokształtni to jedyne dwa gatunki, które naprawdę mogły latać. Cóż, okazjonalnie również czarownice, ale Miranda, jej wiccańska współlokatorka, przysięgła, że tak naprawdę nie latają na miotłach. Jednak sposób transportu Delli i Steve’a oznaczał także, że nie rozmawiali od opuszczenia Wodospadów Cienia, z wyjątkiem momentu, kiedy weszli do mieszkania, a Steve nalegał, by Della zajęła łóżko. A dlaczego? Bo gdyby ktoś wszedł przez drzwi, on, będąc w salonie, powstrzymałby go.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 6 To zdecydowanie ją wkurzyło. Prawie nazwała go szowinistyczną świnią, ale potem uświadomiła sobie, że jeśli później zamierzała się wymknąć, nie chciałaby, żeby przed porankiem wszedł do salonu i zobaczył, że jej nie ma. A skoro on był znany jako typ z manierami, moralnością i takimi tam, który nie wszedłby do sypialni dziewczyny – a przynajmniej nie bez zaproszenia – Della trzymała buzię na kłódkę. Spójrzmy prawdzie w oczy – prędzej zarazki z materaca przejdą na jej ciało, niż on dowie się, że jej nie ma. Steve uniósł swoje jasne, brązowe oczy do jej oczu, a znaczący uśmieszek wpłynął na jego usta. Przebiegł dłonią po włosach, które były odrobinę dłuższe niż reszty facetów. Pasma włosów opadły na swoje miejsce, wyglądając tak, jakby je właśnie wystylizował. Wątpiła, że udał się do jakiegoś profesjonalnego salonu, ale wyglądał prawie tak, jakby to zrobił. Uśmiechnął się szerzej, wkładając dłoń do kieszeni. Postawa ta sprawiła, że mięśnie w jego ramieniu napięły się. - Więc co mówiłaś o tym, że łóżko jest gorsze niż sofa? - Nie powiedziałam tego. – Próbowała się nie roześmiać, ale coś bliskie temu dźwiękowi wyrwało jej się z ust. Próbowała nie gapić się na jego krzywy uśmiech i na to, jak on wpływał na jego usta i oczy. Albo nie myśleć o tym, jak jego ramiona wyglądały na bezpieczne miejsce, w które można opaść. Oddałaby wszystko, nawet rozmiar swojego stanika, żeby sprawić, by Steve był… brzydki. A w przeciwieństwie do jej dwóch współlokatorek w Wodospadach Cienia, nie miała zbyt wiele do zaoferowania w tym temacie. Nadal się w niego wpatrywała. Znacznie lepiej poradziłaby sobie z kimś brzydkim, zamiast kogoś, kto wyglądał, jakby właśnie z jakieś reklamy żelu pod prysznic dla mężczyzn. I cholera, pomyślała, wdychając jego zapach, można by pomyśleć, że po spędzeniu ostatnich dwóch godzin jako ptak, nie pachnąłby męskim żelem pod prysznic, ale pachniał. Pachniał… wspaniale, i to też ją wkurzyło. Gdyby była czarownicą, jak jej cycata współlokatorka Miranda, zmieniłaby go w odrażającego ptaka/ cuchnącego faceta. Uczyniłaby go też mniej… miłym. Nie lubiła miłych ludzi. Jedyną miłą osobą, którą lubiła Della, była Kylie. I była tak miła, że nawet Della nie mogłaby jej znienawidzić. Cóż, choć w tej chwili nienawidziła ją. Za to, że odeszła. I jeśli nie przywlecze wkrótce swojego tyłka z powrotem do Wodospadów Cienia, Della zaciągnie ją sama, kopiąc i krzycząc. Pewnie, Kylie odeszła, żeby poznać jej nowo odkrytego dziadka i dowiedzieć się więcej o swoim gatunku, ale bez wątpienia należała do Wodospadów Cienia. Ktoś musiał powstrzymać Dellę i Mirandę od pozabijania się nawzajem. A nikt nie robił tego lepiej od Kylie. - Oby dwoje moglibyśmy spać na kanapie. – powiedział Steve i niech to szlag, jeśli nie zabrzmiało to tak, jakby mówił poważnie. - Nawet o tym nie marz, ptaszku! – warknęła. - Auć! – mruknął i zaśmiał się. – Chodziło mi o to, że twoja głowa byłaby na jednym końcu, a moja na drugim. Tylko nasze stopy by się dotykały. - Więc jesteś fetyszystą stóp, co? – zapytała, zanim zdążyła się powstrzymać. Humor rozjaśnił jego oczy. Kiedy stał tuż obok niezasłoniętego okna, przez które wpadały ostatnie promyki słońca, mogła im się dobrze przyjrzeć. Czy w tych brązowych basenach były bursztynowe i zielone drobinki? Spuścił wzrok i zerknął na jej stopy, na których miała buty Nike. - Nie wiem, nie widziałem jeszcze twoich nagich stóp.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 7 Kiedy usłyszała, jak mówi słowo nagi z tym głębokim, południowym akcentem, głębszym niż teksański, jej żołądek zacisnął się, jakby znowu miała dwanaście lat i nigdy wcześniej się nie całowała. Boże, co było z nią nie tak? Od kiedy niby uważała, że południowy akcent jest uwodzicielski? Schowała jedną ze stóp za drugą. - I nie zobaczysz ich nagich. – powiedziała ostro. Nie podobało jej się to, że byli tutaj mniej niż pięć minut, a już… flirtowali. A przynajmniej czuła się tak, jakby to był flirt. A Della Tsang nie flirtowała. Już nie. Oderwał wzrok od jej stóp. - Zobaczymy. – powiedział. Przez chwilę stali tak i się na siebie patrzyli. Potem Steve odezwał się. - Chcesz iść po coś do jedzenia? Zmarszczyła brwi. - Wzięłam ze sobą kilka litrów AB+. Które musiała włożyć do lodówki. Podczas gdy większość wampirów preferowała ciepłą krew, Della wolała ją, gdy była zimna. Kiedy twoja temperatura osiąga co najwyżej trzydzieści dwa stopnie, cenisz sobie rzeczy zimniejsze od siebie. - Taa, ale ja potrzebuję jedzenia. Czegoś gorącego i tłustego. Składniki odżywcze do czegokolwiek, co się będzie jutro rano działo. Steve miał odgrywać jej zmiennokształtnego chłopaka, którego poznała po tym, jak uciekła z domu. Nie pozwalają na przystąpienie do gangu nikomu innemu oprócz wampirów, ale gdyby ją przyjęli, a on udowodniłby, że jest dla nich cenny, zostałby przyjęty jako „dodatek”. Zasadniczo jako ktoś, kto wykonywał dla nich brudną robotę. Co było jednym z powodów, dla którego wkurzyło ją naleganie Burnetta, by Steve pojechał z nią. Dodatki były uznawane za zbędne. - Nie martw się, ochronię cię. – powiedziała. - Właśnie rozgrzałaś moje serce. – Położył dłoń na swojej szerokiej piersi. – Chodź, przejdź się ze mną po burgera. Sprawił, że to zabrzmiało jak zaproszenie na randkę czy coś w tym stylu. Marszcząc brwi, miała zamiar mu odmówić, ale wtedy przypomniała sobie, że niedaleko stąd widziała Walmart, który był blisko jakiegoś budynku z fast-foodami. Mogłaby kupić tam kilka prześcieradeł, koc, parę super mocnych Lysoli1 i może będzie w stanie spać na tym łóżku. To oznaczało, że mogłaby się wymknąć kochającemu stopy Steve’owi z południowym akcentem. Nie wyszłaby na długo. Potrzebowała tylko zerknięcia. Zerknięcia na życie, z którego została ograbiona. - Dobra. – czmychnęła z salonu. Steve wyszedł za nią i w ciągu kilku sekund przekształcił się w sokoła wędrownego. Nie była pewna, ale chyba słyszała, że te sokoły to jedne z najszybszych ptaków na świecie. I nie były to też brzydkie zwierzęta. Jego pióra były mieszanką brązów i czerni. Jego oczy robiły wrażenie, okrągłe, z wielkimi, czarnymi źrenicami, które wydawały się zauważać wszystko. A kiedy rozciągał skrzydła, to prawie wyglądał tak, jakby miał leopardzie plamki. Della nie wiedziała wszystkiego o zmiennokształtnych, ale kiedyś słyszała, że jednym ze znaków ich siły było to, jak szybko mogli się przemienić. On zmienił się w ptaka cholernie szybko. Nie, żeby była pod wrażeniem, czy coś w tym stylu. 1 Lysol – sprej dezynfekujący

Tłumaczenie: marika1311 Strona 8 Della Tsang nie była pod wrażeniem. Nie pod wrażeniem facetów. Już nie. Nie, odkąd zamieniła się w wampira, stała się zimna, a jej serce zostało rozbite w drobny mak przez faceta, który powinien ją kochać. *** Della wylądowała z hukiem na chodniku za Walmartem. Steve, wciąż w ciele ptaka, wylądował elegancko obok niej. Jego skrzydła były szeroko rozwinięte. Od razu zaczął powracać do ludzkiej postaci i – jak to zawsze bywało, kiedy się przemieniał – dookoła pojawiły się iskrzące się pęcherzyki powietrza. Jeden z nich podleciał do góry i z ociąganiem opadał, osiadając na jej ramieniu i posyłając elektryczne dreszcze w górę jej łokcia, zupełnie jakby chodziła po dywanie i dotknęła potem czegoś metalowego. - Co my tu robimy? – zapytał Steve, zdezorientowany. - Pościel i dezynfekcja. – Otrzepała swoją rękę i spojrzała w górę. Niebo pociemniało, a żadne gwiazdy nie były jeszcze widoczne. Wzięła głęboki oddech i swoim wampirzym węchem wyczuła odrobinę zapachu wilkołaka, schowanego pod silnym zapachem oleju silnikowego. - Coś nie tak? – zapytał. - Kilka wilkołaków, ale niezbyt blisko. Zmarszczył brwi. - Cholera, weźmy to, czego potrzebujesz, capnijmy dla mnie hamburgera i zabierajmy się stąd. Uśmiechnęła się szyderczo. - Przestraszyłeś się kilku wilkołaków? - Nie, nie przestraszyłem. Ale nie potrzebujemy teraz żadnych kłopotów. – Zaczął iść. Ruszyła za nim. - Czasami kłopoty bywają zabawne. - Tak, ale zaoszczędźmy energię na kłopoty, które czekają na nas jutro. - Czy kiedykolwiek ktoś powiedział ci, że jesteś nudny? – odcięła się. - Nie, ale muszę przyznać, że lepszy ze mnie kochanek niż wojownik. Przypatrywała się ciemnym cieniom, upewniając się, że nic się w nich nie czaiło. - No proszę cię, kiepski tekst. - Kiepskie, ale prawdziwe. – Usłyszała humor w jego głosie. - Pozostanę przy kiepskim. – wymamrotała pod nosem. Wyobraziła sobie, że znowu się uśmiechnął, ale z obawy, że wciągnie ją w ten uśmiech, powstrzymała się od zerknięcia na niego. To, że słyszała śmiech w jego głosie sprawiło, że poczuła dygotanie w żołądku. A może po prostu była głodna i potrzebowała trochę krwi? Wchodząc do sklepu, szybko się uwinęli, kupując dwa prześcieradła, kilka poszewek na poduszki, dwa koce i kilka sprejów dezynfekujących. A Steve dorzucił jeszcze torebkę z chipsami.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 9 W znajdującej się obok Walmartu budce z fast-foodami zamówił hamburgera na wynos, ale pochłonął go od razu, kiedy szli, by znaleźć odosobnione miejsce, żeby mógł się w nim przemienić i mogliby wracać. Dokończył jedzenie, kiedy ruszyli w dół ciemnej uliczki na tyłach centrum handlowego. Zauważyła, że zmięty papierek po hamburgerze wcisnął do kieszeni spodni. Facet nawet nie śmiecił, nawet jeśli był w zaśmieconej alejce. Byli około trzech metrów od alejki, kiedy usłyszeli krzyk. Krzyk mrożący krew w żyłach.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 10 Rozdział drugi Della zatrzymała się, rozglądając się w poszukiwaniu źródła krzyku. Steve szarpnięciem wciągnął ją w cień. Nagle po drugiej stronie alejki pojawiła się kobieta, uciekając tak szybko, jakby gonił ją sam diabeł. A może i tak było, bo tuż za nią ktoś wybiegł. Jakiś mężczyzna. - Czym są? – szepnął Steve, stojący tak blisko niej, że czuła jego oddech na policzku. Byli zbyt daleko, żeby była w stanie zauważyć wzór na ich czołach, który określał czyjś gatunek – coś, co wszyscy z nadnaturalnymi mocami mogli zobaczyć – ale Steve najwyraźniej ufał jej węchowi. Wzięła oddech i próbowała znaleźć w powietrzu inne zapachy niż woń męskiego żelu pod prysznic. - Ludzie. - To dobrze. – Zaczął ciągnąć ją w dół alejki. Dziewczyna znowu krzyknęła, kiedy napastnik ją zaatakował. Facet potrząsał nią, jakby była jego workiem treningowym. Della odciągnęła go od oczywistej ofiary i wyrzuciła go dobre pięć metrów w powietrze. Nie wystarczająco, by go zabić, ale miała nadzieję, że odczuje ból, kiedy spadnie. Krew sączyła się z nosa i ust kobiety. - Wszystko w porządku? – zapytała Della, klękając obok niej. Kiedy woń krwi uderzyła w jej nozdrza, musiała postarać się, by jej oczy nie zapłonęły z głodu. - Tak. – odpowiedziała kobieta ze szlochem. – To mój mąż, ale jest pijany. – Otarła krew z wargi. – Kiedy pije, robi się wredny. Ale nie tylko on pił. Della wyczuła alkohol również w jej oddechu. - To nie był twój problem. – odezwał się głęboki, męski głos zza Delli. Gdyby nie była tak skupiona na kobiecie, usłyszałaby go, jak podchodzi. Uniosła wzrok. Górując nad nimi, stał jej pijany mąż, którym najwyraźniej nie rzuciła wystarczająco mocno. Oczywiście, to można było naprawić. Pochylił się ku Delli, w jego oddechu czuć było alkohol, a w oczach widniała furia. - Ale teraz to także twój problem, suko! Zanim miała szansę się podnieść, Steve złapał go za ramię i obrócił ku sobie. Pięści poszły w ruch. Della usłyszała coś, co brzmiało jak kilka ciosów w kość. Mogłaby przysiąc, że frajer skopał Steve’owi tyłek. Stanęła na nogach, z zamiarem zakończenia walki, ale Steve ją ubiegł. Wyrzucił mocno prawą pięść w powietrze. Poczciwy mąż kobiety odebrał cios bezpośrednio w twarz i upadł na ziemię. Byłoby miło rozkoszować się momentem sukcesu, gdyby nie to, że na końcu alejki zauważyli światła policyjnego samochodu. Steve odwrócił się do Delli. - Musimy się stąd zabierać. Della chwyciła swoją reklamówkę i oddalili się sprintem od tego miejsca. W oddali usłyszała, że policjanci krzyczą, by się zatrzymali. Nie zrobili tego. Nie mogli. Burnett nie sprecyzował swoich myśli co do ich aresztowania, ale miała przeczucie, że tego raczej również nie było w planach.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 11 - Policja! Powiedziałem zatrzymać się! – oficer znowu krzyknął. Słyszeli echo swoich kroków, rozbrzmiewających alejką, którą uciekali. Skręcili za róg w boczną alejkę, a Della nie wiedziała, czy mają czas na ucieczkę tak, by policjant ich nie zauważył. *** Lodówka w ich chacie nie miała maszyny do lodu. Przypuszczała, że powinna być wdzięczna, że znalazła tackę do robienia kostek lodu, z pięcioma gotowymi. Wrzuciła je do jednej z poszewek, które kupiła i wręczyła ją Steve’owi. Jego oko prawie się zamykało przez opuchliznę. - Trzymaj to przy oku. – poinstruowała go. Uciekli przed policją, ale z ledwością. Przypatrywała się kontuzji Steve’a. - Dlaczego się w coś nie przemieniłeś i nie skopałeś mu tyłka? – wypaliła. - Nie przemieniasz się przed ludźmi. – odpowiedział Steve. – To zasada numer jeden zmiennokształtnych. - Myślałam, że zasada numer jeden brzmi: chroń siebie. - Źle myślałaś. – stwierdził. Potrząsnęła głową. - Oby dwoje byli pijani. Kto by im uwierzył? Rzucił jej spojrzenie. - A co by było, kiedy pojawiliby się policjanci? Marszczyła brwi, rozumiejąc jego punkt widzenia, ale wciąż jej się to nie podobało. - Trzymaj lód przy oku. – Po chwili zapytała: - Więc powinieneś pozwolić im używać siebie jako worka treningowego? Odsunął poszewkę z lodem od twarzy. - Walnął mnie raz, a kto z nas dwóch leżał na ziemi, kiedy uciekaliśmy? Della jęknęła. - Powinieneś był pozwolić mi nim się zająć. Steve zignorował ją i uniósł dłoń, by dotknąć swojego oka. - Hej… to będzie dobrze jutro wyglądać. Jestem zmiennokształtnym, który jest twardzielem, nie bojącym się walczyć. Przewróciła na niego oczami w sposób, w który Miranda przewracała nimi na wszystkich. - Ale właśnie złamałeś jedną z zasad Burnetta. Wrócisz poobijany. Steve uśmiechnął się szeroko. - Powiem mu, że ty to zrobiłaś. Della opadła na starą, drewnianą skrzynię postawioną przy stole.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 12 - Będzie wiedział, że to kłamstwo, nawet gdyby nie mógł usłyszeć kłamstwa w biciu twojego serca. Jeśli byś mnie wkurzył, nie skończyłabym na podbitym oku. Byłbyś posiniaczony wszędzie. - Bezczelna kłamczucha. Nie sądzę, że byś mnie zraniła. – stwierdził, i znowu ujawnił się jego południowy akcent. - Mylisz się. – umilkła na chwilę. – Skąd jesteś? - A jak sądzisz? – Uśmiechnął się, jakby to pytanie sprawiło mu przyjemność. I wiedziała, dlaczego. Okazała zainteresowanie. Nie powinna tego robić, bo jeszcze mógłby pomyśleć, że go lubi, czy coś w tym stylu. - Myślę, że jesteś skądś, gdzie śmiesznie mówią. – powiedziała, cwaniakując i podeszła do lodówki, wyciągając z niej woreczek z krwią. Znalazła w szafce kubek, wypłukała go, dwukrotnie i wlała do niego swoją kolację, po czym ponownie usiadła przy stole. Steve opadł na inne krzesło stojące obok. - Jestem z Alabamy. Rodzice zaciągnęli mnie do Dallas dwa lata temu. - Nie podoba ci się Teksas? – zapytała, po czym zmarszczyła brwi, kiedy zorientowała się, że znowu to zrobiła, okazała mu zainteresowanie. Ale z drugiej strony, może powinna sobie trochę odpuścić. Byli razem na misji, a ona udawała, że jest jego dziewczyną. Jeśli ktoś by o coś zapytał, powinna być w stanie odpowiedzieć. - Podoba, odkąd w zeszłe wakacje przyjechałem do obozu. Ale wcześniej… nie za bardzo. Szkoła w Dallas była jakąś fantazyjną, prywatną budą, nawet dla nadnaturalnych stworzeń. Taka szkoła pasuje do stylu myślenia i życia moich rodziców, ale ja nie znoszę takich rzeczy zbyt dobrze. Ona również nie potrafiła go sobie w takiej wyobrazić. Nie żeby nie wydawał się mądry; wydawał. Ale był po prostu bardziej wyluzowany niż ktoś, kto chciał się pysznić. Jeszcze kilka innych pytań cisnęło jej się na usta, ale zawahała się, czy pytać dalej. Przewróciła kubkiem w dłoniach. Również dla niego cisza musiała być trochę dziwna, bo kontynuował. - Mój tata jest dyrektorem naczelnym firmy naftowej, a mama jest lekarzem. A ja jestem ich jedynym dzieckiem, które nie powinno przejmować się tym, czego chce, tylko po prostu dorosnąć, stać się takim, jakiego oni mnie chcą widzieć i sprawić, by dobrze wyglądali w ludzkim świecie. - Oni też są zmiennokształtnymi, prawda? – zapytała. - Tak, ale ledwie można to zauważyć. Nie sądzę, żeby mama przemieniała się przez kilka ostatnich lat. Tata robi to tylko, żeby się odstresować, ale oby dwoje lubią żyć w świecie ludzi. - A ty nie? – Pomyślała o tym, jak często sama chciała móc wrócić do ludzkiego świata i być jedną z nich. Pewnie, doceniała swoje moce, uwielbiała to, że była w stanie skopać komuś tyłek. Ale żałowała, że posiadanie tych umiejętności oznaczało utratę tak wielu rzeczy z jej życia. A raczej ludzi, którzy w jej życiu byli. - Nie chcę uciec i dołączyć do jakieś korporacji, ale jestem dumny z tego, kim jestem. Mogę przestrzegać zasad, nie eksponować swoich mocy przed ludźmi. Nie mam problemu z zasadami, ale nie chcę ukrywać tej części siebie. - Wcale ci się nie dziwię. – Również nie sądziła, że mogłaby ją ukrywać. Nie teraz. - Tak naprawdę na nich nie narzekam. – powiedział. – To znaczy, jak długo nie musimy się zbyt często widywać, to zapominamy, że jesteśmy sobą rozczarowani.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 13 Wiedziała wszystko o uczuciu, że rozczarowuje się swoich rodziców. Wypuszczając z siebie powietrze, spojrzała na poszewkę, którą związała na końcu, a w której były kostki lodu. Wziął ją ze sobą do stołu, ale nie używał jej. - Powinieneś ją przyłożyć do oka. Innego lodu nie mamy. Przyłożył ją więc do oka, zerkając na nią drugim. - Jaka jest twoja historia? - Nie ma żadnej. – skłamała. Opierał się o krzesło, odchylając się do tyłu i bujając się na dwóch nogach. Z połową twarzy schowaną za poszewką, spojrzał na nią z wyrzutem nienaruszonym okiem. - Kłamiesz. Przełknęła ślinę i wstała, podnosząc swój kubek. Chociaż to nie powstrzymało go przed mówieniem. - Myślisz, że nie widziałem twoich rodziców w dzień odwiedzin? Wyglądałaś bardzo nieszczęśliwie, kiedy zobaczyłaś, jak wchodzą. – Odrzucił lód od oka. – Bardziej nieszczęśliwie wyglądasz tylko wtedy, kiedy obserwujesz, jak wychodzą. Zmarszczyła brwi, nie będąc zadowoloną z faktu, że jej uczucia w stosunku do rodziców są aż tak widoczne. - Nie jesteś elfem i nie potrafisz odczytywać moich emocji. Więc przestań próbować. – Odsunęła się na dwa kroki, po czym odwróciła się. – Idę się położyć. Opuścił krzesło na ziemię. - Wciąż jest wcześnie. – Ich spojrzenia się spotkały. – Przepraszam, że to powiedziałem. Po prostu myślałem… ja powiedziałem ci o swoich rodzicach i… nie musimy o tym rozmawiać. Wybierz temat i możemy rozmawiać o czymkolwiek. Ignorując lekkie błaganie w jego głosie, podeszła do reklamówki z Walmartu, leżącej na kanapie. Wyciągnęła z niej jedno prześcieradło, koc oraz poszewkę na poduszkę. - Musimy być na nogach o trzeciej trzydzieści. Nie przeszkadzaj mi. *** Trzy razy wypsikała łóżko sprejem dezynfekującym, zasłała je, a potem użyła starej pościeli, by ułożyć je pod prześcieradłem w taki kształt, by wydawało się, że pod nim leży. Jeśli Steve zajrzałby do środka, miała nadzieję, że założy, że była nieprzytomna – zamierzona gra słów2. To było to, pomyślała Della, czego najbardziej nienawidziła w byciu wampira. Mogła znieść picie krwi, ale kiedy ktoś przypadkowo otarł się o nią i wzdrygnął, kiedy poczuł temperaturę jej ciała, czuła się… jak potwór. Wiedziała, dlaczego. Chodziło o to, co powstrzymało Lee przed dotykaniem jej po tym, jak się przemieniła. Coś jest z tobą nie tak, powiedział. Jesteś zimna. Wciąż musisz być chora. 2 W oryginale użyty jest zwrot be out cold, co oznacza właśnie „być nieprzytomnym”, ale cold oznacza też „zimny”.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 14 Przyszło jej do głowy coś szalonego. Czy Steve’owi przeszkadzałoby jej zimno? Odepchnęła od siebie te myśl, bo – poważnie – nie mogła o takich rzeczach myśleć. Przechyliła głowę na bok, nasłuchując zmiennokształtnego. Kiedy przygotowywała sobie łóżko, słyszała, że on to samo robił z sofą. Teraz musiał spać, bo słyszała tylko bardzo subtelne dźwięki czyjegoś oddechu. Przypomniała jej się rozmowa o rodzicach, którą przeprowadzili wcześniej, a jej serce szarpnęło się z emocji. Niemal brzmiał tak, jakby zrezygnował z relacji z rodzicami. A może tylko udawał – tak, jak ona to często robiła? Zdając sobie sprawę, że Steve pochłania jej myśli, westchnęła głęboko, po czym podeszła do okna i cicho je uniosła. Stała tam przez chwilę, nasłuchując pieśni nocy, zanim przez nie wyszła. Siedziała na krawędzi długą minutę, zanim zeskoczyła. Wrześniowe powietrze było zimne, chłodniejsze niż jej skóra. Włosy latały jej wokół głowy, smagając ją po twarzy i czasem przesłaniając jej oczy. Dźwięk, niewiele świśnięcie powietrza, rozległo się po jej lewej. Coś ją śledziło? Uniosła głowę, żeby wyczuć jakieś zapachy. Nie wyczuła żadnych nadnaturalnych istot, ale przez wiejący wiatr nie była pewna, czy jej zmysł węchu działał dokładnie. Bez zwalniania, obejrzała się za siebie. Nic, poza nocą, jej nie ścigało. Zastanawiała się, jak blisko była grupy wampirów i brutalnego gangu. Strach zatańczył na jej skórze, ale odepchnęła go. Gdyby to byli oni, miała już przykrywkę, dlaczego tu była. Na pewno zadaliby pytania, zanim by ją zaatakowali. A przynajmniej miała taką nadzieję. W ciągu kilku minut, dostrzegła jezioro w pobliżu domu jej rodziców i zaczęła skradać się w tamtym kierunku. W jej sercu pojawiło się coś jeszcze bardziej nieprzyjemnego od strachu. Smutek. Zeszła na dół, przecznicę od ich domu, w sąsiednim parku. Jej czarne jeansy i czarny podkoszulek pomagały jej wtopić się w ciemność. Poruszała się w cieniach, żeby nikt jej nie dostrzegł, zauważyła, że w salonie palą się światła. Albo jej rodzina późno jadła, albo grali w gry planszowe. Jej mama je uwielbiała. Kiedy ona przesuwała się powoli pomiędzy krzakami i domem, usłyszała szczekanie psa na podwórku sąsiadów, Champa. A potem Della usłyszała śmiech. Śmiech swojego ojca. Gardło jej się zacisnęło i poczuła ukłucie w sercu. Nie widziała uśmiechu na jego twarzy odkąd pojechała na obóz w Wodospadach Cienia. Zbliżając się bardzo powoli i ostrożnie, zerknęła przez okno. Scena przypominała jakiś film na Family Channel, rodzina spędzająca wspólnie czas. Rodzina, do której ona już nie należała. Kiedy ich zobaczyła, poczuła łzy pod powiekami. Jej mama, siostra i tata grali w Scrabble. Wyglądali na tak szczęśliwych, tak… kompletnych. Nie tęsknili za nią, nawet trochę? Za nią trzasnęła gałązka, a serce podeszło jej do gardła. Zamachnęła się, odwracając szybko. Champ, mieszanka labradora i owczarka niemieckiego, wpatrywał się w nią, czy patrzył się przez okno? Jego ogon powoli zaczął się ruszać. - Jak się tu dostałeś? – wyszeptała do psa, czując, jak po jej policzku spływa łza. Opuścił głowę, zapiszczał i potarł pyskiem jej kolano. – Co? Dzisiaj żadnego obwąchiwania krocza? Jestem zawiedziona. Pies spojrzał na nią tak, jakby rzeczywiście za nią tęsknił. Jak to możliwe, że zwierzak sąsiadów za nią tęsknił, a jej własna rodzina nie?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 15 Poruszając się za krzakami, Della znowu podrapała psa za uchem. Otarła łzę spływającą powoli po jej policzku i wystartowała. W ciągu mniej niż pięciu minut, wylądowała przy domu Lee. Kiedy brama garażowa się uniosła, zobaczyła w środku fragment domu. Zobaczyła wyjeżdżający samochód i Lee siedzącego za kierownicą. Gdzie się wybierał? Na randkę? Jej serce to wiedziało. Podpowiadało jej też, że powinna po prostu wrócić do chaty. Nie musiała tego widzieć. Ale i tak to zrobiła. Kylie mówiła Delli ponad tysiąc razy, że powinna sobie odpuścić Lee. Może to jej pomoże. Jeśli zobaczy Lee z kimś innym, będzie w stanie o nim zapomnieć. Mogłaby przestać liczyć na to, że oprzytomnieje i do niej wróci, błagając o drugą szansę. Śledziła go do domu po drugiej stronie osiedla. Przez kilka minut czekała w cieniu, wciąż mając nadzieję, że może się myli. Może to tylko jedna z jego znajomych. Kiedy po chwili wyszedł z dziewczyną, Azjatką, ścisk w sercu Delli powrócił z całą mocą. To była ta narzeczona. Ta, z którą miał się ożenić, bo tak chcieli jego rodzice – jak sam powiedział kiedyś Delli. Ten widok powinien być wystarczający. To, jak przytulała się do jego ramienia. Powinna była wtedy odejść, ale nie. Kiedy wsiedli do samochodu, podążyła za nimi do restauracji. Czerwony Smok. To była restauracja prowadzona przez jakiś znajomych rodziców Lee. Jego matka próbowała namówić Dellę i Lee kilka razy, żeby tam poszli. Ale Lee zawsze powtarzał, że nie chce jeść chińskiego jedzenia. Że ma go wystarczająco dużo w domu. Dlaczego więc teraz miałby chcieć? Wylądowała przez restauracją, podczas gdy Lee parkował auto. Ukryła się za wysokim pomnikiem smoka, czekając, aż ją miną. Zza budynku wyszedł kot, wyglądający na głodnego. - Niczego nie mam. Ale na tyłach jest kontener ze śmieciami, czuję go stąd. – wyszeptała do kotka, a jednocześnie usłyszała kroki. Trzymali się za ręce, a dziewczyna, narzeczona Lee, miała na ustach wielki uśmiech. Oczy jej lśniły od śmiechu. Kiedy podeszli do drzwi, Della poczuła powiew wody kolońskiej Lee. Poczuła w piersi wzrastający gniew. Kupiła mu ją na ostatnie święta. Nie pamiętał? A może w ogóle się tym nie przejmował? Jak mógł się nią wypsikać dla nowej dziewczyny, skoro to Della mu ją podarowała? Czekała tam przez dobre dziesięć minut, powtarzając sobie, że powinna odejść. Powtarzając sobie, że to koniec. Ale kiedy próbowała odlecieć, po chwili zawróciła i zmierzała do środka restauracji. Powiedziała kelnerce, że kogoś szuka i przeszła obok niej, czując ostry zapach sezamu. Minęła wielkie akwarium z kolorowymi rybkami pływającymi w kółko, jakby szukały wyjścia. Szła dalej, przechodząc obok pary i usłyszała dźwięk pękania, kiedy oni otwierali swoje ciasteczka z wróżbą. Ona pewnie też powinna wziąć jedno, żeby zobaczyć swoją przyszłość. Bo tylko Bóg jeden wiedział, co planowała zrobić, kiedy odnajdzie Lee. Część niej chciała wyrwać mu serce z piersi za użycie prezentu od niej, by zaimponować innej dziewczynie. Inna część chciała upaść przed nim na kolana i błagać, żeby powiedział jej przynajmniej, że za nią tęsknił. Przez ten cały czas myślała, że Lee się zaręczył, bo rodzice go do tego zmusili. Teraz nie wiedziała, w co ma wierzyć. Nie wyglądali na zmuszonych do swojego towarzystwa. Lee w rzeczywistości wyglądał na… szczęśliwego.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 16 Wyjdź, wyjdź, wyjdź. Głos rozsądku wrzeszczał w jej głowie. Ale wtedy zauważyła ich przy stoliku w tyle. Stoliku, na którym stały zapalone świece. Romantyczna kolacja. Słyszała, jak rozmawiają. Nie po angielsku, ale po mandaryńsku3. Della znała mandaryński. Jej ojciec tego dopilnował. Ale Lee nigdy z nią tak nie rozmawiał. I wtedy Della wiedziała na pewno, że Lee odrzucił ją nie dlatego, że stała się wampirem. Odrzucił ją, bo była w połowie biała. Usłyszała, jak dziewczyna mówi o imionach. Jakie nadaliby ich pierwszemu dziecku. Lee pochylił się i ją pocałował. Romantyczny pocałunek, który Della odczuła jako kopnięcie prosto w brzuch. Przez radość, jaką słyszała w jego głosie i ze sposobu, w jaki całował dziewczynę, wiedziała, że to bardziej był jego wybór, niż jego rodziców. Kelnerka musiała upuścić tacę, bo tuż za Dellą rozległ się głuchy odgłos. Wiedziała, że na ten dźwięk powinna się odwrócić i uciec, ale było już za późno. Z przerażeniem patrzyła, jak Lee odsuwa dłoń od narzeczonej i unosi wzrok. Widziała, jak otwiera szeroko oczy na jej widok. To był dobry szok, czy raczej szok w stylu „o, cholera”? Nie wiedziała. Wyjdź! Nie stój tak, wyglądasz żałośnie. Ale miała wrażenie, że jej stopy zostały przyklejone do podłogi i czuła tylko żal. Wpatrywała się w niego, kiedy Lee wstał i zaczął iść w jej stronę. Prosto do niej. I wiedziała, że wygląda gorzej, niż żałośnie. Wyglądała na smutną. Samotną. I ze złamanym sercem. Czuła zażenowanie i wstyd. Ale nie miała czasu, by pozwolić, żeby te uczucia ją pochłonęły. Ktoś złapał ją w talii i przyciągnął do siebie. Zszokowana, uniosła wzrok i zobaczyła… Steve’a. uśmiechnął się do niej. - Już się stęskniłem. – powiedział, a potem ją pocałował. Ale nie był to prosty, słodki pierwszy pocałunek, ale taki, w którym udział brał język… i mnóstwo pożądania. 3 Język mandaryński – główny dialekt języka chińskiego

Tłumaczenie: marika1311 Strona 17 Rozdział trzeci Della czuła, jak miejsce zażenowania zajmuje coś innego. I nie chodziło tylko o język Steve’a. To była… pasja. Uczucie bycia żywą. Nadzieja, że jej smutne życie się nie skończyło. Odkąd stała się wampirem i straciła Lee, myślała, że nie będzie w stanie już tego poczuć. Ktoś odchrząknął. Zdając sobie sprawę, że znajomy odgłos dezaprobaty pochodzi od Lee, położyła dłonie na klatce piersiowej Steve’a i niechętnie się od niego odsunęła. Na krótką chwilą ich spojrzenia się skrzyżowały. Wiedziała, że pocałował ją tylko dlatego, żeby uratować jej tyłek, ale wiedziała też, że cieszył się tą chwilą tak samo, jak ona. Dowód był widoczny w jego ciepłych, brązowych oczach. Nawet jeśli pod jednym z nich było limo, to i tak widziała w jego oczach spojrzenie mówiące właśnie-się-całowałem. Odwróciła się w stronę Lee. A wtedy zorientowała się, że nie ma pojęcia, co mu powiedzieć. - Uch, cześć. Ja… - Co ty tu robisz? – zapytał. – Poza całowaniem się pośrodku restauracji? A czy on dopiero co nie całował swojej dziewczyny? Jakkolwiek szalenie to nie zabrzmi, Della zobaczyła w Lee coś, czego nigdy wcześniej nie widziała. Swojego ojca. A przynajmniej jego krzywe spojrzenie, kiedy przyglądał jej się z dezaprobatą. Czy Lee zawsze taki był, czy ona dopiero teraz to zauważyła? Czy to on tak się zmienił? - Coś nie tak? Nie umiesz mówić? – zapytał. Jego słowa kotłowały się w jej głowie i nie mogła się zdecydować, jak się przez nie czuje czy jak powinna zareagować. A nawet gdyby zdecydowała, nie była pewna, czy jej język będzie mógł się poruszyć, żeby coś powiedzieć, bo wciąż był w szoku przez towarzystwo języka Steve’a. - Jedliśmy kolację. – Steve odpowiedział zamiast niej. – Właściwie, to świętujemy naszą trzymiesięczną rocznicę. – zerknął na Dellę. - Trzy miesiące? – powtórzył Lee, jakby był zirytowany, że tak szybko zaczęła się umawiać. Ale, cholera, on sam był zaręczony. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale Steve znowu ją ubiegł. - Przepraszam. – powiedział. – Nie przedstawiłem się. Ty musisz być starym przyjacielem Delli. Jestem Steve. Lee zignorował go i spojrzał na Dellę. - Myślałem, że jesteś w tamtej szkole. Tamtej szkole? Nie mógł nawet zapamiętać nazwy szkoły, do jakiej ona uczęszczała? - Jestem. – w końcu była w stanie wyartykułować jakieś słowa. – My… wymknęliśmy się. - Więc poznałaś go w szkole? – zapytał Lee i niech go szlag, jeśli nie brzmiał na zdenerwowanego. Czuła gniew rosnący w jej piersi. Nie ma żadnego prawa, by być złym. Żadnego! Steve znowu się odezwał. - Miłość od pierwszego wejrzenia. – Zerknął na nią i ciepłą dłonią objął ją w talii i przyciągnął bliżej siebie. Przeniósł spojrzenie na Lee. – Wciąż nie wiem, jak mogło mi się tak cholernie poszczęścić. – Gdyby nie ta szczerość rozbrzmiewająca w jego głosie, to mogłoby zabrzmieć fałszywie. Przez chwilę chciała posłuchać jego bicia serca; kolejnego talentu wampirów. Czy Steve był nią zainteresowany od pierwszej chwili?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 18 Narzeczona Lee wstała z krzesła za nimi i stanęła przy jego boku. Della nie mogła nie zauważyć, jak ładna była – ładna w tradycyjny, azjatycki sposób. Jej włosy były dłuższe, bardziej lśniące i czarniejsze niż te Delli. Patrząc na jej rysy twarzy można by pomyśleć, że jest lalką. Piękna i idealna – mały nosek, kształtne usta i skośne czarne oczy, błyszczące inteligencją. Bez wątpienia, rodzice Lee dobrze wybrali. Czy to Lee ją wybrał? Czy przez cały czas planował zerwanie z Dellą? Wyglądał na dość szczęśliwego, siedząc obok swojej narzeczonej, dopóki Della się nie zjawiła. Nie żeby teraz wyglądał na wielce szczęśliwego. Zmarszczył brwi, kiedy dziewczyna objęła ręką jego ramię, ale zrobił to, co należało i przedstawił ich. - Mei, to jest Della i jej… znajomy. – powiedział, ostatnie słowo wypowiadając dziwnym tonem. – Który najwyraźniej lubi się bić, sądząc po jego posiniaczonym oku. Della się spięła, gotowa powiedzieć, że Steve zdobył podbite oko, kiedy ją bronił. Coś, czego Lee nigdy dla niej nie zrobił, z czego nagle zdała sobie sprawę. Nawet nie przed swoimi rodzicami. - Właściwie – Steve znowu zabrał głos – to zabawialiśmy się w łóżku i Della niechcący przywaliła mi łokciem w oko. Lee naprężył ramiona, a wszystko, o czym Della mogła myśleć, brzmiało jak Dawaj, Steve. Mei spojrzała na Lee i wyglądało na to, że zobaczyła jego reakcję. Zmarszczyła brwi, przenosząc spojrzenie na Dellę. Ta rozpoznała w jej minie zwyczajną zazdrość. Czuła to samo, za każdym razem, kiedy myślała o Lee z jakąś inną dziewczyną. Co ciekawe, teraz Della czuła… jak się czuła? Zła. Zraniona. Smutna. Ale nie czuła zazdrości. To coś oznaczało, ale wiedziała, że nie czas teraz na takie kontemplacje. - Powinniśmy… - jej słowa zawisły w powietrzu, kiedy znowu spojrzała Lee w oczy. Uczucie smutku wzrosło w jej piersi i zdała sobie sprawę, że zna lepszą nazwę dla swoich emocji. Żal. Kochała Lee. Kochała i to bardzo. I oddała mu wszystko – serce, ciało, umysł. A teraz go straciła. I opłakiwała to, co miała z nim kiedyś. - Iść. Powinniśmy iść. – dokończył za nią Steve. – Już zająłem się rachunkiem. – Puścił jej talię i wyciągnął dłoń w stronę Lee. – Miło było cię poznać. Lee nie ruszył się. Co było super niezręczne i zupełnie nie w stylu Lee. Zazwyczaj nie był niegrzeczny. A może był? Czyżby tego też nie zauważyła? Della skinęła na nich głową i kiedy ramię Steve’a znów owinęło się wokół jej talii, pozwoliła mu się poprowadzić. Wyszli z restauracji i dopiero po kilku sekundach, w ciągu których zimne, jesienne powietrze uderzyło ją w twarz, Della zdała sobie sprawę, że wciąż opiera się o Steve’a, trzymając się go tak, jakby statek jej życia wywrócił się do góry nogami. Jakby był jedyną rzeczą, na której mogłaby się utrzymać na burzliwych wodach. Poczucie słabości, uczucia, w którym łatwo mogłaby się zanurzyć, przelało się po niej falą i wywołało kolejny błysk gniewu. Tym razem był on wielki. Odsunęła się od niego. Czuła zamęt w brzuchu. Żal przylgnął do jej serca tak mocno, jak ona przed chwilą przylgnęła do Steve’a, ale potem wrócił gniew, który czuła kilka minut temu. Otworzyła się na tą emocję. Gniew mogła znieść, w złości mogła działać. Pozwoliła więc, by to uczucie nią zawładnęło i pochłonęło inne emocje, przez które czuła się słaba i wrażliwa. Spojrzała na Steve’a, który wyglądał na szczęśliwego, w przeciwieństwie do tego, jak ona się w tej chwili czuła. - Śledziłeś mnie. – oskarżyła go. Cień uśmiechu w jego oczach przygasł. - Wykonywałem polecenia. – powiedział. – Mieliśmy się trzymać razem przez cały czas.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 19 - Cholera! Nie obchodzą mnie polecenia. Nie lubię być śledzona. – Ciężar wypełnił jej pierś, a ona rozpoznała to jako poczucie winy. Poczucie winy przez… - Więc więcej nie uciekaj. – odpowiedział rzeczowo i zaczął iść na tył restauracji. Cholera. Poczucie winy przez zachowywanie się jak idiotka w stosunku do osoby, która właśnie ocaliła jej tyłek. Dogoniła go. - Nie skończyłam mówić! – gotowała się ze złości. Zatrzymał się w pół kroku i szybko odwrócił. - Ale ja skończyłem słuchać. Możesz się wściekać o co tylko zechcesz. Próbowałem pomóc. – Zaczął znowu iść. - Powiedziałam, że jeszcze nie skończyłam! – Wystrzeliła do przodu i stanęła przed nim, wyciągając przed siebie rękę. Kiedy jej dłoń dotknęła jego ciepłej klatki piersiowej, to tylko przypomniało jej o tym, że była zimna. Odsunęła rękę. Spojrzała na niego. Steve wyglądał tak, jakby zamierzał urządzić jej awanturę, ale ubiegła go i odezwała się pierwsza. – Dziękuję! – warknęła. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Bez wątpienia zszokowała go jej deklaracja. I niech to szlag, ale wiedziała, co czuje. Nie chciała tego powiedzieć – nie, żeby nie zasługiwał na to, żeby to usłyszeć, ale… - Wow. – w końcu przemówił. – Nie sądzę, żebym kiedykolwiek słyszał, żeby ktoś wyraził wdzięczność takim wkurzonym tonem. - To dlatego, że jestem wkurzona. Jestem wściekła. Śledziłeś mnie. A potem… potem mnie pocałowałeś, i to z języczkiem, przed wszystkimi. Jego brązowe oczy znowu rozbłysnęły uśmiechem. Pochylił się, nieco bliżej. Jego ciepły oddech owiał jej czoło. - I to był naprawdę dobry pocałunek, no nie? – zapytał, brzmiąc na zmieszanego, ale zainteresowanego. Spojrzała na niego i cofnęła się o krok. - Okej, jeśli nie za pocałunek, to za co mi dziękujesz? Po raz kolejny podzielała jego uczucie, zmieszanie. - Nie wiem. – odburknęła. Ale wtedy nagle pojęła, jaka jest odpowiedź. Uratował ją przed wyglądaniem na żałosną, byłą dziewczynę ze złamanym sercem. - Jesteś trudnym orzechem do zgryzienia, Dello Tsang. – Wyciągnął rękę, jakby chciał odgarnąć kosmyk włosów z jej policzka. Nie wiedziała, czy to miał być komplement, czy obelga, więc na wszelki wypadek odgoniła jego dłoń. Roześmiał się. - Wiesz, to naprawdę nie był zły pierwszy pocałunek. Zazwyczaj są one trochę niezręczne. Ale ten… ten taki nie był. Ten był gorący. Pomyślała o tym pocałunku, o cieple jego ust, o dotyku jego języka. Jak smakował. - Cieszę się, że ci się podobało, bo to był twój ostatni. – wypaliła. Odwróciła się, by odlecieć. Nie oderwała jeszcze całkowicie stóp od ziemi, kiedy usłyszała jego odpowiedź. - Przekonamy się.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 20 Zacisnęła zęby, zmierzając do ich chaty i zwalczyła obawę, że jeśli nie będzie bardzo ostrożna, to Steve może mieć rację. A to byłoby złe. Prawda? *** Trzecia trzydzieści nie mogła nadejść wolniej. Nowe prześcieradło, poszewka na poduszkę, koc oraz Lysol pomogły, ale wciąż budziła się co kilka minut. Chata znajdowała się w lesie, więc jedynym hałasem były dźwięki wydawane przez zwierzęta. W takim miejscu powinno się dać wyspać w nocy. Jednakże, bycie wampirem i zasadniczo nocny tryb życia sprawiały, że nigdy dobrze nie sypiała w nocy. Za ostatnią noc winą obarczała rzucanie się po łóżku i obracanie się na myśl o pluskwach. Zabawne, jak myślenie o pluskwach zamieniało się w myślenie o pocałunku Steve’a. Następnie, od tego pocałunku, jej myśli wędrowały do jej zakręconych, niejasnych uczuciach do Lee. Przeszło jej? A jeśli tak, to dlaczego to wciąż bolało? Ale jeśli wciąż go kochała, to dlaczego nie była zazdrosna o Mei? Potem zaczęła myśleć o tacie, mamie i siostrze, grających w gry planszowe bez niej. Z jakiegoś powodu myślenie o Lee i jej rodzicach blokowało myślenie o pocałunku ze Stevem. Kiedy wciąż leżała w łóżku i wpatrywała się w sufit, usłyszała płynącą wodę, co oznaczało, że Steve brał prysznic. Zanim poszła do łóżka, porządnie wypsikała prysznic Lysolem, a potem wzięła szybki prysznic. Kiedy wyszła spod prysznica, Steve siedział na kanapie i wpatrywał się w drzwi łazienki. Gapił się tak, jakby miał nadzieję, że wyjdzie ubrana w coś seksownego. Biedny chłopak się rozczarował. A przynajmniej myślała tak przez jakieś dwie sekundy, dopóki nie spuścił wzroku, po czym nie uniósł go z powrotem z seksownym uśmiechem. - Miałaś rację. – powiedział. – I myliłaś się. Podobała jej się część o tym, że miała rację, ale… - W czym się myliłam? Kiedy znowu zniżył spojrzenie, zatrzymał je na jej stopach, a na jego usta wstąpił uwodzicielski uśmieszek. - Rację co do tego, że mam fetysz stóp. A myliłaś się, mówiąc, że nigdy nie zobaczę twoich nagich. Użyła tych nagich stóp, żeby przebiec spod łazienki do pokoju. Chwilę po tym, jak zatrzasnęła za sobą drzwi, Steve krzyknął, że muszą porozmawiać o misji. Ona wtedy odkrzyknęła, że mogą zrobić to rano. A potem opadła na łóżko. Nawet pięć godzin później, pamiętała sposób, w jaki na nią patrzył – na jej nagie stopy, na miłość boską – sprawiając, że wszystko w jej wnętrzu drżało. Teraz jej umysł wypełniły zarówno dźwięki wody spod prysznica, jak i obrazów. Jej myśli powędrowały do Steve’a, stojącego pod strumieniem wody. I poczuła najdziwniejsze pragnienie, by zobaczyć jego nagie stopy. I inne rzeczy. Jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach. Dlaczego nie mógłby być brzydki?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 21 Biorąc głęboki oddech i czując determinację, powiedziała sobie, żeby się z tego otrząsnąć. Poza tym, dziś był nowy dzień. Wyślizgując się z łóżka, odgarnęła włosy z twarzy i poprawiła stanik. Czując, że trochę bardziej ma wszystko pod kontrolą, weszła do salonu, by poczekać na swoją kolej w łazience. Musiała umyć zęby, a potem mieli przejść do planów ich misji. A potem musieli zrobić to, co mieli do zrobienia. Złapać kilka złych wampirów. Nie miała czasu na myślenie o tym, jak seksowny był Steve, albo o tym, jak jego pocałunek roztapiał ją od środka, jakby była masłem na popcornie. To był czas na myślenie o skopaniu tyłków złym wampirom, a nie o jego ślicznym tyłku. Bębniąc palcami o kolano, ujrzała na kanapie plik kartek, które mieli przejrzeć. Tak naprawdę nie musiała tego robić. Przeczytała je kilkanaście razy i zapamiętała. Ponieważ wampiry mogły odczytać kłamstwo w biciu serca, pojawiali się z pewną formą prawdy, która, mieli nadzieję, że nie zostanie odczytana jako nieszczerość. Ona, Della Tsang, przemieniła się w wampira i została wysłana do specjalnej szkoły z internatem. Nie pasowały jej zasady szkolne, więc ona i jej zmiennokształtny przyjaciel Steve uciekli. Ale ze względu na trudności w zdobyciu dla niej krwi, postanowili dołączyć do gangu. Drzwi od łazienki ze skrzypnięciem się otworzyły i wyszedł zza nich Steve. Był… był półnagi i bam, znowu wróciła do myślenia o jego ładnym tyłku. I… spuściła wzrok. Miał na sobie skarpetki. Z jakiegoś dziwnego powodu, przypomniała sobie, że ktoś jej powiedział, że Steve miał już osiemnaście lat. Wyglądał na tyle, prawdopodobnie był rok starszy od Delli. Miał wyrzeźbione mięśnie w ramionach i klatce piersiowej. Wiedziała, że ćwiczył, ale większość z tego, co miał, pojawiło się naturalnie. Na sekundę oddech uwiązł jej w gardle. Widziała go, jak pływał bez koszuli, ale w jakiś sposób jego widok od razu po prysznicu, ta naga skóra sprawiły, że trzepotanie w jej brzuchu wróciło. Przywróciły też wspomnienia jego pocałunku i ciepłej dłoni na jej talii. Ich spojrzenia skrzyżowały się, a on się uśmiechnął, zupełnie jakby czytał jej w myślach. Podszedł do krzesła i wziął z niego ciemnozieloną bluzkę, po czym ją założył. Dzięki Bogu. - Jesteś gotowa, żeby wszystko powtórzyć? – zapytał. - Muszę umyć zęby. – Muszę odnaleźć swoją samokontrolę i jestem pewna, że znajduje się w łazience. Podskoczyła i pobiegła do łazienki. Kiedy wróciła do salonu trzy minuty później, zostawiła tam swoją frustrację, wyżywając się na swoich zębach. Nie było na nich miejsca, którego by nie wyczyściła. I skoro nie znalazła tam swojej samokontroli, dała sobie mały wykład, że nie powinna zachowywać się jak jakaś napędzana hormonami nastolatka. Oczywiście, była nastolatką, i prawdopodobnie też napędzały ją hormony, ale nie musiała się tak zachowywać. Kiedy wróciła do salonu, Steve siedział na kanapie z otwartą teczką leżącą na jego kolanach. Usiadła na drugim końcu sofy, a on zaczął mówić o szczegółach misji. Nie powiedziała mu, że już to wszystko wie, bo może musiał to usłyszeć. Pięć minut później zamknął teczkę. - Okej, rzecz do zapamiętania: jeśli będą nalegać, żebym wyszedł, przemienię się i będę w pobliżu. Nie zostawię cię. Della spojrzała mu w oczy. - Urocze, ale jeśli będą chcieli, żebyś wyszedł, poradzę sobie. Sama umiem o siebie zadbać. Poza tym, oni wiedzą, że jesteś zmiennokształtny, Steve. Nie rób niczego, co mogłoby to zniszczyć. - Niczego takiego nie zrobię. Ale cię nie zostawię. – Ton jego głosu stał się zdeterminowany, opiekuńczy. – Będę ostrożny. Nie będą wiedzieć, że to ja.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 22 - Będą. Czego nie rozumiesz w tym, że wiedzą, że jesteś zmiennokształtny? Patrzył się na nią przez długą chwilę, zanim się odezwał. - Więc są mądrzejsi niż ty, co? Zmrużyła oczy. - Co masz na myśli? - Zeszłej nocy nie wiedziałaś, że to ja. A widziałaś mnie dwa razy. Przyglądała się mu, czując zmieszanie. - Nie rozu… - Byłem psem twoich sąsiadów, a potem małym kotkiem. Jeśli ostrożnie wybieramy to, w co się przemieniamy, wtapiamy się w otoczenie i nikt nas nigdy nie podejrzewa. Jak myślisz, dlaczego jesteśmy jednymi z najpotężniejszych istot nadnaturalnych? Po pierwsze, tak naprawdę nie byli jednymi z najpotężniejszych istot nadnaturalnych, to wampiry nimi były; nie, żeby to był jakiś konkurs. Ale potem nagle poczuła ścisk w piersi i rumieńce na policzkach, kiedy przypomniała sobie swoje odzywki do psa sąsiadów. Czy nie powiedziała do niego czegoś o wąchaniu jej krocza? - Nie rób mi tak nigdy więcej. – Wstała, podeszła do drzwi i zerknęła na niego ponad ramieniem. – Czas iść. *** Pięć minut później, Della i Steve wylądowali w wyznaczonym miejscu w parku stanowym. Spokojnym, z dala od jakiejkolwiek drogi i ludzi, i otoczonym drzewami. W miejscu, w którym wszystko mogłoby się wydarzyć i nie byłoby żadnych świadków. Della oglądała obszar, widząc tylko wysokie czubki sosen, pomieszanych z dębami i ciernistymi zaroślami. Nie spodobało jej się to. Przez samo przyglądanie się temu miejscu wiedziała, że jest opuszczone. Tylko kilka gwiazd rozświetlało niebo. Ale jedno pociągnięcie nosem zdradziło jej prawdę. Byli tutaj. Ukryci. Czekali. Ale na co? Żeby zaatakować? I chociaż jej nos nie potrafił liczyć, wyczuwała, że było ich więcej niż trzech. Czy gang jakoś dowiedział się, że wykonywali misję dla JBF? Czy to po prostu sposób, w jaki witali nowych członków? Poczucie zagrożenia przebiegło po jej skórze. Chociaż było to ekscytujące, to jednak obawy tłoczyły się w jej piersi. Pamiętała zdjęcia tych, którzy zginęli z rąk członków tego podejrzanego gangu wampirów. Matka z dzieckiem. Starsza kobieta. Jeśli ten gang popierał morderstwo jako inicjację, odbieranie niewinnych żyć, ktoś musi ich powstrzymać i ryzyko będzie się opłacać. Pewnie, Burnett nie wierzył, że to ten gang, ale musiał mieć wątpliwości, inaczej nie wysłałby ich na misję.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 23 - Są tutaj. – wyszeptał Steve. - Wiem. – odpowiedziała. Na prawo od nich rozległo się poruszenie w krzakach, po chwili to samo dało się usłyszeć z lewej. A potem za nimi. Della zauważyła, że inny wampir szedł w ich stronę spomiędzy drzew. O, cholera. Otoczyli ich.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 24 Rozdział czwarty - Co za ciepłe powitanie. – stwierdziła Della, nie chcąc pokazywać swojego strachu. - Bezczelna jest. – powiedział ktoś zza niej. - Możemy jej tego pozbawić. – odezwał się wampir idący ku niej, mierząc ją spojrzeniem od góry do dołu. - Nie próbowałabym. – powiedziała. - Popieram. – dodał Steve głębokim głosem, w którym pobrzmiewało ostrzeżenie. Członkowie gangu zmarszczyli brwi, by sprawdzić ich wzory mózgu. - Więc zabrałaś ze sobą swojego zwierzaczka, co? Della usłyszała, jak Steve bierze głęboki wdech, więc wyciągnęła rękę i dotknęła jego ramienia. Z pewnością wiedział, żeby pozwolić jej się tym zająć. - Nie jest moim zwierzakiem. – warknęła, urażając go bardziej, niż zdawała sobie z tego sprawę. - Ach, rozumiem. – powiedział ich przywódca, z nieprzyzwoitym błyskiem w oku. – Więc oddajesz się temu dziwakowi? - Wymieniamy ze sobą płyny ustrojowe, jeśli o to pytasz. – odparła, pewna siebie, nagle czując wdzięczność, że faktycznie zrobili to podczas wczorajszego pocałunku. Wampir uśmiechnął się szeroko. - Podoba mi się twoja ikra. Może my też moglibyśmy wymienić czasem jakieś płyny. Steve, stojący obok niej, spiął się. - Nie liczyłbym na to. – powiedział. - Popieram. – dodała Della. Wampir zmarszczył brwi, jakby rozczarował się tym, że nie udało mu się ich zastraszyć. - Zdajesz sobie sprawę, że najpierw będziesz musiała udowodnić, że na to zasługujesz. Jeśli cię zaakceptujemy, wtedy ten twój zmiennokształtny będzie musiał udowodnić swoją wartość, a nawet potem będzie rozważany tylko jako dodatek. Dodatki… nie przetrwają zbyt długo. Insynuacja tego łajdaka uderzyła w nerwy Delli, ale ta skupiła się na tym, co było ważne. Tym całym „udowadnianiu swojej wartości.” Czy to będzie takie proste? Czy po prostu powie jej, co ma zrobić, a wtedy będą mogli sobie pójść? Mała część niej miała nadzieję, że tak nie będzie. Już nie podobał jej się ten facet i nie miałaby nic przeciwko temu, by dać mu nauczkę. - Jak dokładnie mamy to udowodnić? - Potrafisz walczyć? O, tak. - Daję sobie radę. Spojrzał na Steve’a. - Wygląda na to, że twój chłopak lubi się bić. – stwierdził, mając na myśli jego pobite oko. - Też sobie radzę. – powiedział Steve.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 25 - Jak silnym zmiennokształtnym jesteś? – Przyglądał się Steve’owi, jakby go oceniał. - Wystarczająco silnym. – odpowiedział ten. Łajdak roześmiał się. - Więc dlaczego się nie przemieniłeś, żeby walczyć? Najwyraźniej nie jesteś taki silny, jak ci się wydaje. - Nie pozwól jednemu siniakowi się zmylić. – odparł Steve, przechylając się na piętach. Della usłyszała pewność w jego głosie i chociaż oceniała jego zdolność przekształcania się jako szybką, to szczerze mówiąc nie znała jego siły. A jednak w jakiś sposób wyczuwała, że – podobnie jak ona – trzymał swoje karty blisko siebie. Nie chowając ich przed nimi, ale nie pokazując też dokładnie, z czym musieliby się zmierzyć, jeśli doszłoby do walki. Mężczyzna roześmiał się, jakby nie wierzył Steve’owi. - Cóż, chodźcie za nami. Zorganizowaliśmy małą gierkę, żeby przekonać się, jak dobrzy jesteście. - To znaczy jaką gierkę? – zapytała Della, rozglądając się dookoła i spoglądając na tłum wampirów, które ich otoczyły. - Mała walka wręcz. Jeśli tobie się powiedzie, zobaczymy, co z twoim zwierzaczkiem. Wchodzisz w to? - Teraz? – Przypomniała sobie wszystkie szczegóły z wywodu Burnetta, kiedy pouczał ich, żeby nie dać się nigdzie zwabić. Wampiry już udowodniły, że nie były dobre w dotrzymywaniu słowa, bo utrzymywali, że tylko troje członków z gangu spotka się z nimi, na rozmowę bez rękoczynów. - Teraz. – potwierdził, wyciągając nóż z bocznej kabury i wycierając ostrze o brudne dżinsy. Faceci po jej lewej i prawej również wyciągnęli swoje noże. Della usłyszała ciche warknięcie i chociaż nie wiedziała, jak warczą zmiennokształtni, to wiedziała, że to Steve wydał z siebie ten dźwięk. Wiedziała też, że odmowa mężczyźnie nie wchodziła w grę. Mogła albo pójść, albo już teraz przejść do walki wręcz. Na noże. - Więc chodźmy. – powiedziała Della, mając nadzieję, że cokolwiek stanie się za chwilę, zapewni jej lepszą ucieczkę. Steve spojrzał na nią, a ona mogła odczytać jego myśli. Nie podoba mi się to. Cóż, jej też się to nie podobało, ale nie sądziła, by miała inny wybór. Zrobiła w głowie szybkie obliczenia i stwierdziła, że było ich dwunastu. Prawdopodobnie mogłaby się zająć pięcioma lub sześcioma, ale nie całą dwunastką. Nie bez noża. *** Zostali zaprowadzeni do starego, opuszczonego magazynu. Steve zamienił się w czarnego kruka i poruszał się wolniej. Wampiry wyrzucały pod nosem przekleństwa, że przez to oni też musieli zwolnić. Della nie mogła nie zastanawiać się, czy wybór formy nie był celowy. Czy przemienienie się w szybszego ptaka wymagało więcej energii? A on ją zachowywał na potem? A może jego zdolność do przekształcania się w konkretne rodzaje zwierząt było znakiem jego siły, więc bagatelizował