MERRY32

  • Dokumenty989
  • Odsłony204 235
  • Obserwuję138
  • Rozmiar dokumentów1.7 GB
  • Ilość pobrań125 638

Da Costa Portia - Obnażona

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Da Costa Portia - Obnażona.pdf

MERRY32 EBooki
Użytkownik MERRY32 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 71 stron)

2 PORTIA DA COSTA OBNAŻONA Pamięci ukochanego kociego przyjaciela, Muldera, którego bardzo mi brak. Rozdział 1 – Uwaga! Ptaszek leci! Vicki aż podskoczyła. Przyłapano ją na gorącym uczynku, właśnie chciała sięgnąć po czytnik. Serce załomotało jej tak, że chyba połowa krwi napłynęła jej do twarzy. Mocno się zarumieniła. Dlaczego, no dlaczego nieśmiały paparazzo zatrudniony w firmie F. W. Shanley, a zarazem jej osobisty wróg, postanowił akurat teraz robić zdjęcia z ukrycia? Wybiegła z ważnego spotkania i szła przez biuro objuczona torbą na ramię, teczką i gazetami. A ten diabeł zjawił się akurat wtedy, kiedy jej ukochany czytnik wypadł z zewnętrznej kieszeni torby na wykładzinę. Wyrósł jak spod ziemi, kiedy się schyliła po czytnik, pokazując całej okazałości pośladki w obcisłej szarej spódniczce. Równie dobrze mogłam napisać sobie na tyłku: Spójrz na mnie! Złapała czytnik i podniosła się. Wyprostowała ramiona i rozejrzała się z wdziękiem. Na jej twarzy malowały się całkowity spokój i odrobina chłodnej wzgardy. Gdyby nie rumieniec, byłaby w tej roli całkowicie przekonująca. – Niech pan, z łaski swojej, skasuje to zdjęcie. Na pewno się nie przyda do broszury. Nie sądzę, żeby szef firmy i zarząd byli zainteresowani moim... siedzeniem. Och, ten podły, arogancki, drwiący wyraz twarzy! Ach! Ten grymas! Porozumiewawczy, diabelski grymas. Cholera, i te oczy. Dziwne, świdrujące oczy. Co to za kolor? Jakby się patrzyło w ogień przez butelkę brandy. Tym oczom nie uszedłby żaden szczegół. Zobaczył nie tylko jej pupę, ale też to, co trzymała w ręce. Rozbawiony błysk zza szkieł okularów w eleganckich metalowych oprawkach mówił jej, że on na pewno wie, co ma na czytniku i po co. – Och, nie wiem. Może zarządowi się spodoba? Założę się, że F. W. Shanleyowi też. Red Webster miał głęboki, ochrypły głos. Zawsze się wydawało, że za chwilę wybuchnie śmiechem. Śmiał się zresztą za każdym razem, kiedy z nią rozmawiał. Opuścił duży bajerancki aparat. Zakołysał się na pasku. Nagle, w okamgnieniu, wyjął jej z ręki czytnik. Trzymała tyle innych rzeczy, że nie mogła go powstrzymać. – Też mam. Świetne, co? Co pani czyta? Nie! Zanim zdołała go powstrzymać, wcisnął przycisk i ujrzał jej sekret. Red Webster podniósł ciemne brwi, a jego oczy rozbłysły. Gwizdnął. – Wspaniała! Jedna z moich ulubionych. – Przerwał. Kliknął w następną stronę i oblizał dolną wargę, jakby się delektował smakiem jej upokorzenia. – Mogłem się domyślić, że jest pani dziewczyną z Historii O.

– Oddawaj! – rzuciła, tracąc panowanie nad sobą, chociaż starała się zachować spokój. W biurze nie było ścianek działowych, więc inni pracownicy przyglądali się tej scence, zadowoleni, że przez chwilę mogą odpocząć od ślęczenia nad polisami ubezpieczeniowymi i klauzulami. Vicky sięgnęła po czytnik, a torba niebezpiecznie rozhuśtała się na jej ramieniu. Nie udało jej się jednak odebrać mu swojej własności. Irytujący Red Webster zgrabnie usunął się na bok, jakby tańczył tango, i uniknął spotkania z nią. – Musi pani grzecznie poprosić – odpowiedział. Kiedy przewijał kolejne strony, przelatywał je wzrokiem, na jego brodatej twarzy malowała się czysta radość. Oczy błyszczały mu z ciekawości. – A może pani uklęknie i będzie błagać? Sądząc po wyborze lektur, mogłoby się to pani spodobać. Vicki wzięła oddech, żeby się uspokoić. – Proszę się nie wygłupiać – powiedziała tak lekko, jak tylko umiała, zmuszając się do beztroskiego uśmieszku. Nie da mu się wytrącić z równowagi. Ale ton głosu ją zdradzał. Już wcześniej miał w oczach blask, ale teraz – patrzył na nią wręcz płomiennie. Nie mogła się pod tym spojrzeniem ruszyć. Poczuła krople potu na linii włosów. I gdzie indziej też. Poczuła, że rośnie między nimi napięcie. Przyglądało im się coraz więcej zaciekawionych twarzy. Nie musiało minąć dużo czasu, żeby wszyscy wiedzieli, że Vicki i fotograf, który odwiedza firmę, nie dogadują się. Wszyscy jakby liczyli na awanturę. Tacy ludzie jak pracownicy firmy Wickham–Drake uwielbiają takie konfrontacje. Nawet najdrobniejsza sprzeczka zakłóca przecież monotonię biurowego życia, godziny spędzane przed komputerem, stukanie raportów i niekończące się telefony. – Wcale się nie wygłupiam. Przecież nie czytałaby pani Historii O, gdyby pani nie interesowała. Ożeż ty! Wracaj do swojej piekielnej nory albo w ogóle sobie idź! Mówił cicho, ale nie miała wątpliwości, że pewien ciemnowłosy, wysoki mężczyzna wszystko słyszał. – Czytuję rozmaite książki, a ta była akurat w wyjątkowo atrakcyjnej cenie. – Tak bardzo starała się wyglądać na spokojną, że skóra na jej twarzy napięła się, jakby zostawiła na niej zbyt długo maseczkę. Kiedy znów wyciągnęła rękę po czytnik, oddal jej. Czubki ich palców zetknęły się na ułamek sekundy i wydawało się, że pod wpływem tego dotyku przeszedł ją prąd. Stłumiła westchnienie i szybko wsunęła czytnik i gazetę do torby. Trzymała i torebkę, i teczkę z przodu, jak tarczę, w obronnym geście. Nie mogła się jednak ochronić przed własną wyobraźnią. Jakby dotyk Reda Webstera uruchomił w niej pokaz slajdów. Na ekranie umysłu widziała obrazy – siebie i tego perwersyjnego mężczyznę. Klęczała przed nim, a on nad nią górował, niesamowicie wysoki i silny. Całowała go w rękę i poniżała się coraz bardziej. Przycisnęła usta do jego wypolerowanego buta dojazdy konnej. Chociaż niedorzeczny obraz szybko zniknął, poczuła pulsowanie między nogami – była gorąca i spragniona.

4 – Nie! – Wszystko w porządku? Jego znajomy niski głos brzmiał zaczepnie, ale jednocześnie słychać w nim było troskę – jakby się zmartwił, że nagle się wyłączyła, jakby pod maską flirciarza krył się sympatyczny facet. Kiedy wróciła do rzeczywistości, Red Webster gapił się na nią, a w jego oczach tańczyły podstępne, niemal nieziemskie światła. Znowu miała wrażenie, że wie, o czym marzy, że umie czytać w jej myślach. – W jak najlepszym, dziękuję. – Spojrzała na niego jeszcze raz. – Skasował pan już to zdjęcie? Wzruszył tylko tymi swoimi masywnymi ramionami w czarnym swetrze i posłał jej szeroki, pełen uwielbienia uśmiech. Najwyraźniej rozkoszował się jej źle skrywaną niechęcią. Na miłość boską, opanuj się – pomyślała, zaniepokojona tym, że takie wrażenie robią na niej te równe białe zęby i zmysłowe usta obramowane schludną, ciemną, piracką brodą. Nawet teraz, kiedy udawał sympatię, czuła, że ten facet to prowokator i że rzuca jej wyzwane. Daruj sobie, nie jesteś w moim typie. Daj mi spokój. Jeszcze bardziej się podnieciła, kiedy Red zaczął zręcznie wybierać polecenia w aparacie. Miał duże, ale eleganckie ręce i prawie nie patrzył na to, co robił. Umiał obsługiwać aparat, nie patrząc. Co jeszcze przychodzi tak łatwo tym mocnym, zwinnym palcom? To, co sobie wyobraziła, sprawiło, że wpadła w panikę. Musiała natychmiast uciekać przed Redem Websterem. Albo zmusić do ucieczki jego. Ale kiedy wyciągnął aparat i pokazał jej ostatnie zdjęcia na błyszczącym ekranie, podeszła bliżej. Były to zwykłe zdjęcia sali, w której się właśnie znajdowali. Zdjęcia jak wiele innych. Ujęcia szczegółów architektonicznych, ukrytych uroków pięknych starych budynków, przypominające, do czego służyły, zanim urządzono w nich biura. Zdjęcia kolegów pra- cujących przy biurkach, rozmawiających, piszących na komputerach. Wyglądali może na trochę znużonych monotonią swojego zajęcia, ale raczej na zadowolonych. Tak jak ona, zazwyczaj, kiedy akurat nie musiała odpierać zalotów tego dużego, seksownego i najwyraźniej złośliwego faceta, któremu widocznie wpadła w oko. – W porządku. – Kiwnęła głową, w nadziei, że to go zniechęci. Chciała wrócić na swoje miejsce – pójść do swojego boksu na końcu sali* którego posiadanie było jedną z korzyści ze stanowiska szefa zespołu. Ale Red Webster nie ruszył się z miejsca. Podniósł aparat, ustawił coś i zrobił całą serię zdjęć biura. Poczuła, że powinna coś powiedzieć, chociaż wiedziała, że to tylko przeciągnie sprawę. – Po co panu tyle zdjęć? Ile materiałów potrzeba, żeby zilustrować zwyczajny krótki raport? Chyba nie sądzi pan, że Shanley zamierza sprzedać firmę. Ledwie ją kupił, prawda? Co Webster wiedział o F. W. Shanleyu III, nowym właścicielu Wickham–Drake, firmy ubezpieczeniowej, w której pracowała? W końcu musiał się spotkać z tą szychą, kiedy szef zlecił mu zrobienie zdjęć.

– A może zamierza nas przenieść do betonowo– –szklanego biurowca, a ten budynek przerobić na pałac do własnego użytku? Coś mignęło w błyszczących, ciemnych oczach, które tak ją dręczyły. Ten drań coś wie! Ale odpowiedział obojętnym tonem: – Nie mam pojęcia. Ja tu tylko robię zdjęcia ludzi, budynku i elementów dekoracyjnych na potrzeby raportu. F. W. lubi po zakupie nowego przedsiębiorstwa pokazywać globalnemu zarządowi bogato ilustrowane materiały, na wypadek gdyby nie umieli czytać. Puścił oko zza okularów, jakby chciał powiedzieć, że podziela jej poglądy na temat niepodzielnej władzy cesarzy biznesu. – Gdyby pan nie stał w jednym miejscu i robił też zdjęcia gdzie indziej, miałby pan bogatszy materiał. I nie przeszkadzałby pan tym, którzy mają ważniejsze zadania. O, nie! Po co ja to powiedziałam? A niech to! – Ważniejsze? – Zmrużył oczy. Teraz wyraz jego twarzy na pewno nie był obojętny. Napięty, niejednoznaczny, wyzywający. Jakby pytał o coś na poziomie niewerbalnym. Może nawet podświadomym? Z przerażeniem zauważyła, że jej ciało samo go zrozumiało i odpowiedziało. Nie! – krzyknęła w duchu, bo poczuła się pobudzona. Sutki jej zdrętwiały pod koronkowym stanikiem, a cipka szykowała się na przyjęcie kutasa Reda Webstera. Na pewno pokaźnego kutasa. Wiedziała, że ma dużego, bo uległa pokusie i przyjrzała mu się, kiedy rozmawiał z kimś przy wejściu do któregoś z boksów. Miał tak obcisłe czarne dżinsy, że nie musiała sobie za dużo wyobrażać. Nie, nie, nie rób tego! Ale oczy nie słuchały rozumu i powędrowały w dół, po jego dżinsach, w stronę krocza. Wyglądało to solidnie i obiecująco. Dobry Boże, może nawet ma erekcję? W ułamku sekundy, kiedy czekała, aż wygłosi kolejny prowokujący tekst, znów zobaczyła obrazy. Oto klęczy przed nim i czeka, aż pozwoli jej wyjąć ogromnego penisa z rozporka i z szacunkiem włożyć do ust. – Tak, ważne – odrzekła krótko, dokonując cudów samokontroli i odpędzając szokujące obrazy. – Wszyscy są zobowiązani do ciężkiej pracy na rzecz zespołów i oddziałów, i ogarniętego manią kontrolowania wszystkiego niewidzialnego właściciela. Mamy nowego szefa, ale jedno się nie zmieniło: nadal ciężko pracujemy. Red Webster przez chwilę nie odpowiadał. Patrzył na nią tylko nieruchomymi, pięknymi oczami schowanymi za okularami. Patrzył obojętnie i stał tak, jakby był całkiem zrelaksowany, ale Vicki była pewna, że w środku się śmieje. Bo jakoś, w niewyjaśniony sposób, widzi wszystko, co ona sobie wyobraża. Wzruszył ramionami i jego szeroka klatka piersiowa uniosła się pod eleganckim bawełnianym golfem. To jeszcze podkreśliło pełną uroku siłę jego ciała. – No cóż, jeśli uważasz, że przerzucanie papierków po to, żeby jakiś nieprzyzwoicie bogaty, kompletnie nieznany ci człowiek był jeszcze bogatszy, to zajęcie ważne... Teraz to on się wyśmiewał. Rozwścieczyło ją to. Co on ma do bogatego szefa? Sam nie

6 wygląda na biedaka. Te jego czarne ubrania nie są ani nowe, ani eleganckie, ale z pewnością drogie. Podobnie jak udająca niedbałą starannie dopracowana fryzura. Nie znała się na aparatach, ale wiedziała, że ten, który wisi na jego szyi, jest bardzo ekskluzywny i najnowocześniejszy. – Ten cały F. W. jest tak samo pańskim szefem, jak moim. – Jak mogłem zapomnieć ? Nagle na jej niechcianych fantazjach erotycznych położył się cień niepokoju. Przecież wszystkie stanowiska, także jej, są zagrożone. Nowy szef jest znany z tego, że w nowo nabytych firmach robi radykalne przetasowania kadrowe. Musiała przyznać, że słynie też z tego, że daje lepsze ubezpieczenia emerytalne i medyczne niż wielu innych pracodawców w tych trudnych czasach. I z hojnych odpraw i programu pomocy dla zwalnianych pracowników, zanim znajdą nowe posady. Dobrotliwy despota jest lepszy niż zachłanna hiena, musiała to przyznać. – Nie przejmuj się – mruknął Red i oparł się o biurko, nie przejmując się tym, że drogocenny aparat buja mu się na szyi. W zamyśleniu głaskał się po brodzie. – Nasz wspaniały szef widzi wszystko, słyszy wszystko i wie wszystko. Nigdy by nie pozwolił, żeby taka piękna kobieta wymknęła się z jego szponów. Zwłaszcza kobieta o tak wyrafinowanym guście. Kiwnął głową w stronę teczki, w której schowała czytnik. – Proszę się nie martwić o stanowisko. Na pewno go pan nie straci. Miała wrażenie, że to, że miałaby zostać w Wickham–Drake, w jakimś sensie go rozczarowało. Potem jakby zmienił zdanie i powoli pogładził się po szczęce. Jakie by to było uczucie, gdyby potarł miękką, czarną brodą jej skórę? Zwłaszcza po wewnętrznej stronie ud? Gdyby wtulił tę przystojną twarz między jej nogi? – Oczywiście, jeśli tylko pani chce. Usłyszała jego głos i otrząsnęła się. Co jej się stało? Ten drań zrobił z niej szurniętą nimfomankę. – Moje plany zawodowe to nie pańska sprawa. Proszę przejść i skierować obiektyw w inną stronę, bo ja idę do biura. Obowiązki czekają. Przez chwilę myślała, że ją zignoruje i zostanie przy biurku, zagradzając jej drogę długimi nogami i śledząc każdy jej ruch. Ale droczył się z nią tylko chwilę, a potem się wyprostował. – Jak sobie życzysz. – Kiedy już odchodził, spojrzał na nią przez ramię. – Właśnie, miałaś mi mówić Red, nie zapominaj o tym! Do zobaczenia. Ostatnie słowa rzucił obojętnym tonem. Ale ona, zamiast usiąść za biurkiem, stała i patrzyła, jak jego wysoka sylwetka się oddala. Ciągle słyszała osobliwe brzmienie jego głosu. Zdawało się przenikać jej ciało i podniecająco pieścić pachwiny. Nie zapominaj – powiedział to tak, jakby to był rozkaz, chociaż przybrał łagodny ton. W głębi duszy ta kobieta, która przeczytała Historię O i która wbrew sobie wracała do świata powieści i opowiadań BDSM, zaczęła sobie wyobrażać, że jej wróg byłby idealnym dominującym partnerem. Frederick Webster Shanley III, którego przyjaciele i krewni nazywali Red – imienia tego używał również jako pseudonimu wśród nieznajomych – powoli i spokojnie szedł

do boksu działu PR w firmie Wickham–Drake. Podszedł do biurka, usiadł, ostrożnie odłożył ulubiony aparat, zamknął oczy i uśmiechnął się. Tak naprawdę wcale nie był spokojny. Dobry Boże, jaka ona cudowna! Bez słowa, z uśmiechem położył ręce płasko na biurku i przyglądał się swoim palcom, jakby to było jakieś ćwiczenie. Musiał się uspokoić, żeby nie zacząć jęczeć i nie złapać się za krocze. Miał tak boleśnie sztywny członek. Naprawdę nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tak bardzo pragnął kobiety. Kiedy chciał z którąś robić tyle cudownych i potwornie pięknych rzeczy. Kiedy na jej czytniku zobaczył Historię O, chciał krzyczeć z radości. Dziękował swojej szczęśliwej gwieździe, że był tak niedbale zapakowany i że wypadł. Podchodził do Vicki Renard tyle razy, ile tylko mógł podczas tych krótkich przeszpiegów – tak lubił nazywać swoje wypady do firm incognito. Za każdym razem coś w głębi serca mówiło mu, że to wyjątkowa kobieta. Intuicja podpowiedziała mu, że odbiera na tych samych seksualnych falach – świadomie czy nie. Kiedy czytnik potwierdził te przypuszczenia, z radości krew uderzyła mu do głowy. Gdyby miał szczęście, mogłaby być yin jego yang, księżycem jego słońca, poddaną jego dominacji. Wyczuwał jej potrzeby. Jej klasyczna owalna twarz, ciemnoblond włosy i duże błyszczące oczy nie dawały mu spokoju. Kiedy robił zdjęcia do fikcyjnego raportu, czuł, że nie może się skoncentrować na badaniu i ocenie tej dość dobrze prosperującej firmy ubezpieczeniowej, którą dodał do swojego sporego imperium. Wiedział, że powinien opracować zmiany w zarządzaniu i pomyśleć nad nowymi inicjatywami. Na przykład nad tym, żeby utalentowane i zdolne kobiety, takie jak Vicki Renard, dostały awans, na który zasługują. Żeby nie blokowało ich prehistoryczne męskie kolesiostwo, nadal królujące w konserwatywnym świecie biznesu. Ale zamiast z wrodzonym pragmatyzmem obserwować nowych pracowników, przez większość czasu opracowywał zgoła inne strategie. Rozmyślał na przykład o tym, jaki jest najlepszy sposób na zaznajomienie kobiety, która zapewne nie ma żadnego doświadczenia w kwestii seksualnej uległości i dominacji, z całym wachlarzem słodkich przyjemności i mrocznych praktyk. Ale ona już wie, o co chodzi... już wie... To połowa sukcesu. Może wcale nie będzie musiał jej zaznajamiać? Może jest chętna i gotowa się podporządkować? Może ostra wymiana zdań i drobne biurowe sprzeczki mają mu pokazać, że jest twarda. Tym lepiej. Przyjemność z praktyk BDSM jest jeszcze większa, kiedy uległość okazuje silna kobieta. Może to irracjonalne, ale kiedy partnerka poddaje się tylko chwilowo, doznania są jeszcze słodsze i jeszcze cudowniejsze. Kiedy żywa wyobraźnia podsunęła mu obraz Vicki z czytnikiem w łóżku, wbił palce w leżącą na biurku bibułę. Oto i ona. Odrzuciła kołdrę i leży w cienkim jedwabnym szlafroku, głęboko rozciętym, pokazującym cudowne ciało i rozrzucone nogi. Wzdycha, rozchyla pełne usta. Jedną ręką

8 trzyma czytnik, drugą mocno wciska między uda. Białe, zadbane palce zaciekle pracują wśród ślicznych jasnobrązowych kędziorków. Znów przyjrzał się swoim dłoniom i wyobraził sobie, co mógłby zrobić z taką kobietą jak Vicki. Zwłaszcza gdyby się masturbowała bez jego zgody. Badawczo przyjrzał się swoim paznokciom. Lubił je utrzymywać w idealnym stanie. Podczas zabawy w zadawanie bólu i dostarczanie przyjemności dłonie są ważne. Są najważniejszym narzędziem. Gapił się na krótkie paznokcie i wyobrażał sobie, jak przeciąga nimi lekko, a może całkiem mocno, po pośladkach Vicki, zaczerwienionych od klapsów, które jej właś- nie wymierzył. Jak by to było przełożyć ją przez kolano? Ma cudowne proporcje. Nie jest ani chuda, ani gruba. Zaokrąglona i jędrna – widać, że o siebie dba. Prawie czuł, jak by się zwijała na jego kolanach, ocierając się o jego kutasa, a on by ją na przemian pieścił i uderzał. Ponieważ to ją podnieca, byłaby już rozgrzana, a spomiędzy jej nóg sączyłaby się jedwabista maź. Plamiłaby mu dżinsy. Mogłaby nawet mieć orgazm, gdyby jej wymierzał klapsy z odpowiednią siłą i precyzją. Wyobrażał sobie, że daje jej klapsa prosto w odbyt i że słyszy jej krzyk – z rozkoszy i bólu. Co się, do cholery, ze mną dzieje? Ściągnął niepotrzebne mu w zasadzie okulary i spojrzał w sufit, niemal zaszokowany siłą swojej reakcji. W końcu wszystko to tylko sobie wyobraził. Członek miał tak niesamowicie twardy, że głupio by mu było nawet wstać, nie mówiąc o przejściu do łazienki, gdzie mógłby się oddać masturbacji. Nie, musi to zwalczyć. Zrobić więcej ćwiczeń umysłowych. Oczyścić się przez medytację. Może nawet zadzwonić po kryjomu do asystentki, sprawdzić, czy nie trzeba natychmiast czymś się zająć, podjąć jakiejś decyzji. Może kiedy się tym zajmie, da radę wyjść i sobie ulżyć. Wziął głęboki wdech i rozpoczął tajny, niewidzialny rytuał. Koncentracja i dystansowanie się zwykle przychodziły mu łatwo, ale nie tym razem. Medytacja nie działała. Jego myśli wypełniała Vicki, kobieta, która zrobiła na nim wrażenie nieporównywalne prawie – nie, zupełnie – z nikim i z niczym. Jeśli czegoś z tym nie zrobię, oszaleję! Zaczął się więc zastanawiać, jak rozwiązać nowy problem: jak zbliżyć się do Vicki Renard tak, żeby się nie zorientowała, jak to się stało i kto to zaaranżował. Po chwili uśmiechnął się i sięgnął po BlackBerry. Wpadł na genialny pomysł. Rozdział 2 Podczas przerwy na lunch Vicki z całej siły pedałowała na rowerze stacjonarnym w siłowni, którą urządzono w podziemiach, w dawnym magazynie. Kropla potu kapnęła jej z brwi. Dostała lekkiej zadyszki. Chociaż bardzo się starała, ćwiczenia nie pomagały. Klaustrofobiczna atmosfera pokoju bez okien źle na nią działała, ale to nie klimat piwnicznego pomieszczenia był powodem jej zdenerwowania. Dlaczego nie mogę przestać myśleć o tym facecie? Spojrzała na koleżankę – szefową innego zespołu – Lisę, która z rzadka przyciskała pedały na rowerze obok. I z przerażeniem pomyślała, że wygląda na to, że ta kobieta coś

do niej mówi, prawdopodobnie od dłuższej chwili. A nie dotarło do niej ani jedno słowo. – To Red Webster, prawda? Widziałam, że miałaś z nim krótkie spięcie – powiedziała Lisa wesoło, schodząc z roweru i przestając nawet udawać, że ćwiczy. – A teraz już trzeci raz pytam, co sądzisz o notatce na temat loterii, a ty nie masz pojęcia, o czym mówię. Powinnaś się z nim porządnie pokłócić. Potem byłby spokój. Vicki na śmierć zapomniała o loterii. Odebrała maila z wiadomością tuż przed wyjściem na siłownię. Przeleciała go wzrokiem i od razu o nim zapomniała. Obraźliwy podstęp. Shanley próbuje przekupić nowych pracowników! – Przepraszam, Lisa, po prostu mam kilka spraw na głowie. I wcale nie chodzi o tego drania! Kłamczucha! Kłamczucha! – Zapomniałam o loterii. Dla mnie to idiotyczny pomysł. Nie jesteśmy dziećmi, które dostaną prezent i już będą zadowolone. To pewnie taki chwyt PR–owski, zanim zaczną się zwolnienia. Wolałabym, żeby już wysłał cholerne wymówienia i z tym skończył. Lisie opadła szczęka, a Vicki pożałowała, że zachowała się tak obcesowo. Wystarczy, że jeden facet miesza jej w głowę. Niepotrzebny jej jeszcze nowy tajemniczy pracodawca. Tymczasem kolejny wkurzający egoista nie daje jej żyć, chociaż F. W. Shanley pewnie nawet nie wie o jej istnieniu. Jest tylko zasobem firmy, kupionym wraz z Wickham–Drake, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Jego pewnie bardziej interesuje sam budynek i wartość sprzętu niż jakaś anonimowa kobieta na niższym średnim szczeblu menedżerskim. Swoją drogą, czy nie fantazjowała również o Shanleyu, podobnie jak o tej kreaturze, Redzie Websterze? Światowy, bogaty mężczyzna byłby pierwszorzędnym kandydatem na dominującego partnera. Niewątpliwie. Rządzi na wszystkich polach, więc dlaczego nie w łóżku? Z tego co wiedziała, był dość młody – nie jakiś tam stary dinozaur z wysokim ciśnieniem czy słabym serduchem. – Dlaczego mieliby cię zwolnić, Vicki? Jesteś ważnym pracownikiem, jedną z najważniejszych osób na naszym piętrze. Kierownictwo zawsze było z ciebie zadowolone. Nie martwiłabym się na twoim miejscu. – Bystre oczy Lisy zwęziły się. – Zresztą znam cię. Chodzi o Reda Webstera? To o nim rozmyślasz, prawda? Możesz się zwierzyć cioci Lisie z każdego, najbrzydszego nawet sekretu. Vicki otworzyła usta, żeby powiedzieć, że w jej życiu ostatnio nie było miejsca na facetów. I wtedy otworzyły się drzwi i jakby przez wrota piekieł z dymiącego siarką Hadesu do siłowni wkroczył Red Webster ze sportową torbą w ręku. Ja pierdolę! Lisa zachichotała. Red Webster się zaśmiał, a Vicki zaczęła marzyć, żeby ziemia się pod nią rozstąpiła. Albo żeby chociaż mogła cofnąć to przekleństwo, które wypowiedziała bezgłośnie. Jej osobisty diabeł najwyraźniej miał także diabelskie oczy i chociaż był kilka metrów dalej, bezbłędnie z ruchu jej warg odczytał, co powiedziała. – Podoba ci się, prawda? Nie próbuj zaprzeczać – szepnęła Lisa, nachylając się do niej. Vicki próbowała pedałować szybciej i całkiem zlekceważyć wysokiego typa, który właśnie kładł swoje rzeczy pod ścianą i pstrykał tym cholernym nieodłącznym

10 aparatem. Najwyraźniej łączył pracę z przyjemnością, bo ubrany był w luźne szorty, a nie w dżinsy, i w ciemną, opinającą jego muskularną klatkę piersiową koszulkę. Po raz pierwszy zobaczyła go bez swetra czy marynarki. Chociaż tego nie chciała, poczuła, że jest zdumiona i pełna podziwu. Może i był diabelskim nasieniem, ale ciało miał boskie. Podchodził coraz bliżej i ciągle pstrykał i pstrykał. Pedałowała coraz szybciej, chociaż groziła jej już hiperwentylacja. Była świadoma, jak skąpą ma koszulkę i jak krótkie szorty. Była spocona, więc strój przylegał jeszcze mocniej. Może jeśli będzie jechać tak szybko i cały czas się ruszać, Red Webster nie przyjrzy się jej strefom erogennym? – Dzień dobry paniom. Jak tam? – powiedział serdecznym tonem jej wróg, z aparatem gotowym do strzału. Stał zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od niej. – Czy mógłbym zrobić kilka zdjęć, jak ćwiczycie? Zamilkł, a jego piękne, obramowane brodą usta dziwnie się wykrzywiły. – Zapewniam, nie będzie to nic nieprzyzwoitego. Zdjęcia tych wnętrz będą się lepiej prezentować, jeśli szef zobaczy, jak są używane. Przechylił kędzierzawą głowę. Vicki przeszedł dreszcz, chociaż było jej gorąco. Poczuła, że ten ledwie widoczny gest jest niebezpieczny. Wyglądał jak drapieżnik lustrujący ofiarę. – Nie chcielibyśmy przecież, żeby szef uznał, że te pomieszczenia stoją niewykorzystane – mówił dalej jej prześladowca. – Może przecież zamknąć siłownię i urządzić tu biura. – Proszę bardzo – powiedziała najzwyklejszym tonem, na jaki było ją stać. – W najmniejszym stopniu mi to nie przeszkadza. Było to jawne kłamstwo. Żeby ukryć, że rumieniec na jej twarzy nie ma nic wspólnego z ćwiczeniami, zeskoczyła z roweru i podeszła do ławki pod sztangą. Lisa poszła za nią. Kiedy Vicki położyła się na ławce, Lisa stanęła obok. Vicki zaczęła wyciskać, a Lisa stanęła tak, żeby Red Webster nie widział ich twarzy. – A ty się podobasz jemu – szepnęła Lisa, pochylając się do niej z nieukrywaną radością. – Bardzo, bardzo mu się podobasz. – Szkoda, bo nie jest w moim typie – wydyszała Vicki. Ledwie dawała sobie radę ze sztangą, która zwykle nie była dla niej żadnym wyzwaniem. – Nie bądź głupia. Facet jest boski. Uwielbiam takich potarganych, brodatych, artystycznych gości. Taki jest męski! – Lisa pochyliła się niżej. – Chętnie bym jego wygrała na loterii. Robiłabym z nim, co bym tylko chciała. Może to on jest główną nagrodą? Może Shanley przysłał go tu jako bonus dla pracownic? Och, Liso, mylisz się. To on by z tobą robił, co by tylko chciał. Vicki, zaskoczona własnymi myślami, powoli odłożyła sztangę na miejsce. Red Webster działał na nią jak płachta na byka, ile razy się pojawił. Właściwie nie wiedziała dlaczego. Miewała do czynienia z seksownymi, prowokującymi flirciarzami. Kurczę, nawet ich lubiła! Ale w nim było coś niepokojącego. Zbijał ją z tropu. Miała wrażenie, że płynie w nim prąd. Musiało chodzić o coś więcej niż instynktowna antypatia. Chodziło o coś więcej. O instynktowne przeczucie, gdzieś w głębinach

podświadomości, że byłby wspaniałym Panem. Przypomniała sobie, jak trzymał jej czytnik w eleganckich dłoniach. Wiedziała, że zna Historię O i klimaty BDSM... z własnego doświadczenia. – Cóż, a ja sądzę, że jest aroganckim dyletantem i celowo wkurza ludzi. Będę zadowolona, kiedy się wyniesie tam, skąd przyszedł. Mamy dość kłopotów i bez niego. Czai się i śledzi każdy nasz ruch. Nie mogła przestać mówić. Spojrzała w jego stronę i nagle przyszła jej do głowy szokująca myśl. – Przecież ten raport to może być ściema. Koleś może być szpiegiem Shanleya! Red Webster pstrykał zdjęcia. Trzeba mu oddać sprawiedliwość – ograniczył się do ujęć z daleka. Nie zbliżał się zanadto do niej i do Lisy. Przez chwilę niemal czuła, że darzy go szacunkiem. Facet był na poziomie, czuła to. Ale to poczucie zniknęło, bo Red wycelował aparat niżej i uśmiechał się tym swoim powolnym, piekielnym uśmiechem. Wędrował spojrzeniem po jej ciele. Wal się! Mam dość! Już miała przerwać ćwiczenia i wyjść. Nagle się wzdrygnęła. Przecież to by znaczyło, że tańczy, jak Red Webster jej zagra. Zrozumiałby, że na nią działa, że ją oszałamia. Ale on już to wiedział. W tym sęk. Była niemal pewna, że te charakterystyczne błyszczące oczy znają ją na wylot. Był świadom, jak na nią działa, jak bardzo by sobie życzyła, żeby zniknął z powierzchni ziemi. A jednocześnie wyczuwał, że w głębi serca pragnie mu się podporządkować. Nawet więcej. Chciała, żeby ją ukarał. Wyobrażała sobie, że jest przywiązana do wypolerowanych drewnianych drabinek w siłowni, a Red Webster chłoszcze ją biczem w pośladki. Niemal czuła uderzenia i razy, widziała, jak jej ciało zwija się i wygina, żeby go zachęcić do zadawania jej bólu i wywoływania rozkoszy. Usłyszała, że ktoś pstryka palcami, i wróciła do rzeczywistości. Usiadła. Unikała patrzenia w tamtą stronę. Zobaczyła, że Lisa pakuje torbę. – Muszę zmykać. Przypomniałam sobie, że za piętnaście minut mam spotkanie. Zobaczymy się później. Spojrzała na salę. – Przynajmniej masz kolegę do ćwiczeń. – Puściła do Vicki oko i cicho wyszła. Kiwnęła jeszcze porozumiewawczo głową do Reda Webstera. Wysoki ciemny mężczyzna odłożył aparat i najwyraźniej miał zamiar zacząć ćwiczyć. Vicki nie mogła się powstrzymać, żeby na niego ukradkiem nie patrzeć. Zdjął okulary i włożył je do torby. Kiedy przetarł oczy, odetchnęła z ulgą. Świetnie. Pewnie bez okularów nie będzie mógł jej się przyglądać. Sekundę później straciła tę nadzieję. Jeszcze jedno spojrzenie przekonało ją, że w modnych metalowych oprawkach na pewno nie ma szkieł korygujących do dali. Gapił się na nią. Specjalnie. Z uśmiechem. O nie!

12 Zacisnęła zęby. Spróbowała się odprężyć. Powinna zebrać rzeczy, skinąć głową i wyjść? A może lepiej zostać i dokończyć ćwiczenia? W sumie miała już dość, musiała tylko ochłonąć i się rozciągnąć. Gdyby teraz uciekła, ten szatan mógłby sobie zapisać na koncie zwycięstwo. Jeden zero dla niego w nieogłoszonym turnieju silnej woli. Odrzuciła to rozwiązanie. Zaryzykowała jeszcze jedno spojrzenie w jego stronę. Na szczęście wcale na nią nie patrzył. Skupił się na rozgrzewce i nie zwracał na nią uwagi. Kurczę, powinnam była wyjść, powinnam była po prostu stąd wyjść. Red Webster miał cudowne ciało. W stroju sportowym prezentowało się jeszcze lepiej niż w mundurku, na który składały się dżinsy, ciemny sweter i skórzana kurtka. Był duży, pod każdym względem. Wysoki – miał dobrze ponad metr osiemdziesiąt – barczysty, cechowały go piękne proporcje. Miał masywną klatkę piersiową, silne i pięknie umięśnione ramiona i nogi. Nie był napompowanym sterydami pakerem, ale wydawał się wcieleniem siły połączonej ze zwinnością i władzą. Z władzą. Znowu to słowo. Red Webster był jego ucieleśnieniem. Kiedy o tym myślała, drżała. On jakby to usłyszał. Zamarł w długim skłonie i posłał jej spojrzenie. Omiótł nim ją i jej sportową torbę, jakby odczytał jej zamiary. Porzucił ćwiczenia i podszedł. – Chyba jeszcze nie wychodzisz? Psotne ogniki zatańczyły mu w oczach. Miała wrażenie, że bez okularów widzi ją tak samo dobrze. – Owszem. Zrobiłam wszystkie ćwiczenia. – Nie skończyłaś treningu. Musisz się rozciągnąć, żebyś była rozluźniona tak jak przed ćwiczeniami. Obejrzał ją od stóp do głów. Ocenił każdy centymetr jej ciała, nie tylko stan jej mięśni. – Nie chciałabyś, żeby podczas ważnego spotkania złapał cię skurcz, prawda? A niech cię! Te ciche słowa ją zszokowały. Dokładnie to jej się kiedyś przytrafiło, kiedy wybiegła z siłowni bez ćwiczeń rozluźniających. Czuła się tak, jakby Red Webster tam był i widział, jak walczy ze skurczem łydki! – Zamierzałam się właśnie rozciągnąć, ale mi przerwałeś. Na miłość boską, dlaczego zachowuję się jak dzieciak? Facet robi ze mną, co chce. Bo sama tego chcesz – powiedział jej wewnętrzny diabeł. Czas płynął powoli. Nie mogła się ruszyć. Jakby ją unieruchomił jeden wielki skurcz mięśni. – Pomogę ci. – Znów założył okulary. – Jestem w tym niezły. Wykrzywił usta i ruszył w jej stronę. Wyglądał tak zmysłowo! – Kiedyś dużo ćwiczyłem. O matko! Na pewno! – podszepnął jej wewnętrzny głos. I pewnie nie miało to nic wspólnego z siłownią. Nagle poczuła, że musi się bronić. Wiedziała, że jeżeli zostanie, wyrazi zgodę na coś więcej niż rozciąganie. Ale została. Gdyby poszła, żałowałaby. Coś by straciła. Coś, czego jej umysł jeszcze nie rozumiał, ale ciało już wiedziało. Musiała dowieść, że się go nie boi. Albo raczej że się boi, ale mimo lęku jest gotowa

stawić mu czoło. – Dobra. C’est la vie. Kazał jej usiąść na macie, a sam kucnął przy niej. Potem zabrał się do układania jej ciała. Seria najprostszych, ale zdumiewających ruchów. Ciągnął za ręce i nogi, wykorzystując jej opór. Dotykał jej ostrożnie, spokojnie i zdecydowanie. Chociaż targały nią sprzeczne uczucia, jej mięśnie reagowały. Rozluźniały się słodko, prawie jakby miała orgazm. – Przekręć się i połóż na brzuchu – poinstruował ją. – Zrobię ci masaż, żebyś się pozbyła resztek napięcia. Jeszcze mi się trochę opierasz. Chciała zaprotestować, ale posłuchała go. Nie dało się inaczej. Była zahipnotyzowana dotykiem jego rąk, ogniem w jego oczach i przytłaczającą siłą jego osobowości. Jeśli ćwiczenia rozciągające były przyjemne, to masaż przeniósł ją do raju. Dotykał jej z tym samym profesjonalizmem. Masował energicznie, ale cudownie przyjemnie. Mocno wciskał kciuki i rozluźniał jej mięśnie. Szybko przesuwał w górę i w dół jej pleców, krótkimi uderzeniami. Zsunął ręce w dół i zaczął masować pośladki i uda. I wtedy coś się zmieniło. Położył wielkie dłonie na jej pupie, jakby ją obejmował. Rozcapierzył palce, jakby sprawdzał jędrność jej ciała. Nagle znowu się spięła. Każdy jej nerw, każdy mięsień napiął się w oczekiwaniu. Jej myśli i uczucia wypełnił dotyk jego rąk. Wyłączyła racjo- nalne myślenie i świadomość, osiągnęła stan lekkości i głębokiej akceptacji. Red Webster ją trzymał. To było cudowne. Mogła uwierzyć, że jest idealnym Panem, o jakim marzyła od chwili, kiedy odkryła, że te dziwne fantazje naprawdę do niej trafiają. – Więc jak? Historia O? – jego głos brzmiał łagodnie, nie tak jak głos Reda Webstera, którego poznała. – Co tak naprawdę sądzisz o takich historiach, Vicki? Bawiłaś się w to kiedyś? Tak naprawdę? Mówił cicho, ale jego słowa przecięły powietrze jak grom. Nie brzmiało to nieprzyzwoicie, fałszywie, pysznie ani nawet prowokacyjnie. Ale w tym głosie słychać było władzę. Totalną, absolutną. Nawet nie zauważyła, kiedy przejął dowodzenie. Już nie mogła mu się sprzeciwiać, tak jak nie mogłaby przestać oddychać. – Nie – wyszeptała, walcząc z dziwnym przymusem, żeby dodać: Panie. – Nigdy? Wciąż leżała na macie. Potrząsnęła głową w tej dziwnej pozycji, bo czuła, że nie da rady wymówić ani słowa. – A chciałabyś? Wciąż czuła na pośladkach jego ręce – lekkie jak dotyk motyla, ale czuła w nich ukrytą siłę. W każdej chwili mogły uderzyć. Czy bym chciała? Czy mam odwagę? Może być całkiem inaczej, niż sobie wyobrażałam. – Mów – ponaglił ją. Nadal mówił cicho, ale zupełnie innym tonem. Nie miała wyboru, musiała posłuchać. W ciągu tych kilku minut przekroczyła

14 niewidzialną granicę i znalazła się w zupełnie innym świecie. – Tak. – Dobrze. Grzeczna dziewczynka. Znów usłyszała nowy odcień w jego głosie: nieoczekiwany, prawie uprzejmy. – Wstań. Musimy to zrobić jak należy. Trzęsąc się, przede wszystkim dlatego, że przestał jej dotykać, dźwignęła się na kolana i westchnęła zaskoczona, kiedy Red podał jej rękę i pomógł wstać. Książę z bajki i dominujący Pan w jednej osobie? Red cicho się roześmiał, dotknął jej policzka i odwrócił ją do siebie. Na brodatej twarzy malowały się spokój i łagodność. Patrzyła na niego z zadartą głową. W płaskich sportowych butach była prawie trzydzieści centymetrów niższa od niego. – To nie tak, Vicki. – Pogładził ją kciukiem po policzku. – Nie ma potrzeby wykrzykiwać rozkazów i komend. Pogróżki i udawana złość przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego. – Oczy mu lśniły. – Oboje jesteśmy dorośli i robimy to, co chcemy. To nie jest walka, tylko umowa. Chwilowa próba sił. Leciutko skinęła głową na zgodę. Oddała mu władzę nad sobą. Mógł z nią zrobić wszystko, ale była pewna, że nie zrobiłby nic, czego by nie chciała. – Naprawdę chcesz żyć niebezpiecznie, Vicki? – zapytał, patrząc ciemnymi oczami na drzwi. Nie! Zdawało jej się, że nie powiedziała tego głośno, ale Red i tak z powagą skinął głową. – Słusznie. To za wcześnie. I w nieodpowiednim miejscu. – Omiótł ją wzrokiem, ale nie tak, jakby ją oceniał. – Idź do ławeczki, Vicki, i stań z rękami nad głową. Musiała kilka razy odetchnąć, żeby móc się ruszyć. Kręciło jej się w głowie. Jeszcze nigdy w życiu nie była tak podniecona. Szła spokojnie, starała się, żeby w jej krokach było jak najwięcej wdzięku. Stwierdziła, że trzęsie się jak wariatka, ale posłuchała. Red podszedł do drzwi i zasunął zasuwę. Był dużym mężczyzną, a poruszał się dużo lżej i płynniej niż ona. Ledwie zdążyła unieść ręce nad głowę, już był przy niej. Krążył wokół niej z przechyloną głową i przyglądał się każdej części jej ciała, a ona próbowała zachować resztki kontroli nad sytuacją. Nie dotykał jej, ale te dziwne oczy zdawały się nie tylko uważnie jej się przyglądać, ale też pieścić. Szkoda, że nie jestem szczuplejsza. Jędrniejsza. Wyższa. Szkoda, że nie włożyłam najlepszego kostiumu zamiast tych wystrzępionych szortów. – Jesteś idealna, Vicki. Prawie wypaliła: Co proszę? Ale wiedziała, że nie powinna już nic mówić. Takie są zasady. Ma być cicha, podporządkowana, uległa. Nie ma prawa kwestionować tego, co on mówi. Ale serce i tak zabiło jej mocniej. A potem aż podskoczyło, kiedy jej dotknął. Czubkami palców musnął jej piersi, sprawdzając sprężystość ciała, jak poprzednio sprawdzał pośladki. Nie miętosił jej, nie ściskał, ale pod wpływem tego leciutkiego dotknięcia poczuła iskierkę rozkoszy. Rozlała się ciepłem między nogami.

Poczuła, że za chwilę się zachwieje. Powstrzymała się z największym trudem. – Cudownie. – Jego palce przesuwały się po skąpo ubranym ciele, delikatnie witały się z jej kształtami. Nie śmiała na niego spojrzeć. Patrzenie Panu w oczy jest zabronione. Lekko zadrżała. Wpatrywała się w drewniany lakierowany parkiet. Red wsunął ręce pod jej koszulkę, a potem pod stanik. Najpierw zbadał jedną pierś, potem drugą. Studiując sęki w lśniącej podłodze, jęknęła głośno. – Cicho! Badał ją dalej. Wsunął palce pod szorty i majtki, od tyłu, czule gładził ją po pośladkach. Zagryzła wargi, a on zaczął się nią zajmować energiczniej. Najwyraźniej czerpał przyjemność z dotykania jej pupy. Nie dotknął cipki, chociaż koniuszki jego palców niebezpiecznie się do niej zbliżały. – Wyśmienicie. – Nagle znalazł się z tyłu, niesamowicie blisko. Na czubku głowy czuła jego oddech. – Chyba pora zaczynać, prawda, Vicki? Czy mogę się odezwać? Wydawało się, że czeka na odpowiedź. – Tak, tak. – Cudownie. Wysunął ręce spod jej ubrania. W jego głosie słyszała radość. Był wesoły. Kipiał entuzjazmem. Ale nadal słychać w nim było władzę. – Bardzo dobrze – powiedział, oddalając się o krok. – Chciałbym, żebyś zdjęła szorty i majtki. W tej chwili tylko nam przeszkadzają. Zdenerwowała się. Na chwilę. Jakby nie mogła się zdecydować, czy chce być w świecie fantazji, czy w prawdziwym. Red położył jej rękę na ramieniu i ścisnął. Odzyskała siłę. Zsunęła ubrania, uważając, żeby się nie zamotały wokół kostek. Wyszła z cienkich szortów i jeszcze cieńszych majteczek. Kopnęła je na bok. Nie mówił nic o skarpetkach ani o butach, więc ich nie zdjęła. To szaleństwo. Co ja wyprawiam? Znów się zawahała. I znów Red ją uspokoił, przykładając jej delikatnie rękę do policzka. – Trzymaj się, Vicki. W jego głosie słyszała odwagę. Tego jej było trzeba. Po chwili znowu zaczął jej dotykać, jego dłonie wróciły na jej pośladki. Nagie pośladki. Nie patrzył na jej cipkę ani na pupę. Nie, jego bystre oczy wciąż patrzyły w jej oczy, śledziły jej reakcje, a palce badały twardość i sprężystość pośladków. – Jesteś idealna – powiedział znowu. – Wiedziałem o tym od chwili, kiedy na ciebie spojrzałem. Pochylił się i przycisnął usta do jej ust, w najdelikatniejszym pocałunku. Czuła jego oddech i słowa, które wypowiadał. – Chyba wiesz, co to jest hasło bezpieczeństwa. Powinnaś je ustalić, zwłaszcza jeśli to twój pierwszy raz. Hasło bezpieczeństwa? Rzeczywiście. Powinna coś wymyślić, ale nie była w stanie nic

16 z siebie wykrzesać. – Nic mi nie przychodzi do głowy. Spodziewała się, że będzie się śmiał, ale nie. – W porządku, nie przejmuj się. Jeśli powiesz stop, przestanę. Albo nawet jeśli odsuniesz moją rękę. – Dziękuję. – Poczuła się bezpiecznie. Mimo wszystko. Red skinął głową. Ustalili zasady. – Zaczynajmy, moja piękna, nie dam rady dłużej czekać. Zanim zdążyła wziąć oddech, już ją trzymał. Usiadł na mocnej ławeczce do ćwiczeń. Przez ułamek sekundy patrzył na jej odsłonięte włosy łonowe, jego zmysłowe usta wygięły się lekko. Potem przełożył ją sobie, delikatnie, niemal bez wysiłku, przez kolano. Od dawna wyobrażała sobie, jakie to uczucie leżeć na kolanach mężczyzny, twarzą w dół, z odsłoniętymi pośladkami, i czekać na chłostę. Myślała, że by się bała, ale wcale tak nie było. Sądziła, że ogarnąłby ją wstyd, i rzeczywiście, trochę się wstydziła, ale to było przyjemne. Kiedy tak leżała, obnażona i bezbronna, czuła się zaszczycona. Przeszył ją dreszcz. – Nie powiem, że nie będzie bolało – powiedział z powagą, dziwnie łagodnie. – Bo będzie. Solidnie. Ale musisz być dzielna, spokojna i uległa. Bądź grzeczną dziewczynką, żebyśmy oboje byli z ciebie dumni. Na chwilę oparł dłoń na jej lewym pośladku, a potem podniósł rękę i poklepał ją po gołej skórze. Klep, klep, klep. W porządku. Daję radę. Nie będzie chyba dużo gorzej. Ale z każdą kolejną chwilą, z każdym uderzeniem serca Red poklepywał mocniej. I nagle nie było to już klepanie. Vicki zaskowytała, zszokowana, kiedy dostała pierwszego prawdziwego klapsa. O Boże, to boli! Miał rację! To naprawdę boli! Z oddali dobiegł ją głos Reda. Uspokajał ją i uciszał, jak marudne dziecko albo narowiste zwierzę. Ale chociaż ją uspokajał, jego ręka nadal opadała, wcale nie delikatnie. Vicki skoncentrowała się na swojej pupie. Każda jej myśl, każde uczucie czekało na kolejny cios. Nie bała się już ani nie miała wątpliwości, jakby Red wybił jej je z głowy klapsami lądującymi miarowo na jej skórze. Nie było miejsca na troski, negocjacje, pracę, firmowy wyścig szczurów. Wszystkie te sprawy stały się nieistotne, nieważne, w obliczu jego ręki nad jej pośladkami. Ale chociaż jedno napięcie osłabło, inne zaczęło rosnąć. Ciepło na pośladkach sprawiało, że w cipce czuła jeszcze większe napięcie i było jej tam jeszcze goręcej. Tak bardzo pragnęła sięgnąć ręką i dotknąć łechtaczki. Pulsowała przy każdym uderzeniu. Nabrzmiewała przy każdym ciosie. Łzy, które płynęły z jej oczu, były łzami frustracji, nie bólu. A jednak nie śmiała się ruszyć. Chciała się wyginać, dotykać, ale wiedziała, że to zabronione. Red, jej Pan, rozkazał, żeby leżała spokojnie, więc starała się jak najściślej dostosować, chociaż było to cholernie trudne i nie mogła się powstrzymać od jęków i

szlochów. W końcu Red przestał, a ona nie wiedziała, czy czuje ulgę, czy rozczarowanie. Właściwie nie wiedziała, co czuje. To była szalona mieszanina pożądania, bólu, triumfu i czystego zachwytu. Przeżyła dokładnie to, o czym fantazjowała, chociaż w rzeczywistości było to przeżycie inne – i wspanialsze. Dużo wspanialsze. Bolała ją pupa, ale jeszcze okrutniejszy ból czuła między udami. Co teraz? Co teraz mam robić? Miała mętlik w głowie. Ale nie mogła do końca życia leżeć na kolanach Reda, chociaż jakaś część jej tego właśnie pragnęła. Zaczęła się podnosić, ale zanim zdołała wstać, silne ręce podniosły ją i postawiły na nogi. Kiedy tak stała między jego rozstawionymi udami, ogarnęła ją nieśmiałość, chociaż przecież już obnażyła przed nim pupę i cipkę i dała się ukarać. Uciekała wzrokiem, patrzyła wszędzie, tylko nie w jego świdrujące oczy. Duża ciepła ręka wylądowała na jej obolałych pośladkach, a ona westchnęła i podskoczyła. – Jak się czujesz? W końcu spojrzała mu w twarz. Zdumiona i oszołomiona demonicznymi ognikami w jego oczach. Mój Boże, on jest tak samo podniecony jak ja! Nie mogła się powstrzymać, musiała spojrzeć w dół. Przez cienki materiał jego spodenek widać było, że ma wzwód. Przełknęła ślinę. Penis – podobnie jak jego właściciel – wyglądał masywnie, jakby był wręcz za duży. – Boli – wydyszała. Nie mogła się zdobyć na nic mądrzejszego. Nie mogła myśleć jasno, bo pośladki jej pulsowały, a cipka ścisnęła się i aż bolała z podniecenia. Nieświadomie wyciągnęła rękę, żeby dotknąć tego wspaniałego członka. Był tak blisko. Jeśli go dotknę, może mnie znowu ukarać. Palce ją świerzbiły. Trudno, spróbuję. Ale kiedy wyciągnęła rękę, szokujący dźwięk z innego świata zakłócił jej myśli, myśli o Redzie i jego penisie, o tym, jak by to było poczuć go w dłoniach i w środku. Ktoś walił do drzwi. – Cholera! – burknął Red. Był zły, ale się śmiał. – Przyłapali nas na gorącym uczynku. Wykrzywił twarz w radosnym uśmiechu. Udawał, że jest zdenerwowany. Te białe zęby, kpiące, zmysłowe usta i ciemna broda! Ten ktoś wciąż pukał. Red uśmiechnął się złośliwie. Był pewny siebie. Wtedy czar tego, co się między nimi stało, prysnął. Nagle znowu stał przed nią prowokujący, irytujący Red Webster, facet, który uwielbiał flirtować i denerwować. Ale teraz było milion razy gorzej niż wcześniej: z powodu tego, na co mu pozwoliła. Stała przed nim od pasa w dół naga. Stężała, chciała złapać ubranie i uciec, ale on otoczył ją silnymi udami. Złapał ją w pasie i mocno trzymał. – Niech poczekają – powiedział cicho i namiętnie.

18 Na chwilę znowu znalazła się w magicznym świecie. Uspokoiła się i przytuliła do niego, i wtedy znowu się odezwał: – Wiesz, że tego chcesz. Nutka szowinistycznej męskiej satysfakcji i triumfu otrzeźwiła ją, wróciła do rzeczywistości. – Puść mnie! Natychmiast! – Była zła, kiedy usłyszała własny ostry głos. Słyszała w nim panikę, ale nic nie mogła na to poradzić. Podziałało, Red wypuścił ją z kpiącym: – Oczywiście, Pani. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – Pieprz się! – Już wkładała majtki i spodenki. Wyraz jego twarzy był nie do zniesienia. Nie było w nim triumfu. Nie, wtedy znienawidziłaby go na zawsze. Był na to za sprytny. Po prostu wyglądał na zadowolonego, z tym seksownym, psotnym uśmieszkiem. – Och, naprawdę bardzo bym chciał. Powiedział to miękkim głosem, ale przez chwilę na jego twarzy widać było inne emocje. Nie mogła ich odczytać. Poczuła, że już nie jest zdenerwowana. Miała ochotę zadać mu mnóstwo pytań, ale ten niecierpliwy ktoś znów załomotał w drzwi. Red energicznie skoczył na nogi i szybko się rozejrzał. – Po prostu idź do przebieralni. Głowa do góry. Poradzę sobie z tym kimś. Nie martw się. Nie powiem nic, co by cię obciążyło. Słowo. – Nie martwię się. Nic się nie stało. Rozumiesz? Nic się nie stało! Nikt by nie uwierzył, że to ja jestem Panią. Jej przeciwnik patrzył na nią z uwielbieniem. Skinął głową. – Tak. Oczywiście. Nic się nie stało. Na jego twarzy znowu zagościł promienny, bezczelny, zdumiewający i kompletnie obezwładniający uśmiech. – Pewnie nie chcesz, żebym przyszedł wyszorować ci plecy? – Nie, dziękuję, poradzę sobie. Mówiła spokojnym, opanowanym głosem. Nie zamierzała z nim dyskutować, bo znowu był prowokującym Redem, a nie magicznym Panem Redem z innego świata. Nie pokazuj prowokującemu Redowi, jak na ciebie działa. – Tak myślałem – powiedział spokojnie. Znów zobaczyła na jego twarzy to dziwne uczucie. A potem odwrócił się na pięcie i poszedł otworzyć. Vicki szybko złapała swoje rzeczy, minęła go w biegu i wyślizgnęła się na korytarzyk. Za drzwiami nikogo już nie było. Prawie poczuła się rozczarowana. Niby była zła, ale niemal na to czekała, chciała zobaczyć, jak Red będzie ją krył przed kimś nieznajomym. Poza tym gdyby ktoś wszedł, mogłaby pobiec do przebieralni i wszystko sobie przemyśleć. Odwróciła się do Reda. Uśmiechnął się i nic nie powiedział. Wzruszył lekko ramionami, jakby mówił: Idź, wiem, że tego chcesz. Innym razem. Nie ociągała się, pobiegła do azylu przebieralni. Teraz była bezpieczna. Nie miała pojęcia, jak Red Webster wytłumaczyłby to, że drzwi były zamknięte na zasuwę, i próbowała sobie wmówić, że nic jej to nie obchodzi. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu wiedziała, że Red naprawdę byłby ucieleśnieniem

dyskrecji. Teraz już miała w głowie kompletny mętlik. Jak mu teraz spojrzę w oczy? Po czymś takim? Może najlepiej trzymać się na dystans, unikać go, aż skończy to, co ma do zrobienia, a ja o nim zapomnę? Rozebrała się przed lustrem i zaczęła oglądać różowe pręgi na pupie. Dlaczego myśl o tym, że już nigdy nie zobaczy Reda Webstera, tak ją rozczarowała? Red rzucił ciuchy w kąt męskiej łazienki i wszedł pod prysznic. Przez głowę przelatywało mu tysiąc myśli, zmysły miał rozedrgane. Och, karał już kobiety, często w bardziej złożony i perwersyjny sposób niż zwykłymi klapsami. Ale teraz wszystko było inaczej. Ta Vicki Renard zmienia rzeczy zwykłe w zupełnie niezwykłe. Jak ona to robi? Niecierpliwie ściągnął okulary i rzucił je, nie zważając na to, czy szkła się nie porysują. Puścił zimną wodę, ale kiedy wszedł pod prysznic, nawet lodowaty strumień nie oczyścił jego myśli ani nie osłabił wzwodu. Co w niej takiego wyjątkowego? Dlaczego tak na mnie działa? Nie był pewien swoich uczuć. Nie znajdował odpowiedzi na swoje pytania. Wiedział tylko, że kiedyś, kiedy zabawiał się ze swoimi przyjaciółkami, stosował wyrafinowane i rozkoszne kary fizyczne. One rozumiały zasady tak samo jak on. Podobnie jak uległe towarzyszki, trzymał się swojej roli, i wszyscy byli zadowoleni. On rządził, a kobieta, której się to podobało, poddawała się jego władzy. Ale z Vicki było inaczej. Wymykała się regułom, dlatego trudno było się do nich stosować. Podniecenie, które przy niej odczuwał, i wzwód – to znał. Ale tylko pozornie był tak opa- nowany jak zwykle. Pod spodem był wzburzony. Tak naprawdę nie panował nad sobą, bo kobieta, której dotykał, doprowadzała go do szaleństwa. Jeszcze nigdy nie czuł takiej satysfakcji, kiedy wymierzał karę, chociaż nie miał orgazmu. Vicki dostarczyła mu nowych wrażeń, chociaż kobiece pośladki pod dłonią nie były dla niego nowością. Co się, do cholery, ze mną dzieje? Co ona mi zrobiła? To pytanie dźwięczało mu w głowie, kiedy zimna woda obmywała jego ciągle nabrzmiałe ciało. I wtedy nagle przyszła mu do głowy odpowiedź. Zaskoczyło go to tak bardzo, że ze śmiechem oparł się o ścianę. Zakręciło mu się w głowie. Spojrzał w dół. Sądził, że od takiej szokującej myśli zwiądł. Ale nadal był twardy. Twardy jak stal. Twardszy niż kiedykolwiek. O Boże, mam kłopoty. Naprawdę mam kłopoty! Znowu poczuł się jak nastoletni ogier, któremu pierwszy raz uderzyły do głowy hormony. Wziął kutasa do ręki i wyobrażając sobie twarz Vicki, zaczął nim powoli poruszać. Z uśmiechem. Rozdział 3 Tego mi było trzeba. Urlop, luksusowe wakacje. Vicki wcisnęła do walizki ostatnie ubrania i spojrzała na zegar. Wciąż nie wierzyła w swoje szczęście. Za chwilę miała po nią przyjechać limuzyna, żeby ją zabrać na weekend

20 do słynnego i niesamowicie ekskluzywnego hotelu Ivory Pavilion. Proszę! Wygrała pierwszą nagrodę w idiotycznej loterii dla pracowników F. W. Shanleya! Przywykła do tego, że sama decyduje o swoim losie i za siebie płaci. Była zszokowana i mile zaskoczona, kiedy dostała maila z wiadomością o wygranej. Zmiana właściciela firmy Wickham–Drake na początku martwiła i niepokoiła wszystkich pracowników. Teraz dostała jakąś rekompensatę za cały ten stres. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. No, na pewno będzie to lepszy weekend, niż gdybym została i rozpamiętywała, co się stało na siłowni, albo obsesyjnie przeszukiwała internet, żeby znaleźć choć pół wzmianki o Redzie Websterze. Wyjedzie, ale i tak nie przestanie o nim myśleć. To niemożliwe. Każda chwila, którą spędzili razem, wryła jej się w pamięć. Miała je zapisane na twardym dysku umysłu. Przynajmniej będzie mogła odetchnąć, o ile Ivory Pavilion naprawdę okaże się taki wspaniały jak w broszurce. Och, kogo chciała oszukać? Choćby bez przerwy jeździła konno, wspinała się, nurkowała, grała w tenisa i co tam jeszcze, nic go nie wymaże z jej pamięci. Sięgnęła po żakiet i zobaczyła jego uśmiechniętą twarz... Poczuła jego ręce na pośladkach i między nogami. Redzie Websterze, kiedy się od ciebie uwolnię? Wtedy gdy wystawiła głowę z przebieralni, wykąpana i ubrana, jego już nie było. Chociaż powiedziała sobie, że nie chce go więcej widzieć i że nie mogłaby na niego spojrzeć, ciągle zastanawiała się, dlaczego ma w głowie taki zamęt. Nie mogła się uspokoić. Powinna być szczęśliwa, że uciekła z miejsca zbrodni, ale kiedy zobaczyła pustą salę i porzucony sprzęt, serce jej stanęło. On mnie tylko krzywdzi. Jest aroganckim manipulatorem, niebezpiecznym flirciarzem. Jak, na miłość boską, mogłam mu pozwolić dotykać się w ten sposób? Jak, na miłość boską, mogła mu nie pozwolić? Red Webster był podstępny i pozbawiony zasad. Skorzystał z chwili słabości. Ale w głębi serca, tak zupełnie naprawdę, nie zmieniłaby ani sekundy tego, co między nimi zaszło. Po prostu marzyła o tym, żeby się stało coś więcej. Dzwonek do drzwi wyrwał ją z rozmyślań. Tak jak się spodziewała, dzwonił szofer wliczonej w luksusowy weekend limuzyny. Nie będę myślała o Redzie Websterze. Zapomnę o nim, będę się świetnie bawić, może poznam kogoś nowego i ekscytującego. Poczuła się lepiej, uspokoiła się. Złapała bagaże, zamknęła drzwi i zeszła na dół. Szofer też wyglądał apetycznie. Szczupły, jasnowłosy, chłopięcy, niezbyt wysoki. W jej typie. Może pogadają w drodze do hotelu? Posłała mu uśmiech. Wymienili kilka słów, kiedy niósł jej bagaże i pakował je do długiego czarnego samochodu. Wtedy do niej dotarło, że jej typ się zmienił. Teraz pragnęła dużego mężczyzny. Potężnego. Ciemnego, prowokującego, z piracką brodą i w okularach w metalowych oprawkach zasłaniających najdziwniejsze, najbardziej hipnotyzujące oczy, jakie w życiu widziała.

Cholerny Red Webster. Wcale jej nie przeszkadzało, że szofer zasunął szybę między nimi, uniemożliwiając rozmowę. Kiedy włączył silnik, zaszyła się w okazałym wnętrzu luksusowego wozu. Wdychała zapach dobrej skóry i przyglądała się wyposażeniu. Czy tą limuzyną jeździ sam Shanley? Multimiliarder, silny i tajemniczy. Ten luksusowy wóz był pewnie dla niego zwykłym środkiem transportu. Próbowała sobie wyobrazić bogatego, owianego tajemnicą mężczyznę, siedzącego na jej miejscu i wyciągającego długie nogi w doskonale skrojonym garniturze, i kombinującego, jaką firmę tym razem włączyć do swojego imperium. Uśmiechnęła się do tej myśli. Wyobrażanie sobie Shanleya uspokoiło ją. Zawsze to jakaś odmiana – fantazjowała o kimś innym niż Red Webster. Nagle to, co się stało, zyskało właściwe proporcje. Tak, zrobiła coś niemądrego i szalonego z fotografem, który doprowadzał ją do szału, ale to nie koniec świata. W ogóle nie ma w tym nic złego. Wariacki wyskok, szokujący, oburzający epizod, który na emeryturze będzie wspominać ze śmiechem. W końcu nie widziała go od tamtego incydentu. Powstrzymała się od zadawania pytań, ale kiedy następnego dnia nie zobaczyła go w biurze, uznała, że już wykonał zlecenie dla Shanleya. Samochód ruszył z warkotem, a ona umościła się na siedzeniu. Starała się uporządkować myśli. Ten nieoczekiwany urlop to prawdziwe błogosławieństwo. Musi pomyśleć o czym innym niż zazwyczaj. Nudzi mnie Wickham–Drake. Nudzą mnie biura i interesy. A najbardziej nudzą mnie ubezpieczenia. Było to dosyć radykalne stwierdzenie jak na kogoś, kogo całe zawodowe życie wiązało się z firmą ubezpieczeniową. Ale taka była prawda. Nie tylko pojawienie się Reda Webstera wybiło ją ostatnio z rytmu, chociaż miała wrażenie, że to przy nim skrystalizowały się jej przemyślenia. Jeszcze niedawno uwielbiała swoją pracę, rozmowy telefoniczne z klientami i kolegami reprezentującymi inne firmy z tego samego sektora, wspinanie się po korporacyjnej drabinie, awanse i podwyżki. Teraz pragnęła czegoś więcej, czegoś, co by wypełniło jej duszę, a nie tylko zasilało konto i dawało poczucie bezpieczeństwa. Teraz przynajmniej była wolna. Żyła spokojnie, więc udało jej się odłożyć niedużą, ale i niemałą sumkę. Mogła porzucić konwenanse. Cały zeszły rok służyła innym. Opiekowała się owdowiałą matką, którą od lat trapiły problemy ze zdrowiem, i siostrą, która zawsze miała wybitny talent do wylatywania z pracy i wiązania się z koszmarnymi, nieodpowiednimi, źle ją traktującymi mężczyznami. Ale w ciągu kilku ostatnich miesięcy wszystko zmieniło się na lepsze. Kibicowała mamie i siostrze. Ta pierwsza – jakimś cudem – zakochała się w swoim nowym kardiologu i za niego wyszła. Siostra też trafiła na księcia i żyła spokojnie i szczęśliwie z facetem, który ją uwielbiał. A mnie została doskonała posada i... nic więcej. Roześmiana brodata twarz Reda Webstera znów stanęła jej przed oczami, chociaż myślała o sobie. Po chwili znów przypomniała sobie, jak leżała na jego kolanach, z rozpalonymi pośladkami, a jej zmysły porywała wielka, roztrzaskująca się o skały fala.

22 Próbowałam o tobie nie myśleć. Cholera, gościu, zostaw mnie w spokoju. Rozejrzała się, żeby wymazać wspomnienia. Wyjrzała przez przyciemnianą szybę. Nadal byli w mieście. Dojeżdżali do wysokiego, dość eleganckiego apartamentowca. Samochód stanął. Z ciekawości nacisnęła guzik, którym opuszczało się szybę między tylnym siedzeniem a kierowcą. – Zabieramy kogoś jeszcze? Myślałam, że jadę sama. – Jest jeszcze jeden zwycięzca loterii, ale jeśli woli pani jechać sama, mogę zadzwonić do centrali, żeby to wymyślili inaczej. – Nie, w porządku. Miło będzie jechać w towarzystwie. Miło? No, może. Miała ochotę na spokojną, odprężającą podróż, ale w końcu była gościem. Niegrzecznie byłoby odmówić. Zanim szofer wysiadł, zobaczyła znajomą postać. Zbiegała z szerokich schodów przed budynkiem. Już chciała powiedzieć, że zmieniła zdanie. Och, dlaczego to musiałeś być właśnie ty? – Dzień dobry, Vicki. – Red Webster posłał jej radosny, szelmowski uśmiech. Otworzył drzwi i wślizgnął się na miejsce obok niej. Kierowca pakował jego bagaże. Oczy Vicki zwęziły się podejrzliwie, włączył jej się radar. – To nie jest ustawione, prawda? Twój przyjaciel Shanley nie sfałszował wyników własnej loterii? Duże białe zęby Reda błysnęły w przyćmionym świetle tylnego siedzenia. Świerzbiły ją palce, miała głupią chęć rzucić się na niego z pięściami, jak na placu zabaw. On oczywiście uważał, że to zabawne! – Pan Shanley jest człowiekiem krystalicznie uczciwym, Vicki – przerwał jej i zmarszczył brwi, bo prychnęła z niedowierzaniem. – Nie jestem jego przyjacielem, tylko pracownikiem, tak samo jak ty. Brałem udział w loterii, bo akurat pracowałem w Wickham–Drake. Nieprawdopodobny zbieg okoliczności! Ale gdyby zrobiła z tego aferę, byłyby tylko dodatkowe tarcia. Z jakiegoś makiawelicznego powodu ona i Red mieli spędzić ten weekend razem. Tej ważnej kwestii nie zmieniało ani na jotę to, czy za sznurki pociągał Red, czy jego pracodawca. Mimo wszystko i wbrew rozsądkowi musiałaby skłamać, gdyby nie przyznała, że trochę się cieszy z towarzystwa swojego wroga. Przynajmniej jej ciało było zadowolone – i już podniecone. Zanosiło się na ciekawą podróż. Zamknięto ją na lalka godzin w ciasnym, zacisznym samochodzie z facetem, który sprał jej tyłek. Nie wiedziała, jak sobie z tym poradzi, ale sprzeczanie się od samego początku nie miało sensu. – Oczywiście. Gratuluję wygranej – powiedziała najspokojniej, jak umiała. – E... miło cię znowu widzieć. Próbowała zachowywać się normalnie. Na próżno. Wydawało się, że czas stanął w miejscu. Ciągle przypominała sobie to, co się stało na siłowni. Na jej policzki wypełzł gorący rumieniec, a jednocześnie nie mogła oderwać wzroku od twarzy Reda. Jego niezwykłe oczy powiedziały jej wszystko. Zrozumiała, że zobaczył to co ona. Kurczę, jaki jest dzisiaj przystojny!

Z okazji wyjazdu w tak luksusowe miejsce i takim środkiem transportu jej osobisty dręczyciel ubrał się bardziej elegancko niż zwykle. Miał na sobie ciemnoszare spodnie i marynarkę. Zgrabny, subtelny krój pozwolił jej zgadywać, że są z najwyższej półki. Koszula – rozpięta pod szyją – miała delikatny luksusowy połysk. Włosy też przyciął. Ciemne kędziory były teraz bardziej eleganckie niż wtedy, kiedy snuł się po Wickham– Drake. Nawet brodę miał świeżo przystrzyżoną. Pachniał bosko. Egzotycznymi przyprawami i świeżym cytrusem. Gdybyś mnie przez większość czasu nie wkurzał, byłbyś idealny. Krzyknęłabym: Hura! Moje sny się ziściły! Seksowny Pan i boski przystojniak w jednym. Kiedy Red się uśmiechnął, rozparł na siedzeniu i rozprostował długie, długie nogi, jakaś część niej nadal krzyczała: Hura! – Więc... – Powoli potarł swoją dużą dłonią miękką skórę siedzenia, jakby się napawał jej fakturą. Może porównywał ją do innych rzeczy, które lubił dotykać? – Będziemy unikać tematu i udawać, że jesteśmy tylko znajomymi? Czy od razu zaczniemy tam, gdzie skończyliśmy? Usłyszała jego cichy głos i nagle jakby ktoś ją uderzył w splot słoneczny. Liczyła na łagodniejszy wstęp. Tak, może byśmy chwilę poudawali. Nie skaczmy na główkę. Oczywiście, Red taki nie był. Czego innego mogła się spodziewać? Był silnym, pełnokrwistym samcem. Dobrze wychowanym bykiem, który taranuje bramę do wybranego celu. Bez lęku, bez wahania, bez szacunku dla delikatnych uczuć innych ludzi. Chciała się obrazić, ale poczuła, że jest mu za to wdzięczna. Nie bądź takie cielę, Vicki. Przyznaj się. To całe gadanie, że nie chcesz go więcej widzieć, to... to tylko gadanie. Marzysz o tym, żeby znowu to z nim zrobić. – Niczego nie unikam, Red – wypaliła. – Co się stało, to się stało. Zanim coś powiesz, przyznam szczerze, że mi się podobało. O Boże, te jego przeklęte usta! I ten grymas! – Ale to nie musi oznaczać, że chcę to powtórzyć. A nawet jeśli tak, to niekoniecznie z tobą. Kłamczucha! – Ale z ciebie oszustka, Vicki. – Wystudiowanym, leniwym gestem zdjął okulary i zaczął je przecierać świeżutką, wyjętą z butonierki chusteczką. Vicki otworzyła usta, żeby się sprzeciwić, ale natychmiast je zamknęła. Nie mogła zaprzeczyć swoim pragnieniom, a chciała... wszystkiego. Jeszcze raz wszystkiego i jeszcze więcej. Z Redem Websterem. Ale nie zamierzała mu tego mówić. Po co? I tak już wiedział. – Jeśli nie ze mną, to z kim? – odezwał się w ciszy. Założył okulary, złożył chusteczkę i wsunął ją do kieszonki. – Raczej nie z Martinem Earnshawem z działu zagranicznego? Nie sądzisz chyba, żeby się nadawał, prawda? Z Martinem Earnshawem spotykała się przez jakiś czas, przed miesiącem czy dwoma. Miły, ale zanadto skupiony na pracy, a jeśli chodzi o sferę erotyki – drętwy i nijaki. Kiedy się spotkali – nie było między nimi chemii. Jedyny raz, kiedy spróbował jej dotknąć, był

24 tak żenujący, że szybko się pożegnali. Ale skąd Red Webster o tym wiedział? Przecież to było na długo, zanim się zjawił z tym swoim aparatem, wkurzającym uśmieszkiem i bystrymi oczami. – Szpiegowałeś mnie? Skąd, do cholery, wiesz, że się spotykałam z Martinem? To w ogóle nie twoja sprawa. – Och, wiem o wszystkim. I oczywiście to moja sprawa. – Uśmiechnął się szerzej. Szybko oblizał dolną wargę. Vicki pomyślała, że nie zdziwiłaby się, gdyby się okazało, że ma rozdwojony język. – Spotykam niesamowicie piękną kobietę. Dziką, temperamentną, podzielającą moje... że tak to ujmę... szczególne zainteresowania. Przeniósł wzrok, spojrzał na swoje ręce i badawczo przyjrzał się wnętrzu lewej dłoni. – To oczywiste, że będę się o niej próbował wszystkiego dowiedzieć. Zwłaszcza że sama nie chce nic o sobie powiedzieć. – Zawahał się. – Oczywiście poza tym, że przypadkiem pokazała mi, co jest jej ulubioną lekturą. Nie było sensu się o to kłócić. Poza tym, że naprawdę upuściła czytnik przez przypadek, co było złego w tym, co powiedział? Naprawdę podzielała jego zainteresowania, a to, że gdy ktoś ci wpada w oko, chcesz o nim wiedzieć jak najwięcej, jest normalne. Jeśli ktoś ci się podoba, zachowujesz się niemal jak stalker. Czy ona sama nie buszowała bezskutecznie po internecie, próbując coś o nim znaleźć? Więc dlaczego, do diabla, ja nic nie znalazłam o panu, panie Webster? Jaką kryjesz tajemnicę? Ale czy na pewno dobrze szukała? Były inne sposoby, które mogła wypróbować. Nie wypróbowała. Może się bała? Tak, może się bałam znaleźć za dużo o tobie, żeby nie dowiedzieć się za dużo o sobie. – Ten czytnik naprawdę upuściłam przypadkiem! – powiedziała hardo. Red skinął głową. Znowu miała wrażenie, że jest drapieżnym ptakiem, który mierzy ją wzrokiem, szacuje jej możliwości, mierzy czas reakcji. Instynktownie kalkuluje. Kiedy położył jej na ramieniu swoją wielką rękę, podskoczyła jak oparzona. – Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć – powiedział cicho, ale nie zabrał ręki. Trzymał ją lekko, ale władczo. – Nie chciałem cię przygnębić ani obrazić, nie chciałem zrobić nic, czego byś nie chciała, czego byś naprawdę nie chciała. Jego niezwykłe oczy lśniły za szkłami okularów, ale nie było w nich groźby ani wyzwania. Nie po raz pierwszy patrzył na nią łagodnie, z empatią, i wyglądał na faceta silnego i władczego, ale w głębi serca miłego i ludzkiego. – Mamy teraz okazję, Vicki. Okazję, żeby się przez kilka dni zabawić. Poeksperymentować. – Wzruszył ramionami. – Bez żadnych warunków, bez zobowiązań. Czysta przygoda. Co ty na to? Nie musimy się więcej spotykać, a potem możesz sobie powiedzieć, że to była tylko fantazja. Mimo wszystko się uśmiechała. Och, ty szatanie! Jesteś taki uwodzicielski. Nadal się wahała, chociaż Red tak bardzo ją pociągał.

– Nic o tobie nie wiem. Dlaczego miałabym ci ufać? – A co chciałabyś wiedzieć? Co mogę powiedzieć, żeby cię przekonać? Nadal był miłym facetem, ale już pokazywał różki. Miała wrażenie, że nawet gdyby go przepytywała godzinami, nie dostałaby ani jednej szczerej odpowiedzi. Zresztą nie mogła wymyślić nawet pierwszego pytania. Zakłopotana spojrzała pod nogi. Na torbę z aparatem fotograficznym. – Och, Red, jak się zainteresowałeś fotografią? – zapytał cienkim głosikiem. Spojrzała na niego. Uśmiechnął się kpiąco, a ona od razu przestała się złościć. – Dobrze, więc powiedz, jak zacząłeś robić zdjęcia – odpowiedziała. Rozbawiła go. To pytanie coś w nim jednak zmieniło. Na jego twarzy przez chwilę widziała zadumę. Pomyślała, że wraca uprzejmy, rozsądny mężczyzna. Było w nim coś jeszcze – nostalgia, jakiś smutek, coś jakby miłość. – Kiedy byłem mały, dziadek pokazał mi skarb. Był wielbicielem fotografii i miał albumy ze zdjęciami, które zrobił przez lata. Portrety znajomych, grupowe zdjęcia rodzinne. Red patrzył przez okno, ale Vicki czuła, że nie widzi tam nic oprócz wspomnień – ulotnych, ale cennych, jak stare zdjęcia, które powoli tracą kontekst. – Chował je przed światem. Nikomu ich nie pokazywał przez wiele lat. – Urwał i dłoń leżącą na skórzanym siedzeniu zacisnął w pięść, aż mu zbielały kostki. – Ale umierał i chyba nagle sobie uświadomił, że nie chce, żeby jego zdjęcia, jego wspomnienia, zostały zapomniane. Wyjaśnił mi, kto jest kim, opowiedział, jak obmyślał ujęcia. Kiedy o tym mówił, był szczęśliwy, pełen życia, a ci ludzie, którzy już od dawna nie żyli, też jakby wrócili do życia. – Tęsknisz za nim? – Pytanie było zbędne. Widziała, że tak. – Tak, chyba tak, choć minęło wiele lat. Spędziliśmy wtedy razem zaledwie kilka tygodni, ale pokazał mi swoje aparaty, wyjaśnił, jak działają. Nauczył mnie wszystkiego, czego mógł, póki miał siłę. Red nadal był zatopiony we wspomnieniach. Wpatrywał się w budynki, które mijali, ale ich nie widział. Vicki odruchowo dotknęła jego dłoni. Odwrócił się. Oczy znowu mu lśniły, ale jakoś inaczej. Łzy? – Pewnie był cudownym człowiekiem. Bardzo miłym. – Owszem. – Red powiedział to z krzywym uśmiechem, który wygiął mu kąciki ust. – Był twardym, starym sukinsynem. Twardym i znanym jako bezwzględny biznesmen. Nagle przerwał, a twarz mu stężała i przybrała przebiegły wyraz. Miły chłopiec, który kochał dziadka, gdzieś zniknął. Zastąpił go bystrooki demon, który uwielbiał ją dręczyć. – Od tamtej pory cokolwiek robię w życiu, zawsze robię zdjęcia. – Błysnął białymi zębami w szerokim uśmiechu. – Czy teraz ufasz mi trochę bardziej? Czy mam ci jeszcze opowiedzieć, jak psociłem w szkole i o pierwszej miłości? Zaśmiała się. Serce podskoczyło jej z radości, bo podjęła decyzję. Było jej łatwiej, bo zobaczyła prawdziwą twarz Reda, bez maski. – Nie, opuścimy szkołę i miłości. Może zostawimy sobie lalka tematów, żeby mieć o czym rozmawiać przy stoliku przy kolacji? – Wstrzymała oddech. – Ale... tak. Mam ochotę na przygody. Za dużo pracuję. Chciałabym się zabawić, wiesz? – Popatrzyła na