LuckyLol

  • Dokumenty348
  • Odsłony46 889
  • Obserwuję57
  • Rozmiar dokumentów462.9 MB
  • Ilość pobrań28 012

10. Kroniki Banea. Droga do pierwszej miłości (i pierwszych randek)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :818.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

LuckyLol
EBooki

10. Kroniki Banea. Droga do pierwszej miłości (i pierwszych randek).pdf

LuckyLol EBooki Cassandra Clare - Cassandra Clare - Dary Anioła 1-6 (Wydania Oficjaln dm kb cc CASSANDRA CLARE- Kroniki Banea (zuzia12344)
Użytkownik LuckyLol wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 29 stron)

KRONIKI BANE’A DROGA DO PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI (I PIERWSZYCH RANDEK) CASSANDRA CLARE TŁUMACZENIE: DRUZYNA_DOBRA

Była piątkowa noc na Brookynie, a na niebie odbijały się światła miasta: ciemnopomarańczowe chmury napierały letnim upałem na chodniki niczym stronice książki na zamknięty w środku kwiat. Magnus przechadzał się w samotności po swoim mieszkaniu na poddaszu, rozmyślając nad pewnym problemem, jaki pojawił się w jego życiu. Chodziło o zaproszenie na randkę przez Nocnego Łowcę, co klasyfikowało się na pierwszym miejscu dziesięciu najbardziej dziwnych i nieoczekiwanych rzeczy, które mu się przydarzyły, chociaż Magnus zawsze starał się żyć chwilą. Był zaskoczony tym, że się zgodził. Miniony wtorek był dniem pochmurnym, a spędził go w domu z kotem i spisem zapasów, który obejmował rogate ropuchy. Później Alec Lightwood - najstarszy syn Nocnych Łowców prowadzących nowojorski Instytut - zjawił się w progu mieszkania czarownika, dziękując mu za uratowanie życia i pytając o wyjście gdzieś razem, podczas czego rumienił się w piętnastu odcieniach, od ciemnoczerwonego do fiołkoworóżowego. W odpowiedzi Magnus stracił w zastraszającym tempie rozum, pocałował go i umówił się na randkę w piątek. Wszystko to było bardzo dziwne. Po pierwsze, Alec przyszedł i podziękował Magnusowi za ocalenie życia. Bardzo niewielu Nocnych Łowców byłoby do tego zdolnych. Myśleli o magii jako o czymś należnym im przez prawo, którą wykorzystywać mogli wtedy, gdy tylko chcieli, podczas czego uważali czarowników za coś uciążliwego lub przydatnego. Większość Nephilim prędzej pomyślałoby o podziękowaniu windzie za przybycie na odpowiednie piętro. Oczywiście zdarzało się już, że Nocni Łowcy zapraszali Magnusa na randki. Pragnęli przysług w różnych rodzajach: magicznym, seksualnym lub jakimś innym, dziwacznym. Nikt z nich nie chciał spędzić z nim czasu, iść do kina, dzielić się popcornem. Nie był nawet pewien, czy Nocni Łowcy oglądali jakiekolwiek filmy. To była tak prosta, zwyczajna prośba - jakby Nocni Łowcy nigdy nie potłukli talerza, ponieważ Magnus ich dotykał lub nie pluli na słowo ,,czarownik” jakby było czymś w rodzaju przekleństwa. Jakby wszystkie stare rany mogły zostać uleczone , jakby ich nigdy nie było, a świat mógłby się stać tak promienny jak niebieskie oczy Aleca Lightwooda. Magnus zgodził się, ponieważ chciał tego. Bardzo możliwe było, że powiedział tak, ponieważ był idiotą. Po wszystkim Magnus wciąż rozmyślał o tym, że Alec nie interesował się nim aż tak. Po prostu była to jego odpowiedź na jedyne zainteresowanie ze strony mężczyzny, jakiego w życiu doświadczył. Alec był skryty, nieśmiały, wyraźnie niepewny siebie, a także przywiązany do swojego przyjaciela o blond włosach,

Trace'a Waylanda. Magnus nie był pewny, czy tak brzmiało jego imię, ale Wayland przypominał mu niezaprzeczalnie Willa Herondale'a, a czarownik nie chciał o nim myśleć. Wiedział, że najlepszym sposobem, by oszczędzić sobie na zawodzie miłosnym było niemyślenie o utraconych przyjaciołach i zerwanie wszelkich kontaktów z Nocnymi Łowcami. Powiedział sobie, że ta randka będzie nieco ekscytującym, jednorazowym incydentem w jego - stającym się zbyt rutynowym – życiu, niczym więcej. Starał się nie myśleć o tym, jak potraktował Aleca, gdy wychodził, jak i nad tym, jak Nocny Łowca spojrzał na niego i powiedział z powalającą prostotą „lubię cię”. Magnus zawsze myślał o sobie jako o kimś, kto może dzięki swoim słowom - jeżeli tylko będzie musiał - owinąć sobie ludzi wokół palca, zmylić ich lub zamydlić im oczy. Niesamowite było, jak Alec przez to wszystko przebrnął. A było jeszcze bardziej niesamowite, ponieważ robił to nieświadomie. Gdy tylko Alec wyszedł, Magnus zadzwonił do Catariny i kazał jej przysiąc, że zachowa tajemnicę, po czym powiedział jej o wszystkim. - Zgodziłeś się z nim wyjść, ponieważ uważasz Lightwoodów za głupków i chcesz pokazać im, że jesteś w stanie zepsuć ich małego chłopca? - zapytała Catarina. Magnus dotknął stopą Prezesa Miau. - Uważam ich za głupków - zgodził się. - I brzmi to jak coś, co mógłbym zrobić. Cholera. - Nie, właściwie to tak nie brzmi - odezwała się Catarina. - Jesteś sarkastyczny dwanaście godzin na dobę, ale prawie nigdy nie jesteś złośliwy. Pod całym tym brokatem kryje się dobre serce. Catarina była jedną z tych o dobrym sercu. Magnus doskonale wiedział, czyim synem był, jak i to, skąd pochodził. - Jeżeli jest to spowodowane złością, nikt nie może cię winić, nie po Kręgu i po tym wszystkim, co się stało. Magnus wyjrzał przez okno. Naprzeciwko jego domu znajdowała się polska restauracja, której migające światła reklamowały cały dzień barszcz i kawę (oby nie pomieszane ze sobą). Pomyślał o tym, jak ręce Aleca drżały, gdy pytał go, czy z nim gdzieś wyjdzie, jak i o tym jak zadowolony i zaskoczony był, gdy się zgodził. - Nie - powiedział. - To chyba zły pomysł, najprawdopodobniej najgorszy pomysł od dekady, ale to nie ma nic wspólnego z jego rodzicami. Zgodziłem się ze względu na niego. Catarina milczała przez chwilę. Gdyby Ragnor był w pobliżu, roześmiałby się, ale nie było go, bo zniknął w SPA w Szwajcarii, gdzie czekała go seria skomplikowanych maseczek, mających na celu wyzbyć się z jego cery zieloności. Catarina prowadziła instytut uzdrowienia - wiedziała kiedy być miłą. - Życzę ci więc powodzenia na randce - powiedziała w końcu.

- To cenne, ale nie tego potrzebuję lecz pomocy - stwierdził Magnus. - To, że idę na tę rankę nie oznacza, że pójdzie ona źle. Jestem bardzo czarujący, ale do tanga trzeba dwojga. - Magnus, pamiętaj o tym, co się stało, gdy ostatnim razem próbowałeś tańczyć tango. Spadł ci but i odleciał, prawie kogoś zabijając. - To była metafora. Jest Nocnym Łowcą, Lightwoodem, jest przywiązany do blondasa. On igra z ogniem. Potrzebuję strategii do ucieczki. Jeżeli ta randka będzie całkowitą katastrofą, napisze do ciebie coś w stylu ,,Niebieska Wiewiórko, tu Gorący Lis. Misja musi zostać przerwana z powodu skrajnego uprzedzenia”. A wtedy zadzwonisz do mnie i powiesz, że stało się coś strasznego i potrzebna jest ekspercka pomoc czarownika. - Niepotrzebnie to komplikujesz. To twój telefon, Magnus - nie musisz kodować imion. - Dobrze. Napiszę po prostu ,,Przerwij nam”. Magnus wyciągnął rękę do Prezesa Miau i przejechał nimi od jego głowy do ogona. Prezes Miau przeciągnął się i wymruczał swą entuzjastyczną aprobatę co do świetnego gustu Magnusa w doborze mężczyzn. - Pomożesz mi? Catarina zaczerpnęła oddech – zdawała się być zirytowana. - Tak - obiecała. - Ale upominałeś się o to przed każdą swoją randą w tym wieku, przez co jesteś mi coś winien. - Targujesz się - stwierdził Magnus. - Jeżeli wszystko wypali - zaczęła Catarina, chichocząc - chcę być druhną na twoim ślubie. - Rozłączam się - poinformował ją Magnus. Zawarł umowę z Catariną. Zrobił nawet więcej: zadzwonił i zarezerwował miejsce w restauracji. Wybrał strój na randkę: czerwone spodnie Ferragamo, pasujące buty, i czarną, jedwabna kamizelkę, którą nosił bez koszuli, ponieważ sprawiała, że jego ramiona i ręce wyglądały niesamowicie. I tak wszystko było na nic. Alec spóźnił się pół godziny. Było to najprawdopodobniej związane z jego załamaniem nerwowym – wnikającym z tego, że ważyło się jego życie, że jego najcenniejszym obowiązkiem było żyć jak Nephilim, a także przez randkę z kolesiem, którego za bardzo nie lubił - przez co nie miał zamiaru przychodzić. Magnus wzruszył ramionami w geście rezygnacji i ze swobodą, której do końca nie czuł, ruszył do swojego barku, gdzie stworzył niezwykłą miksturę z łez jednorożca, napoju energetycznego i soku żurawinowego, do którego wrzucił poskręcaną skórkę limonki. Pewnego dnia przypomni to sobie i będzie się z tego śmiał. Prawdopodobnie

jutro. Cóż, może za dwa dni. Jutro będzie miał kaca. Mógłby podskoczyć, gdy zabrzęczał dzwonek, ale nie widział nikogo innego prócz Prezesa Miau. Doprowadził się ponownie do perfekcji w czasie, gdy Alec wbiegał po schodach, po czym wpadł przez drzwi. *** Aleca nie można było określić jako kogoś perfekcyjnego. Jego czarne włosy sterczały w każdym kierunku, niczym macki ośmiornicy, która wpadła do sadzy1 ; jego pierś unosiła się i opadała szybko pod błękitnym podkoszulkiem; na jego twarzy widać było pot. Musiało się stać wiele, by Nocny Łowca się spocił. Magnus zastanawiał się na tym, jak szybko Alec musiał biec. - No cóż, to coś nieoczekiwanego - powiedział Magnus, unosząc brwi. Wciąż trzymając swojego kota, usiadł miękko na kanapie, kładąc nogi na jednym z jej rzeźbionych boków. Prezes Miau siedział się na jego brzuchu i zaczął miauczeć w zakłopotaniu, wynikającym z jego nowego legowiska. Magnus chyba trochę za bardzo starał się być niedostępnym i niewzruszonym, bo gdy zobaczył strapiony wzrok Aleca, przestał taki być. - Przepraszam za spóźnienie - wysapał Alec. - Jace chciał potrenować i nie wiedziałem jak uciec... To znaczy, nie mogłem mu powiedzieć... - Och, Jace, faktycznie - powiedział Magnus. - Co? - spytał Alexander. - Zapomniałem imienia tego blondyna - wyjaśnił czarownik z lekceważącym machnięciem palcami. Alec wyglądał na oszołomionego. - Och. Mam na im... mam na imię Alec. Dłoń Magnusa zatrzymała się w połowie lekceważącego machnięcia palcami. Blask świateł miasta padający z okna, odbijał się od niebieskich klejnotów na jego palcach, które wytwarzały błękitne iskry, płonące i opadające, by utonąć w ciemnoniebieskich oczach Aleca. Alec się postarał, pomyślał Magnus, chociaż tylko spostrzegawcze oko mogło to dostrzec. Jego błękitna koszulka pasowała znacznie lepiej niż ta okropna, szara bluza, którą miał na sobie we wtorek. Wyczuł odrobinę wody kolońskiej. Magnus nieoczekiwanie został poruszony. - Tak - powiedział powoli czarownik, a następnie równie wolno się uśmiechnął. - Twoje imię zapamiętałem. Alec uśmiechnął się. Może nie miało znaczenia to, że czuł coś do rzucającego- się-w-oczy-Jace'a. Rzucający-się-w-oczy-Jace był przystojny, należał także do osób, 1 Te porównania Cassie....

które doskonale o tym wiedziały, i przeważnie sprawiały więcej kłopotów niż były tego warte. Jeżeli Jace miałby być jak złoto, lśniąc i przyciągając uwagę, Alec byłby niczym srebrno: przyzwyczajony do tego, że wszyscy zwracają uwagę na Jace'a, tak jak i zresztą on, nawykły do życia w jego cieniu, w którym nie spodziewał się dostrzeżenia. Może nadszedł czas, by był pierwszą osobą, która powie Alecowi, że jest tym najbardziej wartym uwagi w pomieszczeniu, i by postarać się, by trwało to jak najdłużej. A srebro, co wiedziało niewiele osób, było metalem rzadziej spotykanym od złota. - Nie martw się o to - powiedział Magnus, lekko wstając z kanapy i spychając Prezesa Miau delikatnie na poduszki na sofie, na co kot wyraził swój żałosny sprzeciw. - Napij się. Z życzliwością podał napój Alekowi; nie napił się choćby łyka i mógłby zrobić sobie nowy. Nocny Łowca wyglądał na zaskoczonego. Był najwyraźniej bardziej zdenerwowany niż Magnus myślał, ponieważ upuścił szklankę, rozlewając jej zawartość na siebie i podłogę. Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, gdy szklanka uderzyła o drewno. Alec wyglądał tak, jakby ktoś zadał mu cios - był tym bardzo zakłopotany. - Jej - powiedział Magnus. - Twoi ludzie naprawdę wyolbrzymiają swój elitarny refleks Nephilim. - Och, na Anioła. Ja... przepraszam. Czarownik potrząsnął głową, po czym zaczął gestykulować, posyłając w powietrze niebieskie iskry, a kałuża szkarłatnego płynu i potłuczonej szklanki zniknęła. - Nie przepraszaj - powiedział. - Jestem czarownikiem. Nie ma takiego bałaganu, którego nie jestem w stanie posprzątać. Jak myślisz, dlaczego organizuję aż tyle imprez? Powiem ci. Nie robiłbym tego, gdyby musiał samodzielnie szorować toalety. Widziałeś kiedyś wymiotującego wampira? Obrzydliwość. - Nie znam tak naprawdę, em, towarzysko jakichkolwiek wampirów. Oczy Aleca były szeroko otwarte i wyzierało z nich przerażenie, jakby wyobraził sobie rozpustne wampiry wymiotujące krwią niewinnych. Magnus mógł przypuszczać, że nie miał żadnych towarzyskich kontaktów z Podziemiem. Potomkowie Anioła zadawali się tylko ze swoją rasą. Magnus zastanawiał się, co tak naprawdę Alec robił w jego mieszkaniu. Przypuszczał, że Nocny Łowca zastanawiał się nad tym samym. Zapowiadał się długi wieczór, ale przynajmniej obydwoje mogliby być dobrze ubrani. Koszulka Aleca wskazywała, że się starał, ale Magnus mógł zrobić to o wiele lepiej. - Dam ci nową koszulkę - zaoferował czarownik, po czym udał się do swojej

sypialni, podczas gdy Alec wciąż nieskutecznie protestował. Szafa Magnusa zajmowała połowę jego sypialni. Co oznaczało, że wciąż ją powiększał. Było w niej wiele ciuchów, w których Alec wyglądałby doskonale, a przynajmniej tak uważał Magnus, ale gdy przekopywał się przez nie, zdał sobie sprawę, że Alec może nie docenić jego unikalnego stylu. Postanowił, że jego wybór będzie trzeźwy i wybrał czarną koszulkę, którą miał na sobie we wtorek. Była dla Magnusa trochę sentymentalna. Koszulka miała wprawdzie napis ,,mrugnij, jeśłi mnie pragniesz”, zrobiony z cekinów, ale była i tak najbardziej nadająca się pośród innych, które Magnus posiadał. Gwałtownie ściągnął ją z wieszaka i tanecznym krokiem wrócił do salonu. Odnalazł w nim Aleca, który zdjął już swoją poplamioną koszulkę i stał nieco bezradnie, ściskając ją w dłoni. Magnus zamarł. Pokój oświetlała tylko lampka do czytania: reszta światła pochodziła zza okna. Alec stał w świetle lamp ulicznych i księżyca. Wokół jego bicepsów i smukłych obojczyków wiły się cienie, tors miał smukły i gładki, a naga skóra widoczna była do ciemnej linii jego dżinsów. Na jego płaskim brzuchu narysowane były świeże runy, na żebrach dało się zauważyć srebrzyste blizny po starych Znakach, jeden Znak miał w górnej części biodra. Stał z pochyloną głową, włosy miał czarne jak atrament, a skórę świetlistą i bladą, białą niczym papier. Wyglądał jak dzieło sztuki, światłocień, niezwykle pięknie zrobione. Magnus wiele razy słyszał historię tego, jak zostali stworzeni Nephilim. Najwyraźniej zapomniano o tej części, która mówiła: I Anioł zstąpił z nieba i obdarował swego wybrańca fantastycznymi mięśniami brzucha. Alec spojrzał na Magnusa, otwierając usta, jakby chciał coś powiedzieć. Patrzył na czarownika szeroko otwartymi oczami, pełny zdumienia tym, że jest obserwowany. Magnus wykazał się niemałą samokontrolą, bo uśmiechnął się i zaoferował koszulkę. - Ja...przepraszam za bycie tak kiepską randką - wymamrotał Alec. - O czym ty mówisz? - spytał Magnus. - Jesteś fantastyczną randką. Jesteś tu od dziesięciu minut, a już pozbyłem się u ciebie połowy ubrań. Alec wyglądał w równi na zawstydzonego i zadowolonego. Powiedział wcześniej Magnusowi, że był nowy w tym wszystkim, przez co coś więcej niż łagodny flirt mógł go przestraszyć. Magnus był przez to bardzo opanowany i zaplanował normalną randkę: bez niespodzianek, bez niczego niespodziewanego. - Chodźmy - powiedział Magnus, biorąc swoje skórzane, czerwone okrycie. - Idziemy na kolację.

*** Pierwszym punktem w planie Magnusa było metro, co wydawało się takie zwyczajne. Takie bezpieczne. Nie przyszło mu do głowy, że Nocny Łowca nie był przyzwyczajony do widzialności, jak i do interakcji z Przyziemnymi. Metro w piątkowy wieczór było zatłoczone, co go nie zaskakiwało, ale wydawało się niepokoić Aleca. Patrzył na Przyziemnych, jakby znalazł się w dżungli, otoczony przez małpy, dodatkowo wciąż wyglądał tak, jakby przeżywał traumę przez koszulkę Magnusa. - Mogę użyć runy niewidzialności? - spytał, gdy wsiedli do wagonu F. - Nie. Nie będę wyglądał tak, jakbym w piątkową noc był sam, tylko dlatego, że nie chcesz, by Przyziemni na ciebie nie patrzyli. Udało im się znaleźć dwa miejsca, ale to nieznacznie poprawiło sytuację. Siedzieli koło siebie niezręcznie, a wokół nich rozbrzmiewała paplanina ludzi. Alec całkowicie milczał. Magnus był pewien, że pragnie jedynie wrócić do domu. Nad nimi wisiały niebieskie i fioletowe plakaty, ukazując pary w podeszłym wieku patrzące na siebie smutnie. Plakaty te głosiły, że wraz z upływem lat nadchodzi... impotencja! Magnus zrozumiał, że wpatruje się w nie z czymś w rodzaju zdumienia i przerażenia. Spojrzał na Aleca i zauważył, że nie może oderwać od nich wzroku. Zaczął zastanawiać się czy Alexander był świadomy tego, iż Magnus był od niego starszy o trzysta lat - co mogło go skłonić do rozmyślań o tym, jaki poziom impotencji może po tak długim czasie osiągnąć czarownik. Na następnej stacji do metra wsiadło dwóch chłopaków, zajmując przestrzeń tuż przed Magnusem i Aleckiem. Jeden z nich zaczął tańczyć, obracając się wokół rury. Drugi usiadł po turecku i zaczął stukać w bęben, który miał ze sobą. - Witajcie, panie i panowie, i inni tu obecni! - krzyknął koleś z bębnem. - Wystąpimy teraz, by umilić wam czas. Mamy nadzieję, że wam się spodoba. Nazwaliśmy ten utwór... Piosenka Trzonowa. Wspólnie zaczęli rapować i oczywistym stało się, że ów utwór stworzyli sami. Róże są czerwone, a miłość nie jest wieczna, Lecz wiem, że nigdy nie znudzi mi się ta słodka dupencja. Ta pupcia opięta dżinsami, ten hipnotyzujący tył, Po prostu muszę go mieć - jedno spojrzenie i zamieniam się w pył. Jeśli kiedykolwiek myślałaś, dlaczego musiałem cię zdobyć, To dlatego, że żadna inna nie mogła cię swą pupcią pobić. Mówią, że żadna z ciebie lasencja, lecz ja o to nie dbam,

Bo to na twój zacny tyłek co chwilę zerkam. Żaden ze mnie romantyk, nie wiem co to miłość, Ale to, jak wyglądasz w tych dżinsach sprawia, że pragnę wzbudzać w tobie litość. Nienawidzę, gdy odchodzisz, lecz kocham twój chód, Obróć się, odejdź - kochanie, zrób to znów. Idę tuż za tobą, w grę nie wchodzi ucieczka, Bo już nigdy nie będę miał dość tego słodkiego tyłeczka. Większość pasażerów wydawała się oszołomiona. Magnus nie był pewien czy Alec został tylko oszołomiony czy również głęboko zgorszony, w sekrecie polecając swoją duszę Bogu. Miał specyficzny wyraz twarzy, a jego usta były mocno zaciśnięte. W normalnych okolicznościach Magnus zaśmiałby się i dałby ulicznym artystom dużo pieniędzy. W tej chwili był głęboko wdzięczny, kiedy wreszcie dotarli do końca podróży. Wyłowił z kieszeni kilka dolarów dla śpiewaków, kiedy z Alekiem opuścili pociąg. Magnus ponownie przypomniał sobie o niezwykłych wadach przyziemnej widoczności, kiedy chudy piegowaty facet prześlizgnął się między nimi. Magnus właśnie myślał o tym, że chyba poczuł wijącą się rękę w jego kieszeni, kiedy facet wydał z siebie dźwięk - połączenie wycia i wrzasku. Podczas gdy Magnus bezczynnie zastanawiał się czy został okradziony, Alec zareagował jak wyszkolony Nocny Łowca: złapał faceta za rękę i rzucił nim w powietrze. Złodziej poleciał, ręce miał bezwładne niczym szmaciana lalka. Wylądował z trzaskiem na stacji, z butem Aleca na gardle. Przyjechał kolejny pociąg, wszystkie światła i hałasy zostały stłumione przez piątkowych podróżujacych tworzących okrąg ciał - w obcisłych i błyszczących ubraniach z pomysłowymi włosami - wokół Magnusa i Aleca. Oczy Aleca były lekko wytrzeszczone. Magnus podejrzewał, że działał odruchowo i nie miał zamiaru użyć siły przeznaczonej dla wrogich demonów wobec Przyziemnych. Rudowłosy facet zaskrzeczał, odsłaniając szelki i zamachał rękami, co wydawało się być albo gestem nagłej kapitulacji albo bardzo dobrą parodią spanikowanej kaczki. - Koleś! - powiedział. - Przepraszam! Poważnie! Nie wiedziałem, że jesteś ninja! Alec zdjął z niego nogę i rzucił okiem na zafascynowane spojrzenia gapiów. - Nie jestem ninja – mruknął. Ładna dziewczyna ze spinkami z motylkami w dredach położyła dłoń na jego ramieniu.

- Byłeś niesamowity – powiedziała, jej głos brzmiał śpiewnie. - Masz refleks atakującego węża. Powinieneś być kaskaderem. Naprawdę, z twoimi kośćmi policzkowymi powinieneś zostać aktorem. Wielu ludzi szuka kogoś tak ładnego, jak ty, a do tego robiącego takie wyczyny kaskaderskie. Alec rzucił Magnusowi przerażone i błagalne spojrzenie. Magnus zlitował się nad nim, kładąc mu rękę na krzyżu i pochylając się ku niemu. Jego postawa i spojrzenie, jakim obdarzył dziewczynę, wyraźnie komunikowało to moja randka. - Bez urazy – powiedziała dziewczyna, szybko zabierając rękę, żeby pogrzebać w torebce. - Dam ci moją wizytówkę. Pracuję w agencji talentów. Możesz być gwiazdą. - Jest cudzoziemcem – powiedział dziewczynie Magnus. - Nie ma numeru ubezpieczenia społecznego. Nie możesz go zatrudnić. Dziewczyna przyjrzała się pochylonej głowie Aleca ze smutkiem. - Szkoda. Mógłby wiele osiągnąć. Te oczy! - Zdaję sobie sprawę, że jest wystrzałowy – powiedział Magnus. - Ale obawiam się, że muszę go szybko zabrać. Jest poszukiwany przez Interpol. Alec rzucił mu dziwne spojrzenie. - Interpol? Magnus wzruszył ramionami. - Wystrzałowy? - powiedział Alec. Magnus uniósł brew. - Musiałeś wiedzieć, że tak myślałem. Z jakiego innego powodu poszedłbym z tobą na randkę? Najwyraźniej Alec nie wiedział tego na pewno, mimo iż powiedział, że Isabelle i Jace to komentowali. Może wampiry poszły do domu i plotkowały o tym, że Magnus myślał, że jeden z Nocnych Łowców był niezły. Prawdopodobnie czarownik potrzebował nauki subtelności, a Alec nie miał dostępu do lustra w Instytucie. Wyglądał na zaskoczonego i zadowolonego. - Myślałem, że może... wiesz, powiedziałeś, że nie byłeś nieżyczliwy. - Nie działam dobroczynnie – powiedział Magnus. - W żadnej dziedzinie życia. - Oddam portfel – odezwał się głos. Przerwał im rudowłosy koleś, niszcząc coś, co mogło być miłą chwilą, gramoląc się na równe nogi, wyciągając portfel Magnusa, a potem upuszczając go na ziemię z bolesnym skowytem. - Ten portfel mnie ugryzł! To cię nauczy, żeby nie kraść portfeli czarowników, pomyślał Magnus, pochylając się, by podnieść portfel z gąszczu błyszczących wysokich obcasów. Na głos powiedział: - To nie jest twoja szczęśliwa noc, prawda?

- Twój portfel gryzie ludzi? - zapytał Alec. - Ten gryzie ludzi – powiedział Magnus, wkładając go do kieszeni. Był zadowolony, że ma go z powrotem, nie tylko dlatego, że lubił pieniądze, ale dlatego, że portfel był dopasowany do jego czerwonych spodni ze skóry węża. - Portfele Johna Varvatosa stają w płomieniach. - Kogo? - powiedział Alec. Magnus spojrzał na niego smutno. - Absolutnie fajnego projektanta – odpowiedział, naśladując głos dziewczyny ze spinkami z motylkami. - Wiesz, gdy jest się gwiazdą filmową, takie gadżety od projektantów dostaje się za darmo. - Zawszę mogę opchnąć portfel Varvatosa – zgodził się rudowłosy rabuś. - Nie to, żebym ukradł i sprzedał coś, co należy do kogoś na tym peronie. Szczególnie do was. - Rzucił Alecowi spojrzenie graniczące z uwielbieniem dla bohatera. - Nie wiedziałem, że kolesie geje mogą tak walczyć. Bez urazy. To było kozackie. - Nauczyłeś się dwóch ważnych rzeczy o tolerancji i uczciwości – poinformował go surowo Magnus. - I wciąż masz wszystkie palce po próbie obrabowania mnie na pierwszej randce, więc to najlepszy wynik, jakiego mogłeś się spodziewać. Zabrzmiał pomruk sympatii. Magnus rozejrzał się wokół i zobaczył, że Alec wydaje się być rozkojarzony, gdy wszyscy inni sprawiali wrażenie zatroskanych. Najwyraźniej tłum naprawdę uwierzył w ich miłość. - Stary, naprawdę mi przykro – powiedział rabuś. - Nie chciałbym mieszać w czyjejś pierwszej randce z ninja. - WYCHODZIMY – powiedział Magnus najlepszym głosem Wysokiego Czarownika. Martwił się, że Alexander planował rzucić się pod nadjeżdżający pociąg. - Bawcie się dobrze na randce, chłopcy – powiedziała Motylkowa Spinka, wpychając swoją wizytówkę do kieszeni dżinsów Aleca. Podskoczył jak spłoszony zając. - Zadzwoń do mnie jeśli zmienisz zdanie na temat sławy i fortuny! - Ponownie przepraszam! - powiedział ich były rabuś, machając radośnie na pożegnanie. Opuścili stację pośród chóru sympatyków. Alec wyglądał jakby tylko chciał uwolnienia w słodkiej śmierci. *** Restauracja znajdowała się po wschodniej stronie w pobliżu sklepu American Apparel, pośród rzędu zmęczonych budynków z czerwonej cegły. Restauracja była połączeniem kuchni etiopskiej i włoskiej, prowadzona przez Podziemnych. Leżała w zacienionym i obskurnym miejscu, więc Nocni Łowcy tam nie bywali. Magnus

podejrzewał, że Alec nie chciałby, żeby jakiś Nephilim zobaczył ich razem. Przyprowadzał tutaj często Przyziemnych z którymi się umawiał, aby wprowadzić ich do jego świata. Restauracja wolała przyziemną klientelę, jednak głównymi klientami byli Podziemni, więc uroki były używane, ale dość rzadko. Znak przysłaniało wielkie graffiti z dinozaurem. Alec na niego zerknął, ale wszedł za Magnusem do restauracji dość chętnie. W momencie, w którym Magnus wszedł do środka, uświadomił sobie, że popełnił straszny błąd. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, w dużej oświetlonej sali nastała cisza. W pomieszczeniu jednymi z gości byli crash, ifrit z płonącymi brwiami i gołąb za stołem. Magnus spojrzał na Aleca i uświadomił sobie, co zobaczyli: nawet jeśli broń nie była widoczna, jego ramiona były pokryte runami, a na ubraniach widać było ślady odciskającej się broni2 . Równie dobrze Magnus mógł wejść do baru z okresu Prohibicji otoczony przez policjantów z pistoletami maszynowymi. Bożę, randki były do kitu. - Magnus Bane! - zasyczał właściciel Luigi, podbiegając. - Przyprowadziłeś tutaj Nocnego Łowcę! Czy to nalot? Magnus, myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! Mogłeś przynajmniej mnie poinformować! - Jesteśmy tutaj towarzysko – powiedział Magnus. Uniósł ręce w górę, dłońmi na zewnątrz. - Przysięgam. Po to, żeby porozmawiać i zjeść. Luigi pokręcił głową. - Dla ciebie, Magnusie. Ale jeśli on nie uczyni żadnych gestów wobec innych moich klientów... - Wskazał na Aleca. - Nic nie zrobię – powiedział Alec i odchrząknął. - Jestem... po służbie. - Nocni Łowcy nigdy nie są po służbie – powiedział ponuro Luigi i zaciągnął ich do stolika w najdalszej części restauracji, w kąt obok wahadłowych drzwi, które prowadziły do kuchni. Podszedł do nich kelner wilkołak z beznamiętnym wyrazem twarzy, który wskazywał albo znudzenie albo ciągłe zaparcia. - Dzień dobry, mam na imię Erik i będę wam służyć tego wie... O mój Boże, jesteś Nocnym Łowcą! Magnus przymknął oczy na bolesną chwilę. - Możemy wyjść – powiedział Alecowi. - To mógł być błąd. Ale w niebieskich oczach Aleca pojawił się błysk nieustępliwości. Pomimo jego porcelanowego wyglądu, Magnus mógł zobaczyć ukrytą pod powierzchnią stal. - Nie, w porządku, tu wydaje się być... w porządku. - Sprawiasz, że czuję się bardzo zagrożony – powiedział kelner Erik. 2 W sensie, że pod koszulkę miał ją schowaną czy coś takiego.

- On nic nie robi – warknął Magnus. - Nie chodzi o to co robi, tylko o to jak sprawia, że się czuję – prychnął Erik. Rzucił menu, jakby go osobiście urazili. - Dostaję wrzodów ze stresu. - Mit, że wrzody są spowodowane przez stres, został obalony lata temu – powiedział Magnus. - Tak naprawdę powodem jest jakiś rodzaj bakterii. - Um, jaka jest specjalność lokalu? - zapytał Alec. - Nie pamiętam, gdyż w tej chwili pracuję pod presją – powiedział Erik. - Nocny Łowca zabił mojego wujka. - Nigdy nie zabiłem niczyjego wujka – powiedział Alec. - Skąd wiesz? - dopytywał Erik. - Kiedy masz zamiar kogoś zabić, zatrzymujesz się i pytasz czy ten ktoś ma bratanków? - Zabijam demony – powiedział Alec. - Demony nie mają bratanków. Magnus wiedział, że to tylko technicznie prawda. Odchrząknął głośno. - Może powinienem zamówić dla nas obu i się podzielimy? - Jasne – powiedział Alec rzucając menu na stolik. - Chcesz coś do picia? - zapytał dosadnie kelner Aleca, dodając półgłosem. - A może chcesz kogoś dźgnąć? Jeśli koniecznie musisz, mógłbyś dźgnąć kolesia w kącie, który ma na sobie czerwoną koszulę. Daje okropne napiwki. Alec otworzył i zamknął usta, po czym otworzył je ponownie. - Czy to podchwytliwe pytanie? - Proszę, odejdź – powiedział Magnus. Alec milczał nawet po tym, jak irytujący kelner Erik odszedł. Magnus był niemal pewny, że źle się bawił i nie mógł go za to winić. Kilkoro innych klientów wyszło, rzucając przez ramię spanikowane spojrzenia kiedy pośpiesznie płacili. Gdy dostali jedzenie, Alec wytrzeszczył oczy widząc, że Magnus zamówił surowe kitfo. Luigi włożył w to trochę wysiłku: na talerzu były też soczyste tibs, doro wat, pikantny gulasz z czerwonej cebuli, tłuczona soczewica i kapusta pastewna, wszystko to ułożone na pulchnym etiopskim chlebie znanym jako idżera. Włoskie dziedzictwo Luigiego było reprezentowane przez kupkę makaronu penne. Alec pochłaniał jedzenie, wydawał się wiedzieć, że powinien jeść palcami, bez podpowiedzi. Był nowojorczykiem, pomyślał Magnus, nawet jeśli był też Nocnym Łowcą. - To najlepsze etiopskie jedzenie jakie kiedykolwiek jadłem. Wiesz dużo na temat jedzenia? - zapytał Alec. - To znaczy, oczywiście, że tak. Nieważne. To było głupie pytanie. - Wcale nie – powiedział Magnus marszcząc brwi. Alec sięgnął i ugryzł penne arriabiata. Natychmiast zaczął się nim dusić. Łzy popłynęły z jego oczu. - Alexandrze! - powiedział Magnus.

- Nic mi nie jest! - wysapał Alec, wyglądając na przerażonego. Chwycił kawałek chleba, zorientował się, że to chleb, kiedy próbował wytrzeć nim oczy. Rzucił go pośpiesznie i chwycił serwetkę, ukrywając zarówno płynące z oczu łzy jak i szkarłatną twarz. - Oczywiście, ze coś ci jest! - powiedział mu Magnus i spróbował mały kęs penne. Spłonął jak ogień: Alec wciąż sapał w serwetkę. Magnus uczynił stanowczy gest na kelnera, który zawierał kilka niebieskich trzaskających iskier sypiących się na obrusy innych ludzi. Ludzie jedzący blisko nich subtelnie odsuwali swoje stoły. - To penne jest za bardzo arrabiata i zrobiłeś to celowo – powiedział Magnus, kiedy pojawił się gburowaty kelner wilkołak. - Prawa wilkołaków – zrzędził Erik. - Zgnieść podłych ciemiężców. - Nikt nigdy nie wygrał rewolucji makaronem, Erik – powiedział Magnus. - Teraz przynieś świeże danie, albo doniosę na ciebie Luigiemu. - Ja... - zaczął wyzywająco Erik. Magnus zmrużył swoje kocie oczy. Erik napotkał jego spojrzenie i postanowił nie być bohaterskim kelnerem. - Oczywiście. Przepraszam. - Co za głupek - zauważył głośno Magnus. - Taa – powiedział Alec, odrywając nowy pasek indżery. - Co Nocni Łowcy mu zrobili? Magnus uniósł brew. - Cóż, wspomniał zmarłego wujka. - Och – powiedział Alec. - Racja. Znowu patrzył nieruchomo na obrus. - Wciąż jest totalnym głupkiem – dodał Magnus. Alec wymamrotał coś, czego nie mógł usłyszeć. Wtedy właśnie otworzyły się drzwi i przystojny ludzki mężczyzna z głęboko osadzonymi zielonymi oczami wszedł do środka. Ręce trzymał w kieszeniach drogiego garnituru, a otoczony był przez grupkę wspaniałych i młodych faerie, mężczyzn i kobiet. Magnus zsunął się na swoim krześle. Richard. Richard był śmiertelnikiem, którego adoptowały faerie w sposób w jaki to czasem robiły, zwłaszcza kiedy śmiertelnicy byli muzykami. Był też czymś jeszcze. Magnus odchrząknął. - Szybkie ostrzeżenie. Facet, który właśnie wszedł jest moim byłym – powiedział. - Cóż. Ledwo byłym. To był swobodny związek. Rozstaliśmy się bardzo przyjaźnie. W tym momencie Richard go spostrzegł. Cała jego twarz zadrgała, następnie przeszedł przez parkiet w dwóch krokach.

- Jesteś łajdakiem! - syknął Richard, a następnie podniósł kieliszek z winem Magnusa i chlusnął go nim w twarz. - Uciekaj, póki możesz – kontynuował, zwracając się do Aleca. - Nigdy nie ufaj czarownikowi. Zabiorą lata z twojego życia i miłość z serca! - Lata? - wykrztusił Magnus. - To było zaledwie dwadzieścia minut! - Czas oznacza różne rzeczy dla tych, którzy są z faerie – powiedział Richard, pretensjonalny idiota. - Zmarnowałeś najlepsze dwadzieścia minut mojego życia! Magnus chwycił serwetkę i zaczął wycierać twarz. Zamrugał przez czerwone plamy na wycofującego się Richarda i zaskoczoną minę Aleca. - No dobrze – powiedział. - Możliwe, że pomyliłem się z tym przyjaznym rozstaniem. - Starał się gładko uśmiechnąć, co było trudne z winem we włosach. - Ach, no cóż. Wiesz, byli faceci. Alec patrzył w obrus. W muzeach były dzieła sztuki, którym poświęcano mniej uwagi niż temu obrusowi. - No właśnie nie wiem – powiedział. - To moja pierwsza randka. To nie działało. Magnus nie wiedział, dlaczego pomyślał, że to może zadziałać. Musiał wydostać się z tej randki, za bardzo nie raniąc dumy Aleca Lightowooda. Chciał czuć satysfakcję, że ma plan na takie sytuacje, ale kiedy wysłał pod stołem sms'a Catarinie, jedyne co poczuł, to otaczającą ciemność. Magnus siedział w milczeniu, czekając na telefon Catariny i starał się znaleźć sposób, żeby to powiedzieć. - Bez urazy. Lubię cię bardziej niż jakiegokolwiek Nocnego Łowcę, którego poznałem od ponad wieku i mam nadzieję, że znajdziesz miłego Nocnego Łowcę... jeśli jest jakiś miły Nocny Łowca, oprócz ciebie. Telefon zadzwonił, kiedy Magnus wciąż mentalnie się uspokajał, w ciszy między nimi był szorstki wydźwięk. Magnus szybko odebrał. Jego ręce nie były w pełni stabilne, przez chwilę bał się, że upuści telefon tak jak Alec upuścił szklankę, ale udało mu się jakoś odebrać. Głos Catariny przenikał przez linie, czysty i niespodziewanie pilny. Catarina była najwyraźniej metodyczną aktorką. - Magnus zdar... - Nagły wypadek, Catarina? - zapytał Magnus. - To straszne! Co się stało? - Naprawdę zdarzył się nagły wypadek Magnus! Magnus doceniał zaangażowanie w rolę Catariny, ale chciałby, żeby nie krzyczała tak głośno prosto w jego ucho. - To okropne Catarino. To znaczy, jestem bardzo zajęty, ale jeśli w grę wchodzi czyjeś życie, nie mogę odmów... - W grę wchodzi czyjeś życie, ty skończony idioto! - krzyknęła Catarina. - Przyprowadź Nocnego Łowcę.

Magnus przerwał. - Catarino, nie sądzę, abyś w pełni rozumiała, co powinnaś teraz robić. - Już jesteś pijany Magnusie? - zapytała Catarina. - Skończyłeś deprawować i poić jednego z Nephilim – jednego z Nephilim, który jest przed dwudziestką – alkoholem? - Jedyny alkohol, jaki przeszedł przez moje usta to wino, które zostało wylane na moją twarz – powiedział Magnus. - Również w tej sprawie byłem bez winy. Nastąpiła cisza. - Richard? - powiedziała Catarina. - Richard – potwierdził Magnus. - Dobra, mniejsza o niego. Słuchaj uważnie Magnus, ponieważ pracuję, a jedna moja ręka jest pokryta płynem i mam zamiar powiedzieć to tylko jeden raz. - Płyn – powiedział Magnus. - Jaki płyn? Alec wytrzeszczył na niego oczy. - Mam zamiar powiedzieć to tylko raz Magnus – powtórzyła stanowczo Catarina. - W Beauty Bar w śródmieściu jest młody wilkołak. Wyszła w nocy w czasie pełni, bo chciała sobie udowodnić, że wciąż może normalnie żyć. Wampiry o tym powiadomiły, nie udzielą żadnej pomocy, ponieważ nigdy tego nie robią. Wilkołak się przemienia, jest w nieznanym, zatłoczonym miejscu i prawdopodobnie straci kontrolę i kogoś zabije. Nie mogę opuścić szpitala. Lucian Graymark ma wyłączony telefon, jego stado powiedziało, że jest z ukochaną w szpitalu. Ty za to nie jesteś, masz głupią randkę. Jeśli poszedłeś, do restauracji do której powiedziałeś mi, że pójdziesz, to jesteś najbliżej znajdującą się osobą, która może pomóc. Pomożesz czy dalej będziesz tracić mój czas? - Innym razem będę tracić twój czas, kochanie – powiedział Magnus. Catarina odpowiedziała, mógł usłyszeć wymuszony śmiech w jej głosie. - Założę się, że tak. Odłożyła słuchawkę. Była często zbyt zajęta, żeby się pożegnać. Magnus zdał sobie sprawę, że sam nie miał wiele czasu, ale zmarnował chwilę patrząc na Aleca. Catarina powiedziała, żeby przyprowadzić Nocnego Łowcę, ale ona nie miała wiele wspólnego z Nephilim. Magnus nie chciał zobaczyć Aleca odcinającego głowę jakieś biednej dziewczynie za złamanie Prawa: nie chciał, żeby ktoś inny ucierpiał, jeśli popełnił błąd w ocenie i nie chciał znienawidzić Aleca tak samo jak innych Nephilim. Nie chciał również, żeby zginęli Przyziemni. - Przepraszam za to – powiedział. - Nagły wypadek. - Um – powiedział Alec, kuląc ramiona. - W porządku. Rozumiem. - Niedaleko stąd jest wilkołak, który traci kontrolę. - Och – powiedział Alec.

Coś wewnątrz Magnusa pękło. - Muszę iść i postarać się nad nią zapanować. Pójdziesz ze mną i mi pomożesz? - Och, to prawdziwy nagły wypadek? - wykrzyknął Alec i się rozchmurzył. Przez chwilę Magnus poczuł zadowolenie, że oszalały wilkołak pustoszył śródmieście Manhattanu, jeśli to sprawiło, że Alec tak wyglądał. - Pomyślałem, że to jedna z tych rzeczy, gdzie zaaranżowałeś telefon od przyjaciela, żebyś mógł wydostać się z beznadziejnej randki. - Ha ha – powiedział Magnus. - Nie wiedziałem, że ludzie to robili. - Yhym. - Alec już stał, wkładając kurtkę. - Chodźmy, Magnusie. Magnus poczuł przypływ sympatii w piersi; to było jak mały wybuch, przyjemny i zaskakujący jednocześnie. Podobało mu się, że Alexander mówił rzeczy, o których inni myśleli, ale ich nie powiedzieli. Podobało mu się jak Alec nazywał go Magnus a nie „czarownik”. Podobało mu się jak mięśnie ramion Aleca poruszały się pod kurtką. (Czasami był płytki). Cieszył się, że Alec chciał przyjść. Przyjął, że Alec będzie zachwycony pretekstem, aby uciec z niewygodnej randki, ale być może źle odczytał tę sytuację. Magnus rzucił pieniądze na stół, kiedy Alec wydał z siebie odgłos sprzeciwu, więc uśmiechnął się. - Proszę – powiedział. - Nie masz pojęcia jak bardzo zdzieram z Nephilim za moje usługi. Tak jest sprawiedliwie. Chodźmy. Kiedy wychodzili przez drzwi usłyszeli jak kelner krzyczy do ich pleców: – Prawa wilkołaków! *** Zwykle w piątkowe wieczory Beauty Bar był pełen ludzi, lecz osoby, które wychodziły z lokalu, nie robiły tego w wyniku potrzeby zaczerpnięcia świeżego powietrza, zaspokojenia tytoniowego głodu lub w celu nawiązania krótkiej pogawędki. Gromadzili się pod białym szyldem, na którym widniał czerwony, koślawy napis „Beauty”, a pod nim coś, co wyglądało jak złota głowa Meduzy. Cały ten tłum był pełen ludzi, wyglądających jakby szukali drogi ucieczki, jednak ci, którzy się zatrzymali, stali jak wryci, przesiąknięci przerażającą fascynacją. Jakaś dziewczyna szarpnęła Magnusa za rękaw i spojrzała na niego, na sztucznych rzęsach miała srebrny brokat. - Nie wchodź tam - szepnęła. - W środku jest potwór. Ja jestem potworem, pomyślał Magnus. Potwory to jego specjalność. Lecz nie powiedział tego na głos. Zamiast tego rzekł: - Nie wierzę ci. - Wszedł do środka. Mówił prawdę: Nocni Łowcy, nawet Alec, być może uważali Magnusa za potwora, lecz on sam w to nie wierzył. Nauczył się w

to nie wierzyć, nawet jeśli jego matka, mężczyzna, którego nazywał ojcem i tysiące innych ludzi mówili mu, że tak jest. Magnus nie uwierzyłby też, że znajdująca się w lokalu dziewczyna była potworem, nieważne jak wyglądała dla Przyziemnych i Nephilim. Miała duszę, a to oznaczało, że zasługiwała na ratunek. W barze było ciemno, i w przeciwieństwie do oczekiwań Magnusa, nie wszyscy stamtąd wyszli. Na co dzień, wieczorami, Beauty Bar był kiczowatym miejscem, pełnym roześmianych ludzi, przychodzącym, by zrobić im manicure, usadowieni na krzesłach wyglądających jak masywne, staromodne krzesła fryzjerskie, z suszarkami przymocowanymi na ich tyle, lub tańczący na podłodze wyłożonej na przemian czarnymi i białymi kafelkami, przez co przypominała szachownicę. Dziś nikt nie tańczył, a krzesła były puste. Magnus zerknął na plamę na czarno-białej posadzce i zobaczył, że płytki wysmarowane są jasnoczerwoną krwią. Spojrzał na Aleca, by sprawdzić, czy też to zauważył, lecz chłopak nerwowo przestępował z nogi na nogę. - Wszystko w porządku? - Zawsze to robię z Isabelle i Jace'em - powiedział Alec. - A teraz ich tu nie ma. I nie mogę po nich zadzwonić. - Dlaczego nie? - zapytał Magnus. Alec zarumienił się w chwili, kiedy Magnus uświadomił sobie, co chłopak miał na myśli. Alec nie mógł wezwać przyjaciół, bo nie chciał, by wiedzieli, że jest na randce z Magnusem. A zwłaszcza Jace. Niezbyt dobrze mu się o tym myślało, ale to była sprawa Aleca. Magnus nie chciał również, by jakikolwiek inny Nocny Łowca wpadł i wymierzał swoją sprawiedliwość, ale wiedział, co czuje Alec. Z tego, co widział, obserwując jego ostentacyjną siostrę i Jace'a, był pewien, że Alexander zawsze ich chronił, broniąc przed konsekwencjami ich własnych nieprzemyślanych czynów, a to oznaczało, że Alec skupiał się tylko na obronie, nie na ataku. - Świetnie sobie poradzisz bez nich - zachęcił go Magnus. - Mogę ci pomóc. Alec wyglądał nieco sceptycznie, słysząc to, co było śmieszne, ponieważ to Magnus władał magią, o której Nocni Łowcy lubili zapominać, od kiedy koncentrowali się tylko na swojej wyniosłości. Lecz kiwnął głową ze zrozumieniem, lekko zdziwiony, że zawsze, kiedy Magnus chciał wziąć sprawy w swoje ręce, Alec tylko wyciągał rękę lub szedł nieco szybciej, stając przed Magnusem w postawie obronnej. Ci, którzy pozostali w środku, rozpłaszczyli się na ścianie, jakby ich tam przypięto, nieruchomi z przerażenia. Ktoś płakał. Nagle, z tyłu baru, dobiegł do nich niski, silny ryk. Alec podążył w jego kierunku, ze zwinnością i szybkością Nocnego Łowcy, a Magnus za nim. Salon udekorowany był czarno-białymi obrazami kobiet z lat pięćdziesiątych, a

z sufitu zwisała kula dyskotekowa, która oczywiście nie zapewniała potrzebnego oświetlenia. Oprócz tego znajdowała się tu pusta, zbudowana z pudeł scena i stojąca lampa - jedyne źródło prawdziwego światła. Pośrodku pomieszczenia stały kanapy, w tylnej jego części krzesła, a całość spowijały cienie. Jeden z nich się poruszał, wydając z siebie cichy ryk. Alec skradał się w jego kierunku, a wilkołak warknął, co oznaczało wyzwanie. Nagle szczupła dziewczyna z długimi, kręconymi, ciemnymi włosami, podążając śladem wstążek i krwi, rzuciła się w ich kierunku. Magnus skoczył do przodu i złapał ją za ramiona, zanim zdążyła zdekoncentrować Aleca lub być celem jego ataku. - Nie pozwól mu jej skrzywdzić! - krzyknęła w tym samym czasie, kiedy Magnus zapytał: - Jesteś ranna? - Magnus urwał i powiedział - w tym momencie jesteśmy w pewnego rodzaju impasie. Odpowiedz „tak” lub „nie”: jesteś ranna? - Trzymając ją delikatnie za ramiona, zmierzył ją wzrokiem. Na całej długości gładkiego ramienia widniała głęboka rana. Ciekła z niej krew, kapiąc wielkimi kroplami na podłogę; to ona była źródłem krwi w pomieszczeniu. Spojrzała na niego. - Nie - skłamała. - Jesteś Przyziemną, prawda? - Tak... to znaczy... nie jestem wilkołakiem ani czymś takim, jeżeli to masz na myśli. - Ale wiesz, że ta dziewczyna to wilkołak. - Tak, głupku! - warknęła. - Powiedziała mi o tym. Wiem o nich wszystko. Nie obchodzi mnie to. To moja wina. To ja jej powiedziałam, żeby wyszła na dwór. - To nie ja powiedziałem wilkołakowi, żeby wyszedł z domu w czasie pełni i zaatakował ludzi na parkiecie - powiedział Magnus. - Ale być może będziemy mieli lepszą okazję, żeby ustalić, kto z nas jest głupkiem, kiedy już nikomu nie będzie grozić śmierć. - Dziewczyna chwyciła go za ramię. Patrzyła na Aleca, widzialnego tak, jak Nocni Łowcy niemal nigdy nie byli widzialni dla Przyziemnych. Widziała jego broń. Mocno krwawiła, lecz to właśnie on był źródłem jej strachu. Magnus trzymał ją za ramię. Byłoby lepiej, gdyby miał dostęp do jakichś ziół lub mikstur, ale wysłał falę błękitnej, jasnej energii, która oplotła jej ramię, ukoiła ból i zatrzymała krwawienie. Kiedy otworzył oczy, zobaczył, że dziewczyna wpatruje się w niego z otwartymi ustami i zdziwionym wyrazem twarzy. Magnus zastanawiał się, czy w ogóle wiedziała, że istnieją ludzie władający magią, że na Ziemi istnieje coś oprócz wilkołaków. Spojrzał ponad jej ramię i zobaczył, jak Alec skoczył do przodu i zaczął walczyć z wilkiem.

- Ostatnie pytanie - powiedział pośpiesznie, łagodnym tonem. – Uwierzysz mi, jeśli ci powiem, że twojej przyjaciółce nie stanie się krzywda? Dziewczyna zawahała się, a po chwili powiedziała: - Tak. - Więc poczekaj na zewnątrz - powiedział Magnus. - Wyjdź na dwór, nie tylko z tego pokoju. Idź na zewnątrz i postaraj się, żeby jak najwięcej ludzi się stamtąd usunęło. Powiedz im, że w środku jest bezpański pies - daj im powód to zignorowania tej sprawy. I powiedz im, że nie jesteś ciężko ranna. Jak twoja przyjaciółka ma na imię? Przełknęła ślinę. - Marcy. - Marcy będzie chciała się upewnić, że jesteś bezpieczna, kiedy już do niej dotrzemy - powiedział Magnus. - Idź, dla jej dobra. Dziewczyna szybko pokiwała głową i puściła jego ramię. Usłyszał, jak jej obcasy stukają na kafelkach, kiedy kierowała się do wyjścia. W końcu mógł dołączyć do Aleca. Zobaczył w ciemności błysk zębów, lecz nie widział Aleca, który stanowił jedynie niewyraźny kształt, który przetoczył się w kierunku odwrotnym do wilka, a następnie ponownie na niego ruszył. Na Marcy, pomyślał Magnus, i w tym samym momencie zobaczył, że Alec nie zapomniał, że Marcy była człowiekiem, lub przynajmniej o tym, że Magnus poprosił go, żeby jej pomóc. Nie używał serafickich ostrzy. Starał się nie skrzywdzić kogoś, kto miał kły i pazury. Magnus nie chciał, żeby dosięgły one Aleca - a już na pewno nie chciał, by Alec został ugryziony. - Alexandrze - zawołał Magnus i uświadomił sobie swój błąd, kiedy Alec odwrócił głowę w jego stronę, a w następnej chwili musiał pospiesznie się wycofać i uniknąć ciosu. Schował się i przetoczył, w przysiadzie zatrzymując się przed Magnusem. - Musisz uważać - powiedział bez tchu. Wilkołak, korzystając z okazji, ryknął i skoczył. Magnus posłał w jej stroną kulę niebieskiego ognia, zaskakując ją i odrzucając w przeciwną stronę. Z pomieszczenia obok dobiegły do nich krzyki ludzi, którzy jeszcze byli w środku - wszyscy pośpiesznie zmierzali do wyjścia. Magnusa to nie obchodziło. Wiedział, że obowiązkiem Nocnych Łowców było chronienie ludzi, ale Magnus nie miał w sobie na tyle empatii, żeby się tym przejmować. - Nie zapominaj, że jestem czarownikiem. - Wiem - powiedział Alec, wpatrując się w cienie. - Po prostu... - Nie miało to żadnego sensu, ale to, co powiedział później, miało wszelki sens. - Chyba - powiedział głośno – chyba ją wkurzyłeś.

Magnus podążył za wzrokiem Aleca. Dziewczyna wilkołak znowu była na nogach i właśnie się do nich skradała, jej oczy płonęły żywym ogniem. - Doceniam twoje znakomite umiejętności obserwacyjne, Alexandrze. Alec próbował odepchnąć Magnusa od potwora. Magnus chwycił go za czarny T-shirt i poprowadził ze sobą. Wspólnie, powoli, wycofywali się z salonu. Przyjaciółka wilkołaka dotrzymała słowa: bar ział pustką, teraz był to błyszczący, ciemny plac zabaw dla wilkołaka, który wciąż szedł w ich stronę. Alec, zaskakując zarówno wilkołaka jak i Magnusa, zerwał się i skoczył na nią. Cokolwiek chciał zrobić, nie udało mu się to: tym razem wilk zamachnął się i z całej siły uderzył Aleca w pierś. Chłopak przeleciał przez pomieszczenie i wpadł na wściekle różową ścianę, upstrzoną złotym brokatem. Rozbił wiszące na niej lustro, udekorowane ornamentem w tym samym kolorze co brokat. - Och, głupi Nocni Łowcy - jęknął pod nosem Magnus, lecz Alec skorzystał z sytuacji i użył swojego ciała jako dźwigni: odbił się od ściany, skoczył i chwycił świecącego żyrandola. Zakołysał się na nim i opadł na podłogę, lekko niczym kot, jednym ruchem przyczajony do ponownego ataku. – Głupi, seksowni Nocni Łowcy. - Alec! - zawołał Magnus. Chłopak widocznie uczył się na błędach: nie rozejrzał się i nie dekoncentrował. Magnus strzelił palcami, z których wystrzelił tańczący, niebieski płomień, jakby włączał zapalniczkę. To przykuło uwagę Aleca. - Alexandrze. Zróbmy to razem. Magnus uniósł ręce, a z jego palców wystrzeliły nici niebieskiej, lśniącej mocy, odgradzając wilka od Przyziemnych. Każda z połyskujących linii wydzielała wystarczająco dużo magicznego ładunku, by zdekoncentrować wilkołaka. Alec lawirował między nimi, kiedy Magnus w tym samym czasie oplatał go magią. Ze zdziwieniem zauważył, z jaką łatwością Alec z nią współgra. Niemal każdy znany mu dotąd Nocny Łowca zawsze był wobec niej nieco nieufny i nie wiedział, jak z nią współpracować. Może to przez fakt, że Magnus nigdy nie chciał im pomagać i ich chronić w taki sposób, jednak kombinacja jego magii i siły Aleca spełniała swoje zadanie. Wilk warknął i skulił się, po czym zapiszczał, kiedy uderzyła ją taka ilość oślepiającego światła, a gdziekolwiek się nie ruszyła, Alec zastępował jej drogę. Magnus poniekąd wiedział, co dziewczyna czuje. Wilk osłabł i pisnął, kiedy niebieska linia światła przebiegła wzdłuż jej pręgowanego futra, a Alec już przy niej był. Kolanem przyciskał jej bok, kiedy jego ręka powędrowała do paska. Mimo wszystko, Magnus przestraszył się. Mógł sobie wyobrazić, jak Alec wyciąga nóż i podrzyna wilkołakowi gardło. To, co wyciągnął Alec, było liną. Owinął ją wokół szyi wilkołaka, podczas gdy nadal przyszpilał ją ciałem do podłogi. Szarpała się i warczała. Magnus puścił wici magii, które opadły na podłogę i wymruczał kilka zaklęć, które wydostawały się z

jego ust w postaci blaknących kłębów niebieskiego dymu: zaklęcia uzdrawiające i uspokajające, iluzje bezpieczeństwa i spokoju. - No dalej, Marcy - powiedział wyraźnie. - Dalej! Wilkołak zadrżał i przemienił się. Kości pękały, futro opadało na posadzkę i przez parę bolesnych chwil Alec obejmował dziewczynę ubraną jedynie w podarte pozostałości sukni. Była niemal naga. Alec wyglądał na bardziej zmieszanego niż wtedy, kiedy trzymał w ramionach wilkołaka. Puścił ją pośpiesznie, a Marcy podniosła się do pozycji siedzącej, obejmując ramionami. Płakała cicho. Magnus ściągnął swój długi czerwony skórzany płaszcz i ukląkł obok dziewczyny, aby ją nim owinąć. Marcy chwyciła za jego klapy. - Dziękuję - powiedziała, patrząc na Magnusa wielkimi oczami. W ludzkiej postaci była niską blondynką, więc, z perspektywy czasu, ten kontrast wydawał się nieco śmieszny. Nagle jej twarz wykrzywił ból i już nic nie wydawało się śmieszne. – Czy ja... proszę, czy zrobiłam komuś krzywdę? - Nie - powiedział Alec głosem mocnym i pewnym, co nie było dla niego częste. - Nie, nikogo nie zraniłaś. - Ktoś ze mną był... - zaczęła Marcy - Drapnęłaś ją - wtrącił Magnus, panując nad głosem i starając się nadać mu pocieszający wyraz. - Nic jej nie jest. Uleczyłem ją. - Ale zrobiłam jej krzywdę - powiedziała Marcy i schowała twarz w zakrwawionych dłoniach. Alec wyciągnął rękę i dotknął jej pleców, gładząc je delikatnie, jakby ta obca dziewczyna-wilkołak była jego własną siostrą. - Nic jej nie jest - powiedział - Ty nie... Wiem, że nie chciałaś jej skrzywdzić, że nie chciałaś nikogo skrzywdzić. Nic nie poradzisz na to, kim jesteś. Wszystko zrozumiesz. - Wybaczy ci - powiedział Magnus, ale Marcy patrzyła na Aleca. - O mój Boże, jesteś Nocnym Łowcą - wyszeptała, tak jak Erik – kelner- wilkołak, lecz teraz towarzyszył temu strach, a nie pogarda. - Co się teraz ze mną stanie? - Zamknęła oczy. - Nie, przepraszam. Powstrzymałeś mnie. Gdyby cię tu nie było... cokolwiek teraz zrobisz, zasługuję na to. - Nic ci nie zrobię - powiedział Alec, a Marcy otworzyła oczy i spojrzała mu w twarz. - Naprawdę. Nikomu nie powiem. Obiecuję. Alec wyglądał tak samo jak wtedy, kiedy Magnus opowiadał o swoim dzieciństwie na przyjęciu, na którym spotkali się po raz pierwszy. To było coś, czego Magnus nigdy nie robił, ale wtedy był podenerwowany i zdystansowany, kiedy ci wszyscy Nocni Łowcy weszli do jego domu, razem z Clary, córką Jocelyn Fray, która przyszła bez niej, mając do niego wiele pytań, na których odpowiedzi zasługiwała. Nie spodziewał się wtedy, że w oczach Nocnego Łowcy zobaczy sympatię.

Marcy wyprostowała się, owijając ciaśniej płaszczem. Nagle wyglądała dostojnie, jakby uświadomiła sobie, że nie ma słuszność w tej sprawie. Że jest człowiekiem. Że ma duszę, a ta dusza została uszanowana. - Dziękuję - powiedziała spokojnie. - Dziękuję wam obu. - Marcy? - Od drzwi dobiegł do nich głos jej przyjaciółki. Marcy podniosła głowę. - Adrienne! Adrienne wpadła do środka, omal nie ślizgając się na kafelkach i opadła na podłogę, zamykając Marcy w silnym uścisku. - Jesteś ranna? Pokaż - wyszeptała Marcy z ustami przy jej ramieniu. - Wszystko w porządku. To nic, naprawdę, nic się nie stało - powiedziała Adrienne, głaszcząc Marcy po włosach. - Tak mi przykro - powiedziała Marcy, trzymając w dłoniach twarz Adrienne. Pocałowały się, nie zważając na obecność Aleca i Magnusa. Kiedy się od siebie odsunęły, Adrienne zaczęła kołysać Marcy w ramionach i wyszeptała: - Zobaczysz, wymyślimy coś, żeby to się już nie powtórzyło. Znajdziemy sposób. Inni poszli śladem Adrienne i weszli do środka, po dwie lub trzy osoby na raz. - Jak na hycla, to ubierasz się dość dziwacznie - powiedział mężczyzna, który, jak sądził Magnus, był barmanem. Magnus skinął głową i odparł: - Dziękuję bardzo. Do środka wlewało się coraz więcej ludzi. Nikt nie pytał, co się stało z psem. Większość chciała drinka. Być może niektórzy będą później zadawać jakieś pytania, kiedy minie ogólne oszołomienie, a to, co stało się tej nocy, będzie wymagało wyjaśnienia. Ale Magnus jak na razie się tym nie przejmował. - To było miłe. To, co jej powiedziałeś - odezwał się Magnus, kiedy Marcy i Adrienne zniknęły im z oczu, schowane wśród tłumu ludzi. - Yyy... to nic wielkiego - powiedział Alec, przestępując z nogi na nogę. Wyglądał na zawstydzonego. Magnus przypuszczał, że Nocni Łowcy nie specjalizowali się zbytnio w uprzejmości. - To znaczy, po to tu jesteśmy, prawda? Nocni Łowcy, w sensie że. Musimy pomagać każdemu, kto tego potrzebuje. Musimy ochraniać ludzi. Nephilim, których znał Magnus, uważali, że Podziemnych stworzono po to, by im pomagać. A jeżeli nie mogli sprostać zadaniu, pozbywano się ich. Magnus spojrzał na Aleca. Jego skórę pokrywał pot, oddech nadal miał nieco ciężki, a dzięki iratze rany na jego ramionach i twarzy szybko się goiły. - Nie sądzę, żebyśmy tu prędko dostali jakiegoś drinka; za długa kolejka -

powiedział Magnus powoli. - Zjedzmy coś u mnie. Poszli do domu. Mimo, że mieli dużo do przejścia, miło było spacerować w letni wieczór, czuć ciepłe powietrze na ramionach i patrzeć, jak księżyc oblewa Most Brooklyński jaśniejącą bielą. - Cieszę się, że twój przyjaciel zadzwonił do ciebie i poprosił, żeby pomóc tej dziewczynie - przyznał Alec, kiedy szli. - Cieszę się też, że mnie zaprosiłeś. Ja... zaskoczyłeś mnie, po tym, co się wcześniej stało. - Martwiłem się, że ci się nudzi - powiedział Magnus. Miał wrażenie, że chłopakowi trudno było z siebie to wyrzucić, ale był z nim szczery, a Magnus poczuł dziwny impuls, by odwzajemnić tę szczerość. - Nie - powiedział Alec i poczerwieniał. - Nie, to nie to. Myślałeś, że...? Przepraszam. - Nie przepraszaj - odparł Magnus łagodnie. Słowa zdawały się wylewać potokiem z ust Aleca, chociaż po jego wyrazie twarzy można było stwierdzić, że wolał tego nie mówić. - To moja wina. Wszystko rozumiem na opak, wiedziałeś, jak złożyć zamówienie w restauracji, a ja musiałem powstrzymywać się od śmiechu słuchając piosenki w metrze. Nie mam bladego pojęcia, co robię, a ty zawsze jesteś... ekhm... czarujący. - Co? Alec spojrzał na Magnusa, dotknięty jego reakcją, jakby pomyślał, że znowu zrobił coś nie tak. Magnus chciał powiedzieć: Nie, to ja cię przyprowadziłem do tej okropnej restauracji i traktowałem jak Przyziemnego, ponieważ nie wiedziałem, jak to jest być na randce z Nocnym Łowcą i za ciebie zapłaciłem, chociaż wiedziałem, że miałeś na tyle odwagi, żeby mnie zaprosić. Lecz zamiast tego powiedział tylko: - Uważam, że ta okropna piosenka była śmieszna. - Po czym odrzucił głowę i roześmiał się. Zerknął na Aleca, który też zaczął się śmiać. Cała jego twarz zmieniała się, kiedy się śmiał, pomyślał Magnus. Nikt nie musiał za nic przepraszać, nie dzisiaj. Kiedy dotarli do domu Magnusa, Magnus położył rękę na drzwiach i pchnął je. - Zgubiłem klucze jakieś piętnaście lat temu - wyjaśnił. Może rzeczywiście powinien dorobić parę kluczy. Lecz tak naprawdę to ich nie potrzebował, a minęło dużo czasu, odkąd chciałby komuś je dać - żeby ten miał łatwy dostęp do jego mieszkania – z powodu pragnienia, by ta osoba przychodziła do niego, kiedy tylko miała na to ochotę. Nie było nikogo takiego od czasu Etty, pół wieku temu. Magnus spojrzał na Aleca z ukosa, kiedy wchodzili po skrzypiących schodach. Alec napotkał jego spojrzenie, a Magnus poczuł, jak oddech mu przyspiesza; chłopak patrzył na niego z intensywnością w niebieskich oczach. Alec przygryzł