TŁUMACZENIE NIEOFICJALNE:
klaudia01316 i Wajolkaa
KOREKTA:
kk741
Rozdział 1
James
- Ej, Fitz! Twoja kolej, człowieku.
Zerknąłem do góry, aby zobaczyć uśmiechającego się głupkowato Kyle’a. Striptizerka
właśnie zakończyła poruszać na nim biodrami. Piosenka skończyła się, a on nadal trzymał ręce
wokół obfitego tyłeczka tancerki. Dziewczyna, Cristal, czy jakoś tak, była ubrana jedynie w stringi,
a jej opalona skóra lśniła w przyćmionym świetle.
Napiłem się szczodrze piwa za dwadzieścia dolców. Na szczęście drinki dla drużyny były
darmowe, tak samo jak striptizerki oraz wszystko inne, które może się nadarzyć.
Gracze często wracają do domu z tancerkami z klubu. Mnie też zdarzyło się to nie jeden raz.
Dziewczyny były nieźle gorące i bardziej niż uczynne. Nie wspominając o tym, jakie były
elastyczne.
Pokręciłem głową. Będąc szczerym, poczułem pewnego rodzaju niesmak, kiedy ostatnim
razem obudziłem się obok dziewczyny, której makijaż był rozmazany na całej poduszce,
prześcieradle i moim fiucie1
. Kiedy jestem pijany, wtedy o tak, nie zwracam na takie rzeczy uwagi,
ale później….
Później, wszystkie dziewczyny, które stukałem, sprawiały, że czułem się w ten sposób.
Striptizerki, grupies, studentki. Nawet zaledwie tydzień temu, podrywałem gospodynię w barze.
Cóż, właściwie, to ona mnie poderwała.
Ale coś spowodowało, że odszedłem nieusatysfakcjonowany.
A nawet bardziej.
Czułem się kurewsko brudny.
Jeśli mam być szczery, wolę naturalny wygląd, taki jak tej wspaniałej brunetki z zajęć z
ekonomii. Pewnie jest świeżynką, ale ma właściwy sprzęt. Ogromne zielone oczy, słodki nosek,
wspaniałe usta i najlepsze cycki, jakie kiedykolwiek widziałem w swoim życiu.
Drogi Boże, te cycuszki mogłyby zatrzymać ruch. Nie wspominając już o jej nogach,
długich na mile. Wyglądałyby świetnie oplecione wokół mnie, kiedy jeździłbym w jej słodkim
pudełeczku.
Poprawiłem swojego kutasa. Twardniał na samą myśl o tym.
1Zdarza się nawet najlepszym, hihihi
Tancerka podeszła do mnie z pytaniem w oczach.
- Ja pasuję.
Byłem dość pijany, by cieszyć się dzisiejszym wieczorem po wygraniu kolejnego meczu.
Powinienem być zadowolony, ale chciałem pobyć sam.
Było jednak tak, że kurwa, rzadko kiedy byłem sam.
Moi koledzy z drużyny, fani, dziewczyny. Byłem w centrum uwagi. Non-stop.
Dorastając miałem odwrotny problem. Moja mama miała dwie prace, a czasem nawet trzy.
Byliśmy ubodzy.
Kurwa, nawet bardziej niż biedni.
Zabłoceni biedą.
Jeśli kiedykolwiek zobaczylibyście okolicę, w której dorastałem, to pewnie byłoby to tylko
w wiadomościach. Jakiś dziennikarz mówiłby o wskaźniku przestępczości albo o tym, jak
niebezpieczne jest życie w południowej części Chicago, a także o tym, jak wszyscy, którzy tam
mieszkają są albo chuliganami, albo żulami.
Lub oboma jednocześnie.
Chciałbym powiedzieć, że nie byłem jednym z kryminalistów, ale to byłoby kłamstwo.
Kradłem zestawy stereo z aut, rowery, cokolwiek. Jedyną rzeczą, jaka uratowała mnie przed
skończeniem w więzieniu, był football.
Sport królów.
Popatrzcie teraz na mnie. Jestem na szczycie drabiny społecznej. Król Królów.
Ale w dalszym ciągu, byłem kurewsko ubrudzony błotem.
Nadine
- Cholera jasna!
Chwyciłam się za goleń, jak uderzyłam się o kaloryfer przy wejściowych drzwiach,
próbując wyjść z gównianego mieszkania, które wynajmowałam. Wyjście z niego było, jak
pieprzony bieg z przeszkodami. Nieważne jest to, że technicznie spałam w kuchni. Mój „pokój” to
podwójne łóżko z zasłoną prysznicową, dzielącą moją część od kuchni.
To była duża kuchnia, ale wiedziałam, że to jest całkiem do dupy. Prawdę mówiąc,
cieszyłam się, że mam miejsce, gdzie mogę trzymać swoje rzeczy i spać. Nie było jakieś tam
wspaniałe, ale jak dla mnie było ok.
Właściwie to nie spędzałam tu za dużo czasu.
Moja obecna sytuacja na pewno była lepsza od tej, którą miałam wcześniej. Jako studentka
mogłam spędzać czas w bibliotece lub w studenckich stołówkach. Darmowe stanowiska
komputerowe były wybawieniem. To tam wykonywałam cała moją pracę.
Jednak w dalszym ciągu, dzień kończyłam w słodkim domu, zwanym zapadłą dziurą.
Żarówka na korytarzu była wypalona odkąd się wprowadziłam. Nikogo z czterech
studentów, którzy tutaj mieszkają w małych, jednopokojowych mieszkaniach nie obchodzi to na
tyle, aby ją wymienić. Właściwie, jedynymi częściami domu, które są czyste jest kuchnia i łazienka.
Ponieważ je, kurwa, sprzątałam.
Czystość stoi obok pobożności. Tak zawsze mawiała moja mama. A mówiła to, stojąc z
butelką w jednej ręce i fajką w drugiej.
Bełkotała. Za każdym razem.
Trudno było brać ją na poważnie, kiedy bełkocze, ale nauczyłam się tego, aby to
zrozumieć.
Nauczyłam się także, jak się uczyć z krzykami i głośną muzyką dochodzącą z dołu.
Byłabym potępiona, kończąc, tak jak ona.
Był już prawie świt, kiedy ruszałam do mojej pierwszej pracy. Miałam bardzo ścisły grafik.
Zwykle zaczynałam od płatnej praktyki, która była zaaranżowana przez finansowy departament
pomocy. Płacili niewiele, ale było to częścią programu, do którego należałam. Gdybym chciała
otrzymać wsparcie, musiałam wykonywać ich beznadziejne prace.
Następnie miałam zajęcia z kilkoma krótkimi przerwami, które przeznaczałam na naukę.
Czasami drzemałam w szkolnej bibliotece. Raz, pozwólcie, że opowiem, przypadkowo spędziłam w
niej całą noc , przestraszona jak cholera, strażnikiem z samego rana.
Po szkole kierowałam się do BB Smith’s. Była to tania knajpa z żeberkami, niedaleko
kampusu. To tutaj zarabiałam pieniądze, którymi płaciłam za czesne i mój dupowaty tani czynsz.
Na szczęście, właściciel polubił mnie i dał mi nocne zmiany pięć, a nawet sześć dni w
tygodniu. W przeciwnym wypadku, utknęłabym pracując w porze lunchu albo w innym gównie.
Najlepsze napiwki były późno w nocy, kiedy ludzie się spijali i hałasowali.
Moje wychowanie przygotowało mnie, do radzenia sobie z tym.
Łagodny dźwięk kwilenia zwrócił moją uwagę, kiedy opuszczałam budynek.
Schyliłam się, aby pogłaskać nędznego kota, mieszkającego w zaułku.
- Nie zapominałam o tobie, Wiciokrzewie.
Wyciągnęłam puszkę z torby i otworzyłam wieczko. Następnie podrapałam kotkę za uszami,
podczas, gdy ona pożerała karmę. Pożegnałam się, zastanawiając się jak zawsze, czy ponownie ją
spotkam.
Aczkolwiek, w jakiś sposób, zawsze się pokazywała.
Ciężkie było życia ulicznego kota.
Mogłam zrozumieć jego sytuację.
Ten waleczny mały kotek miał wiele osobowości. Jej futerko było takie miękkie.
Utrzymywała się w czystości, żyjąc nawet na takich ulicach.
Chciałabym zabrać ją ze sobą do środka, ale mamy zakaz trzymania zwierząt. Nie mam też
jakiejkolwiek innej możliwości, aby ją stąd zabrać, dlatego karmię ją i życzę jak najlepiej.
Byłyśmy zdane same na siebie, mimo wszystko.
Rozdział 2
James
Wyszedłem spod prysznica, rozmyślając o tym czy osuszyć się ręcznikiem. Codzienne
masaże były tylko jednym z wielu udogodnień, które oferowali graczom. To zdecydowanie
pomagało się zregenerować.
Ale dzisiaj czułem się jakoś niespokojnie.
I nie byłem do końca pewien dlaczego.
Kyle i Pete przyszli i poklepali mnie po plecach.
- Kurwa, człowieku! Zmasakrowałeś dzisiaj piłkę.
Potaknąłem. Byłem przyzwyczajony do pochwał. Należało mi się.
- Dzięki.
- Chodźmy, kurwa, na jakieś jedzenie.
Zgodziłem się.
- Taaa, jasne.
- Mam ochotę na żeberkaaa!
Pete śmiał się z Kyle, który pobiegł jak małpa przed siebie. Szarpnął spodnie Colemana,
wkurzając tym tego wielkiego zawodnika szarżującego. To nie był dobry pomysł.
Nikt nie pomyliłby Kyle z geniuszem.
- Chodźmy na grilla, skurwysyny!
Przewróciłem oczami i poszedłem się przebrać. Mogli pomarzyć o takiej sytuacji ze mną.
Nie tylko dlatego, że miałem błyskawiczne ruchy. Też nie dlatego, że nie miałem ostatnio humoru
na takie żarty. I nie dlatego, że byłem jedyny wśród tych skurwysynów, który trzymał broń i noże w
swoich rękach.
To była oznaka szacunku.
Nie zadzieraj z rozgrywającym. To była zasada.
Wiedziałem, że tylko garstka z nas zostanie profesjonalistami kiedy skończymy szkołę.
Miałem już kilka ofert, od pierwszego roku. Ale pieprzyć to, bo żaden z nich nie zaoferował mi za
to wystarczających pieniędzy.
Kiedy zostajesz profesjonalistą, lepiej bądź gotowy.
Inaczej możesz zostać wypieprzonym.
Najwyższy czas.
Siedziałem w tym już cztery lata. Nawet myślałem, żeby to skończyć. Zdobyć
wykształcenie. To by przymknęło ludzi, którzy mówili zawsze, że jestem do niczego.
Czasami też, wszystko o czym myślałem, to dorobić się i odejść.
- Kto prowadzi?
Podniosłem rękę i poszedłem do swojego SUV’a.
Był prezentem od collegu, kiedy zdecydowałem się grać dla nich. Był jednym z bardzo
wielu prezentów.
Kurwa, oni dali samochód nawet mojej mamie.
Czasem, dobrze było być rozchwytywanym.
Nawet jeślibym, kurwa, chciał, żeby nikt o tym nie mówił.
- Siedzę z przodu!
Kyle wślizgnął się na siedzenie pasażera, a pozostali czterej załadowali się do tyłu. Było to
śmieszne, widząc tych ogromnych facetów gniotących się z tyłu.
To nigdy nie byłbym ja.
Pieprzyć to gówno, chyba wolałbym się przejść.
Dojechałem do centrum. Nie było zbyt duże, ale było tam kilka przyzwoitych knajpek.
Ulubioną restauracją drużyny był BB Smith’s, ale nie byłem tam od jakiegoś czasu.
W momencie kiedy wchodziliśmy, zobaczyłem ją.
Tą gorącą laskę z zajęć ekonomii. Była ubrana w koszulkę z dekoltem w serek z nazwą
restauracji, obcisłe jeansy, trampki i śliczny fartuszek.
Nie było, kurwa, możliwości, żebym nie poczuł, jak mój fiut stwardniał na jej widok.
Hostessy podeszły do nas, prezentując nam menu.
- Witamy w BB Smith’s, zapraszamy do stolika.
Skinąłem głową w stronę tej laski. To będzie dobre. Może wreszcie mój kutas dostanie się w
naprawdę dobrej jakości cipkę.
Nadine
Przebiegłam ręką po dolnej części pleców, krzywiąc się. Byłam na nogach przez cały dzień i
to była moja pierwsza, prawdziwa przerwa. Pochyliłam się w kierunku baru, popijając Shirley
Temple.
Byłam tak zmęczona, że nic nie czułam.
Zamknęłam oczy i poczułam, że dryfuję. Stojąc.
Lana chwyciła mnie nagle i szepnęła do ucha:
- On tutaj jest.
Otworzyłam oczy bez większego zainteresowania.
- Kto?
- Rozgrywający! O mój Boże! Te rzeczy, które chciałbym mu….
Przewróciłam oczami. Zawsze miała coś do piłkarzy. Większość dziewczyn w kampusie
miała. I poza kampusem też. To było miasto piłki nożnej.
Szczególnie ciągnęło je do Fitza.
Wszystkie oprócz mnie.
Skrzywiłam się, odwracając się w jego stronę. Ciemne włosy, niebieskie oczy, mięśnie na
mięśniach. A i nie zapominajmy o uśmiechu. I dołeczkach.
Fitz miał naprawdę ładne dołeczki.
Na chwilę zalała mnie fala wspomnień. Dorastał w South Side. Jego matka karmiła mnie,
kiedy mojej to nie obchodziło. Czyli bardzo często.
Ukrywałam się pod ich gankiem, kiedy w domu działy się szalone rzeczy.
Pani Fitzpatrick prawie zawsze mnie tam znajdywała.
Prowadziła mnie do środka, myła mnie i przygotowywała coś gorącego do jedzenia.
Spędzałam tam mnóstwo czasu. Zazwyczaj nazywał mnie „Brat”. Ciągnął mnie za
warkocze, a potem mnie ignorował.
Ale ja nie mogłam go zignorować, nawet gdybym chciała.
James „Fitz” Fitzpatrick.
Wspaniały. Silny. Popularny.
Był wszystkim, czym ja nie byłam. Lubiany w szkole. Atrakcyjny. Utalentowany. Nie
żebym powiedziała, że był wzorowym studentem. Szalał w całym South Side. Ale to nie miało
znaczenia. Nie miało znaczenia w jaki rodzaj gówna wpakował się James Fitzpatrick, zawsze
wychodził z tego z zapachem róż.
Wiedziałam. Bo dorastałam naprzeciwko niego.
W rzeczywistości, spędziłam młodzieńcze lata szaleńczo zakochana w nim. W pierdolonym
sportowcu, który ledwie dostrzegał, że istniałam. Pracowałam ciężko, by pozbyć się go z mojej
głowy i mojego głupiego nastoletniego serca.
A teraz tutaj był, w tym samym pomieszczeniu.
Pieprzcie mnie.
- Masz stolik.
- Oddaj go Lanie.
- Prosili o Ciebie.
Patrzyłam na Jess, naszą hostessę. Nie miała pojęcia, co się dzieje w mojej głowie. Faceci
prosili o moją sekcję cały czas. To był tylko pretekst, wiedziałam to. Kiedy miałam około 16 lat i
urosły mi cycki, musiałam odganiać facetów kijem. Więc nie byłam zaskoczona.
Ale to było co innego.
To był Fitz.
Po raz kolejny, pieprzcie mnie.
Rozdział 3
James
- Co mogę podać?
Uśmiechnąłem się uroczo do kelnerki. Obserwowałem ją, odkąd zajęliśmy miejsca. W
końcu przyszła tutaj ze swoim słodkim tyłeczkiem .
Te długie nogi przechadzały się dosłownie po całym pomieszczeniu. Prawie jakby była
przyciągana. Nawet nie spojrzała w naszym kierunku, kiedy zajmowała się pozostałymi stolikami.
Zauważyłem, że nie przejmowała się tym, by się przedstawić. Żadna z tych kelnerek nie
zachowywała się tak, jak przywykłem. Żadnych kobiecych sztuczek.
Ale cholera, jeśli nie wyglądała dobrze.
Zrzędliwie, ale dobrze.
Bardzo, bardzo dobrze.
Uśmiechnąłem się do niej, licząc na to, że przejdziemy do rzeczy.
- Hej, kochanie. Jak masz na imię?
Patrzyła na mnie w wyrazem niedowierzania na twarzy.
Następnie powoli, w sposób możliwie najbardziej protekcjonalny, uniosła palec i wskazała
na pierś.
Tam, gdzie miała pieprzoną tabliczkę z imieniem.
Nadine.
Prawie się zaśmiałem. Była taką suką. Zachowywała się tak, jakby nie chciała naszej kasy.
Ale i tak ją dostanie.
Bardzo, bardzo duży napiwek.
Mój napiwek, jeśli miałem coś do powiedzenia w tej sprawie.
Oparłem się, pozwalając, by oczy zjechały w dół jej ciała, kiedy inni składali zamówienie.
Do czasu, kiedy odwróciła się do mnie, ja już spokojnie sprawdziłem każdy jej cal. Dwa razy.
Wiedziała o tym, sądząc po jasno-czerwonym rumieńcu na jej policzkach.
Blask, który roztaczała oślepiłby każdego.
Ale lubiłem wyzwania.
Cholera, ja dla nich wprost żyłem.
I tym razem w nagrodę miałem słodki tyłek. Uśmiechnąłem się, wyobrażając sobie ją pode
mną. Chciałbym usłyszeć jej jęki.
Lubiłem ten dźwięk.
Podałem jej moje menu, upewniając się, że nasze palce się dotknęły.
Nadine
Faceci to idioci.
Psy.
Świnie.
I James Fitzgerald był z nich najgorszy.
Król idiotów.
UGH!
Przyjęłam zamówienie i poszłam odebrać ich drinki. Wszyscy poza Fitzem pili piwo.
Patrzył na moje cycki, kiedy zamawiał wodę gazowaną. Chciałam walnąć go w jego cholerną
głowę.
Raptem, uśmiechnęłam się do siebie.
Może powinnam.
Wszystko co musiałam zrobić to przejść się…
Potrząsnęłam głową. Potrzebowałam tej pracy. Nie mogłam ryzykować tego facetem – w
szczególności jednym, który nie wiedział, że istnieję, dopóki nie zauważył moich cycków. I
pomyśleć, że kiedyś uważałam, że jest wyjątkowy. A był jak każdy inny facet na tej planecie.
Sprośny.
Zaniosłam tacę i wręczyłam im dwa kufle i dzban piwa. Chodziłam dwa razy do baru, żeby
im wszystko przynieść. James za każdym razem obserwował mój tyłek, kiedy się pochylałam.
Czułam na sobie jego wzrok. To było prawie tak, jakby mnie dotykał.
Nie mogłam się powstrzymać. Upuściłam drinka, ale on tylko się zaśmiał. Wyszłam z sali,
żeby się ukryć.
Cholera z nim.
Czułam ciepło i zimno na ciele. Zdenerwowanie. Wściekłość. Podekscytowanie.
Zdałam sobie sprawę, że jestem na skraju łez. Nie z powodu smutku. Ze złości.
Duża, bardzo duża złość.
Nikt mi tak nie zalazł za skórę. Nawet ci pijacy, którzy chcieli mnie obmacywać. Nawet
bogate dzieciaki, które naukę na uczelniach brały za pewnik. Nawet nie dziewczyny, które
roztrwaniały lekką ręką kasę na głupoty.
James zalazł mi za skórę nie robiąc cholernie nic. Wszystko co zrobił, to gapienie się na
mnie. Gapienie, które wyraża zainteresowanie… szkoda, że nie wyraził go wtedy, kiedy tego
potrzebowałam.
Wcześniej zrobiłabym dla niego wszystko.
Ale teraz? Cholera, za nic.
Prawie się zaśmiałam, zdając sobie sprawę, że dla niego to będzie zaskoczenie życia.
Dziewczyny stawały dla niego na głowie. Zawsze tak było. Ale dzisiaj sprawy nie pójdą po
jego myśli.
W ogóle.
Fitz będzie musiał pogodzić się z porażką.
- Zamówienie, Nadine!
Bezmyślnie czyściłam zaplecze, kiedy Dave mnie wywołał. Przetarłam oczy, dotykając
policzków. Były suche.
Boże.
Nie płakałam.
Nie robiłam tego, odkąd miałam 11 lat i chłopak matki oddał mojego psa. To był ostatni raz.
Poprzysięgłam sobie nigdy nie płakać.
Z wyjątkiem kiedy czasem budzę się z mokrymi policzkami.
Wtedy, gdy nie mogę utrzymać demonów z dala od moich snów.
Rozdział 4
James
- Jesteś ze mną w grupie na zajęciach z ekonomii.
Kelnerka zamarła, kiedy stawiała przede mną żeberka. Była tak blisko, że mogłem poczuć
zapach jej włosów. Wziąłem głęboki wdech. Wanilia i coś jeszcze… Coś świeżego i korzennego.
Smacznego. Może to cynamon.
Kurwa, pachniała dobrze.
Tak dobrze, że bym ją zjadł.
Nagle się wyprostowała. Tak jakbym miał wyciągnąć rękę i dotknąć jej. Miała pełną
pogardy minę.
- Tak, i co?
- Więc jak tutaj pracujesz i chodzisz do szkoły?
Zmrużyła oczy. Była wkurwiona. Ale to tylko dodało jej seksowności.
- A ty jak grasz w piłkę i chodzisz do szkoły?
Oparłem się i uśmiechnąłem do niej.
- Więc wiesz, kim jestem.
Przewróciła oczami i odwróciła się na pięcie, nie pytając nas nawet, czy potrzebujemy
jeszcze czegoś.
Była koszmarną kelnerką.
Najgorszą jaką miałem. Inni też to zauważyli, a ci faceci naprawdę zauważają niewiele.
Wyglądało to prawie tak, jakby mnie nie lubiła.
Mnie.
Nie obchodziło mnie to. Pragnąłem jej. I miałem zamiar ją zdobyć.
Jadłem jedzenie, delektując się widokiem dziewczyny starającej się unikać mojego wzroku.
Była zadziorna. Podobało mi się to.
Bardzo mi się to podobało.
Oblizałem palce, wyobrażając sobie, że ona to robi. Miała wiele różnych pysznych części
ciała, które chciałbym polizać. Spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi. Odniosłem wrażenie, że
wiedziała o czym myślałem.
Kurwa, miała tak przenikliwe spojrzenie, ze może naprawdę wiedziała.
W czasie kiedy przyniosła rachunek, mój kutas wariował tak, jakby miał rozerwać jeansy.
Podskoczył, kiedy stała obok i unikała mojego spojrzenia. Musiałem wrócić do domu i zająć się
nim.
Kurwa, musiałem iść do łazienki i się nim zająć. Albo do samochodu. Jęknąłem, zdając
sobie sprawę, jak długo będę musiał jeszcze czekać, żeby sobie ulżyć.
Powrót do domu w samochodzie pełnym facetów zapowiadał się na torturę.
Szkoda, że nie wydała się chętna zabrać mnie na zaplecze i ulżyć…wiele dziewczyn chciało
mi obciągnąć dla samej frajdy. Dla samej historii. Nasza mała kelnereczka zdecydowanie nie była w
tej kategorii.
Miałem nagle wizję, że drapie mnie, kurwa, podczas seksu. Gryzie. Cholera, czy to nie
brzmi dobrze?
- Mogę podać wam coś jeszcze?
Wszyscy odmówili. Zakończyła rachunek, kiedy chwyciłem ją za nadgarstek i
przytrzymałem.
- Dasz mi swój numer, kochanie?
- Sorry, Fitz, ale nie jesteś w moim typie.
Faceci zaczęli się śmiać. Zakląłem i wstałem. Pieprzyć to.
Spróbuję znowu jutro.
Żadna dziewczyna nigdy nie odmówiła mi w taki sposób.
Nie ma chuja, że pozwolę jej mieć ostatnie słowo.
Chyba, że będą one brzmiały „ Tak Fitzy, proszę Fitzy, Och, Boże, tak Fitzy!”
Wtedy zdecydowałem.
Do końca tygodnia będę miał jej tyłek.
Nadine
Obudziłam się z krzykiem. Dotknęłam ich. Nigdy nie wiedziałam, czy naprawdę
krzyczałam.
Miałam znowu ten sen.
To nie do końca był sen, raczej wspomnienia. O nocy, kiedy uciekłam. Minęło trochę
czasu, odkąd go miałam. Spotkanie Jamesa musiało go przywołać.
To był kolejny duch przeszłości, którego nie chciałam ponownie widzieć.
Pokręciłam głową, starając się go pozbyć i przewróciłam się. Moje ciało było obolałe od
stania na nogach przez całe dnie i części nocy od tygodni. Czułam się jakbym nie była w stanie
przetrwać pozostałych miesięcy, serio.
Lat.
Spojrzałam na telefon.
5:40 rano.
Nie było sposobu, bym zasnęła przed budzikiem o 6. Postanowiłam wziąć długi, gorący
prysznic i wysuszyć włosy. Coś, na co rzadko miałam czas.
Włożyłam na stopy buty.
Z tymi wszystkimi przyprawiającymi o dreszcze rzeczami, które tutaj widziałam, nigdy nie
pójdę nigdzie boso. Nigdy.
Zabrałam trochę kosmetyków i przeniosłam się do łazienki. Myślałam o ogoleniu, umyciu
się i zajęciu włosami.
Może nawet nałożę makijaż.
Otworzyłam drzwi i zamarłam.
Łazienka była katastrofą. Ręczniki na podłodze. Syf w wannie. Włosy w odpływie. Nawet
kosz był przepełniony.
Obrzydlistwo.
Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że moje dodatkowe 15 minut przeznaczę na sprzątanie.
To nie było dużo czasu, żeby zrobić to wystarczająco dokładnie, ale pieprzcie mnie, jeśli wezmę
prysznic w tym chlewie.
Złapałam puszkę detergentów i czystą gąbkę. Sprzątałam, czując spełnienie, jak brud znikał
pod moim rękami.
Dwadzieścia minut później, wyszłam z mojego krótkiego, mało zadowalającego prysznica.
Przynajmniej byłam czysta. I łazienka była mniej przerażająca niż wcześniej.
Osuszyłam ręcznikiem włosy i wsunęłam mokre stopy do trampek. Potem poczłapałam z
powrotem do kuchni, żeby się przebrać. W czyste jeansy, biustonosz, koszulkę i moją starą kurtkę
jeansową. Była już naprawdę wysłużona, ale uwielbiam tą starą, głupią rzecz. Potem chwyciłam
torbę, nie zapominając włożyć do środka puszki dla kota.
Kotka czekała tam gdzie zawsze.
Za każdym razem kiedy ją widzę, moje serce trochę topnieje. Często trudno mi było rozstać
się z nią. Ale musiałam. Spędziłam resztę dnia na przebywaniu z dupkami i przypominając sobie
jakie gówniane mam życie.
Zahartowując się.
Było ważne, żebym utrzymała swoją grubą skórę.
W szczególności dzisiaj.
To siedziało w mojej głowie przez cały ranek. Nie było sensu zaprzeczać. W równym
stopniu bałam się i nie mogłam się doczekać.
Dzisiaj miałam mieć ekonomię.
Wiedziałam, że tam będzie. W chwili kiedy przeszłam przez drzwi w pierwszej klasie i
zobaczyłam go, poczułam jak moje serce skoczyło do gardła.
Ale byłam ostrożna siadając daleko od jego linii wzroku. Nie gapiłam się na niego ani nawet
nie zerkałam.
Nawet wtedy, kiedy bardzo chciałam.
Wysoki, ciemne włosy, oczy niebieskie jak niebo.
Cholera, jeśli nie był najlepiej wyglądającym chłopakiem jakiego widziałam.
Skreślić to, teraz był facetem.
I teraz mnie zauważył i nie było sposobu, żeby go unikać. Mogłam zrezygnować z tych
zajęć. Ale wtedy stracę pieniądze i kredyty. I moje stypendium może być zagrożone.
Nadal, to rozważałam przez chwilę.
Zawsze mógł wpaść do BB Smith’s w dowolnej chwili, żeby zjeść żeberka i wpaść na
gburowatą kelnerkę. Nie mogłam odwieźć go od tego, będąc niegrzeczną. Nie, to miało by
odwrotny skutek.
W jakiś sposób byłam wyzwaniem dla potężnego Jamesa Fizgeralda.
Pieprzyć to! Nie pozwolę zmienić się w nagrodę.
Stałam na schodach prowadzących do sali, gdzie odbywała się ekonomia przez prawie 10
minut, zmuszając się do wejścia. Tak, byłam zdenerwowana. Ale czułam też dziwne uczucie
podniecenia.
To mnie wkurwiało.
Nie chciałam chcieć go zobaczyć.
Wtedy to poczułam.
Ręka zjechała do dolnych części moich pleców.
- Proszę, proszę.
O pierdolonym wilku mowa.
Odwróciłam się gwałtownie, próbując zepchnąć jego rękę, ale skończyło się na tym, że
wbiłam nos w jego klatę. Uśmiechnął się do mnie i poczułam nadciągającą falę gorąca.
- Czekasz na mnie?
- Chciałbyś.
Przewróciłam oczami, starając się odsunąć. Ale on przygwoździł mnie do ściany. Jego
potężne ramiona zablokowały mnie. Jego ręka zsunęła się i pogłaskała mnie po policzku. Mimo
tego, poczułam dreszcze.
Drań.
- Chciałbym.
Otworzyłam ze zdziwienia usta. Miał odwagę. Naprawdę. Uniósł na mnie brew, wciąż
uśmiechając się jak drapieżnik.
- Jaki jest twój typ?
Przechyliłam głowę, by spojrzeć na niego chłodno. mimo, że w środku było mi gorąco.
Bardzo, bardzo gorąco.
- Ktoś, kto nie powoduje, że spóźniam się na zajęcia.
James spojrzał na moje usta. Tak jakby chciał mnie pocałować. Przez chwilę, miałam
nadzieję, że to zrobi.
Ale nagle się cofnął i opuścił ramiona.
- Więc, chodźmy do klasy.
Rozdział 5
James
Oparłem się o fotel, pozwalając ramieniu ześlizgnąć się na krzesło obok mnie. Nadine,
spojrzała na mnie karcąco, ale mnie to nie obchodziło. Miałem przed sobą trzy błogie godziny
siedząc obok niej, dotykając, wąchając jej.
Widać było, że nienawidziła każdej sekundy tego.
Z jakiegoś powodu sprawiało to, że było bardziej zabawnie.
Przechyliłem głowę tak, że dotykałem ustami jej ucha.
- Skąd pochodzisz?
Zignorowała mnie, próbując skupić się na profesorze. Więc kontynuowałem swoją grę,
dotykając palcem brzegu jej szyi. Uśmiechnąłem się, kiedy odsunęła się na bok, na co obejrzał się
facet z jej lewej.
Koleś to zrobił, dwa razy. Ogarnął ją swoim spojrzeniem. Uśmiechnął się tak jakby była
pysznym, małym kąskiem.
Którym oczywiście była.
Teraz była moja kolej, aby ją trochę podenerwować. Nadine spojrzała na mnie, po czym
uśmiechnęła się zalotnie do faceta.
Nie miał pojęcia, że jego życie było z bezpośrednim niebezpieczeństwie.
Schyliłem się i przyciągnąłem jej krzesło do mojego, co było bardzo głośne. Ludzie zaczęli
na nas patrzeć, a ja im pomachałem. Potem zarzuciłem na nią ramię, patrząc przed siebie,
koncentrując się na zajęciach.
To powinno upewnić każdego faceta w tej sali, że ona jest spoza ligi.
Szturchnęła mnie łokciem, ale ją zignorowałem. W końcu poddała się i wróciła do słuchania
wykładu. Uśmiechnąłem się, ciesząc się dotykiem jej seksownego ciała dociśniętego do mojego
boku.
Odwróciłem głowę i zaciągnąłem się zapachem jej włosów.
- Hmmm… pachniesz wspaniale.
- Skończ z tym!
- Shhhh, staram się skoncentrować, Nadine!
Przewróciła oczami i udawała, że mnie ignoruje. Zauważyłem, że zamiast laptopa używała
notatnika i długopisu. To było urocze. Zaczęła zawzięcie notować, próbując skupić się na zajęciach.
Powodzenia z tym!
Spędziłem resztę wykładu na dociskaniu jej do mojego ciała. Kiedy czas zajęć dobiegł
końca, niemal widziałem kłęby dymu wychodzące z jej uszu.
- Dzięki bardzo, Fitz!
- Co?
Patrzyła na mnie, jej oczy wydawały się szczególnie błyszczeć. I wtedy zdałem sobie
sprawę, że były lśniące od łez.
O cholera.
Będzie płakać? Nie chciałem, żeby przez mnie płakała.
Uhh… nie.
Zaczęła się śmiać. To było takie protekcjonalne. Sarkastyczne. I pogardliwe.
Ale robiąc to, wyglądała gorąco jak cholera.
- Nie wiesz kim jestem, prawda, Fitzy?
Patrzyłem na nią, mrużąc oczy.
Bzyknąłem ją już? Jestem pewien, że bym ją zapamiętał, ale kto wie. Obdarzyłem ją
najlepszą szczenięcą miną jaką miałem.
-Jeśli nie zachowałem się jak dżentelmen, to jak najbardziej masz prawo być na mnie zła.
Zaśmiała się.
- Pozwól, że ci wyjaśnię, kochanie.
Przewróciła oczami, wpychając notatnik do jej znoszonego plecaka. Po raz pierwszy
dostrzegłem, że wszystko u niej było lekko przybrudzone, z wyjątkiem niej samej.
Tak, wszystko ale nie ona.
- Przynajmniej było ci dobrze?
Przeszła obok mnie, więc złapałem za swoje rzeczy i próbowałem za nią nadążyć przez
tłum. Ta dziewczyna miała naprawdę długie nogi. I wykorzystywała je, by ode mnie uciec jak
najdalej.
- Dalej żyj marzeniami, Fitzy.
Było w jej głosie coś takiego, że nagle stanąłem jak wryty. Coś znajomego. Patrzyłem jak
daje dwa kroki. Trzy.
Ten zgarbiony sposób chodzenia…seksowny jak diabli…ale nie rzucający się w oczy.
Wiedziałem.
Znałem ją.
- Deanie?!?
Odwróciła się. Jej zielone oczy wprost płonęły. Podniosła rękę i zasalutowała mi
sarkastycznie. Nie mogłem w to uwierzyć. Mała niechlujna Deanie dorosła.
I to naprawdę ładnie wyrosła.
Pobiegłem za nią. Spojrzała na mnie, ale się nie zatrzymała.
- Nie mogę uwierzyć, że to ty, Deanie.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Przepraszam, Nadine. Nie mogę w to uwierzyć.
Zatrzymała się i popatrzyła na mnie.
- Cholera, smarkaczu, ale wyrosłaś.
Otworzyła lekko usta. Wyglądała na wkurzoną, ale też w jakiś sposób na smutną.
Pstryknąłem palcami.
- Dlaczego uciekłaś z domu?
Spojrzała na mnie i zauważyłem jak dużo bólu miała w oczach. Potem coś nagle się
zmieniło i wróciła, gorąca jak diabli. Odrzuciła włosy i odeszła, nie mówiąc już nic.
Oczywiście, za nią poszedłem. Nic nie mogło mnie powstrzymać od dojścia do sedna tej
sprawy.
Do sedna.
W końcu złapałem ją za ramię i zatrzymałem, żeby na mnie spojrzała.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? Przed, czy po?
Patrzyła na mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi. Potem, powoli zauważyłem jak zdaje sobie
sprawę z tego, co powiedziałem. Uchyliła usta. Oparłem się pokusie, żeby ją pocałować.
I to było słuszne, bo pewnie uniknąłem kopniaka w goleń.
- Ty świnio!
- Hej, hej, Deanie! Tylko żartowałem!
Patrzyła na mnie z dezorientacją w oczach. Tak jakby zupełnie zapomniała gdzie jest. Potem
wymamrotała coś o spóźnieniu się do pracy i uciekła.
Myślałem, o tym, żeby ją dogonić.
Ale byłoby to głupie.
W szczególności, że wiedziałem dokładnie gdzie idzie.
Postanowiłem, że dzisiaj mam ochotę na żeberka. Jutro też. I codziennie, aż nie dostanego
tego, co chcę.
Jej.
Nadine
Stała za barem, ukrywając się. James, znowu tutaj był. To była już trzecia noc z rzędu, kiedy
siedział w moim przydziale. Dziś był tutaj sam. Dziewczyny podeszły do niego jak tylko usiadł, ale
on je spławił udając, że ogląda mecz na ekranie.
Ale nie to oglądał.
Obserwował mnie.
Problem polegał na tym, że zaczęło mi się to podobać.
Nie mogłam już temu zaprzeczać. Rozbijał moje mury obronne. Uparcie dążył do tego, by
spotęgować moje emocje.
Za każdym razem, kiedy czułam jego oczy na swoim ciele, przechodziły mnie dreszcze. To
to dziewczyny czują, kiedy ktoś im się podoba? Nigdy nie miałam na to czasu, ani ochoty.
Nie, odkąd uciekłam.
Nie, odkąd podkochiwałam się w Jamesie.
Spojrzałam na pieprzniczkę i solniczkę, którą właśnie uzupełniałam. Casey, menadżer,
właśnie włączył światła. James patrzył na mnie.
Pieprzcie mnie, czy on kiedyś w ogóle się podda?
Z jakiegoś szalonego powodu, czułam, że odpowiedź na to pytanie brzmi „nie”. I z tego
samego powodu podobało mi się to.
Podobało mi się to. Cholera. Lubiłam go. Nie było sensu zaprzeczać temu dłużej.
Wygrał.
Wiedziałam w głębi serca, że mnie zrani. To było nieuniknione. W szczególności, że był
taką dziwką.
Ale nic to nie zmienia.
Poczułam ciepło w żołądku, kiedy podchodziłam do niego. To był mój ostatni stolik.
Nerwowo przełknęłam ślinę. Zdałam sobie nagle sprawę, że wszystko się zmieniło. Teraz ja miałam
coś do stracenia.
Jego.
- Mogę podać coś jeszcze?
Patrzył na mnie uważnie. Nie pożądał mnie wzrokiem. Po prostu patrzył.
Widząc mnie.
Oboje wiedzieliśmy, że w tym momencie coś się zmieniło. Przestałam walczyć. Przestał za
mną ganiać. Zaczęło się.
Wszystko jedno co „to” było.
Potrząsnął głową. Przytaknęłam i położyłam rachunek na stole.
- Nie musisz mi zostawiać szalonego napiwku.
Uśmiechnął się do mnie.
- Chcę.
Pokręciłam głową.
- Nie powinieneś. Też potrzebujesz pieniędzy.
Zmarszczył brwi i położył sto dolarów. Potem dodał kolejne sto. Moje oczy wyszły na
wierzch.
Czy on próbował mnie kupić? Czy to z litości?
Nie ma chuja, że pozwolę mu na to!
Skrzyżowałam ręce na piersi.
- Weź to z powrotem.
On też skrzyżował ręce.
- Nie.
Patrzyłam na niego, nie zwracając uwagi na pieniądze. Chciało mi się płakać. Znowu.
Dlaczego pozwoliłam mu dostać się do mnie?
Ponieważ mógł…
- Nie jestem na sprzedaż, Fitz!
Złapał mnie jak odchodziłam, przyciągając mnie do siebie.
- Wiem o tym. Chciałem zrekompensować to, że oblegałem twój stolik przez całą noc.
Spojrzałam na niego. Skinęłam niepewnie. Potem się roześmiałam.
- Okej, w porządku. Ale połowa tego.
Uśmiechnął się zmysłowo, przytakując.
- Okej.
Odeszłam, chwytając jedną z setek i rachunek.
- To nadal za dużo.
Wzruszył ramionami i usiadł. Czekał, aż posprzątam. Nie powiedziałam na to ani słowa. On
też.
Ale oboje wiedzieliśmy, że dziś zabiera mnie do domu na noc.
Poza tym, bałam się myśleć o tym, że może zdarzyć się coś więcej.
Casey zapłacił mi i James wyszedł razem ze mną.
Nacisnął na pilota i odblokował samochód. Samochód był zaparkowany tuż przy wejściu.
Objął mnie ręką.
Czułam się tak naturalnie. Nawet więcej niż naturalnie.
Czułam się dobrze.
- Chodź.
Zawahałam się. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy powinnam z nim iść. Byłam
wykończona. Trzeźwe myślenie miałam już wyłączone. I wiedziałam, co będzie potem..
Nie byłam gotowa, oddać mu się całkowicie.
- Jestem zmęczona, Jimmy…
Zaśmiał się.
- Nikt mnie nie nazywał tak, odkąd skończyłem dziesięć lat.
Wzruszyłam ramionami.
- Po prostu chcę odwieźć cię do domu. Nigdy więcej chodzenia, okej?
Spojrzałam na niego. Czyżby śledził mnie w drodze do domu przez ostatnie kilka dni?
Ciepłe uczucie wypełniło mnie, kiedy zdałam sobie sprawę, że tak musiało być.
Przytaknęłam, byłam zbyt zmęczona, żeby się kłócić.
Zawiózł mnie do domu w ciszy. Myślę, że żadne z nas nie chciało znowu namieszać. To była
bardzo komfortowa cisza. Dziwne było czuć to wszystko. Było to dla mnie nowe, nawet jeśli
znałam go od zawsze.
Nie podoba mi się to uczucie.
Nie takie, nigdy.
Przeciągnął się w samochodzie. Śledził mnie. Spojrzałam na niego, unosząc brew, ale
wzruszył tylko ramionami.
- Nie podobał mi się pomysł, że pieszo wracasz do domu.
- Dlaczego?
- Czuję się opiekuńczy w stosunku do Ciebie.
Przewróciłam oczami.
- Bo jestem dla ciebie jak siostra?
Pochylił się do przodu i delikatnie objął mój policzek.
- Nie. Zdecydowanie nie.
Jego oczy były na moich ustach. Wiedziałam, że zamierza mnie pocałować. Zdałam sobie
sprawę, że chciałam, żeby to zrobił.
Więc tak zrobiłam.
Przybliżył się, jego oddech pomieszał się z moim. Pachniał tak dobrze. Czysto. Jak zapach
sosny i coś jeszcze… ale męsko.
Bardzo, bardzo męsko.
Jego usta otarły się o moje. Raz. Drugi.
Były takie miękkie. Niewiarygodnie miękkie.
- Jezu, Nadine…
Potem, otoczył mnie swoimi wielkimi ramionami, przyciągając do swojej masywnej klatki
piersiowej. Czułam się bezpiecznie. Chroniona. Pożądana. Czułam to wszystko w tym samym
czasie.
Potem jęknął i sprawił, że moje usta się uchyliły. Chwila, w której otworzyłam usta, nasz
pocałunek oszalał. Jego język wdarł się do moich ust, głaszcząc mój, wirując.
Usłyszałam ciche westchnienie. To byłam ja.
Ja wydałam ten dźwięk.
EEEEEEOOOOWWWWWW!
Zamarłam, nie byłam pewnie co słyszałam przez chwilę. Potem zdałam sobie z tego sprawę.
To był kot. I ktoś robił mu krzywdę.
Wiciokrzew!
Wybiegłam z samochodu w przeciągu dwóch sekund, biegnąc w stronę uliczki. Była tam
grupa chłopców. Rzucali czymś w kota. Zemdliło mnie, kiedy zdałam sobie sprawę, że ten kot miał
coś przywiązanego do ogona.
Cegłę.
Co, kurwa, jest nie tak z tymi ludźmi?
Rzuciłam się na nich, krzycząc jak jakaś zjawa. Później ledwo to będę pamiętać. Ale teraz,
wszystko było przejrzyste.
Twarz. Uderzenie.
Kolano. Kopnięcie.
Łokieć. Popchnięcie.
Wtedy pojawił się James, odciągając mnie od nich. Mówiąc im, żeby spierdalali. Nazywając
ich kupą małych gówien. Byłam oszołomiona, próbując się uwolnić. Ale jego ręce były jak imadło.
Trzymał mnie dopóki nie przestałam walczyć.
Zmusiłam się, żeby się uspokoić, oddychając powoli i głęboko.
Puścił mnie i uklęknęłam na chodniku przy tym futrzanym kawałku nieszczęścia. Czule
rozwiązałam sznur, który przywiązali mu do ogona. Był wygięty i wisiał luźno. Futro było zlepione
krwią. Kot kwilił wzruszająco i zaczęłam płakać.
- Hej, wszystko jest w porządku.
- Nie, nie jest! Skrzywdzili ją!
- To twój kot?
Wzruszyłam ramionami.
- Tak jakby. Karmiłam ją. Nie wolno nam mieć zwierząt.
Spojrzałam na Jamesa, moje łzy dalej spływały.
- Jest ranna. Muszę zabrać ją do weterynarza.
Patrzył na mnie, wyglądając na zatroskanego.
Potem, skinął głową.
- Okej. Pozwól mi ją w coś zawinąć.
Wrócił za dwie minuty. Pomógł mi delikatnie podnieść kota, umieszczając ją w kurtce.
Potem poszliśmy do samochodu.
Płakałam całą drogę do szpitala dla zwierząt, który był po drugiej stronie miasta.
Kiedy tam dotarliśmy, Wiciokrzew lewo się ruszała.
Rozdział 6
James
Gapiłem się na dziewczynę śpiącą na moim ramieniu. Nawet wyczerpana i ze śladami łez,
była piękna, ale była także zraniona.
Bardzo.
Jej reakcja na kota z pewnością zbiła mnie z tropu, ale nie w zły sposób. Podziwiałem ją.
Była odważniejsza, niż ktokolwiek, kogo wcześniej spotkałem.
Miała także bardziej miękkie serce, czego nie mogła ukryć przed nikim.
Nie wspominając już, że cholera, była najlepiej całującą osobą, jaką spotkałem w życiu, a
całowałem wiele dziewczyn. Wiele, wiele.
Prawdopodobnie zbyt wiele.
Przejechałem ręką po jej gładkich włosach. Nawet po długim dniu i nocy, ładując żeberka i
podając piwa, pachniała niewiarygodnie. Zbyt dobrze. Uwielbiałem sposób, w jaki przytuliła się do
mnie w poczekalni u weterynarza.
Ufała mi, nawet, jeśli nie chciała tego przyznać.
Zamknąłem oczy, starając się wyczarować obraz małej, walecznej dziewczyny, którą była.
Jej rodzice dużo walczyli ze sobą. Było dużo picia i głośnej muzyki. To jednak było normą w naszej
części Chicago.
W dalszym ciągu, musiało to być coś innego, coś, na co nie do końca umiałem znaleźć
przyczynę.
Coś wystarczająco złego, że zmusiło ją do ucieczki.
- Gdzie się ukrywałaś, moja słodka Deanie?
Nie odpowiedziała na moje łagodne pytanie, tylko wtuliła się we mnie odrobinę bardziej.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem jej głowę. Dopuściła mnie do siebie, tak jak chciałem.
To, z czego zacząłem sobie zdawać sprawę, to to, że nie był to tylko przelotny związek. Nie
mogłem jej po prostu wyruchać i zostawić. Kurwa, po raz pierwszy w życiu, nie chciałem.
Po za tym, skopałbym tyłek każdemu, kto próbowałby się z nią umówić, w zasadzie, przez
resztę jej życia.
Moje oczy otworzyły się, gdy zdałem sobie sprawę, w jakim kierunku idą moje myśli.
O czym ja właściwie, kurwa, myślałem? Czy zakochiwałem się w dziewczynie, której nawet
jeszcze nie przeleciałem? To mnie cholernie przestraszyło, nie będę kłamał.
Ocknij się Fiztgerald!
TŁUMACZENIE NIEOFICJALNE: klaudia01316 i Wajolkaa KOREKTA: kk741
Rozdział 1 James - Ej, Fitz! Twoja kolej, człowieku. Zerknąłem do góry, aby zobaczyć uśmiechającego się głupkowato Kyle’a. Striptizerka właśnie zakończyła poruszać na nim biodrami. Piosenka skończyła się, a on nadal trzymał ręce wokół obfitego tyłeczka tancerki. Dziewczyna, Cristal, czy jakoś tak, była ubrana jedynie w stringi, a jej opalona skóra lśniła w przyćmionym świetle. Napiłem się szczodrze piwa za dwadzieścia dolców. Na szczęście drinki dla drużyny były darmowe, tak samo jak striptizerki oraz wszystko inne, które może się nadarzyć. Gracze często wracają do domu z tancerkami z klubu. Mnie też zdarzyło się to nie jeden raz. Dziewczyny były nieźle gorące i bardziej niż uczynne. Nie wspominając o tym, jakie były elastyczne. Pokręciłem głową. Będąc szczerym, poczułem pewnego rodzaju niesmak, kiedy ostatnim razem obudziłem się obok dziewczyny, której makijaż był rozmazany na całej poduszce, prześcieradle i moim fiucie1 . Kiedy jestem pijany, wtedy o tak, nie zwracam na takie rzeczy uwagi, ale później…. Później, wszystkie dziewczyny, które stukałem, sprawiały, że czułem się w ten sposób. Striptizerki, grupies, studentki. Nawet zaledwie tydzień temu, podrywałem gospodynię w barze. Cóż, właściwie, to ona mnie poderwała. Ale coś spowodowało, że odszedłem nieusatysfakcjonowany. A nawet bardziej. Czułem się kurewsko brudny. Jeśli mam być szczery, wolę naturalny wygląd, taki jak tej wspaniałej brunetki z zajęć z ekonomii. Pewnie jest świeżynką, ale ma właściwy sprzęt. Ogromne zielone oczy, słodki nosek, wspaniałe usta i najlepsze cycki, jakie kiedykolwiek widziałem w swoim życiu. Drogi Boże, te cycuszki mogłyby zatrzymać ruch. Nie wspominając już o jej nogach, długich na mile. Wyglądałyby świetnie oplecione wokół mnie, kiedy jeździłbym w jej słodkim pudełeczku. Poprawiłem swojego kutasa. Twardniał na samą myśl o tym. 1Zdarza się nawet najlepszym, hihihi
Tancerka podeszła do mnie z pytaniem w oczach. - Ja pasuję. Byłem dość pijany, by cieszyć się dzisiejszym wieczorem po wygraniu kolejnego meczu. Powinienem być zadowolony, ale chciałem pobyć sam. Było jednak tak, że kurwa, rzadko kiedy byłem sam. Moi koledzy z drużyny, fani, dziewczyny. Byłem w centrum uwagi. Non-stop. Dorastając miałem odwrotny problem. Moja mama miała dwie prace, a czasem nawet trzy. Byliśmy ubodzy. Kurwa, nawet bardziej niż biedni. Zabłoceni biedą. Jeśli kiedykolwiek zobaczylibyście okolicę, w której dorastałem, to pewnie byłoby to tylko w wiadomościach. Jakiś dziennikarz mówiłby o wskaźniku przestępczości albo o tym, jak niebezpieczne jest życie w południowej części Chicago, a także o tym, jak wszyscy, którzy tam mieszkają są albo chuliganami, albo żulami. Lub oboma jednocześnie. Chciałbym powiedzieć, że nie byłem jednym z kryminalistów, ale to byłoby kłamstwo. Kradłem zestawy stereo z aut, rowery, cokolwiek. Jedyną rzeczą, jaka uratowała mnie przed skończeniem w więzieniu, był football. Sport królów. Popatrzcie teraz na mnie. Jestem na szczycie drabiny społecznej. Król Królów. Ale w dalszym ciągu, byłem kurewsko ubrudzony błotem. Nadine - Cholera jasna! Chwyciłam się za goleń, jak uderzyłam się o kaloryfer przy wejściowych drzwiach, próbując wyjść z gównianego mieszkania, które wynajmowałam. Wyjście z niego było, jak pieprzony bieg z przeszkodami. Nieważne jest to, że technicznie spałam w kuchni. Mój „pokój” to podwójne łóżko z zasłoną prysznicową, dzielącą moją część od kuchni. To była duża kuchnia, ale wiedziałam, że to jest całkiem do dupy. Prawdę mówiąc, cieszyłam się, że mam miejsce, gdzie mogę trzymać swoje rzeczy i spać. Nie było jakieś tam wspaniałe, ale jak dla mnie było ok. Właściwie to nie spędzałam tu za dużo czasu. Moja obecna sytuacja na pewno była lepsza od tej, którą miałam wcześniej. Jako studentka
mogłam spędzać czas w bibliotece lub w studenckich stołówkach. Darmowe stanowiska komputerowe były wybawieniem. To tam wykonywałam cała moją pracę. Jednak w dalszym ciągu, dzień kończyłam w słodkim domu, zwanym zapadłą dziurą. Żarówka na korytarzu była wypalona odkąd się wprowadziłam. Nikogo z czterech studentów, którzy tutaj mieszkają w małych, jednopokojowych mieszkaniach nie obchodzi to na tyle, aby ją wymienić. Właściwie, jedynymi częściami domu, które są czyste jest kuchnia i łazienka. Ponieważ je, kurwa, sprzątałam. Czystość stoi obok pobożności. Tak zawsze mawiała moja mama. A mówiła to, stojąc z butelką w jednej ręce i fajką w drugiej. Bełkotała. Za każdym razem. Trudno było brać ją na poważnie, kiedy bełkocze, ale nauczyłam się tego, aby to zrozumieć. Nauczyłam się także, jak się uczyć z krzykami i głośną muzyką dochodzącą z dołu. Byłabym potępiona, kończąc, tak jak ona. Był już prawie świt, kiedy ruszałam do mojej pierwszej pracy. Miałam bardzo ścisły grafik. Zwykle zaczynałam od płatnej praktyki, która była zaaranżowana przez finansowy departament pomocy. Płacili niewiele, ale było to częścią programu, do którego należałam. Gdybym chciała otrzymać wsparcie, musiałam wykonywać ich beznadziejne prace. Następnie miałam zajęcia z kilkoma krótkimi przerwami, które przeznaczałam na naukę. Czasami drzemałam w szkolnej bibliotece. Raz, pozwólcie, że opowiem, przypadkowo spędziłam w niej całą noc , przestraszona jak cholera, strażnikiem z samego rana. Po szkole kierowałam się do BB Smith’s. Była to tania knajpa z żeberkami, niedaleko kampusu. To tutaj zarabiałam pieniądze, którymi płaciłam za czesne i mój dupowaty tani czynsz. Na szczęście, właściciel polubił mnie i dał mi nocne zmiany pięć, a nawet sześć dni w tygodniu. W przeciwnym wypadku, utknęłabym pracując w porze lunchu albo w innym gównie. Najlepsze napiwki były późno w nocy, kiedy ludzie się spijali i hałasowali. Moje wychowanie przygotowało mnie, do radzenia sobie z tym. Łagodny dźwięk kwilenia zwrócił moją uwagę, kiedy opuszczałam budynek. Schyliłam się, aby pogłaskać nędznego kota, mieszkającego w zaułku. - Nie zapominałam o tobie, Wiciokrzewie. Wyciągnęłam puszkę z torby i otworzyłam wieczko. Następnie podrapałam kotkę za uszami, podczas, gdy ona pożerała karmę. Pożegnałam się, zastanawiając się jak zawsze, czy ponownie ją spotkam. Aczkolwiek, w jakiś sposób, zawsze się pokazywała. Ciężkie było życia ulicznego kota.
Mogłam zrozumieć jego sytuację. Ten waleczny mały kotek miał wiele osobowości. Jej futerko było takie miękkie. Utrzymywała się w czystości, żyjąc nawet na takich ulicach. Chciałabym zabrać ją ze sobą do środka, ale mamy zakaz trzymania zwierząt. Nie mam też jakiejkolwiek innej możliwości, aby ją stąd zabrać, dlatego karmię ją i życzę jak najlepiej. Byłyśmy zdane same na siebie, mimo wszystko.
Rozdział 2 James Wyszedłem spod prysznica, rozmyślając o tym czy osuszyć się ręcznikiem. Codzienne masaże były tylko jednym z wielu udogodnień, które oferowali graczom. To zdecydowanie pomagało się zregenerować. Ale dzisiaj czułem się jakoś niespokojnie. I nie byłem do końca pewien dlaczego. Kyle i Pete przyszli i poklepali mnie po plecach. - Kurwa, człowieku! Zmasakrowałeś dzisiaj piłkę. Potaknąłem. Byłem przyzwyczajony do pochwał. Należało mi się. - Dzięki. - Chodźmy, kurwa, na jakieś jedzenie. Zgodziłem się. - Taaa, jasne. - Mam ochotę na żeberkaaa! Pete śmiał się z Kyle, który pobiegł jak małpa przed siebie. Szarpnął spodnie Colemana, wkurzając tym tego wielkiego zawodnika szarżującego. To nie był dobry pomysł. Nikt nie pomyliłby Kyle z geniuszem. - Chodźmy na grilla, skurwysyny! Przewróciłem oczami i poszedłem się przebrać. Mogli pomarzyć o takiej sytuacji ze mną. Nie tylko dlatego, że miałem błyskawiczne ruchy. Też nie dlatego, że nie miałem ostatnio humoru na takie żarty. I nie dlatego, że byłem jedyny wśród tych skurwysynów, który trzymał broń i noże w swoich rękach. To była oznaka szacunku. Nie zadzieraj z rozgrywającym. To była zasada. Wiedziałem, że tylko garstka z nas zostanie profesjonalistami kiedy skończymy szkołę. Miałem już kilka ofert, od pierwszego roku. Ale pieprzyć to, bo żaden z nich nie zaoferował mi za to wystarczających pieniędzy. Kiedy zostajesz profesjonalistą, lepiej bądź gotowy. Inaczej możesz zostać wypieprzonym. Najwyższy czas. Siedziałem w tym już cztery lata. Nawet myślałem, żeby to skończyć. Zdobyć wykształcenie. To by przymknęło ludzi, którzy mówili zawsze, że jestem do niczego.
Czasami też, wszystko o czym myślałem, to dorobić się i odejść. - Kto prowadzi? Podniosłem rękę i poszedłem do swojego SUV’a. Był prezentem od collegu, kiedy zdecydowałem się grać dla nich. Był jednym z bardzo wielu prezentów. Kurwa, oni dali samochód nawet mojej mamie. Czasem, dobrze było być rozchwytywanym. Nawet jeślibym, kurwa, chciał, żeby nikt o tym nie mówił. - Siedzę z przodu! Kyle wślizgnął się na siedzenie pasażera, a pozostali czterej załadowali się do tyłu. Było to śmieszne, widząc tych ogromnych facetów gniotących się z tyłu. To nigdy nie byłbym ja. Pieprzyć to gówno, chyba wolałbym się przejść. Dojechałem do centrum. Nie było zbyt duże, ale było tam kilka przyzwoitych knajpek. Ulubioną restauracją drużyny był BB Smith’s, ale nie byłem tam od jakiegoś czasu. W momencie kiedy wchodziliśmy, zobaczyłem ją. Tą gorącą laskę z zajęć ekonomii. Była ubrana w koszulkę z dekoltem w serek z nazwą restauracji, obcisłe jeansy, trampki i śliczny fartuszek. Nie było, kurwa, możliwości, żebym nie poczuł, jak mój fiut stwardniał na jej widok. Hostessy podeszły do nas, prezentując nam menu. - Witamy w BB Smith’s, zapraszamy do stolika. Skinąłem głową w stronę tej laski. To będzie dobre. Może wreszcie mój kutas dostanie się w naprawdę dobrej jakości cipkę. Nadine Przebiegłam ręką po dolnej części pleców, krzywiąc się. Byłam na nogach przez cały dzień i to była moja pierwsza, prawdziwa przerwa. Pochyliłam się w kierunku baru, popijając Shirley Temple. Byłam tak zmęczona, że nic nie czułam. Zamknęłam oczy i poczułam, że dryfuję. Stojąc. Lana chwyciła mnie nagle i szepnęła do ucha: - On tutaj jest. Otworzyłam oczy bez większego zainteresowania.
- Kto? - Rozgrywający! O mój Boże! Te rzeczy, które chciałbym mu…. Przewróciłam oczami. Zawsze miała coś do piłkarzy. Większość dziewczyn w kampusie miała. I poza kampusem też. To było miasto piłki nożnej. Szczególnie ciągnęło je do Fitza. Wszystkie oprócz mnie. Skrzywiłam się, odwracając się w jego stronę. Ciemne włosy, niebieskie oczy, mięśnie na mięśniach. A i nie zapominajmy o uśmiechu. I dołeczkach. Fitz miał naprawdę ładne dołeczki. Na chwilę zalała mnie fala wspomnień. Dorastał w South Side. Jego matka karmiła mnie, kiedy mojej to nie obchodziło. Czyli bardzo często. Ukrywałam się pod ich gankiem, kiedy w domu działy się szalone rzeczy. Pani Fitzpatrick prawie zawsze mnie tam znajdywała. Prowadziła mnie do środka, myła mnie i przygotowywała coś gorącego do jedzenia. Spędzałam tam mnóstwo czasu. Zazwyczaj nazywał mnie „Brat”. Ciągnął mnie za warkocze, a potem mnie ignorował. Ale ja nie mogłam go zignorować, nawet gdybym chciała. James „Fitz” Fitzpatrick. Wspaniały. Silny. Popularny. Był wszystkim, czym ja nie byłam. Lubiany w szkole. Atrakcyjny. Utalentowany. Nie żebym powiedziała, że był wzorowym studentem. Szalał w całym South Side. Ale to nie miało znaczenia. Nie miało znaczenia w jaki rodzaj gówna wpakował się James Fitzpatrick, zawsze wychodził z tego z zapachem róż. Wiedziałam. Bo dorastałam naprzeciwko niego. W rzeczywistości, spędziłam młodzieńcze lata szaleńczo zakochana w nim. W pierdolonym sportowcu, który ledwie dostrzegał, że istniałam. Pracowałam ciężko, by pozbyć się go z mojej głowy i mojego głupiego nastoletniego serca. A teraz tutaj był, w tym samym pomieszczeniu. Pieprzcie mnie. - Masz stolik. - Oddaj go Lanie. - Prosili o Ciebie. Patrzyłam na Jess, naszą hostessę. Nie miała pojęcia, co się dzieje w mojej głowie. Faceci prosili o moją sekcję cały czas. To był tylko pretekst, wiedziałam to. Kiedy miałam około 16 lat i urosły mi cycki, musiałam odganiać facetów kijem. Więc nie byłam zaskoczona.
Ale to było co innego. To był Fitz. Po raz kolejny, pieprzcie mnie.
Rozdział 3 James - Co mogę podać? Uśmiechnąłem się uroczo do kelnerki. Obserwowałem ją, odkąd zajęliśmy miejsca. W końcu przyszła tutaj ze swoim słodkim tyłeczkiem . Te długie nogi przechadzały się dosłownie po całym pomieszczeniu. Prawie jakby była przyciągana. Nawet nie spojrzała w naszym kierunku, kiedy zajmowała się pozostałymi stolikami. Zauważyłem, że nie przejmowała się tym, by się przedstawić. Żadna z tych kelnerek nie zachowywała się tak, jak przywykłem. Żadnych kobiecych sztuczek. Ale cholera, jeśli nie wyglądała dobrze. Zrzędliwie, ale dobrze. Bardzo, bardzo dobrze. Uśmiechnąłem się do niej, licząc na to, że przejdziemy do rzeczy. - Hej, kochanie. Jak masz na imię? Patrzyła na mnie w wyrazem niedowierzania na twarzy. Następnie powoli, w sposób możliwie najbardziej protekcjonalny, uniosła palec i wskazała na pierś. Tam, gdzie miała pieprzoną tabliczkę z imieniem. Nadine. Prawie się zaśmiałem. Była taką suką. Zachowywała się tak, jakby nie chciała naszej kasy. Ale i tak ją dostanie. Bardzo, bardzo duży napiwek. Mój napiwek, jeśli miałem coś do powiedzenia w tej sprawie. Oparłem się, pozwalając, by oczy zjechały w dół jej ciała, kiedy inni składali zamówienie. Do czasu, kiedy odwróciła się do mnie, ja już spokojnie sprawdziłem każdy jej cal. Dwa razy. Wiedziała o tym, sądząc po jasno-czerwonym rumieńcu na jej policzkach. Blask, który roztaczała oślepiłby każdego. Ale lubiłem wyzwania. Cholera, ja dla nich wprost żyłem. I tym razem w nagrodę miałem słodki tyłek. Uśmiechnąłem się, wyobrażając sobie ją pode mną. Chciałbym usłyszeć jej jęki.
Lubiłem ten dźwięk. Podałem jej moje menu, upewniając się, że nasze palce się dotknęły. Nadine Faceci to idioci. Psy. Świnie. I James Fitzgerald był z nich najgorszy. Król idiotów. UGH! Przyjęłam zamówienie i poszłam odebrać ich drinki. Wszyscy poza Fitzem pili piwo. Patrzył na moje cycki, kiedy zamawiał wodę gazowaną. Chciałam walnąć go w jego cholerną głowę. Raptem, uśmiechnęłam się do siebie. Może powinnam. Wszystko co musiałam zrobić to przejść się… Potrząsnęłam głową. Potrzebowałam tej pracy. Nie mogłam ryzykować tego facetem – w szczególności jednym, który nie wiedział, że istnieję, dopóki nie zauważył moich cycków. I pomyśleć, że kiedyś uważałam, że jest wyjątkowy. A był jak każdy inny facet na tej planecie. Sprośny. Zaniosłam tacę i wręczyłam im dwa kufle i dzban piwa. Chodziłam dwa razy do baru, żeby im wszystko przynieść. James za każdym razem obserwował mój tyłek, kiedy się pochylałam. Czułam na sobie jego wzrok. To było prawie tak, jakby mnie dotykał. Nie mogłam się powstrzymać. Upuściłam drinka, ale on tylko się zaśmiał. Wyszłam z sali, żeby się ukryć. Cholera z nim. Czułam ciepło i zimno na ciele. Zdenerwowanie. Wściekłość. Podekscytowanie. Zdałam sobie sprawę, że jestem na skraju łez. Nie z powodu smutku. Ze złości. Duża, bardzo duża złość. Nikt mi tak nie zalazł za skórę. Nawet ci pijacy, którzy chcieli mnie obmacywać. Nawet bogate dzieciaki, które naukę na uczelniach brały za pewnik. Nawet nie dziewczyny, które roztrwaniały lekką ręką kasę na głupoty. James zalazł mi za skórę nie robiąc cholernie nic. Wszystko co zrobił, to gapienie się na
mnie. Gapienie, które wyraża zainteresowanie… szkoda, że nie wyraził go wtedy, kiedy tego potrzebowałam. Wcześniej zrobiłabym dla niego wszystko. Ale teraz? Cholera, za nic. Prawie się zaśmiałam, zdając sobie sprawę, że dla niego to będzie zaskoczenie życia. Dziewczyny stawały dla niego na głowie. Zawsze tak było. Ale dzisiaj sprawy nie pójdą po jego myśli. W ogóle. Fitz będzie musiał pogodzić się z porażką. - Zamówienie, Nadine! Bezmyślnie czyściłam zaplecze, kiedy Dave mnie wywołał. Przetarłam oczy, dotykając policzków. Były suche. Boże. Nie płakałam. Nie robiłam tego, odkąd miałam 11 lat i chłopak matki oddał mojego psa. To był ostatni raz. Poprzysięgłam sobie nigdy nie płakać. Z wyjątkiem kiedy czasem budzę się z mokrymi policzkami. Wtedy, gdy nie mogę utrzymać demonów z dala od moich snów.
Rozdział 4 James - Jesteś ze mną w grupie na zajęciach z ekonomii. Kelnerka zamarła, kiedy stawiała przede mną żeberka. Była tak blisko, że mogłem poczuć zapach jej włosów. Wziąłem głęboki wdech. Wanilia i coś jeszcze… Coś świeżego i korzennego. Smacznego. Może to cynamon. Kurwa, pachniała dobrze. Tak dobrze, że bym ją zjadł. Nagle się wyprostowała. Tak jakbym miał wyciągnąć rękę i dotknąć jej. Miała pełną pogardy minę. - Tak, i co? - Więc jak tutaj pracujesz i chodzisz do szkoły? Zmrużyła oczy. Była wkurwiona. Ale to tylko dodało jej seksowności. - A ty jak grasz w piłkę i chodzisz do szkoły? Oparłem się i uśmiechnąłem do niej. - Więc wiesz, kim jestem. Przewróciła oczami i odwróciła się na pięcie, nie pytając nas nawet, czy potrzebujemy jeszcze czegoś. Była koszmarną kelnerką. Najgorszą jaką miałem. Inni też to zauważyli, a ci faceci naprawdę zauważają niewiele. Wyglądało to prawie tak, jakby mnie nie lubiła. Mnie. Nie obchodziło mnie to. Pragnąłem jej. I miałem zamiar ją zdobyć. Jadłem jedzenie, delektując się widokiem dziewczyny starającej się unikać mojego wzroku. Była zadziorna. Podobało mi się to. Bardzo mi się to podobało. Oblizałem palce, wyobrażając sobie, że ona to robi. Miała wiele różnych pysznych części ciała, które chciałbym polizać. Spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi. Odniosłem wrażenie, że wiedziała o czym myślałem. Kurwa, miała tak przenikliwe spojrzenie, ze może naprawdę wiedziała. W czasie kiedy przyniosła rachunek, mój kutas wariował tak, jakby miał rozerwać jeansy. Podskoczył, kiedy stała obok i unikała mojego spojrzenia. Musiałem wrócić do domu i zająć się nim. Kurwa, musiałem iść do łazienki i się nim zająć. Albo do samochodu. Jęknąłem, zdając
sobie sprawę, jak długo będę musiał jeszcze czekać, żeby sobie ulżyć. Powrót do domu w samochodzie pełnym facetów zapowiadał się na torturę. Szkoda, że nie wydała się chętna zabrać mnie na zaplecze i ulżyć…wiele dziewczyn chciało mi obciągnąć dla samej frajdy. Dla samej historii. Nasza mała kelnereczka zdecydowanie nie była w tej kategorii. Miałem nagle wizję, że drapie mnie, kurwa, podczas seksu. Gryzie. Cholera, czy to nie brzmi dobrze? - Mogę podać wam coś jeszcze? Wszyscy odmówili. Zakończyła rachunek, kiedy chwyciłem ją za nadgarstek i przytrzymałem. - Dasz mi swój numer, kochanie? - Sorry, Fitz, ale nie jesteś w moim typie. Faceci zaczęli się śmiać. Zakląłem i wstałem. Pieprzyć to. Spróbuję znowu jutro. Żadna dziewczyna nigdy nie odmówiła mi w taki sposób. Nie ma chuja, że pozwolę jej mieć ostatnie słowo. Chyba, że będą one brzmiały „ Tak Fitzy, proszę Fitzy, Och, Boże, tak Fitzy!” Wtedy zdecydowałem. Do końca tygodnia będę miał jej tyłek. Nadine Obudziłam się z krzykiem. Dotknęłam ich. Nigdy nie wiedziałam, czy naprawdę krzyczałam. Miałam znowu ten sen. To nie do końca był sen, raczej wspomnienia. O nocy, kiedy uciekłam. Minęło trochę czasu, odkąd go miałam. Spotkanie Jamesa musiało go przywołać. To był kolejny duch przeszłości, którego nie chciałam ponownie widzieć. Pokręciłam głową, starając się go pozbyć i przewróciłam się. Moje ciało było obolałe od stania na nogach przez całe dnie i części nocy od tygodni. Czułam się jakbym nie była w stanie przetrwać pozostałych miesięcy, serio. Lat. Spojrzałam na telefon. 5:40 rano.
Nie było sposobu, bym zasnęła przed budzikiem o 6. Postanowiłam wziąć długi, gorący prysznic i wysuszyć włosy. Coś, na co rzadko miałam czas. Włożyłam na stopy buty. Z tymi wszystkimi przyprawiającymi o dreszcze rzeczami, które tutaj widziałam, nigdy nie pójdę nigdzie boso. Nigdy. Zabrałam trochę kosmetyków i przeniosłam się do łazienki. Myślałam o ogoleniu, umyciu się i zajęciu włosami. Może nawet nałożę makijaż. Otworzyłam drzwi i zamarłam. Łazienka była katastrofą. Ręczniki na podłodze. Syf w wannie. Włosy w odpływie. Nawet kosz był przepełniony. Obrzydlistwo. Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że moje dodatkowe 15 minut przeznaczę na sprzątanie. To nie było dużo czasu, żeby zrobić to wystarczająco dokładnie, ale pieprzcie mnie, jeśli wezmę prysznic w tym chlewie. Złapałam puszkę detergentów i czystą gąbkę. Sprzątałam, czując spełnienie, jak brud znikał pod moim rękami. Dwadzieścia minut później, wyszłam z mojego krótkiego, mało zadowalającego prysznica. Przynajmniej byłam czysta. I łazienka była mniej przerażająca niż wcześniej. Osuszyłam ręcznikiem włosy i wsunęłam mokre stopy do trampek. Potem poczłapałam z powrotem do kuchni, żeby się przebrać. W czyste jeansy, biustonosz, koszulkę i moją starą kurtkę jeansową. Była już naprawdę wysłużona, ale uwielbiam tą starą, głupią rzecz. Potem chwyciłam torbę, nie zapominając włożyć do środka puszki dla kota. Kotka czekała tam gdzie zawsze. Za każdym razem kiedy ją widzę, moje serce trochę topnieje. Często trudno mi było rozstać się z nią. Ale musiałam. Spędziłam resztę dnia na przebywaniu z dupkami i przypominając sobie jakie gówniane mam życie. Zahartowując się. Było ważne, żebym utrzymała swoją grubą skórę. W szczególności dzisiaj. To siedziało w mojej głowie przez cały ranek. Nie było sensu zaprzeczać. W równym stopniu bałam się i nie mogłam się doczekać. Dzisiaj miałam mieć ekonomię. Wiedziałam, że tam będzie. W chwili kiedy przeszłam przez drzwi w pierwszej klasie i zobaczyłam go, poczułam jak moje serce skoczyło do gardła.
Ale byłam ostrożna siadając daleko od jego linii wzroku. Nie gapiłam się na niego ani nawet nie zerkałam. Nawet wtedy, kiedy bardzo chciałam. Wysoki, ciemne włosy, oczy niebieskie jak niebo. Cholera, jeśli nie był najlepiej wyglądającym chłopakiem jakiego widziałam. Skreślić to, teraz był facetem. I teraz mnie zauważył i nie było sposobu, żeby go unikać. Mogłam zrezygnować z tych zajęć. Ale wtedy stracę pieniądze i kredyty. I moje stypendium może być zagrożone. Nadal, to rozważałam przez chwilę. Zawsze mógł wpaść do BB Smith’s w dowolnej chwili, żeby zjeść żeberka i wpaść na gburowatą kelnerkę. Nie mogłam odwieźć go od tego, będąc niegrzeczną. Nie, to miało by odwrotny skutek. W jakiś sposób byłam wyzwaniem dla potężnego Jamesa Fizgeralda. Pieprzyć to! Nie pozwolę zmienić się w nagrodę. Stałam na schodach prowadzących do sali, gdzie odbywała się ekonomia przez prawie 10 minut, zmuszając się do wejścia. Tak, byłam zdenerwowana. Ale czułam też dziwne uczucie podniecenia. To mnie wkurwiało. Nie chciałam chcieć go zobaczyć. Wtedy to poczułam. Ręka zjechała do dolnych części moich pleców. - Proszę, proszę. O pierdolonym wilku mowa. Odwróciłam się gwałtownie, próbując zepchnąć jego rękę, ale skończyło się na tym, że wbiłam nos w jego klatę. Uśmiechnął się do mnie i poczułam nadciągającą falę gorąca. - Czekasz na mnie? - Chciałbyś. Przewróciłam oczami, starając się odsunąć. Ale on przygwoździł mnie do ściany. Jego potężne ramiona zablokowały mnie. Jego ręka zsunęła się i pogłaskała mnie po policzku. Mimo tego, poczułam dreszcze. Drań. - Chciałbym. Otworzyłam ze zdziwienia usta. Miał odwagę. Naprawdę. Uniósł na mnie brew, wciąż uśmiechając się jak drapieżnik. - Jaki jest twój typ?
Przechyliłam głowę, by spojrzeć na niego chłodno. mimo, że w środku było mi gorąco. Bardzo, bardzo gorąco. - Ktoś, kto nie powoduje, że spóźniam się na zajęcia. James spojrzał na moje usta. Tak jakby chciał mnie pocałować. Przez chwilę, miałam nadzieję, że to zrobi. Ale nagle się cofnął i opuścił ramiona. - Więc, chodźmy do klasy.
Rozdział 5 James Oparłem się o fotel, pozwalając ramieniu ześlizgnąć się na krzesło obok mnie. Nadine, spojrzała na mnie karcąco, ale mnie to nie obchodziło. Miałem przed sobą trzy błogie godziny siedząc obok niej, dotykając, wąchając jej. Widać było, że nienawidziła każdej sekundy tego. Z jakiegoś powodu sprawiało to, że było bardziej zabawnie. Przechyliłem głowę tak, że dotykałem ustami jej ucha. - Skąd pochodzisz? Zignorowała mnie, próbując skupić się na profesorze. Więc kontynuowałem swoją grę, dotykając palcem brzegu jej szyi. Uśmiechnąłem się, kiedy odsunęła się na bok, na co obejrzał się facet z jej lewej. Koleś to zrobił, dwa razy. Ogarnął ją swoim spojrzeniem. Uśmiechnął się tak jakby była pysznym, małym kąskiem. Którym oczywiście była. Teraz była moja kolej, aby ją trochę podenerwować. Nadine spojrzała na mnie, po czym uśmiechnęła się zalotnie do faceta. Nie miał pojęcia, że jego życie było z bezpośrednim niebezpieczeństwie. Schyliłem się i przyciągnąłem jej krzesło do mojego, co było bardzo głośne. Ludzie zaczęli na nas patrzeć, a ja im pomachałem. Potem zarzuciłem na nią ramię, patrząc przed siebie, koncentrując się na zajęciach. To powinno upewnić każdego faceta w tej sali, że ona jest spoza ligi. Szturchnęła mnie łokciem, ale ją zignorowałem. W końcu poddała się i wróciła do słuchania wykładu. Uśmiechnąłem się, ciesząc się dotykiem jej seksownego ciała dociśniętego do mojego boku. Odwróciłem głowę i zaciągnąłem się zapachem jej włosów. - Hmmm… pachniesz wspaniale. - Skończ z tym! - Shhhh, staram się skoncentrować, Nadine! Przewróciła oczami i udawała, że mnie ignoruje. Zauważyłem, że zamiast laptopa używała notatnika i długopisu. To było urocze. Zaczęła zawzięcie notować, próbując skupić się na zajęciach. Powodzenia z tym! Spędziłem resztę wykładu na dociskaniu jej do mojego ciała. Kiedy czas zajęć dobiegł
końca, niemal widziałem kłęby dymu wychodzące z jej uszu. - Dzięki bardzo, Fitz! - Co? Patrzyła na mnie, jej oczy wydawały się szczególnie błyszczeć. I wtedy zdałem sobie sprawę, że były lśniące od łez. O cholera. Będzie płakać? Nie chciałem, żeby przez mnie płakała. Uhh… nie. Zaczęła się śmiać. To było takie protekcjonalne. Sarkastyczne. I pogardliwe. Ale robiąc to, wyglądała gorąco jak cholera. - Nie wiesz kim jestem, prawda, Fitzy? Patrzyłem na nią, mrużąc oczy. Bzyknąłem ją już? Jestem pewien, że bym ją zapamiętał, ale kto wie. Obdarzyłem ją najlepszą szczenięcą miną jaką miałem. -Jeśli nie zachowałem się jak dżentelmen, to jak najbardziej masz prawo być na mnie zła. Zaśmiała się. - Pozwól, że ci wyjaśnię, kochanie. Przewróciła oczami, wpychając notatnik do jej znoszonego plecaka. Po raz pierwszy dostrzegłem, że wszystko u niej było lekko przybrudzone, z wyjątkiem niej samej. Tak, wszystko ale nie ona. - Przynajmniej było ci dobrze? Przeszła obok mnie, więc złapałem za swoje rzeczy i próbowałem za nią nadążyć przez tłum. Ta dziewczyna miała naprawdę długie nogi. I wykorzystywała je, by ode mnie uciec jak najdalej. - Dalej żyj marzeniami, Fitzy. Było w jej głosie coś takiego, że nagle stanąłem jak wryty. Coś znajomego. Patrzyłem jak daje dwa kroki. Trzy. Ten zgarbiony sposób chodzenia…seksowny jak diabli…ale nie rzucający się w oczy. Wiedziałem. Znałem ją. - Deanie?!? Odwróciła się. Jej zielone oczy wprost płonęły. Podniosła rękę i zasalutowała mi sarkastycznie. Nie mogłem w to uwierzyć. Mała niechlujna Deanie dorosła. I to naprawdę ładnie wyrosła. Pobiegłem za nią. Spojrzała na mnie, ale się nie zatrzymała.
- Nie mogę uwierzyć, że to ty, Deanie. - Nie nazywaj mnie tak. - Przepraszam, Nadine. Nie mogę w to uwierzyć. Zatrzymała się i popatrzyła na mnie. - Cholera, smarkaczu, ale wyrosłaś. Otworzyła lekko usta. Wyglądała na wkurzoną, ale też w jakiś sposób na smutną. Pstryknąłem palcami. - Dlaczego uciekłaś z domu? Spojrzała na mnie i zauważyłem jak dużo bólu miała w oczach. Potem coś nagle się zmieniło i wróciła, gorąca jak diabli. Odrzuciła włosy i odeszła, nie mówiąc już nic. Oczywiście, za nią poszedłem. Nic nie mogło mnie powstrzymać od dojścia do sedna tej sprawy. Do sedna. W końcu złapałem ją za ramię i zatrzymałem, żeby na mnie spojrzała. - Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? Przed, czy po? Patrzyła na mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi. Potem, powoli zauważyłem jak zdaje sobie sprawę z tego, co powiedziałem. Uchyliła usta. Oparłem się pokusie, żeby ją pocałować. I to było słuszne, bo pewnie uniknąłem kopniaka w goleń. - Ty świnio! - Hej, hej, Deanie! Tylko żartowałem! Patrzyła na mnie z dezorientacją w oczach. Tak jakby zupełnie zapomniała gdzie jest. Potem wymamrotała coś o spóźnieniu się do pracy i uciekła. Myślałem, o tym, żeby ją dogonić. Ale byłoby to głupie. W szczególności, że wiedziałem dokładnie gdzie idzie. Postanowiłem, że dzisiaj mam ochotę na żeberka. Jutro też. I codziennie, aż nie dostanego tego, co chcę. Jej. Nadine Stała za barem, ukrywając się. James, znowu tutaj był. To była już trzecia noc z rzędu, kiedy siedział w moim przydziale. Dziś był tutaj sam. Dziewczyny podeszły do niego jak tylko usiadł, ale on je spławił udając, że ogląda mecz na ekranie. Ale nie to oglądał.
Obserwował mnie. Problem polegał na tym, że zaczęło mi się to podobać. Nie mogłam już temu zaprzeczać. Rozbijał moje mury obronne. Uparcie dążył do tego, by spotęgować moje emocje. Za każdym razem, kiedy czułam jego oczy na swoim ciele, przechodziły mnie dreszcze. To to dziewczyny czują, kiedy ktoś im się podoba? Nigdy nie miałam na to czasu, ani ochoty. Nie, odkąd uciekłam. Nie, odkąd podkochiwałam się w Jamesie. Spojrzałam na pieprzniczkę i solniczkę, którą właśnie uzupełniałam. Casey, menadżer, właśnie włączył światła. James patrzył na mnie. Pieprzcie mnie, czy on kiedyś w ogóle się podda? Z jakiegoś szalonego powodu, czułam, że odpowiedź na to pytanie brzmi „nie”. I z tego samego powodu podobało mi się to. Podobało mi się to. Cholera. Lubiłam go. Nie było sensu zaprzeczać temu dłużej. Wygrał. Wiedziałam w głębi serca, że mnie zrani. To było nieuniknione. W szczególności, że był taką dziwką. Ale nic to nie zmienia. Poczułam ciepło w żołądku, kiedy podchodziłam do niego. To był mój ostatni stolik. Nerwowo przełknęłam ślinę. Zdałam sobie nagle sprawę, że wszystko się zmieniło. Teraz ja miałam coś do stracenia. Jego. - Mogę podać coś jeszcze? Patrzył na mnie uważnie. Nie pożądał mnie wzrokiem. Po prostu patrzył. Widząc mnie. Oboje wiedzieliśmy, że w tym momencie coś się zmieniło. Przestałam walczyć. Przestał za mną ganiać. Zaczęło się. Wszystko jedno co „to” było. Potrząsnął głową. Przytaknęłam i położyłam rachunek na stole. - Nie musisz mi zostawiać szalonego napiwku. Uśmiechnął się do mnie. - Chcę. Pokręciłam głową. - Nie powinieneś. Też potrzebujesz pieniędzy. Zmarszczył brwi i położył sto dolarów. Potem dodał kolejne sto. Moje oczy wyszły na
wierzch. Czy on próbował mnie kupić? Czy to z litości? Nie ma chuja, że pozwolę mu na to! Skrzyżowałam ręce na piersi. - Weź to z powrotem. On też skrzyżował ręce. - Nie. Patrzyłam na niego, nie zwracając uwagi na pieniądze. Chciało mi się płakać. Znowu. Dlaczego pozwoliłam mu dostać się do mnie? Ponieważ mógł… - Nie jestem na sprzedaż, Fitz! Złapał mnie jak odchodziłam, przyciągając mnie do siebie. - Wiem o tym. Chciałem zrekompensować to, że oblegałem twój stolik przez całą noc. Spojrzałam na niego. Skinęłam niepewnie. Potem się roześmiałam. - Okej, w porządku. Ale połowa tego. Uśmiechnął się zmysłowo, przytakując. - Okej. Odeszłam, chwytając jedną z setek i rachunek. - To nadal za dużo. Wzruszył ramionami i usiadł. Czekał, aż posprzątam. Nie powiedziałam na to ani słowa. On też. Ale oboje wiedzieliśmy, że dziś zabiera mnie do domu na noc. Poza tym, bałam się myśleć o tym, że może zdarzyć się coś więcej. Casey zapłacił mi i James wyszedł razem ze mną. Nacisnął na pilota i odblokował samochód. Samochód był zaparkowany tuż przy wejściu. Objął mnie ręką. Czułam się tak naturalnie. Nawet więcej niż naturalnie. Czułam się dobrze. - Chodź. Zawahałam się. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy powinnam z nim iść. Byłam wykończona. Trzeźwe myślenie miałam już wyłączone. I wiedziałam, co będzie potem.. Nie byłam gotowa, oddać mu się całkowicie. - Jestem zmęczona, Jimmy… Zaśmiał się. - Nikt mnie nie nazywał tak, odkąd skończyłem dziesięć lat.
Wzruszyłam ramionami. - Po prostu chcę odwieźć cię do domu. Nigdy więcej chodzenia, okej? Spojrzałam na niego. Czyżby śledził mnie w drodze do domu przez ostatnie kilka dni? Ciepłe uczucie wypełniło mnie, kiedy zdałam sobie sprawę, że tak musiało być. Przytaknęłam, byłam zbyt zmęczona, żeby się kłócić. Zawiózł mnie do domu w ciszy. Myślę, że żadne z nas nie chciało znowu namieszać. To była bardzo komfortowa cisza. Dziwne było czuć to wszystko. Było to dla mnie nowe, nawet jeśli znałam go od zawsze. Nie podoba mi się to uczucie. Nie takie, nigdy. Przeciągnął się w samochodzie. Śledził mnie. Spojrzałam na niego, unosząc brew, ale wzruszył tylko ramionami. - Nie podobał mi się pomysł, że pieszo wracasz do domu. - Dlaczego? - Czuję się opiekuńczy w stosunku do Ciebie. Przewróciłam oczami. - Bo jestem dla ciebie jak siostra? Pochylił się do przodu i delikatnie objął mój policzek. - Nie. Zdecydowanie nie. Jego oczy były na moich ustach. Wiedziałam, że zamierza mnie pocałować. Zdałam sobie sprawę, że chciałam, żeby to zrobił. Więc tak zrobiłam. Przybliżył się, jego oddech pomieszał się z moim. Pachniał tak dobrze. Czysto. Jak zapach sosny i coś jeszcze… ale męsko. Bardzo, bardzo męsko. Jego usta otarły się o moje. Raz. Drugi. Były takie miękkie. Niewiarygodnie miękkie. - Jezu, Nadine… Potem, otoczył mnie swoimi wielkimi ramionami, przyciągając do swojej masywnej klatki piersiowej. Czułam się bezpiecznie. Chroniona. Pożądana. Czułam to wszystko w tym samym czasie. Potem jęknął i sprawił, że moje usta się uchyliły. Chwila, w której otworzyłam usta, nasz pocałunek oszalał. Jego język wdarł się do moich ust, głaszcząc mój, wirując. Usłyszałam ciche westchnienie. To byłam ja. Ja wydałam ten dźwięk.
EEEEEEOOOOWWWWWW! Zamarłam, nie byłam pewnie co słyszałam przez chwilę. Potem zdałam sobie z tego sprawę. To był kot. I ktoś robił mu krzywdę. Wiciokrzew! Wybiegłam z samochodu w przeciągu dwóch sekund, biegnąc w stronę uliczki. Była tam grupa chłopców. Rzucali czymś w kota. Zemdliło mnie, kiedy zdałam sobie sprawę, że ten kot miał coś przywiązanego do ogona. Cegłę. Co, kurwa, jest nie tak z tymi ludźmi? Rzuciłam się na nich, krzycząc jak jakaś zjawa. Później ledwo to będę pamiętać. Ale teraz, wszystko było przejrzyste. Twarz. Uderzenie. Kolano. Kopnięcie. Łokieć. Popchnięcie. Wtedy pojawił się James, odciągając mnie od nich. Mówiąc im, żeby spierdalali. Nazywając ich kupą małych gówien. Byłam oszołomiona, próbując się uwolnić. Ale jego ręce były jak imadło. Trzymał mnie dopóki nie przestałam walczyć. Zmusiłam się, żeby się uspokoić, oddychając powoli i głęboko. Puścił mnie i uklęknęłam na chodniku przy tym futrzanym kawałku nieszczęścia. Czule rozwiązałam sznur, który przywiązali mu do ogona. Był wygięty i wisiał luźno. Futro było zlepione krwią. Kot kwilił wzruszająco i zaczęłam płakać. - Hej, wszystko jest w porządku. - Nie, nie jest! Skrzywdzili ją! - To twój kot? Wzruszyłam ramionami. - Tak jakby. Karmiłam ją. Nie wolno nam mieć zwierząt. Spojrzałam na Jamesa, moje łzy dalej spływały. - Jest ranna. Muszę zabrać ją do weterynarza. Patrzył na mnie, wyglądając na zatroskanego. Potem, skinął głową. - Okej. Pozwól mi ją w coś zawinąć. Wrócił za dwie minuty. Pomógł mi delikatnie podnieść kota, umieszczając ją w kurtce. Potem poszliśmy do samochodu. Płakałam całą drogę do szpitala dla zwierząt, który był po drugiej stronie miasta. Kiedy tam dotarliśmy, Wiciokrzew lewo się ruszała.
Rozdział 6 James Gapiłem się na dziewczynę śpiącą na moim ramieniu. Nawet wyczerpana i ze śladami łez, była piękna, ale była także zraniona. Bardzo. Jej reakcja na kota z pewnością zbiła mnie z tropu, ale nie w zły sposób. Podziwiałem ją. Była odważniejsza, niż ktokolwiek, kogo wcześniej spotkałem. Miała także bardziej miękkie serce, czego nie mogła ukryć przed nikim. Nie wspominając już, że cholera, była najlepiej całującą osobą, jaką spotkałem w życiu, a całowałem wiele dziewczyn. Wiele, wiele. Prawdopodobnie zbyt wiele. Przejechałem ręką po jej gładkich włosach. Nawet po długim dniu i nocy, ładując żeberka i podając piwa, pachniała niewiarygodnie. Zbyt dobrze. Uwielbiałem sposób, w jaki przytuliła się do mnie w poczekalni u weterynarza. Ufała mi, nawet, jeśli nie chciała tego przyznać. Zamknąłem oczy, starając się wyczarować obraz małej, walecznej dziewczyny, którą była. Jej rodzice dużo walczyli ze sobą. Było dużo picia i głośnej muzyki. To jednak było normą w naszej części Chicago. W dalszym ciągu, musiało to być coś innego, coś, na co nie do końca umiałem znaleźć przyczynę. Coś wystarczająco złego, że zmusiło ją do ucieczki. - Gdzie się ukrywałaś, moja słodka Deanie? Nie odpowiedziała na moje łagodne pytanie, tylko wtuliła się we mnie odrobinę bardziej. Uśmiechnąłem się i pocałowałem jej głowę. Dopuściła mnie do siebie, tak jak chciałem. To, z czego zacząłem sobie zdawać sprawę, to to, że nie był to tylko przelotny związek. Nie mogłem jej po prostu wyruchać i zostawić. Kurwa, po raz pierwszy w życiu, nie chciałem. Po za tym, skopałbym tyłek każdemu, kto próbowałby się z nią umówić, w zasadzie, przez resztę jej życia. Moje oczy otworzyły się, gdy zdałem sobie sprawę, w jakim kierunku idą moje myśli. O czym ja właściwie, kurwa, myślałem? Czy zakochiwałem się w dziewczynie, której nawet jeszcze nie przeleciałem? To mnie cholernie przestraszyło, nie będę kłamał. Ocknij się Fiztgerald!