MERRY32

  • Dokumenty989
  • Odsłony194 479
  • Obserwuję133
  • Rozmiar dokumentów1.7 GB
  • Ilość pobrań119 135

Sherrilyn Kenyon - Mroczny Łowca - 29 - Cień księżyca - Fury i Angelina

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :3.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Sherrilyn Kenyon - Mroczny Łowca - 29 - Cień księżyca - Fury i Angelina.pdf

MERRY32 EBooki pdf
Użytkownik MERRY32 wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 47 osób, 22 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 67 stron)

Lud wywodzący się od króla Lycaona, zmiennokształtni, mogący przebywać w ludzkiej I tak są następujący Were URSULIANIE Were-Hunters Lud wywodzący się od króla Lycaona, zmiennokształtni, mogący przebywać w ludzkiej lub zwierzęcej formie. I tak są następujący Were-Hunterzy: BALIOS – Jaguary GRAKIANIE – Jastrzębie FALCONI – Orły HELIKIASI – Małpy LITARIANIE – Lwy LYKOSI – Wilki NIPHETOSI – Leopardy DRACOSI – Smoki PANTHIRASI – Pantery TIGARIANIE – Tygrysy TSAKALIASI – Hieny URSULIANIE – Niedźwiedzie Lud wywodzący się od króla Lycaona, zmiennokształtni, nterzy:

3 Chapter 1 Nowy Orlean. Fury Kattalakis miał zamiar wejść prosto do smoczego legowiska. No, moŜe nie do końca smoczego. Był tutaj tylko jeden jaszczur, przebywał na poddaszu budynku, ale nie był dla Fury'ego takim zagroŜeniem jak niedźwiedź pilnujący drzwi. Ten cholerny sukinsyn nienawidził jego pobratymców. Nie to, Ŝeby Fury dbał o to. Większość ludzi i zwierząt nienawidziła ich, co według niego było w porządku. On sam nie miał wiele uznania dla świata. - To, co robisz, robisz dla rodziny – mruknął do siebie pod nosem. Szczerze mówiąc cała ta koncepcja rodziny, była dla niego nowym zjawiskiem. Był raczej przyzwyczajony do tego, Ŝe wszyscy wokół go nienawidzą. Tak było aŜ do lata 2004 roku, gdy jego brat Vane zabrał go do siebie i przekonał, Ŝe nie wszyscy we wszechświecie chcieliby go zabić. Niedźwiedź, jednakŜe, nadal by chciał... Dev Peltier oderwał się od ściany budynku, gdy tylko dostrzegł sylwetkę Fury'ego wyłaniającą się z cienia i zbliŜającą się do drzwi Sanktuarium. Miejsce to było klubem dla motocyklistów i tancbudą, która stała pod numerem 668 przy Ursulines Street. Adres został wybrany całkowicie celowo przez właścicieli lokalu. Była w nim spora doza ironii. Ubrany w standardowy strój obsługi Sanktuarium, Dev nosił na sobie czarny t-shirt i dŜinsy. Na nogach miał buty na motocykl, w tym samym kolorze, co reszta stroju. Poza tym bramkarz mógł się poszczycić długimi, kręconymi blond włosami i bystrym spojrzeniem, wychwytującym kaŜdą słabość. Nie Ŝeby Fury miał jakieś słabostki. Alternatywna forma bramkarza była dzika i potęŜna, ale to samo moŜna było powiedzieć o Furym. Obaj jednak przebyli długą drogę, by w pełni opanować swoje magiczne zdolności. Pod tym względem nikt nie był lepszy od przybysza. Nikt i nigdy. - Co tu robisz? - warknął na niego Dev. Fury nonszalancko wzruszył ramionami i doszedł do wniosku, Ŝe wdanie się w bójkę na pewno nie ułatwi mu wstępu do środka klubu. A obiecał, Ŝe to zrobi. On... Dotrzymujący obietnicy danej komuś innemu niŜ samemu sobie... Taa. Jasne. Piekło całkiem zamarzło. Cały czas się zastanawiał jak jego bratu, Fangowi, udało się namówić go na ten akt jawnego samobójstwa. Drań jest mu sporo za to winien. - Pokój bracie - Fury uniósł obie dłonie w geście kapitulacji. - Jestem tutaj, by spotkać się z Sashą.

4 Dev wyszczerzył groźnie zęby, mierząc powoli wzrokiem postać nowo przybyłego. Normalnie Kattalakis zareagowałby na to pieprznięciem go w szczękę... Ale nie tym razem. Do diabła, Vane chyba za bardzo go przytemperował. - Partia Kattalakis nie jest tu mile widziana. Na pewno zdajesz sobie z tego sprawę. Nowo przybyły uniósł brew, gdy spojrzał na symbol lokalu, wiszący nad głową niedźwiedzia. Matowa czerń z ostrym błękitem i brązem, postać motocyklisty na wzgórzu, na tle księŜyca w pełni. Było to teŜ obwieszczenie, Ŝe Sanktuarium jest teŜ domem Howlersów, grupy o tej nazwie. Dla niewtajemniczonych wyglądało to jak kaŜdy inny szyld klubu. Ale dla, tych, którzy wiedzieli gdzie patrzeć, widoczny był na tle księŜyca zarys smoczej sylwetki - ukryty symbol świata nadnaturalnego. Ten klub nie tylko nosił nazwę Sanktuarium, w rzeczy samej nim był. Wszyscy paranormalni mogli przebywać w lokalu i nikt nie mógł ich skrzywdzić. Przynajmniej tak długo, jak pierwszą zasadą było: „Ŝadnego rozlewu krwi”. Fury mruknął do wściekłego bramkarza. - Znasz prawa naszego ludu. Nie moŜesz wybierać, kto wchodzi. Wszyscy mają być równie mile witani. - Pieprz się - warknął Dev. Przybysz potrząsnął lekko głową, tłamsząc naturalną odpowiedź na taką zaczepkę. Postanowił sięgnąć po sarkazm. - Bardzo dziękuję za ofertę, ale chociaŜ masz w sobie pewne kobiece krągłości i czuprynę, której wiele niewiast by ci pozazdrościło, jednak jesteś ciut za bardzo owłosiony jak na mój gust. Bez obrazy. Bramkarz pogardliwie wykrzywił usta. - Od kiedy pies przejmuje się tym, co dyma? Furym targnęła wściekłość. Wciągnął powietrze i wycedził. - Mógłbym pójść z obelgami jeszcze dalej, tak nisko, Ŝe nawet rynsztoki byłyby wtedy wyŜynami... Ale nie dam ci tej przyjemności. Starasz się mnie sprowokować do walki, byś mógł mnie wtedy legalnie wykopać - zacisnął pięści, pokazując przeciwnikowi, jaką miałby ochotę przyjąć jego wyzwanie. - Bardzo, bardzo chciałbym podarować ci tą walkę, ale muszę zobaczyć się z Sashą i nie moŜe to czekać. Sorry stary. Musimy przełoŜyć bójkę na inny termin. Dev warknął groźnie, prawdziwy ryk niedźwiedzia grizlly. - Stąpasz po cienki lodzie, Wilku. Fury zmruŜył oczy, mający dość tej przepychanki słownej. Gdy się odezwał głos miał niski i dziki, jasno mówiący, o obietnicy skopania tyłka, jeśli tylko niedźwiedź będzie chciał kontynuować tę grę. - Zamknij się. Rusz dupę i mnie wpuść. Bramkarz zrobił krok w jego stronę. Szybciej niŜ nowo przybyły mógł zareagować na zachowanie grizzly, pojawił się Colt. Był o głowę wyŜszy od nich obu, miał krótkie, czarne włosy i groźne spojrzenie. PołoŜył jedną z wytatuowanych rąk na piersi Deva i zatrzymał go w miejscu.

5 - Nie rób tego - powiedział niskim tonem. - Nie warto. Wilk powinien poczuć się obraŜony, ale prawda mu nie przeszkadzała. - On ma rację. Jestem bezwartościowym bękartem, wychowanym przez kogoś jeszcze mniej wartościowego niŜ ja sam. Na pewno nie chciałbyś stracić prawa wstępu do Sanktuarium przez kogoś takiego jak ja. Dev odsunął wstrzymującą go rękę, przy okazji niechcący podwijając rękaw koszulki Colta, pod którym widocznym był na skórze ramienia tatuaŜ z podwójnym łukiem i strzałą. - Cokolwiek. Ale będziemy cię obserwować, Wilku. Fury posłał mu salut jednym palcem. - Postaram się więc nie sikać na podłogę ani nie oznaczać moczem mebli... - spuścił wzrok na czarno-srebrne buty motocyklowe straŜnika. - Jednak twoje nogi to juŜ inna bajka.. Niedźwiedziołak zawarczał, a Colt tylko się roześmiał, znów wstrzymując straŜnika. Wytatuowany olbrzym wskazał brodą drzwi do klubu. - Zabieraj swój tyłek do środka, Fury, zanim nie zdecyduję się nakarmić go tobą. - Naprawdę nie jestem warty tej niestrawności - Ze złośliwym mrugnięciem okiem, Wilk wszedł do baru, od drzwi zaatakowany natłokiem dźwięków. Bestia w nim miała ochotę zaskomlić na znak protestu, poniewaŜ było tu zdecydowanie, duŜo za głośno. Zespół Colta, Howlersi, nie byli jeszcze na scenie, ale nawet mimo to był tu niezły tłum i rozgardiasz. Pełno turystów i stałych bywalców kręciło się na całym pierwszym piętrze trzy-poziomowego klubu. Prawdopodobnie na drugim piętrze było równie wielu klientów. Trzecie piętro, jednakowoŜ, zarezerwowane było tylko dla przedstawicieli ich rodzaju. MęŜczyzna wsunął dłonie do kieszeni i zaczął przedzierać się przez barwny tłum. Łatwo było rozróŜnić miejscowych motocyklistów od tych przyjezdnych, poniewaŜ ci pierwsi nosili głównie klasyczne skóry. Młodsi, hiper modni, ubierali się w specjalne motocyklowe stroje z nylonu. Było teŜ sporo dzieciaków z uniwerka - ubranych w krótkie szorty albo jeansy. Przechodząc obok sektora ze stolikami, gdzie klienci mogli usiąść i zjeść, zmiennokształtny napotkał wzrok ślicznej, blond kelnerki, która miała pecha być siostrą ten dupka spod drzwi. Aimee Peltier. Jak jej brat, Dev, miała długie blond włosy, była teŜ wysoka i szczupła. Zwinna. Podsumowując - cholernie atrakcyjna laska z jedną malusieńką wadą - gdy szła w nocy do łóŜka spać, zmieniała się w niedźwiedzia. Aimee zamarła na moment widząc go. Dyskretnie oczami pokazał jej bar, bez słów informując, Ŝe ma dla niej wiadomość. To ona była prawdziwym powodem jego wizyty w tym miejscu, ale gdyby którykolwiek z jej narwanych braci by się o tym dowiedział, oboje byliby martwi. Tak więc kontynuował drogę przez klub, aŜ dotarł do baru, obsługiwanego przez trzech barmanów.

6 Od kiedy Dev dołączył do ochroniarzy Sanktuarium i nosił identyczny jak reszta uniform, z trudem moŜna go było rozróŜnić od pozostałej trójki braci. WyróŜniał go tylko tatuaŜ na ramieniu. Jeśli chodzi o resztę męskiego rodzeństwa - Fury nie postawiłby tyłka szczura, który jest który. Barman zmruŜył groźnie brwi, gdy Kattalakis usiadł przy barze. - Czego chcesz, Wilku? Fury nonszalancko rozsiadł się na krzesełku. - Powiedz Sashy, Ŝe potrzebuję się z nim spotkać. - Czemu chcesz go widzieć? Nowoprzybyły posłał mu rozbawione spojrzenie. - Wilcze sprawy, a jeśli węch mnie nie myli, co do zapachów, jakie dochodzą z twojego tyłka i ranią mój zmysł powonienia, jesteś niedźwiedziem. Złap więc Sachę i poproś go tu. - Czy musisz wkurzać wszystkich, których spotkasz? - za jego plecami rozległ się miękki głos. Odwrócił się, by napotkać wzrok Margarite Nelly. Drobna kobieta, człowiek, miała jedne z najzgrabniejszych pośladków, jakie w Ŝyciu widział. Ale co z tego. Ona była człowiekiem, a on miał dostatecznie duŜo kłopotów w nawiązywaniu relacji ze swoimi gatunkiem, nie mówiąc juŜ o jej… Społeczne relacje nie były jego mocną stroną. Jak Margerite’a dobrze podsumowała - wkurzał wszystkich w swoim otoczeniu. Nawet, jeśli nie miał takiej intencji. - To wrodzony talent, który dzielnie mi słuŜy przez większość czasu. Kobieta roześmiała się na tą replikę i - nadal z uśmiechem na ustach - podała mu butelkę piwa. Fury spojrzał na ciecz i potrząsając głową, odrzucił ofertę. Nienawidził smaku tego gówna. Zmarszczył jednak brwi patrząc na ślicznotkę. - Jestem zaskoczony widząc cię tutaj - Margarite była pielęgniarką w uzdrowisku i widywał ją zwykle tylko wtedy, gdy miała go łatać. Spędzała prawie cały czas w szpitalu, na trzecim piętrze baru. Wzięła łyk piwa, zanim udzieliła odpowiedzi. - CóŜ, na górze chwilowo mamy złe mojo. Musiałam zejść na chwilę na dół, by ukoić nerwy. Nigdy nie widział jej pijącej i to jeszcze mocniej go zaintrygowało. - Jakiego rodzaju złe mojo? Sasha dołączył do nich i to on udzielił odpowiedzi. - U Carsona jest jeden Literianin . Fury skrzywił się widząc bladość na twarzy poszukiwanego przez siebie męŜczyzny. Gdyby nie znał go lepiej, pomyślałby, Ŝe wilk jest mocno poruszony. - No tak. Ale w jego biurze kaŜdego dnia dzieje się sporo paskudnego gó… Sporo paskudnych przypadków. Carson był naczelnym lekarzem i weterynarzem dla wszystkich Were- Hunterów w całym Nowym Orleanie. KaŜdy, kto potrzebował usług medycznych mógł do niego przyjść. Fakt, Ŝe miał lwa w biurze nie powinien sprawić nawet lekkiego uniesienia brwi. Nie mówiąc juŜ o takiej dziwnej reakcji.

7 Margarite’a potrząsnęła przecząco głową. - Ale nie tego typu. Ten lew nie moŜe na powrót wrócić do swej ludzkiej postaci i uŜywać magii. Okey, teraz to juŜ było szokujące. - Co powiedziałaś? - Arkadyjczycy czymś go zranili - mówiła cicho, by nikt nie mógł podsłuchać. - Nie mamy pojęcia, czym. Ale to całkowicie wysuszyło go z mocy. Nie jest nawet w stanie przesyłać swych myśli do własnej partnerki. Kattalakis stracił na chwilę dech, przyjmując do świadomości tą myśl. Nawet biorąc pod uwagę, Ŝe jego bazowa forma to wilk, nie mógł wyobrazić sobie spędzenia całego Ŝycia tylko w zwierzęcej formie. - Jesteście pewni, Ŝe to nie jest prawdziwy lew? - Było to głupie pytanie, ale chciał się upewnić. Sasha i Margarite’a rzucili mu spojrzenie „masz nas za idiotów?” - Sorry, musiałem spytać - uniósł dłonie w geście kapitulacji. - Zachowujecie się jakbyście mieli jakiegoś tętniaka czy coś. Kobieta pociągnęła długi łyk piwa. - To był cięŜki dzień. - Noo - przytaknął Sasha, zabierając od niej butelkę na moment i sam pociągając zdrowy łyk. - Wszyscy jesteśmy trochę podenerwowani. Wyobraź sobie, Ŝe atakuje cię ktoś totalnie ci nieznany, atakuje twój tyłek czymś, co jest nam całkowicie obce, a na koniec pozostawia zagubionego i straconego. Fury wypuścił długi oddech. - Widziałem ten film raz. Chujowy. Drugi wilk pochylił głowę, przypominając sobie poniewczasie przeszłość rozmówcy. - Sorry stary, nie chodziło mi o… no o nic takiego. Nikomu nigdy nie chodziło. Jednak zawsze, niezaleŜnie od intencji drugiej strony, to bolało. - Chciałeś się ze mną spotkać? - zmienił szybko temat Sasha. Kattalakis rozejrzał się, by upewnić się, Ŝe Ŝaden z niedźwiedzi nie podsłuchuje, po czym zerknął przepraszająco na kobietę. - Mamy drobny wilczy biznes do załatwienia, jeśli nie masz nic przeciwko. - Nie ma problemu. I tak muszę juŜ wracać na górę. Musze iść pomóc towarzyszce lwa - podeszła do baru i klepnęła ladę, chcąc zwrócić na siebie uwagę barmana. - Remi, daj mi jeszcze jedną butelkę i wracam do roboty. Fury lekko wzdrygnął się słysząc te słowa. - Cieszę się, Ŝe to nie ja jestem jej pacjentem. Kobieta rzuciła na niego przelotne spojrzenie. - To dla Carsona. Mruknął. - Powtórzę więc co powiedziałem. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję jest dać się łatać pijanemu specjaliście - rzucił Sashy rozbawione spojrzenie. -

8 Przypomnij mi, Ŝebym nie robił dzisiaj nic głupiego. Och, nie. PrzecieŜ jestem tutaj, to znaczy, Ŝe chyba za późno na takie ostrzeŜenia, co? Drugi wilk nie zareagował na jego słowa. Splótł ramiona na piersi i przeniósł cięŜar ciała na jedną nogę, drugą tylko lekko się podpierając. - Dobra, mów czego chcesz. Nie jesteśmy za bardzo zaprzyjaźnieni. Kattalakis odciągnął rozmówcę kilka kroków dalej, by tylko oddalić się od Remiego obsługującego Margarite. - Wiem o tym, ale jesteś jedynym wilkiem z tej gromady, który nie jest paranoidalnie podejrzliwy i jedynym, któremu mogę zaufać, Ŝe dostarczy to do Aimee - podał Sashy niewielki notatnik. - Potrzyj to o tyłek albo zrób cokolwiek innego, by trochę zatuszować zapach Fanga. Zrobiłem co w mojej mocy, ale jego woń jest dość pachnąca… Sasha wyglądał na mniej niŜ uszczęśliwionego tą prośbą. - Coś ci poradzę. Lepiej nie mieszaj się w posłannictwo. Gdy ostatni raz dałem się na to namówić skończyłem pobity niemal na śmierć i mój klan musiał mi pomagać. Posłuchaj mojej rady i nie daj się pociągnąć bratu na dno. - Tak, ale ja nie mam zamiaru stawać między dwoma bogami - A to było to, co niemal zabiło Sashę. - Wyświadczam tylko bratu przysługę. - To samo ja sobie mówiłem. Ale problem z rodzinami polega na tym, Ŝe gdy wpadają w gówno, ciągną cię za sobą. Albo, co gorsza - dają się zabić. To była prawda, i Fury o tym wiedział. Ale był to winny Vanowi i Fangowi, za to, Ŝe go przygarnęli i powitali u siebie, gdy nikt inny nie chciał. Dla swych braci mógłby nawet dać się zabić. - No to, co? PrzekaŜesz jej notatnik? - Dobra. Zrobię to. Ale będziesz moim dłuŜnikiem. Raczej Fang by nim był, ale… Byli przecieŜ braćmi i po raz pierwszy w Ŝyciu Kattalakis, rozumiał sens tej frazy. - Wiem i naprawdę doceniam to, co robisz. Sasha wsunął sobie papier do tylnej kieszeni dŜinsów. - Wiesz, co mnie najbardziej dobija w tej całej sytuacji? To, Ŝe nigdy nie widziałem dwójki zwierząt zachowujących się bardziej jak ludzie. W jakiego rodzaju gówno z gatunku Romea i Julii, oni w ogóle grają? Fury wzruszył ramionami. - śebym ja to wiedział, do diabła. Brat mówi, Ŝe ona jest jedyną osobą, która go rozumie. A biorąc pod uwagę jego kobiecy sposób zachowywania, jaki nam prezentuje, muszę się z tym zgodzić. Zresztą nie muszę nic rozumieć, jestem tylko posłańcem. Ale jeśli zacznie nosić tipsy i róŜowe ciuchy będę głosował za zastrzeleniem go. I wywalenie jego chudego tyłka z mojego Ŝycia. Usta Sashy były zaciśnięte, jakby próbował się powstrzymać od uśmiechu. - Co tutaj robisz? Fury napiął się na dźwięk głosu z francuskim akcentem naleŜący do Nicolette „Mamy” Peltier. PoniewaŜ jego brat spędzał sporo czasu z jedyną

9 córką Mamy, czyli Aimee, wilk był w stanie pojąć jej wrogość wobec całego jego klanu. Ale nie znaczyło to, Ŝe podoba mu się jej ton. Chciał juŜ jej powiedzieć, co moŜe sobie z nim zrobić, ale zanim odezwał się, Sasha zwrócił się do nowo przybyłej. - Poprosiłem go by przyszedł. Chciałem by zerknął na to, co się stało z Litarianinem. Mama wydawała się być trochę uspokojona, ale nadal mówiła z nutą podejrzliwości. - Zła rzecz się tam stała. Niech bogowie mają nas w swojej opiece, jeśli nie dowiemy się, co się dzieje i jak to powstrzymać. DrŜę na myśl, do czego jeszcze moŜe dojść. Podobnie myślał Fury. - Czy niedźwiedzie zaczęły juŜ coś robić w celu odnalezienia podejrzanych? - Nie, prawo Sanktuarium tego zakazuje. - W takim razie ja się tym zajmę. Drugi wilk parsknął. - Po prostu nie moŜesz pozwolić, by te kamikaze w czymś były od ciebie lepsze. Fury uśmiechnął się diabolicznie. - Nie bardzo. Zresztą łatwiej jest podąŜać za pewnymi rzeczami, niŜ walczyć z nimi. Poza tym, jeśli ktoś z naszych to spieprzy to chce wiedzieć, kto i jak. A przede wszystkim chce głowy tych, którzy odpowiadają za ten atak. Szacunek zamigotał w spojrzeniu Nicoletty. Zerknęła na Sashę. - Zaprowadź go na górę, zanim zapach, który przywarł do skóry lwa wywietrzeje albo zbytnio zmiesza się z innymi. MoŜe uda mu się wytropić sprawców. Przewodnik posłusznie skinął głową niedźwiedzicy, po czym kiwnął na towarzysza, by szedł za nim. Fury nie odezwał się, gdy opuszczali bar. Przeszli przez kuchnię, prosto do mieszkania Peltierich. Gdy tylko mieli pewność, Ŝe nie dostrzeŜe ich Ŝaden człowiek Sasha przetransportował się przy pomocy magii do gabinetu Carsona. Fury był bardziej ostroŜny. PoniewaŜ nikt nie nauczył go jak uŜywać własnej magii, jego samokontrola była dość ograniczona. Dopilnował jednak starannie, by nikt o tym nie wiedział. Nikt, kto miał szansę się tego dowiedzieć, nie Ŝył na tyle długo by komuś powiedzieć. Wybrał więc schody, które prowadziły do lecznicy. Gdy tylko dotarł do pokoju lekarza, dostrzegł Margarite, Carsona i Sashę czekających na niego. - Czemu nie szedłeś za mną? - zdziwił się wilk. - Szedłem. - No tak, ale… Fury przerwał mu szybko. - Nie chcę zuŜywać mocy, by dać wam potem dupki, okazję do zaatakowania mnie. Chodzenie mi pasuje. Gdzie jest ten lew?

10 Carson podszedł do drzwi w tylnej części pomieszczenia, które prowadziły do kolejnego pokoiku. - Umieściłem go tutaj. Kattalakis poszedł za nim. Gdy tylko przekroczył prób sterylnego pomieszczenia, zamarł. Na stole leŜał lew, nad którym pochylała się płacząca kobieta. Jedną dłoń trzymała w grzywie zwierzęcia, drugą na jego łapie. Na jej dłoni widoczny był znak, który mówił, Ŝe ma stałego towarzysza. Afekt, jaki okazywała nieruchomemu lwu jasno pokazywał, Ŝe to on jest jej partnerem. - Anita? - Delikatnie odezwał się lekarz. - To jest Fury Kattalakis. Przyszedł tutaj by nam pomóc odkryć, kto to zrobił. Pociągając nosem, kobieta podniosła głowę by na nich spojrzeć. Widać było, Ŝe słowa lekarza nie zrobiły na niej wraŜenia. - Moja rodzina będzie ścigać tego, kto to zrobił. - No tak - kontynuował Carson tym samym kojącym tonem. - Ale im więcej tropicieli będziemy mieli, tym większa szansa, Ŝe znajdziemy sprawców i odtrutkę. - Jesteśmy lwami… - A ja jestem wilkiem - Uciął jej słowa Fury. - Jeśli będzie potrzebna brutalna i dzika siła - wezwę cię. Ale jeśli potrzebny ci ktoś do tropienia, zdaj się na mnie. Lekarz połoŜył cierpiącej lwicy rękę na ramieniu. - On ma rację, Anito. Pozwól mu spróbować, zanim się okaŜe, Ŝe mamy więcej ofiar. Zacisnęła na chwilę dłoń na lwiej grzywie, po czym odsunęła się niechętnie. Fury powoli zbliŜał się do stołu. - Czy stał się w pełni zwierzęciem, czy moŜe zachował jakieś ludzkie odruchy? Carson westchnął. - Niestety, nie wiemy. Słowa te wyrwały z ust Anity zduszony szloch. Wilk zignorował ją i podszedł do stołu. Lew warknął nisko, gdy tylko zbliŜył się do niego. To było zwierzęce ostrzeŜenie. Bestia w Furym chciała odpowiedzieć, ale zdusił ją. Wilk moŜe chciałby walczyć, ale człowiek wiedział, Ŝe nie ma szans w potyczce z lwem. Czasami dobrze było zachować ludzkie odruchy, nawet, jeśli serce się miało wilcze. - Spokojnie - szepnął cicho, wyciągając dłoń z zaciśniętą pięścią. Jeśli w środku był juŜ tylko lew zareaguje zapewne na jego zapach i spróbuje zaatakować. Przysuwał coraz bliŜej rękę, dając leŜącemu zwietrzyć swój zapach i jakoś zareagować. Lew obwąchał go, ale nie zaatakował. Dobrze. PołoŜył mu dłoń karku. Przysuwając się jeszcze bliŜej, czuł jak mięśnie wielkiego kota tęŜeją… Ale nadal nie reagował agresywnie. Fury wziął głęboki wdech… Wyczuwał zapach Carsona, Margarity, kobiety-lwa i innych. Ale pod tym wszystkim była jeszcze lekka woń wydająca się mu być znajoma… Wilczyca.

11 Podniósł wzrok na Anitę. - Czy byliście w pobliŜu jakiś innych Lykosów? Kobieta wskazała na Sashę. - Tylko jego. - Nie - Fury mówił wolno.- Kobiety. Lwica wyśmiała ten pomysł. - Nie mieszamy się z innymi rasami. Jesteśmy purystami. MoŜe… Ale czuł jeszcze inny zapach. Szakal, pantera i wilk. - Czy przebywaliście w towarzystwie szakala? - Nigdy! - Zdecydowanie zaprzeczyła, oburzona samą taką sugestią. Szakale nie naleŜały do ulubieńców Ŝadnej z ras. W królestwie wygnańców, były gdzieś na samym końcu za wszystkimi innymi. Zawsze pogardzani i unikani. Sasha podszedł bliŜej. - TeŜ to czuję. Carson wymienił zaniepokojone spojrzenie z Margarite. - Anito, powiedz nam wszystko, co pamiętasz na temat tego, kto zaatakował twego towarzysza. - Niewiele pamiętam. Jake wyszedł ze swoim bratem, przybrali zwierzęce formy, tak by pobiegać dla samej radości biegu. Nikogo nie krzywdzili. Jego brat zobaczył błysk, w którym pojawili się Arkadyjczycy, więc podeszli do nich. Wtedy tamci ich zaatakowali, Arkadyjczycy strzelili do Jake’a i ten padł. Peter pobiegł po pomoc. - Gdzie on teraz jest? - spytał Fury. Łza potoczyła się z kącika oka lwicy. -Nie Ŝyje. Strzelili mu czymś w głowę. śył tylko na tyle długo, Ŝe zdąŜył nam to wszystko opowiedzieć. Carson oddał Anitę pod opiekę pielęgniarki, po czym wyprowadził oba wilki z pokoju. - Przekopałem się przez głowę Petera i nic nie znalazłem. Nie było rany wejściowej, wyjściowej. śadnej krwi, nic. Nie mam pojęcia, co go zabiło. Nie wróŜyło to niczego dobrego. - Magia?- Spytał Fury. Lekarz zaprzeczył ruchem głowy. - Ale co innego mogłoby być tak potęŜne? Sasha przenosił cięŜar ciała z nogi na nogę. - Bogowie. Fury nie zgadzał się z tym. - Nie pachniało mi to bogami. Czułem zapach kogoś od nas. Drugi wilk wypuścił powoli powietrze. - Wiesz, ile klanów Lykosów istnieje? - Od kiedy jestem księciem katagaryjskim, tiaa, wiem. Jest nas tysiące i to tylko w czasach współczesnych - Nie dodał im tylko, Ŝe zapach, który wyczuł jest mu znajomy. Woń z przeszłości, której nigdy nie zapomniał. - Poszukam trochę i zobaczę, co uda mi się wygrzebać. Odezwę się. - Dziękuję - odezwał się Carson. Fury pominął jego podziękowania.

12 - Bez obrazy, ale nie robię tego dla ciebie. Jestem zaniepokojony o bezpieczeństwo moich ludzi. Musimy dowiedzieć się, co uwięziło lwa w tej formie. -I czy jest to odwracalne - dodał Sasha. Kattalakis skinął głową. - Będę w kontakcie. - Hej, Fury? Odwrócił się do wilka, a ten trzy razy stukną go lekko pięścią w pierś - znak, Ŝe nie zapomni oddać Aimee przesyłki. Wdzięczny outsider skinął mu głową, po czym wyszedł z pokoju i udał się na dół. Z kaŜdym krokiem jego wspomnienia odŜywały. Wracał do czasów, w których istniała kobieta, która była całym jego światem. Nie była jego kochanką, ani krewną, ale jego najlepszą przyjaciółką. Angelia. Z kolejnym uderzeniem serca napłynęły inne wspomnienia - jego brat obwieszczający ich klanowi, kim Fury naprawdę był. A ona nie tylko zdradziła jego sekret, ale i próbowała go zabić. Nadal pamiętał ból, jaki zadał mu jej nóŜ wbity w pierś. Zresztą pozostała mu po tym rozległa blizna na piersi, sięgająca serca. Prawdą było, Ŝe ona nie ominęła tego organu. MoŜe nie przeszyła go ostrzem, ale jej słowa zraniły go równie dotkliwie. Jeśli to ona stała za tą sprawą, miał zamiar się upewnić, Ŝe to będzie ostatni błąd, jaki ta dziwka popełniła w Ŝyciu.

13 Chapter 2 Angelia zawahała się stojąc we wnętrzu słynnego baru „Sanktuarium”. Pojawili się na trzecim poziomie - w miejscu przystosowanym dla podróŜujących w czasie, tak by mogli pojawiać się w klubie i nie zdradzić swych mocy zwykłym klientom. Dziewczyna uwaŜnie przyglądała się pomieszczeniu. Sufit był pomalowany na czarno, a ściany były zbudowane z czerwone cegły. Kute balustrady dopełniały jeszcze wizerunku „jaskini- piwnicy”. Dziewczyna większość swego Ŝycia spędziła w średniowiecznej Anglii, zamiast chaosu Ŝycia w XXI wieku, wolała otwarte przestrzenie i nieskaŜone powietrze średnich wieków. W takich chwilach upewniała się w tym. Budynki takie jak te były klaustrofobiczne. Przyzwyczajona była do sklepień na wysokości dziesięciu metrów, a nie, co najwyŜej na niecałych trzech. Spłoszona, przypatrywała się elektrycznemu oświetleniu. Jako Were- Hunter była podatna na prąd elektryczny. Jedno malutkie wyładowanie i straci panowanie nie tylko nad swoją magią, ale takŜe ludzkim wyglądem. Jak ludzie mogli Ŝyć w tych przeraźliwie zatłoczonych i mających za duŜo elektryczności, miejscach? Nigdy nie będzie w stanie tego pojąć. Nie mówiąc juŜ o ich ubraniach… Teraz miała na sobie parę grubych spodni i niebiesko-biały top, który był bardzo miękki i dziwny w dotyku. - Jesteś pewien, Ŝe to dobry pomysł? - szeptem zwróciła się do towarzyszącego jej męŜczyzny - Dare’a. Górował nad nią. Na pierwszy rzut oka wydawało się, Ŝe ma brązowe włosy - jednak po przypatrzeniu się - widać było, Ŝe są wielokolorowe - pełne pasm jasnych, kasztanowych, brązowych, czarnych, mahoniowych… Długie i faliste, były duŜo piękniejsze niŜ jakikolwiek facet powinien mieć. Angelia, jeśli o tym mowa, zabiłaby, by tylko takie mieć. Poza tym jej towarzysz był niesamowicie seksowny i gorący. Nie, Ŝeby kiedykolwiek z nim spała. Był po części Katagaryjczykiem, przejawiało się to mocno w sferze seksualnej, a ona, jako Arkadyjka uwaŜała jego zachowania w łóŜku za odraŜające. Jednak, co istotniejsze, był jednym z najbardziej krwawych wilków w jej klanie, a kobiety z ich grupy walczyły pod jego dowództwem od wieków. Dziś wyruszył na polowanie. Chciał krwi. Na szczęście, nie jej. Przeniósł na nią zadowolone spojrzenie piwnych oczu. - Jeśli się boisz, mała dziewczynko, wracaj do domu. Ledwo udało jej się zdusić gniewną reakcję. Jego arogancja zawsze wpływała na nią negatywnie.

14 - Niczego się nie obawiam. - To ruszaj za mną i milcz. Zrobiła w kierunku jego pleców obsceniczny gest, ale posłusznie ruszyła za nim po schodach. To była jedna z wad Ŝycia w dawnych wiekach. Męskie ego. Oto była tu, Aristos, jedna z najpotęŜniejszych osób ze swej rasy, a on traktował ją jak śmiecia. Bogowie, jak bardzo chciała go pokonać. Ale był wnukiem jej formalnego dowódcy, więc była związana honorem do podąŜania za nim. Nawet, jeśli miała ochotę go zabić. Pamiętaj o swoich obowiązkach, upominała się. Ona i Dare urodzili się jako arkadyjscy Were-Hunterzy. Ludzie, którzy mieli zdolność przemiany siebie w zwierzęta. Ich praca polegała na pilnowaniu Katagaryjczyków - Were-Hunterów, którzy byli zwierzętami, zdolnymi do przybierania ludzkiej formy. Nie chodziło o to, Ŝe Katagaryjczycy tylko czasami nosili ludzką skórę - nie to czyniło z nich bestię. Nie mieli oni zrozumienia dla ludzkiego racjonalizmu, złoŜonych emocji czy obyczajów. Po dziś dzień Katagaryjczycy byli nadal zwierzętami. Prymitywnymi. Brutalnymi. Nieprzewidywalnymi. Niebezpiecznymi. śerowali na ludziach i sobie nawzajem jak zwierzęta, którymi byli. śaden z nich nie był godzien zaufania. Nigdy. Jak na ironię, to grupa Katagaryjczyków posiadała ten bar i pilnowali, by wszyscy zachowywali się tu pokojowo. W teorii - nikt nie mógł skrzywdzić nikogo innego. Taa, racja. Nie wierzyła w to ani przez minutę. Byli pewnie po prostu lepsi w ukrywaniu ciał. Albo je zjadali. Był to surowy i niesprawiedliwy osąd, ale, od kiedy pojawili się w „Sanktuarium” jej szósty zmysł szalał - ostrzegał, by przerwali akcję i jak najszybciej stąd zniknęli. To uczucie pogłębiło się, gdy zeszli na drugi poziom, a jakiś niedźwiedź grający w karty z grupką ludzi, nie spojrzał na nich i ostrzegawczo wyszczerzył zębów. Zamarła, czekając na jakąś reakcję Dare’a, ale on kontynuował swój marsz w kierunku parteru. Pomyślała, Ŝe pewnie przegapił reakcję niedźwiedzia, bo normalnie nie był osobą, która puszczała płazem takie zniewagi. Nagle jakiś elektroniczny dźwięk przeszył powietrze, raniąc delikatny słuch dziewczyny. Zasłoniła jedno ucho, mając nadzieje, Ŝe nie zacznie krwawić. - Co to jest? Dare wskazał scenę, na której grupka Were’ów stroiła jakieś instrumenty. Samotny gitarowy bas rozniósł się po piętrze, a po chwili ktoś zaczął śpiewać, a widzowie - szaleć. Angelia skrzywiła się na te hałasy. - Co za straszna muzyka - poskarŜyła się niezadowolona. Pragnęła znów być w domu, a nie w samym sercu tego bałaganu. Dotarli w końcu na parter, ale nie zrobili więcej niŜ dwa kroki, gdy zostali otoczeni przez pięciu Were- Hunterów - niedźwiedzi. Dziewczyna

15 nie widziała jeszcze tak groźnie wyglądających przedstawicieli tego gatunku. Najstarszy z nich, który był chyba ich ojcem, przynajmniej sugerując się podobieństwem młodzieńców do niego, miał dobre dwa metry wzrostu. Spojrzał z góry na Dare’a jakby chciał rozerwać go na kawałki. - Co, do kurwy nędzy, tutaj robisz, Wilku? Zapytany skrzywił się, ale zdawał sobie sprawę, Ŝe tamci mają przewagę liczebną. Byli na terytorium wroga, otoczeni przez dzikie zwierzęta. Angelia odchrząknęła, zanim odezwała się do najstarszego niedźwiedzia. - Czy to nie jest „Sanktuarium”? Młodszy ze zmiennokształtnych wskazał na Dare’a. - Nie dla niego. W jego przypadku to raczej cmentarz. Dziewczyna zerknęła na swego kompana i zobaczyła gniew na jego twarzy. Jednak na ich szczęście udało mu się opanować emocje. Póki co. Wysoka blondynka, z wyglądu podobna do piątki męŜczyzn, stanęła tuŜ obok nich. Otaksowała wzrokiem Dare’a, po czym posłała ironiczne spojrzenie na swoich krewnych i zaśmiała się im w twarz. - To nie jest Fang, chłopaki. Gratuluje, macie zamiar porwać się na niewinnego wilka - Z tacą pod pachą zaczęła się oddalać, ale wtedy drogę zastąpił jej najstarszy niedźwiedź. - On wygląda i pachnie jak Fang. Blondynka parsknęła. - Zaufaj mi tato, on nie jest taki jak Fang. Poznaję mojego wilka, gdy go widzę, a temu do niego sporo brakuje. Najmłodszy z niedźwiedzi złapał wilka włosy. - Ale on ma znak przynaleŜności do Kattalakis. Kelnerka przewróciła oczami. - Dobra, Serre. Zabij drania. Nie Ŝeby mi jakoś zaleŜało - jeden więcej czy jeden mniej… - I odeszła, nie oglądając się juŜ za siebie. Serre puścił włosy Dare i warknął. - Kim ty, do cholery, jesteś? - Dare Kattalakis. Angelia zamarła na dźwięk głębokiego, dźwięcznego głosu. Ton miał lodowaty i mimo, Ŝe nie słyszała go od wielu stuleci - bez trudu odgadła, do kogo naleŜy. ChociaŜ myślała, Ŝe ten ktoś jest juŜ od dawna martwy. Fury Kattalakis. Serce jej waliło, gdy patrzyła jak niedźwiedzie rozstępują się, by zrobić miejsce nowoprzybyłemu. Wysoki i szczupły, Fury mógł poszczycić się ciałem, na które zwykle męŜczyźni muszą cięŜko pracować. Ale nie on. Nawet, jako nastolatek miał mięśnie, które wzbudzały zazdrość wszystkich męŜczyzn w klanie, a u kobiet - poŜądanie. Jeśli coś się w tym względzie zmieniło - to tylko to, Ŝe stał się jeszcze potęŜniejszy. Wszelkie młodzieńcze rysy przekuł czas. Wilk przed nią wyglądał groźnie i zabójczo, jak ktoś, kto świetnie zna swe ograniczenia. Bezlitosny, zdolny do przelewania krwi innych.

16 Ostatni raz, gdy go widziała, jego blond włosy były długie. Teraz miał je duŜo, duŜo krótsze, opadały mu na kołnierzyk koszulki. Za to oczy pozostały takie same - nadal w niezwykłym odcieniu ciemnego turkusa. Nienawiść w nich przyprawiła ją o dreszcze. Ubrany był w czarną skórzaną, motocyklową kurtkę, której rękawy i plecy ozdobione były czerwono-Ŝółtymi płomieniami. Na plecach dodatkowo pyszniła się czaszka i dwa skrzyŜowane piszczele. Rozpięta, ukazywała czarny, obcisły t-shirt. Ramiona kurtki wzmocnione były nakładkami z kevlaru, podobne wzmocnienie było na jego motocyklowych spodniach. Na nogach miał wysokie, ciemne buty z klamrami. Angelia przełknęła cięŜko ślinę, niechętnie przyznając, Ŝe jego seksowny wygląd robi na niej wielkie wraŜenie. Czuła, jak tętno jej przyspiesza. Uznając, Ŝe Dare jest gorący, trzeba było oddać sprawiedliwość Furemu - był niewiarygodny. Hipnotyzujący. A do tego miał tak wspaniały tyłek, Ŝe to powinno być nielegalne. Robiła, co w jej mocy, by nie zerkać w jego kierunku. Albo raczej, by się na niego nie gapić. Ignorując jej oczywiste wlepianie wzroku, Fury spojrzał na Dare’a. - Długo się nie widzieliśmy, bracie. - Nie dość długo- Usłyszał w odpowiedzi, wysyczane spomiędzy zaciśniętych zębów. - Znasz go?- Spytał nowoprzybyłego blondyna tata-niedźwiedź. Fury wzruszył ramionami. - Dawne czasy. Ale jeśli planujecie chłopcy posiekać go na kawałeczki i zrobić z niego hamburgery - nie będę wam stawał na drodze. Do diabła, sam nawet rozpalę grilla. Dare ruszył w jego stronę. Ale najmłodszy z niedźwiedzi złapał go i przytrzymał na miejscu. - Skrzywdzenie go tutaj byłoby wielkim błędem. NiewaŜne, Ŝe my teŜ go nie lubimy. Fury mrugnął ironicznie do Serre’a. - TeŜ cię kocham, stary. Zawsze sprawiacie, Ŝe czuję się tutaj tak miło witany. Doceniam to. Serio. - Cała przyjemność po naszej stronie - mruknął młody chłopak i puścił Dare’a. Tata-niedźwiedź westchnął. - Skoro okazało się, Ŝe nastąpiła pomyłka - zostawmy ich, by załatwili swoje wilcze sprawy - rzucił jeszcze ostrzegawcze spojrzenie na dowódcę Angelii. - Pamiętaj. śadnego rozlewu krwi. śadne z wilczej trójki nie odezwało się, póki nie zostali sami. * * * Fury przypatrywał się stojącej przed nim dwójce. Dare i on, razem z Vanem, Fangiem i ich dwiema siostrami - Anyą i Star, byli nierozerwalnie

17 połączeni. Urodzeni w tym samym czasie przez Arkadyjską matkę. Zatrzymała przy sobie jego, Dare’a i Star - a resztę odesłała do ojca, do Katagarii. To było wtedy, gdy zakładali, Ŝe Fury urodził się człowiekiem. Tiaa. W momencie, gdy jego kochana rodzinka dowiedziała się prawdy, próbowała go zabić. To tyle w temacie ludzkiego współczucia. Jeśli zaś chodzi a Angelinę… Nienawidził jej jeszcze mocniej, niŜ swego brata. Bo w gruncie rzeczy rozumiał Dare’a. Ten dupek zawsze był o niego zazdrosny. Od kiedy tylko Fury pamiętał, drogi braciszek stał obok, robiąc wszystko by tylko odebrać mu uwagę matki. Ale Lia była jego najlepszym przyjacielem. Była mu bliŜsza niŜ bliźniak czy kochanka. Mieli pakt krwi, który mówił, Ŝe zawsze będą stać ramię w ramię… Ale w chwili, gdy Dare zdradził wszystkim jego tajemnice, ona odwróciła się od niego. JuŜ za to jedno mógłby ją zabić. Mimo to, musiał niechętnie przyznać, Ŝe nadal była olśniewająca. Długie ciemne włosy nadal miała miękkie i lśniące. Ten rodzaj splotów, które aŜ prosiły by ukryć w nich twarz i dać się odurzyć kobiecemu zapachowi. Zaś oczy miała duŜe i ciemne, jednocześnie uwodzicielskie i piękne. A usta… Szerokie i jędrne, same prosiły, by je całować. Poza tym, zmuszały męŜczyzn do fantazjowania, jaką część ciała mogłyby otoczyć w mroku sypialni. Cholera, ta ostatnia myśl sprawiła, Ŝe stwardniał i zrobił się gorący. Zaciskając zęby, przesunął wzrokiem po znaku widocznym na połowie dziewczęcej twarzy. Oznaczenie najbardziej świętoszkowatych Arkadian. StraŜniczka. UwaŜali się za lepszych od Katagaryjczyków. Nawet gorzej - polowali na nich i więzili jak zwierzęta, którymi dla szanownych Arkadyjczyków, byli. Trudno mu było uwierzyć, Ŝe kiedyś tak się o nią troszczył. Musiał być szalony. - Widziałem robotę, jaką wykonałeś przy tym Litarianinie - odezwał się gardłowym tonem do brata. - Zechcesz mi powiedzieć jak to zrobiłeś? Dare, który miał oczy identyczne jak Vane, spojrzał na niego ironicznie. - Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Fury uśmiechnął się do niego. - Tak, jasne. I spotkałem waszą dwójkę tutaj, bo wpadliście tylko na drinka. Takie rzeczy przecieŜ robicie cały czas - zaczął nagle węszyć w powietrzu.- Och, poczekaj. Co to jest? Gówno? Tak, czuję, Ŝe ktoś próbuje mi je wcisnąć zamiast prawdy. - Skoro tak mówisz - Dare splunął, pełen obrzydzenia. - Nie byłbyś w stanie wyczuć gówna w tej mieszaninie smrodu perfum, alkoholu i zwierząt. - O, popatrz. Jak bardzo się mylisz. Ja, na co dzień Ŝyję w tym szambie. Wyławianie zapachu fekaliów to moja specjalność, i powiem ci braciszku -

18 Ŝe czuję go od ciebie. I na twoim miejscu szybko bym zdradził, co zrobiłeś, bo zaraz poproszę o pomoc niedźwiedzi z grupy Peltieri. - I co mieliby zrobić? Przestrzegają swego świętego prawa - Ŝadnego rozlewu krwi. - Prawda, ale trzech Omegrionów znajduje się pod dachem Sanktuarium, a dwóch kolejnych mieszka niedaleko. MoŜemy zwołać zebranie i… Podstawowy fakt, bracie - masz przejebane. - Nie, bracie - Dare wypowiedział ostatnie słowo prześmiewczo. - To ty masz. Zanim Fury zdąŜył mrugnąć, brat wyciągnął broń i wycelował ją w jego głowę. W ostatniej chwili blond włosy Katagaryjczyk zdąŜył wykręcić mu uzbrojoną dłoń - pistolet wystrzelił w sufit. Wykręcił mu mocniej rękę i zmusił do klęknięcia… Krzyki rozległy się wokół nich. - Broń!- Ktoś wrzasnął głośno, ludzie zaczęli w panice biec w stronę wyjścia. Angelia chwyciła Fury’ego za gardło. - Trzymaj go! - warknął Dare, cały czas próbując wyrwać się drugiemu wilkowi. Fury nie miał jednak zamiaru wypuścić jego ręki - wiedział, Ŝe wtedy tamten skorzysta od razu z okazji i go zastrzeli, z tej samej spluwy, która wykończyła lwa. Angelia mocniej owinęła ramię wokół szyi dawnego przyjaciela. - Puść go, Fury. Zanim mógł jej coś odpowiedzieć, cała trójka została rozdzielona. Fury próbował się podnieść z podłogi, ale ktoś go silnie trzymał. Warcząc, miotał się przepełniony gniewem. Wokół otaczała go moc. Nie mogąc dłuŜej nad sobą zapanować - zmienił się w wilka. Warknął na Mamę Peltier, która do nich podeszła. Jednak wiedział, Ŝe to nie jej siła wymusiła jego przemianę. Problem był taki - Ŝe nie miał pojęcia, do kogo nieznajoma moc naleŜy. - Nikt nie przychodzi do mojego domu i robi takich rzeczy - warknęła.- Cała wasza trójka zostaje stąd wypędzona bez prawa powrotu, i jeśli któreś jeszcze raz spotkam na terenie Sanktuarium - nie poŜyje na tyle długo, by móc tego poŜałować. - To on zaatakował- Odezwał się Dare.- Czemu i nas obejmuje zakaz? Dev podniósł go z podłogi. - Nikt, kto brał udział w bójce nie ma prawa wstępu. Takie są zasady. Colt był duŜo łagodniejszy, gdy pomagał podnieść się Angelinie. - Nie polała się krew - argumentowała. Mama zacisnęła wargi. - NiewaŜne. Prawie nas naraziliście na odkrycie. Szczęśliwie dla was - szybko ewakuowano ludzi. A teraz wynocha. Fury ponownie próbował zmusić ciało do przemiany w człowieka, ale jego magia nie chciała z nim współpracować. Nawet jego mentalne zdolności nie działały. Wyglądało na to, Ŝe jakaś obca moc go więzi.

19 Kurwa! Dare spojrzał na niego i gestem dał mu znać, Ŝe to jeszcze nie koniec. Potem on i Angelia wyszli. - To dotyczy teŜ ciebie, Wilku - warknął Dev.- Max, puść go. Zasłona siłowa opadła. W końcu mógł znowu zmienić się w człowieka. Szkoda tylko, Ŝe musiał pokazać im się nago. W przeciwieństwie do innych Were- Hunterów nie był w stanie od razu wytworzyć na siebie ubrania, gdy tylko się przemieniał. Czasami naprawdę nienawidził swoich mocy… Gdy podszedł do swego ubrania, ono samo pojawiło się na jego ciele. Zdziwiony, obejrzał się i napotkał wzrok Aimee. Pochyliła głowę, by dać mu znać, Ŝe to ona mu pomogła. Nie ulegało wątpliwości, Ŝe Fang podzielił się z nią informacjami o słabościach brata. Dev zrobił krok do przodu. - JuŜ idę - odezwał się wilk. - Ale zanim to zrobię, pozwólcie mi pogratulować sobie głupoty. Tych dwoje dupków, których wypuściliście odpowiada za stan lwa z lecznicy. Próbowałem właśnie wydusić z nich informacje. Bramkarz zaklął. - Dlaczego nam tego nie powiedziałeś? - Próbowałem. Następnym razem, zanim kogoś przygnieciecie polem siłowym do ziemi, pomyślcie by nie odbierać mu zdolności komunikowania się. Smok, Max, potrząsnął głową. - Myślałem, Ŝe po prostu chcesz mnie obrazić za powalenie cię na ziemię. Zwykle tak odnosisz się do ludzi. - Pewnie bym to zrobił, ale dzisiaj akurat miałem coś waŜniejszego do przekazania. Dev odchrząknął, by przyciągnąć uwagę kłócących się męŜczyzn. - Czy oni pochodzą z naszych czasów? - Nie. Mama pokiwała głową. - W takim razie muszą być gdzieś w mieście. Nie ma pełni księŜyca, więc nie mogą podróŜować w czasie. Fury chciałby, Ŝeby to była prawda… Ale pamiętał o zdolnościach swojej ex- przyjaciółki. - Ta kobieta to Aristos. Nie ogranicza jej księŜyc. Mogą być teraz gdziekolwiek, w kaŜdym czasie i miejscu. Bramkarz westchnął. - CóŜ, przynajmniej pozbyliśmy się stąd ludzi zanim stało się coś nienaturalnego. - Tyle dobrze - Wilk zapiął kurtkę. - A teraz jeśli mi wybaczycie… Hej! Spojrzał na gadatliwego blondyna, który go zatrzymał. - Nadal masz zakaz przebywania tu. - Jakby mi na tym zaleŜało - Miał zakaz na wizyty w duŜo ładniejszych i milszych miejscach niŜ to… No i w końcu znalazło się kilka osób, które się o niego troszczyły - przynajmniej od kilku lat.

20 Bez oglądania się za siebie, wyszedł z klubu, wprost na Ursuline Street. Ulica była dziwnie spokojna, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę, Ŝe kilka chwil wstecz wybiegło stado przeraŜonych ludzi. MoŜliwość zagroŜenia musiała naprawdę silnie podziałać na imprezowiczów. Nie zmieniało to jednak faktu, Ŝe nadal miał wilka do wytropienia. Nawet dwa, jeśli być dokładnym. Zdrowy rozsądek kazał mu wracać do swojej watahy i zdać raport Vane’owi. Jednak wyśmiał tę myśl. - Całe Ŝycie zachowywałem się bez sensu. Czemu nagle miałbym nabrać chodź odrobinę rozsądku? Gdy dotarł do swojego motoru, dziwny dreszcz przeszedł mu wzdłuŜ kręgosłupa. Zaczął odwracać się, szykując się na walkę… Ale w trakcie tego ruchu został trafiony prądem. Przeklinając, upadł twardo na ziemię. Eksplodował w nim ból, zmienił się w wilka, potem człowieka, potem znów w wilka. Był całkowicie unieruchomiony, próbując zapanować nad ciałem, by zachowało jeden stały kształt. Nie był jednak w stanie. Dare podszedł do niego powoli, po czym mocno kopnął go w Ŝebra. - Powinieneś był umrzeć dawno temu, Fury. Mam zamiar sprawić, byś sam tego niedługo zapragnął. Fury próbował się na niego rzucić, ale jego mięśnie odmówiły współpracy. Gdyby tylko mógł dorwać ręką, albo łapą, tego drania, zaraz rozerwałby mu gardło. Znów spojrzał w górę i zobaczył Angelinę stojącą za plecami jego oprawcy. Miała na twarzy wyraz współczucia. Albo mu się tylko wydawało, bo w tym czasie Dare znów w niego strzelił i dopadła go kolejna fala bólu. Walczył by pozostać przytomnym. Jednak ta walka była z góry skazana na poraŜkę. W czasie jednego uderzenia serca, wszystko wokół zrobiło się czarne. * * * - Co ty robisz?- Angelia spytała swego dowódcę. - Musimy dowiedzieć się, co on wie o naszym eksperymencie. I co waŜniejsze - z kim o tym rozmawiał. Nie moŜemy sobie pozwolić, by ujawniono nasze tajemnice. Wstrząśnięta patrzyła na leŜące ciało, co i rusz zmieniające kształt, raz miała przed oczami człowieka, po chwili - białego wilka. W końcu Dare pochylił się nad nim i, gdy nieprzytomny był w ludzkiej postaci, zapiął mu wokół szyi obroŜe. Jako, Ŝe naturalną formą Fury’ego był wilk, pozostawienie go w ludzkiej formie, zwłaszcza za dnia, sprawi, Ŝe ten będzie słabszy. I bardziej cierpiący. Lia potrząsnęła głową, widząc poczynania zwierzchnika. - Wiesz, Ŝe on nam nic nie powie.

21 - Nie byłbym tego taki pewien. Fury, którego pamiętała, nigdy nie zdradziłby Ŝadnej tajemnicy. Prędzej umrze, niŜ coś powie. A miał bardzo duŜą odporność na ból. JuŜ, jako dziecko, był duŜo silniejszy niŜ rówieśnicy. - Skąd ta pewność? - spytała. - PoniewaŜ mam zamiar poprosić o pomoc naszego szakala. A Oscar był istotą o sercu tak czarnym, Ŝe był bardziej zwierzęciem niŜ człowiekiem. - On jest twoim bratem, Dare. - Nie mam brata. Wiesz, co Katagaryjczycy zrobili mojej rodzinie. I naszemu klanowi. Miał rację. Była w obozie tej nocy, gdy ojciec Dare’a rozkazał go zaatakować. Była małym dzieckiem i ukryła się, gdy tylko wrogowie pojawili się w ich siedzibie. Matka wysmarowała ją ziemią, by zatuszować jej zapach, a potem ukryła ją w piwnicy. Nawet teraz, mogła przywołać obraz wilków, które zaatakowały i zabiły jej matkę. Widziała cały ten horror przez szczeliny w podłodze. Dare miał rację. Oni musieli chronić swoich ludzi. Zwierzęta musiały zostać pozbawione swoich mocy i stracić moŜliwość krzywdzenia innych. Dotyczyło to teŜ Fury’ego. - Jesteś ze mną? - spytał dowódca. Skinęła głową potakująco. - Nie mam zamiaru pozwolić innym dzieciom podzielić mojego losu. Musimy się obrobić. NiewaŜne, jakim kosztem.

22 Chapter 3 Angelia przechadzała się niespokojnie po małym obozowisku w lesie. Słyszała w tle obraźliwe uwagi Oscara, gdy on i Dare zajęli się torturowaniem Fury’ego. Ona sama nie miała odwagi im pomagać. Nigdy nie byłaby w stanie wydobywać od nikogo informacji w ten sposób. MoŜe Dare miał rację, i nie powinna się zajmować tą robotą. Ale, poza tym była wojownikiem o niezrównanych umiejętnościach. W walce - nie wahała się by kogoś zranić czy zabić. Jednak pomysł bicia kogoś bezbronnego, wywoływał u niej niesmak. On był zwierzęciem. Nie miała złudzeń, Ŝe zabiłby ją w ułamku sekundy. Wiedziała to kaŜdą częścią siebie, a jednak... Zacisnęła boleśnie zęby, słysząc, jak Fury zawył z bólu. Chwilę później Oscar wyszedł z namiotu. Podszedł do niej, a raczej do ogniska, które rozpalili wcześniej. Bez słowa włoŜył w płomienie Ŝelazny pręt. Marszcząc brwi, patrzyła na jego poczynania. - Co robisz? - Pomyślałem, Ŝe drobna zachęta pomoŜe mu rozwiązać język. Poczuła, Ŝe przechodzi przez nią fala mdłości. Dare, ze zdegustowaną miną, wyłonił się z tymczasowej sali tortur. - Mówię, ci Ŝe trzeba będzie mu to wsadzić w dupę, by w końcu zaczął mówić. Szakal zaśmiał się na te słowa. PrzeraŜona Lia, nie była w stanie się poruszyć. Dopiero, gdy Oscar wstał z płonącym kawałkiem metalu, przemówiła. - Nie! - Zejdź mi z drogi - warknął szakal. Widać było wściekłość rysującą mu się na twarzy. - Nie! - surowo zaprotestowała.- To jest złe! Zachowujecie się tak jak oni. Odpowiedź Dare'a była okrutna i twarda. - Musimy chronić naszych ludzi. Ale to nie była ochrona. To było czyste okrucieństwo. Niezdolna do zniesienia tego, spróbowała innej taktyki. - Pozwól mi go przepytać. Dowódca zmarszczył brwi. - Po co? Sama mówiłaś, Ŝe dobrowolnie nic nam nie powie. Wskazała gestem namiot, starając się utrzymać nad sobą kontrole. - Bijecie go od wielu godzin, i jak na razie nic nam to nie dało. Pozwól mi spróbować innego podejścia. Zaszkodzi to komuś? Oscar odłoŜył stalowy pręt do ognia.

23 - Tak czy siak muszę coś zjeść. Masz czas dopóki się nie najem. Jak skończę - zastąpię cię i dalej popróbuję mojej metody. Gdy i Dare wydał zgodę, Angelia odwróciła się i weszła do namiotu. Na widok leŜącego na ziemi Fury’ego zamarła w wejściu. Był nadal w ludzkiej postaci, nagi. Ręce skrępowali mu w niewygodnej pozycji, na plecach. Inny sznur otaczał jego nogi. Całe jego ciało pokrywały siniaki i krew. Fakt, Ŝe był w fatalnym stanie i to nadal w ludzkiej postaci teŜ mu nie pomagał. Gdy ich rasa była ranna wracała do pierwotnej postaci, by się leczyć. Dla niej - to był człowiek. Dla Fury'ego... To był wilk. Starając się mieć to na uwadze, ostroŜnie uklękła obok niego. Warknął groźnie, po czym podniósł głowę i spotkali się wzrokiem. Ból i cierpienie widoczne w jego turkusowych oczach sprawiały jej niemal fizyczny ból. Gdy spuściła wzrok na jego piersi dostrzegła starą bliznę na sercu. Ranę, którą sama zadała mu noŜem. Poczucie winy ugodziło ją na myśl o tym, co zrobiła, a czego nigdy nie powinna była robić. - Czemu po prostu nie skończysz ich roboty? - warknął nienawistnie i groźnie. - Nie chcemy się skrzywdzić. Uśmiechnął się gorzko. - Moje rany i radość, jaką mieli w oczach, zadając je, mówią mi coś całkiem innego. Delikatnie odgarnęła mu włosy z czoła, na którym miał kolejną ranę. Biegła tuŜ nad linią brwi. Krew sączyła mu się z nosa i ust. - Tak mi przykro. - KaŜdemu z nas jest za coś przykro. Czemu ten jeden raz nie mogłabyś być zwierzęciem i po prostu mnie zabić? - wbił w nią wzrok.- Powinnaś to zrobić. Nie mam zamiaru nic ci powiedzieć. - Musimy wiedzieć, co stało się z lwem. - Idź do diabła! - Fury... - Nie śmiej, kurwa, uŜywać mojego imienia! Nie jestem dla was niczym więcej niŜ zwierzęciem. Uwierz mi, wszyscy jasno pokazaliście mi to te czterysta lat temu, gdy niemal zatłukliście mnie i wyrzuciliście jak śmiecia. Na pewną śmierć. - Fury... Warknął na nią jak wilk. - MoŜesz przestać? - W dalszym ciągu z jego gardła wyrywało się warczenie. Wzdychając, Angelia potrząsnęła głową. - Nic dziwnego, Ŝe cię pobili. Szczerząc zęby w prawdziwie psi sposób, warczał na nią. Potem szczeknął. Nie było nic ludzkiego w sposobie, w jaki reagował. Dziewczyna cofnęła się. Gdy się od niego odsunęła, Fury padł na ziemię i przestał się ruszać. LeŜał całkowicie nieruchomo.

24 Czy on umarł? Nie, jego pierś nadal się ruszała. Słyszała teŜ słaby odgłos jego oddechu. Gdy tak go obserwowała, wróciła myślami do wspomnień z przeszłości. Do wizji młodego męŜczyzny, który kiedyś był jej przyjacielem. Mimo, Ŝe był od niej cztery lata młodszy, było w nim coś, co do niej przemawiało. Podczas gdy Dare zawsze był arogancki i apodyktyczny, Fury wydawał się być delikatniejszy, co zawsze sprawiało, Ŝe miała ochotę go bronić. Co więcej nigdy nie traktował jej gorzej. Była dla niego partnerką i powierniczką. - Będę twoją rodziną, Lia - jego słowa prześladowały ją. Fury złoŜył te śluby, gdy dowiedział się, Ŝe jej rodzina została zabita przez Katagaryjczyków. - Nigdy nie pozwolę, by wilki cię skrzywdziły. Przysięgam. Tak jak ona nie powinna pozwolić rano, by go torturowali. Ale to i tak na nic, w porównaniu z tym, co zrobiła mu ostatnim razem, gdy się widzieli. To prawda, nie stanęła za nim, gdy został wtedy pobity, nawet jeszcze bardziej niŜ teraz. - Fury - spróbowała ponownie.- Powiedz nam, co musimy wiedzieć, i obiecuję ci, Ŝe to się skończy. Podniósł lekko głowę i spojrzał na nią z groźnym błyskiem w oku. - Nie zdradzam moich przyjaciół. - Nie waŜ się tak do mnie mówić! Ochraniałam moich ludzi, gdy cię zaatakowałam. Parsknął niedowierzająco. - Przede mną! Oni byli równieŜ moimi ludźmi. Potrząsnęła głową przecząco. - Ty nie masz Ŝadnych ludzi. Jesteś zwierzęciem. Wykrzywił usta, warcząc lekko. - Dziecino, rozwiąŜ mnie, a pokaŜę ci jak wiele zwierzęcia jest w człowieku we mnie. Zaufaj mi. Człowiek jest duŜo okrutniejszy niŜ wilk. - Mówiłem ci - odezwał się głos Oscara, który wszedł do namiotu. Trzymał w dłoni rozpaloną stal. - Wyjdź stąd. Zapach spalonego mięsa będzie cięŜki dla zniesienia dla twego nosa. Dostrzegła błysk paniki w oczach leŜącego wilka i widziała jak próbuje się od nich odsunąć dalej. Jednak szakal złapał go za włosy i przyciągnął z powrotem. Fury próbował go kopnąć, ale niewiele mógł zrobić, zwaŜywszy na to jak mocno był związany. Jednak nadal walczył z odwagą, która była niesamowita. - Wynoś się - warknął Dare, gdy pojawił się z nimi w środku. Sięgała juŜ do poły namiotu, gdy Fury zaczął wyć tak intensywnie i boleśnie, Ŝe dziewczyna poczuła jak coś ją w środku skręca. Odwracając się, zobaczyła jak Oscar przesuwa rozpaloną stalą wzdłuŜ lewego biodra rannego. Rozniosła się woń spalenizny. Dobrze czy źle, nie mogła im pozwolić na kontynuowanie tego.

25 Odepchnęła Dare'a z drogi, po czym kopnęła szakala, by odsunąć go od leŜącego. Zanim którykolwiek z nich mógł zareagować, klęczała juŜ obok Fury'ego i połoŜyła mu dłoń na ramieniu. Korzystając ze swych mocy, przeniosła ich na bagno, kawałek za obozem. PoniewaŜ dobrze zbadała teren, wiedziała, Ŝe to najbezpieczniejsze miejsce w okolicy. Gdy spotkali się wzrokiem, nie dostrzegła w turkusowym spojrzeniu wdzięczności. Była tam tylko wściekłość i nienawiść, tak ostre, Ŝe niemal kuły. - Co zamierzasz teraz zrobić? Zostawić mnie tutaj, na poŜarcie jakiś padlinoŜerców? - Powinnam - Zamiast tego jednak, wyciągnęła sztylet i przecięła liny krępujące mu ramiona. MęŜczyzna był zaszokowany jej postępowaniem. - Czemu mi pomagasz? - Nie wiem. Najwidoczniej mam moment absolutnej głupoty. Otarł krew z twarzy, a ona zajęła się węzłem na jego nogach. - Szkoda, Ŝe twoja głupota nie kopnęła cię w tyłek trochę wcześniej. Zamarła na moment, na widok rany wywołanej rozpaloną stalą. - Tak bardzo mi przykro. Wilk sięgnął do szyi i zerwał z niej obroŜę. Angelia spojrzała zaszokowana. Nikt nie powinien być w stanie sam zdjąć tego kołnierza. Nikt. - Jak to zrobiłeś? Wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, spoglądając na nią. - Jestem w stanie zrobić wiele rzeczy, gdy nie jestem w szoku. Zaczęła się unosić, ale w tej samej chwili zapiął jej wokół szyi obroŜę. Krzycząc, próbowała uŜyć swej mocy by pozbyć się ogranicznika, albo zaatakować wilka. Jednak bez skutku. - Ocaliłam się! - Pieprz się! - warknął.- Nie byłoby mnie tam, gdyby dwoje z was mnie wczoraj nie zaatakowało znienacka. Masz szczęście, Ŝe nie odwdzięczę ci się w ten sam sposób. Pierwsze fale paniki zaczęły przez nią przepływać, gdy zdała sobie sprawę, Ŝe jest całkowicie bezsilna. - Co zamierzasz zrobić? W jego odpowiedzi próŜno było doszukać się miłosierdzia czy łaski. - Powinienem rozerwać ci gardło. Ale szczęśliwie dla ciebie, jestem tylko zwierzęciem i zabijanie w akcie zemsty nie leŜy w mojej naturze - Zacisnął jej dłoń na ramieniu. - Zabijanie w obronie siebie i mojej rodziny to inna sprawa. Powinnaś to jeszcze pamiętać. Zanim zdąŜyła otworzyć usta i mu odpowiedzieć, błysnęło i oboje przenieśli się do wnętrza duŜego domu w stylu wiktoriańskim, który naleŜał do brata Fury'ego - Vane'a. * * *