MERRY32

  • Dokumenty989
  • Odsłony204 235
  • Obserwuję138
  • Rozmiar dokumentów1.7 GB
  • Ilość pobrań125 638

Stochowa Zofia - Numery mówią

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Stochowa Zofia - Numery mówią.pdf

MERRY32 EBooki
Użytkownik MERRY32 wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 135 stron)

WSPOMNIENIA WIĘŹNIÓW KL AUSCHWITZ Wydawnictwo „Slqsk" Wyboru wspomnień dokonali: Jan Przewlocki Tadeusz Sobolewicz Aleksander Widera Opracowała: Zofia Stochowa Obwolutą i okładkę projektował: Henryk Bzd-ok ISBN 83-216-0164-2 © Copyright by Wydawnictwo „Śląsk" Katowice 1980 SPIS TREŚCI Przedmowa — Tadeusz Sobolewicz.......... 7 Wstęp — Kazimierz Smoleń............ 11 Oni byli pierwsi — Eugeniusz Cyba......... 19 Rok 1940 w oświęcimskim obozie zagłady — Jerzy Pozimski ... 24 Garść wspomnień więźnia K.L Auschwitz — Władysław Plaskura . 75 „Noc Wiejowskiego" — Artur Krzetuski........ 83 Więźniarskiej doli trzy rozdziały — Tadeusz Sobolewicz .... 86 Z Montelupich do Oświęcimia — Kazimierz Tymiński..... 103 Stehbunker — Ryszard Kordek........... 112 Moje skrzypce — Franciszek Stryj........ . 124 Obozowe wspomnienia matki — Jadwiga Zasępa...... 142 Za drutami Brzezinki — Helena Wlodarska....... 166 Nigdy tego nie zapomnę — Aleksander Widera...... 176 To nie moŜe się powtórzyć — RóŜa Jeleń-Chroń...... 206 Nasza ucieczka — Aleksander Martyniec........ 224 Oświęcim—Natzweiler—Ravensbriick—Oranienburg — Janina Smutek 230 Tylko nielicznym to się udało — Stanisława Gąskowa . . . . 235 Ewakuacja — Włodzimierz Borkowski......... 242 PRZEDMOWA Według ustaleń Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce moŜna stwierdzić, Ŝe w okresie rządów Hitlera — a więc od r. 1933 do 1945 — działało w Europie co najmniej 11 500 obozów, podobozów, więzień, gett i obozów jenieckich, w tym na samych ziemiach polskich istniało około 3890. W obozach tych osadzano obywateli z 30 róŜnych krajów europejskich i pozaeuropejskich. W systemie hitlerowskiego ludobójstwa zorganizowano na ziemiach polskich dwa największe koncentracyjne obozy zagłady: Oświęcim-Brzezinka i Lublin-Majdanek. Oświęcim utworzono początkowo jako centralny obóz koncentracyjny dla ludności polskiej z Polski południowej i ze Śląska. Jako pierwszych osadzono tam w czerwcu 1940 r. Polaków — więźniów politycznych z Tarnowa, Wiśnicza, Katowic i Sosnowca. Przemoc, gwałt i terror, jakie zapanowały od pierwszych dni okupacji hitlerowskiej w Polsce, spotkały się z gwałtownym sprzeciwem i oporem znacznej części społeczeństwa polskiego. Pierwsze podziemne organizacje ruchu oporu, powstające na terenie tzw. Generalnego Gubernatorstwa i na terenie ziem przyłączonych do Rzeszy, a więc Śląska, Wielkopolski i Pomorza, oparły swą działalność przede wszystkim na kadrze byłych wojskowych — uczestników obronnej wojny w r. 1939 — włączając w konspiracyjny nurt walki 0 przywrócenie Polsce niepodległości wszystkie Ŝywotne siły narodu. Na Śląsku i w Zagłębiu, ziemiach zahartowanych w walce 0 polskość w poprzednich okresach historycznych, działało kilka

I konspiracyjnych organizacji, m.in. ,,Ku Wolności" (później Polski Związek Wolności), TON (Tajna Organizacja Niepodległościowa), OZNP (Obóz Zjednoczenia Narodu Polskiego), POP (Polska Organizacja Partyzancka), ZWZ (Związek Walki Zbrojnej, później AK) i GL PPS, a potem, od 1942 r. PPR (łącząca Związek Patriotów Śląskich i Przyjaciół Związku Radzieckiego), ponadto w samym Zagłębiu „Orzeł Biały". Członkowie tych organizacji, działając z wielkim zapałem i ofiarnością (gromadzenie broni, tajna prasa sabotaŜe etc.) w szczególnie trudnych warunkach, nie mieli jednak często dostatecznego doświadczenia w pracy konspiracyjnej i w wielu przypadkach — na skutek działań represyjnych szeroko rozwiniętego systemu policyjnego okupanta, a zwłaszcza sieci konfidentów Gestapo — dostawali się do więzień i obozów. Przekonującym dowodem patriotyzmu Ślązaków był ich liczny udział w tych organizacjach', a fakt, Ŝe tylko w grudniu 1940 r. okupant aresztował przeszło 400 członków katowickiej grupy PZW i POP, sam mówi za siebie. Wielu, bardzo wielu Ślązaków i mieszkańców Zagłębia znalazło się w obozach koncentracyjnych, w tym znaczna ich część w największym obozie zagłady — w Oświęcimiu-Brzezince. Nie wszyscy wrócili, większość zamordowano. Wymowa ogólnej "statystyki jest jednoznaczna: przez hitlerowskie obozy przeszło około 18 milionów więźniów i jeńców wojennych, a zginęło co najmniej 11 milionów, tzn. 61% ogółu. W obozach i ośrodkach zagłady połoŜonych tylko na ziemiach polskich, a zwłaszcza w Oświęcimiu-Brzezince, Majdanku, Stuttho-fie, Gross-Rosen, Treblince, BełŜcu i Sobiborze, na ogólną liczbę 7 330 000 więźniów wymordowano 6 425 000, tzn. 88%. ' Nasuwa się więc pytanie — kto wobec tego przeŜył? Odpowiedź historyków brzmi: na kaŜdych 100 więźniów deportowa-, nych do hitlerowskich obozów tylko 10 doczekało końca II wojny światowej, z czego zaledwie 5 osób Ŝyło w dwadzieścia lat po wyzwoleniu. A ilu Ŝyje dzisiaj, 35 lat po wyzwoleniu? Trudno na to do-Uładnie odpowiedzieć. Trudno ująć w cyfry statystyczne tych wszystkich Ślązaków i mieszkańców Zagłębia, którzy doczekają kolejnej rocznicy oswobodzenia z obozu. Zbyt szybko umierają. Znacznie wcześniej niŜ ich rówieśnicy nie dotknięci potworną chorobą obozową. Wystarczy sięgnąć pamięcią 30 lat wstecz, kiedy Ŝyli i działali, juŜ po wojnie, w środowisku byłych więźniów na Śląsku S. Nogaj, S. Pawliczek, J. Kwietniewski, A. Cieślik, W. Szczypa, W. Kolonko i wielu innych, długoletnich więźniów Oświęcimia czy Mauthausen. Mając na uwadze te fakty, środowisko byłych więźniów politycznych obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, które od r. 1949 skupia się wokół Zarządu Wojewódzkiego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację w Katowicach (do r. 1949 w Polskim Związku Byłych Więźniów Politycznych), postanowiło uratować garść wspomnień z tych czasów pogardy, aby przyszłe pokolenia Polaków, Ŝyjące na Śląsku i w Zagłębiu, nie zapomniały o gorzkiej lekcji historii swego kraju, o ofiarnej, bohaterskiej walce o Polskę, jaką musieli stoczyć z wrogiem ich ojcowie. RóŜne to są wspomnienia, tak jak róŜne były koleje losu poszczególnych więźniów obozu koncentracyjnego. Ale wszystkie mówią <) jednym — o nieludzkim poniŜeniu godności człowieka, o niewypowiedzianych cierpieniach. Większość ocalałych więźniów, nie tylko Oświęcimia — czas-, to uczestników obozowego ruchu oporu — pomimo chorób, a nieraz i kalectwa stanęła po wojnie wraz z innymi do trudnej pracy nad odbudową zniszczonego kraju. Wielu z nich to ludzie, którzy obok ogromnego zaangaŜowania w pracy zawodowej naleŜeli lub jeszcze naleŜą do czynnych działaczy naszego Związku. Wśród nich warto przypomnieć takich działaczy, jak: R. Stachoń,

J. Mi-kusz, S. Nowak, J. Gałaś, S. Łuniewska, M. Kurcjuszowa, K. Po-piołek, L. Monsiorowski, A. Sułowski, E. Poliński, J. Kachel, 1. Rokoszny, W. Targalski, A. Widera. Zbiór niniejszych wspomnień jest przypomnieniem, losów więźniów oświęcimskiego obozu koncentracyjnego, którzy na terenie Śląska i Zagłębia działali, walczyli i pracowali — lub jesz-sze pracują. , Jest to równocześnie jeszcze jednO^świadectwo prawdy o zbrodniach, które nie mogą się przedawnić, kolejna próba ostrzeŜenia tych, którym się wydaje, Ŝe świadkowie — nie pamiętają. Ręka sprawiedliwości powinna dosięgnąć wszystkich obozowych katów. W 35 rocznicą oswobodzenia oświęcimskiego obozu zagłady przedstawiciele środowiska byłych więźniów politycznych tego obozu poświęcają niniejszą pracę tym, co tam męczeńsko zginęli. Tadeusz Sobolewicz przewodniczący Wojewódzkiej Komisji Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych przy ZW ZBoWiD-u w Katowicach WSTĘP Hitlerowcy, wkraczając do polskich miast, opuszczonych juŜ przez naszych Ŝołnierzy, nie spodziewali się Ŝadnego niebezpieczeństwa ze strony ludności, która — jak twierdzili —- czekała na oswobodzenie. Zaskoczył ich zatem opór patriotów polskich na Śląsku, powstańców oraz młodzieŜy. Ta młodzieŜ śląska, która przed dwudziestu laty, jeszcze w kolebce będąc, słyszała strzały; trzech powstań, pragnęła zadokumentować swoją polskość, patriotyczną postawę. Wierna wpojonym przez ojców i matki za-1 sadom — „nie rzucim ziemi, skąd nasz ród", broniła bohatersko polskiej ziemi śląskiej z budynków hali targowej w Chorzowie; /, gmachu teatru w Katowicach, ginęła w parku Kościuszki, pada-1 la rozstrzeliwana na boisku sportowym w ZałęŜu. Walczyła obok swych ojców powstańców, jakby chcąc w ten sposób udowodnić historyczną ciągłość polskości Śląska. Tragiczne to były chwile, po których mogły nastąpić dni zwątpienia. Tak się jednak nie stało. Nie zamilkły strzały broniących się Ŝołnierzy polskich na Westerplatte, opierała się jeszcze przewaŜającym siłom wroga twierdza w Modlinie, broniła się bohatersko Warszawa, a juŜ na Śląsku kiełkowały zapewne pierwsze myśli o zorganizowaniu ruchu oporu przeciwko znienawidzonemu najeźdźcy. Nie był to ruch ujednolicony i na pewno nie posiadał jeszcze dostatecznych form organizacyjnych. Nowe nadeszły czasy, odmiennie działał wróg, trzeba było inaczej z nim walczyć. Nie moŜna się było oprzeć na formach tworzonych przez powstańców po pierwszej wojnie światowej. Warunki wymagały o wiele głębszej działalności konspiracyjnej, 111 której nie wykryłyby wyspecjalizowane oddziały hitlerowskiej tajnej policji państwowej, osławionej Geheime Staatspolizei. Ludność polską, a w szczególności młodzieŜ śledziła pajęcza sieć hitlerowskich agentów. Gdy po skonfiskowaniu radioodbiorników Polacy pozbawieni zostali wiadomości podawanych przez radiostacje alianckie, podziemne organizacje prowadziły nasłuch, drukując i kolportując nielegalnie otrzymane tą drogą wiadomości w postaci pierwszych gazetek — „Zryw" i „Świt". Jedną z nich, mającą format pocztówki, wydawano w formie fotokopii, co ułatwiało jej rozpowszechnianie, a takŜe — jeśli to się okazało konieczne----ukrycie lub zniszczenie. Polska ludność Śląska, mimo złych warunków materialnych, w jakich się znalazła (większość Polaków zwolniono z pracy i skazano na pobieranie zasiłku dla bezrobotnych), przekazywała przez konspiracyjnych kolporterów datki na działalność przeciwko okupantowi.

ChociaŜ tajne organizacje polskie (Polska Organizacja Partyzancka, Siły Zbrojne Polskie) skupiały przede wszystkim młodzieŜ, wielu działaczy okresu międzywojennego słuŜyło młodym swą radą i doświadczeniem, podtrzymując w nich patriotyczny zapał do walki z hitlerowcami. Fakt ten jest tym bardziej godny odnotowania, Ŝe w opracowanej jeszcze przed wybuchem wojny specjalnej ksiąŜce gończej, tzw. Sonderfahndungsbuch, umieszczono około 1300 nazwisk działaczy plebiscytowych, byłych uczestników powstań śląskich, członków organizacji polskich (harcerstwa, Sokoła itp.), jak równieŜ księŜy. Uwięziono ich w ogromnej większości natychmiast po wkroczeniu do Polski, innych aresztowano sukcesywnie aŜ do połowy 1940 r. Szczególnie terrorystyczną działalność prowadziły grupy operacyjne hitlerowskiej policji bezpieczeństwa. Znane są okrucieństwa hitlerowskie popełnione na Polakach ze Śląska, aresztowanych i osadzonych w obozach zbiorczych (Nieborczyce, Sośnica, Skrochowice pod Opawą). Ślązaków osadzano we wszystkich więzieniach rejencji katowickiej, w Katowicach, Lublińcu, Tarnowskich Górach, Chorzowie, Rybniku, Bielsku, Cieszynie, Pszczynie, Mikołowie, Bytomiu, Będzinie, śywcu. Wielu działaczy polskich ze Śląska wysyłali 12 hitlerowcy juŜ wówczas do obozów koncentracyjnych w III Rzeszy. Wszystkie więzienia na terenie rejencji katowickiej były przepełnione, przekraczając często 2-, a nawet 3-krotnie normalną pojemność. Wskutek alarmujących raportów funkcjonariuszy zarządzających tymi więzieniami hitlerowcy liczyli się z koniecznością zbudowania nowych więzień policyjnych w Katowicach i Chorzowie lub w Świętochłowicach i Sosnowcu. W jednym z pism (z dnia 20 marca 1940 r.) prezydent rejen-< ji katowickiej Springorum pisał: „Przypuszczam, Ŝe wśród więźniów policyjnych jest wiele osób skierowanych na polecenie Taj-r-j Policji Państwowej, których trzeba traktować jako więźniów eweneyjnych. Wiadomo mi, Ŝe tutejsza placówka Policji iństwowej zabiega od dłuŜszego czasu o to, aby więźniów skiero-anych przez nią do tutejszych więzień przenieść moŜliwie jak ijszybciej do obozu koncentracyjnego. Warunkiem do tego jest jednak zawsze odpowiednie skierowanie ze strony Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie. NiezaleŜnie od tamtejszego pisma porozumiewałem się wielokrotnie z tutejszą placówką Policji Państwowej w celu jak najszybszego odtransportowania tutejszych więźniów prewencyjnych do przeznaczonych dla nich obozów koncentracyjnych, musiałem się jednak przekonać, Ŝe w chwili obecnej realizacji tego Ŝyczenia przeszkadzają powaŜne trudności techniczne. Przypuszczam jednak, Ŝe niebawem będzie moŜna wydawać pospieszne decyzje o kierowaniu więźniów prewencyjnych do obozów koncentracyjnych takŜe w rejencji katowickiej, co spowoduje powaŜne odciąŜenie tutejszych więzień." * Pod koniec marca 1940 r. zorganizowano w Sosnowcu przy ul. 1 Maja (w halach fabryki Schóna) obóz przejściowy (Durch-t/iingslager), do którego zwoŜono transportami samochodowymi Sl.jzaków z wymienionych juŜ więzień sądowych i policyjnych. Hala, w której mieścił się obóz, była rozgrodzona drutem kolczastym na trzy odcinki. Więźniowie leŜeli na wspólnej pry-i /,y- podium, zasłanej słomą. Dowódcą załogi tego obozu (SS Son-ilrrkommando Sosnowitz) był SS Sturmbannfiihrer Rudolph, . i kierownikiem SS, Untersturmfuhrer Gruner. * Alfred Konieczny: Uwagi o początkach obozu koncentracyjnego Oświęcimiu, „Zeszyty Oświęcimskie" 1970, nr 12, s. 18. 13 Przyjęcie do obozu poprzedzało tzw. Begriissung (powitanie J< ¦ Polegało ono na tym, Ŝe około 15 straŜników biło równocześnie kaŜdego więźnia. Po tym „powitaniu" kaŜdy więzień był posiniaczony na całym ciele, nie wyłączając twarzy.

Pierwszą dobę spędzali pobici więźniowie leŜąc na brzuchu na betonowej podłodze, bez prawa poruszania się. Następnego I dnia przepędzano ich na pryczę-podium, gdzie równieŜ musieli I leŜeć cały czas na brzuchu. Zakazane były wszelkie rozmowy; a więźnia, którego szept dosłyszany został przez straŜnika, karano wykonywaniem wyczerpujących ćwiczeń (podskoki w przysiadzie), bijąc go kolbą karabinu lub kopiąc. - W dniach przywoŜenia nowych transportów Polaków z róŜnych więzień Śląska konwojujący gestapowcy wpadali do hali i maltretowali więźniów, zmuszając ich do czołgania się i wykonywania przysiadów, kopiąc ich i bijąc pejczami. W dniu 22 czerwca 1940 r. z obozu przejściowego w Sosnowcu wysłano część więźniów do istniejącego juŜ obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Następnie, w kilkudniowych odstępach aŜ do 6 lipca, wywieziono pozostałych więźniów, osadzając ich równieŜ w obozie oświęcimskim. Otrzymali oni numery od 1072 do 1342. W sosnowieckim obozie pozostało jedynie kilku śydów i sądzić naleŜy, Ŝe uległ on likwidacji. Stosunkowo obszerna wzmianka o sytuacji Polaków na Śląsku w pierwszych miesiącach po zakończeniu w Polsce działań wojennych we wrześniu 1939 r., a więc do czerwca 1940 r., podyktowana jest następującymi względami: — przedstawione fakty świadczą niezbicie o patriotycznej postawie całego społeczeństwa śląskiego, a w szczególności młodzieŜy; — masowe aresztowania i mordowanie Polaków na Śląsku miało charakter zarówno terrorystyczny, jak i eksterminacyjny. Nawiązując do bogatej korespondencji hitlerowskiej w sprawie rozładowania przepełnionych więzień na Śląsku, trzeba zwrócić igę przede wszystkim na te pisma władz hitlerowskich, w któ- uwa rych zapowiada się zlikwidowanie ówczesnego stanu przez utworzenie nowego obozu koncentracyjnego. Pierwszą taką wzmiankę znajdujemy w uwadze zamieszczonej w piśmie majora Overbecka, dowódcy Ŝandarmerii rejencji katowickiej z dnia 20 listopada 1939 r., a wynika z niej, Ŝe „bę- / dzie na początku stycznia 1940 r. uruchomiony obóz". * Sama uwaga pochodzi z 18 grudnia 1939 r. Pozwoliło to przypuszczalnie majorowi Overbeckowi zredagować pismo okólne z dnia 28 grudnia 1939 r., w którym następująco informuje podległe mu placówki Ŝandarmerii: „W ostatnim okresie skarŜono się na to, Ŝe z powodu przepełnienia więzień przekazywanie aresztowanych osób było związane z kłopotami. W związku z tym informuję, iŜ stosownie do złoŜonego mi zapewnienia ma powstać po Nowym Roku specjalny obóz dla odciąŜenia więzień." RównieŜ szef Głównego Urzędu SS (SS-Hauptamt) w piśmie dnia 25 stycznia 1940 r. zawiadamia Reichsfuhrera SS, Heinri-iha Himmlera, Ŝe według meldunku SS- Gruppenfuhrera Ericha 'on dem Bach-Zelewskiego \wyŜszy dowódca SS i policji we Wrocławiu): t„... wkrótce obok Oświęcimia zostanie urządzony obóz, który jest pomyślany jako rodzaj państwowego obozu koncentracyjnego". ** PowyŜsza decyzja miała najprawdopodobniej ścisły związek przyczynowy z zawiadomieniem, wysłanym 21 lutego 1940 r. do Himmlera przez SS-Oberfilhrera Gliicksa, o inspekcji na terenie dawnych polskich koszar w Oświęcimiu, które — po wykonaniu w nich pewnych robót budowlanych — będą się nadawały na obóz kwarantanny, jeśli zalecone przez szefa policji bezpieczeń-«twa pertraktacje w sprawie odstąpienia tego obiektu przez Wehr- mncht dobiegną końca. Szef sztabu Nadodcinka SS Południowy Wschód, SS-Brigade-litlirer Rauter, depeszą z 8 kwietnia 1940 r. zawiadomił prezy-dtuta rejencji w Katowicach, Ŝe SS-Gruppenfuhrer von

dem Mach-Zelewski kazał poinformować, iŜ generał lotnictwa Halm wyraził ostatecznie zgodę na wydzierŜawienie obozowi terenu byłych koszar polskich w Oświęcimiu. Warszawa 1977, .. H. 14 1S W dziesięć dni później (18—19 kwietnia 1940 r.) przebywała w Oświęcimiu kolejna komisja, której przewodniczył kierownik obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, Rudolf Hoss. Członkowie komisji spotkali się we Wrocławiu z inspektorem policji • bezpieczeństwa ii słuŜby bezpieczeństwa, SS-Oberfilhrerem Arpa-dem Wigandem, zapoznając się z jego projektem zorganizowania w Oświęcimiu przejściowego obozu kwarantanny dla więźniów polskich przed skierowaniem ich do obozów koncentracyjnych, i zlokalizowanych na terenie III Rzeszy. Treść meldunku z przeprowadzonej inspekcji, jak i konieczność rozładowania przepełnionych więzień na Śląsku spowodowały wydanie przez Himmlera rozkazu (27 kwietnia 1940 r.) załoŜenia w Oświęcimiu obozu koncentracyjnego, którego komendantem (w dniu 4 maja 1940 r.J mianowano SS-Hauptsturmfuh-rera Rudolfa Hossa. Pierwszymi jednak więźniami KL Auschwitz w Oświęcimiu byli więźniowie polityczni, przywiezieni z więzienia w Tarnowie 14 czerwca 1940 r. w liczbie 728 osób, którzy otrzymali numery; obozowe od 31 do 758. * PoniewaŜ obiekty dawnych koszar nie były jeszcze uporządkowane, umieszczono ich w pobliskich budyń- i kach dawnego Monopolu Tytoniowego. Dopiero drugi transport ; Polaków, z więzienia w Wiśniczu, a w kilka dni po nim więźniowie polityczni ze Śląska (z obozu w Sosnowcu) osadzeni zostali w budynkach byłych polskich koszar, które weszły w późniejszy ' ścisły zespół budynków, tworzących obóz macierzysty KL Auschwitz. Przypuszczać więc naleŜy, Ŝe sprawa utworzenia obozu w Oświęcimiu stała się dla hitlerowskiego okupanta koniecznością wynikającą z terroru stosowanego nie tylko na Śląsku, lecz takŜe wobec Polaków z Generalnej Guberni. Znajduje to potwierdzenie we wspomnieniach, napisanych przez pierwszego komen-i danta KL Auschwitz, Rudolfa Hossa, który uznał Arpada Wigan-j da wraz z von dem Bach-Zelewskim za inicjatorów koncepcji , utworzenia obozu w Oświęcimiu. Twierdzi on, Ŝe motywacją tej koncepcji juŜ w 1939 r. był wzmagający się polski ruch oporii * Numery od 1 do 30 otrzymali przestępcy kryminalni, więźniowie niemieccy, których z obozu w Sachsenhausen przywiózł do Oświęcimia 20 maja 1940 r. Rappottfiihrer Gerhard Palitzsch. 16 na Śląsku i w Generalnej Guberni, którego zwalczanie musiało pociągnąć za sobą falę masowych aresztowań. KL Auschwitz załoŜyli hitlerowcy na terenach zamieszkałych przez patriotyczną ludność polską, która mimo stosowanych wobec niej represji, osadzania w więzieniach i obozach, przez cały czas okupacji brała czynny udział w ruchu oporu. Mimo skoncentrowania na tym obszarze stosunkowo powaŜnych sił (SS, policji i wojska) ruch oporu nasilał się z biegiem lat. Działając w pobliŜu KL Auschwitz (Beskid Śląski) grupy partyzanckie były tym czynnikiem, który umoŜliwiał rozwój akcji zarówno wewnątrz obozu, jak i na terenie przyoboizowym. Pisał o tym komendant Rudolf Hoss w liście skierowanym do inspektora obozów koncentracyjnych, w którym stwierdził, Ŝe „okoliczna ludność jest fanatycznie polska",, a więzień-uedekinier z obozu uzyska schronienie w kaŜdej polskiej zagrodzie. Jak juŜ wykazano, wśród pierwszych więźniów KL Auschwitz znaleźli się Polacy ze Śląska, przewaŜnie gimnazjaliści lub studenci. Średnia ich wieku oscylowała przypuszczalnie między

22 a 25 rokiem Ŝycia. Prawie nazajutrz (we wrześniu 1940 r.) po osadzeniu w obozie większość tych więźniów skierowano na polecenie placówki Gestapo w Katowicach do karnej kompanii, gdyŜ powrót ich do miejsc zamieszkania był — według stwierdzenia tej placówki — niepoŜądany (unerwiinscht). Oznaczało to, Ŝe tnieli być unicestwieni. Ich liczba szybko rosła. Wielki transport więźniów ze Śląska w grudniu 1940 r. powiększył trzykrotnie liczbę osadzonych w obozie Ślązaków. PrzywoŜono takŜe Ślązaków aresztowanych za działalność w ruchu oporu na terenach Generalnej Guberni (/. Krakowa, Radomia, Kielc). W obozie nie tworzyli oni grupy odosobnionej, współpracując z towarzyszami niedoli, pomagając im w miarę moŜliwości i zyskując ich zaufanie. W czerwcu i sierpniu 1942 r. władze obozowe przeprowadziły 1 ic/ne egzekucje, w których rozstrzelano wielu Polaków z róiŜnych okolic Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Tak zginęli bracia Mierze-jewscy, Czajorowie, Mularczyk, Murłowski, Świerszcz, Mlostek i wielu, wielu innych. Numery 17 Pod ścianą straceń, na podwórzu bloku 11, prawie kaŜdego miesiąca rozstrzeliwano r.lązaków, skazanych przez policyjny sąd doraźny przy Gestapo w Katowicach, któremu przewodniczyli kierownicy tej placówki: dr Mildner i Thiimmler. Tak więc w oświęcimskiej hekatombie wielki jest udział krwi patriotów ze Śląska. Ginęli oni równieŜ w innych hitlerowskich obozach koncentracyjnych, w więzieniach i w publicznych egzekucjach, przeprowadzanych przez okupanta hitlerowskiego w róŜnych miejscowościach śląskich. Za słuszną więc naleŜy uznać decyzję Wydawnictwa „Śląsk" opublikowania zbioru relacji, napisanych przez szesnastu autorów, byłych więźniów politycznych KL Auschwitz i innych obozów koncentracyjnych. Relacje te, wolne na ogół od momentów emocjonalnych, czynią ukazywaną przez nich ponurą rzeczywistość tym bardziej wstrząsającą. A tę prawdę trzeba utrwalać dla przyszłych pokoleń, by nie poszły w zapomnienie zbrodnie, jakich nie zna historia. Kazimierz Smoleń dyrektor Państwowego Muzeum w Oświęcimiu-Brzezince I Eugeniusz Cyba * ONI BYLI PIERWSI Tarnów 14 czerwca 1940 r., godzina 5 rano. Dzień zapowiada Nie. pogodny, słoneczny. Przed Ŝydowską łaźnią ustawiają esesmani w piątkowej kolumnie 728 więźniów z tarnowskiego więzienia. Twarze ziemistoszare, wymęczone. Brudne, wymięte mundury wojskowe, wytarte bluzy, zniszczone jesionki, góralskie spodnie, sutanny, brązowe habity zakonne, granatowe mundurki ł.;itnnazjalne. Więzienie w Tarnowie byłą punktem zbornym, gdzie Niemcy zebrali z więzień Sanoka, Jasła, Krosna, Rzeszowa, Sącza, Zakopanego i Krakowa Polaków uwięzionych w okresie od września 1939 do czerwca 1940 r. Większość więźniów zebranych przed łaźnią to młodzieŜ i. całej Polski: studenci, podchorąŜowie, robotnicy i ci najmłodsi ~- harcerze, gimnazjaliści. Pokazują z chłopięcą dumą ukryte przed Gestapo harcerskie krzyŜe. Nieśli je jako symbol walki /. okupantem, chcieli je przenieść przez granice do Francji, do nrmii gen. Sikorskiego: W deszczowe jesienne dni i noce, w zimowe zadymki i mrozy I!t.'J9 i 1940 r., bez broni, przewodników, kontaktów organizacyjnych, jedynie z mapami, często wyrwanymi z atlasów szkolnych, głodni, zmarznięci, brnęli w metrowych zaspach śnieŜnych karpackich gór. Szli na

Węgry przez Słowację, przekraczali granicę w Zakopanem, Piwnicznej, Komańczy. Pragnęli dotrzeć do Fran-< ii. Krwawili z ran, wydawani w łapy Gestapo przez nacjonalis- • Notki biograficzne autorów wspomnień zamieszczono na końcu Kli|/ki (przyp. red.). 19 tów ukraińskich i słowacką „Hlinkową Gardę". Zapełniali ponure cele więzień. Codziennie zbitych, skrwawionych chłopców przynoszono z Gestapo do cel. Tam towarzysze ostroŜnie układali zmasakrowane ciała na podłodze. Zapuchłe, zmiaŜdŜone wargi szeptały: „Nikogo nie wydałem... nic nie powiedziałem... sukinsynom!" Reszta więźniów zgromadzonych przed łaźnią to starsza wiekiem grupa działaczy robotniczych, adwokaci, inŜynierowie, nauczyciele, księŜa, zakonnicy. Pierwsi organizatorzy i członkowie pierwszych organizacji konspiracyjnych, powstałych natychmiast, gdy umilkły ostatnie strzały kampanii wrześniowej. Rano 14 czerwca, ustawieni w kolumnie piątkowej, otoczeni gęstym kordonem uzbrojonych esesmanów i policji, ruszyli ulicami Tarnowa w kierunku dworca. Ulice puste, wymarłe. Niemcy ogłosili — pod karą śmierci — zakaz otwierania okien i przebywania na ulicach. Cisza, tylko głucho dudnią buty kolumny. Wydaje się, Ŝe miasto śpi, ale Tarnów czuwa. Za szybami, za firankami smutne twarze, ledwo widoczne ruchy rąk. Znaki poŜegnania, pocieszenia, współczucia. W pewnym miejscu, zza rogu ulicy, wybiegła na chodnik staruszka cała w czerni. Rozwiane siwe włosy, czarna chusta. W wyschniętej twarzy ogromne, gorejące oczy. Przystanęła przed zbliŜającym się esesmanem, oddychała cięŜko. Wyciągnęła spod chusty paczkę, wskazując na maszerujące szeregi. Młody, dobrze wypasiony esesmański byczek nawet nie zwolnił kroku. W marszu, z rozmachem, rąbnął kolbą karabinu białą głowę staruszki. Upadła, na chodnik rozsypały się: cebula, chleb, smalec. Jęk rozległ się wśród szeregów. Kolumna maszerowała dalej, szła ulicą Krakowską, pod wiaduktem, na dworzec. Na bocznicy czekał pociąg. Wśród ryków i bicia załadowano więźniów do wagonów. Młodsi szeptali między sobą, myśleli o ucieczce. Niestety, było to niemoŜliwe. W drzwiach kaŜdego przedziału stał esesman z bronią gotową do strzału. Na korytarzach rozstawiono dodatkowe posterunki. Na krakowski dworzec wjechał transport w samo południe. Kraków witał więźniów hejnałem z wieŜy Mariackiej. Nie prze- 20 •••/.uwali, Ŝe wielu z mich nigdy go juŜ nie usłyszy. Z przeraŜeniom ujrzeli więźniowie ogromny biały napis na rozwieszonym czerwonym płótnie: Paris genommenl Rozpacz ogarnęła wszystkich, bo przecieŜ ciągle jeszcze łudzili się, Ŝe wojna we Francji nie zakończy się klęską. Ale przygnębienie nie trwało długo. JuŜ Mi Krzeszowicami optymiści udowadniali, Ŝe ParyŜ to jeszcze nie cuła Francja, Ŝe to z pewnością zręczny manewr genialnego ge-il»rała Weyganda. Istnieje przecieŜ potęŜne Imperium Brytyjskie, lóre przegrywa bitwy, ale nigdy wojnę. Mimo chwilowych suk-sów Hitler i tak w końcu w dupę dostanie... A z ParyŜem to pewno blaga tego kuternogi Goebbelsa. Transport wjeŜdŜa na stację kolejową Oświęcim. Powoli prze-wają się wagony. Słońce mocno przygrzewa. Jest godzina 15 minutami. Na peronie tłumy podróŜnych w milczeniu patrzą okna wagonów. Pociąg mija stare, pojedyncze domy, grupę mych drewnianych baraków, wolno, bardzo wolno przejeŜdŜa szarych budynków koszarowych. Zgrzytnęły zderzaki. Pociąg stanął. Chłopcy w oknach. Po pra-j stronie wagonu grupa ustawionych w dwuszereg męŜczyzn, anatowe berety, bluzy i spodnie w biało-niebieskie

pasy. Na uzach, po lewej stronie, małe zielone trójkąty i białe prostoką-z numerami. W rękach pałki — to pierwsi więźniowie, nie-•ccy kryminaliści z obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Numery od 1 do 30. Pierwsi Lagerdlteste („starsi" obozu) — Bruno Brodniewitz i Loo Wietschorek, blokowi, kapo wie. Dobrze wyszkoleni po kilkuletnim obozowym staŜu, patrzą z uśmiechem na wagony. Dyszą S niecierpliwości, mocniej ujmują kije, nie zawiodą swych hitlerowskich nauczycieli. PokaŜą, Ŝe są godni czarnej opaski ,„star-" obozu, czerwonej blokowego i. Ŝółtej kapowskiej. Popły-ftU- polska krew, ręce splamią się krwią, ale to nic. Ręce moŜna Umyć. Za taką robotę, za taki trud będzie zapłata: duŜo Ŝarcia, toódku, osobny pokój, czyste łóŜko, a w nim młody „pipel", no t nieograniczona władza. Obok grupa esesmańskich mundurów, julul) Lagerfuhrera, Hauptsturmfiihrera Karla Fritzscha. Ober-Uurmfiihrer Schwarz, elegancki przystojniak Untersturmfuhrer MHcr oraz ten, którego krwawa oświęcimska gwiazda dzisiaj wschodzi — Rapportjuhrer Gerhard Palitzsch, przyszły krwawy 21 kat obozu, mistrz strzelecki w rozwalaniu głów pod czarną ścianą śmierci bloku 11. Fachowcy w dziele ludobójstwa, świetnie przy-^ gotowani w obozach Dachau i Sachsenhausen. Elita gwardii Himm-lera, wybrani z SS „Totenkopf". Hitler im Bogiem! Himmler jedynym prorokiem! „Mein Kampf" ewangelią. A kula, stryczek i krematoryjny gaz staną się narzędziami codziennego uŜycia. Rozpiera ich duma. Im Himmler w dowód zaufania powierzył zaszczyt otwarcia największego w dziejach ludzkości kombinatu śmierci — KL Auschwitz! Czekają niecierpliwie, pierwsi oświęcimscy mordercy na pierwsze polskie ofiary. Rozkaz padł: — Aufmachen! Otwierać! Do pierwszego wagonu doskoczyła banda esesmanów i kapów. Otwarto drzwi wagonów. — Raus! Los! Wystraszeni, otępiali więźniowie biegli pod gradem pięści i pałek, popychani, deptani. Padali, pełzali na kolanach, na brzu-« chach, gubili teczki, walizki... Dopadli wreszcie otwartej bramy Tu drugi zastęp „rycerzy pałki" przejął zmaltretowane ofiary w swe łapy. I tak wśród nieustannego bicia i ryku rozładowano wszystkie wagony. PrzeraŜeni więźniowie stali w milczeniu, rozcierając obolałe ciała, zmazując krew. Słońce mocno grzałc w plecy. Przed szeregami błyszcząca srebrem trupich czaszek, nara mienników i kołnierzy świta Lagerfuhrera. Szukano tłumacza Pierwszym tłumaczem został Baltaziński. Na odwróconą beczkę wszedł niski, chudy, Ŝółty Karl Fritzsch pierwszy Lagerfuhrer obozu. W ręku trzymał pejcz, którym ner? wowo uderzał po błyszczących cholewach butów. Spod ogromne czapy ze srebrną czaszką i piszczelami widać było tylko koniec nosa, zaciśnięte wąskie usta i spiczasty podbródek. — Ruhel—zaskrzeczał. Baltaziński zamarł w pozycji na baczność, wciągnął brzuch utonął oczyma w Lagerfuhrer ze. SłuŜbiście słuchał, pochłania kaŜdy wyraz. — Tu jest Konzentrationslager Auschwitz — tłumaczył Z tego obozu nikt z was nie wyjdzie Ŝywy... Polacy! JuŜ nie ma cie ojczyzny... Nie macie Polski, wasza ojczyzna jest wewnątr: tych drutów... Dla nas wszyscy razem nie jesteście ludźmi, tyłki 22 kupą gnoju. .. Dla takich wrogów III Rzeszy, jak wy, nie będą Niemcy mieli Ŝadnych względów, Ŝadnej litości... Zapomnijcie «> waszych Ŝonach, dzieciach, rodzinach... Tutaj pozdychacie jak psy! Fritzsch odpoczął chwilę, wycierał starannie chusteczką zaplute usta i twarz. Patrzył zadowolony na uśmiechniętych, po-t lilebnie potakujących esesmanów i kapów i na struchlałą kolum-«i<; więźniów. Czekał, aŜ Baltaziński skończy tłumaczenie.

— śydzi, księŜa — ryczał dalej — zginą natychmiast! Porządny, uczciwy więzień, który zgodnie z regulaminem obozowym będzie Ŝył i pracował, moŜe liczyć na to, Ŝe przeŜyje... — Przerwał, małe ślepia zaświeciły złośliwie i dokończył: — ... prze-j-vje trzy miesiące. W przeraźliwej ciszy echo drei Monate tłukło się między mu-'. imi budynków. — Czyście zrozumieli? — krzyknął Fritzsch podskakując na Baltaziński przetłumaczył. Więźniowie milczeli. Kapowskie r iłki spadły na struchlałą kolumnę... Wtedy zrozumieli, Ŝe trzeba krzyczeć: . ' .' ¦—¦ Tak jest! Jawohll Rozstawiono stoły, wezwano więźniów znających język niemiecki do spisywania personaliów. Kolejno podchodzili więźniowie do stołów, podawali imiona i nazwiska, w zamian otrzymywali — numer. Z tą chwilą człowiek tracił nazwisko, z którym wiązany był od dnia urodzenia, stawał się zwykłym ewidencyjnym numerem. Pierwszy polski więzień, Ryniak, otrzymał numer 31, ostatni, i 'łachta — 758. Przekroczyli bramy oświęcimskiego kombinatu śmierci, prze-- troczyli próg hitlerowskiej kaźni, gdzie uzbrojony zbir znęcał się u id bezbronnym, wypasiony nad głodnym, pyszny nad poniŜonym, gdzie zabijanie było chlebem powszednim. Oni pierwsi zna-'¦' /.li się w tym wyjętym spod prawa świecie. Był dzień 14 czerwca 1940 roku, pierwszy dzień ich cierpie-"i.'i, a takich dni w historii obozu koncentracyjnego w Ośwśpi-miu było 1645. Jerzy Pozimski ROK 1940 W OŚWIĘCIMSKIM OBOZIE ZAGŁADY 24 czerwca 1940 r., poniedziałek Od kilku godzin jestem podobno w Oświęciniiu. Piszę „podobno'! bo choć teraz wiem o tym dokładnie, nie tak wyobraŜałem sobij obóz koncentracyjny. Cały obóz to pojedynczy budynek, ogrodzc ny ze wszystkich stron siatką i drutem kolczastym. Nie zauws Ŝyłem nawet w pierwszej chwili Ŝadnego wartownika. A moŜe wcale nie obóz koncentracyjny, pomyślałem, choć eskortując] nas w czarnych mundurach straŜnicy zapewniali złośliwie, Ŝe dc piero „tam" poznamy, co to znaczy Konzentrationslager. Na pc dwórzu więzienia policyjnego w Bytomiu załadowano nas rano do samochodu cięŜarowego. Obeszło się nawet bez biciL co niektórych zdziwiło. Ale nie było czasu na rozmyślanie. KołJ południa byliśmy juŜ na miejscu w bliŜej nie znanej miejscowo:? ci. Dopiero teraz, wieczorem, mój szkolny kolega, którego t\ spotkałem, Fryderyk Klyta, poinformował mnie, Ŝe to Oświęcir Dodał takŜe, Ŝe właściwy obóz znajduje się w odległości jedneg] kilometra, na terenie byłych koszar wojskowych. Tam zostanit my przekwaterowani po odbyciu kwarantanny. Sam moment przyjęcia nie zdziwił nas wcale. Do róŜnego roj dzaju wrzasków, popychania i bicia byliśmy juŜ przyzwyczajeni Nowością natomiast był fakt, Ŝe osobnikiem okładającym nas kaj wałem drąga, gdy schodziliśmy z samochodu, był nie Ŝołnieri w mundurze, lecz jakiś wysoki, barczysty drab, jak się później okazało — więzień niemiecki. Z boku przyglądał się całemu wij dowisku straŜnik, który się tam nie wiadomo skąd znalazł. Po chwili ten sam więzień ustawiał nas piątkami na obszerny: placu. Popychał przy tym kolejno wszystkich i pokrzykiwał nij Ŝargonem niemieckim, czego nikt z nas nie .rozumiał, się ciekawie dookoła, oczywiście ukradkiem. W od-|«-i',łości kilkudziesięciu metrów spora grupa męŜczyzn uprawiała gimnastykę. Rozkazy w języku niemieckim wydawał młody r/.lowiek w czarnych rogowych okularach. Wszyscy ćwiczący |>vli w cywilnych ubraniach. Z drugiej strony, jakby zza budynku, hodziły odgłosy śpiewu. Przyjemna dla ucha melodia odbijała t\>: echem o kamienne mury bloku. Przed nami ustawiono stół i taborety. Leopold Warecki, znaj-łujący się tuŜ przy mnie, zwrócił mi szeptem uwagę na stojącego i zewnętrznej stronie bramy Ŝołnierza, chyba podoficera,

bo >!nierz munduru obszyty miał srebrną obwódką. Czekał prawdo-ulobnie na otwarcie bramy. Rzeczywiście — w tym momencie wybiegł z budynku młody chłopak, szybko otworzył bramę... po chwili leŜał juŜ na ziemi zbroczony krwią. Uderzenie, jakim go •zęstował wchodzący, było bardzo silne i niespodziewane. śołnierz — teraz juŜ wiem, Ŝe był to Oberscharjuhrer Palitzsch — lawet nie spojrzał na leŜącego. Podszedł ku nam. Pilnujący nas rczysty Niemiec krzyknął w naszym kierunku Achtung, stanął lut baczność i zameldował coś, czego takŜe nie zrozumieliśmy. Kazano nam rozebrać się do naga. Ktoś za mną prawdopodobnie nie za bardzo się spieszył, bo uderzono go w twarz. Po i w iii przyszło kilku więźniów, pisarzy. Podchodziliśmy kolejno i stołu. Wypełniano jakieś formularze. KaŜdy podawał swe per-inalia: datę urodzenia, zawód itp. Wysoki, łysy lekarz, teŜ wiecu ń, zaglądał nam w uszy, oczy, usta. Coś zapisywał. Odebrano iin resztki Ŝywności, które przywieźliśmy ze sobą, oraz wszyst-i, co stanowiło naszą prywatną własność: portfele, zegarki, ob-rzki, notesy. Zatrzymać wolno było tylko chusteczkę do nosa nuty. Otrzymałem mały skrawek papieru. - To jest twój numer obozowy — powiedział wręczający mi rtkę. — Nie wolno go zgubić ani zapomnieć. Spojrzałem na karteczkę: jestem numerem 1099. Westchną-n. No cóŜ, czas płynie i przez najcięŜsze dni... Po chwili otrzymaliśmy komplet naczyń do jedzenia, metalo- miskę i garnuszek półlitrowy. Na kolację dostał kaŜdy z nas v nie obrane ziemniaki i pół litra płynu nieokreślonej barwy; miała być zupa. v 24 25 25 czerwca, wtorek Jak na pierwszy dzień pobytu w obozie to wraŜeń trochę za du Miemiecki więzień, pełniący funkcję „starszego obozu" — to nie Ŝo. I choć jeszcze nie oberwałem od Leona — tak nazywa si< nie Ŝałuje, to pięści. I nie trzeba wcale być winnym, wystarczy wiele brakuje, by mieć przez niego oczy podbite. Bo czego Leoii mu się po prostu nawinąć pod rękę. Nauka z tego: być zawszd na odległość jego łap. Ale mam i inne wiadomości. StraŜnik, który wczoraj odbieraj apel wieczorny, to niejaki Plagge. Więźniowie nazywają go „I ^eczką", cały dzień bowiem trzyma w ustach krótką fajeczkę! Naszymi przełoŜonymi są wyłącznie więźniowie. Blokowy nazyw się Baltaziński. Numeru jego jeszcze nie znam. Mój kolega, Fry deryk Klyta, ma numer 637, jest „sztubowym". A oto lista osób z naszego transportu: 1. Warecki Leopold 2. Kowal Wincenty 3. Morawiec Ludwik 4. Pozimski Jerzy 5. Palus Stanisław 6. Siwy Leon 7. Mazur Henryk 8. Sutor Ryszard 9. Skorupa Ryszard 10. Taul Roman 11. Hadaś Paweł 12. Paus Juliusz 13. Ludyga Bernard z Szarleja — nr 1095 z Szarleja — nr 1096 z Radzionkowa — nr 1097 z Szarleja — nr 1099 z Radzionkowa — nr 1102 z Brzozowie — nr 1104 z Szarleja — nr 1105

z Szarleja — nr 1106 z Szarleja — nr 1107 z Radzionkowa — nr 1108 z Brzozowie — nr 1110 z Radzionkowa — nr 1111 z Szarleja — nr 1112 Rozmieszczono nas w dwóch salach — tych z Szarleja w jed1 nej, pozostałych w drugiej. Porządek dnia był bardzo urozmaicony. Wczesnym rankien obudzono mnie kopniakiem. Przy mnie stał blokowy, juŜ ubrany Wieczorem poprzedniego dnia ułoŜono nas jak śledzie na pod łodze. Cywilne ubranie kaŜdy miał pod głową jak poduszkę Z myciem rano nie było kłopotu. Z powodu braku wody nie myj liśmy się wcale. 26 Za to zbiórka do apelu porannego trwała bardzo długo. Usta- •• ieni dziesiątkami w szeregach, ćwiczyliśmy pod bystrym okiem ¦ ¦ona komendę „baczność" i „czapkę zdejm". Oczywiście po nie- niocku. Nie posiadając w ogóle nakrycia głowy, na niemiecką >mendę Mutzen wyrzucaliśmy prawą rękę w górę, dotykając tlcami głowy. Na dalsze słowo, ab, ręka szła błyskawicznie dół, uderzając o szwy spodni. Nie wszyscy oczywiście rozumieli i (tmieckie słowa komendy, my z kolei, wiedząc, co znaczy Mutzen ¦ ¦ f '• Mutzen ab — nie mieliśmy pojęcia, po co ta komedia. Prze- nie mieliśmy Ŝadnych czapek w ręku. Uderzenia o spodnie bardzo nierówne. Wykorzystywał to Leon, waląc pięścią :Ŝej stojących. ) krótkiej przerwie, podczas której wydano nam pół gar- ;a jakiegoś czarnego, gorzkiego płynu, co miało być według mień kolegów kawą, zebrano nas znowu na placu apelowym. ć podzielono na dwie części. Nas, nowych, zapędzono do ¦ra. Zgodnie z regulaminem obozowym — tak nam wyjaśniał i;. y.jer — więźniom nowo przybyłym strzyŜe się głowy na pałę. CóŜ, do końca wojny chyba mi włosy odrosną — pomyślałem humorem. Od dwóch miesięcy miałem włosy nie tknięte ma- •ł.vnką do strzyŜenia i... grzebieniem. WszakŜe w więzieniu grze- uknie nam odebrano. W godzinach popołudniowych widziałem z daleka, jak Leon ludał grubym drągiem nowo przybyły transport z Tarnowskich ku Przyjechali nasi dalsi koledzy: Kos Władysław Miozga Leon Blachnicki Franciszek Kubecki Ludwik Szwedek Emil Strąk Franciszek Christ Adolf Lubos Paweł Grabski Julian Reichel Jan Gołka Alojzy ! 1 12. Gorzelniak Jan — nr 1199 —nr 1200 — nr 1201 — nr 1202 — nr 1203 — nr 1204 — nr 1205 — nr 1206 — nr 1207 — nr 1208 — nr 1209 — nr 1210 27

13. Górski Jan — nr 1211 14. Hausmann Stanisław — nr 1212 15. Mańka Jan — nr 1213 16. Pohl Alojzy — nr 1214 17. Jaksik Jan — nr 1215 18. ? — nr 1216 19. Wilk Andrzej — nr 1217 20. Wilk Stefan — nr 1218 21. Paszka Karol — nr 1219 22. Woszek Franciszek — nr 1220 23. Gandecki Jan — nr 1221 26 czerwca, środa ' JuŜ trzeci dzień jestem w obozie. Gimnastyka i śpiew, śpię i gimnastyka — oto całe nasze zajęcie. I nie byłoby normalni w tym nic złego, gdyby nie to, Ŝe „sport" uprawiać trzeba prz kilka godzin bez przerwy, przy akompaniamencie bicia bez jaki gokolwiek powodu. Po prostu teŜ dla „sportu". Przy gimnastyc staram się zawsze być z daleka od Leona. Rozumie się, Ŝe otj „Fajeczki" równieŜ. „Fajeczka" teŜ dał się juŜ poznać z najgorszej strony. Po ape lu wieczornym polecił Leonowi zebrać wszystkich śydów, przy byłych do obozu w ostatnich dniach. Ustawiwszy ich dookołi siebie, kazał im przez tłumacza powiedzieć, Ŝe on jest ich Bogien i do niego mają śpiewać swe Ŝydowskie pieśni. Wystraszeni, stan si juŜ wiekiem ludzie spoglądali jeden na drugiego. Ktoś zainto nował pieśń hebrajską. Inni podchwycili ton. Za chwilę wszysc; juŜ śpiewali. Pierwszy raz słyszałem płaczliwe tony psalmu Ŝy dowskiego. Ale „Fajeczce" było tego jeszcze za mało. Kazał śy dom uklęknąć przed sobą. Nie wszyscy to uczynili. UsłuŜny Leo podskoczył ku najstarszemu śydowi i uderzywszy go w twars powalił na ziemię. Wówczas „Fajeczka" podszedł ku niemu, pod niósł prawą1 nogę w górę i cięŜkim, nabitym gwoździami buten zmiaŜdŜył leŜącemu całą twarz... Patrzyłem przeraŜony... 11 czerwca, czwartek Im Lager Auschwitz war ich zwar, Holaria — holario — So manche Tage, Nacht und Jahr, Holaria — holario — Doch derik ich jroh, gemiit und gem An meine Lieben in der Fern... Oto słowa piosenki, której melodię słyszałem pierwszego dnia ;>bytu w obozie. Dziś znam juŜ jej treść na pamięć. Poza gim-istyką uczymy się właśnie śpiewać jedynie tej piosenki. Ciekawym, kto ją spłodził. Chyba nie Leon? Jeśli nam, znającym język niemiecki, nietrudno przyswoić »bie słowa piosenki, to innym kolegom opanowanie ich przycho-:i z trudnością. Dlatego teŜ podczas śpiewu, gdy jedni wykrzy-iją głośno tekst piosenki, drudzy na widok Leona otwierają roko usta, z których nie wydobywa się Ŝaden dźwięk. Cieszę •lic, bo to juŜ początek solidarności, choć jeszcze za mało się na-wznjem znamy. Podobnie jest ze sportem — ileŜ ten biedny więzień, który /adzi gimnastykę, musi się namęczyć, by co parę minut wylać inne ćwiczenia. A czego tu nie ma; najpierw marsz ze vvem, potem bieg wokół całego placu. I na odmianę; padnij, stań, pełzanie i obracanie się na ziemi, Ŝabki, skoki, kręcenie v kółko i diabli wiedzą, ileŜ tam tego jeszcze. A po chwili to i od początku... i znowu... i znowu... do upadłego. Na domiar ) słońce przypiekało dziś, wyjątkowo mocno, toteŜ byliśmy •scy spoceni juŜ po kilku pierwszych minutach gimnastyki. 1 'omimo zmęczenia i tu zdąŜyłem zaobserwować objawy soli-iości. Wykonując ćwiczenia wokół placu, tworzyliśmy formę czczonego koła. Od środka, w kole, pilnował wykonywania /.eń Leon. I ciekawa rzecz -^— wszyscy młodzi, którym gim-yka nie sprawiała trudności, byli po wewnętrznej stronie, i;c w pobliŜu Leona. Tych Leon nie tłukł, bo błędów nie po-iali.

Starsi natomiast, jakby to było specjalnie umówione, niowali się po zewnętrznej stronie koła — tam ich juŜ ręka Leona nie dosięgała. Brawo! 28 29 Jeśli chodzi o samego Leona, miałem dziś podczas okazję przyjrzeć się mu z bliska. Ciekawe, Ŝe jego ogorzała twarz nie wydaje się zła. A przecieŜ jaki z niego bydlak... Choć kto gc tam wie. MoŜe obóz zrobił z niego bandytę? ZauwaŜyłem równiei na jego kurtce, z lewej strony, na wysokości piersi, wymalowany na kawałku białego płótna numer 30, a nad nim coś w rodzaji trójkąta o równych bokach, koloru zielonego. Ciekawym, co znaczy. Numer to juŜ wiem, bo mam go równieŜ, choć na razie w kieszeni, ale ten trójkąt zielony? 28 czerwca, piątek Jeśli w bytomskim więzieniu, w którym przebywałem dwa prze szło miesiące, dzięki paczkom z domu nie narzekałem na brak wy Ŝywienia, to w obozie juŜ teraz, po kilku zaledwie dniach, zaczy nam odczuwać głód, choć kolega Klyta, nasz sztubowy, o mni pamięta i jak tylko zostanie mu trochę zupy, jestem jedny z pierwszych, którzy otrzymują dodatkową porcję. Tak się fatalnie złoŜyło, Ŝe z powodu złego wykonywani ćwiczeń cała moja grupa nie otrzymała za karę obiadu. Kied; więc inni jedli, myśmy musieli dalej się gimnastykować. O porannej kawy (palone i mielone Ŝołędzie) do samego wieczór nie miałem nic w ustach. Zresztą nie tylko ja jeden. Być moŜe dlatego temat kulinarny przyszedł mi do gło warto więc i to zanotować. Nasz całodzienny przydział Ŝywnoś: ciowy przedstawia się następująco: rano pół kubka kawy i ni więcej, w południe miska zupy od pół do trzech czwartych litr oraz dwa—trzy ziemdaki „w mundurkach". Rozmiary ziemniakó"* i ilość zupy uzaleŜnione są od wydającego, a jest nim tzw. sztu bowy. Zdarzają się przy tym najbardziej ordynarne kanty. Opc wiadają o tym koledzy z innych sal, bo u nas, trzeba przyzna Fryderyk Klyta obdziela wszystkich sprawiedliwie. Na kolacj otrzymujemy równieŜ zupę, która nazywa się „Awo"; nie wiem skąd ta nazwa. Do tego dochodzi jeszcze niewielki kawałek chle ba. Początkowo bardziej przewidujący spośród naszych chowa] połowę otrzymanego chleba na śniadanie. Nie wszyscy go jednał 30 ' ' io znajdowali na swoim miejscu. Obecnie więc nikt juŜ tego robi, tak Ŝe po rannej kawie trzeba czekać do południa, by ¦ >w coś przełknąć. Obserwuję u moich kolegów — a dopiero jesteśmy tu kilka dni — pewnego rodzaju otępienie. JuŜ przestajemy rozmawiać u rodzinach, o rychłym zakończeniu wojny. Jedyny nasz temat to... jedzenie i jedzenie... Co gorsza — zaczynają wychodzić na jaw ujemne cechy ludz-iego charakteru: zgryźliwość, egoizm, nieuczciwość (zdarzają kradzieŜe), a nawet donosicielstwo. PoniewaŜ palenie tytoniu posiadanie go jest na kwarantannie surowo wzbronione, docho-w nocy do awantur. Dziś przed południem młody chłopak Tarnowa doniósł blokowemu, Ŝe w nocy palono na sali papie-sy. Wówczas Leon przeprowadził śledztwo, w wyniku czego fajeczka" brutalnie pobił kilku ludzi. Jeden z pobitych i skopach zmarł w ciągu dnia. czerwca, sobota naszym Ŝyciu obozowym nic się nie zmienia, ciągle gimnasty-i śpiew — krzyki i bicie. Wprawdzie pełniący słuŜbę na dru-[łej zmianie esesman, którego nazywamy „śabą", nie jest taki jak „Fajeczka", pozostał jednak Leon, a ten nigdy nie jest neczony. Wzajemne stosunki więźniów ograniczają się do krótkich roz-ftwok wieczorem, juŜ po apelu. Najczęściej gromadzimy się rani. Jeśli chodzi o nas, z Szarleja, to dzielimy się uwagami na maty dnia.

7. Heńkiem Mazurem było dziś niedobrze, podczas ćwiczeń ile zasłabł. JuŜ myśleliśmy, Ŝe ta kreatura Leon go wykończy, il«- minęło i Heniek jest znowu sobą. poniedziałek rszła się pogłoska, Ŝe jutro, a najdalej w środę zostaniemy dzieleni do pracy oraz przekwaterowani do właściwego obozu. 31 I Czekamy na to wszyscy jak na zbawienie. JuŜ lepiej pójść do najcięŜszej pracy, byle nie gonić cały dzień po placu. Przeklęliśmy . juŜ Bogu ducha winną piosenkę „Im Lager Auschwitz" i sport. Na domiar złego i samopoczucie z kaŜdym dniem podlejsze. Zaledwie upłynął jeden tydzień pobytu w obozie, a wydaje się, Ŝe to co najmniej rok. Do tego głowa wściekle boli. Całodzienne przebywanie na słońcu bez nakrycia głowy i bez włosów jest prawdopodobnie powodem bólu. Koledzy skarŜą się takŜe na bóle głowy. Jeden jest tylko wytrzymały — psiakrew! — lecz ten tłucze na prawoj i lewo. , ¦¦¦.¦-.. 3 lipca, środa i „Jesteśmy pod wraŜeniem tego, co dziś miało miejsce. JuŜ teraz na pewno przeniosą nas stąd. Zaraz po apelu porannym ustawio no nas na placu ćwiczeń w długie szeregi i inny starszy obozu — z numerem 1 i równieŜ z zielonym trójkątem — dokonywał po działu według zawodów. Gruchnęła wieść, by nie podawać swe go właściwego zawodu, a tylko konkretne rzemiosło. Kied; przyszła nasza kolejka, stojący przede mną Rysiek Skorupa po dał Tischler (stolarz), ja na odmianę Zimmerman (cieśla). Udał' się, bo skierowano nas do grupy, która pójdzie do pracy. Na tei temat snujemy oczywiście mnóstwo domysłów i przypuszczeń Dopiero cośmy podali nasze nowe zawody, a juŜ martwimy się Ŝe kłamstwo wyjdzie na jaw. Gdy przywieziono mnie do obozu sam przecieŜ podałem do kartoteki, Ŝe jestem urzędnikiem. Oka Ŝuje się jednak, Ŝe wszyscy nasi koledzy postąpili podobnie jal my. Mamy zatem dziś wśród wczorajszych jeszcze urzędników czy nauczycieli samych stolarzy, ślusarzy i innych rękodzielni ków. Ciekawym, co z tego wyjdzie. Cały dzień o niczym innym ni było mowy, jak tylko o naszym przyszłym zatrudnieniu. Bernar Ludyga podsłuchał gdzieś, Ŝe wyślą nas do pracy w Niemczec . Inną znów wiadomość przyniósł Heniek Mazur, mamy rozbudo wywać obóz...

obozie i jaki aimer. Wyciągnął z kieszeni spodni małą karteczkę, spojrza-1085. A więc przyjechał tu jeszcze przede mną. Będziemy się widywali częsta, będziemy oczywiście rozma-ale tylko w grupie i o głupstwach, pamiętaj — zakończył >wę. 'i-zed chwilą opowiedziałem o tym Ryśkowi, doradziłem, by; ił i postępował zgodnie z poleceniem Staśka. u11 •'¦ piątek : to juŜ jesteśmy w prawdziwym obozie. DuŜo zmieniło się te dwa dni. Spróbuję to kolejno zrelacjonować, czwartek z samego rana przeprowadzono nas w grupach po ;ób do właściwego obozu. Zaczęło się od kąpieli. Przedtem otrzymał papierowy worek, do którego włoŜył swe cywilne 33 ubranie. Po kąpieli w gorącej wodzie, mimo Ŝe to lipiec, wydani nam nową bieliznę: koszule i nowe długie kalesony. Otrzymaliś my teŜ nowe, dość cudaczne ubrania, podobne do mojej domowej piŜamy — bluzy i spodnie w niebiesko-szare pasy. Gorsza spraw — bo odebrano nam buty, a innych nie wydano. To wszystko odbywało się w ogromnym tempie, przy czy przeganiali nas jacyś więźniowie niemieccy. Kręciło się ich koł nas kilku. Gęby bandytów. Nie ma tu z nami starszego obozi Leona, za to rozkazuje inny, Bruno. To ten sam, który nas wczo raj wypytywał o zawody. Wprost z kąpieli zaprowadził nas jeden z dozorujących Niem ców do dość daleko połoŜonego budynku. Tu czekał na nas innj Niemiec z zielonym trójkątem i numerem 17. Ten miał do naj przemówienie, z którego niewiele zrozumieliśmy. Na szczęści ktoś z ostatnich szeregów zawołał, by to przetłumaczyć na polsk Ów Niemiec pozwolił i juŜ znalazł się tłumacz, który wyjaśni nam, Ŝe chodzi o utrzymanie czystości i porządku w bloku. Oka| Ŝuje się, Ŝe budynek, w którym będziemy mieszkali, to „bloki Tymczasem tłumacz klarował w dalszym ciągu — mówił, Ŝe j~ steśmy w bloku 5, Ŝe on, niby ten Niemiec, to Maks Kus row, nasz blokowy. Na koniec kazano wystąpić tym, którzy zn ją język niemiecki. MoŜe dobrze byłoby się zgłosić, pomyślałem, nie będę musid pracować jako cieśla, bo przecieŜ taki zawód podałem. Stałen w pierwszym szeregu, spojrzałem na kolegów i... wystąpiłem, z mną inni. Było nas sporo. Stojącemu obok więźniowi kazał bid kowy spisać nasze numery. Po południu ładowaliśmy słomę do sienników. Perspektyw połoŜenia się wieczorem na sienniku, choć na ziemi, dodawa1 nam ochoty do pracy. PrzecieŜ na kwarantannie leŜeliśmy ~ garstce wiór. Poza trzema apelami, rano, w południe i wieczóre dzień upłynął nam przy porządkowaniu bloku. Część więźnió nosiła wodę do kuchni z pobliskiej studni. Nasz nowy blokowy, Maks Kuserow, jakoś wcale nie prz pominą innych, juŜ poznanych Niemców. Krzyczy co praw głośno, ale potrafi równieŜ — co pierwszy raz widzę w obozie uśmiechać^ się. Nie zauwaŜyłem, by przez te dwa dni kogoś ud rzył. 34 lipca, niedziela icdobrze. JuŜ mi się zdawało, Ŝe się do mnie szczęście uśmiech- ,ło, Ŝe sytuacja moja ulegnie korzystnej zmianie, a tu naraz ch na całej linii. Na apelu wieczornym wczoraj zabrakło jedne- > więźnia. PrzeŜyliśmy koszmarną noc. Ale zacznę od początku. Sobota zapowiadała się dobrze. Leon Siwy z Brzozowie (nr 104) został zastępcą blokowego. Byliśmy wszyscy uradowani, isz człowiek nie pozwoli swoich krzywdzić — myślał kaŜdy nas. Rano cały blok wyruszył do pracy. Przed uformowaniem i (>gu Leon Siwy wywołał moje nazwisko. Chodź ze mną do blokowego, będziesz coś pisał — powie-do mnie. mazało się, Ŝe mam sporządzić alfabetyczny spis wszystkich

¦ ,/.niów bloku 5. Blokowy zapytał, czy to potrafię, odpowie- i '.lałem — tak. Po chwili otrzymałem kilkanaście arkuszy pa- ¦ cru, nie zaostrzony ołówek i parę kartek z nazwiskami i per- maliami więźniów, według poszczególnych sal bloku. — Pieronie, zrób wykaz jak się patrzy — mówił Siwy — a zo-• iczymy, jak tam będzie dalej. Zamiast stołu dostałem taboret, pisałem więc klęcząc na pod-dze. Janek Jaksik (nr 1215) z Tarnowskich Gór, którego mi ¦-zydzielono do pomocy, dyktował nazwiska. Praca nie była twa, ołówek za miękki, linijka nierówna, godzinne klęczenie c ułatwiało zadania, przeciwnie —¦ bardzo utrudniało. Wprost apelu południowego wróciłem do pracy, przeniósłszy się z moim •owizorycznym biurkiem na korytarz pod okno. Postanowiłem il)ie, Ŝe wykaz muszę do apelu wieczornego skończyć, a obej-ował prawie przeszło 600 nazwisk. Obiad pobrał za mnie Rysiek

ienastu więźniów zamknięto w specjalnym areszcie. Tempera-w obozie podniosła się do stanu wrzenia. Niemieccy więźnio- szaleli. )kazję do tego mieli dziś; gdyśmy rozbierali stare baraki za em. Uzbrojeni w grube kije, poganiając nas przy pracy, bili zręcznych bez litości. Po apelu wieczornym do kilku pobi-z naszego bloku przyszedł lekarz-więzień. Popatrzył, obmył K nałoŜył papierowy opatrunek i poszedł. Poza blokowym mamy jeszcze jednego bezpośredniego opieku- Jest nim esesman, Blockfuhrer. Wiem juŜ takŜe, co oznacza-lielone trójkąty. Dziś po apelu wieczornym otrzymaliśmy nici, i po dwa płócienne trójkąty czerwonego koloru, które mamy >le ponaszywać na bluzie i spodniach: na bluzie po lewej stro- na wysokości kieszonki (której nie mamy), a na spodniach prawej stronie szwu, na wysokości powyŜej kolan. Pod trój-»mi trzeba było przyszyć na białym kawałku płótna nasze lory obozowe. Przy tej okazji Leon Siwy poinformował nas, Ŝe czerwony Dr otrzymują wszyscy więźniowie polityczni, natomiast zielony cel noszą więźniowie-kryminaliści. Do tej kategorii naleŜą zieje, bandyci i wszelki element przestępczy. Co za odkrycie! lieccy złodzieje i bandyci są przełoŜonymi więźniów poli-r.nych — i ich nauczycielami... Ciekaw jestem, co teŜ taki ir;zy obozu, Leon, mógł przeskrobać. Albo nasz obecny bloko- Kuserow? )ca, wtorek >li zaczynamy się w bloku urządzać. Koszmarne wspomnie-/>wiązane z całonocnym staniem, zatarło się nieco. Dziś Ku-v wyznaczył „starszych" sal. Dzięki Leonowi Siwemu kilku iaszego transportu zaawansowało na sztubowych. Kuse-kazał sobie przedstawić Heńka Mazura, Bernarda Ludygę 36 37 i mnie. Z Tarnowskich Gór wybrał Janka Jaksika, Józka Starec ka i Władka Kosa. Jedyny nie-Slązak to Piotr Toczek (r 840) z Tarnowa, najstarszy z nas wiekiem. A w ogóle w naszyr bloku to przewaŜnie Ślązacy. Cały pierwszy i drugi transport z Krakowa i Tarnowa zajim je blok sąsiedni. Ich blokowy, teŜ Niemiec z zielonym trój! tem, nazywa się Bernard Bonitz. Opinii wśród więźniów nie dobrej. JuŜ lepszy nasz Kuserow: Wracając jeszcze do więźniów niemieckich — nie zauwaŜji łem, by który z nich miał inny Winkel, wszyscy noszą zieloni Nazywają ich teŜ BF-erami, pochodzi to od niemieckiego sło\ Berufsverbrecher. A więc jednak zawodowi przestępcy. Jest id trzydziestu. Trzeba będzie jakoś zapamiętać ich numery, a m

WaŜnym obowiązkiem sztubowego jest pilnowanie, by nilj nie pobrał dwa razy zupy, którą wydaje nam blokowy. Tal wypadki nieraz się zdarzają. Właśnie wczoraj ktoś pobrał bloku sąsiednim dwie porcje zupy, złapano go na gorący! uczynku i teraz leŜy cięŜko chory. Niepisany regulamin jej w takich wypadkach bezwzględny. Blokowy zaczyna bić złodziej a kończą często sami więźniowie. Radykalny to sposób na złodzid ale czyj aŜ to wina, kto stworzył te nieludzkie warunki? Prźj cięŜ tu panuje chroniczny głód. Podczas pracy widziałem, jak kj ledzy z mej grupy roboczej Ŝuli surową trawę, której jest jeszc^ dosyć duŜo dookoła. To nie wszystko. Gdy przeniesiono nas nściwego obozu, dano nam wprawdzie nową odzieŜ, odebrano Inak obuwie. Chodzimy boso. ¦ Dziś po południu woziliśmy taczkami piasek z odległości pa- sot metrów, wszystko pod nadzorem starszego obozu, Brunona, iz w asyście kilku innych jego „zielonych" kolegów. Ładowanie ¦'i'k i przewóz na inne miejsce odbywały się biegiem, toteŜ !>:¦' nie wytrzymywali tego tempa. Los, los — krzyczeli Niemcy, okładając kijami potykają-;!i się starszych ludzi. Bruno krzyczał na całe gardło. Tylko [dala przyglądał się wszystkiemu oficer SS. Doszliśmy potem do wniosku, Ŝe narzucone nam wściekłe lpo pracy zostało wymyślone przez Brunona i nie miało nic >ólnego z koniecznością szybkiego ukończenia pracy. Chodziło /ątpliwie o to, by wykończyć kilka starszych juŜ wiekiem Trzeba z tego wyciągnąć nauczkę dla siebie. lipca, piątek liertelność ~w obozie zaczyna z kaŜdym dniem wzrastać. Roz-iwiałem dziś z kolegami zatrudnionymi przy budowie krema-rium obozowego. Obok budynku administracyjnego, w którym llcszkają esesmani, stoi stary, przedwojenny bunkier z betonu łrlaza. Z tego właśnie bunkra robi się krematorium, które słu-ma do spalania zwłok zmarłych w obozie więźniów. Według lowiadań jeden piec jest gotowy, drugi na wykończeniu... Pokrzepiająca ta wiadomość nie jest. A transporty w dalszym ąj.;u przyjeŜdŜają. Mamy w tej chwili w obozie około 1300 więź-bw. Spodziewane są transporty z Warszawy, jak nas dziś infor-|ował Leon Siwy. i lipca, wtorek nas bez specjalnych zmian. Rano o godzinie 6 idziemy do pra- , rozbieramy w dalszym ciągu stare budynki, tym razem w in- m miejscu. Układamy na stosy materiał budowlany: po jednej 38 39 stronie drzewo, po drugiej cegły i kamienie. Przypadła mi do; znośna robota. Z olbrzymiego stosu belek i desek wyciągam obe gami gwoździe i haki Ŝelazne. Praca, choć jednostajna, jest przy najmniej spokojna, bo nikt się do mnie nie przyczepia. Dziś moja znajomość tajników Ŝycia obozowego wzbogacon została dalszymi waŜnymi informacjami, i to z pierwszej rę Podczas pracy pilnujący naszej grupy esesman zwrócił się di stojącego obok Niemca dozorcy. Podsłuchiwałem ich rozmow> mówili wyjątkowo wyraźnie, toteŜ wszystko rozumiałem. Ów zorca miał, jak wszyscy jego koledzy, zielony Wińkel i numer Opowiadał esesmanowi swój Ŝyciorys. Najbardziej zaciekawili mnie to, Ŝe esesman, zwracając się do niego, nazywał go „kapo' Zagadkę wyjaśnił dopiero przed chwilą Leon Siwy. Ot wszyscy niemieccy więźniowie zostali do Oświęcimia sprowadź ni z obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen koło Berli a kapo to ich funkcja jako naszych przełoŜonych. W najbliŜszy: czasie otrzymają oni Ŝółte opaski z napisem „Capo" (tak to piszą). Mamy juŜ w obozie trzy rodzaje stanowisk piastowanych przez więźniów niemieckich. Czarne opaski z białym nadrukiem jako oznaki władzy noszą w obozie pierwszy i drugi

Lageralte-ster, główny pisarz obozu oraz pisarz Arbeitsdienstu. Z opaskami czerwonymi chodzą tzw. Blockalteste, blokowi, teraz dojdą do nich jeszcze Ŝółte opaski kapów. Poprosiłem Leona Siwego, by dowiedział się nazwisk wszystkich Niemców od nr 1 do 30. Oto one, choć niekompletne: Nr 1 — Brodniewitz Bruno Nr 2 — Kusel Otto Nr 3 — Balke Artur Nr 4 — Bisgen Fritz Nr 5 — Bock Hans Nr 6 — Bonitz Bernard Nr 7 — Benna Karl Nr 8 — Bohm Arnold Nr 9 — ? Nr 10 — Gallas Michael Nr 11 — Gronke Erich \ 40 Hartwig Arnold Henning Hans Jansen Winiant Juchter Dietrich Kichlert Bruno Kuserow Maks Lang Konrad Lechenig Jonny Meier Bernard Miisson Berthold Miiller August Miiller Kurt Pachalle Kurt Roman Herbert Siegruth Johann Schikowski Paul Stiel Otto Voigt Albin Wietschorek Leon O lipca, czwartek i.ś byłem świadkiem ponurej sceny. W mojej sali umieszczono ku nowych więźniów z Krakowa. „Na przywitanie" Lager-irer zarządził, by wszyscy otrzymali po 25 kijów chłosty. PowaŜ po południu nie poszedłem do pracy, z okna bloku ogląda-i z Bernardem Ludygą tę egzekucję. Po raz pierwszy widzia-i esesmanów bijących kijami więźniów. Zawsze sądziłem, Ŝe od iej roboty są tylko niemieccy kryminaliści. Stojący w kilku ipach więźniowie podchodzili do taboretu, na którym się dli. Dwóch esesmanów trzymało leŜącego, trzeci bił. Kapowie brali udział w tej ceremonii. Nie wiem, czy starsi wiekiem Izie wytrzymali tę kaźń. Przed południem przyjechała do obozu grupa wyŜszych ofi-ów SS. Oprowadzał ich osobiście komendant w asyście swych półpracowników. Opowiadał mi o tym Leon Siwy. W najbliŜszym czasie obóz zostanie chyba rozszerzony, pray- 41 li będą dalsze bloki. JuŜ bardzo ciasno. Niełatwym problemem dla więźniów ustępy. Wprawdzie w bloku są, ale blokowy nie-j chętnie patrzy, gdy się z nich korzysta, bo nie wiadomo, ~ kiedj wpadnie Blockfiihrer, zarządzi kontrolę czystości i wtedy miewa kłopoty nawet nasz Maks, jak go nazywamy. PomewaŜ i w pracj nie wolno od swej grupy roboczej odchodzić, wieczorami i w nocj dochodzi w ubikacji bloku do formalnych bójek. Są to na p sprawy drobne, ale w obozie urastają do rangi problemu i cc gorsza — stanowią jeszcze jeden pretekst do uŜycia kija. Jednaki Ŝe nie więźniowie są tu winni. Warunki obozowe upodabniają nas z kaŜdym dniem coraz bardziej do zwierząt. Wszystko, cc ludzkie, musi przegrać w konfrontacji z tym, co się tu dzieje! 21 lipca, niedziela Jestem nieludzko zmęczony, mimo Ŝe to niedziela. Do południa pracowaliśmy. Po obiedzie, na rozkaz starszego obozu, Brunons blok nasz miał przez dwie godziny karne ćwiczenia. Prowadził je osobiście Bruno, do pomocy miał kilku kapów. W pewnej chwili, gdyśmy się czołgali po ziemi, August Muller, kapo (nr 22)| skinął na mnie, bym podszedł do niego. JuŜ wiedziałem, Ŝe zauwaŜył moje markierowanie. Gdym zbliŜył, uderzył mnie tak silnie, Ŝe na chwilę straciłem przytoml ność. JuŜ sam nie wiem, jak mi się udało dokończyć ćwiczeń.

25 lipca, czwartek MoŜe to prawda, Ŝe w pewnych okolicznościach takt i litość nii są wskazane. Leon Siwy nie tylko mnie nie poŜałował, ale jeszij cze objechał: — Coś ty stara baba? Jeszcze nieraz będziesz bity i nic poradzisz na to. No pewnie, jemu dobrze tak mówić, choć ostatecznie... moŜd ma i rację? Dziś rano cały nasz blok podzielono na małe grupki robocze Przywieziono masę starego Ŝelastwa, wydano je nam i kazs 42 Ibijać tynk fasady naszego bloku. Koledzy z sąsiedniego bloku ibią to samo. Ciekawe, dlaczego Niemcom nasz polski tynk się lic podoba. Praca nie była cięŜka, ale nudna i męcząca. Tyle o, Ŝe kapo nie mieli zbyt wielkiego terenu dla swej działalności i bicia mniej było niŜ zazwyczaj. Od jutra zaczniemy ze-¦krobywać tynk takŜe z innych bloków. lipca, wtorek IA oto znów nowa wiadomość. Obok budynku kwarantanny, gdzie |»rzebywaliśmy przez pierwsze dni pobytu w obozie, jest duŜy mlnc, przez który przechodzą tory kolejowe. Dziś rano wysłano ^szą grupę do rozładowania całego pociągu towarowego. ||W kilkunastu wagonach nadszedł transport worków, które trze-litu było jak najszybciej wyładować. Bezręki kapo (nr 26, juŜ [R opaską), Johann Siegruth, poustawiał swoich pomocników, innych kapów, wzdłuŜ całej drogi, z wagonu do magazynu, a my wynosiliśmy worki waŜące jakieś 30—40 kg kaŜdy. Krótko przed przerwą obiadową doszły nas z drugiej strony placu nagłe krzyki. Dowiedzieliśmy się po chwili, Ŝe jeden z więźniów zahaczył papierowym workiem o ostry brzeg wagonu i zawartość wysypa-la się na ziemię. Były to płaty suszonej brukwi pastewnej, przeznaczonej dla kuchni obozowej. Wygłodzeni więźniowie rzucili się i w oka mgnieniu na surowo zjedli kilkadziesiąt kilogramów brukwi. Zamieszanie, jakie powstało przy tym, trudno opisać. Nie [ wiadomo skąd zjawił się esesman i całą naszą grupę, paruset więźniów, kazał zaprowadzić do obozu. Na placu apelowym La- fierfuhrer osobiście przeprowadzał śledztwo. Czyn został zakwalifikowany jako sabotaŜ i jako taki miał być surowo ukarany. Staliśmy ustawieni w czworobok. Tłumacz obozowy, hrabia Bawo-rowski (nr 863), tłumaczył słowa Lagerfilhrera. Po chwili kapo ustawili nas w długie szeregi i wybierali co dziesiątego. Wybranym oświadczył Lagerfiihrer, Ŝe czeka ich kara jednogodzinnego wiszenia na słupku. Wszystkich odprowadzono w kierunku na-irzego bloku. Na czele kroczyli Palitzsch i Brodniewitz. 43 I 4 sierpnia, niedziela i JuŜ wiem, jak wygląda kara słupka. Skazanemu zakłada się rą do tyłu i WiąZe drutem. Następnie staje on na taborecie i przyl chylą się mocno do przodu. Wówczas oprawca staje na drugi taborecie, podnosi związane ręce delikwenta do góry i nakłada na wiszący wysoko Ŝelazny hak, przymocowany do belki. Powi« szonemu w ^en sposób więźniowi wytrąca się następnie tabore spod nóg. Przy równoczesnym wykręcaniu się rąk cały korpt opuszcza się powoli w dół. Hak jest umieszczony tak wysoko, Ŝfl więzień, choć wyprostowany na skutek cięŜaru ciała, nigdy nid dotyka stopami ziemi. Z mojej sali znaleźli się między ukaranyj mi: Wincenty Kowol z Szarleja (nr 1096) oraz dwaj z Krakowa] Włodzimierz Białota (nr 205) i Bolesław Ponyliusz (nr 174). / tymi ze słupka zaopiekowali się koledzy. Wydawałem dziś po raz pierwszy zupę na kolację, moi kole dzy nie mogą na mnie narzekać... Nie wiem tylko, czy jester w porządku w stosunku do pozostałych więźniów, bo przecieŜ] chcąc dać więcej swoim, okradam innych. 8 sierpnia, czwartek

I Ostatnie c^j upłynęły dość spokojnie. Rozciąłem sobie lewą deszwę o kawałek szkła. Leon Siwy interweniował u Kuserowa nie chodzę przeto do pracy, a juŜ najwyŜszy czas, bo ostatniej sam musiałem sobie pracę wyszukiwać, a przy tym uwaŜać kręcących się wokół kapów i Blockfuhrera. Dla nich nie jest waŜ ne, co kto robi. Tu waŜny jest tylko stały ruch, Bewegung, jal to Niemcy riazywają. Dzięki blokowemu otrzymałem nowe zaje prostowanie wyciąganych z belek krzywych gwoździ, a gdj juŜ wszys^e ha^i i gwoździe wyprostowałem, wpadłem na mysł, by je na noWo krzywić i z kolei prostować. Nieprawdopodobna to, a jednak jak najbardziej autentyczna historia. AŜ Raptem wczoraj skaleczyłem stopę i dziś pozostałem w bloku. To ma swoje dobre strony. Blokowy Kuserow dał mi dziś dwa kawałki czerstwego chleba i trochę marmolady w misce. Ostatnio otrzymujemy wieczorem do chleba mały kawałeczek 44 largaryny albo łyŜkę marmolady. Z tymi dodatkami to prawdziwa tragedia. Jeszcze z margaryną pół biedy. Blokowy wydaje num, sztubowym, półkilowe kostki na całą salę, pokrajane na miniaturowe kosteczki, i tak je wydajemy. Z marmoladą mamy więcej kłopotu, bo nikt nie jest ze swej porcji zadowolony. KaŜdy twierdzi, Ŝe jego poprzednik otrzymał większą. 13 sierpnia, wtorek Zebrano dzisiaj wszystkich sztubowych i kręcących się po blokach obijaczy do roboty. Młody kryminalista niemiecki, Roman Herbert (nr 25), pilnował nas przy kopaniu dołu pod szalet. Na swego zastępcę wyznaczył jednego ze sztubowych, Bolka Wierz-bicę (nr 1265), a sam poszedł do kuchni. Po chwili Wierzbica zaczął dyrygować nami jak najprawdziwszy kapo. Ktoś mu to powiedział i wtedy zaczęła się awantura. Wierzbica podskoczył ku niezadowolonemu, zaczął go okładać kijem. Inni teŜ się wmieszali w bójkę i na to przyszedł kapo Roman. Niezadowolony więzień otrzymał na jego polecenie dziesięć uderzeń styliskiem łopaty. Egzekutorem' był sam Wierzbica. Wstyd o tym pisać, ale cóŜ..: Osobiście na to patrzyłem. 15 sierpnia, czwartek Mam sporo wiadomości do zanotowania. Nasz wąziutki, składający się z trzech budynków obóz został rozszerzony o sześć dalszych. Zmieniono takŜe numerację bloków. Pomieszczenia piętrowe bloków tworzą odrębną całość i noszą przy normalnym numerze dodatkowo literę „a" Mieszkam zatem od wczoraj w bloku 3a. Nastąpiła równieŜ zmiana na stanowisku blokowego. Został nim zupełnie nie znany nam więzień Polak (nr 714). Nazywa się Stanisław Koprowiak. Zastępcy na razie nie ma. Kuserowa przeniesiono do innego bloku. Leon Siwy został blokowym w bloku 6. Dalsza nowość to przybycie półtora tysiąca więźniów z Warszawy, część z Pawiaka, a część z łapanki. Wśród nich znalazł się tarnogórzanin, Kazimierz Kupski. Otrzymał nr 2540. Nowych 45 umieszczono w dalszych blokach. Pomagałem przy wypisywaniu kartotek dla nich. Nie obeszło się przy tym bez osobistych korzyści. Zebraliśmy sporo Ŝywności. Od niepamiętnych czasów pierwszy raz jadłem, kiełbasę. JeŜeli nam, więźniom, zaleŜy wyłącznie na Ŝywności, to kapowie szukają pieniędzy i kosztowności. Nie wiem, po co im to w obozie potrzebne. I jeszcze jedno. Wczoraj na parterze naszego budynku opróŜniono największą salę i umieszczono w niej grupę więźniów, skazanych na specjalnie zaostrzony rygor. Ma to być karna kompania, Strajkompanie. Znaleźli się tam między innymi nasi koledzy z Tarnowskich Gór: Franek Blachnicki, Ludwik Kubecki, Stefan Wille i Andrzej Wilk — kto jeszcze? 18 sierpnia, niedziela

I znowu nieprzyjemna niespodzianka, ale dotyczy ona bardziej Niemców niŜ nas. Uciekł jeden z nich — Bernard Meier (ni 20), kapo warsztatu krawieckiego dla esesmanów. Niemcy chcieli oczywiście zataić to przed nami, Ŝadnej stójki na apelu nie było, ale dziś juŜ cały obóz o tym wie. Według relacji naszego blokowego wczoraj rano Rapportfiihrer Palitzsch wyjechał z Meierem do Katowic w celu zakupienia większej ilości czerwonego i białego płótna na numerki i trójkąty dla więźniów. W sklepie, gdzie kupowali płótno, Meier poprosił o wskazanie mu ubikacji, po czym drugim wyjściem umknął na ulicę. Po dłuŜszym czekaniu Palitzsch poszedł za nim do ubikacji, ale było juŜ za -późno, Meier zniknął. Nasz nowy blokowy, Koprowiak, jest zupełnie niepodobny do swego poprzednika, Kuserowa. Wygląda na wielkiego spryciarza. Język niemiecki zna dobrze. Przed pójściem na 6 blok Siwy proponował mi, bym poszedł z nim, jednak Koprowiak się nie zgodził. Ja ze względu na kolegów teŜ nie bardzo chciałem. Za to od dziś jestem pisarzem bloku. Z Siwym poszedł Rudolf Skorupa z Chorzowa. O ucieczce Meiera opowiadał mi dziś Koprowiak. Podobno Meier znał wiele tajemnic Palitzscha jeszcze z poprzedniego obo- 46 /u Sachsenhausen, związanych z zabijaniem więźniów i okradaniem ich z kosztowności. Dlateko zachodzi podejrzenie, Ŝe Pali Izsch sam mu ucieczkę ułatwił. Przy tej okazji parę słów na temat samego Palitzscha i innych esesmanów. Na czele całego obozu stoi komendant, nazywa się Rudolf ii<>ss. Bezpośrednim przełoŜonym obozu jest Lagerfiihrer, który swych zastępców. Pierwiszy nazywa się Fritsch, drugi Meyer ¦dobnie jak ten kryminalista, który uciekł). NajwyŜszy stopni podoficer nazywany jest Rapportfuhrerem. Tym jest właś-Palitzsch. I ten był razem z Meierem, więźniem z Katowic, ten sam, który w pierwszym dniu mojego pobytu w obozie oil do krwi młodego chłopaka, wchodząc do obozu. Równy pniem Palitzschowi jest Hóssler. Nazywają go Arbęitsdięnst-irer, a ma do pomocy niemieckiego więźnia, Ottona Kuslą - 2). • ' \ ¦ ' ' ! , • O tym wszystkim, co tu piszę, opowiadał mi Koprowiak. rozmów, jakie ze mną prowadzi, wnioskuję, Ŝe przypadłem mu guątu. Dziś wyszedł wieczorem na korytarz bloku i zaczął iśno krzyczeć na więźniów. Mnie po chwili tłumaczył, Ŝe robi celowo, by blokowy z parteru, słysząc jego krzyki, wiedział, choć blokowym na piętrze jest Polak, teŜ umie porządek utrzymać. Uśmiałem się, ale moŜe ma on i rację. Od dzisiaj mieszkam razem z nim w jednym pokoju. Jako pisarzowi bloku przysługuje mi ten przywilej. 25 sierpnia, niedziela " ' . Przez cały tydzień nie miałem czasu na pisanie, a zebrało się te-i',o sporo. Przede wszystkim Staś Koprowiak — bo tak go juŜ t oraz nazywam — to spryciarz nie lada. Coś mi się wydaje, Ŝe chyba teŜ juŜ przebywał w niemieckim więzieniu i to go wielu rzeczy nauczyło. Chleba, margaryny, ziemiaków, ba, nawet kiełbasy nie brakuje mu nigdy. Jak on to robi, skąd to bierze, sam nie wiem. Wiem natomiast na pewno, Ŝe więźniów nie okrada, •lak mnie zapewnia, chodzi na „organizację". — Bo widzisz, Grzegorzu (nie wiem, dlaczego to imię sobie upodobał, choć wie, Ŝe mnie wszyscy Jurek wołają) — więźniów 47 nie wolno z tego nędznego jadła okradać. Jeśli natomiast pójdziesz do magazynu i tam coś ukradniesz, nie jest to kradzieŜ. To jest „organizacja". Nie miałem odwagi zapytać go, skąd u niego ta filozofia, kto go i kiedy tego nauczył. Zresztą, co mnie to wszystko obchodzi. Wczoraj w godzinach popołudniowych wpadł do nas na blok starszy obozu Leon Wietschorek. Przestraszyłem się w pierwszej chwili, ale Koprowiak był jakby przygotowany na jego przyjęcie. Prawidłowo się zameldował, podsunął Leonowi taboret i skinął na mnie. Wyszedłem z pokoju, ostrzegłem sztubowych, Ŝe u blokowego jest

Leon, by uwaŜali. Po dziesięciu minutach Leon wyszedł, wcale nie zaglądając na salę. W pokoju pełno było dymu z papierosów i resztki jedzenia na stole, czego Koprowiak nie zdąŜył jeszcze sprzątnąć. Zrozumiałem, Ŝe Leon przyszedł do blokowego na podwieczorek i papierosa. Nawet tego bandziora potrafił sobie Koprowiak zjednać. śe nasz blokowy ma pieniądze, to juŜ wiem, wiem takŜe, gdzie je ma ukryte, ale Ŝe posiada większą ilość papierosów, dowiedziałem się dopiero dzisiaj. Po wyjściu Leona przyznał mi się, Ŝe mu dał dwie paczki R-6 (gatunek niemieckich papierosów), by mieć w bloku spokój. — Ale to nie szkodzi — dodał — Blockfuhrer i tak nowy zapas przyniesie. — Uśmiechnął się przy tym szelmowsko. Rzeczywiście, ile razy nasz Blockfuhrer przychodzi, zawsze muszę wychodzić z pokoju. Kiedyś po jego wyjściu poczułei wódkę od Koprowiaka, ale nie dałem nic po sobie poznać. Od kilku dni ma on zastępcę. Jest nim dawny sztubowy, Józef Stare-' czek z Tarnowskich Gór. Porządek w salach, wydawanie obiadów, krajanie chleba na porcje — to wszystko naleŜy do niego. Moja robota jako pisarza to piklowanie stanu więźniów w bloku i w poszczególnych salach, prowadzenie bieŜącej ewidencji, ponadto przyjmowanie nowych i odprowadzanie chorych do szpitala obozowego. Mam zatetn sporo czasu na zawieranie znajomości z nowymi więźniami w bloku. Przed spaniem chodzę po salach. Poznałem w ten sposób kilku bardzo zacnych ludzi: Bernarda Swierczynę z Mysłowic (nr 1393), Zbyszka Ruszczyńskiego z Krakowa (nr 1360), starszego juŜ człowieka Xawerego Dunikowskiego z Kra- kowa (nr 774), powstańca śląskiego Alfonsa Krigera z Rudy Siakiej (nr 1120) i wielu innych. Z Bernarda Swierczyny mamy konkretną korzyść, pracuje bowiem w magazynie odzieŜy więziennej i od niedawna przynosi nam co jakiś czas nową bieliznę, < )d czasu przybycia do obozu nie zmieniono jeszcze więźniom bielizny. Nasz nocny stróŜ blokowy, Marian Waśniewski z Krakowa (nr 957), dyŜurujący całą noc w ubikacji bloku, przyniósł mi dziś rano wiadro gorącej wody z kuchni. Pierwszy raz od przybycia tlo obozu umyłem się uczciwie i przebrałem w czystą bieliznę, .leŜeli do tego jeszcze dodam, Ŝe od dwóch dni noszę drewniaki /. paskami ceratowymi na wierzchu, to muszę przyznać Ŝe jestem nawet — jak na stosunki obozowe — zadowolony... 27 sierpnia, wtorek .luŜ taki nasz los. Z najbardziej radosnego nastroju wpadamy w krańcowy pesymizm. Na wiadomość, Ŝe dziś ma przybyć transport nowych kapów — Niemców z Sachsenhausen — padł na wszystkich strach. Wiadomość przyniósł nam Blockfuhrer Ohm. Koprowiak teŜ się martwi, bo mówi, Ŝe znowu będzie stu złodziei więcej w obozie. Jednym słowem boi się o swoje stanowisko, bo rzeczywiście mogą polskich blokowych wymienić na Niem-! ców. 29 sierpnia, czwartek Transport rzeczywiście przyszedł. Lagerfiihrer miał do nich ostre przemówienie, mówił im o konieczności bezwzględnego karania za najmniejsze przestępstwa obozowe. W transporcie jest kilku bardzo młodych ludzi, a teŜ kryminaliści. Na razie umieszczono wszystkich w jednym bloku. Jest i nowina: po południu przyjechał ostatni z naszej „paczki" z bytomskiego więzienia — Józek Polak z Piekar Śląskich, otrzymał nr 3288. Niemcy mają numery od 3188 do 3287. 48 4 Numery 49 1 września, niedziela Przed rokiem rozpoczęła się wojna. Zdawało nam się po trzech tygodniach walk, Ŝe Hitler weźmie Gdańsk i będzie spokój. Mija rok od tego czasu, Niemcy zajęli pół Europy i wojna wcale jeszcze nie skończona.

Nie wiem, czy to na tę właśnie rocznicę pierwszy Lagerjiihrer, Bruno Brodniewitz, zarządził, by z dniem dzisiejszym wszystkie zajęcia na terenie obozu odbywały się im Laufschritt, tj. biegiem. Od przyjazdu nowych kapów, a jest ich stu, kurs w stosunku do Polaków mocno się zaostrzył. Najwięksi pesymiści nie przewidzieli tego. JuŜ następnego dnia po ich przybyciu rozpętało się w obozie piekło. Bruno zgromadził więźniów ze wszystkich bloków, w tym ostatni transport warszawski, na placu apelowym i przekazał ich w ręce nowych oprawców. Trudno opisać, co się działo. Po karnych ćwiczeniach więźniowie tarzali się po ziemi z nieludzkiego zmęczenia. Kilkudziesięciu cięŜko pobitych zniesiono wieczorem z placu apelowego. Nawet przenoszenie ich odbywało się zgodnie z nowym rozkazem, bie- giem. sięl Jako pisarzowi przysługują mi pewne przywileje i jest z czego cieszyć, ale tym razem cięŜko mi było na sercu, Ŝem ni' z moimi tam na placu apelowym, Ŝe tylko z okna patrzę na katowanie. Pod oknem gruby Niemiec, oczywiście z zielon; trójkątem, stał przy grupie więźniów z drągiem, a oni na je rozkaz kręcili się w kółko jak tresowane zwierzęta. Kilku leŜał juŜ na ziemi, tych kopał po brzuchu cięŜkimi buciorami. Nieopo dal kilku więźniów wspinało się na drzewo, a stojący pod ni: kapo okładał ich kijem. Bruno zaś chodził od grupy do gru; i podjudzał jeszcze Niemców do tych okrucieństw. 4 września, środa Niemieckich kapów rozdzielono na wszystkie bloki. Do nas przyszło aŜ trzech, z tego dwóch „zielonych", a trzeci z czarnymi trójkątem. Przy okazji dowiedziałem się, Ŝe taki czarny Winkel oznacza więźnia wrogo ustosunkowanego do III Rzeszy. „Aso", ten ,,n socjalny" typ, nazywa się Adolf Bagiński, pochodzi z Dortmun-ilu (nr 3283). Tego wziął Koprowiak na polecenie Lagerfiihrera I -oona do naszego pokoju, w którym i ja mieszkam (moja kancelaria). Śpimy w dalszym ciągu na ziemi, przy czym z samego rana przychodzi Marian Waśniewski i pomaga mi złoŜyć sienniki, jeden L ia drugim, w rogu pokoju. Zakrywamy je kocami, a wieczorem iowu rozkładamy. Wczoraj rano, przed pójściem do pracy, Bruno kazał Kopro-wiakowi zatrzymać w bloku jednego z dwóch niemieckich kryminalistów, a około godziny 9 przyszedł po niego osobiście. Obserwowałem wszystko z daleka. Przed naszym blokiem stał Rapport-jiihrer Palitzsch, a z nim gruby Niemiec, ten sam, który przed kilku dniami kazał warszawskim więźniom obracać się w kółko pod naszym oknem. Wszyscy razem udali się w kierunku bloków po drugiej stronie obozu, w części jeszcze nie zamieszkanej. Po upływie trzech kwadransów — a widziałem to osobiście — z budynku wyszli: Palitzsch, Brodniewitz i ten gruby. Podczas obiadu Bagiński zdradził nam tajemnicę. Za usiłowanie przemycenia z Sachsenhausen do Oświęcimia dwóch złotych pierścionków ten Niemiec, który przebywał kilka dni w naszym bloku, został skazany na karę śmierci przez powieszenie. W obecności Palitzscha Erich Krankenmann — tak nazywa się ten grubas — wykonał wyrok. W samym obozie niewiele się zmieniło. Stu nowych oprawców otrzymało przydziały do komand i nowe opaski z napisem „Ca-po". Krankenmann (nr 3210) został blokowym karnej kompanii. Dziś przeganiał cały dzień grupę kilkudziesięciu śydów, starszych wiekiem ludzi, zaprzęŜonych do cięŜkiego walca drogowego. W głowie się nie mieści, skąd w tych ludziach tyle bestialstwa. ' zyŜby w innych obozach odbywały się teŜ takie rzeczy? Parter naszego bloku dostał nowego blokowego. Jest nim Niemiec, jeden /. ostatniego transportu, Anton Burghart (nr 3217), z czarnym l rójkątem. Nie miałem jeszcze okazji zanotować, Ŝe utworzono tu szpi-t.-il, który podlega lekarzowi .SS i jest wyodrębniony z obozu. Lageralster tego szpitala to niemiecki więzień kryminalista, Hans Bock (nr 5). Do pomocy przydzielono mu drugiego Niemca, Pete- 50