MERRY32

  • Dokumenty989
  • Odsłony194 392
  • Obserwuję132
  • Rozmiar dokumentów1.7 GB
  • Ilość pobrań119 097

E.L. James - Ciemniejsza strona Greya 02

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :5.4 MB
Rozszerzenie:pdf

E.L. James - Ciemniejsza strona Greya 02.pdf

MERRY32 EBooki
Użytkownik MERRY32 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 312 osób, 169 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 401 stron)

1 „50 Ciemniejszych Odcieni” Tłumaczenie: ma_dzik00

2 Prolog Znowu wrócił. Mamusia śpi i znowu jest chora. Chowam się i kulę pod stołem w kuchni. Przez palce widzę mamusię. Śpi na kanapie. Jej ręka zwisa na lepki, zielony dywan. On ma na sobie wielkie buty z błyszczącą sprzączką i staje nad mamusią, krzycząc. Uderza mamusię pasem. Wstawaj! Wstawaj! Jesteś popieprzoną suką. Jesteś popieprzoną suką. Jesteś popieprzoną suką. Jesteś popieprzoną suką. Jesteś popieprzoną suką. Jesteś popieprzoną suką. Jesteś popieprzoną suką. Jesteś popieprzoną suką. Mamusia szlocha. Przestań. Proszę, przestań. Mamusia nie krzyczy. Mamusia zwija się w kulkę. Zatykam uszy palcami i zamykam oczy. Dźwięk znika. On obraca się i widzę jego buty kiedy wchodzi do kuchni. Nadal ma ze sobą pas. Próbuje mnie znaleźć. Schyla się i szczerzy do mnie. Paskudnie pachnie. Papierosami i piciem. Tutaj jesteś, ty mały gówniarzu. Budzi go lament. Chryste! Jest mokry od potu, a jego serce wali. Co jest, kurwa? Siada na łóżku i wkłada głowę w ręce. Kurwa. Wróciły. Ten hałas to byłem ja. Bierze uspokajający oddech, próbując oczyścić swój umysł i nos od zapachu taniego Burbona i papierosów Cameli.

3 Rozdział 1 Przeżyłam Dzień Trzeci bez Christiana i mój pierwszy dzień pracy. To było miłe odwrócenie uwagi. Czas przeleciał na poznawaniu nowych twarzy, pracy i panu Jacku Hyde’dzie. Pan Jack Hyde… uśmiecha się do mnie, jego niebieskie oczy migoczą kiedy opiera się o moje biurko. - Świetna robota, Ano. Myślę, że stworzymy świetny zespół. W jakiś sposób udaje mi się unieść kąciki ust, prawie się uśmiecham. - Będę już szła, jeśli nie masz nic przeciwko.- Mówię. - Oczywiście, jest siedemnasta trzydzieści. Do zobaczenia jutro. - Do widzenia, Jack. - Do widzenia, Ano. Wkładam marynarkę, biorę torebkę i idę do wyjścia. Kiedy już otacza mnie powietrze wczesnego wieczoru Seattle, biorę głęboki oddech. Powietrze nawet nie zaczyna wypełnić pustki w mojej piersi, pustki, którą czuję od sobotniego poranka. To ziejąca dziura przypominająca mi o mojej stracie. Idę do przystanku autobusowego z opuszczoną głową. Gapię się na swoje stopy i rozmyślam o braku mojej ukochanej Wandy, mojego starego Beetle’a… czy Audi. Natychmiast zamykam drzwi przed tą myślą. Nie. Nie myśl o nim. Oczywiście stać mnie na samochód- na ładny, nowy samochód. Podejrzewam, że zawyżył cenę za mój samochód i ta myśl zostawia gorzki posmak w moich ustach, ale odprawiam ją. Próbuję utrzymać mój umysł tak pusty i nieczuły jak to możliwe. Nie mogę o nim myśleć. Nie chcę znowu płakać, nie na ulicy. Mieszkanie jest puste. Tęsknię za Kate i wyobrażam sobie jak leży na plaży na Barbados, popijając zimnego drinka. Włączam plazmowy telewizor żeby jakiś dźwięk wypełniał próżnię i dał jakieś poczucie towarzystwa, ale ani nie słucham ani nie oglądam. Siedzę i wpatruję się ślepo w ceglaną ścianę. Jestem odrętwiała. Nie czuję niczego poza bólem. Jak długo będę musiała to znosić? Dźwięk domofonu odrywa mnie od mojej udręki i moje serce zatrzymuje się. Kto to może być? Naciskam interkom. - Dostawa dla panny Steele.- Mówi znudzony, bezosobowy głos i przeszywa mnie rozczarowanie. Osowiale schodzę po schodach i widzę młodego mężczyznę głośno żującego gumę. Trzyma duże, kartonowe pudło i opiera się o drzwi frontowe. Podpisuję odbiór i zanoszę przesyłkę na górę. Pudło jest zadziwiająco lekkie. W środku znajdują się dwa tuziny długich, białych róż i bilecik.

4 Gratulacje w twoim pierwszym dni pracy. Mam nadzieję, że dobrze poszło. I dziękuję za szybowiec. To było bardzo wspaniałomyślne. Ma szczególne miejsce na moim biurku. Christian Wpatruję się w drukowany bilecik, dziura w mojej piersi powiększa się. Bez wątpienia przysłała to jego asystentka. Christian pewnie miał z tym niewiele wspólnego. Myślenie o tym jest zbyt bolesne. Oglądam róże- są piękne i nie mogę zdobyć się na wyrzucenie ich do śmieci. Idę do kuchni i szukam wazonu. Pojawia się pewien model: pobudka, praca, płacz, sen. Cóż, próbuję spać. Nie mogę uciec przed nim nawet w moich snach. Prześladuję mnie szare, płonące oczy, jego zagubione spojrzenie, jego jasne, rozczochrane włosy. I muzyka… tyle muzyki- nie mogę słuchać żadnej muzyki. Staram się omijać ją za wszelką cenę. Nawet dżungle reklamowe powodują, że drżę. Z nikim nie rozmawiałam, nawet z mamą czy Rayem. Nie mam teraz siły na jałowe rozmowy. Nie, w ogóle tego nie chcę. Stałam się własną wyspą. Zdewastowaną wojną ziemią, na której nic nie rośnie, a horyzont jest posępny. Tak, to ja. Mogę wchodzić w bezosobowe interakcje w pracy, ale to wszystko. Jeśli porozmawiam z mamą, to wiem, że rozpadnę się jeszcze bardziej- a nie mam już czego złamać. Mam trudności z jedzeniem. W porze lunchu w środę, udaje mi się zjeść kubeczek jogurtu i to pierwsza rzecz jaką zjadłam od piątku. Odkryłam nową tolerancję dla picia kawy latte i dietetycznej Coli. Kofeina pozwala mi funkcjonować, ale przez nią czuję się niespokojna. Jack zaczął nade mną wisieć, irytując mnie i zadając osobiste pytania. Czego on chce? Jestem uprzejma, ale muszę trzymać go na odległość ramienia. Siedzę i zaczynam przeglądać stos korespondencji zaadresowanej do niego. Cieszę się, że mogę się skupić na jakieś fizycznej pracy. Słyszę dźwięk maila i szybko sprawdzam od kogo to. Jasna cholera. Email od Christiana. O nie, nie tutaj… nie w pracy.

5 Od: Christian Grey Temat: Jutro Data: 8 Czerwca, 2011 14:05 Do: Anastasia Steele Droga Anastasio, Wybacz, że przeszkadzam ci w pracy. Mam nadzieję, że dobrze ci idzie. Dostałaś moje kwiaty? Mam zapisane, że jutro jest otwarcie wystawy twojego przyjaciela i jestem pewien, że nie miałaś czasu na kupienie samochodu, a to długa droga. Będę bardziej niż szczęśliwy żeby cię tam zabrać- jeśli sobie tego życzysz. Daj mi znać. Christian Grey Prezes Grey Enterprises Holdings Inc. Mam łzy w oczach. Pospiesznie wstaję od biurka i pędzę do łazienki żeby schować się w jednej z kabin. Wystawa José. Cholera. Kompletnie zapomniałam, a obiecałam mu, że przyjdę. Kurna, Christian ma rację: jak się tam dostanę? Łapię się za czoło. Dlaczego José nie zadzwonił? Jak tak teraz o tym myślę- czemu nikt nie zadzwonił? Byłam taka nieobecna, że nie zauważyłam milczenia mojej komórki. Kurna! Ale ze mnie idiotka! Nadal mam ustawione przekierowywanie rozmów na BlackBerry. Ja pierdole. Christian dostaje moje telefony- chyba, że wyrzucił BlackBerry. Jak zdobył mój adres mailowy do pracy? Zna rozmiar mojego buta, więc adres mailowy na pewno nie sprawił mu wielkiego problemu. Mogę go znowu zobaczyć? Zniosłabym to? Chcę go zobaczyć? Zamykam oczy i odchylam głowę do tyłu kiedy przeszywa mnie żal i tęsknota. Oczywiście, że chcę. Może, może mogłabym mu powiedzieć, że zmieniłam zdanie… Nie, nie, nie. Nie mogę być z kimś, kto czerpie przyjemność ze sprawiania mi bólu. Z kimś, kto mnie nie kocha. W moim umyśle pojawia się obrazy pełne tortur- szybowanie, trzymanie za ręce, całowanie, wanna, jego czułość, jego humor i jego mroczne, ponure, seksowne spojrzenie. Tęsknię za nim. Minęło pięć dni, pięć dni agonii, która wydawała się być wiecznością. Owijam ramiona wokół ciała, przytulając się ciasno, próbując się trzymać. Tęsknię za nim. Naprawdę za nim tęsknię… kocham go. Proste. W nocy płaczę do poduszki aż nie zasnę. Wtedy żałuję, że odeszłam, żałuję, że on nie jest inny, żałuję, że nie jesteśmy razem. Jak długo będzie trwało to okropne, przytłaczające uczucie? Czuję się jak w Czyśćcu.

6 Anastasio Steele, jesteś w pracy! Muszę być silna, ale chcę pójść na wystawę José. A głęboko we mnie, masochistka we mnie, chce zobaczyć Christiana. Biorę głęboki oddech i wracam do swojego biurka. Od: Anastasia Steele Temat: Jutro Data: 8 Czerwca, 2011 14:25 Do: Christian Grey Cześć, Christian Dziękuję za kwiaty; są śliczne. Tak, doceniłabym podwózkę. Dziękuję. Anastasia Steele Asystentka wydawcy Jacka Hyde’a, SIP Sprawdzam telefon i rzeczywiście okazuje się, że nadal jest ustawiony na przekazywanie rozmów. Jack jest na spotkaniu, więc szybko dzwonię do José. - Cześć José. Tu Ana. - Witaj, nieznajoma.- Jego głos jest tak ciepły i przyjemny, że znowu prawie się rozklejam. - Nie mogę długo rozmawiać. O której mam jutro być na twojej wystawie? - Nadal przyjeżdżasz?- Brzmi na podekscytowanego. - Tak, oczywiście.- Uśmiecham się pierwszym szczerym uśmiechem od pięciu dni kiedy wyobrażam sobie jak się szczerzy do telefonu. - O dziewiętnastej trzydzieści. - To do zobaczenia. Do widzenia, José. - Cześć, Ana. Od: Christian Grey Temat: Jutro Data: 8 Czerwca, 2011 14:27 Do: Anastasia Steele Droga Anastasio, O której mam po ciebie przyjechać?

7 Christian Grey Prezes Grey Enterprises Holdings Inc. Od: Anastasia Steele Temat: Jutro Data: 8 Czerwca, 2011 14:32 Do: Christian Grey Wystawa José zaczyna się o 19:30. O której byś proponował? Anastasia Steele Asystentka wydawcy Jacka Hyde’a, SIP Od: Christian Grey Temat: Jutro Data: 8 Czerwca, 2011 14:34 Do: Anastasia Steele Droga Anastasio, Od Portland dzieli nas pewna odległość. Przyjadę po ciebie o 17:45. Czekam z niecierpliwością żeby cię zobaczyć. Christian Grey Prezes Grey Enterprises Holdings Inc. Od: Anastasia Steele Temat: Jutro Data: 8 Czerwca, 2011 14:38 Do: Christian Grey W takim razie, do zobaczenia. Anastasia Steele Asystentka wydawcy Jacka Hyde’a, SIP

8 O rety. Zobaczę Christiana i po raz pierwszy od pięciu dni, trochę poprawia mi się nastrój. Pozwalam sobie chwilę podumać co u niego. Tęsknił za mną? Prawdopodobnie nie tak, jak ja za nim. Znalazł nową Niewolnicą skąd tam one się biorą? Ta myśl jest tak bolesna, że od razu o niej zapominam. Spoglądam na stos korespondencji, którą muszę posegregować dla Jacka i próbuję się na tym skupić żeby znowu wypchnąć Christiana z mojej głowy. Tej nocy, przewracam się w łóżku, próbując spać. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu, nie płakałam do poduszki. Wizualizuję sobie twarz Christiana kiedy opuszczałam jego mieszkanie. Jego udręczony wyraz twarzy prześladuje mnie. Pamiętam, że nie chciał żebym szła, co było dziwne. Dlaczego miałabym zostać skoro sprawy przybrały taki impas? Oboje krążyliśmy wokół własnych problemów- mój strach przed karą, jego strach przed… czym? Miłością? Obracając się na bok, przytulam poduszkę. Wypełnia mnie wszechogarniający smutek. Myśli, że nie zasługuje na bycie kochanym. Dlaczego tak czuje? Czy to ma coś wspólnego z jego wczesnym dzieciństwem? Z jego biologiczną matką, dziwką za koks? Moje myśli opętują mnie aż do bardzo wczesnych godzin porannych, ale w końcu odpływam w wyczerpujący sen. Dzień strasznie się wlecze, a Jack jest niezwykle uważny. Podejrzewam, że to przez śliwkową sukienkę Kate i czarne buty na wysokim obcasie, które ukradłam z jej szafy. Podjęłam decyzję, że po swojej pierwszej wypłacie, pójdę na zakupy. Sukienka bardziej teraz na mnie wisi, ale udaję, że tego nie widzę. W końcu jest siedemnasta trzydzieści, chwytam torebkę i marynarkę. Próbuję uspokoić nerwy. Zobaczę go! - Masz dzisiaj randkę?- Mówi Jack kiedy przechodzi obok mojego biurka, też wychodzi. - Tak. Nie. Nie do końca. Unosi jedną brew, najwyraźniej to go zainteresowało.- Chłopak? Rumienię się.- Nie, przyjaciel. Były chłopak. - Może jutro będziesz chciała pójść na drinka po pracy. Miałaś wzorowy pierwszy tydzień, Ana. Powinniśmy to uczcić.- Uśmiecha się i jakaś nienazwana emocja przebiega przez jego twarz, przez co czuję się nieswojo. Wkłada ręce w kieszenie i szybko wychodzi przez podwójne drzwi. Marszczę brwi na jego pospieszny odwrót. Drink z szefem, czy to dobry pomysł? Kręcę głową. Najpierw muszę przebrnąć przez wieczór z Christianem Grey’em. Jak mam to zrobić? Idę szybko do łazienki żeby się poprawić. W ogromnym lustrze na ścianie, przyglądam się sobie uważnie. Jestem jak zwykle blada, mam ciemne worki pod moimi za dużymi oczami. Wyglądam na zmizerowaną i udręczoną.

9 Jeezu, chciałabym umieć używać produktów do makijażu. Nakładam maskarę i eyeliner, podszczypuję policzki żeby jakoś nadać im koloru. Związuję włosy tak, że artystycznie opadają mi na plecy i biorę głęboki oddech. To musi wystarczyć. Nerwowo przechodzę przez foyer z uśmiechem i macham do Claire z recepcji. Myślę, że mogłybyśmy zostać przyjaciółkami. Jack rozmawia z Elizabeth kiedy idę do drzwi. Uśmiechając się szeroko, otwiera przede mną drzwi. - Za tobą, Ana.- Mamrocze. - Dziękuję.- Uśmiecham się, zawstydzona. Na chodniku na zewnątrz czeka Taylor. Otwiera drzwi od samochodu. Spoglądam niepewnie na Jacka, który idzie za mną. Spogląda w stronę Audi SUV z konsternacją. Obracam się i wsiadam do środka. I oto on- Christian Grey- w szarym garniturze, bez krawata, odpięty kołnierzyk. Jego szare oczy błyszczą. Mam sucho w ustach. Wygląda nieziemsko, poza tym, że patrzy na mnie spode łba. O nie! - Kiedy ostatnio jadłaś?- Mówi ostro kiedy Taylor zamyka za mną drzwi. Cholera.- Witaj, Christian. Ciebie też miło widzieć. - Nie chcę teraz twojej mądrej buzi. Odpowiedz mi.- Jego oczy ciskają gromy. Ja pierdolę. – Emm… jadłam jogurt na lunch. A, i banana. - Kiedy ostatnio jadłaś coś konkretnego?- Pyta jadowicie. Taylor siada za kółkiem, włącza silnik i wyjeżdża na ulicę. Podnoszę wzrok i widzę, że Jack macha do mnie. Chociaż nie wiem w jaki sposób widzi coś za przyciemnianymi szybami. Odmachuję. - Kto to?- Pyta ostro Christian. - Mój szef.- Zerkam na pięknego mężczyznę obok mnie, a jego usta zaciśnięte są w cienką kreskę. - Więc? Twój ostatni posiłek? - Christian, to naprawdę nie twoja sprawa.- Mamroczę, czując się niewiarygodnie odważna. - Wszystko, co robisz jest moją sprawą. Powiedz mi. Nie, nie jest. Jęczę z frustracji i przewracam oczami, a Christian mruży oczy. I pierwszy raz od dawna, chcę się zaśmiać. Staram się powstrzymać chichot, który zaraz wybuchnie. Twarz Christiana łagodnieje kiedy próbuję utrzymać poważną minę i widzę cień uśmiechu na jego pięknie wyrzeźbionych ustach. - Więc?- Pyta łagodniej. - Pasta ala vongole w ostatni piątek.- Szepczę. Zamyka oczy kiedy furia i może żal, pojawiają się na jego twarzy.- Rozumiem.- Jego głos jest bez wyrazu.- Wyglądasz jakbyś od tego czasu schudła przynajmniej trzy kilo, może więcej. Proszę jedz, Ano.- Upomina mnie. Patrzę w dół na palce splątana na moich kolanach. Dlaczego przez niego zawsze czuję się jak niegrzeczne dziecko?

10 Porusza się i obraca do mnie.- Jak się masz?- Pyta, jego głos nadal jest łagodny. Cóż, gównianie… Przełykam.- Jeśli powiedziałabym ci, że w porządku, to skłamałabym. Ostro nabiera powietrza.- Ja też.- Mamrocze, sięga i kładzie rękę na mojej.- Tęsknię za tobą.- Dodaje. O nie. Skóra na skórze. - Christian, ja— - Ana, proszę. Musimy porozmawiać. Będę płakać. Nie.- Christian, ja… proszę… Tak dużo płakałam.- Szepczę, próbując utrzymać emocje na wodzy. - Och, kochanie, nie.- Ciągnie moją rękę i zanim się orientuję, siedzę na jego kolanach. Obejmuje mnie ramionami, wkłada nos w moje włosy.- Tak bardzo za tobą tęskniłem, Anastasio. Chcę uwolnić się z jego uścisku żeby zyskać trochę dystansu, ale jego ramiona mi na to nie pozwalają. Przyciska mnie do swojej piersi. Rozpływam się. Och, właśnie tutaj chcę być. Opieram o niego głowę, a on całuje moje włosy, powtarzając proces. To jest dom. Pachnie lnem, płynem do zmiękczania, żelem pod prysznic i moim ulubionym zapachem- Christianem. Przez chwilę pozwalam sobie na fantazję, że wszystko będzie dobrze i to koi moją sponiewieraną duszę. - Chodź.- Christian zsuwa mnie ze swoich kolan.- Jesteśmy. Co? - Helipad, na dachu budynku.- Spogląda w stronę budynku dla wyjaśnienia. Oczywiście. Charlie Tango. Taylor otwiera drzwi i wysiadam. Uśmiecha się do mnie ciepło, co powoduje, że czuję się bezpieczna. Odwzajemniam uśmiech. - Powinnam oddać ci twoją chusteczkę. - Proszę ją zachować, panno Steele, z moimi najlepszymi życzeniami. Rumienię się kiedy Christian obchodzi samochód i chwyta mnie za rękę. Patrzy zagadkowo na Taylora, który spogląda na niego bez emocji, niczego nie wyjawiając. - Dziewiąta?- Mówi do niego Christian. - Tak, proszę pana. Christian potakuje kiedy odwraca się i prowadzi mnie przed podwójne drzwi do ogromnego foyer. Rozkoszuję się uczuciem jakie przynosi jego duża dłoń i długi palce zwinięte wokół moich. Czuję to znajome przyciąganie- ciągnie mnie jak Ikara do słońca. Już się sparzyłam i znowu tu jestem. Kiedy docieramy do wind, naciska guzik. Zerkam na niego i widzę jego enigmatyczny uśmiech. Kiedy drzwi się otwierają, puszcza moją rękę i wchodzę do środka. Drzwi się zamykają i ryzykuję kolejne spojrzenie. Patrzy na mnie, jego szare oczy są żywe. W powietrzu między nami, unosi się elektryczność. Jest wyczuwalna. Mogę jej prawie posmakować. Pulsuje między nami, przyciąga nas do siebie.

11 - Ojej.- Tracę oddech kiedy przez chwilę ogrzewam się w tym pierwotnym uczuciu. - Ja też to czuję.- Mówi, jego oczy są zamglone i intensywne. Zabójcze, mroczne pożądanie zbiera się między moimi nogami. Christian chwyta mnie za rękę i głaszcze moje kostki kciukiem. Wszystkie mięśnie zaciskają się przepysznie, głęboko we mnie. O ja pierdolę. Jak może nadal tak na mnie działać? - Proszę, nie przygryzaj wargi, Anastasio.- Szepcze. Podnoszę na niego wzrok i uwalniam wargę. Chcę go. Tutaj, teraz, w windzie. Jak mogłabym nie chcieć? - Wiesz, jak to na mnie działa.- Mamrocze. Och, nadal na niego działam. Moja wewnętrzna bogini uwalnia się ze swoich pięciodniowych dąsów. Nagle drzwi się otwierają, przełamując zaklęcie i jesteśmy na dachu. Jest wietrznie i pomimo mojej czarnej marynarki, jest mi zimno. Christian obejmuje mnie ramieniem i przysuwa do swojego boku i pospiesznie idziemy przez lądowisko, gdzie na samym środku stoi Charlie Tango. Jego śmigła obracają się wolno. Wysoki blondyn o kwadratowej szczęce, w czarnym garniturze, wyskakuje ze środka. Pochyla się i biegnie do nas. Ściska ręce z Christianem, krzyczy ponad hałasem śmigieł. - Jest gotowa, proszę pana. Cała pańska! - Wszystko sprawdzone? - Tak, proszę pana. - Zabierzesz ją około dwudziestej trzydzieści? - Tak, proszę pana. - Taylor czeka na ciebie przed budynkiem. - Dziękuję, panie Grey. Bezpiecznego lotu do Portland, proszę pani.- Zasalutował mi. Christian potakuje, nie puszcza mnie, tylko schyla się i prowadzi mnie do drzwi helikoptera. Kiedy już jestem w środku, zapina mnie w uprząż pasów, ciasno je ściskając. Ma znajomy wyraz twarzy i swój sekretny uśmiech. - To powinno zatrzymać cię w miejscu.- Mamrocze.- Muszę powiedzieć, że podoba mi się ta uprząż na tobie. Niczego nie dotykaj. Rumienię się na szkarłat, a on przesuwa palcem wskazującym przez mój policzek zanim podaje mi słuchawki. Też chciałabym cię dotknąć, ale mi nie pozwalasz. Patrzę na niego spode łba. Poza tym, zapiął mnie tak mocno, że prawie nie mogę się ruszyć. Siada na swoim miejscu i zapina się, potem zaczyna cały proces przygotowawczy lotu. Jest taki kompetentny. To bardzo duży wabik. Zakłada słuchawki, przesuwa przełącznik i śmigła przyspieszają, ogłuszając mnie. Obraca się i patrzy na mnie.- Gotowa, kochanie?- Jego głos oddbija się echem przez słuchawki. - Tak. Uśmiecha się swoim szerokim, chłopięcym uśmiechem. Wow, tak dawno go nie widziałam. - Wieża Sea-Tac, tu Charlie Tango- Tango Echo Hotel, gotowy do startu do Portland przez PDX. Proszę o potwierdzenie, odbiór.

12 Bezosobowy głos kontrolera lotu odpowiada podając instrukcje. - Wieża, przyjąłem, Charlie Tango gotowy, bez odbioru.- Christian przełącza dwa przełączniki, chwyta drążek i helikopter podnosi się powoli i łagodnie ku wieczornemu niebu. Seattle i mój żołądek zostają na ziemi i jest tyle do zobaczenia. - Ścigaliśmy świt, Anastasio, a teraz zmierzch.- Słyszę jego głos w słuchawkach. Obracam się i patrzę na niego zaskoczona. Co to znaczy? Jak to jest, że potrafi mówić takie romantyczne rzeczy? Uśmiecha się i nie mogę nic poradzić na swój nieśmiały uśmiech. - Tym razem też więcej widać, przez wieczorne słońce.- Mówi. Ostatnim razem kiedy lecieliśmy do Seattle, było ciemno, ale tego wieczoru widok jest spektakularny, dosłownie nie z tego świata. Jesteśmy ponad najwyższymi budynkami i wzbijamy się wyżej i wyżej. - Escala jest tam.- Wskazuje na budynek.- Tam Boeing i nawet widać Space Needle. Wyciągam szyję.- Nigdy nie byłam. - Zabiorę cię, możemy tam zjeść. Co?- Christian, zerwaliśmy. - Wiem. Nadal mogę cię tam zabrać i nakarmić.- Patrzy na mnie. Kręcę głową i rumienię się zanim decyduję się na inne podejście.- Bardzo tu pięknie, dziękuję. - Imponujące, prawda? - Imponujące, że potrafisz to robić. - Pochlebstwa od pani, panno Steele? Ale jestem człowiekiem o wielu talentach. - Jestem tego w pełni świadoma, panie Grey. Obraca się i uśmiecha krzywo, a ja po raz pierwszy od pięciu dni, zaczynam się relaksować. Może nie będzie tak źle. - Jak w nowej pracy? - Dobrze, dziękuję. Interesująco. - Jaki jest twój szef? - Och, jest w porządku.- Jak mam powiedzieć Christianowi, że przez Jacka czuję się niekomfortowo? Christian obraca się i spogląda na mnie. - Co jest nie tak?- Pyta. - Poza tym, co oczywiste, to nic. - Oczywiste? - Och, Christian, czasami jesteś naprawdę tępy. - Tępy? Ja? Nie wiem czy podoba mi się pani ton, panno Steele. - Cóż, to niech ci się nie podoba. Kąciki jego ust podnoszą się.- Tęskniłem za twoją mądrą buzią. Tracę oddech i chcę krzyknąć: Ja tęskniłam za tobą- za całym tobą- nietylko za twoją buzią! Ale siedzę cicho i wyglądam przez szklaną kulę dla ryb, którą jest kokpit Charliego Tango. Lecimy na południe. Zmierzch jest po naszej prawej, słońce nisko na horyzoncie- ogromne, mocno pomarańczowe- i znowu jestem Ikarem, lecącym o wiele za blisko. Zmierzch przyszedł z nami z Seattle i niebo ma teraz kolor opalu, różu i akwamaryny połączonego w jedno, tylko Matka Natura wie jakim sposobem. Jest czysty, rześki wieczór, światła Portland świecą i migoczą, witając nas kiedy Christian ląduje helikopterem na

13 helipadzie. Jesteśmy na szczycie dziwnego, brązowego, ceglanego budynku w Portland- tego samego, z którego wylatywaliśmy trzy tygodnie temu. Jeezu, minęło tak niewiele czasu. Mimo to, czuję jakby znała Christiana przez całe swoje życie. Wyłącza Charliego Tango, wyłączając różne przełączniki by wyłączyć śmigła. W końcu słyszę tylko własny oddech przez słuchawki. Hmm. Przypomina mi się doświadczenie z Thomasem Tallisem. Blednę. O nie, na pewno nie chcę teraz o tym myśleć. Christian odpina swoją uprząż i wychyla się żeby odpiąć moją. - Dobra przejażdżka, panno Steele?- Pyta, jego głos jest przymilny, a oczy świecące. - Tak, dziękuję, panie Grey.- Odpowiadam uprzejmie. - No, to chodźmy zobaczyć zdjęcia tego chłopca.- Wyciąga rękę i chwytając ją, wysiadam z Charliego Tango. Siwowłosy mężczyzna z brodą podchodzi żeby nas powitać, uśmiechając się szeroko. Rozpoznaję w nim tego starszego pana z ostatniego razu kiedy tu byliśmy. - Joe.- Christian uśmiecha się i puszczając moją rękę, ściska ciepło dłoń Joe. - Pilnuj jej dla Stephana. Przyjedzie około ósmej albo dziewiątej. - Tak zrobię, panie Grey. Proszę pani.- Mówi, potakując.- Samochód czeka na dole, proszę pana. A i winda nie działa, muszą państwo użyć schodów. - Dziękuję, Joe. Chrstian bierze mnie za rękę i idziemy w kierunku schodów ewakuacyjnych. - Dobrze dla ciebie, że to tylko trzy piętra, na tych obcasach.- Mówi do mnie z dezaprobatą. No nie żartuj. - Nie podobają ci się buty? - Bardzo mi się podobają, Anastasio.- Jego wzrok ciemnieje i myślę, że powie coś innego, ale tego nie robi.- Chodź. Zejdziemy powoli. Nie chcę żebyś spadła i skręciła sobie kark. Siedzimy w ciszy kiedy kierowca wiezie nas o galerii. Mój niepokój powrócił ze zdwojoną siłą i zdaję sobie teraz sprawę, że nasza podróż Charlim Tango była okiem cyklonu. Christian jst cichy i ponury... wygląda jakby się czegoś obawiał; nasz lepszy nastrój z wcześniej, wyparował. Jest tyle rzeczy, które chciałabym powiedzieć, ale ta podróż jest za krótka. Christian patrzy namiętnie przez okno. - Jose to tylko przyjaciel.- Mamroczę. Christian obraca się i patrzy na mnie, jego oczy są ciemne i ostrożne, niczego nie wyjawiają. Jego usta- och, jego usta nieproszenie mnie rozpraszają. Pamiętam je na sobie- wszędzie. Moja skóra podgrzewa się. On przesuwa się na siedzeniu i marszczy brwi. - Te piękne oczy robią się za duże w stosunku do twojej twarzy, Anastasio. Proszę, powiedz mi, że będziesz jadła. - Tak, Christian, będę jadła.- Odpowiadam automatycznie. - Mówię poważnie. - Co ty nie powiesz?- Nie potrafię ukryć pogardy w moim głosie. Poważnie? Zuchwałość tego faceta- faceta, przez którego przeszłam przez piekło w ciągu ostatnich pięciu dni. Nie, to nie tak. Sama się skazałam na to piekło. Nie. To on. Kręcę głową, skonsternowana.

14 - Nie chcę się z tobą kłócić, Anastasio. Chcę cię z powrotem i chcę żebyś była zdrowa.- Mówi łagodnie. Co? Co to znaczy?- Ale nic się nie zmieniło.- Nadal jesteś 50 Odcieniami. - Porozmawiajmy w drodze powrotnej. Jesteśmy na miejscu. Samochód podjeżdża przed galerię, Christian wysiada i zostawia mnie oniemiałą. Otwiera mi drzwi i wygramalam się. - Dlaczego to robisz?- Mój głos jest głośniejszy niż się spodziewałam. - Co robię?- Christian jest zaskoczony. - Mówisz coś takiego, a potem po prostu przestajesz. - Anastasio, jesteśmy na miejscu. Tu, gdzie ty chcesz być. Więc zróbmy to a potem porozmawiamy. Nieszczególnie widzi mi się scena na ulicy. Rumienię się i rozglądam wokół. Ma rację. To zbyt publiczne miejsce. Zaciskam usta kiedy on patrzy na mnie z góry. - Ok.- Mamroczę nadąsana. Chwyta mnie za rękę i prowadzi do budynku. Jesteśmy w przerobionym magazynie- ceglane ściany, ciemne drewniane podłogi, białe sufity i białe światła. Jest przestronnie i nowocześnie. Wielu ludzi chodzi po podłodze galerii, popijając wino i podziwiając prace José. Moje problemy rozpływają się na chwilę kiedy dociera do mnie, że Jose zrealizował swoje marzenie. Tak trzymać, Jose! - Dobry wieczór i witam na wystawie José Rodriguez'a.- Wita nas młoda kobieta ubrana na czarno. Ma bardzo krótkie, brązowe włosy, jasną, czerwoną szminkę i wielkie, okrągłe, zwisające kolczyki. Spogląda na mnie pobieżnie, a potem o wiele dłużej i wnikliwiej na Christiana. Potem znowu wraca do mnie i mruga kiedy się rumieni. Marszczę brew. On jest mój- albo był. Bardzo staram się nie patrzeć na nią spode łba. Kiedy jej oczy odzyskuję ostrość, znowu mruga. - Och, to ty, Ana. Chcielibyśmy żebyście się z tym zapoznali.- Uśmiecha się szeroko i podaje mi broszurę. Potem kieruje mnie do stołu obłożonego napojami i przekąskami. Skąd zna moje imię? - Znasz ją?- Christian marszczy brwi. Kręcę głową, tak samo zmieszana. Rozkojarzony, wzrusza ramionami.- Czego chciałabyś się napić? - Poproszę lampkę białego wina, dziękuję. Marszczy brew, ale trzyma język za zębami i idzie do otwartego baru. - Ana! José przedziera się przez tłum ludzi. O żesz ty! Ma na sobie garnitur. Wygląda dobrze i uśmiecha się do mnie szeroko. Obejmuje mnie ramionami i mocno przytula. Robię, co mogę żeby nie wybuchnąć płaczem. Mój przyjaciel, mój jedyny przyjaciel od kiedy Kate jest na wyjeździe. Łzy zbierają się w moich oczach. - Ana, tak się cieszę, że udało cię się przyjść.- Szepcze mi do ucha, potem milknie i trzyma mnie na długość ramienia, gapiąc się. - Co? - Hej, wszystko w porządku? Wyglądasz, cóż, dziwnie. Dios mio, schudłaś? Mrugam żeby odpędzić łzy.- José, wszystko w porządku. Po prostu cieszę się z twojego sukcesu. Gratuluję wystawy.- Mój głos zaczyna drżeć kiedy widzę niepokój na jego tak znajomej twarzy, ale muszę się trzymać.

15 - Jak się tu dostałaś?- Pyta. - Christian mnie przywiózł.- Mówię, nagle jestem pełna obaw. - Aha.- Jego twarz smutnieje i puszcza mnie.- Gdzie on jest?- Jego wyraz twarzy mrocznieje. - Tam, poszedł po drinki.- Wskazuję głową w kierunku Christiana i widzę, że wymienia uprzejmości z kimś z kolejki. Christian podnosi wzrok kiedy patrzę w jego stronę i nasze oczy spotykają się. I w tej krótkiej chwili, jestem sparaliżowana, patrząc na niemożliwie przystojnego mężczyznę, który patrzy na mnie z jakąś nienazwaną emocją. Jego wzrok jest gorący, wpala się we mnie i przez chwilę wyłączamy się ze świata. Ja nie mogę... Ten piękny mężczyzna chce mnie z powrotem i gdzieś głęboko we mnie pojawia się słodka radość. Rozwija się jak poranna poświata o wczesnym świcie. - Ana!- José przywołuje mnie do tu i teraz.- Tak się cieszę, że przyszłaś. Posłuchaj, muszę cię ostrzec— Nagle, panna Bardzo Krótkie Włosy i Czerwona Szminka przerywa mu.- José, dziennikarka z Portland Printz jest tutaj żeby się z tobą zobaczyć. Chodź.- Uśmiecha się do mnie uprzejmie. - Jakie to zajebiste, co nie? Sława.- Uśmiecha się szeroko, a ja nie mogę nic poradzić na to, że robię to samo- jest taki szczęśliwy.- Później cię znajdę, Ano.- Całuje mnie w policzek i patrzę jak podchodzi do młodej kobiety stojącej obok wychudzonego fotografa. Fotografie José są wszędzie. Niektóre zostały powiększone na ogromnych płótnach. Są i monochromatyczne i kolorowe. Wszechogarniające piękno znajduje się wielu krajobrazach. Na jednym z nich, zrobionym niedaleko jeziora w Vancouver, jest wczesny wieczór i różowe chmury odbijają się od nieruchomej wody. Na chwilę przenoszę się do spokojności jaka z niego emanuje. Niesamowite. Christian przyłącza się do mnie, biorę głęboki oddech i przełykam, próbując odzyskać co nieco z mojego wcześniejszego spokoju. Podaje mi kieliszek białego wina. - Nadaje się?- Mój głos jest już bardziej normalny. Christian patrzy na mnie zagadkowo. - Wino. - Nie. Rzadko podają dobre wino na takich imprezach. Chłopak jest dość utalentowany, nieprawdaż?- Christian podziwia zdjęcie z jeziorem. - A myślisz, że dlaczego poprosiłam go żeby zrobił ci zdjęcia?- Nie mogę nic poradzić na dumę w moim głosie. Jego beznamiętne oczy przesuwają się ze zdjęcia na mnie. -Christian Grey?- Fotograf z Portland Printz podchodzi do Christiana.- Mogę panu zrobić zdjęcie? - Jasne.- Christian ukrywa swoje rozdrażnienie. Odsuwam się, ale chwyta moją rękę i przyciąga do swojego boku. Fotograf patrzy na nas i nie może ukryć swojego zaskoczenia. - Dziękuję, panie Grey.- Strzela kilka fotek.- Panno…?- Pyta. - Steele.- Odpowiadam. - Dziękuję, panno Steele.- Odchodzi szybko. - Szukałam w Internecie twoich zdjęć z randkami. Nie ma żadnych. To dlatego Kate myślała, że jesteś gejem.

16 Usta Christiana drżą w uśmiechu.- To wyjaśnia twoje niewłaściwe pytanie. Nie, nie chodzę na randki, Anastasio- tylko z tobą. Ale wiesz to.-Jego oczy płoną szczerością. - Więc nigdy nie wychodziłeś ze swoimi— Nerwowo rozglądam się wokół, by sprawdzić czy ktoś nie może nas usłyszeć— Niewolnicami? - Czasem. Nie na randki. Zakupy i takie tam.- Wzrusza ramionami, nie spuszcza ze mnie wzroku. Och, więc tylko do pokoju zabaw— jego Czerwonego Pokoju Bólu i do jego mieszkania. Nie wiem jak mam się z tym czuć. - Tylko ty, Anastasio.- Szepcze. Rumienię się i patrzę w dół, na palce. W swój sposób, zależy mu na mnie. - Twój przyjaciel wydaje się być bardziej skupiony na krajobrazach, nie na portretach. Rozejrzyjmy się.- Wyciąga do mnie rękę, a ja chwytam ją. Przechodzimy obok kilku fotografii i zauważam parę, która potakuje w moją stronę, uśmiechając się szeroko jak gdyby mnie znali. To pewnie dlatego, że jestem z Christianem, ale jeden facet centralnie gapi się na mnie. Dziwne. Skręcamy w jedną alejkę i już wiem dlaczego ludzie tak dziwnie na mnie patrzą. Na ścianie wisi siedem ogromnych portretów- moich portretów. Patrzę na nie ślepo, oszołomiona. Krew odpływa mi z twarzy. Ja: robiąca kwaśną minę, śmiejąca się, patrząca spode łba, poważna, rozbawiona. Wszystkie w dużym zbliżeniu, wszystkie czarno- białe. Jasna cholera! Pamiętam, że José bawił się aparatem podczas kilku okazji kiedy nas odwiedzał i kiedy z nim wychodziłam jako kierowca czy asystentka fotografa. Myślałam, że tylko tak sobie strzelał. Nie, że to wyląduje na ogromnych płótnach. Spoglądam w górę na Christiana, który gapi się wnikliwie na każde zdjęcie po kolei. - Wygląda na to, że to nie tylko ja.- Mówi tajemniczo, jego usta są zaciśnięte. Myślę, że jest zły. O nie. - Przepraszam na chwilę.- Mówi, przyszpilając mnie na chwilę swoimi jasnym, szarym spojrzeniem. Obraca się i idzie do recepcji. O co mu teraz chodzi? Obserwuję zauroczona jak rozmawia z panną Bardzo Krótkie Włosy i Czerwona Szminka. Wyciąga portfel i podaje jej kartę kredytową. Kurna. Musiał kupić jedno z nich. - Hej. To ty jesteś muzą. Te zdjęcia są wyśmienite.- Młody mężczyzna z burzą blond włosów straszy mnie. Czuję rękę na łokciu i wiem, że Christian wrócił. - Jesteś szczęściarzem.- Blond Burza uśmiecha się krzywo do Christiana, która patrzy na niego chłodno. - To prawda.- Mamrocze ponuro i odciąga mnie na bok. - Czy ty właśnie kupiłeś jedno z nich? - Jedno z nich?- Prycha, nie zdejmując ze mnie oczu. - Kupiłeś więcej niż jedno?

17 Przewraca oczami.- Kupiłem wszystkie, Anastasio. Nie chcę żeby jakiś obcy człowiek napalał się na ciebie w swoim domu. Moją pierwszą inklinacją jest żeby się zaśmiać.- Ty wolisz to robić?- Szydzę. Patrzy na mnie z góry, zbity z tropu moją zuchwałością, tak myślę, ale stara się ukryć swoje rozbawienie. - Szczerze mówiąc, tak. - Zboczeniec.- Mówię i przygryzam dolną wargę żeby powstrzymać uśmiech. Szczęka mu opada i teraz jego rozbawienie jest ewidentne. W zamyśleniu przesuwa palcem po brodzie. - Nie mogę się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, Anastasio.- Kręci głową i jego oczy łagodnieją humorem. - Porozmawiałabym o tym bardziej wnikliwie, ale podpisałam klauzulę poufności. Wzdycha i jego oczy ciemnieją.- Co ja chciałbym zrobić twojej mądrej buzi.- Mamrocze. Tracę oddech, bo aż za dobrze wiem, co to znaczy.- Jesteś bardzo niegrzeczny.- Próbuję brzmieć na zszokowaną i udaje mi się. Czy on nie ma żadnych granic? Uśmiecha się do mnie krzywo, rozbawiony, a potem marszczy brwi. - Wyglądasz na bardzo zrelaksowaną na tych zdjęciach, Anastasio. Nie często cię taką widuję. Co? Hola! Zmiana tematu- mówiąc o niekonsekwencji- od dowcipnego do poważnego. Rumienię się i spoglądam na swoje palce. Podnosi moją głowę, a ja ostro nabieram powietrza na kontakt z jego długimi palcami. - Chcę żebyś była tak zrelaksowana przy mnie.- Szepcze. Resztki humor zniknęły. Gdzieś głęboko we mnie, znowu czuję radość. Ale jak to możliwe? Mamy problemy. - Musisz przestać mnie onieśmielać, jeśli tego chcesz.- Mówię ostro. - Musisz nauczyć się komunikować i mówić mi jak się czujesz.- Odszczekuje, a jego oczy płoną. Biorę głęboki oddech.- Christian, chciałeś mnie jako Niewolnicę. Właśnie w tym tkwi problem. W definicji Niewolnicy, przesłałeś mi ją raz.- Zatrzymuję się, próbując przypomnieć sobie słowa.- Myślę, że synonimami były i tu cytuję: „łatwa w obróbce, ustępliwa, podatna, pasywna, zrezygnowana, cierpliwa, uległa, oswojona”. Nie miałam na ciebie patrzeć. Nie miałam do ciebie mówić dopóki mi na to nie pozwoliłeś. Czego się spodziewasz?- Syczę. Mruga powiekami i jeszcze bardziej marszczy czoło kiedy kontynuuję. - Bycie z tobą jest bardzo dezorientujące. Nie chcesz żebym ci się sprzeciwiała, ale też lubisz moją „mądrą buzię”. Chcesz posłuszeństwa, poza momentami kiedy go nie chcesz- żebyś mógł mnie ukarać. Po prostu nie wiem czego chcesz kiedy z tobą jestem. Mruży oczy.- Trafne spostrzeżenie, jak zwykle, panno Steele.- Jego głos jest lodowaty.- Chodź, zjedzmy coś. - Jesteśmy tu dopiero pół godziny.

18 - Widziałaś zdjęcia, porozmawiałaś z chłopakiem. - On ma na imię José. - Porozmawiałaś z José- z mężczyzną, który kiedy widziałem go po raz ostatni, próbował wepchnąć język w twoją niechętną buzię kiedy byłaś pijana i było ci nie dobrze.- Warczy. - On nigdy mnie nie uderzył.- Wypluwam słowa. Christian patrzy na mnie spode łba, furia emanuje z każdej części jego ciała.- To cios poniżej pasa, Anastasio.- Szepcze jadowicie. Rumienię się, a Christian przebiega rękami przez włosy, jeżąc się ledwie powstrzymywanym gniewem.- Patrzę na niego gniewnie. - Zabieram cię na jedzenie. Znikasz przed moimi oczami. Znajdź chłopaka, pożegnaj się. - Proszę, nie możemy jeszcze trochę zostać? - Nie. Idź. Teraz. Pożegnaj się. Patrzę na niego gniewnie, a krew się we mnie gotuje. Pan Przeklęty Maniak Kontroli. Złość jest dobra. Złość jest lepsza niż płacz. Odrywam od niego wzrok i przeszukuję pomieszczenie w poszukiwaniu José. Rozmawia z grupką młodych kobiet. Idę sztywno w jego kierunku i z dala od 50. Mam robić co mówi tylko dlatego, że mnie tu przywiózł? Za kogo on się uważa, do diabła? Dziewczyny spijają każde słowo z ust José. Jedna z nich traci oddech kiedy podchodzę, bez wątpienia rozpoznając mnie z portretów. - José. - Ana. Dziewczyny, wybaczcie.- José uśmiecha się do nich szeroko i obejmuje mnie ramieniem. Jestem w pewien sposób rozbawiona- José dobrze sobie radzi z dziewczynami, imponuje im. - Wyglądasz na wściekłą.- Mówi. - Muszę iść.- Mówię uparcie. - Dopiero przyszłaś. - Wiem, ale Christian musi wracać. Zdjęcia są fantastyczne, José. Jesteś bardzo utalentowany. Szczerzy się do mnie.- Super było cię zobaczyć. José podnosi mnie w swoich ramionach i okręca mną tak, że widzę Christiana po drugiej stronie galerii. Patrzy spode łba i zdaję sobie sprawę, że to dlatego, że jestem w ramionach José. Więc w wykalkulowanym ruchu, obejmuję ramionami szyję José. Christian chyba zaraz umrze. Jego gniewne spojrzenie ciemnieje czymś ponurym i zaczyna powoli iść w naszym kierunku. - Dzięki, że ostrzegłeś mnie przed moimi portretami.- Bełkoczę. - Cholera. Przepraszam, Ano. Powinienem był ci powiedzieć. Podobają ci się? - Emm… nie wiem.- Odpowiadam szczerze, zbita z tropu jego pytaniem.

19 - Cóż, wszystkie zostały sprzedane, więc komuś się podobają. Zajebiście, nie? Jesteś dziewczyną z plakatu.- Przytula mnie mocniej kiedy Christian dochodzi do nas, patrząc na mnie gniewnie. Szczęśliwie, José go nie widzi. José puszcza mnie.- Nie bądź obca, Ano. O, pan Grey, dobry wieczór. - Panie Rodriguez, bardzo imponujące.- Głos Christiana jest lodowato uprzejmy.- Przepraszam, że nie możemy zostać dłużej, ale musimy wracać do Seattle. Anastasio?- Subtelnie podkreśla słowo my i chwyta mnie za rękę. - Cześć, José. Jeszcze raz gratuluję.- Daję mu szybkiego całusa w policzek i zanim się orientuję, Christian wyciąga mnie z budynku. Wiem, że gotuje się w cichym gniewie, ale ja też. Szybko spogląda w obie strony ulicy, a potem skręca w lewo i nagle zaciąga mnie do bocznej alejki, przyciskając mnie do ściany. Chwyta moją twarz obiema rękami, zmuszając żebym spojrzała w górę, w jego żarliwe oczy. Tracę oddech, a jego usta robią nalot na moje. Całuje mnie gwałtownie. Przez chwilę nasze zęby spotykają się, a potem jego język znajduje się w mojej buzi. Pożądanie eksploduje w moim ciele jak fajerwerki na 4 Lipca i odwzajemniam pocałunek, jego zapał. Moje ręce wplątują się w jego włosy i mocno je ciągną. Jęczy, niski, seksowny dźwięk dobiegający z wnętrza jego gardła, który rozbrzmiewa we mnie. Jego ręce przesuwają się w dół aż do moich ud, jego palce wbijają się w moją skórę przez śliwkową sukienkę. Wlewam w nasz pocałunek cały lęk i złamane serce ostatnich kilku dni, związując go ze sobą i wtedy to mnie uderza- w chwili tej wiążącej namiętności- on robi to samo, czuje się tak samo. Dysząc, przerywa pocałunek. Jego oczy lśnią od pożądania, zapalając już i tak rozgrzaną krew, która pulsuje w moim ciele. Nie czuję ust kiedy próbuję nabrać do płuc cennego powietrza. - Jesteś. Moja.- Warczy, akcentując każde słowo. Odsuwa się ode mnie i zgina, kładąc ręce na kolanach jak gdyby przebiegł maraton.- Na miłość boską, Ana. Opieram się o ścianę, dysząc. Próbuję przejąć kontrolę nad rozpustną reakcją mojego ciała, próbuję odnaleźć swój spokój. - Przepraszam.- Szepczę kiedy już mogę oddychać. - Powinnaś. Wiem, co robiłaś. Chcesz fotografa, Anastasio? Oczywistym jest, że on coś do ciebie czuje. Rumienię się i kręcę głową. - Nie. To tylko przyjaciel. - Spędziłem całe swoje dorosłe życie na unikaniu skrajnych emocji. A ty… wzbudzasz we mnie uczucia, które są mi kompletnie obce. To bardzo…- Marszczy czoło, szukając słowa.- Niepokojące.

20 - Lubię kontrolę, Ano, a przy tobie, to po prostu— staje prosto, jego wzrok jest intensywny— wyparowuje.- Macha ręką, potem przesuwa nią po włosach i bierze głęboki oddech. Chwyta mnie za rękę. - Chodź, musimy porozmawiać, a ty musisz coś zjeść.

21 Rozdział 2 Prowadzi mnie do małej, kameralnej restauracji. - To miejsce będzie musiało wystarczyć.- Zrzędzi Christian.- Nie mamy dużo czasu. Dla mnie ta restauracja jest w porządku. Drewniane krzesła, płócienne obrusy i ściany w takim samym kolorze jak pokój zabaw Christiana- głęboka, krwista czerwień- z małymi, pozłacanymi lustrami porozrzucanymi bez porządku; białe świece i małe wazoniki z białymi różami. Ella Fitzgerald śpiewa łagodnie w tle o tej rzeczy nazywanej miłością. Jest bardzo romantycznie. Kelner prowadzi nas do stolika dla dwojga w małej alkowie. Siadam bojąc się, co Christian chce mi powiedzieć. - Nie mamy dużo czasu.- Mówi Christian do kelnera kiedy siadamy.- Więc poprosimy dwie porcje befsztyka z polędwicy, średnio wysmażone, sos bernaise, jeśli macie, frytki i zielone warzywa, cokolwiek ma szef kuchni; i proszę o kartę win. - Oczywiście, proszę pana.- Kelner, zdziwiony chłodną postawą Christiana, wymyka się. Christian kładzie swoje BlackBerry na stole. Jeezu, ja nie mogę sama wybrać? - A co, jeśli nie lubię befsztyka? Wzdycha.- Nie zaczynaj, Anastasio. - Nie jestem dzieckiem, Christian. - Cóż, to przestań tak się zachowywać. Czuję się jakby mnie spoliczkował. Mrugam powiekami. Więc tak to będzie wyglądało, wstrząsająca, spięta rozmowa. W bardzo romantycznej scenerii, ale z pewnością żadnych serduszek i kwiatków. - Jestem dzieckiem, bo nie lubię befsztyka?- Mamroczę żeby zamaskować zranienie. - Dlatego, że celowo wzbudziłaś moją zazdrość. To dziecinne. Nie masz względu na uczucia swojego przyjaciela, że tak go podjudzasz?- Christian zaciska usta i patrzy spode łba kiedy kelner wraca z listą win. Rumienię się- nie pomyślałam o tym. Biedny José- z całą stanowczością nie chcę go zachęcać. Nagle, jestem przerażona. Christian ma rację; to było bezmyślne. Spogląda na listę win. - Chciałabyś wybrać wino?- Pyta i unosi wyczekująco brwi z czystą arogancją. Wie, że kompletnie nie znam się na winach. - Ty wybierz.- Odpowiadam nadąsana i skarcona. - Poproszę dwie lampki Barossa Valley Shiraz. - Emm… sprzedajemy je tylko na butelki, proszę pana. - Więc butelkę.- Mówi ostro Christian.

22 - Tak, proszę pana.- Zawraca ulegle i nie winię go. Marszczę brwi. Co go gryzie? Och, pewnie ja i gdzieś w głębinach mojej psychiki, moja wewnętrzna bogini wstaje ospale, rozciąga się i uśmiecha. Spała przez jakiś czas. - Jesteś bardzo naburmuszony. Patrzy na mnie bez emocji.- Ciekawe dlaczego? - Cóż, taka postawa dobrze wróży kameralnej i szczerej rozmowie o przyszłości, nie sądzisz?- Uśmiecham się do niego słodko. Zaciska usta w cienką linię, ale potem, prawie niechętnie, jego usta unoszą się i wiem, że próbuje ukryć uśmiech. - Przepraszam.- Mówi. - Przeprosiny przyjęte i z radością chcę cię poinformować, że nie przeszłam na wegetarianizm od kiedy ostatnio jedliśmy. - Od kiedy ty ostatnio jadłaś. Myślę, że ten punkt jest dyskusyjny. - Znowu to słowo „dyskusyjny”. - Dyskusyjny.- Jego usta i oczy łagodnieją od humoru. Przebiega ręką przez włosy i znowu jest poważny.- Ana, ostatnim razem kiedy rozmawialiśmy, zostawiłaś mnie. Trochę się denerwuję. Powiedziałem ci, że chcę cię z powrotem, a ty… nic nie powiedziałaś.- Jego wzrok jest intensywny i wyczekujący, podczas gdy jego szczerość jest rozbrajająca. Co mam na to odpowiedzieć, do diabła? - Tęskniłam za tobą… naprawdę za tobą tęskniłam, Christian. Te ostatnie kilka dni były… trudne.- Przełykam, gula w moim gardle puchnie kiedy przypominam sobie mój desperacki lęk odkąd go zostawiłam. Ten ostatni tydzień był najgorszym w moim życiu, ból prawie nie do opisania. Nic innego się z tym nie równa. Ale rzeczywistość mnie uderza. - Nic się nie zmieniło. Nie mogę być tym, czym chcesz żebym była.- Wyciskam słowa przez gulę w moim gardle. - Jesteś tym, czym chcę żebyś była.- Mówi, jego głos jest empatyczny. - Nie, Christian, nie jestem. - Jesteś zdenerwowana przez to, co wydarzyło się ostatnim razem. Zachowałem się głupio, a ty… Ty tak samo. Dlaczego nie użyłaś słowa bezpieczeństwa, Anastasio?- Jego ton zmienia się, jest oskarżający. Co? Hola- zmiana kierunku. Rumienię się i mrugam. - Odpowiedz mi. - Nie wiem, byłam przytłoczona tym wszystkim. Próbowałam być tym, czym chciałeś żebym była. Próbowałam poradzić sobie z bólem i wyleciało mi z głowy. No wiesz… zapomniałam.- Szepczę zażenowana i wzruszam przepraszająco ramionami. Jeezu, może mogliśmy uniknąć całej tej bolesnej sytuacji. - Zapomniałaś!- Mówi w horrorze, chwytając krawędzie stolika i patrząc na mnie gniewnie.

23 Cholera! Znowu jest wściekły. Moja podświadomość też obdarza mnie gniewnym spojrzeniem. Widzisz, sama sprowadziłaś na siebie to wszystko! - Jak mam ci ufać?- Mówi niskim głosem.- Kiedykolwiek? Kelner przynosi nasze wino kiedy siedzimy patrząc na siebie, niebieskie oczy w szare. Oboje jesteśmy wypełnieni obwinianiem siebie nawzajem, podczas gdy kelner wyjmuje korek z niepotrzebną nonszalancją i nalewa trochę wina do kieliszka Christiana. Christian automatycznie sięga po kieliszek i bierze łyka. - W porządku.- Jego głos jest szorstki. Kelner pospiesznie napełnia nasze kieliszki, stawia butelkę na stole i szybko się wycofuje. Christian przez cały czas nie spuścił ze mnie oczu. Pękam pierwsza, zrywam kontakt wzrokowy i podnoszę swój kieliszek. Biorę duży haust. Prawie nie czuję smaku. - Przepraszam.- Szepczę, bo nagle czuję się głupio. Odeszłam, bo myślałam, że jesteśmy niekompatybilni. A on teraz mówi, że mogłam go powstrzymać? - Za co przepraszasz?- Pyta zaalarmowany. - Za nie użycie słowa bezpieczeństwa. Zamyka oczy, jak gdyby w uldze. - Mogliśmy uniknąć całego tego cierpienia.- Mamrocze. - Ty wyglądasz dobrze.- Lepiej niż dobrze. Wyglądasz jak ty. - Pozory mogą być złudne.- Mówi cicho.- Czuję wiele rzeczy, ale na pewno nie jest dobrze. Czuję jakby słońce zaszło i nie wstawało przez pięć dni, Ano. Żyję w wiecznej nocy. Jestem poruszona jego wyznaniem. Ojej, to tak jak ja. - Powiedziałaś, że nigdy nie odejdziesz, a kiedy tylko zrobiło się ciężko, to już cię nie było. - Kiedy powiedziałam, że nigdy nie odejdę? - Przez sen. To była najbardziej podnosząca na duchu rzecz jaką usłyszałem od bardzo dawna, Anastasio. Spowodowała, że się zrelaksowałem. Coś ściska mnie w sercu i sięgam po wino. - Powiedziałaś, że mnie kochasz.- Szepcze.- Czy teraz to czas przeszły?- Jego głos jest niski i zaciągnięty niepokojem. - Nie, Christian, nie jest. Patrzy na mnie na tak podatnego kiedy wypuszcza powietrze.- To dobrze.- Mówi. Jestem zszokowana jego wyznaniem. Zmienił podejście. Kiedy wcześniej powiedziałam mu, że go kocham, był przerażony. Kelner wrócił. Szybko stawia przed nami nasze dania i wycofuje się. Ja pierdolę, jedzenie. - Jedz.- Rozkazuje Christian. Gdzieś głęboko wiem, że jestem głodna, ale w tej chwili mój żołądek jest ściśnięty. Siedzę na przeciwko jedynego mężczyzny, którego kochałam i debatuję na temat naszej niepewnej przyszłości. To nie zachęca do jedzenia. Spoglądam z powątpiewaniem na jedzenie.

24 - Boże dopomóż, Anastasio, jeśli nie będziesz jadła, to przełożę cię przez kolano, tutaj, w tej restauracji i nie będzie to miało nic wspólnego z moją seksualną gratyfikacją. Jedz! Jeezu, nie wyrywaj sobie włosów z głowy, Grey. Moja podświadomość gapi się na mnie znad swoich okularów. Całkowicie zgadza się z 50 Odcieniami. - Ok, zjem. Proszę, schowaj swoją świerzbiącą dłoń. Nie uśmiecha się, tylko nadal gniewnie na mnie patrzy. Niechętnie podnoszę nóż i widelec i zaczynam kroić befsztyk. Och, jest wyśmienity. Jestem głodna, naprawdę głodna. Kiedy żuję, Christian wyraźnie się relaksuje. Jemy naszą kolację w ciszy. Muzyka się zmieniła. Kobieta o miękkim głosie śpiewa w tle, jej słowa odbijają echem moje myśli. Spoglądam na 50. Je i obserwuję mnie. Głód, niepokój i tęsknota zmieszane w jedno gorące spojrzenie. - Wiesz, kto to śpiewa?- Próbuję jakiejś normalnej rozmowy. Christian przestaje i słucha.- Nie… ale jest dobra, kimkolwiek jest. - Mi też się podoba. W końcu uśmiecha się swoim prywatnym, enigmatycznym uśmiechem. Co planuje? - Co?- Pytam. Kręci głową.- Zajadaj.- Mówi przymilnie. Zjadłam połowę talerza. Nie mogę zjeść więcej. Jak mam to wynegocjować? - Już więcej nie mogę. Czy zjadałam wystarczająco dla Pana? Patrzy na mnie beznamiętnie, nie odpowiada. Potem spogląda na swój zegarek. - Jestem naprawdę pełna.- Dodaję, biorąc łyk przepysznego wina. - Niedługo musimy iść. Taylor jest tutaj i musisz wstać rano do pracy. - Ty też. - Funkcjonuję na mniejszej ilości snu od ciebie, Anastasio. Przynajmniej coś zjadłaś. - Nie wracamy Charlim Tango? - Nie, myślałem, że będę potrzebował drinka. Taylor po nas przyjedzie. Poza tym, w ten sposób będę miał cię dla siebie przez kilka godzin w samochodzie, przynajmniej. Co możemy robić oprócz rozmawiania? Och, taki ma plan. Christian woła kelnera i prosi o rachunek, potem podnosi BlackBerry i dzwoni. - Jesteśmy w Le Picotin, Południowo- zachodnia Trzecia Aleja.- Rozłącza się. Jeezu, jest taki szorstki przez telefon. - Jesteś bardzo szorstki dla Taylora, właściwie, dla większości ludzi. - Po prostu szybko przechodzę do rzeczy, Anastasio. - Tego wieczoru nie przeszedłeś do rzeczy. Nic się nie zmieniło, Christian. - Mam dla ciebie propozycję. - To zaczęło się propozycją. - Inną propozycję.

25 Kelner wraca i Christian podaje mu kartę kredytową bez sprawdzania rachunku. Patrzy na mnie spekulująco kiedy kelner wkłada jego kartę do terminala. Telefon Christiana wibruję, a on spogląda na niego. Ma propozycję? Co tym razem? Przez mój umysł przebiega kilka scenariuszy: porwanie, praca dla niego. Nie, nic nie ma sensu. Christian kończy płacić. - Chodź. Taylor jest na zewnątrz. Wstajemy, a on bierze moją rękę. - Nie chcę cię stracić, Anastasio.- Czule całuje moje kostki, a dotyk jego ust na mojej skórze odbija się echem w moim ciele. Na zewnątrz czeka Audi. Christian otwiera przede mną drzwi. Wchodząc do środka, zanurzam się w miękkiej skórze. On idzie na stronę kierowcy, Taylor wysiada z samochodu i rozmawiają krótko. To nie jest ich zwyczajny protokół. Jestem ciekawa. O czym rozmawiają? Wsiadają chwilę później i spoglądam na Christiana, który ma beznamiętny wyraz twarzy kiedy patrzy do przodu. Pozwalam sobie przez chwilę ponapawać się jego boskim profilem: prosty nos, rzeźbione, pełne usta, włosy słodko opadające na jego czoło. Ten boski mężczyzna z pewnością nie jest dla mnie. Nagle łagodna muzyka wypełnia samochód. To instrumentalny kawałek, którego nie znam. Taylor wyjeżdża na ulicę, kierując się w stronę I-5 i Seattle. Christian obraca się tak żeby na mnie patrzeć.- Tak jak mówiłem, Anastasio, mam dla ciebie propozycję. Spoglądam nerwowo na Taylora. - Taylor cię nie słyszy.- Zapewnia mnie Christian. - Jak to? - Taylor.- Woła Christian. Taylor nie odpowiada. Woła ponownie, nadal żadnej odpowiedzi. Christian wychyla się i klepie go po ramieniu. Taylor wyjmuję z uszu słuchawkę, której nie zauważyłam. - Tak, proszę pana? - Dziękuję, Taylor. Wszystko w porządku, kontynuuj. - Tak, proszę pana. - Zadowolona? Słucha swojego iPoda. Pucciniego. Zapomnij, że tu jest. Ja tak robię. - Celowo poprosiłeś go żeby to robił? - Tak. Och.- Ok, twoja propozycja? Christian nagle wygląda na zdeterminowanego w biznesowym stylu. Jasna cholera. Negocjujemy umowę. Słucham uważnie. - Pozwól, że najpierw o coś cię zapytam. Chcesz zwyczajnego waniliowego związku bez żadnego perwersyjnego pieprzenia? Opada mi szczęka.- Perwersyjnego pieprzenia?- Piszczę. - Perwersyjnego pieprzenia.