Rozdział 1
— Weź głęboki oddech. Teraz całkowicie go wypuść. Kolejny, głęboki oddech. Pozwól
ziołowemu aromatowi dostać się do twoich płuc. Czujesz się odprężony? Bardzo dobrze. Teraz
zamknij oczy. Wybierzemy się w podróż by zbadać twoją psyche i spróbujemy określić
korzenie twojego strachu przed bliskością i zobowiązaniem.
Głos terapeutki brzęczał dalej i Kara Wilson przesunęła się niecierpliwie w swoim,
hamakowym fotelu, obserwując jak jej narzeczony od pięciu lat, Brad Dodgeson ma badaną
psyche. Opary oczyszczającego kadzidła z szałwii23
łaskotały ją w gardle, sprawiając, że
chciało jej się kichać, a owocowe zapachy terapeutki sprawiały, że chciała się krztusić. Zaczęła
myśleć, że Klinika Holistycznego Uzdrawiania Par na Kennedy Avenue, była z jej strony
kiepskim wyborem. Ale trzeba było praktycznie zarządzenia Kongresu, żeby w ogóle zabrać
tam Brada i była całkiem pewna, że gdyby spróbowała zmienić teraz terapeutę, całkowicie
porzuciłby terapię.
Wybrała Klinikę Holistyczną, ponieważ była tylko kawałek w dół ulicy od jej pracy w
Laboratoriach Smythe, pozwalając użyć jej godziny na lunch, na sesję terapii. Dzisiaj godzina
prawie dobiegła końca. Spojrzała z niecierpliwością na zegarek, zauważając, że miała mniej
niż dziesięć minut, żeby wydostać się z kliniki i popędzić wzdłuż alei Kennedy, zanim się
spóźni. A jeśli spóźni się jeszcze tylko raz, jej kierowniczka, Lilith Buchanan prawie na pewno
ją zwolni.
— Przepraszam? — Wyszeptała do terapeutki, wysokiej, chudej kobiety z cienkimi, mysimi
włosami, które były skręcone w kok i trzymane w miejscu dekoracyjnymi, polakierowanymi
na czarno pałeczkami.
Terapeutka przestała kołysać ziołowym kadzidłem przed twarzą Brada i obrzuciła ją
potępiającym spojrzeniem. Uniosła jedną, cienką brew, jak gdyby zachęcając Karę, żeby znów
przeszkodziła.
— Przepraszam, ale muszę wracać do pracy. — Powiedziała desperacko Kara. — Jeśli
jeszcze raz się spóźnię — Przeciągnęła dłonią przez swoje, trudne do układania, naturalnie
kręcone, rude włosy, mając nadzieję, że nie wyglądała tak gorączkowo jak się czuła.
— Możesz iść, jeśli nie chcesz uczestniczyć w uzdrawianiu psyche swojego ukochanego. —
Zaintonowała terapeutka. Miała zaskakująco głęboki głos, jak na kobietę i gdyby spojrzenia
mogły zabijać, Kara wiedziała, że znalazłaby się płasko na dywanie koloru owsianki z samych,
naturalnych włókien.
— Kara? — Brad uchylił jedno, bladoniebieskie oko i włączył się do rozmowy. —
Wychodzisz? To był twój pomysł, żeby tu przyjść.
23
Dobrze, że nie z marihuany.
— Nie, nie. — Usadowiła się pewniej w ergonomicznie prawidłowym, hamakowym fotelu,
który zwisał z haków w suficie, jak reszta mebli w gabinecie. — Zostanę, kochanie.
Przepraszam.
— Dobrze. — Znów zamknął oczy, a terapeutka, z ostatnim, potępiającym spojrzeniem,
wróciła do kołysania mu przed twarzą kadzidłem. Dym prawie ukrył jego starannie nażelowane,
blond włosy.
Kara obserwowała jak jej narzeczony odpręża się na hamakowej kanapie, która kołysała się
lekko w rytm jego oddechu. To cud, że mogła go utrzymać, pomyślała nieżyczliwie. Brad nie
był zacznie wyższy niż jej własne pięć stóp siedem cali, ale był jednym z tych, niskich
mężczyzn, którzy nadrabiają brak wzrostu, mając wielkie mięśnie. Miał wygląd surfera był
osobistym trenerem na siłowni, do której chodziła i właśnie w ten sposób Kara spotkała go po
raz pierwszy, pięć lat temu. Wtedy myślała, że jego fizyczny wygląd był atrakcyjny, ale ostatnio
zastanawiała się jak, jakikolwiek mężczyzna mógł być tak silny fizycznie i jednocześnie tak
słaby emocjonalnie.
Znów spojrzała na swój zegarek. Mały, diamentowy pierścionek, który Brad niechętnie dał
jej dwa lata temu, gdy w końcu zamieszkali razem, mrugnął do niej z wyrzutem, ośmielając ją,
żeby pomyślała więcej nieprzyjemnych rzeczy o mężczyźnie, którego kochała.
— Myślę, że to wszystko zaczęło się w drugim roku szkoły średniej. — Zaczął lekko nosowy
głos Brada. Od początku nie podobał mu się pomysł terapii, ale natychmiast wchodził we
wszystko, co robiło z niego centrum uwagi, pomyślała kwaśno Kara, spoglądając na zegarek
po raz trzeci. To było to — oficjalnie była spóźniona. Nie było mowy, żeby mogła teraz zdążyć
do pracy na czas. Westchnęła i usiadła wygodniej na swoim, hamakowym krześle, próbując
zwracać uwagę.
Brad relacjonował historię swojego, szkolnego lęku, którą słyszała, opowiadaną przez niego
wiele, wiele razy wcześniej. Właściwie to była zagrzewająca do wysiłku mowa, której używał,
żeby zmotywować swoich klientów na siłowni. — … więc stałem tam — tylko ja,
dziewięćdziesięcio ośmiofuntowy słabeusz, przeciw trzem największym, najwredniejszym
kolesiom w szkole… — Mówił.
Kara przygryzła z frustracji wargę. Straci pracę, żeby znów wysłuchać tej, starej historii?
Słyszała ją już tak wiele razy, że mogłaby cytować ją z nim słowo w słowo, gdy mówił. To,
według Brada, był definiujący moment w jego życiu, nawet bardziej niż dzień, gdy jego matka
zadławiła się kotletem schabowym z kością albo dzień, gdy jego ojciec stracił rodzinną fortunę
przez nierozsądny zakup akcji. To był moment, gdy zdecydował się zmienić swoje życie i
zacząć ćwiczyć z ciężarami.
Po tym jak trzech byczków trzymało mu głowę w toalecie i wielokrotnie spłukało, poszedł
prosto na najbliższą siłownię i zaczął pakować, dopóki nie był w doskonałej, fizycznej formie,
która stała teraz przed nimi, zawsze opowiadał swoim klientom. Następnym razem, gdy
zmierzył się z tymi byczkami, Brad był tym, kopiącym dupę i spłukującym toaletę. I jego życie
nigdy więcej nie było takie same. Bla, bla, bla…
Nagle głos terapeutki wdarł się w niecierpliwe myśli Kary.
— I czujesz, że to spowodowało, że zbudowałeś ścianę wokół swoich emocji? Decyzja, żeby
nigdy więcej nie być słabym jest tym, co sprawia, że nie czujesz się gotowy na zaangażowanie
w małżeństwo?
Łał! Jej głowa uniosła się i Kara wpatrzyła się w swojego narzeczonego. Czy naprawdę w
tej starej historii mogła być ukryta bryłka mądrości? Taka, której nie zobaczyła wcześniej,
ponieważ była tak znudzona słuchaniem tego raz po raz? Nagle poczuła się zawstydzona swoją
niecierpliwością. Mimo wszystko, jeśli to było to, czego było trzeba, żeby skłonić Brada do
powiedzenia „tak,” wtedy strata pracy była tego warta. Czekała, aż poruszy tę kwestię już ponad
pięć lat, a jej matka ciągle przypominała jej, że nie robiła się młodsza.
Nie, żeby dziewczyna nie mogła mieć doskonale szczęśliwego i spełnionego życia bez
mężczyzny, ale Kara wiele zainwestowała w ten związek. Zabranie Brada na terapię było
ostatnim wysiłkiem, żeby przekonać go, że by li gotowi na zostanie mężem i zoną, a nie tylko
współlokatorami. Może jej marzenie w końcu się spełni.
— …bardzo dobrze. Czuję, że dokonaliśmy tu dzisiaj prawdziwego przełomu, Bradley’u.
— Terapeutka brzmiała na zadowoloną. Zdmuchnęła kadzidło i wstała z wdziękiem z
hamakowego fotela. To było więcej niż mogła zrobić Kara. Kołyszące się fotele wyraźnie były
zrobione dla wysokich, pełnych gracji ludzi w typie modeli, a nie dziewczyn, które bez przerwy
pilnowały wagę.
Można by pomyśleć, że z osobistym trenerem, jako narzeczonym, będzie w doskonałej
formie, ale nie całkiem tak było. Usiłując wydostać się z głębokiego, kołyszącego się fotela z
materiału, Kara obiecała sobie, że da spokój z jedzeniem o północy batonów Hershey.24
Po
prostu tak męczyła się koktajlami proteinowymi i prostą piersią z kurczaka na obiad, przez cały
czas.
Brad i terapeutka ustalali już następną sesję, ale spojrzenie na zegarek powiedziało Karze,
że musiała iść. Jeśli popędzi jak szalona, może wrócić do Laboratoriów Smythe tylko z
piętnastominutowym spóźnieniem. A jeśli Lilith, jej kierowniczka miała długi lunch, może być
w stanie uniknąć topora.
— Bardzo ci dziękuję. — Wybełkotała, potrząsając chudą dłonią terapeutki. — Do
zobaczenia później, słodziutki. — Złożyła pospieszny pocałunek na muskularnym policzku25
Brada i popędziła do drzwi.
24
Popularna w USA firma, produkująca czekoladę.
25
To policzki też trenował? Jak się takie coś robi?
Rozdział 2
Budynek Laboratoriów Smythe był imponującym, czarnym monolitem dokładnie na rogu
Kennedy i Westshore w South Tampa. Kawałek od Starbucksa, gdzie Kara zwykle kupowała
sobie cappuccino do lunchu. Ale teraz nie było czasu na kawę. Kara zatrzymała się z
poślizgiem. A może? Z tykaniem w głowie, pobiegła do Starbucks.
Jej szefowa, Lilith była jedyną, znaną jej osobą, która była większą maniaczką słodyczy niż
Kara. Gdyby wróciła z lunchu spóźniona, ale niosąc wielki kubek tej fantastycznej, nowej,
gorącej czekolady, która podawali, chantico, z bitą śmietaną na wierzchu, Lilith mogłaby
przymknąć oko na jej opieszałość. To mogło nie być uczciwe, przekupywać szefową czekoladą,
ale w tym momencie Kara była zdesperowana.
Dzięki przyjaznemu sprzedawcy, którego znała z jej innych najazdów w czasie lunchu,
błyskawicznie dostała dużą czekoladę i była w drodze. Teraz będzie spóźniona dwadzieścia
minut, ale gorący napój w jej ręce będzie jej wybawieniem — po prostu to wiedziała.
Kara dotarła do lśniących, szklanych drzwi budynku biegnąć, z kubkiem trzymanym przed
sobą jak olimpijski znicz. Oczywiście Lilith siedziała na zwykłym miejscu Kary, za wysokim,
marmurowym biurkiem recepcji, z grymasem pewnie przyklejonym do jej ściągniętych rysów.
Nienawidziła odbierać telefonów, gdy Kara się spóźniała, nienawidziła robić niczego poza
stosami roboty papierkowej, która wydawała się wypełniać jej życie ponurą radością.
— Panno Wilson. — Warknęła, wychodząc zza wysokiego boku zaokrąglonego,
marmurowego biurka. — Czy masz pojęcie, która godzina?
— Wiem i tak mi przykro. — Powiedziała Kara, kontynuując bieg na złamanie karku po
podłodze z czarnego marmuru. — Ale gdy zobaczyłam Starbucks, pomyślałam, że mogłaby
pani chcieć — Kątem oka zauważyła postać w laboratoryjnym fartuchu, wchodzącą jej w drogę.
To był nieobecny duchem doktor Robertson, z nosem jak zwykle zanurzonym w masie
technicznych danych. Wchodził dokładnie między Karę i Lilith, która stała ze skrzyżowanymi
ramionami w swojej nieskazitelnej i bez wątpienia bardzo drogiej, białej, jedwabnej bluzce,
niecierpliwie tupiąc stopą.
— Uwaga! — Wrzasnęła Kara, niezdolna zatrzymać się na śliskiej podłodze. Doktor
Robertson obrócił głowę w jej kierunku. Za jego okularami zobaczyła jak jego oczy rozszerzają
się bez wątpienia w szoku na widok szalonej rudej z wielkim kubkiem bardzo gorącego płynu,
gnającej na niego jak rozpędzony pociąg.
Zrobił unik, ale nie wystarczająco szybko, żeby całkowicie zejść jej z drogi. Jak gdyby w
zwolnionym tempie, Kara zobaczyła wszystko, co się działo, nie będąc w stanie tego zatrzymać.
Potknęła się o przykucniętego naukowca, odruchowo ściskając gorący, kartonowy kubek, gdy
walczyła o równowagę. Pokrywka wielkiego chantico odskoczyła i długi wodospad parującej,
gorącej czekolady i bitej śmietany pofrunął przez powietrze na kursie kolizyjnym z czystą, białą
bluzką jej szefowej.
— O nie! — Zawyła Kara, gdy czekolada i jedwab zderzyły się. Sama by upadła, gdyby para
silnych, męskich rąk nie złapała jej i postawiła z powrotem na nogi.
— Wszystko w porządku? — Doktor Robertson patrzył jej w twarz, wyglądając na
zmartwionego. Jego badania były w białej chmurze papierów, rozrzuconych wokół jego stóp,
ale wydawał się bardziej martwić o Karę.
— Nie. — Powiedziała Kara, zbyt zdenerwowana, żeby być uprzejmą. — Nie w porządku.
Myślę, że właśnie straciłam pracę. — Odwróciła się z powrotem do Lilith, której wyraz twarzy
przeszedł natychmiast od łagodnej irytacji do rozwścieczonej furii.
— Panno Wilson. — Zazgrzytała przez mocno zaciśnięte zęby. — Czy masz pojęcie ile
kosztuje ta bluzka?
— Tak mi przykro! — Kara strząsnęła ręce zmartwionego naukowca i podbiegła do swojej
kierowniczki. Chwytając garść chusteczek z pojemnika na biurku recepcji, zaczęła osuszać
parującą, ciemnobrązową plamę, która pokrywała przód bluzki Lilith. Pod spodem ziemista
skóra Lilith robiła się alarmująco czerwona. — Jest pani poparzona? — Zapytała niespokojnie
Kara. — Musi pani to zdjąć?
— Przestań! — Lilith gniewnie trzepnęła jej ręce, zatrzymując jej postęp. — Myślisz, że
chcę rozbierać się do bielizny przed całym lobby? — Popatrzyła na doktora Robertsona, który
był akurat jedyną, inną osobą w wielkiej recepcji, jakby był znanym, seryjnym gwałcicielem
na wolności.
Ona naprawdę sądzi, że on chce widzieć jej kościste, stare zwłoki w bieliźnie? Pomyślała
Kara zanim mogła się powstrzymać. Również obróciła głowę w kierunku naukowca i zobaczyła
mały uśmiech drgający w kąciku jego pełnych ust. Najwyraźniej to była wspólna myśl. Szybko
się odwróciła zanim wybuchła histerycznym chichotem. Wylanie gorącej czekolady na Lilith
było wystarczająco złe, śmianie się z tego tylko znacznie by to pogorszyło.
— Doktorze. — Udało jej się powiedzieć, unikając jego oczu. — Gdybyś mógł dać nam
trochę prywatności, z radością przyniosę ci twoje papiery za kilka minut.
— Z pewnością, Karo. — Powiedział, zaskakując ją znajomością jej imienia. — Będę w
moim laboratorium. Dziękuję i przepraszam, że wszedłem ci w drogę.
— O nie — nie powinnam była biec — Zaczęła.
— Zacznijmy od tego, że nie powinnaś się spóźnić. — Warknęła Lilith, przerywając jej.
— Przykro mi. — Zaczęła znów Kara, gdy doktor Robertson wyszedł. — Ale chodziło mi
o to, że powinnaś pójść do damskiej toalety, żeby zdjąć tę koszulę — a nie rozbierać się
bezpośrednio w lobby.
— Och, będzie ci przykro. — Powiedziała ponuro jej kierowniczka. — I będziesz też bez
pracy.
— Naprawdę, chciałam tylko przynieść ci gorącą czekoladę. — Zaprotestowała słabo Kara,
ale czuła jak ściska jej się serce. To było chwytanie się brzytwy i wiedziała o tym. Lilith
świerzbiło, żeby ją zwolnić, prawie odkąd została zatrudniona. Dlaczego jej szefowa jej nie
lubiła, nie wiedziała. Może dlatego, że Kara poznała imiona wszystkich w budynku w ciągu
kilku godzin i wymieniała przyjacielskie żarty i pozdrowienia z ludźmi, którym Lilith nigdy
nie dała więcej niż zimne skinienie głową, w ciągu swoich lat pracy w Laboratoriach Smythe.
Kara wiedziała, że nie była świetna w papierkowej robocie ani nie była idealnie punktualna
każdego dnia, ale była przyjacielska i otwarta, i autentycznie lubiła swoją pracę, jako
recepcjonistka w Laboratoriach Smythe, podczas, gdy Lilith nie lubiła niczego, co odrywała ją
od jej ukochanych kolumn liczb. Kara była zatrudniana dla jej umiejętności kontaktu z ludźmi
i nie ważne, co Lilith mówiła o jej tendencji do spóźnień i gorącej czekoladzie na białej,
jedwabnej bluzce, miała zostać zwolniona też za nie. Gdyby tylko miała, żeby skończyć swoje
studia z biznesu, nie byłaby w tej chwili w tych kłopotach!
— Zostaniesz i skończysz ten dzień, gdy ja pójdę się wyczyścić. — Powiedziała Lilith,
potwierdzając jej obawy. — Jeśli zdecydujesz się nie zostać, osobiście dopilnuję, żebyś nie
dostała swojej, dwutygodniowej odprawy. I dzisiaj o piątej oddasz swoją kartę dostępu i
będziesz się uważała za zwolnioną. Czy wyrażam się wystarczająco jasno?
— Tak. — Powiedziała żałośnie Kara. Schyliła się i zaczęła zbierać białą, śnieżną zaspę
papierów, które zostawił doktor Robertson, obserwując jak Lilith z plecami wyprostowanymi,
jakby połknęła kij, odmaszerowała do damskiej toalety, bez wątpienia, żeby sprawdzić czy
zimna woda usunie plamę.
Rozdział 3
— Nie wyglądasz zbyt dobrze. — Zauważył doktor Robertson, gdy Kara położyła równo
ułożony stos papierów na stole w laboratorium, przy którym siedział.
— Bo nie mam się za dobrze. — Wyznała z westchnieniem, Siadając na jednym z wysokich,
laboratoryjnych stołów, żeby dać moment odpoczynku plecom. Ułożenie jego papierów z
powrotem w porządku, zwłaszcza, że to była dla niej czarna magia, nie było łatwym zadaniem.
Zabrało jej kilka godzin, a zwolnienie majaczyło coraz bliżej i bliżej.
— Co się stało? — Jego wielkie, brązowe oczy były autentycznie zmartwione za okularami,
które nosił. Po raz pierwszy Kara zdała sobie sprawę, że nie był dużo starszy od niej — na
pewno był najmłodszym naukowcem w personelu Laboratoriów Smythe. Miał reputacje bycia
błyskotliwym wynalazcą, który przyszedł prosto z Harvardu z doktoratem z jakiegoś rodzaju
fizyki.
— Zostałam wylana. — Przyznała, patrząc w dół, na swoje dłonie. — Bałam się, że jeśli
jeszcze raz się spóźnię… i oczywiście wylanie tego… — Pokręciła głową, niezdolna
kontynuować, za łzami kłującymi ją w oczy.
— Tak mi przykro — to wszystko moja wina. — Doktor Robertson przeciągnął nieobecnie
dłonią przez gęste, czarne włosy.
— N… nie. Nie jest. To wszystko moja wina. — Powiedziała Kara, bez sukcesu próbując
powstrzymać łzy. Zwykle nienawidziła płakać przy innych ludziach, ale to było takie okropne
popołudnie, że nie wydawała się móc się powstrzymać.
Robertson obszedł stół laboratoryjny i poklepał ją niezręcznie po ramieniu. Było tak dużo
zwyczajnej troski w jego geście, że Kara nagle znalazła się w jego ramionach, wylewając mu
całą tę historię na jego łonie — szalona terapeutka, bojący się zobowiązań narzeczony, jej
stracona praca… wszystko się wydostało. Jeśli doktor Robertson był zaskoczony, nagle
obejmując szlochającą rudowłosą, nie pokazał tego. Podawał jej tylko chusteczki i pozwolił jej
płakać, słuchając cierpliwie, jakby był przyzwyczajony do wysłuchiwania ludzkich
problemów, jak do rozwiązywania równań fizyki kwantowej.
— Naprawdę mi przykro. — Powiedziała Kara, pociągając lekko nosem. Wiedziała, że
powinna go puścić, ale miło pachniał i był taki solidny pod czystym, białym fartuchem
laboratoryjnym, który nosił. Już nie tak czystym, pomyślała nieszczęśliwie, gdy odsunęła się i
zobaczyła pognieciony bałagan, który zrobiła z jego stroju.26
Na białym materiale były ślady
tuszy do rzęs, które jak się obawiała, nie będą chciały zejść. — To wydaje się być mój dzień
rujnowania ludziom ubrań. — Powiedziała, ruchem głowy wskazując jego fartuch. — Zapłacę
za pranie chemiczne, ale możesz musieć spotkać się na zewnątrz z rachunkiem, gdy już oddam
26
Porządne fartuchy laboratoryjne są przereklamowane. Mój wykładowca cały rok prowadził zajęcia
laboratoryjne z wielką dziurą w fartuchu i świat się nie zawalił. Widziałem go raz dwa lata później. Nic się nie
zmienił. Ta sama fryzura, ta sama mina, ta sama dziura w fartuchu…
moją kartę dostępu. Lilith prawdopodobnie zadzwoni po gliny, jeśli znów złapie mnie w
budynku po dzisiejszej nocy.
— To się nie stanie. — Odparł stanowczo doktor Robertson.
— Ach, ale doktorze Robertson nie mam nic przeciw zapłaceniu za to, naprawdę —
— Mów do mnie Ethan. — Przerwał jej. — I nie mówię o praniu chemicznym. Mówię o
tobie, tracącej pracę. To się nie stanie.
— Och. — Kara zaczęła rozumieć, dokąd to zmierzało. — Naprawdę to doceniam, ale, jeśli
unieważnisz decyzję Lilith i zmusisz ją, żeby mnie zatrzymała, jeszcze gorzej będzie z nią
pracować niż teraz. Naprawdę myślę, że lepiej będzie, jeśli poszukam innej pracy.
— Nie będziesz szukać innej pracy, ponieważ nie stracisz tej. — Miał dziwny blask w
ciemnobrązowych oczach, którego nie mogły ukryć grube okulary.
— Um… nie jestem pewna czy mnie zrozumiałeś. — Powiedziała ostrożnie Kara. —
Widzisz, już ją straciłam.
— Nie, nie straciłaś. — Powiedział Ethan Robertson. — Albo nie stracisz, jeśli cofniemy
się w czasie i naprawimy ten cały bałagan.
Rozdział 4
— Cofniemy się w czasie? — Kara gapiła się na niego niepewnie, ze starym cytatem, który
gdzieś usłyszała, przebiegającym przez głowę. „Zbyt dużo nauki uczyni cię szalonym.”
Oczywiście Ethan Robertson nie wyglądał na wariata, ale wygląd nie zawsze świadczył o
wszystkim.
— Chodź, pokażę ci. — Ethan wziął ją za rękę i ciągnął w kierunku mniejszego, prywatnego
laboratorium w rogu głównej przestrzeni roboczej. Kara poszła za nim niechętnie, uważając,
żeby nie strącić żadnego sprzętu badawczego ani papierów. Dobrze, że był koniec dnia i nie
było nikogo innego w laboratorium, żeby usłyszeć jak mówił takie rzeczy. Pomyślała.
— To moje, prywatne hobby i niedawno je dopracowałem. — Jego głęboki głos był pełen
podniecenia, gdy wpisywał prostą sekwencję na klawiaturze przy drzwiach do mniejszego
laboratorium. — Testowałem to dotąd tylko na sobie i kilku zwierzęcych obiektach, ale… —
Urwał, gdy otworzył drzwi i dumnie wskazał sprzęt pośrodku pokoju.
Kara wpatrywała się pusto w wielką, szklaną strukturę, która wyglądała jak staroświecka
budka telefoniczna bez telefonu27
i tylko z trzema bokami. Z jednej, z przejrzystych ścian
zwisały elektrody i blat z instrumentami, które wyświetlały kilka cyfrowych odczytów na
drugiej. Przezroczystą kabinę otaczało kilka półek, wypełnionych pojemnikami z bezwłosymi,
białymi szczurami i myszami — wiele z nich miało opaski w dziwnych kolorach.
— Co to jest? — Zapytała tępo, gapiąc się na sprzęt i wielokolorowe myszy, które
zajmowały małe pomieszczenie.
— To, Karo, jest prototyp mojego portalu temporalnego — mojego wehikułu czasu. —
Wyglądał na tak dumnego, że Kara nie miała serca być wredna.
— Bardzo ładny. — Powiedziała uprzejmie. — Dziękuję, że mi go pokazałeś.
Ethan Robertson zmarszczył czoło. — Widzę, że mi nie wierzysz — pozwól mi
zademonstrować. — Podszedł szybko do jednej z klatek, mówiąc, gdy szedł. — Podróże w
czasie były od dawna uważane przez największe naukowe umysły naszych czasów za
niemożliwość. Nie dlatego, że to niemożliwe — teoretycznie jest. Ale z powodu —
— Olbrzymiego źródła mocy, którego trzeba, żeby to zadziałało? — Zapytała Kara,
przerywając mu.
Ethan przerwał w połowie wyciągania jednej, bezwłosej myszy z klatki odwrócił się do niej
z wyrazem zaskoczenia na naturalnie opalonej twarzy. — Ależ tak. Ale skąd…?
— Mój młodszy brat jest maniakiem science fiction. — Wyjaśniła Kara z lekkim
uśmiechem. — Zabierałam go na nie wiem ile konwencji, ponieważ moja matka nie chciała,
27
Kojarzy mi się to z Dr Who. Tam też był wehikuł czasu o wyglądzie angielskiej budki telefonicznej.
żeby chodził sam. On i jego przyjaciele zawsze rozmawiają o podróżach w czasie, UFO,
alternatywnych wszechświatach, teorii strun — cokolwiek wymienisz. — Wzruszyła
ramionami. — To było jak życie w odcinku Z Archiwum X. Sądzę, że trochę zapamiętałam.
Czy nie musisz być w stanie wykorzystać czarnej dziury, żeby podróże w czasie były możliwe
w rzeczywistości? — Uniosła brwi, pokazując swój sceptycyzm.
Ethan patrzył na nią przez chwilę jakby wyrosła jej druga głowa, a później pokiwał powoli
głową. — Cóż, tak, w teorii. Ale znalazłem sposób na stworzenie kontrolowanego i bardzo
ograniczonego tunelu czasoprzestrzennego, zasilanego przez organiczną, biochemiczną
energię, ulepszoną i wzmocnioną przez ekstrema emocjonalne i krystaliczną strukturę pewnych
kryształów.28
— Co? — Zapytała bezmyślnie Kara.
— Używam samego siebie, jako baterii. — Wyjaśnił cierpliwie Ethan. — Posłuchaj, ciało
ludzkie wytwarza i zużywa znacznie więcej energii niż sądzisz, a zużytkowana i właściwie
wzmocniona… Cóż, sama zobacz. — Wziął jedną z bezwłosych myszy z klatki i umieścił na
podłodze szklanej kabiny. — Ustawię czas przybycia na dokładnie jedną minutę od teraz. —
Powiedział, sprawdzając swój zegarek i szybko ustawiając cyfrowe przełączniki. — To mała
ilość czasu, więc nie powinno mnie wyczerpać ani wymagać żadnego, emocjonalnego
pobudzenia, żeby zadziałać. — Sięgnął do wnętrza kabiny i wyciągnął jedną ze zwisających
tam elektrod. Rozpinając koszulę, umieścił elektrodę nad swoim sercem.
Kara miała tylko czas zauważyć, że miał bardzo ładną klatę jak na naukowca, gdy nacisnął
guzik i mysz na podłodze szklanej kabiny zniknęła. Kara podskoczyła, zaskoczona, a Ethan
kiwnął jej głową, uśmiechając się.
— Tak, to niezły szok, czyż nie?
— Ale jak — Kara chciała pochylić głowę do kabiny, która wydawała się być wypełniona
powietrzem migoczącym jak miraż na pustyni i poszukać myszy. Ethan wyciągnął rękę, żeby
ją zatrzymać.
— Nie — nie rób tego! Chcesz, żeby twoja głowa była minutę przed resztą twojego ciała?29
Kara nie rozważyła tej możliwości. — Oczywiście, że nie. — Zaczęła, ale dokładnie wtedy
mysz pojawiła się ponownie, najwyraźniej nie mając się gorzej po swojej, temporalnej podróży.
— O rany. — Powiedziała słabo.
— Czyż to nie wspaniałe? — Ethan uśmiechnął się dumnie, przypominając jej, jej
młodszego brata, gdy zdobył pierwsze miejsce na targach naukowych. Nagle zdecydowała, że
lubi Ethana Robertsona — bardzo go lubi.
28
Einstein właśnie przewrócił się w grobie.
29
Einstein znów się w trumnie przekręcił.
— Wspaniałe. — Powiedziała, uśmiechając się na jego chłopięcy entuzjazm. — I dziękuję,
że mi to pokazałeś, ale jak to pomoże nam uratować moją pracę?
— Zwyczajnie cofniemy się w czasie i przechwycimy ten kubek kawy zanim będzie miał
szansę oblać tę starą jak jej tam. — Powiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
— Uch, jak jej tam to Lilith. — Powiedziała Kara, próbując ukryć uśmiech. — I to była
gorąca czekolada.
— Wszystko jedno. — Ethan machnął ręką na nieistotne szczegóły. — Chcesz uratować
swoją pracę czy nie?
— Oczywiście, że tak. Chodźmy. — Kara zaczęła wchodzić do kabiny, ale on znów ją
zatrzymał.
— O nie, nie możesz tak pójść. — Mówiąc, ściągał poplamiony tuszem do rzęs fartuch i
rozluźniał krawat.
— Jak? — Zapytała Kara, zastanawiając się, co robił.
— W ubraniach. — Powiedział, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie, ściągając
wykrochmaloną, niebieską, zapinaną koszulę, gdy mówił.
— W porządku, widzę, dokąd to zmierza. — Kara oparła ręce na biodrach, decydując, że
mimo wszystko go nie lubiła. — A tak w ogóle, jak myślisz, jak głupia jestem? — Zażądała
odpowiedzi, piorunując spojrzeniem w połowie nagiego naukowca.
Była zaskoczona widząc, że miał naprawdę ładną klatkę piersiową — w rzeczywistości
lepszą niż Brada, który naprawdę był zbyt muskularny. Nigdy nie lubiła mężczyzn, którzy mieli
większe piersi niż ona, a Brad robił się ostatnio taki nadmiernie napompowany… Przestań
patrzeć na jego klatę i uważaj! Rozkazała sobie. Ten człowiek wyraźnie próbował ją uwieść w
sposób, który naprawdę obrażał jej inteligencję.
— Chodzi mi o to, że fakt, iż nie mam doktoratu z fizyki kwantowej nie oznacza, że jestem
idiotką. — Powiedziała, zaciskając pięści.
— Właściwie mój tytuł naukowy jest z eksperymentalnej fizyki materii skondensowanych.
— Powiedział łagodnie. — I nie prosiłbym cię o zdjęcie ubrań, gdyby to nie było całkowicie
konieczne. Patrz. — Sięgnął do kolejnej klatki i wyciągnął jednego z bezwłosych szczurów.
Brzmiał tak szczerze, że Kara podeszła bliżej mimo, że nie bardzo lubiła gryzonie.
Szczur, który wił się w dużej dłoni Ethana miał obręcz zielonego odbarwienia wokół
tułowia. I to nie wyglądało, jakby ktoś użył markera albo farby, żeby go zabarwić — to było,
jakby część skóry szczura była naturalnie zielona.
— Co to jest? — Zapytała niechętnie. — Jakiś rodzaj mutacji genetycznej?
— Teraz tak. — Powiedział poważnie Ethan, obracając szczura tak, żeby mogła zobaczyć
go całego, wliczając w tu długi, nagi ogon, strzelający w tę i wewtę. — W rzeczywistości to
teraz nowa cecha dominująca, którą ten szczur przekaże potomstwu jak ja mógłbym przekazać
moje, brązowe oczy, a ty te, piękne, rude włosy. — Uśmiechnął się do niej krótko, a Kara
zarumieniła się.
— Ale jak…? — Zaczęła, próbując zignorować sposób, w jaki na nią patrzył.
— Zawiązałem kawałek zielonej wstążki wokół tego szczura, zanim wysłałem go przez
portal temporalny. — Wyjaśnił. — I to jest rezultat. To zmieniło nie tylko zewnętrzny wygląd
tego szczura, zmieniło też jego DNA — trwale. To znaczy, nie znalazłem jeszcze sposobu na
odwrócenie tego procesu. Więc mimo, że wyglądasz pięknie w tej, czarnej sukience, jestem
pewny, że nie chciałabyś nosić jej zarysu na skórze, na stałe.30
Kara zadrżała, myśląc, jaki to byłby kłopot. Sezon bikini byłby znacznie straszniejszy z
wielkim tatuażem czarnej sukienki na jej ciele niż kilka dodatkowych funtów z powodu jej
najazdów o północy na Hershey’a. Nie wspominając o fakcie, że mogłaby przekazać to swoim
dzieciom… To znaczy, jeśli Brad przejdzie w końcu do wzięcia z nią ślubu i dania jej dzieci.
— Więc nie można mieć na sobie niczego? — Zapytała, zastanawiając się czy mogła
zatrzymać przynajmniej stanik i majtki.
— Zupełnie niczego. — Powiedział stanowczo Ethan. — Przysięgam, że nie prosiłbym cię
o ściągnięcie ubrań bez powodu — nie próbuję cię wykorzystać. — Ciemnobrązowe oczy
przebiegły z aprobatą po jej ciele. — Nie ważne jak, ach, zachęcająca mogłaby być ta
perspektywa. Daję ci moje słowo, że będę idealnym gentlemanem.
— Okay. — Powiedziała, czując się zawstydzona. — Sądzę, że ci wierzę. Ale… ale co się
stanie, gdy się tam znajdziemy? Nie możemy po prostu pojawić się nago przed naszymi,
przeszłymi ja i… — Zmarszczyła czoło. — Jeśli naprawdę to zrobimy, to czy już tego nie
zrobiliśmy? A w takim razie czy nie zobaczyłabym jak przyszła ja pojawia się nago i łapie tę,
gorącą czekoladę, i —
Ethan uśmiechnął się z aprobatą. — Podoba mi się sposób, w jaki pracuje twój umysł, Karo.
Mówisz oczywiście o tworzeniu paradoksu. To prawidłowe rozważanie, ale w rzeczywistości,
moje badania każą mi wierzyć, że istnieje tak wiele równoległych wszechświatów, że wszystko,
co mogło się prawdopodobnie stać, stało się już w przynajmniej jednym z nich. Więc możemy
bezpiecznie cofnąć się i zmienić kilka drobnych wydarzeń w niedawnej przeszłości bez
zbytniego zakłócenia przyszłości.
— W porządku. Więc po prostu wyskoczymy tam nago? — Zapytała znowu. Wydawał się
przegapiać sedno, które w jej opinii nie było możliwym paradoksem tylko zawstydzającą, pełną
nagością w środku lobby z czarnego marmuru, w budynku Laboratoriów Smythe. Kolejna myśl
przyszła jej do głowy. — Wiesz, Lilith też nas zobaczy. I nawet, jeśli powstrzymamy gorącą
czekoladę przed przemoczeniem jej, ona nadal będzie chciała mnie zwolnić za publiczne
30
Einstein ma coraz bardziej niespokojne życie po śmierci.
obnażanie się w środku mojej zmiany. Nie wspominając, że jeśli zobaczy nas oboje razem nago,
to… cóż, to założy najgorsze. — Zakończyła, rumieniąc się.
— Top byłby problem, gdybyśmy szli w czasie rzeczywistym. — Odpowiedział Ethan. Sam
był lekko czerwony, co sprawiało, że Kara lubiła go jeszcze bardziej. — Ale tego nie robimy.
— Powiedział. — Użyjemy tryby pół-czasu i będziemy całkowicie niewidzialni dla naszych
przeszłych ja i Lilith.
— Pół-czas? — Zapytała Kara. — Co t…?
— Panno Wilson, jesteś tutaj? — Przenikliwy, jędzowaty głos przerwał nagle ich rozmowę.
Brzmiał jakby jej wkrótce była szefowa była tuż przed głównym laboratorium. — Panno
Wilson jest piąta i muszę nalegać, żebyś wróciła do mojego biura i oddała kartę dostępu. —
Ciągnęła suchym głosem. — Gdzie jesteś?
— Szybko! — Duże, brązowe oczy Ethana za okularami były rozszerzone i ściągał spodnie,
skarpetki i buty, wszystko na raz. Kara odkryła, że też się rozbiera, ściągając czarną sukienkę
przez głowę i szaleńczo siłując się z paskiem stanika i majteczkami. Jakby byli w szalonym
wyścigu, żeby zobaczyć, kto rozbierze się szybciej. W ostatniej chwili zdjęła jej mały,
diamentowy pierścionek zaręczynowy. Kochała Brada, ale nie chciała być oznaczona
symbolem jego miłości na zawsze.
— Szybko, szybko. — Ethan, już kompletnie nagi, gestykulował z wnętrza małej, szklanej
kabiny, z elektrodą przyklejoną już nad jego sercem, ustawiając kontrolki na kilka godzin
wcześniej.
Klamka w drzwiach do małego laboratorium obracała się, gdy Kara wepchnęła się do
wnętrza kabiny, twarzą do wysokiej postaci Ethana, bez żadnej myśli o skromności.
— Panno Wilson! — Drzwi otworzyły się i miała akurat dość czasu, żeby zobaczyć
zszokowaną twarz Lilith, gdy zobaczyła gołą Karę, przyciśniętą do wielkiego, muskularnego,
całkowicie nagiego naukowca. — Więc to robiliście! — Zatrąbiła Lilith, jej ściągnięta twarz
robiła się jednocześnie czerwona i biała.
— Tutaj. — Ethan przykleił elektrodę do klatki piersiowej Kary, bezpośrednio nad jej lewą
piersią i objął ją ramieniem. — Przygotuj się. — Powiedział jej do ucha.
— Twoje okulary! — Powiedziała Kara. Sięgnęła w górę i ściągnęła mu je z twarzy,
rzucając je w kąt kabiny, za siebie i dodała. — Lepiej, żeby to zadziałało.
— Zadziała. Ruszamy.
Rozległo się lekkie brzęczenie i małe laboratorium zniknęło z widoku. Potem poczuła
dziwne, napięte, łaskoczące uczucie w całym ciele. Jak gdyby była w ogromnej tubce pasty do
zębów, a jakiś gigant próbował ją wycisnąć.31
Przez chwilę nie mogła oddychać, a potem
doznanie ustąpiło równie szybko jak się zaczęło.
— No i jesteśmy. — Powiedział do jej ucha głęboki głos Ethana Robertsona. — Karo, witaj
w przeszłości.
31
Skąd autorka bierze takie porównania?
Rozdział 5
Kara stała się nagle świadoma, że nadal była przyciśnięta do bardzo nagiego Ethana i ich
ciała dotykały się prawie wszędzie. W maleńkiej kabinie było bardzo ciepło i ciasno, a ona była
strasznie zakłopotana. W pośpiechu, żeby uciec przed Lilith, była szybka w rozbieraniu się, ale
teraz nie mogła uwierzyć, że naprawdę to zrobiła.
Nigdy nie była nago z żadnym mężczyzną poza Bradem, a nawet wtedy to było głównie w
ciemności. Te kilka razy, gdy pozwoliła swojemu narzeczonemu zobaczyć ją bez ubrań w
świetle, zawsze miał profesjonalną opinię na temat tego, co musiała zrobić, żeby być
szczuplejsza, jędrniejsza i ogólnie w lepszej formie. Jak odkryła Kara, to nie było zabawne, gdy
mówiono ci, że musisz robić sto brzuszków dziennie, żeby pozbyć się tłuszczyku, gdy
próbujesz być w nastroju na kochanie się.
Ethan poruszył się przy niej i wymamrotał. — Uch wybacz. Naprawdę nie widzę dużo bez
moich okularów.
Kara poczuła falę ulgi. — Och, dobrze! — Wyrzuciła z siebie, zanim o tym pomyślała.
— Ale dziękuję, że je zdjęłaś. — Ciągnął uprzejmie Ethan, jakby rozmawiali w czasie
towarzyskiego spotkania, a nie stłoczeni razem w małej budce. — To było po prostu szybkie
myślenie czy nie chciałaś, żebym cię zobaczył?
— Um… — Kara zarumieniła się mocno, decydując nie odpowiadać na to, konkretne
pytanie. — Czy wyjście z kabiny jest bezpieczne? — Dodała, próbując zmienić temat.
— Powinno być. — Mrużąc oczy, wyjrzał przez otwartą stronę kabiny. — Jesteśmy w lobby,
prawda? To miejsce, w które celowałem.
— Tak, jesteśmy. — Kara przyjrzała się wielkiej recepcji z czarnego marmuru z fascynacją.
— Nie wiedziałam, że twój, uch, portal temporalny może przenosić nie tylko w czasie, ale też
w przestrzeni. — Dodała, wychodząc ostrożnie na zimny marmur.
— Pamiętaj, że czwarty wymiar tak naprawdę nie jest inną płaszczyzną egzystencji — to,
to, co Einstein zdefiniował, jako czasoprzestrzeń. — Powiedział Ethan, uśmiechając się do niej
krótkowzrocznie. — Więc przenoszenie się w przestrzeni jest równie łatwe jak w czasie.
— To dobrze, zwłaszcza, jeśli w każdym miejscu, do którego się wybierzesz, musisz
pojawiać się nago. Kara owinęła ramiona wokół siebie i zadrżała. Wiedząc, że nie mógł
widzieć, że ona patrzy, wykorzystała okazję, żeby mu się przyjrzeć i zobaczyła, że reszta jego
ciała pasowała do wspaniałej klaty, którą pokazał zanim wszystko oszalało. Pasuje,
zdecydowała, oglądając jego długie, umięśnione nogi i uda, jędrny tyłek i jego naturalnie
jasnobrązową skórę. A jeśli chodziło o to między jego udami — Zarumieniła się i spróbowała
nie patrzeć. Hubba-hubba32
— Ethan Robertson mógł być maniakiem fizyki jak jej młodszy
32
Takie powiedzonko, wyrażające uznanie dla czyjegoś wyglądu.
brat, ale był też ciachem! W rzeczywistości, bez okularów i laboratoryjnego fartucha mógłby
właśnie zejść ze stron Playgirl. Zastanawiała się czy miał pojęcie jak dobrze naprawdę wyglądał
i zdecydowała, że prawdopodobnie nie.
— W porządku? — Zapytał, brzmiąc na zmartwionego i zdała sobie sprawę, że stała tam,
wpatrując się w niego prawie przez minutę.
— Ja, uch, tylko zmarzłam. — Powiedziała, drżąc dla efektu.
— Przepraszam za to. Właściwie miałem wziąć dla nas jakieś, laboratoryjne fartuchy,
dopóki ta, jak jej tam nie wparowała do środka. — Ethan brzmiał przepraszająco. — Widzisz,
możesz zabierać ze sobą takie rzeczy jak ubrania, albo, w moim przypadku to. — Pomacał
podłogę budki, dopóki nie znalazł swoich okularów. — Po prostu nie chcesz mieć z nimi
bezpośredniego kontaktu w czasie skoku.
— Co z nami? — Zapytała Kara, trzymając ręce pewnie na miejscu, choć zakrywanie jej
pełnych piersi jedną ręką było prawie niemożliwe. — Chodzi mi o to, że, my mieliśmy
mnóstwo, er, kontaktu. Czy to zmieni nasze struktury DNA?
— Co dziwne, nie. — Ethan założył okulary z powrotem, popatrzył na nią i szybko odwrócił
wzrok. — Uch, strukturalna integralność organizmów żywych pozostaje nienaruszona podczas
podróży przez portal temporalny. Nawet, jeśli są, uch, w bezpośredniej bliskości. —
Wymamrotał, wyraźnie nadal próbując nie patrzeć.
Kara zaczerwieniła się. Czuła się dużo bardziej komfortowo, rozmawiając z nim, gdy
wiedziała, że jej cało było tylko niewyraźnym, zamazanym zarysem dla jego nieskupionych
oczu.
— Więc, co teraz? — Zapytała, oceniając lobby sprzed trzech godzin. Zobaczyła przeszłą
Lilith, siedzącą przy biurku recepcji z cierpkim wyrazem twarzy i przeszłego Ethana, który
dopiero zaczynał iść przez pokój. Na początku nie wydawali się w ogóle poruszać, ale potem
zobaczyła, że w rzeczywistości poruszają się bardzo powoli. Gdy obserwowała, grymas Lilith
pogłębił się lekko, a przeszły Ethan, z nosem zagłębionym w papierach, zrobił bardzo powolny
krok.
— Teraz poczekamy, aż przejdziesz przez drzwi. — Odpowiedział Ethan, wychodząc z
kabiny by stanąć obok niej.
Kara popatrzyła i zobaczyła swoje, przeszłe ja tuż za drzwiami, ale wejście zajmowało jej
wieczność. W międzyczasie stała w zimnym, ciemnym lobby, kompletnie naga, z człowiekiem,
którego ledwie znała nawet, jeśli był niesamowicie uroczy. Zapragnęła, żeby Kara sprzed trzech
godzin się, do diabła pospieszyła, a potem zdała sobie sprawę, jak ro była dziwna myśl. —
Więc… powinniśmy pójść, zabrać kubek z mojej ręki i położyć go na biurku? — Zapytała,
ruszając, żeby pójść i to zrobić. To wydawało się jedynym sposobem na przyspieszenie
wydarzeń.
— Nie, zaczekaj. — Ethan położył dłoń na jej ramieniu, żeby ją powstrzymać, a potem
cofnął ją szybko. — Ja, um, nie chciałbym cię przestraszyć. — Powiedział. — Mam na myśli
przeszłą ciebie. Stracić uchwyt na kubku, który wyląduje na biurku to jedna rzecz. Mieć kubek,
który całkowicie znika ci z ręki i materializuje się piętnaście stóp przed tobą, w całkowicie
innym miejscu, to zupełnie, co innego.
— Och, sądzę, że masz rację. — Kara uśmiechnęła się na jego przezorność. — Mogłabym
pomyśleć, że miałam nagle doświadczenie poza ciałem albo przeżycie religijne czy coś. —
Zaśmiała się i spojrzała na niego kątem oka tylko po to by zobaczyć, że on też zerka na nią
ukradkiem.
Ethan zarumienił się i odwrócił wzrok, gdy ich oczy się spotkały. — Przepraszam. —
Powiedział, odchrząkując nerwowo. — To po prostu, cóż, jesteś bardzo piękna i trudno nie
patrzeć.
Łał. Kara znów na niego popatrzyła, rumieniąc się z przyjemności. — Dzięki. —
Powiedziała. — Właściwie, uch, myślałam to samo o tobie. Ćwiczysz? Bo twoje ciało jest
naprawdę… To znaczy, ponieważ mój narzeczony jest osobistym trenerem i zawsze potrafię
stwierdzić, gdy ktoś, uch… — Urwała, zakłopotana. Dlaczego zawsze gadała głupoty?
Ethan wyglądał na rozbawionego. — Cóż, nie chodzę na siłownię, ale codziennie rano
biegam i podnoszę lekkie ciężary w garażu. — Powiedział. — Mój dziadek ze strony matki jest
Navajo i przywykłem do spędzania z nim lata w rezerwacie. Zawsze mówił „ciało musi być
wyćwiczone, jeśli umysł ma być ostry.
Więc był w części Navajo — to wyjaśniało czarne włosy i jego wspaniałą opaleniznę,
pomyślała Kara. Ona sama była o wiele za blada, ponieważ, będąc naturalnie ruda, nigdy się
nie opalała — tylko się przypalała i pokrywała piegami.
— Więc jeśli twój, uch, narzeczony jest osobistym trenerem, ty też musisz ćwiczyć, co? —
Zapytał Ethan, przerywając ciąg jej myśli.
— Och, nie ćwiczę, aż tyle, ile Brad myśli, że powinnam. — Powiedziała, wskazując się
ruchem głowy i czerwieniąc się. — Chcę powiedzieć, że zawsze mówi mi, że muszę robić
więcej brzuszków i przysiadów, i tego rodzaju rzeczy.
— Naprawdę? — Ethan uniósł jedną, ciemną brew i popatrzył na nią oceniająco. — Dla
mnie wyglądasz dobrze.
— Dzięki. — Powiedziała znów, uśmiechając się. Myślała, w jak dziwnej była sytuacji —
stojąc trzy godziny w przeszłości, mając zaraz spróbować zmienić przyszłość, flirtując z nagim
naukowcem, gdy była równie naga. Będąc zatrudnioną w Laboratoriach Smythe ona i każdy
pracownik w tym miejscu musiał przejść przez obowiązkowe seminarium o napastowaniu
seksualnym, ale, oczywiście, nie mówili tam o niczym, nawet odlegle związanym z seksualną
etykietą nagości podczas podróży w czasie. Zastanawiała się czy Ethan zaprezentuje publicznie
swój wehikuł czasu — mogliby musieć po prostu dodać kawałek do tego seminarium, gdyby
to zrobił.
Kawałek od niej, jej przeszłe ja nadal było tylko w połowie drogi do wyglądającej na
wściekłą Lilith, a przeszły Ethan nie był jeszcze blisko pozycji.
— Więc jak zainteresowałeś się podróżami w czasie? — Zapytała Kara, żeby nawiązać
rozmowę.
— Och, no wiesz… myślę, że zawsze byłem maniakiem science fiction. Uwielbiałem
Gwiezdne Wojny i Star Treka, prawie wszystko tego rodzaju. — Wzruszył ramionami,
wyglądając na zażenowanego. — I oczywiście uwielbiałem stare odcinki Dr. Who. Widzisz, to
o takim facecie —
— Och, wiem, o czym to jest. — Powiedziała podekscytowana Kara. — Uwielbiam ten
serial.
— Naprawdę? — Uśmiechnął się do niej. — Żartujesz — nigdy nie spotkałem dziewczyny,
która go lubiła. Myślałem, że mówiłaś, że to twój młodszy brat był tym, który interesuje się
tymi rzeczami.
— Och, cóż. — Kara wzruszyła ramionami. — Sądzę, że ja też. Pamiętam, że gdy byłam
dzieckiem, poprosiłam mamę, żeby zebrała mi włosy w dwa zwoje po bokach głowy w dzień
szkolnego zdjęcia.33
No wiesz, koki Księżniczki Lei?
Ethan zaśmiał się. — Naprawdę? I zrobiła to?
— Tja. — Przyznała Kara. — Powinieneś zobaczyć to zdjęcie. Inne dzieciaki nigdy nie
przestały mi o tym przypominać. I — och, nadchodzę! — Przeszła Kara dotarła właśnie do
punktu krytycznego i zaraz miała wycisnąć pokrywkę z kubka dużego chantico i rozlać gorącą
czekoladę po całej, skrzywionej, przeszłej Lilith.
— Szybko! — Powiedział nagląco Ethan. — Każdy punkt czasu może być modyfikowany
tylko raz.
Zapominając, że była naga i wszystko się kołysało, Kara pobiegła naprzód i uratowała
parujący kubek z ręki przeszłej siebie, i postawiła ostrożnie na biurku, a potem odwróciła się
by zobaczyć rezultat.
Jej przeszłe ja wyglądało najpierw na przerażone, a potem zdumione, gdy kubek gorącej
czekolady zniknął z jej ręki. Potem została złapana w połowie upadku przez przeszłego Ethana,
który patrzył na nią ze zmartwieniem, a jego papiery rozsypały się po całej podłodze. Potem
wszyscy jednocześnie wydawali się zauważyć, że gorąca czekolada pojawiła się ponownie na
recepcyjnym biurku i jej przeszła ja zaoferowała ją skrzywionej, przeszłej Lilith, która
niechętnie ją przyjęła.
33
Rany, nie cierpiałem tego. Rok w rok wszyscy ustawiać się rzędem i uśmiechać się głupawo do zdjęcia, które
co roku wyglądało tak samo. Jeszcze bym zrozumiał raz na podstawówkę, raz na gimnazjum, raz na szkołę
średnią, ale męczyć się z tym, co roku?
— No i jesteśmy. — Powiedziała zdyszana Kara, obserwując jak scena rozgrywała się przed
nimi w zwolnionym tempie. — Jeśli jej się spodoba, daruje mi spóźnienie — po prostu to wiem.
Przeszła Lilith uniosła parujący kubek do ust i wzięła, jak się wydawało, długi, długi łyk.
Gdy opuściła kubek, jej grymas prawie stał się uśmiechem. Moc czekolady była cudowną
rzeczą, pomyślała Kara, sama się uśmiechając.
— To wszystko. — Powiedziała, uśmiechając się szeroko do Ethana. — Jest w porządku —
możemy iść.
Ethan ustawił kontrolki, mamrocząc coś o wzmocnieniu emocjonalnym i znów stłoczyli się
razem w kabinie. Tym razem Kara była znacznie bardziej świadoma dużego, męskiego ciała,
przyciśniętego do jej własnego. Ethan musiał mieć przynajmniej sześć stóp dwa albo sześć trzy
i jej twarz była praktycznie przy jego szerokiej, muskularnej piersi. Miał pikantny, męski
zapach, który wydawał się bardziej seksowny od jakiegokolwiek płynu po goleniu, który
kiedykolwiek wąchała i wydawał się idealnie pasować.
Zastanawiała się czy wzajemne przyciąganie było wytworem jej wyobraźni, ale szybko stało
się oczywiste, że było bardzo wyraźnie prawdziwe. Ethan przesunął się w kabinie, mrucząc
przeprosiny, gdy coś dużego i twardego musnęło jej udo. Kara spróbowała nie patrzeć. Czuła
jak serce dudni jej w piersi, a potem poczuła wrażenie bycia ściskaną i wrócili dokładnie
sekundę po tym jak odeszli.
Kara wyjrzała ostrożnie z kabiny, ale w drzwiach małego laboratorium nie było wściekłej,
oskarżającej twarzy. Lilith, bez powodu, żeby jej szukać, prawdopodobnie poszła już do domu.
Westchnęła z ulgi, gdy wyszła z portalu temporalnego. Odwracając się plecami do Ethana,
zaczęła szybko zakładać swoje ubrania.
Gdy odwróciła się po wsunięciu jej diamentowego pierścionka zaręczynowego na palec,
zobaczyła, że Ethan też był ubrany. Bezkształtny, biały, laboratoryjny fartuch ukrywał jego
ciało i wiedziała, że nigdy nie zgadłaby, że wyglądał tak dobrze bez ubrań, gdyby właśnie nie
widziała go bez nich. Ta myśl sprawiła, że się zarumieniała — musiała przestać myśleć o nim
nago!
— Cóż. — Powiedziała, nagle nie wiedząc, co powiedzieć.
— Cóż. — Powtórzył po niej Ethan. — Ja, uch, sądzę, że to koniec trasy.
— Tak. — Kara zrobiła krok naprzód i wyciągnęła rękę do uściśnięcia. —Top wydawało
się głupim, nieznaczącym gestem po tym jak tłoczyli się razem nago w kabinie czasowej, ale
nie wiedziała, co innego zrobić.
— Dziękuję ci za pomoc w zatrzymaniu mojej pracy. — Powiedziała cicho.
— Więcej niż proszę bardzo. Cieszę się, że mogłem pomóc. — Ethan poważnie chwycił jej
rękę i potrząsnął nią. — I cóż, cieszę się, że mogłem poznać cię trochę lepiej. — Dodał,
uśmiechając się. — Od dawna chciałem z tobą porozmawiać, ale zawsze wydawałaś się taka…
— Wzruszył ramionami.
— Zajęta? — Zasugerowała Kara.
— Piękna. — Poprawił, a potem zmarszczył czoło. — Przepraszam, to zabrzmiało
niewłaściwie. Ja, uch, wiem, że jesteś zaręczona i tylko…
— Nie, w porządku, naprawdę. — Kara nie mogła nic poradzić na rumieniec przyjemności,
który poczuła, przepływający po jej skórze. Ile czasu minęło, odkąd Brad nazwał ją piękną? A
teraz Ethan powiedział to dwa razy w ciągu godziny. Przestań myśleć w ten sposób — Brad
jest twoim narzeczonym, powiedziała sobie stanowczo. A Jeśli terapeutka miała rację, że
dokonał przełomu, dziś w nocy mógł być gotowy na ustalenie daty ich ślubu. Pewnie trzymając
się tej, pełnej nadziei myśli, powiedziała. — Um, myślę, że powinnam iść. Zobaczymy się
jutro?
— Absolutnie. — Ethan uśmiechnął się do niej, a ona nie mogła powstrzymać się przed
odwzajemnieniem uśmiechu. Nawet w tych okularach był naprawdę ładny. Potem zmusiła się
do wzięcia swojego libido na smycz i poszła do domu, do Brada.
Rozdział 6
— Co chcesz, żebym zrobił? — Ethan uniósł swoje, czarne brwi prawie do linii włosów,
wpatrując się w nią z zaskoczeniem.
— Użyj wehikułu czasu, żeby zabrać mnie w przeszłość, żebym mogła wyleczyć mojego
narzeczonego z jego strachu przed zaangażowaniem. — Powtórzyła pospiesznie Kara. —
Proszę, Ethan, wiem, że to wielka przysługa i prawdopodobnie to nie jest coś, do czego
wynalazłeś portal temporalny —
— Cóż, nie, to nie jest zastosowanie, które miałem na myśli. — Powiedział sucho. — I będąc
szczerym, to może nie być nawet możliwe.
— Dlaczego nie? Nadaje się tylko do przenoszenia się w przód i w tył o kilka godzin? —
Kara zdała sobie sprawę, że było wiele pytań, które powinna wczoraj zadać, gdy naprawiali to,
o czym zaczęło myśleć, jako „incydent z gorącą czekoladą.”
— Nie, nie. — Ethan pokręcił głową. — Właściwie może zabrać użytkownika tak daleko w
przód i w tył w czasie, jak rozciąga się długość jego życia.34
Na przykład nie mógłbym się
cofnąć, zabić Hitlera i powstrzymać Drugą Wojnę Światową, ponieważ nie żyłem w latach
trzydziestych i czterdziestych. Ale mógłbym się cofnąć i porozmawiać z moją, starą
nauczycielką z przedszkola, gdybym chciał. A nie chcę.
— Cóż, Brad jest tylko pięć lat starszy ode mnie, a rzecz, którą potrzebuję naprawić,
wydarzyła się, gdy był w drugim roku szkoły średniej. — Kara usiadła obok niego na jednym
z małych, laboratoryjnych stołków. — Więc to wykonalne, czyż nie?
Ethan przeciągnął ręką przez swoje gęste, ciemne włosy, wyglądając niespokojnie. — Cóż,
mówiąc technicznie, tak. Ale im większy skok w czasie, tym więcej wymaga energii.
— Ale myślałam, że możemy użyć własnych ciał, jako energii — to zrobiliśmy wczoraj,
czyż nie?
— Tak, ale dokonywaliśmy bardzo krótkiego skoku. — Przypomniał jej Ethan. — Ale
dłuższy… — Potrząsnął głową. — Słuchaj, pozwól mi wyjaśnić od początku.
— Przepraszam. — Powiedziała pokornie Kara. — Proszę cię, żebyś użył swojego,
wspaniałego wynalazku, żeby mi pomóc, nie pytając nawet jak on działa. To takie niegrzeczne
z mojej strony. — Była zawstydzona swoimi, złymi manierami.
— Hej, nie, w porządku. — Ethan poklepał jej ramię, jego duża, ciepła dłoń pozostawała na
jej skórze w miejscu, gdzie kończyła się bluzka bez rękawów, którą miała na sobie. Kara nie
mogła nic poradzić na cieszenie się jego dotykiem.
34
To ja mam zastosowanie. Była kiedyś wielka kumulacja 20 albo więcej milionów do wygrania. Z chęcią
cofnąłbym się w czasie i podpowiedział sobie wygrywające liczby.
— Nie. Nie jest. — Kłóciła się. — Mimo wszystko to nie jest tak, jakbym pożyczała od
ciebie wiertarkę czy coś w tym stylu. To twoje dzieło — twoje dziecko.
— Tak sądzę. — Uśmiechnął się. — Pracowałem nad tym pomysłem od szkoły średniej.
Ale pozwól mi wyjaśnić moje opory przez wykonaniem dłuższego skoku.
— Proszę. — Kara dała mu znać gestem, żeby kontynuował, czując się trochę, jakby
powinna robić notatki.
Ethan westchnął i znów zmierzwił włosy. — Zobaczmy… Gdy dopiero, co zbudowałem
wehikuł, byłem w stanie wysyłać myszy i szczury, których używałem, jako obiektów
kontrolnych, dość daleko w przeszłość i przyszłość, używając własnego ciała, jako źródła
energii, jak wyjaśniałem. Ale z czasem odkryłem, że mój dystans, zarówno w przeszłość, jak i
w przyszłość zmniejszył się i nie byłem w stanie wysłać ich tak daleko. Nie mogłem znaleźć
dla tego żadnego powodu i zaczynałem myśleć, że uderzyłem w przysłowiową, ceglaną ścianę.
Kara ukryła lekki uśmiech za dłonią na jego szczegółową figurę stylistyczną i skinęła głową,
żeby kontynuował.
— Ale pewnego dnia poszedłem do laboratorium po wielkiej kłótni z doktorem Sloanem,
odnoście ciemnej materii jej możliwego wpływu na naładowane cząstki — prawie doszło do
rękoczynów. Znasz doktora Sloana? — Przerwał sam sobie.
— O tak. — Kara pokiwała głową. Doktor Sloan był gnomem o skwaszonej twarzy, który
nigdy nie odwzajemniał jej wesołego, porannego pozdrowienia. Raz nawet narzekał Lilith, że
Kara była zbyt radosna. — Sama chciałabym go walnąć. — Dodała, przypominając sobie, w
jakie kłopoty wpakowało ją jego narzekanie.
— Oboje chcemy. — Powiedział poważnie Ethan. — W każdym razie wszedłem po tym do
laboratorium, gdy nadal byłem wściekły i nie myślałem jasno. Wiedziałem, że nie powinienem
bawić się portalem w tym stanie umysłu, ale miałem to gdzieś. I ku mojemu zaskoczeniu —
Wykonał zamaszysty gest jedną ręką. — nagle byłem w stanie wysłać myszy znacznie dalej niż
mogłem wcześniej.
Kara pamiętała go, mamroczącego kilka razy o „emocjonalnym wzmocnieniu,” gdy
poprzedniego dnia ustawiał kontrolki maszyny. — Twój gniew wzmocnił źródło mocy. —
Wykrzyknęła.
Ethan pokiwał głową, wyraźnie zadowolony, że sama wyciągnęła wniosek, bez potrzeby,
żeby wyjaśniał wszystko szczegółowo. — Dokładnie — tak, jak każda, silna emocja. Na
początku byłem tak podekscytowany, że naprawdę udaje mi się skłonić portal do pracy, że mój
entuzjazm pozwolił mi wysyłać myszy i szczury dalej w czasoprzestrzeń. Gdy moje,
początkowe podekscytowanie minęło, miałem mniej energii do użycia przez wehikuł i nie
mogłem wysłać ich tak daleko.
— Ale… — Kara zmarszczyła czoło. — Nie byliśmy wczoraj wściekli albo
podekscytowani. Albo, zaraz — sądzę, że byliśmy przestraszeni, a przynajmniej ja wiem, że
byłam przestraszona, gdy Lilith weszła i uch, przyłapała nas.
Ethan skinął głową. — Dokładnie.
— Ale nie byliśmy, aż tak zdenerwowani i przestraszeni w drodze powrotnej, zaprotestowała
Kara.
— Nie musieliśmy być. — Powiedział. — Powrót do twojego, właściwego czasu zawsze
jest prostszy — to prawie, jakby w grę wchodził rodzaj temporalnego magnesu, ściągający cię
z powrotem do twojego punktu pochodzenia. Jak zjeżdżanie na deskorolce ze wzgórza. —
Spojrzał na Karę kątem oka. — Ale nawet, gdybyśmy nie mieli temporalnej grawitacji po naszej
stronie, byłem całkiem pewny, że mogłem sprowadzić nas z powrotem bez problemów.
— Dlaczego? — Zapytała Kara, zastanawiając się, co próbował powiedzieć.
— Powiedzmy po prostu, że uważałem bycie blisko ciebie za dostatecznie ekscytujące. —
Powiedział, głębokim głosem miękkim i cichym. Odgarnął lok kręconych, rudych włosów z jej
oczu i popatrzył na nią znacząco.
Kara zarumieniła się. — Ethan…
Westchnął. — Wiem, przykro mi. Teraz ja jestem tym, niegrzecznym. Jesteś tu, żeby prosić
mnie o pomoc w zmianie przeszłości z powodu twojego narzeczonego, a ja do ciebie uderzam.
— Pokręcił głową.
— Nie, to w porządku. — Zapewniła go Kara. — Albo, cóż, nie jest w porządku, ale nie
jestem zła. — Uśmiechnęła się do niego. Och, naprawdę musiała być tu ostrożna. Była w
poważnym niebezpieczeństwie polubienia Ethana Robertsona o wiele za bardzo. Jestem tu dla
Brada, przypomniała sobie stanowczo. Nie wyrzucę pięciu lat zaangażowanego związku tylko
dlatego, że doktor Hotbody35
wygląda dobrze w podkoszulku. Albo bez niego.
— Więc. — Powiedziała, prostując się, żeby nie pochylać się w jego osobistą przestrzeń. —
Myślisz, że to by było możliwe, um, podekscytować się wystarczająco, żeby cofnąć się w czasie
o kilka lat więcej?
Ethan w Zamyśleniu przygryzł pełną, dolną wargę. — Może — sądzę, że moglibyśmy
spróbować.
— Spróbować? — Powiedziała Kara, czując się nerwowo. Wygładziła nagle wilgotnymi
dłońmi schludną, szarą spódnicę. — Co się stanie, jeśli się nam nie uda? Nie znikniemy w
rozdarciu materii czasoprzestrzeni na zawsze?
35
Gorące ciało.
Ethan uśmiechnął się do niej szeroko. — Oglądałaś zbyt wiele filmów science fiction. Nie,
zbudowałem ten portal z kilkoma zabezpieczeniami. Jeśli nie generujemy dość energii, żeby
przenieść się, aż do czasu, który zdefiniowaliśmy, nie przeniesiemy się w ogóle.
— Och. — Kara poczuła ulgę. — W porządku, to brzmi dobrze. — Powiedziała, myśląc,
jakim był błyskotliwym mężczyzną, zadbawszy o wszystko w ten sposób. — Więc, czy
moglibyśmy przynajmniej, po prostu spróbować?
Westchnął. — To dla ciebie naprawdę ważne, co?
Kara pomyślała o wielkiej kłótni, którą miała z Bradem zeszłej nocy, gdy ośmieliła się
poruszyć temat ustalenia daty ślubu. Wróciła do domu, do malutkiego, ale uporządkowanego
mieszkanka, które dzielili by znaleźć go, siedzącego na kanapie i pijącego nisko
węglowodanowe piwo i oglądającego mecz. Gdy przytuliła się do niego i próbowała
porozmawiać, odsunął ją jak natrętną muchę. Ten „wielki przełom” w gabinecie terapeutki
okazał się wcale nie tak duży. Potrafił być takim słodkim człowiekiem na tak wiele sposobów,
czuła pewność, że gdyby mogła naprawić w nim tę jedną, małą rzecz, byłby idealny.
— Taa. — Powiedziała w końcu, biorąc Ethana za rękę. — Tak, jest, i nie prosiłabym cię o
zrobienie tego, gdybym nie sądziła, że to sprawi, że życie Brada też będzie lepsze — nie tylko
moje. Widzisz, miał bardzo traumatyczne wydarzenie, gdy był w szkole średniej… —
Wyjaśniła Ethanowi cały incydent głowy-spłukanej-w-toalecie, dokładnie tak, jak Brad zawsze
go opowiadał. — Więc rozumiesz, terapeutka sądzi, że to sprawia, że boi się bliskości. To
jakby, gdyby pozwolił sobie być zbyt emocjonalnie wrażliwy, wróciłby do swojego, starego,
słabego, nienapakowanego ja. — Powiedziała.
Ethan wyglądał na zamyślonego. — Wiesz, przydarzały mi się takie rzeczy w szkole średniej
zanim wyrosłem.
— Naprawdę? — Kara nie mogła w to uwierzyć.
— O tak. — Wzruszył ramionami. — Nigdy nie byłem jednym z popularnych dzieciaków.
Byłem głową Ligi Matematyki i kapitanem Klubu Fizycznego — inne dzieciaki nazywały mnie
czterookim i podobnymi imionami. Myślę, że byłem rodzajem dziwaka.
Kara ściągnęła okulary z jego przystojnej twarzy i przetarła je rąbkiem spódnicy. — Byłam
w klubie szachowym. — Powiedziała. — Jakiś czas, dopóki nie porzuciłam tego dla kółka
dramatycznego. Też nie byłam dokładnie najpopularniejszą dziewczyną w szkole.
— Lubisz szachy? — Pochylił się naprzód, żeby być w stanie zobaczyć ją bez okularów. —
Powinniśmy czasami zagrać. Uwielbiam to. — Jego pełne usta były niebezpiecznie blisko i
wyglądały na całuśnie miękkie.
Kara westchnęła i ze smutkiem oddała mu okulary. — Chodzi o to, że nam wszystkim
przytrafiają się złe rzeczy w szkole średniej. Jest trudna praktycznie dla wszystkich. Ale myślę,
że to doświadczenie Brada naprawdę zostawiło mu blizny. Mówi nawet, że to miało na niego
większy wpływ niż śmierć jego matki.
Dziewczyna, Maniak i Wehikuł Czasu
Rozdział 1 — Weź głęboki oddech. Teraz całkowicie go wypuść. Kolejny, głęboki oddech. Pozwól ziołowemu aromatowi dostać się do twoich płuc. Czujesz się odprężony? Bardzo dobrze. Teraz zamknij oczy. Wybierzemy się w podróż by zbadać twoją psyche i spróbujemy określić korzenie twojego strachu przed bliskością i zobowiązaniem. Głos terapeutki brzęczał dalej i Kara Wilson przesunęła się niecierpliwie w swoim, hamakowym fotelu, obserwując jak jej narzeczony od pięciu lat, Brad Dodgeson ma badaną psyche. Opary oczyszczającego kadzidła z szałwii23 łaskotały ją w gardle, sprawiając, że chciało jej się kichać, a owocowe zapachy terapeutki sprawiały, że chciała się krztusić. Zaczęła myśleć, że Klinika Holistycznego Uzdrawiania Par na Kennedy Avenue, była z jej strony kiepskim wyborem. Ale trzeba było praktycznie zarządzenia Kongresu, żeby w ogóle zabrać tam Brada i była całkiem pewna, że gdyby spróbowała zmienić teraz terapeutę, całkowicie porzuciłby terapię. Wybrała Klinikę Holistyczną, ponieważ była tylko kawałek w dół ulicy od jej pracy w Laboratoriach Smythe, pozwalając użyć jej godziny na lunch, na sesję terapii. Dzisiaj godzina prawie dobiegła końca. Spojrzała z niecierpliwością na zegarek, zauważając, że miała mniej niż dziesięć minut, żeby wydostać się z kliniki i popędzić wzdłuż alei Kennedy, zanim się spóźni. A jeśli spóźni się jeszcze tylko raz, jej kierowniczka, Lilith Buchanan prawie na pewno ją zwolni. — Przepraszam? — Wyszeptała do terapeutki, wysokiej, chudej kobiety z cienkimi, mysimi włosami, które były skręcone w kok i trzymane w miejscu dekoracyjnymi, polakierowanymi na czarno pałeczkami. Terapeutka przestała kołysać ziołowym kadzidłem przed twarzą Brada i obrzuciła ją potępiającym spojrzeniem. Uniosła jedną, cienką brew, jak gdyby zachęcając Karę, żeby znów przeszkodziła. — Przepraszam, ale muszę wracać do pracy. — Powiedziała desperacko Kara. — Jeśli jeszcze raz się spóźnię — Przeciągnęła dłonią przez swoje, trudne do układania, naturalnie kręcone, rude włosy, mając nadzieję, że nie wyglądała tak gorączkowo jak się czuła. — Możesz iść, jeśli nie chcesz uczestniczyć w uzdrawianiu psyche swojego ukochanego. — Zaintonowała terapeutka. Miała zaskakująco głęboki głos, jak na kobietę i gdyby spojrzenia mogły zabijać, Kara wiedziała, że znalazłaby się płasko na dywanie koloru owsianki z samych, naturalnych włókien. — Kara? — Brad uchylił jedno, bladoniebieskie oko i włączył się do rozmowy. — Wychodzisz? To był twój pomysł, żeby tu przyjść. 23 Dobrze, że nie z marihuany.
— Nie, nie. — Usadowiła się pewniej w ergonomicznie prawidłowym, hamakowym fotelu, który zwisał z haków w suficie, jak reszta mebli w gabinecie. — Zostanę, kochanie. Przepraszam. — Dobrze. — Znów zamknął oczy, a terapeutka, z ostatnim, potępiającym spojrzeniem, wróciła do kołysania mu przed twarzą kadzidłem. Dym prawie ukrył jego starannie nażelowane, blond włosy. Kara obserwowała jak jej narzeczony odpręża się na hamakowej kanapie, która kołysała się lekko w rytm jego oddechu. To cud, że mogła go utrzymać, pomyślała nieżyczliwie. Brad nie był zacznie wyższy niż jej własne pięć stóp siedem cali, ale był jednym z tych, niskich mężczyzn, którzy nadrabiają brak wzrostu, mając wielkie mięśnie. Miał wygląd surfera był osobistym trenerem na siłowni, do której chodziła i właśnie w ten sposób Kara spotkała go po raz pierwszy, pięć lat temu. Wtedy myślała, że jego fizyczny wygląd był atrakcyjny, ale ostatnio zastanawiała się jak, jakikolwiek mężczyzna mógł być tak silny fizycznie i jednocześnie tak słaby emocjonalnie. Znów spojrzała na swój zegarek. Mały, diamentowy pierścionek, który Brad niechętnie dał jej dwa lata temu, gdy w końcu zamieszkali razem, mrugnął do niej z wyrzutem, ośmielając ją, żeby pomyślała więcej nieprzyjemnych rzeczy o mężczyźnie, którego kochała. — Myślę, że to wszystko zaczęło się w drugim roku szkoły średniej. — Zaczął lekko nosowy głos Brada. Od początku nie podobał mu się pomysł terapii, ale natychmiast wchodził we wszystko, co robiło z niego centrum uwagi, pomyślała kwaśno Kara, spoglądając na zegarek po raz trzeci. To było to — oficjalnie była spóźniona. Nie było mowy, żeby mogła teraz zdążyć do pracy na czas. Westchnęła i usiadła wygodniej na swoim, hamakowym krześle, próbując zwracać uwagę. Brad relacjonował historię swojego, szkolnego lęku, którą słyszała, opowiadaną przez niego wiele, wiele razy wcześniej. Właściwie to była zagrzewająca do wysiłku mowa, której używał, żeby zmotywować swoich klientów na siłowni. — … więc stałem tam — tylko ja, dziewięćdziesięcio ośmiofuntowy słabeusz, przeciw trzem największym, najwredniejszym kolesiom w szkole… — Mówił. Kara przygryzła z frustracji wargę. Straci pracę, żeby znów wysłuchać tej, starej historii? Słyszała ją już tak wiele razy, że mogłaby cytować ją z nim słowo w słowo, gdy mówił. To, według Brada, był definiujący moment w jego życiu, nawet bardziej niż dzień, gdy jego matka zadławiła się kotletem schabowym z kością albo dzień, gdy jego ojciec stracił rodzinną fortunę przez nierozsądny zakup akcji. To był moment, gdy zdecydował się zmienić swoje życie i zacząć ćwiczyć z ciężarami. Po tym jak trzech byczków trzymało mu głowę w toalecie i wielokrotnie spłukało, poszedł prosto na najbliższą siłownię i zaczął pakować, dopóki nie był w doskonałej, fizycznej formie, która stała teraz przed nimi, zawsze opowiadał swoim klientom. Następnym razem, gdy zmierzył się z tymi byczkami, Brad był tym, kopiącym dupę i spłukującym toaletę. I jego życie nigdy więcej nie było takie same. Bla, bla, bla…
Nagle głos terapeutki wdarł się w niecierpliwe myśli Kary. — I czujesz, że to spowodowało, że zbudowałeś ścianę wokół swoich emocji? Decyzja, żeby nigdy więcej nie być słabym jest tym, co sprawia, że nie czujesz się gotowy na zaangażowanie w małżeństwo? Łał! Jej głowa uniosła się i Kara wpatrzyła się w swojego narzeczonego. Czy naprawdę w tej starej historii mogła być ukryta bryłka mądrości? Taka, której nie zobaczyła wcześniej, ponieważ była tak znudzona słuchaniem tego raz po raz? Nagle poczuła się zawstydzona swoją niecierpliwością. Mimo wszystko, jeśli to było to, czego było trzeba, żeby skłonić Brada do powiedzenia „tak,” wtedy strata pracy była tego warta. Czekała, aż poruszy tę kwestię już ponad pięć lat, a jej matka ciągle przypominała jej, że nie robiła się młodsza. Nie, żeby dziewczyna nie mogła mieć doskonale szczęśliwego i spełnionego życia bez mężczyzny, ale Kara wiele zainwestowała w ten związek. Zabranie Brada na terapię było ostatnim wysiłkiem, żeby przekonać go, że by li gotowi na zostanie mężem i zoną, a nie tylko współlokatorami. Może jej marzenie w końcu się spełni. — …bardzo dobrze. Czuję, że dokonaliśmy tu dzisiaj prawdziwego przełomu, Bradley’u. — Terapeutka brzmiała na zadowoloną. Zdmuchnęła kadzidło i wstała z wdziękiem z hamakowego fotela. To było więcej niż mogła zrobić Kara. Kołyszące się fotele wyraźnie były zrobione dla wysokich, pełnych gracji ludzi w typie modeli, a nie dziewczyn, które bez przerwy pilnowały wagę. Można by pomyśleć, że z osobistym trenerem, jako narzeczonym, będzie w doskonałej formie, ale nie całkiem tak było. Usiłując wydostać się z głębokiego, kołyszącego się fotela z materiału, Kara obiecała sobie, że da spokój z jedzeniem o północy batonów Hershey.24 Po prostu tak męczyła się koktajlami proteinowymi i prostą piersią z kurczaka na obiad, przez cały czas. Brad i terapeutka ustalali już następną sesję, ale spojrzenie na zegarek powiedziało Karze, że musiała iść. Jeśli popędzi jak szalona, może wrócić do Laboratoriów Smythe tylko z piętnastominutowym spóźnieniem. A jeśli Lilith, jej kierowniczka miała długi lunch, może być w stanie uniknąć topora. — Bardzo ci dziękuję. — Wybełkotała, potrząsając chudą dłonią terapeutki. — Do zobaczenia później, słodziutki. — Złożyła pospieszny pocałunek na muskularnym policzku25 Brada i popędziła do drzwi. 24 Popularna w USA firma, produkująca czekoladę. 25 To policzki też trenował? Jak się takie coś robi?
Rozdział 2 Budynek Laboratoriów Smythe był imponującym, czarnym monolitem dokładnie na rogu Kennedy i Westshore w South Tampa. Kawałek od Starbucksa, gdzie Kara zwykle kupowała sobie cappuccino do lunchu. Ale teraz nie było czasu na kawę. Kara zatrzymała się z poślizgiem. A może? Z tykaniem w głowie, pobiegła do Starbucks. Jej szefowa, Lilith była jedyną, znaną jej osobą, która była większą maniaczką słodyczy niż Kara. Gdyby wróciła z lunchu spóźniona, ale niosąc wielki kubek tej fantastycznej, nowej, gorącej czekolady, która podawali, chantico, z bitą śmietaną na wierzchu, Lilith mogłaby przymknąć oko na jej opieszałość. To mogło nie być uczciwe, przekupywać szefową czekoladą, ale w tym momencie Kara była zdesperowana. Dzięki przyjaznemu sprzedawcy, którego znała z jej innych najazdów w czasie lunchu, błyskawicznie dostała dużą czekoladę i była w drodze. Teraz będzie spóźniona dwadzieścia minut, ale gorący napój w jej ręce będzie jej wybawieniem — po prostu to wiedziała. Kara dotarła do lśniących, szklanych drzwi budynku biegnąć, z kubkiem trzymanym przed sobą jak olimpijski znicz. Oczywiście Lilith siedziała na zwykłym miejscu Kary, za wysokim, marmurowym biurkiem recepcji, z grymasem pewnie przyklejonym do jej ściągniętych rysów. Nienawidziła odbierać telefonów, gdy Kara się spóźniała, nienawidziła robić niczego poza stosami roboty papierkowej, która wydawała się wypełniać jej życie ponurą radością. — Panno Wilson. — Warknęła, wychodząc zza wysokiego boku zaokrąglonego, marmurowego biurka. — Czy masz pojęcie, która godzina? — Wiem i tak mi przykro. — Powiedziała Kara, kontynuując bieg na złamanie karku po podłodze z czarnego marmuru. — Ale gdy zobaczyłam Starbucks, pomyślałam, że mogłaby pani chcieć — Kątem oka zauważyła postać w laboratoryjnym fartuchu, wchodzącą jej w drogę. To był nieobecny duchem doktor Robertson, z nosem jak zwykle zanurzonym w masie technicznych danych. Wchodził dokładnie między Karę i Lilith, która stała ze skrzyżowanymi ramionami w swojej nieskazitelnej i bez wątpienia bardzo drogiej, białej, jedwabnej bluzce, niecierpliwie tupiąc stopą. — Uwaga! — Wrzasnęła Kara, niezdolna zatrzymać się na śliskiej podłodze. Doktor Robertson obrócił głowę w jej kierunku. Za jego okularami zobaczyła jak jego oczy rozszerzają się bez wątpienia w szoku na widok szalonej rudej z wielkim kubkiem bardzo gorącego płynu, gnającej na niego jak rozpędzony pociąg. Zrobił unik, ale nie wystarczająco szybko, żeby całkowicie zejść jej z drogi. Jak gdyby w zwolnionym tempie, Kara zobaczyła wszystko, co się działo, nie będąc w stanie tego zatrzymać. Potknęła się o przykucniętego naukowca, odruchowo ściskając gorący, kartonowy kubek, gdy walczyła o równowagę. Pokrywka wielkiego chantico odskoczyła i długi wodospad parującej, gorącej czekolady i bitej śmietany pofrunął przez powietrze na kursie kolizyjnym z czystą, białą bluzką jej szefowej.
— O nie! — Zawyła Kara, gdy czekolada i jedwab zderzyły się. Sama by upadła, gdyby para silnych, męskich rąk nie złapała jej i postawiła z powrotem na nogi. — Wszystko w porządku? — Doktor Robertson patrzył jej w twarz, wyglądając na zmartwionego. Jego badania były w białej chmurze papierów, rozrzuconych wokół jego stóp, ale wydawał się bardziej martwić o Karę. — Nie. — Powiedziała Kara, zbyt zdenerwowana, żeby być uprzejmą. — Nie w porządku. Myślę, że właśnie straciłam pracę. — Odwróciła się z powrotem do Lilith, której wyraz twarzy przeszedł natychmiast od łagodnej irytacji do rozwścieczonej furii. — Panno Wilson. — Zazgrzytała przez mocno zaciśnięte zęby. — Czy masz pojęcie ile kosztuje ta bluzka? — Tak mi przykro! — Kara strząsnęła ręce zmartwionego naukowca i podbiegła do swojej kierowniczki. Chwytając garść chusteczek z pojemnika na biurku recepcji, zaczęła osuszać parującą, ciemnobrązową plamę, która pokrywała przód bluzki Lilith. Pod spodem ziemista skóra Lilith robiła się alarmująco czerwona. — Jest pani poparzona? — Zapytała niespokojnie Kara. — Musi pani to zdjąć? — Przestań! — Lilith gniewnie trzepnęła jej ręce, zatrzymując jej postęp. — Myślisz, że chcę rozbierać się do bielizny przed całym lobby? — Popatrzyła na doktora Robertsona, który był akurat jedyną, inną osobą w wielkiej recepcji, jakby był znanym, seryjnym gwałcicielem na wolności. Ona naprawdę sądzi, że on chce widzieć jej kościste, stare zwłoki w bieliźnie? Pomyślała Kara zanim mogła się powstrzymać. Również obróciła głowę w kierunku naukowca i zobaczyła mały uśmiech drgający w kąciku jego pełnych ust. Najwyraźniej to była wspólna myśl. Szybko się odwróciła zanim wybuchła histerycznym chichotem. Wylanie gorącej czekolady na Lilith było wystarczająco złe, śmianie się z tego tylko znacznie by to pogorszyło. — Doktorze. — Udało jej się powiedzieć, unikając jego oczu. — Gdybyś mógł dać nam trochę prywatności, z radością przyniosę ci twoje papiery za kilka minut. — Z pewnością, Karo. — Powiedział, zaskakując ją znajomością jej imienia. — Będę w moim laboratorium. Dziękuję i przepraszam, że wszedłem ci w drogę. — O nie — nie powinnam była biec — Zaczęła. — Zacznijmy od tego, że nie powinnaś się spóźnić. — Warknęła Lilith, przerywając jej. — Przykro mi. — Zaczęła znów Kara, gdy doktor Robertson wyszedł. — Ale chodziło mi o to, że powinnaś pójść do damskiej toalety, żeby zdjąć tę koszulę — a nie rozbierać się bezpośrednio w lobby. — Och, będzie ci przykro. — Powiedziała ponuro jej kierowniczka. — I będziesz też bez pracy.
— Naprawdę, chciałam tylko przynieść ci gorącą czekoladę. — Zaprotestowała słabo Kara, ale czuła jak ściska jej się serce. To było chwytanie się brzytwy i wiedziała o tym. Lilith świerzbiło, żeby ją zwolnić, prawie odkąd została zatrudniona. Dlaczego jej szefowa jej nie lubiła, nie wiedziała. Może dlatego, że Kara poznała imiona wszystkich w budynku w ciągu kilku godzin i wymieniała przyjacielskie żarty i pozdrowienia z ludźmi, którym Lilith nigdy nie dała więcej niż zimne skinienie głową, w ciągu swoich lat pracy w Laboratoriach Smythe. Kara wiedziała, że nie była świetna w papierkowej robocie ani nie była idealnie punktualna każdego dnia, ale była przyjacielska i otwarta, i autentycznie lubiła swoją pracę, jako recepcjonistka w Laboratoriach Smythe, podczas, gdy Lilith nie lubiła niczego, co odrywała ją od jej ukochanych kolumn liczb. Kara była zatrudniana dla jej umiejętności kontaktu z ludźmi i nie ważne, co Lilith mówiła o jej tendencji do spóźnień i gorącej czekoladzie na białej, jedwabnej bluzce, miała zostać zwolniona też za nie. Gdyby tylko miała, żeby skończyć swoje studia z biznesu, nie byłaby w tej chwili w tych kłopotach! — Zostaniesz i skończysz ten dzień, gdy ja pójdę się wyczyścić. — Powiedziała Lilith, potwierdzając jej obawy. — Jeśli zdecydujesz się nie zostać, osobiście dopilnuję, żebyś nie dostała swojej, dwutygodniowej odprawy. I dzisiaj o piątej oddasz swoją kartę dostępu i będziesz się uważała za zwolnioną. Czy wyrażam się wystarczająco jasno? — Tak. — Powiedziała żałośnie Kara. Schyliła się i zaczęła zbierać białą, śnieżną zaspę papierów, które zostawił doktor Robertson, obserwując jak Lilith z plecami wyprostowanymi, jakby połknęła kij, odmaszerowała do damskiej toalety, bez wątpienia, żeby sprawdzić czy zimna woda usunie plamę.
Rozdział 3 — Nie wyglądasz zbyt dobrze. — Zauważył doktor Robertson, gdy Kara położyła równo ułożony stos papierów na stole w laboratorium, przy którym siedział. — Bo nie mam się za dobrze. — Wyznała z westchnieniem, Siadając na jednym z wysokich, laboratoryjnych stołów, żeby dać moment odpoczynku plecom. Ułożenie jego papierów z powrotem w porządku, zwłaszcza, że to była dla niej czarna magia, nie było łatwym zadaniem. Zabrało jej kilka godzin, a zwolnienie majaczyło coraz bliżej i bliżej. — Co się stało? — Jego wielkie, brązowe oczy były autentycznie zmartwione za okularami, które nosił. Po raz pierwszy Kara zdała sobie sprawę, że nie był dużo starszy od niej — na pewno był najmłodszym naukowcem w personelu Laboratoriów Smythe. Miał reputacje bycia błyskotliwym wynalazcą, który przyszedł prosto z Harvardu z doktoratem z jakiegoś rodzaju fizyki. — Zostałam wylana. — Przyznała, patrząc w dół, na swoje dłonie. — Bałam się, że jeśli jeszcze raz się spóźnię… i oczywiście wylanie tego… — Pokręciła głową, niezdolna kontynuować, za łzami kłującymi ją w oczy. — Tak mi przykro — to wszystko moja wina. — Doktor Robertson przeciągnął nieobecnie dłonią przez gęste, czarne włosy. — N… nie. Nie jest. To wszystko moja wina. — Powiedziała Kara, bez sukcesu próbując powstrzymać łzy. Zwykle nienawidziła płakać przy innych ludziach, ale to było takie okropne popołudnie, że nie wydawała się móc się powstrzymać. Robertson obszedł stół laboratoryjny i poklepał ją niezręcznie po ramieniu. Było tak dużo zwyczajnej troski w jego geście, że Kara nagle znalazła się w jego ramionach, wylewając mu całą tę historię na jego łonie — szalona terapeutka, bojący się zobowiązań narzeczony, jej stracona praca… wszystko się wydostało. Jeśli doktor Robertson był zaskoczony, nagle obejmując szlochającą rudowłosą, nie pokazał tego. Podawał jej tylko chusteczki i pozwolił jej płakać, słuchając cierpliwie, jakby był przyzwyczajony do wysłuchiwania ludzkich problemów, jak do rozwiązywania równań fizyki kwantowej. — Naprawdę mi przykro. — Powiedziała Kara, pociągając lekko nosem. Wiedziała, że powinna go puścić, ale miło pachniał i był taki solidny pod czystym, białym fartuchem laboratoryjnym, który nosił. Już nie tak czystym, pomyślała nieszczęśliwie, gdy odsunęła się i zobaczyła pognieciony bałagan, który zrobiła z jego stroju.26 Na białym materiale były ślady tuszy do rzęs, które jak się obawiała, nie będą chciały zejść. — To wydaje się być mój dzień rujnowania ludziom ubrań. — Powiedziała, ruchem głowy wskazując jego fartuch. — Zapłacę za pranie chemiczne, ale możesz musieć spotkać się na zewnątrz z rachunkiem, gdy już oddam 26 Porządne fartuchy laboratoryjne są przereklamowane. Mój wykładowca cały rok prowadził zajęcia laboratoryjne z wielką dziurą w fartuchu i świat się nie zawalił. Widziałem go raz dwa lata później. Nic się nie zmienił. Ta sama fryzura, ta sama mina, ta sama dziura w fartuchu…
moją kartę dostępu. Lilith prawdopodobnie zadzwoni po gliny, jeśli znów złapie mnie w budynku po dzisiejszej nocy. — To się nie stanie. — Odparł stanowczo doktor Robertson. — Ach, ale doktorze Robertson nie mam nic przeciw zapłaceniu za to, naprawdę — — Mów do mnie Ethan. — Przerwał jej. — I nie mówię o praniu chemicznym. Mówię o tobie, tracącej pracę. To się nie stanie. — Och. — Kara zaczęła rozumieć, dokąd to zmierzało. — Naprawdę to doceniam, ale, jeśli unieważnisz decyzję Lilith i zmusisz ją, żeby mnie zatrzymała, jeszcze gorzej będzie z nią pracować niż teraz. Naprawdę myślę, że lepiej będzie, jeśli poszukam innej pracy. — Nie będziesz szukać innej pracy, ponieważ nie stracisz tej. — Miał dziwny blask w ciemnobrązowych oczach, którego nie mogły ukryć grube okulary. — Um… nie jestem pewna czy mnie zrozumiałeś. — Powiedziała ostrożnie Kara. — Widzisz, już ją straciłam. — Nie, nie straciłaś. — Powiedział Ethan Robertson. — Albo nie stracisz, jeśli cofniemy się w czasie i naprawimy ten cały bałagan.
Rozdział 4 — Cofniemy się w czasie? — Kara gapiła się na niego niepewnie, ze starym cytatem, który gdzieś usłyszała, przebiegającym przez głowę. „Zbyt dużo nauki uczyni cię szalonym.” Oczywiście Ethan Robertson nie wyglądał na wariata, ale wygląd nie zawsze świadczył o wszystkim. — Chodź, pokażę ci. — Ethan wziął ją za rękę i ciągnął w kierunku mniejszego, prywatnego laboratorium w rogu głównej przestrzeni roboczej. Kara poszła za nim niechętnie, uważając, żeby nie strącić żadnego sprzętu badawczego ani papierów. Dobrze, że był koniec dnia i nie było nikogo innego w laboratorium, żeby usłyszeć jak mówił takie rzeczy. Pomyślała. — To moje, prywatne hobby i niedawno je dopracowałem. — Jego głęboki głos był pełen podniecenia, gdy wpisywał prostą sekwencję na klawiaturze przy drzwiach do mniejszego laboratorium. — Testowałem to dotąd tylko na sobie i kilku zwierzęcych obiektach, ale… — Urwał, gdy otworzył drzwi i dumnie wskazał sprzęt pośrodku pokoju. Kara wpatrywała się pusto w wielką, szklaną strukturę, która wyglądała jak staroświecka budka telefoniczna bez telefonu27 i tylko z trzema bokami. Z jednej, z przejrzystych ścian zwisały elektrody i blat z instrumentami, które wyświetlały kilka cyfrowych odczytów na drugiej. Przezroczystą kabinę otaczało kilka półek, wypełnionych pojemnikami z bezwłosymi, białymi szczurami i myszami — wiele z nich miało opaski w dziwnych kolorach. — Co to jest? — Zapytała tępo, gapiąc się na sprzęt i wielokolorowe myszy, które zajmowały małe pomieszczenie. — To, Karo, jest prototyp mojego portalu temporalnego — mojego wehikułu czasu. — Wyglądał na tak dumnego, że Kara nie miała serca być wredna. — Bardzo ładny. — Powiedziała uprzejmie. — Dziękuję, że mi go pokazałeś. Ethan Robertson zmarszczył czoło. — Widzę, że mi nie wierzysz — pozwól mi zademonstrować. — Podszedł szybko do jednej z klatek, mówiąc, gdy szedł. — Podróże w czasie były od dawna uważane przez największe naukowe umysły naszych czasów za niemożliwość. Nie dlatego, że to niemożliwe — teoretycznie jest. Ale z powodu — — Olbrzymiego źródła mocy, którego trzeba, żeby to zadziałało? — Zapytała Kara, przerywając mu. Ethan przerwał w połowie wyciągania jednej, bezwłosej myszy z klatki odwrócił się do niej z wyrazem zaskoczenia na naturalnie opalonej twarzy. — Ależ tak. Ale skąd…? — Mój młodszy brat jest maniakiem science fiction. — Wyjaśniła Kara z lekkim uśmiechem. — Zabierałam go na nie wiem ile konwencji, ponieważ moja matka nie chciała, 27 Kojarzy mi się to z Dr Who. Tam też był wehikuł czasu o wyglądzie angielskiej budki telefonicznej.
żeby chodził sam. On i jego przyjaciele zawsze rozmawiają o podróżach w czasie, UFO, alternatywnych wszechświatach, teorii strun — cokolwiek wymienisz. — Wzruszyła ramionami. — To było jak życie w odcinku Z Archiwum X. Sądzę, że trochę zapamiętałam. Czy nie musisz być w stanie wykorzystać czarnej dziury, żeby podróże w czasie były możliwe w rzeczywistości? — Uniosła brwi, pokazując swój sceptycyzm. Ethan patrzył na nią przez chwilę jakby wyrosła jej druga głowa, a później pokiwał powoli głową. — Cóż, tak, w teorii. Ale znalazłem sposób na stworzenie kontrolowanego i bardzo ograniczonego tunelu czasoprzestrzennego, zasilanego przez organiczną, biochemiczną energię, ulepszoną i wzmocnioną przez ekstrema emocjonalne i krystaliczną strukturę pewnych kryształów.28 — Co? — Zapytała bezmyślnie Kara. — Używam samego siebie, jako baterii. — Wyjaśnił cierpliwie Ethan. — Posłuchaj, ciało ludzkie wytwarza i zużywa znacznie więcej energii niż sądzisz, a zużytkowana i właściwie wzmocniona… Cóż, sama zobacz. — Wziął jedną z bezwłosych myszy z klatki i umieścił na podłodze szklanej kabiny. — Ustawię czas przybycia na dokładnie jedną minutę od teraz. — Powiedział, sprawdzając swój zegarek i szybko ustawiając cyfrowe przełączniki. — To mała ilość czasu, więc nie powinno mnie wyczerpać ani wymagać żadnego, emocjonalnego pobudzenia, żeby zadziałać. — Sięgnął do wnętrza kabiny i wyciągnął jedną ze zwisających tam elektrod. Rozpinając koszulę, umieścił elektrodę nad swoim sercem. Kara miała tylko czas zauważyć, że miał bardzo ładną klatę jak na naukowca, gdy nacisnął guzik i mysz na podłodze szklanej kabiny zniknęła. Kara podskoczyła, zaskoczona, a Ethan kiwnął jej głową, uśmiechając się. — Tak, to niezły szok, czyż nie? — Ale jak — Kara chciała pochylić głowę do kabiny, która wydawała się być wypełniona powietrzem migoczącym jak miraż na pustyni i poszukać myszy. Ethan wyciągnął rękę, żeby ją zatrzymać. — Nie — nie rób tego! Chcesz, żeby twoja głowa była minutę przed resztą twojego ciała?29 Kara nie rozważyła tej możliwości. — Oczywiście, że nie. — Zaczęła, ale dokładnie wtedy mysz pojawiła się ponownie, najwyraźniej nie mając się gorzej po swojej, temporalnej podróży. — O rany. — Powiedziała słabo. — Czyż to nie wspaniałe? — Ethan uśmiechnął się dumnie, przypominając jej, jej młodszego brata, gdy zdobył pierwsze miejsce na targach naukowych. Nagle zdecydowała, że lubi Ethana Robertsona — bardzo go lubi. 28 Einstein właśnie przewrócił się w grobie. 29 Einstein znów się w trumnie przekręcił.
— Wspaniałe. — Powiedziała, uśmiechając się na jego chłopięcy entuzjazm. — I dziękuję, że mi to pokazałeś, ale jak to pomoże nam uratować moją pracę? — Zwyczajnie cofniemy się w czasie i przechwycimy ten kubek kawy zanim będzie miał szansę oblać tę starą jak jej tam. — Powiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. — Uch, jak jej tam to Lilith. — Powiedziała Kara, próbując ukryć uśmiech. — I to była gorąca czekolada. — Wszystko jedno. — Ethan machnął ręką na nieistotne szczegóły. — Chcesz uratować swoją pracę czy nie? — Oczywiście, że tak. Chodźmy. — Kara zaczęła wchodzić do kabiny, ale on znów ją zatrzymał. — O nie, nie możesz tak pójść. — Mówiąc, ściągał poplamiony tuszem do rzęs fartuch i rozluźniał krawat. — Jak? — Zapytała Kara, zastanawiając się, co robił. — W ubraniach. — Powiedział, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie, ściągając wykrochmaloną, niebieską, zapinaną koszulę, gdy mówił. — W porządku, widzę, dokąd to zmierza. — Kara oparła ręce na biodrach, decydując, że mimo wszystko go nie lubiła. — A tak w ogóle, jak myślisz, jak głupia jestem? — Zażądała odpowiedzi, piorunując spojrzeniem w połowie nagiego naukowca. Była zaskoczona widząc, że miał naprawdę ładną klatkę piersiową — w rzeczywistości lepszą niż Brada, który naprawdę był zbyt muskularny. Nigdy nie lubiła mężczyzn, którzy mieli większe piersi niż ona, a Brad robił się ostatnio taki nadmiernie napompowany… Przestań patrzeć na jego klatę i uważaj! Rozkazała sobie. Ten człowiek wyraźnie próbował ją uwieść w sposób, który naprawdę obrażał jej inteligencję. — Chodzi mi o to, że fakt, iż nie mam doktoratu z fizyki kwantowej nie oznacza, że jestem idiotką. — Powiedziała, zaciskając pięści. — Właściwie mój tytuł naukowy jest z eksperymentalnej fizyki materii skondensowanych. — Powiedział łagodnie. — I nie prosiłbym cię o zdjęcie ubrań, gdyby to nie było całkowicie konieczne. Patrz. — Sięgnął do kolejnej klatki i wyciągnął jednego z bezwłosych szczurów. Brzmiał tak szczerze, że Kara podeszła bliżej mimo, że nie bardzo lubiła gryzonie. Szczur, który wił się w dużej dłoni Ethana miał obręcz zielonego odbarwienia wokół tułowia. I to nie wyglądało, jakby ktoś użył markera albo farby, żeby go zabarwić — to było, jakby część skóry szczura była naturalnie zielona. — Co to jest? — Zapytała niechętnie. — Jakiś rodzaj mutacji genetycznej? — Teraz tak. — Powiedział poważnie Ethan, obracając szczura tak, żeby mogła zobaczyć go całego, wliczając w tu długi, nagi ogon, strzelający w tę i wewtę. — W rzeczywistości to
teraz nowa cecha dominująca, którą ten szczur przekaże potomstwu jak ja mógłbym przekazać moje, brązowe oczy, a ty te, piękne, rude włosy. — Uśmiechnął się do niej krótko, a Kara zarumieniła się. — Ale jak…? — Zaczęła, próbując zignorować sposób, w jaki na nią patrzył. — Zawiązałem kawałek zielonej wstążki wokół tego szczura, zanim wysłałem go przez portal temporalny. — Wyjaśnił. — I to jest rezultat. To zmieniło nie tylko zewnętrzny wygląd tego szczura, zmieniło też jego DNA — trwale. To znaczy, nie znalazłem jeszcze sposobu na odwrócenie tego procesu. Więc mimo, że wyglądasz pięknie w tej, czarnej sukience, jestem pewny, że nie chciałabyś nosić jej zarysu na skórze, na stałe.30 Kara zadrżała, myśląc, jaki to byłby kłopot. Sezon bikini byłby znacznie straszniejszy z wielkim tatuażem czarnej sukienki na jej ciele niż kilka dodatkowych funtów z powodu jej najazdów o północy na Hershey’a. Nie wspominając o fakcie, że mogłaby przekazać to swoim dzieciom… To znaczy, jeśli Brad przejdzie w końcu do wzięcia z nią ślubu i dania jej dzieci. — Więc nie można mieć na sobie niczego? — Zapytała, zastanawiając się czy mogła zatrzymać przynajmniej stanik i majtki. — Zupełnie niczego. — Powiedział stanowczo Ethan. — Przysięgam, że nie prosiłbym cię o ściągnięcie ubrań bez powodu — nie próbuję cię wykorzystać. — Ciemnobrązowe oczy przebiegły z aprobatą po jej ciele. — Nie ważne jak, ach, zachęcająca mogłaby być ta perspektywa. Daję ci moje słowo, że będę idealnym gentlemanem. — Okay. — Powiedziała, czując się zawstydzona. — Sądzę, że ci wierzę. Ale… ale co się stanie, gdy się tam znajdziemy? Nie możemy po prostu pojawić się nago przed naszymi, przeszłymi ja i… — Zmarszczyła czoło. — Jeśli naprawdę to zrobimy, to czy już tego nie zrobiliśmy? A w takim razie czy nie zobaczyłabym jak przyszła ja pojawia się nago i łapie tę, gorącą czekoladę, i — Ethan uśmiechnął się z aprobatą. — Podoba mi się sposób, w jaki pracuje twój umysł, Karo. Mówisz oczywiście o tworzeniu paradoksu. To prawidłowe rozważanie, ale w rzeczywistości, moje badania każą mi wierzyć, że istnieje tak wiele równoległych wszechświatów, że wszystko, co mogło się prawdopodobnie stać, stało się już w przynajmniej jednym z nich. Więc możemy bezpiecznie cofnąć się i zmienić kilka drobnych wydarzeń w niedawnej przeszłości bez zbytniego zakłócenia przyszłości. — W porządku. Więc po prostu wyskoczymy tam nago? — Zapytała znowu. Wydawał się przegapiać sedno, które w jej opinii nie było możliwym paradoksem tylko zawstydzającą, pełną nagością w środku lobby z czarnego marmuru, w budynku Laboratoriów Smythe. Kolejna myśl przyszła jej do głowy. — Wiesz, Lilith też nas zobaczy. I nawet, jeśli powstrzymamy gorącą czekoladę przed przemoczeniem jej, ona nadal będzie chciała mnie zwolnić za publiczne 30 Einstein ma coraz bardziej niespokojne życie po śmierci.
obnażanie się w środku mojej zmiany. Nie wspominając, że jeśli zobaczy nas oboje razem nago, to… cóż, to założy najgorsze. — Zakończyła, rumieniąc się. — Top byłby problem, gdybyśmy szli w czasie rzeczywistym. — Odpowiedział Ethan. Sam był lekko czerwony, co sprawiało, że Kara lubiła go jeszcze bardziej. — Ale tego nie robimy. — Powiedział. — Użyjemy tryby pół-czasu i będziemy całkowicie niewidzialni dla naszych przeszłych ja i Lilith. — Pół-czas? — Zapytała Kara. — Co t…? — Panno Wilson, jesteś tutaj? — Przenikliwy, jędzowaty głos przerwał nagle ich rozmowę. Brzmiał jakby jej wkrótce była szefowa była tuż przed głównym laboratorium. — Panno Wilson jest piąta i muszę nalegać, żebyś wróciła do mojego biura i oddała kartę dostępu. — Ciągnęła suchym głosem. — Gdzie jesteś? — Szybko! — Duże, brązowe oczy Ethana za okularami były rozszerzone i ściągał spodnie, skarpetki i buty, wszystko na raz. Kara odkryła, że też się rozbiera, ściągając czarną sukienkę przez głowę i szaleńczo siłując się z paskiem stanika i majteczkami. Jakby byli w szalonym wyścigu, żeby zobaczyć, kto rozbierze się szybciej. W ostatniej chwili zdjęła jej mały, diamentowy pierścionek zaręczynowy. Kochała Brada, ale nie chciała być oznaczona symbolem jego miłości na zawsze. — Szybko, szybko. — Ethan, już kompletnie nagi, gestykulował z wnętrza małej, szklanej kabiny, z elektrodą przyklejoną już nad jego sercem, ustawiając kontrolki na kilka godzin wcześniej. Klamka w drzwiach do małego laboratorium obracała się, gdy Kara wepchnęła się do wnętrza kabiny, twarzą do wysokiej postaci Ethana, bez żadnej myśli o skromności. — Panno Wilson! — Drzwi otworzyły się i miała akurat dość czasu, żeby zobaczyć zszokowaną twarz Lilith, gdy zobaczyła gołą Karę, przyciśniętą do wielkiego, muskularnego, całkowicie nagiego naukowca. — Więc to robiliście! — Zatrąbiła Lilith, jej ściągnięta twarz robiła się jednocześnie czerwona i biała. — Tutaj. — Ethan przykleił elektrodę do klatki piersiowej Kary, bezpośrednio nad jej lewą piersią i objął ją ramieniem. — Przygotuj się. — Powiedział jej do ucha. — Twoje okulary! — Powiedziała Kara. Sięgnęła w górę i ściągnęła mu je z twarzy, rzucając je w kąt kabiny, za siebie i dodała. — Lepiej, żeby to zadziałało. — Zadziała. Ruszamy. Rozległo się lekkie brzęczenie i małe laboratorium zniknęło z widoku. Potem poczuła dziwne, napięte, łaskoczące uczucie w całym ciele. Jak gdyby była w ogromnej tubce pasty do
zębów, a jakiś gigant próbował ją wycisnąć.31 Przez chwilę nie mogła oddychać, a potem doznanie ustąpiło równie szybko jak się zaczęło. — No i jesteśmy. — Powiedział do jej ucha głęboki głos Ethana Robertsona. — Karo, witaj w przeszłości. 31 Skąd autorka bierze takie porównania?
Rozdział 5 Kara stała się nagle świadoma, że nadal była przyciśnięta do bardzo nagiego Ethana i ich ciała dotykały się prawie wszędzie. W maleńkiej kabinie było bardzo ciepło i ciasno, a ona była strasznie zakłopotana. W pośpiechu, żeby uciec przed Lilith, była szybka w rozbieraniu się, ale teraz nie mogła uwierzyć, że naprawdę to zrobiła. Nigdy nie była nago z żadnym mężczyzną poza Bradem, a nawet wtedy to było głównie w ciemności. Te kilka razy, gdy pozwoliła swojemu narzeczonemu zobaczyć ją bez ubrań w świetle, zawsze miał profesjonalną opinię na temat tego, co musiała zrobić, żeby być szczuplejsza, jędrniejsza i ogólnie w lepszej formie. Jak odkryła Kara, to nie było zabawne, gdy mówiono ci, że musisz robić sto brzuszków dziennie, żeby pozbyć się tłuszczyku, gdy próbujesz być w nastroju na kochanie się. Ethan poruszył się przy niej i wymamrotał. — Uch wybacz. Naprawdę nie widzę dużo bez moich okularów. Kara poczuła falę ulgi. — Och, dobrze! — Wyrzuciła z siebie, zanim o tym pomyślała. — Ale dziękuję, że je zdjęłaś. — Ciągnął uprzejmie Ethan, jakby rozmawiali w czasie towarzyskiego spotkania, a nie stłoczeni razem w małej budce. — To było po prostu szybkie myślenie czy nie chciałaś, żebym cię zobaczył? — Um… — Kara zarumieniła się mocno, decydując nie odpowiadać na to, konkretne pytanie. — Czy wyjście z kabiny jest bezpieczne? — Dodała, próbując zmienić temat. — Powinno być. — Mrużąc oczy, wyjrzał przez otwartą stronę kabiny. — Jesteśmy w lobby, prawda? To miejsce, w które celowałem. — Tak, jesteśmy. — Kara przyjrzała się wielkiej recepcji z czarnego marmuru z fascynacją. — Nie wiedziałam, że twój, uch, portal temporalny może przenosić nie tylko w czasie, ale też w przestrzeni. — Dodała, wychodząc ostrożnie na zimny marmur. — Pamiętaj, że czwarty wymiar tak naprawdę nie jest inną płaszczyzną egzystencji — to, to, co Einstein zdefiniował, jako czasoprzestrzeń. — Powiedział Ethan, uśmiechając się do niej krótkowzrocznie. — Więc przenoszenie się w przestrzeni jest równie łatwe jak w czasie. — To dobrze, zwłaszcza, jeśli w każdym miejscu, do którego się wybierzesz, musisz pojawiać się nago. Kara owinęła ramiona wokół siebie i zadrżała. Wiedząc, że nie mógł widzieć, że ona patrzy, wykorzystała okazję, żeby mu się przyjrzeć i zobaczyła, że reszta jego ciała pasowała do wspaniałej klaty, którą pokazał zanim wszystko oszalało. Pasuje, zdecydowała, oglądając jego długie, umięśnione nogi i uda, jędrny tyłek i jego naturalnie jasnobrązową skórę. A jeśli chodziło o to między jego udami — Zarumieniła się i spróbowała nie patrzeć. Hubba-hubba32 — Ethan Robertson mógł być maniakiem fizyki jak jej młodszy 32 Takie powiedzonko, wyrażające uznanie dla czyjegoś wyglądu.
brat, ale był też ciachem! W rzeczywistości, bez okularów i laboratoryjnego fartucha mógłby właśnie zejść ze stron Playgirl. Zastanawiała się czy miał pojęcie jak dobrze naprawdę wyglądał i zdecydowała, że prawdopodobnie nie. — W porządku? — Zapytał, brzmiąc na zmartwionego i zdała sobie sprawę, że stała tam, wpatrując się w niego prawie przez minutę. — Ja, uch, tylko zmarzłam. — Powiedziała, drżąc dla efektu. — Przepraszam za to. Właściwie miałem wziąć dla nas jakieś, laboratoryjne fartuchy, dopóki ta, jak jej tam nie wparowała do środka. — Ethan brzmiał przepraszająco. — Widzisz, możesz zabierać ze sobą takie rzeczy jak ubrania, albo, w moim przypadku to. — Pomacał podłogę budki, dopóki nie znalazł swoich okularów. — Po prostu nie chcesz mieć z nimi bezpośredniego kontaktu w czasie skoku. — Co z nami? — Zapytała Kara, trzymając ręce pewnie na miejscu, choć zakrywanie jej pełnych piersi jedną ręką było prawie niemożliwe. — Chodzi mi o to, że, my mieliśmy mnóstwo, er, kontaktu. Czy to zmieni nasze struktury DNA? — Co dziwne, nie. — Ethan założył okulary z powrotem, popatrzył na nią i szybko odwrócił wzrok. — Uch, strukturalna integralność organizmów żywych pozostaje nienaruszona podczas podróży przez portal temporalny. Nawet, jeśli są, uch, w bezpośredniej bliskości. — Wymamrotał, wyraźnie nadal próbując nie patrzeć. Kara zaczerwieniła się. Czuła się dużo bardziej komfortowo, rozmawiając z nim, gdy wiedziała, że jej cało było tylko niewyraźnym, zamazanym zarysem dla jego nieskupionych oczu. — Więc, co teraz? — Zapytała, oceniając lobby sprzed trzech godzin. Zobaczyła przeszłą Lilith, siedzącą przy biurku recepcji z cierpkim wyrazem twarzy i przeszłego Ethana, który dopiero zaczynał iść przez pokój. Na początku nie wydawali się w ogóle poruszać, ale potem zobaczyła, że w rzeczywistości poruszają się bardzo powoli. Gdy obserwowała, grymas Lilith pogłębił się lekko, a przeszły Ethan, z nosem zagłębionym w papierach, zrobił bardzo powolny krok. — Teraz poczekamy, aż przejdziesz przez drzwi. — Odpowiedział Ethan, wychodząc z kabiny by stanąć obok niej. Kara popatrzyła i zobaczyła swoje, przeszłe ja tuż za drzwiami, ale wejście zajmowało jej wieczność. W międzyczasie stała w zimnym, ciemnym lobby, kompletnie naga, z człowiekiem, którego ledwie znała nawet, jeśli był niesamowicie uroczy. Zapragnęła, żeby Kara sprzed trzech godzin się, do diabła pospieszyła, a potem zdała sobie sprawę, jak ro była dziwna myśl. — Więc… powinniśmy pójść, zabrać kubek z mojej ręki i położyć go na biurku? — Zapytała, ruszając, żeby pójść i to zrobić. To wydawało się jedynym sposobem na przyspieszenie wydarzeń.
— Nie, zaczekaj. — Ethan położył dłoń na jej ramieniu, żeby ją powstrzymać, a potem cofnął ją szybko. — Ja, um, nie chciałbym cię przestraszyć. — Powiedział. — Mam na myśli przeszłą ciebie. Stracić uchwyt na kubku, który wyląduje na biurku to jedna rzecz. Mieć kubek, który całkowicie znika ci z ręki i materializuje się piętnaście stóp przed tobą, w całkowicie innym miejscu, to zupełnie, co innego. — Och, sądzę, że masz rację. — Kara uśmiechnęła się na jego przezorność. — Mogłabym pomyśleć, że miałam nagle doświadczenie poza ciałem albo przeżycie religijne czy coś. — Zaśmiała się i spojrzała na niego kątem oka tylko po to by zobaczyć, że on też zerka na nią ukradkiem. Ethan zarumienił się i odwrócił wzrok, gdy ich oczy się spotkały. — Przepraszam. — Powiedział, odchrząkując nerwowo. — To po prostu, cóż, jesteś bardzo piękna i trudno nie patrzeć. Łał. Kara znów na niego popatrzyła, rumieniąc się z przyjemności. — Dzięki. — Powiedziała. — Właściwie, uch, myślałam to samo o tobie. Ćwiczysz? Bo twoje ciało jest naprawdę… To znaczy, ponieważ mój narzeczony jest osobistym trenerem i zawsze potrafię stwierdzić, gdy ktoś, uch… — Urwała, zakłopotana. Dlaczego zawsze gadała głupoty? Ethan wyglądał na rozbawionego. — Cóż, nie chodzę na siłownię, ale codziennie rano biegam i podnoszę lekkie ciężary w garażu. — Powiedział. — Mój dziadek ze strony matki jest Navajo i przywykłem do spędzania z nim lata w rezerwacie. Zawsze mówił „ciało musi być wyćwiczone, jeśli umysł ma być ostry. Więc był w części Navajo — to wyjaśniało czarne włosy i jego wspaniałą opaleniznę, pomyślała Kara. Ona sama była o wiele za blada, ponieważ, będąc naturalnie ruda, nigdy się nie opalała — tylko się przypalała i pokrywała piegami. — Więc jeśli twój, uch, narzeczony jest osobistym trenerem, ty też musisz ćwiczyć, co? — Zapytał Ethan, przerywając ciąg jej myśli. — Och, nie ćwiczę, aż tyle, ile Brad myśli, że powinnam. — Powiedziała, wskazując się ruchem głowy i czerwieniąc się. — Chcę powiedzieć, że zawsze mówi mi, że muszę robić więcej brzuszków i przysiadów, i tego rodzaju rzeczy. — Naprawdę? — Ethan uniósł jedną, ciemną brew i popatrzył na nią oceniająco. — Dla mnie wyglądasz dobrze. — Dzięki. — Powiedziała znów, uśmiechając się. Myślała, w jak dziwnej była sytuacji — stojąc trzy godziny w przeszłości, mając zaraz spróbować zmienić przyszłość, flirtując z nagim naukowcem, gdy była równie naga. Będąc zatrudnioną w Laboratoriach Smythe ona i każdy pracownik w tym miejscu musiał przejść przez obowiązkowe seminarium o napastowaniu seksualnym, ale, oczywiście, nie mówili tam o niczym, nawet odlegle związanym z seksualną etykietą nagości podczas podróży w czasie. Zastanawiała się czy Ethan zaprezentuje publicznie swój wehikuł czasu — mogliby musieć po prostu dodać kawałek do tego seminarium, gdyby to zrobił.
Kawałek od niej, jej przeszłe ja nadal było tylko w połowie drogi do wyglądającej na wściekłą Lilith, a przeszły Ethan nie był jeszcze blisko pozycji. — Więc jak zainteresowałeś się podróżami w czasie? — Zapytała Kara, żeby nawiązać rozmowę. — Och, no wiesz… myślę, że zawsze byłem maniakiem science fiction. Uwielbiałem Gwiezdne Wojny i Star Treka, prawie wszystko tego rodzaju. — Wzruszył ramionami, wyglądając na zażenowanego. — I oczywiście uwielbiałem stare odcinki Dr. Who. Widzisz, to o takim facecie — — Och, wiem, o czym to jest. — Powiedziała podekscytowana Kara. — Uwielbiam ten serial. — Naprawdę? — Uśmiechnął się do niej. — Żartujesz — nigdy nie spotkałem dziewczyny, która go lubiła. Myślałem, że mówiłaś, że to twój młodszy brat był tym, który interesuje się tymi rzeczami. — Och, cóż. — Kara wzruszyła ramionami. — Sądzę, że ja też. Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem, poprosiłam mamę, żeby zebrała mi włosy w dwa zwoje po bokach głowy w dzień szkolnego zdjęcia.33 No wiesz, koki Księżniczki Lei? Ethan zaśmiał się. — Naprawdę? I zrobiła to? — Tja. — Przyznała Kara. — Powinieneś zobaczyć to zdjęcie. Inne dzieciaki nigdy nie przestały mi o tym przypominać. I — och, nadchodzę! — Przeszła Kara dotarła właśnie do punktu krytycznego i zaraz miała wycisnąć pokrywkę z kubka dużego chantico i rozlać gorącą czekoladę po całej, skrzywionej, przeszłej Lilith. — Szybko! — Powiedział nagląco Ethan. — Każdy punkt czasu może być modyfikowany tylko raz. Zapominając, że była naga i wszystko się kołysało, Kara pobiegła naprzód i uratowała parujący kubek z ręki przeszłej siebie, i postawiła ostrożnie na biurku, a potem odwróciła się by zobaczyć rezultat. Jej przeszłe ja wyglądało najpierw na przerażone, a potem zdumione, gdy kubek gorącej czekolady zniknął z jej ręki. Potem została złapana w połowie upadku przez przeszłego Ethana, który patrzył na nią ze zmartwieniem, a jego papiery rozsypały się po całej podłodze. Potem wszyscy jednocześnie wydawali się zauważyć, że gorąca czekolada pojawiła się ponownie na recepcyjnym biurku i jej przeszła ja zaoferowała ją skrzywionej, przeszłej Lilith, która niechętnie ją przyjęła. 33 Rany, nie cierpiałem tego. Rok w rok wszyscy ustawiać się rzędem i uśmiechać się głupawo do zdjęcia, które co roku wyglądało tak samo. Jeszcze bym zrozumiał raz na podstawówkę, raz na gimnazjum, raz na szkołę średnią, ale męczyć się z tym, co roku?
— No i jesteśmy. — Powiedziała zdyszana Kara, obserwując jak scena rozgrywała się przed nimi w zwolnionym tempie. — Jeśli jej się spodoba, daruje mi spóźnienie — po prostu to wiem. Przeszła Lilith uniosła parujący kubek do ust i wzięła, jak się wydawało, długi, długi łyk. Gdy opuściła kubek, jej grymas prawie stał się uśmiechem. Moc czekolady była cudowną rzeczą, pomyślała Kara, sama się uśmiechając. — To wszystko. — Powiedziała, uśmiechając się szeroko do Ethana. — Jest w porządku — możemy iść. Ethan ustawił kontrolki, mamrocząc coś o wzmocnieniu emocjonalnym i znów stłoczyli się razem w kabinie. Tym razem Kara była znacznie bardziej świadoma dużego, męskiego ciała, przyciśniętego do jej własnego. Ethan musiał mieć przynajmniej sześć stóp dwa albo sześć trzy i jej twarz była praktycznie przy jego szerokiej, muskularnej piersi. Miał pikantny, męski zapach, który wydawał się bardziej seksowny od jakiegokolwiek płynu po goleniu, który kiedykolwiek wąchała i wydawał się idealnie pasować. Zastanawiała się czy wzajemne przyciąganie było wytworem jej wyobraźni, ale szybko stało się oczywiste, że było bardzo wyraźnie prawdziwe. Ethan przesunął się w kabinie, mrucząc przeprosiny, gdy coś dużego i twardego musnęło jej udo. Kara spróbowała nie patrzeć. Czuła jak serce dudni jej w piersi, a potem poczuła wrażenie bycia ściskaną i wrócili dokładnie sekundę po tym jak odeszli. Kara wyjrzała ostrożnie z kabiny, ale w drzwiach małego laboratorium nie było wściekłej, oskarżającej twarzy. Lilith, bez powodu, żeby jej szukać, prawdopodobnie poszła już do domu. Westchnęła z ulgi, gdy wyszła z portalu temporalnego. Odwracając się plecami do Ethana, zaczęła szybko zakładać swoje ubrania. Gdy odwróciła się po wsunięciu jej diamentowego pierścionka zaręczynowego na palec, zobaczyła, że Ethan też był ubrany. Bezkształtny, biały, laboratoryjny fartuch ukrywał jego ciało i wiedziała, że nigdy nie zgadłaby, że wyglądał tak dobrze bez ubrań, gdyby właśnie nie widziała go bez nich. Ta myśl sprawiła, że się zarumieniała — musiała przestać myśleć o nim nago! — Cóż. — Powiedziała, nagle nie wiedząc, co powiedzieć. — Cóż. — Powtórzył po niej Ethan. — Ja, uch, sądzę, że to koniec trasy. — Tak. — Kara zrobiła krok naprzód i wyciągnęła rękę do uściśnięcia. —Top wydawało się głupim, nieznaczącym gestem po tym jak tłoczyli się razem nago w kabinie czasowej, ale nie wiedziała, co innego zrobić. — Dziękuję ci za pomoc w zatrzymaniu mojej pracy. — Powiedziała cicho. — Więcej niż proszę bardzo. Cieszę się, że mogłem pomóc. — Ethan poważnie chwycił jej rękę i potrząsnął nią. — I cóż, cieszę się, że mogłem poznać cię trochę lepiej. — Dodał, uśmiechając się. — Od dawna chciałem z tobą porozmawiać, ale zawsze wydawałaś się taka… — Wzruszył ramionami.
— Zajęta? — Zasugerowała Kara. — Piękna. — Poprawił, a potem zmarszczył czoło. — Przepraszam, to zabrzmiało niewłaściwie. Ja, uch, wiem, że jesteś zaręczona i tylko… — Nie, w porządku, naprawdę. — Kara nie mogła nic poradzić na rumieniec przyjemności, który poczuła, przepływający po jej skórze. Ile czasu minęło, odkąd Brad nazwał ją piękną? A teraz Ethan powiedział to dwa razy w ciągu godziny. Przestań myśleć w ten sposób — Brad jest twoim narzeczonym, powiedziała sobie stanowczo. A Jeśli terapeutka miała rację, że dokonał przełomu, dziś w nocy mógł być gotowy na ustalenie daty ich ślubu. Pewnie trzymając się tej, pełnej nadziei myśli, powiedziała. — Um, myślę, że powinnam iść. Zobaczymy się jutro? — Absolutnie. — Ethan uśmiechnął się do niej, a ona nie mogła powstrzymać się przed odwzajemnieniem uśmiechu. Nawet w tych okularach był naprawdę ładny. Potem zmusiła się do wzięcia swojego libido na smycz i poszła do domu, do Brada.
Rozdział 6 — Co chcesz, żebym zrobił? — Ethan uniósł swoje, czarne brwi prawie do linii włosów, wpatrując się w nią z zaskoczeniem. — Użyj wehikułu czasu, żeby zabrać mnie w przeszłość, żebym mogła wyleczyć mojego narzeczonego z jego strachu przed zaangażowaniem. — Powtórzyła pospiesznie Kara. — Proszę, Ethan, wiem, że to wielka przysługa i prawdopodobnie to nie jest coś, do czego wynalazłeś portal temporalny — — Cóż, nie, to nie jest zastosowanie, które miałem na myśli. — Powiedział sucho. — I będąc szczerym, to może nie być nawet możliwe. — Dlaczego nie? Nadaje się tylko do przenoszenia się w przód i w tył o kilka godzin? — Kara zdała sobie sprawę, że było wiele pytań, które powinna wczoraj zadać, gdy naprawiali to, o czym zaczęło myśleć, jako „incydent z gorącą czekoladą.” — Nie, nie. — Ethan pokręcił głową. — Właściwie może zabrać użytkownika tak daleko w przód i w tył w czasie, jak rozciąga się długość jego życia.34 Na przykład nie mógłbym się cofnąć, zabić Hitlera i powstrzymać Drugą Wojnę Światową, ponieważ nie żyłem w latach trzydziestych i czterdziestych. Ale mógłbym się cofnąć i porozmawiać z moją, starą nauczycielką z przedszkola, gdybym chciał. A nie chcę. — Cóż, Brad jest tylko pięć lat starszy ode mnie, a rzecz, którą potrzebuję naprawić, wydarzyła się, gdy był w drugim roku szkoły średniej. — Kara usiadła obok niego na jednym z małych, laboratoryjnych stołków. — Więc to wykonalne, czyż nie? Ethan przeciągnął ręką przez swoje gęste, ciemne włosy, wyglądając niespokojnie. — Cóż, mówiąc technicznie, tak. Ale im większy skok w czasie, tym więcej wymaga energii. — Ale myślałam, że możemy użyć własnych ciał, jako energii — to zrobiliśmy wczoraj, czyż nie? — Tak, ale dokonywaliśmy bardzo krótkiego skoku. — Przypomniał jej Ethan. — Ale dłuższy… — Potrząsnął głową. — Słuchaj, pozwól mi wyjaśnić od początku. — Przepraszam. — Powiedziała pokornie Kara. — Proszę cię, żebyś użył swojego, wspaniałego wynalazku, żeby mi pomóc, nie pytając nawet jak on działa. To takie niegrzeczne z mojej strony. — Była zawstydzona swoimi, złymi manierami. — Hej, nie, w porządku. — Ethan poklepał jej ramię, jego duża, ciepła dłoń pozostawała na jej skórze w miejscu, gdzie kończyła się bluzka bez rękawów, którą miała na sobie. Kara nie mogła nic poradzić na cieszenie się jego dotykiem. 34 To ja mam zastosowanie. Była kiedyś wielka kumulacja 20 albo więcej milionów do wygrania. Z chęcią cofnąłbym się w czasie i podpowiedział sobie wygrywające liczby.
— Nie. Nie jest. — Kłóciła się. — Mimo wszystko to nie jest tak, jakbym pożyczała od ciebie wiertarkę czy coś w tym stylu. To twoje dzieło — twoje dziecko. — Tak sądzę. — Uśmiechnął się. — Pracowałem nad tym pomysłem od szkoły średniej. Ale pozwól mi wyjaśnić moje opory przez wykonaniem dłuższego skoku. — Proszę. — Kara dała mu znać gestem, żeby kontynuował, czując się trochę, jakby powinna robić notatki. Ethan westchnął i znów zmierzwił włosy. — Zobaczmy… Gdy dopiero, co zbudowałem wehikuł, byłem w stanie wysyłać myszy i szczury, których używałem, jako obiektów kontrolnych, dość daleko w przeszłość i przyszłość, używając własnego ciała, jako źródła energii, jak wyjaśniałem. Ale z czasem odkryłem, że mój dystans, zarówno w przeszłość, jak i w przyszłość zmniejszył się i nie byłem w stanie wysłać ich tak daleko. Nie mogłem znaleźć dla tego żadnego powodu i zaczynałem myśleć, że uderzyłem w przysłowiową, ceglaną ścianę. Kara ukryła lekki uśmiech za dłonią na jego szczegółową figurę stylistyczną i skinęła głową, żeby kontynuował. — Ale pewnego dnia poszedłem do laboratorium po wielkiej kłótni z doktorem Sloanem, odnoście ciemnej materii jej możliwego wpływu na naładowane cząstki — prawie doszło do rękoczynów. Znasz doktora Sloana? — Przerwał sam sobie. — O tak. — Kara pokiwała głową. Doktor Sloan był gnomem o skwaszonej twarzy, który nigdy nie odwzajemniał jej wesołego, porannego pozdrowienia. Raz nawet narzekał Lilith, że Kara była zbyt radosna. — Sama chciałabym go walnąć. — Dodała, przypominając sobie, w jakie kłopoty wpakowało ją jego narzekanie. — Oboje chcemy. — Powiedział poważnie Ethan. — W każdym razie wszedłem po tym do laboratorium, gdy nadal byłem wściekły i nie myślałem jasno. Wiedziałem, że nie powinienem bawić się portalem w tym stanie umysłu, ale miałem to gdzieś. I ku mojemu zaskoczeniu — Wykonał zamaszysty gest jedną ręką. — nagle byłem w stanie wysłać myszy znacznie dalej niż mogłem wcześniej. Kara pamiętała go, mamroczącego kilka razy o „emocjonalnym wzmocnieniu,” gdy poprzedniego dnia ustawiał kontrolki maszyny. — Twój gniew wzmocnił źródło mocy. — Wykrzyknęła. Ethan pokiwał głową, wyraźnie zadowolony, że sama wyciągnęła wniosek, bez potrzeby, żeby wyjaśniał wszystko szczegółowo. — Dokładnie — tak, jak każda, silna emocja. Na początku byłem tak podekscytowany, że naprawdę udaje mi się skłonić portal do pracy, że mój entuzjazm pozwolił mi wysyłać myszy i szczury dalej w czasoprzestrzeń. Gdy moje, początkowe podekscytowanie minęło, miałem mniej energii do użycia przez wehikuł i nie mogłem wysłać ich tak daleko.
— Ale… — Kara zmarszczyła czoło. — Nie byliśmy wczoraj wściekli albo podekscytowani. Albo, zaraz — sądzę, że byliśmy przestraszeni, a przynajmniej ja wiem, że byłam przestraszona, gdy Lilith weszła i uch, przyłapała nas. Ethan skinął głową. — Dokładnie. — Ale nie byliśmy, aż tak zdenerwowani i przestraszeni w drodze powrotnej, zaprotestowała Kara. — Nie musieliśmy być. — Powiedział. — Powrót do twojego, właściwego czasu zawsze jest prostszy — to prawie, jakby w grę wchodził rodzaj temporalnego magnesu, ściągający cię z powrotem do twojego punktu pochodzenia. Jak zjeżdżanie na deskorolce ze wzgórza. — Spojrzał na Karę kątem oka. — Ale nawet, gdybyśmy nie mieli temporalnej grawitacji po naszej stronie, byłem całkiem pewny, że mogłem sprowadzić nas z powrotem bez problemów. — Dlaczego? — Zapytała Kara, zastanawiając się, co próbował powiedzieć. — Powiedzmy po prostu, że uważałem bycie blisko ciebie za dostatecznie ekscytujące. — Powiedział, głębokim głosem miękkim i cichym. Odgarnął lok kręconych, rudych włosów z jej oczu i popatrzył na nią znacząco. Kara zarumieniła się. — Ethan… Westchnął. — Wiem, przykro mi. Teraz ja jestem tym, niegrzecznym. Jesteś tu, żeby prosić mnie o pomoc w zmianie przeszłości z powodu twojego narzeczonego, a ja do ciebie uderzam. — Pokręcił głową. — Nie, to w porządku. — Zapewniła go Kara. — Albo, cóż, nie jest w porządku, ale nie jestem zła. — Uśmiechnęła się do niego. Och, naprawdę musiała być tu ostrożna. Była w poważnym niebezpieczeństwie polubienia Ethana Robertsona o wiele za bardzo. Jestem tu dla Brada, przypomniała sobie stanowczo. Nie wyrzucę pięciu lat zaangażowanego związku tylko dlatego, że doktor Hotbody35 wygląda dobrze w podkoszulku. Albo bez niego. — Więc. — Powiedziała, prostując się, żeby nie pochylać się w jego osobistą przestrzeń. — Myślisz, że to by było możliwe, um, podekscytować się wystarczająco, żeby cofnąć się w czasie o kilka lat więcej? Ethan w Zamyśleniu przygryzł pełną, dolną wargę. — Może — sądzę, że moglibyśmy spróbować. — Spróbować? — Powiedziała Kara, czując się nerwowo. Wygładziła nagle wilgotnymi dłońmi schludną, szarą spódnicę. — Co się stanie, jeśli się nam nie uda? Nie znikniemy w rozdarciu materii czasoprzestrzeni na zawsze? 35 Gorące ciało.
Ethan uśmiechnął się do niej szeroko. — Oglądałaś zbyt wiele filmów science fiction. Nie, zbudowałem ten portal z kilkoma zabezpieczeniami. Jeśli nie generujemy dość energii, żeby przenieść się, aż do czasu, który zdefiniowaliśmy, nie przeniesiemy się w ogóle. — Och. — Kara poczuła ulgę. — W porządku, to brzmi dobrze. — Powiedziała, myśląc, jakim był błyskotliwym mężczyzną, zadbawszy o wszystko w ten sposób. — Więc, czy moglibyśmy przynajmniej, po prostu spróbować? Westchnął. — To dla ciebie naprawdę ważne, co? Kara pomyślała o wielkiej kłótni, którą miała z Bradem zeszłej nocy, gdy ośmieliła się poruszyć temat ustalenia daty ślubu. Wróciła do domu, do malutkiego, ale uporządkowanego mieszkanka, które dzielili by znaleźć go, siedzącego na kanapie i pijącego nisko węglowodanowe piwo i oglądającego mecz. Gdy przytuliła się do niego i próbowała porozmawiać, odsunął ją jak natrętną muchę. Ten „wielki przełom” w gabinecie terapeutki okazał się wcale nie tak duży. Potrafił być takim słodkim człowiekiem na tak wiele sposobów, czuła pewność, że gdyby mogła naprawić w nim tę jedną, małą rzecz, byłby idealny. — Taa. — Powiedziała w końcu, biorąc Ethana za rękę. — Tak, jest, i nie prosiłabym cię o zrobienie tego, gdybym nie sądziła, że to sprawi, że życie Brada też będzie lepsze — nie tylko moje. Widzisz, miał bardzo traumatyczne wydarzenie, gdy był w szkole średniej… — Wyjaśniła Ethanowi cały incydent głowy-spłukanej-w-toalecie, dokładnie tak, jak Brad zawsze go opowiadał. — Więc rozumiesz, terapeutka sądzi, że to sprawia, że boi się bliskości. To jakby, gdyby pozwolił sobie być zbyt emocjonalnie wrażliwy, wróciłby do swojego, starego, słabego, nienapakowanego ja. — Powiedziała. Ethan wyglądał na zamyślonego. — Wiesz, przydarzały mi się takie rzeczy w szkole średniej zanim wyrosłem. — Naprawdę? — Kara nie mogła w to uwierzyć. — O tak. — Wzruszył ramionami. — Nigdy nie byłem jednym z popularnych dzieciaków. Byłem głową Ligi Matematyki i kapitanem Klubu Fizycznego — inne dzieciaki nazywały mnie czterookim i podobnymi imionami. Myślę, że byłem rodzajem dziwaka. Kara ściągnęła okulary z jego przystojnej twarzy i przetarła je rąbkiem spódnicy. — Byłam w klubie szachowym. — Powiedziała. — Jakiś czas, dopóki nie porzuciłam tego dla kółka dramatycznego. Też nie byłam dokładnie najpopularniejszą dziewczyną w szkole. — Lubisz szachy? — Pochylił się naprzód, żeby być w stanie zobaczyć ją bez okularów. — Powinniśmy czasami zagrać. Uwielbiam to. — Jego pełne usta były niebezpiecznie blisko i wyglądały na całuśnie miękkie. Kara westchnęła i ze smutkiem oddała mu okulary. — Chodzi o to, że nam wszystkim przytrafiają się złe rzeczy w szkole średniej. Jest trudna praktycznie dla wszystkich. Ale myślę, że to doświadczenie Brada naprawdę zostawiło mu blizny. Mówi nawet, że to miało na niego większy wpływ niż śmierć jego matki.