Kitty123

  • Dokumenty109
  • Odsłony353 557
  • Obserwuję183
  • Rozmiar dokumentów216.9 MB
  • Ilość pobrań185 212

Dragona Rock - Odnaleziona odwaga

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Dragona Rock - Odnaleziona odwaga.pdf

Kitty123 EBooki POJEDYNCZE
Użytkownik Kitty123 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (1)

Dragona-Rock• 5 lata temu

Witam. Chciałabym prosić o usunięcie wszystkich plików od Dragony Rock, jakie udostępnił/a Pani/Pan na Doci i wszędzie indziej - tę samą wiadomość zaraz po zamieszczam u innych osób, które bez mojej - Autorki - zgody, po zamieszczały tytuły, nad którymi pracowałam przez lata. Może nie są one tak popularne jak innych autorów, jednak są one Moim tworem, Moimi wypocinami i nie życzę sobie, by zamieszczano je bezprawnie na tego rodzaju portalach. Książki są dostępne w większości księgarń internetowych i na tym mi zależało – takiego rodzaju „przywłaszczanie” i Rozpowszechnianie książek jest Nielegalne i jeśli do jutra one nie znikną, zwyczajnie zgłoszę to do administratorów.

Transkrypt ( 25 z dostępnych 218 stron)

Dragona Rock Odnaleziona odwaga

Prolog Patrzyła przez okno niewidzącym wzrokiem, a łzy zamazywały jej oczy, gdy słyszała popiskiwania z bólu w pokoju za nią. Rodzice siedzieli na podłodze, próbując złagodzić ból ich najdroższego pieska. - Will jest u babci? – zapytała ją mama, głaszcząc Xenę po głowie. - Tak – szepnęła, starając się nie płakać. – Zaprowadziłam ją jakiś czas temu. - Dlaczego wróciłaś? Trzeba było z nią zostać – powiedział jej ojciec. Lina zacisnęła gwałtownie powieki, słysząc chrapliwy oddech swojej kochanej psinki. - Nie mogę - szepnęła. - Lina, kochanie, przecież cierpisz – Liliana mówiła przez łzy. - Nie mogę jej zostawić – powiedziała przez ściśnięte gardło. – Ale boję się na to patrzeć. Wtedy usłyszała pisk i mimowolnie spojrzała na umierającego psa. - Gdzie ten cholerny weterynarz? – wychlipała i podeszła, widząc, że mała patrzy na nią swymi ślicznymi, ciemnymi oczkami. Padła obok niej i zalała się łzami. - Xenuś – zaczęła płakać. - Xenuś, moja malutka – nachyliła się i przywarła ustami do jej małej główki. - Spokojnie kochanie – szeptała, całując ją delikatnie i szlochając potwornie. – Jeszcze troszkę. Jeszcze troszkę i przestanie boleć. Pies zaskomlał, a Lina zawyła z rozpaczy. - Gdzie ten weterynarz?! – krzyknęła histerycznie. – Gdzie ten cholerny weterynarz?! - Lina – Liliana przytuliła ją mocno, płacząc na równi z córką. – Linuś uspokój się. Xena powinna odejść w spokoju.

- Ja nie chcę – szlochała. – Nie chcę by odchodziła! Xenuś… - odwróciła się do psinki, która miała mokry pysk od łez. – Xenuś… - przytuliła ją. Pies ostatkiem sił uniósł łeb i polizał ją po policzku. Potem jej pysk opadł i znieruchomiała. - Nie. – Lina zesztywniała. – Nie – powtórzyła i odsunęła się by spojrzeć na nią. Nie ruszała się. - Xena? – zaczęła ją głaskać po głowie. – Xena? Kris bez słowa wziął koc i zaczął ją przykrywać. Lina poczuła, jak coś w niej umiera. Krzyknęła: - Xena!

Rozdział 1 Siedziała na ławce z wbitym w niebo pustym wzrokiem. Było z nią źle. Bardzo źle. Tak źle, jak nigdy nie było. Koszmar, jakim była śmierć jej najlepszej przyjaciółki Xeny, utrata jej bezwarunkowej miłości, była dla niej niczym cios w serce. Poczuła wtedy, jak umiera część jej samej. Dzień po tym zdarzeniu Lina zamknęła się w sobie. Nie docierało do niej nic. Nic nie dawało jej szczęścia. Rodzice do tego stopnia nie dawali sobie z nią rady, że z bólem serca wezwali pogotowie. Byli u niej codziennie, lecz ona nadal nie kontaktowała za bardzo, jakby jej umysł był zbyt otępiały, by mogła funkcjonować. - Lina, kochanie? – Liliana usiadła obok córki i przeczesała jej ciemnoblond włosy, by zabrać przydługą grzywkę z twarzy. – Jak się czujesz? Nie odpowiedziała, tylko jej oczy lekko się zaszkliły. Kris usiadł z drugiej strony córki. - Zobacz, mamy dla ciebie twoją ulubioną czekoladę – położył jej na kolanach tabliczkę z nadzieniem kokosowym. – Lepiej szybko ją zjedz, zanim ja się do niej dorwę – zażartował. Zamknęła oczy i spojrzała tępo na czekoladę. Ręce jej drżały, gdy próbowała ją otworzyć. Serce Krisa ścisnęło się z bólu, ale wysilił się na pogodny ton. - Daj, ja to zrobię. Otworzył ją i oddał. Zerknął na żonę i zobaczył, że udaje, iż patrzy w drugą stronę. Widział jak drży i domyślił się, że płacze. Uznał, że to on musi jakoś wciągnąć córkę w rozmowę. - Córeczko, jak się dziś czujesz? – zapytał. Patrzył, jak bierze kostkę i bez zainteresowania gryzie kawałek. Poczuł łzy pod powiekami. - Słyszałem, że znowu zaczęłaś jeść – starał się dalej. – Może masz jakieś szczególne życzenie? Co mamy ci kupić? Zacisnęła powieki. Choć była zamroczona załamaniem i lekami, ciągle jakaś część jej mózgu funkcjonowała. Była jednak zbyt słaba, by wychodzić. Wiedziała gdzieś w środku, że

krzywdzi rodziców, ale nie umiała walczyć z rozpaczą. Jej mózg jakby się wyłączył. Czuła zbyt dużą pustkę w sobie. Ale chciała dać znać, że kontaktuje. Chciała jakoś im odpowiedzieć. - Mleko – powiedziała cicho. Kris i Liliana bezwiednie złapali ją za ręce, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Kochanie, co powiedziałaś? – Liliana szepnęła bez tchu. - Mleko… czekoladowe… - starała się ze wszystkich sił walczyć o siebie. – Obiad… - Tak? Co chcesz na obiad? – Liliana czuła w końcu promyk nadziei. – Może kluski śląskie i rolady? I czerwona kapusta? Lina pokiwała głową. - Jak… wyjdę… - w jej oczach pojawiły się łzy. – Przepraszam was… Bez słowa przytulili ją mocno. Wiedzieli, że zaczyna zwyciężać nawrót choroby. Następnego dnia znów siedziała na ławce. Czuła, że słabość powoli zaczyna znikać. Słabość, która przykryła ją niczym stutonowy ciężar. Nie umiała siedzieć w zamknięciu. O ile wcześniej lubiła siedzieć w domu, tak teraz nie potrafiła wytrzymać w czterech ścianach. Położyła się na ławce i przykryła oczy ręką. Wsłuchała się w delikatny wiatr szumiący między liśćmi drzew i świergot ptaków. Drgnęła, gdy usłyszała szczekanie i zaraz zalała się łzami. Łzami, które jako jedyne nie ustawały od śmierci jedynej istoty, którą kochała bezgranicznie i całkowicie, i która zawsze kochała ją bezwarunkową miłością. Wiedziała, że rodzice ją kochali, jej siostra… ale Xena… to była miłość jedyna w swoim rodzaju. Chlipiąc na ławce nie usłyszała, że ktoś podszedł. Dopiero gdy poczuła czyjś dotyk na ręce, zorientowała się, że znów rozpacza. - Wszystko w porządku? – usłyszała miękki, głęboki głos. Nie odpowiedziała, ale pozwoliła zabrać sobie rękę z twarzy. Jedyne, co zarejestrował jej umysł, to wielkie niebieskie oczy i czarne włosy z jakimś dziwnym połyskiem. Zaraz jednak zobaczyła więcej. Przed nią siedział w kucki z ciepłym, uspokajającym uśmiechem na twarzy, ubrany w czarny garnitur, szeroki w ramionach, oszałamiający mężczyzna.

Patrzyła na niego niewidzącym wzrokiem. Mężczyzna sięgnął do tylnej kieszeni i wyjął chusteczkę. Zaczął ocierać jej łzy. - Proszę się uspokoić – powiedział delikatnie. – Nic ci nie grozi. Zamknęła oczy i pociekło więcej łez. - Już dobrze – szeptał w tym guście przez następne dziesięć minut, wycierając jej łzy. W końcu, gdy strumień wysechł, otworzyła oczy. - Lepiej? - zapytał. Wolno pokiwała głową. Odgarnął jej grzywkę z oczu. - Jestem Subaru – powiedział z delikatnym uśmiechem. – A ty? Wbiła wzrok w jego piękne oczy. Czy naprawdę chciał wiedzieć? I dlaczego? Kogo obchodzi jak jej na imię? Widział w jej oczach poza bólem jakąś niepewność, dlatego uśmiechnął się ciepło i powiedział: - Miło by było znać imię pięknej pani. O ile piękna pani chce je zdradzić. - Piękna? – zapytała cicho. Wyczuł zdumienie w jej głosie. Z powagą pokiwał głową i rzekł: - Bardzo piękna. Na pewno wzbudzasz zachwyt gdziekolwiek się zjawisz. W końcu jej wzrok nabrał ostrości, z oczu zniknął też trochę ból. Zaskoczył ją tymi słowami. - Ja… - wyszeptała. – Co pan… - Panie doktorze Soldat – usłyszeli za sobą pielęgniarkę. – To Pan? Subaru wstał i Linę uderzyło, jaki on jest wielki. - Tak. Jestem Subaru Soldat – uścisnął jej dłoń.

- Wszyscy na pana czekają… Och – zauważyła Linę. – Skarbie, tu jesteś. Twoi rodzice przyszli. Chodź – złapała ją za ręce i pomogła wstać. Lina stanęła obok Subaru i tym razem to on był zaskoczony. Miał prawie dwa metry, a ona sięgała mu do ramienia. Nagle spojrzała na niego zadziwiająco przenikliwie. Mimo przyjętych leków, jej oczy były przytomne, lecz nadal krył się w nich ból. - Dziękuję – powiedziała. - Za co? – zapytał. - Lina! – zawołała ją pielęgniarka. Wzięła głęboki oddech i znów na niego spojrzała. - Za miłe słowa. – Wyglądała, jakby walczyła ze sobą. Wyciągnęła lekko drżącą dłoń. – Jestem Lina. Ujął tę dłoń i pocałował, jakby nie widział w jakim jest stanie. - Bardzo mi miło – rzekł z ciepłym uśmiechem. Jej serce zadudniło. - Doktorze Soldat! Subaru na chwilę zamknął oczy i zaklął cicho. Usłyszał chichot. Spojrzał na Linę, która miała zaszklone przez emocje oczy. Zakryła usta palcami. - Naprawdę dziękuję – powiedziała i poszła do pielęgniarki. Następnego dnia Subaru siedział w parku na terenie szpitala i obserwował wszystkich spacerujących ludzi. Co rusz swoje spostrzeżenia zapisywał w notatniku. Potrzebował danych na temat ludzi, którzy odwiedzali zakłady psychiatryczne. Był znanym psychologiem kryminalnym, ale wiedział, że brakuje mu czasami wglądu w zwykłe sprawy. Uwikłanie się w psychologię morderców i ćpunów nie było tak trudne, jak próba zrozumienia motywów na przykład schizofreników. Potrzebował znaleźć jakiś nowy punkt zaczepienia. Czegoś, co pozwoli mu lepiej wtopić się w charakter innej osoby. Ludzie byli różni i różne były ich problemy. Zazwyczaj z miejsca potrafił rozpoznać kogoś po załamaniu. Czasami wydawało mu się, że ludzie nie mają już przed nim sekretów.

Dopóki nie zobaczył Jej. Ta dziewczyna nie przypominała mu żadnego stereotypu. I z wyglądu, i ze spojrzenia. Gdy ją ujrzał, wyglądała jak mała zrozpaczona dziewczynka. To instynkt opiekuńczy kazał mu do niej podejść i spróbować pomóc. Kiedy ujrzał jej zielono-brązowe oczy, pełne tak wielkiego bólu, domyślił się, że przeżyła coś więcej niż załamanie. Jej wzrok był niczym spojrzenie skrzywdzonego dziecka, któremu odebrano radość. Kiedy jednak patrzyła na niego przenikliwie, nie widział już w tym wzroku dziecka. Pomimo młodej twarzy, jej wzrok był pełen inteligencji i jakiejś zakopanej w sobie siły. Zdał sobie sprawę, że musiała mieć więcej lat niż wyglądała. Jego wzrok błądził po parku. Zdał sobie sprawę, że jej szuka. Czy dzisiaj też się tu zjawi? I wtedy ją dostrzegł. Szła powoli, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Spojrzenie miała nieobecne, jednak Jej oczy nie były tak nieprzytomne, jak wczoraj. Szła do jego ławki – czy też raczej do Jej ławki, gdyż wczoraj zdążył się dowiedzieć, że ona zawsze na niej przesiadywała. Specjalnie tu usiadł ciekaw, jak zareaguje. Było w niej coś takiego, przez co chciał z nią rozmawiać. Stanęła koło niego i wiedział, że dostrzegła jego buty. Uniosła spojrzenie i ich wzrok się spotkał. Uśmiechnął się serdecznie. - Witam piękną panią. Tym razem zareagowała. Zaczerwieniła się słodko. - Dzień… dobry… - powiedziała i wzięła głęboki oddech. – Mogę… usiąść? Zrobił jej miejsce obok siebie i usiadła. - Jak się dziś czujesz? – zapytał. Spojrzała na niego spokojnie. - Lepiej – wyznała. – Dzięki panu. Zaskoczyła go. - Ja tylko z tobą rozmawiałem. Pokręciła głową.

- Był pan… bardzo miły. Żaden chłopak nigdy nie był dla mnie taki miły – powiedziała pełne zdanie, bez przerywnika. – Nawet chwilę. Chciał coś powiedzieć, ale kontynuowała: - Proszę się nie obawiać, to nie deklaracja miłości. Chciałam tylko podziękować za miłe słowa. Zamknął usta. - Skąd pomysł, że tak pomyślałem? - No wie pan – im dłużej mówiła, tym jej głos brzmiał pewniej. Zaczesała kosmyk za ucho. – Znam różne historie o takich jak ja. Większość to mity, ale zdarzają się różne przypadki. Często jest tak, że osoba z zakładu, po usłyszeniu jednego miłego słowa zaczyna wręcz „nagabywać”… – zrobiła palcami cudzysłów w powietrzu - … osoby od których to usłyszały. Są różne dziwy. - W istocie - stwierdził z namysłem. – Czyli chcesz mnie uspokoić? - Może i jestem trochę szajbnięta, ale już mi lepiej – burknęła. Nagle zaśmiał się lekko. - Nie powiem, ciekawa z ciebie dziewczyna. Mogę stwierdzić, że odrobinę żałuję, iż nie będziesz mnie nagabywać? Spojrzała na niego zaskoczona. Poruszył śmiesznie brwiami. - Żartuję – zachichotał. – Jakkolwiek jesteś śliczna, jesteś dla mnie za młoda. A szkoda – westchnął. – Bardzo szkoda. Znów się zaczerwieniła. - A ile według pana mam lat? – zapytała, starając się nie okazywać, jak bardzo jej to schlebia. I irytuje. - Osiemnaście – powiedział. Otworzyła te słodkie usteczka, ale nie pozwolił jej dojść do głosu. - I nie mów, że nie. Na pewno jesteś pełnoletnia. Ale wyglądasz jak jakiś urwis z tym

zadartym nosem i twarzyczką elfa. Musiałaś dużo przejść, widzę to w twoim wzroku, ale… Urwał, gdy zobaczył, że jej wzrok miota błyskawice. Oczy przyjęły kolejny wyraz, znów pociemniały, znikała z nich mgiełka po lekach. - A co Ty możesz wiedzieć? – zapytała wściekle. Wstała i odmaszerowała. Westchnął i poczuł się źle. To był jeden z powodów, dla których nie miał kobiety. Zawsze coś palnął. Idiota. Nie umiał nawet rozmawiać z młodzieżą… Usłyszał chrząknięcie i uniósł wzrok. Lina stała przed nim z wojowniczą miną. - Ręka – rozkazała. Przyjrzał się jej. To był ostry, rozkazujący ton. Nie brzmiała już ani trochę jak pacjentka. Uznał, że może podać jej dłoń. Włożyła mu do ręki jakąś dyskietkę. Zaskoczony spojrzał na nią. Był to dowód. Jego serce zadudniło i poczuł zdradziecki rumieniec na twarzy. Zamrugał kilka razy i poczuł, jakby para miała mu wyjść z uszu z zażenowania. W życiu się tak nie pomylił. Spojrzał na nią ze wstydem. - Masz prawo być zła… - zaczął niezręcznie. - Co? To, że mam dwadzieścia sześć lat zmienia twój stosunek do mnie? – zapytała opryskliwie. - Ja… bardzo przepraszam – powiedział i wstał. Skłonił się jej. – Proszę o wybaczenie. - No ja myślę. - Lina? – usłyszeli głos Liliany. Lina obróciła się i poczuła, że odzyskała część siebie. - Mama! Tata! Rodzice pognali do niej i uściskali ją popłakując. - Już dobrze – powiedziała płacząc. – Już mi lepiej. Chyba załamanie przeszło.

- Jak dobrze – wychlipała Liliana. Kris dostrzegł Subaru. - A pan to kto? – zapytał. - Ja… - To Doktor Soldat – powiedziała Lina. – Gdyby nie on, nie dałabym rady z tego wyjść. - Ja nic nie zrobiłem – zaprzeczył ponownie. Puściła mamę i spojrzała na niego. - Pozwoliłeś mi dostrzec, że nie jestem tak bezwartościowa, jak myślałam – powiedziała. – Dziękuję. - Ja również – powiedziała Liliana. - Ja także – Kris uściskał mu dłoń. – Baliśmy się o nią. Pierwszy raz tu trafiła. Nie wiedzieliśmy co robić. Nigdy nie było tak źle. - Rozumiem – spojrzał na Linę. – Mogę z tobą porozmawiać? - Tak. - My załatwimy wypis – powiedział Kris i zabrał żonę. - Co ci właściwie jest? – zapytał Subaru. - Myślałam, że jesteś lekarzem – powiedziała. - Jestem, ale zajmuję się przestępcami – wyznał. - Acha… Ciekawe zajęcie – rzekła. – A co do mnie… skoro jesteś lekarzem, to ci powiem. Jestem chora na schizofrenię. Pokiwał głową. - Rozumiem, miałaś nawrót. - Nie. Załamałam się – zacisnęła powieki, ale i tak łzy pociekły jej po twarzy. – Coś we mnie umarło. Starł jej łzę z policzka i powiedział poważnie:

- Nie pozbierałaś się jeszcze. Teraz jest lepiej, ale nadal to przeżywasz. Może lepiej tu zostań… - Nie – powiedziała. – Nie chcę tu być. Już kiedyś się załamałam i wytrwałam to w domu. Wyszłam z tego. Ale teraz rodzice nie dawali sobie rady. Znów ich tylko zmartwiłam. - Czy chodzisz do psychologa? – zapytał. - Chodziłam, ale się przeniósł – wyznała. – Dam sobie radę. Jak zawsze. - Nie – wyciągnął kartkę z kieszeni i napisał coś na odwrocie. – Proszę. Była to jego wizytówka. Na odwrocie był jego numer. - To mój numer komórki. Zadzwoń w każdej chwili. - Nie chcę z tobą gadać jak z psychologiem – rzekła zirytowanym tonem. Nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. - A prywatnie? Spojrzała na niego zdumiona. - Naprawdę chcesz? – zapytała szeptem. Uniósł dłoń i zaczesał jej kosmyk za ucho. - Nie straszna mi twoja choroba, jeśli o to się boisz. - Naprawdę? – niedowierzała. - Tak. Jeśli będziesz się bała zadzwonić… – powiedział nagle. - Napisz sms. Niektórzy wolą pisać niż mówić. - Ja wolę pisać – wyznała. - No to napisz. Będę czekał. - Lina? – usłyszeli głos Krisa. – Wszystko załatwione. Możesz się zbierać. - Dobrze – powiedziała. – To… - spojrzała znów na Subaru. – Dziękuję jeszcze raz. - Ja także dziękuję – odparł cicho.- Za co? - Za szansę.

Rozdział 2 Następnego dnia, po kolacji, Lina usiadła w pokoju i długo patrzyła na swoją komórkę. Nie mogła się zdecydować co robić. Dzwonić, czy nie? Wiedziała, że to od niej wszystko zależy. Czy skorzysta z jego pomocy. Czy zechce utrzymać z nim kontakt. Zrobiła sobie łóżko i zamknęła drzwi pokoju. Nie było sensu otwierać, skoro nikt nie przyjdzie ułożyć się w nogach. Nie myśl o tym. - Dobranoc! – zawołała i ułożyła się do snu. Ale sen nie nadchodził. Odkryła, że noce są dla niej najtrudniejsze. Za dużo czasu na myślenie. Wzięła do ręki komórkę. Już wczoraj, gdy wróciła do domu, wbiła jego numer do telefonu. Wzięła głęboki oddech i napisała: Jak myślisz, dlaczego noce są takie ciężkie? Wysłała i odłożyła telefon. Subaru siedział w swoim domu, oparty o kanapę, wpatrzony w zgaszony kominek. W jego ustach tlił się papieros, a obok stała szklanka z brandy. Zaśmiał się nagle. Nie ma co – świetny sposób na odreagowanie. Czy jego życie do końca będzie takie przeraźliwie puste? Drgnął, gdy usłyszał dźwięk sms-a. Westchnął i zgasił niedopałek. Pewnie znów jego sekretarka. Mógł się założyć, że doszedł kolejny pacjent. Wstał i wziął komórkę. Zmarszczył brwi widząc nieznany numer. Czyżby… Z bijącym sercem przeczytał: Jak myślisz, dlaczego noce są takie ciężkie?

Wziął głęboki oddech i walnął się w pierś. Czekał na tę wiadomość. Wziął mocny, kojący oddech i zastanowił się, co odpisać. Może dlatego, że umysł wtedy jest wolny i lata we wszystkie strony. Wysłał. Po chwili dostał odpowiedź: Tyle to się sama domyśliłam, Sherlocku. Zaśmiał się. Cwaniara. Napisał: Skoro to wiesz, po co się pytasz? A! Już wiem, szukałaś neutralnego tematu by zaczepić takiego wspaniałego faceta jak ja. Wysłał. I zaraz pacnął się w głowę. Stanowczo przesadzał. Żartował, ale nie wszystkie kobiety tak by to odebrały… Drgnął, gdy usłyszał nadejście wiadomości. Przeczytał: Wspaniałego? He,he, ty to masz ego chłopie! Wybacz, że nie padnę ci do stóp, przyjmij tylko moje wirtualne ukłony nad twą wielka postacią J Ile ty masz właściwie wzrostu? Gdy przestał się śmiać, odpisał: Już Cię widzę jak robisz te ukłony! Nie wiem czemu, ale jakoś nie umiem sobie Ciebie wyobrazić jak kłaniasz się komukolwiek :P Mam niecałe dwa metry, a co? A nic – odpisała. – Po prostu jeszcze nie widziałam takiego giganta J Masz rację, ja nie jestem raczej z tych, co się kłaniają. Ale jeśli by trzeba było… też byłoby trudno, ale dałabym radę :P Uśmiechnął się powoli i odpisał: Skarbie, mój wzrost to nie jedyne, co jest we mnie wielkie. Z chęcią ci to zademonstruję, jeśli ukłonisz się parę razy. Lina aż usiadła na łóżku. Poczuła siarczysty rumieniec na policzkach. Oż w mordę… nigdy nie prowadziła takiej rozmowy. Kiedy udało jej się w końcu uspokoić napisała: Chyba spasuję.

Hm? Czyżbyś się bała? – odpisał. Może zmieńmy temat – zasugerowała. Subaru przez chwilę patrzył na komórkę. Podejrzewał, że ją zawstydził. Zbyt długo nie odpisywała. Wiele by dał, by móc ją teraz zobaczyć. Uśmiechnął się i napisał: W porządku. Co masz na sobie? Lina przeczytała to i zrobiło się jej gorąco. Odpisała po minucie: Wiesz, że niegrzeczny z ciebie facet? Bardzo niegrzeczny – przyznał. – Ale musisz wybaczyć facetowi, który rozmawia z piękną kobietą. A ty znowu swoje – napisała. – Dlaczego ciągle to powtarzasz? Zastanówmy się… Może dlatego, że to prawda – stwierdził. Wzięła głęboki oddech, ale nim odpisała dostała wiadomość. Przeczytała: Dlaczego cały czas to podważasz? Nie mówiłbym tego, gdybym tak nie myślał. Wstał i poszedł do kuchni. Robiąc kanapkę, czekał na jej odpowiedź. W pewnym momencie pomyślał, że nie odpisze, ale wtedy dostał widomość: Nikt mi nigdy tego nie powiedział. Z wrażenia aż usiadł. Ty mówisz poważnie? … A jak, kuźwa, myślisz? – odpisała zirytowana. – Co sobie myślisz, że moja choroba wzięła się z powietrza? Opowiedz mi o tym, proszę – napisał od razu. Nie ma o czym mówić – odparła. – Było, minęło. Jesteś tego pewna? – zapytał. Nie – odpisała szczerze. – Ale nie mam ochoty o tym pisać. Za długo już staram się z tym pogodzić. Jesteś pewna, że nie chcesz o tym pogadać?

Może innym razem. Teraz chciałabym móc zasnąć i już nie myśleć. Jesteś teraz w łóżku? Tak, a co? Poproś kogoś, żeby ci zrobił masaż, to pomaga. Masaż? – powiedziała do siebie i zachichotała. Odpisała z uśmiechem godnym chochlika: Czyżbyś się oferował? No nie wiem… Jak szybko możesz się tu zjawić? Aż go zatkało. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. W końcu zaśmiał się i odpisał: Proszę, proszę. I kto tu jest niegrzeczny? Ja nigdy nie powiedziałam, że jestem grzeczna – padła odpowiedź. Przymrużył oczy, wpadając na pewną myśl. Czy mogę o coś spytać? Jeśli o kolor mojej bielizny, to odpowiadam – namęcz się sam. Zaśmiał się, ale napisał: Nie o to, ale faktycznie chciałem się w końcu o to spytać. Chciałem zapytać, czy na co dzień jesteś grzeczna? … Zawsze L - odpisała. Pokiwał głową na tę odpowiedź. Tak podejrzewał. Nie spotkałaś nigdy nikogo, przy kim mogłabyś być niegrzeczna? Wstał i zaczął spacerować. Co mu bije? Dlaczego prowadzi z nią taką rozmowę? Nigdy nie rozmawiał tak z żadną kobietą nie widząc jej reakcji. Zaczęło go irytować to, że nie siedzą gdzieś we dwoje i nie patrzą sobie w oczy. Nadszedł sms. Rzucił się do telefonu i przeczytał: Ja… nigdy nie prowadziłam takiej rozmowy. Nikt nigdy… nie zachowywał się tak w stosunku do mnie. Klapnął na siedzenie. A więc nie mógł się mylić. Wnioski, które mu się nasuwały były aż zbyt trudne do zaakceptowania. Dziewczyna, która miała dwadzieścia sześć lat, która wręcz

skradła mu serce była… Poczuł irracjonalna złość i napisał do niej: Czy faceci są ślepi? Jakim cudem nie padają ci do stóp? To po prostu rzeczywistość – odpisała niemal natychmiast. – Zainteresowanie kończy się już w momencie, gdy ze mną rozmawiają. A jeśli jakiś wytrwa pierwsze spotkanie, to na drugim się kończy. Westchnęła, gdy zdała sobie sprawę, że znów się nad sobą użala. Położyła się na poduszce, ale zaraz poderwała głowę, bo rozdzwoniła się jej komórka. Przełknęła ślinę widząc, że to on. Telefon dzwonił i dzwonił, aż w końcu przezwyciężyła strach i odebrała. - Tak? – zapytała cicho. - Nie wiem, jakich debili znałaś wcześniej – jego głos wibrował z wściekłości. – Ale nie waż się mnie z nimi mylić. - Ja… - Lina, powiedz mi, dlaczego to napisałaś. Jakim cudem oni… - Kiedyś wyglądałam trochę inaczej – wyznała cicho. – Miałam trądzik… i moje zęby były brzydkie z powodu leków. To skutecznie odstraszało ode mnie facetów – mówiła przybita. – Teraz wyglądam trochę lepiej, ale gdybyś zobaczył mnie wtedy, pewnie nawet byś do mnie nie podszedł… - Dość – rozkazał. - Ani słowa więcej. Posłuchaj mnie uważnie. Podszedłem do ciebie, bo ujął mnie twój smutek i ból. Nie mogłem przejść obok widząc twoje cierpienie. Gdy zobaczyłem twoje oczy, wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. - Moje nalane od leków oczy? – zapytała. - Jestem psychologiem, kochanie – powiedział. – Potrafię dostrzec duszę człowieka dzięki jego oczom. Widzieliśmy się tylko chwilkę, ale wiem, że kryjesz w sobie siłę i jakąś małą cholerę. Zachichotała, na co liczył. - Proszę nie myśl tak – poprosił. – Nie pozwól wygrywać przeszłości. Liczy się przyszłość. - Masz rację – przyznała, czując w końcu spokój. – Dziękuję.

- Jeśli chcesz podziękować – zaczął nagle sugestywnym tonem – to powiedz mi, co masz na sobie. - Jezu, jesteś niepoprawny – rzekła czerwona. Zaśmiał się. - Zgadza się – stwierdził. – A więc jak? - Pożegnamy teraz tego niegrzecznego pana – stwierdziła. - Niedobra – stwierdził i zaśmiał się lekko. – Dobrze, połóż się spać i odpocznij. Dobranoc maleńka. - Subaru? - Tak? - Dziękuję. W słuchawce na chwilę zaległa cisza. - Za co mi tym razem dziękujesz? Uśmiechnęła się. - Za miłą rozmowę. - Maleńka – szepnął. – Ja też dziękuję. - No to pa – powiedziała. - Zaczekaj. - Tak? - Napiszesz jutro? - Och – jej serce wykonało koziołka. – Chcesz ze mną jutro rozmawiać? - Tak. - Dobrze – chwilkę się namyślała. – Ale ty jutro napiszesz. Zaśmiał się.

- Twarda sztuka z ciebie. Dobrze, jutro ja napiszę. Między pacjentami mam lukę - odezwę się. - Dobrze. To… do jutra. - Do jutra. Słodkich snów. - Dobranoc – szepnęła i rozłączyła się. Padła na poduszkę i zamknęła oczy. Zasnęła z uśmiechem i po raz pierwszy od śmierci Xeny nie śnił jej się żaden k

Rozdział 3 Leżała na łóżku ziewając. Obudziła się pięć minut wcześniej, zadowolona i rozmarzona. - Lina? – Will usiadła obok niej na łóżku i przyjrzała jej. – Z czego jesteś tak zadowolona? - Miałam miły sen – powiedziała, nie chcąc się zdradzać z wieczornej rozmowy. – Wiesz, każdemu się zdarzają. - Ale ty jesteś rozanielona – zauważyła. Blondwłosa zaczerwieniła się. - Przesadzasz – podniosła się. – A teraz znikaj, chcę się ubrać. Mała zmrużyła oczy. - Coś kręcisz. - To ty kręcisz – stwierdziła i szturchnęła ją żartobliwie. – Znikaj. Jeszcze przez chwilę ją obserwowała, ale w końcu wzruszyła ramionami i poszła. Lina ubrała się i wyszła z pokoju. - Lina? – mama nie wierzyła własnym oczom. – Ty… Spojrzała na siebie. Założyła błękitną bluzkę trzy-czwarte z misiem z przodu, ciemne dżinsy i bluzę w moro. - Co? Mam plamę? – zapytała. Matka pokręciła głowa i uśmiechnęła się szczęśliwa. - Nie. Wyglądasz… dobrze – odwróciła się i wytarła łzę. Jej córeczka w końcu zaczęła o siebie dbać. - Głodna? - Nie – pokręciła głową. – Muszę schudnąć – skrzywiła się. – Ostatnio znowu przytyłam.

Liliana spojrzała na nią w osłupieniu. - Ty? Odchudzać? Zawsze mówiłaś, że to nie dla ciebie. - Tak, ale po lekach przytyłam do sześćdziesięciu kilo. Znowu – westchnęła. – Wiem, że niektórzy po lekach tyją ponad dwadzieścia kilo, a ja najwięcej tylko dziesięć, ale i tak jestem zbyt okrągła. Zobacz – złapała za fałdkę i się skrzywiła. – Tu mam zdecydowanie za dużo. - W takim razie proponuję byś wróciła do rowerka – podpowiedziała. – Nawet nie musisz wychodzić z domu. - No niby tak, ale… - Dobrze, postaram się pomóc i będę lżej gotować – powiedziała. Uśmiechnęła się i uściskała mamę. - Dziękuję. - Proszę kochanie. Cieszę się, że czujesz się lepiej. W czasie obiadu Liliana zauważyła, że obok córki leży komórka. - Ktoś ma zadzwonić? – zapytała. Lina podskoczyła zażenowana. - Tak, ma, ale nie wiem, czy napisze – wyznała. - Poznałaś kogoś? - Tak – przyznała. - A gdzie? - W zakładzie. - Liliana chciała coś powiedzieć, ale dokończyła szybko: - Ale to nie pacjent, nie bój się. - Ach – na twarzy Liliany pojawił się porozumiewawczy uśmiech. – Fajny chociaż? - Nieziemski – wyznała, bo to była nie tylko mama, ale i jej najlepsza przyjaciółka. - Czyżby przystojny pan doktor? - zapytała. Zapłonęła jej twarz.

- Mamo – skarciła ją. Liliana wybuchła śmiechem. - Jaki pan doktor? – zapytała Will. – To z nim rozmawiałaś wieczorem? Przy stole zaległa cisza. Lina próbowała coś powiedzieć, ale miała problem z cieśnieniem krwi. - Słyszałam twoją komórkę wieczorem, jak dzwoniła. Mam pokój obok, jeśli nie zapomniałaś – Will nie dawała za wygraną. Kris, który siedział cicho, w końcu się odezwał: - Dzwonił do ciebie? - Tak – wyznała w końcu. – Dał mi swój numer telefonu i wysłałam mu sms-a. Znów cisza. W końcu wszyscy buchnęli śmiechem. - Brawo kochanie – Liliana ją uściskała. – Nie mówiłaś, że dał ci numer. I jak się z nim rozmawiało? - Dobrze – wyznała. – Uspokoiłam się i zasnęłam spokojnie. - Wiedziałam, że coś się wydarzyło – zauważyła Will. - Przepraszam, że nie powiedziałam, ale… - Spokojnie – machnęła ręką. – A fajny chociaż? - Bardzo przystojny – wtrąciła Liliana, ale zaraz zdębiała. – Lina, on jest psychologiem? - Tak – przyznała. - I… on ci pomógł? Liny trybiki od razu skojarzyły i wybuchnęła śmiechem. - Nie bój się, nie flirtuję ze swoim psychologiem – śmiała się. – Zresztą on zajmuje się głównie przestępcami. To psycholog kryminalny. - To co on tam robił? – zaciekawił się Kris, który był z zawodu policjantem. – Znam tego faceta? - Nie wiem, może o nim słyszałeś. Wiem, że nazywa się Subaru Soldat…

Kris gwałtownie wciągnął powietrze. - Mówisz poważnie? To był Subaru Soldat? Ten facet jest znany w całym kraju. Wszyscy wręcz się do niego dobijają. Pomógł przy niejednej sprawie. Ponoć ma też niezłą smykałkę do elektroniki. - Serio? – poczuła jakąś dumę w środku. Dumę z jego osiągnięć. - Ale numer, że zakręciłaś się koło takiego gościa… - To on się zakręcił koło mnie – wyznała. - To jeszcze lepiej – wzrok Krisa błysnął dumą. Nagle rozległ się sygnał wiadomości. Lina podskoczyła i wzięła komórkę. Wciągnęła głęboko powietrze i przeczytała. Will i Liliana patrzyły jej przez ramiona. Witam Piękną Panią. Jak minęła noc? Ja po raz pierwszy od dawna miałem piękny sen. Chcesz wiedzieć, co mi się śniło? - Piękna Pani – Liliana uśmiechnęła się znacząco, a Will zachichotała. Lina spiorunowała je wzrokiem. Opowiedz – napisała. – Ale muszę cię ostrzec, że siostra i mama patrzą mi przez ramiona. Wysłała. Odpowiedź nadeszła błyskawicznie: Witam Panie. Chciałem Was wszystkie pozdrowić i podziękować za to, że opiekujecie się Liną. Proszę mi wybaczyć, ale mój sen jest zarezerwowany dla Liny, jeśli rozumiecie, o co mi chodzi :) Dlatego Maleńka proszę umknąć do pokoju, jeśli możesz. Liliana spojrzała na Linę chytrze. A gdy zobaczyła jej siarczysty rumieniec pogłaskała ją po plecach. - Chyba mu się podobasz. Powiem więcej, na pewno mu się podobasz. - On ma takie teksty… - zaczęła. - Miłe teksty – powiedziała. – Jak prawdziwy mężczyzna, nie te ciepłe kluchy z jakimi rozmawiałaś do tej pory. Daj mu szansę i nie bój się. Będziemy cię wspierać. - Tak – Will pokiwała głową. – Ale musisz mi mówić, co się dzieje.

- Jeszcze czego – rzuciła żartobliwie. – Dziękuję wam. Cieszę się, że was mam. - Wzięła głęboki oddech i wstała. - Idę odpisać. - Liczymy na jakieś szczegóły! – zawołała Liliana. - Marzenia – odkrzyknęła. Liliana spojrzała na Krisa, który trząsł się z tłumionego śmiechu. - Może jednak coś dobrego wyniknie z tego szpitala – powiedział. - Tak – przyznała. – Byle się tylko nie rozczarowała. - A dlaczego by miała? – zapytała Will. - Nie wiem. Ona go nie zna – powiedziała. – To mądra dziewczyna, ale ten chłopak jest bardzo przystojny. Nie wiemy, czy kogoś przypadkiem nie ma. - Nie miał obrączki – zauważył Kris. Liliana uniosła brew. - Ty swojej też nie nosisz. - Co nie znaczy, że cię nie kocham – burknął. – Coś by się mogło jej stać w pracy. - Tak, tak – mruknęła i dodała głośniej: – To kto dziś myje naczynia? Lina rozsiadła się na łóżku i napisała: Możesz już opowiadać. Nadeszła odpowiedź: Jesteś sama? Tak. Cóż takiego ci się śniło, że nie mogły tego widzieć? No cóż, nie chciałem, by czytały o wszystkich rzeczach jakie ci robiłem we śnie. Z udziałem rąk, ust i języka. Znowu zrobiło się jej gorąco. Chryste panie, ty to robisz specjalnie, prawda? Chcesz mnie zaszokować? Hm, być może – przyznał. – Ale to dlatego, że tak słodko reagujesz.