LuckyLol

  • Dokumenty348
  • Odsłony46 889
  • Obserwuję57
  • Rozmiar dokumentów462.9 MB
  • Ilość pobrań28 012

Awaken - Meg Cabot - nieoficjalne (Sytia Nika642)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

LuckyLol
EBooki

Awaken - Meg Cabot - nieoficjalne (Sytia Nika642).pdf

LuckyLol EBooki Meg Cabot - Porzuceni
Użytkownik LuckyLol wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 192 stron)

2 Cabot Meg Porzuceni 03 AWAKEN Tłumaczenie: Nika642 & Sytia www.chomikuj.pl/sytia Rozdziały: 1–6, 8, 9, 21, 24, 26, 28, 30 www.chomikuj.pl/nika642 Rozdziały: 7, 10–20, 22, 23, 25, 27, 29 Korekta: Sytia Sztorm nadchodzi. Śmierć zaczęła się dopiero rozgrzewać. Siedemnastoletnia Pierce Oliviera wiedziała, że akceptując miłość Johna Haydena, będzie zmuszona do spędzenia wieczności w miejscu, które ja najbardziej przeraża: w Podziemiu. Jednakże to poświęcenie wydaje się uzasadnione, gdyż dzięki temu może być z chłopakiem, którego kocha. Ale teraz jej szczęście – i bezpieczeństwo – jest zagrożone, bo Furie odkryły, że John złamał jedną z ich najważniejszych zasad: przywrócił ludzką duszę. Jeśli równowag amiędzy życiem a śmiercią nie zostanie naprawiona, Podziemie oraz dom Pierce, na powierzchni ziemi, zostaną zniszczone. Ale jest tylko jeden sposób na przywrócenie równowagi. Ktoś musi umrzeć.

3 Spis treści ROZDZIAŁ 1............................................................................................................................. 4 ROZDZIAŁ 2............................................................................................................................. 5 ROZDZIAL 3........................................................................................................................... 12 ROZDZIAŁ 4........................................................................................................................... 17 ROZDZIAŁ 5........................................................................................................................... 26 ROZDZIAŁ 6........................................................................................................................... 33 ROZDZIAŁ 7........................................................................................................................... 39 ROZDZIAŁ 8........................................................................................................................... 44 ROZDZIAŁ 9........................................................................................................................... 48 ROZDZIAŁ 10......................................................................................................................... 55 ROZDZIAŁ 11......................................................................................................................... 64 ROZDZIAŁ 12......................................................................................................................... 68 ROZDZIAŁ 13......................................................................................................................... 74 ROZDZIAŁ 14......................................................................................................................... 80 ROZDZIAŁ 15......................................................................................................................... 85 ROZDZIAŁ 16......................................................................................................................... 92 ROZDZIAŁ 17......................................................................................................................... 96 ROZDZIAŁ 18....................................................................................................................... 100 ROZDZIAŁ 19....................................................................................................................... 107 ROZDZIAŁ 20....................................................................................................................... 115 ROZDZIAŁ 21....................................................................................................................... 121 ROZDZIAŁ 22....................................................................................................................... 128 ROZDZIAŁ 23....................................................................................................................... 137 ROZDZIAŁ 24....................................................................................................................... 146 ROZDZIAŁ 25....................................................................................................................... 150 ROZDZIAŁ 26....................................................................................................................... 156 ROZDZIAŁ 27....................................................................................................................... 160 ROZDZIAŁ 28....................................................................................................................... 166 ROZDZIAŁ 29....................................................................................................................... 173 ROZDZIAŁ 30....................................................................................................................... 180 POSŁOWIE............................................................................................................................ 189

4 ROZDZIAŁ 1 „Synu, próżna trwoga! Nie śmierci tutaj czekaj, jeno kaźni” DANTE ALIGHIERI, Czyściec, Pieśń XXVII Przekład: Edward Porębowicz W szkole mówiono nam, żeby przestrzegać zasad. „Nie rozmawiaj z nieznajomymi. Bezpieczeństwo przede wszystkim” – mówili. „Idź, nie biegnij – chyba, że uciekasz przed kimś obcym”. Przed nimi powinniśmy zwiewać tak szybko jak możemy, podobnie jak próbowała zrobić to Persefona, dziewczyna z greckiej mitologii, gdy podążał za nią Hades, bóg śmierci. Zabawna rzecz z tymi zasadami. Czasami są po prostu złe. Zgodnie z nimi, nikt z naszych bliskich nigdy nie powinien chcieć nas skrzywdzić. Moim pierwszym błędem było zaufanie swojej rodzinie. Drugim ucieczka przed Johnem Haydenem. To dokładnie ten typ nieznajomego przed którym ostrzegają nas w szkole. Nie, nie częstował mnie cukierkami czy narkotykami. Ale jedno spojrzenie w jego pełne cierpienia oczy i nawet taka naiwna piętnastolatka jak ja, mogła zauważyć, że on jest bardziej uzależniający niż czekolada czy nawet czysta metamfetamina. Jak mogłam wiedzieć, że powodem jego specyficznego spojrzenia jest ból bycia zdradzonym przez kogoś, kto według zasad, powinien się nim opiekować? Może to właśnie pchało nas ku sobie, nieważne jak bardzo próbowaliśmy uciec. Z jakiego innego powodu moglibyśmy znaleźć się na wyspie nazwanej jak ludzkie kości. Okazuje się, że możemy mieć więcej niż parę szkieletów w szafie. Do tej pory kości, dzięki którym wyspa zyskała te niesławną nazwę – Isla Huesos, z hiszpańskiego Wyspa Kości – powinny zostać usunięte. Niestety tendencja popełniania okrutnych aktów oszustw na burzowym brzegu Isla Huesos wcale nie zmalała. Teraz to nie moja rodzina, ani też John nadchodzą po mnie. To przybywa burza. Wiem to dzięki pogodowym alertom, które przychodzą na mój telefon. Trwa oczekiwanie na duży, tropikalny cyklon, „ produkujący ekstremalne wiatry oraz tworzący poważne zagrożenia powodzią”, mający uderzyć wkrótce w brzeg wyspy, na której moja mama chciała zacząć nowe życie. Według najnowszego ostrzeżenia, powinnam zachować ostrożność (idź, nie biegnij) i dotrzeć do najbliższego punktu pomocy. Problem polega na tym, że znajduję się osiemnaście mil pod powierzchnią ziemi oraz z dala od prognozowanej ścieżki przejścia cyklonu. Mimo to, za każdym razem, gdy moja komórka wibruje, a ja czytam kolejny alert, mój puls trochę przyśpiesza. Nie dlatego, że grozi mi niebezpieczeństwo, ale dlatego, że grozi ono osobom, które znam. Jest to szczególnie niepokojące, dlatego, że w wielu aspektach moja rodzina okazała się być taka jak opaski brzegowe zbudowane przez liderów społeczności Isla Huesos, w celu ochrony niskopołożonych obszarów przed powodzią: nie można na nich polegać. Co więcej, okazało się, że zbudowane są ze słabych materiałów. Pękają i rozpadają zamiast robić tego, co powinny: chronić bliskich przed utonięciem. Ale może zasługuję na to, za naiwną wiarę w to, że te ogólne zasady mnie obronią. To moment, w którym wszystko się zmienia. Tym razem, jedynymi zasadami, za którymi mam zamiar podążać, będą moimi własnymi. I tym razem, gdy burza nadejdzie, zamiast uciekać, zmierzę się z nią bezpośrednia. Mam nadzieję, że jest na mnie gotowa.

5 ROZDZIAŁ 2 „Czerń niezliczona duchów przedeń płynie: Każdy z kolei przybywa przed sędzię, Wyzna, wysłucha i już na dół chynie” DANTE ALIGHIERI, Piekło, Pieśń V Przekład: Edward Porębowicz On jest Pierwszy. Tak było napisane na koszulce noszonej przez tę dziewczynę. – Kim jest on? – zapytałam ją. Gdyby nie zmęczenie, od razu bym się domyśliła. Zamiast tego, sądziłam, że chodzi o nowy zespół, film, czy coś podobnego. Nie żebym miała coś wkrótce obejrzeć. – Och – dziewczyna uśmiechnęła się, widocznie uszczęśliwiona pytaniem. To był właśnie powód, dla którego nosiła te koszulkę, by ludzie o nią pytali. Mogłam to zauważyć po radosnej, zdecydowanie przećwiczonej odpowiedzi: – Mój osobisty Pan i Zbawca. On zawsze jest pierwszy. Nie rób tego. Nie angażuj się. To nie czas na teologiczne dyskusje – czy też jakąkolwiek rozmowę, poza tą niezbędną częścią. Pamiętaj, co powiedział John, przypomniałam sobie: to setki, a może nawet tysiące ludzi. Nie możesz pomóc wszystkim, tylko tym najgorzej rokującym lub mogącym spowodować kłopoty. – Nie uważasz, że w pewnych okolicznościach, On chciałby żebyś na pierwszym miejscu postawiła siebie? – Usłyszałam nagle własne słowa. – Co gdyby pojawił się pożar? Czy nie chciałby, żebyś najpierw uciekała, a modliła się później? – Oczywiście – powiedziała ze śmiechem. – ale nadal byłby na pierwszym miejscu w moim sercu, tak jak ja jestem w Jego. On zawsze jest z nami, no wiesz, ochrania nas przed niebezpieczeństwem. Nie powinnam pytać. Nawet osoba stojąca za nią – młody facet, który sądząc po tropikalnych spodenkach i braku bluzki, zginął w wypadku na skuterze wodnym – gapił się na nią w niedowierzaniu. – Przejrzałaś się ostatnio w lustrze? – Zapytał. Przestała się uśmiechać, wyglądając na zaskoczoną. – Nie, dlaczego? Utknęło mi coś między zębami? Sięgnęła do plecaka, który miała przewieszony przez ramię, ale wyciągnęłam rękę, by ją zatrzymać. Gdyby nie to, podejrzewam że znalazłaby małe lusterko i zobaczyła to, co reszta z nas: krystaliczne odłamki szyby osadzone we włosach niczym tiara i czerwoną pręgę na czole, zostawioną przez kierownicę, gdy zawiodła poduszka powietrzna w jej samochodzie. Nikt jej nie obronił. Ale jaki był sens w mówieniu jej tego? Prawdopodobnie zaczęłaby płakać, a ja zmarnowałabym jeszcze więcej czasu na uspokajanie. Czasu, którego, jak ostrzegał John, brakowało. – Wszystko w porządku z twoimi zębami – powiedziałam do niej pośpiesznie. – Wyglądasz świetnie. Proszę, wypij to. – Podałam jej szklankę wody z mojej tacy. – Poczujesz się lepiej.

6 Pierwszy raz w historii w Podziemiu było gorąco. To dlatego trzymałam tacę ze szklankami wypełnionymi wodą z lodem. To śmieszny gest, jak rozdawanie kół ratunkowych na Titanicu. Nie mogłam zmienić tego, co przydało się tym ludziom. Jedyne co mogłam, to spróbować sprawić, że podróż do ich celu przeznaczenia była odrobinę bardziej komfortowa… Oraz przyśpieszyć ją. Podziemie cierpiało aktualnie tak bardzo z przetłoczenia, jak i z przegrzania, że warunki stały się bardzo niebezpieczne. – Dzięki – powiedziała dziewczyna, biorąc szklankę i popijając z niej z wdzięcznością. Gdy tym razem się uśmiechnęła, nie było w tym nic przećwiczonego. – Jestem bardzo spragniona – w jej głosie było słychać zdziwienie, jak gdyby właśnie to było najbardziej niesamowitą rzeczą, jaka przytrafiła się jej w ciągu ostatniej doby. Umieranie może być przyczyną odwodnienia. – Tak, cóż. Przepraszamy za ten upał, pracujemy nad tym – powiedziałam. – Pracujemy nad tym? – Powtórzył facet z tropikalnych spodenkach. – Czekamy tu już godzinami. Może zamiast wody, dostaniemy jakieś odpowiedzi? – Wiem – powiedziałam do Tropikalnych Spodni. – Przepraszam. Łódź jest w drodze, przysięgam. Staramy się umieścić tak wielu z was, tak szybko jak możemy, ale mamy małe opóźnienie w tej chw – – Czemu powinniśmy tobie wierzyć? – Przerwał mi Pan Tropikalne Spodnie. – Chcę rozmawiać z szefem. Zrobiło mi się ze złości czerwono przed oczami, ale próbowałam zachować spokój. – Czemu uważasz, że to nie ja jestem szefem? – Rzuciłam mu wyzwanie. Wybuchnął śmiechem. – Spójrz na siebie – powiedział. Nic nie mogłam poradzić na to, że spojrzałam na siebie. Podczas gdy wielu ludzi było ubranych w raczej nieoficjalne ubrania, jak Pan Tropikalne Spodnie – niektórzy z nich byli nawet w szpitalnych fartuchach lub nawet w pidżamach, cokolwiek mieli ubrane w momencie, gdy zabrała ich śmierć – ja miałam założoną suknie z krótkimi rękawami, której rąbek dotykał moich stóp. Choć była stworzona z najdelikatniejszej bawełny, to jednak lepiła się do mojej skóry, nie tylko z powodu większych i gwałtowniejszych niż zazwyczaj fal na jeziorze, rozpryskujących się naprzeciwko doków. Kosmyki długich, ciemnych włosów wyślizgnęły się z koka, w który próbowałam je związać, przyklejając się do moich pleców i karku. Oddałabym komórkę, a nawet mój stanik za klimatyzacje lub jakiś wiatrak. Okazało się jednak, że Pan Tropikalne Spodnie nie nawiązywał do mojej garderoby. – Ile ty masz lat? – Zażądał odpowiedzi. – Piętnaście, szesnaście? – Siedemnaście – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, walcząc z pokusą rzucenia mu tacą w twarz. – A ile lat ty masz? Według prawa Stanu Floryda musisz mieć przynajmniej osiemnaście, żeby wypożyczyć skuter wodny. Wiem o tym z niekończących się narzekań mojej matki na dzieciaki urządzające sobie wyścigi przez namorzyny, gdzie bada swoje ukochane warzęchy różowe1. Skutery uderzają delfiny i manatowate2 (a czasami nawet ludzi nurkujących z rurką czy z butlą) pod powierzchnią wody i zabijają nawet bez wiedzy kierowców. Poza tym jednym. W cokolwiek uderzył Pan Tropikalne Spodnie, uderzenie było na tyle silne, że go zabiło.

7 – Mam dziewiętnaście – powiedział zdumiony. – Skąd wiesz, że ja – – Moja praca polega na tym, żeby wiedzieć – przerwałam. – W każdej chwili możesz rozmawiać z szefem… Moim chłopakiem. Jest tam, na koniu. Wskazałam na doki po przeciwnej stronie plaży. John, na czarnym koniu Alastorze, wraz z dwoma wysokimi i muskularnymi mężczyznami w czarnej skórze, próbowali utrzymać w ryzach bardziej gwałtowny tłum. Jeśli moja część była niezadowolona, to tam trwały już aktywne zamieszki. Nikomu nie oferowano szklanek z wodą, bo mogłyby zostać rozbite na czyjeś głowie, a odłamki użyte jako broń. – Eee, nie, dzięki – powiedział Pan Tropikalne Spodnie, spoglądając niespokojnie na Johna ciągnącego za kołnierz jakiegoś mężczyznę, w próbie odciągnięcia go od gardła innego. – W porządku, po prostu zaczekam tutaj. – Ach tak – powiedziałam, lekko się uśmiechając, pomimo powagi sytuacji. – Byłam pewna, że to powiesz. – Po prostu spróbuj ich uspokoić – powiedział John, gdy szliśmy z zamku na plaże. – Nawet pozornie nieważne wydarzenie może wywołać rewolucje. A zamieszki to ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebujemy. – Rozumiem – odpowiedziałam. – I nie wdawaj się w żadne fizyczne reakcje – dodał. – Jeśli pojawiają się jakiekolwiek oznaki problemów, zjawię się od razu. – Skąd będziesz wiedział? – Zapytałam. – Jeśli będziesz miała kłopoty, po prostu będę wiedział – powiedział, tak się uśmiechając, że nogi miałam jak z waty i wtedy i teraz. Choć udało mi się uniknąć zamieszek z Panem Tropikalne Spodnie, nie znaczyło to, że wszystko idzie tak jakbym chciała… Szczególnie między Johnem a mną. Nadal poszukiwaliśmy sposobów na wygładzenie zmarszczek w naszym związku. Niektóre z nich były głębsze niż pozostałe. John nie chciał mnie pomagającej tutaj, na plaży. Wolałby żebym została w zamku z panem Gravesem, pilnując mojego kuzyna Alexa i najlepszej przyjaciółki, Kayli, nadal próbujących otrząsnąć się z szoku po zabraniu z ziemi do królestwa zmarłych, choć było to dla ich własnego bezpieczeństwa – jak dobrze wiem, nie jest to proste. Jednak jednego spojrzenie na liczbę dusz, które pojawiły się na plaży, podczas gdy byliśmy na Isla Huesos przekonało mnie, że będę bardziej użyteczna tam, niż obok łózek Alexa i Kayli. Ostatecznie nawet John musiał się z tym zgodzić. Mimo to, chociaż udało się nam dojść do porozumienia, nie znaczy to, że na naszej ścieżce nie pojawi się więcej kamieni. Nauczyłam się, że bycie w związku jest trudne. Byłoby prawdopodobnie nawet wtedy, gdy twój chłopak nie jest bóstwem śmierci. Jednakże jeśli jest, rozmawiajcie o problemach. Dziewczyna od Pierwszego złapała mnie za ramię, wytrącając z zamyślenia. – Przepraszam – powiedziała. – Jak masz na imię? Nie przechodźcie na stopę koleżeńską. To inna rada, której udzielił mi John podczas przyśpieszonego kursu kierowania duszami. Jesteś tu po to, by pracować, a nie zawierać przyjaźnie.

8 – Pierce – odpowiedziałam. Doceniam ostrzeżenia Johna, ale co miałam zrobić, skłamać? – Słuchaj, przykro mi, ale naprawdę muszę iść. Wskazałam na sznur ludzi wijący się w dół doków, aż na plażę, obok wydm. – Muszę pomóc jeszcze wielu osobom. – Och, oczywiście – kiwnęła głową ze zrozumieniem. – Chodzi o burzę? Powinnam była słuchać alertów pogodowych i nie próbować opuścić mieszkania ojca. Nie widziałam tego upadającego drzewa – zachichotała, jakby chciała powiedzieć: jaką jestem niezdarą, że pozwoliłam temu drzewu zbić szybę w moim aucie i mnie zabić. – W każdym razie, jestem Chloe. Chcę tylko, żebyś wiedziała Pierce, że u Niego w sercu także jesteś na pierwsza. Na początku nie wiedziałam o czym ona mówi. A potem sobie przypomniałam. – Aha – powiedziałam. – Świetnie. Dzięki. Teraz muszę… – Naprawdę – Chloe zachęcała mnie, żebym uwierzyła. – Taka jest prawda. Prawda? Nie sądzę, żebym była w jego sercu w dniu, gdy zamordowała mnie moja babcia. Albo żeby była moja najlepsza przyjaciółka, Hannah, gdy popełniła samobójstwo. Albo moja terapeutka Jade tej nocy, gdy została zabita. A co z ostatnią nocą? Czy mój kuzyn był w czyimś sercu, podczas jego krótkiego, nieszczęśliwego życia? Okazało się, że nie tylko ja mam wątpliwości. – Czy ty chociaż widzisz, gdzie jesteś? – Pan Tropikalne Spodnie zapytał Chloe z niedowierzaniem. – Hmm – powiedziała, rozglądając się po doku. – Tak, czekamy na łódź. Prawda? Tak właśnie ona pow… – Chloe pokazała na mnie. – W piekle – Pan Tropikalne Spodnie przerwał jej. – Jesteśmy w piekle. Gdzie indziej byłoby tak gorąco? I tłoczno? Dziewczyna zerknęła na mnie, w jej szeroko otwartych niebieskich oczach widać było zaniepokojenie. – To prawda? Jesteśmy w…? – Nie mogła się zmusić, by powiedzieć to głośno. – Oczywiście, że nie – powiedziałam, rzucając chłopakowi złe spojrzenie. Podniosłam głos, żeby każdy kto usłyszał jego wybuch, nie przegapił mojego ogłoszenia. – W każdej chwili może pojawić się łódź, która zabierze was do ostatecznego celu. Przepraszam, że jest tak tłocznie, mamy małe opóźnienie, a pogoda zwykle nie jest tak upalna… Przerwał mi potężny grzmot, wystarczający głośny by nawet Pan Tropikalne Spodnie krzyknął z zaskoczenia, a następnie obrócił się w kierunku źródła hałasu: ściany mgły wysokiej na pięćdziesiąt stóp, wolno i nieubłagalnie toczącej się po wodzie w naszą stronę. Wyglądało to jak z tych filmów o mumiach, gdzie burza piaskowa rozprzestrzenia się przez pustynie i połyka dzielną armię… Tylko że nie było żadnej mumii, a to była mgła, a nie piasek. No i niestety, to nie był film. – Co to jest? – Zapytał Pan Tropikalne Spodnie wskazując na nią. – To tylko mała burza – powiedziałam. – To normalne. Nie brzmiało to przekonująco nawet w moich uszach. Czemu sądziłam, że zdołam ich przekonać? Pewnie dlatego starszy mężczyzna w szpitalnym fartuchu powtórzył: – Mała burza? I pewnie powinienem sądzić, że to tylko parę małych ptaszków? – Wskazał ręką nad głową.

9 Nie musiałam nawet patrzeć, doskonale wiedziałam o czym mówi. Stado czarnych ptaków gromadziło się i zataczało coraz ciaśniejsze kręgi nad plażą przez cały dzień. – To tylko parę ptaków – powiedziałam, udając nonszalancje. – Nie różnią się niczym od tego – Wskazałam na pulchnego, białego ptaka; czubki jej skrzydeł i ogon wyglądały, jakby zostały przypadkowo oblane czarnym atramentem; który siedział parę stóp od doków. – One są kompletnie nieszkodliwe. Starszy pan w szpitalnym fartuchu zaśmiał się, jak gdybym opowiedziała dowcip, niezbyt śmieszny, gdyż jego śmiech był gorzki. – Jestem ornitologiem amatorem, młoda damo. Znam różnicę pomiędzy gołębiami karolińskimi a krukami. Ten – pokazał na Hope, moją gołębicę – jest z rodziny gołębiowatych. Jest nieszkodliwy. Miał racje. Hope nawet uratowała parę razy moje życie, chociaż nie można było tego wywnioskować patrząc na nią, szczególnie gdy czyściła sobie piórka jakby była w jakimś wakacyjnym kurorcie, a nie na stacji na drodze do piekła (lub nieba). – Natomiast te – Szpitalny Fartuch wskazał w górę – to są kruki. Padlinożerne ptaki. Chcecie wiedzieć, co one jedzą? Padlinę… Martwych. Innymi słowy, nas. Chloe jęknęła i nie była jedyną osoba, która to zrobiła. Z każdej strony, z góry i z dołu kolejki, słyszałam pomruki niezadowolenia. Nikt nie lubił pomysłu bycia zjedzonym przez nie, nawet ludzie, którzy już byli martwi. Takie mam szczęście, akurat w mojej kolejce pojawił się ornitolog amator. – Hej – powiedziałam, uspokajająco dotykając ramienia Chloe. – Wszystko jest pod kontrolą. Spójrz na to – pokazałam im ciężki, diamentowy wisiorek zawieszony na złotym łańcuszku na mojej szyi. Zazwyczaj był schowany pod ubraniami, bo straszne rzeczy działy się tym, którzy go zobaczyli w przeszłości. Ale tych ludzi tutaj, już spotkała najgorsza, możliwa rzecz. Przynajmniej taką miałam nadzieję. – Ten diament zmienia barwę na czarną jako ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem – wytłumaczyłam. – Tak więc, wszystko jest w porządku. – Naprawdę? Ja bym powiedział, że mamy przerąbano, bo czarniejszy już być nie może. – Pan Tropikalne Spodnie wskazał na swoje ramienia i dodał – a wiem coś o byciu czarnym. Spojrzałam w dół. Pewnie przesadzał. Ale kamień zmienił barwę z srebrnoszarej na taki sam czarny jak czubki skrzydeł i ogona Hope. Cholera. Nie powinnam być zaskoczona zmianą koloru, biorąc pod uwagę to, co się działo dookoła. Może oprócz bycia detektorem Furii, zmienia kolor także podczas takiej niepogody. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Chloe zapytała ze zdziwieniem: – To coś w stylu pierścionka nastroju? Miałam kiedyś taki. W otoczeniu mojej mamy i sióstr miał śliczny, fioletowy kolor, ale gdy tylko pojawiał się tata, stawał się czarny. Pewnego razu tata był tak zły, że wyrzucił. Powiedział, że pewnie musiał być zepsuty. – Pewnie tak – powiedział Pan Tropikalne Spodnie, unosząc brwi. – Czy to dlatego uciekłaś od niego w środku huraganu i rozwaliłaś sobie głowę? Czyżbyście się zbyt nie dogadywali? – Co? – Chloe dotknęła nerwowo czoła. – Co jest nie tak z moją głową?

10 – Nic – powiedziałam, pośpiesznie chowając diament z powrotem pod stanik mojej sukienki. – Posłuchaj, wszystko będzie w porządku. Mamy tylko parę problemów technicznych. Robimy co w naszej mocy, by je zażegnać. Doceniamy waszą cierpliwość. Tylko nie byłam pewna, jak poradzić sobie z mgłą – nie mówiąc już o piorunach i temperaturze osiągającej dziewięćdziesiąt stopni, czy padlinożernych ptakach – w bezniebnej, podziemnej jaskini, gdzie nigdy nie pojawiają się promienie słońca. Pewnie, czarne orchidee i inne kwiaty pokrywające okolice zamku, na wzgórzu nie potrzebowały energii słonecznej do wzrostu. Moja mama, biolog środowiskowy, nazwałaby je niefotosyntezującymi oszustami. W zasadzie, też byłam kimś takim. Każdy z pełnoetatowych mieszkańców podziemia, nawet mój chłopak, w ten czy inny sposób oszukał śmierć. Niektórzy trochę wcześniej niż inny, więc nie byli zaznajomieni z etykietą panująca w królestwie śmierci. Przynajmniej starałam się je sobie przypomnieć, gdy usłyszałam kogoś idącego w dół molo i obróciłam się po to, by zobaczyć mojego kuzyna biegnącego w zawrotnym tempie. – Pierce – powiedział Alex, ślizgając się przede mną. Dysząc, schylił się i oparł dłonie na kolanach, próbując złapać oddech – Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało. Myślałem, że nigdy cię nie znajdę. Nie wiem co było bardziej szokujące: zobaczenie mojego kuzyna, noszącego czarną chustę, taką w pirackim stylu; z batem w jednej ręce, czy też jego troska o moje samopoczucie. Oba były w równym stopniu nieprawdopodobne. – Alex – powiedziałam, gdy otrząsnęłam się z szoku. – Kiedy się obudziłeś? Ostatni raz widziałam go, wyciągniętego na łóżku w kuchni, zdecydowanie nieświadomego – jak mi powiedziano, nie jest niezwykła reakcja u osób powstałych z martwych, a potem zabranych do Podziemia. – Myślałam, że pan Graves… – To ten dziwny, stary mężczyzna w cylindrze? – Alex wyprostował się i wytarł pot z czoła. – Łatwo się go pozbyłem. – Domyślałam się, biorąc pod uwagę, że jest niewidomy – powiedziałam szybko. – I wcale nie jest dziwny. Tak właśnie ubierali się chirurdzy na statkach w osiemnastym wieku, wtedy gdy przybył tutaj… Zamilkłam, gdy zrozumiałam po wyrazie twarzy Alexa, jak szalenie musi to brzmieć. – Rzeczywiście – powiedział sarkastycznie. – To wcale nie jest dziwne. – Nie skrzywdziłeś go, prawda? – Zapytałam, spoglądając na bicz. Potem moje serce gwałtownie przyśpieszyło. – Gdzie jest Kayla? Alex otworzył ust ze zdumienia. – O Boże. Nie mów, że Kayla też tutaj jest? Nie mogłam w to uwierzyć. – Oczywiście, że jest. Nie pamiętasz? Została sprowadzona tutaj, żeby ochronić ją przed… – Nieważne – powiedział Alex, potrząsając głową. – Już za późno, żeby tam wrócić. Ten dzieciak i jego szalony pies są tuż za mną. Chwycił mnie za nadgarstki. – No dalej Pierce, słyszałem coś o łodzi. Musimy ją znaleźć. – Alex – powiedziałam, gapiąc się na jego dłonie. – O czym ty mówisz?

11 Spojrzał na mnie ze zniecierpliwieniem. – Pierce, nie rozumiesz? Ratuję cię.

12 ROZDZIAL 3 „Jama ich oczu ciemna i zapadła, Twarz blada, postać była wycieńczona Tak, że się skóra wprost na kościach kładła.” DANTE ALIGHIERI, Czyściec, Pieśń XXIII Przekład: Edward Porębowicz – No dalej – Alex zacisnął dłoń na moim ramieniu. – Nie mamy za dużo czasu. Usłyszałem, jak ten ślepy starzec mówił dzieciakowi, że zaraz rozpęta się tu piekło… Skrzywiłam się. Dobór słów mojego kuzyna był doprawdy niefortunny, szczególnie przy obecności w tłumie tylu starszych ludzi oraz Pana Tropikalne Spodnie i dziewczyny od „On jest pierwszy”; ponownie zaczęły się alarmowe szepty. – Nie – wyszarpnęłam nadgarstek z uścisku Alexa i popchnęłam w jego stronę tacę ze szklankami. Instynktownie ją chwycił, pozwalając mi wyrwać bicz z jego dłoni. – Chcesz zapobiec piekłu? To daj tym ludziom wodę. Łapiesz? Wodę. Nie bicz. Następnie tak zniżyłam głos, by nikt ze stających blisko ludzi, nie mógł podsłuchać. – Co się z tobą dzieje? Przyprowadziliśmy cię tutaj, żebyś był bezpieczny, żeby był chroniony przed tymi, którzy chcieli cię skrzywdzić na Isla Huesos. Pamiętasz? Seth Rector? Noc trumien? Coś ci świta? Alex zmarszczył brwi w gniewnym grymasie. – Oczywiście, że świta. Przecież nie jestem idiotą. Wreszcie udało mi się znaleźć wystarczające dowody, żeby na dobre pozbyć się tych drani, a następne co pamiętam nokaut i pobudka tutaj, w jakimś… – Zawahał się, rozglądając się zmieszany po otoczeniu. – Co to w ogóle za miejsce? Oczywiście, że nie pamiętał. Seth Rector umyślnie zamknął go w trumnie na cmentarzu Isla Huesos. Alex udusił się. Za to ja nie sądzę, bym mogła kiedykolwiek zapomnieć widoku bezwładnego ciała Alexa w trumnie, mimo tego, że tak bardzo staraliśmy się z Johnem znaleźć go na czas. A następnie po znalezieniu go już martwego, zrobiliśmy coś, co jedni uważają za odrażające… Inni natomiast za cud. – Alex, wracaj do zamku – powiedziałam do niego łagodnie. – Znajdź Kaylę. Wiem, że powinnam być przy tobie, gdy się obudziłeś, ale spałeś tak długo, a pan Graves był zaniepokojony możliwości pojawienia się… Przerwałam, zdając sobie sprawę, ze prawdopodobnie nienajlepszym pomysłem byłoby wypowiedzenie słowa „zaraza”. Pan Graves był przekonany – a i John przychylał się ku temu zdaniu – że mgła, nieznośny upał oraz ciemne chmury kruków nad naszymi głowami miały jedną przyczynę: dusze zmarłych niewystarczająco szybko były przesyłane do ich ostatecznego celu… Co było nazywane przez lekarza ze statku, zarazą. Co gorsze, to ja nalegałam na to, by John pomógł mi w poszukiwaniach Alexa. To ja sprawiłam, że on – oraz Frank, pan Liu i mały Henry, chłopiec pokładowy na statku, na którym wszyscy ci mężczyźni służyli – spędzili tyle czasu z dala od swojego świata. Więc jeśli przewidywania pana Gravesa się potwierdzą, będzie to tylko i wyłącznie moja wina. – Zaniepokojony czym? – Zapytał Alex.

13 – Promem – odpowiedziałam, unikając słowa zaraza. Mój telefon zawibrował. Nie musiałam nawet sprawdzać. Wiedziałam, że to kolejny alert pogodowy, ostrzegający o cyklonie zbliżającym się do brzegów Isla Huesos. Oczywiście, ja już wiedziałam o tym cyklonie. Frank, drugi oficer na Liberty, wiedział bez oglądania Kanału Pogodowego i bez żadnych wiadomości tekstowych. Wystarczyło, że tej nocy, gdy szukaliśmy Alexa spojrzał w niebo i zobaczył czerwoną poświatę w chmurach. Gdy czerwień o zachodzie, wie marynarz o pogodzie – powiedział Frank. Gdy czerwone słońce wschodzi w marynarzu bojaźń się rodzi. Może gdybyśmy wzięli te ostrzeżenia na poważnie, nic z tego by się nie wydarzyło, a ja nie musiałabym stać tutaj i próbować wytłumaczyć Alexowi sytuacje. Widzisz Alex, mam dobre i złe wiadomości. Dobre są takie, że chociaż zostałeś wczoraj zabity przez jakiś dupków z liceum, mój chłopak, pan Podziemi i ja sprowadziliśmy cię do życia. Nigdy więcej już nie zachorujesz, ani się nie zestarzejesz. Co do złych wieści, musisz na zawsze pozostać w królestwie zmarłych, które znajduje się pod cmentarzem twojego rodzinnego miasta. Nie ma czasu na pytania, gdyż muszę wysłać tych na ludzi na łodziach tam, gdzie przynależą. Koniec. Hmm, to by raczej nie wypaliło. – Znajdujesz się w Podziemiu – powiedziałam bez ogródek. – Jestem pewna, że czytałeś o nim w szkole.. Alex gapił się na mnie bez zrozumienia. – Albo i nie. W każdym razie, tutaj jesteś bezpieczny. No, może względnie bezpieczny. Wszystko będzie dobrze, musisz tylko być cierpliwy. – Przyzwyczaj się do tego – poradził Pan Tropikalne Spodnie przewracając oczami. – Wiesz, w tym drugim doku na pewno znajdzie się dla ciebie miejsce – powiedziałam do niego, jednocześnie wskazując tamto miejsce. Zacisnął usta. Zwróciłam się do Alexa: – O co chodzi z tym biczem? Chłopak spojrzał na tacę, którą trzymał; nadal wyglądał na oszołomionego całą sytuacją. – Ja… Ja znalazłem go po drodze. Śmieszna sprawa, potrzebowałem czegoś, do ochrony przed tym cholernym psem, a ten bicz… Tak jakby po prostu się pojawił. Powiedziałaś Podziemie? Przytaknęłam. Gdyby był czas, wytłumaczyłam dokładnie czemu jego życzenie się spełniło: to dzięki uprzejmości Mojr, które były jak niewidzialne opiekunki Podziemia i dostarczały swoim pełnoetatowym pracownikom prawie wszystko, czego potrzebowali. Tosty na śniadanie? Pojawiały się znikąd, gorące i ociekające masłem. Sukienki dokładnie w twoim rozmiarze, podkreślające figure? Pełna szafa. Broń przeciwko zbyt wylewnym, poteżnym piekielnym psem Johna, Tyfonem? Jak widać, przydatny był bicz. Wyglądało na to, że jedyna rzecz której Mojry nie mogą dostarczyć, to ta której Alex pragnie najbardziej – wyjście z ich świata. Ale nie było czasu na wyjaśnienia. – Tak – powiedziałam. – Podziemie. Teraz wracaj do zamku, znajdź Kaylę i przysięgam, że wszystko…

14 – Chwila. Podziemie? – Alexowi załamał się głos. – Tam, gdzie idą martwi? Za jakiego głupka mnie uważasz? Podziemie nie istnieje. Ostatnią osobą, o której bym pomyślałam, że przyjdzie mi z pomocą była dziewczyna od On Jest Pierwszy. A jednak. – Miej wiarę – powiedziała Chloe, delikatnie kładąc dłonie na ramionach Alexa. – Jeśli On będzie u ciebie na pierwszym miejscu, ty będziesz również pierwszy w Jego sercu. Pan Tropikalne Spodnie przewrócił oczami. – I znowu się zaczyna… – To prawda – powiedziała do niego Chloe. Łagodniej odezwała się do Alexa: – Jestem Chloe. Hej, słyszałam, jak ta dziewczyna nazywa cię Alex, to takie piękne imię. Wiesz, że Aleksander oznacza obrońcę ludzkości? – Nie miałem pojęcia. Rumieniec rozlał się na jego całej szyi, od brzegu T–shirtu, aż do dolnej linii ciemnych włosów. Pewnie miał na to wpływ dotyk Chloe. Pomimo tej czerwonej rany na czole i krwi we włosach, była naprawdę urocza, szczególnie gdy uśmiechała się tak jak teraz. – Eee… Chloe to też ładne imię. – Dzięki – powiedziała. – Pochodzi z Biblii, oznacza młodość i kwitnienie. – Aha – Alex spojrzał w dół na jej dłonie. – Fajnie. Świetnie – pomyślałam, bawiąc się rąbkiem szarfy mojej sukienki. Alex był w Podziemiu od niecałej doby i już udało mu się zostać oczarowanym przez dziewczynę, z którą nie miał najmniejszej szansy na związek, ponieważ za parę minut miała popłynąć ku swojemu ostatecznemu celowi. W sumie, nie powinnam być zaskoczona. Wszyscy w mojej rodzinie, włączając mnie, mają niesamowity talent, do zakochiwania się w niewłaściwych osobach. – Jestem Reed – przedstawił się Pan Tropikalne Spodnie, pochylając ku nim. Dość oczywiste, że nie lubił czuć się wyłączony z rozmowy. – To imię również jest z Biblii. Chloe wyglądała na zmieszaną: – Nie pamiętam żadnej postaci nazwanej Reed. – Naprawdę? – Reed splótł muskularne ramiona. – Gdy córka faraona poszła w dół Nilu, by zażyć kąpieli, gdzie znajdował się koszyk z małym Mojżeszem? Odpowiedź Chloe była wręcz automatyczna: – Pływał pośród trzcin [ang. reed – trzcina; przyp. tłum] Reed się uśmiechnął. – No widzisz. Alex również odpowiedział uśmiechem. – Super – powiedział i przybił żółwika z Reedem, przez co dłoń Chloe ześlizgnęła się z jego ramienia. Dziewczyna wyglądała na jeszcze bardziej zakłopotaną. Rozumiałam ją. Zachowanie Alexa zawsze budziło zmieszanie. Również dlatego, że większość mojego życia spędziłam w żeńskich, przez co zachowanie chłopaków było dla mnie zagadką, z wyjątkiem mojego chłopaka – on był wprost enigmą. To jedna z tych rzeczy, która czyni Johna takim atrakcyjnym. Czasami bywał frustrujący, ale nigdy się z nim nie nudziłam. Jak to raz stwierdził pan Smith, zarządca cmentarza na Isla Huesos (i ekspert od spraw Podziemia): „Wieczność to bardzo długo. Więc

15 jeśli już trzeba ją z kimś spędzić, to ja chyba wolałbym z kimś niemożliwym... Ale interesującym.” Nagle zabrzmiała tak głośna syrena, że aż zadrżały doki. Wszyscy podskoczyli, nawet ja. Hope wydała z siebie zaskoczony pisk i odleciała. Jednak jej białe skrzydła były doskonale widoczne na tle czarnych nad naszymi głowami. Chociaż byłam zaznajomiona z tą syreną, to nigdy nie słyszałam jej tak blisko. Rozpoznałam też huk przeszywający uszy, to był silnik promu. – Wszystko w porządku – powiedziałam. Co prawda jeszcze nie widziałam nic przez gęstą mgłę, ale co innego mogłoby to być? – To tylko łódź. – Przypływa? – dziewczyna od On jest pierwszy westchnęła z podekscytowania, rozglądając się po innych pasażerach. Nie potrafili wykrzesać z siebie tyle entuzjazmu, może dlatego że większość była osiemdziesięcio i dziewięćdziesięciolatkami i nadal byli zdenerwowani upałem oraz wcześniejszą uwagą o możliwości zjedzenia ich ciała przez kruku. – Wow! Czekałam na ten dzień praktycznie całe życie. Wreszcie wracam do domu. Alex rozjaśnił się. Wyglądał na tak samo podekscytowanego jak Chloe. – Świetnie – powiedział. – Nasza szansa na wyrwanie się stąd. – Och Alex – przyglądałam się jego gorączkowym próbom znalezienia miejsca do odłożenia tacy, którą mu wcześniej dałam. – My nie możemy popłynąć tą łodzią. To ich podróż. – Co masz na myśli? – Zapytał nadal męcząc się z tacą. – Prom nadpływa. Sama tak powiedziałaś. – Rzeczywiście – byłam świadoma spojrzenia ślicznych, niebieskich oczu Chloe. Oczu teraz szeroko otwartych i zmartwionych. – Nie możemy płynąć, to tylko dla nich prom. Alex tak gwałtownie odepchnął tacę, że kilka szklanek spadło z niej do jeziora. – Powiedziałaś, że wracamy do domu. – Nie, to Chloe tak powiedziała – podkreśliłam. – I nie mówiła o zwykłym domu, chodziło jej o – – Chodziło mi o to, że w końcu udaję się do Niego – powiedziała, mając wciąż szeroko otwarte oczy. Spojrzała na mnie pytająco: – Bo tam właśnie płynie ten prom, prawda? – Oczywiście – powiedziałam do niej. Jeśli zapytają, pouczył mnie wcześniej John, powiedz, że prom zabiera ich, gdziekolwiek chcą iść. Niebo, kolejne życie… Mów cokolwiek, co sprawi że wejdą na prom, po to byśmy mogli załadować kolejną partię pasażerów. – A gdzie dokładnie ten prom płynie?– zapytałam go. Wzruszył ramionami. Skąd mogę to wiedzieć? Jedyni, którzy wrócili i mogliby powiedzieć, nie lubią miejsca do którego zostali wysłani. – Czyli Furie – poczułam dreszcz. Miałam z nimi więcej doświadczenia niżbym chciała. – Ale oni wracają na ziemie – zapytałam, żeby się upewnić – żeby opętać ciała głupich ludzi. Prawda? – Ludzi o słabej woli – uśmiechnął się. – I tak…zazwyczaj. – Zazwyczaj? Nie spodobało mi się to, ale nie było czasu na więcej pytań.

16 – A co z nimi? – Alex wskazał na tłum po drugiej stronie doków. Nie mogłam dostrzec Johna, ale Frank i pan Liu nadal ciężko pracowali próbując opanować znacznie agresywniejszych pasażerów. – Oni także odchodzą – powiedziałam. – Ale również nie wracają na Isla Huesos. I jestem pewna, że na pewno nie chcesz iść tam, gdzie oni. O Boże, jak jaśniej miałam się wyrazić? Powinnam wypowiedzieć te słowa na głos? Wydawało się niegrzeczne tak po prostu wygarnąć: Alex, oni są martwi. Ale chyba nie miałam wyjścia, skoro mój kuzyn był tak tępy. – Cóż, pewny jestem, że nie zostanę tutaj – Alex stał tak blisko mnie, że nasze nosy prawie się dotykały. – Jak mam udowodnić, że mój tata nie zabił nikogo, skoro utknąłem w tym cholernym Podziemiu? – Gdy tylko pomożemy tym ludziom, wrócimy do zamku żeby przedyskutować sprawę pomocy twojemu tacie. – Wrócimy do zamku, żeby dyskutować? Kim ty niby jesteś, dyrektorem Alvarezem? Ciekawe co stało się ze starym Alexem, który był tak ponury i wycofany, że ledwo wypowiadał jedno zdanie przez cały dzień? Pewnie ożywienie działa na każdego inaczej. Cóż, z Alexa uczyniło to prawdziwy wrzód na dupie. – Hej – Reed zwrócił mu uwagę. – Nie wyżywaj się na niej. Ona tylko wykonuje swoją pracę. Och. Może Pan Tropikalne Spodnie nie jest taki zły? – Przykro mi, że nie płyniesz z nami – Chloe powiedziała do Alexa. – Ale proszę, nie martw się. Jestem pewna, że Pan ma dla ciebie inny plan. Spojrzała na mnie. – Dla obojga z was. – Mogę cię zapewnić, że… – powiedział nowy, męski głos. Odwróciłam się, by zobaczyć Johna, wysokiego, mrocznego i pełnego dezaprobaty, siedzącego na swoim koniu, Alastorze. – Ma plan.

17 ROZDZIAŁ 4 „Kiedym posłyszał jakby co runęło, Zadrżała góra, a mnie dreszcz ogarnął, Jak zwykle tego, który na śmierć idzie.” DANTE ALIGHIERI, Czyściec, Pieśń XX Przekład: Antoni Robert Stanisławski – Chloe nie mówiła o tobie – powiedziałam do Johna, opierając łokcie na barierce z szorstkiego drewna. – Chodziło jej o innego pana. John uniósł brwi. – Aha, o Nim – powiedział. – Mój błąd. Powinien wyglądać onieśmielająco – bóstwo śmierci na hebanowym ogierze – i jak przypuszczam taki był dla innych, sądząc po ich reakcji na jego widok. Usłyszałam za mną ciche przekleństwo Reeda i jęknięcie Chloe. Ale dla mnie był najwspanialszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek widziałam, nawet gdy jego usta wykrzywiał cyniczny uśmiech wywołany przez sam pomysł porównywania go do Pana. Jemu, jak dobrze to wiedziałam, wiele brakowało do świętości. Poddałam się w próbach uregulowania mojego pulsu, który rósł buntowniczo za każdym razem, gdy tylko widziałam Johna. Miałam nie więcej kontroli nad własnym sercem w obecności Johna, niż on nad swoim okropnym koniem, Alastorem, który kroczył dumnie w pienistych falach, w których znajdowały się odłamki szkła, pochodzące ze szklanek, które upuścił tam Alex. Nie żeby to robiło jakaś różnice, gdyż te fragmenty zostały po prostu wbite w dno pod masywnymi kopytami. Takie teatralne wejście na czarnym ogierze, może ci ujść na sucho, gdy jesteś władcą Podziemia, szczególnie gdy nosisz czarne jeansy i glany. Trzeba przyznać, że odpuścił już sobie długi, skórzany który nosił, ale sposób w jaki gorący wiatr wzbijał fale wokół czupryny Alastora i długie, ciemne włosy Johna – „metalogotyk” tak nazwała to mama, podsłuchałam kiedyś, jak błędnie opisywała tacie włosy Johna – okalające jego twarz i kark dodawały tylko dramaturgii. Jednak wygląd Johna nie oddziaływał na Alexa tak hipnotyzująco, jak na wszystkich innych, łącznie ze mną. – Tylko nie on – Alex dołączył do mnie koło barierki, z wyrazem niesmaku na twarzy. – Nie znoszę tego faceta. To wszystko jego wina. Och. To nie był odpowiedni moment na odzyskanie pamięci przez Alexa… I niezbyt odpowiedni ton głosu. – Alex – powiedział łagodnie John, patrząc wprost na niego. – Mimo tylu ludzi na tej plaży, byłem pewien że to ty. Pierce ma taki osobliwy głos, gdy jesteś w pobliżu. Co tutaj robisz? Musiał mocno trzymać Alastora na wodzy, przez co napinał swój biceps, powodując lekkie odkształcenie w koszulce. Strasznie to było rozpraszające – przynajmniej dla mnie – ale miałam inne zmartwienia. Wyglądało na to, że mało brakuje do bójki pomiędzy moim kuzynem i chłopakiem. Średnio mi się to podobało, biorąc pod uwagę, że nadal szukaliśmy mocnego fundamentu w naszym związku, trochę tak jak Alastor szukał solidnego gruntu pomiędzy kopytami.

18 – Alex myślał, że potrzebuje pomocy – wytłumaczyłam. – Ale już to sobie wyjaśniliśmy. Niestety, nie uwierzył w to jawne kłamstwo. – Jak udało mu się wydostać z zamku? Tyfon nigdy by mu na to nie pozwolił – John przerwał, jego wzrok błądził po moim biodrze. – Skąd się to wzięło? Spojrzałam w dół. – Och – powiedziałam, przypominając sobie o biczu. – Alex go znalazł, ale ja… – Ty jesteś tym facetem z Nocy Trumien – wtrącił Alex, celując palcem w Johna. – Pamiętam. Byłeś na cmentarzu, gdy się obudziłem. To ty mnie tutaj przyprowadziłeś. Wypowiedział słowo tutaj takim tonem, jakby to było najgorsze miejsce w całym wszechświecie. Co nie jest prawdą, gorsze jest liceum – Cóż, chcę wrócić. Teraz. John uniósł jedną brew… Zły znak. – Czy nie sądzisz, że każda osoba stojąca tutaj nie marzy o tym samym? – Zapytał, w tym samym momencie, w którym rozległ się grzmot, głośniejszy niż poprzedni. Emocjonalne wzburzenie Johna mogło być przyczyną niesprzyjającej pogody. Tym razem jednak byłam pewna, że pioruny, które słyszymy przez cały dzień, były zwykłą, a nie paranormalną burzą. – Dlaczego myślisz, że jesteś ważniejszy niż oni? – Mam niedokończone sprawy na Isla Huesos – powiedział Alex. – Sprawy życia i śmierci. Wiesz o czym mówię. – Wiem – odpowiedział John, sięgając do kieszeni i wyjmując mały tablet, dzięki któremu był w kontakcie z resztą załogi. – Wracaj do zamku Alex. Gdy załadujemy wszystkich na prom, porozmawiamy o tym. Ta chwila jest nieodpowiednia. Gdybym była moim kuzynem, szybko skorzystałabym z tej rady. Jego głos stwardniał; z miękkiej pieszczoty, gdy rozmawiał ze mną, do czegoś przypominającego smagający nas piasek, unoszony przez wiatr. Alex nigdy jednak nie rozumiał aluzji, tak jak i bezpośrednich rozkazów; podobnie było tym razem. – Och, wybacz – powiedział udawanym przepraszającym tonem. – Czy przeszkadzam ci, zajętemu tymi wszystkimi kierowniczymi zajęciami? Daleki jestem od powstrzymywania twoich pasażerów od wejścia na pokład. Mówię tylko o uwolnieniu mojego ojca z więzienia. Na szczęście w tej chwili po raz kolejny zabrzmiała syrena, zwracając uwagę na ogromny prom przebijający się przez gęstą mgłę. – Tam jest! – krzyknęła podekscytowana Chloe, wskazując na niego. – Prom! Widzę go! Też go widziałam. Jak również John, choć tylko na sekundę podniósł wzrok znad swojego tabletu, który zawierał także informacje o tym jak posortować ludzi. Wiodłeś życie pełne egoistycznej rozpusty i grzechu? Na prawo. Twoje życie było pełne moralności? Na lewo. A może odwrotnie. Trudno było to zapamiętać, gdy walczą najbliżsi tobie ludzie. Kto przesyłał mu te informacji – Mojry? Pan z koszulki Chloe? Kosmici? Pochodzenie tabletu owiane było wielką tajemnicą. – Koleś – Alex krzyknął na Johna. – Słyszysz mnie?

19 Tym razem John nawet nie podniósł wzorku znad wyświetlacza. – Jak mniemam, mówiłem ci już, iż moim imieniem jest John, a nie koleś. Pierce, co wiesz o wiązaniu lin cumowniczych? – Wszystko – powiedziałam. Szczerze, nie miałam pojęcia o czym mówi. – Przywiązałam jedną wczoraj przed lunchem. Widziałam jak zmarszczyła się skóra wokół oczu Johna, tak jakby mimo powagi sytuacji nie mógł powstrzymać uśmiechu. Może jeszcze nie mieliśmy solidnych fundamentów, ale przynajmniej uczył się bycia trochę bardziej wyluzowanym… Obiecujący znak, biorąc pod uwagę jego pracę – nie wspominając już o przeszłości. Rzeczywiście, uśmiechał się, gdy podniósł głowę, chowając tablet. – Frank i pan Liu mają pełne ręce roboty w drugim doku. Będziesz mi potrzebna, gdy przypłynie prom. Byłam zaskoczona. John nigdy wcześniej nie prosił o moją pomoc, choć pan Smith zapewniał mnie, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to że zostałam wybrana jako małżonka albo kochanka kogoś, kto ma władzę. Urodzony w osiemnastym wieku John, wolałby żebym została jego żoną, nawet gdy wytłumaczyłam mu, że w teraźniejszości ludzie, którzy zawierają małżeństwo w naszym wieku kończą w jakimś reality show w MTV. A on zapytał czym jest MTV. – Gdzie miała się nauczyć, jak wiązać taką linę? – Zapytał Alex, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – Chodziła do drogiej, prywatnej szkoły dla dziewcząt w Connecticut. Wszystko czego ją nauczyli, to jak składać serwetki. Ostentacyjnie ignorując mojego kuzyna, rzekłam do Johna: – Jestem pewna, że załapię, jak mi pokażesz. – Doskonale – ciepło na mnie spojrzał. – Może później pokażesz mi, jak ułożyć te serwetki. John zażartował! Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jeszcze niedawno wyrażał emocje tylko przez zaciskanie pięści. Niesamowite, jak opłaciły się moje próby ucywilizowania go. Alex jednak nie doceniał tego. – Żartujesz sobie? – zażądał odpowiedzi, ponownie uderzając pięścią w barierkę, gdy spojrzał na Johna. – Ona nie jest nawet wystarczająco silna, by utrzymać liny tak dużego promu. I skończ mnie ignorować. Pozwolisz mi wejść na pokład, żebym wrócił do domu i pomógł tacie. – Alex – powiedziałam, odwracając się w jego stronę. – Też chce pomóc twojemu tacie. Ale mówiłam ci już, że ta łódź nie zabiera nikogo z powrotem na Isla Huesos, a nawet gdyby, nie mógłbyś… – Czy ja mówiłem do ciebie, Pierce? – odwrócił się na pięcie. – Nie sądzę. Nie mieszaj się do tego. Stojąca za mną Chloe krzyknęła alarmująco, a potem złapała moje ramiona i skuliła się za mną, używając mojego ciała jak czegoś w rodzaju tarczy. Nie byłam pewna przed czym, dopóki nie spojrzałam w górę. John zawrócił konia, ponaglając go przez falę, aż dotarł do końca drewnianego mola. Następne co pamiętam, to stukot kopyt na nim. Wszystkie nowo zmarłe dusze spłaszczył się

20 przed drewnianymi poręczami po obu stronach doku, tworząc wolny środek dla otoczonego pianą zwierzęcia i jego jeźdźcy, którego szare oczy ciskały gromy. – Och nie – jęknęła Chloe w moje włosy. – Wszystko w porządku – powiedziałam do niej uspokajająco. – Obiecał, że nikogo nie skrzywdzi. Jednak oceniając wyraz jego twarzy, wydawało się, że zapomniał o obietnicy, złożonej dawno temu, w nocy przed basenem mojej matki. Chyba jednak nie ucywilizowałam go tak bardzo, jak myślałam. Zatrzymał konia tuż przed Alexem i zsiadł z niego. Gorący oddech zwierzęcia owiał twarz kuzyna. – Miało mi to zaimponować? – zapytał Alex, lekko drżącym głosem. – Nie – powiedział John. Jego głos był zdumiewająco stonowany, biorąc pod uwagę jego spojrzenie. – On cię nie lubi. Czasami trudno nad nim zapanować, gdy jest w obecności ludzi, których nie lubi. Alastor wyszczerzył zęby, każdy grubości mojego kciuka. Alex głośno przełknął ślinę. – John – powiedziałam, odrywając palce Chloe od mojej sukienki i wślizgując się pomiędzy dwóch chłopaków. – Alex dopiero się obudził. Nie rozmawiał nawet z panem Gravesem. Nie wie gdzie się znajduje, ani co tu się dzieje… – Ale zna ciebie, prawda Pierce? – John położył dłonie na moich ramionach, by – delikatnie, acz stanowczo – przesunąć mnie na bok. Chociaż zaparłam się obcasami w drewniane deski, było to tak daremne jak walczenie z falami pod nami. Zostałam przyciśnięta do boku Alastora – w pozycji, której żadne z nas nie lubi. – Wie, że zawsze byłaś dla niego miła. A po tym wszystkim co zrobiła dla ciebie kuzynka – kontynuował, zwracając się do Alexa z taką samą pogardą, jaką Alastor żywił do mnie – okazujesz wdzięczność odzywając się do niej niegrzecznie i kradnąc broń z mojego domu? Wskazał na bicz, który miałam zawinięty wokół szarfy. – W szczególności tą broń? Spojrzałam na bicz na mojej talii, zastanawiając się o czym on mówi. Prawda, wzięcie go nie było zbyt uprzejme ze strony Alexa – podobnie byłoby z jakąkolwiek inna bronia – by użyć go na Johnie lub innym mieszkańcu Podziemia, szczególnie że mój kuzyn był tu gościem, nawet jeśli wtedy o tym nie wiedział. Ale bicze nie są jakoś specjalnie śmiertelne. To nie tak, jakby ukradł nóż z kuchni, którym mógł kogoś poważnie zranić, a nawet zabić. Aby zadać śmiertelną ranę biczem, musiałby najpierw związać ofiarę, a potem wymierzać jej mnóstwo uderzeń, podczas których zostałby zapewne nakryty i powstrzymany. Dziwne było, że Mojry dały mu taką broń, a jeszcze dziwniejsze, że John był taki zły o to. – Co zamierzałeś z tym zrobić? – zapytał John, nadal wskazując na bicz – Ja… – Alex pochylił głowę, patrząc na swoje buty, jakby zdał sobie sprawę, że zrobił nie tylko coś głupiego, ale i zawstydzającego. – Ja… Nie wiem. Po prostu chciałem ochronić siebie i Pierce, po tym jak ja znalazłem. Wiedziałam, po tym jak twarz Johna złagodniała, że powiedział odpowiedną rzecz – Alex jednak tego nie widziałam, gdyż nadal miał spuszczone oczy.

21 Biedny Alex. To nie jego wina, że zachowywał się w taki sposób. Wychowywany przez naszą babcią, gdyż jego ojciec, a mój wujek Chris, spędził większość życia syna w więzieniu, za przemyt narkotyków; i prawie nie znał swojej matki. Należała do pewnego „rozrywkowego biznesu”, tego który możesz obejrzeć w internecie, gdy masz osiemnaście lat. – Przeproś za sposób, w jaki do niej mówiłeś – powiedział John do niego – a może przebaczę ci kradzież broni. Przewróciłam oczami, słuchając tej władczej przemowy. Wiem, że John to zauważył, bo zadrżały mu kąciki ust, jednak nie odwrócił spojrzenia od Alexa; ten z kolei dalej patrzył w ziemie. Ku mojemu zaskoczeniu, Alex uniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. – Przepraszam Pierce – ton jego głosu brzmiał szczerze. – Nic z tego nie jest twoją winą i nie powinienem cię za to winić. Nie wiem co się ze mną dzieje. Od kiedy się obudziłem, czuję się… Dziwnie. Właściwie, nie byłam czy rzeczywiście nic nie jest moja winą. Może to Sethem Rectorem nie było. Ale na pewno kilka z tych okropnych rzeczy, które zaczęły się odkąd przyjechałam na Isla Huesos było moją winą, jak np. zamordowanie Jade. Tylko dlatego, że ktoś ją pomylił ze mną. Jednakże, wolałam o tym teraz nie mówić. – W porządku – powiedziałam uspokajająco. – Na początku możesz czuć się dziwnie. To normalne u DSK. Gdy zobaczyłam jego zmieszanie, przypomniało mi się, że nigdy nie wyjaśniłam mu, do jakiego ekskluzywnego klubu należymy. – DSK – powtórzyłam. – Doświadczenie Śmierci Klinicznej. Tak to nazywają, gdy umrzesz, a potem wrócisz. – Och – Alex wyglądał na pogubionego. Wiedział wszystko o moim „wypadku”, w wyniku którego straciłam życie i zostałam DSK, choć w przeciwieństwie do niego, mój powrót był naturalny, a nie nadprzyrodzony. – A co z Kaylą? Mówiłaś, że też tutaj jest. Również jest DSK? – Nie, Alex. Ona po prostu była obok, gdy policja przyłapała nas w mauzoleum Rectorów, ratujących ciebie. Chcieliśmy uchronić ją przed aresztowaniem . Alex znowu powiedział „och”, wyglądając ponuro. Myślałam, że właściwe byłoby przytulić go, ale gdy spróbowałam ostatnim razem, zesztywniał jak trup, w którego zamienił się parę godzin później. Rodzina Cabrero nie była zbyt wylewna, chyba że liczyć morderstwa. – Prze… Przepraszam za bicz – powiedział bardziej do Johna niż do mnie. – Ale – ostatnią część dodał w pośpiechu – nadal będę próbować uciec stąd przy pierwszej okazji, jaką dostanę. – Nie spodziewałem się niczego innego po krewnym Pierce – powiedział John. Jego głos ponownie się ocieplił. – A dopóki nie znajdziesz sposobu na ucieczkę, równie dobrze, możesz się do czegoś przydać. Przywiązywałeś kiedykolwiek łodzie? Alex spojrzał z wyrzutem. – Mieszkam na wyspie wielkości dwie na cztery mile. Oczywiście, że wiązałem…

22 Przerwał im kolejny sygnał syreny. Tym razem jednak nie pochodziła z promu, który zmierzał ku molu, na którym staliśmy. Pochodził z drugiej strony jeziora, gdzieś ze środku szarej mgły, zbliżającej się do nas tak szybko, jak prom. – Coś się stało? – z niepokojem zapytała Chloe. Zauważyła to samo co ja… Odcień lęku na twarzy Johna. Coś zdecydowanie było nie w porządku, sądząc po jego zwężonych oczach i napiętej szczęce, gdy wpatrywał się w drugi koniec jeziora. Ale czym było to, co on widział, a reszta z nas nie? – Kapitanie Hayden! – Na drewnianych deskach zabrzmiały kolejne kroki, znacznie lżejsze niż Alexa – ale głośniejsze, gdyż ich właściciel nosił parę butów o grubych obcasach i ze srebrnymi sprzączkami. Odwróciłam się, by zobaczyć Henry’ego Daya biegnącego ku nam, z metalowym przedmiotem w dłoni. Niedaleko za nim – ale znacznie wolniej – biegła moja przyjaciółka Kayla, nosząca lawendową suknie z lejącego się jedwabiu, jej długie, ciemne włosy dziko wiły się dookoła twarzy i ramion. Podczas gdy Henry wyglądał na zaniepokojonego, Kayla była raczej zirytowana, szczególnie gdy zauważyła Alexa. – Wielkie dzięki za zostawienie mnie, Cabrero – warknęła na niego. – Nie zostawiłem cię – zaprotestował Alex. – Nawet nie wiedziałem gdzie jesteś. Kayla rzuciła mi złe spojrzenie, a potem powiedziała do Henry’ego: – Mówiłam ci, żebyś nie biegł. Przewrócisz się w tych głupich butach i zranisz. Spojrzała na mnie i potrząsnęła głową. – Serio, laska – Laska to było wymyślone przez nią przezwisko. – Jak ty znosisz tych głupich ludzi? Uśmiechnęłam się zadowolona, ale nie szczególnie zaskoczona, jej szybkim dojściem do siebie, nawet po tym wszystkim, przez co przeszła. Jeśli miałabym użyć jednego słowa do jej opisu, powiedziałabym: „elastyczna”, co zresztą jak mi kiedyś powiedziała, jest było napisane na górze jej dyscyplinarki: „przeciwna autorytetom, ale bardzo łatwo przystosowująca się”. – Dzięki, lata praktyki – powiedziałam. – Kapitanie – powiedział Henry. Rzucił mi i Kayli pełne dezaprobaty spojrzenie. Fizycznie miał tylko dziesięć lat, ale żył już ponad sto pięćdziesiąt lat bez żadnego kontaktu z kobietą, więc nie miał zbyt wiele cierpliwości do dziewczyn. – Spójrz. Henry popchnął w stronę Johna przedmiot, który niósł. To była mosiężna luneta, jedna z tych z sypialni Johna, gdzie trzymał wiele morskich przedmiotów, które ocalały z zatopionego statku Liberty, statku którym on oraz Henry, pan Graves, pan Liu i Frank płynęli z Anglii. Sztorm zatopił go z porcie Isla Huesos. John przyłożył lunetę do jednego oka, a potem stał patrząc na nadpływający statek. Zwróciłam się do Kayli, oferującej jedną z tych szklanek, które nie wpadły do jeziora: – Spragniona? – O Boże, tak – powiedziała, z wdzięcznością przyjmując wodę. – Wiesz co to za cuchnący płyn w beczkach, które ten starszy mężczyzna trzyma na zamku? Pokiwałam głową. – Piwo. Tak wiem, pan Graves od dawna próbował znaleźć przepis. – Kazał mi spróbować – powiedziała pomiędzy łykami wody. – Nie cierpię piwa. Ale przyznam, próbowałam gorszych.

23 Jej spojrzenie przesunęło się ze mnie w stronę plaży, doków i końcu na gigantycznego konia stojącego obok. – Co do diabła?! – Och, nie jesteśmy w piekle – żwawo poinformowała ją Chloe. – Czekamy tu na prom, który zawiezie nas do naszego docelowego miejsca. Kayla spojrzała na nią. – Naprawdę – powiedziała, unosząc przekłutą brew – jak miło. Następnie zauważyła Reeda: – Cóż – jej mina się zmieniła – Witaj. Szeroko się uśmiechnął: – Hej, jak się masz? Uśmiech Kayli był wystarczająco jasny, by rozświetlić całe Podziemie. – Znacznie lepiej, odkąd cię poznałam. Jestem Kayla Rivera, kim… – Wybacz, ona musi już iść – powiedziałam do Reeda. Chwyciłam ją za ramię i pociągnęłam parę metrów dalej. – Czy mogłabyś, proszę, nie flirtować ze zmarłymi? – Syknęłam na nią. Zerknęła zaskoczona na Reeda. – Niemożliwe. On jest martwy? Nie wygląda na takiego. Jak umarł? – Jakie to ma znaczenie? – Zapytałam. – Myślałam, że lubisz Franka. – Lubię go, ale nie jestem martwa. Hej, czyli o to chodzi z włosami tej całej Cindy Lou Who? [postać z „Grinch: Świąt nie będzie”. – przyp. tłum.] Kayla kiwnęła głową w stronę Chloe. – Czy to krew? Ona jest martwa? Myślałam, że miała kiepską przygodę z farbowaniem włosów. – Oni wszyscy są martwi – powiedziałam. – Myślałam, że pan Graves ci to wytłumaczył. – Wytłumaczył, pomiędzy próbowaniem piwa. Ale jak poznać, kto jest martwy, skoro nie mają żadnych śladów krwi? Wiesz, dobrze to miejsce daje chociaż darmowe prezenty, kto by chciał tutaj zostać, gdyby tak nie było? Poklepała połyskujące ametystowe końcówki spinek w jej własnych włosach, które pasowały kolorem z jej liliowymi pasemkami. – W innym wypadku, już by mnie tutaj nie było. Martwi ludzie, ogromny koń i psy i domowej roboty piwo? Fuj. Dla twojej wiadomości, jeśli nie dam znaku życia, nim mama skończy swój dyżur w szpitalu, na pewno postawi na nogi całą Gwardię Narodową US. – Powodzenia – powiedziałam. – Pamiętasz nagrodę jaką oferował mój ojciec, za bezpieczny powrót z rąk porywaczy? – Och, wiec tutaj wtedy byłaś? – Kayla wyglądała na zaskoczoną. – Nic dziwnego, że nie śpieszyło ci się z powrotem. Miałabym podobnie, gdyby mój porywacz wyglądał jak ten. Uśmiechnęła się drapieżnie w stronę Johna, który nadal stał tyłem do nas, obserwując przez lunetę nadpływający prom. Potem dodała: – Oczywiście Frank tak wygląda. Gdzie on jest? Wskazałam na drugą stronę plaży. – Tam. Następne co widziałam, to jak wystrzeliła w stronę barierek i posłała pocałunek z kierunku Franka, co nie wyszło do końca tak, jak podejrzewam miała nadzieje. Gdy Frank spojrzał w górę i uśmiechnął się – prawie jakby czuł pocałunek Kayli unoszony przez gorący

24 wiatr, a następnie opadający na jego poszarpanej bliźnie, biegnącej po jedne stronie twarzy – jeden ze stojących tam mężczyzn wykorzystał chwilę nieuwagi Franka chwytając go ramieniem za szyje. Na szczęście Frank szybko i zdecydowanie zareagował uderzając tamtego pięścią w nos. Kayla wyglądała na zdenerwowaną obrotem zdarzeń, dłońmi złapałam się za głowę. To jednak nie troska o Franka była powodem jej jęknięcia. – Duszenie gilotynowe – krzyknęła przez plaże. – Użyj duszenia gilotynowego [technika walki wręcz. –przyp, tłum.] , Frank, ty idioto! Potrząsnęłam głową w zdziwieniu. Nie chodziło o to, że byłam zaskoczona tym co Kayla krzyczała, ani tym że przyglądała się tyłkowi mojego chłopaka – który, muszę przyznać, wyglądał wyjątkowo dobrze w tych obcisłych jeansach, które nosił. Sposób w jaki reagowała, przypominał mi o tym, co kiedyś powiedział mój tata. Wojsko przeprowadziło testy, aby dowiedzieć się jaki sprzęt może zapewnić firma taty, pozwalający na zachowanie spokoju i zimnej krwi przez pilotów, gdy lecieli w swoich F18 podczas ostrzału wroga; tysiące metrów nad ziemią, pokonując barierę dźwięku. Na klatce piersiowej pilotów założono pulsometry, których dane były sczytywane całą dobę przez naukowców na ziemi. Problem polegał na tym, że w powietrzu tempo pracy serca pozostawało niezmienne, nawet pod symulowanym ostrzałem. Gdy natomiast piloci wracali do domu i np. walczyli o miejsce w kolejce w zatłoczonej jadalni, odczyty na monitorach naukowców wystrzeliwały w górę. Tak to jest, nigdy nie przewidzisz, jak ktoś zachowa się w danej sytuacji – powiedział tata. Nie było zaskoczeniem, że Kayla tak spokojnie przyjęła nowinę o istnieniu innego świata pod wyspą, w której żyła. Jedyną rzecz, która ją zaniepokoiła, przynajmniej na moich oczach, było zobaczenie wskrzeszania Alexa. Pewnie sądziła, że jesteśmy wampirami… Ach, no i moja propozycja, by dołączyła po szkole do mnie i dziewczyny Setha Rectora, Fary Endicott. Założę się, że Kayla uważała Farę również za wampira. – Och – powiedziała Kayla, szturchając mnie łokciem. Wskazała na Johna, który powoli opuszczał lunetę, wyglądał na zaniepokojonego. – Wygląda na to, że twój chłopak nie jest zbyt zadowolony. Ale gdy spojrzałam w kierunku, w którym wpatrywał się John, widziałam tylko dobre wieści: dziób statku przebijający się przez gęstą ścianę mgły. Pasażerowie w doku zarządzanym przez Franka i pana Liu także to widzieli. Zaczęli wiwatować. Sądzili, że oto nadchodzi wybawienie od ich cierpienia. Nie wiedzieli tylko, że tamten statek zabierze ich w dużo gorsze miejsce. – Co się dzieję? – podeszłam do Johna. – Nigdy wcześniej nie przypłynęły dwa statki na raz? Nie martw się, my wszyscy pomożemy. John zwrócił lunetę Henry’emu. Nie byłam pewna czy w ogóle mnie zauważył, nie mówiąc już o Kayli; był sparaliżowany tym, co zobaczył przez lunetę. – Przekaż Frankowi i panu Liu co się dzieje, na wypadek, gdyby jeszcze nie zauważyli – John mówił szybko i bardzo cicho; byłam pewna że tylko ja i Henry mogliśmy go usłyszeć. – Powiedz, że zajmę się tym, ale muszą czekać w pogotowiu. Henry energicznie skinął głową i powiedział: – Tak jest, Kapitanie.

25 Henry wyciągnął swój tablet – albo jak lubił go nazywać: magiczne lusterko – z kieszeni i zaczął pisać. – Na wszelki wypadek? – Odsunęłam się od Kayli i zniżyłam głos, by tylko John mógł mnie usłyszeć. – Na wszelki wypadek czego, John? Co się dzieje? Powiedziałam, że Alex, Kayla i ja… – Nie chodzi o to, że prom nadpływają w tej samej chwili – ledwo było go słychać. Nie chciał dzielić się tym z resztą obecnych tu ludzi. Ale jego twarz była poważniejsza, niż kiedykolwiek wcześniej. – One płyną za szybko. Gdy spojrzał na mnie, w jego szarych oczach zobaczyłam coś, co do tej pory widziałam tylk parę razy: strach. – Pierce, te statki nie zatrzymają się, dopóki w coś nie uderzą. Jedyną rzeczą na ich drodze jesteśmy my.