ROZDZIAŁ 1 - Nazywam się Gin i zabijam ludzi. W innej sytuacji moje wyznanie wzbudziłoby przerażenie. Pobladłe twarze. Krople nerwowego potu. Tłumione krzyki. Krzesła, przewracane w panice, gdy wszyscy rzucają się do drzwi, nim zatopię nóż w ich sercu - albo plecach. Rana to rana. Nie byłam wybredna, jeśli chodzi o to, gdzie ją zadać. - Witaj, Gin - odpowiedziały mi cztery osoby idealnie równym, monotonnym tonem. Ale nic tutaj. Za grubymi murami Zakładu dla Chorych Psychicznie w Ashland moje wyznanie, choćby najprawdziwsze pod słońcem, nie wywołało nawet uniesienia brwi, a co dopiero szoku i przerażenia. Byłam w miarę normalna, przynajmniej w porównaniu z dziwadłami natury i magii, które zamieszkiwały ten budynek. Jak Jackson, olbrzym albinos. Miał ponad dwa i pół metra wzrostu, ślinił się bardziej niż mastif i gaworzył jak trzymiesięczne dziecko. Długa nitka przezroczystej śliny zwisała z jego wielkich warg, ale Jacksona za bardzo zaprzątało mamrotanie bzdur do stokrotki niestarannie wytatuowanej na jego dłoni, by zwracał na to uwagę albo by zrobił coś rozsądnego i higienicznego, na przykład wytarł usta. Odsunęłam się od niego, żeby nie otrzeć się przypadkiem o bezustannie płynącą ślinę. Ohyda. Ale Jackson był typowym mieszkańcem tego Zakładu. Zakładu. Zawsze mi się chciało śmiać, gdy słyszałam tę nazwę. Takie niewinne określenie dla piekła na ziemi. Wystarczająco złe było to, że tkwiłam tu już od prawie tygodnia. Ale najbardziej doprowadzały mnie do szału hałasy - i konieczność słuchania odgłosów budynku. Wrzaski szalonych i potępionych wsiąkały od lat w granitowe ściany i posadzki, podobnie jak inne emocje i czyny. Ponieważ miałam moc Kamienia, wyczuwałam wibracje skał, słyszałam bezustanny szaleńczy bełkot nawet przez wykładzinę i białe bawełniane skarpetki. Kiedy się tu zjawiłam, usiłowałam nawiązać kontakt z kamieniem, posłużyć się moją magią, by dodać mu otuchy. Albo przynajmniej uciszyć krzyki, żebym mogła zasnąć w nocy. Nic z tego. Kamienie mnie nie słuchały, nie odpowiadały na wezwanie magii, straciły kontakt ze światem zewnętrznym, jak ci biedacy, którzy mieszkali w tych ścianach. Teraz tylko blokowałam hałas - blokuję mnóstwo rzeczy. Kobieta siedząca u szczytu kręgu plastikowych krzeseł pochyliła się. Siedziała dokładnie naprzeciwko mnie, więc bez trudu pochwyciła mój wzrok. - Już to mówiłaś, Gin. Rozmawiałyśmy o tym. Tylko ci się wydaje, że jesteś zabójczynią. To nieprawda, uwierz mi. Evelyn Edwards. Pani doktor, której zadaniem było leczenie świrów w tym magicznym wariatkowie. W obcisłym czarnym kostiumie, bluzce w kolorze
Estep Jennifer - Elemental Assasin 01 - Ukąszenie Pająka
Informacje o dokumencie
Rozmiar : | 1.1 MB |
Rozszerzenie: |
marika88• 5 lata temu
Kiedy następna cześć?