MERRY32

  • Dokumenty989
  • Odsłony206 398
  • Obserwuję139
  • Rozmiar dokumentów1.7 GB
  • Ilość pobrań126 968

S. Kenyon - Mroczny Łowca Świąteczne Spotkania - PL całość

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :418.2 KB
Rozszerzenie:pdf

S. Kenyon - Mroczny Łowca Świąteczne Spotkania - PL całość.pdf

MERRY32 EBooki pdf
Użytkownik MERRY32 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 18 z dostępnych 18 stron)

1 Sherrilyn Kenyon DARK HUNTER Opowiadanie: Świąteczne Spotkania Tłumaczenie: agnes_ka1

2 Nowy Orlean Bar Sanktuarium Boże Narodzenie Aimee Peltier zatrzymała się, kiedy popatrzyła na zgromadzenie wokół niej. To był jedyny dzień w roku, kiedy Sanktuarium było oficjalnie zamknięte. Mimo, że bardzo niewielu członków rodziny i pracowników było chrześcijanami, oni nadal brali wolne, by uczcić święto. Aby pamiętać ich własne wierzenia i wrócić myślami do tych, których kochali i utracili. Jak wskazywała jego nazwa, ten bar był przystanią dla Zwierzo-Łowców, zmiennokształtnych, którzy polowali na siebie nawzajem i byli ścigani przez ludzi. Jej rodzice otworzyli ten bar ponad sto lat temu, po tym, jak starszy brat Aimee został zabity w bezsensownej wojnie, która poróżniła ich ludzi. To było uroczyste ślubowanie jej matki, iż jeśli będzie w stanie pomóc, to żadna inna matka nie będzie płakać po stracie swojego dziecka. Ale od tego czasu poglądy jej matki na to, co było dobre a co złe, znacznie się zmieniły. A w celu utrzymania porządku tutaj w barze, jej matka musiała podejmować decyzje, z którymi Aimee nie do końca się zgadzała. Ale rozbieżności w relacjach matka-córka były starsze niż wszystkie rasy Zwierzo- Łowców. W barze było słabe światło padające tylko od świec. Jej brat Dev był przy kasie nalewając drinki. On wiązał z tyłu swoje długie, kręcone, blond włosy w kucyk, podczas gdy żartował z Coltem i Angelem, którzy w ludzkiej postaci siedzieli, na hokerach przy barze i pili piwo. Matka Aimee, Nicolette, była z boku w ludzkiej postaci i bawiła się z młodymi niedźwiadkami Zara. Było tam kilka tygrysów, jaguar i niedźwiedzie wylegujące się albo symulujące walkę, podczas gdy inni Zwierzo-Łowcy byli w ludzkiej postaci i grali w karty, bilard, albo po prostu kręcili się po barze. - Dobrze się czujesz? Odwróciła się, aby podążać za głębokim głosem i znaleźć Maxisa stojącego za nią. Wysoki i wspaniały miał ciemne-blond włosy i zielono-srebrzyste oczy, które błyszczały w słabym świetle. Oszołomiona musiała powtórnie zamrugać, żeby się upewnić, że nie wyobraziła sobie jego obecności. Maxis przybył do Sanktuarium poważnie ranny. Jeden z nielicznych Katagariańskich smoków łatwo nie mieszał się z innymi grupami. Wolał być odizolowany na poddaszu, gdzie mógł spać w postaci smoka i nikomu nie przeszkadzać. - Co robisz na dole? Max skrzyżował ręce na piersi. - Czułem twój ból i zastanawiałem się, co go spowodowało.

3 Jego troska wzruszyła ją głęboko. To była prawda, patrzenie na rodzinę wokół niej wywoływało ból przez jedną rzecz, której chciała najbardziej. Fang Kattalakis. Wilk, który na wpół martwy został tu przyniesiony przez swojego brata, a Aimee pielęgnowała go aż wrócił z powrotem do zdrowia. Z resztą tak samo jak pomagała Maxowi. Ale w przeciwieństwie do Maxa zakochała się po uszy w Fangu, mimo, że wiedziała, iż nie było szans, by cokolwiek między nimi było. Gdyby tylko mogła przekonać do tego swoje serce. Posłała Maxowi uśmiech, o którym wiedziała, że jest fałszywy. - Wszystko w porządku. - Nic nie jest w porządku, Aimee. Nie było w porządku od nocy, kiedy Fang opuścił to miejsce. Spojrzała na niego nerwowo. - Proszę, ścisz nieco głos… - Czy tak lepiej? Mogła usłyszeć jego głos tylko w swojej głowie. Podchodząc poklepała jego ramię. - Nic mi nie będzie, Max. Dziękuję za twoją troskę, ale znasz mnie. - Znam cię Aimee. I wiem, że samotność jest lochem najeżonym kolcami, które przebiją każdą warstwę pancerza, jaki próbujesz zbudować. – Trzymał ręce wysoko, tak żeby mogła zobaczyć umieszczony tam tatuaż na pamiątkę jego rodziny. – Straciłem wszystko, co dla mnie najcenniejsze. Nie popełniaj tego samego błędu. - Ale Fang i ja nie jesteśmy partnerami. Nie mamy znaków... - Dla nas też nie było znaków. A jednak moje serce jest złamane. Nie pozwól Mojrom zrujnować sobie życia. Czasami sami musimy wziąć za nie odpowiedzialność. Cofnął się i omiótł wzrokiem pozostałych. - Nie podoba mi się bycie tutaj, wśród tych wszystkich ludzi i zwierząt. Mam zamiar to sobie odpuścić, ale pamiętaj odwaga to robić to, co wiemy, że jest niebezpieczne. Jest ryzykowne dla naszego bezpieczeństwa próbować zmienić coś na lepsze. Nie pozwól, aby strach kształtował twoją rzeczywistość, ponieważ nie ważne jak jesteś ostrożna zawsze ktoś lub coś wymknie się tylnymi drzwiami, by obnażyć twój strach. Lepiej się z tym zmierzyć i pokonać to, niż miałoby cię zaatakować znienacka. Zanim mogła to skomentować, zniknął. Aimee stała tam i rozważała jego słowa. Miał rację, ale wiedzieć o czymś, a zacząć działać, to były dwie różne kwestie. - Czego on chciał?

4 Zawahała się przy odpowiedzi na pytanie ojca. Ponad siedem stóp wzrostu, jej ojciec przerażał prawie wszystkich, którzy na niego patrzyli. Ale nie ją. Jako jedyna córka, Aimee wiedziała, że nigdy by jej nie skrzywdził. - Życzył mi Wesołych Świąt. Jej ojciec uśmiechnął się zanim przyciągnął ją do siebie i ucałował w czubek głowy. - Przyciągasz najdziwniejsze stwory. - Czy to aż taka zła rzecz? – Spojrzała w znaczący sposób na swoich braci. Jej ojciec roześmiał się. Ale jego śmiech nie polepszył jej nastroju. - Tatku? Czy mogę cię o coś zapytać? Zmrużył oczy spoglądając na nią. - Nie jestem pewien czy podoba mi się ton twojego głosu, ale możesz spróbować. Przed tym jak powiedziała, spojrzała na jej matkę bawiąca się z młodymi. - Gdybyś nie był skazany na Maman, czy nadal byś z nią pozostał? Jego wzrok pociemniał. - Dlaczego pytasz? - Z ciekawości. Jego twardy wyraz twarzy upewnił ją w przekonaniu, że jej odpowiedź nie zadowoliła go. - Nie kłam, Aimee. Mogę wyczuć to na twojej skórze. Myślisz o wilku, prawda? Popatrzyła w dal, niezdolna do odpowiedzi. Nie, żeby już nie wiedział. Oczy jej ojca rzucały na nią płomienie. - On nie jest z naszego gatunku. A w jej odczuciu to nic nie zmieniało. - Wiem to, Tatku. Powtarzam to sobie każdego dnia. - Jeśli zostawisz nas dla niego, nie wiem czy Nicolette poradzi sobie z tym. Twoja matka może być trudna, ale ona cię kocha i chce wszystkiego, co najlepsze dla nas wszystkich. - Wiem. Pochylił się, by szepnąć jej do ucha.

5 - Ale to twoje życie ma petite coeur. Zawsze tu będę dla ciebie. Aimee zamknęła oczy, kiedy te słowa złagodziły troszkę ból jej serca. - Dziękuję ci, Tatku. Kocham cię. - Też cię kocham, a teraz uśmiechnij się i dołącz do zabawy. Opuścił ją, aby porozmawiać z jej bratem Serrem, podczas gdy Aimee nagle poczuła się nie na miejscu i nie wiedziała, dlaczego. To był jej dom. To byli jej ludzie i jej rodzina, a jednak... Ona nigdy nie doświadczyła czegoś takiego i to ją zabolało. - Wszystko w porządku, siostrzyczko? Skinęła głową na słowa jej brata Kyla, który przystanął obok niej. - Zaczyna mnie boleć głowa. - Chcesz żebym ci coś przyniósł? Uśmiechnęła się do jego przystojnej twarzy. On był da niej najcenniejszy spośród jej rodzeństwa. - W porządku, dziecinko. Myślę, że powinnam się na chwilkę położyć. Przekaż mamie, że powinnam być na dole za jakiś kwadrans. - Spoko. Uścisnęła jego ramię zanim odeszła od baru przed drzwi, które sąsiadowały z budynkiem, w którym mieszkali. Było tam niesamowicie cicho, bez wszystkich z baru. To był jedyny czas, kiedy dom był naprawdę cichy. Aimee skierowała się do swojego pokoju. Otwierając drzwi zatrzymała się, gdy poczuła znajomy zapach. Fang. Serce zaczęło jej walić, gdy zatrzasnęła drzwi i zaczęła go szukać. Ale go tu nie było. Chciała płakać... Przynajmniej do czasu, kiedy zdała sobie sprawę, że jego zapach nadal jest silny na jej komodzie. Spojrzała pod stos różnych papierów i znalazła małe pudełko. Podniosła go i stwierdziła, że był na nim wyłącznie zapach Fanga. Strasznie jej go brakowało. Jej oczy łzawiły, kiedy odpakowała prezent, by znaleźć mały medalik. Miał wyryte niedźwiedzie pazury wokół diamentu z przodu. Z drugiej strony była łapa wilka. Ale to, co było w środku sprawiło, że pociekły jej łzy. Gdy otworzyła medalik zobaczyła kawałek jego futra. Aimee zaszlochała na ten widok. Zwierzęta nie dawały sobie nawzajem takich rzeczy.

6 Z tym kawałkiem futra, wróg mógłby wyśledzić go w czasie. Ale on zaufał jej na tyle, by jej go powierzyć. Nigdy nic nie wzruszyło jej bardziej. Jej ręka drżała, kiedy zamknęła go i zawiesiła na szyi. Na długim łańcuszku spadł między jej piersi, a ona wsunęła go do biustonosza, żeby mieć go jak najbliżej serca i nosić poza zasięgiem wzroku innych. Kiedy sięgnęła po pudełko zwróciła uwagę na karteczkę na jego dnie. Uśmiechnęła się na typowy liścik Fanga. Tęsknię. Nie, „kocham cię”, czy coś soczyście romantycznego. Tylko krótka, jasna prawda. - Też za tobą tęsknię. – Szepnęła próbując zatrzymać łzy, które jej umykały. I wtedy spojrzała w górę, żeby ujrzeć resztę wiadomości namalowaną na jej lustrze. Ręką Fanga. Aimee wyciągnęła do niej rękę kładąc dłoń na napisie. - Pewnego dnia, Fang. Pewnego dnia... Fang zamrugał, kiedy patrzył na Aimee przez okno. W postaci wilka był w stanie ukryć się na tle ciemnego nieba. Tak bardzo chciał ją przytulić, ale wiedział lepiej, żeby nie próbować. Sama jego obecność zagrażała jej. Pewnego dnia, Aimee... Jego serce złamało się, kiedy cofnął się i przeskoczył na dach, dopóki nie było wystarczającej odległości między nimi, żeby mógł przybrać ludzka postać. Sprawił, aby ubrania pojawiły się na nim i już ubrany zszedł na dół. Udał się do miejsca gdzie zostawił swoje Suzuki GSX-R. Ubrał kask zanim odpalił Jixera i odjechał do domu poprzez noc. Było tak trudno być ze swoją rodziną, podczas gdy to, czego naprawdę chciał, to była Aimee. Jego brat Vane był szczęśliwym wilkiem. Jego ludzka partnerka, Brida zaakceptowała go, a Mojry uznały ich za partnerów na całe życie. Jeśli tylko wilk mógłby być sparowany z niedźwiedziem... Z westchnieniem Fang zaparkował swój motor i wszedł do domu przez tylne drzwi. Brida miała ubrany cały dom na Święta Bożego Narodzenia. Były tam wszędzie dzwonki, ostrokrzew i poisencja. Usłyszał śmiech dochodzący z salonu i rzucił klucze na ladę. Jego brat Fury zatrzymał się w drzwiach. Przekrzywił głowę na bok zanim zawył jak wilk. - Lepiej zmyj z siebie zapach niedźwiedzia zanim podejdziesz w pobliże Vane’a. Pójdziesz tam tak śmierdząc, a on zedrze z ciebie skórę. Fang chciał zacząć mu mówić, co może sobie zrobić ze swoim ostrzeżeniem. Ostatnią rzeczą, jaką chciał, to zmyć z siebie zapach Aimee, ale to było Boże Narodzenie. Czas pokoju i rodziny.

7 - Będę tam za kilka minut. Fury skinął głową, kiedy patrzył na plecy Fanga idącego schodami. Czuł się źle na myśl o swoim bracie. Jeśliby mógł, przywiózłby Aimee swojemu bratu, ale nie było im to pisane. Niedźwiedzie nigdy nie zgodziłyby się na sparowanie ich jedynej córki z wilkiem. To po prostu tak nie mogło być. I jeśli Mojry by tego nie zatwierdziły... Facet, to musiało być do bani. - Fury? Odwrócił się, by zobaczyć Maggie idącą korytarzem, żeby dołączyć do niego w kuchni. - Potrzebujesz, żeby ci pomóc? – Zapytała. - Nie. – Powiedział kierując się w stronę lodówki. – Chciałem napić się trochę wody. Nie lubię pić tego ludzkiego syfu. To może mnie rozstroić i nie sądzę żebyś chciała, aby twój ojciec widział jak przemieniam się w wilka, podczas gdy on tu jest. Jej ojciec nie miał pojęcia, że był otoczony przez zwierzęta, więc oni przybierali ludzką postać, by nie drażnić rodziny Maggie i Bridy. - Byłbym szczęściarzem, gdybym był tak pijany, żeby nasikać na jego nogę. Partner Maggie, Wren śmiejąc się dołączył do nich. - Za to mógłbym ci zapłacić. Maggie szturchnęła swojego partnera w żołądek. - Obiecałeś mi, że będziesz się zachowywał. - Przecież się zachowuję. Ale jeśli Fury nasika na twojego tatę... - Wren! - Podniósł ręce w górę w geście kapitulacji, po czym mrugnął do niej jednym okiem. – Jesteś złem wcielonym. Wren tylko uśmiechnął się zanim złapał wodę z lodówki i powrócił do salonu, gdzie rodzina Bridy śpiewała kolędy. Brida siedziała na kanapie ze swoim synkiem na kolanach, kiedy Vane siedział na podłodze trzymając ją za rękę, a ona krzywiła się nieco od dysharmonii dźwięków piosenki. Fury czuł niepohamowaną potrzebę, żeby zawyć, ale ostre spojrzenie Vane’a zatrzymało jego szczęki zamknięte na kłódkę. Złapał wzrok Fanga, kiedy ich brat powrócił do nich. Jego ciemne włosy były nadal mokre po szybkim prysznicu. Węsząc Fang wykonał bardzo wilczą czynność, gdy jego nos był atakowany ludzką wonią roztaczającą się wokół. Było ciężko, gdy tylu ludzi było w pobliżu. Ale oni stali się mistrzami w udawaniu. Przeważnie.

8 Fury podszedł i podał mu butelkę wody. - Wesołych Świat, bracie. Fang skinął głową zanim odkręcił kapsel i pociągnął łyk wody. Ale nawet wtedy Fury zobaczył tęsknotę na twarzy brata i zaczął się zastanawiać, co było gorsze. Wiedząc to, czego by pragnął i nie być w stanie sięgnąć po to, czy być jak on i nie mieć pojęcia czy kiedykolwiek znajdzie kogoś, kto mógłby go znieść...

9 Nowy Orlean Rezydencja Kyriana Kyrian Hunter spojrzał na swoich przyjaciół i rodzinę, którzy zebrali się na Wigilijną kolację. Jego synek Nicky i córeczka Marissa bawili się przy choince, razem z jego teściową, podczas gdy jego najlepszy przyjaciel Julian wraz ze swoją żoną Grace pomagali otwierać swoim dzieciom ostatnie prezenty. Rodzina jego żony, klan Devereaux, był tu cały, śmiejąc się i świętując. Musiał być najszczęśliwszym skurczybykiem na tej planecie. Wydawało się jakby to było wczoraj, gdy był samotny i nie miał nikogo, kto by go kochał. Nikogo, kto o niego dbał. A jednej nocy śmiertelny wróg prawie odebrał mu ludzi, którzy teraz tłoczyli się w jego domu. Jego szwagierka Tabitha wstała i zadzwoniła w kieliszek, by zwrócić uwagę wszystkich. - Przepraszam, że przerywam, ale chciałam życzyć wam wszystkim Wesołych Świąt. Wiwaty wybuchły, ale Tabitha gestem ręki uciszyła wszystkich. - Wiecie, moja babcia, która pochodziła z Rumunii, zawsze mawiała, że z wrogów i kochanków powstają dziwne pary. Kyrian napotkał wzrok Valeriusa ponad głową Tabithy. Tych dwoje spędziło wieki na polowaniu na siebie nawzajem. Ale ze względu na ich żony, które były bliźniaczkami, zakopali topór wojenny – ale nie w głowie Valeriusa, jak podejrzewał Kyrian. Podniósł swój kieliszek w cichym toaście do Valeriusa, który odwzajemnił gest zanim jego wzrok nie przeniósł się na jego brata Zareka, który trzymał za ręce swoją żonę Astrid. Tak jak Kyrian, Zarek też spędził wieczność na nienawiści do Valeriusa. Teraz bracia znów byli połączeni. Cuda się jednak zdarzały. Ludzie w tym pokoju byli tego żywym dowodem. - Za rodzinę. – Powiedziała Tabitha podnosząc swój kieliszek. – I za tych, których straciliśmy, ale nadal mamy w naszych sercach. Chciałabym zaproponować chwilę ciszy za nich… Wszyscy pochylili głowy w szacunku. Ale to nie smutek czuł Kyrian, to była wdzięczność, że wszyscy z nich byli tu żywi i zdrowi. Podniósł swoją głowę w tym samym czasie, co Talon i Sunshine. Kyrian uśmiechnął się do nich wspominając czas, kiedy obaj z Talonem byli jedynymi Mrocznymi Łowcami, którzy patrolowali Nowy Orlean. Rany, jak rzeczy się pozmieniały od tamtego dnia, kiedy obudził się przykuty do swojej obecnej żony Amandy. I dzięki bogom za to.

10 Nick cofnął się od okna, gdy zobaczył jak grupa ludzi podniosła głowy od cichej modlitwy. Położył ręce na futrynie, kiedy przypomniał sobie zeszłe święta, kiedy on i jego matka obchodzili Święta Bożego Narodzenia w domu Kyriana. Każdego roku jego matka żądała, aby szedł z nią na pasterkę. Każdego roku aż została brutalnie zamordowana. Teraz Nick nie miał nikogo. Mógłbyś im powiedzieć. Kyrian i Amanda z zadowoleniem przyjęliby go z powrotem. Ale nie mógł im na to pozwolić. Sprzedał swoją duszę za zemstę diabłu i wszystko, co widział, widział też Styker. A Styker chciał dopaść córkę Kyriana. Nieważne jak Nick mógł nienawidzić Acherona za to, że pozwolił jego matce umrzeć, nie mógł pozwolić, aby Kyrian cierpiał. Był winny Kyrianowi zbyt wiele. Zamykając oczy Nick odsunął się od nich i postawił kołnierz swojego płaszcza, by zablokować chłód. Tak naprawdę powinien być jakiś wymazywacz błędów. Ale nie było czegoś takiego. Życie było zimne i brutalne. Dla niego nigdy nie mogło być przebaczenia. Nie było powrotu do życia, które kiedyś wiódł. Nie było powrotu do matki, która go kiedyś kochała bardziej niż własne życie. On spieszył wszystko po królewsku. Jego serce się złamało. Nick odsunął się od okna w domu Kyriana i przeszedł na drugą stronę ulicy, gdzie zaparkował swojego Jaga. Kiedy wsiadł do środka i ruszył, zatrzymał się by raz jeszcze spojrzeć na dom Kyriana. Czerwone i białe światełka świeciły w nocy i słyszał śmiech dochodzący z wewnątrz. - Wesołych Świąt. – Wyszeptał, kiedy ruszył swoim samochodem na cmentarz Świętego Luisa na ulicy Basin. Zaparkował na stacji benzynowej naprzeciw niego i przeszedł pusta ulicą, aż znalazł się przed zamkniętą bramą. Nick rozglądnął się na prawo i lewo zanim wskoczył na mur wysokości dziesięciu stóp i przeskoczył na ziemię wewnątrz. Było ciemno, ale jako Mroczny Łowca mógł lepiej widzieć w ciemności, niż przy pełnym świetle dnia. On ignorował głodne dusze, które sięgały po niego, gdy udawał się go grobu swojej matki. Ze względu na jego powiązania ze Stykerem, był wolny od możliwego opętania przez takie dusze. Nick rozpiął swój płaszcz i wyciągnął róże, które przyniósł dla matki. Zdruzgotany tragedią swojego życia ukląkł przed jej grobem i położył czoło na zimnym kamieniu. - Tęsknię za tobą, mamo. I tak bardzo mi przykro. A tam w ciemności, w niewielkim ułamku chwili, pomyślał, że mógł poczuć jej obecność. Ale wiedział lepiej. Ona była zgubiona z resztą tak jak i on. Padając na kolana Nick skulił się przed grobem i zamknął swoje oczy, kiedy przytłoczył go żal.

11 Styker przewrócił oczami, kiedy oglądał obraz Nicka przed grobem jego matki, w jego umyśle. - Dlaczego ponownie uczyniłem z niego mojego sługę? Jego siostra Satara popatrzyła w górę ze swojego fotela. - Co? Styker westchnął, kiedy poprawił się na tronie. - Twoje zwierzątko. Ono ponownie jęczy. Weź go zabierz. Satara wydała głośny dźwięk brzydzenia. - Dlaczego go nie zabiłeś do tej pory? Styker rozważał to. - Ponieważ on będzie moim narzędziem do zabicia Acherona. Zaufaj mi. - Zaufać ci… – Zaczęła się z niego nabijać. Podniosła rękę do kuli Sfery by mogła zobaczyć Nicka. – Och, po prostu go zostaw. Niech tarza się w swoim smutku. Im więcej poczuje tej starty tym lepiej dla nas. Może jego siostra miała rację. Nawet, kiedy Styker patrzył na Nicka i grób jego matki przypomniał sobie o stracie, nad którą kiedyś cierpiał i zabolało go, gdy Nick się tak smucił. Ale bardziej niż strata Nicka, bolała go myśl o jego własnym synu. Urianie. Ból po śmierci syna nadal w środku go spalał i sprawiał, że nienawidził bogini, której służył, która domagała się, by zabił własne dziecko. - Pewnego dnia, Apollymi dam ci to, na co zasługujesz. A on będzie się śmiał, podczas gdy ona będzie płakała nad śmiercią swojego syna Acherona.

12 Katoteros Ash uśmiechnął się, kiedy patrzył jak jego córka Simi i jej siostra Xirena otwierały prezenty. Ubrana w strój elfa – pomocnika świętego Mikołaja, ale za to w stylu Goth, Simi miała czerwono-czarne włosy. Jej skrzydła demona były dopasowane czerwienią i zatrzepotała nimi, gdy otwierała wielkie pudło. Włosy Xireny były blond i ubrana była na ciemno-zielono i złoto. Nagle Simi zapiszczała z zachwytu. - Lalki BE-Goth! Uśmiechnęła się do Acherona, kiedy rozrywała pudełko z lalką Slayer Storm i stawiał ją obok swojej lalki Pandory. - Akri rozpieszczasz swoją Simi, a ona cię kocha, Akri. Dziękuję. Xirena wydała podobny okrzyk zachwytu, kiedy otwierała swoje prezenty i znalazła kolekcję Voodoo Babies. Odwróciła się do Alexiona. - Och, Akri, dobrze wiesz, co lubi twój demon. Dziękuję. Danger oparła się o Asha i szepnęła mu do ucha. - Jak myślisz, co zrobią, gdy otworzą swoje torby Tokidoki? Przeraźliwy, piskliwy krzyk odpowiedział na jej pytanie. Ash się lekko skulił. - Myślę, że straciłem słuch. Alexion parsknął. - Myślę, że straciliśmy kilka szyb w oknach. Danger przewróciła oczami na męża, który stał po lewej stronie Asha i objęła go ramieniem w pasie. - Nie powinieneś iść i zacząć wklejać nowe? - Nie... – Alexion przerwał, kiedy wychwycił podwójne znaczenie jej słów. – Um, tia, właśnie powinienem. – Spojrzał na Asha. – Pozwolisz, że się oddalę. Ash nie miał szans odpowiedzieć, bo w jednej chwili oboje zniknęli. Simi zmarszczyła brwi. - Dokąd poszli? - Uprawiać spocony, ludzki seks. – Odpowiedziała Xirena zanim zjadła jedną z plastikowych torebek na prezenty.

13 Ash skrzywił się na komentarz Xireny, który najprawdopodobniej nie mijał się z prawdą. - Xirena, mogłabyś przestać? Spojrzała w górę niewinnie. - Co? To właśnie zamierzają robić. Zresztą zawsze to robią. Te wszystkie przytulanki i... - Xirena, proszę! Simi wypuściła długie westchnienie zniecierpliwienia, żeby zwrócić uwagę siostry. - Tu nie chodzi o ciebie, Xireno. Akri boi się, że Simi znajdzie sobie jakiegoś człowieka do uprawiania seksu. Xirena zdziwiła się i wydała śmieszny, demoniczny dźwięk. - Cały czas ci powtarzam, że musisz mi pozwolić przedstawić sobie kilkoro moich demonicznych przyjaciół. Są o wiele bardziej wytrzymali niż ludzie. Mogą to robić przez cały dzień bez przerwy. I są dużo bardziej atrakcyjni. Żaden człowiek nie zmieni koloru na niebieski, kiedy... Ash wstał. - Moje panie demonice? Mogłybyście? Naprawdę chciałbym zmienić temat. Simi zirytowała się. - No posłuchaj go. Można by pomyśleć, że Akri nigdy nie uprawiał wcześniej seksu, a Simi wie, że w sposób, w jaki żyje, to nie jest prawda. Akri uprawia więcej seksu, niż dziesięciu spoconych ludzi, których możesz wymienić. - Simi. Zlituj się, proszę. – Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął to otwarte rozmowy o seksie z córką. Ash przerwał, kiedy nagły pomysł przyszedł mu do głowy. Strzelił palcami i kanał QVC pojawił się na ekranie telewizorów, a demony natychmiast przeniosły się przed odbiorniki. Dzięki bogom, że przynajmniej jedna rzecz odwracała ich uwagę. Odetchnął z ulgą, kiedy wyciągnęły się na podłodze i wyciągnęły telefony komórkowe, by mogły rozpocząć zamówienia. - Masz jakieś problemy z demonami? Ash zamarł, kiedy usłyszał głos brata za sobą. Alexion ostrzegał go, że pozwolono Styxxowi na przejście na ich stronę Katoteros na święta. Mimo to irytowało go to.

14 Ash odwrócił się twarzą do osoby, która była niemal identyczną kopią jego samego. Różnica była tylko w oczach. Styxxa były intensywnie niebieskie, podczas gdy Asha były błyszcząco-srebrne. - Myślałem, że się dogadaliśmy. To nie są właściwie twoje święta. Styxx spojrzał na ubraną świątecznie choinkę w rogu sali tronowej Asha – połowy ozdób brakowało, odkąd demony postanowiły spróbować ich wcześniej tego wieczoru. - Nigdy nie myślałem, że zobaczę coś takiego w sali tronowej Atlantydzkich bogów. Myślisz czasem o swojej rodzinie, co? Ash zawahał się. Jako człowiek kiedyś błagał swojego brata by ten go kochał. Przynajmniej mógł go uważać za rodzinę. I za każdym razem, kiedy chciał coś dobrego od Styxxa, Styxx go odpychał. Jego instynkt był nastawiony na przyjemności, a Ash do takowych się nie zaliczał... Przynajmniej do tej pory. - Zajęło mi dużo czasu by mieć rodzinę, która nie będzie mnie poniżać. Styxx westchnął. - Nigdy nie będę w stanie udowodnić ci mojej lojalności, prawda? - A ile razy próbowałeś mnie zabić? Styxx położył rękę na ramieniu Asha i obdarzył go szczerym spojrzeniem. - Przepraszałem cię za to. - A ja przyjąłem przeprosiny. - Ale mi nie ufasz. - A ty byś zaufał? Styxx przeniósł wzrok z Asha i zabrał rękę z jego ramienia, a Ash poczuł żal z powodu bólu w spojrzeniu brata. Chciał mu zaufać, ale to nie było takie proste. Stulecia zdrad rozdzieliły ich. - Poczekaj, pogadamy o tym na spokojnie, Styxx. Potrzebuje trochę czasu. Styxx przytaknął głową. - Przynajmniej nie wyrzucasz mnie nago na ulicę, co? Ash odwrócił się i odszedł sztywno, kiedy te bezduszne słowa przypomniały mu, jak Styxx i jego ojciec zrobili mu coś takiego. Styxx patrzył w przerażeniu, kiedy zdał sobie sprawę, co niechcąco powiedział. - O bogowie. Acheron. Tak mi przykro.

15 To było właśnie tak, że ciągle coś było nie tak między nimi. Styxx zapomniał o wydarzeniu, które odcisnęło niezatarte piętno na duszy Asha. To była jedna z tych najbardziej upokarzających i gorzkich chwil. I to sprawiało, że Ash chciał wyrzucić swojego brata przez ścianę. Mógł użyć swojej mocy, nie podnosząc na niego ręki. Tak łatwo... Ale powstrzymał się na razie. - Co ty tu robisz, Styxx? - Nie lubię być sam przez cały czas. Zanim Ash się odezwał, upewnił się, że nie będzie emocji w jego głosie. - Tak, to naprawdę do dupy być samemu, szczególnie w święta. Styxx się wzdrygnął. - Byłem głupi. Acheron, proszę, daj mi jeszcze jedna szansę. - Chcesz, żebym go wyrzucił? Ash spojrzał przez ramię Styxxa, by zobaczyć zbliżającego się Uriana. Wysoki i smukły miał jasno-blond włosy, które zwykle nosił spięte z tyłu. Od dnia, w którym ojciec Uriana, Styker poderżnął mu gardło i zostawił na pewną śmierć, Urian żył tutaj z Ashem, Simi i Alexionem. - Jest w porządku, Urian. Panuje nad tym. - Jesteś pewien? Minął już cały, długi dzień odkąd kogoś zabiłem i robię się coraz bardziej nerwowy. Styxx przeniósł groźny wzrok na niego. - Nie możesz mnie zabić. Jeśli byś to zrobił, zabiłbyś Acherona. Urian prychnął. - Niezła próba, ale wiem lepiej. Więź działa, ale w odwrotnej kolejności. Zabiję Asha, to ty umrzesz. Zabije ciebie, to po prostu kolejny radosny dzień. Ash potrząsnął głową. - Myślałem, że spędzasz święta z Wulfem i Cassandrą? - Byłem, ale od kiedy Cassandra ma te swoje płaczliwe monety na temat świąt, nie mogłem tego więcej znieść. Pomimo jego ostrych słów, Ash czuł żal Uriana, który nosił po swojej zmarłej żonie Phoebe. Była siostrą Cassandry i bez wątpienia to było to, co sprawiało, że Cassandra była taka smutna w tych dniach.

16 - To nadal twój dzień wolny. Urian wzruszył ramionami. - Nie cierpię dni wolnych. To są same straty. Do diabła nie ma nawet żadnych Daimonów do ganiania. Wszyscy zaszyli się tak, jakby to był jakiegoś rodzaju rozejm czy coś. - Nie martw się. Wyjdą z podwójną mocą w Nowy Rok. Urian spojrzał z nadzieją. - Przenieś mnie w czasie, Ash. Chcę zacząć sprzątanie. - Nie mogę tego zrobić, wiesz o tym. - Tylko dlatego, że możesz... - Nie oznacza, że powinieneś. – Urian pokiwał głową. – Naprawdę chciałbym, żebyś miał inne powiedzonko. To jest nieco kulawe. – Urian podszedł do demonów i usiadł na podłodze między nimi. – Jakaś szansa, że obejrzymy jakiś horror? Simi podniosła głowę, by spojrzeć na niego. - A czy istnieje jakiś, w którym demony wygrywają? - Nie bardzo. - Więc je olejemy. Wolę zakupy. Urian skrzywił się. - Wolałbym mieć wydłubane oczy. Simi uniosła brwi. - Jeśli to zrobię, będę mogła je zjeść? Xirena wyciągnęła butelkę z sosem barbecue z torebki. - Musisz się podzielić, jeśli je wydłubiesz. Urian pisnął na wyobrażenie bólu. Ash przestał zwracać na nich uwagę, kiedy odwrócił się od Styxxa. Styxx pociągnął go za rękę sprawiając, by ten się zatrzymał. - Nie możesz mnie ignorować przez wieki, bracie. - Prawda. – Ash się zgodził. – Ale mogę cię ignorować teraz.

17 I z tymi słowami na ustach strzelił palcami i zostawił Katoteros, by przenieść się na Olimp. Normalnie to chciał być jak Urian i mieć wydłubane oczy, niż tu przebywać. Jednak dzisiaj było inaczej. Otworzył drzwi na tarasie świątyni Artemidy, by znaleźć swoją córkę Kat, odwiedzającą matkę w sali głównej. Kat siedziała na tronie z jej długimi, jasnymi, błyszczącymi włosami. Jej mąż Sin stał za nią z jednej strony, trzymając rękę na jej ramieniu, podczas gdy Artemida patrzyła na niego. Jej długie, pofalowane, czerwone włosy spadały wokół jej ciała, a Ash mógł powiedzieć, że była tylko o krok od wywalenia Sina ze świątyni. - Coś przegapiłem? – Zapytał Ash, kiedy do niech dołączył. Artemida zwróciła się do niego z sykiem. - Zabij Sina, już! - Mógłbym, ale myślę, że Kat tęskniłaby za nim. - Jakby mnie to obchodziło. - Matisera! – Powiedziała Kat kładąc rękę na wielkim brzuchu. – Bądź miła. On jest ojcem twojego wnuczka. Artemida wydała pisk bólu przed tym, jak zniknęła z pokoju. - Babcia, babcia, babcia. – Powiedział Sin w bardzo dziecinny sposób. Ash obdarował go rozbawionym spojrzeniem. - Czy to naprawdę potrzebne? Sin roześmiał się. - Oczywiście. I nie udawaj, że nie podoba ci się każda minuta tego przedstawienia. Ash nie mógł powstrzymać uśmiechu. - No może nie każda. Kat przewróciła oczami na nich. - Obydwaj powinniście się leczyć. Przyłączając się do ogólnej wesołości, Ash przysunął się, by wziąć Kat za rękę i gdy to zrobił skupił się na jasnym rozbłysku wizji czegoś w jego umyśle. Zaczął dyszeć. - Solren? – Spytała Kat używając Atlantydkiego określenia ojca. – Czy coś się stało? Ash nie mógł mówić kiedy przenikało go dziwne odczucie. Było to coś... Coś...

18 Nie. Uświadomił sobie, że to był ktoś, ale nie mógł dojrzeć, bo całość spowijała nieprzenikniona mgła. Spojrzał na Kat, gdy starał się dostrzec cokolwiek na jej temat. Ale to nie miało sensu. Cokolwiek to było, już znikło. Ale nawet, jeśli odeszło, to zostawiło za sobą przepaść. Coś nadchodziło po niego. I to miało go zmienić na zawsze.