Kaaasia241992

  • Dokumenty470
  • Odsłony994 429
  • Obserwuję692
  • Rozmiar dokumentów740.9 MB
  • Ilość pobrań609 450

The Design - R.S. Grey PL

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :2.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Kaaasia241992
Dokumenty

The Design - R.S. Grey PL.pdf

Kaaasia241992 Dokumenty Grey R.S. - The Design (1,2)^
Użytkownik Kaaasia241992 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (1)

Gość • 3 lata temu

Cześć, posiadasz może książkę RS Grey - the duet w języku polskim? Jeśli tak to czy możesz podesłać ją na ten adres uksiazki@gmail.com. Z góry dziękuje.

Transkrypt ( 25 z dostępnych 240 stron)

Tłumaczenie: marika1311 Strona 2 R.S. Grey „The Design”

Tłumaczenie: marika1311 Strona 3 Każda podróż ma swoje sekretne przeznaczenie i sekretny cel, o którym najczęściej nie wiemy. – Martin Buber

Tłumaczenie: marika1311 Strona 4 Prolog PIĘĆ LAT WCZEŚNIEJ Grayson obserwował światła tańczące nad jego głową. Neonowy niebieski, zielony, różowy. Był po dwóch drinkach i błyski w klubie zaczynały być bardziej interesujące niż tancerze. Brooklyn usiadła obok niego. Trącił ją ramieniem. - Jak się trzymasz, mistrzu? – zapytał, spoglądając na młodą gwiazdę pop, jakby miała za chwilę odpłynąć. Wszyscy inni kilka minut wcześniej udali się na parkiet, więc miał nadzieję, że chociaż raz odpowie mu szczerze. - Dobrze. – stwierdziła. Trącił ją znowu, tym razem trochę mocniej. - Naprawdę martwię się o swoją siostrę. – powiedziała, ukrywając twarz w ramieniu. Zanim się odezwał, Grayson przyjrzał się tłumowi wokół nich. Byli typowym, hollywoodzkim typem: synowie i córki magnatów medialnych. W ciągu dnia głównie musieli martwić się o to, czy chcą swoją kawę za osiem dolarów z dodatkowym espresso, czy bez niego. Ale nie Brooklyn. Po tym, jak straciła rodziców w wieku osiemnastu lat, została jedynym opiekunem swojej młodszej siostry, Cammie. Widać było, że czuła wagę tego ciężaru przez cały czas, nawet jeśli od ich śmierci minęło już dziesięć lat. - Co się z nią dzieje? – zapytał. W ciągu tych kilku razów, kiedy przebywał w towarzystwie młodszej siostry Brooklyn, widział potencjał czający się pod powierzchnią. Była piękna i ostra; nie było sensu temu zaprzeczać. Coś w niej oczarowało Graysona od samego początku; fakt, któremu starał się zaprzeczać za każdym razem, kiedy Cammie wślizgiwała się w jego myśli. - Mnie wspiera wiele osób – menadżerowie, asystenci, przyjaciele – ale wydaje się, że Cammie nie ma nikogo. Po wypadku rodziców odrzucała swoich przyjaciół, jednego po drugim, i po prostu boję się, że ja sama nie jestem dla niej wystarczająca. – W tym momencie po policzkach Brooklyn spłynęły łzy, a Grayson zastanawiał się, jak ją pocieszyć. Byli tylko przyjaciółmi, nic poza tym, ale znał ją od lat i nie mógł patrzeć, jak cierpi. Brooklyn odwróciła się do niego z determinacją w oczach.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 5 - Jest taka mądra, Grayson. Chce studiować architekturę, tak jak ty to robiłeś, ale wydaje mi się, że może być już za późno. Była taka… rozproszona przez ostatnich kilka lat. Grayson kiwnął głową, już oceniając odpowiedź, która przedzierała się przez jego myśli. Tuż po wypadku ich rodziców, myślał o tym, żeby wkroczyć i pomóc Brooklyn oraz Cammie, ale wtedy nie miał odpowiednich środków, by mieć wpływ na realne zmiany. Teraz było inaczej. Miał możliwości, żeby naprawdę zmienić coś w życiu Cammie. Kilka minut później, Grayson się namyślił. Zaangażuje się i pomoże Cammie. Powiedział sobie, że zrobi to ze słusznych pobudek, choć w głębi duszy wiedział, że to nie jest prawda. Chciał być w pobliżu Cammie na każdy sposób, na jaki by się dało, ale wykorzystywanie młodej, wrażliwej dziewczyny nie było czymś, na co pozwoliłaby mu jego moralność. Żeby oprzeć się pokusie, zawarł pakt z samym sobą, że pomoże Cammie z daleka i utrzyma między nimi dystans, w miarę możliwości. Nawet z najlepszymi środkami zapobiegawczymi wiedział, że jego moralność pewnego dnia go zawiedzie. Mimo wszystko, przez wyższość moralną można stać się nieznośnie samotnym.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 6 Rozdział pierwszy CAMMIE Marzyłam o tym, żeby wyjechać. Marzyłam o tym, żeby wypełnić gigantyczny plecak podstawowymi rzeczami (moim szkicownikiem i ulubioną płytą Black Keys) i wyruszyć ku nieznanym miejscom. Tydzień temu skończyłam uczelnię, gdzie ukończyłam łączne studia licencjackie i magisterskie na wydziale architektury. Po tych wszystkich długich nocach, chciałam zmienić kierunek i podróżować, odznaczając wreszcie cel lub dwa z mojej listy rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Miałam już obmyślony plan. Musiałam tylko popracować wystarczająco długo, by zebrać trochę zaskórniaków. Z moich kalkulacji wynikało – zakładając, że nie skończę jako prostytutka w Europie – że muszę pracować przez jakieś trzy miesiące, zanim będę mogła kupić bilet w jedną stronę do Paryża. Technicznie, w ogóle nie musiałam oszczędzać. Moi rodzice pozostawili Brooklyn i mnie mnóstwo pieniędzy, po wypadku samochodowym, ale nie tknęłam jeszcze swojej części i nie zamierzałam tego robić. Chciałam wsiąść do tego samolotu lecącego do Paryża, wiedząc, że robię to całkowicie sama. Chociaż mój plan wydawał się być całkiem spójny, to nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobię, kiedy już się tam znajdę. Istniało pięćdziesiąt procent szans, że od razu się poddam i wrócę do domu… prosto w wyczekujące ramiona Brooklyn. Brooklyn była moją starszą siostrą, matką, ojcem, pomocnikiem, najlepszą przyjaciółką, a co najważniejsze – moim kocem bezpieczeństwa. Nie wiedziała o moich planach wyjazdu do Paryża, ale nie mogło obejść się bez oszustwa. Gdyby dowiedziała się, że planowałam zwiedzać świat, zamknęłaby mnie w swoim apartamencie. (Co, tak właściwie, nie byłoby takie złe. Miała telewizję satelitarną, a jej lodówka zawsze była zaopatrzona w fantazyjne sery.) - Ćwiczyłaś jakieś pytania do swojej jutrzejszej rozmowy kwalifikacyjnej? – zapytała Brooklyn, pochylając się nad moimi paznokciami u stóp, by dokończyć ich malowanie. Westchnęłam, zagłębiając się bardziej w poduszkach. Moja rozmowa kwalifikacyjna. W Cole Designs – jednej z największych firm architektonicznych w Los Angeles. Udało mi się o niej zapomnieć na całe pięć minut, ale teraz znowu przebijała się przez moje myśli.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 7 - Tak, ćwiczyłam, ale wątpię, żeby Grayson w ogóle wysilał się na tyle, by zadawać mi pytania. Będzie tylko gapił się na mnie zza biurka, mając nadzieję, że ulegnę samozapłonowi… albo zacznę ryczeć. Brooklyn przewróciła oczami i zakręciła buteleczkę czerwonego lakieru. Lubiła odgrywać adwokata diabła, kiedy w grę wchodził Grayson, ale ja dobrze wiedziałam. On naprawdę był diabłem, bez adwokata mówiącego, że jest inaczej. Może i był jej przyjacielem przez ostatnie dziesięć lat, ale nie był miłym facetem. Udowodnił mi to wielokrotnie i byłam zadowolona z naszych praktycznie nieistniejących relacji. - Daj mu szansę. Żyje w wielkim stresie. Nie bierz jego oschłości osobiście. Odchrząknęłam. Szorstkość to mało powiedziane. - No dobra. Koniec z rozmowami o Graysonie. Potrzebuję jedzenia. – powiedziałam, klepiąc się po brzuchu jak Święty Mikołaj. – Kiedy ten twój niewolnik wróci z fajitas? - Jason jest moim chłopakiem, a nie seks niewolnikiem. – poprawiła mnie Brooklyn, rzucając mi mordercze spojrzenie. - Spokojnie, pani Freud. – odpowiedziałam, sięgając po swój telefon, by po raz tysięczny tego dnia sprawdzić swoje e-maile. Prawdopodobnie nie przyszło nic nowego, ale nie chciałam przegapić żadnych zmian w ostatniej chwili co do mojej rozmowy kwalifikacyjnej. Przez ostatni tydzień miałam telefon przyczepiony do biodra, jakby w każdej chwili mógł poinformować mnie o apokalipsie. Poważnie, byłam wcześniej pod prysznicem, próbując namówić się na ogolenie nóg, kiedy na umywalce zawibrował mój telefon. Rzuciłam się na niego, potykając się i ślizgając, co skończyło się na tym, że byłam o krok od uderzenia głową w płytki łazienkowe. (Dzięki Bogu, że mi się to nie udało, bo sanitariusze musieliby użyć kleszczy do rozcinania metalu do przedostania się przez włosy na moich nogach, żeby mnie uratować). Powiedzenie, że byłam zdenerwowana moją rozmową kwalifikacyjną z Graysonem Colem, byłoby niedopowiedzeniem. Koleś trzymał klucz do mojej przyszłości. Otrzymanie posady w jego firmie było pierwszym, kluczowym krokiem w moim planie co do przeniesienia się do Paryża. Szczegóły poniżej: 1. Zdobyć pracę. 2. Pracować, dopóki nie zbiorę trochę kasy. 3. Ignorować fakt, że Grayson Cole jest najseksowniejszym architektem na całej Ziemi. Jest moim szefem, jest moim szefem – po prostu powtarzaj tą mantrę, dopóki nie wbije ci się w głowę. 4. Kupić bilet do Paryża i odlecieć daleko, daleko stąd – udowadniając, że mogę iść przez życie na własną rękę, nie żyjąc w cieniu Brooklyn.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 8 5. Napawać się jakiś seksownym Francuzem. 6. Jeść dużo bagietek. *** Później tego wieczoru, złożyłam swój strój na rozmowę kwalifikacyjną. Miałam więcej niż wystarczająco dużo ciuchów, by coś wybrać, odkąd Brooklyn wcześniej w tym tygodniu wzięła sobie za cel, by zaskoczyć mnie całą szafą ubrań do pracy. Była irytująco pewna tego, że otrzymam tą pracę. Ja, z drugiej strony, byłam szczęśliwa, mając nowe ciuchy od projektantów. Będę przynajmniej zabójczo wyglądała, kiedy ochrona wywlecze mnie z budynku za znokautowanie Graysona. Przesuwam dłonią po materiale ciemnoczerwonej, wiązanej sukienki. Już wcześniej ją przymierzałam, bo podobał mi się jej krój. Kończyła się kilka centymetrów przed moimi kolanami, a delikatny pasek był związany z boku, tuż nad biodrem. Seksowny kolor powinien mi zapewnić przynajmniej połowę pewności siebie, której potrzebowałam, by wejść do biura Graysona. Druga połowa miała pochodzić z moich niebotycznie wysokich obcasów. Po czterokrotnym sprawdzeniu mojej komórki i dwukrotnym upewnieniu się, że budzik jest nastawiony, wczołgałam się do łóżka, mając nadzieję, że szybko usnę. Spoiler: nie udało mi się. Zamiast tego, leżałam w prześcieradłach, rzucając się i przewracając godzinami, odtwarzając w myślach każde spotkanie z Graysonem od samego początku. Moim celem było zidentyfikowanie konkretnego momentu, w którym zaczął mną pogardzać. Kiedy pierwszy raz w ogóle go zobaczyłam, byłam w ostatniej klasie liceum – dziecko w jego oczach, biorąc pod uwagę to, że on już dwa lata wcześniej zdobył swój stopień magisterski na Instytucie Technologii w Massachusetts. Brooklyn zaciągnęła mnie na kolację z kilkorgiem jej znajomych. Siedział tam, po przeciwnej stronie stołu, z brązowymi włosami lekko odstającymi na czubku głowy, ale nie próbował ich oswoić. Ciemne oczy miał skupione na dziewczynie obok niego, ale mi to nie przeszkadzało. Ja miałam doskonały punkt widokowy, by mu się przyjrzeć. W tamtych dniach jego garderoba była o wiele bardziej zwyczajna. A mimo tego, potrafił w jakiś sposób sprawić, że ciemne jeansy i granatowa koszulka wyglądały na nim smakowicie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 9 Było tam mnóstwo ludzi, na których można było się skupić, ale mój wzrok był utkwiony w Graysonie. Chciałam wtedy złapać cień jego uśmiechu lub szorstkości jego śmiechu i zatracić się w wyobrażeniach o tym, jak to by było spotykać się z takim facetem jak on. Na tamtej kolacji ani razu ze sobą nie rozmawialiśmy, a jednak w przeciągu dwóch kolejnych miesięcy stał się w mojej głowie kimś w rodzaju idealnego bohatera. Był dla mnie jak pan Darcy dla Elizabeth Bennet, księciem z bajki dla kopciuszka, a co najważniejsze – jak Ron Weasley dla HermionyGranger. Myślałam o nim, odtwarzając w myślach jego wygląd z tamtej kolacji i udając, że to ja siedziałam na miejscu tamtej ciemnowłosej dziewczyny. Moje fantazje były bardziej niż wystarczające, żeby mnie poniosło, dopóki pewnego dnia Brooklyn nie przyprowadziła go do naszego mieszkania i już nie musiałam go sobie wyobrażać. Frontowe drzwi się otworzyły, a do środka weszła Brooklyn, na swoich szpilkach, razem z Graysonem. Wyglądał super, z dwudniowym zarostem, we flanelowej koszuli, jeansach i brązowych, znoszonych butach. Siedziałam w swojej piżamie, wpychając popcorn do swojego przełyku, kiedy spojrzał z progu i mnie zobaczył. Z zażenowania chciałam wtopić się w kanapę. Brooklyn oczywiście nie ostrzegła mnie o jego przybyciu. Z różnicą ośmiu lat między nami, nie powinniśmy nawet się sobą interesować, ale dla mnie liczył się tylko on. Podszedł, by usiąść na krześle obok kanapy i odwrócił się w moją stronę akurat wtedy, kiedy popcorn utknął mi w gardle. Odwróciłam się i próbowałam uderzać się w klatkę piersiową, żeby to wydostać. Proszę, Boże, zabierz mnie stąd. To najgorszy moment w moim życiu. - Wszystko gra? – zapytał, znowu przyciągając do siebie moją uwagę. Pod tą twardą fasadą ukryty był cień uśmiechu. Kiedy pierwszy raz go spotkałam, nie miałam okazji przyjrzeć mu się z bliska. Z mojego miejsca na kanapie widziałam wszystko dokładnie – każdy kontur wysokich kości policzkowych, prosty nos i kąt szczęki. Ciemne brwi oprawiały odległe oczy – oczy tego rodzaju, które bardziej trzymały ludzi z daleka, niżby ich do siebie dopuszczały. Ale to jego usta całkowicie mną zawładnęły. A kiedy wygięły się w sugestywnym pół uśmiechu, zdałam sobie sprawę, że nie odpowiedziałam na jego pytanie. - Tak. – wymamrotałam, a na mojej twarzy pojawiły się rumieńce, które nie chciały zniknąć. - Och, Grayson. To moja młodsza siostrzyczka, Cammie! – zagruchała Brooklyn, stając za kanapą i łapiąc mnie za ramiona. – Jest w ostatniej klasie liceum. Nigdy bardziej nie chciałam udusić swojej siostry niż w tamtej chwili. Pewnie, miałam na sobie spodnie od piżamy pokryte wzorkami małych owieczek, ale nie

Tłumaczenie: marika1311 Strona 10 musiała wracać do domu w momencie, kiedy byłam praktycznie maluchem w oczach Graysona. Wygiął jedną brew, przyglądając mi się ze swojego miejsca na fotelu, a ja jęknęłam w duchu na to, co prawdopodobnie widzi. Czy w ogóle tego dnia rozczesałam włosy albo umyłam zęby? Zanim sytuacja mogła stać się jeszcze gorsza, wstałam, chwytając miskę z popcornem i mamrocząc, że muszę odrobić lekcje, po czym wyszłam z salonu. Brooklyn była prawdopodobnie sekundy od tego, by powiedzieć mu, że moczyłam łóżko, jak miałam sześć lat albo że dopiero rok temu zdjęli mi aparat na zęby; nie miałam zamiaru siedzieć obok i przyjmować na siebie tego upokorzenia. Zamknęłam się w swoim pokoju, wyciągnęłam szkicownik i zaczęłam rysować Graysona na kilku pierwszych stronach. Każdy detal jego wyglądu tkwił świeżo w mojej głowie i nie chciałam, żeby wyblakły, dopóki nie skończę. Szkicowałam z plecami opartymi o drzwi, żebym miała pewność, że usłyszę, jeśli Brooklyn będzie zbliżała się do mojego pokoju. Wolałabym zjeść cały szkicownik, zamiast pokazać jej rysunki, nad którymi pracowałam. Kiedy prawie kończyłam, usłyszałam jak Grayson odzywa się w salonie, a jego głęboki głos przenikał przez ściany mojej sypialni. Mówił o swojej pracy jako architekta w firmie w śródmieściu. Wyjaśniał Brooklyn, jak chciał rozwijać się na własną rękę i projektować rzeczy bez jakiegoś przegranego architekta, który został menagerem i stale wisiał mu nad ramieniem. Siedziałam tam, z uchem przyciśniętym do drzwi i słuchałam o tym, jaka byłaby jego własna firma i jakiego rodzaju budynki chciał projektować. Architekt. W tamtym czasie moja przyszła kariera nie była dla mnie priorytetem. Byłam zbyt zajęta chwytaniem się wszystkiego, co można łatwo zdobyć: chłopacy, imprezowanie, alkohol, narkotyki – z czego nic nie mogło zastąpić tego, co straciłam po śmierci rodziców. Coraz bardziej i bardziej odpływałam od swojego starego życia, podczas gdy Brooklyn rozpaczliwie próbowała zaciągnąć mnie do niego z powrotem. Zaledwie trzy tygodnie wcześniej powiedziałam jej, że nie chcę kończyć szkoły, wiedząc, że nasi rodzice nie będą tam siedzieli i nie będą patrzeć, jak wchodzę na scenę. Nie chciałam iść na studia, wiedząc, że rodziców tam nie będzie, żeby pomóc mi rozpakować rzeczy, więc wypchnęłam to wszystko ze swojego umysłu. To było niesamowicie łatwe. Zbyt łatwe. Aż do tego momentu.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 11 Pamiętam, że siedząc przy tych drzwiach, marzyłam o tym, by zostać architektem, jak Grayson. Uwielbiałam rysować. Miałam szkicowniki wypełnione po brzegi, a kiedy byłam młodsza, marzyłam o pójściu na jakiś kreatywny kierunek. Czy było już na to za późno? Chwyciłam z łóżka laptopa, opadłam z powrotem na podłogę i godzinami wyszukiwałam programy w Los Angeles związane z architekturą. Mój wybór był ograniczony, ale nadal miałam czas, by coś zrobić przed zakończeniem liceum. Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale ta noc była pierwszą po śmierci moich rodziców, kiedy zaczęłam myśleć nad swoją przyszłością… i musiałam za to podziękować Graysonowi. Przez następne kilka miesięcy odmawiałam wszystkim zaproszeniom na imprezy. Odsunęłam od siebie złe nawyki i każdego dnia, po ostatnim dzwonku, zamykałam się w pracowni artystycznej w szkole. Miałam portfolio do stworzenia i mało czasu. Następnym razem, kiedy zobaczyłam Graysona po tym, jak nieświadomie zmienił moje życie, były dwudzieste drugie urodziny Brooklyn. Wiedziałam, że się na nich pojawił, więc starałam się ubrać swoje siedemnastoletnie ciało w sposób mówiący przyszła-laska. Miałam na sobie zbyt dużo makijażu, a obcisła sukienka wyciskała powietrze z moich płuc. Potykałam się na wysokich obcasach i nie założyłam bielizny. Kiedy przyjechaliśmy na imprezę, Grayson już tam był, z piękną blondynką uwieszoną na jego ramieniu. Wyglądała tak, jakby właśnie zeszła z wybiegu w Mediolanie, a kiedy uśmiechnęła się szeroko, kładąc dłoń na jego piersi, moje nadzieje opadły. Zatrzymałam się w wejściu restauracji, kiedy każde pytanie, jakie planowałam mu zadać, każda rozmowa, przez jaką przebiegałam w swojej głowie, uleciała wraz z moją naiwną nadzieją. Pamiętam, jak głupio czułam się, stojąc tak w sukience przyklejonej do moich bioder, tam, gdzie powinny być uwodzicielskie kształty. Popełniłam głupstwo, pokładając wiarę w całkowicie nieznanego mi człowieka. Przez tych kilka miesięcy, odkąd pojawił się w moim życiu, nie zrobiłam ani jednej lekkomyślnej rzeczy. Pilnowałam godziny policyjnej, nie zakradałam się i mówiłam siostrze, gdzie dokładnie będę, kiedy wychodziłam. Grayson był dla mnie powodem do zmian, a kiedy stałam tak i obserwowałam go z tą kobietą, piękną kobietą w jego wieku, nagle poczułam pragnienie, by zrobić coś głupiego i choć na kilka godzin wyrwać się ze swojej głowy. Stanęłam gdzieś z boku i zadzwoniłam do mojego znajomego Darrena. Był kolesiem z mojego liceum, kimś znanym z kroczenia między dobrem, złem a wykroczeniem klasy C. Z tą swoją postawą świętszy-niż-papież i wciąż obecnymi, wojskowymi butami, nawet ja nie mogłam znieść pomysłu przebywania wokół niego zbyt długo, ale pasował do zabawy na jeden wieczór.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 12 Kiedy Darren przyjechał, stanął w wejściu do restauracji, ze znudzoną miną i koszulką Ramones. Nawet nie wszedł do środka. To nie było w jego stylu. Czekał na mnie przy drzwiach, kiedy przytulałam Brooklyn na pożegnanie. Wycofałam się z jej uścisku, kiedy pogłębiające się uczucie zaczęło dopadać moje wnętrzności. Jesteś od tego lepsza. Zostań. Nie rób nic nieodpowiedzialnego. Nie było sensu wątpić w moją decyzję; moje sumienie przegrywało tę walkę. W tamtym momencie swojego życia nie martwiłam się o nikogo poza sobą. Nie obchodziło mnie to, że to były urodziny mojej siostry. Musiałam się stamtąd wyrwać. Kiedy wychodziłam, czułam na sobie wzrok Graysona. Tuż przed tym, jak Darren wziął mnie za rękę i wyciągnął mnie przez frontowe drzwi, odwróciłam się i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Jego spojrzenie było zimne i nieugięte. W jego minie pojawiło coś mrocznego, czego nie było tam wcześniej. Zacisnął szczękę i zmarszczył brwi. Raz pokręcił głową, a potem się ode mnie odwrócił – do blondynki wpatrującej się w niego tymi sarnimi oczami. Zirytowana, wybiegłam z tamtej restauracji, ściągnęłam obcasy i odjechałam z Darrenem na imprezę. Nie mogę sobie nawet przypomnieć, czy tamtej nocy spałam w swoim łóżku. Po tamtej nocy, minęło kilka lat, zanim ponownie zobaczyłam Graysona. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby zapomnieć o tej części mojego życia, kiedy miałam przez niego obsesję. Zamiast tego koncentrowałam się na swoim celu: zostaniu licencjonowanym architektem. Byłam na drugim roku i już to uwielbiałam. Ale potem, pewnego dnia, uniosłam wzrok znad napisu Wykład z gościem nr 3 w moim notatniku i zobaczyłam go, stojącego na przedzie auli w mojej uczelni. Na początku nie wierzyłam, że to on. Wyglądał inaczej, niż wcześniej: taki dorosły, w granitowym garniturze, z wystającymi mankietami i lśniącymi butami. Jego bujne, brązowe włosy były trochę dłuższe, ale zostały ułożone do tyłu, podkreślając jego silne rysy twarzy. Czerwony krawat idealnie opadał na środku jego piersi, a pięści miał zaciśnięte i spuszczone po bokach, wbijając we mnie wzrok. Och, to na pewno był on. Kiedy ostatni raz go widziałam, patrzył na mnie w ten sam sposób. Dałam z siebie wszystko, żeby skupiać się podczas wykładu. W auli panowała absolutna cisza, kiedy on mówił. Wszystkie dziewczyny pochylały się, by wychwycić każde słowo z jego ust, a faceci próbowali rozprawić się z tym, jak udaje mu się oczarować całe pomieszczenie przy zerowym wysiłku. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw, zebrałam się na odwagę, żeby porozmawiać z nim po wykładzie. Minęło kilka lat, odkąd ostatnio go widziałam i czułam, że od tego czasu dorosłam. Nie byłam młodszą siostrą Brooklyn. Byłam Cammie Heart,

Tłumaczenie: marika1311 Strona 13 studentką architektury. (To znaczy, zamieniłam swoje sportowe staniki na te prawdziwe i wiedziałam, jak układać swoje włosy. Jak mógłby mi się oprzeć?) Tak więc, po wykładzie dołączyłam do kolejki innych studentów – a właściwie studentek – którzy liczyli na szansę, by z nim porozmawiać. Nadstawiałam uszu, by usłyszeć to, co mówi do każdego z nich. Był szybki, ale uprzejmy. Oferował im prawdziwe porady i zachęcał, by składali podania o letni staż w jego firmie. Kolejka poruszała się dalej, dopóki przede mną nie została już tylko jedna osoba. Wiedziałam, że widział, jak stałam w kolejce za dziewczyną, z którą rozmawiał, ale tuż przed zakończeniem ich rozmowy, uśmiechnął się do niej i gestem pokazał, by wyszli z klasy. Stałam tam jak głupek i patrzyłam, jak wychodzą. Położył dłoń na dolnej części jej pleców i wpatrywał się w drzwi. Część mnie chciała za nim krzyknąć, ale wiedziałam, że to daremne. Dla Graysona Cole’a byłam jak duch. Może i dobrze zachowywał się przy Brooklyn, ale jakakolwiek życzliwość, jaką mi okazywał, dawno minęła. Od tamtego momentu, próbowałam nie dopuszczać Graysona do swoich myśli. Robiłam, co mogłam, żeby ignorować go za każdym razem, kiedy go widziałam, a on robił to samo. Mieliśmy niepisaną umowę co do tego, by ignorować wzajemnie swoje istnienie. Tak było… aż do sytuacji sprzed kilku dni – w dniu, kiedy kończyłam studia. Przyjechałam właśnie do restauracji na mój uroczysty brunch, kiedy zobaczyłam, że na chodniku czeka na mnie Grayson, w tym swoim klasycznym, granatowym garniturze. Byłam zszokowana jego widokiem – przecież go nie zapraszałam. A jednak tam stał, obracając głowę w moim kierunku i sprawiając, że moje serce zaczęło mocniej walić. - Mógłbym z tobą przez chwilę porozmawiać, Cameron? – zapytał, ignorując pozostałe cztery osoby z mojej grupy. Zamarłam, czując na sobie jego stanowczy wzrok. Rzeczywista rozmowa była złamaniem naszych niepisanych zasad. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek prosił o to, by porozmawiać ze mną na osobności. Pomimo zdenerwowania, zgodziłam się i kiedy zostaliśmy sami, podszedł bliżej i przedstawił ofertę nie do odrzucenia: rozmowę kwalifikacyjną w jego firmie, Cole Designs. Rozmowa była krótka – odwrócił się do swojego samochodu, jak tylko zaakceptowałam ofertę – ale fakt pozostaje faktem: przyjechał tu, by zaproponować mi pracę. Więc, jutro rano, będę siedziała naprzeciw niego, z każdą cząstką pewności siebie, jaką tylko będę w stanie zgromadzić, przez cały czas zastanawiając się, jak Grayson może mnie tak bardzo nienawidzić, a jednak rozważać to, żeby mnie zatrudnić.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 14 Rozdział drugi Dynamika firmy architektonicznej wraca do epoki kamiennej. Nie, poważnie. Nad swoją poranną kawą, przeglądałam sekcję pracowniczą na stronie internetowej Cole Designs. Zatrudnionych było pięćdziesiąt pięć osób, z czego trzynaście to kobiety. Z tych trzynastu kobiet, siedem było w wewnętrznym dziale projektowym, trzy w dziale księgowości, dwie w recepcji i tak – zgadliście – w całej firmie była tylko JEDNA kobieta architekt. Miała na imię Gina, siwiejące włosy i nudny uśmiech. Według jej profilu, była w firmie od czasu, kiedy ta została założona kilka lat temu. Jestem pewna, że ta dysproporcja płci nie była zamierzona, ale powstała ze względu na fakt, że architektura (albo raczej: rozwiązywanie równań różniczkowych dla systemów wspornikowych belek) nie interesowała większości młodych dziewczyn. Nawet w mojej grupie kończącej studia, ze stu osób tylko piętnaście z nich było kobietami. Przez cały czas wiedziałam, że wkraczam w świat zdominowany przez facetów. Miałam nawet jednego profesora dupka, który zapytał mnie, czy dobrze przemyślałam to, że będę przekazywać rozkazy do generalnych wykonawców lub nadzorować awanturujących się budowlańców. Wyszłam z jego zajęć, nie zaszczycając go odpowiedzią, walcząc z pragnieniem, by pokazać mu środkowy palec. Sześć tygodni później otrzymałam swój końcowy stopień i był on najwyższy w całej klasie. I co ty na to, dupku? Uśmiechnęłam się na to wspomnienie i zamknęłam laptopa, czując nowo odkrytą falę determinacji. Miałam mniej niż półtora godziny do mojej rozmowy kwalifikacyjnej, akurat wystarczająco dużo czasu, by się przyszykować i dostać na drugą stronę miasta. *** Kiedy usiadłam na tylnej kanapie w taksówce, próbowałam zrobić zdjęcie mojej sukienki, żeby wysłać je do Brooklyn. Ciężko było zrobić to pod odpowiednim kątem, ale pojęła zamysł. Cammie: Czy to mówi „pewna siebie, światowa pani architekt”?

Tłumaczenie: marika1311 Strona 15 Brooklyn: Mówi „W każdej chwili mogę przeprojektować twój płaski tyłek. Więc daj mi tę pracę razem z bonusem”. Cammie: Ha. Spałam wczoraj tyle, że zadowoliłabym się bonusem w postaci latte. Nie miałam szansy, by zobaczyć jej odpowiedź, bo zatrzymaliśmy się właśnie przed Sterling Bank Building. Nigdy wcześniej właściwie nie odważyłam się wejść do środka, ale był to jeden z najwyższych budynków w Los Angeles i widziałam go niezliczoną ilość razy. Czarna, metalowa struktura z imponującym, lśniącym, czarnym szkłem nadawała mu przemysłowy, męski wygląd. Nawet ciężkie drzwi służyły do zastraszania gości, kiedy wkraczali przez nie do nieskazitelnie czystego holu. Zatrzymałam się tuż przed frontowymi drzwiami i wzięłam głęboki oddech, próbując odnaleźć się w sytuacji. Byłam dwadzieścia minut przed swoją rozmową. Mój strój nadal nie był wygnieciony, a sukienka pasowała na mnie jak ulał. Moja teczka jest wypełniona dodatkowymi kopiami mojego CV i listu referencyjnego i przećwiczyłam każde pytanie, które może zadać mi Grayson: Największa słabość? Moja niezdolność do pogodzenia się z czymś mniejszym niż to, na co zasługuję. Szczera odpowiedź? Moja niezdolność do zwalczenia mojego młodzieńczego zauroczenia tobą, mimo tego, że jesteś obłudnym dupkiem. NIE dostanie ode mnie szczerej odpowiedzi. Sięgnęłam po komórkę, żeby sprawdzić numer Cole Designs, kiedy jakiś biznesmen wrzeszczący do swojego telefonu, wpadł na mnie od tyłu. Straciłam równowagę i w ciągu dwóch sekund wszystkie papiery z mojej teczki zaczęły latać po betonie, a ja upadłam na dłonie i kolana. Asfalt rzucił się na spotkanie ze mną i syknęłam, kiedy rzepka w moim kolanie podtrzymała ciężar mojego całego ciała. Dźwięk rozrywających się rajstop był wisienką na torcie. - Uważaj, jak chodzisz. – warknął do mnie mężczyzna, nawet nie zadając sobie trudu, by pomóc mi wstać lub przeprosić za to, że na mnie wpadł. – Jezu. Nie, nadal tu jestem. – powiedział do swojego telefonu. – Kontynuuj. Zacisnęłam zęby i odepchnęłam się od ziemi, by przysiąść na piętach, a potem sięgnęłam po dokumenty, które wyślizgnęły się z mojej teczki. Kiedy włożyłam je wszystkie z powrotem, wstałam i wzdrygnęłam się, czując krew spływającą po rajstopach. Nie miałam niczego, żeby to wyczyścić, a rajstopy były już zabarwione do goleni. Świetnie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 16 Wyprostowałam swoją sukienkę najlepiej, jak mogłam i zaczęłam oceniać szkody. Poza małą ilością krwi, na kolanach miałam dwie gigantyczne dziury w rajstopach. Wiedziałam, że ich materiał będzie darł się dalej, kiedy pójdę, ale bez rajstop sukienka wyglądałaby zbyt seksownie. Byłam wcześniej, ale nie wystarczająco wcześnie, bym zdążyła wrócić do domu i się przebrać. Moją jedyną opcją było wyrzucenie rajstop i modlenie się o to, że krótkiego rąbku sukienki i obdartych ze skóry kolan. Musiałam rozproszyć zespół do przeprowadzania rozmów swoją błyskotliwą osobowością, jeśli miałam jakąkolwiek nadzieję na to, że wyjdę stamtąd z posadą. Z brodą uniesioną wysoko, pchnęłam frontowe drzwi, akurat w momencie, by zobaczyć, jak wredny facet wchodzi do jednej z wind. Odwrócił się i przyjrzałam mu się lepiej. Był w średnim wieku, miał przerzedzające się włosy i spocone czoło. Jego paciorkowate oczy zmrużyły się, kiedy zauważył mnie po drugiej stronie holu, jakby był na mnie zły za wypadek sprzed drzwi. Co za tupet. Celowo czekałam, aż facet zniknie, zanim podeszłam do wind. Czekając na przyjazd kolejnej, wyciągnęłam komórkę i sprawdziłam e-mail potwierdzający od asystenta w Cole Designs. Cole Designs, #1160 To wydawało się być dosyć proste. Wcisnęłam guzik na piętro jedenaste, zsunęłam swoje rajstopy bez migania przed kamerą, wepchnęłam je do swojej torebki, a następnie obserwowałam, jak zmieniają się numerki nad moją głową. To było to. Cole Designs było najważniejszą firmą projektową w Los Angeles i miałam jedną szansę na zdobycie tam pracy. Musiałam tylko udowodnić Graysonowi Cole’owi, że jestem kompetentnym architektem. BARDZIEJ niż kompetentna, według większości moich wykładowców, ale ich listy referencyjne to prawdopodobnie za mało, żeby wpłynąć na Graysona. Nie, naprawdę musiałam mu zaimponować podczas rozmowy. Drzwi windy rozsunęły się, a ja wysiadłam z niej na jedenaste piętro, z pewnym siebie uśmiechem i chodem, który zwykle można zobaczyć na wybiegach. (Wiecie, takich wybiegach, na których modelki nie mają zdartych kolan.) Winda otworzyła się na małej poczekalni, gdzie za mahoniowym biurkiem siedziała drobna blondynka. Siedziała tyłem do mnie, rozmawiając z jakimś innym pracownikiem. Nie rozpoznałam żadnej z nich z sekcji pracowniczej na stronie Cole Designs, ale tak naprawdę nie mogłam przyjrzeć się ich twarzom. - Nie. Poważnie, nastolatka przysięgała, że nigdy nie była aktywna seksualnie. – szepnęła pracownica, o wiele głośniej, niż prawdopodobnie zamierzała. - A jej mama była z wami w gabinecie? –zapytała recepcjonistka.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 17 - Tak! Dlatego nie chciała powiedzieć nam prawdy. - Więc co się stało? - Zorientowaliśmy się, co było przyczyną problemu. Miała tam wetknięte jakieś dziesięć prezerwatyw! - Nie! – kobieta aż sapnęła. - Przysięgam. Gdzie ja, do jasnej cholery, weszłam? Odchrząknęłam, kiedy kobiety kontynuowały prywatną rozmowę. W chwili, kiedy recepcjonistka zauważyła moją obecność, obróciła się na krześle i uśmiechnęła szeroko, starając się zatuszować przede mną fakt, że właśnie w najlepsze plotkowała. - Och, przepraszam! Jak się nazywasz? – zapytała. - Cameron Heart. Jestem tu na… - Nie widzę twojego nazwiska w planie. – przerwała mi recepcjonistka, marszcząc brwi. - Och, um, dostałam e-maila… Wstała, znowu mi przerywając i popchnęła podkładkę z dokumentem w moją stronę tak mocno, że dziabnęła mnie nią w brzuch. - Po prostu to wypełnij i mi oddaj. Coś cię boli? Jakieś objawy moczowe? Zmrużyłam powieki, próbując rozgryźć to, dlaczego te pytania miałyby być w jakimkolwiek stopniu istotne. A potem zerknęłam w dół na kartki. Przeczytałam kilka pytań: „Jaka jest twoja orientacja seksualna?” „Bierzesz obecnie tabletki antykoncepcyjne?” „Kiedy ostatnio miałaś miesiączkę?” Zbladłam. Nie. No nie. Och, mój Boże, byłam w złym miejscu. Rzuciłam papiery na biurko i skręciłam w kierunku drzwi do głównej poczekalni. Kiedy znalazłam się już na zewnątrz, zerknęłam za siebie, żeby przeczytać tabliczkę z miejsca, z którego wyszłam. Dr Donald Fitzpatrick, położnictwo/ginekologia #1160

Tłumaczenie: marika1311 Strona 18 Kurwa. Kurwa. Kurwa. Jeszcze raz otworzyłam e-maila od asystenta Graysona, klnąc na siebie za to, że źle odczytałam numer. Ale kiedy wiadomość już się otworzyła, te same numery się na mnie gapiły: #1160. Co jest, do cholery? Czy to jakiś żart? Jęknęłam i włączyłam stronę internetową Cole Designs. Na samym dole ekranu napisany był adres firmy i numer: #2160. Nie #1160! Byłam o dziesięć pięter za nisko. Brałam po dwa stopnie na raz, nie kłopocząc się tym, by wrócić do gabinetu lekarskiego i przywołać windę. Wściekłość, którą czułam do asystenta Graysona gotowała się wewnątrz mnie i użyłam jej jako energii, by wbiec po schodach. Do czasu, kiedy dotarłam na prawidłowe piętro, oddychałam znacznie ciężej, niż powinnam. Pot zbierał się pod moimi ramionami. Rany na kolanach nie zaczęły się jeszcze zasklepiać i krew nadal ściekała po moich kolanach. W ciągu dziesięciu minut, przeszłam od profesjonalnego wyglądu do stylu włóczęgi. Gapiłam się na tabliczkę Cole Design, jednocześnie zbierając jedną dłonią swoje włosy, a drugą wachlować się po szyi. Większość z nich wysunęła się z mojego upięcia, ale bez lustra nie byłam w stanie zbyt wiele zrobić. Szybki rzut oka na telefon poinformował mnie, że byłam minutę od spóźnienia i chociaż miałam ochotę pobiec do domu i się rozbeczeć, wiedziałam, że muszę otworzyć te drzwi i stawić czoła tej rozmowie. Dałam sobie trzy sekundy na uspokojenie rytmu serca, po czym weszłam do holu w firmie Cole Designs. Czułam się tak, jakbym weszła do swojego osobistego piekła, ale odepchnęłam to odczucie na bok i zmusiłam swoje stopy, by szły dalej, jedna po drugiej. W momencie, kiedy przekroczyłam próg, przede mną wybuchnął chaos. W pomieszczeniu było przynajmniej dwudziestu aplikujących. Zajęli każde możliwe krzesło, a nawet podłogę. Podobnie do mnie, wszyscy mieli teczki. W przeciwieństwie do mnie, wyglądali na opanowanych i ogarniętych, za wyjątkiem chudego chłopaka daleko w rogu, kołyszącego się w przód i w tył i mamroczącego coś do siebie. On mógł być nawet bardziej zdenerwowany niż ja. Odwróciłam się w stronę recepcji, gotowa wyjaśnić swoje opóźnienie, ale dostrzegłam tylko przemęczoną kobietę, zgarniającą wszystko z szuflady w biurku do kartonu. - Próżny, zero dobrego… - mamrotała pod swoim nosem, kiedy się zbliżałam, niepewna, czy mam się u niej zameldować, czy trzymać z dala od niej. Aż do chwili wcześniej, byłam gotowa warknąć na nią za to, że przesłała mi złe informacje, ale teraz wyglądało na to, że mogła mieć nawet gorszy dzień od mojego. - Przepraszam. – odezwałam się, starając się przykuć jej uwagę w najcichszy możliwy sposób. W niechlujnym koku na czubku głowy miała wetknięty ołówek. Cukier – lub jakaś inna biała substancja – pokrywała przód jej swetra, a czerwoną

Tłumaczenie: marika1311 Strona 19 szminkę miała rozmazaną na zębach. Kiedy podniosła wzrok, posłała mi sztuczny uśmiech i wycelowała we mnie zszywaczem, który trzymała w dłoni. - Naprawdę chciałabym ci pomóc. – powiedziała. Jej ton sugerował jednak coś innego. – Chodzi o to, że nie jestem już dłużej zatrudniona przez tę firmę albo przez tego szefa chuja. Otwarłam szeroko usta, a mój umysł rozpaczliwie próbował nadążyć za tym, co się dzieje. Miałam właśnie poprosić o wyjaśnienie, kiedy zza drzwi za biurkiem wyszła inna kobieta. W jednej dłoni miała dokumenty, a w drugiej długopis. Była piękna, w niezagrażający sposób, coś jak elegancka, francuska dziewczyna. Jej skóra była ciemnobrązowa, a oczy tylko o kilka odcieni jaśniejsze. Kiedy dostrzegła, że recepcjonistka jest w trakcie publicznego załamania się, otworzyła szeroko oczy i szybko spróbowała zapanować nad sytuacją. - Kelly! Wystarczy. – powiedziała, kładąc dłonie na ramionach drugiej kobiety. – Daj, pozwól mi… - Próbowała delikatnie wyciągnąć zszywacz z ręki recepcjonistki, przypuszczalnie po to, żeby ta nie zrobiła mi nim krzywdy. - Beatrice! TO MÓJ ZSZYWACZ! Nie jest własnością firmy, podobnie jak ja, więc zabieraj ode mnie te swoje cholerne łapy! – odpyskowała Kelly, próbując utrzymać Beatrice z dala od przyrządu. W chwili, kiedy pomyślałam, że faktycznie rozwinie się z tego prawdziwa bójka, Kelly się zatrzymała. - Nie, chwila. – powiedziała, sapiąc z wysiłku od siłowania się z Beatrice. – Właściwie to zszywki nie są moje. Więc proszę, weź je. – A następnie Kelly zaczęła pojedynczo wyciągać zszywki i rzucać je na biurko, podczas gdy ja, Beatrice i reszta aplikujących osób się temu przyglądaliśmy. Każda zszywka uderzała o blat z cichym odgłosem. Nie miałam pojęcia, co, do cholery, powinnam była zrobić, więc po prostu tam stałam. Czy ten cały budynek był pełny szalonych ludzi? Kiedy zszywacz był już pusty (i żadna zszywka nie stwarzała już zagrożenia polegającego na wbiciu się w moje oko), Kelly wróciła do pakowania swoich rzeczy, a Beatrice odwróciła się do mnie z promiennym uśmiechem. Najwyraźniej miała doświadczenie w radzeniu sobie z wariatami. - Witaj. Jestem Beatrice, osobista asystentka Graysona. Rozmowy kwalifikacyjne jeszcze się nie rozpoczęły, więc możesz usiąść z resztą aplikujących. Wkrótce zaczniemy. Próbowała uratować sytuację najlepiej, jak umiała, ale mimo uśmiechu wydawała się być spięta i wiedziałam, że w duchu przeklinała swoją pracę. Znalazłam puste miejsce na ziemi w pobliżu drzwi i usiadłam, podczas gdy reszta aplikujących robiła co w ich mocy, by niepozornie mi się przyjrzeć. Mogłam

Tłumaczenie: marika1311 Strona 20 praktycznie usłyszeć ich myśli. Czy to krew? Tak. To pot, czy tylko taki wzór na jej sukience? To pot, wy krytyczne dupki. Byli tu ludzie dokładnie takiego pokroju, jakiego się spodziewałam: geniusze z IvyLeague z twórczym talentem. W tym morzu mężczyzn były jeszcze inne dwie dziewczyny, jedna siedząca bezpośrednio obok mnie na krześle, a druga po przeciwnej stronie pomieszczenia, rzucająca mi mordercze spojrzenia za każdym razem, kiedy nasze spojrzenia się spotykały. Chyba nie wierzyła w tą całą mantrę „dajesz, dziewczyno!”. Większość z nich wyglądała na takich w moim wieku lub kilka lat starszych. Chłopak kawałek dalej miał założoną tweedową marynarkę i grube, czarne okulary. Przerzucał swoje kartki z prędkością światła. Ciekawe, czy w ogóle teraz cokolwiek z tego zapamięta? Teraz, kiedy byłam przynajmniej w prawidłowym biurze, w końcu miałam chwilę na to, by ogarnąć trochę swój wygląd. Próbowałam wytrzeć większość krwi z nóg za pomocą chusteczek ze stolika obok, po czym palcami rozczesałam włosy, bo w tej chwili i tak nie mogłam zrobić już nic więcej. - Wyglądasz tak, jakbyś potrzebowała kubka kawy. – odezwała się dziewczyna obok mnie, przerywając ciszę, która ogarnęła poczekalnię, a która od czasu do czasu była mącona przez przekleństwa rzucane przez Kelly. Spojrzałam na nią. Jej uśmiech mówił nie jestem twoim wrogiem, ale władczy wygląd pytał a może jednak?. Postanowiłam wybadać grunt, sama posyłając jej przyjazny uśmiech. - Ciężko uwierzyć, że rano sobie pomyślałam, że wszystko pójdzie dokładnie tak, jak to sobie zaplanowałam. – powiedziałam. Roześmiała się. - Rzadko kiedy tak się dzieje. – stwierdziła, po czym wyciągnęła dłoń w moją stronę. – Tak przy okazji, jestem Hannah. Spodobało mi się jej imię. Wredne dziewczyny nie mają na imię Hannah. Uścisnęłam jej dłoń. - Jestem Cameron, ale wszyscy mówią na mnie Cammie. - Fajnie. Jesteś absolwentką? – spytała, spoglądając na moją teczkę, jakby mogła przez nią przejrzeć wszystkie moje sekrety. - Tak. Pierwsza rozmowa o pracę. A ty? Odchrząknęła i oparła się o krzesło, spoglądając na sufit, jakby próbowała przywołać odległe wspomnienia. - Nie, skończyłam szkołę jakieś trzy lata temu. W mojej firmie przeprowadzali redukcję zatrudnienia i od tamtej pory szukam pracy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 21 Świetnie. Była starsza ode mnie i miała większe doświadczenie zawodowe. Nie wspominając już o tym, że była wspaniała. Jej blond włosy opadały prosto na ramiona, opalona skóra lśniła, a jej makijaż smoky eyewyglądał po prostu zabójczo. Spojrzałam na swoje odpryski w lakierze do paznokci i na czerwoną sukienkę, w której kiedyś czułam się wyrafinowanie, ale teraz po prostu byłam spocona i wyglądałam dziwnie. Hannah spojrzała na mnie kątem oka. - No cóż, powodzenia. Miejmy nadzieję, że oby dwie będziemy wkrótce tu pracować. Kilka minut później, z przodu pomieszczenia, zostało wywołane imię Hannah i obie uniosłyśmy głowy, bo zobaczyć Beatrice stojącą za biurkiem i pokazującą gestem, by ta wstała. - Będziesz naszą pierwszą kandydatką. – powiedziała Beatrice. Z ostatecznym uśmiechem no-to-jazda, Hannah wstała i podeszła od biurka, gdzie Kelly akurat podnosiła pełny karton ze swoimi rzeczami. Jej rzeczy osobiste przesuwały się w środku, głośno oznajmiając odejście pracy w cichej poczekalni. Kiedy mnie mijała, zatrzymała się i na mnie spojrzała. - Poczekaj. – powiedziała, szperając w swoich rzeczach. – O, tutaj. Jeśli będziesz tu pracować, będziesz tego potrzebowała. Wyjęła coś małego i rzuciła to na moje kolana, po czym ruszyła w stronę wind. Spuściłam wzrok i dostrzegałam małą, niebieską piłeczkę antystresową ze słowami „Grayson Cole” napisanymi czarnym długopisem na gumowej powłoce. Uśmiechnęłam się i podniosłam ją, żałując, że na piłeczce nie ma jego irytująco pięknej twarzy. Może jeśli dostałabym tutaj pracę, to zmodyfikowałabym ten szczegół. *** Siedziałam w poczekalni przez trzy godziny. Kiedy aplikujący zostawali po kolei wywoływani, wstawali i przechodzili przez podwójne drzwi za recepcją, jeden za drugim, dopóki nie zostałam tu kompletnie sama. Nie do zniesienia była konieczność siedzenia tutaj, nawet po tym, jak w końcu zdobyłam jakieś przyzwoite miejsce na krześle. (Tyłek mi zdrętwiał od siedzenia na ziemi. A może to przez utratę krwi w kolanach? Nieważne.) Dla zabicia czasu, na przemian sprawdzałam swój telefon i ściskałam antystresową piłeczkę. W końcu siedziałam z rękami skrzyżowanymi na piersiach, wbijając

Tłumaczenie: marika1311 Strona 22 spojrzenie w sufit i zastanawiając się po raz setny tego poranka, jak okrutny będzie Grayson tego dnia. Z pewnością chce rzeczywiście przeprowadzić ze mną rozmowę; to wszystko nie mogłoby być tylko okrutnym żartem. - Panno Heart. – odezwała się Beatrice. Uniosłam wzrok w samą porę, by zobaczyć tego blond faceta z grubymi okularami, wychodzącego przez drzwi z łzami spływającymi po twarzy. Och, Jeeezu. Grayson doprowadził go do łez? - Będziesz naszą ostatnią kandydatką. – powiedziała z szerokim uśmiechem, na pozór obojętna widokowi marzącego się chłopaka. Mój spacer do drzwi, by do niej dołączyć, wydawał się być o wiele mniej dramatyczny, niż powinny być. Z perspektywy czasu, skrzypce powinny grać smutną piosenkę, by dokładnie zobrazować ten moment: egzekucję. - Nie martw się, Grayson zawsze lubił zostawiać najlepsze na koniec. – zapewniła mnie Beatrice.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 23 Rozdział trzeci Wysoce wątpiłam, że Grayson zostawiał mnie na koniec, bo uważał, że jestem najlepszą kandydatką. Było wiele możliwości co do tego, dlaczego byłam ostatnia: 1. Chciał, żebym siedziała i się pociła, powoli mnie tym torturując. (A w tym przypadku sam zrobił się w konia, bo trzy godziny siedzenia tutaj sprawiły, że przestałam już się pocić po moim sprincie po schodach). 2. Chciał mieć dostateczną ilość czasu, żeby zdążyć skrytykować moje CV i wszystko, co zostało w nim wymienione. 3. Albo zapomniał, że w ogóle tutaj przyszłam. Beatrice przytrzymała dla mnie drzwi, a kiedy przechodziłam przez próg, pierwszy raz miałam okazję spojrzeć na firmę, którą Grayson zbudował od podstaw. Biuro zostało ukształtowane w wielki kwadrat, z czterema ramionami rozchodzącymi się z każdego rogu. Samo główne pomieszczenie było największą przestrzenią w biurze. Gromadziło architektów, dzieląc ich na małe zespoły, cztero- lub pięcioosobowe. To było wspólne środowisko pracy z zerową prywatnością. W każdym odgałęzieniu znajdowały się inne działy: wewnętrzni inżynierzy, księgowość, projektanci wnętrz oraz sala konferencyjna. Znaki pomysłowo zwisały z sufitu, kierując gości do różnych działów. Przy tylnej ścianie były trzy biura, naprzeciw recepcji z przodu, każdy zarezerwowany dla kierownictwa spółki. To środkowe było Graysona, prawie dwa razy większe niż dwa pozostałe. Szłam w kierunku jego otwartych drzwi, pozwalając Beatrice mnie prowadzić, podczas gdy ja ociągałam się i próbowałam wczuć się w to środowisko pracy. Otwarta przestrzeń pozwalała na współpracę, a większość pracowników siedziała z pochylonymi głowami, obok siebie, kiedy pracowali nad jakimiś problemami związanymi z projektowaniem. Kilku z nich uniosło wzrok i do mnie kiwnęło, ale większość z nich pracowała dalej. Nie byłam pewna, czego się spodziewałam – może więcej więziennej atmosfery, zwłaszcza po tej scenie odegranej przez Kelly w poczekalni. Większość osób wyglądała na zadowolonych. Nigdzie nie było znaku z napisem „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie”. Uśmiechnęłam się na tę myśl i w tym samym momencie dotarłyśmy z Beatrice pod drzwi jego biura. Ona odsunęła się na bok, a ja wzięłam głęboki wdech. Miałam idealny widok na Graysona, siedzącego za wielkim, czarnym biurkiem, z telefonem przytrzymywanym ramieniem przy uchu. Jego ręce pracowały jak szalone, kiedy przerzucał notatki, jednocześnie słuchając kogoś po drugiej stronie telefonu.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 24 - Zaczekaj tutaj. – szepnęła Beatrice. – Wkrótce skończy. – Skinęłam głową, a ona delikatnie dotknęła mojego ramienia, po czym usiadła za swoim biurkiem kilka metrów od jego drzwi. W ciągu chwili już rozmawiała przez telefon, a ja stałam tam bezczynnie i obserwowałam obiekt większości moich fantazji. Nie zauważył mnie od razu – nie, kiedy pracował – więc stałam tam i podziwiałam go. Miał na sobie tradycyjny, czarny garnitur, dopasowany w ramionach i rękach. Do tego założył śnieżnobiałą koszulę oraz elegancki, czarny krawat. Miękkie światło z okna padało na jego kości policzkowe, podkreślając ich ostre kontury i kładąc szczególny akcent na jego znakomicie zarysowaną szczękę. Uniósł dłoń, drapiąc się po brodzie, mrużąc powieki i wpatrując się w jakiś arkusz przed nim. Zastanawiałam się, na co patrzył. Tak bardzo, że odważyłam zbliżyć się o krok. Złe posunięcie. Upuścił ołówek i po jednej, piekielnie długiej sekundzie uniósł wzrok, spoglądając na mnie. Jego oczy były tak ostre i niebieskie, że momentalnie przyszpiliły mnie do miejsca, w którym stałam i zostałam przyłapana między zrobieniem kolejnego kroku, a ucieknięciem, gdzie pieprz rośnie. Żadne z nas się nie poruszyło. Czułam się tak, jakbym utknęła, próbując złapać równowagę i nie upaść w przepaść. Odezwał się do telefonu, głębokim, autorytatywnym tonem, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Mitch, oddzwonię do ciebie za chwilę. Mam ostatnią rozmowę kwalifikacyjną. Nie czekał, aż ten Mitch odpowie. Rozłączył się, odłożył telefon na biurko i gestem dłoni wskazał, bym weszła do pomieszczenia. Byłam dla niego jak zwierzę, które mógł przywołać do siebie skinieniem. Spuściłam wzrok na swoje stopy i wywróciłam oczami. - Usiądź, Cameron. Boże, nienawidziłam sposobu, w jaki wypowiedział moje pełne imię, przeciągając je w coś formalnego i brzydkiego. Nigdy nie czułam się jak Cameron; zawsze byłam Cammie. Westchnął. - Zawsze tak długo przetwarzasz proste instrukcje? – zapytał, wyraźnie zirytowany tym, że jeszcze się nie poruszyłam. Spojrzałam w jego bezduszne oczy. - Wiesz, że mnie nie onieśmielasz. Cóż za kłamstwo.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 25 Uniósł lewy kącik ust, pokazując jednocześnie dołeczek w policzku, który zazwyczaj ukryty był pod warstwami determinacji i pompatyczności. Dołeczki nie były przeznaczone dla prezesów firm, nawet tych młodych i przystojnych. - Może powinniśmy to zmienić, panno Heart. Zamknij drzwi. Dołeczek znowu zniknął, zastąpiony surowym wyrazem twarzy. Prychnęłam i odwróciłam się, by pociągnąć za klamkę, kiedy moje spojrzenie padło na Beatrice. Moje policzki zarumieniły się, kiedy zdałam sobie sprawę, że słyszała moją niedojrzałą uwagę, ale wtedy uniosła lekko kciuk w górę. Hmm, może nie ja jedyna w tym biurze chciałam pokazać Graysonowi, gdzie jest jego miejsce. Kiedy ciężkie drzwi zostały już zamknięte, odwróciłam się i ruszyłam do jednego z dwóch krzeseł stojących przed biurkiem Graysona. Były z połowy wieku, w nowoczesnym stylu, co oznaczało, że były bardzo niepraktyczne w biurze. Metalowe ramy były zbyt cienkie, bym mogła o nie oprzeć ręce, więc złożyłam dłonie na kolanach i spojrzałam w dokumenty na jego biurku. Zobaczyłam znane mi symbole i wiedziałam, że pracuje nad projektem rezydencji – bardzo imponującej. - Powinienem martwić się o twój wygląd? – zapytał, kiedy jego wzrok przesunął się na skórę moich kolan, po czym ponownie uniósł go do moich oczu. Domyślałam się, że tylko na to było go stać i to było najbardziej zbliżone do wersji: „Och, Cammie, wszystko w porządku? Proszę, pozwól mi opatrzyć swoje rany, moja miłości.” Pokręciłam głową i odepchnęłam jego obawy na bok. Siniaki i zaschnięta krew to akurat coś, czym w tej chwili martwiłam się najmniej. - Cóż, w takim razie sądzę, że powinniśmy przejść do rzeczy. – Zaczął. – Przyjrzałem się twojemu CV i widziałem twoje projekty. Jesteś dobrą projektantką, dużo lepszą niż większość osób, które przyszły dziś do mojego biura. Uniosłam wzrok do jego twarzy, żeby sprawdzić, czy mówi poważnie. Trzy poziome linie zniekształcające jego czoło wskazywały na to, że naprawdę tak uważał, nawet jeśli przyznanie tego było dla niego trochę bolesne. - Nie mam ochoty tracić czasu na standardowe pytania podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Znam cię od kilku lat i wydaje mi się, że pojąłem, jakie są twoje mocne i słabe strony. Musiałam ugryźć się w język, żeby powstrzymać się od spierania się z nim. Nic o mnie nie wiedział i chyba cierpiał na urojenia, jeśli sądził, że było inaczej. Kiedy nie próbowałam podać mu kontrargumentu, oparł się wygodnie w fotelu i splótł palce pod podbródkiem. - Spośród wszystkich twoich sprawozdań, który budynek uważasz za swój ulubiony? I nie ograniczaj się tylko do Los Angeles.