LuckyLol

  • Dokumenty348
  • Odsłony46 889
  • Obserwuję57
  • Rozmiar dokumentów462.9 MB
  • Ilość pobrań28 012

Andrea Cremer - 03 - Bloodrose (tł. nieof.)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

LuckyLol
EBooki

Andrea Cremer - 03 - Bloodrose (tł. nieof.).pdf

LuckyLol EBooki Andrea Cremer - 01 - 03 Cień nocy
Użytkownik LuckyLol wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 461 stron)

DD_TranslateTeam 1

DD_TranslateTeam 2 Andrea Cremer Bloodrose DD_TranslateTeam Tłumacz: A_Kaga14 Beta: Jillian.xXx

DD_TranslateTeam 3 Dla moich rodziców

DD_TranslateTeam 4 Mam zamiar wyruszyć w moją ostatnią podróż, wielki skok w ciemność. - Thomas Hobbes

DD_TranslateTeam 5 CZĘŚĆ PIERWSZA POWIETRZE

DD_TranslateTeam 6 Rozdział pierwszy Słyszałam każde uderzenie mojego serca. Dźwięk wydawał się wydobywać z moich żył, z mojego ciała, przepływać pustymi przestrzeniami pomiędzy świecącym portalem a ciemnym domem. Był tutaj. Nie miałam wątpliwości. Mimo że nie mogłam go zobaczyć, ani nawet złapać choćby śladu jego ciepłego zapachu, wiedziałam, że tam był. Czekał na mnie. Tylko dlaczego? Dlaczego Ren miałby przychodzić do tego odludnego miejsca? Moje spojrzenie przeniosło się na cienie, które wiły się, gdy chmury prześlizgiwały się po niebie, zasłaniając księżyc, wiele z nich wyglądało dla mnie jak zmory. Wpatrywałam się w niebo, by nie musieć patrzeć na domy lub szkielety tych, które zostały niedokończone. Czas się tutaj zatrzymał. Górskie zbocze, oczyszczone z drzew, by zrobić miejsce dla budynków, szeptało w nieosiągalnej już przeszłości. Rozwalone Haldis Compound - lub coś, co mogło tym być – rozciągało się przede mną, składające się z luksusowych domów zbudowanych wyłącznie dla klanu, któremu ja i Ren mieliśmy przewodzić. Nasze legowisko. Nasz dom. Odwróciłam się do Adne, próbując ukryć dreszcze. - Zostań poza zasięgiem wzroku. Usłyszysz mnie, jeśli pojawi się jakiś problem. A jeśli zacznę tu biec, lepiej szybko

DD_TranslateTeam 7 otwórz przejście. Nieważne, co by się działo, nie oglądaj się za mną. - Jasne - powiedziała, już prawie odwrócona w kierunku lasu. - Dziękuję, Calla. Skinęłam głową, zanim zmieniłam postać w wilka. Adne rozpłynęła się w mroku. Kiedy byłam już usatysfakcjonowana, że nikt nie będzie w stanie jej dostrzec, podążyłam w stronę budynków. Okna były ciemne, milczące. Na pozór wyglądały na puste, jednak wiedziałam, że nie były. Trzymałam pysk nisko przy ziemi, głęboko wciągając powietrze. Idąc tutaj, szłyśmy cały czas pod wiatr, co sprawiło, że czułam się bezbronna. Mogłabym nie wyczuć zapachu kogoś ukrytego pod osłoną nocy, dopóki nie byłabym prawie przy nim. Moje uszy odwracały się tam i z powrotem, czujnie nasłuchując jakichkolwiek znaków życia. Nie było tam niczego. Żadnych królików, ani nocnych ptaków przelatujących przez niebo. To miejsce nie było po prostu opuszczone; było przeklęte, jak gdyby nic nie odważyło się przekroczyć granic polany. Zwiększyłam tempo, zmniejszając dystans, który dzielił mnie od domu, przeskakując zaspy, moje paznokcie drapały tafle lodu, pokrywające chodnik. Gdy dotarłam do frontowych schodów, zatrzymałam się, by powąchać ziemię. Mój wzrok padł na świeże ślady odcisków łap, które ciągnęły się po schodach w górę. Zapach Rena był ostry, inny. Musiał się tu pojawić krótko przed nami. Powoli weszłam na werandę,

DD_TranslateTeam 8 by otworzyć drzwi. Ostrożnie przekręciłam klamkę. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Pozwoliłam, by się otworzyły. Spowodowało to niegłośne skrzypnięcie, jednak nic poza tym. Wślizgnęłam się do środka, zamykając za sobą drzwi i zasu- wając rygiel. Jeśli ktoś miałby przyjść tu po mnie, chciałam, by coś mnie o tym ostrzegło. Zmieniona z powrotem w postać wilka, szłam korytarzem, wyczuwając zapach Rena, który doprowadził mnie do głównej klatki schodowej. Próbowałam się nie kulić, gdy przechodziłam przez wejście do jadalni. Piękny dębowy stół, prawdopodobnie zabytkowy, otoczony był przez krzesła. Cztery po każdej stronie, jedno z przodu i kolejne z tyłu. Dziesięć. Tak łatwo mogłam wyobrazić sobie posiłki jedzone tutaj. Nasz klan, razem śmiejąc się i drażniąc się wzajemnie. Powoli wspinałam się po schodach, marząc, by moje paznokcie nie wydawały żadnych dźwięków na drewnianej podłodze. Gdy dotarłam na drugie piętro, zatrzymałam się, nasłuchując. Dom odpowiedział mi jedynie ciszą. Wciąż tropiąc ścieżkę Rena, minęłam trzy sypialnie i łazienkę, zanim dotarłam do drzwi na końcu korytarza. Serce znów zaczęło mi bić tak mocno, jak wtedy, gdy weszłam do budynku. Zaledwie kilka kroków dalej zatrzymałam się. Smugi blasku księżyca przecinały pokój, oświetlając okazałe łóżko, na którym piętrzyły się satynowe poduszki, udrapowana pościel i wysokie hebanowe filary, znajdujące się na każdym rogu. Idealnie dopasowana szafa zajmowała jedną ze ścian.

DD_TranslateTeam 9 Na sąsiadującej ścianie wisiało lustro i stała kanapa skierowana w stronę łóżka. Zapach Rena był wszędzie. Dym z płonącego, starego drzewa unoszącego się pod chłodnym, jesiennym niebem. Zamknęłam oczy, pozwalając, by jego zapach całą mnie otoczył, wypełniając mnie wspomnieniami. Moment później potrząsnęłam łbem, by przestać rozpamiętywać przeszłość i skupić się na teraźniejszości. Światło z zewnątrz sączyło się przez podłużne szczeliny w oknach. Poniżej okien, częściowo ukryty w cieniu, znajdował się Ren. Leżał nieruchomo, z głową opartą na swoich łapach. Wpatrywał się we mnie. Staliśmy tak, jakby zamarznięci, patrząc na siebie nawzajem, przez czas, który wydawał się być wiecznością. W końcu zmusiłam się, by zrobić krok naprzód. Jego głowa podniosła się, sierść najeżyła. Słyszałam jego niski, groźny warkot. Zatrzymałam się, walcząc z instynktem, bym to ja nie zaczęła warczeć na niego. Wstał, wciąż warcząc, zaczął chodzić tam i z powrotem, poniżej okien. Zrobiłam kolejny krok naprzód. Błysnęły jego kły, gdy zaszczekał ostrzegawczo. Schyliłam głowę, nie chcąc dać żadnych oznak agresji. To nie miało znaczenia. Mięśnie Rena napięły się, rzucił się na mnie, przewracając mnie na bok. Zaskomlałam, gdy przejechaliśmy po drewnianej podłodze. Jego szczęki klapnęły tuż nad moim ramieniem, gdy tylko się przeturlałam na bok. Stanęłam na nogi, robiąc

DD_TranslateTeam 10 unik, kiedy rzucił się na mnie ponownie. Czułam ciepło jego oddechu i jego kły ucierające się o mój bok. Odwróciłam się, warcząc i patrząc wprost na niego, przygotowując się na kolej- ny atak. Kiedy uderzył po raz trzeci, lecz jego kły nie przecięły mojej skóry, zrozumiałam, co się dzieje. Ren nie chciał mnie zaatakować. Chciał mnie po prostu odstraszyć. Uniosłam ramiona i warknęłam na niego. Stop! Spotkałam jego ciemne oczy, które płonęły ogniem. Dlaczego nie chcesz ze mną walczyć? Wyszczerzył zęby. Śledziłam go, kiedy obracaliśmy się powoli dookoła, gdy podkradał się do mnie. Nie przyszłam tutaj, by walczyć. W momencie, gdy znów rzucił się na mnie, ja się nie ruszy- łam. Jego pysk był centymetry od mojego, warknął, lecz ja nawet nie drgnęłam. Nie powinno cię tu być, jeśli nie jesteś gotowa do walki. Zawsze jestem gotowa, by walczyć. Błysnęłam przed nim kłami. Ale to nie znaczy, że chcę. Jego ryk powoli ucichł. Opuścił głowę, odwrócił się i wrócił pod okno, gdzie wpatrywał się w niebo. Nie powinnaś tu przychodzić. Wiem. Odwróciłam się w jego stronę. Ciebie też nie powin- no tu być. Kiedy odwrócił twarz w moim kierunku, zmieniłam się w postać człowieka. Czarny jak węgiel wilk zamrugał, a chwilę później Ren stał naprzeciw mnie, spoglądając z góry na moją twarz.

DD_TranslateTeam 11 - Dlaczego tu jesteś? - Mogłabym zapytać o to samo - powiedziałam, przygryzając wargę. Fakt, że spędzał samotnie godziny w wybudowanym dla nas domu, nie był powodem, dla którego tu przyszłam. Jednak ciężko było odrzucić tę myśl. Stojąc w tym pokoju, na tej górze, w tym domu, czułam, jakby to wszystko istniało dla nas. Ledwo mogłam sobie przypomnieć świat zewnętrzny. Poszukiwania. Wojnę. Jego oczy zabłysnęły, jednak zaraz po tym stały się puste. - To dobre miejsce, by posiedzieć w samotności. - Przykro mi – powiedziałam. Słowa były niczym lód w moim gardle. - Za co, na przykład? - Jego uśmiech był bardzo ostry, a ja się skuliłam. - Za wszystko. - Nie mogłam na niego spojrzeć, więc przeszłam przez pokój, nie spoglądając na nic szczególnego, na przywołujące przeszłość meble z pustymi szufladami. Łóżko, w którym nikt nie mógł spać. - Za wszystko - powtórzył. Przeszłam przez pokój, stając po drugiej stronie łóżka, po czym odwróciłam się, by spojrzeć prosto na niego. - Ren, przyszłam, by ci pomóc. To nie może tak być. - Jak niby? - Nie musisz tutaj zostać.

DD_TranslateTeam 12 - A dlaczego miałbym odejść? - powiedział. - To mój dom. - Jego palce musnęły powierzchnię satynowej pościeli. - Nasz dom. - To nieprawda. - Chwyciłam jeden z filarów łóżka. - My tego nie wybraliśmy. Ktoś inny zrobił to za nas. - Ty tego nie wybrałaś. - Stanął po drugiej stronie łóżka. - Myślałem, że będziemy mogli prowadzić tu wspaniałe życie. - Być może. - Moje paznokcie wbiły się w lakier, którym pokryte było drewno. - Ale to nie był prawdziwy wybór. Nawet, jeśli to mogłoby być dobre. - Nigdy tego nie chciałaś, prawda? - Miał zaciśnięte pięści. - Nie wiem - odpowiedziałam. Moje serce biło zbyt szybko. - Nigdy nie pytałam samej siebie, czego chcę. - W takim razie, dlaczego uciekłaś? - Wiesz dlaczego - powiedziałam delikatnie. - Dla niego - warknął, łapiąc poduszkę i rzucając nią przez cały pokój. Cofnęłam się, zmuszając swój głos do zachowania spokoju. - To nie takie proste - powiedziałam. W momencie, kiedy wspomniano o Shayu, coś we mnie pękło. Nadal byłam smutna, jednak znacznie silniejsza. Shay nie tylko zmienił część mojego życia. Zmienił mnie. Nie, nie zmienił. Pomógł mi zawalczyć o prawdziwą mnie. Teraz była moja kolej, by pomóc Renowi dokonać tego samego. - Nie jest? - Spojrzał na mnie.

DD_TranslateTeam 13 - Byłbyś w stanie go zabić? - zapytałam, podtrzymując jego spojrzenie. - Właśnie tak chcesz zacząć nowe życie ze mną? Jakaś część mnie nie chciała poznać odpowiedzi. Czy naprawdę chciał śmierci Shaya? Jeśli zdenerwowałabym się na Rena, przyjście tutaj mogłoby okazać się wielkim błędem. Moglibyśmy walczyć, a ja musiałabym go zabić. Ewen- tualnie, on zabiłby mnie. Wyszczerzył na mnie kły, jednak potem westchnął. - Oczywiście, że nie. Powoli przeszłam dookoła łóżka. - A to było jedyne życie, jakie mogli nam zaoferować. Zabijanie ludzi, którzy nam pomagali. Patrząc, jak podchodzę, zachował kamienną twarz. - Opiekunowie są naszymi wrogami, Ren - powiedziałam. - W tej wojnie walczyliśmy po złej stronie. - Skąd możesz być tego tak pewna? - Poznałam Poszukiwaczy - odpowiedziałam. - Ufam im. Pomogli mi uratować nasz klan. Jego uśmiech był surowy. - Niektórych z niego. - Reszta sama dokonała wyboru. - A ja? - Jego oczy były ciemne jak obsydian, złe. Jednakże nie sądziłam, by jego wściekłość była skierowana na mnie. Gdy na krótko zamknęłam oczy, niezdolna do patrzenia na żal, jaki zalał spojrzenie Rena, z powrotem byłam w Vail,

DD_TranslateTeam 14 w celi głęboko pod Edenem. Pamiętałam desperacje w głosie Rena i strach w moim własnym. - Powiedzieli, że muszę to zrobić. - Zrobić co? - Złamać cię. Zadrżałam, mając w pamięci, uderzenie w ścianę i smak krwi w ustach, która mnie pokrywała. Pozwoliłam sobie wrócić do pokoju i uchwyciłam wyrażający emocje wzrok Rena, wiedziałam, że jego umysł znajdował się w tym samym miejscu. Przełknęłam, zaciskając pięści, by nie pozwolić im drżeć. - Mam nadzieję, że tego nie zrobiłeś. Nie odpowiedział, lecz spojrzał na mnie. - Nie wierzę, że chciałeś mnie skrzywdzić - powiedziałam. - I nie sądzę, żebyś mógł to zrobić, nawet jeśli Monroe... Słowa ugrzęzły mi w gardle. To była prawda, lecz nie mogła wymazać wspomnień. Horror tych momentów wrył się w moje kości. - Nie mógłbym - wyszeptał Ren. Skinęłam głową, mimo że nie byłam w stanie w to uwie- rzyć. Wszystko, co wtedy miało znaczenie, kazało mu wynosić się z tego miejsca, ze świata, który zmienił go w kogoś, kto mógłby mnie skrzywdzić. Zaczął podnosić rękę, jak gdyby chciał dotknąć mojego policzka, ale opuścił ją z powrotem. - Poszukiwacze wysłali cię, żebyś mnie znalazła? - W pewnym sensie.

DD_TranslateTeam 15 Jego czoło się zmarszczyło. - Monroe chciał cię znaleźć. Szczęka Rena zacisnęła się. - Mój... Emile zabił ją. Zauważyłam sposób, w jaki się zawahał. Nie chciał nazywać Emile’a swoim ojcem. - Ren. - Chwyciłam jego rękę. - Wiesz o tym? Jego palce chwyciły moją. - To prawda? Emile zabił moją matkę? Skinęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Odsunął swoją rękę, wsuwając palce w swoje ciemne włosy, pocierając skronie. Jego ramiona zaczęły się trząść. - Przykro mi. - Ten człowiek. - Głos Rena się załamał. - Ten człowiek, Monroe. To mój prawdziwy ojciec, prawda? Wpatrywałam się w niego, zastanawiając się, jak mógł do tego dojść. - Jak się dowiedziałeś? Niewiele czasu minęło od walki w podziemiach Edenu i tego strasznego momentu, w którym stałam, patrząc na Rena. Znałam go odkąd byliśmy dziećmi, lecz czułam jakby w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin minęły lata. Emile zaczął się śmiać. Ren wciąż tkwił pomiędzy swoim ojcem a Poszukiwaczem, jego czarne jak węgiel oczy lśniły, gdy Monroe opuszczał miecze. - Nie skrzywdziłbym chłopca - powiedział. – Doskonale o tym wiesz.

DD_TranslateTeam 16 - Tak przypuszczałem - odparł Emile i mrugnął do powarkujących młodych wilków. - Dopilnujecie, żeby nie uciekł. Czas, żeby Ren pomścił swoją matkę. - Ren, nie! On kłamie! To wszystko kłamstwa! – wrzas- nęłam. - Chodź z nami. - Ona już nie jest jedną z nas – syknął Emile. – Przypomnij sobie, co ci zrobiła, jak odwróciła się od nas. Wciągnij powietrze, chłopcze. Ona cuchnie Poszukiwaczami. To zdraj- czyni i dziwka. Spojrzał na mnie, a ja zatoczyłam się w tył pod naciskiem gorejącego wściekłością spojrzenia. - Nie martw się, ślicznotko. Twój dzień nadejdzie. Szybciej niż myślisz. Wyrwałam się, kiedy Connor złapał mnie mocno za rękę i pociągnął w stronę niestrzeżonych drzwi. - Nie możemy go zostawić! - krzyczałam. - Musimy. - Connor zachwiał się, gdy próbowałam wyszarpnąć mu rękę, ale szybko odzyskał równowagę i otoczył mnie ramionami. - Chcę walczyć! - Miotałam się, pragnęłam za wszelką cenę tam wrócić, ale nie krzywdząc przy tym Poszukiwacza, który starał się mnie wyprowadzić. - Nie! - Twarz Connora pozostała niewzruszona. - Sama słyszałaś, mamy odejść. A jeśli zamienisz się teraz w wilka, przysięgam, że zrobię ci krzywdę.

DD_TranslateTeam 17 - Błagam! - Oczy mi zapłonęły, gdy ujrzałam błysk zębów Rena i Monroe'a, który rzuca na ziemię swoje miecze. - Co on robi?! - darłam się i szarpałam, a Connor próbował złapać mnie mocniej. - Teraz to jego walka - wysyczał przez zaciśnięte zęby - nie nasza. Kiedy miecze uderzyły o ziemię, Ren odskoczył w tył. Choć wciąż był nastroszony, przestał warczeć. - Posłuchaj mnie, Ren - powiedział Monroe, kucając, żeby spojrzeć mu w oczy. Nie zwracał uwagi na dwa pozostałe wilki, które zbliżały się do niego z okrutną powolnością. - Wciąż masz wybór. Chodź ze mną i poznaj prawdę o tym, kim jesteś. Zostaw to wszystko za sobą. Krótki, ostry szczek Rena przeszedł w pisk zaskoczenia. Trzy pozostałe wilki wciąż zbliżały się do Poszukiwacza, który opuścił ręce. Ramię Connora boleśnie zacisnęło się pod moją szyją. - Nie możemy na to patrzeć - oświadczył, powoli wywlekając mnie z celi. - Ren, proszę! - krzyczałam. - Nie wybieraj ich, wybierz mnie! Ren odwrócił się, słysząc desperację w moim głosie i patrzył, jak Connor wyciąga mnie przez drzwi. Zmienił postać i w zdumieniu patrzył na wyciągnięte ręce Monroe'a. Zrobił krok w jego stronę. - Kim jesteś?

DD_TranslateTeam 18 Głos Monroe'a zadrżał: - Jestem... - Dość tego! Jesteś głupcem, chłopcze. - Emile warknął na Rena, a potem uśmiechnął się do Monroe'a. - Zupełnie jak twój ojciec. I już leciał, zmieniając się w powietrzu w wilka, skłębione futro, kły i pazury. Sekundę przed tym, zanim znikli mi z oczu, widziałam, jak opada na Monroe'a i zaciska zęby na gardle nieuzbrojonego mężczyzny. Ren nie patrzył na mnie, gdy się odezwał, gwałtownie uwalniając mnie od fali wspomnień. - Kiedy odłożył miecze, myślałem, że jest szaleńcem. Może samobójcą. Jednak było coś szczególnego w jego zapachu. Wydawało się być znajome, jakbym już to znał. Patrzyłam, jak zmagał się ze sobą, by mówić dalej. - Lecz to, co powiedział Emile. Na początku tego nie rozumiałem. Dopóki on... dopóki Monroe nie zaczął krwawić. Zapach krwi. Wyczuwałem połączenie. - Kochał twoją matkę. - Moje spływające łzy były tak gorące, że mogłabym przysiąc, że raniły moje policzki. - Próbował pomóc jej uciec. Grupa z Kary Nocy chciała się zbuntować. - Kiedy miałem rok - powiedział. - Tak. Ren usiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach. - Monroe zostawił list. - Uklęknęłam przed nim. – Potrze- bował nas, by sprowadzić cię z powrotem.

DD_TranslateTeam 19 - Teraz to już nieważne - rzekł Ren. - Jak możesz tak mówić? Podniósł głowę. Obdarty wyraz jego twarzy był jak szpony wbijające się w moją klatkę piersiową. - Gdzie ja należę, Calla? - zapytał. - Nie mam swojego miejsca na świecie. Nawet jeśli moja matka próbowała się tam dostać, a mój ojciec też kiedyś tam był. Oni oboje odeszli. Umarli. Zabici przez świat, do którego należałem. Nie ma niczego, co łączyłoby mnie z Poszukiwaczami. Mógłbym być dla nich jedynie wrogiem. Rozumiałam jego uczucia zbyt dobrze. Oboje straciliśmy tak dużo. Nasz klan został rozdzielony. Nasze rodziny zniszczone. Lecz nadal była nadzieja. Poszukiwacze wykazali się, gdy walczyłam po ich stronie. Nie różnią się znacznie od Strażników. Wszyscy jesteśmy wojownikami i wszyscy bylibyśmy w stanie przelać swoją krew za siebie nawzajem. Nasi wrogowie stali się przyjaciółmi, a wilki mogły znaleźć sobie nowy dom wśród Poszukiwaczy. Ja w to wierzyłam, jednak musiałam sprawić, by Ren również uwierzył. Chwyciłam jego ręce, mocno ściskając palcami. - Jest coś, co łączy cię z Poszukiwaczami. - Co? - Był zdziwiony zaciętością w moim głosie. - Monroe ma córkę - powiedziałam. - Nazywa się Ariadne. - On ma córkę? - Masz siostrę. Przyszywaną.

DD_TranslateTeam 20 - Kim jest jej matka? - Siedział sparaliżowany, w jego oczach widoczna była lawina emocji. - Kobieta, która pomagała mu, gdy był w żałobie po Corrine - odpowiedziałam. - Jednak matka Adne również nie żyje. Spuściłam głowę, myśląc o tym, jak wielu ludzi zginęło podczas tej wojny. Odsunęłam od siebie smutek, próbując skupić się na Renie. - Jest od nas dwa lata młodsza. I to ona jest powodem, dla którego tu jestem. - Ona jest powodem - powtórzył. - Tak – powiedziałam, marszcząc brwi, gdy się skrzywił. - Powinniśmy iść. - Ty powinnaś iść - mruknął. - Oni chcą ciebie i Shaya. Nawet z siostrą nie pasuję do tego równania. Jego słowa były jak uderzenie w twarz. - To nie wystarczy. - Spojrzał na mnie ze smutkiem. - Ona jest Poszukiwaczem. Ja Strażnikiem. Czym jestem bez klanu? Mój żołądek podskoczył. Jak często zadawałam sobie to samo pytanie? Klan była istotą życia dla alfy. Prowadziliśmy do powstania więzi z resztą wilków, którym przewodziliśmy. Gdy się to zabierze, życie traci sens. Jego oczy skierowane były na mnie. - Czego chcesz? - Co? - Wpatrywałam się w niego. - Możesz podać mi powód, dla którego powinienem pójść z tobą? - Już ci go dałam - powiedziałam drżącym głosem.

DD_TranslateTeam 21 - Nie - powiedział, pochylając się ku mnie. - Dałaś mi wiele powodów, jednak nie ten, który kieruje tobą. - Ale... - Moje słowa były ciche, niepewne. Jego palce przejechały po liniach, po których spływały moje łzy. To był delikatny dotyk, ledwo muskający mój poli- czek. Jednak czułam, jakby płomień przechodził przez moją skórę. - Daj mi powód, Calla - wyszeptał. Moje spojrzenie było utkwione w nim. Krew dudniła mi w uszach. Moje żyły płonęły. Nie miałam żadnych wątpliwości, co ma na myśli. Lecz nie mogłam dać mu tego, czego chciał. Ciemne oczy Rena były pełne bólu. Bólu, który, jak uważał, tylko ja mogłam uśmierzyć. - Ren - wyszeptałam. - Chcę tylko... I w tym momencie pochyliłam się nad nim. Moje przycięte włosy muskały jego policzki, jakbym chciała go pocałować. Nasze usta spotkały się, a ja czułam, jakbym nurkowała w zapomnienie. Pocałunek pogłębiał się, nagły i nienasycony. Uniósł mnie, a ja owinęłam nogi wokół jego pasa, dopasowując swoje ciało do jego. Nasze pocałunki były przepełnione potrzebą, tak długie, tak zawzięte, że z trudem łapałam oddech. Położył mnie na łóżku. Naszym łóżku. Wsunął dłonie pod moją bluzkę, głaskając mój brzuch i zaczął przesuwać je wyżej. Jęknęłam i przygryzłam jego

DD_TranslateTeam 22 wargę, rozkoszując się jego ciężarem, przyciskającym mnie, gdy nasze ciała zaczęły poruszać się razem. Z każdym dotknięciem jego palców, moja skóra ożywała. Wybuchł strach. Wybuchło uczucie smutku. Zagubienia. Usłyszałam własny krzyk rozkoszy, gdy jego usta podążały ścieżką wyznaczoną przez jego dłonie. Nie powinnam tego robić. Nie mogę tego robić. Mój umysł zachwiał się, gdy przywołałam wspomnienie Shaya. On był osobą, która otworzyła dla mnie drzwi do tego świata. Jego dłonie, jego ciało po raz pierwszy sprawiło, że moja dusza zapłonęła. Bardzo go pragnęłam i na ten moment byłam pewna, że Ren jest stracony, że wybrał ścieżkę Strażników. Utopiłam smutek, poddając się fali pragnienia Shaya. Ale co jeśli Ren wcale nie wybrał? Co jeśli odpuściliśmy zbyt szybko? Co jeśli Monroe miał rację? Kiedy stanęłam w obliczu zdarzeń z przeszłości związanych z Renem, gdy ograniczały mnie prawa Opiekunów, zawsze obawiałam się pozwolić, by poniosła mnie gorączka miłości, coś się we mnie zamieszało. Kochałam Shaya. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. Jednak nie mogłam wypierać się potężnego oddziaływania między mną a Renem, tego jak bardzo mnie pożądał. Zastanawiałam się, czy nie było między nami więzi, której nie dało się przerwać, wykutej w naszej wspólnej przeszłości, zrodzonej z bólu naszego życia jako Strażnicy. Czy

DD_TranslateTeam 23 ta więź była silniejsza od tej, która powstała między mną a Shayem? Zadrżałam, gdy Ren wsunął swoje ręce między moje uda. Moje ciało wiedziało, do czego to prowadzi i krzyczało o więcej. Jeśli miałam jakiekolwiek pojęcie o tym, że bycie z Shayem zostało właśnie zagłuszone przez urok pieszczot Rena, właśnie straciło to znaczenie. Nie licząc nocy w ogrodzie, spędzonej z Shayem, to był pierwszy raz, gdy czułam smak sekretów miłości. Byłam odurzona chęcią poznania sposobu, w jaki Ren mógłby pobudzić moje ciało do życia. I zastanawiałam się, czy dając mu tę przyjemność, mogłabym pozbyć się wszystkich strasznych rzeczy, których doznał z mojego powodu. Jego dotyk przeniósł mnie w czasie, w przeszłość, w której byliśmy razem, tak jak zawsze miało być. Gdzie moja matka żyła, a brat nie był tak zniszczony. Jego usta ponownie spotkały się z moimi. Owinęłam jego ciemne włosy wokół moich palców. - Kocham cię - wymruczał, ledwo przerywając pocałunek. - Zawsze cię kochałem. Moje serce zamarło. - Ja... Było tak, jakby Shay był tutaj, szepcząc mi do ucha. Kochałaś go. Tak. Ale nie tak, jak kochasz mnie. Kocham cię.

DD_TranslateTeam 24 Shay. Nie powiedziałam tych słów nikomu oprócz Shaya. I nie chciałam tego zmieniać. Co ja do cholery robię? Kochałam Rena. Nadal go kocham. Ale to miejsce, te duchy intymności, które trzymały mnie w tym pokoju, na tym łóżku, szepczące obietnice z przeszłości i upadłe marzenia. Dla żadnych z nich nie było już miejsca w moim życiu. Będąc tutaj, nie brałam pod uwagę swoich uczuć, jedynym, co trzymało nas przed ucieczką przed naszym losem, był fakt, że nie mogliśmy sami za siebie decydować. Mój puls przyspieszył. Ren znów mnie pocałował, jednak czułam się jak w objęciach niespokojnego ducha, który mnie straszył, a nie ukochanego, którego pragnęłam. - Poczekaj - wyszeptałam. - Proszę, poczekaj. - Nie - odpowiedział, przesuwając usta na moją szyję. - Nie rób tego, Calla. Nie staraj się odejść. Po prostu bądź tutaj. Bądź ze mną. Czy on tego nie rozumiał? Tam nie było żadnego tutaj. To miejsce było pustką, nicością wypełnioną smutkiem i - jeśli byśmy zwlekali - śmiercią. - Ren - powiedziałam i odepchnęłam go delikatnie, ale również stanowczo. Zaczynałam panikować i nie chciałam tego okazywać. Każde słowo, każdy gest, musiał być wybrany z najwyższą starannością. Jeśli powiedziałabym coś źle, to mogłoby pchnąć Rena z powrotem w stronę Opiekunów. Nawet jeśli nie mogłam być z nim, w sposób, w jaki chciał, ani

DD_TranslateTeam 25 teraz - być może nigdy - nie chciałam go stracić. - To nie jest bezpieczne. - Co? - Wyprostował się, mrugając. - Och, oczywiście. Spójrz, Calla. Przepraszam cię za te inne dziewczyny. Wiem, że musi być to dla ciebie straszne, ale przysięgam, zawsze byłem ostrożny. Jestem całkowicie zdrowy. To jest bezpieczne. Patrzyłam na niego, po chwili wybuchając śmiechem. - Nie kłamię - powiedział, patrząc na mnie lekko urażony moim śmiechem. - Tak - powiedziałam, próbując złapać oddech. - Wierzę ci. - To dobrze. - Uśmiechnął się i pochylił, by znów mnie pocałować. Jednak wykręciłam się. Namiętność, która ogarnęła mnie, gdy znalazłam Rena, nie mogła złapać mnie ponownie. To miejsce było niebezpieczne dla nas obojga. - Nie - powtórzyłam. - Miałam na myśli, że to miejsce nie jest bezpieczne z powodu ludzi, którzy wybudowali ten dom, a teraz chcą mnie zabić. Wykorzystujemy czas, którego nie mamy. Musimy iść. - Jeszcze nie. - Sięgnął do mnie. - Nie jesteśmy w niebezpieczeństwie. Nikt tu nie przyjdzie. Nigdy. Jego słowa sprawiły, że przeszedł mnie dreszcz, zastanowiłam się, ile razy Ren tu przychodził. Jak często zmuszany był do bycia samotnym wilkiem, a nie samcem alfa? - Natychmiast. - Cofnęłam się, by uniknąć jego rąk. - Na zewnątrz czeka Adne. Twoja siostra.