Livianes

  • Dokumenty171
  • Odsłony54 142
  • Obserwuję40
  • Rozmiar dokumentów308.6 MB
  • Ilość pobrań31 073

Bradford Chris - Młody Samuraj 6 - Krąg ognia

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Bradford Chris - Młody Samuraj 6 - Krąg ognia.pdf

Livianes EBooki Bradford Chris Młody Samuraj
Użytkownik Livianes wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 244 stron)

Młody Samuraj Krąg ognia Spis treści Okładka Karta tytułowa Zajrzyj na strony Wserii Mapa Dedykacja List 1 Skostniały zzimna 2 Ryż 3 Neko 4 Czarny księżyc 5 Siedmiusamurajów 6 Pożar 7 Dziecko 8 Uprowadzone 9 Werbunek 10 Stary przyjaciel 11 Pomocny mnich 12 Rozszczepiona strzała 13 Hayato 14 Yuudai 15 Zbyt mało czasu 16 Biały cień 17 Armia dzieci 18 Dowódca zmusu 19 Zinspiracji ninja 20 Oczami wroga 21 Jak pies zkotem 22 Linie obronne 23 Mieczsamuraja

24 Mroczna tajemnica 25 Rozłam 26 Samurajska szkoła 27 Kolczaste krzewy 28 Przegrana sprawa 29 Poszukiwany 30 Zwiad 31 Po śladach 32 Akuma 33 Pożar 34 Ratunek 35 Walka wśród ognia 36 Lodowy grób 37 Uzdrawianie 38 Słomiani wojownicy 39 Okrzyk bojowy 40 Wątpliwości 41 Strach 42 Nocna straż 43 Najazd 44 Młyn 45 Most 46 Lód 47 Umowa 48 Groza 49 Śmierć od kuli 50 Próba zabójstwa 51 Egzekucja 52 Płonący stos 53 Odwrót 54 Krąg ognia 55 Otoczeni przezwroga 56 Shakujō 57 Staw 58 Koniec koszmaru

59 Łzy i radość 60 Kobany 61 Zbiegowie Informacje na temat źródeł Imiona postaci Słownik japoński Podziękowania Karta redakcyjna

Zajrzyj na strony: www.mlodysamuraj.pl Poznaj kolejne tomy wserii MŁODY SAMURAJ www.nk.com.pl/mlody-samuraj/158/seria.html www.nk.com.pl Znajdźnas na Facebooku www.facebook.com/WydawnictwoNaszaKsiegarnia

W serii Młody samuraj: Droga wojownika Droga miecza Droga smoka Krąg ziemi Krąg wody Krąg ognia W przygotowaniu: Krąg wiatru

Dla mojego syna Zacha, który jestogniemnaszego życia

List Japonia, 1614 Najdroższa Jess! Mam nadzieję, że ten list kiedyś trafi wTwoje ręce. Z pewnością przez te wszystkie lata uważałaś mnie za zaginionego na morzu. Bez wątpienia ucieszy Cię wieść, że jestemżywy i wdobrymzdrowiu. W sierpniu 1611 roku dotarłem z ojcem do Japonii, lecz ze smutkiem muszę donieść, że zginął podczas atakupiratówna nasz statek. Ja jedyny ocalałem. Ostatnie trzy lata spędziłem pod opieką japońskiego wojownika Masamoto Takeshiego w jego szkole dla samurajów w Kioto. Odnosił się do mnie z wielką życzliwością, lecz mimo to nie było mi lekko. Ninja zwany Smoczym Okiem próbował wykraść rutter (na pewno pamiętasz, jak ważny był dla ojca ten dziennik nawigacyjny). Misja zakończyła się sukcesem. Na szczęście z pomocą samurajskich przyjaciół zdołałemodzyskać tenwyjątkowy skarb. Ten samninja zabił naszego ojca. I choć to niewielka pociecha, mogę Cię zapewnić, że morderca już nie żyje. Sprawiedliwości stało się zadość. Jego śmierć nie wróci nam jednak taty – bardzo za nim tęsknię i brakuje mi jego radi opieki. W Japonii wybuchła wojna domowa i cudzoziemcy tacy jak ja nie są już mile widziani. Stałem się zbiegiem. Muszę uciekać, by ocalić głowę. Obecnie podróżuję na południe przez tendziwny i egzotyczny kraj do Nagasaki, licząc na znalezienie tamstatkuudającego się do Anglii. Droga Tokaido, którą wędruję, jest jednak pełna niebezpieczeństw, a moim śladem podąża wielu wrogów. Nie boję się o własne bezpieczeństwo. Masamoto wyszkolił mnie na samurajskiego wojownika

i będę walczył, by wrócić do domu– i do Ciebie. Pewnego dnia, mamnadzieję, będę Ci mógł osobiście opowiedzieć o swoichprzygodach... Nimsię jednak spotkamy, droga siostro, niechCię Bóg ma wswojej opiece. Twój bratJack PS Już po napisaniu tego listu, pod koniec wiosny, zostałem porwany przez ninja. Odkryłem, że wbrew temu, czego mnie uczono, nie są wrogami. Prawdę mówiąc, zawdzięczamimżycie. Podzielili się ze mną też wiedzą o pięciu kręgach, czyli pięciu potężnych siłach wszechświata – żywiołach ziemi, wody, ognia, wiatrui nieba. Znamteraz sztukę ninjutsuprzewyższającą wszystko, czego się nauczyłemjako samuraj. Okoliczności śmierci Ojca, sprawiają jednak, że wciąż nie potrafię przyjąć do końca Drogi Ninja...

1 Skostniały z zimna Japonia, zim a 1614 Kończyny Jacka kompletnie zesztywniały. Było mu tak zimno, że już nawet nie dygotał. Wyłącznie dzięki sile woli stawiał krok za krokiem, walcząc zzadymką. Gorzko żałował decyzji, by powędrować górskim szlakiem. Prawda, uniknął samurajów szoguna, leczledwie zdołał pokonać przełęczFunasaka. Wnocy pogoda się załamała, co zmusiło go do zejścia ze zbocza góry. Lodowate podmuchy niczym noże przenikały skórę przez jedwabne kimono. Chłopak objął się ramionami, by zatrzymać resztki ciepła, i pochylił głowę przed wichrem; cienki słomiany kapelusz był nędzną ochroną przed zacinającym śniegiem. Na biodrze grzechotały mu dwa samurajskie miecze o czerwonych rękojeściach, prezent od jego przyjaciółki Akiko. Na plecach niósł tobołek skrywający czarną perłę od dziewczyny, pięć gwiazdek shuriken i, co najważniejsze, rutter ojca – bezcenny dziennik nawigacyjny, który chronił z narażeniem życia. Bez względu jednak na to, jak wartościowe były dla niego te przedmioty, obecnie zdawały się niczym ołowiany ciężar zawieszony uszyi. Przemarznięty, znużony i głodny czuł, jak opuszczają go resztki sił. Podniósł wzrok, by się zorientować w okolicy, lecz nic nie zdołał zobaczyć. Krajobraz ginął pod grubym białym kobiercem, niebo przesłaniały szare chmury ciągnące się po horyzont. Za plecami Jacka samotny ślad stóp ginął jużpod warstwą świeżego śniegu. „Przynajmniej zszedłem z góry – pomyślał, rozglądając się po bezkresnej, monotonnej

płaszczyźnie równiny Okayama. – Może powinienem chwilę odpocząć. Pozwolić, by śnieg zasypał moje ciało. Nikt by mnie nie znalazł, nawet Kazuki...”. Otrząsnął się. Nie może się poddawać podobnymszkodliwymmyślom. Przemagając wyczerpanie, skupił się na nadziei płonącej wjego sercu: że wróci do domu, do siostry Jess. Od rozstania z przyjaciółmi – samurajem Roninem i złodziejką Haną – posuwał się szybko, zmierzając do Nagasaki, portu na południu Japonii, gdzie miał nadzieję znaleźć statek zmierzający do Anglii. Cudownym zrządzeniem losu zdołał pokonać bez szwanku przedmieścia Osaki. Potem ruszył gościńcem wzdłuż wybrzeża, omijając posterunki samurajskie, aż dotarł do miasteczka i zamku Himeji. Tutaj popełnił pierwszy błąd. Ponieważ kończyły mu się zapasy, zaryzykował i za ostatnie monety kupił na targu nieco ryżu. Samuraje szoguna byli jednak wszędzie – wypatrywali cudzoziemców, a szczególnie samuraja gaijina. Choć Jack starał się zasłaniać twarz, został zauważony i musiał uciekać. Przez następne trzy dni oddziały samurajów tropiły go bezlitośnie. Zdołał je zgubić dopiero, gdy używając sztuki ukrycia ninja, opuścił przybrzeżny gościniec i zaszył się głęboko wgórach. Wyglądało jednak na to, że ta decyzja będzie go kosztować życie. Modląc się o znalezienie schronienia, Jack brnął na oślep przez burzę śnieżną. Dwa razy upadł na ziemię, lecz się podniósł. Za trzecim razem jego ciało po prostu się poddało – brak pożywienia, snu i ciepła zebrał swoje żniwo. Śnieg szybko zaczął pokrywać jego zmarzniętą postać. Leżąc pod coraz grubszą warstwą bieli, usłyszał w pamięci cichy głos swojego przyjaciela Yoriego... „Siedemrazy wdół, osiemrazy wgórę!”. Mantra, która ocaliła go dwa lata wcześniej podczas międzyszkolnego turnieju sztuk walki Taryu-Jiai, rozbrzmiewała razpo razi corazgłośniej. „Siedemrazy w dół, osiem razy W GÓRĘ! Siedem razy w dół, OSIEM RAZY W GÓRĘ! SIEDEM RAZY WDÓŁ, OSIEM RAZY WGÓRĘ!”. Lekcja, by nigdy się nie poddawać, zapadła mu tak głęboko wduszę, że chłopak pokonał słabość ciała. Zebrawszy resztki energii, z trudem wstał; śnieg osypywał mu się z ramion. Pełen determinacji, by się nie poddawać, miał wrażenie, że dostrzegł w dali migotliwy pomarańczowy płomyk lampki oliwnej. Chwiejnie ruszył w kierunku światła; w zasięgu jego wzroku pojawiało się więcej latarni, ażwkońcuzzawiei wynurzyło się całe miasteczko. Choć Jack unikał śladów ludzkiej obecności, teraz desperacja pchnęła go naprzód. Ostatnim wysiłkiem zatoczył się pod osłonę najbliższego budynku i przycupnął w rogu werandy, chroniąc się przed porywistymwiatrem. Kiedy doszedł do siebie, rozejrzał się. Światła wylewały się na ulicę zapraszającymi łukami, a ciepły poblask ognia wabił znużonych

podróżnych do licznych gospód i jadłodajni ciągnących się wzdłuż drogi. Do uszu chłopaka dolatywały śmiechy i pijackie śpiewy, gdy niewielkie grupki samurajów, gejsz, kupców oraz mieszkańców miasteczka przemykały śpiesznie wśród drewnianych, obitych listewkami budynków wposzukiwaniurozrywki i uchodząc przed zadymką. Leżący bez sił Jack uświadomił sobie, że znajduje się całkowicie na widoku i wkrótce ktoś zwróci na niego uwagę. Otrząsnął się z otępienia, nasunął kapelusz głębiej na twarz i wszedł do miasteczka, zachowując się jak inni samuraje. Jego zmysły zaatakowały aromaty gotowanego ryżu, sosu sojowego i ryb na parze. Po prawej zobaczył częściowo odsunięte shoji. Wokół ognia buzującego na palenisku siedziało trzech wojowników, wlewając sobie do gardeł sake i pakując do ust hojne porcje ryżu. Jack nie pamiętał, kiedy ostatnio jadł przyzwoity posiłek. Przez ostatni tydzień był zmuszony żywić się tym, co udało mu się zdobyć. Zima jednak to pora głodu. Z początku zdołał upolować shurikenemwiewiórkę; poza tymjednak nic nie znalazł, bo śnieg zagnał wszystkie zwierzęta do kryjówek. Gdy jeden z samurajów zasunął shoji, przesłaniając widok, chłopak uświadomił sobie, że pożywienie to wtej chwili najważniejsza dla niego sprawa. Nie mając jednak grosza przy duszy, był zmuszony żebrać, uciec się do wymiany albo kraść. Narazzderzył się zczymś twardym; siła uderzenia niemal zbiła go znóg. – Uważaj! – warknął tęgi samuraj wtowarzystwie młodej gejszy o pobielonej twarzy; dziewczyna wybuchnęła niepowstrzymanymchichotem. – Sumimasen– przeprosił Jack po japońskui skłonił się zszacunkiem. Kłopoty to ostatnia rzecz, jakiej pragnął. Niepotrzebnie się obawiał. Samuraj był pijany i bardziej go obchodziło dotarcie do kolejnej gospody niżprzypadkowy przechodzień. Kawałek przed nim odsunięto gwałtownie drzwi gospody; wyleciało przez nie trzech mężczyzn. Zwnętrza dobiegła salwa śmiechu, kiedy wylądowali twarzami wśniegu. – I nie ważcie się wracać! – ryknął gospodarz, wytarł dłonie i zhukiemzatrzasnął drzwi. Mężczyźni pozbierali się z ziemi i przygnębieni otrzepali ubrania. Odziani w wytarte bluzy i spodnie wyglądali na żebrakówlub ubogich farmerów. Kimkolwiek byli, dla Jacka stało się jasne, że wmiasteczkunie żywiono współczucia dla włóczęgów. Nieznajomi ruszyli wjego stronę. Choć nie wyglądali na wojowników, górowali nad nimliczebnie, a biorąc pod uwagę osłabienie chłopaka, stanowili dla niego zagrożenie. Kiedy znaleźli się bliżej, odruchowo sięgnął po miecze. W zgrabiałych palcach ledwie mógł utrzymać katanę i powątpiewał, czy zachował dość sił, by odeprzeć atak. – Rusz się! – burknął prawdopodobny przywódca grupki o skwaszonym wyrazie twarzy, zapadniętychpoliczkachi wąskich, spierzchniętychwargach.

Pchnął naprzód najmłodszego towarzysza. Jack nie ustąpił pola. Nerwowy młodzieniec bezzęba, zodstającymi uszami, zapytał: – Jesteś panie... roninem? Jack skinął tylko, potwierdzając, że jest samurajem bez pana, i chciał ruszyć dalej. Młodzieniec jednak zastąpił mu drogę. Chłopak stężał przygotowany na wszystko, tymczasem natręt zbierał odwagę do następnego ruchu. Wziął głęboki oddechi wyrzucił gwałtownie: – Szukaszpracy?

2 Ryż Jack oniemiał na tę propozycję. – Możemy ci zapłacić – włączył się trzeci, najstarszy mężczyzna, któremu na łysej czaszce pozostało zaledwie parę pasmwłosów. Chłopak się wahał. Bez wątpienia potrzebował pieniędzy. Ale patrząc na nędzną powierzchowność nieznajomych, wątpił, by stać ich było na zapłacenie KOMUKOLWIEK. A nawet jeśli, przyjęcie zlecenia wydawało się zbyt wielkim ryzykiem. Jak mógłby im zaufać? Musiałby zdradzić swoją tożsamość. W podróży nastąpiłaby kolejna zwłoka. Poza tym propozycja najpewniej była pułapką. Pokręcił głową, zbierając się do odejścia. – Proszę... wysłuchaj nas – nalegał starzec; na jego pomarszczonej twarzy malował się błagalny i pokorny wyraz. – Przynajmniej zjedzznami kolację. Mamy świeżo ugotowany ryż. Jackowi na samą myśl zaburczało w brzuchu. Zresztą desperacja mężczyzny wydawała się szczera. Co może stracić, jeśli ich wysłucha? Głód wziął górę nad rozsądkiem i chłopak przyjął propozycję. – Ale nic nie obiecuję – dodał. – Rozumiemy – odparł przywódca, kłaniając się na znak zgody. – Chodźtędy. Bocznym zaułkiem ruszył za całą trójką do walącego się składu na skraju miasteczka. Znapiętymi do granic zmysłami rozejrzał się, szukając oznak świadczącycho zasadzce – śladówstóp prowadzących w ciemną uliczkę; śniegu strąconego z dachu; budynku, zza którego mógł nadejść niespodziewany atak. Leczjeśli wokolicy znajdowali się wrogowie, dobrze się ukryli.

Mężczyzna o skwaszonym wyrazie twarzy pchnął rozchybotane drzwi i wszedł pierwszy. Jack zawahał się w progu, próbując ocenić niebezpieczeństwo we wnętrzu. Lecz w środku było ciemno choć oko wykol i poczuł jedynie odór gnijącej słomy. – Wybacz, panie – odezwał się starzec, pokornie zapraszając go dalej. – Ale to jedyna kwatera, na jaką nas stać. Zapłonął ogarek świecy; słaby płomyk oświetlił spartańskie pomieszczenie z glinianą polepą i prostą drewnianą platformą do spania. Młodzieniec zamknął drzwi, kiedy przywódca wskazywał gościowi, by usiadł na podwyższeniu. Jack zdjął z ramienia tobołek, wyjął miecze i położył je blisko, w zasięgu ręki. Trzej mężczyźni uklękli przed nimna ubitej ziemi. – Nazywam się Toge – przedstawił się przywódca, pochylając głowę. – Jesteśmy farmerami zwioski Tamagashi. To jest Sora... – starzec się ukłonił – ...a chłopak ma na imię Kunio. Młodzieniec uśmiechnął się szeroko, pokazując szczerby, i padł na twarz przed Jackiem. Zerkając spod ronda kapelusza, chłopak stwierdził teraz, że Kunio jest niewiele starszy od niego. Mógł mieć szesnaście, najwyżej siedemnaście lat. Jack kiwnął głową na znak, że usłyszał, postanawiając nie zdradzać własnego imienia. Musiał zachować ostrożność, póki nie pozna zamiarów nieznajomych, lecz zarazem nie chciał ich okłamywać. Zapadła niezręczna cisza i trzej farmerzy poruszyli się ze skrępowaniem, bo tajemniczy samuraj budził wnichcorazwiększy niepokój. – Ryżzarazbędzie – zapewnił pośpiesznie Sora, wskazując odległy kąt magazynu. Dopiero wtedy Jack zauważył czwartą osobę wpomieszczeniu; najwyraźniej zmęczenie przytępiło jego czujność wojownika. Sięgnął po wakizashi, lecz gdy przyjrzał się uważniej, opuścił rękę. Ukryta w cieniu dziewczyna schylała się nad dogasającymi węglami niewielkiego ogniska. Nabrała porcję ryżuzpoobijanego garnka, przydreptała drobnymi kroczkami i podała Jackowi miskę. Drobna, chuda czternastolatka w wytartym kimonie miała rozczochrane, krótko ścięte czarne włosy i okrągłą bladą buzię, która pod grubą warstwą brudumusiała być śliczna. Jack zauważył, jak spojrzenie jej podobnychdo kocichoczubłyskawicznie przeskoczyło zniego na farmerów, zdradzając żywą inteligencję nieznajomej skrywającą się pod nędzną powierzchownością. Toge niecierpliwie machnął ręką i dziewczyna wróciła do paleniska. W milczeniu napełniła jeszcze trzy miski i rozdała je farmerom. – Proszę, jedz– zachęcił mężczyzna bezuśmiechu, zzaciśniętymi wargami. – Dziękuję – odparł chłopak, starając się nie połknąć wszystkiego naraz. Nie może sprawiać wrażenia zbyt zdesperowanego. Nie zaproponowano mu pałeczek, więc użył palców. Jednak gdy tylko poczuł ryż na języku, sapnął z wdzięcznością i energicznie zabrał się do jedzenia.

– Smakuje? – spytał Sora ze szczerymzadowoleniemna twarzy. Jack pokiwał głową. Nie umiejąc się powstrzymać, wpakował sobie do ust resztę ryżu; pochłonął zawartość miski wkilkuwielkichkęsach. Sycące ziarna rozgrzały mużołądek i nieco go ożywiły. – Zjedzjeszcze – namawiał Sora, ignorując zirytowane spojrzenie Togego. Starzec dał znak dziewczynie, która wzięła od Jacka miskę i napełniła ją ponownie. Zaspokoiwszy największy głód, chłopak nie śpieszył się z jedzeniem dokładki. Nie chciał napchać sobie brzucha tylko po to, by zarazzwymiotować. – A więc w jakim celu potrzebujecie usług samuraja? – spytał świadomy, że przyszła pora, by wypełnił swoją część umowy. – Żeby przypilnował naszego składu z ryżem – wyjaśnił Toge, miarowo przeżuwając ryż, jakby każde ziarenko miało być ostatnim. – Nie wydaje się to zajęciemdla wojownika. Farmer przełknął szybko i odparł: – O, zapewniamcię, że jest. – Ryżjest dla nas bardzo cenny – dodał Sora. – Bez niego wioska nie przetrwa, więc nie możemy być nazbyt ostrożni, szczególnie zimą. – Zatemzłodzieje często się pojawiają? – spytał Jack. – Razna czarny księżyc – wtrącił się Toge, odstawiając pustą miskę. Chłopak zastanawiał się chwilę. – Daleko stąd do waszej wioski? Kiedy wieśniak opowiadał o jej odległym położeniu na skraju równiny Okayama, Jack zauważył, że podczas gdy jego miska jest nadal w połowie pełna, towarzyszom pozostała zaledwie odrobina ryżu. Obejrzał się na dziewczynę i zobaczył, jak wyskrobuje z garnka zaschnięte resztki. Nagle ogarnęła go fala wyrzutówsumienia; uświadomił sobie, że zjada ichzapasy. Choć chętnie pochłonąłby co najmniej pięć kolejnych porcji, wstał i ofiarował służącej swoje jedzenie. Spojrzała zaniepokojona i zmieszana. Uniosła garnek, pokazując, że jest pusty, i pokręciła głową na znak, że więcej nie ma. – Dla ciebie – wyjaśnił Jack, podając jej miskę. Wydawało się, że dziewczyna nie rozumie japońszczyzny samuraja, więc włożył jej naczynie w dłonie. Teraz pojęła jego intencje; zerknęła na Togego, ale nie czekała na zgodę farmera. Posłała Jackowi szybki uśmiech i umknęła do swojego kąta. Trzej mężczyźni wymienili zdumione spojrzenia, zaskoczeni tymaktemhojności. – Widzicie? Wiedziałem, że jak na samuraja ma dobre serce – szepnął Sora do osłupiałego Kunio, przesłaniając usta dłonią. – Ale mógł dać go nam– mruknął półgłosemmłodzieniec.

Jack pochwycił wymianę zdań, udał jednak, że niczego nie słyszał. Usiadł z powrotem i zaczął rozważać możliwości. Farmerzy byli z nim szczerzy i poświęcili wszystko, co mieli, dla mglistej nadziei, że może zechce im pomóc. Jako samuraj związany kodeksem bushido czuł się zobowiązany uszanować ichpoświęcenie, choćby rozważając propozycję. Zadanie wydawało się proste i z pewnością miał wystarczające umiejętności, by się rozprawić z paroma złodziejami. Co więcej, istniały niewielkie szanse, by w środku zimy i bez zapasów zdołał samotnie zrobić większe postępy na drodze do Nagasaki. Najpierwmusiał odzyskać siły. Na drugiej szali jednak należało położyć zwłokę i ryzyko, że dogonią go samuraje szoguna – również Kazuki ze swoimbractwemnie mógł się znajdować daleko wtyle. – Pielgrzymuję wważnej sprawie – wyjaśnił. – Nie mógłbymzostać bardzo długo. – Nic nie szkodzi! – zawołał Toge, chwytając się cienia nadziei. – Potrzebujemy zaledwie miesiąca... do następnego nowego księżyca. Jack rozważył jego słowa. Wieś leżała z dala od bitych dróg, więc mało prawdopodobne, by wrogowie zdołali go odszukać przez ten czas. A gdy tylko niepogoda przeminie i szlaki znowu staną się przejezdne, nic go nie powstrzyma przed odejściem. – Co proponujecie wzamian? Trzej mężczyźni spojrzeli na siebie zmieszani. Toge zakasłał i wymamrotał: – Jesteśmy wieśniakami, możemy ci, panie, zapłacić jedynie ryżem. Dwa posiłki dziennie oraz miejsce do spania. Chłopak uświadomił sobie, że pozwoliłoby mu to odzyskać siły, lecz nędzne wynagrodzenie nie rozwiązywało problemuzapasów. Mężczyzna widząc, że potencjalny kandydat się waha, dodał pośpiesznie: – Trzy posiłki dziennie. I wszelka żywność potrzebna na drogę. Sora, chcąc jak najszybciej przypieczętować umowę, podsunął: – A może najpierwodwiedziszwioskę? Wtedy będzieszmógł się zdecydować. Propozycja przedstawiała się kusząco. Choć Jack wiedział, że najrozsądniej byłoby się NIE angażować, w jego ciężkim położeniu praktyczniejsze wydawało się przyjęcie zlecenia. Pytanie brzmiało: czy może zdradzić farmerom swoją tożsamość? Z tą kwestią jednak postanowił się zmierzyć, kiedy przyjdzie właściwy moment. Jeśli zareagują źle, będzie miał większe szanse uciec zodległej wioski niżzruchliwego miasteczka. Poza tym czy naprawdę miał wybór? Mógł przyjąć propozycję farmerów albo walczyć o przetrwanie w Okayamie, wrogim miejscu rojącym się od samurajów, gdzie z pewnością zostałby rozpoznany i wydany władzom. Zwrócił się do mężczyzni oznajmił: – Przyjmuję waszą ofertę.

3 Neko Sora i Kunio byli zachwyceni wiadomością. Toge okazywał mniej entuzjazmu, lecz Jack przypisał to jego kwaśnemucharakterowi. – Wyjedziemy rankiem– zdecydował Toge, wyciągając spod podwyższenia dużą słomianą matę. Położył ją obok chłopaka wrazzwiązką słomy. Trzej wieśniacy umościli się pod przeciwległą ścianą, przytuleni do siebie wposzukiwaniu ciepła, pozostawiając cały podest Jackowi. Ponieważbył samurajem, hierarchia japońskiego społeczeństwa dyktowała, by otrzymał najlepsze miejsce i największe wygody. Kiedy rozrzucał luźną słomę, tworząc legowisko, zauważył dziewczynę na tyłach przed składem, szorującą garnek w korycie pełnym wody pokrytej warstwą lodu. Choć pracowała bez skargi, Jack nie zazdrościł jej pozycji. Owinął matą znużone ciało, nasunął na twarz kapelusz i wygodnie się ułożył. Farmerzy zaczęli szeptać między sobą, lecz był zbyt wyczerpany, by się przysłuchiwać. Zaspokoiwszy głód, szybko odpłynął wsen. Ocknął się gwałtownie, czując, jak ktoś zdejmuje mu kapelusz. Odruchowo użył taijutsu – chwycił dłońnapastnika i wykręcił. Mimo to nakrycie głowy potoczyło się na ziemię; Jack znalazł się twarzą wtwarz z dziewczyną. Nie wydała dźwięku mimo bolesnego chwytu za nadgarstek, wjakim uwięził jej rękę. Patrzyła jedynie z bezbrzeżnym zdumieniem na jego jasne włosy, niebieskie oczy i białą skórę. Poluzował chwyt, mając nadzieję, że jej nie skrzywdził.

– Przepraszam, ale nie powinnaś była tego robić – szepnął, kiedy wciemności rozcierała rękę. Ją jednak bardziej interesowały jego blond loki. Wyciągnęła dłoń, dotknęła niesfornego pasma i rozpromieniła się, zachwycona jego miękkością. Jack uśmiechnął się także, ucieszony jej przyjazną reakcją. Zerknął nad ramieniemdziewczyny i przekonał się, że farmerzy nadal śpią głęboko; Kunio chrapał głośno jak prosiak. Dziewczyna oddała mukapelusz z pełnymszacunkuukłonem, potemcicho podreptała do swojego kąta i zwinęła się na podłodze, ani na moment nie odrywając oczu od jego twarzy. Nie wydawała się wystraszona i kuzaskoczeniuJacka nie zaalarmowała pozostałycho swoimodkryciu. „Może nie wie o dekrecie szoguna skazującym cudzoziemców na wygnanie z Japonii – pomyślał. – Ani o nagrodzie za schwytanie mnie żywego lub martwego”. To dodało mu otuchy. Może farmerzy także nie słyszeli nowiny. Jeśli tak, wioska mogła się okazać idealną, bezpieczną kryjówką. Kiedy nakrywał głowę, chcąc zasnąć znowu, modlił się, by reakcja wieśniaków na wieść, że jest samurajem gaijinem, okazała się równie pozytywna jak reakcja małej służącej. Jack wynurzył się ze składu z zapuchniętymi oczami i zesztywniały z zimna. Wczorajsza zadymka minęła i pokryty śniegiem krajobraz połyskiwał teraz w pierwszym słońcu kryształową bielą. Tego ranka śniadanie było skąpe – cienka zupa miso i filiżanka słabej zielonej herbaty – ale przynajmniej go rozgrzało. Sora, skruszony jak zwykle, obiecywał sutą kolację po dotarciudo wioski. Trzej wieśniacy traktowali go z takim samym ostrożnym szacunkiem jak ubiegłego wieczoru, więc chłopak zakładał, że służąca nie wspomniała o nocnymzajściu. Wlokła się na końcu, objuczona przyborami kuchennymi, gdy wszyscy pięcioro wyruszyli zmiasta przezrówninę Okayama. W głębokimdo kolan śniegu posuwali się wolno i z wysiłkiem. Jack zazdrościł farmeromgrubych słomianych butów, bo skarpetki i sandały, które miał na nogach, nie dawały wiele ochrony przed mrozem. Idąc, tupał mocno, próbując pobudzić krążenie krwi, póki nie spostrzegł, że nieszczęsna dziewczyna jest boso. Brnęła przez śnieg zgięta pod ciężarem bagażu, wydmuchując oddech wniewielkichbiałychobłoczkach. Nagle przestał się tak bardzo rozczulać nad sobą. – Jesteś pewien, że możemy muufać? – wyszeptał Toge, który wysforował się naprzód zSorą. W nieruchomymzimowympowietrzu jego głos niósł się daleko. A Jack, mający słuch wyostrzony dzięki treningomwrażliwości wNitenIchi Ryū, beztrudupodsłuchiwał rozmowę. – Musimy – odparł Sora zgnębionymgłosem. – Nie mamy wyboru. – Nie znamy nawet jego imienia – syknął Toge. – Samuraje bywają nieuprzejmi. Uważają, że farmerzy stoją niżej od nich. Tylko gdzie by byli beznas, ja się pytam? – Ale onnawet nie chce pokazać twarzy. Jest wnimcoś dziwnego... Wtej chwili do chłopaka przyszurał Kunio, rozpraszając jego skupienie.

– Ostrą mamy zimę wtymroku– zauważył, rozcierając dłonie dla rozgrzewki. Jack kiwnął, próbując pochwycić dalszy ciąg rozmowy, leczmłodzieniec wciążpaplał. – Skąd pochodzisz? – spytał. – ZKioto – odparł Jack. – Jest takie piękne, jak powiadają? Słyszałem, że świątynie zbudowano ze złota i srebra! – To prawda – potwierdził chłopak. Kunio szeroko otworzył oczy z zachwytu i Jack przypomniał sobie własne oczarowanie, kiedy Akiko pokazała muzłote i srebrne pawilony Ginkaku-ji i Kinkaku-ji. – Więc odbywaszmusha... musha... – młodzieniec szukał właściwego określenia. – Musha shugyō – podsunął Jack, mając na myśli pielgrzymkę wojownika, którą podejmowało wielusamurajów, by sprawdzić swoje umiejętności szermiercze wpojedynkachna śmierć i życie. – Właśnie! Walczyłeś jużzkimś? Chłopak przypomniał sobie, jak został podstępem zmuszony do walki z Sasakim Bishamonem, przerażającymsamurajemgoniącymza sławą. Omal nie skończył nadziany na jego miecz. – Owszem– odparł i mimo woli dreszczprzebiegł go na wspomnienie. Kunio wpatrywał się wniego zpodziwem. – Nigdy wcześniej nie spotkałem prawdziwego wojownika. – Zerknął w dół na miecze u boku Jacka; zafascynowały go rękojeści oplecione czerwonym jedwabiem. – Piękne – powiedział, wyciągając dłoń, by ichdotknąć. – I zabójcze – dodał młody samuraj, ostrzegawczo chwytając katanę. – Tak, wyglądają na bardzo ostre – przyznał Kunio; uśmiechnął się z zakłopotaniem i szybko cofnął rękę. Chcąc odwrócić uwagę od siebie, Jack zapytał: – Powiedz, kimjest ta dziewczyna? Kunio obejrzał się przezramię, jakby przypomniał sobie o jej istnieniu. – Wołamy na nią Neko. Nazwaliśmy ją tak, bo zachowuje się jak kot. Jack obserwował, jak służąca dzielnie brnie przez śnieg. Chętnie by jej pomógł w niesieniu ładunku, ale wiedział, że status samuraja nie pozwala na podejmowanie tak nędznych prac. Musiał postępować odpowiednio do swojej pozycji; nie mógł ryzykować, że wzbudzi wśród farmerówdalsze podejrzenia. Mimo to zapytał surowo: – Kunio, czemujej nie pomożesz? Młodzieniec zmarszczył czoło. – Po co miałbymto robić? – Bo jesteś od niej silniejszy.

Kunio wyszczerzył zęby i wypiął pierś, uradowany komplementem. – Fakt, ale nie chcę się zmęczyć. Do Tamagashi daleka droga. Jack pokręcił głową zniedowierzaniem. Zastanawiał się, czy dziewczynę ktoś pytał o zdanie. – Nie wydaje się zbyt rozmowna, prawda? Kunio wybuchnął śmiechem. – Pewnie, że nie. Jest głuchoniema i głupia. Chłopak poczuł przypływsympatii do Neko. Teraz zrozumiał, czemu nie wspomniała farmerom o swoimodkryciu. Okazała się nieoczekiwanymsojusznikiem. Podniosła oczy i pochwyciła jego spojrzenie. Uśmiechnęła się nieśmiało, potem postukała się po nosie, jakby dając do zrozumienia, że zachowa jego tożsamość w tajemnicy. Jack uświadomił sobie, że nawet jeśli dziewczyna nie włada wszystkimi zmysłami, to jest twarda, wytrwała i z pewnością nie brakuje jej rozumu.

4 Czarny księżyc Wioska Tamagashi stanowiła zbiorowisko walących się, krytych słomą chat przycupniętych na skraju równiny Okayama. Na północy dominował na horyzoncie niebosiężny łańcuch górski, który samym swym rozmiarem przytłaczał osadę. Od zachodu jak wachlarz rozpościerał się bezkresny las cedrowy, na południu zaś szachownica poletek ryżowych, ledwie widocznych pod śniegiem, sięgała aż po równinę. Kiedy zbliżali się przez płaski teren od wschodniej strony, Jack nie zauważył nikogo na polach, a osada zdawała się opuszczona. Minęli parę zaniedbanych chłopskich chat oraz stary młyn i dotarli do szerokiej, bystrej rzeki. Drewniany most zatrzeszczał niepewnie, kiedy przechodzili po nim w piątkę, podążając głównym szlakiem wiodącym wzdłuż pól ryżowych do wioski. Obeszli spory staw i znaleźli się na centralnym placu. Tutaj Jacka ogarnęło jeszcze silniejsze wrażenie, że trafił do osady duchów. Nikt nie powitał przybyłych. Chłopak zauważył jednak uchylające się nieznacznie okiennice i drzwi oraz oczy spoglądające lękliwie na tajemniczego samuraja. – Czego wszyscy się boją? – spytał. – Niczego – odparł Toge trochę zbyt szybko. Sora, uśmiechając się ze skrępowaniem, wyjaśnił: – Są zajęci przyrządzaniemkolacji, to wszystko. Nimchłopak zdążył zadać kolejne pytanie, Toge ponaglił: – Przywódca czeka, by cię powitać. Trzej wieśniacy wspięli się po błotnistym zboczu do największego domu, zdjęli buty i weszli na werandę. Jack zsunął ze stóp sandały i podążył za nimi, dziewczynę jednak Toge przepędził gestem;