- Dokumenty364
- Odsłony23 554
- Obserwuję30
- Rozmiar dokumentów912.4 MB
- Ilość pobrań16 550
//= numbers_format(display_get('profile_user', 'followed')) ?>
Richard Castle - 04 - Ostateczny Sztorm
Rozmiar : | 1.1 MB |
//= display_get('profile_file_data', 'fileExtension'); ?>Rozszerzenie: | pdf |
//= display_get('profile_file_data', 'fileID'); ?>//= lang('file_download_file') ?>//= lang('file_comments_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'comments_format'); ?>//= lang('file_size') ?>//= display_get('profile_file_data', 'size_format'); ?>//= lang('file_views_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'views_format'); ?>//= lang('file_downloads_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'downloads_format'); ?>
Richard Castle - 04 - Ostateczny Sztorm.pdf
//= display_get('profile_file_interface_content_data', 'content_link'); ?>Użytkownik Makary1978 wgrał ten materiał 6 lata temu. //= display_get('profile_file_interface_content_data', 'content_link'); ?>
RICHARD CASTLE OSTATECZNY SZTORM Z angielskiego przełożyły: Justyna Żebrowska Karolina Działowska Katarzyna Godycka
Spis treści Karta redakcyjna NADCHODZĄCY SZTORM Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piąty Rozdział szósty Rozdział siódmy Rozdział ósmy Rozdział dziewiąty Rozdział dziesiąty Rozdział jedenasty Rozdział dwunasty Rozdział trzynasty WŚCIEKŁY SZTORM Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piąty Rozdział szósty Rozdział siódmy Rozdział ósmy Rozdział dziewiąty Rozdział dziesiąty Rozdział jedenasty Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty KRWAWY SZTORM Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piąty Rozdział szósty Rozdział siódmy Rozdział ósmy Rozdział dziewiąty Rozdział dziesiąty Rozdział jedenasty Rozdział dwunasty Rozdział trzynasty Rozdział czternasty O Autorze Przypisy Inne książki Wydawnictwa 12 Posterunek
Tytuł oryginału: A BREWING STORM A RAGING STORM A BLOODY STORM Redakcja: JUSTYNA ŻEBROWSKA Korekta: JUSTYNA ŻEBROWSKA, JOANNA MYŚLIWIEC Skład i łamanie: 12 Posterunek Castle © ABC Studios. All rights reserved. Copyright for this edition by 12 Posterunek, 2015 Originally published in the United States and Canada in 2012 and 2013 as A BREWING STORM, A RAGING STORM, A BLOODY STORM by Richard Castle. This translated edition published by arrangement with Hyperion. Wydanie I, Warszawa 2015 ISBN 978-83-63737-12-2 www.12posterunek.pl kontakt@12posterunek.pl Konwersja: eLitera s.c.
RICHARD CASTLE NADCHODZĄCY SZTORM Tłumaczenie: Justyna Żebrowska i Karolina Działowska
P Więcej na: www.ebook4all.pl ROZDZIAŁ PIERWSZY Współcześnie, Silver Creek w stanie Montana oczuł to znacznie wcześniej, niż usłyszał, nagły powiew wiatru, który przeniknął jego kości i spowodował napięcie każdego mięśnia w ciele. To była jego pierwsza reakcja, spotęgowana latami praktyki. Pomyślał, że takiego uczucia muszą doznawać psy w cichych momentach na chwilę przed trzęsieniem ziemi, kiedy tylko one wiedzą, co nadchodzi, czują, że wszystko zaraz się zmieni. Przez ułamek sekundy rozważał unik taktyczny, ale tutaj, pośród sosen i jałowców skalnych, to był głupi pomysł. Jak daleko mógł uciec? Może zdąży dotrzeć do brzegu rzeki, zanim przyjadą, może do linii drzew, jeśli dopisałoby mu szczęście. A co potem? Znajdował się około osiemdziesięciu kilometrów od najbliższego miasta, wyposażony tylko w to, co zmieściło się w jego plecaku. Tak czy owak, jakie to miało znaczenie? Oni już go znaleźli. A jeśli go znaleźli, oznaczało to, że wiedzą. Popatrzył na wodę spływającą ze skałek. Ile jeszcze czasu mu pozostało? Minuta, może dwie? Drapiąc się w znoszoną wojskową czapkę zakrywającą ciemnobrązowe włosy, spoglądał na pstrąga tęczowego unoszącego się leniwie tuż nad powierzchnią wody. Ostatnią godzinę spędził, wywabiając go z głębin. Może jeszcze zdąży. Jeśli już czegoś nienawidził, to właśnie niedokończonych spraw. – No chodź. Chodź do tatusia – wyszeptał mężczyzna. Pstrąg, zahipnotyzowany ręcznie wiązaną muchą, podpłynął bliżej. Ale w chwili, kiedy ryba już miała połknąć przynętę, woda wokół zaczęła się burzyć i wzbierać przy dźwięku apokaliptycznego huku. Za późno. Przylecieli. Wysoko nad nim śmigła potężnej maszyny przyćmiły słońce, aby potem minąć linię drzew i w imponujący sposób zawisnąć nad mężczyzną. Kropelki wody spadły na jego zarost przypominający grubo zmielone ziarenka pieprzu. Żaden żołnierz, który kiedykolwiek słyszał dźwięk silników helikoptera Bell UH-1Y Venom, nigdy go nie zapomni. To odgłos, który słyszy, kiedy rusza do walki, i który towarzyszy mu, gdy walka się kończy – o ile wciąż żyje. Pilot wylądował na polanie niedaleko strumienia, a ze śmigłowca wyskoczył dwudziestoparoletni młodzieniec ubrany w popularny model garnituru. Śmigła helikoptera wciąż przecinały czyste powietrze. – DerrickStorm? – zawołał. – Czy to ty? Rybakrzucił młodzieńcowi pogardliwe spojrzenie.
– Nigdy o nim nie słyszałem – warknął. Nie wiedząc, co dalej robić, młody wysłannik popatrzył przez ramię na helikopter. Otworzyły się boczne drzwi i na mokrej ziemi stanął starszy mężczyzna, gruby i niewysoki. Powoli podszedł nad brzeg strumienia, zwinął dłonie w trąbkę i krzyknął: – Przysyła mnie Jedidiah. – Nie znam go. – Przewidział, że to powiesz – kontynuował tamten. – Jedidiah mówi, że przywołuje Tangier. Tangier. Tangier był straszny. Mimo upływu lat kiedy tylko rybak pomyślał o Tangierze, nadal czuł zimną posadzkę pod swoim policzkiem, klejącą się i mokrą od jego własnej krwi. Wciąż widział zmiażdżone ciała i słyszał rozpaczliwe wołania o pomoc. Gdyby nie Jedidiah... Zwijając linkę wędki, mężczyzna zaczął poruszać się ku brzegowi strumienia. Nie odzywał się do dwóch czekających na niego nieznajomych. Zebrał swój sprzęt wędkarski i wsiadł do helikoptera. Tangier. To była piekielnie ważna sprawa, tak zwane WCT[1]. Jedidiah wiedział, jak ciężko było mu zniknąć, umrzeć albo przynajmniej być martwym dla świata, który niegdyś znał. Dla świata, który próbował go zabić, nie raz, ale wielokrotnie. Jedidiah rozumiał, dlaczego ważne dla niego było, aby przestać istnieć. A teraz wzywał go z powrotem, ciągnąc go ponownie do tego, od czego takbardzo chciał się odciąć. Siedzący w śmigłowcu mężczyzna popatrzył na strumień, łąkę, niebieskie niebo. Opuszczał to wszystko. – Lećmy – powiedział. – Więc jednak jesteś Derrickiem Stormem! – wykrzyknął młodszy mężczyzna. – Nie jesteś martwy, jakwszyscy mówili. Starszy wysłannikpokazał pilotowi uniesiony w górę kciuki helikopter odbił się od ziemi. – Ile to już lat, Storm? – zapytał starszy mężczyzna. – Od ilu lat nie żyjesz? Już prawie cztery lata. Cztery lata samotności, spokoju, samooceny. Przewartościowania i refleksji. Jedidiah znał Storma lepiej niż niejeden żyjący człowiek. I wiedział, że wróci, jeśli ktoś wyciągnie kartę atutową. Jedidiah nią zagrał. Tangier. DerrickStorm zawsze spłacał swoje długi. Nawet zza grobu.
N ROZDZIAŁ DRUGI a pasie do kołowania niedaleko bazy wojskowej Joint Base Andrews w stanie Maryland czekała czarna limuzyna, gdy wojskowy samolot sił powietrznych C-21A Learjet z Derrickiem Stormem na pokładzie wylądował na płycie lotniska. Teraz świeżo ogolony, ubrany w szyty na miarę garnitur od Caraceniego i czarne buty Testoniego Storm wszedł prosto z samolotu do samochodu przez tylne drzwi pasażera, które otworzył mu oficer wewnętrznej służby ochrony CIA, zwanej Security Protective Service (SPS). Opadając na skórzane siedzenie, Storm spostrzegł, że siedzi naprzeciwko Jedidiaha Jonesa, dyrektora agencji National Clandestine Service (NCS). Tą wymyślną nazwą określano oddział CIA, który rekrutował szpiegów i wykonywał najbrudniejszą robotę państwową za granicą. Jones uważnie studiował Storma zza swoich okularów połówkowych umieszczonych na nosie, który był złamany tak wiele razy, że żaden chirurg nie mógł go w pełni złożyć. Mimo że Jones mógłby być ojcem Storma, dyrektor NCS był wojskowej postury, zbudowany jak pitbul, miał ogoloną głowę i gruby głos, który brzmiał, jakby był zły, nawet kiedy mówił komuś komplement, co było rzadkością. – Wyglądasz o wiele lepiej, niż kiedy widziałem cię ostatni raz – powiedział Jones. – Trudno byłoby wyglądać gorzej – odrzekł Storm, kiedy limuzyna ruszyła w stronę Waszyngtonu, w trasę, którą Storm znał aż za dobrze. Jones chrząknął. – W Tangierze było tragicznie. Nie wyszło tak, jak planowaliśmy. Zdarza się. W każdym razie cieszę się, że wróciłeś. – Ja nie. – Nie wierzę w to, Storm – zaoponował Jones. – Ktoś taki jak ty potrzebuje zastrzyku adrenaliny. Niebezpieczeństwo ci służy. Nie byłeś szczęśliwy w Montanie. I w głębi serca dobrze o tym wiesz. Takjakja. Wiedziałeś, że ten dzień kiedyś nadejdzie. – Mylisz się. Miałem tam święty spokój. – Gówno prawda, okłamujesz sam siebie. – Posłuchaj, jestem tutaj – powiedział Storm. – Ale kiedy już zrobię to, czego tym razem chcesz, wracam. Skończyłem z tym. Jesteśmy kwita. Jones wyciągnął grubego papierosa z kieszeni płaszcza, oderwał filtr, popatrzył na niego z lubością i zapalił. – A co z Clarą Strike? – zapytał. – Twierdzisz, że już nic dla ciebie nie znaczy? Ukrywanie emocji zawsze świetnie Stormowi wychodziło. W jego zawodzie była to konieczność. Nie da teraz Jonesowi satysfakcji ze swojej reakcji. Ani teraz, ani kiedy indziej.
Pytanie Jonesa jednak go zabolało. Storm i Clara pracowali razem. Byli idealnymi partnerami – w pracy i w łóżku. To częściowo z jej powodu zdecydował się zniknąć. Była jedną z przyczyn, dla których wciąż chciałby być duchem. To była ironia losu. Clarę też kiedyś uznano za martwą. Istniał nawet akt zgonu wystawiony w Richmond, który potwierdzał, że została zabita. Gdy Jones powiedział mu o jej śmierci, uwierzył. Był zdruzgotany. Wyrwano ją z jego życia, po raz pierwszy był w żałobie. Rzeczywiście czuł ogromny, przytłaczający ból z tego powodu. Potem odkrył, że to było kłamstwo. Jones to zaplanował: śmierć Clary została zaaranżowana dla dobra firmy, dla dobra kraju. Ale nie dla jego dobra. Długi czas zajęło mu zaakceptowanie faktu, że Clara nie umarła, że żyła gdzieś, oddychała, jadła, prawdopodobnie kochała się z kimś innym, kiedy on był w żałobie. A jednak nie skontaktowała się z nim. Pozwoliła mu wierzyć, że została zabita. Dlaczego? Jeśli pracowało się dla Jonesa, bycie martwym stanowiło ryzyko zawodowe. To był profesjonalny wymóg. Jej śmierć zraniła go jednakgłęboko. Storm zastanawiał się, czy jego śmierć spowodowała u niej taką samą reakcję. – Nie martw się – powiedział Jones. – Clary nie ma w kraju. – Wyświadcz mi przysługę – powiedział Storm. – Nie mów jej, że żyję. To by tylko... wszystko skomplikowało. Jones się uśmiechnął, ukazując rząd perfekcyjnie prostych zębów. Czy Jones miał serce? Czy może był najbardziej makiaweliczną osobą w firmie, lodowato zimną? Storm nie był tego pewien, nawet po tylu latach pracy dla niego. – Jeśli tylko tego chcesz, Derrick– odparł Jones, biorąc głęboki oddech. – Chcę od ciebie jeszcze jednej obietnicy – powiedział Storm. – Kiedy zrobię to, czego ode mnie chcesz, obiecaj mi, że pozwolisz mi znów być martwym – tym razem już na zawsze. Jones pochylił się i wyciągnął prawą rękę. – Masz moje słowo – powiedział. – Spłaciłem dług? – W całości. Po tej sprawie wszystko skończone – odparł Jones, a po chwili dodał: – Poza tym i takjesteś już za stary i zbyt miękki do tej roboty. Storm odwzajemnił uśmiech. – Co się takiego stało, że musiałeś przywołać Tangier? – Porwanie. Tutaj, w Waszyngtonie. – Przywołałeś Tangier z powodu porwania? – powtórzył Storm nieufnym głosem. – To jeszcze nie wszystko. Z Jonesem zawsze było coś jeszcze. Umysł Derricka już pracował na wysokich obrotach. Wiedział, że Jones nie ściągałby go z upozorowanej emerytury tylko z powodu porwania. To nie miało sensu. CIA nie było upoważnione do działania w granicach Stanów Zjednoczonych. Porwania podlegały jurysdykcji FBI i chociaż dla opinii publicznej CIA i FBI zawsze prezentowały jednolity front, Storm wiedział, że toczy się pomiędzy nimi, łagodnie mówiąc, zażarta rywalizacja. Jones gardził obecnym dyrektorem FBI, Rooseveltem Jacksonem.
– Kto został porwany? – zapytał Storm. – Przyrodni syn senatora Stanów Zjednoczonych – odpowiedział Jones. – Nazywa się Matthew Dull, a jego ojczym to senator Thurston Windslow z Teksasu. Thurston Windslow. Pierwszy gracz przedstawienia teatru kabuki, które miało się niedługo rozpocząć. Windslow był jednym z najbardziej wpływowych senatorów w Kongresie i przewodniczącym komisji nadzwyczajnej do spraw wywiadu, której przypadło zadanie obserwowania i nadzorowania CIA i Jedidiaha Jonesa. Nic dziwnego, że Jones był tym zainteresowany. Z tą sprawą musieli być jednak powiązani inni gracze i musiało chodzić o coś więcej niż porwanie. – Kto porwał jego przyrodniego syna? – zapytał Storm. Jones machnął ręką, w której trzymał papierosa, jednym ruchem odsuwając od siebie dym i pytanie Storma. – Jesteśmy w drodze do biura Windslowa. On ci wszystko opowie. W ten sposób zostaniesz w to wprowadzony na świeżo, bez żadnych uprzedzeń czy wyobrażeń. To był klasyczny Jedidiah Jones. Stormowi przytrafiało się to już wcześniej. Jones lubił, kiedy jego oficerowie sami oceniali sytuację i wyrażali na jej temat własną opinię. Chciał zobaczyć, czego się nauczą, czy odkryją coś, co on mógł przeoczyć. Jones dawał im tyle informacji, ile potrzebowali, jeśli czuł, że ich potrzebują, i tylko wtedy, kiedy on sam wiedział, że ich potrzebują. Jones był bardzo skrytym człowiekiem i nawet kiedy ktoś ukończył zadanie, nigdy nie był pewien, jak to wszystko pasuje do jego wielkiego planu. Tylko Jones rozumiał ten plan. Działał w świecie, w którym nic nie było takie, jak się wydawało, i nic nie mogło być brane za pewnik. Nawet jego najbliżsi współpracownicy nigdy nie byli pewni, co Jones planował. – A co z FBI? – zapytał Storm. Jones wzruszył ramionami. – Co z nimi? Zajmują się sprawą. Agentem specjalnym, który prowadzi śledztwo, jest kobieta, April Showers. Kolejny gracz dołącza do gry. – April Showers? To jej prawdziwe imię? – Tak. Jej rodzice musieli mieć poczucie humoru. Albo są hipisami z lat sześćdziesiątych. Tak czy inaczej, będzie w biurze senatora, kiedy tam dotrzemy. – A kim ja mam być? – Ty jesteś doradcą specjalnym. Nazywasz się Steve Mason. Tym sposobem Derrick Storm może pozostać martwy. – A jeśli coś pójdzie nie tak, nie ma żadnego Steve’a Masona. – Dokładnie tak– powiedział Jones. – Wygląda na to, że zadałeś sobie dużo trudu: sprowadzenie mnie z powrotem, nadanie mi fałszywej tożsamości, i to tylko z powodu porwania. Jones wypuścił serię idealnie równych kółeczekz dymu. – To naprawdę smutne – stwierdził. – Kółeczka z dymu. Gdy wszędzie już zabraniają palić,
powoli stają się wymierającą sztuką.
K ROZDZIAŁ TRZECI iedy jechali na wschód aleją Konstytucji, przez kuloodporne szyby czarnej limuzyny Storm ujrzał wyłaniającą się przed nimi kopułę Kapitolu. Był to imponujący widok, szczególnie że w nocy budynekbył jasno podświetlony. Samochód minął budynek Senatu Russella, który był pierwszym z trzech ozdobnych biurowców wykorzystywanych przez stu senatorów wybranych przez naród Stanów Zjednoczonych. Storm zawsze myślał, że skrót SOB[2] pasuje do miejsca, w którym senatorzy robili interesy, szczególnie w mieście, gdzie obsesja na punkcie akronimów była widoczna. Następny był budynek Senatu Dirksena. Otwarto go w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym ósmym roku i przez prawie dwie dekady był nazywany po prostu drugim budynkiem Senatu, dopóki Kongres nie zdecydował, aby nazwać go na cześć Republikanina, senatora z Illinois, Everetta M. Dirksena, słynnego oratora, nagrodzonego Grammy za album patriotycznych przemówień Dzielni mężczyźni. Senatorowie uwielbiali nazywać budynki imionami własnych kolegów. Kiedy limuzyna zatrzymała się przy zachodnim wejściu do budynku Dirksena, oficer ochrony z SPS poderwał się z przedniego siedzenia i ruszył do środka, aby oznajmić oficerom policji znajdującym się na służbie w budynku, że przyjechało dwóch VIP-ów. Jones i Storm nie zostali zatrzymani przez kontrolę bezpieczeństwa. Nie było przechodzenia przez wykrywacze metalu, żadnego przeszukiwania teczek i opróżniania kieszeni. Zamiast tego oboje zostali szybko odeskortowani do biura senatora Windslowa, gdzie jego sekretarka natychmiast zaprowadziła ich do prywatnego apartamentu senatora. Tak jak wszystko inne na Kapitolu, biura senatorskie były przyznawane ze względu na wiek i władzę. Im większe biuro, tym ważniejszy senator. Windslow posiadał największe biuro w budynku. Jego prywatna przestrzeń była wysoka na cztery i pół metra, znajdowały się w niej ozdobne rzeźbione półki na książki i gruby dywan. Drogie brązowe skórzane sofy i wyściełane fotele ustawiono przodem do biurka z polerowanego mahoniu, które na pewno nie pochodziło z rządowego magazynu urzędu obsługi administracyjnej. Jedna ściana była pokryta oprawionymi fotografiami, które ukazywały senatora pozującego z zagranicznymi prezydentami oraz innymi osobistościami. Był to dowód na to, że Windslow rozkoszował się władzą, którą posiadał, i chętnie korzystał z fundowanych przez podatników bankietów w egzotycznych lokalach. Kolejna ściana była udekorowana pieczęcią stanu Teksas i parą rogów teksańskiego byka. Senator wstał zza biurka, nie wysilając się, aby podejść do nich i się przywitać. Zbliżyli się do niego z wyciągniętymi rękami. – Najwyższy czas, Jedidiah – warknął Windslow ściskając dłoń agenta CIA. – Czekam na was od dziesięciu minut.
Senator popatrzył na Storma i obydwaj mężczyźni zmierzyli się wzrokiem, jak dwóch chłopców gotujących się do bójki na szkolnej przerwie. Windslow miał około siedemdziesięciu lat, był wysoki, szczupły i rozpoznawalny na pierwszy rzut oka. Jego twarz była znana z niedzielnych telewizyjnych programów śniadaniowych i popołudniowych wiadomości, ale to jego fryzura i głos zapadały w pamięć. Miał białe włosy, niemodnie uniesione, zaczesane do tyłu i spryskane błyszczącym lakierem. Mówił wolno, z umyślnym południowym akcentem, który miał przypominać wyborcom, że on też kiedyś był jednym z nich, zatwardziałym demokratą. W Teksasie, który reprezentował przez ponad trzydzieści lat, uważano go za niepokonanego. – Więc to jest twój człowiek– rzekł Windslow. – Senatorze Windslow – powiedział Jones – to jest Steve Mason. Nie pracuje dla mnie, ale od czasu do czasu dostaje ode mnie zlecenia. Jest prywatnym detektywem. – Jesteś naprawiaczem? – zapytał dosadnie Windslow. – To ty jesteś człowiekiem, który doprowadza sprawy do końca, choćby nie wiem co się działo, tak? Stormowi nie spodobało się, że poza nimi w biurze były jeszcze trzy inne osoby. Wchodząc do biura, bez trudu rozpoznał agentkę specjalną FBI April Showers. Zdradziło ją wybrzuszenie pod żakietem. Żonę senatora znał z artykułów w prasie, ale nie miał pojęcia, kim jest dwudziestoparoletnia dziewczyna siedząca obok. – Jestem tutaj, by podać pomocną dłoń – powiedział Storm, unikając odpowiedzi na pytanie senatora. – Mam wystarczająco dużo pomocnych dłoni – odparł Windslow. – Całe FBI podaje mi pomocne dłonie, jakna razie bez skutku. Potrzebuję kogoś z pięścią. Przez moment nikt nic nie mówił, po czym żona senatora odezwała się cicho: – Mój mąż zdaje się zapominać o swoich manierach. Nazywam się Gloria Windslow. – Wstała powoli, pokazując, że jako dobrze wyszkolona żona polityka potrafiła kontrolować swoje emocje. Nawet w momentach wielkiego stresu wiedziała, że musi być opanowana. Uścisk jej dłoni był delikatny, paznokcie zadbane. Była co najmniej trzydzieści lat młodsza od swojego męża. Miała na sobie drogi strój nowojorskiego projektanta, skrojony tak, aby podkreślić jej figurę. Storm czytał o niej w prasie. Kiedy Gloria Windslow skończyła liceum, opuściła biedne miasteczko w Teksasie, w którym się urodziła. Jej przepustką był zapierający dech w piersiach wygląd i nieposkromiona ambicja, dzięki którym zdobyła miejsce w drużynie cheerleaderek Dallas Cowboys. Zaszła w ciążę, wyszła za mąż za gwiazdę – rozgrywającego NFL[3], a dwa lata później się z nim rozwiodła, twierdząc, że znęcał się nad nią. Wraz ze swoim dzieckiem znalazła się na okładkach takich magazynów jak „People” i „Us”, gdzie przedstawiano ją jako samotną matkę, która sprzeciwiła się poniżaniu przez sławnego męża. Gloria i senator spotkali się dwa lata później na zbiórce pieniędzy na cele polityczne w Dallas, gdzie zwolennicy senatora płacili trzy tysiące dolarów, aby usłyszeć, jak mówi. Przyjechała w towarzystwie najbogatszego kawalera w mieście, prominentnego adwokata, lecz wyjechała z Windslowem. Miesiąc później zatrudnił ją jako swoją osobistą sekretarkę w Waszyngtonie. Rok później senator, żonaty
od trzydziestu lat, złożył pozew o rozwód, wywołując w domu awanturę. Różnica wieku nowej pary wzbudzała zaskoczenie, ale Windslow zatrudnił firmę z Manhattanu zajmującą się public relations, która miała pomóc w odzyskaniu jego misternie budowanej reputacji dobrego chrześcijanina dbającego o dom. Kiedy rzecznicy z Madison Avenue skończyli swoją pracę, Gloria nie była już tą, która rozbiła rodzinę. Teraz była pewną siebie kobietą i zaufanym doradcą swojego męża, z zamiłowaniem do oświaty, bibliotek i problemów kobiet. W święta Bożego Narodzenia zaprosiła na przyjęcie do swojej willi dzieci specjalnej troski i zafundowała im przejażdżkę na kucykach w podgrzewanej stajni. Mimo że przekroczyła już czterdziestkę, wciąż wyglądała oszałamiająco, wszystko dzięki ścisłym głodówkom, operacjom plastycznym i regularnym zastrzykom z botoksu. Przedstawiwszy się, Gloria wskazała Stormowi drugą kobietę w pokoju. – To jest Samantha Toppers – powiedziała, kierując jego uwagę na młodszą kobietę. – Ona i mój syn, Matthew Dull, są zaręczeni. Kiedy Toppers wstała z sofy, aby się z nim przywitać, Storm zdał sobie sprawę, że patrzy na architektoniczny cud. Ważyła mniej niż czterdzieści pięć kilogramów i nie miała więcej niż metr pięćdziesiąt wzrostu, ale miała tak duży biust, że Storm zastanawiał się, jakim cudem nie przeważył do przodu, kiedy wyciągnęła rękę, aby się przywitać. – Miło mi pana poznać – powiedziała Toppers dziecinnym głosem. Kiedy w końcu spojrzał na jej twarz, zobaczył, że jej oczy są opuchnięte i czerwone od płaczu. – A to jest agentka specjalna April Showers – kontynuowała Gloria. W zielonych oczach agentki Storm dostrzegł poirytowanie. Stanowiła przeciwieństwo Samanthy Toppers. Showers mierzyła metr osiemdziesiąt i miała ciało światowej klasy maratończyka, co oznaczało, że na dwa i pół centymetra wzrostu przypadał jeden kilogram. Miała około trzydziestu pięciu lat, porcelanowo białą skórę i rude włosy związane w kok. – Skoro już poznał pan wszystkich – powiedział senator Windslow – przejdźmy do rzeczy. Mój pasierb, Matthew, został porwany. Dopadli go, kiedy wraz z Samanthą szedł przez kampus Uniwersytetu Georgetown. – Na całe szczęście – przerwała mu Gloria – Samancie nic się nie stało. Porwali jednak mojego syna. Po raz pierwszy odkąd Storm wszedł do biura, zobaczył rozpacz w oczach Glorii Windslow. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Wyciągnęła z torebki chusteczkę i otarła je. – Porywacze zostawili panią Toppers roztrzęsioną na chodniku – kontynuował Windslow. Storm próbował dostrzec trochę sympatii na twarzy Windslowa, ale jej tam nie było. Czyżby oczekiwał, że piersiasta Toppers będzie walczyć z napastnikami? Samantha spuściła wzrok, unikając spojrzenia Windslowa. – Myślę, że najlepiej będzie – oznajmiła Gloria, szlochając – jeśli agentka specjalna Showers opowie panu szczegóły. Bardzo ciężko jest mi o tym mówić bez emocji. Wywołana do tablicy agentka Showers powiedziała: – Do porwania doszło trzy dni temu. Na skrzyżowanie kampusu Georgetown, gdzie pan Dull i pani Toppers czekali na zmianę świateł, podjechał biały van. Było krótko po czternastej. Trzech
zamaskowanych mężczyzn wyskoczyło z auta, jeden został za kierownicą. Pierwszy ze sprawców wystrzelił w powietrze z broni automatycznej, aby przestraszyć gapiów. Pozostałych dwóch obezwładniło Matthew i wepchnęło go do vana. Samochód porzucono, znaleźliśmy go sześć przecznic dalej. – Żadnych odcisków palców czy innych śladów, zgadza się? – zapytał Storm. – Tak. Wszystko zostało wyczyszczone. – A co z łuskami? – Wszystko jest w moim raporcie – odpowiedziała szorstko. – Który agentka pokaże panu, kiedy już stąd wyjdziemy – oświadczył Windslow. – Rozmawiałem rano z Jacksonem, dyrektorem FBI, który poinformował agentkę Showers, że będzie z panem ściśle współpracować, bez zadawania żadnych pytań, prawda? – Tak– odpowiedziała Showers. – Mam panu pomóc. – Agentka Showers uważa, że włączenie pana do śledztwa nie jest najlepszym pomysłem – powiedziała Gloria Windslow. – Mój mąż i ja myślimy inaczej. – Wszystko dlatego, że FBI do tej pory nie kiwnęło nawet palcem – oznajmił Windslow. Storm widział, jak mięśnie szczękowe Showers się napinają. Podejrzewał, że mocno zaciskała zęby, aby nie wymsknęła się jej jakaś riposta. – Dostałem list z żądaniem okupu dzień po tym, jakgo porwali – powiedział senator. – Zażądali miliona dolarów, które natychmiast zgodziłem się zapłacić. – W tym momencie posłał Showers zdegustowane spojrzenie. – Obecna tutaj agentka Showers zapewniła mnie, że jeśli będę robił to, czego te skurwysyny chcą, FBI będzie w stanie ich złapać, kiedy przyjdą po pieniądze. – Ale tak się nie stało – wtrąciła Gloria Windslow. Ta dwójka sprawiała wrażenie zgranej drużyny. Mimo że początkowo żadne z nich nie chciało rozmawiać o sprawie, obydwoje zdawali się jednakdo tego skorzy. – FBI nawaliło – dodał Windslow. – Z całym szacunkiem, panie senatorze – odpowiedziała Showers. – Przestrzegaliśmy standardowych procedur. Okup pozostawiono dokładnie w miejscu, w którym porywacze kazali nam go położyć. Cały obszar był monitorowany. – Te pieniądze po prostu tam leżały i nikt się nie pojawił, by wziąć sobie milion dolarów – stwierdził Windslow. – Wiedzieli, że to pułapka. Ktoś musiał uprzedzić porywaczy. Po prostu to wiem. – Nie wiemy tego – odrzekła Showers. – Cóż, młoda damo, coś ich musiało odstraszyć jak jelenia węszącego podczas polowania – odparł Windslow. – Następnego dnia dostałem kolejne informacje dotyczące okupu. Teraz jednak ci dranie zdecydowali się zagrać ostrzej. Gloria zaniosła się cichym szlochem. Toppers wstała z kanapy i kucnęła przy krześle, na którym siedziała jej przyszła teściowa. Windslow wstał zza biurka i również do niej podszedł, kładąc prawą dłoń na jej ramieniu. – Dla mojej żony to szczególnie trudna sytuacja. Żadna matka nie powinna przez to przechodzić. – Pogłaskał ją po włosach, po czym kontynuował: – Te skurwysyny wyrwały
Matthew cztery przednie zęby i wysłały je do mnie razem z żądaniem okupu, dołączyli również zdjęcie. Wtedy postanowiłem porozmawiać z Jedidiahem. I to właśnie wówczas zdecydowałem, że potrzebujemy pana pomocy. Storm popatrzył na agentkę Showers. Prawą nogę założyła na lewą i tak mocno je ścisnęła, że prawy palec u nogi był wetknięty za lewą kostkę. Ręce miała ciasno założone na piersiach. Nawet ktoś, kto zupełnie nie znał się na mowie ciała, mógłby odgadnąć, jak bardzo była sfrustrowana. – Chciałbym zobaczyć te dwa żądania okupu – powiedział Storm. – Agentka Showers je panu przyniesie – odparł Windslow. – Teraz chciałbym prosić wszystkie kobiety o opuszczenie mojego biura. Chcę porozmawiać z Jedidiahem i jego człowiekiem na osobności. – Chodźmy, moje panie – powiedziała Gloria, powoli podnosząc się z krzesła. Toppers od razu ustawiła się za nią, ale Showers ani drgnęła. – Senatorze – odezwała się stanowczo – jako szef tego śledztwa muszę być przy każdej rozmowie, która ma związekz porwaniem. – Są sprawy, które chciałbym omówić na osobności, panno Showers – warknął Windslow. – Otrzymałem wcześniej zapewnienie od dyrektora Jacksona, że będzie pani ze mną współpracować. Czy mam do niego zadzwonić i poprosić o zastępstwo za panią? – Tak na marginesie – powiedziała Showers. – Popełnia pan błąd, wprowadzając do śledztwa człowieka z zewnątrz. – Tak na marginesie – odburknął Windslow, przedrzeźniając ją. – Kazałem pani opuścić mój gabinet. Showers odwróciła się i wyszła za drzwi. Windslow zwrócił się do Storma: – Jedidiah powiedział mi, że jesteś człowiekiem, który wie, jak znaleźć ludzi, którzy nie chcą być odnalezieni, i że dobrze sobie radzisz w trudnych sytuacjach. – Jest facetem, do którego zawsze zwróciłbym się o pomoc – odparł Jones. – Jeśli to byłby mój pasierb, zadzwoniłbym właśnie do niego. – Dokładnie to chciałem usłyszeć – rzekł Windslow. – Potrzebuję kogoś, kto potrafi namierzyć tych skurwysynów i zrobić wszystko, co w jego mocy, aby uwolnić mojego syna. Rozumiesz, co mam na myśli? – Chce pan postępu w sprawie i nie obchodzi pana, w jaki sposób to się stanie – odpowiedział Storm. Windslow się uśmiechnął. – No, wreszcie otrzymuję takie odpowiedzi, jakich oczekuję. Tak, dokładnie o to mi chodzi, panie Mason, czy jakkolwiek się pan nazywa. Prosiłem Jedidiaha, aby załatwił mi najlepszego człowieka. Storm milczał. – Po pierwsze chcę, żeby pan namierzył tych skurwysynów, a później ma pan zabić ich wszystkich. Nie chcę, aby czytał im pan ich prawa i aresztował ich, a potem żeby dostali jakiegoś
wygadanego adwokata, który to wszystko zatuszuje i doprowadzi do ciągnącego się latami procesu. Chcę, żeby byli martwi. I chcę, żeby zrobił to pan, zanim kolejne części ciała mojego pasierba trafią do mojej żony.
K ROZDZIAŁ CZWARTY iedy Storm i Jones wyszli z budynku Kapitolu i dotarli do hotelu Willard InterContinental na Pennsylvania Avenue, znajdującego się niecałą przecznicę od Białego Domu, była godzina dwudziesta trzydzieści. Zanim się rozstali, Jones wręczył Stormowi kopertę wypełnioną studolarowymi banknotami, sfałszowane prawo jazdy stanu Nevada, odznakę prywatnego detektywa o imieniu Steve Mason, komórkę, która miała bezpośrednie połączenie z biurem Jonesa w CIA, i kluczyki do wypożyczonego samochodu stojącego na parkingu hotelowym. Gdy Storm wjechał na piąte piętro i wszedł do swojego apartamentu, usłyszał dźwięk telefonu. Z recepcji dzwoniła agentka Showers. Przyjechała, aby wprowadzić go w sprawę. – Zapraszam na górę – powiedział Storm. – Zaczekam na pana w restauracji hotelowej. Storm dołączył do niej pięć minut później. Zajęli miejsca przy odosobnionym stoliku. – Nigdy nie byłam w tym hotelu – oznajmiła, siadając. – Jest znany. Mark Twain napisał tutaj dwie książki. – Możemy iść na górę do mojego apartamentu, oprowadzę panią – powiedział. – Chciałam tylko być uprzejma – odrzekła. – Nie interesuje mnie pana sypialnia. – Szkoda – stwierdził Storm. – Liczyłem na pełne wprowadzenie. – Rozejrzał się po prawie opustoszałej restauracji. – Ten hotel jest o wiele lepszy niż te, do których wcześniej wysyłał mnie Jedidiah – dodał. Przy ich stoliku pojawił się kelner. Showers poprosiła o kawę, Storm zamówił hamburgera za szesnaście dolarów i piwo za osiem. Kiedy kelner zanotował zamówienie i odszedł, agentka Showers zaczęła mówić: – Dokąd Jedidiah wysyłał pana wcześniej? – Gdybym pani powiedział, musiałbym potem panią zabić. – Stara śpiewka. – W moim przypadku prawdziwa. – Proszę posłuchać – warknęła. – Zostałam zmuszona do wprowadzenia pana w sprawę i do pracy z panem. Myślę, że mam prawo wiedzieć, kim pan jest. Przerwał im kelner, który przyniósł napoje. – Jestem prywatnym detektywem, tak jak powiedział Jedidiah. Kiedy byłem w wojsku, pracowałem dla niego od czasu do czasu – powiedział Storm, gdy kelner odszedł. – Naprawdę? – zapytała sceptycznie. – Sprawdziłam coś dzisiaj, zaraz po tym, jak Jedidiah zakomunikował nam, że przylatuje pan do miasta. Powiedział, że jest pan z Nevady. Jeśli to prawda, to dlaczego nigdzie nie ma żadnej wzmianki o tym, że jest pan prywatnym detektywem
w tym stanie? – Chciałem zrobić licencję. Po prostu nie miałem na to czasu. – Storm wzruszył ramionami. – Ale posiada pan prawo jazdy stanu Nevada, prawda? Storm nie odpowiedział. Miała go wprowadzać w sprawę, a nie przesłuchiwać. Ale Showers nie dawała za wygraną. – Sprawdziłam wszystkie zdjęcia Steve’ów Masonów, którzy posiadają prawo jazdy ze stanu Nevada. Nie wygląda pan na żadnego z nich – powiedziała. Storm był zawiedziony. Jedidiah zwykle bardziej się starał, jeśli chodziło o fałszywe dokumenty. – Ściąłem włosy – odrzekł. – Sprawdziłam pana w bazie FBI, nie ma tam żadnej informacji o Stevie Masonie, która pasowałaby do pana rysopisu. Kim taknaprawdę pan jest? Storm nachylił się nad nią i wyszeptał: – Jestem człowiekiem, który został tutaj ściągnięty, aby posprzątać pani bałagan. To wszystko, co powinna pani wiedzieć. Kelner przyniósł mu hamburgera. Storm nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo był głodny. Wziął wielki kęs, popijając go sporym łykiem zimnego piwa. – Co dokładnie chce pan wiedzieć o tym porwaniu? – zapytała zrezygnowanym głosem. – Wszystko. Storm zadawał pytania pomiędzy kęsami. Showers powtórzyła wszystko to, co usłyszał w gabinecie Windslowa. Tego dnia Matthew Dull i Samantha Toppers skończyli właśnie ostatnie zajęcia na Uniwersytecie Georgetown i wychodzili już z kampusu, aby coś zjeść, kiedy podjechał biały van i wyskoczyło z niego trzech napastników. Jeden wystrzelił w powietrze z broni automatycznej, odstraszając potencjalnych śmiałków. Potem wymierzył broń prosto w przerażoną twarz Toppers. Dwaj pozostali porywacze obezwładnili Dulla i zaciągnęli go do samochodu. Całe porwanie nie trwało dłużej niż minutę. – Dlaczego nie było o tym wzmianki w żadnej stacji informacyjnej w kraju? – zapytał Storm. – Pociągnięto za odpowiednie sznurki. Dziennikarzom powiedziano, że był to tylko uczelniany żart. Władze uniwersytetu się na to zgodziły. Ogłosiły, że ten żart wymknął się spod kontroli. – Jakiego rodzaju broni automatycznej użyto? Showers otworzyła czarną skórzaną teczkę, którą przyniosła, i wyciągnęła z niej plastikową torbę, zawierającą tuzin mosiężnych łusek. – Nie było na nich żadnych odcisków palców – powiedziała, kładąc torebkę na stole. Storm nawet nie próbował jej otworzyć, kończąc spokojnie swojego hamburgera. Widział w życiu wystarczająco dużo łusek o wymiarach 7,62 × 39 milimetrów, aby rozpoznać je na odległość. – Porywacz użył karabinu AK-47, czyli kałasznikowa – powiedział. – Tak – odparła Showers zaskoczona. – Niestety, na świecie używa się obecnie około siedemdziesięciu pięciu milionów kałasznikowów. Związek Radziecki odwalił kawał roboty,
dostarczając je każdej grupie terrorystów i rewolucjonistów na świecie, a także każdemu świrowi w Stanach Zjednoczonych, który znalazł sposób, legalny lub nielegalny, aby zdobyć tę broń, mogącą wystrzelić sześćset pocisków na minutę. – Nie jest fajnie być Bambim w dzisiejszych czasach. Uśmiechnął się. Ona nie. – Ci kolesie wkroczyli szybko, ostro, rozmyślnie i nie pozostawili nic, co mogłoby pomóc w ich identyfikacji. To profesjonaliści, być może byli wojskowi – powiedział Storm. – Zerknijmy na te informacje dotyczące okupu. Wyciągnęła ze swojej teczki dwa listy. Obydwa były zabezpieczone plastikową folią. Pierwszy napisano pismem technicznym, takim, jakiego użyłby architekt na swoich projektach. „ZABIJEMY TWOJEGO PASIERBA, JEŚLI NIE ZAPŁACISZ NAM 1 000 000 DOLARÓW”. W liście była jeszcze mowa o zapłaceniu okupu w banknotach studolarowych. Pieniądze miały być umieszczone w walizce pozostawionej w restauracji fast food w okolicy Union Station, największej stacji kolei i metra, znajdującej się niedaleko Kapitolu. Porywacze narysowali w liście schemat, który pokazywał, gdzie należy zostawić walizkę: pod stołem przy tylnej ścianie. Okup miała dostarczyć narzeczona Dulla. – Samantha Toppers była przerażona – powiedziała Showers. – Mówiłam jej, że jest bezpieczna. Całą stację obstawiliśmy naszymi agentami – było ich około stu, przyjeżdżających i odjeżdżających. Wykorzystaliśmy stażystów i emerytowanych agentów, żeby porywacze nie zorientowali się, kto jest cywilem, a kto nie. – I nikt nie zabrał walizki? – Nikt nie wykazał nią najmniejszego zainteresowania, nawet kiedy Samantha odchodziła od stolika. – Jestem zaskoczony. Nie z powodu porywaczy, ale dlatego, że walizka leżała sobie tak spokojnie na Union Station i nikt jej nie ukradł. – Znaleźliśmy częściowy odcisk palca w rogu pierwszego listu. Na drugim nic nie było. Przysłano go następnego dnia – powiedziała Showers, kontynuując wprowadzanie Storma w sprawę. Tak jak pierwszy, drugi list był napisany ręcznie, ale już nie pismem technicznym. Nie było w nim żadnej wzmianki o okupie, tylko groźby. „Twój syn umrze, jeśli nadal będziesz się z nami bawił w kotka i myszkę”. – Już na pierwszy rzut oka widać, że te dwa listy napisały różne osoby – powiedział Storm. – Nie tylko pismo jest inne, ale też papier, którego użyto. Pierwszy list miał na sobie częściowy odcisk palca, drugi nie. W drugiej wiadomości jest również błąd. W pierwszej opisują Dulla jako pasierba Windslowa. W drugiej już jako jego syna. – Tak, ja też to zauważyłam – odrzekła Showers. – Ale wiemy, że porywaczy było przynajmniej czterech. Jeden z nich mógł napisać pierwszy list, a inny drugi, po prostu żeby zbić nas z tropu. Tak samo mogło być ze zwrotami „syn” i „pasierb”. To wszystko mogło być zamierzone.
Storm nie był tego taki pewien, ale zdecydował się kontynuować. – Proszę mi opowiedzieć o senatorze Windslowie. Ma wielu wrogów? – zapytał. – Oczywiście. To jeden z najbardziej nielubianych senatorów w Waszyngtonie. Jest bardzo bezceremonialny i siedzi tu już tak długo, że jest nietykalny. I doskonale o tym wie. Terroryzuje ludzi, a kiedy nie dostanie tego, czego chce, jest wściekły – i zawsze się mści. Inni politycy się go boją, nawet ci z Białego Domu. Ma reputację osoby bezwzględnej i mściwej. – Jakkażdy polityk, którego znam – powiedział Storm. – Nie, Windslow gra w swojej własnej lidze. Można by sądzić, że republikanie będą go nienawidzić, bo jest demokratą. A to połowa jego własnej partii nie może go znieść. A mówimy tylko o Kapitolu. Poza Kongresem zapewne najbardziej nienawidzą go ekolodzy. Windslow jest zwolennikiem Big Oil[4]. Zawsze był. Nie wierzy w globalne ocieplenie, uważa, że firmy wydobywające ropę naftową powinny mieć pozwolenie na wiercenie dziur, gdzie tylko zapragną, a raz nawet głosował przeciwko projektowi ustawy, który nakładałby pobieranie grzywien za zaśmiecanie parków. – Trudno jest mi wyobrazić sobie bandę uzbrojonych ekologów porywających pasierba senatora – odpowiedział Storm. – Prosił mnie pan o przedstawienie jego wrogów, zatem właśnie to robię. Jestem dokładna. Storm zawołał kelnera i zamówił kolejne piwo. – No dobrze, kto poza przykuwającymi się do drzew jest następny na liście wrogów? – Jako przewodniczący senackiej komisji do spraw wywiadu Windslow ma ogromną władzę. Zawsze był wielkim obrońcą Izraela, przez co nienawidzą go ekstremiści z Bliskiego Wschodu. – Jakieś szczególne komórki terrorystyczne? – Wszystkie nim pogardzają. Udało mu się również zrazić do siebie Rosjan, Niemców i Greków. Jest zagorzałym antykomunistą i nie ufa nowym przywódcom Rosji. Uważa, że Niemcy to naziści, i nie darzy sympatią państw socjalistycznych. – Jakim cudem można nienawidzić Greków? – zapytał Storm. – Oni zawsze tylko tłuką talerze i wydają euro, których nie mają. Showers się nie uśmiechnęła. – Są też ludzie pana pokroju – środowisko wywiadowcze. Senator Windslow i Jedidiah dzisiaj współpracowali w biurze senatora, ale krążą plotki, że tych dwoje kłóci się o tajną operację. A ich spór się zaostrzył. – Jaką tajną operację? – Nie mam pojęcia. To nie moja liga. Może pan się dowie. – Naprawdę wierzy pani, że Jedidiah stoi za tym porwaniem? – zapytał Storm sceptycznie. – W tym momencie nie stawiam na nikogo. Myślę, że wy, typki z CIA, jesteście zdolni do wszystkiego. Nawet pański dzisiejszy przyjazd może być częścią podstępu. Dokończyła swoją kawę i ostrożnie odstawiła kubekna spodek. Mimo że Showers podała mu dość długą listę podejrzanych, Storm podejrzewał, że coś ukrywa. Wiele lat temu nauczył się, że ostatnia rzecz, o której ludzie wspominali podczas
przesłuchań, zawierała najważniejsze wskazówki. – Gdyby sytuacja była odwrotna, osobiście byłbym wściekły – powiedział współczująco. – Myślałbym: „Za kogo ten koleś się uważa, wchodząc z butami w moje śledztwo?”. Nie byłbym tak pomocny, jak pani teraz. Popełniono jednak zbrodnię i jest szansa, że Matthew Dull wciąż żyje. Jesteśmy mu winni, aby wyłożyć wszystkie karty na stół, więc jeśli jest jeszcze coś, co mogłaby mi pani powiedzieć, cokolwiek, co mogłoby pomóc, proszę się tym ze mną podzielić. Brzmiał szczerze. Był w tym świetny. Zawsze wychodziło mu to na dobre – w pracy i w łóżku. Showers przez chwilę milczała. W końcu zaczęła mówić: – Jakiś rok temu Agencja dowiedziała się, że Windslow przyjmuje łapówki. Duże łapówki. Pierwsza skarga przyszła od mieszkańca Teksasu, który liczył na lukratywny kontrakt wojskowy. Jeden z pracowników Windslowa zażądał łapówki. Kiedy Teksańczyk odmówił, kontrakt przeszedł do innej firmy. Wtedy ten mężczyzna do nas zadzwonił, ale mieliśmy tylko jego słowo, a to nie wystarczało, żeby wnieść zarzuty przeciwko senatorowi Stanów Zjednoczonych. – Zaczęła pani drążyć sprawę. Skinęła głową. – Nie miałam zamiaru mu odpuścić. Odkryłam, że Windslow dodawał klauzule do przepisów, które pozwalały firmom wydobywającym ropę na przeniesienie milionów dolarów z międzynarodowych operacji do Stanów Zjednoczonych bez odprowadzania podatku. – Ale to nie jest nielegalne – powiedział Storm. – Senatorowie cały czas pogrywają z urzędem skarbowym, żeby pomóc swoim przyjaciołom. – Racja. Ale odkryłam, że Windslow zgarniał pieniądze za to, że pomagał koncernom zaoszczędzić na podatku. W każdym razie jest kilka osób, które chętnie o tym porozmawiają. Ale nic na papierze. Windslow jest mądry. Potem znalazłam niezbity dowód. Odkryłam przelew, który był łapówką przesłaną przez kogoś z zagranicy. – Kogo? Rząd? Korporację? Czy osobę prywatną? – Nie jestem pewna. Łapówki są trudne do udowodnienia. Osoba, która ją dała, nie będzie chciała rozmawiać, podobnie jakosoba, która ją dostała. Najłatwiej jest udowodnić przestępstwo, jeśli ma się jakiś wyciąg z banku, ślad przesłanych pieniędzy. Storm nie przerywał. Chciał, żeby mówiła. Doskonale jednak wiedział, na jakich zasadach działają łapówki i jak je ukryć. Pomógł Jedidiahowi rozprowadzić miliony dolarów w Iraku i Pakistanie. Agencja rozdawała banknoty studolarowe, jakby to były cukierki na Halloween – wszystko bez wiedzy Kongresu i amerykańskich podatników. – Byłam w stanie namierzyć przelew kwoty w wysokości sześciu milionów dolarów z londyńskiego banku na konto na Kajmanach, gdzie została spieniężona i przywieziona do Waszyngtonu. Jestem prawie pewna, że wylądowała w rękach Windslowa – powiedziała Showers. – Prawie pewna czy stuprocentowo pewna? Jej twarz przybrała zbolały wyraz. To pytanie trafiło w samo sedno. – Jestem pewna, że opracowałam sprawę poszlakową w wystarczający sposób, aby doprowadzić do oskarżenia. Ale kiedy moje dokumenty trafiły do biura dyrektora, zostały
odłożone na bok. Nikt nie chciał mi powiedzieć dlaczego. To było trzy tygodnie temu. Showers spojrzała na zegarek. Była dwudziesta trzecia, a restaurację powoli zamykano. Wzięła od niego oba listy. – Zrobiłam to, co mi kazano – powiedziała. – Wprowadziłam pana. Przyjadę po pana jutro punktualnie o ósmej. Stworzyliśmy stanowisko dowodzenia w budynku FBI. Jeśli ma pan więcej pytań, może je pan zadać jutro mojemu szefowi na odprawie. – Oczywiście, że mam więcej pytań – odrzekł. – Skoro zamykają restaurację, proponuję przenieść się do mojego apartamentu, aby porozmawiać jeszcze chwilę. – Nie sądzę, aby miał pan na myśli rozmowę. Uśmiechnął się szeroko. – To zależy od rodzaju rozmowy. Niech pani przynajmniej pozwoli mi się odprowadzić do samochodu. – Jestem uzbrojona i myślę, że mogę przejść przez hol na parking bez pańskiej pomocy – powiedziała, po czym po raz pierwszy odkąd zaczęli rozmawiać, uśmiechnęła się i dodała: – Poza tym chyba powinnam obawiać się pana bardziej niż kogoś obcego. – Ałć – odparł, łapiąc się za serce, jakby go postrzelono. – Ja tylko próbuję być dżentelmenem. – W takim razie może pan zapłacić rachunek, panie Stevie Masonie. Patrzył, jak odchodzi od stołu, podziwiając oszałamiające rezultaty codziennych ćwiczeń jogi ukryte pod dopasowanymi spodniami. Podpisał rachuneknumerem swojego pokoju i fałszywym nazwiskiem, po czym ruszył za nią. Kiedy jednakwszedł do holu, Showers siedziała już za kółkiem swojego bmw. Wyszedł przez podwójne drzwi hotelowe dokładnie w momencie, kiedy odjeżdżała. Gdy się jej przyglądał, zobaczył czarnego mercedesa, który wyłonił się z bocznej ulicy obokhotelu i zaczął ją śledzić. Storm rozpoznał czerwono-biało-niebieski znaczek na samochodzie. Była to rejestracja dyplomatyczna. Pospieszył do swojego pokoju, gdzie włączył przenośny komputer i zalogował się do Internetu. Dyplomatyczne tablice rejestracyjne zawierały dwuliterowy kod odpowiadający krajowi, któremu amerykański Departament Stanu przydzielił rejestrację. Kody co jakiś czas zmieniano i przydzielano komuś innemu. Liter WB nigdy nie używano dla oznaczenia Wielkiej Brytanii, zaś IZ dla Izraela, ponieważ potencjalni wrogowie mogliby zbyt łatwo zidentyfikować pasażerów pojazdu. Storm zauważył, że na rejestracji mercedesa śledzącego Showers widniały litery YR. W kilka sekund odgadł, co oznaczają. W co wpakował go Jedidiah Jones? Dlaczego samochód rosyjskiego korpusu dyplomatycznego śledził agentkę specjalną Showers?
T ROZDZIAŁ PIĄTY elefon hotelowy w apartamencie Storma wyrwał go ze snu spowodowanego alkoholem. Na szafce nocnej poniewierało się kilka buteleczek whisky wziętych z hotelowego minibaru. Storm poszedł późno spać, ponieważ szukał informacji w zaszyfrowanej bazie danych CIA i innych serwisach federalnych służb wywiadowczych, dostępnych przez Internet. Poszukiwania przyniosły mu kilka wskazówek, lecz to, co odkrył, przypominało kawałki puzzli, które trzeba połączyć w całość. Około trzeciej nad ranem Storm położył się do łóżka, ale trudno mu było zasnąć. Wiedział dlaczego. Powodem nie było porwanie. Istniały dwie przyczyny i obydwie miały coś wspólnego z jego powrotem do Waszyngtonu. Clara Strike i Tangier. Czasem tylko Jack Daniel’s pomagał człowiekowi w walce z przeszłością. Kobiecy głos w telefonie powiedział: – Dzwoni senator Windslow. Storm popatrzył na zegarek, który stał obok łóżka. Było kilka minut po szóstej. Jego głowa pulsowała. Za moment usłyszał głos Windslowa. – Te skurwysyny znowu zostawiły list, tym razem u mnie w domu. – Przysłali coś poza tym? – Żadnych zębów ani części ciała, jeśli o to pytasz. Ale podnieśli oczekiwania co do okupu. – Ile? – Sześć milionów! Jestem w swoim domu w Great Falls. Przyjeżdżaj natychmiast! – Zadzwonił pan do agentki Showers? – zapytał Storm, notując adres. W słuchawce zapadło milczenie. W końcu Windslow odpowiedział: – Nie chcę, aby ona bądź FBI się w to mieszali. Wytłumaczę panu, kiedy pan tu dotrze. Proszę do niej nie dzwonić, to rozkaz. Rozkaz? Storm musiał to wyjaśnić z Windslowem. Tylko Jones wydawał mu rozkazy, nie żaden polityk. Storm zszedł do recepcji, aby odebrać wypożyczony samochód. Przydzielono mu białego forda taurusa. Nie było to auto, którym jeździli szpiedzy w filmach kryminalnych, ale było idealne do jazdy po Waszyngtonie i jego przedmieściach. Pojechał w kierunku alei Konstytucji, skręcił w prawo, przejechał przez rzekę Potomak i skierował się na północ w stronę George Washington Parkway, aż dotarł do obwodnicy, dużej autostrady, która okrążała miasto. Wyjeżdżając z miasta w kierunku zachodnim, skierował się w stronę Wirginii. Kolejne dziesięć minut zajął mu dojazd do Great Falls, gęsto zalesionego obszaru podmiejskiego, na którym stało mnóstwo posiadłości wartych kilkadziesiąt milionów dolarów. Zakładał, że jest śledzony – jeśli nie przez CIA, to przez FBI. Prawdopodobnie gdzieś w taurusie była zamontowana pluskwa albo