Dystrybucja
Firma Księgarska Jacek Olesiejuk
Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa
Uf. 022-535-0557, 022-721-
3011/7007/7009
www.olesiejuk.pl
fk
SprzedaŜ wysyłkowa - księ garnie
internetowe www.merlin.pl
www.ksiazki.wp.pl
www.empik.com
WYDAWNICTWO ALBATROS
ANDRZEJ KURYŁOWICZ
Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954
Warszawa
Wydanie I
Skład: Laguna
Druk: OpolGraf S.A., Opole
Dla Sama, który urodził się
w kochają cej rodzinie Rozdział 1
Piątek, 21.10, Manhattan
Noc pierwszego zabójstwa
rozbrzmiewała śpiewem. Mury katedry
Świętego Patryka drŜały od dźwięków
Mesjasza Haendla, arcydzieła muzyki
chóralnej, którego finał potrafi wyrwać
z
odrętwienia nawet najbardziej senną
publikę. Nabrzmiałe
mocą głosy wznosiły się
ku sklepieniu katedry, jak gdyby
chciały przebić się wyŜej
i poszybować pod niebiosa.
W środku, w pierwszych rzędach
ławek, siedzieli ojciec z
synem, ten starszy z przymkniętymi
oczami, jak zawsze
poruszony swą ulubioną
kompozycją. Wzrok syna wędrował
od artystów — ubranych na czarno
śpiewaków i dyrygenta z
burzą szpakowatych włosów —
do siedzącego obok męŜ-
czyzny. Lubił na niego patrzeć,
obserwować jego reakcje, lubił
tę ich bliskość.
Tego wieczoru świętowali. Miesiąc
wcześniej Will Monroe
junior dostał wreszcie pracę,
o której marzył od przyjazdu do
Stanów. Jeszcze przed trzydziestką
został jednym z najbardziej
obiecujących reporterów w „New
York Timesie”. Monroe senior
przebywał w innej krainie. Był
prawnikiem, jednym z naj—
wybitniejszych w swoim pokoleniu,
a obecnie zajmował stanowisko
sędziego federalnego w sądzie
apelacyjnym drugiej
instancji. Lubił okazywać podziw
dla cudzych osiągnięć, a ten
młody człowiek przy jego boku,
którego dzieciństwo właściwie
go ominęło, dotarł do punktu
zwrotnego w swoim Ŝyciu. Monroe
poszukał dłoni syna i mocno ją
uścisnął.
W tej właśnie chwili, niecałe
czterdzieści minut jazdy metrem
od tego miejsca, lecz w zupełnie
innym świecie, Howard Macrae
po raz pierwszy usłyszał za sobą
kroki. Nie przestraszył się.
Obcy trzymali się z daleka
od Brownsville, dzielnicy Brooklynu
opanowanej przez handlarzy
narkotyków, ale Macrae znał tu
kaŜdą ulicę i zaułek.
Był częścią tutejszego krajobrazu.
Jako alfons z dwudziesto—
letnim staŜem miał Brownsville
we krwi. Działał z wyczuciem,
starając się zachować neutralność
w nawiedzających okolicę
wojnach gangów. RóŜne odłamy
ścierały się ze sobą i przepychały,
a Howard pozostawał niewzruszony.
Nikt nie tykał jego
dziwek, które uprawiały swą
profesję od wielu lat.
Dlatego odgłos kroków za plecami
wcale go nie przestraszył,
chociaŜ zdziwiło go, Ŝe nie ucichł.
Wręcz się przybliŜał. Po co
ktoś miałby za nim iść? Spojrzał
za siebie przez lewe ramię,
wydał zduszony okrzyk i natychmiast
potknął się o własne
nogi. Takiego pistoletu jeszcze nie
widział. W dodatku broń
wycelowana była prosto w niego.
We wnętrzu katedry chór stał się jak
jedna istota, płuca
śpiewaków pracowały niczym
wielki miech potęŜnych organów.
Muzyka brzmiała coraz
natarczywiej.
I chwała Pana odkryta zostanie,
i ujrzy ją wszystko, co Ŝ yje: albowiem
wypowiedziały ją usta Pana.
Howard Macrae patrzył teraz przed
siebie, chciał instynktownie rzucić się
do ucieczki. Czuł jednak dziwne kłucie
w
prawym udzie, jak gdyby noga
odmawiała mu posłuszeństwa,
8
uginała się pod jego cięŜarem.
Uciekać! — myślał. Lecz ciało
nie chciało słuchać. Poruszał się jak
w zwolnionym tempie,
jakby brnął przez wodę.
Po chwili paraliŜ dosięgnął jego
rąk, które najpierw zdrętwiały, a potem
obwisły bezwładnie. Umysł analizował
gorączkowo sytuację, lecz takŜe był
bezradny, jakby utonął w fali
powodziowej. Howard czuł
straszliwe zmęczenie.
I nagle leŜał juŜ na ziemi, trzymając
się za lewą nogę, która
poddała się odrętwieniu tak jak
reszta ciała. Podniósł wzrok,
lecz ujrzał tylko błysk stalowej
klingi.
We wnętrzu katedry puls Willa
zaczął bić szybciej. Mesjasz osiągał
kulminację, czuli to wszyscy słuchacze.
Nad ich głowami popłynął sopran:
Gdy Bóg jest z nami, któŜ przeciw
nam?
Kto się sprzeciwi boŜ emu wybrań
cowi? Co Bóg rozsą dził, któŜ by potę
pił?
Macrae mógł tylko patrzeć na nóŜ,
wiszący nad jego piersią.
Próbował dojrzeć twarz oprawcy,
lecz nie mógł. Oślepiał go
błysk metalu, jakby twarda, lśniąca
powierzchnia klingi skupiła
cały blask księŜyca. Wiedział, Ŝe
powinien czuć przeraŜenie,
i głos w jego głowie mówił mu, Ŝe
je czuje. Brzmiał jednak
obco, jak głos komentatora
nadającego sprawozdanie z meczu.
Howard widział, jak ostrze się
przybliŜa, lecz ciągle miał
wraŜenie, Ŝe to przydarza się komuś
innemu.
Orkiestra grała z pełną mocą,
muzyka Haendla potęŜniała,
zdolna przebudzić bogów
w niebiosach. Alt z tenorem pytały
jednym głosem: O ś mierci, gdzie
twe Ŝą dło?
Will nie zachwycał się klasyką tak
jak jego ojciec, ale
9
przemoŜna siła tej muzyki
sprawiała, Ŝe włoski na karku stawały
mu dęba. Patrzył przed siebie, lecz
wyobraŜał sobie wyraz
twarzy ojca, jego rozanieloną minę,
z nadzieją, Ŝe pod maską
zachwytu skrywa się takŜe
przyjemność z dzielenia tej chwili
z jedynym synem.
Ostrze opadło, najpierw na pierś.
Macrae ujrzał szkarłatną
krechę, jak gdyby nóŜ był po prostu
czerwonym flamastrem.
Na skórze wykwitły bąble
i pęcherzyki i nie rozumiał, dlaczego
nie czuje wcale bólu. NóŜ
przesuwał się ku dołowi, rozcinał
jego brzuch jak worek z ziarnem.
Zawartość, miękki ciepły
kłąb lepkich wnętrzności, wylewała
się na zewnątrz. Howard
przyglądał się temu aŜ do chwili,
gdy ostrze skierowało się
pionowo w górę. Dopiero wtedy
ujrzał twarz mordercy i z jego
krtani zdołał się jeszcze wyrwać
okrzyk zaskoczenia... rozpoznał
napastnika. NóŜ trafił w serce
i zapadła ciemność.
Misja się rozpoczęła.
Rozdział 2
Piątek, 21.46, Manhattan
Spocony dyrygent kłaniał się razem
z całym chórem. Will
słyszał jednak tylko jeden dźwięk:
klaskanie ojca. Zdumiewał
go poziom decybeli, jaki umiały
Wkrótce
Sam Bourne
OSTATNI TESTAMENT
Sam
BOURNE Trzydzieści sześć
dusz Z angielskiego przełoŜył
PIOTR JANKOWSKI WARSZAWA 2007 Tytuł oryginału:
THE RIGHTEOUS MEN Copyright © Jonathan Freedland 2006 Ali
rights reserved Copyright © for the Polish edition by Wy— dawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2007 Copyright © for the Polish translation by Piotr Jankowski 2007 Cover illustration © James Annal Redakcja: Jacek Ring Projekt graficzny okładki i serii: Andrzej Kuryłowicz JSBN 978-83-7359-348-0
Dystrybucja Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa Uf. 022-535-0557, 022-721- 3011/7007/7009 www.olesiejuk.pl
fk SprzedaŜ wysyłkowa - księ garnie internetowe www.merlin.pl www.ksiazki.wp.pl www.empik.com
WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954 Warszawa Wydanie I Skład: Laguna Druk: OpolGraf S.A., Opole Dla Sama, który urodził się w kochają cej rodzinie Rozdział 1 Piątek, 21.10, Manhattan Noc pierwszego zabójstwa rozbrzmiewała śpiewem. Mury katedry Świętego Patryka drŜały od dźwięków Mesjasza Haendla, arcydzieła muzyki chóralnej, którego finał potrafi wyrwać z odrętwienia nawet najbardziej senną publikę. Nabrzmiałe
mocą głosy wznosiły się ku sklepieniu katedry, jak gdyby chciały przebić się wyŜej i poszybować pod niebiosa. W środku, w pierwszych rzędach ławek, siedzieli ojciec z synem, ten starszy z przymkniętymi oczami, jak zawsze poruszony swą ulubioną kompozycją. Wzrok syna wędrował od artystów — ubranych na czarno śpiewaków i dyrygenta z burzą szpakowatych włosów — do siedzącego obok męŜ- czyzny. Lubił na niego patrzeć, obserwować jego reakcje, lubił tę ich bliskość. Tego wieczoru świętowali. Miesiąc
wcześniej Will Monroe junior dostał wreszcie pracę, o której marzył od przyjazdu do Stanów. Jeszcze przed trzydziestką został jednym z najbardziej obiecujących reporterów w „New York Timesie”. Monroe senior przebywał w innej krainie. Był prawnikiem, jednym z naj— wybitniejszych w swoim pokoleniu, a obecnie zajmował stanowisko sędziego federalnego w sądzie apelacyjnym drugiej instancji. Lubił okazywać podziw dla cudzych osiągnięć, a ten młody człowiek przy jego boku, którego dzieciństwo właściwie go ominęło, dotarł do punktu
zwrotnego w swoim Ŝyciu. Monroe poszukał dłoni syna i mocno ją uścisnął. W tej właśnie chwili, niecałe czterdzieści minut jazdy metrem od tego miejsca, lecz w zupełnie innym świecie, Howard Macrae po raz pierwszy usłyszał za sobą kroki. Nie przestraszył się. Obcy trzymali się z daleka od Brownsville, dzielnicy Brooklynu opanowanej przez handlarzy narkotyków, ale Macrae znał tu kaŜdą ulicę i zaułek. Był częścią tutejszego krajobrazu. Jako alfons z dwudziesto— letnim staŜem miał Brownsville we krwi. Działał z wyczuciem,
starając się zachować neutralność w nawiedzających okolicę wojnach gangów. RóŜne odłamy ścierały się ze sobą i przepychały, a Howard pozostawał niewzruszony. Nikt nie tykał jego dziwek, które uprawiały swą profesję od wielu lat. Dlatego odgłos kroków za plecami wcale go nie przestraszył, chociaŜ zdziwiło go, Ŝe nie ucichł. Wręcz się przybliŜał. Po co ktoś miałby za nim iść? Spojrzał za siebie przez lewe ramię, wydał zduszony okrzyk i natychmiast potknął się o własne nogi. Takiego pistoletu jeszcze nie widział. W dodatku broń
wycelowana była prosto w niego. We wnętrzu katedry chór stał się jak jedna istota, płuca śpiewaków pracowały niczym wielki miech potęŜnych organów. Muzyka brzmiała coraz natarczywiej. I chwała Pana odkryta zostanie, i ujrzy ją wszystko, co Ŝ yje: albowiem wypowiedziały ją usta Pana. Howard Macrae patrzył teraz przed siebie, chciał instynktownie rzucić się do ucieczki. Czuł jednak dziwne kłucie w prawym udzie, jak gdyby noga odmawiała mu posłuszeństwa,
8 uginała się pod jego cięŜarem. Uciekać! — myślał. Lecz ciało nie chciało słuchać. Poruszał się jak w zwolnionym tempie, jakby brnął przez wodę. Po chwili paraliŜ dosięgnął jego rąk, które najpierw zdrętwiały, a potem obwisły bezwładnie. Umysł analizował gorączkowo sytuację, lecz takŜe był bezradny, jakby utonął w fali powodziowej. Howard czuł straszliwe zmęczenie. I nagle leŜał juŜ na ziemi, trzymając się za lewą nogę, która poddała się odrętwieniu tak jak reszta ciała. Podniósł wzrok, lecz ujrzał tylko błysk stalowej
klingi. We wnętrzu katedry puls Willa zaczął bić szybciej. Mesjasz osiągał kulminację, czuli to wszyscy słuchacze. Nad ich głowami popłynął sopran: Gdy Bóg jest z nami, któŜ przeciw nam? Kto się sprzeciwi boŜ emu wybrań cowi? Co Bóg rozsą dził, któŜ by potę pił? Macrae mógł tylko patrzeć na nóŜ, wiszący nad jego piersią. Próbował dojrzeć twarz oprawcy, lecz nie mógł. Oślepiał go błysk metalu, jakby twarda, lśniąca powierzchnia klingi skupiła cały blask księŜyca. Wiedział, Ŝe powinien czuć przeraŜenie,
i głos w jego głowie mówił mu, Ŝe je czuje. Brzmiał jednak obco, jak głos komentatora nadającego sprawozdanie z meczu. Howard widział, jak ostrze się przybliŜa, lecz ciągle miał wraŜenie, Ŝe to przydarza się komuś innemu. Orkiestra grała z pełną mocą, muzyka Haendla potęŜniała, zdolna przebudzić bogów w niebiosach. Alt z tenorem pytały jednym głosem: O ś mierci, gdzie twe Ŝą dło? Will nie zachwycał się klasyką tak jak jego ojciec, ale 9 przemoŜna siła tej muzyki
sprawiała, Ŝe włoski na karku stawały mu dęba. Patrzył przed siebie, lecz wyobraŜał sobie wyraz twarzy ojca, jego rozanieloną minę, z nadzieją, Ŝe pod maską zachwytu skrywa się takŜe przyjemność z dzielenia tej chwili z jedynym synem. Ostrze opadło, najpierw na pierś. Macrae ujrzał szkarłatną krechę, jak gdyby nóŜ był po prostu czerwonym flamastrem. Na skórze wykwitły bąble i pęcherzyki i nie rozumiał, dlaczego nie czuje wcale bólu. NóŜ przesuwał się ku dołowi, rozcinał jego brzuch jak worek z ziarnem. Zawartość, miękki ciepły
kłąb lepkich wnętrzności, wylewała się na zewnątrz. Howard przyglądał się temu aŜ do chwili, gdy ostrze skierowało się pionowo w górę. Dopiero wtedy ujrzał twarz mordercy i z jego krtani zdołał się jeszcze wyrwać okrzyk zaskoczenia... rozpoznał napastnika. NóŜ trafił w serce i zapadła ciemność. Misja się rozpoczęła. Rozdział 2 Piątek, 21.46, Manhattan Spocony dyrygent kłaniał się razem z całym chórem. Will słyszał jednak tylko jeden dźwięk: klaskanie ojca. Zdumiewał go poziom decybeli, jaki umiały