Livianes

  • Dokumenty171
  • Odsłony54 347
  • Obserwuję40
  • Rozmiar dokumentów308.6 MB
  • Ilość pobrań31 154

Bradford Chris - Młody Samuraj 7 - Krąg Wiatru

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Bradford Chris - Młody Samuraj 7 - Krąg Wiatru.pdf

Livianes EBooki Bradford Chris Młody Samuraj
Użytkownik Livianes wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 254 stron)

Młody samuraj Krąg wiatru Spis treści Okładka Karta tytułowa Zajrzyj na strony Wserii Mapa Dedykacja List 1 Zasadzka 2 Jak kraby wpułapce 3 Pielgrzymi 4 O-settai 5 Odpływ 6 Szkoła BezMiecza 7 Choroba morska 8 Wojna zpiratami 9 Wyspa Ōmishima 10 Duchwojownika 11 Wietrzne demony 12 Pod wiatr 13 Smok morski 14 Przynęta na rekiny 15 KapitanKurogumo 16 Fugu 17 Konanie 18 Młody pirat 19 Walka na pięści 20 Morscy samuraje 21 Odeprzeć abordaż 22 Kara dla pirata 23 Zęza

24 Dziura wkadłubie 25 Tratwa 26 Na łasce morskichprądów 27 Albatros 28 Biała śmierć 29 Odroczona egzekucja 30 Kamikadze 31 Dryfkotwa 32 Wyspa Piratów 33 Tatsumaki 34 Saru 35 Oszustwo 36 Ośmiornica 37 Życie pirata 38 Okręt Czerwonej Pieczęci 39 Łatwy cel 40 Mgła na morzu 41 Udział włupach 42 Strzelanie do celu 43 Niebo i Ziemia 44 Miasto piratów 45 Wiedźma wiatrów 46 Porwanie 47 Upiór zprzeszłości 48 Stare rany 49 Latający wachlarz 50 Koketsu 51 NihonMaru 52 Ogniste statki 53 Bomby dymne 54 Kolec 55 Słaby punkt 56 Przeciąganie liny 57 Druga fala 58 Przeklęci

59 Kres miasta piratów 60 Klucz 61 Upadek wprzepaść 62 Oszust 63 Pomyślny wiatr Informacje na temat źródeł Słownik japoński Podziękowania Karta redakcyjna

Zajrzyj na strony: www.mlodysamuraj.pl Poznaj kolejne tomy wserii MŁODY SAMURAJ www.nk.com.pl/mlody-samuraj/158/seria.html www.nk.com.pl Znajdźnas na Facebooku www.facebook.com/WydawnictwoNaszaKsiegarnia

W serii Młody samuraj: Droga wojownika Droga miecza Droga smoka Krąg ziemi Krąg wody Krąg ognia Krąg wiatru W przygotowaniu: Krąg nieba

Dla rodziny Mole’ów, Sue, Simona, Steve’a, Sama i wszystkichkuzynów!

List Japonia, 1614 Najdroższa Jess! Mam nadzieję, że ten list kiedyś trafi wTwoje ręce. Z pewnością przez te wszystkie lata uważałaś mnie za zaginionego na morzu. Bez wątpienia ucieszy Cię wieść, że jestemżywy i wdobrymzdrowiu. W sierpniu 1611 roku dotarłem z ojcem do Japonii, lecz ze smutkiem muszę donieść, że zginął podczas atakupiratówna nasz statek. Ja jedyny ocalałem. Ostatnie trzy lata spędziłem pod opieką japońskiego wojownika Masamoto Takeshiego w jego szkole dla samurajów w Kioto. Odnosił się do mnie z wielką życzliwością, lecz mimo to nie było mi lekko. Ninja zwany Smoczym Okiem próbował wykraść rutter (na pewno pamiętasz, jak ważny był dla ojca ten dziennik nawigacyjny). Misja zakończyła się sukcesem. Na szczęście z pomocą samurajskich przyjaciół zdołałemodzyskać tenwyjątkowy skarb. Ten samninja zabił naszego ojca. I choć to niewielka pociecha, mogę Cię zapewnić, że morderca już nie żyje. Sprawiedliwości stało się zadość. Jego śmierć nie wróci nam jednak taty – bardzo za nim tęsknię i brakuje mi jego radi opieki. W Japonii wybuchła wojna domowa i cudzoziemcy tacy jak ja nie są już mile widziani. Stałem się zbiegiem. Muszę uciekać, by ocalić głowę. Obecnie podróżuję na południe przez tendziwny i egzotyczny kraj do Nagasaki, licząc na znalezienie tamstatkuudającego się do Anglii. Droga Tokaido, którą wędruję, jest jednak pełna niebezpieczeństw, a moim śladem podąża wielu wrogów. Nie boję się o własne bezpieczeństwo. Masamoto wyszkolił mnie na samurajskiego wojownika

i będę walczył, by wrócić do domu– i do Ciebie. Pewnego dnia, mamnadzieję, będę Ci mógł osobiście opowiedzieć o swoichprzygodach... Nimsię jednak spotkamy, droga siostro, niechCię Bóg ma wswojej opiece. Twój bratJack PS Już po napisaniu tego listu, pod koniec wiosny, zostałem porwany przez ninja. Odkryłem, że wbrew temu, czego mnie uczono, nie są wrogami. Prawdę mówiąc, zawdzięczamimżycie. Podzielili się ze mną też wiedzą o pięciu kręgach, czyli pięciu potężnych siłach wszechświata – żywiołach ziemi, wody, ognia, wiatrui nieba. Znamteraz sztukę ninjutsuprzewyższającą wszystko, czego się nauczyłemjako samuraj. Okoliczności śmierci ojca, sprawiają jednak, że wciąż nie potrafię przyjąć do końca drogi ninja...

1 Zasadzka Japonia, wiosna 1615 Miyuki ostrzegawczo podniosła palec do ust. Jack, Saburo i Yori umilkli i rozejrzeli się niespokojnie po leśnej polanie. Ledwie świtało, a choć czwórka przyjaciół nie spotkała nikogo od dobrychparudni, mieli się na baczności. Samuraje szoguna niestrudzenie ścigali Jacka. Jako cudzoziemiec, gaijin, był w Japonii banitą. Lecz zarazem był samurajskim wojownikiem. Ponieważ w bitwie o zamek Osaka walczył przeciw szogunowi, oskarżono go o zdradę. Nieważne, że miał zaledwie piętnaście lat. Za jego głowę naznaczono nagrodę; samuraj gaijinbył poszukiwany żywy lub martwy. Gruntowa droga przed nimi wyglądała na pustą. Nic nie poruszało się wśród zarośli, żaden dźwięk nie zdradzał obecności ukrytego wroga. Lecz Jack ufał instynktowi Miyuki. Ninja miała zmysły doskonale wyostrzone na niebezpieczeństwo. – Przewinęło się tędy około dziesięciu ludzi – szepnęła, uważnie oglądając zdeptaną trawę. – Niecałą godzinę temu. – Wjakimkierunkuzmierzali? – spytał, chcąc uniknąć spotkania. – Tumamy problem– odparła, mrużąc czarne oczy. – Rozeszli się we wszystkichkierunkach. Jack od razu zrozumiał sugestię. Ogarnęło go złowieszcze przeczucie, jakby szubieniczna pętla zaciskała mu się na szyi. Z czujnością zdwojoną w oczekiwaniu zagrożenia ponownie przeczesał wzrokiem podszyt. Jego także szkolono w sztuce ninja, wiedział więc, czego wypatrywać. Niemal natychmiast spostrzegł wśród zarośli kilka połamanych pędów oraz poprzesuwane kamienie.

Uświadomił sobie, że las wydaje się zbyt cichy, a ptaki przestały śpiewać. – Musimy się stąd wydostać! – oświadczył, zarzucając tobołek na ramię, gotowy do ucieczki. Było jużjednak za późno. Trzepot – jakby skrzydeł spłoszonego wróbla – ostrzegł ich o zasadzce. Jack w ostatniej chwili przykucnął, uchylając się przed okutą żelazemstrzałą mknącą ku jego głowie. Strąciła mu słomiany kapelusz i wbiła się w pień najbliższego drzewa. Mgnienie później z otaczających zarośli wypadła gromada wpełni uzbrojonychsamurajów, którzy rzucili się na nich. Miyuki, Saburo i Yori odruchowo uformowali ochronny krąg wokół Jacka. – Nie pozwolimy imcię schwytać – obiecał Yori, ściskając shakujō wobudłoniach. Drewniana laska z żelaznymszpicemoraz sześcioma metalowymi pierścieniami stanowiła oznakę buddyjskiego zakonnika. Lecz była również budzącą respekt bronią. Pierścienie brzęknęły, kiedy niepozorny, leczmężny Yori przygotowywał się do walki. – A ja nie pozwolę im skrzywdzić CIEBIE – odparł Jack, wiedząc, że przyjaciel jako mnich wolałby uniknąć bezpośredniego pojedynku. Dobył katany i wakizashi. Pożegnalny dar od przyjaciółki Akiko – miecze o doskonale wyważonych, ostrychjak brzytwa klingachzalśniły wpierwszych promieniach słońca, kiedy je uniósł w gardzie Dwojga Niebios. Także Saburo wyciągnął katanę, przygotowując się do starcia. Chociaż trenował wNitenIchi RyūwrazzJackiem, nie poznał legendarnej techniki walki dwiema klingami. – Tym razem przynajmniej szanse są bardziej wyrównane – zażartował Saburo, nawiązując do starcia zczterdziestką bandytów, którymstawili czoło miesiąc wcześniej we wsi Tamagashi. Samurajscy wojownicy wydali bojowy okrzyk i potrząsając bronią, zbliżali się z morderczymi zamiarami. Miyuki zwróciła się twarzą do pierwszego z atakujących. Zanim znalazł się w zasięgu miecza, szybkim ruchem dłoni cisnęła shuriken. Zabójcza stalowa gwiazdka błysnęła w powietrzu i trafiła mężczyznę w szyję. Zakrztusił się i potknął. Ninja wyskoczyła w powietrze, wykonując kopnięcie boczne, i samuraj jak długi rozciągnął się na ziemi. Ledwie wylądowała, następny napastnik zamachnął się mieczem, chcąc ją skrócić o głowę. Dziewczyna wyszarpnęła prosty ninjatō zpochwy na plecach, zablokowała cios i rozpoczęła gwałtowny pojedynek. Jack, Saburo i Yori przy wtórze szczęku broni walczyli z pozostałymi samurajami. Jacka zaatakowało trzech naraz; potrzebował wszystkich swoich umiejętności, by trzymać napastnikówna dystans. Miecze wirowały mu nad głową, kiedy odbijał kolejne ciosy. Yori dźgał żelaznym końcem shakujō każdego samuraja, który ośmielił się zbliżyć. Trafił jednego wbrzuch, pozbawiając go tchu, i właśnie odpychał innego napastnika, kiedy Jack zauważył w zaroślach poruszenie. Samurajski łucznik przygotowywał się do strzału. – Yori, uważaj! – krzyknął Jack. Leczmłody mnich, niemający osłony, stanowił łatwy cel.

Jack błyskawicznymCiosemJesiennego Liścia rozbroił najbliższego napastnika i pchnął go silnie w kierunku Yoriego. Pokonany samuraj zatoczył się w tył i znalazł na linii strzału dokładnie wchwili, kiedy łucznik wypuścił pocisk. Strzała trafiła mężczyznę wpierś; jęcząc z bólu, zwalił się na ziemię. Lecz cenne sekundy, które Jack poświęcił na ratowanie życia Yoriemu, wystawiły na niebezpieczeństwo jego samego. Jeden z pozostałych wojowników rzucił się naprzód z mieczem. Stalowe ostrze już miało przeszyć chłopaka na wylot, kiedy nie wiadomo skąd pojawiła się kolejna klinga i odtrąciła je na bok. – Znowu... uratowałemci... życie – sapnął Saburo, wskakując pomiędzy Jacka i jego przeciwnika. Natarł zwściekłymokrzykiemkiai, zmuszając mężczyznę do odwrotu. Jack nie miał szansy podziękować przyjacielowi, bo już zbliżał się kolejny wojownik. Chłopak zorientował się także, że łucznik tym razem jego obrał sobie za cel: naciągnął cięciwę niemal do końca, gotowy wypuścić zabójczą strzałę. Podczas gdy z szermierzem potrafił sobie poradzić bez trudu, łucznika nie mógł powstrzymać wżadensposób. Nagle przypomniał sobie technikę ninja zkręguognia. Odpierając kataną ataki samuraja, uniósł wakizashi w powietrze i przekręcił wypolerowaną klingę tak, aby odbiła poranne słońce. Nagły błysk oślepił łucznika. Mężczyzna zdekoncentrował się i strzała znacznie chybiła celu. Jack wiedział jednak, że zyskał tylko chwilę wytchnienia. Łucznik wymorduje kolejno jego i przyjaciół, jeśli zostaną dłużej na otwartej przestrzeni. Krzyknął do nich: – Do lasu! Miyuki wciąż zmagała się ze swoim przeciwnikiem. Mężczyzna był silny i istniało niebezpieczeństwo, że ją pokona. W chwili kiedy jej klęska zdawała się nieunikniona, ninja sięgnęła za pazuchę i cisnęła w mu twarz garść proszku metsubishi. Oślepiony mieszaniną piasku i popiołu samuraj nie był wstanie się bronić, gdy okulawiła go kopnięciemwkolano. – Tędy! – krzyknęła, kiedy napastnik runął na ziemię, jęcząc zbólu. Nie mając chwili do stracenia, czwórka przyjaciół rzuciła się pędem w gęsty podszyt otaczający polanę. Słyszeli za plecami ryki wściekłości, kiedy ocalali samuraje przedzierali się przez zarośla wzawziętej pogoni.

2 Jak kraby w pułapce – Myślicie, że ichzgubiliśmy? – wydyszał Saburo; pierś unosiła musię ciężko. Jack i pozostali, ukryci za drzewami, wyjrzeli w las. Młodość dawała im przewagę podczas ucieczki, bo roślejszych, mniej zwinnych prześladowcówhamowały gęste krzewy. Krzyki samurajów oddalały się corazbardziej, ażścichły zupełnie. Saburo zaryzykował kolejne spojrzenie, wychylając się bardziej zza osłony. Stuk! Strzała wbiła się wpieńtużprzed jego nosem. – To chyba odpowiedź na twoje pytanie! – zauważyła Miyuki, odciągając wystraszonego chłopaka. Czwórka przyjaciół znowu ruszyła biegiem. Pędzili przez las, nie bacząc na kierunek. Gałęzie smagały ich po twarzach i szarpały za ubrania. Jack czuł, jak powietrze pali go w płuca, kiedy przeskakiwał zwalone drzewa i kluczył wśród pniaków. Miał wrażenie, że ucieka bezchwili wytchnienia. Zanimdo Jacka przyłączyli się przyjaciele, ścigali go samuraje, ninja, oficerowie dōshin, szpiedzy metsuke oraz najbardziej zajadli ze wszystkich – Kazuki i jego Bractwo Skorpiona. Od opuszczenia wioski Tamagashi każdy dzień przypominał ryzykowne balansowanie na linie: nieustanne wybiegi, ukrywanie się i pozostawanie w ciągłym ruchu. Starając się unikać większych osad i ruchliwego nadmorskiego gościńca, czworo zbiegów musiało przedzierać się przez leśne gęstwiny i wspinać po zdradliwych górskich ścieżkach. Nie mogli zatrzymywać się w żadnym miejscu dłużej niż jedną noc z uwagi na ryzyko, że zostaną zauważeni i ktoś doniesie o ich obecności miejscowemu

samurajskiemu władcy. Mimo pośpiechu nie zrobili jednak większych postępów w drodze do Nagasaki – portu, gdzie Jack miał nadzieję znaleźć statek zmierzający do Anglii. Pocieszające było jedynie to, że imdalej na południe się zapuszczali, tymbardziej poprawiała się pogoda. Widzieli pierwsze oznaki wiosny, a zimowy śnieg niemal wszystek stopniał – utrzymywał się jedynie na górskich szczytach. Wraz ze zmianą pory roku pojawiła się obfitość źródeł pożywienia, gdy otaczające lasy powracały do życia. Jack i Miyuki, znający sztukę przeżycia na łonie natury, umieli wykorzystać dary ziemi. Dzięki temu w kwestii jedzenia nie byli zdani wyłącznie na miejscowychchłopów. Nie mogli jednak zupełnie uniknąć kontaktów z ludźmi. W początkach podróży droga poprowadziła ich do rzecznego portu Kurashiki. Na kilka dni schronili się w wiosce Kasaoka, gdzie Yori odzyskiwał siły po gorączce, póki ktoś nie doniósł na nich przechodzącemu patrolowi samurajskiemu. Parę razy musieli się zatrzymać, by dokupić ryżu. Ich największe obawy budziły jednak miasto i zamek Fukuyama. Wosadzie roiło się od samurajów. Niestety, był to jedyny punkt przeprawy przez rzekę Ashida. Brzegówszerokiego, bystrego nurtu nie łączył żaden most, jedynie prom wypływający z samego miasta. Nie mając innego wyjścia, wszyscy czworo zagłębili się w boczne zaułki Fukuyamy. Jack szedł z głową nisko opuszczoną, skrywając cudzoziemską twarz, niebieskie oczy i jasne włosy pod szerokim rondem kapelusza – i w ten sposób niezauważeni przez nikogo dostali się na prom. A wkażdymrazie tak imsię zdawało... – Tędy! – krzyknął rozwścieczony samuraj, wyrąbując sobie drogę przezpodszyt. Jack i pozostali przyśpieszyli kroku; Miyuki poprowadziła przyjaciół zboczem na grzbiet wzniesienia. Ziemia pod ich stopami stała się kamienista, a po chwili zaczęła opadać. Niespodziewanie wydostali się na polanę z twardo ubitego żwiru. Ninja zahamowała raptownie obok małej drewnianej świątyni. Posąg siedzącego Buddy wjej wnętrzu spoglądał na wschód, gdzie otwierał się widok tak oszałamiająco piękny, że wszyscy się zatrzymali. Morze, niczym szklana tafla odbijająca niebo, ciągnęło się aż po horyzont, gdzie wschodzące słońce płonęło jasno jak złoto. Miriady wysp lśniły niczym formujące się chmury, zlewając się ze sobą. U stóp wzniesienia, pod osłoną łagodnie wygiętej zatoki w kształcie podkowy, krył się niewielki port rybacki. Dachy pokryte szarymi i niebieskimi dachówkami spływały aż na brzeg, gdzie przy pomoście kołysała się dostojnie flotylla łodzi. – Morze Wewnętrzne Seto – szepnął Yori wzachwycie. Jack także podziwiał panoramę. Widział morze pierwszy raz, odkąd przed rokiem rozstał się z Akiko wTobie. Żal ścisnął mu gardło, gdy zalała go fala wspomnień i nadziei na przyszłość. Zanim rozpoczął trening samuraja, służył jako majtek na pokładzie Alexandrii. Jego ojciec był pilotem statku; szukając szczęścia, wyruszyli wpodróż dookoła świata. Podczas rejsu Jack zgłębił tajemnice ojcowskiego zawodu i zapoznał się z rutterem – bezcennym dziennikiem nawigacyjnym, jedynym

przedmiotem zapewniającym bezpieczną żeglugę po oceanach świata. Ojciec uczył Jacka sekretów ruttera, pogłębiając łączącą ich więź. Chłopak czuł w tobołku krzepiący ciężar książki i teraz, gdy patrzył na morze, przypomniał sobie szczęśliwsze czasy. Jego twarz nieoczekiwanie rozświetlił uśmiech. Oceango wzywał. Domwydał się nagle bliższy. Na Miyuki panorama zrobiła mniejsze wrażenie. – Jesteśmy na cyplu. Nie mamy dokąd uciekać! Strzała śmignęła obok nichi zdonośnymstuknięciemutkwiła wdrewnianej kolumnie świątyni. – Nie mamy wyjścia, jak tylko zmierzać dalej – ponaglił Jack; samurajski pościg deptał im po piętach. – Może zdołamy ichzgubić wporcie, a potemwrócimy po własnychśladach. Porzucając świątynię, wszyscy czworo zbiegli żwirową ścieżką i zapuścili się w wąskie, kręte uliczki portu. Mijali rybaków o zmęczonych oczach, przemykali między domami i warsztatami ozdobionymi drewnianymi okiennicami, dawali nura w zaułki. Za plecami słyszeli gniewne okrzyki wojowników, którzy stracili z oczu uciekinierów. Przecięli wąski pasaż i przemknęli wzdłuż szeregu bielonychskładów. Znaleźli się wślepymzaułku. – Cofnijmy się i poszukajmy innej drogi! – zawołała Miyuki zniepokojem. Wrócili po swoich śladach na poprzednią uliczkę, lecz w tej samej chwili usłyszeli odgłos pędzących szybko stóp. Nie mając dokąd uciekać, ukryli się za drewnianą beczką na wodę i przylgnęli płasko do ściany. Moment później pojawiło się dwóch samurajów. Lecz tylko rzucili pobieżnie wzrokiem w głąb uliczki i pobiegli dalej. Jack szepnął zulgą: – Rozdzielili się. Musimy mieć oko na pozostałych. Poprowadził przyjaciół przez uliczkę, a następnie pasażem po przeciwnej stronie. Tym razem dotarli na omywane przez fale schody portu, gdzie majestatyczna kamienna wieża, wysoka niczym drzewo, służyła jako latarnia morska. W powietrzu unosił się słonawy odór wodorostówi suszących się ryb – dla Jacka kolejne przypomnienie dni spędzonychna morzu. Patrząc na nabrzeże, zauważył pierwszy połówwystawiony już na sprzedaż – kosze krewetek, skrzynki makreli, ryb pagrusówi aju oraz innych morskich stworzeń, a także wielkie sagany krabów próbujących wypełznąć z naczynia i uniknąć czekającego je losu. Wtem z zaułka na przeciwnym końcu portu wypadła druga grupa samurajów. Zanim zdążyli spostrzec zbiegów, Miyuki odsunęła drzwi jakiegoś składui wepchnęła przyjaciół do środka. Znaleźli się w chłodnym wnętrzu, gdzie wytwarzano sake. Okrągłe beczułki ryżowego wina, spiętrzone po dziesięć, czekały na załadunek. – Teraz naprawdę jesteśmy wpułapce – mruknął Saburo, nie widząc innego wyjścia z mrocznego magazynu.

„Zupełnie jak kraby” – pomyślał Jack.

3 Pielgrzymi – To tylko kwestia czasu, kiedy nas znajdą – zauważył Yori, wyglądając przezszparę wdrzwiach. Samuraje przetrząsali uliczki, sprawdzając kolejno każdy budynek. Lecz ze wschodemsłońca port budził się do życia i ichzadanie stawało się trudniejsze, gdy na nabrzeże wyroiły się tłumy ludzi. – Musimy walczyć – oznajmiła Miyuki, sięgając po miecz. Jack pokręcił głową, uświadamiając sobie beznadziejność ichpołożenia. – Jeśli oddamsię wichręce, istnieje szansa, że przynajmniej wy zdołacie uciec. – Nie po to dotarliśmy tak daleko, by się terazpoddać – sprzeciwił się Saburo. – Nie mogę pozwolić, żebyście się tak poświęcali... Przerwał muYori. – Pamiętaj, co powiedział kiedyś sensei Yamada: „Samotny samuraj jest jak pojedyncza strzała. Zabójczy, lecz można go złamać. Jedynie jednocząc się i działając jak jedna siła, pozostaniemy niezwyciężeni”. Stanął obok Saburo i Miyuki. – „Na zawsze zjednoczeni”. Czy nie to przysięgła ci Akiko? Cóż, nas teżto dotyczy. Jack spojrzał na przyjaciół. Ich niezachwiana lojalność głęboko go zdumiała. Wiedział, że na tym właśnie polega istota bycia samurajem– orazninja, skoro jużo tymmowa. – To zaszczyt mieć takich przyjaciół – wyznał zawstydzony i skłonił się na znak szacunku. – Wobec tego wymyślmy jakiś plan. Miyuki poklepała baryłkę zsake, na której stał oliwny kaganek. – Możemy podpalić to miejsce, by odwrócić uwagę.

Chłopak pokręcił głową. – Zbyt wieluniewinnychludzi mogłoby ucierpieć. – A co powiecie na to, żeby się ukryć w tłumie? – podsunął pomysł Saburo. – Na zewnątrz jest corazwiększy ruch. Jack i pozostali wyjrzeli przez drzwi. Oprócz rybaków i robotników portowych zobaczyli kilka grup mężczyzn i kobiet czekających w kolejkach, by wsiąść na pokład łodzi przycumowanych do pomostu. Wielu z nich było ubranych w identyczne białe spodnie, białe bluzy, słomiane kapelusze i sandały. Każdy miał zarzuconą na ramię białą torbę, a na szyi stułę – prostokątny kawałek ciemnoniebieskiego materiału; jedyny element strojuwkolorze innymniżbiel. Każdy wjednej ręce trzymał różaniec, wdrugiej drewnianą laskę zprzymocowanymniewielkimdzwonkiem. – Wyglądają jak zgromadzenie zimowych ninja – zauważył Jack, posyłając Miyuki skrzywiony uśmieszek. Kiedy go odszukała, miała na sobie nieskazitelnie białe shinobi shozoku, tradycyjny strój ninja podczas misji na śniegu. Od tamtej pory nosiła ubranie odwrócone na czarną stronę i ukryte pod prostymbrązowymkimonem. – To pielgrzymi – wyjaśnił Yori. – Możemy poprosić, żeby się pomodlili w intencji naszej ucieczki! – zażartował Saburo; kiepski żart zdradzał jego zdenerwowanie. Jack widział samurajówtorującychsobie drogę przezport i zbliżającychsię zkażdymkrokiem. – Chyba potrzebujemy czegoś więcej niżmodłów. Yori odwrócił się do przyjaciela. – To musi być port Tomo. Wyznawcy Wielkiego Świętego Kobo Daishiego wyruszają stąd na wyspę Sikoku, gdzie rozpoczynają pielgrzymkę do osiemdziesięciu ośmiu świątyń wzniesionych na jego cześć. – Ale czemuwszyscy są ubrani na biało? – spytał Jack. – W buddyzmie biel to kolor czystości i śmierci. Symbolizuje fakt, że pielgrzymi gotowi są zginąć, wyruszając w drogę. A ryzyko jest rzeczywiste. By odwiedzić wszystkie świątynie, muszą pokonać wysokie góry, głębokie doliny i poszarpaną linię brzegową. Wędrówka trwa co najmniej dwa miesiące, a wszystkie potrzeby zaspokajają wyłącznie dzięki miłosierdziuspotkanychludzi. – Bardzo chwalebne – odparł Jack – ale to oznacza, że samuraje z łatwością dostrzegą nas wtłumie. – Nie dostrzegą, jeżeli my też zostaniemy pielgrzymami – odparła Miyuki z chytrym błyskiem w oczach. – Czyżbyś zapomniał wszystko, czego się nauczyłeś jako ninja, Jack? – Posłała mu prowokujący uśmiech. – Shichi Hō De, „siedemsposobówwędrowania”. Chłopak przypomniał sobie, jak kiedyś podczas misji przebrał się za mnicha komusō, by uniknąć

schwytania. – Oczywiście! Ninja musi być mistrzemcharakteryzacji i naśladownictwa. – Tylko skąd weźmiemy odpowiednie stroje? – spytał Saburo. – Od innychpielgrzymów– odparła Miyuki, jakby odpowiedźbyła oczywista. Yori ściągnął usta; pomysł musię nie spodobał. – To niezgodne zmoimi ślubami, które zakazują kradzieży. – Tylko je pożyczymy – wyjaśniła życzliwie. – Zapewne pielgrzymi przyjmują o-settai? Yori skinął głową. – Wedle zwyczajunie mogą odmówić żadnego daru. – Doskonale – stwierdziła, po czym chwyciła ceramiczny dzban stojący obok kaganka i pośpiesznie nalała sake do czterech czarek. – Długa pielgrzymka z pewnością wywołuje pragnienie.

4 O-settai Podzwanianie dzwonkówostrzegło icho nadejściukolejnychpątników. – Mamy szczęście – stwierdził Jack, widząc cztery postacie zbliżające się uliczką obok składu. – Powinieneś się schować – pouczyła Miyuki. Chłopak stanął za pryzmą baryłek wkącie. Ninja sprawdziła, czy wpobliżunie widać samurajów, i odsunęła drzwi. – Pamiętaj, co ci mówiłam, Yori. Młody mnich skinął głową z pewnym ociąganiem. Nie akceptował metod dziewczyny, ale rozumiał, że nie mają innego wyjścia. Wybiegł z magazynu i stanął na drodze nadchodzących. Kłaniając się nisko, oświadczył: – Nasz mistrz pragnie wam ofiarować o-settai. Czarkę swej najlepszej sake w zamian za wasze błogosławieństwo dla browaru. Czwórka pielgrzymów – nie mogąc odmówić, choć zarazem zgadzając się z wielką ochotą – ruszyła za nimdo otwartychdrzwi, gdzie przywitał ichSaburo i zaprosił do środka. Pierwsi dwaj byli to ogorzali starsi mężczyźni wyglądający na braci, trzeci okazał się kobietą w średnim wieku, a czwarty młodzieńcem, wysokimi chudymniczympęd bambusa. Jack obserwował, jak Miyuki podaje każdemupełną czarkę. Przyjęli poczęstunek z wdzięcznością i wypili ryżowe wino. Bracia osuszyli naczynia jednym haustem i zacmokali z zadowoleniem. Następnie, zgodnie z tradycją, cała czwórka złożyła dłonie w modlitwie i zaczęła nucić mantrę NamuDaishi Henjo Kongo. Yori wyjaśnił Jackowi, że pielgrzymi powtórzą tę frazę trzy razy, a potemwręczą imosame-fuda,

paski papieruze swoimi imionami, mające zesłać błogosławieństwo na browar. Nie zdążyli jednak tego zrobić. Kobieta pierwsza straciła przytomność; czarka wyślizgnęła się z jej rąk i zagrzechotała po drewnianej podłodze. Saburo natychmiast chwycił pątniczkę i ostrożnie ułożył na ziemi. Następni byli dwaj bracia: osunęli się niczym marionetki, którym ktoś przeciął sznurki. Czwarty zamrugał zaskoczony zachowaniem towarzyszy, zachwiał się niepewnie... i runął do wyjścia, donośnie wzywając pomocy. Miyuki dopadła go w mgnieniu oka i wbiła kciuk w punkt u nasady szyi mnicha. Krzyk zamarł wgardle młodzieńca; zwiotczał i runął bezżycia do jej stóp. – Obiecałaś, że nikogo nie skrzywdzisz! – wykrzyknął oburzony Yori. – Bez obaw – odparła, uśmiechając się uspokajająco. – Czeka go jedynie paskudny ból głowy, kiedy się ocknie. – A co z pozostałymi? – zapytał Jack, wynurzając się z kryjówki i oglądając nieprzytomną kobietę orazleżącychnieruchomo braci. – Dodałamdo sake tylko tyle proszku doku, by stracili przytomność na kilka godzin – wyjaśniła. – Więcej niżkilka ziarenek rzeczywiście mogłoby ichzabić. – Dobra robota, Miyuki – pochwalił Jack, zadowolony, że ofiary nadal oddychają. Szybko rozebrali pielgrzymówi zaczęli się przebierać. Drobny Yori ginął wswoim stroju i musiał podwinąć nogawki oraz rękawy. Jack spodziewał się, że sambędzie miał probleminnej natury: jako cudzoziemiec przewyższał wzrostem Japończyków – na szczęście młody pielgrzym okazał się wystarczająco wysoki. Yori pomógł mupoprawić niebieską stułę. – To wagesa. Symbolizuje strój mnicha i świadczy o twoimoddaniu Buddzie. – Potemwręczył mu różaniec. – A to nenju. Liczba paciorkówodpowiada stuośmiubonnō. – A co to są bonnō? – spytał Jack, przesuwając wpalcach drewniane koraliki i próbując przyswoić nowe informacje. Było niezmiernie ważne, by znał tego rodzaju fakty, jeśli miał uchodzić za prawdziwego pielgrzyma. – To różne rodzaje wiodącej na manowce karmy, które więżą ludzi w samsarze, w świecie cierpienia. Żeby wyglądać jak prawdziwy pątnik, musisznosić zarówno wagesę, jak i nenju. Jack sięgnął po pielgrzymią laskę. – Po co jest tendzwonek na końcu? – To omamori, taki jak amulet, który dostałeś od senseia Yamady – wyjaśnił przyjaciel, wskazując mieszek z czerwonego jedwabiu przymocowany do tobołka Jacka. – Chroni podróżnego wdrodze.

– Cóż, im dzwonki nie pomogły – zarechotał Saburo, zerkając na nieprzytomnych pielgrzymów i równocześnie próbując upchnąć swój wydatny brzuchwspodniachpożyczonychod jednego zbraci. Yori przewrócił oczami oburzony jego lekceważącymtonem, po czymwyjaśnił: – Traktuj laskę z szacunkiem. Reprezentuje postać Kobo Daishiego, towarzyszącego duchowo każdemupielgrzymowi na jego ścieżkach. Jack kiwnął głową i dokładniej przyjrzał się lasce. Były na niej wyryte cztery ideogramy. Dzięki Akiko nie tylko mówił płynnie po japońsku, lecz także znał podstawowe symbole kanji, japońskiego pisma. Lecznawet beztej wiedzy natychmiast rozpoznał znaki: – Pięć kręgów – szepnął, zwracając się do Miyuki, która kończyła się już przebierać i odciągała nieprzytomnychpielgrzymówwkąt magazynu. – Mnisi buddyjscy używają ich wduchowymznaczeniu – odparła szybko, nakazując mu wzrokiem, by zachował wsekrecie nauki ninja nawet wśród przyjaciół. Jack ugryzł się w język. O pięciu kręgach dowiedział się od wielkiego mistrza. Tych pięć potężnych żywiołów wszechświata leżało u podstaw życiowej filozofii ninja. Wykorzystywali moc i wpływkręgówwtechnikach walki i taktyce przetrwania. To one dawały imsiłę oraz sprawiały, że stali się tak groźnymi przeciwnikami i budzili lęk. Chłopak odłożył laskę i zaczął przeszukiwać białą torbę pielgrzyma. Znalazł w niej kadzidełko, świece, modlitewnik z sutrami, monety, komplet dzwonków modlitewnych, niewielki notes oraz zapas pasków papieru z wypisanym imieniem. Wyjął notes, żeby zrobić miejsce dla własnych drobiazgów. – Lepiej go zatrzymaj – ostrzegł Yori. – W nōkyōhō gromadzi się stemple z odwiedzonych świątyń. I co ważniejsze, to dokument podróży. Będziesz go potrzebował, żeby się dostać na wyspę Sikoku. Idąc za radą przyjaciela, Jack z powrotem włożył notes do torby i zamiast tego wyjął dzwonki. Zostało akurat tyle miejsca, by mógł w niej umieścić najcenniejszy przedmiot, z jakim wędrował: ojcowski rutter. Dziennik posiadał nie tylko wartość sentymentalną; miał umożliwić Jackowi powrót do domu i był bardzo poszukiwany przez ludzi znających jego przeznaczenie. Chłopak obiecał ojcu, że nie pozwoli, by rutter wpadł w niewłaściwe ręce, dlatego strzegł go z narażeniem życia i nie zamierzał się znimrozstawać także teraz. Poza dziennikiem i mieczami jego jedyną cenną ruchomością była czarna perła otrzymana od