MERRY32

  • Dokumenty989
  • Odsłony194 479
  • Obserwuję133
  • Rozmiar dokumentów1.7 GB
  • Ilość pobrań119 135

Aśka Wiśniewska - Seks w samolocie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :598.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Aśka Wiśniewska - Seks w samolocie.pdf

MERRY32 EBooki
Użytkownik MERRY32 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 111 osób, 70 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 103 stron)

Trzeba czuć się wolnym, aby wyrazić pełną gamę swoich uczuć. Zaczarowany kielich życia lśni aż po brzegi. Książkę dedykuję mojemu Tacie.

DOBRY POCZĄTEK Mroźny lutowy poranek. Helena obudziła się i spojrzała na zegar, który wskazywał godzinę dziesiątą. „Cholera jasna! Za pół godziny mam spotkanie z notariuszem! Nie ma szans, żebym zdążyła!” – pomyślała zdenerwowana, po czym zerwała się z łóżka, szybko się ubrała i wybiegła z mieszkania. Po drodze zapięła futerko, a na głowę włożyła wełnianą czapkę. Gdy dobiegła na parking, myślała już tylko o tym, żeby jej alfa ruszyła. „No! Udało się” – Helena nie kryła zadowolenia. Za parę dni wyjeżdżała na krótki urlop, a jeszcze tyle rzeczy musiała przygotować. „Anka zastąpi mnie we wszystkim, Kinga weźmie na siebie sprawy bankowe. Dwa butiki czekają na otwarcie i to już wkrótce. Czy aby dam radę?” – myślała, wchodząc do dużego wieżowca. „O wszystkim pamiętałam, nie mam jeszcze tylko księgowej. Wiem jedno, nie może być taka jak Jej Wysokość Klementyna wzruszająca na wszystko ramionami lub ta nieudacznica Kasia, która w rozmowie ciągle odbijała piłeczkę pingpongową złośliwości. Chroń mnie, Boże, od takich cholernych bab!” – pomyślała ze złością Helena, przyciskając guzik w windzie, którą wjechała na dziesiąte piętro. „Mam nadzieję, że na drzwiach będzie wizytówka, powinna być, w końcu to kancelaria notarialna. A jak nie, zapukam dwa razy – jak listonosz”. Po wejściu do kancelarii Helena zdjęła futerko i czapkę. Ludzie w poczekalni popatrzyli na nią jak na zjawę i zaczęli się uśmiechać. „O co im chodzi?” – zastanowiła się przez chwilę i jednocześnie sięgnęła po lusterko. – Pani Heleno, może zaproponuję pani filiżankę kawy? – zapytał notariusz. – Chętnie, nie odmówię – odpowiedziała i zerknęła w lusterko. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wiedziała, że jest roztrzepana, ale żeby aż tak? Pod czapką były schowane… wałki do włosów! – Nie ma nic bardziej komicznego niż elegancko ubrana kobieta

w wałkach na głowie, która załatwia sprawy w poważnej kancelarii. Przepraszam. – Helena próbowała się usprawiedliwić, jednocześnie szamocząc się z kolorowymi wałkami. – Pani Heleno, gdy pani przychodzi do naszej kancelarii, zawsze coś się dzieje – powiedziała z uśmiechem jedna z ładniejszych pracownic. W tym czasie notariusz podpisał stosowne dokumenty. Helena pożegnała się i wyszła z biura, nie zdając sobie sprawy, że to nie koniec jej problemów. Dzień zaczął się cholernie pechowo. Kobieta cały czas myślała o czekającym ją castingu na księgową, a jednocześnie była już na krótkim urlopie w swoim ulubionym kurorcie. „Każdą kandydatkę prześwietlę na wylot” – pomyślała. „Zresztą od czego mam tarota? Jak wyciągnie kartę XV z władcą piekła, sprawa będzie jasna – trzeba się z nią szybko pożegnać. Ktoś taki nie może być osobą karaną, a przecież nikt się nie przyzna, że w przeszłości miał do czynienia z prawem. Dzisiaj nie ma sprawiedliwości ani uczciwości na tym świecie. Żadnej!” Helena pomyślała o Klementynie. „Ona wciąż pracuje jak gdyby nigdy nic, a przecież jest oszustką. Ma dwa wyroki w zawieszeniu i niczym się nie przejmuje! Jej życie przypomina dymiący wulkan. Przysyła mi co prawda jakieś nędzne grosze i myśli, że wszystko jest OK. A ja więcej płacę za wizytę u fryzjera!” – oburzyła się w duchu. „Klementyna należy do osób wyjątkowo bezmyślnych… Cóż, gdy się mieszka w miejscowości, w której diabeł mówi dobranoc, to wszystko jest możliwe” – stwierdziła Helena i zatrzymała się na światłach. Pomyślała też o Andżeli. „Trzeba ją odesłać do wszystkich diabłów, to leń patentowany! Za co mam jej płacić?!” – oburzyła się w duchu kobieta. „Allan tak mnie prosił, żebym ją przyjęła. Cóż, własnemu synowi nigdy nie potrafię odmówić, a teraz mogę mieć przez to kłopoty” – przeszło przez myśl Helenie. „Gdy będę wybierała księgową, może znajdę też kandydatkę na miejsce Andżeli” – w tej chwili pogrążona w rozmyślaniach kobieta usłyszała dźwięk klaksonu za swoim samochodem. W lusterku zobaczyła zdenerwowaną minę jednego z kierowców, więc z czarującym uśmiechem odjechała. „O Boże, przecież muszę jeszcze wstąpić do galerii, obiecałam

Kacperkowi klocki lego” – przypomniała sobie w tym momencie. „Kacperek to uroczy mężczyzna. Ma dopiero trzy i pół roku, ale już wie, czego chce. Nie mogę go zawieść, zwłaszcza że wczoraj wyznawał mi miłość… ja mu zresztą też”. W galerii Helena wybrała wspaniałe klocki, zajrzała też do salonu optycznego, gdzie znalazła piękne słoneczne okulary. Przymierzyła je i spojrzała w lustro. – Pięknie pani wygląda w tych okularach, są zaprojektowane jakby specjalnie dla pani – powiedział młody sprzedawca, który wyraźnie nie mógł oderwać od niej oczu. – Dziękuję, mnie też się podobają. Proszę je zapakować. Był to model Aviator lustrzanki. „Moje wymarzone” – pomyślała zadowolona z zakupów, wyszła z salonu, skierowała się w stronę parkingu i ruszyła w stronę domu. Kiedy wjeżdżała na pas szybkiego ruchu, zwróciła uwagę na samochód jadący przed nią. Nie był z Wrocławia. „Cholera, muszę na niego uważać” – ledwie zdążyła o tym pomyśleć, gdy nagle samochód się zatrzymał. Na hamowanie nie starczyło czasu. Alfa Heleny przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy, cały przód był zgnieciony. Na szczęście jej nic się nie stało. Wysiadła z auta i podeszła do sprawcy zderzenia. – I co pan narobił?! – krzyknęła na starszego mężczyznę, który też zdążył już wysiąść ze swojego samochodu. – Może jakoś się dogadamy? – zaproponował nieśmiało. „Nie dość, że nie potrafi się poruszać po dużym mieście, to jeszcze chyba ma nierówno pod sufitem!” – pomyślała zdenerwowana. – Nie mam zamiaru się z panem dogadywać! Wzywam policję, koniec, kropka! – zawołała z wściekłością i wyciągnęła z torebki telefon. – Może jednak? – nalegał mężczyzna. – Nie ma takiej możliwości! Skoro nie wie pan, jak się jeździ w dużym mieście, trzeba było zostawić samochód na obrzeżach i wsiąść w autobus! Przez pana mam rozwalony samochód, a jest mi naprawdę potrzebny do pracy! Co mam teraz zrobić? No co?! – krzyczała Helena, zbierając jednocześnie porozrzucane na chodniku wałki do włosów.

Mężczyzna popatrzył na kobietę z wyraźnym rozbawieniem. – W tych wałkach musi pani wyglądać naprawdę seksownie – dodał z uśmiechem. – Nie pański interes! – syknęła z wściekłością kobieta. W tej chwili nadjechał radiowóz. Wysiadł z niego przystojny policjant, który podszedł na miejsce stłuczki i zaczął zadawać pytania o przyczynę kolizji. – Pas szybkiego ruchu służy do szybkiej jazdy, prawda? – zapytała Helena nerwowym głosem. – No tak – odpowiedział policjant. – A ten pan – kobieta spojrzała znacząco na starszego mężczyznę – potraktował go jak pastwisko! Tak być nie może! Spieszę się na ważne zebranie, za parę dni chciałam wyjechać na krótki urlop, a teraz co? Samochód skasowany i urlop pewnie diabli wzięli! Po prostu nie wiem, co mam robić! – wybuchnęła i zaczęła szukać w torebce papierosów. Po zakończeniu formalności na miejscu stłuczki i odholowaniu auta Helena w końcu była wolna. „Co za dzień. Niech to szlag trafi!” – pomyślała i ruszyła przed siebie. Mimo mroźnej pogody zdecydowała się na spacer. Może nie sentymentalny, bo na żadne sentymenty nie miała ochoty. Postanowiła odwiedzić grób Jarka. Gdy dotarła na cmentarz i stanęła nad mogiłą, nieoczekiwanie zaczęła płakać. „Przepraszam za moje łzy, ale dzisiejszy dzień nie należy do najłatwiejszych… Nie wiem nawet, kiedy moja alfa będzie sprawna” – pomyślała w duchu Helena. Położyła na grobie herbacianą różę, zapaliła znicz i wolnym krokiem zaczęła oddalać się w stronę bramy wyjściowej. Nawet nie zauważyła, że na dworze zrobiło się już całkiem ciemno. W drodze do domu minęła galerię sztuki, na wystawie której zobaczyła obraz przedstawiający pięknego anioła. Nie namyślając się długo, weszła do środka, aby po chwili wyjść z obrazem pod pachą. „Co mnie jeszcze dzisiaj spotka?” – pomyślała i w tej chwili potknęła się o figurkę małego krasnala. „Wyrósł spod ziemi czy jak? Wiem, mieszkam w mieście krasnali, ale to nie znaczy, że mogą się znienacka pojawiać

pod nogami, przecież mogłam się przewrócić!” Zaczęła się zastanawiać nad imieniem anioła z obrazu. „Już wiem, to Hekamiah – dodaje odwagi i wytrwałości w działaniu. Teraz obie będą mi bardzo potrzebne” – pomyślała kobieta i weszła do bramy domu. Po klatce schodowej roznosił się apetyczny zapach. „To pewnie Anka przygotowuje kolację” – przeszło przez myśl Helenie. Jak się okazało, miała rację. – Heleno, gdzie byłaś tak długo? Nie mogliśmy się do ciebie dodzwonić! – zawołała na jej widok Anka. – Jak to: nie mogliście?! Miałyśmy gościa? Kogo to diabli przynieśli w taką pogodę? – zapytała zaskoczona Helena. – Nasz gość jeszcze tu jest – powiedziała Anka i zniknęła w kuchni. Helena weszła do salonu i spojrzała na mężczyznę siedzącego na sofie. – Co ty tutaj robisz, Tomku? – zapytała. – Heleno, to twój były mąż i ojciec twojego syna, jakbyś zapomniała – zganiła ją Anka z kuchni. – No tak, przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć. – Helena uśmiechnęła się przepraszająco. – A skoro już tu jesteś, pomożesz mi powiesić na ścianie tego pięknego anioła? – Oczywiście, ale zastanawiam się, dlaczego jesteś taka zdenerwowana. Czy coś się stało?! – dopytywał Tomek. – Tak, miałam wypadek, nie z mojej winy. Najgorzej, gdy na zakupy wybierają się niedzielni kierowcy, wtedy kraksa murowana… Pas szybkiego ruchu traktują jak wiejską dróżkę! – zawołała Helena. – Moja alfa rozbita, jutro mam umówione spotkania z kandydatkami na księgową, no i z mojego wyjazdu chyba nic nie będzie. – Kobieta nie potrafiła ukryć zdenerwowania. W tym czasie Anna przyniosła z kuchni zapiekane cannelloni nadziewane mięsem mielonym i zaprosiła wszystkich do stołu. Helena, nim usiadła, podeszła jeszcze na chwilę do stylowego stolika, karciaka, na którym zobaczyła kartę VII – Rydwan w odwróconej pozycji.

„Wszystko jasne, stąd ten wypadek!” – pomyślała zdumiona swoim odkryciem. – Ta twoja zapiekanka to niebo w gębie – powiedział Tomek, patrząc na przyjaciółkę byłej żony. – Dziękuję, Tomku, ale przecież to nic nadzwyczajnego – odpowiedziała zadowolona Anna. – A na deser są „uśmiechnięte” pączki. – Wspaniale – zawołała Helena i zniknęła w kuchni, by po chwili wrócić z aromatyczną herbatą. – Zaraz podam cukier – powiedziała, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Anna i Tomek spojrzeli na sobie zdziwieni. Nie mieli pojęcia, co tak bardzo rozbawiło Helenę. – Co może być śmiesznego w cukierniczce? – spytała Anka. – Może, gdy zamiast kryształków cukru jest w niej cukier puder. – Cukier puder? – zawołali ze zdziwieniem. – No tak. Kinga słodzi herbatę cukrem pudrem – wyjaśniła Helena. – Coo?! O zgrozo, przecież taka herbata staje się mętna! – Anka skrzywiła się z niesmakiem. Wieczór upłynął w miłej atmosferze. – Heleno, mogę zostawić ci swój samochód – zaproponował przed wyjściem Tomek, wkładając gustowny kożuszek. – Dziękuję, ale muszę sobie jakoś poradzić. – W takim razie ja pożyczę ci samochód – powiedziała zdecydowanym głosem Ania. – Pojedziesz na ten urlop. – Aniu, jesteś wspaniała… – Anka, ubieraj się szybciej, to cię podwiozę – zaproponował Tomek i po chwili razem wyszli z mieszkania. – Uważajcie, jest bardzo ślisko! – krzyknęła jeszcze za nimi Helena. Podeszła do okna i pomachała im na pożegnanie. Spojrzała na księżyc. W pamięci miała jeszcze bezsenne noce i te cholerne prochy. Kiedy zamykała okno, mrugnęła porozumiewawczo w stronę srebrnego globu. „Teraz tylko relaksujący prysznic, później może papieros i kładę się do łóżka. Dzisiejszy dzień był wyczerpujący”. Helena zerknęła na

ekran telefonu. „Dwa nieodebrane połączenia, w tym jedno od mecenasa? Na pewno coś ze sprawą spadkową! Co ta idiotka z tym swoim, pożal się Boże, adwokatem, znowu wymyślili?! Pewnie złożą apelację” – przemknęło jej przez myśl. „A niech robią, co chcą, i tak nic nie wskórają. Spadek to spadek – przecież się należy”. Drugie połączenie było z numeru zastrzeżonego. To nikt inny tylko Aleks. „Mieliśmy się spotkać w Warszawie na romantycznej randce, ale cóż, randka będzie musiała poczekać. Miało być miło, a wyszło jak zwykle” – westchnęła w duchu Helena i zniknęła w łazience. Kąpiel trochę ją orzeźwiła. Mimo późnej pory postanowiła zadzwonić do Aleksa. Wiedziała, że jeszcze nie śpi. Nie myliła się, po chwili usłyszała w słuchawce aksamitny męski głos, który znała od tylu lat. – Aleks, dziękuję za te piękne różowe tulipany. Czy w ten sposób, poprzez mowę kwiatów, chcesz zapytać, czy z tobą zostanę? A jak myślisz? No pewnie, głuptasie. Już nie mogę się doczekać naszego spotkania – powiedziała namiętnym głosem. – Ale jutro mam ciężki dzień, więc mówię ci już dobranoc. – Heleno, poczekaj momencik – przerwał jej Aleks. – Co się stało? – Nic. – To skąd u ciebie taki smutny głos? – Aleks, prześladował mnie dzisiaj wyjątkowy pech. – Jak to? – dopytywał się mężczyzna. – No tak to, miałam stłuczkę. Alfa jest rozbita, a ja, jak wiesz, za parę dni wybieram się na krótki urlop. – Jedziesz na urlop sama? – przerwał jej Aleks. – Tak, Ania pożyczy mi swój samochód. – Jestem zazdrosny – powiedział. – Zawsze możesz przyjechać do Karpacza. – Przecież wiesz, że chętnie wybrałbym się tam z tobą, ale czas mi nie pozwala – usprawiedliwiał się mężczyzna. – Trudno, obiecuję ci, że do Warszawy na randkę z tobą przyjadę później. Zadowolony? – zapytała Helena ze śmiechem w głosie.

– Bardzo, już nie mogę się doczekać – odpowiedział właściciel aksamitnego głosu. – Na pewno będzie wspaniale, mam już dla ciebie niespodziankę, Helenko… – Wiesz, że nie lubię niespodzianek, źle mi się kojarzą – odpowiedziała Helena i pożegnała się z mężczyzną. „Niespodzianka, niespodzianka, ciekawe jaka?” – z tymi myślami położyła się do łóżka. Nie wiedziała nawet, w którym momencie zasnęła kamiennym snem. Następnego dnia obudziło ją mocne pukanie do drzwi. „Ojej, jak późno! To pewnie Anka” – pomyślała i zerwała się z łóżka. Nie myliła się. – Aneczko, biegnę pod prysznic, gdybyś zaparzyła kawę, byłabym wdzięczna – powiedziała Helena i pomknęła do łazienki. – Oczywiście – odpowiedziała przyjaciółka. Po chwili obie kobiety piły kawę, omawiając przy tym dzisiejszy casting. – Ciekawe, ile przyjdzie kandydatek. – zastanawiała się Helena i zapaliła papierosa. –Tym bardziej, że mam trochę zastrzeżeń do Kingi. – Dlaczego? – zapytała Ania. – Jest taka zapatrzona w siebie. Zauważyłam, że Kacperkiem też nie zajmuje się tak, jak należy. A to jej ciągłe przeglądanie się w lustrze doprowadza mnie do szału. Jeszcze się zastanowię nad powierzoną jej funkcją – powiedziała Helena z namysłem. – Może to jej przesadne dbanie o swój wygląd to jakaś choroba? Czekaj, czytałam kiedyś o czymś takim! Objawy identyczne z twoim opisem… – A jak się ta choroba nazywa? – zapytała zaniepokojona Helena. – Już wiem, dysmorfobia. – Cholera jasna! To co ja mam zrobić? – Helena westchnęła i zapaliła kolejnego papierosa. – Trzeba będzie Kingę poobserwować, może ty jesteś przewrażliwiona? – zastanawiała się Anna.

– No nie wiem… Nie wiem. Obyś miała rację – odpowiedziała przygnębiona Helena. – Jeszcze tylko zadzwonię do mecenasa, dobrze? – OK. Mamy dużo czasu – odparła ze spokojem Anka. Spojrzała przy tym na okrągły stolik stojący koło okna. – Heleno, rozkładałaś dziś karty? – Dzisiaj nie, wczoraj późnym wieczorem. Wyciągnęłam Dziesiątkę – Koło Fortuny, Jedenastkę – Sprawiedliwość, Szóstkę Buław, Ósemkę Denarów, Ósemkę Buław. To dobre karty, wróżą powodzenie finansowe. Wieczorem znów zabawię się w tarocistkę. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. – Sama też jestem ciekawa, co powiedzą karty. Gorzej, jeśli nie będą chciały gadać – powiedziała z uśmiechem Anka. – Dobrze, ale przed wyjściem muszę jeszcze porozmawiać z moim adwokatem. Dowiem się, co słychać w sprawie spadku. – Po tych słowach Helena sięgnęła po telefon i wybrała numer kancelarii. Gdy skończyła rozmawiać, przez sekundę w pokoju panowała cisza jak makiem zasiał. Po chwili Helena zaczęła rzucać przekleństwa. – Niech tę całą Monikę diabli wezmą, i to jak najszybciej, razem z jej adwokatem! Tak do towarzystwa! – wykrzykiwała nerwowo. – Dobrali się, cholera! A ten jej adwokat wmawiał mojemu ojcu, że przyjaźnili się z Jarkiem. Masz pojęcie! Nawet na pogrzebie nie był, taki z niego przyjaciel! – I co teraz będzie? – zapytała ze strachem w głosie Anka. – Nic nie będzie, złożyli apelację – odpowiedziała Helena i zapaliła papierosa. – Przecież ty lubisz atmosferę panującą w sądzie – próbowała zażartować Anka. – Oczywiście, lubię, ale ta sprawa ciągnie się za długo. Po takim czasie nawet najlepszej atmosfery ma się serdecznie dosyć! Jestem już tym wszystkim zmęczona. Najchętniej jeszcze dziś spakowałabym manatki i wyjechałabym jak najdalej stąd! Myślałam, że sąd mi przyzna laptopa, który należał do Jarka, ale oczywiście go nie dostałam –

powiedziała Helena z goryczą. – Dla mnie ma wartość sentymentalną, jednak sędzia najwyraźniej nie wie, co to znaczy. Coś tam nawijał o jakichś twardych dyskach, a ja nie mam żadnych pamiątek po Jarku… – Heleno, pomyśl, że Jarek patrzy na ciebie z krainy, w której teraz jest, i jest dumny z takiej siostry – szepnęła Anka. – Wiesz, nigdy nie myślałam o tym w taki sposób. Może poproszę go o pomoc, gdy będę kupowała nowy samochód? – Helena uśmiechnęła się lekko. – W końcu Jarek znał się na samochodach jak nikt inny. – No widzisz, to będzie prezent od twojego brata – powiedziała Ania. – Dzisiaj, gdy będziemy wracać do domu, wstąpimy na cmentarz do Jarka. Co ty na to? – Przecież byłaś tam wczoraj – powiedziała ze zdziwieniem Anka. – Tak, ale wpadłam na tak krótko, że nie zdążyłam z nim porozmawiać, a przecież nazbierało się trochę spraw. – A co jeśli spotkamy tam tę jego psychopatyczną teściową? – wtrąciła nieśmiało przyjaciółka. – Odeślę ją do wszystkich diabłów! – powiedziała stanowczo Helena. – Poczekaj, przed wyjściem wyciągnę jedną kartę z mojej ulubionej talii. – Kobieta odwróciła się w stronę stolika i sięgnęła po kartę. Była to karta IX – Pustelnik. – Co to oznacza?! – dopytywała się Anka. – Pustelnik, czy też inaczej Eremita, wiąże się ze zrobieniem kariery gdzieś daleko. Może to być inne miasto albo nawet inny kraj. W sumie mam parę pomysłów na otwarcie butików za granicą… – powiedziała Helena zamyślonym głosem. – Twoje plany wybiegły aż tak daleko? – Wiesz, Anka, pokażę ci jedną kartę. – Dobrze, pamiętaj tylko, że nie mam pojęcia o tarocie! – zawołała Ania. – Wiem, wiem, po prostu popatrz. Jest bardzo piękna – powiedziała Helena, pokazując przyjaciółce Dziewiątkę Kielichów. – Ta karta

symbolizuje zadowolenie i satysfakcję. To jest właśnie Karta Życzeń. Czuję, że nadszedł w końcu właściwy moment na spełnienie marzeń. Te wszystkie kioski, które prowadziłam do tej pory, to nie było to. Dopiero teraz czuję, że chwyciłam wiatr w żagle – stwierdziła pewnym tonem. – Poczekam tylko na zakończenie sprawy o spadek. Bank kiedyś musi się zorientować, że Monika wszystkich oszukała! – Tomek mówił mi ostatnio, że ty, Heleno, nawet w beznadziejnej sytuacji zawsze zobaczysz jakiś pozytywny punkt. Miał rację – powiedziała Ania. – Gdy tak na was patrzę, mam wrażenie, że nie jesteście sobie aż tak bardzo obcy. – Anka, to tylko z boku tak wygląda. Dla Tomka zawsze będę dziewczyną o śmiejących się orzechowych oczach, w których podobno się zakochał, i tyle. – Helena cicho zachichotała. – Ale on dalej patrzy na ciebie z takim pożądaniem – szepnęła Ania. – Być może. Związek jest jak rekin: albo płynie dalej, albo ginie. Nam nie wyszło, no a dziś każde z nas ma swoje życie. Kiedyś nie potrafiłam z nim rozmawiać, a teraz wracamy do tematów sprzed lat. Zawsze mogę na niego liczyć, to bardzo ważne, ale nic więcej. – Wiem, Heleno, że bez trudu potrafisz znaleźć mężczyzn, z którymi chętnie zjesz kolację połączoną ze śniadaniem… – A co w tym złego? – zapytała Helena. – Nie, nic, przecież jesteś wolną kobietą. A wiesz, że Tomek był bardzo zainteresowany wystrojem twojego mieszkania? – Ania szybko zmieniła temat. – Przecież widział je nie raz. – Tak, ale teraz zwracał uwagę na szczegóły. W końcu jest projektantem wnętrz. – Czepiał się może mojego gustu?! – spytała uniesionym tonem. – Przeciwnie, był pod wrażeniem – powiedziała Anka uspokajająco. – Najbardziej podobał mu się ten stary patefon z wielką tubą, stojący w kącie na prostokątnym stoliku. – Płyty też oglądał? – dopytywała się Helena.

– Tak, szczególnie jedną. – Chyba nawet wiem którą. – Helena uśmiechnęła się lekko. – Niedawno Tomek odwoził mnie do domu i w radiu leciało Wspomnienie Niemena, mojego idola z tamtych lat. Powiem ci, że nam obojgu popłynęły wtedy łzy. To było takie prawdziwe „wspomnienie”. Ale cóż, było, minęło. Niełatwo jest wracać do wspomnień – westchnęła. – Moja koleżanko, komu w drogę temu czas! – powiedziała i włożyła króciutkie futerko. – Nie mam przypadkiem wałków na głowie? – zapytała. – Wyglądasz jak milion dolarów! – odpowiedziała z uśmiechem Anka i zamknęła drzwi. Kobiety wyszły z budynku i wsiadły do samochodu. – Ale zimno! – zawołała Helena. – Mam jakieś dziwne przeczucie. – Wszystko będzie dobrze. Nie możesz się tak tym przejmować – pocieszała ją Anka. – Też tak myślę – szepnęła Helena. Gdy dojechały na miejsce, na parkingu przed budynkiem zobaczyły kilkanaście młodych dziewcząt. – Oto i nasze kandydatki – powiedziała cichutko Helena i wysiadła z samochodu. – Nie zapomnij o kwiatach! – rzuciła jeszcze w stronę Anny. – Pamiętam, pamiętam. – Ania uśmiechnęła się i pomachała bukietem tulipanów. Kobiety podeszły w stronę okazałego budynku, w którym znajdował się jeden z butików Heleny. – Dzień dobry, paniom – powiedziała Helena. – Proszę o chwilę cierpliwości. Niedługo zaczniemy. Na początku zaprosiła wszystkie kandydatki do wspaniale urządzonego butiku i wskazała im miejsce na kanapie. Sama usiadła przy stylowym stole, na którym Anna postawiła kryształowy wazon z kwiatami. – Zaraz zaparzę kawę, bo panie pewnie zmarzły. – Z tymi słowami Anka zniknęła na zapleczu, aby po chwili powrócić z dzbankiem

aromatycznej kawy. Filiżanki wyciągnęła z serwantki, na której rozsiadł się wygodnie anioł Lekabel. „Taki od zadań specjalnych, anioł na dobry początek. Przecież wszystko zaczynam od początku” – przemknęło Helenie przez myśl. Przez chwilę porozmawiała z kandydatkami, po czym niespodziewanie pożegnała się i wyszła z butiku. Anka pobiegła za przyjaciółką, nie bardzo rozumiejąc jej zachowanie. – Co się stało? – zapytała, gdy wsiadły do samochodu i ruszyły w stronę domu. – To nie ten dzień – odpowiedziała Helena. – Aniu, jutro wyjeżdżam na parę dni do Paryża. – Jak to? Nic nie mówiłaś. – Anka nie kryła zdziwienia. – Przepraszam, powinnam ci powiedzieć. W Paryżu jest takie magiczne miejsce, w którym podejmuję nowe wyzwania. A otwarcie tych butików traktuję właśnie jak kolejne wyzwanie. – Sama jedziesz do tego Paryża? – dopytywała Anka. – Tak. – Heleno, ja za tobą naprawdę nie nadążam. – Taka już jestem, decyzje zawsze podejmuję w ostatniej chwili, jak każdy zodiakalny Rak. – Helena wzruszyła ramionami. – Jedziesz moim samochodem? – chciała wiedzieć Anka. – Nie, autokarem. – W takim razie odwiozę cię chociaż na dworzec. – Będę ci wdzięczna – powiedziała z uśmiechem Helena. – Opowiedz mi jeszcze, gdzie jest to magiczne miejsce w Paryżu. – To wzgórze, na którym powstała dzielnica Montmartre – wyjaśniła Helena. – W tej dzielnicy czuję się jak w zupełnie innym świecie. Zawsze, gdy piję kawę w jednej z kafejek z widokiem na katedrę Notre Dame, przychodzą mi do głowy różne pomysły. Zdradzę ci tajemnicę. – Zamieniam się w słuch – odpowiedziała zaciekawiona Anka. – To właśnie w Paryżu, na Montmartre, słuchaj uważnie, planuję otworzyć nowy butik.

– Naprawdę?! – Tak, Aneczko, naprawdę. – Helena pokiwała głową. – Ależ ty jesteś tajemnicza – powiedziała po chwili milczenia Anka. – Gdy będę spacerować sobie po bulwarach nad Sekwaną i pooddycham paryskim powietrzem, pomyślę, jak odzyskać pieniądze od Jej Wysokości Klementyny. – Ciekawe, jak to zrobisz. – Na pewno nie będę jej torturowała. Nie zamierzam też jej zabić, to byłoby zbyt proste. – Helena zaśmiała się. – To co zamierzasz? – dopytywała przyjaciółka. – Poczekam. Czas jest najlepszym lekarstwem. Ale Bóg mi świadkiem, odda mi wszystko co do grosza! – odpowiedziała Helena i wysiadła z samochodu. Gdy weszły do domu, od razu zaczęła pakować rzeczy do walizki. – Nie zapomnij talii tarota – szepnęła Anka na widok ulubionych kart Heleny leżących na stole. – Nie zapomnę. Muszę jeszcze dokładnie przyjrzeć się jednej karcie. – Ciekawe której? – zażartowała przyjaciółka. – Karta XIV – Umiarkowanie. To właśnie jest karta cierpliwości. Ale o tym opowiem ci później – powiedziała Helena i zapaliła papierosa. – Hela, palisz fajkę za fajką! Zaczynam się o ciebie niepokoić. – Zupełnie niepotrzebnie – skwitowała Helena. – Przyjdzie taki dzień, że to rzucę. – Ale już tyle lat nie paliłaś! – Przyjaciółka nie dawała za wygraną. – Matko Boska! Ale z ciebie piła! – odburknęła Helena. – Zaraz sobie przygotuję „gangsterski” napój, a do niego papieros jest obowiązkowy. – Rób, co chcesz! Niepotrzebnie się wtrącam! – Też tak myślę! – odparowała naburmuszona Helena i spojrzała na Ankę. W pokoju zapadła cisza jak makiem zasiał. W końcu przerwała ją Anka, pytając przyjaciółkę o nowe ubrania, które ta pakowała do

walizki. – Aniu, w Paryżu po prostu nie wypada się ubierać byle jak – tłumaczyła Helena. – Ludzie dzielą się na supermodnych, modnych i… turystów. Ale ci ostatni w większości też czują ten swoisty paryski dress code. Sama kiedyś złapałam się na tym, że przez wyjazdem do Paryża staranniej dobieram garderobę i dodatki. Rozmowę przyjaciółek przerwał telefon. – Tomek dzwoni? – Helena zdziwiona odebrała połączenie od byłego męża. – Tomku, wszystko załatwię po powrocie z Paryża – powiedziała po chwili do słuchawki. – Skąd?! – spytał zdziwiony. – No przecież mówię, z Paryża. – Heleno, Tomek cały czas myśli o tobie – szepnęła Anka. – To już przeszłość. Zamknięty rozdział. Chociaż… – No, no, kontynuuj – prosiła Anka. – Oprócz miłości z Tomkiem łączyło mnie to, że oboje byliśmy prawie bez pieniędzy – powiedziała z uśmiechem Helena. – Ale wracając do mojej garderoby, a właściwie do dodatków, myślę, że biżuteria z białego bursztynu będzie idealna. Biały bursztyn przypomina gwiazdę skrzącą się na atłasowym niebie. Anka popatrzyła na przyjaciółkę i z wrażenia nie mogła wyksztusić ani słowa. – Wiesz co, Hela, lepiej pójdę do kuchni i przygotuję coś na kolację – odezwała się po chwili. – Jak chcesz – odpowiedziała obojętnie Helena i podeszła do stolika, na którym leżała talia kart. Zaczęła je tasować. Przyszło jej na myśl, że każda z kart może służyć jako brama pozwalająca na eksploatację krajobrazu duszy. Wyciągnęła trzy karty: Dziewiątkę Denarów, Dziesiątkę Denarów i Pazia Buław. Kobieta długo się im przyglądała. W tym czasie do pokoju weszła Anka z pachnącym kurczakiem na talerzu. – Dziś jemy kurczaka orientalnego.

– Orientalnego? – Helena nie mogła ukryć zdziwienia. – Wiem, powinnam przygotować coś z kuchni francuskiej – usprawiedliwiła się Anna. – Ale chyba nie miałaś na myśli ślimaków ani żabich udek? – Helena zaśmiała się i spróbowała pierwszego kęsa. – Anka, jesteś nieoceniona! Ten kurczak to po prostu bajka. Z ciebie to prawdziwy Gordon Ramsay, tyle że w spódnicy. Po powrocie z Paryża pomyślimy o restauracji, którą mogłabyś otworzyć. – O której jutro wyjeżdżasz? – spytała Anka. – O czternastej. – A kiedy dokładnie wrócisz? Pamiętasz, czeka cię otwarcie butiku. – Oczywiście, pamiętam, ale nie podam ci dokładnej daty powrotu. Sama jej jeszcze nie znam – przyznała ze śmiechem Helena, zajadając pyszności przygotowane przez Annę. – Heleno, mówisz o restauracji dla mnie… Ale ja wolę pomagać tobie. Chociaż w przyszłości, kto wie? – zastanawiała się na głos Anka. – A co będzie, gdy w Paryżu kogoś poznasz? – Kobieta niespodziewanie zmieniła temat. – Kogo? – zapytała zdziwiona Helena. – Jesteś piękną kobietą. Mężczyźni bez względu na wiek oglądają się za tobą – powiedziała Anka. – A niech się oglądają! – zawołała Helena. – Od kiedy poznałam Aleksa, jestem obojętna na spojrzenia innych. – Parsknęła śmiechem. – Co cię tak rozbawiło? – zapytała Anka ze zdziwieniem. – Przypomniała mi się komiczna historia. Latem, gdy zajmowałam się Kacperkiem, poszliśmy na plac zabaw. Ja, jak się domyślasz, wystrojona, w butach na szpilkach, z torebką przewieszoną przez ramię. W lewej ręce trzymałam akcesoria potrzebne do zabawy w piaskownicy. Kiedy weszłam razem z Kacprem do piaskownicy, oczywiście nie obeszło się bez komentarzy dziadków, którzy byli tam ze swoimi wnukami i wnuczkami. I wiesz, co Kacper wtedy powiedział? – Pojęcia nie mam – odpowiedziała Anka.

– Otóż wyobraź sobie, że ten malec zawołał głośno: „To jest Helena, która ma filmowy biust!” – I co? – zapytała ze śmiechem Ania. – A jak myślisz? Z wrażenia wszyscy zaniemówili, ja zresztą też! Później stawialiśmy babki z piasku, nawet ogłosiliśmy konkurs na najładniejszą. Wygrał dziadek Amelki. Ile śmiechu było przy tej zabawie! Potem jeszcze pohuśtałam Kacperka na huśtawce i oboje słuchaliśmy czarodziejskiego gitarzysty. – Jakiego znowu gitarzysty, nic nie rozumiem? – zapytała Anka. – Wiatru, który grał na akacjowych liściach – odpowiedziała marzycielsko Helena. – Po zabawie wróciliśmy do domu, gdzie mój mały książę uciął sobie poobiednią drzemkę. Bardzo lubię tego malucha, jest taki słodki – przyznała. – Kiedy dorośnie, będzie z niego niezłe ciacho, zupełnie jak jego ojciec. Tylko żeby rozumu, a właściwie jego braku, nie odziedziczył po mamusi – zauważyła złośliwie. – Skoro Robert jest taki przystojny, dlaczego Kinga od niego odeszła? – zaczęła się zastanawiać Anka. – Aniu, to Robert zostawił Kingę. Najwyraźniej miał jej dosyć – dodała po chwili Helena. – A jeśli chodzi o Kingę, to proszę cię, Hela, przemyśl, czy warto ją zatrudniać w naszym butiku. – Oczywiście, będę to miała na uwadze – obiecała Helena. – A teraz biegnę pod prysznic, zrobiło się bardzo późno – odpowiedziała i zniknęła w łazience. Po orzeźwiającym prysznicu poczuła się dużo lepiej. Gdy wyszła z łazienki, zobaczyła Annę śpiącą na jej łóżku. „Dziwne, zwykle to ja szybciej zasypiam” – pomyślała. „Skoro Ania śpi w sypialni, to ja prześpię się na sofie. Jutro wyjeżdżam, ale muszę jeszcze odwiedzić grób Jarka”. To była jej ostatnia myśl, kobieta nawet się nie zorientowała, kiedy zasnęła. Rano obudził Helenę promień zimowego słońca, który wpadł przez roletę. Z kuchni rozchodził się aromatyczny zapach kawy.

– No, wstawaj, Hela! – zawołała energicznie Ania, wnosząc na tacy dwie kruche filiżanki z aromatycznym napojem. – Aniu, wyjmij jeszcze cukierniczkę, wiem, że słodzisz – przypomniała Helena. Anna popatrzyła zdziwiona na przyjaciółkę. Po chwili obie wybuchnęły śmiechem. – Wiesz, myślałam, że zrobiłaś mi kawał i nasypałaś do niej cukru pudru! – przyznała Anka. – Zwariowałaś! Pijemy kawę z filiżanek Rosenthala, wyobrażasz sobie do tego cukier puder? Cukier puder to może być w plastikowej cukierniczce, która stoi w kuchni u Kingi! – prychnęła Helena. – Przemyśl dobrze, czy na pewno chcesz ją zatrudnić – powiedziała Ania z poważną miną. – Musimy się pospieszyć. – Helena zmieniła temat. – Mamy jeszcze pojechać na grób Jarka – powiedziała, po czym włożyła krótkie, eleganckie futerko. Po chwili kobiety biegły w stronę parkingu, na którym stał samochód Anki. Gdy dotarły na cmentarz, Helena pogrążyła się w myślach. – Może chcesz zostać z bratem sama? – szepnęła Ania. – Nie, Aniu. Chcę tylko powiedzieć Jarkowi, że jadę do Paryża spełnić jedno ze swoich marzeń, o których opowiadałam mu w dzieciństwie. – To ty już w dzieciństwie chciałaś mieć butik? – zapytała zdziwiona Anka. – Przecież wtedy nie wiedziałaś nawet, co znaczy to słowo? – Marzyłam o różnych rzeczach, bo zawsze wierzyłam, że marzenia się spełniają. Gdy wrócę z Paryża, pokażę ci jedną kartę, dzisiaj już nie zdążę… Cholera jasna! – zaklęła pod nosem. – Co się stało? – spytała Anka. – Idzie ta wredna teściowa Jarka. Chodź, schowajmy się… za ten grobowiec. – Ale po co? – Mówisz, jakbyś jej nie znała! Przecież ta baba wyrzuca z grobu

Jarka znicze i kwiaty, które ja przynoszę. – Jak to? – zdziwiła się Anka. – A tak to! Teraz musimy być cicho – powiedziała Helena. Do mogiły szybkim krokiem zbliżała się teściowa Jarka. – Popatrz, Heleno, ona płacze – zauważyła Ania. – To stara komediantka, a te łzy są tak samo fałszywe jak ona. Razem z Moniką wpędziły Jarka do grobu. Popatrz, jak przygląda się tej wiązance. Tak, gapi się jak sroka w gnat – szepnęła Helena. – Kiedy ona wreszcie odejdzie od tego grobu? Zmarzłam – żaliła się Anka. – A myślisz, że ja to nie? No, nareszcie odchodzi! – syknęła Helena. – Żeby się tak przewróciła, cholera jedna! – Nie do wiary! Heleno, popatrz tylko, baba leży – zauważyła zdumiona Anka. – Wygląda na to, że słowa mają moc – odpowiedziała spokojnie Helena. – A jeśli jej się coś stało? – zaniepokoiła się Anka. – Aniu, przestań się tak interesować tą wredną babą. Zresztą złego diabli nie wezmą – powiedziała z ironią Helena. – Musimy przejść drugą stroną. Po chwili kobiety ruszyły w stronę domu Heleny. – Dlaczego nic nie mówisz, Aniu? Czyżbyś myślała o teściowej Jarka? – dopytywała się Helena. – Nie. To znaczy: nie wiem – powiedziała z wahaniem w głosie Anka. – Czego nie wiesz? Na pewno ktoś pomógł jej się podnieść. Ale ona przecież i tak była kobietą upadłą. – Helena uśmiechnęła się i wysiadła z samochodu. – Śpisz dziś u mnie, prawda? – A mam inne wyjście? Chyba nie! – zawołała Ania, po czym obie kobiety ze śmiechem weszły do mieszkania Heleny.

WYJAZD DO PARYŻA Następny dzień był bardzo pogodny. – Heleno, czy wszystko zapakowałaś? Nie zapomniałaś o niczym? – dopytywała się Anka, parząc kawę. – Wszystko mam – odpowiedziała Helena. – Dobrze, że wczorajszy wyjazd został przesunięty na dziś. Ciągle widzę odwróconą kartę Rydwan, a takie położenie nie wróży nic dobrego. Gdy wrócę z Paryża, chyba odwiedzę Amandę. Tak długo u niej nie byłam… – I znowu się zacznie – szepnęła Anka. – Co ma się zacząć? Nie rozumiem. – Porozmawiamy, jak wrócisz – odpowiedziała wymijająco Ania. – Co mam ci przywieźć z Paryża? Jakieś specjalne życzenie? – przymilała się Helena. – Po prostu wróć jak najszybciej! – powiedziała Anka, żegnając się z przyjaciółką. Po powrocie z dworca w mieszkaniu Heleny przywitała Annę cisza. Kobiecie szybko zaczęło brakować szczebiotu przyjaciółki. „To mieszkanie jest takie puste bez niej” – zauważyła i zaparzyła herbatę, którą miała wypić w samotności. „Ciekawe, o czym ona myśli, teraz, w drodze do stolicy mody?” – zastanowiła się przez chwilę Anna. A Helena myślami była przy Aleksie. „Paryż jest najpiękniejszy wiosną. Przecież to miasto zakochanych. Wiosną też się tam wybiorę, ale już nie sama” – uśmiechnęła się do siebie. Zaczęła się zastanawiać, jak wygląda Michael, właściciel lokalu, który chciała wynająć. „Wkrótce się dowiem” – pomyślała kobieta i zapaliła papierosa na parkingu. „Boże, jaka ta podróż jest męcząca. Kiedy ten autokar dojedzie do Paryża? Już nie mogę się doczekać”. Przed wejściem do autokaru Helena popatrzyła na rozgwieżdżone zimowe niebo. Pomyślała o spadającej gwiazdce, tej, która spełnia życzenia. Gdy usiadła z powrotem na swoim miejscu, sięgnęła do torebki i wyciągnęła swoją

ulubioną talię tarota. Siedzący obok mężczyzna obserwował Helenę z zaciekawieniem. – Przepraszam bardzo – powiedział cicho. Helena nawet nie zareagowała. Była zajęta tasowaniem kart. – Proszę pani? – Mężczyzna nie dawał za wygraną. – Przepraszam, ale jestem teraz zajęta. Za chwilę będziemy mogli porozmawiać, dobrze? – zapytała, trzymając w ręku kartę XVII przedstawiającą Gwiazdę. – Wygląda na to, że wszystko się uda – szepnęła do siebie zadowolona. – Dzisiejsze wróżki są wyjątkowo piękne – powiedział mężczyzna. – Nie jestem wróżką – odpowiedziała szybko Helena – tylko przyjaciółką tarota. Bo wie pan, tarot nie wszystkich lubi. – Ciekawe to wszystko, o czym pani mówi – odpowiedział mężczyzna. – A może pani opowiedzieć mi o tej karcie? – poprosił. – Jeśli chce pan posłuchać, proszę bardzo – powiedziała Helena, trochę zdziwiona. – Mamy w zwyczaju mawiać: „sięgać gwiazd” lub „spadająca gwiazda spełnia życzenia”. Proszę spojrzeć na niebo. Jest bardzo pogodne i lśni milionem gwiazd – zauważył mężczyzna. Helena popatrzyła na niego ze zdziwieniem. – Czy pan nie jest przypadkiem tarocistą? – zapytała. – Nie. Te karty widzę po raz pierwszy w życiu – odpowiedział z powagą. „Cholera, ten facet zna się na tarocie. Chyba mnie wkręca” – pomyślała szybko Helena. – Jak pan ma na imię? – zapytała. – Janusz – odpowiedział. – A pani? – Mam na imię Helena. Panie Januszu, niech mi pan opisze tę kartę – poprosiła. – Nie potrafię. – Mężczyzna pokręcił głową. – No dobrze. W takim razie proszę posłuchać. Karta Gwiazda jest obietnicą spokoju. Gwiezdny pył otula bajkową kobietę ubraną w welon.

Na jej piersiach połyskuje diament, a jej ciało jest ozdobione gwiazdami. „Najwyraźniej mnie sprawdza” – pomyślał mężczyzna, patrząc na kobietę. – A co przedstawia gwiazda? – zapytała po chwili szeptem, żeby nie przeszkadzać innym pasażerom. – Gwiazda obrazuje nadzieję i natchnienie. Możesz mówić dalej, Heleno? – zapytał. – Oczywiście – odpowiedziała zdziwiona. – Ta karta symbolizuje oczekiwanie. Nasze stopy są jak korzenie, z których wyrastają marzenia. Ta karta zachęca nas do marzeń. Nie bójmy się tego. Dlatego właśnie jadę do Paryża, bo to z tym miastem są związane moje marzenia. – Możesz zdradzić jakie? – zainteresował się Janusz. – Albo sam zgadnę. Jedziesz spotkać się z mężczyzną? – Tak, ale więcej nie mogę powiedzieć. – Dlaczego? – zapytał mężczyzna. – Nie chcę mówić głośno, żeby nie zapeszyć. Poczekaj, wyciągnę jeszcze jedną kartę – odpowiedziała i zamieszała w talii. Po chwili wyciągnęła z niej kartę przedstawiającą Kapłankę. – Nie mogę zdradzić mojego marzenia, ta karta radzi mi zachować milczenie. Będę zatem milczeć jak grób – powiedziała z powagą Helena i spojrzała na Janusza. – Wróćmy więc jeszcze do karty Gwiazda. Powiem krótko tak: będę kochał światło za to, że wskazuje mi drogę. A także znosił ciemność, ponieważ pokazuje mi gwiazdy. – Ty naprawdę nie znasz tarota? – zapytała coraz bardziej zaskoczona Helena. – Pozwól, Heleno, że się zdrzemnę. Jestem bardzo zmęczony – szepnął Janusz i przymknął oczy. „Dziwny facet” – pomyślała kobieta. „On coś ukrywa. Tylko co? Zaraz się dowiem” – pomyślała i potasowała karty. „Może chce się spotkać z dawno niewidzianą kobietą? W Paryżu wszystko jest możliwe”.